The Lost Silence 1/5




Yaoi - The Lost Silence

Gazelle - 2018-08-31, 01:00
Temat postu: The Lost Silence




The Lost Silence


Dwóch byłych współlokatorów z college'u odkrywa, że zostali sąsiadami. Jeden z nich ma kaszel.

Tak wyglądała ustalona na początku fabuła, dopóki historia nie zaczęła żyć własnym życiem. I nadal biegnie w nieokreślonym kierunku, ale warto zaznaczyć że w całym wątku porozrzucane są różne triggery dla osób wrażliwych czy mających problemy natury psychicznej, prosimy aby mieć to na względzie przed rozpoczęciem czytania.






grafika i opis autorstwa @effsie







Max Stone
× Wiek: 27 lat
× Data urodzenia: 07.10.
× Narodowość: Amerykanin
× Wzrost: 178 cm
× Sylwetka: szczupła, BMI wskazuje na wagę prawidłową, a budowa ciała na rażący brak siłowni


***

Wróciwszy do domu, w pierwszej kolejności rozłożył w korytarzu mieszkania swoją mokrą parasolkę, żeby mogła sobie wyschnąć. Padało już prawie cały tydzień i nie wyglądało na to żeby miało przestać w najbliższym czasie. Cóż, na tę porę roku nie było to nic zaskakującego, więc trochę ciężko było mu sympatyzować z wszechobecnym narzekaniem na pogodę. Sam lubił deszcz. Może niekoniecznie lubił być przemoczony do samej bielizny, ale widok deszczu i zapach miasta spowitego nim był dla Maxa kojący.
Jedyne co go irytowało w obecnej pogodzie to fakt, że każdy dookoła odczuwał potrzebę podzielenia się swoją dezaprobatą co do faktu, że pada. W pracy, w metrze, nawet w kolejce do kasy. Dla niektórych ludzi deszcz był na tyle niesamowitym wydarzeniem, że aż trzeba było się nim podzielić z przypadkowym człowiekiem.
A że Max był obdarzony tak ogromną ilością asertywności, że aż żadną, to dawał się wciągać w te pogawędki. To nie tak, że był całkowitym mrukiem i zgredem, ale po prostu nie widział sensu w small talku, który do niczego właściwie nie prowadził.
Tego popołudnia w metrze siedział obok kobiety, która podczas dziesięciu minut jazdy zużyła chyba całą paczkę chusteczek. Rzeczywiście, łatwo było złapać jakieś paskudne choróbsko przy takiej pogodzie, zwłaszcza zważywszy na fakt jak dynamicznie się w ostatnim czasie zmieniła. Tak, choroby to była inna upierdliwa rzecz związana z deszczem. Max miał szczęście mieć całkiem niezłą odporność (albo zwyczajnie nie narażał się na choroby), ale jego współpracownicy niekoniecznie, przez co miał więcej pracy.
Był także jego sąsiad z mieszkania obok, który ewidentnie również coś złapał i Max wiedział o tym doskonale, mimo iż nigdy go nawet nie widział na oczy. W zasadzie nawet nie był pewien, czy to on, ale kaszel brzmiał raczej...męsko.
Max mógł podziękować cienkim ścianom w budynku. Zawsze mogło być gorzej, mógł mieszkać obok imprezujących studentów czy pary z bujnym życiem seksualnym...a dostał kaszlącego gościa. Nie tak źle.
I może po prostu czuł się za bardzo rozpieszczony tą ciszą, ale ten głośny, niekończący się kaszel go wkurzał. Nie mógł mieć pretensji do chorego człowieka, ale...cholera, musiał napisać te artykuły! A w takich warunkach ciężko było się skoncentrować.
Co gorsza, z dnia na dzień kaszel wcale nie zdawał się mijać, a wręcz stawał się jeszcze gorszy. Czy ten człowiek był w ogóle u lekarza? Brzmiało paskudnie, zdecydowanie nie jak zwykłe przeziębienie. A może mieszkał obok osoby starszej czy niepełnosprawnej, która nie potrafiła sobie sama poradzić? Naprawdę nie wiedział nic o osobie mieszkającej obok. Przeprowadził się do tego mieszkania zaledwie kilka miesięcy temu, ale i tak to dosyć dziwne że przez ten czas nie zdołał się nawet minąć z sąsiadem. Z drugiej strony...to nie tak, że Max jakoś często opuszczał swoje mieszkanie. Głównie idąc do pracy. Cóż...prawie tylko w tym celu. A i do pracy nie chodził jakoś często. Będąc częścią redakcji portalu internetowego mógł spokojnie pracować w domu przez większość czasu. Nawet zakupy robił przy okazji wyjścia do pracy. Kiedy dawał namówić się współpracownikom na piątkowego drinka to było prawdziwe święto. Brzmi trochę żałośnie, prawda? Ale Maxowi takie życie, o dziwo, w ogóle nie przeszkadzało. Było mu wygodnie w tej rutynie.
Noc zdołała już zawisnąć całkowicie nad Nowym Jorkiem, a Max był w trakcie pisania kolejnego artykułu. Trafił na temat w miarę lekki i przyjemny, więc teoretycznie powinien szybko mieć to z głowy, ale czuł cholerne zmęczenie i ogromne problemy ze skupieniem się.
Ponadto...ten przeklęty kaszel.
W pewnym momencie jednak kaszel sąsiada stał się na tyle intensywny, że zaczęło to brzmieć jakby ten człowiek się dusił.
Niewiele myśląc wstał z krzesła i wybiegł z mieszkania.
Halo? Wszystko w porządku? — pytał, pukając do sąsiednich drzwi. — Wezwać pomoc?
Jako dziennikarz miał okazję zetknąć się z paroma historiami o tym, jak samotni ludzie umierali w swoich mieszkaniach i nikt się im nie zainteresował dopóki gnijące ciało nie zaczynało mocno śmierdzieć. I może trochę wyolbrzymiał sprawę, ale nie chciał mieć innego człowieka na sumieniu.


effsie - 2018-08-31, 08:32
Temat postu: Re: The Lost Silence





Ian Monaghan
mięso, siniaki, 27 lat, prysznic, Australia, kawa, tatuaż, rośliny, deska


***

Oczywiście, znowu musiało padać. Cholerna jesień, cholerny październik, miałem już dość tych wszystkich jednakowych dni, które zlewały się w jedną całość i po raz chyba setny plułem sobie w brodę, że nie zostałem w Kalifornii. Nowy Jork miał być zajebisty, a jak na razie wkurwiał mnie na każdym możliwym kroku, całe szczęście, że minęła już ta cała szopka z 11/9, bo – słowo daję – już nie wytrzymywałem. Tęskniłem za słońcem i w tej chwili nie rozumiałem, co pieprznęło mnie w głowę, że zdecydowałem zamieszkać się na tym cholernym, wschodnim wybrzeżu, razem z tą parszywą mżawką, która nie odstępowała mnie na krok. Deska stała oparta o ścianę i zdawała się ze mnie drwić, kiedy każdego dnia musiałem poruszać się metrem, kisić się w tubie razem z dziesiątkami ludzi. Całe szczęście, że minęło już lato – absolutnie nie rozumiałem jak ktokolwiek mógł wsiadać do jednej puszki z całym naręczem śmierdzącej potem gawiedzi.
Październik dawał mi mocno w kość i miałem wrażenie, że cały świat mocno ze mnie drwi. Nie dość, że swój budżet skutecznie uszczuplałem przez te cholerne podróże metrem to tydzień temu zamknęli moją ulubioną spelunę na dole, w której spędzałem zdecydowanie za dużo czasu – praca w domu nigdy mi specjalnie nie wychodziła, a kiedy wróciłem już ze studia, nie chciało mi się tam specjalnie dymać, więc dość często zdarzało się, że zwalałem się na dół z całym swoim majdanem. Stary, poczciwy Javier znał mnie całkiem dobrze; czasami ucinaliśmy sobie pogawędkę, a czasami po prostu nalewał mi jednego z najpodlejszych sikaczy i zostawiał samemu sobie. Moje piwo, moja whisky, mój stolik, moje krzesło, moje kalki, moje długopisy, mój notes, mój świat. Nie znosiłem, gdy ktokolwiek mi wtedy przeszkadzał, a od tygodnia szlajałem się po okolicy w tę i z powrotem, szukając nowego odpowiednika Tawerny i, ni chuja, gdzie nie usiadłem – chwilę później przy moim stoliku pojawiały się jakieś smukłe cizie, dla których mój brak zainteresowania nie był najwyraźniej żadną aluzją.
I do tego ten przeklęty kaszel.
Cholerstwo męczyło mnie już od kilku dni i nawet – pomimo faktu, że u lekarza ostatni raz byłem z mamą, mając pięć lat – rozważałem taką opcję, ale potem przypomniałem sobie, że aktualnie mieszkam w absolutnie najgorszym kraju na świecie, gdzie może i mogę sobie kupić spluwę i nosić ją w kieszeni, ale jeśli coś mi się stanie to ni chuja, nawet nie będzie mnie stać na karetkę do szpitala. Umówmy się, moja sytuacja finansowa nie wyglądała najlepiej: jasne, ewakuując się z Australii dostałem niby jakieś stypendium na studia, ale pokryło marne osiemdziesiąt procent, więc na karku wciąż miałem niespłacony kredyt, który, jako dziewiętnastoletni idiota, zaciągnąłem żeby uczyć się rysować. Kurwa, brawo, Monaghan, ty to sobie urządziłeś życie, szkoda że te osiem lat temu nie wiedziałeś, że by być grafikiem nie trzeba żadnych studiów. Ba, szkoda, że nie wiedziałeś, że nawet nie chcesz być grafikiem. Po studiach w San Fran przewalałem się z kilku firem do innych firemek, w końcu osiadając tu, w NY, ale jakieś dwa lata temu poszedłem po rozum do głowy i stwierdziłem, że pierdolę ten korpo-styl, rzucam to wszystko i zakładam studio tatuażu.
No, to miałem. Studio, kaszel i brak taniego piwa w zasięgu dziesięciu minut od domu.
Nie ma co, spierdalam do Kalifornii.
Dzisiaj, wiedziony doświadczeniem poprzednich dni, darowałem sobie szukanie nowej speluny, kupiłem kilka piw w Walmarcie i rozsiadłem się z kalkami w domu, ale ech, ta cisza, brak gwaru, nie, to nie było dla mnie. Siedziałem właśnie nad projektem dla rudej, znajomej znajomego znajomego, która koniecznie chciała, bym to ja wydziarał jej tego szopa na udzie, a ja zastanawiałem się jakim cudem ktokolwiek chciałby mieć szopa gdziekolwiek, no ale mniejsza. W końcu coś mi się tam uwidziało, coś tam już miałem, kiedy znowu naszedł ten cholerny atak kaszlu i – zaskoczony – szturchnąłem butelkę z piwem i rozlałem połowę na kalki.
Kurwa! Khe, khe — zakląłem, starając się to jednocześnie posprzątać i uspokoić swoje płuca. Słowo daję, jutro znajdę aptekę i kupię ten, jak mu tam, syrop. Do tego wszystkiego jakiś sąsiad zaczął dobijać się do drzwi, a słysząc jego słowa parsknąłem śmiechem. Kaszląc cały czas, nie wiedziałem co zrobić pierwsze, czy szukać jakiejś ściery, czy próbować ratować kalki, czy otworzyć mu drzwi. — Tak, pomoc. Mam kaszel, dzwoń po 911 — zaszydziłem, kiedy moje płuca się już uspokoiły i szybkim ruchem otworzyłem drzwi, chcąc się pozbyć tego jegomościa, który najwyraźniej nie wiedział, co oznacza prywatność i nachodził mnie w środku nocy. — Słuchaj, stary, jest… — zacząłem mówić podnosząc na niego wzrok i zmilkłem, mrużąc oczy. Skądś go kojarzyłem, ale miałem absolutnie najgorszą pamięć do twarzy i nie mogłem sobie przypomnieć skąd. — Wyglądasz jakoś znajomo… Dziarałem ci coś?
To był ślepy strzał, ale najpewniejszy, bo – słowo daję – przez moje studio przewijało się tak dużo ludzi, że ciężko mi to wszystko zliczyć.


