To nie jest tym, na co wyglada.

Yaoi - "To nie jest tym, na co wyglada."

Lumi - 2017-01-13, 00:44
Temat postu: "To nie jest tym, na co wyglada."
     Wszyscy mamy tajemnice. Mniejsze lub większe sekrety, będące nieodłączną częścią naszego jestestwa. Coś, o czym wiemy tylko my lub ewentualnie nasi najbliżsi. Mroki serc, jakich nie chcemy lub nie możemy ujawniać z różnych powodów. Czasami są one naszą decyzją, czasami ktoś je na nas wymusi.
     Co jednak począć, kiedy o naszym sekrecie, który mamy utrzymywać przez lata, pielęgnować, niczym rozkwitający kwiat, zdecyduje ktoś zaraz po naszych narodzinach? Mówi się, że to najczęściej tylko kilka słów, że nie warto sobie nimi zawracać głowy. Jedni zaraz przestaną się tym przejmować, inni będą rozważać latami. Szczególnie, jeżeli taka tajemnica decyduje o tym, kim mamy być.
     Mające zaledwie tydzień brzdące, bliźnięta zrodzone z pięknej królowej, podczas ceremonii ich oddania bogom, usłyszały straszliwą przepowiednię. Jedno z nich zostało naznaczone jako martwe w kołysce, zaś drugie miało wieść życie zmarłego. Nikt z obecnych nie rozumiał znaczenia słów przeraźliwego czarownika, jaki pojawił się na ceremonii. Nikt nie potrafił również zdjąć klątwy, jaką podobnież rzucił na małe dzieci. Wszystko zdawało się normalne. Aż do chwili, gdy chłopiec zachorował.
     Następca tronu z dnia na dzień był coraz słabszy, choroba pochłaniała jego ciało, w czasie gdy siostrzyczka rosła, jakby to ona karmiła się bliźniakiem. Przerażona para królewska sięgała po wszelkie rozwiązania, aby uratować oboje dzieci. Gdy sprawa zdawała się już przesądzona, postanowili wciąż pielęgnować chłopca, większą jednak uwagę postanawiając skierować na dziecko, które miało szansę żyć.
     Jeszcze w kołysce mała księżniczka została zaręczona, mając w przyszłości być jednocześnie kartą przetargową dla jednego z władców dalszych krain. Uzgodniono wszystko, przyszły małżonek nawet przybył obejrzeć swą narzeczoną, zupełnie niezrażony, iż będzie od niej starszy o ponad trzydzieści lat. Byli długowieczni, nie jak marni ludzie. Czas nie niszczył ich ciał tak szybko, mogli sobie pozwolić na znacznie więcej.
     Kolejne wydarzenie, jakie wbiło gwóźdź do trumny.
     Minęły kolejne dwa miesiące od odwiedzin drugiego władcy. Uzgodnienia poczynione podczas wizyty zostały potwierdzone odpowiednimi pismami, a para królewska cieszyć się mogła owocną przyszłością dla córki, ciesząc, iż chociaż jedno dziecko będzie miało piękne życie.
     Nie miało. Dokładnie pół roku po ogłoszeniu klątwy jedno z dzieci zmarło. Królowa wypłakiwała oczy, rozpaczając, chociaż sądziła, że była na to gotowa. Kolejne dwa miesiące potrzebowała, aby dopuścić do siebie świadomość o tak prędkim pochowaniu jednego z dzieci.
     Wychowywano królewnę. Delikatną, chudą i bladą, gdyż nieczęsto opuszczała swe pokoje. Choć rosła z każdym rokiem, pozostawała zamknięta w sobie, samotna. Jakby utraciła coś wielce ważnego.
     - Słyszałaś resztę klątwy, piękna królewno? - Usłyszała skrzekliwy, nieprzyjemny starczy głos, dochodzący z wnętrza jej komnaty. W osiemnaste urodziny miała osobiście poznać swego narzeczonego, od razu biorąc ślub, po czym opuścić rodzime strony. Skrzywiła się, rozglądając po pomieszczeniu. - W dniu swych osiemnastych urodzin, po latach udręki i upokorzenia... Dołączysz do zmarłego dziecka, pogrążając w wiecznym śnie. Wówczas odpokutujesz to, że odebrałaś drugie życie - oznajmił z rozbawieniem, śmiejąc nieprzyjemnie.
     Nie była pewna, co później nastąpiło. Poczuła wyłącznie dotyk. Zimna dłoń oplotła jej gardło. Nie zacisnęła się jednak. Zsunąwszy na ramię, delikatnie je pogładziła i... Zniknęła.
     A księżniczka osunęła się bezwładnie na kolana, padając chwilę później na miękkim, puszystym dywanie, pogrążona we śnie, z którego nikt z królestwa nie potrafił jej zbudzić.

Pan Vincent - 2017-01-24, 14:03

O Nerodzie mówiło się wiele rzeczy, ale pierwszą rzeczą, która uparcie przebijała się przez potok, przez tę rzekę wylewności, było jedno słowo.
Zły.
Zły od samego początku, od cholernego poczęcia - to, bowiem, miało swoje miejsce za sprawą zwyczajnego gwałtu, którego dopuścił się w okrutny sposób jego ojciec, Abhadael.
Maleńkie państwo Durugh znajdowało się w punkcie strategicznym dla szlaku kupieckiego łączącego północ z południem, równiutko jak w kompasie.
Mieszkańcy Durugh od wielu lat nie chcieli przyjąć demokracji Wielkiego Imperium Abhadaela, który z każdym dniem miał coraz większą chrapkę na owocny w plony kawałeczek ziemi.
Przeprowadził więc natarcie, w którym zginęło wielu cywili, wielu wojskowych, wiele kobiet i dzieci. Przeprowadził natarcie, które było tak brutalne i bogate we wrzaski i zawodzenia, że rzeki spłynęły krwią, że Bogowie na moment wstrzymali swe nieśmiertelne oddechy, odwracając się od swych dzieci.
Matka Neroda, Teli'ena, donosiła ciąże pod srogim spojrzeniem swego nowego pana. Jej niezwykła uroda okazała się być w tym jednym przypadku zbawienna. Łaskawy Abdahael pozwolił jej urodzić swego syna w najlepszej komnacie, pod okiem prawdziwych specjalistów, magomedyków i szamanów, na dodatek uznał dziecko, obwieszczając je głośno swym prawowitym potomkiem.
Nieszczęśliwie, zrobił to tuż przed tym, gdy dowiedział się, że jego dziecko było zbyt ogromne i swoim ciężarem pokonało drobne ciało matki, pobzawiając jej życia.
Było jednak zdecydowanie za późno na odwoływanie swej decyzji. Nerod, wielki i pokraczny, miał być w przyszłości władcą Wielkiego Imperium.
Rósł jak na drożdżach, wprawiając w trwogę niemalże każdego, kto miał z nim do czynienia. Ojciec darzył go okrutną nienawiścią i obojętnością, niańki i nauczyciele okazywali mu tylko strach.
Był okropnym dzieckiem - brzydkim, wielkim i bardzo niegrzecznym. Zamęczał małe ptaki i kocięta, bił i pluł na swych opiekunów, szydził z kazdego, kto śmiał stanąć mu na drodze. Ojca unikał, jako, że ten jako jedyny miał nad nim kontrolę. Nauczyli się ze sobą mijać w zaskakująco krótkim czasie - bywały dni, miesiące a może i lata, kiedy w ogóle się nie widywali.
W końcu minęło jednak tyle lat, że Nerod wkroczył w dorosłość. I choć nie uchodził już za niezgrabnego, to wciąż pozostawał niezwykle ogromny. Jego niski głos dudnił basowo po korytarzach, odbijając się dźwięcznie od ścian.
Możnaby pomyśleć, że takie dziecko wyrośnie na ponuraka, zamknięte w sobie indywiduum, lecz nic bardziej mylnego: Nerod uwielbiał się śmiać, choć śmiał się z rzeczy, z których nie powinno. Nerod uwielbiał spędzać czas wśród rówieśników, choć oni najchętniej pierzchnęliby przed nim gdzie pieprz rośnie. Nerod uwielbiał zaczepiać młode i starsze kobiety, choć robił im wtedy straszną krzywdę, po której najczęściej nie wracały do siebie.
Był niezwykle inteligentny, choć niektórzy uparcie wmawiali, że za ową inteligencją nie stało nic więcej, jak zwykły i prosty spryt, właściwy tak podłym kreaturom. Był silny, choć większość ludzi zarzekała się po cichu, że mogłaby dać mu radę, gdyby tylko nie był pieprzonym księciem Imperium.
Był zdolny, choć znaleźli się tacy, którzy uznawali jego talenty za skutki tresury pilnych nauczycieli.
Pozostawała jednak jedna, jedyna rzecz, co do której wszyscy nie mieli żadnych wątpliwości.
Nerod był zły.

Pan Vincent - 2017-01-25, 13:22

(przepraszam, że w dwóch osobnych postach, ale zapomniałam edytować i teraz już mi się po prostu nie chce. Kocham :*)

- Musi być coś, co pozwoli mi go zabić - Nerod przeciągnął się leniwie wśród mokrych prześcieradeł i podniósł się z łoża, przesuwając palcami po rogach. Zerknął z ukosa na Tabholta: mężczyzna pochylał się nad przykryciem i oceniał stan nieprzytomnej już dziwki. Jego czoło marszczyło się w skupieniu, gdy jedną ze szponiastych dłoni starał się doszukać pulsu.
Nie doszukał się. Naciągnął ubarwione szkarłatem prześcieradła i westchnął cicho, kierując mądre spojrzenie do księcia Imperium.
- Mówiłem ci już o tym, mój panie. Jest tylko jeden sposób na to byś mógł zabić swego ojca.
Nerod zrobił nadąsaną minę i przeszedł się wściekle po sypialni, zaczesując palcami swoje krótkie, siwe włosy. Zerknął krytycznie na swoje dłonie, brudne od zaschniętej krwi. W zamyśleniu zbliżył do jednej z nich usta i przesunął językiem po najwidoczniejszym śladzie.
- Nie chcę brać sobie żony - powiedział po prostu, nie odrywając zamyślonego spojrzenia od dłoni. - Nie potrzebuję kobiety, zaraz bym ją z resztą zabił i musiałbym się żenić jeszcze raz. - Zaśmiał się chrapliwie z własnego żartu, podczas gdy Tabholt dźwignął zwłoki na ramię, by służba mogła uporządkować sypialnię księcia.
- Pomogę ci - zaoferował uczynnie i odebrał od niego sztywniejące z wolna ciało, a potem skierował kroki do specjalnego zsypu, który został zamontowany w dniu jego piętnastych urodzin. Służący mieli już dość dźwigania ciał kolejnych prostytutek po schodach i zatrudnili majstra, który wymyślił ten cud technologii. Zsyp na martwe kurwy, jak lubił nazywać go sam książę.
- Naprawdę nie da się tego jakoś obejść? Dobrze wiesz, że nie pokusiłbym się na skrytobójstwo, ale zwykły pojedynek nie wchodzi w rachubę? Powiedziałbym mu... "Ojcze, przyszedłem cię zabić, łap za broń." Miałby prawo mi odmówić? Miałbym prawo go zabić?
- Nie, mój panie - powtórzył cierpliwie speszony doradca. - Prawo do wyzwania swego ojca na pojedynek, otrzymasz tylko wtedy, gdy wskażesz mu godną tego miana małżonkę.
- Godną tego miana! - Przedrzeźnił go złośliwie, otwierając niedbale wieko włazu. Wrzucił do niego zwłoki bez choćby i mrugnięcia, a potem skierował wykrzywione w złości oblicze z powrotem go Tabholta. - Widziałeś te wszystkie "królewny" z okolicy? Są brzydsze niż Tedrick, a słyszałem jak stajenny mówił, że musiał go płodzić nosorożec.
- Drogi książe, nie może być chyba tak źle - mężczyzna posłał mu grymas, który w jego mniemaniu miał być zapewne pocieszającym uśmiechem.
- Diana Tehgell - rzucił doniośle w odpowiedzi i zrobił najbrzydszą minę na jaką było go stać. - Przysięgam, że moja srająca dupa wygląda lepiej do jej paskudnej gęby. Widziałem tę szkaradę na przyjęciu u Mezodha, tego od smoków. Myślałem, że się na nią wyrzygam. - Uniósł wciąż brudny palec, nie pozwalając przerwać mężczyźnie swego wywodu. - Annayen Egllyt, czujesz już jej piękne nazwisko? Brzmi jak wymiociny i tak też wygląda. Ma oczy osadzone tak blisko siebie, że równie dobrze mogłaby nie mieć nosa. Poza tym wygląda jakby nie miała ust, przysięgam ci. Nie będę pieprzył czegoś, co nie ma ust, Tahbolcie. Musisz przyznać, że nawet tobie przyszłoby to z trudem. Ale! - Ostrzegł go swym palcem po raz kolejny. - nie to jest najgorsze. Jedna była całkiem przyzwoita, myślałem, że nawet bym się skusił. Pięć lat temu. Ostatnio pojawiła się w pałacu jako jedna z przyzwoitek tej kurwy, baronowej. Poszerzyła się tak, że nie wiem jakim cudem weszłaby do mojej komnaty. Musieli by ją tu wpychać taranem - zachichotał, krzywiąc się jednocześnie z obrzydzenia.
- Mój książę! - Odezwał się wreszcie zniecierpliwiony doradca - nie wygląd się liczy, ale pozycja! Poza tym... - Poprawił się pod widocznie rozeźlonym spojrzeniem swego władcy - na pewno gdzieś na świecie czeka ładna królewna. Trzeba tylko dobrze poszukać.
- Tak? - Jedna z ciemnych brwi Neroda podjechała w górę czoła, tworząc na nim zabawne zmarszczki. - Znajdź mi jedną taką, choćby i na końcu świata. Przysięgam ci, że po nią pojadę i przyciągnę sukę za rączkę prosto do tatusiowego tronu. A potem się z nią ożenię i zabiję go własnymi rękoma - ostatnie słowa już wywarczał, przysuwając się niebezpiecznie blisko swego rozmówcy.
- O-oczywiście, mój panie - Tahbolt przełknął ciężko ślinę i wtulił się w ceglany mur za swymi plecami. - Oczywiście.

