The Lost Silence 3/5

 

Yaoi - The Lost Silence

POPRZEDNIA CZĘŚĆ

Gazelle - 2018-10-04, 20:51

No, tak. Zresztą, nawet teksty utworów Doorsów to są małe dzieła sztuki — sam też trochę się zdziwił zdziwieniem Iana, bo myślał że to całkiem powszechny fakt, że Morrison był poetą, ale przecież nie musiał wiedzieć wszystkiego. Max też w wielu dziedzinach był przecież ignorantem.
Uniósł brew. Czyli...Ian sam chciałby pisać wiersze? Nie był pewien, czy dobrze go zrozumiał, ale na to by wychodziło.
No, cóż, Ian był artystą, więc w sumie nic dziwnego że chciał poszerzyć horyzonty, ale robiło mu się w dziwny sposób ciepło w środku na myśl o Ianie-poecie.
Kiedyś sam pisałem wiersze. Były słabe, przynajmniej tak mi się wydaje, wiesz, typowa poezja nastoletnia. Ale, jeżeli mógłbym jakoś opisać ten proces...to to takie rzyganie emocjami. I im więcej tych emocji wyrzygasz, tym bardziej będzie śmierdziało rzygami, nie? Czyli ten smród intensywniej dotrze do odbiorcy. Tylko, że jak w przypadku osób, które rysują, rzyganie przybiera postać kresek, wzorów, kolorów, tak w przypadku poetów są to słowa. I, tak jak w rysunku, form jest mnóstwo. Od pięknie wypolerowanych, rozbudowanych poematów, po formy całkowicie pozbawione ograniczeń, bez rymów, bez zgodności sylab, po prostu rzucanie słowami. Mnie najbardziej przekonuje to rzucanie słowami. I, ech, ja lubię poetów czy poetki którzy mieli sporo do wyrzygania. I potrafią takim, niekiedy pięknym, a niekiedy brutalnym językiem, przelać tę gorycz na czytelnika. A i nie zawsze gorycz. Czasami ból, smutek, czasami radosne uniesienia, pozbawione ram szaleństwo. Na pewno podświadomie wiesz, jak to się robi, tylko trzeba to ćwiczyć, nie? Jak wszystko zresztą.
A najbardziej w poezji uwielbiał ten brak ograniczeń. Fakt, że można było zrobić w ramach niej wszystko, bezpruderyjnie, niecenzuralnie, bez dbałości o idiotyczne zasady ortografii czy interpunkcji, wolność, słodka artystyczna wolność.
Czy ja wiem...może przejebane, ale bardzo mi tego nie brakuje — mruknął. No bo też nie miał za bardzo za czym tęsknić, skoro ostatni koncert na jakim był skończył się sesją rzygania z bólu. — Słucham muzyki. I nie tylko spokojnej, chociaż taka jest najłagodniejsza dla uszu, ale czasami też jakiegoś rocka czy popu. Nie znoszę tylko jak jest zbyt głośno, i jak jest podkręcony bas, bo to tak kurewsko dudni w głowie. No i to też...zależy, no. Teraz to mi się rzadko zdarza, ale miewałem w życiu epizody takiego totalnie zjebanego słuchu, kiedy...hm, znasz to uczucie gdy słońce razi cię w twarz, to ja miałem to samo z dźwiękami. Każdego, pieprzonego dnia. I zdarzało mi się to na studiach, dlatego wtedy się tak bardzo na ciebie wkurzałem — wyjaśnił, bo doskonale pamiętał jak się o to sprzeczali w tych pamiętnych czasach studenckich. — I najlepiej mi się pracuje w ciszy. Jak jest niezbyt głośna muzyka w tle, i jak ta muzyka jest miła dla ucha, to jeszcze ujdzie, chyba że robię coś co wymaga maksymalnego skupienia. Wiesz, musiałem się przyzwyczaić prędzej czy później do takich warunków.
W końcu, kiedy przemykał po kolejnych redakcjach nie zawsze miał ten komfort pracy z domu, jak w tym momencie. No, właściwie to nigdy, dopiero w tej redakcji udało mu się to załatwić. A tam było przecież zawsze gwarno. W okresie swoich pierwszych praktyk ciągle musiał brać leki przeciwbólowe, żeby jakoś funkcjonować.
Kaszel Iana, który wtedy jeszcze był niezidentyfikowanym sąsiadem, irytował go przede wszystkim dlatego, że to był nowy rodzaj hałasu, a w dodatku pojawiał się niespodziewanie, co doprowadzało Maxa do szału. Stąd znacząco utrudniał mu skupienie.
Ech, tak. I...no, nie stawiałem im się. Nie podobało mi się to, ale nie czułem wielkiej potrzeby buntu, bo wiedziałem, że to troska. Cały czas mi to powtarzali i wbijali mi to w głowę. To pewnie była jakaś tam emocjonalna manipulacja, nawet na pewno, ale nie sądzę żeby to było świadome. Mój tata miał raz wypadek, kiedy pojechał w delegację...mówiłem ci, nie? No i wtedy naprawdę ledwie uszedł z życiem. I myślę, że od tamtego momentu im tak mocno odbiło, zwłaszcza mamie. W końcu, no, prawie straciła ukochanego męża. I cały czas myślałem, że jak skończę szkołę średnią to moi rodzice w końcu zaczną mnie traktować jak dorosłego. No, ale wcale tak nie było, więc się wtedy wkurzyłem, stwierdziłem że koniec z tym i wyjechałem do akademika. Cud, że się w ogóle dostałem, mieszkając tak blisko, ale nie chciałem wynajmować mieszkania. Już wystarczająco upokarzające było to, że w ramach usamodzielnienia się moi rodzice i tak dokładali mi kasę, bo wtedy dopiero wdrażałem się w copywriting, zresztą byłem zajęty studiami, i ze swoich dochodów miałem marne grosze. Gdyby mi opłacali mieszkanie, to w ogóle nie byłbym w gruncie rzeczy niezależny — wyjaśnił. Ostatecznie było i minęło. W końcu udało mu się całkowicie usamodzielnić mimo wszystko i był z siebie całkiem dumny.
Roześmiał się głośno, gdy usłyszał tę teorię Iana. Po prostu nie mógł się powstrzymać. A dlaczego? Cóż...:
Całkowicie się mylisz. Nie znosili go — powiedział wprost. — Pamiętasz jaki był Jared, nie? No i moi rodzice przecież są w branży prawniczej, czyli na kilometr rozpoznają jak ktoś jest taki zarozumiały jak mój ówczesny facet. Poza tym, ech, miał tę irytującą tendencję, że zawsze chciał się popisywać. Więc udawał na siłę przed nimi takiego totalnego luzaka, co ma na wszystko wyjebane, no i to im się w ogóle nie spodobało. I uważali, że to nie jest dobry facet dla mnie. Mama nawet posuwała się do twierdzeń, że toksyczny, że zbyt kontrolujący, ale sądzę że trochę przeginała z tymi oskarżeniami. W każdym razie, odetchnęli z ulgą gdy z nim zerwałem.


effsie - 2018-10-04, 21:45

Oczywiście, że pisał wiersze, no oczywiście. Wyszczerzyłem się głupio, ale nawet mnie to specjalnie nie zdziwiło. Pewnie do tego wysyłał je na jakieś licealne konkursy albo do gazetki szkolnej… mój słodki gej, Maxie Stone, ech. Pedał od początku do końca.
Nie to by każdy poeta był gejem, ale no, kurwa, do Maxa to jakoś szalenie pasowało, zresztą, no spójrzcie na niego – z jakim zaangażowaniem o tym gadał. I jak mu się świeciły oczka…
Już nie piszesz? — Przechyliłem lekko głowę. Nie zamierzałem prosić, by mi pokazał te stare, skoro sam twierdził, że były słabe, nie miałem po co wprawiać go w jakieś głupie zakłopotanie, bo sam rozumiałem ten… powiedzmy, że wstyd, tym, co z dzisiejszej perspektywy było dużo gorsze. Ja co prawda nie miałem problemu z pokazywaniem tego i gdyby mnie o to poprosił, gdyby go to ciekawiło, mógłbym pokazać mu moje stare, jeszcze nastoletnie rysunki (zresztą, właściwie to były tutaj, w Australii, nie w NY); wiedziałem, że najważniejszy był progres i potrafiłem śmiać się ze swoich błędów czy dostrzegać banalność pewnych rzeczy. I co z tego? — No, w porządku, to niby jest takie proste, jak mówisz, ale hmmm… nie wiem, nie uważasz, że trudno o tym gadać, jak się tego nie widzi, tylko tak trochę wymyśla? Nie wiem, może to tylko siedzi w mojej bani, ale no wiersz to jakaś… całość, wiesz, której trzeba poświęcić czas. Nawet nad cytatem warto się na dłużej pochylić, a co dopiero nad wierszem, hm. Masz jakieś swoje ulubione cytaty? Z książek?
Nie umiałem sobie wyobrazić życia bez muzyki, zupełnie. I znów, miałem wrażenie, że w każdej jednej rzeczy z Maxem się różnimy, nawet w tym, co wydawało mi się, że dla większości ludzi jest podobne. W sensie… my nawet nie mieliśmy rozmawiać o gatunkach muzyki, które lubimy lub nie, to była dużo większa kwestia.
Przecież kupiłem ci zatyczki. — Wyszczerzyłem się do Maxa w głupim uśmiechu, wspominając te nasze szczenięce czasy na studiach. To niesamowite, że spędziłem z tym gnojkiem dwa lata, a dopiero teraz, teraz (!), mógł powiedzieć mi o tym, jak się czuł z tą całą sprawą muzyki. Nie to, że wtedy się nie lubiliśmy, ale… ech, chyba dopiero teraz zdawałem sobie sprawę z tego, jak dużym introwertykiem był ten mój słodki blondas, zwłaszcza w kontraście do mnie, skoro dopiero teraz zaczynał opowiadać mi… cokolwiek. — No to szkoda. Nie będzie wspólnych wieczorków przy pracy, ja przy dziarkach, ty przy artykułach — westchnąłem, trochę prześmiewczo, ale w gruncie rzeczy naprawdę było mi szkoda. Lubiłem mieć do kogo otworzyć gębę, popierdolić znad rysunku, czy tak po prostu, ale naprawdę nie umiałem pracować bez muzyki, a więc klops. A poza tym, teraz tak mi wpadło do głowy: — Ej, a w aucie? Jak teraz jechaliśmy i słuchaliśmy Sinatry to nie marudziłeś, nie? A na naszym roadtripie? Koleś, my o tym nie gadaliśmy, ale dla mnie no, NIE DA SIĘ, jechać autem bez muzy — przeraziłem się teraz nie na żarty.
Bo SERIO. Zaraz się okaże, że nasz trip pójdzie się jebać!
Uśmiechnąłem się lekko słysząc o tych przygodach Maxa z usamodzielnieniem się. No, dla mnie to nigdy nie było tak kolorowe; zaczynając od zapieprzania tu, w Australii, żeby zdobyć to zasrane stypendium, które i tak nie pokryło całego kosztów tych o dupę się rozbić studiów, więc na resztę musiałem wziąć kredyt… no i zapierdalać w tych lodziarniach czy na kelnerce w San Fran, ale nie narzekałem, bo nigdy nie miałem złudzeń, że kiedykolwiek będzie inaczej. Przecież moja mama od zawsze zapierdalała sama dniami i nocami, a pierwszy raz za granicą była teraz, u mnie, w NY. Nie dla nas były drogie wycieczki gdziekolwiek, a więc jak wymyśliłem sobie studia, to sam musiałem ogarnąć, co i jak.
Ale nigdy nie zamierzałem tego nikomu wytykać.
W posiadaniu rodziny było coś… na pewno magicznego, coś, czego może nigdy nie mogłem doświadczyć, ale lubiłem o tym słuchać od swoich znajomych czy obserwować u nich w domu. To było zwyczajnie miłe i tak ciepłe.
W takim razie twoi rodzice mają dobry gust do ludzi — stwierdziłem nieco wrednie, bo tego Jareda to ja nigdy nie lubiłem i niezbyt to ukrywałem, o czym Max doskonale wiedział. — To czemu wyjebałeś dokładnie na drugi koniec Stanów? Żeby odciąć się od nich tak dosłownie, w sensie odległości i w ogóle?


Gazelle - 2018-10-04, 22:32

Max zdawał sobie sprawę z tego, że w dużej mierze pasował do obrazu typowego geja, typowego w tym sensie, że będącym produktem wyobraźni wielu heteronormatywnych osób. Ale co z tego? Nie widział w tym niczego złego, po prostu był sobą, ciągnęło go do takich, a nie innych myśli i nie chciał się zmieniać na siłę, żeby tylko pokazać jaki to on nie jest inny.
To by było zwyczajnie idiotyczne.
Ale może dlatego miał takie podejście, bo wychował się w bardzo otwartej rodzinie. Jego ojciec zresztą już na samym początku stulecia, czyli wtedy kiedy Max jeszcze nie wyszedł nawet z szafy, bo był kurcze dzieckiem, współpracował pro bono z organizacją walczącą o prawa osób LGBTQ+. Jego mama również wspierała takie inicjatywy, więc, cóż, miał tę otwartość zwyczajnie we krwi. Dlatego, będąc już w szkole, ciężko było mu się zderzyć z rzeczywistością, w której zdarzało się że osoby były wyklinane za swoją inną niż heteroseksualną orientację, czy inną tożsamość płciową niż cispłciowość. To było dla niego taką abstrakcją i ciosem, że mimo iż na ogół był raczej spokojnym i cichym chłopakiem, to kiedy tylko zauważał dyskryminację na tym polu, czy sam dyskryminujący język wśród rówieśników, to nie bal się sprzeciwić. Raz zresztą prawie został za to pobity.
Nie, nie. Nie czułem się w tym jakoś dobry. Wolę czytać, z tego czepię większą przyjemność — przyznał. Chociaż, gdyby chciał, teraz pewnie miałby o czym pisać. Och, tak, ostatnie trzy miesiące dały mu mnóstwo materiału. — A w rysunku to niby też zależy ci na realizmie? Przecież chociażby wzór mojego tatuażu to czysta abstrakcja, nawet jeżeli poniekąd bazuje na czymś ze świata realnego, to nigdzie w świecie nie znajdziesz czegoś, co wygląda jak to. No i fakt, trzeba poświęcić mu czas. A czasami coś dociera do nas dopiero długo po tym, jak przestaliśmy się pochylać. A co do cytatu...nie wiem, nie przywiązuję się do nich aż tak. Mógłbym kilka przytoczyć, na przykład wpada mi do głowy mój ukochany cytat z Sylvii Plath: umieranie jest sztuką tak jak wszystko inne, robię to wyjątkowo dobrze, i to nie dlatego, że się z nim w jakiś sposób identyfikuje, ależ skąd. Ale idealnie oddaje istotę jej twórczości, i myślę także że jej duszy, problemów z którymi się zmagała. Widzisz, ten prosty cytat jest obarczony takim piętnem emocjonalnym — wyjaśnił. Twórczość tej autorki była dla niego rodzajem masochistycznej przyjemności, bo po każdym kontakcie z nią był przez jakiś czas mocno przygnębiony, ale uwielbiał to, uwielbiał kiedy słowo pisane wywoływało w nim tak potężne emocje.
O, tak, zatyczki. Trochę pomagały, fakt, ale też nie zawsze, bo czasami kiedy je wkładałem, to słyszałem taki dziwny pisk i to jeszcze mocniej wkurzało. No i, kurczę, mówię ci przecież że na ogół mi to tak nie przeszkadza. Przecież nie narzekałem jak siedziałem z tobą, nie? Dopóki nie pracuję nad czymś skomplikowanym, to jest okej. Tak samo z muzyką podczas tripa. Może być nawet głośniej, o ile akurat nie będę pisał — i naprawdę nie sądził, żeby był z tym jakiś problem. Może mu się to wydawało, ale odnosił wrażenie, że odkąd zaczął brać te wszystkie leki, jego dolegliwości sensoryczne się dosyć uspokoiły. To było dziwne, i być może warte konsultacji z psychiatrą. Ale nie narzekał.
Coś czuję, że znalazłbyś z nimi wspólny grunt: niechęć do Jareda — zaśmiał się. — Kurczę, no, teraz wiem że był dupkiem. Ale nie był wcale aż tak zły — dodał, czując irracjonalną potrzebę jakiejś obrony swojego byłego faceta. Po prostu starał się patrzeć na to obiektywnie. — Tak, dokładnie o to chodziło. Byłem wkurzony, bo wróciłem do domu po ponad dwóch latach od wyprowadzki, miałem nadzieję że coś się zmieni w ich podejściu, a wszystko było takie samo. Tylko, że ja się zmieniłem i to zwyczajnie stało się nie do zniesienia. No i stwierdziłem pewnego dnia, że dosyć, że wynoszę się stąd, i padło na Nowy Jork.
To naprawdę była spontaniczna decyzja. Coś niespotykanego, jak na Maxa sprzed tych czterech lat.
Pociągnął kolejny łyk z butelki z szampanem, ale tym razem mniejszy. Chyba powinien na tym poprzestać, chociaż średnio mu się to widziało. Dlatego odłożył butelkę, mając nadzieję że się nie przewróci, ale przecież noc nie była w ogóle wietrzna. Położył się obok niej na ziemi, pozostawiając zgięte kolana – tak jakby się układał do brzuszków – i spojrzał na gwiazdy, wciąż przepięknie nad nimi błyszczące.


effsie - 2018-10-05, 10:12

Spojrzałem na Maxa ze zdziwieniem, przez chwilę nie rozumiejąc, o czym do mnie mówi, ale później załapałem i roześmiałem się pod nosem.
Mi nie chodziło o realizm, tylko o to, że trudno gadać o jakimś wierszu, jak się go nie widzi, w sensie, nie zna jego treści. Tak samo jak z obrazem czy coś — wytłumaczyłem. Ach, kolejna różnica pomiędzy nami, Max odlatujący gdzieś w dumania i ja, twardo stąpający po ziemi. — Maxie, rozumiem to, dlatego spytałem się ciebie o cytat — dodałem, unosząc wyżej brew. Może byłem dużym prymitywem, ale łapałem to, jak niektóre zdania niosły za sobą ładunek emocjonalny i z tego powodu pytałem o jego ulubione, wcale nie sugerując, że się musi z nimi identyfikować. Ale no tak, ryj w tatuażach, tak to już jest, że czasami ludzie myślą, że muszą ci coś tłumaczyć, przyzwyczaiłem się, nic dziwnego. — A w rysunku, no, nie zależy mi na realizmie, ale to dlatego, że to już umiem. W sensie, tak uważam i dla mnie to działało, że zanim zacznie się wymyślać, powinno się umieć narysować to, co się widzi. I dopiero potem, wiesz, przekraczać te granice.
To było na maksa proste i banalne, ale no, prawdziwe. I prawdopodobnie na świecie istniało pierdyliard ludzi, którzy wcale nie potrafili tego robić dobrze, znaczy, rysować martwą naturę, swoich bliskich czy jakieś budynki, ale ja spędziłem nad tym dupogodziny i działało. Nie robiłem tego od wieków, prawda, a podobno takie rzeczy trzeba ćwiczyć, więc możliwe, że byłem w tym znowu wielkim debilem, ale zmarnowanie z ołówkiem stu lat w liceum sprawiło, że teraz ten ołówek mogłem dość swobodnie trzymać w ręku.
A te słowa, ja nie wiem. Niby mówiłem po angielsku od urodzenia, ale ta wczorajsza noc… trudno było mi odtworzyć te uczucia, ale pamiętałem ich intensywność i to, że nie mieściły się w żadnych słowach, które znałem albo zdaniach, które potrafiłem złożyć.
To jest strasznie dziwne, że większość ludzi muzyka inspiruje i pomaga im pracować, a dla ciebie jest na odwrót — skomentowałem, bo to rzeczywiście było zastanawiające i zabawne, taki mi się trafił przedziwny egzemplarz na chłopaka.
Naprawdę, Max był taki… interesujący i zaskakujący. Był dla mnie zupełnie nie do zrozumienia, nawet jak próbował mi coś tłumaczyć i opowiadać, mogłem tego słuchać, starać się zrozumieć i, w porządku, tak było, ale… ach, w życiu bym nie mógł być nim, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Jego styl życia, rzeczy, które lubił bądź nie, byliśmy kompletnie różni od siebie, ale w tym wszystkim czułem jakąś dziwną fascynację tą piękną laleczką, która sama ładowała się mi w ręce i otwierała jakieś kolejne klapki. Było pewnie wielu ludzi, którzy różnili się ode mnie tak diametralnie, ale z nim przy tych wszystkich różnicach uwielbiałem spędzać czas i gadać o pierdołach, a seks, o Boże, seks był niesamowity i nie miałem zamiaru z tego rezygnować. Czułem się jak nastolatek w tej swojej niezdrowej fascynacji Maxem, moim słodkim blondasem, który za nic miał sobie jakiekolwiek granice, których mógłbym się spodziewać. Odbijało mi na jego punkcie już całkiem świadomie, znaczy, tak, jak świadomie może komuś odbijać, w każdym razie, w tym sensie, że absolutnie nie chciałem i pewnie nawet nie potrafiłem myśleć o nikim innym.
Uśmiechnąłem się na ten wspólny temat mój i rodziców Maxa, przejmując butelkę i upijając szampana. Piwa i szampan, które tu zabraliśmy, wiedziałem, nie wystarczy nawet bym poczuł ich lekkie działanie, ale lubiłem smak alkoholu; poza tym, był Sylwester, prawdopodobnie jedyny dzień w roku, gdy piłem szampana. Odstawiłem butelkę, wywracając oczami.
No tak, wiem, Jared wcale nie był taki zły, jak myślę, blablabla. Spoko, kumam, byłeś zakochany i jakimkolwiek półgłówkiem by nie był, i tak nic się nie liczyło tylko ta wasza big love — westchnąłem, myśląc sobie, że ci wszyscy zakochani ludzie mają naprawdę przejebane. Wystarczy spojrzeć na Tony’ego, kurwa, koleś był pierwszym do ruchania tych wszystkich szmat i byłem przekonany, że nie miałem kumpla, któremu więcej razy zdarzyło się obciąganko w kiblu na imprezie, to z nim zawsze odwalało się akcje typu włam na Coney Island, a nagle ma tę swoją Nat i zniknął dla świata albo występuje w duecie. No dobra, nie dosłownie, bo wciąż dało się go spotkać, ale był dużo bardziej nieogarnięty i roztrzepany, no ale widziałem, że całkowicie szczęśliwy, więc nie mogłem się tak do końca złościć. No i Nat była okej.
Spojrzałem na Maxa rozkładającego się na ziemi i wstałem, rozglądając się dookoła. Też chętnie walnę się z powrotem na ziemi, ale wcześniej przydałoby się zorganizować tutaj trochę rzeczy i zrobić użytek z tych przytarganych tu śpiworów. A więc sięgnąłem po jeden z nich, rozścielając go na ziemi, potem drugi obok, widząc, że Max obserwuje mnie kątek oka. Oba plecaki ułożyłem obok, w zasięgu rąk, kiwając głową na mojego chłopaka, żeby władował się na śpiwór, a sam jeszcze wyciągnąłem bletki i pojemnik z marihuaną, waląc dupskiem na ziemię i zacząłem rolować blanta.
I jest lepiej? — zagadałem, miażdżąc trawę grinderem. — Odkąd się wyprowadziłeś, wyczilowali i jest git? — uściśliłem, o co mi chodziło. To nie byłoby takie dziwne, gdyby tak wyglądała ta historia, w końcu taki oddech często pomagał, a tymczasowość kontaktu, określana w dniach, a nie tygodniach czy miesiącach, pozwalała cieszyć się tylko tymi fajnymi chwilami, a nie denerwującymi zwyczajami. My z mamą może nigdy nie mieliśmy wielkich problemów, ale oczywiście, że się kłóciliśmy, zwłaszcza że nie byłem najgrzeczniejszym nastolatkiem i często musiała mnie karać, ale nie wiem, czy po mojej wyprowadzce do Stanów pożarliśmy się chociaż raz. Chyba nie?
Skończyłem blanta i odpaliłem go, układając się wygodnie na śpiworze, na wzór Maxa, wpatrzony w gwiazdy. Zaciągnąłem się, czując słodki smak marihuany w ustach i dym, rozciągający moje płuca. Myślałem teraz o tym wyjeździe Maxa do Nowego Jorku, o tym, co mi wcześniej powiedział, tym, że przede mną miał tylko tego Jareda. Wyjechał więc bez rodziny, bez żadnych szczególnych powodów czy znajomości akurat do NY, z nikim się tam nie spotykał i… ech, w tym akurat byliśmy bardzo podobni, ale dla mnie nie było to nic dziwnego, a on, przecież od zawsze pod takim kloszem swoich rodziców, z tym Jaredem ciągle obok… zmarszczyłem nieco brwi, układając sobie powoli jakieś rzeczy w głowie i zaciągnąłem się po raz kolejny. Wydmuchałem dym nad siebie, w gwiazdy i przechyliłem głowę nieco w stronę Maxa.
Czemu nie miałeś żadnego chłopaka po Jaredzie? — spytałem.


Gazelle - 2018-10-05, 20:33

Lekko się zarumienił, czując się głupio że nie załapał o co chodziło Ianowi, mimo iż to przecież nie było to aż tak skomplikowane. Za bardzo pochłonął się w swój świat i w swoje ciągi myślowe, przez co rzeczywiście mógł zabrzmieć nieco jak pretensjonalny snob.
A tak naprawdę bardzo, bardzo cieszył się że Ian podłapał temat poezji! Max nie czuł się wcale ekspertem w zakresie poezji, czy ogólnie literatury i nie uważał że miał jakiekolwiek prawo patrzeć z góry na Iana, bo ten czegoś nie wie. Przecież to absurdalne! Zresztą, sam na przykład o sztuce tatuażu nie wiedział nic ponad to, co już mu powiedział Ian. A malarstwo? Okej, bywał w galeriach sztuki i w muzeach, ale nie umiał spojrzeć na te piękne dzieła ani trochę profesjonalnie. W dziedzinie muzyki Ian pewnie też przewyższał go wiedzą.
Tak naprawdę i szczerze, to Max uważał Iana za lepszego od siebie i mądrzejszego. Przecież wiedział o tym, jakie sukcesy odnosił na studiach. Max nie miał wcale kiepskich ocen, ale też nie był wybitny – powiedzmy, że w czołówce wśród przeciętnych, ale zawsze w tej sferze przeciętności.
Opowieści z życia Iana dowodziły także, że ten mężczyzna był bardzo elastyczny i miał tę umiejętność przystosowania się do nowych warunków, co jest przecież bardzo cenną umiejętnością. Przynajmniej w ocenie Maxa.
No, tak, tak, racja. To jak już coś przeczytasz, to dasz mi znać? Gdy wrócimy do NY, dam ci moje ulubione tomiki, co ty na to? — zaproponował, uśmiechając się szeroko do swojego partnera. — Ech, no, ale wolałem to zaznaczyć. Bo jakbym po prostu rzucił takim cytatem, to to by zostało różnie odebrane, nie?
Max by się na pewno w pierwszym odruchu przejął, gdyby jakaś jego bliska osoba na pytanie o ulubiony cytat odpowiedziałaby cytatem o umieraniu, bo tak naprawdę przecież nie wiedziałby jak zareagować, do czego się dany cytat odnosił, dlaczego akurat te słowa, jakie znaczenie mają dla tej osoby.
Nie zgadzam się. Wiesz, sam nie miałbym odwagi tak po prostu tworzyć, bez warsztatu i bez przygotowania, ale uważam że można. Że warsztat wcale nie jest aż tak ważny w sztuce. Ale tutaj każdy ma swoje zdanie, ciężko się kłócić. No i w przypadku takiej sztuki użytkowej, wiadomo, taka zasada się nie sprawdza. Podobnie jak z tatuażem, bo to jednak robisz na nieswoim ciele.
Właściwie, chętnie by zobaczył jakieś stare rysunki Iana, z czasów, kiedy dopiero się wdrażał w tę przygodę. Powinien mieć coś takiego w domu rodzinnym, prawda? Prawdę mówiąc, Max, mimo iż spędził noc w starym pokoju Iana, nie miał za bardzo okazji go przestudiować, czy chociaż dokładnie się rozejrzeć. Tamtej nocy był zbyt rozpalony samą obecnością i bliskością Iana, by myśleć o czymkolwiek dookoła.
Eee, co do inspiracji, to nadal czasami znajduję w niej inspirację. No i nie tylko w muzyce, w różnych dźwiękach, nawet tych irytujących jak cholera. Ale, no, wolę pracować w ciszy. I nie wiem, czy to dziwne, pewnie tak, ale dla mnie to po prostu norma — wzruszył ramionami. Ian miał prawo tego nie rozumieć, w końcu, z tego co się zorientował już na studiach, on uwielbiał muzykę i uwielbiał się nią otaczać, mieć z nią ciągły kontakt. Więc, cóż, podejście Maxa mogło być dla niego abstrakcyjne. Zwłaszcza, że nie miał fizycznej możliwości na własnej skórze odczuć tego, jak Max odbierał dźwięki swoim zmysłem słuchu.
Sam Max pewnie też nie miał całkowitej świadomości tego, jak powinno być normalnie. To znaczy, czasami chyba słyszał w miarę w porządku, pomijając fakt, że ten zmysł był stale wyostrzony. Ale czy słyszał tak jak większość ludzi? Ciężko ocenić.
No weź, kurde, naprawdę mi wtedy zależało na tym kretynie, mimo wszystko. No, ten mój licealny związek to była taka pierdoła, a tu nagle coś poważnego, rozumiesz, planowanie przyszłości i tak dalej. A że później to jebło...no, wyszło mi to na dobrze. Nie bez powodu z nim zerwałem — także westchnął, ale ze zgoła innego powodu, niż Ian. To nie tak, że jakoś wciąż przeżywał ten związek, cóż, było minęło, pozostały jakieś doświadczenie, wspomnienia, lepsze, gorsze, ale ostatecznie i tak nic z tym zrobić nie mógł, prawda?
W sumie, to leżenie na śpiworze wydawało się lepszą opcją niż trzymanie tyłka na ziemi, musiał to Ianowi przyznać, dlatego przeczołgał się na rozłożony śpiwór. Nie zamierzał się nim jeszcze oblekać, chociaż, rzeczywiście, było mu już całkiem chłodno, na tyle, aby sięgnąć do plecaka po coś do okrycia się.
Obserwował Iana skręcającego blanta, jego skupioną nad tym minę, oświetloną w świetle księżyca. Cholera, jaki on jest przystojny. To nie było żadne odkrycie, oczywiście, ale czasami bywało tak, że ta świadomość uderzała w niego z taką dziwną intensywnością.
Hm, na pewno jest lepiej. Nie wiem czy całkowicie wyczilowali, zwłaszcza mama, ale chyba dotarło, że wyfrunąłem z gniazda i mam swoje życie. Gdy wróciłem teraz do domu na święta, to było bardzo miło, ale na ogół jest różnie, bo czasami nadal się o coś spinamy. A raczej, ja się irytuję, ale wolę tego nie okazywać, bo skoro tak rzadko się widujemy to zwyczajnie nie chcę psuć atmosfery, czaisz?
Na ogół miał właśnie takie podejście: kompromisowe, ugodowe wręcz. W razie potrzeby potrafił walczyć o swoje, ale często było to zwyczajnie niewarte zachodu. Ostatnio tracił ten spokój, jakiekolwiek opanowanie i czasami tykał jak bomba.
Gdy Ian ułożył się obok, przylgnął do niego, bo kurwa tak. Minęło już zdecydowanie za dużo czasu od ich ostatniego kontaktu fizycznego, i nie podobało mu się to ani trochę.
Sam do końca nie wiem, ale to była moja świadoma decyzja. Chyba...nie wiem, nie chciałem sobie komplikować życia? Może też było w tym trochę lęku. Wolałem mieć takie określone relacje, w sensie spotykamy się, idziemy razem do łóżka i adieu. Bez jakiegoś skomplikowanego gówna, bez niedopowiedzeń. Na początku potrzebowałem odetchnąć, a potem za bardzo polubiłem siedzenie w strefie komfortu — przyznał. Przygryzł wargę i chwilę memłał ją między zębami, zastanawiając się czy powinien zadać pytanie, które mu się od razu nasunęło. Ale, cóż, Ian sam powiedział: jak chcesz coś zrobić to to robisz. — A ty...dlaczego nigdy wcześniej się nie chciałeś związać? Nigdy nie miałeś ochoty żeby się przekonać jak to jest? Nawet jako nastolatek?


effsie - 2018-10-05, 22:08

Dobrze, dasz mi swoje ulubione tomiki — przytaknąłem, czując się jak pierwszoligowy gej ze swoim chłopakiem, wymieniający się poezją. To było tak absurdalne, że aż śmieszne i w sumie naprawdę mnie bawiło, bo absolutnie nigdy nie pomyślałbym, że będę robił takie rzeczy i to jeszcze, jakby nie patrzeć, z mojej własnej inicjatywy. Czy naprawdę wystarczyły dwa-trzy miesiące spędzone z tym gnojkiem i już mnie tak do reszty pojebało?
Ech…
No tak, to niby zależy. Ale ja bym tak nie mógł, w sensie, wiedząc, że ograniczają mnie jakieś moje niedorobienia — powiedziałem. Zwyczajnie nie czułbym się swobodnie, wiedząc, że jakiejś wizji nie jestem w stanie przelać do końca na papier, znaczy, nawet ten metaforyczny, bo przecież nie zawsze rysowałem tak naprawdę. — W ogóle, ja sam pozapominałem sporo rzeczy… siedziałem teraz trochę nad tą identyfikacją to naszego tripa i musiałem dźwignąć kilka tutoriali, żeby sobie przypomnieć, co i jak, wiesz? No i, ech, szkoda, że nie jesteśmy w Montanie, bo serio musimy pogadać z Tonym i Betą, a przede wszystkim wymyślić jakąś nazwę, co?
Bez nazwy to trochę bez sensu robić logo i całą tę sprawę, no i stawiać stronę, fejsbuka, insta, wszystkie te szmery-bajery, które trzeba jednak zarezerwować, skoro za półtorej miesiąca mamy siedzieć już w naszym nieistniejącym aucie. W ogóle, ach, było tak dużo rzeczy, które wymagały jeszcze ogarnięcia, a dla mnie ogarnianie tego wszystkiego przez internet było tak kurwa trudne, nie znosiłem tego, serio. Dla mnie liczył się real life i brainstormy na żywo, a nie jakieś skejpowe ustalenia, no i te skejpy w ogóle, których szczerze nie znosiłem.
No dobra, teraz, te z Maxem, były całkiem okej, ale w sumie od nikogo poza nim nie chciałem takich udogodnień.
Mruknąłem coś pod nosem, niezbyt mając co jeszcze komentować. Max coś mi tam te trzy miesiące temu mówił, że z tym jego całym Jaredem to rozstali się tak o, bez jakiejś większej afery tylko z powodu życia i w ogóle, pewnie gromadzących się spraw i nieporozumień, no i w sumie… niezbyt mnie to obchodziło. Nie to, że miałem to gdzieś, pewnie gdyby chciał to by mi opowiedział i spoko, ale generalnie to nie zależało mi na tym, by pytać – to była ich sprawa, w sumie taka dużo mniej istotna, niż zeszłoroczny śnieg, no i? Dla mnie niezbyt znacząca, dla niego, w sensie Maxa, też już chyba nie, więc skoro mieliśmy dziesiątki innych tematów, to nie było czym zawracać sobie dupy.
Maxie, ty jesteś taki rozkoszny — roześmiałem się. — Czasami się tak śmiesznie wyrażasz, wyfrunąłem z gniazda chociażby — zacmokałem, już któryś raz łapiąc się na tym, że ten mój chłopak momentami używał tak przesadnie literackiego języka, że to aż mnie bolało w uszy, zwłaszcza tutaj, w Australii, gdzie na nowo przesiąknąłem naszym slangiem. — Ale czaję. W każdym razie, wychodzi na to, że jakoś to tam działa, więc chyba git — podsumowałem, czując, jak Max rozkładał się na moim ramieniu. Ech, mogłem go nie wyciągać, ale wtedy ta przylepa pewnie władowałaby się gdzieś indziej…
Nie to, żeby mi jakoś specjalnie przeszkadzała, ale było coś zabawnego w tej jego potrzebie… bliskości, powiedzmy, z braku lepszego określenia.
I jak przed chwilą jeszcze myślałem, że wcale nie chcę wiedzieć czemu zerwał z Jaredem, teraz, słysząc dalszą część tej historii, przekręciłem głowę w jego stronę i przytrzymałem blanta nad nami.
Tak po prostu? Z wielkiej big love do one night standów? Ty? — spytałem, trochę niedowierzając. — Co tam się stało z tym Jaredem? — spytałem więc, bo to było naprawdę zastanawiające. Ten Max, którego znałem z akademika raczej nigdy nie chciał uderzać w takie klimaty no i… teraz mnie to zdziwiło. W moim przypadku to było normalne, ale u niego…
A właśnie, mój przypadek. Max spytał, a ja zrobiłem wielkie oczy.
Ja? — powtórzyłem, zaciągając się blantem i przytrzymałem go nad nami, w razie gdyby mój chłopak chciał się poczęstować. — Co ty, po co? Ja nie wierzę w te szmery-bajery, więc no niezbyt miałem po co. Do pogadania czy spędzania czasu miałem kumpli, a z dziewczynami wystarczyło trochę popierdolić, walnąć rysuneczek czy dwa i mogliśmy się razem uczyć biologii. Poza tym, związać. Ja niezbyt lubię się czymkolwiek wiązać, więc kumasz, to nigdy nie była specjalnie opcja dla mnie. Z tobą bejbe jest inaczej, bo darujesz sobie te wszystkie duperele, trzymanie się za ręce i związki na fejsbuku, a poza tym jesteś taki… ech. — Zamilkłem, orientując się, że od odpowiedzi na jego pytanie przeszedłem do czegoś zupełnie innego. Ech, a niech stracę. — Taki, że ciebie nie można mieć dość, wiesz? Że człowiek myśli sobie na początku, że będzie fajnie i miło, a potem już nie może przestać. Taki jesteś.


Gazelle - 2018-10-05, 23:16

Czyli, jak wrócą do Nowego Jorku, czekała go porządna inspekcja swojej biblioteczki, żeby znaleźć coś, co najbardziej może się spodobać Ianowi. Nie chciał, żeby się zniechęcił na samym początku. Zamierzał go przecież zarazić swoją miłością do poezji, chociażby w małym stopniu.
Skoro sam z siebie był zainteresowany, to szkoda byłoby zgasić ten entuzjazm, prawda?
Ale też, tak jak powiedział, chciał mu dać coś ze swoich ukochanych tomików, bo...ech, no, może Ian nie patrzył na to w ten sposób, albo może patrzy, kto wie, ale Max widział w tym takie dzielenie się sobą, swoją duszą poniekąd.
Może Sylvia Plath to nie będzie najlepszy pomysł...albo może wręcz przeciwnie.
Hm, sprawa do przemyślenia. Później.
Był w stanie zrozumieć to podejście Iana do tworzenia. Sam też by się nie pchał do redakcji, gdyby wcześniej nie przebrnął przez te kilka lat studiów. No, ale, doceniał bardzo ludzi który byli w stanie pójść na żywioł i po prostu tworzyć, tak o, pomimo jakiegoś właśnie braku umiejętności.
Yhm, to fakt, jest trochę rzeczy do ogarnięcia. Na szczęście mamy już jakiś podział zadań, więc z ogarnięciem wszystkiego nie powinno być aż takiego problemu. No, ale masz rację, co do nazwy to to powinna być wspólna decyzja, tak przynajmniej uważam, dlatego nie widziałem sensu w tym żeby ustalać to bez ciebie, albo przez jakąś tam pośpieszną rozmowę z tobą na FaceTime. Ale spokojnie, okej, czasu coraz mniej i trzeba się za to zabrać, ale teraz odpoczywamy, prawda? Przyleciałeś tutaj spędzić czas na swojej rodzimej ziemi, ze swoją mamą, a nie — pochylił się i pstryknął go lekko w nos. To było całkiem zabawne, że to właśnie Max wcielił się w tym przypadku w rolę tego bardziej wyluzowanego. Ale, z drugiej strony, też wiedział, że Ian zawsze podchodził do jakichś swoich zawodowych zobowiązań poważnie. I to może nie było stricte zawodowe, ale raczej ważne dla niego.
Dla Maxa zresztą także, ale był już o to dziwnie spokojny. Może dlatego, że nabrał już pewności siebie po tym, jak ten pomysł został zaaprobowany w redakcji.
Rozkoszny? Nie przypominał sobie, żeby Ian kiedykolwiek go tak określił. Ale to było słodkie i wywoływało to durne ciepło w środku. Nawet mimo tego, iż zaraz potem czepiał się języka jego wypowiedzi. Chociaż w sumie nie było to czepianie się, tylko bardziej zwracanie na to uwagi. Ale, hm, cóż:
Nie zwracam na to aż takiej uwagi, no. Ale studiowałem to dziennikarstwo, przeszedłem przez te parę semestrów z literatury angielskiej i pewnie zostało — mruknął. — No, pewnie. Nie mam na co narzekać tak naprawdę, osiągnąłem ostatecznie swoje.
I taka była prawda. Przecież nie mógł zmienić całkowicie swoich rodziców. I nawet by tego nie chciał, bo wówczas miałby do czynienia z zupełnie obcymi ludźmi.
Rzeczywiście, kiedy z Ianem mieli to swoje pierwsze, hm, spotkanie na balkonie, to o swoim rozstaniu z Jaredem wyraził się dosyć lakonicznie. Po prostu nie uważał wtedy, że była jakakolwiek potrzeba żeby dzielić się szczegółami tej farsy. Bo po co? Przecież to byłoby durne, gdyby się wtedy wyżalał typowi, z którym przez dwa lata dzielił pokój, a po pięciu latach bez kontaktu przypadkowo się spotkali. Bo tak właśnie wyglądała wtedy ich relacja.
Myślę, że byłem rozczarowany i zmęczony. Po studiach zamieszkałem z Jaredem w San Fran, on został wyłapany przez jakiś drugoligowy klub jeszcze na studiach i zachłysnął się tym jak cholera. I wtedy, wiesz, ja jakby odszedłem w odstawkę. Zostałem sobie takim o, dodatkiem, do łóżka i do dbania o to, żeby jaśnie pan mógł się zrelaksować po ciężkim treningu — prychnął. — A moja kariera? Co to tam, jakieś dziennikarstwo. I zrobił się taki, wiesz, kontrolujący, despotyczny wręcz. Może już wcześniej przejawiał takie zachowania, a ja nie zwróciłem na to uwagi, ale gdy już dzieliliśmy tę wspólną przestrzeń to szlag mnie od tego trafiał. Dusiłem się, jak cholera — westchnął.
W sumie ciekawe było to, że obecnością Iana nie umiał się zmęczyć, nie byłaby w stanie go tak pozbawić powietrza. Bo to Ian właśnie był kimś, kogo potrzebował przy sobie. Ich relacja była popieprzona prawie pod każdym względem, a jednak to z nim czuł ten spokój, mimo iż jego psychikę pochłonął chaos. To było skomplikowane w cholerę, było w tym mnóstwo ambiwalentnych uczuć.
Słuchając wypowiedzi Iana, nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zaczął mu uparcie włazić na gębę.
Z tobą jest inaczej.
To znaczy, Max już miał wystarczająco dużo dowodów, żeby dojść do tego wniosku, Ian zresztą też o tym wspominał, ale, cholera, tak dobrze było to słyszeć. A to, co nastąpiło po tym stwierdzeniu, ach, najpiękniejsza poezja nie mogła się równać z takim wyznaniem, które wewnętrznie napełniało go niesamowicie intensywną radością.
Musisz mi wybaczyć, ale wcale, a wcale nie odczuwam wyrzutów sumienia — zachichotał.
Wprawdzie niejednokrotnie myślał o tym, że brakowało mu takich czułych, typowo romantycznych gestów, ale ostatecznie nie miało to dla niego specjalnego znaczenia, a zresztą i tak sam by się tym nie cieszył, jeżeli Ian by się do tego zmuszał. A zamiast tego otrzymywał zupełnie nowy poziom intymności.
Przekonałeś mnie do tego, że wolę od trzymania się za ręce wspólne jaranie na dachu, czy na szczycie góry, włamy do lunaparku, oglądanie wschodów słońca, wygłupianie się, dogryzanie sobie, czy sesje przytulania po seksie i bez seksu — wyznał i sięgnął po blanta, korzystając z okazji. Zaciągnął się nim porządnie (w końcu nabierał wprawy!) i posłał uśmiech rozgwieżdżonemu niebu, które, prawie niezmiennie, było ich świadkiem podczas tej wyjątkowej nocy.


effsie - 2018-10-06, 00:15

Przecież jak robię coś, co mnie jara to też odpoczywam — zauważyłem. — W sensie, no, ja tak mam. Że nie umiem zostawić tego gdzieś na później, tylko siedzi m w bani i chcę to zrobić, bo to fajne. Pokażę ci, jak już wrócimy, co wstępnie przygotowałem, ok? Mam trzy propozycje i chciałem z wami obgadać, co wam się podoba najbardziej, żeby albo dokończyć albo, nie wiem, połączyć elementy, które wam najbardziej odpowiadając — paplałem, widząc, że Max lekko się ze mnie nabijał, ale miałem to gdzieś. Ta durna dziennikarzyna mogła się śmiać, ale co, niby taki z niego operator słowa, a nazwy jak nie było, to nie ma, hm?
Postarałby się, a nie, jakieś wakacje sobie urządza.
I coś tam się jeszcze poobrażał, ale na całe szczęście mogłem mieć to gdzieś, te jego muchy w nosie, zwłaszcza że doskonale wiedziałem, że tak sobie trochę udawał.
No i co? Przez takiego jednego cwela sobie wymazałeś z głowy całą tę miłość i te wszystkie sprawy? Coś mi tu nie gra — osądziłem, może nieco zbyt pochopnie, może to wszystko miało jakiś głębszy sens, ale zwyczajnie go teraz nie widziałem, a jak tak sobie tu już leżeliśmy, jarając, gadając i gapiąc w niebo, to czemu by go o to nie zapytać? To, że ten cały Jared był despotycznym gównem to wiedziałem już dawno przed Maxem, jak sadził się przede mną i próbował zgrywać chojraka, szczerze nie znosiłem tego typa i absolutnie nie rozumiałem, czemu Max wciąż się z nim woził, no ale tłumaczyłem to sobie długą pałą, którą ten blondas lubił czuć w dupie, a i może była to prawda. Ale o tym to teraz na pewno nie zamierzałem rozmyślać.
Zamiast tego podążyłem wzrokiem za blantem, którego mój chłopak wsadzał do roześmianej mordy i zmarszczyłem nieco brwi.
Przekonałem go?
Znaczy wcześniej tego nie lubił?
Ponieważ to jest brak seksu ze mną, powinienem się chyba obrazić — oceniłem zamiast tego, nabijając się nieco z tego przytulania się bez seksu, no bo jak to tak można, samiec alfa nie powinien robić takich rzeczy. Dlatego rękę, na której leżał Max, zgiąłem w łokciu i chciałem potrzeć kciukiem jego ramię, ale zapomniałem, że byliśmy poubierani i tylko westchnąłem. — Ale dobra, niech ci będzie, nie-ruchanie się z tobą też jest w porządku — westchnąłem, niby taki zmęczony i zażenowany swoim wyznaniem, choć to była absolutna nieprawda i przecież obaj o tym wiedzieliśmy. A potem wyciągnąłem szyję i poprosiłem: — Daj mi.
A więc Max podsunął mi blanta do ust i dał mi się głęboko zaciągnąć, zaraz samemu powtarzając ten ruch.
Opowiedz mi jakąś głupią historię — mruknąłem, moszcząc się wygodniej w miejscu, jak na kundla przystało.


Gazelle - 2018-10-06, 01:18

Dobra, dobra. Obejrzę to i ustalimy coś względnie między sobą, a potem skonsultujemy to z resztą, okej? Dobrze że jest Natalie, bo w razie jakbyśmy się nie dogadali to może służyć za głos rozstrzygający — stwierdził. Ian polubił dziewczynę swojego kumpla, więc nie sądził żeby miał z tym jakikolwiek problem.
Sam miał problem z tą nazwą, w ogóle z nazwami, z tytułami, uważał to za najbardziej upierdliwą część pisania i zawsze pozostawiał to na koniec, kiedy już wiedział co z jego pisaniny wyszło i co będzie najbardziej adekwatnym tytułem. No, ale w tym przypadku tak się nie dało, i to była niezła zagwozdka. To wprawdzie była właściwie inicjatywa, akcja niż twórczość sama przez się, ale tak czy owak, nazwanie tego wciąż było problematyczne.
I był naprawdę ciekaw na co tam wpadł Ian. Cieszył się, że znowu miał okazję trochę pograficzyć. Bo ta cholera była w tym piekielnie dobra, nikt nie mógł mu odmówić talentu i zaangażowania. I tym zaangażowaniem, dedykacją popisywał się także przy okazji tegoż roadtripa.
I wcale się nie dąsał! Może troszeczkę, ale to tak tylko z zasady i o.
Rozmowa o Jaredzie trochę go drażniła, trochę, ale to nie do końca była wina Iana. Nawet poniekąd cieszył się z tego, że drążył dalej ten temat, ale także było to irytujące. Czuł się, jakby był przesłuchiwany, a jego wersja zdarzeń poddawana w wątpliwość.
Jezu, nie wiem. Wałkuję to na terapii, i nadal chuja wiem o co w tym wszystkim chodzi — westchnął. Bo, rzeczywiście, miał już okazję poświęcić całą sesję na swój związek z Jaredem. Doktor wyraźnie próbował go nakierować do tego, żeby nazwał ten związek toksycznym, ale Max się z tym w pełni nie zgadzał. Bo przecież przez spory czas było dobrze. Max czuł się dobrze, nie czuł się tak uciskany. Wydawało mu się wtedy, że Jaredowi na nim naprawdę zależy, i to było dla niego coś zupełnie innego. Zwłaszcza, że to wszystko było wypisz-wymaluj jak z taniej teen dramy, w której kapitan drużyny koszykarskiej zakochuje się w cichym przegrywie. No, to brzmiało idiotycznie, ale jednak się wydarzyło. I na początku miało się dobrze. Z perspektywy czasu miał wątpliwości co do tego, czy naprawdę kochał Jareda, zwłaszcza po tym jak Ian poszerzył jego spektrum emocji, natomiast był pewien, że zależało mu na nim. I żałował tego, że ich związek tak paskudnie się zepsuł. — Myślę, że...wyniosłem się do Nowego Jorku nie tylko dlatego, żeby uciec od rodziców. Ale żeby w ogóle się odciąć, zacząć od nowa, jako wolny człowiek, wiesz, tak zupełnie odetchnąć. I w tym wszystkim kolejny związek był tylko zagrożeniem, co nie? Bałem się tego, że znowu dam się pochłonąć. Lepiej było sobie układać życie na swoich zasadach, nie?
Ian chyba w tym akurat mógł go zrozumieć. Przynajmniej tak Maxowi się wydawało, że łączyło ich samo pragnienie wolności i niezależności.
W każdym razie, był wdzięczny za te wszystkie doświadczenia, te gówniane i nie-gówniane, a to dlatego, że dzięki nim wszystkim mógł sobie leżeć w tym momencie na szczycie góry, patrzeć się w piękne, australijskie niebo i wtulać się w swojego ukochanego Iana.
Och, jak on oszalał na jego punkcie.
A skoro wcześniej poruszali temat poezji, to aż przypomniał mu się jeden z wierszy Sylvii Plath. Nie umiał przywołać go dokładnie, w końcu nie miał aż tak dobrej pamięci, ale początek wbił mu się w głowę na tyle mocno, że chyba potrafiłby go zacytować:
Trudno opisać zmianę, jaką wniosłeś w me życie.
Jeśli teraz żyję, przedtem byłam jak martwa,
Choć jak kamień nic sobie z tego nie robiłam
Trwając w miejscu zgodnie ze zwyczajem.

I to mógłby zadedykować Ianowi, chociaż nie wiedział z jaką reakcją by się spotkał. Bo to Ian wprowadził kolory do jego życia, sprawił, że Max wyszedł ze stagnacji, że odżył. I czytając ten wiersz, ten konkretny fragment, skrycie marzył o tym, że w końcu coś takiego go spotka, że trafi w swoim życiu na kogoś, kto pocałuje jego wewnętrzną ropuchę i pozbędzie się tej całej goryczy.
I będąc w tej Australii już wiedział, że Ianowi to się udało.
A weź ty durniu jeden — przewrócił oczami. W porządku, pff! — Nie chcę znowu wspominać Jareda, ale jest moim jedynym sensownym odniesieniem, w każdym razie z Jaredem było właśnie tak cukierkowo. Trzymanie się za rączki, całowanie się na ławce w parku, pikniki i tak dalej. I to było po prostu takie...sztampowe. Niekoniecznie złe, całkiem miłe i podobało mi się to. Ale czy mógłbym tak cały czas ciągnąć? Nie. I lubię to, że u nas jest tak...powiedzmy że niekonwencjonalnie, ale czym w ogóle jest konwencja w tym przypadku. Obaj znajdujemy w tym przyjemność, w tym co robimy, w tym co się dzieje, i to jest fajne, prawda?
Naprawdę się rozgadał tej nocy. I wpadał w swój tryb filozofowania, co mogło być trochę męczące dla świadków – w tym przypadku Iana. No, ale nie wyglądało na to, żeby narzekał. Mało tego, chciał jeszcze kolejnych opowieści!
Zaśmiał się lekko na to polecenie Iana, które brzmiało tak uroczo, tak niewinnie. Zmienił trochę pozycję, żeby dopasować się do Iana i podciągnął się zarazem trochę do góry, ręką sięgając do jego głowy. Zupełnie bezmyślnie zaczął go głaskać, jakby naprawdę był jakimś pieskiem. Ale to Ian zaczął z taką metaforą.
Hm...nie wiem, czy o taką głupotę ci chodzi, ale moim zdaniem prawnicy są serio głupi, a im wyżej stoją w hierarchii, tym bardziej – i oczywiście mój tata jest wyjątkiem, żeby nie było – więc mogę ci w sumie więcej opowiedzieć o tym przyjęciu, na które miałem to nieszczęście trafić.
Wiesz, dzieciaki prawników często mają nad sobą taką presję, żeby pójść w ślady rodzica, nie? I zazwyczaj ta presja wychodzi od samego rodzica. Ale w moim przypadku tak nie było. No, może mama trochę na to liczyła, ale mój tata mówił mi wprost żebym się nie zbliżał do tego, bo zrobię sobie tylko krzywdę. Ale to też nie tak, że mi zabraniał, jestem pewny że i tak by mnie wspierał. I generalnie mnie też do tego nie ciągnęło. Mój tata nie jest może jakoś bardzo znany wśród prawników, ale swoją renomę ma, więc czasami dostaje zaproszenia na te bankieciki i inne duperele. A że tam liczy się sieć znajomości, no to, no, chcąc nie chcąc się na nie wybiera. I kiedy mama była chora, a on miał podwójne zaproszenie, to zabrał mnie ze sobą, żeby, nie wiem, chyba mnie dostatecznie odstraszyć od prawa czy coś. Albo po prostu głupio było mu samemu iść, zwłaszcza że był trochę w centrum uwagi, bo wygrał wtedy jakąś dużą sprawę. No i, jeny, w życiu nie widziałem takiego festiwalu bufonady i dwulicowości. Siedziałem sobie cicho, bo nie miałem do kogo oprócz taty gęby otworzyć, i się przysłuchiwałem. Nie wszyscy tacy byli, jasne, ale, kurczę, dla większości liczyło się tylko i wyłącznie wygoda własnej dupy, kontakty, kontakciki, i wszystko w takiej atmosferze fałszu, wiesz, komu tutaj wejść w dupę żeby było najwygodniej. No i to, co mówili o własnych klientach. Że niby jakaś poufność? Gówno prawda. Zero szacunku dla człowieka. Jedna babka nie miała żadnych skrupułów przed tym, żeby przyznać się koleżance że odmówiła pomocy jakiejś biedniejszej kobiecie, która chciała wywalczyć prawo do opieki nad dziećmi, kiedy rozwodziła się z facetem który się nad nimi znęcał. Jakby...kurwa, jakim trzeba być człowiekiem?
— zatrzymał się na moment, bo przeszedł w zbyt poważne tony, a to miała być głupia historyjka, a nie gorzkie żale. — W każdym razie, było sztywno jak cholera. Dopóki nie pojawił się alkohol. Po mojej małej próbce badawczej mogę pokusić się o stwierdzenie, że chleją więcej niż studenci. Serio! Jakby w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie wtedy wychodzi z nich bydło. Był tam taki prokurator, taki obleśny w kurwę typ, i już tak mocno podchmielony zaczął zaczepiać jakąś młodą kelnerkę, która no nie wiedziała co robić, wiadomo, jakby zrobiła larmo to by pewnie poleciała z pracy. I tak się wkurwiłem, że nawet niewiele myśląc wstałem i mu nagadałem. W ogóle nie myślałem o tacie, a jak już pomyślałem, to obawiałem się że się wkurwi czy co, bo facet był dosyć wysoko postawiony i w ogóle. Ale mój kochany tata stanął po mojej stronie i sam nazwał go świnią. I oczywiście w towarzystwie stał się wrogiem numer jeden, ale powiedział mi potem że sam nie mógłby spojrzeć ani w lustro, ani w moje czy mamy oczy, gdyby nie zareagował. A już taka najgłupsza rzecz to ten prokurator rzygający do miski. A potem ryj mu wpadł w te wymiociny. Piękny widok. No bo wyobraź sobie. Taki wielki ą ę pan, który pomiata tym całym plebsem, z ryjem w rzygach.


effsie - 2018-10-06, 13:39

Ustalimy coś względnie — powtórzyłem mruknięciem, uśmiechając się pod nosem z tego słownictwa mojego chłopaka, by był naprawdę zabawny, gadając w taki sposób. Właściwie to nie był pierwszy raz, kiedy to zauważyłem, ale pierwszy, gdy to wspomniałem, a on wydawał mi się tym nieco zawstydzony, więc akurat wypadało się z tego pośmiać. — Jak to jakbyśmy się nie dogadali? Wiadomo, że ja mam dwa głosy — żachnąłem się, bo też mi będzie jakaś dziewoja wybierała rzeczy. Kobiety do garów, a faceci do poważnych decyzji, tak powinno wyglądać życie!
A tak na poważnie to byłem zdrowo podekscytowany tym wszystkim, bo, naprawdę, poza postawieniem sobie strony i zrobieniem logo, potem obrabianiem zdjęć i dodawaniem kolejnych od dawna nie robiłem nic w tych klimatach. I jasne, kiedy pracowałem w tej korpo to mnie męczyło, ale teraz, po – dosłownie – latach przestoju, czerpałem z tego jakiś dziwny rodzaj przyjemności, o którym już trochę zapomniałem, że istnieje. I nie miałem nic przeciwko poprawkom, wiadomo, że to powinno podobać się całej naszej czwórce; szczerze wątpiłem byśmy mieli dotrzeć do impasu, gdzie oni chcą jedno, a ja drugie, bo… każda z tych propozycji mi się podobała, mimo, że były różne. Gdyby mi się nie podobało to bym tego nie robił, proste; zwyczajnie tylko w każdej kolejnej postawiłem nacisk na coś innego, a przecież poszczególne elementy można było wykorzystać i zrobić coś wspólnego, wymieszanego.
Ja naprawdę nie byłem jednym z tych kolesi, którzy przywiązują się do pierwotnej wizji i nara, nie – wręcz przeciwnie, lubiłem tę ewolucję projektu i zawsze zaczynając wiedziałem, że tak nie będzie wyglądał koniec. A jak? To była często niewiadoma i było mi z tym bardzo dobrze.
Właściwie, to jak z tym Maxem. Te trzy miesiące temu nie myślałem, że tak będzie. Dwa miesiące temu też. Kurwa, tydzień temu nie myślałem, że będziemy w Sylwestra leżeli razem na szczycie góry, przytulając się, jarając blanty i oglądając gwiazdy. Dobra, miałem jakiś tam obraz nas, wygrzewających się w gorących źródłach i upijających się z moimi znajomymi, ale to… było jakoś dużo bardziej intymne i wcale nie gorsze.
Najdziwniejsze… i jednocześnie najlepsze w tym wszystkim było to, że to było tak absolutnie normalne i zwyczajne, tak, że wcale nie czułem jakbyśmy przekraczali jakieś durne granice, wspinali się po jakiejś wyimaginowanej drabinie rzeczy, które trzeba było osiągnąć i tak dalej, e-e. Robienie tego wszystkiego z Maxem, grillowania żarcia, chodzenia po górach, gadania o wszystkim i niczym… czułem się w tym tak swobodnie, że nad niczym nie musiałem się zastanawiać i odnajdywałem w tym jakiś spokój i przyjemność, które pozwalały mi się odprężyć i cieszyć się chwilą. W tym było to fajne, że tak, jak spędzałem święta z mamą, jak czasami biwakowałem z dobrymi znajomymi, teraz relaksowałem się z moim chłopakiem, chciałem spędzać z nim ten czas i widzieć, że też mu się to podoba. Co tu dużo gadać, ostatnio uzależniłem się od tego gnojka i trudno mi było wyobrazić sobie jakby miał teraz zniknąć, bo jednocześnie bawił mnie, ciekawił i, mój słodki Boże, pociągał tak bardzo, że nie mogłem mieć dość.
Nawet to, jak potrafił mnie wkurwić, to też było w pewien sposób urzekające.
Ale zasępiłem się nieco, słysząc, że wałkował temat Jareda na terapii. I nie dlatego, że byłem zazdrosny czy jakieś inne pierdy, nie, serio, ten dupek wisiał mi ciężkim kalafiorem, po prostu…
O mnie też gadasz ze swoim lekarzem? — spytałem zanim zdążyłem się ugryźć w język, a bardzo bym chciał, bo to było… no, dość retoryczne i oczywiste, nie? Skoro opowiadał mu o swoim byłym chłopaku, to pewnie też o obecnym, a skoro tak… przeszedł mnie jakiś okropny dreszcz, bo bardzo mi się to nie spodobało. Max nie chciał mi powiedzieć, o co chodziło z tą jego terapią i okej, w porządku, ale… przed oczami po raz kolejny stanęły mi te jego ślady na szyi, te, których już oczywiście nie miał, ale które sam dobrze pamiętałem i wiedziałem, że to, jak i inne rzeczy, na pewno nie stawia mnie w dobrym świetle i… spiąłem się, automatycznie, bo ani trochę nie podobało mi się to, co ten lekarz mógł Maxowi powiedzieć, nawet jeśli miał całkowitą rację, poczułem się strasznie… oceniany.
A tego nie znosiłem. Albo właściwie, ech, robiłem bardzo wiele, by zagrać na nosie tym wszystkim ludziom, którzy mieli już o mnie wyrobioną opinię, ale co tutaj mogłem? Ten koleś był lekarzem, pewnie dobrze już wiedział, jak pojebany byłem i…
Bardzo żałowałem, że nie udało mi się powstrzymać tego pytania. Dlatego starałem się odgonić od niego myśli i je zignorować, zajmując się kolejnymi słowami Maxa, bo to było najbliższe, czego mogłem się złapać.
Trochę dziwnie mi wyobrazić sobie tego ciebie z college’u, który sam się decyduje na takie rzeczy — mruknąłem, bo serio, nie potrafiłem. — Dla mnie to bardziej taki ty, który się boi że znowu mu nie wyjdzie i ktoś mu złamie to puchate serduszko — oceniłem, choć bez jakiejś przesadnej szydery. — Bejbe, niekonwencjonalne to jest gruchanie nad sernikiem — roześmiałem się, przesuwając się, by Max wygodniej ułożył się obok mnie, ale gdy zaczął mnie głaskać, mruknąłem, niezadowolony.
— Co, tak nie lubisz? — spytał, trochę rozbawiony, a ja przytaknąłem:
Y-y.
Max bezwiednie zsunął rękę z moich włosów na szyję i potarł ją lekko kciukiem, a sam wyciągnąłem głowę do góry, odsłaniając więcej skóry. Nie przestając więc tego drobnego… miziania mnie (ja pierdolę), opowiadał swoją historyjkę o prawnikach, a ja tylko śmiałem się, słuchając kolejnych słów.
Brzmi jak wielkie gówno — skomentowałem na koniec, usatysfakcjonowany opowiastką i otworzyłem oczy, które bezwiednie przymknąłem podczas tej słodkiej pieszczoty, którą mnie obdarzał ten mój głupi chłopak. — Twój tata jest prawnikiem od czego? — spytałem, obejmując go na tyle, na ile byłem w stanie, żeby nie przerwał tego absurdalnie przyjemnego drapania mnie po szyi.


Gazelle - 2018-10-06, 18:35

No względnie, względnie — powtórzył za powtórzeniem Iana. No tak się wyrażał i już, jeny. Sam jednak też się czasami nabijał z Iana, więc, cóż, byłby hipokrytą gdyby serio się o coś takiego obraził. Zresztą nawet nie było w tym nic nadającego się do oburzenia. — Jasne, jasne. Ty zrobiłeś swoje, oceniać będziemy cię my — wyszczerzył się.
Był pewien, że każda z propozycji będzie dobra, co stworzy ogromny dylemat. A Max też nie był najlepszy w dokonywaniu jakiegokolwiek wyboru, więc nie powinno się takich rzeczy pozostawiać w jego rękach.
Max nie widział zmiany na twarzy Iana, ale samo pytanie podchwycił. Hm, cóż, właściwie nie dziwiło go to, że Ian je zadał, ale miał problem z udzieleniem na nie odpowiedzi. Bo jednak było coś dziwnego w przyznawaniu się do tego, że mówił obcemu typowi o ich związku, bez wcześniejszego uzgodnienia tego z Ianem, mimo iż to było przecież oczywiste. I broniła go oczywiście tajemnica lekarska, a był pewien że Eisenhoffer ją respektował, ale Ianowi miało prawo się to nie podobać, nie?
Max nawet sobie nie przypominał, żeby mówił o Ianie negatywnie podczas terapii. Okej, czasami się żalił o jakieś pierdoły, ale w końcu dochodził do wniosku, że dany problem wynika głównie od niego i nie miał prawa mieć pretensji do Iana. A o tym pojedynczym incydencie, kiedy to Ian chciał go niby udusić, to w ogóle nie wspomniał, no bo po co. Było, minęło, nic się nie stało.
Póki co głównie grzebiemy w przeszłości. Nie wiem, chyba Eisenhoffer próbuje się doszukać jakiejś traumy czy czegoś co by mu pasowało do jego teorii, bo chyba jakąś ma. A jeżeli coś mówię...to skupiam się na moich emocjach, tym co ja przeżywam, przecież to ja jestem pacjentem, a nie ty. A facet jest naprawdę profesjonalistą — zaznaczył, żeby Ian nie wyrobił sobie opinii, że jego lekarz jest jednym z tych, którym łatwo przychodzi ocenianie. Nie, on go w ogóle nie oceniał, co było świetne i dawało mu poczucie komfortu w tym gabinecie.
Trochę żałował, że Ianowi nie spodobało się to mizianie po włosach, bo Ianowe włosy były miękkie i przyjemne w dotyku, no ale cóż, postanowił respektować jego wolę. Zresztą, nie ma żadnej przyjemności w czynieniu gestów, które drugiej stronie i tak się nie podobają.
Dziwnie? Puchate serduszko? — wrócił do przerwanej na chwilkę rozmowy. Zwłaszcza to ostatnie określenie brzmiało dla niego zabawne, ale patrząc obiektywnie mógł totalnie zrozumieć dlaczego Ian wyrobił sobie taką, a nie inną opinię. — Czy ja wiem...nie wydaje mi się, żebym miał jakieś większe skrupuły. Wiesz, w sumie nie przywiązywałem do seksu jakiejś ogromnej roli, jak coś świętego i wymagającego odpowiednich warunków czy celebracji. Tak wyszło, że Jared był pierwszym facetem, z którym poszedłem do łóżka, no i, cóż, spodobało mi się bardziej niż myślałem, no i po zerwaniu nie chciałem się tego całkowicie pozbawiać — powiedział jeszcze zanim został zapytany o historyjkę.
I podsumowanie jej przez Iana było niesamowicie trafne. Tak, to było gówno, całe to środowisko go brzydziło, a przede wszystkim fakt jak lekko i wręcz z pogardą traktuje ono słabszych, tych, dla których ich starania na sali sądowej to być albo nie być. Im bogatszy był klient, tym większą miał wartość, niezależnie od tego o jaką sprawę chodziło. Obrzydliwe.
Mój tata zajmuje się głównie deliktami. Czyli, no, jak ktoś komuś uczyni szkodę i się sądzi, bo się czuje aż tak pokrzywdzony. I to są czasami poważne sprawy, jak sprawy o pobicie, uszczerbek na zdrowiu, a czasami takie totalne, absurdalne pierdoły. Raz na przykład tata reprezentował gościa, którego sąsiad pozwał o to, że naruszał jego własność prywatną, bo syn tego faceta grając w piłkę czasami przekopywał ją przez płot. I tamtego to wkurzało, bo ta piłka czasami lądowała w jego kwiatach, jeny — przewrócił oczami. — Teraz na przykład reprezentuje transpłciowego faceta, który został publicznie znieważony i nazywany tym czymś. Często bierze takie sprawy i w ogóle współpracuje z organizacjami na rzecz równego traktowania — powiedział z dumną. Bo i miał powód do dumy. Niezależnie od tego co myślał o środowisku prawniczym, jego tata zawsze był jego bohaterem. Mama zresztą też, zawsze miał powody do tego żeby obdarzać szacunkiem swoich rodziców, nawet gdy ich postępowanie względem niego go wkurzało.


effsie - 2018-10-06, 19:17

Przyjąłem milczeniem odpowiedź Maxa na pytanie, którego tak naprawdę nie chciałem zadać, tym bardziej – słyszeć odpowiedzi. Nie musieliśmy w to wchodzić, w ogóle, zwłaszcza kiedy dla niego to wciąż nie był temat na tyle swobodny, by móc mi o nim powiedzieć. Nie kupowałem tych gadek o tym, że ufał mi za bardzo, bo nie rozumiałem, jaka niby sytuacja miałaby zaistnieć, by coś było za bardzo, ale nie chciałem znów otwierać tego tematu, bo zwyczajnie nie było po co.
Nie musiał mi mówić.
I tyle, po prostu.
Ja też nie musiałem mu mówić wszystkiego i w porządku, to przecież mogło działać w dwie strony, tak?
Za to kiedy dowiedziałem się, że Max po raz pierwszy uprawiał seks na studiach, właściwie pod koniec studiów, otworzyłem szeroko oczy. Nie to, bym – po zastanowieniu – nie mógł sam do tego dojść, bo to… no, miało sens, tak, ale co innego, gdy on to podkreślił.
Maxie, jaki Casanova — skomentowałem więc tylko, śmiejąc się gdzieś w jego włosy i całując go w głowę, bo, Jezu, ten mój chłopak, on był taki, że na bank podobał się każdemu jednemu gejowi i nie tylko, szedłem o zakład, że niejedna hetero babka ostrzyła sobie na niego ząbki. Ten mój chudzielec, słodki Max Stone, miałem wrażenie, że czasami zupełnie nieświadom tego, jak wyglądał i jak działał na ludzi wokół.
Albo na mnie.
Gdyby tylko zdawał sobie z tego sprawę… ech.
Tak było lepiej.
Jaki ty jesteś all pride od samego urodzenia — skomentowałem wesoło, właściwie ciesząc się, że nie miał z tym żadnych problemów. I chociaż to niebo było naprawdę piękne i w ogóle, to te drobne czułości z Maxem sprawiły, że miałem ochotę na trochę więcej i przez chwilę chciałem się sam na niego władować, ale pewnie zmiażdżyłbym go swoim ciężarem ciała, więc rozsunąłem uda i pociągnąłem go na siebie. — Chodź tu — mruknąłem, a Max z uśmiechem władował się na mnie, lokując się między moimi nogami. Ułożył głowę na rękach, na mojej klatce piersiowej, a sam podsunąłem się na przedramionach, by go trochę pocałować. W końcu jednak odsunąłem się i uśmiechnąłem, trochę nieprzytomnie, czując słodkie działanie marihuany rozchodzące się we mnie, rozleniwiające mnie i wsunąłem dłoń we włosy Maxa, zaczynając delikatnie masować skórę jego głowy. Drugie ramię podłożyłem sam sobie pod głowę, odchylając ją i wgapiając się w niebo, podczas gdy Max delikatnie skubnął ustami moją szyję. — Jezu, Maxie… ale mi tu z tobą dobrze — westchnąłem leniwie, przymykając oczy.


Gazelle - 2018-10-06, 19:56

Max także zaczynał czuć wpływ trawki na swój organizm, i tym razem nie miał żadnych idiotycznych myśli, a czuł po prostu błogi spokój, będąc blisko osoby, na której mu zależało, która była dla niego tak cholernie ważna, że pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo.
I trudno, przynajmniej Max wiedział. Dobrze było mieć świadomość swoich uczuć. Nie znaczyło to, że zyskał nad nimi jakąkolwiek kontrolę, ale ta świadomość przynajmniej odganiała to paskudne uczucie zagubienia. Wszystko było w porządku, takie, jak należy. Będzie dobrze. I, cholera, naprawdę w to wierzył. Już było dobrze, niesamowicie dobrze wręcz. Na tyle dobrze, że aż w tym pływał.
Oczywiście, kiedy ułożył się na Ianie od razu zabrał się za tę cudowną szyję, która nie mogła być pozbawiona śladów, dopóki Max był w pobliżu. Miał cały czas na jej punkcie obsesję, ale już nie powodowała ona u niego tak paskudnych myśli, teraz po prostu chciał ją adorować. Jak całe ciało Iana. Jak w ogóle, Iana. Jego Iana. Jego kochanego Iana.
Mi też — wyszeptał w tę zaczerwienioną już skórę. Czuł niewyobrażalne szczęście, takie, no, nie do opisania. — Tak bardzo... — mruknął i podsunął się do góry, aby ich usta mogły się spotkać w leniwym pocałunku. Chwycił pomiędzy zęby jego dolną wargę i pociągnął nią lekko na odchodne, patrząc mu w oczy. Błyszczały mocniej, i nawet piękniej, niż gwiazdy które im towarzyszyły z góry. Pogładził delikatnie policzek Iana, z uśmiechem na twarzy nie odrywając od niego oczu.
Uwielbiam być twój, naprawdę — powiedział coś, co już powtarzał niejednokrotnie, ale jakoś wciąż miał potrzebę zapewniania o tym Iana. — Jestem tylko twój, i niech ten przystojny łeb się nie waży myśleć inaczej, hm?


effsie - 2018-10-06, 20:22

I ja uwielbiałem, gdy był mój, a także w ogóle nie chciałem myśleć, że jest inaczej, ja z moją słodką laleczką, drogą zabawką, na którą musiałem uważać, by przypadkiem jej nie popsuć, nie zarysować ani nie upuścić. I mimo że znałem każdy jej kształt, każdą jedną wypukłość, zresztą, tak jak ona mój, uwielbialiśmy bawić się w tę grę, tak bardzo naszą, wyjątkową, cudowną.
I teraz też się bawiliśmy, sobą, ze sobą, patrzyłem w te stalowe oczy, świecące się cudacznym blaskiem i całowałem te usta, słodkie, miękkie i uzależniające, podczas gdy dłonie błądziły po ciele.
Jest ci zimno czy chcesz… — zacząłem, odsuwając się lekko, ale Max z uśmiechem pokręcił głową i nachylił się nad moim uchem.
— Jakoś sobie poradzimy z tą temperaturą — wyszeptał mi na pół obscenicznie, opierając dłonie po dwóch stronach mojej klatki piersiowej i zawisł nade mną, jakby zastanawiając się, skąd zacząć.
Ten jeden facet mógł wisieć nade mną w ten sposób zawsze i wszędzie, miałem wrażenie, w ogóle mi to nie przeszkadzało, tak jak wiele rzeczy, które robił, za każdym razem z coraz większą pewnością siebie, jak gdyby wcześniej nie był pewien, czy może sobie na to pozwolić. Teraz, po tych dwóch miesiącach, potrafił być równie agresywny, na swój, niesamowicie podniecający sposób: kąsał mnie po szyi czy piersiach, zostawiał czerwone ślady i orał paznokciami moje plecy; wbijał palce mocno w moje ciało, czasami pchnął mocniej na łóżko czy pociągnął za sobą. A przede wszystkim był i patrzył na mnie w ten sposób, który powodował u mnie ciarki na ciele; niezależnie od tego, czy właśnie szarpałem go za włosy i rozkazywałem, co miał zrobić, czy składałem liczne pocałunki na jego wklęsłej klatce piersiowej – jego stalowe oczy błyszczały, nawet w tym upodleniu i poniżeniu ani trochę nie strachliwe, pełne tego czegoś, czego nie potrafiłem opisać słowami.
Ta noc, tutaj, na szczycie, z gwieździstym niebem i księżycem była niesamowicie cicha, jedynie z wiatrem świszczącym od czasu do czasu i miałem wrażenie, że nawet jęki Maxa były mniej donośne, niż zawsze; zupełnie jakbyśmy obaj dostosowali się do tej magicznej, nieco zadziwiającej, trochę nie naszej atmosfery. Wziąłem go tam, na tym śpiworze, choć nie tak gwałtownie i namiętnie jak zwykle; teraz pomiędzy przeciągłymi westchnieniami było pomiędzy nami dużo czułości i gwiazd odbijających się w jego oczach, a po wszystkim rozmawialiśmy o świecie, nie szczędząc sobie pieszczot dłoni i ust. Okryci drugim śpiworem i w przedziwnym uścisku, zarówno ramion, jak i nóg, spleceni nawzajem swoimi kończynami, oglądaliśmy jak granatowe niebo nabiera purpurowych barw i, w końcu, jak słońce wschodzi nad oceanem i miastem. Max milczał, przedziwnie poruszony, a ja nie mogłem oprzeć się sobie, by nie pocałować go po raz kolejny, kolejny i kolejny.
Zasnęliśmy o świcie, zapleceni w siebie, obwleczeni w śpiwory, z rześkimi bryzami jedynie poruszającymi nasze włosy.


Gazelle - 2018-10-06, 21:57

Każda noc spędzona z Ianem była dla Maxa cenna i cudowna. A właściwie, to każda kolejna była jeszcze cenniejsza i cudowniejsza od poprzedniej. I, cholera, zaczynał się trochę bać tego, jak jego serce w ogóle wytrzyma ten związek, który po prostu...po prostu napełniał go takim szczęściem, że był aż na granicy wybuchu. Nie miał kompletnie pojęcia jak taki wybuch miałby wyglądać, pewnie obrzydliwie, ale. Ugh.
Naprawdę kochał tego drania.
I prawie nie chciał schodzić z tej góry, opuszczać miejsca w którym wydarzyło się tyle wspaniałych rzeczy, ale musieli w końcu się zbierać. Było gdzieś koło południa – dokładnie nie wiedział, bo telefon mu padł, ale powinien pewnie zadzwonić wkrótce do rodziców z życzeniami noworocznymi. Nie chciał ich olać, przecież o nich nie zapomniał. W nocy nawet całkiem sporo o nich myślał, mimo iż jego umysł był zdominowany przez Iana.
Będąc w aucie, przypomniał sobie o incydencie z poprzedniego dnia. Kiedy, no, kiedy Lana zobaczyła ich w mocno intymnej sytuacji, która poza intymnością była pewnie po prostu mocno dziwna z jej perspektywy. Bo, cóż, która matka chciałaby zobaczyć swojego syna nagiego, tylko z jebaną psią obrożą na szyi, spuszczającego się do gardła swojego chłopaka?
No, wiadomo, żadna.
Postanowił jednak nie przypominać o tym Ianowi i zajął siebie i jego rozmową o niczym. Opowiadał o swoim dzieciństwie w San Jose, o przedszkolu do którego chodził i swojej miłej wychowance, którą wspominał z sentymentem, bo zawsze przychodziła do niego i rozmawiała z nim, kiedy w samotności ćwiczył pisanie gdzieś w kącie.
Lana, na szczęście, zachowywała się w miarę naturalnie, słowem nie wspominając o wydarzeniu, którego miała nieszczęście być świadkiem. I Maxowi to pasowało. Zapomnieć o tym, wykreślić ze świadomości, nie było.
Oczywiście, nie w całości. Bo dopóki Lana nie weszła do kuchni, było niesamowicie i na pewno chciałby kiedyś to z Ianem powtórzyć. Naprawdę czuł się jak niewyżyty nastolatek, który nie mógł przeżyć godziny bez myśli o seksie.
Zostawił plecak w przedpokoju, złożył zaspanej po swojej imprezie Lanie życzenia noworoczne, i zabrał się od razu za robienie kawy. Niby się wyspał, ale był zmęczony tym schodzeniem z góry, zwłaszcza że żar lał się z nieba jak szalony. Potrzebował prysznica, natychmiast, ale najpierw kawa.


effsie - 2018-10-06, 22:33

Powrót z tej góry do domu w Brisbane był trochę jak powrót do rzeczywistości, tej, która właściwie na co dzień bardzo mi odpowiadała, ale po tej ostatniej dobie z moim chłopakiem wydawała się zaskakująco… szara. Chyba pierwszy raz spędziłem z nim tak dużo czasu, ciągle, bez przerwy, i właściwie w ogóle nie było mi mało, w ogóle nie czułem potrzeby wracania z tej naszej słodkiej ucieczki, której nawet nie planowałem, a tak jakoś się zdarzyło. Byłem z nim, przez te czas, w jakimś innym uniwersum, takim, które obiecywało bardzo wiele i przez ten czas zdecydowałem się skusić.
Tylko że zawsze musiał być jakiś koniec.
Jak się okazało – wcale nie tak zły, nie tak katastrofalny i w ogóle, wciąż było bardzo dobrze i całkowicie normalnie, ale… to była druga noc z nim, tutaj, w Australii, pod gołym niebem, z dotykiem skóry przy skórze tak bardzo, jak tylko się dało, tak absolutnie niesamowita, choć wcale nie obfitująca w jakieś szczególnie emocjonalne wydarzenia. W przeciwieństwie do włamywania się na Coney Island, tu, w Australii, po prostu cieszyłem się nim, czy to wczoraj, czy dzisiaj, tak, jak chciałem po tej zdecydowanie za długiej rozłące, może nawet bardziej, niż odważałem się przyznać przed samym sobą.
Chociaż z tym nawet ostatnio nie miałem problemów.
Wziąłem prędki prysznic i wróciłem do kuchni, gdy Max akurat zaparzył kawę (coś mu spodobała się ta czynność) i zerknąłem do lodówki, sprawdzić co i jak. Gdy się obudziliśmy, zjedliśmy jakieś resztki jedzenia z wczoraj, ale warto zobaczyć, co te dinozaury poznosiły do domu.
Max w międzyczasie ewakuował się pod prysznic, a gdy wrócił ja byłem już w połowie swojego posiłku i wskazałem na suto zastawiony resztkami stół, szczerząc się do niego:
Patrz, zrobiłem ci śniadanie.
Usiadł obok mnie, rozglądając się po stole, a ja zacząłem obstawiać, czy w ogóle coś zje (pewnie nie, skoro zwykle żarł jak ptaszek) i zastanowiłem się. Wcześniej w ogóle nie myślałem o tym, jak zaplanować czas Maxowi tutaj, w domu, kiedy ja będę musiał poogarniać kilka spraw, ale przecież powiedział, że jakoś to będzie, więc miałem wymówkę, by mu wierzyć. Teraz jednak wypadało spytać.
Hmm… Będę musiał dzisiaj zabrać się za dokończenie podłogi na piętrze — powiedziałem, zaczynając ten temat i poczułem się trochę dziwnie, no bo, ech. On tutaj przyjechał, tak specjalnie, a ja miałem zamiar go totalnie olać. No niefajnie, ale nie miałem zbytnio wyboru. — Jak chcesz, mogę ci zaznaczyć na Google Maps parę fajnych spotów i mógłbyś je sobie zobaczyć… albo wytłumaczyłbym ci jak dojechać na tę plażę, na której byliśmy. Chyba że wolisz sam sobie gdzieś pojechać i poodkrywać, to też w porządku, tylko musiałbyś chyba zalać trochę paliwa do auta, bo trochę wczoraj wyjeździliśmy — mówiłem.


Gazelle - 2018-10-06, 23:35

O Boże, prysznic. Zimny, odświeżający prysznic. Tego tak bardzo potrzebował. I już nawet chrzanił tę kawę, wypił tylko łyka zanim pofrunął do pokoju Iana, żeby wziąć sobie bokserki na zmianę.
I zanim sięgnął do swoich rzeczy, rozejrzał się w końcu porządnie po tym pomieszczeniu. Nie był to jakiś wypasiony pokój, ale jaki przytulny! Tak przyjaźnie urządzony, widać było że to był pokój nastolatka, chociażby po pozaklejanych ścianach. Poświęcił chwilę na przestudiowaniu plakatów i zdjęć, zwłaszcza tych ostatnich, przedstawiających młodszego Iana, Iana z przyjaciółmi, Iana z mamą, Iana po prostu spędzającego miłe chwile, i to wszystko go tak niesamowicie rozczulało. Plakaty...to były po prostu plakaty, te grafiki były naprawdę pięknie, ale bardziej zainteresowały go rysunki jego chłopaka. Skurczybyk już od młodych lat przejawiał talent, to było widoczne. Rysunki były różne – od jakichś motywów ze smokami, przez bardziej realistyczne rzeczy, jakieś postacie, aż do motywów roślinnych czy jakichś geometrycznych. W każdym razie, rysunki te wskazywały na szerokie spektrum umiejętności Iana, i był z niego tak absurdalnie dumny.
Wziął w końcu te bokserki i zaczerpnął wymarzonego prysznica, po czym zszedł na dół. W domu rodzinnym Iana fajne było to, że wszyscy zachowywali się tak swobodnie i nie było żadnego problemu z tym żeby nawet Max paradował tylko w gaciach. Zresztą, Lana i tak wróciła do snu. Impreza musiała być fajna.
Och, wow, dzięki — roześmiał się, bo rzeczywiście, wyłożenie jakichś pojedynczych resztek na stół wymagało tyle wysiłku, że Max musiał to docenić.
Ale tak w ogóle to wcale nie narzekał, nie był nawet aż tak głodny. Bardziej zależało mu na kawie, która już zdążyła wystygnąć, ale trudno, i tak się na nią rzucił, a ze stołu wziął pomidora, żeby się w niego wgryźć.
Spojrzał na Iana jak na kosmitę, kiedy powiedział mu o swoich planach i już zaczął planować dzień Maxa. Doceniał to, naprawdę, że chciał żeby Max spędził miło czas, poznał okolicę i w ogóle, ale głuptas zapomniał o tym, że nie to było głównym celem jego wycieczki.
Ian, gdzie ty mnie wyganiasz? Pomogę ci. I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu, okej? Powiedziałem ci, że chcę ci pomóc i na pewno znajdzie się coś w czym będę użyteczny — nie był przecież taką ofiarą losu, no bez przesady, nie będzie zawadzał swojemu chłopakowi. — A przyda ci się z tym pomoc. Najwyżej jak będziesz robił coś, przy czym nie będziesz potrzebował drugiej osoby, to wtedy sobie gdzieś pójdę czy pojadę, okej? — posłał mu uśmiech, kładąc dłoń na jego kolanie, które lekko ścisnął.
Jego śniadanie skończyło się na pomidorze i resztach sałatki z imprezy, która swoją drogą była taka sobie. Dopił kawę, ale właściwie już po samym prysznicu czuł, że odżył.
O, właśnie, muszę zadzwonić do rodziców! — zerwał się z krzesła, gdy sobie o tym przypomniał. Zanim poszedł pod prysznic, podłączył telefon i zostawił go obok elektrycznego czajnika i kiedy wziął go do ręki był już podładowany.
W Kalifornii było już późno, ale przynajmniej jego rodzice byli już w tym samym roku co Max. I nie było na tyle późno, żeby już położyli się spać, więc mógł z nimi przez chwilę porozmawiać. Wiedzieli, że był w Australii, więc kazali pozdrowić Iana (jego mama brzmiała trochę niechętnie, ale, cóż, nie od razu Rzym zbudowano), a lekko zdziwiony Ian odpowiedział tym samym. Nie podstawiał swojemu chłopakowi telefonu, bo to by było mocno niezręczne gdyby zmusił go do rozmowy z rodzicami, zresztą im też na tym nie zależało. Chcieli go poznać na żywo, mówili mu o tym gdy był w domu na święta, ale, no, nie sądził żeby to się prędko wydarzyło. Ale może kiedyś...


effsie - 2018-10-07, 00:24

Jadłem więc śniadanie słuchając Maxa szczebioczącego z rodzicami, a przez głowę przeszła mi myśl, że chyba jednak nie są tacy źli, jak mogło mi się wydawać po niektórych z jego historii, skoro to wszystko się odbywało. To, jak pamiętał o tym telefonie, jak go realizował, jak w ogóle gadał z nimi cały zadowolony, chodząc po kuchni i śmiejąc się z tego, że jest starszy o tę dwunastogodzinną różnicę czasu.
Ja sam zadumałem się trochę, ale skoro Max rzeczywiście chciał mi pomóc… nie widziałem właściwie powodów, dla których miałby tego nie robić. I kiedy już zjedliśmy i mój chłopak skończył pogawędkę ze swoimi rodzicami (z głupim uśmiechem życzył im dobrej nocy, śmiejąc się z faktu, że sam nie wybierał się do łóżka), poszukaliśmy jakichś roboczych ciuchów. Moje spodnie z liceum prawie nie spadały mu z tyłka, czego pewnie nie możnaby powiedzieć o żadnych, które nosiłem teraz, taki był chudy, albo ja gruby, no zależy.
W każdym razie, Max wcale nie był nieprzydatny, czasami tylko tępo zawieszał wzrok na mojej klacie (powinienem był ubrać koszulkę) i musiałem dwa razy powtarzać, by coś zrobił, ale rzeczywiście praca z nim, kiedy mi pomagał, była dużo łatwiejsza i szła dużo sprawniej. Na tyle, że skończyliśmy to, co myślałem, że zostanie mi do jutra przed wieczorem, a więc mogliśmy wziąć prysznic i spędzić miło czas z moją mamą, przy winie, które przytargał ze sobą ten blondasek.
I kolejnego dnia było bardzo podobnie, z pracą w domu we dwójkę i Maxem, który naprawdę nie imał się żadnych robót. Wysłany do sklepu przyjechał ze wszystkim, opowiadając mi potem, jak głupich słów używamy i co się tam w ogóle wydarzyło, kiedy skończyliśmy wymieniać podłogę. Później, w kolejności, było coś, co wymagało pracy w skupieniu, a więc musiałem zostać sam, a Max, który chyba nabawił się ochoty robienia czegokolwiek, tak bardzo chciał, bym powiedział mu, jak może pomóc, że w końcu kazałem iść mu zebrać jabłka.
— Zebrać jabłka? — powtórzył głupio.
Tak. Lana ma lęk wysokości, więc tam nie wlezie, a to taka odmiana, która wcześnie dojrzewa, więc trzeba zebrać już teraz. Weź ją, to ci pomoże. Ty na drzewie, ona z wiadrami pod nim, będzie ci je wymieniała i powinniście uwinąć się w dwie godziny.
I na dwie godziny miałem spokój z tym moim chłopakiem, a gdy wieczorem jedliśmy kolację z moją mamą, ta nie mogła powstrzymać się od sadzenia komplementów.
— Jeszcze raz dziękuję, Maxie…
Mamo, nie mów na niego Maxie — skrzywiłem się, bo to ja tak na niego mówiłem, ale Max wywrócił oczami.
— Możesz mówić na mnie Maxie — zignorował mnie, posyłając uśmiech mojej mamie. — I nie ma za co!
— Ian, serio, Maxie zebrał dużo więcej niż ty. On jest lżejszy, więc mógł wleźć na te gałęzie, które by się pod tobą złamały, więc wiesz. No a poza tym, Boże, jaki on jest zwinny, może wygiąć się tak, że…
Wiem — powiedziałem, bo, hmmm, wiedziałem, ale kiedy tylko załapałem, jaki temat poruszyłem, przy kobiecie, która dobę czy dwie temu widziała, jak spuszczam się do gardła swojego chłopaka, wybałuszyłem głupio oczy. Mama też zamilkła na chwilę, a potem odchrząknęła i kontynuowała:
— No, w każdym razie, naprawdę, super! Maxie, powinieneś tu przyjeżdżać co roku na zbiory — wyszczerzyła się do niego, a ja, na całe szczęście, miałem usta zajęte gryzieniem kanapki.
Nie zrobiłem żadnej głupiej miny, ale zdecydowanie nie wiedziałem, skąd u mojej mamy pomysł robienia sobie corocznych planów z moim facetem.
W każdym razie, wieczór z Maxem spędziliśmy w nasz ulubiony sposób, ale zmęczony pracą zasnąłem zdecydowanie szybciej, niż ten mój chuderlawy chłopak.


Gazelle - 2018-10-07, 01:24

Cieszył się, że miał okazję pomóc swojemu chłopakowi, i chociaż trochę go odciążyć. A także Lanę. Naprawdę podziwiał tę kobietę, która miała na głowie cały ten ogromny dom. Zastanawiał się, czemu po prostu go nie sprzedała żeby kupić sobie mniejszy domek, albo mieszkanie, ale nie wnikał. Podejrzewał, że mogło chodzić o sentyment, bo ten dom rzeczywiście wyglądał tak, jakby chował mnóstwo pięknych wspomnień. W ogóle cały ten dom był piękny. Na swój sposób majestatyczny, zwłaszcza salon, ale nie w taki nachalny sposób, jak w jakimś zamczysku czy coś.
I przykładanie się do jego renowacji to była sama przyjemność. Żył sobie zawsze jak pączek w maśle, ale czasami miał do czynienia z jakimiś pracami remontowymi, tata nauczył go tego i owego, zresztą mama też, więc to nie było wcale tak że w ogóle nic nie ogarniał, ale na pewno mniej od Iana, więc po prostu był jego pomocnikiem, zostawiając mu całkowicie dowodzenie akcją. Nie chciał ani przez chwilę być bezużyteczny, więc skakał wokół Iana, dopytując się czy czegoś jeszcze nie może zrobić, a wtedy został wysyłany albo do sklepu, albo na drzewo zbierać jabłka. I to też było okej, też było potrzebne.
Podczas tego zbierania jabłek miał okazję trochę pogawędzić z Laną sam-na-sam. Wprawdzie rozmawiali o jakichś kompletnych pierdołach, bo Max musiał w końcu skoncentrować się na tym żeby sięgać po kolejne jabłka i nie zlecieć z drzewa, ale to było miłe. Cieszył się, że tak się dogadywał z mamą swojego chłopaka. I cieszył się, że go zaakceptowała. Chociaż, po tym jak zdążył już trochę poznać mamę, to sądził że musiałby być najgorszym chujem żeby ta kobieta go nie polubiła. Była tak ciepła i sympatyczna. Czasami miała ostrzejszy język, to fakt, ale nie używała go w sposób ofensywny.
A kiedy, podczas kolacji, tak po prostu powiedziała że powinien tu przyjeżdżać co roku, Boże, jakie to było miłe. Poczuł to przyjemne ciepło, które rozgrzewało go w środku.
Miał ogromną nadzieję, że będzie przylatywał do Brisbane co roku. I może Ian będzie też wpadał do San Jose na jakąś okazję?
Nie mógł się powstrzymać przed tymi głupiutkimi i wyidealizowanymi marzeniami. Sprawiały mu przyjemność, więc pozwalał im się rozwijać i tworzyć kolejne cukierkowe wizje.
Odtwarzał te wizje w głowie także wtedy, gdy leżał w łóżku obok śpiącego Iana, gapiąc się w sufit. Tak, ostatecznie zmienili miejsce do spania, ale Max nawet się z tego powodu cieszył, bo nie wyobrażał sobie się powstrzymywać przed wydawaniem jakichkolwiek dźwięków gdy Ian sprawiał mu tyle przyjemności. Seks z nim nigdy nie mógł się mu znudzić.
Było całkiem wcześnie, ale nie dziwił się wcale że Ian po ciężkiej pracy tak szybko usnął. Max nie był śpiący, a w dodatku chciało mu się pić, więc naprędce się ubrał i wybrał się na dół, robiąc sobie krótki przystanek w łazience.
Ech? — przystanął w progu kuchni, patrząc się na Lanę, która siedziała przy stole i wpatrywała się w laptopa. — Nie śpisz jeszcze?
— Hm? — kobieta poderwała głowę. — Nie, nie. Musiałam jeszcze ogarnąć parę rzeczy. Wypiłam kawę i teraz mi się nie chce nawet spać — przyznała, a Max pokręcił głową.
Co ci mogę powiedzieć...kawa na noc to nie jest najrozsądniejsza rzecz — zauważył żartobliwie. Ale nie zamierzał prawić morałów mamie swojego chłopaka, to byłoby chore.
— Nie mogę się nie zgodzić. Ian już śpi?
Yhm — przytaknął, podchodząc do lodówki. Wyjął z niej sok i nalał go sobie do szklanki. Czuł się już całkowicie swobodnie w tym domu. Zaproponował Lanie, że jej też naleje coś do picia, ale ta uniosła do góry kubek, który leżał przy laptopie i powiedziała że zaparzyła sobie melisy.
— Ty też nie możesz spać, co?
Ano. Ian zasnął jak dziecko, ale to nic dziwnego, zmęczył się porządnie — powiedział, siadając na przeciwko Lany przy stole.
— I ty go pewnie jeszcze też wymęczyłeś na dokładkę, hm? — droczyła się, a Max oblał się czerwienią.
Laaaano, proszę — jęknął. Wolałby żeby Lana nie poruszała już więcej tematu ich życia seksualnego. I Lana chyba miała podobne odczucia, bo zagryzła wargę, wyglądając tak jakby przypomniała sobie coś paskudnego. Bo pewnie tak było.
— Cieszę się, że tutaj z nami jesteś — powiedziała, uśmiechając się lekko, tak dobrotliwie. — I że w ogóle jesteś z Ianem, fajny z ciebie chłopak. Pewnie sprawiam wrażenie takiej mocno wyluzowanej mamy, ale jak każda mama martwię się o swoje dziecko i chcę dla niego jak najlepiej. I nic mnie bardziej nie cieszy od świadomości, że tam w Nowym Jorku, tyle kilometrów stąd, ma bliskie osoby, ma przyjaciół i ma ciebie.
Max odwzajemnił uśmiech, będąc szczerze poruszonym słowami Lany. Nie potrzebował aprobaty dla ich związku, bo jej obecność była już oczywista, ale wciąż sprawiało mu to ogromną radość.
— Poza tym — jej uśmiech zmienił się, nabierając bardziej mrocznego oblicza — zawsze chciałam zrobić to, co każda szanująca się matka, i podzielić się z partnerką czy partnerem mojego syna żenującymi historiami z jego dzieciństwa.
I to Maxowi się podobało. Och, bardzo się podobało.
Zamieniam się w słuch. Liczę na najpikantniejsze kąski.
Tak właśnie mógł spędzić tę noc. I znalazł z mamą swojego partnera grubą nić porozumienia, zapieczętowaną kolejnymi salwami śmiechu.


effsie - 2018-10-07, 11:32

Lana przymknęła klapę komputera, pogrążając się z Maxem w rozmowie, a zanim oboje się zorientowali, ich kubki były puste, więc kobieta podniosła się, by zaparzyć jakiegoś ciepłego napoju. Spytała się blondyna, czy ma ochotę na coś konkretnego, na co ten wzruszył ramionami; ku jego zdziwieniu, zamiast wyjąć z szafki herbatę lub określone zioło, Lana wyszła z domu przez drzwi ogrodowe, zostawiając go samego w kuchni. Po chwili wróciła, trzymając w dwóch dłoniach kępki jakichś liści.
Och. Czy to oznaczało, że hodowała zioła w ogródku? Najwyraźniej tak, a Max musiał to przeoczyć, o co nie było trudno, bo chociaż pozwolił sobie na wycieczkę po tym domu, wciąż lwią część czasu spędził albo na pracy, albo rozmawiając z Ianem i Laną, mógł to spokojnie przeoczyć. Czy hodowała je od zawsze? Czy Ian zaczął sadzić swoje rośliny by było tak, jak w do…
Wolisz rumianek czy miętę?
— Miętę — odparł Max, przypominając sobie ten jeden raz, gdy Ian podetknął mu pod nos doniczkę z rumiankiem, którego zapach od razu go odrzucił.
Lana stanęła przed nim z dwoma kubkami gorących naparów i zagryzła wargę, zastanawiając się nad czymś.
Może… może chciałbyś zobaczyć stare zdjęcia? — spytała, lekko niepewna, czy Max jest zainteresowany taką rozrywką. Sama bardzo dawno ich nie oglądała i wiedziała, że nigdy ich nikomu nie pokazywała, może kilka lat temu przeglądali je razem z Ianem, ale… ta perspektywa, pokazania zdjęć z przeszłości Maxowi wydała się jej dziwnie ekscytująca i rozczulająca. — Mam w salonie stare albumy…
— Och, oczywiście! — Oczy Maxa zaświeciły się, a Lana odetchnęła z ledwo widoczną ulgą.
To chodźmy. — Uśmiechnęła się zachęcająco i obydwoje przeszli z jadalni do salonu.
Kubki z ziołami kobieta ustawiła na stoliku kawowym, a sama podeszła do jednaj z szafek, kucając i po chwili wyciągnęła trzy duże albumy. Nie była pewna, czy to nie za wiele, ale nie mogła oprzeć się pokusie pokazania ich temu młodemu blondynowi. Najwyżej, jeśli się znuży, nie zobaczą wszystkich – albo raczej on nie zobaczy, bo kobieta już teraz wiedziała, że będzie na pewno oglądała je do samego końca.
Usadowili się z Maxem wygodnie na jednej kanapie, przykrywając swoje kolana kocem, a Lana sięgnęła po jeden z albumów. Otworzyła go na pierwszej stronie, a ich oczom ukazały się jeszcze czarno-białe zdjęcia.
Och, to jeszcze nie Ian — zorientowała się kobieta, chcąc przerzucić kolejne strony, ale Max powstrzymał ją, wskazując palcem na jedną z fotografii.
— To ty? — spytał, mrużąc lekko oczy i patrząc uważniej na stojącą samotnie nastolatkę, mogącą mieć nie więcej, niż piętnaście-szesnaście lat. — Miałaś kolczyka w brwi?!
Ach, tak — zaśmiała się cicho, a Max momentalnie uniósł głowę i wbił spojrzenie w twarz Lany. Rzeczywiście, jak się przyjrzeć, w jej brwi widniała mała blizna… — To moje zdjęcia, jak byłam młoda. To ja z moją przyjaciółką… a to moi rodzice — wskazywała kolejno.
Młoda Lana Monaghan była wysoką i bardzo chudą dziewczyną, jak mógł zauważyć Max. Nie miała przesadnie obfitych piersi ani pięknych, cudownych loków, za to nosiła albo trampki, albo cięższe buty, ubierała się nieco rockowo, a niektóre jej fryzury sugerowały, że niejednokrotnie farbowała włosy na, prawdopodobnie, przedziwne kolory. Oglądali przez chwilę jej zdjęcia, Lana opisywała je krótko (to z wypadu z moimi przyjaciółkami na plażę, to z festiwalu, tu pojechaliśmy na pustynię), aż w końcu trafili na wspólne zdjęcie jej paczki znajomych. Zwrócił uwagę szczególnie na jednego chłopaka, który obejmował Lanę i całował ją w policzek, podczas gdy roześmiana nastolatka patrzyła w obiektyw aparatu.
— To twój chłopak? — spytał, wpatrując się w fotografię.
Kobieta uniosła lekko kąciki ust.
Tak, to Ethan — powiedziała łagodnie, przejeżdżając kciukiem po brzegu fotografii. — Ale raczej nie zobaczysz go tu już więcej — dodała, bo przecież sama dobrze wiedziała, że pozbyła się każdego jednego zdjęcia z nim, gdy tylko… ech. To jedno zostało ze względu na całą paczkę ich znajomych, wszyscy gromadzący się pod operą w Sydney, podczas powrotu z ich wspólnych wakacji. — Za to przygotuj się na mnie-wieloryba. — Uśmiechnęła się, przewracając kolejną stronę i wskazując na swoje zdjęcie z już widocznym brzuchem ciążowym.
Nie mogła mieć na nim więcej, niż dziewiętnaście lat i została złapana w kuchni, którą Max zdążył już dobrze poznać przez te kilka dni. Trzymała w ręku kubek z jakimś płynem i, wyraźnie zirytowana, mówiła coś do osoby za obiektywem.
Jest tylko to jedno, bo bardzo nie chciałam, by ktokolwiek robił mi zdjęcia, jak wyglądałam tak, jak wyglądałam… — westchnęła, uśmiechając się lekko. — Byłam młoda i bardzo nie znosiłam tej ciąży i tego bachora, który rozsadzał mi się w brzuchu. Nie rób takiej miny, nie zdradzam ci żadnego sekretu, Ian dobrze o tym wie — dodała, może nieco uspokajająco. — Byłam wtedy zła na siebie, że nie miałam wystarczających jaj, by usunąć tę ciążę, a wspólnie z moimi rodzicami postanowiliśmy, że oddamy to dziecko. Miałam nawet taką rodzinę, która od trzeciego miesiąca była z nami w stałym kontakcie, mieli go zabrać… ale kiedy już go urodziłam, okazało się, że nie mogę — mówiła, patrząc się na to jedno, raczej niekorzystne zdjęcie z jakąś melancholią i przedziwną czułością. Uśmiechnęła się, podnosząc wzrok na Maxa i dodała: — No i teraz mam, na co się zdecydowałam. Bachora, który nawet nie przejmuje się swoim chłopakiem, tylko nawet jego zwala na mnie, a sam idzie spać — zażartowała, czując jak coś zaczęło ściskać ją w gardle, a oczy zachodzić mglą.
Jezu, czy naprawdę wzruszała się aż tak łatwo? Na co dzień na pewno nie, ale ta cała okoliczność, oglądanie zdjęć z chłopakiem Iana w jej własnym domu… jeszcze kilka dni temu w ogóle o niczym nie wiedziała, a teraz, Max, och, co to była za osoba. Lana naprawdę, naprawdę cieszyła się, że to ten młodzieniec siedział obok niej i nie potrafiła odgonić tych wszystkich emocji.


Gazelle - 2018-10-07, 18:32

Max cieszył się, że miał okazję dowiedzieć że także więcej o samej Lanie. Naprawdę ją polubił, Ian zawsze wypowiadał się o niej ciepło i pozytywnie, i totalnie mógł zrozumieć dlaczego. Nie chciał porównywać jej z własną mamą, bo to nie wydawało się w porządku, ale fakt faktem prawie zupełnie się różniły. Chociaż, hm, nie całkiem. Helen Stone zdecydowanie nie należała do tak zwanych luźnych mam, ale też wcale nie była aż tak sztywna. Martwiła się o swojego syna, Max był pewien, że go kocha i o niego dba, tylko po prostu na swój sposób. I także uważał ją za ciepłą osobę, chociaż w nieco inny sposób niż Lana.
I zwyczajnie było miło usłyszeć także jej wspomnienia, z czasów kiedy jeszcze Iana nie było na świecie. Nie dopytywał już więcej o jej byłego chłopaka, to był najwyraźniej delikatny temat, a Max też nie musiał wiedzieć wszystkiego. Zastanawiał się tylko...czy to był ojciec Iana? Nie przyjrzał się dobrze temu zdjęciu i jego twarzy, bo Lana zbyt szybko przewróciła stronę.
Uderzyły go mocno słowa kobiety o jej ciąży, a przede wszystkim jej stosunku do owej ciąży. To znaczy...mógł poniekąd to zrozumieć. Była młoda, to było wyraźnie widać na tym zdjęciu, poza tym, o ile dedukcja go nie zawodziła, ojca dziecka już nie było wtedy na obrazku. I miała prawo być sfrustrowana, miała prawo mieć dość, ale na samą myśl o tym, że Iana mogłoby w ogóle nie być, albo mógł być w innej rodzinie, przez co byłby innym człowiekiem, który prawdopodobnie nigdy by nie poznał Maxa...
Nie mógł sobie wyobrazić życia bez tego mężczyzny. I świadomość tego, że taki scenariusz mógł się wydarzyć, ściskała go w sercu.
Słysząc, jak Lanie załamuje się głos, wyjął delikatnie z jej rąk album, żeby na chwilę odłożyć go na stół, po czym przytulił ją mocno. Nie krępował się wcale przez tym gestem, mimo iż znał ją właściwie kilka dni, ale jakoś...czuł, że tego potrzebowała. I chyba dobrze czuł, skoro kobieta go objęła, a na swoim ramieniu poczuł pojedynczą łzę.
Dziękuję ci — wyszeptał. — To musiało cię wiele kosztować...ale było warto, nie? — Lana pokiwała głową, odsuwając się od niego. — Wychowałaś go na wspaniałego człowieka, możesz być z siebie dumna. I Ian też jest z ciebie dumny, wiesz? Często podkreśla to, jak ciężko pracowałaś — wyznał, chociaż to przecież na pewno nie była żadna tajemnica.
Kobieta zaśmiała się lekko, ocierając zaczerwienione oczy.
— Przestań, zaraz znowu się rozkleję!
Max wyszczerzył się szeroko. Był szczery w każdym słowie, które wypowiedział. Chociaż ciężko było werbalnie wyrazić to, jak podziwiał siedzącą obok niego kobietę. Niesamowicie silna osoba. Aż chciał ponownie ją przytulić, ale ta sięgnęła po leżący na stole album, przewracając go na kolejną stronę.
— Tutaj opuszczam szpital z Ianem. Poród bolał jak cholera, ciesz się że nigdy nie będziesz musiał przez to przechodzić — mruknęła. I Max się cieszył, bardzo się cieszył. Właściwie, sam nie wiedział czy chciał kiedykolwiek mieć dzieci. Chyba nie. Nie czuł się osobą, która mogłaby być odpowiedzialna za wychowywanie innego człowieka.
W każdym razie, ciąża mu nie groziła. Chyba że w ciągu kilku lat medycyna da mężczyznom taką możliwość.
Na tym zdjęciu mały Ian znajdował się w zawiniątku z kocyka, ale na następnym już mógł przyjrzeć się pyzatej buzi noworodka.
Ojej, jaki słodki — rozczulił się.
Oczywiście, że nie był obiektywny. Na ogół nie zachwycał się tak małymi dziećmi, ale to był w końcu jego Ian!


effsie - 2018-10-07, 19:25

Lana uśmiechnęła się na reakcję Maxa, wracając wzrokiem to fotografii niemowlęcia. Też zwykle uważała, że wszystkie dzieci były brzydkie, oczywiście poza jej własnym – i bardzo zabawne było, że siedzący obok jej blondyn zdawał się mieć podobne zdanie.
Przewróciła kilka stron, gdzie oglądali zdjęcia głównie Iana – w kąpieli, zawiązanego w chustę na piersiach Lany czy na rękach mamy czy taty kobiety (poinformowała Maxa, że to jej rodzice) i, tak jak Max mógł się spodziewać, nigdzie nie było śladu ojca Iana. Gdy doszli do zdjęć nieco większego Iana, Max zdziwił się:
— On miał blond włosy?
Tak. Później mu ściemniały, ale to normalne u dużej ilości dzieci — odparła kobieta.
Oglądali więc zdjęcia i Lana opowiadała związane z nimi historie; na zdecydowanej większości Max mógł oglądać swojego chłopaka jako dziecko; zazwyczaj umorusanego, no chyba, że był ubrany w „odświętny” strój i zdmuchiwał świeczki. Wysłuchał wszystkich opowieści, czasem zadając dodatkowe pytania, a Lana chętnie o wszystkim opowiadała – i Max nie mógł mieć nawet cienia wrażenia, że było coś, o czym nie chciała mu mówić. W pewnym momencie jednak zorientował się, że na zdjęciach… brakowało samej Lany. Owszem, pojawiała się wcześniej, ale był przekonany, że ten ostatni album, ten, który teraz przeglądali, nie obfitował w ani jedną fotografię z kobietą. Zapytał ją więc o to, a Lana uniosła lekko kącik ust, podnosząc wzrok znad zdjęć na Maxa.
Sam mówiłeś, że Ian podkreśla, jak dużo pracowałam… i, cóż, to prawda — powiedziała. — Moi rodzice zmarli jak Ian był jeszcze mały, do tamtego czasu jakoś to wszystko działało, ale później, no cóż, zostałam z tym wszystkim sama. Z całym tym domem i synem, byłam… pięć lat starsza od ciebie? Spędzałam dużo czasu w pracy, żeby nas utrzymać i to… odbiło się trochę na Ianie. Miał dwanaście lat, kiedy swoją mamę widywał raz dziennie, wieczorami, bo wychodziłam do pracy zanim on jeszcze wstał do szkoły. Musiał sam sobie przygotowywać jedzenie, sprzątał w domu i robił te wszystkie rzeczy, o których jego koledzy nawet nie musieli myśleć. Oczywiście pod groźbą kary, nie myśl sobie, że on sam się tego chętnie tykał — uśmiechnęła się, chcąc trochę rozluźnić klimat – ale prawda jest taka, że nie byłam najlepszą mamą. I wiem to, Ian też… pewnie nigdy ci tego nie powie, bo, chyba sam wiesz, to taki człowiek, który nie znosi litości, nawet jeśli tylko on traktuje to za litość… ale przeze mnie musiał dorosnąć dużo szybciej, niż jego rówieśnicy — powiedziała cicho. To nie było coś, czego nie była świadoma, ale nie była z tego ani trochę dumna, choć jednocześnie wiedziała, że do wszystkiego zmusiły ją okoliczności.
Tylko że zawsze było morze „może” – a gdyby sprzedała ten dom, może wtedy byłoby łatwiej, a gdyby znalazła sobie faceta, może wtedy mieliby więcej czasu i pieniędzy…
Ale to wszystko było już poza strefą do osiągnięcia i mogła jedynie pluć sobie w brodę.
To dobry chłopak, Max, wiesz? Nawet jeśli na pierwszy rzut oka sprawia inne wrażenie. Wiem, że czasem może być niemiły i opryskliwy… wiem, bo jestem jego mamą i musiałam się z nim ścierać, kiedy dorastał. I przez przyspieszony kurs dojrzewania, który mu zaserwowałam, jest trochę upośledzony emocjonalnie… ale to wszystko gdzieś tam w nim jest, wiesz? I jak widzę go z tobą to myślę, że w końcu znalazł sobie kogoś, z kim może tego poszukać. Bardzo się cieszę, że jesteś. Tu, czy tam, w Nowym Jorku — uśmiechnęła się, kładąc rękę na kolanie Maxa i pocierając ją kciukiem.


Gazelle - 2018-10-07, 20:08

Przykrył dłoń kobiety na swoim kolanie swoją i odwzajemnił uśmiech.
Nie zamierzam go zmieniać, Ian...jeżeli on sam poczucie, że chce coś zmienić, to w porządku, będę go wspierał, ale nie chcę na nim nic wymuszać. Chociaż czasami wydaje mi się, że on myśli inaczej... — westchnął cicho, ale zanim Lana mu odpowiedziała, szybko kontynuował: — Niezależnie od niego, czy odkryje to wszystko w sobie, czy nie, zależy mi na nim, naprawdę. Postaram się być dla nim jak najlepszym partnerem, obiecuję — zadeklarował się.
Zdawał sobie sprawę, że to spora deklaracja. I że ciążyła nad nim duża odpowiedzialność. Nie chciał zawieść Lany, Iana...i przede wszystkim siebie. Wiedział, że nie będzie łatwo. Że dla Iana to wszystko jest nowe, że sam się w tym gubi, że wciąż ciężko mu się do pewnych rzeczy przyznać, co niemożebnie irytuje Maxa, ale taki już był. I takiego Iana pokochał, czy mu się to podobało, czy nie, jego serce już zadecydowało. Może nie wyobrażał sobie takiej przyszłości, ale nie żałował ani trochę tego co działo się między nim a Ianem.
Nie bał się wcale brać na swoje barki tej odpowiedzialność, a może powinien. Sam w końcu miał swoje problemy, sam miał wiele rzeczy niepoukładanych w głowie, więc czy mógł pomóc w tym Ianowi?
Obaj byli w jakimś stopniu obciążeni emocjonalnie, nie było co do tego wątpliwości. A jednak, mimo tego i mimo wszystkich różnic, które ich dzieliły, można było pomyśleć że są dla siebie przeznaczeni. A przynajmniej Max tkwił w takim przekonaniu i nie zamierzał dopuścić do tego, żeby ta bańka kiedykolwiek prysnęła.
Nie mógł w pełni zrozumieć sytuacji młodego Iana, którą nakreśliła mu Lana. Sam był zawsze pod tym parasolem ochronnym, rodzice, mimo iż byli zajęci, starali się z nim spędzać jak najwięcej czasu, wręcz przesadzali w drugą stronę, i pewnie gdyby został postawiony w takich okolicznościach, jak Ian, niezwykle ciężko byłoby mu się w tym odnaleźć. Bardzo mu tego współczuł, ale też rozumiał, że Lana robiła co musiała. Ale nie był w pozycji do mówienia Lanie, czy powinna czuć wyrzuty sumienia, czy nie.
Wiesz, Lano... — powiedział cicho i zawahał się na moment, zanim przeszedł do dalszej części wypowiedzi: — Jesteśmy ze sobą krótko, więc to może zabrzmieć naiwnie, ale myślę, że go kocham. I...boję się, że to nigdy nie zostanie w pełni odwzajemnione. Wiem, że mu też zależy, ale po prostu, może nie odczuwać tych wszystkich rzeczy tak jak ja. Ale chcę z nim być, nawet pomimo to.


effsie - 2018-10-07, 20:46

Być może to było naiwne, możliwe, że tak pomyślałaby większość ludzi, ale Lana nie dała Maxowi odczuć jakby naśmiewała się z jego uczuć. Wręcz przeciwnie; spojrzenie, którym go obdarzyła, było pełne ciepła i niewypowiedzianej czułości. Pomimo tego, nie powiedziała nic w stylu cieszę się, zamiast tego tylko mocniej uścisnęła wąskie kolano chłopaka swojego syna i powiedziała cicho:
Wierzę ci.
I naprawdę wierzyła, bo wystarczyło uważniej przyjrzeć się temu, w jaki sposób Max patrzył na Iana; i nawet nie chodziło o uśmiech, który temu towarzyszył, a o sposób, w jaki jego twarz… łagodniała, choć zwykle nie miała szczególnie ostrych rys. Pomimo tego rozsadzał ją jakiś spokój, a drobne gesty, które czynił blondyn, naprawdę cieszyły Lanę.
Ale jednocześnie czuła wielki żal, słuchając pozostałych słów.
Max… nie chcę usprawiedliwiać Iana, nie chcę mówić ci, że on potrzebuje więcej czasu niż ty, bo z całą pewnością zasługujesz na kogoś, kto w pełni odwzajemni twoje uczucia, ale Ian… on nigdy nie miał taty, wiesz? I teraz chodzi mi tylko o to, że on nie miał wzoru… kochających się rodziców, nie widział tego nigdy, ja też nigdy z nikim się nie związałam… i może nigdy tego nie potrzebowałam, bo miałam już jego, ale on urósł w tym przekonaniu, może trochę nawet… kulcie niezależności i samotności. Tutaj, może przeze mnie, ale nigdy nie miał jak dowiedzieć się, co to znaczy miłość, inna niż ta matki do dziecka… to… to może być trudne do zrozumienia, ale ja myślę… że on myśli, że wcale tego nie potrzebuje. I chciałabym móc powiedzieć ci, że to tylko pozory, że tak nie jest naprawdę, bo głęboko w to wierzę, ale to tylko moje domysły, bo… bo przecież nie mamy jak się dowiedzieć — mówiła. Jej głos był cały czas czuły i pobrzmiewały w nim jednocześnie nuty radości i smutku. — Cieszę się, że wiesz, że Ianowi na tobie zależy, ale… boję się, że wielu rzeczy, które ty do niego czujesz, Ian nie zna. I to tobie przypadnie ta niewdzięczna rola pokazania mu, na czym one polegają. A jako kobieta, która uczyła go większości innych rzeczy, mogę cię tylko przeprosić, bo wiem, jak bardzo krnąbrny jest z niego uczeń — zakończyła. W jej oczach wciąż tliły się ogniki czułości, choć uśmiech zniknął już jej oblicza.


