The Lost Silence 4/5

 

Yaoi - The Lost Silence

POPRZEDNIA CZĘŚĆ

effsie - 2018-11-04, 16:04

Uśmiechnąłem się i pokręciłem ze śmiechem głową, nie komentując już tego ani słowem, tego zachowania mojego chłopaka. Lubiłem, gdy było normalnie, tak jak teraz, bez jakiegoś większego drążenia, kopania, dociekania, ustawiania relacji, zastanawiania się, o co komu chodziło, co byłoby najlepsze… ot, zwyczajnie, tak bardzo przyjemnie i naprawdę, naprawdę w porządku.
Kiwnąłem głową i schyliłem się do szafki, gdzie Max trzymał swoje herbaty; za moją sprawą (bo trułem mu o to dupę) nie pojawiały się tu już nowe opakowania z fabrycznie pakowanymi torebkami, a raczej puszki z odpowiednim suszem. Nie ufałem tym torebkowcom; nigdy nie byłem na Sri Lance, ale miałem kumpla, który był i opowiadał mi co nieco o tym, jak wygląda produkcja tych pseudo-herbat, które najczęściej kupowali ludzie, chyba głównie z lenistwa, a nie wygody. Dla mnie nie był to problem, użyć zaparzacza czy specjalnej torebki, a Max – chyba zmęczony moim narzekaniem – już serio nie kupował tych pomyj. Dlatego z pewną satysfakcją sięgnąłem po puszkę z czarną herbatą, później szukając małego siteczka, aby zrobić to tak, jak trzeba, a nie tak, jak było najszybciej.
Sobie zaś przygotowałem kawę – musiałem dzisiaj trochę przysiąść przy dziarkach. Miałem nadzieję, że Max wpadnie do mnie, czy ze swoją pracą, czy z książką, ale jeśli nie to po prostu wypiję z nim kawę, a potem zdezerteruję na swoją część ściany.
Max jeszcze coś tam mówił, ale niebardzo zwracałem uwagę na jego słowa, tępo wpatrzony w te różowe wargi, które wygięły się w lekkim uśmiechu i zbliżyły się do mnie. Max pocałował mnie, a ja rozchyliłem usta i chciałem naprzeć na niego językiem, ale odsunął się szybciej, niż zdążyłem cokolwiek zrobić. Zamrugałem, lekko zdezorientowany tym brakiem jego dotyku i ciepła i potrząsnąłem głową.
Ech…? — jęknąłem, starając się odnaleźć w tej sytuacji i, proszę ja was, absolutnie zarówno moją kawę, jak i jego herbatkę, miałem głęboko w nosie. Czajnik odkliknął, dając znać o zagotowanej wodzie, ale nie mogło mnie to mniej obchodzić. — Nie trzeba ci jakoś pomóc? — mruknąłem durnie, odpychając się od blatu i przytuliłem się do pleców Maxa, łapy lokując na jego biodrach, a usta w szyi, po której zacząłem go delikatnie całować.


Gazelle - 2018-11-04, 17:09

Nawet kuchnia Maxa odzwierciedlała zmiany w jego życiu – w szafkach zaczynały się pojawiać liściaste herbaty, w lodówce zawsze czekało na Iana jego ulubione piwo, a w zamrażarce mięso. Nie były to może rewolucyjne zmiany, ale te drobne rzeczy i tak były nowością dla Maxa, który wcześniej prowadził sobie zwyczajny, rutynowy żywot.
I w końcu kupił te nieszczęsne szczoteczki do zębów. Jedną dla Iana, a jedną dla siebie do mieszkania Iana. To również miało dla niego symboliczny wymiar, nawet jeżeli Ian nie odbierał tego w taki sam sposób. Podobnie jak ciuchy Iana schowane w jego szafie, a także częściowo pozostające w jego koszu na rzeczy do prania. I to wszystko było zupełnie naturalne, nie wymagało wielkich decyzji i ustaleń – tak się działo i już.
Czuł się niesamowicie usatysfakcjonowany, gdy odsuwając się od Iana ujrzał w tych ciemnych oczach zaskoczenie i zawód. Świadomość tego, że miał kontrolę nad swoim chłopakiem wypełniała go ciepłymi uczuciami, naprawdę czuł się jakby miał go niemalże w garści. I, oczywiście, jego ego również było miło połechtane tym, jak działał na tę nieprzyzwoicie seksowną istotę.
Ach — jęknął, nie mogąc się powstrzymać przed tym, jak i przed wzdrygnięciem, bo usta Iana niebezpiecznie zbliżały się do najwrażliwszych rejonów Maxa. Cóż, najwyraźniej działało to w dwie strony, bo Max także chciał aż rzucić te naczynia w cholerę, a potem rzucić się na Iana, ale nie, dzielnie szorował patelnię. — Herbata. Potem wymyślimy dla ciebie zajęcie — powiedział, uśmiechając się pod nosem, czego Ian nie mógł przecież zobaczyć. — Ian, przestań, bo coś przez ciebie potłukę — wyjęczał, gdy jego niefrasobliwy kundelek nie zaprzestał pieszczot. — No, już, już, chcę się napić czegoś ciepłego.


effsie - 2018-11-04, 17:30

No i miałem go przed sobą, praktycznie niewzruszonego na pieszczoty, którymi raczyłem jego szyję i obojczyk, ręką odsłaniając jego ramię spod koszulki, którą miał na sobie. Przyssałem się do tej szyi, czując jak nozdrza drażni mi zapach znajomego żelu pod prysznic i perfum, których ostatnio używał Max.
Nieusatysfakcjonowany, westchnąłem, zabrałem ręce i odsunąłem się od mojego chłopaka. W moich spodniach pojawiło się już lekkie wybrzuszenie, ale nawet nie starałem się go ukryć. Zamiast tego sięgnąłem po czajnik i, na początku, zalałem frenchpressa (kupiłem ostatnio nowy, by móc wypić kawę u Maxa bez skakania za ścianę po moje ustrojstwa), a później – z odpowiedniej wysokości, by woda się nieco ostudziła – herbatę. Przytrzymałem siteczko, by przypadkiem nie spadło i uniosłem po chwili, nie chcąc przeparzyć herbaty. Przez cały ten czas nie odzywałem się do Maxa, skupiając się na tych prostych czynnościach i uspokajając wzwód.
Chcesz pójść do mnie? — spytałem, gdy oba napoje były gotowe, a moją kawę wystarczyło przelać do kubka. — Muszę dzisiaj trochę porysować, więc jak masz coś do roboty to możesz popracować u mnie jak chcesz?


Gazelle - 2018-11-04, 17:42

Trochę liczył na to, że Ian będzie go przekonywał jeszcze chwilkę dłużej, ale najwyraźniej się przeliczył. No, ale trudno, przynajmniej w spokoju pozmywał naczynia i obtarł zlew z wody. Zanotował także w głowie to, że jego szafki wymagały tego, żeby przetrzeć je w końcu czymś odtłuszczającym, ale nie wiedział czy w najbliższych dniach znajdzie na to czas. Przejechał palcem po górnej szafce, znajdującej się nad zlewem i skrzywił się. Może nie była jakoś mocno zasyfiona i lepka, ale jej stan już Maxowi się nie spodobał. Nie był wcale jakimś wielkim pedantem, co to, to nie, ale lubił porządek. Uwielbiał to uczucie, kiedy wszystko wokół było czyste i pachnące, a on mógł cieszyć się przebywaniem we własnym, czystym mieszkanku.
Hm... — mruknął, odwracając się w stronę Iana, opierając się wciąż o zlew. Właściwie miał trochę inne plany na ten wieczór, ale Ian był nieświadomie jego głosem rozsądku, przypominającym mu o pracy, którą w istocie powinien się przecież zająć. Tylko, że trochę obawiał się o swoją koncentrację pracując przy Ianie, ale nie mógł sobie odpuścić spędzenia razem czasu chociażby w taki sposób. — Pewnie — odpowiedział w końcu. — Tylko wezmę laptopa.
A oprócz laptopa wziął także jeszcze nieodpakowaną szczoteczkę do zębów, którą schował do kieszeni w spodniach. Skoro i tak mieli spędzić wieczór w mieszkaniu Iana, to wydawało mu się to już oczywiste że zostanie tam na noc.


effsie - 2018-11-04, 18:13

Więc przenieśliśmy się do mnie, gdzie ze Spotify przez głośniki puściłem jakąś muzykę, a potem wypiliśmy kawę i herbatę, gadając o tym basenie i o tym, że jak Max mnie obudzi jutro naprawdę o siódmej rano to dziś już nie pójdę na tę siłkę.
Co w sumie, jak myślałem o tym planie, naprawdę wydawało się sensowne. Wieczorami udawało się nam z Maxem, hm, zmęczyć i istniało prawdopodobieństwo że nasze męczenie się albo moja siłka by na tym utraciły, a więc poranne treningi były naprawdę dobrym pomysłem. No i, tak zdroworozsądkowo, dobrze się trochę poruszać rano, nie?
W każdym razie, zająłem się tą dziarką, trochę odpływając w swój świat, a obecność mojego chłopaka w ogóle mi nie przeszkadzała. W pewnym momencie nawet przyniósł mi wodę, mimo że o nic go nie prosiłem i, nie wiedzieć czemu, to wydało mi się absurdalnie miłe. A nie musiało, nie? Przecież nic takiego nie zrobił.
Ale tak trochę było z Maxem. Niby nic nie robił, niby taki o, a ciągle chciałem spędzać z nim czas – nawet jeśli miał polegać na wspólnym siedzeniu w jednym pokoju i zajmowaniem się swoimi sprawami.
W pewnym momencie musiałem coś sprawdzić i, jak na złość, mój komputer gdzieś przepadł. Szukałem go już od dobrych dziesięciu minut, kiedy Max spytał:
— Czego szukasz?
Muszę coś obczaić na kompie — odparłem, przerzucając magazyny na sofie, jakby miał się pod nimi ukryć.
— To użyj mojego — zaproponował od razu, przesuwając go w moją stronę i miałem to zrobić, ale zawahałem się.
Nie, mam foty u siebie, a ich potrzebuję.
— Szukasz swojego komputera? — spytał, jakby dopiero się zorientował.
No?
— Przecież jest u mnie.
Uniosłem głupio brew, bo to nie wpadło mi do głowy. Bo to oznaczało, że był tam u Maxa od dobrych kilku dni, a ja nawet się o tym nie zorientowałem, bo… najwyraźniej to było normalne.
W sumie? W sumie było.
Aha — wyszczerzyłem się głupio i polazłem do Maxa po swojego laptopa.


Gazelle - 2018-11-04, 19:31

I nawet nie było tak kiepsko z jego skupieniem. Ian był zajęty sobą i swoim rysunkiem, a na ekranie Maxa pojawiały się kolejne zdania. Nie był z nich zadowolony, ale miał nadzieję że po napisaniu całości uda mu się stworzyć z tego coś nadającego się do publikacji. Ogromnie frustrowało go to, jak kiepski stał się w swojej pracy, w tej rzeczy, w której uważał się za dobrego. A tutaj klops, nuda, beznadzieja. I te słowa uderzały w Maxa z mocą cegłówki.
Uśmiechnął się delikatnie do siebie, gdy Ian popędził do sąsiedniego mieszkania po swojego laptopa. Rzeczywiście, ostatnio więcej czasu spędzali w jego mieszkaniu. Dzielenie przestrzeni stało się dla nich całkowicie naturalne. Pewnie swój udział w tym miał fakt, że przecież mieli okazję mieszkać ze sobą przez dwa lata studiów, czyli mieli szansę do siebie przywyknąć. Wprawdzie każde z nich przez te pięć lat trochę się zmieniło, ich relacja bardzo się zmieniła, ale pewne nawyki pozostały, chociaż na przykład te rzeczy, które denerwowały Maxa siedem lat wcześniej, w tym momencie wywoływały u niego najwyżej lekki uśmiech rozbawienia.
Westchnął i wrócił do pracy, zanim Ian zdążył wrócić do salonu. Po jakimś czasie znalazł się w martwym punkcie, i cholernie go to frustrowało. Czuł nad sobą ogromną presję. Nie chciał zawieść szefa, nie chciał przede wszystkim zawieść Iana, Bety, Tony'ego, co by pewnie wynikało z zawiedzenia szefa, a także czuł, że powinien świecić przykładem dla nowej stażystki i...to była przecież część dorosłości, nie powinien narzekać, ale było mu z tym ciężko.
...Ian? — odezwał się cicho.
— Tak? — odpowiedział mu głos swojego chłopaka, który nie podnosił wzroku z nad stołu na którym rysował kolejny wzór.
Czy...czy mógłbyś sobie zaraz zrobić małą przerwę? — spytał, wręcz nieśmiało. Nie chciał przeszkadzać swojemu chłopakowi w pracy, naprawdę, sam by się o to wkurzał, ale potrzebował go, chciał się chociaż na krótką chwilę przytulić, pocałować go, żeby obronić się przed ciemnymi myślami.


effsie - 2018-11-04, 21:02

Siedziałem właśnie nad kilkoma wersjami jednej dziary, znaczy, nad jedną wersją, ale starałem się znaleźć najbardziej odpowiedni moment, by ją uchwycić. Dużo rozmawiałem z tą dziewczyną o jej udzie, ale wciąż jakoś nie byłem zadowolony, ale kiedy już wpadłem w wir, to rysowałem, zmieniałem, rysowałem… gdyby nie muzyka, podejrzewam że szelest kalek, które przerzucałem po stole i zrzucałem z niego mógłby mocno denerwować Maxa; ale prawdę mówiąc zupełnie się tym nie przejmowałem, dochodząc do wniosku, że jak coś będzie dla niego mocno nie tak to sobie pójdzie.
Poza tym – bez przesady. Nie miałem zamiaru pracować ciszej przez to, że mogłoby mu to przeszkadzać.
No i poza tym, chyba już coś sobie wyolbrzymiam w głowie.
W każdym razie gdy blondas rzucił tą swoją dziwną propozycję, aż uniosłem głowę i zerknąłem na niego, takiego z zasępioną miną i generalnie coś było na rzeczy, więc powiedziałem tylko:
Jasne, tylko dokończę tu jedną rzecz.
Nie wiedziałem, co to znaczy ta mała przerwa, ale niewątpliwie mogłem ją sobie urządzić, tylko, no, dokończę ten szkic, co go miałem teraz przed sobą.
Smagnąłem cienkopisem raz, drugi i trzeci, stawiając ciągłe kreski wijące się wokół szopa przed moimi oczami i pociągnąłem jeszcze kilka urwanych ruchów ręki, by nieco „ubrudzić” to wszystko. Odrzuciłem cienkopis i sięgnąłem po markery w trzech różnych odcieniach i maznąłem nimi z boku po kalce, żeby pamiętać, jaki zestaw kolorów chodził mi po głowie, gdy do tego wrócę i sapnąłem głośno.
Coś z tego może będzie.
Podniosłem się z krzesła i uśmiechnąłem, przeciągając się i prostując plecy. Wykonałem kilka ruchów barkami w przód i tył, starając się trochę rozciągnąć, bo nieco się zasiedziałem.
Co jest, bejb? — rzuciłem, schylając się po paczkę papierosów i otwierając drzwi balkonowe. — Faja?


Gazelle - 2018-11-04, 21:32

Jasne! — odparł natychmiast, i odłożył laptopa na podłogę. Póki co i tak nie dałby rady nic mądrego napisać, a wpatrywanie się w ekran dalej go dołowało. Czekał cierpliwie na Iana, skupiając się na swoim oddechu i licząc kolejne wydechy, żeby uspokoić swoje wewnętrzne roztrzęsienie, które już zaczynało się pojawiać. Tak bardzo siebie nienawidził w takich momentach, czuł się żałosny, słaby, beznadziejny. Ian jakoś potrafił się odciąć, ładnie śmigać ze swoją pracą, a Max był w ciemnej dupie. A co, jeżeli się to utrzyma podczas ich wycieczki? Przecież jego zadaniem było tworzenie wpisów z podróży! Nie mógł i w tym zawalić!
Gapił się na plecy Iana, ale myślami był zupełnie gdzie indziej, walcząc z samym sobą. Postanowił sobie wziąć się w garść, bo przez użalanie się nad sobą i tak nie zrobi żadnego postępu w pracy. A poza tym chciał się nacieszyć byciem blisko Iana, a gdyby to postępowało, to musiałby wrócić do siebie.
To znaczy, nie musiałby. Ale zdecydowanie by wolał.
Muszę chwilę odetchnąć — powiedział wymijająco. — Pewnie — skinął głową i się podniósł, wlokąc się za Ianem na balkon. Wziął papierosa z paczki wyciągniętej przez Iana (przerażał go fakt, że przez te miesiące już przyzwyczaił się nawet do tego obrzydlistwa), a Ian mu go odpalił. Oparł się o barierkę i zaciągnął się porządnie, chwilę potem kaszląc, bo to było aż zbyt porządnie zaciągnięcie.
Jak idzie praca nad wzorem? — zagaił.


effsie - 2018-11-04, 21:49

Naciągnąłem na ramiona bluzę, którą chwyciłem jeszcze przed wyjściem na balkon (jakąś inną rzuciłem Maxowi, żeby mój chłopak też nie zamarzł; może i Nowy Jork nie umywał się do Kanady, ale kurde, był jednak styczeń, to zdecydowanie nie najcieplejszy miesiąc) i zmarszczyłem lekko brwi. Mój chłopak musiał chwilę odetchnąć i do tego potrzebował, bym i ja zrobił sobie przerwę? No, to chyba tak do końca nie działa, nie?
A spoko, mogę ci pokazać jak spalimy — odparłem lekko na jego pytanie i, co tu dużo mówić, pewnie mocno wymijająco, bo znając życie Max już sobie coś ubzdurał w tym łbie i teraz zbierał się, by mnie o to zapytać.
Więc wypadałoby dać mu okazję.
— Jasne, chętnie — odparł uśmiechając się, a ja kiwnąłem głową i zaciągnąłem się papierosem.
I milczałem, czekając aż się odezwie, a on przez chwilę patrzył się na mnie, pewnie szukając tematu do rozmowy, a gdy go nie znalazł odwrócił wzrok i zawiesił go na budynkach w oddali.
I tak milczeliśmy przez chwilę, ja gapiąc się na Maxa, on na rzeczy dookoła, jarając faje i niby spoko, gdyby nie to, że jakoś tak nie wiem.
No i oczywiście, że to ja nie wytrzymałem.
A ty jak, odrobiłeś zaległe zadanie domowe? — zagadałem, strzepując popiół za barierkę. — No wiesz, ilość literek się zgadza i takie tam? Artykuły wysłane, zadania dla stażystki określone i te sprawy? Nad czym teraz w ogóle pracujesz, ostatnio nic nie mówiłeś.


Gazelle - 2018-11-04, 22:45

Kiedy poprosił Iana o przerwę, chciał po prostu tej kojącej bliskości, przytulić się, wygadać, usłyszeć jakieś słodkie słówka...albo nawet nie słodkie, tylko wesołe, bo Ian bez problemu mógł mu poprawić humor, ale w końcu sobie uprzytomnił, że przecież miał udawać że Lionel nie istnieje. I nie miał pojęcia, na ile jego samopoczucie wynikało właśnie z tego, ale mimo wszystko wolał nie poruszać tego tematu. Nie wiedział, na ile mówił mu to rozsądek, a na ile tchórzostwo, możliwe że mieszanka obu.
Westchnął sam do siebie i pokręcił lekko głową, spotykając zaraz potem skonfundowane spojrzenie Iana.
Jeszcze nie, stąd przerwa — odpowiedział, wystawiając papierosa w stronę Iana. W gruncie rzeczy nie za często brał go do ust, żeby się zaciągnąć, za to pozwalał wiatrowi go powoli spalać. — Nie mówię, bo to nic takiego — wzruszył ramionami. Tym bardziej poczucie beznadziei wzrastało przez świadomość, że nawet z tak pierdołowatymi zadaniami miał wyraźny problem. To nie był Max Stone, który przybył do tej redakcji i szybko dorobił się łatki dobrego pracownika. Nie najlepszego, bo nigdy nie był najlepszy, ale na tyle dobry, by być szanowany przez przełożonych i współpracowników.
Ian spoglądał na niego sceptycznie. Być może wyczuł, że coś jest nie tak z Maxem, przecież nie zachowywał się tak, jak zazwyczaj.
Coś mnie przyblokowało — powiedział w końcu, nadal nie zdradzając zbyt wiele. — Muszę odświeżyć umysł, czy coś — mruknął i podszedł do popielniczki, którą Ian w końcu wystawił na balkon, gdzie zgasił i zgniótł nie do końca wypalonego peta. I stwierdziwszy, że przecież to idiotyzm żeby i przed tym się powstrzymywał, podszedł do Iana i wtulił się na moment w jego klatkę piersiową, a Ian objął go wolną ręką, opierając dłoń na jego lędźwiach.
Ian, a jak skończymy pracę to będziesz mieć jeszcze siłę żeby zająć się swoim chłopakiem? — spytał, zadzierając głowę do góry. Nie udało mu się przybrać tak sugestywnego tonu, jakby chciał, ale liczył na to że Ian i tak zrozumie przekaz.


effsie - 2018-11-04, 23:11

No i znowu włączyła się mu ta przylepa, która ładowała się do mnie i ściskała, co było… początkowo nieco dziwne, ale teraz już się jakoś przyzwyczaiłem i nieco automatycznie obejmowałem Maxa w odpowiedzi, gdy w przeróżnych sytuacjach przyklejał się do mnie, czy z szerokim uśmiechem ładował na kolana.
I teraz było prawie że normalnie, prawie że tak jak zawsze, tylko właśnie bez tego szerokiego uśmiechu, więc to ja wygiąłem wargi w jego marnej imitacji.
Każdego mogło przyblokować, każdy miał jakieś gorsze momenty w swojej pracy i to nie wydawało mi się jakoś szczególnie nienaturalne. Sam też momentami potrzebowałem przerw, takich jak właśnie mówił Max, odświeżających, czasami wystarczyło wyjść na faję, a czasami pojeździć całą noc na desce, zależnie od skali spierdolenia. Mój chłopak zaś miał na to inny pomysł, widziałem, a to też było lepsze, niż siedzieć i się zadręczać i nie posuwać się do przodu.
No, to zależy jak szybko się uwiniesz ze swoją pracą, no bo co jak będziesz to pisał i piiiisał, a ja będę już taki zmęczony — gadałem głupio, wyciągając rękę z fajką jak najdalej mogłem, by nie dymić na Maxa. — Ech, czy ty jesteś zaprogramowany jakoś tak, że co ileś godzin musisz się do kogoś przylepić? Pewnie jak mnie nie ma to masz tego swojego miśka, a w pracy będzie cierpiała na tym Abbie i ta twoja stażystka — kontynuowałem, stwierdzając, że skoro Max w tej swojej przerwie chciał ze mną pospędzać czas to mogłem mu go jakoś urozmaicić swoim durnym pierdoleniem.
Zaciągnąłem się po raz ostatni i cisnąłem fajkę przez balkon (Max fuknął na mnie, że od czegoś mam popielniczkę) i weszliśmy do środka, a tam od razu pociągnąłem go do mojego stołu.
Chodź, bejbe, siadaj, bo teraz ty mi musisz powiedzieć. Zobacz, to jest szop, i ten szop on będzie na udzie. I tutaj mam kilka wersji, jest ta, ta i ta, no i serio nie wiem, która ma najfajniejszą kompozycję. Jak myślisz? — spytałem, stając za plecami Maxa i położyłem jedną dłoń na jego ramieniu, przechylając się nad nim by podsunąć mu odpowiednie kalki pod nos. — To później będzie musiało iść w kolor, i myślałem o takich.


Gazelle - 2018-11-04, 23:58

Czując ciepło ciała Iana przy swoim, już zrobiło mu się trochę lepiej i pozwolił sobie odpłynąć w błogości tego uczucia. Mógłby zostać tak przylepionym już do końca życia. Gdyby Ian był kangurem, to Max przyjąłby rolę kangurzątka siedzącego w jego torbie, totalnie. I uciekłby od wszystkich obowiązków, deadline'ów, stażystek, artykułów, trucia szefa, presji.
Idealnie.
Nie kracz — fuknął w bluzę Iana, bo rzeczywiście istniało ryzyko że będzie się z tym męczył długo, czego wolałby naprawdę uniknąć. Przekornie objął jeszcze mocniej Iana, gdy ten zaczął biadolić o zaprogramowaniu na przylepianie się. — Nie, tylko do ciebie i do Koali — odparł. Lubił się tulić tylko do osób, z którymi był bardzo blisko. Lubił Abbie, ale nie łączył ich aż taki stopień zażyłości.
Przeglądał podstawiane mu kalki, które były dowodem na to, że jego chłopak znacznie produktywniej spędził czas od niego. Wszystkie wersje mu się podobały, bo Ian nigdy nie stworzył przecież czegoś, co byłoby dla niego mniej niż piękne, ale starał się podejść do tego w miarę krytycznie, skoro Ian poprosił go o opinię.
Hm, myślę że to — wskazał na kalkę, którą ułożył na środku stołu.
— Serio? — Ian zdawał się być zdziwiony jego wyborem. — A to? — skinął na wzór po lewej.
Jest ładny, ale w takiej właśnie formie, nie pasują mi do niego kolory. A to, co wybrałem, ma pole do popisu, jeżeli chodzi o dodanie koloru...przynajmniej w mojej ocenie, nie znam się od strony technicznej ani nic — powiedział cicho, a Ian nad nim mruknął, pochylając się jeszcze nad projektami.
— Chyba masz rację, Maxie — stwierdził i pochylił się, aby go pocałować, co Max przyjął z lekkim uśmiechem.
Super. To ty sobie pracuj dalej, zmykam do łazienki — zapowiedział, mimo iż właściwie nie było takiej potrzeby. Zamknął się w niewielkim pomieszczeniu i opłukał twarz zimną wodą, myjąc przy okazji śmierdzące fajkami Iana ręce. Odkąd Marcus mu uszkodził twarz, nie lubił swojego widoku w lustrze. Wyglądał jak...nie on. Nie ten obraz siebie, do którego przywyknął. W dodatku jego twarz była jakby zmarnowana, bez życia. Odbicie w lustrze było jakby parodią Maxa Stone'a.
Weź się w garść, kretynie — mruknął pod nosem i oparł się plecami o kafelki. Sfrustrowany, pochylił głowę do przodu i energicznie odchylił ją z powrotem, uderzając w ścianę. Rozległ się huk, zabolało, i chuja dało.
Przestań jęczeć, ogarniesz to, dasz radę... — powtarzał sobie tanie, motywacyjne mantry, a gdzieś tam w tle Ian pytał się, czy wszystko w porządku. — Tak! Potknąłem się i przywaliłem w ścianę! Ale żyję! — odkrzyknął i w końcu wyszedł z łazienki z zamiarem powrotu do tego nieszczęsnego pisania.


effsie - 2018-11-05, 00:24

Max właściwie tylko zerknął na te moje kalki, wyraził swoje zdanie i rajtował stąd zanim zdążyłem chociaż powiedzieć cokolwiek więcej, bardziej, tak o tej kompozycji, o której przecież chciałem pogadać, ale najwyraźniej nie było mi dane. Zamiast tego patrzyłem na plecy mojego chłopaka, który znikał w łazience i westchnąłem, przenosząc wzrok z powrotem na stół.
Przerysowałem tę kalkę jeszcze kilka razy, tym razem na jasno-beżową kartkę, by na niej sprawdzać, jak mogą zadziałać coponiektóre kolory. Ale jakoś teraz mnie nieszczególnie chciało się to robić i w to bawić, przestałem czuć bluesa i te sprawy, do tego stopnia że zbrzydł mi cały już ten wzór i to jedno miejsce i chciałem dać sobie spokój. Max gdzieś w międzyczasie wrócił z łazienki, lokując się przed tym swoim komputerem i gdy muzyka cichła to słyszałem dźwięki uderzania o klawiaturę, a więc coś robił.
No, brawo za moją spostrzegawczość.
Wstałem od stołu i sięgnąłem po swój komputer, który leżał gdzieś na ziemi. Skoro już nie miałem głowy rysować, ale mój chłopak wciąż pracował, postanowiłem zająć się czymś pożytecznym.
I na początku coś tam nawet pogadałem z Betą, o tym, że jutro punkt osiemnasta jestem u niego, ale dalej zacząłem robić zgoła ciekawsze rzeczy.
I zajęło mi to trochę czasu.
Hm — zastanowiłem się na głos; tak mi się wyrwało niepostrzeżenie, zanim zdążyłem się powstrzymać, ale Max już podniósł na mnie wzrok, więc zadecydowałem się wypowiedzieć swoje pytanie na głos. — Ciebie to jara, nie? Kurwa, sorry, ale nie, chyba że wynajdą klonowanie — zapowiedziałem, odwracając w stronę Maxa ekran.
A na monitorze pokazywałem mu ni mniej, ni więcej, a zbiór gifów demonstrujących pozycję seksualną, w której dwóch kolesi znajdowało się na kolanach, przodem do siebie, opierając się o siebie za dłonie wyciągnięte ponad głowy. Trzeci zaś znajdował się pomiędzy nimi, przez jednego walony w tyłek, jednocześnie obciągając drugiemu.
— Co ty robisz — Max zrobił wielkie oczy.
Czekam aż skończysz pracę — wyjaśniłem, wzruszając ramionami i znów przesuwając ekran do siebie — więc uznałem, że się trochę podszkolę w tym gejowskim seksie. Obczaję pozycje i takie tam, ale to odpada, bejbe, sorry.


Gazelle - 2018-11-05, 00:44

Coś się pisało. Coś. Może przywalenie potylicą w ścianę rzeczywiście mu pomogło. Może to była jakaś tajna metoda, o której świat nie mówił głośno. Może.
W każdym razie, cieszył się że ruszył z martwego punktu, chociaż nadal nie był zadowolony z tego, co pojawiało się na ekranie. Było to jednak coś, to mogło ujść w praniu, i może jakiś krok w stronę wyjścia z tego jakże beznadziejnego regresu.
Oderwał się, gdy akurat z momentem zakończenia przez niego zdania kropką Ian coś tak mruknął pod nosem.
Spojrzał szeroko otwartymi oczami na to, co prezentował mu na swoim laptopie Ian, myśląc że chyba jego ukochanego chłopaka całkowicie pojebało.
Okej, może kiedyś rzeczywiście miał podobne fantazje...ale fantazje są fantazjami, prawda? Nie uważał siebie za poliamorystę w żadnym stopniu, przekładało się to również na łóżko. Nie było opcji, żeby był się w stanie z kimkolwiek dzielić swoim Ianem.
W życiu! — zgodził się z Ianem. — Nie chcę. Żadnej innej osoby w naszym seksie, nie ma opcji. Ty mi absolutnie wystarczysz, i mam nadzieję że działa to w obie strony — spojrzał znacząco na Iana. — I, ej, trójkąty to wcale nie jest domena gejowskiego seksu! — zauważył, i zaraz na usta nasunęło mu się pytanie, które sam nie wiedział czy chciał zadać na głos. A, chuj, najwyżej dopisze to sobie do własnej listy kiepsko podjętych decyzji. — Miałeś kiedyś trójkącik? W dowolnej konfiguracji.


effsie - 2018-11-05, 00:59

Mina Maxa jasno sugerowała, że był zaskoczony tym, co mu pokazywałem, ale nie zamierzałem się jakoś szczególnie wstydzić, bo nie wydawało mi się aby w moim zachowaniu było coś nadnaturalnego. Ot, research!
Wiem, że nie są, po prostu przeglądam tę stronę i mi wyskoczyło. — Wywróciłem oczami. — Mi to by się podobało… gdybym to był ja, ja i ty — dokończyłem, szczerząc się do niego w uśmiechu.
Nie ulegało wątpliwościom, że czułem wobec tego blondasa bardzo… posesywne rzeczy, które brały się niewiadomo skąd i sama perspektywa tego, że miałbym się nim z kimś dzielić, ach, ona mnie denerwowała i irytowała już teraz, w chwili, gdy tylko snułem te hipotetyczne scenariusze, sam, jeden, bez żadnego realnego zagrożenia. A w nie, znaczy zagrożenie, też jakoś szczególnie nie wierzyłem; nie byłem głupi i zdawałem sobie sprawę z tego, jak Maxowi przeze mnie odwala, jaki jest we mnie zapatrzony i że w życiu nie spojrzałby się na innego kolesia.
Ale co z tego, skoro sam musiałem się podjudzać?
Dobra, Ian, koniec, skup się lepiej na pytaniu swojego chłopaka.
Który, niespodzianka, za bardzo logiczny to nie jest, bo niby sam prosi, bym nie wspominał przy nim o byłych, a potem sam pyta.
Aha — przytaknąłem więc, a potem doprecyzowałem: — Kilka razy… zawsze z samymi laskami. Jakoś tak wychodziło przy okazji, jak jedna nie chciała zostawić koleżanki samej i o. Ale to było zawsze tak, że te laski były hetero i co najwyżej pocałowały się przede mną czy podotykały, ale same nic nie działały, to było tak tylko dla podkręcenia atmosfery. Ale jeśli by było tak, że każdy z każdym to mnie to niezbyt chyba jednak jara, wolę sam. Nie chciałbym patrzeć jak ktoś komuś sprawia przyjemność, gdybym to ja mógł to robić. To jakoś tak… nie wiem, jak porno, a nie seks. — Wzruszyłem ramionami. A potem zmrużyłem oczy i tylko upewniłem się w tym, co jeszcze kilka tygodni temu byłoby dla mnie oczywiste, ale teraz… Ech, sam nie wiedziałem, czy na pewno chciałem wiedzieć. — Ty nie, prawda?


Gazelle - 2018-11-05, 01:32

Maxowi też bardzo by się podobało, gdyby pieprzyło go dwóch Ianów, ale jeden też był boski i w pełni go satysfakcjonował. I za nic w świecie by tego swojego pojedynczego Iana nie zamienił.
A gdyby rzecz wyglądała tak, że zamiast dwóch Ianów byłoby dwóch Maxów...to pewnie i tak czułby absurdalną zazdrość o siebie samego.
Nie chciał dzielić się uwagą Iana z kimkolwiek, to absolutnie nie wchodziło w grę. Układ z jakąkolwiek inną osobą nie byłby dla niego w żadnym stopniu podniecający, a zwyczajnie wkurwiający i był tego pewien bez potrzeby weryfikacji tej tezy.
Gdy usłyszał odpowiedź Iana na swoje durne pytanie...tak, lista kiepsko podjętych decyzji oficjalnie się powiększyła, brawo Max. Bo jednak nie chciał słyszeć o całujących i dotykających się przed nim laskach. I nie mógł powstrzymać grymasu na twarzy, chociaż się starał. Chyba nigdy nie zbierze się na odwagę żeby spytać Iana z iloma właściwie on osobami spał, ale to dobrze. Bo gdyby miał odwagę, to mógłby rzeczywiście takie pytanie zadać. A odpowiedź utkwiłaby mu w głowie i pewnie doprowadzała do jeszcze większego szaleństwa.
Nie — odpowiedział, w żaden sposób nie komentując wyznania Iana. — To jest tak, że...w porno mi się to nawet podoba, bo, nie wiem, zawsze myślałem, że byłoby fajnie gdyby zajęło się mną dwóch facetów, ale w rzeczywistości w życiu bym się na to nie dał namówić, nie czułbym się z tym okej. Poza tym skręcałoby mnie z zażenowania, bo taki seks musi być bardziej, hm, dopilnowany, nie? Trzeba się skoncentrować na konfiguracji, ustalać te duperele i to brzmi tak durnie. Nie moje klimaty — wzruszył ramionami. — Więc, nie. I jak chcesz się douczyć w kwestii gejowskiego seksu, to po prostu zostaw to mnie, bo znowu w swoich poszukiwaniach wpadniesz na jakieś głupoty — powiedział, wzrokiem wracając już do ekranu laptopa. Jeszcze mu się zostało tylko podsumowanie, przejrzenie tego całego gówna i poprawienie go, i mógł to wysyłać i spędzić miło czas z Ianem. Ta perspektywa go motywowała.


effsie - 2018-11-05, 12:01

Wywróciłem oczami.
Wcale nie wiesz, co jeszcze znalazłem na tej stronie — mruknąłem, bo może uczenie się seksu z internetu to nie było najlepsze rozwiązanie, ale co mi szkodziło poobczajać sobie te gejowskie strony i inne pozycje? Raczej nic, no i nie różniło się to za bardzo od tego, co można robić z babeczką, bo, umówmy się, laski też mają dziury w tyłkach (i wcale nie wychodzą z nich motylki tylko normalnie robią kupy), ale jakoś nigdy nie interesowałem się tym na ile sposobów można się wypiąć czy obrócić, by robić to tak, jak nigdy wcześniej.
Albo, na przykład to… nigdy nie pozwoliłem by jakakolwiek laska usiadła mi na twarzy, ale Max, w pewnej sytuacji… poczułem lekką ekscytację i zawierciłem się w miejscu, świadom tego, że pod laptopem, który miałem na kolanach, coś twardniało w moim kroczu.
Podniosłem wzrok na Maxa, który wlepiał spojrzenie w swój komputer i westchnąłem z irytacją, a potem zamknąłem tę stronę. Nie będę się nakręcał porno obrazkami w sieci, kiedy obok siedzi mój chłopak, bez przesady.
Mój nawet niepełny wzwód uspokoił się, gdy się nim nie zajmowałem i niczego nie podjudzałem, zamiast tego scrollując Fejsa i sprawdzając te wszystkie powiadomienia o durnych sprawach. Dawno tego nie robiłem, a teraz miałem akurat chwilę by przejrzeć dyskusje na grupkach (na longboardowej nawet udzieliłem komuś porady jaki sprzęt kupić), dać lajka pod fotkami czy udostępnieniami znajomych i przeczytać jeden artykuł, który zalinkował Tone (Tone rzadko udzielał się na fejsie, zresztą jak ja sam, ale jak już coś szerował to to było mega warte uwagi). Ale cały ten srejsbuk znudził mi się szybciej, niż Max skończył swoją pracę, o czym zorientowałem się podnosząc głowę i widząc, że był skupiony na swoim ekranie.
Wywaliłem szyję na oparcie fotela i wgapiłem się w niego, starając się sprawić wzrokiem, by już skończył.
Ni chuja nic nie podziałało, nawet na mnie nie spojrzał.
Westchnąłem, ponownie koncentrując się na moim komputerze i sprawdziłem skrzynkę mejlową. Czekała tam nowa wiadomość, co było dziwne, bo odpisywałem na mejle dziś popołudniu w pracy, no ale okej, zdarza się. Więc kliknąłem w ten elektroniczny list od jakiejś Ingrid i zaciekawiłem się nieco, bo laska, proszę ja was, wcale nie chciała dziary. Pisała, że interesuje się fotografią, widziała moje dziary na fejsie i ma dla mnie propozycję, że gdyby się udało, to ona może zrobić zdjęcia tych moich dziar na różnych ludziach, całkowicie za free, ja żebym miał lepszej jakości na stronkę, ona do portfolio. Odpisałem jej szybko, że super opcja, żebyśmy złapali się na fejsie i tam dogadali szczegóły.
Podniosłem wzrok na Maxa. Ciągle gapił się w ekran.
Westchnąłem, zamknąłem klapę swojego komputera i wyciągnąłem telefon z kieszeni, zaczynając przeglądać Instagrama. Serio, mógłby już skończyć, trochę się nudziłem.


Gazelle - 2018-11-05, 12:52

Kiedy jakiś temat okazywał się dla Maxa wyjątkowo interesujący, potrafił się w niego wkręcić na tyle mocno, że słowa pojawiały się same, jego palce pracowały kierowane jakby siłą wyższą, czas nie miał znaczenia, a świat wokół przestawał istnieć.
Tym razem nie doświadczył tego cudownego uczucia, a chciał po prostu jak najszybciej skończyć ten badziewny artykuł. Badziewny na tyle, że z jedną trzecią musiał jeszcze przeredagować, i zupełnie nieświadomie skazał Iana na dłuższe oczekiwanie.
Ale w końcu – w końcu! – mógł wysłać to pierdolone grafomaństwo i mieć spokój. Nie opuszczało go poczucie porażki, był z siebie cholernie niezadowolony, ale musiał z tym żyć.
Ziewnął i się przeciągnął, a potem wstał i uklęknął przed Ianem, opierając dłonie na jego kolanach, a na nich – głowę.
No hej, przystojniaku — zagaił flirciarsko, patrząc z dołu na wciąż irracjonalnie przystojną twarz swojego Iana. — I czego się tam nauczyłeś? — spytał, chociaż być może Ian rzeczywiście porzucił swoje plany doedukowania się. Max w sumie nie miał nic przeciwko wypróbowaniu coś nowego, sam przecież też nie był ekspertem w zakresie gejowskiego seksu, ale pewnie mógłby jeszcze czegoś nauczyć swojego chłopaka, jeżeli ten by tego chciał. Z tym, że wychodził z założenia, że ich seks nie był gejowski tylko po prostu był ich. Nie zamykający się w żadnych ograniczających etykietkach. Póki co, nawet jeżeli próbowali niektórych rzeczy po omacku, to komunikacja w tym względzie wychodziła im perfekcyjnie.


effsie - 2018-11-05, 13:16

Czekałem i czekałem, i czekałem, a Max bez końca klepał coś na tej klawiaturze komputera i naprawdę mnie to już nudziło, zwłaszcza że nie wiedziałem za jaki czas skończy i przez to nie potrafiłem sobie znaleźć zajęcia. Musieliśmy jakoś udoskonalić ten nasz system pracy, na przykład wyznaczać sobie deadline’y, że, powiedzmy, pracujemy do dwudziestej pierwszej i potem nara, koniec. A tak nawet nie wiedziałem, czy mogę usiąść do kolejnego projektu czy gierki na komputerze, bo zaraz by skończył i o. Tyle by z tego było.
W każdym razie, w końcu odłożył ten komputer i – to naprawdę połechtało moje ego – bez jakiegokolwiek zawahania, oznak zmęczenia czy chociażby ochoty by napić się szklanki wody, podszedł do mnie.
I uklęknął, dobry piesek.
Ale i tak postanowiłem trochę ponarzekać, bo naprawdę się wynudziłem!
Strasznie długo czekałem, aż skończysz tę swoją pisaninę — zamarudziłem, marszcząc nos i potarłem jakże to zmęczone oczy. — Wynudziłem się i prawie że zasnąłem — dodałem jeszcze, o taki to pokrzywdzony przez los, biedny ja, Ian Monaghan.


Gazelle - 2018-11-05, 13:50

Ojej, mój kundelek tak ładnie na mnie czekał — powiedział z rozczuleniem i podniósł się nieco, żeby móc podrapać Iana za uchem, bo przecież pieski to lubią. — Trzeba mu to jakoś wynagrodzić, hm? — posłał mu lubieżny uśmieszek. Może było to trochę pójście na łatwiznę, ale seks zawsze był idealnym sposobem na radzenie sobie z napięciem, poza tym i bez tej wymówki by chciał się pieprzyć z Ianem. Był na niego gotowy przecież zawsze i wszędzie.
— Za takie poświęcenie należy mi się szczególna nagroda — odparł Ian, a kącik jego ust poszybował w górę.
Da się załatwić — odparł i rozsunął sobie dłońmi nogi Iana, żeby móc się między nie wcisnąć. Kierując wzrok do góry, przyłożył policzek do krocza Iana i zaczął się łasić o jego penisa uwięzionego jeszcze w spodniach.
— Co ty robisz? — spytał Ian, marszcząc czoło.
Miziam się ze swoim ulubionym kutasem — powiedział niewinnie. Odlepił się w końcu od niego, żeby zacząć mocować się z rozporkiem i ku swojemu zadowoleniu odkrył, że tylko tyle wystarczyło by Ianowi zaczął formować się wzwód. Przejechał językiem po wybrzuszeniu pod materiałem bokserek, i, szczerząc się jak dziecko rozpakowujące świąteczny prezent, wyłuskał go na zewnątrz. — Jak mam się nim zająć? Pomęczyć go, czy może pozwolić ci szybko wyruchać moje usta, hm?


effsie - 2018-11-05, 14:11

Boże, naprawdę miałem kota. A sam byłem napalonym kundlem i mieliśmy zamiar urządzić zaraz jakieś międzygatunkowe wygibasy.
Boże, jesteś taki głupi — westchnąłem z rozbawieniem, wsuwając dłoń we włosy Maxa, gdy ten… tulił się do mojego krocza, jednocześnie skutecznie pobudzając mojego penisa. Zaraz potem jednak cofnął głowę i, cały zadowolony, zabrał się za pracę z moim rozporkiem i bokserkami, i wyglądał wtedy na naprawdę zadowolonego, ech, ta mała, rozwiązła suka. Nawet napalone laski po kilku drinkach nie patrzyły na mnie z taką szczenięcą radością i było to absolutnie urzekające. — To ma być ta szczególna nagroda? Że mi obciągniesz? W takim razie na palcach jednej ręki mógłbym policzyć dni w ciągu ostatnich trzech miesięcy, które nie były szczególne.
— No co za rozpieszczony kundel… — Max pokręcił głową, oblizując wargi. — Jesteś pewien, że nie zasnąłeś? Coś ci nie może w pełni wstać — mruknął, podnosząc się i sięgając moich ust własnymi, a gdy to zrobił, jego ręka niepostrzeżenie sięgnęła strategicznego miejsca pomiędzy moimi nogami. — Och, od razu lepiej — mruknął, a potem uśmiechnął się przebiegle. — Ian, jesteś chyba romantyczny, co? Musisz się trochę pocałować, by ci stanął?
Parsknąłem i szarpnąłem go za podbródek w dół, wskazując mu gestem, by znowu wylądował mordą w moim kroczu, ale ta bestia pokręciła głową i zaparła się dłońmi o moje kolana.
— Nie tak szybko, psinko — mruknął, uśmiechając się przebiegle. — Miało być specjalnie to będzie specjalnie… daj mi chwilę.
I podniósł się, zostawiając mnie lekko zdezorientowanego, ze sterczącym penisem na krześle, a sam wymaszerował… do kuchni? Uniosłem zdziwiony brew, słysząc, jak otwierał lodówkę i uznałem, że jego specjalną usługą najwyraźniej będzie przyniesienie mi piwa, ale Max wrócił zaraz, wyraźnie zadowolony z siebie, bez niczego.
Spojrzałem na niego zdziwiony i rzuciłem:
Mogłeś się chociaż rozebrać, skoro już robisz jakieś puste przebiegi.
Max wzruszył tylko ramionami, ale rzeczywiście ściągnął z siebie koszulkę, którą rzucił na ziemię i bez słowa znowu wylądował pomiędzy moimi nogami. Złapał w dłoń trzon mojego penisa i potarł go kciukiem wręcz czule, a potem nachylił się i…
O kurwa! — krzyknąłem.
Miał w gębie lód.
O ja pierdolę.
Ja. pier. do. lę.
O Jezu!


Gazelle - 2018-11-05, 16:32

Już przez dłuższy czas chodziła mu po głowie zabawa z temperaturą, zwłaszcza zetknięcie tej ciepłej skóry Iana z lodem, a to była idealna okazja, żeby tego spodobać. Szalenie podobał mu się szok wypisany na twarzy swojego chłopaka, gdy wszedł z zimne usta Maxa, a jego kutas musnął kostkę lodu.
Max umiejętnie przesuwał za pomocą języka lód na spodzie tego nabrzmiałego kutasa, ale żeby przypadkiem nie doprowadzić do tego, żeby przez zimną temperaturę mu on opadł, co jakiś czas wypuszczał go z ust i rozgrzewał rękoma. W sumie mógł to inaczej zaplanować, i przynieść sobie dwie szklanki – jedną z gorącą, a drugą z lodowatą wodą, to dawałoby mu większe pole do popisu. Ale cóż, to był dopiero pierwszy raz, kiedy próbował czegoś takiego, a Ian wydawał się być bardziej niż zadowolony, gdy mu tam syczał, wciągał ostro powietrze, wzdychał, jęczał, szarpał Maxa za włosy.
Ale chyba jego ego, męska duma, czy cokolwiek innego zabraniało mu dojść, zanim wypieprzy swojego chłopaka, więc Max dał się łaskawie wypieprzyć, a potem, wyczerpani, w błogim nastroju, odpłynęli w porządny, twardy sen.
Na tyle twardy, że prawie zaspali przez to, że telefon Maxa z ustawionym budzikiem gdzieś zawinął się pod kołdrę, i dźwięk budzika był na tyle stłumiony, że Max nawet się nie zorientował że to właśnie był budzik.
Kurwa, co tak...buczy... — wymamrotał, gdy po raz kolejny usłyszał ten irytujący odgłos. — I skąd to...Ian, puść mnie, muszę to wyłączyć — jęczał, bo Ian trzymał go jak zwykle w swoim żelaznym uścisku.
— Jeszczpięminutek — wymamrotał średnio zrozumiale jego uroczy chłopak. Mniej urocze było natomiast to, że jeszcze bardziej ścisnął Maxa w swoich ramionach, przez co Max został już definitywnie uwięziony.
Iaaaaan — jęknął. — Wstawaj debilu
— Asdfghjkl — odparł elokwentnie Ian.
No i chuj, no i cześć. Trzeba było podjąć radykalne środki. A że jego możliwości ruchowe zostały mocno ograniczone, to pozostało mu tylko poruszyć kolanem znajdującym się w okolicach krocza Iana.


effsie - 2018-11-05, 19:01

I takie to właśnie były te poranki z Maxem, nie dał człowiekowi się na spokojnie wyspać, wyleżeć w łóżku tylko kopał mnie po jajach. Mój chłopak wyraźnie chciał bym nie był w stanie kiedykolwiek mieć dzieci – co właściwie było mi na rękę, raczej nie widziałem się w roli ojca – i nie był w tym za subtelny, przez co jęknąłem z bólu i zacisnąłem mocno na nim ręce, co za szuja, ale przynajmniej wstałem.
O jebanej siódmej trzy.
Kiedy pierwszego klienta mam o dziesiątej trzydzieści.
Naprawdę mnie pojebało.
Ale poszliśmy wspólnie pod prysznic (Nowy Jork jest eko, my z Maxem też), wypiliśmy kawę i zjedliśmy owsiankę, a potem wyszliśmy wspólnie z domu, ja wcześniej zapakowawszy kilka rzeczy do torby na siłkę. Wieczorem siedziałem z Betą przy furce i taki to był dzień.
Kolejny wieczór również spędziłem z moim przyjacielem pracując nad bryką, a mój chłopak był w absolutnie zabawny sposób pasywno-akceptująco-obrażony, to znaczy: niby nic nie mówił, że powinienem siedzieć z nim w domu, czy gdzieś tam z nim poleźć, ale na moje wiadomości odpisywał coś w stylu „och, okej, rozumiem” czy wysyłał mi fotki herbaty i książki. Albo, gdy wróciłem do domu na tyle późno, że byłem przekonany, że będzie już spał, otwierałem swoje drzwi, a Max wychylił głowę od siebie i oznajmił „chodź do mnie, tu jest wygrzana pościel”. A w czwartek, gdy miałem akurat tylko jednego klienta, postanowiłem poeksperymentować z tą igłą. Na początek rzeczywiście na świńskiej skórze, porobić kreski i generalnie się pobawić, ale okazało się, że to wcale nie jest jakoś specjalnie trudne, więc zaraz przerzuciłem się na swoją nogę.
Zastanawiałem się przez chwilę, a później jeszcze sprawdziłem w necie, jak wyglądały, bo nie wiedziałem do końca. Potem usiadłem, wyciągnąłem przed siebie girę i zacząłem bawić się igłą na własnym ciele, czego efektem po jakiejś godzinie był kontur psa.
I naprawdę w ogóle nie bolało!
Zabezpieczyłem to sobie na czas podróży do domu, a gdy byłem już u siebie odpakowałem i wrzuciłem na nogi jakieś krótkie spodenki, żeby dać trochę pooddychać świeżej dziarce, a sam zająłem się pracą, przynajmniej dopóki moje drzwi nie otworzyły się i nie wpadł zadowolony Max.
— HA! Wiedziałem, że wybiorę dobre mieszkanie! — oznajmił.
Hę? — Spojrzałem na niego zdezorientowany.
— No, to w którym będziesz! — wyjaśnił wesoło, rozbierając się. — Co tam? Masz jakiś pomysł na obiad?
Eee… ja już jadłem — mruknąłem, trochę w sumie zażenowany, że nawet nie pomyślałem o tym, by poczekać na Maxa. — Sorry, totalnie…
— Spoko, zjem sobie kanapkę — przerwał mi, znikając na chwilę w mojej kuchni, ale zamiast kanapki wyszedł z jabłkiem w ręce. — A tobie co, gorąco?
Co? A, to. Nie, sprawdzałem tę igłę i chcę żeby ta dziara trochę pooddychała, bo…
— Ooo, zrobiłeś sobie nową dziarę? Co masz? Pokaż!
Yy… no to chodź — powiedziałem, siadając na sofie i podciągając kolano, by mógł zobaczyć, co miałem na goleni.


Gazelle - 2018-11-05, 21:17

O, piesek — skomentował jakże bystro, patrząc się na nowy wzór na nodze Iana. Wszystkie pozostałe znał już na pamięć, w końcu tyle razy śledził je wzrokiem, rękoma, ustami... Każdy tatuaż Iana był wyjątkowy, każdy odnosił się jakby do czegoś innego, ale wszystkie tworzyły Iana, były jego nieodzowną częścią, więc Max je kochał.
Ale, że akurat pies...
Podniósł wzrok na Iana, a potem znowu opuścił go na tatuaż, chcąc go zbadać palcem, ale cofnął go zanim zdołał go dotknąć. Przecież to był świeży tatuaż, nie mógł go jeszcze dotykać. Ale...pies. Pies. To przecież nie był tak po prostu pies, to oczywiste. Zwłaszcza, że niedaleko tego tatuażu znajdował się motyw księżyca. Nie mógł powstrzymać szerokiego wyszczerzu na twarzy. Może i nie było to aż tak dosadne jak podpis na jego pachwinie, ale i tak wypełniało to Maxa takim przyjemnym ciepełkiem i jeszcze większą miłością do swojego uroczego chłopaka.
Mój kundelek! — powiedział radośnie i pochylił się, aby mocno pocałować swojego chłopaka. — I jak ci się tatuowało w taki sposób? Efekt wygląda świetnie jak na pierwszy raz, ale nie bałeś się że coś ci nie wyjdzie? Przecież to zupełnie inna technika, nie? — wypytywał Iana, siadając przed nim na podłodze, żeby nadal sobie patrzeć na jego nogę. — Bardzo jest to trudne? I boli? Pewnie ty już jesteś przyzwyczajony do tego, że tatuaże bolą, ale no, chyba możesz porównać te odczucia z tymi przy maszynce. Bo jak sobie pomyślę, że znowu miałbyś nią zaatakować mój kark...brr! — wzdrygnął się.


effsie - 2018-11-05, 21:43

Uniosłem sceptycznie brwi na to określenie, którym uraczył mnie Max (mój kundelek? No bez przesady, serio), bo naprawdę, kumałem tę całą fazę z psami, uwierzcie mi, ale… ale i tak wolałbym, by mnie tak nie określał, to nie było ani trochę miłe czy komfortowe.
Mój chłopak. To było jedyne, co akceptowałem, ale pewnie tylko dlatego, że samo chłopak znaczyło raczej coś innego i wymagało to dookreślenia.
Ale tymczasem zainteresowało mnie coś innego i zmarszczyłem brwi, opuszczając wzrok na świeży tatuaż.
Jak na pierwszy raz? — powtórzyłem za blondasem, wwiercając spojrzenie w dziarkę. Hm, naprawdę uważałem, że była w porządku, że nie wyróżniała się jakoś szczególnie od tych, które majstrowałem maszynką i trochę się zasępiłem. — Ech, to jeszcze trochę poćwiczę. Tone ostatnio gadał coś o tym, że może by chciał coś nowego, więc będę miał jak poćwiczyć. I nie, serio to w ogóle nie boli, więc myślę, że będzie w porządku dla ciebie — powiedziałem, podciągając też drugą nogę na kanapę i rozsiadłem się nieco wygodniej. — Chciałem dzisiaj policzyć swoje tatuaże, ale na bank bym nie ogarnął. Stwierdziłem, że od czegoś mam ciebie, więc musisz mi pomóc.


Gazelle - 2018-11-05, 22:27

Przewrócił oczami, bo OCZYWIŚCIE Ian podjął się swojej ulubionej rozrywki, jaką było czepianie się słówek i nadinterpretowanie ich.
Co on już z nim miał, doprawdy. Przewrażliwiony piesek.
Chodzi mi o to, że – patrz mi na usta – jestem w szoku, że pierwszy raz zrobiłeś tatuaż inną techniką i wyszedł ci tak świetnie — mówił powoli. — Gdybyś mi nie powiedział że to jest tą...igłą, chociaż igła jest też w maszynce, nie? W każdym razie tą taką inną metodą, to pewnie bym się nie skapnął, a pewnie da się jakoś skapnąć, ale, no, ja różnicy nie widzę, a piesek jest śliczny i nie musisz próbować. Chyba, że w ramach ćwiczeń chcesz zająć się napisami, to wtedy pamiętaj o mojej propozycji — wyszczerzył się, rozsiadając się wygodnie po turecku. Poprzedniego dnia poodkurzał u siebie, i u Iana, więc podłoga była czysta i się w ogóle nie brzydził na niej siedzieć. — Tylko nie tatuuj jej na Tonym. Chociaż w sumie... — zamyślił się. Tak czy owak przekaz byłby jasny, tylko widniałby na innej powierzchni, ale...nie, wolałby jednak żeby to było na ciele Iana. Poza tym, Tony raczej nie byłby zachwycony z napisu: Max Stone jest najlepszym chłopakiem na świecie. — Jesteś pewien, że będzie w porządku? — spytał, przygryzając lekko wargę. Naprawdę, w przypadku każdego innego miejsca by się nawet nie wahał, ale ten kark...
To ty nie jesteś na bieżąco z liczbą swoich tatuaży? — szczerze się tym faktem zdziwił. Nie trzeba było geniusza, żeby stwierdzić że Ian miał tych tatuaży...no, sporo. Ale przecież to nie tak, że wszystkie mu na raz wykwitły, co nie? To wydawało mu się dziwne i niezrozumiałe, że nawet nie pamiętał ile ich ma. — Eee, no, spoko, w porządku, twój wspaniały chłopak ulituje się nad tobą i pomoże rozwiązać ten problem, ale musisz się najpierw pozbawić ciuszków, co? — zauważył, podnosząc się do pozycji stojącej. A dopiero co się wygodnie rozsiadł!
Jako, iż czerpał dziwną frajdę z rozbierania Iana, to pomógł mu w tym pozbawianiu się odzienia, powstrzymując się przed tym żeby go porządnie nie obmacać. Na to przyjdzie czas.
Hm...raz, dwa... — liczył od góry, palcem dotykając kolejnych odznaczonych miejsc. — Trzynaście...eee, Ian, a to to mam liczyć jako jeden tatuaż? — spytał, trzymając palec w jednym konkretnym miejscu na plecach mężczyzny. Wprawdzie Ian nie mógł tego zobaczyć i ocenić, ale bez przesady, żeby się nie zorientował o co mu chodzi.


effsie - 2018-11-05, 22:54

Uniosłem nieco kącik ust w uśmiechu.
Teraz będę go musiał wyprowadzać na spacer — powiedziałem i sam zaśmiałem się ze swojego żartu, no bo był przedni, nie? Pies na nodze, nogami się chodzi, więc spacer, więc pies na spacer, więc robię się już mocno lamerski, nie dość, że tłumaczę własne żarty to jeszcze się z nich śmieję? — A co do napisów, hm, na nich dobrze ćwiczyłoby się proste kreski, więc może ty chciałbyś nowy? — zagadałem wesoło. — Niektóre pary noszą koszulki, a ja bym ci zrobił na klacie taki napis jestem suką Iana, pozwoliłbym ci wtedy nawet chodzić topless — wyszczerzyłem się. Tak naprawdę to Max mógł sobie latać ubrany jak tam się mu podobało, jak chciał to nawet w samych gaciach, nie robiło mi to absolutnie żadnej różnicy, ale byłem przekonany, że jak tylko użyję słowa pozwolę ci wypowiedzianego poza łóżkiem, to ta blond wywłoka fuknie, obruszy się i jakoś odpyskuje, a nie dość, że nie widziałem go dwa dni to już dawno się nie przekomarzaliśmy, więc trzeba było nadrobić braki.
Chociaż, jakoś tak to działało, że ostatnio wcale nie brakowało mi tego naszego przepychania się… nadrabialiśmy gadaniem o wszystkim, leżąc w łóżku i tylko myślami uciekałem do ciepłych, kalifornijskich nocy, gdzie moglibyśmy wylegiwać się gdzieś na łonie natury, jarać faje, wgapiać w gwiazdy i rozmawiać o tych wszystkich rzeczach, które teraz pozostawały pomiędzy czterema ścianami mojej, czy Maxa sypialni. Nie przeszkadzało mi to zupełnie, lubiłem to, ale… chciałem więcej, tego ciepłego wiatru, który kojarzyłby mi się potem z tym najcudowniejszym na świecie blondasem i przywoływał miłe wspomnienia.
Ech, coś się rozmarzyłem.
A ty jesteś? — odparowałem starym sposobem, ale to nie było dobre w tym przypadku, bo Max miał całe dwa, a łatwiej było zliczyć dwa i o nich pamiętać, niż te wszystkie, które je miałem. — Nooo, nigdy też nie wiem, ile mam lat, muszę sobie przypomnieć kiedy się urodziłem żeby ogarnąć. Ale z dziarami to trochę jak z, nie wiem, ciuchami? Niby znasz wszystkie swoje koszulki, ale żeby policzyć ile ich masz to na bank o jakiejś zapomnisz. Więc musisz je policzyć jak leżą wszystkie obok siebie. — Wzruszyłem ramionami, to nie tak, że to było jakieś mega dziwne.
Uśmiechnąłem się i zacząłem się rozbierać, ja zająłem się bluzą i koszulką, a Max moimi spodenkami, a po chwili zostałem już w samych bokserkach. Usiadłem z powrotem, pozwalając mojemu chłopakowi na tykanie palcem kolejnych wzorów i zerknąłem przez ramię na miejsce, które wskazywał.
Hmm… nie wiem — przyznałem. — Mam aż trzynaście dziar na torsie? To całkiem dużo. Myślisz, że będzie z trzydzieści w sumie? — spytałem, bo w sumie ta statystyka nie była mi do niczego potrzebna, a znacznie wygodniej byłoby na przykład leżeć w łóżku, kiedy mój chłopak mnie tak tykał i dotykał. — Napisała do mnie taka dziewczyna, fotografka, że mogłaby zrobić mi dobre fotki moich dziar. W sensie, tych które ja robię. Za free, żeby miała do portfolio, bo się jej podobają. Fajna opcja, nie? — Maxie przytaknął. — Dałbyś się sfotografować?


Gazelle - 2018-11-05, 23:39

Nie był zachwycony żartem Iana, co przekazał w swoim beznamiętnym spojrzeniu, ale w gruncie rzeczy miał jakąś słabość do suchych dowcipów swojego chłopaka. To było rozczulające, ale oczywiście nie mógł mu pokazać, że tak myśli, o nie.
Wow, dzięki łaskawy panie — powiedział głosem kipiącym sarkazmem. — Jaki będzie następny krok? Będę mógł samodzielnie opuszczać miasto, mój panie? Tylko musisz mnie najpierw zachipować, co nie? — ciągnął, pomijając komentowanie tego jakże oryginalnego pomysł na kolejny tatuaż Maxa. — A zanim zdecydujesz się robić mi nowy tatuaż, to może dokończ to, co zacząłeś.
Max uwielbiał dynamikę tej relacji, i jej wszechstronność. Było słodko, bywało gorzko i kwaśno (okej, za tym akurat nie przepadał w ogóle), bywało intensywnie, bywało namiętnie, a w tym wszystkim znajdowało się miejsce i na takie przepychanki słowne, takie o mniej lub bardziej niewinne dogryzanie sobie, którego przecież nie traktowali w pełni poważnie (no, chyba, że ktoś nagle weźmie sobie zwykły żart za bardzo do serca i zacznie odstawiać fochy). To była taka...kolejna rzecz, która była ich. Po prostu. Tylko oni rozumieli działanie tego związku, o czym przekonywał się chociażby podczas rozmów z Irwinem, który kompletnie nie mógł zrozumieć tego w jaki sposób Max czasami opowiadał o swoim chłopaku.
Tak, w ostatnim czasie wymieniał sporo wiadomości ze swoim nowym, gadatliwym kolegą.
Tak, Ian. Jestem. Skończyłem przedszkole, umiem liczyć do dwóch — odszczekał, a sarkazm nie chciał się od niego odlepić. — Ale ciuchów nie masz wrytych w swoje ciało — zauważył, bo nawet tego porównania nie łapał. — Co cię tak nagle wzięło na liczenie?
W sumie, to mogło wiązać się z powiększeniem kolekcji o kolejną dziarę. I z takiej perspektywy to nawet miało sens.
I do tego powierzonego mu zadania podchodził poważnie, dlatego kazał Ianowi stać, bo tak było mu wygodniej się przyglądać.
Dobra, to liczę jako całość. Nie wiem, ale wygląda na to, że tak. Masz tego w chuj. Wiem, że nie pytałeś, ale na pewno masz to pytanie na końcu języka, więc ci odpowiem: moją ulubioną dziarą na twoim ciele była...o, ta — wskazał na kompozycję na boku Iana, głównie ze względu na kolory, które prześlicznie się przenikały i tworzyły na skórze mężczyzny prawdziwą ucztę dla oczu. — Sam sobie to projektowałeś? — spytał, bo oczywistym przecież było że sobie tego samodzielnie nie wytatuował. — Ale teraz moją ulubioną dziarką na tobie jest piesek — dodał bezwstydnie i wrócił do liczenia, dopóki Ian nie wspomniał o jakiejś fotografce. Hm...zdjęcia? Nie wiedział, jak na to zareagować, więc nie mówił nic. Nie za bardzo chciał się z kimś dzielić widokiem pięknego ciała swojego mężczyzny, taki to był właśnie egoistyczny, ale też nie mógł mu tego zakazać. — Eee, ja? — spytał, bo myślał że chodziło jej o Iana. Przecież jego chłopak miał przynajmniej z połowę tatuaży własnego autorstwa. A Max...właściwie jedno, bo kreskę ciężko nazwać pełnoprawnym tatuażem, przynajmniej w rozumieniu Maxa. W dodatku sam nie wiedział, czy ten jeden tatuaż się nadawał do fotografowania...


effsie - 2018-11-06, 09:57

Max miał wybitnie słabe poczucie humoru, uważałem, a fakt że nie bawiły go moje dowcipy wyraźnie świadczył o tym, że teraz to my się możemy tu poszturchać i pobawić, ale dzieci to z tego raczej nie będzie, no bo błagam. O związkach to ja może za wiele nie wiedziałem, ale na pewno należało umieć się śmiać z tych samych rzeczy, a skoro z niego taki gbur no to prędzej czy później pożegnamy się krótkim nara, miłego życia.
Trudno. Kogoś na pewno będą bawić moje żarty.
Nie mam cię po co czipować, i tak wiem, że wrócisz do mnie z wywalonym jęzorem, cały zaśliniony — wyszczerzyłem się. — Jest taki żart, że psy kochają ludzi bardziej, niż ich partnerzy, i że wystarczy to sprawdzić zamykając na dobę w pokoju psa i swoją dziewczynę. A potem otworzyć i zobaczyć kto będzie się bardziej cieszył — gadałem, cały czas z tym durnym bananem na mordzie. — Myślę, że twórca tego żartu powinien poznać ciebie, bo tutaj już nic nie wydaje się takie oczywiste. — Wyciągnąłem rękę i poczochrałem mu włosy, jakbym drapał prawdziwego pieska. I trochę tak było, chociaż Max przejawiał też dużo kocich zachowań. A może ja po prostu byłem ukrytym zoofilem, każdą opcję należałoby wziąć pod uwagę. — I spoko, kiedyś to dokończę, spieszy ci się gdzieś?
Mnie nieszczególnie, więc ta kreska mogła sobie na razie pozostać kreską, a jak przyjdzie mi coś do głowy, mi albo w sumie Maxowi też, to dorysujemy mu tam ciąg dalszy. Prawdę mówiąc, nie przeszkadzało mi zupełnie zostawienie tego tak pośrodku, w sensie, niedokończonego, co było dość niecodzienne, bo zazwyczaj wolałem zamykać sprawy, ale naprawdę – uciekał mi gdzieś? No raczej niekoniecznie, więc nie było gdzie się spieszyć.
Zwłaszcza, że Max chyba nie chciał mieć tej kości. A skoro już jedna jego dziara była bardziej moja, niż jego, z tą drugą mogłem mu zostawić trochę więcej swobody, nie?
Wrytych, bejbe, uważaj na słownictwo, ja tu jestem ARTYSTĄ — zironizowałem, bo naprawdę tak o sobie nie myślałem, ale to słowo zabrzmiało jakoś mocno… rzemieślniczo. I nie było nic złego w byciu rzemieślnikiem, ale nim też do końca się nie czułem. Byłem tak gdzieś pomiędzy, chyba, ale to też mi nie przeszkadzało; nie potrzebowałem mieć szufladki, w którą mogłem się wepchnąć. — Nie wiem, a co mnie tak nagle wzięło na ciebie? Life happens, I guess. Jednego dnia mam ochotę cię przelecieć, drugiego policzyć dziarki, może trzeciego weźmie mnie na zostanie gitarzystą jakiejś garażowej kapeli… — snułem wielkie wizje. — Nie wszystko musi mieć jakiś wielki cel i szaloną motywację, bejb — podzieliłem się z nim tą jakże ważną prawdą życiową.
Zwłaszcza jak chodzi o liczenie dziar. To było tak zwyczajne, że nie wiem, skąd u niego te pytania.
Ale rzeczywiście stałem, a Max skakał wokół mnie, dźgając mnie palcem i właściwie w ogóle nie obmacując (szkoda), potem zniżając się do mojej jego ulubionej pozycji, mianowicie, na kolana przede mną.
Wiesz co, Maxie? Nasz związek trwa już jakieś trzy miesiące, więc teraz oficjalnie wydaję ci pozwolenie na mówienie mi rzeczy nawet jak o nie nie pytam. Lepiej zapisz sobie tę datę w pamiętniku — westchnąłem, szczerząc się durnie, bo to było śmieszne, że asekurował się rzekomymi niewypowiedzianymi pytaniami. — A tę dziarkę, tak-nie. Pomysł był mój i uzgadnialiśmy szczegóły z ziomkiem. A na psa uważaj, może cię pogryźć, jak nie będziesz grzeczny — dodałem jeszcze, prezentując mojemu chłopakowi pełen garnitur zębów. Były pewne rejony jego ciała, gdzie pewnie nie chciałby być pogryziony, prawda? — No, ty. Zrobiłem ci tę fotkę… ale jest pewnie średnia, a ta laska mogłaby zrobić lepszą. Lepsze. Nie chciałbyś?


Gazelle - 2018-11-06, 12:04

Żeby Max mógł się śmiać z żartów Iana, to Ian musiał się trochę bardziej postarać, bo te suche żarty były bardziej rozczulające niż śmieszne – ale, jak zostało wcześniej wspomniane, wyrażenie tego uczucia nie wchodziło w grę. Ian by się jeszcze zaczął fukać i foszyć, a po co mu to było? Grunt, że Max wiedział sam, że jego chłopak jest turbosłodziakiem w przebraniu.
Mhm, Ian, jesteś naprawdę idealną osobą do tego żeby mi to wytykać — odparł kąśliwie. Bo kto leciał do niego jak na skrzydłach, gdy wracał z kilkudniowej wizyty u rodziców? No właśnie. Więc Ian mógłby sobie darować to cwaniakowanie.
Oczywiście nie zamierzał zaprzeczać temu, że sam miał świra na punkcie swojego chłopaka; to było jasne jak słoneczko w Australii.
Kiedy Ian poczochrał go po głowie, Max wystawił jęzor jak rasowy kundel, zadowolony z czułego gestu swojego właściciela, a gdy cofnął rękę – zaszczekał, niezadowolony. Niezadowolony był również z tego, że od tego jednego incydentu w Australii Ian odmawiał zakładania podarowanej mu przez Maxa obroży. A tak pięknie w niej wyglądał! Teraz, jak miał już więcej czasu, mógł postarać się o bardziej spersonalizowaną obrożę. W końcu zbliżały się urodziny Iana...
Ciężko było o nich zapomnieć, bo pokrywały się z walentynkami, co już na studiach było obiektem żartów kumpli Iana. I Maxa zresztą też, bo przecież poznał się na tym, że Ian generalnie nie przepadał za wszystkim co romantyczne. I w sumie miał już plany na urodziny Iana, chyba fajne plany, ale ta obroża mogła być miłym dodatkiem, o ile ten gnojek doceni gest.
Mi? Nie. To ty już mi proponujesz kolejne tatuaże, drogi ARTYSTO. Nie rozumiem o co ci chodzi, przecież wtłaczasz ten tusz pod skórę, to wcale nie ujmuje twojemu artyzmowi, tak samo jak rysowanie po tablecie, weź opanuj swoje przewrażliwienie — przewrócił oczami, bo Ian naprawdę czasami przeginał. — Wow, jednego dnia mam ochotę cię przelecieć? Dobrze wiedzieć, w takim razie ile mamy za sobą tych nadprogramowych dni? Możemy obciąć ich liczbę, jeżeli sobie tego życzysz — zażartował, bo i przyszła jego kolej na czepianie się słówek. — No i masz rację, okej, niech ci będzie. Po prostu cię naszło, a że masz swojego pomocnego chłopaka przy sobie, to możesz skorzystać z jego dobrego serduszka.
No więc liczył. I niby sam znał je na pamięć, ale nigdy nie myślał o nich w kategoriach...liczbowych. Niemniej ta liczba, której się już doliczył wprawiała go w oszołomienie.
Cóż za zaszczyt mnie kopnął, ojej. Mam się bać tego pieska? W życiu — prychnął w odpowiedzi na wyszczerzone zęby Iana. Może i nie wszędzie chciałby być pogryziony, fakt, ale i tak nie czuł w ogóle lęku przed swoim chłopakiem. — Hm, w sumie...może? I tak twój piękny podpis poszedł już w świat — stwierdził. — Ale pewnie to będzie nudne, jak będzie miała tylko jedno miejsce do sfotografowania. A może...zróbmy sobie wspólne zdjęcia? — zaproponował nagle. — Będzie fajnie! I będziemy mieć pamiątkę. A dziewczyna będzie miała dwójkę modeli, same plusy.
No i Max pewnie czułby się raźniej z Ianem. Nie uważał siebie za modela, potrafił sobie zrobić selfie, ale z pozowanymi zdjęciami bywało już gorzej.


effsie - 2018-11-06, 13:00

To nie ja latam jak debil na inne kontynenty — szczerzyłem się do mojego chłopaka przez cały czas. Chyba jeszcze nigdy mu tego nie wytykałem, no, poza powitaniem w Australii, ale wtedy byłem za bardzo podekscytowany tym, że to zrobił żeby z niego sobie żartować. Teraz, na spokojnie, był na to czas.
Swoją drogą – Max w Australii, poznający moją mamę, zrywający jabłka z drzew i wspinający się ze mną na queenslandzkie szczyty… to wszystko było tak surrealistyczne, że czasami łapałem się na myśleniu o tym, że nie byłem pewien, czy to prawda. W Brisbane… nigdy nie było tak dobrze jak wtedy, pod koniec grudnia i na początku stycznia, a przecież choć miałem tak wiele dobrych wspomnień z domu to wciąż wymykało się na pierwszy plan. I wciąż było tak namacalnie wręcz świeże, nie zdążyło się wywietrzyć i przeminąć, a choć byliśmy już w Nowym Jorku to jeszcze potrafiłem sobie przypomnieć to miłe uczucie promieni słońca na ciele i piasku pod nim. Ostatni dzień w Brisbane spędziliśmy właściwie cały na plaży, w trójkę razem z mamą, wylegując się w cieple, bawiąc się w wodzie i pijąc słodkie drinki, które właściwie mi nawet wtedy nie przeszkadzały.
Wrytych brzmi jak coś, co się tak ryje, wiesz, dłutem czy coś. I że nie ma w tym żadnej finezyjności tylko jeb po mordzie. — Wzruszyłem ramionami. — To nie są nadprogramowe dni tylko moja suka ucząca się nowych sztuczek i komend. Wiesz, trzeba wytresować psa zanim się go zabierze na wystawę — oznajmiłem, patrząc się na Maxa z góry, kiedy wciąż liczył dziary, tym razem na moich nogach. — No, to ile? — spytałem, nawet ciekaw.
Obstawiałem tak z trzydzieści. Może czterdzieści? Hm, czterdzieści dwa, to by było!
Wspólne? Chcesz mieć ze mną fotki do wstawienia na fejsa? — spytałem, unosząc sceptycznie brew do góry, ale Max wywrócił oczami i odparł:
— Takich fotek, o których ja myślę, nie wstawiałbym na fejsa.
Zamarłem z otwartymi ustami, wgapiony w Maxa i choć miałem automatycznie zaprzeczyć – nie jarało mnie cykanie sobie romantycznych pierdół z moim chłopakiem – tak teraz milczałem, bo ten pomysł… naszej nagiej, wspólnej sesji, wydał mi się naprawdę dobry. Byłem przekonany, że razem, obok siebie, rozebrani, musieliśmy tworzyć niecodzienny obraz, a ten jeden raz, gdy pieprzyliśmy się w gabinecie luster i nasze odbicia znajdowały się wszędzie dookoła… wtedy było ciemno i byliśmy jedynie półnadzy, ale ta wizja mnie mocno podniecała. A gdyby tak zrobić to na spokojnie, na poważnie, z Maxem, nagim, bladym, pięknym…
Ahm… chciałbyś? — mruknąłem tylko, całkowicie niepotrzebnie, bo przecież wcześniej to powiedział. — Yhm… Może… czemu nie? Wcześniej tobie, same, a później wspólne — dodałem, bo choć pomysł tej wspólnej sesji całkiem mi się spodobał, naprawdę uważałem, że Max i jego ciało, mój Boże, to zasługiwało na to, by obejść się z nim dokładnie. Żeby uwiecznić to, co sam widziałem.


Gazelle - 2018-11-06, 14:47

Przewrócił oczami w odpowiedzi, bo co miał odpowiedzieć? Taka prawda, nie wahał się nawet przez moment przed tym, żeby zapierdalać na koniec świata do swojego chłopaka, żeby świętować z nim nowy rok. I ten wyjazd był jedną z lepszych decyzji w życiu Maxa, spędził tam magiczny czas ze swoim ukochanym, poza problemami, poza codziennością, poznał jego cudowną mamę, dowiedział się więcej o Ianie, generalnie – obrazki z tego wyjazdu zawsze będą dla niego niesamowicie cenne. Dlatego był dumny ze swojej zaskakującej spontaniczności, która się w tamtym momencie objawiła i kazała mu kupić bilet do Brisbane.
Dobrze, w takim razie pozwól mi to przeredagować na: sprawnymi ruchami ręki artysty zostały smagnięte na skórze zachwycające wzory zdobiące płótno z ludzkiego ciała zrobione — mówił, łapiąc się dramatycznie za serce, upadając na jedno kolano przed Ianem. A zaraz potem ścisnął kolano, ale swojego chłopaka, który już bajdurzył jakieś idiotyzmy o komendach i sztuczkach. — Ja ci dam, cholero ty. Jeżeli chcesz mnie wytresować, to jeszcze dłuuuuga droga przez tobą! I nie zamierzam ci tego ułatwiać! — pogroził palcem, zanim dokończył w końcu to liczenie. — Plus minus trzydzieści osiem. Bo co do niektórych to jest kwestia dyskusyjna, czy powinienem je liczyć pojedynczo, czy nie — oznajmił, aż samemu zaskoczony taką liczbą. Jego mama by go chyba wydziedziczyła, gdyby miał na sobie aż tyle tatuaży!
Cóż, Helen Stone nie miała pojęcia, że skóra jej syna nie była już tak nieskazitelnie czysta. Ba, udało mu się nawet ukryć przed rodzicami swój kolczyk w języku.
Zaproponował tę wspólną sesję, bo...bo naprawdę pomyślał, że to może być fajna rzecz i wyjątkowa pamiątka. Zresztą był przekonany o tym, że Ianowi się to spodoba, jebanemu ekshibicjoniście.
(Jemu też ta perspektywa się podobała, ale ciii.)
Pewnie, w takim razie mi to pasuje! — powiedział radośnie, chociaż wolałby najpierw mieć wspólne zdjęcia z Ianem na przełamanie lodów, ale może to właśnie miało więcej sensu?
Podniósł się z kolan i rozsiadł się na kanapie, w miejscu które wcześniej zajmował Ian.
Przynajmniej będę miał więcej zdjęć ciebie, bo ty mi się cholero w ogóle nie pozwalasz fotografować — jęknął. A nagich zdjęć Iana to już w ogóle nie miał. No, może poza tym co napstrykali w zeszłym tygodniu w studio Iana. Ale i tak strategiczne strefy zostały tam przysłonięte, więc to się nie całkiem liczyło. Chociaż pewnie ta sesja też nie będzie mocno pornograficzna.


effsie - 2018-11-06, 16:20

Tak? — Uniosłem wyżej brwi i uśmiechnąłem się sardonicznie. — Mnie się wydaje, że całkiem dobrze mi idzie. Zacząłem od najważniejszych dla mnie komend i już umiesz dać dupy na zawołanie, dobrze mi też idzie uczenie cię przygotowywania mi jedzenia… nie mówiąc już o sprzątaniu — gadałem, pewien siebie. — Niedługo będę chciał zacząć z daj głos, tak, żebyś nie odzywał się nieproszony przy moich kolegach, bo nad tym rzeczywiście musimy jeszcze trochę popracować.
Oczywiście, że blefowałem i Max pewnie też dobrze zdawał sobie z tego sprawę, ale podjudzanie go sprawiało mi absurdalnie wielką przyjemność i nie zamierzałem z tego rezygnować, w żadnym wypadku.
Trzydzieści osiem? Hmm, to mogę sobie zrobić jeszcze cztery — zarządziłem, podejmując prawdziwą, męską decyzję. — Widziałeś ten film, Autostopem przez galaktykę?
Maxie podniósł się z kolan, rozsiadając się na mojej sofie i uśmiechnąłem się do niego.
Fajnie. Cieszę się. Napiszę do niej — powiedziałem, pochylając się nad moim chłopakiem i pocałowałem powierzchownie, opierając dłonie na oparciu sofy po dwóch stronach jego głowy. — No bardzo mi przykro — dodałem na to o zdjęciach, wciąż wygięty w tej dziwnej pozycji i nie odrywając ust od warg Maxa. Całowaliśmy się całkowicie niewinnie, jak dwójka piętnastolatków i całkiem mnie to rozbawiło. — Aaach — westchnąłem w końcu, odklejając się od niego i odepchnąłem się, stając wyprostowany. — Wiesz już, kiedy chcesz polecieć do tego Nowego Orleanu? — spytałem, sięgając po wcześniej otwartą butelkę piwa.