-...rzuciła na nich klątwę. Podobno królewna leży tam wciąż, uśpiona.
- A książę? - Nerod poklepał bok łuskowatej szyi wierzchowca, spoglądając z zaciekawieniem na dowódcę straży królewskiej. - Tak po prostu zdechł?
- Nikt nie wie jaka jest prawda - starzec wzruszył ramionami i posłał władcy nikły uśmiech. - Książe, królewna, nie ma to jakiegoś wielkiego znaczenia.
- Ma, kiedy w sprawę wchodzi płodzenie potomka - odezwał się milczący dotąd Tabholt. Gwardzista posłał mu rozbawione spojrzenie i odparł lekko:
- Od tego są specjalne rytuały. No, ale lepiej módlmy się do Bogów by trafiła się królewna. Będzie mniej roboty, prawda?

- Psia jucha, cuchnie tu gorzej niż w burdelu - Tahbolt przytknąl sobie rękaw szaty do nosa, przyświecając pochodnią po porośniętych bluszczem ścianach. Wszędzie wokół walały się jakieś rzeczy: skorupy po naczyniach, stare księgi, resztki ludzkich szczątków. Iście egipskie ciemności przesiąknęły zapachem stęchlizny i rozkładu, rozsiewając wokół aromat niemalże nie do zniesienia dla jego delikatnych i wyczulonych zmysłów.
Książe Imperium (nie znosił być nazywany księciem, dlatego Tahbolt nazywał go tak tylko i wyłącznie w myślach) nie wydawał się zrażony przykrą atmosferą, czy zapachem. Przeciwnie; on wydawał się być tak podekscytowanym, jak tylko było można.
Nie wiedział tylko, że wciąż nie poradzili sobie z największym problemem - nawet, jeżeli znajdą królewnę, to wciąż nie wiedzieli co mogłoby ją wybudzić z przeklętego snu. Tahbolt był mądrą osobą i bardzo dużo czytał, ale nie znalazł w księgach nic, co mogłoby pomóc w tej sprawie.
Nie wiedział tylko, że Nerod miał już w swym chorym umyśle plan.
Ale nawet gdyby wiedział, to czy udałoby mu się go powstrzymać?

- Nie wierzę - Książe Imperium pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. - Jest piękna, tak jak mówiła ta pieprzona legenda. I leży tu sobie sto lat, naprawdę?
- Być może i dłużej - rzucił od niechcenia kapitan straży - to bardzo stara legenda.
Nerod wykrzywił usta w okrutnym uśmiechu i podszedł do pięknie zdobionego łoża, strzepując z niego grubą warstwę kurzu i pajęczyn.
Co dziwne, ciało królewny pozostawało nienaruszone ani przez czas, ani przez kurz, ani przez żadne inne paskudztwo, które mogło się do niej przykleić.
Była śliczna i taka... czysta. Coś w jej urodzie wabiło, wzniecało płomień pożądania, z którym młody władca nie miał nawet ochoty walczyć.
Odpiął skórzany pas spodni i ściągnął z siebie kaftan, koszulę i rękawice.
- Mój... panie? - Starzec zająknął się, cofając ostrożnie pod ścianę. - Co zamierzasz zrobić?
- Przywitać się z moją narzeczoną - wymruczał niemalże pieszczotliwie i obrócił się przez ramię by obdarzyć gwardzistę szydzacym, rozbawionym spojrzeniem. - Mógłbyś nam nie przeszkadzać? To będzie nasz pierwszy raz, chcemy nacieszyć się sobą.

Przesunął dłonią po jej szczupłym boku, podczas gdy drugą odciągał materiał koszuli nocnej.
Nie dość, że królewna wyglądała tak jakby usnęła zaledwie zeszłej nocy, to jeszcze pachniała w taki sposób, że Nerodowi zaczynało się krecić w głowie.
Materiał odsłonił szczupłe uda nieskażone nawet jednym włosem, przesuwając się wyżej i wyżej, aż...
- Na wszystkich Bogów - Nerod poczuł jak w jednej chwili głupieje, bo jego oczom nie ukazało się rozkoszne łono, różowe płatki czy też słodka różyczka, ale cholerny fiut.
Nieduży, co prawda i tak, różowy, ale wciąż fiut. To oznaczało, że...
- Posłuchaj mnie, skarbie - zaczął łagodnie, ujmując w dłoń podbródek swej wybranki. - Ja wiem, że jesteś chłopcem i w ogóle, ale taki układ nam się nie opłaca. Utrzymamy wszystko w tajemnicy. Będziesz nosił sukienki i nadamy ci jakieś ładne imię. Zgodzisz się, zaręczam ci. Jeśli tego nie zrobisz, to natychmiast tego bardzo pożałujesz, wiesz?
Wyciągnął z rozporka swoją nabrzmiałą erekcję i pogładził ją chwilę, wpatrując się zajadle w rozchylone wargi i długie rzęsy, rzucające na policzki niezwykle uroczy cień.
Och, tak, chciał go przerżnąć. Już, teraz. Natychmiast.
To nic, że był chłopcem. Chłopcy też byli ciaśni. Ich tyłki były ciasne.
- Pobudka, kwiatuszku - wyszeptał i przyłożył czubek penisa do ciasno zwartego wejścia. Bez przygotowań, bez nawilżania.
Chciał żeby jego wybranka dobrze zapamiętała ich pierwszy raz.

A to jest jako-tako oddana refka Neroda:

Lumi - 2017-01-25, 20:05

     Być może, gdyby ktokolwiek znalazł nieprzytomnego królewskiego potomka wcześniej, można by mu pomóc, nim całkiem zapadnie w ciemności. Może można było go wyrwać z rąk pustki, w którą wpadł, pozostając zawieszonym pomiędzy życiem a śmiercią? Spekulowano nad tym wielokrotnie, gdy omdlałe ciało leżało bezczynnie w pięknym, zdobionym łożu, a medycy, alchemicy oraz magowie roztrząsali, w jaki sposób dopomóc dziecku. Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział, co uczynić. Nie potrafiono nawet ustalić, co dokładnie dolega nieprzytomnemu. Nie było żadnego urazu, żadnej rany, sińca, czy chociażby otarcia. Nawet podczas dokładniejszych badań, nakłuwania igłami, w celu pobrania krwi, czy innych sposobów, jakie szaleńcy zmyślali, aby tylko zdobyć nagrodę, nie skutkowały.
     A z czasem zabrakło sposobów. Zabrakło nawet wiary, iż nagroda – hojna nagroda o równowartości wagi pomysłodawcy, mająca zachęcić najtęższe umysły do kolejnych prób – w jakikolwiek sposób pomoże. Mniej więcej miesiąc po nieszczęśliwym zdarzeniu para królewska ogłosiła, że obsypie złotem tego, kto znajdzie sposób na wybudzenie księżniczki. Nagrody nie zdobyto, zaś plotki o oszustwach i kłamstwach stopniowo zaczęły się szerzyć.
Do sąsiednich krain zaczęły napływać pomówienia, jakby władcy tak naprawdę nie poszukiwali sposobu na obudzenie potomka, a na podbicie sąsiadów. Twierdzono, że spiskują, zbierają wojska i tworzą potężną broń. Także niedoszły pan młody, usłyszawszy, że nie może na razie ujrzeć narzeczonej zaczął nabierać podejrzeń. Nie zdradzano mu, co było powodem jej nieobecności na osiemnastych urodzinach – tych, podczas których miało się jednocześnie odbyć wesele. Odprawiono go z kwitkiem, a później ignorowano.
     Czy zatem powinno być dziwnym, jeżeli po narastających wciąż plotkach, sam zaczął się zbroić? Niepokoje rosły, aż do chwili, gdy sąsiednie królestwa postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Niespełna rok później najechały wspólnie ze wszystkich stron, mordując każdego po drodze, uznawszy ich za wrogów.
    Nim zrozumiano, co właściwie się dzieje, większość mieszkańców zamku oraz pobliskiego miasta była już martwa. Pozbyto się wroga nawet nie zadając pytań. Kilka godzin przeszukiwano komnaty w poszukiwaniu potężnej broni, która jakoby miała się w nich kryć. Nie odnaleziono żadnej, zaś niedoszły zięć popadł w obłęd, odnajdując swą narzeczoną, pogrążoną we śnie… Zaklętą. Za drzwiami, przed którymi zamordował jej matkę i ojca.
     Chcąc ukryć swe grzechy, najeźdźcy w pośpiechu opuścili zamek oraz tereny królestwa, pozostawiając królewnę nietkniętą, zapomnianą, pośród trupów. Przez kilka kolejnych tygodni rabowano najniższe piętra z bogactw, a tereny, teraz już niczyje, wcielano stopniowo pomiędzy sąsiadów, dokąd i oni ni zostali podbici przez Imperium.
     Czas leciał, a o zapomnianym dziecięciu mówiono już wyłącznie, jak o legendzie, nie brano w nią wiary, ostatecznie nawet zapominając, gdzie ów zamek leżał. Rok po roku zamek coraz bardziej podupadał, jednak zamknięta w nim, jedyna żywa istota nie miała o tym pojęcia.

     - Znów mnie zostawiłeś - usłyszał słodki, dziecięcy głos.
     Odwrócił się na pięcie, w pustej przestrzeni, dostrzegając małą, uroczą dziewczynkę, o wielkich, złotych oczach, długich, czarnych włosach oraz tegoż samego koloru ptasich skrzydłach, wyrastających z łopatek. Przygryzł dolną wargę, z niepokojem spuszczając wzrok. Gdyby nie różnica wieku, wyglądaliby identycznie.
     - Przecież wiesz, że nigdy tego nie chciałem...
     - Mieliśmy być razem - przerwała, podchodząc bliżej, wyciągając na palcach, aby pogładzić go po włosach. - Ale ty wciąż do mnie nie przyszedłeś.
     Pokręcił nerwowo głową, czując coraz gorzej z powodu jej słów. Cierpiał wystarczająco i bez tego. Pochylił się, ukląkł i objąwszy dziewczynkę, wtulił się w nią, jakżeby to on miał nie więcej, jak sześć lat, a ona była niemal dorosła.
     - Dlaczego mnie stąd nie zabierzesz? - Zapytał strapiony, nieznacznie drżąc od wzbierającej w nim chęci na płacz. - Pierw trzymano mnie tam, nie puszczając do ciebie, teraz... Jestem zamknięty w tym więzieniu i...
     Umilkł ponownie, czując jej wielką dłoń na swojej głowie. Gładziła go, pocieszała tak, jak winna to była robić matka, kiedy tego potrzebował. Kobieta, od której nigdy nie poczuł ciepła, nie ujrzał jej prawdziwego uśmiechu, kierowanego w swą stronę. Nigdy nie widziała jego, nawet patrząc prosto w jego oczy.
     - I wciąż nie możesz do mnie przyjść - zakończyła zamiast niego, następnie uśmiechając smutno. Westchnęła, spuszczając głowę. - Ale ja nie jestem w stanie ci pomóc, Levi... Muszą cię stąd wypuścić, abyś mógł do mnie przyjść.
     - Jak?
     - Musisz poczekać...

     Tak więc czekał. Nie wiedząc, co się działo dookoła, nie mając pojęcia, jak wiele czasu minęło, nie mogąc zrobić nic, prócz wpatrywania w bezkresną przestrzeń.
     Pustka była... Przerażająca. Otaczała go ze wszystkich stron, strasząc, niepokojąc. Swego czasu próbował ją przebyć, sprawdzić co znajdzie, podążając stałe w jednym kierunku. Szedł. Długo, bez zatrzymywania, bez rozglądania się na boki, nie chcąc zboczyć z wyznaczonej trasy. I nic. Nie znalazł nikogo ani niczego. Wciąż otaczała go jedynie pustka.
     Czekał. Stopniowo tracąc nadzieję, aż w końcu zupełnie poddając.
     Sam nie wiedział, jak długo tkwił w jednej pozycji, bez ruchu, leżąc po prostu na czymś, co tworzyło płaszczyznę pod jego… Jestestwem? Wpatrzony w przestrzeń, bez żadnych myśli, od dawna nie zastanawiając już nawet, czy jest szansa na ucieczkę. A jednak nagle coś poczuł. Pierw jakby drgnięcie, następnie ukłucie, a po tym rozdzierający ból. Krzyknął, kuląc momentalnie, nie mając pojęcia, skąd się to bierze. Minęło już tak wiele czasu, od kiedy cokolwiek odczuwał! Skąd więc brało się… To?!
     Jęcząc przewrócił się na bok, walcząc z tym nieprzyjemnym doznaniem. Kuląc stale, miał nadzieję, że uchroni się od kolejnych fal bólu, że już nie nastąpią. Jakże się mylił…
     Walczył sam ze sobą, jednak nic to nie dawało. Stopniowo łzy zaczynały płynąć po jego policzkach, gdy poczucie rozrywanego ciała zdawało się nie do zniesienia. Nie chciał się poddać, obawiając, że wówczas już całkiem zniknie, rozpływając w tej białej przestrzeni.
     Kolejna fala bólu, kolejny krzyk, zaciskane kurczowo mięśnie, ściskane pięści. Bezmyślnie wbijał długie pazury, ostre niczym szpony, we własne dłonie, czym dodatkowo przysparzał sobie cierpień. Nie rezygnował. Chciał już końca tej tortury. Z rozpaczą zacisnął mocno powieki, zagryzł zęby i…

     Otworzył oczy, czując kolejne silne pchnięcie, wywołujące ból w całym i tak już obolałym ciele. Z zaciskanych w pięści dłoni, ułożonych wzdłuż jego ciała toczyła się krew, plamiąc jasne, błękitne prześcieradło. Plecy chłopaka były wygięte w lekki łuk, a przy kolejnych ruchach gwałcącego go mężczyzny, co rusz nieznacznie przesuwał się na posłaniu.
     Zadrżał gwałtownie, tym razem już nie przez ból, a szok, wywołany widokiem obcego nad sobą. Czuł, że jest trzymany za biodra, czuł kolejne szybkie, głębokie pchnięcia, wyrywające bolesne jęki z jego gardła. Ale co z tego, skoro nie potrafił na to właściwie zareagować?
     Wierzgnął w końcu, próbując wyrwać, przez co otrzymał po chwili silny cios w brzuch, zaraz po którym szponiaste dłonie mocniej zacisnęły się na jego biodrach, nie pozwalając na nic więcej, prócz biernego oczekiwania końca stosunku, przypatrując mężczyźnie z coraz większym przerażeniem.


