Świat bez granic


Yaoi - Świat bez granic

Koss Moss - 2017-12-03, 23:26
Temat postu: Świat bez granic

          Ghaun'dan i jego ludzie mieli rację: tam w górze naprawdę był świat, w którym nie było sklepienia i kamiennych ścian. Na początku mało kto mu wierzył, gdy wrócił i opowiedział o cudach, jakie ujrzał na górze. To było dla drowa niewyobrażalne. Świat… bez granic? Przecież na czymś musi się wspierać; gdzieś musi być koniec, ślepa uliczka, lita ściana.
Wszystko, w co dotąd wierzyła podziemna rasa, stanęło pod znakiem zapytania, kiedy Pierwsza Ekspedycja powróciła do domu.
Oczywiście każdy znał legendy o istotach z góry. Mówiło się, że są dzikie i prymitywne; że żyją w oślepiającym świetle i gorącu tak nieznośnym, iż wystawiony na nie drow niechybnie stanąłby w płomieniach. Wszystko, w tym rosnąca temperatura, wskazywało na to, że wyżej nie da się żyć, toteż nikt się tam nie zapuszczał. Było tak aż do czasu wspomnianej Pierwszej Ekspedycji, której przewodził Ghaun'dan. To on dokonał przełomu, a teraz, kilka lat i kilkanaście ekspedycji później, książę Nalagh'ar miał dokonać kolejnego; każda bowiem wyprawa na powierzchnię owocowała nowymi wielkimi odkryciami i prawie każdy marzył, by się do nich przyczynić.
Nalagh'ar nie podróżował, oczywiście, sam: towarzyszył mu doświadczony dowódca, Vorn Numrini'th, i tuzin najlepiej wyszkolonych wojowników.
          Przemierzali ciemne tunele tygodniami, nim trasą wytyczoną przez prekursorów dotarli wreszcie do celu.
Słyszeli już o tym, jak wygląda powierzchnia i sądzili, że są na jej widok przygotowani, ale wrażenie i tak było przytłaczające. Ich pierwszym odruchem było padnięcie na ziemię – jakże miękką, jak gładką – i przywarcie do niej, jak gdyby otchłań w górze mogła ich pochłonąć, jeśliby nie trzymali się podłoża dostatecznie mocno.
Nalagh'ar czuł się, jakby stał na skraju przepaści, tylko że ta przepaść nie znajdowała się pod nim, ale wysoko w górze, czarna, a jednak rozświetlona, pełna białych punktów, lśniących kryształów, których od razu zapragnął dosięgnąć. Może będzie pierwszym drowem, któremu się to uda?
Minęło trochę czasu, nim przywykli do myśli, że brak sklepienia nad głową nie oznacza braku oparcia. Nieprzyzwyczajeni do tak wielkich przestrzeni trzymali się jednak blisko siebie i bardzo ostrożnie eksplorowali nowe tereny, napotykając zarówno gatunki już opisane przez poprzednie wyprawy, jak i zupełnie nowe, osobliwe, o jakich istnieniu dotąd im się nie śniło.
Wiedzieli, że mają niewiele czasu. W starych legendach było wiele prawdy. Ten tajemniczy, rozległy świat rzeczywiście stawał się oślepiająco jasny i nieprzyjazny co kilkanaście godzin, ale drowy wiedziały już, jak rozpoznać zbliżający się Tiir (jak nazywali jasną porę) i odpowiednio wcześniej powracały do ciemnej, bezpiecznej groty.
          Nalagh'ar zrównał jaszczura z wierzchowcem dowódcy. Choć większość elfów była bardzo czujna, książę wydawał się spokojny i rozluźniony. Vorn Numrini'th był już wcześniej na powierzchni: brał udział w Pierwszej Ekspedycji jako rekrut, ale od tamtego czasu zdążył wielokrotnie awansować, zdobyć liczne tytuły i powszechne uznanie. Był w oczach księcia gwarantem bezpieczeństwa. Przewodnikiem.
  ― Chciałbym zdobyć jeden z tych świecących kryształów ― zwierzył się młodzieniec, zagarniając białe włosy za blade, szpiczaste, odrobinę oklapnięte ucho. Wskazał nieboskłon. ― Myślisz, że jeśli wespnę się na najwyższą z tych wielkich roślin, zdołam jakiś dosięgnąć?


Raven - 2017-12-04, 02:16

Historie o istotach spod ziemi wydawały się dla leśnych elfów najbardziej obrazoburcze i wynaturzone, jakie tylko można było sobie wymyślić. Drowy – tak nazywali tą rasę. Bardzo niebezpieczną rasę, która w dalekiej przeszłości mogła wyglądać nawet jak oni sami, lecz teraz przypominała potwory, którymi straszy się małe dzieci. Stworzenia tak złe do szpiku kości, że ich skóra mogła być czarna niczym kamień, a oczy tak samo puste i pozbawione wyrazu.
Legenda głosiła, że kiedyś jedna z takich istot wypełzła na zewnątrz by porywać elfy, które zapuściły się zbyt blisko wejścia groty, i że żaden z nich nie powrócił do wioski, nie potrafiąc uchronić się przed przerażającą agonią w czeluściach ziemi. Mówiono, że z jaskini dobywały się po północy jęki i wrzaski konających jeńców, i że to jawny dowód na to, że tak oto zły bóg podziemi karze wszystkich swoich niedowiarków. Że zesłał na świat te istoty, aby dręczyły elfie klany, by pamięć o nim pozostała żywa aż do krańca świata.

Aldaren, jeden ze zwiadowców leśnych elfów, nie wierzył w te historie. Sądził, że dźwięki spod ziemi są tylko wyciem wiatru i że nikt z własną świadomością nie potrafiłby żyć bez światła. Znał wiele jaskiń i nie wierzył w przesądy, zawsze znajdując na dowód swoich przekonań jakiś mocny argument. Był bardzo racjonalny i przez to zawsze sprzeczał się z kapłanami swojego miasteczka – Taer'haal. Czasem jego dociekliwość była wręcz niewygodna, i dlatego właśnie zamiast zdobycia jakiegoś domostwa w mieście, sypiał w obozowisku żołnierzy i codziennie patrolował całą okolicę. Sądzili, że uspokoją jego zaciętość w kłótniach, ale niechcący tylko ją zaognili, dając mu swobodę, której szukał. Aldaren chciał dowodów na swoją teorię. Od wielu wiosen błąkał się razem ze swoim oddziałem w pobliżu największej znanej jaskini, którą większa część elfów uznawała za przeklętą. Chciał udowodnić wszystkim, że jaskinia jest martwa. Że nie było w niej żadnego boga, jedynie ciemność i pustka.
Nie wiedział, jak bardzo się mylił.



Minęło wiele długich lat, odkąd Vorn Numrini'th eksplorował pierwszy raz świat naziemny i choć sądził, że będzie dostatecznie przygotowany na ponowne ujrzenie bezbrzeżnej otchłani nad sobą, mylił się niepomiernie. Do tego widoku ani on, ani nikt z jego podwładnych nie potrafił przywyknąć; owa otchłań wzbudzała pierwotny strach, i to niezależnie, czy akurat usiana była drobnymi, świecącymi punktami, czy też zasnuwał ją woal szarego, poruszającego się leniwie cienia.
Podziemni nie znali pojęcia chmur, więc to, co jawiło się nad ich głowami, było zagadką niemal tak poważną, jak nawracający w określonym czasie Tiir, rzucający na niebo oślepiającą jasność.
Nieważne, czy akurat siąpiła kropelkami wody, czy dmuchała zrywami ostrego powietrza, nie dawało się przewidywać jej zachowania, tak właśnie oceniał Vorn. I choć wyprawa na górę była wielce emocjonująca i z pewnością w jakiś sposób również niebezpieczna, nigdy nie przyszłoby mu do głowy, by po ujrzeniu ,,gwiazd" jak nazywały je istoty powierzchni, pragnąć ich dotknąć, bądź co bardziej odważne – zdobyć.
- Mój książę. Nawet, gdyby istniała taka możliwość, nie pozwoliłbym na to, byś ryzykował zdrowiem lub życiem dla tamtych błyskotek. Wiem z doświadczenia, że choć zdają się na wyciągnięcie ręki, są od nas o stokroć dalej. Wątpię, by była jakaś roślina, zdolna je dosięgnąć. - odparł po chwili namysłu – Oczywiście jeśli będziesz nalegał, bezzwłocznie wyślę kogoś, kto dobrze potrafi się wspinać, aby zweryfikował moje przypuszczenia. Obawiam się jednak, że możemy nie zdążyć podczas tej wyprawy znaleźć na tym terenie tak wysokiej rośliny. Nie mamy wiele czasu do powrotu, a powinniśmy sprawdzić jeszcze kilka dróg.
Vorn był odpowiedzialnym przewodnikiem. Miał swoje lata na karku. Pomimo zachowania względnego spokoju, pozostawał czujny. Wiedział, że nie przybyli, by zbierać mrugające światełka. Przybyli odkrywać świat, jak najwięcej z niego, i w jak najkrótszym czasie.
- Mógłbym zasugerować rozdzielenie kolejnej ekspedycji na mniejsze grupy, ale na tą chwilę mamy za mało danych, żeby tak postąpić. To nie jest spokojne miejsce. Mieszkają tu ogromne drapieżniki obrośnięte futrem, są szybkie i zabójcze. Będzie dobrze, jeśli pozostaniemy przy realizacji planu. Zgadzasz się ze mną, Panie? - spytał spokojnie, lekko rozbawiony pomysłami księcia.


Koss Moss - 2017-12-04, 03:14

          Nalagh'ar wciąż wpatrywał się z zaciekawieniem w niebo. Wydawało mu się, że tajemnicze kryształy znajdują się całkiem nisko; że gdyby wspiął się na te wysokie rośliny i wyciągnął dłoń, mógłby zamknąć jeden w palcach i nie byłby on większy niż zaciśnięta pięść.
Gwiazdy go zafascynowały, a przecież nie widział jeszcze księżyca.
Świat ten uznał za dalece piękniejszy niż podziemny. Miał tak wiele kolorów, a w najciemniejszym miejscu światła było nie mniej niż przy pomniejszych świecących kryształach z podziemi.
Gdyby nie Tiir, być może drowy mogłyby się tu osiedlić.
  ― Jak duże? ― zapytał z zaciekawieniem i wysłuchał opowieści dowódcy o straszliwych stworzeniach, które ten zdążył już spotkać. Wedle słów mężczyzny miały być one podobne do ogarów. W odróżnieniu od swoich podziemnych odpowiedników miały jednak futro i występowały stadami, a rozmiarami niekiedy prawie dorównywały nawet ujeżdżanym przez drowy roślinożernym jaszczurom.
  ― Nawet jeśli wpadniemy na jakieś stado, żołnierze na pewno sobie z nimi poradzą ― stwierdził z przekonaniem Nalagh'ar, a dowódca nie podważył jego słów.
Po jakimś czasie przemierzania okolicznych bezdroży jadący przed nimi wojownicy wstrzymali jaszczury, szepcząc coś między sobą.
  ― Co się dzieje? ― porywczy Nalagh'ar szybko wyjechał naprzód i zobaczył, co przykuło uwagę gwardii. Niesamowite: patrzyli właśnie, jak przerażone ich widokiem, niepodobne do niczego zwierzę o białej skórze i długim, poskręcanym porożu stara się podnieść i czmychnąć, ale nie może. Jego noga utkwiła w czymś, co wyglądało na stalowe wnyki, które musiały zostać skonstruowane i zastawione przez… rasę myślącą.
Książę poczuł zimny dreszcz strachu. Popatrzył w szoku na dowódcę, a potem bez słowa popędził jaszczura, wyminął strażników i zbliżył się do halli. Gdy tylko to zrobił, zaczęła szarpać się mocniej, robiąc sobie jeszcze większą krzywdę, a towarzyszyły temu donośne, rozpaczliwe piski, od których młodzieńcowi pękało serce. Gestem zatrzymał Vorna Numrini'tha, który zdążył już popędzić swego wierzchowca, gotów osłaniać księcia, jeżeli tylko zajdzie potrzeba.
  ― Zostańcie ― rozkazał wszystkim książę. ― Przestraszycie go.
Nie słuchał dowódcy, kiedy ten próbował go powstrzymać przed nierozważnymi działaniami. To miało być jego odkrycie, nikogo innego. To on miał się wykazać odwagą i pokazać wszystkim, że jest już mężczyzną. Zeskoczył z jaszczura i mimo instynktownego strachu przebył ostatnie kilka kroków, które dzieliły go od ofiary tajemniczych myśliwych. Halla piszczała teraz tak donośnie, że z drzew poderwało się ptactwo.
  ― Nie bój się ― powiedział Nalagh'ar z łagodnością, z jaką nie zwracał się w życiu do nikogo. Przyklęknął obok nieszczęsnego zwierzęcia. Przyjrzał się pułapce, w którą wpadło. To rzeczywiście były wnyki i wcale nie wyglądały na twór prymitywnej cywilizacji. Wykonano je ze stali. Musiał wykuć je kowal. Działały podobnie jak te, z których korzystały drowy. Miały dźwignię, którą prawdopodobnie wystarczyło pociągnąć.
Zwierzę nadal piszczało, a szarpało się tak, że rozdarło skórę i mięśnie nogi niemal do kości.
  ― Spokojnie ― szepnął Nalagh'ar. ― Uwolnię cię.
Wyciągnął drżące dłonie, aby to zrobić, ale wtedy przez piski halli przedarło się przeraźliwe wycie, na które wszyscy się poderwali. Dochodziło z daleka, ale już po chwili usłyszeli ten sam dźwięk ponownie, bliżej, i tym razem wyjącemu stworzeniu ewidentnie zawtórowało kilka innych.
Czymkolwiek były te istoty, prawdopodobnie wabiły je piski rannej i spanikowanej ofiary.


