Press Play




Yaoi - Press Play

Gazelle - 2018-11-10, 23:56
Temat postu: Press Play




Luca Novotny
Dwudziestojednoletni pół-Włoch, pół-Słowak z pochodzenia, narodowości amerykańskiej, przydługawe brązowe włosy, ciemne oczy, oliwkowa skóra i sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Muzyka, muzyka, muzyka.


***

Strumming my pain with his fingers
Singing my life with his words
Killing me softly with his song
Killing me softly with his song
Telling my whole life with his words
Killing me softly with his song


Całe pomieszczenie wypełnił miękki głos, wspomagany mikrofonem i ciszą. W końcu w ciszy słychać więcej, bywała czasami najlepszym akompaniamentem dla głosu. Po tym wstępie zaśpiewanym acapella pogładził delikatnie palcami klawisze i zaczął grać melodię na fortepianie.

I heard he sang a good song, I heard he had a style
And so I came to see him, to listen for a while
And there he was, this young boy, a stranger to my eyes


Jego wargi niemalże obejmowały czubek mikrofonu. Dzięki temu mógł wydawać z siebie delikatniejsze dźwięki, mając pewność że wszystkie zostaną wyłapane przez sprzęt nagłaśniający. Przymknął oczy, wygrywając melodię którą znał od serca. Ta piosenka była mu bliska, miał związane z nią wspomnienia, które z perspektywy czasu smakowały słodko-gorzko. Ale czyż to właśnie nie była esencja tego utworu?
Przy drugim refrenie odsunął się nieco od mikrofonu, pozwalając sobie na to żeby otwierać szerzej usta i zabrzmieć zdecydowanie mocniej i głośniej. Pozwolił sobie trochę przearanżować utwór, ale zmiany były naprawdę minimalne, zwyczajnie dostowane pod jego głos i jego interpretację. Zresztą, nie przepadał za coverami które brzmiały jak kalka oryginału. W swoje wykonanie zawsze chciał włożyć coś od siebie.
Kochał to. Z całego serca. Nawet, jeżeli publiczność przed którą występował była dosyć skromna, a część obecnych pewnie nie zwracała uwagi na to co się dzieje na scenie, to i tak był wdzięczny, że miał możliwość podzielić się muzyką – swoją czy nieswoją, nieistotne, bo i tak rzecz sprowadzała się do tego jak on tę muzykę odczuwał i jakie uczucia chciał przez nią przekazać. Ten przekaz mógł docierać tylko do jednej osoby, ale to i tak było cudowne.
Teraz chciałbym zaprezentować moją autorską kompozycję. Jesteście, droga publiczności, moimi obiektami testowymi, mam nadzieję że czujecie się z tym okej — roześmiał się, zwracając się do ludzi pod niewielką sceną. Zupełny kontrast w stosunku do emocji które prezentował podczas wykonania poprzedniego utworu.
Uśmiechnął się delikatnie do siebie samego, a palce ponownie wróciły na fortepian.

You said, and you were right
That world is all a lie
I thought, and I was wrong
That truth is somewhere along

I saw it in your eyes,
They seemed so truthworthy
How could your smile
The holy, glowing smile
How could it hide so much?
Why did it become so fake?

Well, I know now
That you're a compulsive liar, baby
You want it all
You're ready to take the price
You're feeding by the naive
All for you, honey
Please, just rot in hell


Kontynuował kolejne wersy, coraz dynamiczniej uderzając w klawisze. Niczym burza, która rozszalała się na dobre i była gotowa uderzać wszystkimi negatywnymi, gorzkimi uczuciami dookoła.
To była prawdopodobnie najbardziej osobista piosenka, jaką kiedykolwiek napisał. I właśnie z tego powodu chciał się nią podzielić. Chciał wylać z siebie w końcu tę żółć, która truła go od środka.
Doprawdy, w życiu by się nie spodziewał, że osoba którą tak mocno kochał, z którą planował wspólną przyszłość, zaatakuje go tak perfidnie nożem prosto w serce. Kiedy dowiedział się, że wybrał innego mężczyznę zamiast niego...poczuł, jak cały świat w jednym momencie mu się zawalił. Nic, absolutnie nic wcześniej nie wskazywało na to, by żył w kłamstwie. Kochał go, kochał go szczerze, na tyle że ciężko było mu przez pryzmat tej miłości dostrzegać te wady, które stały się tak oczywiste w momencie roztrzaskania się różowych okularów.
Nic nigdy wcześniej tak go nie zraniło i nie rozbiło wewnętrznie. A i nie tylko. Miał prawie pół roku wyjęte z życia, stracił szansę życia, czyli staż w wytwórni, przez który zrezygnował ze studiów, okres stagnacji i upodlenia za sobą zanim w końcu zdecydował, że tak być nie może, że musi żyć dalej.
Niemniej, staż przepadł bezpowrotnie, a on znalazł się w kropce. Szczęśliwie udało mu się znaleźć obecną pracę w muzycznym, klimatem lekko dekadenckim klubie, w którym był przede wszystkim barmanem, ale co każdy piątek, i sporadycznie w inne dni tygodnia otrzymywał szansę występu na scenie. I to go cieszyło, bardzo. Nawet jeżeli wykonał parę kroków w tył, to dzięki temu miał okazję zyskać kolejne doświadczenia. A występowanie przed ludźmi, którzy chcieli go słuchać mimo tego, iż w większości zupełnie go nie kojarzyli, było niesamowite.
Utwór chyba się spodobał. Mimo ciężaru tekstu, linię melodyjną celowo skomponował jako chwytliwą. Był z siebie zadowolony, chociaż wiedział, że to nie był jeszcze ten poziom, do którego aspirował. I pewnie sporo mu do niego brakowało, ale właśnie dlatego cały czas starał się pracować i szybować w górę, nawet w powolnym tempie.
Wykonał jeszcze kilka coverów i na sam koniec inny autorski utwór, i zakończył występ, na koniec tradycyjnie informując zebranych ludzi o swoim SoundCloudzie, gdzie to wrzucał swoje kawałki.
— Lukrecjo ty moja słodka, dzisiaj przeszedłeś samego siebie! — Bill, z którym to dzielił nocną zmianę, objął go ramieniem, gdy zmierzał do baru po zebraniu swoich rzeczy ze sceny. — Ale liczę na to, że masz jeszcze parę do pracy, bo widzisz jaki dzisiaj zapierdol — skinął na ludzi obsługiwanych przez ich koleżankę. Cóż, piątek wieczór, czego niby miał się spodziewać?
A mam wyjście? — westchnął i bez większego marudzenia stanął za barem.
To była już ta mniej lubiana część jego pracy, ale przynajmniej dzięki temu mógł występować, zatem nie narzekał. Poza tym lubił swoich współpracowników...w większości przynajmniej. Ekipa była całkiem w porządku, kierowniczka go lubiła, wszystko zaskakująco się układało.
Niemniej, nie miał okazji zbyt długo popracować, zanim coś, a konkretnie ktoś go od tej pracy oderwał.
— Hej, Luca — zagadała go Kitty materializująca się tuż za jego ramieniem; ta mała brunetka miała zaskakująco doniosły głos, który sprawił że niemalże upuścił szklankę z piwem. — Jakiś facet chce z tobą rozmawiać. Siedzi w narożniku po lewej. Daj mi to i idź do niego — powiedziała, zabierając od niego napój, a Luca zmarszczył brwi, zastanawiając się któż to mógł być. Na pewno nie Jules, w końcu jego przyjaciel był stałym klientem, którego Kitty nie określiłaby mianego „jakiegoś faceta”.
Cóż, nie dowie się, dopóki sam nie odkryje tożsamości tajemniczego mężczyzny, prawda?
Chociaż za chwilę się przekona, że wolałby jednak nie zaspokajać własnej ciekawości. Przecież zna tę twarz. Miał okazję ją ujrzeć w towarzystwie innej twarzy; i żadnej z nich wolałby w tamtym momencie nie widzieć.


YoungKitty - 2018-11-11, 01:50
Temat postu: Re: Press Play




Yukihiro Zoll
Pół-Japończyk, pół-Polak z pochodzenia, obywatel Stanów Zjednoczonych, lat 29, brunet, przenikliwe czarne oczy, jasna cera, szczupła sylwetka i niemal dwa metry wzrostu (minus 4 centymetry).


***

Wielu znajomych żartowało, że zazdrości mu pracy. Jakby na to nie patrzeć, siedział właśnie w barze na koszt swojego pracodawcy. Przymknął oczy, wsłuchując się w głos i muzykę artysty, prezentującego właśnie autorską kompozycję. Kąciki warg Yukiego uniosły się w lekkim uśmiechu. Ileż w tym utworze było pasji! Słychać było mieszaninę gwałtownych emocji, towarzyszących zdradzonemu kochankowi. Większość publiki zapewne stwierdziłaby tylko, że piosenka jest fajna, ale on wiedział, że to coś większego — prawdziwy talent.

Pana Zolla nie bez kozery uważano za jednego z najlepszych przedstawicieli wytwórni. Kontrakty, które zawierał, zawsze okazywały się niezwykle intratne. A działo się tak dlatego, że nie nawiązywał kontaktu z byle kim. Gdyby ze sceny popłynęła choć jedna fałszywa nuta, w tej chwili zapłaciłby za alkohol i wyszedł z lokalu. Jednak tak się nie stało. Mimo gwałtownych przeżyć, które niewątpliwie targały duszą, umysłem, a pewnie także i ciałem kompozytora, nie popełnił on ani jednego błędu. Gdy Yukihiro otworzył oczy, piosenka dobiegała końca. Ochoczo przyłączył się do salwy oklasków, która przetoczyła się przez salę, a gdy jakiś czas później, po wykonaniu kilku coverów, ze sceny padł SoundCloud artysty, Zoll natychmiast dodał go do zakładek w telefonie.

