Yaoi - Press Play
Gazelle - 2018-11-10, 23:56
Temat postu: Press Play
Luca Novotny
Dwudziestojednoletni
pół-Włoch, pół-Słowak z pochodzenia, narodowości amerykańskiej,
przydługawe brązowe włosy, ciemne oczy, oliwkowa skóra i sto
osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Muzyka, muzyka, muzyka.
***
Strumming my pain with his fingers
Singing my life with his words
Killing me softly with his song
Killing me softly with his song
Telling my whole life with his words
Killing me softly with his song
Całe pomieszczenie wypełnił miękki głos, wspomagany mikrofonem i ciszą. W
końcu w ciszy słychać więcej, bywała czasami najlepszym akompaniamentem
dla głosu. Po tym wstępie zaśpiewanym acapella pogładził delikatnie
palcami klawisze i zaczął grać melodię na fortepianie.
I heard he sang a good song, I heard he had a style
And so I came to see him, to listen for a while
And there he was, this young boy, a stranger to my eyes
Jego wargi niemalże obejmowały czubek mikrofonu. Dzięki temu mógł
wydawać z siebie delikatniejsze dźwięki, mając pewność że wszystkie
zostaną wyłapane przez sprzęt nagłaśniający. Przymknął oczy, wygrywając
melodię którą znał od serca. Ta piosenka była mu bliska, miał związane z
nią wspomnienia, które z perspektywy czasu smakowały słodko-gorzko. Ale
czyż to właśnie nie była esencja tego utworu?
Przy drugim refrenie odsunął się nieco od mikrofonu, pozwalając sobie na
to żeby otwierać szerzej usta i zabrzmieć zdecydowanie mocniej i
głośniej. Pozwolił sobie trochę przearanżować utwór, ale zmiany były
naprawdę minimalne, zwyczajnie dostowane pod jego głos i jego
interpretację. Zresztą, nie przepadał za coverami które brzmiały jak
kalka oryginału. W swoje wykonanie zawsze chciał włożyć coś od siebie.
Kochał to. Z całego serca. Nawet, jeżeli publiczność przed którą
występował była dosyć skromna, a część obecnych pewnie nie zwracała
uwagi na to co się dzieje na scenie, to i tak był wdzięczny, że miał
możliwość podzielić się muzyką – swoją czy nieswoją, nieistotne, bo i
tak rzecz sprowadzała się do tego jak on tę muzykę odczuwał i jakie
uczucia chciał przez nią przekazać. Ten przekaz mógł docierać tylko do
jednej osoby, ale to i tak było cudowne.
— Teraz chciałbym zaprezentować moją
autorską kompozycję. Jesteście, droga publiczności, moimi obiektami
testowymi, mam nadzieję że czujecie się z tym okej — roześmiał
się, zwracając się do ludzi pod niewielką sceną. Zupełny kontrast w
stosunku do emocji które prezentował podczas wykonania poprzedniego
utworu.
Uśmiechnął się delikatnie do siebie samego, a palce ponownie wróciły na fortepian.
You said, and you were right
That world is all a lie
I thought, and I was wrong
That truth is somewhere along
I saw it in your eyes,
They seemed so truthworthy
How could your smile
The holy, glowing smile
How could it hide so much?
Why did it become so fake?
Well, I know now
That you're a compulsive liar, baby
You want it all
You're ready to take the price
You're feeding by the naive
All for you, honey
Please, just rot in hell
Kontynuował kolejne wersy, coraz dynamiczniej uderzając w klawisze.
Niczym burza, która rozszalała się na dobre i była gotowa uderzać
wszystkimi negatywnymi, gorzkimi uczuciami dookoła.
To była prawdopodobnie najbardziej osobista piosenka, jaką kiedykolwiek
napisał. I właśnie z tego powodu chciał się nią podzielić. Chciał wylać z
siebie w końcu tę żółć, która truła go od środka.
Doprawdy, w życiu by się nie spodziewał, że osoba którą tak mocno
kochał, z którą planował wspólną przyszłość, zaatakuje go tak perfidnie
nożem prosto w serce. Kiedy dowiedział się, że wybrał innego mężczyznę
zamiast niego...poczuł, jak cały świat w jednym momencie mu się zawalił.
Nic, absolutnie nic wcześniej nie wskazywało na to, by żył w kłamstwie.
Kochał go, kochał go szczerze, na tyle że ciężko było mu przez pryzmat
tej miłości dostrzegać te wady, które stały się tak oczywiste w momencie
roztrzaskania się różowych okularów.
Nic nigdy wcześniej tak go nie zraniło i nie rozbiło wewnętrznie. A i
nie tylko. Miał prawie pół roku wyjęte z życia, stracił szansę życia,
czyli staż w wytwórni, przez który zrezygnował ze studiów, okres
stagnacji i upodlenia za sobą zanim w końcu zdecydował, że tak być nie
może, że musi żyć dalej.
Niemniej, staż przepadł bezpowrotnie, a on znalazł się w kropce.
Szczęśliwie udało mu się znaleźć obecną pracę w muzycznym, klimatem
lekko dekadenckim klubie, w którym był przede wszystkim barmanem, ale co
każdy piątek, i sporadycznie w inne dni tygodnia otrzymywał szansę
występu na scenie. I to go cieszyło, bardzo. Nawet jeżeli wykonał parę
kroków w tył, to dzięki temu miał okazję zyskać kolejne doświadczenia. A
występowanie przed ludźmi, którzy chcieli go słuchać mimo tego, iż w
większości zupełnie go nie kojarzyli, było niesamowite.
Utwór chyba się spodobał. Mimo ciężaru tekstu, linię melodyjną celowo
skomponował jako chwytliwą. Był z siebie zadowolony, chociaż wiedział,
że to nie był jeszcze ten poziom, do którego aspirował. I pewnie sporo
mu do niego brakowało, ale właśnie dlatego cały czas starał się pracować
i szybować w górę, nawet w powolnym tempie.
Wykonał jeszcze kilka coverów i na sam koniec inny autorski utwór, i
zakończył występ, na koniec tradycyjnie informując zebranych ludzi o
swoim SoundCloudzie, gdzie to wrzucał swoje kawałki.
— Lukrecjo ty moja słodka, dzisiaj przeszedłeś samego siebie! — Bill, z
którym to dzielił nocną zmianę, objął go ramieniem, gdy zmierzał do baru
po zebraniu swoich rzeczy ze sceny. — Ale liczę na to, że masz jeszcze
parę do pracy, bo widzisz jaki dzisiaj zapierdol — skinął na ludzi
obsługiwanych przez ich koleżankę. Cóż, piątek wieczór, czego niby miał
się spodziewać?
— A mam wyjście? — westchnął i bez większego marudzenia stanął za barem.
To była już ta mniej lubiana część jego pracy, ale przynajmniej dzięki
temu mógł występować, zatem nie narzekał. Poza tym lubił swoich
współpracowników...w większości przynajmniej. Ekipa była całkiem w
porządku, kierowniczka go lubiła, wszystko zaskakująco się układało.
Niemniej, nie miał okazji zbyt długo popracować, zanim coś, a konkretnie ktoś go od tej pracy oderwał.
— Hej, Luca — zagadała go Kitty materializująca się tuż za jego
ramieniem; ta mała brunetka miała zaskakująco doniosły głos, który
sprawił że niemalże upuścił szklankę z piwem. — Jakiś facet chce z tobą
rozmawiać. Siedzi w narożniku po lewej. Daj mi to i idź do niego —
powiedziała, zabierając od niego napój, a Luca zmarszczył brwi,
zastanawiając się któż to mógł być. Na pewno nie Jules, w końcu jego
przyjaciel był stałym klientem, którego Kitty nie określiłaby mianego
„jakiegoś faceta”.
Cóż, nie dowie się, dopóki sam nie odkryje tożsamości tajemniczego mężczyzny, prawda?
Chociaż za chwilę się przekona, że wolałby jednak nie zaspokajać własnej
ciekawości. Przecież zna tę twarz. Miał okazję ją ujrzeć w towarzystwie
innej twarzy; i żadnej z nich wolałby w tamtym momencie nie widzieć.
YoungKitty - 2018-11-11, 01:50
Temat postu: Re: Press Play
Yukihiro Zoll
Pół-Japończyk,
pół-Polak z pochodzenia, obywatel Stanów Zjednoczonych, lat 29, brunet,
przenikliwe czarne oczy, jasna cera, szczupła sylwetka i niemal dwa
metry wzrostu (minus 4 centymetry).
***
Wielu znajomych żartowało, że zazdrości mu pracy. Jakby na to nie
patrzeć, siedział właśnie w barze na koszt swojego pracodawcy. Przymknął
oczy, wsłuchując się w głos i muzykę artysty, prezentującego właśnie
autorską kompozycję. Kąciki warg Yukiego uniosły się w lekkim uśmiechu.
Ileż w tym utworze było pasji! Słychać było mieszaninę gwałtownych
emocji, towarzyszących zdradzonemu kochankowi. Większość publiki zapewne
stwierdziłaby tylko, że piosenka jest fajna, ale on wiedział, że to coś
większego — prawdziwy talent.
Pana Zolla nie bez kozery uważano za jednego z najlepszych
przedstawicieli wytwórni. Kontrakty, które zawierał, zawsze okazywały
się niezwykle intratne. A działo się tak dlatego, że nie nawiązywał
kontaktu z byle kim. Gdyby ze sceny popłynęła choć jedna fałszywa nuta, w
tej chwili zapłaciłby za alkohol i wyszedł z lokalu. Jednak tak się nie
stało. Mimo gwałtownych przeżyć, które niewątpliwie targały duszą,
umysłem, a pewnie także i ciałem kompozytora, nie popełnił on ani
jednego błędu. Gdy Yukihiro otworzył oczy, piosenka dobiegała końca.
Ochoczo przyłączył się do salwy oklasków, która przetoczyła się przez
salę, a gdy jakiś czas później, po wykonaniu kilku coverów, ze sceny
padł SoundCloud artysty, Zoll natychmiast dodał go do zakładek w
telefonie.
Gdy młody człowiek schodził ze sceny, Yuki wstał, by zaczepić
przechodzącą nieopodal kelnerkę. Niska kobieta musiała mocno zadrzeć
głowę, żeby na niego spojrzeć, toteż pochylił się nieco, opierając się
łokciami o barierkę, nie chcąc być dla niej powodem niepotrzebnego
dyskomfortu.
— Pani Kitty — obdarzył ją służbowym uśmiechem nr 5, odczytawszy imię z przyczepionej do piersi plakietki — byłbym bardzo zobowiązany, gdyby przekazała pani panu Novotnemu, że chciałbym z nim porozmawiać.
— Coś jeszcze?
— Na razie tylko tyle, dziękuję.