Gazelle - 2018-11-06, 16:52

Prychnął, ciskając wzrokiem gromy w swojego chłopaka, który stał nad nim i patrzył się z góry taki mądry, taki cwany.
Tobie by się z kolei przydał weterynarz, bo nie wiem czy jakakolwiek tresura jest w stanie ogarnąć twoją niefrasobliwość — odparował. — Sterylizacja powinna załatwić sprawę, nie? Odechce ci się cwaniakowania.
O, tak. Stare, dobre przekomarzanki. Słodko.
Wolałem książkę — odparł, bo był Maxem. Oczywiście, że preferował książki ponad kino. No, wyjątkiem było Przeminęło z wiatrem. — W takim razie poważnie się zastanów nad tym, jakie chcesz wykonać tatuaże, skoro chcesz osiągnąć tę konkretną i jakże ważną liczbę.
Nie rozumiał, czemu Ian po prostu nie posadził tego swojego ślicznego tyłka na sofie, ale, cóż, skoro wolał tkwić w takiej pozycji to kimże był, by mu tego zabraniać?
Ian chyba po prostu bardzo lubił patrzeć na niego z góry.
Hm...nie wiem. Ale w sumie, po tym tygodniu skłaniam się do tego, że jak najszybciej — westchnął, o jakże zmęczony pracą. Chociaż, rzeczywiście, codzienne bóle głowy nie należały do przyjemności. — Jak mi się uda znaleźć fajne bilety, to i za tydzień mogę wylecieć — wzruszył ramionami. To w sumie brzmiało jak plan. Żałował tylko, że nie zobaczy mardi gras, ale termin i tak mu kolidował z ich wyjazdem na roadtrip, więc nie ujrzałby tego tak czy owak. Może za rok.


effsie - 2018-11-06, 17:08

Ech, bejbe — westchnąłem, kręcąc głową. — Musisz się jeszcze dużo nauczyć, jak chcesz stawać ze mną we szranki. Przede wszystkim, szczerość intencji. Ten tekst ze sterylizacją był kiepski, a wiesz dlaczego? — Zrobiłem efektowną pauzę. — Bo ja wiem, że zdecydowanie za bardzo lubisz się bawić moimi jajami, żeby powiedzieć coś takiego na poważnie — oznajmiłem, uśmiechając się szeroko.
Boże, czułem się wyśmienicie, naprawdę. Oczywiście, że przez dwa ostatnie wieczory spędzone z Betą bawiłem się również doskonale, ale brakowało mi tej blondwłosej pokraki, która zaszczekiwałaby się w tak uroczy sposób, jak robiła to teraz. Co tu dużo poradzić, miałem absolutnie idiotycznego i chyba w tym momencie nieuleczalnego świra na punkcie mojego chłopaka, który mógł zachowywać się w najbardziej debilny sposób, a i tak nie miałbym go dość.
To musiało być to przeznaczenie, czy coś.
Albo ewentualnie bardzo, bardzo dobre dopasowanie seksualne.
Biorąc to już tak trochę poważniej – bo taki jestem poważny, z butelką piwa i sadowiący się wygodnie na sofie obok Maxa, nie zwracając uwagi na to, że najprawdopodobniej powinienem się ubrać, bo kto mi zabroni chodzić prawie że nago po własnym mieszkaniu? – to wciąż byłem zaskoczony. To znaczy tym, jak wyglądał seks w związku. Bardzo prawdopodobne, że gdybym to wiedział, już wcześniej znalazłbym sobie jakiegoś pedała, z którym można pożartować i wypić piwo, a przy tym się trochę poruchać, bo, serio: przelotne numerki w barach czy na imprezach były fajne, zaspokajały rządze i tak dalej, ale… no co tu dużo mówić, nie równały się absolutnie temu, jak dobry był seks, gdy mogliście o nim pogadać. Poznać swoje preferencje. Wspólnie przekraczać granice i dopasowywać się do siebie.
Naprawdę – nigdy nie myślałem, że to może mi się tak spodobać. To, znaczy seks z jedną i tą samą osobą, a tymczasem, Max… on był taki, seks z nim był taki… taki, że ja wcale nie chciałem nikogo innego, naprawdę.
Po tym tygodniu? — podchwyciłem, odstawiając piwo na ziemię i wywaliłem się jeszcze wygodniej na sofie. — Posuń się trochę — poleciłem Maxowi, wciągając całe cielsko na kanapę; nogi zgiąłem w kolanach, a głowę ulokowałem na udach mojego chłopaka, moszcząc sobie wygodne miejsce po tym, jak całe trzy ostatnie dni spędziłem w mniej lub bardziej zgiętej pozycji. — Co robiłeś przez te dwa dni, jak się nie widzieliśmy? Co tam u twojej młodej?


Gazelle - 2018-11-06, 20:09

Rozumiem, że mogę zgłosić się do ciebie po korepetycje, o Mistrzu Riposty? — przewrócił oczami. W trakcie tej rozmowy coś często wykonywał ten gest. Ale taka była właśnie natura ich kąśliwości, Max przecież nie przejmował ich z uśmiechem na twarzy, mimo swojego raczej pozytywnego stosunku do nich. Ale nie, dumę musiał zachować nawet wtedy, gdy przegrywał!
Chociaż nie czuł się mimo wszystko przegranym. Bo wiedział, że ma asa w rękawie, którego łaskawie nie nadużywał. Jak cudnie było mieć świadomość słabości Iana! A także swojej własnej wartości i mocnych punktów.
Kiedy Ian się na nim wygodnie uwalił, Max zaczął palcami krążyć po jego obojczykach i klatce piersiowej, kreśląc zupełnie losowe wzorki na nagim ciele. W sumie to się cieszył, że Ian postanowił nie przywdziewać na siebie ubrań, bo dzięki temu mógł dalej cieszyć oczy widokiem tego idealnego ciała.
Och, wiesz, zrobiłem duuuużo dużych rzeczy, ale nie mogę ci o nich powiedzieć, bo to tajemnica — zażartował, utrzymując konspiracyjny ton. — A tak serio no to, wiesz, praca, praca, porobiłem trochę zleceń, założyłem subkonto specjalnie na tripa, wyszedłem z Sheryl na kawę, gadałem z Irwinem, takie tam. A Erika jest super, serio! Jest taka bystra! I ma świetne pomysły — pochwalił swoją podopieczną, z którą całkiem dobrze mu się współpracowało i miał o niej tylko i wyłącznie pozytywną opinię. Na całe szczęście, bo mógł trafić znacznie gorzej.
Spojrzał na swoją dłoń, sunącą leniwie po skórze Iana i wpadł na diaboliczny pomysł. Aż sam się zdziwił, że nigdy wcześniej na to nie wpadł.
— Co do...KURWA, HAHAHA, MAX! — pokój po chwili wypełnił wrzask Iana, zmieszany ze śmiechem. Bingo! Wiedział, był kurczę pewien że jego chłopak jest wrażliwy na łaskotki! Strzelał w ciemno, łaskocząc go akurat po boku, ale trafił idealnie.
Ian prawie mu zleciał na podłogę, ale udało mu się powstrzymał na kanapie, a gdy ten wyciągał ręce żeby się niby zemścić na Maxie (mógł śmiało próbować, Max miał łaskotki tylko na karku i pod stopami), Maxowi udało się złapać je i zamknąć jego nadgarstki w swojej dłoni, kontynuując torturę z sadystycznym uśmieszkiem na twarzy.


effsie - 2018-11-06, 20:55

Zamruczałem, przymykając oczy, gdy Max zaczął mnie miziać po torsie, paplając o tym, co robił przez te ostatnie dwa dni i rozluźniłem się nieco. Nie to bym wcześniej był jakoś szczególnie spięty, ale od naszej poniedziałkowej zabawy minęło trochę czasu i chociaż może zasypiałem obok niego wczoraj wieczorem to i tak nic nie działaliśmy, no i, co tu dużo mówić, stęskniłem się trochę za tym gnojkiem. Nie byłem przyzwyczajony do długich przerw w naszym widywaniu się, naprawdę trochę z tym przeginaliśmy i może właśnie próbowaliśmy to robić, stopniowo wprowadzać trochę większe ilości ludzi do tego – jakby nie patrzeć – mega intensywnego czasu razem, ale jeszcze długa droga przed nami.
Więc chciałem się z nim trochę, no, podotykać, kumacie.
I było właśnie tak miło, błogo i przyjemnie… kiedy nagle ta zjebana wywłoka, kurwa pierwszej klasy, naskoczyła na mnie z łaskotkami!
Hahaha, Max, kurwa, hahahaha, przestań! — darłem się w niebogłosy, ale to nic nie dawało; spróbowałem ataku, ale korzystając ze swojej pozycji Max mnie unieruchomił, a siłowanie się z nim, gdy umierałem przez te jego łapska… było kurwa niemożliwe. — Hahaha, ty kurwo, Max, hahahhaha, kurwa, przestań! — krzyczałem, zaśmiewając się wbrew własnej woli, ale ta pieprzona suka wcale nie przestawała, ciesząc się diabolicznie. Wierciłem się, starając się wyrwać, wierzgałem śmiejąc i opierdalając Maxa z góry na dół, ale nic sobie z tego nie robił. Aż w końcu, starając się wyrwać, pieprznąłem się łydką w sofę i zawyłem z bólu:
Aaaaa, ała, kurwa!
I dopiero na to Max zareagował, zaprzestając łaskotek, a ja, korzystając z okazji, wyrwałem się i odskoczyłem w bok, przed sofę. Odetchnąłem głęboko, łapiąc oddech i spojrzałem z góry na Maxa, który szczerzył się w uśmiechu.
Idiota — poczęstowałem go tym komplementem, chociaż ton mojego głosu wcale nie wskazywał na to, że jestem obrażony, no i właściwie to nie byłem, ale od razu przeszła mi ochota na jakiekolwiek przytulanie się z tym pomiotem szatana.
Schyliłem się po swoje piwo i wziąłem z butelki sążnego łyka, odchodząc dwa kroki od sofy i schylając się po swoje ciuchy, które zacząłem na siebie wkładać.


Gazelle - 2018-11-06, 21:42

Czerpał z tego widoku bezbronnego, torturowanego Iana prawdopodobnie większą frajdę niż powinien. Dowiadywał się o sobie kolejnych rzeczy i dochodził do wniosku, że naprawdę był mocno pojebany. Starał się jednak omijać nogi Iana i w miarę pilnować tego, żeby o coś nie uderzył swoją łydką ze świeżym tatuażem, ale jednak mu się to nie udało.
No i, okej, był zadowolony z siebie, że wymęczył Iana i w ogóle, ale dotknęły go wtedy wyrzuty sumienia.
Przepraszam, nie chciałem — powiedział, a szeroki uśmiech na jego twarzy zgasł, zastąpiony przez przepraszający grymas. — Eeeeeeej, czemu się ubierasz? No weź, przepraszam, no — jęknął, a Ian niewzruszony kontynuował wkładanie na siebie spodni. — Już nie będę! Słowo harcerza! Nie byłem harcerzem, ale...słowo dziennikarza! Nie, to też słabe... No, ten obiecuję, wracaj mi tu, proszę? — zrobił minę porzuconego szczeniaczka, klepiąc się po udach. Nie mógł się powstrzymać przed tym łaskotaniem, gdy miał ku temu tak idealną okazję. Poza tym, dzięki temu powiększył swoją kolekcję asów w rękawie, co w przypadku Iana było niezwykle istotne.
Wstał z kanapy i przylgnął do Iana od tyłu, uniemożliwiając mu włożenie na tors koszulki.
Nie obrażaj się już — wymamrotał w jego plecy, dłońmi sunąc po jeszcze odsłoniętych biodrach.


effsie - 2018-11-06, 21:59

Rzuciłem rozbawione spojrzenie Maxowi, który zastanawiał się, czy może dać mi słow skauta czy tam dziennikarza, bo to było naprawdę zabawne, ale nie zaprzestałem wciągana na siebie spodni. Ochota na takie pierdu-pierdu, jakiekolwiek czułostki z tym blondasem mi minęła i chyba nie myślał, że jego słodkie minki to zmienią.
A pomimo tego, nie dał za wygraną, i gdy chwyciłem koszulkę z zamiarem wciągnięcia jej przez głowę, jakaś upierdliwa mucha przykleiła się do moich pleców, wtulając w nie głowę i lokując swoje chuderlawe dłonie na moich biodrach. Wywróciłem na to oczami, zwłaszcza gdy dorzucił do tego ten swój lamerski tekst, bo naprawdę, było mało co, co mogło sprawić bym ja, Ian Monaghan, się na kogoś obraził.
Nie obrażam się — odparłem więc, łapiąc jego dłonie i odsuwając je od siebie, a potem postąpiłem krok do przodu, by bez przeszkód wciągnąć na siebie tiszert. Dopiero wtedy odwróciłem się do Maxa i zagadałem: — To subkonto to spoko pomysł. Tone coś wspominał, że zrobił taki wstępny kosztorys i kazał mi zająć się uzupełnieniem w Excelu wszystkich kosztów z bryką… ale, co do tego konta, jak to działa? Możesz do niego normalnie dostać kartę i będziemy z niej ogarniać wszystko na tripie, czy będzie więcej zachodu?


Gazelle - 2018-11-06, 22:43

Wydął swoje usta, niezadowolony z tego, że Ian zdawał się zupełnie niewzruszony przez jego gesty. Niby się nie obrażał, a jego zachowanie wskazywało jednak na coś innego. Boże, co za wrażliwa istota. Wokół takiej najlepiej łazić na paluszkach, uważać na każdy gest i każde słowo. To takie upierdliwe...
Dostanę kartę, także nie ma problemu. Założyłem je po to, żeby mieć porządek w wydatkach. Teraz będę przyjmował na to konto przelewy za zlecenia, a przed tripem najwyżej prześlę sobie jeszcze coś z mojego głównego konta. A resztę może wrzucę na oszczędnościowe? — zastanawiał się na głos. — To by miało sens, bo skoro i tak nie zamierzam ruszać tej kasy, to przynajmniej coś mi się tam będzie mnożyło przez te parę miesięcy. W każdym razie, wszystkie faktury możemy brać na moje nazwisko, bo może uda mi się po wszystkim otrzymać chociaż częściowy zwrot kosztów od redakcji, jak im się to wszystko opłaci. A jak wam idą prace nad autem? — spytał, siadając z powrotem na kanapie, skoro z dalszego przytulania nici. Trudno, Ian jeszcze zatęskni. I sam się będzie prosił.
...wiedział, że to mało prawdopodobne, ale mógł sobie chociaż pomarzyć.
A co do mojej pracy...hm, w sumie mógłbyś mi pomóc, wiesz? Znowu trafił mi się temat okołozwiązkowy, no bo w końcu zaraz walentynki, bla, bla, teraz będzie tego w chuj. No i, wiesz, takie hasło: co jest podstawą dobrego związku. A że uważam nasz związek za bardzo dobry – i nie waż się nawet zaprzeczać, Ian – to sądzę że może powinienem zacząć od swojego własnego podwórka, nie? — mówił, wciągając nogi na kanapę, żeby je sobie zapleść wygodnie. — Więc, moje ty Słońce z Australii, wypowiedz mi się, co twoim zdaniem sprawia, że nasz związek się dobrze trzyma?


effsie - 2018-11-06, 23:26

To chyba w takim razie na redakcję, a nie na twoje nazwisko — poprawiłem uprzejmie. Max może nie miał tego doświadczenia, ale ja z moim studiem owszem; praca freelancerska była fajna i podobało mi się to, że sam byłem swoim szefem, ale oznaczała też ogarnianie wszystkiego własnoręcznie, a więc i z tymi wątpliwie fascynującymi, księgowymi sprawami, miałem doświadczenie. — A z furką jest spoko, zaczynamy właśnie kolekcjonować pierdy. Znaczy, wiesz, trzeba załatwić wszystkie te potrzebne rzeczy, no i najlepiej za nie nie płacić, więc zrobiliśmy sobie z Betą listę i będziemy teraz puszczać wici. Na drajwie jest już z tym excel, ogarnąłem dziś z pracy w przerwie i wam napisałem na fejsie, ale nie wiem, czy widziałeś. Tam zrobiłem też takie tabelki, że jak ktoś myśli, że może to ogarnąć to żeby napisał, żeby nie dublować rzeczy w razie czego. No a resztę trzeba będzie kupić, to najlepiej daj mi te dane twojej redakcji, żebym brał od razu faktury, jak coś.
Ze swoim piwem ulokowałem się na pufo-czymś, wiecie, takim nie fotelu, nie pufie, tylko jakby wielkiej poduszce, którą miałem skądś tam. Lubiłem to, bo nadawało temu wnętrzu jakiegoś takiego… luzackiego klimatu, w razie gdyby nie było tu wystarczająco luzacko od desek, które się walały, kółek do nich czy innych pierdół.
No i stolik z zakazu ruchu, proszę o tym nie zapominać.
Uniosłem nieco brwi na ten tekst Maxa, że mogę mu pomóc w pracy, ale grzecznie słuchałem, o co mu chodzi, a gdy tylko padło pytanie, odparowałem od razu:
Seks. I nie mów tak na mnie. — Wziąłem łyk piwa, łapiąc spojrzenie Maxa. — No chyba nie masz wątpliwości? Seks w związku jest dużo lepszy od takiego przypadkowego pieprzenia, i już nawet nie chodzi mi o to, że nie trzeba się zastanawiać, skąd tu wytrzasnąć jakąś foczkę czy czy jakaś koleżanka będzie miała czas albo ochotę, bo masz teraz kogoś, kto to z tobą będzie robił. Znaczy to też jest super, ale chodzi mi już o sam seks. Tak jakościowo. Wiesz, pierwszym razem z tobą też było fajnie i te szmery, bajery, ale po trzech miesiącach? No bejbe, sam przyznaj, że bez porównania. Nigdy wcześniej w sumie o tym nie myślałem, ale najwyraźniej warto poświęcić ten czas żeby się do siebie dopasować, poznać swoje preferencje, zobaczyć, co lubi ta druga osoba, no i poćwiczyć, to co robicie, nawet jeśli już na początku było nieźle. Wiadomo, trening czyni mistrza — wyszczerzyłem się. — No i może się okazać, że pokażecie sobie nawzajem nowe rzeczy, o których nie wiedzieliście, że to lubicie… — Chyba nie musiałem precyzować, o co mi chodzi. — Można z kimś pogadać, co się lubi, czego się chce, pobawić się tym, generalnie. Jezu, totalnie, seks w związku jest tak dużo lepszy niż bez, że aż czuję się jak debil, że nigdy wcześniej tego nie próbowałem — roześmiałem się.


Gazelle - 2018-11-07, 00:12

Och, jasne — zgodził się, bo sam nigdy nie musiał się rozliczać z firmą, w której pracował, więc te wszystkie kwestie formalne były mu nieznane. Zawsze w razie czego mógł się skonsultować z mamą, ale i Ian zdawał się być w tym rozeznany, więc powinni sobie poradzić. — O, wow, to super pomysł! To ja się popytam i puszczę listę wśród swoich znajomych, jak coś. Simon od jakiegoś czasu jeździ nową furą, a ta stara wyglądała tak sobie, więc może jej nie sprzedał i ma jakieś części. I, pewnie, dane napiszę na konfie, żeby każdy miał do nich dostęp.
Nie mógł uwierzyć w to, że został się tylko trochę ponad miesiąc do ich wyjazdu! Do przygody jedynej w swoim rodzaju, zupełnie nowej dla Maxa, spędzonej w gronie osób, które lubił – a jedną z nich przecież kochał. To brzmiało tak ekscytująco, i Max w ogóle nie był w stanie myśleć o tym, że coś mogłoby pójść nie tak.
Szczerze? Spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi od Iana. I to nie dlatego, że nie miał w niego wiary, bo czasami potrafił powiedzieć coś zaskakująco romantycznego, ale...sam czuł podskórnie, że w ich przypadku to idealna odpowiedź.
Chociaż początkowo i tak trochę zdziwił się bezpośrednim postawieniem sprawy przez Iana.
Nie zawsze seks w związku jest taki wspaniały. To zależy od tego, czy obie strony dążą do tego, żeby zrozumieć wzajemnie siebie i swoje potrzeby. Komunikacja w łóżku to kolejny, odrębny i ogromny temat i...wierz mi, to nie jest takie proste. Tylko, że po twojej wypowiedzi nasuwa mi się pytanie: czy to seks czyni związek udanym, czy związek czyni udanym seks? Chociaż myślę, że każde z tych stwierdzeń jest właściwie, że te kwestie się ze sobą gdzieś zasklepiają. Bo, właściwie, jestem totalnie w stanie zrozumieć osoby, które kochają się, mają podobne poglądy na życie i w ogóle, ale decydują się rozstać przed niedopasowanie łóżkowe. Nie każdemu odpowiada idea otwartych związków, nie? — no Maxowi na przykład bardzo nie odpowiadała. — Chyba, że mamy do czynienia z osobami aseksualnymi czy coś, ale to inna kwestia. W każdym razie...no, ja się tam cieszę, że miałeś okazję pierwszy raz spróbować tego ze mną i być może oszczędziłeś sobie w ten sposób przykrych doświadczeń — wyszczerzył się po tych lekko aroganckich słowach. — Ale...tylko seks? — spytał już lekko niepewnie. Fakt, poniekąd można byłoby się nawet pokusić o stwierdzenie, że seks był fundamentem ich związku, ale przecież nie wynikało z tego to, że opierał się tylko na nim. Nie, ta relacja wykraczała zdecydowanie poza sferę seksualną.


effsie - 2018-11-07, 13:15

To raczej nie chodzi o części, bo auto jeździ i spoko, ale o takie rzeczy jak pufy na siedzenia, coś żeby z tego zbić bagażnik, panele żeby zrobić ukryte schowki w podłodze i tak dalej, więc w sumie to nie szukamy po tych ludziach, co mają fury, tylko po ludziach, co mają graty — powiedziałem. — Zresztą, jak chcesz to sobie obczaj, masz do wszystkiego dostęp. Jest w zakładce przygotowania, auto, no i tam, nazywa się chyba lista zakupów czy jakoś w tym stylu.
Ta cała struktura naszego folderu to był Tone i jego korpo-style, znaczy, ech, no dobra. Ja za swoich niechlubnych lat w korpo też pracowałem na różnych systemach przechowywania plików i, muszę przyznać, to była chyba największa nauka, jaką z tego korpo wyniosłem, a więc razem z moim przyjacielem przygotowaliśmy i naszej czwórce odpowiedni system. Z którego Max i przede wszystkim Beta mocno się nabijali, ale pominę to milczeniem.
Niewdzięczne bestie.
To znaczy, że z Jaredem mieliście słabe dymanko? — podchwyciłem, bo skoro mój chłopak sadził takie tezy to skądś musiał to wszystko wiedzieć, nie? A ten mięśniak był jego jedynym chłopakiem poza mną samym, więc nie było innej odpowiedzi. — Dżiz, i wytrzymałeś z nim dwa lata? Ale musiałeś być beznadziejnie zakochany — nabijałem się z szerokim bananem na twarzy. — Nie no, bejb, to w ogóle nie jest opcja chodzić z kimś, z kim ci się nie podoba w łóżku. Trochę nie wiem, jak to by nawet miało działać — mruknąłem. — Z dobrego seksu może wyjść związek, ale nie odwrotnie, to bez sensu. Niby związek to nie tylko ruchanie, no ale ruchanie jest ważne. Mega ważne — podkreśliłem i zacząłem się zastanawiać, co jeszcze się składa na związek (wcześniej o tym nie myślałem) i co jeszcze jest ważne, nurzając usta w piwie, ale zanim zdążyłem cokolwiek wymyślić, Max zadał kolejne pytanie. Podniosłem na niego wzrok i wywróciłem oczami. — Jeeezu, bejb, co mam ci teraz powiedzieć? Polecieć takim wyświechtanym frazesem, że nie no, oczywiście, że trzeba się lubić? No jasne, że trzeba, no bo dymać to się można z różnymi ludźmi, ale związek to jest wtedy kiedy pomiędzy tym seksem możesz jeszcze pogadać sobie z tą osobą — osądziłem, ale chwilę potem sam się skrzywiłem. — Nie no, dobra, nie, bo sam lubię Jo, czy… nieważne, ale to jednak nie to. Dobra, wiem! Więc związek to jest wtedy, kiedy ta druga osoba cię nie wkurwia. — Spojrzałem na Maxa i sobie uświadomiłem, że to nieprawda. — Eee, nie, dobra, zapomnij, ty mnie czasem mega wkurwiasz. Boże, czekaj, muszę się poważnie zastanowić — poleciłem, milknąc na chwilę i zmarszczyłem brwi.
Co sprawiło, że chciałem chodzić z Maxem?
Lubiłem go i seks był dobry, to było w ogóle poza jakąkolwiek strefą wątpliwości, dwa punkty odhaczone. Ale no, lubiłem też dużo innych osób, z którymi sypiałem, ale to wcale nie sprawiało, że nagle chciałem żeby…
Oooo.
Ooooooo.
Wydaje mi się — zacząłem — że związek to jest wtedy, jak tak ci się podoba ta jedna osoba, że nie chcesz się nią dzielić. Jak chcesz żeby pewne, eee, rzeczy były dostępne tylko dla was. Jak to brzmi?


Gazelle - 2018-11-07, 23:25

Okej, to po prostu też puszczę tę listę i jak coś się znajdzie, to super — stwierdził, bo tyle mógł przecież zrobić. Zresztą, wydawało mu się że tego typu rzeczy powinny być spokojnie do ogarnięcia. Ktoś tam przecież mógł mieć stare meble, które można było chociażby rozwalić, i już był materiał na panele. A im mniejszym kosztem im to całe przedsięwzięcie wyjdzie, tym lepiej. Max dotychczas aż tak się o fundusze nie martwił, mając świadomość że przecież nie jest z tym u niego źle, aczkolwiek postanowił, że w ciągu tego miesiąca postara się uzbierać jakąś przyzwoitą sumę. Ot, żeby nie musieć się z czymkolwiek szczypać. I nie myślał o tym absolutnie w kategoriach gromadzenia pieniędzy tylko dla siebie i na swoje potrzeby, bo z tym uwinąłby się szybko. Traktował to jako fundusz wspólny, bo przecież dla niego były to tylko jakieś średnio skomplikowane teksty, a tak naprawdę pozostała trójka wkładała dużo pracy w ten projekt, prawdopodobnie więcej niż on. Zatem sam sobie przydzielił właśnie taką rolę. — W sumie nie pytałem się jeszcze o to ani ciebie, ani Bety, ale w tej furce jest zainstalowany gaz? Bo możemy na tym sporo zaoszczędzić, ale w sumie też nie wiem czy jest to aż tak ważne żeby w to zainwestować, jeżeli nie ma zbiornika... — mówił, bo akurat mu to wpadło do głowy.
Sam był ciekaw efektu prac Bety i Iana, ale Ian nie pozwalał mu się wtrącać do ich roboty, czerpiąc z tego ewidentnie ogromną radochę, jak duże dziecko. No i może rzeczywiście lepiej, żeby Max trzymał się na razie od tego na dystans, bo w końcu Beta był mechanikiem, a i Ian znał się na tym zdecydowanie lepiej niż Max, który po prostu umiał jeździć i radził sobie z niezbyt skomplikowanymi naprawami.
Co? Nie. Było...zwyczajnie — podsumował swój seks z Jaredem słowem, które samo mu się nasunęło. — To znaczy, nie było źle. Tylko w pewnym momencie zaczęło robić się nudno, bo to wszystko było na to samo kopyto, wiesz? Na początku była ta ekscytacja, bo to wszystko było dla mnie takie nowe, ale, hm, jak się nie dba o różnorodność to łatwo się w tym wypalić — wzruszył ramionami. — No i byłem w nim zabujany — przyznał, aczkolwiek celowo unikając słowa zakochany, bo sam już nie wiedział jak to naprawdę było. — I w tym przypadku to nie przez seks zerwaliśmy, to mógł być najwyżej jeden z powodów, ale, no właśnie, nawet gdybym nie miał tych innych ważniejszych powodów, to pewnie prędzej czy później miałbym dość — ciągnął, chociaż wiedział że Ian sobie tylko lekko żartował. Ale też nie mówił o tym z jakąś poważną miną, miał do tego całkowicie zdrowy dystans. Chociaż, właściwie, tak rozprawiał o tym swoim byłym, do którego nic już niby nie czuł, a Ian nie wydawał się o niego ani trochę zazdrosny, ale sam też średnio chciał słuchać o tym, jak przy okazji tej rozmowy akurat Ian wspominał Jo, mimo iż przecież dziewczynę polubił. Ale, cóż, chodziło o kontekst.
Nie przerywał Ianowi, czekając, aż dokończy wypowiedź, ale przewrócił oczami na tekst o tym, jak on to mega wkurwiał Iana. Cóż, kochanie, jest to odwzajemnione. A i tak go kochał.
Brzmi dobrze — pokiwał głową ochoczo po chwili zastanowienia się nad słowami Iana, które były...bardzo celne, jego zdaniem. — Zwłaszcza ta druga część. Wiesz, ja właśnie w naszym związku uwielbiam to, że mamy takie nasze rzeczy. Coś, co tylko my rozumiemy, i co nabiera znaczenia dopiero wówczas gdy odnosimy do właśnie do naszego związku. I to jest takie...super, no. Okej, w relacji przyjacielskiej też ma się swoje hermetyczne żarty, czy coś, ale tutaj nabiera to jakby dodatkowego ładunku emocjonalnego. Jest to naprawdę szczególne. Taki zupełnie wyjątkowy rodzaj zrozumienia. To jest dla mnie ogromna zaleta związku, fakt, że można sobie zbudować taki, hm, inny świat w pewnym sensie. Taką wygodną bańkę, w której da się schować przed wrednym światem. To jest coś takiego...co sprawia, że pewnie Irwin by nie zrozumiał natury naszego związku. Bo z tego, co mi opowiada, to z Ericiem mają tak zupełnie cukierkowo. I im to pasuje. Nam pasuje coś innego. I się w tym rozumiemy. Cudowna sprawa — wyszczerzył się, zapominając o tym, że miał zebrać opinię od Iana, a nie od siebie, ale wywiązała się z tego bardzo przyjemna i ciekawa rozmowa. — Hej, a co twoim zdaniem jest zaletą związku? Prócz seksu. Jestem serio ciekawy, bo dla ciebie jest to zupełnie nowe — spytał, bo to pytanie samo mu się cisnęło na usta, i w zasadzie wydawało się ciekawsze od pytania wyjściowego, właśnie ze względu na fakt, iż zadawał je osobie, która przeżywała swoje pierwsze związkowe doświadczenia po tym jak przez całe życie od tego uciekała.


effsie - 2018-11-08, 09:16

To na trzy miechy to kiepsko opłacalne raczej, no i każde miejsce będzie na wagę złota. Na tę chwilę szacujemy z Betą, że każdy z nas będzie mógł zabrać bagaż wielkości walizki kabinowej maksymalnie — odparłem. Dla mnie nie był to jakiś wielki problem, bo spokojnie mogłem spakować kilka koszulek, dwie pary spodni długich, dwie krótkich, gacie i skarpetki, ale istniało prawdopodobieństwo, że gdyby jechał z nami ktoś bardziej wymagający to miałby kłopot.
Ale co – uprzedziłem, nie?
Zamilkłem, uderzając palcami w butelkę piwa, gdy Max opowiadał o swoim związku z Jaredem; choć opowiadał to w tym przypadku duży eufemizm, jedynie mówił o znudzeniu się seksem. Tak… chyba potrafiłem zrozumieć, o co mu chodzi, bo chociaż teraz byłem podjarany tym, jak to fajnie jest mieć osobę, z którą możesz się w tych sprawach dogadać i tak dalej, to ten mój chłopak miał rację. Na początku łatwo o ekscytację, ale potem może zacząć robić się nudno – raczej w to nie wątpiłem i o tym wiedziałem, więc nie była to dla mnie wiadomość jakkolwiek nowa i wszystko zmieniająca, nawet… nawet dobrze wiedzieć, że Max miał w tym takie samo zdanie jak ja.
Jeśli istniały rzeczy, w które nie wierzyłem, to na przykład w to, że dwójka ludzi może się sobą nie znudzić, wytrzymać ze sobą to przysłowiowe całe życie i tak dalej. Szczęście, radość, satysfakcja, te sprawy – to wszystko było na pewno dobre i właściwe, ale też: niesamowicie nietrwałe i na pewno nie stałe, a więc zgodnie z maksymą starożytnego filozofa, yolo czy tam carpe diem, należało się skupić na tym, by czerpać z tego jak najwięcej i nie przejmować się tym, że kiedyś się to skończy.
Takie było prawo rzeczy. Nic nie trwało wiecznie, a więc i to nie mogło.
Później Max zaczął gadać o naszych rzeczach i bańce, a ja uniosłem sceptycznie brwi. Nie zastanawiałem się nad tym nigdy, ale trochę irytowało mnie takie jego pierdolenie, że nam coś pasuje, że my coś mamy, że my się w tym rozumiemy… zwyczajnie nie chciałem o tym myśleć, a takie stawianie faktów, nawet jeśli właściwych, było tak denerwujące jak gryzący sweter, który się nosi, bo zimno, chociaż najchętniej byś go ściągnął z siebie. Ironii do tego dodawał fakt, że coś, co mnie irytowało, wyraźnie cieszyło Maxa, który właśnie sadził takie stejtmenty, tylko wprawiając mnie w osłupienie – że możemy mieć tak absolutnie różne podejścia i tak dalej.
Postanowiłem zbyć to milczeniem, nie odnosząc się do tego w żaden sposób. Zamiast tego skupiłem się na pytaniu blondasa, upijając jeszcze trochę pija i zastanawiając się nad odpowiedzią.
Hmm… że ma się z kim popierdolić o rzeczach — odparłem po chwili. — Znaczy, jasne, z ziomkami też można, co nie, i jak miałem współlokatorów w Chicago to było spoko, bo wracałem na chatę i zawsze było do kogo otworzyć gębę czy wieczorem z kim wypić piwo, ale teraz to trochę inaczej. Wiadomo, zawsze się mogę z kimś ustawić, ale właśnie spoko tak mieć kogoś, z kim nie trzeba się jakoś ustawiać specjalnie i robić z tego wielkiej afery. Ot, posiedzieć, pogadać, w ciągu dnia wysłać na fejsie wiadomość, że właśnie widziało się kobietę-słonia i te pierdy. Wiesz, mieć kogoś, kto musi słuchać twoich pierdów i się o to nie wkurwia — stwierdziłem, a potem zagryzłem wargę. — Chociaż z tobą to tak jest, bo mieszkasz za ścianą, więc możemy się nie umawiać i do siebie wpadać tak po prostu, pewnie normalnie to nie jest takie proste i trochę bardziej upierdliwe. Jak jakaś para nie mieszka razem, nie.


Gazelle - 2018-11-08, 13:15

Walizki kabinowej? — skrzywił się dosłownie na sekundę. Nie, żeby się spodziewał, że będzie mógł wziąć ze sobą połowę szafy, ale brzmiało to co najmniej słabo, zważywszy na rzeczy, które chciałby ze sobą wziąć. I to po bardzo, bardzo sporym okrojeniu początkowej listy. Oczywiście, wiedział że to nie będą warunki jak w dobrym hotelu, i że będzie musiał się w jakimś stopniu poświęcić, ale też nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji, więc tak naprawdę nie miał pewności, że się w tym odnajdzie.
Tak czy owak, było zbyt późno na wycofywanie się.
Kiedy Max mówił o Jaredzie, uświadamiał sobie jak diametralnie różnił się ten związek od związku z Ianem. Nie było to żadne epokowe odkrycie, tylko skala tego była aż porażająca. Przez długi czas myślał, że to co było między nim, a Jaredem, to to słynne TO. Że to Ten Jedyny, i inne tego typu brednie, jednak po czasie okazywało się że to nic innego a zwykła iluzja. Z Ianem...poznawał uczucia, o których istnieniu wcześniej nie miał nawet pojęcia, odkrywał nowe aspekty wspólnoty zwanej związkiem. I mimo iż trwało to ledwie parę miesięcy, to już ta relacja zdawała się znacznie trwalsza od dwuletniego związku z Jaredem.
Nie rozumiał tej miny, która pojawiała się na twarzy Iana, gdy Max mówił o tym, co uwielbia w ich związku. Dla niego to wszystko było tak oczywiste, tak jasne, i tak zachwycające. Ian nie mógł temu zaprzeczyć, a jeżeli próbował...to to trąciło lekko naiwnością z jego strony.
Hm, chyba łapię o co ci chodzi. I że, no, nie masz dość tego napierdalania o rzeczach, nie? Nawet jak są durne, nic nie znaczą i w ogóle, to jednak jest jakoś tak fajne spędzać razem czas. Mhm, totalnie to kupuję — pokiwał głową, zadowolony z odpowiedzi Iana. To nie było pytanie, na odpowiedź przeznaczoną do oceny, nie było odpowiedzi dobrej czy złej, ale jemu się ona zwyczajnie spodobała. — To, o czym mówiłem: wspólne dzielenie przestrzeni, nawet niekoniecznie takiej ściśle życiowej, tylko po prostu takie nasze o coś, w czym jest nam miło.


effsie - 2018-11-08, 14:23

Wzruszyłem lekko ramionami w odpowiedzi na to wahanie się Maxa, który najwyraźniej nie tego się spodziewał – trudno. Poinformowany odpowiednio wcześnie na pewno jakoś ogarnie wybranie kilku koszulek ze swojej szafy i, spokojnie, blondasie, nie będziemy uderzać na żadne przyjęcia dla wyższych sfer, więc garnitur, krawat i te takie możesz zostawić w domu.
A jeśli o dom chodzi – czułem się odrobinę jak frajer. Perspektywa opuszczenia mojego mieszkania na trzy miesiące była dla mnie mocno ekscytująca, ale w moim przypadku brak pracy oznaczał brak zarobku (nikt mi nie da płatnego urlopu), a czynsz za studio i cztery kąty trzeba będzie wciąż płacić. Ciułałem grosza i byłem gotowy na tę perspektywę, zresztą dlatego zaplanowaliśmy to odpowiednio wcześnie, ale nie ulegało wątpliwościom, że będę goły i wesoły.
Jak z Maxem to na pewno wesoły.
W każdym razie – to było nieco frajerskie, więc zastanawiałem się mocno nad wynajęciem mieszkania na trzy miesiące, ale z drugiej strony, nie chciałem go całkowicie odgruzowywać i pozbywać się wszystkich swoich rzeczy. No a podnajmować komuś obcemu mieszkanie z wszystkimi moimi pierdami nie wchodziło w grę. Czasu było zaś coraz mniej i naprawdę powinienem się spiąć, żeby to ogarnąć.
Tymczasem Max ponownie zaczął sadzić swoje: rozważania nad naszym czymś, w czym było nam miło. Seeeerio? Westchnąłem ciężko i podniosłem na niego zrezygnowane spojrzenie.
Czy ty wszystko musisz tak rozkładać na czynniki? — spytałem, rozbawiony. — Myślałem, że pytasz o związki tak w ogóle, a nie o rzeczy, które możesz dopasować do swojej tezy — wytknąłem nieco wrednie, bo serio, blondas się już nakręcił na to określenie, które mnie irytowało i coś czułem, że nie odpuści. — To jest, mój drogi, po prostu transakcja wiązana. Już ustaliliśmy, że seks w związku wygrywa ponad wszystko. Więc jak chcesz żebym pozwolił ci doświadczyć tego nieziemskiego seksu to musisz posłuchać mojego pierdolenia — wyszczerzyłem się durnie. — Mieliśmy gadać o zaletach związków, a nie o tym, dlaczego tak lubisz ze mną spędzać czas. Chociaż jak chcesz mi poopowiadać o tym, jaki jestem świetny to się nie krępuj, tylko nie udawaj, że gadasz o czymś innym — kontynuowałem, wyciągając ramiona i zakładając je za głowę, trochę prężąc się przed Maxem i pokazując, jaki to ja nie jestem fifa-rafa.


Gazelle - 2018-11-08, 20:02

Dopasować do swojej tezy?
Rzeczywiście, początkowe pytanie było ogólne, ale nie trzeba było być niesamowicie bystrym i przenikliwym by zorientować się że rozmowa już zboczyła na tor ich osobistych odczuć, więc zarzut Iana był cokolwiek idiotyczny. Poza tym, co, że niby się mylił? Że to były jednostronne odczucia? Co za nonsens!
Przewrócił oczyma, nie przerywając wypowiedzi Iana, ale po chwili nie wytrzymał, i się wtrącił cicho:
Srakcja — wymamrotał jakże dojrzale. Bo denerwowało go takie stawianie sprawy przez Iana, jakby próbował odrzeć ich związek ze wszystkiego, co emocjonalne. Co było próżnym trudem, bo tego zrealizować się zwyczajnie nie dało. — Ciężko mówić o zaletach związku nie odnosząc się do własnego doświadczenia — wzruszył ramionami. — Bo dla każdego te zalety są zapewne inne. Jestem pewien, że gdy spytam Irwina to powie mi coś o słodkich, romantycznych randkach, Tone też powiedziałby coś zupełnie innego, Tom, Yixie, wszyscy nasi znajomi w związkach, każde z nich pewnie dostrzega coś wspaniałego na różne sposoby, i to jest super. To znaczy, pewnie można wyprowadzić jakieś uniwersalne zalety. Kiedy ma się ślub, to są i praktyczne, prawne, które są oczywiste. Ale tu chodzi o to, co z twojej perspektywy jest najfajniejszego w niebyciu singlem. A dla mnie to, że lubię spędzać z tobą czas, nawet jak się na ciebie wkurzam, to jest duża zaleta. Przez lata nie miałem właściwie takiej osoby, którą zwyczajnie chciałbym codziennie widzieć i zawsze byłbym z tego powodu podekscytowany — wyznał, i naprawdę żałował że już nie miał Iana przy sobie, na tej kanapie.


effsie - 2018-11-08, 21:13

Uśmiechnąłem się słysząc przedrzeźnianie mnie przez Maxa, bo to znaczyło, że ten koleś spędzał ze mną stanowczo za dużo czasu, skoro podłapał już nawet moje odzywki. Po tym, jak mówili ludzie łatwo było wywnioskować, z kim przystawali – ja na przykład początek znajomości z Betą określam jako czas, gdy zacząłem mówić (mówić) „lol”.
No cóż. Przyjaciele nie rodzina, niby się ich wybiera, ale dla tego kolesia mogłem nawet przeżyć to lolowanie.
I – czy to oznaka szaleństwa? – nawet polubiłem to lolowanie.
Ach, Maxie — mruknąłem, nieco poważniejąc i nie spuszczałem z niego wzroku. — Jako zaletę związku uważasz to, że masz kogoś, kogo codzienny widok cię ekscytuje, hmm? — powtórzyłem po nim, choć właściwie nie było to ani trochę pytanie. — Coś mi się tak teraz wydaje, że na co dzień starasz się ukryć przede mną swojego wewnętrznego romantyka, a teraz coś ci nie wyszło — oceniłem, wciąż wgapiając się w stalowe tęczówki mojego chłopaka, przechyliwszy nieco głowę.
Czy tak było? Właściwie to bardzo możliwe i pokrywałoby się z tym, co kiedyś sobie o nim wymyśliłem. Kolejne pytanie brzmiało, czy byłoby w tym coś niewłaściwego, no i nie, niech sobie będzie kim tam chce, ten mój chłopak, tak długo jak wiedział, że po mnie to żadnych tandetnych chwytów raczej się nie może spodziewać.
Ale jak już tak sobie nawzajem wyznajemy te zalety to pozwól, że ja będę bardziej życiowy. Bo, słuchaj, jest jeszcze kolejna, która wpadła mi do głowy, mianowicie: jesteś moją najlepszą wymówką. Ktoś coś ode mnie chce, czego mi się nie chce, no na przykład Tone dzisiaj pytał się mnie, czy idziemy z nim i z Nat do kina. A ja nie miałem ochoty, a gdybym mu tak powiedział, to zaraz zacząłby jęczeć, że Ian zbieraj dupę, że cośtam i tak dalej. Więc powiedziałem mu, że obiecałem ci, że zobaczymy dzisiaj Skrzypka na dachu, bo mi męczysz od dwóch tygodni i od razu Tone był taki okej, okej, to innym razem. Teraz już zawsze, jak coś mi się nie będzie chciało albo coś, to będę mówił, ze nie mogę, bo idę gdzieś z tobą. Więc, to moja myśl, w związku super jest to, że możesz zwalić winę na swojego chłopaka czy tam dziewczynę. — Wyszczerzyłem się w uśmiechu.


Gazelle - 2018-11-08, 23:24

To ci brzmi romantycznie? — zmarszczył brwi. Właściwie, owszem, to tak brzmiało, ale na takiej samej zasadzie jak powiedzenie: lubię przy tobie być. Czyli, zdaniem Maxa, coś zupełnie normalnego do powiedzenia osobie, na której mu zależy. No i mówił to absolutnie szczerze przecież, nie było to zdanie formułowane w takim celu, aby zabrzmiało jak wypowiedziane przez romantyka.
Może i mam takiego romantyka w sobie, Jezu, no i co? Nie martw się, nie każę ci zabierać siebie na kolacyjki ze świecami, bez przesady. Nawet jeżeli patrzę na niektóre rzeczy w inny sposób niż ty – a pewnie tak jest, bo przecież się różnimy między sobą, nie jesteśmy jednym mózgiem – to i tak clou jest takie, że jest mi dobrze z tym, z czym prawdopodobnie dobrze jest i tobie, tylko ty to na przykład inaczej nazywasz, nie? — westchnął. Trochę męczyło go to, jak Ian próbował zbijać i wyśmiewać to, co Max mówił o swoich uczuciach względem tego, co było między nimi. — Generalnie, tak, widok twojej debilnej twarzy mnie ekscytuje, no masz mnie, zostałem zdemaskowany — wzruszył niedbale ramionami.
Naprawdę nie rozumiał, z czym Ian miał taki problem. A może to on miał problem z samym podejrzeniem tego, że Ian mógł mieć problem? A może to szło jeszcze dalej i głębiej, na tyle że na samo myślenie o tym Maxowi mogłoby się zakręcić w głowie?
Cholera wie. A mówiąc cholera można podstawić pod to określenie umysł Maxa.
Aha. Dobrze wiedzieć. Czyli jak będą padały na mnie gromy ze strony twoich kumpli, to przynajmniej będę wiedział jaka jest tego przyczyna — zaśmiał się, bo dzięki temu uroczemu wyznaniu dobry humor mu powoli wracał. — No ale, wiesz, ja jestem człowiekiem słowa i byłbym bardzo, bardzo zawiedziony gdyby Tony został przez ciebie okłamany, więc w takim razie nie mamy wyjścia i musimy poszukać biletów na Skrzypka na dachu! Chyba nie chcesz oszukiwać tak paskudnie kumpla, co nie? A było mu powiedzieć, że planujemy namiętną noc.


effsie - 2018-11-09, 10:32

Tylko… tylko pytałem.
Nie wyśmiewałem go ani nic w tym stylu, w moim tonie nie było ani grama ironii czy sarkazmu, na moim ryju żadnego wrednego uśmieszku, a w moim zachowaniu, naprawdę nic, co mogłoby wskazywać na to, że się z nim drażniłem. Może chciałem wiedzieć więcej, tych rzeczy, których najprawdopodobniej mi nie mówił, a które czasami – tak jak teraz – się z niego wymykały, niepostrzeżenie, jakby ukradkiem, gdy ich szczególnie nie pilnował. Myślał, że nie powinien ich okazywać, bo zeświruję i mi odbije? Że lepiej ich przy mnie nie mówić? Instrukcja obsługi Iana Monaghana, opatentowana przez blondasa?
Ja nie wiedziałem. Zwyczajnie, bo skąd miałem, skoro ten tekst był prawdopodobnie pierwszą taką rzeczą, jaką powiedział mi Max, pomijając te wszystkie rzeczy, którymi raczyliśmy się przy seksie. Były szczere, nie wątpiłem, ale zawierały dla mnie to samo źdźbło goryczy, co wszystkie niesamowite rozmowy przeprowadzone po wypaleniu blanta – jakkolwiek poruszające i ważne by nie były, jakkolwiek wielkiej przyjemności z nich nie czerpałem, miałem gdzieś z tyłu głowy świadomość, że nie były wypowiedziane na trzeźwo. I seks był nie tym samym, ale podobnym narkotykiem, zastrzykiem dopaminy i euforii, która sprawiała, że ludzie mówili sobie rzeczy, jakich nie wypowiedzieliby w innych sytuacjach. A Max… on nawet wtedy był oszczędny, dużo bardziej ode mnie, i choć nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu, teraz – chciałem wiedzieć.
Przede wszystkim, jak ja się z tym czuję i co ja na ten temat sądzę, ale wyraźnie nie było mi dane, bo gdy tylko poruszyłem ten temat, jego, mówiącego mi cokolwiek na temat tego, jak się czuje, od razu włączył mu się ten tryb, pasywna agresja, którą zaraz mnie uraczył, dokładając do tego obojętne wzruszenie ramionami i ten swój wzrok. Jakbym mu coś zrobił.
A tylko pytałem.
Zirytowało mnie to, naprawdę, ale potrafiłem zrozumieć aluzję i zacisnąłem metaforycznie zęby, by nie grzebać już w tym temacie, bo mógłbym zirytować się tylko bardziej. W porządku, nie to nie, naprawdę nie musieliśmy o tym gadać. Zrozumiałbym bez tego tonu, ale okej.
Nie na tym polega sens wymówki — mruknąłem, choć marnie, słysząc ton, którym Max mówił o seansie. — To jest jakiś stary film, więc wątpię, by go gdzieś grali, ale jak chcesz to mogę go poszukać w sieci — odparłem luźno, odstawiając piwo i sięgnąłem po komputer, który leżał na stoliku. Ułożyłem go sobie na kolanach, wpisując odpowiednią frazę w google. — No, z siedemdziesiątego pierwszego — dodałem, zaczynając szukać jakiegoś torrenta, taki byłem nielegalny. Prawdę mówiąc, zamiast trzygodzinnego seansu filmowego miałem nadzieję na sesyjkę dymanka, zwłaszcza po tych dwóch dniach bez tego, ale w sumie mogłem też zobaczyć film. Ruchanie i tak nie ucieknie, a zamiast gadać możemy powgapiać się w ekran komputera. Fine by me.


Gazelle - 2018-11-09, 20:41

Max nie rozumiał sam siebie, stąd brało się wiele nieporozumień. Nie ufał sobie, nie ufał reakcjom Iana, ale samemu Ianowi...tak, zdecydowanie. Przecież nigdy go nie zawiódł, gdy Max postawiał otwarcie mówić o czymś, co go trapiło. To Max zawodził siebie. I...tkwił w tym być może idiotycznym przekonaniu, że jego problemy były przede wszystkim jego problemami, i że może właśnie dlatego sam powinien sobie z nimi radzić, nie wciągając w to Iana, który i tak przecież znajdował się w zupełnie nowej sytuacji.
A może tak naprawdę wcale nie chronił Iana, a tylko siebie?
To było ciężkie do ustalenia. Przynajmniej na ten moment. Podczas terapii...w bardzo niebezpośredni sposób otrzymywał komunikaty mówiące mu, że ma zaburzoną wizję świata, ale jeszcze nie potrafił dotrzeć do sedna problemu. Do tego, co zapewne sprawiało że komunikacja między nim, a Ianem była tak trudna i pełna nieporozumień.
Ale...Ian nie ciągnął tematu, więc Max też postanowił się zamknąć i nie brnąć w to dalej. Za milczeniem Iana mogło stać wiele treści, ale nie zamierzał bawić się w analizowanie tego. Z pewnością wróci do tego tematu gdy zostanie sam.
Film? A ja myślałem, że chodzi ci o musical i chciałem się spytać gdzie go wystawiają, eeeech — westchnął dramatycznie. — Naucz się wymyślać lepsze wymówki, bo muszę obejrzeć film z moim chłopakiem brzmi lamersko — zażartował, wracając w ekspresowym tempie do tonu typowego dla ich przekomarzanek. — Zwłaszcza, gdy mówisz o oglądaniu filmu z chłopakiem, którego masz za ścianą i niemalże ciągle dostępnego.
Patrzył na Iana ponad stolikiem, a na tej kanapie robiło mu się coraz bardziej samotnie. Ian jakoś ie zamierzał zapełnić pustego miejsca, więc westchnął ponownie – tym razem znacznie bardziej dramatycznie, uzupełniając to teatralnym gestem otarcia skroni, zanim rozłożył się na plecach na całej kanapie, głowę kierując na sufit.
Nie wiem, czy chcę teraz oglądać film — wymamrotał. Wspólne seanse z Ianem były w porządku, ale po tych dwóch dniach prawie kompletnej rozłąki wydawało się to zbyt banalne. By się poprzytulał z Ianem, czy coś, ale ten się obraził (niby twierdził, że się, ale jakoś na dystans wciąż się trzymał) o głupie łaskotki. Ojej, no, tylko chciał tego spróbować. — Chodź do mnieeee — jęknął desperacko, wyciągając ręce do góry.


effsie - 2018-11-09, 21:50

Przetarłem oczy, przechodząc przez to milczenie bez większych emocji. Miałem, znów, jak podczas Sylwestra, przecudne wrażenie, że jestem nie na swoim miejscu, a na pewno dużo dalej w tej relacji, niż Max. I taka chyba była moja wada, że kiedy w coś wchodziłem to trudno było mi utrzymać się na wodzy i postępować wedle tych wszystkich ustalonych kroków, czekać odpowiednią ilość czasu i tak dalej, nie, oczywiście, ja, Ian Monaghan, muszę mieć wszystko od razu. Albo przynajmniej wywrócić kolejność do góry nogami. Max może nie chciał gadać o swoich emocjach i, ech, w porządku.
Jakby się nad tym zastanowić – to nawet spoko, że to wyszło, ta sytuacja. Przynajmniej dał mi jasno do zrozumienia, że może i podczas seksu możemy się bawić na różne sposoby i nie mieć żadnego tabu, ale to nie znaczy, że nie ma go tak w ogóle. I, prawdę mówiąc, widząc tę jego postawę mogłem postanowić sobie jedno: postarać się wrócić do normalności.
Tej, którą żył Max, żeby nie chlapać ozorem na prawo i lewo, bo to… może jeszcze nie czas na takie pierdolenie. No i, teraz tak myślałem, czy to naprawdę było aż tak jednostronne jak teraz, w mojej głowie?
Chyba… chyba tak.
A nie chciałem, kurwa, nigdy nie chciałem być takim typem, który pierdoli od rzeczy, a potem odbija się od ściany. To było idiotyczne, bardzo.
Więc, zacisnąć zęby. Powstrzymać się przed gadaniem. To trudne, ale bez przesady – pracowałem w korpo, miałem doświadczenie w tym, by nie pierdolnąć wiązanką w przełożonego. Z Maxem nie będzie przecież trudniej.
Na musical? No chyba cię posrało — podzieliłem się z nim tą jakże wyrafinowaną opinią na temat tego rodzaju sztuki, która wybitnie nie była dla mnie. — Lepsze? To ty się nie znasz. Tony zrobił aaa, kumam, znam klimat. A wymówka, nawet najbardziej lamerska, to wymówka. Co, gdybym ci serio obiecał, że dzisiaj zobaczymy jakiś film, a potem bym zadzwonił i powiedział, że sorry, stary, ale jednak robię coś innego, a film zobaczymy jutro, bo przecież jesteś za ścianą niemalże cały czas dostępny to co, byłbyś szczęśliwy i na pewno nie obrażony?
Prawdę mówiąc, szczerze w to wątpiłem. I nie chodziło już nawet o to, co zaserwowałem jako tę wymówkę, to mógł być Skrzypek na dachu albo wspólna kolacja, cokolwiek, chodziło o OBIETNICĘ. Z kimkolwiek bym się nie umówił, nie olewałem takich rzeczy, a że teraz Maxa widywałem cały czas to zwalanie takich rzeczy na niego i używanie go jako wymówki było wręcz idealne. I on też na bank to robił, nie wierzyłem, że nie, więc mógł się wypchać z tą swoją postawą prawego człowieka.
To się zdecyduj — mruknąłem, ale film już się ściągał, więc go nie usuwałem, będzie na inny raz. A korzystając z tego, że miałem otwarty komputer, wszedłem na fejsa i zacząłem go przeglądać, sprawdzając jakieś pierdoły. Zza ekranu widziałem, że Max gramoli się na sofie i wzdycha, zaraz wyciągając ręce i jęcząc swoją prośbę. Uniosłem brew i powiedziałem luźno, bez krzty złości: — Nie mam już ochoty. Jak chciałem się z tobą przytulać to miałeś inny pomysł, więc siedź tam sobie teraz sam.
A potem otworzyłem link od kumpla i otworzyłem szeroko oczy.
Ooo, Target ma promocję i dostarcza w ten weekend zakupy za free. W chuj robimy tam zakupy w ten weekend — zadecydowałem, klikając w link i już przeglądałem wirtualne półki z owocami i inną spożywką.
Szalony czwarteczek u Iana Monaghana part 1.


Gazelle - 2018-11-10, 00:13

Tamten temat, który zrobił się zaskakująco niewygodny, powoli odchodził w niepamięć, co nie przeszkadzało Maxowi. Bo może i sam też przesadził ze swoją reakcją, tym, że się tak najeżył, ale to był jego emocje, jego odczucia. Nawet jeżeli nie wyrażał ich wprost, to były na tyle jasne, żeby Ian nie miał problemu z ich odczytaniem, a skoro się do tego nie odnosił, to znaczyło że jemu też nie zależało na eskalacji tego wątku w możliwie nieprzyjemną stronę.
I dobrze.
Czemu posrało? — burknął pod nosem. Chociaż musicale, jak i koncerty w filharmonii miały potężną wadę – były głośne, huczące, dudniące. Nic dziwnego, o to chodziło, żeby muzyka przenikała przez ciało człowieka, ale w przypadku Maxa to było więcej niż zwyczajnie upierdliwe.
Ten sam case co w przypadku klubów i koncertów, cóż poradzić.
No dobra, ale nie obiecałeś — westchnął, bo Ian w sumie wyciągnął dobry argument. — Tylko fajnie, że to na mnie spada wina za to, że spędzasz z nimi mniej czasu — wydął wargi w udawanym oburzeniu, czego przecież Ian i tak nie widział, ale może udało mu się w jakiś sposób usłyszeć tę emocję w jego wypowiedzi. Albo i nie.
Właściwie, to z nimi było trochę tak, jak...hm, z osobami, które posługują się bardzo podobnymi językami w piśmie, ale zupełnie różnymi w wymowie. Tak, że teoretycznie, pozornie wręcz są wzajemnie zrozumiałe, jednakże jeżeli większość komunikacji opiera się na mowie, to ta zrozumiałość w praktyce zupełnie nie znajduje odzwierciedlenia. I rzeczywiście, w ich przypadku można było się dopatrzeć tego rodzaju dwojakości.
Decydowanie się na cokolwiek również nie należało do przedmiotu zainteresowań Maxa w tamtym momencie. A gdyby już naprawdę musiał się decydować, to by chciał najlepiej cisnąć w Iana poduszką w dziecinnym geście, za to, że ten nie chce do niego podejść kiedy ON TEGO CHCE.
To było głupiutkie, ale to to przecież i tak nie wychodziło poza sferę myśli Maxa. I Max po prostu chciał Iana w pobliżu, nawet jeżeli mieliby się gnieść na tej kanapie.
Ja pierdolę, jesteś taki małostkowy — prychnął. — No weź, musiałem w końcu sprawdzić, czy masz łaskotki, to podstawowa zasada związku. Mogłeś o tym nie wiedzieć, bo jesteś w tym nowy, ale słuchaj się mnie, tak jest i już — oznajmił tonem niby-znawcy.
Parsknął cichym śmiechem pod nosem, gdy Ian, ze wszystkich rzeczy na świecie, zaczął się ekscytować promocją w Targecie. Ach, słodka dorosłości...
I tak mamy Target jakieś dziesięć minut stąd, nie przesadzaj. Ale spoko, można się zaopatrzyć w zapasy — wzruszył ramionami, chociaż sam właściwie nie miał potrzeby gromadzenia zapasów. To, co się dało gromadzić – czyli te rzeczy niepoddające się łatwo psuciu – miał już nagromadzone, a reszta...cóż, zebrałoby się tego niewiele, jeżeli zrobiłby listę. Aczkolwiek, Ianowi zapewne przydałoby się uzupełnienie lodówki.
W sumie większość posiłków jedli razem, równie dobrze mogliby mieć jedną lodówkę i na spokojnie by się pomieścili ze swoimi rzeczami. No, ale żeby to miało praktyczny sens musieliby mieć także jedną kuchnię, ergo – jedno mieszkanie.
Jak skończysz sobie tam przeglądać swoje rzeczy, to podaj mi lapka, co? Poszukam sobie od razu biletów do Nowego Orleanu — poprosił, bo w sumie skoro i tak leżał bezczynnie to mógł chociaż to sobie załatwić. Naprawdę miał nadzieję, że uda mu się coś znaleźć na przyszły weekend. Już po tym tygodniu czuł się na tyle obciążony, że z chęcią skorzystałby z takiego nawet krótkiego wyjazdu. Obciążony oczywiście nie tyle fizycznie, chociaż poniekąd też przez te cudowne bóle głowy, ale przede wszystkim psychicznie. Czuł się wypompowany jak przebita dętka. Przeżuty jak stara guma pod szkolną ławką. I dopiero z tej perspektywy zaczął doceniać pomysł Iana o samodzielnym wyjeździe Maxa. Wprawdzie nadal uważał, że wolałby jechać tam z Ianem, ale może właśnie rzeczywiście potrzebował spędzić trochę czasu w kompletnym odizolowaniu od wszystkich?


effsie - 2018-11-10, 12:10

Bo nie lubię musicali — odparłem prosto. Opera, musicale, ech, to zdecydowanie nie był mój typ rozrywki. Czasami lubiłem pójść do teatru, gdyby nie eleganckie ciuchy to może nie miałbym nic przeciwko filharmoniom, ale musical zdecydowanie nie był dla mnie. Podobnie jak aktorstwo z dwudziestolecia i tych czasów, gdzie trzeba było być przesadnie egzaltowanym i, no, aktorskim.
Poza tym, musicale były śmieszne – to trochę jak bajki Disneya, gdzie wszyscy nagle zaczynają śpiewać i to uznaje się za normalne. No nie.
Tone myśli, że obiecałem. — Wywróciłem oczami. — I już się tak nie nadymaj, przecież wiesz, że to prawda — dodałem, śledząc na ekranie wirtualne półki w Targecie.
Jezu, ten sposób robienia zakupów był absurdalny! Z jednej strony niby wygodny, no bo siedzę sobie na chacie, mogę właśnie jeść obiad i zamawiać składniki na kolejny, ale jednocześnie… no dziwnie tak nie móc dotknąć produktu. Czy zobaczyć z przodu, z tyłu i w ogóle.
Myślę, że jak na dzisiejsze czasy, jebany dwa tysiące dziewiętnasty rok, byłem mocno nie-internetowy. Jasne, pewnie moja mama była mniej, ale patrząc na znajomych czy, generalnie, na możliwości technologiczne to zdawałem się jakieś sto lat za murzynami. Chociaż i niektórzy murzyni pewnie byliby przede mną. Ech, trudno.
Małostkowy, okej — przyjąłem obelgę bez większych emocji, ech, nawet się nie wzruszyłem. Zamiast tego uśmiechnąłem się pod nosem widząc wiadomość od Bety. — No spoko. To już masz podstawy, a teraz leż sobie sam — rzuciłem, wpisując odpowiedni adres w wyszukiwarkę. A na to o Targecie odparłem tak: — No właśnie, dziesięć minut jak na Nowy Jork to w chuj daleko.
A potem wpisałem w Wikipedię hasło banan i zacząłem szukać. Chwila skrolowania i szybki rzut oka na artykuł wystarczyły, bym trafił na nagłówek o plantacji w Stanach, a tam znajdował się link do Zimnej Wojny. Beta był idiotą, od razu na to kliknąłem.
Mhm, zaraz, gram z Betą w Hitlera.
— W co?
W Hitlera. Nie znasz? — Rzut oka na Maxa wystarczył mi żebym wiedział, że nie. — To taka gra na Wikipedii, znaczy. Ktoś wymyśla hasło, a ja w pięć ruchów muszę tak przeklikać linkami, by trafić na Hitlera. Znaczy, mogę kliknąć w pięć linków. Beta dał mi hasło wyjściowe „banan”, ale tu już na tej stronie znalazłem „zimną wojnę”… Ahahaha, nie wierzę! — roześmiałem się, zadowolony. — Hitler na drugim linku!
Wyszczerzony, wysłałem Becie skriny, a potem spojrzałem na Maxa.
Chcesz spróbować? Masz. — Podałem mu komputer. — Hmmm… zacznij od „kanapy”.


Gazelle - 2018-11-10, 18:29

Ty chuuuujuuuu — wyjęczał. I nawet ze swojej pozycji nie mógł niestety obdarzyć swojego partnera stosownym spojrzeniem, a niech to szlag!
Ale skoro Ian tak chciał to dobra, niech mu będzie. W końcu tego pożałuje, na pewno. Max też potrafił być irytująco małostkowy!
Podniósł się do pozycji półleżącej gdy Ian podawał mu laptopa. Nie słyszał wcześniej w ogóle o takiej grze, ale, cóż, nie szkodziło spróbować.
Trochę sceptycznie podszedł do hasła rzuconego przez Iana, ale wchodząc w artykuł o kanapie, znalazł odnośnik do artykułu o Francji; w poddziale historia może i Hitler nie został wymieniony z nazwiska, ale ze strony o nazistowskich Niemczech już tak.
Trzecia strona, proszę bardzo — wyszczerzył się.
— To teraz dajesz, hm, „słownik”.
Okej, mam braci Grimm, dalej...hm...chwileczkę... — mruknął, przeglądając pobieżnie artykuł w poszukiwaniu odnośnika, który najszybciej doprowadzi go do celu. — O, znowu Trzecia Rzesza. Bingo — wyszczerzył się. — To teraz twoja kolej, ale musisz tutaj przyjść — podciągnął zachęcająco nogi.[/b]


effsie - 2018-11-10, 20:38

Boże, a ten ciągle męczył ten jeden temat.
Bejbe, ja się z tobą nie droczę, tylko serio nie chcę — westchnąłem, bo już mnie zaczęło to irytować, ile tak można? — Chciałem wcześniej, ale minęła mi ochota, jak zacząłeś mnie łaskotać. Ale nie martw się, chyba nie jestem taki małostkowy, bo to nic nie zmienia, i tak cię później przelecę — powiedziałem, teraz, bez komputera, wyciągając się wygodniej na pufie. — Kup lepiej te bilety do Nowego Orleanu.
A sam wyciągnąłem telefon, wpisując w wyszukiwarkę ten cały Nowy Orlean, bo w sumie mało wiedziałem o tym mieście. Właściwie to nic. I zaraz już przerzucałem kolejne strony, trochę się nawet ekscytując.
Hej, ten Nowy Orlean wygląda fajnie… serio — rzuciłem, przeklikując zdjęcia. — Tu piszą, że mają dużo ciekawych cmentarzy… ja bym mega chciał pojechać na ten pod Paryżem, gdzie leży Jim Morrison i tak dalej, podobno to nie wygląda jak normalny cmentarz, tam ludzie piją przy jego grobie i tak dalej. Ooo, i dom Fitzgeralda! Jeśli macie coś dobrego, wy, Amerykanie, to na pewno Fitzgeralda. Ooo, i jest ten browar Dixie… znaczy, jego pozostałości po Katrinie — poprawiłem się, z nosem wlepionym w telefon. — Ech, serio wygląda mega ciekawie. Gdzie jest ten Nowy Orlean? — pytałem głośno, włączając mapę. — Ooo. Myślisz, że moglibyśmy tam trafić podczas tripa? Wiem, że na początku jedziemy do El Paso na skos przez Stany, ale gdybyśmy potem tak to zmodyfikowali, żeby jechać wybrzeżem od… Houston do Miami? Ech, musimy się spotkać z chłopakami, żeby to finalnie ustalić. Może jutro? Skoczymy na basen, a potem na piwo z nimi? Ooo! Jak sobie kupisz bilety na… dziewiąty i dziesiąty lutego to trafisz na jedną z parad Mardi Gras!


Gazelle - 2018-11-10, 22:01

Przewrócił oczami. Nie mógł zmusić Iana do tego, żeby przyprowadził tam swoje cztery litery, ale... Bez przesady. To już było idiotyczne, jeżeli takie coś go zniechęcało. Jakby Max co najmniej próbował zarazić go trądem. Gdyby wiedział, że Ian ma problem z nieoczekiwanym kontaktem fizycznym, to by się na takie rzeczy nie porywał, ale w przypadku jego chłopaka to nigdy nie było przeszkodą.
To jeszcze kwestia do ustalenia — mruknął pod nosem, bo ohoho, cóż za łaskawca, zamierzał go przelecieć!
Wprawdzie mocno tęsknił za kutasem swojego chłopaka, ale z drugiej strony jego libido tego dnia było na całkiem umiarkowanym poziomie, więc to, czy seks będzie, czy nie, uzależniał raczej od tego, czy pojawi się nastrój. Chociaż podkręcenie tego specyficznego nastroju przy Ianie zazwyczaj było dziecinnie proste.
Wszedł więc w wyszukiwarkę połączeń lotniczych, ale zanim wpisał interesującą go lokalizację przekręcił głowę, obserwując Iana zaabsorbowanego czymś, co najwyraźniej było researchem na temat Nowego Orleanu. To nawet ciekawe, że akurat wymyślił sobie miejsce, w którym noga jego partnera nie ustała. I słyszał w jego głosie podekscytowanie, które jasno mówiło mu że pewnie Ian by mu chętnie towarzyszył, gdyby nie wymyślił tego durnego życzenia z samotną podróżą Maxa.
Pewnie, wtedy możemy na spokojnie ustalić finalną trasę, ale myślę że damy radę zahaczyć o Nowy Orlean, jeżeli tak jak mówisz pojedziemy wybrzeżem. Ale, no, może Tony z Betą będą mieć też własne sugestie. Jest jeszcze jakieś miejsce na którym ci tak mocno zależy? — po czym uniósł brew — Serio? Już wtedy? Myślałem, że bliżej marca, ale musiało mi się coś pojebać. Hm...chciałem jechać w przyszły weekend, i w sumie są bilety nawet, ale wtedy... — stukał w klawiaturę i przesuwał palcem po touchpadzie — ...kurde, no, musiałbym lecieć w czwartek. Nie wiem, czy uda mi się wysępić wolne na piątek. Muszę to jeszcze ogarnąć, ech, ale z drugiej strony, skoro wtedy będzie taki ruch...ale chciałbym zobaczyć mardi gras, w ogóle chcę zwiedzić głównie Francuską Dzielnicę — mówił właściwie w tym momencie już sam ze sobą. — Dobra, chuj, lecę za tydzień, bo później za dużo rzeczy wypada obok siebie — zdecydował finalnie. W końcu, zbliżały się urodziny Iana, potem wyjazd do San Jose, potem przygotowania do tripa... No, luty nie będzie nudny.


effsie - 2018-11-10, 23:24

Widząc, że Max w końcu zrozumiał, że takie siedzenie w siebie wtulonym mnie z zasady nie bawiło, zastanowiłem się, czy był ślepy czy tylko ślepy przez te ostatnie trzy miesiące. Z reguły, uwierzcie mi, nie jarały mnie takie obłapywania się jeśli nie mieszał się w to seks, no i chyba dałem mu to jasno do zrozumienia już na samym początku. Nie trzymaliśmy się nigdy za ręce, raczej też nie chodziliśmy nigdzie objęci, czasami tylko Max wdrapywał się na moje kolana, z których go zrzucałem. No i jasne, od wszystkiego były wyjątki, zdarzało się, że i mnie naszła na to ochota, ale takich sytuacji naprawdę nie było dużo, a ja nie zamierzałem robić nic wbrew sobie.
Zresztą – gdyby mu na tym zależało, przylazłby sam tutaj. Wbrew temu, co sobie gadaliśmy, nie byłem żadnym psem, by na posyłki tego blondasa skakać i spełniać wszystkie jego zachcianki.
Jego ton i (chyba) groźba mnie jedynie rozbawiły, bo tego akurat nie trzeba było ustalać, było jasne jak słońce, że prędzej czy później znajdziemy się we dwójkę na moim łóżku, wcale nie z zamiarem spania. Ale jeśli miał ochotę na odrobinę roleplayu – nie ma sprawy, mogłem mu go dać. Wszystko dla mojego urrroczego chłopaka.
Zastanowiłem się na chwilę nad pytaniem Maxa. Było jakieś miejsce, na którym mi mocno zależało? Mogliśmy pojechać wszędzie i chociaż raczej ominąłbym Kalifornię (z mojej perspektywy: szkoda czasu, naprawdę zamierzałem trafić tam w jakiejś nie-tak-dalekiej przyszłości i wiedziałem, że wtedy będę mógł sobie urządzać wycieczki po okolicach), Stany były długie i szerokie, a miejsc tak niesamowicie wiele…
Hmm… z miast, na początku? — spytałem, przykładając bezmyślnie telefon do ust i zagapiłem się przed siebie. — Kiedyś mieszkałem w Chicago, no i w sumie znam je dobrze, więc niby nie ma po co tam jechać… ale gdybyśmy lecieli gdzieś bardziej na zachód to może fajnie byłoby tam zahaczyć. Wiesz, zawsze to jakoś fajnie wrócić na stare śmieci, zobaczyć miejsca, w których się spędzało czas i tak dalej. A stamtąd moglibyśmy pojechać, tak totalnie stereotypowo, sześćdziesiątką szóstką aż do Vegas. Znaczy, mnie właściwie nie zależy na Vegas, ale brzmi marketingowo jak dobry cel, nie? Z miast to jeszcze, uznasz to pewnie za głupie, ale jestem absolutnym fanem Breaking Bad, to mój ulubiony serial, więc mega bym chciał zobaczyć Albuquerque. To tam się rozgrywa akcja. No i Floryda z Miami. Myślisz, że tam udałoby się trochę poserfować? Boże, tak mega bym chciał. Teraz, na święta, zanim przyjechałeś, byłem z mamą raz. A raz to stanowczo za mało — rozgadałem się. Ale tak naprawdę miasta w Ameryce nie interesowały mnie aż tak bardzo, poza paroma wyjątkami wszystkie były na jedno kopyto i, ech, szkoda czasu. Za to natura… mój słodki Boże.
Ale dyskutując o terminach, wróciłem wzrokiem do telefonu i mruknąłem:
Główna feta jest piątego marca, ale już od szóstego stycznia zaczęły się obchody Mardi Gras… i raz na jakiś czas są jakieś parady — poinformowałem Maxa, a potem uniosłem lekko brew, słysząc o tym, jak musiałby lecieć w czwartek. Ale najwyraźniej to postanowił i zajął się kupowaniem biletu, a ja zmarszczyłem nos na ostatnią część zdania.
Dużo rzeczy wypada obok siebie?
Nie wiem, jakie to były rzekomo rzeczy i co Max miał na myśli, ale ta data, znaczy weekend dziewiątego i dziesiątego lutego, była dość blisko innej.
Raczej nie obchodziłem urodzin. Nie z jakiegoś wydumanego powodu, że mam issues czy coś, zwyczajnie, czternasty lutego to były Walentynki i zdecydowana większość społeczeństwa miała wtedy zaplanowane randki i randeczki. Mnie też to raczej nie przeszkadzało, nie potrzebowałem urodzin by mieć wymówkę do wychylenia browara ze znajomym, a zazwyczaj i jakiś okaz się znajdował, żebym nie spędzał tego dnia sam. Od dwóch lat Beta, który na walentynkowe randki mógł chodzić co najwyżej ze swoją ręką, ale teraz zastanowiło mnie coś innego.
Chcesz coś, eee, robić w Walentynki? — spytałem.


Gazelle - 2018-11-11, 00:37

Oczywiście, że Max zorientował się w tej oszczędności Iana w takiego rodzaju bliskości, która jednak miała swoje zastosowanie coraz rzadziej, stąd Max mógł się nieco rozpuścić i wymagać więcej. Bo czemu miałby nie, skoro ostatnimi czasy często się lepił do Iana, a i jego chłopak z rana zamieniał się w prawdziwą przylepę?
I, niczym prawdziwie rozpuszczony dzieciak, był niezadowolony, że nie otrzymał tego, czego chciał, i Ian jednak nie przyciągnął swojego cudownego tyłka do niego. A dlaczego Max miałby samemu iść do Iana i się gnieździć na tej pufie, jeżeli przy okazji by ryzykował byciem odepchniętym? Tego już jego duma by nie zniosła, o nie.
Może i obrażanie się o to, że Ian nie przyleciał do niego na zawołanie było niesamowicie głupiutkie, ale Max też mógł się zniechęcić do pewnych czynności, prawda? Więc naprawdę kwestia seksu tego wieczora stała pod znakiem zapytania, nie żeby coś.
Poza tym, musiał najpierw i tak ogarnąć kupno biletów. A potem wrócić do leżenia w wygodnej pozycji, skoro już miał tę kanapę tylko dla siebie.
Czemu głupie? Pytałem o miejsca, na których ci zależy. Jakiekolwiek miejsca. I przecież to nasza podróż, naszej czwórki, więc na pewno jesteśmy w stanie ustalić wszystko tak, by każdy był przynajmniej w większości zadowolony — a Max był niewątpliwie najłatwiejszy do zadowolenia, bo właściwie sam nie posiadał konkretnych życzeń; perspektywa wycieczki ekscytowała go w całości, gdziekolwiek by nie pojechali. — Hm, a gdzie niby chciałbyś wziąć deskę? — spytał, unosząc brew, chociaż możliwe że w takich miejscach były po prostu wypożyczalnie sprzętu. Max się nie znał, bo: — Nigdy nie serfowałem — przyznał. Ale wiedział, że Ian to uwielbiał, w końcu był z Australii i miał fal pod dostatkiem.
Hm, czyli pewnie tak czy owak trafię na jakieś ślady świętowania — stwierdził, kwitując w ten sposób wiadomość którą przekazał mu Ian. Właściwie dwa dni to i tak za mało, żeby zwiedzić wszystkie interesujące go miejsca, a co dopiero skupić się dodatkowo na paradzie. Więc, tak, przyszły weekend był niezłym wyborem. I nie namyślając się już dłużej, trochę kliknięć i ruchów palcami na klawiaturze później miał już zakupione bilety.
W Walentynki? Nie bardzo — odparł z tajemniczym uśmiechem na ustach. Miał niespodziankę dla Iana, ale wcale nie walentynkową! W końcu wiedział, że jego partner za tym świętem nie przepadał. Z kolei urodziny, to już inna sprawa, a to czysty przypadek sprawiał że te dwie daty się na siebie nakładały. — Ale bardzo cię proszę żebyś zarezerwował sobie dla mnie czas czternastego, okej?
Bo czas akurat był w tym planie kluczowy. I aż pożałował, że nie dał o tym Ianowi wcześniej znać, żeby sobie poustawiał grafik tak, by miał pewność że będzie miał wolne popołudnie, ech.


effsie - 2018-11-11, 01:13

Jak chodzi o miejsca to w sumie bardziej niż na miastach zależy mi na wszystkim poza nimi — wyznałem, uśmiechając się lekko. — I, jasne, te wszystkie parki narodowe, kaniony… kurwa, na maksa chcę je zobaczyć, naprawdę, bardzo. Stany są niesamowite ze swoim krajobrazem, zwłaszcza z jego różnorodnością, a zobaczenie tego wszystkiego w tak krótkim czasie… to brzmi strasznie surrealistycznie, ale mam na to tak wielką nadzieję — mówiłem, naprawdę szczerze. — Uwielbiam mieszkać w mieście, wiesz, myślę, że nigdy nie mógłbym mieszkać poza nim, ale przy tym natura mnie tak jakoś… nie wiem… dotyka? Inspiruje? Jak mieszkałem w Australii to ten kontakt z nią był jakoś… bardziej namacalny. Nawet z wodą i serfowaniem, ale też po prostu, wyjść do lasu, nad rzekę… zresztą, przecież pokazywałem ci to wszystko, wiesz, jak to blisko i jak to jest dostępne. To zawsze było dla mnie mega inspirujące, wiesz? Zwłaszcza przy chodzeniu po górach, wtedy mam takie wrażenie, że chciałbym wypierdolić na kilka tygodni gdzieś, gdzie nic za bardzo nie muszę, może poza fizyczną pracą, by dać odpocząć trochę głowie, ale poza tym, by myśleć sobie i robić rzeczy. A teraz możemy w taki sposób pojechać gdzieś na trzy miesiące i, Jezu, Maxie, jestem tak bardzo podekscytowany, że nawet sobie nie możesz tego wyobrazić — powiedziałem, uśmiechając się odrobinę nieprzytomnie. — Jest taka książka, Droga, W drodze, jakoś tak, w każdym razie ją napisał Jack Kerouac i odkąd ją przeczytałem to trochę mi się marzyła taka podróż. I wiem, że to nie będzie tak jak tam, nie mam do tego złudzeń, ale chciałbym choć trochę poczuć ten klimat. W ogóle, chciałbym tak kiedyś trochę pożyć. Nie mieć chaty na stałe, tylko jakieś auto, żeby nim jechać przed siebie i trochę popracować tu, trochę tam, zobaczyć świat.
Rozmarzyłem się, sam nie wiem jak. Moja twarz pewnie zdobił teraz odrobinę głupi wyraz, ale miałem to absolutnie gdzieś, bo naprawdę, naprawdę mnie to ekscytowało, tak bardzo. Nie do końca rozumiałem dlaczego na przykład nigdy wcześniej na to nie wpadłem, to znaczy, na to by zrealizować ten plan, który przecież – wiedziałem – tkwił gdzieś we mnie od samego początku, a mimo tego… trzeba było jakiegoś ogniwa zapalnego, głupiego blondasa, który zebrał porozwalane kawałki do kupy i to wszystko się działo.
Czy ja byłem chaotyczny? Chyba tak, choć gdy było potrzeba, potrafiłem się zmobilizować i odpowiedzialnie stawić czoła wyzwaniu. Tylko że bardzo, bardzo lubiłem żyć chwilą.
Hmm? — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Maxa. — Przecież nie mam deski tutaj, jest w Brisbane. Jakąś się wypożyczy. — Wzruszyłem ramionami. Zaś wyznanie blondasa nie zdziwiło mnie ani trochę, byłem przekonany, że nigdy nie stał na żadnej desce. — No wiem. A chciałbyś?
Raczej nie nauczyłby się tego za jednym razem, za dziesięcioma też nie, ale może kiedyś, gdzieś, gdyby chciał?
Już miałem w głowie notować, że spoko, Walentynki można normalnie osrać, kiedy Max uraczył mnie tym pytaniem. Aha, czyli niby nic nie chciał, ale jednak chciał? Wystarczyłoby, gdyby powiedział to normalnie, a nie takie podchody, ale ech.
No spoko, możemy zjeść razem kolację — mruknąłem i zabrzmiało to trochę dziwnie. Nieco ze względu na fakt, że takie walentynkowe kolacje to zdecydowanie nie mój klimat, ale kolację po powrocie do domu z pracy jadłem z Maxem naprawdę mega często i nie wydawała się niczym specjalnym. Nic specjalnego, kolacja i seks, jak to ma być mój (i Maxa) sposób na Walentynki to właściwie nienajgorszy pomysł.