Gdy młody człowiek schodził ze sceny, Yuki wstał, by zaczepić przechodzącą nieopodal kelnerkę. Niska kobieta musiała mocno zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć, toteż pochylił się nieco, opierając się łokciami o barierkę, nie chcąc być dla niej powodem niepotrzebnego dyskomfortu.
Pani Kitty — obdarzył ją służbowym uśmiechem nr 5, odczytawszy imię z przyczepionej do piersi plakietki — byłbym bardzo zobowiązany, gdyby przekazała pani panu Novotnemu, że chciałbym z nim porozmawiać.
— Coś jeszcze?
Na razie tylko tyle, dziękuję.
Kobieta skinęła głową i odeszła, ale Yukihiro nie pozostał długo sam. Z daleka dostrzegł zbliżającą się postać. Gdy obiekt jego (oczywiście czysto zawodowego) zainteresowania znalazł się w narożniku, wskazał mu miejsce naprzeciwko i dopiero po tym, jak gość je zajął, przeszedł do rzeczy.
Nazywam się Yukihiro Zoll i reprezentuję wytwórnię Blue Catch Records, a oto moja wizytówka — nie wiadomo kiedy w wypielęgnowanych dłoniach o długich palcach znalazł się mały kartonik, który został wysunięty w kierunku wyglądającego na nieco zmieszanego artysty. Dopiero gdy bilet wizytowy został przyjęty, Yuki kontynuował starannie zaplanowaną wypowiedź. — To prawdziwa zbrodnia, że tak obiecujący młody człowiek nie został jeszcze objęty opieką przez żadnego wydawcę. A może jest inaczej, niż myślę? Jest pan świadomy swego talentu i w przeszłości celowo odrzucał niekorzystne oferty? Zresztą, niezależnie od powodu, z jakiego pozostaje pan sam, uważam, że dziś stan ten powinien się zakończyć. Chciałbym zaoferować panu, panie Novotny, kontrakt z Blue Catch Records.
Tu zrobił krótką pauzę. Oparł podbródek na wierzchu lewej dłoni, przy okazji prezentując piekielnie drogi zegarek. Ktoś nieobeznany mógłby stwierdzić, że był to nic nieznaczący gest, ale osoba nieco bardziej świadoma bez trudu odczytałaby tę drobną, perswazyjną metodę. Przyjmij ofertę, a będziesz mógł mieć cokolwiek, co kiedykolwiek pragnąłeś kupić.
— Co pan na to?


Gazelle - 2018-11-11, 02:29

Na moment go zamurowało, dosłownie wsiąknęło w ziemię, gdy zorientował się, że to właśnie on chciał z nim porozmawiać. Nie pomyliłby tej twarzy z żadną inną. Twarzy mężczyzny, dla którego zostawił go jego ukochany.
I mimo, iż minęło już tyle miesięcy, mimo iż w końcu odżył, czuł się niemalże wyleczony – ta twarz, ta cholerna twarz, sam jej widok już uruchamiał w Luce nieprzyjemne emocje.
Chciał coś zrobić. Nie wiedział jeszcze, co, ale coś nieprzyjemnego, coś, co by współgrało z tymi emocjami, ale przecież był w pracy. Na której mu zależało. Zatem musiał się opanować, wytrząsnąć się z tej burzy myśli, która w rzeczywistym czasie zapewne nie trwała więcej niż kilkanaście sekund.
Bez słowa usiadł na wskazanym miejscu. Dlaczego ten mężczyzna chciał z nim rozmawiać? Chodziło o Alexa? Nie zamierzał rozmawiać o swoim byłym. Chciał definitywnie zamknąć ten temat. Na wszystkie spusty.
Już pierwsze słowa bruneta rozwiały te podejrzenia – mężczyzna zdawał się go w ogóle nie kojarzyć jako byłego partnera Alexa. W sumie, dlaczego miałby? Luca mógł go skojarzyć z Alexem tylko dlatego, że zobaczył ich razem wchodzących do drogiej restauracji. Ta dwójka, tak obrzydliwie zajęta sobą, nie mogła przecież zwrócić uwagi na ten żałosny widok, jaki wówczas niewątpliwie stanowił Luca.
To dobrze. Bardzo dobrze. Mimo to, chciał uciec od towarzystwa mężczyzny, który przedstawił się japońsko brzmiącym imieniem z nazwiskiem już niezbyt japońskim.
Poza tym...wytwórnia?
Po chwili gapienia się tępo na wyciągniętą w jego stronę wizytówkę, przyjął ją w końcu, nadal milcząc, w oczekiwaniu aż jego rozmówca przejdzie do sedna.
I z każdym kolejnym słowem jego oczy coraz szerzej się otwierały, nie był po prostu w stanie utrzymać kamiennego wyrazu twarzy słysząc takie rewelacje. Kontrakt? Kontrakt z wytwórnią muzyczną?
To...to musiał być jakiś chory żart, prawda? To Alex za tym stał? Uznał, że jeszcze wystarczająco nie zgnoił Novotnego?
W głębi duszy czekał na taki dzień. Och, czekał na niego, odkąd pamiętał. Ten staż, będący życiową szansą, na który udało mu się dostać, dotyczył pracy przy produkcji muzyki – czymś, co również go pasjonowało i dawało radość, ale najbardziej lubił produkcję muzyki, którą sam wykonywał, i dlatego najbardziej marzył o takim właśnie kontakcie, który niby był mu w tym momencie proponowany. Przecież to między innymi z myślą o tym pracował nad promocją swoich utworów w sieci, starał się jak najczęściej występować, bo przecież takie oferty nie spadały ludziom z nieba.
Mógł tylko w skupieniu się gapić na sylwetkę siedzącą przed nim, w głowie przetwarzając natłok informacji, które mężczyzna zawarł w kilku zdaniach. I to akurat musiał być on. Ze wszystkich ludzi na świecie, los musiał tak z niego zakpić!
Albo to naprawdę była kpina, zwykła ustawka.
Mężczyzna znajdujący się na przeciwko właściwie nic mu bezpośrednio nie zrobił; to Alex od niego odszedł, to Alex postanowił go zdradzić. Ten Zoll nie miał względem niego żadnych zobowiązań. Jednak, mimo to...nie potrafił nie czuć do niego niechęci. To chyba było naturalne, prawda? Tak samo jak myślenie o tym, w czym on był niby od niego lepszy. Ale w tym momencie...znajdował odpowiedź i na to pytanie. Przystojny, bogaty, na wysokim stanowisku w wytwórni muzycznej. Idealna partia.
Zoll nie poganiał go, mimo iż jego milczenie się przedłużało. W końcu postanowił się jednak odezwać, podnosząc twarde spojrzenie które spotkało się z ciemnymi oczami.
Właściwie, nie przedstawił mi pan żadnej konkretnej oferty. Proponuje mi pan kontrakt – świetnie, czuję się zaszczycony tym, że pan i pańska wytwórnia mnie docenili. Ale muszę wiedzieć o nim więcej, zanim cokolwiek zdecyduję.
Mama nauczyła go bycia twardym, znajomości swojej wartości, a tata z kolei – nie podpisywania czegokolwiek w ciemno. To były proste zasady, ale jakże istotne, zwłaszcza biorąc pod uwagę możliwy scenariusz ustawionej sceny.


YoungKitty - 2018-11-11, 13:04

Pan Zoll zauważył, rzecz jasna, poddenerwowanie swojego rozmówcy, zwalił je jednak na podniecenie po udanym koncercie oraz lekki szok, wywołany propozycją zawarcia kontraktu. Dla wielu początkujących artystów już sam fakt, że jakaś wytwórnia się nimi zainteresowała, był jak złapanie pana Boga za nogi, jak mawiał jego ojciec.
Gdy Luca zadał pytanie, Yukihiro w duchu podziękował staruszkowi za to, że samemu będąc doktorem nauk prawnych, nalegał bardzo, by jego syn zrobił przynajmniej fakultet z prawa mediów. Zresztą, nie pierwszy raz ta wiedza przydała mu się w praktyce.
Prosto do sedna, hmm? Mimo wszystko chyba nie spodziewa się pan, że zaraz wyciągnę z teczki odpowiedni dokument i rzucę do podpisania? — pozwolił sobie na delikatny śmiech, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. Widział w spojrzeniu swojego rozmówcy jakąś hardość, a może nawet gniew? Intrygujące. — Taki kontrakt to akt prawny, więc musi być podpisany w odpowiednim miejscu, czasie i towarzystwie. Mogę zapewnić, że jeśli zdecyduje się pan na współpracę z Blue Catch Records, będzie to umowa zgodna ze wszystkimi najnowszymi nowelizacjami przepisów. Co prawda nie należę do zespołu prawniczego wytwórni, jednak z tego, co się orientuję, obecnie zawieramy z artystami przede wszystkim jeden z dwóch typów umów - 360º deal, opierającą się na wspieraniu przez wytwórnię wszystkich dziedzin twórczości artysty lub umowę standardową, opierającą się na pozostawieniu części praw, takich jak na przykład prawo do rozporządzania własną marką, w rękach artysty. W obu przypadkach przysługuje całkiem wysoka zaliczka oraz tantiemy ze sprzedaży utworów i płyt. Od pana zależy, na której z umów się pan oprzeć zapisy własnego kontraktu. Może też o tym zadecydować pański prawnik, jeśli woli pan bardziej formalną drogę.
Zerknął w kalendarz w komórce, dając Novotnemu chwilę na przetrawienie tych słów. Nie przypuszczał, by młody mężczyzna wybrał bardziej oficjalny tryb postępowania. Artyści na początku swej kariery przeważnie nie mają pieniędzy na wynajęcie prawnika. W ogóle na niewiele rzeczy mają fundusze. Dlatego też na rynku nie brakowało firm, które wykorzystywały tę sytuację, czerpiąc zyski z twórczości, nie dając od siebie nic w zamian. Blue Catch Records do nich nie należało. Wytwórnia nie była może liderem, ale jej pozycja na rynku była na tyle stabilna, że pracownicy nie musieli opierać swoich działań o haniebne praktyki.
Przy okazji sprawdzania telefonu Zoll zauważył, że ma nieodebrane połączenie od Alexa. Ciekawe, czemu dzwonił, wiedział przecież, że Yuki będzie cały wieczór w pracy. Po chwili pojawił się też SMS. [Oddzwoń, jak będziesz...]. Nie musiał odczytywać wiadomości, żeby domyślać się, jak brzmi jej dalszy ciąg. Szczerze mówiąc, nie układało im się ostatnio. Miał wrażenie, że każda rozmowa, którą zdarzyło im się przeprowadzić, kończyła się dziką awanturą. Niemniej, nie pora, żeby o tym myśleć. Odchrząknął, bardziej po to, by samemu nakazać sobie powrót do rzeczywistości, niż by zwrócić na siebie uwagę rozmówcy.
Na chwilę obecną mógłbym zaproponować spotkanie w tej sprawie w najbliższy czwartek, o czternastej. Gdyby podał mi pan swojego maila lub numer telefonu, to na kilka dni przed podpisaniem umowy wysłałbym informację o dokładnym miejscu spotkania, mam tu na myśli, jedną z sal konferencyjnych wytwórni lub kancelarię jednej z osób z zespołu prawniczego, zależnie od wybranego trybu postępowania.