Kobieta skinęła głową i odeszła, ale Yukihiro nie pozostał długo sam. Z
daleka dostrzegł zbliżającą się postać. Gdy obiekt jego (oczywiście
czysto zawodowego) zainteresowania znalazł się w narożniku, wskazał mu
miejsce naprzeciwko i dopiero po tym, jak gość je zajął, przeszedł do
rzeczy.
— Nazywam się Yukihiro Zoll i reprezentuję wytwórnię Blue Catch Records, a oto moja wizytówka
— nie wiadomo kiedy w wypielęgnowanych dłoniach o długich palcach
znalazł się mały kartonik, który został wysunięty w kierunku
wyglądającego na nieco zmieszanego artysty. Dopiero gdy bilet wizytowy
został przyjęty, Yuki kontynuował starannie zaplanowaną wypowiedź. — To
prawdziwa zbrodnia, że tak obiecujący młody człowiek nie został jeszcze
objęty opieką przez żadnego wydawcę. A może jest inaczej, niż myślę?
Jest pan świadomy swego talentu i w przeszłości celowo odrzucał
niekorzystne oferty? Zresztą, niezależnie od powodu, z jakiego pozostaje
pan sam, uważam, że dziś stan ten powinien się zakończyć. Chciałbym
zaoferować panu, panie Novotny, kontrakt z Blue Catch Records.
Tu zrobił krótką pauzę. Oparł podbródek na wierzchu lewej dłoni, przy
okazji prezentując piekielnie drogi zegarek. Ktoś nieobeznany mógłby
stwierdzić, że był to nic nieznaczący gest, ale osoba nieco bardziej
świadoma bez trudu odczytałaby tę drobną, perswazyjną metodę. Przyjmij ofertę, a będziesz mógł mieć cokolwiek, co kiedykolwiek pragnąłeś kupić.
— Co pan na to?
Gazelle - 2018-11-11, 02:29
Na moment go zamurowało, dosłownie wsiąknęło w ziemię, gdy zorientował się, że to właśnie on chciał z nim porozmawiać. Nie pomyliłby tej twarzy z żadną inną. Twarzy mężczyzny, dla którego zostawił go jego ukochany.
I mimo, iż minęło już tyle miesięcy, mimo iż w końcu odżył, czuł się
niemalże wyleczony – ta twarz, ta cholerna twarz, sam jej widok już
uruchamiał w Luce nieprzyjemne emocje.
Chciał coś zrobić. Nie wiedział jeszcze, co, ale coś nieprzyjemnego,
coś, co by współgrało z tymi emocjami, ale przecież był w pracy. Na
której mu zależało. Zatem musiał się opanować, wytrząsnąć się z tej
burzy myśli, która w rzeczywistym czasie zapewne nie trwała więcej niż
kilkanaście sekund.
Bez słowa usiadł na wskazanym miejscu. Dlaczego ten mężczyzna chciał z
nim rozmawiać? Chodziło o Alexa? Nie zamierzał rozmawiać o swoim byłym.
Chciał definitywnie zamknąć ten temat. Na wszystkie spusty.
Już pierwsze słowa bruneta rozwiały te podejrzenia – mężczyzna zdawał się go w ogóle nie kojarzyć jako byłego
partnera Alexa. W sumie, dlaczego miałby? Luca mógł go skojarzyć z
Alexem tylko dlatego, że zobaczył ich razem wchodzących do drogiej
restauracji. Ta dwójka, tak obrzydliwie zajęta sobą, nie mogła przecież
zwrócić uwagi na ten żałosny widok, jaki wówczas niewątpliwie stanowił
Luca.
To dobrze. Bardzo dobrze. Mimo to, chciał uciec od towarzystwa
mężczyzny, który przedstawił się japońsko brzmiącym imieniem z
nazwiskiem już niezbyt japońskim.
Poza tym...wytwórnia?
Po chwili gapienia się tępo na wyciągniętą w jego stronę wizytówkę,
przyjął ją w końcu, nadal milcząc, w oczekiwaniu aż jego rozmówca
przejdzie do sedna.
I z każdym kolejnym słowem jego oczy coraz szerzej się otwierały, nie
był po prostu w stanie utrzymać kamiennego wyrazu twarzy słysząc takie
rewelacje. Kontrakt? Kontrakt z wytwórnią muzyczną?
To...to musiał być jakiś chory żart, prawda? To Alex za tym stał? Uznał, że jeszcze wystarczająco nie zgnoił Novotnego?
W głębi duszy czekał na taki dzień. Och, czekał na niego, odkąd
pamiętał. Ten staż, będący życiową szansą, na który udało mu się dostać,
dotyczył pracy przy produkcji muzyki – czymś, co również go pasjonowało
i dawało radość, ale najbardziej lubił produkcję muzyki, którą sam
wykonywał, i dlatego najbardziej marzył o takim właśnie kontakcie, który
niby był mu w tym momencie proponowany. Przecież to między innymi z
myślą o tym pracował nad promocją swoich utworów w sieci, starał się jak
najczęściej występować, bo przecież takie oferty nie spadały ludziom z
nieba.
Mógł tylko w skupieniu się gapić na sylwetkę siedzącą przed nim, w
głowie przetwarzając natłok informacji, które mężczyzna zawarł w kilku
zdaniach. I to akurat musiał być on. Ze wszystkich ludzi na świecie, los musiał tak z niego zakpić!
Albo to naprawdę była kpina, zwykła ustawka.
Mężczyzna znajdujący się na przeciwko właściwie nic mu bezpośrednio nie
zrobił; to Alex od niego odszedł, to Alex postanowił go zdradzić. Ten
Zoll nie miał względem niego żadnych zobowiązań. Jednak, mimo to...nie
potrafił nie czuć do niego niechęci. To chyba było naturalne, prawda?
Tak samo jak myślenie o tym, w czym on był niby od niego lepszy. Ale w
tym momencie...znajdował odpowiedź i na to pytanie. Przystojny, bogaty,
na wysokim stanowisku w wytwórni muzycznej. Idealna partia.
Zoll nie poganiał go, mimo iż jego milczenie się przedłużało. W końcu
postanowił się jednak odezwać, podnosząc twarde spojrzenie które
spotkało się z ciemnymi oczami.
— Właściwie, nie przedstawił mi pan
żadnej konkretnej oferty. Proponuje mi pan kontrakt – świetnie, czuję
się zaszczycony tym, że pan i pańska wytwórnia mnie docenili. Ale muszę
wiedzieć o nim więcej, zanim cokolwiek zdecyduję.
Mama nauczyła go bycia twardym, znajomości swojej wartości, a tata z
kolei – nie podpisywania czegokolwiek w ciemno. To były proste zasady,
ale jakże istotne, zwłaszcza biorąc pod uwagę możliwy scenariusz
ustawionej sceny.
YoungKitty - 2018-11-11, 13:04
Pan
Zoll zauważył, rzecz jasna, poddenerwowanie swojego rozmówcy, zwalił je
jednak na podniecenie po udanym koncercie oraz lekki szok, wywołany
propozycją zawarcia kontraktu. Dla wielu początkujących artystów już sam
fakt, że jakaś wytwórnia się nimi zainteresowała, był jak złapanie pana
Boga za nogi, jak mawiał jego ojciec.
Gdy Luca zadał pytanie, Yukihiro w duchu podziękował staruszkowi za to,
że samemu będąc doktorem nauk prawnych, nalegał bardzo, by jego syn
zrobił przynajmniej fakultet z prawa mediów. Zresztą, nie pierwszy raz
ta wiedza przydała mu się w praktyce.
— Prosto do sedna, hmm? Mimo wszystko
chyba nie spodziewa się pan, że zaraz wyciągnę z teczki odpowiedni
dokument i rzucę do podpisania? — pozwolił sobie na delikatny
śmiech, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. Widział w spojrzeniu
swojego rozmówcy jakąś hardość, a może nawet gniew? Intrygujące. — Taki
kontrakt to akt prawny, więc musi być podpisany w odpowiednim miejscu,
czasie i towarzystwie. Mogę zapewnić, że jeśli zdecyduje się pan na
współpracę z Blue Catch Records, będzie to umowa zgodna ze wszystkimi
najnowszymi nowelizacjami przepisów. Co prawda nie należę do zespołu
prawniczego wytwórni, jednak z tego, co się orientuję, obecnie zawieramy
z artystami przede wszystkim jeden z dwóch typów umów - 360º deal, opierającą się na wspieraniu przez wytwórnię wszystkich dziedzin twórczości artysty lub umowę standardową,
opierającą się na pozostawieniu części praw, takich jak na przykład
prawo do rozporządzania własną marką, w rękach artysty. W obu
przypadkach przysługuje całkiem wysoka zaliczka oraz tantiemy ze
sprzedaży utworów i płyt. Od pana zależy, na której z umów się pan
oprzeć zapisy własnego kontraktu. Może też o tym zadecydować pański
prawnik, jeśli woli pan bardziej formalną drogę.
Zerknął w kalendarz w komórce, dając Novotnemu chwilę na przetrawienie
tych słów. Nie przypuszczał, by młody mężczyzna wybrał bardziej
oficjalny tryb postępowania. Artyści na początku swej kariery przeważnie
nie mają pieniędzy na wynajęcie prawnika. W ogóle na niewiele rzeczy
mają fundusze. Dlatego też na rynku nie brakowało firm, które
wykorzystywały tę sytuację, czerpiąc zyski z twórczości, nie dając od
siebie nic w zamian. Blue Catch Records do nich nie należało. Wytwórnia
nie była może liderem, ale jej pozycja na rynku była na tyle stabilna,
że pracownicy nie musieli opierać swoich działań o haniebne praktyki.
Przy okazji sprawdzania telefonu Zoll zauważył, że ma nieodebrane
połączenie od Alexa. Ciekawe, czemu dzwonił, wiedział przecież, że Yuki
będzie cały wieczór w pracy. Po chwili pojawił się też SMS. [Oddzwoń, jak będziesz...].
Nie musiał odczytywać wiadomości, żeby domyślać się, jak brzmi jej
dalszy ciąg. Szczerze mówiąc, nie układało im się ostatnio. Miał
wrażenie, że każda rozmowa, którą zdarzyło im się przeprowadzić,
kończyła się dziką awanturą. Niemniej, nie pora, żeby o tym myśleć.
Odchrząknął, bardziej po to, by samemu nakazać sobie powrót do
rzeczywistości, niż by zwrócić na siebie uwagę rozmówcy.
— Na chwilę obecną mógłbym zaproponować
spotkanie w tej sprawie w najbliższy czwartek, o czternastej. Gdyby
podał mi pan swojego maila lub numer telefonu, to na kilka dni przed
podpisaniem umowy wysłałbym informację o dokładnym miejscu spotkania,
mam tu na myśli, jedną z sal konferencyjnych wytwórni lub kancelarię
jednej z osób z zespołu prawniczego, zależnie od wybranego trybu
postępowania.