Gazelle - 2018-10-07, 21:39

Ogromnie doceniał to, że Lana mu wierzyła, i że w ogóle na tyle mu zaufała, żeby mówić mu wszystkie te rzeczy. Że była w stanie mu tak jakby powierzyć częściowo los swojego syna. Czy jej zdaniem naprawdę na to zasługiwał? Naprawdę zastanawiało go, skąd ta ogromna wiara w niego się wzięła. Czyżby chodziło po prostu o to, że jako pierwszy zdołał niejako okiełznać Iana?
W każdym razie, to było dla niego bardzo, bardzo cenne. I nie chciał tego spierdolić, nadwyrężyć tego zaufania.
To, co Lana mu mówiła, pozwalało mu bardziej zrozumieć Iana i jego perspektywę. Ułatwiało mu to bardzo życie, ale też nie do końca, bo przez to...no, nie mógł być zły na Iana. Mógł być jedynie zły na siebie i swoje wymagania. Od Iana nie miał prawa niczego wymagać, nie? Potrzebował zaopatrzyć się w mnóstwo cierpliwości, wiedział przecież że nie będzie łatwo.
Ale czy ja to mogę w ogóle zrobić? A co, jeżeli on tego zwyczajnie nie chce? — rzucił pytaniem, wiedząc że Lana i tak nie mogła udzielić na nie odpowiedzi. Bo to wszystko zależało od Iana. Ale jeżeli istniał chociaż cień nadziei, że może pomóc Ianowi całkowicie się przełamać...zamierzał się jej chwycić. — Nie mogę od niego oczekiwać, że odwzajemni moje uczucia. To będzie pewnie bolesne, ale trudno, najważniejsze jest to że mogę być przy nim — mówił łagodnie, zdając sobie sprawę z tego, że mogło to zabrzmieć trochę tandetnie, ale, cóż, było też całkowicie szczere.
Łatwo było mówić Lanie o swoich wątpliwościach, rozterkach. Nawet jeżeli nie była jego rodzoną matką, czuł od niej taką, hm, matczyną aurę, która znacząco ułatwiała otworzenie się przed nią.
Ale, wiesz, ja wiem że się stara. To widać, nawet jeżeli nie zawsze mówi mi to wprost. Jest dla mnie naprawdę dobry, wspiera mnie, i wiem że też próbuje na własną rękę to wszystko zrozumieć i sobie poukładać. Podejrzewam, że dla niego musi być to mocno skomplikowane, coś jak szok kulturowy — mówił, bo nie chciał skupiać się tylko na swoich pesymistycznych wizjach. Zresztą, to nie było fair żeby przedstawiać Iana w tak kiepskim świetle i nie wspominać o jego osiągnięciach.
Lano...nie wiem, czy powinienem pytać, jeżeli jest to delikatny temat to proszę, zignoruj to pytanie, ale...co właściwie się stało z ojcem Iana? To był ten Ethan, tak? — spytał naprawdę cicho i niepewnie, ale Lana mogła bez problemu to wszystko wyłapać. Miał o to nie pytać, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Z drugiej strony, sam nie wiedział co usłyszy w odpowiedzi. Miał kilka hipotez...może jego ojciec zmarł jak Lana była już w ciąży? Uciekł? Może to dziecko powstało z...
Nie, nie chciał o tym myśleć. Po prostu czekał na odpowiedz, tudzież na jej brak. Bo naprawdę nie miałby ani cienia żalu do Lany, gdyby rzeczywiście postanowiła przemilczeć to pytanie.


effsie - 2018-10-07, 22:14

Już podczas swojej wycieczki do Nowego Jorku w zeszłym roku Lana cieszyła się, że miała okazję poznać dwóch znajomych jej syna: Tony’ego i Betę, którzy wydali się jej bardzo przyjaźni. Ale nigdy, w całym niemalże dwudziestoośmioletnim życiu Iana, ten nigdy nie przedstawił jej swojej partnerki czy nawet dziewczyny, z którą się spotykał – a gdy zdarzyło się, że jakaś panna została u nich na noc, rano tylko mruczała pod nosem dzień dobry, do widzenia, a Ian powtarzał tak, mamo, używam gumek.
I tyle.
A tu, nagle, jakby znikąd – nawet nie tyle informacja, że jej syn był gejem, że miał chłopaka, ale… zapraszał go tutaj, do Brisbane. Lana nie znała powodów tego (jakby nie patrzeć) ekscentrycznego zachowania, ale przez to… była przekonana, że to, co było pomiędzy Maxem, a jej synem, jakkolwiek by tego nie nazywać, było długie i poniekąd stałe, bo przecież nie robiłby tego dla byle kogo.
I bardzo, naprawdę bardzo cieszyła się, że miała okazję poznać Maxa. Już pomijając to kim był dla jej syna – był tak cudownie serdeczną osobą, że naprawdę otwierało się jej serce. Nawet bez tych wszystkich rzeczy, które jej teraz mówił.
Z uczuciami, Maxie — rozpoczęła, patrząc na blondyna wielkimi oczami wypełnionymi po brzegi czułością — na szczęście jest tak, że nie trzeba ich nazywać, by to, co się dzieje pomiędzy dwójką ludzi, było prawdą.
I naprawdę, całym swoim sercem wierzyła w to, że jej syn był do tego zdolny. Wiedziała to, bo choć z Ianem byli podobni do siebie to jednocześnie – tak bardzo różni. Znała swojego syna, znała go dobrze i teraz, obserwując go z Maxem była przekonana, że to wszystko miało sens. Ian… potrafił być niemiły, potrafił być okropny, gdy tylko chciał, ale na pewno nie potrafił krzywdzić ludzi.
Ian chyba nie lubi rozmawiać o takich rzeczach, prawda? — spytała, uśmiechając się delikatnie, gdy Max mówił jej o tym, jak Ian się starał i jak go wspierał. Trudno było jej wyobrazić sobie własnego syna, jasno rozmawiającego o swoich uczuciach i o tym, co robi; Ian taki właśnie był, przynajmniej z tego, co mogła wiedzieć, że mało co mówił, a robił.
Jak z tym domem. Nawet nie powiedział jej, że zostanie dłużej, po prostu przyjechał i zabrał się do roboty, pomimo jej sprzeciwów i próśb, by odpoczął.
Na kolejne pytanie Maxa Lana również się uśmiechnęła, choć z jej oczu zniknęła ta czułość, którą blondyn mógł wcześniej obserwować.
Ian nie ma ojca — poprawiła go łagodnym tonem, choć pobrzmiewały w nim nuty stanowczości. — A Ethan, kiedy dowiedział się o ciąży, zerwał ze swoją pułapką biologiczną i słuch po nim zaginął. No, może niedosłownie, ale ja nie widziałam go od tego czasu.
I choć temat był może i nie dość przyjemny, sama Lana nie wydawała się tym szczególnie przejmować – a przynajmniej nie tak, by Max mógł poczuć się zawstydzony tym, że zadał takie pytanie.


Gazelle - 2018-10-07, 22:49

I mógł się całkowicie zgodzić z tym, co Lana powiedziała o uczuciach. Bo, rzeczywiście, słowa słowami, ale to gesty, spojrzenia, zachowania, takie rzeczy mówiły najwięcej i były bardziej szczere. Tylko, że...Max czasami potrzebował zapewnień, dla wewnętrznego spokoju. Żeby zwyczajnie mieć pewność, że nie żyje w jakiejś iluzji, że to wszystko dzieje się naprawdę, ale...przy Ianie uczył się powoli odchodzić od tego podejścia. Musiał się tego nauczyć.
No raczej — zaśmiał się. Ian zawsze był wyraźnie sfrustrowany gdy schodzili na takie tematy. Chociaż z drugiej strony... — Ale, właściwie, zdarzają nam się takie rozmowy.
Na przykład poprzedniej nocy im się taka rozmowa przydarzyła. I, hm, było różnie, ale ostatecznie udało im się jakoś pogadać. Wciąż na tym polu nie potrafili zrozumieć się w pełni, ale nawet jeżeli szli do przodu bardzo drobnymi kroczkami, to i tak było ważne i godne pielęgnowania.
Lana nie wydawała się być zła czy urażona pytaniem Maxa, ale Max i tak trochę żałował, że je zadał. Owszem, chciał dowiedzieć się o co chodziło z ojcem Iana, ale, ech, nie chciał przy okazji rozdrapywać jakichś starych ran, chociaż po tylu latach to już pewnie były blizny.
Było mu bardzo przykro, zwłaszcza Lany, i tym bardziej rozumiał dlaczego na początku chciała pozbyć się dziecka, które przecież musiało jej chcąc nie chcąc poniekąd przypominać o tym dupku, który zostawił ją z ciążą. Nie rozumiał takiego postępowania, takiego braku odpowiedzialności.
Ważne, że ma cudowną i kochającą mamę — powiedział. Bo zwykłe przykro mi wydawało mu się zwyczajnie nie na miejscu. Brzmiało cholernie płytko, niezależnie od tego jakie w rzeczywistości miał intencje.
A Ian naprawdę miał cudowną mamę, i Max o tym się przekonywał coraz bardziej z każdą minutą spędzoną w jej towarzystwie.


effsie - 2018-10-07, 23:13

Lana była wyraźnie zdziwiona słowami, które padły z ust Maxa; w pierwszym odruchu, nieco zdziwiona, uniosła wyżej brew i otworzyła lekko usta. Chwilę później uśmiechnęła się, z zaskoczeniem, ale również z zadowoleniem przyjmując tę informację.
Nie spodziewała się tego, ale… może rzeczywiście nie wiedziała wszystkiego o swoim synu, a i trochę nie doceniała tego, jaki wpływ może mieć na niego ten drobny blondyn, z którym siedziała pod kocem. Nie to, że w niego nie wierzyła, nie to, że go nie doceniała… po prostu, nie tego się spodziewała.
Ale jakże miłe zaskoczenie to było!
Nie drążyła tematu, nawet nie miała takiego zamiaru – i choć byłoby kłamstwem przyznać, że nie była ciekawa, wiedziała, że to nie jej sprawa.
I cieszyła się. Nawet, naprawdę, nie była to radość podszyta ani nutką zazdrości.
Nie miała problemów z wypuszczeniem Iana z gniazda, z jego przekładaniem uwagi z niej na innych ludzi. Tak naprawdę bardzo możliwe było, że tego gniazda nigdy nie uwiła, a jej syn musiał szukać bliskości poza jej ramionami – kiedy, zbyt zajęta pracą, nie mogła mu jej zapewnić. I było już za późno na jakiekolwiek łzy, bo mleko rozlało się dawno temu.
Nie było również żadnych ran ani blizn związanych z tematem Ethana – minęło zdecydowanie za wiele czasu. Słowa Maxa były uprzejme, dlatego uśmiechnęła się i skinęła głową, wskazując na album, wciąż otwarty na jej kolanach.
To zdjęcie z naszej wyprawy na urodziny Iana — zaczęła, wracając do przerwanego wątku albumowych opowieści. — Chyba… tak, czternaste — sprawdziła datę w rogu zdjęcia. — Zabraliśmy wtedy jego kilku znajomych i świętowaliśmy biwakując w górach — opowiadała, a Max, jeśli się przyjrzał, mógł zorientować się, że chyba kojarzył miejsce, w którym została wykonana fotografia. Nie był to szczyt góry, na której spędził z Ianem Sylwestra, ale ten punkt odpoczynkowy poznał bardzo dokładnie, zwłaszcza dlatego, że to tam zmęczony Ian zarządził przerwę, a on postanowił zrobić mu zdjęcie (bo czemu by nie?).
— Oja, poczkekaj! — poprosił, odsuwając koc i wyciągając z kieszeni telefon. — Patrz! — dodał, podtykając Lanie pod nos wyświetlacz, na którym starszy o czternaście lat Ian, siedzący w tym samym miejscu, patrzył się na niego z uniesioną brwią i właśnie wyciągał środkowy palec do zdjęcia.
Lana, widząc to, roześmiała się serdecznie i tylko pokręciła głową.


Gazelle - 2018-10-07, 23:50

Przypomniał sobie opowieści Iana o wspólnych wypadach z mamą, a to na jakieś przejażdżki autem, a to w góry, na biwaki. I miało to swoje odzwierciedlenie w zdjęciach, przynajmniej w tych z wcześniejszych stron, bo już dalej Ian był częściej w towarzystwie swoich znajomych niż mamy – z wiadomych już Maxowi powodów.
Przejrzeli wspólnie resztę zdjęć, wymieniając się różnymi historyjkami z Ianem w roli głównej. Lana oczywiście miała ich do opowiedzenia znacznie więcej, ale i Max mógł wtrącić gdzie-nie-gdzie swoje trzy grosze. To wszystko było takie przyjemne, takie jak z książki i, cholera, Max czuł taki wewnętrzny spokój przyprawiony miłym ciepłem.
Ośmielony, poprosił Lanę o jedno zdjęcie młodego Iana, które bardzo mu się spodobało. Chłopiec stał na szczycie góry i wyglądał na tak drobnego, tak niewinnego na tle panoramy miasta. Coś go wyjątkowo urzekało w tym zdjęciu, mina Iana, ta wspomniana niewinność, i fakt, że to był jego uroczy Ian.
Lana roześmiała się, i ku pozytywnemu zaskoczeniu Maxa, zgodziła się i powiedziała że przekaże mu to zdjęcie.
Kubki były opróżnione, kolejny album odłożony na stół, a Max i Lana byli coraz bardziej senni. I żadne z nich nie wiedziało kiedy to się stało, ale w końcu ich dwójkę zmorzył sen. I tak spali sobie razem, pod jednym kocem, na kanapie, z otwartym albumem ze zdjęciami przez sobą, a Lana w dodatku z nieustawionym budzikiem, i świadkiem takiej sceny mógł być Ian, który rano zszedł na dół i przechodził przez salon.


effsie - 2018-10-08, 10:36

Gdy rano podniosłem się by wyłączyć budzik, moje lewe ramię było… dziwnie lekkie i puste, a dopiero po chwili zorientowałem się, czego brakuje. A właściwie kogo, bo zakładałem na tyłek bokserki i rozejrzałem się po pustym pokoju, do którego z Maxem tylko wtargaliśmy materac, ale nie – tego blondaska nigdzie nie było. Głupio stwierdzić, że w te kilka dni nabrałem jakiegoś przyzwyczajenia, ale to był pierwszy raz, odkąd przyleciał do Australii, gdy obudziłem się bez Maxa wtulonego w moją pierś, bez tej pijawki i… sam nie wiem.
Ale dobrze, pomyślałem, przecież w NY też tak będzie, więc głupio nabierać jakichś dziecinnych nawyków.
W każdym razie, gdy zszedłem na dół z zamiarem znalezienia mojego chłopaka i wypicia kawy, okazało się, że wcale nie muszę szukać, bo leżał na kanapie pod kocem, a tym razem to nie on tulił się do czyjejś piersi, a… moja mama.
Moja mama i mój chłopak, leżeli wtuleni w siebie, pod jednym kocem, z dwoma albumami na stole i jednym, który leżał na ziemi. Przed nimi stały opróżnione kubki (gdy zaglądnąłem do środka, okazało się, że nie ma tam resztek alkoholu, a liście ziół), a obydwoje lekko pochrapywali, wciąż we wczorajszych ciuchach.
Ech?
Poczułem się… nie wiem, to było dziwne.
W każdym razie, obudziłem mamę, która, z tego co wiedziałem, musiała iść do pracy, a Max obudził się razem z nią, obydwoje mocno zdziwieni i zaskoczeni, a i mnie to dziwiło, ale nawet nie wiedziałem, jak to skomentować. Lana szybko skoczyła pod prysznic i wybiegła z domu, a ja z czasem zacząłem dokuczać lekko Maxowi, choć może to było bardziej nabijanie się z samego siebie, no, zależy od punktu widzenia.
Nie to bym miał coś przeciwko, ale chyba nie myślałem, że relacja mojego chłopaka i mojej mamy, przez te kilka dni, ewoluuje do tego stopnia.
Ma szczęście, że był gejem, bo nie ręczę za siebie, gdyby chciał przelecieć moją mamę.
Ale nasz pobyt w Brisbane miał się dobrze, nawet bardzo. Z Maxem u boku wszystkie prace szły szybciej i sprawniej, bo to przecież nie tak, że potrzeba było do nich niewiadomo jakiej siły, której mu brakowało – każda para rąk do kompletu była przydatna i choć nie sprowadzałem go tu pracować, kiedy raz mnie o tym zapewnił i potem męczył bułę, nie zamierzałem kręcić nosem. I to było naprawdę fajne, takie zwyczajne, jak pracowanie z kumplem na budowie; robiliśmy te wszystkie rzeczy, a Max, choć zwykle nie wychylał się za bardzo, miał nawet kilka sensownych uwag i dzięki niemu zaoszczędziliśmy pewnie godziny pracy. I choć nie wierzyłem, że to w ogóle możliwe, z jego pomocą uwinęliśmy się ze wszystkim zwyczajnie szybciej – na tyle szybciej, że mieliśmy jeszcze wolny cały wieczór i kolejny dzień przed naszym samolotem do Nowego Jorku.
Więc udaliśmy się do centrum, na cotygodniowy event stand uperów, największą na świecie (podobno) organizowaną fetę ulicznych artystów, a Maxowi świeciły się oczy i naprawdę, jak dureń cieszyłem się, gdy stałem z nim w tłumie, pijąc piwo i słuchając poetyckich slamów. Nawet mówiłem mu, by wziął udział, ale tym razem Max był uparty – twierdził, że nic sobie nie przygotował, bo nie wiedział i nie chciał.
I nie nalegałem. Choć zwykle pewnie robiłbym durne rzeczy typu zgłaszanie go i wypychanie na scenę, teraz tylko staliśmy jako jedni z wielu, bijąc brawo i głosując w tym przedziwnym konkursie, którego nigdy nie miałem okazji doświadczyć, choć przecież mieszkałem tutaj pół życia.
Kolejnego dnia zaś obaj wstaliśmy bez nastawionego budzika, choć też nieprzesadnie późno (dni spędzone na pracy zaowocowały trochę przedziwnym zegarem biologicznym). I niby mogliśmy pojechać gdziekolwiek, niby mogłem pokazać mu wszystko, ale zwyczajnie zadecydowaliśmy udać się na jedną z dzikich plaż… a Max sam zaproponował mojej mamie, by nam towarzyszyła.
Byłem zdziwiony, Lana chyba też, żadne z nas nieprzesadnie, ale później cały dzień wylegiwaliśmy się na plaży, na zmianę pływając, leżąc plackiem pod parasolami, budując durny zamek (serio go zbudowaliśmy) czy grając w piłkę, jedząc przygotowane przekąski czy pijąc chłodną lemoniadę.
I absolutnie nigdy nie myślałem, że spotka mnie coś takiego.


Gazelle - 2018-10-08, 18:44

Wyjazd do Brisbane był absolutnie magiczny i niezapomniany. W trakcie tego tygodnia wydarzyło się mnóstwo rzeczy, które Max będzie trzymał głęboko w sercu. A poza tym, działy się też rzeczy tak uroczo zwyczajne, jak wspólna praca. Napawał się tymi wszystkimi momentami, tymi zwyczajnymi, prozaicznymi, jak i tymi wyjątkowymi. Karmił nimi swoje serce, które i tak było już nieźle utuczone.
Ciężko było mu się pożegnać z Australią, nawet jeżeli ten upał go zabijał, z dzieciństwem Iana, a przede wszystkim z Laną. Bardzo się do niej zbliżył w tak irracjonalnie krótkim czasie.
I kiedy na lotnisku przytulał ją na pożegnanie, szeptem zapewnił ją, że zadba o Iana. Nie musiał mówić więcej, wiedziała o co chodzi.
Lot mieli, oczywiście, z przesiadką, co było dodatkowo męczące, ale dzięki temu miał okazję stanąć chociaż na chwilę na koreańskiej ziemi. Wprawdzie obejrzeć mógł tylko lotnisko Incheon, ale zawsze coś! W sumie, to chętnie by kiedyś zwiedził Koreę. I w ogóle Azję. I o tym paplał Ianowi, gdy czekali na samolot do Nowego Jorku.
A Ian...przygotowywał się do kolejnego lotu. I przygotowywał oznaczało dokładnie wdrożenie w życie metody, o której powiedział wcześniej Maxowi. Sam Max, cóż, nie mógł sobie pozwolić na luksus upojenia się alkoholem, ale i tak podczas lotu udało mu się przespać parę godzin.
Mimo to, kiedy wylądowali w końcu na lotnisku JFK w Nowym Jorku, oboje byli padnięci jak muchy, wyczerpani, wypompowani, zjetlagowani w cholerę. Ian znosił to lepiej od Maxa, bo przecież miał już jakieś doświadczenie w tego typu kursach, ale Max przez moment myślał że się zrzyga. Taksówka byłaby w tym przypadku irracjonalnym wydatkiem, ale jako iż chcieli szybko i komfortowo dostać się do mieszkania, żeby po prostu walnąć się na łóżku i zasnąć, Max zamówił Ubera.
Już kolejnego dnia ich obu czekała praca, także pozwolili sobie na niewiele więcej poza wspólnym prysznicem, szybkim obciąganiem i jednym obejrzanym odcinku The Rain, zanim padli ofiarą senności, zasypiając obok siebie na ianowym łóżku.
Rankiem obudziły ich nie tylko budziki, ale i nowojorska rzeczywistość, zmuszająca ich do zebrania dupy w troki, wybudzenia się z australijskiego snu i wybrania się do swoich miejsc pracy. Max ucieszył się, widząc w redakcji Sheryl, którą od razu wyściskał mocno na powitanie i umówił się na popołudniową kawę. Gdy spotkali się w kawiarni, opowiedział jej o swoim urlopie, zachowując bardziej intymne rzeczy dla siebie (z szacunku dla Iana, który mógł nie chcieć by Max paplał o pewnych rzeczach). Sheryl odwdzięczyła się opowieścią o swoich świętach. I...
— Dzwoniła do mnie matka — powiedziała zaskakująco nonszalanckim tonem. Bardzo zaskakującym, w końcu Max co nieco wiedział na temat sytuacji rodzinnej swojej przyjaciółki. — Mój ojciec zmarł.
Max nie wiedział co odpowiedzieć. Przykro mi, moje kondolencje, wyrazy współczucia – te słowa były wybitnie nie na miejscu. Wiedział wszak, że Sheryl nie pałała ciepłymi uczuciami do swojego ojca, wręcz twierdziła że ojca nie ma, odkąd wyrzucił ją z domu gdy miała 18 lat, wyrzekając się jej całkowicie.
Kiedy zmarł? Tylko po to dzwoniła?
— Cztery miesiące temu. I...dzwoniła, żeby złożyć mi życzenia. Tak, po trzynastu latach milczenia to było to, co miała mi do powiedzenia — wykręciła twarz w grymasie, a Max przysunął się do niej, żeby ją objąć. — Chce się ze mną spotkać. Ale...ja nie wiem, czy chcę. To jest dla mnie praktycznie obca osoba, wypięła się na mnie razem z ojcem, a teraz kiedy została sama nagle sobie przypomniała o dziecku? — prychnęła.
Pamiętaj, że nie musisz się z nią kontaktować. I nie musisz się z nią spotykać. A jeżeli chcesz...to mogę być przy tobie — zapewnił, uśmiechając się ciepło i gładząc ją po ramieniu.
Spędzili jeszcze godzinę na rozmowie o rzeczach poważniejszych, a potem już mniej poważnych, zanim się rozstali – Sheryl wróciła do siebie, a Max udał się w stronę studia Iana, biorąc po drodze kawę dla swojego chłopaka, za którym już zdążył zatęsknić, co było wybitnie głupiutkie.
Gdy wszedł do środka kilka minut przed oficjalnym zamknięciem, w środku było już pusto, a Ian właśnie sprzątał po ostatnim kliencie.
Moje uszanowanie, czy waszmość zechce mi towarzyszyć w wieczornej strawie? — wyszczerzył się do Iana, dołączając do niego w pomieszczeniu. — No, czy pójdziesz ze mną na kolację. Mam kawę na drogę, czarną jak dusza diabła — uniósł kubek w górę.


effsie - 2018-10-08, 19:23

Więc poszliśmy na kolację, a potem jak głupio przeglądałem Fejsa, natknąłem się na wydarzenie, o którym już dawno zapomniałem, ale tak naprawdę w sumie chciałem tam pójść, więc spytałem się Maxa, czy i on ma ochotę. No i miał, więc uśmiechnięci obaj ruszyliśmy na miejsce, złorzecząc na zimę w Nowym Jorku.
To był dobry ziomek, Jake, razem ze swoją wystawą w jednej z nowojorskich galerii, na której otwarcie z wernisażem zaciągnąłem tego mojego blondyna. Jake był… dość ekscentryczny, na tyle, że do końca nie rozumiałem jego sztuki, ale dochodziłem do wniosku, że nie wszystko musiałem rozumieć, by wiedzieć, czy mi się podoba, czy nie. Mogłem zwyczajnie wbić tam, pochodzić i pooglądać, bez jakiejś szczególnie wielkiej opinii, zwyczajnie miło spędzić czas, oglądając i próbując dojść do jakiegoś konsensusu.
A więc wysłuchaliśmy tego, co Jake miał do powiedzenia, obaj z Maxem z kieliszkiem wina w dłoni, szukając jakichś wskazówek na co zwrócić uwagę, słuchając, co nim kierowało i tak dalej. Zasalutowałem mu z daleka, ale zaraz otoczyli go jacyś dziennikarzy i inni zajawieni ludzie, więc nie pchałem się do kumpla, zamiast tego z Maxem stanęliśmy przy pierwszej z prac, oglądając ją i na razie milcząc.
Hmm… — zadumałem się, wgapiając się w obraz. — Czy ty też widzisz tu waginę?
— Ian! — Max szturchnął mnie w ramię, a potem wymruczał pod nosem: — Jest strasznie… rozchełstana, nie?
Roześmiałem się głośno i podeszliśmy z Maxem do kolejnego obrazu, a tym razem to on zaczął doszukiwać się sprośności i kiedy dyskutowaliśmy o tym, czy te dwa kształty na horyzoncie to wymiona, czy tylko balony, dwie dziewczyny z boku dołączyły się do tej dyskusji. Spędziliśmy z nimi chwilę, śmiejąc się z tego, że Jake pewnie był mocno niewyżyty (one obie obstawiały, że to cycki, właściwie tak jak Max, tylko ja byłem niepewny), potem przeszliśmy z nimi do kolejnego obrazu, tam paplając o tym, że mój kumpel ma dość niecodzienny wybór martwej natury (zużyta gumka, wibrator i klamerki na sutki), a potem jeszcze nabijając się z mordy konia na kolejnym obrazie.
Dalej jakoś znalazł nas Jake, więc one poszły gdzieś dalej i nasze drogi się rozeszły, my z Maxem trochę pogadaliśmy z moim kumplem, zapytaliśmy go o te cycki (tak, mieli rację, to były cycki) i poszliśmy oglądać dalej, bawiąc się naprawdę przednio. Generalnie ja ze sztuką nie miałem problemu, znaczy, sacrum, profanum, nie ma mowy bym się czymś przejmował. Lubiłem się śmiać i nie znosiłem wystawiania czegoś na piedestał przez formę, może lubiłbym banksy’ego gdyby nie był taki modny, bo generalnie czułem trochę obrzydzenie do mody i populizmu.
Ech, no nieważne, w każdym razie okazało się, że Max miał podejście podobne do mojego; więc targaliśmy się po tej galerii, dopóki się nam nie znudziło i nie chcieliśmy pójść do jakiegoś baru. W szatni czekaliśmy na nasze kurtki, gadając jeszcze o tych obrazach, o tym, co nam się podobało, a co nie, kiedy te dwie dziewczyny jakoś znalazły się przy nas, też czekając na swoje okrycia wierzchnie, rzucając przy tym:
— O, to znowu wy!
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, a Max też wyszczerzył się szeroko i wypalił od razu:
— Mieliśmy rację, to były cycki! — Po tym jak ta niższa brunetka uniosła zaskoczona brew, Max wywrócił oczami i dodał wesoło: — No, z tym obrazem na polu. Tam w tle, to były cycki. Gadaliśmy z autorem i nam powiedział!
— O — załapały i uśmiechnęły się obie, a koleżanka tej brunetki dodała, patrząc na mnie: — To znaczy, że ty się pomyliłeś?
O Jezu, Jezu. Jakbyście nie wiedziały, że sztukę można różnie interpretować — droczyłem się, przyjmując nasze kurtki i podałem Maxowi jego płaszcz.
— Szkoda, że się nie założyliśmy, bo byś przegrał! — wyszczerzył się do mnie Max, a ja spojrzałem na niego z góry, bo jeszcze tego mi brakowało, spełnienia jakichś jego zachcianek przez przegrane zakłady, no pewnie, już pędzę.
— Miałeś szczęście! — przytaknęła mu jedna z dziewczyn, też się ubierając, i w końcu wszyscy wyszliśmy przed galerię.
Wcisnąłem faję do mordy, odpaliłem ją i przystanąłem, patrząc się na Maxa i nasze dwie nowe koleżanki.
— Brr, chłodno — zauważyła inteligentnie jedna z nich. — Idziemy z Jane na jakiegoś drinka, nie macie ochoty?
— O, a gdzie idziecie? Też mieliśmy pójść, możemy się dołączyć? — Max spojrzał na mnie pytająco, ale prawda, nie miałem nic przeciwko. Ostatnie dwa tygodnie spędziłem właściwie tylko w jego towarzystwie i może gdybym miał wybierać, wolałbym spotkać się ze swoimi znajomymi, a nie dwoma przypadkowymi dziewczynami, ale gadało się z nimi miło, więc, no, czemu nie?
Jasne — przytaknąłem, wypuszczając dym z ust i obie uśmiechnęły się serdecznie, zaczynając mówić o tym, gdzie możemy skoczyć. I przez głowę przeszła mi dość absurdalna myśl, ale… wolałem wszystko wyklarować. — Hm, ja jestem Ian, a to Max, mój chłopak — przedstawiłem nas, bo wypalić ale wiecie, to jest mój chłopak byłoby całkiem dziwnie, gdyby o nic im nie chodziło.
Ale chyba chodziło, bo miny im zrzedły momentalnie, a ta niska brunetka rzuciła Maxowi NAPRAWDĘ zawiedzione spojrzenie. Poczułem absurdalną dumę, że jakaś laska zasadzała się na mojego chłopaka-geja i, zamiast zazdrości, pewien rodzaj rozbawienia.
Max rzucił mi zaskoczone spojrzenie i jeszcze nie widział ich twarzy.
— Oooch — wymsknęło się z ust tej pierwszej. — Ja jestem Kate… — zaczęła i, ojej, ale się zmieszała. Obróciłem fajkę w ręku i patrzyłem, jak rzuca płochliwe spojrzenie swojej koleżance.
— Właściwie, Kat, czy my nie miałyśmy…
— A, no tak, ta sukienka! Miałyśmy ci wybrać sukienkę!
— Całkowicie o tym zapomniałam!
— Ja też! Boże, chłopaki, ale mi głupio…
— Może innym razem…
— No, może innym…
Jasne, nie ma sprawy — przytaknąłem, uśmiechając się głupio, a dziewczyny już odwróciły się na pięcie. Max, który dopiero orientował się w sytuacji, spojrzał na mnie z wielkimi oczami, a ja uśmiechnąłem się głupio i podszedłem o krok do niego, stając blisko, bardzo blisko, i pochylając głowę. — Patrz, Maxie, chyba słabi z nas geje, skoro dziewczyny chciały nas zaprosić na drinka. Ta niska już się na ciebie czaiła! — gadałem głupio, cały czas się do niego uśmiechając i nie mogłem się powstrzymać, by nie pocałować go tutaj, na środku tego głupiego, nowojorskiego chodnika.


Gazelle - 2018-10-08, 20:40

Max bawił się naprawdę przednio! Dawno nie miał okazji być w galerii, więc strasznie się ucieszył, kiedy Ian zaproponował pójście na wystawę jego kolegi. Ciekawie było wymienić się spostrzeżeniami i...poznali przy okazji dwie sympatyczne dziewczyny. Max je polubił, bo miło się z nimi rozmawiało, nie były nachalne i nie obmacywały JEGO chłopaka spojrzeniem. To nie tak przecież, że w każdej kobiecie widział osobę wrogą, ale...ale, no. Musiał uważać, nawet z wiedzą jak bardzo było to irracjonalne.
Nawet przeszło mu przez moment przez myśl, czy te dwie dziewczyny nie są aby w związku, ale nie uznał za stosowne pytać o to wprost. Ale razem wyglądały naprawdę uroczo!
Więc szczerze się zdziwił, kiedy speszone koleżanki ich opuściły, a Ian uświadomił go o ich prawdopodobnych intencjach.
Ooooch... — mruknął, gdy powoli spłynęło na niego zrozumienie. — Zapomniałem że niektórzy ludzie są hetero.
No, prawdę mówiąc równie dobrze mogły być bi. Czy pan. No, ale mniejsza z większym.
To nie tak, że nigdy nie był obiektem zainteresowania osób kobiecych, bo tak się zdarzało. Raz nawet, na samym początku studiów, przez przypadek wparował się na imprezę utrzymaną w klimacie BDSM, i zorientował się o co chodzi z tymi wszystkimi ubranymi w lateks ludźmi dopiero wtedy, gdy jakaś kobieta wyszeptała mu do ucha komendę. Ale zdarzały się też mniej ekstremalne sytuacje. Tylko, że Max zazwyczaj nie wyłapywał takich sygnałów, jeżeli pochodziły one od kobiet. Nie był po prostu przyzwyczajony do innych konfiguracji, niż homoseksualne. Dlatego w ogóle nie myślał o płci kobiecej w takich kategoriach, stąd abstrakcyjna była sama idea że mógł się przedstawicielce takiej czy takich płci spodobać.
Swoją drogą, szalenie podobało mu się to, że Ian przedstawił go jako swojego chłopaka. Nigdy nie będzie mógł się nacieszyć w pełni brzmieniem tych słów, wypowiedzianych przez ten głos. Więc postanowił Iana za to nagrodzić, angażując się w pocałunek. I trudno, że wokół nich było mnóstwo ludzi, a część z nich pewnie spoglądała na ten pokaz z obrzydzeniem. Ich problem.
No, to w takim razie idziemy pozbawieni żeńskiego towarzystwa. Dasz sobie z tym radę? — droczył się. — Nie wziąłem dzisiaj wieczorem tabsów – spokojnie, nic się nie stanie, po prostu nie wziąłem ich ze sobą – więc mogę trochę zaszaleć. Właściwie, to chcę sobie dzisiaj pozwolić na absurdalnie wymyślnego drinka, albo dwa — mówił, i postanowił pokierować ich do baru, w którym ostatnio spotkał się ze swoimi przyjaciółmi. Podobało mu się tam wnętrze, menu, ceny, i ogólnie klimat. A także odległość od ich ulicy.


effsie - 2018-10-08, 21:47

Maxie był tak cudownie rozkoszny w tej swojej ignorancji do tego, jak podobał się tym wszystkim dziewczynom, ale chyba nie miałem zamiaru go w tym szczególnie uświadamiać, bo po co? Zamiast tego włożyłem trochę języka w ten pocałunek, jak prawdziwy szczeniak i kiedy ktoś przechodząc obok mruknął „znajdźcie sobie pokój”, tylko na oślep wyciągnąłem rękę, w której nie trzymałem fajki i pokazałem mu środkowy palec.
Będę się całował z moim chłopakiem gdzie tylko mam na to ochotę!
Odkleiłem się od Maxa z mlaśnięciem, ale jeszcze trochę nie odsuwałem się, muskając jego skórę oddechem i jeszcze raz czy drugi łącząc nasze wargi.
Jezu, naprawdę, naprawdę lubiłem się z nim całować. Tak zwyczajnie, jak piętnastolatek, który dopiero co nauczył się memłać językiem po dziurach (hehe). Ale w końcu, z głupim uśmiechem, zaciągnąłem się znów papierosem i poszedłem za Maxem, który już ruszył z wciśniętymi w kieszenie rękoma.
Bejbe, jaki dzisiaj szalony — roześmiałem się, wchodząc za nim do baru. — Tylko nie przesadzaj, pamiętasz, co się stało, jak się ostatnio razem upiliśmy? Dzisiaj nie chce mi się nigdzie włamywać — gadałem głupio, kiedy staliśmy w kolejce po jakieś alkohole. W końcu obydwaj, każdy z drinkiem w ręku, zajęliśmy się szukaniem stolika, a gdy już usiedliśmy, spróbowaliśmy nawzajem swoich drinków i wykrzywiliśmy mordy w jednym momencie. — Bleeee — skomentowałem.
— Fuu — odezwał się Max.
Czy ty pijesz sam cukier?
— A ty co? To smakuje jak benzyna.
Sam jesteś benzyna.
To były właśnie nasze dorosłe dyskusje na poziomie.
Mmm… jezu, ale dziwnie. Zazwyczaj jak się z kimś umawiam w barze to nie widzieliśmy się od jakiegoś czasu i opowiadamy sobie, co tam u nas słychać, a ciebie widzę non stop, o czym mamy teraz gadać? — Wykrzywiłem twarz w udawanym geście bezradności. — Czy to czas na jakieś gry integracyjne z obozów studenckich?


Gazelle - 2018-10-08, 22:25

Szalony? Cóż, może rzeczywiście. Chyba trzymało go to radosne podekscytowanie i multum energii, której nabył podczas dynamicznego pobytu w Australii. Nie narzekał, bo to było miłe uczucie. Słodkie, przyjemnie wypełniające żyły i porównywalne wręcz do fruwania.
Oczywiście, słowo szalony miało wiele znaczeń. I nie tylko to jedno odnosiło się do Maxa, ale to była kwestia którą chciał chwilowo zignorować, i nawet nieźle mu to szło.
Starzejesz się — skomentował z łobuzerskim błyskiem w oku. Bo sam tego wieczoru był w takim nastroju, że chyba nawet nie trzeba byłoby go długo namawiać żeby powtórzył to pamiętne włamanie do lunaparku.
Ach, młodość, żywiołowość, entuzjazm! Jakby się cofnął do czasów studenckich, z tym że zamiast Jareda miał u boku Iana, i bawił się o stokroć lepiej. Nie było sensu gdybać, ale ciekawiło go, jakby potoczyły się ich losy, gdyby Ian już na studiach odkrył, że kręcą go też faceci, i gdyby związał się z Maxem, a Max by się nie związał z Jaredem...
Cóż, tego się już nie dowie.
Max aktywnie, chociaż na wpół poważnie, fukał na Iana, który wyśmiewał jego gust co do alkoholi, samemu pijąc obrzydliwie gorzkie gówno. No bo, kto normalny mógł z chęcią, bez przymusu i bez desperacji sięgać...po takie coś?! Tylko zwyrodnialcy, barbarzyńcy! Alkohol wcale nie musiał smakować, ale skoro mógł, to czemu świadomie decydować się na takie paskudztwo? Max pokochał swój drink będący bananową wariacją pina colady. Nawet nie chciał wiedzieć jak nazywało się to Ianowe coś, chociaż może powinien, żeby mieć świadomość czego unikać do końca życia.
Ech, zjadłby ciasto. Musiał się w końcu wybrać do swojego naj-naj-najulubieńszego lokalu w Nowym Jorku, w którym były podawane naj-naj-najlepsze ciasta i ciasteczka. Enzo był geniuszem wypieków, bezapelacyjnie.
No spójrz, co za pech — przewrócił oczami. Nie uważał, żeby groziła im kiedykolwiek nuda. Nawet jeżeli rozmawiali o pierdołach, to szybko byli w stanie się w tę rozmowę wciągnąć, chociaż z reguły to Ian nadawał jej rytm, a Max bardziej go słuchał, niż sam coś opowiadał. Chociaż ostatnio trochę się to zmieniało. — A co proponujesz? — spytał, upijając łyk drinka. — Siedem minut w niebie? Prawda czy wyzwanie?


effsie - 2018-10-08, 23:45

Hmmm… — Rozejrzałem się po barze, szukając jakiejś atrakcji. — Chodź, zagramy w bilarda — rzuciłem, ochoczo podnosząc się z miejsca, a Max posłusznie podreptał za mną ze swoim bananowym drinkiem.
Wsunąłem kilka dolarów i po chwili zaczęły sypać się bile, więc popijając trochę mojej Whisky, ustawiałem trójkąt i rozglądałem się za kijami. Kiedy wszystko było gotowe poczyniłem honory i rozbiłem układ, potem wbijając pierwszą bilę do łuzy.
Graliśmy z Maxem przez chwilę, ale prędko zorientowałem się, że mój chłopak robił dobrą minę do złej gry, bo szło mu raczej kiepsko. Właśnie pochylał się nad stołem i celował kijkiem w bilę, więc skomentowałem:
Bejbe, jak będziesz się tak pochylał to nie dość, że wydłubiesz sobie oko to jeszcze porysujesz stół.
Max spojrzał na mnie kątek oka i odburknął:
— Cicho bądź, daj mi się skoncentrować.
Więc ja zamilkłem, ale jemu coś nie wyszło; uderzył białą kulę, która wyskoczyła w powietrze i z hałasem odbiła się kilkukrotnie od stołu, nawet nie trafiając w żadną z bil. Roześmiałem się, co tylko bardziej go podjudziło, więc dodałem szybko:
Daj, pokażę ci, jak to się robi. — I zanim zdążył zaprotestować, położyłem się z tyłu na jego plecach, obejmując go ramionami i przyciskając biodrami do stołu. Ułożyłem swoje dłonie na jego i, przytrzymując w ten pokraczny sposób kijek, wycelowałem w bilę. — Koleś, poluzuj trochę chwyt — poleciłem półgłosem, a Max westchnął i posłusznie zwolnił uścisk. — Mhm.
— Ian, ocierasz mi się czymś twardym o tyłek… mam nadzieję, że to twoja komórka.
Roześmiałem się cicho.
Nie, to nie jest moja komórka.
I zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, już mieliśmy swoje siedem minut w niebie, już byliśmy w toalecie, zamknięci w kabinie, łapczywie nawzajem pożerając swoje usta, gwałtownie zdzierając z siebie ubrania zębami i pazurami. Max upadł na kolana, jedną ręką przyciągając mnie do siebie za tyłek i gryząc mięśnie brzucha, drugą już gmerał w moim rozporku, a wzwód wystrzelił prosto w jego twarz. Boże, byłem już napalony na moją laleczkę, wciskając palce w jej włosy i pieszcząc go gwałtownie.
Zjesz mi go? — wymruczałem, uśmiechając się zaczepnie, chcąc, by dokładnie powiedział mi, co mi zrobi. To był pierwszy raz poza tym lunaparkiem, gdy mieliśmy pieprzyć się w publicznym miejscu i wezbrała się we mnie spora ekscytacja.
— Mmm, przecież wiesz… — Oblizał się i zaczepił na mnie wzrok. — A ty? Zrobisz mi to później?
Zrobię wszystko, co będziesz chciał. Wszystko dla mojego słodkiego chłopaka — wymruczałem, kręcąc się w miejscu z ekscytacji, a Max chyba załapał, o co chodzi, bo zbliżył się do mojego krocza.
— Wszystko, co będę chciał? — pytał, przeplatając słowa pocałunkami. Zniżył usta do mojej pachwiny i powoli, powolutku odsłonił bokserki, uwalniając mojego nabrzmiałego penisa.
Jęknąłem, już wrażliwy na sam powiew jego oddechu.
Wszystko — przytaknąłem, wysuwając biodra do przodu. — Jeśli chcesz księżyc, przyniosę ci go. Jeśli chcesz gwiazdy, dostaniesz je. Jeśli pragniesz czegoś mniej wymyślnego, też będzie dla ciebie. Jeśli chcesz moje jaja… okej, je już masz — wzdychałem, gdy Max pieścił mojego członka najpierw dłonią, potem pocierając go o swój policzek. W końcu wziął go w usta, poruszając językiem powoli, a jego słodka, srebrna kulka ocierała się o moją skórę, powodując kolejne fale ekscytacji. — Ach, Maxie… jesteś jedną z najpiękniejszych kurewek, które obciągały mi w barze.
— Co? — Max wypuścił mojego kutasa ze swoich ust i spojrzał na mnie z oburzeniem. — Zaciągałeś jakieś tępe pizdy w takie miejsca?
Och, Maxie — mruknąłem, gładząc go po policzku. — Przykro mi to mówić, ale nie jesteś pierwszym pedałkiem, który obciąga mi w kiblu.
— To spierdalaj poszukać sobie innej kurewki albo pedała do ruchania, bo ten sobie idzie! — warknął, odpychając mnie od siebie i otworzył drzwi z pięści. Jakichś dwóch typów, stojących przy umywalkach, spojrzało z zaskoczeniem na mojego chłopaka, który chyba dopiero orientował się, że miał rozpięte spodnie i rozczochrane włosy, a koszulkę zostawił obok mnie. Sam zakląłem pod nosem, zirytowany, podciągając bieliznę i spodnie.
No przestań już, no, Maxie — mruknąłem, w jednej chwili znajdując się za jego plecami i objąłem go w pasie, opierając brodę na jego ramieniu. — Przecież teraz jestem tu z tobą…
— Zamknij się, Ian — mruknął, odsuwając się nieco ode mnie i spuszczając głowę.
Zaraz, czy on się wstydził tych dwóch tutaj?
— Kurwa… chyba się porzygam — zarechotali wtedy, a ja, jak na sygnał, dostałem piany w usta.
Co się kurwa gapisz? — warknąłem, twardo, władczo, szorstko, brutalnie, momentalnie mijając Maxa i podchodząc do typów.
— Ian…
Właśnie miałem urządzić sobie mały seksik z moim chłopakiem, kiedy nagle, jak mi się wydaje, usłyszałem jakiś zasrany komentarz. Wydaje mi się też, że widziałem jakieś mocno niefajne spojrzenie, które mnie dosyć wkurwiło i, w związku z tym… wiem, że to zabrzmi mocno banalnie, ale, kurwa, szukacie jakichś problemów? — gadałem, podnosząc już zaciśnięte pięści.
Typki popatrzyły po sobie porozumiewawczo.
— Nie, no coś ty. Tylko tak tu śmierdzi gównem, że nie mogliśmy się powstrzymać.
— Nie mamy nic przeciwko pedałom, chyba źle nas zrozumiałeś — próbowali załagodzić sytuację i zacisnąłem mocno zęby.
Może i tak. Może to ja was źle zrozumiałem, git. Więc, nie widzę tu żadnego problemu — cedziłem przez zaciśnięte ze wściekłości zęby, pochylając się nieco do przodu. — Tylko że mój chłopak nie znosi, kiedy nazywają go pedałkiem, bo nie jest żadnym pedałkiem, nawet kiedy mi właśnie obciąga — warknąłem. — Tak więc… będziesz go musiał przeprosić.
Koleś spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Co?
Na kolana — rozkazałem poważnie.
Podniósł brew.
— O co ci chodzi, cwelu?
Powiedziałem, kurwa, na kolana, przepraszać mojego chłopaka! — Zamachnąłem się i kopnąłem typa mocno, aż zawył i upadł przede mną na ziemię. Jego kolega zbladł i zmrużyłem oczy, patrząc na niego uważnie, a ten jęknął i uciekł bez słowa, zostawiając swojego kumpla na ziemi. — No popatrz… twój kolega sobie poszedł — zacmokałem, przykucając przy nim. — W takim razie, teraz przeproś mojego chłopaka. Ma na imię Max i chcę słyszeć wyraźnie każde jedno słowo.
— Ian — tym razem to ja usłyszałem głos mojego chłopaka i odwróciłem głowę w jego stronę.
Spokojnie, Maxie. Kolega właśnie ma zamiar cię przeprosić, prawda? — spytałem, wbijając w niego poważne spojrzenie i ścisnąłem mocniej jego łydkę, którą poprzednio kopnąłem, by upadł.


Gazelle - 2018-10-09, 19:22

Max wcale się nie wstydził tego, że został przyłapany na mocno jednoznacznej sytuacji akurat z facetem. Chuj komukolwiek do tego, z kim akurat się mizdrzył, aczkolwiek durnie się czuł z tym, że akurat jakieś dwa typy zobaczyły go w takim stanie, gdy wzburzony wyparował z kabiny, w której obciągał przez momentem kutasa swojego partnera.
No bo, kurwa, Ian miał ten niesamowity talent, żeby w ciągu zaledwie paru chwil doprowadzić go do maksymalnego podniecenia, potem rozczulenia słodkimi jak miód słówkami, potem znowu podniecenia, żeby ostatecznie go wkurwić. Po tak romantycznym wyznaniu każdy marzył o tym, żeby usłyszeć że jest się jedną z najpiękniejszych kurewek, które obciągały mu w barze. Kurwa. Bezczelny typ. Dlaczego on tego chuja w ogóle tak kochał? No pojebało go!
Dlatego nawet nie myślał o tym żeby doprowadzić się do porządku, zwyczajnie uniósł się dumą i zostawił Iana ze stojącym kutasem i, hm, cóż, wracamy do czasów bliższych teraźniejszości.
W przypadku starcia z homofobicznym zachowaniem z reguły nie brakowało mu odwagi, więc by pewnie w końcu jakoś zareagował na te teksty i spojrzenia, ale nie, Ian bohater musiał się wybić przed szereg i zrobić tę całą szopkę. No...cóż, dobra, stanął w obronie ich honoru – głównie Maxa, właściwie – i to naprawdę kochane, szlachetne, szarmanckie, bla, bla. Ale, kurde, Max wcale nie był jakąś damą w potrzebie, w obronie której trzeba było komuś od razu obić ryj!
I mimo iż sam nienawidził typów takich, jak ta dwójka z kibla, to jednak reakcję Iana uznał za trochę, cóż, nieproporcjonalną do skali popełnionego przewinienia. Chociaż pewnie sam też by im przyłożył w te paskudne mordy, a zwłaszcza temu jednemu...
Facet jęknął, ale, o dziwo, a może właściwie nie o dziwo, bo Ian w takim stanie był kurwa przerażający, naprawdę u k l ę k n ą ł przed Maxem i zaczął go gorączkowo przepraszać:
— Przepraszam, Max, nie powinienem tak cię nazywać, nie jesteś wcale pedałem, proszę, wybacz mi — mówił, a Max poczuł się przytłoczony absurdalnością całej sytuacji.
No bo, kurwa, nie wypił aż tyle by mieć jakieś pierdolone halucynacje. Zresztą żadne halucynacje nie wyprodukowałyby mu takiego obrazka.
Eee, spoko. Ale nie używaj już nigdy tego określenia, bo kurwa nie masz prawa nikogo oceniać, czy lubi penisy, czy waginy, czy to i to, czy ani jednego, ani drugiego, okej? — koleś pokiwał głową, a Max westchnął, czując się jak łaskawy pan szlachcic z dawnych lat. — Dobra, a teraz wypierdalaj — mruknął, i nie minęła chwila zanim koleś nie zniknął z pomieszczenia. Max założył ręce na swoją wciąż nagą klatkę piersiową, i zwrócił się do Iana:
Co to miało być? Popierdoliło cię do reszty? Bójka w barze, serio? Ile masz lat, dwadzieścia? — przewrócił oczami. Przecież to była kwestia zwykłego szczęścia, że w środku nie było żadnych innych świadków. A Ian wyglądał na tak nakręcanego, że pewnie nawet nie powstrzymałby się gdyby takowi byli.
I, ech, Max pewnie powinien przerazić się tym, jak łatwo było wprowadzić Iana w stan takiej agresji. Sam raz tego doświadczył na swojej skórze...ale to był tylko raz, dawno, dawno temu. I nie chciał tego rozpamiętywać. I nawet, jeżeli powinien (a nie uważał że powinien), to zwyczajnie nie potrafił bać się Iana, choćby nie wiadomo co.
Wziął swoją koszulkę i włożył ją na siebie, zapinając przy okazji spodnie.
Ja stąd spadam — mruknął. Bo wciąż był zły i obrażony na Iana, i nawet obroną jego dobrego imienia Ian nie dał rady wkupić się w jego łaski.


effsie - 2018-10-09, 19:54

Zamrugałem oczami i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Max już rajtował z toalety. W pierwszym odruchu ruszyłem za nim, ale zaraz spodnie spadły mi do połowy ud; zapiąłem je i sam wróciłem do kabiny po koszulkę, a gdy wyparowałem z kibla, tylko dojrzałem plecy Maxa w drzwiach wejściowych (wyjściowych) tego całego pubu.
Sarknąłem i ruszyłem w te pędy za nim, zapominając o niedopitej Whisky czy niedogranej partyjce bilarda, co więcej, miałem to głęboko w dupie, bo oto mój słodki chłopak miał jakiś problem. Z czym? Mogłem się tylko domyślać, ale nie szczędził mi tych niebywale subtelnych wskazówek, opierdalając mnie za to, że przyjebałem typowi w mordę.
Okej, technicznie rzecz biorąc w nogę, ale nieważne.
Dogoniłem go w kilku dużych susach, łapiąc za łokieć i rzuciłem:
Bejbe, poczekaj.
Ale Max najwyraźniej się tego spodziewał, bo szarpnął mocniej ramieniem i nie zwolnił kroku. Prychnąłem i dogoniłem go, zastępując mu drogę i spojrzałem na niego wyczekująco.
O co ci chodzi, bejbe? Miałem pozwolić, by ten koleś cię obrażał? Nie ma mowy, nikt nie będzie obrażał mojego chłopaka.
No, może poza mną samym, ale to tylko w odpowiednich okolicznościach albo w formie żartu, który obaj rozumieliśmy, nie?


Gazelle - 2018-10-09, 20:28

Ian jak zwykle nie czaił. Ale Max chyba powinien do tego przywyknąć. Zresztą, w drugą stronę też nie zawsze było kolorowo, i generalnie nieporozumienia były stałym motywem ich relacji, niestety.
Patrząc się na Iana beznamiętnie, wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni płaszcza i odpalił jednego z nich, dmuchając Ianowi w twarz dymem.
Doceniam twą szlachetność, o cny rycerzu, ale, kurwa, potrafię sobie poradzić sam — prychnął. — Nie jestem biedną, kruchą niewiastą w potrzebie, wiesz? I nie musisz rzucać się na jakichś śmieci z pięściami, żeby bronić mojego honoru — dodał, wymijając Iana. Może i był małostkowy, nie, wróć, był małostkowy, ale to wcale nie była jedyna rzecz, która go zdenerwowała.
Chociaż to też nie było takie nic, bo nie lubił być stawiany w roli takiej bezradnej ciapy, zwłaszcza w sytuacjach, w których naprawdę mógłby sobie poradzić sam. To znaczy...gdyby konflikt zrobił się, hm, fizyczny, pewnie by nie miał szans, ale przecież by się nie wycofał.
I to nie dlatego, że miał kompleks własnej męskości, miał głęboko w dupie wszelkie role płciowe i społeczną presję na bycie naszpikowanym testosteronem samcem alfa, ale tylko dlatego, że na pierwszy rzut oka wydawał się być delikatny, nie oznaczało wcale że taki był i że można było na niego patrzeć z góry, prawda?
Ian jeszcze wielu rzeczy musiał się nauczyć. Albo nie musiał, kurwa, bo ten typ i tak robił co mu się żywnie podobało.
A tak na marginesie, to widzę że nie posłuchałeś mojej rady i nie znalazłeś sobie innej pięknej kurewki do obciągania — zauważył wrednie i zaciągnął się porządnie papierosem. Chciał się trochę upić, chociaż raz odkąd zaczął brać te pieprzone leki, ale chuj te plany trafił, wrr.
Swoją drogą, Ian bardzo dobrze zrobił, że nie posłuchał Maxa, bo Max naprawdę przeprowadziłby mu ręczną kastrację bez znieczulenia.


effsie - 2018-10-09, 20:57

Zrobiłem duże oczy, absolutnie nic nie rozumiejąc z tego, co tu zaszło i cały czas zachodziło. Możliwe, że byłem tępakiem, nie wykluczam, ale no… czemu miałbym pozwalać, by ktoś go obrażał? Nie chciałem na to pozwalać i tyle, koniec, kropka.
I to wcale nie tak, że uważałem, że Max sam by sobie nie poradził. Znaczy, domyślałem się, że koleś nie miał za dużego doświadczenia w bójkach i tych sprawach, a kiedy mi przyfasolił to może i miał parę, ale zawsze brał mnie z zaskoczenia, plus nawet nie wyobrażałem sobie, bym potrafił mu oddać, czego pewnie nie można było powiedzieć o tamtych dwóch typach w barze. Tylko że tym wszystkim ja wcale nie myślałem o odbieraniu mu jakiejkolwiek męskości, czy nie chciałem sugerować, że chuja tam sobie może beze mnie, rycerza na białym koniu, no i, nie powiem, trochę mnie dotknął ten komentarz.
Bo chodziło o coś zupełnie innego.
Odwróciłem się, gdy mnie wyminął i poszedł dalej i ruszyłem za nim, doskakując do tego mojego blondasa w dwóch krokach i złapałem go w pasie, przytulając z tyłu i lokując brodę na jego ramieniu.
Wytłumacz mi — poprosiłem cicho — co jest złego w tym, że chcę zabić każdego, kto chociaż podniesie głos na mojego chłopaka. Nie, czekaj. Wiem, co jest w tym złego. Ale to nie sprawia, że wciąż nie chcę tego zrobić.
To była trochę przesada z tym zabiciem, no ale przecież nie mówiłem dosłownie. Tamta dwójka mnie wkurwiła, to prawda, i wciąż byłem mocno nabuzowany, ale trzymanie w objęciu Maxa działało na mnie jakoś tak… uspokajająco, wraz z tym zapachem, który tak doskonale znałem.
Nie będę sobie szukał żadnej innej kurewki, skoro już mam najpiękniejszą — dodałem, wcale go nie puszczając i miałem głęboko gdzieś, że staliśmy na środku nowojorskiej ulicy, bo nie wypuszczę go z tego objęcia dopóki nie przestanie się na mnie boczyć.


Gazelle - 2018-10-09, 21:20

I jak dalej mógł być zły na tego durnia? Był bardziej zły na siebie, że tak łatwo mu ulegał, tak łatwo miękł pod wpływem jego czułych gestów i słodkich słów. Nawet jeżeli w tych słowach mówi o zabijaniu kogoś, ech.
To nie tak, że Max nie miał nigdy jakichś morderczych myśli wobec osób, które kręciły się wokół Iana w sposób który nie podobał się Maxowi, nie?
I nawet kiedy Ian nazywał go kurewką, co generalnie, umówmy się, nie było najlepszym komplementem, to Max czuł się jakby w tym określeniu chowała się czułość. Absolutnie. Beznadziejny, Przypadek. Panie doktorze.
Jeszcze raz się zaciągnął i wyrzucił peta, żeby mu nie przeszkadzał.
Mam nadzieję, że nie mówisz tego tylko po to, żeby dzisiaj zaruchać — zażartował, obracając się w objęciach Iana, żeby móc zwrócić się do niego twarzą. Założył mu ręce na kark, masując delikatnie skórę. — Ech, i co ja mam z tobą zrobić? — zacmokał. Max, podobnie jak Ian, także miał gdzieś, że ze swoimi czułościami tamowali chodnik. Przynajmniej byli tym razem ubrani, a cóż gorszącego było w takiej słodyczy? — Po prostu...nie mów mi nigdy takich rzeczy, dobrze? — spoważniał nagle, patrząc się w oczy Iana. — Kiedy jesteś ze mną, nie wspominaj o innych. Nie chcę wiedzieć, jak ci obciągały jakieś inne kurewki. I w ogóle, teraz nagle najpiękniejszą, hm? — w jego tonie na powrót pojawiła się mała wesołość. — Wcześniej mówiłeś, że tylko jedna z najpiękniejszych, skąd ten nagły awans?
No bo, prawdę mówiąc, to też uraziło Maxa. Może był próżny, trudno, ale nawet to było dla niego ważne. Żeby być dla niego możliwie jak najbardziej pociągającym fizycznie, żeby nie musiał wspominać jakichś innych piękności, z którymi miał kiedykolwiek do czynienia.
Ściągnął dłonie z karku Iana, żeby ując pomiędzy nie jego twarz i przyciągnąć ją do siebie. Złączył ich usta w czułym pocałunku, niezbyt długim, ale też nieprzesadnie krótkim, po którym się od niego odsunął.
Wracajmy już, piździ. Chociaż...wpadamy do sklepu po jakiś alkohol? Nie zamierzam zrezygnować ze swoich planów.


effsie - 2018-10-09, 22:07

Uwielbiałem tę moją małą kurewkę, mojego słodkiego pedałka, może był i dziwką, tak pięknie wyuzdaną, ale moją, cudownie moją i nie zamierzałem szczędzić jej słodkich słówek, zwłaszcza gdy widziałem, jak na to słodko reagowała. Poza tym, jaki był problem w byciu moją suką? Ja nie widziałem żadnego, byłem wulgarny i chuj, ale Max też to lubił i bardzo dobrze.
Poza tym… lubiłem to. Mówić mu takie rzeczy, dotykać go w taki sposób, ten cały pokręcony wachlarz czynności, których do tej pory dla nikogo nie zarezerwowałem, a teraz należały tylko do niego, do mojego cudacznego chłopaka, który zawrócił mi w głowie. Byłbym głupi, gdybym udawał nawet przed sobą, że tak nie było, no bo kurwa, proszę ja was, ech.
Co za gnojek, no. Ale przecież sam tego wszystkiego chciałem, tak mi było dobrze, więc miałem, co sobie sam nakręciłem.
Spojrzałem uważnie na Maxa, gdy odwrócił się do mnie i mówił te rzeczy. Nie wiem, co pomyślałem, gdy wyartykułował swoją prośbę, ale nie skomentowałem tego w żaden typowy dla mnie sposób, jakoś… podświadomie czując, że to dla niego chyba ważne.
A skoro tak, przecież mogłem to zrobić, nie? To nic trudnego. Zamknąć czasami mordę.
Wcześniej po prostu kłamałem — odpowiedziałem, unosząc lekko kącik ust i pochyliłem się nieco, by go pocałować, a Max w tej samej chwili pociągnął mnie do siebie za podbródek. Złączyliśmy na chwilę usta, a gdy podczas pocałunku otworzyłem oczy, zorientowałem się, że i Max się na mnie patrzył. Obaj zaśmialiśmy się z tego zbiegu okoliczności i odsunęliśmy od siebie. — Pójdziemy tam, gdzie chcesz. Już ci mówiłem, że zrobię dla ciebie wszystko — mruknąłem jeszcze niskim tonem, pocierając delikatnie jego policzek, bo ech, na takim właśnie byłem etapie, że za tym kundlem mogłem leźć gdziekolwiek.
No trudno. Jakoś to będzie.


Gazelle - 2018-10-09, 22:55

Kłamałem, kłamałem...ta, jasne. Max w to chyba słusznie powątpiewał, bo niby dlaczego Ian miałby wtedy kłamać? To nie miało sensu, no, ale, dobra, trudno, już postanowił się w to nie zagłębiać, woląc zagłębić się zamiast tego w usta Iana. Mógł poczuć nadal ten paskudny alkohol, ale, ugh, no trudno, Ian pomimo to smakował mu jak najlepsza słodycz.
I te tandetne słowa na niego działały, działały jak cholera, nawet pomimo tego że nie wiedział do jakiego stopnia Ian wypowiadał je poważnie. Nie pomagały na pewno uspokoić jego rozbieganego serca, i tych nadziei które w nim się tliły.
Dobrze pamiętał słowa Lany...
Powinieneś uważać z takimi deklaracjami, bo nawet nie wiesz na co się piszesz — powiedział melodyjnie i przystanął na palcach, żeby jeszcze pocałować czubek nosa Iana. Ojoj, był zimny. Czyli nie tylko Maxowi dokuczał chłód. — Bo co jak poproszę cię o to, żebyś, nie wiem, objechał na monocyklu cały Nowy Jork, jednocześnie żonglując pomarańczami? O, i w przebraniu jednorożca. Jednorożce są zajebiste.
Ale na razie wystarczył mu miły wieczór spędzony z butelką dobrego alkoholu.
Z tym dobrym alkoholem, to może nie do końca, bo ostatecznie wzięli wódkę (i soki, bo Max nie miał zamiaru pić przecież samej czystej wódki), ale, no, w przypadku Maxa przynajmniej będzie ekonomicznie, bo prawdopodobnie już po dwóch kieliszkach będzie miał dość. Och, przeginał. Ale trudno, każdemu należało się coś od życia, nie? Najwyżej lekarz go opierdoli. Chociaż lekarz wcale nie musiał wiedzieć o tej niesubordynacji.
Ale z drugiej strony, przecież tyle osób w samych Stanach brało leki psychotropowe. I nie wierzył, że wszyscy grzecznie stosowali się do lekarskich zaleceń, no bądźmy poważni.
W każdym razie, tym razem rozwalili się u Maxa, który miał pełniejszą lodówkę po porannych zakupach, na tyle by zrobić omlet z warzywami. Ian włączył muzykę, a Max mieszał jajka z resztą składników, i, cholera, uwielbiał te wszystkie domowe scenki, nie mógł mieć ich dość i nie mógł przestać marzyć o wspólnym zamieszkaniu z Ianem. W pewnym sensie, fakt, mieszkali razem, a praktycznie dzieliła ich mieszkania tylko ściana, ale, no, to nie było to samo, wiadomo.


effsie - 2018-10-10, 14:20

To było wręcz absurdalne, jak bardzo nie przeszkadzało mi towarzystwo Maxa. Znaczy, to nie tak, że generalnie byłem samotnikiem i stroniłem od znajomych, raczej przeciwnie, chętnie witałem kumpli u siebie w domu i nie czułem się w ogóle skrępowany ich towarzystwem, w ogóle. Tylko że po latach dzielenia na początku pokoju z obcymi, potem mieszkania, gdzie wynajmowałem jedno z pomieszczeń, czułem dużą przyjemność z posiadania (nawet czasowego) czegoś, co było tylko moje; gdzie tylko ja byłem stałym mieszkańcem i miałem tę nieco może chorą możliwość bycia tam na moich własnych zasadach. Nie chciałbym teraz, tak na stałe, mieszkać z kimkolwiek, a tymczasem spędzałem z Maxem praktycznie całe dni… znaczy, poranki i wieczory, od przynajmniej miesiąca i wcale mnie to nie denerwowało.
Nawet, pokusiłbym się o stwierdzenie, było… właściwie. Max nie miał żadnych irytujących zwyczajów, był absolutnie nieinwazyjny, tak, jak mało kto potrafił, naprawdę. Podejrzewałem, że sam byłem dużo bardziej nieznośny, o czym niejednokrotnie wspominali mi moi byli współlokatorzy, denerwując się na pozostawione gdziekolwiek ciuchy czy naczynia, no takie drobnostki; zwyczajnie nie odkładałem rzeczy na miejsce, nawet nie dlatego, że one miejsca nie miały, jakoś tak… chyba często o tym zapominałem. Lubiłem porządek, ale miałem trudność z jego utrzymaniem i po prostu raz na jakiś czas robiłem jakąś generalkę, ale ten stan nigdy nie trwał dłużej, niż tydzień.
Tydzień. To mój rekord. Podczas gdy mój chłopak był jakimś jebanym pedancikiem, wszystko poprawnie i w ogóle, jak zostawiłem jednego poranka bluzę na kanapie, to wieczorem była złożona w szafie. Trochę się nabijałem z tego, że Max nawet zorganizował mi półkę (jego ciuchy, które u mnie się zawieruszyły, po praniu wrzucałem razem z moimi i tylko czasem, gdy rano ubierałem się w pośpiechu, próbowałem naciągnąć na dupę bokserki, które były znacząco za małe, a potem zirytowany biegałem z gołym tyłkiem z powrotem do szafy), ale przynajmniej kiedy spędzaliśmy tu noc to potem mogłem się od razu ubrać, co w sumie było całkiem przyjemne.
Z innych zmian, które nic nie znaczyły, a zaszły, był ten głupi kaktus, którego dałem Maxowi trzy miesiące temu, a którego ten cwel prawie już do końca zasuszył. Więc, nie ze mną takie numery, zwyczajnie jednego wieczora przesadziłem go w końcu do nowej ziemi i zacząłem go doglądać, a biedny chwast odżył niedługo potem, teraz stanowiąc dekoracją w salonie.
Zjedliśmy więc tego omleta (albo, właściwie, ja półtorej, Max pół – on, miałem naprawdę wrażenie, nic nie jadł, w sensie, no, wierzyłem mu, że się nie głodził, ale to było dla mnie naprawdę absurdalne, jak można żywić się tak minimalnymi dawkami pożywienia), a potem skoczyłem do siebie po sos tabasco i sok malinowy, coby trochę urozmaicić to nudne picie wódki, a dwa Wściekłe Psy wprowadziły mojego chłopaka w głupkowaty nastrój. Ponieważ przyjęliśmy zasadę dwa do jednego, sam czułem, że jeszcze kolejka lub dwie i też zacznę czuć miłe działanie alkoholu, a tymczasem zakręciłem butelką wódki na stole, której czubek, niespodzianka, wskazał na Maxa.
Hmm, wydaje mi się, że znam taką grę, w której to coś znaczy — powiedziałem, uśmiechając się głupio, a potem nachyliłem się nad moim chłopakiem i pocałowałem go delikatnie.
— Strasznie monotonna ta twoja gra — westchnął Max, śmiejąc się mi prosto w usta, niby taki zmęczony, chociaż dobrze wiedziałem, że nam obu się to bardzo podobało.
Ach tak? — mruknąłem, jeszcze przez chwilę się od niego nie odsuwając, a z pieczołowitą dokładnością sprawdzając, czy smak wódki, soku i tabasco wciąż mogę wyczuć w jego ustach. — Wydaje mi się, że skoro jesteśmy tu we dwójkę to nie sposób dodać do niej nic ekscytującego.
Max zmrużył gwałtownie oczy i odsunął się ode mnie.
— Twierdzisz, że ja nie potrafię być ekscytujący?
Wysunął durny wniosek, ten mój chłopak, więc tylko wywróciłem oczami, wciąż podpierając się na ręce nad butelką wódki.
Bejbe, ekscytujesz mnie bardziej, niż ktokolwiek inny — rzuciłem, bo taka była prawda, ale moje bejbe wcale nie wydawało się tym przekonane, a nachmurzyło się trochę. Słowo daję, mój chłopak był jak laska z okresem, z tymi swoimi humorkami, ale patrzcie mnie, naczelnego idiotę, który zamiast się na to wyjebać już zasuwał go zapewniać o tym, że jest inaczej. — No Maxie, przecież musiałem cię podrywać aż przez miesiąc, zanim w końcu zdecydowałeś się zrobić mi masaż i popchnąć sprawy we właściwym kierunku — nabijałem się, podnosząc butelkę soku malinowego i rozlewając ją do kieliszków, coby przygotować kolejną porcję naszych wymyślnych drinków.
— Yhy, jasne, podrywałeś — mruknął, niby taki obrażony, chociaż ja tam już widziałem ten błysk w jego oku.
No przecież — ciągnąłem, bo może obaj wiedzieliśmy, że to nieprawda, ale co nam szkodziło. — Dawałem ci wyraźne sygnały żebyś chciał zostać moim chłopakiem.
— Z tego, co sobie przypominam, to nie ja chciałem nim zostać — rzucił Max z przebiegłą miną.
Nie chciałeś? No proszę, czego ja się tu dowiaduję. Wcale nie tak, że…
— Sranie w banię. Z tego, co pamiętam, to ty pytałeś mnie na balkonie czy nie chcę z tobą chodzić — oświadczył Max, szczerząc się do mnie w durnym uśmiechu, a ja ze zdziwieniem zarejestrowałem, że miał rację. — I to ty paplałeś wcześniej o związku, mimo że od samego początku mówiłem ci, że wcale mi o to nie chodzi.
No i rzeczywiście, chyba tak było, jak teraz o tym myślałem. Zagryzłem wargę, powstrzymując wpełzający na moje oblicze uśmiech i wlałem po kropli tabasco do kieliszków. Max chyba na razie miał dość, więc sam wychyliłem ich zawartość i spojrzałem na niego uważnie.
No popatrz, jaki pamiętliwy… — mruknąłem, wesolutki. — Teraz, jak będę opowiadał kolegom romantyczną historię o tym, jak zszedłem się ze swoim chłopakiem, będę musiał zmienić wersję — powiedziałem, patrząc się na Maxa i widziałem, że, podobnie jak ja sam, mój chłopak silił się na poważną minę, choć w oczach igrały mu ogniki rozbawienia.
— O, naprawdę? I co będziesz im mówił? — spytał przebiegle, trzepocząc rzęsami, aż sam miałem ochotę westchnąć głęboko nad tym jego uwielbieniem do słuchania takich pierdół, ale no dobra, mogliśmy sobie grać w taką gierkę, przyznaję, to było całkiem ekscytujące. Na tyle, że nawet nie zauważyłem kiedy Max władował się mi na kolana.
Hmm — udałem, że się zastanawiam, układając dłonie na jego udach, podczas gdy ta gnida już uśmiechała się przed moimi oczami. — A co mam mówić?
— Pytasz się mnie?
Pytam się ciebie.
Max zamilkł na chwilę, przenosząc spojrzenie z moich oczu na nos, usta i brodę, przez chwilę badając palcami kontur moich warg czy żuchwy, cały czas z przebiegłym uśmiechem, który nie znikał mu z tego bladego lica.
— Masz mówić, że nieważne jak to się stało, ważne, że teraz jest ci z tym dobrze. I że nie chcesz myśleć, jakby to było bez niego — powiedział cicho, w końcu wracając do mnie wzrokiem, a i ja nieco spoważniałem, choć z mojej twarzy wcale nie zniknął ten cień uśmiechu.
Zamilkłem na chwilę, przejeżdżając kciukiem po wewnętrznej stronie uda Maxa, nie odwracając spojrzenia od tych dużych, stalowych tęczówek, które wpatrywały się we mnie tak… ufnie, czekając na moją reakcję. Dłonie Maxa wróciły na moją klatkę piersiową i czułem, jak jego palce przesuwają się mi po torsie. Ach, co za słodki skurczybyk. Miałem ochotę go zjeść, całego.
Wiesz, Maxie, przez chwilę myślałem, że będziesz kazał mi kłamać — mruknąłem. — Ale to, ech, to przecież w ogóle nie jest kłamstwo.
Oczy mojego chłopaka urosły duże i zaświeciły się, a on sam chciał mnie pocałować, ale odsunąłem się, kładąc mu palec na ustach.
E-e. — Pokręciłem głową, a Max obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem. — Musisz zakręcić butelką.
— Ale ty jesteś głupi — parsknął śmiechem i sam wyszczerzyłem się w głupim uśmiechu. — Teraz zawsze będę musiał kręcić butelką, jak będę chciał cię pocałować?
To nie ja wymyślałem reguły — oświadczyłem, rozkładając bezradnie ręce i wciąż z idiotycznym wyrazem twarzy.
— I twoje gry też są głupie — ocenił jeszcze Max, straszny cwaniak, bo zamiast ust, przyssał się do mojej szyi. — Bardzo, bardzo głupie.
Tak? To może ty nam wymyślisz jakąś grę — zasugerowałem szeptem, odsuwając się od niego (z wyraźnym żalem).


Gazelle - 2018-10-11, 10:09

Hm, to może nie była gra, ale słysząc tę przyjemną muzykę w tle Max wpadł na pewien pomysł, a jako iż alkohol dodawał mu animuszu i odbierał skrępowanie...
Zatańczmy — powiedział, wstając i pociągając Iana za nadgarstek.
— No chyba nie — mruknął Ian, uparcie siedząc na tym krześle.
No weeeeź — jęknął, ale szybko się zreflektował: — Okej, to zagrajmy w papier-kamień-nożyce. Jeżeli przegrasz, to przetańczymy jeden utwór, jeżeli wygrasz...
— To zrobisz mi striptease.
Okej — odparł, zadowolony że Ian tak szybko podłapał jego pomysł. Wyglądał na pewnego siebie, ale, pff, Max zamierzał osiągnąć swoje i już! Chciał zatańczyć z Ianem, nawet jeżeli nie umiał jakoś świetnie tańczyć, ale to nie miało znaczenia, no bo, no bo chciał się przytulić i pobujać w rytm muzyki, ot i wszystko.
Bujanie się było o tyle dobrym określeniem, że w głowie mu już bujało. To dobrze, że nie zdecydował się na kolejny kieliszek wódki, bo już mogłoby być niefajnie. A tak to nawet się cieszył miłym działaniem alkoholu, który buzował mu w żyłach i podkręcał już i tak wesoły humor.
Raz, dwa, trzy — mruknął, i jednocześnie z Ianem wyciągnęli zza pleców dłonie ułożone w konkretne symbole.
— Ha! Wygrałem — Ian posłał mu zadowolony z siebie uśmieszek, machając mu przed oczami dwoma wyciągniętymi palcami ułożonymi w nożyczki, które to przecinały papier Maxa.
Nieprawda! To była tylko rozgrzewka! — zaperzył się.
— Nie ustalaliśmy, że...
TO. BYŁA. TYLKO. ROZGRZEWKA.
Ian roześmiał się, widocznie mocno rozbawiony sytuacją i wciągnął Maxa ponownie na swoje kolana.
— Nie mów, że wstydzisz się przede mną rozebrać — wymruczał mu w szyję, ręką pocierając jego bok.
Nie mów, że wstydzisz się ze mną zatańczyć. Jeszcze raz, prooooszę? — spytał możliwie najbardziej uroczym tonem, chociaż takie zagrywki chyba i tak nie wzruszały Iana.
A jednak tym razem podziałało, bo mężczyzna pokręcił z rozbawieniem głową i po chwili wystartowali z drugą rundką, którą to już Max wygrał, swoim kamieniem tępiąc kolejne nożyczki Iana.
Ian udawał niechętnego, kiedy Max ponownie go wyciągał do tańca, ale, ale!, Max widział ten cień uśmiechu na jego przystojnej twarzy.
Piosenka, która leciała z playlisty Iana, była całkiem powolna, więc Max przylgnął do ciała Iana, zakładając ręce na jego kark, podczas gdy sam poczuł ianowe dłonie na swoich biodrach. I po prostu się bujali w rytm muzyki, chichocząc i wymieniając się pojedynczymi pocałunkami. A gdy tempo muzyki przyspieszyło, zaczęli się już znacznie lepiej bawić, wygłupiając się w tańcu, wykonując jakieś tandetne ruchy z lat słusznie minionych (a, to akurat tylko Max), jakieś obroty, przyciągania, odpychania, inne rzeczy od których Maxowi czasami robiło się słabo, a ostatecznie i tak lądował w ramionach Iana.
Przy ostatniej piosence odsunął się od Iana, żeby dać mu solo pokaz poruszania biodrami i ramionami, wykonując przy okazji jakieś dziwne ruchy rękoma, które mu po prostu pasowały do improwizowanej choreografii, aż w końcu Ian przyciągnął go do siebie ponownie, żeby zaatakować jego usta, a pomiędzy pocałunkami uciekały z nich kolejne parsknięcia śmiechu.
Ej, a może ty byś mi zrobił striptease? — wymruczał pomiędzy wargi Iana.
— Nie rozpędzasz się aby trochę?
Wiesz, bo po prostu sobie przypomniałem, że KTOŚ mi powiedział, że zrobi dla mnie wszystko. Nie wiem, no, może się przesłyszałem, a może zostałem paskudnie oszukany przez jakąś wybitnie niehonorową osobę...
— Ty mała gadzino.
No, no, wystarczy już gadania. Zrób mi ładne show — odsunął się od niego i posłał mu całusa w powietrzu przysiadając na krześle.


effsie - 2018-10-11, 11:37

Może i byłem pijany, może i dobrze się bawiłem tańcząc z tą gnidą do muzyki z lat osiemdziesiątych (skąd to się w ogóle pojawiło? Czy na pewno ja to puszczałem?), ale striptiz? Zaśmiałem się głośno, patrząc, jak Max usadowił się na krześle i uśmiechnąłem głupio.
Bejbe, może jestem trochę pijany, ale na pewno nie aż tak — roześmiałem się, drapiąc się po szyi.
— To ja ci zrobię jeszcze drinka — zgłosił się od razu i chwycił butelkę z sokiem malinowym, po czym hojnie rozlał ją do nie jednego, a dwóch kieliszków.
Ty też będziesz pił?
— Nie, to dla ciebie — oświadczył, szczerząc się do mnie i chwycił wódkę. No, ciekawe, jeszcze kilkadziesiąt minut temu mówił mi, że nigdy tego nie pił i co to ma być, a teraz, proszę, jaki barman, specjalista od shotów. Patrzyłem z pijanym rozbawieniem, jak mój chłopak rozlał nieco wódki i sięgnął po sos tabasco, których kilka kropel zasadził do kieliszków. — Patrz, zrobiłem — ucieszył się i skinął na mnie, bym podszedł bliżej.
No i rzeczywiście, wychyliłem oba kieliszki, czując przyjemne ciepło i pieczenie w przełyku, aaach, to był jeden z najlepszych sposobów na picie wódki, tak uważałem. Spojrzałem z góry na Maxa, zastanawiając się, co mi odbija i rzuciłem:
To będzie najbardziej gejowska rzecz, jaką zrobię.
Max tylko z uśmiechem pokręcił głową i skinął na mnie, prawdopodobnie bym zaczynał, ale pomimo Blondie lecącej w tle, ja absolutnie nie miałem pojęcia, co mam robić. To nie tak, że nie widziałem żadnych striptizów, ale, no kurwa, były damskie i pociągające, a rozbierający się faceci? Kojarzyli się mi tylko z chipendalesami, którzy byli… odrzucający, lekko mówiąc.
Max, ja ni chuja nie wiem, co mam zrobić — powiedziałem, stając przed nim i czując się jak debil.
— Musisz się rozluuuuuźnić — ocenił za to mój chłopak, szczerząc się do mnie przez cały czas. — Na początku możesz po prostu potańczyć.
Ale tak sam?
— Aha.
Yyy… — mimo upojenia alkoholowego, zapeszyłem się. — To pomóż mi.
— Nie wiedziałem, że striptiz to praca zbiorowa — zaśmiał się, cały czas siedząc na dupie.
No weź, tylko na początku.
No i podziałało, bo Max rzeczywiście podniósł się z miejsca i, kręcąc dupą, podszedł do mnie i zaraz złapał moją rękę i wykonał obrót. I po chwili znowu, śmiejąc się, tańczyliśmy do muzyki z lat osiemdziesiątych, a ten dzieciak wirował w moich rękach, a alkohol już na dobre rozsadził się w mojej krwi, bo kiedy Max uciekł na krzesło, wcale nie przestałem tańczyć, mimo że , oczywiście, nie radziłem sobie tak dobrze, jak z moim partnerem. I chociaż naprawdę nie wiedziałem, co robić, kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki Wipeout The Surfaris, automatycznie zacząłem poruszać biodrami w rytm muzyki, powoli zaczynając bawić się brzegiem koszulki, ściągając ją i zakładając, finalnie ze śmiechem pozbywając się jej w cholerę.
Potem był Bryan Adams i jego lato o najlepszych numerach, mi w głowie trochę zahuczało, i naprawdę już przestałem przejmować się czymkolwiek, tylko zacząłem bawić się moimi dresami. To na pewno nie było ani odrobinę seksowne, ale nie wydawało mi się, żebym i ja miał być seksowny, przynajmniej nie tak, jak kobiety robiące striptiz – i nie zamierzałem tego udawać. Było za to dużo śmiechu, komentarzy Maxa , naszego przekomarzania się i jeszcze raz śmiechu, a prawdziwe zaskoczenie przyszło, gdy prześmiewczo wypiąłem tyłek w jego stronę, a Max klepnął go z całej siły. Tego już nie mogłem wytrzymać i roześmiałem się głośno i, wyjebując się już na ten cały striptiz, w samych bokserkach, przykucnąłem pomiędzy nogami Maxa, układając przedramiona na jego udach i chowając w nie głowę.
Boże, bejbe, męski striptiz to najgorsza rzecz na świecie. Zdecydowanie bardziej wolę, jak ty ściągasz ze mnie ciuchy — westchnąłem, wgapiając się w podłogę i śmiejąc się z tego, co tu się właśnie odjaniepawlało.


Gazelle - 2018-10-11, 12:46

Max w tym momencie akurat nie zastanawiał się jak bardzo to pojebane – co nie oznacza że kiedyś sobie o tym nie przypomni – ale czerpał dziwnie sadystyczną przyjemność z widoku zagubionego, skrępowanego Iana. Nie miał pojęcia, dlaczego, ale siedząc tak przed nim z założonymi rękoma, obserwując jego zazwyczaj pełną siebie postawę w takim zdezorientowaniu, czuł się prawie jakby Ian był poniekąd na jego łasce. Cudowne uczucie, doprawdy.
Ale ostatecznie zaoferował swoją pomoc, zanim wrócił na krzesło aby obserwować swoje prywatne show. Jego partner zawsze był dla niego cholernie seksowny, ale widać było, że traktuje ten cały striptiz jako zabawę, i Max w sumie też to tak traktował, więc bawili się dobrze, a i Max miał okazję nacieszyć oczy. I, och, oczywiście, nie mógł się powstrzymać przez uderzeniem w ten wypięty tyłek, tak twardy, jędrny.
Podobało mu się to przesuwanie granic, wystawianie Iana na robienie tych wszystkich rzeczy z nim, jak taniec czy odwalanie przez Maxem striptizu, napawał się samą świadomością tego, że mógł.
Ian, w istocie, był jego.
Noo...powiedzmy, że dam ci B+ na zachętę — zaśmiał się, mierzwiąc włosy Iana. Ojoj, zawstydził się? To było przeurocze, i Max najchętniej powyciągałby policzki Iana jak jakaś stara ciotka. — Aczkolwiek jeżeli chcesz startować do Chippendalesów to musisz jeszcze trenować.
Chociaż ni cholery nie pozwoliłby na to, żeby ktokolwiek inny mógł cieszyć oczy takim widokiem. Nie, i już.
Podciągnął głowę Iana za podbródek i pochylił się aby pocałować swojego uroczego, przerośniętego dzieciaka.
Zasłużyłeś sobie na jego, dowolne życzenie — wymruczał. — Poproś mnie, o co chcesz.


effsie - 2018-10-11, 14:14

Nie byłem zawstydzony, za to chyba już pijany i zaśmiałem się na tę propozycję Maxa, bo była doprawdy rozkoszna.
Maxie, jaki ty jesteś wspaniałomyślny — wyszczerzyłem się głupio, kołysząc się na palcach, wciąż kucając pomiędzy nogami Maxa i przytrzymując się jego ud, by nie upaść. — Przecież ty i tak zawsze robisz wszystko, co tylko chcę — dodałem i, co tu dużo mówić, to pokrywało się z prawdą, bo nie potrafiłem sobie przypomnieć sytuacji, w której ten blondas czegoś by mi odmówił.
No, może czytania jego wiadomości na Tinderze, ale nie zamierzałem mu wchodzić na Fejsa i sprawdzać, z kim tam sobie słodko pisze.
Max prychnął i chciał mnie, dla żartu, popchnąć, bym walnął tyłkiem w ziemię, ale w porę przytrzymałem się jego nóg i nie-e, nie ze mną takie numery.
No poczekaj, coś wymyślę — zaoponowałem, wciąż durnie uśmiechnięty, no cóż, byłem pijany i miałem to zupełnie gdzieś. Zadumałem się na chwilę, zastanawiając się, co by tu można. Niby byłem już praktycznie rozebrany i pewnie dałoby się zrobić z tego jakiś użytek, ale no, proszę ja was, do tego nie potrzebowałem żadnych życzeń i po prawdzie ciężko mi było znaleźć jakiekolwiek pole, na którym Max miałby problemy ze zrobieniem tego, co mu mówiłem, by zrobił.
No był niesamowity, naprawdę. Taki mój przedwczesny prezent gwiazdkowy, która bozia zesłała mi na początku listopada.
Czego on by nie chciał zrobić? Zacząłem myśleć w tę stronę, bo nie widziałem innego wyjścia. Hmm, zjeść mięsa, zgodzić się na trójkącik z jakąś panną, ale właściwie to z moim Maxiem ja nie potrzebowałem żadnych urozmaiceń, bo naprawdę, odjebało mi na jego punkcie i gdzieś miałbym każdą lalę, a to jedzenie mięsa to co to w ogóle za sprawa? Dobra, Ian, myśl dalej.
Ale myśleć dalej było naprawdę trudno, bo ten koleś dał mi się wytatuować, a kiedy to mnie pierdolnęło to nawet… nawet nie był aż tak bardzo zły i finalnie sam przyznał, że chce to mieć. Aż w końcu…
Wiem — podniosłem na niego ucieszony ryj, że przypomniało mi się, o czym kiedyś gadaliśmy. — Wiem. Obiecaj mi, że kiedyś, nie wiem kiedy, ale nie że jakoś baaardzo w przyszłość. Wiem, że nie teraz, bo teraz niedługo mamy tripa, a po nim pewnie nie dostaniesz jakoś wiele wolnego… chyba że dostaniesz?
— Ian, no powiedz, o co ci chodzi!
Obiecaj mi, że gdzieś pojedziesz sam. I nie do San Jose. Gdzieś na wycieczkę. Sam. O, może być nawet tylko na weekend, to wtedy możesz to zrobić nawet niedługo! — ucieszyłem się.


Gazelle - 2018-10-11, 14:41

Prawie pożałował swojej propozycji, gdy zobaczył jak Ian poważnie ją potraktował, myśląc i myśląc nad tym co może rozkazać Maxowi. No bo, ech, możliwości miał sporo. Wprawdzie, chcąc nie chcąc, Max musiał przyznać mu rację w tym, że z reguły i tak robił rzeczy, których chciał od niego Ian. Taaa, Ian miał go owiniętego wokół swojego małego palca, Max nie mógł się z tym kłócić, mimo iż odczuwał potrzebę obrony swojej dumy.
W każdym razie, trochę bał się tego, co wyjdzie w końcu z ust Iana i...
Zaskoczył się. Bo takiej prośby absolutnie się nie spodziewał. Uniósł brew, studiując dokładnie mimikę Iana. Pamiętał, że kiedyś mieli taką rozmowę i Ian już próbował zachęcić Maxa do wycieczki, ale...
Sam? Dlaczego sam? Dlaczego niby nie mógłby się wybrać gdzieś z Ianem? Że co niby stało na przeszkodzie? Max naprawdę, naprawdę nie chciał wchodzić w tryb swojej chorobliwej zazdrości, ale to po prostu brzmiało zwyczajnie podejrzanie, jakby Ian potrzebował się go pozbyć z miasta, czy coś. Pewnie zupełnie źle odczytywał jego intencje, ale, cóż, nie mógł się pozbyć tych myśli, tych idących za nimi obaw. Nie był dumny z tego, że te myśli w ogóle się pojawiły.
Eeee... — wypalił w końcu — ale dlaczego akurat sam? Nie chcesz jechać ze mną? Myślałem, że cieszyłeś się naszymi wspólnymi wypadami w Australii... — powiedział, nawet nie ukrywając smutnych nutek w swoim głosie. Przecież nawet z pracą Iana dałoby się jakoś wygospodarować czas na niewielki wypad, nie widział w tym żadnego problemu.
Max był człowiekiem honoru (chyba, sam się przynajmniej za takiego uważał, i proszę nie wspominać o grze w kamień-papier-nożyce sprzed chwili), więc skoro się zadeklarował że spełni dowolne życzenie Iana, no to musiał mu to obiecać, ale chciał wiedzieć dlaczego Ian tak a nie inaczej sformułował tę prośbę, podkreślając, że ma jechać sam.


effsie - 2018-10-11, 15:12

Pewnie że chcę — odparłem natentychmiast — ale skoro nigdy nie byłeś nigdzie sam, chciałbym żebyś zobaczył, jak to jest. Być w zupełnie obcym miejscu, tylko ze sobą, to jest tak ciekawe… wiesz, poznawać siebie w ten sposób. Przez swoje wybory, które mogą cię zaskoczyć — gadałem, niebezpiecznie kiwając się w tę i z powrotem na palcach, wciąż pomiędzy nogami Maxa. — To jest takie ciekawe i chciałbym, żebyś mógł tego doświadczyć, a skoro mogę poprosić cię o co tylko chcę… chcę właśnie o to.
Wpadła mi do głowy myśl, że to było bardzo przewrotne, że moje życzenie, które dał mi Max… no cóż, nie wykorzystałem go w ogóle dla siebie, a taki niby ze mnie egoista, ale serio, po co? Egoistą mogłem być na co dzień, żądając od mojego durnego chłopaka niestworzonych rzeczy, a tymczasem na tapecie były ważniejsze sprawy.
No a poza tym, nie ma szans żeby mnie było stać na jakąkolwiek wycieczkę w najbliższym czasie. Jedziemy na tego tripa, a niestety, u mnie to działa w ten sposób, że jak nie pracuję to nie zarabiam, na tym przegrywają wolne zawody — dodałem, bardzo rozsądnie, zważając na moje upojenie alkoholowe, ale potem przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz. — A jak będziesz już po całym dniu zwiedzania i oglądania… czegokolwiek, to wieczorami będziesz mógł połączyć się ze mną przez fejstajma.
To była bardzo istotna rzecz, a ja przypomniałem sobie, że już dawno go nie całowałem, więc wykorzystałem swoją pozycję i, podpierając się na udach Maxa, jedną ręką podciągnąłem nieznacznie jego koszulkę i przyssałem się do jego brzucha, śliniąc go i całując. Czułem lekkie huczenie w głowie i nie wiem, czy seks byłby dobrym pomysłem, ale skoro miałem ochotę na drobne obmacywanko to co stało temu na przeszkodzie?
Maxie… chyba się trochę upiłem — wyznałem pomiędzy kolejnymi pocałunkami.


Gazelle - 2018-10-11, 18:32

Okej, to tłumaczenie miało sens. I było...poruszające na swój sposób. No dobra, bardzo poruszające. Mega kochane. No bo, jeżeli Ian mówił całkowicie szczerze, to chciał żeby Max spędził miło czas, żeby nabrał kolejnych doświadczeń, no, na takie coś wykorzystał swoje życzenie. Co za słodziak. Maxowy słodziak. Kochany, kochany chłopiec, jego chłopiec.
To oczywiście nie rozwiało w pełni jego wątpliwości. Nadal jakiś irytujący, mały Max w środku dużego Maxa podszeptywał mu milion obaw, podsycał niepokój, ale...ufał Ianowi. A przynajmniej bardzo chciał mu zaufać, w końcu Ian nie zrobił niczego, co mogłoby to zaufanie nadszarpnąć. To nie byłoby fair, gdyby Max go bombardował tak bezpodstawnymi oskarżeniami...
Poza tym, przecież od razu nie wyjedzie, więc miał czas na oswojenie się z tym pomysłem i przegonienie obaw.
Ian, ko... — zaczął, ale szybko się zreflektował: — Ian, pieniądze przecież nie są problemem... — mruknął, gładząc policzek mężczyzny. Pewnie to dlatego, że pochodził z dobrze usytuowanej rodziny i nigdy nie miałby problemu z otrzymaniem ewentualnego wsparcia od rodziców, ale sam nie przywiązywał aż tak wielkiej wagi do pieniędzy. Zawsze starał się mieć coś odłożone, na wszelki wypadek, na różne większe wydatki, ale, ogółem, wychodził z założenia, że skoro z Ianem tworzą związek, to te pieniądze wcale nie muszą być tylko jego.
A to określenie, którym chciał nazwać Iana, to, oczywiście, kochanie. Czasami mu się to po prostu cisnęło na usta, może dlatego, że zawsze tak nazywał Jareda, gdy byli w związku, ale przecież Ian nie był Jaredem. Był o stokroć lepszy. Ale też Max wiedział, że Ianowi średnio by się spodobały takie czułe określenia, więc nawet jeżeli czasami go kusiło, to to nie było ze strony Maxa aż takie poświęcenie, żeby po prostu się powstrzymać.
Nie wszystko musiało być po maxowemu, wbrew pozorom.
Będę ci wysyłał mnóstwo zdjęć — zadeklarował. Musiał jeszcze pomyśleć nad tym, gdzie się wybrać. Alaska brzmiała kusząco, ale bez sensu byłoby tam jechać tylko na weekend. Może Nowy Orlean? Zawsze chciał zwiedzić tamtejszą Francuską Dzielnicę. Jakby jeszcze udało mu się trafić na Mardi Gras...
No co ty nie powiesz — zaśmiał się cicho. No bo nie trzeba było geniusza do stwierdzenia, że tak, Ian nie był trzeźwy. Wprawdzie nie był ani w jednej dziesiątej tak pijany, jak byłby Max po takiej dawce alkoholu i, kurczę, Max się aż zastanawiał ile ten człowiek potrzebował alkoholu żeby się tam porządnie, porządnie schlać. — Idziemy do sypialni? — zaproponował, chwytając Iana za ręce, żeby ten mógł się powoli podnieść razem z nim. — Przyniosę ci wody i się poprzytulamy, co?
Max też nie brał już po uwagę opcji z seksem, w końcu też nie był trzeźwy i czuł senność, która, jak widział, odbijała się również w twarzy Iana.


effsie - 2018-10-11, 20:02

Pieniądze — zaczynałem już powoli chyba bełkotać — nie są problemem, jak je masz.
Przyssałem się mocniej do brzucha mojego chłopaka, śliniąc go i wspierając się już bardzo pokracznie na tych jego udach. Moja sytuacja finansowa nigdy nie przedstawiała się jakoś szczególnie wyjątkowo, a teraz jeszcze, po tych naprawach w domu mamy i kasie na bilety… no, ech, najbogaciej to u mnie z groszem nie było. Wiadomka, kredyty, sredyty, ale w sumie to nie miałem teraz za bardzo do tego głowy.
Zostawiłem na skórze Maxa już piękne, czerwone ślady i odsunąłem się, patrząc w górę na mojego chłopaka, który sadził jakieś niestworzone pomysły.
Do sypialni? — powtórzyłem z niedowierzaniem. — Ale ja jeszcze wcale nie chcę iść spać. Chodź, zrobimy coś fajnego — gadałem i chciałem podnieść się z kucek, ale zakręciło mi się w głowie i wylądowałem zadkiem na ziemi.
Max zaśmiał się ze mnie i wstał, podnosząc do mnie ręce, które złapałem i podniosłem się, stając naprzeciw niego.
— Najebany to do domu — powiedział głupio, a ja wygiąłem usta w podkówkę.
Ale ja nie chcę iść do domu, wolę zostać u ciebie — mruknąłem, wtulając się w mojego Maxa, który był zdecydowanie zbyt kościsty, by być wygodnym, ale to absolutnie nie był żaden problem. Max chyba chciał coś powiedzieć, ale podniosłem go, zachwiałem się, blondas pisnął i zarzucił mi ramiona za szyję; udało się nam jakoś utrzymać i dźwignąłem go do sypialni. — Ty tu sobie poleż, a ja przyniosę wodę — oznajmiłem, bo jak zwykle, alkohol tylko potęgował moje ADHD.
I rzeczywiście, śmiejąc się jak głupi do sera nalałem dwie szklanki wody i nawet znalazłem w lodówce cytrynę, więc wycisnąłem z niej soku po trochu do obu tych prze-wymyślnych drinków. Postawiłem je na szafce nocnej Maxa (ten koleś miał szafkę nocną!) i oznajmiłem jeszcze:
Maxie, nastaw budzik. Ja jutro rano muszę iść do pracy.
To było bardzo odpowiedzialne, ale zanim się zorientowałem, mój chłopak był już też tylko w bieliźnie, no skurczybyk nie próżnował, jak go tu zostawiłem.
Wiesz co, ty jesteś taką przylepą i zawsze, zawsze przylepiasz się z prawej strony — gadałem, gdy układaliśmy się już pod kołdrą, chociaż ja wcale nie chciałem jeszcze iść spać. — I czasami jak mi rano drętwieje ręka, to myślę sobie, że boże, dobrze, że zawsze się układasz z prawej strony, bo inaczej jeszcze miałbym problemy w pracy, ale tak jest dobrze i jak rano u Lany obudziłem się bez ciebie to tak jakoś pusto — paplałem bez sensu, tą prawą ręką obejmując mojego cudacznego chłopaka i miziając go lekko, kradnąc mu tez drobne pocałunki. Z japy leciało mu wódką, ale w sumie mnie pewnie też, więc nie było się co przejmować i właściwie to mi to nie przeszkadzało. — Mmm, ale nie kładź się tak jak do spania, bo ja jeszcze nie chcę spać — przypomniało mi się i poruszyłem się trochę, bo przecież zaraz tak zaśniemy, a to tak nie można. Więc żeby mieć co robić i przesunąłem się nieco bliżej i pocałowałem jego klatkę piersiową, na początku trochę, potem trochę bardziej, a potem jeszcze bardziej i tak całowałem go i całowałem, a potem nie wiem już, co się stało, bo chyba jednak zmogła mnie senność.


Gazelle - 2018-10-11, 22:06

Nie chciał spać, nie chciał spać, a w końcu zasnął, podobnie jak Max. Właściwie, sam nie wiedział kto odpłynął pierwszy, po prostu nagle zrobiło się ciemno i ot. Dopóki oczywiście nie obudziła go ta rażąca w oczy jasność. Do cholery, był styczeń, nie powinno być aż tak jasno!
A może to zwyczajnie był kac. I może też dlatego czuł taki ciężar na klatce piersiowej, który odbierał mu oddech...
A, nie, to Ian. Cholera, wziął i usnął na nim, przykrywając Maxa praktycznie całym swoim ciałem. I Max uznałby to za urocze, gdyby nie fakt, że...no, Ian był od niego większy, i to tak całkiem nieźle. Mięśnie robiły swoje, wzrost też i...no, Max był dosłownie wgnieciony w materac. Próbował się wyswobodzić spod tego słodkiego, acz upierdliwego ciężaru, ale nic. Nie chciał budzić Iana, ale...chyba i tak miał iść do pracy, nie?
Iaaaan — wychrypiał, potrząsając lekko ciałem swojego chłopaka. Ale ten nic. Więc spróbował ponownie, tym razem mocniej. I ponownie, aż w końcu spojrzał na niego zdezorientowanymi oczętami. — Wstawaj, musisz iść do pracy.
I kiedy Ian leniwie sięgnął po zegarek i spojrzał na wyświetloną nań godzinę...otworzył szeroko oczy i zerwał się z prędkością światła, uciekając pod ekspresowy prysznic, a w tym samym czasie Max przygotował kawę, mimo iż cholernie nie chciało mu się zwlekać z łóżka. Zabrał się także za ekspresowe i lekkie śniadanie, w końcu nie chciał wypuszczać Iana głodnego. No i wyciągnął tabletki przeciwbólowe na wszelki wypadek.
Uśmiechnął się lekko do siebie, nawet mimo tego, że głowa mu pękała na pół, bo przypomniał sobie poprzednią noc. Pijany Ian był taki rozkoszny, taki przytulaśny. Nie chciał absolutnie wciągać Iana w jakiś nałóg, ale, hm, może powinien częściej urządzać sobie z nim takie wieczorki...
Ian wyparował z łazienki i w równie ekspresowym tempie opróżnił talerz i kubek z kawą, mimo trucia Maxa że przecież zrobi mu się od tego słabo. Ale nie zrobiło, i chwilę potem zniknął z mieszkania (Max oczywiście odebrał sobie wcześniej pożegnalny pocałunek, bo mógł).
No i, cóż, Ian w pracy, a Max też musiał się zebrać w sobie i powrócić do rzeczywistości. Czekało go trochę pisania, bo przecież olał pracę, którą miał zrobić wieczorem. Na szczęście nie była to wcale pilna praca, więc nie odczuwał tego typowego lęku związanego z niedopełnieniem zobowiązania. Niemniej, musiał spiąć poślady, zwłaszcza że czekała go jeszcze tego dnia terapia.
I, podczas sesji w gabinecie Eisenhoffera, zdecydował że w końcu zada pytanie, które go trapiło właściwie od początku terapii.
Panie doktorze — odezwał się, gdy tylko nadarzyła się okazja, żeby nie wciąć się z tym pytaniem w środek innego wątku. Na tej sesji mówił głównie o swoim urlopie, o tym co odczuwał będąc w Australii, a także o rodzicach. — Co mi właściwie jest? Jaka jest moja diagnoza?
Eisenhoffer podniósł wzrok, a także okulary na nosie, wpatrując się w niego uważnie.
— Skąd takie pytanie?
Po prostu, chciałbym wiedzieć o co chodzi, na co konkretnie się leczę...
— Zastanówmy się może najpierw nad tym skąd to zainteresowanie. Dlaczego panu tak zależy na tym, żeby usłyszeć diagnozę?
Eeee, to chyba normalne, że chcę wiedzieć co to jest?
— Ale dlaczego pan chce to wiedzieć? Co ta informacja panu da, co ona zmieni?
Może to, że pozbędę się tej niepewności? Chciałbym mieć coś stałego, pewnego, coś czego mogę się trzymać. Że kiedy dzieje się coś alarmującego, to mogę sobie powiedzieć no, to jest to i to. Po prostu...potrzebuję tej informacji dla własnego spokoju. I przecież mam prawo wiedzieć, co mi jest — zaznaczył już ostrzejszym tonem, mimo iż nie chciał naskakiwać na siedzącego przed nim mężczyznę. Ale denerwowało go to drążenie przy tak zwyczajnym pytaniu.
— Hm. Nie mogę panu dać czegoś w stu procentach pewnego. Pewny jest tylko pański dyskomfort związany z odczuwanymi objawami. I zarówno jako lekarz, jak i pański terapeuta, na tym zamierzam się skupić – na tym, co jest dla pana najbardziej uciążliwe. Bo sama diagnoza jest niewystarczającą wskazówką. Pozwala usystematyzować pewne rzeczy, nadać jakiś kierunek, często wpływa na wybór farmakoterapii, naturalnie, ale każdy człowiek dotknięty danym schorzeniem przeżywa je inaczej – ergo ciężko znaleźć jedną, całkowicie uniwersalną metodę radzenia sobie z nim. Poza tym, cóż, objawy mogą układać się w mnóstwo chorób i zaburzeń, w dodatku specjaliści od ludzkiej psychiki na ogół nie mają aż tak wielkich możliwości badawczych, więc, reasumując, diagnoza sama w sobie niewiele zmieni. Ale te oczekiwania, jakie pan ma względem niej, przypominają mi o tym, jak pan postrzega świat i jak pan uzależnia swoje poczucie tożsamości od czynników zewnętrznych. I zanim rozwiniemy ten temat, powiem panu jakie ja mam podejrzenia. Bo, oczywiście, pracuję z panem jeszcze zbyt krótko by postawić jasną diagnozę. Moje najsilniejsze podejrzenie to zaburzenie osobowości z pogranicza.
Zaburzenie osobowości z pogranicza? Czyli...? — otworzył szeroko oczy. To był ten potoczny border? I że niby to go dotykało? Nawet nie znał istoty tego zaburzenia, kojarzył je raczej jako wyraz pewnej wręcz obelgi, odnoszącej się do niestabilności emocjonalnej. Co by się właściwie zgadzało, bo tak, Max był niestabilny emocjonalnie. — Co to oznacza? To da się wyleczyć?
— Oczywiście, zaburzenia osobowości są możliwe do wyleczenia. Gdyby sprawdziła się moja inna teza, mianowicie zaburzenie afektywne dwubiegunowe to, cóż, sprawa wyglądałaby inaczej. Natomiast objawy zaburzeń osobowości są jak najbardziej możliwe do zniwelowania, przede wszystkim w drodze terapii. I co to oznacza...cóż, jeszcze do niedawna określało się tak stan pomiędzy nerwicą a psychozą. Nie do końca się z tym zgadzam, ale na pewno, tak jak nazwa wskazuje, jest to coś pomiędzy. To zaburzenie jest ciężkie do stwierdzenia, bo zestaw objawów jest na tyle szeroki, że istnieje multum ich kombinacji, które niekiedy pokrywają się z innymi schorzeniami. Kojarzy się przede wszystkim z niestabilnością i tak, zgodzę się że jest to istotny punkt w rozpoznaniu zaburzenia. Niestabilność w obrazie siebie, niestabilność w związkach, niestabilność emocjonalna. Trudności z kontrolowaniem emocji i ich natężenia. Lęk przed odrzuceniem.
Brzmi znajomo... — mruknął Max.
— Pozwolę sobie przeczytać panu kryteria diagnostyczne z klasyfikacji DSM-V — powiedział lekarz i zaczął wymieniać kolejne objawy charakterystyczne dla tego zaburzenia osobowości, do każdego z nich dodając komentarz. Wprawdzie część z nich w ogóle nie odnosiła się do Maxa, ale część była aż nazbyt znajoma, co najwyraźniej wystarczyło do takiej, a nie innej diagnozy.
Spodziewał się, że kiedy usłyszy diagnozę, kiedy dostanie jakieś konkrety, będzie łatwiej mu to wszystko ogarnąć umysłem. A było wręcz przeciwnie – chaos w jego głowie jeszcze bardziej się rozrósł, nie wiedział nawet co ma czuć po usłyszeniu tej informacji. Smutek? Radość?
Zdecydował się na to, żeby tymczasowo to wyśmiać, odrzucić powagę diagnozy.
I roześmianego spotkał go Ian, który skończył tego dnia wcześniej i zgodnie z tym co ustalili drogą smsową, czekał na niego przed budynkiem.
— Co jesteś taki rozbawiony? — spytał, unosząc brew. Pewnie sądził, że po każdej wizycie Max wychodził zdołowany, przytłoczony, zmęczony, no i rzeczywiście często tak było.
Usłyszałem swoją diagnozę — powiedział, wyciągając paczkę papierosów. — Wygląda na to, że mam pierdolonego bordera — roześmiał się, chociaż tym razem zabrzmiało to raczej gorzko.
I może nie powinien dzielić się z Ianem taką informacją, zważywszy na to co o tym zaburzeniu mówił mu Eisenhoffer. A co, jeżeli Ian będzie chciał dowiedzieć się więcej, wpisze to w Google i wyskoczy mu informacja o lęku przed odrzuceniem?
Ale w tym momencie się tym nie przejmował. Po prostu musiał się z kimś podzielić taką rewelacją.
Odpalił papierosa lekko trzęsącymi się rękoma, na co wcześniej nawet nie zwrócił uwagi, i zaciągnął się głęboko dymem.
Chodźmy dzisiaj na to karaoke, co? — zaproponował, bo w sumie chyba potrzebował się rozerwać. I co z tego, że był środek tygodnia. Co z tego, że już poprzedniego wieczora był z Ianem w barze.


effsie - 2018-10-12, 09:37

Wczoraj rzeczywiście byłem lekko podpity i dałem dość niezły popis tego, jak pić się nie powinno (cztery szoty w pięć minut? No, Monaghan, masz trochę lat doświadczenia w piciu, czy naprawdę nie wiedziałeś, że to cię zaraz zmiecie?), ale najwidoczniej potrzebowałem sobie dodać odwagi przed tym śmiesznym tańcem, który odwalałem przed Maxem. Na samo wspomnienie banan wjechał mi na mordę i przez cały poranek nie mogłem pozbyć się rozbawienia, ale nie było to wspomnienie ani trochę żenujące, bo w sumie to nie wiedziałem, co musiałbym zrobić, żeby czuć zawstydzenie. To było dobre w byciu mną, pewność siebie na poziomie stu pięćdziesięciu procent, chociaż niektórzy trochę mnie chyba za to nienawidzili.
No, nieważne.
Trochę żałowałem, że tak wczoraj usnąłem jak dziecko, ale nie było co płakać nad rozlanym mlekiem, a ze studia wróciłem jeszcze przed trzynastą. Dziś miałem tylko jednego klienta na dziaranie, ale musiałem mocno popracować nad kolejnymi projektami, a potem najlepiej dokończyć prezentację tych trzech identyfikacji, które miałem z Maxem pokazać Tony’emu i Becie. W każdym razie, całe popołudnie siedziałem u siebie w domu, co w sumie rzadko mi się zdarzało; zapukałem nawet (przez ścianę) do Maxa, chcąc, by wpadł pisać do mnie, ale odpowiedziała mi cisza, a kilka wiadomości na Messengerze później okazało się, że musiał skoczyć po coś do redakcji, a potem miał tę całą terapię. Umówiliśmy się więc, że wpadnę po niego do tego doktora od czubków, po mojego czubka, a potem pewnie poszwędamy się gdzieś po mieście. Zwykle szwędałem się po barach z kumplami, a teraz ci kumple skurczyli się do liczby pojedynczej skoncentrowanej w pewnej blondwłosej, bardzo szczupłej postaci, no i co? I fajnie.
Więc w domu wziąłem jeszcze prysznic, bo był miły wieczór i niewiadomo, gdzie zaprowadzi nas ta noc, a gdyby mój chłopak miał na przykład ochotę na małe obciąganko to chciałem mu sprawić przyjemność czystym, świeżym kutasem, taki nowoczesny rodzaj ulubionego lizaka tej małej bestii, musiałem przyznać, że z każdym razem miałem wrażenie, że robił to coraz lepiej, a ja już nie potrafiłem sobie wyobrazić loda bez dotyku tej metalowej kuleczki, aaach. Dobra, podnieciłem się na samą myśl, na samo wspomnienie, aż znowu musiałem pomyśleć o gołym tyłku Bety, bo stanie ze wzwodem pod gabinetem dla czubków to nie jest chyba najlepsze zachowanie. Paliłem sobie fajkę, przeglądając Fejsa i wdałem się nawet w jakąś dyskusję na naszej longboardowej grupie, gdzie zaraz dostałem opierdol, że nie widzieli mnie sto lat (prawda, ostatni raz to było wtedy, jeszcze przed świętami, gdy też w sumie zbiłem wcześniej, żeby znaleźć Maxa, któremu padła bateria, blablabla, nieważne) i spytałem nawet, co robią wieczorem. Szli gdzieś do baru i może nawet moglibyśmy tam dołączyć z Maxem, tak sobie pomyślałem, przy okazji zastanawiając się, czy moja ekipa miała okazję poznać mojego chłopaka. Chyba nie, zorientowałem się, bo do tej pory wszędzie bujaliśmy się we dwójkę, a Tone z Betą to były wypadki przy pracy, które zdarzyły się dużym przypadkiem. Napisałem im, że może wpadnę dziś wieczorem, z zamiarem zaproponowania tego Maxowi, a tymczasem mój blondas cały rozbawiony opuścił ten przybytek, gdzie leczyli czubków.
Bordera? — powtórzyłem za nim, marszcząc nieznacznie brwi.
Hmmm… Prawdę mówiąc, niewiele o tym wiedziałem, bardziej tyle, że to taka choroba trochę jak schizofrenia, że raz ci odpierdala, a potem jest całkowicie w drugą stronę, a te zmiany nastrojów – chociaż zdarzały się każdemu człowiekowi – w przypadku tego bordera były takie jakby bardziej i mocniej. No i generalnie, no, trochę może niefajnie, ale co? Mój chłopak leczył się psychiatrycznie, chyba wiedziałem, że coś jest z nim nie tak, nawet jak nie przykładałem do tego wielkiej wagi. W sensie, no kurwa, dla mnie mógł mieć bordera czy jakiekolwiek inne gówno, lubiłem z nim być i tyle, nie myślałem, że to cokolwiek zmienia. Wciąż mnie irytowało, że nie chciał mi powiedzieć, o co chodziło, ale zdecydowałem się położyć tabu na ten temat, bo jakiekolwiek dyskusje o tym tylko sprawiały, że znowu się na siebie irytowaliśmy; no, może niedosłownie, ale zawsze gdy się kłóciliśmy to to się pojawiało obok, a ja wcale nie chciałem się z nim kłócić. Nie musiał mi mówić. Nie musiał i nie chciał, zakodowałem sobie w głowie, lepiej skupić się na tym, skąd to rozbawienie i epitet.
Zmierzyłem Maxa wzrokiem, wydawał się… jakby to był długi dzień. W sensie, nie był jakiś wykończony, że boże, chodźmy spać, ale pewnie ta wizyta go jakoś zmęczyła plus ganianie po mieście… Wyciągnął tę faję, a ja zeskoczyłem z murka na którym siedziałem i ruszyliśmy gdzieś przed siebie.
No i co? — spytałem, bo ten pierdolony border siedział mi w głowie. — To źle, dobrze? W sensie, no kurwa, masz typa, i co? To chyba spoko, że wiesz, znaczy, że ten doktor od czubków wie, bo może cię jakoś leczyć? — gadałem, co wiedziałem, albo co wydawało mi się, że wiem. — Jak ci się nie podoba, że go masz, możemy go jakoś inaczej nazwać. Wiesz, żeby nie mówić ech, Max, ty i ten twój border — tak jakbym miał tak zamiar kiedykolwiek mówić — tylko na przykład Max, co tam u twojego Lionela? Nadajmy mu jakieś poważne imię, Lionel, albo, nie wiem… może jakieś elfie? Wtedy będzie brzmiał tak wyniośle — paplałem. — Co to w ogóle znaczy? Ten typ ci powiedział? — spytałem, nie mogąc się powstrzymać, bo Max może nie chciał mi gadać o swojej terapii, no ale to chyba mógł mi powiedzieć?
Czy też nie? No, zaraz zobaczymy.
Na karaoke? — Spojrzałem na niego, unosząc z powątpiewaniem brew. To zdecydowanie nie była moja ulubiona rozrywka, w sensie… dużo bardziej wolałem pijackie przyśpiewki przy ognisku i gitarze, albo nawet zwykłe, pijackie przyśpiewki, wcale nie potrzebowałem do tego podkładu, muzyki, mikrofonów i całej tej hecy. — Serio chcesz? Ech… — westchnąłem, gdy pokiwał gorliwie głową. — No ale tak sami? Trzeba by zebrać większą ekipę — spróbowałem zniechęcić go w ten sposób.
W ogóle, Max szedł jakoś tak daleko ode mnie i miał nietęgą minę, a gdy pochyliłem się, by go pocałować to owszem, dał mi buziaka, ale zaraz odskoczył na pewną odległość. O co chodziło? Czy on się czuł niekomfortowo? No prawda, ja byłem dopiero co po prysznicu, a on niekoniecznie, ale to nie znaczyło, że śmierdział i miałem go za jakiegoś obrzydliwego, bez przesady. Ale no widząc to wszystko, gdy tak szliśmy, dojrzałem jeszcze taką siłownię na otwartym powietrzu, więc niewiele myśląc wyciągnąłem z kieszeni telefon i portfel, a potem podałem zdziwionemu Maxowi, mówiąc:
Potrzymaj, mam ochotę trochę się porozciągać.
I bez słowa skoczyłem na te drążki, gdzie spędziłem jakieś, nie wiem, dwadzieścia-trzydzieści minut, a gdy skończyłem i moje czoło lśniło lekką warstwą potu, co absolutnie mi nie przeszkadzało; zwykle po mieście poruszałem się na deskorolce (znaczy, zwykle kiedy nie byłem z Maxem) i wyglądałem tak przez zaskakującą większość czasu. Co prawda teraz wiąłem prysznic i miałem poznać, co to znaczy, być taki wspaniały, świeży i pachnący, no ale co, skoro on się czuł ze mną takim niekomfortowo, to co za problem.
Widać dla mojego chłopaka mogłem się nawet spocić, jakkolwiek obrzydliwie by to nie brzmiało.