Gazelle - 2018-11-11, 01:35

Posłał Ianowi ciepły i szczery, naprawdę szczery uśmiech, gdy słuchał jego wypowiedzi i obserwował jego mimikę, tak uroczo podekscytowaną i rozmarzoną, która w połączeniu z tymi pięknymi słowami sprawiała, że Max czuł się totalnie rozczulony i rozbrojony. Uwielbiał tego swojego Iana. Każdą z jego wielu stron, nawet jeżeli niektóre oblicza go wkurzały, trudno, stanowiły one przecież element całości, którą tak bardzo pokochał. I tak bardzo z tego rozczulenia chciał go przytulić, pogładzić po buzi, pocałować, no ale nie mógł, więc ograniczył się do wewnętrznego zachwycania się nim.
Nawet, jeżeli nie zobaczymy wszystkiego podczas tripa, to przecież będą ku temu okazje, prawda? Możemy czasami w weekendy wyjeżdżać gdzieś z namiotem — podsunął, i w sumie podobał mu się ten pomysł. Mogli podróżować tak, jak w Australii; jak w przypadku tych niewielu miejsc, które Ian zdołał mu pokazać, a i tak Max wracał stamtąd absolutnie zachwycony. Mógł zrozumieć to, skąd wynikał ten ianowi zachwyt naturą. Najlepiej byłoby mieć wszystko co najlepsze z tych wszystkich światów. Móc sięgać po to, co dawała natura, jak i zurbanizowane ośrodki. Ale, przecież, tak naprawdę tylko oni siebie ograniczali. Korzystanie z dóbr natury było o tyle proste, że wcale nie wymagało wielkiego wysiłku i wkładu finansowego.
O takim życiu właśnie marzysz? — spytał. To bardzo pasowało do Iana, tej wolnej duszy, kapitana na własnym statku. Czy Max również mógłby tak żyć? Ciężko było odpowiedzieć na to pytanie, bo nigdy wcześniej nie brał takiego scenariusza pod uwagę, ale musiał przyznać że brzmiał zachęcająco. Chociaż miło też jest mieć swój dom, swój zakątek, swój stały widok za oknem, duże i wygodne łóżko, w którym można było się rozwalić z książką. — Wiesz co, to jak o tym mówisz jest bardzo piękne. Pytałeś mnie raz o pisanie wierszy...już próbowałeś coś napisać? — spytał, bo przez ten poetycki niemal ton Iana przypomniał sobie o tamtej rozmowie.
Nie wiem, musiałbym najpierw spróbować żeby dowiedzieć się czy chcę serfować, czy nie — stwierdził coś, co raczej było oczywiste. Chociaż były takie rzeczy, od których Max chciał się trzymać z daleka i nawet ich nie próbować.
A w temacie walentynek, czy raczej urodzin Iana, to chciał zachować tajemnicę, zaskoczyć Iana tym, że pamięta i w ogóle, ale kiedy ten mu powiedział o wspólnym jedzeniu kolacji, to ręce Maxowi metaforycznie opadły, bo absolutnie nie o to mu chodziło.
To też, ale nie to mam w planach. I, zaznaczam, to nie są plany walentynkowe. I potrzebuję ciebie trochę wcześniej niż w porze wieczornej, da się zrobić? — spytał już bardziej wprost.
Kiedy już sobie z powrotem leżał na kanapie, odczuł własne zmęczenie. Nie rozumiał, dlaczego w niego uderzało, skoro fizycznie się zbytnio nie narobił, oprócz wystawienia swojego zmysłu słuchu na nieprzyjemne bodźce. Nie było jednak na tyle silne, by miał lada moment Ianowi odpłynąć. Ot, najwyżej trochę wcześniej pójdzie spać.


effsie - 2018-11-11, 18:35

Słowa Maxa mnie jednocześnie zdziwiły i wywołały jakąś przedziwną falę ciepła, która ogarnęła mnie od środka, a ja zagapiłem się w jego uśmiechnięte oblicze, przez chwilę w milczeniu analizując te słowa. Brzmiały tak niesamowicie… prosto. Ale przecież to takie właśnie było, proste i normalne, wziąć namiot i blondasa, wsiąść w autobus lub pociąg i naprawdę wyskoczyć gdzieś, nawet jeśli tylko na weekend. Może jeszcze nie teraz, może było trochę za zimno, by nocować poza domem czy jakimś hostelem, ale gdy wrócimy już z tripa, będzie czerwiec, potem lipiec i sierpień, najcieplejsze miesiące na tej części globu, a Max przecież mógł układać sobie pracę godzinami i nie chodzić do redakcji… przynajmniej czasami? Ja też na pewno mógłbym, z odpowiednim wyprzedzeniem, tak nabudować sobie terminy, by wytrzasnąć jakiś wolny tydzień w lipcu lub sierpniu, może moglibyśmy pojechać nawet na tydzień gdzieś do Kanady, nad jezioro Huron czy Superior? Weekendy w Stanach też brzmiały podniecająco, właściwie nigdy nie zwiedziłem Pensylwanii ani licznych lasów stanu Nowy Jork czy New Hampshire, Rhode Island, choć brzmiało strasznie bananowo, może też było warte uwagi? Ale Kanada, Max przecież nigdy w niej nie był, a ich lasy, jeziora, powietrze…
Robiłem plany na za pół roku, zorientowałem się, ale prawdę mówiąc nie przejąłem się zbytnio. Te wizje podobały mi się, bardzo, tak, że chciałem widzieć je gdzieś tam jako punkt w przyszłości, a z twarzy nie znikał mi ten głupi, sielsko-anielski, pewnie nieco rozmarzony wyraz.
Możemy — przytaknąłem lakonicznie. Może nie mieliśmy auta, namiotu i pewnie pieniędzy na takie wyprawy, ale te trzy rzeczy nie były żadnym problemem. Mogliśmy łapać stopa, namiot na pewno od kogoś pożyczyć, albo najwyżej mama wyśle mi paczkę z Australii, jeść kaszę z warzywami i oszczędzać na alkoholu, ale naprawdę, to było coś, czego chciałbym doświadczyć. — Marzę? — powtórzyłem za Maxem, trochę schodząc na ziemię z moich wydumanych planów. — Nie wiem… chyba bym tego tak nie nazwał. Po prostu, chciałbym tak kiedyś. Nie mieć żadnych zobowiązań, kredytu czy rachunków do zapłacenia, roślin, które trzeba podlać czy klientów, których trzeba ustawiać. Nie to, bym nie cieszył się teraz na tę podróż, trzy miesiące będą super, ale jednak trochę… wyjęte z życia. Jak oszukiwanie. Że niby to, co chcę, ale w międzyczasie z ustawianiem sobie przyszłości w tym innym życiu. A ja bym chciał właśnie to wszystko wykreślić, jakiekolwiek zobowiązania w jakimś miejscu na świecie, nieważne gdzie, ale żeby nie istniało. Nie mam pojęcia, co chcę robić w przyszłości, ale przerażają mnie wszelkie zobowiązania, rzeczy stałe i te na całe życie. Kiedyś ktoś mi powiedział, że zachowuję się jak żaba, która skacze z kamienia na kamień i jest w tym sporo racji. I że jak jestem jak ta żaba to nigdy nie będę w niczym zajebisty, bo bycie w czymś zajebistym wymaga poświęcenia na to lat pracy. I trudno, już pogodziłem się z tą myślą. Nie muszę być w niczym zajebisty, jeśli bycie zajebistym oznaczałoby, że będę znudzony i nieszczęśliwy.
Obróciłem w dłoniach butelkę piwa i zapatrzyłem się na etykietkę jakiegoś rzemieślniczego browaru, zanim pociągnąłem długiego łyka. Pytanie Maxa sprawiło, że zakrztusiłem się nieco alkoholem i prędko odsunąłem butelkę od ust, kaszląc.
Ja? No co ty — odparłem, gdy już sobie odkaszlnąłem. — Ja nie nadaję się do pisania wierszy, nie umiem, nawet bym nie wiedział skąd zacząć. — Minęły jakieś w przybliżeniu wieki odkąd czytałem jakiś wiersz, bo może rozmawialiśmy o tym tam w Australii, ale potem wszystko jakoś rozeszło się po kościach, mieliśmy czas i te sprawy. — Ja tam wiem, że raczej nie chcę uczyć się grać w krykieta, ale dobra. Chciałbyś uczyć się serfować?
Odpowiedź Maxa w sprawie tych Walentynek nieco mnie zdziwiła, nawet niekoniecznie dlatego, że nie miał walentynkowych planów, ale raczej… po co miałby potrzebować wtedy mnie? W ten jeden konkretny dzień? Zastanowiłem się i nie wiedziałem, czy Max pamiętał o moich urodzinach – bo fakt, że wypadały właśnie czternastego lutego na pewno jakoś pojawił się podczas naszego wspólnego mieszkania w akademiku, ale od tego czasu minęło wiele lat i zwyczajnie mógł zapomnieć. Chciał mi zrobić jakąś urodzinową niespodziankę? Kto go tam wie. Postanowiłem wybadać.
Mhm… czekaj — poprosiłem, sprawdzając kalendarz. — Mam dziarę o czternastej, małą, więc najpóźniej koło siedemnastej powinienem być wolny — powiedziałem, podnosząc na niego wzrok znad telefonu. A potem dodałem luzackim tonem: — W ogóle, wiesz, że mam wtedy urodziny?


Gazelle - 2018-11-11, 20:47

Może i odpowiedź Iana była krótka, ale nawet z takiej odległości Max mógł dojrzeć ten błysk w oku. Zresztą, nie tylko oczy na twarzy Iana go zdradzały. Wiedział, że pomysł mu się spodobał, i chciałby w końcu prawdziwie uszczęśliwić swojego partnera, wywołać w nim szeroki uśmiech. Miał nadzieję na to, że uda mu się zrobić w jego urodziny, ale nawet jeżeli nie – i tak nie zamierzał się poddawać.
Jednak przy jego następnych słowach...sam lekko zgasł. Przerażają mnie zobowiązania, rzeczy stałe i te na całe życie, żaba, która skacze z kamienia na kamień.
Tak, Ian taki był. Taki, że nie znosił być czymkolwiek związany. I Max o tym wiedział. Ale łatwo było o tym fakcie zapomnieć, i karmić się iluzjami, że zostaną tak na zawsze razem, że nic ich nie rozdzieli, i tak dalej. A co, jeżeli ta piękna bajka jednak miała swój termin ważności?
Sama myśl o tym była...zwyczajnie przerażająca. Jakkolwiek idiotycznie to brzmiało po kilku miesiącach związku, Max nawet nie chciał sobie wyobrażać ziszczenia się takiego scenariusza, bo Ian...był dla niego tak ważny, tak go kochał, i nie chciał nigdy być u boku innego mężczyzny.
Ale jesteś zajebisty. Dla mnie jesteś — powiedział cicho, nawet nie myśląc o tym jak tandetnie mogło to zabrzmieć. — Jesteś przede wszystkim jedyny w swoim rodzaju, masz serce na swoim miejscu, masz mnóstwo umiejętności i przydatnej wiedzy, jesteś...najbarwniejszą osobą, jaką znam. I, Ian, wystarczy że będziesz sobą, w tym jesteś najzajebistszy na świecie — zakończył radośnie — ...żabciu — no, dopiero wtedy zakończył. Ale po dosłownie kilkunastu sekundach zdecydował się ciągnąć temat dalej: — Ale zobowiązania...nie zawsze są takie złe. Jeżeli coś kochasz, i coś daje ci radość, to łatwo się temu zobowiązać. Zobowiązujesz się na te trzy miesiące, że będziesz z nami uczestniczył w trybie, to może nie jest rzecz na całe życie, ale określona czasowo, ale jest zobowiązaniem, którego się dalej trzymasz i chyba nie jest ci z tym tak źle. I...chyba nie da się całkowicie od tego uciec — stwierdził. Albo to jemu brakowało wyobraźni.
Odruchowo chciał się rzucić w stronę Iana, gdy ten się zakrztusił, ale zanim zdołał się zerwać wyglądało na to, że jego partner sam opanował burzę. — Ja tam uważam, że się nadajesz. Umiesz posługiwać się słowem, a to tak naprawdę wystarczy — powiedział, ale nie zamierzał dalej naciskać. Jeżeli Ian jednak tego nie chciał, to w porządku. — To się okaże, jak wejdę na deskę — mruknął, gdy Ian nawiązał do tematu serfowania. Mogło mu się spodobać, a mogło nie, ale był ciekawy tej aktywności, którą jego chłopak tak uwielbiał.
Siedemnasta, powiadasz... — mruknął, gapiąc się w sufit ze swojej leżącej pozycji. Średnio mu to odpowiadało, musiał jeszcze dobrze dopracować plany. — Ach, tak? No to się fajnie składa, bo ja chciałem z tobą akurat świętować Dzień Chorego na Padaczkę — zironizował, bo myślał że to było aż nazbyt oczywiste że chodziło mu właśnie o urodziny tego głupiutkiego, acz uroczego mężczyzny.


effsie - 2018-11-12, 01:21

Zagapiłem się na Maxa, gdy obrzucał mnie tymi wszystkimi komplementami, a poczułem się… bardzo dziwnie, trochę nie na miejscu, bo nigdy nikt nie obrzucał mnie taką garścią miłych słów, przynajmniej nie na poważnie. A Max chyba był poważny, tak czułem, a to wszystko – absolutnie surrealistyczne, więc czułem się nieco nie na miejscu.
Najbarwniejszą. — Mimo skrępowania uśmiechnąłem się na ten epitet. Gdyby ktokolwiek zastanawiał się, które z tych jego licznych określeń tak mnie poruszyło, to właśnie to. Reszta tego pierdolenia, zwłaszcza to o byciu zajebistym dla niego, była trochę żenująca, chociaż, ech… trochę mnie dziwiło, jak te z zasady żenujące i kiczowate rzeczy, z tym blondasem nie były takie złe i potrafiłem z nich nawet czerpać przyjemność. — Kto by pomyślał, że momentami potrafisz być taki miły?
To była chyba naprawdę najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek mi powiedział, albo – istniało takie prawdopodobieństwo – nie pamiętałem innej. To nie było tak, że nigdy nie słyszałem komplementów, raczej przeciwnie, dużo ludzi mówiło mi, że jestem w czymś zajebisty, że lubią ze mną spędzać czas, czy że fajnie się ze mną gada, ale Max, hm, ten blondas zawsze był w tym tak oszczędny, że… uderzyło to we mnie jakoś mocniej.
No wiem, jasne, są rzeczy, które lubię permanentnie i to tak jakby pasuje pod tę twoją tezę. Jak na przykład ta deska, swoją drogą, jak chcesz stanąć na takiej z kółkami to leży obok, czy rysowanie i te sprawy. Ale, no, to coś innego, kiedy ja podejmuję decyzję, kiedy chcę to robić, nie, a nie jak zmuszam się umowami, kredytami czy innymi sprawami, które potem ucinają mi drogi wyboru. Chodzi o to, że chciałbym tak żyć, żeby móc – czysto hipotetycznie, gdybym chciał to zrobić – wszystko rzucić i wypierdolić w kosmos. Albo chociaż wiedzieć, że mogę, może to by wystarczyło. Wiesz, bez żadnych dzieci, zwierząt, mieszkań i innych takich. Żeby nic mi nie leżało jak jakaś niedokończona sprawa. Ostatnio męczy mnie w ogóle posiadanie rzeczy, które nie są mi niezbędne na co dzień — westchnąłem. Właściwie to nie wiedziałem, czy Max rozumiał moją perspektywę, bo wystarczyło spojrzeć na listę książek w jego biblioteczce by zorientować się, że nie podzielał mojego punktu widzenia tej sprawy.
Ale ludzie byli różni. I na całe szczęście, świat funkcjonował w ten sposób, że nie trzeba było czegoś czuć, by potrafić to zrozumieć.
Aha — skomentowałem głupio tę wypowiedź, która jasno świadczyła o tym, że Max wiedział i dodatkowo miał już jakieś plany. Zmarszczyłem lekko nos, nie wiedząc, czego się spodziewać. Urodzin… raczej nie obchodziłem, ale to nie znaczyło, że taka perspektywa mnie mierziła; Maxowi zaś ufałem na tyle, że wiedziałem, jakoś tak podświadomie, że nie uderzy w klimaty kolacji przy świecach czy innych rzeczy, których wybitnie nie chciałbym robić. Właściwie to nie miałbym nic przeciwko temu, byśmy skoczyli do jakiejś nieco lepszej restauracji, z gatunku tych, których nie odwiedzało się na co dzień, bo jednak brak grosiwa, ale raz na jakiś czas można.
Stek.
Dawno nie jadłem dobrego steku.
Dobra, Monaghan, wróć do rozmowy.
Jak chcesz mi dać prezent to wystarczy, że opakujesz się w jakąś wstążkę, na to nie trzeba dużo czasu — podsunąłem uczynnie. Prezenty, chociaż w sumie czasami miłe, nie były absolutnie moim priorytetem i zamiast jakiegoś idiotycznego, niepotrzebnego mi gadżetu, serio wolałbym spróbować tego gnojka.
Nawet jak miałem go na co dzień – wciąż było mi mało.


Gazelle - 2018-11-12, 09:37

Najbarwniejszą — przytaknął. To było idealne słowo na opisanie Iana. Idealne. Swoją drogą...Ian w ogóle nie wydawał się zażenowany jego paplaniną, czego się obawiał. Tkwił w przekonaniu, że Ian nie bardzo lubi słuchać tych wszystkich rzeczy, które pojawiały się w głowie Maxa. — I między innymi za to tak cię uwielbiam. Po prostu...jesteś niesamowity, Ian — dodał cicho, lekko się rumieniąc. RUMIENIĄC SIĘ. — Momentami potrafię, czuj się zaszczycony — mruknął zaraz na tekst o byciu miłym, bo lekką uszczypliwością dobrze walczyło się z zawstydzeniem.
Zerknął w bok, na tę deskę o której wspomniał Ian. Meh, nie tym razem. Było mu zbyt wygodnie na kanapie. Przy dalszej części wypowiedzi kiwał lekko głową, analizując te słowa – oczywiście także w odniesieniu do ich związku. Ciekawiło go, czy Ian widział go właśnie jako takie obciążenie... Chociaż, powinien się już zorientować, że Max nie wahałby się przed wypierdoleniem z Ianem w kosmos, o ile ten by chciał się z nim tam wybrać.
Myślisz, że to da się osiągnąć? — spytał. Pewnie się dało, jakoś, ale... — Naprawdę satysfakcjonowałoby cię to, gdybyś nie miał tutaj, na ziemi, nic stałego, nic do czego nie możesz się przyczepić i mieć takie...swoje miejsce? — w jego pytaniach nie było ani cienia dezaprobaty czy czegokolwiek, co by wskazywało na ocenę. Po prostu był szczerze ciekawy podejścia Iana, które jednak różniło się od jego podejścia. Nie zamierzał odpływać w jakieś filozoficzne tony, ale wydawało mu się że to też jest w pewnym sensie ograniczające.
Max rzeczywiście lubił mieć swój kącik, otaczać się ładnymi i przydatnymi rzeczami (a także tymi mniej przydatnymi, bo na przykład jego kolekcja świec zapachowych nie była niezbędna do życia, ale miękkie kocyki już jak najbardziej!), ale też nie powiedziałby, że jego podejście do życia jest całkowicie przeciwne do podejścia Iana. Czy byłby w stanie opuścić w tym momencie Nowy Jork? Chyba tak. Mógł pracować z każdego miejsca na świecie, i może nadszedł czas żeby w końcu to docenić. Dzieci, zwierząt...chyba też nie chciałby mieć, ale bardziej z takiego powodu, że nie wyobrażał sobie opieki nad tymi stworzeniami. Ale nie widział zobowiązań jako najgorszego zła. Wobec Iana, przykładowo, mógłby się zobowiązywać.
Ale, wiesz, to co mówisz...pasuje mi do ciebie. W sensie, bo ty jesteś taką, hm, wolną duszą, i od zawsze wydawało mi się, że cenisz sobie wolność i niezależność ponad wszystko — przyznał.
I skoro już Ian wiedział, że Max ma plany na jego urodziny (na całe szczęście nie dopytywał, jakie plany!), to Max czuł tym większą presję. Gdyż naprawdę chciał, żeby jego Ian był zadowolony. I żeby zapamiętał ten dzień jako jedne ze swoich najlepszych urodzin, a może nawet najlepsze.
Och, proszę cię, tak jakbyś nie miał mnie na co dzień — prychnął. Oczywiście, to też zawierało się w planie nocy – no, może bez wstążki, bo to było tandetne jak cholera. Swoją drogą, nie wiedział wciąż czy dojdzie tej nocy do czegokolwiek więcej, ale jako iż zdołał stęsknić się za kontaktem fizycznym ze swoim ukochanym, to wstał i bez uprzedzenia uwalił się na Ianie, siedzącym wciąż na swojej pufie, i wtulił się w niego, atakując jego usta.
Jak mnie odepchniesz, to masz szlaban na seks — zagroził tuż przy jego wargach, pomiędzy które zaraz się wdarł językiem. O, matko, jak on to kochał. Czuć bliskość i ciepło ciała Iana, smakować go, słuchać tych cudnych odgłosów przyjemności, które z siebie wydawał...


effsie - 2018-11-12, 16:43

Ty tak naprawdę uważasz, nie? — spytałem cicho, nie spuszczając wzroku z Maxa, choć, po prawdzie, nie potrzebowałem by odpowiadał. Nie umknął mojej uwadze ten drobny pąs, który objął twarz mojego chłopaka, ale w przeciwieństwie do niego, nie zamierzałem zbywać tego żartem. — Że dla ciebie jestem niesamowity.
Powtórzyłem to słowo intencjonalnie, chcąc samemu je wypowiedzieć i jeszcze trochę rozsmakować się w jego brzmieniu, tak dziwnie odległym, zupełnie jakby nie dotyczyło to mojej osoby. Zmrużyłem nieco oczy, próbując zrozumieć, jak sam się z tym czułem i co to właściwie oznaczało. Słyszałem to już wiele razy, Ian, jesteś niesamowity!, przy jakiejś dziarce czy gdy przyniosłem za jednym razem z baru pięć browarów, ale nigdy nie w takim kontekście, jak teraz. I z całego wachlarza różnych emocji, które zapewne mogłem poczuć w tym momencie, padło na jakąś, której nie potrafiłem do końca określić i nazwać, a która sprawiła, że jednocześnie przeszły mnie chłodne dreszcze i przyjemne ciepło. Nie wiedziałem do końca co to znaczyło dla Maxa, ale wyraz jego twarzy, to zawstydzenie, które go ogarnęło kazały mi sugerować się, że to coś choć trochę ważnego.
Czy dla mnie to było ważne, wiedzieć takie rzeczy? Nie umiałem ocenić, wciąż dopiero oswajając się z tym uczuciem, gdy ktoś – całkowicie bezinteresownie, szczerze i tak po prostu – mówił mi, że byłem dla niego istotny, że mnie lubił. Ale ten gnojek był dla mnie ważny, mogłem próbować udawać, że nie, ale nie miało to najmniejszego sensu.
To miłe — powiedziałem, cały czas nie odwracając od niego wzroku. — Ja też cię bardzo lubię, blondasie — dodałem i z chwilą wypowiedzenia tych słów przypomniałem sobie, że miałem nie mówić mu takich rzeczy. No ale trudno, przecież już tego nie odpowiem, będę się tylko bardziej pilnował. — Nie wiem, może gdybym tego spróbował, to okazałoby się, że nie marzę o niczym więcej, jak o tym, by w końcu gdzieś sobie osiąść na stałe i tak dalej. Może tak będzie, kto wie? Dużo rzeczy się zmienia. Ale na tę chwilę wydaje mi się, że tego bym chciał, więc pewnie w końcu zrobię tak, by tego spróbować. Jak nie spróbuję to się nie przekonam — powiedziałem prosto, bo to takie właśnie było, proste. Nie trzeba było temu poświęcać wiele myślenia, zastanawiać się nad każdym krokiem i tak dalej. Ze wszystkich rzeczy w życiu ono było jedno i naprawdę nie chciałem nigdy płuc sobie w brodę.
Zakręciłem butelką z piwem i podniosłem ją do ust, upijając trochę alkoholu. Później spojrzałem na Maxa i uśmiechnąłem się szerzej. Byłem wolną duszą?
A ty jesteś stłamszoną? — Uniosłem brew w grymasie powątpiewania. — Ale tak, staram się tak żyć, by nie być od nikogo zależnym. Nie lubię tego uczucia — przyznałem i westchnąłem, a potem dodałem nieco weselszym tonem: — Za to lubię takie wieczory jak ten. Siedzieć sobie z tobą i gadać o różnych rzeczach.
Gdyby tak nie było, nie spędziłbym października na balkonie, wyciągając tego blondaska co rusz na fajkę i pierdoląc mu o głupotach wieczorami. Boże, uwielbiałem z nim seks, ale – choć głęboko tego żałowałem – seksu nie można było uprawiać przez cały czas, chyba że byłoby się jakimś tytanem, którym ja nie byłem, niestety. I naprawdę, takie wieczory ze znajomymi ceniłem sobie bardzo, bardzo mocno, a Max ostatnio był moim chyba najbliższym ze znajomych, wiec wyszło jak wyszło.
Właściwie muszę ci powiedzieć, że chyba demonizowałem mocno związki. Może zwyczajnie nigdy nie chciałem być w związku z kobietą. A jak znalazłem sobie fajnego chłopaka to to jest fajne. Móc sobie tak spędzać czas z kimś, z kim fajnie się rozmawia, a do tego jeszcze seks. Seks jest trochę jak beef jerky. Wszystko z beef jerky jest lepsze niż bez — wyszczerzyłem się. — I co, to że na co dzień coś temu odbiera? Moim zdaniem nie. I, włącz słuchanie, bo staram ci się właśnie powiedzieć, że jak mam ciebie to nie potrzebuję żadnych wymyślnych prezentów czy… — nie dokończyłem, bo gnojek władował się mi na kolana. — Ech… — westchnąłem, rozchylając usta do pocałunku, a jego zwinny języczek zaraz władował się mi między wargi i owinął, wraz z tą srebrną kulką, wokół mojego własnego. Niemal automatycznie objąłem go w pasie, dłonią lądując na jego lędźwiach i pogłębiłem pocałunek.


Gazelle - 2018-11-12, 17:20

Oczywiście, że tak... — wymamrotał. Bo może i był zawstydzony swoją szczerością, ale nie zamierzał się wycofywać z tych słów.
Może rzeczywiście powinien być bardziej otwarty ze swoimi uczuciami? Może niepotrzebnie się bał? Och, to byłoby takie miłe, móc otwarcie adorować swojego partnera. Pewnie było jeszcze zbyt wcześnie, by mu wyznać miłość, ale na takie zwroty jak te, które właśnie wypowiedział, reagował całkiem dobrze i to dawało prawdziwą radość także Maxowi.
Jak również usłyszenie tych głupich słów od Iana. Też cię bardzo lubię. To brzmiało tak niewinnie, ale tak słodko, że serce Maxa mogłoby dosłownie wyskoczyć mu z piersi.
Cieszę się...bardzo się cieszę — powiedział cicho, uśmiechając się delikatnie, mimo iż w jego środku wybuchł prawdziwy wulkan emocji.
Nie chciał psuć tego momentu, naprawdę, dlatego celowo nie zamierzał dopytywać Iana o to, czy w tych swoich zamierzeniach brał jego pod uwagę, czy Max był dla niego tylko kolejnym męczącym obciążeniem, którego z czasem będzie chciał się pozbyć. Nie chciał wiedzieć, bo bał się tego, że pewnie odpowiedź, którą by usłyszał, złamałaby mu kompletnie serce chwilę po tym, jak urosło po tych słodkich słowach.
Teraźniejszość była świetna. Wspaniała, piękna. I to było w tym momencie najważniejsze. Miał czas na to, by zatrzymać przy sobie Iana. A może raczej nie tyle zatrzymać, to kiepskie słowo, ale sprawić, by Ian nie chciał wyruszyć gdziekolwiek bez niego.
Nie wiem. Na pewno się czułem stłamszony przez większość życia — wyznał. — W tak bardziej dosłowny sposób, jak przez rodziców i później przez Jareda, ale także, a może przede wszystkim...przez siebie samego. Bo to my sami najmocniej siebie więzimy, wiesz? Ale teraz...wydaje mi się, że czuję się bardziej wolny. Może mi się to po prostu udzieliło od ciebie — zaśmiał się krótko, dając temu wyznaniu taki nie całkiem poważny wydźwięk, mimo iż szczerze wierzył w to, co powiedział.
Nie nazwałby siebie jednak niezależnym. Był zależny emocjonalnie od Iana, i to bardzo. Ale...był tego całkowicie świadom i nie traktował tego jako czegoś złego, chociaż być może powinien.
Też to lubię. Bardzo.
Ale lubił też robić inne rzeczy z Ianem, dlatego właśnie rzucił się na niego, żeby go pocałować i przygnieść swoim ciałem.
Ale przecież możesz mieć i mnie, i dodatkową niespodziankę — powiedział, gdy odsunął się na moment od ust Iana. — I, proszę, już ani słowa o wołowinie, bo zepsujesz nastrój — dodał, bo jakoś nie przekonywało go porównanie seksu do martwej krowy. Ale może to on był dziwny.
W każdym razie, wrócił do całowania swojego chłopaka, ręką już wkradając się pod jego koszulkę, żeby palcami móc poczuć te twarde mięśnie, a ustami zsunął się na szyję, która cierpiała na skandaliczny brak śladów, które Max musiał na nowo pozostawić.


effsie - 2018-11-12, 18:26

Reakcja Maxa nieco mnie rozbawiła; uniosłem kącik ust i zaśmiałem się cicho pod nosem, ale bez cienia szydery, po prostu, wesoło, rozbawiony, tak miło, jak miły był ten wieczór z nim tutaj. Chociaż za chwilę uśmiech zniknął z mojego oblicza, zastąpiony nieco strapionym wyrazem twarzy, gdy Max wyznał mi, że czuł się tłamszony przez większą część swojego życia.
To było przykre, naprawdę. Nie znałem jego rodziców, ale ich obraz, który rysował się mi w głowie przez te nieliczne fragmenty, jakimi dzielił się ze mną Max, wcale nie stawiał ich w dobrym świetle. Nie wątpiłem, że się kochali, nawzajem, jego rodzice i sam Max, ale czułem pewnego rodzaju żal i złość, gdy myślałem o tym, jak go traktowali: jak małe dziecko, niezdolne do podejmowania własnych decyzji, rozstawiając wielki parasol, który miałby uchronić go przed kwaśnym deszczem. Zgadnij co, życie było kwaśne, trudno, trzeba było wywrócić się kilka razy by nauczyć się iść, wstać, otrzepać się, skrzywić z bólu, ale znowu wskoczyć na deskorolkę. I pewnie nie była to tylko ich wina, pewnie tak jak mówił Max, sami wpędzaliśmy się w ograniczenia, ale wzorce… wzorce skądś się brały, tak?
Nie życzyłem tego nikomu. Tego, znaczy poczucia niewygody, niemożności, tego, że coś trzeba, należy, że własne pragnienia nie mają aż takiego znaczenia. Ja sam chciałem sięgać w miejsca, w które wzrok nie sięgał, nawet jeśli miałem rysować je sobie tylko własnym wyobrażeniem, a później w bolący sposób przekonać się o pomyłce.
Trudno.
Może — zgodziłem się, niemal szeptem, chyba trochę wzruszony. Nawet jeśli Max tylko żartował, na co wskazywał jego ton, pomimo tych kilku komplementów, którymi mnie przed chwilą uraczył, ten byłby najmilszy, taki, który najbardziej chciałem usłyszeć, choć jeszcze chwilę temu nie zdawałem sobie z tego sprawy. Perspektywa tego, że ja sam, nie robiąc przecież nic wielkiego, mogłem pomóc komuś poczuć się lepiej… czy w ogóle mogło być coś lepszego, co jeden człowiek mógłby dać drugiemu? — To takie… — zacząłem, ale – zupełnie nieintencjonalnie – załamał mi się trochę głos, więc zamaskowałem to śmiechem. — Kurwa, sorry. Musisz ostrzegać mnie zanim rzucisz czymś takim — zażartowałem, ale chyba w każdym żarcie kryła się nutka prawdy. Nieważne. — W każdym razie… wiesz, ee… — Kurwa, gubiłem się już całkiem oficjalnie w swoich słowach. Monaghan, ogarnij się. — To jest fajne, ja to uwielbiam, ale czasami może być też chyba przerażające. Kiedy zaczniesz odkrywać, że rzeczy, na których kiedyś ci zależało, nagle tracą znaczenie.
Odstawiłem butelkę na ziemię i przesunąłem się nieco na pufie, by lepiej rozłożyć ciężar ciała Maxa na sobie. Jego dłoń wdarła się pod moją koszulkę, a i ja podsunąłem do góry rąbek jego tiszertu, zaczynając rysować kciukiem na jego plecach drobne kółka – przynajmniej do czasu gdy nie oderwał się ode mnie. Mruknąłem, niezadowolony, ale odchyliłem głowę i przymknąłem oczy, pozwalając mu na przyssanie się do mojej szyi. Max nie robił tego gwałtownie, a wręcz z – pewnie odrobinę chorym, ale chuj w to, w końcu miał w sobie Lionela – namaszczeniem, więc nie traktowałem tego jako gry wstępnej, bardziej jako takie tam macanki, które obaj uwielbialiśmy, ale nie mogłem nic poradzić na moje ciało, które bardziej niż ja zdradzało swoje plany na ten wieczór, a więc pewnie i Max niedługo się zorientuje.
Musisz z tego robić niespodziankę? Nie możesz mi po prostu powiedzieć, Ian, w twoje urodziny kupię ci viagrę i będziemy się pieprzyć tak długo, aż oboje umrzemy ze zmęczenia? — mruknąłem, wciąż z Maxem przyklejonym do mojej szyi.
To właściwie byłaby słodka śmierć.


Gazelle - 2018-11-12, 21:17

Maxowi nie było przykro, nie był zły. Może odczuwał trochę żalu, ale...to nie miało znaczenia. Nie potrafiłby być zły na rodziców, którzy chcieli dla niego jak najlepiej. Był przecież szczęśliwym dzieckiem, nikt go nie skrzywdził, rodzice starali się żeby miał wszystko, czego chce.
Nie czuł się skrzywdzony. I nie chciałby, żeby Ian się nad nim litował.
Zaskoczyła go reakcja Iana na jego wyznanie. Ale, cóż, to była sama prawda. Dopiero przy Ianie Max odczuł, poczuł, że żyje bardziej w zgodzie ze sobą, był szczęśliwszy, nawet pomimo tego, że po drodze się napatoczył ten Lionel. Jeżeli to była część odkrywania siebie to...trudno. Przynajmniej w końcu uwalniał się z więzów, w które sam się wplątał.
Pewnie tak. Ale...ta pustka zawsze czymś się wypełnia, prawda? — powiedział, uśmiechając się łagodnie. Boże, Ian.
Oznaczał tę ukochaną przez siebie szyję, bo Ian był jego, jego. Jego najsłodszy, uroczy, kochany, taki, taki którego chciało się przytulić i nigdy nie puszczać.
Więc tego sobie życzysz? — roześmiał się, i chwycił lekko między zęby fragment skóry Iana, pociągając za niego. — No nie wiem czy to taki dobry pomysł, żeby paść przed samym tripem, nie sądzisz? Beta i Tony sami tego nie ogarną!
Oparł głowę na ramieniu Iana i objął go, przylepiając się na moment do jego ciała. Obściskiwanie się było super, ale czasami chciał się po prostu przytulić i poczuć tę bardziej niewinną bliskość. I kiedy na szyi Iana widział już te satysfakcjonujące czerwone ślady, mógł pozwolić sobie na delikatne muśnięcia wargami, powolne przesuwanie kciukiem po długości żuchwy, zjeżdżając potem w dół do obojczyka.
Cieszę się, że jesteś — wyszeptał. Nie mógł się powstrzymać, chyba ten nastrój, który nie wiadomo kiedy pomiędzy nimi zapanował sprawiał, że pozwalał sobie na więcej szczerości.


effsie - 2018-11-12, 23:05

Max całował moją szyję, przysysał się do niej i oznaczał kolejnymi śladami, które stały się już wręcz permanentną ozdobą mojej osoby. Nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu; może nie było czymś, na co sam bym się zdecydował, ale ten blondas czerpał z tego jakąś absurdalnie wielką przyjemność, a skoro dla mnie nie była to żadna ważna kwestia, nie zamierzałem mu tego odbierać. Poza tym, odkrywałem w sobie jakieś naprawdę nowe zapędy – podobało mi się takie obściskiwanie się, całowanie, przytulanie, te wszystkie rzeczy, od których zwykle stroniłem i nie myślałem, że są dla mnie. Tymczasem to było przyjemne, naprawdę, do tego stopnia, że wydawałem z siebie drobne pomruki, wzdychając z entuzjazmem.
Byliby za bardzo pogrążeni w żałobie po nas, by myśleć o jakimkolwiek tripie — oceniłem i korzystając z tego, że puścił moją skórę, by się odezwać, sam sięgnąłem ust tego słodkiego gnojka, ssąc jego wargę i spijając ten słodki smak jabłka, które jadł kilkanaście minut temu.
Max przytulił się do mnie, opierając na torsie i przyłożył dłoń do mojego policzka, śledząc kciukiem linię mojej szczęki, potem zsuwając palce na obojczyk, odsłonięty przez wydekoltowaną koszulkę. Patrzyłem mu w oczy, a później, gdy zaczął śledzić wzrokiem swoje palce – w jego twarz, spokojną, z prawie niewidocznym uśmiechem, ale zrelaksowaną, odprężoną, w nieco błogim wyrazie. Była daleka od tego, który towarzyszył mojemu chłopakowi w postorgazmicznej przyjemności, ale równie piękna, tak całkowicie niewinna, że nawet ja, teraz, byłem niemal skłonny uwierzyć w tego fałszywego anioła.
Max nie był aniołem, w żadnym wypadku – ale ja wcale nie szukałem żadnej niewinnej istoty nie z tej ziemi. Wolałem go, takiego realnego, prawdziwego, z tym Lionelem i całym swoim wariactwem, które absolutnie uwielbiałem i dla którego całkowicie przepadłem, przynajmniej ostatnimi czasy.
Wplotłem dłoń w jego włosy, bawiąc się tymi blond kosmykami i złapałem spojrzenie tych stalowych szarówek, szepczących te słodkie słówka i uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Owinąłem sobie kosmyk jego włosów wokół palca, nie odwracając wzroku i pochyliłem się nieco, trącając jego nos swoim.
Wiesz… zawsze wydawało mi się, że to nie ma sensu — zacząłem, cicho, bo nie było potrzeby bym specjalnie podnosił głos, skoro Max siedział tak blisko. — To, znaczy dwóch samców, którzy się ze sobą bawią. Bo z biologicznego punktu widzenia nie ma żadnego, nie? Co by z nas było? Absolutnie nic. — Uniosłem nieznacznie kącik ust i zawahałem się sekundę, nim kontynuowałem: — Ale z tobą… teraz coraz częściej myślę, że może chodzi o coś więcej, poza biologicznym celem. Że musi chodzić o coś więcej, skoro z tobą czuję się tak… — zamilkłem, nawet nie wiedząc, jak miałbym właściwie dokończyć to zdanie. — Że kiedy biologia traci głowę, może jest tam coś więcej.


Gazelle - 2018-11-12, 23:38

Z każdym kolejnym słowem Iana jego serce zaczynało coraz mocniej bić. I prawdopodobnie nie umknęło to uwadze Iana; to było wręcz niemożliwe. Ale czy mógł mu się dziwić? Nie mógł być taki głupiutki, żeby nawet nie podejrzewać jakie emocje w Maxie mogły wywoływać te wszystkie stwierdzenia.
Był do cna wzruszony. Nigdy nie czuł czegoś...tak czystego, i nieczystego zarazem. Tak silnych uczuć, które rozrywały go wręcz od środka. To ciepło, które go wypełniło, było jedyne w swoim rodzaju. Ciężko było uwierzyć w to, że to wszystko działo się naprawdę.
To, co jest tutaj, w środku — uderzył delikatnie palcem w czoło Iana. — To też jest przecież biologia — uśmiechnął się. Nie mógł przestać się uśmiechać już przez dobre kilka minut (pomijając te momenty, kiedy angażował się w pocałunki i w inne działania przy szyi partnera), uśmiech tylko lekko zmieniał swoją intensywność. W tym momencie był naprawdę szeroki, bo i Max był szczęśliwy. — Ja też...straciłem dla ciebie głowę — przyznał, co przecież nie powinno być zaskakujące. — Tak kompletnie, totalnie, całkowicie. Ale, Jezu, Ian, w życiu nie cieszyłem się tak z utraty kontroli — mówił, dłonią wodząc po boku Iana. Patrząc mu w oczy przez cały czas, zbliżył się i złączył ich wargi kolejny raz, dopiero wtedy przymykając powieki. Czuł się całkowicie naćpany tymi uczuciami, które dawał mu Ian.
Złączył swoją dłoń z dłonią Iana i podniósł się, ciągnąc za sobą mężczyznę w stronę jego sypialni. Tym razem nie biegli jak napaleni nastolatkowie, czekający tylko na to aż będą mogli się do siebie dobrać, ale jak kochankowie chcący porządnie nacieszyć się sobą.
Zajmę się dzisiaj tobą, dobrze? — wyszeptał i popchnął lekko Iana na łóżko. Ułożył się na nim okrakiem i ponownie przykrył jego usta swoimi, tym razem jednak ograniczając się do serii krótkich całusów, nie dając nawet Ianowi szansę na ich przedłużenie, a dłonią powędrował pod koszulkę, tuż na jego klatkę piersiową, wskazującym palcem leniwie krążąc wokół sutka. — Jakieś specjalne życzenia? — wyszeptał mu wprost do ucha, zaraz potem językiem przejeżdżając po małżowinie, stamtąd obierając ścieżkę na szyję, gdy jego palce w końcu zacisnęły się na już twardym sutku.


effsie - 2018-11-13, 12:12

Tu-dum, tu-dum, tu-tu-tu-dum, serce Maxa zaczęło wybijać szaleńczy rytm, a ja nie mogłem tego nie poczuć, podczas gdy jego klatka piersiowa wtulona była w moją własną. Jego źrenice powiększyły się znacząco, a ja ledwo mogłem już dostrzec kolor tych błyszczących oczu, od których nie odwracałem wzroku. I znowu mi nie wyszło, znowu mówiłem mu te rzeczy, które powinny zostać tylko dla mnie, rzeczy, o których nie myślałem, że kiedykolwiek, je w ogóle poczuję, a tymczasem… wzięło mnie, wzięło mnie naprawdę mocno i – przynajmniej na razie – nie zapowiadało się na to, by miało puścić.
I, co najbardziej zaskakujące, czerpałem z tego przyjemność. Z jego reakcji, przyspieszonego bicia serca, cichego westchnienia, które przypadkiem opuściło jego usta, lekko spoconych dłoni i tego szklanego wzroku, który sprawiał, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka – choć przecież było tak ciepło. Max obdarzył mnie spojrzeniem, którego nie widziałem nigdy wcześniej, nigdzie, a sam nawet nie potrafiłem określić, co było w nim tak wyjątkowego; brakło mi słów lub możliwe, że zmysłów. Ale nie potrafiłem zignorować własnego przyspieszonego rytmu bicia serca, niemal automatycznie, bezmyślnie, otwierając usta by zaczerpnąć głębokiego oddechu, w całkowicie naturalnym odruchu chęci uspokojenia się. Z tym że nie było jak, nie kiedy słyszałem jeszcze te słowa.
Ta fala ciepła, która rozlewała się we mnie od kilku chwil była dla mnie… może nie całkowicie nowa, bo zdarzały się w moim życiu tak przyjemne, całkowicie bezinteresownie miłe chwile, ale to wcale nie odbierało tej tutaj na znaczeniu. Poddałem się temu trochę szaleńczemu zjawisk, które sprawiło, że w ustach mi nieco zaschło, a na policzkach pojawiły się drobne wypieki, a potem bezwiednie poddałem się Maxowi, wpierw w pocałunku, później gdy splótł nasze palce i delikatnie pociągnął mnie w stronę sypialni. Podniosłem się z pufy niespiesznie, pozwalając mojemu chłopakowi by założył sobie moją rękę za szyję i sam schyliłem się, by sięgnąć jego ust, bez porywczości i gwałtowności, spokojnie, głęboko, a gdy podczas pocałunku otworzyłem oczy zobaczyłem, że i Max się na mnie patrzył. Lekko rozbawiony, zaśmiałem się mu prosto w usta, a mój chłopak odpowiedział tym samym; odsunęliśmy się od siebie nieznacznie uśmiechnięci, Max cmoknął mnie w usta, a potem subtelnie postąpił krok w tył i zaprowadził do sypialni, gdzie opadłem na łóżko.
Kiwnąłem głową, bez słowa zgadzając się z blondasem i nie spuszczałem z niego wzroku; gdy nachylił się nade mną, rozchyliłem usta, ale Max nie pogłębił żadnego ze swoich krótkich pocałunków; westchnąłem i opuściłem przedramiona, na których się podpierałem, by bezwładnie opaść na łóżko.
Życzenia?
Miałem jedno.
Rozbierz się — poprosiłem, bo cokolwiek nie zamierzał robić, czegokolwiek nie chciał spróbować, chciałem go widzieć. Całego, bez jednego zbędnego fragmentu odzienia, który zasłaniałby tego mojego prywatnego diabła w skórze anioła.


Gazelle - 2018-11-13, 19:31

Uśmiechnął się czule i pogładził delikatnie policzek Iana, po czym podniósł się ponownie do pozycji siedzącej, powoli zaczynając ściągać z siebie ciuchy. Przecież nigdzie im się nie śpieszyło, prawda?
Wiedział, że Ian uwielbia jego ciało, jaką radość i podniecenie czerpał zawsze z pożerania mu wzrokiem, więc nie zamierzał mu tego dawkować. Zresztą, bardzo chciał go porozpieszczać. W końcu, Ian ostatnio się nie oszczędzał, biorąc na siebie zarówno poranną siłownię, jak i pracę z Betą przy aucie po swojej dniówce. Zresztą, na litość boską, nie potrzebował żadnego powodu do tego, by po prostu chcieć sprawić przyjemność swojemu partnerowi.
Zatem ściągnął z siebie powoli koszulkę, prężąc swój tors w nienachalny sposób, który mógłby graniczyć z groteską, a raczej w taki, który przypominał Ianowi, że to wszystko należało do niego, i tylko do niego. Uśmiech z jego twarzy nie znikał, znikały za to kolejne części garderoby, dopóki nie siedział całkowicie nagi na wciąż ubranym Ianie.
Trzeba było to zmienić szybko, czyż nie?
Zsunął się nieco, ale nie na tyle by opierać się o świeżo wytatuowaną łydkę, i podciągając jednocześnie koszulkę Iana do góry, tworzył sobie ustami ścieżkę z podbrzusza wzwyż.
Podnieś się trochę, proszę — powiedział łagodnie, a gdy Ian, wyraźnie podniecony i zniecierpliwiony, z chęcią wypełnił jego prośbę, dzięki temu mógł definitywnie pozbawić go górnej warstwy odzieży. — Bardzo ładnie — pochwalił, całując go krótko w usta, zanim wrócił do jego klatki piersiowej, tym razem pieszcząc jego sutki – jednym zajął się palcami, a drugiego zamknął między swoimi wargami, zasysając się na nim i oplatając językiem. Nigdy w zasadzie nie poświęcał wielu uwagi tej części męskiego ciała – u każdego z kochanków – ale obserwowanie reakcji Iana, który cicho wzdychał i krążył swoimi dłońmi po omacku po ciele Maxa, było satysfakcjonujące i zachęcające do dalszego działania. Do którego wkrótce dołączyła psotliwa dłoń, od niechcenia przesuwająca się w te i we wte przy kroczu Iana. Och, budził się dla niego, to było oczywiste nawet bez uchwycenia dowodu tegoż pobudzenia ręką. Czuł, czuł jak Ian zaczynał pod nim lekko drżeć, i to było tak niesamowicie ekscytujące, że aż chciał przedłużać to w nieskończoność.
Ale przecież tym razem chodziło o Iana, nie o niego.
Dlatego zanurkował w końcu dłonią w spodniach mężczyzny, szczupłymi palcami stąpając po długości wyraźnie gnieżdżącego się tam niekomfortowo penisa, zaprzestając swoich zabaw z sutkami Iana.
Ian jęknął, a ta muzyka dudniła w uszach Maxa. I to nie było irytujące dudnięcie, do którego już przywykł, a coś niemalże anielskiego.
Hm...co my tu mamy? Stęsknił się za mną, co? Odpowiedz mi — zażądał, jednakże ta stanowczość polecenia koncentrowała się przede wszystkim na spojrzeniu, bowiem jego głos był wciąż cichy i delikatny.
Ponownie się podniósł po to, żeby lekko zmodyfikować ich pozycję, a przede wszystkim ściągnąć z Iana spodnie i bieliznę; żeby rozpostarł się przed nim idealny, nagi, piękny, dumnie stojący.
Znalazł się między jego nogami, z twarzą tuż przy kroczu, i patrzył. Po prostu patrzył na tego nabrzmiałego członka, badając go delikatnie palcami w torturującym tempie, tak jakby widział go po raz pierwszy.
Nieoczekiwanie, jego palce znalazły się pod jądrami Iana, masując to specyficzne miejsce, które wyrwało z Iana sapnięcie i dłuższy jęk. Wyszczerzył się, zadowolony z samego siebie, i wpił się wargami w wewnętrzną część umięśnionego uda, rozpoczynając kolejny akt przedłużającej się tortury.


effsie - 2018-11-14, 00:23

Nie odrywałem spojrzenia od Maxa, który powoli, z delikatnym uśmiechem, ściągał z siebie wszystkie ubrania po kolei, zaczynając od koszulki, kończąc na bokserkach. Uwielbiałem robić to sam, ściągać z niego każdą jedną część zbędnej odzieży, czy to szarpiąc ją ze zniecierpliwieniem, czy obcałowywać każde obnażone miejsce, zależnie od sytuacji i nastroju, ale dziś, teraz, w skupieniu jedynie obserwowałem jak obchodził się z tym sam.
A w tej ciszy i bieli mojej sypialni to było dużo bardziej intymne niż jakikolwiek, nawet najbardziej wydumany striptiz.
Później zaczął rozbierać mnie… w sposób, który łudząco przypominał mi ten, w jaki robiłem to ja sam, śledząc ustami każdy skrawek mojego ciała i zatrzymując się na dłużej przy torsie; westchnąłem przeciągle, gdy złapał mój sutek w usta i sięgnąłem dłońmi do jego ciała, chcąc poczuć tę miękką, atłasową skórę pod palcami.
I była tam, choć niedostępna długo, bo Max zaraz zsunął się niżej, zaczynając pozbawiać mnie kolejnych warstw ciuchów i przygryzłem wargę, nie mogąc powstrzymać uśmiechu ładującego się na moje usta, gdy usłyszałem to pytanie.
Nie mogłem nic poradzić na to, że często, naprawdę często, bawiło mnie uosobianie penisa podczas dirty talk. Czasami było to w porządku, ale na przykład teraz powodowało to we mnie większe rozbawienie, niż podniecenie.
Nie, Max, to nie on, to ja się za tobą stęskniłem — odparłem wesoło, bez nuty żalu, za to z uśmiechem. — Mój kutas tylko wstał, ale miło wiedzieć, że potrzebujesz tak dosadnej komunikacji — palnąłem, podpierając się na łokciach, by dokładniej widzieć, co tam na dole wyczyniał mój jasnowłosy chłopak i chętnie rozszerzyłem nogi, robiąc mu tam więcej miejsca.
I śledziłem wzrokiem, bardzo uważnie, każdy najmniejszy ruch, każde drżenie dłoni i gest palców, które poruszały się po moim penisie, czasami zagryzając wargę i jęknąłem głośno, gdy ta bestia rozpoczęła swój atak.
Mój Boże, co za gnojek.
Wypiąłem biodra w górę, automatycznie, ręką po omacku szukając ciała Maxa i nawet nie zorientowałem się, że zacisnąłem oczy. Moje palce natrafiły na jego włosy i szarpnąłem go za nie, choć nie za mocno, ale wystarczyło, by jego język zaznaczył drogę od mojego uda, obok jaj, wzdłuż pachwiny, aż wylądował z mordą na moim brzuchu. Mój penis otarł się o jego szyję i automatycznie poruszyłem biodrami, ocierając się o niego, a Max uśmiechnął się przebiegle.
— Ale z ciebie…
Co dokładnie miałeś na myśli, jak mówiłeś, że się mną zajmiesz? — przerwałem mu, podnosząc się jeszcze, by samemu chociaż trochę odwdzięczyć się z pieszczotą, bo to zwyczajnie nie było normalne, tak tylko leżeć i wzdychać, wystawiając kolejne fragmenty ciała pod jego usta.
— Że ty — Max złapał moją rękę za nadgarstek, drugą dłoń opierając na moim torsie i popchnął mnie stanowczo z powrotem na łóżko — będziesz leżał.
Uniosłem wyżej brew.
A ty?


Gazelle - 2018-11-14, 00:45

Był w trakcie swojej zabawy, zupełnie niewzruszony tym, jak Ian go trochę wykpił (chociaż nie wyczuł w tym żadnych wrednych tonów; i okej, trochę się tym podirytował, ale nie dawał tego po sobie poznać, ot pewnie po prostu czasami potrzebował zamknąć mordę i nie sadzić tak tandetnych tekstów), gdy ta cholera pociągnęła go za włosy, odrywając go od realizacji swojego skrupulatnego planu.
Nie rozumiał. Wydawało mu się, że Ianowi podobało się to wszystko, co dotychczas z nim robił (a przecież dopiero zaczynał!). Przecież jego ciało nie kłamało, podobnie jak spojrzenie, jak pojawiające się na twarzy rumieńce. Ten jednak zaczął się durnie dopytywać, jakby jeszcze nie zorientował się w działaniach Maxa.
Doprawdy, głupiutkiego miał tego chłopaka.
A ja się tobą zajmę. Ot, cała filozofia — westchnął. — Także bardzo bym docenił, gdybyś grzecznie mi pozwolił...
— I mam tak sobie leżeć, tak po prostu?
Mhm. Byłoby słodko, gdybyś co jakiś czas dawał mi znać, czy jest ci fajnie, ale chyba z tym nie ma problemu, co? — zmarszczył brew, gdy zobaczył niepewną minę Iana. — Hej...o co ci chodzi? — spytał łagodnie, i podciągnął tyłek, aby usiąść sobie pomiędzy nogami mężczyzny, tuż przy jego kroczu. Dłonią przejechał czule po jego policzku, śledząc zmiany w jego mimice wzrokiem. — Nie podoba ci się to?
Nie rozumiał tej nagłej zmiany w nastroju, ale nie zamierzał podejmować żadnych działań, dopóki tego nie przedyskutują. Bo przecież jego podstawowym zamierzeniem było sprawienie przyjemności Ianowi. To dawało też radość jemu, nawet jeżeli miałby nie zostać przez niego dotknięty, to wystarczyło mu patrzeć na te rumieńce, pojawiające się kropelki potu, na to jak ciało jego mężczyzny było wstrząsane spazmami przyjemności, i to wszystko dzięki jego działaniom. Myślał, że Ian podejdzie do tego...bardziej entuzjastycznie.


effsie - 2018-11-14, 01:07

Max przysiadł na kolanach pomiędzy moimi nogami, a ja sam podciągnąłem się na przedramionach, posłusznie zostając na łóżku, jednak chcąc go lepiej widzieć.
Nie no, podoba, tylko… to dziwne — mruknąłem, a brwi Maxa powędrowały do góry.
— Ze wszystkich rzeczy, które robiliśmy TO uznajesz za dziwne?
— No dobra, nie dziwne — westchnąłem, bo czepiał się słówek, ale sobie znalazł chwilę. — Ale… hmm.
Zagapiłem się w Maxa, niezbyt rozumiejąc jego intencje. Nie był laską z okresem, mogliśmy tutaj podziałać razem wszystko, a nie, że lodzik, bo Morze Czerwone, a tymczasem… jakieś dziwne wymówki. Uwielbiałem mu sprawiać przyjemność na wiele sposobów, ale może dzisiaj zwyczajnie tego nie chciał? Nie miał nastroju, czy coś? Nie wiedziałem, czy to możliwe, nie mieć nastroju na branie, a mieć na dawanie, ale może w jego przypadku tak?
Nie no, to idiotyczne.
Chcesz, żebym leżał i nic nie robił, tak? — powtórzyłem, upewniając się w tym, że dobrze go zrozumiałem. Może to jakiś jego roleplay? Chory i pojebany, musiałem przyznać, ale bez przesady, nie będę tego oceniał. — No dobra… spróbujmy — przytaknąłem, opadając swobodnie na łóżko.


Gazelle - 2018-11-14, 01:21

Westchnął i ułożył się na torsie Iana, rękoma ułożonymi na jego piersiach podpierając swoją głowę. I przez ten manewr Ian ponownie został zmuszony do tego, żeby ułożyć się na płasko.
Swoimi stalowymi oczami wwiercał się bez słowa w twarz swojego chłopaka, próbując odczytać z niej coś bardziej konkretnego niż to, co usiłował mu przekazać werbalnie.
Daremny był jego trud.
Ian, to absurdalne. W taki sposób wydaje mi się, że cię zmuszam do czegoś z czym nie jest ci komfortowo — powiedział. — Tak, chciałem żebyś po prostu leżał i się odprężył, kiedy ja sobie będę działać. Kluczowy jest tutaj zwrot odprężył się. Tak, jak przed chwilą — dodał, a po zorientowaniu się że to brzmiało trochę jakby wystosowywał w stronę Iana zarzut, spuścił z tonu: — Co w tym jest takiego dziwnego? Nikt wcześniej się tobą tak nie zajmował? — próżna strona Maxa podpowiadała mu, że na pewno nikt się tak nie zaopiekował Ianem, jak on. Ale to nie była pora żeby się jej słuchać, przynajmniej jeszcze przez chwilkę.
Ian tak często obsypywał go czułościami, tak go rozpieszczał, dbał o jego zadowolenie, że Max sam też chciał to dać swojemu ukochanemu. I to nie w formie odpłaty; po prostu chciał, by Ian mógł poczuć to samo, co on. Te wszystkie piękne odczucia.
Czy może mam ci to...rozkazać? — spytał, unosząc brew. To w sumie było niezłe rozwiązanie, przynajmniej miał już pewność, że to się Ianowi w pełni podobało i go podniecało. Z tym, że...myślał, że tym razem będzie bardziej...czule. Niemniej, jeżeli tego chciał Ian, to też nie miał problemu z tym, żeby to przybrało właśnie taki obrót. Przecież by się do tego nie potrzebował zmuszać, bo jedno też to kręciło ogromnie, podobnie jak praktycznie każda seksualna aktywność jaką podejmował z tym mężczyzną leżącym pod nim, po twarzy którego właśnie delikatnie przejeżdżał kciukiem, zatrzymując się na dłuższą chwilę przy wargach, badając opuszkiem tegoż palca znajdującą się na nich bliznę.


effsie - 2018-11-14, 01:50

Max wgramolił się na mnie, a ja ułożyłem się całymi plecami na łóżku. Jego kciuk wędrował po mojej wardze, a sam ułożyłem dłoń przy policzku tego blondaska, śledząc uważnie jego twarz wzrokiem.
Leżeć nago na łóżku, przerywając w połowie jakąś akcję i o tym rozmawiać, to też zdarzyło mi się po raz pierwszy w życiu. Jak wiele rzeczy z Maxem – chyba powinienem zacząć je zapisywać.
Ze zmarszczonymi brwiami próbowałem dociec, o co mogło chodzić i przez chwilę zastanawiałem się, czy to może być takie proste, czy może ja czegoś nie rozumiem.
Leżał i się odprężył — powtórzyłem za nim. — Mhm… — zadumałem się, łapiąc się na kolejnych słowach mojego chłopaka. — Właściwie to niekoniecznie.
To nie tak, że nigdy nie dostałem lodzika gratis i te sprawy, ale umówmy się, jak się umawiasz z koleżankami czy kolegami na dymanko to raczej chodzi o to, by sobie nawzajem zrobić dobrze. No i po czym poznaje się fajną osobę w łóżku? Po tym, że nie jest kłodą i potrafi się ruszać, a nie tylko leżeć i stękać z przyjemności, bo czy to może kogokolwiek podniecać?
Rozkazać? Podniosłem głowę, słysząc to pytanie i wwierciłem spojrzenie w twarz Maxa. Uniósł nieco sceptycznie jedną brew, pewnie niespecjalnie, ale nie mogło to umknąć mojej uwadze – tak samo jak wniosek, że może wolałby to sobie darować i…
I na to masz teraz ochotę? — spytałem po raz kolejny. — Żebyś ty się mógł mną zająć? I że ja mam nic nie robić? — upewniałem się. — No… to to jest dla mnie trochę dziwne. Seks ma sprawiać przyjemność obu stronom, a ja lubię ci sprawiać przyjemność i nie wiem, czemu teraz masz jej nie chcieć.


Gazelle - 2018-11-14, 02:06

Niekoniecznie? Poważnie?...
Jego chłopak, wbrew temu co sam o sobie mówił, był bardzo daleki od egoisty, ale z jakiegoś powodu odnosił wrażenie, że mogło mu się przydarzyć bycie w seksie tą stroną...przyjmującą przyjemność. Że może to Max był tym szczególnym przypadkiem, gdzie tak mu zależało, żeby był zadowolony, żeby czuł się wręcz adorowany...
Ale Ian taki nie był. Przez te miesiące zdołał się przecież nauczyć, że jak się za coś zabierał, to zawsze wkładał w to sto procent siebie, zawsze dbał o zadowolenie innych, i tak musiało być także i w seksie.
Bo nie wierzył, że nie trafił nigdy na osobę, która chciałaby po prostu zadowolić jego. Wystarczyło raz posmakować tych pięknych, głębokich pomruków, sapnięć, jęków, zobaczyć to ciało wyginające się w łuk z przyjemności, żeby od tego się kompletnie uzależnić i chcieć więcej.
Tak. Dokładnie to powiedziałem — potwierdził, mimo iż pytania Iana musiały mieć charakter retoryczny; przecież jego intencje były już jasne jak słońce. — Ale nie chcę tego robić tylko dlatego, że ja mam ochotę, bo to wypacza cały sens. I, Ian, ustalmy jedno – przyjemność nie jest tylko wtedy, kiedy szybko i mocno obijasz mi się kutasem o prostatę. To...uwielbiam to, ale uwielbiam też inne rzeczy z tobą. I to też daje mi przyjemność. Fakt, że...mogę ci coś dać od siebie. Po prostu. Przed chwilą czułem się przyjemnie. Kurewsko przyjemnie wręcz, kiedy mogłem na ciebie patrzeć, takiego...mojego, zrelaksowanego, kiedy widziałem że tobie jest przyjemnie, Ian. Przecież...ech, Ian, jesteś taki głupiutki — westchnąwszy, pokręcił lekko głową. — Seks nie musi wyglądać tak, że wszystko ma być idealnie symetryczne, że zawsze trzeba coś od siebie dawać w tym dosłownym znaczeniu. Jezu, Ian, mam na to ochotę, nikt mnie do tego nie zmusza, to jest dla mnie ważne. Jeżeli ty tego nie chcesz – okej. Ale jeżeli obawiasz się, że przez to ja coś stracę, to jesteś dureń i tyle — skwitował te słowa pocałunkiem.
I jeżeli Ian tylko mu na to pozwoli...chciałby go tego nauczyć. Czerpania takiej nieskrępowanej przyjemności z samego otrzymywania. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że tego mu właśnie brakowało, i przez to czuł się beznadziejnie jako partner.


effsie - 2018-11-14, 02:51

Uwielbiałem całować Maxa, po całym ciele, cel za calem obejmować ustami każdy fragment jego pięknej skóry, słuchać przyspieszonego rytmu bicia serca i tych cichych westchnień, które wypuszczał wtedy spomiędzy zaróżowionych usteczek. Jeszcze bardziej uwielbiałem jego w pół przymknięte powieki i rozkosz wymalowaną na twarzy ozdobionej drobnym pąsem, rozkosz, o której wiedziałem, że jestem jej autorem i bywały momenty, gdy do spełnienia nie potrzebowałem nic więcej.
Więc to nie tak, że nie wiedziałem – o tym, że to może dawać przyjemność, że nie musi być symetryczne i tak dalej, ale…
Ale to był Max, mój słodki, najsłodszy chłopak, którego chciałem rozpieszczać jak tylko mogę, któremu chciałem zerwać pieprzoną gwiazdkę z nieba, bo wtedy, w takich momentach, gdy błyszczały mu te oczy i ciało drżało niesione spazmami, mój Boże, wtedy był najpiękniejszy, cudowny, prawdziwy, nie z tej ziemi. Ale to był Max, Max, nie ja i myśl o tym, że on miałby czuć coś podobnego względem mnie…
W tej chwili uderzyła mnie myśl, że właściwie nigdy nie myślałem o jego uczuciach względem mnie. To było aż absurdalne, naprawdę, zwłaszcza biorąc pod uwagę Lionela i to, co mi wtedy powiedział. Znaczy… to nie tak, że nie myślałem, ale na pewno nigdy nie porównywałem ich z tym, co sam czułem względem Maxa. Nie robiłem żadnych zestawień, bo nawet nie wiedziałbym jakimi parametrami cokolwiek oceniać, ale jedno było pewne.
Absolutnie nie myślałem, że to, w czym ja znajdowałem nieco chorą przyjemność, mianowicie: rozpieszczanie tego gnojka, mogłoby cieszyć i jego samego.
I nie wiedziałem, jak właściwie z tym się czułem.
To jest dla ciebie ważne? — powtórzyłem, marszcząc czoło. Chyba zacięła się mi płyta, bo zamiast powiedzieć coś od siebie, co chwila powtarzałem coś za Maxem, ale najwyraźniej tak musiało być. — Ja, eee, sam nie wiem… — przyznałem. — To znaczy… dobra? Zobaczmy? Znaczy, nie myśl sobie, że jestem pojebany i zastanawiam się, czy to przyjemne, jak ktoś ci obrabia pałę, po prostu nie znam do końca zasad… co mam robić z rękoma? Mam cię… w ogóle nie dotykać? Ani trochę, czy trochę chociaż mogę? Musisz mi nieco pomóc — powiedziałem, przez chwilę się wahając, ale w końcu wyciągnąłem ręce nad głowę, oddając mu ciało do eksperymentów.
Czułem się… dziwnie. Skłamałbym mówiąc, że całkowicie komfortowo, ale oblizałem usta, czekając na ruch mojego chłopaka.


Gazelle - 2018-11-14, 11:19

Roześmiał się krótko i spojrzał na Iana tak czułym wzrokiem, tak intensywnym, że aż sam nie zdawał sobie sprawy z tego jak mocne było to spojrzenie. Praktycznie obnażył się ze swoich uczuć, jego oczy absolutnie nie kłamały, mówiły wszystko o tym jak bardzo ważny Ian był dla niego, jak bardzo mu na nim zależało.
...ale, o dziwo, wyjątkowo nie miał z tym problemu. Było w tej chwili coś tak wyjątkowego, że nawet nie widział sensu w dalszym trzymaniu swoich własnych hamulców.
Ian, spokojnie, dobrze? Spokojnie — powtórzył, bo, Jezu, zestresowany i napięty Ian to była totalna odwrotność tego, do czego dążył. — Możesz robić co chcesz, Ian, jeżeli to co będzie robił przestanie ci się podobać, to możesz to przerwać — zapewnił, tak jakby mówił o jakichś niebezpiecznych fetyszystycznych praktykach seksualnych, a nie o czułych działaniach. Niemniej, czuł że musi wbić w Iana taką świadomość. — Po prostu...pamiętaj o jednym: chodzi o ciebie. To ty masz się poczuć dobrze. Mi będzie dobrze przy okazji, zobaczysz, nie przejmuj się tym, dobrze? — poprosił. Ujął Iana za podbródek i ponownie się zbliżył, żeby słodko go pocałować, ale tym razem postanowił przedłużyć ten pocałunek, wyciągając język, jakby nieśmiało, żeby samodzielnie pobadał wargi, które już posłusznie się przed nim otwierały, ale z tego wyjścia nie skorzystał od razu. Wolną dłonią sunął delikatnie po nagim, ale ciepłym boku. Ian przez tę rozmowę zdołał mu trochę opaść, ale to nie było nic nie do odratowania. Zresztą, nie śpieszyło im się. Wprawdzie...czekała ich poranna pobudka, ale chyba nie było jeszcze aż tak późno, by się tym przejmować.
Oderwał się od ust Iana z głośnym mlaśnięciem powoli, uchylając powieki żeby nakarmić wzrok widokiem tych wilgotnych, napuchniętych warg.
Chciałby mu powiedzieć tyle słodkich, pięknych rzeczy. Chciałby jakoś wyrazić to, jakie uczucia dawał mu ten widok, ale...nie potrafił. Jako człowiek, który zawodowo posługiwał się słowem, zwyczajnie nie potrafił wyszukać odpowiednich na tę chwilę.
Po prostu...się odpręż — przypomniał zatem i zsunął się w dół, palcami delikatnie przebiegając po całym torsie Iana, niczym po klawiszach fortepianu.
I znalazł się ponownie w miejscu, w którym przerwali, a Ian stawał się coraz bardziej twardy. Dobrze. Potrzebował jeszcze chwilki stymulacji, i będzie dla niego gotowy.
Pochylił się, i znowu unikał bezpośredniego kontaktu z penisem partnera, drażniąc go gestami skupionymi na przestrzeni dookoła, cały czas obserwując zmiany na twarzy Iana, który podparł się na przedramionach i wzdychał. Po chwili majstrowania przy pachwinie, z zaskoczenia dmuchnął pod jego jądrami, a ciało Iana satysfakcjonująco zadrżało. Idealnie. I był już twardy jak skała.
Korzystając z tej twardości, przesunął przez jego długość językiem od dołu w górę, kolczykiem podążając po wystającej żyle. Gdy znalazł się przy czubku, zebrał ślinę w ustach i wypuścił ją jako prowizoryczny lubrykant, który rozlazł się po długości narządu i po chwili z siorbaniem zaczął go zbierać ustami.
Nadal nie przyśpieszał. Wykonywał wszystkie czynności powoli, z namaszczeniem, pilnując żeby Ian mógł skupić się na każdej pojedynczej fali przyjemności, żeby sam mógł zorientować się w tym, co najbardziej mu się podobało.


effsie - 2018-11-14, 12:25

I, och, wierzcie mi, że podobało mi się bardzo, naprawdę, nad tym nie trzeba się było zastanawiać, wystarczyło spojrzeć na tę gwiazdkę, która klęczała przy moim kroczu, na jej spojrzenie i uśmiech na twarzy. Maxowi… Boże, nie byłem ślepy, sprawiało to przyjemność, obciąganie mi i byłbym wielkim hipokrytą, gdybym nazwał go idiotą, chociaż może nie, bo sam nazywałem tak siebie, ale, cholera, znałem to, to uczucie, gdy śliniłem się na widok jego penisa i nie myślałem o niczym więcej, jak tylko usłyszeć jeszcze jeden jęk i westchnięcie.
I to, słodki Boże, to było piękne, otrzymywać loda od kogoś, kto chciał to robić, nie mogłem zaprzeczyć, i jeszcze robił w TAKI sposób.
Jęknąłem, czując pocałunki składane na moim penisie, język, którym Max pieścił moją skórę, drżałem gdy jego kolczyk ocierał się o mnie i twardość metalu kontrastowała z miękkością jego ciała, a on, ten mój chłopak, nie spieszył się nigdzie, co rusz przestając i przenosząc się na mosznę, uda, podbrzusze, pomagając sobie dłońmi, skubiąc, tykając, ssąc moją skórę, na zmianę ze ślinieniem każdego jednego miejsca. Moje bicie serca przyspieszyło, a sam opadłem na plecy, odchylając głowę w tył i zamykając oczy, skupiając się na odczuwaniu przyjemności. Rozchyliłem mocniej nogi, wypinając biodra w stronę mojego chłopaka, a westchnieniami i drobnymi aaach czy ooo tak podpowiadałem mu, czego chcę i na czym powinien się skupić.
I tak naprawdę nie różniło się to od „zwykłego” loda niczym, poza tym, że tym razem Max poświęcał temu zdecydowanie więcej czasu, uwagi, wciąż nawet nie biorąc całego mojego kutasa w usta, choć minęło tak dużo czasu, że pewnie musiały go już boleć wargi i język.
Aaach — westchnąłem głęboko, gdy zawędrował językiem na czubek mojego penisa, okręcając go wokół główki, a srebrna kuleczka zaczęła drażnić to niesamowicie wrażliwe miejsce. Podparłem się z powrotem na przedramionach i poprosiłem: — Chodź tu, daj mi buzi.
Max uśmiechnął się i oblizał sam wargi, a potem nachylił się nade mną i pocałował mnie, raczej płytko, powierzchownie, jakby niepewny, jak bardzo miałem ochotę sam poczuć swój smak w ustach, ale ja, najwyraźniej, byłem trochę pokręcony, bo naprawdę mnie to jarało. Co więcej, gdy Max odsunął się kończąc pocałunek, zebrałem ślinę w ustach i przeniosłem ją językiem na jego wargi. Blondas uśmiechnął się i skorzystał z prezentu, dobierając się do moich jąder, a wtedy westchnąłem z przyjemności.
I to naprawdę, naprawdę było przyjemne. Ale… ale i tak chciałem wiedzieć.
Powiedz mi, co się teraz stanie — poprosiłem zachrypniętym tonem. — To jest… mega, mega przyjemne, ale obciągniesz mi i… i koniec? Poleżymy, porozmawiamy i pójdziemy spać? I nie chcesz, żebym ja cię dzisiaj dotknął? — spytałem, próbując zrozumieć.


Gazelle - 2018-11-14, 14:09

Smakował tego penisa; smakował go jak ekskluzywne danie, napawał nim swoje zmysły, z wprawą wyciągał z Iana kolejne dźwięki, a ta symfonia ogarnęła jego umysł. Och, Boże, całkowicie zwariował na jego punkcie. I nawet nie chodziło o tego pieprzonego Lionela, ale o całokształt, który zostawiał go całkowicie bezbronnym wobec wszystkiego, co działo się w jego sercu.
Absolutnie. Oszalał.
To, co będzie dalej, zależy już od ciebie — wychrypiał, bo jednak mimo braku gwałtownych i mocnych ruchów trochę sobie to gardło wymęczył. — Możemy po prostu na tym zakończyć, możemy nie. Ja chcę się dzisiaj tobą zająć. I to nie musi wcale ograniczać się do obciągania, Ian, jestem pewien że mogę zrobić jeszcze wiele rzeczy z twoim ciałem, a nawet konkretnie z kutasem, jeżeli tego zechcesz — dodał z lekko figlarnym uśmieszkiem na ustach. — Ten wieczór jest po prostu o tobie, okej?
Co oznaczało, że gdyby Ian chciał go przeruchać, to przecież Max by wcale nie oponował. Tylko po prostu...
Nie chcę, żebyś czuł się do czegokolwiek zobowiązany — powiedział, opierając się policzkiem o udo Iana. — Bo, powtarzam, to nie jest żadna transakcja — mruknął, nieco gorzko odnosząc się do słowa, które wcześniej podczas rozmowy rzucił Ian, wypowiadając się o ich związku. — Za dużo nad tym myślisz.
Dlatego, Max zaraz zajął się sprawianiem, żeby Ian już nie mógł myśleć o czymkolwiek innym, poza nim. W końcu włożył jego kutasa do ust najgłębiej jak mógł, palcami krążąc pod jądrami, masując mu od zewnątrz prostatę, żeby dać mu chociaż namiastkę tego, co sam czuł gdy Ian się nim zajmował.
Czubek penisa obijał się o tył jego gardła, a Max był tym już ekstremalnie podniecony; faktem, że przekraczał kolejne granice dla swojego Iana. Pozwalał mu w końcu wypieprzyć swoje usta w takim tempie, w jakim on chciał, czując jak coraz bardziej chaotyczne i desperackie ruchy rozwalają mu jamę ustną w ten absolutnie obrzydliwie przyjemny sposób.


effsie - 2018-11-14, 21:13

A więc Max zjadł mi go, tego mojego kutasa, o którego rozchodziło się całe widowisko od dobrych kilkunastu minut, a robił to, aaaaach, tak bardzo dobrze… Uwielbiałem te ciasne, wilgotne usta mojego chłopaka dostępne tylko dla mnie i dla mnie, zwłaszcza gdy mój penis ocierał się o jego gardło i rozpychał mu buzię. Leżałem podparty na przedramionach, z suchymi ustami i zamglonymi oczami obserwując, jak Max pieprzył mną swoje usta, z jakim zapałem to robił i jak patrzył na mnie, dumny z siebie i podniecony. A skoro to było dla mnie i o mnie, pozwalałem sobie na to by leżeć z biodrami w dole i tylko mówić Maxowi, co robić.
Szybciej — stęknąłem pomiędzy kolejnymi jękami i rzeczywiście zaczął to robić, a fala podniecenia i przyjemności ogarnęła mnie całego, całego. — Je-jeszcze — sapnąłem, odchylając głowę i zamknąłem oczy, czując, jak drży mi całe ciało; zaczynałem doceniać pozycję, która sprawiała, że nie musiałem się o nic podtrzymywać, gdy nogi odmawiały posłuszeństwa. Max robił, co mógł, a ja… ja byłem już na skraju. — O Boże… zaraz…
Nie zdołałem dokończyć swojego ostrzeżenia, gdy kolejne jęki rozkoszy wydostały się z moich ust, a niedługo potem eksplodowałem w jego ustach i uchyliłem nieco oczy, by zobaczyć ten piękny, cudowny obraz Maxa połykającego moją spermę. Jej resztki mieszały się wraz ze śliną na jego brodzie, spływały strużką na moje uda i uśmiechnąłem się nieprzytomnie, obserwując ten wspaniały widok. Uwielbiałem go takiego, spijającego moje nasienie, udekorowanego nim jak najlepszej jakości biżuterią.
Aach… — westchnąłem, opadając z powrotem na pościel i zamknąłem oczy, chcąc jeszcze na chwilę zatracić się w tej przyjemności, gdy nagle poczułem mokry język Maxa na moim wciąż wrażliwym penisie. — Ach! — jęknąłem, otwierając oczy i patrząc w dół; odruchowo nieco złączyłem nogi.
— Co jest? Mam przestać? Nie lubisz tego? — spytał, zatroskany, na chwilę odrywając się od mojego krocza.
Ja… nie… nie wiem — przyznałem, wciąż z łomoczącym sercem. Byłem wytrącony z równowagi, bo według planu wydarzeń teraz miałem leżeć, uspokajając oddech, a tymczasem mój chłopak wydawał się całkiem niewzruszony tym, co się właśnie stało i wciąż całował moje ciało.
Max uśmiechnął się delikatnie.
— Mam cię zostawić?
…nie — zadecydowałem, biorąc głęboki oddech i rozchyliłem nogi, a Max posłał mi kolejny z kolekcji swoich uśmiechów i musnął ustami moją pachwinę.
Do warg dołączył dłonie, gdzie opuszkami palców gładził moje krocze, podążając coraz wyżej. Jego pieszczota teraz była dużo bardziej leniwa i delikatna, bez śladów żadnej gwałtowności i… mało erotyczna, za to dużo bardziej intymna, co było cokolwiek absurdalne, bo przecież ostatnie pół godziny spędził z moim penisem w swoich ustach. A jednak, miałem dziwne wrażenie, że to, co działo się teraz, było dużo bardziej…
Prywatne.
Mój oddech się uspokajał, a Max nie przestawał; podciągnął się jedynie wyżej, całując teraz mój brzuch i tors, a ja sam sięgnąłem ręką jego pleców, przesuwając po nich palcami, wciąż w postorgazmicznej rozkoszy.
Mm… bardzo mi dobrze — szepnąłem cicho, z przymkniętymi oczami i odchyloną głową.
Intymnie, leniwie, spokojnie, cicho… dobrze.


Gazelle - 2018-11-15, 00:04

To dobrze — wyszeptał, owiewając ciepłym oddechem zagłębienie pomiędzy mięśniami na brzuchu Iana; miejsce, w którym przed momentem sunął językiem. — Mi też.
I mówił całkowicie szczerze. Ian, jęczący pod wpływem jego działań, mający problem z wyduszeniem z siebie słowa, spocony, zarumieniony, taki piękny, ogarniający wszystkie jego zmysły, robiący mu miłą papkę z mózgu, jak pudding, taki bardzo słodki. I chciał go skosztować jeszcze więcej, razem ze słodkim ciałem swojego chłopaka. Zlizywał jego pot, po tym jak wcześniej przełknął tę cudowną spermę.
Pieścił ten tors rękoma i ustami jeszcze wolniej, porządniej, bardziej czule, smakując, smakując, kochając, dostarczając sobie tak porządnej dawki narkotyku, że aż dziw że się nie przekręcił.
A najlepsze było dopiero przed nim, czyli szyja. Była już porządnie przez niego oznakowana, więc tylko językiem prześledził te wszystkie ślady, gdzie-nie-gdzie pozostawiając po sobie delikatnie pocałunki.
Boże, Ian, jesteś taki cudowny — westchnął z zachwytu. To mogłoby się wydawać takie wydumane, egzaltowane jak w badziewnych romansidłach dla zmęczonych życiem kobiet w średnim wieku, i pewnie nikt z zewnątrz nie potrafiłby tego zrozumieć, ale naprawdę, ten mężczyzna był w stanie zrobić z nim takie coś, co...co nawet nie wiedział jak działało, to wszystko było kompletnie nowe, na zupełnie innym poziomie niż jego poprzednie związki, absolutnie bez porównania.
Obróć się na brzuch — poprosił, bo te umięśnione plecy także zasługiwały na adorację. No i pośladki! Oczywiście, pośladki.


effsie - 2018-11-15, 00:35

Gdy Max zbliżył się do mojej szyi, sięgnąłem jego ust własnymi, łącząc nasze wargi w powolnym, leniwym pocałunku, tak przystającym do tego, co się tu działo. Było przyjemnie i leniwie, tak cudownie sielsko, jakbym leżał na trawie w słońcu, z jego promieniami obejmującymi moje ciało, nic nie musząc. Teraz też nic nie musiałem i teraz też było przyjemnie, bardzo, z Maxem , który robił te wszystkie rzeczy i…
Przyjemne ciarki objęły moje ciało, gdy powoli wracały do mnie zmysły i odnalazłem nas w tej rzeczywistości, tutaj, na moim łóżku, w czymś dla mnie tak bardzo intymnym, jak chyba nic do tej pory.
A Max i jego wyznanie? Wybrzmiało pomiędzy nami, a ja nie zanegowałem jego słów, nie zaśmiałem się, nie zironizowałem niczego, bo choć… mogło wydawać się mi to absurdalne, chciałem mu wierzyć, że naprawdę tak myślał, że robił to z przyjemnością i czuł się choć w znikomym stopniu tak, jak ja wtedy, gdy sprawiałem mu rozkosz.
Dlatego, słysząc prośbę Maxa, przewróciłem się na brzuch; ramiona skrzyżowałem przed sobą i ułożyłem na nich głowę, po chwili już czując dłonie mojego chłopaka na barkach. Zaczął delikatnie ugniatać moje mięśnie, a ja sam zamruczałem z zadowoleniem.
Jeśli nie przestanie – będę się musiał pilnować, by nie zasnąć. To byłoby cokolwiek bezczelne.


Gazelle - 2018-11-15, 01:23

Masował swojego chłopaka tym razem bez olejku, więc starał się być delikatny. W końcu zależało mu na rozluźnieniu Iana, który i tak nie miał na sobie już za bardzo śladów spięcia. Po chwili masażu pochylił się i złożył pocałunek na jego karku. I kolejny. I kolejny trochę niżej. A jego dłonie też się zsunęły, kciukami krążył po dole nagich pleców, gdy podróżował ustami przez długość kręgosłupa Iana, całując wszystkie wystające kręgi.
Miał jeszcze tyle miejsc na ciele Iana do zwiedzenia, do dogłębnego posmakowania, ale tymczasowo najbardziej chciał skupić się na jednym konkretnym obszarze; tym, który kusił go już od dawna, na punkcie którego hodował sobie już małą obsesję.
Przejechał otwartą dłonią po lewym pośladku, twardym, krągłym, a pod palcami czuł lekkie owłosienie. Ścisnął go, a z ust Iana wydobył się dźwięk wyrażający zaskoczenie.
Zaufaj mi — wyszeptał i przyssał się ustami do skóry na zewnętrznej stronie pośladka, wydając samemu lekkie westchnięcie, bo w końcu zrobił to, o czym od tak dawna fantazjował.
Nigdy wcześniej...nie interesował się aż tak tyłkami swoich kochanków. Ot, potrafił docenić fajną, umięśnioną dupę, ale nie ciągnęło go do tego, żeby zająć się tą częścią ciała. A jednak, z Ianem jak zwykle było inaczej.
Korzystając z tego, że Ian po początkowym zaskoczeniu już mu się nie sprzeciwiał, korzystał jak tylko mógł. Nie zbliżał się na razie do środka, do przestrzeni między dwoma półkulami, czuł się z tym nadal niepewnie. Ale stopniowo przekraczał granice, zbliżając się coraz bardziej do rowka, gdzie zahaczał językiem, dopóki Ian nie zaczął się lekko wiercić.
Ian...czy mogę...spróbować? — wychrypiał, gdy odsunął się, a Ian wówczas obrócił się w jego stronę, z pytaniem wymalowanym na twarzy. Chyba był zachłanny. Nie, był bardzo zachłanny. Ale chciał też...pokazać Ianowi ten konkretny rodzaj przyjemności, coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Nie mógł jednak zrobić tego wbrew jego woli, nawet jeżeli nie zamierzał pójść na całość. — Nie...nie będę cię pieprzył, w sensie, no, penisem, nie rób takiej miny — zaznaczył, bo Ian chyba go źle zrozumiał, patrząc na ten ogromny szok wymalowany na tej buzi. — Ale nie próbowałeś nigdy masażu prostaty od środka i może...może chciałbyś... — urwał, ale dalsza część pytania przecież wcześniej już padła.
Gdyby tylko Ian pozwolił mu jednak na więcej (w co szczerze wątpił), to był na niego gotowy. I to jak gotowy! Jego penis sterczał dumnie w górze, bo po tym jak na chwilę się uspokoił przy zwolnionym tempie, gdy tylko skontaktował się z tym cudownym tyłkiem był już ponownie twardy. Boleśnie twardy, w końcu przez cały też czas się nim nie zajmował, ale był zbyt skupiony na Ianie, w ogóle nie myśląc o potrzebach własnego organizmu. Nawet go w pewien sposób nakręcało to wstrzymywanie się dla Iana, co także zmniejszało ogólny dyskomfort z tym związany.


effsie - 2018-11-15, 11:50

No i chuj ze spania.
Max ścisnął mój pośladek i drgnąłem w miejscu, piszcząc z zaskoczenia. Kazał sobie zaufać i zacisnąłem zęby, jeszcze przez chwilę trwając w miejscu, bo problem nie polegał na tym, że mu nie ufałem – a nawet jeśli, miałem zdecydowanie więcej siły od tego blondaska i z łatwością mógłbym go z siebie zrzucić – tylko w żaden, naprawdę żaden sposób nie sprawiało mi to przyjemności.
Spiąłem się, spiąłem się i to bardzo, zaciskając pięści na pościeli, gdy Max przyssał się ustami do mojego tyłka. Nie podobało mi się to, naprawdę ani trochę; zagryzłem jednak wargę i tylko chciałem, by już skończył. Ale Max ani myślał kończyć, do pocałunku dodając język i wtedy – choć próbowałem – naprawdę nie byłem w stanie tego już dłużej wytrzymać. Otworzyłem właśnie usta z zamiarem powiedzenia mu Max, nie rób tego, ale w tej chwili odsunął się i sam się odezwał.
Odwróciłem się, zszokowany, na tyle na ile byłem w stanie z tym blondasem wciąż siedzącym na mnie okrakiem. Byłem całkowicie spięty, serce biło mi absurdalnie szybko i chyba lekko drżałem, wgapiając się w mojego chłopaka.
Czy on chciał…?
Był zarumieniony, z zamglonym spojrzeniem i lekko rozchylonymi ustami, a jedno spojrzenie w dół wystarczyło mi, by zorientować się, jak bardzo był podniecony. Wybałuszyłem w szoku oczy, składając szybko fakty do kupy i nie wiedziałem, że to możliwe, ale spiąłem się jeszcze bardziej.
Nie — wykrztusiłem z siebie, całkowicie zestresowany i po tym miłym, leniwym, sielskim nastroju nie było ani śladu, bo myślałem, że serce zaraz mi wyskoczy z piersi. Zdenerwowany, potarłem się w skroń i dopiero teraz zorientowałem się, że zaczęły mi się pocić nawet ręce. Zawierciłem się jeszcze bardziej na łóżku, starając się całkowicie podnieść, ale było to niemożliwe z Maxem siedzącym wciąż na moich nogach. — Zejdź ze mnie, chcę zapalić — powiedziałem, a choć starałem się, by mój głos brzmiał spokojnie, nawet ja sam dosłyszałem, jak drżał z nerwów.
Byłem absolutnie, absolutnie zaskoczony. Do tej pory byłem przekonany, że Maxowi odpowiadała rola w naszym łóżku, przecież sam mówił, że zawsze był na dole, ale teraz, tutaj… Zdziwił mnie, tak naprawdę bardzo, a ja zupełnie się tego nie spodziewałem i potrzebowałem chwili by przyswoić tę informację.
W dużo bardziej komfortowych warunkach, niż leżąc przed nim z wypiętym dupskiem.