Gazelle - 2018-08-31, 11:30

Słysząc ten wyraźnie kpiący ton, poczuł się niesamowicie głupio. Zachciało mu się nocnych interwencji u chorego sąsiada. No, ale...ta osoba naprawdę mogła potrzebować pomocy! I koleś nie miał prawa mieć do niego pretensji o to, że się zaniepokoił!
Ugh.
Może rzeczywiście przesadził. Gdy słyszał nadchodzące kroki z wnętrza mieszkania, rozważał przez moment ucieczkę. Super, Max, jeden jedyny raz postanowiłeś wyjść z jaskini i zapoznać się z osobą z którą mieszkasz w jednym budynku i oczywiście musiałeś się skompromitować.
A może zadzwonię, wiesz. Przynajmniej będę mógł w spokoju pracować — mruknął pod nosem i od razu spalił buraka, zorientowawszy się że drzwi są otwarte. Cóż, to ten koleś zaczął z pasywno-agresywnym tonem.
Spojrzał na twarz swojego sąsiada i...och? Zmrużył oczy, przypatrując się mu uważnie. Nie było wątpliwości, wszędzie by poznał tego drania. Trochę się zmienił, fakt, ale po tych latach byłoby to co najmniej podejrzane gdyby wyglądał tak samo. Niemniej jego twarz wciąż pozostała tak samo cholernie charakterystyczna.
Aż tak się zmieniłem? — spytał, przewracając oczami, jednak na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek. — Czy masz aż tak kiepską pamięć do twarzy?
Nie było zapewne nic zaskakującego w tym, jak bardzo był oszołomiony całą zaistniałą sytuacją. Zdecydowanie nie spodziewał się tego, że przyjdzie mu mieszkać obok swojego współlokatora z czasów studiów. O, przewrotny losie!
Po zakończeniu studiów kontakt ze znajomymi szybko mu się urwał, zwłaszcza po tym jak przeniósł się z San Francisco do Nowego Jorku. I nie mógł powiedzieć, że bardzo z tego powodu rozpaczał, bo i niezbyt był do kogokolwiek przywiązany. Ot, kolejni ludzie którzy przewinęli się przez jego życie. No, może braku obecności niektórych z nich żałował trochę bardziej. Ian mógłby się zaliczyć do tej kategorii. Czuł się trochę urażony tym, że krótko po przeprowadzce Ian w ogóle przestał się z nim kontaktować, po coraz rzadszych wiadomościach w końcu przestało w jego skrzynce pojawiać się cokolwiek. Właściwie Max też nie był bez winy, w końcu sam mógł się odezwać, ale odebrał to jako sygnał że po prostu Ian nie chciał utrzymywać tego kontaktu.
Westchnął ciężko.
Jestem Max — postanowił mu w końcu pomóc. Nie było sensu chować urazy, Ian miał prawo o nim zapomnieć. — Max Stone, pamiętasz teraz? Ehm, sorry że ci przeszkodziłem, ale autentycznie myślałem że się dusisz — mruknął przepraszająco. — To skoro wszystko w porządku, to cię już zostawię, ale weź lepiej idź z tym do lekarza. Sam nie jestem specjalistą, ale w taki sposób możesz się nabawić zapalenia płuc czy innego świństwa — powiedział na odchodne, decydując się nie przedłużać tej niezręcznej chwili, tylko od razu schować się w swoim mieszkaniu.


effsie - 2018-08-31, 12:20

Znajomy-nieznajomy mruknął pod nosem coś o pracy w spokoju, ale zignorowałem to pełną gębą, po pierwsze dlatego, że boże, koleś, jeśli przeszkadza ci czyjś kaszel to twój problem, też wolałbym mieszkać bez słuchania tego, jak dzień w dzień, punkt o dziewiętnastej, puszczasz jakieś marne newsy ze świata*, ale trudno, tak to już tu jest, w tej pseudo-komunie, puść sobie muzykę, jak ci coś nie pasuje. Po drugie, byłem zbyt zajęty zastanawianiem się, skąd kojarzę tę słodką mordę, bo jeden luk na jego ciało już wystarczył, bym uświadomił sobie, że gdybym go tatuował to tę bladą skórę porcelanowej lalki zapamiętałbym, o, dokładnie.
Po jego tekście na twarz wjechał mi wyraz totalnego zdziwienia. O, więc on też mnie kojarzył i, zabawne, chyba poczuł się lekko urażony tym, że go nie pamiętałem. Cień uśmiechu zagościł w kąciku moich warg i musiałem się mocno powstrzymywać, by nie wyszczerzyć się sardonicznie, no ale hej, nie moja wina. Nie dość, że nachodzi mnie po północy to jeszcze zachowuje się jak spłoszona łania, no widziałby kto.
Jestem Max.
Dobra, miałem naprawdę parszywą pamięć do twarzy i to nie ograniczało się tylko do znajomych-nieznajomych, po prostu, tak znikąd nigdy nie potrafiłem sobie przypomnieć nawet jak wyglądają moi kumple. Znaczy, no jasne, kojarzyłem, że jeden ma włosy jasne, drugi ciemne, wiedziałem, kto ma tatuaże, a kto piegi, ale cała twarz… no z pamięci to raczej nikogo bym nie narysował, co było z lekka irytujące, choć kiedyś jakaś znajoma zasugerowała mi, że może moja podświadomość nie zwraca uwagi na wygląd zewnętrzny. Trele-morele, takiego wała, w każdym razie, wracając do tematu, niezmiennie zaskakiwało mnie to, jak ludzie, których nie pamiętałem, podawali swoje imiona i myśleli, że to wystarczy. No tak, Max, mało Maksów chodzi ulicami NY, byłoby może trochę lepiej, gdybyś mi powiedział, gdzie się spotkaliśmy, a nie…
I już miałem to wszystko mówić, te moje głupie myśli o niemalże pierwszej nad ranem, ale koleś rzucił nazwiskiem i nagle, jeb, olśnienie. Nie to, by nazwisko coś zmieniało, ale te jego wydęte w urażonej minie usteczka, sposób, w jaki założył ręce pod boki i to nazwisko… cała ta mieszanka od razu sprawiła, że hej, nagle byłem te siedem czy ile to tam temu było lata wcześniej, w niemalże identycznej sytuacji.
Parsknąłem śmiechem.
Kurwa, to był mój współlokator jeszcze z San Fran, ten sam, z którym dzieliłem pokój i z którym wiecznie nie mogłem dojść do porozumienia. Koleś był generalnie w porządku, ale niezmiennie doprowadzaliśmy się nawzajem do irytacji z jednego, prostego powodu: ja nie potrafiłem pracować w ciszy, a jemu przeszkadzały najmniejsze odgłosy, nie wiem, rosnącej trawy. I za każdym, za każdym jednym razem, gdy oburzał się, że jestem za głośno, wydymał usta w ten sam sposób, tak samo zakładał ręce pod boki, a ja musiałem zaciskać pięści i w myślach liczyć do dziesięciu, by zaraz nie znaleźć jakiegoś kamienia i nie zdzielić go nim w ten stone’owaty łeb.
Boże, naprawdę trafiliśmy na siebie po tylu latach?
Pokręciłem głową z rozbawieniem.
Cholera, tak, sorry, cześć, Max — odparłem szybko, śmiejąc się pod nosem z tego absurdalnego zbiegu okoliczności. — Naćpałem się syropkiem na kaszel i mnie na chwilę zaćmiło. — Wywróciłem oczami, wciąż rozbawiony zarówno tym spotkaniem, jak i jego miną. Kto by pomyślał, te iks lat temu mnie irytowała, a teraz tylko bawiła. Zerknąłem nad jego ramieniem na otwarte drzwi do sąsiadującego mieszkania, jakby upewniając się, że nie, to nie żart, serio mieszkamy ściana w ścianę i przygryzłem wargę, pewnie szczerząc się jak debil. — Mieszka… — I nawet chciałem to jakoś skomentować, ale blondyn wszedł mi w słowo, serwując mi jakąś gadkę o lekarzu i pewnie śmiertelnej chorobie, której mogę się nabawić, jak tylko naprawdę nie kupię sobie syropku. I zanim zdążyłem coś powiedzieć, już odwrócił się na pięcie, kapitulując do swojego mieszkania.
Uniosłem wysoko brwi, totalnie zbaraniały. Nie to byśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, nie to, bym przez te lata choć raz się do niego odezwał (przyznaję, jestem absolutnie najgorszy w utrzymywaniu kontaktu przez Internet; no co mam powiedzieć, nie kręcą mnie te gadki przez fejsa i udawanie, że jeszcze mamy ze sobą coś wspólnego, jakoś tak nie umiem być swobodny, jak nie widzę przed sobą człowieka z krwi i kości, no nie zależy mi), ale Max chyba jeszcze bardziej zdziczał przez te wszystkie lata. Parsknąłem śmiechem, widząc, jak zamyka drzwi i, kręcąc z niedowierzaniem głową, schowałem się w swoim mieszkaniu. Wszedłem do pokoju, gdzie przed chwilą rozlałem piwo, zalewając całą swoją pracę tego wieczoru, ale zamiast ogarniającego mnie wkurwu, który niechybnie by się narodził, wciąż byłem rozbawiony.
Stałem w ciszy (Spotify chyba skończył swoją playlistę) i usłyszałem kroki Maxa za ścianą, potem jakieś szumy, pewnie przesuwał krzesło i w końcu uderzanie o klawiaturę. Miałem się już roześmiać, kiedy znowu się rozkaszlałem.
Może to sobie uroiłem, ale wydawało mi się, że ktoś za ścianą westchnął z rezygnacją.
Koleś, jak przeszkadza ci mój kaszel to znam na to świetne lekarstwo — powiedziałem donośnie, licząc na to, że usłyszy. — Chodź na fajkę.
I nawet nie czekając na żadną odpowiedź, sam wyszedłem na balkon, wcześniej chwytając nieotwartą butelkę piwa i paczkę papierosów. Odpaliłem jednego i pociągnąłem zdrowego łyka, opierając się o barierki i zerknąłem na balkon mojego sąsiada, zastanawiając się, czy Max w ogóle wystawiał nosa ze swojej jamy.

*pozwalam sobie trochę wymyślać, jeśli nie pasuje Ci do postaci to skasuję, obiecuję!