Gazelle - 2018-10-12, 20:31

Dopiero kiedy to wyznanie opuściło usta Maxa i zdążyło polecieć w przestrzeń, ten zaczął się tak naprawdę martwić o reakcję Iana. Niby mieli już te rozmowy, Max wiedział, że Ian nie był facetem który odrzuciłby go ze względu na jakiekolwiek schorzenie na psychice, ale...ech, nie mógłby go przecież winić gdyby czuł się tym w jakiś sposób przytłoczony, zwłaszcza jeżeli miał jakieś pojęcie o tym czym ów zaburzenie było.
Dlatego wewnętrznie potężnie odetchnął z ulgą i nie mógł się nie uśmiechnąć lekko na to ianowe podejście. To było naprawdę cenne, rozkoszne, urocze, kochane, i w ogóle Maxowi miękły kolana niczym bohaterce taniego harlequinu. Pomysł z nadaniem nazwy borderowi Maxa był doprawdy wyjątkowy i już totalnie rozwalił Maxa na części pierwsze. Jakie miał szczęście, że trafił na tak kochanego, tak wyrozumiałego, tak uroczego w zupełnie nieświadomy sposób chłopaka. Ian był perfekcyjny, w każdym calu, nawet pomimo tego, że czasami wkurzał Maxa. A to nie zawsze było tak, że Ian wkurzał Maxa, tylko Max wkurzał się na niego, ale często z powodów własnych imaginacji.
Generalnie, cóż, musiał przyznać, że biedny Ian miał z nim ciężko. A pomimo to był taki kochany, taki słodki...
Chyba dobrze? Nie wiem. W każdym razie, no oznacza to to, że mam zaburzoną osobowość. I dobra wiadomość jest taka, że to da się jakoś poukładać. Gorsza jest taka, że nie zrobią tego same piksy, no i zapierdalam już na tę terapię, fakt, ale rzygać mi się chce na myśl o tym całym grzebaniu w psychice. Niby nie jest tak źle, no bo, kurde, nie mam żadnych życiowych traum, wydaje mi się że prowadziłem zawsze zupełnie bezproblemowe życie, wiesz, taki dzieciak z wyższej klasy średniej, wychuchany jedynak i w ogóle, a tu się okazuje że jednak w mojej psychice narosło jakieś gówno — mówił, bo skoro powiedział A to uznał, że wypada powiedzieć B. No i miał ochotę się wygadać w końcu przed Ianem, przecież cały czas opuszczał najgorsze rzeczy. Patrząc przed siebie kopnął jakiś kamyk, który przewinął mu się pod nogami. — Po prostu...ugh, no to jest takie nieracjonalne, tak...nie umiem tego zrozumieć. Gdyby to była jakaś po prostu choroba, gdyby chodziło o jakieś połączenia w mózgu czy takie generalnie czysto neurologiczne rzeczy to mógłbym się napchać tabletkami i jakoś by było, nie? Znaczy, no, wiem, dobra, nie zawsze to jest takie proste, że się wszystko poukłada od tabletek, ale... No niby teraz też biorę ten syf, ale on właściwie służy temu, żeby mnie jakoś uspokoić, wyciszyć, z resztą objawów radzi sobie o tyle, że je przytępia i mogę się terapeutyzować, nie? Ale sam muszę pracować i się mierzyć z tym gównem, i, no, po prostu to jest taki syf — skończył gorzko. Kiedy mówił, nawet nie zwrócił uwagę na to jak się rozgadał, i że Iana mogło to nie interesować, albo co gorsza zainteresowało na tyle, że wyrobił sobie w tej przystojnej główce jakieś niefajne myśli.
I kiedy to wszystko z siebie wyrzucił, rozbawienie zostało przegonione przez taką wewnętrzną ponurość, zrezygnowanie. Dlatego potrzebował desperacko się rozerwać, chociaż kilka miesięcy temu poradziłby sobie z tym po prostu tak, że zamknąłby się w mieszkaniu z książką, albo po prostu wkopał pod kołdrę i leżał. Miesiące spędzone z Ianem niewątpliwie miały na niego wpływ.
A karaoke...bo tak. Bo to była taka rozrywka, gdzie mógł się powygłupiać z bliskimi, coś porobić, zamiast po prostu upijać się gdzieś w barze na smutno. To znaczy, nie wątpił, że Ian byłby w stanie zapewnić mu jakąkolwiek inną porywającą rozrywkę, ale ten pomysł mu się wbił w głowę już jakiś czas temu, więc zamierzał go zrealizować i już.
Spoko, da się ogarnąć — odparł niewzruszony, więc jeżeli Ian naprawdę uważał że to zniechęci w jakikolwiek sposób Maxa, to się grubo mylił. Zresztą, i tak myślał o wspólnym wypadzie z Sheryl. W końcu Max był w stanie poznać bliżej przyjaciół Iana, a Ian jeszcze nie miał podobnej okazji. Spotkali się tylko na jego urodzinach, i tyle.
No i można byłoby sprowadzić też tę wspomnianą dwójkę...
Chociaż, może najpierw sam powinien się ogarnąć? Niby rano wziął prysznic, ale był tak zalatany, że...ech, czuł się nieświeżo i niekomfortowo, no i przez to krępował się przed Ianem, który ładnie pachniał i wyglądał jakby wprost z kąpieli wyjęty. Co w sumie pewnie miało miejsce, bo w końcu jego chłopak tego dnia wcześniej skończył pracę.
Więc sam się czuł, nie owijając w bawełnę, wyjątkowo obleśnie przy Ianie.
Eee, co? — wypalił mało elokwentnie, gdy Ian wpadł na ten dziwny pomysł z rozciąganiem się na świeżym powietrzu. W styczniu. Rozciąganiem się przed czym?
Usiadł na ławce i z wciąż tępym wyrazem twarzy obserwował poczynania swojego partnera, dopóki w końcu nie olśniło go, o co mogło chodzić z tym cyrkiem, i nie mógł od tamtej pory powstrzymać głupiego uśmiechu, który wpełzł mu na twarz.
Miał ochotę przytulić mocno Iana i go zacałować, i zrobił właśnie to.
Jesteś niemożliwy — zaśmiał się pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Tym razem w ogóle się nie wstydził no bo, cóż, obaj byli w podobnym stanie. Ian wcale jakoś nie śmierdział, Max pewnie zresztą też, niemniej dzielili to samo poczucie dyskomfortu i to było takie...no, po prostu poruszające, że Ian odstawił dla niego taką akcję. Naprawdę go kochał, tak mocno kochał tego uroczego kretyna. Tak mocno, tak mocno, że jego serce naprawdę mogło wybuchnąć, i to z odrzutem na trzy stany. Boże, to było takie intensywne, nie do opisania uczucie. Jakby ktoś zainfekował mu w żyły silny narkotyk, o działaniu nieznanym nikomu innemu.


effsie - 2018-10-12, 21:14

Uniosłem wyżej brew, patrząc się na Maxa z jakimś niezrozumieniem. Co on w ogóle pierdolił?
Eee… a co ty se myślałeś? — palnąłem, nie przejmując się nawet doborem słów. — Że będziesz sobie łykał piksy i wszystko będzie dobrze? Stary, no kurwa, weź się ogarnij. Jak chcesz coś zmienić to musisz zacząć robić coś w tym kierunku żeby to zmienić. I chuj, może jeszcze nie wiesz jak, ale no przecież od tego masz tego typa, nie? I co z tego, że nie umiesz? Ja też kiedyś nie umiałem rysować, nie umiałem jeździć na desce, nie znałem się na roślinach… i chuj, oglądanie filmików z longboardem nic by nie zmieniło, bo jak się chce coś robić to trzeba po prostu zacząć to robić. Najważniejszy jest ten jebany pierwszy krok, a potem żeby zacisnąć zęby i to robić, bo nic nie przychodzi ot tak, bez niczego. A ty już zapierdalasz na tę terapię, już zacząłeś sobie grzebać w bani, więc, no, dobrze, bo ogarniesz jak się dogadać z Lionelem i jakoś to będzie. No i pewnie, że to syf, no ale, ja pierdolę, mleko się rozlało, nie ma co się już nad tym zastanawiać, bo z takiego płakania chuja będziesz miał. I, co to w ogóle za tekst, że ci się chce rzygać na myśl o grzebaniu w twojej psychice? Koleś, to nie jest wpierdalanie się do czyjejś bani, tylko do twojej. Jak ci się chce rzygać na myśl o poznawaniu siebie no to trochę przykra sprawa i musimy popracować nad tym, żebyś się polubił. Bo ni chuja nie chcę spotykać się z facetem, który się nie lubi. Jak ty siebie nie lubisz, to jak masz lubić mnie, skoro ja lubię ciebie?
Tak mu powiedziałem.
Może byłem trochę za ostry, może zaraz będę go przytulał i kajał, bo znowu dostanie przeze mnie jakiegoś ataku, ech, jestem głupi, nie pomyślałem… ale z drugiej strony, kazał mi się ze sobą nie obchodzić jak z jajkiem, więc może…
A cała ta reszta spraw to takie pitu-pitu, tylko wspomnę o tym, że udałem, że całkowicie nie wiem, o co chodzi Maxowi z tym, że ja taki niesamowity.
No bo co? Sobie poćwiczyłem i tyle.


Gazelle - 2018-10-12, 23:26

Przygryzł wargę, czując się jak dziecko karcone przez nauczyciela przed całą klasą, nawet pomimo tego że doskwierał im brak publiczności.
Oczywiście że Ian miał rację, ale...to nie było takie proste, jak brzmiało. A może było, tylko Max to komplikował niepotrzebnie? Przecież się leczył, chciał się leczyć, chciał wyjść z tego gówna. Ale to też chyba nic dziwnego, że go to przerażało, prawda? Ostatnie sesje terapeutyczne udowadniały mu, jak mało wiedział o sobie i odkrywanie tych zakamarków swojej duszy naprawdę nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem, chociaż z drugiej strony podobało mu się to, że czasami w tych zakamarkach otrzymywał odpowiedzi na niektóre pytania.
Lubię siebie — chyba. Chyba siebie lubił, nie miał przecież jakichś dużych problemów z samooceną, nie? A nawet gdyby miał, to i tak by się do nich nie przyznawał po tekście: nie chcę spotykać się z facetem, który się nie lubi. — Ale nienawidzę Lionela i tego, co ze mną robi. I nie dziw mi się, że przeraża mnie odkrywanie skali tego, jak rozrosły się jego macki w mojej głowie. No...leczę się, nie zamierzam tego zostawić i wiem że Lionel sam z siebie mnie nie opuści, ale...ech, nieważne — mruknął, urywając temat. Nie chciał się Ianowi tłumaczyć. Przecież nie miał z czego, to były jego odczucia, to on to przeżywał i miał prawo być zwyczajnie zmęczony i sobie najzwyczajniej w świecie ponarzekać, bo, kurwa, to gówno może i się uspokoiło, ale Max miał cały czas to poczucie, że to się gdzieś czaiło i tylko czekało na odpowiedni moment, żeby go zaatakować.
Ale nie miał pretensji do Iana o to, że nie do końca go rozumiał. Nie siedział w jego głowie, nie przeżywał tego, co on, i nawet jeżeli przeżywał inne rzeczy, to mieli różne doświadczenia, różne psychiki i żadne z nich nie było w stanie wejść w buty drugiego.
Ważne było to, że próbowali zrozumieć siebie nawzajem i swoje potrzeby. I różnie to wychodziło, ale na przykład tego dnia Ian bezbłędnie rozpoznał jego dyskomfort. I naprawdę, naprawdę go to urzekło.
To chodźmy się gdzieś schować, bo jeszcze się przeziębisz — powiedział, i zaciągnął Iana do najbliższej kawiarni. I tam zajęli się ogarnianiem grupy na spontaniczny wypad do karaoke. Z grupy Iana zadeklarowały się trzy osoby, z czego dwa imiona zupełnie nic Maxowi nie mówiły (ale starał się odgonić uczucie stresu), natomiast Max zaprosił tylko Sheryl, wiedząc że reszta jego znajomych i tak nigdy nie dawała się wyciągać rudowłosej na karaoke. Max też należał do tej grupy, a teraz, niespodzianka, sam inicjował taki wypad.
Sheryl oczywiście z entuzjazmem przyjęła zaproszenie i wysłała Maxowi namiary na miejsce, które na pewno mu się spodoba, o, i mają prywatne pokoje, co rzeczywiście brzmiało zachęcająco, a w dodatku nie leżało daleko od ich obecnej lokalizacji, także po opróżnieniu kubków tam właśnie się wybrali, po drodze rozmawiając o jakichś pierdołach. Max już nie wracał do tematu swojej wizyty na terapii, czuł się prawdę mówiąc lekko zniechęcony do kontynuowania tego wątku.
Ian opowiedział mu o swoich kolegach od deski, których Max jeszcze nie zdołał poznać, i przynajmniej dzięki temu w jego oczach te bezkształtne sylwetki w końcu zaczynały nabierać jakichś cech.
I kiedy przekroczyli próg lokalu, który znajdował się w jednej z bram w północnym Brooklynie przy granicy z Manhattanem, Max od razu był pod wrażeniem.
Miejsce było oświetlone neonami, głównie niebieskimi i fioletowymi, które nie były zbyt nachalne i nie biły po oczach. Przy scenie, która znajdowała się na lewo od baru, w głąb pomieszczenia podążając, świeciły jeszcze różnokolorowe reflektory. Sam bar wyglądał na nieźle wyposażony, a przede wszystkim był długi, naprawdę długi. I w ogóle to miejsce wyglądało, jakby było w stanie pomieścić sporo osób, ale tego wieczoru było kiepsko zaludnione. Być może dlatego, że był to środek tygodnia niedługo po świętach, pora mało sprzyjająca imprezowaniu. Co było dobrą wiadomością, bo oznaczało że nie powinno być problemu z wynajęciem prywatnego pokoju. Bo mimo tego, iż na głównej sali było mało osób, Max naprawdę nie czułby się fajnie śpiewając przed zupełnie obcymi osobami.
Łaaa, fajnie tu! — zachwycił się i wciągnął Iana głębiej do środka.
— No, dosyć odjebane miejsce — mruknął Ian. No, rzeczywiście, nie wyglądało to z pewnością jak zwyczajna speluna, ale też nie jak jakieś super ekskluzywne miejsce, ot gdzieś pomiędzy. A Max nawet nie przejmował się półkami cenowymi, zamierzał poświęcić środki ze swojego konta na to, żeby wszyscy jego towarzysze i towarzyszki wieczoru bawili się z nim dobrze.
Ian, niestety, nie wyglądał jednak jakby czuł się dobrze, właściwie był wyraźnie nastawiony dosyć sceptycznie do tego całego pomysłu.
Nie chcesz tu być, co? — westchnął.
— Maxie, chcę po prostu z tobą spędzić ten wieczór. Myślałem, że spędzimy go w inny sposób, ale skoro na to masz ochotę, to okej. Ale nie będę niczego śpiewał na tej scenie, o tym zapomnij!
Głuptasie, nikt nie będzie śpiewał na tej scenie — zaśmiał się, bo przecież Ian chyba nie myślał, że zamierzał zostać w tej głównej sali. — Idę po coś do picia. Dla pana whisky, czy darujemy sobie tym razem alkohol? — spytał, drocząc się tak jakby sam poprzedniego wieczoru się w ogóle nie upił.
Ian posłał mu spojrzenie, które było jawną odpowiedzią i okej, whisky dla tego pana. A Max zamówił sobie colę z wódką i lodem, która wyglądała jak zwyczajna szklanka coli, bo nie zamierzał przyznawać się Ianowi do tego, że jego napój był zakrapiany alkoholem. W końcu wziął przy nim tabletki w kawiarni. Ale, no, chciał się trochę rozluźnić, zwłaszcza przed poznaniem dwóch kumpli Iana.
Przy okazji załatwił kwestię pokoju, udało mu się wynająć jedno pomieszczenie na dwie godziny za cenę, hm, nie tak złą, jak się spodziewał. Jego konto będzie płakać, ale chuj z tym.
Wrócił z napojami do stolika, przy którym rozsiadł się Ian. Nie było sensu od razu iść do pokoju prywatnego, który notabene był jeszcze sprzątany po poprzednich przybyszach, dopóki byli tylko we dwójkę. Byli w pobliżu, więc nic dziwnego że pojawili się jako pierwsi. Kiedy Max już prawie opróżnił swojego drinka, czuł się przyjemnie lekko i miał dodatkowo podbity humor przekomarzaniem się z Ianem, do środka weszła Sheryl, która od razu radośnie porwała go w ramiona, a z Ianem przywitała się trochę mniej wylewnie, ale nadal przyjacielsko.
Okej, pokój powinien być już gotowy — stwierdził, widząc że z jednego z pomieszczeń wychodzi jakaś osoba. — Idziemy do środka?
— Czekaj, weźmy od razu ze sobą jakieś napoje.
O, właśnie — Max zgodził się z Sheryl, bo w sumie szklanki i Maxa, i Iana były już właściwie puste.
Więc wraz z napojami i przekąskami (na cydr Maxa zarówno Sheryl, jak i Ian nie zareagowali aprobująco i, proszę, pierwsza wspólna rzecz odhaczona) udali się w końcu do niewielkiego pokoju, acz zdecydowanie zdolnego pomieścić całą ekipę. Po obu stronach do ścian przylegały kanapy z czarnym, skórzanym obiciem, a pomiędzy kanapami znajdował się stolik. Pomiędzy kanapami i stolikiem, a ekranem na którym wyświetlał się tekst, zachowana była wystarczająca ilość miejsca, żeby stanąć, śpiewać patrząc się swobodnie na ekran, a także może nawet wykonać mały taniec.
I już wkrótce potem Max przywitał się z Betą, a także dwoma innymi kumplami Iana, którzy stanowili cokolwiek ciekawy duet. Pete był blondynem ostrzyżonym na krótko, trochę pulchnym, ale z przyjazną, młodą twarzą, natomiast Skunk był chudy, wysoki, no i miał czarne dredy (skąd ksywka, jak wyjaśnił mu Ian podczas przedstawiania go). Wyglądali trochę jak Flip i Flap.
I początkowo, fakt, Max czuł się trochę sztywno, ale Ian i Sheryl doskonale radzili sobie z zapewnianiem dobrej atmosfery w grupie. Swoje pomógł alkohol i fakt, że Skunk był ewidentnie zjarany, a przy zjaranym człowieku ciężko było czuć się spiętym. No i znajoma twarz Bety. A także bliskość ukochanego Iana. Zatem zanim jeszcze ktokolwiek z nich puścił muzykę, już Max zaczynał bawić się dobrze. Popijał swój cydr, przypatrując się Sheryl, która odważnie jako pierwsza wzięła mikrofon w dłoń i puściła „Dancing Queen”, bezbłędnie wykonując pierwszą zwrotkę.
— No chodź tu do mnie — zawołała do Maxa, wyciągając go z kanapy przed refrenem. A Max sobie na to pozwolił, bo czemu nie, i refren piosenki wykonali już wspólnie. Wyjątkowo nie przejmował się swoimi średnimi umiejętnościami wokalnymi, bo i tak Sheryl przykrywała wszystkie jego niedoskonałości swoim pięknym wokalem.
Young and sweet, ONLY TWENTY SEVEN — zaśpiewał w twarz Ianowi, doskakując do niego i ładując mu się na kolana. Może nie nazwałby Iana aż królową tańca, ale wczoraj odstawił całkiem ładny pokaz, który musiał zostać w końcu doceniony i pochwalony.


effsie - 2018-10-13, 11:47

Max siedział na moim prawym udzie, wesoło majtając nogami, szczerząc się w durnym uśmiechu i wyśpiewując mi, że ja turn go on. Moi kumple szczerzyli durnie mordy, ja sam wywróciłem oczami, a Sheryl uśmiechała się uroczo. Max na koniec piosenki zeskoczył z mojego uda i wykonał popisowy obrót, kończąc piosenkę równo ze swoją rudą przyjaciółką. Pokręciłem głową, niby z takim zażenowaniem, ale wcale nie byłem zażenowany; Max za to uśmiechnął się do mnie promiennie i miał już chyba pytać, kto następny, ale Beta już się poderwał do góry, krzycząc:
— Ja, ja, ja mam pomysł!
I miał bardzo durną minę, puszczając zaraz KISS i I Was Made For Lovin’ You, zaraz zaczynając swoje show… które, w dużej części, opierało się na wskoczeniu mi na to samo udo, na którym chwilę wcześniej siedział Max, dodając do tego objęcie mnie za szyję i wydzieranie się mi do ucha I can’t get enough of you baby. I nie wiem jakim cudem, ale zaczęła się jakaś głupia kolejka wrzucania kolejnych hitów i tej trójki pedałów, która zaczęła oblepiać mnie nawet bardziej niż mój chłopak, Beta, Pete i Skunk, a Max i Sheryl tylko śmiali się z tego, popijając alkohol i szukając kolejnych hitów.
Ale se znaleźli sposób na zabawę.
Nie przeszkadzało mi to nawet jakoś szczególnie, w sumie też byłem rozbawiony i nawet dośpiewałem coś do mikrofonu, kiedy Skunk, ciasno mnie obejmujący, podłożył mi go pod usta. Karaoke zdecydowanie nie było moim ulubionym sposobem czasu, zdecydowanie bardziej wolałem zaimprowizowane spotkania muzyczne z większą ilością alkoholu, ale jak już pojawiła się okazja to, ech, nie byłbym sobą, gdybym psuł innym zabawę. W końcu nazywałem się Ian Monaghan i musiałem dbać o to, by wszyscy w moim towarzystwie czuli się swobodnie, więc nawet sam sięgnąłem po mikrofon i, wciąż siedząc na swoim miejscu, wykonałem bardzo pokraczną wersję Hey Jude, jako jedyny z tu obecnych mając choć trochę zbliżony do angielskiego akcent.
— Iaaaaan, a weź zaśpiewaj to, wiesz, no, wiesz co — rzucił od razu potem Beta, a ja podniosłem na niego rozbawiony wzrok.
Nie, nie wiem — roześmiałem się.
— Oj, wiesz! To, co wtedy śpiewałeś, Pete, ty tam byłeś, wiesz…
— Noooo, wiem! Wtedy co siedzieliśmy w lato i ty grałeś to na gitarze!
Aaaa — przypomniałem sobie sytuację i już chciałem dodać coś więcej, ale Max wybałuszył oczy i mi przerwał:
— Co? Ty grasz na gitarze?
— No co ty, Maxie, ty nie wiesz? Twój chłopak w niektórych kręgach ma ksywę Zjarany Zbyszek! — roześmiał się Beta.
Nie że gram — zaprzeczyłem, bo przecież nie miałem nawet własnej gitary. — Ale kiedyś się uczyłem i znam chwyty, więc jak mi ktoś pokaże, to nawet umiem trochę połączyć…
— Noooo. Ian mówił, że tak trenował palce, wiesz, żadna dziewczyna nigdy nie narzekała — wyszczerzył się Pete, na co wywróciłem oczami, bo mój chłopak niezbyt lubił te klimaty, zresztą, wczoraj sam mnie o to poprosił, bym ich przy nim nie poruszał, więc zmieniłem temat:
Chodzi ci o Dream on, nie? No, zobaczmy, może mają tu Aerosmith — przytaknąłem, szukając piosenki i, sukces, zaraz leciały pierwsze rytmy. — Ale ja sam tego nie wyciągnę, Sheryl, pomożesz mi?


Gazelle - 2018-10-13, 13:00

I czego się tutaj dowiadywał o Ianie! Nie miał zielonego pojęcia o tym, że jego chłopak potrafił grać na gitarze. Ale, na jego usprawiedliwienie, nie widział żadnej gitary ani u niego w mieszkaniu, ani w Australii, więc, no, nawet nie wpadł na to by o to spytać.
Ale skoro już miał tę wiedzę, to nie mógł sobie pozwolić na to, żeby o tym zapomnieć i kiedyś tego nie wykorzystać.
Ogólnie, to bawił się świetnie. Pete i Skunk byli naprawdę w porządku, i nie potrzebował wiele czasu by poczuć się w ich towarzystwie całkowicie swobodnie – w końcu już przy pierwszej piosence bezwstydnie władował się Ianowi na kolana. Właściwie odwagi dodawał mu również alkohol. Wprawdzie nie wypił go dużo, ale w połączeniu z tabletkami robił swoje, i dawał mu takie przyjemne oderwanie od rzeczywistości – uczucie, od którego można było się uzależnić, dlatego chciał jeszcze znieczulić się alkoholem, najlepiej się schlać, ale, cóż, z Sheryl i Ianem było to zwyczajnie niemożliwe. I udało mu się oderwać od tego całego ciężaru, z którym czekało go starcie w najbliższej przyszłości, było po prostu miło, śmiał się, patrząc na poczynania kumpli Iana, którzy zainspirowali się występem Maxa, no i śmiał się z min swojego chłopaka, który to niby był zażenowany, ale widać było, że też jest mu do śmiechu. No i, ha!, w końcu sam się zaangażował i zaczął śpiewać, co Max przyjął z ogromną satysfakcją.
I nawet olał to, co mówił Pete, bo nie chciał sobie psuć humoru swoimi dziko zazdrosnymi myślami. No bo, cholera.
Przysiadł pomiędzy Betą, a Skunkiem, i zaczęli się wspólnie bujać, kiedy Ian i Sheryl wykonywali w duecie utwór Aerosmith. Jakoś tak skończyło się na tym, że motywem przewodnim wieczoru stały się hity lat 70.
Szkoda, że nie mógł odpalić zapalniczki w tym pomieszczeniu, bo klimat aż się prosił o to, żeby pomachać ogniem.
Sheryl idealnie radziła sobie z wyższymi dźwiękami, co idealnie harmonizowało z niskim głosem Iana. Wprawdzie kobieta zdecydowanie przewyższała Iana warsztatem, ale i tak brzmieli razem dobrze.
I parę utworów później (w tym jeszcze jednym wykonanym przez Iana, niestety nie dał się namówić na Biebera), Sheryl i Max wykonali kolejny duet, tym razem trochę wybijając się z tendencji tego wieczoru i decydując się na przebój Beatlesów.
Close your eyes, and I'll kiss you, tomorrow I'll miss you, remember I'll always be true~ — zaczął, wykonując samodzielnie pierwszą zwrotkę, podczas gdy Sheryl wykonywała w tle jakieś wokalizy.
And then while I'm away, I'll write home everyday, and I'll send all my loving to you — zaśpiewał nisko, robiąc wspólnie z Sheryl serce z dłoni, pokazując je w stronę Iana.
All my loving, I'll send to you. All my loving, darling I'll be truuuuue.
Wraz z Sheryl przysiedli po obu stronach Iana i śpiewali rozbawionemu mężczyźnie do uszu, a potem znowu wstali i zaczęli tańczyć na małej przestrzeni.
Po tym zaimprowizowanym, ale jakże zjawiskowym występie, otrzymali oklaski, a Max teatralnie się ukłonił i padł przy Ianie, dysząc po wspólnym skakaniu z Sheryl.
Wkrótce potem skończył im się czas, na który Max wynajął pokój, a poza tym większość z nich miała następnego dnia pracę, więc zaczęli powoli się rozchodzić. Max wprawdzie nie był tak pijany, jakby chciał, ale był iście naćpany wesołkowatością, która trzymała go nadal, gdy wracali z Ianem do domu.
Heeej, Ian, wypadło ci coś. O, tutaj — wskazał na chodnik.
— Co?
A kiedy Ian się pochylił, uderzył go otwartą dłonią w tyłek.
Twój instynkt samozachowawczy! — krzyknął i śmiejąc się, zaczął przed nim uciekać przez park obok którego akurat przechodzili.


effsie - 2018-10-13, 13:29

No co za mały, parszywy gnojek!
Do tego chyba gnojek z jakąś obsesją do klepania mnie po dupie, bo to naprawdę nie był pierwszy raz, kiedy to robił, wrrr.
Rzuciłem się za nim w pogoń po parku, przez trawnik, mając gdzieś to, że zaraz mogę sobie ujebać laczki jakimś psim gównem, ale ta blond pizda spieprzała szybciej, niż ja byłbym w stanie biec prawdopodobnie kiedykolwiek. Śmiejąc się ganiał po parku, a ja odgrażałem się jeszcze przez chwilę, ale zaraz stało się jasne: ni chuja nigdy nie dogonię tego skocznego skurwiela (teraz już wiem, czemu tak dobrze szło mu skakanie na mnie, kiedy leżałem na plecach, a on nabijał się na mojego kutasa, hm).
Jeszcze tego pożałujesz, jak cię złapię! — zawołałem, przystając w końcu, i wsparłem się o drzewo, łapiąc oddech.
Max odwrócił się przez ramię i widząc, że się zatrzymałem, sam zwolnił kroku i stanął w miejscu, szczerząc się do mnie i zawołał z daleka:
— Taaa? I co mi niby zrobisz?
Rozłupię ci tyłek tak, że nie będziesz się mógł ruszyć przez kilka dni! — zagroziłem. — I nie myśl, że będę używał jakiegokolwiek nawilżenia!
— Uuuuu, ale się boję!
A powinieneś!
— Hahahaha!
Co za pizda!
— A z ciebie złamas!
Tchórz! Patrz, jak się boisz!
— Tere fere, znalazł się, mięśniak!
Spiąłem się i wystrzeliłem w biegu, chcąc go wziąć z zaskoczenia, ale Max był kurwa szybszy, niż myślałem; niby miałem kilka sekund przewagi, ale widząc, że do niego doskakuję, wybił się do swojego sprintu i śmiejąc się zaczął znowu spierdalać po parku. Zatrzymałem się kilka metrów dalej, a on znowu, przede mną, naśmiewając się:
— Hahahahaha! Myślałeś, że mnie złapiesz?! Niedoczekanie!
Wrrr! Lepiej dla ciebie żebym cię nie złapał!
— O Jezu, Jezu!
Pedał!
— Mmmm, tylko z tobą, Ian!
Słowo daję, wyrucham cię tak, że własna matka cię nie pozna!
— Nie mogę się doczekać!
Będziesz prosił żebym przestał!
— Pfff, chyba śnisz!
Darliśmy się do siebie jak dwójka pojebańców, mając całkowicie gdzieś, że słyszeli nas pozostali ludzie w parku.


Gazelle - 2018-10-13, 13:51

Było warto.
Totalnie, było warto.
Ten tyłek ciągle go kusił, i, no, nie mógł się powstrzymać. A jego dłoń tak fajnie siadła na tym tyłku! Z takim głośnym dźwiękiem! Ciekawiło go to, jak zabolało to Iana, ale nie dowiedział się, bo od razu zaczął spierdalać.
I w sumie nie miał aż tak dobrej kondycji, bo i w końcu on tracił oddech, ale i tak był szybszy od Iana, który co chwilę robił sobie przystanki. Trzeba było palić jeszcze więcej fajek, gnojku.
A poza tym to oj tam, nocna przebieżka jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a Max i tak planował w końcu wrócić do biegania. Więc, no, to zawsze był jakiś pierwszy krok, co nie.
No i uciekał dla samego uciekania, i dla zabawy, bo przecież nie bał się Iana, a jego groźby wcale nie robiły na nim takiego wrażenia, jakie powinny. Huh, co, ukaże go? No, naprawdę, straaasznie się bał. No po prostu trząsł się ze strachu.
Miał się już w sumie zlitować i dać się złapać Ianowi, żeby biedak mu tam nie wyzionął ducha, ale zanim sam zdołał się zatrzymać, został zatrzymany przez mężczyznę w policyjnym mundurze. Ojej.
— Zdaje sobie pan sprawę z tego, że jest noc i zakłóca pan porządek? — odezwał się, a Max przełknął głośno ślinę.
Eee, panie władzo, to tylko taka zabawa... — zaczął się tłumaczyć jak karcone dziecko, drapiąc się po karku. No, to się dorobili.
I w dodatku Ian pojawił się za nim, łapiąc go od tyłu. Sam zdziwił się obecnością policjanta, który się wylegitymował i zaczął im tłumaczyć, że zakłócają porządek publiczny, bla, bla. Okazał się jednak na tyle w porządku, że nie wypisał im mandatu, ale tylko pouczył.
— Spokojnie, panie władzo, już ja się zajmę tym krnąbrnym młodzieńcem — powiedział Ian, szczerząc się szeroko i ściskając Maxa mocniej za biodra.
O nie, proszę w takim razie zamknąć mnie w areszcie! Niech pan mnie nie zostawia z tym brutalem! — Max wypowiedział sztucznie przerażonym głosem.
— Chce pan złożyć doniesienie na pańskiego partnera?
Nie, nie, tylko żartuję! — zaperzył się natychmiastowo. Policjant, w słusznym już wieku, pokręcił tylko głową i machnął ręką, odprawiając ich i przypominając jeszcze raz o tym, żeby nie darli się na cały regulator w przestrzeni publicznej.


effsie - 2018-10-13, 14:24

Grałem głupa przed policjantem, trzymając mocno Maxa, który zgrywał takiego chojraka, a ja tu zaraz sprawię, że będzie piszczał ze strachu, mały gnojek. Jeszcze pyskował przed tym psem na straży, ach, znalazł sobie, mój kundel, kolegę z podwórka!
Policjant odszedł a ja umiejętnie przeniosłem ręce z jego bioder na ramiona, łapiąc je i wykręcając do tyłu, a Max tylko zaśmiał się głośno i (pewnie z uśmiechem, ale nie wiem, nie widziałem, stałem w końcu z tyłu) zaczął gadać:
— Och, jaki brutalny, Ian, ale się boję — paplał udając przerażony ton, więc złapałem jego ramiona jedną ręką i pociągnąłem za kłaki w dół, tak by musiał podnieść podbródek do góry. Syknął z bólu, ale wgapił się z dołu we mnie z wyszczerzem mordy. — O nie, co teraz? — nabijał się dalej. — Czyżbym potrzebował pomocy? Może ją lepiej wezwę, bo zaraz mi coś zrobisz. Pa…
nie władzo, zaczynał się drzeć, ale w porę zasłoniłem mu usta, przywierając ciasno do jego ciała, z jego ramionami pomiędzy moim torsem, a jego plecami. Max spróbował mnie polizać, szarpiąc się, ale tylko mocniej zatkałem mu gębę, szczerząc się i czerpiąc niesamowitą przyjemność z tej durnej zabawy.
No i co? Co teraz zrobisz? — wyszczerzyłem się do niego z góry, pchając go przed siebie, by poszedł kawałek dalej, wciąż szarpiąc się i próbując wykręcić głowę. — O jaki nagle bezbronny, biedny, Maxie — gadałem, pchając go przed siebie, cały zadowolony. Jeszcze nie wiedziałem, co chciałem mu zrobić, ale coś na pewno, by ta głupia pierdoła nie myślała, że wszystkie moje groźby mogą pójść na marne!
Drzewo. Zauważyłem drzewo i popchnąłem Maxa w jego stronę, aż w końcu obróciłem go, przyciskając go plecami do pnia, wsuwając mu kolano między nogi i łapiąc za ramiona.
— Mrr, jaki stanowczy — nabijał się ze mnie cały czas Max, szczerząc się do mnie, no co za gnojek. Niewiele myśląc, pocałowałem go mocno, wpychając mu język do gęby i śliniąc się mocno, nie zwalniając uścisku rąk, a Max odpowiedział tym samym, dając mi posmakować tych słodkich, jabłkowych od cydru usteczek i nieprzystająco do nich gwałtownego języka. — Och, to jest moja kara? Ian, myślałem, że stać cię na więcej — droczył się ze mną jeszcze bardziej, więc warknąłem, już nieco zirytowany.
Nie no.
Naprawdę.
Ten skurwiel sam się o to prosił?
Szarpnąłem nim, uwalniając jedną rękę; Max automatycznie sięgnął moich włosów, ale zanim zdążył mnie za nie pociągnąć, to ja złapałem mocno jego krocze i ścisnąłem tak, że aż jęknął, zaskoczony.
Mam cię tu przelecieć, suczko? Tego chcesz? — warknąłem, nachylając się nad nim niebezpiecznie blisko.
To nie tak, że staliśmy na środku parku, właściwie to raczej z boku, w ciemności pośród innych drzew, ale naprawdę, trzydzieści metrów stąd była alejka; może teraz pusta, ale kurwa, serio. Oczy zaświeciły mi się w ekscytacji, bo chociaż do tej pory to w ogóle nie był mój pomysł, teraz, nagle…
Zadrżałem, napierając jeszcze raz na jego usta, masując cały czas jego krocze przez spodnie.


Gazelle - 2018-10-13, 16:48

Sam ciągnął tę zabawę, czując większe rozbawienie, niż strach. I, cóż, nie mógł zaprzeczyć, że podniecał go taki wkurzony, władczy Ian. Taaa, wychodziła z niego suka, jak to nazywał go Ian. Dla niego był taką suką, łasą na każde zainteresowanie, jego wyuzdaną prywatną kurwą.
Prowokował go, jawnie go prowokował, ciekawy do czego może doprowadzić Iana. I nie zawiódł się, bo widział ogień w jego oczach, a jego warknięcia...
Och, pytasz się mnie o zdanie? Jak miło z twojej strony — wymamrotał i pisnął, gdy uścisk na jego klejnotach ponownie się zwiększył.
Robiąc w końcu użytek ze swoich oswobodzonych rąk, przyciągnął Iana do siebie tak, żeby ich oczy znajdowały się na jednym poziomie.
Myślałem, że jesteś człowiekiem czynu — wyszeptał, rzucając mężczyźnie rękawicę. Nie wątpił w to, że Ian ją podniesie i, kurwa, co z tego. Max był już napalony jak cholera i gdzieś tam tylko jedną czwartą umysłu myślał o tym, gdzie się znajdowali, że był pierdolony styczeń, noc, otwarta przestrzeń, no kurwa, trudno. Chciał już, teraz, bez zbędnej gadki, mieć w sobie Iana, chciał żeby Ian spełnił swoje groźby i wyjebał go do utraty zmysłów. A świat dookoła...cóż, mógł wiedzieć, że Max był tylko Iana. A Ian tylko Maxa. Świat mógł zobaczyć, do czego Max był w stanie doprowadzić Iana, no i vice versa.
Igrali mocno z losem, to fakt. Przecież dopiero co wpadli na policjanta, znajdowali się w przestrzeni bardzo publicznej, nawet się specjalnie nie kryjąc.
Wpił się mocno w usta Iana, tym razem robiąc to, co zamierzał już zrobić wcześniej, a mianowicie pociągnął go mocno za włosy. Drugą ręką sięgnął mu już bezwstydnie do spodni, chwytając w garść tego wspaniałego kutasa, będącego istnym arcydziełem wśród fallusów.


effsie - 2018-10-13, 17:35

Max nie próżnował, a jego oswobodzone dłonie oswobodziły mojego penisa, już powoli wstającego przez samą tę sytuację, przez tego mojego chłopaka, który był tak wyuzdany, jak żadna mi znana istota, wiecznie gotowy, wiecznie napalony, wiecznie chętny na te nasze zabawy, ach, co za suka, moja, moja, moja suka. Stwardniałem w jego dłoni, gdy zaczął mnie masturbować; jęknąłem głucho prosto w jego usta, ale zaraz odsunąłem się, szarpiąc go za ramiona i odwracając przodem do drzewa, aż przytulił ten zarumieniony już policzek do kory.
Człowiekiem czynu, powiadasz? — warknąłem z kutasem na wierzchu, ocierając się o jego tyłek, wciąż w spodniach i jedną ręką, na oślep, sięgnąłem jego rozporka, drugą chwytając tę słodką buźkę za podbródek i ściskając mocno. — Wyrucham cię tak mocno, że będziesz błagał o to, żebym przestał — zagroziłem, szarpiąc się z jego spodniami i bokserkami, chcąc odsłonić zarówno ten piękny, ciasny tyłek i erekcję.
Ale Max, ta pieprzona bestia, wcale nie zrobił wielkich ze strachu oczu, nie. Ta pieprzona lafirynda uśmiechnęła się, na tyle prowokacyjnie, na ile była w stanie, gdy ściskałem jej brodę i poprosiła:
— Bardzo dobrze. Zrób tak, żeby bolało — wystękał i poruszył biodrami tak, by mój kutas otarł się o jego ciało. I to ja, zamiast niego, jęknąłem, a on dodał: — Przecież zasłużyłem na karę… sam tak mówiłeś.
Szarpnąłem ręką, odrzucając jego ciuchy i teraz ja złapałem jego penisa, a Max przymknął na chwilę oczy.
Mam cię wziąć na ostro? — stęknąłem, masturbując go i poruszając biodrami tak, by mój członek ocierał się o jego pośladki. Kurwa, już teraz, sam, ociekał preejakulatem, a ja musiałem uważać. — Jak byle dziwkę?
— N-nie — wyjęczał Max, już, widziałem, ledwo panując nad słowami. — Jak swoją dziwkę.
Przeszedł mnie dreszcz i wcale nie dlatego, że było zimno, nie, pomiędzy nami było gorąco, bardzo, tak, że sam drżałem z podniecenia, a jego słowa, tego mojego chłopaka, to, jak pozwalał się mi traktować… jęknąłem przeciągłe, puszczając jego podbródek i łapiąc za biodro, tylko po to, by ustawić go sobie lepiej, wygodniej, tak, by w końcu móc w niego wejść i zacząć pieprzyć z całych sił, tak, jak bym go miał, tutaj, w tej bezgwiazdnej, nowojorskiej nocy, jedynie z księżycem obserwującym te nasze bezeceńskie poczynania.
Max jęknął, z bólu, czy przyjemności, a ja jeszcze upomniałem go:
Bądź cicho, ty mała kurwo.
Z głośnym westchnieniem, gdy masturbowałam go i pchałem mocno, otworzył szeroko gębę i wepchnął w nią zaciśniętą pięść, gryząc swoje knykcie i palce, podczas gdy pieprzyliśmy się tam jak para niewyżytych małolatów, małych zatracenńców, którymi niewątpliwie byliśmy.
Ale dla niego, teraz, tutaj, mogłem być naprawdę kimkolwiek.


Gazelle - 2018-10-13, 18:19

Bolało. Bolało, kurwa, jak cholera. Ale, Jezu, to uczucie było niesamowite. Był popierdolony, podobało mu się to aż za bardzo, uwielbiał zarówno to, jak Ian go adorował i był czuły, jak i kiedy traktował go jak zwykłą szmatę.
Zacisnął oczy, które zdołały nieco zwilgotnieć, i sam poruszał biodrami, żeby stymulować zarówno siebie, jak i Iana jeszcze lepiej, jeszcze intensywniej. Ale mimo to, i tak był jak szmaciana lalka, całkowicie pod kontrolą Iana, tego równie skrzywionego co on brutala.
Poczuł krew w ustach, kiedy musiał wyjątkowo mocno zacisnąć zęby na pięści w ustach, żeby przypadkiem się nie wydrzeć, nie wykrzyczeć imienia Iana na cały Nowy Jork jak wyuzdana kurwa.
Był blisko. Kurwa mać, był tak blisko. Ale resztkami sił starał się powstrzymać przed orgazmem, dopóki nie poczuł, że i Ian go dogonił.
Mimo zimnej temperatury, czuł kropelki potu spadające na jego wypięty tyłek, sam zresztą też był spocony jak cholera, ale Ian...Ian poruszał się w wyjątkowo szaleńczym tempie, poruszając się szybko, mocno, celnie.
Spełnienie przyszło szybkie, ale było na tyle intensywne, że Max musiał przytrzymać się tego pierdolonego drzewa, żeby się nie zsunąć na ziemię.
Ian — wydyszał, kiedy w końcu mógł się odezwać. Tak, na jego knykciach były wyraźnie odbite ślady zębów, z jednego z tych śladów płynęła krew, ale miał to zupełnie gdzieś.
— Uwielbiam cię — wyszeptał Ian, składając delikatny pocałunek na szyi Maxa i wysuwając się z niego; gest i słowa tak kontrastujące z tym, co działo się przed chwilą. Max miał problem z tym, żeby odwrócić się do Iana, żeby zrobić cokolwiek. Bał się, że się rozryczy przed Ianem jak dziecko, te dwa głupie słowa tak go wzruszyły, że było to aż irracjonalne. I to wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut było tak intensywne, tak mocne, że we wnętrzu Maxa panowała potężna burza.
— Maxie, wszystko w porządku? — spytał cicho Ian, gdy Max nadal milczał i stał bez ruchu. Pewnie bał się, że przesadził, że był zbyt ostry, a przecież zupełnie nie o to chodziło.
Tak — odparł w końcu. — Nie może być lepiej — dodał, i w końcu się odwrócił, posyłając Ianowi szczęśliwy uśmiech, licząc na to że ten nie zauważy jego błyszczących oczu.
Podciągnął bieliznę i spodnie, ignorując dyskomfort związany z cieknącą po jego nogach spermą. Ech, przynajmniej było ciemno. A tak w ogóle...mieli wyjątkowe szczęście, że nikt ich nie złapał, zwłaszcza zważywszy na to, że w okolicy krążył policjant. Max miałby naprawdę przejebane, gdyby jego rodzice dowiedzieli się, że ich synek został zatrzymany za seks w miejscu publicznym.
Podniósł wzrok i...
Jednak nie mieli aż takiego szczęścia.
Jakaś banda gówniarzy rozwalona na ławce znajdującej się po drugiej stronie alejki, jakieś kilkadziesiąt metrów od nich, gapiła się i śmiała się głośno. Ugh, przynajmniej było na tyle ciemno pośród tych drzew, że raczej nie mogli dojrzeć ich twarzy. No, i przynajmniej nie wezwali policji. I chuj z nimi, mogli podziękować za widowisko, żaden film porno w internecie nie zastąpi akcji na żywo.


effsie - 2018-10-13, 21:40

Trzymałem go ciasno w pasie, zatracając się w tej oślepiającej przyjemności, ekscentrycznym szale, spełnieniu tak wielkim, że aż niemożliwym, pięknym, naszym, mój Boże, ach, ach, ach. Nie wiem, czy trwało to długo, czy krótko, przeszło mnie całego, całego tak bardzo, że jeszcze drżałem. W końcu wysunąłem się z niego, szepcząc mu słodkości do ucha, uwielbiałem go tak bardzo, że nie wiedziałem, że to nawet możliwe.
Max podciągał spodnie i ja zrobiłem to samo, jedną ręką zapinając rozporek, drugą obejmując go za szyję i oddychając wziąż nieco przyspieszonym dechem. Cały czas byłem roztrzęsiony i nie ufałem sobie samemu, temu, że byłbym w stanie złożyć przyzwoity pocałunek na jego ustach. Zamiast tego pochylłem czoło, oparłem swoje o jego, czując jak ten jabłkowy, słodki zapach drażnił moje powonienie.
Jesteś niesamowity, jak stworzony dla mnie — wyszeptałem, wciąż nie mogąc się opanować, nie po tym, co właśnie się stało. — Nikomu… nikomu cię nie oddam.
Nikomu nie chciałem go oddawać, nie jego, mojego chłopaka, tę niestworzoną istotę nie z tej ziemi, moje prywatne, osobiste szaleństwo. Jeśli czasami przechodziły mi po głowie głupie myśli, jeśli zastanawiałem się czy to normalne, że nie mam go dość to tu, we własnych rękach, miałem odpowiedź, mojego słodkiego chłopaka, którego istnienie pieprzyło wszelką logikę, wszelkie zasady zdrowego rozsądku.
Usłyszałem jakieś śmiechy i odwróciłem się przez ramię, marszcząc brwi. Drgnąłem, ale Max, ktory mnie obejmował, przytrzymał mnie mocniej, a więc wróciłem do niego wzrokiem.
Mam ich zbić? — spytałem całkowicie poważnie, wciąż obejmując go za szyję, dugą ręką w talii.


Gazelle - 2018-10-13, 22:10

Zastanawiał się, czy Ian w ogóle zdawał sobie sprawę z wagi słów, które wypowiadał. To nie tak, że uważał Iana za głupiego, ale...ale może miał zupełnie inną perspektywę niż Max. Wiedział, że te słowa były szczere, na pewno niosły za sobą spory ładunek emocjonalny, ale Max sam się bał, że dawał się zbyt mocno nakręcić.
Chociaż wiedział, że z tej drogi nie będzie powrotu. Poświęcił swoje serce Ianowi, bez względu na to czy on odwzajemniał w pełni jego uczucia, czy nie.
Nawet nie mógł wskazać momentu, w którym Ian zaczął dla niego znaczyć aż tak wiele. To było szalone, przede wszystkim podszyte szaleństwem, ale nawet gdy się uspokoił, nawet gdy jego obsesyjne tendencje cię uciszyły, te uczucia wciąż były tak niesamowicie mocne, tak rozpierające. Ian był dla niego idealny, jak stworzenie zesłane wprost z niebios, jak jego prawdziwa druga połówka, mimo tego jak się różnili, tylko z nim czuł się kompletny, tylko do niego chciał należeć, do nikogo, nikogo innego. Nigdy. Nie wyobrażał sobie życia bez niego, i w dupie miał to, jak na wyrost brzmiała taka deklaracja.
Jak stworzony dla mnie...
Tak, tak, dokładnie to, co powiedział Ian! Max był stworzony dla Iana. A Ian dla Maxa. To...to musiało być takiej metafizyczne cholerstwo, którego istnienia Max przez tyle lat się wypierał, to nie mogła być zwykła, taka prosta, prozaiczna namiętność.
Nie będziesz musiał, jestem tylko twój i zawsze będę twój, niezależnie od tego co się wydarzy — odszepnął. Już się sprzedał. Sprzedał się temu diabłu w skórze tego wysokiego Australijczyka.
I nic mu nie mogło zepsuć tej chwili, ani ból tyłka, ani ból głowy, ani śmiejący się napierdoleni gówniarze w tle. Nawet gdyby pojawił się w tym momencie tamtej policjant, miałby to gdzieś. Bo liczył się tylko jego Ian. Zawsze. Zawsze. Zawsze. Jego Ian. Najdroższy, najdroższy, którym nie mógł przestać się napawać, który nie przestawał go wzruszać nawet drobnymi gestami, drobnymi czułościami. Który potrafił wypowiadać słowa z mocą tak potężną, jaką nie dysponował żaden inny człowiek na świecie.
Daj spokój, Iannie — uśmiechnął się lekko, gładząc policzek Iana w uspokajającym geście. Cóż, fakt że tamci gówniarze ich widzieli może nie bardzo go ekscytował, ale był gotowy na podobny scenariusz, w końcu chwilę temu chciał, żeby cały świat ujrzał, jak Ian rżnął go jak dziwkę, prawda? — To tylko jakieś pijane dzieciaki, nie ma sensu się nimi przejmować. Wracajmy już, okej? — zaproponował, i nawet nie czekając na odpowiedź Iana pociągnął go za nadgarstek w stronę ulicy. Musiał się umyć i wziąć coś przeciwbólowego. Po takich intensywnych emocjach, intensywnych przeżyciach, po darciu się przez cały park, po dwóch godzinach spędzonych w hałasie już czuł narastający ból głowy. Desperacko potrzebował przeciwbólaczy i wtulenia się w Iana pod miękkim kocem.


effsie - 2018-10-13, 23:01

Jak chcesz — zgodziłem się, kiwając lekko głową i odsunąłem nieznacznie od Maxa. Chciałem spytać, czy wszystko okej, czy może iść, takie, wiecie, gejowskie sprawy, ale blondas sam pociągnął mnie w stronę ulicy. Nie zabrałem jednak ramienia z jego szyi, wciąż obejmując go jedną ręką w ten pokraczny sposób. I skrzywił się, kiedy tylko ruszyliśmy, więc przystanąłem, decydując się teraz na zwerbalizowanie mojego pytania: — Możesz iść? Jak nie to…
— Nie, mogę — przerwał mi, uśmiechając się promiennie. — Jakoś doczłapiemy do metra.
Rzuciłem jeszcze okiem na tę zgraję młodocianych homofobów czy innych pedałów, patrząc na nich groźnie, ale niestety nie podziałało na odległość. Chciałem coś jeszcze zrobić, tylko znowu ten mój chłopak, jebany Chrześcijanin, co każdemu by nieba uchylił, zrobił Ian, chodź, a ja, głupek, no, poszedłem.
Za nim kurwa zawsze lazłem, gdzie popadnie.
Tym razem jednak padło na metro, a potem na nasz dom i mieszkanie Maxa, bo tam były jakieś prochy, których potrzebował. Ja nie potrzebowałem niczego poza nim, więc tam też polazłem jak ciele.
Umyliśmy się, Max wziął swoje leki, ale wciąż nie czuł się najlepiej, więc skoczyłem do domu zerwać jakieś świeże zioła i mu zaparzyć. Potem rzeczywiście wlazłem z nim pod kołdrę, ale zasnął dużo szybciej niż ja i zamiast poleźć do siebie (jakoś tak nie chciałem), rozejrzałem się debilnie wokół. Na parapecie leżał jego komputer i co prawda znałem hasło (1966, ciekawe, czy ustawił to sobie, bo był psychofanem Star Treka, kreatywny ten mój geniusz, chociaż ja sam nie miałem żadnego, więc), więc mogłem sobie coś tam pooglądać, posprawdzać, puścić jakieś gówno na Netflixie, ale chyba nie chciałem go budzić. Wygramoliłem się więc na chwilę spod kołdry, a potem przeszedłem do półki z książkami, znacznie obszerniejszej niż analogiczna po mojej stronie ściany i objąłem ją wzrokiem. Przypomniało mi się, że Max miał mi podrzucić jakąś poezję i nawet zobaczyłem tomik tej całej Sylvii Plath, o której mi mówił, ale chyba nie chciałem z tym teraz eksperymentować; powiodłem spojrzeniem dalej, szukając jakiejś ciekawej lektury.
A potem zrobiłem użytek z jego szafki nocnej i lampki, oświetlając sobie moją część łóżka i zaczytując się w Podróżach z Charleyem, szukając tej całej Ameryki.


Gazelle - 2018-10-13, 23:44

Chciał się jeszcze nacieszyć bliskością Iana; nigdy nie miał go dość, nigdy zbyt wiele i zawsze jakaś część niego bała się, że to wszystko to tylko sen z którego w każdej chwili może się wybudzić, ale tej nocy już kompletnie nie miał siły. Nie miał żadnych silnych leków przeciwbólowych, bo te mocniejsze bóle głowy nie dotykały go znowuż aż tak często, żeby załatwiać sobie receptę, ale taka aspiryna niewiele działała. Wziął dwie, bo przecież go nie zabiją, no i ziółka od Iana też trochę pomogły, ale najlepszym lekarstwem był sen.
Niestety, nawet to lekarstwo nie okazało się tak skuteczne, bo w środku nocy musiał wyparować z łóżka, aby zwymiotować w kiblu. I nadal mu huczało w głowie, jak cholera. Miał problem z podniesieniem się z pozycji klęczącej przez muszlą klozetową, a kiedy spojrzał w lustro zobaczył cień człowieka. Super, po prostu super.
— Maxie? Co się dzieje? — usłyszał zaspane mamrotanie Iana, który stanął w progu łazienki i ziewał, patrząc się na niego półprzytomnym wzrokiem. Wydawało mu się, że Ian miał dosyć twardy sen, a sam przecież chyba nie był aż tak głośno. — Rzygałeś? Nadal źle się czujesz?
Pokiwał głową, sięgając po szczoteczkę do zębów, bo smak rzygów w ustach sprawiał, że znowu go dźwigało.
Wracaj do snu, Iannie, zaraz też przyjdę do łóżka — powiedział, unikając spoglądania na swoje odbicie w lustrze. Pewnie wyglądał tak paskudnie poniekąd też z tego powodu, że był kurwa środek nocy.
Chyba się przeforsował. I nawet nie chodziło o sam ten pobył w hałaśliwym, buczącym pokoju w barze karaoke, ale o wszystko. Dwa dni z rzędu pił więcej alkoholu, niż powinien, w dodatku przez część dnia był zabiegany i w pośpiechu, zjadł prawie nic...no, to musiało się tak skończyć, ale wcześniej w ogóle o tym nie myślał, bo czuł się znakomicie, czuł się żywy.
— Zaparzę ci jeszcze mięty, co? — zaoferował Ian, który się go w ogóle nie posłuchał i podszedł do niego, kładąc mu ręce na ramiona.
Ta troska naprawdę pozytywnie go rozbrajała. Nadal nie wiedział, czym sobie zasłużył na tak cudownego chłopaka. To musiał być sen.
Ian, wracaj do snu, masz jutro pracę — mruknął, gdy już opłukał usta z pasty. I nie chciał nawet już nic pić, nic brać, tylko wrócić do łóżka, ponownie wtulić się w Iana, zawinąć się w kocyk i wrócić do błogiego snu.


effsie - 2018-10-14, 00:20

Ziewnąłem przeciągle, patrząc się w nasze odbicia w lustrze; ja, zaspany jak skurwysyn i Max, jeszcze bledszy niż zazwyczaj, z lekko przekrwionymi oczami i cieniami pod nimi. Powiodłem wzrokiem niżej, po jego brodzie aż na klatkę piersiową i, idiota, dopiero wtedy zorientowałem się, że trząsł się; chyba z zimna, skoro miał też gęsią skórkę.
Zaspany, jeszcze nie zdążyłem zareagować, kiedy Max wysunął się spod tego delikatnego uścisku i wrócił do sypialni, a ja sam rozejrzałem się jeszcze po tej łazience, w pół-świadomym stanie poszukując swoich spodni, które musiały tu być, bo pamiętałem, jak ściągałem je, gdy szliśmy pod prysznic (razem, w ramach bycia eko). Wyciągnąłem klucze z kieszeni i włożyłem głowę przez drzwi do sypialni.
Maxie, załóż coś na siebie. Zaraz wrócę.
I ziewając poczłapałem do siebie, żeby zerwać trochę zielska, uprzednio zahaczywszy o kuchnię, żeby już wstawić wodę. Gdy wróciłem, musiałem tylko chwilkę czekać, by zawrzała i zaparzyłem mojemu chłopakowi tej mięty, samemu nalewając sobie szklankę wody, by trochę się otrzeźwić.
Prosiłem, żebyś się ubrał — zauważyłem karcąco, widząc Maxa w sypialni.
— Prosiłem, żebyś tego nie robił — odparł, cały blady, więc tylko na razie postawiłem kubek i szklankę obok Podróży z Charleyem i podszedłem do jego szafy, wyciągając z niej pierwsze lepsze rzeczy; dużą koszulkę, jakieś dresowe spodnie i, eee, moją bluzę. Aż się upewniłem i wcale nie była na półce z moimi rzeczami, ale był środek nocy i to zignorowałem.
Załóż to — powiedziałem, wchodząc na łóżko i podałem mu na początku samą koszulkę. Max chciał już chyba protestować, ale przerwałem mu zawczasu: — Maxie, proszę, cały się trzęsiesz. Ubierz się.
Doszliśmy do kompromisu, bo wciągnął na siebie T-shirt i bluzę, odmawiając założenia spodni i argumentując to tym, że już siebie pod kołdrą; nie miałem się z nim kłócić w środku nocy o coś, co nie miało sensu, więc tymczasowo odrzuciłem dresy na ziemię i odgarnąłem mu włosy z tego bladego – zimnego – czoła.
Wciąż ci niedobrze? — spytałem. Chętnie dałbym mu teraz napić się tej mięty, ale zaraz poparzyłby się wrzątkiem; minie chwila, zanim nieco ostygnie.


Gazelle - 2018-10-14, 00:44

Ech, liczył na to, że wrócą do spania i tyle będzie z tego incydentu, ale Ian postanowił się tym zająć i...no, było to kochane, niesamowicie kochane i urzekające, ale Max czuł też wyrzuty sumienia z powodu tego, że przerwał swojemu ukochanemu sen.
Ułożył się na łóżku, nawet nie mając siły na dalsze protesty i rozejrzał się dookoła, najpierw gasząc lampkę, którą chyba oświecił Ian gdy wychodził z pokoju, bo to światło go raziło, nawet gdy nie świeciło mu bezpośrednio w oczy. I zauważył obok książkę, której na pewno tam nie położył. Podniósł ją, aby odczytać tytuł i uśmiechnął się lekko. Ian wybrał dobrą lekturę.
Czuł się jak gówno, fakt, ale to nie było obce mu uczucie. I dlatego wolałby nie kłopotać Iana, żeby nie musiał się nim tak przejmować.
Tak, ale już jest lepiej. Chyba rzyganie mi trochę pomogło — powiedział. — Chodź tutaj, i wracaj już do snu, proszę, poradzę sobie, to tylko ból głowy — zapewnił, a Ian pokręcił głową.
— Nie ma mowy, Maxie, wyglądasz jak trup — odparł, ale przynajmniej grzecznie wrócił do łóżka, a Max automatycznie przylgnął do jego ramienia. — Mięta jest jeszcze wrząca, ale jak ostygnie to ją wypijesz, okej? Potrzebujesz jeszcze czegoś?
Nie, po prostu ciebie — wymruczał. Najchętniej Iana śpiącego i wypoczywającego, ale, ech, nie mógł mieć wszystkiego, bo co zaczynał Ianowi o tym truć, ten go uciszał. Więc wypił tę miętę i ułożył się w końcu do snu, a Ian nadal przy nim czuwał. Nie miał pojęcia, jak długo, bo wkrótce potem, na całe szczęście, udało mu się znowu zasnąć, a tym razem już żaden wkurzający incydent nie zakłócił mu tego snu. Wtulał się w swojego ukochanego, troskliwego chłopaka, nieświadom zupełnie tego, że ten nadal go doglądał, mimo tego że Max już cicho pochrapywał. I nie mógł poczuć tej ciepłej dłoni, łagodnie przesuwającej po jego policzku, ust składających pocałunek na czole. Był otulony przyjemnym ciepłem, kiedy śnił jakieś abstrakcyjne sny, w których stałym elementem był krajobraz kojarzący się z Brisbane. No i jego Ian.


effsie - 2018-10-14, 08:26

Byłem absolutnie zadziwiony tym, jak absurdalny był ten mój chłopak, z jednej strony wystawiający do mnie tyłek w parku, proszący o to, bym pieprzył go aż do bólu, z drugiej – rzygający w nocy przez ból głowy. Jakby siedziały w nim dwie osoby, całkowicie różne, przemknęło mi przez myśl, gdy masowałem mu głowę przez sen, a w tamtej chwili aż sam westchnąłem ze zdziwienia. Czy to był ten cały border? Nie wiedziałem o nim zbyt wiele, ale w głowie umieściłem go gdzieś obok schizofrenii (o której właściwie takoż miałem pojęcie mocno znikome), może nie z różnymi osobowościami, a zachowaniami, odczuciami… chciałem sięgnąć po telefon i wpisać to w google, ale przypomniałem sobie, że googlując kaszel można dowiedzieć się, że ma się raka. Jasne, to byłoby pierwsze źródło informacji, ale… czy na pewno właściwe? Mogłem spytać o to jutro Maxa, jeszcze raz, a jak nie to może Bety? Może coś o tym wiedział, a z nim pewnie gadałoby mi się o tym lepiej, niż z moim chłopakiem, jakoś tak zwyczajnie swobodniej, bo chociaż Lionel nie był pomiędzy mną a blondasem tematem tabu to jednak wprowadzał pewien dyskomfort. Dla mnie głównie przez to, że to Maxie wciąż nie mówił mi wszystkiego i nie wiedziałem, gdzie przebiega granica tego, co mi powie, a co znowu przemilczy.
Gdy obudziłem się rano, Maxie jeszcze spał, w nocy odsuwając się ode mnie i zrzucając z siebie część kołdry. Przetarłem oczy, zerkając na telefon i zegarek – miałem jeszcze tak z półtorej, dwie godziny, zanim będę musiał wyjść do pracy, uroki samemu ustalanych godzin urzędowania – i wstałem, umyć zęby. Podnosiłem już szczoteczkę Maxa, kiedy przypomniałem sobie nocną sytuację i jakoś tak dziwnie stwierdziłem, że może wolałbym mieć tu własną, hm. Na ten czas jednak poszedłem do siebie, myjąc zęby i tam parząc sobie kawę, z którą jednak wróciłem do mieszkania Maxa, uprzednio się ubierając.
Tylko dlatego, że sam nie miałem nic w lodówce, oczywiście.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem go obudzić, tego mojego chłopaka, dumając nad tym, o której zaczynał pracę. Nie wiedziałem, hm. Może i działał tutaj z domu, ale pewnie musiał być pod telefonem o określonej porze… tak czy nie? Przypomniało mi się, że Marcus, jak u mnie został tej jednej nocy, uciekł wcześniej właśnie przez pracę, jeszcze zanim ja wstałem do swojej, więc prawdopodobnie coś w tym było; przeszedłem więc do sypialni i rozejrzałem się za telefonem Maxa. I to był dobry ruch, bo skubaniec go wczoraj wyciszył; sprawdziłem i jednak nie było żadnych naglących telefonów, ale zapobiegawczo zabrałem jego iPhone’a ze sobą do kuchni; nie wiem w sumie dlaczego, bo jakby zadzwonił szef Maxa to pewnie i tak zaniósłbym go mojemu chłopakowi, no ale wtedy wydawało mi się to sensowne.
W każdym razie, stwierdziłem, skoro tak się źle czuł w nocy, to niech sobie trochę odpocznie, a ja zmajstruję jakieś śniadanie.
Otworzyłem jego lodówkę i moje plany spełzły na niczym, bo liczyłem na jakąś sporą inspirację, ale znalazłem tam ser, warzywa, jajka i mleko, no tak, lodówka wegetarianina. Okej, niby można było z tego zmontować jajecznicę z warzywami, ale no to było jakieś takie bez polotu i jak już miałem czas to myślałem, że ogarnę coś więcej… Popijając kawę, usiadłem sobie przy stole, sięgając po telefon Maxa (mój został gdzieś tam w jego sypialni) i wpisałem w Google „wegetariańskie śniadania”, po chwili scrollując jakiś internetowy portal. Uniosłem wysoko brwi, widząc, że ktoś proponuje warzywno-jajeczne muffiny czy inne quesadille (czy ja wyglądam na kogoś, kto robiłby swoje quesadille?), potem przewijając się przez pancakesy i nawet kliknąłem na przepis, ale mówił o proszku do pieczenia, sodzie i cynamonie, a tego ja na pewno nie miałem na chacie, a Max, no, nie wiedziałem. I pewnie mógłbym zaraz pogrzebać, ale potem tymi pancakesami był pomysł na owsiankę z bananami i syropem klonowym, a syrop klonowy widziałem w lodówce, a banany na stoliku przy mnie. To był już znak, więc postanowiłem poszukać owsianki.
Pierwsza szafka, którą otworzyłem zawierała naczynia, ale to dobrze, bo znalazłem garnek na owsiankę. Druga chowała makarony, kasze, ryże, fasole i jakieś inne strączki, a w trzeciej znalazłem koszyk, gdzie obok owsianki był też słonecznik, siemię lniane, nasiona chia, amarantus, wiórki kokosowe, miód, płatki jaglane, syrop z agawy, masło orzechowe i pewnie parę innych rzeczy, których nie widziałem na oczy. Obok zobaczyłem koszyk, który wyglądał na taki, gdzie znalazłbym proszek do pieczenia, ale już chyba zakręciłem się na tę owsiankę, więc znów ogarnąłem przepis. Wsypać płatki owsiane i zalać mlekiem, wstawić na mały gaz. Ale ile tych płatków? Dokąd zalać mlekiem? Wsypałem na oko, zalałem tak, żeby przykryły mleko. Potem było żeby dodać wiórki kokosowe. Dodałem, też na oko. A potem spojrzałem na całe to naręcze rzeczy obok płatków owsianych i zrobiło mi się żal, że wykorzystałbym tylko te wiórki kokosowe, więc dodałem trochę tych śmiesznych nasion chia (były czarne, ładnie kontrastowały) i amarantusu (śmieszna nazwa, ale widziałem w niektórych hipsterskich knajpkach „cośtam z amarantusu” obok „deserów z chia”, więc uznałem, że będzie pasować). Spróbowałem siemienia lnianego i hmmm, smakowało okej, ale jakoś stwierdziłem, że nie do banana. Aha, bo banana miałem pokroić i wrzucić potem. Dolałem trochę mleka, bo jak wsypałem tych ziaren do już wszystkiego nie zakrywało. Wymieszałem, wstawiłem na gaz i pomyślałem, że banan dobrze smakuje z masłem orzechowym. W przepisie go nie było, ale stwierdziłem, że eksperymenty nikogo nie zabiły. I jeszcze zobaczyłem ekstrakt waniliowy, to też nie mogłem się powstrzymać i wylądował obok dwóch łyżek masła orzechowego.
Potem przepis mówił, żeby mieszać, więc mieszałem. Wstawiłem też wodę i w międzyczasie zalałem nią miętę (robię się trochę monotematyczny w tych ziołach), a potem cały czas mieszałem. Mleko zgęstniało i zrobiło się nieco beżowe, chyba przez to masło orzechowe, które się rozpuściło.
Spróbowałem.
Zakląłem, bo się poparzyłem, ale smakowało okej. Słodko, ale okej. Ale jeszcze kusił mnie ten syrop z agawy. Mieszając cały czas, spróbowałem na palec. Hmm, dobry.
Dodałem.
Kurwa, prawie zapomniałem o bananach!
Też dodałem.
Ja pierdolę, wyszedł mi gar owsianki jak dla wojska.
Nałożyłem do dwóch misek.
W garnku została chyba ponad połowa.
Ciekawe, czy owsiankę da się odgrzewać.
Dobra, budzić go, wołać tutaj, czy zanieść? W sumie to mogę zanieść, nie?
Wziąłem: dwie miseczki owsianki. Kurwa, zapomniałem o widelcach. Nie, chyba jednak łyżkach. Może łyżeczkach? Dobra, łyżeczkach. Wyciągnąłem. Dwie miski, moja kawa już się skończyła, więc nie. Ale jeszcze mięta! Zanieść na początku miski, potem wrócić po miętę? Eee, gdzie tam, dam radę.
Kurwa, aaaaaa, poparzyłem się tym wrzątkiem!
Dobra. Jestem. Kurwa, gdzie teraz to postawić? Przecież jak postawię na łóżku to zaraz się wyjebie przy najmniejszym ruchu Maxa. Dobra, mięta na szafkę, obok wczorajszego kubka. A miseczki to już nie wiem gdzie. Wlazłem na łóżko, wciąż trzymając je jak debil w rękach i nachyliłem się nad śpiącym Maxem.
Maxie — rzuciłem trącając go lekko kolanem. — Wstawaj, już jest rano — powiedziałem jak debil.


Gazelle - 2018-10-14, 14:15

Spał twardo, już bez żadnych ekscesów, po prostu korzystając z tego lekarstwa, które przynajmniej sprawiało, że ból głowy mógł mu w końcu się uspokoić. Nigdy, kurwa, więcej.
Pff, oczywiście, że nie. Warto było się męczyć dla tych wszystkich chwil. Cholera, ten wieczór był niesamowity. Zwieńczeniem było wprawdzie rzyganie do kibla, no ale trudno, potem przynajmniej miał ładne sny z Ianem.
Z których wybudził go nie kto inny, jak Ian właśnie.
Ech? — mruknął, uchylając powieki. Syknął, bo słońce świeciło irracjonalnie mocno jak na styczeń, a może to on wciąż był nadwrażliwy na światło, no ale musiał jeszcze na chwilę przymknąć oczy, zanim podjął kolejną próbę, tym razem zapobiegawczo je mrużąc.
Rano? Tak szybko?
Nie czuł się jakoś wyjątkowo wyspany, ale trudno, pobudka to pobudka.
Podciągnął się na łokciach do pozycji półleżącej, gdy zauważył że Ian wisiał nad nim z dwoma miskami, w których zapewne znajdowało się śniadanie.
Ładnie pachnie — uśmiechnął się, gdy Ian powiedział co znajduje się w środku. Czuł się już całkiem nieźle, pomijając niewyspanie, więc raczej nie powinien zwymiotować. Ale na wszelki wypadek postanowił jeść powoli.
I nie tylko ładnie pachniało, ale i smakowało znakomicie! Nie mógł nie pochwalić Iana, który był wyraźnie zadowolony z siebie i ze swoich umiejętności kulinarnych, no i całkiem słusznie, bo naprawdę, pycha. W dodatku, kurczę, to było takie miłe, dostać śniadanie do łóżka od ukochanego, który przysiadł obok na łóżku i gadał z nim o pierdołach, dopytując się jeszcze o jego samopoczucie. To było takie...rodzinne. I nie chciał dawać za bardzo popłynąć swojej wyobraźni, ale ciężko było nie mieć takich właśnie skojarzeń.
— Maxie, a jak ty właściwie pracujesz? Możesz sobie tak o wstawać o której chcesz? I jak to wygląda, masz listę tego co masz napisać, piszesz i wysyłasz? — spytał Ian, a Max westchnął. No bo, tak, jego praca. Która ostatnio szła mu wyjątkowo kiepsko, o co miał do siebie ogromny żal, zwłaszcza że musiał spiąć poślady przez tripem, żeby przełożeni się przypadkiem nie rozmyślili i nie cofnęli swojego błogosławieństwa.
A ostatnio...cóż, jego życie kręciło się głównie wokół Iana. I coś tam pisał, oczywiście, ale z terminami radził sobie średnio – wysyłał artykuły dosłownie w ostatniej chwili, albo z lekkim opóźnieniem, gdy zazwyczaj radził sobie z tym całkiem ładnie. A same artykuły też nie były jakoś zachwycające. Miał chyba gorszy okres w pracy, ale to nie było wcale usprawiedliwieniem. I tak miał bardzo wygodne warunki pracy, więc tym bardziej czuł wyrzuty sumienia, że zawodzi swoich przełożonych i współpracowników.
No i dodatkowe zlecenia też olewał, co nie było mądre. Może jego konto było jeszcze w całkiem niezłej kondycji, znaczy, po wyjeździe do Australii mocno uszczuplało, no ale jednak coś tam miał, ale tak nie będzie wiecznie, prawda? A nie chciałby doprowadzić do sytuacji, w której musiałby prosić rodziców o wsparcie finansowe.
Powinienem skończyć już dwa artykuły — jęknął, przyznając się do swojej porażki. — No i zazwyczaj jest tak, że jestem w kontakcie mailowym i telefonicznym z naczelnym, z nim konsultuję tematy, a często wygląda to tak, że mam po prostu coś napisać i ja sam decyduję o tym co to ma być, no i często się konsultuję ze specjalistami od danej dziedziny też mailowo, czy do nich dzwonię, co jakiś czas melduję się w redakcji, ale kosztem nieco niższej pensji udało mi się wynegocjować pracę zdalną z domu. I pasuje mi to, bo w takim zgiełku pisze mi się ciężko — wyjaśnił. Praktycznie był wolnym strzelcem, ale na zwykłej umowie o pracę. I ten układ naprawdę mu w pełni pasował.
Kiedy skończyli jeść, włożył jedną miskę w drugą i odłożył je na stolik, sięgając po kubki. Znowu mięta. Nie narzekał, bo lubił miętę, a świeża mięta od Iana w ogóle była najlepsza. No i to zielsko było dobre na żołądek, który przecież przeżywał sensacje od poprzedniej nocy. Nadal był zaspany, ale już trochę mniej. Musiał sobie z tym jakoś radzić, no bo przecież wypicie kawy byłoby dosyć ryzykowne.
— Wiesz już gdzie chcesz jechać? No wiesz, na tę swoją wycieczkę — spytał Ian, który akurat przeglądał coś w telefonie; pewnie scrollował Facebooka.
Do Nowego Orleanu — odparł, bo był już raczej całkowicie zdecydowany na to miasto. — Jeszcze nie miałem okazji tam pojechać, a intryguje mnie to miejsce.
I chciałby tam polecieć z Ianem, bardzo by chciał, ale ta cholera się uparła, że ma się wybrać w samotną podróż. I, ech, niech mu będzie, ale nadal brzmiało mu to trochę podejrzanie, nie mógł się tego pozbyć.
— No bo akurat piszą do mnie moi modele, bo w ten weekend jest konwent w NY. I oni przyjeżdżają, i zawsze kimają u mnie, więc tak sobie pomyślałem, że gdybyś pojechał na ten weekend do Nowego Orleanu to bym się przenocował u ciebie, co?
Modele? Konwent? A, faktycznie, Ian coś wspominał o jakimś konwencie, ale jeżeli ten koleś sobie myślał, że Max pozwoli mu znowu bawić się na konwencie sam ze swoimi modelami i modelkami...
Nie, absolutnie nie wchodziło to w grę. A taki chuj.
Nie planowałem wycieczki na ten weekend. Dopiero wróciliśmy z Australii przecież. Poza tym ciężko znaleźć jakieś spoko loty. No ale przecież nie musisz mnie się o takie rzeczy pytać, masz klucze, przychodź kiedy chcesz, a w ten weekend się po prostu przeniesiesz do mnie — wyszczerzył się. Wprawdzie i tak ciągle ostatnio spali razem, ale nawet nie wiedział, czy Ian w ogóle zdawał sobie z tego sprawę, czy może tkwił w takim myśleniu, że po prostu tak wychodzi i tyle. Max nie miałby problemu z tym, żeby w ogóle zamieszkali wspólnie, zamiast tak latać po tych mieszkaniach, ale, cóż, zdawał sobie sprawę z tego że to mogło być jeszcze zbyt wcześnie na składanie takich propozycji.


effsie - 2018-10-14, 15:48

Nowy Orlean? Ja też nigdy nie byłem w Nowym Orleanie i aż mi się zaświeciły oczka; w pierwszym odruchu chciałem mu powiedzieć ej nie, nie jedź tam, bo ja też bym chciał, pojedziemy tam kiedyś razem, ale to było strasznie głupie, ograniczać mu miejsca do tych, na których mi nie zależało (to by było wręcz chamskie) lub tych, w których już byłem. Chociaż, nie, to jest nawet nieprawda, bo tam, gdzie byłem, to wolałbym mu sam pokazać jakieś ciekawe spoty, na przykład Chicago, w którym pomieszkiwałem nawet kilka miesięcy.
Ech. No dobra, przemilczałem temat.
W każdym razie ten poranek kiedyś musiał się skończyć, a ja – pójść do pracy. Po niej wróciłem do domu, a gdy majstrowałem coś na obiad zapukałem w ścianę, krzycząc cooooo roooooobisz, bo jakaś taka nuda bez tej mojej marudy. Ale Max kazał mi się odwalić, bo jeszcze pracował, więc ja też oddałem się mojej rozrywce, z muzyką siedząc przy tatuażach i zrobiłem kilka „pustych” projektów, bardzo wyjściowych, by mieć co pokazywać na konwencie. I potem Max przywlókł do mnie to swoje chude dupsko, ale ja wciąż rysowałem, gadając sobie z nim, bo to mi nie przeszkadzało i tak sobie siedzieliśmy tego wieczora, bez jakichś większych atrakcji. Mój chłopak nawet przypomniał mi, że skoro ktoś będzie u mnie spał to może powinienem zorganizować nową pościel i jakiś śpiwór, czy coś w tym stylu, i miał rację, zrobiłem to, skoro mieli przylecieć jakoś jutro wieczorem; nie wiedziałem kiedy dokładnie, ale podałem im adres i poprosiłem, by uprzedzili mnie wcześniej, to jakoś się dogadamy.
Gdy wieczorem pieprzyliśmy się jeszcze na starej pościeli – trzeba było ją do końca już zużyć – i wypróbowywaliśmy jakąś nową pozycję, której do tej pory nie znałem (no co, te gejowskie różnią się od takich, co można działać z babeczką, znaczy, no niby można, ale tam są inne też, a ja serio w całej tej gejozie nie miałem dużego doświadczenia; na pewno mniejsze, niż mój chłopak, który ruchał się wcześniej z szesnastoma innymi kolesiami), mój telefon odezwał się irytującą muzyczką. Zignorowałem ją po raz pierwszy i drugi, gdy wygrała cały swój rytm, ale za trzecim razem to Maxie jęknął:
— Ian, kurwa, twój jebany telefon przeszkadza mi dojść.
I mnie też przeszkadzał, dlatego wysunąłem się z mojego chłopaka i sięgnąłem po komórkę, wyłączając połączenie i odrzuciłem ja na łóżko, znów wchodząc w Maxa i łapiąc go pod kolanem – ale nie, kurwa, znowu telefon. Zrobiłem to samo, nie patrząc, kto dzwoni; wyłączyłem połączenie, bo chyba tylko debil nie zorientowałby się, że skoro ktoś nie odbiera, a potem odrzuca to nie powinno się mu przeszkadzać, ale za jebanym piątym razem nie wytrzymałem; wkurwiało mnie to i dekoncentrowało, Maxiego też, więc wysunąłem się z niego i warknąłem do telefonu:
Czego, kurwa?
— Ian? — w słuchawce rozbrzmiał mi znajomy głos. — No w końcu… jestem już… ale się chyba zgubiłam — paplał wesoło, nieco bełkocząc.
Odsunąłem telefon, zerkając na wyświetlacz. Jo.
Gdzie jesteś? — warknąłem, wciąż zły.
— No, przy tym parku obok ciebie, wpisałam adres w Google Maps, ale się pogubiłam i nie mogę dojść…
Jak to kurwa, miałaś być jutro — parsknąłem.
— Ale… zerwałam z dziewczyną, i, i, i, pomyślałam, że przylecę wcześniej, Ian, jestem pijana, błagam, weź mnie znajdź i zaprowadź do siebie…
Gdzie ty dokładnie kurwa jesteś — byłem już nieźle wkurwiony, podczas gdy Jo tłumaczyła mi swoją pozycję.
Max na łóżku przekręcił się na plecy i złączył nogi, wciąż ze sterczącym, nabrzmiałym kutasem, patrząc na mnie z cieniem zaniepokojenia i ciekawości. Zakończyłem połączenie i prychnąłem.
Jo, moja modelka, zgubiła się w parku i jest najebana — wytłumaczyłem, zirytowany. — Muszę po nią pójść.
— Teraz? — Max spojrzał na mnie wielkimi oczami, a ja naprawdę nie chciałem zostawiać go właściwie w połowie stosunku i wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić. Moglibyśmy… to dokończyć, ale zanim by to się stało, zanim bym się potem ogarnął, ta różowa pizda dobijałaby się do mnie jeszcze pewnie tysiąc razy, najebana w trzy dupy.
Przyprowadzę ją tutaj i pójdziemy do ciebie, dobra? — Nachyliłem się nad nim i pocałowałem delikatnie, przytrzymując go za podbródek, gdy chciał się odsunąć. — Maxie, moja najebana modelka jest sama o północy w nieznanym sobie miejscu, rzuciła ją dziewczyna i pewnie panikuje. Muszę po nią pójść — powiedziałem i rzeczywiście, kiwnął głową, a ja odsunąłem się i rozejrzałem w poszukiwaniu swoich ciuchów.
Naciągnąłem na siebie szybko to, co jeszcze niedawno z taką żarliwością z siebie zrzucałem (za drobną pomocą Maxa) i wyskoczyłem z chaty akurat w tej chwili, gdy Jo zdecydowała się do mnie po raz kolejny zadzwonić. Opierdoliłem ją, żeby się nie ruszała z miejsca i już idę, a kiedy dojrzałem tę różową banię… była naprawdę pijana.
— Ian! — ucieszyła się, rzucając się mi na szyję. — Jak dobrze, że jesteś, nie mogłam znaleźć tego twojego mieszkania…
Co ci odjebało, żeby przylatywać tutaj bez uprzedzenia? — warknąłem, odsuwając ją od siebie. — Mogło mnie nie być w ogóle w domu.
— Ale byłeś, nie? — Uśmiechnęła się, przerzucając torbę z ramienia na ramię. — Jezu, jak dobrze, że cię widzę…
Dobra, chodź już. Jest późno — przerwałem jej, zupełnie nie w nastroju do słuchania tego pierdolenia.
— Idę — przytaknęła ochoczo, ruszając za mną i zaraz jęknęła: — Możesz mi ponieść torbę? Jest naprawdę ciężka, a ja się upiłam i…
Nie odwracając się nawet do niej jakoś szczególnie, złapałem w rękę tę jej torbę i wciąż kontynuowałem marsz do domu.
— Ach, Ian — westchnęła, łapiąc mnie pod ramię. — Stęskniłam się za tobą…
Tym razem odskoczyłem i upomniałem ją:
Jo, panuj nad sobą.
— Ach — zaśmiała się krótko, wciąż idąc obok mnie. — Daj spokój, Ian, jestem pijana, rzuciła mnie dziewczyna, przyleciałam do ciebie specjalnie wcześniej, nie udawaj, że nie wiesz…
Chyba cię pojebało — oznajmiłem, zatrzymując się na środku chodnika, kilkanaście metrów od naszego budynku.
— Dlaczego? Przecież pamiętasz Chicago…
Nie ma mowy, Jo — uciąłem, zanim zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć. — Spotykam się teraz z kimś, a ten ktoś czeka u mnie w domu, aż przyprowadzę moją najebaną koleżankę — położyłem odpowiedni nacisk na to słowo — i będziemy mogli pójść spać. Więc nie odpierdalaj.
Jo uniosła zdziwiona brwi, ale potem się roześmiała.
— Związki — zaczęła — są o kant dupy potłuc. I tak nic z tego nie będzie. I nie martw się, mnie nie przeszkadza twoja dziewczyna, możemy… — gadała, zbliżając się do mnie i zarzucając mi ręce za szyję, ale odsunąłem ją od siebie, zanim zdążyła cokolwiek zrobić.
Wkurwiony, zacisnąłem pięści. Miałem ochotę jednąć jej w ryj tą torbą, ale miałem gdzieś jeszcze resztki rozsądku.
Jesteś najebana — cedziłem przez zaciśnięte zęby — więc udam, że to się nie zdarzyło. Jak nie chcesz dzisiaj spać pod mostem to nie chcę ani powtórki z tego, co próbowałaś właśnie zrobić, ani komentarza o moim chłopaku – tak, mam chłopaka. A jak ci się to nie podoba to możesz równie dobrze spierdalać — poinformowałem ją chłodno, a Jo zrzedł uśmiech, bo chyba naprawdę myślała, że do tej pory nie mówiłem poważnie.
Spuściła wzrok w ziemię i mamrocząc pod nosem jakieś niech ci będzie ruszyła przed siebie.
Weszliśmy na klatkę, a potem otworzyłem przed nią drzwi mojego mieszkania, wołając od progu:
Maxie? Jesteś tu? — Jego blond czupryna, odziana w moją dużą bluzę – dużą na mnie, a więc jemu sięgała za połowę uda – wychyliła się z sypialni. — Maxie, to Jo. Jo, to mój chłopak, Max. Jo będzie tu dziś spała na kanapie. Jest najebana, więc idzie wprost do salonu, prawda? — warknąłem, rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie.
— Jasne — mruknęła. — Cześć, Max.
— Hej, Jo — przywitał się mój chłopak, rzucając mi pytające spojrzenie, pewnie widząc tę smętną Jo, ale pokręciłem tylko głową.
Pogadamy rano — rzuciłem jeszcze do Jo, odstawiając jej torbę na ziemię i spytałem Maxa: — Idziemy do ciebie?
Max przystał na to ochoczo i za chwilę zamykał już za nami drzwi. Złapał mnie za dłoń i bez słowa pociągnął za sobą do sypialni, wskakując na łóżko i przysysając się do moich ust, ale zanim mieliśmy dokończyć, co tam u mnie zostało przerwane, chyba… powinienem mu coś powiedzieć.
Tak? Nie? Nie wiem, nie wiedziałem.
Ale… no… z dwojga złego lepiej, by wiedział o tym ode mnie, niż by Jo palnęła coś przy słodkim śniadanku, nie?
Zrobiłaby to? Wydawało mi się, że nie, ale kto wie, co odjebie niewyruchanej babie.
Czekaj, Maxie — mruknąłem, przytrzymując go za ramiona. — Bo, eee… Bejb, tylko nie odwalaj — uprzedziłem na początku. — Mówię ci to, żebyś wiedział ode mnie, a nie od Jo, a nie dlatego, że to coś znaczyło, czy inne pierdy, ale, eee… kiedyś z Jo mieliśmy mały epizod razem, raz, kilka miesięcy temu. I w sumie tyle, nie ma w tym żadnej większej historii, okej?


Gazelle - 2018-10-14, 18:56

Aha — palnął po prostu, czując się jakby ktoś mu przywalił cegłą w łeb.
A co do łbów, to gdy tylko ujrzał w mieszkaniu Iana ten różowy łeb, szybko sobie przypomniał, gdzie wcześniej go widział. Na tym pierdolonym zdjęciu, które doprowadziło go do stanu...którego wolałby sobie naprawdę nie przypominać, chciałby o nim zapomnieć raz na zawsze i był pierdolonym kretynem, że nie zorientował się że Ian, mówiąc o modelkach, miał na myśli te konkretne osoby. Mógł się jakoś mentalnie przygotować, uciec, cokolwiek, a tak to został wystawiony na coś, z czym naprawdę, naprawdę nie chciał się mierzyć.
Ale nic nie mówił. Nawet, gdy wydawało mu się, że Jo patrzy na niego wrogim wzrokiem, jakby przeszkadzała jej jego obecność. Bo wydawało mu się, prawda?
Od tamtego pamiętnego dnia Max był bogatszy o dwa miesiące terapii, pracy nad sobą, autorefleksji. Chyba potrafił już myśleć racjonalnie. A przynajmniej się kurwa starał. Dlatego, zamiast odstawił jakąś scenę irracjonalnej zazdrości, po prostu szybko wyszedł z Ianem i zaatakował go od razu w swoim mieszkaniu pocałunkami, bo nie mógł powstrzymać swojej chęci oznaczenia go, sprawienia, żeby zapomniał o tamtej lasce, a i sam chciał zapomnieć o tych wszystkich irytujących myślach, które zaczęły mu gdzieś huczeć w głowie.
I wtedy Ian postanowił się odezwać. I dobrze, że to zrobił, naprawdę, cholera, Max ogromnie cieszył się z tego, że jego chłopak był z nim szczery, ale z drugiej strony...
Być może wolałby jednak tego nie wiedzieć?
Epizod...jeden epizod, prawda? — spytał, gdy w końcu był w stanie powiedzieć cokolwiek więcej. Spojrzał na swoje ręce, które zaczęły mu się trząść. Kurwa. — Ale...jak byliście w LA to nic...?
— Maxie, przecież mówiłem ci że nic między nami nie było! — odparł Ian, wręcz oskarżająco. No i okej, mógł być oburzony, ale...
Przepraszam, po prostu musiałem się...nieważne, wierzę ci — westchnął i odsunął się od Iana, podnosząc się z łóżka. — Daj mi chwilkę, okej? Spokojnie, nie zrobię nic głupiego — powiedział, głosem tak beznamiętnym jak u robota i poszedł do kuchni.
Czuł to napięcie, czuł to pierdolone napięcie i wiedział, co ono zwiastowało. Od czasu sytuacji z tą całą Sarą (jeszcze tego brakowało, żeby i o tym sobie przypominał), miewał jeszcze kilka pomniejszych ataków paniki, przy których na szczęście, a może nie na szczęście, Iana nie było, ale powoli uczył się tego jak sobie z tym radzić.
Oparł się o lodówkę i zaczął głęboko oddychać, koncentrując swój umysł tylko na tym i na odliczaniu kolejnych oddechów od jednego do dziesięciu, i tak kilka, albo chyba kilkanaście razy.
Po tej małej sesyjce nalał sobie wody do szklanki, prawie zresztą tę szklankę upuszczając na podłogę, i sięgnął po swoje tabletki na uspokojenie. Nie chciał wariował, naprawdę, był tym zmęczony, był zmęczony tą zazdrością i tym, co z nim robiła. Ale świadomość tego, że za ścianą, w mieszkaniu Iana, znajdowała się kobieta, z którą ten się przespał, sprawiała że znowu czuł ten cholerny ciężar, znowu pojawiały się te pierdolone myśli, i najłatwiej byłoby po prostu im ulec, zrobić rozpierdol, opierdolić tę laskę, kazać jej wypierdalać, a potem mierzyć się z wkurwionym Ianem, ale naprawdę, naprawdę tego nie chciał.
Bo to, co najbardziej go przerażało, to myśl o tym, że Ian w końcu mógłby mieć tego dość. Mieć dość Maxa.
A skoro o wilku mowa, to wilk pojawił się w końcu w kuchni i podszedł do niego, kładąc mu delikatnie dłoń na ramieniu.
— Maxie, co się dzieje? Czy...miałeś atak?
Max nie zdawał sobie sprawy z tego, ile czasu zajęło mu względne uspokojenie tej burzy, ale najwyraźniej na tyle długo, by jego chłopak się zaniepokoił.
Prawie. Ale jest okej. Jest okej — odparł, próbując chyba przekonać sam siebie. Ale z drugiej strony, po chuj kłamał? — Dobra, nie jest okej. Ale... — zawahał się. Czy powinien? Chyba nie. Ale był tak zmęczony, tak wyczerpany emocjonalnie, te wspomnienia raniły go i przypominały o tym, co wtedy przeżywał i, cholera, to było takie paskudne. — Zapalimy? — spytał, a Ian uniósł brew. — Nie na balkonie, bo chyba piździ. Tutaj. I nie patrz się tak, wziąłem tabletkę, powinno być w porządku.
Wprawdzie miał tę swoją świętą zasadę niepalenia w mieszkaniu, ale w tym momencie miał ją głęboko gdzieś. Wyciągnął z szafkę jakiś poszczerbiony kubek, którego i tak nie używał, a mógł wykonać ostatnią posługę w formie popielniczki, i wziął papierosa z paczki, którą podał mu Ian, odpalając go i zaciągając się, myśląc o tym co tu powiedzieć.
Kiedy ostatnio pojechałeś na ten konwent, ten w LA, to jak wróciłeś powiedziałem ci, że widziałem zdjęcie ciebie z Jo i z jakąś jedną laską, prawda? I że to zdjęcie...no, dobra, myślę że do tego doszedłeś, byłem zazdrosny. Tak, wiem, że to idiotyczne, ale...wtedy, przed wyjazdem, no powiedziałeś mi coś w stylu, że twój kutas może chcieć zajrzeć do innej norki, nie? I wtedy, no, wkręciłem to sobie. Wiem, wiem, wtedy jeszcze nie ustaliliśmy, że sypiamy z sobą na wyłączność i w ogóle nie powinienem pewnie od ciebie tego wymagać, ale, zrozum, sam przecież się wkurwiłeś kiedy wmówiłeś sobie że spałem wtedy z Pierrem, pamiętasz? — zauważył, chociaż niekoniecznie chciał w tym momencie przywoływać sytuację, w której Ian prawie go udusił. — Więc, kiedy zobaczyłem to zdjęcie...ogarnęło mnie coś tak kurewsko intensywnego, obrzydliwego, Jezu, Ian, zupełnie nie mogłem nad tym zapanować. Tak, Ian, zanim cokolwiek powiesz – naprawdę wiedziałem, że to bez sensu, że nie powinienem, że to tylko zdjęcie, i to sprawiało, że nienawidziłem siebie za to wszystko co wtedy czułem. To brzmi pojebanie, bo jest pojebane. I kiedy ją zobaczyłem, kiedy powiedziałeś mi o tym, że z nią spałem...przypomniałem sobie o tym, przypomniałem sobie, jak mi wtedy odpierdoliło. Ian, ufam ci, naprawdę, wiem że gdybyś chciał się przespać z kimś innym, gdybyś miał mnie dość, to byś mi pewnie o tym powiedział, ale, kurwa, nie wiem — jęknął, bo naprawdę, już sam nie wiedział do czego zmierza i dlaczego w ogóle mówił o tym wszystkim Ianowi. — Nie bądź na mnie zły, pracuję nad sobą, nie chcę być taki, i-i nawet...nie wiem, ona jest tak pijana, może nie chcesz jej zostawiać samą w swoim mieszkaniu, jak chcesz to idź do niej, ja...nie zrobię już nic takiego, co z tamtą Sarą, obiecuję.


effsie - 2018-10-14, 19:42

To było trudne, dać mu tę chwilę samotności, kiedy tak naprawdę chciałem być obok, ale zmusiłem się do tego, by zostać na miejscu, przy jego łóżku, z irytacją przebierając nogami, tak jak bardzo myślałem, że muszę stąd wyjść. I w końcu już naprawdę nie mogłem się powstrzymać, dobijając do niego w kuchni i z trochę strachem obserwując, jak odpalał fajkę w swojej kuchni.
A potem padły te wszystkie jego słowa. I wielki, wielki mętlik w głowie.
Ty nie jesteś zazdrosny, nie? Ty jesteś pojebany… przeze mnie?
Pytanie było ledwo dosłyszalne, ale Max i tak kiwnął głową, a mnie przeszły dreszcze, wraz z jedną myślą, która obijała się mi po głowie cały czas, cały, cały czas, od kiedy tylko to wspomniał.
Ja też wkurwiłem się, kiedy wmówiłem sobie, że spał z Pierrem, tak.
Nie, ja się nie wkurwiłem, mnie odbiło; tak bardzo, że ocknąłem się z rękoma zaciśniętymi na jego szyi, coś, co obrzydzało mnie w sobie samym, gdy tylko o tym myślałem, gdy widziałem, co zrobiłem. To ja byłem pojebany, mocno jebnięty, nie panowałem wtedy nad sobą i chyba podświadomie chciałem to wyprzeć z pamięci, mimo że wiedziałem, że nie powinienem, że nie mogłem. Ale nie chciałem taki być, w ogóle i ani trochę, dla kogokolwiek, ale nie dla niego.
Byłem absolutnym zerem, totalnym zatraceńcem, zwykle egoista, ale przy nim… nie mogłem. Chciałem dla niego jak najlepiej.
A on? A on kajał się przede mną, prosił, bym nie był zły?
Maxie, ty się mnie boisz? — spytałem cicho.


Gazelle - 2018-10-14, 20:08

Tak, Max był pojebany. Doszczętnie pojebany, pojebany na punkcie Iana, ale i nie tylko. Nie był zdrowy, miał spaczoną psychikę, chuj wie czym, ale spaczoną na tyle, że odbijało mu kompletnie.
Ale, właściwie, czy naprawdę był pojebany przez Iana?
Pokiwał głową trochę bezmyślnie, bo nie był w stanie nic powiedzieć przez to, jak usłyszał z ust Iana, że jest pojebany. Sam siebie tak nazywał, przywykł do tego, to był fakt, ale jednak gdy Ian to powiedział, poczuł się naprawdę paskudnie.
Ale tak naprawdę nie mógł do winić za swój stan i nie mógł zrzucać na niego odpowiedzialności za to wszystko, co działo się z Maxem. Jego obecność w życiu Maxa po prostu uruchomiła to, co już w nim tkwiło. I prędzej czy później i tak musiało wybuchnąć. I Max się w to wszystko wkopał na własne życzenie. I, cholera, nie żałował. Kochał Iana, kochał go naprawdę mocno, był od niego uzależniony i te wszystkie cudowne chwile spędzone z nim wynagradzały mu wszystkie cierpienia.
Zaczął żałować tego, że powiedział o tym wszystkim Ianowi. Naprawdę chciał być z nim szczery, ale jednak był powód, dlaczego wcześniej powstrzymywał się przed pełną szczerością. Naprawdę bał się tego, że ta wiedza odstraszy Iana, przecież nie był to tak odrealniony scenariusz, mógł się bać Maxa, mógł chcieć trzymać się od niego z daleka, w końcu...
I tutaj pytanie Iana go zaskoczyło. On pytał się o to, czy Max boi się jego?
Nie! — odparł natychmiast. Bo wcale się nie bał Iana. Ian mógł zrobić z nim wszystko, a Max i tak by do niego garnął jak wierny psiak. Jedyna rzecz, która by kompletnie zniszczyła Maxa, to odejście Iana od tego. I tego się bał, tak, panicznie się bał. Chyba by się zabił, gdyby Ian go odrzucił. Cholera, a tak naprawdę mogło się stać. Musiał, musiał to jakoś uratować. — Nie boję się ciebie. Ale...nie chciałem ci tego wcześniej mówił z obawy przed tym, że ty zaczniesz bać się mnie. Że będziesz miał mnie dość, że się wkurzysz... A mi naprawdę na tobie zależy. Tak mocno...


effsie - 2018-10-14, 21:01

Nie bał się? Okej.
Ale to i tak nie mogło wyjść z mojej głowy, jak jakiś ohydny robal, a chociaż byłem Australijczykiem, chciałbym nie mieć z nim nic wspólnego. Ale to on to przywołał, zresztą, bardzo słusznie, bo może chciałbym o tym zapomnieć, ale nie mogłem, nie powinienem, bo to… to było ohydne.
Nie uderzę cię już nigdy więcej, wiesz o tym, prawda? — spytałem cały czas cicho. Nie powiedziałem mu tego, właściwie nigdy, ale… nie wiem, miałem mętlik w głowie, wielki, ogromny.
Przede wszystkim dlatego, że próbowałem zrozumieć, co mi mówił.
Że wariował przeze mnie? Czy zdawałem sobie z tego sprawę? Nie wiem. Wiedziałem, że ja zachowuję się jak pojebany, jak nienormalny, że przekraczam jakiekolwiek swoje granice, nawet jeśli Max tego nie widział – a może to i lepiej. Ale on? Nie siedziałem w jego głowie, nie wiedziałem, co czuł i chyba nie chciałem wiedzieć, bo gdybyśmy mieli o tym rozmawiać to i ja musiałbym opowiedzieć mu o tym całym szaleństwie, które mnie ogarnęło i trzymało przy nim. Nawet nie przez to, że się tego wstydziłem, tak czy nie, nieważne, ale… zwyczajnie, nie potrafiłem tego opisać.
To było. Chciałem, czy nie, było i nie zamierzało nigdzie pójść.
I pchało mnie dalej, do tych rzeczy, które chciałem z nim przeżywać, ale też do tych, o których marzyłem, by się nigdy nie stały.
Nie wiedziałem, czy mówił mi to samo, co sam czułem, a może jedynie nie potrafiłem sam znaleźć jakiejś granicy.
Mógłbyś nie chcieć mnie po tym widzieć… i miałbyś do tego pełne prawo — kontynuowałem, doskonale wiedząc, że to prawda, że to ja byłem mocno jebnięty i nie wiedziałem, dlaczego on tego nie widział… może właśnie dlatego, że miał podobnie nierówno pod sufitem, co ja. Spojrzałem na niego z przestrachem, bo to…
To było tak złe.
Może gdyby powiedział mi o tym, że przeze mnie budzi się w nim jakiś świr, że przeze mnie czuje się źle, ohydnie, że przeze mnie pojawia się w nim coś, czego nie chce te dwa miesiące temu to stwierdziłbym, hejlo, kolo, pojebało cię już doszczętnie, a ja nie chcę, żebyś się w coś wkręcał, bo mnie nie jarają takie bajki. I to nie tak, że teraz mnie jarały, to nie tak, że teraz nie myślałem, że to złe i tak być nie powinno, nie, ja doskonale wiedziałem, co powinienem zrobić, zakończyć tę przydługą bajkę, która i tak nigdy nie miała mieć happy endu, tylko…
Tylko co? Powiedział mi, że nad tym pracuje, że chodzi na terapię i wszystko w porządku?
Chyba próbowałem oszukać sam siebie.
Mi też na tobie zależy — powiedziałem, bo to, to wiedziałem. Ale chyba zależało mi mniej, niż jemu, bo gdyby tak było naprawdę, to nie myślałbym tylko o sobie, o tym pieprzonym egoiście, który siedział sobie we mnie i mówił mi, że przecież nic się nie dzieje i nie ma końca świata. Że czasami wyzwalam w nim takie chujowe rzeczy, ale że przecież nie zawsze, że są też te dobre, tak? Tak? Czy tylko próbowałem przekonać sam siebie?
Jezu, blondasie, gdybyś tylko mógł wejść do mojej głowy… lubiłem cię, bardzo, już wtedy, w Kalifornii i w naszym pokoju w akademiku, zawsze taki śmieszny i totalnie odstający, powinieneś sobie znaleźć normalnego, porządnego geja, który sadziłby ci słodkie komplementy, a nie kogoś, kto – tak jak ja – zupełnie nie umiał w związki i nie wierzył, w te wszystkie pierdy, nie takiego egoistę, który myślał przede wszystkim o sobie. Bo co z tego, że może wiedziałem, co powinienem zrobić, jak zwyczajnie nie potrafiłem sobie tego wyobrazić?
Ale ja nie chcę z tobą zrywać — powiedziałem, chyba na głos, jak zorientowałem się po chwili i przygryzłem wargę, podnosząc wzrok, który utkwiłem w jakimś martwym punkcie nie wiedzieć kiedy. Spojrzałem na Maxa i czułem się paskudnie. — Nie wiem, co mam ci powiedzieć…
Że jestem… no właśnie, jaki?
Chyba już sam nie wiedziałem.


Gazelle - 2018-10-14, 21:23

Przypomniał Ianowi o tym zasranym incydencie tylko po to, żeby bardziej mu zobrazować swoją zazdrość, a zarazem usprawiedliwić się, że nie tylko jemu odbiło, ale szybko tego pożałował. Ian najwyraźniej cały czas czuł wyrzuty sumienia z tego powodu. I, kurwa, dobra, może słusznie, fakt, nie było to normalne i pewnie Max naprawdę powinien wtedy od niego spierdolić. Ale nie mógł. Nie zrobił tego. To była jego decyzja. Nadal ufał Ianowi, nie bał się go, i może to było na wskroś popierdolone, ale trudno, przecież dopiero co ustalili że Max był popierdolony. I czuł się cholernie źle z tym, że teraz to Ian się samobiczował, że tak przejmował się tamtą sprawą, i chciał go przytulić, zapewnić go że wie, że ten go nie skrzywdzi, poza tym, kurwa, przecież Max sam uderzył Iana dwa razy w twarz.
Ian, przestań. Stało się. Ja też nie jestem święty, obaj dobrze o tym wiemy. Wierzę ci, wiem że mnie nie skrzywdzisz.
A przynajmniej nie fizycznie. Bo psychicznie...było takie ryzyko. Mógł to nieświadomie zrobić, wystarczyłoby...
Otworzył szeroko oczy, kiedy usłyszał słowo zrywać i chciał zgnieść w garści trzymanego papierosa, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Spiął się, gapiąc się bez słowa na Iana.
O czym on w ogóle gadał?! Jakie zrywanie?! Dlaczego on w ogóle o tym myślał! Chodziło o niego? O to, co mu powiedział? Kurwa mać, nie powinien, powinien trzymać gębę na kłódkę, udawać, że wszystko jest okej, ale nie, zachciało mu się puszczać parę z ust.
Nie, nie, nie, nie.
Ian, ja też nie chcę z tobą zrywać! — powiedział w końcu tonem, z którego aż kipiało desperacją. I trudno, i tak już się pokazał Ianowi ze swojej żałośnie słabej strony. — Proszę cię, nawet nie mów takich rzeczy, Ian, przecież jest dobrze, cholera, nam obu na sobie zależy, czujemy się przy sobie świetnie i...i...nie możesz...
Urwał. Bo czemu Ian by czegoś nie mógł? To był Ian, wolna dusza, ten gnój mógł wszystko. Miał serce Maxa w garści, mógł je w każdej chwili zgnieść, zdeptać. Mógł w każdej chwili odejść, i niezależnie od tego jak bardzo Max starałby się go zatrzymać, on i tak zrobiłby swoje. I to było tak kurewsko przerażające, że Max zupełnie nie miał na to wpływu, że to ryzyko cały czas się czaiło...
Po prostu powiedz mi, że chcesz ze mną zostać i że nigdzie się nie wybierasz. I że to, co powiedziałem...nie zmieni nic pomiędzy nami.
Nie powinien stawiać takich wymagań, to było paskudnie egoistyczne, wymagać od Iana żeby o tym zapomniał. I gdyby mógł cofnąć czas, na pewno nie podzieliłby się z nim tym wyznaniem, spędziliby po prostu kolejną noc pełną przyjemności, jęków, westchnień, zapominając o dziewczynie w mieszkaniu Iana, zapominając o wszystkim, całym świecie dookoła.


effsie - 2018-10-14, 22:05

Chcę — przytaknąłem, ale całej reszty już nie mogłem mu powiedzieć, bo… bo sam nie wiedziałem.
To nie tak, że chciałem się gdziekolwiek wybierać, że chciałem, by to zmieniało coś pomiędzy nami, ale w tej chwili nie potrafiłem tego zignorować, a bardzo, bardzo nie chciałem go okłamywać.
Stałem jak taki kołek, jak takie cielę, absolutnie wytrącony z jakiejkolwiek strefy komfortu; choć nie chodziło o mieszkanie, w którym się znajdowaliśmy, bo równie dobrze moglibyśmy stać u mnie, a wcale nie czułbym się ani trochę lepiej.
Zwyczajnie… nie wiedziałem.
Maxie… czasami robisz takie rzeczy, że wydaje mi się, że jestem najszczęśliwszy, jak tylko mogę być, a czasami… czasami takie, że czuję się jak wielkie, wielkie gówno. — Nawet… nawet nie miałem ochoty palić, Ani nic. Nic teraz nie miałem ochoty. Najchętniej zniknąć i żeby mnie zwyczajnie nie było, nigdzie. — Ty jesteś taki jak jajko, że ktokolwiek by cię miał to powinien uważać, żeby ci się nic nie stało, a ja jestem jak jakiś… nie wiem, nie umiem teraz wymyślić porównania, ale jak ktoś, kto ni chuja nie dba o swoje jajko. Że, kurwa, prawie zrobiłem z ciebie jajecznicę już na samym początku — powiedziałem głucho. — I ja… ja dobrze, wiem, że ty to powinieneś mieć takiego Jareda, że on by z tobą gadał o waszej big love, przygotowywał ci jakieś kolacyjki ze świecami, nie wiem, pisał wiersze czy pamiętał datę waszego pierwszego pocałunku. Ja to doskonale wiem, tak samo jak to, że ja taki ani trochę nie jestem, ale… — Ale co? Ale miałem to gdzieś? Miałem, to prawda, a potem bardzo skutecznie i długo ignorowałem, bo przecież wiedział, na co się pisze, prawda? Kota w worku nie brał. Tylko że to nie było wszystko, tak wielka kurwa szkoda. — Jakiegoś, nie wiem, Jareda, który jakby się dowiedział, że masz takie… problemy to by zrobił wszystko, żeby cię nigdy do tego nie prowokować, głaskałby cię po główce i zapewniał, że nic się tam nie wydarzyło, a najlepiej to w ogóle ograniczył kontakty i na moim miejscu wypierdolił Jo z chaty. Ale ja wcale nie jestem Jaredem, ja nie chcę wypierdalać mojej koleżanki z chaty, nie chcę… nie chcę musieć się bać o to, przejmować, że jak z kimś się widzę, rozmawiam, to ty… to w tobie robią się te chujowe rzeczy. I to, ale też cała inna gama… bardzo pojebanych rzeczy sprawia, że czuję się jak gówno. A potem przychodzi jeszcze jedna fala gówna, ta, kiedy ja wiem, że to wszystko można łatwo rozwiązać, bardzo łatwo, ale ja tego nie chcę, do tego jeszcze ty mówisz tak samo, że też nie chcesz, a to, to już jest chyba nawet kolejna fala gówna. Nie wiem… nie wiem, czy cokolwiek rozumiesz, czy ja umiem to wytłumaczyć. Ja sam… nie wiem, ja sam… nie za bardzo to rozumiem — dokończyłem kulawo, ale to była absolutna prawda.
Nie rozumiałem. Nie wiedziałem. I teraz…
I teraz jeszcze wylewam to całe moje gówno na ciebie. — Pokręciłem z zażenowaniem głową, chowając twarz w rękach i przykucnąłem, trąc mocno oczy i starając się jakkolwiek zrozumieć, o co chodzi. Może przetrzeć się przez gałki oczne do mózgu, o ile jeszcze zostały go jakieś resztki.


Gazelle - 2018-10-14, 22:26

Nawet nie umiał nazwać swoich uczuć, ale najchętniej by się ich wszystkich pozbył, bo każde z nich z osobna ryło mu głowę i rozdzierało na małe kawałeczki. Wkurzenie, rozczarowanie, smutek, strach, wyrzuty sumienia, złość, smutek, strach, strach, strach.
Bo, kurwa, nie, nie, Ian nie mógł do tego zmierzać. Max nie mógł go stracić, nie mógł, NIE MÓGŁ. Cokolwiek by się nie działo, Boże, nie przeżyłby tego.
Serce waliło mu jak opętane, gdy próbował sobie poukładać całą wypowiedź Iana w głowie. Ale, kurwa, nawet tego nie potrafił, nie wiedział o co w końcu chodziło Ianowi. Chciał z nim być, nie chciał? I Max...go krzywdził? Bo tak to wyglądało. Że obecność Maxa w życiu Iana...że...
Że był dla niego ciężarem.
I, kurwa, sam już nie wiedział co z tym zrobić. Nie chciał krzywdzić Iana, cholera, kto chciałby krzywdzić ukochaną osobę? Chciał, żeby był szczęśliwy, żeby mógł być sobą, żeby nie musiał się z niczym hamować, ale z drugiej strony egoistycznie nie mógł go sobie odpuścić, nie wyobrażał sobie tego żeby się od niego odsunąć.
Żałował, że ta pierdolona tabletka jeszcze nie zaczęła działać, jeszcze nie przyniosła mu tego przyjemnego otępienia, ale w sumie może zadziałała, ale te emocje były tak intensywne, że nawet ta jebana chemia nie potrafiła sobie z nimi poradzić?
Zgasił papierosa i przykucnął przy Ianie. Nie miał pojęcia, co mu odpowiedzieć, naprawdę, ale chciał być blisko niego. I pewnie nie powinien, pewnie nie był to odpowiedni moment, ale miał to gdzieś i mimo to go objął, objął mocno.
Ian, dlaczego uważasz, że wiesz lepiej ode mnie czego potrzebuję? — wyszeptał, przecież nie musiał mówić głośno z tej pozycji, a poza tym nie ufał sobie na tyle żeby mieć gwarancję że głos w środku wypowiedzi nie zacznie mi się łamać. — Nie jestem tak delikatny, jak ci się wydaje, nie chcę żadnego jebanego Jareda, mam w dupie big love, mam gdzieś kolacyjki ze świecami, nie chcę głaskania po główce i litowania się nade mną, nie rozumiesz? Chcę ciebie, idioto. Z całą swoją nieporadnością, bo nie jestem żadnym jebanym jajkiem. A ty nie jesteś moim opiekunem. Za to, co jest w mojej głowie, odpowiadam ja sam i tylko ja. Myślisz, że co, że gdybyś zniknął z obrazka to nagle bym magicznie wyzdrowiał? — prychnął. — I, wreszcie, nie chcę żebyś wyrzucał koleżankę ze swojego mieszkania, nie chcę żebyś chodził wokół mnie na palcach i w ogóle izolował się dla mnie od znajomych, ja pierdolę, Ian, błagam cię, masz prawo mieć znajomych, cholera, wiem to i nie mogę ci tego zabraniać. I staram się, i będę starał się dalej, ja sam nie chcę tego, żebyś musiał się do mnie dostosowywać żeby przypadkiem biedny Max nie poczuł się źle. Ale też...Boże, Ian, nie miałem pojęcia że sprawiam, że tak się czujesz, jestem takim kretynem. Nie wiem, kurwa, pewnie też powinienem to rozwiązać, bo nie powinieneś czuć się jak gówno, nie jesteś gównem, jesteś wspaniałym człowiekiem, który się stara, któremu zależy, któremu nie mogę odmówić zaangażowania i w dupie mam to, jak to tandetnie brzmi. I naprawdę, nie chciałem cię do niczego zmuszać. To znaczy...tak, chciałem mieć ciebie tylko dla siebie, nadal chcę, ale nawet z tą wiedzą, że nigdy nie będę mógł mieć cię w całości, nie chcę się wycofywać. Bo jesteś dla mnie zbyt cenny, debilu. Jestem pierdolonym, zachłannym egoistą, ale nie mogę znieść nawet myśli o tym, że nasze drogi teraz miałyby się rozstać.
Naprawdę...nie, to nie mogło się wydarzyć. Nie. Nie.


effsie - 2018-10-14, 23:09

Max objął mnie swoimi długimi, kościstymi ramionami, przyciskając moją głowę do swojej piersi i zaczął szeptać te wszystkie swoje słowa, o których nie wiedziałem, czy są prawdą. Czy mówi je, bo tak jest, czy mówił je, bo to chciałem usłyszeć, ale chyba jeszcze nigdy, przenigdy, tak desperacko nie zapragnąłem mu uwierzyć.
W to, że to wszystko było prawdą.
To było jak ten pieprzony kosmos, jak wycieczka, jak wielka niewiadoma, z tą różnicą, że ja wcale nie miałem żadnego księżyca, który mógłby mi tu poświadczać, mówić: koleś, bierzesz to, on dobrze gada.
A to, to brzmiało… ach.
Wygodnie było, chować głowę w piachu, znaczy, w ramieniu Maxa, z jego delikatnym zapachem, mieszanką potu, waniliowego płynu pod prysznic i płynu do prania, w tej słodkiej iluzji tego, że jest, jak mówi, ale potem powiedział coś, co sprawiło, że nie mogło to oczywiście trwać wiecznie.
Jak to: nawet z tą wiedzą?
Chciał mnie tylko dla siebie, ale nawet z wiedzą, że nie może mieć mnie całego… co?
Co… co on właściwie chciał mi powiedzieć?
Że nawet jeśli to całe… pojebaństwo miałoby…
Czy ten… czy ten pieprzony idiota zabrnął tym swoim wyparciu tak, tak daleko? Miałem wrażenie, jakby coś jebnęło mnie w twarz, z całym swoim impetem wszystkich fal gówna, ze świadomością tego, że ten gnojek w swojej głowie akceptował nawet tak przesadzone i wydumane scenariusze. Że w tym wszystkim mógł zabrnąć tak… daleko.
Co ty… co ty w ogóle gadasz — wykrztusiłem z siebie, odsuwając jego uścisk tak, bym mógł spojrzeć mu w oczy. — Że co, że teraz… taki z ciebie, nawet nie wiem kto, cierpiętnik? Że nie chcesz się mną dzielić, ale dla mnie pokonasz swoją zazdrość i możesz to zrobić? Czy ciebie już do reszty pojebało?
Nawet nie byłem w stanie nic zrobić, poza patrzeniem się na niego jak na idiotę.


