Yaoi - Trust me, I'm a psychologist
Kira - 2018-12-23, 14:12
Temat postu: Trust me, I'm a psychologist
Trust me, I'm a psychologist
To było bardzo wietrzne i deszczowe popołudnie w Los Angeles. Słońce już
od kilku dni kryło się za kłębami chmur i raczej nie miało zamiaru
wychodzić, aby ukazać się istotom ludzkim. Uliczkami przemieszczał się
dość szybko wysoki mężczyzna cały ubrany na czarno. W dłoni dzierżył
futerał ze swoją ukochaną gitarą. Pędził na spotkanie do studia
nagraniowego wiedział dobrze, że już jest spóźniony i manager znowu
będzie się czepiał, ale cóż pan ciemności wolał spędzić cały ranek z
młodzieńcem poznanym w nocnym klubie dzień wcześniej. Na samo
wspomnienie udanej zabawy Kira się lubieżnie oblizał. Szybkim krokiem
mijał kolejne osoby, jakoś nigdy nie czuł z nikim specjalnej więzi,
nawet nie bawiły go związki. W końcu syn Lucyfera nie będzie tracił
czasu na stałego partnera, skoro co noc mógł mieć innego, albo i nawet
kilku.
Po jakiś15 minutach stał już przed gabinetem swojego managera. Czarnowłosy wziął głęboki wdech i wszedł bez pukania.
- Czy ty kurwa wiesz która jest godzina? Spóźniłeś się 5 godzin, masz
coś na swoje usprawiedliwienie?- zapytał wrzeszcząc łysiejący mężczyzna w
dobrze skrojonym garniturze.
- A zresztą nawet nie będę tego słuchał, czas to pieniądz, jak nie
nagrywasz to nie zarabiasz więc kurwa możemy już teraz się pożegnać bo
nasze studio jest już zajęte i dźwiękowiec również.- machnął na niego
ręką każąc mu się tym sposobem wynosić i nie pokazywać więcej na oczy.
Kira wyszedł mrucząc pod nosem. Wiedział, że w końcu ten stary pryk go
wywali na zbity pysk i na tym się skończy jego rumakowanie. Bądź co bądź
poprzysiągł, że nie wróci z podkulonym ogonem do piekła. O co to to
nie. Mężczyzna wyszedł przed budynek, wyciągnął z kieszeni kurtki
papierosy i odpalił jednego.
- Kurwa kiedyś zajebię tego gościa.- mruczał pod nosem co jakiś czas
wypuszczając dym papierosowy. Odstawił na chwilę futerał z gitarą, aby
wyciągnąć telefon i zerknąć na godzinę była dokładnie 14:05 w sumie nie
wiedział co z tym wolnym czasem zrobić. Dobre kluby były otwarte dopiero
od dwudziestej drugiej więc miał dużo czasu. Kira zgasił swojego
papierosa i wszedł z powrotem do budynku, gdyż na dworze zaczęło
ponownie padać. Postanowił, że zamówi sobie taksówkę, aby dojechać do
domu, już zaczął wybierać numer kiedy usłyszał delikatny głos. Podniósł
swój wzrok znad ekranu telefonu i spojrzał na uchylone drzwi do pokoju.
Niestety po usłyszeniu imienia syna Bożego myślał, że zwariuje. Jego
oczy momentalnie stały się czerwone.
- No kurwa nie wierzę, że nawet tutaj ktoś musi śpiewać o tym
pierdolonym kutasie.- czarnowłosy wziął zamach i z całej siły
przypierdolił w ścianę. Od dziecka nienawidził Jezusa, ba ojciec zawsze
mu powtarzał, że jak spotka go na własnej drodze to ma mu przywalić z
całych sił. Co z tego, że to by rozpętało kolejną wojnę pomiędzy niebem,
a piekłem, ale tym razem może by chociaż raz piekło wygrało. Kira
pokręcił głową i odgonił te myśli, spojrzał na swoją pięść na której nie
było nawet śladu krwi, za to w ścianie była wielka dziura.
- O kurwa zabije mnie.- zdołał tylko wydusić z siebie i spojrzał w
kierunku biura managera. Nie spodziewał się jednak, że ten dzień może
odmienić jego życie. Dopiero teraz zauważył, że z pokoju w którym
słyszał ten delikatny głos wyszedł jakiś chłopak o jasnobrązowych
włosach i mu się uważnie ten ktosiek przygląda.
- Czego?- warknął czarnowłosy w końcu najlepszą obroną jest atak.
Gadiel - 2018-12-23, 18:26
Kto
rano wstaje, temu pan Bóg daje. I chociaż Alexander nie należał do osób
szczególnie religijnych, to podnosił tyłek codziennie przed szóstą,
gdyż taki miał wyrobiony nawyk. Kładł się stosunkowo wcześnie – a
przynajmniej zawsze przed północą, wstawał o świcie i działał. Działał,
działał i jeszcze raz działał. Czytał książki, ćwiczył jogę, pływał na
basenie, przyjmował pacjentów, grał na pianinie, śpiewał, spotykał się
ze znajomymi, gotował, sprzątał, udzielał się charytatywnie – starał się
nie marnować ani minuty cennego czasu. Do tego samego zachęcał osoby,
które przychodziły do niego na terapię. Z niektórymi szło prościej i już
po pół roku byli zupełnie odmienieni. Inni potrzebowali kilku lat.
Od kilku godzin siedział w studiu nagrań, nagrywając soulowe kawałki na
swoją epkę. Chociaż akademię muzyczną kończył jako klasycznie szkolony
baryton, nie mógł odmówić sobie przyjemności śpiewania o Bogu. Nie tyle
interesował go tekst (chociaż też był bardzo ładny), co energia tego
rodzaju muzyki. Wszystko szło doskonale, do momentu, aż coś nie łupnęło
niedaleko nich. Alexander siedział sobie akurat na przerwie, popijając
sok pomarańczowy. Dopił spokojnie, a następnie ruszył sprawdzić, co też
się tam wyprawiało. Jego wzrok napotkał wysokiego ciemnowłosego
mężczyznę, który produkował wyraźnie zbyt wiele negatywnej energii.
Wyglądał jakby stało się naprawdę coś złego.
- Cześć, jestem Alexander –
wyciągnął do niego dość pewnie dłoń. Zlustrował go nienachalnym
spojrzeniem. Kąciki jego ust wygięły się w lekkim, chociaż dość
powściągliwym uśmiechu. - Mam wrażenie, że trochę za dużo złej energii tutaj się dzieje, coś się stało? – zadarł głowę do góry, patrząc na niego przenikliwie. Dopiero po chwili zauważył uszkodzenie w ścianie.
- Nie wyglądasz na takiego siłacza… Huh, pozory mylą!
– zaśmiał się rubasznie. W ogóle nie chciał myśleć o tym, z jak słabego
materiału były wykonane ściany tego budynku, skoro można je było w tak
łatwy sposób rozwalić. - …swoją drogą, nie szkoda ci ręki? Ta ściana na pewno nic nie czuła, a ty – jestem pewny – tak
– pokiwał głową z niedowierzaniem. Zdarzało się, że w przypadkach
skrajnej, niekontrolowanej agresji doradzał strzelanie w butelki lub
rozwalanie szkła o ścianę. Gdzieś w domu. W bezpiecznych warunkach. W
swojej pracy spotykał wiele osób, które miały problem z samokontrolą.
Najwidoczniej ten tutaj jegomość też zaliczał się do tego grona.
Opatrzność Boża - 2019-01-12, 10:54
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ
|