Gazelle - 2018-08-31, 15:29

Nie dał nawet Ianowi szansy się wypowiedzieć, miał w głowie tylko jeden cel: schować się w mieszkaniu i zapomnieć o tej cholernie niezręcznej sytuacji. Co mu w ogóle strzeliło do głowy żeby o tej porze dobijać się do sąsiada, bo ten kaszle? I los, opatrzność, czy inny wszechmogący wymysł zaśmiał mu się w twarz, podstawiając mu jako sąsiada akurat Iana. No słodko w chuj.
Nawet trochę się ucieszył widząc tę znajomą twarz, niemniej całą tę radość niszczyła świadomość tego, jaki problem Ian miał ze zidentyfikowaniem jego osoby. Ale czy powinien się dziwić? Dzielili ze sobą pokój, fakt. Można było powiedzieć że mimo jakichś mniejszych czy większych niesnasek się trochę kumplowali, także fakt. Ale ostatecznie nie byli ze sobą jakoś bardzo blisko. Na tyle, że Ian o nim najwyraźniej zapomniał. Bywa. Nie on pierwszy i nie on ostatni. Max zresztą sam nie był bez winy, urywając kontakty z większością znajomych ze studiów.
I...cóż, wyglądało na to że byli sąsiadami. Czy to cokolwiek zmieniało? Czy Max powinien czuć się zobligowany do odnowienia tej znajomości? Czy powinien wreszcie przestać zachowywać się jak dzikus chowający się w swojej jaskini?
Nah. Przez kilka miesięcy sukcesywnie unikał swojego sąsiada, więc mógł to dalej kontynuować, zapomnieć o tym całym incydencie i żyć sobie po swojemu. To był dobry plan.
Wrócił do swojego biurka, aby kontynuować pisanie. Coś tam stukał, stukał, ale nic sensownego się nie chciało napisać. Jeny, jego życie było tak ubogie w jakiekolwiek wydarzenia, że nawet taka pierdoła była w stanie kompletnie wybić go z rytmu. Żałosne, Max, żałosne.
...a zza ściany Ian znowu zaczął kaszleć. I chuj z nim. Max chciał dobrze, a jak ten nadal chce sobie chorować to droga wolna, o.
Mimo to ciężko westchnął i oparł się na krześle, odrywając na moment palce od laptopa.
Zmarszczył brwi gdy zamiast kolejnego ataku kaszlu usłyszał tym razem głos Iana. A ten czego teraz od niego chce?
Fajka? W taką pogodę? W takim stanie? Chyba kompletnie mu odbiło.
Mógł zawsze zignorować Iana, udawać że go nie słyszał. Mógł mieć słuchawki w uszach czy coś. Chociaż, fakt faktem ciężko było nie usłyszeć tego darcia się. A przynajmniej Max nie mógłby tego nie usłyszeć ze swoim nadwrażliwym słuchem.
Westchnął ponownie i energicznie podniósł się z krzesła, chwytając z jego oparcia swoją bluzę którą na siebie nałożył.
Można by pomyśleć że przez te lata w końcu nabierzesz trochę rozsądku, ale jak widać nie mogłem być bardziej w błędzie — mruknął, patrząc z wyraźną dezaprobatą na swojego sąsiada. Było prawdopodobnie zbyt ciemno żeby w ogóle dostrzec tę dezaprobatę, ale miał nadzieję że była ona chociaż słyszalna. — Wiesz, ostatnio parę przecznic stąd znaleźli ciało faceta w mieszkaniu. Miał z czterdzieści lat, zmarł na zawał serca. Mieszkał zupełnie sam i...cóż, odkryli go dopiero po tygodniu. Jeżeli się udusisz w swoim mieszkaniu to zawiadomię kogoś dopiero wtedy gdy zacznie od ciebie śmierdzieć — powiedział lekkim tonem. Mimo to wciąż czuł się lekko zestresowany. Właśnie dlatego zawsze uciekał od przeprowadzania wywiadów. Po prostu ni cholery nie potrafił pozbyć się swojej niezręczności w kontaktach międzyludzkich. I przez to też szlag trafił jego marzenia o karierze dziennikarza śledczego. Gdyby się wystawił na jakąś prowokację, to można by go rozgryźć w minutę.


effsie - 2018-08-31, 17:50

Nie wiedzieć czemu, miałem podejrzanie dobry humor, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą spieprzyłem całą swoją wieczorną robotę. Zamiast jednak wkurwiać się na to i pomścić na cały świat, jak to miałem w zwyczaju, wylazłem na balkon i opierając się wygodnie o barierkę, czekałem na tego mojego znajomego/sąsiada/ekswspółlokatora, bo jeśli jedno macie o mnie wiedzieć, to niech to będzie fakt, że nie wierzę w przypadki. Generalnie posiadałem dość szerokie grono znajomych i zwykle poznawanie ludzi przychodziło mi łatwo, ot, co to takiego, zamienić parę słów, wychylić piwo, nigdy więcej się nie widzieć, poza tym codziennie ćwiczyłem pierdolenie o Szopenie w pracy, więc nie wyobrażałem sobie nawet spotkać starego znajomego i nie zamienić z nim nawet dwóch słów. Zwłaszcza, jeśli mieszkaliśmy razem, jak mnie pamięć nie myli, z dwa lata, a teraz był moim sąsiadem, ciekawe zresztą od jakiego czasu.
Nawet nie zakładałem możliwości tego, że się tu nie pojawi, więc gdy tylko otworzył swoje drzwi, chwyciłem paczkę fajek i wyciągnąłem w jego stronę, proponując papierosa. Słysząc ton jego głosu wywróciłem oczami, niebardzo rozumiejąc, czemu ten koleś mnie nie wkurwia, tylko wciąż bawi, ale dobra, nieważne, carpe diem czy inne yolo.
Musiałbym mieć kurewsko wielkiego pecha żeby umrzeć na kaszel — stwierdziłem, szczerząc się jak głupi do sera. Cholera, może ten poprzedni papieros to był po prostu skręt i byłem teraz zjarany jak prosię, bo nie ma innego wytłumaczenia na to moje durne zachowanie. — Cholera, ile to lat? Z pięć, sześć? I jakieś trzy tysiące mil, a my znowu skończyliśmy praktycznie w jednym pokoju. — Te ściany były absolutnie kartonowe. — A byłem już pewny, że cię nigdy więcej nie zobaczę.
Pokręciłem głową, a moje myśli jakoś automatycznie uciekły do naszego pokoju w San Francisco i pierwszym wspomnieniem były nocne rozgrywki Mario Cart. Skurwiel zawsze ze mną wygrywał, nawet jeśli miałby mnie wyprzedzić przed samą metą.
A ty nawet nie masz piwa — zauważyłem i, udając zniesmaczenie jego zachowaniem, zacmokałem z naganą. — Ech, wszystko muszę ogarniać — westchnąłem jeszcze, niby taki zmęczony. — Potrzymaj — rzuciłem, wciskając mu napoczęte piwo w rękę i zniknąłem na chwilę w mieszkaniu, łapiąc jeszcze nieotwartą butelkę, z którym to problemem zaraz sobie poradziłem. Wyszedłem z powrotem na balkon i zmierzyłem wzrokiem Maxa, zerkając na butelki. — Możemy się zamienić, skoro tak boisz się moich zarazków. Tego nie ruszałem, słowo skauta.
Nigdy nie byłem skautem, z czego pewnie zdawał sobie sprawę, ale kij w to.
Jeszcze niedawno, jak wychodziłem na fajkę, mogłem sobie uciąć uroczą pogawędkę z panią Green. Miła staruszka, ale domyślam się, że kopnęła w kalendarz, skoro tu mieszkasz?


Gazelle - 2018-08-31, 18:55

Zdecydował się poczęstować papierosem od Iana. Swojej paczki nie zwinął, będąc zbytnio skoncentrowanym na tym żeby przemówić swojemu sąsiadowi do rozumu. Capnął także od niego zapalniczkę i odpalił papierosa, zaciągając się tytoniem. I...od razu poczuł odruch wymiotny. Może i odporność miał dobrą, ale jego żołądek był dosyć słaby, a ta fajka smakowała jak gówno.
Mocne — mruknął, bo skrzywienie w jego twarzy musiało być ewidentne. Sam preferował mentolowe, ale cóż, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, tak?
Wypuścił chmurę dymu, opierając się na barierce. Nie patrzył w stronę Iana, tylko obserwował widok przed sobą. Jakieś pojedyncze krople wdzierały mu się na twarz i włosy, a powietrze pachniało deszczem i dymem z paskudnych fajek.
Pewnie podobnie jak ja dawno nie miałeś do czynienia z biologią, ale tak, od kaszlu można umrzeć. Wiesz że z powodu zapalenia płuc umiera nawet parę milionów osób rocznie? Łatwo nabawić się powikłań jeżeli się tego nie leczy. Chorób śmiertelnych których objawem są napady kaszlu jest sporo. Więc nie musisz mieć pecha, wystarczy po prostu olać sprawę — wzruszył ramionami. No, już ustalił że nie będzie się tym przejmować. Jego zdrowie, jego sprawa. Czuł się tylko w obowiązku poinformować go o ryzyku na jakie się wystawia, co z tym zrobi to już leży w rękach Iana. Zwłaszcza, że miał w kolejce do napisania artykuł o chorobach sezonowych. Coroczna tradycja, bo z jakiegoś powodu na tego typu artykuły wciąż był popyt.
Będzie już pięć — powiedział już łagodniej. Cholera, ten czas minął szybko. To była przygnębiająca świadomość, bo Max mimo to czuł że stoi w miejscu. Będąc coraz bliżej trzydziestki powinien mieć już w miarę ogarnięte życie, a jednak...wciąż czuł się zagubiony. Robił swoje, było mu wygodnie w swojej rutynie, ale, ale nie do końca wiedział czy był jakikolwiek sens w prowadzeniu w taki sposób całego życia. — Ja też — przyznał. — To na pewno...wyjątkowy zbieg okoliczności. Ale nie ma co się nad tym rozwodzić — stwierdził. Jakkolwiek cała ta sytuacja abstrakcyjnie by nie wyglądała, to jednak wciąż był tylko przypadek. Nie wierzył w to całe gadanie o przeznaczeniu. A nawet jeżeli istnieje, to niektórzy znacząco przeceniają jego rolę. Okej, los ich pewnie postawił w ich sytuacji, ale czy to koniecznie musiało ze sobą wiązać jakieś konkretne konsekwencje? Ano nie. Równie dobrze mogliby po prostu dalej się ignorować, i zachowywać się tak jak wcześniej i to przeznaczenie straciłoby swój wpływ.
Spojrzał zdezorientowany na piwo, które Ian wcisnął mu w rękę. Ale zanim zdołał zaprotestować ten mu gdzieś zniknął.
Nie no, spoko, wierzę ci — ...powiedzmy — ale i tak podziękuję. Mam rano pracę i...no — urwał niezręcznie. To w sumie brzmiało głupio, żeby odmawiać jednego piwa z tego powodu, ale prawda była taka, że po tej fajce bał się że wypicie tego piwa skończyłoby się potężnym bełtem przez barierkę.
Pani Green? Poprzednia lokatorka, tak? Nie wiem co się stało z osobą, która mieszkała tutaj wcześniej. Nawet się o to nie dopytywałem...czynsz jest spoko, a poza tym mam blisko do pracy, to jest najważniejsze — przyznał, gasząc w końcu tego nieszczęsnego peta.