Raven - 2017-12-04, 04:31

Kiedy Vorn Numrini'th zakazał gestem zbliżać się do księcia, by wojskowi nie spłoszyli uwięzionego stworzenia, gdzieś daleko, daleko za nimi odezwał się wysoki, mrożący krew w żyłach dźwięk.
Kudłate bestie. Vorn znał ten dźwięk. Stworzenia obrośnięte futrem, o szczękach wielkości jego przedramienia i kłach niczym sztylety. Szybkie, skoczne i mordercze. Zbliżały się do nich.
Był w połowie drogi pomiędzy księciem a rogatym zwierzęciem; już miał odciągnąć Nalagh'ara od sideł, by zabrać go w bezpieczne miejsce, gdy krzewy obok niego poruszyły się, a nad jeźdźcem czmychnął ciemny kształt.
Szary wilk przeskoczył jaszczura i zawył, stając Vornowi na drodze. Vorn już chwytał za miecz, by rozpocząć walkę, lecz w tym samym momencie jego wierzchowiec wydał z siebie przeciągły obronny syk i rzucił się w tył, byle dalej od nieznanego potwora. Z gąszczu wyskoczyło więcej wilków. Ujadały wściekle, odganiając intruzów od halli, gotowe rozszarpać wrogów na strzępy.
Jaszczury powpadały w panikę. Jako roślinożerne zwierzęta, nieprzyzwyczajone do zapachu tych drapieżników, rozbiegły się na wszystkie strony, nie zważając już na wrzaski i komendy swoich panów. Wilki rzuciły się za nimi w pogoń.
Ostatnim, co zobaczył Vorn, nim jaszczur pociągnął go w dal, była sylwetka pozostawionego samotnie Nalagh'ara i cień przemieszczający się wśród drzew. W listowiu błysnął stalowy grot. Dowódca krzyknął do księcia w ostrzeżeniu, ale jego głos utonął w wyciu polujących wilków.


Aldaren znieruchomiał przy drzewie, mierząc grotem strzały w kierunku obcej istoty. Był gotów wypuścić pocisk w każdym momencie, jednak zawahał się na moment.
Zdawało się, że przybysz nie zamierzał krzywdzić halli. Halle – odmiana białych jeleni - były dla elfów świętymi zwierzętami, i Aldaren mógł zamordować z zimną krwią każdego, kto zechciałby skrzywdzić jedną z nich.
Jednak Nalagh'ar nie wiedział, że nie jest sam. Nie widział Aldarena. A mimo to, choć pozostał bez swojej świty, nadal za wszelką cenę próbował rozplątać wnyki, by ją uwolnić.
Zwiadowca poluzował cięciwę, zagryzając zęby w zimnym oczekiwaniu. Wystarczył gest, cokolwiek, co mogło wskazać, że obcy może jej zagrozić, by strzały naszpikowały go niczym worek treningowy.
- Spokojnie – powtórzył Nalagh'ar do szamoczącej się halli – Jeszcze chwila...
Elf zacisnął palce na majdanie tak mocno, że pobielały mu knykcie. Przełknął z trudem ślinę, ale jego ręka nie drgnęła. Był zdeterminowany, by znaleźć u obcego cokolwiek, co pozwoliłoby mu uzasadnić wystrzelenie strzały, ale im dłużej patrzył, tym bardziej był niepewny.
Głos drowa – bo Aldaren nie miał wątpliwości, kogo przed sobą widzi – był łagodny i emocjonalny, drżący lekko od adrenaliny. Na pewno nie bezduszny. Nie mroczny czy diaboliczny. Był spokojny, z wyraźną nutą troski.
Zwiadowca opuścił powoli grot. Jego twarz wyrażała zaciętość i wściekłość, ale nie był na przybysza nawet w połowie tak zły, jak na siebie.
Dlaczego nie strzelił? Mógłby to zakończyć. Udawać dalej, że drowy nie istniały. Udawać to, w co tak bardzo chciał wierzyć.
Nie potrafił.
Nalagh'ar, pomimo wyraźnie odmiennej urody, nie miał wcale pustego spojrzenia. Nie miał czarnej, demonicznej skóry. Był młodszy niż Aldaren, i z pewnością przestraszony. Przypominał zwiadowcy hallę, którą tak usilnie próbował ratować. Istotę, choć odmienną od wszystkich i wyraźnie dumną, lecz również delikatną i potrzebującą ochrony.
Kiedy poranione kopyto halli wyrwało się z uścisku, ta odskoczyła od drowa, potykając się. Była przerażona, choć nie uciekła od razu. Pochyliła do niego rogaty łeb, dotykając chrapami koniuszka jego dłoni. Przed zniknięciem w gęstwinie przystanęła, by popatrzeć na niego mądrymi ślepiami, jakby chciała go zapamiętać. W chwilę później i obcy rzucił się do ucieczki, słysząc blisko siebie wilcze wycie.
Aldaren zaklął bezgłośnie. Jego wilk – Hadir – wracał do pana, oznajmiając głośno zakończenie swojego polowania. Aldaren zawył do niego w odpowiedzi, odwołując go.
Nie chciał, by wilk za nim szedł. Zwiadowca podążał za drowem, nie zamierzając dać mu uciec. Nie po tym, kiedy przybysz dostał od halli błogosławieństwo. Halle nie dawały się nikomu dotykać, było to więc niecodzienne, że ktoś obcy dostąpił takiego zaszczytu. Aldaren wytropił obcego elfa i zastał go w jednej z płytkich jaskiń, gdy nastawał świt. Nalagh'ar był bardzo daleko od swojej świty. Daleko od świata, który znał.

Łucznik wszedł do jaskini, blokując mu możliwość ucieczki. Napięta broń wycelowana była jednak w ziemię, nie w drowa. Widział, jak stworzenie, którym straszyło się jego rasę, kuli się w najciemniejszym kącie, próbując unikać światła. Nie było w nim nic demonicznego ani nadnaturalnego. Był tylko elf – podobny do niego – o innym odcieniu skóry i włosach białych jak śnieg.
Elf, który mógł zostać zamordowany przez innych leśnych elfów tylko za to, że stanowił ucieleśnienie podsycanego przez kapłanów strachu.
- Nie obawiaj się. - powiedział do niego z nieco ściśniętym gardłem - Jeśli nie będziesz mnie atakować, ja nie będę się bronić.


Koss Moss - 2017-12-04, 14:39

          Nalagh'ar bardzo się bał, ale kiedy zobaczył, że wilki pognały za spłoszonymi jaszczurami, zamiast uciekać, począł szarpać się z wnykami, chcąc uwolnić zwierzę, zanim drapieżcy wrócą i je pożrą. Nie przyszłoby mu do głowy, że obrośnięte futrem ogary mogą bronić halli, kiedy mogłyby ją pożreć w kilka chwil.
Nie widział, przed czym ucieka. Kiedy tylko halla uciekła, pognał przed siebie, w uszach słysząc przeraźliwe wycie, jednak za plecami i przed sobą widząc tylko poruszane dziwnymi podmuchami gąszcze.
Nie patrzył uważnie, dokąd biegnie. Najbardziej liczyło się to, by znaleźć się jak najdalej od wyjących stworzeń. Gdy wreszcie się zatrzymał, odkrył, że znajduje się w zupełnie obcym miejscu, a przecież był niemal pewien, że kieruje się mniej więcej w znane sobie strony.
Stał w gęstej trawie wśród wysokich roślin o bardzo twardych łodygach. Miał poranione ręce, a w ustach kwaśny posmak spowodowany dużym wysiłkiem. We włosach zaplątały mu się pojedyncze liście i gałązki, a do twarzy kleiły się połacie pajęczyn, w które nieuważnie wbiegł.
Elf opadł na kolana i siedział przez chwilę, odpoczywając. Gdy poczuł się na siłach, wstał i podjął próbę wrócenia tą samą drogą, którą przyszedł, ale okazało się to dla niego niemożliwe. Wkrótce dokoła zrobiło się znacznie jaśniej, a to zwiastowało nadejście Tiir. Teraz największym problemem Nalagh'ara nie było już znalezienie drogi powrotnej, a schronienia przed zabójczym blaskiem.
Było już tak jasno, że bolały go oczy, kiedy udało mu się znaleźć rzekę, a przy niej w skalnej skarpie niewielką jamę należącą prawdopodobnie do jakiegoś zwierzęcia. Bez zawahania wdarł się do środka, w dłoni ściskając sztylet, ale oprócz kości niewielkich zwierząt nie znalazł w jaskini nic niepokojącego.
To było bardzo niebezpieczne, ale musiał teraz przeczekać Tiir i liczyć na to, że następna pora ciemności okaże się bardziej łaskawa.
Nie mógł i nie chciał zostać w tym świecie zupełnie sam, jakkolwiek piękny by mu się nie wydawał.
          Z płytkiego i niespokojnego snu wyrwał go odgłos czyichś kroków. Nalagh'ar poderwał się gwałtwonie. W pierwszej chwili pomyślał, że znaleźli go drowi towarzysze, ale bijący od wejścia oślepiający blask uzmysłowił mu bardzo szybko, że to niemożliwe.
Nie widział, kto się zbliża. Nie mógł patrzeć w jego kierunku, tak bolały go oczy. Zacisnął je i wcisnął się mocniej w skalną ścianę, w pogotowiu trzymając sztylet.
Intruz poruszał się na dwóch nogach i musiał być dość duży. Sparaliżowany strachem elf, gdy tylko usłyszał go w odległości kilku kroków od siebie, machnął na oślep sztyletem w ostrzegawczym geście.
Wtedy w głębokim szoku usłyszał słowa… Słowa, które potrafił zrozumieć.
  ― Nie obawiaj się. Jeśli nie będziesz mnie atakować, ja nie będę się bronić.
Na ich dźwięk otworzył w zdumieniu oczy, ale w sekundę zdołał ujrzeć tylko zarys elfiej sylwetki na tle nieprzyjaznego światła. Zaraz potem na powrót zacisnął powieki i przysłonił je dłonią.
Intruz widział go wyraźnie. W płytkiej jaskini nie było zbyt ciemno. Drow kulił się w strachu, oślepiony przez słońce i wyraźnie zagubiony. Mógłby tu zginąć, jeśliby go tak zostawić. Wystarczyłoby, aby do groty wtargnęło dzikie zwierzę. Sztylet to za mało, by obronić się przed większością z nich.
Nalagh'ar nie chciał poznać tej istoty. Mówiła w jego języku, jednak w sposób dziwnie miękki. Używała osobliwej składni i niecodziennych wariantów słów, jak gdyby wyuczyła się języka drowów z bardzo starych ksiąg, ale niezbyt dokładnie.
  ― Idź precz ― wydusił ― albo cię zabiję!
Użył wielkich i groźnych słów, jednak obecnie nie wyglądał, jakby był zdolny zrealizować te groźby. Przecież nic nie widział.


Raven - 2017-12-04, 15:58

Aldaren stał przez moment nieruchomo. Pokręcił głową do własnych myśli i powoli schował broń. Im dłużej przyglądał się obcemu, tym bardziej powątpiewał w to, by tamten naprawdę był jakimś wysłannikiem złego boga z podziemi. Żaden mroczny wysłannik nie uląkłby się wilków, i na pewno nie wpadłby przy ucieczce w rośliny maor , o końcówkach ostrych niczym stal.
- Wysłał was bóg podziemi? - zapytał z powątpiewaniem, nie potrafiąc odpuścić tematu – Ghard-aran?
Skoro zwiadowca nie wierzył w istnienie drowów, tym bardziej nie wierzył w istnienie boga zła, i teraz jego percepcja nadal walczyła, by nie zmieniać swoich przekonań. A może te drowy to tylko jakaś nowa rasa zza morza? Może to nieporozumienie. Przybysz owszem, wyglądał dziwnie, ale to wcale nie znaczyło, że musiał mieszkać w ciemnicy i zjadać ciała pobratymców.
- Czy ty i twój oddział przybyliście z jaskini?- dopytywał dalej, przykucając przy wejściu i próbując dojrzeć, czy rzeczywiście drow mógł mieć ,,kamienne oczy”, jak opisywały to historie.
Zwiadowca nie zamierzał go zostawiać samemu sobie. Ta kryjówka nie była porzucona. Lada moment jej właściciel mógł wrócić z żeru i z pewnością nie byłby zadowolony, widząc w środku dwóch uzbrojonych elfów.
To było niepokojące, że drow unikał światła, zgodnie z tym, jak je opisywali. Ale zdawał się go unikać tylko z tego powodu, że nic przez nie nie widział, a nie dlatego, że jego skóra miałby zacząć nagle płonąć. Może to wszystko było tylko jakimś niesmacznym żartem. A może nie.
Aldaren nie przejął się jego groźbą. Przysunął się jeszcze kawałek. I usiadł. Był aż nazbyt pewny siebie.
- Zraniły cię pnącza – zauważył, nie dając mu spokoju – Rany od nich mają w zwyczaju szybko się jątrzyć.
Żaden wysłannik piekieł nie mógłby mieć zwykłej krwi. Zwiadowca nie chciał wierzyć w stare bajdurzenia. Drow nie był nadnaturalny. Był tak samo wrażliwy na obrażenia jak wszystkie inne elfy świata.
Aldaren potrząsnął głową, odrzucając z twarzy miedziane kosmyki. Burza falowanych włosów odbiła słoneczne blaski, które zmieniały ich kolor od brązu do czerwieni, nadając im wiele przechodnich odcieni. Elf miał śniadą skórę i zielone oczy, a na wyprawę założył lekką skórzaną zbroję w barwach lasu. Był typowym przedstawicielem swojej rasy.