Gazelle - 2018-11-11, 14:52

Oczywiście, że nie. Z chęcią jednak przyjąłbym jakiekolwiek konkrety — odparł, utrzymując ciągle to samo spojrzenie. Oczywiście, Zoll na pewno oczekiwał od niego żywego entuzjazmu, zaślepiającej radości, która by sprawiła że zaakceptowałby wszystko w ciemno, myśląc tylko o swojej życiowej szansie. I taka reakcja była całkowicie zrozumiała dla Novotnego, w końcu taka oferta to naprawdę była wielka, wielka rzecz, która wywoływała słuszne podniecenie. Niemniej jego hamowała przede wszystkim niechęć do tego mężczyzny, który nawet nie mógł podejrzewać skąd ona wynikała. I ta niechęć produkowała sceptycyzm.
Nie podobało mu się też bycie traktowanym jak głupia gąska. Przecież doskonale wiedział że taki kontakt wymagał odpowiedniej formy i dłuższych rozmów. Zaciskając zęby, słuchał dalszej części wypowiedzi Zolla, która w końcu przedstawiała mu coś konkretnego.
Marka? Artysty? To wszystko brzmiało tak abstrakcyjnie. Póki co po prostu...robił muzykę, to, co kochał i nad czym pracował od maleńkości, co miał praktycznie we krwi. Rzeczywiście, był artystą, bo tworzył, dzielił się swoją twórczością, ale gdy słuchał takich określeń z ust przedstawiciela prawdziwej wytwórni muzycznej...
Musiał jednak pamiętać, kim ten przedstawiciel był. Że to wszystko to mogła być tylko iluzja. Może powinien spytać go wprost o to, czy to Alex go przysłał? Ale...jeżeli to jest na serio...to szkoda byłoby rzeczywiście to zmarnować...
Czwartek, czternasta... — powtórzył cicho. — W porządku, może być — zgodził się. To było tylko spotkanie, a przynajmniej zyskiwał prawie cały tydzień na przemyślenie tej sprawy. — I odpuszczę sobie prawnika — dodał. Sam potrafił zadbać o swoje interesy.
Wyciągnął z kieszeni mały notesik, którego używał do spisywania zamówień kiedy było ich na tyle dużo, że miał problem z ich zapamiętaniem, i po chwili podał mężczyźnie swoje namiary, wahając się jeszcze przez moment przed przekazaniem karteczki. Trudno. Póki co niczego nie ryzykował, do niczego się nie zobowiązywał, a jeżeli ten kontrakt to prawda...
W takim razie czekam na wiadomość od pana. A tymczasem...proszę mi wybaczyć, ale muszę wracać do pracy — powiedział, podnosząc się z siedzenia. — Czy chce pan przy okazji złożyć jakieś zamówienie? — spytał uprzejmie. Ciężko było trzymać emocje na wodzy, ale nie mógł pokazać siebie z nieprofesjonalnej strony, prawda? Z trudem przychodziło mu nawet patrzenie na tę twarz, na te usta, które pewnie tego dnia już nie raz całowały Alexa...


YoungKitty - 2018-11-11, 20:31

Schował kartkę z danymi kontaktowymi do teczki. Umieścił tam również swój telefon.
Nie, dziękuję — odparł z uśmiechem na propozycję złożenia zamówienia. Również wstał z miejsca. — Prawdę mówiąc, będę się już zbierał. Dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać i muszę przyznać, że nie mogę się już doczekać kolejnego razu.
To nie był pusty frazes. Uwielbiał spotykać się (oczywiście, na gruncie czysto zawodowym) z młodymi twórcami, a ten wydawał mu się być całkiem obiecujący. Uścisnął krótko dłoń Novotnego na pożegnanie i opuścił lokal.

Gdy stanął przed drzwiami swojego apartamentu, odkrył z pewnym zdziwieniem, że były one otwarte. Czyżby ich nie zamknął? Gdy jednak wszedł do przedpokoju, dostrzegł Alexa. Młody mężczyzna siedział na kanapie w salonie. Yuki najciszej jak potrafił, odstawił aktówkę, odwiesił płaszcz, zdjął buty, po czym bezszelestnie zakradł się do ukochanego i przytulił go. Miał nadzieję, że chłopak ucieszy się na jego widok i spędzą przyjemnie ten wieczór, jednak to marzenie szybko zostało rozwiane. Alex oswobodził się z uścisku i gwałtownie wstał z kanapy. W jego oczach widać było czystą furię.
— Jak mogłeś mi to zrobić?!
Ale co takiego? — nie nadążył za swoim chłopakiem Yukihiro.
— Byłeś dziś w klubie, w którym gra mój były! Nawet zaproponowałeś mu kontrakt!
Dalej nie rozumiem, o co właściwie się wściekasz — pan Zoll usiadł na kanapie, w tym samym miejscu, w którym przed chwilą siedział porywczy rudzielec. Starał się zachować spokój. Kłótnia do niczego ich nie doprowadzi. Jednak to, co powiedział Alex, nieco nim wstrząsnęło. Choć czy powinno? — To tylko praca. Takie rzeczy nie mają nic wspólnego z nami.
— Nienawidzę, gdy twoja praca jest ważniejsza niż ja! Nie, nie próbuj zaprzeczać! Obaj dobrze wiemy, że kochasz tę robotę bardziej niż kogokolwiek na świecie. A to, co zrobiłeś dziś! To już było przegięcie! Z nami koniec! — Tu Alex, najwyraźniej zainspirowawszy się jakimś filmem, rzucił kluczami do apartamentu o podłogę. Upadły na dywan, toteż nie wiązało się to z żadnym spektakularnym efektem dźwiękowym, co młodzieniec nadrobił trzaśnięciem drzwiami i głośnym okrzykiem. — Nie próbuj mnie zatrzymywać i nie dzwoń do mnie, bo i tak nie odbiorę!
W tej sytuacji Yukiemu nie pozostało nic innego jak tylko ciężko westchnąć i sięgnąć do barku po napoczętą niegdyś butelkę burbona i szklankę. Kto by pomyślał, że ten tak miło zapowiadający się wieczór przerodzi się w taką tragedię?

Szczerze liczył, że była to tylko zwykła kłótnia, jakich odbyli już wiele, po której pogodzą się i będzie jak dawniej, ale wyglądało na to, że tym razem Alex mówił poważnie. W chwilach wolnych od pracy Yukihiro starał się z nim skontaktować, ale bezskutecznie. A im bardziej te próby były bezskuteczne, tym bardziej czuł się sfrustrowany.
We środę wpadła do niego Giselle, asystentka z działu prawniczego, z gotowym szkicem kontraktu. Zielonooka francuzka błysnęła do niego śnieżnobiałymi ząbkami, przypominając mu, żeby napisał swemu najnowszemu artyście, by pojawił się jutro na spotkaniu. Podziękował jej i od razu sięgnął po telefon, by dopełnić obowiązku, choć, prawdę mówiąc, wcale nie miał na to ochoty. Od prawie tygodnia zastanawiał się nad słowami Alexa. Czy naprawdę może być tak, że to przez pracę nie ma szczęścia w miłości? Czy nigdy nie uda mu się osiągnąć równowagi między życiem prywatnym i zawodowym? Takie niewesołe myśli krążyły mu po głowie, gdy raz jeszcze odczytał po wysłaniu napisaną przez siebie wiadomość. Nie wiedział, po co to robił, skoro już po wysłaniu nie mógłby nic zmienić, ale też nie czuł potrzeby robienia czegokolwiek w kierunku pozbycia się tego nawyku.

Szanowny Panie Luca Novotny!
Informuję, że jutrzejsze spotkanie odbędzie się w głównym budynku wytwórni Blue Catch Records (adres ma Pan na mojej wizytówce), w sali konferencyjnej numer 04. W razie, gdyby miał Pan jakiekolwiek problemy z trafieniem, proszę do mnie dzwonić.
Serdecznie pozdrawiam,
Y. Zoll


Gazelle - 2018-11-12, 13:31

Do końca tego wieczoru nie docierało do niego to, co się wydarzyło. Spotkanie z tym Zollem, propozycja kontaktu...to wydawało się takie odległe, abstrakcyjne, jak sen. Dopiero gdy spotkał się z przyjacielem i miał okazję mu o tym powiedzieć, uświadomił sobie że to wydarzyło się naprawdę.
— Wow — zareagował jego przyjaciel, patrząc się na niego szeroko otwartymi oczami. — Gratuluję, stary, wiedziałem że ktoś w końcu cię doceni! To była tylko kwestia czasu.
Sęk w tym, że nie wiem, może to jakiś durny żart Alexa? No bo czy to serio mógł być po prostu przypadek, że akurat to jego facet zaproponował mi kontakt?
— Daj spokój, to brzmi jakbyś popadał w paranoję. Dlaczego niby miałby robić coś takiego?
Nie wiem, ale...cholera, no nie wiem. To takie...dziwne. Nawet jeżeli mnie nie poznał, to, to jest jednak koleś, dla którego zostawił mnie Alex, nie? I miałbym od niego przyjąć taką propozycję?
Jules spojrzał na niego, jak na kretyna.
— I naprawdę z takiego powodu się wahasz? Przecież to było twoje marzenie! Kurwa, stary, zerwaliście ze sobą, Alex należy do przeszłości, nie możesz wiecznie tym żyć. Czas, żebyś w końcu zaczął myśleć o sobie. Naprawdę myślisz, że to wszystko mogłoby być ustawione? Czy ty w ogóle siebie słyszysz?
Takich słów chyba potrzebował. Nie rozwiały one wszystkich jego wątpliwości, ale potrzebował kogoś, kto mu powie jak kretyńskie są jego obawy. Bo to, że chciał podpisać ten kontakt...to było oczywiste. Oczywiście sprawdził tę wytwórnię, i rzeczywiście wyglądało na to, że otrzymał niepowtarzalną szansę na rozwój pod skrzydłami dobrej wytwórni, która mogła mu zapewnić gładki start. W dodatku z Blue Catch Records związany był inny artysta, którego Luca szczerze podziwiał i uwielbiał jego twórczość.
I od początku podświadomie wiedział, jaka będzie jego decyzja...ale najpierw chciał przede wszystkim zobaczyć ten kontakt. Nie zamierzał przecież podpisywać cyrografu. I mimo iż jego pozycja w negocjacjach była kiepska, chciał walczyć o jak najlepsze warunki.
O czym zresztą przypomniała mu jego mama, gdy tylko dowiedziała się o ofercie jaką otrzymał jej syn. Oczywiście, że się cieszyła szczęściem dziecka, ale potrafiła też zostać na ziemi i pamiętać o tym, żeby nie dać całkowicie się ponieść entuzjazmowi. Zależało jej przecież na tym, żeby nikt nie wykorzystał jej syna.
Jednakże...dni mijały, a Luca nie otrzymywał żadnej wiadomości od Zolla, co napawało go niepokojem, a przede wszystkim rozczarowaniem wywołanym myślą, że może rzeczywiście był to ponury żart. I w środę był już prawie pogodzony z tym, że nic z tego nie będzie, a jednak w trakcie udzielania lekcji gry na fortepianie usłyszał sygnał telefonu, zwiastujący nadejście sms-a.
Wybacz mi na chwilę, popracuj jeszcze trochę nad tempem, dobrze? Grasz trochę za szybko, pamiętaj o odliczaniu rytmu — poinformował swoją uczennicą, gdy na ekranie telefonu zobaczył fragment wiadomości. Przeszedł na korytarz i odczytał ją w całości, czując jak na policzkach pojawiają mu się rumieńce ekscytacji. Odpisał natychmiast, potwierdzając swoją obecność, a po uspokojeniu się wrócił do salonu i do czekającej na niego dziewczynki.