Gazelle - 2018-10-14, 23:37

Co?
Naprawdę: co?!
Nie rozumiał skąd nagle wziął się ten zarzut w głosie Iana, co do cholery?! Naprawdę nie potrafił zrozumieć tego, co się stało, ale poczuł się jakby znikąd stanął pomiędzy nimi metaforyczny mur, a Max w ciągu sekundy oddalił się od Iana o kilka mil.
Nie, nie mógł sobie pozwolić na panikowanie. Nie w tym kurwa momencie. Nie.
Że co?! Kurwa mać, Ian, gdzie niby robię z siebie cierpiętnika? O czym tym mówisz, co ty mi wciskasz w usta, nie mówiłem niczego takiego! Czy ty mnie naprawdę słuchałeś?! — warknął, bo poirytowanie Iana budziło i jego poirytowanie. Ale musiał się chociaż trochę opanować, żeby ta rozmowa nie przerodziła się w jakąś cholerną kłótnię, bo to zwiastowało totalną, absolutną katastrofę. — Ian, jeżeli mnie nie zrozumiałeś, to chodziło mi o to, że, kurwa, że na samym początku mi powiedziałeś, że nie bawisz się w związki, okej, zrozumiałem. Jesteśmy teraz w związku, ale też wiem, że są dla ciebie jakieś granice, że z niektórymi rzeczami czujesz się niekomfortowo i potrzebujesz swojej przestrzeni i jakiejś wolności. I, cholera, nawet gdy stanie się tak, że ja się beznadziejnie zakocham w tobie na amen, a ty nie będziesz czuł tego samego, to tak będzie i tyle, ale i tak chcę z tobą być, okej? — co za ironia, właściwie już był w takiej sytuacji. Ale to byłoby już zbyt wiele, gdyby i do tego się przyznał. — I wcale nie traktuję tego jako poświęcenie, to całkowicie moja decyzja, moje uczucia, a ty jesteś ważny, cenny, uwielbiam być przy tobie, jestem twój. I, powtarzam, nie jestem żadnym jajkiem, jestem człowiekiem, spierdolonym człowiekiem, okej, ale nie potrzebuję litości, nie potrzebuję protekcjonalnego traktowania i nie potrzebuję tego, żeby świat się do mnie dostosowywał, żebyś ty się do mnie dostosowywał. Chcę być z tobą, nie z kopią Jareda, nie z facetem, który chce się do mnie dopasować i w tym celu podporządkowuje swoje zachowania mojemu komfortowi. Pakując się w związek z żywą osobą przecież wiem, że coś zawsze będzie nie tak, że gdzieś będą spięcia, Jezu, to normalne. Ale mimo to, chciałem tego, niczego nie żałuję i nawet nie widzę powodu dla którego w ogóle miałbym czegokolwiek żałować, więc proszę, przestań ze swoimi projekcjami na temat tego, czego ja potrzebuję, okej?


effsie - 2018-10-14, 23:56

To było jednocześnie bardzo, bardzo okej – i zupełnie nie.
Bardzo dlatego, że przecież taki byłem i pewnych rzeczy nie dało się zmienić, nieważne jak bardzo by się starać, nieco mniej, bo ja… ja cały czas wiedziałem, jakie to jest niepoprawne i egoistyczne. Max twierdził, że to jego uczucia i jego potrzeby, jego sprawy, za które brał pełną odpowiedzialność i nie była to moja sprawa.
Tylko dlaczego to wcale… to wcale nie brzmiało lekko?
Okej — przytaknąłem po raz pierwszy. — Okej — powtórzyłem później.
Ale Max wcale nie wyglądał na przekonanego, a ja przecież sam wiedziałem, że dwa okej nie załatwią sprawy. Ale mój chłopak milczał, nie pytał, nie nalegał, milczał i patrzył się na mnie, jakbym miał teraz znaleźć jakąś odpowiedź, rozwiązanie, nie wiem, lepszą receptę na jutro?
To przecież nie było tak, że te słowa coś zmieniały. To wciąż, cały czas, było do bólu niepoprawne i bardzo, bardzo nieodpowiednie.
Chodzi o to… że teraz przekonujemy siebie nawzajem, chociaż obaj wiemy, że… — zamilkłem, nie trzeba było tego kończyć. Przecież obaj wiedzieliśmy, że wszelkie prawa logiki nie świadczyły dobrze za nami, że najbezpieczniej to by było pożegnać się z tą całą sprawą, z korzyścią dla zdrowia. A i tak staliśmy po tej samej stronie barykady. — I… nie wiem. Brzmi jakbym chciał pogadać o tym z kimś innym, ale tak naprawdę wcale tego nie chcę, bo ktokolwiek poza tobą powiedziałby mi coś innego. Ja sam sobie jeszcze niedawno powiedziałbym coś innego. Mam taki mętlik w głowie.


Gazelle - 2018-10-15, 00:10

Max także miał wątpliwości, wbrew temu co mówił Ianowi. Bo mógł odpowiadać za swoje uczucia, za to co z nim się działo, ale nie mógł odpowiadać za Iana. I co, jeżeli popełniał ogromny błąd, próbując przekonać Iana do tego, żeby z nim został? Przecież to go krzywdziło. Z drugiej strony, Lana mu mówiła...
Ale to mogły być równie dobrze pobożne życzenia matki.
Skoro Max kochał Iana, to powinien chcieć jego szczęścia, prawda? I chciał jego szczęścia, ale...czy potrafił mu je zapewnić?
Czy naprawdę Ian aż tak się z nim męczył...?
Nie chciał zadawać tego pytania na głos. Wiedział, jaka mogła być odpowiedź. To było już oczywiste, że wszystko to, co było między nimi, było ciężkie dla Iana, nie mógł się w tym w pełni odnaleźć i to go męczyło. I, Boże, naprawdę, to było tak idiotyczne, ale Max egoistycznie chciałby pozostać w błogiej nieświadomości, żeby nie czuć tych wbijających mu się w serce niczym ostry sztylet wyrzutów sumienia.
Dla Maxa także nie było to łatwe, to było wręcz cholernie trudne, to go w jakimś stopniu niszczyło od środka i w gruncie rzeczy podświadomie wiedział, że oni się nawzajem wyniszczali, ale zbyt dużo myślał w tym o sobie, o tym co sam przeżywał, zupełnie ignorując perspektywę Iana. Wychodził z założenia, że sam się w to wszystko pakował, i i tak na swoich zasadach. A jednak, ile ustępstw popełnił na rzecz Maxa? A co, jeżeli Max naprawdę go w to wszystko wmanipulował?
Ale prawda była jedna: Max nie był gotowy na popełnienie aktu heroizmu. Nie, nadal był chciwy, nadal chciał więcej, więcej, chciał mieć przy sobie Iana, udawać że te wszystkie problemy między nimi nie istnieją, po prostu cieszyć się sobą.
Proszę, nie opuszczaj mnie — wyszeptał, ponownie obejmując Iana. Prawdopodobnie jeszcze mocniej, niż poprzednio, chcąc całkowicie do niego przylgnąć, nie pozostawiając przestrzeni na kolejne wątpliwości. — Cieszmy się nadal sobą, w Nowym Jorku jest jeszcze tyle dachów, na które nie weszliśmy, tyle praw do złamania, tyle osób do zgorszenia — mówił w skórę Iana, muskając ją wargami.


effsie - 2018-10-15, 00:40

Max znowu objął mnie mocno, ale tym razem nie chowałem twarzy w rękach; wylądowałem z podbródkiem na jego ramieniu, wolnymi rękoma, którymi może i chciałem go objąć, zapewnić, że będzie w porządku, ale sam o tym nie wiedziałem.
Ścierpły mi nogi i uklęknąłem, opuszczając pośladki na stopy. Przesunąłem palcami pomiędzy włosami Maxa i odsunąłem go znów od siebie. Nie dlatego, że nie chciałem go mieć, zamknąć mocno w ramionach, jak on właśnie to robił, ale…
Ale chciałem popatrzyć w te stalowe tęczówki.
To wszystko brzmi jakbyś stawiał temu jakiś deadline, albo właściwie listę rzeczy do odhaczenia, takich, które trzeba zrobić, żeby potem nie było czego żałować — zauważyłem gorzko. — A ja, ech, może wyglądam na takiego, ale nie sporządziłem sobie listy pięćdziesięciu bezeceństw, by całkowicie zepsuć Maxa Stone’a i nie realizuję teraz kolejnych. Lubię cię, Maxie, i wcale nie chcę cię psuć — powiedziałem, mierząc go wzrokiem, a jakiś cichy głos w mojej głowie gdzieś tam zaświergał, że może już poszła drobna rysa. Ale zignorowałem bo, bo skupiłem się na czymś innym, na czymś, co przecież wiedziałem, ale chyba nigdy mu tego nie powiedziałem tak po prostu. — Naprawdę cię lubię — powtórzyłem więc, wyjątkowo, nie czując się jak idiota. — I przyniósłbym ci gwiazdkę z nieba, gdybyś chciał. — Pogładziłem jego policzek i uśmiechnąłem się na wspomnienie tej absurdalnej obietnicy, którą złożyłem mu kilka dni temu (dni, które teraz wydawały się wiecznością), choć był to trochę uśmiech przez łzy. Nie płakałem, nie czułem takiej potrzeby ani nie miałem zamiaru, ale jednocześnie miałem wrażenie jednej wielkiej pokraczności. — Ale ty tylko chcesz żebym cię psuł.
Nie wiedziałem, czemu Max tak uparcie powtarzał: nie opuszczaj mnie, nie zostawiaj, tak, jakbym nie powiedział mu już na początku, że wcale tego nie chcę. Byliśmy z góry skazani na porażkę, a ja po prostu nie znosiłem przegrywać i nie potrafiłem odnaleźć się w tym chaosie.


Gazelle - 2018-10-15, 01:14

Max potrzebował silnego, naprawdę silnego zapewnienia, że Ian nigdzie się nie rusza, że nie zamierza go zostawić, że będzie przy nim. Przerażało go to, jak to wszystko, co było między nimi, było nędznie kruche. I silne zarazem, w jakiś pokręcony sposób. Bo byli od siebie uzależnieni.
I pewnie powinni spierdalać z tego płonącego domu, ale żadne z nich się do tego nie śpieszyło.
Nie stawiam żadnych deadline'ów, ani nie tworzę list, jeny, Ian, przestań tak przekręcać moje intencje — przewrócił oczami, bo, naprawdę, to się ciągle zdarzało, a do tej pory myślał, że on sam ma problemy z nadinterpretacją.
Bo nawet jeżeli by rzeczywiście zdobyli wszystkie dachy Nowego Jorku, to Max chciałby sięgać dalej. Wszystkie dachy świata? W porządku, udajmy się w kosmos i tak pobudujmy kolejne budynki, żeby wspinać się na kolejne dachy. Cholera, nie zamierzał się w niczym ograniczać, stawiać granic, odliczać czas, przecież absolutnie go to przerażało!
Nie chciał myśleć o tym, że ich wspólny czas był w jakiś sposób limitowany. A może właśnie był. A może nie. Oby nie.
Max sam się psuł, z własnej woli, a prawdopodobnie zepsuł się już dawno temu, i naprawdę nie chciał, żeby Ian ciągle się o to obwiniał, bo to nie miało sensu, niepotrzebnie wrzucał na swoje barki ten idiotyczny ciężar. Ale zanim zdołał mu to wytłumaczyć, z ust Iana popłynęły kolejne słowa, które zmiękczyły jego serce.
No patrz, dobrze się składa, bo mnie interesuje akurat pewne australijskie słońce — uśmiechnął się lekko. Napięcie w końcu zaczęło trochę opadać, i to nie miało nic wspólnego z tą pieprzoną chemią. Pewnie go uspokoiła w tym sensie, że nie trząsł się jak osika i nie był na granicy utraty przytomności, ale nawet te tabletki nie potrafiły go całkowicie otępić emocjonalnie, gdy w pobliżu był Ian Monaghan.
A co, jeżeli mnie właśnie naprawiasz? — wyszeptał, i naprawdę był przekonany, że w jakimś sensie mogło tak być. Bo nawet jeżeli było to czasami, a nawet częściej niż czasami, bolesne w cholerę, to przecież pod jego wpływem się otwierał, poznawał siebie, wyzwalał się z tych cholernych więzów, które krępowały go przez lata. — A i tak najważniejsze jest to, ile szczęścia mi dajesz. Nie obwiniaj się za to wszystko, co się ze mną dzieje — poprosił, mimo świadomości że jego słowa chuja mogły zrobić, jeżeli Ian sobie już to wkręcił, więc zanim ten zdołał zaprotestować i znowu coś pierdolić o psuciu Maxa (no kurwa, właśnie mu tłumaczył, że jest człowiekiem, nie jajkiem do stłuczenia, nie przedmiotem do zepsucia), chwycił zdecydowanym ruchem jego twarz między swoje dłonie i wpił się w jego usta, w końcu łącząc ich ciała w pocałunku. Słodko-gorzkim pocałunku, niesamowicie intensywnym, ale bez erotycznego podtekstu, pełnego pasji, desperacji. Nie chciał się odsuwać od Iana, tak bardzo nie chciał, ale w końcu musiał zaczerpnąć powietrza. Pogładził delikatnie jego twarz, wpatrując się w niego jak w najcenniejszy skarb, którym przecież dla niego był. Jego najdroższy Ian. Nie miał pojęcia, jak, ale zamierzał zrekompensować Ianowi te wszystkie cierpienia, które przez niego przeżywał. To nie mogło ich wymazać, oczywiście, ale nie oznaczało to że Max miał się nie starać.
Spływała na niego świadomość tego, jak beznadziejnym partnerem był, jak paskudnie obchodził się ze swoim skarbem i wstydził się okropnie. Tak nie mogło być dłużej, nie, dla Iana chciał być jak najlepszy, i nawet jeżeli nie mógł mu mówić o swojej miłości do niego, to i tak zamierzał ją mu okazywać, ale w taki sposób, żeby go nią nie udusić, żeby dawać mu przestrzeń; miał tak wiele postanowień i naprawdę bardzo chciał je wszystkie wypełnić. Nie dlatego, że musiał, ale chciał, po prostu chciał.


effsie - 2018-10-15, 10:38

I na nic były kolejne słowa, dylematy, jakiekolwiek rozważania, bo kiedy mnie całował miałem to wszystko gdzieś, głęboko, głęboko gdzieś. To było absolutnie niepoprawne i nienormalne, ale to były te słodkie, uzależniające usta, język, który wkradał się pomiędzy moje wargi, sprawiając, że zapominałem o tym, co powinienem, co poprawne i właściwe. Tak naprawdę powinienem wiele rzeczy, ale na pewno nie to, ale teraz… teraz zwyczajnie nie umiałem o tym myśleć.
Czułem się poniekąd bezradnie. Max robił te wszystkie rzeczy, to on obejmował mnie i całował, a ja byłem w tym absolutnie zagubiony, bez jakiejś możliwości odepchnięcia go, bo zwyczajnie nie byłem w stanie, ale ze strachem do wykonania jakiegokolwiek kroku. To nie było takie proste, w ogóle, nie graliśmy głównych ról w jakimś nędznym filmie, gdzie para protagonistów po Ważnej Rozmowie zapomina o wszystkim i teraz żyje długo i szczęśliwie, albo chociaż spędza ze sobą cudowny wieczór bez większych komplikacji.
Nie, ja wciąż miałem je wszystkie w głowie, pewnie zresztą jak Max, z tą różnicą, że tym razem z naszej dwójki to on był tym z większymi jajami, gotów zrobić cokolwiek, podczas gdy ja tylko nędznie siedziałem na tej ziemi. Chciałbym móc teraz rzucić jakimś żartem, czymś, co sprawiłoby, że byłoby normalnie, ale najwyraźniej w życiu to nie działało jak w tych wszystkich serialach i Rozmowa nie kończyła się przy wypowiedzianych słowach, Wielką Zgodą i Końcem Dylematów. Nie, mnie wciąż to zjadało od środka, ale wiedziałem, że żadne słowa tu już nie pomogą, skoro widocznie obydwaj podjęliśmy już decyzje.
Albo decyzję, bo, zdaje się, ta akurat – jak mało rzeczy pomiędzy nami – była wspólna.
Max trzymał moją twarz w swoich rękach, wciąż przede mną kucając i przymknąłem na chwilę oczy, starając się skupić tylko na jego dotyku, ale nie, to nie było możliwe. Podniosłem powieki, a Max szepnął cicho:
— Ian… chodźmy spać, proszę. Chciałbym się do ciebie przytulić i zasnąć.
Ja też bym chciał, bardzo, ale wiedziałem, że to jest niemożliwe, że leżałbym tak do białego rana, z tym dotykiem, który by mnie palił i ekscytował jednocześnie, uzależniający jak najgorszy narkotyk. Podniosłem dłonie i chwyciłem go za ręce, splatając nasze palce i odsunąłem od swojej twarzy, kręcąc nieznacznie głową.
Nie — powiedziałem, pocierając kciukami jego dłonie. — Muszę… chcę być chyba teraz sam.
Widziałem, jak moje słowa zabolały Maxa, to nie było trudne, zobaczyć ten zawód w jego oczach, ale… ale nie mogłem inaczej, a on tylko zacisnął mocno wargi i dopiero po chwili kiwnął głową.
— Okej — powiedział tonem, o którym chyba obaj chcieliśmy myśleć, że był spokojny. — Okej, ale… — powtórzył nieco ciszej. — Możesz być sam tutaj? Proszę — wyszeptał, patrząc się na mnie wielkimi oczami i zrozumiałem, że ta prośba musiała go dużo, dużo kosztować. — Ja… ja pójdę spać, nie będę ci przeszkadzał, obiecuję. Tylko… tylko zostań tutaj, Ian, proszę…
To dla niego aż tyle znaczyło? Nie wiedziałem, zupełnie, ale jeśli tak – tę prośbę mogłem spełnić, prawda? Kiwnąłem głową i ścisnąłem mocniej ręce, a Max zamilkł, patrząc na mnie i tylko uniósł nasze splecione dłonie do swoich ust, żeby pocałować moje knykcie.
A potem, bez słowa, podniósł się z kucek i, widziałem, zagryzając mocno wargę, wyszedł z kuchni. Siedziałem na ziemi i słyszałem, jak jeszcze wszedł do łazienki, ale zaraz potem przeszedł do swojej sypialni.
I został tam.
A ja zostałem tu, w kuchni, czując, jak wszystko mnie zżera dookoła. Miałem ogromną ochotę na alkohol, więc wróciłem się do swojego mieszkania, ale tylko po butelkę Whisky, którą rozlałem sobie do szklanki już znowu u Maxa. Na balkonie spaliłem kilka długich, samotnych papierosów, a potem alkohol cudownie rozszedł się po mojej krwi, w końcu odprężając mnie i uspokajając. I choć wciąż nie wiedziałem, co najlepszego odwalaliśmy, byłem już chyba pogodzony z losem.
Butelka Whisky została przeze mnie uszczuplona, choć bursztynowy płyn wciąż falował na jej dnie. Ostatniego drinka już nie dopiłem, czując ogarniającą mnie zewsząd senność i zmęczenie, więc ściągając tylko z siebie spodnie – do tego miałem resztki świadomości – sięgnąłem po jakiś koc i zasnąłem na kanapie Maxa.


Gazelle - 2018-10-15, 11:58

Nie chciał zostawiać Iana samego, nie chciał pozostawiać go z własnymi myślami, cholernie bał się tego co mogło z tego wyniknąć, ale przecież nie mógł mu tego zabronić. Zwłaszcza, że tamten wykazał się wyrozumiałością gdy Max chciał wcześniej także zostać sam. Obiecał sobie, że zacznie dawać Ianowi więcej przestrzeni i musiał...musiał wypełnić tę obietnicę. Jakkolwiek by to nie było ciężkie i bolesne.
Tak bardzo gardził samym sobą, gardził tym, co zrobił z Ianem, a także tym, do jakiej ruiny doprowadzał sam siebie. Chciał rwać włosy z głowy z frustracji, nie umiał się uspokoić, krążył po pokoju, walcząc z chęcią rozwalenia czegoś, a najlepiej siebie, żeby nie czuć tych obrzydliwych wyrzutów sumienia.
A przed oczami cały czas widział ten wyraz twarzy Iana, który rozłupywał mu serce na kawałki. Ten zmęczony, ten zbolały.
Zacisnął mocno pięści, czując jak paznokcie wbijają mu się w skórę. Ale nie, to w ogóle nie pomagało. Uderzył jedną z pięści mocno w ścianę i syknął, kiedy akurat Ian opuścił na moment jego mieszkanie. Max słyszał te kroki, słyszał ciche trzaśnięcie drzwiami, bo oczywiście nasłuchiwał tego co działo się poza sypialnią i już przez moment myślał, że Ian zrezygnował z pozostania w mieszkaniu Maxa, że naprawdę wybrał się do tej Jo i może...
Nie. Nie mógł tak myśleć. Ufał mu. Naprawdę mu ufał.
Wyprostował palce, żeby upewnić się że nic sobie nie uszkodził, i opadł na łóżko, twarzą lądując w pościeli. Wcisnął ją w poduszkę, nie podnosząc jej nawet wtedy, gdy zaczynało mu brakować powietrza. Przypomniał sobie ręce Iana zaciśnięte na jego szyi, moment, kiedy to on fizycznie pozbawiał go dostępu do tlenu...Ale nie był zły, Jezu, nie, najgorsze było to, że to wspomnienie było dla niego wręcz w pewien sposób pozytywne. Nie rozumiał siebie, nie rozumiał swojego popierdolenia, i nawet nie mógł o tym z kimkolwiek porozmawiać, bo zdawał sobie sprawę z tego, jakie reakcje mogłaby wywołać informacja o tym, że Ian go prawie udusił. A on chciał go bronić, sam nie miał do niego pretensji i nie chciał żeby ktokolwiek myślał o nim negatywnie, Ian na to nie zasługiwał.
Poderwał w końcu głowę do góry, łapiąc desperacko głęboki oddech. Kurwa, Ian mógł go wtedy naprawdę udusić.
Nie mógł zasnąć przez całą noc. Męczył się kolejnymi przemyśleniami, analizowaniem tej rozmowy we wszystkie strony, analizowaniem w ogóle całej tej relacji, swoimi wnioskami, które zmierzały do tego, jak paskudnym, paskudnym potworem był Max. Nie, to nie on zasługiwał na kogoś lepszego. Zasługiwał na to, żeby być sam, ze swoim obrzydliwym charakterem, a Ian powinien żyć szczęśliwie, w zgodzie ze sobą. Ale nie potrafił, nie potrafił od niego odejść, nie mógł go wypuścić, po prostu nie mógł.
Udało mu się złapać dosłownie chwilę snu, ale dopiero po świcie, i gdy się obudził, zerknął na zegarek i przypomniał sobie o tym, że Ian mu poprzedniego dnia powiedział że zanim pojedzie na konwent miał dwóch klientów do wytatuowania.
Ian...
Chyba powinien nadal u niego być. Przysłuchiwał się temu, co działo się poza sypialnią, oczywiście że tak, jak pierdolony psychol z obsesją kontroli, jakim był i nie słyszał nic, co by wskazywało na to że mężczyzna opuścił mieszkanie.
Ciekawe, czy jemu udało się zasnąć.
Podniósł się z łóżka, czując się jak skończony wrak człowieka, i otworzył cicho drzwi, opuszczając w końcu, po całej nocy bezczynnego leżenia, swoją sypialnię.
Przeszedł do salony i poczuł obrzydliwy i bolesny ścisk, gdy zobaczył skulonego na kanapie Iana, który był zdecydowanie zbyt duży by mógł się wygodnie na jej ułożył, przykrytego jedynie kocem, a na podłodze leżała prawie pusta butelka po whisky.
Boże...
To jego wina. To wszystko była jego wina. Jego, i jego pierdolonego egoizmu.
Wybiegł szybko z salonu i przeszedł do kuchni, żeby znowu skorzystać ze swojego sposobu na uspokojenie się. Kiedy zrobiło mu się już trochę lepiej, opróżnił szklankę zimnej wody, wstawiając także wodę w czajniku. Automatycznie, jak robot, zaparzył kawę i przygotował lekkie śniadanie dla Iana. Sam nie miał ochoty jeść, i bez tego czuł obrzydliwe mdłości. Z talerzem i z kubkiem kawy udał się do salonu, gdzie ułożył rzeczy na stoliku, i pochylił się nad Ianem, potrząsając nim lekko.
Ian, jest już rano. Za godzinę masz klienta w studio — mówił, powstrzymując się od tego, żeby przylgnąć do tego, zamknąć go mocno w swoich ramionach po tej ciągnącej się przez wieczność nocy rozłąki i obsypać pocałunkami.


effsie - 2018-10-15, 12:39

Śniłem o Maxie.
Sam nie wiedziałem, czy to były sny pełne przyjemności, czy koszmary, ale gdy jakiś głos dobiegał mnie jakby zza ściany, miałem w głowie tylko to męczące uczucie, że zajął mi całą noc, a ja obudziłem się niewyspany, wygięty, zmęczony; nieświeży, z oddechem capiącym Whisky.
Kurwa — wymamrotałem, otwierając oczy. Na całe szczęście nie doskwierał mi ból głowy, dobrze jest pić Whisky, a nie wódkę, ale i tak nie czułem się najlepiej i właśnie docierał do mnie sens słów Maxa. — Kurwa — powtórzyłem, podnosząc się i odrzucając koc.
Spojrzałem po sobie w dół i zorientowałem się, że spałem w gaciach i koszulce, ze spodniami i skarpetkami zrzuconymi gdzieś na ziemię. Spojrzałem nieprzytomnie na Maxa stojącego nade mną i wstałem, chwiejąc się lekko i krzywiąc.
Kurwa, moje plecy. Umrę prze ten weekend.
Czułem się jak na kacu, ale moralnym, a dodatkowo wybitnie nie miałem czasu. I nie chciałem jeszcze bardziej męczyć tego blondasa, który miał wory pod oczami tak wielkie, że już w tej chwili wiedziałem, że nie przespał całej nocy, ale…
Kurwa, za godzinę miałem klienta, a to oznaczało, że naprawdę, naprawdę musiałem stąd spadać. Ogarnąć się i spadać, bo dojazd na jebane Queens, jebanym metrem, przygotowanie studia…
Kurwa, arghhh.
Maxie, masz tu jakieś moje gacie, skarpetki, koszulkę? — spytałem, przecierając oczy i stanąłem, jak debil, pomiędzy łazienką a jego sypialnią, nie wiedząc jeszcze, czy mam się tu obsługiwać, czy spierdalać do siebie. Miałem pogadać z Jo, przypomniało mi się, no ale najwyraźniej to będzie musiało poczekać.
— Tak, mam… idź się umyć, przyniosę ci — powiedział bardzo nienaturalnym głosem i chciałem rzucić, żeby nie przesadzał, pójdę po to sam, ale już mnie wyminął, a mi nie chciało się z nim kłócić, albo zwyczajnie nie miałem na to ani czasu, ani siły. Wbiłem więc szybko pod prysznic, zostawiając otwarte drzwi, a Max tylko wsunął tam rękę, gdy się myłem i zostawił moje ciuchy (razem ze spodniami, które musiał zgarnąć z salonu, jak potem zauważyłem). Wycierałem się i ubierałem szybko, jednocześnie myjąc zęby szczoteczką Maxa (muszę sobie naprawdę załatwić swoją) i wbiłem szybko do kuchni, napić się wody.
Która godzina?
Kurwa, musiałem naprawdę stąd spierdalać.
Wpadłem do salonu, w którym Max zdążył w międzyczasie posprzątać po mnie i ścisnęło mnie na widok śniadania, które najpewniej dla mnie przygotował, a którego nawet nie miałem czasu zjeść.
Max, muszę spadać — wybąkałem, chwytając kubek kawy i pociągnąłem z niej olbrzymiego łyka, wciągając na ramiona bluzę i rozglądając się za swoją kurtką. — A po pracy muszę jechać na teren tego konwentu, rozstawić stoisko, więc mogę wrócić naprawdę późno. Nie wiem, ile mi to zajmie — mówiłem, czując się jak wielki skurwiel. Wolałbym spędzić ten czas jakoś z nim, nawet siedząc i nic nie robiąc, ale zwyczajnie nie mogłem i to było strasznie złe. — I potem… mogę wrócić do ciebie, tak? Harley i Ryan powinni przyjechać jakoś dzisiaj, ty będziesz cały dzień w domu? Zostawię tu moje klucze, mogę im powiedzieć, żeby tu wpadli, to im dasz? Albo jakbyś mógł je podrzucić Jo, bo ona jest tam — gadałem, a potem się zorientowałem, co, więc zamilkłem w pół słowa. — Dobra, nie, zaraz sam jej zostawię i im to napiszę. Ale mogę u ciebie zostać, tak? Jak nie to mi powiedz, zabiorę sobie karimatę ze studia. Kurwa, sorry, ale naprawdę muszę spierdalać.
Bo musiałem. I kiedy wyszedłem od Maxa wpadłem jeszcze do siebie, rzucając klucze na stolik (Jo jeszcze spała) i dopiero gdy dobiegłem na metro, tam zacząłem wszystkim pisać instrukcje, co i jak.


Gazelle - 2018-10-15, 17:04

No i tyle ze wspólnego poranka. Ian wybiegł, jak rażony błyskawicą, a Max, zdębiały, został w swoim mieszkaniu sam. Zdążył tylko zapewnić Iana, że tak, może u niego zostać, no bo, Jezu, po co ten debil jeszcze się o to pytał. Naprawdę sądził, że Max by mu po tym wszystkim odmówił noclegu?
Nie dostał swojego pocałunku na do widzenia, ale...ale Ian wydawał się całkiem...normalny? W pośpiechu, tak, ale, ech, ciężko było powiedzieć czego oczekiwał Max, był skonfundowany w cholerę.
I rozczarowany, ale nie Ianem, bo to nie była jego wina, tylko...pragnął bliskości z nim, naprawdę, ta cała noc bez niego była koszmarem, i został jeszcze na cały długi dzień sam, skazany na przeciągnięcie tortury.
Schował do lodówki przygotowane kanapki, których nie miał zamiaru ruszać, bo by je wyrzygał w ciągu chwili. W kubku została się połowa kawy, do której dolał mleka i ją dopił, i po ogarnięciu siebie...nie wiedział, co dalej ze sobą zrobić.
Przypomniał sobie o tej całej Jo, która siedziała za ścianą. Nie słyszał żadnych odgłosów dochodzących z mieszkania Iana, więc pewnie jeszcze spała.
Wyglądała na serio pijaną, gdy Ian przyprowadził ją do siebie. Może powinien...
Ech, średnio mu się to widziało. Nie chciał się z nią widzieć, ale z drugiej strony i tak tego nie uniknie przez cały weekend. A w ramach swojego postanowienia, mógł wystawić się na to, co jego doktor/terapeuta określił „ekspozycją”.
Wyciągnął kanapki z lodówki, ciesząc się z tego że przynajmniej się nie zmarnują, a także nalał do szklanki wody, którą doprawił sokiem z cytryny. Wyjął jedną tabletkę przeciwbólową na talerz z kanapkami, i wraz ze swoimi kluczami do mieszkania Iana udał się tam, uważając aby czegoś po drodze nie wywalić.
I rzeczywiście, dziewczyna nadal spała, od samego progu mógł zobaczyć ten różowy łeb na kanapie. Położył rzeczy, z którymi przyszedł, na stole, obok pozostawionych przez Iana kluczy. Nie było potrzeby, żeby budzić śpiącego gościa, więc skoro już tam był, postanowił zająć się ogarnianiem przestrzeni dla innych gości. Salon Iana był uporządkowany, pomijając porozrzucane ciuchy Jo, ale to już mogła sobie sama posprzątać.
Natomiast sypialnia...ech, Max wprawdzie pościelił łóżko i zebrał rzeczy z podłogi, kiedy Ian wyszedł po pijaną koleżankę, ale i tak wymagała posprzątania, a przede wszystkim zmiany pościeli, która miała na sobie ślady ich aktywności. A, no i przy okazji mógł ogarnąć śpiwór dla trzeciej osoby.
Był już w tym mieszkaniu tyle razy, że nie miał już większych problemów z rozeznaniem się co i jak, zwłaszcza że czasami z nudów wchodził pod nieobecność Iana zrobić jakieś drobne porządki. Uwinął się szybko ze zmianą pościeli – tę brudną wstawił do prania wraz z ubraniami, które już były w pralce i czekały na wypranie – i wyciągnął śpiwór, który rozwinął, coby gość nie musiał się już z tym kłopotać. Wywietrzył pomieszczenie, pościerał kurze, chciał poodkurzać, no ale Jo ciągle spała, więc przeniósł się do kuchni aby pozmywać naczynia. I czuł się jak jakiś kur domowy. Powinien pisać, ale spędzał poranek na sprzątaniu mieszkania swojego chłopaka, żeby zająć się czymś na tyle absorbującym, co odgoniłoby od niego natrętne myśli związane z poprzednią nocą. Nie miał sił już dłużej tego wałkować, nie w tym momencie.
— Nie wiedziałam, że Ian ma gosposię — usłyszał zachrypnięty głos, gdy już wrócił do salonu. — O, jak miło — dodała Jo, gdy spojrzała na śniadanie na stole.
Cześć — bąknął, przemilczając kompletnie uwagę o gosposi. No bo, serio, dokładnie tak się zachowywał. — Pamiętasz mnie w ogóle? — spytał, uświadamiając sobie że przecież skoro dziewczyna była aż tak pijana, to mogła w ogóle nie skojarzyć twarzy Maxa.
— Yhm, nie mogłabym zapomnieć kolesia, który przeciągnął drogiego Iana na tęczową stronę mocy, no i przez którego wczoraj zostałam pozbawiona dobrego ruchania — zaśmiała się, a Max zobaczył czerwień przed oczami. Tylko spokojnie, tylko spokojnie, Ian nic nie zrobił...
Super — mruknął, opierając się o próg ze splecionymi rękoma, dzięki czemu mógł ukryć swoje mocno zaciśnięte pięści, które aż się prosiły o to, żeby...no. Ciężko było mu wciąż znieść widok tej laski, zwłaszcza po tym, jak bezwstydnie przyznała się do tego że chciała zaciągnąć jego chłopaka do łóżka. — Ian zostawił ci klucze na stoliku, więc jak chcesz pozwiedzać Nowy Jork to śmiało, tylko bądź tutaj jak reszta przyjedzie, okej? Mają ogarnięte łóżka i śpiwór, jak czegoś chcesz to jestem w mieszkaniu obok i...eee, nie wiem co jeszcze...
— Długo jesteście parą? — spytała, przenosząc się do pozycji siedzącej. Syknęła, chwytając się za głowę, a Max usłużnie poinformował ją o tabletce przeciwbólowej leżącej na talerzu. — Jesteś moim zbawieniem.
Od listopada — odpowiedział, chociaż chciał jej odpyskować, że to nie jej sprawa. Naprawdę podziwiał siebie i swoją cierpliwość tego poranka. Chociaż pewnie niewyspanie i ogólne zmulenie też robiło swoje.
— Hmm... — mruknęła, badając go wzrokiem, a Max poczuł się wyjątkowo niekomfortowo. — To krótko. Chociaż pewnie nie dla Iana. Zmieniłeś go, wiesz?
Ech?
— No. Chyba naprawdę mu na tobie zależy. Wyglądał, jakby chciał dać mi w ryj, kiedy...no.
Nie musiała wiedzieć o co chodzi, bo Max doskonale o tym wiedział. A jednak, jej słowa sprawiły, że Maxowi zrobiło się trochę cieplej na sercu.
Z drugiej strony, nie bardzo podobało mu się to, że znowu usłyszał, że niby zmieniał Iana. Już Lana mówiła coś w tym stylu, kumple Iana, i, ech, sam nie wiedział jaki mieć do tego stosunek. Wydawałoby się, że wszystkie te osoby, które o tym wspominały, traktowały to jako pozytywne zjawisko, ale czy na pewno tak było? A co, jeżeli Ian nie chciał się zmieniać? Przecież miał do tego prawo, mimo tego co chciała Lana, Beta, Tony, czy w końcu Max.
Kac bardzo dokucza? — spytał niemrawo, zmieniając temat.
— Ugh, nawet nie mów.
Ty masz w ogóle dwadzieścia jeden lat? — to pytanie było chyba na miejscu, bo dziewczyna wyglądała naprawdę bardzo młodziutko, a Max był przecież odpowiedzialnym dorosłym, nie? Tak naprawdę to miał to gdzieś, przecież nie poskarżyłby się policji.
— Dwadzieścia trzy! A co, nie wyglądam? — uśmiechnęła się, a Max przytaknął.
Porozmawiał z nią jeszcze przez chwilę i...nie była taka zła, dopóki nie zaczęła narzekać na związki. Okej, Max rozumiał, sama była świeżo po zerwaniu, ale nie było to coś, czego chciał wysłuchiwać w tym momencie.
Wykręcił się robotą i poinstruował ją dokładnie co i jak, chociaż nie musiał, bo okazało się że Ian już jej wysłał sms-a. I do niego napisał, dziękując za przygotowane śniadanie i jednocześnie przepraszając za to, że go nie zjadł. Max uśmiechnął się do telefonu. Jego głupek.
Wrócił do siebie i zabrał się w końcu do pracy, żeby redaktor naczelny mu w końcu nie ukręcił łba, porobił jeszcze kilka zleceń, walcząc z nadchodzącą sennością za pomocą kofeiny, i tak mijały godziny, w których odizolował się od męczących myśli, dopóki nie usłyszał zgiełku dochodzącego zza ściany, a po kilkunastu minutach pukania do drzwi jego mieszkania.
— Ooooo, więc to on jest chłopakiem Iana! No, proszę, proszę — i gdy otworzył te drzwi, stanął twarzą w...eee, prawie twarz, a trochę też cycki blondynki, którą zidentyfikował jako drugą modelkę Iana. Jak to ona miała...? — Cześć Max, jestem Harley! — przedstawiła się radośnie, a zza niej wychyliła się inna postać, tym razem męska, całkiem wysoka, acz niższa od Iana, i ze starannie przystrzyżoną brodą.
— Może i chłopak, ale nie wygląda...
Bez takich mi tutaj — Max zgromił go spojrzeniem, a ten podniósł ręce w geście kapitulacji.
— Okej, okej. Ryan jestem.
— Harley baaardzo zależało na tym, żeby cię poznać, gdy tylko o tobie usłyszała — powiedziała Jo, która wzięła się przed jego mieszkaniem znikąd.
Eee, spoko. Jo wam już powiedziała co i jak?
— Taaa, powiedziała jaka z ciebie jest dobra gosposia.
— Dzięki za ogarnięcie nam spanka — uśmiechnęła się blondynka
Yhm, spoko. Jak coś, to wiecie, gdzie mnie szukać, ale teraz akurat będę szedł do Iana...
— Aaa, no bo się teraz będzie rozstawiał, nie? Nie no, luzik, my sobie tutaj zrobimy wieczorek integracyjny, na pewno nie chcesz zostać i do nas dołączyć?
Nie, dzięki — odmówił, no bo...serio, nie miał ochoty na imprezowanie. — Nie rozwalcie Ianowi chaty — dodał, samemu krzywiąc się na to jak zabrzmiał, jak zrzędliwy rodzic, no ale trudno.
I kiedy rozchichotane towarzystwo wróciło do mieszkania Iana, Max zaczął się zbierać. Wymienił kilka wiadomości w ciągu dnia z Ianem, i te wiadomości dawały mu to poczucie, że było pomiędzy nimi okej. Okej na tyle, żeby mógł bez skrępowania iść się z nim zobaczyć.
Zanim przyszedł do budynku, w którym znajdował się Ian, wpadł po kawę i kolację, zastanawiając się czy Ian w ogóle cokolwiek przez cały dzień jadł. Bo Max nie, ale to była zupełnie inna sprawa, nieistotne.


effsie - 2018-10-15, 18:38

Max napisał mi, że ma kawę i kolację i jest w drodze do budynku, w którym się znajdowałem; nieco się zdziwiłem, bo nie spodziewałem się takiej wizyty i wybitnie nie była potrzebna, ale nie protestowałem, gdy już to robił. Zrobiłem sobie więc przerwę, zwalając się do rejestracji po jeszcze jedną plakietkę pomoc; już trzy takie dla moich modeli miałem w kurtce, a mój wystawca zwisał mi na piersi. Wyszedłem na fajkę, czekając na Maxa przed wejściem, żeby umożliwić mu w ogóle wbicie się do środka – i nie spaliłem nawet połowy papierosa, kiedy ta jasna czupryna pojawiła się na horyzoncie i uśmiechnąłem się sam do siebie.
No bo, ech, cokolwiek by się nie działo, to było miłe, że ktoś fatygował tu swoje dupsko, by przynieść mi kawę i coś do jedzenia.
Max podszedł do mnie i przystanął dwa kroki przede mną, aż mnie zaskoczył tą swoją… nie chcę powiedzieć, że oziębłością, bo to nie było tak, że zawsze witaliśmy się pocałunkiem, właściwie to raczej nie, ale jakoś tak, ech? Wciąż było dziwnie i to nie ulegało wątpliwościom, no bo… bo było dziwnie, nawet jeśli nie chciałem, by było, nawet jak nie mogłem powstrzymać się przed tymi bezsensownymi wiadomościami do niego w ciągu dnia.
Cześć — przywitałem się, uśmiechając się do Maxa i strzepałem popiół z papierosa na bok, chwilę potem wskazując na kubek kawy: — To dla mnie?
— Aha — przytaknął, podając mi papierowe naczynie. — Mam jeszcze kolację, no, o ile lubisz coś, co się nazywa mięso z mięsem i sprzedają to w tej budce na rogu. Śmierdziało mi na odległość, ale była długa kolejka, więc uznałem, że mięsożercy muszą za tym przepadać — starał się zażartować, podnosząc w górę reklamówkę z zapakowanym żarciem i uśmiechnąłem się. — Zostało ci jeszcze dużo pracy?
Trochę — przyznałem, zastanawiając się, czy Max pyta tak naprawdę, z ciekawości, z uprzejmości, czy po prostu właśnie prowadzimy small talk. — Zamontowałem już cały stelaż, ale muszę teraz jeszcze powykładać swoje rzeczy, no i dekoracje. Zejdzie mi jeszcze z godzina, może trochę więcej. Zostaniesz ze mną, czy jedziesz do domu?
— Zostanę — odparł ostrożnie Max i zaczął mnie denerwować sposób, w jaki prowadziliśmy tę rozmowę, jakbyśmy nawzajem starali się wyczuć. Ale co miałem zrobić?
To dobrze, mam dla ciebie plakietkę. — Odstawiłem kubek kawy i zamachałem mu nią w powietrzu, a potem wcisnąłem sobie faję pomiędzy wargi, by mieć wolne ręce i podszedłem te dwa dzielące nas kroki, żeby przypiąć mu ją do kurtki. Poklepałem swoje dzieło i wyjąłem papierosa z ust, nie odsuwając się i spojrzałem na jego twarz z bliska.
Zapragnąłem go pocałować, ale… nie wiem, on był taki zdystansowany i może wolał wcześniej porozmawiać? Niby było w porządku, niby normalnie, ale obaj zachowywaliśmy się jakoś tak niecodziennie, może…
Nie no, kurwa, bez przesady. Nie będę się zastanawiał, czy mogę pocałować mojego chłopaka, kiedy mam na to ochotę, to by było chore!
A więc pochyliłem się nieco, wolną ręką przytrzymując jego podbródek, chociaż nie wyglądał na takiego, który chciałby się odsunąć i pocałowałem delikatnie, bez wpychania mu języka do mordy, a Max odpowiedział tym samym i przytrzymał mnie za kurtkę, gdy chciałem się odsunąć, przedłużając nieco ten pokraczny pocałunek.
W końcu jednak puścił mnie i uśmiechnął się szczerze, pytając cicho:
— Musimy porozmawiać?
A o czym chcesz rozmawiać? — odpowiedziałem pytaniem na pytanie. — Jest jeszcze coś, czego mi wczoraj nie powiedziałeś?
— Nie… po prostu, chciałbym wiedzieć, na czym stoimy — powiedział. — Wczoraj, jak poszedłem… jak zostałeś sam… nie wiem, może wymyśliłeś coś… coś…
Nie — przerwałem mu, bo wyjątkowo męczył się z czymkolwiek, co chciał mi przekazać. Pstryknąłem kiepa w bok, żeby uwolnić obie ręce i strzyknąłem nimi. — Wymyśliłem tylko, że będę musiał to jakoś… oswoić. — Bo nawet nie że się z tym pogodzić. — A nie umiem tak z dnia na dzień… i pewnie tak się nie da. Wyobraź sobie, że ktoś ci nagle mówi, że masz dziecko. Bo, no, Maxie, będziemy musieli przeprowadzić poważną rozmowę. Jesteś w ciąży z Lionelem i chcesz go usunąć, a ja nie wiem, czy mogę się na to zgodzić, jako ojciec — rzuciłem pół-żartem, pół-serio.


Gazelle - 2018-10-15, 19:22

Nie mógł nie parsknąć śmiechem na to porównanie, mimo iż sprawa była jednak poważna, i, ech, wcale niedokończona. Naprawdę żałował, że powiedział o tym wszystkim Ianowi, ale dzięki temu przynajmniej poznał jego perspektywę na ten związek i to, co w ogóle wokół tego związku się działo i...cóż, z pewnością lepiej by się dalej żyło w nieświadomości, ale to by było dziecinne, i naprawdę, naprawdę mocno egoistyczne.
Dlaczego miałbyś nie chcieć jego usunięcia? — spytał już poważniej, no bo tego nie rozumiał w wypowiedzi Iana. Być może po prostu nie odnalazł się w tej metaforze, ale skoro Lionelem określali jego zaburzenia, no to oczywiście, że chciał się tego pozbyć! Nie widział powodu, dla którego miałby to zachować, męczyć tym i siebie, i Iana. Porzuciłby tego Lionela w cholerę, zamordował z zimną krwią, podciął gardło, włożył w betonowe buty i zrzucił na dno oceanu, spalił żywcem...
No, nienawidził szczerze gnoja. I chyba to było całkiem zrozumiałe, prawda?
Rozumiem, że jest to dla ciebie ciężkie, masz prawo być zdezorientowany i zagubiony, i nie chcę na ciebie naciskać, ale...po prostu chciałem wiedzieć, czy między nami wszystko okej, bo... — zawiesił się, znowu nie potrafiąc się wytłumaczyć, i tym razem po prostu przylgnął do Iana, uważając na tę całą kawę i torbę z żarciem. Potrzebował tej bliskości, był jej wygłodniały i kiedy Ian go przed chwilą pocałował, z serca Maxa spadł naprawdę ogromny ciężar.


effsie - 2018-10-15, 19:54

Ech, to był żart, najwyraźniej nieśmieszny — mruknąłem, kręcąc głową. Serio było pomiędzy nami już tak dziwnie, że musiałem powstrzymywać swoje poczucie humoru? Przyznaję, nie było jakieś szczególnie wyrafinowane, ale do tej pory Maxowi chyba nie przeszkadzało, a teraz…
To nie tak, że ja żałowałem, że mi to powiedział; oczywiście wolałbym nie wiedzieć, ale… ech. To kurewstwo było trudne i cała ta sytuacja była wręcz patologiczna, oczywiście, taka jak musiała być, kiedy ja dobierałem się do jakichkolwiek związków, ale najwyraźniej nie było na to żadnej rady. I obaj mieliśmy podobnie nierówno pod sufitem.
Objąłem Maxa, kiedy do mnie przylgnął, chowając nos w jego włosy i zaciągając się zapachem tego ziołowego szamponu. Włosy Maxa były delikatne, jakby jedwabne w dotyku, takie, że z przyjemnością plątałem w nie palce i przeczesywałem tę niesforną czuprynę. Byłem przekonany, że używał jakiejś odżywki i nawet nie musiałem się z nikim o to zakładać, bo widziałem jej opakowanie pod prysznicem.
Jest okej i nie-okej jednocześnie — mruknąłem, przesuwając ramię wokół jego szyi — ale chyba obaj to wiemy i zdecydowaliśmy się ignorować.
Spróbowałby zaprzeczyć, ech.
Możemy o tym porozmawiać, jak będziemy wracać do domu, okej? Bo naprawdę chciałbym skończyć to jak najszybciej. W sensie, układać to na jutro. Chcesz jeszcze zapalić, czy idziemy do środka?


Gazelle - 2018-10-15, 21:02

No okej, może i to był żart, ale Ian nie mógł winić Maxa za to, że w tej sytuacji nie umiał się zorientować gdzie znajduje się granica między żartem, a metaforycznym ujęciem rzeczywistości.
No, nieważne. Tak czy owak Max nie uznawał rzekomego stosunku ojcostwa Iana nad Lionelem. Bo Lionel to naprawdę paskudne dziecko, nie mające żadnego powiązania genetycznego z Ianem.
Okej i nie-okej jednocześnie...
Tak, Max mógł się z tym zgodzić. Bo to było do dupy. Wolałby mieć coś jaśniejszego, wiedzieć jak sprawy stoją, ale z Ianem było właśnie tak, że nie było czerni i bieli, całkowicie klarownych sytuacji.
Okej, może tak być — przytaknął, chociaż prawdę mówiąc aż tak mu się do tej rozmowy nie śpieszyło. Chciałby móc poudawać, że pomiędzy nimi wszystko było tak jak wcześniej. — Chodźmy do środka, tutaj piździ — zadecydował. — I może najpierw zjesz kolację? A ja ci pomogę to wszystko wykładać?
— Nie ma mowy — odparł Ian, a Max przewrócił oczami.
Nigdy nie pozwalasz mi sobie pomagać, jeny, Ian, przecież nie jestem taką łamagą, umiem sobie poradzić z wyłożeniem rzeczy na stoisko! — marudził, gdy wchodzili do budynku. Skoro już tam przyszedł, to chciał być przydatny, to chyba zrozumiałe, prawda?
— Ale ty nie wiesz, co jest do czego, albo coś mi jeszcze zepsujesz i co? Poza tym, mam już swoją wizję — jego chłopak powiedział twardym tonem, popijając kawę od Maxa.
Iaaaaaan, niczego nie zepsujęęęęę — jęknął, ale szybko skapitulował, bo nie miał siły walczyć z Ianem. Zresztą, był śpiący i osłabiony jak cholera, rzeczywiście omyłkowo mógłby zrobić coś głupiego. — Dobra, ale jak będziesz składał stoisko po konwencie to wtedy pozwolisz mi sobie pomóc!
— Yhm, w twoich snach.
A ty to se możesz gadać — fuknął, bo Max już postanowił i koniec.
Jasna cholera, tak bardzo tęsknił za ich przekomarzankami. Nie oznaczało to oczywiście, że burza sobie w końcu poszła w pizdu, ale powietrze chociaż trochę się oczyściło, co dawało mu poczucie niesamowitej ulgi.


effsie - 2018-10-15, 21:40

Max sadził się jeszcze, mam wrażenie, że dla zasady, po to, byśmy mogli się podroczyć o jakieś głupoty jak normalnie, żeby trochę spuścić z tonu i odpocząć od tych bardzo poważnych rzeczy i w sumie ciągnąłem to, bo nie widziałem przeciwwskazań.
— Ciekawe co jest tak trudnego w przełożeniu tuszów z pudełka do szuflady — burczał pod nosem.
To, że jak mi się jebniesz z kolorem, to potem ja się jebnę nakładając i wtedy ktoś najpewniej jebnie mi w ryj.
— O, tak, bo oczywiście ja NA PEWNO się pomylę, a ty, wielki Ian Monaghan, zrobisz wszystko idealnie — burczał, siadając na tyłku pomiędzy moimi kartonami i zaczynając w nich grzebać. — Co to?
Max, kurwa, nie ruszaj tego.
— Tylko pytam!
Tylko pytasz, a jak przypadkiem to upuścisz to będę pięć baniek w plecy.
— Nic. Ci. Nie. Upuszczę — warknął, ale zabrałem mu narzędzie z ręki, a on, prychając, zajął się kolejnym kartonem. Zaczął przeglądać moje materiały do dekoracji stoiska i wyciągnął plik moich naklejek. — Oja, Ian, masz swoje naklejki? Mogę, mogę jedną?
No weź sobie.
— Dzięki! A tu co? — Grzebał dalej.
Max, kurwa, czy możesz się w końcu odpierdolić? Jestem zmęczony, napierdalają mnie plecy, chcę stąd w końcu wyjść, a nie musieć cię pilnować żebyś mi czegoś nie rozjebał. Włącz sobie Fejsbuka i pooglądaj Instagrama, a nie mi wszystko rozpierdalasz — zirytowałem się w końcu, bo ten cwel już mocno testował moją cierpliwość.
— Grrr, oczywiście — warknął. — Chcę ci pomóc to nie, oczywiście, spierdalaj, Max, a chuj ci w dupę, złamasie, bo serio spierdalam — prychnął, podnosząc się z miejsca i odwrócił się na pięcie. A po chwili wrócił i dodał jeszcze: — I ani waż się mnie tu zostawiać. Masz mnie znaleźć jak skończysz. Idę sobie POOGLĄDAĆ INNE STOISKA. NIE TWOJE.
I polazł, ten mój złamas.


Gazelle - 2018-10-16, 20:57

Jak powiedział, tak zrobił, unosząc się dumą, no bo kurwa mać, pieprzony Ian. Traktował go jak nieznośne dziecko, a kto niby był dzieciakiem? Oczywiście, że Monaghan. Niedojrzały gnojek, wrr.
Przynajmniej przez chwilę nie czuł ciężaru, nie czuł tamtych paskudnych wyrzutów sumienia, bo Ian miał ten cudowny dar irytowania go, a irytacja na Iana potrafiła przyćmić wszystkie inne uczucia.
No i łaził jak ten debil po tych stoiskach, przystając na tych, które Ian mógł zobaczyć ze swojego stanowiska, i wypytując o jakieś bzdury, tylko po to, żeby powkurzać swojego chłopaka. To była niestety mało efektywna metoda, bo ten jak stał, tak stał, w ogóle niewzruszony, idiota jeden skończony. I ciul z nim, pomyślał Max, i ruszył żwawo w poszukiwaniu automatu z kawą. Nie powinien wprawdzie pić kawy na pusty żołądek, ale jego wewnętrzny konflikt polegał na tym, że z drugiej strony był tak cholernie śpiący, że potrzebował kofeiny i to w trybie ASAP.
I potrzebował dać swojemu wrednemu chłopakowi w ryj (metaforycznie, oczywiście), ale, ech.
No chyba, kurwa, nie — warknął, wyładowując swoją agresję na automacie, który niby przyjął płatność, niby zaakceptował wybór napoju, ale w ogóle nie reagował i nie chciał mu wydać napoju bogów. No kurwa, jeszcze tego mu brakowało. A kopanie tego ustrojstwa niewiele dawało, oprócz tego, że Maxa zaczęła boleć noga.
— Czekaj, czekaj, koleś, bo zaraz sobie złamiesz tę girę — usłyszał głos za sobą po tym, jak czyjaś ręka chwyciła go za ramię i za to ramię pociągnęła w tył. Nieznajoma męska sylwetka go wyminęła, porobiła jakąś chyba magię z automatem, i automat zaczął nagle działać. Niesamowite!
— Voilà! Nie musiałeś się znęcać nad tą wymęczoną maszyną, wystarczyło być delikatnym — mężczyzna odwrócił się i puścił do niego oczko.
Jesteś moim wybawieniem — westchnął Max, odbierając swoją kawę. Oczywiście zamoczył od razu gębę, uświadamiając sobie że napój był wrzący dopiero wtedy, gdy opatrzył swoją wargę.
— Przerwa w rozstawianiu? Dużo pracy, co? — spytał jego niespodziewany towarzysz, który sam zaczął grzebać przy automacie.
A skąd, wręcz przeciwnie. Ta cholera paskudna...znaczy, mój chłopak, nie pozwala mi w ogóle sobie pomóc przy rozstawianiu stoiska. Że niby to mu popsuje, to mu poprzekładam, bla, bla — przedrzeźniał Iana, przewracając oczami.
— Co za zbieg okoliczności, mój mąż ma totalnie tak samo! — roześmiał się jego rozmówca. Był wyższy od Maxa, trochę lepiej zbudowany, ale nadal szczupły, miał ciemne, lekko pokręcone włosy i ciemną skórę. I z jakiegoś powodu Max od razu poczuł od niego tęczową aurę, ale przyjemnie się zaskoczył, słysząc że spotkał kogoś kto jechał na tym samym wózku, co on.
I nie wkurza cię to? — spytał, przysiadając na jednym z krzeseł ustawionych w rzędzie na korytarzu, tuż obok automatów. I kiedy mężczyzna odebrał kawę, postanowił się do niego przyłączyć, ku uciesze Maxa.
— Kwestia przyzwyczajenia. To nie jest pierwszy konwent, na którym mu towarzyszę.
Nie jesteście stąd?
— Nie no, jesteśmy. Dlatego tutaj jestem, bo gdybyśmy wylecieli do innego miasta to nie chciałoby mi się z nim siedzieć, tylko łapałbym sen po podróży albo robił w ogóle cokolwiek bardziej przyjemnego. W ogóle, Irwin jestem — wyciągnął do Maxa rękę, pokazując szereg białych zębów w uśmiechu. Chociażby chciał (a nie chciał), Max nie umiałby nie odwzajemnić tego uśmiechu.
Max, miło mi. No ja chciałem coś pomóc kretynowi temu mojemu, bo przecież od rana jest na nogach, jeszcze wcześniej miał paru klientów i w ogóle, no, chciałem mu ulżyć, co nie, ale ta uparta menda jeszcze mnie opierdoliła, więc tak sobie tutaj krążę i czekam na jaśnie pana — mówił, bo z łatwością przychodziło mu narzekanie na swojego chłopaka przy nowopoznanym znajomym. Zresztą, ten znajomy miał podobne doświadczenia, a nawet miał ich więcej, i chętnie się z Maxem nimi dzielił, przez co ich rozmowa zmieniła się w festiwal narzekania na swoich partnerów.
I można by się zastanowić czy wszyscy tatuażyści mają takiego świra, czy tylko my trafiliśmy na takie cudowne przypadki — mruknął Max, zaciągając się ponownie papierosem. Irwin także palił, więc po jakimś czasie spędzonym na korytarzu zdecydowali się wspólnie dokarmić raka na zewnątrz.
— A niech sobie mają, ich sprawa. Jak kiedyś serio będą potrzebować naszej pomocy, to wtedy pożałują — Irwin wzruszył ramionami, opierając się o ścianę. — Ja pierdolę, jak zimno.
Doprawdy? Nie zauważyłem — ironizował Max, który musiał przebierać nogami w miejscu, żeby nie zacząć trząść się z zimna.
— Całe szczęście, że jesteś tutaj ze mną, i że łaskawie użyczyłem ci tej wiedzy.
Max się zaśmiał. Ten nowy znajomy był całkiem spoko. Przynajmniej uczynił czas oczekiwania na Iana przyjemniejszym.


effsie - 2018-10-17, 10:28

Skończyłem wszystko po jakiejś godzinie i spojrzałem krytycznie na moje stoisko – nie prezentowało się wcale tak źle. W sumie to nawet dobrze, stwierdziłem, patrząc się na zmajstrowany mi kiedyś, po znajomości Tony’ego, neon z nazwą tego mojego całego tatuatorskiego przedsięwzięcia: I’M. Byłem szalenie dumny z tej nazwy, wiecie, że ja jestem, że Ian Monaghan, inicjały i te sprawy, bardzo najs. Cyknąłem fotkę, obrobiłem na szybko w aplikacji i dodałem na swój fanpage razem z jakimś podpisem, że widzimy się w ten weekend i oznaczenie miejsca, godzin, pierdololo. Generalnie to na fejsbuku poza prywtnymi konwersacjami nie byłem właściwie w ogóle aktywny, no ale miałem ten swój cały fanpage i znałem realia, trzeba to było robić. Więc robiłem.
W każdym razie, więcej zajęć tutaj, to znaczy: przy swoim stoisku, nie miałem. Wszystkie kartony, w których przytargałem swoje klamoty powkładałem w siebie, a potem do walizki, którą zaprowadziłem do magazynu. Z niego także wytargałem swoją karimatę, wciskając ją pod pachę i ruszyłem na poszukiwania tego mojego zasranego chłopaka.
Tyle że nigdzie go nie było, pomimo tego, jak odgrażał się, że on tu sobie będzie zwiedzał i oglądał. Sprawdziłem nawet w kiblu, ale nie, przepadł, wsiąknął jak kamień, czy jak to się tam mówi, w każdym razie: nie było go. Zamiast się przejąć, wcisnąłem fajkę do mordy i wyszedłem zapalić, z planem napisania do niego, gdzie podziewa się ta chuda dupa, ale gdy tylko wyszedłem z budynku, stało się to jasne, bo stała zaraz obok mnie.
I na dodatek nie sama.
Gadał z jakimś typem o pogodzie. No serio?
Skoro jest ci tak zimno, to trzeba się było cieplej ubrać i nie sterczeć na zewnątrz jak idiota. To wie nawet pięcioletnie dziecko — skomentowałem, mierząc tego głupka wzrokiem i zaciągnąłem się swoją fają.
Odwrócił się, orientując się, że to ja i od razu się zjeżył.
— A tobie chuj do tego, będę sterczeć, gdzie mi się żywnie podoba! — odpyskował od razu, tylko mocniej obejmując się ramionami i uniósł butnie podbródek.
Aż nie mogłem się powstrzymać, by się nie zaśmiać pod nosem i nie wyszczerzyć zębów w uśmiechu.
Masz rację, chuj mnie to boli. Stercz sobie tutaj, jak chcesz, ja idę do domu — poinformowałem go, ale nie, nie, nie mogło być tak łatwo.
— Pff, chyba śnisz! Już ci powiedziałem, ani się waż mnie tu zostawić, idę z tobą! — prychnął i chyba dopiero teraz zobaczył karimatę pod moim ramieniem. — A to ci po co? Mówiłem ci, dzisiaj śpisz u mnie. Jesteś głuchy, czy tylko głupi, że masz dzisiaj takie problemy z rozumieniem co do ciebie gadam?
Bolą. Mnie. Plecy — powiedziałem powoli, darując sobie wytykanie, że to też mu już dzisiaj mówiłem. — Więc jak mam przeżyć ten weekend to będę spał na podłodze. Może być u ciebie, może być u mnie, wisi mi to ciężkim kalafiorem. Najchętniej jebnąłbym się tutaj, zamiast pierdolić się na Brooklyn, ale muszę się jeszcze zobaczyć z Ryanem, Harley i Jo. Więc idę na chatę. Idziesz też, czy nie? — spytałem, teraz już naprawdę trochę zirytowany jego zachowaniem. Wcześniej mogliśmy się przekomarzać, ale byłem zmęczony, marzyłem o tym, by wyłożyć się na ziemi, a musiałem jeszcze dotrzeć do domu i uzgodnić kilka rzeczy z moimi modelami. Już naprawdę nie potrzebowałem by jeszcze on mnie denerwował.
I Max chyba to załapał, bo już nic nie pyskował, tylko stwierdził hardo:
— Idę. — I wtedy sobie przypomniał o jego ciemnoskórym towarzyszu, bo odwrócił się do niego i zawahał się przez chwilę. — Eee… Irwin, to jest ten idiota, o którym ci mówiłem…
— Domyśliłem się — przerwał mu szeroko uśmiechnięty mężczyzna, prawdopodobnie ten cały Irwin, co rzeczywiście zaraz się okazało, gdy wyciągnął do mnie rękę. — Hej, jestem Irwin.
Ian — odparłem głupio, ściskając jego dłoń.
— Kojarzę cię z tego I’M, nie? — zagadał, cały czas uśmiechnięty, a ja zmarszczyłem brwi, starając się sobie przypomnieć jego twarz, ale nie, niestety, nie kojarzyłem typa. A pewnie był jakimś tatuatorem, no bo co innego by tu robił?
Mhm… — przytaknąłem, otwierając już usta, by się go o coś dopytać, ale mój chłopak wszedł mi w słowo.
— Irwin, my już musimy lecieć, bo KTOŚ tu jest zmęczony — powiedział głupio, niby ukradkiem wywracając oczami. — Ale fajnie było cię poznać. Będziesz tu jutro, tak? Jakbyś miał się nudzić, bo, NIE WIEM, twój mąż nie miałby czasu CZY COŚ, to może gdybym ja też się nudził, bo mój chłopak byłby ZAJĘTY to moglibyśmy pójść na piwo czy coś — pierdolił od rzeczy, szczerząc się jak mysz do sera, a ten murzyn tylko mu przytaknął.
— Jasne! Czekaj, dodam cię na fejsie i jakoś się jutro zgadamy…
I jarając faję patrzyłem jak mój chłopak i ten typo wyciągają obaj telefony i dodają się do znajomych na fejsie, a potem żegnają i w ogóle szmery bajery. Też kiwnąłem temu całemu Irwinowi głową i zabraliśmy się z Maxem w stronę wyjścia.
Nie wiedziałem, że tu jutro przychodzisz — rzuciłem tak pół-wrednie, pół-serio, trochę nawiązując do całej tej sytuacji i czekając, aż mi coś opowie, a trochę pytająco, bo serio nie wiedziałem.


Gazelle - 2018-10-17, 22:20

Irwin był naprawdę w porządku kolesiem, Max szybko go polubił. Wspólne narzekanie na swoich niereformowalnych partnerów jednak zbliżało ludzi. No i Max przynajmniej będzie miał do kogo gębę otworzyć na tym całym konwencie, bo przecież Ian będzie zajęty i będzie tylko na niego fukać i drzeć mordę gdy mu się nawinie pod nogami.
Ech, co on miał z tym swoim przystojnym debilem.
Mógłby sobie darować ten konwent, ale nie chciał. I już nawet nie chodziło o żadne pilnowanie Iana, czy coś z tych rzeczy...może poniekąd tak, ale nie chciał się do tego przyznawać, zwłaszcza po złożonej sobie samemu obietnicy, w każdym razie po prostu był zainteresowany, nigdy nie był na takim konwencie, a dzięki Ianowi miał darmową przepustkę.
A owszem, przychodzę — odparł, dumnym krokiem idąc obok Iana, którego nawet nie uraczył spojrzeniem. Wciąż był na niego obrażony, chociaż już nie zamierzał się z nim sprzeczać, no bo Ian jednak mimo wszystko miał prawo być zmęczony. Chociażby pewnie nie był, gdyby pozwolił Maxowi żeby ten mu pomógł. Także doprowadził się do tego stanu na własne życzenie, o. — Dlaczego nie? Wygląda na to że będzie fajnie. Pooglądam sobie gotowe stoiska, pewnie będzie sporo interesujących ludzi, poznam męża Irwina — mówił, coby Ian sobie zbyt wiele nie wyobrażał, ale, szczerze, kogo on oszukiwał. Oczywiście że poza tym wszystkim chciał być z Ianem, nawet jeżeli i tak nie będzie mógł spędzić czasu ze swoim partnerem. Chciał zobaczyć, jak będzie się prezentował, jak pokaże swoje projekty, chciał mu cicho pokibicować, uczestniczyć w sztucznym tłumie i chwalić, być tym wspierającym i dumnym chłopakiem.
Spojrzał na sylwetkę Iana kątem oka. Biedak, naprawdę wyglądał na wyczerpanego. Nie, żeby Max był w znacząco lepszym stanie, w końcu nawet kawa nie była w stanie pozbyć się skutków niewyspania. Nawet, o dziwo, nie czuł żadnych objawów związanych z głodem, ale na pewno jakoś to wpływało na jego słabe samopoczucie, i właściwie sam się dziwił że był w stanie stać na nogach, chodzić, a nawet się wykłócać z Ianem. Fizycznie może i tego dnia się nie napracował, poza tymi szybkimi porządkami u Iana, ale psychicznie...ta ponad już doba prawie całkowicie go wykończyła. Najgorsze było w tym to, że to nawet nie był koniec, ale dobra wiadomość była też taka, że pewnie tej nocy Ian już nie będzie chciał do tego tematu wrócić.
Okej, jak chcesz, to sobie śpij na tej karimacie, ale ja się rozwalę obok ciebie, na jakimś kocu czy coś, bo dzisiaj już nie mam zamiaru spać bez ciebie — powiedział tonem, będącym dziwną mieszanką autorytarności i niepewności. Ale przecież to wcale nie było ogromne żądanie, w żaden sposób nie powinno to nadwyrężać Iana, a Max naprawdę tego potrzebował po poprzedniej, jakże koszmarnej nocy. Pewnie i tak by usnął w końcu, bo organizm jednak był już niemalże na granicy, ale co to byłby za sen?


effsie - 2018-10-18, 12:39

Uśmiechnąłem się do Maxa, słysząc, że też planował noc na ziemi. Nie skomentowałem jednak tego w żaden sposób, bo… no, jak miałbym? Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to bez sensu, ale wiedziałem, że jak Max się na coś uprze to nie ma zmiłuj i już – a teraz, byłem pewien, ten mały skurwiel nie odpuści i moja najmniejsza sugestia tego, że hej, może to jednak bez sensu, zaraz spotkałaby się z wielkim oporem.
No i spoko, pójdziemy spać na ziemi, rozłożymy sobie koc, a przykryjemy się kolejnymi, u Maxa na całe szczęście tych nie brakowało.
Rozmawialiśmy po drodze o jakichś nieistotnych sprawach; trochę o reklamie leków na hemoroidy w metrze, trochę o nowym filmie, którego plakat widzieliśmy i raczej nie działo się nic szczególnego, właściwie to nie byliśmy szczególnie gadatliwi. Ja byłem zmęczony i Max, jak się mu przyjrzeć, też nie wyglądał najlepiej; miałem nadzieję, że uda się nam dziś szybko zasnąć. Poza tym, dużo myślałem – tak jak zresztą cały ten dzień i minioną noc, raczej nad sprawami, nad którymi wolałbym się nie zastanawiać, ale wyszło, jak wyszło. I była taka jedna rzecz, która wciąż mnie mocno męczyła i musiałem go o to zapytać.
Max — zagaiłem, gdy już szliśmy z metra do domu — bo ja, eee, mam pytanie. I nie wiem, może ono jest strasznie głupie, ale ja naprawdę nie wiem, bo nigdy wcześniej nie miałem takiej sytuacji i… ech. — Spojrzałem na Maxa, który wyglądał na nieco zdziwionego i zlęknionego jednocześnie. — Czy ja mogę… eee… gadać o tobie ze znajomymi? W sensie, wiesz, nie tak, że o, Max poszedł dzisiaj do fryzjera, bo to no bez przesady, ale tak, wiesz… bardziej? I, ech, powiedzieć im różne rzeczy? To znaczy… ja nie wiem, czy bym chciał, ale gdybym chciał, mogę? Powiedzieć o Lionelu i, ech… — zamilkłem, bo nie umiałem jeszcze sprecyzować tego, co dowiedziałem się tej nocy.
A cała ta sprawa… Och, ona była dla mnie naprawdę zastanawiająca, bo jeszcze nigdy nie byłem w takiej relacji, gdy miałbym ochotę… porozmawiać z moimi kumplami o kimkolwiek, z kim sypiałem. A teraz… teraz miałem wrażenie, że chcę i to bardzo, powiedzieć Becie albo Tony’emu chociaż trochę; nie wiedziałem, czy aż tak bardzo, ale czułem jakąś dziwną potrzebę podzielenia się moimi myślami z kimś jeszcze.
I nie wiedziałem. Czy tak w ogóle można, bo to jednak bardzo prywatne rzeczy, już nawet nie Lionel i reszta, ale generalnie… nie miałem w tym żadnego doświadczenia i nie wiedziałem, gdzie leży granica i czy w ogóle mogę mówić jakieś rzeczy, które dotyczyły Maxa.
Więc spytałem.


Gazelle - 2018-10-18, 14:30

Kiedy Ian tak nietypowym dla niego niepewnym tonem powiedział do Maxa, że ma jakieś pytanie, Max automatycznie się spiął. Miał nadzieję, że przynajmniej tej nocy nie będą wracać do...tego tematu. Wiedział, że od tego nie ucieknie, ale nie miał siły się z tym na razie mierzyć. Potrzebował...trochę spokoju.
Po usłyszeniu treści ianowego pytania jego uniesione, sztywne barki lekko opadły, a sam cicho odetchnął z ulgą. Okej, to nie brzmiało nawet w połowie tak źle, jak w jego obawach. A wręcz przeciwnie – mimo, iż przez pierwszą chwilę rzeczywiście nie wiedział co zrobić z tym pytaniem, tak finalnie uznał je za słodkie na swój sposób. Przede wszystkim z powodu tego, że mówiło ono o tym, jak Ian respektował jego prywatność, intymność, że się przejmował i nie chciałby naruszyć jego zaufania, co było niezwykle cenne i rozczulające. Max nie mógł mieć do Iana pretensji o to, że chciał rozmawiać o tym wszystkim z innymi osobami, domyślał się że zrzucił na niego zbyt duży ciężar, by mógł go nieść w pojedynkę, chociaż trochę obawiał się opinii innych, jeżeli dowiedzą się o...ech. Niby był już dwutysięczny dziewiętnasty rok, niby coraz więcej osób była otwarta, rosła świadomość społeczna dotycząca zaburzeń psychicznych, zresztą sam przyjaciel Iana się z chorobą psychiczną borykał, ale jednak bał się bycia ocenionym negatywnie przez bliskich Iana.
No, ale nie czuł, że powinien mu tego zabronić.
Ale...o jakich znajomych ci chodzi? Beta czy Tony, tak? To pewnie, że możesz, jeżeli chcesz, nie będę mieć z tym problemu — uśmiechnął się. W końcu sam tę dwójkę lubił i może nie byli takimi przyjaciółmi z nim, jak z Ianem, ale bez wątpienia znajdowali się na kumpelskiej stopie. — Tylko wolałbym...no, żebyś nie mówił o Lionelu dalszym znajomym, okej? Przynajmniej tym, których nie znam. W sumie to nic takiego jak rzucisz tekst w stylu mój facet z borderem, coś takiego, ale, no, sam zresztą rozumiesz i pewnie nie muszę mówić ci takich rzeczy — mruknął już ciszej, bo rzeczywiście założenie, że w ogóle takim osobom Ian chciałby mówić o problemach Maxa, było co najmniej głupiutkie.
I, Ian...mówiłem ci o tym w Brisbane, no i pewnie sam się wcześniej domyśliłeś, ale podczas terapii...no, muszę czasami o tobie wspomnieć. Eisenhoffer jest związany tajemnicą lekarską, jestem przekonany że ją respektuje, zresztą nie jest to taki człowiek, który ocenia, a przynajmniej nie robi tego tak żeby ktokolwiek mógł się domyślić, poza tym to nie tak, że mówię mu o twoich problemach, czy coś, to ja przecież jestem pacjentem i opowiadam po prostu o swoich zachowaniach, emocjach. Ale jeżeli są jakieś rzeczy, co do których wolałbyś, żebym o nich nigdy nie wspominał, to zamierzam to respektować — zapewnił. Bo był pewien, że są rzeczy które można obejść bez szkody dla jego terapii. Przykładowo, wcale nie musiał opisywać jakiejś sytuacji, tylko po prostu o swoich emocjach. Wprawdzie lekarz/terapeuta i tak by podjął wysiłek, żeby wygrzebać z niego więcej informacji, ale na początku go poinformował, że w każdym momencie może powiedzieć STOP.


effsie - 2018-10-18, 15:21

Zmarszczyłem nieco brwi, bo nie wiedziałem sam do końca, czy źle tłumaczyłem, o co chodzi, czy była jakaś inna przyczyna tego, dlaczego Max mnie nie zrozumiał. No ale dobra, jak już zacząłem temat to lecę dalej, nie?
Tak, o nich — przytaknąłem na pytanie o to, kogo miałem na myśli. — Hmm, ale mi nie chodzi tylko o Lionela — mruknąłem po chwili, patrząc się przed siebie, żeby jakoś znaleźć słowa na to, o co mi chodziło. — W sensie… no, w ogóle? Mogę… rozmawiać o tobie? Opowiedzieć… nie wiem, jakieś rzeczy? Nie wiem co, nie to, że sobie coś zaplanowałem, po prostu dzisiaj o tym pomyślałem i, eee, no nie wiem… czy, nie wiem, mogę im powiedzieć, że przyjechałeś do Australii? Ale nie chodzi mi tylko o Australię, tylko tak normalnie… że, nie wiem, no, takie normalne rzeczy, jakie mi czasami opowiadasz czy robisz. I nie chodzi mi teraz o seks — dodałem, orientując się, jak to mogło zabrzmieć. — I czemu masz taką minę, o co ci chodzi? Powiedz mi, zamiast się ze mnie nabijać, bo serio nie wiem — warknąłem, trochę zirytowany (widać łatwo się dziś irytuję).
Ale potem Max zaczął ten kolejny temat i zadumałem się, bo to było dla mnie poniekąd niekomfortowe. Nie że jakoś bardzo, ale… Generalnie miałem gdzieś, co myśleli sobie o mnie ludzie, ale to, z Maxem, to nie było moje normalnie i dziwnie byłoby mi z perspektywą, że ktoś jeszcze, poza nim, o tym wiedział. Nie, że jakoś nienormalnie, ale dziwnie, no ale to był jego lekarz, tak?
Możesz mówić mu co chcesz, bejb — powiedziałem, otwierając drzwi do naszej klatki schodowej. — Jak ma ci usunąć Lionela to musi wiedzieć coś o jego drugim starym, nie? — dodałem, uśmiechając się nieznacznie, kiedy wchodziliśmy po schodach. — Idę przywitać się z tymi tam… chcesz ich poznać czy idziesz do siebie? — spytałem, przystając na korytarzu.
Max niby mówił, że nie chce, bym obchodził się z nim jak z jajkiem i ja też nie chciałem, ale może towarzystwo tego różowego łba to nie był najlepszy pomysł na tę chwilę…


Gazelle - 2018-10-18, 15:35

Eee, serio? — spytał, bo to dla niego było jednak nieco absurdalne. Nie, że sam pomysł, ale fakt że Ian mu się o to w ogóle pytał. Przecież, na litość boską, to są zwyczajne, normalne rzeczy i Max nie widział nic dziwnego w tym, żeby mówić o tym ze znajomymi. Jego znajomi ciągle narzekali w towarzystwie na swoich partnerów, partnerki czy inne osoby partnerskie, Max też czasami narzekał, czy się rozczulał i...to było absolutnie normalne.
Ale z drugiej strony, upomniał siebie, dla Iana to przecież była zupełnie nowa sytuacja. W sensie, że związek. I mógł rzeczywiście trochę tego nie ogarniać.
Jezu, pewnie że tak. I już, już, nie bocz się — zmierzwił poirytowanemu Ianowi lekko włosy (zero instynktu samozachowawczego). — To słodkie, że o to pytasz. Ale nie przejmuj się tym, daję ci swoje błogosławieństwo, nie musisz trzymać wszystkiego w tajemnicy, nasze momenty zawsze będą nasze, bo działy się pomiędzy nami, niezależnie od tego ile osób będzie o nich wiedziało — przystanął przez Ianem i stanął na palcach, żeby pocałować jego zimny nos.
Sam też odczuł kolejną falę ulgi, gdy Ian dał mu swoją aprobatę do tego, żeby Max rozmawiał o Ianie ze swoim doktorem. I tak sam opierał się przed tym, żeby mówić mu o czymkolwiek, co stawiałoby Iana w złym świetle, bo nie uważał, żeby było to fair, zważywszy na to że Ian nie mógł się bronić w takiej sytuacji.
Ale ja już ich poznałem — odpowiedział, a jako iż Ian uniósł w wyraźnym zdziwieniu brew, to zaraz elaborował: — No, wprawdzie gadaliśmy tylko przez chwilę, z Jo trochę dłużej, ale są w porządku. Ryan wydaje się taki trochę...ech, jak taki typowy samiec alfa, ale może po prostu źle go oceniam — wypowiedział ostatnie zdanie konspiracyjnym szeptem, bo już zbliżali się na ich piętro. — Powiedzieli, że robią sobie wieczorek integracyjny, więc nie zdziw się jak przywita cię syf. Pogadam sobie z nimi jutro, a dzisiaj może pójdę od razu do mojego mieszkania i ogarnę nam spanie — poinformował, biorąc od Iana karimatę. No bo to miało więcej sensu, dzięki temu gdy Ian wróci od razu będą mogli wziąć prysznic i iść spać.


effsie - 2018-10-18, 16:27

Max zaczął pieprzyć farmazony (słodkie? Nasze momenty? Co on odwalał?) i zachowywać się tak, jakby chciał żebym go zostawił na tej ulicy samego, ta głupia bestia. I do tego nagle okazało się, że… poznał się z moimi modelami? Że gadał z Jo? Zaraz, chwila, co tu się w ogóle dzisiaj działo?
Co ty dzisiaj robiłeś? — spytałem, orientując się, że nie mam pojęcia, a Max uśmiechnął się do mnie szeroko, przekładając karimatę z ręki do ręki.
— Opowiem ci jak od nich wrócisz. No idź. — Max nawet popchnął mnie w stronę moich drzwi, samemu wyciągając klucze i otwierając zamek w swoich.
Mmm… ale rzuć tę karimatę gdziekolwiek, możemy obaj spać na jakimś kocu, jak ty wciąż chcesz też spać na ziemi — powiedziałem mu, naciskając klamkę w drzwiach od mojego mieszkania. — Jakbym nie wrócił za piętnaście minut, Max, błagam, przyjdź tam i powiedz, że jestem ci potrzebny. Czasami nie umiem być asertywny, jak ktoś mnie namawia na tylko jedno piwo — westchnąłem, uśmiechając się do niego i wszedłem do mieszkania.
I rzeczywiście, była już Harley z Ryanem, a także Jo, bez śladów kaca (nic dziwnego, było już późno). Przywitałem się z nimi wszystkimi i pogadałem trochę, dowiadując się od Harley, że mam, cytat, ładnego chłopaka, chociaż trochę za delikatnego jak na jej gust. Na całe szczęście mój chłopak musiał odpowiadać tylko moim gustom, o czym też nie zawahałem się blachy poinformować. Pogadaliśmy chwilkę i ustaliliśmy rzeczy na kolejny dzień, a później obyło się bez piwkowania ewakuowałem się do Maxa. Udało się tylko dlatego, że obiecałem im, że kolejnego wieczoru pójdziemy wszyscy razem na konwentową imprezę, a Harley bardzo chciała wiedzieć, czy Max też przyjdzie, ale że nie podejmowałem za niego decyzji, nie miałem pojęcia i kazałem jej spytać się samego zainteresowanego.
Już miałem wychodzić, kiedy załapałem się na zabawną sytuację z Ryanem.
— Ian — zagadał mnie w przedpokoju — gdzie masz gumki?
Eee…
— Harley jest najarana jak sto dwa, a ja mam tylko jedną, no, więc?
Stary, ja chyba nie mam gumek — zorientowałem się.
— Co? Jak to?
Noo… jak mam ci to wytłumaczyć, latam bez wdzianka — rzuciłem, rozbawiony całą tą sytuacją.
— Ty tak na serio?
No kurwa, Ryan, na serio. Ostatnie gumki jakie miałem w rękach oddałem tobie w listopadzie w LA. — Swoją drogą, właśnie się zorientowałem, czy ja byłem jakimś jego sponsorem? Drwal mógł wydać grosza na swoje lateksy, a nie tylko żerować na innych!
— Ty nie żartujesz? — Ryan zrobił duże oczy, kiedy roześmiany potrząsnąłem głową. — No i co ja teraz zrobię?
Ryan, ziom, no kurwa — teraz się już jawnie śmiałem — to nie jest absolutnie moja sprawa. — Spojrzałem na tę rozczarowaną twarz mojego modela i nie mogłem się nie rozczulić. — Ech, czekaj, może coś mi się zawieruszyło. Chodź — rzuciłem, kiwając na niego głową i poszedł za mną do sypialni, gdzie sięgnąłem po nieduże, tekturowe pudełko z IKEA, w którym zazwyczaj trzymałem gumki, a teraz leżało tam kilka opakowań różnych lubrykantów. Ryan zrobił wielkie oczy.
— Aussie, typie, ty serio jesteś teraz pedałem — skomentował moje poszukiwania, a ja tylko roześmiałem się jeszcze bardziej.
Podobno poznałeś dzisiaj mojego chłopaka i wciąż miałeś co do tego wątpliwości? — rzuciłem, patrząc na niego z mieszanką politowania i rozbawienia. — Przykro mi, nic z tego. Ale jak chcesz to nie krępuj się z Harley skorzystać z drobnej pomocy — dodałem, puszczając mu oczko i zostawiłem mu to pudełko przy łóżku.
— I serio zapinasz teraz kolesia?
Serio o to pytasz?
— To cię kręci? Kolesie? Jak ty tak możesz, to jakbyś…
Stary, a ty co? Wybierasz sobie, co cię kręci? Chuj ci do tego, z kim się rucham, nie bój się, twoja dupa jest bezpieczna, ale jeden taki tekst przy moim chłopaku i ryj już niekoniecznie. Mi to zwisa, ale Maxowi od razu skacze ciśnienie. Więc korzystaj sobie tutaj z moich darów, dobrej zabawy z Harley i zamiast troszczyć się o mojego kutasa, lepiej pomyśl o swoim, jak nie przykleić jakiegoś adidasa. Lubię Harley, ale jestem przekonany, że ona rucha się więcej niż ty i ja razem wzięci, więc na twoim miejscu dwa razy bym pomyślał, zanim zacząłbym się z nią bawić bez gumek. Au revoir, widzimy się jutro! — pożegnałem się uprzejmie i, wciąż rozbawiony, poszedłem do mieszkania mojego chłopaka.
Spać. Mam naprawdę dużą nadzieję, że dzisiaj tylko spać.


Gazelle - 2018-10-18, 18:44

Ian poszedł do siebie, a Max w tym czasie zajął się tym, co zapowiedział mu wcześniej. I Ian nawet nie musiał mu mówić, żeby Max przyszedł do niego w razie przedłużającej się nieobecności, bo przecież i tak by to zrobił i wymusił asertywność na tym zmęczonym gnojku. Nie żeby powątpiewał w zmęczenie Iana, właśnie dlatego, że nie powątpiewał tym bardziej mu zależało, żeby jego partner się wyspał.
Zostawił karimatę w przedpokoju i przeszedł do łazienki, żeby umyć ręce. Nie chciał dotykać swojego mięciutkiego kocyka łapami, które śmierdziały fajkami.
Z szafy w sypialni wyciągnął aż trzy koce, bo czasami jedno czy drugie lubiło sobie zagarniać pościel dla siebie, a zależało mu na tym żeby im obu było komfortowo, i najgrubszy i największy z nich rozłożył na podłodze, którą akurat wcześniej odkurzył, jak już skończył sprzątać u Iana. Ze swojego łóżka wziął tylko jedną poduszkę dla siebie, bo Ian i tak wolał spać bez poduszek, a już zwłaszcza wtedy gdy bolały go plecy. Gdy wszystko ładnie porozkładał, włożył do swojego pustego łóżka miśka Koalę, który wcale nie był w rzeczywistości koalą. Przez ostatni czas miał swojego ludzkiego australijskiego miśka, więc Koala poszedł tymczasowo w odstawkę, dlatego Max uznał, że zasłużył sobie na komfortowy sen w łóżku.
Ogarnął jeszcze kilka rzeczy, typu wyciągnięcie bielizny na przebranie, włożenie brudnych ciuchów i ręczników do pralki i ustawienie jej żeby włączyła pranie nad ranem, wyciągnięcie świeżych ręczników i kiedy już skończył, stwierdził że może czas na to żeby pójść po swojego chłopaka, jednak ten go uprzedził, i cały rozbawiony wszedł do mieszkania.
No, akurat na czas! — uśmiechnął się, stając w progu łazienki, oparty o futrynę. — Spanko gotowe, a teraz chodź pod prysznic — oznajmił.
Pozbawili się ciuchów w sposób zupełnie pozbawiony podtekstu erotycznego, i cały prysznic przeszedł im także w takiej atmosferze, bo mimo iż ciało Iana na przykład wciąż zachwycało Maxa, oboje byli zbyt zmęczeni na cokolwiek wymagającego jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Zauważywszy, jak Ian krzywi się przy schylaniu się, Max pomógł mu się umyć, przy plecach robiąc mu nawet szybki masaż na rozluźnienie mięśni.
I znowu byli z tym samym problemem, co zwykle, zauważył Max patrząc się na jedną, samotną szczoteczkę do zębów w kubku. Nie było sensu, żeby Ian wracał się do sąsiedniego mieszkania po swoją, zresztą Max wcale nie brzydził się dzieleniem z nim szczoteczki do zębów, ale, cóż, mógłby w końcu kupić nową. I w mieszkaniu Iana też przydałaby się dodatkowa szczoteczka, bo i tam był ten sam problem. I już kilka razy o tym myślał, ale zawsze koniec końców zapominał.
Więc, cóż, znowu musieli myć zęby tą jedną szczoteczką, no ale trudno, Max sobie obiecał że tym razem nie zapomni o tym zakupie.
Niezbyt wiele rozmawiali podczas całego tego nocnego rytuału, Max zgodnie z obietnicą opowiedział Ianowi o tym, co robił przez cały dzień, co chwila któreś z nich ziewało, i w pewnym momencie senność tak mocno uderzyła w Maxa, że niemalże osunął się po kafelkach, co było jasnym sygnałem, że czas iść spać.
Na którą ustawiasz budzik? — spytał, gdy znaleźli się w końcu w sypialni. Maxowi oczy już zamykały się same, i prawdopodobnie mamrotał średnio zrozumiale.


effsie - 2018-10-18, 21:04

Widzicie, takie jest to moje niewdzięczne bejbe: jak jeszcze był wolny jak ptak i te sprawy to nie było problemu by zrobił mi masaż, gdy bolały mnie mięśnie, a teraz, tutaj, po dwóch miesiącach, ech, tylko jakieś małe macanko pod prysznicem. Ale nie narzekałem, bo nawet już nie chciało mi się z nim droczyć i zasnąłem jak dziecko, mimochodem pomijając cały temat seksu. I Max zrobił podobnie jak ja, a w tej cudownej, małej ignorancji, zasnęliśmy u podnóża jego łóżka. W którym spał pluszak. Gdyby ktoś nam zrobił zdjęcie to sam bym się z niego bardzo, bardzo głośno śmiał.
No ale nie miałem ku temu okazji, a budzik rano musiałem nastawić na szczęście nie tak wcześnie, wszystko dzięki temu, że ustawiłem to całe gówno wcześnie. Rano, gdy wstawałem, a i Max obudził się ze mną, pytając zaspany, która godzina, odparłem:
— Ósma, ale śpi sobie jeszcze. Ja muszę być tam o dziesiątej, ale ty wcale nie, przyjdź po prostu jak wstaniesz.
Ale to w niesamowity sposób od razu obudziło mojego chłopaka, jeszcze przed chwilą całego jedną nogą w innej rzeczywistości, a teraz, proszę bardzo: już siedział ze mną w kuchni, pił kawę i cała taka śmieszna akcja.
Na konwent dotarliśmy razem, we dwójkę, a tym razem nie kłóciłem się z nim i nie miałem problemu, by pomógł mi wyciągnąć naklejki czy inne pierdołki. Przez chwilę kręciliśmy się razem, sami, we dwójkę, siedząc i zamulając pałę, ale niedługo potem zaczęli pojawiać się ludzie, przyszli też moi modele, a i ja miałem mieć już mniej czasu.
Bo, co by tu nie mówić, byłem w pracy i tyle, ale Max za to poszedł szukać sobie nowych przyjaciół, najwyraźniej, bo kiedy raz spiąłem się i poleciałem szybko do kibla, mignęła mi gdzieś ta blond czupryna z czarną mordą, ech, no kto by pomyślał?
I naprawdę w taki nie do końca relaksacyjny sposób minął mi cały dzień, dzień podczas którego mój chłopak bawił się na konwencie (nie myślałem, że to dla niego rozrywka), a ja tatuowałem, tatuowałem i tatuowałem, a kolejni ludzie podchodzili do mojego stoiska, ustawiali się w kolejce czy przeglądali moje albumy. I dopiero późnym wieczorem, gdy było już ciemno, a oficjalna część konwentu się skończyła, mogłem spokojnie wyjść na zewnątrz i napić się piwa. W środku grała już muzyka, a wielu ludzi stało na zewnątrz w małych grupkach, pijąc alkohol i rozmawiając o pierdołach. A ponieważ ja miałem w tej chwili same pierdoły w głowie, ustawiłem się samotnie w kolejce po piwo, w końcu po całym dniu mając odrobinę czasu by na spokojnie sprawdzić sobie instagrama i takie pierdoły.
Właściwie, zorientowałem się, nie miałem pojęcia, co działo się z Maxem. Ostatni raz widziałem go kilka godzin temu, ale nie mówił mi, że stąd spada, więc może jeszcze tu był? Automatycznie rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie było tej mojej mordy, więc wróciłem do bezczynnego czekania. A kiedy dostałem piwo usiadłem sobie z boku, z plastikiem i fają, dając sobie pozwolenie na chwilę tego spokoju i odpoczynku od ludzi, z którymi potem pewnie spędzę cały wieczór.


Gazelle - 2018-10-18, 22:34

Max w sumie wybierając się na ten konwent nie miał pojęcia co się na takowych dzieje, a i też jakoś szczególnie nie wypytywał o to Iana, który znał i tak te konwenty głównie ze swojej pozycji jako wystawca, ale przynajmniej dostał od niego program imprezy. I, hm, wyglądało to ciekawiej niż się spodziewał. Jakieś atrakcje, występy, konkursy, inne duperele. Może się nie zanudzi.
Z taką myślą opuścił Iana, gdy ten się zabrał za pracę, a Max stwierdził że nie będzie przecież stał przy nim jak kołek. Jego mózg, oczywiście, stawiał opór na myśl o zostawieniu Iana samego ze swoim modelem i modelkami, zwłaszcza z Jo, ale, ech, no musiał gnoja uciszyć.
A najlepiej było natrętne myśli uciszyć towarzystwem, dlatego najpierw wyruszył w poszukiwaniu swojego kolegi poznanego w nocy. Właściwie nawet nie musiał wyszukiwać go w tłumie, po prostu napisał do niego na fejsie i chwilę później wiedział już, gdzie podejść. Irwin, w przeciwieństwie do Maxa, stał jeszcze przy stanowisku swojego męża, więc Max miał akurat okazję poznać Erica, który – podobnie jak Ian i wszyscy wystawcy zresztą – miał ciało pokryte tatuażami. Oczywiście nie w stu procentach, ale sporą część tak. No i podczas gdy szyja Iana była czysta, taka piękna, opalona, to ta Erica była już pokryta wzorami.
Eric ponadto był niższy od Irwina, miał bardzo krótkie blond włosy, całkiem imponujące mięśnie i onieśmielający wyraz twarzy, ale w rzeczywistości był bardzo sympatycznym i ciepłym facetem. I serce Maxa się rozpływało, gdy widział jak ta dwójka się do siebie zwracała, taka niewymuszona słodycz. Max z Ianem pewnie dla przeciętnego obserwatora nie stanowili tak uroczej pary...ale w gruncie rzeczy Max się tym aż tak nie przejmował, bo najważniejsze i tak było to, że dynamika ich związku im pasowała.
Eric też musiał zająć się pracą, więc Irwin i Max zaczęli chodzić po stoiskach, czekając aż coś zacznie się dziać. Zajrzeli na wystawę poświęconą tatuażowi więziennemu, która została otwarta koło południa, a gdy już obejrzeli wszystkie zdjęcia, a Max porozmawiał z organizatorem (bo kwestia symboliki tatuaży więziennych naprawdę go zainteresowała), akurat zaczął się pierwszy występ tego dnia, także Max miał okazję cieszyć oczy wyczynami grupy, która – w dużym uproszczeniu – bawiła się w sposób widowiskowy ogniem. No i na szczęście także w kontrolowany. Żałował tego, że Ian był przywiązany do stanowiska, ale postanowił mu nie przeszkadzać w pracy, a jednak towarzystwo Irwina było bardzo absorbujące, bo koleś był ogromną gadułą.
— I generalnie miałem totalną gehennę z tą laską, nawet nie była w stanie dobrze przyrządzić kurczaka. KURCZAKA, czaisz? Osoba po szkole kucharskiej! — a, właśnie. Bo Irwin był kucharzem, podobno całkiem niezłym, co nieskromnie przyznał już na początku rozmowy. Tego ranka głód w końcu uderzył w Maxa, i to z ogromną siłą, na tyle, że aż Ian zdziwił się tym ile jedzenia pochłonął na śniadanie. I mógł w sumie normalnie rozmawiać o jedzeniu bez odruchu wymiotnego, ale i bez ściskania w żołądku. W trakcie konwentu wyszli do bufetu coś zjeść, i niestety nie był to najprzyjemniejszy posiłek, gdy Irwin głośno przy nim komentował każdy. element. posiłku. A to że surówka niedoprawiona, a że tofu jest chuja a nie zwędzone, i tak dalej.
— Ale, wiesz, założenie własnej knajpki to był zajebisty pomysł. Jestem sobie sterem, okrętem, ustalam menu, narzucam standardy, mogę śmiało wypierdalać osoby które nie mają w ogóle pojęcia o tym, jak robić wege żarcie żeby smakowało jak wege żarcie, a nie tania podróba mięsa. A wszystkie te papierowe głupoty i tak dalej ogarnia mi Eric, bo sam ma doświadczenie w prowadzeniu działalności gospodarczej, więc ogarnia tylko troszkę papierów więcej. Jest w tym lepszy niż ja, więc oboje na tym zyskujemy, bo gdybym ja miał się za to zabrać to na pewno skończyłoby się to jakąś karą, czy innym chujstwem.
No ale wciąż musisz ogarniać zamówienia, co nie? Tego już Eric za ciebie nie zrobi?
— A założysz się?
To to jest w końcu twój lokal, czy Erica? — Max uniósł brew. Zdążył już się poznać na tym, że jego nowy kumpel miał bardzo beztroskie podejście do życia.
— Oczywiście, że mój. Eric wykonuje dla mnie pracę, wprawdzie za nietypową formę zapłaty i na pewno nie taką, którą mógłbym wpisać w umowę, ale nie narzeka — wyszczerzył się i puścił Maxowi oczko.
Dla mnie to brzmi jak zwykły wyzysk, ale róbcie sobie co wam pasuje — wzruszył ramionami.
Nawet nie wyczuł momentu, kiedy pierwszy dzień konwentu dobiegł końca, a potem zagadał się jeszcze z mężem Irwina, zanim oprzytomniał i przypomniał sobie o swoim własnym chłopaku, który pewnie siedział sobie gdzieś tam ze swoją ekipą. Właściwie, to cały dzień go olewał, i czuł z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia, chociaż pewnie Ianowi to pasowało.
Ale, o dziwo, nawet o tym nie myślał. To znaczy...nie miał już tych durnych myśli, które wprawiały go w lęk gdy zbyt długo nie widział swojego faceta. Cóż za ulga.
Zmęczony, co? — zagadał, gdy w końcu, po nie tak małej chwili szukania, znalazł tego swojego Iana.
— Niee, skąd, cały dzień pochylania się i tatuowania to przecież takie nic — ironizował Ian, wskazując na miejsce obok siebie, na które to Max łaskawie klapnął. — A ty gdzie się szlajałeś?
No wiesz, tu i tam — odpowiedział jakże konkretnie — pooglądałem sobie inne stoiska, byłem na jednej z wystaw, widziałem laski wymachujące jakimiś pochodniami, takie tam. No i się pobujałem z tym facetem z wczoraj, Irwinem, na pewno pamiętasz. Jego facet robi całkiem niezłe dziary. Ma studio w Harlem, ale za chuja nie pamiętam jak się nazywa. O, czekaj, znajdę go przez fejsa! — powiedział, gdy go olśniło i wyciągnął telefon, żeby przez profil Irwina znaleźć jego męża, a przez profil Erica fanpage jego studia tatuażu, po czym podetknął urządzenie Ianowi do ręki. — I jak praca dzisiaj? Coś ciekawego się wydarzyło, czy tylko rozrywka dla pleców?


effsie - 2018-10-19, 14:29

Max wcisnął mi swój telefon do łapy, więc przeskrolowałem fejsa i rzeczywiście, kojarzyłem typa, taki blondyn, ale nie potrafiłem do końca przypomnieć sobie jego twarzy; za to dziary już tak i rzeczywiście były całkiem okej. Tylko że byłem tym zmęczony i nawet jeśli bardzo to lubiłem to zwyczajnie nie chciało mi się jeszcze teraz napierdalać o dziarach. Czy ich oglądać. Like, enough is enough.
Zawsze mam wrażenie, że Harley i Jo nie mogą się już bardziej rozebrać, wciąż pozostając ubrane, a one za każdym razem na nowo mnie zaskakują — rzuciłem, przypominając sobie, jak dzisiaj wyglądały obie moje modelki. — Ale poza tym to nic takiego. Teraz piję sobie piwo i jaram faje i jest git. — Na potwierdzenie tego, uniosłem swoją butelkę do ust i pociągnąłem łyka, potem odstawiając butelkę pomiędzy nas i spojrzałem na mojego chłopaka. — Pójdę ci kupić piwo, co? Chociaż ty byś pewnie wolał coś innego… ale nie wiem, czy tu mają — zorientowałem się po chwili.
— Piwo jest w porządku, ale siedź tu. — Max złapał mnie za łokieć i pociągnął z powrotem na murek. — Na razie nie chcę. Jak będę chciał to sobie kupię. — Uśmiechnął się.
Posłusznie przysiadłem znowu na murku, strzepując popiół z papierosa na ziemię i wyprostowałem się, czując jak bolą mnie kolejne mięśnie.
Chcesz tu jeszcze zostać, czy masz już dość i nara? — spytałem, patrząc na tego blondaska, a on wzruszył lekko ramionami.
— Jak ty wolisz, mi jest obojętne.
To zostańmy, jest tu pełno moich znajomych, których dawno nie widziałem. Jadłeś coś? Jestem mega głodny, ale tu chyba nie ma żadnych sensownych opcji bez mięsa, więc możemy sobie gdzieś pójść i potem tu wrócimy.
— Jadłem obiad i kolację z Irwinem. On jest kucharzem, wiesz? Ma swój lokal i musimy tam pójść! Ale jak ty jesteś głodny to chodźmy gdzieś, na co masz ochotę, hot-dog, burger, pizza, tutaj są same zdrowe opcje — gadał wesoło Max. — Ja się nie znam za bardzo, ale Irwin powiedział mi, że jest jeden podobno bardzo dobry foodtruck z pulled pork, mogę cię tam nawet zaprowadzić!
Jaki konwentowy specjalista, no, no, bejbe — roześmiałem się. Max miał dobry humor i dużo energii, którą chyba właśnie starał się we mnie takim swoim wesołym pierdoleniem wlać, a ten prymitywny sposób nawet działał. Podniosłem znów butelkę do ust, uszczuplając nieco jej zawartości i oparłem ją o swoje kolano. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że ktoś właśnie zrobił nam zdjęcie. — Ktoś nam właśnie zrobił zdjęcie, myślisz, że załapiemy się na Facebooka? — spytałem, uśmiechając się głupio.
Max rozejrzał się dookoła, szukając tego fotografa i też wygiął usta w uśmiechu.
— To nasze pierwsze wspólne zdjęcie? Co ja powiem mamie, jak zobaczy mnie w internecie z takim wytatuowanym typem spod ciemnej gwiazdy — paplał, sięgając po moją butelkę z piwem i napił się, ostentacyjnie krzywiąc mordę. — Bleee. Chciałem dać temu szansę, ale się nie da, totalnie. Ech, chodź, bo jak jesteś głodny to zawsze jesteś taki bez energii. Muszę cię naładować żarciem żebyś miał siłę przedstawiać mnie swoim wszystkim kumplom — kontynuował, wstając i ciągnąc mnie za sobą za rękę.
I poszliśmy do tego foodtrucka, a ja załapałem się na naprawdę dobrą bułę, gadając o głupotach z moim chłopakiem. Najedzony, rzeczywiście trochę odżyłem i potem, każdy ze swoim piwem, wróciliśmy przed całe tamto zbiegowisko.
— Szukamy kogoś? — spytał Max, widząc, że rozglądam się dookoła.
Mhm… Tiggy, mój kumpel z LA, pisał mi że wpadnie tu z jeszcze innym ziomkiem. Tiggy to ten typ, u którego spałem, jak byłem na konwencie wtedy w listopadzie. Spoko ziomek, to moja dobra morda, poznałem go jeszcze na pierwszym roku studiów, wiesz? — opowiadałem. — Ale nigdzie go nie widzę, hmm, może po prostu do niego napiszę… — mruknąłem, wyciągając telefon.
I na chwilę skupiłem się na tym swoim telefonie, włączając Fejsa i okazało się, że miałem bardzo dużo nieodczytanych wiadomości z całego dnia, od ziomków z deski, osobno od Tony’ego, innych ludzi, no i od Tiggy’ego też, hmm, mogłem na to wpaść wcześniej. Max stał obok i nic nie mówił, a w pewnej chwili poczułem, jak splata palce z moimi, a potem w ten sposób ciągnie moją rękę wokół własnej szyi, więc objąłem go tym śmiesznym gestem i przechyliłem się, by przelotnie go pocałować, dopiero kiedy to zrobiłem orientując się, że znowu ktoś nam robił zdjęcie. No cóż, najwyraźniej fotografowi wpadł w oko ten mój chłopak, skoro tak za nim latał z aparatem, no ale czemu się dziwić? Max był naprawdę niczego sobie i w sumie uważałem, że razem musimy wyglądać mocno interesująco, jak totalne przeciwieństwa. Przed oczami stanęła mi scena z tego gabinetu luster, gdzie nasze półnagie odbicia otaczały nas ze wszystkich stron; a sam uwielbiałem łapać Maxa w talii, widzieć to piękne, nagie, blade ciało i moje kontrastujące dłonie na nim.
Ale teraz nie był czas na żadne czułości, bo musiałem znaleźć kumpli.
Czekaj, bejb, muszę im poodpisywać — mruknąłem, nie zabierając jednak ręki, a więc tak stałem sobie, obejmując tego mojego chłopaka i skupiając się na fejsie, totalnie nieświadomy tego, co tam się dzieje dookoła nas, bo – jak na każdego faceta przystało – miałem więcej niż zerową podzielność uwagi.


Gazelle - 2018-10-19, 20:44

Max wydął wargi, czego Ian nie mógł zobaczyć, ale nic nie mówił. Cóż, cierpiał na brak uwagi ze strony swojego chłopaka, którego nie widział przecież cały dzień! Wprawdzie, okej, to Max sobie łaził po konwencie, zostawiając Iana ze swoimi modelami, modelkami i stoiskiem, no ale. Gdy już się spotkali po tak długiej rozłące, to chciał się nacieszyć bliskością Iana, ale nie, fejs ważniejszy. Jakby nie mógł go wcześniej przescrollować, zanim Max go znalazł, ech.
Ale, ech, nie mógł przecież Ianowi tego zabronić, dlatego postanowił swoją potrzebę uwagi zachować dla siebie, czekając aż Ian w końcu poodpisuje tym swoich kumplom. Przynajmniej nie przestawał go obejmować, co dawało Maxowi chociaż jakąś namiastkę zapewnienia o tym, że Ian pamiętał o jego obecności. Zresztą, głównie chodziło o fotografów, którzy robili zdjęcia uczestnikom konwentu. I...tak, musiał się przyznać, że chciał takim gestem pokazać także to, że Ian był jego, ale proszę o tym absolutnie nie mówić Ianowi! To nie tak przecież, że Max mógł się pozbyć swojej posesywności z dnia na dzień, prawda? I tak uczynił ogromne postępy w ekspresowym tempie. Nawet się nie zagotował na słowa o modelkach, które nie mogą się już bardziej rozebrać, wciąż pozostając ubrane, a one za każdym razem na nowo zaskakują. Być może zacisnął po tym pięści i lekko się spiął, ale Ian tego nie zauważył, a czego Ian nie widział, to go nie bolało. Zresztą, nie zamierzał okazywać wrogości modelkom Iana. Może Ryanowi, jeżeli nadal będzie rzucał swoje durne komentarze. Okej, tych komentarzy Max nie usłyszał niby zbyt wiele podczas ich krótkiej rozmowy, ale i tak nastawiły go od razu negatywnie wobec tego mężczyzny. A jeżeli ten koleś uruchomi w nim Wojownika Sprawiedliwości Społecznej, to obsesyjna zazdrość Maxa naprawdę okaże się malutkim problemem przy tym co się wówczas stanie.
I nawet mimo to, nawet mimo olewającego go Iana, wciąż miał dobry nastrój, i to po prostu było miłe, jakby chwilowo ktoś ściągnął z niego ciężar tych wszystkich myśli, które wgniatały go wcześniej w podłoże.
Juuuuż? — jęknął zniecierpliwiony, gdy Ian w końcu schował tego przeklętego smartfona do kieszeni.
— A co? Ktoś tutaj potrzebuje atencji, hm? — wymruczał Ian, uśmiechając się do niego półgębkiem. Zsunął rękę obejmującą jego szyję na talię Maxa, co, no, też było okej, a nawet bardzo okej.
No weź, cały dzień cię nie widziałem.
— Nie moja wina, sam sobie poszedłeś.
Bo nie chciałem ci przeszkadzać, doceń to! — zaperzył się. Co za niewdzięczne stworzenie, no jeny, jeny. — No to, eee, gdzie jest ten Tiggy? — spytał, przypominając sobie z jakiego powodu Ian opuścił go duchem na te kilka chwil, które przeciągały się w nieskończoność.
— Właśnie idziemy do mojej ekipy — odparł Ian, i, o, faktycznie, przesuwali się do przodu. Max nawet nie zauważył, kiedy jego nogi poszły w ruch i gdyby nie mógł rzeczywiście odczuć tego ich ruchu, to by mógł pomyśleć że Ian go przesuwa jak lalkę. Dziwne. No, ale nieważne, nie miał czasu na zastanawianie się nad takimi pierdołami, skoro nadchodził czas dalszego socjalizowania się. Naprawdę, ostatnie miesiące były dla niego pod tym względem ekwiwalentem całego jego przedianowego życia. Może z wyłączeniem studiów, ale przecież pod koniec studiów Ian też często przewijał się w jego życiu i wyciągał do z nory.


effsie - 2018-10-19, 23:11

Przeciskając się gdzieś przez ludzi puściłem Maxa, który finalnie złapał mnie za rękę, by nie zgubić się w tłumie. W końcu trafiliśmy do moich znajomych, którzy stali w kilku grupkach i Tiggy zaraz rzucił się na mnie z wylewnym powitaniem. Przepadałem za tym człowiekiem i zaraz zostałem zarzucony pytaniami na tematy wszelakie, w którą to dyskusję chętnie się włączyłem.
Generalnie, było miło. Mój chłopak też jakoś nie wydawał się znudzony, po jakimś czasie odłączając się od mojej rozmowy i przechodząc do głuchego pierdolonka z kimś innym, ale jak na niego zerkałem wyglądał na zadowolonego, więc nie przejmowałem się jakoś szczególnie. Gdy skończyło się mi piwo, zniknąłem na chwilę, by wrócić z baru z dwoma butelkami i rozejrzałem się dookoła, szukając Maxa. W końcu dojrzałem tę blond czuprynę na pewno nie w miejscu, gdzie ją zostawiałem, mianowicie stał właśnie z Tiggym i jakimiś dwoma kolesiami, których ja sam nie kojarzyłem i opowiadał coś mocno gestykulując.
— …naprawdę wielkiego farta, inaczej wszystko by się zepsuło! — Max spojrzał na mnie, dołączającego do ich pseudo kółka i zanim zdążyłem się odezwać, rozpromienił się. — O, przyniosłeś mi piwo, dzięki! W każdym razie, serio, to było totalnie nie z tej ziemi… — kontynuował swoją opowieść jakby nigdy nic i aż parsknąłem śmiechem na to, jak zostałem całkowicie zignorowany.
Pokręciłem z rozbawieniem głową i wycofałem się, rozglądając się dookoła i szukając sobie kogoś, z kim mógłbym pogadać. I nie musiałem długo szukać, zaraz napatoczyła się jakaś ciekawa grupka, a gdy kolejny raz szedłem po alkohol upewniłem się, że Max jeszcze miał co pić (przy okazji zauważając, że koleś gadał teraz z Harley, Jo i Rudym).
No i tak mijał czas, a kiedy nabijałem się ze znajomymi tatuażystami z nowych regulacji, poczułem jak coś przykleja się do moich pleców i obejmuje mnie mocno w pasie. Sięgnąłem ręką w bok i złapałem ramię Maxa, który wtulił się w moją kurtkę i wymruczał tylko:
— Iaaaaan, stęskniłem sięęę.
Roześmiałem się, odwracając się do mojego chłopaka i odgarnąłem mu grzywkę z czoła i przechyliłem głowę.
Może gdybyś ode mnie nie uciekał przez cały dzień to byłoby inaczej.
— Ja tylko poznaję twoich znajomych — odparł, wtulając się we mnie jeszcze bardziej i wywróciłem oczami na tego atencyjnego skurczybyka, który jak coś chciał to oczywiście, że musiał to mieć od razu, ech. I teraz też, uniósł nieco podbródek i już po chwili sięgnął moich ust, najwyraźniej decydując się na to, byśmy dali mały pokaz lizania się jak para nastolatków pośród moich kumpli tu i tam.
— Ian, nie przy dzieciach! — Usłyszałem z boku głos Tiggy’ego i odkleiłem się z głośnym mlaśnięciem od mojego chłopaka, czując jak ten z żalem puszcza mnie i odsuwa się na odległość kilkunastu centymetrów. — Gramy we flanki, grasz?
Tak. Bejbe, idę wygrać w grze, która polega na piciu browara na czas — poinformowałem Maxa, nachylając się jeszcze raz i jeszcze raz go całując, teraz zdecydowanie krócej, a potem poszedłem grać, tak jak zapowiedziałem.
A po dwóch bardzo burzliwych rundach wróciłem tam, gdzie byliśmy wcześniej, ale nie znalazłem już tam mojego chłopaka. Uznałem, że pewnie wróci, więc zagadałem się chwilę z ludźmi, ale jak po pół godzinie go nie było i spytałem kogoś, czy go nie widział, ale nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
— Max? Jest na parkiecie.
I rzeczywiście był, obkręcając właśnie w tańcu jakąś niską brunetkę, ruszając biodrami w tę i z powrotem, aż mi opadła szczena. Było już późno, ale zdecydowałem się na jeszcze jedno piwo, siadając sobie samotnie przy stoliku i patrząc, jak ta blond istota właśnie powoli stawała się królem parkietu.
Ech.


Gazelle - 2018-10-20, 11:47

Max, ten koleś, który przez lata uciekał od imprez gdy tylko była taka możliwość, ten sam koleś bawił się świetnie. Polubił znajomych Iana, rozmawiał z nimi i wcale się nie nudził, wcale nie chciał uciec albo zamknąć się w kiblu do końca imprezy, ogólnie, wow, czyżby pod wpływem Iana zaszły w nim aż tak daleko idące zmiany? W każdym razie, w tym momencie o tym nie myślał, a może to była też kwestia alkoholu, którego i tym razem sobie nie żałował. I nie przejmował się także tym, że ostatnimi czasy pił zdecydowanie więcej, niż powinien, zwłaszcza na tych pieprzonych lekach. Może powinien, pewnie powinien się przejąć, ale nie chciał.
Mało tego – nie zamierzał przejmować się czymkolwiek. I zaskakujące było to, jak łatwo wyzbył się hamulców, żartując się z nowopoznanymi osobami, nie wahając się nie zgadzać w dyskusji, przylepiając się do Iana gdy się za nim stęsknił, a w końcu wyskakując na parkiet, gdy leciała piosenka, którą bardzo lubił.
Max wcale nie był tancerzem, właściwie to zawsze cholernie krępował się tańczyć wśród ludzi, więc jeżeli już był na imprezie to po prostu zajmował się czymś innym, ale, cóż, alkohol. Alkohol z każdego mógł uczynić pewnego siebie tancerza. I nie inaczej było w tym przypadku, a osoby patrzące z boku mogły nawet ulec iluzji, że Max naprawdę wiedział jak poruszać się w tańcu, bo szło mu to zupełnie naturalnie. Może dlatego, że dzięki, ekhem, treningom z Ianem wiedział jak poruszać własnym ciałem i jak zgrać się z ciałem drugiej osoby. A że samotny taniec był dumny, to porywał do niego jakieś rozchichotane dziewczyny, nawet pobujał się przez kilka minut z Jo i z Harley. Mało tego, on był tą osobą, która prowadziła w tańcu! Z niespotykaną pewnością siebie obracał kobiecymi ciałami, a to jakiś american spin czy inne wymyślne figury których nawet nie potrafił nazwać, pełna profeska.
O, i biodra. Sam by nawet nie powiedział, że potrafi bujać biodrami i swoim chudym tyłkiem aż tak dobrze.
Do pełni szczęścia brakowało mu tylko Iana u boku, ale i tak chwilowo zapomniał o jego obecności, czerpiąc frajdę z zabawy nawet bez niego. W końcu jednak uderzyło w niego pragnienie, więc wyruszył w poszukiwaniu alkoholu, i, o, akurat trafił na swojego zagubionego chłopaka.
— No, no, Maxie, kto by powiedział że masz w sobie taki talent taneczny.
Pff, oczywiście. Nie mówiłem ci, że brałem udział w stanowych mistrzostwach w tańcu towarzyskim? Tuż za podium, skarbie — wyszczerzył się, sprzedając Ianowi tę oczywistą ściemę. Ukradł Ianowi piwo z ręki i wypił porządnego łyka, żeby ostudzić swoje pragnienie. Był zmęczony, spocony, włosy i koszulka się do niego wręcz lepiły, ale i tak czuł się fajnie. — Choooodź ze mną zatańcz — poprosił (chociaż bardziej rozkazał mu to) Iana, chwytając go za nadgarstek. I, cóż za niespodzianka, Ian wcale nie był entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu, więc Max spędził jeszcze chwilę na truciu mu, zanim obrócił się na pięcie i wrócił na parkiet, z zamiarem pokazania Ianowi co stracił. A że akurat leciała piosenka z dosyć zmysłowym podtekstem...


effsie - 2018-10-20, 19:49

Ach, no co za przesłodki gnojek, odwalający istne głupoty przede mną, ten mój chłopak, no proszę, spójrzcie na niego. Chciało mi się śmiać i droczyłem się z tym blondaskiem, choć w żadnym wypadku nie zamierzałem do niego dołączać w tej pokracznej rozrywce, której się oddawał. Nie byłem wystarczająco pijany, by czerpać z tego jakąkolwiek przyjemność, a dziś byłem odpowiedzialny i nie mogłem się upić, aby jutro nie tatuować na kacu. Dlatego tylko patrzyłem, jak Max wywijał tyłkiem przede mną, machinalnie unosząc w zdziwieniu brew, ale i kąciki ust, bo trudno było się nie powstrzymać, jak widziało się to wszystko.
No co za bestia.
Tylko że za długo tym jego samotnym tańcem nie mogłem się nacieszyć, bo nie byłem jedynym, którego to zainteresowało, a wokół Maxa zakręciła się powoli grupka kilku pojedynczych osób, spośród których mój chłopak był oczywiście wielkim numerem jeden tego dancingu, wywijając tym dupskiem na wszystkie strony świata. A spośród tych kilku osób jedna szczególnie przyczepiła się do niego i za chwilę Max tańczył z jakimś kolesiem, który nawet nie dorastał temu mojemu blondaskowi do pięt. Uniosłem na to wysoko brwi, patrząc, jak obracają się nawzajem w tańcu, a potem wyszedłem zapalić papierosa, bo czemu by kurwa nie.
Tak na spokojnie, odetchnąć tym świeżym powietrzem, bo generalnie impreza była już mocno określona w klimatach, a wszystkie te sprawy naokoło robiły się mega nudne. Zresztą, była już późna godzina, a ja byłem po całym dniu pracy i przed kolejnym, więc jakkolwiek bardzo uwielbiałem takie posiadówy, wszystko miało swój deadline, nie?
Skończyłem palić faję i wyzerowałem piwo, a potem wszedłem z powrotem do środka, łowiąc wzrokiem tego blondaska, który najwyraźniej odnalazł swoje nowe powołanie, kręcenie zadkiem na parkiecie z jakimś wytatuowanym kolesiem, pewnie, czemu by nie. Wcisnąłem ręce w kieszenie, patrząc, jak Max śmieje się i obraca się pod jego ramieniem, a potem poczekałem, aż skończy się ten kawałek, i złowiłem go z tłumu.
Bejb, ja idę do domu. Ty się dobrze bawisz, więc sobie zostań, ale ci mówię, jak coś.