Gazelle - 2018-11-11, 14:52
— Oczywiście, że nie. Z chęcią jednak przyjąłbym jakiekolwiek konkrety
— odparł, utrzymując ciągle to samo spojrzenie. Oczywiście, Zoll na
pewno oczekiwał od niego żywego entuzjazmu, zaślepiającej radości, która
by sprawiła że zaakceptowałby wszystko w ciemno, myśląc tylko o swojej
życiowej szansie. I taka reakcja była całkowicie zrozumiała dla
Novotnego, w końcu taka oferta to naprawdę była wielka, wielka rzecz,
która wywoływała słuszne podniecenie. Niemniej jego hamowała przede
wszystkim niechęć do tego mężczyzny, który nawet nie mógł podejrzewać
skąd ona wynikała. I ta niechęć produkowała sceptycyzm.
Nie podobało mu się też bycie traktowanym jak głupia gąska. Przecież
doskonale wiedział że taki kontakt wymagał odpowiedniej formy i
dłuższych rozmów. Zaciskając zęby, słuchał dalszej części wypowiedzi
Zolla, która w końcu przedstawiała mu coś konkretnego.
Marka? Artysty? To wszystko brzmiało tak abstrakcyjnie. Póki co po
prostu...robił muzykę, to, co kochał i nad czym pracował od maleńkości,
co miał praktycznie we krwi. Rzeczywiście, był artystą, bo tworzył,
dzielił się swoją twórczością, ale gdy słuchał takich określeń z ust
przedstawiciela prawdziwej wytwórni muzycznej...
Musiał jednak pamiętać, kim ten przedstawiciel był. Że to wszystko to
mogła być tylko iluzja. Może powinien spytać go wprost o to, czy to Alex
go przysłał? Ale...jeżeli to jest na serio...to szkoda byłoby
rzeczywiście to zmarnować...
— Czwartek, czternasta... — powtórzył cicho. — W porządku, może być — zgodził się. To było tylko spotkanie, a przynajmniej zyskiwał prawie cały tydzień na przemyślenie tej sprawy. — I odpuszczę sobie prawnika — dodał. Sam potrafił zadbać o swoje interesy.
Wyciągnął z kieszeni mały notesik, którego używał do spisywania zamówień
kiedy było ich na tyle dużo, że miał problem z ich zapamiętaniem, i po
chwili podał mężczyźnie swoje namiary, wahając się jeszcze przez moment
przed przekazaniem karteczki. Trudno. Póki co niczego nie ryzykował, do
niczego się nie zobowiązywał, a jeżeli ten kontrakt to prawda...
— W takim razie czekam na wiadomość od pana. A tymczasem...proszę mi wybaczyć, ale muszę wracać do pracy — powiedział, podnosząc się z siedzenia. — Czy chce pan przy okazji złożyć jakieś zamówienie?
— spytał uprzejmie. Ciężko było trzymać emocje na wodzy, ale nie mógł
pokazać siebie z nieprofesjonalnej strony, prawda? Z trudem przychodziło
mu nawet patrzenie na tę twarz, na te usta, które pewnie tego dnia już
nie raz całowały Alexa...
YoungKitty - 2018-11-11, 20:31
Schował kartkę z danymi kontaktowymi do teczki. Umieścił tam również swój telefon.
— Nie, dziękuję — odparł z uśmiechem na propozycję złożenia zamówienia. Również wstał z miejsca. — Prawdę
mówiąc, będę się już zbierał. Dziękuję, że zgodził się pan ze mną
spotkać i muszę przyznać, że nie mogę się już doczekać kolejnego razu.
To nie był pusty frazes. Uwielbiał spotykać się (oczywiście, na gruncie
czysto zawodowym) z młodymi twórcami, a ten wydawał mu się być całkiem
obiecujący. Uścisnął krótko dłoń Novotnego na pożegnanie i opuścił
lokal.
Gdy stanął przed drzwiami swojego apartamentu, odkrył z pewnym
zdziwieniem, że były one otwarte. Czyżby ich nie zamknął? Gdy jednak
wszedł do przedpokoju, dostrzegł Alexa. Młody mężczyzna siedział na
kanapie w salonie. Yuki najciszej jak potrafił, odstawił aktówkę,
odwiesił płaszcz, zdjął buty, po czym bezszelestnie zakradł się do
ukochanego i przytulił go. Miał nadzieję, że chłopak ucieszy się na jego
widok i spędzą przyjemnie ten wieczór, jednak to marzenie szybko
zostało rozwiane. Alex oswobodził się z uścisku i gwałtownie wstał z
kanapy. W jego oczach widać było czystą furię.
— Jak mogłeś mi to zrobić?!
— Ale co takiego? — nie nadążył za swoim chłopakiem Yukihiro.
— Byłeś dziś w klubie, w którym gra mój były! Nawet zaproponowałeś mu kontrakt!
— Dalej nie rozumiem, o co właściwie się wściekasz
— pan Zoll usiadł na kanapie, w tym samym miejscu, w którym przed
chwilą siedział porywczy rudzielec. Starał się zachować spokój. Kłótnia
do niczego ich nie doprowadzi. Jednak to, co powiedział Alex, nieco nim
wstrząsnęło. Choć czy powinno? — To tylko praca. Takie rzeczy nie mają nic wspólnego z nami.
— Nienawidzę, gdy twoja praca jest ważniejsza niż ja! Nie, nie próbuj
zaprzeczać! Obaj dobrze wiemy, że kochasz tę robotę bardziej niż
kogokolwiek na świecie. A to, co zrobiłeś dziś! To już było przegięcie! Z
nami koniec! — Tu Alex, najwyraźniej zainspirowawszy się jakimś filmem,
rzucił kluczami do apartamentu o podłogę. Upadły na dywan, toteż nie
wiązało się to z żadnym spektakularnym efektem dźwiękowym, co
młodzieniec nadrobił trzaśnięciem drzwiami i głośnym okrzykiem. — Nie
próbuj mnie zatrzymywać i nie dzwoń do mnie, bo i tak nie odbiorę!
W tej sytuacji Yukiemu nie pozostało nic innego jak tylko ciężko
westchnąć i sięgnąć do barku po napoczętą niegdyś butelkę burbona i
szklankę. Kto by pomyślał, że ten tak miło zapowiadający się wieczór
przerodzi się w taką tragedię?
Szczerze liczył, że była to tylko zwykła kłótnia, jakich odbyli już
wiele, po której pogodzą się i będzie jak dawniej, ale wyglądało na to,
że tym razem Alex mówił poważnie. W chwilach wolnych od pracy Yukihiro
starał się z nim skontaktować, ale bezskutecznie. A im bardziej te próby
były bezskuteczne, tym bardziej czuł się sfrustrowany.
We środę wpadła do niego Giselle, asystentka z działu prawniczego, z
gotowym szkicem kontraktu. Zielonooka francuzka błysnęła do niego
śnieżnobiałymi ząbkami, przypominając mu, żeby napisał swemu najnowszemu
artyście, by pojawił się jutro na spotkaniu. Podziękował jej i od razu
sięgnął po telefon, by dopełnić obowiązku, choć, prawdę mówiąc, wcale
nie miał na to ochoty. Od prawie tygodnia zastanawiał się nad słowami
Alexa. Czy naprawdę może być tak, że to przez pracę nie ma szczęścia w
miłości? Czy nigdy nie uda mu się osiągnąć równowagi między życiem
prywatnym i zawodowym? Takie niewesołe myśli krążyły mu po głowie, gdy
raz jeszcze odczytał po wysłaniu napisaną przez siebie wiadomość. Nie
wiedział, po co to robił, skoro już po wysłaniu nie mógłby nic zmienić,
ale też nie czuł potrzeby robienia czegokolwiek w kierunku pozbycia się
tego nawyku.
Szanowny Panie Luca Novotny!
Informuję, że jutrzejsze spotkanie odbędzie się w głównym budynku
wytwórni Blue Catch Records (adres ma Pan na mojej wizytówce), w sali
konferencyjnej numer 04. W razie, gdyby miał Pan jakiekolwiek problemy z
trafieniem, proszę do mnie dzwonić.
Serdecznie pozdrawiam,
Y. Zoll
Gazelle - 2018-11-12, 13:31
Do
końca tego wieczoru nie docierało do niego to, co się wydarzyło.
Spotkanie z tym Zollem, propozycja kontaktu...to wydawało się takie
odległe, abstrakcyjne, jak sen. Dopiero gdy spotkał się z przyjacielem i
miał okazję mu o tym powiedzieć, uświadomił sobie że to wydarzyło się
naprawdę.
— Wow — zareagował jego przyjaciel, patrząc się na niego szeroko
otwartymi oczami. — Gratuluję, stary, wiedziałem że ktoś w końcu cię
doceni! To była tylko kwestia czasu.
— Sęk w tym, że nie wiem, może to jakiś
durny żart Alexa? No bo czy to serio mógł być po prostu przypadek, że
akurat to jego facet zaproponował mi kontakt?
— Daj spokój, to brzmi jakbyś popadał w paranoję. Dlaczego niby miałby robić coś takiego?
— Nie wiem, ale...cholera, no nie wiem.
To takie...dziwne. Nawet jeżeli mnie nie poznał, to, to jest jednak
koleś, dla którego zostawił mnie Alex, nie? I miałbym od niego przyjąć
taką propozycję?
Jules spojrzał na niego, jak na kretyna.
— I naprawdę z takiego powodu się wahasz? Przecież to było twoje
marzenie! Kurwa, stary, zerwaliście ze sobą, Alex należy do przeszłości,
nie możesz wiecznie tym żyć. Czas, żebyś w końcu zaczął myśleć o sobie.
Naprawdę myślisz, że to wszystko mogłoby być ustawione? Czy ty w ogóle
siebie słyszysz?
Takich słów chyba potrzebował. Nie rozwiały one wszystkich jego
wątpliwości, ale potrzebował kogoś, kto mu powie jak kretyńskie są jego
obawy. Bo to, że chciał podpisać ten kontakt...to było oczywiste.
Oczywiście sprawdził tę wytwórnię, i rzeczywiście wyglądało na to, że
otrzymał niepowtarzalną szansę na rozwój pod skrzydłami dobrej wytwórni,
która mogła mu zapewnić gładki start. W dodatku z Blue Catch Records
związany był inny artysta, którego Luca szczerze podziwiał i uwielbiał
jego twórczość.
I od początku podświadomie wiedział, jaka będzie jego decyzja...ale
najpierw chciał przede wszystkim zobaczyć ten kontakt. Nie zamierzał
przecież podpisywać cyrografu. I mimo iż jego pozycja w negocjacjach
była kiepska, chciał walczyć o jak najlepsze warunki.