Czekając pod budynkiem wytwórni, gdzie jak kretyn pojawił się aż pół godziny wcześniej, czuł narastający stres. Żałował, że nie zdecydował się jednak na prawnika. Nie znał się na tych wszystkich kruczkach prawnych, i mimo tego iż rodzice przestrzegali go na co powinien uważać, to wciąż nie był pewien czy nie wpakuje się w jakieś bagno. Zamierzał przyjąć strategię udawania pewnego siebie, tak jakby czekało na niego mnóstwo innych propozycji, nie chciał pokazać desperacji i tego, jak bardzo mu zależało. Zwłaszcza, że miał do czynienia z byłym Alexa; człowiekiem, przy którym jego duma mogła zostać bardzo łatwo wdeptana w ziemię.
Gdy udało mu się trafić do sali konferencyjnej, był parę minut przed czasem, ale w środku już czekał na niego Zoll.
Dzień dobry, panie Zoll — odezwał się i usiadł na wskazanym miejscu. — Chciałbym zacząć od tego, że to, co jest dla mnie kluczowe, to zakres wolności artystycznej jaką proponuje mi pańska wytwórnia. Chciałbym mieć swój udział w procesie produkcji utworów, a swoje utwory chcę pisać i komponować możliwie całkowicie samodzielnie — zaczął. Nie wyobrażał sobie bycia sprowadzonym do roli samego głosu, który miały wykonywać podstawiane mu pod nos piosenki. Nie widział w tym czegoś, co zasługiwało na pogardę, ale dla niego proces twórczy był na tyle ważny, że nie wyobrażał sobie bycia z niego obdartym.


YoungKitty - 2018-11-14, 22:14

Pan Zoll ostatnimi czasy kładł się późno i na domiar złego, nie sypiał dobrze. Dręczyły go koszmary, w których nawiedzali go jego ex, wmawiając mu, że zawsze było coś ważniejszego od nich. W rezultacie którejś z rzędu niespokojnej nocy, Yukihiro obudził się z głębokim przeświadczeniem, że od dziś powinien pracować ciężej niż zazwyczaj. Z tego też powodu zjawił się w wytwórni znacznie wcześniej, niż powinien. Mimo że jego strój i fryzura były jak zawsze nienaganne, nieskrywane w żaden sposób wory pod oczami zdradzały, że coś jest nie tak. Wszelkie pytania zbywał, twierdząc, że miał dużo do zrobienia.

Gdy tylko zwolniła się sala 04, natychmiast przeniósł nań wszelkie, jak mu się zdawało, potrzebne mu rzeczy i już tam pozostał. Częściowo temu, że nie miał ochoty na dalsze rozmowy ze współpracownikami. Szczęśliwie „jego” artysta zdecydował się pojawić nieco przed czasem. Prawdę mówiąc, Yuki po raz pierwszy w swoim zawodowym życiu, nie był całkowicie szczerze zadowolony ze spotkania z muzykiem, z którym miał rozpocząć negocjacje. Do tej pory zawsze potrafił oddzielić grubą linią życie prywatne od kariery, ale w tym przypadku równowaga została zachwiana. Niemniej, był profesjonalistą i zdecydował się dołożyć wszelkich starań, by spotkanie zakończyło się sukcesem.
Dzień dobry, panie Novotny. Proszę — wskazał artyście miejsce naprzeciwko. Chciał spytać, czy młody mężczyzna życzy sobie kawy, herbaty lub innego napoju, ale ten go uprzedził, informując o swoich oczekiwaniach. — Rozumiem. Domyślam się, że w takim razie zainteresuje pana punkt 15 szkicu kontraktu, w którym… Tak Giselle?
Pytanie było oczywiście skierowane do stojącej w drzwiach zielonookiej kobiety.
— Zapomniał pan wziąć kopię dla pana Novotnego — wyjaśniła z uśmiechem, machając przy tym odpowiednim dokumentem. — No i przysłano mnie, żebym pomogła w interpretacji tekstu, skoro pan Novotny nie zdecydował się na własnego prawnika.
Wyjaśniwszy swoje pojawienie się stażystka działu prawniczego Blue Catch Records przysiadła na wolnym krześle przy Luce i zanim ten zdążył zaprotestować lub choćby się przywitać, zaczęła mu kolejno objaśniać co bardziej skomplikowane sformułowania i zapisy.
Gdy Yukihiro patrzył na tę scenę (bo i co innego mógł zrobić, biorąc pod uwagę, że wyproszenie pomocnej współpracowniczki byłoby w danej sytuacji co najmniej nietaktem), zdało mu się, że poczuł Velvet Vetiver — perfumy Dolce&Gabbana, te same, których używał Alex. Nie był pewien, która z osób po drugiej stronie stołu mogła ich używać. Usilnie starał się skupić na rozwiązaniu tego problemu, ale umysł podsyłał mu zgoła inne obrazy. Jak na ulicy obrócił się ku pewnemu młodzieńcowi, uwiedziony słodkim, a zarazem tajemniczym zapachem... I jak ten postąpił tak samo... Jak zetknęły się ich spojrzenia, pełne wzajemnej fascynacji... Wspomnienie kolejne nasunęło mu wypad na Hawaje. Oczyma wyobraźni widział lśniące w promieniach wschodzącego słońca rude włosy, czesane spryskanym grzebieniem... Pocałunki ulotne niczym zapach, ale kryjące w sobie, niczym wyrób najlepszych perfumiarzy-sukkubów, nuty czułe, namiętne i zwodzące do grzechu... Wieczorne okrzyki rozkoszy i opalone nogi, niespodziewanie oplatające biodra... „Dość! No ładnie dziś pracujesz, nie ma co” — zganił w myślach sam siebie, zaraz jednak dorzucając — „Niech cię diabli, Alex, jak mogłeś stwierdzić, że cokolwiek może być ważniejsze od ciebie!” Po ocknięciu się z zamyślenia zauważył, że dwójka po drugiej stronie stołu właśnie kończyła omawiać ostatnią stronę dokumentu, zdecydował się więc odezwać.
Panie Alexie, przepraszam, chciałem powiedzieć panie Luco — poprawił się, już w chwili wypowiedzenia pierwszego z imion orientując się, że użył niewłaściwego. Zmęczonym gestem potarł twarz. Odczuwał potrzebę wytłumaczenia swojej pomyłki, a także chęć zapadnięcia się pod ziemię, tę drugą jednakże starał się zignorować. — Przepraszam za to nieszczęsne przejęzyczenie. Źle spałem i przez to mam problemy z wysłowieniem się. Ad rem: panie Novotny, jeśli teraz, po objaśnieniach panny Durand, wszystkie zapisy są jasne, to czy są wśród nich takie, które chciałby pan zmienić? Przypominam, że to tylko szkic kontraktu, więc możemy zmienić właściwie każdy punkt tej umowy.