Gazelle - 2018-11-15, 13:21

Wydawało mu się, że Ianowi się podobało...
Nie okazywał dyskomfortu, chociaż może po prostu Max był zbyt zaangażowany w swoje działania, by to dostrzec? Ale przecież właśnie zależało mu na tym, żeby Ian czuł się dobrze, żeby...
Jego reakcja na odważne pytanie Maxa mówiła jedno. Kolory zniknęły z twarzy Maxa, gdy zszedł z Iana. Iana, który wyglądał tak, jakby właśnie dostał w policzek od Maxa, kompletnie zestresowany, oburzony, co uderzyło w niego tak mocno, że mógłby się od tego uderzenia przewrócić. I znowu szlag trafił cały nastrój. Nie rozumiał tego...jeżeli Ian naprawdę tego nie chciał, wystarczyło po prostu powiedzieć i Max przecież nie zrobiłby niczego wbrew jego woli, nie musiał uciekać, bo to wyglądało właśnie tak, jakby od niego uciekał, co już ugodziło w niego podwójnie.
Ian podniósł się z łóżka gdy tylko miał taką możliwość i zaczął się ubierać, szukać papierosów, wręcz w popłochu, zanim po bezskutecznym szukaniu paczki fajek w sypialni przeklął pod nosem i wyszedł, a Max pozostał na łóżku, cały czas w tej samej pozycji, wpatrzony w miejsce, w którym przed chwilą stał jego partner.
Sięgnął palcami do swoich włosów i owinął je wokół nich, szarpiąc za kosmyki w geście frustracji. Związek z Ianem czasami przypominał stąpanie po polu minowym i to bywało takie...że Max już naprawdę nie wiedział, na co sobie może pozwolić, a na co nie. Chciał być z nim szczery, mówić o swoich uczuciach, o swoich pragnieniach, o wielu rzeczach które kłębiły się w jego durnej głowie, ale być może rzeczywiście musiał porządniej przymocować sobie do gęby filtr.
I najgorsze było to, jak ogromne były wyrzuty sumienia, które poczuł. Nie wiedział, czy słusznie, ale to ogarnęło go tak, że chciał rzygać z obrzydzenia sobą. Czuł się jakby skrzywdził Iana, zrobił coś paskudnego i niewybaczalnego, co pewnie było hiperbolą tych wydarzeń, jednak mimo to sprawiało że wyrzuty sumienia tylko narastały.
Gdy mijały kolejne chwile, a Ian wciąż nie przychodził, Max w końcu wyrwał się z zastygnięcia i podniósł się z łóżka, samemu ubierając się w popłochu, nie dbając nawet o to by nałożyć na siebie coś cieplejszego niż koszulka z długim rękawem, i w takim odzieniu dołączył do swojego zamyślonego partnera na balkonie.
Ian... — wyszeptał, opierając się obok niego na barierce. — Ja...przepraszam, nie powinienem...nie...nie chciałem robić nic wbrew tobie, po prostu...to jest takie przyjemne i myślałem, że może chcesz sam spróbować i...i poniosło mnie, nie powinienem zakładać... — mamrotał chaotycznie, urywanymi zdaniami, z których niewiele tak naprawdę wychodziło treści.


effsie - 2018-11-15, 14:16

Stałem na balkonie, gapiąc się w przestrzeń przed sobą, w sąsiednie budynki, zupełnie ich nie widząc, w ciszy paląc kolejnego papierosa.
Miałem na sobie szlafrok, który w kilka dni po powrocie z Australii kupił mi Max. W słonecznym o tej porze roku Brisbane, po obudzeniu się wychodziłem na balkon małej sypialni, do której się przenieśliśmy, paląc tam fajki całkowicie nagi, a Max, obudzony dźwiękiem budzika, ale jeszcze zbyt rozleniwiony, by wstać, leżał wtedy wciąż zakopany w pościeli, rozmawiając ze mną lub po prostu na mnie patrząc. Gdy wróciliśmy do Nowego Jorku skończyło się moje nagie palenie o poranku – styczeń po tej stronie globu był zdecydowanie zbyt zimny, musiałem się więc ubrać, a gdy wracałem potem do sypialni, Max marudził, że jestem już ubrany. I nie przeszkadzało mi to rozbieranie się, już ustaliliśmy, że byłem ekshibicjonistą i lubiłem pokazywać swoje ciało, zwłaszcza gdy widziałem wzrok, którym obejmował je mój chłopak, ale zwyczajnie było to irytujące. A więc gdy Max podarował mi w prezencie szlafrok… początkowo nieco się zdziwiłem – nigdy wcześniej nie nosiłem szlafroka – ale już po jednej dobie musiałem przyznać, że było to piekielnie dobre rozwiązanie. Często jeszcze przed snem czy zaraz po przebudzeniu się miałem ochotę na papierosa (Max nie, a przynajmniej nie gdy było tak chłodno; zdaje się, że nie był właściwie uzależniony, a zwyczajnie czasami palił ze mną dla towarzystwa czy nastroju), wystarczyło tylko zarzucić na siebie ten ciepły materiał, a po powrocie do sypialni szybko się go pozbyć, by wrócić do wygrzanego przez Maxa łóżka.
A więc i teraz, otulony ciepłym materiałem szlafroka, choć boso, stałem na balkonie, uspokajając oddech. Drugi papieros pomógł i, choć wciąż spięty, poczułem się już nieco lepiej, a do głowy zaczęły powoli docierać kolejne fakty. Ale zanim zdążyłem je sobie porządnie poukładać, drzwi balkonowe zaskrzypiały i obok pojawił się Max.
Było już ciemno, ale jeden rzut oka na niego wystarczył mi, bym zorientował się, jak bardzo był zestresowany – nie musiał się odzywać, ale gdy zaczął wypluwać z siebie nieskładne zdanie, poczułem jakieś ukłucie w środku. Och. Zupełnie, ale tak absolutnie zupełnie nie pomyślałem o tym, jak mógł to odebrać mój chłopak.
Nie, okej — przerwałem mu, marszcząc brwi. — Wiem, że byś nic nie zrobił. Ale mnie… zaskoczyłeś. Nie wiedziałem, że ty chcesz… myślałem, że jesteś zadowolony z bycia na dole. Nie miałem pojęcia, że ci czegoś brakuje, przecież pytałem się ciebie kiedyś o fantazje i nawet mi o tym nie wspomniałeś — dodałem i choć się starałem, nie udało mi się ukryć nuty wyrzutu w głosie. To nie tak, że miałem do niego żal o jego pragnienia czy o to, że teraz to zaproponował, to by było idiotyczne, po prostu czułem się nieco oszukany. I trochę… zaniepokojony.
Bo, naprawdę, do tej chwili byłem przekonany, że znaleźliśmy się idealnie.
Podniecał mnie jak mało kto, jak chyba żadna istota na tym całym świecie, a seks z nim… mój Boże, uwielbiałem seks z nim. Był absolutnie cudowny, miałem wrażenie, że jesteśmy idealnie do siebie dopasowani, że odpowiadamy sobie nawzajem na wszystkie swoje potrzeby i potrafimy razem przekraczać swoje własne granice, że możemy się tam dogadać we wszystkim, sprawiać sobie nawzajem przyjemność w każdy możliwy sposób. A teraz… a teraz, nagle, okazywało się, że może i on był idealny dla mnie, ale ja dla niego – no, nie do końca, bo ta jedna rzecz, nie ma mowy, absolutnie nie wchodziła w grę.
Zacisnąłem palce na filtrze, nawet nieświadomy tego, że tak go mnę. Czułem się paskudnie, jak gdyby ktoś przyłożył mi w twarz. Jeszcze niedawno, tego wieczoru, rozmawialiśmy o tym, że seks w związku jest zajebisty, bo można się we dwójkę dogadać, ćwiczyć różne rzeczy i tak dalej, ale jakoś nie przyszło mi wtedy do głowy, że każdy medal może mieć dwie strony. Że to może być też chujowe, jak czegoś chcesz, a druga strona – absolutnie nie.
A teraz ja byłem tą drugą stroną, tą, która nagle miała jakieś granice. Bo Max, dla mnie, nie miał żadnych, wyzbywał się absolutnie wszystkich, a we mnie pojawiły się ogromne, ogromne wyrzuty sumienia.
Jeszcze dziesięć minut temu było mi tak cudownie. Teraz, chyba już kompletnie zapomniałem o tym uczuciu, albo w ogóle nie potrafiłem go przywołać, bo było mi bardzo, bardzo źle.
Dla mnie to nie jest przyjemne, ani trochę — powiedziałem cicho, jakby się tłumacząc, ale… to chyba nie miało żadnego znaczenia.
Jak lawina spadło na mnie to poczucie, że w tym związku to ja byłem tym, który nie potrafił dać drugiej osobie wszystkiego, co by chciała, czego potrzebowała.
Ale… przecież wiedziałem, że wszystko – wszystko – ma swój termin ważności.
I sam byłem tym zaskoczony, tym, jak bardzo mnie to dotknęło.


Gazelle - 2018-11-15, 15:33

O nie, o nie. Tak bardzo nienawidził czuć w powietrzu, że coś znowu się zepsuło, że ten cudowny klimat sprzed kilku chwil rozwiał się bezpowrotnie, a pojawiły się kolejne komplikacje. Tak bardzo chciałby po prostu się cofnąć w czasie i nie pozwalać sobie wtedy na więcej...
Ciężko było mu spojrzeć w oczy Iana. Lekko się trząsł – chyba nie tylko z zimna, ale nie było to mocno wyraźne na szczęście.
Nie brakuje mi niczego — odpowiedział cicho, ale stanowczo. — I jestem zadowolony, Ian. Bardzo. Uwielbiam, gdy mnie pieprzysz, uwielbiam gdy nade mną dominujesz, ale uwielbiam też być bardziej dominujący z dołu. Nigdy nie byłem na górze, nigdy mnie do tego nie ciągnęło, i mogę bez tego żyć bez żadnych wyrzutów — zapewnił. I mówił w stu procentach szczerze.
Nie wspominał o tym, że chciałby kiedyś spróbować być z drugiej strony, bo...bo to właśnie nie było takie istotne. Był całkowicie zadowolony z ich życia seksualnego, niczego by nie zmienił, co nie oznaczało że był zamknięty na próbowanie różnych urozmaiceń.
W porządku. W takim razie nie ma tematu. I naprawdę...nie ucierpię na tym — zaznaczył, bo odnosił wrażenie że to rzecz warta zaznaczenia. W związku z ich wcześniejszą rozmową, w której Ian dał mu do zrozumienia jak wiele znaczyło dla niego to, żeby Max także odczuwał przyjemność z ich działań. — Obiecuję. Trochę idiotycznie założyłem, że może mógłbyś spróbować, jak to jest, że mogłoby ci się spodobać, bo mi się bardziej podoba i...ech, to było strasznie głupie, że nie pomyślałem, że skoro ja to uwielbiam, to nie oznacza że ty musisz... — mruknął, zawstydzony. Bo to naprawdę było idiotyczne i krzywdzące. Przecież Ian był odrębną jednostką, z prawem do własnych preferencji. — Chciałem...żeby było ci dobrze. I spieprzyłem — westchnął. — Przepraszam.
Znajdując w sobie trochę więcej pewności, stanął za Ianem i przytulił się do jego pleców, obejmując go od tyłu.


effsie - 2018-11-15, 17:51

To nie tak, że nie było tematu, albo że Max coś spieprzył, wręcz przeciwnie. Przecież tego chciałem, szczerości i otwartości, żebyśmy mogli sobie o tym porozmawiać i żeby wszystko było jasne, bez owijania w bawełnę i jakichś wyrzutów. A pomimo tego, gdy Max wyraził swoje oczekiwania, to ja się wystraszyłem i spieprzyłem z miejsca.
Może gdybyśmy byli w innej sytuacji, ubrani, bez jego liżącego mój tyłek (myślenie o tym powodowało u mnie dziwne drżenie ciała, jak gdyby chciał wymazać to w ogóle z głowy), może to byłoby zupełnie inaczej, ale w tamtym momencie czułem się naprawdę, naprawdę niekomfortowo.
Może powinienem to wyjaśnić?
Chyba tak…
Max przylgnął do moich pleców i odetchnąłem głęboko, przymykając na chwilę oczy. Później zaciągnąłem się po raz ostatni papierosem, a kiepa po nim wetknąłem do starej butelki po piwie.
Nie masz przecież za co, tylko mi powiedziałeś, co cię kręci… to przecież nic złego — westchnąłem, przykładając dłoń do jego ręki i przesuwając po niej kciukiem. — To ja zachowałem się jak dzikus, sorry, ale… ech. — Odsunąłem się nieco od Maxa, ale tylko po to, by się obrócić i móc spojrzeć mu w oczy. — Sorry, przepraszam, po prostu mnie zaskoczyłeś i to w momencie… nie podobało mi się, to co robiłeś, czułem się mega niekomfortowo.
Jakby to miało być jakieś wytłumaczenie.
Spojrzałem na Maxa nieco z góry, nie było jak inaczej, skoro staliśmy obok siebie. Nie chciałem żeby Max myślał, że źle zrobił mówiąc mi o tym, bo to było absurdalne, po prostu… po prostu to go kręciło i nie miałem z tym absolutnie żadnego problemu, raczej z tym, że poczułem się zawiedziony sam sobą.
Co za paskudna, paskudna sprawa.
Chodźmy do środka — mruknąłem nędznie, nie potrafiąc zdobyć się na nawet fałszywy uśmiech i wyminąłem Maxa, nie czekając na jego odpowiedź i wracając do sypialni.
Po drodze zahaczyłem jeszcze o łazienkę, czując jakąś absurdalną potrzebę chluśnięcia sobą wodą w twarz. Ale nie, to nie był żaden sen.


Gazelle - 2018-11-15, 19:26

Serce Maxa trzaskało jak oszalałe. Ian go wcale nie odtrącił, nie wydawał się wkurzony, ale...ale Max wiedział, że nie było okej, że coś możliwie nieodwracalnego już się wydarzyło i to sprawiało, że miał siebie absolutnie dość, czuł się jak ostatni śmieć, który nie potrafił zadbać o swojego ukochanego, a wręcz przeciwnie, krzywdził go przez swój egoizm.
Nie przepraszaj, to miało prawo ci się nie podobać... — szeptał. I nie rozumiał, dlaczego to Ian go przepraszał. Nie miał za co. On nic złego nie zrobił. Gdyby Max odczuwał względem niego pretensje, w swojej ocenie okazałby się jeszcze większym chujem.
A to Ian określał się jako egoista. A było zupełnie na odwrót. To Max był przyzwyczajony, że miał to, co chciał, więc po prostu sięgał po swoje zachcianki, kiedy poczuł się zachęcony. A to, że Ianowi podobało się to, że Max potrafił być bardziej dominujący, nie równało się wcale temu, że ten by kiedykolwiek zechciał spróbować zmienić ich role w seksie.
Gdy Ian go wyminął i zostawił na balkonie, Max nie poszedł od razu za nim.
Przysiadł na zimnym betonie i skulił się, opierając się plecami o barierkę. Patrzył przez siebie tępo, czując obrzydzenie do siebie. Zrobił coś, co sprawiło że Ian poczuł się niekomfortowo. Poczuł się źle. Ian wyglądał jak...jak skrzywdzony, to było wyraźne. I to Max to zrobił. I nie mógł przestać się nakręcać.
I znowu on, on, liczył się tylko on, jego uczucia, jaki on jest biedny, bo ma wyrzuty sumienia, a to przecież Ianem powinien się przejmować. Dlatego zmusił się do tego, żeby przestać idiotycznie użalać się nad sobą i ruszył do wnętrza mieszkania, zamykając za sobą drzwi, i wszedł do sypialni, gdzie Ian już leżał na łóżku płasko, bez ruchu, wciąż w szlafroku.
I Maxowi naprawdę pękło serce.
Ian...tak bardzo cię przepraszam... — wyszeptał, stojąc w progu. Nie wiedział, czy powinien do niego podejść, czy nie. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Może zbyt mocno się nakręcał? Ale...ale nie, przecież to było ewidentne, że Ian źle zniósł tę sytuację, Max miał powód do tego żeby czuć się śmieciem. — Chcesz...żebym poszedł do siebie? — spytał, kiedy wpadło mu do głowy że Ian mógłby chcieć w tym momencie zostać sam.


effsie - 2018-11-15, 21:10

Leżałem na łóżku, gapiąc się w sufit i zastanawiając się nad tym, co się stało. W myślach kołatały mi słowa Maxa. Mogę bez tego żyć, nie ucierpię na tym, na zmianę i w kółko, nawet nie zorientowałem się, gdy doznałem szczękościsku. Wziąłem głęboki oddech i jama ustna nieco mi się rozluźniła, ale wcale nie poczułem się lżej. Mój chłopak zapewniał mnie, że to nie jest mu niezbędne, że jest okej, ale to nie zmieniło faktu, że poczułem się…
Niewystarczający.
I to było naprawdę podłe uczucie.
Ale to ja musiałem sobie z nim poradzić, a nie Max, który przecież nie był niczemu winny.
Słyszałem jego kroki i czekałem, aż w końcu położy się obok, ale ucichły zanim poczułem podnoszący się materac; zmarszczyłem brwi i wtedy usłyszałem kolejne przeprosiny Maxa. Za co on niby przepraszał? Miałem podnosić się z tekstem już daj sobie siana, przecież nic się nie stało, a wtedy usłyszałem jego pytanie i nieco zbaraniałem.
Nie bądź głupi — mruknąłem, wywracając oczami i podciągnąłem się na przedramionach, tylko po to by odkryć, że Max stał wciąż w drzwiach. Zmierzyłem go wzrokiem, dopiero teraz orientując się, że był kompletnie ubrany i zawahałem się. — Chyba, eee, że ty chcesz, no to jasne.
— Nie, ja nie, po prostu… myślałem, że ty…
Nie. Chodź tu.
I Max podszedł, powoli, ostrożnie, co najmniej jakby zbliżał się do groźnego i niebezpiecznego zwierzęcia, a nie do mnie. Cały czas patrzył się na mnie z tą litością wymalowaną na twarzy, od której robiło mi się już powoli niedobrze.
Przysiadł ostrożnie na brzegu łóżka, sztywno, jak gdybyśmy byli w jakimś średniowiecznym domu rozpusty: ja, dziwka, czekająca na nowego klienta i on, prawiczek, który nie wie, do czego się zabrać. Słowo daję, Max wyglądał jakby bał się mnie nawet dotknąć.
— Ian… jest coś, co mogę zrobić? — spytał ostrożnie, a gdy uniosłem wyżej brew chyba ubzdurał sobie, że wynalazłem w tym erotyczny kontekst, bo zaraz zaperzył się i dodał szybko: — Nie miałem na myśli nic… no… Chodziło mi żebyś poczuł się lepiej.
Daj już sobie spokój — mruknąłem, zirytowany tą gadką. — To nie twoja wina. Znaczy, to nie jest nawet żadna wina, Jezu.
— Jak to nie moja? Ian, przecież nie chciałeś, mogłem się zorientować zamiast…
O czym ty mówisz?
— J-jak to o czym? — Max zrobił duże oczy. — Przecież zacząłem cię… do-dotykać, całować tam, gdzie n-nie chciałeś… tak bardzo mi…
Bejb — wszedłem mu w słowo, podnosząc się, bo właśnie dojrzałem, że był cały roztrzęsiony. Boże, co za słodki głupek. Idiota, naprawdę. Przyklęknąłem za jego plecami i ułożyłem dłonie na barkach, chcąc rozmasować mu pewnie spięte mięśnie i nachyliłem się do jego ucha. — Nic mi nie zrobiłeś — przypomniałem mu, czując się trochę jak idiota, wypowiadając te słowa, bo, no, błagam.


Gazelle - 2018-11-15, 21:31

Nie chciał okazywać swojego roztrzęsienia, bo to nie on był ofiarą, nie on zasługiwał na współczucie i uspokojenie, a jeżeli już, to tylko na pogardę.
Zdołał się już całkowicie rozkręcić w swoich wyrzutach sumienia. Nadal bał się nazwać wprost to, pod co podchodziło jego zachowanie, skoro Ian nie wyraził zgody...skoro tego nie chciał...skoro nie czuł się zbyt dobrze.
Chciał rzygać.
Był paskudnym śmieciem. Beznadziejnym partnerem. Ian był cudowny, starał się go zawsze zadowolić, przedkładał jego przyjemność ponad swoją, specjalnie dla Maxa robił rzeczy, które niekiedy zupełnie go nie interesowały, a Max w końcu przekroczył granicę. Jak zwykle zachowywał się jak pierdolony egoista i ta świadomość w niego ugodziła.
Mocno.
Przecież...był takim egoistą. Zawsze wszystko musiało być na jego modłę, przecież Ian nawet nie chciał wejść z nim w związek, na początku nawet nie brał pod uwagę tego, by mogli spać ze sobą na wyłączność. I to, jak czasami o tym mówił, sugerowało jakoby Max go w to wmanewrował i te implikacje Maxa mocno irytowały, uznawał je za niesprawiedliwe, ale co jeżeli były one prawdziwe?
Krzywdził Iana. Nie tylko w przypadku tej sytuacji, ale ogólnie. Swoim Lionelem, swoim egoizmem, swoim przywiązaniem, które sprawiało że mimo wiedzy o tym jaki dla niego był paskudny nie chciał go opuszczać.
Chciał rzygać i wyć.
Jak to nie?! — wydusił z siebie w końcu. — Dlaczego mnie uspokajasz...? Ian, ja...przecież...mówiłeś mi jak się z tym poczułeś...i to moja wina, ja to zrobiłem, ja nie zauważyłem, że tego n-nie chciałeś...Boże, I-Ian... — ciągnął swoją litanię autopotępienia, coraz bardziej potykając się na pojedynczych słowach. Serce chciało mu wyskoczyć z klatki piersiowej, oddech niebezpiecznie przyśpieszał, zaczynał czuć na swoim ciele pot i wszystko zwiastowało na to, że narastała w nim panika. Nie, nie, nie chciał tego. Tym razem wyjątkowo tego nie chciał. To byłoby jak paskudne wymuszanie litości na Ianie, jak zwykle robienie z siebie ofiary, która zasługuje na pogłaskanie po główce i współczucie, a tym razem Max naprawdę był gotów na poniesienie konsekwencji swoich czynów, gdyby miało mu to ujść na sucho, to prawdopodobnie zabiłoby go to od środka.


effsie - 2018-11-15, 21:51

I wtedy wszystko wymknęło się spod kontroli.
Widziałem już Maxa w tym stanie, widziałem tę bielejącą twarz, zaciśnięte pięści, wielkie, przerażone oczy… i na taką możliwość, teraz, byłem już przygotowany.
Zaraz wrócę — poinformowałem go, podnosząc się z łóżka i szybko emigrowałem po swoją kurtkę, by wyłowić z niej portfel. Listek tabletek, które kiedyś kazałem sobie dać, wciąż tam był, nienaruszony, a ja wycisnąłem sobie jedną na rękę i chapsnąłem z salonu pozostawione tam przeze mnie wcześniej piwo.
Wróciłem prędko do mojej sypialni, gdzie Max siedział tak, jak go zostawiłem; podszedłem więc, nachylając się nad nim i wyciągnąłem przed siebie rękę z tabletką.
Połknij to — powiedziałem, widząc, że potrafił na mnie skupić wzrok. — To twoje piksy, dałeś mi je kiedyś, pamiętasz? No, już. Do popicia — poinformowałem, wskazując na piwo. — Jeśli sam tego nie weźmiesz, zaraz ci to sam wcisnę do buzi — zagroziłem.
I, zależnie od reakcji Maxa, zrobiłem to albo nie. Taki czasownik Schrödingera.
Max połknął piksy, a ja nie ruszyłem się z miejsca, jedynie odstawiając piwo na bok.
Pamiętasz nasz pierwszy raz? No, nie pierwszy raz, ale pierwszy raz, jak ci obciągnąłem? Też tego nie chciałeś, wyrywałeś się, a ja i tak nic sobie z tego nie robiłem — mówiłem. Wiedziałem, że to nie najlepszy przykład, bo to tylko początek całej tamtej sytuacji, a później… później Max pozwolił mi na wszystko, ale nie musiałem teraz o tym wspominać. — Ja ci nie powiedziałem, że masz przestać, nie wyrywałem ci się, a gdybym tylko chciał to bez trudu bym to zrobił. Nie o to mi w tej całej sytuacji chodzi — powiedziałem twardo.


Gazelle - 2018-11-15, 22:49

Nie, kurwa, nie, opanuj się, nie teraz, tylko nie teraz.
Ale zasługuję, zasługuję, zasługuję...

Jego myśli pogrążyły się w kolejnym chaosie, podobnie jak stopniowo wszystkie jego zmysły, a Max tracił powoli kontakt z rzeczywistością. Nienawidził tego. I nienawidził siebie za to.
Było coraz gorzej; Ian opuścił go, a on nie mógł nic z tym zrobić – czy to miała być ponura zapowiedź najbliższej przyszłości? Myśl o tym jeszcze mocniej go nakręcała, ale na szczęście wtedy pojawił się Ian, i udało mu się wcisnąć tabletkę do ust Maxa mimo zaciśniętych zębów. To nie tak, że chciał mu robić na złość i dlatego się opierał, ale dosłownie miał problem z rozluźnieniem szczęki.
Tabletka nie zadziałała od razu, naturalnie, ale sam fakt że ją połknął, i to, że zwilżył usta gorzkim napojem już sprawiła, że wrócił mu w pewnym stopniu kontakt ze światem realnym.
Jego dłonie nadal były zaciśnięte tak mocno, że paznokcie boleśnie wbijały mu się w skórę, być może zostawiając już po sobie wyraźne rany, ale był przynajmniej w stanie spojrzeć na swojego partnera, stojącego przed nim.
A-ale...to zupełnie inna...sytuacja — powiedział cicho, męcząc się z każdym słowem, które ledwo wychodziło mu przez ściśnięte gardło. — Ja tego...ch-chciałem...opierałem się tylko dlatego, bo, bo...duma — kontynuował. W życiu nie wpadłoby mu do głowy, żeby porównywać do siebie te dwie sytuacje, a co dopiero zestawiać je ze sobą i stawiać między nimi znak równości. Bo przede wszystkim...Max nie czuł wtedy dyskomfortu. Był wkurzony na Iana, cholernie wkurzony, ale z innych powodów. Z tych innych powodów czuł się upokorzony, wpadł w furię, wybiegł z domu, potem wrócił i samemu rzucił się na Iana.
To...o co ci chodzi? — zapytał. — Przecież...to nie zmienia faktu że ja cię... — zawahał się — ...praktycznie cię zmolestowałem.


effsie - 2018-11-15, 23:36

Wciąż stałem przed Maxem, patrząc jak trudził się z prowadzeniem jakiejkolwiek rozmowy ze mną i nienawidziłem tego skurwysyna Lionela, szczerze. Koleś był wkurwiający jak mało kto i zawsze wpieprzał się nieproszony, pieprzone piąte koło u wozu. Może powinienem go spiknąć z Betą.
Dobra, chujowy żart, biorąc pod uwagę kondycją psychiczną mojego przyjaciela.
I w teorii wiedziałem, że to wszystko co myślał Max było prawdziwe, i tak dalej i tak dalej, ale to nie sprawiło, że potrafiłem powstrzymać odruch.
Parsknąłem śmiechem.
Nie, Maxie — zaprzeczyłem, unosząc z rozbawieniem brwi. Pomysł, że mój chłopak mógłby mnie zmolestować był cokolwiek śmieszny, ale, jeszcze raz, wyśmiewanie tego nie było dobrą drogą. Dlatego uspokoiłem uśmiech i powiedziałem: — Nie czuję się zmolestowany. Nie kazałem ci przestać, za to każę ci przestać tak myśleć. Bo teraz się tylko nakręcasz i w ogóle nie słuchasz tego, co ci mówię. A mówię… mówię, że to bardzo dobrze, że wyraziłeś swoje potrzeby, bo to zdrowe. Jestem trochę zawiedziony, że w takiej sytuacji, a nie kiedy o tym otwarcie rozmawialiśmy… ale poza tym… poza tym to dobrze… — dokończyłem już nieco mniej pewnym tonem, niż ten, którym zaczynałem tę wypowiedź.


Gazelle - 2018-11-16, 00:03

Zacisnął jeszcze mocniej zęby, gdy usłyszał śmiech Iana w reakcji na swoją wypowiedź. Był skołowany i kompletnie nie rozumiał, co w tym śmieszyło Iana, kiedy...Max czuł się z tym tak paskudnie.
Kurwa, nie chodziło przecież o niego i jego odczucia.
Nie...czujesz się? — spytał, powątpiewając w szczerość Iana. Bo co, jeżeli po prostu chciał go uspokoić? Max w tym momencie w ogóle nie myślał racjonalnie, tylko przez pryzmat swoich obaw i wyrzutów sumienia, które atakowały z niezwykłą intensywnością.
Ian miał rację. Nakręcał się, doszukiwał się ukrytych przekazów między wierszami, wszystko pod swoją tezę i po to, żeby karmić dalej swoje wyrzuty w kierunku samego siebie.
To nie są moje potrzeby... — wyjaśnił, bardzo cicho. Ale Ian z pewnością nie miał problemu z usłyszeniem go. — Nie potrzebuję tego. Chciałem spróbować, myślałem...założyłem, że...że może ty też...ale nie chcesz, i...to jest okej. Naprawdę, Ian — zapewniał go cały czas, chociaż ciężko było mu zabrzmieć przekonująco z trzęsącym się wciąż głosem. Chciał go dotknąć, ale wciąż czuł się niepewnie, dlatego trzymał łapy przy sobie, nadal ściśnięte w pięści. — To ja źle zrobiłem, że wcześniej nie spytałem, tylko...nie powinienem, Boże...ja...to już kolejny raz, kiedy...dlaczego wciąż... — mówił dalej urywanymi zdaniami, które były kompletnie niezrozumiałe bez wiedzy o tym, co kłębiło się w głowie Maxa w tym momencie. Przymknął oczy i zaczerpnął kilka głębokich oddechów, zanim kontynuował: — Założyłem, że czegoś chcesz, bo sam to lubię. W ogóle nie wziąłem pod uwagę tego, że możesz czegoś takiego nie chcieć, że tam są twoje granice. To było złe, a co gorsza w konsekwencji cię skrzywdziłem. Nie chciałem, n-naprawdę, ale...tak się stało, prawda?
I nie mógł tego cofnąć.


effsie - 2018-11-16, 10:55

Skończ już pierdolićbo mnie wkurwiasz. — Wiem, kiedy jestem skrzywdzony, a kiedy nie.
Mój ton głosu zdradzał irytację. Denerwował mnie ten mój chłopak, który nakręcał się sam na coś, co sobie wymyślił, co w ogóle nie było prawdą i co mnie, naprawdę, mało obchodziło. Nie podobało mi się to i choć wiedziałem, że to pewnie cały ten Lionel i ta sprawa, sam się teraz nakręcałem. Jeszcze chwilę temu byłem spokojny, ale nie podobało mi się, jak Max usiłował wepchnąć mnie w jakąś szufladkę w swojej głowie, bo to, aaach, jeśli było coś, czego nie znosiłem, to właśnie to.
Nie sprowadzaj mnie do roli ofiary, bo tak ci się podoba i tak ci to pasuje. Nie masz do tego żadnego jebanego prawa, żadnego. To jest moje ciało, ja o nim decyduję, nie, ty. Tak samo o tym, czy możesz je dotykać, czy nie. A wtedy ci na to pozwalałem, więc skończ to swoje nakręcanie się, że coś mi zrobiłeś, bo mnie to wkurwia. Zabraniam ci tak myśleć, kumasz? O mnie, jako o twojej ofierze. Właściwie to… — Nie wahałem się ani momentu, a pociągnąłem za pasek szlafroka, rozwiązując go i odsłaniając tors i krocze. Mój penis zwisał pomiędzy udami, ale podszedłem do Maxa na wyciągnięcie ręki. — Dotknij mnie. No dotknij mnie, mówię.
Max patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, bez żadnej reakcji; nie wyciągnął ręki ani nic, chyba za bardzo zszokowany, ale tym razem to ja się nakręcałem i chociaż to wiedziałem, podświadomie, to nie mogłem już przestać. Brak jakiegokolwiek gestu z jego strony tylko mnie rozjuszył i wlazłem na łóżko, tam ściągając z siebie szlafrok.
No, bejbe, nasze naturalne środowisko. — Klęczałem przed nim, siedzącym na łóżku, z penisem w stanie spoczynku na wysokości twarzy. — Nie rozumiem, jaki jest problem — powiedziałem, widząc, że Max, choć odwrócił się w moją stronę, wciąż nie podniósł nawet ręki. — Mam się… odwrócić?
To miał być żart, ale z chwilą gdy wypowiedziałem te słowa zrozumiałem, że to jest właśnie to, co zrobię. Co muszę zrobić.
Nie tylko po to, by pokazać Maxowi, że mam to gdzieś. Bo miałem, mój Boże, dokładnie tam, w czterech literach, które teraz przed nim eksponowałem. Może nie było to dla mnie komfortowe, ale nie przeszkadzało mi to, nie w taki sposób, jak on myślał, że mi przeszkadza, nosz kurwa. Jeśli potrzebował mojego pozwolenia, by mnie tam dotykać to proszę bardzo, właśnie mu je sam dawałem, wypinając się przed nim na czworaka i podsuwając tyłek pod nos. Poza tym… Jezu. Czułem, jak szybko bije mi serce, jak skręca mnie od obaw, ale… ale przecież chciał to zrobić, zależało mu na tym, a ja nie chciałem, absolutnie nie chciałem czuć się tak, jakbym go od czegoś powstrzymywał. To było… straszne, rozsadzało mnie od środka, bardzo, naprawdę bardzo, a poza tym… poza tym, przecież… nie wiedziałem, tak? Nie pozwoliłem mu nic zrobić, tylko… tylko całował mnie po dupie, nie zdołał nawet spróbować, bo go powstrzymałem… Sam mówił, że to przyjemne i wierzyłem mu, że nie kłamał, że kiedy jęczał pod moimi ustami z przyjemności to było prawdziwe, a ja…? A ja nawet nie pozwoliłem mu spróbować, ja nawet nie wiedziałem, jak to jest, ale i tak zacietrzewiłem się na tę myśl, że nawet tego nie sprawdzę, nie, bo nie, bo moja pojebana głowa mówiła mi, że tego nie chcę. Jak mogłem wiedzieć, skoro nigdy tego nie robiłem? Max chciał… chciał tylko to sprawdzić, czy to lubię, czy mogę mu dać coś, czego nigdy nie miał…
Czułem, jak ciało mi drży, jak coś mnie ściska w gardle, ale i tak powiedziałem:
No dotknij mnie, kurwa.
Nie widziałem twarzy Maxa, wgapiony w ścianę przed sobą, ale odpowiedziała mi cisza, więc powtórzyłem prośbę:
Max, kurwa, wypinam do ciebie właśnie tyłek, czy możesz mnie dotknąć? Mam ci to rozkazać?
Nic, znowu nic. Poczułem, jak zęby szczękają mi o siebie ze złości.
No ja pierdolę, przecież ci mówię, że tego chcę. Zrobisz to w końcu, czy nie?
— Ian… — usłyszałem cichy jęk.
Nie Ian tylko mnie w końcu dotknij!
— Mo…
Nie gadaj, tylko rób, to nie jest jakieś skomplikowane! — mówiłem już do niego podniesionym tonem, wkurwiony i zafiksowany na tym punkcie.
— Proszę, przes…
No włóż tam, co chcesz, palce, język, kutasa, naprawdę nie gra roli…
— Ian, skończ, błagam.
No chcesz mnie wyruchać czy nie?! — warknąłem, już naprawdę zirytowany, obracając się i łapiąc jego rękę, żeby położyć ją sobie na dupie, ale wtedy Max szarpnął się, zabrał ją i po raz pierwszy krzyknął:
— Przestań!
Zamilkliśmy, obaj, patrząc się na siebie. Sapałem, dopiero teraz orientując się, w jakim byłem stanie i poczułem falę zażenowania, obejmującą mnie całego, całego. Zacisnąłem wargi i przyłożyłem kciuka i palec wskazujący do oczu, przecierając je i starając się uspokoić.
Przesadziłem i to bardzo, wiedziałem.
Potrząsnąłem głową i sięgnąłem do szlafroka, który jeszcze chwilę temu z siebie zrzucałem, tym razem nie po to, by go nałożyć. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów i, nie przejmując się tym, że jestem w środku pomieszczenia, odpaliłem jednego. Przysiadłem na przeciwległym skraju łóżka, wciąż nagi, opuszczając nogi na podłogę i przygarbiłem się nieco, zaciągając się papierosem.
Przez chwilę obaj milczeliśmy i dopiero gdy choć trochę uspokoiłem oddech i drżące dłonie, podniosłem wzrok na Maxa.
Przepraszam, przesadziłem, wiem — powiedziałem cicho. — Po prostu… to dla mnie naprawdę nic… nic takiego, a ty… wiem… wiem, że mówisz, że tego nie potrzebujesz, ale chciałeś spróbować i…
— Ian…
Potrząsnąłem głową, uciszając go, a Max, ten mój chłopak, od razu załapał sugestię i zamilkł. Byłem wciąż roztrzęsiony, sam nieco przerażony tym, co właśnie zrobiłem i bardzo, bardzo zażenowany, ale… chyba byłem winny mu wyjaśnienie.
Nie. Nawet nie tyle, że byłem winny. Po prostu…
Powiedzieć mu to, przyznać się, na głos, też przed sobą samym, to było trudniejsze niż cokolwiek innego.
Po prostu… pomyśl, jak ty byś się poczuł, gdybyś dowiedział się ode mnie, że w czymś mi nie wystarczasz.
— Prze…
Max — przerwałem mu, bo na pewno zaczynał już mówić, że ma wszystko, czego potrzebuje. — Wiem, że podoba ci się nasz seks, nie musisz mnie o tym przekonywać. Ale to nie zmienia faktu, że chciałbyś też czegoś, co dla mnie… — Zamilkłem. — Chociaż spróbuj postawić się na moim miejscu — powiedziałem cicho, zaciągając się papierosem i westchnąłem, cicho. — Może rzeczywiście będzie lepiej, jak dzisiaj będziesz spał u siebie.


Gazelle - 2018-11-16, 19:50

Serce Maxa nadal biło mocno po tym, co właśnie się wydarzyło. Prawie mu się zresztą rozpadło na kawałki, gdy widział, jak Ian chciał dla niego zmusić się do tych wszystkich rzeczy, które przecież sprawiały mu tak wielki dyskomfort.
I nawet jeżeli Ian nie chciał być określany jako ofiara, Max i tak nie mógł wykreślić z umysłu świadomości, że on go skrzywdził. Po prostu nie potrafił.
A także nie potrafił postawić się na jego miejscu. Nie mógł w ogóle pojąć umysłem tego, że Ianowi naprawdę się wydawało, że mu nie wystarczył. To było...
To absurd — powiedział w końcu, a głos tym razem nawet przez chwilę mu nie zadrżał, mimo iż wewnętrzne roztrzęsienie wcale mu nie minęło. — Twoje myślenie, że mi nie wystarczysz...Ian, wystarczysz mi tak, że nie potrzebuję nikogo innego, tylko ciebie. I to, na czym mi najbardziej zależy, to żebyś ty był zadowolony. I to jest już dla mnie więcej niż wystarczające, dlatego nie muszę...próbować takich rzeczy. Jest mnóstwo rzeczy, których nigdy nie spróbujemy, może niektóre z nich akurat spodobały się tobie, a mnie one odrzucają, a jeszcze o tym nie wiemy. I to wcale nie oznacza, że czuję jakiegokolwiek braki — mówił. Czuł potrzebę zapewnienia Iana, jak ważny był dla niego, jedyny, najważniejszy, niezastąpiony, całkowicie wystarczający. Ta niepewność, jaką z jego powodu odczuwał Ian, była okropna i Max znienawidził samego siebie za to, że to on doprowadził swojego ukochanego do takiego właśnie stanu. Zachwiał nim, zachwiał porządnie, to było bardziej niż pewne.
Ian nie zasługiwał na tak paskudnego człowieka jak Max. Powinien mieć kogoś, kto by go zawsze uskrzydlał, kto nie sprawiałby mu kłopotów, kto by sprawiał, że czułby się zawsze najlepszy na świecie.
Tak, pójdę do siebie — zgodził się z Ianem. Spojrzał na swojego chłopaka, który wypalał nago papierosa we własnej sypialni. Boże, tak bardzo chciałby go objąć, zająć się nim, w jakikolwiek sposób mu ulżyć, ale się bał. Bał się, że uczyni więcej szkody niż pożytku, że jeszcze bardziej go skrzywdzi. Więc w takiej sytuacji pozostawienie mu przestrzeni wydawało się (chyba) najbardziej racjonalne.
Podniósł się z łóżka, i nadal patrząc się z niepokojem na Iana, ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak na moment tuż przy nim, prawie sięgając dłonią, którą wycofał jednak od razu gdy wykonała pierwszy ruch.
Ja... — zaczął, ale urwał, zagryzając mocno wargę. Kiedy rozluźnił wcześniej zaciśnięte pięści, zobaczył rany na wewnętrznej stronie obu dłoni, więc starał się chociaż ręce trzymać ciągle luźno, jednak zdenerwowanie musiało jakoś się na nim fizycznie odbijać. — Nie waż się już kiedykolwiek myśleć, że mi nie wystarczysz.


effsie - 2018-11-16, 21:41

Max mógł mówić, ale nic, co by powiedział, nie sprawiłoby… to nic nie zmieniało. Nawet jeśli Max twierdził inaczej, nawet jeśli uważał, że na co dzień miał wszystko, czego mu było trzeba… to nie zmieniało faktu, że zdarzył się moment, w którym mu nie wystarczałem.
I to… bolało. W taki sposób, w jaki nie myślałem, że coś może mnie boleć, a jednak… czułem, że go zawiodłem.
I musiałem z tym jakoś żyć.
Skinąłem głową, gdy Max przytaknął na moją propozycję, że sobie pójdzie. Chyba podświadomie miałem nadzieję, że się ze mną nie zgodzi, zaprzeczy i tu zostanie, ale nie miałem absolutnie żadnego prawa wymagać od niego, by czytał w moich absurdalnych myślach, bo do tej pory nie miałem żadnego takiego rozdwojenia jaźni i jasno wyrażałem swoje potrzeby i prośby, nie chowając się za jakimiś sztucznościami. Podniosłem za to wzrok na niego, gdy rzucał tym swoim tekstem, który nic nie zmieniał i który puściłem mimo uszu. Przemilczałem to, ale złapałem Maxa za rękę i pociągnąłem nieco w dół, by nachylił się nade mną, a wtedy go pocałowałem. Delikatnie i tylko tak trochę, bez wpychania nigdzie języka, ale chciałem mieć pewność, że jest w porządku i Max nie ubzdurał sobie żadnych idiotycznych granic związanych ze strefą erotyczną, czy coś takiego.
Obudzisz mnie rano i zjemy razem śniadanie? — upewniłem się, bo nie chciałem, by ta sytuacja coś zmieniała, kawa, śniadanie, siłka, praca, a wieczorem basen, tak jak się umówiliśmy.
Gdy Max wyszedł, skończyłem palić fajkę – zgasiłem ją w butelce niedopitego piwa – i otworzyłem szeroko okno, wraz z drzwiami balkonowymi, by wywietrzyć papierosowy smród. Sam wziąłem naprawdę długi i gorący prysznic, a potem, pomimo zaparzenia sobie melisy, niestety nie mogłem zasnąć do późnych (wczesnych) porannych godzin.


Gazelle - 2018-11-16, 23:31

Max także skrycie miał nadzieję, że Ian go jednak zatrzyma, że nie rozstaną się na tę noc w takiej atmosferze, ale jego nadzieje spełzły na niczym.
Ale może to i lepiej, skoro aż poczuł się dziwnie, gdy Ian go pocałował. Sam tego przecież chciał; dotknąć go, całować, dalej obsypywać czułościami, jednak mimo to nie mógł wymazać ze świadomości tego, co się wydarzyło. Nawet przez jeden cholerny moment.
Wrócił do siebie w wyjątkowo ponurym nastroju, pełen paskudnych myśli i żalu wypełniającego go od stóp, do głów. Wyrzuty sumienia wżynały się w niego tak okrutnie, że będąc w łazience nawet nie mógł spojrzeć na siebie w lustrze bez poczucia maksymalnego obrzydzenia.
Być może faktycznie najlepiej by było, gdyby zniknął z życia Iana. Tylko w nim mieszał. Ze swoim pierdolonym, nieproszonym gościem – Lionelem we własnej wyimaginowanej osobie. Mogli sobie to tak nazywać, udawać, że Lionel to osobny twór, ale przecież nie ulegało wątpliwości, że to była część Maxa. Ta część, która wszystko uwielbiała rujnować.
Żeby zasnąć, potrzebował wziąć jeszcze jedną tabletkę. Nie chciał dłużej leżeć i gapić się w sufit, bo im dłużej myślał, tym do coraz bardziej ponurych wniosków dochodził. A gdy przebudził się wraz z budzikiem, nadal czuł się jak gówno, i przeszło mu przez myśl żeby nie przychodzić do Iana, pozwolić mu dalej spać, nie konfrontować się...ale przecież obiecał.
Dlatego, gdy już się jako-tako ogarnął, poszedł do mieszkania Iana, który jeszcze spał, i zanim go obudził przygotował śniadanie i dwie kawy. Zjedli posiłek...w pozornie normalnej atmosferze. Pozornie, bo i Max czuł jakieś cholerne napięcie unoszące się w powietrzu, którego miał serdecznie dość. Ale z drugiej strony nie wiedział już, jak się z tym rozprawić.
Wymieniając między sobą jakąś gadkę-szmatkę, wyszli razem z budynku – Ian ruszył w stronę siłowni, a Max w stronę redakcji, tak jak to wyglądało i w przypadku kilku poprzednich poranków.
W pracy Maxa nie opuszczał fatalny nastrój, co zostało zauważone przede wszystkim przez Sheryl (oczywiście, jego przyjaciółce żadna zmiana w nastroju Maxa nie mogła umknąć), i...Erikę. Cóż, w końcu to ze swoją stażystką spędzał tam najwięcej czasu. I ta kochana dziewczyna starała się mu pomóc i go odciążyć, mimo iż Max się opierał (nie chciał odciągać jej od głównego celu, w jakim odbywała ten staż). Jednak tego dnia jego praca była wyjątkowo paskudna, i zdołał zebrać opierdol od redaktora naczelnego za beznadziejnie napisany artykuł.
Co wpędzało go w jeszcze większe poczucie beznadziei, i generalnie miał wszystkiego dość.
Sheryl chciała go wyciągnąć na ciasto i czekoladę, ale Max pamiętał o tym, że przecież umówił się z Ianem na basen. Obiecał jej wypad następnego dnia, a tymczasem po pracy od razu ruszył pod studio Iana, skoro wiedział że kończyli o podobnej porze. Wymieniali ze sobą parę wiadomości, które też brzmiały...normalnie, a mimo to czuł gulę w gardle już w momencie pojawienia się w Queens.
Max, ogarnij się. To twój chłopak, który nie jest na ciebie zły, sam się nakręcasz, opanuj się.
W taki mniej-więcej sposób próbował się podnieść na duchu, i średnio to działało, ale cóż, unikanie Iana byłoby możliwie najgorszym możliwym rozwiązaniem. Zresztą, naprawdę tego nie chciał.
Jesteś już gotowy? — spytał, kiedy wszedł do środka. Drzwi były otwarte, mimo iż Ian z pewnością nie zamierzał przyjmować tego dnia kolejnych klientów. — Zjemy na mieście? Nie bardzo mam ochotę dzisiaj cokolwiek gotować — przyznał, zachowując swój zwyczajowy ton.


effsie - 2018-11-17, 00:50

Cześć. Mhm — przytaknąłem, zakładając na siebie bluzę. Zdążyłem akurat posprzątać, kiedy Max pojawił się w drzwiach i tylko obróciłem się dookoła, sprawdzając, czy niczego nie zapomniałem. Ale nie, wszystko na swoim miejscu, można się stąd zbierać. — Spoko. Ale gdzieś albo tutaj, albo już pod domem? Chciałbym się jeszcze zdrzemnąć zanim pójdziemy na ten basen. Bo wciąż chcesz iść, nie? Moja znajoma ma dzisiaj urodziny i obiecałem, że wpadnę na chociaż jedno piwo, a jestem trochę zmęczony, więc chciałem jeszcze odpocząć przed tym basenem — wyjaśniłem.
Właściwie to nie wiedziałem czemu Max przychodził po mnie aż tutaj – Queens raczej nie było po drodze z jego redakcji, ale jako że nie przeszkadzało mi to absolutnie, nie miałem nic przeciwko. Max zaś nie miał nic przeciwko mojej propozycji, a więc udaliśmy się do takiej niewielkiej, chińskiej knajpki, z której często zamawiałem żarcie na wynos jak dziarałem. Obiad minął nam… w miarę normalnie. Żaden z nas nie poruszał tego wczorajszego tematu, atmosfera na pewno nie była luźna, ale też nie przesadnie spięta, po prostu…
No, było jak było.
I potem rzeczywiście wróciliśmy na Brooklyn; ja uciąłem sobie komara u siebie w sypialni, a Max, hm, nawet nie wiem, gdzie był i co robił, szczerze mówiąc. Obudził mnie, kucając przy moim łóżku i mówiąc, że muszę wstać, jak mamy zdążyć, chyba że jestem zmęczony i chcę iść spać to żaden problem. Ale nie chciałem, zebrałem się całkiem prędko i czterdzieści minut później już obaj pływaliśmy na basenie.
To był dobry pomysł. Woda zawsze była odprężająca.
Naprawdę, pływając, nieco się zrelaksowałem. Max chyba też, ale nie wiem, nie potrafiłem ocenić, bo dzisiaj cały dzień był dziwny.
Do baru trafiliśmy po północy, a przywitał nas Tone, już trochę wesolutki.
— Nooo, patrzcie, kto w końcu do nas dołączył!
— Hej, Max! — Nat już całowała mojego chłopaka w policzek.
Cześć. Wszystkiego najlepszego, Bri, sorki za spóźnienie — witałem się z koleżanką. — Hej, siema, elo — zbijałem graby z kolejnymi ziomkami, podczas gdy Max wieszał swoją kurtkę i gadał o czymś, rozweselony, z Tonym i Natalie.
— Ian, to jak, masz te kółka do opchnięcia?
Zaraz ci powiem, co i jak, tylko załatwię sobie piwo — obiecałem koledze i zawołałem do Maxa przez stół: — Bejbe, co chcesz pić?
— Aach — Max jakby dopiero zorientował się, że ma pić alkohol. — Mają tu cydr?
Załatwię — obiecałem i podszedłem do baru, wskakując na stołek i puszczając oczko barmance. To plus randomowa gadka, mówię wam, nigdy nie czekałem na piwo dłużej, niż pięć minut, i to tylko dlatego, że rozmawialiśmy właśnie o Deadpoolu.
I załatwiłem. Wróciłem do stolika i postawiłem przed Maxem – wciśniętym między Nat, a Pete’a – cydr, a sam ogarnąłem sobie krzesło i przysiadłem niedaleko.
— Serio, Beta mi mówił!
— A gdzie on teraz jest?
— Podobno ma randkę.
— Randkę? Beta? Niemożliwe.
Beta ci mówił co? — spróbowałem wejść w środek rozmowy, a Tone wyszczerzył się i odwrócił się do mnie.
— Że Max pobił jakiegoś kolesia na imprezie tydzień temu.
Jezu — mruknąłem, wywracając oczami. — Nie macie lepszych tematów?
— Och, opowiadał mi też o tym, co widział, jak szedł z jakąś laską po alkohol i jak chcesz to możemy…
Dobra, nieważne.
— Hahaha!
— Jak w ogóle ten Skrzypek na dachu? Podobał wam się? — zagadała Nat, chyba nie w temacie opowieści Bety, a ja zrobiłem głupią minę.
Yyy, noo, bardzo spoko, nie?
— Mhm, dobrze się oglądało — przytaknął mi Max, a w jego oczach widziałem to a nie mówiłem. No, mówił, mówił.


Gazelle - 2018-11-17, 01:52

Max nadal nie potrafił strząsnąć z siebie wrażenia, że coś jest nie tak, bo przecież było; przecież to, co się stało poprzedniego wieczora wisiało w powietrzu i Max sobie tego wcale nie wyobrażał. Ale siedział cicho. Skoro Ian nie chciał o tym rozmawiać...musiał to uszanować, i zachowywać się w miarę naturalnie.
Co z początku nie było aż takie proste, ale wypad na basen okazał się mieć na nich znakomity wpływ – Max trochę się zrelaksował, trochę spuścił z siebie wszystkie negatywne emocje kłębiące się w nim, a i Ian wydawał się być rozluźniony. I przede wszystkim, przez pływanie razem Maxowi udało się przełamać nieco w kontakcie fizycznym ze swoim chłopakiem, bo odkąd się z nim zobaczył...nie dawał tego po sobie poznać, ale wewnętrznie miał swego rodzaju blokadę.
I chyba nie dałby rady tego dnia uprawiać z nim seksu.
Ale ten temat w ogóle między nimi nie padał, absolutne nic związane z seksem, z wydarzeniami sprzed godzin, i to trochę mierziło, jak mały kamyczek w bucie, ale nic na to nie mógł poradzić.
Poza samodzielnym poruszeniem tematu, co przecież na pewno skutkowałoby kolejnym popsutym wieczorem.
A po basenie wybrali się do baru i to też Maxowi pasowało jak najbardziej, bo i spotkał się ze znajomymi twarzami, jak i poznał kilka nowych. Trzymał się głównie przy Tonym i Nat, ale całe grono generalnie przyjęło go miło. Naprawdę czuł się jak część paczki Iana, co było...cholernie przyjemne.
Nie zamierzał pić zbyt dużo alkoholu, ale już po cydrze zaczęło mu przyjemnie huczeć w głowie, co sprawiało że stawał się bardziej rozmowy i weselszy. Ian z kolei zdawał się mieć nieco inne zamiary, od razu po jednym piwie decydując się na alkohol wysokoprocentowy. I jakoś tak się stało, że w pewnym momencie Max dołączył do podpuszczania go do wlewania w siebie kolejnych procentów, zwyczajnie ciekaw ile Ian potrzebuje, by się tak naprawdę schlać. Było miło, wesoło, przyjemnie, dopóki Max nie poczuł się słabo i tak, jakby nagle miał go nawiedzić nagły i niewytłumaczalny atak. I wtedy przypomniał sobie wszystko to, co sprawiało że poczuł się paskudnie. Nawet gdy udało mu się uspokoić ten kryzys, nie potrafił już poprawić sobie humoru, więc zdecydował się na powrót do domu. Rozchichotany Ian postanowił zostać, a Tone zapewnił że go przypilnuje, więc Max – niepozbawiony jednakże dozy sceptycyzmu – go zostawił, samemu ruszając do swojego mieszkania.
Gdy stanął już w środku swojego M2, oparł się o ścianę w przedpokoju, nie znajdując chwilowo nawet siły by przejść dalej. Poczuł się tak nagle...zupełnie wypompowany, i nie potrafił zrozumieć o co w tym chodzi. Jego głowa, jeszcze godzinę temu tak przyjemnie pusta, wypełniła się ponownie irytującymi myślami, atakującymi go jak stado hien wyczuwających jego słabość. Miał trochę wyrzuty sumienia, że pozostawił Iana, ale przecież jego chłopak dobrze się bawił.
Prysznic.
Tak, to było dobre postanowienie, za którego realizacją podążył. Nie lubił siedzieć sam w swoim mieszkaniu. Co było o tyle interesujące, że jeszcze kilka miesięcy temu niesamowicie cieszył się ze swoich czterech ścian, w których mógł spędzać czas tylko ze sobą. A tymczasem...w tym tygodniu tak naprawdę mało nacieszył się Ianem, przez tę cholerną pracę. Swoją, i jego. Każda istotna (zwłaszcza ta przy pojeździe na tripa!), jednak mimo to...kolejny samotny prysznic dawał Maxowi powód do jeszcze większego zdołowania się. Po prysznicu chyba potrzebował snu, ale nie chciał się kłaść, bez upewnienia się że Ian wrócił żywy i w jednym kawałku.
Także czekał, przeglądając bezmyślnie Facebooka i pisząc z Irwinem, który o dziwo był online mimo tak późnej pory. I ta rozmowa nasunęła mu pomysł, aby na jutrzejszy wypad z Sheryl zaprosić także Irwina z Ericiem, żeby jego przyjaciółka mogła ich poznać. Był pewien, że się dogadają. A ze sobą oczywiście, że zamierzał wziąć Iana. Ian przecież też nie bardzo miał okazję rozmawiać z młodym małżeństwem.
A co do Iana, to po jakiejś godzinie spędzonej przez Maxa na kanapie w salonie usłyszał walenie do drzwi, pomieszane z jakimś nieidentyfikowanym bełkotem, i szeptami w tle.
— Jak widzisz, twój chłopak trochę się zabawił — usłyszał radosny i bełkotliwy głos Tone, gdy ten zorientował się że drzwi do mieszkania Maxa są otwarte. Sam Max zerwał się z kanapy do przedpokoju, gdzie ujrzał pijanego w sztok Iana, który wyglądał na ledwie kontaktującego, podtrzymanego z obu stron przez Tony'ego i Pete'a.
— Szszcz...brubru... — mamrotał Ian, a Max nawet nie kłopotał się z próbą zrozumienia przekazu tego pewnie niezbyt istotnego komunikatu. Nigdy nie widział swojego chłopaka aż w takim stanie, nie sądził że to w ogóle możliwe.
Ian wylądował w jego sypialni, rozwalony na łóżku, a Max jeszcze przez chwilę wysłuchiwał paplaniny dwójki kumpli, zanim się pożegnali, zadowoleni z dopełnienia obowiązku, i zostawili Maxa samego ze swoim chłopakiem. Schlanym jak cholera chłopakiem.
Cóż, na szczęście on już czuł się całkiem trzeźwy, więc mógł przynajmniej się nim zająć. Po zamknięciu drzwi na klucz wrócił do sypialni, gdzie Ian cały czas leżał na brzuchu, z twarzą zatopioną w poduszce. Westchnął i przysiadł obok na łóżku, szturchając go lekko.
Ian, Ian — mówił, a Ian nic. I nawet nie mógł być na swojego chłopaka zły, że doprowadził się do tak podłego stanu, bo przecież Max sam brał w tym niecnym akcie udział! — Nie zasypiaj jeszcze, musimy cię najpierw rozebrać, okej? — ciągnął, próbując podnieść Iana do pozycji siedzącej, niemniej grawitacja ewidentnie działała na korzyść Australijczyka. — Ian, no, nie będziesz przecież spać tak poubierany — jęknął, i zdecydował się w końcu samodzielnie spróbować poradzić sobie ze ściągnięciem ubrań z tej kłody, ale nagle kłoda się odezwała:
— Z... — czknięcie — z-zostaw mnieee — wybełkotał, a Max niewzruszony przewrócił oczami. Gdyby nie był tak skoncentrowany na próbach doprowadzenia Iana do jako-takiego porządku, to pewnie mocno by się przejął takim komunikatem, nawet z ust nachlanego Iana, zważywszy na poprzedni wieczór. — Spierdalaj, mam chłopaka!
Max zamarł w miejscu, patrząc się na Iana, który właśnie na niego nafukał, bo...
Wybuchnął śmiechem, absolutnie rozbrojony. Ian był niemożliwy, dosłownie niemożliwy. Chyba powinien być obrażony o to, że Ian go nie poznał, ale z drugiej strony wspaniale było uzyskać tak dosadne zapewnienie o wierności swojego chłopaka.
Co za urocze stworzenie!
I sam nie potrafił pojąć, jak do tego doszło, ale kilka sekund po tym wybuchu śmiechu w jego oczach pojawiły się łzy. Może to to całe napięcie w końcu puściło, może wystarczyło właśnie to rozbrajające zachowanie Iana...
Ale się poryczał. Ian w tym czasie ułożył się wygodnie i chyba już mu całkowicie odpływał w sen, ale przynajmniej dzięki temu uniknął żałosnego widoku płaczącego Maxa (ze smutku? Ze szczęścia? Chuj tak naprawdę jedynie wiedział.), chociaż pewnie z rana i tak by o tym nie pamiętał.
Ian...a-ale to ja jestem twoim chłopakiem — wymamrotał, trochę bezcelowo, ale wobec ciężkiej do pokonania niedyspozycji Iana postanowił dać mu chwilę snu w tym średnio komfortowym położeniu, zanim podjął kolejną, już znacznie bardziej sukcesywną próbę ogarnięcia go, co chwilę wybuchając ponownie płaczem.
O prysznicu nie było mowy, a Max też był zbyt zmęczony żeby przejmować się smrodem gorzały i fajek unoszącym się od Iana, więc po prostu wciągnął go pod kołdrę, gdy był już w samej bieliźnie, i położył się obok. Patrzył się w tę śpiącą twarz, ciągle wzruszony, dopóki i jego nie zmorzył sen.


effsie - 2018-11-17, 11:18

O kurwa, pić.
Jedno oko, drugie, okej, jesteśmy u Maxa, mm. Dobra, zrzucić z siebie kołdrę, o nie, na szafce nie ma wody, dobra, wyjść… o ja pierdolę, moja bania!
Kurwa, nawet w myślach nie mogę krzyczeć.
Przytrzymałem głowę ręką i wygramoliłem się z łóżka, chwiejąc się i podpierając o ścianę, bo prawie na nią wpadłem. Kurwa, ale mnie napierdalało, huczało z każdej możliwej strony. Rozejrzałem się nieprzytomnie, Max spał na łóżku, chwiejnym krokiem poszedłem do kuchni, gdzie nalałem sobie kubek wody z kranu. I jeszcze jeden. Wypiłem ciurkiem.
Wylać się. Bo zaraz pęcherz mi pęknie.
Ooo. I kackupa.
Umyć ręce, twarz i zęby. Siebie jeszcze nie, nie mam siły. Znowu pić. I wziąć wodę do łóżka.
Z butelką mineralki doczłapałem do łóżka i walnąłem się na kołdrę, prędko zasypiając. Budziłem się jeszcze z dwa razy, tylko pijąc wodę; za drugim zauważyłem, że na szafce zamiast butelki, którą sobie przytargałem, stała karafka z wciśniętymi cytrynami, a obok leżała jakaś tabletka. Nieogarnięty, spojrzałem w bok, na łóżko, ale Maxa tam nie było, a więc pewnie wstał, ten mój chłopak, i zaopiekował się moim kacem.
Nie wiedziałem, co to za piksa, ale połknąłem i wypiłem ciurkiem kubek wody.
Za trzecią pobudkę odpowiadał mój pęcherz, a skoro już byłem w łazience i była, zorientowałem się, godzina piętnasta, postanowiłem wziąć prysznic. Czułem się… wyprany fizycznie i tak, że cały dzień najchętniej bym przeleżał, ale przynajmniej już nie napierdalała mnie głowa. A i prysznic sprawił, że nie czułem się już tak brudny.
Wycierałem się ręcznikiem i żałowałem, że po tej stronie ściany nie mam swojego szlafroka, ale to nie przeszkodziło mi w przywłaszczeniu sobie tego, który należał do Maxa. Opatuliłem się nim ciepło i, umyłem jeszcze raz zęby, bo miałem okropnego kapcia w mordzie, i, jak takie zwłoki, wygramoliłem się z łazienki. Odgłosy krzątania zaprowadziły mnie do kuchni i tam znalazłem mojego chłopaka, który stał już przy frenchpressie, najwyraźniej robiąc sobie (nam?) kawę.
Mmm… cześć — przywitałem się, opierając się o futrynę i pożałowałem, że nie jest miękka i nie można się do niej przytulić. Na kacu mój humor zawsze był taki, że chciałem się do czegoś przytulić i nie opuszczać pozycji horyzontalnej. — Strasznie się wczoraj upiłem — wymamrotałem, jak gdyby Max nie wiedział. Bo na pewno nie wiedział, nie? Nie miałem pojęcia, jak dostałem się wczoraj do domu, ale raczej nie umknęło to jego uwadze, skoro – pamiętałem z ranka – spaliśmy w jednym łóżku. — Czy to jest kawa, której mogę się napić? — spytałem z wielką nadzieją.


Gazelle - 2018-11-17, 13:24

Dobrze było znowu spać obok Iana, ale tym razem jego sen był zbyt twardy by móc się tym należycie nacieszyć. Kiedy się obudził, zauważył stojącą przy łóżku butelkę z wodą, co oznaczało że Ian musiał się już wcześniej obudzić, tylko najwyraźniej wrócił do snu. I, och, tak, pewnie męczył go kac. Sam na szczęście nie był skacowany (bo i po czym? wypił ledwie kilka butelek cydru w całkiem rozsądnych odstępach czasowych), ale również ciężko było mu się zwlec z łóżka. Zanim usnął, przeszedł przez kilka wybuchów płaczu, które były jednocześnie odświeżające i męczące. Odświeżające, bo dobrze było wypuścić z siebie te emocje, ale z drugiej strony te emocje, korzystając z okazji, pohulały sobie i go totalnie wyczerpały, na tyle że w końcu sam padł spać jak zabity.
Ze świadomością tego, że jak Ian już wstanie to będzie w znacznie gorszej kondycji, zebrał się w sobie i w pierwszej kolejności zaczął ogarniać dla swojego chłopaka napój na kaca i tabletkę przeciwbólową, które to zostawił na szafce nocnej. Potem dopiero zajął się kawą dla siebie i małym śniadaniem, chociaż szczerze mówiąc średnio miał na nie ochotę, dlatego ostatecznie skończyło się na jednym toście z hummusem i rzodkiewką. Ian nadal smacznie spał, a Max postanowił go nie budzić, więc zajął się po prostu swoimi sprawami. Czyli głównie pracą. W której znowu obijał się o beton związany ze zwyczajnym brakiem weny. Miał już tego serdecznie dość, wkurzało go to, i chciał tym razem obijać swoją własną głową o twardą ścianę.
Gdy usłyszał kroki Iana kierującego się do łazienki, z niewypowiedzianą ulgą trzasnął laptopem w cholerę i przeniósł się z salonu do kuchni, aby przygotować śniadanie dla Iana. W końcu nie jadł od dobrych kilkunastu godzin, na pewno potrzebował wrzucić coś na zmęczony żołądek.
Zdecydował się na przygotowanie szakszuki, bo to wydawało mu się rozsądne i lekkie, a poza tym łatwe do przygotowania. Wstawił wodę i sparzył pomidory, z którymi się zaraz potem bawił, obierając je ze skórki (nienawidził tego) i krojąc, po czym wstawił je na patelni, doprawił, a podczas gdy się smażyły zabrał się za tosty. Wstawił dwie kromki chleba tostowego do tostera, wyciągając awokado i ser. Wbił jajko do patelni i przykrył ją pokrywką, a gdy tosty były już gotowe zajął się kawą, bo wiedział aż zbyt dobrze że Ian przede wszystkim będzie chciał napić swojego ukochanego kofeinowego napoju.
Cześć — odwrócił się do Iana, uśmiechając się delikatnie. Przyrządzanie jedzenia pomogło mu się trochę oderwać od swojego podłego humoru, poza tym widok zaspanego Iana zawsze był uroczo. Wprawdzie nadal wyglądał na zmarnowanego, ale zdecydowanie lepiej niż się obawiał. — No co ty nie powiesz. Jasne, naleję ci, ale dodam ci mleka, okej? — przewrócił oczami, gdy Ian jęknął i już zamierzał protestować. — Czarna kawa wypali ci teraz żołądek, nie marudź i siadaj. Zaraz ci podam śniadanie.
Postawił przed Ianem kubek z kawą złagodzoną mlekiem, po czym zajrzał do patelni. Potrawa wyglądała na gotową, pachniała całkiem nieźle dzięki użytym przyprawom, więc całkiem zadowolony z siebie podał ją swojemu chłopakowi wraz z tostami.
Smacznego — powiedział śpiewnie, a kiedy już postawił talerz, Ian chwycił go za podbródek i pociągnął do pocałunku. — Nie zaczynamy posiłku od deseru — mruknął, śmiejąc się lekko. To było nadal trochę...nawet jaki słodki pocałunek sprawiał, że bicie serca mu przyśpieszyło, pośpieszane niepokojem, ale nie dawał tego po sobie poznać.
— Nie pamiętam nic z wczorajszej nocy. Kompletnie nic — pożalił się Ian.
Hm, nic dziwnego. Chyba nigdy nie widziałem cię aż tak schlanego. Tony i Pete musieli cię tutaj wnosić. Mogłem cię tam w sumie nie zostawiać, ale nie sądziłem, że aż tak się rozkręcisz — westchnął. — Odpłynąłeś tak bardzo, że miałem nawet problem żeby ściągnąć z siebie ciuchy, bo zacząłeś się pluć żebym spierdalał, bo masz chłopaka — roześmiał się ponownie. Nie mógł mu tego darować i trzymać go w słodkiej nieświadomości, to było zbyt dobre żeby zostawiać to dla siebie. — To było słodkie, Ian, jesteś dobrze wytresowanym kundelkiem — wyszczerzył się.


effsie - 2018-11-17, 14:39

Jakoś zawsze piłem czarną i nic się nie działo — mruknąłem, niezadowolony, ale nie zamierzałem się specjalnie kłócić, bo zwyczajnie nie miałem na to siły. I zanim zająłem jeszcze miejsce przy stole, podszedłem do lodówki z pytaniem na ustach: — Mamy jakiś sok? Pomarańczowy, mandarynkowy, coś w tym stylu?
Ale nie mieliśmy. A sprawdziłem lodówkę dwa razy, ale niestety, będę musiał zwlec swoje cztery litery na dół do jakiegoś sklepu. ALBO. ALBO! Wejść w komputer i zrobić zakupy z dostawą z Targetu, tak, tak, tak, przecież to był mój szalony plan na ten weekend, skoro dostawa jest dzisiaj za free!
Jezu, ekscytują mnie takie rzeczy. Mam mentalnie siedemdziesiąt lat.
O. Dzięki. — Zamrugałem zdziwiony na to śniadanie, którego się absolutnie nie spodziewałem. To było… mega miłe, i pachniało bardzo dobrze, ale na sam widok tego ogromnego posiłku, automatycznie skurczył mi się żołądek. Znaczy… no, po prawdzie, patrząc na to ile normalnie jem, wcale nie było tego wiele, ale dzisiaj, a na pewno teraz, nie było możliwości bym to w siebie wcisnął. — Nie ma szans, bym to wszystko zjadł, bejb, musisz mi pomóc — poprosiłem, sięgając po tosta, bo to była na razie najbezpieczniejsza rzecz i wziąłem gryza. Był bardzo dobry, ale jeden gryz to na razie wszystko, na co było mnie stać. Postanowiłem za to podzielić się z Maxem ciekawostką: — Wiesz jakie jest najlepsze żarcie na kaca? McDonalds. Oni tam dodają do żarcia jakichś środków antywymiotnych i nie ma szans żebyś po tym puścił pawia.
To był mój kacowy standard. Zestaw z Maca. Jak już oczywiście byłem w stanie coś przegryźć, czyli jeszcze niekoniecznie teraz. Ale za to podniosłem kubek z kawą do ust, ciesząc się jej smakiem – nawet jeśli była z mlekiem.
I wody. Napiłem się też wody. Szkoda, że nie mieliśmy soku, ale trudno.
Nie przesadzaj. — Uniosłem sceptycznie brew, słysząc ten tekst Maxa o tym, że mógł mnie nie zostawiać w barze, blablabla. Myślałem, że po kim jak po kim, ale po Maxie nie będę musiał spodziewać się takich wyrzutów. Właśnie dlatego nigdy nie byłem w związku, żeby nie słuchać tego stereotypowego pierdolenia o tym, jak to laska zostawiła faceta samego, a ten się od razu uchlał. Bez, kurwa, przesady. — Potrafię się sam sobą zająć. A jak mam ochotę się upić, to ją mam i chuj. Spędziłem wczoraj miły wieczór, dobrze się bawiłem, a jeśli masz zamiar robić mi o to jakieś wyrzuty to sobie daruj. Dziękuję za wodę, śniadanie też jest miłe, ale jeśli ci to przeszkadza to trudno. Trzeba było mnie tu nie wpuszczać, jestem pewien, że trafiłbym do siebie — powiedziałem, choć bez żadnego wyrzutu w głosie, normalnie. Zdaje się, że nigdy o tym jeszcze nie rozmawialiśmy, więc wolałem teraz jasno postawić sprawę. Uśmiechnąłem się za to na kolejną informację i nawet zaśmiałem, ale od razu rozbolała mnie głowa, za którą się chwyciłem. — Aaach, chyba tresura nie poszła ci jednak tak dobrze, skoro obudziłem się bez ciuchów — wytknąłem, też się uśmiechając i napiłem się jeszcze kawy.


Gazelle - 2018-11-17, 18:34

Na pytanie o sok pokręcił przecząco głową, a Ian mimo to postanowił się upewnić. No, niestety sok się magicznie nie zmaterializuje od intensywnego australijskiego spojrzenia. Wypadałoby rzeczywiście zrobić jakieś małe zakupy. Ian mówił coś zresztą o darmowej dostawie z Targetu w ten weekend, co byłoby super opcją, bo Max nie miał na razie ochoty opuszczać mieszkania. Ach, ale przecież umówił się z Sheryl, Ericiem i Irwinem...
Spróbuj coś zjeść, proszę. Powoli, nigdzie nam się nie śpieszy. Jajka i awokado są dobre na kaca — podzielił się mądrością. Doskonale wiedział, jak to jest kiedy gardło odmawia posłuszeństwa i przełknięcie jedzenia jest prawdziwą katorgą, ale przecież Ian musiał coś zjeść. Nie był jak Max, który był w miarę przyzwyczajony do tego że czasami jadł prawie nic, dlatego pewnie byłby bardzo słaby gdyby nie dostarczył sobie porcji kalorii. — Jak chcesz, to mogę później wyskoczyć do Maca po żarcie — zaproponował nonszalancko. Tak, nadal nie chciało mu się wychodzić z mieszkania, ale przecież McDonalds nie był tak daleko, a i mógł ruszyć dupsko dla swojego chłopaka.
Również usiadł przy stole, popijając tylko kawę, i uniósł brew w zdziwieniu gdy Ian tak prędko przeszedł do defensywnego tonu gdy Max tylko wspomniał że mógł go nie zostawiać samego w barze. Nie rozumiał tej reakcji. Przecież nie powiedział tego z jakimś wyrzutem.
Ale dlaczego zaraz mnie atakujesz? — oburzył się. — Wiem, że możesz się sobą zajął, że upiłeś się bo miałeś ochotę, bla i bla. Natomiast co do tego, że trafiłbyś do siebie, to pozwolę sobie mieć wątpliwości, bo praktycznie w pewnym momencie przestałeś kontaktować, i gdyby nie Tone i Pete to prawdopodobnie leżałbyś pod barem — zauważył. — I nie przeszkadza mi to, Jezu, debilu, czy ja coś takiego powiedziałem? — prychnął. No bo, naprawdę, nie zasługiwał na takie pretensje. Nawet jeżeli nie były to do końca pretensje. Okej, nie był zadowolony z tego, że Ian doprowadził się do takiego stanu, ale głównie dlatego że było to po prostu niebezpieczne. I trochę upierdliwe, dobra, ale generalnie rozumiał potrzebę schlania się od czasu do czasu. Ian zresztą naprawdę rzadko przesadzał, bardzo, bardzo rzadko, tak dokładnie. Dlatego nie czuł takiej potrzeby robienia mu z tego powodu wyrzutów, już kac-gigant wystarczająco go ukarał.
Hm, ale to niezły początek. Będziemy jeszcze nad tym pracować — odparł niewzruszony. Co się ucieszył z tamtej sytuacji, to jego. — A, tak w ogóle, to sugeruję ci się ogarnąć do wieczora, bo idziemy na miasto. Z Sheryl, Irwinem i Ericiem — poinformował swojego chłopaka, popijając kawę.


effsie - 2018-11-17, 19:32

Nie no co ty, chyba sobie żartujesz, zrobiłeś mi super śniadanie, a ja mam cię jeszcze wysyłać po żarcie do Maka? To by było mega chamskie. — Spojrzałem na Maxa z powątpiewaniem, unosząc znacząco jedną brew. — Tylko ci sprzedaję tipa na kiedyśtam, nie chcę żadnego Maka, mam tutaj jedzonko.
Wskazałem palcem na nietknięty przeze mnie talerz szakszuki i, z wyraźnym westchnięciem i opieszale podniosłem widelec, żeby zamieszać nim w daniu. Wbiłem go w żółtko jajka i z satysfakcją patrzyłem, jak się rozlewa, a potem wszystko wymieszałem w jedną wielką breję. Mmm, może i ekscytują mnie zakupy online, ale też lubię się bawić jedzeniem, oto ja, Ian Monaghan, mam jednocześnie siedemdziesiąt i pięć lat. Da się? Da się.
Zrobiło mi się przykro jak Max na mnie naskoczył, ale miał pewne prawo, bo przed chwilą ja zrobiłem to samo. Dlatego na jego pytanie „czemu go atakuję” wygiąłem usta w podkówkę i jęknąłem:
Bo mam kacaaa i nie chcę i ja przepraaaaszam. — Nabiłem trochę pomidorów na widelec. Uniosłem go do ust i mierząc wszystko uważnym spojrzeniem, włożyłem sobie do gęby.
Brak odruchu wymiotnego. Nie jest tak źle.
Ale na razie więcej nie chcę.
Co? — spróbowałem się skupić na słowach Maxa, tych o tym, że rzekomo mam gdzieś wieczorem wyjść. Ni chuja. — Nieee, nie ma mowy, ja jestem stary, mam kaca i muszę dzisiaj leżeć w łóżku. Idź sobie sam, ja nigdzie nie idę, albo zaproś ich tutaj — marudziłem. Dopiłem jeszcze kawy (poradziłem sobie z nią zaskakująco szybko) i oto kolejne życzenie Księcia Iana: — Mogę to dokończyć jeść z łóżka? Chcę tam dzisiaj z tobą leżeć i nic nie robić.


Gazelle - 2018-11-17, 20:52

Wzruszył ramionami, bo to serio nie byłby dla niego taki problem. Sam doskonale wiedział, że na kacu czasami miało się zachcianki być może porównywalne do tych ciążowych („być może” dlatego, bo przecież w ciąży nigdy nie był i nie będzie, więc nie może mieć co do tego pewności).
Aczkolwiek miło było usłyszeć, że śniadanie przygotowane przez niego było „super”.
Współczuł swojemu chłopakowi nieprzyjemności, których zapewne w tym momencie doświadczał z racji swojego stanu (paskudny kac to jednak paskudna sprawa, wiadomo), ale też skacowany Ian był po prostu przeuroczy. Zawsze był uroczy...no, prawie, w każdym razie Max często widział w nim tę słodycz, ale w takich momentach uruchamiał jakieś dodatkowe rezerwy.
Chyba by się obraził, gdyby Max mu to wszystko powiedział.
Dobra, dobra, przeprosiny przyjęte — odparł ze śmiechem, powstrzymując odruch wymiętoszenia go za policzki tylko dlatego, że jego chłopak zajął się w końcu jedzeniem. Ale by wymiętosił. Co za uroczy facet. Z tak wygiętymi ustami wyglądał jak dzieciak, ale taki legalny dzieciak, żeby nie było.
Ian, nawet nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Idziemy i już, masz jeszcze ładnych parę godzin żeby wydobrzeć — powiedział twardo, bo i nie zamierzał mu odpuścić. W najgorszym przypadku rzeczywiście mógłby zaprosić przyjaciół do siebie, ale wtedy musiałby ogarnąć przekąski, posprzątać, a zwyczajnie na to nie miał ochoty. A i wątpił by Ian mu w tym dobrowolnie pomógł. — Oczywiście, że możesz. Chodźmy — uśmiechnął się lekko i podniósł się z krzesła. Tak, to był dobry pomysł. Po swojej porażce z pracą tego potrzebował. Leżeć przy ciepłym ciele Iana, zapominając o tym co się wydarzyło dwa dni temu, zapominając o swoim ogólnym poczuciu beznadziei i wypalenia.
Gdy weszli do sypialni, Max wyciągnął z szafy dodatkowy koc. Nie dlatego, że było mu zimno – wręcz przeciwnie – po prostu potrzebował miękkiego koca.
Oglądamy coś, czy po prostu sobie leżymy? — spytał Iana, który już sobie zajął wygodne miejsce w łóżku. Sam średnio miał ochotę na film czy serial, wolał się nacieszyć swoim chłopakiem.


effsie - 2018-11-17, 22:13

Zgarnąłem talerz z szakszuką i uzupełniłem jeszcze karafkę wody, a potem wysikałem się na zapas, żeby już naprawdę nie musieć w ciągu najbliższych godzin wstawać z łóżka. Do tego wypaliłem fajkę, aby mój nałóg nie przeszkadzał mi w wylegiwaniu się, a potem jeszcze chwyciłem komputer Maxa, bo będzie mi potrzebny.
I zakopałem się w pościeli. W szlafroku mojego chłopaka, bo zapomniałem go zdjąć, ale był w sumie wygodny i miły, więc żaden problem.
Ty sobie rób co chcesz, ja sobie leżę. Tylko wcześniej zrobię zakupy, bo chcę swój sok — oceniłem, naciągając na siebie kołdrę i poprawiając sobie poduszkę. — Mogę ci coś włączyć, jak chcesz oglądać, bo ja to tak sobie będę raczej umierał — zapowiedziałem. — A poza tym jak zrobię zakupy to kupię dużo rzeczy i oni wszyscy przyjdą tutaj. Ja się dzisiaj nie ubieram — zapowiedziałem, pewien swego.
Jak mój chłopak chce sobie wychodzić ze znajomymi na miasto to przecież może, nie muszę wszędzie za nim chodzić. A jak chce żebym z nim był to proszę bardzo, można zaprosić ich tutaj. Oba rozwiązania są super i oba mi pasują, nawet nie będę marudził na żadne z nich.
Z tą myślą otworzyłem klapę komputera Maxa, aby wejść na stronę Targetu i zrobić zakupy. Sok. I jakiś alkohol i czipsy, czy camembert dla Cherry, bo ona lubi pić czerwone wino, więc do tego pasuje camembert, winogrona, czekolada i jakaś dobra, hiszpańska kiełbasa. Ale zanim zminimalizowałem okienko Pages by włączyć Safari, niemal automatycznie przebiegłem wzrokiem po tekście, nad którym pracował Max i…
Co teraz piszesz? — spytałem, na razie tylko skanując stronę wzrokiem.
— Co? A, to! — Max zerknął na komputer. — Ech, idzie mi jak krew z nosa, a muszę to oddać do poniedziałku. Tekst o aseksualności i aromantyczności. Nie mogę się zdecydować na to, z której strony go ugryźć…
Mogę przeczytać to, co masz? — spytałem, marszcząc nieco brwi. Oba tematy były mi obce i nigdy o tym nie słyszałem.
— Nooo… możesz, ale nie jestem z tego zadowolony. Tak naprawdę na razie tylko wyjaśniam we wstępie, na czym to polega, ale do tego wystarczy sobie włączyć Google i…
Max coś jeszcze gadał, ale już go nie słuchałem, scrollując artykuł do góry. I rzeczywiście, nie było tego dużo, ale i tak zajęło mi więcej, niż normalnie, przyswojenie tych informacji. No cóż, kac.
A poza tym, hmm…
Hmm…
— Wiem, że to chłam, nie musisz mi…
Myślisz, że ja jestem aromantyczny? — spytałem, odwracając wzrok od ekranu na Maxa.