Poglądowo Levi

Pan Vincent - 2017-01-25, 20:37

Nerod przyśpieszał ruchy z każdym kolejnym pchnięciem, wykrzywiając wargi w lubieżnym i bezwstydnym uśmiechu. Był szczęśliwy, gdy mógł kogoś pieprzyć, bo pieprzenie pozwalało mu nie myśleć, skupić się tylko i wyłącznie na odczuwaniu.
A to co czuł było dobre, bardzo dobre. Ten ciasny, dziewiczy tyłek zaciskał się na jego fiucie tak mocno, że niemalże boleśnie, a jednak wciąż przyjemnie. Jak dziwnie była skonstruowana granica bólu i przyjemności, kiedy oba odczucia ocierały się o siebie, nakręcając wzajemnie.
Zajęczał głośno i zmarszczył brwi, dostrzegając, że jego narzeczona nie tylko się obudziła, ale i chciała uciekać!
Niewdzięczna suka, pomyślał i zamachnął się na oślep, nie przestając pieprzyć zakrwawionego tyłka. Uderzenie padło na brzuch i w gruncie rzeczy było to fortunnie trafione miejsce, bo dzięki temu pozbawił swojej królewny oddechu.
Oczywiście, że na chwilę, ale tak chwila była wystarczająca by wykonał ostatnie, mocne pchnięcie i spuścił się obficie, wysuwając zakrwawionego penisa z rozgrzanego wejścia księcia.
- O-och... Tak - wymruczał do siebie i oblizał wolno wargi, rozkoszując się ostatnimi dreszczami orgazmu. Potem ponownie spojrzał w dół, na cały bałagan, który narobił, na przerażonego młodzieńca, starającego się usilnie zasłonić najintymniejsze miejsca.
- Nerod - przedstawił mu się wolno, mocno zachrypniętym głosem. - Jestem twoim narzeczonym, a ty jesteś moją królewną. Mam nadzieję, że rozumiesz co do ciebie mówię, królewno? - Uśmiechnął się w najokropniejszy sposób, w jaki tylko potrafił, a potem bezceremonialnie cofnął się z łoża i zapiął spodnie, odpalając skręta. - Jak taka piękna dama jak ty może mieć na imię?

Lumi - 2017-01-25, 21:16

     Drżał. Tak z przerażenia, jak i bólu, jaki prześlizgiwał się po całym ciele, docierając od obolałego odbytu, od obitych jelit, od brzucha, idąc nerwami po każdym odcinku jego ciała, docierając do wszystkich jego zakamarków. Nie, nie było to faktyczne odczucie, ale strach sprawiał, że chłopak nie potrafił myśleć o gwałcie inaczej. Jakby każda komórka jego ciała była rozszarpywana. I nawet nie mógł dać temu upustu w formie krzyku, skoro odebrano mu dech.
     Ledwie został puszczony, lewie tylko nieznajomy się od niego odsunął, książę podkulił pod siebie kolana, przesuwając na drugi koniec łóżka, kuląc na nim. Skrzywił się z obrzydzeniem, gdy tylko poczuł, jak zmieszana z krwią sperma wypływa z odbytu, płynąc nieprzyjemnie po udzie. Zignorował to. Leżał na boku, wciąż drżąc, wciąż wpatrując w Neroda, tak?, szeroko otwartymi oczyma. Poruszył nagle pierzastymi skrzydłami, jak osłaniając nimi całe ciało, jak tarczą. Potrzebował kilka głębokich, spokojnych oddechów, aby zrozumieć sytuację, aby pojąc, co dokładnie się stało. Co powiedział tamten.
     Jesteś moją królewną.
     Lete.
     Nie! Nie, nie nie! Nie Lete! Levi!
     Zastąpisz Letę. Będziesz żyć jej życiem. Od dziś to twoje imię.
     Pokręcił szybko głową, chcąc odgonić te myśli. Nie chciał ich. Nie miał ochoty znów tego wszystkiego przeżywać! Dlaczego nikt nie mógł tego pojąć? Dlaczego nie rozumieli?!
     - Le… - Przerwał, gryząc się w język, walcząc jednocześnie ze strachem, bezradnością, przeszłością oraz sobą samym. – Lete – odparł wreszcie tak cicho, że sam nie był pewien, czy usłyszał swój głos, jednocześnie odnosząc wrażenie, jakby przegrał jakąś istotną walkę. Czuł mocny ścisk gardła. Dopiero po chwili uniósł ostrożnie dłoń, aby pozbyć się łez z policzków.
     W jego umyśle stale pojawiały się te same pytania, oscylujące wokół Neroda. Dlaczego to zrobił? Czego właściwie od niego chciał? Kim był?
     Zupełnie niespodziewanie poczuł coś jeszcze. Ogarniającą go panikę, gdy zdał sobie sprawę, że pokój nie wyglądał tak, jak powinien. Wszędzie osadzał się kurz, kotary łoża były poszarpane, pod sufitem oraz na ścianach znajdowały się liczne pajęczyny z ich mieszkańcami. I nie było słychać najmniejszego szmeru zza drzwi. Jakby straży w ogóle tam nie było.
     - Co… Ty tu robisz? – Wymamrotał, skupiając na tych wszystkich niespójnościach z własnymi wspomnieniami. – Czego ode mnie chcesz? – Zapytał już śmielej, podźwignąwszy na ręce do pół siadu, wciąż jednak nie mając odwagi przysunąć bliżej.

Pan Vincent - 2017-01-26, 12:54

Obserwował z rozbawieniem jak jego małe stworzonko nakrywa się skrzydłami, próbując uciec przed tym, czego doświadczyło. Chłopiec był drobny i piękny, niezwykle piękny.
- Jesteś syreną, prawda? - Zapytał wolno, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Jego narzeczona zdawała się być pogrążona w swoistego rodzaju transie, zupełnie jakby coś nagle pozbawiło ją częściowo przytomności. Stan ten nie trwał jednak na tyle długo by Nerod przykładał do tego uwagę.
- Lete - powtórzył to imię, rozkoszując się sposobem, w jaki płynęło po języku. - Całkiem w porządku, ale musimy pozbawić cię twoich korzeni, rozumiesz? Nikt nie może wiedzieć o tym, kim byłeś lub jesteś. Od tej pory masz na imię Leticia. Kurwa, ale to wymyśliłem! - Mruknął już bardziej do siebie niż do królewny.
Nieśpiesznie wciągnął na siebie resztki cześci garderoby i przysiadł z powrotem na brzegu łóżka, uśmiechając się gdy skulona postać drgnęła zauważalnie.
- Nie rób tak, bo się zezłoszczę - powiedział łagodnie, grożąc mu palcem. -Nienawidze kiedy ktoś zachowuje się jak spłoszona sarenka. Zwykłem zabijać spłoszone sarenki gołymi rękoma, rozumiesz?
Przechylił głowę, spoglądając mu bez cienia lęku w duże, poznaczone piętnem smutku oczy. Ale były piękne i duże, jakie... Wciągające.
Nerod zamrugał, marszcząc z lekka brwi: naprawdę mógłby się wpatrywać w te oczy bez końca i było to... Trochę przerażające.
- Jestem twoim narzeczonym, mówiłem ci już. Przybyłem tu bo słyszałem legendę o zamku, w którym od ponad stu lat śpi pewna królewna. I wpadłem pomysł na to jak mógłbym zdjąć urok. Podobało ci się?

Lumi - 2017-01-26, 15:22

     Normował oddech. Odpoczywał. Uspokajał się po tym, czego właśnie doświadczył. Starał się poukładać wszystkie myśli, zdarzenia, jakie pamiętał. Był... Pamiętał tę bezkresna nicość, w której tkwił bez celu, nie czując nic, żadnych emocji, żadnych uczuć, bólu, czy głodu ni pragnienia. Po czym nagle został wyrwany ze swego więzienia, aby obudzić się pod gwałcącym go mężczyzną.
     Odczuwając przy tym wyłącznie ból i poniżenie.
     Popatrzył na niego, zagryzając zęby. Słuchał uważnie, jednak nie rozumiał. Dlaczego miałby zmieniać imię? Ponownie? Znów przyzwyczajając do innego, nadanego mu nagle przez wzgląd na innych? Dlaczego nie mógł używać własnego? Nerwowo przełknął ślinę, zaraz ostrzeżony przed podobnym zachowaniem. I jak on miał się nie obawiać kogoś, kto właśnie otwarcie mu groził śmiercią? Mimowolnie popatrzył n na szponiaste dłonie, zaciskając przy tym własne w pięść.
     Nie uciekł wzrokiem, dumnie wpatrując w oczy Neroda, nie chcąc dać się całkiem zdominować. Skoro tamten już odkrył prawdę, skoro wiedział, że sam ma do czynienia z mężczyzną, po cóż miałby udawać przed nim kobietę?
     Otworzył szerzej oczy, słysząc sugestię. Momentalnie nastroszył pióra, podrywając, pomimo silnego bólu, na równe nogi, wcześniej zsunąwszy z łóżka. Pochylił się nieznacznie i zasyczał ostrzegawczo.
     - Nie – odparł, siląc na spokój, a rozłożone skrzydła powoli poczęły się składać, gdy książę się prostował. – Ani trochę nie podobało mi się takie budzenie – wycedził, dostrzegając dopiero po chwili, iż stojący przed nim mężczyzna posługiwał się nieznacznie innym akcentem. Mówił bardziej… Twardo. W jego rodzinie mowa była zazwyczaj płynna i łagodna. – I prawdę powiedziawszy, nie wiem, czego właściwie ode mnie chcesz.
     Stał tak jeszcze kilka sekund, krzywiąc, kiedy znów poczuł, jak po jego udach spływa mieszanina wydzielin. Nie mogąc znieść nieprzyjemnego odczucia, jakie temu towarzyszyło, zdarł z siebie resztkę poszarpanej tkaniny, z niejakim zakłopotaniem wycierając nią uda, aby następnie rzucić na zakurzoną ziemię. Tę samą, po której, mimo bólu w okolicach lędźwi, przeszedł do stojącej przy łóżku szafy, otwierając. Potrzebował czegokolwiek, w co mógłby się odziać, nie chcąc świecić golizną przed obcym.
     Przed narzeczonym!
     - Dlaczego życzysz sobie mnie stąd zabrać? – Podjął po chwili, zdejmując z wieszaka najmniej zniszczoną, czarną suknię, z licznymi falbanami oraz tasiemkami. W myślach momentalnie począł złorzeczyć na rodzinę, że tylko takie odzienie skryli w komnatach księżniczki. – Dlaczego właściwie miałbym to uczynić i z tobą pójść? – Dopytywał, spoglądając na niego ponad ramieniem, gdy wciągał na siebie suknię.

Pan Vincent - 2017-01-27, 15:20

Nerod obserwował wręcz z przerażajacym spokojem, jak jego nowe zwierzątko miotało się i tupało nóżka, jak uparcie próbowało się zorietnować jak mała jest klatka, w której się znalazło i na jak wiele (albo niewiele) będzie mu pozwalał jego nowy właściciel.
Bawiła go jego dezorientacja, to poczucie zagubienia i głos przesiąknięty strachem. Miał ochotę podejść do niego, złapać go za te skrzydełka i przybić je do ściany, a potem przez kolejne godziny obserwować jak miota się i błaga i krzyczy i...
Chrząknął, wykrzywiając usta w tym samym, okropnym uśmiechu.
Przesunął dłonią po jednym z rogów i parsknał śmiechem, słuchając wszystkich pytań narzczonej.
- Życzę sobie ciebie zabrać, moja droga, ponieważ chcę uczynić cię swoją wybranką, a co za tym idzie, tyłkiem, który będzie wraz ze mną zasiadał na tronie. Nadążasz? Jako następca tronu Wielkiego Imperium - przemówił uroczyście, nie szczędząc sobie przy tym ironii - mianuję cię swoją narzeczoną i ogłaszam wszeb i wobec, że jeżeli nie przyjmiesz moich oświadczyn, to zaciągnę cię przed ołtarz w kawałkach. Co ty na to? - Zapytał wolno, stając tuż za nim, by objąc go w niemalże czuły sposób. Kiedy chłopiec chciał mu się wyrwać, Nerod wzmocnił chwyt swych ramion tak bardzo, że niemalże duisł biedną kruszynę.
- Teraz już rozumiesz? - Wycharczał, unosząc go za fraki, by zrównać się z nim poziomem oczu. - Ty nie masz szans na ucieczkę - warknął,potrząsając nim wściekle. W ciemnych oczach demona, igrała prawdziwa furia. - Odetnę ci każdy palec i nakarmię cię nimi, a potem rzucę twoje truchło kapłanowi i połączy nas węzłem małżeńskim. Radzę ci więc się lepiej zgodzić - wcisnął szponiaste dłonie w chude ramiona księcia. - Nie należę do cierpliwych osób.