effsie - 2018-08-31, 19:48

Nie lubiłem półśrodków. Mentolowych fajek, piwa z sokiem, whisky z colą, seksu z gumą, pizzy bez sera. To było moje być albo nie być, Szekspir mógł się iść jebać z istnieniem, bo stałem w miejscu, ale cała reszta była mocno względna. Słaba kawa, lura, którą pijałem w pierwszej pracy, jaką załapałem po studiach, do dziś prześladowała mnie w snach i wtedy, dwudziestodwuletni młokos, obiecałem sobie, że jeśli coś robić to tylko na sto procent.
Może dlatego nie chodziłem do lekarza. Stać byłoby mnie pewnie na jakieś pół wizyty.
No dobra, dobra, doktorze House, już załapałem. Z rana lecę kupić syropek, przyniosę ci w zębach rachunek. — Wywróciłem oczami, śmiejąc się pod nosem i, jak na zawołanie, znowu się rozkaszlałem. Dym, którym akurat się zaciągnąłem, wpadł pewnie nie w tę dziurkę co trzeba i pewnie brzmiałem jak niezły gruźlik, zresztą, chyba zaczynałem czuć się już podobnie. Uspokoiłem się po dłuższej chwili i zrazu zgasiłem fajkę, jakoś momentalnie straciłem na nią ochotę.
Wcisnąłem niedopałek do jednej z pięciu butelek, które stały na kafelkach, wszystkie po brzegi wypełnione dowodami mojego uzależnienia. Chyba muszę w końcu wynieść śmieci.
Wróciłem spojrzeniem do Maxa i teraz, już nieco spokojniej, gdy wzrok przyzwyczaił się mi nieco do panującej na zewnątrz ciemności, zlustrowałem go uważnie od góry do dołu. Jak nad tym pomyśleć, wcale nie zmienił się tak bardzo; wciąż szczupły jak cholera, z tymi samymi blond włosami i pedalską grzywką, nie widziałem dokładnie przez jego ciuchy, ale pewnie cały czas bez śladu żadnego umięśnienia. Gnojek chyba jeszcze się skurczył, bo wydawał mi się jeszcze niższy, niż ostatnio, a ta jego gładka buźka wyglądała jak pupcia niemowlęcia.
Westchnąłem, niezawstydzony, gdy przyłapał mnie na tym lustrowaniu i napiłem się piwa.
Ja tam nie wierzę w zbiegi okoliczności — powiedziałem. I naprawdę nie wierzyłem, kurwa, miałem całą długą teorię na temat prawa przyciągania, ale te psycho-bajery-szmery to były moje zjarane rozkminy i pieprzenie o tym zwykle odstraszało ludzi, więc nie zamierzałem ciągnąć gadki. Za to załapałem niezłe zdziwko, kiedy Max odmówił piwa i, odkaszlnąwszy w bok, spojrzałem na niego spod byka. — Słuchaj, jak ostatnio przeglądałem Księgę Savoir-Vivre’u to pisali w niej, że niewypicie piwa ze swoim ekswspółlokatorem po tym, jak nie widziało się go pięć lat to duży nietakt — mówiłem, jednocześnie prowadząc skomplikowaną operację wymiany butelek. — Wiesz, mi to generalnie rybka, ale może ty nie chcesz być nietaktowny, co? — rzuciłem, przejmując z powrotem do ręki swoje piwo i chwyciłem szyjkę, ciągnąc z dwa łyki. Przeciągnąłem się, rozprostowując kości i usiadłem na barierce, plecami do widoku, który miałem przed oczami każdego poranka. — Uważaj, może zaczną nawiedzać cię jej duchy — rzuciłem, puszczając mu oczko. — To co z tą pracą? Ty studiowałeś — zamilkłem na chwilę, pstrykając palcami, jakby to miało mi pomóc przypomnieć sobie ten fakt — dziennikarstwo, nie? Zostałeś dziennikarzem? Jest zajebiście i wszystko wygląda tak, jak tego się spodziewałeś?
W moim głosie nietrudno było doszukać się nuty ironii, bo skoro już te pięć lat temu nasze wyobrażenia mogły roztrzaskiwać się tyłkami na różnych stażach, cóż, rzeczywistość jeszcze bardziej tyrała te nasze wyidealizowane wizje. Widziałem to sam po sobie czy po gronie moich aktualnych znajomych, szczerze, nie spodziewałem się, by ktokolwiek posiadał inne doświadczenia.


Gazelle - 2018-08-31, 20:30

Nie zamierzam cię wcale z tego rozliczać, rób jak chcesz — odparł nonszalancko. Aczkolwiek miło mu było, że Ian wziął jego słowa pod uwagę, chociaż...mógł go po prostu zwyczajnie zbyć. — Ale najlepszy syropek ci nie pomoże, jeżeli nadal będziesz wciągał do płuc to zimne powietrze i do tego jeszcze pił zimne piwo — dodał, nie mogąc się powstrzymać. Skrzywił się, kiedy spłynęła na niego świadomość że zachowywał się jak nadopiekuńcza matka. Dlatego zdusił kolejny komentarz, który nasunął mu się po usłyszeniu kolejnego napadu kaszlu. Nie twoja sprawa, Max.
Kiedy stali przez chwilę w ciszy czuł na sobie spojrzenie Iana. Czuł się równie skrępowany, co podirytowany. Nie lubił gdy ktoś się na niego gapił. Wpędzało go to w wyraźny dyskomfort i poczucie niepewności. Najgorsze jest to, że wiedział że Ian go ocenia, to była w miarę oczywista intencja takiego zachowania, ale nie wiedział jak go ocenił.
Odchrząknął w końcu, dając Ianowi sygnał żeby przerwał swoje wpatrywanie się. A także dlatego że za mocno zaciągnął się papierosem i podrażniło mu gardło.
W takim razie co jest w tej całej sytuacji nieprzypadkowego i celowego? — spytał, raczej z zainteresowaniem niż kpiąco. — Fakt, prawdopodobieństwo wystąpienia takiej sytuacji z pewnością jest niskie, ale ostatecznie nie jest to wcale niemożliwa sytuacja. A raczej żaden z nas nie postanowił śledzić drugiego, żeby specjalnie zamieszkać obok, więc...no, to przypadek — wzruszył ramionami.
Mógł się spodziewać, że Ian i tak będzie mu dalej wciskał piwo. Jak już zostało wcześniej wspomniane, Max był osobą z żałosnym poziomem asertywności. Poza tym, to nie tak że była to jakaś rzecz godna wykłócania się i stawiania na swoim. Ostatecznie mógł pić powoli i małymi łyczkami, a po powrocie do mieszkania iść się wyrzygać w swojej toalecie. Mieszkanie było na tyle małe, że nie miał wcale daleko.
Cóż, w takim razie mój egzemplarz tej księgi jest jakiś wybrakowany — stwierdził, przyjmując finalnie to nieszczęsne piwo. Wziął ostrożnie pierwszy łyk. Było zimne (woah, zaskoczenie) i gorzkie. I głównie z tego ostatniego powodu średnio przepadał za piwem. Pomimo swojego, cóż, dosyć gorzkiego podejścia do życia, lubił słodkie smaki. Miał słabość do słodyczy, słodkich napojów i fajek z mentolem niwelującym nieco ich gorzki smak. — Hm, może nawet już mnie nawiedziła. Wczoraj słyszałem w mojej sypialni takie dziwne szuranie... — albo po prostu jego wrażliwość sensoryczna robiła sobie z niego jaja. Bardzo prawdopodobne i nie był to jedyny taki incydent. Raz nawet obawiał się że jest to objaw schizofrenii, gdy usłyszał coś, czego usłyszeć zdecydowanie nie powinien, a tak naprawdę po prostu jego mózg inaczej odebrał pewne dźwięki.
Miło mi że wciąż pamiętasz — powiedział, wciąż lekko urażony tym że Ian go z początku nie poznał. — Tia, jest nawet lepiej niż sobie wyobrażałem. Pracuję w ogromnej redakcji poczytnego tygodnika z nakładem liczonym w milionach, dostaję same najlepsze sprawy i nigdy się nie nudzę w swojej pracy — mruknął z wyraźnym sarkazmem w głosie. — Jestem dziennikarzem w gównianym portalu internetowym, piszę jakieś artykuliki głównie o stylu życia i dorabiam sobie jako copywriter. Nie jest żle — i naprawdę nie było źle. Okej, nie była to jego praca marzeń, ale z drugiej strony mało kto kiedykolwiek spełnia swoje zawodowe marzenia. A dopóki mógł zawodowo pisać i się z tego utrzymywał, to było w porządku. — A ty nadal zajmujesz się grafiką? — spytał ze szczerym zainteresowaniem, zupełnie zapominając o tym że miał jeszcze do skończenia dwa artykuły do rana.


effsie - 2018-08-31, 21:36

No weź, moja mama mieszka w Brisbane, nie będę dymał aż tam — zironizowałem, bo koleś naprawdę zaczynał zachowywać się jak moja matka. — Dobra, załapałem aluzję. Kupię też herbatę, skoro aż tak wkurwia cię ten hałas. — Wywróciłem oczami. Szczerze wątpiłem, bym miał w domu herbatę, ale coś podpowiadało mi, że to piło się, gdy było się chorym.
Nie to żebym ja był chory. Co to, to nie. Po prostu, trochę boli mnie gardło i oczy, ale bez przesady, nie będę się nad sobą użalał jak jakaś baba.
Skurczybyk był spostrzegawczy, w końcu nie wgapiałem się w niego aż tak długo, ot, kilka zerknięć oka, żeby sobie zobaczyć, jak tam wygląda ten mój eskwspółlokator/sąsiad, skoro już tak się obruszył, że go nie poznałem. Powinien być wdzięczny, wyraźnie zadbałem o to, by teraz nie pomylić go z nikim na klatce schodowej, a ten znowu wydyma te swoje usteczka, chyba weszło mu to w krew. Poruszyłem się niespokojnie, drapiąc po karku i znów wywróciłem oczami, dając znać Maxowi, by się tak nie spinał, w końcu mieszkaliśmy w jednym pokoju przez dwa lata, co miałem się napatrzeć to już zdążyłem.
Sradek — podsumowałem, uderzając palcami o szyjkę butelki. — Nie no, spoko, nie będę ci tu sadził wykładu, ale no, stary. Ile razy tak miałeś, że myślałeś o kimś i, nie wiem, ten ktoś do ciebie zadzwonił albo wpadłeś na niego na ulicy? To nie przypadek, to tak działa — rzuciłem beznamiętnie, pewien, że mnie albo wyśmieje, albo całkowicie zignoruje. — Wiesz, że jak o czymś mocno myślisz, jak się na to nastawiasz, to to przyciągasz.
Kurwa, teraz, wypowiedziane na głos, zabrzmiało naprawdę, naprawdę idiotycznie. Aż sam spojrzałbym się na siebie z politowaniem. Pewnie dlatego zaraz dodałem:
Więc wiesz. Pewnie intensywnie o tobie myślałem i cię tu przyciągnąłem. — To była ironia i nie trzeba było być geniuszem, by na to wpaść, skoro jeszcze dziesięć minut temu nie pamiętałem o istnieniu typa.
Nie to, że wyobrażałem sobie, że Max o mnie myślał, ale coś musiało być na rzeczy, bo sprawy takie nie działy się przypadkiem.
Wpadnij kiedyś do mnie, dam ci swoją do skserowania — rzuciłem bezmyślnie, całkowicie podświadomie wyciągając z paczki kolejnego papierosa. Dopiero kiedy go odpaliłem, swoją drogą na totalnym automacie, i znów się rozkaszlałem, zorientowałem się, że to nie był najlepszy pomysł. — Więc to albo ona, albo sąsiad z góry. Nie wiem, co gorsze. Lepiej spytaj swojego chłopaka, czy też to słyszy, jak to duch to pewnie nawiedza tylko ciebie. — Mój ton był bez mała poważny, a spojrzenie rozbawione, choć nie wiem, czy dostrzegł to w tym półmroku. W moim salonie świeciło się ostre światło, ale może łuna nie była wystarczająca.
Pociągnąłem łyk piwa i wywróciłem oczami, słysząc ten kolejny wyrzut.
No już, sorry, ale weź. Nowy Jork, pięć lat później, koleś dobija się do mnie o pierwszej w nocy? Sam przyznaj, że nie byłbym twoim pierwszym strzałem. — Max nie byłby moim ani drugim, ani trzecim, ale hej, przypomniałem sobie całkiem szybko, więc nie wiem, o co kręcił aferę. Zrobił się coś obrażalski, kto by pomyślał? — W portalu internetowym… — powtórzyłem, kiwając głową i starając się sobie przypomnieć, co było jego jakimś tam celem, czy generalnie w którą stronę dziennikarstwa chciał skręcić. Zmrużyłem oczy, odkaszląłem dwa razy (specjalnie, ma się rozumieć) i pociągnąłem łyk piwa, intensywnie myśląc. — A ty nie chciałeś robić coś… z jakimiś detektywami? Coś jak ci z tego filmu, Spotlight? A, no tak, pewnie, że tak! Miałeś świra na punkcie Sherlocka Holmesa! — Aż pstryknąłem palcami i zaśmiałem się, przypominając sobie ten fakt. Ha, i co? Wcale nie miałem takiej najgorszej pamięci. — O nie, Sherlocku, teraz nie ma tak łatwo. Dajesz, pochwal się swoimi umiejętnościami.
Zmrużyłem oczy, zastanawiając się, czy istniało jakiekolwiek prawdopodobieństwo, by Max odgadł, czym się zajmowałem. Pięć lat temu pracowałem nad projektem kończącym moje studia z grafiki, a teraz, co? Ech, mnie nie było w ogóle żal, ale pewnie wiele osób miało mnie za kompletnego idiotę.