Gazelle - 2018-11-17, 23:39

W takim razie postanowił nic nie włączać, i ułożyć się obok Iana. Ściągnął wcześniej z siebie spodnie, zastanawiając się po chuj wciskał się w jeansy, i zawinął się w swój kocyk, układając się na swojej części łóżka.
Ale ty jesteś — wymamrotał, gromiąc swojego chłopaka wzrokiem. Coś wychodziło na to, że jednak ciężko będzie mu go przekonać do pomysłu wyjścia. I niby mu też się średnio chciało ruszać, ale wolałaby się spotkać z przyjaciółmi na mieście. Z jednej prostej przyczyny: — Nie chce mi się dzisiaj wszystkiego ogarniać. Muszę tu przecież poodkurzać, nie odkurzałem od środy! — powiedział takim tonem, jakby popełnił co najmniej niewybaczalny grzech. — No i wypadałoby umyć blaty w kuchni, kuchenkę, o, łazienkę też trzeba posprzątać, no jeny — westchnął, umęczony samą myślą. To nie było aż tak dużo obowiązków, spokojnie zmieściłby się w godzinę, ale po prostu mu się nie chciało jak cholera.
A na myśl o przyjęciu gości do nieposprzątanego mieszkania aż się wewnętrznie wzdrygał. Sheryl, podobnie jak Ian, była mu na tyle bliska że mógł przy nich mieć to gdzieś, ale przy Ericu i Irwinie już nie czuł się na tyle swobodnie.
Iana zainteresował artykuł...czy raczej coś, co już powinno być gotowym artykułem, w każdym razie to coś co Max próbował pisać od kilku godzin, i wychodziło gówno.
Średnio komfortowo czuł się z tym, że Ian patrzył na dowód jego porażki, ale przecież nie zamierzał odstawiać cyrków i mu tego zabraniać. Było mu po prostu wstyd. Ian nie zdawał sobie sprawy nawet z tego, jak bardzo się ostatnio męczył z pisaniem czegokolwiek, ale i tak czuł się tak, jakby jego chłopak miał za moment go oceniać, wzgardzić nim wręcz.
To było irracjonalne, wiedział o tym, ale i tak nie mógł się pozbyć tych obaw.
Otworzył szeroko oczy i podniósł się ze swojej pozycji na brzuchu, gdy usłyszał pytanie Iana. Pisząc o tym...właściwie nawet nie przeszło mu przez myśl, że może to dotyczyć Iana, ale...może powinno. Bo, rzeczywiście, może Ian nie byłby modelowym przykładem osoby która jest całkowicie aromantyczna, ale mogło coś być na rzeczy.
Zresztą, z tego co się dowiedział, zarówno aseksualność, jak i aromantyczność postrzega się jako spektrum, co oznacza że nie jest to coś na co patrzy się zero-jedynkowo.
...może? — odezwał się niepewnie. — Chyba to by poniekąd do ciebie pasowało. Zauważyłem, że są rzeczy, na które reagujesz tak wręcz alergicznie, albo że czasami... — zawahał się. — ...robisz coś, żeby mnie zadowolić, ale sam nie czerpiesz z tego takiej satysfakcji. I to wcale nie musi świadczyć o aromantyczności, niektórzy ludzie po prostu nie lubią niektórych rzeczy, ale wynika to z różnych powodów. I ważne jest to, co ty o tym myślisz, i jak to odczuwasz. Bo tylko ty możesz stwierdzić, czy jesteś aromantyczny, czy nie. Ale moim zdaniem...robisz dużo romantycznych rzeczy, wiesz? Nie zawsze w taki sztampowy sposób, ale tak bardziej po swojemu, i to jest takie super, uwielbiam to. Dla mnie są to rzeczy idealne, zdecydowanie lepsze niż jakieś typowe przesłodzone czułości — przyznał. I dopiero przy Ianie to odkrył.


effsie - 2018-11-18, 01:11

Nie przesadzaj, zapraszasz ich na piwo, a nie żeby bawili się tu w Perfekcyjną Panią Domu. Jak chcesz możesz zaprosić ich do mnie i powiedzieć, że to ja jestem syfiarzem. Chociaż, jeśli ktokolwiek uzna to za syf to jest nieźle jebnięty i nie chcesz się z nim kumplować — mruknąłem, przesuwając palcem po gładziku komputera.
Naprawdę nie zamierzałem się nigdzie dzisiaj ruszać.
Wysłuchałem słów Maxa i milczałem przez jakiś czas, nie dlatego, że były jakieś szczególnie trudne do przetrawienia, zwyczajnie, hmm, nie byłem pewny. Czy mój stan teraz to jest najlepszy moment na taką rozmowę, ale skoro już poruszył ten temat…
Przymknąłem komputer, zsuwając go z kolan (zakupy w Targecie nie uciekną, obiecują dostawę do sześćdziesięciu minut, mam nadzieję, że to nie skam, bo chcę swój sok) i obróciłem się trochę w stronę Maxa.
Sorry. Wiem, że byłem trochę… agresywny, ale… tak jakoś wyszło — wymamrotałem, na to stwierdzenie Maxa, że czasami robię coś, by go zadowolić. Miał rację, to była prawda, ale jedna z takich sytuacji… była aż nadwidoczna i moje myśli od razu do niej powędrowały, a więc pewnie i Max o tym pomyślał. Ten temat, naszego czwartkowego wieczoru, wciąż mnie nie opuszczał, mimo tego że niewiele mogłem z nim zrobić i starałem się tym za bardzo nie przejmować. To nie było najłatwiejsze, kiedy coś kłuło cię z tyłu głowy, jakiś wredny głosik, który się z ciebie śmiał i przypominał, że tylko tak mi się wydawało, że ja i Max jesteśmy dla siebie stworzeni i do siebie dopasowani, ale… no cóż.
Wydawało mi się.
Nie pierwszy i nie ostatni raz się w czymś pomyliłem, choć chyba nigdy nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo.
Jakie są cechy tej aromantyczności? Możemy mi zrobić jakiś… test? — zmieniłem lekko temat, albo powróciłem do minionego. — Nie do końca rozumiem to pojęcie budowania romantycznych relacji. Swoją drogą, to nieco masło maślane. Może dla ciebie to jest jasne, ale ja nie rozumiem, co to oznacza.
Aż sam zastanowiłem się nad tym. Dla mnie, pisanie, że ktoś aromantyczny nie buduje romantycznych relacji było nieco idiotyczne, trochę jak pisanie, że ślepy nie wie, jaki to kolor czerwony. Generalnie zawierało się to w nazwie, osobom widzącym nie dawało to żadnych nowych informacji, a ślepi i tak nie wiedzieli, co to czerwony. W ten sam sposób ja nie do końca wiedziałem, co to romantyczna relacja i chyba potrzebowałem uwypuklenia.


Gazelle - 2018-11-18, 02:11

Przewrócił oczami. Się mu kurde chłopak nagle taki uparty i nieustępliwy zrobił, no cóż za pech.
Dobra, chuju, wygrałeś — jęknął, ostatecznie się poddając.
A może po prostu postanowił skapitulować dlatego, że i jego ciągnęło gdzieś do tej opcji. W każdym razie, i tak zamierzał posprzątać. No i musiał dać przecież ekipie znać żeby przyszli do niego do mieszkania. Rzadko miał okazję być gospodarzem takich spędów, ale jak już nim był, to musiał wypełnić tę rolę dobrze!
Póki co jednak miał inną sprawę na głowie. Gdy Ian w dosyć oczywisty sposób nawiązał do wydarzeń, o których Max akurat bardzo nie chciał rozmawiać, zacisnął wargę, spuszczając wzrok. Ale tak, to było doskonałym przykładem na to co powiedział, o tym robieniu rzeczy wbrew sobie byleby zadowolić Maxa.
W porządku. To przecież mo... — urwał. Bo już na końcu języka miał kolejną litanię przeprosin, ale przecież nie tego Ian chciał słuchać. Dał mu mocno do zrozumienia, że nie podobało mu się to, że Max uznawał go za ofiarę. — Tak wyszło — zgodził się w końcu niepewnie.
Naprawdę oddałby wiele za to, żeby tamto w ogóle się nie wydarzyło. Żeby tym razem potrafił się powstrzymać. Może to echo poprzedniej nocy, ale na samo wspomnienie tego, i przez świadomość tego jak wówczas spieprzył, znowu chciało mu się ryczeć. Tylko, że tym razem już sobie na to nie pozwolił i być wobec siebie znacznie bardziej surowy, przenosząc uwagę na temat podjęty przez Iana.
Test? Nie wiem, czy to tak działa...takie testy są idiotyczne i tendencyjne, ale jeżeli chcesz, to możemy czegoś poszukać, może będzie to dla ciebie wskazówka? — i to naprawdę mógł być niezły pomysł, bo Max szczerze mówiąc nie do końca wiedział, jak mógł pomóc swojemu chłopakowi rozwiać te wątpliwości. — I właśnie z tym mam problem. Bo to jest takie...mało konkretne. Zakładając, że rzeczywiście jesteś aromantyczny, to masz podobny problem z wejściem w moją skórę, jak ja w twoją. Najczęściej pojawia się w definicji to, że takie osoby nie potrafią kochać w taki romantyczny sposób. Tak, jak kochasz partnera, żonę, męża i tak dalej. Możesz odczuwać miłość jako-taką, ale nie w ten konkretny sposób. Ale...to też ciężko powiedzieć, gdzie zaczyna się ta miłość, co nie? Ja na pewno nie jestem aromantyczny, a wypowiedzenie się na temat tych granic też byłoby dla mnie trudne — chociaż w przypadku Iana akurat był pewien, co czuł. Z tym, że nie wiedział skąd ta pewność wynikała. Po prostu...wiedział. I tyle.
A jeżeli Ian rzeczywiście był aromantyczny, to istniało ryzyko...że on nigdy nie poczuje tego samego do Maxa. Trochę się już zdołał z taką obawą pogodzić, ale wówczas to była tylko gdzieś tam ulatująca myśl, możliwy scenariusz, a jeżeli to miałoby być coś realnego...
I tak by kochał Iana, to pewne. Z tym, że ta miłość stałaby się cholernie trudna. Bo jednak, mimo wszystko, ciężko pogodzić się z tym, że ukochana osoba na twój widok nie odczuwa tych wszystkich intensywnych, tak przyjemnych i ciepłych uczuć; że dla tej osoby po prostu jesteś, to jesteś może być bardzo przyjemne, ale bez fajerwerków i motylków.
Chociaż być może on też się mylił w tych swoich wyobrażeniach. To było bardzo trudne.
Ale to też...nie jest takie jednoznaczne. Nie musisz spełniać absolutnie wszystkich kryteriów żeby móc się identyfikować w ten sposób. Tak samo jak z aseksualizmem. Niektóre osoby aseksualne przecież mają życie seksualne. I tak też może być z aromantyzmem. W sensie...hm, no jest grayromantyzm, kiedy odczuwasz romantyczny pociąg w niektórych przypadkach, że to się czasami po prostu zdarza, czasami nie. Demiromantyzm, czyli jesteś w stanie się w kimś zakochać w romantyczny sposób, ale dopiero jak z daną osobą utworzysz silnie emocjonalną więź. Możliwości jest mnóstwo, jeżeli chcesz się w taki sposób identyfikować. Z tym, że...mogę ci rzucać tymi pojęciami, ale ja tego nie potrafię zrozumieć. To jest w ogóle totalnie idiotyczne, że o takich rzeczach mam pisać ja, jako osoba która kompletnie się z tym nie identyfikuje — wypowiedział to ostatnie zdanie w gorzki sposób, bo to naprawdę był dla niego problem. Tak samo jak on jako gej mógł bardziej wytłumaczyć na czym polega bycie homoseksualnym od osoby hetero. Heteroseksualiści mogli mieć swoje wyobrażenia na ten temat, ale w gruncie rzeczy nie mogli w pełni zrozumieć tych doświadczeń. A on nie mógł zrozumieć ani aseksualizmu, ani aromantyzmu.


effsie - 2018-11-18, 12:18

Nie napawałem się jakoś szczególnie moim zwycięstwem, bo nie było czym, jakby było coś szczególnego w zaproszeniu znajomych do siebie wieczorem. Nie ulegało wątpliwościom, że do tej pory wyleczę kaca, ale czułem się całkowicie wyzuty fizycznie, na nic nie miałem sił i oddałbym bardzo wiele, by znaleźć się teraz w cieplutkiej saunie i wypocić to całe zmęczenie, ale to wymagałoby ruszenia się z miejsca. Znacznie wygodniej było leżeć w łóżku, zjeść śniadanie za jakiś czas, a potem przysnąć i tak w kółko. Wiedziałem, że to może niezbyt ciekawa rozrywka i byłem dzisiaj raczej nie do życia, więc nie liczyłem na to, że Max będzie tu zdychał ze mną, ale na razie władował się do łóżka, więc go przecież nie wyrzucałem.
Jak mu się znudzi to sam se pójdzie.
To było w porządku z Maxem, właśnie, że czułem się z nim tak absolutnie komfortowo, że nie przeszkadzała mi jego obecność, w niczym. Znaczy, generalnie byłem typem człowieka, któremu ludzie nie przeszkadzali w robieniu rzeczy, ale bywało tak, że na dłuższą metę bywali męczący i czasami – rzadko, bo rzadko, ale jednak – potrzebowałem pobyć sam, żeby odpocząć. Przy Maxie było tak, że mogłem być sam w nim obok i nie było z tym żadnego problemu.
Patrzyłem na Maxa uważnie i jego mowa ciała mówiła więcej niż słowa. Niby się ze mną zgodził, ale zaciskał wargi, nie patrzył na mnie i widocznie się spiął, niechętny, by poruszać ten temat. Rozumiałem to, bardzo dobrze, bo i dla mnie nie był komfortowy, ani trochę i, tak naprawdę, nie wiedziałem, o czym mielibyśmy w tym rozmawiać. Max wiedział, co mnie martwiło, ale przecież go o to nie obwiniałem, to byłoby tak idiotyczne… ale niewiele mógł z tym zrobić.
To przecież nie było coś, co można było po prostu zmienić.
I miało to nic nie zmieniać, tak? Miało być normalnie, tak jak zawsze, ale wczorajszy dzień – zwyczajny – wcale nie był normalny, a to wszystko wisiało gdzieś nad nami jak deszczowa chmura, mimo że obaj staraliśmy się zachować pozory normalności. Nie wiedziałem, co z tym zrobić i liczyłem na drobną pomoc ze strony Maxa, że razem znajdziemy jakieś rozwiązanie, ale najwyraźniej było na to za wcześnie. I w porządku.
Więc to przemilczałem. Kiwnąłem lekko głową, ale nawet nie wiem, czy Max to zauważył, wciąż uciekając ode mnie wzrokiem i przesunąłem się, układając się wygodniej na poduszce. Komputer leżał gdzieś na pościeli w naszych nogach, zaraz się nim zajmę, ale chwilowo zaciekawił mnie ten temat, bardzo. Wyciągnąłem ręce ponad siebie i obróciłem się na bok, wtulając w poduszkę i patrząc na Maxa.
Hmm… zrób wywiad ze mną — podsunąłem. — Nie wiem, czy jestem aromantyczny, a na pewno nie aseksualny, ale może… znaczy, nie chodzi mi żeby ten wywiad był artykułem, ale może, no bo, hmm… — nie umiałem do końca wyjaśnić, o co mi chodzi. — Bo, ech. Ja ci na przykład już mówiłem kilka razy, że nie lubię tych romantycznych bzdur, ale tak naprawdę to mówiłem tak o, po prostu, bo niezbyt czaję, co to są w ogóle te romantyczne bzdury. Znaczy, mam mózg i oczy i widzę, co popkultura uznaje za romantyczne, ale mnie to tak kompletnie, ani trochę, w ogóle nie rusza. Że wiesz, kolacje przy świecach, przynoszenie kwiatów czy gapienie się na siebie w deszczu. Ten deszcz to dla mnie chyba w ogóle absurd. Przecież to kurwa pogoda, jak pogoda może być romantyczna. Albo te badyle. Przecież to jest kurwa tylko kupienie kwiatków w sklepie. Już dużo lepsze jest kupienie piwa, bo chociaż można je wypić. A kupienie martwych roślin, ja pierdolę, ja tak totalnie nie kumam jak ktokolwiek może uważać to za romantyczne. Dla mnie to romantyczne to jest w ogóle jakaś bujda na resorach, w ogóle nie kumam, o co w tym może chodzić ludziom. Ale jak ty to czujesz to możesz mi wyjaśnić.


Gazelle - 2018-11-18, 14:45

Max przygryzł wargę i memłał ją przez chwilę, pogrążony w zamyśleniu.
Czy mógł mu to wyjaśnić? To nie było takie proste...zwłaszcza, że te wszystkie definicje były mocno niejasne, a przede wszystkim mocno zindywidualizowane.
Natomiast to, co mówił o wywiadzie...hm, to był właściwie bardzo dobry pomysł. Dla nich obu.
Ian, a miałbyś coś przeciwko jeżeli notowałbym sobie niektóre rzeczy z naszej rozmowy? To od ciebie będzie zależało czy umieszczę je w artykule, i w jakiej formie, ale to by mi bardzo pomogło... — mówił, sięgając po laptopa. Ułożył się w pozycji półleżącej ze sprzętem na kolanach, plecami opierając się o zagłówek i ścianę. Otworzył sobie nowy dokument tekstowy, ale czekał na aprobatę Iana.
Myślę, że raczej większość osób zdaje sobie sprawę z tego, jakie to bez sensu z tej perspektywy, jaką ty przedstawiasz. Rzecz w tym, że robią to...bo to jest takie miłe. Robić takie durne rzeczy ot po prostu, żeby druga osoba się uśmiechnęła, że to się robiło z myślą o niej. Ale to wcale nie muszą być takie sztampowe pierdoły, wiesz? Tak jak mówiłem, moim zdaniem zdarza ci się zachowywać mocno romantycznie. Jak na przykład...pamiętasz jak wtedy w drodze na karaoke przystanąłeś, żeby poćwiczyć przez pół godziny? Żeby mi nie było głupio, że jestem tak zmarnowany i nieświeży po całym dniu? No, właśnie, to dla mnie jest niesamowicie romantyczne. Ale ty nie musisz tego postrzegać w taki sposób, i to jest okej. Chodzi właśnie o to, czym dla ciebie są takie rzeczy i jaki ty z tym wiążesz ładunek emocjonalny. A co do wywiadu...myślę, że warto zacząć od pytania: czym twoim zdaniem jest miłość? — zapytał, patrząc się uważnie na swojego chłopaka. Czuł się nieco nerwowo, bo odnosił wrażenie że ta rozmowa może wiele w ich relacji zdeterminować.


effsie - 2018-11-18, 19:02

Właściwie to bym miałbym — powiedziałem. — Wolałbym gdybyś włączył dyktafon w telefonie i wszystko nagrał, jeśli tego potrzebujesz i ze mną po prostu pogadał, a nie przerywał to wszystko pisaniną, no ale jak wolisz.
Wydawało mi się, że to ma większy sens, ale przecież sam nie byłem dziennikarzem, więc mogłem się mylić. Tylko, zwyczajnie, niezbyt wiedziałem, czy odnajdę się w rozmowie, którą ktoś będzie przerywał po to, by pogapić się w ekran i coś tam zapisać – to byłoby mocno dziwne.
Za to pytanie Maxa… zaskoczyło mnie, co tu dużo mówić, naprawdę bardzo. I nawet nie byłem w stanie tego ukryć, wybałuszając lekko oczy i nie odpowiedziałem od razu. Dlaczego… dlaczego właściwie je zadawał? Poczułem jakiś rodzaj niepokoju i dyskomfortu, bo nigdy do tej pory nie rozmawialiśmy z Maxem o takim rzeczach, a nagle wyskoczył z tym jak filip z konopi. Owszem, temat jego zabujania się w tym całym mięśniaku ze studiów pojawił się kilka razy, ale raczej w formie żartów, czegoś, z czego ja się nabijałem, ale nigdy nie było to tak, no, na poważnie. Gadki o miłości.
Co ja mu mogłem o tym powiedzieć? Darowałem sobie jakiekolwiek teksty w stylu „ale teraz rozmawiamy jak dziennikarz z kimśtam”, bo wiedziałem, że to wcale nie jest nie-osobisty temat, bynajmniej, a wszystko, co powiem, będzie miało znaczenie. A ja do powiedzenia nie miałem za wiele, no i może Max nie spodziewał się usłyszeć ode mnie definicji rodem z bajek Disneya, ale… ale i tak czułem jakieś napięcie.
Nie wiem… — przyznałem po chwili. — W sensie… może być różna, nie? Jak matki do dziecka, staruszków, którzy spędzili ze sobą całe życie czy przyjaciół. No i nie wiem, to raczej, hm, nie uważam tego chyba za uczucie, to raczej jak ich zbiór, chyba. Że to nie jest jak złość, szczęście czy smutek, ale raczej jak ich suma. I że, nie wiem, znaczy, że chcesz być z tą osobą, utrzymywać z nią kontakt, choćby niewiadomo co. Pomimo jakichś wad, z których zdajesz sobie sprawę.
Mówiłem wolno, ostrożnie. Ten temat przy Maxie nagle wydał mi się niebezpieczny, jakby mnie teraz sprawdzał i coś, co mu powiem, miało zadecydować, czy przejdę sprawdzian, czy nie.
A ja, nie wiem, no, nie chciałem odpaść. Chciałbym, wiecie, przejść do kolejnej tury.


Gazelle - 2018-11-18, 19:45

W porządku — zgodził się bez wahania. Zatem zamiast laptopa telefon. Właściwie to nie zaproponował tego głównie dlatego, że wydawało mu się że Ian wolałby nie nagrywać tak osobistej rozmowy. Ach, wydawało mu się. Znowu zakładał, że wiedział lepiej od Iana coś, co dotyczyło bezpośrednio niego. — Tak będzie znacznie wygodniej zresztą.
Ian miał rację – w taki sposób mógł w pełni zaangażować się w rozmowę. A tak naprawdę nie traktował jej tylko w kontekście własnego artykułu, a przede wszystkim jako szczerą rozmowę między nimi, która zahaczała zarówno o ich związek, jak i własne poznawanie siebie przez Iana.
Więc zamknął klapę laptopa i odłożył go tym razem na szafkę nocną, sięgając tam ponad leżącego Iana, a potem wziął telefon, by włączyć dyktafon.
Pytanie Maxa było bezpośrednie. I bardzo, bardzo konkretne, a także chyba ciężkie, zważywszy na reakcję Iana, który najwyraźniej nie spodziewał się że od tego właśnie Max rozpocznie. Bo, rzeczywiście, nigdy nie rozmawiali o tym w ten sposób. Max dotychczas celowo tego unikał, bał się przyznać swojemu chłopakowi jak mocno był w nim zadurzony, i wyglądało na to że te obawy wcale nie znikną – wręcz przeciwnie.
Okej, poznałem twoje zdanie — westchnął, bo Ian wydawał się być dosyć spięty podczas udzielania odpowiedzi Maxowi, w dodatku nie powiedział mu praktycznie nic, czego Max sam by nie uważał. — Ale teraz inaczej: czym jest miłość dla ciebie? To coś dobrego, złego? Coś, do czego dążysz? I...zapomnij na chwilę, że leży przy tobie twój chłopak, jeżeli możesz. W końcu jeżeli chcesz się dowiedzieć, czy jesteś aromantyczny czy nie, to to jest chyba najważniejsza sprawa nad którą trzeba się pochylić. Bo tutaj wszystko obija się o tą miłość w romantycznym wydaniu, nie?
To brzmiało tak, jakby próbował wyciągnąć z Iana zeznania...i nie mógł ukrywać, że sam był tym co jego chłopak odpowie bardzo zainteresowany, ale przede wszystkim chciał mu jakoś pomóc rozwikłać wątpliwości, które się pojawiły w związku z tym tematem.
Skoro nie musiał trzymać laptopa na kolanach, również się położył pod swoim puchatym kocykiem, leżąc na boku twarzą do Iana. Spoglądał w jego oczy, w milczeniu oczekując odpowiedzi.


effsie - 2018-11-18, 20:41

Max powiedział, że teraz spyta inaczej, ale to pytanie, wydawało mi się, przecież przed chwilą na nie odpowiedziałem. Powiedziałem mu dokładnie, czym jest miłość dla mnie i miałem mu już to powiedzieć, gdy Max dodał dwa koła ratunkowe, pytania pomocnicze.
Pierwsze było proste.
Jasne, że dobrego — wtrąciłem natychmiast, zanim zdążył jeszcze zadać drugie pytanie. Które padło chwilkę potem.
Myślę, że zdziwienie w moich oczach było aż nadto widoczne. Czy to było coś, do czego dążyłem? To, znaczy co? Czucie tych rzeczy? Nie wiedziałem, nie miałem pojęcia, czego chcę od życia, gdzie mieszkać, co robić i te sprawy, ale pomysł, że mógłbym dążyć do tego… to nigdy, ale naprawdę nigdy nie przeszło mi przez myśl, bo, jak to?
A potem, jeszcze dalej, kolejna faza skonfundowania. Wszystko obija się o tę miłość w romantycznym wydaniu, romantycznym, czyli jakim? Definicja, którą podałem Maxowi była, sądziłem, w miarę uniwersalna i nie rozumiałem, do czego dążył Max.
To ma być ta definicja? — spytałem, marszcząc brwi, ale mój ton nie był defensywny. — Że jestem aromantyczny, jak nie dążę do tego, żeby się w kimś zakochać? I, odwrotnie, że ktoś jest romantyczny jeśli to jest jego cel w życiu? Zakochać się w kimś? — Po tych słowach poczułem, że muszę zadać mu pytanie, które aż cisnęło się mi na usta. — Ty do tego dążysz? — zapytałem cicho i aż przeszły mnie dreszcze.
Jezu.


Gazelle - 2018-11-18, 21:43

Pokręcił głową, bo chyba sam zapomniał pewnych rzeczy doprecyzować. Pewnie dlatego, że dla niego były to takie...naturalne pojęcia. Abstrakcyjne, których nie dało się opisać wskazując na coś konkretnego, to coś, co dotyczyło sfery emocjonalnej, tak ciężkiej do zbadania.
To nie jest takie zero-jedynkowe... — mruknął. — Bo są osoby, które nie mają takiego celu. Albo mają go bardzo daleko na liście priorytetów. Ale gdzieś tam się czai mimo wszystko. Ta chęć, żeby poznać te wszystkie przyjemne uczucia, doświadczyć ich. Ale to nie zawsze jest główny życiowy cel. Niemniej, osoby alloromantyczne – czyli te, które odczuwają romantyczny pociąg, tak jak ja – odczuwają potrzebę kochania w ten romantyczny sposób. Często wiąże się to z utworzeniem związku, ale tak naprawdę różnie bywa. Osoby aromantyczne takiej potrzeby nie mają. Albo mają ją znacznie wygaszoną, zależy od tego gdzie znajduje się na spektrum. Przynajmniej...tak ja to rozumiem. Ale nie jestem specjalistą, i trochę głupio mi się o tym wypowiadać w taki sposób — przyznał. Jeżeli Ian naprawdę chciał dotrzeć do tego, czy jest aromantyczny, czy nie, to może powinien skierować go do...hm, kto właściwie się zajmował pomocą w określeniu tego? Psycholog?
Ale z drugiej strony, on jako gej nigdy nie potrzebował psychologa, żeby ten mu o tym powiedział.
W końcu dotarł do pytania, które Ian zadał mu na samym końcu. I być może to odpowiedź na nie najbardziej go interesowała, ale Max miał problem z udzieleniem jej, dlatego jeszcze się do niego nie odniósł. Przede wszystkim dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, że dla Iana to pytanie było ważne.
Mógłby je zignorować, ale Ian patrzył na niego tym wyczekującym wzrokiem, który nie pozostawiał wątpliwości że mu nie odpuści.
Nie muszę do tego dążyć — wypowiedział niemalże szeptem. To było zdanie niedokończone. Nie musiał do tego dążyć, bo już udało mu się zakochać. Mocno i nieodwołalnie.


effsie - 2018-11-18, 22:38

Nie mają potrzeby utworzenia związku, hm? — powtórzyłem za Maxem i obaj chyba wiedzieliśmy, że mówił o mnie. Nie ulegało wątpliwościom, że z naszej dwójki to ja się przed tym wzbraniałem, to ja nigdy tego nie potrzebowałem i jeśli można było to przypiąć do bycia aromantycznym, to tak, to… chyba miało sens?
Ale czy to cokolwiek znaczyło?
Że brak potrzeby równa się z brakiem takiej relacji? Że to, że do czegoś nie dążyłem, równało się z brakiem tego w ogóle? Kochałem moją mamę i kochałem moich przyjaciół, nawet jeśli do końca nie wiedziałem, co to tak naprawdę znaczy.
Ja do tego nie dążę — powiedziałem, patrząc się Maxowi prosto w oczy. — Nigdy nie dążyłem. Nie myślę, że kiedykolwiek będę. Nie mam absolutnie żadnego pojęcia, co masz na myśli, kiedy mówisz potrzeba kochania w romantyczny sposób i nigdy nie byłem w nikim zakochany. Te romantyczne rzeczy, chyba ich zwyczajnie nie czuję, ale to nie jest tak, że mi czegoś brakuje, ja ich zwyczajnie nie potrzebuję. Tak samo… tak samo jak nie potrzebowałem chłopaka — zawahałem się nieco, obniżając nieznacznie ton głosu. — Ale jak go mam… jak go mam, to nie chciałbym go nie mieć. I nie chciałbym mieć innego, niż ty. Lubię… lubię z tobą robić niektóre rzeczy, które wcześniej w ogóle mnie nie interesowały, nawet jak dla ciebie to nic takiego i to normalne, przytulać się po seksie. Niektóre rzeczy, które ty lubisz, mi są obojętne, takie, że mnie nie ruszają i pewnie gdyby nie ty, to nigdy bym tego nie robił, ale dlatego, że ciebie cieszą to ja też chcę to robić, niektóre nawet polubiłem, na przykład trzymać cię w ramionach, nie tylko przy seksie. Kiedyś wszystkie takie rzeczy były u mnie zarezerwowane tylko na seks, ale teraz regularnie występują w codzienności… i to jest w porządku. Na początku traktowałem cię jak kumpla, takiego, z którym robię też inne rzeczy, ale teraz… teraz już tak chyba nie uważam. Lubię cię… nie to, że bardziej, ale trochę… inaczej. Tak, że chcę by niektóre rzeczy, czynności, wspomnienia, były zarezerwowane tylko dla ciebie.
Zamilkłem na chwilę. Niedługą, starając się zebrać myśli, bo wciąż trudno mi było się na czymś skupić; pomimo tabletki bolała mnie głowa i nie byłem pewien, czy Max cokolwiek zrozumiał z tego mojego bełkotu. A kiedy on sam zabrał głos – właściwie szept, nieco drżący, niepewny – zmarszczyłem brwi.
Nie musisz? Ale to robisz, ale chcesz? Nie rozumiem, co masz na myśli? — spytałem, skonfundowany.


Gazelle - 2018-11-18, 23:50

Gdy Ian rozpoczął swoje wyznanie...to bolało. Nie mówił mu właściwie niczego, czego Max by się nie domyślił. Przecież w życiu nie spodziewałby się tego, żeby jego chłopak by mu nagle wyznał o swojej potrzebie kochania, bycia w bajkowym związku i tak dalej.
Niemniej, to oznaczało...
...co?
Wstrzymał gwałtownie oddech, a jego oczy szeroko się otworzyły kiedy Ian podjął kolejną część swojej wypowiedzi. Serce gwałtownie mu waliło, Ian pewnie doskonale to słyszał. Zresztą, nie miał z czym się ukrywać, przecież to było oczywiste, że na takie słowa Max zareaguje. Nie mógłby nie...
I nawet, jeżeli Ian w trakcie swojego monologu nie wypowiedział tych dwóch słów, tego jasnego wyznania miłości – to nie miało znaczenia, absolutnie nie przyćmiło to faktu jak te cholerne słowa go cholernie uszczęśliwiły. Niemalże wystrzeliły w kosmos, jak te radzieckie psy.
Tylko dla mnie... — powtórzył tępo, gdy tylko odnalazł w sobie na nowo zdolność artykułowanej mowy.
Wiesz, co jest dla mnie fajne w tej całej miłości? — zaczął swoją pokrętną odpowiedź na kolejne pytania Iana. — To, że ona po prostu jest, bezwarunkowo, nie potrzebuje wzajemności i...kocha się kogoś tak po prostu, nawet jeżeli druga osoba nie czuje tego. To jest coś, co sprawia, że sama świadomość, że ma się tę osobę przy sobie potrafi przenieść na szczyt Himalajów. Że czerpie się radość z faktu, że można tę osobę kochać. Samo kochanie kogoś czasami ma większą wartość niż bycie kochanym. I ja to dopiero odkryłem. Nie sądziłem wcześniej, że tak można...żeby przy okazji nie cierpieć. Ja...nie chciałem już ładować się w niepewne sytuacje, w nieokreślone jasno relacje, dopóki nie pojawiłeś się ty. Do ciebie tak mnie przyciągało, że postanowiłem pokazać środkowego palca wszystkim swoim dotychczasowym hamulcom. I Boże, Ian, to była najlepsza decyzja w moim życiu. I wiesz już, dlaczego nie muszę dążyć do zakochiwania się? — przejechał dłonią po policzku Iana, patrząc czule w jego ciemne oczy. — Wiesz to już, Ian. Na pewno.


effsie - 2018-11-19, 01:11

Marszczyłem brwi, skupiając myśli na słowach Maxa; głowa pulsowała mi tępym bólem gdzieś spod czaszki, a serce przyspieszało bicia.
Zajęło mi chwilę, nim połączyłem fakty.
Zakochał się we mnie?
Co za głupek.
We mnie. I powiedział mi to, pomimo tego, jak chwilę wcześniej praktycznie powiedziałem mu, że z miłością nie jest mi do końca po drodze? I mówił mi to, wiedząc, że nie odwzajemniam tego uczucia?
We mnie. We mnie, nie w swoim wyobrażeniu mnie, tym, jaki chciałby, żebym był.
No mój chłopak się we mnie zakochał.
Gapiłem się tępo w jego twarz, centymetry od mojej własnej, zarumienioną, rozanieloną, z rozczulającym uśmiechem na ustach. Max nie wyglądał jak przy seksie, to nie była jego mina postorgazmicznej przyjemności i relaksu, spełnienia, ale jakaś… bardzo bliska, jakby siostra-bliźniaczka. Mówił mi to i sam… był jakiś dziwnie spokojny, może z prędko bijącym sercem – słyszałem – ale nie wystraszony, nie zdenerwowany, ot… błyszczały się mu oczy.
Te błyszczące się oczy pamiętałem i znałem, i to przecież nie był pierwszy raz, gdy je widziałem, wpatrzone we mnie spod nieco przymkniętych powiek, jakby… rozmazane ruchem dłoni po rysunku wykonanym ołówkiem. I wpatrując się w te oczy, przeszła mnie taka myśl, że przecież już je widziałem, to, jak czasami Max patrzył na mnie w taki sposób, ale zawsze brałem to za wyruchane do granic możliwości zmysły. A teraz, cicha myśl zawitała do mojej głowy, może… może to było to?
Przecież to nie tak, że stwierdził, że mnie kocha w tej chwili, prawda?
Zakochał się? Tak naprawdę? To… bardzo głupie, ale, słodki Boże, nie poczułem ani cienia irytacji. Jak mógłbym? W chwili, gdy mówił mi to tak strasznie, pewnie boleśnie świadom, że nie usłyszy nic takiego ode mnie… Był cały mój, ten odważny idiota, który sprawiał, że poczułem przyjemne ciepło w środku. Że poczułem się przyjemnie na jednym z najgorszych kaców mojego życia.
Nie dlatego, że… mnie kochał. Może to bezduszne, może to okropne z mojej strony, ale to… nie znaczyło dla mnie tak wiele. Jednak domyślałem się, że dla niego tak, i, to było tak…
Chyba nigdy nie sądziłem, że ktoś, kogo znałem tak krótko, może stać się dla mnie tak ważny.
Ale cały czas milczałem, długo, dłużej, niż to przyzwoite. Na tyle długo, że to spojrzenie, to, w którym jeszcze przed chwilą sam się rozpływałem, zaczęło ustępować odrobinie strachu i niepewności, a przecież nie chciałem, by Max się bał.
I jesteś szczęśliwy? — spytałem chrapliwym tonem.
Max nie odezwał się, ale, po prostu, zwyczajnie, kiwnął głową.
To dobrze. Ja też — powiedziałem, sięgając jego dłoni, którą gładził mój policzek i zamknąłem w mojej własnej, nieco większej, uśmiechając się lekko do Maxa.
I jakkolwiek wierzyłem, że szczęście to nie jest stan permanentny, że są tylko takie chwile, które przemijają i pojawiają się na nowo, ta, teraz, tutaj, była na pewno jedną z nich.
Dłonie moje i Maxa wylądowały na pościeli pomiędzy nami, splecione, a ja nie oderwałem od niego wzroku.
Chcesz… opowiedzieć mi, co to dla ciebie znaczy? — spytałem niepewnie. — Żebym mógł zrozumieć, jak się… czujesz.
Ja, na przykład, teraz, czułem się nieco jak niewidomy, któremu ktoś pokazywał tęczę.
Wiedziałem, że jest przede mną, czułem wcześniejszy deszcz i promienie słońca, ale mogłem sobie tylko wyobrażać to bogactwo kolorów.


Gazelle - 2018-11-19, 01:49

Kłębiło się w nim milion emocji na raz zaraz po wypowiedzeniu tych słów. Cały czas patrzył się na twarz Iana, która wyrażała zdezorientowanie i zdziwienie, ale szczerze mówiąc to była całkowicie zrozumiała reakcja na wyznanie Maxa.
A Max...przede wszystkim czuł ulgę. Ulgę, że w końcu się odważył i powiedział to, co już mu wyskakiwało z piersi. Ciężko było opisać to, jaką dziwną radość sprawiało mu to, że wyznał swojemu chłopakowi miłość, tak po raz pierwszy zrobił to wprost, wypowiedział...może nie bezpośrednio, ale całkiem wprost słowa, które znaczyły jedno. I, cholera, tak mu było ciepło w środku, tak miło, tak słodko, jakby unosił się na chmurce, on i Ian. Jego najdroższy, kochany Ian.
...który wciąż się nie odzywał.
I wówczas pojawiło się miejsce na pierwsze wątpliwości, pojawiał się w końcu lęk. Przecież z jakiegoś powodu powstrzymywał się przed tym wyznaniem! Bał się tego, że to odstraszy Iana, że będzie chciał się przez to odsunąć, że coś mu znowu strzeli do tego słodkiego łba...
Ale tak się nie stało. I Max dosłownie odetchnął z ulgą, a uśmiech momentalnie powrócił na jego twarz, gdy Ian jednym gestem go uspokoił, zapewnił że wszystko w porządku.
To jest...tak dużo. To takie skomplikowane. I...dla mnie to też jest coś nowego. Nowe jest to, że odczuwam to tak silnie, ja...nigdy nie czułem aż takiego ciepła w środku, i tak jakby...moje serce urosło. Tak czysto metaforycznie, znaczy, bo gdyby naprawdę urosło to chyba bym wylądował w szpitalu czy coś. Ale, no, w życiu czytałem mnóstwo wyznań miłosnych, wiesz? W prozie i w wierszach. Wszystkie te wyznania były tak cudowne, te emocje wyrażone za pomocą zawiłych metafor, ale te metafory służą desperackiej próbie opisania tego, co ciężko jest sprowadzić do ziemskich kategorii, w których my patrzymy na rzeczywistość. Kiedy jesteśmy razem, gdy jestem blisko ciebie...czuję się tak, jakby problemy dookoła mnie przestawały istnieć. A nawet jeżeli nadal mam ich świadomość, to kiedy między nami jest dobrze, to to mnie uspokaja, daje mi nadzieję, daje mi szczęście. To znaczy dla mnie naprawdę wiele, to że mam te durne motylki w brzuchu, że mogę ciągle na ciebie patrzeć, ciągle słuchać twojego głosu, czuć twój zapach, czy dotyk na sobie, i nadal być tym wszystkim naćpany. Kocham cię — powiedział pewnie, czując przyjemne mrowienie związane z tym że po raz pierwszy użył tych słów w kierunku Iana — i nieustannie napawasz mnie zachwytem. Nawet gdy mnie wkurzasz, wciąż pragnę cię obok siebie i...i...Boże, Ian, tak się cieszę że mogę ci to wszystko powiedzieć! Że mogę podzielić się swoimi uczuciami! Że czuję te wszystkie rzeczy, one malują mój świat na nowo — mówił ze świecącymi się oczami i przysunął się do Iana, żeby go pocałować, bo nie był zadowolony ze słów, którymi próbował opisywać swoje uczucia. Były zdecydowanie niewystarczające i liczył na to, że nadrobi to gestem, który stał się dla niego już równie naturalny jak oddychanie. A mimo to, całowanie tych warg i tak nadal podrywało motylki w jego brzuchu do chaotycznego trzepotania skrzydełkami w powietrzu.


effsie - 2018-11-19, 12:16

Słuchałem tych słów Maxa, próbując je umiejscowić w jakiejś szufladce, ale było mi po prostu… miło. Tak, jak przedwczoraj, gdy mówił mi tamte rzeczy o swoich uczuciach, tak i teraz, świadomość tego, że byłem dla niego… ważny jakoś mnie pozytywnie zaskakiwała i cieszyła jednocześnie. Chciałem być dla niego ważny, a to, że on czerpał z tego taką jednoznaczną radość… przecież to było tak dobre. Nic nie robić – bo nie uważałem, bym robił cokolwiek – i sprawiać, by ktoś był przez to szczęśliwy.
To było zwyczajnie miłe.
I może nie kumałem tych motylków w brzuchu, ale chyba nie musiałem. Wystarczyło spojrzeć na Maxa, na te jego błyszczące oczy, na ten jego uśmiech.
Ale gdy zaczął ekscytować się i mówić podniesionym tonem, tak blisko mnie, głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej i zmarszczyłem nieco brwi. Max zbliżył się do mnie z pocałunkiem i, mm, tak, to było lepsze niż gadanie, chociaż też miałem wrażenie, że całuję się teraz jak jakaś ameba.
Sorry, tak strasznie mnie boli głowa — jęknąłem, bo nawet nie potrafiłem porządnie wycałować mojego chłopaka. — Ale te rzeczy, które mi mówisz… one są miłe. Czuję się tak… przyjemnie, że ty się tak czujesz — powiedziałem i sam wywróciłem oczami na to, jak to zabrzmiało. No debilnie, no. — Wiesz… wiem, że jak ty mówisz coś takiego, to to dla ciebie znaczy chyba dużo więcej, niż dla mnie. I, no, oglądam czasami filmy i seriale, mam też kolegów, nie, i wiem, że z zasady jak ktoś takie coś mówi, a druga strona nie odpowiada, to tej pierwszej może być… smutno. Ale tobie nie jest, nie? Ja nie chcę żeby było — mówiłem cicho, ale byłem pewien swego. — W sensie… to, że cię nie kocham — te słowa zabrzmiały absolutnie durnie, ale tak obco, w ogóle, ta zbitka w moich ustach, nawet wypowiadana w takim kontekście — to dla mnie nie jest nic… złego. Pewnie byś chciał żebym ci coś takiego powiedział, tak jak czasami mówię, że kocham pizzę czy kogoś, kto mi przyniesie piwo z baru. Ale, no, wiem, że dla ciebie w naszym kontekście by to znaczyło coś innego, coś, co dla mnie jest całkiem obce… ale to nie jest tak, że ja nic do ciebie nie czuję. I to, co czuję to to nie są raczej rzeczy, które by sobie powiedzieli ludzie w filmach czy książkach, ale, no… ja też nie zawsze umiem to opisać. Wtedy, jak przyleciałeś do Australii, tej pierwszej nocy, u mnie w pokoju… nie wiem, to było coś takiego strasznie surrealistycznego, byłem taki szczęśliwy, tak, że nie do końca umiałem sobie z tym poradzić. Potem, pamiętasz, dzień później pytałem cię o tych poetów… bo pomyślałem sobie, że może gdybym ich poczytał, poanalizował, to może bym mógł się nauczyć jak… eee… opisywać swoje emocje. Bo wtedy, tamtej nocy, strasznie chciałem ci to powiedzieć, ale nie miałem pojęcia jak, wszystko brzmiało tak banalnie, normalnie. No ale chuj, minął prawie miesiąc, a ja wciąż nie zacząłem, więc cały czas mam zbiór tylko tych normalnych słów. Ale jak teraz powiedziałeś mi, że jest coś takiego jak ten… aromantyzm… i że może to mam, może nie całkiem, ale w jakimś stopniu… to czuję się tak trochę lżej i jakby z przyzwoleniem, że mogę używać tych debilnych słów i porównań i to jest okej. Bo dla ciebie jest, nie? — Chyba, chyba było, a ja naprawdę poczułem jakąś ulgę. Jakby… po raz pierwszy wrzucenie mnie w jakąś szufladkę, albo chociaż ustawienie się do niej w kolejce, przyniosło mi jakieś zrozumienie. Ten… brak parcia na coś, czego ode mnie oczekiwano. — Ty jesteś dla mnie taki… wygodny, komfortowy. Taki, że z tobą się czuję tak normalnie. I ja wiem, że to nie jest prawdopodobnie najbardziej romantyczna rzecz, jaką można usłyszeć, nie — zaśmiałem się trochę — ale jak z tobą jestem to czuję się tak absolutnie zwyczajnie. Ale w moim słowniku to dobra rzecz. Tak, że jak spędzamy razem czas, siedzimy u ciebie, czy u mnie, to nie myślę sobie o tym, kiedy sobie pójdziesz, albo kiedy ja wrócę do domu. Dla mnie, eee… to jest już taka sytuacja wyjściowa. Taka, że teraz od tego trzeba wprowadzać zmiany. Kurwa, nie wiem, czy to ma w ogóle sens — zafrasowałem się. A potem uśmiechnąłem się, bo coś mi nagle wpadło do głowy. — Wiesz, kim teraz jesteś? Zakochanym kundlem. Musimy zjeść dzisiaj spaghetti na obiad.


Gazelle - 2018-11-19, 13:25

Nie mógł zaprzeczyć – kiedy Ian powiedział mu wprost, że go nie kocha, coś go zakuło w sercu. Bo mimo iż to akceptował, naprawdę akceptował, to jednak to zabrzmiało nieco zbyt brutalnie. Ale i tak nie było to takie złe. Wszystkie pozostałe słowa przyćmiewały to jedno wyznanie, redukując je do roli lekkiego dziabnięcia.
Nie, jest w porządku. Zaskakująco w porządku. A obawiałem się, że to będzie bardzo bolało, że tego nie zniosę. Faktu, że nie odwzajemniasz w pełni moich uczuć...bo zawsze tkwiłem w tym myśleniu, że nie ma nic gorszego od nieodwzajemnionej miłości. I że bycie niekochanym równa się nieszczęściu. Ale to jest idiotyczne, i dopiero teraz to odkrywam. Odkrywam to, że czerpię szczęście z samego kochania ciebie, i to że ty też coś do mnie czujesz, coś co może nie równać się moim odczuciom, ale coś co sprawia że chcesz ze mną być, że ze mną czujesz się dobrze...to jest dla mnie najważniejsze. Ja...wiem, że jestem bardzo egoistyczny. Że czynię twoje życie cięższym. Że mój Lionel jest ogromnym problemem. Ale dla ciebie chcę być lepszym człowiekiem, ta moja miłość do ciebie mnie motywuje, to, że mi na tobie tak zależy. I zależy mi...żebyś ty był szczęśliwy. Żebyś nie żałował tego, że wszedłeś ze mną w związek. Nie chcę być dla ciebie takim ciężarem... — jego głos lekko się załamał. To było jego główne zmartwienie, zwłaszcza że myślał o tym często od czasu incydentu z czwartkowego wieczoru.
I mimo tego, jak paskudnym chłopakiem był, Ian wciąż go chciał, nie odtrącał go. I Max czuł, że na to nie zasługuje. To tak, jakby miał piękne i drogie auto, ale to auto zostało mu wręczone za nic.
Obiad? Nie wiem, czy się zorientowałeś, ale pora obiadu już minęła — stwierdził już lżejszym tonem. Swoją drogą, musiał w końcu dać znać przyjaciołom żeby przyszli do jego mieszkania, zamiast do baru w którym się umówili. Niby miał jeszcze czas, ale też nie lubił zmieniać planów na ostatnią chwilę.


effsie - 2018-11-19, 15:14

Bejbe. — Uśmiechnąłem się czule, podczas gdy nasze palce kontynuowały tę podjętą chwilę temu zabawę, splatając się i rozplatając, i ta pieszczota była tak przyjemna i odpowiednia dla tej chwili, że nie wyobrażałem sobie, by miało jej zabraknąć. — Może i nigdy sobie nie marzyłem o żadnej miłości, może wcale do tego nie dążę i może nigdy tego nie poczuję, ale jesteś jedyną osobą na tym świecie, która się we mnie zakochała i nie możesz mi tego zabierać. Co to w ogóle jest za tekst? Bo brzmi mi jak Ian, przepraszam, że cię kocham. No wyobraź sobie, że zaczynam cię przepraszać za to, jak się czuję w związku z tobą. To głupie. Już miałoby większy sens, gdybym cię przepraszał za to, że się we mnie zakochałeś, ale ja… nie mam zamiaru. — Nasze dłonie akurat na tę chwilę, krótką, złączyły się w drobnym uścisku, ale uśmiechnąłem się i podjąłem przerwaną zabawę. — Pamiętasz, powiedziałeś mi kiedyś, że twoje uczucia do mnie to jest twoja sprawa i że nawet jak się we mnie zakochasz to ty będziesz sobie musiał z tym poradzić, nie ja. I ja wciąż tak uważam, że to twoja sprawa. Ale… ale to wcale nie znaczy, że nie sprawia mi to przyjemności. Wiedzieć, że… jakoś, nie wiem jak, zupełnie ale jakoś sprawiam, że jesteś taki szczęśliwy, jak teraz tutaj — wyznałem cicho, bardzo cicho, a żeby pozbyć się tego nagromadzenia patosu i wzruszenia, uśmiechnąłem się szerzej i dodałem: — Ale mógłbyś darować sobie teksty o swojej miłości do mnie i czerpania radości z kochania, to sprawia, że wewnętrznie krwawięęę.
— Nic z tego. — Max uśmiechnął się równie szeroko, a oczy błyszczały mu tak bardzo, że nie wiedziałem, że to możliwe. — Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem móc ci to powiedzieć. I będę ci to mówił, bo to mi daje tak dużo szczęścia… — Przysunął się do mnie bliżej i pocałował mnie w usta. — Kocham cię — powiedział, a potem pocałował raz jeszcze. — Kocham cię, kocham cię, kocham cię — gadał, pomiędzy pocałunkami i roześmiałem się mu prosto w usta, a Max ze mną.
Jesteś taki głupi — westchnąłem, całując go i czując, jak zaraz się roztopię, rozleję na tym łóżku i nic ze mnie nie zostanie. — Ktoś taki jak ty nie może być żadnym ciężarem — dodałem, cały czas uśmiechnięty, leżąc na poduszkach, pod kołdrą, może i z bolącą głową, ale czułem się naprawdę, naprawdę dobrze.
Zaskakująco, niesamowicie, absolutnie dobrze.


Gazelle - 2018-11-19, 17:45

Oczywiście, że nie zamierzał sobie darować tych tekstów. Nie, kiedy odkrył jaką przyjemność sprawiało mu mówienie tego Ianowi. Czuł się, jakby jakiś irytujący uścisk zniknął z jego serca, to było tak odprężające i miłe. I mówienie tych dwóch prostych słów przychodziło mu tak łatwo, jak oddychanie. Bo tak czuł, samym sobą. Kochał tego swojego idiotę, to była jedna z niewielu rzeczy których w życiu był w stu procentach pewien. To było słodko-gorzkie uczucie w kontekście jego ostatnich przemyśleń, ale w tym momencie skupiał się przede wszystkim na tej słodkiej stronie.
Ależ może. Wiem, że jestem. I tak się cieszę, że mimo moich wad, mimo tego jak często daję ci w kość, że mimo tego chcesz ze mną być — wyszeptał, poważniejąc na moment. Czuł się taki...beznadziejny. Mimo swojego szczęścia, to uczucie nadal gdzieś w nim tkwiło, nie pozwalało o sobie zapomnieć. — Ale nie zabiorę ci tego, bo cokolwiek by się nie stało, to ja wiem że będę cię kochać. Tak, wiem, to brzmi pewnie durnie, ale jestem poważny. Nikt nigdy nie sprawił, że czuję aż tak mocno. W ogóle to teraz czuję takie mrowienie. Ale takie fajne mrowienie. Kurczę, jakie to super — zachwycił się tą dziwną reakcją swojego ciała. Ścisnął dłoń Iana i przylgnął do niego mocniej, przymykając oczy i koncentrując się jedynie na jego zapachu i cieple. — Najchętniej zostałbym tak z tobą cały dzień i noc — wymamrotał. — Tak tylko z tobą. Ale mamy jeszcze kilka godzin zanim przyjdą...o, nie dałem im w ogóle znać, że mają tutaj wpaść — jęknął, bo oprócz tego zostały jeszcze do ogarnięcia zakupy, a Max wybitnie nie chciał ruszyć się ze swojego miejsca. Sięgnął po telefon i roześmiał się cicho, patrząc na ekran.
Wiesz, że to się wszystko nagrało? — powiedział, gdy już zastopował dyktafon. Miał być wywiad, a wyszły ckliwe wyznania. Max nie narzekał, a przy okazji przecież zdobył trochę wiedzy przydatnej do artykułu.


effsie - 2018-11-19, 18:57

Brzmi strasznie durnie — zgodziłem się, lekko rozbawiony. — Czyli teraz będziesz mnie zamęczał opisywaniem trzepotu skrzydeł w brzuchu? — Wywróciłem oczami, taki niby zmęczony i zrezygnowany. Znaczy, byłem zmęczony i zrezygnowany, ale na pewno nie przez jego zachowanie, chociaż, no, co za dużo to na pewno nie zdrowo.
Max wtulił się we mnie i gdybym miał wolną rękę to chętnie bym go objął, ale na jednej się podpierałem, a drugą ścisnął pomiędzy naszymi ciałami, więc tylko potarłem jego dłoń kciukiem, samemu również przymykając oczy, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Ale to przytulanie się nie trwało długo, bo Max był jakiś narwany i już, już musiał załatwiać kolejne sprawy.
Czy ja taki byłem na co dzień? Mam nadzieję, że nie.
W każdym razie parsknąłem śmiechem, słysząc, że jakiś absurdalny zbieg wypadków sprawił, że mówiliśmy sobie te wszystkie rzeczy i Mark Zuckenberg teraz wszystko wiedział. Na pewno użyje tego przeciwko nam – a mnie zaraz eksmitują ze Stanów, bo przecież już ustawiamy się z Maxem w kolejce do ołtarza.
Mieliśmy pracować nad twoim artykułem, a zacząłeś jak zwykle mnie rozpraszać — poskarżyłem się niby w żartach. — Możemy do tego wrócić, jeśli chcesz.
— Nie… nie teraz. Może jutro? — Uśmiechnął się. — Teraz muszę napisać do Sheryl i Irwina, a poza tym trzeba wszystko ogarnąć…
To ja zrobię zakupy — zapowiedziałem, ściągając z szafki komputer, ale ponieważ było mi tak wygodnie, ułożyłem go na kolanach Maxa, który już podciągnął się na poduszkach do pozycji pół-leżącej.
Ja nie miałem absolutnie siły wstawać, dlatego Max ze śmiechem przejął laptopa i otworzył klapę, a ja przesunąłem się nieco i ułożyłem się na jego klatce piersiowej, wgapiając się bezmyślnie w ekran. Mój chłopak otworzył Facebooka i coś tam pisał do tych swoich znajomych, właściwie to się nie przyglądałem.
Włącz stronę Targetu — powiedziałem, wyciągając jedną rękę na gładzik. Max zaśmiał się i wpisał odpowiedni adres na klawiaturze, a jak tylko to zrobił to ja dorwałem się do kursora i pierwsze na co przekliknąłem to soki. — Chcę mandarynkowy. Ooo, i zieloną multiwitaminę. I jeszcze ten. Ty jakiś chcesz? — pytałem, dorzucając kolejne rzeczy do koszyka, bo jeśli coś o mnie macie wiedzieć to to, że na kacu potrzebuję soków. Najlepiej kwaśnych, ale tak naprawdę jakiekolwiek typu smoothies zrobią robotę i przywrócą mnie do żywych. — Mhm… jak ma przyjść Cherry to musimy kupić Camemberta, bo ona lubi pić czerwone wytrawne wino. Do tego pasuje Camembert, jakiś jeszcze ser z niebieską pleśnią, gorzka czekolada i taka kiełbasa typu Chorizo. No i wino. Ale ja niezbyt się znam na winach, może ty lepiej wybierz — gadałem, cały czas wygodnie ułożony na Maxie i właściwie to zabrałem rękę z komputera, niech mój chłopak robi dalej zakupy. Ja już mam wszystko, czego mi trzeba.
— Będziesz pił dzisiaj alkohol?
Tak.
— A jaki?
A to już ty wybierz — poleciłem, przymykając oczy, bo cała reszta tego chodzenia po Targecie była mi już obojętna i tak sobie mogłem leżeć.


Gazelle - 2018-11-19, 21:07

Mhm, dokładnie tak. Otworzyłeś puszkę Pandory — mruknął w odpowiedzi. Trudno, Ian musiał się do tego przyzwyczaić, bo Max naprawdę czerpał zbyt wielką radość z wyznawania miłości Ianowi by sobie to już odpuścić. To było to szczęście, z którym chciał się dzielić ze swoim u k o c h a n y m, ale i z całym światem. Totalnie Sheryl i Irwin będą wysłuchiwać jego zachwytów. Totalnie. Może nie będzie się zachwycał jeszcze przy Ianie i Ericu (a przynajmniej nie tak, hm, mocno ekspresyjnie), ale ta dwójka nie zazna spokoju, to pewne.
I rzeczywiście, najrozsądniej pewnie byłoby wrócić do pracy nad artykułem, ale...nawet gdyby chciał, to by nie mógł. Jego mózg był zbyt zaabsorbowany wyznaniami sprzed chwili, by działać poprawnie. Tylko znowu by się frustrował i czar odczuwanego przezeń szczęścia by prysnął.
Nie przejmując się tym, że Ian na nim leży (nie no, okej, przejmował się tym, ale w takim całkowicie pozytywnym sensie), najpierw wysłał wiadomość do Sheryl i Irwina (korzystając z pretekstu ich pierwszego spotkania otworzył im konwersację grupową; póki co panowała tam względna cicha, ale Max miał nadzieję że to się wkrótce zmieni):
>>Kochani, Ian umiera na kaca i odmawia wyjścia z mieszkania. Wpadniecie do nas?
>>Do was?
Uśmiechnął się pod nosem, widząc wiadomość od Sheryl. Może i nie mieszkali razem, ale tego typu sformułowania przychodziły już Maxowi zupełnie naturalnie, biorąc pod uwagę to, że dzielili przestrzeń obydwu mieszkań.
Jako iż Irwin nie znał jego adresu, to go wstukał, a potem otworzył nową kartę i tak wszedł na stronę Targetu, aby załatwić te nieszczęsne zakupy. Wrzucał posłusznie do koszyka wszystko, co wskazywał mu Ian. I cholernie się cieszył, że nie musiał tych zakupów sam przytargiwać do domu.
Z alkoholem postanowił zaszaleć, oprócz win – butelki czerwonego wytrawnego i białego półsłodkiego – wziął kilka piw, w tym dwa ulubione piwa Iana, cztery cydry, no i specjalnie z myślą o swoim chłopaku butelkę Whisky. Pewnie rachunek go totalnie przerazi, ale z drugiej strony personalnie uważał że ma prawo do świętowania. Przynajmniej sam sobie takiego prawa udzielił.
Rzeczywiście, po zapełnieniu koszyka rachunek wskazywał całkiem okrągłą sumkę, ale i tak nie usuwając wszystkiego dokonał przelewu, dzięki czemu pozostało mu tylko czekać i odebrać produkty. Miał nadzieję że dostawca będzie na tyle miły że pomoże mu wszystko wnieść na górę. Bo skoro Ian był taki słaby i skacowany, to nie zamierzał go do tego angażować, jako miły i opiekuńczy chłopak.
No, to jeszcze maksymalnie godzina i będziesz mieć swoje soki. A potem się zabiorę do sprzątania, Irwin i Sheryl już wiedzą że mają tutaj wpaść — mówił, bardziej do siebie niż Iana. Był trochę podekscytowany tym, że miał okazję urządzić spotkanie w takim gronie. W końcu Ian i Sheryl mieli okazję poznać bardziej dwójkę jego nowych znajomych. Wprawdzie był zdecydowanie bliżej z Irwinem, ale jego męża również bardzo polubił. No i z Ianem na pewno miał wspólne tematy, w końcu obaj zajmowali się tą samą branżą.


effsie - 2018-11-19, 22:26

Po zrobieniu zakupów (mógłbym się do tego przyzwyczaić) nie zszedłem z Maxa, na którym było mi wygodnie, a on też nie przejmował się jakoś szczególnie, przeklikując przez kolejne strony w Internecie, chyba głównie swojego Fejsbuka, i oglądaliśmy durne memy i inne zdjęcia, bezrefleksyjnie, bezsensownie. I po jakimś czasie poczułem nawet burczenie w brzuchu, a więc podniosłem się i sięgnąłem po zimną już szakszukę. Nie przepadałem za zimnym jedzeniem, ale wcale nie było złe, a przyjemne było wrzucić coś do żołądka.
Leżeliśmy sobie razem, teraz akurat Max tulił się do mnie i rozdzwonił się mój telefon. Beta dzwonił, na fejstajmie. Odebrałem z obrazem.
Czeeeeść — przywitałem się.
— He… o, hej, Max — rzucił mój przyjaciel, widząc blondasa na mojej piersi. — Czy wy nawet w środku dnia musicie leżeć do siebie przyklejeni? Nie macie nic lepszego do roboty?
— Może nie mamy. — Max wyszczerzył się do ekranu i ugryzł mnie w szczękę.
Co tam? — spytałem Betę, przeczesując palcami włosy Maxa. — Słyszałem, że byłeś wczoraj na randce? Co to za dupeczka?
— Nieważne. Słu…
Jakie nieważne, no weź, opowiedz coś, mo…
— Mówię, że nieważne. Dzwonię, żeby spytać, czy masz jutro czas wpaść porobić przy furze.
Mm… jutro? — spytałem, marszcząc brwi.
— No chyba że chcesz wpaść tu już teraz, ja tu siedzę, ale widzę, że raczej nic z tego.
Hm… — Nie chciało mi się, zerknąłem na Maxa. — Jutro?
— Nie, kurwa, w piątek. Mówię przecież, że jutro, ale widzę, że pewnie macie w planach się ruchać cały dzień, więc spoko, nie było pytania i…
Stary, o co ci chodzi? Plujesz się, bo mogę mieć jakieś plany? Weź trochę zluzuj — poradziłem mojemu przyjacielowi, bo może coś poszło nie tak na jego randce, ale nie powód żeby hejtować wszystko dookoła, nie?
Ale ten mój chłopak, kurwa orędownik tego świata, musiał się wtrącić ze swoim łagodnym tonem i uśmiechem.
— Jestem przekonany, że możemy popracować nad tym artykułem przy śniadaniu, a potem możesz pojechać do Bety. Skoro dzwoni to chyba cię potrzebuje do pomocy, prawda, Beta?
I w ten sposób mój chłopak wmanewrował mnie we wcale nie wolną niedzielę, a kiedy – już po rozłączeniu – pytałem go, co to miało być to Max (całkiem słusznie) zauważył, że może Becie wcale nie chodziło o pracę nad autem, tylko chciał się ze mną zobaczyć, że może czuje się gorzej po swojej randce, ale wstydził się przyznać przy nim samym i mam jechać być dobrym przyjacielem. Ech.
Potem przyjechały nasze zakupy i Max poszedł je odebrać od dostawcy (widziałem minę kuriera, gdy zobaczył mojego chłopaka otwierającego mu drzwi w samym swetrze, na tyle długim, że mogłoby wydawać się, że nic więcej na sobie nie ma; zwłaszcza, gdy złapał mój wzrok, gdy pomachałem mu z łóżka). Max przyniósł mi wszystkie trzy soki i włączyliśmy sobie bajkę (naprawdę oglądaliśmy „Zakochanego kundla”), a potem mi się przysnęło.
Max chyba gdzieś w międzyczasie się ewakuował, bo gdy się obudziłem nie było go obok mnie i dosłyszałem jakieś głosy z salonu. Podniosłem się, napiłem soku i wyszedłem z sypialni, wciąż cały czas w samym szlafroku.
Ku mojemu zaskoczeniu, wszyscy już tam byli. Znaczy, Max z Sheryl na kanapie, Irwin z Ericiem na… mojej pufie obok. Ta pufa mnie trochę zdziwiła, w sensie, no, zwykła leżeć po drugiej stronie ściany, ale absolutnie w niczym mi to nie przeszkadzało.
— O, Śpiąca Królewna się obudziła! — powitał mnie Irwin, szczerząc te swoje murzyńskie zęby w szerokim uśmiechu.
Mm, czeeeeeeść — ziewnąłem przeciągle, siadając na chwilę na krześle naprzeciwko kanapy. Spojrzałem wciąż trochę zaspanym wzrokiem na Maxa i spytałem: — Czemu mnie nie obudziłeś?
— Ian, nogi — jęknęła Sheryl.
Spojrzałem na nią, zdezorientowany, a ona skinęła głową na moje nogi, szeroko rozkraczone i przypomniałem sobie, że nie miałem absolutnie nic pod tym szlafrokiem.
Ach, sorry. — Złączyłem uda.
— Ian, nogi. — Max puścił mi oczko, uśmiechając się przebiegle i sam się wyszczerzyłem, rozkładając jeszcze raz nogi, tym razem specjalnie dla mojego chłopaka.
— Nie, pro…
No dobra, dobra — przerwałem Sheryl, podnosząc się z krzesła. — Idę się ubrać, zaraz wrócę — obiecałem, wracając do sypialni, gdzie ściągnąłem z siebie szlafrok i przykucnąłem przy szufladzie, gdzie wiedziałem, że Max trzymał moją bieliznę.
Bokserki miałem już na dupie, spodnie też, z wczoraj, ale nigdzie nie mogłem znaleźć świeżej koszulki.
Bejb, gdzie są jakieś moje koszulki?! — zawołałem.
— W szafie, po prawej stronie! — dobiegł mnie jeszcze głos Maxa.
Otworzyłem raz jeszcze. Sprawdzałem już, ale może byłem ślepy.
Nie byłem, nie było ani jednej.
Wcale żadnej nie ma — poskarżyłem się, stając w drzwiach salonu.
Max wywrócił oczami i podniósł się z kanapy.
— Na pewno są tylko jesteś ślepy i nie umiesz nic znaleźć — mamrotał pod nosem.
Stanął przed szafą i sam zmarszczył brwi.
No i co? — Byłem usatysfakcjonowany! Może głupio, bo w końcu to ja nie miałem się w co ubrać, ale miałem rację.
— Hmm… To wszystko przez to, że ostatnio tu nie śpisz! — Max spojrzał na mnie z wyrzutem.
Wywróciłem oczami.
Dobra. Idę się ubrać — mruknąłem, zgarniając klucze i poszedłem do siebie wrzucić coś na klatę.
Kiedy wróciłem do salonu – już w spodniach i w koszulce, chociaż nie przejmowałem się skarpetkami – Cherry patrzyła na mnie roześmiana, a Irwin i Eric z niezrozumieniem.
— Co tu się właśnie stało?
— Przecież nie było cię pół minuty?
Noo… ee, mieszkam za ścianą — wytłumaczyłem, bo chyba nie wiedzieli i ich miny potwierdziły, że nie, nie wiedzieli. No, tak to u nas jest. — Długo już tu jesteście? Sorry, ale miałem ciężką noc.


Gazelle - 2018-11-20, 00:07

Gdy Ian słodko na nim usnął, jego pierwszym odruchem, naturalnie, było zrobienie zdjęcia. A kiedy upewnił się, że jego chłopak śpi na tyle mocno, by mógł się poruszyć bez wybudzenia go, opuścił łóżko i zabrał się za mniej przyjemne od beztroskiego leżenia i wpatrywania się w ukochanego rzeczy – proza dnia codziennego, sprzątanie. Nie miał aż tak dużo czasu do przybycia gości, więc musiał podwinąć szybko rękawy i zabrać się do roboty. Zaczął od kuchni, bo denerwowały go naczynia w zlewie. No i wytarł te blaty nieszczęsne, a wszystkie naczynia umył, osuszył i schował. Potem łazienka, a na samym końcu odkurzanie. Zainwestował w odkurzacz, który pracował naprawdę cicho, i to było błogosławieństwem dla jego głowy, która wcześniej cierpiała przy każdym odkurzaniu. No i kolejnym plusem było to, że nie obudził Iana nawet wchodząc z tym sprzętem do sypialni. Po skończeniu sprzątania zabrał się za ogarnianie siebie, to jest poprawienie włosów porozrzucanych na wszystkie strony w nieładzie, który wcale nie był kontrolowany. A że te cholery wyjątkowo nie chciały współpracować to po prostu zgarnął je w małą kitkę. Wciągnął na tyłek jeansy i przeszedł do kuchni, i migrując między kuchnią a salonem zaczął rozkładać przygotowane przekąski. Przeszedł także do mieszkania Iana, żeby stamtąd przeciągnąć jego pufę, bo miał za mało dostępnych wygodnych miejsc, a taka pufa przecież była znacznie lepsza od twardych krzeseł z kuchni.
Był gotowy i zadowolony z siebie w chwili gdy przyszli goście. Poinformował ich, że Ian jeszcze śpi, bo i nie miał serca budzić swojego skacowanego chłopaka.
Zresztą, nie aż tak długo potem jego królewicz w puchatym szlafroku zaszczycił ich swoją boską obecnością. Był tak uroczo nieogarnięty, stanowił tak słodki widok, że Max wewnętrznie się zachwycał. Irwin chyba podłapał maślane spojrzenie Maxa, bo przewrócił oczami. Po prostu zazdrościł, oczywiście że zazdrościł. Max może nie traktował tego w pełni poważnie (a może jednak?), ale jego ambicja szeptała mu, że musi przed Irwinem pokazać się, w jakim to on nie jest wspaniałym związku. Bo Irwin ciągle mu gadał o tych wszystkich uroczych rzeczach, jakie robił ze swoim mężem i...trochę go to rozczulało, a trochę wkurzało. Nawet jeżeli ze swoim chłopakiem nie robił rzeczy wyjętych żywcem z komedii romantycznych, to i tak byli uroczą parą!
Zachichotał cicho, gdy Eric i Irwin wyrazili swoje zdziwienia wieścią, że Ian tak właściwie był jego sąsiadem zza ściany. Rzeczywiście, nie miał okazji o tym wspomnieć, więc małżeństwo pewnie myślało że po prostu mieszkają razem.
— Ciężka noc? — podłapał po chwili Irwin, który już odzyskał rezon. — Tak, Max mówił nam już o twoim kacu-gigancie.
— Ale dzięki temu siedzimy sobie tutaj wygodnie, zamiast tłuc się po barach. Sobotnie wieczory w NY to dramat.
— Mów mi więcej — westchnęła Sheryl. — I mamy zapewniony nocleg, więc przynajmniej możemy się kulturalnie schlać.
Sheryl, nie pamiętam żebyś kiedykolwiek przesadziła z alkoholem — roześmiał się Max. — Właśnie, Ian, dzisiaj śpimy u ciebie, co? I pomożesz mi rozłożyć kanapę dla Sheryl.
— O, więc dostaniemy wasze łóżko? — Irwin wyszczerzył się do niego, na co Max zgromił go wzrokiem.
Nawet nie myśl o tym, o czym myślisz.
— Ja się po prostu zastanawiam, czy masz czystą pościel.
Max przewrócił oczami.
Ian, piwo czy whisky? — ignorując Irwina, zwrócił się do swojego chłopaka, który już usadził się z powrotem na krześle na przeciwko.


effsie - 2018-11-20, 16:45

Bejb, myślałem, że zaprosiłeś swoich znajomych na piwo, a nie na Styczniowe Nocowanie U Maxa 2019 — zauważyłem z przekąsem, bo nie wiedziałem z czego tu robić wielkie halo. W sensie, nie widziałem problemu z wracaniem ululanym do domu, ale też żadnego, by znajomi zostali na noc. Po prostu, co będzie to będzie, nie rozumiałem potrzeby ustalania tego i tak dalej, bo to nie było nic, co tego wymagało, nie? Z tym że Max chyba nieczęsto miewał gości i dla niego to mogło być coś, no i mógł być jednym z tych kolesi, którzy nadskakiwali i chcieli zrobić wszystko.
Ja, na ten przykład, wyznawałem prostą zasadę: czuj się jak u siebie. Znaczy, jak coś chcesz, to to sobie weź. Zwyczajnie. Jasne, jak nie wiesz, co i jak, to powiem ci, skąd możesz sobie ogarnąć ręcznik, ale no bez przesady, bym ci wszystko szykował.
Mm… — Wgapiłem się w stolik kawowy przed sobą, wciąż jeszcze trochę nieogarnięty i zamiast odpowiedzieć mojemu chłopakowi, oburzyłem się: — Czemu nie przyniosłeś nic do wina?!
Łypnąłem na Sheryl – siedziała z lampką czerwonego wina, a spojrzenie w bok uświadomiło mi, że Eric też, więc naburmuszyłem się.
— Jak to? Przecież jest hummus, pasta z bakłażana, warzywa żeby sobie nabrać… — Max wskazywał na kolejne rzeczy na stole, a Irwin zastygł z marchewką, na której trzymał jakąś pastę i właśnie miał ją ugryźć.
Srumus — mruknąłem pod nosem, podnosząc się z krzesła, a potem jeszcze spojrzałem na Sheryl przez ramię. — Nie martw się Cherry, ja się o ciebie zatroszczę.
I ze swoją szklanką soku zawędrowałem do kuchni, mając tylko nadzieję, że kurier dostarczył wszystko to, o czym mówiłem Maxowi, że ma wrzucić do targetowego, wirtualnego koszyka. Na szczęście w lodówce rzeczywiście leżały cztery camemberty i brie, były tam też winogrona i tłusta kiełbasa. Znalazłem też jakiś twardy, żółty ser, ale już bez opakowania, więc nie znałem nazwy – też wziąłem. Wyciągnąłem deskę, umyłem winogrona i osuszyłem ręcznikiem papierowym, by potem wrzucić do małej salaterki. Potem zająłem się krojeniem – wpierw serów, potem kiełbasy, by Max mi nie narzekał, że je ser krojony nożem po mięsie – i poszukałem czegoś, na co mógłbym je wyłożyć. Talerze były za małe i nie wyglądało najlepiej, więc umyłem deskę i znalazłem kolejną – były drewniane, więc spoko, nie będzie siary. Potem zacząłem poszukiwanie gorzkiej czekolady, którą połamałem na kawałki i wysypałem do salaterki, podobnie jak winogrona. Potem ułożyłem to sobie wszystko na ręce i doniosłem za jednym razem do salonu.
Max, zrób miejsce — rzuciłem do mojego chłopaka, który patrzył na mnie ze zdziwieniem.
— Hoho, jaki znawca! — skomentował wyszczerzony Irwin, zerkając na to, co przyniosłem.
Pracowałem kiedyś na kelnerce przy degustacjach win — mruknąłem, kładąc wszystko na stolik. — Winogrono, chorizo, camembert, brie i… jakiś żółty ser, ale nie wiem jaki. I gorzka czekolada. Wiem, że brzmi mega dziwnie, ale serio, pasuje do czerwonego, wytrawnego wina jak nic. Do twojego Eric nie za bardzo — zerknąłem na kumpla — ale Cherry, połóż ją sobie na języku, pozwól, by ci się trochę rozpuściła i napij się wina. Serio, wtedy się uwalniają jakieś specjalne aromaty i jest super.
Posłałem rudowłosej uśmiech, rozglądając się dookoła, tak o. Miałem jakąś wewnętrzną potrzebę posiadania dobrych relacji z tą laską i było to dla mnie o tyle dziwne, że sam siebie nie poznawałem.
Poszedłem po piwo, bo sam zapomniałem sobie czegoś przynieść.
O czym gadacie? — spytałem jak debil, kiedy już rozsiadłem się na dywanie przed stolikiem i sięgnąłem palcem po kawałek sera. — Cherry, czemu Max nazywa cię patelnią? To jakaś śmieszna historia?


Gazelle - 2018-11-20, 22:28

A widzisz, mamy i to, i to. Takie piżama party w wersji dla dorosłych — wzruszył ramionami. Właściwie to nawet nie pamiętał, kiedy urządził sobie tego rodzaju posiadówkę z przyjaciółmi. W małym gronie, z dużą ilością dobrego alkoholu, bez zamartwiania się o transport w środku nocy. Skoro miał tyle przestrzeni, to udostępnienie jej na noc przyjaciołom nie było żadnym problemem, poza tym jako dobry gospodarz musiał zadbać o swoich gości.
Zmarszczył brwi w reakcji na to oburzenie Iana. A zaraz potem przewrócił oczami, gdy ten w swoim naburmuszeniu udał się do kuchni.
Słodki jest — skomentował z głupim uśmiechem na twarzy, ignorując kolektywne westchnienie rozchodzące się w powietrzu.
— Co za zakochany idiota, jak dzieciak — szepnął teatralnie Irwin w kierunku swojego męża.
— Kochanie, nie wiem czy jesteśmy odpowiednimi osobami do tego żeby mu to wytykać...
— Właśnie! — zgodziła się Sheryl. — W końcu jesteście małżeństwem. Z Maxem jeszcze nie jest tak źle!
— Wypraszam sobie! — prychnął Irwin w akompaniamencie chichotu Maxa.
Ślub z Ianem...byłoby fajnie. Ale wiedział, że to nierealne marzenia. Ale, czy tego potrzebował? Przecież ten urzędowy papierek nic nie zmieniał, może poza ewentualnie nazwiskiem i kilkoma przywilejami (cóż, dla Iana tych przywilejów byłoby jednak ciut więcej, jako iż w Stanach Zjednoczonych wciąż przebywał tylko na wizie). A z Ianem było mu dobrze. Naprawdę dobrze. Idealnie wręcz.
Chyba te półtorej lampki wina, które zdążył już wypić, uderzyło mu lekko do głowy, bo nawet nie hamował się ze swoim maślanym spojrzeniem, jakim obdarzył Iana gdy ten wrócił do salonu z porcją jedzenia, poruszając się z gracją z czymś, co pewnie w rękach Maxa już by nie przetrwało w całości.
Ale się urządziłem. Mam swój osobisty, wyłączny catering imprezowy — skomentował, odzyskując rezon. Wziął swój kieliszek i opróżnił go do końca.
— Max, słonko, nie chcę ci niszczyć twojej bańki, ale mój mąż ma w domu prawdziwego restauratora — Irwin powiedział zaczepnie, a Max wydął wargi.
— Ian serio zna się na rzeczy. Już na twoich urodzinach wziął na siebie zaopiekowanie się napojami, pamiętasz? — Sheryl zwróciła się do Maxa. Max sam nie wiedział, czy chciał to wspominać, bo z jednej strony to był chyba ten moment, w którym zaczął czuć, że go porządnie ciągnie do Iana, a z drugiej to wtedy ta menda poszła do łóżka z jego (byłym już, oczywiście) kumplem.
Zatem mruknął tylko w odpowiedzi i ułożył się na kanapie, głowę kładąc na kolanach przyjaciółki. Ogólnie, jeżeli chodzi o platoniczną bliskość fizyczną...lubił ją, bardzo, ale tylko wtedy, kiedy był z kimś bardzo blisko. A że Sheryl była jego najlepszą przyjaciółką, to chętnie się z nią przytulał, obejmował ramieniem, pozwalał mierzwić jej swoje włosy.
O twoim skrytym powołaniu do bycia wodzirejem — odpowiedział na pytanie Iana, a na kolejne – tym razem skierowane do jego rudowłosej przyjaciółki – obrócił głowę i zamiast gapić się w sufit obrzucił swojego chłopaka wzrokiem wyrażającym jedno, wielkie powątpiewanie. Po prostu, powątpiewanie.
Nie patelnią, durniu, a panseksualną — sprostował, a Sheryl zachichotała.
— Gdybym tylko dostawała dolara za każdym razem, gdy ktoś używa tego żartu... — mruknęła, a wyraz twarzy Iana musiał wyrażać najwyraźniej coś na kształt znaku zapytania, bo Sheryl, zdziwiona, otworzyła oczy nieco szerzej i zaczęła tłumaczyć: — Czyli, no, w skrócie to pociąga mnie każda z płci, a nie pociąga mnie koncept różnicowania swojego zainteresowania pod względem płci. To znaczy, płeć osoby z którą chciałabym się związać w ogóle nie ma dla mnie znaczenia — wyjaśniła.


effsie - 2018-11-20, 23:21

Aaaaa. Aaaaaaaaaa — załapałem, kiwając głową. Rzuciłem prędkie spojrzenie Maxowi, bo w głowie pojawiła się mi myśl, że to chyba tak jak ja, no bo, nie robiło różnicy, czy to facet, czy babeczka, znaczy, finalnie się okazało, że jednak robiło, no bo hm, trochę nie wyobrażałem sobie chodzić z kimś innym, niż facet.
Albo z kimś innym, niż Max, więc, no sam nie wiem.
Rozejrzałem się po bokach, sprawdzając, czy wszyscy mają co pić i kiedy dojrzałem pustawy kieliszek Erica i całkowicie pusty Maxa, przechyliłem się po butelkę białego wina, które pili.
Chyba nie ma więcej… mogę skoczyć do sklepu, jak coś — powiedziałem, rozlewając trochę na początku Ericowi, potem mojemu blondasowi. — W sumie nie byłem dzisiaj poza domem, więc…
— Nie, okej, przynieśliśmy też wino.
O — załapałem, odstawiają pustą butelkę obok i uśmiechnąłem się do Erica. Już miałem się odezwać, kiedy Irwin wyszczerzył się do mnie i palnął:
— Ty lepiej uważaj, bo patelnia sprzątnie ci chłopaka. — Wskazał na Maxa, który rozłożył się na kanapie na kolanach Sheryl i westchnąłem cicho.
Ech. Idę o zakład, że gdybym to był ja i moja koleżanka, to już by mnie czekał wybuch zazdrości — skomentowałem, podnosząc swoją butelkę za szyjkę i zakręciłem nią.
— Hej! Wcale się nie pluję o twoją gejozę z Tonym czy Betą! — oburzył się Max.
— O, Beta! — uśmiechnęła się Sheryl, gładząc Maxa po włosach. Wyglądał naprawdę… ładnie, kiedy miał je tak związane. — Co tam u niego? Naprawdę go lubię! Wiecie, że został jako jedyny po domówce i pomógł mi wszystko ogarnąć? Potem zjedliśmy razem śniadanie, potem się u mnie zdrzemnął w salonie, a kiedy wstałam popołudniu to nie było nawet naczyń w zlewie, wszystko pozmywał!
Wybałuszyłem oczy, ale nie zdążyłem tego nawet skomentować, bo już ten czarnuch wepchnął się z pytaniem:
— Na domówce u ciebie? Max, czemu mnie nie zaprosiłeś?! Myślałem, że się lubimy!