O czym zresztą przypomniała mu jego mama, gdy tylko dowiedziała się o
ofercie jaką otrzymał jej syn. Oczywiście, że się cieszyła szczęściem
dziecka, ale potrafiła też zostać na ziemi i pamiętać o tym, żeby nie
dać całkowicie się ponieść entuzjazmowi. Zależało jej przecież na tym,
żeby nikt nie wykorzystał jej syna.
Jednakże...dni mijały, a Luca nie otrzymywał żadnej wiadomości od Zolla,
co napawało go niepokojem, a przede wszystkim rozczarowaniem wywołanym
myślą, że może rzeczywiście był to ponury żart. I w środę był już prawie
pogodzony z tym, że nic z tego nie będzie, a jednak w trakcie
udzielania lekcji gry na fortepianie usłyszał sygnał telefonu,
zwiastujący nadejście sms-a.
— Wybacz mi na chwilę, popracuj jeszcze trochę nad tempem, dobrze? Grasz trochę za szybko, pamiętaj o odliczaniu rytmu
— poinformował swoją uczennicą, gdy na ekranie telefonu zobaczył
fragment wiadomości. Przeszedł na korytarz i odczytał ją w całości,
czując jak na policzkach pojawiają mu się rumieńce ekscytacji. Odpisał
natychmiast, potwierdzając swoją obecność, a po uspokojeniu się wrócił
do salonu i do czekającej na niego dziewczynki.
Czekając pod budynkiem wytwórni, gdzie jak kretyn pojawił się aż pół
godziny wcześniej, czuł narastający stres. Żałował, że nie zdecydował
się jednak na prawnika. Nie znał się na tych wszystkich kruczkach
prawnych, i mimo tego iż rodzice przestrzegali go na co powinien uważać,
to wciąż nie był pewien czy nie wpakuje się w jakieś bagno. Zamierzał
przyjąć strategię udawania pewnego siebie, tak jakby czekało na niego
mnóstwo innych propozycji, nie chciał pokazać desperacji i tego, jak
bardzo mu zależało. Zwłaszcza, że miał do czynienia z byłym Alexa;
człowiekiem, przy którym jego duma mogła zostać bardzo łatwo wdeptana w
ziemię.
Gdy udało mu się trafić do sali konferencyjnej, był parę minut przed czasem, ale w środku już czekał na niego Zoll.
— Dzień dobry, panie Zoll — odezwał się i usiadł na wskazanym miejscu. — Chciałbym
zacząć od tego, że to, co jest dla mnie kluczowe, to zakres wolności
artystycznej jaką proponuje mi pańska wytwórnia. Chciałbym mieć swój
udział w procesie produkcji utworów, a swoje utwory chcę pisać i
komponować możliwie całkowicie samodzielnie — zaczął. Nie
wyobrażał sobie bycia sprowadzonym do roli samego głosu, który miały
wykonywać podstawiane mu pod nos piosenki. Nie widział w tym czegoś, co
zasługiwało na pogardę, ale dla niego proces twórczy był na tyle ważny,
że nie wyobrażał sobie bycia z niego obdartym.
YoungKitty - 2018-11-14, 22:14
Pan
Zoll ostatnimi czasy kładł się późno i na domiar złego, nie sypiał
dobrze. Dręczyły go koszmary, w których nawiedzali go jego ex, wmawiając
mu, że zawsze było coś ważniejszego od nich. W rezultacie którejś z
rzędu niespokojnej nocy, Yukihiro obudził się z głębokim
przeświadczeniem, że od dziś powinien pracować ciężej niż zazwyczaj. Z
tego też powodu zjawił się w wytwórni znacznie wcześniej, niż powinien.
Mimo że jego strój i fryzura były jak zawsze nienaganne, nieskrywane w
żaden sposób wory pod oczami zdradzały, że coś jest nie tak. Wszelkie
pytania zbywał, twierdząc, że miał dużo do zrobienia.
Gdy tylko zwolniła się sala 04, natychmiast przeniósł nań wszelkie, jak
mu się zdawało, potrzebne mu rzeczy i już tam pozostał. Częściowo temu,
że nie miał ochoty na dalsze rozmowy ze współpracownikami. Szczęśliwie
„jego” artysta zdecydował się pojawić nieco przed czasem. Prawdę mówiąc,
Yuki po raz pierwszy w swoim zawodowym życiu, nie był całkowicie
szczerze zadowolony ze spotkania z muzykiem, z którym miał rozpocząć
negocjacje. Do tej pory zawsze potrafił oddzielić grubą linią życie
prywatne od kariery, ale w tym przypadku równowaga została zachwiana.
Niemniej, był profesjonalistą i zdecydował się dołożyć wszelkich starań,
by spotkanie zakończyło się sukcesem.
— Dzień dobry, panie Novotny. Proszę
— wskazał artyście miejsce naprzeciwko. Chciał spytać, czy młody
mężczyzna życzy sobie kawy, herbaty lub innego napoju, ale ten go
uprzedził, informując o swoich oczekiwaniach. — Rozumiem. Domyślam się, że w takim razie zainteresuje pana punkt 15 szkicu kontraktu, w którym… Tak Giselle?
Pytanie było oczywiście skierowane do stojącej w drzwiach zielonookiej kobiety.
— Zapomniał pan wziąć kopię dla pana Novotnego — wyjaśniła z uśmiechem,
machając przy tym odpowiednim dokumentem. — No i przysłano mnie, żebym
pomogła w interpretacji tekstu, skoro pan Novotny nie zdecydował się na
własnego prawnika.
Wyjaśniwszy swoje pojawienie się stażystka działu prawniczego Blue Catch
Records przysiadła na wolnym krześle przy Luce i zanim ten zdążył
zaprotestować lub choćby się przywitać, zaczęła mu kolejno objaśniać co
bardziej skomplikowane sformułowania i zapisy.
Gdy Yukihiro patrzył na tę scenę (bo i co innego mógł zrobić, biorąc pod
uwagę, że wyproszenie pomocnej współpracowniczki byłoby w danej
sytuacji co najmniej nietaktem), zdało mu się, że poczuł Velvet Vetiver —
perfumy Dolce&Gabbana, te same, których używał Alex. Nie był
pewien, która z osób po drugiej stronie stołu mogła ich używać. Usilnie
starał się skupić na rozwiązaniu tego problemu, ale umysł podsyłał mu
zgoła inne obrazy. Jak na ulicy obrócił się ku pewnemu młodzieńcowi,
uwiedziony słodkim, a zarazem tajemniczym zapachem... I jak ten postąpił
tak samo... Jak zetknęły się ich spojrzenia, pełne wzajemnej
fascynacji... Wspomnienie kolejne nasunęło mu wypad na Hawaje. Oczyma
wyobraźni widział lśniące w promieniach wschodzącego słońca rude włosy,
czesane spryskanym grzebieniem... Pocałunki ulotne niczym zapach, ale
kryjące w sobie, niczym wyrób najlepszych perfumiarzy-sukkubów, nuty
czułe, namiętne i zwodzące do grzechu... Wieczorne okrzyki rozkoszy i
opalone nogi, niespodziewanie oplatające biodra... „Dość! No ładnie dziś
pracujesz, nie ma co” — zganił w myślach sam siebie, zaraz jednak
dorzucając — „Niech cię diabli, Alex, jak mogłeś stwierdzić, że
cokolwiek może być ważniejsze od ciebie!” Po ocknięciu się z zamyślenia
zauważył, że dwójka po drugiej stronie stołu właśnie kończyła omawiać
ostatnią stronę dokumentu, zdecydował się więc odezwać.
— Panie Alexie, przepraszam, chciałem powiedzieć panie Luco
— poprawił się, już w chwili wypowiedzenia pierwszego z imion
orientując się, że użył niewłaściwego. Zmęczonym gestem potarł twarz.
Odczuwał potrzebę wytłumaczenia swojej pomyłki, a także chęć zapadnięcia
się pod ziemię, tę drugą jednakże starał się zignorować. — Przepraszam
za to nieszczęsne przejęzyczenie. Źle spałem i przez to mam problemy z
wysłowieniem się. Ad rem: panie Novotny, jeśli teraz, po objaśnieniach
panny Durand, wszystkie zapisy są jasne, to czy są wśród nich takie,
które chciałby pan zmienić? Przypominam, że to tylko szkic kontraktu,
więc możemy zmienić właściwie każdy punkt tej umowy.
Gazelle - 2018-11-15, 10:35
Nie
zamierzał tracić czasu na pustą kurtuazję. Zoll nie był osobą, z którą
chciał być kurtuazyjny bardziej, niż musiał. Rzeczywiście, nic mu nie
zrobił per se, jakiekolwiek
zarzuty w jego stronę nie były w pełni uzasadnione, ale zwyczajnie nie
mógł pozbyć się urazy i uprzedzeń. Byłoby jednak głupotą rezygnować z
tak istotnej szansy przez coś takiego. Stracił już inną. I także przez
Alexa. Jego były nie mógł mu już dalej rujnować życia. To, co było
między nimi, definitywnie się skończyło. Zamknięty rozdział. Luca nie
mógł dalej żyć tym echem.
Spodziewał się, że rozmowa ostatecznie odbędzie się tylko między nim, a
Zollem, jako iż w sali nie znajdował się nikt inny, zatem zdziwił się
gdy nagle dołączyła do nich kobieta. Obrócił głowę, lustrując ją krótko
wzrokiem.
Hm, dwójka na jednego. Jego pozycja negocjacyjna nie była najlepsza.
Okazało się jednak, że Zoll siedział cicho, podczas gdy panna Durand
rozprawiała z nim o tych wszystkich kruczkach prawnych. I nawet, jeżeli
nie rozumiał całego tego bełkotu, przeglądał skrupulatnie każdy omawiany
fragment. Pouczono go wcześniej, na co ma zwracać największą uwagę, i
miał to z tyłu głowy. A Zoll siedział cicho. I dobrze, Luca nawet się z
tego cieszył. Zdecydowanie łatwiej było rozmawiać o interesach z osobą, z
którą nie miał żadnych powiązań. Nawet jeżeli w przypadku tamtego
mężczyzny to tylko Luca wiedział o tychże powiązaniach.
A gdy się zdecydował odezwać...
Luca zamarł w miejscu.
Nie umiał powstrzymać emocji, reakcji organizmu, która manifestowała się
w szeroko otwartych oczach, przyśpieszonym oddechu, bledszej twarzy.
Alex...
— ...Alexie? — powtórzył, a jego głos irytująco się zatrząsł.
Nie rozumiał, jakim cudem ten facet mógł pomylić jego imię z imieniem
jego byłego partnera, ale uderzyło to w niego mocniej niż chciałby się
przyznać. I w tym momencie nie mógł już udawać, że nic to dla niego nie
znaczyło, ale nie oznaczało to wcale, że nie zamierzał spróbować.