Gazelle - 2018-10-20, 22:02

Ach, tak, słodka, słodka beztroska, tylko ruchy ciała, pusty umysł, ta przyjemna pustka. Max się rozpływał w tym uczuciu, dodatkowo napędzany alkoholem, który co jakiś czas w siebie wlewał żeby potrzymać poziom swobody.
Każda chwila, w której zrzucał z siebie te zmartwienia, w której po prostu czuł to, co działo się w danym momencie, tylko czul, nie rozmyślał, nie analizował, była tak niezwykle cenna.
Szkoda, że nie mógł dzielić tego z Ianem. Ta chwila mogłaby być jeszcze bardziej niesamowita, a tak naprawdę cieszył się sam sobą. Okej, tańczył z innymi osobami, w końcu przypałętał się do niego facet, z którym przetańczył z kilka piosenek, czasami coś tam gadali i było okej, ale nie potrafił na nim skupić aż takiej uwagi, jak na swoim Ianie.
Ten koleś chyba nawet próbował do niego zarywać na początku, ale Max bez ogródek mu wyjaśnił, że ma faceta, i że liczy się dla niego tylko ten facet i nie ma sensu czegokolwiek próbować, a ten koleś – Brad – szybko załapał, Max miał czyste sumienie i dalej było już w porządku.
Jednak, ech, chyba był próżny jak cholera, ale schlebiało mu to. I fajnie się czuł ze spojrzeniami, jakie czuł na sobie, o dziwo. Zero skrępowania i chęci schowania się pod ziemię, tylko takie miłe łechtanie ego. Niemniej, wciąż nic z tego nie mogło równać się ze spojrzeniem, jakim czasami raczył go Ian, zwłaszcza wtedy, gdy byli nago, a Ian...Ian pożerał jego ciało wzrokiem z prawdziwą adoracją. Wtedy Max czuł się jak bóg.
A, właśnie, Ian. Kiedy ten go w końcu znalazł i wyciągnął od Brada, Max zarzucił mu ręce na siłę, przylegając swoim spoconym ciałem do torsu Iana. Mmmm, pachniał swoimi paskudnymi fajkami i Ianem. Strasznie się stęsknił.
Nieee — zaprotestował, akurat w szyję Iana, bo tak sobie ułożył głowę. Już chyba zupełnie automatycznie nakierowywał się zawsze na tę szyję. — Wracam z tobą. Gdzie mi się chowałeś przez całą noc? — mruknął z nieskrywanym wyrzutem.
— Chowałem? Ja się nigdzie nie chowałem, praktycznie większość czasu spędziłem w miejscu w którym mnie zostawiłeś. To tobie się zachciało podbijać parkiet — zauważył Ian, no i, cóż, słusznie zauważył.
A mogłeś podbijać go ze mną, to nieee, stałeś jak ten kołek — wymamrotał. Przymknął oczy, cały czas stojąc opartym o Iana. Jak skończył się poruszać, to jego ciało w końcu postanowiło dać znać o swoim zmęczeniu i, tak sobie stał, zastanawiając się jak się do cholery chodzi i jak działają w ogóle nogi.
Więc, aby kupić sobie trochę czasu, po prostu złapał twarz Iana w swoje ręce i pocałował go, z deczka niezdarnie, ale wciąż był to słodki i przyjemny pocałunek. I nie dbając o to, czy Ianowi się to spodoba, czy nie, splótł ich ramiona, żeby w razie czego mógł się wspomóc Ianem, gdyby jego nogi naprawdę postanowiły zaprotestować.
Czeeeść, Brad! — odwrócił się i krzyknął, no bo nie wypadało mu przecież opuścić imprezy bez pożegnania się z nowym znajomym. I Ian pewnie też chciał się pożegnać ze swoimi znajomymi, ech.


effsie - 2018-10-21, 12:55

Max bawił się, jak zresztą widać, lepiej niż dobrze; nieprzytomny uśmiech zmęczenia wjechał mu na mordę i oparł się o mnie, gdy zacząłem powoli kierować się do wyjścia. I rzeczywiście nie była to taka łatwa sprawa, zwłaszcza że z każdym zamieniłem tylko po dwa słowa, a chciałoby się więcej i więcej. Na domiar złego przypałętał się jeszcze ten cały Irwin ze swoim mężem – nie to, że byli źli, ale to właśnie sprawiło, że zamiast spierdalać do domu, stałem z tą trójką pedałów i słuchałem pierdolenia o dupie maryni. Max absolutnie nie miał żadnego vibe’u żeby stąd spierdalać i kiedy po chwili zreflektował się, że w przeciwieństwie do wszystkich wkoło tylko my nie pijemy, odwrócił się do mnie i szarpnął za dłoń bym zwrócił na niego uwagę, zamiast słuchać Erica.
— Ian, idę do baru. Chcesz piwo czy jakiegoś drinka? — spytał, a ja oprzytomniałem.
Bejb, a my nie mieliśmy stąd iść?
— No ale… — zaparzył się, widocznie zdziwiony. — Nie chcesz zostać jeszcze trochę? Na jedno piwo, co?
Maxie, mówiłem ci, zostań jeśli chcesz. Ja naprawdę chcę się już położyć — rozmawialiśmy całkiem cicho. Dopiero teraz Max westchnął i odwrócił się z powrotem do tej dwójki, która z nami stała.
— To my już musimy iść — powiedział tak, jakby wcale nie byli świadkami tej scenki pomiędzy nami. — Ale widzimy się jutro, nie? Ty też się Eric wyśpij, żeby nie było! No, to pa!
Pożegnaliśmy się więc z nimi (Max dużo bardziej wylewnie niż ja) i odeszliśmy, bez trzymania się za ręce i te sprawy.
Ale nie za długo, bo już gdy tylko się rozrzedziło, Max jakby nigdy nic wcisnął rękę do mojej kieszeni i westchnął głęboko:
— Boże, ale się natańczyłem!
Spojrzałem na niego z rozbawieniem pomieszanym z odrobiną politowania, unosząc lekko kąciki ust i kręcąc głową.
Ostatnio z ciebie taka party queen, co? — zasugerowałem, bo to było doprawdy niesamowite, jak ten koleś, który nieco ponad trzy miesiące temu prawie że spierdalał ze swojej imprezy urodzinowej, teraz wracał stamtąd tylko przeze mnie.


Gazelle - 2018-10-21, 13:53

Max wzruszył ramionami i się wyszczerzył. Nie było sensu zaprzeczać. Ta noc była oczywistym świadectwem tego, jak ogromne zmiany nastąpiły w osobowości Maxa. Wciąż był tym samym Maxem, tak właściwie, tylko po prostu bardziej otwartym, odważnym, bardziej sobą.
I to było zajebiste.
Kiedy wyszli na zewnątrz, uderzyła w niego fala zimna, owiewając jego spoconą i zarumienioną twarz. Wzdrygnął się i przylgnął do boku Iana.
Jestem taki zmęczooony — jęknął, a Ian pokręcił głową.
— No co ty nie powiesz. Ale zostańmy jeszcze trochę, co? — posłał mu wredny uśmieszek.
A weź już się zamknij — fuknął. — Zimno mi.
— No, widzę. I?
Max przewrócił oczami.
No i mnie przytul pało jedna.
I, wow, sekundę później poczuł jak obejmuje go ianowe ramię. Wyszczerzył się szeroko, zadowolony z siebie.
W metrze również był przylepą, prawie ładując się Ianowi na kolana. Całował go leniwie w szyję, głównie po to żeby zwyczajnie nie zasnąć. A Ian łaskawie mu na to pozwalał, samemu będąc chyba na krawędzi snu, przez co o mały włos przegapili swój przystanek. A Maxowi naprawdę nie chciałoby się jeszcze spacerować, Ianowi zresztą pewnie też.
I kiedy weszli do mieszkania Maxa, Max najchętniej od razu by się położył do...na ziemię, ale nie, szlag by go trafił gdyby wcześniej się nie umył. Czuł się jednak dosyć obrzydliwie i nawet Ian, mimo całego dnia pracy, wyglądał znacznie bardziej świeżo od niego. Ale tym razem Max był zbyt pijany żeby się tym przejąć, więc jego chłopak nie musiał odstawiać cyrków ze spontanicznymi ćwiczeniami.
Mimo swojego zmęczenia, nie protestował gdy Ian oparł go o ścianę i ponownie go pocałował. Oboje wiedzieli, że nie mieli siły na seks i...kurwa, to już było kilka dni.
Boże, Ian, mamy już tak długi post — zauważył, odrywając się od swojego chłopaka.


effsie - 2018-10-21, 14:51

Mmm… jaki post — westchnąłem, mogąc w końcu na spokojnie posmakować tych słodkich usteczek ze smakiem owocowego alkoholu, które otwierały się dla mnie zawsze, kiedy tylko chciałem. Co prawda od kilku dni nie włożyłem w nie nic poza językiem i może był to powód do obaw, kiedy się zorientowałem, o co chodziło mojemu chłopakowi. — Aaaa. — Zamilkłem na chwilę, kilkoma palcami odgarniając jego grzywkę z czoła. — Maxie, nie ma mowy, nie mam na to siły. Jak bardzo chcesz, mogę ci zjechać na ręcznym. Ale nie waż się na mnie spuścić, bo nie mam już nawet sił na prysznic.
Bo naprawdę nie miałem. I absolutnie nic nie stało na przeszkodzie, by wziąć go jutro rano, zwłaszcza że nie planowałem kaca.
Westchnąłem i pocałowałem go jeszcze raz, tego mojego niewyżytego chłopaka od siedmiu boleści i zastanowiłem się głośno:
Ciekawe czy dałbym radę jedną ręką myć zęby, a drugą ci trzepać. Jak myślisz? Nie wiem, czy mam tak skoordynowane ruchy rąk… No co się tak patrzysz? Ty tak pewnie robisz, co? Kończysz prysznic, stajesz sobie goły przed tym twoim wielkim lustrem w łazience, myjesz zęby i sobie walisz do tego widoku? — W sumie to nie wierzyłem, że to prawda, ale niezbyt nie to zdziwiło. Ja do widoku Maxa, nagiego, mogłem sobie walić, myślę, w każdej możliwej konfiguracji miejsca i czasu. A że ta moja mała blond istotka była dość próżna i łasa na komplementy, to może też sobie wyobrażała jakieś rzeczy? — W każdym razie, ja idę się ogarnąć i spać, bejb. Jak potrzebujesz to powiedz, mam wyćwiczony nadgarstek, a jak nie to chodź do mnie i poruchamy się tak naprawdę jutro, jak zbiorę tamten cały majdan. Albo w jakimś kiblu, zrobię sobie przerwę na faję, ale tę mojego chłopaka.


Gazelle - 2018-10-21, 16:44

Parsknął śmiechem, gdy Ian zaproponował że zjedzie mu na ręcznym. Co za urocze stworzenie. Miło poczuł się z tym, że nawet pomimo zmęczenia chciał zaspokoić swojego chłopaka. Ale zupełnie nie o to Maxowi chodziło. To była tylko obserwacja. Bo...to rzeczywiście było do nich niepodobne, chyba że któreś z nich było poza miastem. A poza tym, to pieprzyli się niemalże jak króliki i...Max sam nie wiedział jak czuć się z tą kilkudniową przerwą. Oczywiście, wynikało to po prostu z tego, że Ian był zajęty, a także...z innych powodów, w każdym razie było to usprawiedliwione, ale i tak tkwił w nim ten cień niepewności.
Gdy tylko ten cholerny konwent się skończy, zamierzał się porządnie zabrać za Iana. Żeby nigdy nie przestawał go pragnąć.
Ian, masz mnie za narcyza? — mruknął. No okej, lubił swoje ciało, był w jakimś stopniu próżny, ale bez przesady, nie walił sobie do widoku własnego ciała. — No i, jeny, Ian, nie o to mi chodziło. Po prostu tak jakoś...no, nie zauważyłeś tego? Zresztą, nieważne, nadrobimy to na spokojnie, teraz się wyśpij — stanął na palcach i pocałował krótko usta Iana, uśmiechając się do niego. — Kierunek: prysznic!
Ale jak Ian wcześniej wspomniał, on nie miał siły na prysznic, więc tylko umył zęby i twarz. Max natomiast, mimo tego iż także marzył o spaniu, nie mógł sobie odpuścić chociażby szybkiego prysznica, po którym dołączył do Iana w sypialni. I, ojej, Ian już spał. I wyglądał strasznie uroczo pośród tych wszystkich koców. I Max nie mógł się powstrzymać, żeby nie zrobić śpiącemu Ianowi zdjęcia. Mało tego, wysłał je Sheryl, żeby pochwalić się swoim słodkim maleństwem.
Chyba wciąż był trochę pijany.
W każdym razie, po odłożeniu telefonu podszedł najpierw do łóżka, pocałował Koalę na dobranoc, a potem swojego innego misia z Australii, tym razem leżąc już pod kocem, zanim zmorzył go sen.


effsie - 2018-10-21, 17:42

Wstałem rano nie tak późno, jak mógłbym chcieć – miałem ochotę się wyspać, co aktualnie nie było zbytnio możliwe, ale przynajmniej spanie na ziemi podziałało i plecy mnie jakoś szczególnie nie bolały. Wygramoliłem się pod prysznic z Maxem coś tam mruczącym pod nosem, bym jeszcze nie szedł, jeszcze został w łóżku, ale no chyba zapomniał, że żadnego łóżka nie było, a ja pasowałem do teamu „pójść spać brudnym po imprezie, nie polecam”. Nawet jeśli była to impreza (dla mnie) mało potliwa, to tak czy inaczej czułem wszędzie na sobie zapach papierosów i alkoholu, który potrzebowałem jak najszybciej z siebie zmyć, aby tylko pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia nieświeżości.
Potem zawędrowałem do kuchni, gdzie wstawiłem wodę i zaparzyłem dwie kawy, jedną z mlekiem, a gdy zerknąwszy na zegarek okazało się, że mam jeszcze trochę czasu i że jeśli coś do szamania kupię sobie na miejscu, to mogę jeszcze trochę poleżeć, zdecydowałem się na jakże grzeszną rozrywkę; wypicie kawy w łóżku.
No co, w końcu niedziela.
Problemem było to, że Maxie nie spał w łóżku, więc sam walnąłem się na jego wyrze „do góry nogami”, z girami na poduszkach, ignorując tego miśka, który leżał na środku i zamachałem rękoma nad twarzą mojego śpiącego chłopaka.
Wstawaj — rzuciłem, przeczesując mu włosy palcami, z kawą wiszącą nad jego ryjkiem. — Max, bo kawa ci wystygnie — dodałem karcąco, gdy tylko wtulił głowę bardziej w poduszkę, a w końcu otworzył zaspane oczy i zamrugał, zaskoczony tym widokiem.
— Ian? — mruknął, zaskoczony. — Czemu nie leżysz na ziemi?
To było bardzo głupie pytanie, tak wyrwane z kontekstu, a tutaj, dla nas, nawet miało sens. Ale i tak tylko wyszczerzyłem się głupio i – uważając, by nie potrącić swojej kawy, którą ustawiłem na pościeli – wyciągnąłem dłoń, by pogładzić go po policzku.
Bo jest niedziela rano i piję kawę w łóżku — odparłem całkowicie poważnie, bo to była główna zasada każdej niedzieli świata. — Jak chcesz się dołączyć to mogę się posunąć i będzie tu dla ciebie miejsce. Trzeba się będzie tylko pozbyć jakiegoś pluszaka, ale dla ciebie wszystko, bejbe.


Gazelle - 2018-10-21, 18:59

Nie ruszaj Koali, Koala śpi — wymamrotał, nadal tkwiąc w półśnie. Może i był zaspany, ale to nie oznaczało że nie był gotów stanąć w obronie pluszaka!
Ugh — jęknął, chwytając się za skroń. Cóż, każda cudowna impreza musi zebrać swoje żniwa dnia następnego. Podniósł się ostrożnie do pozycji siedzącej, wciąż widząc jak przez mgłę, i właściwie gdyby tylko przymknął oczy natychmiast powróciłby do snu. Po omacku wziął od Iana kawę i ziewnął mocno, otwierając buzię na całą szerokość. Zdecydowanie. Za mało. Snu. Nie miał pojęcia, o której usnął, bo nie chciał się denerwować patrząc na zegarek, ale jego ciało wyraźnie mu sygnalizowało potrzebę kilku godzin więcej w śnie. No, ale konwent. Trudno, wyśpi się najwyżej po powrocie.
Ta myśl motywowała go do tego, żeby porzucić marzenia o ponownym ułożeniu się na kocu. Zanurzył wargi w gorącym – acz nie za gorącym – napoju.
Ile jeszcze mamy czasu? — wymamrotał, zadzierając głowę do góry, a Ian sięgnął ostrożnie po swój telefon, żeby nie wywalić kawy na pościel Maxa.
— Za pół godziny mamy metro.
Coooo? — otworzył szeroko oczy. Nie rozumiał, dlaczego Ian był tak spokojny. To przecież tak mało czasu! A Max nawet nie przygotował sobie ubrań, więc czekało go grzebanie w szafie i...
UGH.
Opróżnił szybko kubek z kawą i zerwał się na nogi, aby wybiec do łazienki, a podczas wykonywania czynności starał się wymyślić jakiś strój na ten dzień.
I mimo iż miał już jakąś wizję, to i tak spędził chwilę przy szafie, grzebiąc w ubraniach, ku rozbawieniu Iana, który obserwował go ze swojej wygodnej pozycji.
A żeby się tak nie lenił, to postanowił poprosić go o pomoc, machając mu przed oczami bluzką z dekoltem w łódkę i czarnym, obcisłym golfem.
Co włożyć? — spytał. Spodnie to tam jeszcze pół biedy, włoży po prostu swoje czarne rurki. Do golfa założyłby raczej płaszcz, natomiast do bluzki kurtkę, w której pewnie będzie mu trochę zbyt zimno, ale i tak przecież na świeżym powietrzu nie zamierzał spędzić sporo czasu. No, ale przydałoby mu się wziąć chociaż jakiś cienki szalik...


effsie - 2018-10-21, 19:53

Z rozbawieniem obserwowałem jak ten mój tak zwany chłopak skacze jak oparzony w miejscu i w prędkości, która dla mnie nie przystawała do poranka, zaczyna robić wszystkie rzeczy. Ja zamiast tego delektowałem się poranna kawą, podkładając sobie tego całego Koalę pod głowę dla lepszej wygody.
I tylko uśmiechnąłem się pod nosem widząc, jak wyciągał jakieś dwie rzeczy z szafy i zaczynał machać mi nimi przed oczami.
Nie mogłoby mnie to obchodzić mniej — poinformowałem go uprzejmie, choć nie złośliwie, ot, zwyczajnie, naprawdę miałem to gdzieś. — W tym golfie może być ci za ciepło — zauważyłem tylko uczynnie, bo serio, temperatura na terenie całego konwentu musiała być wysoka, aby te wszystkie modelki i modele, bardziej porozbierani niż ubrani, mieli jak nie zamarznąć z zimna.
— Mmm… czyli to? — Max wyciągnął przed siebie koszulkę z dużym wycięciem i spojrzał na nią krytycznie. — Miałem taki sam krój wczoraj… Nie mogę jej dzisiaj założyć, to będzie widać na zdjęciach, że właściwie wyglądam tak samo — zadecydował, odrzucając oba ciuchy w bok i ponownie nurkując w szafie.
Oho, widać zapowiadały się nam większe poszukiwania. Ułożyłem się wygodniej na łóżku, na brzuchu, z koalą pod głową i kawą w ręku, przyglądając się z leniwą, poranną beztroską temu, jak mój chłopak wybierał sobie kolejne ciuchy, uważnie przykładając je nawzajem do siebie i oceniając, czy wszystko ze sobą grało. A oczywiście, że musiało grać, bo ten skurwiel wyglądał we wszystkim równie dobrze, a do tego miał tę manierę absolutnego geja, poprawiającego sobie ciągle kołnierzyk czy przeglądającego się w lustrze, strzepywania nieistniejących pyłków z ramion.
— A ty — Max wyrwał mnie z zamyślenia — jesteś jeszcze nieubrany?
Ano, zerknąłem w dół, byłem. Wzruszyłem ramionami na tyle, na ile pozwalała mi moja pozycja i rzuciłem:
Daj mi jakąś koszulkę.
A jemu zaświeciły się oczka i uśmiechnął się przebiegle.
— A jakie buty zakładasz? Te twoje białe Najki czy Vansy? Potrzebujesz bluzę, czy nie, bo za ciepło? Jakie spodnie bierzesz?
Eee… No jakieś dresy, bo to najwygodniej…
— Okej. — Max uśmiechnął się i kiwnął głową. — Te wyglądają na wygodne, nie? I do tego Vansy. I tank top. Na pewno tank top. Masz taki jeden z tymi napisami z jakiejś trasy na plecach, ale go tu nie widzę… pewnie jest u ciebie — Max zawiesił głos i spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
Co? Chyba sobie żartujesz, nie będę tam wbijał szukać jakiejś koszulki. Daj mi to, co trzymasz w ręku — zażądałem, widząc, że trzyma mocno wydekoltowaną koszulkę na samych ramiączkach, właściwie bliźniaczkę tej, o której mówił, ale bez tych wszystkich maziaji, ot, zwykła, czarna. — No dawaj mi i spierdalaj w podskokach się ubrać, bo jak masz zdążyć przygotować to pewnie jesteś już spóźniony jakieś dziesięć minut — zasugerowałem, odstawiając kubek z kawą na ziemię i wyciągając rękę po ciuchy, które mi się należały.
Na przykład dlatego, że były moje.


Gazelle - 2018-10-21, 20:35

Coooo?! — krzyknął. Cholera, cholera! Nienawidził bycia pod presją czasu, właśnie kurwa dlatego.
Więc już nie sprzeczał się z Ianem co do wyboru jego stroju, a niech się ubiera w co chce, bo ta cholera zawsze wyglądała przystojnie, i nie spierdolił w podskokach, bo mógł się przecież ubrać w swoim pokoju, co nie?
Jak dobrze, że miał w zwyczaju prasować ciuchy przed włożeniem ich do szafy, bo gdyby musiał mitrężyć kolejne minuty na wyciągnięcie deski i wyprasowanie, to by chyba kompletnie zwariował.
Lekko się trząsł pod wpływem tej presji, dlatego musiał wziąć dawkę swojej cudownej tabletki, zanim wyszedł z mieszkania. Na wszelki wypadek, bo nie zamierzał narażać się na atak paniki.
I ostatecznie zdecydował się na koszulkę w paski z tym razem bardziej zaokrąglonym i przede wszystkim głębszym dekoltem, szary szalik i skórzaną kurtkę. Zmarznie jak chuj w drodze do metra i z metra, ale, cóż, poświęcenie.
— Maaax, śpiesz się, musimy już iść — krzyczał Ian z przedpokoju, gdzie wkładał już buty.
No już idę, chwila! — odfukał, bo przecież włosy. Włosy!
Właściwie to miały już taką długość, że mógłby związać je już w małą kitkę. I to zupełnie nie miało nic wspólnego z tym, że Ian powiedział że woli dłuższe włosy u facetów. Totalnie, absolutnie nic.
No więc je związał, chociaż kitka nie złapała wszystkich włosów i sporo kosmyków zostało z przodu, ale to nadawało mu wyglądu takiego trochę zamierzonego nieładu. I chyba było okej. Niestety nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo Ian znowu go poganiał i aaaaa, naprawdę musieli wyjść.
Ej, dzisiaj robisz tatuaże chętnym osobom, nie? — zagaił, gdy siedzieli już w metrze, które było całkiem puste, no bo w końcu niedziela rano.


effsie - 2018-10-21, 21:05

Gdy Max w końcu wylazł do przedpokoju, coś zmieniło się w jego wyglądzie i na pierwszy rzut oka nie mogłem załapać co; dopiero później, już w drodze do metra, zorientowałem się, że część włosów związał z tyłu. To było dziwne, ale wyglądał dobrze, a mi do głowy nie przyszło jakiekolwiek komentowanie jego decyzji, bo jeszcze zaraz chciałby wracać się do mieszkania, coś poprawiać czy zmieniać, a to absolutnie nie wchodziło w rachubę.
Po drodze do metra kupiliśmy jeszcze jakieś bajgle to-go, żeby na spokojnie zjeść sobie już jak dotrzemy na miejsce. Generalnie to było trochę pojebane, że cała ta impreza zaczynała się o dziesiątej rano, bo, umówmy się, mało kto tam wpadnie o dziesiątej rano – dużo sensowniej byłoby, gdyby start wjechał o jakiejś czternastej, ale nie chciałem być jednym z tych zadufanych wystawców, którzy każą na siebie czekać, nie. Ja lubiłem gadać z ludźmi, poopowiadać, co i jak, a wtedy rano – chociaż nie mogłem pospać dłużej – miałem na to więcej czasu, bo i ludzi było mniej. A przy tym na spokojnie można było skonsumować wtedy śniadanie lub pogadać o pierdołach z moimi sąsiadami ze stoisk, jeśli nikogo nie było.
Po co Max zasuwał tam na dziesiątą rano – nie wiedziałem. Generalnie, po co zasuwał tam w ogóle, to byłoby sensowniejsze pytanie, ale już się przekonałem, że ono potrafiło go rozjuszyć, a jako że nie o to mi chodziło to zwyczajnie sobie darowałem.
Ostatnio właściwie dużo razy szedłem z nim na jakieś takie ustępstwa, ech…
Aha — przytaknąłem na pytanie Maxa. — Dzisiaj od dwunastej do szesnastej, cztery godziny, na które nie obowiązują żadne zapisy tylko kolejka na miejscu. I to w ogóle, na całym terenie konwentu, fajna opcja. Tylko no, jest zasada, że to nie może być nic skomplikowanego, maks pół godziny, żeby nie było tak, że ktoś zajmuje cały czas jakiemuś tatuatorowi, nie? A co, czemu pytasz? Wczoraj obleciałeś już wszystko z tym czarnuchem czy jeszcze wam coś zostało do zobaczenia?


Gazelle - 2018-10-21, 21:41

Nie mów tak na niego! — zaperzył się. Przywykł do tego, że Ian miewał dosyć ofensywny język, co niby nie przekładało się na jego traktowanie innych ludzi, ale, ech, były jakieś granice. — Nie wiem, tak się tylko pytam, o. Zbieraj siły, bo na pewno do ciebie będzie duża kolejka — uśmiechnął się, ściskając ramię Iana.
I nie powiedział mu wcale o tym durnym, spontanicznym pomyśle, jaki narodził mu się w głowie. Niech to będzie niespodzianka.
Kiedy przy stanowisku Iana zaczęli pojawiać się ludzie, Max znowu się ulotnił, wpadając co chwilę na znajomych poznanych na wczorajszej imprezie. Niektórych twarzy nawet nie kojarzył, ale udawał że taaaak, miło mi cię widzieć, eee...był kac? Generalnie za dużo było tych nowych imion żeby je wszystkie spamiętał, ponadto był pijany. Pomachał Bradowi, który także miał swoje stoisko, a niedaleko niego był Eric, przy którym oczywiście stał jego mąż.
Więc znowu się trochę pobujał z nimi, bo w sumie fajnie się dogadywał z tą dwójką, zwłaszcza z Irwinem. Irwin poniekąd wpasowywał się w ten durny stereotyp przegiętego geja, ale to właśnie było fajne, że nie krępował się być sobą. Zresztą, Max miał serdecznie wyjebane na wszelkie opresyjne role płciowe. Sam według nich też nie był w pełni męski, no i, na litość boską, co z tego?
W każdym razie, tego dnia nie spędził znowu aż tak dużo czasu z Irwinem, bo chwilę przed dwunastą ustawił się w kolejce pod stanowiskiem Iana, w której już były trzy osoby, a czwartą już Ian tatuował, mimo iż było kilka minut przed czasem. Cóż, chyba chciał obsłużyć jak najwięcej osób. A potem znowu będzie jęczał na swoje plecy.
W każdym razie, cierpliwie czekał, a Ian nawet go nie zauważył, zajęty pracą. Dopiero kiedy nadeszła kolej osoby przed nim...
— Max? A ty co tutaj robisz? Jestem teraz zajęty, nie mogę poświęcić ci czasu.
Stoję w kolejce przecież, myślisz że stałbym tutaj jak debil tylko po to żeby z tobą pogadać? — przewrócił oczami, a Ian zmarszczył brwi.
— Nie ma mowy. Wypad mi stąd.
I tak traktujesz gości konwentu?! Aha, fajnie!
— Max, nie zrobię ci tatuażu, przemyślałeś to w ogóle?
Tak! I chcę, żebyś mi wytatuował coś małego i fajnego, ale skoro tak bardzo nie chcesz, to znajdę sobie kogoś innego...


effsie - 2018-10-21, 22:19

Aha, już to widzę — mruknąłem, bo mocny ten mój chłopak to był chyba tylko w gębie, bo nigdy w życiu by tego nie zrobił.
— A co, myślisz, że tego nie zrobię? Chcesz się przekonać? — parsknął butnie, wiążąc ręce na piersi i wydął usteczka, patrząc na mnie z góry, gdy siedziałem, dezynfekując sprzęt.
I, kurwa, nie chciałem. Byłem przekonany, że by tego nie zrobił, ale ten chujek jak nikt inny potrafił mi grać na nerwach, więc możliwe, naprawdę możliwe, że dałby się wydziarać jakiemuś brudasowi tylko po to, by zrobić mi na złość. Bo doskonale wiedział, że wkurwiłbym się i to bardzo.
Grrr — warknąłem — siadaj.
Max rozpromienił się i walnął się na wskazane miejsce, a potem z szerokim uśmiechem spojrzał się na mnie i zagadał:
— Co mi zrobisz i gdzie? Na ramionach, na klatce, na plecach? Mam ściągać koszulkę albo spodnie? — paplał wesoło, a ja zastanowiłem się przez chwilę i uśmiechnąłem się wrednie.
Nie — odparłem, obchodząc go z drugiej strony i pociągnąłem za tę jego kitkę. Gumka wpadła mi w rękę i sam związałem mu włosy, tym razem wyżej, by odsłonić kark. — Nie będzie takie potrzeby — dodałem, przejeżdżając kciukiem po skórze jego szyi, a Max już podskoczył w miejscu i odwrócił się, patrząc na mnie z przestrachem.
— Co? Czy ty chcesz… Nie, nie ma mowy, Ian…
Nie masz tu nic do gadania — wszedłem mu w słowo, dezynfekując jego skórę i przytrzymałem mu łeb wolną ręką. — Kto by pomyślał, że będziesz taki uparty. Nie żebym mógł cię wytatuować kiedykolwiek, a ty nie zabierałbyś miejsca ludziom, którzy serio czekali w kolejce, ale nie, jaśnie pan musi… — gadałem, uruchamiając maszynkę.
Chciałem wytatuować mu tam kość, ale z pierwszym dotknięciem Max szarpnął i krzyknął tak mocno, że cudem tylko nie przejechałem mu tym ustrojstwem po całej szyi.
Kurwa, idioto, uspokój się — upomniałem go, przytrzymując mu głowę. — Pięść do mordki, jak nie możesz się powstrzymać przed jęczeniem, wierzę, że masz w tym pewne doświadczenie — dodałem wrednie, tym razem go nie puszczając.
Ale pomimo tego, że zagryzł tę swoją pięść, i tak jęczał z bólu, a gdy kątek oka dostrzegłem, że z oczu poszły mu łzy, mimo że jedyne co zrobiłem to do tej pory prosta, pozioma kreska, pokręciłem głową.
Dobra, Maxie, gotowe. Reszta na innej sesji — zadecydowałem, wyciągając gazę by zmyć resztki tuszu i folię, by to wszystko ładnie zawinąć. Mój chłopak jęknął nawet wtedy, gdy przejechałem palcem po jego skórze, napinając folię, ale już nic nie powiedziałem, a on tylko otarł dłonią łzy z twarzy. — Jesteś strasznie uparty, wiesz? — mruknąłem mu do ucha, nie chcąc się za bardzo wdawać w jakąś rozmowę, skoro tutaj już stała w kolejce kolejna dziewczyna. Wyglądała na mocno przerażoną reakcją Maxa więc uniosłem lekko kąciki ust i zapewniłem: — Normalnie aż tak nie boli, to on ma jakiś niski próg czucia bólu. Co dla ciebie mogę zrobić?


Gazelle - 2018-10-21, 22:38

KURWA MAĆ.
Oczywiście, ta pierdolona, mściwa cholera, ten kutas złamany, gnój zasrany musiał, po prostu MUSIAŁ, wybrać sobie jako miejsce do wytatuowania go akurat NAJWRAŻLIWSZE miejsce na jego ciele.
Wrr, oby mu usechł penis.
Chciał zrobić dobrą minę do złej gry, udawać twardziela, żeby pokazać mu że Ian i tak z nim nie wygra, ale gnój wygrał i stało się to jasne już po pierwszym kontakcie dłoni Iana z jego skórą na karku.
Nie rozumiał, dlaczego akurat to miejsce było takie wrażliwe. Może powinien to zbadać? Ale pod jakim kątem? Ukrwienia? Nerwów?
W każdym razie, kurwa, świetny tatuaż. Kreska. Oryginalne, nie ma co. Ale Ian miał chyba inny plan, tylko że nie chciał żeby Max mu się tam darł i zwracał na siebie uwagę, co...okej, miało sens. I w sumie Max też był mu wdzięczny, że ten przestał się nad nim znęcać, ale nie zamierzał w żaden sposób wyrażać tej wdzięczności.
Jesteś paskudny — syknął i podniósł się, żeby przesiąść się na wolne krzesło niedaleko stanowiska pracy Iana. Musiał ochłonąć po tym jakże traumatycznym momencie, i obiecywał sobie że się zemści na Ianie. Jeszcze nie wiedział, jak, ale miał chwilę żeby o tym pomyśleć!
Jedyne, co mu przychodziło do głowy, to ugryzienie jego kutasa podczas obciągania, ale to było mało finezyjne, i na pewno szybko by tego mocno pożałował. W takim razie, hm...może powinien spytać się o radę Irwina? Wszak to był jego bardzo, bardzo świeży kolega, ale ewidentnie sprawiał wrażenie takiego, który mógł wpaść na diaboliczny plan zemsty.
I to był plan.
A tymczasowo przeglądał sobie Facebooka, łypiąc co jakiś czas wzrokiem na swojego zjebanego chłopaka, który był zupełnie niewzruszony tym, jak Max go mentalnie mordował.
Wszedł akurat na fanpage'a tego kretyna, oglądając jego najświeższe prace, w tym te z konwentu. I...
O.
Otworzył szeroko oczy. Wprawdzie nie było widać jego genitaliów, ani nie było w ogóle widać niczego, co wskazywałoby na to że Max był właścicielem tego tatuażu dla jakichś obcych ludzi, ale...
No właśnie, jednej rzeczy Ian nie wyciął ze zdjęcia.
Tego pierdolonego napisu.
I nie było wątpliwości, że ich znajomi szybko się zorientują, że to tatuaż Maxa. No i, kurwa, debil mógłby takie rzeczy z nim konsultować, co nie? Kiedy on mu w ogóle zrobił to zdjęcie? Coś sobie przypominał przez mgłę, ale chyba był wtedy pijany i nie domyślił się, że miał taki cel robiąc fotkę...
Ugh.
Najgorsze było to, że musiał chwilowo przemilczeć swoje wkurzenie, bo Ian nadal tatuował tamtą dziewczynę, a jednak ona nie zrobiła mu niczego złego, dlatego nie mógł narazić ją na to żeby ręka Iana się omsknęła w momencie gdy Max zacznie się na niego drzeć.
Więc wydarł się dopiero, kiedy jej podziękował i zabrał się za dezynfekcję sprzętu.
CO TO MA BYĆ?! — warknął, podtykając Ianowi ekran swojego telefonu pod nos.


effsie - 2018-10-21, 23:14

Zerknąłem na podetknięty mi pod nos telefon i na zdjęcie, które przedstawiało ni mniej, ni więcej, dziarę, którą wykonałem na ciele mojego chłopaka jakiś niecały miesiąc temu i nie wiedziałem, o co jest w ogóle afera. Co, nagle go pierdolnęło i zapomniał, że już się o to kłóciliśmy? Nie to bym nie mógł się na niego jeszcze trochę powydzierać, ale to zaczynało się już robić nudne.
Spokojnie, babe, to twoja dziarka, nie zmajstrowałem takiej nikomu innemu — rzuciłem, unosząc wyżej brew i patrząc na niego z pewną dozą politowania. — I byłbym wdzięczny gdybyś nie zabierał mi teraz czasu, jestem w pracy — przypomniałem, wskazując na kolejkę, bo nasze sprzeczki potrafiły mocno eskalować, a ja nie zamierzałem odwalać całego happeningu przed niczego nieświadomymi ludźmi.
Bo że nie domyślił się, że kiedy mu cykałem tę fotkę, to była po coś – nawet nie wpadło mi do głowy, bo, no kurwa, to było mega durne. Poza tym, nie oznaczyłem go na fejsie, więc nie ma spiny, mamusia nie zobaczy, co ci tam namazałem moimi kredkami.
Co do moich znajomych czy wszystkich innych ludzi, którzy to zobaczą – niezmiennie, miałem to gdzieś. A niech tam sobie sądzą, że jestem jebnięty, w gruncie rzeczy to nie wiedziałem, czy połączą fakt, że to biodro Maxa. Poza tatuażem nie miał tam żadnych znaków szczególnych, a równie dobrze to ja mogłem mieć pierdolniętego klienta, który chciałby wytatuować sobie tam imię swojego faceta, nie?
Co prawda to by nie tłumaczyło tego, dlaczego ta fota teraz zajmowała honorowe miejsce na ścianie w moim studiu, ale to nie była teraz kwestia do poddawania jakiejkolwiek dyskusji.


Gazelle - 2018-10-21, 23:34

Pff! — prychnął, wyraźnie podirytowany Ianem. Gnój powoli zdobywał himalaje we wkurzaniu Maxa, gratulacje.
Bez zbędnych słów, podniósł się krzesła i dumnym krokiem odszedł w cholerę, skoro Ian tak bardzo nie chciał żeby Max mu przeszkadzał. Okej, rozumiał, Ian był zajęty pracą i w ogóle, ale nie usprawiedliwiało to oziębłości, z jaką go traktował. No i spoko, Max też mógł grać w tę grę, czemu nie. Miał kompletnie w dupie Iana. Znaczy, kurwa, nie dosłownie, i nie zapowiadało się na to żeby prędko go wpuścił do swojego tyłka, pff. Już od dopilnuje żeby abstynencja dla Iana była bolesna.
Pokręcił się po hali, ale jak na złość nie mógł zlokalizować Irwina. Przystanął na chwilę przy stoisku Brada, który akurat zrobił sobie chwilę przerwy, i pogadał sobie z nim przez parę minut, po czym ponownie ruszył w poszukiwaniu nowego kolegi. Po kolejnej bezowocnej chwili wyszedł na korytarz i przysiadł na krześle, wyciągając telefon żeby chociaż ponarzekać na Iana Sheryl. I co z tego, że jeszcze poprzedniej nocy się nim zachwycał.
— O, tutaj jesteś! — usłyszał znajomy głos. Podniósł wzrok, mierząc nim sylwetkę Irwina.
Właśnie łaziłem po hali jak debil szukając cię! Gdzie się schowałeś?
— Byłem na fajce — odparł, a Max zrobił mentalnego facepalma. No, o tym nie pomyślał. — Co to za kwaśna mina? Problemy w raju? — uśmiechnął się półgębkiem.
Ugh, nawet mi nie mów. Przysięgam że w końcu go zamorduję, dupek skończony — fuknął, chowając telefon i zakładając na siebie ręce na klatce piersiowej. Irwin usiadł koło niego, obracając się lekko w jego stronę, żeby móc złapać z nim kontakt wzrokowy.
— Zamieniam się w słuch.


effsie - 2018-10-21, 23:53

Nie zabraniałem mu tu siedzieć obok nie, właściwie bardzo proszę, czemu nie? Ale ta menda już gdzieś wybyła zanim jeszcze zdążyłem spytać, czy zjemy razem obiad jak skończę.
Później było jeszcze kilka małych, prostych dziarek, a gdy o szesnastej zadzwoniłem do Maxa celem zlokalizowania do i wszamania czegoś wspólnie, ten mały skurwiel nie odebrał, a więc sam skorzystałem z przerwy i skoczyłem do strefy z foostruckami, tam od razu wpadając na jakiegoś znajomego i decydując się na wspólny obiad.
Potem zostały już tylko konkursy tatuowania, ale to nigdy nie była moja bajka – bardzo kiepsko wpasowywała się w moją filozofię dziarania, a ocenianie efektu końcowego według przyjętych tutaj kryteriów ani trochę mi nie odpowiadało, więc zwyczajnie nigdy nie brałem w tym udziału. Zamiast tego, razem z moimi modelami siedzieliśmy i obserwowaliśmy poczynania, a kątem oka widziałem, że fotografowie robili im dużo zdjęć. I dobrze. Zawsze później, po czymś takim, Jo, Harley i Ryan byli oznaczani na fejsie, a dalej już łatwo było obczaić, że pracują jako model w I’M.
To była serio dobra inwestycja, ustawić się tak z nimi, że jak chcą jakąś dziarkę to mają ją za free, pod warunkiem że ja mam ich na konwenty. Działało to dla całej naszej czwórki w bardzo dobrym układzie, a przy tym jeszcze wszyscy się lubiliśmy, więc mogliśmy z piweczkami miło spędzić popołudnie.
Wieczorem – sprawdziłem w telefonie – Max wciąż do mnie nie oddzwonił i zaczęło mnie to już wkurwiać. Zacząłem składać cały ten swój majdan, pakując go do przywleczonych tu wcześniej walizek i zastanawiałam się właśnie, co z nimi zrobić. Zamówić Ubera, to pewne, ale pytanie brzmiało: gdzie? Do Maxa? To sprawiłoby, że mógłbym szybko wziąć prysznic i się ogarnąć, ale z drugiej strony gdybym je już dzisiaj wrzucił do studia… oszczędziłbym sobie dużo pracy.
Plus, przypominam, mój chłopak wciąż się do mnie nie odezwał, mimo, że ja do niego dzwoniłem. Możliwe, że jedyną z opcji, jakie mi pozostawały, było właśnie to studio.
Jaka szkoda, że karimatę zostawiłem gdzieś indziej.


Gazelle - 2018-10-22, 00:34

Więc z tego poirytowania, podsyconego jeszcze dodatkowo rozmową z Irwinem, unikał Iana, nie podchodząc w ogóle blisko jego stoiska.
Jednakże z godziny na godzinę coraz bardziej sobie uświadamiał, jak irracjonalne było to jego wkurzenie i jak dziecinnie się zachowywał. Ale wcale nie zamierzał tego przyznać. No kurczę, jeszcze czego!
Max po prostu strasznie nie lubił być na przegranej pozycji, zwłaszcza przy Ianie, a jakoś tak się działo że często na tej pozycji kończył i, ech, wkurzało go to. Ta menda zawsze musiała go przechytrzyć.
I okazało się że Irwin chuja mu pomógł w zaplanowaniu perfekcyjnej zemsty, bo każda z zaproponowanych przez niego metod była albo zbyt brutalna, albo mogła obrócić się w łatwy sposób na niekorzyść Maxa, albo by wkurzyła Iana tak, że by się to Maxowi czkawką odbiło. Ech, nawet ciężko było mu dopiec, to nie fair!
W każdym razie, trochę mu się nudziło, bo Irwin też w pewnym momencie poszedł do Erica na, ekhem, przerwę, w której Max zdecydowanie nie chciał uczestniczyć (chociaż i tak od swojego drogiego kolegi usłyszał pewne szczegóły których wolałby jednak nie znać) i czuł się tak żałośnie samotnie. Zatem, jak odpowiedzialny dorosły człowiek poszedł po piwo, a potem po kolejne, wprawiając się w przyjemny stan lekkiego wstawienia. Jego głowa robiła się coraz mocniejsza, co było alarmujące, ponadto gdyby doktor się dowiedział, to dostałby taki opierdol że oja. Ale wcale nie musiał wiedzieć, no kto niby miałby go poinformować o tych szkodliwych nawykach Maxa? No właśnie, tylko Max mógł to zrobić, hahaha!
Uparcie ignorował telefony od Iana, no bo, ech...no bo. Po prostu. Od kiedy niby Max działał racjonalnie?
Wieczór spędził z Ericiem i z Irwinem poza halą, w barze położonym tuż obok, bo Eric zwinął się trochę wcześniej z konwentu. I prawie zapomniał o tym, że skoro konwent się kończył, to i Ian wkrótce będzie wychodził, i tak się zagadał z małżeństwem, że...
— Ej, Max, a ty nie miałeś wracać do domu ze swoim facetem? — odezwał się w pewnym momencie Irwin, a Max sięgnął do kieszeni po telefon, żeby sprawdzić godzinę. O kurde. I w dodatku kilka nieodebranych połączeń. Zatem pożegnał się szybko z parą i wyleciał z baru kierując się w stronę stacji. I zdążył złapać Iana w ostatniej chwili, gdy ten już wsiadał do jakiegoś auta po załadowaniu doń swoich rzeczy. Wskoczył za nim bezpardonowo do środka, zanim kierowca zdążył ruszyć.
Sorcia, że nie odbierałem. Wyciszyłem telefon, a potem zagadałem się z Irwinem i Ericiem i, no. Sorki — mruknął przepraszająco.


effsie - 2018-10-22, 11:37

Jasne — mruknąłem, patrząc się przez ramię, jak Max ładował się do auta i wyginał, aby usiąść pomiędzy walizkami pełnymi mojego sprzętu. A potem zwróciłem się do kierowcy, widząc, jaką trasę pokazała mu aplikacja: — Nie jedź przez Wschodni Williamsburg, tam teraz jest rozkopana cała główna droga i jest straszny syf.
Byłem podirytowany zachowaniem mojego chłopaka, który, ech, nawet nie wiem, co robił. Prychnął sobie, rzekomo obrażony, kiedy poprosiłem go, by nie odwalał scen przy ludziach czekających w kolejce na tatuaż i w okolicy godziny trzynastej-czternastej dumnie odmaszerował ode mnie by zniknąć gdzieś w tłumie. Z tym, że teraz była jakaś dwudziesta pierwsza, a ja przez ostatnie kilka godzin systematycznie próbowałem się do niego dodzwonić, ale najwyraźniej miał ważniejsze sprawy na głowie.
No i w porządku, mógł sobie mieć, proszę bardzo, wcale nie wymagałem od niego uwagi 24/7, ale to tylko sprawiło, że teraz ja wcale nie miałem ochoty na jego towarzystwo. Ale, ponownie, nie zamierzałem wywalać go z auta, które jechało, ani gadać z nim o tym przy kierowcy Ubera, więc w ciszy zająłem się scrollowaniem telefonu. Pojawiły się już zdjęcia z dzisiaj i na kilku z nich wyłapałem Maxa, gadającego z jakimiś ludźmi, śmiejącego się z nimi nad butelką piwa, czy jarającego faję z tym czarnuchem i jego facetem. Poza tym, sam dostałem kilkanaście nowych wiadomości, a skrzynka podłączona pod moją stronę internetową informowała o świeżych mailach i zapytaniach. I to też trzeba będzie ogarnąć jak najszybciej, cieszyłem się i byłem jednocześnie zmęczony na samą myśl, już nie dokładając nawet do tego całego rozkładania sprzętu, które mnie teraz czekało.
Max chyba zdziwił się, że trafiliśmy na Queens pod moje studio, zamiast na nasz Brooklyn, ale nic nie powiedział. Ja zaś wtargałem wszystkie walizy do środka, stawiając je gdzie było miejsce i westchnąłem głęboko.
Dobra, faja, zanim zacznę to robić.
Idę zapalić — poinformowałem, nie wiedzieć czemu Maxa i usiadłem sobie na schodku prowadzącym do mojego studia. Denerwowało mnie, że ten blondasek się tu kręcił, teraz zgrywając chuj wie jaką rolę, którą sobie wymyślił. Jak dla mnie mógł sobie siedzieć do usranej śmierci z Irwinem i Ericiem, skoro tak dobrze spędzało się mu z nimi czas, że nie miał nawet okazji podnieść pieprzonego telefonu żeby chociaż powiedzieć mi, że woli sobie teraz posiedzieć z kimś innym.
Ech. Odpaliłem faję i zaciągnąłem się nią, jednocześnie wyciągając ramiona. Jak nic czeka mnie kolejna noc na ziemi, oceniłem, czując ból w mięśniach.


Gazelle - 2018-10-22, 15:03

Max siedział grzecznie i cicho w aucie, gnieżdżąc się na tylnym siedzeniu wraz ze sprzętem Iana, bo i jego chłopak się nie odzywał. Zrzucił to na karb zmęczenia, w końcu Ian miał za sobą pracowity dzień i pewnie chciał już wrócić do domu i położyć się spać, ale...
Ech?
No, tak, Ian dobrze odczytał reakcję Maxa, bo rzeczywiście zdziwił się tym, że pojechali do studia Iana. Okej, pewnie chciał odstawić swój sprzęt. To miało sens, w przeciwieństwie do targania się z nim do mieszkania, żeby z rana ponownie się z nim targać. Swoją drogą, Ian miał następnego dnia jakichś klientów? Najlepiej by było, gdyby zrobił sobie wolne po tym intensywnym weekendzie, ale szczerze wątpił by jego chłopak się na to zdecydował.
Ech.
W każdym razie, dopiero gdy weszli do środka Max zorientował się że coś jest nie tak, i że milczenie Iana powinno go zaniepokoić. Czasami Max był doprawdy tępy jak kołek.
I kiedy Ian w końcu się odezwał...Max może sobie coś wmawiał, ale autentycznie poczuł takie paskudne zimno przechodzące przez jego ciało. Zostawił go, pozwolił mu wyjść, ale nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, bo gdyby się zabrał za rozpakowywanie rzeczy Iana to ten by go pewnie opierdolił z góry na bok. Poza tym...źle czuł się z tym, że Ian był na niego chyba obrażony. Pewnie chodziło mu o te telefony, ech...
Ian? — zagaił cicho, gdy wyszedł na zewnątrz. Nie słysząc żadnej odpowiedzi, przysiadł obok niego na schodku. — Przepraszam za to, że nie odbierałem telefonu. Poszedłem wtedy, no bo, no, nie chciałem ci przeszkadzać w pracy, poza tym wkurzyłem się — przyznał — bo poczułem się jakbym był dla ciebie jakąś, nie wiem, upierdliwą przeszkodą. Wiem, że to durne, no, nie patrz się tak. No i w dodatku musiałeś mnie tatuować akurat na karku! Myślałem, że będzie ci miło że przyjdę do ciebie i pozwolę ci wytatuować na mnie co tylko chcesz. Potem zobaczyłem to zdjęcie i, ugh, no pomyślałem że nasi znajomi je zobaczą i przecież od razu się zorientują, że to moje ciało i jakoś...dziwnie mi z tym, po prostu. Przynajmniej zasłoniłeś, no, genitalia, ale...ech, po prostu byłoby fajnie jakbyś mi o tym powiedział. W każdym razie, przyznaję, byłem wkurzony i teraz wiem, że to głupie, ale poza tym...chciałem dać ci przestrzeń? Nie wiem, ile jej potrzebujesz, ale...chyba o tym też powinniśmy kiedyś porozmawiać, nie? Ile ty potrzebujesz własnej przestrzeni, a ile ja — chociaż tutaj odpowiedź była oczywista, bo Max wcale nie potrzebował przerwy od Iana — żeby żadne z nas nie czuło, że narzuca się drugiemu, tak? Bo tak się poczułem, gdy przyszedłem do twojego stoiska a ty byłeś taki poirytowany tym że śmiałem się w ogóle do ciebie ustawić. No i w każdym razie znalazłem Irwina, trochę się jeszcze powkurzałem więc gdy po raz pierwszy zadzwoniłeś wyłączyłem telefon i potem o tym zapomniałem — mruknął, przerywając w tym miejscu swoją chaotyczną wypowiedź. Zupełnie już nie wiedział, co chciał przekazać Ianowi, ale czuł potrzebę wytłumaczenia się przed nim, chociażby w tak pokraczny sposób.


effsie - 2018-10-22, 15:43

Przytrzymałem papierosa z boku, odwracając twarz w stronę Maxa i zmierzyłem go wzrokiem.
Mógłbym mu powiedzieć wiele rzeczy, zaczynając od tego, że ustawianie się w tej kolejce było absolutnie idiotyczne z prostego względu, że zabierał miejsce osobom, które naprawdę tego chciały i naprawdę często nie miały innej okazji, by trafić pod moją maszynkę (w przeciwieństwie do mojego chłopaka, którego, jeśli tak bardzo chciał, mogłem wydziarać w każdym możliwym momencie). A ta cała przestrzeń? Miałem już zabrać się za tego komentowanie, kiedy Max powiedział to o wyłączonym telefonie i naprawdę poczułem nieprzyjemny ścisk w żołądku.
Po co te kłamstwa?
Nie, Max, ty nie wyłączyłeś telefonu — poprawiłem go łagodnie. Jeszcze chwilę temu przepraszał za jego wyciszenie, teraz usprawiedliwiał się tym, że go wyłączył, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że mnie zwyczajnie ignorował. — Ty mnie olewałeś, spędzając sobie czas z kumplami i w porządku, masz do tego prawo. Na przyszłość tylko napisz mi, że potrzebujesz własnej przestrzeni i nie masz ochoty na moje towarzystwo. — Absolutnie nie rozumiałem tego, co on odwalał, niby telepiąc się ze mną wczesnym porankiem na teren tego konwentu, choć nie musiał, ale wiedziałem, że mu nie zabronię, to okej. Najwyraźniej wszystko po to, by móc sobie postać przy stoisku Erica czy innych ludzi – i absolutnie nie miałem nic przeciwko, może po prostu, wcześniej, pomyślałem sobie coś innego. — Ja, na przykład, teraz chyba niezbyt mam ochotę na twoje.
Bo zwyczajnie nie byłem żadnym, nie wiem nawet czym, ale po tych, nie wiem, sześciu-siedmiu godzinach, kiedy nie znalazł nawet chwili czasu na to, by powiedzieć mi Ian, nie mam czasu czy Ian, nie mam ochoty teraz z tobą gadać, zdecydowanie nie czekałem z pokorą na to, aż w końcu znajdzie się dla mnie chwila w jego napiętym kalendarzu.


Gazelle - 2018-10-22, 16:22

Wyciszyłem — poprawił no bo, okej, sam się pomylił. Był śpiący, do cholery, Ian powinien to zrozumieć. I oczywiście Ian musiał z tego wszystkiego wyprowadzać wnioski, robiąc Maxowi jeszcze większe gówno z mózgu. Że co, że nagle jest źle że postanowił spędzić czas z innymi osobami? O co mu chodziło? Przecież pracował, prawda? Więc dlaczego miałoby mu w ogóle zależeć na towarzystwie Maxa?
Przecież pracowałem, miałem ci się narzucać? — prychnął. — I nie potrzebowałem aż tak swojej przestrzeni, okej, spędziłem czas miło, przyznaję, ale z tobą też mógłbym być, sęk w tym że przecież byłeś zajęty pracą i chciałeś spokoju, nie? Poza tym, byłem wkurzony, a ty zupełnie to olewałeś i w porządku, byłeś w pracy, ale ja też miałem prawo czuć się z tym źle, niezależnie od tego czy w pełni słusznie, czy nie, bo to moje odczucia. I, ugh, nieważne — machnął ręką i podniósł się, patrząc już na Iana z góry.
I w porządku, w takim razie się zmywam. Jeżeli nie chcesz wracać do mnie na noc, to daj znać, przywiozę ci karimatę i koce — powiedział. Skoro tego chciał, to trudno. Nie zamierzał się już nigdy więcej narzucać Ianowi, bo po prostu nienawidził tego uczucia płaszczenia się przed nim. Nie rozumiał, dlaczego się w ogóle tłumaczył, nawet jeżeli byłoby tak, jak przedstawiał całą sytuację Ian, to co było w tym złego? Nie musiał mu się tłumaczyć, nie musiał go informować co robi, okej, mógł odebrać telefon, ale tego też nie chciał, a potem zwyczajnie zapomniał i nie sądził, że z tego powodu wydarzyła się tragedia.
I sam chyba też rzeczywiście stracił ochotę na towarzystwo Iana, przynajmniej na jakąś chwilę. Skoro nie potrafili się znowu dogadać, rzeczywiście to nie miało sensu. Bo Max nie wiedział czy był chociaż bliski temu, żeby zrozumieć o chuj tak naprawdę chodziło Ianowi.


effsie - 2018-10-22, 16:57

Wyłączył, wyciszył, już tak naprawdę jeden chuj, bo to i tak oznaczało jedno: spierdalaj, typie. I darowałem już sobie gadki o tym, jak to mu oczywiście wierzyłem w to, że przez godzin nie zerknął w telefon, by chociażby sprawdzić która godzina czy COKOLWIEK, bo to, naprawdę, ech, byłoby absurdalne. Darowałem sobie zresztą gadki o czymkolwiek, że nie musiał ze mną sterczeć jak kołek, ale najwyraźniej nie przeszkadzało mu robienie tego samego przy innych stoiskach, tak jak sam Max powiedział, nieważne.
Nieważne.
Więc zmył się, a ja patrzyłem, jak odchodził, kończąc palić tego papierosa, a potem siedziałem jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, czując się tak bardzo nieprzyjemnie, ech. Ale nie było co się zastanawiać nad tymi sprawami, które były nieważne, a więc zająłem się rozpakowywaniem sprzętu i odkładaniem wszystkiego na miejsca, co zajęło mi sporo czasu do wieczora; a później, zwyczajnie, położyłem się spać.
I nie potrzebowałem by Max przynosił mi jakiekolwiek koce czy karimatę, dajmy już sobie z tym wszyscy spokój.
Kolejny dzień był absolutnie paskudny – i nawet nie przez to, jak nie odchodził ode mnie ten denerwujący ból pleców, czy przez to, że jedyne śniadania jakie serwowali w tej kawiarni, w której zawsze kupowałem kawę, składały się ze słodkich opcji (raz na jakiś czas w porządku, ale wybitnie nie dzisiaj). Przez cały dzień towarzyszyło mi jakieś okropne poczucie denerwujących spraw z Maxem, chociaż przecież wszystko było spoko. O nic się nie pokłóciliśmy, a mimo tego – choć sprawdzałem – Max przez cały dzień do mnie nie napisał, a i ja niezbyt wiedziałem, co miałbym mu napisać, gdyby przyszło rozpocząć mi jakąś rozmowę.
Byłem zły, ten dzień był chujowy i chciałem by się zwyczajnie skończył.
Na domiar złego, albo i nie, nie wiem, Harley napisała mi, że dzięki za wszystko i w ogóle, że liczyli rano na wspólne śniadanie, ale Max powiedział im, że jestem w studio, więc tylko zostawiły u niego klucze. Więc gdy po całym dniu pracy wspiąłem się na to nasze trzecie piętro, pomimo tego, że miałem swoje klucze do jego mieszkania, zdecydowałem się zapukać i poczekać, aż sam mi otworzy.
Dać mu, tę, no, przestrzeń. Skoro jej tak chciał.
Hej — mruknąłem na powitanie, nie przekraczając progu. — Harley powiedziała mi, że zostawiła ci moje klucze — dodałem, czując się bardzo, bardzo niekomfortowo. Jak chyba nigdy z Maxem.


Gazelle - 2018-10-22, 17:39

Sęk w tym, że Max naprawdę nie sięgał podczas całego dnia po telefon i zwyczajnie zapomniał o jego wyciszeniu. Ale równocześnie, rzeczywiście, mogło brzmieć to mało przekonująco, jednak...
Chyba trochę się zachłysnął faktem, ilu nowych znajomych poznał. To była taka odmiana w stosunku do życia, jakie prowadził przez lata. Co najdziwniejsze, nawet nie czuł się z tym źle. Po wszystkim był mocno zmęczony i wyssany z energii, ale było miło. To nie tak, że całkowicie zapomniał o Ianie, ale przecież Iana miał na co dzień, a to chyba było zdrowe w związku, żeby mieć też tę słynną własną przestrzeń, prawda? Prawda?
Max tak naprawdę tego nie chciał...wolałby naprawdę żeby Ian cały czas był przy nim, ale sam też musiał się pilnować przed tym, żeby nie przesadzić w żadną ze stron. I to było ciężkie, bo cokolwiek by nie zrobił, coś było nie tak. I już naprawdę nic nie wiedział.
Więc nie wdając się w dalsze dyskusje, po prostu wrócił do domu. Był lekko pijany i zmęczony, jednak najbardziej dokuczał mu ten wewnętrzny ścisk spowodowany tym uczuciem, że coś było nie tak. Wcale się nie pokłócił z Ianem, nic za tym nie przemawiało, ale mimo to czuł się jakby właśnie byli po kłótni.
I Ian chyba nie zamierzał do niego przyjść. I nie dzwonił (cóż, chyba mu się należało?). Myślał, czy nie powinien mimo to zawieść Ianowi tych rzeczy, ale postanowił się nie narzucać. Bo to brzmiało dla niego naprawdę paskudnie na ten moment.
Dlatego, mimo iż nie była to najmądrzejsza strategia, i następnego dnia się z nim nie kontaktował. Był zawiedziony, trochę zły, trochę smutny i nawet nie wiedział w kogo celować te uczucia. Generalnie było do dupy i spało mu się kiepsko, mimo iż leżał już w swoim łóżku i tulił do siebie Koalę, to to jednak nie był Ian. To była już druga noc w tym tygodniu bez Iana...i strasznie źle się z tym czuł.
Zajął się pracą, bo naprawdę musiał w końcu wziąć się w garść. Kusiło go, żeby chociaż napisać jedną wiadomość do Iana, ale uparta strona jego osoby upominała go, żeby był twardy. Nie wiedział, dlaczego niby miałby być twardy i stać przy swoim, ale z jakiegoś powodu się jej słuchał.
Spędził jeszcze chwilę czasu z towarzystwem siedzącym w mieszkaniu Iana, zanim je opuścili, żeby jakkolwiek zabić to wżynające się w niego uczucie samotności (które zresztą i mimo tego nie zelżało) i odrzucenia, tego paskudnego odrzucenia, a gdy wyszli, ogarnął trochę po nich mieszkanie, mimo iż, ech, nie wiedział czy to też nie było naruszaniem przestrzeni Iana, czy coś.
Musieli o tym poważnie porozmawiać.
Ale by mogło do tego dojść, musieli w ogóle porozmawiać, dlatego cieszył się że miał ku temu okazję przez to, że Harley zostawiła mu klucze do mieszkania Iana. Zresztą, to było jedyne rozsądne rozwiązanie.
Gdy Ian stanął w jego drzwiach (dlaczego on w ogóle pukał? Przecież miał klucze), miał nadzieję, że będzie już normalnie, ale nie, wciąż było pomiędzy nimi to dziwne i irracjonalne napięcie.
Tak, tak, mam je — powiedział, ale nie sięgnął po nie żeby oddać je Ianowi. Zmierzył go wzrokiem. Ian wyglądał na porządnie wyczerpanego, jak wrak człowieka. I wydawał się taki...mniejszy. Może dlatego, że był nieco zgarbiony. I był bledszy. A te wory pod oczami... — Napijesz się kawy? — spytał, krzywiąc się wewnętrznie na to jak sztywno to zabrzmiało. Widząc, jak Ian się waha, być może szukając jakiejś wymówki, przewrócił oczami i chwycił jego przedramię, wciągając go do środka, po czym zamknął za nim drzwi.
Słuchaj, przepraszam za wczoraj, okej? Nie powinienem cię tak olewać, dobra, zwaliłem sprawę. Nie pomyślałem o tym, że tak się możesz poczuć, nie wiem, kurde, sądziłem że się skupisz na swojej pracy i ja bym ci tam zawadzał czy coś, a ja nie chciałem się czuć jakbym zawadzał — mówił, drapiąc się po tyle głowy. Przez przypadek musnął swój kark i syknął. To była tylko jedna kreska, więc trochę olał zadbanie o ten tatuaż, w przeciwieństwie do tego co miał na pachwinie.


effsie - 2018-10-22, 18:43

W porządku — mruknąłem, kiwając głową, no bo, ech? Po co były tu już jakieś tłumaczenia? Ja ich na pewno nie potrzebowałem, zwyczajnie nie chciałem już rozgrzebywać tego tematu, bo nie był dla mnie ani trochę komfortowy. Nie czułem się dobrze z tym, jak potraktował mnie Max, ale przecież nie miał jebanego obowiązku siedzieć ze mną dwa cztery na siedem, mógł sobie robić, co chciał, skoro potrzebował swojej przestrzeni to kim byłem, by mu ją zabierać? I żadne przepraszania tu nic nie zmieniały, co więcej, wcale ich nie potrzebowałem, właściwie to, czego potrzebowałem to było to, by już nie poruszał tego tematu, bo ja przynajmniej nie miałem zamiaru o tym rozmawiać.
Za to miałem wyraźny zamiar już się tak nie nakręcać, bo widać, że nic dobrego z tego nie wynikało, a ja absolutnie nie znosiłem wszystkich jakichś kłótni i głupich spraw, więc nie będę do nich doprowadzał, zwyczajnie. Ostatnimi czasy trochę się tu może za bardzo spoufaliliśmy, spędzając ze sobą od tej jebanej Australii (i chyba wcześniej? Nie wiem, nie pamiętam) absolutną większość czasu i pewnie przez to nabrałem jakiegoś idiotycznego przeświadczenia.
Bo że ja miałem absolutną ochotę na mój słodki narkotyk to było poza kwestią jakichkolwiek pytań, ale zdaje się, że on też miał prawo głosu.
No – nieważne. Za to ważne, co zauważyłem zaraz później, czyli grymas, który zawitał na twarzy Maxa, gdy potarł się po karku i w jednej chwili przypomniałem sobie, że poza zawinięciem mu tego w folię, nie zrobiłem absolutnie nic więcej; trochę dlatego, że byłem wtedy przekonany, że wieczorem sam na spokojnie nałożę mu maść i wszystko, więc nawet nie tłumaczyłem mu, co miałby zrobić, ale potem stało się to wszystko i zwyczajnie o tym zapomniałem, a potem…
Poczułem się strasznie okropnie, tak bardzo-bardzo, w jednej chwili pojawiły się mi wyrzuty sumienia i znowu przypomniałem sobie, jaki ze mnie to pieprzony egoista. Zacisnąłem usta i rozejrzałem się wokół, starając się zlokalizować moje klucze.
Nic z tym nie robiłeś, prawda? Daj mi moje klucze, mam u siebie jakąś maść — powiedziałem, wyciągając rękę przed siebie, a Max spojrzał na mnie dużymi oczami i po chwili włożył mi do ręki mój pęk kluczy. — Poczekaj tu, zaraz wrócę.
Ewakuowałem się do siebie, w końcu, po kilku dniach i zostawiłem kurtkę na wieszaku, przechodząc od razu do łazienki i przerzucając kremy w opakowaniu, aż w końcu znalazłem właściwy. Miałem też tu resztki folii, na całe szczęście, nie wiem skąd, bo to towar u mnie mocno deficytowy, zazwyczaj leży w studiu (może ostała się po pachwinie Maxa?). Z naręczem tego wszystkiego wróciłem do niego, darując sobie tym razem pukanie, a potem wskazałem mu miejsce na sofie.
Daj mi gumkę do włosów — poprosiłem, widząc, że miał je teraz rozpuszczone i gdy mi ją przekazał, związałem mu je w wysokiego kucyka wysoko nad karkiem, potem ostrożnie zdejmując folię i przemywając tatuaż. W ciszy kontynuowałem cały rytuał pielęgnacyjny, mając na uwadze to, jak wrażliwy był to rejon na ciele Maxa i starając się nie dotykać go ani dłużej, ani mocniej, niż to potrzebne. Na koniec odsunąłem się, zabierając ręce i oznajmiłem: — Już, skończyłem.
A poza tym to dalej nie wiedziałem, co powiedzieć.


Gazelle - 2018-10-22, 20:33

Maxowi nie wydawało się, żeby było w porządku, w Ianie było coś...dziwnego, ale to mogło być zwykłe zmęczenie. Może byłby mniej zmęczony, gdyby w nocy przyszedł do Maxa, ale, ech, nie zamierzał mu o to suszyć głowy.
Trochę nie rozumiał tego, jak śpieszno było Ianowi do tego żeby zająć się jego jakże wielkim tatuażem, ale tatuaż pewnie niezależnie od rozmiaru potrzebował opieki. A Max to olał, bo...no, też nie chciał grzebać przy własnym karku. Już i tak czuł dyskomfort związany z obecnością tej pieprzonej kreski.
Zacisnął zęby i usta, siedząc napięty jak struna gdy Ian przemywał jego skórę na karku i nakładał tam maść, a potem folię. Mimo iż robił to bardzo delikatnie, to Maxa wciąż to mierziło. Ale znacznie, znacznie mniej niż ta cholerna maszynka. Chyba zostanie z tą kreską, bo nie było opcji żeby zniósł tego jeszcze więcej.
Dzięki — odparł, gdy w końcu nie musiał się napinać i mógł odwrócić się w stronę Iana. — Co właściwie chciałeś mi wytatuować? — spytał, a potem, korzystając z ich bliskości, ujął między swoje dłonie twarz Iana, żeby móc jej się porządnie przyjrzeć. Była...wręcz szarawa, Ian wyglądał jakby był starszy o dziesięć lat i ten widok sprawiał, że serce Maxa pękało na pół i czuł ogromne wyrzuty sumienia, mimo iż nawet nie wiedział jaki on sam miał wpływ na stan Iana.
Wyglądasz strasznie... — wyszeptał. Oczywiście, nie miał na myśli jego urody, bo Ian zawsze był przystojny i raczej na pewno wiedział że Max za przystojnego go uważał, no i dosyć jasne było o co Maxowi chodziło. — Połóż się, co? Zaparzę ci tej twojej mięty. A, pewnie nadal potrzebujesz leżeć na twardym, więc nie sprzątnąłem koców. I, może... — zawahał się, przygryzając wargę — chcesz masaż? Pewnie jest jeszcze u ciebie ta maść po tym, kiedy...no.


effsie - 2018-10-22, 21:10

Kość — mruknąłem beznamiętnie, bo pomysł teraz wydawał się mi mocno nietrafiony. — Miałeś mieć tam kość. Że jakbym pieprzył cię od tyłu i całował w kark, to że byłbym jak kundel liżący swoją kość. Taki żart, ech. Sorry, nie wiedziałem, że to aż tak cię będzie bolało.
A bolało go – słyszałem – bardzo, ech. I też nie wydawało mi się, by zapowiadało się na jakiekolwiek dokończenie tego tatuażu, więc zamiast kości zostanę co najwyżej z kreską, z którą nie wiem, co zrobię. Nie to, by była jakaś brzydka, zwykła, cienka, porządna, prosta (!) kreska, wyglądała ładnie nawet samotnie, kontrastując z tą jasną cerą i podkreślając smukłość tej szyi, ale nie wiedziałem, jakie podejście miał do tego Max. Mnie by to nie przeszkadzało, ale może on nie chciał być moim brulionem i za to też nie powinienem go winić.
W każdym razie, ujął moją twarz w swoje dłonie, co było dosyć dziwne i niekoniecznie wiedziałem, czy na miejscu. Tym tekstem o kości trochę starałem się rozładować tę atmosferę pomiędzy nami, wciąż napiętą, ale udało mi się raczej miernie, jak generalnie wiele rzeczy podczas minionej doby, no, to zdecydowanie nie był mój dzień. Max zresztą słusznie zauważył, że nie wyglądałem najlepiej, co było niezaprzeczalną prawdą, tak, widziałem się dzisiaj w lustrze. Czułem się, co tu dużo mówić, chujowo i nie wiedziałem, czy miało to jakikolwiek związek z minionym weekendem i niewyspaniem, ale dziś w studio budziłem się jakąś niezliczoną ilość razy i musiałem podawać sobie dożylnie kofeinę (ok, żartuję), żeby jakoś dotrwać do tego etapu dnia.
I wcale nie było łatwiej.
Nie chcę żadnej mięty — mruknąłem, poruszając nieznacznie głową i w pierwszym odruchu miałem potrząsnąć nią na pytanie o masaż (nie potrzebowałem by się nade mną litował), ale… ech, może to był sposób? Trochę się poobmacywać, co niechybnie doprowadzi do tego, że pójdziemy do łóżka (ja na dole, bo plecy, a Max ujeżdżający mnie na górze, bo tatuaż i nie mógłby leżeć, patrzcie, nawet znalazłem nam pozycję na dzisiaj), a istniała szansa na to, że seks jakoś oczyści atmosferę, nie? Nie wiedziałem, o czym z nim gadać, a to było absolutnie dziwne i niespotykane, ba, nigdy nie czułem się z nim niekomfortowo, tak, by nie móc wprost zaproponować małego dymanka, a teraz nawet nie przeszło mi to przez myśl. — Ech… może? Nie mam pojęcia, gdzie mogłaby być ta maść, ale nawet bez niej byłoby w porządku — powiedziałem, odsuwając się nieco od Maxa i sięgnąłem po rąbek mojej koszulki, by ściągnąć ją sobie przez głowę. Trochę się przy tym skrzywiłem, ale odrzuciłem ją na oparcie sofy i, zerkając uprzednio na Maxa, tym razem ja odwróciłem się do niego tyłem.


Gazelle - 2018-10-22, 22:34

Widzę, że poniosła cię fantazja — pokręcił głową, uśmiechając się lekko. Sam nie wiedział, czy Ian mówił poważnie, ale z drugiej strony...to był Ian, więc pewnie tak. I Max nie miał pojęcia jak powinien się czuć z faktem, że jego własny chłopak chciał mu wytatuować na karku kość.
Cóż, póki co miał tylko prostą kreskę. A poza tym, i tak nic nie mogło przebić napisu na jego pachwinie, który wysmarował mu Ian. No, chyba że zrobiłby podobnie na jego czole, wtedy Max by się naprawdę wkurzył i chyba zamordował własnoręcznie Iana.
Jak się porządnie naćpam lekami, to zasnę jak kamień i wtedy będziesz mógł dokończyć — zażartował, chociaż po minie Iana mógł stwierdzić że mężczyzna nie docenił tego żartu. Ale, no co? Zadziałałoby! Więc technicznie pomysł był dobry.
Zastanawiał się, jak Ianowi minęła noc, i jak minął dzień, skoro wyglądał na tak umordowanego. Powinien sobie tego dnia w ogóle wziąć wolne, ale było już za późno na takie gadanie. Chciał się nim zająć, bo...wcale się nie litował, to był po prostu naturalny odruch, przecież troszczył się o Iana. Tak jak Ian dbał o niego, gdy rzygał w nocy z bólu, tak Max mógł się tym razem zająć nim, prawda? Nie było potrzeby zgrywania twardziela.
No ale okej, jak nie chciał mięty, to Max nie zamierzał mu nic do gardła wlewać. Może po masażu zaparzy mu coś ciepłego do picia, gdy już go ułoży na kocu i pod kocem.
Boże, biedny Ian, myślał, widząc jak wyraźny dyskomfort powoduje u mężczyzny chociażby podniesienie rąk. I skoro Ian nie miał pojęcia, gdzie znajdowała się maść, nie było sensu tracić czasu, żeby jej szukać. Z drugiej strony, masaż suchymi dłońmi na suchej skórze nie był aż tak przyjemny i relaksujący, więc...
O.
Zaczekaj sekundkę — rzucił i podniósł się z miejsca, aby szybko ruszyć do łazienki. Z tyłu szafki wygrzebał olejek do ciała, którego używał od święta, bo kiedyś kupił żeby przetestować, a okazało się że nie przepada za tym uczuciem tłustości i zdecydowanie preferował wchłaniające się w skórę balsamy. No, ale w końcu znalazł swój użytek. Był nawet fajny, aromatyzowany. Wanilia brzmiała całkiem relaksująco, przynajmniej jak na gust Maxa.
Dla dobrego poślizgu — poinformował, gdy wrócił do Iana i usiadł przodem do jego pleców, wylewając sobie niewielką ilość olejku w zagłębienie dłoni, żeby za chwilę to porządnie w dłoniach rozetrzeć, przy okazji rozgrzać dłonie i zabrał się za delikatny masaż. Nie był specjalistą, więc nie chciał wkładać w to za dużo siły, bo takie rzeczy trzeba było jednak robić umiejętnie, żeby kogoś nie skrzywdzić jeszcze bardziej.
Gdy zsunął się rękoma blisko lędźwi Iana, pochylił się i ucałował jego kark, swoim ciepłym oddechem owiewając skórę w tym miejscu. Nie zaprzestając krążenia dłońmi, pieścił jego skórę swoimi ustami, równie delikatnie jak dotyk jego dłoni, zsuwając się nieco niżej i smakując wanilię z ciała Iana (i przy okazji nawilżył usta).
Nie mógł nie wracać myślami do tego dnia, w którym masował Iana po raz pierwszy. W życiu by nie pomyślał, że ta sytuacja doprowadzi ich do tego, co obecnie było między nimi.
Wiesz, wtedy, kiedy...no, wiesz kiedy przecież. Wtedy tak bardzo cię pragnąłem, Ian. Gdy tylko zobaczyłem twoje ciało... I, wiesz, gdybyś mnie nie wkurzył to pewnie bym ci w końcu uległ i przystał na twoje warunki, ale cieszę się że tego nie zrobiłem. Bo nie zniósłbym tego, gdybym był jakąś twoją jednorazową przygodą — wyznał cicho.


effsie - 2018-10-23, 09:04

Fantazja czy nie, byłem kundlem, obaj byliśmy zawszonymi kundlami, zwykle napalonymi na siebie tak, że to niemożliwe. Ostatnimi czasy to były sprawy nieaktualne – przypominam, dziś był poniedziałek, a ostatni raz, kiedy spuściłem się w dupie tego gnojka wydarzył się w środowy wieczór, w pewnym nowojorskim parku – ale i tak to porównanie wydawało się mi szalenie zasadne. Max chyba uważał podobnie, sądziłem na podstawie tego plakatu z kosmicznymi psami, który mi podarował i który wisiał teraz w mojej sypialni w Brisbane.
Kosmiczne psy. Kurwa, byliśmy obaj zdrowo jebnięci, ale chciałbym być jak Striełka i Biełka, załapać z nim jakiś autostop po naszej galaktyce, właściwie wtedy mógłbym się nawet spalić. Z Maxem byłem trochę jak kundel, taki warujący przed swoją suką, nawet jeśli ona kręciła się w tę i z powrotem po wiosce, tylko wodząc za nos kolejnych samców.
Ale dość tych psich porównań, zmierzyłem tylko Maxa wzrokiem na ten mało śmieszny żart, a potem sam potarłem swoje ramiona, gdy zniknął w łazience, a mnie przeszedł dreszcz zimna. Nie było jakoś specjalnie chłodno, ale byłem niewyspany i zmęczony, więc na moim ciele prędko pojawiła się gęsia skórka; na szczęście Max wrócił dość prędko, przynosząc przyjemnie pachnące smarowidło, którym zaraz zaczął masować moje plecy.
I bolało. Już od pierwszego dotyku, gdy niepostrzeżenie jęknąłem, ale potem zacisnąłem zęby i automatycznie wstrzymałem oddech, rozluźniając go dopiero po czasie, gdy przyzwyczaiłem się do tego piekącego uczucia naprawdę przyjemnego, wręcz rozluźniającego bólu. Max był delikatny, a moje plecy – wołające o pomstę do nieba, musiałem naprawdę zacząć uderzać znów na siłkę, zwłaszcza teraz, zimą, gdy nie było jak pomykać na desce.
Aaa — jęknąłem po raz kolejny, zaciskając dłonie na krawędzi kanapy, a Max przestał na ułamek sekundy. — Nie, nie przestawaj. Tutaj, trochę mocniej — poprosiłem, zamykając oczy i skupiłem się na tym, by w tej elektryzującej przyjemności czerpania bólu utrzymać prostą sylwetkę ciała. Blondyn zjeżdżał dłońmi niżej, do masażu dołączając usta i przypomniałem sobie dopiero wtedy o tym, że planowałem tutaj małe conieco.
Jezu, dobra, ale za chwilę, niech jeszcze trochę mnie pomasuje.
Boże, byłem już naprawdę stary, skoro wolałem by rączkami pracował przy moich plecach, a nie kutasie.
Max nie mówił mi nic, czego sam bym nie wiedział; ja też miałem na niego wtedy wielką ochotę, choć może rzeczywiście mniejszą, niż on na mnie, wnioskując po tym, jak rzucał się na mnie i zachowywał. Ale nic dziwnego skoro, jak potem się dowiedziałem, do tamtej pory ruchał się z kimś kilka miesięcy wcześniej. A ta jednorazowa przygoda, ech… nie wiedziałem już do końca jak to nawet skomentować, co mu powiedzieć. Co mówiło się na takie rzeczy? Że ja też się cieszę? Tak, ale dla mnie to nie była żadna transakcja wiązana, rzekomy „układ”, który sobie wtedy wymyślił nic dla mnie nie znaczył i nie miałbym problemów, go złamać. Ale nie robiłem tego, bo, kurwa, ten koleś, on… on był absolutnie uzależniający, ta słodka laleczka, która potrafiła przypierdolić mi w ryj i jednocześnie sprawić, że potem, zamiast zadać jej ból, myślałem tylko o tym jak sprawić, by jęczała z przyjemności pod moimi rękoma.
Babe, czy ktokolwiek kiedykolwiek traktował cię jak jednorazową przygodę? — spytałem cicho, gdy Max ugniatał moje plecy, bo, ech, szczerze w to wątpiłem. By ktokolwiek, kto już go zobaczył, takiego jak widziałem ja, potrafił sobie odpuścić po jednym razie, gdyby tylko on chciał więcej.
A ja chciałem: więcej i więcej, jego, tego pieprzonego blondyna, który robił mi absolutną wodę z mózgu, o którym nie byłem w stanie ustalić, czego on właściwie chciał. Miałem paskudne wrażenie jakiegoś irracjonalnego biegu wydarzeń, zasady, która była tak głupia, że aż bezsensowna, ale do tej pory idealnie się sprawdzała, mianowicie: gdy byliśmy we dwójkę, sami, nie było żadnego problemu, z niczym. Mogliśmy spędzać czas na dziesiątki różnych sposobów, bez większych nieporozumień, za to z ogromną przyjemnością i obopólnym spełnieniem, a nagle, gdy tylko pojawiali się inni ludzie, wydarzało się jakieś pasmo niefortunnych zdarzeń i nieporozumień. I teraz już naprawdę, naprawdę nie potrafiłem zrozumieć, co jest prawdą i czego on tak w ogóle chciał, ten mój chłopak.
Max nie zaprzestawał masażu, a moje mięśnie powoli się rozluźniały. I choć mógłbym siedzieć tak jakąś w przybliżeniu wieczność, miałem tu sprawy do załatwienia, a więc w pewnym momencie odwróciłem się, splatając dłonie z tymi Maxa i podciągnąłem je do góry, tak, bym mógł sam sięgnąć po jego koszulkę i zacząć go rozbierać. A ponieważ przez ten krótki kontakt i moje dłonie obeszły tym tłustym olejkiem, zrobiłem z tego użytek, łapiąc go w talii i przyciągając do siebie, żeby w końcu posmakować tych ust.


Gazelle - 2018-10-23, 18:35

Hm? — mruknął, przetwarzając pytanie Iana. Nie przerywał masażu, zwłaszcza że udało mu się znaleźć dobry rytm, i czuł że Ian powoli się rozluźniał pod jego rękoma. To dobrze, ale nadal był dosyć spięty i...ech, czuł się z tym trochę głupio, ale te jęki, mimo iż były przecież spowodowane bólem, coś w Maxie budziły, i w pewien dziwny sposób lubił ich słuchać, chociaż też było mu autentycznie przykro że Ian doprowadził się do tego stanu, że nawet delikatny dotyk na plecach sprawiał mu ból.
A co do pytania Iana, wydawało mu się ono dosyć absurdalne. Czyż nie mówił Ianowi jak wyglądały jego wcześniejsze przygody? Jeżeli ktoś to traktował inaczej niż jednorazową rzecz, no to trudno, Max stawiał jasno granice, mówił wprost czego oczekuje, a czego nie, i w swojej opinii był w tym fair, ale nie mógł odpowiadać za to, co myślała czy czuła druga osoba, prawda?
W każdym razie, porozumienie było obustronne. I Maxowi to pasowało, nie było zgrzytów, wszystko jasne, czarno na białym. Dopiero przy Ianie mu odwaliło i przewrócił swój poprzedni tryb funkcjonowania do góry nogami, będąc w stanie postawić wszystko na jedną kartę, będąc podsycany tak ogromnym pożądaniem, którego nigdy nie odczuwał w aż takiej spontaniczności. Kiedy wracał do tego myślami, wydawało mu się to wręcz nierealne. A jeszcze bardziej abstrakcyjne było to, jak to czyste pożądanie przerodziło się w to ogromne przywiązanie emocjonalne, przed którym Max przecież przez lata uciekał.
Doprawdy, los potrafił mu sprawić pysznego psikusa.
No raczej na pewno — odpowiedział w końcu niespiesznie na pytanie. — Przecież na takie przygody się umawiałem, prawda? Trudno żeby ktoś myślał coś innego...No, okej, zdarzało się tak, że nie umawiałem się tylko w tym celu, ale, no, jak wiedziałem że nic z tego nie będzie, to o tym mówiłem, i wszystko jasne, i do widzenia — dodał, wzruszając lekko ramionami, chociaż Ian i tak tego gestu nie mógł ujrzeć.
Gdy Ian nagle się odwrócił i przywarł do jego ust, Max nie wahał się ani sekundy przed pogłębieniem pocałunku, obnażając swój głód warg Iana. Takie stwierdzenie było potężną hiperbolą, ale Max naprawdę miał wrażenie że minęła wieczność odkąd ostatni raz dotknął tych warg. I, Jezu, z tego uzależnienia nie można było wyjść. Podobnie jak z uzależnienia od ciała Iana, które wciąż badał rękoma, tym razem od przodu, mimo iż doskonale znał każdą jego część, każde zagłębienie między mięśniami. Boże, tak tęsknił, w momencie zrobiło mu się gorąco, kiedy Ian go rozbierał, kiedy go dotykał, kiedy sięgał do jego spodni, Max był w stanie pozwolić mu na wszystko, dosłownie na wszystko.
Tylko...
Ian, nie — wyszeptał, odsuwając lekko go od siebie z nieskrywanym żalem. Otrzeźwił się w porę, bo...
Spojrzał na zmęczoną twarz Iana. Na policzkach wprawdzie pojawiły się rumieńce, ale nie zniknęły ani wory pod oczami, ani zgarbiona postawa.
Nie dzisiaj, Ian. Nie zrozum mnie źle, pragnę cię jak cholera i nie mogę się doczekać aż znowu będę mógł się pobawić z tobą i twoim kutasem, ale, Ian, widzę jak zmęczony jesteś, to nie jest dobry pomysł — powiedział delikatnie, gładząc policzek mężczyzny czułym gestem. — Gdy odpoczniesz, to zrobisz ze mną to, co zechcesz — mówił dalej. — Ale teraz pójdziemy się położyć, dobrze? Zamówię nam pizzę czy coś.


effsie - 2018-10-23, 19:17

Wszystko jasne, do widzenia, no właśnie, taki był ten blondas, kurwa, zasrany pedał, owijający sobie kolejnych pedałów wokół palca, ze mną na czele. Nie wyobrażałem sobie by ktokolwiek mógł zostawić go bez żalu, a mnie w tej chwili na samą myśl o tym przechodziły ciarki, bo wiedziałem, że długo po tym nie znalazłbym sobie równie pysznej rozrywki.
Ale koniec tych zachwytów nad tym blondaskiem, który siedział za moimi plecami, bo prawda była taka, że przysparzał mi też wielu problemów, albo raczej: kłopotów, to było nieuniknione i wiedziałem, że prędzej czy później coś się spierdoli, zwłaszcza gdy wszechświat informował mnie o tym z każdej strony. Jednak zdecydowałem się mieć i na to wyjebane, podle zasady, że co teraz sprawia mi przyjemność może być tylko problemem przyszłego Iana.
Chociaż, teraźniejszy najwyraźniej też miał jakieś komplikacje.
Spojrzałem na Maxa na początku nieco nieprzytomnie, trochę nie rozumiejąc, co się dzieje. Absolutnie nie spodziewałem się żadnej odmowy i zamrugałem, słysząc, co mówił, że ja jestem zmęczony i to nie jest dobry pomysł. To był doskonały pomysł, uważałem, oczyścić pomiędzy nami jakoś atmosferę i sprawić, by puściły jakiekolwiek nerwy, hamulce, ale najwyraźniej mój chłopak wiedział lepiej i, co więcej, sugerował, że teraz byłem… zbyt zmęczony? By co, by wiedzieć, co chcę z nim zrobić? Wiedziałem bardzo dobrze i poczułem się jak w jakiejś ukrytej kamerze.
Absolutnie, absolutnie nie rozumiałem, co się działo przez tę minioną dobę i widać nie byłem ani trochę na drodze do rozwiązania mojego problemu.
Zmarszczyłem nieco brwi, nie potrafiąc się odnaleźć w tej sytuacji, z Maxem głaszczącym mnie po policzku i mówiącym mi, że dzisiaj nici z dymanka i, nie wiem, może bym załapał, gdyby stwierdził, że nie, że nie chce, bo się źle czuje, jest zmęczony, cokolwiek, ale on sadził jako wymówkę mnie, a przecież to ja tego chciałem i byłem już totalnie pogubiony.
Pizza — powtórzyłem więc, sięgając po swój tiszert i wciągając go na siebie. — Jasne, zamów — dodałem, schylając się po koszulkę Maxa, którą zdążyłem odrzucić na ziemię i położyłem mu na kolanach, wycierając ręce w ramiona. — Może być Antonio’s, mają tam dobrą. Jadłeś kiedyś? — kontynuowałem lekko, wyciągając ze spodni telefon i włączając UberEats.


Gazelle - 2018-10-23, 21:13

Max wciągnął nogi na kanapę, gdy Ian się odsunął, i usiadł tak żeby ukryć ślady swojego, hm, budzącego się podniecenia. Tak niewiele wystarczyło by był gotowy na Iana, ale, no, Ian potrzebował odpoczynku, nie było wątpliwości. I nie miałby żadnych zastrzeżeń żeby mu obciągnąć i zamiast pizzą nakarmić się jego cudowną spermą, ale przecież nawet z pozycji rzekomo biernej orgazm był wyczerpujący.
Ian po prostu się odsunął, nie zaprzeczył, więc Max utwierdził się w przekonaniu, że dobrze zrobił. Nie chciałby, żeby Ian się forsował po to, żeby sprawić mu przyjemność. No, ta przyjemność nie byłaby jednostronna, wiadomo, Max by o to zadbał, ale jednak Max zniósłby to inaczej.
W każdym razie, nałożył koszulkę na siebie, i, nadal mając na względzie stan swojego krocza, pochylił się lekko nad telefonem Iana.
Hmm, tak, to brzmi dobrze. Na jaką masz ochotę? — spytał.
— Obojętnie — mruknął Ian w odpowiedzi.
Cóż...mają dobrą hawajską...
— Hawajską? — Ian skrzywił się, patrząc na niego jakby co najmniej oświadczył że zabił małego kotka, a Max przewrócił oczami.
No?
— Przecież to gwałt na pizzy, pojebało cię?!
Max prawie się roześmiał, widząc to szczerze oburzenie Iana. Jakby naprawdę obraził jakąś jego świętość. Ale z drugiej strony, nikt na jego służbie nie będzie obrażał najlepszej wśród pizz!
No chyba ciebie. Co, szkalujesz bo to modne?!
— Nie, bo to jest pojebane. Ananas na pizzy?! Poza tym przecież nie jesz mięsa, a hawajska jest z mięsem.
Jem ją bez mięsa — oznajmił, a Ian rzucił mu kolejne oburzone, a wręcz zdegustowane spojrzenie. — Jeny, serio będziemy jedną z tych par która prowadzi zażarte spory o pizzę?
— To jest fundament związku.
A co ty wiesz o fundamentach związku? — zaperzył się i wyrwał Ianowi telefon z dłoni, przeglądając ofertę pizzerii. — Dobra. Patrz, mięsożerco, to ci pasuje? — podstawił mu go z powrotem pod nos, gdy znalazł pizzę która miała wśród składników chyba trzy rodzaje mięsa. — Weźmiemy pizzę na pół, moja połowa to będzie vegetariana — oznajmił. Chociaż w sumie wątpił, by zjadł całą połowę, ale przecież Ian nie odmówi pizzy tylko dlatego, że jest wege. Dlatego też nie upierał się przy hawajskiej, bo akurat za podgrzewaną pizzą nie przepadał, więc musiałby zjeść od razu te kilka kawałków.


effsie - 2018-10-23, 21:50

Więc przejąłem telefon od Maxa i zamówiłem odpowiednią pizzę, a patrząc na czas dostawy, zaproponowałem:
Chcesz zobaczyć odcinek The Rain?
Czułem się niekomfortowo, bardzo, i nie wiedziałem, co robić. Najpierw wczoraj, potem dziś… nie miałem pojęcia, co się wydarzyło pomiędzy nami, że zawędrowaliśmy do takiego miejsca, ale najwyraźniej teraz byliśmy parą, która spotykała się żeby zjeść razem pizzę i nie uprawiać seksu, najwyraźniej to była komfortowa przestrzeń Maxa.
Szkoda tylko, że nie moja.
Coś mnie skręcało i miałem wrażenie, że gniję od środka, gdy Max poszedł po komputer i ustawił go na stoliku przed sofą, potem wygodnie siadając obok mnie. Uśmiechnął się lekko i podniósł sobie moją ręką, zaplatając ją wokół jego ramion i opierając głowę na mojej piersi, wgapił się w ekran, gdzie pojawiły się pierwsze kadry kolejnego odcinka serialu.
Myślałem, że zaraz jebnę, naprawdę.
To była ta normalność? Dla mnie to nie było normalne, ani trochę, czułem się absolutnie paskudnie już od wczorajszego wieczoru, a ten wcale nie zapowiadał się lepiej. Nie miałem pojęcia, co odwalał Max, nagle z tą swoją potrzebą przestrzeni, której absolutnie nie rozumiałem. Czy to były jakieś pierdy, których nasłuchał się w tym momencie od tego całego Irwina? Wkurwiał mnie ten typ, mimo że w sobotni wieczór wydawał się całkiem w porządku, ale wkurwiało mnie to, jak już rozsadził się w głowie Maxa, tak, że wolał spędzać czas z nim, a nie ze mną, a teraz na dodatek…
Sam nie wiedziałem.
Starałem się skupić na serialu, ale szło mi raczej średnio, a kiedy skończył się ten odcinek miałem raczej zerowe pojęcie o tym, co się w nim wydarzyło. Max zaczął nawet coś komentować, ale wtedy do drzwi zapukał dostawca jedzenia i zaraz przyszła nasza pizza. Jedliśmy ją rozmawiając o moich klientach z tego tygodnia; to Max zapytał o to, ile miałem pracy i co będę robił, więc opowiedziałem mu o projekcie na jutro i środę, gdzieś po drodze kończąc konsumpcję i – upewniwszy się wcześniej, że Max już nie będzie jadł reszty – dojadłem po nim resztki placka z warzywami.
— Jesteś zmęczony? — spytał łagodnie, zamykając pusty już karton, podczas gdy ja wycierałem dłonie o serwetkę. — Chcesz iść spać?
Przegryzałem jeszcze ostatnie kęsy pizzy, lustrując twarz Maxa uważnym spojrzeniem. Nie potrafiłem z niej nic wyczytać, ale niewiele musiałem, ech.
Mhm — przytaknąłem, kiwając głową. — Dzięki za kolację — mruknąłem jak debil, podnosząc się i zawahałem się. Co teraz? Wyjść tak po prostu? Buziaczek na dobranoc? Przepraszam, że nie miałem wyuczonego schematu takich rozwiązań, randek z przestrzenią, ale najwyraźniej minie chwila zanim się nauczę. W końcu zakląłem pod nosem i nachyliłem się nad nim, całując go przelotnie i dodałem: — Dobra, cześć.
I podniosłem się, kierując się do przedpokoju, ale zatrzymał mnie głos Maxa.
— A ty gdzie idziesz?
Odwróciłem się i spojrzałem na niego, marszcząc brwi.
Eee… spać? Do siebie? Żebyś miał tę swoją przestrzeń?


Gazelle - 2018-10-23, 22:04

Max nie był głupi i czuł, że coś nadal było nie tak. Między nimi nadal w powietrzu wisiało jakieś cholerne napięcie, kumulował się jakiś dyskomfort, ale Max zrzucał to po prostu na zmęczenie Iana. A przynajmniej starał to sobie tak tłumaczyć, chociaż tak naprawdę ta niepewność, ten brak wiedzy na czym stoi go zabijał. Nienawidził tak niejasnych sytuacji, bo nie miał pojęcia, czy Ian był na niego obrażony, czy miał go dość, a może był zły, zraniony, może chodziło o poprzedni dzień...
Nie miał pojęcia. A trochę bał się spytać o to wprost. Tak, bał się. Bo nie wiedział, jakby sobie poradził ze spełnieniem swoich najgorszych obaw...
Dlatego robił dobrą minę do złej gry, starając się zachowywać jak najbardziej normalnie, jakby to był jeden z wielu ich wspólnych wieczorów, tylko że po prostu spokojniejszy.
I nawet jakoś mu to wychodziło, dopóki Ian nie stwierdził, że pójdzie do siebie. I wtedy Max lekko spanikował.
Co? Ale, dlaczego? O co ci chodzi, jaka przestrzeń? — wyrzucił z siebie, również podnosząc się do pozycji stojącej. Więc jednak Ian nadal miał uraz o sytuację z poprzedniego dnia. — Jaka moja przestrzeń? Nie potrzebuję żadnej przestrzeni. Skąd...Boże, Ian, to dlatego byłeś teraz taki spięty i zdystansowany? — spytał, podchodząc do niego żeby lekko oprzeć ręce na jego ramionach. Serce mu mocno dudniło, jak za każdym razem, gdy między nimi pojawiało się kolejne nieporozumienie.


effsie - 2018-10-23, 22:22

To dlatego byłem taki spięty i zdystansowany?
Uniosłem wyżej brew, patrząc z góry na Maxa opierającego dłonie na moich ramionach i pytającego o jaką przestrzeń mi chodzi, a potem twierdzącego, że żadnej nie potrzebuje.
Hę?
No, dla mnie to do końca tak nie wyglądało.
Max, ja już nie wiem, o co ci chodzi — powiedziałem, przeczesując włosy palcami. — Olewasz mnie wczoraj pół dnia, już nieważne z jakich powodów, nagle się pojawiasz i paplasz o potrzebie przestrzeni, a potem nie chcesz uprawiać ze mną seksu. A teraz nagle jesteś zdziwiony, że chcę iść do siebie? I, no, sorry, że jestem spięty i zdystansowany, trochę się jeszcze nie odnajduję w tej nowej sytuacji — mruknąłem.


Gazelle - 2018-10-23, 22:34

Tak, dokładnie. Kolejne nieporozumienie, kolejne zamieszanie, a Ian wcale nie był tak naprawdę odosobniony w swoim zagubieniu, co z pewnością łatwo mógł odczytać z twarzy Maxa.
Ech, Max zaczynał już być zmęczony tymi nieporozumieniami, ale z drugiej strony sam wiedział, że często wynikały one z jego winy, albo przynajmniej porządnie się do nich przykładał. Więc, cóż, mógł winić tylko siebie.
Zresztą, to była niby normalna rzecz w związku, ale jako, iż naprawdę niesamowicie mu zależało na Ianie, a ich związek wydawał się niekiedy tak kruchy, to w tym przypadku przeżywał to wyjątkowo mocno.
Jakiej nowe...ech, Ian — westchnął i spontanicznie przylgnął do niego, zamykając wokół niego swoje ramiona. I jako, iż Ian dalej stał sztywno, to to może nie była najlepsza odpowiedź, ale miał taką potrzebę, żeby go po prostu przytulić. Odsunął się nieco od niego, tak dosłownie na centymetry, i wtedy zaczął gadać już konkretniej:
Przeprosiłem cię już za wczoraj...i wiem, że to tylko słowa, i masz prawo nadal mieć żal czy się złościć, absolutnie to rozumiem, bo przecież nad tym nie zapanujesz w pełni, ale, ech, byłoby mi łatwiej gdybyś nie udawał że wszystko w porządku, wiesz? Możesz mi powiedzieć, jak coś cię drażni, a nie wyciągać samodzielnie wnioski — powiedział, nawet nie zdając sobie sprawę z tego jak to zabawnie brzmiało, bo przecież takie zachowania to była domena właśnie Maxa. — I, korekta, ja chciałem uprawiać z tobą seks. Boże, Ian, nie sądzę żeby kiedykolwiek nastąpił dzień, w którym był tego nie chciał. Ale spójrz na siebie, wyglądasz jakbyś był totalnie zmordowany i...no, tak jak ci mówiłem. Chodziło mi dokładnie o to, nic więcej — westchnął, bo nie spodziewał się że akurat to Ian weźmie tak do siebie. — I nie oponowałeś, więc automatycznie uznałem że to było słuszne. Jezu, nie widziałeś nawet tego, że...no, prawie byłem gotowy — przyznał. — Podsumowując, wcale nie ma żadnej nowej sytuacji, po prostu oboje jesteśmy głupi.


effsie - 2018-10-23, 23:02

Max przykleił się do mnie, ale nie potrafiłem się poruszyć, całkowicie zagubiony i nie wiedząc, o co w tym chodzi. W końcu odsunął się nieco, tak, bym mógł na niego spojrzeć i wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że może to nie było do końca tak, jak myślałem.
Po prostu oboje jesteśmy głupi? — powtórzyłem jak cień, zagryzając lekko wargę, ale wyjaśnienia Maxa wcale nie sprawiły, że nagle wszystko odeszło i teraz to już mogliśmy wypierdalać do Zasiedmiogrodu. A skoro tak chciał żebym mu powiedział, o co chodzi to proszę bardzo, mogłem, może to w końcu jakoś pomoże tej na maksa chujowej i nużącej sytuacji. — To nie są moje wnioski, to jest coś, co mi powiedziałeś — powiedziałem na początku. — A nawet jeśli, kurwa, jestem ciekawy co ty byś sobie pomyślał. Zrywasz się z samego rana, żeby zapierdalać ze mną na ten konwent, kiedy nic tam się jeszcze nie dzieje, więc, no, nie wiem, pomyślałem sobie, że dlatego, że chcesz ze mną tam posiedzieć. Ale ty najwyraźniej wolisz sterczeć przy stoisku tego całego Erica, a potem spędzać czas z nim, a nie ze mną. I w porządku, chodź sobie tam, gdzie chcesz, ale przynajmniej daruj sobie wodzenie mnie za nos, bo głupio myślałem, że chodziło ci o coś innego.
Wziąłem głęboki oddech, patrząc się na Maxa. Powiedziałem mu, tak jak chciał. I wcale nie czułem się z tym lepiej, co więcej, czułem się jak wielki idiota, że sobie wyobrażałem jakieś rzeczy. I tak naprawdę nie chodziło o olewanie mnie, znaczy, też, ale nie do końca. Jak pierwszoligowy idiota, było mi przykro, bo myślałem, że mój chłopak chciał spędzić czas ze mną, a nie z innymi ludźmi, podczas gdy rzeczywistość okazała się inna.
Zacisnąłem wargi i pokręciłem głową, odganiając natrętne myśli.
I, co, bawisz się w wielkiego orędownika tego świata? Nie mam piętnastu lat, jestem w stanie ocenić kiedy mam siłę przelecieć mojego chłopaka, a kiedy nie, i nie potrzebuję żadnego litowania się nade mną — dodałem, zirytowany tym, że nagle Max wiedział lepiej (nieprawda) i że przed chwilą powiedziałem mu to wszystko.
Kurwa, Monaghan, to naprawdę nie jest twój dzień.


Gazelle - 2018-10-23, 23:33

Słuchał Iana, słuchał, a jego twarz z każdym kolejnym słowem bardziej markotniała. Nie miał pojęcia, że Ian się tak czuł... No właśnie, nie miał pojęcia. Bo w ogóle o tym nie rozmawiali, tak naprawdę pomijając sprawy łóżkowe rzadko w ogóle rozmawiali o swoich potrzebach i to się później tak wszystko rozjeżdżało.
No i co miał z tym fantem zrobić? Szczerze, był zmęczony, nie fizycznie ani nic, tylko po prostu...znowu ten sam scenariusz. Ale musiał Ianowi wyjaśnić swoją perspektywę, przecież mu się to należało, nawet gdyby pomimo tego nie mieli dojść do porozumienia.
Wcale ci nie powiedziałem, że potrzebuję przestrzeni, a na pewno nie, że potrzebuję jej teraz. To ty nie chciałeś mojego towarzystwa i...dobrze, powiedziałeś mi o tym, ale myślałem, że już dzisiaj... Dobra, nie, najpierw inne rzeczy. Okej, przyznaję, to nie było najmądrzejsze z mojej strony. Zirytowałem się tym tatuażem, tym zdjęciem, poza tym...nie wiem, to głupie jak chuj, ale kiedy mi powiedziałeś żebym nie zabierał ci czasu, bo chciałem wiedzieć po prostu czemu wstawiłeś to zdjęcie nawet mi o tym nie mówiąc... I tak, wiem, że pracowałeś, i pewnie sam to sobie wmówiłem, ale słyszałem u ciebie takie podirytowanie i poczułem się jakbym ci tam zwyczajnie zawadzał. No to nie zawadzałem. Przecież wiesz, że uwielbiam spędzać z tobą czas...prawda? Ale też, tego weekendu...to też jest dla mnie nowe, że poznałem tyle fajnych osób i, nie wiem, czułem się w ogóle tak dobrze w szerszym towarzystwie i może się też tym trochę zachłysnąłem? Wychodzi na to, że kosztem ciebie, to jest chujowe. Ale powiedz mi...bo czasami mi się wydaje, że się narzucam czy cię przytłaczam, i nie mówię o wczoraj, ale ogólnie. I okazuje się, że kiedy opuściłem cię na pół dnia tak to zniosłeś i...jak to w końcu jest? — spytał cicho, z każdym słowem coraz mniej śmiało. Bo może nie powinien rozgrzebywać i tego tematu w środku ich dyskusji.
Poza tym, sam nie wiedział co właściwie próbował przekazać. Chciał się usprawiedliwić, to fakt, chciał pokazać swoją perspektywę, ale też był w stanie się przyznać, że okej, w jakimś stopniu spierdolił, i przez to okazało się że Ian poczuł się źle, co na pewno nie było intencją Maxa, ale skoro Ian się tak poczuł, to to była jego wina tak czy owak.
Jako dziennikarz, który może nie w tej konkretnej redakcji, ale ogółem stykał się z sytuacjami, gdy ktoś coś spieprzył i trzeba było się publicznie tłumaczyć, znał się z terminem non-apology i absolutnie nie chciał wkraczać na ten teren.
Poza tym, na terapii zdobył wiedzę, że warto mówić przede wszystkim o własnych emocjach, a także że nie można nikogo obwiniać za odczuwanie takich czy innych emocji, bo każde emocje były ważne i nie powinno się ich ignorować. Wprawdzie, sama wiedza nie sprawiała że Max nagle był lepszym człowiekiem, co pokazywała chociażby ta sytuacja i te rażące braki w komunikacji z Ianem, ale w tym kierunku chciałby podążać, kroczek po kroczku.
Dlatego zależało mu na tym, żeby się dogadali. Nie musieli się zgadzać, nie o to chodziło. Ale po prostu żeby coś wynieść z tej rozmowy poza kolejnym wejściem w bagno.
Jezu, Ian, orędownika świata? Martwiłem się o ciebie, ot i koniec historii. Można się martwić bez litowania się, wiesz? Jedno nie jest tożsame z drugim. I, co, chciałeś mnie przelecieć mimo tego wszystkiego co czułeś? Jesteś na mnie zły, rozczarowany, czy jakkolwiek to nazwiesz i sądziłeś że seks załatwi sprawę, czy co?


effsie - 2018-10-24, 12:56

Co się teraz działo – nie miałem absolutnego pojęcia, w ogóle. Miałem wrażenie, że nie odpocząłem od niemal tygodnia, że wszystko się tylko nawarstwiało i czekało żeby wybuchnąć, a ja naprawdę, naprawdę nie miałem na to siły. Chciałbym położyć się spać i, jestem przekonany, zasnąłbym w kilka chwil, ale nie, najwyraźniej i to nie będzie mi dzisiaj dane.
Przyłożyłem dłonie do twarzy, przecierając oczy i jednocześnie maskując ziewnięcie, które samo wyskoczyło z moich ust. Czułem się absolutnie zagubiony, przede wszystkim, w tej rozmowie, bo miałem wrażenie, że Max zupełnie nie rozumiał, co do niego mówiłem – głównie przez to, że, ech, nie zareagował na to w żaden sposób? Znaczy, ja naprawdę nie musiałem słuchać tego jego pierdolenia o tym, że był na mnie zirytowany, ale może skoro to dla niego było tak bardzo istotne to mogłem zacząć mówić jego językiem.
No, spoko, byłeś na mnie zirytowany, ja na ciebie też, wiesz? Mówiłem ci, że to cztery godziny, kiedy każdy może się ustawić w kolejce do każdego z wystawców, a on im ma coś wydziarać. I u mnie była ta kolejka, w którą się oczywiście musiałeś ustawić — mówiłem naprawdę spokojnie. Już nie byłem tym zirytowany, to była wczorajsza sytuacja, wydawałoby mi się, że zupełnie nieważna, ale nie; teraz czułem się co najwyżej zmęczony, tym wszystkim, że musiałem tłumaczyć mu takie oczywistości i rozkładać na jakieś pierwsze czynniki coś, na co zupełnie nie mieliśmy już wpływu, żaden z nas. — Wiesz, ile się u mnie czeka na tatuaż, jakbyś teraz tak o, napisał do mnie maila? Najszybszy termin jest w czerwcu. Okej, to przez naszego tripa, teraz, ale generalnie nie ma szans żeby udało się to zrobić szybciej, niż w dwa-trzy miesiące. Więc na takich konwentach to często nie jest kwestia tego, że a, niech tam będzie, ale tego, że ktoś wyjeżdża, nie może przylecieć do NY albo zwyczajnie nie chce aż tyle czekać, bo jest narwany i chce teraz. I jak jest taka okazja to chcę żeby udało się wydziarać jak najwięcej. I za tobą w tej kolejce stało potem kilkanaście osób, nie wszystkim zdążyłem coś zmajstrować, nawet pomimo tego, że siedziałem tam dłużej, niż rzekomo mogłem, dopóki organizatorzy nie zaczęli się czepiać. Ale ty przylazłeś, pewnie wymyślając sobie kwadrans wcześniej, że to będzie fajne, bez żadnego pomysłu tylko tak o i mimo że mógłbym ci wydziarać cokolwiek kiedykolwiek to ty musiałeś oczywiście wtedy. A jak powiedziałem ci, że Max, spierdalaj, nie, to ty zacząłeś mnie szantażować. I byłem wkurwiony na to, że zawsze, zawsze jest tak, jak ty chcesz, Max, a ja nawet nie mam pojęcia, jak to się wydarzyło. A potem tylko to samo: ja jestem na ciebie zły, ty jesteś na mnie zły, ale z tą różnicą, że to ja do ciebie wydzwaniam, ja się za tobą uganiam, podczas gdy ty masz mnie gdzieś. I w porządku, poznawaj sobie nowych ludzi, bardzo się cieszę, że się dobrze bawisz, to dobrze, ale robisz mi absolutną wodę z mózgu, bo nie myślałem, że kiedykolwiek będę postawiony w takiej sytuacji. I, kurwa, Max, nie chcę się z tobą kłócić, nie mam na to ani ochoty, ani siły, dlatego tak, jak czułem się chujowo i jak frajer to tak, uważam, że seks to jest dobre rozwiązanie, ja się rozluźnię, ty się rozluźnisz i po sprawie, tego nie ma co rozgrzebywać, bo to nic nie zmieni — zauważyłem. Byłem przez cały czas spokojny i nie podnosiłem głosu, ani nie warczałem, ot, tak po prostu. — I nie musisz się o mnie martwić, co więcej, nie potrzebuję żebyś się o mnie martwił. Seks to jest akurat coś, co nam wychodzi najlepiej z tego całego pierdolenia o dupie maryni i, Jezu, nie wiedziałem, że teraz to ty lepiej ode mnie wiesz, czy mam na niego ochotę, czy nie — po raz pierwszy zironizowałem, ale zaraz pokręciłem głową i westchnąłem. — Nieważne. A to twoje pytanie… słuchaj, Max, ja już naprawdę nie wiem, czego ty chcesz. Z jednej strony przylatujesz do jebanej Australii, spędzamy ze sobą 24/7, teraz nagle wyjebujesz z pytaniem, czy się nie narzucasz, odpowiem od razu: jakbym cię miał dość to bym ci to powiedział, tak jak powiedziałem wczoraj czy w czwartek, w każdym razie jest cię wszędzie pełno obok, a teraz… kurwa, mam wrażenie, że to jest jakieś totalne przeciwieństwo, jakbyś, nie wiem… — zamilkłem na chwilę, gdy jakaś myśl pojawiła mi się w głowie. I nie wiedziałem, czy jest głupia, czy nie, bo odkąd chciałem o tym porozmawiać z Betą to jeszcze nie miałem okazji i, ech. — To jest Lionel? W sensie, o to z nim chodzi? Że jest albo tak, że oooo, albo tak, że w ogóle, spierdalaj? Bo jeśli tak, kurwa, czemu nie możesz mi po prostu powiedzieć: Ian, spierdalaj, teraz mi się nie chce z tobą przebywać, tylko robisz mi wodę z mózgu?


Gazelle - 2018-10-24, 22:16

W trakcie wypowiedzi Iana usiadł na kanapie. Raz, że czuł się debilnie, kiedy rozmawiali w taki sposób stojąc w tym durnym progu, dwa, że ciężar spojrzenia Iana nieco go przygniatał. I dzięki temu Ian mógł spoglądać na niego z góry, ale Max się tym akurat zupełnie nie przejmował. Miał inne rzeczy do przejmowania się, a mianowicie przetwarzanie słów swojego chłopaka.
Lekko się zarumienił, szczerze zawstydzony, gdy Ian mu wyjaśnił dlaczego tak zareagował gdy Max poprzedniego dnia ustawił się w kolejce do tatuażu. No bo po tych wyjaśnieniach zdał sobie sprawę jak głupio i egoistycznie się zachował. Wtedy o tym zupełnie nie myślał, to był jego sposób na to, by mieć swój wkład w ianowe przeżycia na konwencie, poza tym uznał to za w pewnym sensie zabawne, może nawet urocze, a potem się trzymał przy swoim dlatego, że nie sądził że Iana zirytowało to aż tak, ale, ech...
No, to było głupie, musiał to przyznać.
I dalej, jak słuchał Iana, wcale nie było lepiej. Czy naprawdę był aż takim egoistą? Jeżeli rzeczywiście obraz jego zachowania był taki, jakim kreślił go Ian, to był jak taki typowy, rozpuszczony bachor – etykietka, od której od dzieciństwa chciał uciec. Jednak, mimo świadomości że jego zachowanie nie było w pełni okej, nadal nie potrafił tak całkowicie zrozumieć Iana i jego zarzutów, nie rozumiał do końca z czym miał największy problem, ale...
Seks to jest akurat coś, co nam wychodzi najlepiej z tego całego pierdolenia.
Max zamarł na moment. Ian naprawdę tak uważał? Boże, przecież to wcale nie odbiegało od prawdy. Rzeczywiście komunikacja w łóżku wychodziła im najlepiej, a poza tym wołało to o pomstę do nieba. Tak, Max sam mógł w to uwierzyć i...nie wiedział, czy ta myśl napawa go większym przerażeniem, wkurzeniem, czy może rozczarowaniem?
Bo co ten fakt mógł o nich mówić poza tym, że najwyraźniej ich relacja powinna ograniczać się tylko do łóżka? Jednak Max...nie byłby w stanie wymazać tych wszystkich pięknych chwili, które spędził z Ianem, tych poza seksem, kiedy po prostu się sobą cieszyli i...
Kiedy jednak pojawiały się przeszkody, nie potrafili sobie z nimi poradzić. Taka była prawda. Obrzydliwa, przykra prawda, która rozrywała serce Maxa.
Sam siebie nie rozumiał. Sam nie wiedział, czego chciał. Nie wiedział, czego chciał Ian, nie wiedział, jak się do niego dostosować, nie wiedział nic i to było straszne. W jednej chwili nie miał problemu żeby zachowywać się jak absolutna przylepa, a potem hiperbolizować nawet najmniejszy cień czegoś, co mogłoby kierować na odtrącenie. I w tej drugiej sytuacji po prostu się wycofywał, taki schemat postępowania towarzyszył mu nawet zanim zaczął spotykać się z Ianem.
Lionel? — uniósł brew, odzywając się w końcu, gdy uzyskał na to szansę. I chwilowo nie odnosił się do pozostałej części wypowiedzi Iana, bo to potrzebowało jego pilnej uwagi. — Nie wiem, Ian, z takimi pytaniami powinieneś raczej kierować się do mojego lekarza, nie sądzisz? — i mimo tego że Ian unikał ostrego tonu, to Max już nie był taki subtelny. Poruszenie przez Iana tematu jego zaburzenia jednak go zirytowało, bo...: — Musisz w to mieszać mojego bordera? Boże, Ian, wiesz, czasami ludzie po prostu robią rzeczy głupie, czasami pojawiają się jakieś nieporozumienia, czasami dostają zaćmienia umysłowego, czasami zachowują się zupełnie nieracjonalnie, nawet jak są zdrowi. I nie zamierzam zrzucać wszystkiego na Lionela, nie będę się tym zakrywał, okej? Bo mógłbym nim tłumaczyć wszystko, ale nie chcę — zacisnął wargę i spojrzał się w bok. Nie chciał żeby Ian patrzył na niego przez pryzmat jego zaburzenia. Bo, okej, to była część niego, ale...nie chciał się do tej części siebie przywiązywać i nie zamierzał pozwalać na to, by Ian z tego powodu traktował go jak nieporadne dziecko.
I wiesz co, może rzeczywiście seks to dobre rozwiązanie — stwierdził i podniósł się gwałtownie z kanapy, w dwóch szybkich krokach znajdując się tuż przy Ianie, którego pociągnął za koszulkę aby porządnie wpić się w jego usta, pocałunkiem głodnym, zdesperowanym, intensywnym. — Przerżnij mnie — wymruczał mu do ucha, przejeżdżając koniuszkiem języka po jego małżowinie.


effsie - 2018-10-24, 22:43

Zamarłem zdziwiony, gdy usłyszałem pierwsze warknięcie Maxa i jego ofensywny ton, zupełnie jakbym mu coś nagle zrobił, zabił matkę albo ojca, a nie starał się tylko znaleźć odpowiedź na cokolwiek. Bo na tę chwilę nie wiedziałem absolutnie nic, a ta niewiedza była mi bardzo nie w smak.
Okej, chcę tylko… — zacząłem mówić, ale nie było dane mi dokończyć, bo Max poderwał się z kanapy i zaraz wciskał swoje wargi w moje, zaciskając pięść na koszulce i ciągnąc w swoją stronę. Nie puszczając materiału, wspiął się na palce i wyszeptał mi dwa krótkie słowa do ucha, a ja tym razem naprawdę poczułem się jak w ukrytej kamerze.
Wyprostowałem się, odsuwając się od Maxa i mierząc go poważnym spojrzeniem, pod naporem którego jego uścisk na mojej koszulce zelżał, a ja sam mogłem odsunąć jego dłoń bez szarpania się. Nie przedłużałem jednak kontaktu fizycznego dłużej, niż to potrzebne, naprawdę, naprawdę nie rozumiejąc, co się działo.
Zaniepokojony, bardzo, chciałem znaleźć odpowiedź w oczach Maxa, ale kiedy tak staliśmy naprzeciw siebie, odwrócił ode mnie wzrok.
A ja nie ruszyłem się, zwyczajnie, stałem tam sparaliżowany jak słup soli, absolutnie, absolutnie zdębiały.