Lumi - 2017-01-28, 00:54

     Zaledwie po chwili wsłuchiwania się w głos mężczyzny, przyglądania jego zachowaniu, przebywania z nim... Levi był pewien, że nie chce go drażnić. Nie po tym, jak dopiero został brutalnie zgwałcony. Nie po nieprzyjemnej groźbie, którą odniósł wrażenie, Nerod z pewnością by spełnił. Nie po tym, jak został boleśnie ściśnięty, gdy znów próbował się wyrwać z jego rąk.
     Postawiony ponownie na ziemi, nie poruszył się. Posłusznie odchylił głowę, chwycony wyjątkowo delikatnie za podbródek. To tak niesamowicie kontrastowało z wcześniejszym zachowaniem narzeczonego. Tak oto, ledwie odzyskał swe ciało, życie, możliwość poruszania, a... Ponownie zamknięto go w klatce.
     Wpatrywał się w milczeniu w ciemne oczy, odnajdując w nich jedynie nienawiść oraz pogardę. Czym zawinił, aby tak na niego patrzono? A może ten osobnik darzył podobnymi uczuciami wszystkich, prócz samego siebie? Poczucie niepokoju rosło w nim coraz bardziej, kiedy rozważał wszelkie swe możliwości. Miał skrzydła, zdolne do lotu. Uciekł na moment wzrokiem do okna. Mógł wyskoczyć przez nie, wzbić się w powietrze i uciec. Tylko... Dokąd?
     Jęknął, niespodziewanie pociągnięty za długie włosy. Czyżby Nerod domyślił się, co chodziło po głowie przyszłej małżonki?
     - R-rozumiem - odpowiedział wreszcie na pytanie, zadzierając mocno głowę w tył, aby nie czuć bólu. - Puść... Proszę - wycedził, próbując kucnąć, co przez wciąż trzymającą go drugą dłoń było uniemożliwione. - Zgadzam się - dodał, licząc, iż może to nakłoni Neroda do zelżenia uścisku.

Pan Vincent - 2017-01-28, 15:27

Trzymał go za śliczną twarzyczkę, oczekując jedynej słusznej odpowiedzi płynącej z idealnie wykrojonych ust chłopca.
"Tak, przepraszam. Już będę grzeczny." - Wyobrażał sobie, krzywiąc usta w grymasie zadowolenia. Spotkało go jednak coś z goła odmiennego. Oczy jego nowego nabytku prześlizgnęły się nerwowo po ścianie, dochodząc do... Okna?
Chyba nie był na tyle bezczelny? Nie, to graniczyłoby przecież z głupotą!
Szarpnął wściekle za długie, czarne włosy, ledwie panując nad mdlącym pragnieniem by rzucić tym chuchrem o ścianę. Jużby nauczył tę małą dziwkę jak powinna się zachowywać posłuszna narzeczona.
Ale musiał uważać. Nie mógł go potłuc na tyle by ktoś widział bardzo wyraźne ślady, bo kapłan mógłby unieważnić małżeństwo.
Tego, oczywiście, nie musiał wiedzieć nikt oprócz niego i kapłana, bo natychmiast obrócono by ten durny przepis przeciwko niemu. Z resztą, po co wymyślano takie głupoty? Panna młoda bez śladów użytkowania, bez jednego zadrapania? Jaka więc płynęła radość z posiadania żony?
Spełnił prośbę księcia z litościowym uśmiechem i pozwolił by jego drobne ciało uderzyło o kammieną posadzkę. Lubował się w dźwięku powstrzymywanych jęków i okrzyków bólu.
- Cudownie - powiedział rozradowanym tonem, tak jakby przed chwilą wcale nie miał ochotę go zabić. - Wstawaj - rzucił już całkiem szorstko i chłodnie, a potem znów parsknął śmiechem, rozbawiony konsternacją chłopca.
Przecież tylko się wygłupiał, no już niech da spokój.
- Jesteś cała? Dobrze się czujesz? - Przyłożył chłopcu dłoń do czoła, udając, że sprawdza mu temperaturę. - Nie, chyba nie. Masz gorączkę, rozumiesz? - Spojrzał mu w oczy, dając do zrozumienia, że dobrą odpowiedzią na to pytanie, było tylko i wyłacznie "tak, mam" .
- To oznacza, że przez całą drogę do domu będziesz musiała być cichutko. Odpoczywaj, skarbie - przysunął się by złożyć na dotykanym przed chwilą czole wyjatkowo czuły pocałunek. - A potem znajdziesz się w swojej komnacie i wszystko będzie kurewsko pięknie, zobaczysz.
Iście szarmanckim ruchem, otworzył przed narzeczoną drzwi i zamaszystym ruchem ramienia wskazał kierunek, w którym mieli się udać.
- Proszę bardzo, Leticio. Panie przodem.

Lumi - 2017-01-28, 17:47

    Łupnąwszy o posadzkę, tracąc przy tym równowagę, co poskutkowało i przewróceniem się oraz padnięciem i tak wciąż bolącym tyłkiem na zakurzoną podłogę, stęknął boleśnie. Drżał, wpatrując w te wściekłe, zirytowane wciąż oczy, pilnujące każdego jego ruchu. Chciał się odsunąć, uciec z zasięgu rąk kogoś, kto usilnie próbował go krzywdzić, nie dbając nawet o to, co czuje druga osoba. Naprawdę chciał, ale w tej samej chwili znów odezwał się w jego umyśle ten ostry głos: nie masz szans na ucieczkę! Z żalem, musiał mu przyznać rację. Nie mógł uciec. Nie teraz.
    Powstrzymał drżenie ciała, widząc wyciąganą ku sobie dłoń. Jak sparaliżowany, nawet nie drgnął, kiedy dotknęła jego czoła, kiedy zdawała się jedynie łagodnie go badać. Bał się. W jakiś sposób uwierzył i miał tę nieprzyjemną świadomość, że najdrobniejszy błąd przypłaci życiem, z którego niespodziewanie… Nie chciał tak szybko rezygnować.
    Pouczony, jak powinien się zachowywać, spuścił wzrok, nerwowo łykając ślinę. Skinął twierdząco głową, nie śmiejąc w tej chwili oponować. Ale nie zamierzał rezygnować – potrzebował nabrać sił, w pełni wrócić do siebie, nim da tamtemu do zrozumienia, że nie będzie wyłącznie popychadłem w jego rękach!
    - Rozumiem – wymamrotał, pochylając lekko głowę, aby nie musieć dłużej wpatrywać się w jego oczy.
    Wstał powoli, otrzepał suknię z kurzu, ruszając do drzwi, długim korytarzem, aż do schodów, przy których czekał kolejny rogaty, kłaniając w pas nadchodzącej parze. Levi nawet nie obdarzył go spojrzeniem, schodząc powoli, krok za krokiem, przytrzymując balustrady, dbając o idealną prezencję, jaką wyćwiczył przez długie lata. Podniesiona wysoko głowa, podniesiona dopiero po opuszczeniu sypialni, równy, spokojny chód, jak i harde spojrzenie ani trochę nie zdradzały jego strachu. I delikatny uśmiech błąkający się po bladym licu, kiedy patrzył na Neroda, w myślach życząc mu bolesnej, krwawej śmierci.
    - Posiadasz spory orszak, mój panie – rzekł cicho, gdy stanęli przed wrotami zamku, a ich oczom ukazali się podwładni następcy tronu Imperium. – Czy zatem mogę liczyć, iż zabiorą mnie bezpiecznie do twych włości? – Spytał uprzejmie, wystarczająco głośno, aby przyboczny również słyszał rozmowę. – Jak sam zdążyłeś zauważyć, nie czuję się zbyt dobrze…
    Jakby na potwierdzenie tych słów, udał, iż musi podtrzymać się ramienia narzuconego mu narzeczonego, w duchu irytując własnym zachowaniem. Wszystko po to, aby pozostać w jednym kawałku.

Pan Vincent - 2017-01-28, 19:53

Nie umiał nie podziwiać swojej powabu i wdzięku, z jakim poruszała się jego cudowna narzeczona.
Prawda była taka, że to co wcześniej robili mogło w jakiś sposób... Cóż, utrudniać chodzenie, ale on wydawał się tym zupełnie nie przejmować, pozostając idealnym w każdym jednym calu.
- Posiadasz spory orszak, mój panie - odezwał się cicho, wprowadzając go w chwilowe osłupienie, które szybko zatuszował krzywym uśmieszkiem. On naprawdę brzmiał jak kobieta, Nerod mógłby przysiąc, że nią jest, na własne rogi. - Czy zatem mogę liczyć, iż zabiorą mnie bezpiecznie do twych włości? Jak sam zdążyłeś zauważyć, nie czuję się zbyt dobrze…
- Nie musisz się niczym przejmować, moja droga - odparł tak uprzejmie, że mógłby uchodzić za czarującego (gdyby nie te oczy, gdyby nie szpony sunące po drobnym ramieniu) i pomógł księżniczce wsiąść do specjalnie przygotowanego wozu, pakując się na miejsce obok.
Wszyscy zebrani wpatrywali się w królewnę z niekrytym zdumieniem.
Jaka piękna, szeptano, jaka śliczna i drobna! Jak taka kruszynka wytrzyma z tym szaleńcem? Jak ona to zniesie? Biedna dziewczyna, biedna istotka!
Drzwi wozu zamknęły się za nim i Nerod pochylił się nad narzeczoną, ogarniając ją swoim szerokim ramieniem. Wyciągnął z kieszeni skręta i odpalił go niedbałym zaklęciem, zaciągając się głęboko mieszanką specjalnie wyselekcjonowanych ziół.
- Będzie nam ze sobą dobrze - powiedział jakby to było oczywiste. - Zobaczysz.

Lumi - 2017-01-28, 21:53

Podtrzymując się ramienia, długowłosa piękność przebyła te kilkanaście metrów, dzielących ją od powozu. Wsiadł, siadając powoli, przodem w kierunku jazdy, uważając, aby nie przysporzyć sobie bólu. Przymknął oczy, czując silny dyskomfort, tak fizyczny, jak i psychiczny, świadom, że będzie musiał znów udawać przed wszystkimi. Oprócz tego, który właśnie przysiadł się tuż obok.
Zerknąwszy niepewnie na mężczyznę, próbował zachować spokój, nie pokazać znów strachu, nie dać pretekstu do ponownej złości komuś, kto wyraźnie nie posiadał skrupułów przed okazywaniem negatywnych emocji, przed przemocą. I jeszcze te wszystkie komentarze, które chociaż szeptane, wciąż były dobrze słyszane przez syrenę. Odetchnął głębiej, następnie, aby dodać prawdziwości swych wcześniejszych słów, powoli pochylił się w bok, do Neroda, opierając o niego delikatnie. Głowę ułożył na ramieniu przyszłego władcy, znów przymykając powieki.
Obawiam się, że nie będzie. Przygryzł dolną wargę przez własne myśli, nie śmiejąc jednak powiedzieć tego głośno. A już na pewno nie, jeżeli będę przez ciebie traktowany tak, jak dotychczas.
Skrzywił się, czując swąd palonych ziół. Dym, wdzierający w nos i płuca był obrzydliwy, przeszkadzając wrażliwemu na zapachy brunetowi. W dodatku wciąż czuję twój, tak intensywny zapach. Z niechęcią pozwolił do siebie dojść myśli, że szybko się go nie pozbędzie. I w najbliższym czasie, stale owa woń będzie mu towarzyszyła.
- Jak długa podróż nas jeszcze czeka? – Zapytał cicho, kiedy po niespełna godzinie, powóz nadal się nie zatrzymywał. Mimo to, wiedział, że został usłyszany. Co więcej… Dziwiło go, iż przez cały ten czas Nerod nie wykazał kolejnych oznak agresji w jego kierunku. Czyżby to oznaczało, że spokój i delikatność koiła także jego zachowanie?

Pan Vincent - 2017-01-29, 16:32

Gdyby Nerod był w stanie odczytywać myśli swojej świeżo upieczonej narzeczonej, niechybnie w tym momencie wyśmiałby je głośno, nie dając im wiary.
Nie słyszał ich jednak i w gruncie rzeczy, to co mogło wyglądać na jego spokój, w rzeczywistości było zmęczeniem po wyjątkowo udanym bzykaniu.
Chłopiec miał cholernie ciasny tyłek i cudownie było go w niego posuwać, ale wymagało trochę wysiłku żeby w ogóle się wcisnąć, a co dopiero poruszać, kiedy ta kruszynka postanowiła mu w trakcie wierzgać we wszystkie strony...
- Już nie tak daleko - odezwał się, znudzony. Musiał przyznać, że skręt, którego wypalił niemalże w całości, też zrobił swoje. Mieszanka ziół, którą polecił mu jeden ze znajomych handlarzy, działała kojąco i... Przyjemnie, w sposób, którego nie umiał określić.
- Niecierpliwisz się? - Zapytał nagle, kładąc mu dłon na jednym ze smukłych ud. - Masz w ogóle pojęcie ile mogłaś tak spać? Sto lat? Dwieście? Który był u ciebie rok, co?

Lumi - 2017-01-29, 22:16

    Powstrzymał w sobie chęć wzdrygnięcia, słysząc odpowiedź na swoje pytanie, a zaraz po nim, czując nieprzyjemny dotyk na udzie. Zagryzł zęby, próbując zachowywać spokojnie, chociaż serce znów gwałtownie przyspieszyło. Usiadł prosto, powoli kręcąc głową.
    - Nie niecierpliwię - rzekł spokojnie, znów wpatrując w twarz Neroda. Levi musiał przyznać, że jego nowo upieczony oprawca był przystojny. Był zły i wyraźnie za nic miał jego zdanie i odmowy, ale niewątpliwie uchodzić musiał za mężczyznę, za którym nie jednak niewiasta się oglądała. Za pewne nie tylko. I to wyłącznie, jeżeli go nie znali. Teraz jednak zdawał się spokojny, odprężony. - Zwyczajnie... Zastanawia mnie, jak długa przed nami podróż - rzekł wreszcie, siląc na panowanie nad sobą.
    Żałował, że mężczyzna nie śpi. Wówczas mógłby szybko wyskoczyć z powozu, wzbić się w powietrze i uciec, nim ktokolwiek zorientowałby się w sytuacji, ale tak? Zapewne, gdyby próbował się teraz gwałtownie podnieść, zostałby chwycony... W najlepszym, razie za ramię, w najgorszym za pióra. Co było by później? Pamiętając, jak pociągnięty został za włosy za samo spojrzenie w kierunku okna swej komnaty, nie chciał się dowiadywać.
    - Nie znam też odpowiedzi na twoje pytanie... - Rzekł wreszcie, nie mając bladego pojęcia, ile czasu był pogrążony we śnie. Sądząc po stanie zamku, długo. - Moje osiemnaste urodzony przypadały na wigilię Valpurgii osiemdziesiątego siódmego Roku Krwi - odparł, nawet nie wiedząc, czy wciąż obowiązywał dawny kalendarz. A może ród, z którego pochodził Nerod prowadził jeszcze inny? Jak niegdyś wiele narodów, nie chcących uznać Dawnych Bogów.