Gazelle - 2018-08-31, 22:14

Słodko — uśmiechnął się półgębkiem. Nie to, żeby to w ogóle wystarczyło, ale niech mu będzie. Już zamierzał skończyć z tą historią z kaszlem, bo skoro miał do czynienia z Ianem...to i tak było mało prawdopodobne żeby postawił na swoim. Najwyżej będzie częściej siedzieć w redakcji, chociaż średnio mu się to widziało. Mógł się też ewakuować do biblioteki albo do innego spokojnego miejsca. A Ian niech sobie zdycha na zapalenie płuc, droga wolna. Max wcale nie będzie tęsknić tak czy siak.
Z postawy Iana mógł wyczytać coś, co było mu znajome i było nadal mocno powiązane z jego postacią – ta cholerna niezależność, swoboda, lekkie podejście do życia. W pewien sposób mu tego zazdrościł. Sam doszedł do swojej własnej niezależności, w końcu żyje sobie sam za swoje i nie musi nikogo prosić o jakąkolwiek pomysł, ale mimo to...wcale nie czuł się wolny.
I tak naprawdę nie mógł mieć pewności czy zachowanie Iana to nie była tylko fasada, ale...obserwowanie tego budziło w Maxie coś, co stale próbował wypierać ze swojej głowy. Ciągle próbował siebie przekonać, że jest zadowolony ze swojego życia, ale podświadomie miał co do tego poważne wątpliwości. Czasami miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę i zacząć od nowa, ale wiedział że było to niemożliwe.
Kiedy usłyszał gadanie Iana o przyciąganiu i tych innych pierdołach, nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
Chodzi ci o wizualizację? Przyznam, że mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałbym się że zainteresujesz się badziewnym coachingiem. Czyli jeżeli mocno zwizualizuję sobie podwyżkę, to jutro dostanę radosny telefon od szefa? — zakpił. — I nie sądzę żebym kiedykolwiek miał taką sytuację — a nawet jeżeli miał, to nie widział w niej żadnych nadnaturalnych okoliczności, stąd nic takiego mu nawet nie przychodziło do głowy. — Ale może ty masz jakieś magiczne moce o których ja nie wiem. I pochlebia mi to że wykorzystałeś je na to żeby mnie tutaj przyciągnąć — powiedział równie ironicznie.
Rzucił mu pobłażliwe spojrzenie gdy widział jego kolejne zmagania z kaszlem. Nie skomentuję. Musiał trzymać siebie w ryzach, żeby nie powiedzieć mu „a nie mówiłem że palenie to teraz kiepski pomysł?”.
Huh? Mojego chłopaka? — spytał zdezorientowany, a chwilę później go oświeciło. No tak, skąd mógł wiedzieć. — Ach, zerwałem z Jaredem — rzucił beznamiętnie. Miał sporo czasu na pogodzenie się z tym rozstaniem, mimo iż do najprzyjemniejszych nie należało i...no cóż, wciąż pozostał pewien sentyment. To nie był krótki związek. I zdecydowanie jego pierwszy poważniejszy. — Więc muszę polegać tylko na swojej ocenie.
No okej, Ian miał nawet rację w tych swoich tłumaczeniach, ale i tak Max nie mógł całkowicie pozbyć się urazy. Ta sytuacja boleśnie mu uświadamiała jak mało znaczył dla swoich dawnych znajomych, skoro nawet jego dwuletni współlokator go nie poznał. Cóż, pewnie dramatyzował, ale to nie tak że mógł przeprogramować swoje uczucia. Jednak humor mu się trochę poprawił po tym, jak Ian zaskoczył go, przywołując jego plany z czasów studiów.
No, nie wyszło — mruknął. I nie zamierzał ciągnąć tego tematu i tłumaczyć dlaczego nie wyszło. Nie wyszło i tyle, koniec tematu.
Przewrócił oczami. Nie była to odpowiednia pora na wymuszanie na nim rozrywek umysłowych. Ale cóż, mógł podjąć to wyzwanie. Wypił łyk tego cholernie gorzkiego piwa, zastanawiając się chwilę.
Wynika z tego że pewnie skręciłeś w jakąś inną ścieżkę niż grafika koniec końców — powiedział w końcu. — Bo mówisz o tym tak, jakbym miał spodziewać się zaskoczenia. Jednak nie pasuje mi do ciebie praca pod krawatem, bez urazy. Coś związanego z muzyką? — spróbował z pierwszym lepszym pomysłem. Był to sensowny pomysł, w końcu nie sądził żeby Ian całkowicie wyzbył się swojego zacięcia artystycznego.


effsie - 2018-08-31, 22:48

Z niemą ulgą przyjąłem koniec męczenia w kółko tego jednego tematu, słowo daję, to było już całkiem nudne. Znaczy, wiadomo, co się nakaszlałem to moje, ale patrzcie państwo, kogo tu z tej okazji przywiało. Nie to by któryś z nas specjalnie tęsknił za tym drugim, wylewał łzy czy śpiewał inne serenady, ale miło jest czasami spotkać kogoś, kto nie wkurwiał cię na każdym kroku.
No chyba, że chodzi o kłótnie w temacie cisza/hałas, ale to inna para kaloszy.
Koleś, który stał na balkonie obok (swoją drogą, niech sobie siądzie, bo jeszcze te szczudła mu nie wytrzymają i zaraz padnie z wycieńczenia) był wyraźnie spięty i sadził się za swoją zasłoną z niespokojnych żartów i innych spojrzeń, ale nie byłem głupi, miałem oczy, widziałem. Niezbyt wiedziałem, z czego wynikał ten cały jego dyskomfort, może cała sytuacja wydawała się mu mocno krępująca, ale hej, serio dawno nie widziałem kolesia i byłem po prostu ciekawy. Sam nie wiedziałem czego, ale to było mało istotne, tak długo jak w życiu wyznawałem zasadę, aby ufać swojej intuicji i spełniać swoje własne życzenia. A teraz, czułem po prostu ochotę wypicia z nim piwa i popierdolenia chwilę o głupotach, miła rozrywka w ten nieco późny wieczór.
A co mi szkodzi go trochę rozbawić, żeby się nieco wyluzował?
Ech, dobra, to rzeczywiście brzmi jak pierdolenie — wywiesiłem białą flagę, kapitulując totalnie, bo, prawda, pierwsza w nocy to nie najlepszy moment na udowadnianie swoich racji w tym temacie. Zwłaszcza, że tu nie było żadnych racji czy prawd, a kwestia tego, w co tam kto chciał sobie myśleć. Mnie zaś całkowicie mierziła myśl, że moim życiem miałby kierować przypadek, już sam miałem go w sobie za wiele, by akceptować go w stu procentach. — Nie ma za co. Jak mówiłeś, czynsz jest niski, możesz mi kiedyś postawić obiad w ramach podziękowania.
Obstawiam, że nie jadł mięsa. Najpierw wege, potem homo, chociaż w jego przypadku to pewnie na odwrót.
Zakrztusiłem się i, przytrzymując się barierki, coby nie wywinąć orła, cisnąłem fajkę w dół. Po dwóch sekundach rozwagi, paczką wcelowałem do salonu (kurwa, nie zamknąłem drzwi, zamarznę, jak tam wrócę), nie będzie mnie chociaż kusiła.
Słysząc o tym zerwaniu uniosłem brew i rzuciłem Maxowi zdziwione, uważne spojrzenie, do którego dopiero po chwili dołączył cwaniacki uśmiech. Kilka lat temu zapierał się, że to to, związek na całe życie, a teraz, proszę bardzo, takiego wała. Co prawda nie wydawał się tym szczególnie przejęty, ale i tak, nie wiedzieć czemu, poczułem w środku jakąś drobną, chorą satysfakcję. Niby nie powinienem cieszyć się nieszczęściem bliskich, ale, po pierwsze, Max wciąż był mi mocno daleki, po drugie – sam specjalnie nie cierpiał, przynajmniej nie teraz.
Pudło — oznajmiłem, upijając piwa i kręcąc głową. Pomysł mnie i muzyki wydał się mi bardzo zabawny, choć nie potrafiłem określić dlaczego. — Sherlock uważnie obserwował swoje ofiary, dam ci małą podpowiedź — stwierdziłem, ostrożnie odstawiając piwo na barierkę obok mnie i podwinąłem na chwilę koszulkę, pokazując kawałek tatuażu, który miałem na boku.


Gazelle - 2018-09-01, 00:12

Brzmi bardzo jak pierdolenie, ale jest środek nocy, więc wybaczam ci ten coachingowy incydent — zaśmiał się lekko. Nie podobała mu się zupełnie ta wizja przyciągania, ingerencji przeznaczenia i tak dalej. Obawiał się własnych marzeń, sam nie był pewien czego chce...wolał po prostu przystosować się do tego, co dawała mu rzeczywistość i zadomowić się w tej rzeczywistości możliwie jak najwygodniej.
Dlatego i tę sytuację wygodnie było zrzucić na karb przypadku. Bo to pozbawiało ten incydent jakiegokolwiek głębszego znaczenia, przez to także zobowiązań i przymusu, żeby coś z tym dalej zrobić. I okej, ostatecznie musiał przyznać że miło mu się spędzało czas z Ianem, rozmowa stawała się coraz bardziej swobodna, ale...nie oznaczało to że następnego dnia nie mogą wrócić do poprzedniego porządku.
Yhm, pewnie. Odezwij się do mojego agenta, na pewno znajdzie dla ciebie czas w moim grafiku — mruknął. Wziął kolejnego łyka piwa. Wciąż miał ponad połowę butelki, a w mieszkaniu czekała na niego robota, która coraz bardziej go ponaglała. Spojrzał na Iana prawie z zaniepokojeniem kiedy ten zaczął się krztusić, ale postanowił już nie okazywać w ogóle jakichkolwiek oznak tego że miałby się o niego w jakikolwiek sposób niepokoić.
I czego się szczerzysz? — niemalże fuknął na niego. No bo, hej, może i Max się już pogodził z zerwaniem ze swoim facetem ze studiów, ale do diaska, taka reakcja jaką zaprezentował Ian była co najmniej nietaktowna. Ian prawdopodobnie miał jakieś pojęcie o tym jak zależało mu na Jaredzie...jak zresztą chyba wszyscy jego znajomi z tamtego okresu. To nie tak, że Max był w jakikolwiek sposób subtelny. Ten związek był dla niego ważny. Pierwszy raz czuł się aż tak zaangażowany w jakąkolwiek relację.
Był ciutkę rozczarowany tym, że pomylił się w odgadnięciu ścieżki zawodowej swojego byłego współlokatora, ale na pewno nie zdziwiony. W końcu praktycznie strzelał, nie miał bladego pojęcia co się wydarzyło w życiu Iana w ciągu ostatnich lat. Zatrzymał się na momencie skończenie studiów graficznych.
Na cholerę on podnosi tę koszulkę...aaaaa, zorientował się w końcu, gdy jego wzrok padł na skrawek tatuażu na ciele Iana. Wprawdzie nie była to całość wzoru, ale wyglądał dosyć estetycznie. Max w ogóle lubił tatuaże, chociaż sam jeszcze się nie zdecydował na taką formę ozdobienia swojego ciała. Może kiedyś, jak powtarzał sobie od dziesięciu lat.
Czyli zajmujesz się tatuażem — stwierdził, chociaż po tej poszlace było to już właściwie oczywiste. — Fajnie — dodał. Mogło to zabrzmieć mało entuzjastycznie, ale Max był jak najbardziej szczery. Sam ni cholery nie potrafił rysować i gdyby dać mu do rąk maszynkę to pewnie zrobiłby komuś na skórze jedną wielką katastrofę, ale w swoich wyobrażeniach widział ten fach jako zdecydowanie interesujący. I w sumie pasowało to do Iana.
Rzucił na niego szybkie spojrzenie.
Tak, bardzo pasowało.
Długo już tu siedzisz? To jest, w NY? — zapytał, czując o dziwo jakąś chęć podtrzymania rozmowy. Chociaż naprawdę powinien już się zbierać. Zerknął na piwo w swoich rękach i tym razem wziął całkiem spory łyk gorzkiego napoju. Już minęły mu mdłości po papierosie, więc chyba powinien być bezpieczny. Ale zamiast tego czuł się trochę...hm, wstawiony to zdecydowanie za duże słowo, ale na pewno nie trzeźwy. No cóż...piwo było ewidentnie całkiem mocne, a Max miał trochę przerwy od alkoholu, więc nic dziwnego że i tolerancja mu spadła.
Odstawił butelkę na podłogę i oparł się obiema rękoma na barierce, kładąc na nich głowę. Z kropelek-intruzek, które mu okazyjnie skapywały na głowę zrobiła się w pewnym momencie lekka chmara i jego włosy były praktycznie w całości mokre. Zupełnie mu to jednak nie przeszkadzało.