Vorn Numrini'th opanował w końcu sytuację. Jego żołnierze odgonili wilki – zdawało się, że dzięki broni, ale nie mógł wykluczyć tego, że zwierzęta wycofały się z jakiegoś innego powodu – i pierwsze, co zrobił, to rozkazał swoim podwładnym niezwłocznie powrócić do jaskini. Na pytanie, dlaczego nie idzie z nimi, nakazał im zaczekać na siebie na miejscu. Potwierdził, że zamierza szukać księcia. Dał im rozkaz powrotu do podziemnego miasta w przeciągu kolejnych dwóch dób i sprowadzenie posiłków, gdyby Vorn nie wrócił na czas z księciem na miejsce zbiórki.
Przysięgał, że będzie go chronił. Niezależnie od tego, co się działo, zamierzał dotrzymać tej obietnicy. Raz już był na powierzchni, wtedy też zaskoczył go świt. Wiedział, co musi robić.
Pierwsze dwie godziny od wschodu słońca spędził w najciemniejszym miejscu, jakie mógł znaleźć w lesie, z chustą na oczach i kapturem na głowie, przeklinając przy tym z bólu, ale próbując dostosować oczy do natężenia światła. Ostatnim razem on i reszta grupy uciekli od słońca w ostatniej chwili, choć pierwsze promienie wschodziły już na nieboskłon. Vorn wiedział, że nie mogą być śmiertelne. Tym razem przekonał się o tym na własnej skórze.


Koss Moss - 2017-12-04, 16:41

          Tym razem Nalagh'ar nie do końca pojął znaczenie słów intruza. Mógł się tylko domyślać, czym jest „podziemie”, ponieważ miejsce to nie potrzebowało w języku drowów nazwy. Nazwy nadaje się po to, aby rozróżniać, a przecież drowy do niedawna nie znały niczego innego. Gdy odkryły powierzchnię, stała się dla nich po prostu „nadświatem”. Nie znali pojęcia „ziemi”.
  ― Przybyliśmy z dołu, ze świata, w którym zawsze jest ciemno. Nie przysłał nas bóg, tylko Matka ― powiedział elf, uparcie zasłaniając oczy. ― Jeśli wiesz, gdzie oni są, musisz mnie do nich zaprowadzić. Muszę wrócić do domu. Zabiją cię, jeżeli stanie mi się krzywda. Ale najpierw muszę przeczekać Tiir. Możesz przeczekać go ze mną, ale nie podchodź blisko.
Rany i zadrapania pozostawione przez nieznane pnącza swędziały i piekły. Z upływem czasu pojawiły się wokół nich zaczerwienienia i rzeczywiście, gdzieniegdzie zaczynała gromadzić się ropa. Elf będzie potrzebował pomocy. Do ran prawdopodobnie dostały się toksyczne soki, które po pewnym czasie wywoływały wysoką gorączkę. Ta z kolei mogła zabić, jeżeli się jej nie zbijało lub w porę nie podało się odtrutki.
          Jeden z żołnierzy, młody jeszcze i niedoświadczony, wystawał przy wyjściu z groty, mimo że robiło się już jasno.
  ― Istovinie, wracaj, bo się spalisz.
  ― Pan Numrini'th nie wraca ― odrzekł Istovin. ― Robi się jasno, a jego wciąż nie ma. Może coś mu się stało.
  ― A więc straciliśmy jego i księcia. Ta otchłań jest przeklęta. ― Seldsdan przystanął obok Istovina i zajrzał w jego czarne jak węgiel, pozbawione białek oczy. ― Chcesz podzielić ich los?
  ― Chcę, żeby pan Numrini'th wrócił.
Młody rekrut zagryzł wargę w zatroskaniu. Jego skóra miała szaro-fioletowe zabarwienie. Nie był najbardziej urodziwym drowem, ale doskonale walczył, dlatego dostąpił zaszczytu dołączenia do książęcej gwardii u boku mężczyzny, którego darzył podziwem, lecz który nigdy nie zwrócił na niego większej uwagi. A teraz potrzebował pomocy.
  ― Powiedział, że mamy tu przeczekać dwa Tiir. To doświadczony wojownik i wie, co robi.
  ― Powinienem był iść z nim, Seldsdanie.
  ― Kazał ci zostać.
  ― Pójdę go szukać.
  ― Istovinie! ― Seldsdan chwycił elfa za ramię. ― Oszalałeś? Nadchodzi Tiir! Jest już jasno, nie widzisz? Spłoniesz!
  ― Postanowiłem. ― Istovin odtrącił jego rękę. ― Nie daruję sobie, jeżeli coś mu się stanie, kiedy będę siedział bezczynnie. Do zobaczenia, przyjacielu.
  ― Istovinie! ― Zszokoway Seldsdan wybiegł za nim, nawołując, ale Istovin był szybki, a w dodatku przezornie zostawił swojego jaszczura przed grotą. Nim Seldsdan wróciłby ze swoim, elf dawno już zniknąłby mu z pola widzenia. ― Na bogów, oszalał!


Raven - 2017-12-04, 17:26

- Co musisz przeczekać? - nie zrozumiał Aldaren – Co to jest Tiir?... - elf zmarszczył brwi – Tak nazywacie słońce? Chcesz czekać, aż przestanie być jasno? - spróbował się domyślić po jego postawie. - Kim jest ,,Matka”? Tak nazywacie swojego boga?
Podejrzewał, że wierzenia drowów niewiele miały wspólnego z ich wierzeniami. Generalnie niewiele mieli ze sobą wspólnego, ale trucizna maor zdawała się działać dokładnie tak samo na wszystkich.
- Posłuchaj... Nie wiem, gdzie są twoi pobratymcy. Nasze wilki was rozgoniły. Jeździcie na dziwnych, obcych bestiach. Chciały je przegonić ze swojego terenu... - westchnął – Tak czy inaczej... Nie wiesz tego, ale potrzebujesz pomocy. Maor, roślina, w którą wpadłeś, jest trująca. Bez wypicia odtrutki będziesz potrzebować świetnego medyka, albo skonasz w męczarniach. Nie mam pojęcia, czy wasi lekarze znają się na naszych roślinach. - przysunął się odrobinę bardziej, próbując zajrzeć mu w oczy – Nawet, jeśli jesteś jakimś podziemnym demonem, nikomu nie życzę takiej śmierci. Chcę ci pomóc, rozumiesz?


Vorn powrócił do miejsca, gdzie zostały wnyki po halli. Nie mógł skupić spojrzenia. Bolała go głowa, a wokół robiło się bardzo gorąco. Ale nadal czuł zapach. Drowy miały świetny węch. Próbował iść po śladach, domyślić się, w którą stronę udał się książę.
- Matko, daj mi siłę... - powiedział cicho, przykucając, by dotknąć dłonią pozostawionego śladu buta. Łzawiły mu oczy, ale mógł dostrzec zarysy świata wokół – Niech ta wyprawa nie skończy się tragedią. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Ślad prowadził pomiędzy bardzo dziwne rośliny. Numrini'th podszedł do nich, przystanął. Cienkie łodygi zaczęły wyginać się w jego stronę, jakby chciały próbować go łapać. Drow odsunął się na bezpieczną odległość, poszukując innej trasy. Musiał nadrobić sporo drogi.
- Oby nie było za późno.


Koss Moss - 2017-12-04, 18:09

          Młody drow poruszył się niespokojnie na brzmienie nieznanych słów.
  ― Tak ― wychrypiał. ― Mogę wyjść dopiero, gdy będzie ciemno.
  ― A kim jest ,,Matka”? Tak nazywacie swojego boga?
Nieznajomy miał dużo pytań, na które Nalagh'ar wahał się odpowiadać.
  ― Królowa Matka ― powiedział cicho i krótko. Nie chciał wyjaśnić nic więcej, a intruz chyba się tego domyślił, ponieważ nie drążył tematu. Zamiast tego nastraszył młodzieńca tymi ranami. Nalagh'ar nie wiedział, że są tak niebezpieczne. Nie był też przekonany, czy może uwierzyć obcemu na słowo, ale narastający ból i swąd nieco przygasiły jego sceptycyzm.
  ― Skoro tak, to przynieś mi odtrutkę ― mruknął, a kiedy leśny elf zbliżył się, próbując się przyjrzeć, przed jego twarzą błysnęło ostrze. ― I nie podchodź do mnie!
Nie ufał tej istocie. Nie mógł się jej przyjrzeć, ale czuł jej zapach: obcy, dziwny, nieporównywalny z jakimkolwiek innym. Świat drowów pachniał inaczej.
Czy dla niego to światło nie było oślepiające? Czy to możliwe, że nie płonął w okropnym gorącu Tiir?
  ― Ostrzegam cię. Jestem księciem. Będą mnie szukać. Z pewnością szukają już teraz. Jeśli odkryją, że mnie skrzywdziłeś, biada ci. Nie wiesz, komu podpadasz!
          W poszukiwaniach Istovin kierował się głównie węchem. W pogotowiu trzymał łuk drowiej konstrukcji, gotów zaatakować wszystko, co się poruszy, jednak z nadejściem Tiir drapieżniki prawdopodobnie chowały się w jaskiniach i jamach, nikt nie chciał przecież spłonąć.
Istovinowi musiał wystarczyć kaptur.
Popędził jaszczura w miejsce, gdzie zgubili księcia, sugerując się obok zapachów charakterystycznymi punktami: zwaloną wielką rośliną, ogromnym głazem, dużym wzniesieniem, rozpadliną. Jakiś czas później udało mu się nawet znaleźć rozwarte wnyki, ale czy pan Numrini'th tu był?
Nabrał w płuca powietrza i, walcząc z bólem głowy, zawołał najgłośniej, jak umiał:
  ― Panie Numrini'th!
W odpowiedzi na okrzyk jedynie ptaki zerwały się z drzew. Ich nieustający świergot, który zwiastował nadejście Tiir, nie pozwalał Istovinowi się skupić. Robiło się coraz cieplej. Spłonie, jeżeli nie znajdzie schronienia. Dokąd on mógł się udać? Czy udało mu się znaleźć jakąś ciemną grotę?
Młodzieniec poprawił gruby kaptur i pognał jaszczura drogą, która nosiła na sobie zapach innego wierzchowca. Co jakiś czas wołał dowódcę z niegasnącą nadzieją, że usłyszy odpowiedź.


Raven - 2017-12-04, 22:31

- Jesteś księciem. Mhm. - Alderan zgodnie ze swoim charakterem i tak powątpiewał we wszystko co słyszał – W porządku, i tak nie zamierzam cię krzywdzić. Uratowałeś hallę. Kiedy ja pomogę tobie, rachunki zostaną wyrównane. - oznajmił, nie odsuwając się, choć wzmacniając czujność. - Pokaż te zranienia. Nie wiem czy sama odtrutka wystarczy. Powinienem to opatrzyć. Spokojnie, robiłem to już nie raz. - mruknął – Skoro ty musisz przeczekać Tiir, to dlaczego uważasz, że reszta twojej grupy nie zrobi tego samego? - zagaił, przysuwając się o cal - Słońce was parzy? To prawda, co mówią historie? Słońce nie jest groźne. Trzeba by naprawdę długo stać bez ruchu, wiele długich godzin, żeby mogło wywołać choćby swędzenie. I to na pewno nie w lesie. Na jakimś pustkowiu, może. Albo przy jeziorach, które mogą odbić mocniej promienie. - opowiedział krótko – Widziałeś kiedyś jezioro? - gadał dalej, chcąc uśpić nieco jego czujność, teraz już z bliska przypatrując się jego rozcięciom na skórze – Bywałem już w wielu jaskiniach. Tych większych i mniejszych. Ale nie w waszej. Jeszcze nie. Pokaż rękę. - poprosił nagle, wskazując na rozdarcia. Choć nie należał do specjalnie cierpliwych osób, teraz starał się być wyrozumiały. Nie było rozkazu w jego głosie. Niepokój i zmartwienie, owszem.