Gazelle - 2018-11-20, 23:47

Aha. Więc tak to wyglądało. Ian wcześniej jęczał, jak to mu się nie chce nigdzie wychodzić, ojejku jejku takie biedactwo, a potem nagle zachciało mu się łazić po sklepach. No, fajnie.
Nie był poza domem, phi, oczywiście że nie był, a Max go przecież chciał wyciągnąć! Tę mendę fałszywą, oszukistę jednego...
Nie miał okazji wyrazić swojego oburzenia, bo rozmowa poszła do przodu i zahaczyła lekko o temat zazdrości, który jednakże został poruszony tylko w żartach. Oczywiście, że gdyby Ian znajdował się w takiej samej pozycji, jak on w tym momencie, na kolanach swojej koleżanki, to Max by się wkurzył. Bo nigdy nie byłby pewien intencji takiego gestu, podczas gdy u niego i Sheryl było wszystko jasne. Żadnych dwuznaczności, podtekstów.
Jezu, Irwin, najpierw się trzeba zapoznać, kurde, przedstawić czy coś, a nie wpierdalać się od razu na imprezę — odpowiedział na te niby wyrzuty kolegi, które jednakże były utrzymane w całkowicie żartobliwym tonie.
— Na następną domówkę jesteście zaproszeni — zapowiedziała Sheryl.
Max trochę jednak spochmurniał, odkąd Sheryl wspomniała o Becie. Zmartwił się gdy zadzwonił do Iana. Ewidentnie coś było nie tak i Max wiedział, że nie był w pozycji do tego aby próbować z niego wyciągnąć o co chodzi, niemniej lubił go bardzo i nie mógł się nie przejąć.
— Max, weź już mi się przesuń z tych kolan bo mi się niewygodnie robi — poskarżyła się Sheryl, a Max prychnął w teatralnej manifestacji urażonego majestatu.
Jak śmiesz nie doceniać zaszczytu obecności mojej głowy na twoich kolanach! Nie każdy ma swobodny dostęp do tych włosów, a ty wzgardzasz! W porządku, w takim razie pójdę do kogoś, kto należycie mnie doceni! — fuknął i podniósł się, żeby uwalić się tym razem obok Iana na dywanie. Ojej, kręciło mu się lekko w głowie. Lekko, ale już było mu weselej. — Bo ty mnie doceniasz, prawda? Prawdaaaaaa? — pytał, uwieszając się na szyi swojego chłopaka. Lepiej, żeby udzielił prawidłowej odpowiedzi przed Irwinem i Ericiem, bo inaczej Max nie mógł zapewnić że będzie za siebie ręczył.
Kątem oka zerknął na małżeństwo, tak uroczo w siebie wtulone, och i ach. Uwielbiał ich, naprawdę, ale przeginali!


effsie - 2018-11-21, 17:33

Właśnie podnosiłem właściwie pełną butelkę do ust, by wziąć łyka, gdy jakaś pijawka rzuciła się na mnie i popchnęła, przyklejając do mojego boku, czego skutkiem, naturalnie, było wylanie przeze mnie nieco alkoholu na swoje spodnie.
Kurwa, Max — zakląłem, idiotycznie przykładając rękę do uda, no bo raczej tego tak nie naprawię. — Uważaj, rozlałeś mi piwo — mruknąłem, krzywiąc się i już podnosiłem się, żeby pójść po ręczniki papierowe, kiedy poczułem, że coś oblepia mnie i przytrzymuje w miejscu. — Hę?
— Zostaw, nie ma co płakać nad rozlanym… piwem — powiedział, szczerząc się do mnie i wydął usta w charakterystyczny dla siebie sposób.
Yhm, okej — mruknąłem, zostając w miejscu, a Max ucieszył się (to było dziwne) i wyciągnął szyję, tylko po to, by zaraz władować mi jęzor do gęby.
Odwzajemniłem pocałunek, ale bardzo krótko, bo zaraz odsunąłem się i uniosłem sceptycznie brew.
Bejb, może nie zauważyłeś, ale obok siedzą twoi znajomi i nie wiem, jak Eric i Irwin, ale Cherry chyba nie ma ochoty na gejowskie porno — zauważyłem, posyłając przepraszający uśmiech Sheryl, no bo bez przesady, nikt nie lubił oglądać śliniących się przed nim ludzi, a Maxowi to wino już chyba uderzyło do głowy. Chociaż, może miała? Skoro była tą patelnią… nie do końca jeszcze wiedziałem, na czym to polegało, ale nie musiało się wykluczać, prawda?
— Ian, słonko, oni nie mają nic przeciwko, prawda? — Max zarzucił mi rękę na szyję i spojrzał znacząco na swoją przyjaciółkę, ale ja tylko zrobiłem duże oczy.
Słonko? Chyba ci się coś pomyliło — oceniłem, sięgając jego dłoni i zdjąłem je sobie z karku. — Macie ochotę na skręta wypalonego na dachu? Mojemu chłopakowi chyba to wino za bardzo uderzyło do głowy, przyda się mu trochę świeżego powietrza — stwierdziłem, a Irwin – ciesząc się jak cholera, nie wiedzieć czemu – zaraz mi przytaknął i zeskoczył z kolan Erica, potem namawiając do tego Sheryl, która nieco się opierała.
Ale ubraliśmy się i za chwilę wchodziliśmy schodami na ósme piętro, z którego wystarczyło po drabinie wejść na dach. Już na górze skręcałem blanta i wszyscy gadaliśmy o jakichś pierdołach, gapiąc się na światła Manhattanu w oddali.
— Eric, zimno mi — zamarudził Irwin, wyginając usta w podkówkę.
— Ojej, kochanie — zmartwił się od razu Eric, a mnie zachciało się rzygać. — Już, czekaj, trzymaj moją kurtkę… — Rozbierał się.
— Nie, słonko, nie musisz, przecież tobie będzie zimno…
— Mi nigdy przy tobie nie jest zimno, już, proszę, masz… lepiej ci?
— Z tobą zawsze jest mi najlepiej — paplali, obłapując się, a ja zacząłem się zastanawiać jakim cudem znalazłem się z takimi ludźmi. Nosz ja pierdolę.
Trzymaj, Cherry. — Zignorowałem ich i podałem rudowłosej skręta.
— Ian, mi też jest zimno — powiedział Max, trzepocząc rzęsami.
Napiłem się piwa i uniosłem wyżej brew.
No i? Nic dziwnego, jest koniec stycznia. Co ja mam z tym zrobić? — spytałem. — Eric nie ma już drugiej kurtki, dał swoją Irwinowi.
Czarnuch parsknął na to śmiechem, a Max spojrzał na mnie zszokowany i już, już zaczynał się trząść i nabiegać czerwienią, więc wiedziałem, no po prostu wiedziałem, że zaraz się na mnie wkurwi, jakby miał jakiś powód.
Ech, chodź tu. No chodź tu, kurwa — mruknąłem, łapiąc go za ramię i pociągnąłem w swoją stronę. Rozpiąłem kurtkę, a Maxowi zaświeciły się oczka. — Nie ma mowy, jak ci dam moją kurtkę to mi będzie zimno — zapowiedziałem i Max już się zapowietrzał, więc dodałem: — Siadaj. No siadaj tu. — pociągnąłem go na swoje kolana, a kiedy w końcu się na nich usadowił, przykleiłem się torsem do jego pleców i objąłem go z dwóch stron kurtką, zapinając ją na nas dwóch. — Zadowolony?


Gazelle - 2018-11-22, 00:52

Irwin zaczynał działać mu na nerwy.
Uwielbiał go, naprawdę. Dogadywali się dobrze, mieli fajne flow między sobą, i szybko złapali świetny kontakt. Dlatego zależało mu na spotkaniu w takim właśnie gronie – osób mu bliskich – i na tym żeby te osoby także się dogadywały. I póki co wszystko szło gładko, nie było niezręcznych cisz, natomiast padały żarty i przekomarzanki, co dla Maxa było sygnałem, że towarzystwo czuje się ze sobą dobrze.
Irwin z Ericiem zresztą chyba nie byli zdolni do uczucia zawstydzenia.
I właśnie tutaj docieramy do części, która powodowała podirytowanie Maxa. Być może to była sprawka podszeptów alkoholu i zielska, ale miał takie wrażenie, że Irwin próbował, w pewnym sensie...szpanować przed nim swoim związkiem. I Max czuł taką cholerną potrzebę udowodnienia mu, że wcale nie są bardziej uroczy i lepiej dopasowani od Maxa z Ianem. A Irwin jeszcze go dodatkowo prowokował i podkręcał.
A już abstrahując od tego, to Max naćpany alkoholem, zielskiem i rozmową sprzed kilku godzin z Ianem zrobił się straszną przylepą w ogóle, i się kleił do Iana już nie tylko z powodu Irwina, ale tak o. Bo lubił.
Ian jednak, ku jego ogromnej rozpaczy i rozczarowaniu, nie był chętny do współpracy z nim, więc Max musiał brać sprawy w swoje ręce.
I już miał zrobić scenę Ianowi, który nie załapał jego subtelnej sugestii, ale momentalnie został spacyfikowany. I tylko patrzył na Irwina, szczerząc się z ogromną satysfakcją. Ściąganie kurtki, żeby dać ją swojemu partnerowi i tak było mocno przereklamowane. Potem taki facet zachoruje i co? I ten, którego heroicznie i z poświęceniem ochronił przed zimnem będzie musiał się nim opiekować. Bez sensu.
Bardzo — wymruczał w odpowiedzi, opierając się głową o bark swojego chłopaka.
— Wow, życie jako piąte koło u wozu jest takie super — mruknęła Sheryl, zaciągając się skrętem, którego przekazała dalej.
Aw, kochanie, jestem pewien że znajdziesz sobie w końcu kogoś świetnego! — odparł wesoło Max, a jego myśli chcąc-nie-chcąc zawędrowały znowu do Bety. Nie zamierzał się bawić w swatanie (chociaż kusiło), ale uważał że byliby super parą. Nie tak super jak Ian i Max, oczywiście. Ale na pewno lepszą od Irwina i Erica.
— Polecam przejść od razu do małżeństwa, to wtedy tej osobie nie będzie już tak łatwo spieprzyć — dodał Irwin, opierając się na ramieniu swojego męża, który zupełnie z automatu objął go ramieniem. — Eric tak bardzo się tego bał, że oświadczył mi się po pięciu miesiącach związku.
— ...to jednak trochę wcześnie.
— Ale działa! Jesteśmy razem już pięć lat, a czeka nas jeszcze mnóstwo kolejnych piątek — powiedział Eric, patrząc się słodko na Irwina.
Wrrr, Ian się tak na niego nie patrzył. Ale, w kontekście tej rozmowy o aromantyczności...nie mógł mieć mu tego za złe. On po prostu nie odczuwał pewnych potrzeb, które dla Maxa były oczywiste. Ale to było w porządku, Max naprawdę to akceptował.
Niemniej, i tak miał ochotę utrzeć nosa tej parce.
Nie, żeby coś, wasze małżeństwo jest słodkie i fajnie że się z niego cieszycie — zaczął z rękoma założonymi na piersiach (czego i tak nikt nie zauważył, bo przecież miał je pod dużą kurtką Iana, który tak w ogóle chuchał mu swoim ciepłym oddechem i Max w ten sposób dostawał niebezpośrednio kolejnego źródła odurzenia). — Ale to wcale nie działa tak, że jak ktoś się z kimś zwiąże węzłem małżeńskim, to nie może uciec już z tego bo olaboga. Jak się obie strony dogadają, to rozwód nie jest problemem.
— Przecież nie mówiłem tego na poważnie, tak naprawdę to jednoczy nas i trzyma przy sobie przez tyle lat nasza miłość do siebie! — podniosłym tonem powiedział Irwin, a Max miał ochotę przywalić w coś własnym łbem.
Nie chciał już pociągać tego tematu, bo nie miał pojęcia jak Ian by się czuł z mówieniem w tym gronie o swoim nowym odkryciu. Na szczęście miał w sobie jeszcze na tyle świadomości, by o tym pamiętać, ale stopniowo się tej świadomości pozbawiał, biorąc właśnie kolejnego bucha, po czym zamiast pozwolić się Ianowi samodzielnie zaciągnąć trzymanym blantem wdmuchał mu dym do ust. Odkąd Ian go tego nauczył, to stało się jego ulubionym sposobem jarania.


effsie - 2018-11-22, 09:58

Czułem powoli zbierające się we mnie zażenowanie, naprawdę. Eric z Irwinem odwalali jakieś naprawdę żałosne tango, ciągle się do siebie mizdrząc i pierdoląc te idiotyzmy, co tylko nakręcało Maxa, wyraźnie w stronę tego samego, bo już mruczał mi coś pod nosem, już się opierał o mój bark, aż zrobiło mi się naprawdę głupio. Przed Sheryl, bo gdybym był na jej miejscu sam czułbym się mega, mega zażenowany, tym, co się wokół mnie odpierdalało. Już teraz się czułem, a co dopiero gdybym to nie ja był jednym z tych pedałów.
Generalnie to ekshibicjonizm kręcił mnie przy seksie, nie powiem, że nie, ale poza nim to było mi to w większości przypadków zbędne. Ale nie, ta blond pokraka myślała inaczej, i już odwróciła się przez ramię, przysysając się do mnie i wdmuchując mi w usta dym.
Dobra, moja wina. Sam go tego nauczyłem.
Irytowało mnie to ciągłe pierdolenie o związkach i miłości, jakby grupa trzydziestolatków mieszkających w jednym z ciekawszych miast świata (okej, sam tak nie uważałem, ale to obiegowa opinia) nie miała innych tematów do poruszenia. Miałem się już wkurwić i jakoś zademonstrować swój stosunek do tego wybitnie kiepskiego doboru rzeczy, o których gadamy, ale sam zaciągnąłem się blantem, a i marihuana, którą wcześniej wprowadziłem do swoich płuc zaczynała działać i cudownie się zrelaksowałem. Odetchnąłem głęboko, wolną ręką obejmując trochę Maxa, trochę nie, dłoń ułożyłem na jego udzie.
Cherry? — zagadałem, bo naprawdę czułem się głupio w stosunku do rudowłosej, za to odpierdalanie Irwina z Ericiem i Maxa, jakiegoś kurwa konkursu na to, kto będzie bardziej ignorował wszystkich, tylko gapił się maślanym wzrokiem na swojego chłopaka. Cherry była naprawdę w porządku, no i wierzyłem, że potrafi sobie sama poradzić w towarzystwie i wcale nie potrzebuje do tego mojej pomocy, ale nie chciałem, by czuła się niekomfortowo. Skoro Max ma przeskakiwać się z Irwinem w pierdoleniu o miłości i o piątkach razem (ja wolałem niedziele, hue hue hue), ja mogłem porozmawiać z jego przyjaciółką. — Ty zajmujesz się w waszej redakcji działem z urodą, nie? Dobrze zapamiętałem?
— Zapamiętałeś? — wyraźnie się zdziwiła. — A skąd wiesz?
Kciukiem wskazałem na siebie, znaczy na Maxa, ale na mnie, ale na Maxa, skoro teraz byliśmy jednokurtkową amebą.
No ale? Tak?
— Aha?
O, to może będziesz wiedziała. Potrzebuję masażu. Ale takiego porządnego, dobrego masażu, zapłacę za niego, mogę zapłacić dużo, ale potrzebuję, by ktoś mnie porządnie rozluźnił. Może być tak, żeby mnie bolało, nie obrażę się nawet na zakwasy przez kolejne dni, ale chcę kogoś takiego. Jest szansa na to, że ty wiesz, do kogo mógłbym pójść? Nie wiem, może robiłaś jakieś zestawienia czy coś takiego…


Gazelle - 2018-11-22, 16:23

Max z reguły wcale się tak nie zachowywał. Okej, lubił przytulać się do Iana, całować go, ale potrafił się powstrzymać w miejscach publicznych, zwłaszcza z wiedzą że Ian pewnych gestów po prostu nie lubił. Ale w tym momencie zrzucił to na dalszy plan, czując się idiotycznie sprowokowany przez Irwina. Była szansa, że zwyczajnie sam sobie wmówił tę głupiutką rywalizację, ale jakoś...
Chyba chciał przekonać świat, jak bardzo z Ianem do siebie pasują. I jak cudowną parę tworzą.
A może chciał to udowodnić sobie...
Przede wszystkim, to nie powinien dostarczać sobie do płuc kolejnej porcji marihuany, bo to zasrane zielsko z przyjemnie wesołkowatego humoru wprowadzało go w dziwną melancholię i przymulenie.
Możesz do mnie — wymamrotał cicho, gdy Ian wspomniał o masażu.
— Max, kotku, Ian chyba miał na myśli profesjonalnego masażystę — zauważył Irwin z uśmieszkiem.
— Hm, coś rozluźniającego, tak? Jak potrzebujesz pozbyć się napięcia, złagodzić stres, a także męczy cię ból, to mogę ci w sumie polecić masaż czekoladą. Sama na takim byłam, jest naprawdę świetny, a przede wszystkim przyjemny. Wychodzisz z niego zdecydowanie lżejszy i spokojniejszy. I nie jest wcale aż tak drogi, chociaż też nie tani. Ale z sercą na ręku...to jest, z ręką na sercu mogę polecić. Dam ci namiary na fajnego masażystę, ale to później, bo teraz chyba jestem ciuuuut spizgana — zachichotała.
Max sam nie wiedział jak czuł się z myślą o obcym typie masującym JEGO Iana, przesuwającym swoimi niegodnymi dłońmi po tym boskim ciele...no, nie, czuł się z tym źle. Ale nie mógł zabronić Ianowi zadbania o własny komfort.
Ian nie lubi słodyczy — mruknął. — W ogóle ich nie je. Wszystko gorzkie, gorzkie. Nawet kawę pije gorzką, jak ostatni heretyk. Jak dobrze, że ma chociaż mnie, to już trochę słodyczy w życiu.
Naprawdę nie rozumiał tego zbiorowego parsknięcia śmiechem.
A nawet dużo słodyczy! — prychnął, niewzruszony. — Prawda? — obrócił nieco głowę żeby spojrzeć w twarz swojego chłopaka. Spojrzeć się znacząco, delikatnie sugestywnie.
— To naprawdę szkoda, że nie przepadasz za słodyczami. Ostatnio zatrudniłem laskę, która jest geniuszem deserów. Ge-niu-szem. W ogóle, jestem bardzo urażony faktem, że nikt z was jeszcze nie zajrzał do mojej restauracji — stwierdził Irwin.
A możemy liczyć na darmowy obiad?
— A czy ja wyglądam na organizację charytatywną? — mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem. — Żartuję. Kumpli i kumpele karmię za fri. Więc nie macie już wymówki.
Hm, wpadniemy, co nie? — spytał Iana. Bo Sheryl nie musiał się pytać, wystarczyło ją zgarnąć po pracy.
Rozpływał się w ramionach Iana. Było mu tak miło, ale jednocześnie tak dziwnie. Jakby gdzieś czaił się niepokój, tak pod skórą. Ale z drugiej strony czuł przecież to ciepło. Grunt, że w ramionach Iana było mu bezpiecznie.
Szkoda tylko, że nie zorientował się że paplał to wszystko na głos pod nosem. Mógł to na szczęście usłyszeć tylko Ian, bo Eric podłapał temat masażu czekoladą i zaczął o tym rozprawiać z Sheryl. W końcu, pewnie dotykały go podobne dolegliwości co Iana.


effsie - 2018-11-22, 20:57

Słuchając słów Sheryl, skrzywiłem się na samą insynuację tego, że miałbym zgodzić się oblewanie mnie czekoladą. I nie omieszkałem też zakomunikować tego werbalnie:
Masaż czekoladą? To chyba kara. — Boże, to brzmiało jak koszmar. — Nie, to totalnie odpada, nie ma mowy. Już pomijając to, że nie lubię zapachu czekolady, to w ogóle mnie to nie jara, oblewanie się jakąś czekoladą, bitą śmietaną czy cokolwiek w tym stylu.
Aż mnie zniesmaczyło, co było widoczne na mojej twarzy, na pewno. Nigdy, przenigdy nie chciałbym, by ktokolwiek mnie czymś oblewał, nawet jak nie miałoby mieć to podtekstu erotycznego, a byłoby przy zwykłym masażu. Za nic nie potrafiłbym się rozluźnić czy czerpać z tego przyjemności, myślałbym tylko o tym, kiedy to się skończy.
— My tam lubimy… — Uśmiechnął się Eric i cmoknął Irwina w czoło.
Boże, nigdy w życiu. — Wzdrygnąłem się, wciąż się ostentacyjnie krzywiąc. — To w ogóle nie są moje klimaty, Cherry, ja nie chcę czegoś takiego, właśnie totalnie odwrotnie. Ten masaż nie musi być przyjemny, może mnie boleć i pewnie by bolało, miałem takiego kolesia w Chicago, jęczałem na jego łóżku i umierałem, ale potem byłem jak nowonarodzony. Ale próbowałem sobie znaleźć kogoś takiego w NY i lipa, dlatego pytam. I tak, bejb, ty jesteś najsłodszym, co mnie spotyka na co dzień — zgodziłem się. — Dlatego muszę uważać żeby cię nie przedawkować, wiadomo, co za dużo to nie zdrowo — dodałem wrednie, szczerząc się jak debil i przytrzymałem go w pasie, w razie gdyby zamierzał uciec. Nie to by miał jak, skoro był uwięziony w mojej kurtce, ale tak czy inaczej.
Przysłuchałem się jednak Irwinowi, który zaczął mówić o swojej restauracji i zastanowiła mnie w sumie jedna rzecz.
Jasne, możemy. Gdzie jest ta buda z hot-dogami? — zainteresowałem się, a potem kontynuowałem: — W ogóle, bo niezbyt łapię, jaka jest twoja rola w ten knajpie? Jesteś właścicielem, tak? Czyli, co robisz? Ogarniasz zamówienia, nadzorujesz wszystko, zarządzasz personelem, finansami, robisz biznesplany na kolejne lata i tak dalej, nie? Nie jesteś kucharzem?


Gazelle - 2018-11-22, 23:22

Więc właśnie, tak jak Max mówił, Ian nie był fanem czekolady. A szkoda. To znaczy, sam nie miał żadnych erotycznych fantazji z tym związanych, jak ta druga mizdrząca się dwójka (chcąc-nie-chcąc Max zresztą miał okazję już wcześniej dowiedzieć się o niektórych rzeczach, które małżeństwo ze sobą wypróbowało i...może i podobały mu się eksperymenty z Ianem, ale bez przesady), ale była smaczna, ładnie pachniała, a desery czekoladowe...
Nabrał ochoty na ciasto czekoladowe z polewą czekoladową. I gorącą czekoladę do picia. Mmmm.
Szarpnął się lekko w miejscu, zupełnym przypadkiem uderzając łokciem w brzuch Iana. Przypadkiem. Serio.
Uważać. Żeby nie przedawkować. Psia mać.
Ale pierdolisz — odparł tylko. — Ale jeżeli tak ci zależy, to mogę zadbać o to żebyś przypadkiem nie przedawkował...tylko nie sądzę, żeby takie środki ostrożności przypadły ci do gustu — dodał po chwili, nadal obrócony tak żeby Ian mógł zobaczyć jego niewinną minę.
— Czyli szukasz czegoś mocnego, porządnego i bolesnego. Duży kaliber. Hm, okej, mam kilka typów, więc na pewno znajdę coś dla ciebie — zapewniła rudowłosa, uśmiechając się szeroko do Iana. Sheryl miała naprawdę czarujący uśmiech. I gdyby nie była to jego najdroższa przyjaciółka, pewnie poczułby się w tym momencie mocno niepewnie.
— Sam jesteś buda z hot-dogami — odfuknął Irwin na ten tekst, a Max parsknął głośnym śmiechem.
Australijskie...parówki... — wykrztusił z siebie i znowu się roześmiał.
— Jest właścicielem. Na papierku — powiedział Eric, gdy Max się już trochę uspokoić i mężczyzna zyskał w ogóle szansę na to by się odezwać i nie być zagłuszonym. A Max tymczasem ocierał łzę spod oka. — Tym wszystkim, co wymieniłeś, tak właściwie zajmuję się ja, bo – bez urazy kochanie – ale gdybym zostawił to na jego głowie, to to przedsięwzięcie by padło na ryj — Irwin westchnął ciężko, ale nie zaprotestował. I dobrze, myślał Max, bo przecież Eric miał totalną rację. — A wiesz, ja już mam doświadczenie w prowadzeniu biznesu, zresztą ty też rozumiesz jak to jest, a że Irwin się uparł że chce własną restaurację, to czemu nie? Jest świetnym kucharzem, teraz w końcu może się całkowicie w tym spełniać. I idzie mu zajebiście — powiedział z dumą. Ian tak nie chwalił Maxa. Ale z drugiej strony, czy miał do tego powody? W końcu Max nie miał żadnej umiejętności, w której byłby zajebisty. Poza seksem.


effsie - 2018-11-23, 00:46

Ała — jęknąłem z bólu, czując ten kościsty łokieć wbijający się mi między żebra. Co za skurwiel z tego blondasa, wrrr. Ja mu użyczam swojej kurtki, a ten odpierdala jeszcze w taki sposób! — Środki ostrożności to ty będziesz musiał podjąć, żeby móc usiąść na dupie — warknąłem groźnie, bo to była groźba! Ostatni raz, kiedy tyłek Maxa ugościł mnie nieprzygotowanym było po tym wypadzie na karaoke, co w sumie nie jest tak dawno temu, ale mnie… cóż, wydawało się jakby wieki.
Po prostu czas z tym gnojkiem był niesamowity i wydarzyło się tak wiele, że trudno to było objąć rozumem, albo zwyczajnie ja miałem go tak małego jak Kubuś Puchatek i nie dawałem rady.
Co właściwie było bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, co tu się działo.
Podziękowałem Sheryl uśmiechem i tylko pogładziłem Maxa po udzie, kiedy wpadł na swój wysublimowany żarcik.
Tak, bejb, zadbamy o to, żeby ci nie zabrakło jedzonka. A wiem, że w buzi trzymasz tylko jeden rodzaj mięsa. Takie masz wysublimowane gusta — droczyłem się z nim, układając brodę na ramieniu mojego blondasa i owiewając jego szyję ciepłym oddechem. Blanta oddałem dalej, nie spodziewając się, że już do mnie wróci, raczej mało po nim zostało; i gdyby ktoś chciał, mogłem skręcić więcej, ale na razie wcale tego nie potrzebowałem, było mi dobrze. Wtuliłem brodę jeszcze bardziej w kościste ciało Maxa, na chwilę przymykając oczy i otworzyłem je dopiero, gdy Eric opowiadał mi knajpie jego, Irwina, coś tam. — O, no to gratulacje, duże. Jak to się w ogóle stało, że mieliście jak z tym wystartować? Nie znam się na tym kompletnie, ale słyszałem, że jak otwiera się restaurację to trzeba być gotowym na rok, czasami nawet więcej, gdy tylko się ładuje w knajpę. Personel, zamówienia, design, no, sami wiecie. To kupa siana — zauważyłem rozsądnie. — Co to w ogóle za kuchnia?
Byłem serio ciekaw; mega jarali mnie ludzie z pasją, ci, którzy realizowali się w swoich rzeczach i byli tym zajarani. Chętnie ich słuchałem i naprawdę lubiłem, gdy opowiadali mi swoje historie – nawet jeśli pozornie to nie była moja bajka.
A ponieważ nie miałem już ręki, w której musiałem trzymać skręta, wysunąłem ją niezdarnie z rękawa (pomagałem sobie trzymając mankiet drugą dłonią) i, juz pod kurtką, złapałem Maxa za rękę. To nie było coś, co robiłem normalnie, ale jakoś tak dziwnie było gdy on nie mógł się nawet do mnie przytulić, czy mnie objąć, a poza tym wszystko było pod kurtką i nic nie widać.
No.


Gazelle - 2018-11-23, 02:16

Ojej, ale się boję — odszepnął zaczepnie. Doprawdy, Ian powinien się już dawno temu zorientować, że te groźby na Maxa nie działają.
Miła atmosfera sprawiała, że chwilowo zapominał o swoich zmartwieniach w związku z wydarzeniami czwartkowego wieczoru. I wątpliwościami, które nastąpiły wraz z nimi. Wątpliwościami, które zahaczały o tę sferę, w której przecież zawsze czuli się najlepiej. W sferę seksualną. Bo Max...zwyczajnie się bał. Bał się skrzywdzić Iana, zrobić coś ponownie wbrew jego woli. Bał się, że już wywołał uraz w Ianie, że...
Ale w tym momencie o tym nie myślał. Jego myśli gdzieś sobie dryfowały, gdzieś się niby czaił ten niepokój, ale siedział cicho i się nie wychylał, a Max cieszył się lubianym towarzystwem i dzieleniem ciepła z ukochanym.
Zważywszy na to jak bardzo lubię to mięso, to zaczynam kwestionować swój wegetarianizm — odpowiedział, przechylając swoją głowę lekko w bok, żeby dotknęła się z głową Iana. Złapał spojrzenie Sheryl, której mimika przestawiała coś dziwnego, będącego połączeniem zażenowania i rozczulenia.
Dalej już skoncentrował się na przysłuchiwaniu się rozmowie między Ianem, a Ericiem i Irwinem. Sam również podziwiał tę dwójkę za to, że była w stanie utrzymywać dwa dobrze prosperujące biznesy. Maxa raczej nie ciągnęło w stronę bycia przedsiębiorcą, zupełnie nie czułby się w tym dobrze, ale skoro oni się dzięki temu spełniali...
— Wege — odpowiedział Irwin, a Max – mimo iż nie mógł tego zobaczyć – aż czuł jak Ian przewraca oczami.
— Oczywiście — mruknął mu przy uchu Ian. Ian, który...o, cholera, złapał go za rękę. To było coś...rzadko spotykanego. Zazwyczaj przy okazji ich rozmów w łóżku, kiedy robiło się tak uroczo i w powietrzu między nimi wisiała taka słodka atmosfera. Tym razem jednak byli wśród innych ludzi, a Ian mimo to złapał go za rękę, i co z tego że nikt nie widzi, i serce Maxa chciało wyskoczyć z piersi, i to było takie miłe, cudowne...!
— A co do siana, to mieliśmy trochę uzbierane, tak właściwie, więc start był w miarę gładki.
— Zbieraliśmy na dom na przedmieściach. Chyba każdy ma w życiu taki moment, że chce uciec od zgiełku, zaznać trochę spokoju... — mówił Eric, zanim nie wypowiedział się Irwin:
— ...ale zamiast tego urządziliśmy sobie urlop w małej prowansalskiej miejscowości, i było cudownie, dopóki nie stwierdziliśmy że jednak kochamy ten śmierdzący Nowy Jork.
Byliście w San Fran? To jest dopiero śmierdzące miasto — wtrącił się Max, który właśnie splótł ładnie swoje palce z palcami Iana. Kurtka chroniła ten słodki widok ich splecionych dłoni przez oczami uczestników świata zewnętrznego.
— No, ale w każdym razie był jakiś start. Pracowałem wtedy w Hiltonie...
...pierdolisz — Max otworzył szeroko usta.
— No, ogólnie to tak, ale nie teraz. Serio. Nie byłem szefem kuchni, nie gap się tak. Zwykłym, szeregowym kucharzem — czyżby Irwin nabrał jakiejś skromności? Niespotykane. — Ale wkurwiałem się tylko tam, długa historia, opowiem innym razem, no i zawsze miałem to marzenie żeby prowadzić własną knajpę. Niekoniecznie coś dużego i aspirującego do gwiazdki Michelin, ale po prostu coś mojego, gdzie ja sobie rządzę, jestem nieograniczony w swojej fantazji, i to jest zajebiste. A biznes kręci się całkiem dobrze, nie narzekam.
Eric pocierał swoje ramiona, drżąc lekko, co od razu zauważył jego mąż.
— Ojej, kochanie, przecież ty tutaj marzniesz! — wypowiedział z troską w głosie, jakby to zupełnie nie była jego wina. — Kochani, zbieramy się do środka?
— Jestem za — zgodziła się Sheryl, która gasiła właśnie blanta.
A Max był średnio za, bo mimo iż było rzeczywiście zimno. to on się czuł bardzo wygodnie w swojej pozycji i nie chciał jej zmieniać. Przede wszystkim nie chciał odlepiać się od Iana, ale ten nie pozostawił mu wyboru, wypuszczając go ze swojej kurtki i podnosząc się, a Max z ciężkim westchnieniem również podniósł tyłek. Bardzo się cieszył z obecności przyjaciół, ale tę radość trochę psuła myśl o tym, że mógłby tę noc spędzić z Ianem, dzielić kolejne słodkie chwile, obsypywać kolejnymi wyznaniami miłości (chyba, że Ian w końcu miałby ich kompletnie dość, co prędzej czy później i tak by nastąpiło). Liczył na to, że następnego dnia ta słodycz między nimi się utrzyma, że spędzą cały dzień bez dramatów, tak zwyczajnie i miło.


effsie - 2018-11-23, 11:02

„Mieliśmy trochę uzbierane”, co tu dużo gadać, brzmiało jak niezła wkręta, bo, umówmy się, ci kolesie byli mniej-więcej w moim i Maxa wieku. I dobra, może rzeczywiście odkładali trochę na konto i tak dalej, ale, błagam. Nie dało się kupić domu bez kredytu, a chociaż sam nie siedziałem w knajpach to i niezbyt się na tym nie znałem, ale jeśli żaden z nich nie odziedziczył fortuny po rodzicu, wujku czy nie wygrał w Totka, to i taki pewnie musieli sobie hapsnąć. Nie by było coś w tym złego, oszczędności na bank pomagały, ale skoro wyszli na prostą, skoro mówili, że wszystko już nieźle przędzie – well, tylko pogratulować.
Nie należałem do zazdrosnych ludzi. Sukcesy innych nigdy nie sprawiały, że zieleniałem z zazdrości, wręcz przeciwnie, cieszyłem się takim szczęściem i chciałem dużo z tego czerpać – najlepiej tej energii, która z Irwina i Erica wręcz emanowała, gdy o tym gadali. Siedzieli w tym, ech, siedzieli po uszy i to było bardzo fajne, oglądać ich w ten sposób. Ja sam… pewnie nigdy bym się na coś takiego nie zdecydował. Kredyty, własne biznesy… to nie było dla mnie. Owszem, wynajmowałem lokal pod studio, ale to była największa stała w życiu, na jaką było mnie stać; wraz z tym sprzętem, który wyszukiwałem po przeróżnych aukcjach i udało mi się go zdobyć tylko dzięki ziomkom zaangażowanym w te klimaty. Nie ulegało wątpliwościom, że takie miejsce może pójść dalej, zwłaszcza w tamtej okolicy – czynsz był niski, to nie było modne, dużo bardziej… undergroundowe, choć też nie lubiłem tego określenia.
Miałem już zadawać kolejne pytania, kiedy gawiedź zaczęła się zbierać z dachu. Wyciągnąłem klucze z kieszeni kurtki i podałem Ericowi, mówiąc, że spoko, zaraz przyjdę, tylko spalę jeszcze papierosa; chciałem wypuścić Maxa, ale stwierdził, że ze mną poczeka.
Fajne jest siedzenie na dachach — rzuciłem, wciąż z brodą na ramieniu Maxa, bo moja kurtka może i była duża, ale nie aż tak, byśmy nie musieli siedzieć do siebie przyklejeni.
— Fajne jest siedzenie na dachach z tobą — poprawił mnie Max i pokręcił przecząco głową, gdy podsunąłem mu fajkę pod nos. — Ty jesteś… jak taka małpa, lubisz włazić w takie miejsca, co?
No lubię — przytaknąłem. — Są takie… nieoczywiste. Pamiętasz naszą pierwszą randkę? Wtedy też zabrałem cię na dach.
— Nieprawda — nie zgodził się ze mną Max, uśmiechając się cały czas delikatnie i przytulając swoją głowę do mojej; nasze dłonie wciąż pozostawały splecione pod moją kurtką. — To ja cię tam zabrałem.
Ach — zaśmiałem się krótko. — Racja… — mruknąłem, przypominając sobie tamtą noc. Na moją twarz wjechał błogi uśmiech i przyjemne wspomnienie rozlało się gdzieś w moim środku. — Tamta noc to jedno z takich wspomnień, które będą ze mną do końca życia. Takich, że wiesz… wiem, że to mega kiczowate, ale takich, że gdyby się zastanowić, kiedy się tak czułem, że żyłem to właśnie wtedy — gadałem, chyba nieco zjarany, ale tak już miałem, że pewne gadki włączały mi się w takim stanie.


Gazelle - 2018-11-23, 12:54

Ucieszył się, bo Ian postanowił spędzić z nim jeszcze chwilę na dachu. Sam na sam. I, ojej, tego właśnie Max potrzebował. Żeby usiedli w poprzedniej pozycji, ich dłonie ponownie się splotły, i w taki sposób przez chwilę po prostu cieszyli się sobą. Ian odpalił papierosa i dmuchał mu dymem praktycznie w twarz, ale...jakoś nie było mu z tym ani trochę źle. Uśmiechnął się delikatnie, przymykając oczy. Noc była piękna, niesamowicie, ale chciał pozwolić też innym zmysłom skupić się na sensacjach płynących z obecności Iana tak blisko.
Znowu to ciepło w środku. Te cholerne motylki. Sam właściwie nie wiedział, czy motylki to dobre porównanie, coś tak niby trzepotało, coś nim wstrząsało, ale to wcale nie musiały być akurat motyle. Może ćmy? Ważki? Albo małe kolibry? O, te ostatnie to mocno trzepotały tymi swoimi skrzydełkami, to mógł być dobry trop w stronę ustalenia, co to się tam z nim wewnątrz działo.
Tak — wyszeptał. — Dla mnie też. Nigdy wcześniej nie czułem się tak żywy. Taki wolny. Tak bardzo...nieskrępowany. I to wszystko dzięki tobie — mówił, niesamowicie ciesząc się tym, że to wspomnienie także dla Iana było tak ważne. — Tyle ci zawdzięczam, Ian. Wcześniej moje życie było...takie puste, niemrawe. Jak teraz wracam do tego myślą, to zastanawiam się jak mogłem w ogóle tak żyć, ja pierdolę.
Bo naprawdę, po tych wszystkich zmianach które w nim zaszły to było już dla niego nie do ogarnięcia. Mimo tego, że przez lata była to jego rzeczywistość, ta rutyna. Paskudna, paskudna, szara, brzydka, nudna rutyna. Której jedynym ubarwieniem były sporadyczne przygody łóżkowe z obcymi typami. Żaden z nich nie dotykał go tak, jak Ian, żaden nie dawał mu takiego spełnienia. Jego ciało...było stworzone do dotyku Iana. I tylko jego.
Nigdy wcześniej nie wpadłbym na to, że włamię się do pieprzonego lunaparku, w trakcie ucieczki przed ochroną dam się wyruchać w gabinecie luster, a potem uda mi się brawurowo spierdolić. To było szalone.


effsie - 2018-11-23, 15:48

Dobrze było go trzymać przy sobie, przytulać w ten pokraczny sposób, opierać brodę na jego ramieniu i rozkoszować się błogością marihuany, która rozchodziła się po twoim organizmie. Może i była końcówka stycznia, ale ciepło ciała Maxa sprawiało, że nie było mi ani trochę zimno; spletliśmy swoje dłonie pod kurtką jak dwójka nastolatków na jednej z pierwszych randek. To nie była nasza pierwsza randka, gdyby policzyć – pewnie i nie sto pierwsza, bo czasu z nim spędzałem zatrważająco wiele. Nie znałem żadnej definicji randki, ale jeśli miało być to spotkanie dwóch osób, które spędzają ze sobą czas, cieszą się swoim towarzystwem i nie potrzebują nic więcej to ja i Max… mieliśmy ich wiele. Naprawdę, naprawdę wiele.
Nie przeszkadzali mi jego znajomi, naprawdę nie – dość powiedzieć, że byłem ekstrawertykiem i lubiłem otaczać się innymi ludźmi, zwłaszcza tymi ciekawymi i pozytywnymi, inteligentnymi. Irwina, Erica i Sheryl tak naprawdę nie znałem, ale to nie znaczyło, że mi przeszkadzali. Nawet przeciwnie, cieszyłem się, że Max ma swoich przyjaciół, kogoś z kim po prostu chciał bywać i tak dalej. Ja naprawdę uwielbiałem ludzi. Zatrważającą większość ludzi, powiedziałbym, i choć ta parka gejów nieco mnie irytowała to nie przekraczali niebezpiecznej granicy wkurwienia, ba, nawet się do niej nie zbliżali; przy Sheryl zaś czułem coś, co było dla mnie nieco dziwne, mianowicie, pewien rodzaj… napięcia. Napięcia, które kazało mi nie tyle powstrzymywać się, co uważać, i choć wiedziałem, z czego to wynika, prawdę powiedziawszy, nie chciałem się do tego przyznawać nawet przed samym sobą.
W każdym razie – choć naprawdę lubiłem ludzi i choć naprawdę chciałem spędzić z nimi miły wieczór, nic nie stało na przeszkodzie by ukraść kilka samotnych chwil z Maxem.
Takie wspomnienia… to jest coś, czego nie możesz sobie postanowić, że stworzysz, nie? To się po prostu dzieje — powiedziałem, a Max odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie z czułością, której nie potrafiłem opisać słowami.
— Tak — przytaknął szeptem. — To się po prostu dzieje…
Zamilkłem, patrząc się w jego oczy. Te błyszczące, stalowe tęczówki pełne niewypowiedzianych rzeczy; choć może wcale nie do końca tak niewypowiedzianych, bo wciąż w pamięci miałem słowa Maxa sprzed kilku godzin – teraz, po tym czasie, wciąż mocno surrealistyczne, jakby nierzeczywiste.
Nie lubię, jak tak myślisz, Max — powiedziałem, nie odwracając wzroku. — Że coś mi zawdzięczasz, że coś jest dzięki mnie. To takie bzdury. Po prostu… Po prostu pokazujemy sobie nawzajem niektóre rzeczy, o których nie wiedzieliśmy, że mogą się nam spodobać. — Zagryzłem wargę, próbując ukryć wpełzający na twarz uśmiech; nadaremnie. — Jesteś taki niesamowity — wyszeptałem, i to wszystko naprawdę wina zielska, które sprawiało, że nie przejmowałem się tym, co gadam, po prostu, wylatywało to z moich ust. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że męczyłem cię swoim pierdoleniem przez miesiąc i w końcu przywykłeś do spędzania ze mną czasu, a żaden pedał nie sprzątnął mi cię z przed nosa — wymamrotałem, ciskając fajkę gdzieś w bok. — Dobrze, że się we mnie zakochałeś, teraz tak łatwo ci nie przejdzie — dodałem jeszcze, uśmiechając się już szeroko, bo nie byłem w stanie tego powstrzymać, no, pieprzone zielsko. — Wracamy na dół?


Gazelle - 2018-11-23, 20:22

W ciągu ostatnich miesięcy spędził tyle magicznych chwil z Ianem, że czuł się jakby trafił do pieprzonego Hogwartu, a ta chwila była jedną z nich. Po prostu...było idealnie. Po prostu. Bez żadnych specjalnych okoliczności, a mimo to...
Kompletnie się zanurzył, aż po czubek głowy. I zupełnie nie było mu z tym źle. Wręcz przeciwnie.
Ale...tak właściwie jest. Gdybyś się nie pojawił, to nadal bym tkwił w tym samym miejscu — powiedział cicho i rozpromienił się, gdy Ian nazwał go niesamowitym. Wcale nie uważał się za niesamowitego, a przede wszystkim nie sądził że Ian powinien go uważać za niesamowitego, ale mimo to jego serce wykonało porządnego fikołka, słysząc to słowo, które zabrzmiało tak szczerze, które było podszyte tak wyraźnym zachwytem. Nie zasługiwał na to, z pewnością, ale i tak zawłaszczał sobie te nienależne przywileje, był zachłanny.
Ja też się cieszę, Ian. Boże, tak się cieszę, że się dałem skusić temu pierdoleniu. Wiesz, jak się przed tobą broniłem? Ale już nie umiałem. Jakby coś mnie kompletnie sparaliżowało, i po tym mogłem myśleć już tylko o tobie — wyznał. — Nie przejdzie mi, Ian, byłbym skończonym kretynem gdybym chciał to przerwać — dodał, bo to jego zdaniem było oczywiste. Nie wyobrażał sobie w tym momencie życia bez Iana. I po co miałby, skoro było tak idealnie? Nawet w tych nieidealnościach, zwłaszcza w tych nieidealnościach niemalże.
Obaj mieli swoje wady, jeden więcej, drugi prawdopodobnie mniej (przynajmniej Max tak uważał, stawiając siebie oczywiście w tej pierwszej pozycji) i tworzyli związek miejscami zepsuty, na pewno patrząc na niego obiektywnie, jednakże dla nich to było po prostu idealne, niezastąpione.
Szczerze? Chciałbym jeszcze zostać tutaj z tobą. Uwielbiam ich, ale jest mi tutaj tak miło... — westchnął. — Ale wracajmy, wracajmy.
Tym razem sam, z ogromnym i niewypowiedzianym żalem, wypuścił siebie z kurtki Iana i podniósł się do pozycji stojącej. Gdy i Ian wstał, przylgnął do niego na moment, tym razem przytulając się do niego z przodu. Stanął na palcach i uniósł głowę, aby złączyć na chwilę ich wargi.
Kocham cię — wyszeptał te słowa, które nadal smakowały tak słodko na jego języku, po czym odsunął się i ruszył z nim na dół.
— O, gołąbeczki do nas dołączyły — Irwin wyszczerzył się do Maxa i Iana, a Eric wcisnął Maxowi w rękę kieliszek z winem, natomiast Ianowi kolejne piwo.
Zdążyliście nas porządnie poobgadywać? — spytał , a jeden z kącików jego ust uniósł się w górę.
— Oczywiście że tak.
To dobrze. Skoro dajemy wam do tego powody, to jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu jak wyjątkowi jesteśmy, prawda Ian? — zaszczebiotał do swojego ukochanego.


effsie - 2018-11-23, 21:31

Uśmiechnąłem się, słysząc to okrężne, bo okrężne, ale wyznanie Maxa – bronił się. Przede mną.
To nie tak, że rzucałem jakiś czar, zdecydowanie nie; traktowałem go wtedy jak kumpla, śmiesznego sąsiada zza ściany, który irytował się w zabawny sposób i można z nim było miło spędzać czas. Nie myślałem o nim jako o potencjalnym chłopaku, nigdy w życiu, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że nigdy nie przemknęło mi przez myśl by sprawdzić, jaki byłby w łóżku. Ale w moich wyobrażeniach w żadnym wypadku nie był taką wyuzdaną bestią, jak to, co nagle dostałem w pakiecie – gdybym tylko to wiedział…
Ach.
Może i lepiej, że nie wiedziałem.
Zacząłem zastanawiać się, jak to się stało, że… uczucia Maxa podążyły w taką stronę. Nie miałem jeszcze okazji tego przeanalizować, przemyśleć na spokojnie, co to oznaczało i tym podobne; ale i teraz nie było mi to dane, nie z tym blondasem na kolanach. Tym razem na jego westchnienie pocałowałem go w skroń.
Bejb, wiesz, że to dach budynku, w którym mieszkamy? Możemy tu wleźć praktycznie w każdej chwili — wymruczałem mu do ucha jeszcze na chwilę przed tym, jak sam wstałem i wsunąłem ramię z powrotem do rękawa. — Muszę sobie wymyślić tekst na to twoje kocham cię, żeby ci coś odpowiadać. Hmm… — zastanawiałem się, kiedy schodziliśmy już po drabinie na dół i zamykałem za nami klapę od wejścia na dach. — Co powiesz na „nie zesraj się”? Nasz dialog będzie wyglądał tak: ty będziesz mówił „kocham cię”, a ja na to „nie zesraj się”. Mnie się podoba — wyszczerzyłem się szeroko do Maxa, a w odpowiedzi zostałem zepchnięty ze schodów. — Osz ty mała kurwo… — mruknąłem i zasadziłem się na niego, ale czmychnął mi spod rąk, więc podjąłem się wyścigu.
I, tak, jak dwójka pięciolatków, ścigaliśmy się przez pięć pięter w dół, robiąc ogromny harmider i śmiejąc się jak idioci, a do mieszkania Maxa wpadliśmy nieco zasapani.
Mam cię! — oznajmiłem, łapiąc tego blondaska w końcu w pasie od tyłu i podniosłem go, gdy się wyrywał, co Sheryl skwitowała krótkim:
— Boże, jak dzieci.
Nie przejęliśmy się, żaden z nas, a ja postawiłem Maxa na ziemię i wywróciłem oczami na tekst o gołąbeczkach.
No pewnie, że jesteś wyjątkowy — przytaknąłem, szczerząc się jak debil. Skinąłem głową w podziękowaniu Ericowi za piwo i pociągnąłem łyka, zanim poczochrałem Maxa po głowie. — W końcu nie chodziłbym z tobą, gdybyś nie był, nie?
Puściłem oczko Maxowi i ściągnąłem kurtkę, a mój chłopak rozbierał się obok.
Co robimy? Gramy w butelkę? — wyszczerzyłem się do Sheryl, ale zaraz dostałem kuksańca w bok od mojego własnego chłopaka.
— Sam jesteś butelka — wyburczał Max, korzystając z faktu, że Irwin z Ericiem nie zdążyli rozsiąść się na mojej pufie i sam mnie tam popchnął, potem moszcząc się na moich kolanach.
— Och, pograjmy w Never Have I Ever! Nie robiłem tego od studiów! — ucieszył się od razu Irwin. — Nawet zacznę! Nigdy nie spałem z kobietą — wyszczerzył się.
Spojrzałem na niego, wzruszyłem lekko ramionami i – razem z Sheryl – napiliśmy się swojego alkoholu. Też mi wielkie rzeczy.
— Max! Twój chłopak nie jest gejem! — Irwin zrobił wielkie oczy i wyglądał jakby był naprawdę w szoku.
Albo nawet jakbym zabił mu matkę.


Gazelle - 2018-11-23, 23:59

Sheryl miała rację, totalnie zachowywali się jak beztroskie dzieciaki, i Max to uwielbiał. Boże, jak to uwielbiał. Może rzeczywiście mentalnie był dzieciakiem, i to wcale nie mniejszym niż Ian? I czy było to takie złe? Nie.
W takim razie dobrze robię, pielęgnując swoją wyjątkowość — odparł, całując Iana w policzek.
I jeżeli coś wyniósł z domówki u Sheryl (oprócz obitej buzi) to to że nie zamierzał już więcej dawać się wkręcić w żadną zabawę w butelkę. A tym bardziej Iana. Taki chuj. Nawet jeżeli całe grono było mu bliskie, to...nie. Nie, i już. Gdyby Irwin pocałował mu Iana...wrr. Max wiedział, że Irwin był po uszy zakochany w swoim mężu, ale tak czy śmak. Usta Iana były tylko jego. Koniec i kropka.
Wow, nie miałem pojęcia. To straszne, jak ja to przeżyję — mówił znudzonym głosem ociekającym sarkazmem, gdy Irwin dzielił się swoją rewelacją. — Niesamowite, doprawdy.
— Eee, to znaczy że wiesz o tym?
Ciężko, żebym nie wiedział. Zwłaszcza że czasami przyprowadzał swoje panny do naszego pokoju...
— CO?!
No, jak byliśmy w college'u, jeny, przecież ci mówiłem że byliśmy współlokatorami w akademiku.
Irwin już nic na to nie odpowiedział, ale spojrzał na Maxa z wyraźnym współczuciem wymalowanym na twarzy, które było zupełnie niezasadne, bo przecież wtedy wcale tego nie przeżywał. Ot, jego początkowa fascynacja ustąpiła przez świadomość tego, że Ian i tak się nim nie zainteresuje, bo po prostu wolał waginy od kutasów. Okazało się koniec końców, że się mylił, ale wtedy to myślenie było jak najbardziej zgodne z prawdą.
Nie mów mi, że jesteś bifobem — zmrużył oczy, patrząc się cały czas na Irwina. Wprawdzie Ian się właściwie sam nie określił jako bi... — Czy panfobem. Nie ma nic złego w orientacji Iana, teraz jest ze mną i to się liczy — obrócił się, uśmiechając się do Iana.
— Nie no, coś ty, absolutnie nie. Tylko się zdziwiłem — Irwin uniósł ręce w geście kapitulacji, a z całej niezręcznej sytuacji wybawił go jego mąż:
— Dobra, moja kolej! Nigdy nie dostałem kosza!
Hm, to było interesujące. Bo czy liczyło się to, że Ian go pierwszy raz odrzucił? Wtedy, gdy kazał mu spierdalać, bo on nie bawi się w żadne układy. Ha, ostatecznie urok Maxa przezwyciężył wszystkie ograniczenia, które Ian sobie postawił!
W sumie postanowił zaliczyć ten incydent jako kosz, więc upił nieco wina ze swojego kieliszka. Podobnie jak niezadowolony Irwin, który spoglądał na swojego męża z wyrzutem.


effsie - 2018-11-24, 00:28

Przeprosiłem cię za to! — zaperzyłem się natychmiast, jak Max przywołał (nie bezpośrednio, ale zawsze) tamtą sytuację, której był świadkiem. No, przyznaję, to nie było najbardziej… koleżeńskie zachowanie na świecie, ale naprawdę czułem się potem z tym źle i było mi głupio.
A Max przynajmniej widział, jak wygląda seks faceta z babeczką. Grunt to zbierać doświadczenie, nie?
Zaczynam myśleć, że ta gra jest całkiem zabawna przy poznawaniu nowych ludzi — wyszczerzyłem się, widząc spojrzenie, którym Irwin obdarzył Erica. Sam jednak uniosłem butelkę do ust i pociągnąłem łyka, a potem zaskoczony prawie się zakrztusiłem. — Dostałeś od kogoś kiedyś kosza? — spytałem z nieukrywanym zaskoczeniem mojego chłopaka, który właśnie odsuwał kieliszek od ust.


Gazelle - 2018-11-24, 00:43

Z jednej strony nieco schlebiało mu to szczere zdziwienie Iana faktem, że Max dostał kiedyś kosza, ale z drugiej...
Jezu, ten jego chłopak czasami był tak uroczo durny.
Parsknął cicho pod nosem i kątem oka spojrzał na Irwina i Erica. Irwin wydawał się lekko zażenowany faktem, że wydało się że i on dostał kosza, co Maxowi wydawało się być totalnie idiotyczne. Och, ale tak, to był dumny Irwin, który w swojej dumie był nawet gorszy od Maxa, i pewnie dlatego miał problem z przyznaniem się do tego, że kiedyś został odrzucony.
Max też trochę się tego wprawdzie wstydził, ale tylko dlatego że był to akurat Ian. Gdyby miał w swoim życiu jakiegoś innego faceta, który dał mu kosza (a nie miał, ha!) to pewnie by w ogóle nie miał problemu z przyznaniem tego, ale, cóż.
Westchnął ciężko i obrócił się nieco w stronę twarzy Iana, na którego kolanach sobie wygodnie siedział.
Poważnie, Ian? Ty mnie o to pytasz? — mruknął cicho, patrząc się znacząco na swojego chłopaka. Jeżeli nadal się nie domyślił, no to Max naprawdę go nie rozumiał. — Ej, a ty to niby od kogo? — dodał już trochę głośniej. Bo ciężko było mu uwierzyć, że ktokolwiek mógłby odmówić Ianowi. Przecież wystarczyło na niego spojrzeć, żeby już mięknąć w kolanach! A gdy się go poznawało bliżej, to to groziło zakochaniem po uszy – Max mógł potwierdzić swoim przykładem swojej biednej osoby.


effsie - 2018-11-24, 00:58

Spojrzałem na Maxa przez chwilę z jeszcze większym niezrozumieniem, ale po chwili wpatrywania się we mnie przez Maxa zacząłem się domyślać, o co może mu chodzić i wybałuszyłem oczy. Coooooooo…
O kurwa.
Teraz wszystko nabierało sensu.
Czy on myślał wtedy, że…
Ten cały Francuz to nie był tylko mi na złość, ale też przez to, że Max dostał ode mnie kosza?
Ty myślisz, że ja ci dałem wtedy kosza? — palnąłem, szczerząc się głupio i zupełnie nie przejmowałem się tym, że ktoś mógł nas usłyszeć. A, no kurde, raczej nas słuchała ta cała trójka obok (warto zaznaczyć, że Sheryl również napiła się wina, Eric został sam w swoim teamie). — Boże, jesteś rozkoszny — roześmiałem się, ignorując ostre spojrzenie mojego blondaska. — Boże, bejb, ale ty wtedy byłeś nudny. Obraziłeś się za taki tekst? Błagam, teraz byś nawet nie zwrócił na to uwagi — gadałem cały czas uśmiechnięty.
— Ian — warknął Max — zamknij się.
I zamknąłem się, choć nie przestawałem się uśmiechać, no co za głupek. Zamiast tego postanowiłem wytłumaczyć, tym razem już całej gawiedzi:
A ja, no, od jakichś lasek. Wiecie, znaczy, Sheryl, może ty wiesz, ale laski w większości są dziwne. Chcą żeby z nimi chodzić, zanim zaczniecie się ruchać. — Wywróciłem oczami, demonstrując, co o tym sądzę, na co Max uderzył mnie pięścią w ramię. Coś agresywny robił się ten mój chłopak, ale ja cały czas byłem wesoły, nie wiem, czy to ta atmosfera, czy marihuana, czy wszystko na raz, ale no, fajnie. — Więc zdarzyło mi się dostać w mordę, czy, hm, jak wy to ładnie mówicie, dostać kosza za… omińmy to eufemizmem – ha, nauczyłem się używać ładnych słów od Maxa – bycie zbyt bezpośrednim w kontaktach międzyludzkich.


Gazelle - 2018-11-24, 01:36

Sęk w tym, że wtedy było zupełnie inaczej! A Ian był jeszcze bardziej głupi, że tego nie rozumiał.
Bo wtedy był ten moment, gdy Max zaryzykował, gdy w końcu pozbył się hamulców i wyciągnął rękę po to, czego pragnął...żeby zostać odrzucony i upokorzony w najgorszy sposób. Tak właśnie to wtedy odczuwał, i nie chciał do tego wracać myślami, nie chciał sobie już psuć nastroju.
Irwin i Eric przysłuchiwali się ze znakami zapytania wymalowanymi na twarzy, Sheryl natomiast była niewzruszona (oczywiście że tak, ona wiedziała co wtedy się wydarzyło). Irwin, ta ciekawska cholera, pewnie już chciał dopytywać, o jaki tekst niby chodziło, ale zanim zdołał się odezwać Ian wcisnął się ze swoim tłumaczeniem dlaczego również zamoczył usta w alkoholu.
Aha, czyli praktycznie narzucałeś się tym biednym dziewczynom — przewrócił oczami. Okej, to miało sens. Max był całkowicie pozbawiony obiektywizmu, ale musiał zrozumieć, że nie każda osoba na świecie miała ochotę na dobranie się do Iana. — Ale widzisz, teraz cię już to przynajmniej nie spotka!
...inna sprawa, że i bez tego Ian dostał od Maxa w mordę. Dwa razy.
Okej, to teraz...ja, tak? — Eric skinął głową, więc Max kontynuował: — W takim razie...nigdy nie bawiłem się w żadne przebieranki przy seksie!
Eric i Irwin bez słowa napili się trzymanych przez siebie alkoholi, a Max się skrzywił.
...serio? Serio? — rzucił im oceniające spojrzenie. To była kolejna praktyka podczas seksu, której zupełnie nie rozumiał. Rozmawiał kiedyś o tym z Sheryl, i jego przyjaciółka podzielała to zdanie, ale, ponownie, nie wydawała się być wcale wzruszona tym, że najwyraźniej Irwina i Erica musiało to kręcić.
— Ale bez kink-shamingu proszę! — zaperzył się Irwin. — Na pewno wy też macie jakieś nietypowe upodobania! Zresztą, to nawet nie jest wcale nietypowe, więc o chuj ci chodzi.
Nie no, róbcie sobie co tam chcecie, ale ja bym chyba opadł z zażenowania — wzruszył ramionami, dając tym tekstem jednoznacznie do zrozumienia Ianowi, że się w życiu nie pozwoli wcisnąć w jakieś seksowne ciuszki, czy jakieś inne przebrania do odgrywania durnych scenek. Chociaż był prawie pewien, że i Ian nigdy by tego nie zaproponował. Za bardzo lubił w końcu nagość.


effsie - 2018-11-24, 10:40

Wręcz przeciwnie, nikomu się nie narzucałem, byłem po prostu szczery! — oburzyłem się ze swojej wygodnej, półleżącej pozycji. Max siedział wyprostowany na moich kolanach i nieco zasłaniał mi przez to Sheryl, ale nieważne, przynajmniej nie obściskiwaliśmy się jak tamte dwa pedały, wprawiając przy tym jego przyjaciółkę w niekomfortowe położenie. — Nie udawałem, że chodzi mi o coś innego, niż seks, a niektóre laski lubią się oszukiwać i dodawać drugiego dna tam, gdzie go nie ma. — Wzruszyłem ramionami.
Istniała możliwość, że to był właśnie seksizm, że byli i faceci, którzy zachowywaliby się w ten sposób, ale moje doświadczenie w tej materii było znacznie uboższe, a to przecież nim dzieliliśmy się w tej grze.
I, znowu, wszystko zostało sprowadzone do seksu i relacji intymnych. Właściwie powinienem się już do tego przyzwyczaić, no i, jakoś nieszczególnie mi to przeszkadzało.
Zwłaszcza jak dowiadywałem się takich rewelacji.
Irwin i Eric unieśli swoje drinki do ust, a i ja napiłem się piwa; Max, zajęty krzywieniem się na ich widok, chyba nie zwrócił na mnie uwagi, a ja zasłuchałem się w jego słowa.
No, to już wiedziałem.
I to, co umknęło mojemu chłopakowi, nie umknęło ani trochę pozostałym gościom w salonie, a Irwin wskazał na mnie kciukiem.
— Zresztą, Ian jest w naszym teamie. — Wyszczerzył się wrednie i dodał: — I najwyraźniej musi sobie poradzić bez tego, skoro tobie by opadł z zażenowania… — Irwin wykrzywił usta w podkówkę w prześmiewczym geście, a Max odwrócił prędko głowę i spojrzał na mnie nieco zszokowany.
Wzruszyłem lekko ramionami.
No, czasami tak jest, że w związku nie pokrywają się wszystkie preferencje — mruknąłem, nieco gorzko, bo moje myśli powędrowały od razu w inne, czwartkowe rejony, ale to absolutnie nie był dobry moment do rozważania tych kwestii. Potrząsnąłem głową. — Patrzcie mnie. Nigdy nie myślałem, że będę się wypowiadał jako specjalista od związków — rzuciłem, by trochę odbiec od tego tematu i potem zorientowałem się, co zrobiłem. — O niee… czy ja właśnie zmarnowałem swoją szansę…
Irwin, bez wahania, zanurzył usta w alkoholu. No tak, specjalista od związków jak się znalazł. Ten czarnuch był w sumie nawet trochę zabawny.
— Teraz ja? — podchwyciła Sheryl, uśmiechając się przebiegle i podążyła wzrokiem po nas wszystkich. — Hmm… — Rudowłosa wyglądała, jakby planowała komuś dopiec. Utkwiła wzrok w Irwinie i Ericu, jakby chcąc by przyznali się do kolejnego… kink-shamingu, jak nazwał to Max i wypowiedziała niewinnym tonem: — Nigdy nie uprawiałam seksu w przestrzeni publicznej.
Och.
No cóż.
Obaj z Maxem, jako jedyni w pokoju, unieśliśmy alkohol do ust.
— Och, proszę, proszę! — Irwinowi zaświeciły się oczka. — Widać nie musieliśmy długo szukać, by znaleźć wasze nietypowe upodobania — wyszczerzył się. — Gdzie to robiliście? — zainteresował się od razu.
Razem z Ericiem nie wydawali się jakoś szczególnie zszokowani, w przeciwieństwie do Sheryl, która zrobiła wielkie oczy i po prostu wgapiła się w Maxa, mrugając, jakby odebrało jej mowę. Ja sam nie zrobiłem nic ponad ułożenie ręki na udzie mojego chłopaka, no wielkie mi mecyje.


Gazelle - 2018-11-24, 17:01

— Ej, nie tylko laski! — żachnęła się Sheryl, występując przeciwko tej generalizacji.
Właśnie. A Marcus? — dodał Max, wymawiając to imię z wyraźną niechęcią w głosie. Wprawdzie przez tę sytuację to akurat Max dostał w mordę, ale poza tym pasowało to jako przykład doszukiwania się drugiego dna tam, gdzie go nie było. Bo Ian chyba nie sugerował mu, że będzie z tego coś więcej niż seks, prawda?
...prawda?
Oby nie. A jeżeli to robił, to Max ufał mu, że nie było to świadome.
Maxa z kolei zupełnie nie zdziwiło, że kolejna alkoholowa gra kręciła się wokół tematu seksu i związków. Jakoś się tak chyba po prostu przyjęło, że tego typu wyznania były najbardziej pikantne. A że zgromadzone w tym pokoju osoby akurat dogadywały się dobrze, to i nie było problemu i wielkich niezręczności z dzielenia się nimi.
Obrócił gwałtownie głowę, czując aż ból karku, kiedy Irwin zwrócił uwagę na fakt, że po wyznaniu z przebierankami do seksu również Ian dołączył do grona pijących alkohol. Nie...nie spodziewał się tego. W ogóle. Ian nigdy mu o tym nie mówił.
Poczuł silne ukłucie w sercu, gdy Ian powiedział o niepokrywających się preferencjach, bo chcąc-nie-chcąc nasuwało to skojarzenia z sytuacją, o której Max tego wieczora nie chciał myśleć.
Z tym, że...nie uważał, że była to całkowicie równoważna rzecz. I miał ku temu powody, ale postanowił zostawić je na rozmowę z Ianem. Którą definitywnie musiał przeprowadzić, mimo iż najchętniej puściłby to wszystko w niepamięć.
Porozmawiamy o tym później — wyszeptał, trochę smutno, bo powróciło echo wyrzutów sumienia.
I kiedy Max w tym tkwił, gra ruszyła dalej. Nie bardzo rozumiał reakcję Sheryl na to, że tak, Max uprawiał z Ianem seks w przestrzeni publicznej. Chociaż, być może wynikało to stąd, że Sheryl nie miała okazji poznać Maxa z takiej strony. Nie bardzo krępował się mówić o seksie, ale też nie zdradzał szczegółów, również z szacunku do intymności Iana.
Może dla niej wciąż wyglądał niewinnie. Jak uroczy chłopiec, niezdolny do takich rzeczy. Ale przecież przyłapała ich podczas seksu na jej imprezie! To w końcu mogło dawać pewne podejrzenia, prawda?
W każdym razie, Sheryl już wiedziała. I nie tylko ona. Irwin cudownie się bawił, odkrywając kolejne sekrety Iana i Maxa.
A co, szukasz inspiracji? — wypalił. I przykrył swoją dłonią dłoń Iana na swoim udzie. I może przy okazji lekko ją przesunął w kierunku swojej pachwiny, miejsca, w którym znajdował się jego tatuaż...bo tak. Po prostu.
— Nie, tego mi nie brakuje. Szukam zaspokojenia ciekawości.
Przykro mi, ale nie zamierzam ci w tym pomagać.
— Serio, nie wstydzisz się świecić tyłkiem przed obcymi ludźmi, a wstydzisz się mi powiedzieć o tym gdzie się ruchaliście? Dziwny jesteś, Max.
Max wzruszył ramionami. To nie tak, że się wstydził, ale...nie widział potrzeby dzielenia się tymi momentami z kimkolwiek. Coney Island, ten park...to należało tylko do nich (no, w przypadku seksu w parku też do tych dzieciaków, które ich przyuważyły, ale mniejsza z większym). I tak mogło pozostać.
— Ech, no dobra. I tak to kiedyś z ciebie wyciągnę. Okeeej, to...nigdy niczego nie ukradłem!
Ojej. Koala. Max westchnął i ponownie sięgnął po kieliszek, który był już pusty, zatem przechylił się, żeby uzupełnić go do pełna, czując na sobie intensywne spojrzenia. No, Ian pewnie też je odczuwał.


effsie - 2018-11-24, 19:10

Jeśli ktoś daje ci się wydymać przy pierwszej nadarzającej się okazji to wiadomo, że chodzi tylko o seks — rzekłem tonem specjalisty, a potem zreflektowałem się: — Poza tobą, bejb. Ty już ustaliliśmy, że jesteś wyjątkowy. — Uśmiechnąłem się, choć wcale nie wrednie. I postanowiłem jeszcze doprecyzować moją opinię znawcy, bo kto jak nie ja? — Potem może sobie szukać wytłumaczenia, ale to tylko próba uspokojenia swojego sumienia, bo wydaje się mu, jej, no, temu komuś, że przez to jest gorszy. Bo, umówmy się, w takich przypadkach to możemy sobie oferować tylko możliwość zakochania się w tym, co mamy między nogami, a nie jakieś głębsze sprawy. Zapałki też ode mnie nic więcej nie chciały — zauważyłem, bo, no cóż? Taka była prawda, a od prawdy się nie ucieka.
Irwin, w ogóle, bawił się chyba coraz lepiej. Jakoś nakręcały go te tematy o seksie, to było mega widoczne, a i moje pierdolenie o przeszłości, miałem wrażenie, go jakoś ciekawiło. Jasne, nie znał mnie w ogóle, więc może jakoś tak odgórnie założył, że taki tam jakiś gej, a tutaj nagle okazało się, że nie do końca. Ja co prawda nie zamierzałem mu opowiadać bajek na dobranoc o tym, co tam robiłem, zanim jeszcze ja i Max się znaleźliśmy w tym okropnym świecie (lol), ale jeszcze tego nie wiedział.
Na razie tylko przysłuchiwałem się rozmowie Maxa i Irwina, posłusznie przesuwając dłoń na pachwinę mojego chłopaka, tak jak sam chciał. Wspomnienie Coney Island powróciło do mnie już drugi raz tego wieczora i uśmiechnąłem się durnie pod nosem, dopiero po chwili orientując się, że wgapia się we mnie Sheryl. Gdy złapałem jej wzrok, podświadomie uciekłem od razu spojrzeniem, ale wróciłem nim za sekundę do rudowłosej, która uśmiechała się do mnie szeroko z naprzeciwka. Potrząsnąłem głową i wysłuchałem wyznania Irwina, siedząc w bezruchu. Dopiero po chwili spojrzałem zdziwiony na Maxa, który nalewał sobie wina i…
Ty pijesz?
— A ty nie? — spytał od razu, robiąc wielkie oczy. — Ian, nie oszukuj!
Nie oszukuję! Nic nie ukradłem!
— No jasne — parsknął, ale widząc moją minę obruszył się: — No a Koala?
Aaaaaa — przypomniałem sobie, no, Coney Island po raz trzeci; na mój ryj wjechał znowu szeroki uśmiech. — Ale to było po pijaku, po pijaku się nie liczy.
— Po pijaku się nie liczy? — podłapał od razu Irwin. — Hmm, ciekawe co jeszcze po pijaku się nie liczy — dodał słodkim głosikiem, odwracając się do Erica i przechylił głowę. — Kochanie, wiesz, zdradziłem cię, ale to było po pijaku, więc się…
— Liczy się — przerwał mu warknięciem Max, więc wywróciłem oczami i posłusznie zbliżyłem szyjkę butelki do ust.
Hej, ale ty nie możesz liczyć Koali! — zauważyłem logicznie, przytrzymując przedramię Maxa i powstrzymując go przed napiciem się wina; jednocześnie skutecznie ignorowałem spojrzenia całej gawiedzi naokoło nas. — To był mój prezent dla ciebie, nie możesz sobie przywłaszczać tej kradzieży!


Gazelle - 2018-11-24, 21:10

— Zapałki? — podłapała Sheryl, marszcząc brwi.
No, nie wiem czy tak do końca niczego nie chciał. Nasze ostatnie spotkanie z nim powiedziało mi coś zgoła innego — mruknął Max. — Chyba faktycznie miał nadzieję na coś więcej, a kiedy mu powiedziałeś że nie interesują cię związki, a potem dowiedział się że jesteś moim chłopakiem...no, wkurzył się, sam wiesz.
A jego twarz z pewnością to pamiętała. Chociaż, na szczęście, ślady pobicia już zblakły, chociaż nie zniknęły całkowicie. Nie było to jednak widoczne na pierwszy rzut oka, zwłaszcza pod lekkim kremem BB, który na siebie nałożył. No, ale i tak Irwin już zdołał się od niego dowiedzieć o tym incydencie, co oznaczało że Eric też wiedział, że Max dostał w mordę, także nawet nie miał się przed kim ukrywać. Po prostu...źle reagował, widząc jakąkolwiek skazę na swojej twarzy. Mając świadomość jej istnienia, jej obecności.
Pieprzony Marcus. W życiu by nie został chłopakiem Iana, pod żadnymi okolicznościami. Nie był godny tego chodzącego bóstwa, phi.
Chociaż, może ten gnojek dałby się namówić na przebieranki...i nie próbował się dobierać do tyłka Iana...
DOŚĆ.
Musiał się upomnieć w myślach, które już zaczynały skręcać w tory, na które wcale nie chciał ich sprowadzać.
Zmarszczył brwi, patrząc spod nich na rękę Iana trzymającą jego przedramię, gdy już wyszła ta cała sprawa z Koalą, który sobie grzecznie siedział gdzieś w sypialni Maxa.
Ale brałem w tym udział, więc czuję się współwinny czynu zabronionego. No i prawnie jestem, więc...
— Nie jesteśmy na sali sądowej. — Ian przewrócił oczami.
Może i nie, ale stan faktyczny wygląda właśnie tak! — stwierdził, i oderwał rękę Iana od swojej, żeby upić wino z kieliszka.
— ...jaka Koala? — wyrzuciła z siebie w końcu Sheryl.
Ach, ta która jest w sypialni — odpowiedział, jakby to cokolwiek wyjaśniało.
— Trzymasz koalę...w sypialni? — Eric spojrzał na nich szeroko otwartymi oczami. — Nie jest to nielegalne, czy coś?
— Pokaż ją! — wtrącił się podekscytowany Irwin.
Nie taka koala! Misiek. Pluszowy — wyszczerzył się, a Irwin wydał z siebie dźwięk wyrażający rozczarowanie. — Dobra, Eric, twoja kolej — zarządził, ucinając wszelkie ewentualne pytania o okoliczności tejże kradzieży.
— Dobra. To...nigdy nie miałem konta na Tinderze.
— Sprzeciw! Moje konto technicznie jest naszym wspólnym kontem! — zaprotestował Irwin, a Max uniósł brew.
Masz konto na Tinderze?... Po co? — spytał, skonfundowany.
— Skarbie, to ty sam prowadzisz to konto, więc to się nie liczy.
— Liczy się!
— Nie.
— Ugh, no dobra — skapitulował, i w końcu cała czwórka poza Ericiem napiła się alkoholu. — A odpowiadając na twoje pytanie, Max...powiedzmy że interesują nas ciekawi ludzie — wyjaśnił enigmatycznie. A Max po prostu założył, że przez Tindera szukali nowych znajomych. Nie było to znowu aż tak dziwne, bo czasami sam przemykał przez profile założone w tym właśnie celu. Chociaż nie zdarzało się to często, jednak główne założenie aplikacji jest zgoła inne.
O, właśnie! — Obrócił się w stronę Iana, przypominając sobie o jednej sprawie. — Usunąłeś w końcu tego Tindera? — spytał, wwiercając się wzrokiem w swojego chłopaka.


effsie - 2018-11-24, 22:10

Ee…
Przytrzymałem Maxa za pas, unosząc się lekko na pufie, by wyciągnąć telefon z kieszeni spodni – moje ukochane dresy, naprawdę, mógłbym chodzić w dresach całe życie, takie wygodne. Generalnie, pamiętacie, jak kilka miesięcy temu siedziałem u Maxa w sypialni i sprawdzałem jego komórkę? Coś tam gadałem, że pokaż mi swój telefon, powiem ci, kim jesteś. Więc ja miałem powiadomienia. Pełno, pełno powiadomień. Przy praktycznie każdej aplikacji i nic sobie z tego nie robiłem, bo tak już miałem. Max jak czasami brał mój telefon do ręki to dostawał wariacji, a mnie to totalnie zwisało; przesunąłem paluchem w prawo, prawo, prawo, szukając tego Tindera i, o, jednak był.
Z dziesiątkami powiadomień, ale to nic dziwnego.
Chyba nie — poinformowałem Maxa, chociaż sam już dobrze to widział, wgapiając się w ekran mojego telefonu i to, jak odkrywałem na bieżąco: — Wow, patrz, ile mam wiadomości!
— Grr — zawarczał Max, zabierając mi komórkę z dłoni i tylko zaśmiałem się pod nosem z tej zaborczości tego mojego blondaska, a on wgapił się w wyświetlacz telefonu. — Are you a candle, because I wanna blow you?! Wrrr… co to jest w ogóle za tekst, czy twoja matka wie, co ty wypisujesz w internecie, dziewczyno?! Kolejna… Want to give me an Australian kiss. I’ve heard it’s like French kissing but you’re going down under… No ja pierdolę, gdzie one się tego uczą?! There are no seats, can I sit on your face? Nie, kurwa, nie, to już za dużo, no co za laska! Już ja ci pokażę, ty, ty… jeśli chcesz… bym się… udusił — gadał, najwyraźniej wystukując wiadomość właśnie takiej treści na moim telefonie, a ja sam pokręciłem z rozbawieniem głową.
Widzisz, my z Maxem też mamy wspólne konto — rzuciłem ze śmiechem do Erica, a Irwin spojrzał na mnie w milczeniu (to było dziwne) i zaraz sam wyciągnął telefon. Wzruszyłem ramionami i zreflektowałem się: — A, teraz moja kolej? Hmm… okej, więc, nigdy… — zawiesiłem się.
I to tak na dłużej. Nigdy… nigdy co? Nagle zorientowałem się, że miałem ogromny problem z wymyśleniem czegoś, czego nigdy nie zrobiłem. Sheryl uniosła wyżej jedną brew.
— Halo, ziemia do Iana! — Zamachała do mnie ręką. — Zasady są takie, że musisz powiedzieć czego nigdy nie robiłeś.
Wiem, wiem — mruknąłem, drapiąc się po brodzie. — Nigdy, ee… nigdy… — Nigdy co? Nigdy nie byłem w Europie? Nigdy nie byłem wegetarianinem? Nigdy nie spotkałem Donalda Trumpa? To wszystko była prawda, ale chyba nie o takie rzeczy chodziło w tej grze. — Nigdy nie miałem psa?
— Ian! — Max obrzucił mnie gromiącym spojrzeniem.
Boże — roześmiałem się, a oni, cała trójka, znowu popatrzyli po sobie z niezrozumieniem.
— Granie w tę grę z waszą dwójką jest naprawdę interesujące… — mruknęła Sheryl.
Dobra, dobra… hmm… — zastanowiłem się jeszcze przez chwilę. — Nigdy nie byłem w żadnym hotelu? Znaczy, nie to, że nie byłem, ale że nie mieszkałem.


Gazelle - 2018-11-24, 23:21

— Nuuuuuuda! — stwierdziła Sheryl, przechylając swój kieliszek z winem. Podobnie jak reszta towarzystwa. No, Max prawie o tym zapomniał, bo był zbyt zajęty swoją krucjatą wymierzoną wobec ludzi z Tindera płci dowolnej, którzy próbowali w mniej lub bardziej żenujące sposoby zagadać do jego chłopaka. Phi, jeszcze czego.
Gwarantuję dyskrecję? Ha, głupia, coś ci nie wychodzi!
Wśród tych wiadomości znalazło się parę propozycji trójkątów. Cóż, z takim opisem...w sumie Maxa w ogóle to nie dziwiło. Uroczy, niewinny kretyn.
Z naciskiem na kretyn, bo przecież Max mu mówił, żeby usunął tę durną aplikację, a ten nie. Po cholerę w ogóle to trzymał? Przecież nawet nie odpisywał na wiadomości. No debil, wrr.
— Max, weźże ten nos z telefonu w końcu, bo jest twoja kolej! — upomniała go przyjaciółka, a Max przewrócił oczami i z niezadowoleniem wręczył ten nieszczęsny telefon Ianowi.
Jezu, już. Nigdy nie jeździłem konno — powiedział na odczepnego.
— Boże, ale z was popsujzabawy. — Sheryl pokręciła głową z dezaprobatą, a Max w odpowiedzi wzruszył ramionami.
— Ale Max nie sprecyzował, o jakiego konia chodzi — zauważył zaczepnie Irwin, na moment odrywając się od telefonu. Szybko jednak wrócił do przerwanej czynności, przesuwając w skupieniu palcem po ekranie. Jak niegrzecznie. Wprawdzie Max przed momentem też zaabsorbował się telefonem, ale no. No.
Nie, nie chodzi o kutasa — odparł wprost. I trzy osoby sięgnęły tym razem po alkohol.
— Teraz ja! — zawołała Sheryl, która zdawała się być w coraz weselszym nastroju. — Nigdy nie...
— Ha! — przerwał jej Irwin tymże okrzykiem. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał w kierunku Maxa z dziwnym błyskiem w oku, a przez Maxa przeszły dziwne dreszcze. — O, sorcia Sheryl. Kontynuuj.
— Dzięki za pozwolenie, Irwin — odparła sarkastycznie rudowłosa. — Okej. Nigdy nie byłam związana podczas seksu.
To podobnie jak Max, dlatego wstrzymał się z piciem alkoholu. Niemniej Irwin i Eric zanurzyli w nim swoje usta, co chyba nikogo nie zdziwiło. Irwin ponadto dziwnie kręcił się w miejscu, jakby czymś nagle podekscytowany.


effsie - 2018-11-24, 23:58

Napiłem się alkoholu, jednocześnie zastanawiając się, jak to się stało, że z Maxem tego jeszcze nie spróbowaliśmy. Chciałbym go związać, nawet bardzo, nawet mu o tym powiedziałem, a i mój chłopak wykazał zainteresowanie taką praktyką. Czemu tego nie zrobiliśmy? Hm… nie mam pojęcia. To nie tak, że czegoś mi brakowało, po prostu… miałem go, nie spieszyło się nam nigdzie szczególnie, a dni mijały jakoś szybko i tak po prostu wyszło…
Nie no. Serio. Muszę się wybrać do jakiegoś… sklepu z linami? Może lepiej po prostu seksszopu? Chciałbym go powiązać, ale też żeby mu nie odciąć dopływu krwi i żeby wszystko było okej z krążeniem, i…
Dobra. Seks szop. Postanowione.
— No, fajnie, fajnie — gadał Irwin. — To teraz ja, tak? Nigdy… nigdy nie będę mógł powiedzieć, że nie byłem w trójkącie. Lub czworo-, pięcio–… no, wiecie. Że więcej niż z jedną osobą — powiedział szybko, a Eric zamoczył usta w alkoholu.
Zrobiłem to samo, no bo, jak już z Maxem ustaliliśmy, zdarzyło mi się; mój chłopak się nie poruszył, a Irwinowi – nie wiedzieć czemu – zaświeciły się oczy.


Gazelle - 2018-11-25, 00:41

Irwin uśmiechnął się, celując spojrzeniem ewidentnie w Maxa (i Maxowi się to wcale nie wydawało, czuł ten wwiercający się w niego wzrok!) i przejechał palcem po krawędzi trzymanego w dłoni kieliszka.
— Ojej, Max, naprawdę? — spytał, a Maxowi w tym momencie kojarzył się on z kotem z „Alicji w Krainie Czarów”.
Noo...chyba widzisz, nie? — Zmarszczył brwi, instynktownie przylegając mocniej do Iana. Właściwie sam nie wiedział skąd brał się ten instynkt.
— Ciekawe. Eric, kochanie, idziemy zapalić? — zwrócił się do swojego męża sugestywnie, brodą wskazując na balkon. Eric pokręcił głową, łapiąc ukryty przekaz.
— Pewnie. — Wzruszył ramionami. Max miał zaproponować Ianowi to samo, ale po pierwsze: nie chciał zostawiać niepalącej Sheryl samej, a po drugie, ta dwójka wyraźnie chciała na chwilę zostać sama. Tylko po co?
— Oni coś knują — wyszeptała konspiracyjnie Sheryl, gdy małżeństwo było już za drzwiami balkonowymi.
Chyba się tego boję — westchnął. Odchylił głowę do tyłu i oparł ją na barku Iana. Alkohol trochę mu już zamieszał w głowie, zresztą jeszcze z pewnością w jakimś stopniu był pod wpływem marihuany. I przez to był nieco...zmulony. I miał lekko opóźnione reakcje.
Dlatego gdy Eric z Irwinem wrócili, i Irwin po chwili się odezwał, Maxowi chwilę zajęło przetworzenie tych słów:
— Hej, co powiecie na seks z nami? Ty też możesz dołączyć, Sheryl, nie zamierzamy cię wykluczać, a Ian w końcu lubi też laski, nie? Bo, wiecie, już od jakiegoś czasu szukamy kogoś do trójkąta, a i czworokąt czy pięciokąt byłby przecież spoko. Tak dla urozmaicenia. Max nie miał okazji tego spróbować, a to byłoby nowe i fajne doświadczenie, nie sądzisz, Ian? Zresztą, wy chyba też jesteście tym zainteresowani, nie? Widziałem twój profil na Tinderze — zwrócił się do Iana. Wyciągnął telefon, odblokował go i pokazał ekran, na którym wciąż wyświetlał się profil Iana z Tindera, chyba po to żeby udowodnić Ianowi to że udało mu się znaleźć go na tejże aplikacji.
C...co? — wydusił w końcu z siebie Max. Irwin nie mógł być poważny. Nie...prawda? O nie, chyba był. I chyba serio myślał o seksie z nim...i z Ianem, z Sheryl.


effsie - 2018-11-25, 01:21

Na początku myślałem, że to żart.
Potem z każdą chwilą okazywało się, że nie.
Zamrugałem jak debil patrząc na podetknięty mi pod nos telefon, dochodziły do mnie słowa tego zasranego czarnucha i… czy on sobie kurwa żartował?
Max już wcześniej siedział do mnie przytulony, odkąd ta dwójka wymsknęła się na balkon, ale teraz przylgnął do mnie jeszcze mocniej i ja sam, nie wiedzieć kiedy, trzymałem dłonie na jego biodrach.
Czy wam kompletnie już odbiło — warknąłem, czując, jak zaczyna we mnie wzbierać złość.
— Okej, skarbie, chyba jednak nie chcą — zauważył, kurwa, inteligentnie Eric, ale było już za późno, oooo, o jakies kurwa parę zdań za późno, bym ja miał to puścić płazem!
Chyba kurwa nie chcemy! — parsknąłem, a Max wtulił się we mnie jeszcze mocniej i zapowiedział:
— Nie ma mowy!
— Dobra, sorry, źle was… — mówił Eric, ale oj nie, nie, nie.
Ja pierdolę! Skąd wam to w ogóle wpadło do głowy, kurwa, trzeba mieć w niej zdrowo najebane by wpaść na taki… taki… nie, kurwa, nie, nie wierzę! Dla urozmaicenia! Kurwa! Sram na wasze urozmaicenia, jak się sobą nudzicie to szukajcie sobie gdzieś indziej, ale ja pierdolę, nie, nie chcę słyszeć o tym ANI SŁOWA! Ani słowa, rozumiemy się?! — nakręcałem się cały czas, sam nie wiem kiedy, ale zdążyłem wstać i teraz pultałem się już z bardziej wertykalnej pozycji, cały roztrzęsiony. — To jest MÓJ chłopak i nie będzie uprawiał żadnych jebanych trójkątów, czworokątów czy innych figur, które sobie wymyślacie, nie-ma-mo-wy! Ja pierdolę! Nie wierzę, kurwa mać, nie wierzę, to dlatego tu przyleźliście? Cały wieczór zasadzacie się na to, jak go przydybać?! Co za kurwa gnidy, nie, Max, ja pierdolę, nie, ja tak nie mogę! — warknąłem, naprawdę porządnie wkurwiony i tym razem to ja wyemigrowałem na balkon z fają, po drodze porządnie pociągając Irwina z bara, aż wpadł na tego swojego pedałkowatego męża.
Wrrrr!
Zaraz coś rozniosę!