Pan Vincent - 2017-01-30, 21:27

Wsłuchiwał się w słowa swojej narzeczonej, czując jak z każdym następnym, rozumie z nich coraz mniej. W życiu nie słyszał o Roku Krwi, nawet na licznych lekcjach historii, których udzielano mu za młodu. Ile więc lat mogła mieć siedząca przed nim istota?
Setki? A może nawet tysiące?
- Wigilia czego? - Nerod zmarszczył ciemne brwi, uśmiechając się dziwnie. - Albo całkowicie ci się pochrzaniło w główce po zbyt długiej drzemce, albo pochodzimy z innych wymiarów, moja droga - mruknął, wychylając się przez okno wozu. W oddali wciąż nie było widać wierzchołków gór, co oznaczało, że pozostawał im wciąż kawałek podróży.
Nerod nienawidził podróżować. Nudziło go siedzenie w jednym miejscu, nawet jeżeli teoretycznie to miejsce się przemieszczało.
- Opowiedz mi coś jeszcze o sobie - polecił tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Można zdechnąć z nudów, naprawdę - prychnął niczym rozpieszczony dzieciak (którym z resztą był, ale nikt nie odważył mu się tego powiedzieć, nie wprost, nie patrząc w ciemne oczy przesiąknięte szaleństwem).
Odpiąl parę guzików koszuli i zerknął krytycznie na chłopca, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu nad tym, że okazał się nie być dziewczyną.
- Jesteś cholernie drobny. I te włosy, długie jak jasna cholera. Jak to się stało, co? Czemu wyglądasz jak kobieta? Czujesz się... No wiesz, jak kobieta? Sprawia ci przyjemność to, że do ciebie tak mówię?

Lumi - 2017-01-31, 00:42

    Skrytykowany w taki sposób przygryzł wargi i zmarszczył brwi. Och, więc teraz ma nie po kolei w głowie, ponieważ jego lud używał innego kalendarza, niż pobratymcy Neroda? Powstrzymał w sobie gniewne prychnięcie, chociaż jego mina jawnie pokazywała, co sądzi o takim traktowaniu swojej osoby oraz kultury. Mimo to, naszła go zaduma - jeżeli mężczyzna nawet nie słyszał o Wieku Krwi, to jak długo Levi pogrążony był we śnie? Ile czasu minęło od chwili, gdy położono go w tamtej komnacie? Ile lat później oraz jak dawno temu, licząc od aktualnego dnia, zginęli jego rodzice?
    - Obawiam się, że nie jestem równie rozrywkowy, jak ty, panie - odparł delikatnym, kobiecym głosem, spoglądając na niego z niesmakiem. Nie lubił, kiedy w taki sposób wydawano mu polecenia. Pomimo wszystko sam był następcą tronu... Ubranym w suknie i wyglądającym, jak niewiasta, ale wciąż pozostawał mężczyzną! - Nie mam też na swój temat wiele do powiedzenia.
    Nim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, przyszły imperator znów się odezwał, zadając mu serię pytań. Przymarszczył po raz kolejny brwi, wpatrując w niego tak, jakby oczekiwał stwierdzenia, iż są to jedynie żarty. raczej nie były - Nerod nie wyglądał na takiego, który lubiłby sypać żartami.
    - Nie, nie czuję się kobietą. W najmniejszym stopniu nie sprawia mi przyjemności przywdziewanie sukni i udawanie niewiasty. - Westchnął ciężko, spuszczając wzrok. - Nienawidzę swojego wyglądu, jeżeli mam być szczery. Ale nie dano mi wyboru... - Ponownie nagryzł dolną wargę, opamiętawszy dopiero, gdy z powstałej rany pociekła krew. Zlizał ją szybko. - Kazano mi w ten sposób zastąpić zmarłą siostrę, którą jeszcze w kołysce obiecano innemu władcy. Ponieważ byliśmy bliźniętami, odpowiedni ubiór i uczesanie wystarczyły...
    Szczególnie, iż nigdy nie byłem zbyt... Postawny.

Pan Vincent - 2017-02-01, 17:02

Nerod parsknął śmiechem, kręcąc rogatym łbem przez długą chwilę po zapadnięciu ostatnich słów swojej narzeczonej.
- Biedactwo - rzekł ze źle odegranym przejęciem i chwycił go ot, tak pod pachy, sadzając sobie na kolanach. Było coś takiego w tej drobnej istocie, że nie chciał od niej odrywać swych dłoni, nie chciał go ani przez chwilę spuszczać z oczu. Podejrzewał, że działo się to za sprawą motywu "nowej zabawki", ale dopóki jego zapał nie przeminął, zamierzał z niego śmiało korzystać.
- Rzeczywiście jesteś bardzo drobny - wymurczał mu do ucha, przesuwając szponami po jego klatce piersiowej i ramionach. Nie robił tego w sposób, który mógłby zranić chłopca, ale tak by poczuł zaczepny dotyk poprzez tkaninę gustownej sukni, tak by zrozumiał, że demon znów miał na niego ochotę, zaraz, teraz!
Wpił się ustami w długą szyję księcia i począł smakować delikatnej skóry, zdobiąc ją odciskami zębów od obojczyka, po samo ucho.
- Chętnie wziąlbym cię teraz jeszcze raz - wyznał mu, przesuwając po pogryzionej skórze gorącym językiem. - Popchnąłbym cię na ścianę i podwinął te kieckę a potem wypieprzył twój tyłek tak, że wrzaskiem spłoszyłbyś wierzchowce. Co byś na to...
- Panie - usłyszał gdzieś z boku i westchnął ciężko, wyglądając przez okno.
- Czego - syknął mało przyjemnie, spychając królewnę ze swych kolan. - Nie słychać, że jesteśmy akurat pogrążeni w rozmowie?
- Wybacz mi, mój panie - sługa ukłonił się pokornie, co wyglądało dość komicznie, kiedy robił to w siodle. To odrobinę poprawiło zepsuty humor księcia. - Mijamy właśnie złoty las, powinniśmy zaraz dostać się do portalu.
- Portalu - powtórzył rozradowany - naprawili go wreszcie?
- W rzeczy samej, mój pa..
Nerod nie słuchał już mężczyzny. Zamiast tego ponownie obrócił się do swej narzeczonej i wygiął usta w chytrym uśmieszku.
- Wygląda na to, że będziemy w domu o wiele prędzej niż oczekiwałem, najdroższa. Podróżowałaś kiedyś za pomocą portali?

Lumi - 2017-02-11, 00:32

Chłopakowi ani trochę nie podobał się ten fałszywy ton. To udawanie, szyderstwo wręcz z pozycji, jaka mu przypadła, jak teraz była wykorzystywana przez drugiego mężczyznę, jaka przez lata go poniżała. Tylko ktoś, kto przeszedł w swym życiu to, co Levi, mógł zrozumieć jego smutek i rozgoryczenie.
Ponownie posadzony na udach mężczyzny, spiął się nieznacznie, znów czując zdenerwowanie na myśl kontynuowania tego, co działo się w jego sypialni. Pomimo wszystko siedział spokojnie, wyprostowany i oparty plecami o tors ciemnowłosego. Nie reagował na dotyk, starając się ignorować nieprzyjemne myśli oraz niesmak na samo wspomnienie gwałtu, jednak mając w pamięci i groźby narzeczonego, grzecznie odchylił głowę, dając lepszy dostęp do swojej szyi. Czuł nieprzyjemne dreszcze, przechodzące po plecach. Przełknął głośniej ślinę, przymykając oczy, starając pozostać spokojnym, niewzruszonym na kolejne słowa.
Zagryzł zęby, aby nie dać po sobie poznać, jak źle wpływają na niego podobne wypowiedzi. Serce łomotało mu w piersi jak szalone i niemal wyskoczyło, gdy zabawę Neroda nagle przerwał jeden z jego podwładnych. Jęknął zaraz po tym, zepchnięty z kolan dość niedelikatnie, siadając znów kawałek od niego. Odetchnął głębiej, próbując się uspokoić, przysłuchując ich wymianę zdań. Zainteresowała go. Portal? Dobrze słyszał?
Słyszał o nich kiedyś – miały ułatwiać podróże na kontynencie, sprawiać, że ludność będzie się mogła szybciej i wygodniej poruszać, nie potrzebując tygodni, a zaledwie chwil, aby pojawić się w zupełnie innym miejscu. Popatrzył z zaskoczeniem na Neroda. One istniały? To… Było najlepszym dowodem, jak bardzo zmieniły się czasy, podczas jego snu. Nim usnął, portale były jedynie mrzonką – pięknym snem, snutym przez uczonych i magów, nad którym pracowały najtęższe umysły wszystkich sojuszniczych królestw.
Zapytany pokręcił powoli głową, wciąż nie dając temu wiary. Spuścił powoli głową i odchrząknął nerwowo.
- W moich czasach… Jeszcze nie istniały – wyznał zdenerwowany, czując ukłucie w okolicach żołądka.
Czy to da przyszłemu imperatorowi pojęcie, jak długo spał Levi? Sam był już ciekaw. Nie potrafił przestać myśleć o tym, jak bardzo zmienił się świat, jak bardzo… Był nieprzystosowany do tego, co go czekało. I jak właściwie Nerod wyobrażał sobie jego jako swoją małżonkę?
- Czy to… Boli? – Zapytał niepewnie, wpatrując w niego wyczekująco.
Nie zdziwił się, zostając wyśmianym, po czym usłyszał tylko, że się przekona, a kiedy byli już niemal na miejscu, wychylił się przez okienko i wskazał syrenie portal. Wielki, kamienny okrąg, przy którym właśnie jeden z żołnierzy wybijał właściwe runy, aby dostać się pod odpowiedni adres. Jak wiele ich już było na świecie? I jak wyglądała taka podróż?
Chwilę później czuł, tańczącą w powietrzu magię, przesyconą elektrycznością, jak podczas burzliwego dnia. Wciągnął głęboko powietrze, napawając tym niecodziennym smakiem. Z prawdziwym oczarowaniem obserwował, jak otwiera się portal, jak wewnątrz kamiennego okręgu tworzy się… Migotliwa masa, rozszerzająca stopniowo, aż do krańców, aby następnie zaiskrzyć i zmienić w widok po drugiej stronie, przedstawiający leśną polanę, a kawałek wyżej, na wzgórzu, wielkie, ponure, ciemne zamczysko.
Nim zdążył o coś zapytać, powóz znów ruszył, a on czuł mieszaninę paniki i ekscytacji, gdy wkraczali w migotliwą masę. Czuł się… Jakby Przechodził przez taflę wody, jednak za nią nie był mokry. Uczucie było przyjemne, nieco nawet odświeżające. Znów zaintrygowany zwrócił swój wzrok na Neroda, który… Zdawał się tym znudzony.
- Czy… Teraz tak się podróżuje po kontynencie? – Zapytał zaskoczony, gdy pochód kontynuował marsz ku zamczysku.
Zaledwie kilkanaście minut później zatrzymali się na jego terenach, a chłopaka ogarnęła prawdziwa panika. Co będzie dalej? Zostanie komuś przedstawiony, czy może od razu zaciągnięty przez ołtarz jako narzeczona? A może dadzą mu odpocząć?
Zdenerwowany, nie poruszał się, czekając na polecenie. Chwilowo jedyne, czego potrzebował, to się uspokoić i wymyślić, co zrobić dalej.