Vorn usłyszał nawoływanie. Był jednak daleko. Daleko, i na terytorium wilków. Drażnił go każdy najmniejszy szelest, wprowadzając zamęt do jego poszukiwań. Było zdecydowanie za głośno. Zbyt wiele się działo.
Coś musiało się stać w jaskini, że go szukali. Może kolejny atak. Może już nie miał po co wracać. Ta wizja go zmroziła.
Nie przypuszczał, że wszystko potoczy się w taki sposób.
Ktoś go wołał, i był to jeden głos. Istovin, prawdopodobnie. Vorn potrafił rozpoznać swoich podwładnych. Numrini'th cofnął wierzchowca, wstrzymując poszukiwania. Najpierw musiał dotrzeć do Istovina. Razem mieli większe szanse znaleźć księcia. Mieli też szanse przeżyć. Choć nic nie było pewne.
Robienie hałasu w puszczy nie należało do najlepszych rozwiązań. Żaden z drowów nie zdawał sobie sprawy, że mieli na karku zwiadowców leśnych elfów. Wilki nie przypadkowo nie zdradzały swojej obecności. Szły za przybyszami, nie spuszczając celu z oczu. Elfowie nie mieli jeszcze planu, co z nimi zrobić. Brakowało im organu decyzyjnego – Aldarena, który zapadł się niczym kamień w wodę.


Koss Moss - 2017-12-04, 23:06

          Trwało to trochę, ale w końcu skulony drow uległ subtelnym namowom i na oślep wyciągnął dłoń do nieznajomego.
  ― Podobno drowy płoną, kiedy wychodzą na słońce, a ja nie chcę sprawdzać, czy to prawda. Jestem pewien, że gdy tylko Tiir minie, moi towarzysze przyjdą tu, żeby zabrać mnie do domu ― powiedział.
Gdy obcy dotknął jego dłoni, Nalagh'ar wzdrygnął się i zacisnął mocniej palce na sztylecie, który cały czas trzymał uniesiony w gotowości. Rzucony przez leśnego elfa cień padł na twarz dziecięcia nocy, a wówczas drow uniósł lekko głowę i uchylił powieki.
Jego oczy nie były z kamienia. Były natomiast całkiem czarne i nie miały białek. Żaden elf na powierzchni takich nie miał. Tak samo żaden człowiek. Przypominały ślepia sów lub innych zwierząt nocy. Ich widok był osobliwy. Budził tyleż zaciekawienia, ile niepokoju. Trudno było powiedzieć, gdzie znajdują się źrenice i w jakim dokładnie kierunku patrzy tajemniczy młodzieniec.
  ― Nie wolno ci iść do naszej jaskini. Każdy, kto tam wejdzie, umrze. Jest nas wielu, dziesiątki tysięcy. A was? Ilu was jest?
          Istovin zdawał sobie sprawę, że krzyk może ściągnąć na niego uwagę niebezpiecznych stworzeń, ale w tej chwili nie przychodził mu żaden inny sposób, w jaki mógłby znaleźć dowódcę. Jeśli pan Numrini'th go usłyszy, będzie wiedział, gdzie się kierować. A jeśli jest ranny, może chociaż będzie w stanie zareagować na wołanie, tym samym wskazując mu drogę.
Drow starał się nie tracić nadziei, a tymczasem wokół robiło się coraz jaśniej. W końcu jaszczur zaczął syczeć, szarpać się i chować głowę przed pierwszymi promieniami słońca. Nie dał się prowadzić dalej.
  ― Dobrze ― westchnął Istovin i zsunął się z jego grzbietu. Chwilę wcześniej minęli skaliste wzgórze, których w tej okolicy było wiele. Istovin był pewien, że widział tam wejście do jakiejś groty. Kto wie, może nawet łączyła się w jakiś sposób z tą, w której czekali pozostali wojownicy?
Pociągnął siłą jaszczura w stronę zarośniętych skał, wsłuchując się w szum, który przypominał trochę dźwięki płynącego potoku. I rzeczywiście, niebawem okazało się, że nadświat również miał wodę i strumyki.
  ― Panie Numrini'th! ― zawołał z nadzieją ostatni raz, ze zmrużonymi oczami stojąc już u wejścia do groty, która miała zapewnić mu bezpieczeństwo na czas Tiir.
Niestety, znów odpowiedziała mu tylko cisza. Ale co to? Młodego elfa momentalnie oblał zimny dreszcz. Zdawało mu się, że wśród zarośli dostrzegł czyjąś sylwetkę. Pomyślał jednak, że wzrok płata mu figle; w końcu tak bardzo bolała go głowa i oczy. Zaciągnął swojego wierzchowca do jaskini i odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że w środku jest prawie zupełnie ciemno.
Ciekawe, dokąd prowadził ten tunel i czy ktoś lub coś tam dalej mieszkało. Na razie Istovin nie chciał tego sprawdzać. Miał nadzieję, że pan Numrini'th też schował się w jakiejś pieczarze. I biedny książę również.
Przecież nadświat musiał się gdzieś kończyć. Gdzieś musiała być nieprzebyta ściana. Na pewno w końcu się znajdą.


Raven - 2017-12-05, 01:45

Aldaren ponownie pomyślał, że drow przypomina mu hallę. Czarne oczy nie były puste i bezduszne. Były po prostu czarne. Elf mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że także intrygujące. Ujął jego rękę i odsunął materiał rękawa, sprawdzając głębokość nacięć. Jeszcze nie było źle. Nie ropiały specjalnie, ale zaczynały być opuchnięte i z pewnością szczypały.
- Przecież twoja grupa nie wie, gdzie się teraz znajdujesz – zauważył, wyciągając ze swojej sakiewki jakąś fiolkę i pudełeczko z maścią – Skąd pomysł, że cię tu znajdą? Jesteś bardzo daleko od swojego domu – oświadczył zwiadowca – Jeśli słońce was zabija, zaczną cię szukać dopiero po zmroku. A do tego czasu będziemy musieli się stąd wynieść – wyjaśnił mu – siedzimy w jaskini lamparta pręgowanego. Teraz wyszedł na żer, ale przybędzie tu po południu. Lepiej go nie drażnić. Nie szukał do tej pory zwady z resztą elfów. Twoja skóra nie różni się od mojej. Słońce nie powinno być dla ciebie bolesne. Sprawdzałeś to? Czy trzymasz się przypuszczeń, które zasłyszałeś?
Odpiął od paska bukłak wody i przemył najpierw jego rany, zaczynając po kolei, od bardziej rzucających się w oczy. Zdawało się jednak, że jest w tym bardzo dokładny, i że zajmie to sporo czasu.
- Jeszcze się nie zdarzyło, bym umarł po wejściu do jakiejkolwiek jaskini, a wielu już mnie straszyło i próbowało mi czegoś zabraniać – parsknął na jego ostrzeżenie – Zaś dziesiątki tysięcy, o których wspominasz... Ho ho. To duża liczba. Zdaje się, jest was więcej niż ludzi – powiedział jakby z przekąsem – Ludzi jest mnóstwo, wszędzie. A ci wystarczająco wiele szkód już nam narobili... To oni zakładają pułapki na halle. Zabijają je dla poroża. Wierzą, że jest magiczne. - westchnął, zajmując się teraz wsmarowywaniem maści – Niesłusznie.


Numrini'th dotarł po śladach do kryjówki Istovina. Jego jaszczur szedł posłusznie, prowadzony za uzdę. Miał nałożoną na oczy opaskę z materiału i dzięki temu nie bał się promieni słońca. Vorn zdołał już stwierdzić, że słońce nie robi mu krzywdy, po ściągnął stalowe rękawice i rozpiął skórzany płaszcz, żeby nie udusić się z gorąca. Nic się nie stało.
Na zewnątrz panowało lato, a drowy przyzwyczajone były do niskich temperatur. Stal i skóra grzały niemiłosiernie, wystawione na słońce. Dowódca wszedł do cienia ze słyszalnym westchnieniem ulgi. Ściągnął kaptur, węsząc w powietrzu. Nie ściągał kawałka materiału ze swoich oczu – materiał był czarny i półprzejrzysty, dobrze blokując niechciane promienie.
- Istovin. - mruknął, podchodząc wprost do podwładnego, gdy w końcu go zauważył – Co ty tutaj robisz? Kazałem wam zostać na posterunku do odwołania. Nie minęły jeszcze dwa dni.


Koss Moss - 2017-12-05, 02:23

          Lampart. Czymkolwiek było to stworzenie, brzmiało na groźne i książę nie miał ochoty go spotkać. Dopytał obcego, co ten miał na myśli, mówiąc „południe” i dowiedział się, że mają jeszcze jakiś czas, żeby wydostać się z jaskini, ale dokąd mieliby pójść? I jak mieliby schronić się przed żarem nieba? Nalagh'ar nie do końca uwierzył elfowi, że słońce nie zrobi mu krzywdy. Obawiał się tego, co było dla niego nowe.
Ludzie też zainteresowali Nalagh'ara. Wypytywał o nich bardzo szczegółowo. Dowiedział się, że są postawniejsi niż elfy, a ich uszy są małe i zaokrąglone. Nie szanowali natury. Zabijali halle dla poroża, co nawet dla księcia wychowanego w brutalnej kulturze drowów było niepojęte. Wprawdzie jego pobratymcy zabijali zwierzęta dla surowców, ale nawet oni unikali uśmiercania tych bezbronnych i nieagresywnych.
  ― Ileż w tym świecie zła ― skwitował niechętnie, kiedy już usłyszał o ludziach dość, by zaspokoić pierwszą ciekawość. ― To na nich powinno się polować. Muszę ostrzec moich braci. Ach!
Syknął i odsunął się gwałtownie. Elf starał się delikatnie opatrywać rany, ale w jednej z nich utkwił kolec i naciśnięcie jej okolic poskutkowało rwącym bólem. Popatrzył na obcego z pretensją, mrużąc oczy. Dopiero teraz zaczynał widzieć szczegóły jego twarzy, ale światło od wejścia było tak rażące, że nie był w stanie rozpoznać kolorów.
  ― Co ty wyczyniasz? Dość! Dość tego. Nie dotykaj mnie. Zrobimy tak: zabijemy lamparta, a później, gdy Tiir już minie, zaprowadzisz mnie do mojej jaskini. Obiecaj mi, że to zrobisz ― zażyczył sobie tonem rozpieszczonego książątka.
W końcu jednak dał się zastraszyć opowieścią o lamparcie i uwierzył, że nie są w stanie go pokonać. Wyobrażenie bestii przeraziło go do tego stopnia, że zgodził się spróbować wyjść na zewnątrz, ale ledwie zbliżył się do wyjścia z groty, jęknął z bólu, odwracając głowę.
  ― Nie mogę wyjść! Moje oczy! Czuję, jakby miały wybuchnąć! ― odwrócił się od światła i schował twarz w rękach, kuląc się pod jedną ze ścian. ― Czeka mnie zguba!
          Ledwie dowódca wszedł do jaskini, młody elf bez namysłu, spontanicznie rzucił mu się na szyję, krzycząc:
  ― Panie Numrini'th!
Szybko jednak się zreflektował. To było niestosowne. Nie wolno było zachowywać się tak poufale wobec dowódców. Wojownikom w ogóle niewiele było wolno. Speszony cofnął się i jeszcze został upomniany. Spuścił kornie głowę.
  ― Przepraszam. Proszę mieć litość i nie mówić Radzie, jaki byłem nieposłuszny. Nie miałem na myśli nic złego. Myślałem tylko, że coś się panu stało, że potrzebuje pan pomocy.
Nie podniósł spojrzenia na Numrini'tha. Obawiał się dojrzeć na jego obliczu niezadowolenie, może nawet złość. W tej wyprawie dotąd przyniósł mu same rozczarowania: na początku to on spowolnił ekspedycję, bo wpadł do dziury, z której nie potrafił samodzielnie się wydostać; to on nie wiadomo jakim cudem połamał swój sztylet; i to on zostawił swój plecak z prowiantem nie wiadomo gdzie, przez co musiał polegać na życzliwości innych.
A teraz to on nie posłuchał rozkazu i okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, ponieważ pan Numrini'th radził sobie doskonale. Jakże mogło nie być mu wstyd.


Raven - 2017-12-05, 18:23

- Uspokój się. - parsknął Aldaren – Nie tak szybko z tym wychodzeniem... Coś wymyślę. Najpierw skończę cię opatrywać, w przeciwnym wypadku istotnie czeka cię zguba. Mamy jeszcze trochę czasu, więc daj mi pomyśleć. Potrzebujemy planu.
Zwiadowca z pewnością nie należał do najlepszych uzdrowicieli, ale naprawdę starał się jak mógł, zas pozostawienie kolca w skórze byłoby idotyzmem w tym przypadku.
- Nie wykluczam tego, że pomogę ci wrócić do jaskini, jeśli tylko przestaniesz panikować. Strach w niczym tu nie pomoże. - elf zaryzykował spokojniejszy ton, podobny do tego, gdy drow próbował ułagodzić hallę – Powiedz mi coś o sobie, hmm? Nie przedstawiliśmy się... - podszedł do niego powoli i przykucnął, zasłaniając sobą odrobinę światła – Jestem Aldaren Skell. Pilnuję tego lasu od wielu, wielu lat. Kapłani z miasteczka śmieli się, że pod bramę podrzuciły mnie wilki... - zaczął opowiadać swoją historię, odwracając uwagę księcia od tego, że powrócił do opatrywania go – i od tamtej pory chyba tylko z wilkami wychodzą mi jakieś negocjacje... - zażartował.