Gazelle - 2018-11-25, 02:08

Max również nie mógł pojąć jak...jak oni mogli w ogóle wpaść na coś takiego?! W życiu by się na to nie zgodził. W życiu! Nie wytrzymałby widoku Iana pieprzącego kogokolwiek innego, i sam nie chciał być ruchany przez inną osobę niż jego chłopak. I jeszcze z Irwinem, czy z Ericiem...nie było takiej opcji, nigdy, nigdy w świecie!
Gdy Ian gwałtownie się podniósł, zapomniał o Maxie na swoich kolanach, który został zrzucony na pufę, ale jakoś nie mógł mieć do niego o to pretensji. Bo i sam się wkurzył na swoich kumpli.
— Ojej — wydusił z siebie Irwin po tym, jak wrócił do pozycji stojącej po tym, jak wściekły Ian go potrącił. — Kurczę, Max, sorry, myśleliśmy...
Mam gdzieś, co sobie myśleliście! Czy raczej: nie myśleliście! Nie mam pojęcia, skąd wam w ogóle taki pomysł wpadł do głowy! Wrr, Irwin, naprawdę myślałeś że kiedykolwiek będę chciał podzielić się Ianem? Nie. Ma. Takiej. Opcji! — fuknął i podniósł się aby ruszyć za Ianem, zostawiając małżeństwo na pastwę palącej się do skarcenia ich Sheryl.
Ian tymczasem wyżywał się na niewinnym krześle, które po prostu sobie stało na maxowym balkonie, kopiąc w nie na tyle mocno, że prawie uderzyło w Maxa.
Kurwa, uważaj — syknął. Czuł się trochę tak, jakby wszedł do klatki lwa. Ian był...wkurzony, to mało powiedziane, tak właściwie. On się dosłownie gotował i trzeba było być kretynem, by tego nie zauważyć. — Ian, spokojnie, dobrze? Oni coś sobie nasrali do głowy, nie wiem kurwa co, ale dotarło do nich że nic z tego. Kurwa, no... — przerwał tyradę, która cisnęła mu się na usta, bo przecież chciał uspokoić Iana, a nie go dodatkowo nakręcać. — Jestem tylko twój, okej? A ty tylko mój. I żadne inne układy nie wchodzą w grę, pamiętaj — powiedział, stając z nim twarzą w twarz. Nie bał się go, nawet gdy wyglądał tak, jakby był w stanie zniszczyć wszystko w promieniu kilkunastu metrów. Ufał mu, wiedział że przecież nic mu nie zrobi.


effsie - 2018-11-25, 11:58

Miałem ochotę coś rozjebać, a ten idiotyczny stołek wszedł mi w drogę, kurwa, jebany taboret, nosz ja pierdolę! Kopnąłem go mocno, ale tylko rozbolała mnie noga, więc schyliłem się po niego i jebnąłem z całej siły o ziemię, trafiając przy okazji w stolik, z którego zleciała popielniczka. Roztrzaskała się w drobny mak, a popiół zabrudził płytki, ale miałem to absolutnie, absolutnie gdzieś.
Pojebało ich?! Co za kurwy, przychodzić tu i jeszcze rzucać takie…! — wypluwałem z siebie, cały się gotując ze złości. Nie mogło mi się pomieścić w głowie jak kurwa śmieli tak nawet pomyśleć, jak mogli to POWIEDZIEĆ, PROSTO W TWARZ, NIE, KURWA, NIE!
Nawet się nie obejrzałem, a Max wylazł na balkon i odwróciłem się do niego gwałtownie, wskazując na niego palcem.
Ty! — warknąłem. — To twój zasrany kumpel pedałek, TY go tu sprowadziłeś, zaraz… — pultałem się nieskładnie, cały czerwony ze złości, kiedy Max stanął przede mną.
— Jestem tylko twój, okej? A ty tylko mój. I żadne inne układy nie wchodzą w grę, pamiętaj.
Zaraz im kurwa pokażę inne układy… — nakręcałem się, odpychając Maxa i kierując się do drzwi balkonowych, ale skurwiel był szybszy.
— Ian! — Stanął w drzwiach, tarasując je swoim wątłym ciałkiem.
Parsknąłem śmiechem pomieszanym z gniewem, jakby te sześćdziesiąt kilo stanowiło dla mnie jakiś problem do pokonania. Chwyciłem go za ramiona, by przestawić go w bardziej wygodne miejsce na balkonie i wtedy…
Och.
Zamrugałem, orientując się, że sapię, serce mi dudni w jakimś szaleńczym rytmie, coś mnie roznosi od środka, a ja… a ja trzymam Maxa w rękach. Mocno, za mocno, poluzowałem nieco uścisk, zostawiając rozłożone dłonie na jego ciele. Spojrzałem na niego nieprzytomnie, zagubiony, nie rozumiejąc zupełnie swoich reakcji. Ta nagła fala jakby… spokoju? Przyszła zupełnie niespodziewanie i nie rozumiałem, skąd się brała.
Pu-puść mnie, chcę tam wejść — wymamrotałem, wciąż trzymając dłonie na ramionach Maxa, a ta… chęć rozwalenia czegoś we mnie jakby osłabła.


Gazelle - 2018-11-25, 13:04

Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział Iana aż tak wkurwionego.
Chyba wtedy, kiedy...
Nie, nie chciał tego wspominać. Nie w tym momencie. I to nie dlatego, że to wywoływało w nim lęk – bo nie, nic nie byłoby w stanie sprawić żeby zaczął bać się Iana. Ufał mu, wierzył że to się nie powtórzy. Po prostu...nawet, jeżeli tylko w myślach, to nie zamierzał wypominać Ianowi rzeczy, którą ten tak bardzo przeżywał i tak źle się z nią czuł. To nie było w porządku.
Wytrzymał siłę uścisku Iana, który zaraz zresztą zelżał, wytrzymał gorąc jego ciała odzwierciedlający wkurwienie. Nie zamierzał w takim stanie wpuścić go do mieszkania, absolutnie. Nawet, jeżeli sam był wkurwiony na swojego kumpla, to jednak nie życzył sobie jeszcze większej eskalacji awantury.
Nie, jeszcze nie — odparł spokojnym, opanowanym głosem, spoglądając w oczy Iana. Na jego twarz padało światło zza pleców Maxa – którego źródłem było jego mieszkanie – zatem doskonale widział jak jego mimika była już nieco mniej napięta. Sięgnął dłonią do jego policzka, przesuwając po nim czule. — Jeszcze chwilę, okej? Odetchnij trochę, postój tutaj ze mną, proszę — mówił dalej, mając nadzieję że Ian go posłucha.


effsie - 2018-11-25, 16:30

Wzdrygnąłem się, czując dotyk Maxa na swojej nagiej skórze i zagapiłem się w jego oczy, zdezorientowany, nieco sparaliżowany. Trząsłem się ze złości, coś mnie rozsadzało od środka i miałem ochotę rozwalić jakąś mordę, odreagować, ale stał przede mną mój chłopak i…
I… i co?
Przesunąłem dłońmi po jego ciele, otwartymi, z szeroko rozstawionymi palcami. Max miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem i moja skóra zetknęła się z jego, zimną, delikatną, miękką. Nie rozumiałem tego, co się działo, ale instynktownie, bez myślenia o tym, przesunąłem dłoń na szyję Maxa.
Coś mówił, ale jego słowa do mnie nie docierały. Trzymałem otwarte dłonie, choć jeszcze chwilę temu zaciskałem je ze wściekłości, trzymałem je na nim, na moim chłopaku, czując, jak coś mnie puszcza w środku, jakbym rozwiązywał węzeł czy inny supeł. Gapiłem się na niego bezmyślnie, wciąż nieco drżąc, podświadomie otworzyłem usta, łapiąc kolejne oddechy.
Jak… jak oni mogli w ogóle… — wymamrotałem, zabierając rękę z ramienia Maxa i automatycznie zacisnąłem ją w pięść, spinając się i zacisnąłem zęby. Irytacja zaczęła znów wzrastać i chciałem…
Nie zdążyłem. Max zabrał prędko dłoń z mojego policzka i, pomagając sobie swoją drugą ręką, chwycił moją pięść i pod naporem jego dotyku, otworzyłem dłoń, którą ułożył sobie na piersi.
M-max — mruknąłem, mrugając i zorientowałem się, że trzymam dłoń na jego szyi. Otworzyłem szerzej oczy; nawet nie zorientowałem się, kiedy to zrobiłem i pospiesznie przesunąłem rękę niżej, na jego obojczyk, bo…
Bo przecież już raz, zdenerwowany, posunąłem się za daleko.
I nagle…
Zostaw mnie — wymamrotałem, odsuwając się na krok od mojego chłopaka i poklepałem się po dupie w poszukiwaniu paczki fajek. — Zostaw mnie, wróć tam, już się sam uspokoję — powtórzyłem, drżącymi dłońmi wyciągając papierosy.


Gazelle - 2018-11-25, 18:36

Max stał niewzruszony nawet wtedy, gdy na swojej szyi poczuł dotyk dłoni Iana. Nie bał się. Ufał mu. Całym sobą. I nawet gdyby go skrzywdził...nie martwił się o to. W ogóle. Bardziej przejmował się tym, żeby Ian się uspokoił, poczuł się lepiej, bo...bo był naprawdę roztrzęsiony. Naprawdę wkurwiony. I Max nie mógł się tym nie przejąć, on...
Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, ale chciał przede wszystkim przy nim być.
Bał się zostawiać go samego, nie w takim stanie, przecież Ian wyglądał na tak wzburzonego. Martwił się o niego, naprawdę się martwił.
N-nie powinieneś teraz być sam... — wydusił z siebie, ale to przecież nie on mógł o tym decydować. Jeżeli Ian chciał być sam, powinien mu udostępnić do tego przestrzeń.
Ale po prostu się bał.
Zanim Ian zdołał odpalić papierosa, przylgnął do jego torsu, obejmując go mocno.
Jesteś pewien? — wyszeptał. Ian odsunął go od siebie i po prostu skinął głową, nie patrząc się już w jego stronę. Max czuł, jak jego serce zawiązało się w supeł. — Dobrze...skoro tak chcesz.
Wrócił do środka ze zwieszoną głową, a w środku panowała wcale nie lepsza atmosfera.
— Słuchaj, Max, przepraszamy...
Daruj sobie — westchnął. Podniósł wzrok na Irwina, ale nie było w nim już śladu gniewu; tylko zwyczajnie rozczarowanie. — Musieliście coś źle zrozumieć, ale nie jesteśmy zainteresowani czymś takim. Ani z wami, ani z kimkolwiek innym.
— W porządku. — Irwin pokiwał głową. — My...my lepiej sobie już pójdziemy — dodał, być może odnajdując w sobie jakieś poczucie taktu. — Sorry, że tak wyszło.
Okej. Chyba faktycznie tak będzie lepiej. Porozmawiamy później, jak wszystko się uspokoi — zapewnił przyjaciela i jego męża. Koniec końców nie mógł chować do niego urazy, to była zwykła propozycja, durna propozycja, ale to nie tak że próbował do czegokolwiek zmusić jego czy Iana.
— Ja też sobie pójdę — powiedziała milcząca dotąd Sheryl, podnosząc się z kanapy. — Będzie lepiej jak zostaniecie sami, prawda?
Max skinął głową. Inaczej planował ten wieczór, ale stało się, i prawdopodobnie i tak nie zdołałby go już naprawić.
Sorry. Powtórzymy to jeszcze, gdy wszystko się wyjaśni i...może wtedy jak nie padną durne propozycje, to będzie lepiej — zażartował słabo, chociaż zupełnie nie był w nastroju do żartów.
Chwilę później pożegnał się z przyjaciółmi, a będąc w przedpokoju chwycił kurtkę swoją, i Iana, a potem podążył w stronę balkonu.
Zmarzniesz tutaj — zauważył cicho, podając Ianowi jego kurtkę. — Wszyscy już poszli — dodał.


effsie - 2018-11-25, 19:12

C-co? — spytałem, odwracając się do Maxa. — Dlaczego?
To pytanie zawisło pomiędzy nami, ale zanim Max zdołał cokolwiek wymyślić w odpowiedzi, ja już wiedziałem: bo zachowałeś się jak dzikus, Monaghan. Oddychałem już spokojniej i zdołałem się chociaż trochę uspokoić dzięki zbawiennemu działaniu zaciągania się papierosem; teraz docierało do mnie, jaką wrzawę podniosłem i ścisnęło mnie w środku.
Sorry… sorry. Zadzwoń po nich, niech wrócą albo… albo dołącz do nich na drinka na mieście — dodałem, orientując się, że atmosferę tutaj to ja już raczej doszczętnie zniszczyłem i nici z przyjemnego wieczoru ze znajomymi, na który tak się cieszył mój chłopak. — Ogarnę wszystko w środku jak spalę, nie patrz się tak na mnie — mruknąłem i ponagliłem go: — No leć, pewnie dopiero wyszli z budynku.


Gazelle - 2018-11-25, 19:25

Nie — odparł twardo i stanowczo. To, czego nie powiedział, to chyba cię popierdoliło. Nie miał już ochoty na dalsze siedzenie z przyjaciółmi, udawanie że nic się nie stało, kiedy jego Ian był tak wstrząśnięty. I to było dla niego najważniejsze. Nawet, jeżeli jego reakcja mogła wydawać się bardzo przesadzona, to...i tak się nią przejmował, Jezu, to oczywiste.
Nie ma mowy. Chcę zostać z tobą, okej? Z tobą. Z nimi mogę się spotkać innym razem, to nic takiego. Tym się nie przejmuj, dobrze? Chodź ze mną do środka... — poprosił, a jego głos lekko się załamał. Może z powodu zimna panującego na zewnątrz, może z innego powodu.
Ta sytuacja wymagała rozmowy. Pilnie wymagała rozmowy. Ian...przecież wpadł w szał. Wystarczyła zwykła lekkomyślna propozycja grupowego seksu, żeby on tak zareagował, i musieli wspólnie dojść do tego, co odpowiadało za taką reakcję. Max też się zirytował, poczuł się urażony, nie wyobrażał sobie wpuszczenia kogokolwiek innego do tych najintymniejszych chwil między nimi, nie mógłby się dzielić Ianem z kimkolwiek, ale...ale nie wkurzył się nawet w połowie tak bardzo jak jego chłopak. Który, na szczęście, zdawał się być już spokojniejszy. Ale chyba jeszcze nie całkiem gotów do rozmowy. Nie szkodzi, Maxowi w tym momencie i tak najbardziej zależało na tym, żeby Ian się uspokoił. Podszedł do niego i podobnie się przytulił, mając gdzieś to, czy Ian to odwzajemni czy nie, ale jedno było pewnie: nie zamierzał tym razem pozwolić Ianowi żeby go od siebie odsunął.


effsie - 2018-11-25, 19:46

Max objął mnie dwoma rękoma w pasie, wtulając głowę w mój tors i wstrzymałem na moment oddech, potem wypuszczając go i oddychając głęboko. Wsunąłem palce we włosy moje chłopaka, te miękkie blond kosmyki ujarzmione gumką do włosów; zsunąłem ją, wciągnąłem na własny nadgarstek i przesunąłem dłonią po głowie Maxa, mierzwiąc mu fryzurę, zupełnie bezmyślnie i bezsensownie. Zaciągnąłem się po raz ostatni papierosem i wypstryknąłem kiepa za balustradę, odsuwając od siebie Maxa byśmy mogli wrócić do mieszkania.
Tam zdjąłem z siebie kurtkę, którą narzuciłem na ramiona sekundy temu i rozejrzałem się po stoliku z niedojedzonymi przekąskami i niedopitym alkoholem.
Serio. — Odwróciłem się do Maxa, który – idąc w moje ślady – ściągał z siebie wierzchnie odzienie. — Już jest okej. Nie chcę być jakąś drama queen, która niszczy imprezę, więc idź do nich, proszę. Ogarnę tu wszystko i napiszę ci, gdzie będę spał, w porządku?


Gazelle - 2018-11-25, 19:55

Nie. — Spojrzał na niego twardo, a w jego oczach zaczynała przebijać się irytacja. — To ja proszę ciebie żebyś przestał. Chcę być z tobą. Nie zniszczyłeś imprezy, zrobił to Irwin ze swoją debilną propozycją. To, że tak się wkurzyłeś...to nie wzięło się znikąd, Ian. I to było prawdziwe, niezależnie od tego czy ta reakcja była proporcjonalna do tego czy się wydarzyło, czy nie. Więc, nie, dałem ci chwilę w samotności, ale teraz nie zostawię cię samego; teraz zostajemy tutaj i rozmawiamy, nie mam zamiaru zamiatać tego pod dywan czy odkładać na później, rozumiesz?
Może i był nieco ostry w swoich słowach, ale nie podobało mu się to, jak Ian zaczynał się obwiniać, a poza tym kompletnie lekceważyć to, co się przed chwilą wydarzyło, robiąc z tego takie nic, określając to tylko jako swoje przedramatyzowanie. Max czasami był ślepy, durny, ale tym razem nie zamierzał dać się zwieść. Nie chciał do niczego zmuszać Iana, ale czuł, że tym razem nacisk na niego był konieczny.
Nie musimy rozmawiać już, teraz, natychmiast, jeżeli potrzebujesz jeszcze chwili na opanowanie się, to w porządku, ale...zostań. Proszę, nie uciekaj. I nie próbuj mnie przekonać do tego, żebym szedł za nimi, bo to jest bezcelowe — mówił już łagodniej. — Chodź, usiądźmy. — Poprowadził Iana w stronę kanapy, chwytając go lekko za nadgarstek.


effsie - 2018-11-25, 20:05

I rzeczywiście dałem się pociągnąć w stronę kanapy, przechodząc pomiędzy pozostawionymi tu alkoholami i sięgnąłem po swoje piwo.
Nie rozumiem, czemu zawsze mamy rozmawiać wtedy, kiedy ty tego chcesz — powiedziałem dość chłodno, w oczywisty sposób nawiązując do tego popołudnia, kiedy próbowałem poruszyć z Maxem temat tego czwartkowego wydarzenia, ale mnie zignorował.


Gazelle - 2018-11-25, 20:12

Zawisnął niemalże w powietrzu, gdy już chciał usiąść na kanapie. Otworzył szeroko oczy, usta, patrząc się na Iana w oczywistym szoku.
Zawsze...kiedy ja tego chcę?
O co chodziło Ianowi? Czy rzeczywiście to tak wyglądało? Przecież...nie, prawda?
Nie...nie odwracaj kota ogonem!... — wypalił w końcu. — Zamierzasz to przemilczeć? Udawać, że nic się nie stało? I wyciągać teraz...co właściwie, że nie rozmawiamy niby kiedy ty tego chcesz? O co ci chodzi, Ian? — pytał, próbując cały czas zachować opanowany ton. Nie chciał się teraz kłócić z Ianem, to byłoby najgorsze co mogłoby się stać.


effsie - 2018-11-25, 20:30

Napiłem się piwa, które zostawiłem tu kilka minut temu (to wszystko naprawdę zdarzyło się kilka minut temu), patrząc na mojego chłopaka. Byłem… nieco zmęczony. Tym wybuchem złości, mialem nieco podły humor przez świadomość tego, jak się zachowałem, a do tego generalnie byłem osłabiony przez minionego kaca. Czułem się wyzuty fizycznie, a przez to nie miałem też ani siły, ani ochoty, stawać we szranki z Maxem.
O nic, bejb. Wszystko jest w porządku — westchnąłem i chociaż nie chciałem, by moje słowa zabrzmiały jak ironia to, hej, właśnie to zrobiłem, brawo ja. Wszystko zdecydowanie nie było w porządku, ale mogliśmy o tym pogadać kiedy indziej, nic straconego. Skutecznie już ignorowaliśmy temat przez dwa dni, kolejny niewiele zmieni.
Rozejrzałem się po stole i naprawdę nie wiedziałem, od czego by tu zacząć ogarnianie tego syfu (dlatego nigdy nie robiłem takich rzeczy w domu, potem trzeba było po tym sprzątać), więc przystanąłem przed nim, patrząc się z góry na Maxa siedzącego na kanapie.
O czym chcesz rozmawiać? Wkurzyłem się na Irwina, jego propozycja była idiotyczna.


Gazelle - 2018-11-25, 21:39

Wszystko w porządku. Aż prychnął w odpowiedzi. Kogo Ian próbował oszukać? Najprawdopodobniej nikogo, na co wskazywał jasno ton jego głosu.
Max też był tym zmęczony, naprawdę. Ale był też zdeterminowany, żeby wyjaśnić sobie to wszystko, co się właśnie wydarzyło. Żeby tym razem nie uciekać, nawet jeżeli to cholernie kusiło.
Siadaj tutaj — powiedział ostro. Zamierzał rozmawiać twarzą w twarz. Sprzątanie mogło poczekać, były rzeczy ważne i ważniejsze. — Chcę rozmawiać o wielu rzeczach, między innymi o tym co przed chwilą powiedziałeś, ale zacznijmy od tego, co powiedział Irwin. Tak, była idiotyczna, idiotyczna to mało powiedziane, ale ty się nie wkurzyłeś, Ian. Ty wpadłeś w szał — zauważył, jednak jego ton był neutralny, pozbawiony wyrzutów. Koniec końców nikomu nie stała się krzywda, tylko jego balkon ucierpiał. — Dlaczego...aż tak cię to poruszyło? Proszę, wyjaśnij mi to. Chcę zrozumieć. Mnie też to zdenerwowało, ale... — Westchnął. — Nie chcę ich tłumaczyć, ale chyba coś źle zrozumieli i zabrakło im hamulców. I taktu. I Irwin wypalił...ale nie zgodziliśmy się, i już nie próbował naciskać, prawda?


effsie - 2018-11-25, 23:15

Nie usiadłem. Trochę dlatego, że – bardzo dziecinnie – chciałem mu trochę zrobić na złość przez to, jak irytowało mnie to, co Max robił, właśnie teraz, o, czas na poważną rozmowę, siadaj, Ian. Bo ON teraz miał ochotę na rozmowę, kiedy dodał sobie, nie wiem, animuszu, odwagi, czegokolwiek tam potrzebował alkoholem – nagle mógł rozmawiać. Szkoda, że nie przychodziło mu to tak łatwo, kiedy nie opróżnił wcześniej trzech kieliszków wina, wiadomo, że ludzie najbardziej odważni byli z krwią rozcieńczoną wybranym trunkiem. I naprawdę nie miałem nic przeciwko temu, nie generalnie, ale teraz, ech, może wcale nie byłem tak spokojny, jak myślałem.
Albo byłem? Tylko jakoś dużo we mnie goryczy.
Nie chcesz ich tłumaczyć, ale to robisz? — Uniosłem sceptycznie brew. — Może w gejowskim światku to normalne, wpadać do kumpla i pytać się go, czy on i jego chłopak nie mają ochoty poruchać się z tobą i twoim mężem, ale dla mnie to nie jest normalne — powiedziałem chłodno, bo nie rozumiałem czemu on jeszcze w ogóle bronił tej pary pedałów. Może gdyby to nie był Max to pomyślałbym, że nawet miałby na to ochotę, ale się przeze mnie nie przyznaje (ostatnio mieliśmy na tym polu sporo nieporozumień, ech), ale nie, nie tym razem. — Tak można się bawić jak ma się kilka osób, które po prostu ze sobą sypiają, a nie…
Zamilkłem, przysuwając butelkę z piwem do ust. Nie, nie miałem ochoty rozmawiać z Maxem, ale jeszcze bardziej nie chciałem zachowywać się tak jak on i uciekać od odpowiedzi, gdy druga osoba chciała o czymś porozmawiać. Patrzcie no mnie, jestem w dojrzałym związku. Sam może jeszcze zachowujący się jak dzieciak, ale teraz zaciskam zęby i mówię, co i jak.
Wkurzyłem się, bo nie podoba mi się ten pomysł, uważam, że jest nienormalny. Wkurzyłem się, bo ten czarnuch właściwie powiedział mi prosto w twarz, że ma ochotę cię przelecieć. Mam gdzieś, jak wielu pedałów o tym myśli, jak cię widzi, tak długo, jak to pozostaje w ich myślach, ale on uznał, że to jest REALNA OPCJA. Że… — zawiesiłem głos, wbijając wzrok w Maxa. Zacisnąłem na chwilę wargi, tak samo jak palce na butelce z piwem. Wziąłem oddech i kontynuowałem: — Wkurwia mnie to, że wszyscy wiedzą lepiej. Odkąd się spotykamy nie spojrzałem na żadną laskę czy na żadnego kolesia, ale i tak wszyscy, wszyscy wiedzą lepiej ode mnie, co zrobię. Zaczynając od ciebie na samym początku. I jasne, wiem, Lionel, ale powiedziałeś mi kiedyś, że mogę się na ciebie przez niego wkurwiać, więc proszę bardzo. Zazdrość znikąd, bez żadnego powodu, żadnego. I nawet kiedy powiedziałem ci, że nic się nie stało w LA, potem czujesz potrzebę żeby się upewnić. Moi znajomi? Każdy po kolei, nie no, serio, Ian ma chłopaka? Niemożliwe, z jasną sugestią, że może i mam chłopaka, ale w niczym mi to nie przeszkadza. Twoi? Okej, może nie są tacy bezpośredni, ale z jakiegoś powodu czujesz potrzebę, by im mówić, że ten Ian to wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda. I nie zaprzeczaj, proszę cię. Nie mam zamiaru ci teraz wymieniać kolejnych rzeczy, ale chociażby dzisiaj, pół wieczoru próbowałeś zrobić wszystko, by pokazać Sheryl i Irwinowi, że wow, niespodzianka, może mi na tobie zależeć. Nie zrobiłem nic złego, nic, staram się, naprawdę się kurwa staram, ale to nie przeszkadza nikomu zakładać, że mam cię gdzieś, że tak o się z tobą rucham czy że prędzej czy później przelecę sobie kogoś innego, bo tak mi się zachce. I nawet Irwin, nawet koleś, który spędził ze mną jebaną GODZINĘ, no, może dwie, licząc tę sprzed dwóch tygodni, nawet on, jak usłyszał kilka historyjek już od razu stwierdził, że eee tam, kto jak kto, ale ja to na pewno nie będę miał z tym problemu. Mam z tym problem. I wkurwia mnie to. Normalnie mam gdzieś, co ludzie o mnie sądzą, ale to mnie wkurwia. I, nie wiem, może się zjarałem i już nie wytrzymałem, może dlatego wpadłem w szał, jak to powiedziałeś. Może. Sorry. Napiszę do niego na fejsie, dzisiaj albo jutro, nie spinaj się, nie będziemy na siebie patrzeć wilkiem.


Gazelle - 2018-11-26, 00:44

Siedział w osłupieniu przez cały czas, kiedy Ian mówił. Nie przerwał mu nawet wtedy, gdy Ian nazwał Irwina określeniem, które w normalnych okolicznościach wkurzyłoby Maxa. Ale to nie były zwykłe okoliczności, gdyż byli w trakcie poważnej rozmowy. I...Ian właśnie dzielił się z Maxem czymś, o czym on nie miał pojęcia. Nie domyślał się nawet, że Ian mógłby się tak czuć, i przez to poczuł się badziewnym chłopakiem.
Ian...to, co działo się wcześniej tak odebrałeś? Że próbowałem im udowodnić, że tobie na mnie zależy? — zaczął od tego konkretnego wątku, bo czuł potrzebę wytłumaczenia się. — Przecież to wiem, to oczywiste, nie muszę tego pokazywać. Chciałem...ech, to głupie, ale chciałem pokazać Irwinowi, że jesteśmy bardziej uroczą parą, bo ja tak uważam. Oni są tak sztampowo słodcy i...zrozumiałem, że my jesteśmy super na swój sposób, że nie musimy się do nich dopasowywać, a ja cię kocham takim, jaki jesteś. Kocham tego Iana, który nie zdejmie dla mnie swojej kurtki, żeby potem trząść zębami z zimna, tylko przyciągnie mnie do siebie żebym zmieścił się pod jego kurtką razem z nim. Wiem, że się starasz. Wiem. I wiem, że odbijało mi z zazdrością, czasami także jestem zazdrosny, ale ci ufam. Nie lubię, gdy inni myślą, że mogą mieć to co ja, strasznie mnie to wkurwia. Nie mogę tego powstrzymać, tak samo jak nie mogę zakazać innym ludziom na ciebie patrzeć, czy się w tobie zauroczyć. Ale wiem, że byś mnie nie zdradził. Wiem, że nie masz mnie gdzieś i ci zależy. I chuj z tym, że mnie nie kochasz, to niczemu nie umniejsza. Ja... — zwiesił na moment głos. — Przepraszam, że wcześniej tego nie zauważyłem. Tego, że możesz się tak czuć. I o to chodziło także z tym, co mówiłeś przed chwilą? Że rozmawiamy tylko wtedy, kiedy chcę tego ja? Tak czujesz? — zapytał, patrząc się intensywnie z dołu na stojącego nad nim Iana. Chciałby, żeby jednak siadł obok niego, żeby tym razem byli na równym poziomie, a przede wszystkim żeby byli bliżej siebie, ale, cóż, Ian najwyraźniej wolał rozmawiać w ten sposób.
Sięgnął po jeden z kieliszków, który był jeszcze w połowie napełniony winem. Czerwonym, zatem kieliszek z pewnością należał do Sheryl. Nie przepadał za cierpkością wytrawnego wina, ale ta cierpkość w pewien sposób pasowała do tej chwili.
To, co zrobili...nie wiem, czy było normalne, w standardach gejowskich czy jakichkolwiek, ale było głupie. Nie wiem, czy Irwinowi zależało na seksie ze mną, a może bardziej na seksie z tobą, a może z nami dwoma w równym stopniu, nie mam pojęcia co nim kierowało, ale, kurwa, to w życiu nie będzie realna opcja, Ian. W życiu — zapewnił, mimo iż Ian właściwie raczej tego nie potrzebował. To było przecież oczywiste, że Max nie byłby w stanie nawet spojrzeć na innego mężczyznę poza swoim chłopakiem, w którego był wpatrzony jak w najpiękniejszy obrazek. — Nie musisz się do niego odzywać, jeżeli nie chcesz. Masz prawo być wkurwiony — dodał. Rzeczywiście, wolałby żeby jego chłopak i kumpel się dogadywali, ale nie mógł zmusić do tego żadnego z nich.


effsie - 2018-11-26, 01:14

Słuchałem Maxa w milczeniu, a to, co mi mówił, nie zrobiło na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Dla mnie pokazywanie Irwinowi, że jesteśmy uroczą parą nie leżało jakoś szczególnie daleko od tego, co przed chwilą sam zarzucałem Maxowi, a pozostałe rzeczy też nie były dla mnie żadną rewelacją. To nie tak, że to wszystko, co mu powiedziałem, wymyśliłem sobie tego jednego wieczora, to… narastało przez jakiś czas i potrafiłem z tym żyć i sobie z tym poradzić, racjonalizowałem pewne rzeczy i starałem się to jakoś ogarnąć. Wiedziałem, że Max mi ufał, przynajmniej teraz, już tak, ale to nie sprawiało, że nie potrzebował upewniać się, że nie, nikogo nie przeleciałem, jak tylko go nie było pod ręką. I to też nie tak, że tylko jego zachowania mnie irytowały, było raczej na odwrót, jakby kropla pośród całego tego ścieku, który się wokół mnie tworzył.
Ale to już absolutnie nie była wina mojego chłopaka. Ale skoro mnie spytał jak się z tym czuję to, proszę, powiedziałem mu.
Zabawne, mam wrażenie, że wcale mu nie ulżyło.
Nie odezwałem się w odpowiedzi na cały ten jego monolog, nie miałem co powiedzieć. Za to podążyłem wzrokiem za jego ręką, którą sięgał po kieliszek z winem – ale tego też nie zamierzałem komentować w żaden sposób. Byłbym absolutnym hipokrytą gdybym komukolwiek wypominał picie alkoholu, zresztą, to mi absolutnie nie przeszkadzało, jeśli już, to fakt, że Max chciał rozmawiać akurat teraz, ale, prawdę mówiąc, to mógł być zbieg okoliczności.
A nie jest tak? — spytałem w odpowiedzi na jego pytanie. — Nie rozmawiamy tylko wtedy, gdy ty tego chcesz?
Ton mojego głosu nie był wcale złośliwy, może… może wyolbrzymiałem fakty, ale co poradzę na to, że teraz – tego wieczoru – odnosiłem właśnie takie wrażenie?
Nie skomentowałem też dalszej części wypowiedzi Maxa, trochę dlatego, że nie bardzo miałem co na to odpowiedzieć, trochę dlatego, że nie chciałem w ogóle o tym myśleć. Nie obchodziło mnie to, z którym z naszej dwójki Irwin miał ochotę urządzić sobie małe tete-a-tete, a Max też wcale nie musiał mnie zapewniać o tym, że taka opcja w ogóle nie wchodziła w grę. To akurat było jasne od samiuśkiego początku.


Gazelle - 2018-11-26, 01:45

Czuł się wyjątkowo niewygodnie na tej kanapie, jakby przygnieciony jakimś niewidzialnym ciężarem. Ach. Ciężarem tej rozmowy. Dobrze, że ona się odbywała, bardzo dobrze, bo dzięki temu miał okazję dowiedzieć się rzeczy, które Ian najwyraźniej od jakiegoś czasu trzymał w sobie, ale...nie oznaczało to wcale, że sytuacja magicznie się rozwiązywała, a wraz z posiadaniem tej świadomości spadała na niego pewna odpowiedzialność. To nie tak, że tę odpowiedzialność traktował jako nieznośny przymus – przecież nakładał go sam na siebie. I to dlatego, że zależało mu, żeby możliwie zminimalizować zmartwienia Iana, gdy ten się już nimi podzielił, gdy mu okazał zaufanie i powierzył mu kolejną część siebie.
Nie mógł tak o, przejść nad tym do porządku dziennego i udawać że takiej rozmowy nie było.
Nie odpowiadaj mi pytaniem, bo ja naprawdę nie wiem — przyznał. Czyżby był aż tak zapatrzony w siebie, że nawet tego nie dostrzegał? — Dlaczego tak uważasz? Czy czujesz się w jakiś sposób ignorowany? Jeżeli tak robię...to nie jest świadome. Okej, z twojej perspektywy to gówno zmienia, ale...dobra, inaczej. Jest coś, o czym ty chcesz teraz porozmawiać? — zapytał wprost, z pełną świadomością tego, że właśnie się wystawiał, nagi, bezbronny, a Ian mógł go zaatakować każdym niekomfortowym tematem. A on czuł się już prawie całkowicie trzeźwy. Trudno. Jeżeli Ian rzeczywiście uważał, że to tylko Max decydował o tym, kiedy rozmawiają i o czym, to najwyraźniej nadszedł czas, aby i nad tym popracować.
Chciał się dla niego starać, nawet w ten pokraczny, pewnie nawet niezauważalny sposób. Czasami czuł że przez to, że w przeciwieństwie do Iana miał jakieś doświadczenie związkowe, powinien zachowywać się jak idealny chłopak, pokazywać Ianowi jak wygląda związek, pokazywać mu to od najlepszej strony, potrafić się idealnie komunikować, mieć gotową odpowiedź na każdą wątpliwość, w skrócie: zachowywać się modelowo.


effsie - 2018-11-26, 11:32

Uniosłem w zdziwieniu pomieszanym z zaskoczeniem obie brwi, nawet niespecjalnie ukrywając, że pytanie Maxa mnie zdezorientowało – i nieco rozbawiło, ale to był raczej gorzki śmiech. A więc tak to działało?
Nie byłem zirytowany, bardziej… zdziwiony. I już nawet nie komentowałem tej propozycji Maxa, że teraz, kiedy on chciał, mogliśmy porozmawiać o tym, co ja bym zaproponował, bo to nie miało żadnego sensu. Nie chciałem się z nim kłócić, nie chciałem wzbudzać w nim żadnego poczucia winy, w ogóle mi na tym nie zależało. Ale, chociaż może powinienem, nie potrafiłem zignorować całej sytuacji – tej, czy, jak mi się wydawało, poprzedniej, i jeszcze wcześniejszej.
Tak, bejb, czuję się ignorowany — przytaknąłem, zwilżając sobie usta resztką piwa. — Mam wrażenie, że… że czasami się mnie o coś pytasz i w ogóle nie zależy ci na odpowiedzi. Tylko na tym, by powiedzieć mi, jak ty się z tym czujesz. I, w porządku, to jest spoko, że mówisz mi cokolwiek, bo już ustaliliśmy, że nie potrafię ci czytać w myślach, a twoje słodkie wyznanie z dzisiaj mnie zaskoczyło, bo nie miałem pojęcia, że tak się czujesz. Więc fajnie, że mi to mówisz, naprawdę spoko. Ale możesz mi to mówić tak po prostu, bez pytania się mnie o coś, a potem… — zamilkłem. Nie uważałem, że Max mnie nie słuchał, bardziej, że… — Słuchaj, to nie tak, że ja nie chcę wiedzieć, co ty czujesz, bo chcę. Ale w momencie, kiedy ci mówię, jak się z czymś czuję, ty zaczynasz się… nie wiem, tłumaczyć? No i jasne, w porządku, to jest ważne, żebyśmy zrozumieli, co sobie o czymś sądzimy i jakie są te nasze emocje z dwóch stron, ale… ale jak ci coś mówię to, nie wiem, może to jest mega egoistyczne, ale bardziej mi zależy na tym, żebyś spróbował zrozumieć, jak się z tym czuję. A nie tłumaczył mi czemu, twoim zdaniem, nie mam racji. Teraz, proszę, zależało ci na tym, żebym ci wyjaśnił, o co mi chodziło. Powiedziałem ci. Ty powiedziałeś mi, jak ty to odbierasz i już, nara, koniec rozmowy? W czwartek to samo. Powiedziałem ci, jak się z czymś czuję, a ty wręcz zakazałeś mi tak myśleć. I też, najlepiej nigdy więcej o tym nie rozmawiajmy. I nie wiem, nie mam pojęcia, jakie jest z tego wyjście, w sensie, co powinieneś zrobić czy inne takie rzeczy, nie wiem. Ale sposób, w jaki mnie traktujesz, że niby się pytasz, niby chcesz bym ci coś powiedział, ale potem kiedy to zrobię, ty właściwie to zlewasz… No, to jakoś nie sprawia, że magicznie mam ochotę mówić ci kolejną rzecz — powiedziałem, wzdychając z lekkim zrezygnowaniem. — Rozumiem, z czego to wynika, ta twoja potrzeba wytłumaczenia się, jak ty się czujesz w związku z czymś, co ja czuję, serio. To też nie jest jakaś super komfortowa sytuacja, jak ktoś, na kim ci zależy, mówi ci, że się w tobie zakochał, a ty mu nie możesz powiedzieć tego samego żeby to było szczere. Dlatego też chciałem ci wytłumaczyć, jak ja się czuję. Ale ja starałem się też zrozumieć, co to dla ciebie znaczy, że jesteś zakochany, zrozumieć, czy… nie wiem, czy to coś zmienia, czy czegoś ode mnie chcesz… czy po prostu nie sprawić, że powiedziałeś mi coś, co dla ciebie jest ważne, a ja to zignoruję i zamiast tego zacznę ci gadać o moich uczuciach do ciebie. Nie wiem. Jakoś odgórnie zakładam, że jak ktoś się czymś ze mną dzieli to nie chce być zignorowany. Nie wiem — powtórzyłem i wzruszyłem ramionami. — Ale może ty tego nie potrzebujesz i dlatego nie wiesz, o co mi chodzi.


Gazelle - 2018-11-26, 14:49

...tak, właśnie, modelowo. Ta presja, presja, cholerna presja, być ekspertem w komunikacji, najlepszy, najlepszy, pokazać Ianowi wszystko to, co cudowne w związku. Cudowne. Rozwiązywać wszystkie spięcia, żeby każdy był zadowolony. Każdy. A zwłaszcza Ian. Żeby Ian nie uważał go za...
Rozczarowanie.
Rozczarowanie...
To słowo przez ostatnie dni go nie opuszczało. Czuł się jak pieprzone rozczarowanie na wszystkich polach. I nawet...nawet nie potrafił zadbać o osobę, którą podobno kochał...Nie potrafił...
Słuchając Iana, jeszcze bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że go zawiódł. I zawodził tak właściwie, cały czas. Przecież nawet w tym momencie myślał o swoich uczuciach, podczas gdy Ian musiał czuć się paskudnie z byciem ignorowanym.
Boże, on naprawdę tak się czuł.
...nie wiem, co ci powiedzieć, żeby nie brzmiało to jak dalsze tłumaczenie się — powiedział w końcu cicho. Przyznanie się do swojej niemocy było takie trudne, bo okazywało się, że...znowu nie miał odpowiedzi. Znowu nie umiał. Nie umiał. Nie wiedział, jak. Nie wiedział. Nie... — N-nie mogę ci zabronić czuć się tak, a nie inaczej. I nawet jeżeli tak to wygląda...nie olewam tego. Nie, wróć, kurwa, co z tego że nie zlewam, kiedy ty czujesz, że tak jest.
Zamilknął. Miał wiele rzeczy do powiedzenia, chciał się wytłumaczyć, ale...przecież właśnie nie tego Ian od niego oczekiwał. A czego oczekiwał? Jezu...
Przecież to nie tak, że ignorował wszystko, co mówił do niego Ian! Myślał, że podstawą komunikacji jest wzajemne dzielenie się swoimi uczuciami, a każdy z nich miał własną perspektywę, która sprawiała że nie było prawd oczywistych, zawsze druga strona coś odbierała inaczej. To wcale nie wyglądało tak, że Max próbował udowodnić mu, że nie ma racji! Rzeczywiście, zdarzało mu się prostować pewne rzeczy, ale też nie odbierał Ianowi prawa do swoich interpretacji.
Ian raz powiedział mu, że Max mówi mało o swoich uczuciach...więc postanowił się otworzyć. Ale i w tym przesadził. Więc gdzie znajdował się ten słynny złoty środek? Naprawdę się starał...
O, super, znowu zaczynał robić z siebie godną pożałowania ofiarę.
Co mogę zrobić, żebyś nie czuł się zignorowany? — odezwał się w końcu, a jego głos brzmiał dziwnie...obco. — Czego potrzebujesz? Chociażby w tym momencie. I...w ogóle.


effsie - 2018-11-26, 16:42

Nie olewasz tego? — wymamrotałem, marszcząc brwi. Max… no przecież mnie nie okłamywał, a jeśli twierdził, że tego nie olewał to może zwyczajnie ja nie ogarniałem, co i jak? — To znaczy, że ja przesadzam? — mruknąłem do siebie, pod nosem, drapiąc się szyjką butelki po piwie po policzku.
No… istniało takie prawdopodobieństwo. Że za bardzo popuściłem sobie wodze fantazji w tym, co to znaczy związek i tak dalej, i nagle, znikąd, zacząłem wymagać rzeczy nie z tej ziemi.
Bo przecież sam nie wiedziałem, o co mi chodzi. Jak chciałbym, żeby Max zareagował, bo gdybym wiedział – niechybnie bym mu o tym powiedział i nie stalibyśmy tu jak dwójka debili.
Nie wiem, bejb — przyznałem prosto. — Na tę chwilę potrzebuję się wylać, bo ciśnienie nie sprzyja takim chwilom.
Odstawiłem butelkę na stolik i skoczyłem do kibla; generalnie to nie byłem fanem tego wieczoru. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby Max poszedł sobie na drinka ze swoimi znajomymi gdzieś na miasto, bo widać nie wychodziło z tego nic dobrego.
Umyłem ręce i wróciłem do salonu, gdzie Max cały czas siedział na kanapie. Westchnąłem, wyminąłem stolik i usiadłem obok niego.
Słuchaj, może rzeczywiście przesadzam… ale ja niezbyt często opowiadam ludziom, o co mi chodzi i po prostu… chyba jak ci już coś mówię to chciałbym żebyś jakoś na to, nie wiem, no, zareagował. Kurwa, to brzmi tak idiotycznie, że aż mnie skręca w środku. Ale… ech, mam trochę wrażenie, że ciebie nie obchodzi to, co ci mówię. Że… nie wiem, że traktujesz to jako pretekst, zachętę, żebyś sam mógł się ze mną czymś podzielić. I to jest spoko, ja tego chcę, tylko… ech, wolałbym, żebyś mógł to robić tak po prostu. A nie wtedy, jak ja… kurwa, czy to w ogóle brzmi chociaż trochę logicznie?


Gazelle - 2018-11-26, 20:49

Czy Ian przesadzał?
Może i wymamrotał to pytanie cicho i pod nosem, ale Max chcąc czy nie chcąc i tak był w stanie to usłyszeć. I to pytanie go zastanowiło.
Bo z jednej strony czuł ten wyrzut do samego siebie, był w stanie przyjąć na siebie całą odpowiedzialność, całą winę, sam korzystał z tej sytuacji żeby wprowadzić się w większe poczucie beznadziei; żeby jeszcze bardziej udowodnić sobie, że jest zwykłym gównem. Ale także gdzieś tam w środku...rósł w nim sprzeciw. Czuł się trochę niesprawiedliwie potraktowany. I te dwa stanowiska stały ze sobą w oczywistym konflikcie, szarpiąc umysłem Maxa to w jednym, to w drugim kierunku.
Miał o czym myśleć, gdy Ian wyszedł do toalety. Próbował dojść do ładu z samym sobą, przetworzyć te rewelacje usłyszane od swojego chłopaka, ale nie potrafiło wyjść z tego cokolwiek, co nie byłoby pierdolonym chaosem. To był ten pierdolony Lionel, tak? Że uważał jedno, ale uważał też jednocześnie coś zupełnie przeciwnego? Co za pierdolone gówno.
W każdym razie, znowu zbyt wiele uwagi poświęcał sobie samemu, podczas gdy w centrum tej rozmowy był przecież Ian. Ian, który wcześniej trzymał w sobie ten dyskomfort, który...który...nie czuł się dobrze, nie czuł się zrozumiany, gdy dzielił się z Maxem swoimi uczuciami.
Gdy Ian usiadł obok niego, patrzył się na niego oczami, w których z pewnością odbijały się te wszystkie jebane wątpliwości. Ale nie on jeden je przeżywał. I na tym musiał się skupić. Tylko na Ianie, tylko na Ianie.
Brzmi. — Skinął głową. — Jednak mimo to, nie rozumiem cię w pełni. Dlaczego masz wrażenie, że mnie nie obchodzi to, co do mnie mówisz? Proszę, spróbuj mi wytłumaczyć skąd się to wzięło... Tak, wiem, robisz to przez ostatnie minuty, ale wciąż...naprawdę jest aż tak źle? Tak to odbierasz? Nie, nie będę próbował wmówić ci, że nie masz racji. Nie da się nie mieć racji we własnych uczuciach, a ty to czujesz, w porządku. Czy teraz...się tłumaczę? Przenoszę ciężar rozmowy na siebie? — pytał, ale wcale nie złośliwie, szczerze się zastanawiał. Nie wiedział, gdzie są te granice, po przekroczeniu których Ian czuł się ignorowany.


effsie - 2018-11-26, 21:16

Spojrzałem na Maxa z pewnym niedowierzaniem, niezrozumieniem, jakby… jakby był z innej planety, ten mój chłopak. Nie odezwałem się od razu, przez dłuższą chwilę analizując jego słowa i skanując wzrokiem twarz.
Ty naprawdę nie rozumiesz, o co mi chodzi — odkryłem (mój ton głosu nie był oskarżający ani nic takiego, raczej lekko zaskoczony) i poczułem się głupio. Wymyślałem to sobie? Bardzo… bardzo prawdopodobne, w takim wypadku, skoro należałoby to tłumaczyć. — Yhm… chyba naprawdę przesadzam — mruknąłem, drapiąc się po policzku. — Słuchaj, dobra, nieważne…
— Ian, to jest ważne — zaoponował natychmiast Max, stanowczo, nawet bardzo. — Odpowiedz mi, proszę.
Ech…? — westchnąłem, nieco pytająco i naprawdę zacząłem żałować, że w ogóle poruszyłem ten temat. — Teraz nie. Zupełnie nie. Teraz wręcz przeciwnie. I nie jest aż tak źle, jak ty to mówisz, wolę… wolę jak mi mówisz o tym, co czujesz, niż jak nie mówisz nic. Tylko… nie wiem, czasami odnoszę wrażenie, że to nic nie zmienia. Że coś ci powiedziałem, ale co z tego? — Zamilkłem na chwilę. — Słuchaj, nie chcę z tego robić jakiejś afery, skoro dla ciebie to nie jest nic… dziwnego, to może sobie coś po prostu ubzdurałem. Nie mam pojęcia, co innego mógłbyś zrobić, a mam jakieś irracjonalne wyrzuty. Sorry. To debilne.


Gazelle - 2018-11-26, 21:26

Nie, nie — zaprotestował. — Jeżeli teraz się wycofamy z tego tematu, bo będzie znowu to samo, o czym mówisz, czyż nie? I będzie to kolejna...bezsensowna rozmowa.
Użył słowa, którego wprawdzie Ian nie wypowiedział wprost, ale chyba to było coś, co być może poprawnie zrozumiał z jego wypowiedzi.
Nie mogę ci powiedzieć, że coś sobie ubzdurałeś — powiedział łagodnie i podniósł nieco dłoń, żeby na moment zawiesić ją z wahaniem w powietrzu, aż w końcu ułożył ją delikatnie na kolanie Iana. — Zresztą, gdybym ci to powiedział, to tym bardziej nic by nie zmieniło. Ale skoro twierdzisz, że teraz nie próbuję koncentrować rozmowy wokół siebie...to może to jest w takim razie dobry trop? — zauważył.
Nie mogę ci też powiedzieć, że przesadzasz. Nawet, jeżeli ja bym tak uważał — a chyba jednak troszkę tak uważał — to jednak jest to coś, co cię trapi, więc nie można tego tak po prostu zlekceważyć, nie? Czyli...popraw mnie, jeżeli źle rozumuję, ale poza tym, że czujesz się ignorowany, masz problem z bezowocnymi rozmowami? W sensie...takimi, które w gruncie rzeczy nic nie zmieniają? Nie rozwiązują problemu? — dopytywał, bo chyba w końcu zaczynał coś rozumieć. Chyba. A może nie? Może znowu przekręcał fakty? Może i to zostanie odebrane jako niesłuchanie i ignorowanie słów Iana?


effsie - 2018-11-26, 21:50

Nie — nie zgodziłem się od razu, bez wahania. — Nie mam problemu z bezowocnymi rozmowami, lubię z tobą rozmawiać, nawet jeśli po tym nie uda się nam ustalić planu podboju świata. Po prostu… — teraz zawahałem się na chwilę. — Chyba… chyba wydaje mi się, że większość tego, co mówię, odbierasz jako atak na siebie… albo ja tak to mówię, że odbierasz to jako atak? I potem chcesz mi to wyjaśnić… a mnie to irytuje, bo zamiast słuchać wyjaśnień chciałbym żebyś spróbował zrozumieć, o co mi chodzi. Nie dlatego, że nie chcę słuchać tych wyjaśnień, tylko że… no, to od samego początku nie jest atak na ciebie, bo ja generalnie wiem, że ty chcesz dobrze i tak dalej. — Czy to było zrozumiałe? Miałem nadzieję, że tak. — Tak jak teraz. Wkurwia mnie ta sytuacja, ale ty akurat nie masz z tym za wiele wspólnego. To… to w ogóle nie ma nic wspólnego z tobą — zorientowałem się, sam; do tej pory raczej nie zdawałem sobie z tego sprawy. — I kiedy ci o tym mówię, ty… kiwasz głową, przepraszasz mnie za to, że tego nie wiedziałeś, co w ogóle jest totalnie irracjonalne i… i co dalej? Nic? W sensie, pytam teraz serio, bo może to jest dla ciebie okej, że po prostu się sobie mówi o różnych rzeczach i… i… — zamilkłem, marszcząc brwi, podniosłem wzrok na Maxa. — Kurwa, Max, zgubiłem się. Już sam nie wiem, o co mi chodzi.

Gazelle - 2018-11-26, 23:25

Nie tylko Ian się zgubił.
Bo, skoro on się zagubił, no to co miał powiedzieć Max? Mógł się tylko tępo patrzeć na tego swojego chłopaka, próbując dotrzeć do tego, w czym w końcu leżał problem.
I znowu czuł nad sobą presję. Oczekiwanie, że powinien wiedzieć, powinien zrozumieć. I najlepiej mieć rozwiązanie. I nawet jeżeli Ian tego wcale nie wymagał, to Max sam czuł, że powinien.
Powinien. Powinien. Powinien. Tyle powinien.
Mózgu, zamknij się kurwa w końcu.
Czy czuł się przez Iana atakowany? To w sumie było dobre pytanie, nad którym definitywnie powinien się pochylić. Może czasami tak...ale ogólnie, to to nie do końca było to. Ale rzeczywiście, bardzo łatwo brał słowa Iana do siebie, często one w niego uderzały. Jednakże z reguły przyjmował wobec nich raczej...pokorną postawę, prawie całą agresję wymierzając w siebie samego. Oczywiście, były wyjątki. I wcale nie było ich tak mało.
Nie. Powinniśmy o tym mówić — odparł. — Do czegokolwiek by ta rozmowa nie prowadziła...nie uciekajmy od niej. Okej, brzmię pewnie jak totalny hipokryta, ale to jest ważne. I...nie wiem, no, ja czuję że to jednak ma wiele wspólnego ze mną. W sensie, przecież czujesz się ignorowany, tak? Odnoszę wrażenie, że teraz próbujesz się z tego wycofać, ale takie słowa padły z twoich ust, i to są twoje uczucia, prawda? I czujesz, że często odbieram twoje słowa jako atak. Okej. Spróbujmy to teraz poukładać, a może dojdziemy do sedna problemu. Bo jakiś problem jest, coś ci doskwiera — ocenił jakże odkrywczo. — I...nie zamierzam zignorować tej rozmowy, Ian. Nie wiem, czy jest sens cię zapewniać o tym, że z myślą o tym, co powiedziałeś, będę się starał żebyś nie czuł się już tak, jakbym cię zlewał i jakby mi nie zależało na twoich uczuciach, bo naprawdę mi zależy, ale to dopiero będziesz mógł ocenić sobie sam.


effsie - 2018-11-27, 00:01

Ale przecież ty nie widzisz żadnego problemu — wymamrotałem, czując się naprawdę idiotycznie. Robiłem właśnie z igły widły i, możliwe, że debila z siebie samego. Na całe szczęście obok był tylko Max, ale i tak było mi głupio. — Chodziło mi o to, że to, na co się wkurwiam, nie ma nic wspólnego z tobą. Tylko ze wszystkimi dookoła. Ty nie masz na to żadnego wpływu — mruknąłem, wzruszając ramionami. To była prawda, całkowita, totalnie.
Westchnąłem ciężko, odwracając się do stolika i sięgnąłem po pusty kieliszek i nalałem sobie do niego wina; czerwonego, jeszcze zostało po Sheryl. Skrzywiłem się nieznacznie, gdy napiłem się alkoholu; zapomniałem, że nie byłem fanem czerwonego wina.
Potrzebowałem, chociaż na chwilę, pomyśleć o czymś innym. Nie dlatego, że ten temat uważałem za skończony, wręcz przeciwnie, ale może musiałem trochę ochłonąć, uspokoić myśli, żeby móc sobie na spokojnie ułożyć, co tam sam uważałem, skoro już nawet tego nie wiedziałem. Czułem się jak naprawdę ostatni idiota, wyjeżdżający z jakimiś wyrzutami podczas gdy mój chłopak nie czuł się w związku z tym ani trochę źle. Jakbym ubzdurał sobie, że trzeba pierdolić o wszystkim w tę i z powrotem, podczas gdy może rzeczywiście czasami warto było przymknąć japę.
Trzymając nóżkę kieliszka, nieco bezmyślnie zakręciłem szkłem, sprawiając, że wino w środku zafalowało. Na degustacjach uczyli uczestników, by tak robili, aby uwolnić aromat; szczerze wątpiłem, by wino zakupione w Targecie było tego warte, ale najwyraźniej zostało mi to już w krwi.
Przed chwilą, na balkonie — zacząłem, wgapiając się w falujący płyn — jak ci powiedziałem żebyś mnie zostawił… Nie chodziło mi o to, że mi przeszkadzasz. Naprawdę, rzadko kiedy mi przeszkadzasz. Po prostu… byłem zły, bardzo, i nie chciałem… bałem się, że… — Ja pierdolę, już nawet nie potrafię się wysłowić. Weź się w garść, Monaghan. — No, że coś ci zrobię. Coś, czego bym nie chciał. A ty… po prostu, nie chodziło o ciebie, dobra?


Gazelle - 2018-11-27, 01:09

Jak to nie widzę żadnego problemu? Na jakieś podstawie to niby zakładasz?! — spytał, ewidentnie oburzony. Mógł wziąć wiele na klatę, naprawdę, ale tego typu sugestie, podczas gdy on naprawdę się starał, były bardzo, ale to bardzo nie w porządku. — Jedną sprawą jest to, kiedy mi mówisz jak ty się czujesz w związku z moimi zachowaniami, ale zupełnie inną jest to, kiedy ty tworzysz sobie takie założenia, co ja czuję, które są jakieś totalnie z dupy. Bo widzę problem, Ian, próbuję, kurwa, dojść z tobą do sedna tego problemu, martwię się tym, że coś cię gryzie i to, że nie rzucam się po pokoju nie oznacza, że się nie przejmuję!
Czy to już było skierowanie rozmowy na siebie? Chuj, to Ian zaczął ze swoimi śmiałymi i idiotycznymi założeniami.
Nawet jeżeli nie ma to ze mną nic wspólnego – mimo iż przed chwilą mówiłeś totalnie coś innego – to nie nie sprawia magicznie, że kiedy tutaj ze mną siedzisz, to problem znika, prawda? I się wkurwiasz, jak raczyłeś przyznać. Na kogokolwiek byś się nie wkurwiał – to nie jest przyjemny stan. I ty teraz...próbujesz uciec od tego tematu. Zbyć go. Robisz dokładnie to, co zarzucasz mi, wiesz? — wytknął Ianowi hipokryzję, która była aż nazbyt widoczna.
Sam też wprawdzie był przy tym ogromnym hipokrytą, ale w tym momencie nie było to tak istotne. Ważne było to, że Ian niby niepozornie, ale tak naprawdę bardzo nieporadnie próbował wycofać się rakiem z dalszego rozgrzebywania tematu, który i tak już został dotknięty. I trudno, słowa padły, Ian to z siebie wyrzucił, a Max nie wyobrażał sobie w tym momencie tego po prostu zostawić.
Czy tak właśnie czuł się Ian, gdy Max zachowywał się podobnie? Ian jednak rzadko kiedy naciskał, prawie wcale...
Boże, Ian — westchnął. — Wciąż żyjesz tą sytuacją, prawda? — Oczywiste było, do jakiej sytuacji się odnosił, nie musiał jej nazywać. — Ian, ja przecież wiem, że ty byś mi nic nie zrobił. Zapominasz o tym, że od tego, co się wtedy wydarzyło, minęło na tyle czasu, że wiele, wiele rzeczy się zmieniło. I ja ci ufam, Ian, i nie boję się ciebie. Ale ty...wciąż nie ufasz sobie, prawda? — spytał już ciszej. Wziął wolną rękę Iana w swoją, splatając ich palce. Było mu żal Iana. Naprawdę, naprawdę żal. Nie, to nie była litość. Po prostu...mógł się w pewien sposób identyfikować z tym, co w tym momencie mógł odczuwać Ian. On też się bał, cholernie się bał, że krzywdził Iana i że go kiedyś skrzywdzi jeszcze mocniej.


effsie - 2018-11-27, 14:02

Max podniósł głos i zagotowałem się automatycznie, bo już, znowu, nakręcał się na coś, co sam sobie wymyślił.
Mówię, że dla ciebie ten problem nie istniał, dopóki ci o tym nie powiedziałem — wycedziłem przez zaciśnięte zęby, pilnując się, by na niego nie nawrzeszczeć. — Kurwa, w ogóle mnie nie słuchasz. Chodzi mi o sytuację, którą ci opowiedziałem, o tym, jak wszyscy naokoło oceniają mój stosunek do ciebie, o to, że to, co mnie wkurwia, nie ma żadnego związku z tobą. To mógłby być jakikolwiek inny koleś czy laska i pewnie byłoby tak samo. Niczego nie zbywam, kurwa. Wręcz przeciwnie, wracam do tego tematu, poruszam go jeszcze raz, ale ty znowu spierdalasz od sedna sprawy i zaczynasz krążyć wokół — zirytowałem się. — Dokładnie o to mi chodzi. O to, że kiedy powiem ci coś, co jest dla mnie ważne, chcę o tym porozmawiać, a nie odhaczać kolejną rubryczkę w drodze do idealnego związku — ironizowałem. — Kochany pamiętniku, dzisiaj mój chłopak zdradził mi kolejny sekret. Było fajnie. Czuję, że poruszamy się naprzód w swojej wielkiej miłości do siebie — prychnąłem i… zamilkłem.
Trochę dlatego, że czułem, że powoli wkraczam na rejony w swojej głowie, gdzie będę się tylko bardziej nakręcał i zacznie się robić niemiło, ale głównie dlatego, że… że nie wiedziałem. Że o to mi chodzi.
To, co przed chwilą wypluło się (samo) z moich ust… to była prawda? Raczej…
Nie wiem.
Jakiekolwiek zirytowanie, jeśli jeszcze przed chwilą mnie napędzało, teraz całkowicie wyparowało, a ja trochę zwiędłem jak taki balonik, z którego wypuszcza się powietrze. Miałem mętlik w głowie i nie wiedziałem, o co mi samemu w ogóle chodzi; nie czułem się w ogóle w stanie do przeprowadzania takiej rozmowy z Maxem, bo co mu mogłem powiedzieć? Generalnie nie chciałem marnować czasu ludzi i męczyć ich swoim syfem w bani, wolałem to sobie wszystko na spokojnie uporządkować sam i jakoś potem podejść do tematu z konkretnej strony, a tutaj wszystko jakoś eskalowało i niewiadomo skąd, nagle byliśmy w tym miejscu.
Napiłem się wina.
Max splótł swoje palce z moimi i podniosłem na niego wzrok.
Może powinieneś — powiedziałem głucho, ignorując jego pytanie. — Czasami… jak jestem bardzo zły, czuję… mam taką potrzebę, by coś rozwalić, wyżyć się na czymś — dodałem tym samym tonem. To nie było coś, czym chciałem się chwalić, ale Max… powinien to wiedzieć.
Na wszelki wypadek.


Gazelle - 2018-11-27, 23:02

Przecież, kurwa, rozmawiamy! — odparł natychmiast. Chociaż w tym momencie coraz mniej zaczęło to przypominać rozmowę, gdy ta dwójka zaczynała przechodzić w ofensywne i defensywne tony. — Teraz ten problem dla mnie istnieje, i nawet gdy mi mówisz, że jego sedno nie ma nic wspólnego ze mną, to nie oznacza że już go nie widzę. Nie jestem aż tak egocentryczny, wiesz?
Być może tutaj trochę się zapędził. Być może. Ale naprawdę ugodziło go to, że...poczuł się przez Iana w gruncie rzeczy niezupełnie sprawiedliwie oceniony.
Westchnął, i spuścił nieco z tonu. Pomogło mu to, że i Ian zdawał się uspokoić w jakimś stopniu.
Skoro to stawiasz jako sedno sprawy, to jaka jest korelacja między tym, a tym, co mi przed chwilą mówiłeś, ze czujesz się przeze mnie ignorowany? Przecież to się łączy, czyż nie? Ja...naprawdę chcę zrozumieć o co ci w końcu chodzi. Nie chodzi o żaden jebany pamiętniczek, ale o to, w jaki sposób chcesz o tym rozmawiać, skoro ciągle gubimy ten wątek, sam się z nim gubisz. Dobra. Teraz wskazujesz ponownie na to, że wkurwia cię to, że inni oceniają twoje zaangażowanie w nasz związek. To jest kretyńskie. W sensie — dodał naprędce, zanim doszło do kolejnego nieporozumienia — nie, że ty tak uważasz, ale właśnie to ocenianie ciebie. To bez sensu. Przecież...jeżeli już ktokolwiek miałby takie rzeczy oceniać, to tylko my dwoje, nie? Ale...okej, to zabrzmi banalnie, ale co ty na to, żeby po prostu dawać znać tym ludziom, przez których czujesz się w taki sposób oceniany, że sobie tego nie życzysz? Możesz im mówić, nie wiem, że chuja wiedzą i chuja ich to obchodzi, a twój chłopak jest przy tobie szczęśliwy i wie, że tobie na nim zależy. Mogę to wykrzyczeć za ciebie całemu światu? — uśmiechnął się, a jego twarz w końcu złagodniała.
I nawet gdy Ian mówił o swoich destrukcyjnych potrzebach, Max nadal był spokojny. Z tym, że się nie uśmiechał – martwił się o Iana.
Nie odpowiedział mu wprost na żadne z pytań. Niemniej te słowa, które padły zamiast tego...mówiły być może i więcej.
Ale ja nie jestem czymś. A ty nie jesteś potworem nie do okiełznania. Nie jesteś w ogóle żadnym potworem. Cokolwiek mi nie powiesz, możesz mnie ostrzegać, możesz przedstawiać się dalej w tym paskudnym świetle, ale to nie zmieni faktu, że się ciebie nie boję, i nie potrafię się ciebie bać. Wierzę w ciebie bardziej niż ty sam — mówił, ciągle spokojnym głosem. Ścisnął mocniej ich splecione palce, kciukiem masując zewnętrzną stronę dłoni Iana.


effsie - 2018-11-28, 00:24

Gubimy wątek, bo ty ciągle spierdalasz od rozmowy.
Ale nie powiedziałem tego na głos, bo nie chciałem pogarszać sytuacji.
To już było niecodzienne, ta moja… powściągliwość i to, że nie gadałem wszystkiego, co mi ślina przyniosła na język, bo czasami, nawet jak nie miało to sensu, potrafiłem palnąć jakimś tekstem, który tylko podżegał ogień. Tym razem jednak pozostałem spokojny, na tyle spokojny, na ile dało się w tak emocjonującej rozmowie, a to wszystko było tak cholernie obce, że aż niesamowite.
Ale ja to wiem, w teorii — mruknąłem. — Że to chuja znaczy. Nie mam problemu, z tym co myśli sobie mój czy twój kumpel, twoja mama czy ktokolwiek, naprawdę. Mam problem z całym tym… zjawiskiem. Tak nawet ogólnie. Z tym, że w teorii wszyscy pierdolą o tym, że, na przykład, ooo, dajmy komuś drugą szansę. A potem i tak… — nie dokończyłem, nie było po co. — Denerwuje mnie to, że wszyscy wiedzą lepiej, cały świat, no, może poza moją mamą czy Tonym i Betą. — Zamilkłem na chwilę, marszcząc brwi i coś mi przyszło do głowy, coś, co chciałem wiedzieć. — Twoi znajomi… poza twoją mamą, bo ona to wiem, oni, hm, mają z tym problem? Powiedz mi prawdę.
Może po drugiej stronie muru, którego nie widziałem ze swojego podwórka, była prowadzona krucjata przeciwko mojej osobie? Kto wie, różne rzeczy dzieją się na świecie.
Później Max mówił mi te rzeczy, które brzmiały śmiesznie, chociaż nie były ani trochę zabawne. Twierdził, że się mnie nie boi, ale to było niemożliwe, bo momentami… sam się siebie bałem, tego, jaka złość potrafiła mnie ogarnąć w kilka chwil i jak bardzo wtedy nie panowałem nad sobą.
To idiotyczne — mruknąłem więc. — Jeśli jest jak twierdzisz, jeśli nie potrafisz się bać to tym bardziej nie powinieneś ze mną wtedy być. Ludzie, jak się nie boją, potrafią zrobić idiotyczne rzeczy — stwierdziłem.


Gazelle - 2018-11-28, 01:10

Max już naprawdę, naprawdę niczego nie rozumiał. To czego w końcu Ian oczekiwał? Miał wrażenie, że cokolwiek by w tym momencie nie mówił, to nie spełniał oczekiwań Iana. I nawet nie musiał mu tego mówić. Ta twarz, ona była głównym nośnikiem informacji dla Maxa przy okazji tej całej rozmowy.
Nie...no, poza Marcusem, ale to jest zupełnie inna historia. No i matka. — Może zaproszenie Iana do San Jose było jednak kiepskim pomysłem? Skoro jego chłopaka tak dotykały te oceniające postawy...a jego matka ciągle oceniała Iana, od momentu gdy tylko dowiedziała się że Max się z nim związał. Oceniała go, tworzyła założenia zupełnie z powietrza, nawet go nie znając! — Ale, nie, serio. Wręcz cieszą się, że znalazłem chłopaka. I Sheryl...ona mi powiedziała, że cieszy się, widząc mnie szczęśliwego przy tobie. Ona...była pierwszą osobą, która dowiedziała się o Lionelu — wyznał. — Jeszcze w czasach, gdy Lionel nie został nawet nazwany. I, wiesz, ona rozumie, że to nie ty byłeś źródłem moich problemów, kiedy miałem swoje...no, w każdym razie cieszy się z naszego związku, wiem że jest to szczere i nie ma do ciebie żadnych uprzedzeń.
I, nie, wcale nie mówił tego po to, by poprawić Ianowi nastrój – mimo iż tak to mogło zabrzmieć – mówił szczerze. W swoim gronie znajomych nie spotykał się z żadnymi negatywnymi reakcjami na swój związek. A przede wszystkim na Iana. Być może...niektórzy z nich mieli wyrobioną swoją opinię na podstawie słów Maxa, czy krótkiego bezpośredniego kontaktu z Ianem. Było to bardziej niż prawdopodobne – tak działali ludzie, którzy lubili wszystko oznaczać etykietkami. Jednak nie mieli potrzeby wyrażania jej, a Max odnosił wrażenie, że ich umysły były całkiem otwarte.
W końcu, nie trzymał w gronie swoich bliskich osób z umysłami zamkniętymi. I z wąskimi horyzontami. Dla własnego komfortu.
To trochę pokręcona logika, i kolejne tworzenie jakichś abstrakcyjnych schematów — zauważył. — Bo ja wiem, że się nie bałem. Zostawiłem cię samego dlatego, że ty tego chciałeś, nie dlatego że chciałem od ciebie uciec. Czy...naprawdę wtedy tego potrzebowałeś? — spytał. — I nie pytam się o to, co uznawałeś za słuszne, odrzućmy na chwilę na bok wszystkie te lęki i po prostu powiedz mi, czy chciałeś żebym z tobą został.


effsie - 2018-11-28, 22:13

Kiwnąłem głową w zamyśleniu, bardziej po to, by dać znać Maxowi, że słucham tego, co mówi, niż z jakiegoś innego powodu. Wierzyłem mu i nie miałem zamiaru kwestionować prawdomówności mojego chłopaka, bo choć odpowiedź mogłaby wydawać się wyreżyserowana, nie miałem żadnych powodów by podejrzewać, że kłamał. Jego mama, no cóż, przecież wiedziałem, że gardzi takim wytatuowanym typem i ta opinia niezbyt mnie dotykała i obchodziła; była wymierzona w jakiś wydumany stereotyp, a nie stworzona w oparciu o moje cokolwiek.
Bardziej zastanowiło mnie coś innego, mianowicie, cały ten temat… Sheryl. I Lionela.
Opowiesz mi o tym kiedyś? — spytałem, patrząc na Maxa. Mój chłopak. Mój słodki, kochany chłopak, który gubił się w swojej głowie… nie przeze mnie, wiedziałem to i nie obwiniałem się (trochę zmarszczyłem brwi, gdy powiedział, że Sheryl mnie za nic nie obwinia; w ogóle do tamtej pory nie myślałem o tym w ten sposób i zastanowiłem się, czy nie powinienem, ale… no, nieważne), ale jednak… w jakiś sposób moja obecność uwypukliła pewne rzeczy. Max mi o tym powiedział – albo właściwie zaledwie wspomniał, a ja do tej pory nie poruszałem tego tematu. Ale chyba chciałem. Nie, nie chyba. Chciałem wiedzieć. Nie dlatego, że miałem zamiar spierdolić jak mi powie coś pojechanego, po prostu… — Chciałbym wiedzieć, z czym … no, walczysz — bąknąłem niepewnie, nie wiedząc, jak to do końca najlepiej ująć. — Znaczy… chciałbym, ale jak ty nie chcesz, no to nie to, że cię zmuszam — dodałem od razu, szybko, przypominając sobie główną zasadę, którą zapisałem sobie w głowie: nie naciskać. W ogóle. Przecież nie chodziło o mój komfort, a Maxa.
Jego kolejne pytanie zaś naruszało mój komfort, to znaczy, nie tak, że triggerowałem się na samą myśl o tym, no bo nie, raczej taki, że po prostu wolałbym, jakby nie padło. Nie było wygodne, ani trochę, dlatego zawiesiłem wzrok gdzieś w przestrzeni i – wciąż trzymając się z Maxem za ręce – wybąkałem gdzieś w przestrzeń:
Nie da się odrzucać rzeczy ot tak.


Gazelle - 2018-11-28, 23:01

Odkąd Ian zwrócił mu uwagę (...czyli, no, od kilku chwil), to Max już stał się nieco bardziej uważny, jeżeli chodziło o sposób prowadzenia przez nich rozmowy.
Dlatego też nie umknęło jego uwadze to, że znowu odbiegli od meritum. Czy było to z winy Maxa? W końcu przecież odpowiedział na pytanie Iana, a Ian zdecydował się nie ciągnąć tematu, który podobno był sednem całej tej dyskusji.
Jeszcze przez chwilę jednak postanowił na to nie wskazywać, bo gdy Ian powiedział, że chciałby wiedzieć więcej o jego zaburzeniu...początkowo się spiął, czując ten irracjonalny lęk. A przecież już powinien czuć się pewny, bezpieczny, przecież Ian już wiedział, o co chodziło, a jednak mimo to, trochę obawiał się o tym mówić.
To go też poniekąd urzekało. Przede wszystkim to jedno słowo, którego Ian zdecydował się użyć. Z czym walczysz. Walczysz. Ian uważał to...za walkę. Max z tym walczył, tak, niewątpliwie, i nie była to wcale równa walka, ale dla ludzi z zewnątrz wcale nie musiało to tak wyglądać. A jednak jego Ian to dostrzegał, dawał mu takie poczucie...walidacji. Nie wiedział, że tak tego potrzebował.
Opowiem. Kiedy chcesz — i zamierzał tego słowa dotrzymać. Nawet, jeżeli Ian chciałby o tym od razu rozmawiać...Max uważał, że to by już mogło być trochę zbyt wiele na ten wieczór, ale nie uciekałby od tematu. Nie tym razem. Dlatego, biorąc pod uwagę nadal to, co Ian mu powiedział, dał mu sygnał, że to on miał wpływ na to kiedy taka rozmowa się odbędzie.
Ale, wracając...co zamierzasz zrobić w końcu z tym problemem? W sensie, z tym, że czujesz się idiotycznie oceniany przez innych? No bo cię to wkurwia, dotyka cię to. Dam na pewno do zrozumienia Irwinowi, jak kretyńsko wypierdolił dzisiaj z taką propozycją, ale to raczej niczego nie rozwiąże, nie? — mruknął. Sam, na miejscu Iana, też pewnie byłby czymś takim mocno wkurzony. Chociaż...on też pewnie był jakoś oceniany, nawet przez najbliższych. Chociażby Sheryl tego wieczoru, kiedy nawet nie powstrzymywała się z wyrażeniem szczerego szoku, gdy dowiedziała się o tym, ze Max uprawiał publicznie seks, czy że dopuścił się z Ianem kradzieży. To były rzeczy, które mogły zaburzyć obraz, który kobieta mogła utworzyć sobie w swojej głowie.
I, ponownie, milczenie Iana po zadaniu przez Maxa kolejnego pytania dużo mu powiedziało. Nie było to długie milczenie, ale...wystarczające. Zresztą, to co później usłyszał było mocno lakoniczne i wymijające.
Ja wiem, że gdybym z tobą został to nie spadłby mi włos z głowy — powiedział. Bo cały czas, tej jednej rzeczy był pewien.


effsie - 2018-11-29, 00:02

Kiedy ty będziesz chciał — poprawiłem, cicho, ale stanowczo, bo to nie była moja prawda do dzielenia się nią. Uniosłem w górę dłoń, którą trzymałem splecioną z tą należącą do Maxa i cmoknąłem ją krótko; tę jasną, delikatną skórę, rękę nieskażoną żadną pracą fizyczną.
Nie miałem już co odpowiedzieć. Max wierzył w coś, co dla mnie wcale nie było oczywiste – i nie chciałem kwestionować jego przekonań, po prostu… nie zgadzałem się z nimi. Logika i doświadczenie mówiły coś innego, a ja nie mogłem im nie ufać. A chciałbym, naprawdę chciałbym, jak nikt na tym świecie.
Ale skoro żaden z nas nie mógł przejść na stronę tego drugiego – nie było sensu kontynuować tego tematu.
A co mogę zrobić? Raczej nic — mruknąłem, wzruszając bezwiednie ramionami. — Po prostu… Po protu chciałem żebyś wiedział, jak mnie to denerwuje i… — Zrobiło mi się głupio. Miałem wrażenie, nagle, że cały ten rwetes podniosłem o całkowite nic. Westchnąłem i oparłem czoło o ramię Maxa, wciąż nie rozłączając naszych dłoni. — Przepraszam — powiedziałem cicho. — Jesteś… — No, jaki? Super, ekstra, najlepszy, wspaniały? Darowałem to sobie, bo takie słowa, miałem wrażenie, były całkowite puste i nic za sobą nie kryły. — Gdybym miał się w kimś zakochać to chciałbym w tobie.


Gazelle - 2018-11-29, 01:01

Mogę nawet teraz — odparł, śledząc wzrokiem ich dłonie, które Ian właśnie unosił w górę. — Naprawdę. Mam z tym tylko taki problem, że nie wiem, czy powinienem ciebie tym wszystkim obarczać...oczywiście, jeżeli jesteś zdecydowany, że chcesz wiedzieć, to ja nie chcę przed tobą tego ukrywać. Zresztą, wiesz to, co najważniejsze. I...naprawdę, mogę teraz mówić. Tylko nie wiem, czy to dobry moment.
Bo, rzeczywiście, ostatnia...godzina? A może nawet mniej, ale w każdym razie był to bardzo intensywny wycinek czasu. Dużo się wydarzyło, dużo istotnych rzeczy.
Chociaż rozmowa to nie było chyba coś, co powinno się dawkować i ustalać grafik, kiedy porusza się jaki wątek, czyż nie?
A Ian niewątpliwie zaczynał się wycofywać z tej rozmowy, zwłaszcza z tej części, która chyba była dla niego najcięższa – oceniając po samych reakcjach wiążących się z tykaniem tego problemu. I Max...nie chciał zostawiać Iana samego z tymi zmartwieniami, ale nie wiedział już, jak mógłby go przekonać do swoich racji; tak naprawdę to i tak było bezcelowe, skoro Ian tak bardzo nie ufał sobie. Postanowił nie naciskać. I po prostu być z nim, być blisko, nie odsuwać się, nie zostawiać go samego z jego gniewem. Nawet jeżeli mieli przeżywać to w milczeniu.
Ian... — wyszeptał, poruszony wyznaniem Iana. Bicie jego serca przyśpieszyło, mocno pompując krew, przez co czerwień uderzyła także w jego policzki. — To...najcudowniejsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałem.
I wcale nie przesadzał. Nigdy nie sądził, że będzie się zachwycał tego rodzaju wyznaniem, ale...wydawało mu się, że dla Iana to naprawdę były wielkie słowa. A raczej na pewno. I to nadawało tym słowom dodatkowego ładunku emocjonalnego, czegoś niesamowitego.
I nie masz mnie za co przepraszać, głuptasie — dodał i wolną ręką delikatnie uniósł głowę Iana ze swojego ramienia, aby móc go w końcu pocałować. — Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Zwłaszcza, że chciałeś mi to powiedzieć. I...dziękuję ci, że dałeś mi kredyt zaufania i postanowiłeś podzielić się ze mną swoimi uczuciami mimo tego, że nie zawsze z takimi informacjami obchodziłem się tak, żebyś ty poczuł się z tym dobrze. To dla mnie ważne, że dałeś mi znać czego potrzebujesz.


effsie - 2018-11-29, 11:37

Obarczać.
Mój chłopak był momentami tak strasznie głupi, że aż nie miałem na to słów, żadnych. Ten słodki idiota naprawdę chyba wierzył w to, że nie mówiąc mi pewnych rzeczy chroni mnie przed nimi, a ja… nawet jeśli by tak było, nawet gdyby to była prawda, naprawdę, naprawdę chciałem wiedzieć. Już od jakiegoś czasu, gdy Max zdradzał mi skrawki tych informacji, gdy mówił o pewnych rzeczach, resztę zachowując dla siebie – a ja powstrzymywałem się, by nie pytać dalej. Co mną kierowało?
Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że nie ciekawość.
Byłbym wtedy ogromnym chujem, gdybym chciał to wiedzieć tylko przez ciekawość.
Nie chciałem być chujem. Tak już generalnie, nie mówiąc tylko o Maxie, ale o wszystkim, takim ogólnym obrazku i tak dalej. Nie uważałem się za złego człowieka; może takiego, który w wielu stopniach nie przystawał do ogólnie przyjętych norm, ale nie byłem zły. Wredny… chyba też nie, bo chociaż nie szczędziłem złośliwości naokoło, nigdy chyba nie przekraczałem granicy. W złości… w złości traciłem panowanie nad sobą, ale to nigdy nie było bezpodstawne i raczej nie miałem wyrzutów sumienia. A jeśli tak – robiłem dużo, by jakoś naprawić coś, co spierdoliłem.
Nie musimy o tym rozmawiać dzisiaj — powiedziałem, niebardzo rozumiejąc, co Max miał na myśli przez dobry moment. Może coś, co miał mi powiedzieć wymagało, nie wiem, odpowiednich okoliczności? Sam wiedział najlepiej i nie zamierzałem na niego naciskać pod żadnym względem. — Sam wybierzesz właściwy.
Trzymałem czoło wsparte o ramię mojego chłopaka, a więc bez trudu poczułem, jak jego serce przyspieszyło bicia, a zaraz chwycił mój podbródek i pokierował do swoich ust. Odsunąłem się nieznacznie i dopiero wtedy dojrzałem jego spąsowiałe policzki.
Westchnąłem w myślach. Te jego słowa o – rzekomo – najcudowniejszej rzeczy, jaką usłyszał… Nie to, że uważałem, że kłamał; wystarczyło na niego spojrzeć, by wiedzieć, że absolutnie w to wierzył, jednak… nie wiem, może był poniesiony chwilą, czy jak to się tam mówi, dlatego to wszystko było dla niego tak intensywne, ale wiedziałem, że to nieprawda. To był mój chłopak, mój cudowny Maxie, i tylko mogłem wyobrażać sobie jego niesamowite reakcje na to, jak ten cały Jared szeptał mu kocham cię do ucha. Te jego pierwsze wyznania, uniesienia i serce wybijające szaleńcze rytmy, jak oni – obaj – odnaleźli się w tej całej miłości do siebie, wyznając ją sobie i przeżywając razem te wszystkie słodkie chwile.
Może to była najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek ode mnie usłyszał, ale na pewno nie najcudowniejsza w ogóle. I, no cóż… trudno. Co z tym zrobię? Niewiele mogę.
Uśmiechnąłem się i przeczesałem jego włosy palcami (lubiłem to robić, jakoś tak).
Wiem, bejb, że nie jest ze mnie taki idealny chłopak jaki by mógł, ale dla ciebie… chcę się starać nim być. Tylko potrzebuję trochę wskazówek — dodałem, uśmiechając się przez cały czas.