Gazelle - 2018-10-24, 22:53

Max też nie rozumiał.
Nie wiedział, dlaczego Ian nagle się opierał. Przecież tego chciał, prawda? Sam powiedział, że to dobry pomysł...
...że to im najlepiej wychodzi.
I Max coraz bardziej skłaniał się do tego by przyznać mu rację, bo cała ta rozmowa zmierzała donikąd. Czuł się jakby wpadł po uszy w jakieś bagno i nieudolnie próbował się z niego wygrzebać. I już naprawdę nie wiedział jak postępować z Ianem, ta niewiedza czyniła go wyjątkowo słabym i zrezygnowanym.
Aha, czyli jednak nie — powiedział cicho, nadal nie patrząc na Iana. To było strasznie tchórzliwe zachowanie, bo bał się tego co mógłby zobaczyć na jego twarzy. Poirytowanie? Zdegustowanie? — Więc...czego ode mnie teraz oczekujesz? — spytał, ściszając głos jeszcze bardziej, już do szeptu. — Tak, wiem, zjebałem, przepraszam. Ale przepraszanie nic tutaj nie da, prawda? I nie wiem, czy to Lionel, czy Sronel, czy inne chujostwo, nie wiem, ale nie zakładaj tego od razu, bo...bo ja nie jestem tylko swoim spierdoleniem, okej? I nawet jeżeli masz się wkurwiać o te wszystkie durne rzeczy, które robię, to wolę to, niż stałe usprawiedliwianie się tym spierdoleniem. I jeżeli chcesz innych odpowiedzi, to obawiam się że nie mogę ci ich dać. Poza tym, że nie chcę się wcale od ciebie odsuwać, nie chcę żebyś gdziekolwiek spierdalał, nawet jeżeli są momenty, kiedy chcę spędzić czas z kimś innym, to nie oznacza to z góry ze zamierzam się od ciebie już w ogóle odsunąć.


effsie - 2018-10-24, 23:37

To ostatnie zdanie, które wypowiedział Max, nie wiem, czy kierował je do mnie, czy chciał żebym powtórzył i sam go o tym zapewnił, bo ech, przecież nie byłem idiotą, to nie tak, że wydawało mi się, że po tym, jak olewał mnie jednego popołudnia to już koniec tego ciągania się z nim w tę i z powrotem. Nie, ja nawet sam nie wiedziałem, jak się znaleźliśmy w tej rozmowie, znowu, brawo, jak zawsze, wychodząc z jakiegoś punktu, który wydarzył się przypadkiem.
O co chodziło? Mnie, teraz? Sam już nie wiedziałem, zwyczajnie. Może oczekiwałem chociaż cienia zrozumienia, tego, żeby zamiast mnie przepraszać po raz kolejny, spróbował zrozumieć, co do niego mówię, jakkolwiek na to zareagować, powiedzieć coś więcej, niż to, że nie chciał – ale to najwyraźniej nie miało się wydarzyć, a ja sam nie widziałem w tym już sensu.
Nie chciał, zjebał, pewnie mogłem znaleźć wiele innych synonimów na to wszystko, których użył w tej naszej krótkiej rozmowie. Nie wiedziałem, czy zjebał, ale czułem, że rozwalanie tego na tysiące kolejnych czynników już do niczego nas nie doprowadzi, skoro nie potrafiliśmy nawet zrozumieć, o co nam nawzajem chodziło.
Czyli wszystko jest normalnie — powiedziałem tonem sugerującym, że bynajmniej, normalnie na pewno nie było, ale jakoś ugrzęźliśmy w martwym punkcie. Gdyby dał mi się przelecieć wtedy, kiedy chciałem to zrobić, nie byłoby najmniejszego kłopotu i pewnie teraz spalibyśmy jak dzieci, ale nie, ech. — No to super. Fajnie. Nie wiem, co ci jeszcze powiedzieć. Może byłoby łatwiej, gdybyś na mnie spojrzał, ale widocznie nie dziś takie luksusy — teraz ja zacząłem ironizować, chociaż bardzo, bardzo nie chciałem, ale widać zmęczenie musiało wyrzygać całe to rozgoryczenie, które we mnie siedziało. Ugryzłem się w język i wyciągnąłem rękę, chcąc wsunąć ją we włosy Maxa, ale zrezygnowałem, opuszczając ramię wzdłuż ciała. — Ech… Nie wkurwiaj się, że pytam się o Lionela, to wydaje mi się… logiczne. I przecież tylko pytałem, nic nie zakładam — mruknąłem, czując potrzebę wyjaśnienia tej kwestii. To nie tak, że już wymyśliłem sobie teorię, znaczy, trochę tak, ale nie wprawiałem w ruch całego mechanizmu, który za nią stał. — Ale dobra, to nie on, wszystko twoja wina. Jak se tam wolisz. I co teraz?


Gazelle - 2018-10-24, 23:55

Tylko, że jak Max miał zrozumieć Iana, skoro nawet nie rozumiał samego siebie? I vice versa. Żadne z nich nie umiało wejść w buty drugiego. Różniło ich dosłownie wszystko: temperament, doświadczenia, osobowość, a to co ich spajało to te niesamowicie intensywne uczucia, które jakimś cudem się między nimi wytworzyły. I nie było sensu w tym momencie analizować tego, skąd to, dlaczego.
I tak naprawdę wciąż nie dotarł do tego, na czym właściwie polegała na dyskusja. Okej, wiedział od czego się zaczęło, to już coś. Ian wytłumaczył mu jak się czuł, Max wyjaśnił mu swoją perspektywę, przeprosił, i nadal beton, bo wcale nie czuł jakby to cokolwiek zmieniało. Nienawidził takich patowych sytuacji, czuł się wtedy bezsilny, pozbawiony całkowicie kontroli, a brak kontroli zawsze mu brzmiał zwyczajnie przerażająco. Przynajmniej w tego typu sytuacjach.
Uniósł ostrożnie wzrok na Iana, mimo iż mierził go ten pasywno-agresywny ton, jakim mężczyzna się posługiwał, no ale sam też nie był go w pełni pozbawiony. Nie wyłapał tego, co Ian zamierzał zrobić ze swoją ręką, ale chyba chciał dotknąć Maxa, skoro sięgał nią w jego stronę. I Max bardzo by tego chciał. By Ian go dotknął, pocałował, zrobił cokolwiek by dało mu iluzję względnej normalności. Ale, cytując Iana, widocznie nie dziś takie luksusy.
Co z tego, że rozmawiali, skoro wychodziło na to, że nawet rozmowa niczego magicznie nie rozwiązuje?
Nie tyle, co się wkurwiłem, co po prostu...nie chcę, żebyś sprowadzał całą tę sytuację tylko do tego. To byłoby pójście na łatwiznę i, szczerze, może to nawet byłoby okej, jeżeli by to jakoś rozwiązało tę sytuację, ale to by jej nie rozwiązało. I naprawdę nie wiem, na ile jest to Lionel, na ile nie, ale nawet jeżeli, to Lionel jest we mnie, więc lepiej po prostu zakładać że moje zachowania są moje, prawda? — powiedział już łagodniej. — Zadałeś dobre pytanie, i naprawdę, Ian, chciałbym ci dać na nie równie dobrą odpowiedź. Ale...chyba że naprawdę potrzebujesz być sam...chciałbym żebyś został ze mną — wyznał bardzo cicho, wręcz nieśmiało. Bo sam nie wiedział, czy wyrażanie takich życzeń w tym momencie nie było aby zbyt bezczelne.


effsie - 2018-10-25, 10:31

Uniosłem wysoko brwi, słysząc tę prośbę Maxa i przez chwilę wydawało mi się, że się przesłyszałem. Chciałbym żebyś został ze mną, no co za gnojek, naprawdę!
Zdecydowałem się to wyjaśnić.
Nie potrzebuję być sam — zacząłem, zastanawiając się przez ułamek sekundy nad dalszą częścią zdania — ale chcę. — Przez moment miałem powiedzieć ale nie chcę być teraz z tobą, co byłoby bliższe prawdy, ale, miałem wrażenie, spowodowałoby dalszą lawinę nieporozumień. I znów, kurwa, nawet teraz, przede wszystkim zastanawiałem się nad tym, co ten pieprzony blondas może usłyszeć, by nie zaczął panikować, by nie zaczął świrować, nawet w tej chwili.
To nie tak, że nie mogłem tu zostać – mogłem, ale zwyczajnie nie chciałem. Byłem zmęczony i chyba wciąż trochę urażony, mimo że wiedziałem, jak bardzo głupie było chowanie takiej urazy, ale nie mogłem z nią nic zrobić. Więc zachowywałem się jak prawdziwe dziecko, robiąc mu choć trochę na złość, by poczuł się choć trochę tak kiepsko, jak ja się wczoraj poczułem i to było bardzo, bardzo głupie, ale ja byłem też bardzo, bardzo głupi i najwyraźniej nie dorosłem do poważnej, prawdziwej relacji, gdzie dobro tego drugiego człowieka stawia się ponad własnym, bla bla bla. No chuj, najwyraźniej nie dorosłem.
Do tego, wiedziałem, że gdy tu zostanę, będę przewracał się z boku na bok i nie zasnę przez pół nocy, a, słowo daję, tak. bardzo. chciałem. nie. myśleć.
I, do jasnej cholery, miałem do tego pełne prawo, prawda? Zrobić to, co sam chciałem, a nie to, czego chciał ode mnie tej pieprzony blondas? Zawsze, zawsze było tak, jak on sobie wymyślił, że miało być, prędzej czy później, i choć nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało (ałć, moje biedne ego), teraz – zirytowany, zmęczony, wciąż trochę rozgoryczony, do czego oczywiście nigdy w życiu bym się nie przyznał – mogłem postawić na swoim.
Czemu w ogóle się nad tym tyle zastanawiam?
Po prostu to zrobię i tyle.
Więc idę spać. Nie zrywamy, wszystko jest w porządku — ustaliłem na koniec, a to w porządku, choć wypowiedziane normalnym tonem, brzmiało jak absolutny żart nawet w moich uszach. — Cześć — dodałem i przez drobną chwilę zastanawiałem się, jak się z nim pożegnać, a kiedy to przebrzmiało absolutną ironią nawet w mojej głowie, pochyliłem się, pocałowałem go w policzek i rajtowałem do siebie.
Spać.
I naprawdę, naprawdę poszedłem spać.
I zasnąłem – sam nie wierzę w swoje szczęście.


Gazelle - 2018-10-25, 13:20

Max, cóż, nie miał takiego szczęścia jak Ian. I kiedy on opuścił jego mieszkanie, stał jeszcze sam nie wiedział ile, zdębiały, zdezorientowany, zasmucony. Mógł się spodziewać tego, że po tym wszystkim Ian będzie chciał zostać sam i pewnie wypowiedzenie przez Maxa tej prośby nie było dobrym pomysłem – co zrozumiał, gdy spojrzał na twarz Iana – ale w takim razie już sam nie wiedział, co miał mu wtedy powiedzieć. Że co, że już nawet miał się szczypać z wyrażaniem swoich pragnień? Wcale nie zamierzał naciskać na Iana i tego nie zrobił.
Tak więc został sam i nie wiedział jak sobie z tym poradzić. A jako, iż z radzeniem sobie z paskudnymi sytuacjami był ostatnio wybitnie kiepski, to rozsiadł się w kuchni, paląc i popijając resztki wina, które miał w lodówce. Niczym dorosły, rozsądny człowiek, prawda?
Tak, niewątpliwie było to bardzo rozsądne. Ale Max miał to gdzieś, po prostu...nie chciał zostać sam ze swoimi myślami, znowu gapić się w sufit i myśleć, analizować, dołować się. Z tym, że i tak nie mógł od tego w pełni uciec. Nawet muzyka, którą puścił sobie w tle, nie mogła zagłuszyć tego, co działo się w jego głowie. I, co gorsze, smutek z czasem ustępował innemu uczuciu, nie nowemu, bo już obecnemu wcześniej, z tym że starał się to trzymać w szrankach, a mianowicie – podirytowaniu. Czy słusznie? Być może, być może nie. Ale przecież Max nie miał w ogóle wpływu na to, co czuł, a w tym momencie, tak, był zirytowany. Zirytowany przede wszystkim tym, że pojawił się temat jego zaburzenia. Żałował, cholernie żałował że powiedział o tym Ianowi. Poczuł się zbyt swobodnie, dlatego w jego głowie pojawił się pomysł, że może być z nim w końcu szczery i ten pomysł był taki przyjemny, wyzwalający, a ostatecznie odbił mu się potężną czkawką. Bo było trzymać gębę na kłódkę. Udawać, że wszystko jest w porządku, że jego problemy kończą się na zasranych atakach paniki, że nie ma reszty tego gówna. I co, teraz Ian będzie nadal myślał o nim, jak o Maxie, czy może jak o Lionelu? Będzie rzeczywiście się z nim obchodził jak z jajkiem, czy może jak z trędowatym, w którego obecności nie chce się przebywać, albo jak z niebezpiecznym świrem?
Nienawidził tego, jak wiele ta idiotyczna diagnoza zmieniała. A sam jej tak bardzo chciał, bo myślał że jasność sytuacji mu w czymkolwiek pomoże.
Ian nie mógł tego zrozumieć, to było wyraźne, że w ocenie zachowań Maxa już posługiwał się kryteriami jego zdiagnozowanego spierdolenia, nawet gdy unikał mówienia o tym wprost. Tak, jakby sobie wszystko dopasowywał pod tezę. Max przecież chciał spędzać czas z Ianem! Dlatego w pierwszej kolejności wybrał się na ten konwent. Tylko, że od Iana nie odbierał sygnałów, że jemu też aż tak na tym zależało, już bardziej w drugą stronę. I dlaczego nie mógł po prostu spędzić czas także po swojemu? Ian pracował, Max poznawał nowych znajomych, co było w tym złego? Mógł się przyznać do tego, że sprawa z tym tatuażem i nieodbieranie telefonów była głupia, ale nie rozumiał pretensji o to, że nie siedział ciągle przy Ianie.
I w ogóle, nie rozumiał Iana. A Ian nie rozumiał jego. Słodko.
I myślał, myślał ciągle o innych konkretnych słowach Iana...i ocierał się o gorzki wniosek, że może rzeczywiście ich relacja nie powinna wychodzić poza łóżko, bo jakimś cudem w łóżku dogadywali się naprawdę perfekcyjnie, a poza nim czar nagle pryskał.
Świadomie, nie chciał napawać się zbyt wielkim pesymizmem z powodu jednego nieporozumienia, ale i tak kładł się do łóżka nie dość że pijany, to jeszcze z poczuciem beznadziejności.
Ale zasnął tym razem w ciągu chwili. Pewnie dlatego, że jak na rozsądnego człowieka przystało, po napiciu się alkoholu wziął dodatkowo swoją tabletkę uspokajającą, żeby mieć pewność że szybko zaśnie i się znieczuli chociaż na parę godzin.
Wstał z obrzydliwym kacem i poczuciem niewyspania, mimo iż spał – zerknął na zegarek – całe dziesięć godzin. Zatem było już po południu, a Max miał do zrobienia pracę. Super. Zastanawiał się, kiedy doczeka się pogadanki z szefostwem za to, jak ostatnio wyglądało jego wywiązywanie się z obowiązków.
Nawet pracując, nie mógł uciec myślami od poprzedniego wieczoru. Zupełnie nie wiedział co zrobić z tym...z tym wszystkim.
Chociaż, nie, miał pewien pomysł. Od tego momentu, zamierzał udawać, że jest normalny, nadal unikać tematów związanych z jego zdrowiem psychicznym, nie dawać po sobie poznać, że coś jest nie tak, bo z tego wszystkiego nigdy nie wychodziło nic dobrego. Nie odmawiał Ianowi empatii, ale nie chciał żeby ten pomyślał, że Max gra kartą choroby, czy żeby w ogóle tworzył sobie kolejne wizje na temat tego, kim Max jest, a kim nie jest. Koniec z Lionelem, mógł sobie zostać w karcie jego choroby.
Nie zamierzał popełniać tego samego błędu, co wcześniej, więc tym razem zamiast znowu milczeć przez cały dzień, wysłał do Iana smsa z pytaniem, czy może przyjść wieczorem po niego do studia, żeby poszli gdzieś razem na kolację. I Ian odpisał aprobująco. Kończąc wiadomość KROPKĄ. I może i to była bzdura, ale Max wciąż był przewrażliwiony, zatem obawiał się że Ian nadal był urażony, że może jednak nie chciał się z nim widzieć, ale przecież gdyby tak było, to by mu o tym powiedział, nie?
Dlatego pod wieczór wsiadł w metro, jadąc do Queens, z mocno bijącym sercem i gulą w gardle. Tak bardzo marzył o tym, żeby pomiędzy nimi było już w porządku, żeby to całe napięcie poszło w cholerę...


effsie - 2018-10-25, 14:07

Powiedzieć, że wstałem wypoczęty byłoby sporym, naprawdę, nadużyciem – ale przynajmniej czułem się lepiej, niż poprzedniego dnia i nie wiedziałem, czy to była zasługa pierwszej (od dawna) nocy w moim mieszkaniu, czy tej kolejki wódki, którą wychyliłem przed snem, ale rano nie miałem większego problemu z zebraniem się do pracy, która przy tym wszystkim, co działo się w moim domu wydawała się jak jakieś wakacje.
I tak było – udało mi się skupić na tatuowaniu, nie myśląc o niczym więcej, jak o tym, co robiłem w tej chwili, a rozmowa z klientką o totalnych bzdurach też pochłonęła moje myśli i zrobiłem sobie mały odpoczynek od tego, co przez kilka ostatnich dni tak bardzo mnie pochłaniało.
Ale widać nie mogło być tak wiecznie, bo jeden sms od Maxa wystarczył bym na powrót w to wpadł; przyszedł akurat w tej samej chwili, co Tony, który, jak mi zaraz wyjaśnił, był właśnie na prezentacji u klienta w okolicy i wpadł zjeść ze mną lunch, skoro mnie tak dawno nie widział. A to była akurat prawda, bo pochłonięty Maxem i wydarzeniami nie widziałem typa od… od naszego piwa, jeszcze zanim wyjechałem do Australii, co było chyba z miesiąc temu; jasne, gadałem z nim potem na Fejsie, ale to nie było to samo. I siedząc nad kotletem zaczęliśmy rozmawiać, od jednego tematu do drugiego, po nasz wyjazd i w ogóle, Tony opowiadał trochę o Sylwestrze i spytał, czemu z Maxem tam nie przyjechaliśmy, więc – zgodnie z prawdą – powiedziałem mu, że Max przyleciał do Australii. Bardzo się zdziwił i zaczął podpytywać trochę o to, co w ogóle było między nami, a ja… zacząłem mu mówić.
I może nie streszczałem dokładnie tego wszystkiego, tych moich rozterek z ostatnich dni, ale powiedziałem mu tak ogólnie, że czuję się jak totalny idiota, że tak strasznie się zirytowałem przez to, że Max sobie po prostu spędzał czas z innymi ludźmi, a wtedy Tone powiedział mi coś, co było dużą prawdą i musiałem przyznać mu rację. Tone to był zajebiście mądry człowiek.
— Kurwa, Aussie, ciebie już mocno pogrzało, wiesz? To jest twoja taka pierwsza relacja, więc pozwól, że wujek Tone cię nauczy kilku rzeczy. No, powiedz mi, ile jestem z Nat? Z osiem miesięcy, nie? I co, mieszkamy razem? E-e. Okej, spędzamy dużo czasu albo u mnie, albo u niej, ale mamy też czas dla siebie. A osiem miesięcy temu, czy siedem, czy sześć, mieliśmy go jeszcze więcej. A ty i Max, wy jesteście razem non-stop, i mówiąc non-stop mam na myśli, że naprawdę non-stop, że jak nie jesteś tutaj, to siedzisz z tym blondasem, nie? Kiedy ostatni raz, pomijając ten syf, co teraz mi o nim mówisz, spałeś bez niego?
To nie tak, po prostu mieszkamy obok siebie i nie musimy wracać do siebie przez pół miasta… — zacząłem gadać, bo to akurat był przypadek, który raczej nie zdarzał się większości par, by mieszkały ściana w ścianę, więc tak wychodziło, proste, nie? Ale Tone mi przerwał.
— Pierdolenie. Może powinniście trochę spasować, dać sobie na wstrzymanie i spotykać się jak normalna para, wiesz, dwa-trzy razy w tygodniu, wtedy i ty, i on, będziecie mieli czas na swoich znajomych i nie będzie nagle problemu. Bo teraz, no kurwa, Aussie, to jest nienormalne, żebyś się czepiał o to, że on chce posiedzieć sobie z innymi ludźmi.
To nie o to chodzi — mruknąłem, bo Tony, tak jak zresztą Max, najwyraźniej nie rozumieli, ale nie zamierzałem się już w to wgłębiać, bo może to, co on gadał, miało sens? — Ech, serio tak myślisz?
— No tak. Tak to działa w normalnych związkach, a ponieważ masz w tym zerowe doświadczenie, służę radą starego wyjadacza — wyszczerzył się do mnie Tony i popił te słowa Colą.
Też napiłem się Coli.
Może to miało sens?
Nie wspominałem mu o Lionelu i tysiącach innych spraw, które zaprzątały mi głowę, głównie dlatego, że nie miałem czasu, bo nasz lunch powinien się kończyć za piętnaście minut, a to byłoby tylko podpalenie lontu i obserwowanie, jak dynamit wybuchał, a potem zostawienie całego rozpierdolu i nara. Zresztą, na razie sam nie wiedziałem, czy chciałem mu o tym mówić, ale – musiałem przyznać – powiedzenie o swoich wątpliwościach komukolwiek innemu było jakoś… rozluźniające. Nie do końca, ale przynajmniej usłyszałem jego zdanie. I ktoś w końcu powiedział mi, co robić, skoro sam nie potrafiłem tego ogarnąć.
Może rzeczywiście brakowało mi takiego wieczoru z moimi dwoma kumplami? Naprawdę, teraz się zorientowałem, nie widziałem się z nimi sam na sam… Tak. kurwa. dawno. Chyba ostatnio tego dnia, kiedy bujaliśmy się z Maxem po parku, robiąc ten cały research.
To było jakieś jebane trzy miesiące temu.
W każdym razie, do wieczora nieco się rozluźniłem, a gdy przyszedł Max wiedziałem, co robić: na początku z nim pogadać, a potem pójść gdzieś na kolację. Albo zamówić kolację tutaj i pogadać tutaj, obojętne. Właściwie to nie wiedziałem, czemu nie mogliśmy spotkać się w domu, u mnie albo u niego, ale to było najmniej istotne z tego wszystkiego.
Cześć — przywitałem się z Maxem, jarając faję i siedząc na stopniu prowadzącym do mojego studia, bo wszystko już było wysprzątane i gotowe, ot, czekałem sobie tu na niego, aż przywlecze tu swój chudy tyłek. Max stanął nade mną i przez chwilę poczułem początki niezręczności, ale zadecydowałem się ją zabić. — Słuchaj, nie chcę już więcej rozgrzebywać tego nieporozumienia, bo to do niczego nie prowadzi, nie? Było-minęło, strasznie mi to popsuło nerwy i nie chciałbym żeby takie gówno wyskakiwało nam jakoś z dupy. I to nie tylko tak, że ooo, wszystko twoja wina, no bo, ech, nie, ja sobie też powrzucałem do głowy, co nie powinienem i o, wyszło jak wyszło. Więc może ustalmy jakieś rzeczy? W sensie, no, nie wiedziałem, że to trzeba ustalać, ale najwyraźniej tak, żeby nie było takich problemów jak teraz… Tone twierdzi, że spędzamy ze sobą za dużo czasu i gdybyśmy widywali się rzadziej to wyszłoby nam to na zdrowie. I, nie wiem, może ma rację? Nie chcę się irytować, że spędzasz sobie czas z innymi ludźmi, bo to jest chore, wiem to, więc może jak będziemy się widywać rzadziej, to obaj będziemy sobie mogli spędzać czas z kim chcemy i to będzie w porządku. Hm?


Gazelle - 2018-10-25, 14:57

Nie mógł powstrzymać tego szoku, zmieszanego wręcz z przerażeniem, który rzucił cień na jego twarz. Najwyraźniej jego nadzieje spełzły na niczym. Cholerny Tony...nagadał jakichś kretynizmów Ianowi, a Ian oczywiście uznał to za prawdę objawioną, bo tak, tego właśnie potrzebowali. Dystans to totalnie było coś, co mogło im służyć.
Schował za sobą ściśnięte w pięści dłonie. Tak, był zły, poczuł się zaatakowany, czuł, że Ian próbuje na nim wymusisz rzecz, której naprawdę nie chciał, i być może obaj jej nie chcieli, ale Ian tkwił w jakimś idiotycznym przekonaniu, że to im wyjdzie na zdrowie, jak to podobno powiedział Tony.
Technicznie, przecież Ian pozostawiał mu przestrzeń na wypowiedzenie się i wyrażenie swojej opinii, ale patrząc na jego zmęczoną posturę, słuchając tonu jego głosu, Max odnosił wrażenie że Ian był już przekonany do tego bzdurnego pomysłu. Max był zły, chciał dać temu upust, wyjaśnić swojemu chłopakowi dlaczego to jest spierdolone i jak bardzo nie chce spędzać z nim mniej czasu, bo dwa ostatnie dni go zabijały, ale...
Aha — wyrwał z siebie, po ciągnącej się chwili myślenia. — W porządku, skoro tak uważasz. To co, teraz ustalamy sobie grafik, żeby przypadkiem nie przekroczyć zdrowej ilości czasu do poświęcenia sobie nawzajem? Musimy jeszcze ustalić, od kiedy wchodzą te ustalenia, bo może się okaże, że już wyczerpaliśmy limit na ten tydzień — mówił chłodno.
Tak, i tyle było z pokojowego podejścia i nie okazywania swojej irytacji. Odwrót, Max, odwrót...
Przepraszam — dodał szybko. — Jeżeli uważasz, że on ma rację i rzeczywiście tego chcesz, to okej. Przynajmniej każde z nas będzie mogło zająć się swoim życiem. Może rzeczywiście to nam pomoże jakoś się dogadać, jeżeli nie będziemy się zamykać przed innymi ludźmi — mówił, na końcu języka nadal mając kolejne uszczypliwości.
Najlepiej by przecież było, żeby spotykali się tylko na seks, prawda?


effsie - 2018-10-25, 15:31

Westchnąłem przeciągle, patrząc się z dołu na Maxa i pokręciłem ze zrezygnowaniem głową.
Max, jeśli jeszcze raz usłyszę od ciebie przepraszam to, słowo daję, zaciągnę cię tam siłą i dokończę ten tatuaż. Swoją drogą, jak skończę faję, przypomnij mi byśmy weszli na chwilę do środka. Trzeba ci to przemyć — powiedziałem spokojnie, a potem zaciągnąłem się i w ciszy wypuściłem dym ponad siebie.
Nie rozumiałem, skąd ta irytacja Maxa. To, co mówił Tony… brzmiało sensownie, nawet bardzo. I co z tego, że teraz spędzaliśmy ze sobą czas codziennie, skoro, ech, nie nazwałbym tego ani trochę fajnym ani satysfakcjonującym? To nie tak, że źle się bawiłem wcześniej – przeciwnie, bawiłem się doskonale, do tego stopnia, że zapomniałem o moich znajomych i przyjaciołach, ale to nieco inny temat – ale na tę chwilę nie było ani trochę tak, jak wcześniej, więc nie rozumiałem, czemu Max nie chciał na to znaleźć żadnego rozwiązania.
Nie wiem, czy ma rację, może tak, skoro u niego i Nat to działa. I, no kurwa, czemu irytujesz się jak ja chcę tylko znaleźć jakieś rozwiązanie? Po prostu, ech, nie chcę się czuć już więcej jak frajer, który irytuje się, że jego chłopak o nim zapomni, bo spędza czas z jego znajomymi, a nie z nim. I, powtarzam, nie ma nic w tym złego z twojej strony, to zajebiście normalne, i może ja też powinienem sobie wstrzyknąć trochę normalności, bo coś mi ostatnio odjebało. Kurwa, no, Maxie, jestem z tobą teraz tak zajebiście szczery, że bardziej już chyba nie mogę, więc jak ty masz lepszy pomysł niż Tone to mi po prostu powiedz.


Gazelle - 2018-10-25, 16:12

Przygryzł wargę, tą wargą chroniąc się przed tym, żeby nie zgrzytać zębami. Naprawdę nie pojmował tego, co wstąpiło w Iana. Tak, Max też chciał jakoś rozwiązać tę patową sytuację, i wydawało mu się że jego rozwiązanie było znacznie lepsze, ale nawet nie mógł powiedzieć o nim Ianowi wprost. Tak jak o wielu rzeczach, bo jego chłopak oczywiście zaczynał sobie wmawiać już różne rzeczy, szukając recepty na idealny związek. Ten związek nie będzie nigdy obiektywnie idealny, Max o tym wiedział, Ian też już powinien.
Nie no, skoro u nich to działa, to rzeczywiście taka jest uniwersalna recepta — prychnął. Naprawdę kiepsko mu szło opanowanie się, mimo faktu że przyszedł tam przecież z całkowicie pokojowymi zamiarami. — Nie rozumiem cię, bo to brzmi tak jakbyś zaczynał to wszystko pojmować w jakichś skrajnych kategoriach. Dlaczego w ogóle sądzisz, że mamy cokolwiek ustalać? Bo to dokładnie brzmi tak, jakbyś mi właśnie miał powiedzieć, że od teraz widzimy się w środy, soboty i niedziele, co jest zwyczajnie zjebane. Mieszkamy ściana w ścianę, Ian, to byłoby skrajnie idiotyczne gdybyśmy teraz się zaczęli unikać w imię pseudonormalności. Jeżeli już mamy coś ustalać, to nie możemy po prostu ustalić, że każde z nas ma swoje życie, czasami widujemy się ze znajomymi osobno, czasami spędzamy czas osobno, informujemy się o tym wcześniej i się o to nie fochamy? Ot tak, po prostu. Jak chcemy się widywać częściej, to będziemy się widywać częściej, jak nie, to nie, cała filozofia, a nie jakiejś debilne ograniczenia.


effsie - 2018-10-25, 16:28

Wiecie co? Zaczynałem mieć już tego po dziurki w nosie, tego wiecznego pierdolenia i w ogóle tej sytuacji. Tone miał rozwiązanie, wydawałoby się, że dobre, ale nagle okazało się, że jednak nie, że niedobre, że Maxowi się nie podoba – a pomimo tego, niemal na nie przystał. Wkurwiało mnie to, że nawet nie mógł być ze mną szczery, kiedy go o to pytałem i już naprawdę nie wiedziałem, czy to, co teraz mówił, czy naprawdę miał to na myśli.
I, kurwa jego mać, jak bardzo nie chciało mi się już o tym myśleć.
Zapragnąłem mieć wolny wieczór, taki sam na sam, żebym pograł sobie na pleju czy porobił inne, w ogóle nierozwojowe rzeczy, typu jedzenie pizzy w łóżku i oglądanie youtube’a, ale coś czułem, że na to się dziś nie zanosi. Za to zanosiło się na kolejne grzebanie patykiem w wiadrze gówna, ale nie, kurwa jego mać, nie tym razem.
Byłem już zmęczony tym tematem i w sumie w tej chwili przystałbym na wszystko.
Okej, w porządku — przytaknąłem więc, ciskając niedopaloną fajkę w bok i podniosłem się ze schodka. Mógłbym ją w sumie spalić do końca, ale to by powodowało dalsze gadanie o tym temacie albo paniczne szukanie nowego, a tak, proszę bardzo, miałem rozwiązanie. — Chodź do środka to ci zmienię opatrunek. Myślałeś o tym, gdzie chcesz iść na kolację? — pytałem, otwierając sobie drzwi do studia i zacząłem od umycia rąk, potem kierując się do odpowiedniej szuflady z moimi rzeczami.


Gazelle - 2018-10-25, 17:41

Do tej fajnej knajpki na Metropolitan Avenue? — spytał, proponując miejsce, w którym już byli, i które im przypadło do gustu, bo tak naprawdę nie miał planu na to, gdzie chciałby się wybrać z Ianem.
Najchętniej nigdzie, ale to znowu mogłoby sprawić, że Ian sobie coś wkręci, i...ech.
Max także miał dość tej sytuacji i najchętniej by od niej uciekł, ale nie, musiał się z nią zmierzyć, Ian mu nie pozwalał na to by to zwyczajnie olać, zachciało mu się rozwiązań. Niemożebnie irytowało go to szukanie dziury w całym, to silenie się na to, by coś ustalić, nawet pomimo idiotyczności danych ustaleń.
Ostatni czas dla Maxa obfitował w pasmo kiepskich decyzji, i decyzja o przyjściu tego wieczora do studia Iana była niewątpliwie jedną z nich.
Przysiadł na stole i nie odzywał się, gdy Ian mu zmieniał opatrunek, głównie dlatego że pilnował się żeby nie pisnąć i się nie wzdrygać, mimo iż mężczyzna nadal był delikatny z tym co robił. Kość, chciał mu wytatuować kość. Kolejne oznaczenie. Czy teraz by się na to zgodził? Nie. Nic nie było pewne, Max odnosił wrażenie że momentalnie ich związek nabrał jeszcze większej kruchości, także, nie, gdyby Ian chciał dokończyć tatuaż to by absolutnie nie wchodziło w grę. Mógł zostać z głupią kreską, trudno. Może kiedyś zrobi sobie z niej coś innego.
Dzięki — mruknął, gdy Ian skończył, i aż się otrzepał, bo poczuł takie nieprzyjemne mrowienie przechodzące przez jego ciało. — Idziemy? — spytał, gdy Ian już pochował wszystkie rzeczy, które powyciągał wcześniej z szafek.
Ian skinął głową, i ruszyli w stronę propozycji Maxa, którą to Ian wcześniej skwitował krótkim może być. I miał jakieś paskudne wrażenie, że Ian nie chciał przy nim być, chociażby przez to, jaki dystans zachowywał.
I kiedy zaproponował tę konkretną knajpę, zupełnie zapomniał o fakcie, że żeby się tam dostać musieli przejść przez park, w którym te parę dni temu – które wydawały się obecnie wiecznością – Ian ostro pieprzył opartego o drzewo Maxa.


effsie - 2018-10-25, 18:16

Wkurwiała mnie ta sytuacja, myślałem, gdy szliśmy w ciszy przez park, w którym jeszcze kilka dni temu obmacywaliśmy się jak dwójka napaleńców, wcześniej, durne dzieciaki, ganiając się w tę i z powrotem pomiędzy drzewami i wrzeszcząc do siebie mało wyszukane obelgi. Wcisnąłem ręce w kieszenie, zachowując bezpieczny dystans od Maxa, który szedł jakiś metr obok, zastanawiając się jakim cudem dałem się wmanewrować w coś takiego.
Miałem chłopaka, z którym chyba byłem pokłócony, to znaczy nie tak, by z nim zrywać, ale na pewno nic nie wyglądało normalnie. Nie mogłem nawet znaleźć żadnego tematu żeby z nim porozmawiać, żadnego, który brzmiałby normalnie, wolałem więc milczeć, bo każde słowo, które padło dziś z moich ust było dla niego jakimś motorem do kolejnej pasywnej agresji.
Nigdy nie chciałem być w takiej sytuacji, kurwa, mierziłem się takimi sytuacjami, zwykle albo je szybko prostując, albo puszczając znajomość w niebyt, ale tutaj Max był wyjątkowo oporny na jakiekolwiek prostowanie, a puszczenie tego w niebyt… no, zwyczajnie nie wchodziło w grę. Byłem poirytowany i, przyznaję, to dziecinne, zestresowany, bo przez ostatnie dwa miesiące ta bestia obok przyzwyczaiła mnie do kilkukrotnego opróżniania magazynku w ciągu jednego dnia, a tymczasem minął tydzień, gdy ostatni raz brałem go tu, przy tym drzewie i…
Mój telefon zawibrował, a ja wyciągnąłem go z kieszeni na pierwsze dźwięki irytującej melodyjki. Spojrzałem na wyświetlacz, gdzie pojawiły się cztery litery układające się w napis „Beta” i odebrałem połączenie.
Siema — przywitałem się z kumplem.
— Hej, joł joł — usłyszałem po drugiej stronie. — Słuchaj, ziomuś, wiem, że miałeś konwent i jesteś zabiegany, ale piszę wam od niedzieli na konwersacji o tej bryce na tripa, a ty nie dajesz znać…
Sorry, miałem…
— Tak, no, wiem. Nieważne, w każdym razie Tone mówił, że wpadł dzisiaj do ciebie i już chyba masz luźniej, więc dzwonię. Słuchaj, mam już ją, w każdym razie i pomyślałem, że przydałoby się trochę odświeżenia, w sensie, no, to będzie wymagało sporo roboty i wypadałoby się za nią zabrać, nie? Niby mamy jeszcze półtorej miesiąca, ale wiadomo, że to nie tak łatwo, no i musimy sobie to na spokojnie ustalić, co i jak, więc…
No, jasne, w porządku, ale teraz nie mam jak, bo idę z Maxem na kolację. Mogę oddzwonić do ciebie wieczorem, co?
— Oddzwonić? Aussie, to nie jest sprawa na telefon, musimy się spotkać i to na spokojnie obczaić. Po prostu wpadnij do mnie, mam auto na dole w garażu i wszystko ustalimy. Możesz jutro?
Jutro? Hm… — zawahałem się. — Dam ci jeszcze znać, okej?
— Znać-srać. Kurwa, typie, z tego Queens nie masz do mnie daleko, wpadnij nawet na pół godziny to obczaić i potem będziemy mogli się zdzwonić, skoro jak zwykle nie masz czasu — nabijał się wyraźnie z tego, z czego Tony jeszcze niedawno.
Dobra, okej.
— Czyli wpadniesz jutro?
Mhm. Wpadnę i ustalimy, co musimy zrobić. Albo ty ustalisz, a ja będę kiwał głową i udawał, że wiem o co chodzi.
— Hehe. Swój człowiek na swoim miejscu. No dobra, to do zo! Podrów blondasa!
Beta rozłączył się, a ja schowałem telefon do kieszeni, podnosząc wzrok na mojego chłopaka.
Beta chce żebym do niego wpadł jutro, bo załatwił auto. I przesyła buziaczki — mruknąłem, czując jakąś dziwną potrzebę wytłumaczenia, co to za telefon i skąd.


Gazelle - 2018-10-25, 20:01

Kiedy przechodzili obok tego drzewa, nie mógł pozbyć się tych obrazów, które z irytującą częstotliwością pojawiały mu się przed oczami. Kiedy Ian rżnął go jak sukę, swoją sukę, doprowadzając go do najsłodszego bólu, kiedy po wszystkim mówił mu te słodkie słowa, gdy byli szczęśliwi, wygłupiali się, cieszyli beztrosko sobą...to wszystko wydarzyło się ledwie tydzień temu. I Max miał wrażenie, że w ciągu tego tygodnia wszystko się zmieniło tak dynamicznie, że naprawdę nie mógł tego załapać.
Nie pamiętał, by kiedykolwiek w życiu miał aż tak intensywny i wyczerpujący tydzień. Wyczerpujący zwłaszcza pod względem emocjonalnym.
Ian nie musiał mu mówić, kto dzwonił i po co, bo w tej irytującej ciszy był w stanie dosłyszeć o czym tam Ian rozmawia i z kim. Niemniej, doceniał informację, przynajmniej przerywała tę jebaną, unoszącą się w powietrzu niezręczność.
Och, super — powiedział, tak połowicznie entuzjastycznie, ale jednak ten entuzjazm dało się wyczuć. No tak, ich trip. To przecież niedługo...i do tego czasu musieli sobie z Ianem uporządkować pewne sprawy, inaczej nie wyobrażał sobie tego. Zwłaszcza po tym durnym pomyśle o widywaniu się rzadziej. W takich warunkach byłoby to cokolwiek trudne.
A co do widywania się...wyglądało na to, że następny wieczór w takim razie Ian będzie miał zajęty. Może to i dobrze? O ile Beta nie nagada mu kolejnych bzdur, ale nad tym przecież nie miał żadnej kontroli.
I nadal było niezręcznie, cicho, i Maxa to zabijało od środka.
Dość.
Stanął przed Ianem, patrząc na niego uważnie. Oparł jedną z dłoni na biodrze mężczyzny, a drugą na karku.
Ian, a co powiesz na to, żebyśmy jednak zamówili jedzenie na wynos? — spytał, zniżając głos i rękę z karku zarazem, powoli przez plecy i na drugie biodro, skąd przesuwała się w irytującym zapewne tempie w kierunku krocza Iana.
Nie dawał tego po sobie okazywać; jego postawa była pewna siebie, jednak w środku się stresował tym, że jego chłopak mu odmówi, że znowu zajdą kolejne nieporozumienia. Jeszcze tego by brakowało, by i na polu seksualnym przestali się dogadywać...


effsie - 2018-10-25, 20:34

Super, fajnie, też cieszyłem się na tego tripa i w sumie na to, że w międzyczasie ustaliliśmy, że ruszamy w marcu. W tej całej niezręczności byłem jakoś przekonany, że jakoś to będzie, w sensie, że się dogadamy do tego czasu, a generalnie to nawet towarzystwo moich kumpli teraz byłoby pomocne – przynajmniej czymś by nas zajęli, jakimś wesołym pierdoleniem o dupie maryni czy innych rzeczach, a nie, tak żeby nie mieć się o co odezwać.
Bo teraz, nie wiedziałem. Nie chciałem poruszać bezsensownych tematów i szukać czegoś na siłę, ale cisza, zwłaszcza w tym parku, wydawała się naprawdę okropna.
Generalnie gdybym miał jakiś zmieniacz czasu czy inne zaklęcia z Harry’ego Pottera to pewnie bez wahania bym je uruchomił; chętnie wróciłbym do tej całej nocy gdy dowiedziałem się o Lionelu, potem z karaoke i naszym ganianiem się po parku.
I Max najwyraźniej też o tym myślał, trudno byłoby nie, tak mi się przynajmniej wydawało i nie pomyliłem się zbytnio. Stanął naprzeciw mnie i prawie na niego wpadłem, a wtedy złapał mnie za kark, biodro, potem drugie, skąd zaczął powolną wędrówkę do mojego krocza.
Max… tutaj? Jeszcze nie jest nawet ciemno — westchnąłem, czując jego palce na rozporku. Nie robił nic więcej, ale to wystarczało, bym ułożył dłonie na jego przedramionach. Tydzień temu… to był już późny wieczór, a i tak trafiliśmy na tę grupkę gapiów, a teraz… — Chcesz… chcesz wrócić do mojego studia? — spytałem cicho, czując mocne bicie własnego serca.


Gazelle - 2018-10-25, 21:16

Mógłby dać się wyruchać Ianowi nawet na środku tego pieprzonego parku, ale rzeczywiście, była jakaś granica między spontanicznością, podniecającym ryzykiem, a zwykłą głupotą.
Tak — odpowiedział krótko, nie panując nad drżeniem własnego głosu. Jednak zanim się ruszyli, Max szybkim ruchem przyciągnął do siebie Iana i wpił się w jego usta, głodny jego smaku. Może uda im się chociaż na chwilę zapomnieć o tym całym syfie.
Oderwał się od niego i uśmiechnął się lubieżnie, patrząc się w jego oczy gdy powoli oblizywał już i tak mokrą od śliny wargę. I zobaczył to, ujrzał w końcu pożądanie w twarzy Iana. I to mu wystarczyło.
Nadal uśmiechnięty, wyminął Iana i zaczął iść w kierunku przeciwnym niż ten, w którym wcześniej zmierzali. Czuł ten miły dreszczyk ekscytacji i od razu humor mu trochę podskoczył do góry.
Na całe szczęście nie zdążyli odejść aż tak daleko od studia Iana. I już chwilę po drodze przebytej przyśpieszonym krokiem znaleźli się w środku, a Max mógł przyszpilić do zamkniętych już drzwi swojego Iana, atakując go bardziej odważnymi pocałunkami wygłodniałej bestii. I tym razem nie miał zamiaru litować się nad Ianem, więc bezpardonowo chwycił go za krocze, dłonią stymulując jego kutasa przez materiał spodni, podczas gdy usta zajmowały się już szyją, całując ją, zasysając skórę, skubiąc, podgryzając, a potem w kontraście do tego czuje przejeżdżając językiem po pozostawionych śladach. Bawił się tak przez chwilę, ignorując zniecierpliwione pomrukiwania Iana – w końcu jego klejnoty miał dosłownie w garści – ale potem stwierdził, że do dalszej zabawy to jednak wolałby mieć Iana siedzącego, a nie stojącego i zamierzającego się do ataku.
Nie tak prędko — posłał mu łobuzerski uśmiech, palcem przejeżdżając po linii jego szczęki. — Chodź. Twój kutas pilnie potrzebuje opieki, czyż nie? — rzucił nonszalancko i pociągnął go za nadgarstek w stronę skórzanej kanapy. Musiał najpierw odsunąć niski stolik, na którym były powykładane czasopisma i albumy, bo by mu bardzo przeszkadzał w działaniu, ale po chwili mógł już popchnąć Iana na kanapę i ponownie go pocałować, zanim zsunął się z podłogę aby sobie z tej pozycji majstrować z rozporkiem Iana i uwolnić jego nabrzmiałego od kilkuminutowej leniwej stymulacji kutasa.
Sprawdźmy, czy wciąż jest tak samo smaczny — mruknął i przejechał językiem po jego długości, podtrzymując go sobie ręką przy trzonie. — Mmm, tak, tęskniłem za nim — wyszeptał i zabrał się do pracy, cały czas podtrzymując kontakt wzrokowy z Ianem, gdy w nieśpiesznych gestach zsuwał napletek, przesuwał językiem po główce, zasysał wokół niego usta, a jego dłonie w tym czasie krążyły w okolicach pachwiny, zbliżając się kciukami do jego jąder.


effsie - 2018-10-25, 21:58

Otwierałem szybko drzwi z dłońmi trzęsącymi się z podekscytowania, którego nie potrafiłem już powstrzymać, a gdy tylko je za sobą zamknąłem, Max pchnął mnie na nie z całą swoją siłą, aż jebnąłem o nie boleśnie głową, a on przyssał się do mojej szyi. Na oślep wyciągnąłem ramiona, prędko ściągając z niego kurtkę, która była mu tu całkowicie zbędna i już szarpiąc się ze swetrem, który zaraz wylądował na ziemi.
Max też nie miał problemu z rozbieraniem mnie, ach, w tym akurat mieliśmy piękne doświadczenie, wraz ze ślinieniem się jak bestie, ale to on pierwszy złapał moje krocze w swoją szczupłą dłoń, stymulując mnie przez materiał spodni, aż sapałem mu w usta i po omacku szukałem jego rozporka, ale nie, zaraz pociągnął mnie na kanapę.
Byłem już gotowy, bardzo, po tym tygodniowym poście, który przypadkiem sobie urządziliśmy, żeby wziąć go tu i teraz, ale gdy udało mi się ściągnąć z niego koszulkę i chciałem wciągnąć Maxa na swoje kolana, ten pokręcił głową i upadł przede mną na kolana, a ja bezwiednie rozłożyłem nogi, podnosząc biodra i pozwalając mu zsunąć moje spodnie wraz z bielizną aż do kostek.
Kurwa, Maxie — westchnąłem, głaszcząc go po policzku i wplatając palce w te blond kłaki, a gdy zaczął zsuwać napletek jęknąłem głośno i począłem masować skórę jego głowy. Nie musiałem robić absolutnie nic, bo ta ohydna bestia wiedziała, jak to robić, jak brać go prawie do samego końca, mojego twardego, nabrzmiałego kutasa, jak szybko to robić, jak obejmować tym okolczykowanym językiem absolutnie jedyną rzecz w moim ciele, która mnie teraz obchodziła.
Jęczałem pod jego ustami, cudownymi, mokrymi, tymi, które wypowiadały te przepiękne sprośności; przymknąłem oczy odlatując w tej obezwładniającej przyjemności, gdy Max do pieszczoty języka dołączył masowanie moich jąder i, och, Boże, jak bardzo mi tego brakowało, on, mój wspaniały chłopak, cudowny, najpiękniejszy, aaaaaach.
Ogarnęła mnie fala ekscytującej przyjemności, odbierająca mi oddech i oślepiająca, ale to cudowne odczucie spełnienia odeszło tak prędko, jak się pojawiło, gdy podniosłem powieki i zobaczyłem zaskoczoną twarz Maxa i zrozumiałem, co tu się właśnie odjebało.
Ja pierdolę.
Kurwa. Jego. Mać.
To nawet nie trwało pięciu minut.
Max, wciąż pomiędzy moimi nogami, ocierał właśnie twarz z resztek mojej spermy, a ja poczułem zażenowanie spływające na mnie z każdej możliwej strony.
Kurwa — zakląłem, orientując się, że wciąż siedzę przed nim z wywalonym sprzętem, więc schyliłem się szybko po to, by podciągnąć bokserki i spodnie. — Ja pierdolę, kurwa, sorry — warknąłem, podrywając się na nogi, podczas gdy Max, wciąż chyba zaskoczony (i miał do tego pełne, kurwa, prawo, ja pierdolę), klęczał na ziemi.
Ja pierdolę, ile ja miałem, piętnaście lat? Kurwa mać, co to w ogóle było? Nie, kurwa, nie wierzyłem sam w siebie, odpalając trzęsącymi się z prawdziwego, ohydnego zażenowanie rękoma papierosa i prędko wsadziłem go sobie do mordy, przechodząc przez studio i w tej sekundzie marząc o tym, by zniknąć Maxowi z oczu. Ale nie, nie miałem zamiaru, bo to, że ja nie dawałem rady nie znaczyło, że mój chłopak, który sprawił, że spuściłem się w jebane trzy sekundy nie zasługiwał na trochę zabawy, ja pierdolę.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Ja pierdolę, ale mi głupio.
Cisnąłem fajkę na ziemię i przydeptałem vansem, a potem odwróciłem się na pięcie i trafiłem na Maxa, który już szedł w moim kierunku, ale złapałem go za ramiona i prędkim gestem rzuciłem na tę samą kanapę, na której przed chwilą sam siedziałem.
Sorry. Twoja kolej — skomentowałem krótko, szarpiąc się z jego rozporkiem, ale ręce drżały mi za bardzo, bym sam mógł sobie z tym poradzić. — Kurwa mać — zakląłem absolutnie żałośnie, klęcząc pomiędzy nogami mojego chłopaka i nie mogąc sobie poradzić nawet ze ściągnięciem z niego spodni.
Ja. pier. do. lę.


Gazelle - 2018-10-25, 22:56

Maxie!
Wydawało mu się, że tak dawno nie słyszał tego zdrobnienia wydobywającego się z ust Iana, i tak się ucieszył że je usłyszał, że aż podwoił swoje starania, ciesząc oczy widokiem nakręconego Iana, nakręconego na niego, swojego Maxiego, i słuchał tych słodkich jęków i tych mniejszych i większych dźwięków mówiących mu o odczuwanej przez Iana przyjemności.
Sam się zdziwił, że nie wyczuł nadchodzącego orgazmu Iana, tylko nagle skądś pojawił się wytrysk. Głównie na jego twarzy, bo akurat był w trakcie wypuszczania na moment penisa Iana ze swoich ust, żeby się z nim znowu trochę podrażnić językiem.
I, okej, to było niespodziewane, bo nie sądził że Ian mu dojdzie aż tak szybko, ale bardziej zdziwiła go reakcja Iana, który cały zawstydzony zaczął się kajać i przeklinać, i Max w ciszy obserwował jak ten się podnosi, wyciąga fajkę i bierze ją do gęby i łazi po tym swoim studio.
Serio, Ian, serio?
Max nie rozumiał zawstydzenia Iana. Cholera, zdarza się, normalne. Wielka tragedia, doszedł szybko, po tygodniu jebanego postu (co jest długim postem, zważywszy na to z jaką regularnością się wcześniej pieprzyli), no, rzeczywiście, powinien zakopać głowę w piasek. Dla Maxa był to nawet swego rodzaju komplement, bo to oznaczało, że wciąż działa silnie na Iana, mimo tego całego gówna które się pomiędzy nimi działo a Max je na chwilę odsunął gdzieś tam w kąt, no i to się równało także z tym że Max odjebał dobrą robotę w zaopiekowaniu się kutasem swojego chłopaka.
A sam był tak wygłodniały, że pewnie na miejscu Iana sam by szybko doszedł.
Pokręcił głową, wzdychając sam do siebie w reakcji na głupkowatość swojego chłopaka i podniósł się, aby w końcu do niego podejść, jednak dosłownie sekundę po podjęciu kroków w kierunku Iana wylądował na kanapie z Ianem wiszącym nad nim. Patrzył na niego zdezorientowanym wzrokiem, gdy ten miał wyraźne problemy z pozbawieniem go dolnego odzienia. I był przy tym tak zestresowane, że to było zarówno rozczulające, jak i niepokojące.
Ian, Ian, spokojnie — powiedział, delikatnym gestem odsuwając od swojego rozporka te trzęsące się dłonie. Wprawdzie, cóż, może i wzwód mu trochę opadł przez to całe pajacowanie Iana, ale mimo wszystko chciałby kontynuować, pewnie że tak, ale najpierw trzeba było się zająć stanem Iana. — Nic się nie stało, głupku. Co ty sobie myślisz, że przez to że raz zdarzyło ci się szybko dojść nagle zacznę uważać cię za badziewnego kochanka? Boże, głupi jesteś że się tak tym przejmujesz, wiesz? Ja tam się czuję doceniony, bo ci chyba ładnie obciągnąłem, nie? — wyszczerzył się, żeby rozładować trochę atmosferę. Miał już zaproponować Ianowi, żeby przerwali, skoro jest tym tak przejęty, ale ugryzł się w język, bo Ian znowu mógłby to źle odebrać, jako litowanie się nad nim, czy mogło go to wpędzić w jeszcze większe zawstydzenie. — Zacznijmy od początku — powiedział zamiast tego i przyciągnął go do pocałunku, takiego tym razem mniej intensywnego, a dłonią przesuwał powoli po jego boku.


effsie - 2018-10-26, 10:06

Zdezorientowany, podniosłem wzrok na Maxa, słysząc jego spokojny ton głosu i czując, jak splatał swoje palce z moimi, tym delikatnym gestem odsuwając je od swojego rozporka. Serce biło mi szybko, bardzo szybko, ale jego głos i spojrzenie, łagodne, roześmiane (ale nie w ten sposób, że ze mnie szydził, zwyczajnie, wesoło… miło), wraz z tym czułym gestem, którym jego kciuki gładziły moje dłonie sprawiły, że zaczerpnąłem głębokiego oddechu.
I jeszcze jednego.
Nic nie powiedziałem, bo niezbyt potrafiłem znaleźć słowa, ale Max uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie do pocałunku, proponując, byśmy zaczęli jeszcze raz – i choć w tej chwili absolutnie nie ufałem sobie… jakimś cudem byłem w stanie zaufać jemu i gdy puścił jedną moją dłoń, umieszczając ją na mojej talii, sam złapałem jego policzek, nie chcąc tracić tego cennego, uspokajającego dotyku.
Jego usta smakowały… mną i nie było to do końca komfortowe, ale robiliśmy bardziej sprośne rzeczy, więc nie narzekałem, sam pewnie dając mu poczuć się jak w popielniczce. Mimo tego nie odsunął mnie od siebie, a rękę z talii przerzucił na kark i przesunął wzdłuż kręgosłupa, powodując pojawienie się na moim ciele gęsiej skórki. Serce biło mi wciąż szybko i zsunąłem dłoń z jego policzka, szybko biegnąc przez jego nagi brzuch do rozporka, ale Max ścisnął moje palce i uśmiechnął się.
— Hej, hej, nigdzie się nie spieszymy — przypomniał mi, a potem dodał zaczepnie: — Chyba że czekasz na jakiegoś klienta?
Na dzisiaj zostałeś mi już tylko ty — odparłem cicho, wracając dłonią do jego policzka i przesuwając po nim kciukiem.
Max odpowiedział mi uśmiechem i jego ręka z moich lędźwi przesunęła się na podbrzusze, a potem rozplótł nasze palce i dołączył drugą, zaczynając majstrować przy moim rozporku.
— No właśnie. Więc jako twój klient, oczekuję, że odpowiednio się mną zajmiesz. Na początku, musimy się rozebrać. Seks w ciuchach jest fajny kiedy pieprzymy się w parku, ale poza nim całkiem wysoko cenię sobie swobodę ruchów — mówił cicho, cały czas się uśmiechając, a przez to wszystko, w połączeniu z jego gładkim tonem głosu, mój oddech powoli się uspokajał. To było o tyle absurdalne, że zwykle przy pozbawianiu się ciuchów zaczynałem być coraz bardziej podekscytowany, ale teraz… Boże, naprawdę tego potrzebowałem.
I Max jakimś cudem, nie wiem jakim, ale to wiedział i spokojnymi, powolnymi ruchami zaczął zdejmować ze mnie spodnie. Opuściłem dłonie wzdłuż ciała i obserwowałem, jak to robił, tymi długimi, kościstymi palcami operując wokół mojego krocza i omijając na razie mojego penisa. Był wciąż w spoczynku, ale Max nie skomentował tego ani słowem, zamiast tego podsunął się na kanapie tak, by pozbawić mnie wszystkich ciuchów, aż stanąłem przed nim całkowicie nagi.
— Okej, teraz twoja kolej — powiedział wciąż tym samym tonem, ucałowawszy wcześniej moje podbrzusze i rozchylił nogi, a ja uklęknąłem pomiędzy nimi i – już bez trzęsących się dłoni – rozpiąłem jego spodnie. Blondas uniósł biodra, pomagając się mi ich pozbyć, a gdy zobaczyłem jego nabrzmiałego penisa już sięgnąłem po niego ręką, ale chwycił mnie za nadgarstek w połowie drogi i upomniał: — Hej, co mówiłem? Na początku mnie rozbierz.
Spojrzałem na niego durnie, nie rozumiejąc, czy właśnie zakazuje mi dotknąć swojego penisa, czy o co chodzi, a Max wyszczerzył się szeroko i dodał wesoło:
— No co? Ja tu jestem klientem, nie? Masz się mną zaopiekować tak jak ja chcę — oznajmił, choć w tym tonie nie było ani grama nakazu i przez chwilę klęczałem tak, znieruchomiały, patrząc się na niego bez celu, dopóki nie poruszył biodrami, które wciąż trzymał w górze. — No rozbieraj mnie, to jest naprawdę niewygodna pozycja — ponaglił.
I zrobiłem, co mi kazał, w końcu odrzucając wszystkie jego ciuchy i buty tam, gdzie leżały moje, aż klęczałem nagi przed równie gołym blondaskiem, którego penis sterczał niemal na wysokości moich oczu. Objąłem go swoim spojrzeniem, czując, jak rośnie we mnie ekscytacja i ułożyłem dłonie na jego kolanach, chcąc rozszerzyć je i zrobić sobie więcej miejsca pomiędzy jego udami, ale znowu mnie ubiegł, łapiąc moje ręce.
— Spójrz na mnie. Na mnie, całego, a nie tylko na mojego kutasa — powiedział i rzeczywiście podniosłem wzrok na jego twarz. — Jestem twoim chłopakiem, Ian, a ty mnie ostatnio bardzo zaniedbałeś. I teraz twój Maxie potrzebuje żeby się nim zająć. A że mam tego pieprzonego bordera to czasami chcę żebyś mnie wyruchał tak, żeby mnie bolało i żebym nie mógł się ruszyć. A czasami chcę żebyś robił to tak wolno, żebym ześwirował od samego przygotowywania. Teraz masz zająć się mną całym, patrzeć na mnie całego, całować mnie wszędzie i pieprzyć mnie swoim wzrokiem, bo jak ty to robisz to czuję się najlepiej na świecie. Uwielbiam jak na mnie patrzysz, wiesz? Boże, jesteś wtedy taki seksowny. Więc teraz będziemy to robić powoli, tak żebyś wystrzelił mnie na orbitę, bo siedzę na Ziemi od jebanego tygodnia i chcę trochę pozwiedzać Kosmos. W porządku?
Kurwa, Maxie — jęknąłem, z trudem przełykając ślinę, bo jego słowa, same słowa, wystarczyły, by zaczęło wzbierać we mnie podniecenie. — Gdzie się szuka takich kurewek jak ty? Jesteś…
Ale nie dokończyłem, bo Max uderzył mnie lekko po dłoni, rzucając karcące spojrzenie.
— Nie szuka się nigdzie, bo masz mnie przed sobą. I, poprawka. Nie jestem żadną kurewką, jestem suką. Twoją suką. A ty jesteś moim kundlem, więc chodź tu do mnie i w końcu się mną zajmij, bo jeszcze chwila, a może mi się znudzić to czekanie.
Blefował, wiedziałem to, że kłamał, aż się kurzyło i że nigdy by tego nie zrobił, ale ta gierka, zabawa, którą zaczął prowadzić była tak niesamowicie podniecająca, że zapomniałem już o tym falstarcie sprzed chwili i wdrapałem się na sofę, popychając Maxa na plecy i pocałowałem go mocno, krótko, zaraz opadając z pocałunkami na jego klatkę piersiową.
I miałem go, całego, pode mną, prężącego plecy w łuk i wypychającego mi swoje sutki pod nos, aż miętosiłem je palcami i językiem, zagryzałem, aż twardniały i ciemniały, śliniąc jego tors od klatki piersiowej po brzuch i niżej, podczas gdy on wsunął swoje palce w moje włosy i ruchem dłoni wskazywał mi, czy robić więcej, czy mniej. Słodkie jęki uciekały z tych usteczek zwłaszcza gdy przyssałem się do jego tatuażu na pachwinie, ciepłym oddechem drażniąc jego penisa i złapałem jego trzon, chcąc doprowadzić go do prędkiej rozkoszy, ale to ten blondas upomniał mnie:
— Powoli. Masz to robić powoli, Ian — jęknął, gdy przejechałem językiem po tej nabrzmiałej, sterczącej dla mnie piękności. Drżały mi dłonie, ale zacisnąłem palce na jego udach, wsuwając sobie główkę między wargi najwolniej, jak tylko potrafiłem, a on westchnął głęboko. — O Boże!
Sam byłem podniecony, bardzo, bardzo, ale resztkami świadomości powstrzymywałem się, by przypadkiem nie przyspieszyć swoich ruchów, wypuszczając penisa Maxa z ust i śledząc językiem żyłę biegnącą od trzonu po sam czubek. Dłonią masowałem jego jądra, a on jęczał pod moimi ruchami i zadrżały mi zęby, więc wziąłem głęboki oddech i jeszcze raz, powoli, najwolniej jak umiałem, wsunąłem sobie kutasa Maxa jak najdalej byłem w stanie, niemal po same gardło.
— Aaa, aaaaaaach — jęczał, jęczała ta ku… ta suka, podczas gdy jej kundel niemal drżał z podniecenia, znów gotowy by się spuścić od samego obciągania. Zrobiłem to jeszcze raz, równie powoli, a Max zacisnął palce na mojej głowie. — Ia… Ian… wys… wystarczy… — Nie posłuchałem, z satysfakcją obciągając jego napletek po raz kolejny, znów w tym samym, ślimaczym tempie, a Maxie drżał i jęczał z podniecenia. — Ju… już, spier… spierdalaj, Ian — wystękał i łaskawie wypuściłem go z ust, nie mogąc oprzeć się pokusie by nie popieścić go jeszcze językiem. — Jezu, co za… nieposłuszny kundel — jęknął, szarpiąc mnie za włosy.
Nie podoba ci się? — spytałem cicho, udając niewinnego, nie zaprzestając masowania jego jąder i owiałem pocałunkami jego podbrzusze.
— Masz się mną zająć… całym — jęknął, podciągając się na przedramionach. Otworzył półprzymknięte oczy i z satysfakcją zanotowałem, że całe były zamglone, a on sapał z lekko uchylonymi ustami. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie wyzywająco, jakby chciał udać, że nic go to nie obeszło, ale wiedziałem lepiej. — Jeśli myślisz, że małe obciąganko wystarczy mi za cały tydzień to się głęboko mylisz.
Och nie. Będę musiał cię wyruchać? — szepnąłem, niby z przestrachem, a Max spiął się i dźwignął na czworaka, wystawiając w moją stronę tyłek. — Zobaczymy, co mogę z tym zrobić… — mówiłem, podnosząc się na kolana, ale spojrzał na mnie przez ramię, zmrużył oczy i rozkazał wyzywająco:
— Wyliż mi.
To były dwa najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem, wraz z tym zamglonym wzrokiem, spoconym, obślinionym ciałem i potarganymi włosami. Oczy zaświeciły mi się dziko i złapałem mocno jego uda, sięgając ustami pośladków.
To był Maxie, mój Maxie, taki, jakiego go uwielbiałem, moja przepiękna suka, która wydawała sprośne rozkazy swojemu kundlowi, coś, na co nie zgodziłbym się z nikim innym na świecie, ale z nim, tutaj, teraz, czy gdziekolwiek indziej, mój słodki Boże, mogłem robić to wszystko. Całowałem jego pośladki, językiem znajdując tę słodką dziurkę, w którą wcześniej wsunąłem palce, masując od wewnątrz, a potem dołączając do tej obrzydliwie sprośnej, zboczonej pieszczoty swój język. Max jęczał i drżał tak, że musiałem przytrzymać go ręką, drugą pieszcząc jego jądra i gdy sunąłem dłonią od jego odbytu, gdzieś w połowie drogi moich palców, jęknął tak mocno, że prawie osunął się na sofę. Mój język wciąż buszowałem w jego wnętrzu, a palce zatrzymały się w tym punkcie, którego wcześniej nie znałem, ale teraz, zachęcony jego reakcją, masowałem go tam i czułem, jak cały drżę.
Boże, byłem napalony, tak bardzo, bardzo napalony, strasznie, chciałem zrobić mu tak wiele rzeczy, tak strasznie. Jego jęki i westchnienia były jak muzyka dla moich uszu, ale sam czułem, że długo już tak nie wytrzymam, że znowu, jak idiota, spuszczę się zanim mój penis zawędruje do tej dziurki, którą teraz pieprzyłem językiem.
Odsunąłem się na milimetry, całując jeszcze raz jego pośladki i poprosiłem nieskładnie:
Maxie, już… błagam, mogę…


Gazelle - 2018-10-26, 19:59

Odpływał w całej tej nieziemskiej, zniewalającej przyjemności, która uderzała w każdą komórkę jego ciała. To, co Ian z nim robił, było nie do opisania, ale to sprawiało że Max mógł myśleć tylko o nim. I tak, jak chciał, zupełnie oderwał się od ziemi, przenosząc się ze swoim kundlem w miejsce, które było dostępne tylko dla nich.
Wił się z rozkoszy, gdy Ian robił z nim rzeczy, o które nie odważyłby się poprosić nikogo innego. A przecież on wcale Iana o to nie prosił, on mu rozkazywał, a Ian, ten posłuszny piesek, nawet tego nie kwestionował i pozwalał na to by to Max przejął kontrolę. I, och, cholera, jak dobrze było mieć tę kontrolę. W końcu. Sam dziwił się temu, jak doskonale odnajdywał się w tej roli, jak dobrze czuł się dominując, wydając rozkazy, obserwować jak Ian mu ulega, jak wykonuje jego polecenia... Sama ta świadomość, sama w sobie już doprowadzała go na skraj szaleństwa.
Dopiero przy Ianie naprawdę poznawał siebie. Z nim odnajdywał tę legendarną wręcz spójność, porozumienie, wyzwolenie. Słodkie, cudowne wyzwolenie. O, tak, ten grzeczny, niewinnie wyglądający Max Stone w rzeczywistości był zbereźną suką, z tym że o tej suce wiedziała tylko jedna osoba na całym świecie.
Ach, Ian... — jęknął, samemu będąc już nakręconym do granic możliwości. I sam fakt, że Ian go prosił, że miał tę świadomość że Ian był na jego łasce... Chciałby jeszcze trochę tego poużywać, jego sadystyczna strona się tego domagała, ale już nie mógł wytrzymać. — Tak...możesz.
Ian chwycił go w pasie i przewrócił na plecy, a Max w końcu mógł spojrzeć na jego twarz – zaczerwienioną, błyszczącą, niczym w gorączce. A w jego oczach widział to szaleństwo, które było dosłownym odbiciem szaleństwa Maxa. I, cholera, mógłby się na niego patrzeć w nieskończoność, a że nie mógł to próbował sobie ten widok wryć jak najmocniej w pamięć.
— Maxie, jesteś taki piękny, i taki mój. Tylko mój — wyszeptał Ian, a Max zaplótł nogi na jego plecach, przysuwając go do siebie.
Tylko twój — zgodził się, bo co do tego nie było wątpliwości. — A teraz we mnie wejdź, kundlu, bo jest mi zbyt pusto w środku.
I Ian zrobił właśnie to. Wbił się jednym szybkim ruchem, a Max zajęczał głośno.
Nie rozpędzaj się tak, to ja ustalam rytm — wydyszał, bo Ian zaczynał mu się rozbestwiać. I nie było w tym właściwie nic złego, bo Max sam tego chciał, sam tracił cierpliwość i nie mógł doczekać się spełnienia, ale za bardzo podobała mu się ta gra, by jeszcze ją przerwać. Poruszał biodrami, ustalając tempo, za którym Ian miał podążać. I widział, ile wysiłku to od niego wymagało, że najchętniej wyruchałby go mocno tu i teraz, że rozniósłby go na kawałki, ale nie tym razem. — Nie masz co zrobić z rękoma, piesku? — mówił, nadal przerywając sobie w różnych miejscach zdania dyszeniem. Wziął rękę Iana i położył ją na swoim penisie, a jego mądry chłopak zaraz podłapał, o co mu chodziło.
Max odchylił głowę, gapiąc się w sufit i czując, jak tuż-tuż zbliżał się ten cudowny stan, który miał go pozostawić w dzikich konwulsjach przyjemności. Był cały mokry, czuł także jak na jego ciało skapywały kropelki potu Iana, tak jakby naprawdę znajdowali się gdzieś blisko Słońca.
M-możesz przyśpieszyć — wyjęczał w końcu, bo był już tak blisko, tak blisko, że chciał tylko gonić za swoim i Iana orgazmem. — Teraz możesz mnie przerżnąć tak, jak chciałeś to zrobić gdy tutaj weszliśmy.


effsie - 2018-10-26, 21:26

Ta rozwiązła suka, najpiękniejsza ze wszystkich zdzir klęczała na czworakach przede mną, wijąc się pod moimi jękami i wystawiając tyłek, który pieprzyłem językiem zapominając o całym świecie, a ja byłem nim, podjaranym do granic możliwości kundlem, który stracił rozum i zmysły, dla którego liczyła się tylko ona, tu i teraz, ta piękna istota pod moimi palcami, która podniecała mnie stawianymi granicami. Mój Boże, byłem tak rozpalony, drżałem cały z ekscytacji i nie myślałem, w ogóle, bo gdybym próbował… już dawno uznałbym, że oszalałem.
Byłem w stanie błagać go o to, bym mógł go w końcu wziąć, ale jęknął i wydał mi to piękne pozwolenie, więc szarpnąłem go i rzuciłem na plecy, klęcząc przed nim, a nogi tego gnojka oplotły mnie w pasie i trzymając go w talii posłusznie czekałem, aż pozwoli mi w siebie wejść.
I miałem go, miałem w końcu, tę słodką dziurkę, tak wilgotną dla mnie, tak ciasną, moją, moją, moją, w przypływie ekscytacji ruszyłem mocno biodrami, ale Max uderzył mnie karcąco po przedramieniu i jasno wskazał, kto tu rządził.
Mój Boże, wariowałem, wariowałem tam na miejscu, w nim, w środku, chciałem wypieprzyć go tutaj, mocno, teraz, tak, by rozpadł się pode mną, ale on, ta blond gwiazda, cała spocona, czerwona, zdyszana, przepiękna, zaczęła dyktować rytm, powolny, ślamazarny, rytm, od którego umierałem i spalałem się już w środku, gnijąc i zaciskając zęby, by tylko to wytrzymać, by tylko spełnić jego prośby. Nie byłem w stanie zrobić nic, artykułować słów, oddychać, a Maxie, on, ach, sięgnął po moją rękę i ułożył ją na swoim członku, czerwonym, nabrzmiałym, pulsującym, domagając się kolejnej pieszczoty.
Wariowałem, wariowałem tam tak bardzo, jak nigdy nie myślałem, że mogę, ach, Boże, Boże, mój słodki Boże, mój słodki Maxie…!
Jak — sapnąłem, słysząc w końcu pozwolenie na to, bym dokończył tę najprzyjemniejszą ze wszystkich możliwych tortur — jak chcesz bym to zrobił?
— Jesteś głuchy… kundlu? — wystękał, zaciskając swoją dłoń na mojej, spoczywającej na jego członku. Patrzył na mnie, z tym cudownie wyprężonym ciałem, zamglonym wzrokiem i na skraju orgazmu. — Masz mnie wyruchać mocno… tak mocno, bym wrzeszczał… twoje imię jakby nic… innego nie istniało — jęczał, przyspieszając tempa masturbacji. — Chcę się czuć… pełny… jak nigdy… ale zanim to zrobisz masz… wziąć go jeszcze raz… do ust… a potem prosić mnie… bym pozwolił… ci się pieprzyć… masz mi obciągać… i błagać… żebyś mógł mnie… przelecieć… a dopóki ci nie pozwolę… nie możesz się dotknąć… ani… jednym… palcem.
Jęknąłem głucho, podświadomie oblizując usta i czując, że sam zaraz dojdę od jego słów, tych okropnych, zbereźnych słów, a on… kazał mi jeszcze czekać, jeszcze…
— Do roboty… kundlu.
I wysunąłem się z niego, a mój członek pulsował okropnym, okropnym bólem, cały mokry, oblany preejakulatem. Chciałem sięgnąć do niego ręką, dokończyć, co powinno się już dawno odbyć, ale Max, z dłonią zaciśniętą wokół swojego penisa i twarzą zdradzającą, jak bardzo nie podobała się mu pustka, którą najwyraźniej poczuł, spojrzał na mnie wyzywająco i rozkazał:
— Chcę czuć twoje ręce na moich udach, żebym wiedział, że nie oszukujesz… Rozszerz je i trzymaj… I do roboty — warknął, a ja sam, nie wierząc, że to się dzieje, rzuciłem się i zrobiłem, co mi kazał. Zanim wziąłem go w usta, splunąłem na jego kutasa, choć nie było ku temu żadnej potrzeby – sam oblewał się już płynami. — Jaki rozwią…aaaaaaach! — jęknął, gdy poruszyłem głową, próbując nie stracić z nim kontaktu wzrokowego. — Kurwa, aaaaach!
Czułem, jak jego penis obija się mi o gardło i drżałem z podniecenia, poruszając coraz szybciej ustami, gdy Max jęczał wniebogłosy. Sam czułem, że jestem na skraju i że już dłużej nie mogę, że jeszcze chwila, a spuszczą się tu, na kanapę, bez…
— Proś mnie — wystękał, wijąc się pod moimi ustami i gwałtownie, brutalnie masując skórę głowy.
Błagam — jęknąłem, wypuszczając jego penisa z ust i, cały zaśliniony, podniosłem głowę. — Chcę cię wyruchać, wejść w ciebie, proszę, chcę…
— Tak, tak, kurwa, dawaj, szybko! — przerwał mi, samemu sięgając swojego penisa i zaczynając się masturbować, podczas gdy sam szarpnąłem za jego biodra i ustawiłem się przodem do wejścia, tego ciasnego, pięknego wejścia. Niewiele myśląc, trzymając jego uda szeroko, pchnąłem, czując gwiazdy. — Szybciej, Ian, kurwa, szybciej! Mocniej, aaaach, Ian! — wydarł się.
I to imię, to było ostatnim, co słyszałem, zanim sam odleciałem w Kosmos.


Gazelle - 2018-10-26, 22:37

Na Iana zawsze mógł liczyć. I nie inaczej było tym razem, gdy ten mężczyzna naprawdę doprowadził do tego, że Max zapomniał o całym świecie, całym duchem przeniósł się w kosmos, w którym byli tylko oni we dwójkę i, och, kurwa, mógłby stamtąd nie wracać na ziemię, dlaczego przedłużał tę chwilę tyle, ile był w stanie. I przy okazji testował granice, ale Ian nie miał problemu z ich przekraczaniem. Czuł się panem sytuacji, panem Iana, i to było niesamowicie nakręcające.
I gdy Ian w końcu w niego wszedł, w końcu zapełnił swoim nabrzmiałym i błagającym o zajęcie się kutasem jego pustą dziurkę, Max był dosłownie na skraju. Chciał więcej, więcej, był zachłanny, łapczywy, nie chciał końca tej chwili, tylko Ian, on, on, Ian, nic poza nimi, imię ukochanego na jego ustach, zdarte gardło, jęki, krzyki, pazury wbijające się w opalone plecy, już prawie, prawie, blisko apogeum, wielka przyjemność, spazmy przyjemności, biel przed oczami, postorgazmiczne dreszcze, mrowienie i uczucie skrajnego wypompowania, którego sprawiło że Max po tym prawdopodobnie najintensywniejszym orgazmie w swoim życiu niemalże stracił przytomność...albo, może rzeczywiście ją stracił? Ciężko było mu to stwierdzić, chwilowo nie istniał dla niego ani świat, ani czas, ani świadomość czegokolwiek.
Oddychał ciężko, nie otwierając jeszcze oczu. Czuł ciężar na swojej klatce piersiowej, i nie był w stanie ocenić w jakim stopniu to był ciężar materialny, a w jakim metafizyczny, ale gdy w końcu lekko uchylił powieki mógł stwierdzić, że ciężar miał postać jak najbardziej fizyczną.
Ian... — wydyszał, wplatając dłoń w jego włosy. Po odgłosach dyszenia mógł stwierdzić, że Ian dorównywał mu pod względem wyczerpania. Ale, kurwa, było warto.
Poza tym ciężarem, czuł się nadal pełny, co oznaczało że Ian jeszcze z niego nie wyszedł. Generalnie uczucie spermy spływającej z odbytu po udach nie należało do najprzyjemniejszych, umówmy się, ale to była sperma Iana, Max traktował ją niemalże z namaszczeniem i uwielbiał, kiedy Ian spuszczał mu się do tyłka.
Ian, wyjdź, bo zaraz się zaklinujesz — powiedział cicho, bo przecież to było realne ryzyko, mięśnie Maxa mogły się w końcu zacisnąć na sflaczałym penisie swojego chłopaka.


effsie - 2018-10-26, 23:10

Z Kosmosu, gdzie pływałem, na Ziemię ściągnął mnie głos Maxa, wplatającego palce w moje włosy i szepczącego moje imię, a sam zorientowałem się, że w tym równoległym świecie, który wydarzał się właśnie tutaj, podczas gdy ja byłem lata świetlne stąd, leżę na klatce Maxa i dyszę jak wściekły, nie mogąc uspokoić oddechu. Byłem tu ledwo jedną nogą, resztkami świadomości, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z tej ekscentrycznej, dzikiej, niemalże nienamacalnej przyjemności, która obejmowała mnie całego, od stóp do głów… ale Max był najwyraźniej o krok przede mną i posiadł tę zdolność, o którą ja się nawet nie ubiegałem, mianowicie: zdolność logicznego myślenia.
Podparłem się ramionami po obu stronach jego klatki piersiowej, unosząc z trudem biodra i wysunąłem się z jego tyłka, pozwalając spermie wypłynąć i zalać moją skórzaną sofę, na której właśnie się pieprzyliśmy. Nie przejąłem się tym ani trochę – i tak będziemy musieli tu posprzątać – zamiast tego ogarnęło mnie uczucie chłodu na moim penisie i czym prędzej znów opadłem na klatkę Maxa, z członkiem ocierającym się teraz o jego udo.
Boże… — jęknąłem z policzkiem przyklejonym do jego ciała. Czułem się brudny w absolutnie przyjemny, spełniony sposób, zupełnie nie przejmując się spermą, zapewnie rozsmarowaną na mojej twarzy i torsie. Uniosłem z trudem głowę i oparłem brodę na jego brzuchu, patrząc w górę, na twarz Maxa i resztkami sił wyciągnąłem rękę, by pogładzić jego twarz, policzek, wreszcie usta, które on lekko rozchylił i złapał mojego kciuka pomiędzy zęby. Ułożyłem całą dłoń na jego twarzy, przy policzku, w tej absurdalnej czułości, jedynej, na jaką było mnie teraz stać.
Właśnie dwukrotnie opróżniłem swój magazynek i jeśli z pierwszego razu nie mogłem być dumny, tak drugi… mój słodki Boże, co to było…
Musimy się częściej kłócić, jeśli tak ma wyglądać nasze godzenie się — westchnąłem, nie ruszając się ani o milimetr. Czułem pulsujący ból na plecach, ale na tę chwilę zrzuciłem to na karb całego tego konwentu i nachylania się nad niestworzoną liczbą ludzi.


Gazelle - 2018-10-26, 23:53

A możemy po prostu pominąć tę część z kłótnią? — mruknął, nieco się krzywiąc, bo nie chciał sobie w tym momencie przypominać o tej całej badziewnej sytuacji. Najchętniej wymazałby to ze świadomości na stałe. O co w ogóle poszło? To wszystko wydawało się w tym momencie takie nieistotne.
Ten seks naprawdę był im potrzebny. Zadziałał tak cudownie oczyszczająco, przynajmniej dla Maxa. I mimo iż na jego klatce piersiowej spoczywał ciężar Iana, tak wewnętrznie czuł się lekko, a co za tym idzie błogo.
Sam również wyciągnął rękę, celem pogładzenia Iana po karku. I tak tkwili w ciszy, po prostu patrząc na siebie, próbując uspokoić oddech, dzieląc się czułościami. Prawdziwa magia.
Przynajmniej, dopóki Max nie zsunął dłoni trochę niżej...
O, cholera — wypalił, otwierając szeroko oczy. Uniósł się lekko na łopatkach, na tyle by nie zrzucić z siebie Iana, ale jednocześnie na tyle by móc spojrzeć na jego plecy.
Rzeczywiście, podczas tego całego nieziemskiego uniesienia wbił paznokcie w skórę na plecach Iana, ale nie sądził że aż tak je rozorał. I Ian tego nie zauważył? Przecież musiało go to boleć... Wyglądało to naprawdę kiepsko, w niektórych miejscach była nawet zaschnięta krew, a Max nie mógł uwierzyć w to, że poniosło go aż tak.
I błogi nastrój został rozwiany przez wyrzuty sumienia.
Twoje plecy... — powiedział cicho. — Muszę je przemyć i wysmarować czymś na gojenie — zadecydował. Był wyczerpany, najchętniej by się przez całą noc nie ruszał z tej kanapy, ale nie mógł tego olać. Może i podczas seksu było fajnie i żadne z nich nie zwracało na to uwagi, ale to, co się działo po seksie to już była inna sprawa i jako iż tego wieczoru Max wziął na siebie kontrolę, i właściwie wręcz wprost dominację, to czuł się odpowiedzialny za to, co działo się po wszystkim, a przede wszystkim za zajęcie się Ianem.


effsie - 2018-10-27, 09:07

Syknąłem z bólu, gdy Max przesunął dłonią po moich plecach i sam zdziwiłem się tą reakcją. Sekundę potem blondas podciągnął się na przedramieniu i spojrzał z góry na mój grzbiet. Jego mina zdradzała lekkie przerażenie, więc sam sięgnąłem ręką pleców i na tyle, na ile byłem w stanie, przejechałem po nich palcami. Skrzywiłem się automatycznie na ten dotyk, jednocześnie orientując się, co się wydarzyło.
Ta mała bestia rozorała mi plecy.
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową, podciągając się na ramionach tak, by położyć się na Maxie jeszcze bardziej, by przygnieść go całego swoim ciałem i zmusić do tego, by opadł wygodnie na sofę.
Leż tutaj — powiedziałem, nachylając się nad nim i całując go w żuchwę. Z tej pozycji mogłem już spokojnie sięgnąć jego ust, ale nie tak dawno temu gmerałem jęzorem w jego zadku i penisie, i choć mi nie przeszkadzał ten słodko-słony smak mojego chłopaka w ustach, uznałem, że pozostawię mu wybór, czy sam chce tego spróbować, czy nie. — Nic się nie stało, to tylko małe zadrapanie. Myślisz, że jak się wywalę na desce to co? Skądś się muszą brać moje blizny — szepnąłem, ponownie układając brodę na jego ciele, teraz znacznie wyżej. Szczerze wątpiłem, by Max zaorał moje plecy tak bardzo, by zostały mi po tym blizny, ale nawet jeśli, co z tego? Kolejne do kolekcji, tym razem gdyby ktoś się spytał, mógłbym powiedzieć: ta? A, to mój chłopak podczas seksu.
Mój oddech powoli się uspakajał, a wraz z nim do głowy wracał zdrowy rozsądek i wspomnienie tych momentów z Maxem sprzed chwili, które powodowało we mnie jakiś śmieszny gorąc. Mój słodki chłopak. Ta zbereźna, sprośna suka.
Jesteś nienormalny, wiesz? — spytałem cicho, opuszczając głowę i sięgając ustami jego klatki piersiowej. Oblizałem wargi i przycisnąłem je do skóry mojego chłopaka, smakując jego pot. — Rozwiązły, odważny, sprośny, władczy, bez żadnych hamulców i granic… piękny — szeptałem, przeplatając słowa pocałunkami. — Nigdy nie myślałem, że będę z kimś chciał robić takie rzeczy, że będzie mi z kimś tak dobrze jak z tobą… Kurwa, tak bardzo za tobą tęskniłem. Uwielbiam cię.
I naprawdę, naprawdę mówiłem wszystko to, co czułem.


Gazelle - 2018-10-27, 12:26

Iaaaan, ale to trzeba przemyć! — jęknął. Ian skutecznie zablokował mu ruchy, a nie chciał go z siebie zrzucać, bo by mu przecież zleciał na podłogę i byłoby z tego więcej szkody niż pożytku. Oczywiście zakładając że Maxowi w ogóle by taki manewr wyszedł.
Sam, dopóki nie zaczął uprawiać seksu z Ianem, nie miał praktycznie doświadczenia w ostrym seksie. Okej, czasami pojawiały się sprośne słówka, dostał z kilka klapsów i był mocniej ruchany, ale nie doświadczył niczego ani w połowie tak intensywnego, jak to, co się zdarzało przy okazji seksu z Ianem. To, co za każdym razem pozbawiało go świadomości, przenosiło w zupełnie inny świat, odkrywało jego pragnienia. Czuł, że pod tym względem byli dopasowani idealnie.
Niemniej, to wszystko było nowe. I może rzeczywiście warto byłoby pewne rzeczy kiedyś ustalić, jeżeli mieli zamiar to kontynuować? Wprawdzie Ian nie wydawał się być zły o te plecy, ale nie zmieniało to faktu że Max skrzywdził go bez żadnego przyzwolenia.
Westchnął i ujął dłonią podbródek Iana, żeby przyciągnąć go do pocałunku. Cały czas pamiętał o tym, co Ian robił z tymi ustami, ale, trudno, chciał mimo wszystko go posmakować, nawet jeżeli przy okazji miał również poczuć siebie samego. Oboje byli popierdoleni i zboczeni.
Akurat bicie serca Maxa zdołało się uspokoić, a jednak przez kolejne słowa Iana ponownie przyśpieszyło, obijając mu się o klatce piersiową tak, że pewnie nawet Ian czuł to huczenie.
Ja też tęskniłem. Kurewsko tęskniłem, Ian. Jesteś idealny — odszepnął, gładząc twarz i kark Iana, przesuwając powoli dłonią po tej jeszcze wilgotnej i nieco klejącej się skórze. Nie szczędził czułości w tym geście, w tonie swojego głosu, ale jednocześnie nie był w stanie okazać mu jak bardzo go kochał, jak ważny był dla niego, bo te wszystkie gesty wydawały się zwyczajnie niewystarczające i nieprzystające do intensywności jego uczuć. — Mój najcudowniejszy kundel, zawsze gotowy dla swojej suki, która absolutnie oszalała na punkcie tego kundla — ciągnął. Kochał te momenty, kiedy leżeli wspólnie po seksie, wyczerpani, spełnieni, kiedy w powietrzu wisiał ten błogi nastój, a oni wymieniali się czułościami, które w tym przypadku tak kontrastowały z tym co przed chwilą wyczyniali.


effsie - 2018-10-27, 14:10

Babe, może jesteś sprośny i rozbestwiony, ale na pewno nie tak brudny, jak chyba sobie wyobrażasz — roześmiałem się, wyciągając się wygodniej na Maxie. Możliwe, że było mu ciężko i że właśnie miażdżyłem tę moją blond piękność, ale nie przesadzajmy – nic, co ludzkie, nie było jej obce i choć zwykle to on właził na mnie i był absolutnie najsłodszym ciężarem, jaki na sobie nosiłem (nie mówcie mu tego), raczej to wytrzyma.
Naprawdę, to było małe zadrapanie – niejednokrotnie oberwałem w mordę zdecydowanie mocnej, czy wyjebałem się na desce całkowicie rozwalając sobie kolana, nogi, ręce, plecy, nie będę wyliczał. Absolutnie nie przeszkadzało mi zachowanie Maxa, którego co prawda jeszcze chwilę temu nie byłem do końca świadom – musiał dołączyć je do grona rzeczy, które robił, gdy już totalnie postradałem zmysły – ale w żadnym wypadku nie miałbym zamiaru go powstrzymywać. Przy mnie mógł robić wszystko, ach, naprawdę wszystko, a przecież i tak nie był w stanie wyrządzić mi żadnej krzywdy.
Pociągnął mnie za brodę i zaraz poczułem smak jego ust i języka, włamującego się pomiędzy moje wargi, co było… cudownie intymne, niesamowicie sprośne i jeszcze bardziej podniecające, aż zadrżałem jak dziecko. To był właśnie on, cały on, jak na tacy, mój słodki, popierdolony chłopak, którego uwielbiałem i którego nie zamieniłbym na żaden inny model. Z Lionelem czy bez, z całym jego popierdoleniem, taki był właśnie najlepszy, najlepszy jaki mógłby być.
Nigdy nie miałem psa — mówiłem, cały czas całując jego tors — ale wydawało mi się, że to kundle wariują, gdy jakaś suka ma cieczkę. — Przygryzłem jego sutek, a Max automatycznie wypiął piersi, sprawiając, że głowa uniosła mi się nieco w górę i dostałem w nos. Zmarszczyłem go, rzucając mu niby gniewne, urażone spojrzenie, po czym wtuliłem twarz w ten wklęsły tors, wdychając jego zapach, mieszankę żelu do mycia, perfum, potu i spermy.
Czy ja zwariowałem? Bardzo prawdopodobne, nawet wręcz pewne, patrząc na to, co robiłem, wciąż, mimo tak wielu znaków, że wcale nie powinienem. Nawet ten seks, teraz, dzisiaj, przed chwilą… to nie było coś normalnego, nie dla mnie, ja nie pozwalałem się tak traktować, nie znosiłem uległości i braku kontroli i… nigdy bym nie pomyślał, że ten pieprzony blondyn, ten, który chciał by go wyruchać, mocno przelecieć jak byle szmatę, że to on będzie dyktował mi, co robić. Co więcej, wcale nie czułem się zawstydzony, wcale nie czułem, jakby cokolwiek się zmieniło; było całkowicie niesamowicie, absolutnie sprośnie, ale takiego sprośnego i rozwiązłego go uwielbiałem, a to, gdy wydawał mi rozkazy… na moim ciele pojawiła się gęsia skórka na samo wspomnienie tego przedziwnego uczucia: poniekąd uwłaczającego, ale w tak absurdalny sposób podniecającego i ekscytującego, że nawet nie myślałem, że to możliwe.
Zawsze myślałem, że ludzie, którym ja mówiłem takie rzeczy – zrób to i to, błagaj, dotykaj się, czekaj – ludzie, którym rozkazywałem robić najgorsze sprośności, a oni sami tego chcieli… byłem przekonany, że to nienormalne, znajdować przyjemność w byciu traktowanym jak pierwsza lepsza szmata, ale, mój słodki Boże, to wcale nie było tak, a ja sam nie potrafiłem tego wyjaśnić.
Leżałem tak i myślałem o tym wszystkim, a moje studio wznosiło się najpiękniejszym z możliwych zapachów, zapachem seksu. Max w tej pozycji niewiele mógł zrobić, ale rękoma masował moją głowę, talię i kark, czasami śliniąc palce i zahaczając o plecy. Nie rozmawialiśmy, a ja myślałem o rzeczach i w pewnej chwili przypomniałem sobie jedną, która mnie zaciekawiła, ale wtedy nie miałem czasu jej do końca zgłębić.
Maxie — mruknąłem, podnosząc głowę, by na niego spojrzeć i zwrócić swoją uwagę. — A to miejsce… pomiędzy twoimi jajami a tyłkiem… czekaj, gdzieś tu — wyciągnąłem rękę i starałem się je odnaleźć, ale było mi trudno w tej pozycji — o co chodzi?


Gazelle - 2018-10-27, 18:41

Nie to Max miał na myśli i Ian dobrze o tym wiedział, a rany naprawdę potrzebowały tego, żeby ktoś się nim zajął, nawet jeżeli nie były aż tak głębokie. Były widoczne, w paru miejscach widział ponadto zaschniętą krew, i, ech.
Powstrzymał się jednak przed dalszym suszeniem głowy Ianowi. No, ten tego najwyraźniej nie chciał. I w porządku, upominał siebie, Ian nie jest dzieckiem, i sam najlepiej wie czego potrzebuje.
Nie do końca był przekonany, ale, cóż, nie chciał prowokować kolejnego konfliktu.
Nie masz pojęcia, jak twoja suka mocno przeżywa swoją cieczkę. Która zdaje się w ogóle nie kończyć — wymruczał leniwie, z półprzymkniętymi oczami oddając się cudownej przyjemności idącej z obecności ust Iana na swojej klatce piersiowej. Wprawdzie przez to uczucie uderzył Iana w nos, no ale tym razem nie czuł się winny, bo Ian sam się podstawił.
Nie sądził, żeby kiedykolwiek mógł nadejść dzień, w którym byłby znużony seksem z Ianem. Nie było takiej opcji. Bliskość ich ciał, ich złączenie w całość podczas seksu miało swój metafizyczny wymiar, coś, co nie dało się zamknąć w tak prostych ludzkich szufladkach. I tego typu uczucie nie znało pojęcia nudy czy wypalenia, Max w to absolutnie nie wierzył. Ta rzecz pomiędzy nimi była zwyczajnie wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.
Wzdrygnął się, gdy Ianowi udało się musnąć palcem po tym wyjątkowo wrażliwym miejscu, które akurat opisywał. I, cóż, lekko się zdziwił słysząc to pytanie, bo nie sądził, że Ian mógłby tego nie wiedzieć. W końcu sam miał męskie ciało, ale w sumie sam nie wiedział jak wyglądał seks między kobietą, a mężczyzną, którego Ian miał w życiu więcej, i może żadna z jego kochanek nigdy nie zainteresowała się tym miejscem, a i Ian sam go nie odkrył.
Było coś uroczego w tym, że to Max mógł wprowadzać Iana w tajniki gejowskiego seksu i odkrywania kolejnych sposobów zaspokajania się nawzajem.
To perineum. Kiedy dotykasz mnie palcami w tym miejscu, to ocierasz się o moją prostatę od zewnątrz i...ugh, gdy jednocześnie jesteś w moim wnętrzu, albo trzymasz mnie w ustach, to cały wariuję, to jest...niesamowite, serio. Chciałbyś spróbować, jak to jest? — zaproponował. Ian mógł mieć już dość aktywności seksualnych na ten dzień, ale może gdzieś w przyszłości...wprawdzie już się ocierał o to miejsce nie raz, dołączał pieszczotę w tym miejscu często wtedy, gdy obciągał Ianowi. I, Boże, jak on uwielbiał patrzeć na jego ogarniętą ekstazą twarz. Ale Ian pewnie nie wiedział, że odpowiada za to głównie to konkretne miejsce, więc już zapalił się do tego, żeby pokazać mu jak przyjemna może być sama stymulacja prostaty od zewnątrz. Bo od wewnątrz to pewnie Ian by się dalej opierał. I w porządku, wprawdzie Max nadal był ciekawy i chętny do tego, żeby wyruchać swojego chłopaka, ale skoro on tego nie chciał to zamierzał to uszanować.


effsie - 2018-10-27, 19:24

Przesunąłem się trochę na kanapie i podniosłem głowę, patrząc na Maxa.
Och. Nie wiedziałem — przyznałem, prawdę powiedziawszy, czując się trochę jak debil. To nie tak, że byłem zielony w te klocki, uprawiałem seks naprawdę dużo razy, ale… głównie z kobietami. Z facetami, przed Maxem, zdarzyło mi się to kilka razy – na pewno mniej, niż nasze razy z Maxem, na pewno mniej, niż szesnaście – i prawdę mówiąc, nie dawałem wtedy dużo z siebie. Znaczy, poza moim kutasem i okazjonalnym lodzikiem, ale w obciąganiu wcale nie byłem jakiś szczególnie dobry, pieprzyć tych pedałów lubiłem na ostro i raczej nie szukałem magicznych punktów na ich ciałach… co innego z babeczkami, ja, Ian Monaghan, mogłem z zawiązanymi rękoma znaleźć łechtaczkę czy punkt gie, w końcu uczyłem się tego całe życie.
Tylko że, najwyraźniej, cała moja wiedza była o kant dupy potłuc, bo Max nie miał ani łechtaczki, ani punktu gie, za to jakieś perineum, o którego istnieniu właśnie się dowiedziałem.
No i ja, ja też to miałem, najwyraźniej.
Było mi trochę głupio w tym momencie, że taki ze mnie facet, a nie do końca znam własne ciało, ale kiedy sam robiłem sobie dobrze, ograniczało się to do penisa i jaj; nigdy nie eksperymentowałem z żadnymi palcami w tyłku czy takimi sprawami, to zwyczajnie mnie nie kręciło i nie-e. Ale to całe perineum, jeśli było dostępne z zewnątrz i rzekomo tak przyjemne…
Jasne — przytaknąłem, przewracając na kanapie nasze ciała tak, byśmy leżeli na boku; Max plecami przyparty do oparcia sofy, ja balansujący gdzieś na krawędzi. Może było mi głupio, ale edukacji w temacie seksu nigdy nie odmawiałem, a skoro o to chodzi, przesunąłem się nieco w dół. — Podnieś nogę do góry — poprosiłem, chwytając Maxa za udo i posłusznie zgiął nogę w kolanie, odsłaniając dla mnie swoje krocze. — Chcę wiedzieć gdzie to jest dokładnie… powiedz mi — prosiłem, sięgając jego ciała.
— Wiesz, że też masz prostatę i możesz sprawdzić to na sobie? — roześmiał się Max, posłusznie rozchylając jeszcze bardziej nogi i gdy musnąłem palcami okolice jego odbytu, podpowiedział: — Bliżej jąder.
Po co mam się uczyć na sobie, skoro to twoją prostatę mam masować? — mruknąłem, posłusznie podążając palcami w kierunku jego penisa. Gdy Max wzdrygnął się, przytrzymałem dłoń w jednym miejscu i upewniłem się: — Tu? Okej… I teraz jak? Lekko? Mocno? Musisz mi mówić, nigdy tego nie robiłem — mówiłem, uciskając to jedno miejsce.
— Iaaan — jęknął Max, wiercąc się w miejscu. — Ach… będziesz mógł na mnie ćwiczyć ile chcesz, ale przed chwilą dopiero co mnie przeleciałeś…
Okej — załapałem od razu. Ja też w tej chwili nie miałem siły na kolejny numerek, więc rozumiałem go doskonale. — Okej — powtórzyłem i, nie mogąc się powstrzymać, zrobiłem najbardziej idiotyczną rzecz na świecie, mianowicie, cmoknąłem jego chuja i podsunąłem się do góry. — Jest coś jeszcze, czego mogę nie wiedzieć? Może ty tego o mnie nie wiesz, ale jestem dość kiepski w tajnikach gejowskiego seksu — uśmiechnąłem się, przesuwając dłonią po jego torsie.


Gazelle - 2018-10-27, 21:05

Cóż, Max miał na myśli to, żeby spróbować na Ianie, żeby dać mu odczuć jak to jest, i wydawało mu się że wyraził się odpowiednio jasno, ale fakt, że Ian od razu rzucił się żeby poćwiczyć na Maxie był dla niego dosyć osobliwy. Jego kochany chłopak.
Był tak bliski temu, żeby znowu się podniecić, bo to cholerne miejsce naprawdę tworzyło magię – magię, z którą chciał także zapoznać Iana. Jednak...dopiero co doszedł, i to był orgazm bardzo intensywny, więc Max, z żalem, musiał Iana zastopować. Niemniej uznał jego entuzjazm na uroczy, podobnie jak ten słodki całus w jego...kutasa.
Co za wyjątkowy egzemplarz chłopaka.
Hmm, nie powiedziałbym — odparł z rozmarzonym uśmiechem, gdy Ian do niego dołączył na górze. — Wręcz oceniłbym cię na celująco — i to bez wahania; żaden poprzedni kochanek Maxa nie mógł dorównać Ianowi. — Już masz wiedzę na temat ciała mężczyzny i czułych punktów. Sutki, penis oczywiście, jądra, prostata z obu stron, no, to tyle z podstaw. Inne czułe punkty już zależą od osoby, co nie. Moje już znasz — mruknął, bo Ian bardzo pieczołowicie pracował nad tym, żeby je wszystkie poznać. Max zresztą robił to samo, chcąc zapewnić swojemu ukochanemu jak najwięcej przyjemności. — A dalej to jak z seksem z osobą każdej płci, jeny, po prostu robimy to, co nam się obu podoba, badamy siebie i tyle. Co, chcesz posłuchać o pozycjach? To kwestia preferencji, ale orgazm przez prostatę jest zupełnie inny niż ten od samej stymulacji kutasa, wiesz? Taki...dłuższy chyba, intensywniejszy. Nie próbowałeś tego nigdy? — spytał, szczerze zainteresowany. Bo przecież nie była to rzecz zarezerwowana stricte dla gejów, nawet hetero faceci często tego próbowali, z partnerkami czy bez.


effsie - 2018-10-27, 21:30

Nie byłem fałszywie skromny, naprawdę uważałem, że nie byłem w tym najlepszy – znaczy, wiadomo, z dziurami nie było innego takiego wojownika jak ten pomiędzy moimi nogami, ale lodziki to już raczej nie moja specjalność, choć oczywiście starałem się dla mojego chłopaka. W trzymaniu jego penisa w ustach nie było nic obrzydliwego i może nie przepadałem szczególnie za tym, jak spuszczał się mi w mordzie, ale doskonale wiedziałem, że nie ma nic gorszego, niż kończenie poza tą ciepłą norą, w której było się rozgrzewanym przez cały czas, więc dla niego, spokojnie, mogłem to robić. No ale i tak byłem przekonany, że ta moja blond kurewka jest w tym dużo lepsza; podobnie jak z tą całą prostatą, którą może i niejednokrotnie masowałem mu od wewnątrz, ale poza tym była dla mnie ogromną niewiadomą.
Bejbe, dziękuję, że mówisz mi o penisie, jeszcze bym o nim zapomniał — droczyłem się ze śmiechem, sięgając na chwilę ust Maxa, bo już zdążyłem się za nimi stęsknić.
Wyciągnąłem przedramię i zgiąłem je w łokciu, opierając głowę na dłoni i zmrużyłem oczy, wpatrując się w tego blondaska, drugą ręką wciąż leniwie smyrając go po całym ciele.
Nigdy… chyba — przytaknąłem, bo może to było coś, z czego nawet nie zdawałem sobie sprawy? Lubiłem mieć kontrolę i raczej nie zdarzało się bym pozwolił ją komuś przejąć (ekhm, ekhm), ale zdarzały się i mnie pobudki, gdy panienka ładowała się pomiędzy moje nogi i tak wstawaliśmy razem, ja i mój penis. Może ktoś, kiedyś, czasem, próbował takich zabiegów, ale byłem ich raczej nieświadom, co nie znaczy że niegotów do sprawdzenia, o co chodzi z moim chłopakiem, zwłaszcza jeśli twierdził, że to takie dobre. — Byłeś kiedyś na górze, Maxie? — spytałem nagle, chociaż wydawało mi się, że znam odpowiedź.
Może nie?
Nawet po tym, co się tu przed chwilą wydarzyło, wciąż wydawało mi się, że mój chłopak zwyczajnie lubi być ruchany w dupę, ale może kiedyś eksperymentował i na tym polu.


Gazelle - 2018-10-27, 21:56

Chyba? — uniósł brew. Okej, Ian miał prawo być w tym wszystkim pogubiony i nie zamierzał mu tego wytykać (zresztą, przecież Ian i tak był bardziej wszechstronny od Maxa, który miał dosłownie zero doświadczenia z waginami, pomijając fakt że z jednej wyszedł), ale to uczucie – przynajmniej zdaniem Maxa – było na tyle wyjątkowe, że nie dało się go po prostu przeoczyć. Co innego jakaś chwilowa stymulacja, a co innego cały orgazm oparty na niej, no po prostu nie dało się tego nie odróżnić od zwykłego orgazmu.
Nie — odpowiedział przecząco. I generalnie mu to pasowało, nie ciągnęło go nigdy do tego żeby wsadzić komuś swojego kutasa w tyłek, nie dlatego, że się brzydził czy coś, po prostu to była kwestia preferencji. Lubił być pasywny, lubił to uczucie kiedy coś mu rozrywało tyłek, kiedy to coś znajdowało jego najczulsze punkty, i chyba był dobry w tej całej pasywności. I, szczerze, to Max po prostu wyglądał na pasywa, idąc takim stereotypowym tokiem myślenia. Z żadnym ze swoich kochanków nie przeprowadzał rozmowy o tym, kto jaką pozycje przyjmuje podczas seksu.
Niemniej obecność Iana w jego życiu i ich wybujałe życie seksualne sprawiło, że Max był gotów na eksperymenty, na nowe wrażenia, a obserwowanie Iana podczas uniesień, tego przepięknego widoku czystej ekstazy na tej pięknej twarzy, tych napiętych mięśni i żył tuż przed orgazmem, to wszystko sprawiało, że chciał go całkowicie posiąść, pokazać mu nowe sposoby na zdobycie przyjemności. Ale nawet jeżeli do tego nie dojdzie, to trudno, bo ogólnie z ich życia łóżkowego Max był i tak bardziej niż zadowolony, a i odkrył że można mieć poczucie kontroli w garści nawet z pozycji na dole.


effsie - 2018-10-27, 22:37

No dobra, nigdy — stwierdziłem ostatecznie, wywracając oczami. Co się odwlecze to nie uciecze, czy jak tam to się mówiło, w każdym razie z tym blondasem byłem gotów próbować różnych nowych rzeczy – raczej nie wszystkich, moja dupa to strefa zarezerwowana tylko dla gówna, a Maxie gównem nie był, ale no, szczegóły. W każdym razie, bo tutaj pojawiły się ciekawsze tematy; właśnie do głowy wpadła mi ciekawa wizja. — Wyobraź sobie — zacząłem snuć opowieść — że umawiasz się z jakimś kolesiem, może być przez tego twojego Tindera, no i już wchodzicie do ciebie i trele-morele, a ty mu na to, że koleś, wypinaj tyłek, bo będziesz go zapinał. Boże, chciałbym zobaczyć minę takiego pedała. Przecież jak na ciebie patrzą to pewnie od razu widzą cię na dole, a tu takie zasko — wyszczerzyłem się durnie.
Sam nie wiedziałbym, co bym zrobił w takiej sytuacji, no, to by się zupełnie nie zgadzało. Oczywiście nie miałem zamiaru pozwalać Maxowi na realizowanie takich wizji (spróbowałby tylko), ale i tak było to cokolwiek zabawne.
Przysunąłem się trochę bliżej Maxa na kanapie, aby przypadkiem z niej nie spaść; była może i wygodna do takiego posiedzenia, czy coś, ale zdecydowanie nie nadawała się do wylegiwania się na niej po seksie; chyba że jakoś bardziej byśmy się przytulili, co właśnie próbowałem uczynić, zaplatając kończyny wokół mojego chłopaka, a Max, ta przylepa-ośmiornica, ze swoimi mackami, chętnie przyczepiła się do mnie i musnąłem ustami jego ramię.
Nigdy bym nie pomyślał, że możesz być tak dominujący, wiesz? I że będzie mi się to podobało też nie — wymruczałem, obmacując się z nim na tej kanapie jak debil. Powoli kończyły się miejsca w mojej codzienności, gdzie jeszcze nie bawiłem się z Maxem; ostał się ulubiony bar, ale skoro zaszliśmy już do kibla w jakiejś innej spelunce to podejrzewałem, że to tylko kwestia czasu.


Gazelle - 2018-10-27, 23:27

Max chwilę kontemplował nad tym, czy powinien się obrazić na Iana, czy nie. Właściwie...miał rację, sam już przecież doszedł do wniosku że wygląda jak pasyw, i najwyraźniej cały świat także tak uważał, ale zakładanie tego było ślepym podążaniem za stereotypami! Przecież nawet ze swoją delikatniejszą urodą i szczupłym ciałem mógł być na górze i nie powinno być to w żaden sposób uwłaczające.
No, ale akurat tak się zdarzyło, że Max wolał być na dole. Trudno.
To znaczy, wcale nie trudno, bo czuł się w tym doskonale, zwłaszcza gdy pieprzył go jego cudowny chłopak. Jego tyłek był dosłownie stworzony dla tego kutasa. I nie krępował się do tego przyznać. Mógł dać się wyruchać Ianowi na wszelkie sposoby, z nim mógł robić najbardziej zboczone rzeczy, ufał mu bezgranicznie, był po prostu jego, cały do dyspozycji.
Ale, wiesz, gdybym chciał to bym potrafił! — ostatecznie się zaperzył. Ale miał jakąś dziwną, niczym niepodpartą pewność że naprawdę by sobie poradził w tej roli. Lata praktyki w byciu po drugiej stronie sprawiały, że wiedział jakie potrzeby ma osoba będąca na dole, tylko czy umiałby im podołać, hm...
Ech, weź, masz tak bardzo rację. To znaczy, nie ma w tym nic złego i jest to prawdziwe, bo jestem na dole i to lubię, ale no to nie jest rzecz, w której bazuje się tylko na założeniach, nie? — mruknął bardziej sam do siebie. — Ale z drugiej strony, ciebie też pewnie nikt nie brał za tego na dole, co nie?
Bo, idąc dalej kryterium stereotypów, to Ian totalnie miał nad sobą aurę dominacji. Co w praktyce okazywało się nie do końca prawdziwe, co Max udowodnił chociażby tego wieczoru, ale, cóż.
Bo widzisz, Ian, ja jestem pełen niespodzianek, które czekają na ciebie aż je rozpakujesz — wyszczerzył się do swojego chłopaka, mierzwiąc mu włosy, a potem przeniósł dłoń niżej aby pogładzić delikatnie i leniwie jego kark. — I, szczerze? Ja też bym nie pomyślał. Ale też mi się to spodobało. Rozkazywanie tobie i fakt, że się mnie słuchałeś, i że tak bardzo chciałeś, ale ja miałem swojego kundla na smyczy...


effsie - 2018-10-27, 23:52

Mhm — przytaknąłem lakonicznie, nie wgłębiając się za bardzo w szczegóły. Nie to, bym się ich wstydził – może to nigdy nie był Tinder i randka, raczej dużo bardziej bezpośrednie sposoby (jakby Tinder nie był wystarczająco bezpośredni), ale wciąż miałem w pamięci to, o co poprosił mnie Max, mianowicie: nie gadać o swoich byłych. Co prawda chodziło mu wtedy, przy tej prośbie, o kobiety, ale podejrzewałem, że to odnosiło się również do tych nielicznych kolesi w moim życiu, którym miałem okazję włożyć to i owo do zadka.
Mruknąłem z niezadowoleniem, gdy Max poczochrał moje włosy – naprawdę tego nie lubiłem – i sięgnąłem jego ust swoimi.
Jesteś absolutnie wyjątkowy, nie ma mowy bym pozwolił na to komukolwiek innemu — gadałem mu między kolejnymi pocałunkami. Nie mam pojęcia, co mi odbiło, że decydowałem się teraz na kolejne takie wyznania i czułości, ale najwyraźniej było mi tego mało przez ostatnie dni i, gdy w końcu dorwałem go w swoje ramiona, musiałem sobie odbić to, co przepadło. — Nieważne, czy mi rozkazujesz i każesz prosić, bym mógł cię w końcu wyruchać, czy sam o to błagasz i zachowujesz się jak najbardziej rozwiązła dziwka… tak. Bardzo. Cię. Uwielbiam — mruczałem mu, nie zaprzestając ślinienia się z nim jak podrzędne kundle (brawo dla nas), a po sposobie w jaki błyszczały mu oczy wiedziałem, że mój Maxie, ta obrzydliwa, blond wywłoka uwielbia słuchać takich rzeczy, rzeczy, których nie mówiłem mu za często, ale teraz, ach… teraz chciałem mu dać jak najwięcej tylko mogłem. — Nie umiem sobie wyobrazić nikogo innego na twoim miejscu.
Nie szczędziłem mu pieszczot, całowałem go i szeptałem te wszystkie rzeczy, i mógłbym robić to jeszcze dłużej, gdyby nie telefon Maxa, który rozdzwonił się irytującą melodyjką. Pierwszy raz zignorowaliśmy obaj, drugi Max chciał się już ruszyć, ale mu nie pozwoliłem, ale kiedy jego iPhone rozdzwonił się po raz trzeci, westchnąłem, podirytowany, i sięgnąłem po tę komórkę, zerkając na ekran.
Mama dzwoni — poinformowałem go, wciąż przytulony do tego mojego blondasa i wyciągnąłem ramię z telefonem w jego stronę.
Mama coś nie mogła odpuścić, widać.


Gazelle - 2018-10-28, 00:36

Oczywiście, że Max uwielbiał słuchać takich rzeczy. Któż mógłby pomyśleć inaczej? Nigdy nie mógł mieć dość tych wszystkich czułości, zwłaszcza, że czuł, że Ian te słowa wypowiadał z serca, szczerze, i, oooch, serce Maxowi rosło do niebotycznych rozmiarów, nie rozumiał jak można odczuwać tyle emocji na raz tak intensywnie.
Boże...Ian...ja też. Jestem w stanie myśleć...tylko o tobie — mówił między kolejnymi pocałunkami, którymi atakowali się jak dwójka napalonych gówniarzy, którymi przecież byli. Wiecznie głodni siebie, wiecznie spragnieni dotyku, pieszczot.
Był naprawdę zirytowany tym, że ktoś śmiał im przerwać tę cudowną chwilę i chciał sięgnąć po telefon żeby wyciszyć go w cholerę, ale to w końcu w rękach Iana wylądował jego iPhone.
Mama? Serio? O tej porze? No, dobra, w Kali był jeszcze całkiem wczesny wieczór, ale tak czy owak, nie miał pojęcia skąd nagle jej się wzięła chęć na rozmowy.
No, ale musiał odebrać, bo gdyby tego nie zrobił, to jego kochana mama zaczęłaby świrować.
Tak, mamuś? — odezwał się do telefonu i chciał się wyrwać z uścisku Iana, żeby odejść gdzieś w kąt, ale Ian, ta cholera, wcale go nie puszczała.
— Cześć, synku. Jak minął ci weekend? — zapytała zupełnie neutralnym tonem, ale Max węszył podstęp. Przede wszystkim dlatego, że trochę dziwne by się wydawało, by tak nagle dzwoniła we wtorkowy wieczór by spytać o jego weekend.
Eeee, całkiem miło. A co?
— A to na tych zlotach tatuażystów się miło spędza czas, tak? — odpowiedziała, a Max przewrócił oczami, i wewnętrznie, i zewnętrznie, bo przecież matka i tak nie widziała jego twarzy. Za to Ian widział i parsknął cichym śmiechem, jednak podczas tej rozmowy nie przeszkadzał sobie w dalszym obcałowywaniu Maxa, mimo iż ten próbował się skupić przede wszystkim na połączeniu z mamą.
Skąd wiesz, gdzie byłem?
— Z Facebooka. Widziałam zdjęcia. I w końcu zobaczyłam twojego chłopaka. Nie podoba mi się to, że ciągnie cię w takie miejsca i w takie towarzystwo. Synku, przecież nigdy nie interesowałeś się takimi rzeczami.
Max jęknął, i tym razem zrobił to na głos. Poniekąd z powodu trucia mu głowy przez matkę, a poniekąd z powodu Iana, tej francy jego kochanej, która zassała się przy jego żuchwie.
Mamuś, z całym szacunkiem, ale to nie tobie ma się podobać — odparł ostro. — A bawiłem się dobrze, miło że się zainteresowałaś. Zresztą, skoro widziałaś zdjęcia, to na pewno dojrzałaś to, że wcale nie działa mi się krzywda.
— Mhm, widziałam za to twojego chłopaka zaabsorbowanego telefonem, gdy ty się na niego patrzyłeś jak zaczarowany. Max, pamiętaj że spotykacie się przecież tak krótko, jeżeli już zaczyna cię...
Mamo — przerwał jej stanowczo. Zdecydowanie nie miał ochoty na tę rozmowę, i w ogóle na wspomnienie o tym konwencie, nie teraz. A poza tym jego chłopak robił się coraz bardziej bezczelny z dotykaniem go. — Proszę cię, przestań. Jestem dorosły, wiem co robię, mój chłopak jest świetny i nie możesz oceniać go przez pryzmat tego, gdzie pracuje.
— Ale on wygląda jak kryminalista, Max! Jesteś pewien, że...
MAMO.
I, jak na złość, w tym momencie Ian, ten pierdolony śmieszek, ta cholera skończona, postanowił skorzystać z nowonabytej wiedzy, ręką sięgając pod penisa Maxa, żeby...
Och! — wydał z siebie coś pomiędzy piśnięciem, a jękiem, szybko zagryzając zęby i w ten sposób ucinając dźwięk w połowie. Skrzyżował nogi i je mocno zacisnął, patrząc na zadowolonego z siebie Iana wzrokiem ciskającym gromy.
— Max? Co tam się dzieje?
Nic takiego, mamuś, uderzyłem się o szafkę — powiedział szybko, korzystając z pierwszej ściemy jaka mu przyszła do głowy. Ach, te niecne szafki, tylko czekające na to by zrobić komuś na złość i go zaatakować znienacka. — W każdym razie, dzwoniłaś tylko po to żeby wyrazić dezaprobatę do moich życiowych wyborów, czy jest jeszcze coś o czym chcesz ze mną porozmawiać?
— Max! Jesteś bezczelny! Widzisz, już ma na ciebie zły wpływ!
Mamo, kocham cię, ale wybitnie nie mam ochoty na ciągnięcie tej rozmowy. Muszę wracać zresztą do pracy. Ucałuj tatę, papa — pożegnał się i szybko rozłączył, odkładając telefon w cholerę po uprzednim wyciszeniu go.
A ty co się tak szczerzysz? — zwrócił się do Iana. Koniec końców ta reakcja nie była taka zła, zważywszy na to czego się nasłuchał na swój temat od mamy Maxa, która nawet go jeszcze nie spotkała i nie miała okazji z nim porozmawiać.


effsie - 2018-10-28, 10:32

Mój chłopak zaczął rozmawiać ze swoją mamą, ale dla mnie nie był to powód do zaprzestania obśliniania całego tego ciała, pięknego, alabastrowego cudu świata. Kiedy tak na niego patrzyłem, nagiego, z lekko zarumienioną twarzą (Max nigdy nie oblewał się taką czerwienią przy wysiłku fizycznym, jak ja, jedynie delikatne pąsy wchodziły na to blade lico), rozwartymi ustami i zamglonymi oczami… do tego te rozczochrane, przydługie włosy, cudowne, smukłe ciało o wąskich biodrach, niemalże wklęsłej klatce piersiowej, długie kończyny z drobnym, jasnym owłosieniem na łydkach i udach a w końcu penis i ten tatuaż obok niego… mój Boże, uwielbiałem go, naprawdę uwielbiałem, nie tylko za ciało, ale też za to, co ze mną robił, za to, jak przez niego wariowałem i sięgałem miejsc, o których nigdy bym wcześniej nie pomyślał, że istnieją.
I chciałem to robić z nim, i tylko z nim.
W telefonie miałem całą kolekcję zdjęć Maxa, część w ubraniach, znaczną większość bez, które robiłem mu przy przeróżnych okazjach. Niektóre były obsceniczne, jak wtedy, gdy trzymał w ustach mojego penisa lub gdy jęczał z rozkoszy, rozchylając usta i odchylając do tyłu głowę, miałem też takie, gdy sam sobie robił dobrze, ale w mojej galerii przeważały takie, gdzie zwyczajnie leżał, tak jak leżeć może każdy człowiek, ale tylko on potrafił wtedy wyglądać równie zjawiskowo. To nie były jakieś wyjątkowe fotografie, tak jak ja wcale nie byłem żadnym artystą, ale nie mogłem poradzić nic na to, że to język wizualny był tym, w którym radziłem sobie najlepiej i w nim, w tej formie, chciałem utrwalać to, co czułem.
W obrazach tej blond wywłoki, które zdominowały nie tylko moje myśli, mój plan dnia, moje zainteresowania, ale najwyraźniej też rzeczy zupełnie prozaiczne, jak pamięć mojego telefonu.
W każdym razie, to jego telefon był teraz na tapecie, a pomimo faktu, że Max nie włączył trybu głośnomówiącego, z tej odległości i tak spokojnie słyszałem, co mówiła jego mama. I, to prawda, nie zaprzestałem obmacywania go tu i tam, zaczynając od przygryzania jego szyi, rękoma błądząc coraz niżej i niżej, i niżej…
Byłem bardzo dobrym uczniem, szybko łapałem nową wiedzę i wiedziałem, że klucz do nauki tkwi w praktykowaniu już od samego początku.
Poza tym, zaczęła mnie podniecać myśl, że mógłbym zapisać go na małe obciąganko, podczas gdy ta suczka musiałaby powstrzymywać swoje jęki, wciąż gadając ze swoją mamą… tak, byłem jebnięty, nieważne, ale już zaczynałem wdrażać swój plan w życie, nie przejmując się ściśniętymi nogami Maxa, bo zaraz już miałem sprawić, że będzie je dla mnie rozkładał szeroko, wypychając biodra i niemo błagając o więcej…
I się rozłączył.
Ach, no dobra, może innym razem. Mówił, że w ciągu dnia był w stałym kontakcie ze swoim szefem, nie?
Nie mówiłeś, że twoi rodzice mnie tak polubili — wyszczerzyłem się, powracając do całowania jego ust, skoro już miałem jak. — Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? Poza tym, no, no, Maxie, nie wiedziałem, że spotykasz się z kryminalistą… — gadałem pomiędzy pocałunkami składanymi na jego szyi. Jeśli był ciekaw, który fragment rozmowy rozbawił mnie najbardziej to proszę bardzo, właśnie ten.