— Nic się nie... — urwał, bo owszem, stało się. — Ja... Przepraszam, muszę na chwilę wyjść do toalety
— użył możliwie najbanalniejszej wymówki, żeby po prostu móc opuścić tę
salę, która nagle zrobiła się malutka jak pudełko zapałek.
Szukanie toalety w gąszczu korytarzy było bezcelowe, zresztą to nie jej
potrzebował, dlatego udał się od razu na zewnątrz, do otwartej
przestrzeni, na świeże powietrze. Oparł się o ścianę budynku, próbując
uspokoić rozszalały oddech. To było idiotyczne. Czuł się idiotycznie.
Taka drobna rzecz była w stanie wyprowadzić go z równowagi, mimo tego iż
zapierał się że wyleczył się z uczuć do Alexa. Chyba się jednak mylił.
Nienawidził go, naprawdę go nienawidził, ale najwyraźniej nie mógł się
jeszcze w pełni pozbyć pewnego sentymentu, który nawiedził go gdy
usłyszał to imię wypowiadane przez usta innego mężczyzny.
Musiał wziąć się w garść, musiał, nie miał zamiaru zrujnować sobie przyszłości przez jednego rudego, perfidnego gnoja.
— Bardzo przepraszam — odezwał
się, gdy wszedł ponownie do środka sali. Nadal był wewnętrznie
roztrzęsiony, ale odzyskał na tyle kontroli nad sobą, by móc udawać
opanowanego. — Możemy kontynuować.
Poinformowałem już pannę Durand, że bardzo zależy mi na sprecyzowaniu
zapisu o tym, że nie zamierzam przekazywać wytwórni pełni praw
autorskich — zaznaczył.
Co do kwestii zarobków...nie wyglądało to kolorowo, zwłaszcza że
praktycznie na samym starcie zaciągał pożyczkę od wytwórni, potrzebną na
opłacenie kosztów nagrań, produkcji i promocji płyty. Ale to rozumiał,
chociaż niewątpliwie mocno go to ograniczało. Jednak wydawało mu się, że
będzie w stanie jakoś pogodzić to z pracą w klubie i udzielaniem lekcji
z gry na fortepianie. Będzie ciężko, będzie musiał trochę poobcinać
godziny pracy, ale skoro miał już swoje marzenie w zasięgu ręki, to
zamierzał dokonać wszelkich poświęceń w kierunku jego spełnienia.
Nawet, jeżeli oznaczało to znoszenie obecności partnera jego byłej miłości.
YoungKitty - 2018-11-17, 22:32
Reakcja
Novotnego mogła wydać się dziwna pannie Durand, ale dla Zolla była
zupełnie zrozumiała. Niemniej, nie miał ochoty jej tego wyjaśniać. W
zamian zapytał, czy póki ich artysta nie wróci, nie ma ochoty na kawę.
Miała. Zaparzyli sobie po filiżance i akurat kończyli pić, rozmawiając
niezobowiązująco, gdy wrócił Luca. Gdy usiadł, kobieta zapytała, czy nie
chciałby się napić. Zaprzeczył, więc wrócili do zasadniczego celu
spotkania.
— Rozumiem. Jednakże potrzebujemy części
pańskich autorskich praw majątkowych, aby też, że pozwolę sobie użyć
tego potocznego wyrażenia, coś mieć z tego interesu —
odpowiedział Yukihiro na oświadczenie muzyka, starając się, by jego
uśmiech nie wyrażał zbytniej pewności siebie czy pobłażliwości. Wreszcie
rozmowa znalazła się na takim torze, który przybierała przy każdym
innym tego typu spotkaniu. Mógł tu polecieć wypracowanym przez lata
pracy schematem.
— Chodzi przede wszystkim o prawo do rozporządzania pańskimi utworami
oraz o czerpanie z tej działalności zysków — wtrąciła Giselle. —
Natomiast nie znajdzie pan w tym szkicu żadnego zapisu, który
ograniczałby pańskie autorskie prawa osobiste, do których należą między
innymi decydowanie o pierwszym publicznym udostępnieniu utworów czy
sygnowanie ich własnym nazwiskiem. Takie ograniczenia, choć powszechne,
byłyby działaniem na granicy prawa, a takiego nasza wytwórnia nie
podejmuje.
„Przynajmniej nie od kiedy zdobyła określoną pozycję na rynku” —
uzupełnił w myślach Yuki. Nie było jednak potrzeby dzielić się tą
informacją z żadną z młodych osób, z którymi siedział w sali.
Przypomniało mu się powiedzonko wokalisty jednego z zespołów, z którym
zawarł niedawno kontrakt. — „Przeszłość jest jak kupa, nie ma co jej
rozgrzebywać, bo zacznie śmierdzieć”.
— Proszę pamiętać, że wytwórnia także
ponosi koszty, biorąc pana pod opiekę. Z nami zyskuje pan dostęp do
podmiotów, z którymi jako samodzielny artysta prawdopodobnie nie mógłby
pan nawiązać współpracy. A my zyskujemy, kto wie, być może wschodzącą
gwiazdę? — tu puścił Novotnemu oczko, dopiero post factum zdając
sobie sprawę, że przy tym artyście może należało sobie to odpuścić.
Takie przełamanie mimiki zazwyczaj sprawiało wrażenie, że oprócz bycia
przedstawicielem wytwórni jest także człowiekiem, któremu zależy na
nawiązaniu przyjacielskiej relacji. Szczególnie dobrze sprawdzał się ten
perswazyjny (lub, jak powiedzieliby złośliwi, manipulacyjny) zabieg
przy młodych i niewinnych piosenkarkach, ale w przypadku byłego Alexa
mogło przynieść zgoła odwrotny skutek. Temu w następnym zdaniu wrócił do
oficjalnego tonu, mając nadzieję, że Luca zignoruje wcześniejszy gest i
mniej profesjonalne sformułowania. — Dlatego liczymy na partnerski układ, w którym obie strony otrzymują profity stosowne do wniesionych nakładów pracy.
Gazelle - 2018-11-18, 00:23
Musiał
się naprawdę pilnować przed tym, żeby nie powiedzieć czegoś
idiotycznego przy Zollu. Czegoś, co potencjalnie mogłoby zrujnować jego
jeszcze nawet nierozpoczętą karierę, w końcu ten mężczyzna z pewnością
nie był szeregowym pracownikiem w tej wytwórni, a kimś znaczącym.
Siedział przed nim i słuchał uważnie jego, i kobiety z działu prawnego.
Cóż, nie cackali się ze stawianiem sprawy jasno. Ale to dobrze. Chciał w
ogóle podpisać ten kontrakt w końcu i jak najszybciej stamtąd zniknąć. I
miał nadzieję, że już od tamtego czasu nie będzie mieć okazji zbyt
często się widywać z facetem Alexa. Starał się być opanowany, nie
wzruszony, ale nie mógł ręczyć za to, czy do jego wzroku nie przedarła
się aby odrobina wrogości.
— W porządku, rozumiem. Ale chcę mieć to
wszystko jasno sprecyzowane, bez przestrzeni do ewentualnych nadużyć.
Wiem, że państwa wytwórnia ma dobrą opinię i chwali się ją w kontekście
traktowania artystów, jednak mimo wszystko lubię mieć wszystko ustalone,
czarno na białym — wyjaśnił. Oczywiście, że mu zależało.
Cholernie mu zależało na tym kontrakcie. Ale, musiał dbać o siebie.
Uważać na to, aby nie wpaść w czarną dziurę. Popchnięty być może przez
tego pieprzonego Zolla. Pewnie Alex czekał na niego w ich wspólnym
domku, czy tam mieszkanku. Może adoptowali zwierzątko. Może już się
zaręczyli. Może...
W jego głowie pojawiały się kolejne irytujące myśli, które przeszkadzały mu w skupieniu się. Niedobrze.
Zacisnął wargę, bo musiał pilnować się już wyjątkowo mocno, gdy ten
facet śmiał puścić mu oczko, jakby byli pieprzonymi dobrymi znajomymi.
Co za tupet. On nie zamierzał być przyjacielski. To był tylko biznes.
— Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę — powiedział niemalże zimnym tonem. — Dlatego mam nadzieję, że traktujecie państwo kwestię partnerstwa
poważnie. Nie ukrywam, że zależy mi na współpracy z wytwórnią, którą
państwo właśnie reprezentujecie w jej siedzibie, ale zależy mi także na
swoich interesach, to chyba naturalne. Chcę mieć swoją przestrzeń
artystyczną, i żeby moje utwory były moje, a nie pod całkowitym zarządem
wytwórni, na tym kończy się moja lista wymagań — oznajmił. Bo co
do kontraktu w zasadzie nie miał zastrzeżeń. Przynajmniej o tyle, o ile
udało mu się zrozumieć prawniczy bełkot.
Trzymał dłonie cały czas na kolanach. Może gdyby ułożył je na stole
wyglądałby na bardziej pewnego siebie, ale był nieco roztrzęsiony
incydentem sprzed kilku chwil, i nie zamierzał się z tym demaskować.
YoungKitty - 2018-11-18, 01:48
„Kurwa
mać” ― zaklął szpetnie w myślach Zoll, widząc napiętą pozycję ciała
muzyka i jego zaciśnięte wargi. ― „Świetnie, nie ma to, jak zrazić do
siebie artystę już na samym początku”. Doskonale rozumiał, czym się
naraził (poza tym bezmyślnym puszczaniem oczka). Partnerstwo to słowo,
mające mnóstwo synonimów, a i tak użył akurat tego słowa, które budzi
skojarzenia ze związkiem. To o tyle kłopotliwe, że jeśli podpiszą
kontrakt, Yukihiro prawdopodobnie zostanie agentem Novotnego,
przynajmniej przez jakiś czas.
To była jego stała praktyka ― do czasu wydania pierwszej płyty lub
singla, czasem do pierwszej trasy koncertowej ― na samym początku pełnił
funkcję agenta nowej gwiazdy, dopiero później przekazując ją pod opiekę
kogoś innego, samemu powracając do roli rekrutera Blue Catch Records.
Nie każdy pracownik mógł sobie pozwolić na takie metody pracy, ale Yuki
miał dość szczególną pozycję w wytwórni. Był (wciąż jest) jednym z tych,
którzy pracowali w firmie od samego początku i którzy najskuteczniej
działali na jej rzecz. Niemniej, jeśli uda mu się doprowadzić do
podpisania tej umowy, chyba będzie musiał dla dobra swojego, pracodawcy i
przede wszystkim, młodego człowieka, którego miał przed sobą, zmienić
ten nawyk. Przynajmniej w tym jednym przypadku.