Gazelle - 2018-11-15, 10:35

Nie zamierzał tracić czasu na pustą kurtuazję. Zoll nie był osobą, z którą chciał być kurtuazyjny bardziej, niż musiał. Rzeczywiście, nic mu nie zrobił per se, jakiekolwiek zarzuty w jego stronę nie były w pełni uzasadnione, ale zwyczajnie nie mógł pozbyć się urazy i uprzedzeń. Byłoby jednak głupotą rezygnować z tak istotnej szansy przez coś takiego. Stracił już inną. I także przez Alexa. Jego były nie mógł mu już dalej rujnować życia. To, co było między nimi, definitywnie się skończyło. Zamknięty rozdział. Luca nie mógł dalej żyć tym echem.
Spodziewał się, że rozmowa ostatecznie odbędzie się tylko między nim, a Zollem, jako iż w sali nie znajdował się nikt inny, zatem zdziwił się gdy nagle dołączyła do nich kobieta. Obrócił głowę, lustrując ją krótko wzrokiem.
Hm, dwójka na jednego. Jego pozycja negocjacyjna nie była najlepsza.
Okazało się jednak, że Zoll siedział cicho, podczas gdy panna Durand rozprawiała z nim o tych wszystkich kruczkach prawnych. I nawet, jeżeli nie rozumiał całego tego bełkotu, przeglądał skrupulatnie każdy omawiany fragment. Pouczono go wcześniej, na co ma zwracać największą uwagę, i miał to z tyłu głowy. A Zoll siedział cicho. I dobrze, Luca nawet się z tego cieszył. Zdecydowanie łatwiej było rozmawiać o interesach z osobą, z którą nie miał żadnych powiązań. Nawet jeżeli w przypadku tamtego mężczyzny to tylko Luca wiedział o tychże powiązaniach.
A gdy się zdecydował odezwać...
Luca zamarł w miejscu.
Nie umiał powstrzymać emocji, reakcji organizmu, która manifestowała się w szeroko otwartych oczach, przyśpieszonym oddechu, bledszej twarzy.
Alex...
...Alexie? — powtórzył, a jego głos irytująco się zatrząsł.
Nie rozumiał, jakim cudem ten facet mógł pomylić jego imię z imieniem jego byłego partnera, ale uderzyło to w niego mocniej niż chciałby się przyznać. I w tym momencie nie mógł już udawać, że nic to dla niego nie znaczyło, ale nie oznaczało to wcale, że nie zamierzał spróbować.
Nic się nie... — urwał, bo owszem, stało się. — Ja... Przepraszam, muszę na chwilę wyjść do toalety — użył możliwie najbanalniejszej wymówki, żeby po prostu móc opuścić tę salę, która nagle zrobiła się malutka jak pudełko zapałek.
Szukanie toalety w gąszczu korytarzy było bezcelowe, zresztą to nie jej potrzebował, dlatego udał się od razu na zewnątrz, do otwartej przestrzeni, na świeże powietrze. Oparł się o ścianę budynku, próbując uspokoić rozszalały oddech. To było idiotyczne. Czuł się idiotycznie. Taka drobna rzecz była w stanie wyprowadzić go z równowagi, mimo tego iż zapierał się że wyleczył się z uczuć do Alexa. Chyba się jednak mylił. Nienawidził go, naprawdę go nienawidził, ale najwyraźniej nie mógł się jeszcze w pełni pozbyć pewnego sentymentu, który nawiedził go gdy usłyszał to imię wypowiadane przez usta innego mężczyzny.
Musiał wziąć się w garść, musiał, nie miał zamiaru zrujnować sobie przyszłości przez jednego rudego, perfidnego gnoja.
Bardzo przepraszam — odezwał się, gdy wszedł ponownie do środka sali. Nadal był wewnętrznie roztrzęsiony, ale odzyskał na tyle kontroli nad sobą, by móc udawać opanowanego. — Możemy kontynuować. Poinformowałem już pannę Durand, że bardzo zależy mi na sprecyzowaniu zapisu o tym, że nie zamierzam przekazywać wytwórni pełni praw autorskich — zaznaczył.
Co do kwestii zarobków...nie wyglądało to kolorowo, zwłaszcza że praktycznie na samym starcie zaciągał pożyczkę od wytwórni, potrzebną na opłacenie kosztów nagrań, produkcji i promocji płyty. Ale to rozumiał, chociaż niewątpliwie mocno go to ograniczało. Jednak wydawało mu się, że będzie w stanie jakoś pogodzić to z pracą w klubie i udzielaniem lekcji z gry na fortepianie. Będzie ciężko, będzie musiał trochę poobcinać godziny pracy, ale skoro miał już swoje marzenie w zasięgu ręki, to zamierzał dokonać wszelkich poświęceń w kierunku jego spełnienia.
Nawet, jeżeli oznaczało to znoszenie obecności partnera jego byłej miłości.


YoungKitty - 2018-11-17, 22:32

Reakcja Novotnego mogła wydać się dziwna pannie Durand, ale dla Zolla była zupełnie zrozumiała. Niemniej, nie miał ochoty jej tego wyjaśniać. W zamian zapytał, czy póki ich artysta nie wróci, nie ma ochoty na kawę. Miała. Zaparzyli sobie po filiżance i akurat kończyli pić, rozmawiając niezobowiązująco, gdy wrócił Luca. Gdy usiadł, kobieta zapytała, czy nie chciałby się napić. Zaprzeczył, więc wrócili do zasadniczego celu spotkania.
Rozumiem. Jednakże potrzebujemy części pańskich autorskich praw majątkowych, aby też, że pozwolę sobie użyć tego potocznego wyrażenia, coś mieć z tego interesu — odpowiedział Yukihiro na oświadczenie muzyka, starając się, by jego uśmiech nie wyrażał zbytniej pewności siebie czy pobłażliwości. Wreszcie rozmowa znalazła się na takim torze, który przybierała przy każdym innym tego typu spotkaniu. Mógł tu polecieć wypracowanym przez lata pracy schematem.
— Chodzi przede wszystkim o prawo do rozporządzania pańskimi utworami oraz o czerpanie z tej działalności zysków — wtrąciła Giselle. — Natomiast nie znajdzie pan w tym szkicu żadnego zapisu, który ograniczałby pańskie autorskie prawa osobiste, do których należą między innymi decydowanie o pierwszym publicznym udostępnieniu utworów czy sygnowanie ich własnym nazwiskiem. Takie ograniczenia, choć powszechne, byłyby działaniem na granicy prawa, a takiego nasza wytwórnia nie podejmuje.
„Przynajmniej nie od kiedy zdobyła określoną pozycję na rynku” — uzupełnił w myślach Yuki. Nie było jednak potrzeby dzielić się tą informacją z żadną z młodych osób, z którymi siedział w sali. Przypomniało mu się powiedzonko wokalisty jednego z zespołów, z którym zawarł niedawno kontrakt. — „Przeszłość jest jak kupa, nie ma co jej rozgrzebywać, bo zacznie śmierdzieć”.
Proszę pamiętać, że wytwórnia także ponosi koszty, biorąc pana pod opiekę. Z nami zyskuje pan dostęp do podmiotów, z którymi jako samodzielny artysta prawdopodobnie nie mógłby pan nawiązać współpracy. A my zyskujemy, kto wie, być może wschodzącą gwiazdę? — tu puścił Novotnemu oczko, dopiero post factum zdając sobie sprawę, że przy tym artyście może należało sobie to odpuścić. Takie przełamanie mimiki zazwyczaj sprawiało wrażenie, że oprócz bycia przedstawicielem wytwórni jest także człowiekiem, któremu zależy na nawiązaniu przyjacielskiej relacji. Szczególnie dobrze sprawdzał się ten perswazyjny (lub, jak powiedzieliby złośliwi, manipulacyjny) zabieg przy młodych i niewinnych piosenkarkach, ale w przypadku byłego Alexa mogło przynieść zgoła odwrotny skutek. Temu w następnym zdaniu wrócił do oficjalnego tonu, mając nadzieję, że Luca zignoruje wcześniejszy gest i mniej profesjonalne sformułowania. — Dlatego liczymy na partnerski układ, w którym obie strony otrzymują profity stosowne do wniesionych nakładów pracy.


Gazelle - 2018-11-18, 00:23

Musiał się naprawdę pilnować przed tym, żeby nie powiedzieć czegoś idiotycznego przy Zollu. Czegoś, co potencjalnie mogłoby zrujnować jego jeszcze nawet nierozpoczętą karierę, w końcu ten mężczyzna z pewnością nie był szeregowym pracownikiem w tej wytwórni, a kimś znaczącym.
Siedział przed nim i słuchał uważnie jego, i kobiety z działu prawnego. Cóż, nie cackali się ze stawianiem sprawy jasno. Ale to dobrze. Chciał w ogóle podpisać ten kontrakt w końcu i jak najszybciej stamtąd zniknąć. I miał nadzieję, że już od tamtego czasu nie będzie mieć okazji zbyt często się widywać z facetem Alexa. Starał się być opanowany, nie wzruszony, ale nie mógł ręczyć za to, czy do jego wzroku nie przedarła się aby odrobina wrogości.
W porządku, rozumiem. Ale chcę mieć to wszystko jasno sprecyzowane, bez przestrzeni do ewentualnych nadużyć. Wiem, że państwa wytwórnia ma dobrą opinię i chwali się ją w kontekście traktowania artystów, jednak mimo wszystko lubię mieć wszystko ustalone, czarno na białym — wyjaśnił. Oczywiście, że mu zależało. Cholernie mu zależało na tym kontrakcie. Ale, musiał dbać o siebie. Uważać na to, aby nie wpaść w czarną dziurę. Popchnięty być może przez tego pieprzonego Zolla. Pewnie Alex czekał na niego w ich wspólnym domku, czy tam mieszkanku. Może adoptowali zwierzątko. Może już się zaręczyli. Może...
W jego głowie pojawiały się kolejne irytujące myśli, które przeszkadzały mu w skupieniu się. Niedobrze.
Zacisnął wargę, bo musiał pilnować się już wyjątkowo mocno, gdy ten facet śmiał puścić mu oczko, jakby byli pieprzonymi dobrymi znajomymi. Co za tupet. On nie zamierzał być przyjacielski. To był tylko biznes.
Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę — powiedział niemalże zimnym tonem. — Dlatego mam nadzieję, że traktujecie państwo kwestię partnerstwa poważnie. Nie ukrywam, że zależy mi na współpracy z wytwórnią, którą państwo właśnie reprezentujecie w jej siedzibie, ale zależy mi także na swoich interesach, to chyba naturalne. Chcę mieć swoją przestrzeń artystyczną, i żeby moje utwory były moje, a nie pod całkowitym zarządem wytwórni, na tym kończy się moja lista wymagań — oznajmił. Bo co do kontraktu w zasadzie nie miał zastrzeżeń. Przynajmniej o tyle, o ile udało mu się zrozumieć prawniczy bełkot.
Trzymał dłonie cały czas na kolanach. Może gdyby ułożył je na stole wyglądałby na bardziej pewnego siebie, ale był nieco roztrzęsiony incydentem sprzed kilku chwil, i nie zamierzał się z tym demaskować.