Pan Vincent - 2017-03-08, 00:16

- Musisz więc być niezwykle leciwą panną - zazartował Nerod, posyłając swojej narzeczonej nieokreślony uśmiech. Przesunął jedną z duzych dłoni po rogu, podązając paznokciem za jego idealną krzywizną, gładką powierzchnią. Uwielbiał swoje rogi, nie tylko za to jak wyglądały, ale i za to, ze słuzyły mu jako jedna z najbardziej widowiskowych bronii.
Całe królestwo szeptało wciąz o tym jak nadział na nie jedną ze swoich "narzeczonych, gdy ta okazała mu nieposłuszeństwo.
Demon roześmiał się chłodno, słysząc w głosie młodzieńca wyraźne zdenerwowanie. Och, jego mała niedoświadczona gwiazdeczka odkrywała właśnie na nowo świat i świadomość, ze on, jako jej przyszły mąz, znajdzie się w kazdym momencie tych niezwykłych odkryć, była niezwykle... Pobudzająca.
- Czasami boli bardziej, innym razem mniej - skłamał gładko, wyglądając przez okno powozu. - Wszystko zalezy od siły woli i determinacji. Nie obraź się, ale nie wyglądasz mi na kogoś kto cechowałby się silną wolą. - Dodał złośliwie i obserwował ze słodką satysfakcją jak oblicze jego drogiej narzeczonej wykrzywia się w jeszcze większym strachu.
- Spokojnie, przez cały ten czas będę przy tobie - powiedział, tak jakby to miało sprawić, ze ból biednego młodzieńca stanie się lzejszy. Objął go w parodii czułego uścisku i poklepał w drzwi wozu, poganiając eskapadę zdecydowanymi okrzykami.
Wkrótce znaleźli się juz przy portalu - ogromnej sieci energetycznej, okraszonej starymi kamieniami runicznymi, uwzorowanymi na schemat okręgu. Nerod przepuścił przodem konie z transportem (częściowo zrabowanym z sypialni jego ślicznej królewny), pozostawiając siebie i narzeczoną jako ostatnią parę.
- Złap mnie za ramię - zaproponował, uśmiechając się krzywo. - I trzymaj je mocno. Nie chcesz przeciez utknąć w pustce, prawda?
Wreszcie dostrzegając jego niezdecydowanie, pociągnął go stanowczo za sobą i przeprowadził przez portal, obserwując grę emocji na jego pięknej twarzy.
Jak wielkim zaskoczeniem było dla niego to, ze nie poczul na sobie niczego poza lekkim szarpnięciem?
Uśmiechnął się do narzeczonej i roześmiał sucho.
- Żartowałem z tym bólem. Ale warto było popatrzeć na twoje spięcie. Wyglądasz przy tym niemozliwie kusząco, królewno.
Ułozył swą duzą dłoń na plecach drobnej istoty i pokierował nią delikatnie tak by znaleźli się na powrót tuz za orszakiem. Obserwował z ukosa pełen gracji chód i niezwykle zmysłowy sposób, w jaki jego narzeczona kręciła biodrami. Niepozorny młodzieniec potrafił udawać jak nikt inny... Gdyby Nerod sam nie widział wcześniej jego przyrodzenia, mógł dać sobie uciąć łeb, ze stworzenie, które obok niego kroczyło, było kobietą.
Wreszcie pojawili się na pięknej drodze, prowadzącej wprost na zwodzony most zblizający ich do zamczyska. Nerod zaproponował gentlemańsko swe ramię, i zajął królewnę krótką i niepozorną rozmową o portalach; ich historii, sposobie uzytkowania i rozmieszczeniu w królestwie.
Byli juz niemalze u bram zamku, gdy do głowy wpadło mu z goła inne pytanie:
- Jakiej właściwie jesteś rasy? - Zapytał z pozoru znudzonym tonem. Śmiał wcześniej snuć przypuszczenia, ale zadne z nich nie wydawło mu się na tyle oczywiste by cos z gory zakładać.
- Straz! - Tu zwrócił się do kroczącej eskorty, przyjmując na twarz groźny, władczy grymas. - Przygotujcie nam kąpiel, chcemy odpocząć po podrózy.

Lumi - 2017-03-13, 19:11

    Był niezwykle zaaferowany podróżą portalem, niemalże nie mogąc jej doczekać. Uwaga tycząca bólu wprawdzie chłopaka niepokoiła, jednakże nie zamierzał się skarżyć. Gdyby było to niebezpieczne, nie próbowaliby, prawda?
    A jednak, ku jego zaskoczeniu, nic się nie stało. Nie czuł bólu, nie było się czego obawiać. Zamiast tego speszył się przez kolejne słowa mężczyzny, marszcząc przy tym nos i brwi. Nie! Nie zamierzał być kuszący. Na pewno nie dla tego gbura i sadysty, który już rościł sobie do niego prawa. Tak po prostu…
    Nie odpowiedział, nie zamierzając narażać, skoro nie było ku temu większych powodów. Musiał się stale pilnować, nie opuszczać gardy. Grać. Udawać przed wszystkimi, że jest tym, za kogo go biorą. I najwyraźniej działało, ponieważ Nerod nie był jedynym stale spoglądającym w jego kierunku. Wielu spośród jego podwładnych nie raz i nie dwa z zainteresowaniem mierzyło go wzrokiem, oceniało, niczym towar na wystawie, gdy sądzili, że syrena tego nie widzi.
    Zapytany po raz drugi o swą rasę, zamrugał zaskoczony. Chwilę, naprawdę krótką chwilę, przyglądał się przyszłemu Imperatorowi z niezrozumieniem. Wreszcie pokręcił delikatnie głową, aby sprowadzić sam siebie na ziemię. Delikatny uśmiech rozjaśnił jego oblicze. Dalej grał.
    - Jak już zdążyłeś zauważyć, panie, w mojej komnacie… - Zaczął łagodnym, uprzejmym, nieco śpiewnym głosem. - … Jestem syreną – oznajmił, jednocześnie słysząc syki zaskoczonych żołnierzy dookoła nich, najwidoczniej przysłuchujących rozmowie. – Stąd moje pierzaste skrzydła oraz szpony na dłoniach – dokończył, unosząc jedną z nich, aby zaprezentować długie, ostre paznokcie.
    Ale po cóż się wysilał, jeżeli jego przyszły małżonek nawet już go nie słuchał? Był wszakże zbyt zajęty wydawaniem rozkazów swym podkomendnym, a chociaż Levi uważał kąpiel za wspaniały pomysł, niezwykle jej pragnąc, to wspólna kąpiel już nie wydawała się tak przyjemna. Nie, kiedy miał świadomość, iż znów będą nadzy, a Nerod jasno mówił, że chętnie szybko powtórzy gwałt, jakiego się dopuścił na „swej księżniczce”.
    Dwóch strażników ukłoniło się nisko przed przełożonym i biegiem ruszyli powiadomić służących, czego ich władca żąda. W tym czasie przyszła imperialna para kroczyła już w kierunku komnat następcy. Jedyną pociechą dla długowłosego był chwilowy brak obłapiania – przynajmniej publicznie Nerod wstrzymywał swoje żądze. Ledwie drzwi komnaty się za nimi zamknęły, Levi stanął w półmroku, spuszczając głowę i bacznie przyglądając drugiemu księciu. Zacisnął wargi, rozważając wszelkie za i przeciw wypowiedzeniu cisnącemu się na usta pytaniu.
    - Czy… Mógłbym wykąpać się sam? – Spytał wreszcie już swym zwykłym głosem, upewniwszy, iż chwilowo wciąż są tutaj sami.

Pan Vincent - 2017-09-24, 21:48

- Mógłbym? - Wysyczał, wiedziony nagłym impulsem rozdrażnienia. - Nie taka była umowa, Leticio. Nie obchodzi mnie, jak się czujesz, ani na kogo się czujesz, ale na tej ziemi i na każdej innej, jesteś tylko i wyłącznie kobietą, rozumiesz? - Sam nie wiedział kiedy znalazł się na tyle blisko królewny, by chwycić ją za drobny podbródek i zacisnąć na nim szpony tak mocno, że delikatna skóra popękała w paru miejscach, sącząc się szkarłatną posoką. - Zadaj swoje pytanie jeszcze raz, ale w należyty sposób. Albo nie! Nie mów już nic, w ogóle. Nie czuję potrzeby opuszczania komnaty. Rozbieraj się, mała dziwko, i nie waż się nigdy więcej twierdzić, że nie jesteś do tego zobowiązana. Twoje ciało należy tylko i wyłącznie do mnie, rozumiesz? - Nie czekał na odpowiedź, zamiast tego wymierzył narzeczonej siarczysty policzek. - Jesteś moją własnością. Moją dziwką, którą będę sobie brał i oglądał, kiedy tylko najdzie mnie taka ochota. A teraz rozbieraj się, albo sam to z ciebie zerwę!
Wiedział, że nie musiał powtarzać. Jego oblicze przeciął paskudny uśmiech, gdy syrena cofnęła się nieśmiało parę kroków i sięgnęła do swego odzienia. Drobne dłonie drżały wyraźny, a usta wykrzywiał widoczny grymas, gdy najwyraźniej walczyła ze sobą by wykonać "prośbę" narzeczonego.
Narzeczony... Jakże słodko to brzmiało, jak dumnie. Zadziwiające, że stał się nim dla niej w ciągu paru godzin, paru ruchów lędźwi, kilku sapnięć. Wszystko zgodnie z rodzinną tradycją...
- Czekasz na oklaski? - Warknął, opierając się nonszalancko o jedną z marmurowych rzeźb. - Uwierz mi, potrafię być baaardzo zachęcający. Mogę ci pokazać, jak bardzo. Powiedz tylko jedno kurewskie słowo, księżniczko.

Lumi - 2017-09-24, 22:13

    Syren poczuł gwałtowny dreszcz, na samo syknięcie mężczyzny. Już po tym dźwięku wiedział, że powinien był zatrzymać pytanie dla siebie. W żołądku poczuł gwałtowne skurcze i mdłości przez kolejne padające słowa. Z trudem powstrzymywał napływające do oczu łzy rozpaczy.
    Podbródek bolał, jednak ani drgnął, ściskany mocno, dokąd przyszły władca go nie puścił. Nerwowo przełykał ślinę, drżąc na całym ciele, łapiąc głębszy oddech dopiero, gdy po uderzeniu odsunął się o kilka kroków.
    Zmierzył jeszcze księcia zniesmaczonym spojrzeniem, chcąc walczyć. Odmówić i uciec. Zamknął na kilka sekund powieki, kiedy naszła go chęć na spojrzenie na drzwi. Ponownie zostałby uderzony, tego był pewien.
    Przygryzł wargę, walcząc sam ze sobą. Miał do czynienia z brutalnym, okrutnym osobnikiem, biorącym wszystko, co jego zdaniem mu się należało. Jedno, kurewskie słowo, tak?
    - Nie jestem kurwą - odpowiedział wiedziony nagłym przypływem odwagi. Odsunął się w tył kilka kolejnych kroków, rozkładając jednocześnie skrzydła. Stroszył je gniewnie, wpatrując się w "narzeczonego". - I nie jestem ani przedmiotem, ani twoją własnością, książę - warknął, mrużąc oczy. - Jeżeli chcesz być szanowany, sam okaż mi chociaż odrobinę szacunku!
    Nie silił się na modulację głosu. Nie silił się także na panowanie nad nim. Nie on będzie miał kłopoty, kiedy się wyda, że narzeczona wcale nią nie jest. To Nerod straci swoją pozycję, nie on. Levi już żadnej nie miał, ale nie zamierzał dawać sobą pomiatać w taki sposób.
    - Jeżeli jesteś taki zachęcający, zachęć i mnie - wycedził, sycząc po tym na księcia.

Pan Vincent - 2017-09-25, 15:12

Z początku był bardzo zły, był tak wściekły, że od wybuchu dzieliła go granica cienka, jak włos. Patrzył na syrenę, marszcząc gniewnie brwi i zastanawiał się, w jaki sposób powinien udowodnić temu chłystkowi, że nie miał prawa zabierać głosu, gdy Nerod wyraźnie mu tego zabraniał.
Ale dalsze słowa tej wyszczekanej dziwki, uświadomiły, że mógł je odebrać na bardzo odmienne... Sposoby.
Brzydki grymas momentalnie zastąpił zaciekawiony uśmieszek. Książę przesunął szponem po jednym z długich rogów i odepchnął się zgrabnie od rzeźby, przybliżając tym samym do Leviego.
Ogromne cielsko zawisło nad tym drobniejszym, należącym do chłopca - od każdego mięśnia demona bił odurzający wręcz zapach potu i feromonów, ciała gotowego do spełnienia, do szaleńczej kopulacji.
- Zachęcić cię? - Chciał wymruczeć, ale cały efekt popsuła wkradająca się w miły bas, chrypa. - Daj mi tylko chwilę, moja najdroższa.
Jedna ze szponiastych dłoni przesunęła się na mały, choć kształtny pośladek chłopca i potarmosiła go zaczepnie, ugniatając ten słodki kawałek odstającego...
- Może masz rację... To wcale nie musi tak wyglądać - dodał, uśmiechając się dziwnie łagodnie. Objął królewnę ramionami, wciskając ją w swoje gorące ciało. Pobudzony członek przesunął się po drobnym tyłeczku, i choć obaj wciąż mieli na sobie ubrania, było to bardzo miłe uczucie.
W międzyczasie, druga dłoń księcia dążyła nieustannie do góry, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wyciągnęła z jednej z rzeźb kawał czarnego sznura.
Nie był to jednak zwyczajny sznur - jego końce zwijały się żywo, niczym węże - Nerod mógł im jedynie opuścić swą kryjówkę, to one samoistnie owijały się wokół młodego ciała, unieruchamiając je ciasno, podczas gdy nieświadomy Levi atakowany był serią łagodnych pocałunków wzdłuż całej długości cudownie delikatnej szyi.
- A może... - Wyszeptał, uśmiechając się diabolicznie - darujemy sobie jednak to nędzne przedstawienie i zrozumiesz, że jesteś dla mnie tylko i wyłącznie atrapą do małżeństwa?
Szpony wdzierały się już przez delikatny materiał sukni, rozrywając ją w akompaniamencie przejmujących trzasków. Liny owijały ciasno przeguby i szyję chłopca, uniemożliwiając mu nawet najmniejszy ruch.
- Tyłkiem do rżnięcia. Oto, czym dla mnie jesteś - warknął i wyciągnął ze spodni sztywną już całkiem erekcję. Nie wsuwał jej jednak w jego wnętrze. Miał zamiar upodlić tę małą gnidę tak, jak tylko potrafił. Pchnął go na ziemię i przycisnął się kroczem wprost w jego twarz, przesuwając cieknącym trzonem po jednym z gładkich policzków.
- Wiesz, co masz zrobić, prawda? Bierz go do tej wyszczekanej buźki. Radzę ci niczego nie spieprzyć. Bardzo szybko wpadam w... Gniew. - Wzruszył ramionami, chichocząc w groteskowo uroczy sposób.