Uważnie wysłuchał tego, co Luca (zdecydowanie tonem dalekim od
neutralnego, o przyjaznym już nawet nie wspominając) miał do
powiedzenia. Widział, że panna Durand już otwiera usta, żeby zacząć
tłumaczyć Novotnemu, że w języku prawników autorskie prawa osobiste
oznaczają także i to, o czym artysta mówił, ale powstrzymał ją
delikatnym, prawie niedostrzegalnym, gestem dłoni. Na szczęście kobieta
zauważyła i pozwoliła, aby on się tym zajął.
― Zapewniam, że traktujemy tę kwestię
z należną jej powagą i godnością, o czym świadczy też nasza renoma, o
której pan wspomniał. Nikt nie odmawia panu prawa ani do autorstwa
utworów, ani do ich treści, ani do posiadania przez pana przestrzeni
artystycznej. Przeciwnie, jesteśmy tu dziś po to, żeby zapewnić panu jak
najlepsze warunki. Jeśli wyrazi pan takie życzenie, nasza współpraca
może się ograniczać do absolutnego minimum lub zacieśnić się, aż do
sponsorowania wypadów do klubów czy na drogie wakacje, celem zapewnienia
inspiracji, włącznie ― prawdę mówiąc, w całej historii wytwórni
zdarzył się tylko jeden taki przypadek, ale Zoll uznał, że ważny jest
sam fakt, nie częstotliwość jego występowania. ― Chcemy
jedynie, by te inwestycje nam się zwróciły, szczególnie jako pieniądze z
działań związanych z szeroko pojmowaną sprzedażą i marketingiem.
Zauważył z pewnym rozbawieniem, jak Giselle przewróciła oczami. Wyraźnie
nie podobało jej się mówienie o zapisach umowy w tak trywialny sposób,
ale Yuki wiedział (no, wiedział to może za dużo powiedziane, raczej
odnosił wrażenie), że taki język przemówi do młodego mężczyzny bardziej
aniżeli piękne, acz skomplikowane sformułowania używane przez prawników.
Gazelle - 2018-11-18, 15:25
Skinął
głową, po uważnym wysłuchaniu słów Zolla. Chociaż nadal ciężko było być
uważnym, gdy w środku się w nim dosłownie kotłowało. Sam nie rozumiał,
dlaczego odczuwał aż tak intensywne emocje wobec tego mężczyzny.
Przecież minęło już pół roku, cały czas powtarzał sobie że wyleczył się z
uczuć do Alexa, a mimo to...
Przymknął na moment oczy i westchnął.
— Rozumiem — powiedział w końcu,
bardziej neutralnym i opanowanym tonem. To było jasne i kompletnie
zrozumiałe, że wytwórni zależało na zysku. Przecież to nie była
organizacja charytatywna, a oni de facto dokonywali między sobą
długoterminowej transakcji.
Sam, jako dusza niewątpliwie artystyczna, nie posługiwał się językiem
biznesu; w ogóle nie rozumiał tego świata. Świata jak pozbawionego
emocji, sentymentów.
Właściwie, naszła go gorzka myśl, zaczynam rozumieć, dlaczego Alex wybrał kogoś akurat z tego świata.
On tak nie potrafił. Mieć po prostu wszystko gdzieś, skupić się jedynie
na zysku, kalkulować każdą najmniejszą rzecz. On chciał po prostu
tworzyć, i być w tym możliwie jak najbardziej niezależny, ale zdawał
sobie sprawę z tego że żeby spełnić swoje marzenia musiał iść na jakieś
ustępstwa. Nie podobało mu się to, ale życie nie zawsze było kolorowe.
— Mam nadzieję, że żadna ze stron nie
okaże się zawiedziona. Ze swojej strony mogę zapewnić, że będę wkładał
maksymalny wysiłek w to, żeby produkt końcowy był jak najlepszy — zapewnił. Co do granic współpracy...definitywnie wolał, żeby ograniczała się ona do minimum. Nie interesowało go życie gwiazdy,
absolutnie nie z taką myślą tworzył muzykę. Zresztą, sam nie był pewien
tego, czy jego muzyka mogła w ogóle przebić się do mainstreamu, nie
miała przecież tego typowo popowego brzmienia. W swoich kompozycjach
lubił się bawić, mieszać gatunki, eksperymentować, przez co był dosyć
wszechstronny. Co było zarówno wadą, jak i zaletą.
— W takim razie, możemy podpisać ten kontrakt?
— spytał w końcu. Już nie miał ochoty na dalszą rozmowę, chciał mieć to
już uklepane, mieć kontakt w garści, zapewnienie, że tak, może już
myśleć o własnej płycie, że wkroczył na ścieżkę własnego marzenia.
YoungKitty - 2018-11-23, 19:02
Zoll
był profesjonalistą, dlatego też nie zaklaskał z radosnym uśmiechem w
dłonie, gdy artysta wyraził chęć podpisania kontraktu, choć trochę miał
na to ochotę. Takich oporów nie miała jednak siedząca obok niego
kobieta. Młoda Francuzka szybkim ruchem zgarnęła umowy leżące przed
oboma panami, niemalże zrzucając przy tym ze stołu jedną z pustych już
filiżanek po kawie. Następnie wyjaśniła naprędce, nieświadomie
przeplatając angielski z ojczystym językiem, że to tylko szkice, ale
dział prawniczy ma już gotowe właściwe teksty, więc je wydrukują, oraz
że zaraz wróci i to ze swoim opiekunem praktyki, ponieważ sama nie ma
jeszcze uprawnień do uczestnictwa w zawieraniu takich umów. Po
wygłoszeniu takiego monologu prawie biegiem opuściła salę.
— Przepraszam za koleżankę. Panna Durand
jest stażystką i to był pierwszy raz, kiedy brała udział w takich
rozmowach i stąd dość… entuzjastyczna reakcja na to, że zdecydował się
pan na podpisanie kontraktu — powiedział Yukihiro, głównie po to, by uniknąć niezręcznej ciszy.
Z doświadczenia wiedział, że choć Giselle zapewniła, że wróci za krótką
chwilkę, w rzeczywistości mogło to potrwać nawet ponad kwadrans. Dlatego
też zdecydował się zaproponować wyjście na niewielki balkon, położony
za zakrętem korytarza prowadzącego do sali konferencyjnej, w której
aktualnie się znajdowali. Miejsce to pracownicy wytwórni nazywali
palarnią, choć w oficjalnych dokumentach figurowało jako dodatkowa droga
ewakuacyjna, ze względu na odchodzące od niego zewnętrzne schody,
prowadzące do tylnego wyjścia.
— Pali pan, panie Novotny? —
zapytał, wyciągając z teczki nie, jak można by się spodziewać, paczkę
papierosów, ale prawdziwe kubańskie cygara w ozdobnym opakowaniu.
Przyjaciółka sprawiła mu taki prezent na ostatnie urodziny. Starał się
nie zużyć ich zbyt szybko, ale jakoś tak lubił je mieć przy sobie.
Zresztą, podpisanie umowy było chyba na tyle uroczystą okazją, że mógł
sobie pozwolić na wykorzystanie jednego czy dwóch. A przynajmniej tak to
sam przed sobą usprawiedliwił. Między cygarami leżała też zapalniczka
ze wzorem w hawajskie kwiaty. Pamiątka z wakacyjnego wyjazdu. Kolejna z
rzecz przypominająca o świeżo zakończonym związku. Cholera, chyba będzie
musiał ją jak najszybciej zużyć i kupić nową. Miał nadzieję, że nie
było po nim widać, że ten mały przedmiot poruszył w jego sercu jakąś
strunę. — Zanim wróci panna Durand z pewnością zdążylibyśmy wyjść na świeże powietrze i wypalić po jednym.
Gazelle - 2018-11-23, 21:42
— Nie szkodzi, tak właściwie to było bardzo sympatyczne
— odparł, a na jego wargach po raz pierwszy od początku spotkania
pojawił się cień uśmiechu. Stażystka pewnie była trochę starsza od
niego, ale i tak w tamtym momencie uderzyła w niego jej młodzieńcza
energia, której jemu ostatnio brakowało. A kiedyś sam miał jej sporo.
Przez ostatnie miesiące czuł się tak, jakby postarzał się co najmniej o
dekadę, i bardzo mu się to nie podobało. Dopiero gdy wrócił do żywych,
znowu zajął się muzyką, znalazł pracę, dopiero wtedy zaczął pojawiać się
cień dawnego Luki.
Wkurzało go to. Wkurzał go przede wszystkim fakt, jak ogromny wpływ
wywarło na nim rozstanie z Alexem. Alex nie był tego wart, w końcu
dojrzał do myślenia w taki sposób, ale to nie cofało wszelkich szkód,
które już się wydarzyły.
Chociaż, kto wie, może ostatecznie mu to wyjdzie na dobre? Póki co
wszystko na to wskazywało. Przecież...właśnie podpisywał kontrakt z
liczącą się w branży wytwórnią. Spełniał swoje marzenie. Niestety wciąż
nie potrafił się z niego w pełni cieszyć, ale wiedział, jak ważne było
to wydarzenie, jak zmieniało to jego życie.
— Nie sądzi pan, że teraz powinien mnie pan raczej odwodzić od palenia, zamiast wysuwać tego typu propozycje? — odpowiedział pytaniem, uśmiechając się półgębkiem. — Nie, nie palę. Muszę dbać o swój instrument
— wskazał na swoje gardło. Nigdy go też na szczęście nie ciągnęło do
nikotyny. Uniósł lekko brew, widząc opakowanie, jakie wyciągnął ze
swojej teczki Zoll, ale szybko się zreflektował. No tak, poważny
reprezentant wytwórni musiał się przede wszystkim reprezentować, czyż nie?
Chociaż sam uważał palenie cygar za mocno pretensjonalne.
— Jednakże chętnie skorzystam ze świeżego powietrza
— dodał w końcu. Z dwojga złego wolał to, od zostania sam na sam w tym
pomieszczeniu z Zollem. Na zewnątrz przynajmniej miał więcej
przestrzeni, a w tej sali czuł się jakby się dusił. I to nie z powodu
kiepskiej wentylacji, bynajmniej. Po prostu czuł w powietrzu tę
niezręczną atmosferę, która była tak ciężka że dosłownie wgniatała go w
podłogę.
YoungKitty - 2018-11-24, 01:07
— O
ile nie jest to koniecznie, staram się raczej nie matkować moim
muzykom. Część z nich nie przepada za zbytnim dbaniem o nich w innych
materiach niż finansowa, najdelikatniej rzecz ujmując. Poza tym, czym
byłoby życie bez drobnych, grzesznych przyjemności? — zaśmiał się Zoll, wyjmując jedno z cygar i zapalniczkę. Opakowanie delikatnie zamknął i schował z powrotem do teczki. — Mam jednak nadzieję, że nie będzie panu przeszkadzało, jeśli ja zapalę?
Gdy Novotny zgodził się na propozycję wyjścia, obaj wstali i podeszli do wyjścia.