effsie - 2018-09-01, 09:31

Nie wierzyłem ani w przypadek, ani w przeznaczenie, to było właśnie to, chora myśl, że ktokolwiek ponad mną samym miał jakąkolwiek władzę nad moim życiem. Wolałem myśleć, że sam mogę wszystko, przenosić góry albo szczeznąć w ciupie, zależnie od tego, gdzie pójdę, co zrobię, na kogo wpadnę, co pomyślę, po co sięgnę, a co oleję ciepłym strumieniem moczu. Nie chciałem żadnej wyższej siły, nie chciałem żadnego losu zapisanego z góry, bo kurwa, co ciekawego mogło być w życiu, które miałbym jedynie odgrywać? Może na świecie byli wspaniali aktorzy, którym wystarczało cieszyć się ze swojego performensu, ale ja nie należałem do ich grona, mnie nie wystarczały oklaski i świadomość tego, że byłem dobry w tej roli. Ja jej nie chciałem, w ogóle, tej sceny, o którą ktoś mnie posądzał, o którą ktoś zabiegał, przeraźliwie wręcz bałem się spełniania jakichkolwiek oczekiwań i z chorą satysfakcją niszczyłem wszelkie wyobrażenia.
Pamiętam to jak dziś, pierwszą noc, pierwszy raz, gdy chciałem zagrać na nosie tym, którzy wiedzieli lepiej. Byliśmy wtedy w jakimś klubie, ja i moich trzech niewydarzonych kumpli z deski, dziewczyny były ładne i pijane, a ja zmęczony na samą myśl o tym, gdy kolejny raz któraś będzie sadziła pomiędzy westchnięciami teksty o tym, jak bardzo chce czuć się moja, och, jak dobrze, kurwa, mocniej, błagam, wszystkie takie same, tak samo wyuzdane i chętne na jedną noc pełną wrażeń. Chłopaki już obstawiali, którą z nich dziś uciszę, wpychając fiuta do ust, a ja poczułem absurdalną irytację na myśl o tym, że ten wieczór miał mieć już gotowy scenariusz i, początkowo chyba tylko na złość, znalazłem sobie mordę tak słodką, jak żadna z tych napalonych ciź. Potem byłem już zdrowo ciekawski i jeszcze bardziej napalony, widząc zaskoczenie na twarzach moich kumpli, gdy wpychałem język w usta tego drobnego blondyna, ale hej, nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć.
Max, jak się przyjrzeć, całkiem przypominał tę słodką istotkę, z którą wtedy spędziłem weekend pełny eksperymentów, choć zdecydowanie miał bardziej niewyparzony język.
Nie ma takiej potrzeby, po prostu zawołam cię, jak zrobię się głodny — rzuciłem, wzruszając ramionami. To raczej nie pokrywało się z prawdą, skoro dni spędzałem w studiu, dopiero po zamknięciu ciupy zwalając się do domu, gdzie zresztą też nie przebywałem za długo. Nie lubiłem za długo gnić bezczynnie, wolałem skoczyć gdzieś na deskę z kumplami czy, po prostu, spotkać się z ludźmi, a gdy czułem ochotę trochę popracować, schodziłem na dół do Tawerny. To chyba miało się teraz nieco zmienić, skoro jeszcze nie znalazłem jej odpowiednika, ale nie wyprzedzajmy faktów.
Na to fuknięcie Maxa tylko uśmiechnąłem się szerzej, rozkładając ręce, niby w takim geście bezradności i pokręciłem z rozbawieniem głową.
Ja? Nie, nic — zapewniłem obłudnie, wciąż szczerząc zęby. — Po prostu mogłem się domyślić, że skoro wylądowałeś tutaj, a nie za siedmioma górami i lasami, to twoja księżniczka musiała gdzieś spierdolić — nabijałem się jeszcze, bardziej z tego, jak się obruszył, niż z całej tej historii, która, umówmy się, nie mogła mieć innego końca. Absolutnie nie wierzyłem w studencką miłość na wieki, generalnie, w miłość na dłużej niż kilka tygodni, no, może miesięcy, bo skoro żarcie miało swój termin przydatności, to i wszystkie jęki i westchnienia miały się kiedyś znudzić. Byłem mocnym hedonistą i nie wykluczałem możliwości zachłyśnięcia się chwilą, tak jak głodny rzucałem się na żarcie, tak samo mogłem zapomnieć się i trwać w tych słodkich przyjemnościach, jednak z tyłu głowy zawsze gdzieś istniało przekonanie, że najedzony, nie będę już mógł więcej patrzeć na swój posiłek.
Jeśli kiedyś coś mnie pierdolnie i pomyślę inaczej, o, to będzie znaczyło, że naprawdę jestem chory.
Tatuaż na moim boku był dziarą, której nie wykonałem na sobie sam, hej, taki giętki to aż nie jestem, ale to dzieło jednego z moich kumpli, dzięki którym wkręciłem się w ten cały świat. Już na studiach zrobiłem sobie pierwsze dziary, a że było to mocno uzależniające, teraz miałem ich na sobie dużo, dużo więcej, chyba sam nie potrafiłem zliczyć ile, ale spod bluzy i długich spodni, które miałem na sobie, żadnego nie było widać, więc skąd Max miał wiedzieć? Zerknąłem na niego jeszcze raz, zastanawiając się, gdzie on mógłby mieć jakąś dziarę i obstawiałem dwa miejsca: kark i biodro, nie, może jednak pachwina. Zmrużyłem oczy, zastanawiając się, jak to mogłoby wyglądać i co ten koleś mógłby sobie wydziarać w takim miejscu. W tej chwili nawet coś tak kliszowatego jak jakaś gwiazdka nie wydawało mi się ani trochę chybione, bardziej ekscytujące, gdy wyobraziłem sobie moment odkrywania wszystkich pięciu ramion i śledzenia czarnych linii palcem, językiem…
Zakaszlałem, nieco tracąc równowagę na barierce i złapałem się mocniej, absolutnie zaskoczony kierunkiem, w którym podążyły moje myśli. Parsknąłem śmiechem pod nosem, odzyskując rezon i napiłem się piwa.
Masz jakąś dziarę? — spytałem luźno i rozejrzałem się za swoją paczką papierosów, dopiero po chwili orientując się, że przecież cisnąłem ją do pokoju, właśnie po to, by w sytuacji takiej jak ta, nie sięgnąć automatycznie po fajkę. Nie ma co, byłem uzależniony jak sto diabłów i, na domiar złego, nie wiedziałem, co począć z rękoma, zabębniłem więc opuszkami palców w butelkę. Kurwa, Monaghan, jak nie jesteś w stanie wytrzymać bez fajki pięciu minut to już z tobą naprawdę źle. — Będzie z trzy lata — odparłem na jego pytanie po chwili zastanowienia. — Przyjechałem tu, bo znalazłem spoko pracę, znaczy, tak mi się wtedy wydawało. Ale wytrzymałem tam pięć miesięcy, kiedy stwierdziłem, że mam tego dość i zrobiłem sobie wakacje od życia. Wiesz, jeździłem meleksem, układałem kostkę brukową, bawiłem się w Uber Eats i tego typu bzdury. Kurwa, stary, nawet nie wiesz, za jakie pokręcone rzeczy ludzie chcą ci płacić — zaśmiałem się na samo wspomnienie. — Kiedyś byłem kolesiem, który chodził na pogrzeby i robił tam sztuczny tłok, dasz wiarę? Siedemdziesiąt dolców za dwie godziny stania i patrzenia się w ziemię. Pisałem też wróżby do tych japońskich ciasteczek i żułem gumę za kasę, żeby potem ludzie mogli ocenić, jak pachnie mój oddech. To było pojebane, ale nawet nie tak bardzo, jak sprawdzanie, jakiej płci są kurczaki i oddzielanie ich na kury i koguty. — Pokręciłem głową i napiłem się piwa, a na moją facjatę wjechał pewnie nieprzytomny uśmiech. Przez ponad pół roku walałem się jednej dziwnej roboty do kolejnej, ale, jak boga kocham (kurwa, nie kocham), to były najlepsze wakacje w moim życiu. — Ach, złote czasy — westchnąłem, podnosząc wzrok na Maxa. — Jakbyś kiedyś chciał napisać artykuł o najdziwniejszych pracach dostępnych w Nowym Jorku, służę pomocą. — Puściłem mu oczko, przeciągając się na barierce.
Gdy Max oparł głowę na barierce, a włosy odsłoniły mu kark, zerknąłem na niego, starając się dojrzeć na ile słuszne były moje przypuszczenia. Cholera, pusty. Jestem jednak słaby w zgadywanki.