Numrini'th był wyraźnie zdziwiony tą poufałością. Każdy z jego oddziału doskonale wiedział, że dla niego odległość dwóch kroków i tak była odległością zbyt bliską, toteż, uściśnięty przez Istovina, był gotów dać mu porządną reprymendę. Ostatecznie się wstrzymał, wysłuchując przeprosin. Pojęcie troski nie było wśród drowów bardzo popularne. Właściwie należało do żadkich. W warunkach takich jak te, gdy wybierali się drużynowo na obce terytoria, powinno być więc raczej nagradzane niż ganione. Vorn mógł nie przepadać za Istovinem, uważając go za roztargnionego i nazbyt ekspresyjnego, jednak nie potrafił nie zauważyć, że żołnierz był jedynym, który próbował go powstrzymać przed samotnym wyruszeniem na poszukiwania księcia, i jedynym wystarczająco upartym, by zignorować jego polecenie.
- To, co dzieje się w nadświecie, pozostanie w nadświecie... - powiedział powoli, kręcąc głową do własnych myśli – Jeśli tylko znajdziemy księcia i powrócimy na czas do domu.
Miał nadzieję, że dzięki takim warunkom Istovin weźmie się w garść i będzie bardziej ostroźny, a przynajmniej nie będzie mu sprawiał więcej problemów, ale nie mógł być tego pewien. Vorn nie był przekonany, czy jego podwładny specjalnie próbował ściągać na siebie uwagę, czy po prostu był jakiś pechowy; w obu jednak przypadkach miał teraz do pilnowania dwóch młodzików zamiast jednego, w tym jednego bógowie wiedzą gdzie, a drugiego samowolnego w bardzo niebezpieczny sposób.
- Nie bez powodu kazałem wam zostać w cieniu. - Vorn sięgnął do jego szczęki i podniósł podbródek, zerkając na stan jego oczu – Tiir oślepia, nawet wtedy, gdy nie przebywamy na zewnątrz. Nie ruszaj się.
Zdawało się, że Istovin nie poniósl żadnych nieodwaracalnych obrażeń. Drowi dowódca sięgnął do pasa materiału obwiązanaego na nadgarsku, identycznego, który miał na oczach. Dobrze, że wziął ze sobą jakiś zapas, choć nie sądził, że będzie musiał go użyć. Nałożył opaskę Istovinowi i związał sprawnie z tyłu, po czym naciągnął mu ponownie kaptur, wcale niedelikatnym ruchem.
- Módl się, żebyśmy to przeżyli – warknął z irytacją – I trzymaj się blisko mnie.


Koss Moss - 2017-12-05, 19:51

          Drow słuchał słów obcego, przypatrując mu się podejrzliwie przymrużonymi i załzawionymi ślepiami. Zapewne gdyby mógł zobaczyć elfa wyraźnie, byłby przerażony, ale w tej chwili nieznajomy wydawał mu się zadziwiająco podobny do niego samego. Widział jego uszy, może nieco bardziej szpiczaste, ale całkiem podobne; i skórę, która wydawała się w tym rażącym blasku jasnoszara. Obcy miał tylko dziwnie jasne oczy, jednak przyjrzenie się im nie było w tej chwili możliwe; Nalagh'ar spuścił głowę i znów zamknął powieki.
Byli podobni. Mówili niemal tym samym językiem. Czuł się trochę tak, jakby spotkał po prostu członka innego, odległego plemienia, a nie istotę z nadświatu.
Skóra piekła Nalagh'ara chyba jedynie z powodu tych przeklętych roślin. Być może historie o palącym gorącu rzeczywiście były przekłamaniem. Młody książę uspokoił się; spokój Aldarena musiał mu się w końcu udzielić.
  ― Ja jestem Nalagh'ar Helvoavae z rodu Dryaalis, Trzeci Książę, syn Ryldriirny Vicxyry Dryaalis ― przedstawił się cicho, ale bardziej niż mówieniem o sobie zainteresowany był osobą Aldarena. Wypytał więc dokładnie o to, czym są wilki, a potem zainteresowało go domostwo obcego. ― I żyjecie w takim świetle? ― nie mógł się nadziwić. ― Te wysokie rośliny wcale nie dają ciemności. Jak możecie nie oślepnąć?
          Istovinowi ulżyło. Najbardziej interesowało go bezpieczeństwo pana Numrini'tha, który był mu trochę jak ojciec. Miał go obok. Nie musiał się na razie martwić.
Jego zainteresowanie starszym elfem zaczęło się od sytuacji, której Numrini'th pewnie już nie pamiętał: wiele lat wcześniej pewien bardzo młody rekrut został przyłapany na kradzieży kosztowności z komnat jednego z dowódców, za co Opiekunowie chcieli go usunąć z Akademii Bitewnej. Nieletnie sieroty, które wydalano z Akademii, zwykle czekał nieciekawy los; często kończyły na arenie jako pożywka dla drapieżników i mało która z nich dożywała dorosłości. To Numrini'th, choć nie miał w tym żadnego interesu, jako jeden z nielicznych na Procesie Istovina wstawił się za przestraszonym, skruszonym chłopakiem, ratując go przed nieuchronną, zdawałoby się, karą. Niewielu drowów miało tyle szczęścia. Istovin dostał wielką szansę i od tamtego czasu bardzo się zmienił. Nigdy nie sięgnął już po cudzą własność. Zawsze starał się postępować wzorowo, a na Numrini'tha spoglądał jak na ideał. Litość czy wyrozumiałość wśród drowów były czymś zupełnie niespotykanym. Dowódca niezwykle zaimponował młodzieńcowi, kiedy przeciwstawił się utartym wzorcom zachowań.
Ale to było dawno, dawno temu. Od tego czasu Numrini'th pewnie ocalił w podobnie szlachetny sposób wiele innych osób. Istovin nie był dla niego nikim szczególnym.
  ― Dziękuję. Będę ostrożny. Nie zawiodę ― obiecał i przysiadł pod ścianą. Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Dopiero, gdy Numrini'th wyciągnął suchy prowiant, chcąc się posilić, młodzieniec odezwał się ponownie, trochę nieśmiało. ― Przepraszam, czy… ma pan może trochę więcej jedzenia?
Kiedy dowódca zapytał o jego własny prowiant, Istovin skłamał, że zostawił plecak w grocie.
Właściwie nie było to do końca kłamstwo. Ostatecznie zgubił go gdzieś w tunelu, który był częścią groty.


Raven - 2017-12-05, 21:27

Aldaren skończył już wcierać maść i dał Nalagh'arowi do wypicia pół fiolki mikstury, po czym kazał chwilę odpocząć, samemu wychodząc przed jaskinię, by upewnić się, że jaguar tym razem nie wróci przed czasem. Po tym, jak opowiedział drowowi, że na powierzchni wszystko żyje dzięki światłu, i że słońce jest podstawą ich przetrwania, sam zaczął wypytywać przybysza o ich wierzenia i o kulturę, nie dowierzając, jak można żyć w ciemnościach.
- Może i nie widzimy najgorzej w półmroku, ale przy braku jakiegokolwiek oświetlenia raczej żaden z nas nie potrafiłby przeżyć... Kiedy ludzie złapią jednego z nas i przetrzymują za długo w celi, bez dostępu do słońca, w najlepszym wypadku kończy się to chorobą psychiczną. - powiedział cicho. - Las jest naszym domem. Nie wyobrażam sobie życia ograniczonego kamiennymi ścianami... Naprawdę macie u siebie świecące grzyby? - dopytywał w najlepsze Nalagh'ara, nie mniej zainteresowany obcym światem co drow.


Vorn po wyjaśnieniach Istovina siłował się dłuższą chwilę z tym, by go nie strofować. Zapominanie o zabieraniu zapasów był kardynalnym błędem przy każdych podróżach, nie tylko tych poważnych, jak ta, ale i krótszych, w nieprzyjazne tereny. Ale odpuścił, ponownie. Przecież chłopak nie zrobił tego specjalnie. To było tylko niedoświadczenie i nadmiar emocji, a Vorn pamiętał, że za młodu potrafił zachowywać się równie nieodpowiedzialnie jak on.
- Proszę – wychylił się z miejsca, by podać mu część swoich racji żywnościowych – Na przyszłość bądź jednak bardziej zapobiegawczy. Jesteśmy na obcym terenie i ciężko będzie pozyskać tu jakiekolwiek zapasy bez rozeznania, co nie jest trujące. - w podziemiach większość składników w mniejszy lub większy sposób była odurzająca lub wręcz trująca bez odpowiedniego przygotowania, i Vorn wychodził z założenia, że na powierzchni jest tak samo jak u nich – Przed odnalezieniem cię, zobaczyłem obce ślady – zmienił nagle temat – Jest tu ktoś jeszcze oprócz nas, i nie mówię o zagubionym księciu. Niektóre z tych stworzeń, które nas zaatakowały, miały na sobie skórzane uprzęże. Widziałem też błysk stali spomiędzy roślin. Musi tu mieszkać jakaś rasa myśląca. - powiedział poważnie, posilając się – Powinniśmy jak najszybciej znaleźć księcia i wynosić się stąd. Zrobiliśmy już za dużo hałasu.
Odruchowo podrapał się po udzie, zauważając płytkie rozcięcie w materiale spodni. Coś jakby go swędziało, ale Vorn całkowicie to zignorował. W trakcie poszukiwań księcia nawet nie zauważył, że któraś z jadowitych roślin jednak go smagnęła. Choć wydały mu się podejrzane i nie przeszedł przez środek, mógł jakiejś nie dostrzec, gdy szukał drogi obejścia.
- Poczekamy tu, aby upał trochę minął, ale musimy wyruszyć przed zakończeniem Tiir. - zdecydował. - Jak z twoim wzrokiem, Istovinie?


Koss Moss - 2017-12-05, 22:50

          Drow opowiedział nieznajomemu o swoim świecie, ale nie opisał zbyt wielu szczegółów. Wyjaśnił, że żyją w ciemnościach, gdzie jedyne światło pochodzi z wnętrza grzybów, jezior lawy i kryształów, ale szybko milkł, kiedy Aldaren próbował dowiedzieć się czegoś o ich kulturze i zwyczajach.
  ― Tak, używamy ich w naszych domach zamiast ognia, który jest niebezpieczny i powoduje duchotę ― odpowiedział i objął się ramionami, kiedy już został prowizorycznie opatrzony. ― Wybacz, ale odkąd powiedziałeś mi o tym zwierzęciu, odczuwam niepokój. Chyba chciałbym spróbować się stąd wydostać.
Przejęty był bardziej dziką bestią niż swoimi obrażeniami. Nie wydawały mu się poważne teraz, kiedy już zajął się nimi ktoś, kto powinien się na tym znać. Marzył jedynie o tym, by wrócić do towarzyszy w ciemnej, bezpiecznej grocie i w końcu przyjrzeć się temu osobnikowi. Może mogliby go zabrać ze sobą jako trofeum? Królowa Matka z pewnością chętnie zobaczyłaby na własne oczy, że wcale nie różnią się tak bardzo.
Z drugiej strony jeżeli ci elfowie naprawdę tracili zmysły, jeśli zbyt długo przebywali w ciemnościach, wyprawa w głąb ziemi byłaby prawdopodobnie ostatnią w życiu Aldarena, a po łaskawości, jaką mu okazał, książę nie był wcale skory, by skazać go na taki los.
Może tylko mu się przyjrzą i puszczą go wolno; a może złapią jakiegoś innego? To na pewno nie jedyny.
          Istovin uśmiechnął się lekko i machnął niedbale smukłą dłonią.
  ― Wszystko w porządku. Oczy trochę mnie bolą, ale w porę skryłem się w mroku.
Nie zwrócił uwagi na rany mężczyzny. Nie przyszłoby mu teraz do głowy, że ktoś taki jak Vorn mógłby zostać pokonany przez jakieś rośliny. Trzeba byłoby potężnych ran, by pokonać takiego drowa jak ten, prawda?
Chrupał twarde, drowie pieczywo i chociaż nie najadł się do syta, nie mógł i nie śmiał prosić o więcej. Trzeba było oszczędzać żywność.
Był zmęczony, a ponieważ na czas Tiir musieli pozostać w grocie, to ułożył się w kącie na swojej szacie, mrugając ospale.
  ― Chce pan odpocząć? ― zapytał jednak, ponieważ Vorn także wyglądał na zmęczonego. On był ważniejszy. Drowy były pragmatyczne. W razie kataklizmów nigdy nie ratowano jednostek słabych. Stawiano na silne dorosłe samice i dopiero w drugiej kolejności na najpotężniejszych samców. Ważniejsze było, aby wyspał się pan Numrini'th, bo to on był silniejszy i bardziej przydatny społeczności. Nikt by tego nie zakwestionował. ― Mogę popilnować wyjścia.