Gazelle - 2018-10-28, 15:26

No patrz, ja też nie — mruknął, i zaraz potem jęknął, gdyż palce Iana niepostrzeżenie przejechały po jego karku. No co za cholera. — To tylko moja mama, ona...musi się przekonać. Jest przewrażliwiona, i ma chyba już w głowie obraz idealnego partnera dla swojego idealnego synka, i w takiej bańce, gdzie wszystko jest idealne i sielankowe, sobie żyje. Mój tata jest bardziej wyluzowany, ale też trochę odrealniony, i, cóż — westchnął, gdy skończył tę wypowiedź przerywaną krótkimi dźwiękami okazującymi odczuwaną przyjemność.
I wkurzyła go ta rozmowa. Jego mama nie miała prawa oceniać Iana, zwłaszcza tak powierzchownymi kryteriami. Spodziewał się po niej większego wyczucia, a nie takiej bezczelności w ocenianiu jego partnera. Może to był jakiś jej sposób na odnalezienie kontroli nad Maxem? Jednak cokolwiek by to nie było, to było po prostu złe.
Czemu Lana mogła go z miejsca zaakceptować, już przy samym poznaniu Maxa okazać mu ciepło, a jego matka robiła coś takiego? To nie było fair i sprawiało, że Max czuł się wręcz zażenowany zachowaniem swojej mamy, zwłaszcza że Ian miał okazję usłyszeć całą rozmowę i te bzdurne zarzuty. Na całe szczęście nie wydawał się obrażony czy urażony.
Mojej matce przeszkadzają twoje tatuaże, wiesz? To przecież absurdalne! — fuknął, bo zdenerwowanie wciąż z niego nie zeszło, mimo wszystkich tych działań, które wykonywał Ian w celu uspokojenia go. Więc, cóż, sam postanowił się wyładować, używając do tego ust swojego chłopaka, w które wpił się mocno i brutalnie, przesuwając dłoń na jego pośladek, ten ładny, zgrabny, twardy pośladek. — Mówiłem ci już, jak bardzo uwielbiam twój tyłek? — spytał, gdy oderwał się w końcu aby zaczerpnąć powietrze.


effsie - 2018-10-28, 16:25

Miałem już powiedzieć, że mam to gdzieś, to, co myśli sobie jego mama, kiedy Max wspomniał o tym, że wszystko jest idealne i sielankowe i na moment znieruchomiałem, odsuwając usta od jego obojczyka na milimetry.
To nie było intencjonalne, wiedziałem, że tak mu się wyrwało, ale miał rację – tu nic nie było idealne i sielankowe, i… ech?
Wyglądało na to, że Max jest z tym pogodzony i w porządku, ale mnie wciąż wydawało się, że to nie jest do końca w porządku. To prawda, ze mną nie mógł mieć swojego idealnego związku, tego, którego sobie wymarzył i którego chciała dla niego jego mama, ale… ale co ja mogłem z tym zrobić?
Nic, a więc musnąłem go jeszcze raz ustami, zaraz zostając przyciągniętym do jego warg. Uśmiechnąłem się durnie na jego słowa, bo ja, chyba w przeciwieństwie do tej wywłoki, absolutnie nie potrzebowałem słuchać tekstów o tym, co mu się podobało, a co nie.
Czy to ma coś wspólnego z tym, że nie mam na nim ani jednej dziary? Maxie, masz jakieś mommy issues? — wyszczerzyłem się jak idiota i chwyciłem jego wargę pomiędzy zęby, dłonią na oślep szukając tego telefonu, który gdzieś tam odłożył. W końcu znalazłem tego przeklętego ajfona i wyciągnąłem ramię ponad nas, odblokowując go uprzednio i włączając aparat. — Chodź, zrobimy sobie fotkę dla twojej mamy — rzuciłem żartobliwie. — Zarzuć mi nogę… o, właśnie tu, dokładnie, żeby zasłonić moje krocze. Przecież chcemy ją tylko podenerwować, a nie żeby zeszła na zawał — gadałem głupoty, bo przecież nie zamierzałem wysłać tej fotki wcale jego mamie, ale kontynuowałem tę głupią zabawę. — Przesuń się trochę, jak ma być widać moje tatuaże to muszę się trochę obrócić… o, najlepiej to ty trzymaj, a ja się wyciągnę — wpadłem na genialny pomysł i zanim Max się zorientował, chwyciłem jego rękę i wsadziłem mu telefon w dłoń, samemu wyciągając ramiona tak, by na tej ciasnej kanapie odsłonić jak najwięcej torsu obsypanego tatuażami. Max uśmiechnął się głupio i co prawda opuścił głowę na moją pierś, zasłaniając księżyc, ale mogłem mu to wybaczyć, w końcu też chciał zapozować dla mamy. — No, uśmiech numer pięć. Dla… jak ma na imię twoja mama?
— Helen.
No, to dla Helen. Cyk! Dawaj, jeszcze jedno, musimy się upewnić, że dobrze wyszło. Dobra, to co, teraz dla mojej mamy? Hmm… na tym się kończy moja rodzina, ale jakbyś chciał wysłać inne swojemu tacie, babci, dziadkowi… — gadałem głupoty, przesuwając się na kanapie i nie mogąc się powstrzymać, by go jeszcze nie pocałować, tak chociaż trochę, poobmacywać się z nim, kiedy Max śmiał się i robił te głupie fotki.
Chyba serio mam coś z ekshibicjonisty.


Gazelle - 2018-10-28, 18:39

Gdyby Max mógł usłyszeć, o czym myślał Ian, to by go palnął przez łeb. Bo dla Maxa ich związek był idealny, i miał gdzieś wszystkie schematy, wzory z romantycznych filmów i to co myślała jego matka. Ian może nie był idealny według jego matki, ale dla niego tak, i to było najistotniejsze. Nie potrzebował romansu jak z bajki, mówił już o tym Ianowi zresztą. Potrzebował tylko jego.
Boże, nie! — powiedział niewyraźnie, bo akurat wtedy Ian się przyssał zębami do jego wargi. Fuj, jakie niby issues, Jezu, nie. Nic z tych rzeczy, fuj. — Nic nie czaisz, po prostu masz fajny tyłek, taki, aaach, umięśniony i...fotkę? — uniósł brew. No, ale ostatecznie dał się wciągnąć Ianowi w tę zabawę i chwilę później już ustawiali się do zdjęcia, a Max się szczerzył, gdy odprawiali jakieś wygibasy po to, by mieć jak najlepsze ujęcie. I wyglądali razem cudownie, odcienie ich skór ze sobą kontrastowały, byli pokryci śladami spełnienia, uśmiechnięci, szczęśliwi, swoi nawzajem. Może nawet ustawi sobie jedno z tych zdjęć na tapetę, dotychczas będącą zdjęciem Iana z Australii.
Babcia by chyba zaliczyła śmiertelny zawał — zachichotał. Już i tak ciężko zniosła wiadomość o tym, że jej wnuk jest gejem, ale rodzice murem stawali za nim, co skutkowało rokiem odciętego kontaktu z babką od strony ojca. Była to kobieta mocno konserwatywna i Max średnio za nią przepadał. I na Iana fukałaby znacznie bardziej niż jego matka.
Swoją drogą...
Ian, jedź ze mną do San Jose — wypalił, opierając się na łokciu gdy ułożył się już całym ciałem na boku po odłożeniu telefonu. — Moi rodzice wkrótce mają rocznicę ślubu i pojadę do nich na weekend i...proooooszę? — spojrzał na niego oczami szczeniaczka. — Chcą cię poznać! Nawet moja matka tak mówiła! I zobaczysz, polubią cię, ciebie się nie da nie polubić i matka już nie będzie pierdolić że jesteś kryminalistą! Będzie fajnie! Byłeś kiedyś w San Jose? Eeee, nie różni się aż tak od San Fran, ale no. Zobaczysz sobie — mówił, coraz bardziej nakręcony swoim pomysłem. On już miał okazję zobaczyć dom rodzinny Iana w Brisbane, więc sam także chciał się podzielić tym kawałkiem swojego życia. Poza tym naprawdę wierzył że jego matka w końcu przekona się do Iana.


effsie - 2018-10-28, 20:26

Było mi trochę dziwnie słuchać takich rzeczy od Maxa, że mam fajny tyłek, trochę nie wiem czemu. Chyba dlatego, że nie przywykłem do słuchania komplementów od mężczyzn, a nawet od kobiety chyba nigdy tego nie usłyszałem i… nie wiem, to było chyba nieco krępujące? Pewnie nie na tyle bym się jakoś szczególnie zawstydził czy zarumienił, ale zwyczajnie nie wiedziałem, jak na to zareagować, no bo, ech? Na całe szczęście nie zostałem w tej sytuacji na długo sam, to znaczy, zaraz zaczęliśmy się ustawiać do fotek, śmiać i całować, gdy Max robił kolejne zdjęcia, a ja w pewnym momencie zapomniałem już o celu tego zdjęcia, całych tych tatuażach, przyklejając się do Maxa, przymykając nieco oczy i całując jego szyję.
Ale w końcu koniec było tego tap madl dla ubogich, Max odłożył telefon i ułożył się na boku, zresztą tak samo jak ja, patrząc na jego roześmiane, błyszczące oczy i drobne zmarszczki wokół wygiętych w uśmiechu ust. Max, gdy się uśmiechał, miał w policzkach urocze, przepiękne dołeczki, a ten po prawej stronie twarzy – podwójny. Gdy uśmiechał się zaś naprawdę szeroko, ten podwójny dołeczek łączył się w prostą kreskę, a ja uważałem to za naprawdę, naprawdę urocze i słodkie.
Cały był słodki.
Trochę żałowałem, że nie byliśmy u niego w domu, a tu, na mojej kanapie w studiu – trochę przez to, że wiedziałem, że będzie trzeba tu potem posprzątać, trochę też ze względu na to, że może i nie było zimno, ale przez ostatnie tygodnie polubiłem koce, które zawsze były gdzieś w pobliżu w mieszkaniu Maxa.
Ale zaraz przestałem myśleć o kocach, kiedy Max wyjechał e swoją… propozycją? Prośbą? Czymkolwiek by to nie było, duże zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy.
Do San Jose? — powtórzyłem za nim, przyglądając się tej rozentuzjazmowanej facjatce. — Poznać twoich rodziców?
— Tak — przytaknął ten blondas, ani trochę nie speszony, czego jeszcze niedawno bym się po nim spodziewał. — Mają trzydziestą rocznicę ślubu i organizują takie małe… przyjęcie, wynajmują restaurację… będzie kolacja, a potem pewnie muzyka i alkohol, ich znajomi, no, taka impreza. I tata się mnie pytał, czy ma ci wysłać zaproszenie. Powiedziałem, że nie, że sam się ciebie spytam, czy chcesz przyjść i, no…
Max zawiesił głos, a ja przez moment myślałem, że on żartuje, ale był chyba całkowicie poważny, wraz z tą ręką, którą nie zaprzestawał kreślenia jakichś nieokreślonych wzorów na moim torsie.
I ty byś chciał, żebym ja tam przyjechał? — spytałem, łapiąc jego spojrzenie.


Gazelle - 2018-10-28, 21:08

Im bardziej rozkręcał się w przedstawianiu swojego pomysłu Ianowi, tym bardziej sam nabierał przekonania, że ten pomysł był doskonały. I zamierzał przekonać do tego swojego Iana, zresztą naprawdę chciałby, żeby jego chłopak mógł poznać jego rodziców, żeby wszystkie najważniejsze osoby w jego życiu się poznały i najlepiej jeszcze dogadały. A był pewien, że Ian ze swoją czarującą osobowością był w stanie roztopić nawet twarde serce jego drogiej mamy. Helen Stone. Bo o tatę się nie martwił aż tak. Pewnie też na samym początku będzie podchodził podejrzliwie do Iana, być może już skorzystał ze swoim znajomości żeby uzyskać wgląd w jego kartotekę, ale ogólnie jego tata był znacznie bardziej wyluzowany od swojej żony.
I wprawdzie nie miał do pokazania tylu fajnych miejsc, co Ian w Brisbane, niestety nawet nie miał szans o tej porze roku pokazać mu ich ogrodu w pełnej okazałości, ale i tak był podekscytowany wizją podzielenia się z ukochanym częścią swojego dzieciństwa. No i zawsze mogli przy okazji skoczyć do San Francisco, powspominać czasy studenckie...
Generalnie ten plan nie miał wad.
No tak, właśnie to powiedziałem, słuchasz mnie w ogóle? — odparł niewzruszony.
— Nie wydaje mi się, żeby twoja mama była zachwycona moją obecnością...
A, wydaje ci się! — zaperzył się natychmiast w odpowiedzi. — No doooobra, pewnie na początku będzie jeszcze kręcić buzią, ale polubi cię na pewno. Tata też! Poza tym fajnie będzie mieć twoje towarzystwo na tym przyjęciu — powiedział, no bo ogólnie to zawsze się na tego rodzaju imprezach nudził jak mops. I zazwyczaj kończyło się na tym, że kiedy już odpędził się od wszystkich którzy truli mu tyłek, to siadał sobie gdzieś w kącie i czytał książkę czy po prostu obserwował. — No i co ty na to?


effsie - 2018-10-28, 21:58

Maxie, eee, nie wydaje mi się żeby to były do końca moje klimaty — mruknąłem, bo, serio? Przyjęcie z okazji trzydziestej rocznicy ślubu? Co to w ogóle za pomysł, zastanawiałem się, a przy tym, cały ten motyw poznawania jego rodziców…
No, nie wiedziałem, po co to wszystko.
— Ian, bo to nie są w ogóle twoje klimaty — odparł ten blondas, szczerząc się do mnie szeroko tym swoim białym, amerykańskim uśmiechem, po czym przysunął się do mnie bliżej, zarzucając mi jedną rękę za szyję, drugą wciąż oblepiając tors. Jego penis otarł się o moje podbrzusze, a Max wsunął kolano między moje nogi, co za zasrana bestia. — Ale twój Maxie bardzo by chciał żebyś z nim poleciał, wiesz?
Boże, ty……mały gnojku, chciałem dodać na te mało subtelne techniki perswazji Maxa, ale nie pozwolił mi dokończyć, całując mnie i zahaczając swoją srebrną kuleczką o moje zęby, specjalnie, by podrażnić się chwilę dłużej.
— Bardzo bym chciał — kontynuował, niewzruszony, drażniąc paznokciami mój kark, ust właściwie nie odklejając od moich warg. — I bardzo nie chciałbym lecieć sam, spędzać bez ciebie tyle czasu, mówić moim rodzicom, że nie chciałeś przylecieć, ale najbardziej to bym chyba nie chciał musieć sam sobie robić dobrze, bo już się trochę odzwyczaiłem, wiesz, i…
Nienawidzę cię — mruknąłem, całując kącik jego warg, a oczy Maxa zaświeciły się z satysfakcją. — Absolutnie, całkowicie cię nienawidzę, ty mała…
— Och, ja ciebie też bardzo nie lubię — wyszeptał Max, nie zaprzestając mnie całować i dotykać, a ja, Ian Monaghan, czułem się jak naprawdę szczęśliwy głupek, odwalając tę całą popieprzoną manianę z moim chłopakiem. Naprawdę, wydawało mi się, że takie rzeczy robią tylko piętnastolatki, a jednak, tu byliśmy, my, dwójka dorosłych kolesi, obłapiających się na kanapie w studiu tatuażu i droczących się jak dzieci. — W San Jose, wiesz, mamy tam taką ścianę, gdzie zapisuje się imiona ludzi, których się bardzo nie lubi i…
W takim razie muszę tam polecieć żeby zapisać tam twoje imię, inaczej by się to nie liczyło, prawda? Nie można tego zrobić za kogoś, nie?
— W żadnym wypadku. To są zasady. Wszyscy je znają.
A ja przecież nigdy nie łamię żadnych zasad — wyszeptałem, całując go mocno, wpychając mu język głęboko do buzi i nie mogłem się nadziwić jak wciąż, za każdym razem ekscytowało mnie to na nowo. — Jesteś najgorszy na całym świecie — powiedziałem mu, patrząc się prosto w te stalowe, błyszczące oczy, centymetry od moich.
Absolutnie.
Najmilszy kłopot, jaki kiedykolwiek pojawił się w moim życiu.


Gazelle - 2018-10-28, 22:57

Och, mów mi więcej — wymruczał i zbliżył się – a wcale nie miał dużej odległości do pokonania – żeby ponownie naznaczyć te lekko napuchnięte usta jako swoje, poczuć ten słodki smak ich spełnienia. Nie wiedział, jak to działało, bo z reguły to było zupełnie na odwrót, ale Max odnosił wrażenie że każdy kolejny pocałunek z Ianem był tylko lepszy.
— Więcej? Jesteś okropną, niegrzeczną suką, podstępnym gnojkiem, wcieleniem samego zła... — mówił Ian między kolejnymi pocałunkami, tym razem na szyi Maxa, który łaskawie odchylił głowę aby ułatwić Ianowi do niej dostęp. Mężczyzna przejechał językiem po jabłku Adama Maxa, który westchnął cicho.
Mhm, oczywiście że tak. Tylko dla ciebie, samo zło — wyszeptał. — I żeby podtrzymać ten tytuł, muszę zarządzić zebranie dup i ogarnięcie tego syfu. Chyba nie chciałbyś przyjmować klientów w studio, które tak wygląda, hm?
Ian jęknął i zamiast się oderwać objął go mocno.
— Jeszcze chwila — mruknął w jego szyję.
No dobra, dobra, ale potem się zbieramy — odparł, rozbawiony, bo Ian przypominał mu w tym momencie dzieciaka proszącego mamę o to żeby zostać chwilę dłużej na placu zabaw. Słodkie.
Ostatecznie jednak się zebrali, co rzeczywiście nie było takie proste, z racji tego iż oboje byli wyczerpani mocno satysfakcjonującym seksem. Najpierw obmyli się chociaż powierzchownie, korzystając z łazienki na zapleczu, po czym, z środkiem czyszczącym i dezynfekującą, umyli kanapę (to znaczy, Max umył, Ian się zabrał za zbieranie porozrzucanych ciuchów i układanie poprzestawianych rzeczy).
Okej, jest czysto i sterylnie — powiedział, zadowolony z tego że Ian w końcu pozwolił mu coś posprzątać w jego studio. Tak, był na tyle pojebany że cieszył się że mógł sprzątać!
— No i super, bo jestem już tak głodny, że mój żołądek zaraz siebie zassie.
Hmmm, ale chyba nie ma sensu szukać teraz jakieś knajpy, nie? To zamówię coś, a jak dotrzemy do domu to akurat przyjdzie — zadecydował i wyciągnął telefon. Nie było aż tak późno, jak sądził, ale i tak było na tyle późno, by ich opcje kolacyjne znacząco się ograniczyły, a Maxowi naprawdę nie chciało się nic samemu przygotowywać, z drugiej strony na pizzę też nie miał ochoty...więc ostatecznie pozwolił Ianowi wybrać to, na co miał ochotę, a po dokończeniu zamówienia udali się w stronę metra, aby w końcu dotrzeć do mieszkania, szczęśliwi, spełnieni, w końcu pogodzeni, ale i cholernie zmęczeni, a biednemu Ianowi jeszcze do tego burczało w brzuchu.


effsie - 2018-10-28, 23:28

I wróciliśmy do domu tylko po to, by na klatce spotkać nieco zirytowanego dostawcę z dwoma miskami ramenu, a ja, płacąc za nasze żarcie, uznałem, że muszę chyba mocniej przyjrzeć się mojemu budżetowi, bo ostatnimi czasy dość często pozwalałem sobie na żarcie na mieście. No cóż, trzeba było trochę zacisnąć pasa i wrócić do swoich wcale-nie-tak-doskonałych umiejętności kulinarnych, przynajmniej jeśli chciałem naprawdę spłacić ten zasrany kredyt i wypierdolić na jakiś czas z tego Nowego Jorku z moimi ziomeczkami.
A’propos moich ziomeczków to kolejnego dnia, znaczy w środę, z jednym takim się ustawiłem. Bety nie widziałem równie długo co Tony’ego i tęskniłem za tym typem, nawet bardzo, więc razem z ogarnianiem jego fury zrobiliśmy sobie integracyjny wieczorek, który przesunął się również na noc. Czułem się jakbym trochę zaniedbał tego mojego kumpla, a i Beta przyznał mi, że w czasie, kiedy ostatnio za dużo nie gadaliśmy (wspominałem chyba coś o tym, że nie jestem najlepszy w kontakcie przez internet, nie?), znowu miał kilka gorszych dni. To nie było dziwne, że Beta takie miewał, a i już umiał sobie z nimi sam poradzić, ale środa została naszym małym piątkiem i tak naprawdę to tylko – albo „aż”, właściwie! – sporządziliśmy plan ogarniania tej furki, potem czilując przy piwkach i wódeczce. Ustaliliśmy, że spotkamy się w piątek na prawdziwą robotę, a tak, normalnie, nadrobiliśmy nasz czas.
Max napisał mi smsa, coś, że ma nadzieję, że Becie spodobał się mój projekt na blachy auta (pokazywałem mu, znaczy blondasowi, wczoraj przed snem) i o której będę na Brooklynie, bo nie wie, czy ogarniać więcej kolacji, czy nie. Odpisałem mu, że dziś mnie tam nie będzie, a on uznał, że w takim razie nam nie przeszkadza i miłej zabawy.
Było normalnie, chyba, albo przynajmniej tak brzmiało.
W czwartek po pracy, gdy wróciłem do domu i ogarnąłem jakieś pierdoły, zapukałem w ścianę i krzyknąłem:
Jesteś?
— Aha! — odparł mi Max.
Pracujesz?
— Tak, ale chodź!
I przyszedłem, właściwie z własnym laptopem pod pachą, bo przez ten cały jego… znaczy, nasz wyjazd do San Jose, Max słusznie zauważył, że bilety powrotne w poniedziałki są tańsze i gdybym mógł przełożyć klientów to może byśmy mogli zostać tam dzień dłużej, więc teraz siedziałem z kalendarzem i telefonem, próbując ogarnąć, czy to jest w ogóle możliwe.
— Wszystko spoko wczoraj? — spytał mnie, wgapionego w monitor, kiedy chyba już skończył swoją pracę.
Aha — odparłem lakonicznie, próbując zrozumieć, kiedy mogę mieć czas dla takiej rudej i jej lisa.
— Becie się podobał ten projekt? — dopytywał.
Mhm.
— I ustaliliście wszystko?
Tak, mamy plan — mruknąłem i spytałem na odczepnego, by nie musieć się chwilę skupiać na jego słowach: — A ty, co robiłeś?
— A, poszedłem sobie z Irwinem na zakupy — odparł wesoło i zaczął coś paplać o tym czarnuchu. — O, i wiesz co? Mam coś dla ciebie! — przypomniało się mu nagle i zarządził: — Poczekaj.
Jakbym się gdzieś stąd ruszał.
Max jednak zniknął w swojej sypialni, a ja zapisałem sobie daty, które mogłem zaproponować rudej i podniosłem głowę akurat wtedy, gdy mój chłopak, cały zadowolony, wrócił do mnie z czymś w łapach.
— Tak sobie chodziliśmy po sklepach, Irwin zaciągnął mnie do Urban Outfiters, szukał czegoś dla Erica, a ja zobaczyłem to i uznałem, że ty lubisz takie koszulki, więc masz. — Wcisnął mi w łapy jakąś szmatę.
O — zdziwiłem się. — Dzięki?
— Nie dzięki tylko zobacz, duuh. — Max wywrócił oczami i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem, więc posłusznie podniosłem przed siebie koszulkę i rozłożyłem. — I jak, może być?
Była… normalna, w sensie, taki zwyczajny tank top, jakich miałem pełno, w żaden sposób nie wyjątkowy no i, jasne, że spoko.
No pewnie — przytaknąłem, patrząc na nią jeszcze przez chwilę, po czym przeniosłem wzrok na Maxa, stojącego nade mną i chyba dumnego z siebie, że trafił w moje gusta, a ta cała sytuacja nieco mnie przerosła. Miałem teraz coś zrobić? W sensie… no nie wiem, że on był na zakupach, więc sobie coś kupił, więc… — A ty, Maxie, kupiłeś sobie coś ładnego? Jakieś bokser… nie, nie, kurwa, stary, nie mogę, nie zrobię tego — zaperzyłem się od razu. — Sorry, nie ma mowy, to totalnie nie moje klimaty.


Gazelle - 2018-10-29, 00:17

Parsknął śmiechem, widząc jakie trudności Ian ma z pociągnięciem tej rozmowy. Nie, żeby spodziewał się że zaczną zaraz gawędzić o ciuszkach, zresztą już spędził kilka godzin z Irwinem, który, o matko, naprawdę mógł ciągle o tym gadać. A Max...lubił dobrze wyglądać, lubił bawić się czasami ciuchami, ale nie interesował się jakoś szczególnie modą, nie obserwował nowych kolekcji znanych projektantów i nie kombinował aż tak. No, ale mimo to miło spędził czas z nowym kolegą, naprawdę mieli sporo wspólnych tematów, a i różne doświadczenia do porównania, bo związek Erica i Irwina wyglądał zupełnie inaczej od jego związku z Ianem. I nawet czasami zazdrościł tych słodkich momentów, o których opowiadał Irwin, ale wtedy pojawiał się Ian ze swoją uśmiechniętą łobuzersko twarzą i...ech, za nic w świecie nie zamieniłby ich wspólnych momentów, które tworzyły tę relację tak wyjątkową.
Doceniam włożony trud — wyszczerzył się szeroko, padając obok swojego chłopaka na kanapie. Oczywiście, że był dumny z siebie, chociaż chyba oczekiwał trochę większego entuzjazmu ze strony Iana. No, ale trudno, grunt że był zadowolony. — Ale jeżeli jednak nadal jesteś zainteresowany moimi zakupowymi osiągnięciami na dzisiaj, to w sumie nic takiego. Tylko jeden sweter. A poza tym...matko, Irwin jest straszny. W pewnym momencie zacząłem się bać że będę musiał siłą wyciągać go z galerii, albo zadzwonić po Erica żeby zrobił to za mnie. Zachowywał się dosłownie jak ryba w wodzie, to wręcz przerażające. Ale fajny z niego koleś, wiesz? Szkoda, że nie mieliście okazji pogadać dłużej, ty z nim i z Ericiem, ale może umówimy się gdzieś w czwórkę, co? — zaproponował, bo pomysł podwójnej randki wydał mu się uroczy. — Chociażby na drinka, może w Harlem są jakieś fajne bary których nie znamy.


effsie - 2018-10-29, 00:39

Ta znajomość, znaczy, Maxa i tego czarnucha, wydawała się mi całkiem zabawna, znaczy, nie żeby nie mógł mieć swoich znajomych i w ogóle, ale wyglądało na to, że on i ten cały Irwin naprawdę dobrze się ze sobą dogadywali, a przecież nie znali się nawet tygodnia. W gruncie rzeczy nie miałem pojęcia, jakie Max miał podejście do ciuchów, ale wydawało mi się, że to teraz, to był pierwszy raz, odkąd go znałem, znaczy, od tej jesieni, kiedy był na jakichś zakupach – albo zwyczajnie wcześniej mi tego nie mówił. W każdym razie, tak, doświadczyłem już tego, że potrafił spędzać w łazience (czy, generalnie, gdziekolwiek szykował się do wyjścia) naprawdę dużo czasu, albo przynajmniej dużo więcej, niż ja, ale… czy przykładał do tego jakąś wieeeeelką wagę? No chyba nie? Czy może tak?
Nie, raczej nie.
Dobra, może jednak?
Muszę się temu przyjrzeć.
W każdym razie, słuchałem tego jego gadania o Irwinie i Ericu, unosząc sceptycznie brew. Ostatnio nie miałem czasu na swoich własnych kumpli, wszystko przez tego blondasa, a co dopiero na jakichś nowych? To byłoby trochę nie fair, nie?
Mhm, może kiedyś, czemu nie — rzuciłem więc, wzruszając ramionami. To była najlepsza odpowiedź, takie „tak”, bo nie „nie”, ale nie wskazujące na nic konkretnego, coś typu „musimy się zgadać” rzucane dawno niewidzianemu kumplowi. Poza tym, co do na przykład tego weekendu, to zaciekawiło mnie coś na fejsie. — A jak już o tym gadamy, hmm, mam wrażenie, że o czymś mi nie powiedziałeś? — rzuciłem, przełączając kartę w moim Chromie i wskazałem na prywatne wydarzenie na fejsie, na które zostałem zaproszony tego poranka. Oczywiście cała feta była zorganizowana już wcześniej, ale dopiero dziś Sheryl dodała mnie do znajomych na fejsie i dosłała mi zaproszenie na to całe coś. — Sheryl napisała do mnie dzisiaj z pytaniem, czy jest szansa, że mam jak ogarnąć głośniki na jej imprezę… na którą podobno zostałem zaproszony i nie może się doczekać, aż mnie zobaczy?
Spojrzałem na Maxa podejrzliwie.
MOŻE KTOŚ TU STARAŁ SIĘ COŚ UKRYĆ.
Dobra, kogo ja oszukuję. Pewnie o tym zapomniał, czy coś, ale, ech, już wczoraj ustawiłem się z Betą na weekendzik przy furce, więc chyba będę musiał zrezygnować z tej wspaniałej imprezki.


Gazelle - 2018-10-29, 00:56

Otworzył szeroko usta.
No tak, zapomniał.
Zamknął usta.
Impreza u Sheryl, jutro, cholera!
ZAPOMNIAŁEM! — krzyknął, niemalże podrywając się z kanapy, ale rozbawiony Ian utrzymał go w miejscu. — No bo, no bo, powiedziała mi o tym w poniedziałek, a w poniedziałek...no wiesz — skrzywił się lekko, bo kiedy już burza została wyciszona nie chciał sobie o niej przypominać. — No wiesz. A potem już totalnie o tym zapomniałem i, jeny, ale idziesz, prawda? Powiedz, że idziesz, Sheryl bardzo zależy na to żebyśmy przyszli razem!
— No, nie wiem. Umówiłem się już z Betą na jutro, że pogrzebiemy przy tym aucie. Gdybyś powiedział mi wcześniej, to pewnie zostawiłbym sobie wolny wieczór, a tak to klops...
No weeeź — jęknął. Wprawdzie, okej, ustalili że jeżeli będą chcieli spędzać czas ze swoimi znajomymi to druga osoba nie będzie się w to wpierniczać (chyba o to chodziło w tym ustaleniu?), ale, jeny, mógł być ten jeden wyjątek. — Po prostu zwińcie robotę wcześniej, co? O, i weź ze sobą Betę. Ostatnio na karaoke nieźle się dogadywali z Sheryl, więc na pewno nie będzie miała nic przeciwko, a i ja się za nim stęskniłem — dodał, szczerząc się do Iana. Wprawdzie widział go w zeszłym tygodniu, na tym właśnie wspólnym wypadzie na karaoke, co znaczy że widział się z nim prędzej, niż z takim Tonym i Nat, których to w ogóle ostatnio widział jeszcze przed świętami, ale jakoś...lubił też tamtą dwójkę, bardzo, ale odnosił wrażenie, że z Betą dogadywał się troszkę lepiej. Co nie oznacza, że czułby się w jakikolwiek sposób źle w towarzystwie samego Tone czy jego dziewczyny.
Wziął od Iana laptopa, żeby zobaczyć, kto tam jeszcze był zaproszony na to wydarzenie. Skrzywił się, widząc na liście Marcusa. Wprawdzie zaznaczył „zainteresowany”, a nie „wezmę udział”, ale i tak istniało ryzyko, że ta cholera się pojawi. I nie mógł mieć o to żalu do Sheryl, w końcu z Marcusem też się kumplowała (chociaż satysfakcją napawała go świadomość, że nie lubiła go aż tak bardzo jak Maxa), ale, ech, odkąd Marcus przespał się z Ianem, skutecznie go unikał, co pewnie było dosyć dziecinne, ale po prostu nie czuł się dobrze w jego towarzystwie. I, cóż, będzie musiał go jakoś znieść u Sheryl, może nadal uda mu się z nim nie zamienić słowa. Czuł się trochę głupio, że nic mu nie wyjaśnił, a ot tak zaczął go olewać, ale z drugiej strony Marcus też się jakoś nie domagał tego kontaktu. Nigdy nie był z nim tak blisko, jak z Sheryl, Tomem czy Abbie.
Jeny, ile ona tych osób pozapraszała — mruknął. Ale to była Sheryl właśnie. Jak coś organizowała, to z rozmachem. Poza tym miała wielu znajomych i Max się temu wcale nie dziwił, bo sam swoją przyjaciółkę uważał za świetną, ciepłą osobę, która łatwo sobie zjednywała sympatię innych ludzi.


effsie - 2018-10-29, 13:58

Podrażniłem się jeszcze trochę z Maxem na temat tego, jak to rzekomo Sheryl zależy na tym byśmy przyszli na jej imprezę razem, no bo przecież to ona ma w tym swój wielki udział i generalnie dla niej to bardzo istotne.
Kolejnego dnia po pracy od razu zwinąłem się do Bety – koleś mieszkał na wschodnim Williamsburgu, w bardzo fajnym miejscu i, tak się akurat złożyło, miał tam obok garaż, który przerobił na swoją prywatną kanciapę i pracownię. Beta był mechanikiem nie od parady i chociaż czasami się denerwował, gdy tak na niego mówiliśmy, koleś naprawdę znał się na rzeczy – i bardzo go to jarało. Oczywiście najbardziej pociągi, ale to nie znaczyło, że ta furka nie sprawiała, że oczy nie błyszczały mu dziko, gdy mi ją pokazywał. Udało się ją zaparkować w tej jego kanciapie, którą wcześniej musieliśmy uprzątnąć (miał tam sporo naprawdę dziwnego syfu) i w środę już zaplanowaliśmy, co i jak, więc teraz trzeba było wyrzucić z niej odpowiednie bebechy.
W ogóle, dostałem swój klucz. Do garażu Bety. Przypiąłem go do kluczy do mieszkania Maxa i uznałem, że teraz to brakuje mi tylko jednego do mieszkania Tony’ego, ale nie zamierzałem się prosić. Może, nie wiem, dostanę na urodziny.
W każdym razie, robota przy furce to była brudna sprawa, nawet jeśli chodziło tylko o usunięcie foteli i syfu, który nagromadził się w używanym aucie – a ja przecież nie chciałem pobrudzić swojego ałtficiku na wieczorną prywatkę, mojej przedniej stylizacji, dżinsów, bluzy i tank topu od Maxa, więc ściągnąłem górne odzienie i naraziłem się na cały wieczór szyderstw Bety.
Mianowicie, uznał, że powinienem wysłać swojego chłopaka do manikiurzystki.
Pośmialiśmy się, wypiliśmy po piwku, popracowaliśmy, a kiedy już miałem mówić mu że musimy się zbierać, bo już jest dwudziesta druga i trochę jestem spóźniony, pojawił się duży problem. Bowiem: czy to była impreza urodzinowa Sheryl?
Nie wiedziałem.
Sprawdziłem wydarzenie na fejsie – ani słowa o urodzinach. Sprawdziłem profil Sheryl – ani informacji o urodzinach. Ale, z drugiej strony, Max wspominał jakie to dla niej ważne, jakie istotne, więc to chyba była impreza urodzinowa, zwłaszcza że wczoraj jeszcze wieczorem dzwonił do niej i, słyszałem, zapewniał że wpadnie wcześniej pomóc w przygotowaniach. Co mogli przygotowywać? Pewnie jakieś dekoracje urodzinowe, kurwa. Chciałem zadzwonić do Maxa, znaczy, dzwoniłem, ale ten cwel oczywiście nie odbierał, więc zostało nam z Betą podjąć decyzję: jaki prezent zmontujemy.
Niby było po dwudziestej drugiej, ale byliśmy w Nowym Jorku i wystarczyłoby hopsnąć się na Manhattan by kupić jakikolwiek sensowny prezent, ale, eeeech, było już po dwudziestej drugiej i czy nam się chciało? No raczej niespecjalnie, więc zrobiliśmy szybki ogląd tego, co można znaleźć w garażu Bety. Nic nie nadawało się za specjalnie.
Nie no Beta, musimy coś jej przynieść — stwierdziłem.
— No wiem… ale, ty coś o niej w ogóle wiesz?
Ni chuja. Tyle tylko, że to przyjaciółka Maxa i że pracuje z nim w redakcji…
— Mhm. To już coś. Czyli robi coś z pisaniem i pewnie jest lesbijką, nie?
Myślisz?
— No, skoro to przyjaciółka twojego chłopaka? Geje pewnie mają samych homo przyjaciół.
Hmm, może masz rację. No, w sumie. To musimy kupić jej jakiś lesbijski prezent?
— Lesbijski prezent związany z pisaniem i żeby wiedziała, że to od nas — poprawił mnie Beta.
No tak, musi być wiadomo, że to od nas — zgodziłem się z nim. — Hmmm… Masz jakiś pomysł?
— Ni chuja. Dawaj, idziemy stąd, może po drodze nam coś wpadnie do głowy. Nie ma sensu tu dłużej sterczeć.
Dobra — zgodziłem się i ruszyliśmy do metra.
A potem kręciliśmy się, nie mogąc nic wymyślić, aż w końcu Beta zobaczył takie miejsce, bardzo lamerskie, znaczy, no, tak, bardzo.
Ale zrobiliśmy to.
I byliśmy z siebie naprawdę dumni.
Więc kiedy w końcu zawitaliśmy do Sheryl była już jakaś dwudziesta trzecia, ale uściskaliśmy ją mocno, życząc jej wszystkiego najlepszego i wręczając jej prezent od nas.
Tęczowy kalendarz na nadchodzący rok z dużym zdjęciem, na którym obejmowaliśmy się z Betą jednym ramieniem, drugie (każdy z nas) otwierając szeroko, wyszczerzeni jak debile. I podpisem: U WON’T GET LAID HERE BUT U STILL COOL!!!
My to mamy gest!


Gazelle - 2018-10-29, 15:46

Mieszkanie Sheryl było całkiem spore. Przestronne i ładne, urządzone w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. I to dawało szerokie pole do popisu, w kwestii dekoracji, bo co to za impreza bez dekoracji? To znaczy, Maxowi aż tak na tym nie zależało, ale jego przyjaciółce tak, więc wraz z Abbie i Charlie – inną bliską koleżanką Sheryl, którą wcześniej poznał tak tylko pobieżnie – zabrali się po pracy za ogarnianie tej przestrzeni, rozkładanie przekąsek, alkoholu, takie tam. I wyglądało to nieźle, a o dwudziestej pierwszej zaczęli schodzić się goście, których było...hm, zdecydowanie więcej niż na urodzinach Maxa. Ale Marcus jeszcze nie przybył, co Maxowi akurat bardzo, bardzo pasowało. Sam trzymał się blisko gospodyni i reszty swojej ekipy z pracy, popijając drinki i plotkując co tam, jak tam w redakcji (podobno zatrudniono nową stażystkę, ale nikt nie wiedział komu przypadnie ten zaszczyt zaopiekowania się nowym nabytkiem; Max był o to spokojny, bo przecież to byłoby bez sensu żeby to on miał dostać to zadanie, zważywszy na tryb tego pracy), a wraz z kolejnymi łykami alkoholu Max coraz bardziej się rozkręcał w opowiadaniu o swoim chłopaku, który trochę się spóźni, ale to dlatego ze wraz z kolegą ogarniają nam auto na tego roadtripa! Bo słyszeliście o nim, prawda? To Ian na to wpadł. Ian ma mnóstwo świetnych pomysłów, wiecie?
I generalnie, cóż, kiedy Iana nie było w pobliżu, chwalił go w niebogłosy i zachwycał się w nim, a reszta albo spoglądała na niego z pobłażaniem, albo decydowała się pójść w inne miejsce, a Sheryl się śmiała.
— Skarbie, w ten sposób wszyscy już będą mieć dość Iana zanim go jeszcze zobaczą! — zauważyła, a Max wydął usta.
No okeeej, już się hamuję — mruknął, bo może faktycznie było to trochę irytujące, jak w każdym zdaniu wtrącał coś w stylu no bo Ian coś tam.
Swoją drogą, Ian coś za długo się spóźniał. Sam był zbyt zaabsorbowany, żeby zwracać uwagę na czas, ale na pewno minęła ponad godzina od rozpoczęcia imprezy. I, co gorsza, Marcus także się pojawił spóźniony. Max skinął do niego głową na powitanie, ale nie podszedł porozmawiać, i miał nadzieję że Marcus będzie trzymał się z daleka od jego faceta.
Który, o, akurat się pojawił z Betą. I...składali Sheryl życzenia, wręczając jej chyba...prezent?
— Dzięki — roześmiała się rudowłosa — ale z jakiej to okazji?
— Eee, urodzin? — palnął Beta.
— Ale ja nie mam urodzin — odparła, i zerknęła na wręczony jej kalendarz. Parsknęła śmiechem, przesuwając wzrokiem po tym finezyjnym prezencie. — Ale to słodkie. Dzięki, chłopcy!
Ian, skąd pomysł że to są urodziny Sheryl? Przecież nic takiego ci nie mówiłem — zaśmiał się Max, pojawiając się zza ramienia Sheryl. Podszedł do swojego chłopaka i objął go, całując w policzek. Z zadowoleniem i takim innym ciepłym uczuciu w serduszku zauważył, że Ian przyszedł w koszulce podarowanej mu przez Maxa poprzedniego dnia. Po tym jak puścił w końcu Iana przytulił także i Betę. Fajnie, że także przyszedł na imprezę.
— Okej, w takim razie się rozgośćcie. Zrobić wam drinki? — spytała grzecznie Sheryl.
Ja się tym zajmę, ja! — powiedział entuzjastycznie Max. — Muszę przypilnować, żeby za bardzo nie poszli w palnik, no wiesz.
— Max, póki co ty jesteś najbliżej tego. Pamiętaj, że mam cię na oku! — kobieta posłała mu spojrzenie karcącej matki, a Max jęknął.


effsie - 2018-10-29, 16:21

Uniosłem zdziwiony brwi na to powitanie Maxa (nie, normalnie się nie witaliśmy, w sensie, nie było żadnego obejmowania i buziaków w policzek, więc to serio było dziwne), a Beta obok mnie zakaszlał znacząco.
— Khe, khe, gay alert — zauważył donośnym tonem, ale Max go zignorował, albo właśnie nie, zaraz się do niego przytulając.
Nie żeby przytulanie się z ziomkami było gejowskie, bez przesady, ale no, nie robiliśmy tego na co dzień, co najwyżej przy dłuższej rozłące, a tak to zwyczajnie, surf łapa i nara.
Max to pewnie nigdy z nikim sobie nie dawał surf łapy, muszę go nauczyć.
W każdym razie dość prędko załapałem, że tutaj to nie ma żadnych surf łap tylko buziak w policzek, bo i takim przywitała mnie Sheryl. Nie żeby w buziakach w policzek było coś złego, no bo tak też witały się ze mną koleżanki z longa, ale, w ogóle, nie wiem czemu wszystko tak rozkminiam na sto sposobów.
No dobrze, bejb, zrób nam drinki — zwróciłem się do rozentuzjazmowanego Maxa, który wyraźnie już miał trochę w czubie i zaraz podskoczył i zniknął gdzieś, a ja sam odwróciłem się do Sheryl. — Gdzie mogę zostawić kurtkę?
Ruda wskazała mi swoją sypialnię, do której zaraz zawitaliśmy razem z Betą, a gdy tam stanęliśmy, mój przyjaciel rozejrzał się dookoła.
— To jest pokój lesbijki? — spytał konspiracyjnym tonem. — Wygląda całkiem normalnie… W sensie, no, budziłem się już w takich.
Hehe, może dlatego nie masz dziewczyny — zauważyłem wrednie, no bo skoro budził się w pokojach lesbijek no to, no, kiepsko.
— Och, spierdalaj, sam nie masz dziewczyny — prychnął Beta, wychodząc z pomieszczenia i zaśmiałem się głośno, już mając jakoś to komentować, ale wtedy niespodziewanie pojawiła się przed nami ta blond istotka.
— Bo on ma mnie! — obwieścił wszem i wobec (znaczy, Becie) mój chłopak, wyciągając przed siebie dwie szklanki z drinkami. — Bardzo proszę, jeden drink dla samcy Alfa, drugi dla samca Beta — wyszczerzył się, podając mi bursztynowy płyn, a Becie, jak zauważyłem z satysfakcją, jakiś różowawy.
— No nie, Max, weź się ogarnij, ja tu przyszedłem sobie złowić jakąś dziewczynę, a z tymi twoimi gejowskimi drinkami to mogę co najwyżej poszukać chłopaka, co to ma… — gadał Beta, a aj zaśmiałem się głośno i wcisnąłem mu w łapę swojego drinka, zabierając tego różowego z jego ręki.
Masz, pij sobie męskiego drinka. Jakby to ci miało pomóc — palnąłem wrednie, a Max od razu zareagował:
— Ian, ty jesteś męski nawet z drinkiem Bety — paplał, pochodząc do mnie i wpychając mi swój jęzor do buzi.
— Booooże — jęknął Beta. — Zapisywałem się na imprezę, a nie na seans gejowskiego porno — mruknął, wywracając oczami. — Max, która z twoich koleżanek jest na pewno hetero? Albo, inaczej, która na pewno nie jest homo?


Gazelle - 2018-10-29, 17:33

Eee, no — palnął, odlepiając się od swojego słodkiego Iana. — No Sheryl jest pan — a widząc zdezorientowane spojrzenie Bety, dodał: — czyli technicznie ty też masz szansę. Abbie jest hetero, Yixie też, no ale ona ma męża więc se możesz... — wyliczał, podając wszystkie znane mu orientacje koleżanek znajdujących się obecnie w mieszkaniu Sheryl. — Charlie, ta wysoka blondynka, jest bi, ale świeżo po zerwaniu, więc czerwone światło. No więc, tak, mam koleżanki niebędące homo — fuknął. — Więc do boju, kowboju — zrymował i puścił Becie oczko, a sam zaplótł swoje ramie z ramieniem Iana, którego w ten sposób zaciągnął na powrót do salonu, paplając mu o tym co się działo zanim przyszedł, przy okazji przedstawiając go znajomym, którzy się po drodze napatoczyli i reagowali zazwyczaj z uśmiechem: ooo, a więc to jest ten słynny Ian. No, cóż, chyba rzeczywiście już całe towarzystwo wiedziało o tym, jak Max był zwariowany na punkcie swojego chłopaka.
— Hoho, kogo ja tu widzę — odezwał się głos, którego wolałby tego wieczora nie usłyszeć. Ale cóż, nie mógł zapewne tego uniknąć.
O, hej Marcus — odwrócił się, uśmiechając się szeroko.
— Cześć Max, Ian...nie chwaliłeś mi się, Max, że jesteście razem — powiedział tonem, który niby był przyjazny, ale tak naprawdę dało się w nim wyczuć oskarżycielskie nutki. I, ech, Max musiał przyznać, to było bardzo niezręczne, ale trudno, nie zamierzał się przecież ukrywać z tym, że Ian jest jego chłopakiem tylko ze względu na Marcusa. To byłoby debilne.
No wiesz, tak wyszło...
— Mówiłeś, że nie jesteś zainteresowany związkami — Marcus rzucił w stronę Iana, zupełnie ignorując Maxa.
Na szczęście z niezręczności całej sytuacji uratowała ich Sheryl, która stanęła pomiędzy Maxem, a Ianem i założyła im ręce na ramiona.
— Kochani, idziecie grać w prawda czy wyzwanie?
Jasne! — odparł bez wahania Max. — Chodź, Ian, a, eee...ty też idziesz? — zwrócił się kurtuazyjnie do kolegi, który enigmatycznie wzruszył ramionami i sięgnął po napój. A, jebać go, stwierdził Max i wraz z Ianem ruszyli do reszty zainteresowanych grą, którzy zaczęli się usadzać w kółku. Sheryl ich rozdzieliła, tak jak wszystkie inne obecne pary, stwierdziwszy że tak będzie ciekawiej, no i dobra, niech jej będzie. Przynajmniej z jednej strony Iana był Beta, a z drugiej zamężna koleżanka, chociaż może w sumie dla bezpieczeństwa Ian właśnie nie powinien mieć takich osób przy sobie, a...
Kiedy w jego głowie toczyły się logistyczne procesy, nie zauważył nawet, że Marcus również się dołączył do gry, siadając między nim, a Charlie.


effsie - 2018-10-29, 18:08

Max może i przylgnął do mnie ramieniem, ale prędko się go pozbyłem, bo, ech, bez przesady, nie będziemy się tu obściskiwać i przytulać do siebie jak jakieś nastolatki, co to to nie. Zamiast tego przywitałem się z jakimiś ludźmi, których przedstawiał mi Max, napatoczył się też ten cały Tom i jego żonka (el o el), a kiedy poszedłem zrobić sobie nowego drinka (tym razem męskiego, się rozumie, a nie to słodkie, różowe coś. Pojedynczy egzemplarz był okej, ale już wolałem więcej tego nie pić, jeszcze bym potem rzygał na tęczowo, a aż takim gejem to ja nie byłem) i wróciłem do salonu, próbując zlokalizować Betę, Max już pojawił się przy mnie, z zadowoloną mordką, która zaraz mu zrzedła, słysząc znajomy głos.
Cześć — przywitałem się z Marcusem Zapałki. Uniosłem wyżej brew na to sformułowanie jesteście razem, bo wciąż mnie mierziło na tego typu teksty, bo nawet jeśli miałem chłopaka to wolałem to określać tylko w ten jeden sposób. Ale potem Zapałki zaczęły sadzić jakieś pytania i w sumie miałem już mu coś odpowiedzieć, ale pojawiła się Sheryl i, no cóż, zaraz wylądowałam pomiędzy Betą a jakąś Yixie na kanapie.
A przed nami, ja pierdolę, butelka i gra w Prawda czy Wyzwanie.
Ale mi rozrywka.
W każdym razie, Beta już mi się nachylił do ucha i wyszeptał:
— Jak trafisz na mnie to ja wybiorę wyzwanie i masz mi kazać pocałować Abbie. Wybieram Abbie, rozumiesz?
Serio? Jarają cię krótkie włosy? — Spojrzałem na niego zdziwiony, ale nie było więcej czasu na gadanie, bo Sheryl już zarządziła:
— To moja impreza, więc ja kręcę pierwsza! Zasady są takie jak zawsze, czyli: nie ma żadnych zasad!
— Hej, nie no, może ustalmy chociaż, że nie bawimy się w jakieś sprośne rozkazy dla par, bo nie chcę… — zaczął Tom, chyba chcąc coś dodać o swojej żonce, ale Sheryl weszła mu w słowo:
— Pierdolenie. Ile ty masz lat, co? To tylko gra! No — zakręciła butelką — Charlie, prawda czy wyzwanie?
— Hmm… niech będzie, że prawda — zdecydowała blondynka.
— Nuuuuda — skomentował ktoś z boku.
— Cicho bądź — ucięła Sheryl. — Hmm… no dobra. Zawsze chciałam cię o to spytać, ale mi nie wypadało, a skoro zerwaliście… Tony robił dobrą minetę?
Niektórzy parsknęli śmiechem, niektórzy pokręcili głowami, a pytana westchnęła i rzekła:
— Skurwiel był w tym mistrzem, ech. Moja kolej?
I była jej kolej, a kiedy wypadło na Maxa, mój chłopak uśmiechnął się i poprosił o wyzwanie.
— Dobra. Przez trzy kolejne rundy masz siedzieć na kolanach osoby, którą wskaże twoja butelka!
— Pff, prościzna! — uznał mój chłopak i zakręcił butelką, która, param pa tam, wskazała Marcusa.


Gazelle - 2018-10-29, 18:59

O nie. To było właśnie szczęście Maxa: żeby trafić akurat na osobę, z całego tego grona, z którą chciał mieć najmniej kontaktu. No cholera. Zwłaszcza, że kątem oka mógł zauważyć to, jak Marcus gapił się na Iana, i, ugh, przynajmniej miał okazję mu przyblokować to spojrzenie.
Sorry, stary, zasady to zasady — mruknął do Marcusa, który wydawał się również średnio zadowolony. Był już nieco wstawiony, ale potrzebował więcej, żeby to przetrwać, więc przechylił drinka do końca i zamierzał się usadzić już na kolanach Marcusa, no bo przecież Max jest człowiekiem honoru, ale przypomniał sobie, że przecież kolejka jeszcze nie była zakończona.
Ej, czekaj, przecież to twoja kolej! Prawda czy wyzwanie? — spytał.
— ...wyzwanie.
Okeeeej, to...przynieś mi drinka! — zarządził, zadowolony z siebie, a Marcus spojrzał się na niego jak na kretyna. Przewrócił oczami i wstał, wracając ze szklanką, w której...
Eeee, co to za drink? — zapytał, gdy już, z wielkim żalem, usadził się na kolanach...powiedzmy że kolegi, chociaż Max nie był tego pewien.
— Wódka z wódką. Smacznego — Marcus niewinnie uśmiechnął się w odpowiedzi. Co za pajac. Wiedział, że Max nienawidził wódki. No ale trudno, Max nie zamierzał się ugiąć. I ułożył się tak, żeby możliwie jak najbardziej wbijać się w niego swoimi kościstymi pośladkami. Co na niewiele się zdało, bo Marcus i tak zaraz go poprzesuwał, żeby móc sięgnąć do butelki i nią zakręcić.
— O, hejka Ian — powiedział wesoło, a Max prawie jęknął. — To co wybierasz?
Max otworzył szeroko oczy, i, zupełnie nie ufając koledze, stwierdził że mniejszym złem będzie prawda, bo cholera tylko wiedziała co przyszłoby mu do głowy gdyby Ian zdecydował się jednak na wyzwanie... Dlatego korzystając ze swojej pozycji wypowiedział kilka razy bezgłośne prawda w stronę Iana.
— No okej, to prawda — mruknął Ian, a Max odetchnął w duchu. Jednak nie na długo, bo...
— Kto ci lepiej obciągał – ja czy Max?
Wszyscy zamilkli, a Max zakrztusił się wódką, którą akurat postanowił wypić aby poradzić sobie z napięciem.
Nie uważasz, że to trochę...
— Max — przerwał mu Ian, któremu nawet nie drgnęła powieka. Max wyszczerzył się szeroko do swojego chłopaka, a Marcus cicho prychnął.
Jaki jest twój problem? — syknął Max, obracając się w jego stronę, podczas gdy Ian kręcił butelką.
— Mam problem z kolegą, który okazał się paskudnym chujem — odszepnął, patrząc na Maxa zdegustowanym wzrokiem.
Przecież to nie tak, że ci go odbiłem! Nie byliście nawet parą, a ja zacząłem się z nim spotykać kiedy pomiędzy wami nic nie było, więc o co ci do chuja w ogóle cho...
— Cicho tam — Sheryl ich skarciła, przerywając Maxowi. No i dobrze, bo gdyby pozwoliła im się rozkręcić to pewnie zrobiłoby się nieprzyjemnie. Max zupełnie nie rozumiał, dlaczego Marcus tak bardzo to przeżywał. Przecież nic poważnego między nim, a Ianem nie było. Okej, przyznał się, że Ian mu się spodobał, ale nie była to żadna wielka miłość od pierwszego włożenia, czyż nie?
W każdym razie, wrócił duchem do gry żeby spojrzeć kogo Ian wylosował, i, o, Sheryl we własnej osobie.


effsie - 2018-10-29, 19:47

Nie rozumiałem, co Zapałki chciał osiągnąć tym pytaniem; czy naprawdę myślał, że powiem, że ciągnął mi lepiej, niż mój chłopak? No nie za bardzo. Nie to, żeby on był w tym jakoś zły – bo nie był – ale absolutnie nie rozumiałem po co tu wnosić takie tematy. Ludzie wokół nas chyba też nie do końca, bo zapadła trochę napięta cisza, zaraz przerwana jakimiś pomrukami i szmerami, spośród których starałem się dosłyszeć, o czym rozmawiają Marcus i Max, ale niestety, siedzieli za daleko.
Butelka, którą zakręciłem, wskazała Sheryl, która nawet niepytana uśmiechnęła się szeroko i poprosiła:
— Wyzwanie!
Odpowiedziałem też uśmiechem i postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, mianowicie: zmienić temat z seksu (zachowywali się jak dzieci) na jakiś przystępniejszy plus ocalić mojego chłopaka od zgonu.
Wypij proszę drinka Maxa — powiedziałem, a Sheryl bez gadania wyrwała Maxowi szklankę i sięgnęła po butelkę.
— Aussie, koleś, ruchałeś się z tym typem? — domagał się ode mnie odpowiedzi Beta. Przyjemniaczek chociaż zachował przyciszony ton.
Ta — odparłem zdawkowo.
— No, nieźle. Którego pedała jeszcze tu zaliczyłeś, co? Weź mnie wprowadź w temat, bo trochę nie nadążam, a nie ma nic gorszego niż być na imprezie i nie znać aktualnych plotek. — Beta wywrócił popisowo oczami. — Kogoś jeszcze tu przeleciałeś? Może jakąś dupeczkę?
Wszystkie dla ciebie, bro.
— Uff, dobra nasza.
Co, boisz się, że po mnie byś nie podołał? — Wyszczerzyłem się, całkowicie ignorując aktualną grę i nie zwracając uwagi na to, co działo się tam pomiędzy ludźmi. — I słusznie, wiesz, mierz siły na zamiary i te…
— I co, ten typ jest zazdrosny?
Hę?
— No ten, z którego właśnie zlazł Max. Bo po chuj by dawał takim tekstem?
Stary, zwisa mi ciężkim kalafiorem, co on tam sobie myśli. Wiem, że ty uwielbiasz ploteczki i te sprawy, ale…
— Hej, papużki! Możecie sobie pogadać później, teraz gramy! — przerwała mi jakaś dziewczyna, której nie znałem. — Ian, tak? Prawda, czy wyzwanie?
Eeee — zorientowałem się, że szyjka butelki wskazuje znów na mnie. — No, wyzwanie.
— Okej! Hmmm… pomyślmy… — Uśmiechnęła się i zamyśliła na chwilę. — Dobra, już wiem! Zadzwoń do jakiejś… do jakiegoś? No, do eks i zostaw na skrzynce jakąś pikantną wiadomość.
Eeee — teraz ja zrobiłem głupią mordę. — Ale ja nie mam żadnej ani żadnego eks… — mruknąłem, nie wiedząc, co zrobić.
— Co?
— Hę?
— Awwwww — jęknęła Sheryl, nie wiedzieć czemu uśmiechając się szeroko. — Max, nie mówiłeś, że…
— Serio? Nie miałeś nikogo przed nim? — wszedł jej w słowo Marcus, wskazując kciukiem na mojego blondasa.
Słuchaj, koleś — zacząłem, bo już wpieniał mnie ton, którego używały Zapałki, ale Beta był szybszy, bo objął mnie ramieniem i rzucił, wesoło:
— No, cały Ian! Musisz chyba wymyślić mu inne wyzwanie, hmmm?
— Jasne — przytaknęła ta laska. — Eeee… Dobra, to ściągaj ciuchy.
— Ej, nie ma tak! Jak już to po jednym ciuchu! — oburzył się od razu Tom, widocznie dzisiaj strażnik gry.
No spoko — mruknąłem i ściągnąłem przez głowę koszulkę, którą wczoraj dał mi Max, a potem sięgnąłem po butelkę, żeby nią zakręcić. I, ta dam, wypadała na Abbie. Beta mało subtelnie chrząknął, więc uśmiechnąłem się pod nosem i rzuciłem: — Prawda czy wyzwanie?
— Wyzwanie!
Dobra. Leć w ślimaka z moim ziomkiem. Obiecuję, nie śmierdzi mu z gęby, sprawdzałem.


Gazelle - 2018-10-29, 20:43

Ta gra miała swoją jedną, uniwersalną, niepisaną zasadę, niezależnie od tego czy grało się w nią mając osiemnaście lat, czy trzydzieści – wszystko ostatecznie i tak sprowadzało się do seksu. I po tym, jak Abbie pocałowała Betę (który wydawał się bardziej niż zadowolony z tego powodu, natomiast twarz Abbie była nieodgadniona – co było zupełnie normalne, bo Abbie miała taki wyraz twarz praktycznie zawsze), kolejne pytania i wyzwania stawały się już coraz bardziej pikantniejsze, co też pewnie było spowodowane tym, że i towarzystwo było coraz bardziej pijaniutkie, z Maxem włącznie, który wprawdzie został uratowany przez Iana od całkowitego zgonu, jednak zdążył już trochę tego drinka od Marcusa wypić.
Właśnie, Marcus. Coraz bardziej mu działał na nerwy. Cieszył się, że w końcu mógł zleźć z jego kolan, bo czuł się tam wybitnie niekomfortowo, ale też pożałował tego w momencie gdy Ian ściągnął koszulkę, a Max podpatrzył jak ta cholera się chamsko i bezczelnie zaczęła gapić. Wrr!
— Haaaalo, ziemia do Maxa! — Sheryl pochyliła się w stronę Maxa i pomachała mu ręką przed oczami. — Twoja kolej, kochanie.
A, o, sorki, zamyśliłem się — wybełkotał i spojrzał na Yixie, która uśmiechała się do niego i trzymała w dłoni butelkę. Ta dziewczyna była dla niego zagadką, w pracy wydawała się taka grzeczna i poukładana, natomiast tutaj, na imprezie, wychodziła z niej zupełnie inna strona. Także trochę bał się tego, jakie mogła mu zaproponować wyzwanie. — Prawda!
— Okej, Max, to z iloma facetami spałeś? — spytała, nadal uśmiechnięta, a Max przeprowadził szybką kalkulację w głowie, którą zresztą już przeprowadzał dla samego Iana.
Hm...będzie siedemnaście z tym tutaj włącznie — kiwnął brodą na Iana. Siedemnaście? Tak, chyba tak. Naprawdę nie robił żadnych statystyk, więc istniało ryzyko że okrutnie kogoś pominął, no ale czego uszy nie słyszą, tego sercu nie żal.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę Maxa, patrząc się na niego z nieskrywanym zdziwieniem. Poza Ianem, który ani się nie ruszył, ani nie miał żadnej zauważalnej zmiany w mimice.
— Wow, Max, serio? — odezwał się Simon, nie skrywając swojego zszokowania.
No tak, serio. A co?
— Nie spodziewałem się tego po tobie.
— Wydajesz się taki niepozorny, a tutaj takie zaskoczenie! Proszę, proszę — Charlie wyszczerzyła się, a Max zachichotał. Ojoj, czuł się tak przyjemnie wstawiony i z tego wstawienia prawie upuścił butelkę na podłogę, gdy zabierał ją od Yixie.
Ups — parsknął śmiechem sam do siebie i zakręcił słabo butelką, której szyjka wskazywała na jego najdroższą przyjaciółkę. — Sheryl! Dla ciebie wyzwanie, prawda?
— No nie wiem czy powinnam ci ufać — puściła Maxowi oczko.
Wiesz co! Mi nie ufasz? Swojemu najdroższemu przyjacielowi? Ty okrutna kobieto! — wypowiedział przedramatyzowanym tonem, ocierając oczy z niewidzialnych łez.
— Ja tam widzę dobry powód dla którego mogłaby ci nie ufać... — mruknął obok niego Marcus, prawie niesłyszalnie, a Max chciał mu przywalić.
— Oczywiście, że ci ufam, mój drogi! Więc wierzę, że mnie nie zawiedziesz i nie każesz zrobić coś idiotycznego.
Ależ oczywiście, że każę ci zrobić coś idiotycznego. Napisz do pierwszej osoby, która wyświetli ci się jako online na messangerze i zaproś ją na randkę! Już! — rozkazał, posyłając przyjaciółce wyzywający uśmiech.
— W porządku! Hm, niech zobaczę...ALFRED?! Nie ma mowy! — jęknęła.
Wyzwanie to wyzwanie. Kto wie, może dowiesz się czegoś nowego o Lidze Angielskiej.
— Nienawidzę cię — syknęła przez zęby, ale grzecznie odblokowała ponownie telefon i pod czujnym okiem Maxa zaczęła pisać dyktowaną przez niego wiadomość, po czym, podirytowana, zakręciła butelką.
I po kilku kolejnych rundkach, żenujących wyzwaniach i jeszcze bardziej żenujących wyznaniach butelka ponownie wskazała na Iana. A tym razem kręciła nią Charlie.
— Hm, pomyślmy...gdybyś musiał wybrać jedną osobę spośród nas do trójkąta z Maxem, to kto by to był?


effsie - 2018-10-29, 21:04

— Ty, Ian — Beta szturchnął mnie w ramię — wiedziałeś?
Ta.
Wiedziałem, kurwa, bo sam zadałem mu kilka tygodni temu to samo pytanie, a od tego czasu nic się przecież nie zmieniło. Nic nie powiedziałem, obserwując tylko jak wszyscy ze zdziwieniem patrzą na Maxa, na tę rozwiązłą szmaciurę, która oczywiście, że dawała dupy na prawo i lewo, a ja byłem pieprzonym kwiatem lotosu i miałem gdzieś wszystkich pedałów, którzy go ruchali przede mną.
Miałem ich gdzieś.
Miałem ich gdzieś.
Potem pojawiły się kolejne wyzwania i tak dalej, aż trafiło na pytanie do mnie od Charlie i złapałem wzrok Maxa, zanim odpowiedziałem.
Ech?
Nie powinno się zadawać takich pytań, kiedy jako plus jeden mojego chłopaka przyszedł Lionel, nie?
Czysto hipotetycznie? — upewniłem się, przysuwając do siebie butelkę, coby zakręcić nią w przyszłości. — Hmm… Chyba Sheryl.
— Co? Czemu ja? — zapytała od razu sama zainteresowana.
— To już drugie pytanie! — zauważył Tom.
— Ale ja chcę wiedzieć!
— No to sama spytasz, jak ci się uda.
— Nie no, weź, Ian, ja też chcę wiedzieć — dodał Max, a ja wzruszyłem ramionami.
No bo, eee, jesteś przyjaciółką Maxa no i lesbijką, więc to byłoby tak po koleżeńsku, żeby sobie popróbować — zauważyłem logicznie, a wszyscy wokół się roześmiali, nawet Max.
— Lesbijką?
— Ian, ja nie jestem lesbijką! — oświadczyła roześmiana Sheryl.
Nie? — Wybałuszyłem oczy i zerknąłem na Maxa, a on, szczerząc się, pokręcił głową. Zerknąłem szybko na Betę, też zdziwionego. — Jesteś pewna?
— Tak, jestem pewna! — przytaknęła, wyraźnie rozbawiona.
— Ty, Aussie — Beta szturchnął mnie w ramię — ale zjebaliśmy.
Ten fakt, w sensie, że uważałem Sheryl za lesbijkę, wyraźnie rozbawił towarzystwo, nie wiem do końca czemu, ale potem były kolejne wyzwania i tak dalej, sam kazałem czytać Yixie sprośne smski (były serio sprośne, laska była dzika, Beta obok mnie wyraźnie się napalił, chyba zapominając, że Max wspominał o tym, że miała męża), a kilka rundek później ktoś kazał mi trzymać przez kolejne trzy rundy dłoń na pachwinie mojego sąsiada. Z dwójki obok siebie wybrałem Betę, co wyraźnie rozbawiło towarzystwo, no i tak graliśmy sobie, dopóki nie skończył mi się drink i nie wyemigrowałem na chwilę do kuchni.
Znaczy, oni też sobie grali, po prostu ja wróciłem po chwili z moim drinkiem i zorientowałem się, że jeszcze nie zmienili tej gry.
Ile można?


Gazelle - 2018-10-29, 22:02

Maxowi też już się znużyła ta gra, bardzo. I chyba nie tylko jemu, skoro po kolejnych dwóch nudnych kolejkach Charlie stwierdziła że czas na zmianę gry.
I wszystko byłoby spoko, gdyby nie chodziło o grę w butelkę.
— Czy my mamy po dwadzieścia lat? — jęknął Tom, niezadowolony z propozycji. I Max totalnie podzielał jego entuzjazm, nie mogąc powstrzymać się przed rzuceniem ukradkowego spojrzenia w stronę Iana.
Właśnie, dajcie spokój, to głupie — zawtórował koledze, a ze swojej lewej strony usłyszał przeciągłe buuuu.
— Ale jesteście nudziarze — dodała do tego Charlie. — Opieracie się tylko dlatego, że są tutaj wasi partnerzy! A spójrzcie, ani Lydia, ani Ian jakoś się nie wzbraniają — zauważyła, a Max zacisnął mocno wargi. — No weźcie, to tylko gra.
No dobra — mruknął, ale w gruncie rzeczy nadal nie był przekonany. Po prostu, zgodnie z obietnicą złożoną sobie i Ianowi, zamierzał ograniczyć swoją zazdrość, dlatego nie miał zamiaru odstawiać żadnych cyrków.
Ale wcisnął się tym razem obok Iana, między nim, a Yixie, a co.
A tak w ogóle, to jego chłopak wciąż paradował z gołą klatą, co przy okazji tej gry było bardzo niewłaściwe, więc podał mu leżącą za nim koszulkę.
Ubierz się, zmarzniesz — mruknął, używając taniej wymówki, żeby tylko nie przyznać się do tego że nie chce żeby Ian dalej świecił swoimi mięśniami, zwłaszcza przed Marcusem, tą paskudną żmiją.
Po raz kolejny zaczęła Sheryl, i wylosowała Simona. Pocałowali się krótko, bez żadnej niezręczności, po czym butelka wskazała na Lidię. Tom kręcił się w miejscu, wyraźnie powstrzymując się przed reakcją. Ale, biedak, najgorsze było dopiero przed nim, gdy butelka zakręcona przez Lidię wskazała ponownie na Simona.
— Uuuu, to teraz z języczkiem! — zarechotał Marcus, który chyba miał w planach popsuć tę noc każdej obecnej na imprezie parze.
Simon spojrzał przepraszająco na kumpla i ponownie się pochylił, tym razem żeby porwać wargi żony Toma na dłużej, a Maxowi było autentycznie szkoda Toma. Zwłaszcza z wiedzą, że jego małżeństwo dopiero się odbudowywało po kryzysie.
Potem Simon wylosował Abbie, a Abbie...Betę. Co sprawiało, że pocałowali się już w gruncie rzeczy drugi raz, a Abbie wciąż miała tę samą niewzruszoną minę.
Butelka zakręcona przez Betę wskazała na Sheryl, a Sheryl na...Iana.
I to ostatecznie było do zaakceptowania przez Maxa, w końcu ufał swojej przyjaciółce, która ponadto miała zresztą w planach randkę z równie uroczym, jak i głupim mięśniakiem z działu sportowego.
Kochana Sheryl, patrząc się uważnie na Maxa, pocałowała szybko kącik ust Iana i odsunęła się na swoje miejsce.
A Ian...
O, hej — uśmiechnął się i z radością wpił się w usta swojego chłopaka. — Mmm, zdążyłem zatęsknić — wymruczał.
— To lepiej teraz mnie wylosuj — odpowiedział szeptem Ian i, cholera, chciałby. Ale się nie udało, ponadto ktoś tam sobie wyraźnie robił z niego jaja, bo musiał pójść w ślinę akurat z jebanym Marcusem. Pójście w ślinę to na szczęście była akurat hiperbola, bo wzorem Sheryl cmoknął go tylko w kącik ust, próbując ukryć obrzydzenie, ale to co się stało dalej sprawiło, że Max prawie wyskoczył z siebie.


effsie - 2018-10-29, 22:32

Absolutnie nie miałem pojęcia dlaczego graliśmy w tę grę – to było naprawdę jak zabawa piętnastolatków, ale przystałem na to tylko dlatego, że mój przyjaciel był na tę grę naprawdę napalony, bo najwyraźniej dawno nie całował się z żadną laską.
Albo kolesiem, bo widać tutaj nie mamy żadnych granic.
Znaczy, mnie to nie przeszkadzało, nie, ale ciekawe co jak padnie na tego mojego kumpla.
Tymczasem Max wcisnął się obok mnie i wyraźnie naruszył zasady gry, wciskając mi swój jęzor do ust, ale jakoś specjalnie nie narzekałem, a kiedy wrócił na miejsce obok mnie po tym cmoknięciu Marcusa, objąłem go za szyję i przyciągnąłem do siebie, całując porządnie, coby nie przyzwyczajał się do całowania jakichś innych typów.
Nie byłem zazdrosny, naprawdę nie – to był głupi cmok, a ten koleś wcale nie zasadzał się na Maxa, ot, taka gra.
— Ej, ej, ktoś tu chyba łamie zasady! — zauważył głośno Beta, wciskając łapę pomiędzy twarz moją i mojego chłopaka, po czym, po prostu, popchnął moją twarz w swoją stronę. Koleś się nie pierdolił.
Hehe, DOSŁOWNIE.
— No, Ian — usłyszałem z boku i powiodłem spojrzeniem za źródłem dźwięku, podnosząc wzrok na Marcusa, który wskazał swoje usta. — Ja też zdążyłem trochę zatęsknić — rzucił ten koleś, a ja wybałuszyłem oczy na tę jawną prowokację, ale zanim zdążyłem zareagować, już wciskał swoje wargi w moje.
Odwróciłem wzrok na Maxa, który zaciskał mocno pięści i usta, ale nic nie mówił, i, ech. Uniosłem drinka do ust, smakując Whisky i odstawiłem szklankę na bok, z westchnieniem sięgając po butelkę. Chętnie zdezerterowałbym z tej gry, ale Max i Tom już próbowali, a Beta miał nadzieję jeszcze trochę się tu pocałować, podczas gdy butelka – jak na złość – ciągle wskazywała te same osoby.
I tak było i tym razem, gdy szyjka znów wybrała Marcusa, a on uśmiechnął się przebiegle i podniósł tyłek by chwilę potem nachylać się nade mną.
— Za trzecim razem działa tak, że przynajmniej przez minutę, nie? — rzucił roześmiany, wpijając we mnie swoje usta i po chwili poczułem język napierający na moje wargi, które lekko rozchyliłem i… — Kurwa, Max, uważaj!
— Och, przepraszam!
Odsunąłem się w bok i dopiero zorientowałem się w sytuacji: moim drinku, który rozlał się na spodnie Marcusa.


Gazelle - 2018-10-29, 23:24

Max naprawdę myślał, że w końcu zamorduje tego bezczelnego gnoja. Bo jaki trzeba było mieć tupet, żeby tak się zachowywać! Pierdolona pizda.
Miał w głowie milion morderczych scenariuszy i był już totalnie niewzruszony, gdy kolejne usta wylądowały na jego wargach, w ogóle był gdzieś poza grą, dopóki ten chuj, ten gnój skończony znowu nie zaczął się zbliżać do JEGO Iana.
No kurwa mać.
Zachował na tyle świadomości, żeby nie realizować w pełni swoich pragnień, niemniej nie mógł dopuścić do tego, żeby ten pierdolony Marcus zassał się na MINUTĘ w ustach Iana, ustach, które były zarezerwowane tylko dla NIEGO.
— Ja pierdole, Max, patrz co zrobiłeś! — warknął Marcus, wskazując na swoje jasne spodnie, na których widniała pomarańczowa plama od drinka. Ojej.
Ojej, to było niechcący! Przepraszam, taka gapa ze mnie... — mówił, udając niewiniątko, a za plecami Marcusa dostrzegł uśmiechającą się lekko Sheryl. Jego najdroższa przyjaciółka.
— Ugh! — krzyknął Marcus i podniósł się, żeby szybkim krokiem pójść w stronę łazienki. A Max sam pocałował Iana, któremu przecież należał się pocałunek zgodnie z zasadami gry, prawda?
— I na tym może skończymy, hm? Niektórzy chyba na razie mają też dość alkoholu, prawda? — Sheryl spojrzała na niego znacząco, a Max wzruszył ramionami. No cóż.
Marcus po kilku minutach wylazł z łazienki, patrząc się na Maxa wrogo, a Ian w tym czasie sam udał się do toalety. I jako iż nie bardzo chciał się konfrontować z Marcusem, to uciekł na balkon z paczką papierosów. To było o tyle głupie, że zaraz za nim wyszedł sam Marcus.
— Jesteś z siebie zadowolony, chuju? — wycedził mu za plecami, a Max westchnął.
Wiesz, na twoim miejscu nie wychodziłbym na tę pizgawicę z mokrymi spodniami — uśmiechnął się wrednie, a chwilę potem zachwiał się po tym jak Marcus go popchnął. — Hej! O chuj ci chodzi?!
— Myślałem, że jesteśmy kumplami, a tak naprawdę jesteś fałszywą szują, wiesz? Wiedziałeś, że on mi się spodobał, gnoju! I co, może to ty go przekonałeś żeby zerwał ze mną kontrakt, żeby mieć go dla siebie, hm? Od początku coś knułeś, gdy nie chciałeś mi dać jego numeru.
Czekaj, czekaj — uniósł ręce do góry, aby zastopować symbolicznie oskarżycielską gadaninę Marcusa. — Ja nic nie knułem, zaczęliśmy się spotykać później. Po prostu się stało, okej? To nie tak, że takie rzeczy się planuje, Jezu, Marcus, przecież wiesz. I on nie był twoją własnością, co, nasikałeś na niego? Zachowujesz się teraz idiotycznie i masz do mnie pretensje zupełnie z dupy, jakby to miało magicznie sprawić że Ian poleci w twoje ramiona. Nie, złotko, to tak nie działa — powiedział, i chciał coś dodać jeszcze, ale dostał w twarz. Ponownie się zachwiał, ale oparł się o barierkę, która na szczęście była na tyle wysoka, żeby się nie przechylił i nie zleciał z piątego piętra w dół.
Czy ciebie do reszty popierdoliło?! — warknął, odpychając od siebie Marcusa. Ale jako, iż ten znowu się na niego zamierzał, plując się jakoś pod nosem, a Max już stracił cierpliwość po tym, jak dostał od gnoja kurwa w ryj, to tym razem on mu przyłożył, dokładając cios kolanem w brzuch. Nie za mocno, żeby kretyna za bardzo nie poskładać, ale na tyle, żeby chociaż na moment go unieruchomić.
— Ty pierdolony chuju!
No i nie było mu dość. A Max się naprawdę porządnie wkurwił, właściwie osiągnął apogeum wkurwienia, które zbierało mu się przez te kilka godzin, więc popłynął i dalej się szarpali i wymieniali ciosami, dopóki ktoś nie zauważył ich okładających się sylwetek przez drzwi balkonowe.
— Co się tutaj dzieje?! — ktoś krzyknął, a ktoś inny zaczął ich rozdzielać. Max dał się spacyfikować w miarę szybko, ale ten kretyn nadal się wyrywał i pultał.
Ja pierdole, Marcus, jesteś pojebany — syknął.
— A ty co?! Kurwa, co wam obu strzeliło do głowy?! — warknęła Sheryl.
To on zaczął się pluć i rzucać, serio! — powiedział Max na swoją obronę, czując się jak uczniak przyłapany na bójce za szkołą przez nauczycielkę. Co gorsza, na balkonie pojawił się również Ian, równie zdezorientowany jak wszyscy pozostali (prócz Sheryl; Sheryl była po prostu wkurwiona).
— Bo ty jesteś popierdoloną, fałszywą gnidą! I co, nagle taki niewinny? I oczywiście wszyscy ci uwierzą, bo wszyscy lubią Maxa, taki miły i słodki, och, ach — wyrzucał z siebie kolejne zjadliwe słowa Marcus, dopóki Simon go nie zastopował:
— Wystarczy ci już. Chodź, jesteś cały pokiereszowany. Zamówię ci taksówkę.
I słusznie, niech wypierdala w pizdu — syknął Max.


effsie - 2018-10-30, 13:33

Gdy wyszedłem z łazienki nagle, ni stąd, ni zowąd, w mieszkaniu Sheryl zrobiło się podejrzanie… pusto, jakby połowa ludzi stąd gdzieś wyparowała. Rozejrzałem się wokół, bo brak ludzi był ewidentnym znakiem, że coś, gdzieś się dzieje, no bo przecież gdzieś musieli się wszyscy zgromadzić i zaraz już zlokalizowałem to zgromadzenie, przeciskające się na balkon. Niewiele myśląc, sam ruszyłem w tamtym kierunku, i zmarszczyłem brwi, słysząc krzyki, bo, wydawało mi się, że znam ten głos i…
I kurwa znałem, bo zza ramienia rudowłosej, wkurwionej Sheryl dojrzałem Maxa, który nawet nie rzucał się szczególnie, jedynie trzymany za ramiona przez Toma… czego nie można było powiedzieć o Marcusie, który szarpał się po drugiej stronie, a Simon, który go złapał, musiał wkładać sporo siły w to, by utrzymać go na wodzy.
Co…
Wystarczyła mi chwila, dosłownie, by zorientować się, co się tu właśnie działo pod moją nieobecność i sapnąłem, czując wzbierające we mnie wkurwienie. Max miał potargane włosy i ubrania, rozwaloną wargę i mrużył nieco jedno oko, a Zapałki, ten pedał obok, on…
On wyglądał dużo gorzej, z pokiereszowaną mordą i strużką krwi cieknącą z rozwalonego łuku brwiowego.
Zacisnąłem mocno pięści i poczułem dłoń Bety, którą złapał mnie mocno za ramię, jakby w obawie przed tym, że zaraz rzucę się na tego pedała, ale nie, nie musiał, nie miałem zamiaru – choć może i chciałem, bardzo, poprzestawiać mu trochę zęby za to, że ruszył Maxa, mój chłopak nie potrzebował mojej pomocy.
I nie chciał jej, a ja, może i głupi, rozumiałem na czym polegała godność i nie zamierzałem tu niczego manifestować.
Mimo że chciałem.
Jak ja kurwa mocno chciałem.
Ten pedał, którego przeleciałem kilka razy, wciąż szarpał się w stronę Maxa, a mój blondas stał, już w miarę spokojny, choć wciąż trzymany przez Toma. Ruszyłem się o krok i, stając obok nich, powiedziałem do Toma, wkładając dużo wysiłku w to, by mój głos brzmiał spokojnie:
Puść go.
Tom spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby całkowicie zaskoczony tą prośbą i nic nie zrobił, mrugając tylko głupio, więc powtórzyłem:
Puść go.
A wtedy, wciąż trochę niepewny, jednak spełnił moją prośbę, zabierając łapska z ramion Maxa, który od razu poruszył barkami, rozluźniając je i fuknął głucho.
— Frajer — skomentował, widać wciąż nieźle wkurwiony, co tylko podjudziło tamtego pedała.
— Pierdolony złamas, fałszywa gnida! Mam nadzieję, że dobrze ci ze swoim sumieniem, frajerze, bo…
Uważaj, co mówisz, pedale — warknąłem, odwracając się do niego i chwytając go za ten ryj, podczas gdy Simon wciąż trzymał go z tyłu. — Zdaje się, że o coś posprzeczałeś się z Maxem i on zdążył ci już za to obić ryj, i na twoje szczęście nie słyszałem, co się tu działo. Ale teraz tu stoję, więc zastanów się dwa razy zanim zaczniesz przy mnie obrażać mojego chłopaka. — Głos drżał mi ze złości, gdy syczałem do niego te słowa i to nie był żaden rozsądek, który powstrzymywał mnie przed przyfasoleniem mu w ten durny ryj, a coś zupełnie innego, mianowicie…
— Ha — prychnął ten pedał. — I co, Maxiu, pojawił się twój rycerz na białym koniu, teraz masz obrońcę i…
Wydawało mi się, że już się zorientowałeś — ścisnąłem mocniej jego mordę, tylko po to, by go zaraz mocno odepchnąć — że Max nie potrzebuje mnie obok, by obić ci mordę.
Drugą ręką przytrzymałem tors Maxa, który już zaczynał się sadzić w stronę mnie i tego pedała, Marcusa, a Simon szarpnął go mocniej za ramiona.
Czy mi się wydaje, czy mieliście go stąd zabrać? Mam mu zamówić Ubera? — spytałem chłodnym tonem, a Sheryl natychmiast podłapała moją aluzję i pociągnęła Simona wraz z Marcusem do drzwi balkonowych.
Cała trójka zniknęła w mieszkaniu, podniosła się ogólna wrzawa, podczas której Abbie i cała reszta ludzi doskoczyła do Maxa, jednocześnie próbując dowiedzieć się, co się stało, jak się stało i zaopiekować się jego rozciętą wargą, przykładając mu tam jakieś kolejne rzeczy, jakby tego potrzebował.
— Co za idiota!
— Nie wierzę!
— Max, o co w ogóle poszło?
— Przyniosę lód!
— To ty go tak urządziłeś?
— Jesteście nienormalni!
Max odpowiadał skwapliwie, przyjmując od kogoś zawinięty w szmatkę lód i przykładając go do wargi, widziałem, że szukał mnie wzrokiem, ale nie mógł odnaleźć podczas tego zamieszania. Ja sam zaś odsunąłem się w przeciwległy róg balkonu, czekając aż ten zgiełk rozejdzie się po kościach, uspokajałem oddech i odpaliłem papierosa.


Gazelle - 2018-10-30, 19:48

Wciąż był nabuzowany, gdy ten podły chuj w końcu zniknął z zasięgu jego wzroku, ale nie rzucał się jak ostatni idiota. Miał jednak wszelkie prawo być wkurzony, ledwo widział na jedno oko, krew lała mu się z rozwalonej wargi, był poobijany, a i psychicznie czuł się jak gówno.
Naprawdę tego nie planował. Marcus działał mu na nerwy odkąd tylko się pojawił na imprezie, ale starał się, naprawdę starał się zachowywać jak spokojny, cywilizowany człowiek, nie okazywać zdenerwowania, nie rzucać się, pokazać Ianowi że jest ponad tym. Wychodziło różnie, to fakt, ale ogólnie był z siebie całkiem zadowolony. Ale nie, gnój musiał go sprowokować, a Max łyknął to jak pelikan, dając się wciągnąć w tę idiotyczną bójkę. Jednak do tanga trzeba dwojga.
Wkurwił się, wkurwił się tak, jak dawno nie był wkurwiony, do tego stopnia, że na moment zapomniał o całym świecie dookoła, a przed oczami widział jedynie czerwień. Przerażało go to.
Nie chciałby, żeby Ian...
Ian?
Rozejrzał się, ale znajomi otoczyli go na tyle szczelnie, bombardując go pytaniami i komentarzami, że nie był w stanie dojrzeć swojego chłopaka. A co, jeżeli polazł za Marcusem? Na całe szczęście, Marcusa poszli odprowadzić Simon z Sheryl, a Max ufał, że w ich obecności nie dojdzie do kolejnego paskudnego incydentu, ale, ech. Najchętniej by się zebrał stamtąd w cholerę z Ianem, ale, no właśnie, Ian wcale nie kwapił się do tego, żeby podejść do Maxa, chociaż się spytać jak się czuje czy co się stało.
Chociaż...a co, jeżeli jest zły?, wtrąciła się Wredna Myśl. Technicznie, Max pobił się z Marcusem właśnie o niego. Nie o jego serce, bo ta koncepcja byłaby idiotyczna, ale konflikt pomiędzy tą dwójką dotyczył właśnie Iana. I Ian mógł się o to wkurwić, bo tak, to było idiotyczne, Max może nie był w pełni trzeźwy, może był nadal zdenerwowany, ale mógł to przyznać, że ta sytuacja była ostro absurdalna.
Każdy dookoła chciał się dowiedzieć, co się stało, a Max nie miał ochoty na opisywanie szczegółów tej popieprzonej sytuacji, dlatego ograniczał się do samych lakonicznych odpowiedzi, dopóki Sheryl nie powróciła na balkon, wyciągając Maxa z tego całego wianuszka który wokół niego się utworzył. I przynajmniej miał szansę dostrzec Iana, który, jak gdyby nigdy nic, po prostu sobie palił papierosa w kąciku.
— Zaraz, najpierw my sobie pogadamy — powiedziała twardo Sheryl, gdy Max chciał się wyrwać w stronę swojego chłopaka. Max westchnął ciężko, ale, przykładając nadal lód do buzi, poszedł posłusznie za przyjaciółką. W końcu należały jej się tłumaczenia za zrujnowanie jej imprezy.
— Max, czy ciebie do reszty popierdoliło?! — syknęła jego przyjaciółka, chwytając jego nadgarstek żeby delikatnie odsunąć na moment lód od jego ust. — Kurwa. Gdyby Simon was nie zauważył, to byście się chyba zamordowali, co to miało być?!
Sheryl, nie wiem. Zaczął się rzucać, że jestem fałszywy, że mu odbiłem Iana, zaczął tworzyć jakieś debilne teorie, a potem mi przyłożył — opisał pokrótce sytuację. — I co, nie mogłem tak przecież stać nieruchomo, wkurwił mnie, poza tym miałem dać mu się męczeńsko okładać?
— Nie, Max, mogłeś się obronić, ale mogłeś to zrobić na tysiąc innych sposobów, bez rozwalania mu twarzy!
Sheryl, przepraszam, nie chciałem ci spieprzyć imprezy...Kurwa, nie wiem, no, cały czas mnie wkurwiał i ewidentnie to miał w planach, przecież nie możesz powiedzieć że tego nie zauważyłaś.
— Wiem, Max, ale to cię wcale nie usprawiedliwia — powiedziała, i westchnęła, gdy wyraz jej twarzy trochę złagodniał. — Masz szczęście, że nie umiem się na ciebie długo wkurzać, wiesz? A Marcus zachował się jak dupek, i nawet mogę przyznać że mu się należało, ale...
Ale twoja pacyfistyczna dusza nie toleruje rozwiązań siłowych?
— Dokładnie. A teraz idź do swojego Iana, jemu chyba też należy się słówko wyjaśnienia, nie sądzisz?
Ech, o ile chce je usłyszeć... — mruknął pod nosem, bo, szczerze, nie wiedział czemu Ian się tak nagle odizolował, kiedy jeszcze przy Marcusie tak wyraźnie stanął po jego stronie. Nie, żeby oczekiwał po wszystkim jakichś gratulacji czy wylanych łez nad jego losem, ale chwilka zainteresowania by mu naprawdę nie zaszkodziła.
No ale cóż, wrócił w końcu na ten balkon, na którym już się rozrzedziło, bo zainteresowanemu nim towarzystwu zrobiło się najwyraźniej za zimno. Podszedł do Iana, który stał oparty o barierkę.
Masz jeszcze szluga? — zagaił, udając nonszalancki ton.


effsie - 2018-10-30, 20:31

Zaciągając się papierosem oddychałem głęboko, obserwując z rogu balkonu wianuszek ludzi wokół Maxa i na pewno nie zamierzałem tam stać razem z nimi, jeden z dziesięciu próbujących dostać się do tego blondasa, widocznie dzisiaj gwiazdy i bohatera tej imprezy. Nie to, że miałem go w dupie, bynajmniej – zwyczajnie uważałem, że jeśli zdecydował się z kimś uderzyć w takie klimaty to potem mógł spokojnie ponieść tego konsekwencje.
Bo, błagam ja was, naprawdę, z ich dwójki to nie Max wyglądał gorzej.
Owszem, nawet z tej odległości widziałem krew sączącą się z jego rozwalonej wargi, to, jak mrużył jedno oko, jaki był potargany i cały trzęsący się, ale czy to był powód, by teraz przy nim skakać?
Bynajmniej.
Oddychając głęboko po raz pierwszy w ogóle zastanowiłem się nad tym, co tam się mogło stać; wcześniej nawet nad tym nie myślałem, doskakując tylko do tego pedała, który zaserwował mojemu chłopakowi taką śliwę, a teraz… Teraz zmarszczyłem brwi, patrząc, jak Sheryl wciągnęła Maxa do mieszkania. Automatycznie przesunąłem rękoma po nagich ramionach, wciąż odziany tylko w ten cienki podkoszulek, a była, jakby nie patrzeć, styczniowa noc. Zapałki, ten pedał, prowokował Maxa cały wieczór i nie zdziwiłbym się, gdyby w końcu nie wytrzymał… ta gra w butelkę była poronionym pomysłem, wiedziałem to od początku, a i tak uległem Becie, który chciał się przelizać z jakąkolwiek laską. Swoją drogą, mój drogi przyjaciel właśnie do mnie zmierzał, ale minął się w drzwiach z Maxem i uniósł za nim ręce, jakby w geście typu „okej, okej, pogadajcie sobie”.
Proszę — odparłem na pytanie o fajkę, podając Maxowi swojego papierosa, spalonego do połowy. Odsunął lód od wargi i podniósł prawą rękę, by przejąć niedopałek i skrzywił twarz. Opuściłem wzrok na dłoń Maxa i w dwie sekundy zorientowałem się, co się wydarzyło.
Zaciągnąłem się jeszcze raz fajką, nim pstryknąłem ją za barierkę i sam uniosłem pięść przed nos.
Jak się bijesz, zaciskasz pięść tak, a nie tak — mówiłem spokojnie, pokazując mu tę subtelną różnicę. — Z kciukiem na zewnątrz, bo inaczej go sobie wybijesz. Co najprawdopodobniej właśnie się stało. — Złapałem jego dłoń i uniosłem wyżej, starając się coś dojrzeć w tym lichym świetle. Przesunąłem palcami po jego kciuku, a Max syknął, automatycznie cofając rękę, ale byłem szybszy i przytrzymałem ją sobie. — Nastawię ci to. Będzie bolało — uprzedziłem i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, przyłożyłem drugą dłoń i szarpnąłem mocno, słysząc charakterystyczny chrzęst kości. Max zawył głośno z bólu i wyrwał rękę, a teraz już jej nie przytrzymywałem. Powinien go sobie unieruchomić, przynajmniej na ten wieczór, nawet za pomocą długopisu i jakiejś szmatki, ale to mogło poczekać jeszcze chwilę. — Co tu się stało? — spytałem.


Gazelle - 2018-10-30, 21:15

Dopóki nie ruszył tą ręką, nawet nie zauważył, że i ta część jego ciała nie uniknęła uszkodzeń. Jebany Marcus. Pewnie nie zwrócił na to uwagi dlatego, że za bardzo koncentrował się na swojej twarzy, która oberwała najmocniej. Oczywiście, że ten gnój celował w twarz. Max zresztą nie był mu dłużny. I był w siebie całkiem dumny, czuł się zwycięzcą tej bójki, bo to, jak każde z nich wyglądało gdy zostali od siebie oderwani, zdecydowało wskazywało na przewagę Maxa. Mimo, że Max nigdy wcześniej nie brał udziału w bójce, a poza tym Marcus był trochę lepiej zbudowany od niego!
Także, no, swój honor obronił koncertowo. I naprawdę docenił to, że Ian się aż tak nie mieszał, nie włączył się w tę bójkę, nie przyłożył Marcusowi w obronie Maxa, bo Max nie potrzebował żadnej obrony.
Może i chwilę temu przyjmował na siebie mniej lub bardziej bolesne ciosy, ale tym razem nie był już tak twardy, gdy Ian nastawiał mu palec, co zabolało go w chuj. Super, akurat prawa ręka. Co za szczęście. Cudownie. Ciekawiło go to, jak będzie mu się pisało z unieruchomionym kciukiem.
Dzięki. I...dzięki za radę, zapamiętam. Ale i tak sobie nieźle poradziłem jak na pierwszy raz, co? — wyszczerzył się, gdy już najgorsza fala bólu z niego zeszła. — To nie ja zacząłem! — powiedział najpierw, bo czuł przede wszystkim potrzebę wyjaśnienia tej jednej rzeczy. — Marcus zaczął się tutaj sadzić, że, ech, delikatnie mówiąc nie zachowałem się w porządku, bo wiedziałem że mu się podobasz...a potem mi przywalił, to mu oddałem. I dalej poszło, oto cała historia — wzruszył ramionami i skrzywił się, bo chyba sobie coś nadwyrężył ogólnie po prawej stronie. — Ale, kurwa no, cały czas mnie dzisiaj wkurwiał. Wiesz, z tymi wszystkimi żenującymi scenkami zazdrości. No...fakt, dopiero dzisiaj właściwie się dowiedział że jesteś moim chłopakiem, ale przecież między wami nie było nic poważniejszego poza seksem, prawda? — spytał, żeby się upewnić, chociaż odpowiedź już znał. Bo gdyby Ianowi zależało na Marcusie chociaż trochę, to nie zerwałby z nim kontaktu z taką łatwością, to było oczywiste. Nie było wątpliwości, że dla Iana Marcus był po prostu jednym z kochanków. Nie to, co Max. — No i...okej, trochę mnie poniosło — przyznał. — Ale gnój nie zamykał tej mordy i mnie jeszcze bardziej wkurzał, bo przeżywał to tak że ja pierdole. Znaczy, no, nie dziwię mu się, bo frajer może tylko patrzeć na to jak jestem szczęśliwy z moim cudownym chłopakiem, no ale kurwa mać bez jaj.


effsie - 2018-10-30, 21:39

Bardzo chętnie obiłbym mordę temu wymoczkowi, do którego w tym momencie czułem nic poza obrzydzeniem, ba, nawet byłem trochę zażenowany sobą, że zdarzyło się mi przelecieć tego typa. Najchętniej nie miałbym teraz z nim nic wspólnego, ale no zdarzyło się inaczej i, wracając do wątku, tak, Max nie potrzebował żadnej pomocy.
Plus, wciąż pamiętałem jego oburzenie, wtedy, w tamtym barze.
I był z siebie dumny! Może przed chwilą przed Sheryl robił zbolałą minę, ale wystarczył mi rzut oka na tę moją pokiereszowaną ślicznotkę by zobaczyć, że oczy wciąż mu błyszczały, nabuzowane adrenaliną i jakąś ogólną wesołością, pomimo stanu, w jakim się znajdował. Miałem to już nawet jakoś skomentować, kiedy Max zaczął mi opowiadać, co tu się wydarzyło i…
Co?
Czy ja się nie przesłyszałem?
Parsknąłem głośnym śmiechem, a Max spojrzał na mnie zaskoczony, podczas gdy kręciłem z rozbawieniem głową, absolutnie zaskoczony tym wytłumaczeniem.
Pobiłeś się z nim o mnie? — upewniłem się, cały roześmiany, to ci dopiero. — Bejbe, dobrze, że wygrałeś, jeszcze musiałbym opuścić tę imprezę z kimś innym — gadałem głupio, nie mogąc powstrzymać rozbawienia, bo to był absolutnie pierwszy raz, gdy coś takiego miało miejsce w moim życiu. — Ale zrobiłeś z siebie gwiazdę imprezy, co? Sheryl jest bardzo zła za zniszczenie jej domówki i mamy wypierdalać?
Prawdę mówiąc, wcale bym się nie zdziwił.
A co do krzywienia się Maxa i w ogóle – no cóż, czego on się spodziewał? Skoro uderzył w takie waleczne rytmy to chyba wiedział, że potem nie będzie pierwszej świeżości i w ogóle. Absolutnie nie zamierzałem się nad nim litować ani grać roli tych wszystkich troskliwych łani, pięknych kun, dziewojek, które rzuciły się do przemywania jego ran i podawania mu lodu; jak ode mnie chciał lodzika, to mógł co najwyżej ładnie poprosić by samemu uklęknąć, ale na to, widocznie, się nie zanosiło, przynajmniej nie z tą spuchniętą wargą.


Gazelle - 2018-10-30, 22:55

Ian, ale ja nie muszę się o ciebie bić — zauważył rezolutnie. Bo Ian i tak był jego i tylko jego, koniec kropka, żaden Marcus-Smarcus tego nie zmieni. Wygraną w bitwie tylko przypieczętował swoją i tak silną pozycję. — Poza tym, nie biliśmy się o ciebie, tylko dlatego, że Marcus jest kretynem który nie potrafi pogodzić się z tym, że ja mam swojego super faceta a on jest samotny i przegrany — mruknął. Tak, jeżeli ktoś się jeszcze nie zorientował, to Max nadal był podirytowany i na tyle wkurzony na Marcusa, że nie umiał z nim sympatyzować. — A w ogóle, gdybyś się z nim nie przespał, to bym się z nim teraz nie bił, więc to twoja wina! — wskazał oskarżycielsko na Iana.
Nie chciał bawić się w gdybanie, ale prawdopodobny scenariusz był też taki, że gdyby Ian rzeczywiście nie przespał się z Marcusem, to nie byliby teraz parą. Wierzył w efekt motyla, bo to z logicznego punktu widzenia miało sens, że jedno wydarzenie miało ogromne znaczenie na to, co działo się dalej. Chociaż też wierzył, że z Ianem byli sobie przeznaczeni, a jeżeli położyłby nacisk jednak na to przeznaczenie, to by oznaczało że Ian zostałby jego chłopakiem niezależnie od tego co by się po drodze wydarzyło...
Nie, był stanowczo zbyt wyczerpany by przeprowadzać w głowie takie rozmyślania. Innym razem.
Hm, nie była zadowolona — zgodził się. I nie trzeba było być geniuszem, żeby dojść do takich wniosków. — Ale nas wcale nie wygania, ani nic. Więc możemy sobie jeszcze trochę posiedzieć, noc jeszcze młoda, co nie? A nie pozwolę, żeby ten gnój nam ją zniszczył! — powiedział lekkim tonem, chociaż szczerze to wolałby wrócić z Ianem, może dać mu się wyruchać na dobranoc, a potem się w niego wtulić i spokojnie sobie tak przespać noc.
Poza tym, doskonale wiedział że był w tym momencie w centrum uwagi, i że ponownie zostanie zbombardowany komentarzami i pytaniami, a na to już nie miał ani siły, ani ochoty.
Ale, z drugiej strony, głupio byłoby mu tak po prostu wyjść z imprezy. Zwłaszcza, że przecież to byli jego znajomi, w większości bardzo dobrzy znajomi, nie miał się czego obawiać. No i miał Iana przy sobie, a chciał się przecież rozerwać trochę ze swoim chłopakiem, spędzić trochę czasu wspólnie wśród ludzi.
Gdy wrócili z balkonu do salonu, znowu porwała go Sheryl, tym razem z środkiem dezynfekującym i opatrunkiem. Jak przykładna pielęgniarka, zajęła się jego obrażeniami, a po tym jak Ian zwrócił jej uwagę na wybitego kciuka Maxa, usztywniła go i owinęła bandażem.
— No, i od razu lepiej! — stwierdziła, patrząc się z zadowoleniem na Maxa, siedzącego na stołku przy wyspie kuchennej.
Dzięki, kochana. I jeszcze raz sorry — mruknął, a Sheryl machnęła ręką.
— Dobra, już nieważne. Już o tym nie myślimy! — powiedziała wesoło, a jakikolwiek ślad poprzedniej wściekłości jakby rozwiał się w pył.


effsie - 2018-10-30, 23:34

O nie, bejbe — zaprzeczyłem od razu. — Jak kogoś lejesz po mordzie to potem przyjmujesz tego konsekwencje. I nie szukasz winnych wokół siebie — wskazałam wrednie, bo doprawdy, teraz to sobie wymyślił!
To nie była absolutnie moja wina i pewnie Max sobie trochę żartował, ale w każdym żarcie było źdźbło prawdy, a ja wolałem tutaj wszystko od razu ustalić. Mogłem czuć się odrobinę zażenowany tym faktem, teraz, po tej bardzo żałosnej scence, ale nie zamierzałem klęczeć na grochu i pokutować za chwile dobrej zabawy, nawet z Zapałkami. Jakkolwiek bym nie lubił tego mojego chłopaka, nie było mowy by wpędził mnie w jakiekolwiek wyrzuty sumienia, nie z tego powodu – to on zdecydował się na drobne obijanie ryja z Zapałkami, nie ja. I nawet jeśli moja osoba była tutaj motorem zapalnym to, no, trudno.
Max już kiedyś powiedział mi żebym nie traktował go jak jajko – i nie zamierzałem. Przykro mi (tak naprawdę to nie), ale nie byłem typem kolesia, który teraz zacząłby lamentować nad tym, co się wydarzyło, skakać wokół blondasa i pierdolić o tym, blablabla.
Ja może i nie, ale najwyraźniej Sheryl była. I kiedy tylko weszliśmy do środka (w końcu, zrobiło mi się już naprawdę zimno), doskoczyła do nas… dobra, tak naprawdę to doskoczyła do Maxa, ciągnąc go, a on mnie, do kuchni, gdzie zaczęła wokół niego skakać. Patrzyłem na to z mieszanką zażenowania i bezsilności, bo ta ruda była chyba mocno przewrażliwiona i nadopiekuńcza, przynajmniej w stosunku do mojego chłopaka. Od drobnego obicia mordy jeszcze nikt nie umarł, on już dostał lód na zbicie opuchlizny, a ta nagle wymyślała sobie jakąś dezynfekcję. Miałem wrażenie jakbym znajdował się w jakiejś opowieści, gdzie wszyscy silą się na bycie super dydaktycznymi, żeby pokazać, jak się niby powinno zachowywać w takich sytuacjach, chociaż każdy wiedział, że w real life to wyjebka i nikt się tym nie przejmuje, ale, ech.
W międzyczasie, kiedy ona uwijała się w tej Jakże Istotnej Pracy, ja sam zatroszczyłem się o swojego drinka. Może i mógłbym zrobić jednego też Maxowi, ale ten typ miał na dziś już chyba wystarczająco alkoholu.
Czekaj, bo sobie coś przypomniałem — rzuciłem, stając przed Maxem i odstawiłem na chwilę drinka na blat, szukając telefonu w kieszeni. W końcu wyjąłem komórkę i wyciągnąłem przed siebie. — Muszę zrobić ci zdjęcie, jak jesteś taki śliczny. Uśmiech! — poleciłem, trzaskając nową fotę. — No, w sam raz na tapetę, stara mi się już znudziła… — mruknąłem, przeklikując się przez przyciski telefonu i ustawiając nowe tło.


Gazelle - 2018-10-31, 00:01

Przypominam, że jedną rękę mam wciąż sprawną! — zagrzmiał.
— I dobrze, czymś będziesz musiał mi trzepać, skoro twoja morda odmawia posłuszeństwa — odparła ta paskudna cholera, kiedy Max próbował sięgnąć po jego telefon, żeby wykasować to zdjęcie (bo chciał, żeby Ian mógł patrzeć tylko na te zdjęcia, na których Max wyglądał ładnie, a nie jak poturbowany potwór), ale ta franca wyciągnęła ramię w górę, korzystając z dzielącej ich różnicy wzrostu. A Max był zbyt wyczerpany, żeby wokół niego skakać, więc po kilku chwilach się poddał.
Menda — fuknął. Sheryl za nim pokręciła głową z rozbawieniem, chowając do szafki wszystkie rzeczy, które wyjęła żeby zająć się przyjacielem i jego ranami bitewnymi.
No właśnie, bo Sheryl się nim tak ładnie zaopiekowała. Wprawdzie Ian nastawił mu tego nieszczęsnego kciuka i pokazał mu, chyba spodziewając się że to nie będzie pojedynczy incydent, jak składać dłoń w pięść, ale poza tym nie wydawał się specjalnie przejmować całą sytuacją i tym, że Max został poszkodowany w walce, która przecież Iana dotyczyła! Ian nie kazał mu brać w niej udziału, rzeczywiście, ale, no, byłoby zwyczajnie miło gdyby Ian okazał chociaż odrobinę troski. Ian potrafił być bardzo kochany na swój sposób, poza tym, w istocie, Max mu powiedział, że nie chciał być traktowany jak jajko, ale bez przesady, nikomu by się krzywda nie stała gdyby Ian trochę się jego stanem przejął.
A może po prostu dramatyzował.
Jak ustawisz to na tapetę to masz tydzień szlabanu na seks. Bez odwołania — zagroził, i wepchnął się przed Iana w progu, żeby przejść do salonu. Czuł na siebie kilka par spojrzeń, ale, ech, trudno. Nie byli to przecież obcy ludzie. Tom do niego podszedł i położył mu rękę na ramieniu, którą zaraz cofnął gdy Max syknął cicho z bólu.
— No, Max, nieźle rozruszaliście imprezę — skomentował. — Ale mam nadzieję, że, wiesz, jakoś się dogadacie. Bo to tak dziwnie będzie, jesteśmy jakby jedną paczką, nie?
Sorry, Tom, ale nie wydaje mi się żebyśmy byli w stanie się kumplować — Max wzruszył ramionami. Akurat na przyjaźni z Marcusem aż tak mu nie zależało, ale zdawał sobie sprawę z tego że ten konflikt mógł poważnie zaburzyć dynamikę pośród jego grupy bliskich znajomych. Ale cóż miał z tym zrobić?
Tom westchnął i pokręcił głową, po czym odszedł do żony, a zaraz po nim do Iana doskoczył Beta, który chyba nie mógł się doczekać aż w końcu będzie mógł z nimi porozmawiać.


effsie - 2018-10-31, 18:50

Mieszkanie Sheryl miało iście imprezowy charakter – salon z kuchnią połączone były w jedną, wspólną przestrzeń, od części kuchennej wydzielone jedynie sporą wyspą, co właściwie nadawało nowego sensu staremu jak świat powiedzeniu, mianowicie, że każda impreza przenosi się do kuchni. Na wyspie zorganizowany był prowizoryczny stół z przekąskami, lodówka została opróżniona na rzecz chłodzenia się w niej alkoholi, a Sheryl właśnie zaczynała zasługiwać na mój szacunek jako organizatorka takich posiadówek.
W sensie, no, wszystko było jak najbardziej na swoim miejscu.
Max stał już na środku salonu, gawędząc z Tomem, a ja zastanawiałem się, jak kiedyś mogłem myśleć, że między nimi coś-ten, w każdym razie, nie myślałem o tym za długo, bo Beta już podszedł do mnie, klepiąc mnie po plecach.
— Wow, co to było — skomentował, popijając swojego drinka. — Niezłe z niego ziółko, nie? Kto by pomyślał? W ogóle na takiego nie wygląda, tu w mordę jednemu pedałowi, tam siedemnastu na liczniku…
Mhm — przytaknąłem, zaciskając zęby.
— Serio, w życiu bym tego o nim nie powiedział. Ja zaliczyłem w życiu mniej lasek, niż on facetów! A wydawał się taki niewinny, ten twój chłopak, a tu…
Tak, z Maxa jest taka mała dupodajka — przerwałem mu, chcąc zamknąć ten temat, bo nie był dla mnie ani trochę wygodny, gadać o byłych facetach tej małej kurewki, jeszcze czego.
Beta uśmiechnął się przebiegle i już chyba chciał pociągnąć temat, słysząc mój ton głosu, ale wtrąciła się Sheryl:
— Hej! Proszę tak nie mówić o Maxie! — Ton jej głosu był żartobliwie karcący, a sama wyginała usta w uśmiechu, podchodząc do naszej dwójki ze swoim drinkiem w ręku.
— Oj, Sheryl, Sheryl, Aussie tak sobie tylko żartuuuuuje. — Beta wywrócił oczami i objął mnie ramieniem.
— No ja myślę!
— No, a poza tym, to chyba już sama zauważyłaś, że Max, on to ma pazurki. — Mój przyjaciel wyszczerzył się przebiegle. — I mówię dosłownie. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, ale coś mi się wydaje, że nieźle zaorał plecki Iana, hmm? Ja ci tu pokażę — gadał, po czym bezpardonowo zaczął podnosić moją koszulkę żeby rzeczywiście odsłonić mój tył, z wciąż czerwonymi śladami po akcji w studiu.
— Ej, Beta! — Max natychmiast, jakby się teleportował, stał po mojej drugiej stronie i strącał łapska Bety z moich ciuchów. — Całkowicie rozumiem, że jesteś zmęczony tym straight bullshit*, ale nie waż się rozbierać mojego chłopaka! — zagroził niby żartobliwie, niby też żartobliwie objął mnie w pasie, ale coś mi mówiło, że jest tutaj źdźbło prawdy. — Znajdź sobie swojego, jak już.
— Dobra, dobra! — Beta uniósł ręce w geście poddania się. — Już go nie ruszam, zobacz, Maxie, rączki mam tutaj, tylko mi też nie poprzestawiaj nosa…
Wtedy już nigdy byś sobie nikogo nie znalazł — wtrąciłem uprzejmie.
— …a poza tym, wcale nie jestem zmęczony byciem hetero, nie kiedy obok mnie stoi Sheryl. — Beta „zawadiacko” puścił do niej oczko (Sheryl przewróciła oczami) i zwrócił się bezpośrednio do Maxa: — Max, spytaj mnie jakiego drinka piję.
— Eee, po co? Przecież widzę, że masz to samo, co Ian, a sądząc po zapachu to to na bank Whisky z Colą…
— NO SPYTAJ MNIE.
— Ech, no dobra. Beta, co pijesz?
— A, no wiesz, Maxie — westchnął, a mnie naprawdę denerwowało, jak ciągle zwracał się do niego tym zdrobnieniem. — Prawdziwi mężczyźni pijają Whisky, więc sobie jej nalałem, ale tego wieczora… mmm, miałem jeszcze ochotę spróbować Cherry — spojrzał na Sheryl i upił swojego drinka — Coke.
Wszyscy w trójkę, jak jeden mąż, wybuchnęliśmy śmiechem na tę jawną parodię podrywu, a Beta wyszczerzył się, dumny z siebie. Kochałem tego kolesia za jego absolutny dystans do siebie: potrafił się śmiać nawet z tego, że nie potrafi podrywać kobiet i było to absolutnie najlepsze, naprawdę przezabawne.
— Ech, skąd ty go wytrzasnąłeś, co? — Sheryl uśmiechnęła się do mnie i wskazała kciukiem na Betę, który nawet nie pozwolił mi odpowiedzieć.
— Ja, moja droga, jestem człowiekiem gór. Znaczy, pochodzę z Montany. I TAK, Montana ISTNIEJE, o czym byś wiedział gdybyś tam przyjechał zamiast migdalić się z Maxiem w Australii — rzucił, gdy otwierałem usta, by wtrącić dwa słowa naszego rolling joke o Montanie. — Dasz wiarę, Cherry? Mogę cię tak nazywać, nie? No, to będę. Zaprosił go do Australii, a znają się trzy miesiące! Mnie zna trzy lata, a nigdy mnie nie zaprosił! — Beta udawał, że dramatyzuje.
— Ej, nieprawda! Ja znam Iana od siedmiu lat!
— Coooo?
Nie mówiłem ci? — zdziwiłem się teraz.
— No najwyraźniej nie, skoro o tym nie wiem! — Teraz Beta był wyraźnie urażony, a Sheryl zachichotała z rozbawieniem.
Mieszkałem z nim na studiach — wyjaśniłem więc krótko.
— Cooo? Już na studiach byłeś pedałem? Boże, Ian, dla ciebie to już nie ma ratunku…
— Ej, to wcale nie tak — chciał wtrącić się Max, ale Beta był już zbyt nakręcony.
— Nic dziwnego, że teraz mu tak odwala, ech, a pomyśleć, że zastanawiałem się, skąd to się wszystko wzięło. A tu widać, nie, Cherry, stara miłość to nigdy nie rdzewieje, ach. Boże, Maxie, ale ja ci zazdroszczę teściówki, gdybym taką miał to jak ja bym ją robił…
Beta, trzymaj się z dala od mojej mamy!
— Ech, gadanie, mówię ci, ona będzie kiedyś moja.
— Lana?
— No wiesz, może pedał, ale ma tylko jedną mamę — uściślił na pytanie mojego chłopaka Beta tylko po to, żeby się zaraz rozmarzyć: — Ale za to jaką…
— Boże — roześmiała się Sheryl. — On zawsze taki jest?
Niestety — przytaknąłem. — Ciesz się, że jest trzeźwy i nie ma ze sobą deski, bo…
— Jezu, Sheryl, ale bym ci pokazał nowego trika!
Ech…
— Jeździsz na desce?
— Noooo, i tak jak! Chcesz zobaczyć? Dawaj, możemy się jutro umówić, karniesz się na moim sprzęcie!
Sheryl zrobiła duże oczy. Beta chyba nie zdawał sobie sprawy z dwuznaczności tego tekstu, a gdy chciałem go uświadomić, Max przytrzymał mnie za dłoń.
— Eee…
— No dawaj, nie mów, że trzeba cię namawiać! Specjalnie go wypolerowałem na zimę!
Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechem, bo Beta naprawdę mówił o desce, ale mina Sheryl jasno wskazywała, że wcale nie myśli o jego longboardzie. Max uśmiechał się głupio i rzucił tylko:
— My idziemy zapalić.
I pociągnął mnie wgłąb salonu, zostawiając ich samych, oczywiście nie kierując się na żaden balkon. Wyszczerzył się (wyglądało to śmiesznie w jego aktualnym stanie) i zapytał:
— Ian, a ty wypolerowałeś na zimę swój sprzęt?
Roześmiałem się i pokręciłem głową, kradnąc mu delikatnego całusa, delikatnego, bo musiałem uważać na tę wargę i powiedziałem mu cicho:
Bejbe, od polerowania mam ciebie. Poza tym, mój, w przeciwieństwie do Bety, nie leży nieużywany.
Max roześmiał się w odpowiedzi i chyba chciał jakoś kontynuować tę rozmowę, ale przerwała nam Abbie:
— Co jest takie zabawne? — Uśmiechnęła się, przystając przy nas.
A, takie tam — palnąłem, machając ręką. — Jak tam twoja dziarka? Zdecydowałaś się na nią czy jednak nie? — zagadałem, nawiązując do naszej rozmowy jeszcze z początków października, a Abbie chętnie się w nią włączyła. I tak sobie rozmawialiśmy, a Max po chwili zniknął, pewnie gadając z jakimiś innymi ludźmi.