Gazelle - 2018-09-01, 10:44

Z kolei Max całkiem nieźle radził sobie w roli aktora, któremu podstawiano pod nos scenariusz i kazano sobie z nim zrobić co chce. A przynajmniej sam sobie to wmawiał, chociaż...czasami w głowę uderzały go te cholerne wątpliwości, te natrętne myśli co on właściwie robi ze swoim życiem. W ogóle się nie czuł czasami jakby żył. A raczej jakby był nakręconą zabawką, bez żadnej autonomii. Próbował sam siebie przekonać, że przecież jest wolny, przecież może robić co chce i robi co chce, ale, ale...z jakiegoś powodu wcale nie czuł satysfakcji.
Jednakże łatwiej było to uczucie zignorować, niż coś z nim zrobić. Dlatego nadal prowadził swoje rutynowe życie, którego najjaśniejszym momentem było zjedzenie słodkiego ciasta z uroczej cukierni nieopodal, a nawet taki incydent jak spotkanie dawnego znajomego był niesamowitym wydarzeniem.
Chryste, jakie to żałosne. Niezależnie jaką ideologię sobie do tego doprawiał, był po prostu zwyczajnym, cholernym tchórzem.
Przykro mi, panie Monaghan, ale obawiam się że nie będę w stanie być na każde pana zawołanie — odparł ze sztucznym żalem w głosie. Chociaż nie do końca była to prawda, bo przecież nie opuszczał tak często swoich czterech ścian, ale Ian wcale nie musiał o tym wiedzieć. Nie zamierzał w ogóle przed nim zdradzać się z tym jak nudne ma życie. Wolał utrzymywać iluzję tego, że jest zajętym człowiekiem, z gronem znajomych i tak dalej. Wszystko, byleby nie odsłaniać się z tej upokarzającej strony.
Ech, jesteś beznadziejny — jęknął, zobaczywszy że Ian wcale a wcale nie przejął się tym, że zachował się tak troszeczkę, ciut niewrażliwie. — Poza tym, dlaczego sugerujesz że to on zostawił mnie? — spytał z urazą w głosie, nie mogąc się powstrzymać. Że co, że Jared był lepszy niż on? Z tego co pamiętał, to Ian nie był zbytnio zachwycony kiedy Max przyprowadzał swojego faceta do ich pokoju, więc chyba wyczuwał dupkowatość Jareda jeszcze przed Maxem, nie?
No i jeżeli Ian rzeczywiście sugerował to, co chyba sugerował, to był w ogromnym błędzie. Nie była to łatwa decyzja, ale ostatecznie to Max kopnął Jareda w dupę. Nie mógł, po prostu nie mógł być z kimś kto miał gdzieś jego przyszłość, jego plany i próbował go pod siebie ustawić. Nie znosił nadmiernej kontroli, miał już wyraźny uraz do tego dzięki swoim nadopiekuńczym rodzicom.
Zmarszczył brwi, słysząc nagłe parsknięcie śmiechem ze strony swojego sąsiada. Było zupełnie randomowe i bez kontekstu, więc Max zupełnie nie miał pojęcia co też mogło tak rozśmieszyć Iana. I oczywiście jego kochany umysł podrzucił mu od razu myśl, że pewnie śmieje się z niego. Może przypomniał sobie jakąś żałosną sytuację z przeszłości, może to obecny Max go tak bawi...
Um, nie. Myślałem nad tym, ale...nie mogę zdecydować się na wzór który by mi się nie znudził — przyznał. Chciałby mieć coś znaczącego na swoim ciele, coś co kojarzyłoby mu się dobrze, ale ni cholery nie miał w głowie takiego symbolu. W każdym razie nie chciał tatuować sobie byle czego, byleby ten tatuaż mieć.
Och, wychodziło na to że Ian mieszkał w Nowym Jorku trochę krócej niż Max. On sam po studiach od razu zamieszkał ze swoim chłopakiem w San Francisco, ale po zerwaniu wrócił do rodziców, zostawiając Jareda z problemem poszukiwania sobie nowego współlokatora. Od rodziców wyniósł się zaledwie po kilku miesiącach, mając dość tego że wciąż zdawali się go traktować jakby miał szesnaście lat i postanowił wyjechać w cholerę do Nowego Jorku, mając nadzieję na to że zupełnie nowe otoczenie pomoże mu na świeży start. To była prawdopodobnie najbardziej spontaniczna decyzja w jego życiu, ale ostatecznie nie żałował. W tym mieście nie było większego problemu na znalezienie pracy związanej z dziennikarstwem, nawet jeżeli początkowo mógł liczyć tylko na jakieś słabo opłacane staże. Ostatecznie udało mu się dojść do poziomu, w którym przynajmniej mógł sobie pozwolić na samodzielny wynajem przytulnego mieszkanka, bez zamartwiania się o czynsz i opłaty.
Słuchał opowieści swojego starego znajomego z nieskrywanym zachwytem. Przez ten zachwyt przebijała się przede wszystkim gorzka zazdrość, ale to uczucie zachował całkowicie dla siebie. Sam by raczej...nie dał rady żyć tak, jak Ian. Nie był tak spontaniczny i gotowy na podjęcie ryzyka. Potrzebował bardziej czegoś stabilnego, ale, cholera, życie Iana naprawdę go fascynowało.
Coś ścisnęło go w gardle, ale dyskomfort szybko minął. Miał już do czynienia z paroma osobami z barwną biografią, mógł się już przyzwyczaić do tego uczucia beznadziejności.
Wygląda na to że się nie nudziłeś — wymamrotał w końcu po ciut zbyt długiej ciszy. — Więc teraz pracujesz w studiu tatuażu, tak?
Podniósł piwo, zdecydowany na to żeby je w końcu opróżnić. Cóż, zbliżał się coraz szybciej czas ewakuacji.


effsie - 2018-09-01, 11:33

No dobra, niech ci będzie. Może być śniadanie albo kolacja, kiedy obaj będziemy w domu — odparłem z udawanym żalem, chociaż z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Cholera, naprawdę nie wiem czemu, ale bawiła mnie ta gimnazjalna gierka w słowne przepychanki z Maxem, drażnienie go i sprawdzanie, na jak wiele można sobie tutaj pozwolić. Nie to, bym ja sam miał jakieś granice, ale byłem ciekaw, czy koleś się podda, czy też wepchnie we mnie jakiś durny tekst. Serio, obaj mieliśmy po piętnaście lat, ale chyba też obaj mieliśmy to głęboko gdzieś.
Taki sąsiad się mi trafił.
No dobra, musiałem przyznać, że to było bardziej zajmujące, niż pani Green.
Zaśmiałem się słysząc tę wyszukaną obelgę, którą puściłem mimo uszu. Absolutnie mnie nie interesowało, kto kogo spławił, czy Max Jareda, czy Jared Maxa, ale mój rozmówca wydawał się szalenie obruszony tą insynuacją, bo znowu wydął te swoje usteczka. Zagryzłem wargę, starając się nie uśmiechnąć jeszcze szerzej, ale przyznaję, to było szalenie trudne, bo w tej chwili byłem przekonany, że koleś naprzeciwko mnie był szalenie dumny, że to on kopnął w dupę tego drugiego. Jakby po latach miało to jakiekolwiek znaczenie.
No dobra, dobra, książę, niech będzie, to ty wydymałeś księżniczkę — odparłem, unosząc ręce do góry w obronnym geście, jest, jak mówi. Prawda była taka, że rzeczywiście, wkurwiał mnie ten lalusiowaty brunet, który panoszył się po naszym pokoju i, pewnie gdyby nie czerwony jak burak Max, serwowałby mi sesyjki gejowskiego porno pod nosem. Koleś miał duży problem z ekshibicjonizmem, zresztą jak ja sam, ale co wolno wojewodzie to nie tobie, smrodzie i zwyczajnie wkurwiał mnie drugi pożal-się-boże samiec alfa na przestrzeni kilku metrów kwadratowych. Nie wiem, psy kastruje się, jak chce, żeby się nie pogryzły od nadmiaru testosteronu (czy psy mają testosteron?), ja wtedy też chętnie urwałbym jaja temu gogusiowi, żeby się tak nie sadził. Ale nie, Max i jego wieczne, zakochane pierdololo, ech, słowo daję, gdyby nie fakt, że część nocy spędzałem po pokojach z mniejszą zawartością homoseksualizmu na osobę, nie wiem, jak wytrzymałbym studia. — To co tam spierdoliło się w Nibylandii? — spytałem, już nieco poważniej, choć wciąż niezobowiązującym tonem, więc jak coś, ekswspółlokatorze/sąsiedzie, nie wahaj się olać mojego pytania.
Jak coś to sam podejrzewałem, że ten cwaniaczek przydybał sobie inną parę jaj i tyle było z Zasiedmiogrodu, ale kto wie, kto wie.
Słysząc odpowiedź o tatuażu, westchnąłem sam do siebie. Tak, znałem to, te słowa, znaczy się, bo wiele osób miało podobne podejście. I nic mi do tego, dla mnie moje ciało było tylko kolejną rzeczą na tym świecie, miałem dużo blizn po upadkach lub bójkach czy siniaków zarobionych na desce, tak samo jak upstrzone pieprzykami, mogło przyjąć kilka warstw tuszu. Nie zależało mi, nieszczególnie, a tatuaży nie traktowałem jako symboli na całe życie, bardziej jak coś, na co mam ochotę tu i teraz, coś, co utrwala jakiś moment mojego życia i potem może przywieść na myśl miłe wspomnienia.
Wydziaraj sobie coś w miejscu, którego nie będziesz widział — podsunąłem, jak zawsze mówiłem ludziom, którzy tego się bali. — Na przykład na karku. Ni chuja, nigdy tego nie zobaczysz.
Nie wiem, co się tak uczepiłem, ale serio pasowałaby mu tam dziara. Ta porcelanowa skóra (ciekawe, jak on przeżył w tej Kalifornii, czy musiał smarować się codziennie jakimiś kremami?) zasługiwała na z dwie, trzy, ze smakiem dobrane dziarki, aż przesunąłem się niespokojnie w miejscu.
Kurwa, byłem estetą jakich mało i to, co sobie wyobrażałem, bardzo mi pasowało.
Max zamilkł na chwilę po tej mojej krótkiej opowieści o robotach, którymi się parałem przez to pół roku i zastanawiałem się, o co chodzi. Dużo osób oceniało mnie przez pryzmat tego, co robiłem, wiadomo, przerażająca część społeczeństwa wolała usłyszeć o etacie w jakimś korpo i przerażała ich myśl dymania na budowie, ale w gruncie rzeczy, miałem to gdzieś. Pięć lat zasuwałem tylko po to, by w końcu mieć jaja i przed samym sobą przyznać, że hej, nudzi mnie bycie wykonawcą czyichś wyobrażeń, ale sam nie wiedziałem, co chcę wtedy robić. Pierdolnąłem więc to, czego wiedziałem, że nie chcę – to już chyba sukces – i żeby mieć kasę na fajki i chlanie, łapałem się czego popadnie, w końcu powoli ustawiając sobie w głowie, co może mnie choć trochę jarać.
I jarało. W końcu.
Yup — przytaknąłem, obracając w dłoni butelkę piwa. — Mam małą spelunę w Queens. Więc jakbyś kiedyś chciał się trochę pobrudzić, daj znać — powiedziałem, choć tak naprawdę wizja Maxa, który kiedykolwiek postawiłby stopę w moim studiu, wydawała się mocno absurdalna.


Gazelle - 2018-09-01, 12:03

Patrząc na twój upór, można by pomyśleć że albo bardzo chcesz darmowy posiłek, albo bardzo chcesz mojej obecności — powiedział rozbawionym tonem. Kurczę, czuł się coraz bardziej swobodnie przy Ianie. W sumie jednak dzielili ze sobą małą przestrzeń przez dwa lata, to trochę eliminuje pewne niezręczności.
Chociaż niemiłosiernie wkurzało go to, że w niektórych momentach tego ich zaimprowizowanego spotkania odnosił wrażenie, jakby Ian sobie z niego kpił. Może po prostu był przewrażliwiony — zapewne tak, ale, no, to było irytujące. Nie lubił, gdy robiło się z niego kretyna.
Ech, nic szczególnego — po chwili namysłu postanowił jednak odpowiedzieć na pytanie o szczegóły jego rozstania z Jaredem. — Po prostu, wiesz, czasami bywa tak że po czasie okazuje się że dwie osoby ni cholery do siebie nie pasują, i wszystko zaczyna się psuć. Po studiach zamieszkaliśmy razem i to okazało się takim kubłem zimnej wody — wyjaśnił, nie mówiąc jednak wszystkiego. Bo i po co? Ian pewnie spytał go tylko z kurtuazji, czy zwyczajnej chęci podtrzymania rozmowy, pewnie w ogóle go to nie interesowało, a i Max nie chciał o tym rozmawiać z gościem którego nie widział od pięciu lat.
Swoją drogą, ciekawe czy Ian się z kimś spotykał. Pewnie tak, i pewnie dlatego był tak często poza domem. Bo to akurat było łatwo wywnioskować, zważywszy na to jaka zazwyczaj cisza panowała w mieszkaniu obok. Gdyby Ian tam przebywał, to zapewne Max nie byłby aż tak rozpieszczony.
Postanowił jednak o to nie dopytywać. Nie jego sprawa.
Czasami brakowało mu osoby przed którą mógłby się wygadać, musiał to przyznać. Ale kiedy nawet pojawiał się w pobliżu ktoś, komu mógłby zaufać...nadal czuł jakąś wewnętrzną blokadę przed dzieleniem się tym, co siedzi w jego duszy. Nie lubił użalać się nad sobą, nie lubił czuć się słaby i żałosny. Ciągle miał tę potrzebę utrzymywania tej iluzji bycia silnym i niezależnym, mimo iż to za cholery nie miało sensu. Bo po co to właściwie robił? Dla kogo? Za każdym razem gdy zadawał sobie te pytania, nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Ale to bez sensu — odpowiedział na sugestię co do tatuażu. — Przecież tatuaż ma być przede wszystkim dla mnie, nie? Więc chcę móc na niego patrzeć i chcę żeby podobał się przede wszystkim mnie. W końcu, jeżeli miałbym to zrobić, to zrobiłbym to dla własnej przyjemności. Dlatego chciałbym...żeby ten wzór był ważny dla mnie. Żeby mi się pozytywnie kojarzył i, skoro zostanie mi na ciele na całe życie, żeby był estetyczny i dobrze wykonany.
Zabawne, że rozgadał się akurat przy temacie tatuażu. To nawet nie była jego działka, a raczej jego drogiego rozmówcy. Może i tatuaż na karku nie byłby taki zły, ale na pewno nie chciałby żeby jego pierwszy tatuaż był w tym miejscu. Kurczę, może pozostało w nim trochę tej sentymentalności i stąd to przywiązanie do takich pierdół.
Druga sprawa była taka, że miał cholernie wrażliwy kark. A bycie tatuowanym bolało, o czym każdy wiedział. I nawet nie bał się aż tak tego bólu, ale na karku to mogłoby być dosyć nieznośne.
Jasne, dam znać — mruknął, chociaż wątpił żeby zdecydował się na tatuaż z rąk Iana. Nie to, że wątpił w jego umiejętności, bo z tego co miał okazję kiedyś podpatrzeć wynikało że facet był cholernie utalentowany, ale czułby się z tym chyba z jakiegoś powodu dziwnie.
Dopił w końcu to nieszczęsne piwo i przeciągnął się. No, koniec zabawy.
Było miło, ale muszę się już zwijać — oznajmił. Pewnie była już druga w nocy, a miał do napisania dwa artykuły do rana, musiał złapać chwilkę snu i dylać do redakcji. Cudownie, cudownie.