Raven - 2017-12-06, 00:50

- W porządku, mam plan – odparł Aldaren – zamkniesz oczy i nałożysz kaptur, dam ci jeszcze swoją chustę, żeby nie dotarło do ciebie światło, i będę cię prowadzić do twojej jaskini. Dzień jest dość spokojny, nie widzę zagrożeń burzy. Nie powinniśmy mieć problemów. Zawołam swojego wilka, żeby odganiał dzikie zwierzęta. O ile nie wpadniemy akurat na jaguara, damy sobie radę.
Zwiadowca uznał, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Zwróci księcia jego rasie, nie wywoła zbędnych sporów i poradzi, by nie wychodzili więcej na powierzchnię. Nie przyszło mu do głowy, że drowy biorą jeńców, więc czuł się bardzo odważnie. Może nawet lekkomyślnie, ale taką już miał naturę, że kusił los.
- Rozumiem, że zwykle śpicie, kiedy jest ,,Tiir”? - upewnił się – kiedy pomogę ci wrócić, muszę odnaleźć resztę drużyny i zakazać im was szukać. Myślę, że nie chcieliby dać wam wrócić – zmartwił się – bardzo wierzą w zabobony. Mają twoją rasę jako posłańców boga zła – skrzywił się na myśl o takiej głupocie – Będzie lepiej dla wszystkich, jeśli się więcej nie spotkamy.


- Prześpisz się pierwszy – powiedział Numrini'th, walcząc w własną ospałością, której z pewnością nie powinien czuć po tak krótkim czasie, gdy normalnie mógł przetrzymać bez snu kilka dób – Dwie godziny ty, dwie godziny ja. W międzyczasie upewnię się, że to bezpieczne miejsce – oświadczył, utrzymując stałą czujność przez wzgląd na nieznanych wrogów. Przez myśl mu nie przeszło, że to trucizna rośliny wywoływała ciągle zmęczenie – Mam wrażenie, że Tiir potrafi mącić w głowie – podzielił się przypuszczeniami z wojownikiem, gdyż od czasu do czasu nieco ćmiło go w skroniach – Kiedy odpoczniemy, powinno być już chłodniej. Łatwiej będzie stąd wyjść. - rozplanował na głos działanie.
Kiedy Istovin zasnął, Vorn zbliżył się ku światłu. Wyciągnął na moment dłoń poza jaskinię, po czym schował ją szybko, sprawdzając temperaturę na zewnątrz. Zdawało mu się, że jest dużo cieplej niż było, choć przecież cień powinien zachowywać chłód... Zmarszczył brwi, czując w końcu nieprzyjemne ciągniecie w okolicach uda.
Zwrócił uwagę na opuchliznę. Była podejrzana, więc przelał ranę alkoholem, klnąc przy tym bezgłośnie. Choć nie sądził, by było to cokolwiek poważnego, było po prostu uciążliwe. Vorn przeżył wiele wojen i potyczek, i nie przeszło mu przez myśl, że mogłoby go zmóc coś takiego. Pół godziny później w ogóle zapomniał o sprawie. Drow miał wysoki próg bólu i był daleki od chęci przyznawania komukolwiek, ze coś mu może dolegać.
Po dwóch ustalonych godzinach obudził Istovina. Co jakiś czas rozmasowywał sobie skronie, próbując przegonić nagłe zamglenia przed oczami.
- Zmiana warty – oświadczył, szturchając go lekko w ramię. Kiedy drow się obudził, Numrini'th przeszedł na drugą stronę jaskini, by zająć tam swoje miejsce. - Gdyby działo się coś niepokojącego, obudź mnie natychmiast – dodał, czując jak kleją mu się oczy. Ziewnął przeciągle i podłożył sobie zwinięty płaszcz pod głowę.
Było mu zdecydowanie za gorąco.


Koss Moss - 2017-12-06, 01:20

          Książę pokiwał ze zrozumieniem głową. Rzeczywiście, ich rasy jeszcze się nie znały, a już nie darzyły się sympatią. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, Nalagh'ar pewnie nie dałby nawet obcemu dojść do słowa, od razu atakując z zamiarem obezwładnienia lub odebrania życia. Nie wiedział, co powstrzymało Aldarena przed tym samym. Jeżeli tylko to, że Nalagh'ar uratował nieszczęsną halę, to młodzieniec mógł mówić o dużym szczęściu.
  ― Dobrze. Nie traćmy czasu ― zadecydował.
Zakładając, że historia o lamparcie była prawdziwa, nie miał innego wyjścia niż zaufać intruzowi i pozwolić się wyprowadzić na światło. Szaty powinny ochronić jego skórę. Pewnie nie byli daleko od groty. Nalagh'ar nawet nie wiedział, jak daleką przebył drogę, kiedy uciekał w popłochu przed wilkami.
Wyprostował się, gotów do drogi. Przysłaniał oczy dłonią.
  ― Jeżeli zabronisz nas szukać, to i ja postaram się, aby moi ludzie więcej cię nie niepokoili. To rozsądny układ.
Wprawdzie nie miał większego wpływu na decyzje Królowej, ale ten elf nie musiał tego wiedzieć.
Książę chciał tylko wrócić do swoich i odzyskać kontrolę nad sytuacją. Dobro tej obcej rasy nie było dla niego zbyt ważne, choć pewnie gdyby zależało to od niego, po tej nieprzyjemnej przygodzie zrezygnowałby z dalszych wypraw do nadświata, a zamiast tego zadbał o to, by żaden obcy nie wdarł się na ich tereny tak, jak zrobili to oni.
          Istovin spał krótko, ale dość, by po przebudzeniu móc należycie skupić się na stróżowaniu. Podniósł się, za pozwoleniem napił z bukłaka i przemył twarz odrobiną wody, a potem stanął w ciemności niedaleko wyjścia. Co jakiś czas przechadzał się po jaskini, żeby stagnacja nie wprawiła go na powrót w nieodpartą senność. Na początku nic się nie działo. W jaskini było bardzo spokojnie, a na zewnątrz nie było słychać żadnych dźwięków, które mogłyby zaniepokoić. Wychylał się co jakiś czas, wypatrując głównie myślących istot, których tak się obawiali, ale pomimo chroniącej oczy osłony żadnej nie zobaczył. Być może też poszły poszukać schronienia przed gorącem, a może wciąż czaiły się w zaroślach, demoniczne i odporne na żar, a on nie mógł ich dojrzeć, bo jego wzrok nie radził sobie wobec takiej jasności.
Wolał to pierwsze założenie.
Ostatecznie nie intruzi, tylko przyspieszony oddech śpiącego dowódcy zaniepokoił Istovina. Młody elf, gdy tylko usłyszał, że pan Numrini'th ciężko dyszy, zbliżył się do niego i zauważył, że mężczyzna jest cały zlany potem. To nie było normalne. Ostrożnie dotknął jego policzka, chcąc go obudzić, a wtedy poczuł, że jest cały rozpalony.
  ― Panie Numrini'th ― powiedział do niego głośno, a kiedy to nie poskutkowało, złapał dowódcę za ramiona i potrząsnął nim. ― Proszę się obudzić. Panie Numrini'th!
Drow otworzył oczy, ale ich spojrzenie zatrwożyło Istovina jeszcze bardziej – roziskrzone, półprzytomne, nieobecne.
  ― Panie Numrini'th, co się stało? ― zapytał bezradnie, w lekkiej panice.
Potem zaczął sobie przypominać, jak się walczy z gorączką. Rzucił się w stronę rzeczy starszego drowa, wyciągnął bukłak i wrócił z nim do mężczyzny. Woda była dość chłodna, jak i wnętrze groty; wlał płyn do ust drowa i zwilżył mu twarz.
To jednak było za mało i dobrze o tym wiedział. Ale co spowodowało tę gorączkę?
Dobrą chwilę zajęło mu odkrycie rany na udzie mężczyzny. Gdy tylko na nią spojrzał, poczuł mdłości.
Coś musiało go ukąsić i zatruć. Oto, co się stało.
  ― Och, nie. Nie może pan chorować ― wydusił. ― Nie tutaj. Słyszy mnie pan? Och, na boginie. Co mam teraz zrobić?
Rozejrzał się niespokojnie, a potem pochylił się nad raną.
Może powinien ją wyparzyć? Może to pomoże? Często robiono tak przy zakażeniach. Ale jak i z czego w wilgotnej jaskini wzniecić ogień?
Będzie musiał wyjść na zewnątrz i stawić czoła Tiir. Nie było innego wyjścia.


Raven - 2017-12-06, 02:13

Aldaren i Nalagh'ar ruszyli wzdłuż skalistego pasma, trzymając się cienia gór. Wilk krążył gdzieś wokół, ujadając co jakiś czas. Wywiązywał się z zadania.
Mieli jednak dużo drogi przed sobą, a droga nie była pozbawiona przeszkód.
Co gorsza, Aldaren wiedział, że gdzieś w pobliżu znajdują się jego kompani, którzy przeszukiwali teren zarówno przez drowy, jak i przez to, że zniknął z posterunku. Nie podzielił się tym z księciem, nie chcąc ponownie go straszyć. Ale porównując jaguara do zwiadowców, zwiadowcy byli teraz o wiele gorszą opcją.


Numrini'th skupił się na hałaśliwych dźwiękach, dopiero po dłuższej chwili wychwytując poszczególne słowa. Czuł, że ogarnęła go gorączka. Logiczne myślenie przychodziło z trudem, ale spróbował opanować ból i wrócić do trzeźwości. Woda mu trochę pomogła.
Nadal widział jak przez mgłę.
- Istovinie... - szepnął, unosząc dłoń do czoła i krzywiąc przez głośność, choć drow przecież wcale nie krzyczał – Ciszej, proszę...
Z trudem uniósł się na przedramieniu, zadrżał. Usiadł powoli, wspierając się plecami o ścianę, opierając skroń o kawałek zimnego kamienia. Szumiało mu w uszach, ale to nie był wystarczający powód, by Vorn odpuścił swoje poszukiwania. Choćby miał szukać księcia na klęczkach, był wystarczająco zdeterminowany, aby to zrobić.
- Podałbyś mi moją torbę? - spytał, daleki teraz od rzucania rozkazów. Kiedy Istovin przysunął mu ją do rąk, Vorn zaczął mozolnie szukać jednej z fiolek, ale nie rozróżniał kolorów. Zrezygnował, kiedy jego palce omsknęły się na jednej i wypuściły ją spowrotem – Kwas. Szukam kwasu. Eiurewir, ten fioletowy... -spróbował wyjaśnić – Wypalę ranę. Nie mamy czasu na takie głupoty...
Oddychał ciężko, powoli. Nie było mu łatwo siedzieć, ale miał jeszcze bardziej dalekosiężne plany. Wymacał drzewce włóczni, którą wcześniej nosił na plecach i wsparł się o nią, walcząc o zachowanie pionu. Nie chciał pokładać się przypadkiem na przełożonym – ich rasa unikała bliskości, i tego jeszcze brakowało, by dowódca jego pokroju miał sobie pozwolić na takie odstępstwa od normy. Dopóki mógł myśleć, mógł działać. I chciał działać samodzielnie. Na tyle, ile potrafił.
Nie przyszło mu do głowy, że Istovin naprawdę mógł się o niego troszczyć, nie jedynie przez wzgląd na swoje obowiązki.
Wyciągnął nóż i oddarł kawałek zbędnej tkaniny z uda, żeby odsłonić ranę. Naprawdę był gotów przypalić ją kwasem i ruszyć dalej. I naprawdę chciał tak zrobić.
- Jeśli to nie pomoże... Wrócimy do jaskini. Nie wolno wam się rozdzielać w tym dziwnym świecie. Teraz już to wiem. Poślę jednego z was do Królestwa, a reszta wznowi poszukiwania. - Vorn chwycił Istovina za ramię, jakby to co mówił, było najważniejsza rzeczą pod słońcem – Ze mną czy bez, odnalezienie księcia to priorytet. Czy to jasne? - powiedział z naciskiem.