— Zapraszam — powiedział Yukihiro, puszczając Lucę przodem. — Korytarzem prosto i w prawo.
Przez krótką chwilę szli w milczeniu, aby po chwili znaleźć się przed drzwiami oznaczonymi jako PAL-arnia!!!
— ta odręcznie napisana kartka stanowiła hermetyczny i prawdę mówiąc,
mało zabawny żarcik pracowników wytwórni. Gdy przez nie przeszli,
znaleźli się na balkonie, który nie grzeszył rozmiarem. Za to widok z
niego był całkiem niezły. Znajdowali się akurat na takiej wysokości, z
której między budynkami, po drugiej stronie ulicy, można było dostrzec
zadbany skwer z fontanną, przynależący do administracji otaczających go
trzech niskopoziomowych bloków. Niczym mała oaza w miejskiej dżungli.
Obrazek ten stanowił jednak jedyny plus istnienia balkonu. Przestrzeni
na nim było akurat tyle, żeby dwie osoby mogły stanąć, zachowując pole
przestrzeni osobistej. Tylko gdyby pojawił się ktoś trzeci — chcący
wejść odchodzącymi zeń zewnętrznymi schodami bądź też akurat tędy wyjść z
wnętrza budynku, zapewne musieliby się zbliżyć na siebie na tyle, że
naruszyliby swoje przestrzenie intymne, co z kolei wywołałoby pewien
dyskomfort. Zoll niemalże modlił się, by to nie nastąpiło, a
przynajmniej nie dopóki nie przełamie lodów. Głównie w tym celu
zdecydował się na opuszczenie sali konferencyjnej. Dobre stosunki z
podopiecznymi bardzo ułatwiały pracę. Oczywiście wiedział, że w
przypadku Lukiego, będzie pewien temat, którego trzeba będzie unikać jak
ognia. Temat miłości i ostatniego związku. Zdecydował się za to na
poruszenie nieco tematu, który mógł wzbudzić nieco bardziej pozytywne
emocje. Taki, o którym artyści zawsze dość chętnie opowiadali.
— Panie Novotny… a może inaczej… Luca, o ile mogę ci mówić po imieniu
— zapytał, opierając się swobodnie o metalową barierkę równie czarną
jak własne oczy, choć nieco bardziej przykurzoną i spoglądając na
młodego mężczyznę znad jeszcze niepodpalonego cygara. — Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Gazelle - 2018-11-24, 22:22
Zostawił
w gębie uwagę o tym, że akurat w przypadku śpiewania to wypadałoby mu
się przejmować kwestią palenia. W końcu jego głos to coś, na czym
wytwórnia miała opierać swój zysk z kontraktu z nim, prawda? Wprawdzie, w
porządku, nie tylko głos, ale jego zdaniem to było jednak dosyć
kluczowe.
Wzruszył ramionami, bo przecież już powiedział Zollowi, że i tak z nim pójdzie.
Gdy wyszli na palarnię...spodziewał się czegoś większego, szczerze.
Budynek wytwórni był ogromny, nowoczesny, a palarnia sprawiała
kontrastująco skromne wrażenie. Być może to po prostu była jedna z wielu
palarni wytwórni, to było najbardziej racjonalne wytłumaczenie.
Zachował dystans od Zolla, na tyle, na ile mógł, i oparł się o barierkę,
w milczeniu patrząc przed siebie na dosyć sympatyczne widoki znajdujące
się pod nimi. I nawet gdy towarzyszący mu mężczyzna w końcu się
odezwał, Luca nie obdarzył go spojrzeniem. Może to było niegrzeczne, ale
znajdując się tak blisko siebie nie za bardzo chciał łapać z nim
kontakt wzrokowy.
Zoll jednak nie zamierzał mu tego całkowicie odpuścić, samemu opierając
się o tę nieszczęsną barierkę i gapiąc się na Lucę. Średnio podobała mu
się ta próba spoufalania się, ale miał szczerze mówiąc gdzieś to, czy
Zoll będzie na niego mówił per pan, czy nie. To była idiotyczna kwestia wydumanej kurtuazji.
Zresztą, brunet i tak nie mógł popełnić faux pas. które skalą przysłoniłoby nazwanie go Alexem.
— Jak się zaczęła...właściwie, to
jeszcze zanim się urodziłem. Moja mama była śpiewaczką operową, a tata
grał w zespole punkowym. Ten zespół wprawdzie był jedynie garażowy,
nigdy niczego nie nagrali, ale w każdym razie od małego byłem otoczony
muzyką. Gdy mama zrezygnowała z kariery, uczyła mnie śpiewu już gdy
miałem pięć lat. I mam muzykę praktycznie we krwi. Kocham ją, daje mi
siłę. — Uśmiechnął się melancholijnie. Ten temat był w stanie
sprawić, że Luca stał się bardziej rozmowny, na chwilę zignorował fakt, z
kim prowadził tę rozmowę. — To...to
jest dla mnie najlepszy sposób na wyrażenie siebie, swoich emocji.
Kocham równie mocno wykonywać, jak i tworzyć. I już na etapie szkoły
podstawowej wiedziałem, że to jest moje marzenie: móc zajmować się w
życiu muzyką. Do tego zmierzałem całe życie. I w końcu... —
Przygryzł wargę. Udało mu się, w końcu mu się udało. I dopiero zaczynało
docierać do niego to, jak bardzo było to realne. W końcu znajdował się
już w budynku wytwórni, za chwilę miał podpisywać kontrakt, nie było
powodu do tego, żeby być już dalej podejrzliwym i doszukiwać się
niecnych motywów, dlatego postanowił w końcu spytać wprost: — Właściwie...czy może mi...pan — użył zwrotu grzecznościowego, w końcu Zoll nie powiedział mu jasno, że Luca też może zwracać się do niego na ty. — ...powiedzieć,
co doprowadziło do tego, że zaproponował mi pan kontrakt? Bo to nie był
przypadek, że akurat tamtego wieczoru zajrzał pan do klubu, czyż nie? — W końcu na niego spojrzał, mierząc go uważnym spojrzeniem. Przecież kojarzyłby takiego
klienta, gdyby kiedykolwiek wcześniej raczył odwiedzić jego miejsce
pracy. Więc to nie mogło być tak, że regularnie tam zaglądał, wyszukując
talentów.
Przez głowę przebiegła mu chyba głupia myśl. Bo co jeżeli...Alex
rzeczywiście miał z tym coś wspólnego, ale nie w ten sposób, o jaki
podejrzewał go Luca? Może on...chciał zrobić coś miłego dla Luki?
Przecież wiedział o tym, jakie jest jego marzenie, a mając chłopaka
pracującego w wytwórni, mógł mu załatwić ten kontrakt, szepcząc Yukihiro
tylko słówko. Alex miał umiejętność skutecznej perswazji, niewątpliwie.
Był czarujący, i Luca również padł ofiarą tego czaru.
Jeżeli to byłaby prawda, to Luca sam nie wiedział, jak by się z tym
poczuł. Bo z jednej strony, to byłoby niewątpliwie cholernie miłe ze
strony jego byłego chłopaka, poza tym Luca sobie na to zasłużył po tym,
jak Alex go potraktował, ale z drugiej... Wolałby, żeby Zoll sam go
odkrył. Żeby okazało się, że przedstawiciel wytwórni naprawdę dostrzegł w
nim coś wyjątkowego, coś, co sprawiało że zdecydował się zwerbować go
do tejże wytwórni.
YoungKitty - 2018-12-08, 01:41
Pytanie przyniosło oczekiwany skutek, bo muzyk rzeczywiście się rozgadał.
— Rzeczywiście, nie był to przypadek
— przyznał Zoll. Normalnie zbyłby pewnie młodego artystę jakimś żartem
lub frazesem o niebywałej wyjątkowości, ale niespodziewanie nawet dla
samego siebie, zdecydował się na szczerość. Chyba wciskanie kitu po tak
szczerej wypowiedzi podświadomie wydało mu się kompletnie niemoralne. —
Kiedyś, gdy Blue Catch Records było jeszcze na początku swojej ścieżki
jako wydawnictwa muzycznego, rzeczywiście zdarzało się, że wpadałem na
wariata do mało znanych klubów, oferując wielkie kariery tym, którzy
wydali mi się interesujący… A dziś jest to o wiele bardziej
skomplikowany proces. Wytwórnia zatrudnia researcherów, którym płaci za
łażenie w przeróżne, czasem dziwne miejsca i znajdywanie ciekawych
ludzi. Później do gry wchodzą, tacy jak ja headhunterowie, poszukiwacze
talentów. To my decydujemy o tym, czy danej osobie należy zaproponować
kontrakt, a po jego podpisaniu zdarza się, że pełnimy też rolę agentów
naszej nowo wschodzącej gwiazdy.
Tu przerwał na chwilę, aby w końcu podpalić cygaro. Głęboko się nim
zaciągnął, po czym odwrócił się lekko i wypuścił dym, pilnując, by nie
poleciał on w kierunku jego rozmówcy. Gdy ponownie spojrzał na Lukę,
zwrócił szczególną uwagę na jego oczy. Czyżby widział w nich
rozczarowanie? Byłoby ono zupełnie zbędne, w kontekście tego, co
zamierzał powiedzieć dalej.
— A jeśli chodzi o to, co doprowadziło
do tego, że zaproponowałem ci kontrakt… Cóż, można powiedzieć, że sam
zapracowałeś na swój sukces. W twoich utworach słychać tę pasję, o
której mi mówiłeś. Można ją zobaczyć, gdy stajesz na scenie, przed jakąś
widownią, całkowicie oczarowując ją swoją osobą. I to nie jest pusty
komplement. Wierz mi lub nie, ale siedzę w tym biznesie wystarczająco
długo, żeby rozpoznać talent, kiedy go spotkam. Problem leży w tym, że w
dzisiejszych czasach talent to nie wszystko. Żeby przebić się do
szerszych grup, a nawet mas ludzi i zarabiać na muzyce, przeważnie nie
wystarcza SoundCloud czy YouTube. Jednak z wytwórnią staje się to
znacznie łatwiejsze. O ile oczywiście jest to uczciwy biznes, w którym
żadna ze stron nie chce oszukać drugiej. Taki, jaki chcemy dziś zawrzeć.
Tu ponownie przerwał wypowiedź i kontakt wzrokowy, ponownie skupiając
się na dymiącym cygarze. Przeszła mu przez głowę myśl, że być może
powiedział zbyt wiele o procesach rządzących pracą wytwórni. Dla Yukiego
to była rutyna, więc opowiadanie o meandrach życia zawodowego nie
sprawiało mu większego problemu. Jednak zastanawiał się, czy jego
artysta (podświadomie zaczął uważać Novotnego za swojego podopiecznego,
mimo że ten nie podpisał jeszcze umowy) nie poczuł się trochę
przytłoczony wylewającym się z ust przedstawiciela Blue Catch Records
potokiem informacji.