YoungKitty - 2018-11-18, 01:48

„Kurwa mać” ― zaklął szpetnie w myślach Zoll, widząc napiętą pozycję ciała muzyka i jego zaciśnięte wargi. ― „Świetnie, nie ma to, jak zrazić do siebie artystę już na samym początku”. Doskonale rozumiał, czym się naraził (poza tym bezmyślnym puszczaniem oczka). Partnerstwo to słowo, mające mnóstwo synonimów, a i tak użył akurat tego słowa, które budzi skojarzenia ze związkiem. To o tyle kłopotliwe, że jeśli podpiszą kontrakt, Yukihiro prawdopodobnie zostanie agentem Novotnego, przynajmniej przez jakiś czas.
To była jego stała praktyka ― do czasu wydania pierwszej płyty lub singla, czasem do pierwszej trasy koncertowej ― na samym początku pełnił funkcję agenta nowej gwiazdy, dopiero później przekazując ją pod opiekę kogoś innego, samemu powracając do roli rekrutera Blue Catch Records. Nie każdy pracownik mógł sobie pozwolić na takie metody pracy, ale Yuki miał dość szczególną pozycję w wytwórni. Był (wciąż jest) jednym z tych, którzy pracowali w firmie od samego początku i którzy najskuteczniej działali na jej rzecz. Niemniej, jeśli uda mu się doprowadzić do podpisania tej umowy, chyba będzie musiał dla dobra swojego, pracodawcy i przede wszystkim, młodego człowieka, którego miał przed sobą, zmienić ten nawyk. Przynajmniej w tym jednym przypadku.
Uważnie wysłuchał tego, co Luca (zdecydowanie tonem dalekim od neutralnego, o przyjaznym już nawet nie wspominając) miał do powiedzenia. Widział, że panna Durand już otwiera usta, żeby zacząć tłumaczyć Novotnemu, że w języku prawników autorskie prawa osobiste oznaczają także i to, o czym artysta mówił, ale powstrzymał ją delikatnym, prawie niedostrzegalnym, gestem dłoni. Na szczęście kobieta zauważyła i pozwoliła, aby on się tym zajął.
Zapewniam, że traktujemy tę kwestię z należną jej powagą i godnością, o czym świadczy też nasza renoma, o której pan wspomniał. Nikt nie odmawia panu prawa ani do autorstwa utworów, ani do ich treści, ani do posiadania przez pana przestrzeni artystycznej. Przeciwnie, jesteśmy tu dziś po to, żeby zapewnić panu jak najlepsze warunki. Jeśli wyrazi pan takie życzenie, nasza współpraca może się ograniczać do absolutnego minimum lub zacieśnić się, aż do sponsorowania wypadów do klubów czy na drogie wakacje, celem zapewnienia inspiracji, włącznie ― prawdę mówiąc, w całej historii wytwórni zdarzył się tylko jeden taki przypadek, ale Zoll uznał, że ważny jest sam fakt, nie częstotliwość jego występowania. ― Chcemy jedynie, by te inwestycje nam się zwróciły, szczególnie jako pieniądze z działań związanych z szeroko pojmowaną sprzedażą i marketingiem.
Zauważył z pewnym rozbawieniem, jak Giselle przewróciła oczami. Wyraźnie nie podobało jej się mówienie o zapisach umowy w tak trywialny sposób, ale Yuki wiedział (no, wiedział to może za dużo powiedziane, raczej odnosił wrażenie), że taki język przemówi do młodego mężczyzny bardziej aniżeli piękne, acz skomplikowane sformułowania używane przez prawników.


Gazelle - 2018-11-18, 15:25

Skinął głową, po uważnym wysłuchaniu słów Zolla. Chociaż nadal ciężko było być uważnym, gdy w środku się w nim dosłownie kotłowało. Sam nie rozumiał, dlaczego odczuwał aż tak intensywne emocje wobec tego mężczyzny. Przecież minęło już pół roku, cały czas powtarzał sobie że wyleczył się z uczuć do Alexa, a mimo to...
Przymknął na moment oczy i westchnął.
Rozumiem — powiedział w końcu, bardziej neutralnym i opanowanym tonem. To było jasne i kompletnie zrozumiałe, że wytwórni zależało na zysku. Przecież to nie była organizacja charytatywna, a oni de facto dokonywali między sobą długoterminowej transakcji.
Sam, jako dusza niewątpliwie artystyczna, nie posługiwał się językiem biznesu; w ogóle nie rozumiał tego świata. Świata jak pozbawionego emocji, sentymentów.
Właściwie, naszła go gorzka myśl, zaczynam rozumieć, dlaczego Alex wybrał kogoś akurat z tego świata.
On tak nie potrafił. Mieć po prostu wszystko gdzieś, skupić się jedynie na zysku, kalkulować każdą najmniejszą rzecz. On chciał po prostu tworzyć, i być w tym możliwie jak najbardziej niezależny, ale zdawał sobie sprawę z tego że żeby spełnić swoje marzenia musiał iść na jakieś ustępstwa. Nie podobało mu się to, ale życie nie zawsze było kolorowe.
Mam nadzieję, że żadna ze stron nie okaże się zawiedziona. Ze swojej strony mogę zapewnić, że będę wkładał maksymalny wysiłek w to, żeby produkt końcowy był jak najlepszy — zapewnił. Co do granic współpracy...definitywnie wolał, żeby ograniczała się ona do minimum. Nie interesowało go życie gwiazdy, absolutnie nie z taką myślą tworzył muzykę. Zresztą, sam nie był pewien tego, czy jego muzyka mogła w ogóle przebić się do mainstreamu, nie miała przecież tego typowo popowego brzmienia. W swoich kompozycjach lubił się bawić, mieszać gatunki, eksperymentować, przez co był dosyć wszechstronny. Co było zarówno wadą, jak i zaletą.
W takim razie, możemy podpisać ten kontrakt? — spytał w końcu. Już nie miał ochoty na dalszą rozmowę, chciał mieć to już uklepane, mieć kontakt w garści, zapewnienie, że tak, może już myśleć o własnej płycie, że wkroczył na ścieżkę własnego marzenia.


YoungKitty - 2018-11-23, 19:02

Zoll był profesjonalistą, dlatego też nie zaklaskał z radosnym uśmiechem w dłonie, gdy artysta wyraził chęć podpisania kontraktu, choć trochę miał na to ochotę. Takich oporów nie miała jednak siedząca obok niego kobieta. Młoda Francuzka szybkim ruchem zgarnęła umowy leżące przed oboma panami, niemalże zrzucając przy tym ze stołu jedną z pustych już filiżanek po kawie. Następnie wyjaśniła naprędce, nieświadomie przeplatając angielski z ojczystym językiem, że to tylko szkice, ale dział prawniczy ma już gotowe właściwe teksty, więc je wydrukują, oraz że zaraz wróci i to ze swoim opiekunem praktyki, ponieważ sama nie ma jeszcze uprawnień do uczestnictwa w zawieraniu takich umów. Po wygłoszeniu takiego monologu prawie biegiem opuściła salę.
Przepraszam za koleżankę. Panna Durand jest stażystką i to był pierwszy raz, kiedy brała udział w takich rozmowach i stąd dość… entuzjastyczna reakcja na to, że zdecydował się pan na podpisanie kontraktu — powiedział Yukihiro, głównie po to, by uniknąć niezręcznej ciszy.
Z doświadczenia wiedział, że choć Giselle zapewniła, że wróci za krótką chwilkę, w rzeczywistości mogło to potrwać nawet ponad kwadrans. Dlatego też zdecydował się zaproponować wyjście na niewielki balkon, położony za zakrętem korytarza prowadzącego do sali konferencyjnej, w której aktualnie się znajdowali. Miejsce to pracownicy wytwórni nazywali palarnią, choć w oficjalnych dokumentach figurowało jako dodatkowa droga ewakuacyjna, ze względu na odchodzące od niego zewnętrzne schody, prowadzące do tylnego wyjścia.
Pali pan, panie Novotny? — zapytał, wyciągając z teczki nie, jak można by się spodziewać, paczkę papierosów, ale prawdziwe kubańskie cygara w ozdobnym opakowaniu. Przyjaciółka sprawiła mu taki prezent na ostatnie urodziny. Starał się nie zużyć ich zbyt szybko, ale jakoś tak lubił je mieć przy sobie. Zresztą, podpisanie umowy było chyba na tyle uroczystą okazją, że mógł sobie pozwolić na wykorzystanie jednego czy dwóch. A przynajmniej tak to sam przed sobą usprawiedliwił. Między cygarami leżała też zapalniczka ze wzorem w hawajskie kwiaty. Pamiątka z wakacyjnego wyjazdu. Kolejna z rzecz przypominająca o świeżo zakończonym związku. Cholera, chyba będzie musiał ją jak najszybciej zużyć i kupić nową. Miał nadzieję, że nie było po nim widać, że ten mały przedmiot poruszył w jego sercu jakąś strunę. — Zanim wróci panna Durand z pewnością zdążylibyśmy wyjść na świeże powietrze i wypalić po jednym.


Gazelle - 2018-11-23, 21:42

Nie szkodzi, tak właściwie to było bardzo sympatyczne — odparł, a na jego wargach po raz pierwszy od początku spotkania pojawił się cień uśmiechu. Stażystka pewnie była trochę starsza od niego, ale i tak w tamtym momencie uderzyła w niego jej młodzieńcza energia, której jemu ostatnio brakowało. A kiedyś sam miał jej sporo. Przez ostatnie miesiące czuł się tak, jakby postarzał się co najmniej o dekadę, i bardzo mu się to nie podobało. Dopiero gdy wrócił do żywych, znowu zajął się muzyką, znalazł pracę, dopiero wtedy zaczął pojawiać się cień dawnego Luki.
Wkurzało go to. Wkurzał go przede wszystkim fakt, jak ogromny wpływ wywarło na nim rozstanie z Alexem. Alex nie był tego wart, w końcu dojrzał do myślenia w taki sposób, ale to nie cofało wszelkich szkód, które już się wydarzyły.
Chociaż, kto wie, może ostatecznie mu to wyjdzie na dobre? Póki co wszystko na to wskazywało. Przecież...właśnie podpisywał kontrakt z liczącą się w branży wytwórnią. Spełniał swoje marzenie. Niestety wciąż nie potrafił się z niego w pełni cieszyć, ale wiedział, jak ważne było to wydarzenie, jak zmieniało to jego życie.
Nie sądzi pan, że teraz powinien mnie pan raczej odwodzić od palenia, zamiast wysuwać tego typu propozycje? — odpowiedział pytaniem, uśmiechając się półgębkiem. — Nie, nie palę. Muszę dbać o swój instrument — wskazał na swoje gardło. Nigdy go też na szczęście nie ciągnęło do nikotyny. Uniósł lekko brew, widząc opakowanie, jakie wyciągnął ze swojej teczki Zoll, ale szybko się zreflektował. No tak, poważny reprezentant wytwórni musiał się przede wszystkim reprezentować, czyż nie?
Chociaż sam uważał palenie cygar za mocno pretensjonalne.
Jednakże chętnie skorzystam ze świeżego powietrza — dodał w końcu. Z dwojga złego wolał to, od zostania sam na sam w tym pomieszczeniu z Zollem. Na zewnątrz przynajmniej miał więcej przestrzeni, a w tej sali czuł się jakby się dusił. I to nie z powodu kiepskiej wentylacji, bynajmniej. Po prostu czuł w powietrzu tę niezręczną atmosferę, która była tak ciężka że dosłownie wgniatała go w podłogę.