Gazelle - 2018-11-29, 18:16

To wcale nie wymagało odpowiednich okoliczności. Chyba...a przynajmniej nie powinno. Nie odczuwał wielkiej traumy, nie miał wielkiego problemu z mówieniem rzeczy, które i tak już mówił swojemu terapeucie. Dzięki terapii przynajmniej już lepiej potrafił to sobie poukładać.
Chodziło po prostu o troskę o Iana. Chociaż...czy powinien się przejmować swoimi wyobrażeniami? Przecież Ian chciał wiedzieć. Nie był głupi, wiedział z czym wiąże się ten temat; mógł podejrzewać, co usłyszy.
Max miał wątpliwości, ale...skłaniał się już do pewnej decyzji.
Zanim ją jednak podjął, rozpływał się przez tego swojego partnera, który był bardziej uroczy niż małe kociaki.
Ian, ale dla mnie jesteś idealny. Nie wyobraziłbym sobie lepszego chłopaka. To znaczy...moje poprzednie wyobrażenia idealnego związku były zupełnie inne, przyznaję, ale rzeczywistość mnie zaskoczyła, bo czuję się z tobą wspaniale. Nawet mimo tego, iż zdarzają nam się jakieś nieporozumienia, że nie zawsze się dobrze rozumiemy, to...jest idealnie, Ian. Naprawdę — ujął jego twarz w dłonie, patrząc się nań z szerokim uśmiechem na ustach. — Zakochałem się w każdej twojej zalecie, i każdej wadzie. Jeżeli chcesz coś zmienić, to chcę żebyś robił to tylko dla siebie, a nie ze względu na mnie. Dobrze?
Pocałował go jeszcze raz. Ale tym razem przedłużał ten wolny, czuły pocałunek.
I jeżeli zaczniesz jęczeć że za słodko to nie ręczę za siebie — dodał. — Bo mam tego jeszcze trochę w zanadrzu i nie zawaham się tego użyć! — Puścił mu oczko. — Ale teraz powiem ci to, co chcesz wiedzieć o Lionelu. Co konkretnie cię interesuje? Jak to się zaczęło? Co przeżywam w związku z tym?


effsie - 2018-11-29, 19:18

Max rozłączył nasze palce po to, by ująć moją twarz w dłonie i wygłaszać te swoje gadki, od których zaraz się porzygam, przysięgam. Wywróciłem też oczami na to jego pierdu-pierdu o tych zmianach dla siebie, a nie dla niego, no dżizas, jeszcze mnie nie popierdoliło tak, by robić coś wbrew własnej woli. Może to zdarzało się takim zakochanym głupkom jak on, ale przecież, że nie mnie.
Ale potem zaczęliśmy się całować, więc już nic nie mówiłem. Całowanie się z tym gnojkiem było fajne, bardzo – a gdy zorientowałem się, że to nie takie cmok i wracamy do gadania, tylko jakaś dłuższa akcja, złapałem go w talii, przyciągając do siebie trochę bardziej, aż musiał władować się obiema nogami na kanapę, żeby w końcu usiąść do mnie przodem.
Lubię, jak nie ręczysz za siebie — mruknąłem, jeszcze się nie odsuwając, bo to ja muszę mieć ostatnie słowo, nawet jeśli to nie słowo, a pocałunek, ja muszę mieć ostatni. — Jesteś głupi — skomentowałem, samemu siadając wygodniej na tej całej kanapie. — Eee… tak? Niezbyt wiem, o co zapytać — przyznałem szczerze.


Gazelle - 2018-11-29, 21:32

A taki chuj. Max też chciał mieć ostatnie słowo.
Chyba będę musiał w takim razie zrobić coś, żebyś przestał to lubić — zagroził. Ian chyba zapomniał, że Max miał okazję już przetestować miejsca, w których może go łaskotać! To oczywiście będzie ostateczność, ale jeżeli jego chłopak swoją niefrasobliwością go do tego zmusi... — A głupi to jesteś ty — zripostował. I jaka to była porządna riposta! Ian powinien w tym momencie już zamilknąć i zastanowić się nad sobą.
I tak musiał zamilknąć, bo Max szykował się do opowiedzenia historii swojego romansu z niejakim Lionelem.
No okej, to spróbujmy. Generalnie, Eisenhoffer twierdzi, i chyba muszę mu uwierzyć, że to nie tak że ten Lionel mi się nagle pojawił. Nagle, to on we mnie przypierdolił, ale gdzieś tam się czaił przez te kilka ostatnich lat. To ma w sumie sens, w sensie na terapii dostrzegłem że przez lata żyłem według pewnych schematów, które do końca zdrowe nie były. Na przykład to, że się izolowałem od świata. Naprawdę, prowadziłem takie rutynowe, nudne w kurwę życie. Sam ze sobą, w tych czterech ścianach, książki, pisanie i okazyjne tinderrandki nastawione tylko na seks, bo miałem takie potrzeby. I to było wygodne. W sensie...nie wystawiałem się na silne przeżycia. Nie ryzykowałem odrzucenia, jakichkolwiek spięć. A potem pojawiłeś się TY. — Wymierzył palec w pierś Iana. — To znaczy, pojawiłeś się ponownie w moim życiu. I cały ten zasrany porządek zaczął mi się rozwalać. Ta...iluzja bezpieczeństwa się rozmyła, tak myślę. I pewnie przez to, że tak dużo trzymałem w sobie przez lata, kiedy to wybuchło w końcu...to wybuchło porządnie. Ja naprawdę...nie ogarniam, co się ze mną wtedy działo. To był pierwszy raz od dawna, kiedy ja kogoś tak pożądałem. Tamci goście z Tindera? To była szybka wymiana przyjemności, podobali mi się, bo gdyby było inaczej to nie wskakiwałbym im do łóżka, ale nie byłem w ogóle przywiązany. A z tobą...było inaczej. Wiedziałem, że jak przekroczę granicę, to nie będzie to, co zwykle. Nie znikniesz z mojego życia, ani ja z twojego, nie mógłbyś być dla mnie tylko jednorazową przygodą. I wtedy, zamiast się wycofać, nakręcałem się jeszcze bardziej, i jeszcze kurwa bardziej. Ta propozycja układu nie była planowana. Właściwie, wtedy byłem na takim etapie myślenia, że trudno, niech się dzieje co chce, po prostu chciałem się z tobą przespać. Ale, nie, nagle pojawiło się to pragnienie, żeby mieć cię na wyłączność. I, tak, poczułem że dałeś mi wtedy kosza. Poczułem się w kurwę upokorzony. Byłem wściekły. Jak i wtedy, kiedy pojawiłeś się u mnie, obciągnąłeś mi i jak gdyby nigdy nic wróciłeś do siebie. Ale wówczas wiedziałem, że ci kurwa nie odpuszczę. I czułem takie...pożądanie zmieszane z nienawiścią, pierwszy raz czułem coś takiego. I potem było...potem puściły hamulce. I zaczęło mi odpierdalać. A najgorzej było, gdy wyjechałeś na ten konwent. Czułem się tak niepewnie, nie mieliśmy wtedy jasnej sytuacji, więc teoretycznie mogłeś się przespać z kimś innym i to nie byłaby żadna zdrada, czy coś. I tak się tego bałem, ja pierdolę. Wtedy dopiero zaczęliśmy ze sobą sypiać, a ja już wyhodowałem jakąś chorą obsesję, przez którą mi kompletnie odbiło. Gdy zobaczyłem tamto zdjęcie...kurwa. — Skrzywił się, przypominając sobie ten moment. Strasznie się tego wstydził, czuł się...dziwnie, referując to przed Ianem. Trochę przypominało mu to wizytę u terapeuty, z tym że Ian przecież nie był jego terapeutą. — Nie umiem tego opisać. To było tak silne. Wkręciłem sobie najgorsze obawy, ja naprawdę wiedziałem że to było irracjonalne, ale nie umiałem tego powstrzymać, to mnie ściskało od środka, rozwalało na małe kawałeczki, czułem się przygnieciony, to był moment kiedy nienawidziłem bycia sobą, chciałem żeby się to skończyło. No i wtedy się zorientowałem, że coś jest mocno kurwa nie tak, a dzięki Sheryl zacząłem chodzić do psychiatry i na terapię. Myślę, że leki pomogły mi się w dużym stopniu ogarnąć, ale terapia też dużo mi daje. Uczę się siebie na nowo, dowiaduję się rzeczy, z których w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, zaczynam dostrzegać to, jak niegdyś postrzegałem świat: w kategoriach samych skrajności, czerni i bieli. Miewam te jebane huśtawki nastrojów, czasami wpadam w zupełnie nieuzasadnioną irytację, czasami jestem dziwnie pełny energii, w chuj impulsywny, a czasami łapie mnie poczucie beznadziei. Ot, tak to wygląda — zakończył w końcu, będąc już uwalonym głową na kolanach Iana. i tak sobie leżąc na tej kanapie, czuł się niemalże jak na kozetce.


effsie - 2018-11-29, 23:15

Usiadłem nieco wygodniej, układając plecy na oparciu kanapy i zasłuchałem się w słowa Maxa. Początek nie wydawał mi się dziwny – jasne, nie byłem psychoterapeutą, psychologiem czy kimkolwiek, kto by w ogóle ogarniał takie klimaty, ale no, jednak wiedziałem, że takie choroby to nie jest coś, co powstaje w trzy sekundy. Jasne, mogło się w ten sposób ujawnić, ale przecież to zawsze był proces jakiegoś narastania i tak dalej.
A kiedy było coś, co mnie zainteresowało, pozwoliłem sobie zadawać pytania. Najwyżej Max nie odpowie, chyba wiedział, że ze mną może być na tyle komfortowo? Przynajmniej miałem taką nadzieję.
Od kiedy to… no, czułeś? W sensie, to całe pożądanie? — spytałem, marszcząc nieznacznie brwi. — Wtedy, przy tym masażu?
Tak obstawiałem. Pamiętam jak teraz to spojrzenie, tak wybitnie zawiedzione, gdy po tym całym macanku Max spytał o toaletę, a ja mu ją wskazałem – jak gdyby chciał, żebym wtedy już zajął się jakimiś innymi czynnościami, niż takie niewinne, sąsiedzkie pitu-pitu.
Ja nie wiedziałem, że to jest dla ciebie takie upokarzające — dodałem jeszcze, jak gdyby Max nie zorientował się do tego czasu. Podczas tej naszej małej gry w Never I have ever mógł to już chyba wywnioskować z kontekstu, ale wtedy wokół nas była Sheryl i Eric z Irwinem, więc jakoś nie poruszyliśmy tematu. — Ty mnie już wtedy mocno wkurwiałeś, więc nie mogłem się powstrzymać — dodałem na to wspomnienie o tym, jak zdecydowałem się po raz pierwszy posmakować tego, co mój Maxie miał między nogami. — Ale dobra, nie gadamy o mnie, a o tobie — zorientowałem się po sekundzie, brawo, Monaghan, jebany hipokryta. Przed chwilą sam wytykałem Maxowi to tłumaczenie się, a teraz sam robiłem dokładnie, dokładnie to samo.
I zamilkłem, słuchając mojego chłopaka, który powoli rozkładał się mi na kolanach; aż w końcu wsunąłem dłoń w jego włosy i zacząłem bawić się tymi gładkimi kosmykami. Max miał tak przyjemne włosy… nie wiedziałem, czy jakakolwiek dziewczyna, z którą się widywałem miała podobne; raczej nigdy nie zdobywałem się na takie pieszczotliwe gesty, ale tego małego potwora na moich kolanach chciałem rozpieszczać w każdy możliwy sposób; zwłaszcza gdy widziałem, jak na to reagował, jak mruczał i wyciągał się, głodny kolejnej pieszczoty. Włosy Maxa były takie przyjemne, a przy tym tak bardzo do niego pasowały. Wyglądał dobrze, naprawdę, naprawdę piekielnie dobrze, podobały mi się i rozpuszczone, sterczące w różne strony, ale w jakiś dziwny sposób jarał mnie, gdy wiązał je w małą kitkę z tyłu. Miałem ewidentnie jakiegoś świra na punkcie dłuższych włosów, ale te Maxa były chyba idealnej długości i mogłem się nimi bawić w nieskończoność.
Strasznie mi źle, że musiałeś przez to przechodzić — powiedziałem cicho, patrząc na Maxa z góry, wtulonego w moje uda. — Moja obecność wtedy… przeszkadzała? — Spróbowałem sięgnąć pamięcią wstecz, jak wtedy wyglądała częstotliwość naszych spotkań i… nie wiedziałem. Był ten poniedziałek, kiedy po powrocie z LA Max odjebał i skończyło się na tym, jak siedziałem przy nim, aż zasnął. Był też kolejny dzień… i wtedy też się nie ruchaliśmy, to pamiętałem, choć spędziłem u niego noc. Potem… chyba było tak względnie normalnie? Bez zostawania u siebie na noc, trochę gadania i wtedy ruchanie, ale na pewno nie spędzaliśmy ze sobą każdego dnia. Wydawało mi się, że to nie było jakoś szczególnie intensywne, ale może to tylko moja perspektywa? — Musisz mi mówić, jak będziesz się czuł beznadziejnie. Może razem jakoś to ogarniemy — uśmiechnąłem się nieznacznie.


Gazelle - 2018-11-30, 00:01

Maxowi naprawdę nie przeszkadzało to, że Ian wtrącał się ze swoją perspektywą tamtych wydarzeń. Mieli najwyraźniej także różne poglądy na komunikację, dla Maxa to było ważne, żeby wiedzieć jak Ian odczuwał pewne sprawy, które dla Maxa miały wszak ogromne znaczenie.
Czekaj, jak skończę to odpowiem na twoje pytania — powiedział mu tylko, i wrócił do swojej opowieści. Nie chciał się pogubić, chociaż odnosił wrażenie że jego wypowiedź i tak była nieco chaotyczna. A pewnie byłaby jeszcze większym bałaganem, gdyby nie fakt że przecież już się z tego wszystkiego spowiadał przed terapeutą.
Przyjemne pieszczoty dawały mu jednak to poczucie wewnętrznego spokoju, przez co łatwiej było mu opowiadać o gorszych momentach. To nie tak, że był całkowicie od tego zdystansowany – to raczej było niemożliwe – ale był w stanie opowiadać o tym, nie czując tego ścisku w klatce piersiowej, nie cedził przez zaciśnięte zęby, które za nic w świecie nie chciały się rozdzielić; tak, jak czuł się przy okazji pierwszej wizyty u lekarza.
Wolałbym, żebyś nie czuł się z tym źle...ale i tak nie mam na to wpływu — stwierdził. Z jednej strony, jego potrzeba walidacji znowu została nakarmiona, ale nie mógł się cieszyć, bo też nie zależało mu na tym, by Ian przejął się aż tak by wpływało to na jego samopoczucie. Było, minęło. To znaczy...nie minęło całkowicie, niestety, ale najgorsze miał za sobą. Oby. Chciał wierzyć, że będzie lepiej i te straszne rzeczy już nie wrócą. — Nie, wręcz przeciwnie. Kiedy byłeś przy mnie, czułem się bezpieczniej, spokojniej. Chociaż miałem mocno mieszane uczucia, fakt, to jednak...było to dla mnie bardzo ważne. Tylko od razu po twoim powrocie...obiecałem Sheryl, że nie zobaczę się z tobą dopóki nie załatwię sobie jakichś uspokajających tabletek. I to była mądra decyzja, bo...szczerze, nie wiem jakbym się zachowywał w tamtym stanie. I nie chcę snuć scenariuszy — mruknął. Naprawdę nie chciał sobie tego wyobrażać, bo wiele rzeczy mogłoby pójść bardzo źle, albo po prostu źle w najlepszym przypadku.
Tylko...nie chcę cię tym obarczać. To nie tak, że ci nie ufam, ufam ci całkowicie — zapewnił. — Ale...i tak nie masz ze mną łatwo, a jakbym ci jeszcze dokładał tego gówna, to mógłbyś mieć w końcu dość. Jesteś bardzo wyrozumiały, empatyczny, ale to by było totalnie zrozumiałe gdyby cię to zaczęło przerastać.
I strasznie się tego bał. I tak czuł się obciążeniem dla Iana. I tak się dziwił, że Ian jeszcze go znosił. Przecież był okropny.
A wracając do twoich pytań...chyba przy tym masażu mnie oświeciło, ale podskórnie czułem to już wcześniej. Przecież wiesz dlaczego byłem wściekły o Marcusa. Tylko wtedy nie umiałem tego nazwać. Jednak wtedy to we mnie tak uderzyło. I tak, kiedy mnie odrzuciłeś, poczułem się mocno upokorzony. To znaczy, wiem że mnie nie odrzuciłeś tak całkowicie, ale ja się tak poczułem. To zabrzmi mega arogancko, wiem, ale po prostu do tego nie przywykłem. I to było tak, jakbyś z całej siły nazdepnął mi na dumę. Bolało. Ten Pierre...to było durne, ale chyba chciałem udowodnić coś nie tylko tobie, ale i sobie. Żeby, nie wiem, odbudować sobie strzaskane ego czy coś. I czym konkretnie cię wtedy wkurwiałem? Chciałbym też wiedzieć, jeżeli oczywiście chcesz o tym też porozmawiać, co wtedy ty czułeś.


effsie - 2018-11-30, 19:40

Nie rozumiem — westchnąłem, wciąż bawiąc się kosmykami włosów Maxa. — Czy to takie dziwne, że przejmuję się tym, jak ty się czujesz?
Mój chłopak – niby taki mądry i wykształcony, taki dziennikarz, no patrzcie typa – czasami był takim trochę idiotą. Ale najwyraźniej w całych tych związkach nie można było mieć wszystkiego – ja w pakiecie z blondasem o obłędnym ciałku dostałem jego poczucie humoru, rozbestwienie i urok, najwyraźniej inteligencja była towarem deficytowym i trzeba na to zebrać jeszcze trochę punktów many. Na całe szczęście ja miałem jej oczywiście aż nadto, dlatego mogłem mu trochę odstąpić, na przykład dzieląc się prawdami życiowymi, do których będzie musiał przywyknąć.
Wiesz jaki ja jestem w stosunku do ciebie? Ja jestem ciekawski. chcę to wiedzieć. A ty nagle lepiej wiesz, co ja mogę, a co nie. — Pokręciłem głową z karcącym wyrazem twarzy, takim nieco prześmiewczym, a potem dodałem tym samym tonem: — W czym niby nie mam z tobą łatwo?
To była ciekawa rozmowa, myślę – Max miał chyba zupełnie inne wyobrażenie naszej relacji, niż było to naprawdę i byłem wręcz przeszczęśliwy w perspektywie tego, że zaraz przyjdzie mi go oświecić, w jakim to zakłamaniu nie żył ten cały mój chłopak.
Strasznie bawiło mnie wtedy, że dałeś się komuś wyruchać żeby zrobić mi na złość — przyznałem na wspomnienie tego czasu sprzed trzech miesięcy. — Kto by pomyślał, że próbowałeś sobie odbudować ego… — mruknąłem, nawijając na palec kosmyk włosów Maxa. — Co czułem kiedy? Wkurwiałeś mnie tym, że tak długo nie dajesz mi się wyruchać! — dodałem ze śmiechem. — Te twoje fochy były zabawne, ale do czasu, jak mi dałeś w pysk to już musiałem ci udowodnić, że tutaj gramy według moich zasad, i że gdybym chciał to bym cię przeleciał już tygodnie wcześniej.
Ta sytuacja była trochę surrealistyczna, rozmawiać teraz o naszej relacji sprzed tych trzech i czterech miesięcy, gdy wszystko wyglądało tak totalnie inaczej… ale jakoś nie czułem się skrępowany, by Maxowi to mówić. W razie gdyby miał się obrazić to i tak miałem go na swoich nogach i mogłem przytrzymać, więc przykro mi, blondasku, nigdzie mi stąd nie uciekniesz.


Gazelle - 2018-11-30, 22:48

Pokręcił głową, a że Ian miał wplecione palce w jego włosy, to przy okazji sam sobie nimi szarpnął. Aua. Ale takie małe aua, to się tylko lekko skrzywił i tyle.
To nie jest dziwne.
Max to rozumiał. Przecież też nie mógłby się nie przejmować Ianem. Ale, po prostu...miał takie wewnętrzne przekonanie, że Ian nie powinien się tak nim zamartwiać. Jednak nie mógł mu tego zabronić.
Tak, było mu miło z tym, że Ian się przejmował, szczerze, prawdziwie przejmował. Miał również świadomość tego, ze na to nie zasłużył.
We wszystkim — mruknął w odpowiedzi, przekręcając się nieco na kolanach Iana. — Przecież...ten Lionel...to, że czujesz się przeze mnie ignorowany, czuję że ciągle cię jakoś zawodzę — wyznał cicho. Najlepiej, gdyby Ian w ogóle go nie usłyszał, ale niestety – w pomieszczeniu wokół nich panowała martwa cisza, Ianowi nie mogło to umknąć. — Nawet ostatnio, w czwartek. Chciałem sprawić ci przyjemność, zadbać o ciebie, żeby było ci dobrze, a zamiast tego...zrobiłem coś, czego nie chciałeś.
Do tego też wolałby nie wracać. Ale wiedział, że to było i tak nieuniknione; nie mógłby przecież tego tematu całkowicie przemilczeć.
I, w ogóle. Wiem, że czasami jestem humorzasty, że irytuje mnie byle gówno, że często jestem tak cholernym egoistą — westchnął. On też chciał się starać dla Iana. I zmienić się, być dla niego najlepszą wersją siebie. Ale nie widział sensu w składaniu takich zapewnień. To były tylko słowa, a Ian miał podstawy do tego by w nie powątpiewać.
Miał dosyć tego samobiczowania siebie. Nie poznawał właściwie siebie samego. Ale wyjście z takiego trybu myślenia wcale nie było proste. I to go wkurwiało.
I, oczywiście, to wkurwienie także kierował na siebie.
Gdybyś chciał...? — Uniósł brew. — No i ojejku, biedny Ian, tak mi przykro. Jak ja w ogóle mogłem nie chcieć wskoczyć ci od razu do łóżka?


effsie - 2018-12-01, 00:53

Spoważniałem nieco, słuchając słów Maxa; na jakieś kilka sekund zaprzestałem zabawy jego włosami, jedynie trzymając wplecione pomiędzy kosmyki palce, myśląc o czymś intensywnie; chwilę później zorientowałem się w tym i powoli powróciłem do przerwanej pieszczoty (mój chłopak nie protestował, a więc chyba to lubił).
Zamiast tego to chyba nie do końca celne sformułowanie — powiedziałem na początku, bo przed tym wszystkim, co wydarzyło się odkąd Max przyssał się do mojego tyłka, była jeszcze przecudowna gała i takie tam atrakcje. — Chciałem… — zamilkłem, czując narastającą gulę w gardle. Ten czwartkowy temat nie był dla mnie ani trochę przyjemny i nagle poczułem lekki stres na perspektywę rozmowy o tym. — Możemy o tym porozmawiać? — spytałem, nie bardzo wiedząc, czy Max tego chciał. Co prawda rozpoczął temat, ale może wciąż nie był gotowy?
Ja chyba nie byłem – ale tak naprawdę nie wiedziałem, kiedy bym był gotów tak w ogóle, więc należało postawić wszystko na jedną kartę.
Kolejne słowa Maxa sprawiły, że spojrzałem głębiej w jego oczy, przez ułamek sekundy niepewny, czy on żartował, czy nie. Ale chyba jednak niekoniecznie, a więc ująłem jego podbródek w wolną dłoń i nachyliłem się nad nim nieznacznie.
Sranie w banię — powiedziałem cicho. — Z tymi twoimi humorkami, jak nagle w żadnym sklepie nie ma keczupu, który lubisz i przez to musimy chodzić po całej dzielnicy, takiego cię lubię. Jak irytujesz się, kiedy znowu zapomnę ci powiedzieć, że z kimś się umówiłem i wkurwiasz się, kiedy ci długo nie odpisuję. Jak ci się nudzi, kiedy pracuję i muszę przerwać, żeby się tobą zająć, bo inaczej będziesz się dąsał cały wieczór. Albo jak rwiesz włosy z głowy, klniesz pod nosem, że napisałeś takie wielkie gówno, a potem wchodzę na ten twój cały portal i czytam to gówno, którego mi nie pokazałeś, bo to takie gówno, a to jest naprawdę zabawny, błyskotliwie napisany i ciekawy artykuł… taki mi się podobasz. Jak masz swoje humorki, jak jesteś egoistyczny i jak irytujesz się pierdołami. Jesteś taki słodki, że nie mogę przestać się na ciebie gapić i się uśmiechać. Gdybym chciał mieć za chłopaka jakiegoś waniliowego chłopca to wszedłbym na Tindera i zaraz sobie takiego znalazł. Ale nie chcę żadnego waniliowego chłopca, bo na kolanach leży mój Maxie. A twoje użalanie się nad sobą w tym momencie to trochę jak kwestionowanie moich decyzji… chcesz chodzić z kimś, o kim myślisz, że jest głupi? — spytałem, pół-żartem, pół-serio. Pytanie było właściwie poważne, tak jak wszystkie słowa, które przed chwilą wypowiedziałem, ale ja sam nie myślałem o sobie, że byłem głupi.
Może mnie pojebało. Ale to były dwie zupełnie różne kwestie.
Nie no, chciałem. Chodzi mi o to, że ja wtedy nie wiedziałem, że ty jesteś taki, jaki jesteś — powiedziałem i zabrzmiało to głupio. — Taki… taki właśnie jak ci powiedziałem przed chwilą. Wtedy byłeś takim ładnym kolesiem i tyle, lubiłem cię denerwować, żeby zobaczyć, jak daleko się potrafisz posunąć. — Puściłem mu oczko.


Gazelle - 2018-12-01, 01:10

Możemy — skinął głową. Nie był gotowy, ten temat był dla niego ciężki, ale przecież to nie o swoje uczucia powinien dbać w pierwszej kolejności. Mógł odłożyć swój dyskomfort na bok, jeżeli Ian chciał wyjaśnić tę kwestię. Może nawet uda im się coś ustalić, coś wynieść z takiej rozmowy...
Chociaż, cholera, stresował się. Nie mógł pozbyć się tego uczucia obrzydzenia do samego siebie; wrażenia, że mocno skrzywdził Iana. I to pojawiało się niezależnie od tego, co Ian twierdził. Po prostu...
Ciężko było mu zaakceptować to, czego się dopuścił.
Ale zanim rozpoczęli rozmowę na trudny temat, Max miał okazję usłyszeć kolejne cudowne słowa, przez które jego serce rosło do niebotycznych rozmiarów, wyrywało się z piersi jak pojebane, chcąc być jak najbliżej Iana. Och, czy był w ogóle sposób na to, żeby pokazać Ianowi to wszystko, co on z nim robił?
Zanim odpowiedział werbalnie, podniósł głowę z kolan Iana, i zamiast tego usadził się na nim okrakiem, przytulając go mocno. Wtulił twarz w jego ramię, ukrywając w ten sposób szkliste oczy. Był ostatnio tak mocno emocjonalny, rozchwiany i sam chyba nie do końca dobrze się z tym czuł.
Nie jesteś głupi. I chciałbym...żeby nie okazało się, że jesteś naiwny. Chcę być tym człowiekiem, którego opisujesz. Nie wiem, czy się nim teraz czuję. Ale jeżeli ty mnie tak widzisz...nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Boże, Ian — westchnął i oderwał głowę od jego ramienia, żeby móc zdecydowanym ruchem ująć jego twarz między dłonie i wpić się mocno w jego usta, karmiąc się smakiem, który nigdy, absolutnie nigdy mu się nie znudzi i nigdy nie będzie miał go dość.
Wtedy mnie to wkurwiało — wyszeptał, gdy odsunął się od Iana dosłownie na milimetry. — To, że się tak wpierdalałeś w moje życie, że burzyłeś mój zasrany porządek. Ale tak cholernie się cieszę, że mnie wtedy męczyłeś, że mnie denerwowałeś, że mnie w końcu przełamałeś. To znaczy...nie cieszę się, że cię wtedy uderzyłem. Ale wtedy coś we mnie pękło — wyjaśnił. — Ale...już nigdy tego nie zrobię. Obiecuję. Mogę się na ciebie wkurwiać na różne sposoby.
Nawet, jeżeli Ian nie widział tego tak samo jak Max, to i tak nie zamierzał już nigdy posuwać się do przemocy. Nigdy.
Twoja upartość, uporczywość wręcz, to jest jedna z cech, które w tobie tak bardzo kocham — mruknął pomiędzy następnymi pocałunkami. — Spójrz do czego nas to doprowadziło.


effsie - 2018-12-01, 14:17

A więc mogliśmy. Wszystko fajnie, z tym, że nie do końca wiedziałem, gdzie zacząć i co tak naprawdę powiedzieć. Objąłem wzrokiem twarz Maxa, uważnie śledząc każdy jeden centymetr, doszukując się drobnych ruchów warg i starając się odgadnąć, co też skrywały jego oczy. Z moim chłopakiem miałem taki problem, że czasami potrafiłem czytać z jego twarzy jak z książki, a czasami zupełnie nie wiedziałem, o co mu chodziło i o czym myślał.
Fak, może to serio ten Lionel.
Jestem… po prostu, jestem wciąż zaskoczony. Ty mnie tak bardzo zaskoczyłeś. Zupełnie się tego nie spodziewałem — przyznałem z wahaniem. Może minęły już od tego dwa dni, może emocje zdążyły nieco opaść, ale to nie znaczyło, że podchodziłem do tego z dystansem; to wciąż było trudne i ciężko mi było o tym myśleć. — Wcześniej… nie wiem, chyba głupio idealizowałem sobie to w myślach… to, że jesteśmy tacy stworzeni dla siebie i się dopełniamy w każdym calu. Ale najwyraźniej tak nie jest… no i przecież nic z tym nie zrobimy — powiedziałem cicho, szukając wzrokiem tego wina, które gdzieś tu zostawiłem.
Sięgnąłem po kieliszek i napiłem się. Ten smak nie był do końca mój, ale jakoś pasował mi do tej chwili.
Później Max władował się na moje kolana, na początku przytulając mnie mocno, a potem całując. Nie miałem nic przeciwko, chętnie odpowiadając na jego pocałunki, chętnie kosztując tych ust – słodkich, choć tylko metaforycznie, bo też raczył się tym samym, co ja winem – zwłaszcza, że miałem jakieś irracjonalne wrażenie, że Max tego… potrzebował. Że to nie było takie o, całowanie, i fajnie, ale że w jakiś dziwny sposób to go uspokajało i bez tego czułby, jakby czegoś brakowało. Ja tak nie miałem, ale ponieważ uwielbiałem oddawać się z nim tej rozrywce dla gimnazjalistów, ani trochę nie protestowałem.
Jesteś jakiś dziwny — powiedziałem, uśmiechając się, cały czas z jego ustami przy swoich. — Zachowujesz się tak, jakbyś tego nie wiedział. Że mi się podobasz. Że lubię te twoje zachowania, które u każdej innej osoby by mnie tak wkurwiały, że ja nie mogę. Że cię uwielbiam takiego, całego — mruknąłem pomiędzy kolejnymi pocałunkami. — Co, mam ci to regularnie przypominać? Żebyś nie zapomniał? Masz strasznie złą pamięć, Maxie — dodałem karcącym tonem.
Gdzieś po drodze tego całego wydarzenia odłożyłem kieliszek z winem, a moje ręce wślizgnęły się pod koszulkę Maxa, gdzie chwyciłem go za boki i cieszyłem się dotykiem tej aksamitnej skóry. Już naprawdę dawno nie miałem takiej możliwości i zachowywałem się chyba nieco jak narkoman na głodzie, ale może taki właśnie byłem, tutaj, sobie, z nim.
Ta morda zebrała już tyle śliw, że jedna więcej nie zaszkodzi — powiedziałem, wskazując na swoje (oczywiście, że piękne) lico. — No, do czego?


Gazelle - 2018-12-01, 19:10

Max nie chciał słuchać takich słów. Były zbyt okrutne. Bo...on naprawdę wierzył, że byli dla siebie stworzeni, że byli dopasowani idealnie i nie chciał, nie chciał mieć tej świadomości, że Ian już tak wcale nie uważał. Przez jedną, pierdoloną głupotę, moment w którym Max się zapomniał.
Nie...proszę, nie mów tak... — zaprotestował cicho. — Bo...bo...to nieprawda! — odezwał się po chwili już z większą mocą w głosie. — Jesteś dla mnie idealny, Ian, nie mam co do tego ani cienia wątpliwości. Odnoszę wrażenie, że albo mnie nie słuchałeś, albo mnie nie zrozumiałeś. Muszę w takim razie to powtórzyć: to nie była moja potrzeba. To nie jest coś, czego tak bardzo bym pragnął, że tego brak by mi mocno doskwierał. Kocham nasze życie łóżkowe. Jest wspaniale. Nikt nigdy mnie tak dobrze nie pieprzył jak ty. Ja...chciałem ci pokazać, jakie to jest przyjemne z mojej perspektywy, i chyba kierowała mną poza tym pewna ciekawość i...eee, no, nie wiem, chyba za bardzo się rozbestwiłem, ale to nie oznacza że to, że nie mogę cię wypieprzyć sprawia że nagle nasze dopasowanie na czymś traci. Chyba, że...mówisz też o swoich odczuciach po tym, jak... — zawahał się — ...nie miałem pojęcia, że podobają ci się jakieś przebrania podczas seksu. Nigdy mi tego nie sygnalizowałeś w jakiś sposób.
Skoro byli przy tym temacie, to Max uznał, że ten wątek również będzie wart omówienia. W końcu, ta ich rozmowa już i tak mocno się rozszerzyła. I dobrze. Bo mieli sporo rzeczy, których nie mogli wiecznie ignorować, zamiatać pod dywan.
Gdy był już na kolanach Iana, nadal czuł ciężar pewnych spraw, ale był on zdecydowanie mniejszy. Liczył się tylko On i jego usta. I słowa wychodzące spomiędzy tych lekko napuchniętych od pocałunków warg.
Wiem to. Że gdybym ci się nie podobał, to byś nie chciał być ze mną w związku. W końcu nie jesteś osobą, która lubi się do czegoś zmuszać. Tylko...tylko po prostu odnoszę wrażenie że jesteś nie do końca świadom tego jaki okropny potrafię być — mruknął pod nosem. Po co właściwie ściągał się w dół? Może dlatego, że miał rzeczywiście zaburzony obraz siebie. Przede wszystkim niestabilny. I ta niestabilność brała nad nim w górę, a w tym konkretnym momencie kazała mieszać samego siebie z błotem.
Nie, Ian, nie mów tak. Nigdy już nie skrzywdzę twojej buzi — wyszeptał, gładząc jego policzek kciukiem. — No, do tego gdzie teraz jesteśmy.


effsie - 2018-12-01, 22:41

Spojrzałem na niego uważnie, przez chwilę śledząc uważnie wzrokiem mimikę na twarzy mojego chłopaka, jakby doszukując się czegoś, co wskazywałoby na żart albo chociaż nieprawdę. Na próżno. Dlatego sam zdecydowałem się odezwać i wyprostować pewne kwestie.
Nie ma czegoś takiego jak za bardzo się rozbestwiłeś, Maxie — poprawiłem go łagodnie. — Nieważne, co tobą kierowało, nieważne, jak dobrze nam poza tym, może nawet tego nie chcesz na co dzień…? To nie zmienia tego, że był taki moment, kiedy ci nie wystarczałem — powiedziałem, czując jak coś mnie ściska w gardle. Ten temat mnie męczył, rozwalał od środka, ale nie mogłem z tym nic zrobić. Naprawdę, naprawdę nic. — Ale to nic nie zmienia, bejb — uspokoiłem go, zmuszając się do uśmiechu i wkładając dużo sił w to, by nie wyszedł krzywo. — To nic nie zmienia — powtórzyłem, sam nie wiem, czy do Maxa, czy już do siebie. — Przebrania… nie wiem, czy mi się podobają na tobie. Nic ci nie mówiłem, bo wcześniej chciałem spróbować tego, co mnie na pewno jara, ale odkąd przytaknąłeś mi, że sam chciałbyś żebym cię związał, nawet nie miałem okazji pójść do jakiegoś sklepu i kupić, co trzeba. Myślałem, że będziemy mogli spróbować w przyszłości, ale najwyraźniej nie, no i okej. Jeśli ty tego nie chcesz to nie będziemy tego nawet sprawdzać.
Z tymi przebierankami to sprawa była taka, że laski ubrane w stylu Lary Croft jarały mnie niesamowicie, a raz na jednym balu przebierańców znalazłem sobie Leię w stroju od Jabby i też było bardzo, bardzo dobrze. Z facetami nie miałem okazji tego sprawdzić, więc nie wiedziałem, jakby to było; uwielbiałem Maxa nago, ale z drugiej strony jakaś ładna obroża, skórzane dodatki, to by nie zasłoniło tego obłędnego ciała, a jedynie dodało mu pikanterii, tak myślałem. Ale, wciąż – wcale nie byłem tego pewien i najwyraźniej nie będę miał okazji się przekonać; i w porządku.
Spędzasz ze mną czas cały czas od nie wiem ilu. W Australii siedzieliśmy razem jebane dwa cztery na siedem, przez tydzień. Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę — powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać i odgarnąłem mu włosy z czoła, a potem wplotłem w nie palce, znowu. — Nienawidzę tego twojego okropieństwa. Jesteś cholernie rozpieszczony i roszczeniowy jak żaden inny pedał, którego spotkałem. A mnie już doszczętnie pojebało, bo zamiast kazać ci się pierdolić i spierdalać na drugi koniec świata, latam za tobą z wywieszonym jęzorem jak byle kundel. Już ci kiedyś powiedziałem, bejb, że mnie wzięło, wzięło i to mocno. Jebnęło mnie tak, że gdybym był trochę mądrzejszy to już dawno bym się wypisał z tej całej akcji, ale już przepadło i koniec. Mam cię i cię nie wypuszczę. Może i masz te paskudne cechy, których powinienem mieć dość, ale nie mam, ani trochę. A w dodatku do tego jesteś taki niesamowity. Masz najgorsze, najgorsze poczucie humoru na całym świecie, absolutnie je uwielbiam, potrafisz mnie rozbawić nawet wtedy, gdy wstanę lewą nogą i chcę tylko zabić cały świat. Poza tym, jesteś tak niesamowicie zabawny, zwłaszcza kiedy tego nie chcesz… jak unosisz się swoim honorkiem, jak obrażasz się na coś, bo cierpi na tym twoja duma, albo jak coś ci się nie podoba, tylko nie chcesz się do tego przyznać. I masz tak niesamowitą świadomość tego, kim jesteś, to mnie tak strasznie pociąga — wyznałem. — Wiem, że to może brzmieć dziwnie w kontekście twojej choroby, ale, Boże, Maxie, ty jesteś tak bardzo prawdziwy i szczery, taki… czysty. Taki, że nikogo nie udajesz, że nie wstydzisz się, nie boisz się być sobą, że jesteś gotów porzucić wiele rzeczy, które nie są takie twoje. A przy tym wszystkim tak bardzo wiesz, co jest dla ciebie. Ja tego nie wiem. Jestem jak taka popierdolona żaba, która skacze od stawu do stawu, szukając kolejnych rzeczy, próbując zrozumieć, o co jej chodzi, znaleźć jakieś odpowiedzi, chociaż nie umie nawet postawić pytań… a ty… ty tak dobrze wiesz, czego potrzebujesz, czego chcesz, co jest dla ciebie dobre… tak bardzo mi się to podoba. Uwielbiam to, uwielbiam cię takiego bezwstydnego. Wiem, że mówię to często, ale pewnie myślisz, że mam na myśli tylko to, jaki jesteś w łóżku. Gówno prawda, to tylko jeden z elementów potwierdzających moją tezę. Chciałbym wiedzieć tyle o sobie, ile ty wiesz o sobie samym. — Uśmiechnąłem się, gładząc kciukiem jego policzek. — I rozmawiać z tobą. To też uwielbiam. To, że możemy gadać o naszych marzeniach, o podejściu do życia, o tym, czego szukamy w sztuce, o fabule serialu, o wszystkim, i że żadna z tych rozmów z tobą nie jest ani trochę nudna. Przy tobie czuję się po prostu wygodnie, komfortowo, tak, że niczego nie muszę wymuszać. Bo czasami to robię, wiesz? Szukam tematów do rozmów z ludźmi. I to nie tak, że mnie wtedy nie interesują, przeciwnie, mnie strasznie interesują ludzie, ale czasami trzeba się naszukać zanim zaiskrzy. Z tobą niczego nie trzeba szukać, można po prostu sobie siedzieć… i przyjdzie samo. Bo taki jesteś.


Gazelle - 2018-12-02, 00:04

Nie, Ian. — Pokręcił głową. Po raz kolejny nie mógł się zgodzić z Ianem. Bo znowu źle go zrozumiał. — Wystarczałeś mi wtedy aż nadto. To prędzej ja nie wystarczałem tobie. Skoro chciałem ci sprawić przyjemność, zapewniłem cię że ten wieczór będzie w pełni poświęcony tobie, a ostatecznie wprowadziłem cię w dyskomfort. To ja zawaliłem, i tylko ja. Moje potrzeby, czy coś co nazywasz potrzebami nie są w tym kontekście istotne. Ja wtedy chciałem tylko, żebyś czuł się dobrze. Żebyś się rozluźnił, żeby było ci przyjemnie...i rozumiem, że z perspektywy tamtego incydentu pewnie ciężko ci w te zapewnienia uwierzyć — mruknął smutno. Mleko się rozlało. Ian miał wszelkie prawa do tego, żeby czuć żal...ale do Maxa, nie do siebie. — Wiesz, co do przebrań...właściwie, to możemy spróbować. Będę czuł się w kurwę zażenowany, ale jeżeli nie wybierzesz mi jakiegoś mocno żałosnego i tandetnego stroju, jak...nie wiem, strój seksownej pokojówki czy coś w tym guście, to może nie będzie tak źle. Mi się podobała obroża na tobie, na przykład. Ale gdybyś włożył na siebie strój a'la striptizer...pewnie nadal byś był dla mnie seksowny, zawsze jesteś, ale wybuchłbym ogromnym śmiechem i chyba ciężko byłoby wprowadzić odpowiedni nastrój — wyjaśnił. — I zanim coś powiesz, to nie jest coś, co by godziło w moje poczucie komfortu, więc to wcale nie byłoby żadne naginanie się z mojej strony. Kiedyś też w życiu bym nie pomyślał, że będę uprawiał seks publicznie.
Chociaż szczerze wątpił w to, by do pomysłu przebrań się kiedykolwiek przekonał w takim samym stopniu. Ale najpierw musiał wiedzieć, co Ian rozumiał pod pojęciem przebrania. Bo może to nie było nic strasznego?
A potem...Ian znowu karmił go tymi wszystkimi słowami, które rozrywały mu serce i rozlewały ciepło po całym ciele. I wzruszały, cholernie go wzruszały. Byli parą od zaledwie kilku miesięcy, więc dla osoby postronnej musi to zabrzmieć głupio, ale Max naprawdę nie sądził, że byłby w stanie kogokolwiek pokochać AŻ TAK mocno. Nie, to było niemożliwe. Z Ianem odkrywał nowe poziomy tego niesamowitego uczucia.
Ja ci się nie dam wypuścić. Nie musisz mnie nawet trzymać, bo i tak...i tak do ciebie przylecę, nie mogę się bez ciebie obyć. Jesteś dla mnie najważniejszy, rozumiesz? I tak mi dobrze z tym, że nie czuję już tej pierdolonej, chorej obsesji na twoim punkcie, że dostałem szansę, żeby się ogarnąć i oszaleć na punkcie prawdziwego ciebie, tego którego widzę nie przez pryzmat swojego zjebania. Ale...nie wiem, czy znam siebie, wiesz? Dopiero teraz mam okazję siebie tak naprawdę odkrywać. I ciągle jestem zaskoczony. Z tak wielu rzeczy nie zdawałem sobie sprawy, tak wiele zakopywałem gdzieś daleko w odmętach umysłu, a teraz dopiero zaczynają mnie na nowo nawiedzać. Jestem zagubiony, tak mi się wydaje, ale z tobą u boku ta podróż jest lepsza, łatwiejsza. Dajesz mi zawsze takie wsparcie, siłę, potrafisz mi powiedzieć wprost, że mam się ogarnąć, kocham to jak bezpośredni jesteś, ale nigdy nie masz w tym złych intencji. Chcę być dla ciebie tym, kim ty jesteś dla mnie i również tkwić przy tobie i wspierać cię w tym formułowaniu pytań i szukaniu na nie odpowiedzi. Mogę być twoją muchą, żabciu — dodał na rozluźnienie atmosfery, żeby się tylko nie rozryczeć. Czuł dotyk Iana na swojej skórze, we włosach, sam gładził boki Iana i było tak idealnie, perfekcyjnie komfortowo. Tylko tego i aż tego potrzebował w życiu.


effsie - 2018-12-02, 00:49

Max, ja z tobą nie rozmawiam o tej konkretnej sytuacji. Ja z tobą rozmawiam o tym, że miałeś ochotę na coś, czego nie chciałem, nie mogłem, nie wiem, ci dać. I to się nie zmieni, niezależnie od tego, jak długo będziemy o tym rozmawiać — powiedziałem cicho, spokojnie, choć stanowczo. — Dla mnie twoje potrzeby są istotne. I rozumiem, co mówisz, rozumiem, jakie było twoje myślenie, przecież nie jestem zły. Skończ z tym samobiczowaniem się, bo zanim nie przyssałeś się do mojego tyłka, spuściłem ci się prosto do gardła. Ale, bejbe, nie zasłaniaj się tylko moją przyjemnością, którą chciałeś mi spełnić. Ty po prostu miałeś na to ochotę. Byłeś podniecony i to totalnie, twój penis był tak czerwony, jakby miał zaraz eksplodować, chociaż nikt go nie dotknął, ani ty, ani ja.
Taka była prawda i nie było tu za bardzo o czym dyskutować. Za to o przebierankach mogłem powiedzieć jeszcze kilka słów.
Nie chcę wciskać cię w żadne stroje — zaoponowałem od razu, krzywiąc się na samą myśl. — Nie, uch, nie chcę. To mnie definitywnie nie kręci — oceniłem, krzywiąc się na wyobrażenie sobie Maxa w stroju pokojówki. — Jak piłem piwo wtedy przy tym wyznaniu to chodziło mi o to, że na przykład kręcą mnie laski w żołnierskich strojach. Graliśmy kiedyś ze znajomymi w paintballa i jedna znajoma miała na sobie to moro i… no, powiedziałem jej, że to mnie kręci i ona podjebała ten mundur. I jeszcze parę akcji, głównie na Halloween, bo, no, wiadomo. Ale ty… nie wiem, czy chciałbym, żebyś się za coś przebierał — powiedziałem. — Bardziej… może… nie wiem, nie znam się na tym za bardzo, ale jak oglądałem te pozycje w necie to widziałem facetów w takich jakby… nie wiem, jak to się nazywa, ale wygląda totalnie jak szelki, które zakłada się psom. W takim czymś skórzanym. Albo z obrożą. Takie rzeczy, a nie — mruknąłem, trochę zażenowany tym, że Max w ogóle pomyślał o tej pokojówce, aż się skrzywiłem.
A potem słuchałem tego całego radosnego pierdolenia Maxa, Maxa, któremu świeciły się oczka i miałem ochotę się porzygać, ale ten debil tak się cieszył, że to nie było możliwe. Już totalnie zwariowałem, ale to mi nawet nie przeszkadzało, bo wystarczyło zobaczyć, jak wielką sprawiało mu przyjemność gadanie tych wszystkich przesłodzonych bzdur.
Wiesz, że muchy lecą do gówna? — upewniłem się. — Będę cię musiał zjeść żebyś na żadnym nie usiadł — mruknąłem, tym razem samemu inicjując pocałunek, bo skoro miałem go zjeść to mogę zacząć na przykład teraz.


Gazelle - 2018-12-02, 02:10

Tak, to prawda — przyznał, bo nie było sensu temu zaprzeczać. — Tak, podnieciło mnie to. Byłem twardy i spodobała mi się myśl o tym, że mógłbym cię...myślałem o tym już wcześniej, to też fakt. Ale nigdy nie miałem ogromnej potrzeby, żeby tego spróbować. Miałem na to ochotę, gdy się już rozkręciłem, ale to mnie wcale nie usprawiedliwia. Nawet jeżeli ty nie czujesz się przeze mnie skrzywdzony, to ja...Ian, ja się czuję jakbym cię ogromnie skrzywdził — wyznał, odwracając na moment wzrok. Naprawdę czuł się z tym paskudnie. Ale nie o jego uczucia przecież chodziło. Więc wcale nie oczekiwał, że Ian zrobi coś co miałoby sprawić że Max poczuje się lepiej. — W każdym razie, nie powinienem tego robić, powinienem cię spytać wcześniej o zgodę i...to nie jest potrzeba, którą można nazwać istotną, cały czas próbuję ci to wytłumaczyć.
Chociaż te tłumaczenia chyba i tak były mocno bezcelowe. Ian miał swoją wersję i uparcie się jej trzymał. Jakby żył swoją projekcją tego, że jest w jakiś sposób niewystarczający dla Maxa i cały czas próbował się w tej projekcji utwierdzać.
Och, bo to nie tak, że Max robił to samo, prawda?
Wyglądałbym śmiesznie w żołnierskim mundurze — skomentował, ale Ian to już zapewne wiedział. — Ale takie akcesoria...są okej. Myśląc o przebierankach miałem na myśli coś bardziej tandetnego i żenującego. Ciuszki z sex shopów, w które pewnie ubiera się ta para pojebów — mówił, odnosząc się oczywiście do Irwina i Erica, poszukiwaczy nowych wrażeń w łóżku. — Ale obroża, szelki? Jak najbardziej. Ty wyglądałeś świetnie w tej obroży, tam w Australii.
Szkoda, że wtedy przerwała im Lana. Naprawdę szkoda. Przynajmniej Ian zdążył mu się spuścić. No i też ciężko było mu winić Lanę.
I ze względu na to pewnie traumatyczne dla Iana wydarzenie Max obawiał się, że jego chłopak nie będzie już chętny na ponowne założenie obroży. Gdzieś tam sobie leżała, zapomniana, czekająca żeby znowu zacisnąć się wokół szyi Iana. A na jego urodziny chciał mu sprawić jeszcze ładniejszą, spersonalizowaną obrożę, ale najpierw musiał wybadać grunt.
Roześmiał się, kiedy Ian rzucił tekstem o zjedzeniu go, w sensie muchy-Maxa, jako żaba-Ian. I to nie było czcze gadanie, bo ten pocałunek był naprawdę intensywny, jakby Ian rzeczywiście próbował go desperacko pożreć. I w ferworze tańca ich języków nawet nie zauważył, kiedy Ian podtrzymując go zmienił pozycję, a Max głową oparł się o oparcie kanapy, z wiszącym nad nim mężczyzną.
Trzymał dłonie na plecach Iana, ale czuł jakiś dziwny wewnętrzny opór (z którego nawet nie zdawał sobie sprawy) żeby go bardziej dotykać. Nie sięgał pod jego koszulkę, nie przesuwał dłoni niżej, podczas gdy Ian nie zdawał się przed czymkolwiek wahać.


effsie - 2018-12-02, 17:38

Że mógłbyś mnie wyruchać — dokończyłem za Maxa. — Tak strasznie to powiedzieć? — spytałem, choć bez wyrzutu. — Boże, Max, naprawdę nic mi się nie stało — zaczynałem się lekko irytować. — Czy ja się ciebie pytam o coś, co chcę ci zrobić? Chyba raczej nie. I to jakoś nigdy nie był problem — zauważyłem. — Czy był?
Na to całe tłumaczenie mojego chłopaka tylko pokręciłem głową. Nie wiem, co próbował mi wmówić, ale to zwyczajnie nie działało, bo prawda, mój Boże, prawda była przecież inna. I balansowanie na jakichś półprawdach, próba przekonania się, że było inaczej, niż wskazywało na to wszystko – to zwyczajnie nie miało sensu. Po prostu, musiałem się z tym pogodzić.
Na wszystko potrzeba czasu.
Uśmiechnąłem się, tak, to prawda, Maxowi nie był potrzebny żaden mundur. Zastanowiło mnie jednak coś innego i zawahałem się, czy zadać mu to pytanie, ale skoro już o tym rozmawialiśmy to chciałem mieć czystą sytuację.
A ja? — spytałem. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, znaczy, te całe przebieranki, jeśli już, były bardzo jednostronne, ale może… — Jakbym ja w nim wyglądał? W mundurze albo kombinezonie strażackim, coś takiego? Coś z tych rzeczy cię kręci czy w ogóle nie?
Ja nie widziałem do końca różnicy pomiędzy czymś, co Max nazywał akcesoriami, a takimi strojami z seks szopów, wszystko było dodatkiem do regularnej nagości i uważałem to już za przebieranie się, ale dobrze było wiedzieć, że mój chłopak wcale tego nie neguje. Te akcesoria, sama myśl o nich trochę mnie nakręciła i obiecałem sobie samemu, że jeszcze w tym tygodniu skoczę na małe zakupy.
Ale potem już o tym nie myślałem, bo zatopiłem się w pocałunku, zdecydowanie intensywniejszym niż którykolwiek z poprzednich, jakimi raczyliśmy się nawzajem od jakiegoś czasu. Zawisnąłem nad Maxem i ściągnąłem z niego koszulkę, a potem zaraz swoją, przysysając się do jego szyi. Chwyciłem nadgarstki Maxa i przytrzymałem nad jego głową, zjeżdżając ustami niżej i poczułem się nieco dziwnie, gdy – kiedy go puściłem – nawet nie wplótł mi palców we włosy.
Uniosłem wzrok znad jego brzucha i uśmiechnąłem się.
Mam dzisiaj wszystko zrobić sam? — zażartowałem, bo przede mną leżała szmaciana laleczka, a nie mój zawsze chętny i aktywny chłopak. Widząc jego minę uniosłem się nieco i spytałem: — Jesteś zmęczony? Nie chcesz dziś nic…?
Istniała też taka możliwość.


Gazelle - 2018-12-02, 18:38

Nie, nie był — zaprzeczył. Bo nie był. Nie z Ianem. Ianowi ufał całkowicie, przecież wiedział, że on go nie skrzywdzi. I gdyby kiedykolwiek zaprotestował, od razu by przestał... — Ale...na pewno nic się nie stało? Możesz tego tak nie odczuwać, pewnie że tak, ale fakty są takie, że dokonałem na tobie czynności seksualnej wbrew twojej woli — wypowiedział cicho, serwując to suche określenie, przez które bicie serca mu przyśpieszało, ale tym razem nie w ten przyjemny sposób. — Jednak nie każę ci się czuć ofiarą, to bez sensu. Twój stosunek do tego zdarzenia jest najważniejszy, ja swoje rzeczy będę sobie i tak przeżywał, ale ty nie masz na to wpływu. — dokończył.
Trochę nie rozumiał intencji Iana. Chciał o tym porozmawiać, ale ostatecznie zdawał się z tej rozmowy wycofywać, jakby już miał dość rozgrzebywania tego. Dla Maxa też nie było to ani trochę komfortowe, ale skoro już zaczęli, to zamierzał być z nim szczery.
Chociaż sam odnosił wrażenie, że nic konkretnego nie wychodziło z tej dyskusji.
Przeniósł myśli na wyobrażenie sobie Iana w mundurze i...hm.
Ale masz na myśli taki prawdziwy mundur, nie? Nie w jakiejś kiczowato seksownej wersji? No bo...niekoniecznie mnie to kręci — przyznał — ale wyglądałbyś świetnie, niewątpliwie. Wiesz, kiedy mi się mega podobałeś? W Brisbane, kiedy w samych spodenkach zajmowałeś się tymi pracami remontowymi, byłeś spocony, umorusany i skupiony na swojej robocie. Jakoś...kurczę, nie wiem, to było seksowne.
Fakt faktem, jego chłopak i tak nie potrzebował niczego żeby wyglądać nieprzyzwoicie seksownie. Mógł być po prostu ubrany w swoje dresy i wisieć nad nim, żeby Maxowi miękły kolana, a twardniało coś innego. Tylko, że...mimo iż sam czerpał ogromną przyjemność z działań Iana, miał problem z tym żeby je odwzajemnić. I to nie było w porządku.
Chyba nie — mruknął cicho, prawie niesłyszalnie. Bo to było coś innego, coś absolutnie dziwnego – Max, który nie miał ochoty na seks z Ianem. Chociaż w tym przypadku sprawa wcale nie obijała się o chęć. — Po tym, co wydarzyło się w czwartek...chyba nie czuję się jeszcze komfortowo...dotykając cię w taki sposób — przyznał, mimo iż sporo go to kosztowało. Ale postanowił, że będzie tym razem szczery z Ianem, że nie będzie się migał od odpowiedzi. — W-wiem, jakie to durne, przecież cię nie skrzywdzę, ale...wciąż o tym pamiętam, że...że zrobiłem coś takiego...


effsie - 2018-12-02, 19:54

Max, niczego nie dokonałeś — powtórzyłem po raz któryś. — Gdybym ci kazał przestać to byś to przecież zrobił. I mówię ci po raz kolejny, nie masz czego przeżywać. Nic się nie stało.
Był tak uparty, niesamowicie, i nie dało się mu nic przetłumaczyć – jak osioł, z tym że człowiek. Nie rozumiałem czemu się tak na tym upierał, skoro dla mnie to nie był powód do żadnych żali czy innych pierdol, a on nagle sobie coś ubzdurał. Nic do niego nie docierało, zupełnie, jakby zafiksował się na tym i koniec.
Ja przynajmniej miałem rację.
Ale tez niewiele mogłem z tym zrobić.
Taki ci się najbardziej podobam? — spytałem z rozbawieniem.
Ale rozbawienie szybko ustąpiło, gdy Max podzielił się ze mną swoim… brakiem komfortu. Nawet nie próbowałem ukryć zdezorientowana, które ogarnęło mnie całego, absolutnie.
Ach — mruknąłem, przysiadając na piętach i autentycznie zabrakło mi języka w gębie. — Max, kurwa, z całym szacunkiem dla tego, jak się czujesz, ale czy ciebie aby trochę nie pojebało? Nie dotkniesz mnie teraz, mimo że tego chcę? Bo uważasz, że mnie w jakiś sposób skrzywdziłeś?


Gazelle - 2018-12-02, 20:47

Nie masz czego przeżywać. Nic się nie stało.
Niczego nie dokonałeś.
Fajnie byłoby w to uwierzyć. I Max naprawdę chciał w to wierzyć, chciał móc się tak nie przejmować, skoro Ian mu wyraźnie sygnalizował, że on nie czuł się skrzywdzony przez Maxa tak jak Max to sobie wyobrażał. Jednak mimo to, prawdy nie dało się przysłonić uspokajającymi słówkami. Stało się. Mleko się wylało i będzie musiał z tym żyć.
A że Ian uważał swoje, to w porządku. Miał też do tego prawo.
Hm, może niekoniecznie najbardziej, ale bardzo mnie kręciłeś w tym wydaniu — sprostował. Bo naprawdę, było tyle scenek z Ianem, których samo wspomnienie sprawiało, że Maxowi robiło się gorąco... Ale też takie, które go zawsze i bez wyjątku rozczulały.
I w tamtym konkretnym momencie, gdy Ian znajdował się pomiędzy jego nogami, całując z namaszczeniem jego tors, wtedy też był cholernie seksowny. Tak bardzo, bardzo, i Max chciałby mu się oddać w całości. Naprawdę chciałby, ale nie mógł przejść przez tę cholerną blokadę.
Wiem, że to idiotyczne! — odparł, samemu również podciągając się aby móc usiąść na przeciwko swojego partnera. — Naprawdę wiem... Moje uczucia nie są tutaj tak ważne jak twoje, ale po prostu nie mogę pozbyć się tego obrzydzenia samym sobą, tego wrażenia że jestem jak...jak jakiś kurwa obleśny typ, który spełnia swoje fantazje kosztem drugiej osoby — wyznał.
I wtedy go olśniło.
Olśniło go, dlaczego aż tak to przeżywał, skąd brały się te wszystkie uczucia.
To było takie oczywiste...po prostu mechanizm wyparcia działał u niego wyjątkowo mocno. Zapomniał o tym, odstawił to na bok, wmawiał sobie że to nie jest ważne. A jednak, mimo to, odcisnęło to na nim swój ślad.
Po prostu...wiem jak to jest — dodał w końcu cicho.


effsie - 2018-12-02, 22:54

Max… — zaczynałem już mówić, chcąc mu raz na zawsze wyjaśnić, że nie spełniał żadnych fantazji kosztem mnie, bo ten zakuty łeb był zakuty, jak ja pierdolę. Ale coś mi przeszkodziło i zmarszczyłem brwi, rzucając głupio: — Wiesz jak jest co?
Tylko że Max nie musiał mi wcale odpowiadać, wystarczyło trochę myślenia i zlustrowania wzrokiem jego mimiki, żeby już wiedzieć.
I jeśli przed chwilą opadły mi ręce, jeśli przed chwilą byłem zaskoczony, to teraz… teraz czułem się absolutnie nie na miejscu, tak, że rozdziawiłem idiotycznie usta i przeszły mnie dreszcze.
Max… — wychrypiałem po chwili, nie poznając swojego głosu. — Ktoś cię…
Nawet nie byłem w stanie dokończyć zdania i automatycznie zabrałem ręce z nóg mojego chłopaka.


Gazelle - 2018-12-02, 23:13

TW: gwałt

Max nawet nie zorientował się, że wyznał Ianowi cokolwiek, dopóki te słowa nie opuściły jego ust. A potem zobaczył reakcję Iana, który był w ewidentnym osłupieniu.
Powietrze wokół nich zawisło i z sekundy na sekundę jeszcze bardziej gęstniało, a Ian patrzył się na niego oczami...pełnymi przerażenia, ale i gniewu, zdezorientowania. Wyglądał, jakby ktoś mu właśnie powiedział coś najgorszego na świecie i...czyżby on myślał, że...?
To...nie było nic tak strasznego, spokojnie. Nie zostałem zgwałcony, przydarzyła mi się podobna sytuacja do tej z czwartku. Kiedy ktoś zrobił coś wbrew mojej woli, nie pytając się mnie o opinię. Z tym, że on nie chciał przestać, dopóki go do tego nie zmusiłem — mówił, unikając kontaktu wzrokowego z Ianem. Z jakiegoś powodu czuł się bardzo nieswojo, mówiąc o tym. Bo nie mówił o tym nikomu wcześniej. Wstydził się tego. Bo to było przede wszystkim świadectwo jego roztropności, tego jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachowywał, dając się zaciągnąć obcemu typowi do jego domu, typowi który od początku wydawał się mocno podejrzany.
Wiedział, że nie powinien czuć się w jakikolwiek sposób winny za to, a tamtego kolesia absolutnie nic nie usprawiedliwiało, ale Maxowi łatwiej było to po prostu uznać za zwykły incydent, wypadek przy pracy, zwłaszcza że od razu gdy tylko miał okazję uciekł. I nie miał już z tamtym facetem żadnego kontaktu. Nie odczuwał wielkiej traumy z tego powodu, jego umysł zadziałał tak, że schował to pod dywan i nie przypominał o tym Maxowi, dopóki sam nie zachował się...tak, że mimo iż to było przesadzone porównanie, to czuł się tak obrzydliwie, jakby był tamtym gościem.
Naprawdę, to nic poważnego... — mruknął, ale chyba te słowa nie były skierowane do Iana. — Ot, obciągałem mu, on przyśpieszył, wepchnął mi głęboko kutasa tak, że prawie zacząłem się dusić, i zaczął pierdolić jakieś dziwne teksty jak, ech, weź go w całości dla tatusia. Smakuje? Dobrze, mała kurewko, dław się nim.
I mimo iż wcześniej nadal uparcie przystawał przy tym, że nie było to nic strasznego, że nie wywierało to na nim aż takiego wrażenia, że potrafił do tego podchodzić z dystansem, to gdy to wspominał zrobiło mu się cholernie słabo.


effsie - 2018-12-03, 00:26

Zbladłem, przeszły mnie dreszcze i zachciało się mi rzygać.
Max, przede wszystkim, to nie jest podobna sytuacja — powiedziałem, odruchowo chcąc przytulić dłoń do jego policzka, ale powstrzymałem się i ułożyłem ją z powrotem na kanapie.
Tylko że to wcale nie było takie proste. Max… Max, mój chłopak, on właśnie powiedział mi jak…
Zacisnąłem pięści i wargi, absolutnie nieprzygotowany na przypływ tak wielu myśli na raz. Pierwsza była taka, że mój chłopak opisywał mi scenkę ze swojego życia seksualnego, której w ogóle nie chciałem słyszeć, bo absolutnie, w żadnym wypadku, nie chciałem by opowiadał mi o tym, co i z kim robił, nigdy. Potem przyszła refleksja, że obciągał jakiemuś kolesiowi i przez chwilę naprawdę nie potrafiłem połączyć faktów, a potem… a potem uderzyło to we mnie jeszcze mocniej.
Że to, to, co dla mnie nie było niczym szczególnym, mój chłopak przedstawiał mi jako sytuację, w której ktoś zrobił coś wbrew jego woli.
Zagotowałem się ze złości, w tej chwili chcąc wytropić skurwiela i urwać mu jaja, rozszarpać go na kawałki, rozjebać mu tę mordę tak, by nigdy więcej nie mógł wyjść na ulicę, pierdolony gnój, zmuszać do czegoś mojego chłopaka, mojego najpiękniejszego, najlepszego chłopaka, tę istotę, którą mogłem nosić na rękach gdziekolwiek. Ogarnęła mnie wściekłość, w kilka sekund, tak, jak gdyby świat miał się skończyć na rozjebaniu tego gnoja, tego pierdolonego…
I wtedy przyszło to drugie. Ta paskudna realizacja, że jeszcze przed chwilą nie było to dla mnie nic złego.
Złość ustąpiła momentalnie, jak ręką odjął, a mnie ogarnęła absolutna niemoc i nie byłem zdolny do niczego, absolutnie, podczas gdy w gardle rosła mi jakaś obrzydliwa gula i obrzydzenie do siebie samego. To nie było dla mnie niczym nieznanym, Jezu, ile razy traktowałem Maxa równie brutalnie? Ile razy kazałem mu robić jakieś rzeczy, ile razy mówiłem do niego w podobny sposób, ile razy zaciskałem palce na jego włosach, wskazując mu tempo, w jakim miał mi obciągać? I niczym… niczym nie różniłem się od tego… tego człowieka, który zrobił coś wbrew jego woli, który…
Poczułem obrzydzenie do samego siebie, tak wielkie, jak nigdy, jak absolutnie nigdy i coś ścisnęło mnie w gardle na samą myśl, że kazałem mu robić te wszystkie rzeczy, takie same, jak tamten… tamten podczłowiek, którego jeszcze chwilę temu miałem ochotę rozszarpać. Chciałem usprawiedliwiać się w myślach, mówić, że wcale nie było tak, że ja uwielbiałem mojego chłopaka, że nie chciałem go do niczego zmuszać, ale to przecież było absolutnie, absolutnie nieważne.
Nigdy, tak bardzo jak w tej chwili, nie chciałem nie być sobą.
Ale tu przecież nie chodziło o mnie, tak? Jak zwykle, jak zwykle myślałem tylko o sobie, tylko o tym, co ja myślałem czy czułem, podczas gdy mój chłopak siedział przede mną ze spuszczoną głową. Zmusiłem się do tego, by otworzyć usta, choć uważałem, że powinienem zniknąć i wychrypiałem:
Maxie… I’m so sorry*…
Chciałem go objąć i przytulić, ale… ale nie umiałem.
Byłem…
Kurwa, kurwa, kurwa.

*po angielsku, bo polski niestety nie łączy obu wyrażeń „I’m sorry”: „przykro mi” oraz „przepraszam”


Gazelle - 2018-12-03, 00:50

Max sam by absolutnie nie wpadł na to, żeby porównywać w jakikolwiek sposób tamtą sytuację z ich życiem seksualnym, jego i Iana. Po prostu...nie, nawet nie przeszło mu to przez myśl. Nawet gdy nie zawsze wyrażał werbalną zgodę, to z Ianem wszystko było konsensualne. Dopóki, oczywiście, sam nie przekroczył granicy, czego nadal nie mógł sobie wybaczyć. Z Ianem zawsze czuł się dobrze, ufał mu w pełni i nigdy nie poczuł się tak jak wtedy z tym facetem, który patrzył na niego tylko jak na mięso, na swoją zabawkę, nie przejmował się w ogóle komfortem Maxa, tym jak on się czuł, czego chciał, że miał czelność zrobić coś takiego nowopoznanemu facetowi. Jakby był dziwką wziętą z ulicy.
I nawet jeżeli Ian nazywał go kurewką, suką, to to nie brzmiało tak samo jak z ust tamtego oblecha. To nie brzmiało jakby ktoś mu splunął w twarz, nie czuł się tak upokorzony, tak bezsilny.
Nigdy nie poczuł się skrzywdzony przez Iana. Nawet gdy wtedy, w trakcie ataku szału, zaczął go dusić. Co było prawdopodobnie chore i świadczyło jednoznacznie o pojebaniu Maxa, ale nawet tamto nie sprawiało, że jego zaufanie do Iana zostało zachwiane. Zresztą, Ian tak tego żałował, wiedział że żałował. Tak jak Max żałował tego, że go uderzył. Nie raz, a dwa razy. Nie był święty. Tamtemu kolesiowi...nic nie zrobił. Nic. Chciał tylko spędzić miło noc, rozładować napięcie wzbierające w nim od kilku miesięcy. I poczuł się potraktowany jak szmata.
Najgorsze chyba było to, że facet nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że robił coś nie tak; że to mogło się Maxowi nie podobać. Nie chciał przerywać. Nawet gdy Max się dusił. Dopiero gdy w akcie desperacji ścisnął go za jaja, ten z niego wyszedł, a Max uzyskał szansę żeby obrzucić go wyzwiskami, zabrać prędko swoje rzeczy i wyjść.
Teraz te wszystkie wspomnienia uderzały w niego ponownie, kiedy pozwolił im już wyleźć na wierzch. I niby nie czuł się straumatyzowany, przede wszystkim nie dawał sobie do tego przyzwolenia, ale i tak to sprawiało, że momentalnie zrobiło się paskudnie.
I nie tylko jemu.
Nie...to jest podobna sytuacja — wyszeptał. — Ja też...zrobiłem coś, co było dla ciebie przekroczeniem granic. Coś, o czym nigdy wcześniej nie gadaliśmy. I ty na to nie reagowałeś, w ogóle nie dawałeś oznak tego, żeby ci się to podobało...a ja kontynuowałem.
Bo tu się rozchodziło przede wszystkim o te niewerbalne sygnały. Przecież to nie było takie trudne, już po tylu razach wiedział, jak zachowywał się Ian kiedy coś mu się podobało, coś mu sprawiało przyjemność. A mimo to, nie odczytał tych sygnałów, zbyt zakręcony w swojej fantazji.
Bez słowa obserwował zmiany w mimice Iana. Chciał wiedzieć, o czym on myślał, ale dał mu czas na przetrawienie sytuacji. Trochę żałował, że mu o tym powiedział. Poniekąd z tego powodu, że obudziło to w nim paskudne wspomnienia, ale przede wszystkim nie chciał smucić, ani wkurzać Iana. Bo stało się. Nic nie mógł z tym zrobić. Nie miał flashbacków, nie był obciążony traumą, jego życie seksualne było świetne. Tak naprawdę mógłby nie ruszać tego tematu i wszystko byłoby w porządku.
Niepotrzebnie. To było dla mnie paskudne, bo to był obcy facet, gdzieś tam poznany w klubie, wziął mnie do siebie i zaczął mną tak...po prostu rozporządzać dla swojego widzimisię. Kiedy mi się to ewidentnie nie podobało, dawałem mu sygnały... Ale to było ze dwa lata temu, zdążyłem już o tym zapomnieć. Po prostu...przez to, co się stało w czwartek...teraz mnie olśniło, dlaczego się tak po tym czuję.


effsie - 2018-12-03, 08:09

Potrząsnąłem głową, prędko, bo to nie dość, że było coś innego, to Max jeszcze… On czuł się, jak ten gnój? To chciał mi powiedzieć? Że coś, co zdarzyło się kilka lat temu, co było dla niego tak… traumatyczne? coś, czego nigdy nie chciałby powtórzyć i najpewniej wymazać z pamięci, na co wskazywało chociażby to, że dopiero teraz połączył fakty… że teraz stawiał się na miejscu tego pieprzonego gnoja, podczas gdy to było tak. bardzo. różne.
Nie. Nie, nie, nie — zaprzeczyłem prędko, stanowczo. Te sytuacje były tak różne, że musiałem mu prędko wyjaśnić, na czym polegał błąd w jego myśleniu. Odchrząknąłem, odzyskując nieco pewności w głosie. — Dla mnie… ja tak o tym nie myślę, to nie było coś nie w porządku. To było coś, czego chciałeś spróbować, a ja nie wiedziałem, co o tym sądzę. Gdybyś się mnie spytał, powiedziałbym ci, że nie wiem, czy tego chcę i żebyś to zrobił, żebyśmy się przekonali — powiedziałem bez mrugnięcia okiem. Tego ostatniego wcale nie byłem taki pewien, mogłoby być różnie, ale naprawdę nie było co teraz dzielić włosa na czworo. — Poza tym, przecież nie zrobiłeś nic złego. Zrobiłeś coś, co mi się niekoniecznie podobało, ale nie powiedziałem ci żebyś przestał, a potem spytałeś, czy to jest okej. Nie było i do niczego więcej nie doszło, Max, nie wiem, jak ty pamiętasz tę sytuację, ale to, jak ci ją opowiadam, jest prawdą i tak było — dodałem pewnym siebie tonem.
Może Max… może przez to wszystko, przez chęć bycia winnym, w swojej głowie nieco przeinaczył fakty? Tak przecież mogło się dziać, prawda? Kiedy ludzie się na czymś zafiksowali, kiedy już nie mogli inaczej, kiedy szukali odpowiedzialności tam, gdzie jej nigdy nie było – i gdzie nie miało jej być. Nie chciałem by mój chłopak czuł się jak ktoś, kto wywoływał w nim tak obrzydliwe wspomnienia, bo, zwyczajnie, nie był jak ta osoba.
I jeszcze…
Jeszcze do tego dochodziłem ja. Do tego całego traumatycznego wspomnienia mojego chłopaka, brawo, kurwa, Ian Monaghan. Byłem jak wielki idiota, czułem do siebie obrzydzenie – i jednocześnie próbowałem sam tłumaczyć się w myślach (skąd mogłem wiedzieć, przecież…), co było jeszcze bardziej obrzydliwe, bo nie, nie miałem absolutnie żadnego prawa by szukać wymówek i usprawiedliwiać siebie.
Co za…
Jak wiele było takich osób poza Maxem? Jak wielu facetom czy dziewczynom mogłem zrobić coś takiego? Coś, o czym nawet nie myślałem, że może być dla nich traumatyczne, coś, co dla mnie było zabawą, dobrą, ale najwyraźniej bez baczenia na żadne konsekwencje, na to, co mogłyby poczuć te osoby… Byłem obrzydliwy, tak kurwa obrzydliwy, jak nikt na tym świecie i dobrze, że nie widziałem się w lustrze, bo sam nie mógłbym na siebie patrzeć.
Nie jesteś ani trochę jak ten koleś. — Ja byłem. Nagle, zupełnie znikąd, patrząc na Maxa bez koszulki poczułem się nagi. Spojrzałem przez ramię i chwyciłem w dłonie nasze tiszerty; jeden rzuciłem mu na kolana, drugi sam wciągnąłem przez szyję. — Ani trochę. Uwielbiam cię. Nie jesteś obrzydliwy, nie jesteś zły, nigdy tak o tobie nie pomyślałem.


Gazelle - 2018-12-03, 09:40

Na pewno? — spytał cicho. Słowa Iana były przekonujące. Bardzo przekonujące, bardzo kojące, a Max naprawdę chciał w to uwierzyć. Chciał uwierzyć w to, że nie był taki, jak...on. Albo jak Jared, który z kolei potrafił być pieprzonym manipulatorem, który potrafił wybielić się z każdych zarzutów. On sam chciał ponosić konsekwencje swoich czynów, jakiekolwiek by one nie były. — Nie czujesz się wykorzystany?
Ian mu już przecież odpowiedział na to pytanie. Ale Max...i tak musiał się upewnić. Jeszcze raz. I być może nadal nie będzie przekonany, bo to przecież takie fajne, okładać się samemu. Może to był bardziej wysublimowany rodzaj autoagresji? Może on musiał czuć to obrzydzenie, nienawiść do samego siebie?
To było tak popierdolone.
Nie miał pojęcia co Ian w tym momencie myślał o samym sobie. Że porównywał się do tamtego oblecha. Że sądził, że był taki sam, że skrzywdził w ten sposób Maxa. Gdyby mu to powiedział, Max byłby chyba w stanie zapewnić go, że nie, że taki nie był, absolutnie. To brzmiało zwyczajnie absurdalnie. Boże, Ian, jego kochany, troskliwy Ian, on nigdy go nie skrzywdził i nigdy by go nie skrzywdził. Nie było takiej możliwości, Max w to szczerze wierzył. Przecież rozpoznałby, gdyby było coś nie tak. Wiedziałby, gdyby Ian nim manipulował, tak jak jego były chłopak. Już był o tyle mądrzejszy, żeby być w stanie wyłapywać takie rzeczy.
Przepraszam, Ian — wyszeptał — ale mimo tego, co mówisz...nadal czuję się obrzydliwy. I chyba nie tylko ze względu na to. To coś, z czym muszę sobie w końcu poradzić, ale uznałem że...powinieneś wiedzieć. Ale to było dawno, naprawdę, zapomniałem o tamtej sytuacji, więc, proszę, niech to nie sprawia że będziesz wokół mnie chodził na paluszkach... — poprosił, bo tego się obawiał. To byłoby całkowicie zrozumiałe, że Ian nie wiedziałby jak się zachować, że chciałby o niego zadbać, zachować ostrożność, nie przekraczać granic. Jego głupi, kochany, troskliwy partner. A Max nie chciał być traktowany inaczej. Nie przez pryzmat tamtego wydarzenia, uważał to za absolutnie niepotrzebne.


effsie - 2018-12-03, 16:55

Nie, nie czuję — potwierdziłem, wlepiając w niego wzrok, spokojnie, ale i stanowczo. Na co dzień generalnie wkurwiało mnie powtarzanie tych samych rzeczy raz po raz, ale w tym momencie nie byłem nawet lekko zirytowany; raczej finalnie zadowolony, że może WRESZCIE mój chłopak zechce mnie usłyszeć. I zrozumieć, że wtedy, w czwartek, te dwa dni temu, nie wydarzyło się nic złego. — Nie czuję się ani wykorzystany, ani skrzywdzony, nie mam żadnego urazu. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, by traktować to w takich kategoriach, w jakich ty chcesz to traktować.
Powstrzymałem cisnące się na usta „nic się nie stało”, bo z tym Max, choć było prawdą absolutną, najwyraźniej się nie zgadzał i nie chciałem by przez to kwestionował moje słowa. Nie rozumiałem tej jego… nie wiem czy potrzeby, czy ochoty, stawiania się w roli oprawcy, którym nigdy nie był i naprawdę chciałem mu to wyperswadować z głowy.
Tylko… tylko że moje gadanie nie gadało i choć wydawało mi się to absurdalne to nie mogłem nic z tym zrobić. A poza tym, w jakiś pokręcony sposób to rozumiałem, coś, z czym się absolutnie nie zgadzałem, ale to nie odbierało Maxowi prawa się tak czuć. I sam przed chwilą mówiłem mu, że czas… czas jakoś leczy te rzeczy i skrycie miałem nadzieję, że tak jest.
Sam teraz w życiu nie mógłbym go dotknąć.
Więc może to dobrze.
Tak, powinienem — zgodziłem się. — Okej — dodałem, kiwając głową, godząc się na to, by dać mu na to czas, czas, którego obaj najwyraźniej potrzebowaliśmy. Zmusiłem się nawet do tego, by unieść lekko kącik ust i całkowitym milczeniem pominąłem fragment dotyczący tego, jak ja mam się zachowywać; tak było lepiej. Sięgnąłem po odstawiony wcześniej kieliszek wina i upiłem z niego łyk alkoholu, a potem powiodłem wzrokiem po przestrzeni dookoła. — Trzeba to ogarnąć, nie? — mruknąłem wstając, po prawdzie bardziej dlatego, że szukałem wymówki, by teraz nie musieć go całować i przytulać, niż z jakiegoś innego względu, ale starałem się zachowywać na tyle naturalnie, by nic nie załapał.
Wyrzygam się, mentalnie, kiedy zostanę sam.


Gazelle - 2018-12-03, 22:05

Skinął głową. Nadal nie czuł się w pełni przekonany, oczywiście że nie. I chyba prędko się nie przekona, nie wypchnie z pamięci tego obrzydzenia do samego siebie, wyjście z tego będzie trudne, ale pozwolił sobie chociaż na moment uwierzyć w słowa Iana. Przecież mu ufał. Wierzył.
Mimo wszystko ciężko było patrzeć na tę sytuację nie przez pryzmat własnych doświadczeń.
Lakoniczna odpowiedź Iana nie zadowoliła Maxa, ale w końcu sam wcześniej się nie wypowiedział, po prostu zostawiając temat jego winy i odpowiedzialności za czwartkową sytuację, więc nie mógł mieć do Iana wyrzutów. Czuł jakiś podskórny lęk, niepewność, czuł się taki malutki, słaby, ale nie chciał pozwolić na to by te uczucia nim zawładnęły. Było dobrze. Było dobrze. Na pewno? Tak, nie mogło być inaczej. Oczywiście, że nie.
Musiało kurwa być dobrze. DOBRZE.
Potrząsnął lekko głową, próbując w ten sposób nijako wykurzyć te wszystkie natrętne myśli, a w tym czasie Ian wstawał z kanapy.
No, tak, przydałoby się — odparł, również się podnosząc. Chciałby go przytulić, chciałby poczuć jego bliskość, ale ciężar poprzedniej rozmowy stawiał między nimi niewidzialną granicę. A Ian...wydawał się dziwnie spięty. Chociaż może nie dziwnie. Pewnie nie powinien się dziwić. W końcu, gdyby Max dowiedział się tego o czym sam przed chwilą powiedział Ianowi...nie mógłby być spokojny.
Nie mógł oczekiwać, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle wszystko wróci do popołudnia, kiedy leżeli razem w łóżku, przytulali się i obrzucali słodkimi wyznaniami. A chciał tego, cholernie chciał. Chciałby, żeby ten wieczór się nie wydarzył.
Pomóż mi poznosić te rzeczy do kuchni, okej? Ja zajmę się zmywaniem — polecił.
Zmywanie było czynnością, która w dziwny sposób go uspokajała. Dlatego nie używał zmywarki. Naprawdę to lubił, pozbywać się brudu z naczyń, przywracać im nieskazitelną czystość, tak jakby w ogóle nie były używane.
Mógł słuchać kojącego dźwięku lejącej się wody. I skupiać się na konkretnych czynnościach, odsuwając te cholerne myśli gdzieś na bok.


effsie - 2018-12-03, 23:12

I rzeczywiście poznosiłem te wszystkie rzeczy, finalnie – po tym, jak Max mnie o to poprosił – zgarniając wszystkie sery razem i plastikowego pojemnika i dojadając pokrojoną kiełbasę z winogronem. Potem poszedłem umyć zęby; darowałem sobie prysznic, bo brałem go kilka godzin temu, a Max wciąż zmywał. Miałem ogromną ochotę położyć się spać u siebie, ale wiedziałem, że to wywoła kolejną falę jeśli nie pytań to pochmurnych myśli mojego chłopaka – jakby myślał, że to, że nie dał mi się wyruchać, nagle coś zmieniało – więc władowałem się do łóżka i ułożyłem poduszkę pod głową. Nie zasnąłem, gdy Max (słyszałem) stanął w progu sypialni; westchnął lekko i coś tam jeszcze poogarniał w salonie, potem wziął prysznic i jakiś czas później materac obok mnie się poruszył.
Specjalnie wybrałem taką pozycję, w której nie za bardzo miał się jak do mnie przytulić.
Max jeszcze długo przewracał się na boki, a i mnie zajęło chwilę nim zasnąłem; szczęśliwie spałem już głęboko i długo, na tyle, że kolejnego dnia obudził mnie (i Maxa, przy okazji, bo, jak zauważyłem, wciąż leżał obok mnie) dźwięk mojego telefonu. To był Beta, domagający się, bym stawił się u niego natychmiast, a nie wylegiwał się w łóżku z Maxem cały dzień. To była prawda tylko po części, bo Max może i leżał ze mną w łóżku, ale na pewno nie było to to samo co poprzedniego dnia, niecałe dwadzieścia cztery godziny temu.
Zaspany wciągnąłem jakieś dresy na dupę, wymruczałem jakieś lakoniczne info do Maxa i zdążyłem jeszcze umyć zęby, nim emigrowałem by w kiosku na dole kupić sobie kawę i bajgla, a z nim trafić do mojego drogiego przyjaciela.
Beta był jakiś niemrawy, zresztą jak ja sam, ale gdy tylko którykolwiek z nas poruszył ten temat, drugi reagował niemalże alergicznie; spędziliśmy więc cały dzień na wzajemnym milczeniu połączonym z fizyczną pracą i okazjonalnym gadaniu o dupie maryni, ale jakoś podświadomie czułem, że obaj tego potrzebowaliśmy. Wieczorem, późnym, gdy wypadałoby bym zebrał się do domu, absolutnie nie chciałem stawać przed zadaniem, które polegało na udawaniu przed Maxem, że wszystko jest w porządku. Wyciągnąłem telefon, który zostawiłem w kurtce, chcąc napisać do mojego chłopaka, ale czekała już tam wiadomość z pytaniem, jak nam idzie praca.
»W porządku, właśnie skończyliśmy, ale chyba zostanę tu na noc. Chcę trochę pogadać z Betą.
Bezczelnie użyłem tym razem mojego przyjaciela jako wymówki – ale wiedziałem, że kto jak kto, ale Max absolutnie na to pójdzie, zwłaszcza po tym wczorajszym telefonie Bety, gdy nabrał jakiegoś przekonania, że mój przyjaciel miał gorszy okres. Chyba miał, to nie było trudne do wychwycenia, ale nie chciał ze mną o tym rozmawiać – i zamierzałem to uszanować.


CIĄG DALSZY