Koss Moss - 2017-12-07, 21:14

          Aldaren musiał prowadzić Nalagh'ara. Na początku tylko trzymał go za przegub, ale szybko okazało się, że, aby mogli poruszać się szybciej, musi go jeszcze objąć. Taka bliskość wprawiała księcia w rozdrażnienie, ale i pewne zakłopotanie. Dla drowów nie była naturalna. Nawet w takiej sytuacji prawdopodobnie żaden z pobratymców Nalagh'ara nie odważyłby się na taką poufałość.
Szli jednak przed siebie. Młodzieniec potykał się o korzenie i inne przeszkody, do których był nieprzywykły. Aldaren umiejętnie wiódł go między trującymi pnączami, unikając przeszkód. Mógłby zaprowadzić drowa wszędzie; ten i tak nie widział, dokąd idą.
Słońce nie spaliło jego skóry. Po jakimś czasie książę odważył się wysunąć z rękawa dłoń. Było bardzo ciepło, ale nie czuł bólu, nie stanął w płomieniach. Legendy nie mówiły prawdy, nie na temat ognia, który trawił ciała drowów wychodzących na światło Tiir.
Nie mógł jednak otworzyć oczu. Miał je zresztą przewiązane pasem materiału, przez który nic by nie zobaczył.
  ― Na pewno prowadzisz mnie we właściwe miejsce, obcy? ― zapytał nieufnie. ― Pamiętaj, że mam wielu braci, którzy będą chcieli mnie odszukać, jeśli mnie okłamałeś.
Czuł się jednak dość bezpiecznie. Książę Nalagh'ar nie został nigdy przez nikogo okłamany. Nikt nie śmiał tego zrobić. Obcy nie wydawał się nieprzyjazny. Jego intencje były chyba dobre. Obejmował go niepotrzebnie, ale troskliwie, i od czasu do czasu – Nalagh'ar to czuł – nie pozwalał się zsunąć kapturowi.
Nie traktował drowa jak więźnia.
          Istovin uśmiechnął się gorzko.
  ― Bez pana, panie Numrini'th, nigdzie się nie ruszę.
Rzucił się w stronę rzeczy elfa, wysypał z jego sakwy wszystko, co się w niej znajdowało, i odnalazł buteleczkę z kwasem. Jakie to szczęście, że Vorn miał ją przy sobie.
  ― Ja to zrobię, panie Numrini'th ― powiedział do mężczyzy, gdy ten chciał mu zabrać kwas. Wyciągnął niewielki nóż i ostrożnie oblał ostrze kwasem, który z pewnością zadziałał na nie jak wysoka temperatura. Przysunął się bardzo blisko, odchylił materiał; kropelka kapnęła na skórę Vorna, wypalając w niej dziurę.
  ― Przepraszam ― syknął Istovin; to jego niezdarność spowodowała dodatkowy ból i pozostawi bliznę. ― Tak bardzo przepraszam, panie Numrini'th.
Pochylił się nisko. Mimo wszystko nie pozwolił odebrać sobie noża.
  ― Nie, pan jest zbyt słaby. Zrobię to. Uwaga…
Jednym, zaskakująco zdecydowanym ruchem wsunął ostrze w rankę. Towarzyszył temu donośny syk, a w górę wzleciał niewielki kłąb dymu. W powietrzu rozniósł się zapach przypalonej skóry. Nawet ktoś tak potężny i wyszkolony jak Vorn nie był w stanie powstrzymać naturalnych reakcji na ogromny ból.
  ― Już! ― Istovin cofnął szybko nóż i odrzucił go na skały. ― Już, teraz wszystko będzie w porządku, na pewno będzie.
A jednak nie był tego pewien. Pan Numrini'th był bardzo blady, a każda jego żyła mocno odznaczała się pod niemal przezroczystą skórą. Ręce mu drżały. Okropnie było widzieć kogoś tak silnego w tak niegodnym, miernym stanie.
  ― Mimo wszystko nie możemy tu zostać ― zadecydował w sekundy Istovin. ― Proszę oszczędzać siły i nie zamykać oczu. Wyruszymy, gdy tylko zrobi się trochę ciemniej. Woda.
Podał elfowi bukłak i usiadł w niewielkiej odległości od niego. Dotknął troskliwie jego czoła, własną dłonią starł z niego pot.
  ― I proszę nie martwić się o księcia. Jest silny. Z pewnością przeżył i, gdziekolwiek jest, znajdzie sposób, by wrócić do Groty.


Raven - 2018-02-23, 01:38

- Na pewno. Nie zamierzam cię okłamywać. Zresztą, moja rasa nie lubi kłamać. W przeciwieństwie do ludzi, podobno – zaśmiał się – Ci zmyślają akurat non stop.
Prawdą było, że Aldaren był daleki od okłamywania księcia. Prędzej był gotów nie powiedzieć całej prawdy swoim zwiadowcom, dla ich własnego bezpieczeństwa. - Nie obawiaj się, wiem dokąd iść. Już niedługo będziesz ze swoimi braćmi, i wszyscy zapomną o całej sprawie, nie mylę się? - dopytał z naciskiem, jakby odpowiedź mogła być tylko jedna i twierdząca – Nikt tutaj nie chce problemów. Uwierz mi na słowo, od wieków żyjemy w pokoju, i chcemy, aby tak właśnie pozostało, książę.



Po przyłożeniu ostrza do miejsca zakażenia dowódca był bardzo daleki od zachowania ciszy. Mógł się założyć, że usłyszał go cały las, a w najlepszym wypadku co najmniej połowa. Ale potem było już nieco lepiej, lżej.
Vorn docenił trzeźwość i zaskakująca logikę działania Istovina. Sam nieco się zagubił, zapędzając w zbyt dalekie plany, nie bacząc na to, co działo się w obecnej chwili. Przez plany właśnie, i nieostrożność działania; zbyt małe rozeznanie terenu, roślinności i stworzeń z powierzchni – doprowadził do tej ciężkiej sytuacji. Był zbyt pewny siebie, zbyt ufny we własne możliwości, a to szybko zwróciło się przeciwko niemu. Lata doświadczenia okazały się niewystarczające, i powinien był zachować dużo większą ostrożność w działaniu. Nawet teraz,gdy próbował przekonać Istovina do swojego planu, ponownie przecenił swoje możliwości i kolejne chwile gorączki bardzo dobitnie uświadomiły mu to, że priorytetem był nie książę, a jego własne przeżycie- jeśli miał spowrotem zaprowadzić swój oddział do Królowej- bo za to właśnie był odpowiedzialny przede wszystkim. Nierozsądnym byłoby teraz rozpatrywać co będzie, jeśli wrócą bez księcia (oczywistością było, że wszyscy mogli zostać ukarani śmiercią) a dużo bardziej rozważnym posunięciem wydawało się właśnie opuścić nieznany teren i oszczędzić siły na chwilę obecną.
- Dziękuję ci. - powiedział Numrini'th na tyle trzeźwo, na ile był w stanie. Był zaskoczony tym, że jego podwładny wykazał wobec niego opiekuńcze zachowanie. To było niespotykane wśród drowów- taka troska o drugą osobę. Było tak niespotykane, jak brylant zatopiony w oceanie, toteż Vorn nie miał pojęcia, co więcej mógłby powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to banalnie lub protekcjonalnie. - Masz rację. Wybacz, zapędziłem się w tych rozkazach. To tylko moja nieuwaga sprawiła, że osłabiłem nasz oddział. - mówił cicho, nie podnosząc głosu, bo i nawet nie miał na to siły. Bladość nie schodziła z jego skóry, ale przynajmniej nie targały nim już tak silne dreszcze, jak poprzednio. Czuł się wycieńczony, i jego świadomość odpływała w sen, ale zgodnie z instrukcjami Istovina nie poddał się temu. Wypił kilka łyków wody, która otrzeźwiła go nieco i pozwoliła nawet na krótką chwilę zafrasowania, gdy dotarło do niego z opóźnieniem, że Istovin nie odsunął się, a co więcej, zdawał się zmartwiony jego stanem.
Troska, opiekuńczość? To było obce drowiej rasie. W tym świecie każdy walczył o swoje, a życie było bezwzględne i okrutne, tak samo jak mroczne elfy. Ale nie Vorn. I nie Istovin, najwyraźniej. Vorn dotąd nie sądził, że jest jakiś inny mroczny elf, który odstaje pod tym względem od reszty społeczności.
- Przepraszam za to, że nie przewidziałem takiej sytuacji. Świetnie się spisałeś. - dodał cieplejszym tonem, i przez jego usta przebiegł na moment cień uśmiechu – Cieszę się, że jesteśmy razem w drużynie. Wątpię, bym poradził sobie bez twojej pomocy. - powiedział, oddając mu bukłak. Był nieco zakłopotany tym, że młodszy drow troszczył się o niego, bo zwykle to on troszczył się o innych. Nigdy na odwrót.
Sięgnął do jego ręki. Oddał mu bukłak, zaciskając na moment palce na jego dłoni. Na ułamek sekundy, co i tak było uznawane wśród ich rasy za nadzwyczajną poufałość.
- Powiedz mi... - zaczął, usilnie próbując coś sobie przypomnieć - Spotkaliśmy się już wcześniej, prawda? Dużo, dużo wcześniej... Kiedyś.


Koss Moss - 2018-02-23, 02:13

Książę i nieznajomy szli dość długo; Nalagh'ar nie miał pojęcia, że tak bardzo oddalił się od groty. Na szczęście trafił na uczciwego przewodnika i po jakimś czasie usłyszał, że dotarli na miejsce. Z dali usłyszał prychanie jaszczurów – mógł podejrzewać, że stoją nieopodal wejścia do groty.
  ― Doskonale. Wejdziesz ze mną? Chcę, aby moi przyjaciele cię zobaczyli. Nie uwierzą mi, jeżeli nie zobaczą. Tylko na chwilę. ― Zacisnął chude palce na ciepłej dłoni obcego elfa. ― Proszę, inaczej cała ta wyprawa pójdzie na marne.

Istovin usiadł pod ścianą groty tak, aby mężczyzna mógł położyć głowę na jego udach. Poprosił go, by to zrobił. Chciał być blisko, czuć każdy jego oddech własnym ciałem; tak będzie bezpieczniej, bo od razu zauważy, jeśli stan Vorna się pogorszy. Bardzo… zdziwił się, kiedy dowódca zadał to pytanie. Naprawdę nie sądził, aby go pamiętał. Nie był przecież nikim szczególnym – marnym złodziejem, dzieciakiem, któremu Numrini'th wspaniałomyślnie ofiarował drugą szansę. Szansę, która została w pełni wykorzystana.
  ― Tak, spotkaliśmy. Nie sądziłem, że będzie pan pamiętał. Miałem proces za kradzież. Chcieli mnie usunąć z Akademii. Pan się za mną wstawił. Tylko dzięki panu jestem tym, kim jestem. Inaczej pewnie bym już nie żył, lub żyłbym, ale na pewno nie tak, jak teraz. Akademia była moją jedyną szansą na godne życie. Ocaliłeś mnie. ― Przeszedł nagle na bardziej poufałą formę, wpatrując się w twarz mężczyzny dziwnie roziskrzonym wzrokiem. ― A teraz ja ocalę ciebie.
Uśmiechnął się odrobinę sztywno.
  ― I księcia. Ale… to ty jesteś dla mnie najważniejszy. Zawsze chciałem ci to powiedzieć. Nie miałbym śmiałości, gdyby nie to, że w tej gorączce zapewne niewiele jesteś w stanie zapamiętać.


Raven - 2018-02-23, 03:26

Aldaren zawahał się na moment. Naprawdę powinien już wracać. Słyszał nawoływanie wilków i był pewien, że jego drużyna się niecierpliwi i niepokoi. Ale zgodził się, przełamując własny opór. Przecież jako jedyny nie wierzył w opowieści o bogu zła i mrocznych demonach z czeluści ziemi. Książę wydawał się być normalnym elfem – o innym odcieniu skóry - takim jak Aldaren i wszyscy w jego wiosce. Więc nie powinien się martwić, prawda? Odpowiedział uściskiem na uścisk dłoni.
- W porządku. Ale zaraz potem będę musiał wrócić, dobrze? Moi przyjaciele pewnie się już martwią.
Wszedł do cienia za Księciem, gotów ostatecznie przekonać się na własne oczy, że mityczne potwory, którymi straszono jego rasę, nie mają racji bytu.


Prośba Istovina szybko zyskała akceptację. Vorn był daleki od chęci utrzymania standardowych procedur odległości. W zasadzie zawsze go one męczyły. A teraz naprawdę chciał być bliżej młodszego drowa, chociaż przez krótką chwilę. Nie dlatego, że miał dreszcze, bardziej z tego powodu, że Istovin próbował się nim opiekować, a to zachowanie było ewenementem samym w sobie i Vorn nie sądził, że spotka kiedykolwiek taką osobę.
- Tak, pewnie tak... - przyznał mało trzeźwo, bo rzeczywiście miał wysoką temperaturę, co za tym szło, mógł mieć również majaki – Pewnie nie będę pamiętać... Chociaż chciałbym, naprawdę. - przyznał szczerze – Miałem już wrażenie, że poznaliśmy się dawno, i teraz pamiętam... - pozwolił sobie poczuć ciepło bijące od drugiego ciała, w podświadomy sposób lgnąc do zupełnie innej formy bliskości, niż było to zwyczajowe u drowów, do ciepła emocjonalnego – Pamiętam, jak byłeś młodszy. Pamiętam tą rozprawę. Nie mogłem pozwolić, żeby cię skazali. Widziałem coś w tobie... - westchnął miękko i posłał mu wyraźniejszy uśmiech, choć wyraźnie tracił wątek – Cieszę się, że zaszedłeś tak daleko.
To było takie inne, odmienne, spoglądać w tak pojaśniałe spojrzenie kogoś swojej rasy. Takie, w którym nie było fałszu i nienawiści, tak zaskakująco czyste i ciepłe w swym wyrazie.
- Najpierw uratujesz mnie, a potem księcia... - bezwiednie powtórzył jego słowa – Istovinie. - wypowiedział jego imię głosem, w którym kryła się duma – Mam nadzieję, że osiągniesz więcej niż ja w twoim wieku.
To nie była do końca ,,ojcowska” duma. Może Vorn zwyczajnie majaczył. Niemniej jednak, cieszył się z tego, że Istovin potrafił o siebie zadbać, i że dawał sobie radę w tym okrutnym świecie, pomimo trudnej przeszłości.
- Masz takie piękne spojrzenie. - powiedział nagle – Nigdy wcześniej nikt tak na mnie nie patrzył. To zupełnie dziwne... że nie zauważyłem tego wcześniej. - mówił cicho, mając spokój w głosie. W pełnym skupieniu wyciągnął do jego twarzy chłodne palce i odgarnął mu opadające włosy za ucho, jakby była to teraz najważniejsza rzecz pod słońcem.