YoungKitty - 2018-11-24, 01:07

O ile nie jest to koniecznie, staram się raczej nie matkować moim muzykom. Część z nich nie przepada za zbytnim dbaniem o nich w innych materiach niż finansowa, najdelikatniej rzecz ujmując. Poza tym, czym byłoby życie bez drobnych, grzesznych przyjemności? — zaśmiał się Zoll, wyjmując jedno z cygar i zapalniczkę. Opakowanie delikatnie zamknął i schował z powrotem do teczki. — Mam jednak nadzieję, że nie będzie panu przeszkadzało, jeśli ja zapalę?
Gdy Novotny zgodził się na propozycję wyjścia, obaj wstali i podeszli do wyjścia.
Zapraszam — powiedział Yukihiro, puszczając Lucę przodem. — Korytarzem prosto i w prawo.
Przez krótką chwilę szli w milczeniu, aby po chwili znaleźć się przed drzwiami oznaczonymi jako PAL-arnia!!! — ta odręcznie napisana kartka stanowiła hermetyczny i prawdę mówiąc, mało zabawny żarcik pracowników wytwórni. Gdy przez nie przeszli, znaleźli się na balkonie, który nie grzeszył rozmiarem. Za to widok z niego był całkiem niezły. Znajdowali się akurat na takiej wysokości, z której między budynkami, po drugiej stronie ulicy, można było dostrzec zadbany skwer z fontanną, przynależący do administracji otaczających go trzech niskopoziomowych bloków. Niczym mała oaza w miejskiej dżungli. Obrazek ten stanowił jednak jedyny plus istnienia balkonu. Przestrzeni na nim było akurat tyle, żeby dwie osoby mogły stanąć, zachowując pole przestrzeni osobistej. Tylko gdyby pojawił się ktoś trzeci — chcący wejść odchodzącymi zeń zewnętrznymi schodami bądź też akurat tędy wyjść z wnętrza budynku, zapewne musieliby się zbliżyć na siebie na tyle, że naruszyliby swoje przestrzenie intymne, co z kolei wywołałoby pewien dyskomfort. Zoll niemalże modlił się, by to nie nastąpiło, a przynajmniej nie dopóki nie przełamie lodów. Głównie w tym celu zdecydował się na opuszczenie sali konferencyjnej. Dobre stosunki z podopiecznymi bardzo ułatwiały pracę. Oczywiście wiedział, że w przypadku Lukiego, będzie pewien temat, którego trzeba będzie unikać jak ognia. Temat miłości i ostatniego związku. Zdecydował się za to na poruszenie nieco tematu, który mógł wzbudzić nieco bardziej pozytywne emocje. Taki, o którym artyści zawsze dość chętnie opowiadali.
Panie Novotnya może inaczejLuca, o ile mogę ci mówić po imieniu — zapytał, opierając się swobodnie o metalową barierkę równie czarną jak własne oczy, choć nieco bardziej przykurzoną i spoglądając na młodego mężczyznę znad jeszcze niepodpalonego cygara. — Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?


Gazelle - 2018-11-24, 22:22

Zostawił w gębie uwagę o tym, że akurat w przypadku śpiewania to wypadałoby mu się przejmować kwestią palenia. W końcu jego głos to coś, na czym wytwórnia miała opierać swój zysk z kontraktu z nim, prawda? Wprawdzie, w porządku, nie tylko głos, ale jego zdaniem to było jednak dosyć kluczowe.
Wzruszył ramionami, bo przecież już powiedział Zollowi, że i tak z nim pójdzie.
Gdy wyszli na palarnię...spodziewał się czegoś większego, szczerze. Budynek wytwórni był ogromny, nowoczesny, a palarnia sprawiała kontrastująco skromne wrażenie. Być może to po prostu była jedna z wielu palarni wytwórni, to było najbardziej racjonalne wytłumaczenie. Zachował dystans od Zolla, na tyle, na ile mógł, i oparł się o barierkę, w milczeniu patrząc przed siebie na dosyć sympatyczne widoki znajdujące się pod nimi. I nawet gdy towarzyszący mu mężczyzna w końcu się odezwał, Luca nie obdarzył go spojrzeniem. Może to było niegrzeczne, ale znajdując się tak blisko siebie nie za bardzo chciał łapać z nim kontakt wzrokowy.
Zoll jednak nie zamierzał mu tego całkowicie odpuścić, samemu opierając się o tę nieszczęsną barierkę i gapiąc się na Lucę. Średnio podobała mu się ta próba spoufalania się, ale miał szczerze mówiąc gdzieś to, czy Zoll będzie na niego mówił per pan, czy nie. To była idiotyczna kwestia wydumanej kurtuazji.
Zresztą, brunet i tak nie mógł popełnić faux pas. które skalą przysłoniłoby nazwanie go Alexem.
Jak się zaczęła...właściwie, to jeszcze zanim się urodziłem. Moja mama była śpiewaczką operową, a tata grał w zespole punkowym. Ten zespół wprawdzie był jedynie garażowy, nigdy niczego nie nagrali, ale w każdym razie od małego byłem otoczony muzyką. Gdy mama zrezygnowała z kariery, uczyła mnie śpiewu już gdy miałem pięć lat. I mam muzykę praktycznie we krwi. Kocham ją, daje mi siłę. — Uśmiechnął się melancholijnie. Ten temat był w stanie sprawić, że Luca stał się bardziej rozmowny, na chwilę zignorował fakt, z kim prowadził tę rozmowę. — To...to jest dla mnie najlepszy sposób na wyrażenie siebie, swoich emocji. Kocham równie mocno wykonywać, jak i tworzyć. I już na etapie szkoły podstawowej wiedziałem, że to jest moje marzenie: móc zajmować się w życiu muzyką. Do tego zmierzałem całe życie. I w końcu... — Przygryzł wargę. Udało mu się, w końcu mu się udało. I dopiero zaczynało docierać do niego to, jak bardzo było to realne. W końcu znajdował się już w budynku wytwórni, za chwilę miał podpisywać kontrakt, nie było powodu do tego, żeby być już dalej podejrzliwym i doszukiwać się niecnych motywów, dlatego postanowił w końcu spytać wprost: — Właściwie...czy może mi...pan — użył zwrotu grzecznościowego, w końcu Zoll nie powiedział mu jasno, że Luca też może zwracać się do niego na ty. — ...powiedzieć, co doprowadziło do tego, że zaproponował mi pan kontrakt? Bo to nie był przypadek, że akurat tamtego wieczoru zajrzał pan do klubu, czyż nie? — W końcu na niego spojrzał, mierząc go uważnym spojrzeniem. Przecież kojarzyłby takiego klienta, gdyby kiedykolwiek wcześniej raczył odwiedzić jego miejsce pracy. Więc to nie mogło być tak, że regularnie tam zaglądał, wyszukując talentów.
Przez głowę przebiegła mu chyba głupia myśl. Bo co jeżeli...Alex rzeczywiście miał z tym coś wspólnego, ale nie w ten sposób, o jaki podejrzewał go Luca? Może on...chciał zrobić coś miłego dla Luki? Przecież wiedział o tym, jakie jest jego marzenie, a mając chłopaka pracującego w wytwórni, mógł mu załatwić ten kontrakt, szepcząc Yukihiro tylko słówko. Alex miał umiejętność skutecznej perswazji, niewątpliwie. Był czarujący, i Luca również padł ofiarą tego czaru.
Jeżeli to byłaby prawda, to Luca sam nie wiedział, jak by się z tym poczuł. Bo z jednej strony, to byłoby niewątpliwie cholernie miłe ze strony jego byłego chłopaka, poza tym Luca sobie na to zasłużył po tym, jak Alex go potraktował, ale z drugiej... Wolałby, żeby Zoll sam go odkrył. Żeby okazało się, że przedstawiciel wytwórni naprawdę dostrzegł w nim coś wyjątkowego, coś, co sprawiało że zdecydował się zwerbować go do tejże wytwórni.


YoungKitty - 2018-12-08, 01:41

Pytanie przyniosło oczekiwany skutek, bo muzyk rzeczywiście się rozgadał.
Rzeczywiście, nie był to przypadek — przyznał Zoll. Normalnie zbyłby pewnie młodego artystę jakimś żartem lub frazesem o niebywałej wyjątkowości, ale niespodziewanie nawet dla samego siebie, zdecydował się na szczerość. Chyba wciskanie kitu po tak szczerej wypowiedzi podświadomie wydało mu się kompletnie niemoralne. — Kiedyś, gdy Blue Catch Records było jeszcze na początku swojej ścieżki jako wydawnictwa muzycznego, rzeczywiście zdarzało się, że wpadałem na wariata do mało znanych klubów, oferując wielkie kariery tym, którzy wydali mi się interesujący… A dziś jest to o wiele bardziej skomplikowany proces. Wytwórnia zatrudnia researcherów, którym płaci za łażenie w przeróżne, czasem dziwne miejsca i znajdywanie ciekawych ludzi. Później do gry wchodzą, tacy jak ja headhunterowie, poszukiwacze talentów. To my decydujemy o tym, czy danej osobie należy zaproponować kontrakt, a po jego podpisaniu zdarza się, że pełnimy też rolę agentów naszej nowo wschodzącej gwiazdy.
Tu przerwał na chwilę, aby w końcu podpalić cygaro. Głęboko się nim zaciągnął, po czym odwrócił się lekko i wypuścił dym, pilnując, by nie poleciał on w kierunku jego rozmówcy. Gdy ponownie spojrzał na Lukę, zwrócił szczególną uwagę na jego oczy. Czyżby widział w nich rozczarowanie? Byłoby ono zupełnie zbędne, w kontekście tego, co zamierzał powiedzieć dalej.
A jeśli chodzi o to, co doprowadziło do tego, że zaproponowałem ci kontrakt… Cóż, można powiedzieć, że sam zapracowałeś na swój sukces. W twoich utworach słychać tę pasję, o której mi mówiłeś. Można ją zobaczyć, gdy stajesz na scenie, przed jakąś widownią, całkowicie oczarowując ją swoją osobą. I to nie jest pusty komplement. Wierz mi lub nie, ale siedzę w tym biznesie wystarczająco długo, żeby rozpoznać talent, kiedy go spotkam. Problem leży w tym, że w dzisiejszych czasach talent to nie wszystko. Żeby przebić się do szerszych grup, a nawet mas ludzi i zarabiać na muzyce, przeważnie nie wystarcza SoundCloud czy YouTube. Jednak z wytwórnią staje się to znacznie łatwiejsze. O ile oczywiście jest to uczciwy biznes, w którym żadna ze stron nie chce oszukać drugiej. Taki, jaki chcemy dziś zawrzeć.
Tu ponownie przerwał wypowiedź i kontakt wzrokowy, ponownie skupiając się na dymiącym cygarze. Przeszła mu przez głowę myśl, że być może powiedział zbyt wiele o procesach rządzących pracą wytwórni. Dla Yukiego to była rutyna, więc opowiadanie o meandrach życia zawodowego nie sprawiało mu większego problemu. Jednak zastanawiał się, czy jego artysta (podświadomie zaczął uważać Novotnego za swojego podopiecznego, mimo że ten nie podpisał jeszcze umowy) nie poczuł się trochę przytłoczony wylewającym się z ust przedstawiciela Blue Catch Records potokiem informacji.