*hgfrjnfesi, jak ktoś wie jak to przetłumaczyć to to zrobię


Gazelle - 2018-10-31, 23:48

Wesołe, coraz bardziej pijaniutkie towarzystwo nadal żyło incydentem z Marcusem i Maxem w roli głównej, ale przynajmniej już nikt mu o to nie suszył głowy, więc nie czuł się w ich gronie aż tak obco, jak się obawiał.
Beta nadal rozmawiał z Sheryl, być może wypróbowywał na niej kolejne techniki nieudolnego podrywu (Max uważał, że to urocze; za uroczą również uznał myśl o tym, żeby jego najlepsza przyjaciółka i najlepszy przyjaciel Iana zostali parą, ale nie zamierzał się w to mieszać – bo uważał, że jeżeli miałoby się coś rozwinąć, to i tak się w końcu rozwinie), więc nie podszedł do nich, żeby im nie przeszkadzać. Przystanął więc przy stole i zrobił sobie względnie słabego drinka, i odwrócił się do pogrążonych w rozmowie Lindy i Charlie, włączając się do niej. Ian rozmawiał z Abbie o jej tatuażowych planach, a Maxowi w gruncie rzeczy szybko znudziło się bierne przysłuchiwanie się, zatem zostawił ich samych, żeby się zajęli sobą, czy coś. Cieszył się, że Ian się dobrze dogadywał z jego znajomymi, a przede wszystkim z jego najlepszą przyjaciółką. To miało dla niego szczególne znaczenie, ta świadomość że ich kręgi towarzyskie zaczynały się krzyżować, że Max właściwie stawał się już częścią paczki Iana, a Ian był na dobrej drodze żeby się zakolegować z ludźmi z paczki Maxa.
— Nie marudź, jak inaczej mam cię przypilnować żeby wiedzieć czy wykonałeś zadanie? No, już, wyciągaj telefon — usłyszał głos Yixie, która ciągnęła Iana w stronę kanapy. Wrr, przypomniał sobie o tym durnym wyzwaniu, które podczas gry rzuciła jego chłopakowi, a mianowicie: założenie sobie profilu na Tinderze i osiągnięcie przynajmniej pięciu matchy. Zazgrzytał zębami, przeprosił swoje towarzyszki i udał się za Yixie i Ianem, przysiadając na oparciu kanapy tuż obok Australijczyka.
Co tam robicie? — spytał niewinnie, zaglądając Ianowi przez ramię. — Aha, to.
Jego kochany chłopak ze znudzoną miną przeglądał kolejne zdjęcia pojawiające się na ekranie jego telefonu i, na swoje szczęście, wszystkie profile przesuwał w lewo.
— Ian ma profil od...godziny? I już dostał dwadzieścia dwa superlike'i! — powiedziała mu wesoło Yixie, a Max zacisnął na moment swoją lewą pięść. Nie to, żeby się jakoś tym faktem zdziwił, w końcu wiedział że jego chłopak podobał się wielu osobom – szczerze, jak ktokolwiek, niezależnie od orientacji, mógł pozostać ślepym na ten ósmy cud świata? – więc jego popularność na Tinderze była bardziej niż oczekiwana, ale, ech, po prostu mu się to nie podobało, że jakieś tam osoby sobie myślały, że mogą sobie ot tak startować do jego Iana. Niedoczekanie!
I ile musisz mieć tych matchy? — spytał swojego chłopaka, który nie odrywał wzroku od ekranu, na którym pojawiały się kolejne zdjęcia wypindrzonych, typowo instagramowych dziewczyn, hipsterskich chłopaków i pojedynczych mięśniaków alfa.
— Pięć — mruknął w odpowiedzi.
Mhm. I jak ci idzie szukanie kandydatów? Czy kandydatek? No, kogo tam sobie szukasz? — spytał słodko, zupełnie nie dając po sobie poznać zazdrości.
Właściwie...mógł trochę ułatwić Ianowi szukanie.
I w tym celu wyciągnął z kieszeni swój własny telefon. Przez tego przeklętego palca miał trochę utrudnione korzystanie z niego, ale wystarczyło mu tylko ponownie pobrać aplikację, którą parę miesięcy wcześniej odinstalował w pizdu.
Wraz z usunięciem aplikacji, zniknął także jego profil, ale gdy tylko się zalogował nie musiał go od nowa ustawiać. Ustawił zasięg na możliwie jak najniższy i zaczął także przesuwać kolejne profile, trzymając telefon tak, żeby Ian nie widział co on tam robi, udając że gra w jakąś grę z nudów.


effsie - 2018-11-01, 00:21

Yixie tak cieszyła się na te superlajki jakby to było jakieś osiągnięcie, ale najwyraźniej było, sądząc po jej reakcji. W ogóle, rozsiadła się przy mnie wygodnie i komentowała moje decyzje:
— Serio, w lewo? Widziałeś jej cycki? A ta? Ian, jesteś ślepy?!
Była ruda, nie widziałaś? — rzuciłem, bo co jak co, ale nie będę dawał lajków rudym laskom.
— Cherry też jest ruda, a zobacz, jaka śliczna! — zawołał głośno Beta, siadając po mojej drugiej stronie i tym samym zwracając na siebie uwagę Cherry, rozmawiającej o czymś z Simonem. Zamachał jej wesoło, na co ona wywróciła oczami, a Beta zerknął na mój telefon. — Co robi… ooo, oglądamy dupeczki na Tinderze? Super, moja ulubiona zabawa!
To robisz samotnymi wieczorami? — rzuciłem, unosząc wzrok na mojego kumpla, a Beta wywrócił oczami.
— Ech, dawaj ten telefon — zarządał i nie czekał, po prostu wyrwał go sobie z ręki. — Lubię pizzę i mojego chłopaka? Aussie, typie, z takim opisem to ty nic nie wyr… o wow, dostałeś superlajka!
— Dwudziestego trzeciego! — podkreśliła Yixie, zezując na telefon, żeby zobaczyć od kogo tym razem. — Ooo, on jest naprawdę… heeej, Beta, czemu dałeś go w lewo?!
— Nie będziemy dawać lajków kolesiom, szanujmy się! Ooo, ona jest niezła, w prawo. Ta też! Ooo, a ta…
Beta, czy twój sposób na Tindera to wszystkie blachy słajpować w prawo? — rzuciłem żartem.
— Cicho.
Parsknąłem śmiechem, bo najwyraźniej to tylko dla mnie był żart, ale Beta, hm, biedaczek.
— Ej, Aussie, co ty, masz zasięg na jedną milę? Musimy ci tu zwiększyć żebyś miał większe szanse na…
— Beta, to może działa i u ciebie, ale Ian dostał już dwadzieścia siedem superlajków, więc może zostawmy ten zasięg…
Czy mogę odzyskać już swój telefon? — spytałem, sięgając po komórkę.
— Dobra, dobra, masz. Ale bawimy się dalej, halo, impreza! Nie ma nic lepszego niż oglądanie zdesperowanych foczek na Tinderze, które…
Czy ty przypadkiem nie mówisz o sobie? — Podniosłem na niego wredne spojrzenie, ale Beta nagle się rozpromienił.
— HA! To dopiero foczka, nie? — Wskazał na ekran mojego telefonu, gdzie… widniała facjata Maxa.
Rozejrzałem się szybko, automatycznie wokół, a blondas siedział na oparciu sofy za moimi plecami i szczerzył się do mnie durnie, pokazując mi mój profil.
— No patrzcie, patrzcie… dostałeś prawie trzydzieści superlajków, ale twój własny chłopak ci pożałował — nabijała się ze mnie Yixie.
Założyłeś sobie Tindera? — spytałem, mrużąc oczy.


Gazelle - 2018-11-01, 00:35

Szukał uparcie profilu Iana pośród innych męskich twarzy, ładnych i tych mniej w typie Maxa, ale tak naprawdę miał gdzieś te wszystkie twarze równo, bo swoją najpiękniejszą ianową miał tuż obok. I nie potrzebował żadnej innej, w ogóle. Przysłuchiwał się przy okazji komentarzom Yixie i...uwielbiał ją, naprawdę, ale chciał ją w pewnym momencie udusić, bo zachowywała się jakby Maxa w ogóle obok nich nie było i nieustannie podjudzała Iana. A Max był ze swojego chłopaka dumny, bo nadal wydawał się tak samo niezainteresowany jak wcześniej, i chwała mu za to.
Na szczęście wkroczył niezastąpiony Beta, który nie miał problemu ze sprawieniem żeby Max zaczął cicho śmiać się pod nosem. Uwielbiał tego gościa, naprawdę. Był tak pozytywną osobą, mimo tego całego gówna z jakim musiał się mierzyć przez swoją chorobę. Nie umiał myśleć o nim inaczej, niż ciepło. Tony też był fajny, jak najbardziej, ale mimo wszystko z kumpli Iana to właśnie z Betą najszybciej złapał wspólne fale.
Wyszczerzył się do Iana, gdy ten z pomocą Bety trafił na jego profil niemalże w tym samym momencie, w którym na ekranie Maxa wyświetliła się twarz Iana. Nie podobał mu się fakt, że na zdjęciu był bez koszulki, bo w końcu to zdjęcie zostało wykonane przez Yixie podczas gdy, i, ugh, naprawdę, ale ten lakoniczny opis go urzekł.
To jak, Ian, będzie match? — spytał wesoło, będąc zupełnie głuchym na zmianę w tonie głosu Iana. — Jak nie dostanę superlike'a to będzie mi bardzo smutno, pamiętaj o tym — zastrzegł, dając Ianowi szansę żeby sam ładnie przesunął palcem do góry na swoim telefonie.
— Założyłeś Tindera specjalnie po to? Ojej, to takie słodkie! — rozczulił się Beta.
Nie, tylko odświeżyłem stary profil — wyeksponował ponownie swoje białe zęby w szerokim uśmiechu.


effsie - 2018-11-01, 01:38

Max szczerzył się, najwyraźniej dumny z siebie, a ja lekko pokręciłem głową na to jego zakładanie profilu na Tinderze, mmm, cwaniaczek. Nie skomentowałem tego jednak w żaden sposób, bo zwyczajnie nie było ku temu powodu, najmniejszego, poza tym, byłbym absolutnym debilem gdybym czuł się zagrożony czy inne bzdety. Maxie, ta przebiegła szuja, już taki był, że robił takie rzeczy, bo ta atencyjna dziwka uwielbiała być w centrum zainteresowania, czyż nie? Nie inaczej miało być tym razem, czego właściwie to mogłem się spodziewać.
— Proszę bardzo — westchnąłem, przesuwając jego profil w prawo. — Jak mnie przesuniesz w lewo to z tobą zrywam — zagroziłem jeszcze, a Max za moimi plecami zaśmiał się i po chwili dostałem powiadomienie o kolejnym matchu. — Patrz, pięć. Zadowolona? — Podetknąłem Yixie telefon pod nos, na co skrupulatnie przejrzała profile i kiwnęła głową.
Schowałem telefon do kieszeni (upewniłem się wcześniej, że Max przez moje ramię mógł zobaczyć moją nową tapetę) i podniosłem dupsko z kanapy, bo stwierdziłem, że lamerska trochę ta domówka i trzeba ją nieco rozruszać.
A rozruszanie, w tym konkretnym przypadku, polegało na tym, że poszedłem poznać ludzi. Z imprezy urodzinowej Maxa pamiętałem, że całkiem dobrze gadało mi się z Simonem (i Zapałkami, ale to nieważne) na balkonie, więc zacząłem od niego i jakiegoś innego kolesia, potem zmieniając towarzystwo na Charlie, Toma i Lindę, a Beta przez cały ten czas gadał z Yixie na kanapie (wiem, bo sprawdzałem. Max na początku z nimi siedział, ale potem sam ewakuował się gdzieś indziej, nie wiem gdzie). Potem wyszedłem zapalić, a ponieważ tak się dziwnie złożyło, że byłem na balkonie sam (dziwne, naprawdę; zwykle to byłoby nie do pomyślenia!) wyciągnąłem telefon i zobaczyłem powiadomienia z Tindera.
Lol.
Zignorowałem wiadomości (hej, też lubię pizzę i mogę polubić twojego chłopaka w sumie nie było takie złe, ale, umówmy się, nie szukałem trzeciej do trójkąta) i stwierdziłem, że co mi szkodzi, sam napiszę.
»Hej
»O, cześć
»Fajna fryzura
»Dzięki! Ty masz fajny opis
»Wiem
Mój chłopak nie byłby za szczęśliwy gdyby wiedział, że z tobą piszę
»To dobrze, mój chyba też nie, ale na szczęście nie muszą o tym wiedzieć! Napisz mi coś o sobie
»Lubię pizzę i mojego chłopaka
»Ja lubię hawajską
»Och. Nie wiem, czy powinniśmy dalej pisać.

Wypuściłem dym nad siebie i uśmiechnąłem się głupio do wyświetlacza telefonu, gdzie wymieniałem tinderowe wiadomości z Maxem i wróciłem do salonu, chcąc go zlokalizować, ale w międzyczasie wpadłem na Abbie. Włożyła mi w łapę piwo i zaczęliśmy rozmawiać o kraftowych browarach, a wtedy coś mi zawibrowało kilkukrotnie przy pośladku i otworzyłem kolejne wiadomości od Maxa.
»Raz kozie śmierć
No nie, nie mów, że ci się znudziłem?
Wielka szkoda
Mój chłopak aktualnie jest zajęty, akurat miałem okazję z tobą popisać, trochę cię poznać
O, jesteś online
Wciąż masz szansę, nie spierdol tego

I tak się zaczęło, durne wymienianie wiadomości z Maxem przez Tindera, podczas gdy każdy z nas rozmawiał z innymi ludźmi. Miałem wrażenie, że od pewnego momentu wręcz celowo się unikaliśmy, jednocześnie klepiąc jak nastolatki w klawiatury telefonów.
»Wiesz, jestem na takiej imprezie i jest tu strasznie, strasznie nudno.
»O, no popatrz, jaki zbieg okoliczności. Ja też jestem na nudnej imprezie.
»Tak? A gdzie?
»W West Village
»Co za zbieg okoliczności, ja też!
»Moja impreza jest na piątym piętrze nowego apartamentowca. Z okna salonu widać zakorkowaną aleję. A ty co widzisz z twojego okna?

»Hmm… jakiś taksówkarz właśnie wydziera się na przechodniów.
Na twojej imprezie też jest jeden koleś, który siedzi z mężatką na kanapie już nieprzyzwoicie długi czas?

Rozejrzałem się. Ups, Beta i Yixie.
»Na mojej jest koleś, który chyba nie wie, że to mężatka.
Słuchaj, jak myślisz, istnieje prawdopodobieństwo, że możemy być na tej samej imprezie?
»Na tej samej? Myślisz?
Hmmm… nie wiem, może? Czy u ciebie też w kącie jest taki duży fotel, który wygląda na bardzo wygodny, a mimo tego nikt na nim nie siada, bo jest tylko dla jednej osoby?
»Dokładnie taki widzę.
Chcesz się spotkać przy tym fotelu?
»Jak cię rozpoznam?
»Będę miał ze sobą telefon.
A ja ciebie?

»To ja też wezmę telefon.

Rozbawiony i wesołkowaty, podszedłem we wskazane miejsce i rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu Maxa, który złapał mnie wzrokiem, ale zignorował, idąc w moją stronę.
— Cześć. Masz telefon? — spytał, stając naprzeciwko mnie.
Aha. — Wyciągnąłem komórkę i zamachałem mu przed oczami. — A ty?
Max pokazał mi swojego iPhone’a.
— Mam nadzieję, że mój chłopak nie dowie się o tym spotkaniu — powiedział, uśmiechając się szeroko, a ja wybałuszyłem z rozbawieniem oczy.
Jezu, ja też. Znaczy, mam nadzieję, że mój chłopak się nie dowie, nie, że twój. Twojego mam gdzieś.
— Pfff, nie dorastasz mojemu chłopakowi do pięt! Gdyby usłyszał ten tekst to zaraz by cię złoił.
Tak? A może ja bym złoił twojego chłopaka? — rzuciłem, czując się absurdalnie niesamowicie z tą głupią gierką. Schowałem telefon do kieszeni i nachyliłem się niebezpiecznie nad Maxem. — To co, tinderowa randka? Pogadaliśmy, spotkaliśmy się, teraz możemy się już zacząć całować?


Gazelle - 2018-11-01, 09:27

Spokojnie, marynarzu! Za kogo mnie masz? Ja się szanuję, pocałunki dopiero na drugiej randce, a łóżko najwcześniej na piątej — wyszczerzył się, kładąc wskazujący palec na wargach swojego...swojej randki.
Szalenie podobał mu się ten pomysł z udawaniem obcych, z tym tinderowym flirtem, to było urocze, ale i ekscytujące. Z Ianem, po prostu, nie mogło być nudno, nie mogło być rutyny, i to było cudowne.
I wymieniając z nim kolejne wiadomości naprawdę czuł się jak zauroczony szczeniak, cały zarumieniony i szczerzący się durnie do ekranu telefonu, co zauważyła w końcu Sheryl i skomentowała w swój sposób. Trochę się w ten sposób już odłączył od całej imprezy, od czasu do czasu jeszcze rzucając okiem na Betę i Yixie. Chyba dogadywali się dobrze, co nie zmieniało faktu że Yixie kochała swojego męża.
W każdym razie, wracając do tu i teraz: Max spoglądał na nieznajomego z Tindera, z którym jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności okazali się być na tej samej imprezie, i który wybałuszał na niego oczy.
— Twój opis sugerował coś zgoła innego — wymruczał, odsuwając od ust palec Maxa.
Hm, tak? Ojej, zostałem przyłapany — westchnął. No tak, nie zmienił tego opisu, który wprawdzie nie wprost, ale w dosyć zrozumiały sposób sugerował po co służyła mu ta aplikacja. I don't kiss and tell, instead I kiss and moan.
Podobnie jak Ian, był człowiekiem lakonicznego opisu. Co było całkiem niezłą taktyką, wzbudzającą zainteresowanie.
— Więc? — spytał Ian, chwytając jego podbródek. Zbliżył twarz do jego ust na tyle blisko, że czuł na swojej skórze ten ciepły oddech i mógł powąchać mieszankę whisky i paskudnych papierosów; zapach, który tak mocno zdołał pokochać.
Hm, myślę że możemy przenieść tę randkę w bardziej komfortowe miejsce — odpowiedział niższym głosem, zbliżając się aby połączyć ich wargi w delikatnym (pieprzony Marcus) pocałunku. Generalnie przez tamtego zasrańca był mało dysponowany, ale, cóż, nie było przeszkód nie do przekroczenia, prawda?
Ianowi zaświeciły się oczy, i Max poczuł przyjemne mrowienie w dole brzucha. Pogładził jego policzek i – nie mogąc się powstrzymać – skradł kolejnego słodkiego całusa.


effsie - 2018-11-01, 10:50

Na fotel? — szepnąłem, łapiąc go za biodra i ciągnąc go w stronę rzeczonego, ale Max przytrzymał mnie i pokręcił głową, szczerząc zęby w uśmiechu.
— Mało komfortowe — oznajmił, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą, z salonu do…
…do pokoju Sheryl?
Ach, co za mała kurewka.
A co jak ktoś będzie chciał w tym czasie wyjść? — spytałem, przygnieżdżając Maxa do ściany, gdy tylko zatrzasnął za nami drzwi. Sięgnąłem ustami jego szyi i pocałowałem go mocno, coś, na co nie mogłem sobie pozwolić z jego ustami, ach.
— W takim razie musisz się pospieszyć — wymamrotał Max z już przyspieszonym oddechem i sięgnął sprawną ręką po moją koszulkę, najwyraźniej chcąc ją ze mnie zedrzeć, ale kiepsko sobie z tym radził.
Cofnąłem się na chwilkę i pozbawiłem się prędko zbędnego odzienia, coś, co na tę chwilę było raczej luksusem, niźli koniecznością, ale skoro mój chłopak chciał pomacać moją klatę to kimże ja byłem, by mu zabraniać? Podobnie też zaraz zaczął dobierać się do moich spodni, co szło mu raczej kiepsko, gdy ja sam nie zaprzestawałem całować jego szyi i już zsuwałem z niego bieliznę do kolan, obnażając półsztywną męskość. Wsunąłem sobie dwa palce do ust i oblizałem, zaraz sięgając nimi do penisa Maxa i przejeżdżając po nim, od trzonu do samego czubka, potem wspomagając się kciukiem i zsuwając z niego napletek.
Max jęknął i zacisnął dłoń na moim rozporku, którego sam, jedną ręką, nie był w stanie rozpiąć.
— Ian, pomóż mi — jęknął niecierpliwie, chyba połowicznie zrezygnowany i zaśmiałem się, chętnie obnażając i swojego członka.
Babe, jaki niepełnosprawny — szepnąłem, ściskając go mocno za pośladek i całując delikatnie w usta. Max warknął i zacisnął palce wokół mojego penisa, zdecydowanie mocniej, niż ja się spodziewałem i niż on powinien. Jęknąłem, czując, jak lekko uginają się pode mną nogi.
— Odszczekaj to — rozkazał, wcale mnie nie puszczając.
Aaaach… tylko żartooo… wałem — jęknąłem, a Max, zadowolony, zwolnił uścisku.
— No ja myślę — mruknął, gdy nasze penisy dotknęły się w jakiś dla mnie absurdalnie intymny sposób, a on chwycił je teraz oba, zaczynając powoli masturbować. Westchnąłem, przesuwając palce z jego pośladka do szczeliny pośrodku i na oślep szukając wejścia.
Jezu, Maxie… — westchnąłem, sięgając jego ust swoimi i naparłem na nie, a Max jęknął z bólu. — Och, przepraszam! — zorientowałem się, co zrobiłem. — Przepraszam, przepraszam, przepraszam — szeptałem, całując delikatnie jego wargę i jeżdżąc po niej językiem, palcami gładząc jego policzek. Max przyspieszył tempa masturbacji i musiałem zaprzestać mojej pieszczoty, żeby przypadkiem znów go nie skrzywdzić, ale wsunąłem mu do buzi swoje palce. Max początkowo zrobił wielkie oczy, ale zaraz zaczął je sugestywnie ssać, a po chwili już masowałem nimi jego wejście i wsunąłem je jeszcze głębiej, rozluźniając jego mięśnie i robiąc sobie miejsce.


Gazelle - 2018-11-01, 18:44

O tak, Ian, Jezu — jęczał cicho, a ruchy jego dłoni stawały się coraz bardziej chaotyczne. Sypialna przyjaciółki to było doprawdy wyjątkowe miejsce do skalania, ale Max czuł jedynie ekscytację i pożądanie. Żałował tylko, że nie był w pełni sprawny i że nie mógł użyć swoich ust tak, jakby chciał. Nie przeglądał się w lustrze po tym, jak Marcus poprzestawiał mu buźkę, ale wiedział że pewnie wygląda paskudnie z opuchniętą wargą i formującą się pod okiem śliwą, jednak Ian, Jezu, Ian nadal się patrzył się na niego z tym ogniem, pożądaniem w oczach, przez które Max czuł się piękny.
— Moja mała kurewka — wymruczał do jego ucha Ian, wolną ręką wykręcając jego sutek, a twarz Maxa nabrała mroku.
Kurewka, tak? — powtórzył chłodnym tonem, bo przecież w jasny sposób wyraził swoją opinię na temat tego określenia, a ten niefrasobliwy kundel nadal się go nie słuchał. — Zaraz zobaczymy, kto tutaj jest kurewką — wypuścił swojego penisa z dłoni, zaciskając palce tylko na kutasie Iana, na razie jeszcze nie za mocno. — Wyłaź ze mnie — rozkazał, a kiedy Ian przekornie poruszył w nim palcami, wtedy nadszedł czas na to żeby wzmocnić swój uścisk, powtarzając rozkaz. — Bardzo ładnie. I na kolana.
— Ktoś mi się tutaj wyjątkowo rozbestwił — stwierdził Ian z wrednym uśmieszkiem na ustach, jakby zapominając zupełnie o tym że Max wciąż trzymał jego kutasa w garści.
I spójrz, jak chcesz to potrafisz zachowywać się grzecznie — zauważył, jak Ian, po silnej perswazji ze strony Maxa, w końcu przyklęknął przed jego kroczem. Patrzył się na kutasa Maxa jak na swój ulubiony posiłek, i to było absolutnie rozkoszne. Kundelek stawał się coraz lepiej wytresowany, bo nie musiał mu nawet mówić co ma robić, a sam chętnie zabrał się do roboty. Max odchylił głowę, nieuważnie uderzając się w jej tył, ale nie przeszkodziło mu to w odczuwaniu przyjemności z przebywania kutasem w ciepłych ustach swojego chłopaka. Ułożył dłoń na głowie Iana, popychając ją lekko, aby przetestować kolejne granice.
Aaaach, Ian, idealnie — wydusił z siebie pomiędzy kolejnymi ściszonymi jękami i westchnieniami.
Żadne z nich nie usłyszało dźwięku przekręconej klamki, każde skupione albo na dawaniu, albo na otrzymywaniu przyjemności, i w tym całym zapomnieniu zupełnie zapomnieli o tym, że w każdej chwili ktoś mógł ich przyłapać, co właśnie miało się wydarzyć.
— NO KURWA MAĆ, SERIO?! SERIO?! — usłyszeli przerażony głos Bety. Ian wypuścił z ust penisa Maxa, odwracając gwałtownie głowę w stronę swojego kumpla, który taktycznie zasłonił sobie oczy rękoma. — Ja pierdole, nawet tutaj nie możecie się powstrzymać?! Jebane króliki.
— Kurwa — syknął Ian, a Max wciągał na siebie bieliznę i spodnie, podczas gdy jego chłopak...ani się ważył ruszyć z kolan, ale chociaż zakrył tyłek, podciągając swoje spodnie. — Co ty tu w ogóle robisz?
— Zabrakło wódki, i idziemy z Yixie uzupełnić zapasy — wyjaśnił Beta, po omacku szukając swojej kurtki. — Nie spodziewałem się, że przy okazji wpadnę na plan gejowskiego porno, dzięki wielkie, na pewno dzisiaj nie zasnę przez widok swojego kumpla obciągającego chłopakowi przed moimi oczami. No ja pierdolę, jesteście najgorsi — jęknął i ostrożnie odwrócił głowę, a po upewnieniu się że i Max, i Ian byli już ubrani (przynajmniej poniżej pasa) odetchnął z ulgą.
A ty nam zjebałeś nastrój, więc jesteśmy kwita — mruknął Max.
— Rzeczywiście, to moja wina że założyłem że zachowacie tutaj chociaż trochę przyzwoitości, ale nie, trzeba było iść na całość. Weźcie jeszcze zacznijcie się ruchać na środku salonu, co? — fukał pod nosem, wyciągając portfel z kieszeni. — Łap — zapowiedział przed rzuceniem w stronę Iana małego, srebrnego opakowania. — Nie zasyfcie Cherry pokoju, co?
Nosisz gumki w portfelu? — spytał zdziwiony Max, no bo, szczerze, kto to jeszcze robił.
— Widzę, że nie tracisz nadziei — skomentował Ian.
— Przezorny zawsze ubezpieczony!
— Mhm, pewnie po tak długim czasie w twoim portfelu i tak się do niczego nie nadaje.
— Dobra, króliki, ruchajcie się na zdrowie, ale na litość Boską weźcie zamknijcie te drzwi na zamek żeby nikt wam tu znowu nie wparował i nie został kolejną ofiarą traumatycznego widoku, okej? Gdzie jest ten jej płaszcz... — rozejrzał się i wykopał w końcu spod jednej z kurtek czerwony płaszcz. — O, tutaj. To ja idę, bo Yixie na mnie czeka!
Pamiętaj, że ma męża! — przypomniał usłużnie Max, który zauważył że Beta coś się za bardzo tego wieczora spoufalał z jego koleżanką.
— Ta, pamiętam — Beta machnął ręką i podszedł do drzwi. — Kurwa mać, no naprawdę jak króliki...
I to mrucząc pod nosem, opuścił pokój, a Max rozluźnił ramiona i oparł się o ścianę, kręcąc głową i śmiejąc się cicho. Przynajmniej tym razem nie przyłapała go mama któregoś z nich, to był jakiś plus.


effsie - 2018-11-01, 21:00

Maxie, jaki płochliwy, zaczął się prędko ubierać, aż przytrzymałem jego spodnie poniżej kolan, łaskawie pozwalając mu schować erekcję w bokserkach i sam też uczyniłem to po chwili. Nie czułem zawstydzenia, to był Beta, a nie moja matka, co najwyżej podirytowanie, że przeszkadza mi i Maxowi w takim momencie.
Nie podniosłem się z kolan, jedynie przesunąłem dłońmi po udach Maxa, słuchając tego pierdolenia Bety o gejowskim porno. Prawdę mówiąc, jego obecność w ogóle mnie nie ostudziła, znaczy, mój wzwód miał się całkiem dobrze, czego niestety nie mogłem powiedzieć o Maxie, którego penis może nie sflaczał kompletnie, ale nie był już tak chętny jak ja sam. No kurwa, co tu dużo mówić, naprawdę byłem ekshibicjonistą i jarał mnie fakt, że robiliśmy to tutaj, gdzie każdy mógł nas przyłapać i, aaach, zrobiło mi się nawet goręcej, gdy wyobrażałem sobie inne sytuacje podczas których mógł nas zastać Beta i…
— …no naprawdę, jak króliki — usłyszałem gdy Beta opuścił sypialnię Sheryl, a Max oparł się o ścianę i roześmiał pod nosem. Podniosłem gumkę, którą rzucił mi Beta i spojrzałem na nią z niezrozumieniem.
Chyba się już poddał z Yixie — skomentowałem, odrzucając prezerwatywę w bok, bo absolutnie nie wiedziałem, co też chciał osiągnąć ten mój przyjaciel. Moje krocze pulsowało już z ekscytacji i potarłem się po erekcji, wciąż ukrytej w bokserkach. Niewiele myśląc, szarpnąłem za pasek bielizny Maxa, odsłaniając jego penisa i westchnąłem głęboko, czując ten podniecający zapach. Boże, byłem takim pedałem, ale zacząłem ślinić się na samą myśl o tym, jaki smak zaraz znów poczuję w gębie. — Klęczę pomiędzy twoimi nogami prawie rozebrany, a ty jeszcze nie jesteś całkiem wyprostowany? Maxie… bo zaraz się pogniewamy — zagroziłem, łapiąc jego jądra w jedną dłoń i zaczynając masować, podczas gdy drugą złapałem trzon penisa Maxa i przesunąłem po całej długości. — Mmm… bardzo ładnie — westchnąłem, zabierając palce z jego jaj i sięgając punktu, o którego istnieniu uświadomił mnie zaledwie kilka dni temu.
— Och, kurwa! — jęknął i zrozumiałem, że trafiłem bardzo dobrze, mm, pojętny uczeń, ja sam.
Wysunąłem język i przejechałem nim wokół penisa Maxa, oblizując wargi i zabierając się znowu do zadania, ale nie, kurwa, najwyraźniej nie tym jebanym razem.
— Nie, serio, nie wchodź…
— Chcę to sama zoba… kurwa, nie kłamałeś! — wykrzyknęła Yixie, która otworzyła drzwi i uśmiechnęła się równo szeroko. — Ach, wy dwaj, jesteście…
— Ughh, Ian — jęknął Beta, który chyba spojrzał gdzie nie chciał spojrzeć, a wystarczyło kurwa nie wchodzić, takie proste.
Czy już naprawdę nie mogę obciągnąć mojemu chłopakowi w spokoju? — zirytowałem się teraz, nie przez gapiów, tylko przez to, że chciałem się tutaj skupić, ale nie, najwyraźniej nie było mi dane. — Jak chcecie się pogapić to kurwa usiądźcie na dupie, a nie, trzaskacie co rusz tymi drzwiami i…
— Co tu się dzieje? — usłyszałem wesoły głos Sheryl, która, chyba zaalarmowana zamieszaniem, zbliżała się do swojej sypialni. — Beta, Yixie, nie mówcie, że już wychodzi… oooo kurwa.


Gazelle - 2018-11-01, 22:04

Najwyraźniej tej nocy nie było dane dojść Maxowi, za to było mu dane świecić sprzętem przed trójką znajomych. Zajebiście.
Wprawdzie Ian zasłaniał te strategiczne miejsca swoim ciałem (a jak przesuwał tym łbem to Max przesuwał się za nim), ale chwilę potem ponownie wciągnął bokserki. I jeszcze, na domiar złego, pojawiła się gospodyni imprezy we własnej osobie.
Prawie zapadł się pod ziemię z zażenowania, podczas gdy Ian w ogóle się tym nie przejął, w przeciwieństwie do sytuacji z Laną (ale to miało sens; w końcu Lana to matka Iana, a bycie przyłapanym na takiej sytuacji przez własną matkę to zawsze koszmar).
— Co wy tu robicie? — spytała Sheryl, patrząc się na Iana i Maxa spod byka.
— To chyba dosyć oczywiste, nie? — odpyskował Ian, a Max trzepnął go lekko w głowę na opamiętanie.
Eee, sorry, kochana, daliśmy się ponieść chwili? Widzisz, tak świetnie bawimy się na tej imprezie, że...
— Ale w mojej sypialni? — jęknęła. — Ja wszystko rozumiem, ale chodźcie chociaż do łazienki, zamknijcie się i nie zróbcie syfu, co? Kocham cię, Max, ale nie zamierzam sprzątać po waszym seksie! — pouczyła ich, a Yixie za nią chichotała. Beta jednak nadal wyglądał na lekko straumatyzowanego, a Ian uparcie nie podnosił się z kolan, obejmując kolana Maxa, aby i ten nie ruszył się z miejsca. I, szczerze, mimo iż nigdy nie było tak, by nie miał ochoty na swojego chłopaka, to jednak wolałby tę ich zabawę skończyć już w mieszkaniu któregoś z nich, albo przynajmniej w miejscu, w którym na pewno nie zostaliby przyłapani przez kolejnych znajomych.
— Jeżeli zobaczę tutaj chociaż ślad, to... — pogroziła palcem.
Ta jest, prze pani — mruknął Max, a Sheryl westchnęła ostatni raz i wyszła z pokoju.
— Raz zostaliśmy z mężem przyłapani w szafie — Yixie wzruszyła ramionami. — To była taka duża szafa, wygodna jak cholera, ale pech chciał że ktoś akurat chciał wziąć płaszcz — westchnęła. — Ale ten dreszczyk emocji jest warty ryzyka!


effsie - 2018-11-01, 22:23

Uniosłem sceptycznie brew.
Yixie, wydaje mi się, że płaszczyk to ty masz już na sobie, więc może, hm, spierdalaj? — zasugerowałem, przechylając lekko głowę, bo chociaż ta laska wydawała się kumać klimaty, które kręciły i mnie to w tym momencie była mi mocno, hm, nie na rękę. W ogóle, nagle robiło się tu jakieś zbiegowisko i afera z niczego, dosłownie z niczego, bo seks się jeszcze nie zaczął, a oni już, ech.
Jakby sami nigdy się nie pieprzyli.
W Betę to chociaż mogłem uwierzyć, że chłopakowi się zrobiło przykro i w ogóle (spójrzcie na tę minkę, widać, że chciałby sobie też tak poużywać, nie?), ale te laski? No błagam.
— Ach, no przepraszam bardzo, my z Betą już uciekamy — zapewniła, roześmiana i złapała mojego przyjaciela za ramię. — Chodź, wyglądasz jakbyś potrzebował wódki. Nigdy nie widziałeś kolesia obciągającego drugiemu, czy co? — gadała, zamykając za sobą drzwi, a kiedy tylko to zrobiła, ja sam po raz trzeci pociągnąłem za bokserki Maxa, chcąc uwolnić jego erekcję, ale tym razem mnie powstrzymał.
No co ty? — Teraz ja spojrzałem na mojego chłopaka jak na idiotę i, skoro się tak opierał, zacząłem masować jego penisa przez materiał bokserek. — Dobra, mamy nauczkę, w takich sytuacjach trzeba od razu przechodzić do rzeczy, a nie jakieś gry wstępne, szmery bajery, więc ściągaj gacie, przelecę cię i będziemy mogli wrócić do wszystkich, hm?
— Ian… — mruknął, wijąc się przy ścianie i zagryzł wargę. — Nie możemy… Sheryl ma rację, strasznie tu nabrudzimy i…
Westchnąłem, puszczając jego krocze i odsunąłem się, rozglądając się wokół w poszukiwaniu srebrnego opakowania, które rzucił we mnie Beta jeszcze chwilę temu.
Ech… No dobra, jak chcesz to założę tę gumę, ale…
— A ja? Ian, narobimy tu syfu — zauważył logicznie i osunął się po ścianie na ziemię, żeby zrównać się ze mną poziomem. — Też bym chciał, ale… może to znak, że wiesz, nie tym razem, a na przyszłość powinniśmy kupić gumki i nosić ze sobą w takich sytuacjach — rzucił łagodnie, pochylając się, by pocałować mnie delikatnie w usta.
Mhm — mruknąłem, trochę naburmuszony. — Nie lubię tego robić w gumie, wolę bez — poskarżyłem się jak obrażone dziecko. Prawda była taka, że bez gumy to z Maxem latałem po raz pierwszy, no bo, ech, był moim pierwszym stałym partnerem, takim, któremu potrafiłem zaufać, no i spodobało mi się, do tego stopnia, że nie wyobrażałem sobie wrócić do zakładania wdzianka za każdym razem, kiedy miałem go przelecieć. — Jesteśmy w sypialni Sheryl, myślisz, że nie ma tu gdzieś? Dawaj, sprawdzimy szafki.


Gazelle - 2018-11-01, 23:42

To było całkiem zabawne, bo kiedy zaciągał Iana do tego pokoju to on wydawał się być bardziej napalony i zniecierpliwiony, a w tym momencie to Ian nie chciał odpuścić i w końcu przelecieć Maxa. I, cóż, Max też by chciał żeby Ian go w końcu przeleciał, ale ciężko było odbudować nastrój po tych wtargnięciach. Mieli jakiegoś wyjątkowego pecha. I może zwyczajnie los tak chciał, najpierw uszkadzając Maxowi rękę i wargę, potem to...
Ech, nie, ten tok myślenia był idiotyczny. Ale chwilowo przejął jego penisa, który już nieco opadł, a wybrzuszenie w bokserkach stawało się coraz mniejsze, chociaż na chwilę powstał, gdy na nim swą dłoń położył Ian.
Niemniej, dotarł do tego beznadziejnego momentu, kiedy zaczął przemawiać przez niego rozsądek.
Mam nadzieję, że jestem tutaj chlubnym wyjątkiem, a nie jest to twoja reguła stosowana od lat — mruknął, bo nie widziało mu się robić badań na jakiegoś syfa. Chociaż Ian mu mówił, że jest czysty, a przecież nie wierzył, żeby jego chłopak go w takiej sprawie okłamywał. Mimo wszystko, Max zawsze dbał o zabezpieczenie, zwłaszcza przy swoim zwyczaju jednonocnych przygód, i dopiero przy Ianie sobie to odpuścił, i, cóż, sam zapomniał jak to jest mieć w sobie penisa okrytego wdziankiem.
— Nie mam żadnego syfa, mógłbym go złapać jedynie od ciebie — odparł Ian, co ucięło jego jakiekolwiek wątpliwości.
No to nie masz. I co, proponujesz mi żebym grzebał właśnie w rzeczach Sheryl w poszukiwaniu gumki? — uniósł brew, średnio przekonany do tego pomysłu.
— No? Daj spokój, przecież to twoja przyjaciółka, na pewno nie miałaby ci tego za złe — stwierdził i energicznie podniósł się z ziemi.
Dobra, niech ci będzie — szybko skapitulował. Tak naprawdę Ian nie musiał go bardziej przekonywać, bo motywowała go sama świadomość tego jak Ianowi zależało na tym, żeby jednak go przelecieć. A Max przecież na tym nic nie tracił, nie robił tego z poczucia obowiązku, z nastrojem czy bez kutas Iana zawsze był mile widziany w jego tyłku. — Ale ja sam jej poszukam — dodał, bo czuł się do tego jednak bardziej uprawniony niż Ian.
— Okej — wzruszył ramionami, a Max ściągnął całkowicie spodnie, które mu wciąż zwisały poniżej kolan.
Zajrzał najpierw do rozsuwanej szafy, rozglądając się po półkach za jakimś pudełkiem, w którym mogły być trzymane prezerwatywy, ale pierwszy strzał był nietrafiony. Nie wątpił w to, że coś znajdzie w sypialni przyjaciółki, bo przecież zdawał sobie sprawę z tego, że Sheryl nie była w celibacie i czasami chodziła na randki, niekiedy kończące się w łóżku.
Właśnie, łóżko. Drugi trop skierował go tam, a konkretniej to pod łóżko, czyli w miejsce gdzie Max pewnie trzymałby gumki gdyby nie miał szafki nocnej. I, proszę, znalazł tam małe kartonowe pudełko, w którym znajdowało się kilka prezerwatyw.
Voilà! — zamachał Ianowi gumką przed nosem. — Już zadowolony?
— Byłbym bardziej zadowolony gdybym nie musiał tego na siebie wkładać — mruknął, ale oczy już mu się zaświeciły, więc Max złożył pocałunek na jego wargach, dłonią już mapując po umięśnionej klatce piersiowej, która przez tyle czasu była wystawiona na widok dla nieupoważnionych oczu. Max musiał ją znowu oznaczyć jako swoją, i bardzo żałował że nie mógł użyć w tym celu swoich ust. Chociaż, może warto byłoby chwilę pocierpieć w imię...ale nie, niestety nie była to jedyna przeszkoda, bo jednak gonił ich także czas, i Ian zdawał sobie z tego sprawę, bo szybkim ruchem pozbawił Maxa odzienia poniżej pasa, palcami krążąc między pośladkami i zbliżając się do wejścia, które już wcześniej rozciągał.
Aaaach, Boże — jęknął, bo ta zasrana cholera już bez problemu umiała zlokalizować jego najczulsze miejsca. Podczas gdy Ian jeszcze przez krótką chwilę w nim pracował, Max trzęsącymi się z ekscytacji rękoma nałożył prezerwatywę na swojego już dumnie stojącego penisa.


effsie - 2018-11-02, 00:28

Pomóż mi — powiedziałem, podając Maxowi gumkę, a on bez wahania rozerwał opakowanie i zwinnym ruchem tych długich palców pianisty, założył ją na mojego sterczącego penisa. I chociaż sam palcami już miętoliłem całe jego krocze, nie mogłem powstrzymać się, by jeszcze raz nie dotknąć językiem jego kutasa i… — Oooch, wiśniowe? Hahaha, Sheryl zaczyna mi się podobać — roześmiałem się, a Max złapał mnie za podbródek i pociągnął do góry.
— Uważaj na słowa — warknął i ścisnął moje jaja. Jęknąłem, przymykając oczy i zagryzłem wargę. — No, tak lepiej. A teraz mnie przeleć — polecił i sam, ta mała kurewka, odwrócił się i oparł o komodę, wypinając do mnie tyłek.
Jakże mógłbym się mu opierać?
Nachyliłem się nad jego pośladkami i rozsunąłem je lekko na boki, spluwając na tę piękną, czekającą na mnie dziurkę, a potem… potem nie czekałem już dłużej, wchodząc w niego i łapiąc mocno za biodra, może w odwrotnej kolejności.
Max jęknął głośno, za głośno, o czym zorientował się dość prędko, wpychając sobie dłoń do mordy, drugą opierając się o szafkę, podczas gdy jego tyłek poddał się moim ruchom, moich rąk i bioder, a ja sam uderzałem jajami w niego coraz mocniej, coraz szybciej, zaraz dołączając do tego masturbację.
I nie musiało minąć wcale długo, gdy obaj przeżywaliśmy kolejny, piękny orgazm.
Trzymałem Maxa ciasno, powoli całując jego bark, a w końcu sam pozbawiłem go prezerwatywy i zawiązałem ją zanim jeszcze sam się z niego wysunąłem; z moją zrobiłem to samo i, jak prawdziwy idiota, poczułem się nieco nieusatysfakcjonowany, że tym razem nie zobaczyłem mojej spermy rozlewającej się po jego udach. Max za to z jeszcze lekko nieprzytomnym uśmiechem odwrócił się i pocałował mnie w usta, a później zaczął się ubierać.
Widzisz tu gdzieś kosz? — spytałem, gdy już obaj mieliśmy na sobie ciuchy, a ja wciąż dwa niezbyt wygodne prezenty w ręku.
— Ian, nie będziemy zostawiać Sheryl zużytych gumek w sypialni. Ohyda! — oznajmił Maxie, uderzając mnie karcąco w ramię po czym rozejrzał się wokół i wyciągnął kilka chusteczek. — Dawaj to tu.
Hehe. Gramy w spóźnione Secret Santa? Podrzucimy komuś prezent? — paplałem głupio.
— Boże, jesteś obrzydliwy. Obrzydliwy. Nie wiem, co ja w tobie widzę — mruknął zdegustowany, kręcąc głową, ze sporym chusteczkowym zawiniątkiem w rekach.
Może moją inteligencję, urok osobisty, romantyzm…
— Aha. Albo twoją pałę — podsumował sceptycznie Max, unosząc wysoko brew, po czym oznajmił: — Idę to wyrzucić, a ty mi zrób drinka.
Spojrzałem na niego z rozbawieniem i westchnąłem, gdy mój chłopak rzeczywiście opuścił sypialnię, a potem chyba zniknął w łazience, podczas gdy ja sam skierowałem się do salonu. I gdy tylko podniosłem wzrok od razu napotkałem spojrzenie Sheryl, która stała na środku, popijając coś z kieliszka i patrzyła na mnie karcąco. Uśmiechnąłem się więc promiennie i podszedłem do niej, wyciągając ramiona i przeciągając się trochę.
No czeeeść — zagadałem głupio, przystając obok przyjaciółki mojego chłopaka jakby nigdy nic. — Co tam, jak się bawisz?
— Mam nadzieję, że po sobie posprzątaliście — mruknęła, widocznie przez cały ten czas obserwując wejście do swojej sypialni. Ech, biedna, nie miała nic do roboty?
Ależ oczywiście, no Cherry. — Teraz ta ksywka nabrała dla mnie nowego znaczenia, muszę o tym powiedzieć Becie. — Max o wszystko zadbał. Od razu powiedział, że nie możemy używać twojego łóżka — zapewniłem ją, choć to była nieprawda, no ale.
Swoją drogą, sam nie wiedziałem, co ci wszyscy ludzie mieli ze swoimi łóżkami. Ja tam zawsze cieszyłem się, jak mogłem pomóc jakiemuś kumplowi zaliczyć, ech.
Ian Altruista Monaghan, do usług.


Gazelle - 2018-11-02, 00:59

Było warto. Mimo iż w pośpiechu, mimo iż po drobnych komplikacjach, to jednak orgazm był cudowny – jak zwykle zresztą z Ianem bywało. Jego chłopak był prawdziwym bogiem seksu, i jak wcześniej takie określenia wywoływały u niego uśmiech zażenowania z racji tego jak tandetnie one brzmiały, tak w tym momencie wydawało mu się że to do Iana pasuje idealnie. To znaczy, bóg seksu, a nie tandeta. Co ten facet z nim robił, to było nie do pojęcia.
W każdym razie, jako porządny przyjaciel, udał się do łazienki żeby pozbyć się prezerwatyw napełnionych spermą, a przy okazji załatwił swoje potrzeby, bo już zaczynało go cisnął w pęcherzu. Umył dłonie i opłukał twarz dłonią, w końcu przeglądając się w lustrze i skrzywił się sam do swojego odbicia. Jakim cudem Ian chciał go tak bardzo wyruchać? Wyglądał koszmarnie, jak żywy obraz nieszczęścia i żałości, i pocieszał go jedynie ten fakt, że kiedy Marcus opuszczał balkon prezentował się jeszcze gorzej. Jebany gnój. Jeżeli Tom nadal liczył na to, że w przyszłości Max i Marcus się dogadają, to się ostro przeliczył.
Wyszedł z łazienki i szybko zlokalizował Iana obok Sheryl. Ech, musiał to jakoś jej wynagrodzić. Zarówno pieprzenie się z Ianem w jej sypialni, jak i bójkę z Marcusem. Złota kobieta i najlepsza przyjaciółka na świecie.
Iaaaaan, czy ty jesteś ślepy czy co — jęknął, bezpardonowo wciskając się w środek ich rozmowy. — Wyglądam jakbym się urwał z imprezy halloweenowej, no ja pierdole, czemu mi wcześniej nie mówiłeś to bym się gdzieś schował czy coś.
— Max, wyglądasz tak na własne życzenie — zauważyła Sheryl.
Ej, wcale nie! Ja tutaj jestem ofiarą! To on mi pierwszy przyłożył, więc tak czy owak miałbym rozjebaną wargę. A gdybym nie zareagował, to co? Mógłby mnie bardziej poturbować! — odparł, oburzony zarzutami przyjaciółki. Przyległ do Iana, oczekując po nim tego, że przyjmie jego stronę.


effsie - 2018-11-02, 10:11

Myślisz, że dlaczego brałem cię od tyłu, prze…
— Zaraz ci poprzestawiam…
Oj, oj, no, już — udobruchałem go, zawijając ramię wokół szyi Maxa, na co delikatnie się skrzywił, pewnie z bólu, ale nie przejąłem się tym jakoś szczególnie, zaraz mu przejdzie. — Jaki przewrażliwiony, Maxie, już sobie nawet nie można pożartować — westchnąłem, kręcąc głową i pocałowałem go w policzek, gdy ta moja gwiazda fuknęła, wciąż niby taka obrażona. Trochę jednak nie wychodziło temu mojemu chłopakowi udawanie, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, bo jego ciało mówiło wszystko na opak: przysunął się jakby trochę bliżej i westchnął cicho, gdy palcami ręki obejmującej jego szyję posmyrałem go po odsłoniętym przez tiszert kawałku ciała.
— Jesteście przekomiczni — stwierdziła rozbawiona Sheryl, o której obecności oczywiście, że nie zapomniałem (tylko dlatego jeszcze do całej akcji nie dołączyłem jęzora, bo wiedziałem, że może nie chcieć oglądać takich scenek), ale trochę nie wiedziałem, jak ją potraktować. Nie to, bym czuł jakiś stres przed laską, bo nie, ale, hmm… miałem nieodparte wrażenie, że powinienem zrobić dużo, byśmy się polubili, tak, żeby miło się nam spędzało czas w swoim towarzystwie, a nigdy do tej pory nie stałem przed takim wyzwaniem i autentycznie nie wiedziałem, co się robi, żeby ludzie czuli się przy tobie w porządku. Zachowywałem się więc w miarę normalnie, ale chyba bardziej świadomie jej obecności, zwracając uwagę na jej reakcje i to było serio, serio dziwne.
Oczywiście, ani ona, ani Max tego nie zauważyli (jak mieliby?), ale wystarczył sam fakt, że ja wiedziałem i czułem się trochę jak frajer, że tak się tym przejmuję, ale no.
— Ech, Sheryl, przepraszam za niego, wiesz, to wszystko jego wina — westchnął Max, niby taki umęczony, wskazując na mnie głową. — Gdyby nie on to nie byłoby tego z Marcusem, ani tego w sypialni, a tak, napatoczył się i…
I jaki poszkodowany — wtrąciłem, śmiejąc się i zwilżyłem usta piwem, które dostałem wcześniej od Sheryl, wciąż nie puszczając Maxa. — Chcecie sobie pogadać i mam sobie iść?
— Nie, co ty — zaoponowała szybko ruda, cały czas uśmiechnięta. Ona chyba szczerzyła się częściej niż ja i to było mega dziwne. — Obserwuję sobie mojego przyjaciela z tobą i nie mogę się nadziwić…
Nooo! Ja mu mówiłem, że to przeznaczenie, ale on mi nie wierzy — poskarżyłem się i chciałem coś tam jeszcze głupiego dodać, ale przeszkodził mi Beta i Yixie, wpychający się do rozmowy.
— Ooo, nasze gołąbeczki są już tutaj — zauważył, stając pomiędzy Maxem a Sheryl. — Dobrze, dobrze, tak się właśnie z Yix zastanawialiśmy, czy można spokojnie zostawić kurtki w sypialni, czy niekoniecznie…
— Boże, Beta, robisz się już nudny. — Max wywrócił oczami i naprawdę, wyjął mi z ust te słowa, aż się zdziwiłem. — Lepiej zrób nam wszystkim drinki z tego alkoholu, co tam kupiliście.
Żeby to zrobić musiałby wcześniej oderwać wzrok od cycków Sheryl — zauważyłem uprzejmie, bo mój przyjaciel aktualnie wpatrzony był w piersi rzeczonej jak w obrazek. I, naprawdę się mu nie dziwiłem, bo Sheryl wyglądała bardzo, bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że gdyby obok mnie nie stał mój chłopak, pewnie sam nie potrafiłbym nie zawiesić tam durnie wzroku.
Beta ZARUMIENIŁ SIĘ (serio) i odchrząknął głupio, a Sheryl obdarzyła nas kolejnym pięknym uśmiechem i powiedziała, pewna siebie:
— Gdybym nie chciała żeby się tam patrzył, ubrałabym się inaczej.
Uniosłem wyżej brew, a Beta uniósł wzrok (gratulacje) i wychrypiał:
— Nawet nie wiesz, jak szanuję to, co właśnie powiedziałaś.
— W takim razie wyraź jakoś ten swój szacunek. Lubię martini — oznajmiła, a Beta bez gadania zabrał się do roboty. Podążyłem za nim wzrokiem i z rozbawieniem zobaczyłem, jak prędko szukał odpowiedniego alkoholu.
Ach, złoty chłopak.
W tym czasie Max zaczął się kręcić i z początkami paniki klepać po kieszeniach.
Co jest?
— Chyba posiałem gdzieś telefon, puść mnie, pójdę poszu…
Ja go mam — wszedłem mu w słowo. — Trzymaj, bejb — rzuciłem, podając mu komórkę, która po naszych zabawach leżała na ziemi w sypialni. Zabrałem ją i, jak już miałem okazję, to wykasowałem mu tego całego Tindera i zmieniłem tapetę (miał tam zdjęcie mnie, śpiącego), strzelajac sobie samojebkę, na której pokazywałem mu faka.


Gazelle - 2018-11-02, 18:56

Nie mógł nie szczerzyć szeroko mordki, patrząc jak jego najlepsza przyjaciółka bezwstydnie flirtuje z najlepszym przyjacielem Iana. Był dumny z Sheryl, ale nie był zaskoczony jej pewnością siebie; zawsze taka była, twarda, silna, mająca świadomość swoich zalet. Dzięki swojej bezkompromisowości była także świetną dziennikarką i działaczką społeczną. Absolutnie ją kochał, nawet jeszcze w czasach, kiedy Max był bardziej odizolowany, to z Sheryl dogadywał się najlepiej.
W każdym razie, te kilka interakcji rudowłosej z Betą, które miał okazję podczas tej imprezy zobaczyć, były niesamowicie urocze. Nie chciał sobie robić na nic nadziei, zresztą, to nie była jego sprawa, ale naprawdę by się szczerze ucieszyć, gdyby między tą dwójką zaiskrzyło.
Ale jeszcze bardziej cieszył się chyba z tego, że jego przyjaciółka dogadywała się z jego chłopakiem. Wprawdzie nic nie zapowiadało na to, żeby miało być inaczej, już na urodzinach Maxa ta dwójka ze sobą gawędziła, ale wtedy jeszcze Max i Ian nie byli parą. I fakt, że miał taką coraz bardziej zgraną paczkę, że miał swojego chłopaka i cudownych znajomych, że wszyscy się dogadywali (wyłączając Marcusa, ale Max i tak go już wykluczył ze swojego grona cudownych znajomych) sprawiał, że Maxowi stawało się tak przyjemnie ciepło w środku.
I tak sobie o tym myślał, kiedy Beta zaczął przygotowywać drinki, a potem zachciało mu się sprawdzić godzinę, i wówczas zorientował się o braku telefonu w kieszeni, co go porządnie zestresowało, mimo iż nie było możliwości żeby ten przepadł bezpowrotnie, zważywszy na to że cały czas się kręcił po mieszkaniu Sheryl.
Ten stres, poczucie, że coś jest nie tak jak powinno być, już sprawiało że Max był lekko roztrzęsiony, na szczęście od tego uratował go Ian.
Jezu, dzięki Ian — westchnął z oczywistą ulgą, biorąc od swojego chłopaka telefon. I mimo, iż był wdzięczny temu, że problem się rozwiązał, to jednak uśmieszek na twarzy Iana był dosyć podejrzany, więc...
Oczywiście. Spojrzał na Iana beznamiętnym wzrokiem, po tym gdy zobaczył swoją tapetę. Ta menda nie mogła się powstrzymać, to był już któryś raz gdy odstawił mu taki numer. Dzięki temu powiększała się Maxowi ta osobliwa kolekcja zdjęć Iana z wyciągniętym środkowym palcem. A Max potem i tak zmieniał tapetę na uroczego Iana, któremu robił zdjęcia wtedy, gdy ten nie mógł zareagować – czyli najczęściej podczas snu. Uwielbiał patrzeć na słodko śpiącego Iana, był wtedy taki niewinny, tak spokojny, jego usta tak uroczo poruszały się w cichym chrapaniu.
Stał jeszcze trochę w tej grupce, popijając drinka i raczej biernie uczestnicząc w rozmowie, bo zmęczenie dawało mu się w kość. Dziwił się, że Ian wciąż był taki energiczny, ale Max powoli odpadał, i jakkolwiek miło się słuchało Bety i Iana gawędzących z Yixie i z Sheryl, tak sam już zaczynał marzyć o ciepłym prysznicu, łóżku, i ramionach ukochanego.
Iaaaan — jęknął, przylepiając się do ramienia swojego chłopaka. — Zbieramy się?
— Już? — spytała ze zdziwieniem Yixie.
— Zauważ, że Max ma powody do bycia wyczerpanym po tym wieczorze — mruknęła do koleżanki Sheryl i to było jak najbardziej trafne spostrzeżenie. Najpierw bójka, potem szybki numerek z własnym chłopakiem i błogi orgazm robiły swoje.


effsie - 2018-11-02, 20:06

Roześmiałem się cicho. Max nie był dość subtelny i widać, że nie miał żadnego doświadczenia w wychodzeniu po angielsku z imprez i posiadówek, albo wychodzenia w ogóle, tak, by wszyscy nie zaczęli namawiać go do zostania – bo gadanie o tym, że się zbieramy przy ludziach, którzy wyraźnie nie zamierzali, no, nie miało za dużo sensu. I mimo że Sheryl go tłumaczyła, Beta i Yixie już zaczęli się nakręcać, Ruda się zaraz dołączyła i gdyby nie ja to by była figa z makiem, seriozka.
Ale byłem tu ja, rycerz na białym koniu, który znał wszelkie techniki asertywności i ten teges, a choć chętnie zostałbym tu i jeszcze popierdolił trochę z każdym po kolei (trochę to już zrobiłem, ale myślałem, że to jedynie rozgrzewka) to mój chłopak, ech, wyraźnie to jeszcze nie jego liga.
Ale spoko, wytrenuję go i będzie tym, który będzie wychodził ostatni.
Więc kiedy pożegnaliśmy się już ze wszystkimi i byliśmy na dole, pociągnąłem Maxa w stronę pod tytułem „ja już dobrze wiem gdzie idę”.
— Ech? Metro jest tam…?
Bejb, a nocna szamka? Powrót z imprezki wiąże się z nocną szamką, więc idziemy tutaj do takiego Turka. Spoko, mają też falala, kiedyś jadłem i dobry. Chociaż poprosiłem by dodali mi do niego mięso — paplałem, ciągnąc Maxa do Turka i zmusiłem go żeby zjadł kolację.
Grunt do zdrowo się odżywiać.
A potem wróciliśmy do domu, do mnie, i poszliśmy spać. Wcześniej co prawda pod prysznic, ale bez żadnych przygód, bo co za dużo to niezdrowo.


Gazelle - 2018-11-02, 22:43

Stażystka? Ja mam się nią opiekować?
— Dokładnie tak, panie Stone, myślę że wyraziłem się wystarczająco jasno.
Max jęknął. Nie tego spodziewał się po dobrze zapowiadającym się poniedziałku.
Weekend spędził w miarę spokojnie: od powrotu z domówki Sheryl nie ruszał się z domu, spędzając czas głównie na rozłożonej kanapie w swoim salonie (sam jej ni chuja nie umiał rozłożyć, mimo iż wiedział że ma taką super funkcję, ale od czego miał Iana?) i oglądając ze swoim chłopakiem filmy i telewizję. I było milutko, każda chwila spędzona blisko Iana była dla niego wszak najcenniejsza. A na poniedziałek miał plany takie, żeby w końcu nadrobić zaniedbaną robotę i nie narażać się na dalszy gniew swoich przełożonych, ale, cóż, spóźnił się, o czym się zorientował gdy rano dostał telefon z redakcji z rozkazem natychmiastowego stawienia się. A tam się dowiedział, że nowa stażystka, o której istnieniu dowiedział się na imprezie u Sheryl, została przydzielona pod skrzydła właśnie Maxa. Mógłby się założyć o to, że nie na niego padnie ten obowiązek, a jednak redaktor naczelny całego portalu uznał, że to go powinno zmobilizować do poważniejszego traktowania swojej pracy. Bo, tak, przy okazji został opierdolony z góry na dół za jakość swojej pracy w tym miesiącu. Na to zasłużył, ale ta stażystka...
Nigdy nie był postawiony w takiej sytuacji. To on sam był kiedyś stażystą, nigdy nie sprawował nad kimś innym pieczy. I nie sądził, żeby się do tego nadawał.
Zrezygnowany, wyszedł z gabinetu, gdzie czekała na niego młoda, niska kobieta o dziecięcej buzi.
— Dzień dobry! — odezwała się energicznie, zbyt energicznie jak na poniedziałek rano. To było podejrzane. — Pan Stone, prawda?
Zgadza się. Rozumiem, że mam przyjemność z Eriką Voelker? — spytał, już czując się niezręcznie, jako niby przyszły mentor tej młodej kobiety.
Ostatecznie jednak nie było tak źle. Nowy nabytek szybko łapał co i jak, była bardzo bystra i wygadana – w przeciwieństwie do Maxa – zadawała mnóstwo trafnych pytań, i ogólnie okazała się bardzo sympatyczną osobą.
Max nie pamiętał, kiedy ostatnio spędził tak dużo czasu w redakcji, a zapowiadało się na to, że przez jakiś czas będzie to dla niego codzienność. I tam też musiał pisać, co nie było zbyt komfortowe, zważywszy na panujący w biurze zgiełk. Głównie jednak zajmował się Eriką, co nawet uratowało mu tyłek przed konfrontacją z Marcusem, na którego prawie by wpadł na korytarzu. Wyglądał nadal paskudnie, co Max w myślach odnotował nie bez satysfakcji, ale obawiał się, że gdyby dopuścić do ich interakcji, to mogłoby dojść do kolejnej pyskówki, a może i do kolejnej bójki.
Także, miał za sobą pracowity dzień. W domu pojawił się ledwie godzinę przed Ianem, na tyle żeby zdążyć przygotować przysmażane warzywa na kolację (specjalnie dla Iana kupił do tego pierś z kurczaka, którą z bólem serca oporządził, pokroił i wyrzucił na osobną patelnię).
Ian, dajesz wiarę że dzisiaj cały dzień siedziałem w redakcji? — jęknął na powitanie, gdy Ian pojawił się w jego kuchni, zwabiony zapachem przygotowywanego jedzenia. — I naczelny mnie ukarał stażystką, ja pierdolę. Nigdy nie musiałem opiekować się żadną stażystką czy stażystą! Dobrze, że jest całkiem ogarnięta, chyba chwilami bardziej niż ja, no ale ja pierdolę, teraz codziennie muszę jeździć do redakcji, a już po tym jednym dniu pękała mi głowa — co na szczęście opanowała w porę wzięta tabletka przeciwbólowa. — W dodatku widziałem dzisiaj tego gnoja Marcusa, ale on chyba nie zauważył mnie — dodał, i odwrócił się w końcu do Iana, żeby go pocałować. — Od teraz będę musiał wstawać wcześniej — zauważył smutno.


effsie - 2018-11-02, 23:15

No nie, bejbe, jaki dramat, będziesz musiał chodzić do pracy — uśmiechnąłem się, gdy ta pijawka odsunęła się od moich ust, bo ostatnimi czasy Maxie nabrał dziwnego zwyczaju całowania mnie na powitanie. Nie by mi to szczególnie przeszkadzało, ale było tak jakoś… dziwne, jakbyśmy byli jakąś parą z romantycznego filmu, czy Tonym i Nat, a przecież nie byliśmy.
Przez ramię Maxa zerknąłem na kuchenkę, żeby dojrzeć, co też tam robił.
Co gotujemy? — zapytałem, celowo używając formy mnogiej, bo przecież ja tutaj byłem głównym kucharzem, nie? Wszystko moja zasługa. — Hmm… warzywa, mięso, może wstawię wodę na ryż albo kaszę? — spytałem i w sumie nie czekałem na odpowiedź Maxa tylko włączyłem czajnik elektryczny, bo tak będzie szybciej. Rozejrzałem się dookoła i hapsnąłem z ociekacza garnek, któremu zrobiłem miejsce na kuchence i schyliłem się do szafki w poszukiwaniu tej całej kaszy.
Quinoa. Oczywiście, że musiał mieć quinoę, ten mój chłopak.
Czy logika twojego szefa jest taka, że robisz chujową robotę, więc zabiorą ci czas, żebyś dojeżdżał do redakcji plus użerał się z jakąś małolatą? — rzuciłem, przerzucając opakowania. — Wolisz quinoę czy pęczak? Czy to raczej dupeczka żeby odwalać za ciebie czarną robotę i trochę cię odciążyć? A co do Zapałek, no, bejb, rozejdzie się jakoś po kościach.


Gazelle - 2018-11-02, 23:56

To jest dramat! Wiesz jak tam w biurze szumi? Jak ja mam się tam skoncentrować — burknął, niczym rozpuszczony gówniarz. Bo rzeczywiście był dotychczas mocno rozpieszczany z wielu stron, ale w pracy najwyraźniej już musiał pożegnać się ze swoim ukochanym komfortem i swobodą.
A co do całowania na powitanie, Max w ogóle tego nie analizował, nie myślał że to dziwne czy że to znaczy cokolwiek ważnego, przychodziło mu to zwyczajnie naturalnie, jak naturalna była dla niego potrzeba kontaktu z tymi wargami.
To wszystko było w ogóle takie domowe; Ian, przychodzący z pracy do jego mieszkania, wspólne gotowanie, spędzanie razem czasu w mieszkaniu któregoś z nich, wszystko to przychodziło im ot tak, po prostu, bez wielkich decyzji i Max to totalnie uwielbiał. W praktyce ze sobą mieszkali, mimo iż tułali się między dwoma mieszkaniami, i Max z jednej strony chciałby porozmawiać o takim oficjalnym zamieszkaniu razem, ale z drugiej...ten układ właściwie go zaspokajał, a odnosił wrażenie że Ian nie chciałby poruszać tego tematu.
Myślę, że to po prostu moja kara. Lepsze to, niż zjechanie mi z pensji, ale...EJ! Skąd wiesz, że moja robota jest chujowa?! — obrócił się w stronę Iana i wymierzył oskarżycielski palec w jego klatkę piersiową. Wprawdzie narzekał Ianowi na to, że ostatnio praca idzie mu kiepsko, ale to nie oznaczało, że Ian mógł od razu zakładać że Max robił coś chujowo!
(Chociaż, według swoich standardów, jego robota ostatnimi czasy była naprawdę wybitnie chujowa.)
Mam ją wprowadzić, powiedzieć co i jak w redakcji, sprawdzać co pisze, odpowiadam za nią właściwie, ale przynajmniej jest sympatyczna. Nie wiem jak poradziłbym sobie z jakąś wystraszoną, zestresowaną dziewoją — mruknął. — Quinoa. No a Marcus...w dupie mam to, czy rozejdzie się po kościach, czy nie, po prostu nie chcę gnoja widzieć i mieć z nim jakikolwiek kontakt — fuknął. Jego twarz niby wyglądała lepiej niż w piątek, ale wciąż beznadziejnie. Wciąż miał paskudną śliwę pod okiem, więc w drodze do metra wpadł do drogerii, żeby kupić jakiś podkład i korektor, by to cholerstwo zakryć. Bo, oczywiście, z takim naturalnym makijażem zwracał na siebie uwagę w pracy. — Boże, Ian, musiałeś się przespać akurat z nim? — jęknął. Chociaż, szczerze, pałałby podobnymi uczuciami do kogokolwiek innego, gdyby taka osoba znalazła się na miejscu Marcusa.
Wyłączył warzywa, które były już gotowe i ładnie podsmażone, ale kurczak wymagał jeszcze chwili uwagi, podczas gdy woda w garnku się gotowała, a Ian wkurzał doń torebki z kaszą. Nie miał pojęcia, jak mu ten kurczak wyszedł, ale już w miarę umiał obchodzić się z mięsem. Trochę go to przerażało, bo jego moralność czuła się z tym paskudnie, ale dla Iana był w stanie zrobić niemalże wszystko.


effsie - 2018-11-03, 12:39

Wygląda na to, że będziesz musiał wyjść ze swojej strefy komfortu. — Wzruszyłem ramionami. Może nie miałem pojęcia jak to było, z tym słuchem mojego chłopaka i w ogóle, ale naprawdę, perspektywa pracy w redakcji – gdzie przecież był w jednym dziale z Abbie, swoją przyjaciółką, nie? – nie wydawała mi się jakoś szczególnie przerażająca i miałem wrażenie, że Max trochę dramatyzował, dla zasady. — Odrobina zmian nikomu jeszcze nie zaszkodziła, bejb. A skoro ostatnio nie idzie ci najlepiej — postarałem się, by nie powiedzieć jesteś chujowy w tym co robisz, bo już się zaczął pultać — to może i lepiej, że twój szef ci każe to zrobić. W sensie, serio. Dla mnie to całkiem logiczne. No i ciesz się, że zrobił to, a nie, nie wiem, zmienił zdanie co do pomysłu z naszym tripem, hę?
Ta perspektywa, według mnie, byłaby znacznie, znacznie gorsza. Cała nasza trójka, to jest ja, Tony i Beta, ustawiliśmy sobie już plany pod ten trzymiesięczny (według planów) wyjazd, który miał zacząć się w marcu, a gdyby z niego zrezygnować… no cóż, ja chyba byłem w najlepszej pozycji, bo zwyczajnie otworzyłbym zapisy na ten termin, ale taki Tone? Koleś zdecydował się zmienić pracę i z końcem lutego odchodził z tego swojego Atelier, więc podejrzewałem, że nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw.
Ja też bym nie był. Mocno jarałem się tym naszym tripem i weekend spędziłem – na zmianę z wylegiwaniem się z Maxem na kanapie – na pracy przy tej furce. Wiedziałem, że nie mamy za dużo czasu, a zaraz trzeba będzie zacząć zbierać cały ten majdan, który chcieliśmy tam z Betą zainstalować, więc jarałem się, mocno. Wczoraj wieczorem sporządziłem nawet listę rzeczy do załatwienia/kupienia (miałem nadzieję na tę pierwszą opcję, ale no, możliwe, że będzie trzeba wydać nieco grosiwa) i miałem nadzieję dziś lub jutro zacząć sprawdzać, skąd to wszystko wytrzasnąć.
Kręciło mnie to, serio. Fakt, że sam – razem z Betą – ogarnę coś, co będzie rzeczywistym produktem. Jasne, tworzenie całej identyfikacji, montowanie filmów i tak dalej to też były ważne rzeczy, nie to, że nie, ale najbardziej chciałem móc dotknąć coś, co było chociaż po części mojego autorstwa. To trochę jak z tymi tatuażami. Uwielbiałem je rysować i projektować, ale dopiero postawienie ostatniej kreski i zapakowanie ich w folię dawało mi tę satysfakcję, to uczucie spełnienia.
Ale jest w tym twoim dziale? Znaczy, twoim i Abbie, tak? Czyli odpowiadasz za nią i jak ona coś spierdoli no to ty masz przejebane, ale jednocześnie to ty jej dajesz rzeczy do ogarnięcia i tak dalej? Maxie, jaki szef — uśmiechnąłem się, wyciągając talerze i zerkając z niepokojem na mięso, które Max wciąż trzymał na patelni. — Ten kurczak to chyba już? Ty to jesteś dziwny, bejb, zazwyczaj takie obicie mordy oczyszcza atmosferę i potem jest już jakby lepiej, a ty wciąż taki naburmuszony — zauważyłem. — No i nie musiałem, ale tak jakoś wyszło, widzisz, nie mam dużego doświadczenia w podrywaniu pedałów, a tamten sam się napatoczył i jak już siedział u mnie na chacie to co miałem zrobić?
Dokładnie tak było. W sensie, serio, zero ironii, bo – może to głupie – ale ja wciąż zakładałem, że większość babeczek leci na kolesi i odwrotnie. W życiu nie podbiłbym do jakiegoś typa z tekstem, że chodź się poruchamy, bo w mojej bani podrywałbym właśnie faceta hetero, więc zwyczajnie sobie odpuszczałem. Dopiero jak z drugiej strony widziałem jakieś wyraźne znaki, że hejho, kręcą mnie dwie dziury zamiast trzech to zaczynałem działać.
Usiedliśmy do obiadu i uśmiechnąłem się pod nosem. Kurczak, którego przygotował Max był absolutnie zmasakrowany, to znaczy, suchy jak wiór. Co to był w ogóle za pomysł żeby mięso smażyć dłużej, niż warzywa? No, to nie mogło się udać, a ja zdecydowanie byłem fanem soczystego mięcha, a nie takiego, jak miałem właśnie pod nosem, ale – i mówię to z ręką na sercu – nie zamierzałem narzekać. To byłoby naprawdę chujowe, narzekać na podany mi pod nos obiad, po prostu, zwyczajnie, miałem nauczkę (bo to nie był pierwszy raz) żeby samemu pilnować mięcha następnym razem.
W ogóle, wracając do domu zobaczyłem baner i zaszedłem. I okazało się, że mają jakąś promocję, więc kupiłem sobie karnet, bo była spoko cena — gadałem, wkładając sobie do mordy żarcie i po minie Maxa zorientowałem się, że wyskoczyłem z tym znikąd i chyba nie powiedziałem mu, na co karnet i tak dalej. — No, na siłkę. Muszę się trochę poruszać, bo mam wrażenie, że zdziadziałem od tego braku ruchu. Skoczę sobie jeszcze dzisiaj.


Gazelle - 2018-11-03, 15:44

Ale Max wcale nie chciał wychodzić ze swojej strefy komfortu! Czuł się w niej bardzo dobrze. Mógł sobie siedzieć w wygodnych warunkach, w swojej ciszy i sobie pisać. I faktycznie, ostatnio kiepsko wywiązywał się z obowiązków zawodowych i czuł z tego powodu wyrzuty sumienia, ale przecież każdy miał prawo mieć gorszy okres w pracy, prawda?
Ech, z drugiej strony nie dziwił się, że jego przełożeni mieli już tego dość. Wcześniej był naprawdę modelowym pracownikiem, bo przecież żył głównie pracą. A odkąd zaczął się spotykać z Ianem, jego egzystencja została zdominowana przez tego właśnie człowieka, a każda rzecz niezwiązana z nim odchodziła na drugi plan.
Masz rację. Dlatego muszę teraz spiąć tyłek i bardziej się skupić na pracy, żeby szef się nie rozmyślił — skrzywił się. Bo to oznaczało mniej czasu spędzonego z Ianem. Ale przecież i tak podczas tripu to sobie nadrobi, prawda?
Z tym, że uzależnienie tak nie działało. Ale, cóż, mus to mus. Maxowi też zależało na tym tripie, bardzo, a poza tym myśl o tym, że miałby zawieść całą grupę sprawiała że robiło mu się paskudnie słabo i przywoływała niepokój. W jego rękach właściwie leżała odpowiedzialność za powodzenie przedsięwzięcia, dlatego musiał zacząć ponownie traktować pracę poważniej.
Kiwał głową na kolejne pytania Iana. Nie wiedział, czy dobrze się czuł w tej roli czyjegoś przełożonego. Nigdy nie miał do tego zacięcia, właściwie to najlepiej czuł się siedząc gdzieś z boku i robiąc po prostu swoje. To doceniał w pracy wolnego strzelca, jakiej się dodatkowo podejmował i jaką ostatnio również olewał. Cóż.
Oczyszcza atmosferę, serio? Po tym całym gównie, jakim mnie obrzucił? Pff, chyba w snach — prychnął. Nie zamierzał z Marcusem oczyszczać żadnej atmosfery. — Nie wiem, Ian, ale powiem ci tylko że możliwości było mnóstwo, a przespanie się z nim było tylko jedną z nich — burknął. Niby nie miał prawa mieć o to do Iana pretensji, ale jakoś tego Marcusa nie potrafił mu odpuścić. — Okej, jest przystojny — przyznał z żalem — ale, wiesz, nie musiałeś się wcale na niego od razu rzucać, to ci się zachciało ruchania moich kumpli, a potem ja zbieram ciosy.
Nałożył sobie oczywiście mniejszą porcję niż Ianowi. Jego apetyt był wciąż niezmiennie niski, ale miał dodatkową motywację żeby pilnować sylwetki, bo przecież Ian uwielbiał jego szczupłość. Sam też by siebie znielubił w każdej innej formie.
Braku ruchu? — uniósł brew, zastygając z nabitym na widelec kawałkiem brokuła w połowie drogi do ust. — Myślałem, że udaje mi się dawać ci niezły wycisk, ale chyba musimy zwiększyć liczbę treningów, co? — wymruczał, uśmiechając się półgębkiem. Max dzięki Ianowi tam nie narzekał wcale na brak ruchów.
No i co do planów Iana związanych z siłownią...cóż, starał się odsunąć na bok myśl o tych wszystkich osobach oblepiających wzrokiem cudowne ciało jego chłopaka, a bardziej skupił się na tym, że dzięki temu i on będzie mieć więcej czasu na swoją pracę.
Hej, Ian, myślisz że też powinienem się tym zainteresować? Siłownią, znaczy? — spytał, opierając widelec o dolną wargę. Jak już zostało wspomniane, Max lubił swoją sylwetkę w takim kształcie, ale może powinien popracować nad mięśniami? Chociażby na delikatnym sześciopaku, to mogłoby fajnie wyglądać.


effsie - 2018-11-03, 18:33

Bejb, a co by było, gdyby on serio się rozmyślił? Pojechalibyśmy i tak? Ja myślę, że tak, hm? Byłoby ciężej, w sensie, bez promocji na waszym portalu i pewnie musielibyśmy jakoś przycisnąć pasa, ale i tak byśmy to zrobili, nie? Tylko co z tobą, wypiąłbyś się na pracę i rzucił to w pizdu czy nie? — zaciekawiłem się teraz. Mnie to nie robiło większej różnicy, Becie i Tony’emu… pewnie też nie, ale to wtedy ta moja blond wywłoka musiałby podjąć jakąś poważną decyzję. I mimo że rozmawialiśmy czysto hipotetycznie, jakoś mnie to zaciekawiło.
W reakcji na przytaknięcie Maxa uśmiechnąłem się szeroko i zaświeciły mi się oczka.
Hej, wymyślmy jakieś chujowe zadania, które będzie musiała zrealizować, PROSZĘ — wpadłem od razu na pomysł. — Jakieś, nie wiem, takie naprawdę głupie. Typu, hmm, pomyślmy. Zrobić wywiad z jakimś pokręconym tatuażystą, który jest świrnięty i nie mówi po angielsku? — Wskazałem na siebie i mi się przypomniało, więc spytałem: — Ej, Maxie, a co z tym twoim artykułem O MNIE, który rzekomo pisałeś? Skończyłeś go, czy się na to wyjebałeś?
Max mi coś o tym wspominał ponad miesiąc temu, ale temat gdzieś umarł w naszej rozmowie i nie miałem pojęcia, czy mój chłopak tak tylko rzucił, czy naprawdę nad tym pracował. A jeśli tak to, no cóż, byłem trochę próżny, nie powiem, że nie, chciałem poczytać, co tam o mnie nawymyślał.
Tak w większości. Z drugiej strony, w iluś procentach byłem nastawiony do tego poniekąd sceptycznie, bo mimo że Max, no, spędziłem z nim ostatnio wiele czasu, to nie wiedziałem, czy do końca rozumiał, co to wszystko dla mnie znaczyło. Właściwie to byłem przekonany, że nie.
Zmarszczyłem nieco brwi znad talerza jedzenia i zmierzyłem Maxa wzrokiem, starając się załapać, na ile mówił poważnie, a na ile tylko mamlał ozorem, jak to często miał w zwyczaju.
Naprawdę tak to przeżywasz? — spytałem nieco poważniej, bo dla mnie, generalnie, to co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr i tego typu sprawy, a mój chłopak, hmm… no, nie wiedziałem. Jasne, ta sprawa z Zapałkami była świeża, więc może przez to nagle zaczął tak marudzić, a może nie? — A co do siłowni to nie wiem, jak chcesz. Ciebie to w ogóle jara? Mam na myśli sport, jakikolwiek, no bo wydaje mi się, że chyba niekoniecznie, hm? Mnie tak, no i brakuje mi tego, zwłaszcza teraz jak nie mam jak jeździć na desce. O której będziesz musiał wstawać teraz, jak dymasz do redakcji? Może wstawałbym z tobą i rano, przed pracą, zahaczałbym o siłkę — zastanawiałem się na głos, jedząc obiad.


Gazelle - 2018-11-03, 20:08

Coś ty, nie odpuściłbym tego wyjazdu! — odparł natychmiast, bo nad tym nie musiał się zastanawiać. Nie chciał brać tylko pod uwagę takiej okoliczności, że by zawalił w tak kluczowej sprawie przez durne zaniedbanie roboty, czułby się z tym okropnie. Zresztą, nie dawał tego po sobie za bardzo poznać, ale bura zebrana od szefa go mocno dotknęła. Poczuł się beznadziejnie, gdy zostało mu praktycznie powiedziane w twarz jak kiepskim stał się pracownikiem. Wprawdzie takiego komunikatu nie usłyszał, ale czuł się jakby mu zostało powiedziane, że jest paskudnie okropny w tym, co robi, że się do tego już dłużej nie nadaje, i to było straszne uczucie, wżynające mu się głęboko w głowę. Na szczęście Erika pozwoliła mu nieświadomie trochę odgonić się od ponurych myśli, zanim się niebezpiecznie rozkręciły. — Po prostu brałbym więcej zleceń jako copywriter, na tym też spokojnie da się wyżyć, jak regularnie napływają zlecenia — dodał. Sam się tym zajmował od lat, i może nie miał jakiegoś znanego nazwiska w tej branży, ale na tyle dobre i bogate porfolio by nie musieć godzić się na jakieś żałosne stawki i by narzekać na brak zleceń. — No i gdybyśmy zostali przy samym vlogu i social mediach ogółem, to sponsorzy prędzej czy później i tak by się znaleźli.
Jednakże, wolał już nie rozmawiać o tym, co by było gdyby spierdolił, bo to go znowu zaczynało dołować.
A naprawdę nie chciał być przy Ianie zdołowany, zwłaszcza że obiecał sobie trzymać przy nim Lionela na wodzy.
Nie zrobię tego, po chuj mam dziewczynie utrudniać życie? Jest fajna i pracowita — powiedział, odrzucając pomysł Iana. I żadne proszę nie było w stanie go przekonać, bo nie mógłby wytrzymać ze swoim sumieniem, gdyby robił Erice pod górkę. Sam w końcu też był stażystą. — Nie o tobie, a o twojej profesji — poprawił Iana, chociaż...tak, w zasadzie był to artykuł o nim. — Mam część napisaną, ale chciałem się za to lepiej zabrać gdy już mi zrobić tatuaż i na własnej, zmęczonej skórze przekonam się jak to wygląda od strony technicznej, ale potem były święta, potem Australia, potem dużo innych rzeczy, i w sumie tego za bardzo nie ruszyłem — przyznał, zawstydzony. Czuł się mocno zawiedziony samym sobą. W chwili, kiedy wymyślił sobie ten artykuł był tak pełen energii, miał tyle planów, a ostatecznie wychodziło z tego gówno, i nawet Ian musiał mu o tym przypominać. — Jak chcesz, to mogę pokazać ci to co mam...ale później, teraz jedz.
Czy przeżywał tego Marcusa? Dobre pytanie. Na pewno w jakimś stopniu, tak. Ale nie wiedział, na ile to było poważne i na ile intensywne. Jednak...cóż, ten temat nadal wywoływał w nim nieprzyjemne emocje.
Żartowałem...w większości. Nie wiem, no, po prostu...ech, wolałbym być wtedy na jego miejscu, okej? I wkurwia mnie to, że muszę się teraz widywać z gościem, którego przeleciałeś, który mi marudził jak to mu się nie spodobałeś kiedy ja się biłem z własnymi myślami bo mnie też się podobałeś i...no, po prostu — westchnął, szturchając marchewkę widelcem na talerzu, która ostatecznie wylądowała po tej torturze w jego ustach. — Niezbyt mnie to jara, tak szczerze, ale...nie wiem, może powinienem popracować nad umięśnieniem czy coś. A wstawał będę o siódmej — mruknął smutno. Generalnie nie miał nic przeciwko wcześniejszym pobudkom, ale i w tej kwestii wolał być niezależny. Poza tym lubił budzić się z Ianem, lub niedługo przed nim, żeby móc przygotować mu kawę i jakieś śniadanie, jeżeli jego chłopak go w tym nie uprzedził.


effsie - 2018-11-03, 21:11

Uśmiechnąłem się zadowolony, słysząc, że Maxie był tak zdecydowany na to wszystko, co sobie powzięliśmy. Byłem całkiem kontent tego, jak to wszystko wychodziło: z durnego pomysłu, który rzuciłem chyba w łóżku, teraz robił się realny wyjazd – i to nie taki w moim typie, czyli pierdolnąć wszystko i to robić, a okiełznany przez mojego chłopaka i Tony’ego do tego stopnia, że mieliśmy nawet tam nie biedować. To było trochę absurdalne, takie jak rozsądek pośród wielkiej improwizacji, ale sam byłem tym mocno podekscytowany.
Trochę się tego już nie mogę doczekać, wiesz? — rzuciłem, gdy przełknąłem (suchego jak wiór) kurczaka. — To jest dla mnie o tyle dziwne, że ja zazwyczaj jak coś mi wpadnie do głowy to to od razu robię i na nic nie muszę tak czekać, a tutaj to jest jakiś większy projekt i nagle okazuje się, że to czekanie wcale nie odbiera tej ekscytacji, tylko jeszcze ją, nie wiem, podkręca? Jakby, nie wiem, nie jestem jakimś mega fanem Nowego Jorku, ale generalnie lubię swoje życie i dobrze mi tak na co dzień, ale i tak ciągle wypatruję tego, jak zrobimy sobie taki trzymiesięczny reset. Mega spoko. Tylko muszę cię uprzedzić. Beta w takiej podróży jest totalnie ugodowy i z nim nie ma żadnych problemów, ale Tone na pewno będzie trochę marudził. Kocham typa, ale jak nie ma regularnego dostępu do łazienki to nagle wychodzi jego częściowa bananowatość. Wiesz, na zasadzie, że jemu to się tego nie chce robić, tamtego też nie, a najchętniej to on by teraz poszedł spać, ale łóżko niewygodne. Raz na jakiś czas mu się to włącza, trochę jak PMS, ale wystarczy to ignorować i nie pozwolić żeby jego marudzenie zepsuło nam humor — sprzedałem mojemu chłopakowi złotą radę a potem uśmiechnąłem się głupio. — Trochę jak z twoim Ian, załóż słuchawki, Ian, ścisz tę muzykę, Ian, czy możesz nie rozrzucać swoich ciuchów po mojej części pokoju — przedrzeźniałem Maxa jeszcze za czasów studiów, szczerząc się do niego w durnym uśmiechu.
To nie tak, że te siedem lat temu lecieliśmy ze sobą na noże, bo nie, Max był bardzo spoko współlokatorem – na pewno lepszym niż ci, których miałem na pierwszym i drugim roku studiów. Jasne, mieliśmy drobne scysje (największą urządził mi gdy, hm, przyprowadziłem koleżankę na noc, którą on też spędzał w pokoju i, przyznaję, miał pełne prawo), ale po pierwszym wspólnym roku obaj zgodnie ustaliliśmy, że przyszły akademicki też spędzamy w jednym pokoju, więc było chyba okej. Co prawda potem tego żałowałem, bo na tapecie pojawił się ten cały Jared (nie znosiłem pedała, naprawdę za bardzo się panoszył, jakby nie wiedział, że głównym źródłem testosteronu w 314 byłem ja), ale nawet z nim w tle Max pozostawał dobrym kompanem do dzielenia z nim przestrzeni do mieszkania. Był absolutnie niekonfliktowy i potrafił łatwo załagodzić jakikolwiek spór na horyzoncie, co przy moim – dość wybuchowym – temperamencie było naprawdę złotą cechą.
Meh, ale jesteś nudny — mruknąłem, niezadowolony z tego mojego chłopaka, który nie chciał ani trochę się pobawić kosztem stażystki. To nie to, że byłem hipokrytą, bo przecież też sam podczas studiów odwalałem te głupie staże w firemkach, ale właśnie dlatego wiedziałem, jak to jest. I że każdy stażysta powinien przejść przyspieszony kurs życia, żeby potem wiedzieć, co i jak.
Hmm, może ja sam powinienem przyjmować stażystów? Kupowałbym im świńskie skóry żeby na nich się uczyli, pokazałbym im kilka rzeczy, a przy tym miałbym kogoś do sprzątania studia i dezynfekowania sprzętu.
Ej, to była myśl! Całkiem dobra, moim skromnym zdaniem.
Mhm, okej. Ale, jak już mówisz o tym tatuażu, to, hm, przypomniało mi się. Chcesz, eee, dokończyć tę kreskę? Znaczy, to nie musi być kość, ale może chciałbyś mieć coś innego? — spytałem. Tatuaż Maxa na szyi wyglądał już całkiem okej, gdy sprawdzałem go w ten weekend i może należałoby podjąć ten temat. Chyba że Max nie chciał no to też okej. — Biłeś się z myślami? — powtórzyłem za Maxem, uśmiechając się szerzej. — To znaczy, z jakimi? Bejb, przypominam, twoja impreza urodzinowa była tydzień po tym, jak niemal siłą zmusiłem cię do wypicia ze mną piwa na balkonie, a i tak zdezerterowałeś prędzej, niż zdążyłem dokończyć swojego browara. I nie widzieliśmy się już potem, ba, wcale nie zaprosiłeś mnie do siebie, zrobił to Marcus — wytknąłem. — Z mojej perspektywy to ty nie byłeś zbyt chętny na takie zabawy jak ta z nim.
Przesunąłem widelcem po talerzu, zgarniając na raz trochę kaszy, warzyw i mięsa. Nawet przyrządzane w taki sposób było miło mieć je na talerzu, naprawdę nie zamierzałem narzekać. Poza tym, z mięsem było trochę jak z seksem: nawet niedobre było lepsze niż jego brak, więc wepchnąłem sobie wszystko do mordy. A potem połknąłem i zastanowiłem się na głos:
Hmm… siódma brzmi strasznie, ale to by miało sens, nie? Moglibyśmy wtedy razem coś wszamać, wypić kawę, ogarnąć się, pewnie byłaby jakaś ósma, akurat uderzyłbym wtedy na siłkę, spędził tam z godzinę, a potem miałbym czas żeby wziąć jakiś szybki prysznic i dymać do studia na dziesiątą. No, brzmi jak coś do wykonania, hm? — Podniosłem pytająco wzrok na Maxa. — A co do tego twojego umięśnienia, bejb, czy ty mnie właśnie pytasz o to, czy według mnie powinieneś popracować nad swoją sylwetką? Bo jak tak no to, eee, mi się podobasz tak, jak wyglądasz. Mi się nie podobają kolesie, którzy wyglądają tak jak ja, chociaż tobie to akurat nie grozi. No ale generalnie, nie wiem, rób sobie co uważasz. Ja nie chodzę na siłkę po to, by mieć mięśnie, znaczy, to jest skutek uboczny, pożądany, okej, ale uboczny. Chodzi mi generalnie o to uczucie zmęczenia i zrobienia dobrego treningu, to jest dobre dla ciała tak generalnie. A jak tyle jaram i piję to chociaż chcę trochę o siebie zadbać. Tak w sensie na dłużej, a nie, że krótkotrwało. Ostatnio, mówię, trochę to zaniedbałem, więc muszę się ogarnąć, ale nie myśl sobie, że ja ci coś sugeruję, bo generalnie to rób sobie, co tam chcesz. Jak dla mnie to nie widzę cię na siłce. Jak już to byś mógł biegać czy pływać. O, jak chcesz to możemy skoczyć na basen, co? W weekendy w nocy mają dobre ceny tu niedaleko nas.


Gazelle - 2018-11-03, 23:19

Też nie mogę się doczekać — wyszczerzył się, mówiąc całkowicie szczerze; to zapowiadało się na największą przygodę w życiu Maxa, oczywiście, że był podekscytowany! — Przetrwam nawet marudzenie Tony'ego. W razie czego my sobie znajdziemy kącik i zostawimy go z Betą, czy coś — zaproponował. I samemu zastanawiał się, jak sobie poradzi w takich warunkach. Bo w gruncie rzeczy, zawsze prowadził wygodne życie, z wygodnym łóżkiem, z dostępem do własnej łazienki, nawet w akademiku było komfortowo, i, cóż, przecież w podróży nie będzie miał takich luksusów, nie? No, ale był pewien, że z Ianem sobie ze wszystkim poradzi. — I nawet nie waż się mówić, że się tobie ze mną źle mieszkało. Ja tylko chciałem mieć spokój i porządek, to chyba normalne, ale zamieszkałem akurat z uosobieniem chaosu — powiedział żartobliwie. — Przecież i tak ostatecznie to ja zbierałem twoje ciuchy, mendo.
To prawda. Co do muzyki, tutaj ich niby-konflikt był najbardziej zaogniony, ale suma summarum wspominał czas spędzony w akademiku bardzo dobrze, tak samo mieszkanie z Ianem, chociaż ostatni rok studiów dla Maxa kręcił się głównie wokół Jareda.
I trudno, mogę być nudny jeżeli niebycie chujem dla niczemu winnej dziewczyny to dla ciebie nuda — wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że dobrze ocenił stażystkę, i że w trakcie ich współpracy nie zaczną wychodzić z niej rogi, bo wówczas mógłby rzeczywiście zacząć na poważnie rozważać pomysł Iana. Ale póki co, absolutnie nie widział takiej potrzeby, zresztą nie zamierzał ryzykować tego, że znowu narazi się przełożonym.
Hm, aż tak mi się do tego nie śpieszy, więc możemy go dokończyć kiedy cię na to najdzie — stwierdził. Patrząc z boku, można zauważyć że także podejście Maxa do tatuaży znacząco zmieniło się przez związek z Ianem. W końcu kilka miesięcy temu jeszcze uważał wybór wzoru na tatuaż za bardzo ważną rzecz, za życiową wręcz decyzję, która wymagała długiego czasu namysłu, a w tym momencie mógł bez wahania udostępnić swoje ciało jako płótno dla swojego kreatywnego chłopaka. — Nie mam innego pomysłu na zrobienie czegoś fajnego z kreski, chyba że jakiś inny geometryczny wzór, ale jeżeli chciałbyś mi zrobić kość, to to ma być ładna kość, a nie jakiś zwykły kontur, okej? — zastrzegł, chociaż szczerze wątpił w to by Ian zrobił mu tak nudny malunek na karku.
Chociaż z drugiej strony mocno skomplikowane wzory też odpadały, ze względu na to że by się przecież zawył z bólu w trakcie tych długich męczarni.
Zamyślił się przez moment, zanim odpowiedział na następne pytanie Iana. Bo to było...skomplikowane, i sam Max nie do końca rozumiał swoich procesów myślowych z tamtego okresu.
No...bo...no, ech, dobra, powiem to: no bo ja sam miałem na ciebie ochotę, okej? Nie wiem, kurde, znasz takie uczucie kiedy nagle uderza w ciebie tak mocno jak cegła taka myśl zupełnie znikąd na temat takiej osoby że o kurwa, co za atrakcyjny człowiek? Nie odpowiadaj, bo nie chcę wiedzieć czy teraz też ci się to zdarza. Ale, właśnie, ogólnie to zawsze uważałem cię za atrakcyjnego, co nie, ale w pewnym momencie, gdy byłem najebany i siedziałem obok ciebie to miałem takie mocne ooooo kurwa, ale się stopowałem, że przecież kurwa Max opanuj się, on jest hetero. A potem się dowiaduję że się ruchałeś z moim kumplem. Że, wiedząc że za ścianą masz kurde geja, twoim pierwszym wyborem był mój losowy kumpel — skończył swoją tyradę, czując się o dziwo lekko zawstydzony tym, że wyrzygał z siebie to, co czuł w związku z tą sytuacją. Przynajmniej częściowo, a być może z perspektywy czasu trochę przeinaczył interpretację tamtych uczuć, sam nie wiedział. Gdy o tym opowiadał, wydawało mu się to mocno odrealnione, jakby opowiadał o zupełnie innej postaci, kimś wymyślonym przez siebie samego i to było takie mocno, mocno dziwne, w dodatku to uczucie uruchomiło w niego dziko galopujące myśli o tym, w jakim stopniu realny czuł się w danym momencie i...
Stop. Musiał się zatrzymać na moment. Chociaż dziwne uczucie nie odpuszczało.
Hm, cóż, brzmi jak plan — mruknął, i, czy to jego głos? Wow. W każdym razie, miłe było to że Ian zamierzał dostosowywać także swój cykl dnia dla Maxa. Bardzo urocze. Ciekawe, czy Ian zdawał sobie sprawę z tego o czym taka postawa mogła świadczyć. — Basen? Ej, to brzmi świetnie! — powiedział, a oczy już mu się zaświeciły. Taka aktywność bez wątpienia mogła mu się spodobać. — Pójdziemy już w ten weekend? Coś czuję, że po tym tygodniu przyda mi się to odprężenie. A poza tym...no, tak sobie myślałem, że może troszkę mięśni by mi nie zaszkodziło, ale i tak nie wiem co z tego będzie. Ale przynajmniej będę mógł utrzymywać sylwetkę w ryzach, to samo w sobie jest dużym plusem.


effsie - 2018-11-04, 00:18

Nie miałem pojęcia jak to będzie, podczas tego tripu, z Maxem, właśnie w takich kwestiach jak te, przez które Tone czasem robił się marudny, ale jakoś nie stresowałem się tym szczególnie. Może też będzie marudził, a może nie – nie miałem zamiaru zakładać najgorszego scenariusza, bo i po co?
Jakoś to będzie, błagam.
Kącik? Bejbe, my będziemy zamknięci w jednej puszce przez trzy miesiące. Nie wiem, jak ty sobie tę puszkę wyobrażasz, ale jak myślisz, że znajdzie się tam dla nas kącik to jesteś w dużym błędzie — roześmiałem się. — Łóżko będzie tak montowane, że będziemy musieli złożyć kanapy i spać w czwórkę na jednym wielkim materacu. Więc jak już to możemy liczyć na przednią kanapę za zasłonką — wytłumaczyłem mu uczynnie, puszczając do niego oczko. — Mówisz jakbyś czegoś żałował, a przecież i tak wiem, że to nieprawda i nie wymieniłbyś mnie na nikogo innego — odciąłem się, pewien siebie. — Poza tym, ostatnio coś nie narzekasz na mój chaos, więc zaczynam podejrzewać, że przez dwa lata tylko się zgrywałeś.
Dokładnie tak – udawał, żeby mi tylko zrobić na złość. Ach, ten mój chłopak.
W ogóle, gdy o tym myślałem, wydawało mi się to strasznie zabawne, że te siedem lat temu… mieszkałem z typem. Z moim chłopakiem. Który wtedy nie był moich chłopakiem i z którym potem nie utrzymywałem kontaktu przez pięć lat, a potem nagle załapałem kaszel i wszystko jebło.
A przecież…
Maxie, a co by było, gdybym nie miał wtedy tego kaszlu? — spytałem szybciej, niż nawet zdążyłem się zastanowić, tak mnie jakoś wzięło. — Pewnie byśmy wciąż nie wiedzieli, że obok siebie mieszkamy, skoro do tamtej pory nie udało się nam nawet spotkać na balkonie, a mieszkałeś tam ile? Z pół roku, nie?
I, nie wiedzieć czemu, ta perspektywa nagle wydała mi się jakaś bardzo, bardzo odległa. I przeszły mnie ciarki.
Byłoby mega dziwnie, tak sobie pomyślałem.
Nie mówię o byciu chujem tylko o drobnym, normalnym wykorzystaniu laski. Ale jak tam se wolisz, obrońco nadobnych dziewic. A co do twojej dziarki… może, hmm… nie robiłem tego nigdy, ale może spróbowałbym igłą? Znaczy, nie maszynką. I nie bój się, nie uczyłbym się na tobie, poćwiczyłbym gdzieś na sobie. Na nogach mam jeszcze sporo miejsca, a podobno igłą tak nie boli, więc to byłoby dla ciebie bardziej znośne, hm?
I spokojnie, nie robiłbym tego po raz pierwszy, znaczy – autodziarania. Moje nogi to wszystko moja sprawka, właściwie to chciałbym być cały wydziarany przez siebie, ale fizycznie zwyczajnie nie było takiej możliwości.
A potem zaśmiałem się ze słów Maxa.
Bejb, to wszystko, co mówisz to jest bardzo miłe i tak dalej, ale jeszcze raz, weź wrzuć trochę myślenia. Dwóch kolesi. Jeden, który na ciebie wyraźnie leci, gadacie sobie na luzie na początku na balkonie, zaprasza cię na imprezkę swojego kumpla, potem jeszcze zagaduje w środku, wpada do ciebie na chatę pooglądać tatuaże i śmeges-teges. No i ten kumpel, którego znałeś wcześniej, który cię do siebie nie zaprosił, który na tej imprezie nie odzywa się do ciebie ani słowem, no, może dwoma, a na pewno unika. Słuchaj, teraz to ja może wiem, że twoją metodą podrywu jest najwyraźniej unikanie i ignorancja, ale, no, generalnie to sukcesu z wyrywaniem to ja ci w tym nie wróżę — paplałem głupio, chociaż było to poniekąd zabawne, ten mój chłopak, który rzekomo już wtedy taką miał na mnie ochotę. — I, pewnie, możemy pójść w ten weekend. Lubisz pływać? Ja bardzo lubię wodę. Jest taka… odprężająca i oczyszczająca. W Australii często pływałem, w San Fran w sumie też, tutaj nie ma aż tyle okazji, a szkoda. Więc możemy chodzić razem na basen, ale będziemy pływać, ok? Te publiczne jacuzzi wcale nie są fajne. Szkoda, że nie udało się nam wpaść do Bety, ale może będzie kiedyś jeszcze okazja.


Gazelle - 2018-11-04, 01:05

Boże, Ian, głupku, przecież nie będziemy tam zamknięci przez całą dobę, co nie? Zawsze będzie możliwość ucieczki chociaż na chwilę. Poza tym, chyba nie wyobrażasz sobie że będziemy się pieprzyć z Betą i Tonym jako widzami — powiedział, znacząco patrząc się na Iana. Może i jego chłopak miał zapędy do publicznego seksu, które Max może ciut podzielał, ale bez przesady. Zresztą, Becie już wystarczyło tego typu widoków, biedny, straumatyzowany chłopak.
Dalej już nie komentował, bo...faktycznie, ostatnio chaos Iana zupełnie mu nie przeszkadzał, a wręcz przyjmował go z otwartymi ramionami w pakiecie z samym Ianem. Najwyraźniej była to ta słynna siła miłości, zdolna pokonać wszelkie przeszkody, bla, bla.
I oczywiście, że by nie wymienił Iana. Pewnie nawet na Jareda, gdyby Jared również mieszkał w akademiku. Przecież, gdyby chciał, to na początku ostatniego roku byłaby możliwość, żeby już wtedy wynajął coś niewielkiego z Jaredem, albo wcisnął się do mieszkania które jego chłopak wynajmował z dwójką kumpli. Ale nie chciał, uważał że to było za wcześnie i że z tego mogą wyniknąć same problemy. A Iana lubił, przyzwyczaił się w miarę do niego, i mimo irytującego chaosu cieszył się, że właśnie on był jego współlokatorem.
Kurczę, Ian, ale po chuj gdybać? — jęknął, bo prawdę mówiąc wcale nie chciał pochylać się nad takim alternatywnym scenariuszem. — Ale jeżeli to twoje gadanie o przeznaczeniu jest cokolwiek warte, to chyba i tak byśmy się spotkali jakoś, prawda? Jeżeli było nam to przeznaczone — zauważył. I mimo iż dalej się nabijał z tego, co Ian mu mówił tej pierwszej nocy na balkonie, to jednak sam czasami miewał takie przebłyski, że z tym przeznaczeniem mogło być coś na rzeczy, że coś musiało sprawiać, że ich więź mimo tego wszystkiego, co ich różniło, była aż tak silna i intensywna.
Ian, serio, chcesz pierwszy raz dziarać się nową dla ciebie techniką na sobie? No weź. Nie wątpię w twoje umiejętności i w to, że szybko załapiesz, ale no proszę cię — westchnął, chociaż i tak to do Iana należała decyzja o tym co zrobi z własnym ciałem. — Ale abstrahując od tego, to z chęcią przyjmę wszystko co brzmi mniej boleśnie, bo to był kurwa horror. A wierz mi, z reguły ból mi aż tak nie przeszkadza, ale to...brr — wzdrygnął się lekko. Nadal nie rozumiał tego, co sprawiało że jego kark był aż tak wrażliwy i może rzeczywiście nadszedł czas żeby się tym zainteresować.
Dziwne było to uczucie, kiedy był jakby poza rzeczywistością, albo inaczej: kiedy nie wiedział czym jest rzeczywistość, a wszystko wydawało się dziwną projekcją. Nie był to pierwszy raz, kiedy tego doświadczał, ale to też nie było coś, do czego łatwo przywyknąć.
Po prostu...było to zwyczajnie dziwne, to, jak obco czuł się wypowiadając słowa przeciskające się przecież przez jego własne usta, kiedy patrzył się na swojego chłopaka zastanawiając się, czy on naprawdę tam był i przeprowadzając rozmowę o czasach, które wydawały się jakąś fikcyjną historią.
Ian, ale przypominam ci że wtedy nie wiedziałem, że interesują cię faceci! — pytanie brzmiało: czy z tą wiedzą naprawdę spróbowałby poderwać Iana? W tym momencie ciężko było mu na to odpowiedzieć tak, by czuć żeby odpowiedź była kompletnie szczera, ale nasuwała mu się odpowiedź, że nie. — I dzięki za twoją troskę, ale póki co nie narzekam na swoje techniki podrywu — zaperzył się, i nawet w tym momencie czuł się jakby recytował scenariusz, a nie przetwarzał swoje myśli na słowa. Co za irytująca rzecz.
Też lubię! Jak byłem dzieckiem, to chodziłem na basen, potem przestałem, bo raz się zagapiłem, zachłysnąłem wodą i się dusiłem, no i mama się wystraszyła, ale na studiach znowu zacząłem, no ale w sumie pomijając nasze pluskanie się w Australii minął już kawałek czasu odkąd pływałem, a na pewno na basenie — przyznał. Chociaż nie wątpił w swoje umiejętności, bo z pływaniem jednak było tak, że jeżeli ciało przyzwyczaiło się do pewnych ruchów, to już było w stanie sobie je odtworzyć, nawet mimo tego że jego pływanie po australijskich wodach było raczej dosyć leniwe.


effsie - 2018-11-04, 08:57

Uniosłem wyżej brwi i wygiąłem usta we wrednym uśmieszku.
Bejbe jak myśli o rzeczach ważnych i ważniejszych — skomentowałem ze śmiechem, a potem sam się zadumałem. Nie nad istotą istnienia i takimi tam, a nad rzeczami znacznie bardziej istotnymi, mianowicie: — Ech, chyba trzeba będzie latać w gumie przez trzy miechy…
Zasmuciłem się. Do tej pory właściwie w ogóle o tym nie myślałem, znaczy, o seksie w podróży, ale Max wziął temat na tapet i przez to zacząłem nad nim myśleć – a to, co wymyśliłem, wcale mi się nie podobało. Bo to oznaczało, co tu dużo mówić, warunki dużo gorsze niż te, które mieliśmy tutaj, w Nowym Jorku. I chociaż jak nic jarało mnie obracanie tej mojej blond wywłoki w miejscach niekoniecznie do tego stworzonych, jak parki czy toalety w barach, to potem wracaliśmy do domu, gdzie mogliśmy się umyć. A w domu, małe wyznanie, chyba nigdy tak często nie zmieniałem pościeli, jak teraz, z Maxem. Nawet kupiłem nowy komplet. A, proszę zauważyć, mieliśmy do dyspozycji dwa łóżka, więc to nie tak, że jakoś szczególnie się ograniczaliśmy.
No ale w tripie tak niestety nie będzie. I nawet jeśli pozbędziemy się tych dwóch pacanów, którzy tam z nami jadą to, no cóż, miałem w sobie na tyle kultury żeby wiedzieć, że spuszczanie się na łóżko, na którym potem będą spać, może nie być odebrane jako akt łaski. Co więcej, mogłoby się im wcale nie spodobać.
No i, ech… zabrzmię jak totalny pedał, ale może i mocno uwielbiałem seks z blondasem, ale (prawie) równo mocno ceniłem sobie te chwile, gdy potem leżeliśmy nadzy, dotykając się i gadając o pierdołach.
A tego, z którejkolwiek strony by nie patrzeć, na pewno nie doświadczymy podczas tripa.
Zasępiłem się i potrząsnąłem głową, starając się odgonić te myśli, bo jeszcze chwilę temu ten pomysł, znaczy naszej podróży, mnie ekscytował, a nagle emocje jakoś opadły i straciłem zapał. A wcale nie chciałem, dlatego sięgnąłem myślami do tych wszystkich miejsc, które mieliśmy zobaczyć, bo będzie fajnie, na pewno, przecież to wiedziałem. No jasne, że nie będzie tego wszystkiego, co tutaj w domu, ale bez przesady, coś za coś, nie?
Dokładnie. Zmrużyłem oczy i skupiłem się na słowach Maxa, bo coś do mnie gadał.
Dokładnie. A ty teraz nie możesz narzekać na mój kaszel. Mój kaszel jest przepowiednią, że stanie się coś ważnego — zapowiedziałem głupio, zgarniając ostatnie resztki jedzenia z talerza i podniosłem wzrok na ten Maxa, z którego mój chłopak wszystkiego nie dojadł. — No, bejb, szoruj tym widelcem do końca, bo trzeba pozmywać — rozkazałem, podnosząc się z krzesła i zgarniając swój talerz do zlewu. Zerknąłem na patelnię, na której ostały się resztki kurczaka (postanowiłem, że zjem go na kolację po treningu, nawet przesuszone białko jest dobre na wszystko; schowałem do plastikowego pojemnika). Resztki kaszy, której nie zjedliśmy wrzuciłem na patelnię z warzywami; wymieszałem i też schowałem do innego, plastikowego pojemnika, a wszystkie naczynia wrzuciłem sobie do zlewu. Oparłem się biodrami o blat, czekając, aż mój chłopak zje swój obiad. — No przecież nie będę sprawdzał tego na tobie, a na kimś muszę — zauważyłem. Dobra, pewnie oblecę wcześniej jakąś świńską skórę, ale co prawdziwe ciało to prawdziwe ciało. — I wiem, że ci nie przeszkadza. Uwierz mi, że wiem — mruknąłem.
To była właśnie ta kurewka w Maxie, którą absolutnie uwielbiałem. I ekscytowała mnie szalenie, ta jego strona, która chciała bym zadał jej ból, ten kontrolowany i popychający przyjemność na kolejne poziomy.
Aaa, czyli rozmawiasz tylko z ludźmi, którzy ci się podobają? No, dobrze wiedzieć — droczyłem się. A potem usłyszałem to o podrywie i zaświeciły mi się oczka. — Tak? To pokaż mi te swoje techniki w praktyce. No, popodrywaj mnie — poleciłem, a widząc minę Maxa dodałem: — No dawaj, bejbe. Jestem ciekawy, jak to by było, gdybyś mnie podrywał. Jak tam działasz, czy rzeczywiście jesteś taki dobry i nie można ci się oprzeć, hmm?


Gazelle - 2018-11-04, 14:06

Biedactwo — skomentował, z najbardziej sarkastycznie współczującym tonem, na jaki było go stać. Chociaż, jeżeli miał być szczery, to jemu też się to średnio widziało. Wolał czuł penisa swojego chłopaka w sobie takiego, jakim był, bez warstwy lateksu. Uwielbiał to obrzydliwe uczucie, kiedy sperma Iana spływała mu po udach. Ale, cóż, rzeczywiście przez te trzy miesiące będą musieli sobie poradzić bez takich atrakcji, nie było innej opcji. I ich seks z pewnością także ucierpi na częstotliwości, co było kolejnym potężnym minusem...
Pocieszało go to, że będzie miał okazję nabrać sporo zupełnie nowych doświadczeń ze swoim ukochanym u boku. Najbardziej liczyło się to, że będzie przy Ianie, razem z nim, przez całe trzy miesiące.
Ej, ale wtedy naprawdę to brzmiało, jakbyś miał jakieś zapalenie płuc, czy coś. Powinieneś docenić, że trafiłeś na tak troskliwego sąsiada, w dobie wszechobecnej znieczulicy! — zauważył. I już kompletnie nie myślał o tym incydencie w takich kategoriach, że się wygłupił. Bo nawet jeżeli, to to, co z tego wynikło było warte każdego upokorzenia.
Zabrał się posłusznie za jedzenie, chociaż czuł się już prawie pełen. Jego żołądek był naprawdę ekonomiczny, nie potrzebował zbyt wiele żeby się zapełnić.
Ale weź, serio chcesz poświęcić swoją skórę? I co sobie niby wytatuujesz? Ja ma propozycję: Max Stone to najlepszy chłopak na świecie — wyszczerzył się szeroko i podniósł się ze stołu z talerzem w ręku. — Suń tyłek, ja chcę zmywać!
Max Stone bowiem należał do grupy tych świrów, która autentycznie lubiła zmywać naczynia. Tak, lubił to, czerpał z tego swego rodzaju przyjemność, lubił gąbką ścierać brud z talerzy i doprowadzać je do nieskazitelnej czystości. Każdy miał jakieś dziwactwa, traf chciał że Max miał ich po prostu wiele.
Delikatnie popchnął biodrem swojego chłopaka, zajmując stanowisko przy zlewie i czując się w swoim żywiole, podejmując misję opróżnienia zawartości zlewu.
Hmm? — mruknął, obracając głowę w stronę Iana, który stał wciąż obok oparty tyłkiem o blat. — Czy ja coś takiego powiedziałem?
Trochę się zdziwił poleceniem Iana, co raczej było na jego twarzy dosyć widoczne, ale szybko wrócił na nią leniwy uśmieszek.
Tylko, że widzisz, mój drogi, moje techniki często są zbędne, bo ja nie muszę się starać żeby kogoś poderwać — powiedział arogancko, zakręcając na chwilę wodę, bo i tak na moment przerwał zmywanie. — No, co? Mówię nieprawdę? Jestem całkiem pewny siebie, skoro udało mi się poderwać nawet pewnego seksownego Australijczyka, który teraz stoi obok mnie w mojej kuchni. To daje mi podstawy do tego, żeby nie powątpiewać we własny urok — mruknął, a po otarciu dłoni o materiał spodni zbliżył się do Iana i dwoma palcami chwycił jego podbródek, pociągając go za niego. — Gdybym tylko wtedy wiedział, że mogę sobie na to pozwolić... — wyszeptał, owiewając twarz swojego chłopaka ciepłym oddechem. — Żaden Marcus nie położyłby na tobie swoich łap, wiesz? Zająłbym się tym boskim ciałem tak, żeby nie pragnęło dotyku kogokolwiek innego — mówił, przesuwając dłonią po biodrze swojego chłopaka, zahaczając o jędrny pośladek. Oczywiście, że blefował, bo sam ze sobą ustalił, że pewnie nawet z wiedzą że Ianowi podobają się faceci nadal by miał wątpliwości przed wyrwaniem go, ale, cóż, to była taka gra.


effsie - 2018-11-04, 15:00

Max Stone to najlepszy chłopak na świecie? No pewnie, jasne, ehe. Nie byłem na tyle pojebany by tatuować jakieś dowody związków-nie związków na czyimś ciele, bo to było mega lamer…
Dobra, nieważne.
Ech, i po co takie rzeczy? Jeszcze jacyś ludzie zaczęliby mi zazdrościć, a ja nie mam zamiaru dawać im się przekonać, jak to jest — rzuciłem durnie, tak żeby coś powiedzieć, bo w sumie w momencie jak Max zapytał to ja już miałem pomysł, co na tej nodze mogę sobie wydziarać.
Taka tam rzecz.
No, zobaczymy. Może jak będę miał jakieś przerwy w studio to po trochu będę sobie coś tam gmerał.
Ze śmiechem odsunąłem się od zlewu, unosząc ręce w geście poddania się, taki chciałem być właściwy i w ogóle, ale blondas musiał mnie uprzedzić. Ale skoro sam tak rzucał się do zmywania to nie będę mu bronił, nie? Zamiast tego wstawiłem wodę i spytałem:
Chcesz kawę czy herbatę? Czy jakieś zielsko?
Bo, proszę nie zapominać, po mojej stronie ściany wciąż ich pełno.
Ciekawe, jak to jest z hodowaniem herbaty. Można tak, w doniczce? Muszę się tym zainteresować.
Ale nie miałem czasu za bardzo o tym myśleć, bo Maxie podszedł zaraz do mnie, zaczynając coś mamrotać pod nosem, no, chyba nie myślał, że to głupotki sprawią, że mi zawróci w głowie? Uśmiechnąłem się prowokacyjnie, gdy złapał mnie za podbródek i zacisnąłem palce na blacie, wgapiając się na sekundę w jego oczy, a potem przenosząc wzrok na jego wargi i… poczułem ciepły oddech Maxa, jego dłoń na moim biodrze i zrobiło mi się duszno, trochę zaschło mi w ustach i dopiero po chwili zorientowałem się, co ten gnojek robił.
To nie fair — mruknąłem, nie zmieniając pozycji, jedynie przygryzłem lekko swoją wargę. — Masz fory, bo teraz wiesz, że mi się podobasz — westchnąłem, trochę jakby nie wierząc sobie, że potrafię się nabrać na taką nędzną sztuczkę.


Gazelle - 2018-11-04, 15:27

Ha! Ian nie zaprzeczył prawdziwości tego zdania! Co oznaczało, że Max dumnie mógł nazywać się najlepszym chłopakiem na świecie. Tak to wyglądało, koniec, kropka, zaklepane i zaplute.
No, ale wiesz, nie kręciłaby cię świadomość, że nikt poza tobą się o tym nie przekona? — spytał wesoło. To były tylko takie żarty, ale gdyby Ian rzeczywiście zechciał sobie wytatuować coś, co chociażby pośrednio nawiązywałoby do Maxa, to Max by chyba już do końca życia nie mógł wyjść z uciechy. Bo wtedy obaj mieliby tak personalne tatuaże! Rzecz trwalsza niż jakakolwiek obrączka!
Herbatę! — zdecydował. Lubił, kiedy Ian zaparzał mu swoje ziółka, ale miał ochotę akurat na herbatę. A potem z tą herbatkę zawinąć się z Ianem pod kocem. Może zapali jakieś zapachowe świeczki? Miał ich niezłą kolekcję, bo akurat to była taka pierdoła, na którą lubił wydawać pieniądze. Podobnie jak na olejki eteryczne. Za kadzidłami nie przepadał. Po prostu lubił sobie tworzyć fajny, wygodny klimat, a odpowiedni zapach bardzo w tym pomagał.
Maxowi odpowiadało bardzo to, że bez wahania mógł przy Ianie pokazywać swoją prowokacyjną stronę. A najbardziej cieszyło go to, gdy widział że to działało. Złapał ten wzrok Iana, wzrok który mówił mu dokładnie to, co chciałby usłyszeć.
Uśmiechnął się zadziornie, zadowolony z siebie.
Rzecz polega na tym, żeby umiejętnie wykorzystywać swoją przewagę — wymruczał i zbliżył się, żeby ucałować te wargi, które aż się o to prosiły. Odsunął się i puścił Iana, jak gdyby nigdy nic wracając do zlewu. — A teraz zrób mi moją herbatkę, bo zaraz skończę — powiedział nonszalancko, udając kompletnie niewzruszonego tym, co się przed momentem wydarzyło.


CIĄG DALSZY