Lumi - 2017-09-25, 15:50

     Był gotów do kolejnego ataku, jaki winien był nastąpić po jego słowach. Jakże się zdziwił, gdy zamiast tego Nerod... Uśmiechnął się i podszedł do niego wolno. Skołowany, nie wiedząc, jak na to reagować, patrzył tylko, w jakiś sposób uspokojony i oczarowany nagłą zmianą zachowania drugiego księcia.
     Przełknął niepewnie ślinę, słysząc spokojny, przyjemny ton głosu. Brzmiał, jak obietnica, że jednak coś ulegnie zmianie. Podążając tym torem, nie wzbraniał się przed kolejnymi pieszczotami. Chociaż policzki piekły go od rumieńców, poddawała się pocałunkom, dokąd ton głosu ponownie nie stał się ostry.
     Szarpnął się, próbując uwolnić, ze strachem rozumiejąc, iż nie jest w stanie, ze coś trzyma go mocno, unieruchamiając szyję i ręce. I przydusza, kiedy chłopak próbuje z tym walczyć.
     Cholerny sadysto!
     Wizgnął raz jeszcze, ale nic to nie dało, a następca imperium bez trudu zaczął zderzać z niego ubrania i rzucił na kolana. Zacisnął ze złością zęby, odchylając głowę od jego penisa najdalej, jak tylko mógł, nie zamierzając się słuchać.
     Zdawał sobie sprawę, jak niewiele znaczył dla Neroda. Był jedynie kartą przetargową do tronu, co rownież znaczyło, że po jego objęciu Levi przestanie być potrzebny. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po całym ciele, kiedy doszło do niego, iż wówczas... Mężczyzna zapewne szybko się go pozbędzie. Co znaczyło, że miał dwa wyjścia: uciec po ślubie lub przed nim.
     Zdecydowanie wolał przed!
     Syknął gniewnie, obnażając ostre, szpiczaste zęby, gdy ponownie Nerod próbował wcisnąć mu członka w usta. Ciekawe czy z amputowanym kutasem byłby dalej tak odważny?
     Przekaz najwyraźniej trafił do drugiego księcia, ponieważ zawahał się przy trzeciej próbie.
     Levi nie należał do osób o zbyt dużym uporze. Gdyby tylko uszanowano jego prośbę, dobrowolnie pomógłby księciu w obcięciu tronu. Ale skoro wzajemny szacunek to dla Neroda tak wiele...
     Postanowił uprzykrzyć mu ten czas, jak tylko potrafi. Bez względu na własny ból.

Pan Vincent - 2017-11-18, 22:44

Ty chyba sobie żartujesz.
To zdanie było pierwszą myślą, która wpadła mu do głowy, gdy jego najdroższa narzeczona odsunęła głowę, nie pozwalając mu wetknąć swojej pały w te bezczelne, wyszczekane usteczka.
Pchnął więc jeszcze raz, marszcząc brwi, gdy syrena uniosła (w akcie złości, ostrzeżenia?) kąciki warg, ukazując mu dwa rzędy równych, białych i kurewsko ostrych kłów.
Cofnął się odruchowo, czując jak ciałem wstrząsają mu nieznane dotąd emocje. Nie wiedział, czy miało to choć odrobinę wspólnego ze strachem, ale dreszcz, przesuwający się drażniąco po kręgosłupie, był innym od tych, których doświadczał zazwyczaj.
Nie chciał jednak by ta mała dziwka zauważyła zmiany w jego twarzy - użył więc swojej podstawowej broni i zastąpił zaskoczenie pierwotnym, płonącym niczym pochodnia gniewem.
Wyciągnął przed siebie szponiastą dłoń i w jednym ruchu zacisnął ją na drobnej szyi młodzieńca. Kiedy przysunął swoją twarz do twarzy syreny, musiał wyglądać przerażająco, bo mina, którą miała jego biedna księżniczka...
Och, na sam ten widok jego kutas zadrgał wyraźnie, wypuszczając z siebie pierwsze krople preejakulatu.
Skoro o kroplach była już mowa, czuł parę z nich, płynących śmiało po skroniach - złość powodowała u niego zazwyczaj znaczne podwyższenie temperatury ciała, tak jak to mieli to w zwyczaju przedstawiciele jego szlachetnej rasy. Drgały mu wargi, srebrzyste oczy ciskały błyskawicami, a jego dłoń, jego dłoń...
Nie miał pojęcia, kiedy ją wyciągnął - to musiało zdarzyć się poza udziałem jego woli - teraz jednak liczyło się tylko to, że od kilku musiał dusić swoją drogą wybrankę, odbierając jej dopływ tlenu... O czym świadczyła jego coraz czerwieńsza twarz.
Odsunął się pośpiesznie, wykrzywiając wargi w wyjątkowo paskudnym uśmiechu. Złapał się za dłoń, tak jakby nie należała do niego i pochylił się tak, by zrównać się ze swą ukochaną spojrzeniami.
- Zobacz, do czego mnie doprowadzasz... Zamiast służyć mi swoim słowem i ciałem, sprawiłaś, że straciłem nad sobą panowanie. Ooooch, masz wielkie szczęście, że zorientowałem się zanim rozerwałem ci tchawicę... Ciężko byłoby cię doprowadzić w takim stanie do ołtarza. A teraz - odchrząknął, wyciągając z kieszeni skórzanych spodni dziwnego rodzaju zawiniątko z papieru. Poodkrywał poszczególne warstwy, wysypując sobie na dłoń szczyptę kobaltowego proszku - jego drobinki mieniły się w słońcu niczym kamienie szlachetne.
- Teraz pokażę ci jak wielka kara może spotkać tak nieposłuszną sukę - wyszeptał czule, wdmuchując proszek do gardła swej zaskoczonej piękności.

Lumi - 2017-11-18, 23:24

     Chwila spokoju - czy to tak wiele? Pragnął jedynie wieść własne, nieskomplikowane życie, a zamiast tego skończył... Tak. Zaciskając palce na duszącej go dłoni, próbując ją od siebie odsunąć, wyrwać się, uwolnić. Zrobić cokolwiek, byle nie czuć wbijających w szyję pazurów i uczucia duszenia.
     Nabrał głęboko powietrza w płuca, gdy tylko mężczyzna go puścił. Normował dech, przymykając powieki, nie potrafiąc chwilowo nawet skupić na kolejnych wyzwiskach i pretensjach, jakie wystosował w jego kierunku Nerod. Drżał, nie wiedząc, co zaraz się może stać, w głowie mając jedynie nieprzyjemne wizje.
     To kara za to, że mnie zostawiłeś - usłyszał gdzieś w głowie kobiecy głos. Otworzył szerzej oczy, gdy wpatrzony w przyszłego władcę, ujrzał nad jego ramieniem zaglądającą długowłosą dziewczynę. Łudząco do niego podobną, wpatrującą w bliźniaka obojętnym spojrzeniem.
     - C-co...? - Wydukał, nim zakrztusił się dziwnym proszkiem, który skądś wyciągnął następca tronu. Rozkaszlał się, starając pozbyć duszącego uczucia i suchości wewnątrz gardła.
     Potrząsnął głową, raz jeszcze starając wykasłać pył, ignorując przypatrującego mu ze złośliwą satysfakcją Neroda. Nie on był teraz istotny. Lete odchyliła lekko głowę, unosząc brew. Widział, jak się uśmiechała.
     Powinieneś był zostać ze mną braciszku. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.
     Nie! Nie było by - powtarzał sobie, stopniowo przestając panować nad własnym ciałem. Odnosił wrażenie, jakby było jednocześnie dziwnie ociężałe i rozgrzane. Wręcz płonęło, a delikatne przesunięcie palcem po jego szyi, jakie wykonał zaraz Nerod, wręcz wywołało dreszcze na plecach. Przyjemne, kumulujące się w okolicy krocza.
     Przełknął niepewny ślinę, spoglądając w szare oczy ze strachem.
     - Co... To było? - Zapytał, chociaż miał wrażenie, że lepiej, aby nie znał odpowiedzi.
     Zamknął oczy, gdy przez chwilę zapatrzył się na jego usta. Sam nie rozumiał dlaczego. I dlaczego nagle delikatne głaskanie po biodrze mu się podobało?! Pobudzało i zachęcało księcia do kontynuowania i poddawania temu uczuciu, choć jego umysł podpowiadał, że nie tak być powinno.
     Zobaczymy, czy wciąż będzie ci się podobało, kiedy on wbije w twoje ciało swoje szpony - podpowiedziała siostra ze złośliwym uśmieszkiem. - Będziesz zachwycony.

Pan Vincent - 2017-11-19, 13:49

Kobaltowy proszek w rzeczywistości nazywał się shaaahe'es i słynął z topowej pozycji na liście najbardziej niebezpiecznych, paskudnych i uzależniających narkotyków na terenie całego Wielkiego Imperium. Nerod pochylał się nad drobnym ciałem narzeczonej, wpatrując się z satysfakcją i niekrytą fascynacją w zmiany, które zachodziły na szczupłej twarzy, w ogromnych oczach, w sposobie, który zaczęły mu drżeć kąciki warg.
Starł z czoła niesforne krople potu i zaśmiał się lekko, ściągając twarz w nieładnym, wilczym uśmiechu. Obnażał przy tym rząd dużych, białych zębów, gotowych w każdej chwili zacisnąć się na ramieniu ofiary, rozszarpać je do samej kości.
- To nic takiego - wyszeptał czule, zupełnie kontrastowo do paskudnego uśmiechu. Wyciągnął dłoń i pogładził nią oblicze syreny, odnotowując z zadowoleniem, że w rzeczy samej każdy dotyk wywoływał pożądany przez niego wcześniej efekt.
Nareszcie mógł zabawić się z małą dziwką, jak należało.
Chwycił za drobne nadgarstki i bez problemu uniósł Leticię wysoko w górę, tak, że na wysokości miał jej maleńkie, sterczące sutki. Chwycił jeden z nich w usta, obejmując go wargami z niemalże nabożną czcią. Zassał się przez chwilę, podczas gdy blade ciało wiło się pod jego dotykiem, jak stado węży.
Uśmiech Neroda pogłębił się, choć nie był pewien, czy jego droga zabaweczka mogła to dostrzec. Zamiast jednak się tym przejmować, opuścił go trochę w dół, tak, że tym razem pod ustami znajdowała się długa, intensywnie pachnąca szyja. Tu już nie potrafił być łagodny - rzucił się z pocałunkami jak wygłodniałe zwierzę, obrzucając całą kwiatową długość wygłodniałymi pocałunkami i ugryzieniami - paląco zwierzęcymi, pozbawionymi litości.
Szponiasta dłoń przesuwała się pajęczo po udzie - wyznaczała ścieżkę poprzez bladą skórę, zatrzymując się dopiero w okolicach krocza - zamruczał głośno, wyczuwając prężącą się twardość. Jego ukochana zdawała się lubić to, co z nią robił. Dobrze, bardzo dobrze.
Nie mogła mieć pojęcia, co dla niej szykował, ale przecież nikt nie zabronił mu ofiarować jej odrobinę rozkoszy.

Lumi - 2017-11-19, 14:32

     Nie! Nie tak miało być! Nie tak chciał, aby teraz było! Chciał walczyć, wyrywać się, uciec od oprawcy. Dlaczego więc ciało go nie słuchało? Poddawało kolejnym pieszczotom, dotykowi? Wyraźnie łaknęło tego wszystkiego, co on oferował. Levi dyszał coraz ciężej, odchylając głowę, przymykając powieki, irytując na siebie coraz bardziej z każdą mijającą sekundą.
     Dlaczego nagle to wszystko tak na niego działało? Był pewien, ze to przez proszek, jakim dławił się chwilę temu. Cholerny drań nie radził sobie sam z brunetem, więc podał mu coś, co chłopaka zamroczyło, co nie pozwalało na panowanie nad sobą.
     Zadrżał, zdając sobie sprawę z tego, iż znów jest zamknięty we własnym ciele. Po raz kolejny był wewnątrz siebie więźniem, nie mogąc nic zrobić, nie mogąc zareagować, decydować o tym, co robi. Podczas gdy Nerod wyraźnie nie tracił czasu. Już po chwili syrena czuła zaciskającą się mocno dłoń na własnym prąciu. Zasyczał z bólu, gwałtownie prostując całe ciało.
     - Przestań - wyjęczał z trudem, zaciskając następnie zęby na wardze, aby dalej nie pojękiwać z przyjemności. Dlaczego, pomimo sprawianego bólu, czuł... Przyjemność?! To było całkiem nie logiczne. Zadrapujące jego skórę aż do krwi paznokcie, chociaż powinny sprawiać, że będzie uciekał, w przedziwny sposób podniecały. Łaknął więcej takiego dotyku. Do chwili, aż mocniej ich nie wbił.
     Levi zakwilił boleśnie. I zamarł, słysząc chichot siostry.
     Dopiero teraz zauważyłeś? - spytała, wyraźnie z niego śmiejąc. - Wszystko, drogi bracie, czujesz intensywniej.
     Nerwowo łykał ślinę, ponawiając próbę oswobodzenia, ale skutkiem było jedynie lekkie szarpnięcie prawą ręką. Na nic więcej nie zdołał się zdobyć, pomimo walki samemu z sobą.

Pan Vincent - 2017-12-10, 18:43

Moment, w którym jego droga narzeczona zrozumiała, jakie było działanie proszku, który dostał się jej do gardła, był dla Neroda czymś w rodzaju objawienia - jego oczy momentalnie nabrały wyrazu czystego głodu, wargi wygięły się w rozmarzonym uśmiechu, a wielkie cielsko oblało potem.
Drżał, przyciskając się wolno do drobnego ciała jak w cholernym amoku.
Ta mała dziwka już w tej chwili kleiła się do jego dłoni, przelewała się w nich, łaknąc więcej dotyku, łaknąc go do tego stopnia, że (Nerod był tego pewien), zrobiłaby wszystko, byleby go tylko otrzymać.
- Twoja skóra jest taka delikatna - wyszeptał niemalże łagodnie, podziwiając krwawe pręgi, które pozostawiły jego pazury. - Taka... delikatna - powtórzył, pochylając się, by opaść na kolana. Z roztargnieniem zdał sobie sprawę z tego, że był to chyba pierwszy raz gdy przed kimś klękał... Przysunął się odrobinę bliżej rozcięcia i polizał zranione miejsce, smakując świeżej, słodkiej krwi.
Leticia szarpnęła się stanowczo, wyciągnął więc szponiastą dłoń, by przytrzymać ją w miejscu. Docisnął jej szczupłe bioderko do ściany, oblizując bladą skórę ponownie... I raz jeszcze...
Jego podbrzusze zafalowało wściekle, a sztywny jak skała członek obił się buńczucznie o uda, domagając coraz większej uwagi. Nerod sapnął wściekle i przycisnął do rany ostre zęby, wbijając je mocno, stanowczo zbyt mocno by cienka skóra nie pękła mu pod wargami, rozlewając się w nie swym przepysznym nektarem.
Syrena wrzasnęła wściekle - magia zafalowała w powietrzu, sprawiając mu delikatny ból, ale nie potrafił się nim przejmować, nie teraz, gdy smakował ambrozji, płynącej prosto z jej żył.
Wiele stworzeń nie miało świadomości tego, że demony nie tylko uwielbiały smak krwi przedstawicieli magicznych ras, ale i czerpały z niego siłę, która dawała im niemalże nieśmiertelność. To właśnie dlatego tak bardzo zależało mu na tym żeby Levi stał się jego żoną, żeby ta niepozorna istotka była już na zawsze jego własnością, jego własną skarbnicą mocy, jego przepustką do posiadania królestwa i pozbawienia życia tego starego skurwiela!
- Obróć się - wychrypiał na granicy szaleństwa. Podniósł się na nogi i zanim Leticia zdążyła wykonać jego polecenie, sam obrócił ją twarzą do ściany i docisnął się do jej drobnego ciała, przytulając do jędrnych pośladków swoją sączącą się męskość. - Wypnij się dla mnie i rozszerz pośladki. Pokaż mi się... Chcę cię tam dobrze obejrzeć, rozumiesz?