Gazelle - 2018-12-14, 13:05

Ach, czyli Alex nie miał z tym nic wspólnego… Niepotrzebnie się łudził, i niepotrzebnie robił sobie nadzieję, że jego były chłopak nadal żywił do niego jakiś pozytywny sentyment. Cóż, oto życie – pełne beznadziejnych rozczarowań, zwykła proza dnia codziennego. Chyba powinien się cieszyć, że ten cały Zoll dostrzegł w nim coś wyjątkowego, coś, co sprawiło, że otrzymał propozycję kontraktu, ale jego uczucia związane z tym wszystkim nadal były słodko-gorzkie, i niestety to trochę zaburzało jego radość ze spełnionego marzenia.
Był naiwnym, zranionym kretynem, ot co.
Zoll złapał z nim kontakt wzrokowy i zaczął obsypywać go tymi wszystkimi pochwałami. I było mu miło, rzeczywiście, świadomość tego że komuś naprawdę podobał się jego występ i dostrzegał w nim talent była niezwykle miła, ale, wciąż… Nie umiał się w pełni przekonać do tego faceta, nawet gdy prowadzili taką w miarę normalną rozmowę. Niemniej, jego usta wykrzywiły się w grymas, który przypominał uśmiech. Jako artysta nie mógł usłyszeć lepszego komplementu. I przecież na tym mu zależało, żeby spełniać swoje marzenia tylko poprzez swoją pracę, i swoje umiejętności, nie drogą znajomości.
Kusiło go, żeby spytać o Alexa.
Czyli… dobrze rozumiem, że zostanie pan moim agentem? — spytał, bo ta część wypowiedzi mężczyzny wyjątkowo utkwiła mu w głowie. Wolałby, żeby nie… chciałby mieć z nim najmniej do czynienia. Ale nie mógł przecież kaprysić, jeżeli takie były zasady. A jeżeli w zamian miał otrzymać uczciwy kontakt, to to było chyba całkiem fair.
Właściwie, mam jeszcze jedno pytanie — odezwał się nagle, zanim zdołał w ogóle pomyśleć nad swoimi słowami. — Czy mógłby mi pan powiedzieć, co słychać u…
— Ooo, to jest nasz nowy nabytek? — przerwał mu obcy głos, idący w parze z odgłosem otwieranych drzwi. Ta cholernie mała przestrzeń sprawiła, że musiał zbliżyć się do Zolla zdecydowanie bardziej, niż by sobie tego życzył, żeby nowoprzybyła osoba mogła się w ogóle zmieścić na tym balkoniku. — Jestem Kyree, nie lubię gdy mówi się do mnie per pan, jestem producentem i jeżeli będę mieć szczęście to popracujemy razem. — Mężczyzna puścił mu oczko po tym zwięzłym przedstawieniu się. — A jak nazywa się nasz nowy artysta?
Luca — odparł i uścisnął wyciągniętą dłoń. Niemalże stykał się ciałem ze stojącym obok Zollem i czuł się z tym bardzo niekomfortowo.
— Jak Yuki da ci w końcu spokój, to wpadnij do mnie. Pokażesz mi, co potrafisz — powiedział postawny mężczyzna, wyciągając z kieszeni papierosa. — Będę w sali 304, to jest na trzecim piętrze, praktycznie na przeciwko windy.
Jasne. — Przypieczętował te słowa skinięciem głowy, próbując nie skrzywić się od dymu, który otaczał go z obu stron, gdy stał ściśnięty między dwoma facetami. W tym jeden był facetem jego byłego, z którym wolał jednak nie mieć żadnego fizycznego kontaktu. No cholera.


YoungKitty - 2018-12-16, 02:31

Zanim zdążył odpowiedzieć na pytania, które zaczął zadawać Luca, ich spokój został nagle zakłócony. Nowoprzybyły na moment zdominował to przypadkowe spotkanie.
Kto tu komu nie daje spokoju, Kyree? — zapytał Zoll producenta z udawaną naganą w głosie, gdy ten przerwał na chwilę zagadywanie Novotnego. Nie, żeby mógł mu takowej udzielić. Kyree stanowił chodzące uosobienie wielu typowo amerykańskich cech, był głośny, wesoły i zawsze żywo interesował się każdą nowo napotkaną osobą, przez co czasem można było odnieść wrażenie, że kompletnie brak mu taktu. Jednak jego pozycję w wytwórni budowały oczywiście pieniądze, których miał wystarczająco wiele, by móc inwestować w nawet najbardziej ryzykowne projekty. Co czyniło go dość cennym członkiem Blue Catch Records. — Nie dziwi mnie wcale, że taka gaduła i plotkarz jak ty, pojawia się na palarni akurat w chwili, gdy jestem tu z naszą wschodzącą gwiazdą.
— No wiesz co, Yuki! Ranisz moje uczucia! Poza tym to wolny balkon, mamy takie samo prawo tu być! Jeśli liczyłeś na, jak to mówią francuzi, tête-à-tête to trzeba było wybrać ustronniejsze miejsce! — zaśmiał się producent. Yukihiro słuchał jego paplaniny jednym uchem. Zauważył, że ściśnięty między nimi artysta, najwyraźniej nie czuł się zbyt komfortowo. Więc choć headhunterowi żal było wyrzucać dopiero co zapalone cygaro, zdecydował się jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
À propos języka francuskiego, to panna Durand pewnie nas szuka, więc będziemy się zbierać. Wyszliśmy tylko na chwilę, zaraz będziemy podpisywać kontrakt.
— A to pewnie, lećcie. Im szybciej nasz młody przyjaciel będzie mógł mi pokazać, co umie, tym lepiej dla nas wszystkich! Do zobaczenia, mam nadzieję!
Pożegnali się i poszli. Zoll puścił Novotnego przodem, samemu zamykając za nimi drzwi. Nie mógł się powstrzymać od westchnienia. To nawet nie tak, że jakoś szczególnie nie lubił tego ze swoich współpracowników. Po prostu Kyree bywał czasem jak picie alkoholu — fajne do pewnego momentu, a w nadmiarze szkodliwe i męczące.
Wiesz — zaczął, gdy wracali tą samą drogą, którą uprzednio przyszli. — Nie musisz do niego iść, jeśli nie masz ochoty się przed nim prezentować. Nie jest jedynym producentem w tej wytwórni. Tak samo, jak ja nie muszę być twoim agentem, jeśli nie zechcesz, żebym nim był. Niemniej, każdy producent i agent mogą mieć pod opieką określoną liczbę twórców. Dlatego, jeśli zależy ci na szybkim rozpoczęciu pracy, najłatwiej będzie, jeśli to właśnie ja będę pełnił tę funkcję.
Przemilczał, że Kyree również byłby najodpowiedniejszym współpracownikiem na ten moment. Miał cichą nadzieję, że uda mu się przekonać kogoś innego. Kogoś z kim lepiej mu się współpracowało. Może Delilah miała akurat wolne miejsce? Będzie musiał się z nią później skontaktować.
Po wejściu do sali konferencyjnej stało się jasne, że stażystka jeszcze nie zdążyła załatwić sprawy kontraktu. Dlatego też mogli bez przeszkód kontynuować rozmowę.
Zdaje się, że zanim przyszedł Kyree, chciałeś o coś jeszcze spytać?


Gazelle - 2018-12-19, 01:01

Naszą wschodzącą gwiazdą.
Jakże dziwnie to brzmiało, gdy Luca uświadomił sobie, że mowa była o nim. Gwiazda, gwiazda… tym miał się stać, gwiazdą? Czy tego chciał? Chciał tworzyć muzykę… robić to, co kocha, dzielić się z tym światem – i, owszem, również to spieniężyć. W końcu nie mógł żyć samymi marzeniami, albo z pracy w klubie (nie, żeby było to samo w sobie czymś złym), czy udzielaniu lekcji gry na pianinie dzieciakom. Ale gwiazda… to brzmiało tak abstrakcyjnie. Nie potrafił tak o sobie myśleć. I na tym miał polegać ten kontrakt? Że będzie promowany na gwiazdę? Miał co do tego mocno mieszane uczucia.
Skrzywił się na sekundę, słysząc z ust producenta o tête-à-tête. Jeszcze czego. Nie z tym facetem.
Chociaż to właśnie ten facet chwilę później uratował go od dalszego ciągnięcia rozmowy w tej mocno niekomfortowej pozycji. Pożegnał się z Kyree, uśmiechając się naprawdę szczery, bo mimo wszystko wywarł na nim pozytywne wrażenie. Był sympatyczny, otwarty, ta pogodna aura wisząca ponad nim sprawiała, że nawet się aż tak nie stresował pokazać przed nim swoich umiejętności.
Czuł się co najmniej dziwnie, gdy Zoll po raz kolejny puścił go w drzwiach przodem, niby takim dżentelmeńskim gestem dobrze wychowanego reprezentanta wytwórni. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, że trochę się czepiał, bo to przecież była tylko kwestia kurtuazji, ale i tak go to trochę drażniło.
…nie muszę być twoim agentem, jeśli nie zechcesz, żebym nim był.
To właściwie było dla niego najważniejsze z całej następnej wypowiedzi Zolla. I dawało mu nadzieję, poprawiało nastrój. Bo gdyby faktycznie się udało, to czułby się o tyle swobodniej.
Zbliżając się do sali konferencyjnej, postanowił że tym razem sam siebie wpuści do środka, nie pozwalając Zollowi na dalsze szarmanckie gesty, ale niestety – brunet ponownie go uprzedził.
To już nieważne — odparł, ucieszony w głębi siebie że nie udało mu się dokończyć treści tamtego pytania. Skąd mu się nagle wzięła chęć spytania go o Alexa? To było takie idiotyczne, że sam siebie musiał wewnętrznie skarcić. Jednakże to i tak nie był koniec popisów jego wyjątkowo – tego dnia przynajmniej – niefrasobliwego języka: — Nie sądzi pan, że gdyby został pan moim agentem byłoby to dosyć… niezręczne? — wypalił, siadając na swoim miejscu. I od razu otworzył szeroko oczy i lekko uchylił usta, zaszokowany sam sobą. Oczywiście, oczywiście, nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby nie nawiązać do Alexa! Nie mając nawet pewności, czy Zoll naprawdę wie. Po prostu musiał powiedzieć swoje, ot Luca Kretyn Novotny.


Opatrzność Boża - 2019-01-12, 10:53

 

Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