Koss Moss - 2018-02-23, 03:48

           Kiedy tylko książę poczuł, że jest ciemno; kiedy wyczuł znajomy zapach braci i usłyszał ich głosy, wówczas zerwał z twarzy kaptur i przepaskę.
Wciągnął Aldarena głębiej w ciemność i popatrzył na niego rozszerzonymi oczami, wreszcie zdolny dostrzec go w pełnej krasie.
Serce zabiło mu szybciej. Był jeszcze bardziej inny niż drow się tego spodziewał. Poczuł się nagle dziwnie zdruzgotany tym, że się dotykają, że… tak dziwna istota i on… weszli w kontakt, porozumieli się.
  ― Chodź ― powiedział, paradoksalnie zaciskając palce mocniej na jego przegubie.
Wprowadził elfa w gęstniejący mrok, w wypełnioną podnieconymi szeptami pieczarę.
W ciemności Aldaren dostrzegł tylko zarysy otaczających ich ciemnych sylwetek. Poczuł na podgardlu ostrze.
  ― Bracia ― Nalagh'ar uśmiechnął się oszczędnie ― spokojnie. Jak widzicie, jestem cały i zdrów. To tubylec, którego napotkałem po drodze. Okazał się pomocny, więc go nie zabiłem.
Puścił przegub Aldarena i odsunął się poza zasięg jego dłoni, zostawiając go wśród uzbrojonych żołnierzy.
  ― Zwiążcie go porządnie. Zabierzemy go na dół i pokażemy Matce. Nasze Panie z pewnością będą chciały go zobaczyć. Powiedzcie mi, jakie mamy straty?

           Istovin uniósł lekko brwi i pochylił nieznacznie głowę, aby Vorn mógł swobodnie dotykać jego gładkiego oblicza. W końcu ujął dużą dłoń mężczyzny w dwie swoje i parsknął cicho, potrząsając głową. Nie mógł już tego słuchać. Wszystkie te słowa były po prostu zbyt surrealistyczne.
Co też to okropne zatrucie uczyniło z jego najdroższym dowódcą? Martwił się, zamiast cieszyć taką otwartością, wiedział bowiem, że w pełni sił i zdrowia Vorn nigdy nie zhańbiłby się takim zachowaniem.
  ― Zdajesz sobie sprawę, jak teraz brzmisz? Uważaj na słowa, bo nie dam ci spokoju nawet, kiedy już dojdziesz do siebie i się z nich wycofasz… Najlepiej ze wszystkich wiesz, że takie relacje są zakazane, a i tak próbujesz mnie uwieść. Co za absurd, musisz mieć majaki.


Raven - 2018-02-23, 05:32

- Ja nigdzie nie idę! Nalagh'ar, mieliśmy umowę!- zjeżył się Alderan – Nigdzie się nie wybieram, jasne?
Najwyraźniej dla mrocznych elfów nie było to jasne, bo w chwilę później zabrali się za krępowanie go, niewiele robiąc sobie z protestów i szarpaniny. Aldaren zdążył tylko gwizdnąć na wilka, który był teraz daleko stąd, nim elfa zakneblowali i rzucili na kolana.
Jeden z przybocznych szybko zrelacjonował wydarzenia księciu.



Dowódca pozwalał sobie na bardzo wiele, ale po raz pierwszy w ogóle nie obchodziły go nakazy i zakazy jego rasy. Był zbyt nimi znużony i zbyt rozkojarzony, by się ich teraz trzymać. Przez gorączkę, ale też przez onieśmielenie, jakie zafundował mu młodszy elf swoim wyznaniem.
- Hmm. - Vorn ani nie przytaknął, ani nie zaprzeczył. Po tym, jak opuszkami palców zbadał miękkość policzka Istovina, ten odsunął jego dłoń. Więc dobrze. Przecież tak właśnie powinno być. To właśnie było w ich rasie naturalne. Nie powinien z tym walczyć. Nie powinien mieć w głowie żadnych bezeceństw, nie miał prawa obdarzać żadnym uczuciem drugiego mężczyzny. Zabrał powoli rękę. - Rzeczywiście. Muszę być teraz bardzo nieprofesjonalny. Wybacz. Rzadko choruję. Na pewno poczułeś się przeze mnie niekomfortowo. Przepraszam jeszcze raz. - powtórzył, jednak tym razem w jego głosie nie było przekonania. To była sztywnie wypowiedziana formuła. Może zbyt szybko dochodził do siebie, bo z pewnością nie żałował tej poufałości – Nie chciałem cię zniesmaczyć. Nie wiem, co też mi przyszło do głowy...- kontynuował już dużo bardziej świadomie, powoli dobierając słowa.
Vorn nabierał sił, i choć nadal doskwierała mu temperatura, jego myśli zyskały na ostrości.
- ...Czy to właśnie chciałeś usłyszeć, Istovinie? - zapytał go na koniec, swoim starym, normalnym tonem – Mam udawać, że to moje majaki, i nigdy więcej nie wrócimy do tego tematu? Jeśli tego chcesz, zrozumiem. Jestem daleki od narażania twojego stanowiska, jeśli nie bezpieczeństwa, dla własnych urojeń. - podkreślił ostatnie słowo, przekładając na siebie całą winę.
I było to prawdą. Pomimo wszystkich słów, które padły tego wieczora, Vorn mógł kłamać. Mógł kłamać resztę swojego życia, że nic między nimi nie miało miejsca, jeżeli miałoby to dać Ivostinowi szczęście w dalszej karierze.
Uśmiechnął się pokrzepiająco. Był naprawdę dobrym przywódcą. Zajrzał mu w oczy, łapiąc ostatnie iskierki tamtego spojrzenia.
- Nie obawiaj się, nikt nigdy się nie dowie. W naszym mieście, w naszym świecie, wolno nam mieć jedynie iluzje. Pozostanę w sferze ułudy, jeśli tego ode mnie oczekiwałeś. Ale nie zapomnę, nie licz na to.
Mogło trząść nim zimno, mógł mieć fale gorączki, ale był na tyle zawzięty, że po tym czasie odpoczynku, który otrzymał dzięki Ivostinowi, mógł ruszać do jaskini o własnych siłach. Nie łudził się, że nagle ozdrowieje. Musiał zwalczyć chorobę i nie dawać jej nad sobą władzy.
Uniósł się na łokciu, żeby nie nadużywać okazanej mu dobroci.
- Jeśli mogę cię prosić o jeszcze moment wsparcia... Chciałbym posiedzieć chwilę przy tobie, żeby złapać więcej ciepła. Przysięgam, że to wszystko.


Koss Moss - 2018-02-24, 03:53

           Książę wysłuchał raportu i pokiwał krótko głową, ale nie wydawał się bardziej poruszony wieściami o zaginięciu towarzyszy niż byłby przejęty śmiercią zupełnie przypadkowych niewolników.
  ― Szkoda. Vorn Numrini'th był utalentowanym i oddanym dowódcą. Nigdy nie pozwalał, by emocje wpłynęły na jego osąd, ale wykazywał się niezwykłą troską o swych żołnierzy i zostanie mu to z pewnością wynagrodzone w Ials. Istovin również był dobrym kompanem. To jednak małe straty, biorąc pod uwagę znaczenie naszej ekspedycji ― podsumował. ― Szykujcie się, chcę wyruszyć w drogę powrotną jak najprędzej. Nie jestem pewien, czy ktoś nie zacznie szukać naszego łupu, podobno istot światła jest tu bardzo dużo i występują w różnych odmianach.
Spojrzał na skrępowanego Aldarena, ale nie wydawał się wcale skruszony.
  ― Przykro mi, ale nie mogłem dotrzymać słowa. Jesteś dla nas zbyt cennym odkryciem. Na pewno nie będą chcieli cię zabić. Może nawet zostaniesz pupilem którejś z Pań. Zobaczymy.
Uśmiechnął się oszczędnie i odetchnął, ocierając pot z czoła. Tu było tak ciepło.
  ― Jaszczurów wystarczy dla każdego? Doskonale. Łup ma jechać na moim jaszczurze.

           Istovin zaśmiał się ochryple, nagle wcale nie przypominając tego zagubionego i trochę niezdarnego chłopca. Nigdy nim przecież nie był, choć czasem bywało, że w emocjach popełniał więcej błędów niż inni żołnierze.
Wyróżniało go jednak znacznie więcej. I Vorna też.
  ― Twoje słowa są niebezpieczne. Wydaje mi się, że możemy być do siebie bardziej podobni niż podejrzewałem. Chcę usłyszeć od ciebie tylko prawdę. Nie przeszkadza mi twoja bliskość. Wręcz sprawia przyjemność. Zawsze lubiłem bliskość przystojnych elfów, zwłaszcza starszych i silniejszych ode mnie.


Raven - 2018-02-24, 20:58

Wojownicy skrzętnie wykonali zadanie księcia. Nikt nie przeżywał tego, że ich oddział się uszczuplił - i nikt na pewno nie robiłby z tego problemu, dopóki Numrini'th lub Istovin nie byliby do czegoś potrzebni - więc po chwili przytroczono Aldarena do książęcego jaszczura, dokładnie wedle zasłyszanego rozkazu.
- Panie - odezwał się jeden z wojowników, K'har , składając krótki pokłon przed podejściem do księcia - Numrini'th pozostawił tę mapę na wypadek, gdyby miały być jakieś problemy z powrotem. - podał dowódcy pergamin z namiarami- Wspomniał też coś o tamtych kudłatych stworach, na które się natknęliśmy. Potrafią ponoć iść za tropem. Warto jak najszybciej opuścić to miejsce. - powtórzył zasłyszane instrukcje. Rzucił szybkie spojrzenie w stronę szamoczącego się Aldarena, który może i miał teraz wypisaną na twarzy morderczą furię, ale było to raczej komiczne w jego obecnej sytuacji, niż w jakiś sposób niepokojące - Czy mamy bardziej unieruchomić jeńca? - dopytał zaraz, choć trzymał się od obcego stworzenia raczej z daleka, i taksował go swoimi żółtymi ślepiami z jawną podejrzliwością.

- Niedobrze. - powiedział Numrini'th, przyglądając się ciemniejącemu wejściu groty - W tym wypadku to kłamstwo byłoby teraz najlepszym wyjściem.
Machinalnie podopinał sobie części zbroi, próbując zająć czymś ręce. Było już chłodniej na zewnątrz, choć i tak o wiele cieplej od tego, do czego byli przyzwyczajeni pod ziemią. Wolał jednak nie tracić ciepła w chorobie. Nie wiedział, ile się jeszcze utrzyma.
- Skoro ja nie cofam swoich słów, i ty również, rzeczywiście nie jest to najwygodniejsza sytuacja.
Vorn nie rzucał słów na wiatr, ale otrzeźwiał już i wracał do swojej żołnierskiej obowiązkowości. Może było mu głupio za okazanie słabości, ale nie okazywał tego po sobie. Nie było mu do śmiechu jak Istovinowi, bo bardzo poważnie przeanalizował sytuację.
Kontynuacja tej rozmowy była bezcelowa. Każde kolejne słowo - o słowo za dużo - mogło jedynie dodać im problemów. Postanowił, że niezależnie od własnych egoistycznych pobudek, nie będzie komplikował sytuacji. Był w końcu odpowiedzialny. Był tym, który powinien kierować się rozsądkiem i rozwagą.
- Nie wiem, jakiego oświadczenia oczekujesz. Powiedziałem już wszystko. Teraz powinniśmy skupić się na powrocie do jaskini. Do Matki. - mówił to z dziwnie ciężkim sercem, ale tak trzeba było. Trochę wbrew sobie, bo wcale nie spieszyło mu się do powrotu. Był zły na samego siebie.
Zamiast słów, które i tak nie przeszłyby mu teraz przez gardło i na które nie miał ochoty, przełożył rękę przez jego bark i zagarnął go bardziej do siebie, łapiąc od niego ciepło ciała.




fanfiction czy stworzycie własny świat? Wybór należy do Was.