Lumi - 2017-12-10, 21:28

     Kolejne mijające sekundy sprawiały, że chłopak coraz bardziej zatracał się w uczuciach, w przyjemności łączonej z bólem, jakie serwował mu właśnie przyszły imperator. Syrena dyszała ciężko, wydając z siebie gwałtowny jęk przy kolejnym ściśnięciu jego ciała. Wierzgnął, chociaż nie na wiele się to zdało. Zamiast tego został przyciśnięty biodrem do ściany, a Neroth począł zlizywać krew, jaka wypływała mu ze zranień. Próbował uciec od tego uczucia, odsunąć się od niego, jednak silne dłonie nie dawały takiej możliwości.
     W dodatku - ku irytacji bruneta, język drugiego mężczyzny powodował dreszcze rozkoszy, rozchodzące się po ciele. Przymknął oczy. Tylko na moment. Ugryziony, pisnął momentalnie, szeroko otwierając powieki, próbując odsunąć od bólu. Drżał prawie spazmatycznie, nie mogąc uspokoić. W dodatku widok śmiejącej się stale siostry przyprawiał go o niepokój. Dlaczego nie chciała zrozumieć jego położenia?
     Nie był w stanie się przeciwstawiać, mimo iż chciał. Narkotyk zmuszał go do stałego podniecenia, do dopraszania się o dotyk drugiej osoby. Jak więc się dziwić, że tak chętnie jego ciało wypięło się dla Nerotha, kiedy tylko otarł się penisem o odbyt syreny.
     Levi wydał z siebie kolejny jęk, a Lete zachichotała. Czyżbyś aż tak go pragnął, braciszku? Chyba po raz pierwszy w życiu miał chęć na nią warknąć, obrazić ją i krzyknąć, aby dała mu wreszcie święty spokój. Miał łzy w oczach, a część z nich spływała już powoli po jego policzkach.
     - P-przestań - wysapał drżącym głosem, zerkając ponad ramieniem.
     Wbrew jego własnym słowom, penis stał sztywno, a ciało samo ocierało się o biodra drugiego księcia. Levi bezradnie zacisnął dłonie w pięści.

Pan Vincent - 2017-12-11, 22:04

- Zamknij się - warknął ostrzegawczo, choć bez zwyczajowej siły, bez tej mocy, która sprawiała, że ilekroć ktoś słyszał jego upomnienie, drżał ze strachu, kulił się w sobie i lamentował, błagając o litość.
- Dostałeś właśnie polecenie, ale go nie wykonałeś - poinformował go sucho i jak gdyby nigdy nic, sięgnął po pasy i oplątał je ciaśniej wokół wątłych ramion, nadgarstków i szczupłych bioder. - Zaczekasz tu, suko. I będziesz skamlał o to żebym chociaż na ciebie spojrzał. Z każdą sekundą będziesz mnie pragnął coraz bardziej i bardziej, wbrew sobie. - Parsknął śmiechem i obrócił sobie buźkę narzeczonej, poklepując jej policzek w najbardziej drażniący, wyzywający sposób. - Tak właśnie działa ten proszek, skarbie. Za chwilę twoje jądra staną się nieznośnie napięte i ciężkie, a stąd - pochylił się, by sprzedać pstryczka prosto w czubek erekcji syreny - pocieknie fala preejakulatu. Zaleje ci uda i łydki, do samych kostek. Ale nie uda ci się odnaleźć spełnienia, o nie. A wiesz dlaczego? - Ostatnie zdanie wymruczał jej wprost do ucha, przesuwając swoim długim językiem po jego płatku. - Zaraz ci pokażę.
W dłoni Imperatora zmaterializowała się niepozorna, czarna tasiemka. Stojąc za plecami królewny, pochylił się nad jej ramieniem i obwiązał tasiemkę wokół sztywnego trzonu jej erekcji.
- W gwoli wyjaśnień - tym razem szepnął, przygryzając ucho, pociągając je zębami, niczym niesforny szczeniak. - Z każdą chwilą tasiemka będzie zaciskała się coraz mocniej. Niby nieznacznie, po trochu, ale uwierz mi - przeciągnął złośliwie słowa, wykrzywiając wargi w gadzim uśmiechu - po jakimś czasie stanie się to dla ciebie baaaardzo nieznośne.
Odsunął się nagle, opierając szeroki bark o jedną z długich kolumn. Przesunął palcami po jednym z rogów, spoglądając na swoje dzieło.
- Przepiękna - podsumował, parskając znów śmiechem. - Niech rozpocznie się przedstawienie.

Lumi - 2017-12-12, 00:25

     Warkot. Ostrzeżenie, jakie usłyszał po własnym błaganiu natychmiast go uciszył. Nie potrzebował krzyku, nie potrzebował nawet gróźb, aby zamilknąć, zaciskając zęby na dolnej wardze, a powieki zamknąć, starając pozbyć z nich ostatnich łez. Uspokoić. Tak trudno było to zrobić, kiedy odczuwał tak wiele całkiem sprzecznych od siebie emocji. Czy może raczej... Czuł się tak, jakby osobno czuł on i jego ciało? On pragnął uciekać, a ciało pozostać, pławić w dotyku. On się bał, ale ciało czuło słodkie podniecenie, buzujące coraz mocniej i mocniej. On pragnął się oswobodzić i uciec, ale... Miał wrażenie, jakby jednocześnie sam chciał już tu zostać i grać w rozpoczętą przez Nerotha grę.
     Wiązany ponownie nawet się nie opierał. Narkotyk skutecznie pozbawiał go sił i chęci ku podobnym zabiegom. Otumaniał. Sprawiał, iż zmysły syreny szalały, a ocierające się o skórę pasy przyprawiały o szybsze bicie serca oraz przyjemność, powodującą aż gęsią skórkę.
     Oddychał ciężko. Przymknął powieki, dysząc, stając utrzymać na nogach. Stać w jednej pozycji, podczas gdy tak naprawdę zaczynał mieć chęć ocierania się biodrami o ciało kochanka.
     Uspokój się - powtarzał sobie. - To przez narkotyk!
     A może tak naprawdę tego chcesz, ale boisz się tego przyznać, braciszku? - Zadrwiła po raz kolejny, sugestywnie oblizując wargi.
     Pokręcił głową prawie jak w amoku, stale dysząc, stale chcąc zapanować nad własnym ciałem, które ani myślało go słuchać. Nie był w stanie już nawet słuchać kolejnych słów następcy tronu. Wzdrygnął się jednak i jęknął głośno, czując dotyk na główce penisa. Uniósł powieki, dopiero teraz orientując, że ma coś obwiązane wokół nasady. Przytłumione zmysły sprawiły, że nie zarejestrował od razu tej czynności. A może to Lete tak go zajmowała?
     Podniósł wzrok na Nerotha. Usłyszał jego ostatnie słowa - te złośliwe, świadczące o tym, że chce zadać mu kolejną dawkę bólu, kolejne cierpienie, nie ważne w jakiej postaci. Zakwilił cicho, już teraz mając tego dość. Nie był w stanie myśleć choćby o tym, jak będzie wyglądało jego życie za tydzień lub później.
     Przyjemnie, prawda braciszku?
     Dziewczyna wyraźnie dobrze się bawiła. Podeszła bliżej, sunąc samymi opuszkami to po jego ramionach, to po bokach, piersi, plecach, czy udach. Jej dotyk przyprawiał go o dreszcze. Ponownie liczył na odsunięcie się od tego, ale jak na złość ciało lgnęło do niego, a pęta uniemożliwiały ruch.
     A... Gdybym zrobiła... Tak? - Wymruczała mu do ucha, jak wcześniej młody książę, po czym zassała się na płatku, dłonią sunąc po trzonie penisa.
     Wzdrygnął się, ale zgodnie z przewidywaniami przyszłego małżonka - już po chwili perłowa sperma zaczęła powoli wypływać z główki przy cichych jękach Leviego.

Pan Vincent - 2018-02-12, 11:41

     Jego małą księżniczką wstrząsały doprawdy skrajne emocje - Nerod dostrzegał bez żadnych trudności setki emocji przepływające po przepięknej twarzy jego narzeczonej - niektóre świadczące o gorącej nienawiści do niego, inne do siebie samego. Cóż, nie mógł mu się specjalnie dziwić - wobec tak silnej rozkoszy i upodlenia jednocześnie, jemu samemu prawdopodobnie też byłoby ciężko się... okiełznać.
I nagle w oczy rzuciło mu się coś wyjątkowo... interesującego - zachowanie odmienne od tych, których do tej pory był świadkiem. Jego mała księżniczka zdawała się z kimś... kłócić? Nie na głos, w żadnym wypadku, ale te reakcje, jej kwaśne miny i żałosne szarpnięcia drobnego ciała, to wszystko wydawało się być elementem jakiejś wyjątkowo zażartej dyskusji. Z kim ją prowadziła? Czyżby ukrywała przed nim więcej sekretów, niż sądził?
Nie mógł się ujawnić, jeszcze nie teraz. Nie, zwłaszcza nie teraz, kiedy nie miał jeszcze pojęcia, czy jego obserwacje nie stanowiły jedynie dopowiedzeń wyjątkowo bogatej wyobraźni.
Sapnął głośno, zbliżając się bezwiednie do podrygującego bezwiednie stworzenia - wyciągnął szponiaste dłonie i zacisnął je na drobnych ramionach, dociskając je bezlitośnie do ściany. Przechylił się przez pachnącą kwiatami szyję, poświęcając swą uwagę oplątanemu tasiemką trzonowi erekcji. Blada skóra, oplatający te sztywną część niewielkiej męskości, zdążyła się już pokryć rozkoszną czerwienią, którą Imperator zapragnął poczuć pod swymi sprawnymi dłońmi.
- Co powinienem z tobą teraz zrobić? - Zapytał po prostu, owiewając niewielkie ucho swoim gorącym oddechem. - Okazać ci litość i dotknąć tego słodkiego skarbu? Wypieścić go i dać ci rozkosz, o której nie śniłeś? A może... - demon zawiesił głos, dźgając jednym z rogów wrażliwą skórę na karku syreny - a może powinienem poczekać na moment, w którym twoje prymitywne potrzeby nakażą ci paść przede mną na kolana i błagać o to, bym choć na ciebie spojrzał? Czujesz, że ten moment nadejdzie już wkrótce, prawda? Wiesz o tym, nie jesteś przecież głupia... Zalejesz się łzami i będziesz w stanie tylko. I wyłącznie - jeden z ostrych kłów szarpnął za pieszczony chwilę temu płatek ucha. - Błagać.

Gloomy - 2019-01-05, 00:28

     Levi nie dawał sobie rady z przyjemnością. Otumaniony narkotykiem, jednocześnie widząc i słysząc przed sobą nie tylko Neroda, ale i własną siostrę zwyczajnie się bał. Patrzył na nich niepewnie, drżąc i próbując powstrzymywać jęki. Nerod miał rację - tasiemka, zaciskając się powoli coraz bardziej drażniła, ale i sprawiała dziwną przyjemność. Jak wszystko po tym proszku, jakim chuchnięto mu w twarz!
     Brunet odniósł wrażenie, że gdyby teraz zawiał na niego delikatny wietrzyk, również czułby słodkie pieszczoty, zamiast liźnięcia powietrza. Miał rację. Oddech, jakim przyszły władca owiał jego ucho wprawił w drżenie całe ciało. I sprawił, że kolejne krople ejakulatu wypłynęły z podnieconego członka. Drżał, był sztywny i gdyby nie to, że liny ciasno go oplatały, przebierałby teraz nogami, coraz bardziej pragnąc złączyć z drugim ciałem.
     - Widzisz? - Dalej drwiła księżniczka. - Sam go pragniesz. chcesz, aby cię dotykał... aby cię wziął! - Rzuciła triumfalnie, drapiąc go po szyi, przez co syknął z przyjemności.
     - P-proszę... - Jęknął, patrząc błagalnie, na wpół przytomnie, stale nie spuszczając podnieconego wzroku z mężczyzny. - To... Zbyt... - Jęknął przeciągle, przeprostowując plecy, kiedy Nerod go ugryzł. - P...Proszę... Przestań - wysapał z pojawiającymi się już łzami w kącikach oczu.
     Jego siostra roześmiała się głośno, widząc zachowanie Leviego. Pokręciła głową z zachwytem i westchnęła.
     - Ależ braciszku... Przecież ci tak dobrze. - Drwiła dalej, chichocząc. - Przecież chcesz go w sobie - wymruczała ze złośliwym uśmieszkiem, przez co chłopaka przeszły dreszcze, a penis zadrżał z podniecenia, wyrzucając z główki kolejne kropelki przy akompaniamencie kolejnego, przeciągłego jęku syreny.