Gazelle - 2018-12-14, 13:05
Ach,
czyli Alex nie miał z tym nic wspólnego… Niepotrzebnie się łudził, i
niepotrzebnie robił sobie nadzieję, że jego były chłopak nadal żywił do
niego jakiś pozytywny sentyment. Cóż, oto życie – pełne beznadziejnych
rozczarowań, zwykła proza dnia codziennego. Chyba powinien się cieszyć,
że ten cały Zoll dostrzegł w nim coś wyjątkowego, coś, co sprawiło, że
otrzymał propozycję kontraktu, ale jego uczucia związane z tym wszystkim
nadal były słodko-gorzkie, i niestety to trochę zaburzało jego radość
ze spełnionego marzenia.
Był naiwnym, zranionym kretynem, ot co.
Zoll złapał z nim kontakt wzrokowy i zaczął obsypywać go tymi wszystkimi
pochwałami. I było mu miło, rzeczywiście, świadomość tego że komuś
naprawdę podobał się jego występ i dostrzegał w nim talent była
niezwykle miła, ale, wciąż… Nie umiał się w pełni przekonać do tego
faceta, nawet gdy prowadzili taką w miarę normalną rozmowę. Niemniej,
jego usta wykrzywiły się w grymas, który przypominał uśmiech. Jako
artysta nie mógł usłyszeć lepszego komplementu. I przecież na tym mu
zależało, żeby spełniać swoje marzenia tylko poprzez swoją pracę, i
swoje umiejętności, nie drogą znajomości.
Kusiło go, żeby spytać o Alexa.
— Czyli… dobrze rozumiem, że zostanie pan moim agentem?
— spytał, bo ta część wypowiedzi mężczyzny wyjątkowo utkwiła mu w
głowie. Wolałby, żeby nie… chciałby mieć z nim najmniej do czynienia.
Ale nie mógł przecież kaprysić, jeżeli takie były zasady. A jeżeli w
zamian miał otrzymać uczciwy kontakt, to to było chyba całkiem fair.
— Właściwie, mam jeszcze jedno pytanie — odezwał się nagle, zanim zdołał w ogóle pomyśleć nad swoimi słowami. — Czy mógłby mi pan powiedzieć, co słychać u…
— Ooo, to jest nasz nowy nabytek? — przerwał mu obcy głos, idący w parze
z odgłosem otwieranych drzwi. Ta cholernie mała przestrzeń sprawiła, że
musiał zbliżyć się do Zolla zdecydowanie bardziej, niż by sobie tego
życzył, żeby nowoprzybyła osoba mogła się w ogóle zmieścić na tym
balkoniku. — Jestem Kyree, nie lubię gdy mówi się do mnie per pan,
jestem producentem i jeżeli będę mieć szczęście to popracujemy razem. —
Mężczyzna puścił mu oczko po tym zwięzłym przedstawieniu się. — A jak
nazywa się nasz nowy artysta?
— Luca — odparł i uścisnął
wyciągniętą dłoń. Niemalże stykał się ciałem ze stojącym obok Zollem i
czuł się z tym bardzo niekomfortowo.
— Jak Yuki da ci w końcu spokój, to wpadnij do mnie. Pokażesz mi, co
potrafisz — powiedział postawny mężczyzna, wyciągając z kieszeni
papierosa. — Będę w sali 304, to jest na trzecim piętrze, praktycznie na
przeciwko windy.
— Jasne. — Przypieczętował te
słowa skinięciem głowy, próbując nie skrzywić się od dymu, który otaczał
go z obu stron, gdy stał ściśnięty między dwoma facetami. W tym jeden
był facetem jego byłego, z którym wolał jednak nie mieć żadnego
fizycznego kontaktu. No cholera.
YoungKitty - 2018-12-16, 02:31
Zanim
zdążył odpowiedzieć na pytania, które zaczął zadawać Luca, ich spokój
został nagle zakłócony. Nowoprzybyły na moment zdominował to przypadkowe
spotkanie.
— Kto tu komu nie daje spokoju, Kyree?
— zapytał Zoll producenta z udawaną naganą w głosie, gdy ten przerwał
na chwilę zagadywanie Novotnego. Nie, żeby mógł mu takowej udzielić.
Kyree stanowił chodzące uosobienie wielu typowo amerykańskich cech, był
głośny, wesoły i zawsze żywo interesował się każdą nowo napotkaną osobą,
przez co czasem można było odnieść wrażenie, że kompletnie brak mu
taktu. Jednak jego pozycję w wytwórni budowały oczywiście pieniądze,
których miał wystarczająco wiele, by móc inwestować w nawet najbardziej
ryzykowne projekty. Co czyniło go dość cennym członkiem Blue Catch
Records. — Nie dziwi mnie wcale, że taka
gaduła i plotkarz jak ty, pojawia się na palarni akurat w chwili, gdy
jestem tu z naszą wschodzącą gwiazdą.
— No wiesz co, Yuki! Ranisz moje uczucia! Poza tym to wolny balkon, mamy
takie samo prawo tu być! Jeśli liczyłeś na, jak to mówią francuzi, tête-à-tête
to trzeba było wybrać ustronniejsze miejsce! — zaśmiał się producent.
Yukihiro słuchał jego paplaniny jednym uchem. Zauważył, że ściśnięty
między nimi artysta, najwyraźniej nie czuł się zbyt komfortowo. Więc
choć headhunterowi żal było wyrzucać dopiero co zapalone cygaro,
zdecydował się jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
— À propos
języka francuskiego, to panna Durand pewnie nas szuka, więc będziemy
się zbierać. Wyszliśmy tylko na chwilę, zaraz będziemy podpisywać
kontrakt.
— A to pewnie, lećcie. Im szybciej nasz młody przyjaciel będzie mógł mi
pokazać, co umie, tym lepiej dla nas wszystkich! Do zobaczenia, mam
nadzieję!
Pożegnali się i poszli. Zoll puścił Novotnego przodem, samemu zamykając
za nimi drzwi. Nie mógł się powstrzymać od westchnienia. To nawet nie
tak, że jakoś szczególnie nie lubił tego ze swoich współpracowników. Po
prostu Kyree bywał czasem jak picie alkoholu — fajne do pewnego momentu,
a w nadmiarze szkodliwe i męczące.
— Wiesz — zaczął, gdy wracali tą samą drogą, którą uprzednio przyszli. — Nie
musisz do niego iść, jeśli nie masz ochoty się przed nim prezentować.
Nie jest jedynym producentem w tej wytwórni. Tak samo, jak ja nie muszę
być twoim agentem, jeśli nie zechcesz, żebym nim był. Niemniej, każdy
producent i agent mogą mieć pod opieką określoną liczbę twórców.
Dlatego, jeśli zależy ci na szybkim rozpoczęciu pracy, najłatwiej
będzie, jeśli to właśnie ja będę pełnił tę funkcję.
Przemilczał, że Kyree również byłby najodpowiedniejszym
współpracownikiem na ten moment. Miał cichą nadzieję, że uda mu się
przekonać kogoś innego. Kogoś z kim lepiej mu się współpracowało. Może
Delilah miała akurat wolne miejsce? Będzie musiał się z nią później
skontaktować.
Po wejściu do sali konferencyjnej stało się jasne, że stażystka jeszcze
nie zdążyła załatwić sprawy kontraktu. Dlatego też mogli bez przeszkód
kontynuować rozmowę.
— Zdaje się, że zanim przyszedł Kyree, chciałeś o coś jeszcze spytać?
Gazelle - 2018-12-19, 01:01
Naszą wschodzącą gwiazdą.
Jakże dziwnie to brzmiało, gdy Luca uświadomił sobie, że mowa była o
nim. Gwiazda, gwiazda… tym miał się stać, gwiazdą? Czy tego chciał?
Chciał tworzyć muzykę… robić to, co kocha, dzielić się z tym światem –
i, owszem, również to spieniężyć. W końcu nie mógł żyć samymi
marzeniami, albo z pracy w klubie (nie, żeby było to samo w sobie czymś
złym), czy udzielaniu lekcji gry na pianinie dzieciakom. Ale gwiazda… to brzmiało tak abstrakcyjnie. Nie potrafił tak o sobie myśleć. I na tym miał polegać ten kontrakt? Że będzie promowany na gwiazdę? Miał co do tego mocno mieszane uczucia.
Skrzywił się na sekundę, słysząc z ust producenta o tête-à-tête. Jeszcze czego. Nie z tym facetem.
Chociaż to właśnie ten facet
chwilę później uratował go od dalszego ciągnięcia rozmowy w tej mocno
niekomfortowej pozycji. Pożegnał się z Kyree, uśmiechając się naprawdę
szczery, bo mimo wszystko wywarł na nim pozytywne wrażenie. Był
sympatyczny, otwarty, ta pogodna aura wisząca ponad nim sprawiała, że
nawet się aż tak nie stresował pokazać przed nim swoich umiejętności.
Czuł się co najmniej dziwnie, gdy Zoll po raz kolejny puścił go w
drzwiach przodem, niby takim dżentelmeńskim gestem dobrze wychowanego
reprezentanta wytwórni. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, że trochę się
czepiał, bo to przecież była tylko kwestia kurtuazji, ale i tak go to
trochę drażniło.
— …nie muszę być twoim agentem, jeśli nie zechcesz, żebym nim był.
To właściwie było dla niego najważniejsze z całej następnej wypowiedzi
Zolla. I dawało mu nadzieję, poprawiało nastrój. Bo gdyby faktycznie się
udało, to czułby się o tyle swobodniej.
Zbliżając się do sali konferencyjnej, postanowił że tym razem sam siebie wpuści do środka, nie pozwalając Zollowi na dalsze szarmanckie gesty, ale niestety – brunet ponownie go uprzedził.
— To już nieważne — odparł,
ucieszony w głębi siebie że nie udało mu się dokończyć treści tamtego
pytania. Skąd mu się nagle wzięła chęć spytania go o Alexa? To było
takie idiotyczne, że sam siebie musiał wewnętrznie skarcić. Jednakże to i
tak nie był koniec popisów jego wyjątkowo – tego dnia przynajmniej –
niefrasobliwego języka: — Nie sądzi pan, że gdyby został pan moim agentem byłoby to dosyć… niezręczne? — wypalił, siadając na swoim miejscu. I od razu otworzył szeroko oczy i lekko uchylił usta, zaszokowany sam sobą. Oczywiście, oczywiście, nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby nie nawiązać do Alexa! Nie mając nawet pewności, czy Zoll naprawdę wie. Po prostu musiał powiedzieć swoje, ot Luca Kretyn Novotny.
Opatrzność Boża - 2019-01-12, 10:53
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ
|
|