effsie - 2018-09-01, 12:58

Mhm. Teraz musisz tylko zgadnąć, o co mi chodzi — przytaknąłem, cały czas się drocząc. Sherlock Holmes z niego nie był, to już sprawdziłem, dlatego postanowiłem mu ułatwić zadanie: — Pamiętaj, jestem z Australii. Dla nas śniadanie nie liczy się, jeśli nie ma w nim jajek.
Może miałem cięty język, ale taki już byłem, co zrobić. Kpiłem sobie równo ze wszystkiego, ze spierdolonej Ameryki, z moich znajomych i z głupich, tępych ciź, ale jeśli ktoś miał przejmować się szczególnie moimi słowami, cóż, jego sprawa. Nie traktowałem tego szczególnie poważnie, ot, świat był jaki był i gdybym miał brać wszystko na serio, ech, chyba bym się zajebał.
Mhm — przytaknąłem. Nie, nie wiedziałem, bo sam nigdy nie byłem w żadnym poważnym związku, to wybitnie nie moja para kaloszy, ale no, prawda, bywa tak, że ludzie do siebie nie pasują. Ja, na ten przykład, sam sobie nie pasowałem do nikogo, przynajmniej na stałe, nie to, by mi to specjalnie przeszkadzało. No ale dobra, kumam, że inni ludzie, inne podejścia do sprawy, no co tu wiele gadać, shit happens, takie życie. — O, czyli co, to ja byłem przez te dwa lata spoiwem waszego związku? — zapytałem, szczerząc się durnie. Robiłem sobie jaja, bo nawet ja musiałem wiedzieć, że na rzeczy są jakieś grubsze sprawy, ale ta perspektywa wydała się mi całkiem zabawna.
Słuchałem słów Maxa i nie mogłem się nie zgodzić, też nie chciałbym mieć na ciele czyjejś porażki tatuatorskiej, przesrana sprawa.
I myślisz, że tak się da? Wymyślić coś, co nie znudzi ci się przez całe życie? — spytałem, przechylając nieco głowę. Mnie to wydawało się zgoła niemożliwe, ale może on był bardziej… stały ode mnie. — Możesz wydziarać coś, co ci się podoba teraz i pewnie będzie ci się pozytywnie kojarzyć potem, przez całe życie — podsunąłem, wzruszając ramionami. Dla mnie tak było, ale spoko, nie musiał akceptować mojego punktu widzenia.
Upiłem piwa, którego jeszcze trochę zostało w butelce i rzuciłem zdziwione spojrzenie Maxowi, który opróżnił swoją. Nie spodziewałem się tego, ale dobra, nie będę zatrzymywał tu kolesia na wieki.
No dobra, kapitanie. Au revoir, karaluchy pod poduchy — rzuciłem, nie ruszając się z miejsca zabębniłem palcami w swoją butelkę.
Dokończę piwo i ogarnę ten syf w środku, wezmę prysznic i pójdę spać. A szopem będę się martwił jutro.


Gazelle - 2018-09-01, 13:38

Pokręcił głową, czując że robi mu się lekko gorąco, pomimo iż na zewnątrz było raczej zimno.
W takim razie tylko kolacja wchodzi w grę — odpowiedział w końcu. Ciężko mu było znaleźć ripostę na docinki Iana, dobry był. Albo to Max był kiepski w te klocki, nieważne.
Wyglądało na to że nie tylko on czuł się coraz swobodniej. Chociaż Ian i tak nie wydawał się zbyt przejęty ich spotkaniem, to tylko Max wszystko przeżywał jak mrówka okres, a każda sytuacja towarzyska była dla niego jak zaciągnięcie jaskiniowca na elegancką kolację w Hiltonie.
Czuł, że durne było w ogóle poruszenie tematu rozstania z Jaredem, no bo, jeny, dlaczego w ogóle Ian miałby być tym w ogóle zainteresowany? Sam pewnie był w jakichś związkach w ciągu tych pięciu lat i jakoś o tym nie paplał.
Tia, może powinniśmy cię wtedy włączyć w nasz związek — mruknął. Nie to, żeby Ian w ogóle mógł być tym zainteresowany. Z tego co mu było wiadomo, jego były współlokator nawet nie przejawiał zainteresowania mężczyznami i wyraźnie mierziło go kiedy Jared nie potrafił trzymać łap przy sobie nawet w jego towarzystwie.
Zastanowił się chwilę nad pytaniem Iana. Czy istniały w ogóle takie uniwersalne symbole, takie na całe życie? W końcu...za parę lat jego poglądy mogłyby ulec całkowitemu przewartościowaniu, ludzie generalnie się zmieniali. Mógł to potwierdzić na swoim przykładzie, zdecydowanie się zmienił od czasów zakończenia studiów.
Nie wiem — powiedział szczerze. — Ale nie chcę żeby była to pochopna decyzja.
O dziwo trochę szkoda było mu opuszczać balkon. Ta noc okazała się zaskakująco przyjemna. No, ale obowiązki wzywały. Ale najpierw będzie musiał wziąć prysznic. Najlepiej zimny, żeby trochę się otrzeźwić. To było żenujące, ale po tym jednym piwie już mu się lekko kręciło przed oczami, i miał maciupki problem z utrzymaniem równowagi gdy się wyprostował.
No, to ten. Cześć — pożegnał się krótko, nawet nie patrząc w stronę Iana, i szybko schował się w swoim mieszkaniu. Spojrzał na swoje biurko i jęknął. No, było miło, ale obowiązki wzywały. Najchętniej walnąłby się do łóżka i przespał cały dzień, żeby pominąć analizowanie tego jak bardzo się zbłaźnił podczas tego spotkania z dawnym współlokatorem. Dlatego właśnie między innymi unikał kontaktów towarzyskich. Bo zawsze potem wyrzucał sobie że zrobił z milion głupot, na które pewnie i tak nikt nie zwrócił uwagi. I to powodowało że chciał schować się w kokon i nie wychodzić z niego przynajmniej przez miesiąc.


effsie - 2018-09-01, 14:56

Odkąd Max w środku nocy zaczął dobijać się do mojego mieszkania minęło kilka dni, podczas których znacznie ograniczyłem swoje wieczorne eskapady, głównie dlatego, że rzeczywiście miałem zamiar w końcu poradzić sobie z tym kaszlem i bólem gardła. Zaopatrzony w syrop może nawet nieszczególnie przeszkadzałem mojemu sąsiadowi, a załapawszy jakąś dziką fazę na skończenie kilku projektów, siedziałem wieczorami przed stołem, bawiąc się tymi zwierzętami i innymi wzorami.
W trzy dni może nie pozbyłem się kaszlu całkowicie, ale znacząco ustąpił i teraz zdarzało się mi to tylko czasem, zwłaszcza przy paleniu. Byłem dziko uzależniony i nie mogłem się powstrzymać od tej słodkiej przyjemności, choć, przyznaję, znacznie ją ograniczyłem. Żeby sobie w tym pomóc, zamiast kolejnej paczki fajek kupiłem sobie tytoń i bletki i tym razem, gdy naszła mnie ochota, musiałem sam skręcić sobie papierosa. Działało, bo paliłem chyba połowę mniej, niż zazwyczaj, pewnie z lenistwa.
Tego dnia, a mieliśmy niedzielę, słońce trochę rozpieściło Nowy Jork i w końcu mogłem wybrać się na deskę. Zmęczyłem się mocno, razem z ziomkami nabiliśmy kilkanaście sążnych kilometrów, potem, gdy zaszło już słońce, racząc się piwem na High line. To była moja definicja dobrego, luźnego wieczoru, gdy nie musiałem o niczym szczególnie myśleć i niczym się przejmować. Do domu wróciłem też na desce, więc gdy nieco zmęczony wspiąłem się na trzecie piętro, totalnie zdębiałem, słysząc gwar dobiegający zza drzwi. Początkowo myślałem, że zorganizowałem imprezę i sam o niej zapomniałem (to nie było aż tak niemożliwe), ale gdy wlazłem do środka zorientowałem się, że moje mieszkanie było tak samo puste jak popołudniu, gdy je opuszczałem, a głosy… głosy dochodziły z mieszkania Maxa.
Nie to, by nie mógł mieć znajomych, ale nieco zdziwiła mnie perspektywa imprezy w niedzielny wieczór. Ten koleś marudził na piwo w środku tygodnia, zasłaniając się pracą, więc naprawdę go o to nie posądzałem.
Poszedłem wziąć prysznic i zmienić spocone ciuchy, potem nawet łyknąłem sobie syropku i rzuciłem okiem na stół z projektami, upewniając się, że wszystko ogarnąłem. Skręciłem sobie fajkę i wyszedłem na balkon zapalić i, choć mogłem się tego spodziewać, początkowo zdębiałem na widok dwóch kolesi na balkonie obok.
No tak, mój sąsiad urządzał sobie imprezę.
Skinąłem gościom głową i chciałem odpalić fajkę, ale jak na złość zapalniczka odmówiła mi posłuszeństwa.
Sorry, macie może ogień? — spytałem w eter, a oni zamilkli w pół rozmowy.
Jasne, trzymaj — rzucił jeden z nich, ten bliżej mnie, podając mi zapałki, a na moje usta wpakował się głupi uśmieszek. Co za vintage.
Dzięki — mruknąłem, gdy już odpaliłem swojego skręta i oddałem typowi pudełeczko, a potem łypnąłem przez przymknięte drzwi do środka. — Co to za okazja? — Skinąłem głową w stronę mieszkania Maxa, pytając trochę z ciekawości, trochę z potrzeby podtrzymania rozmowy, aby nie zapadła dziwna, krępująca cisza, skoro staliśmy dwa metry od siebie.
Co… aaa. Max, znaczy ten, co tutaj mieszka, ma dziś urodziny — poinformował mnie drugi z, najwyraźniej, kolegów Maxa. Uniosłem zdumiony brwi, próbując skojarzyć, jaka jest dzisiaj data i rzeczywiście, jak to powiedział, przypomniałem sobie, że mój były współlokator miał urodziny jakoś na początku października. No co za niewychowany dzieciak, robi sobie imprezkę i nawet nie zaprosi dawnego kumpla! Pewnie jakiś grymas wjechał z tą myślą na moją facjatę, bo mój rozmówca dodał szybko: — Chyba ci nie przeszkadzamy, co? Jak tak to możemy ściszyć…
Nie, co ty, luz — przerwałem mu szybko, rozbawiony perspektywą tego, że to ja miałbym być kolesiem, który każe komuś przerwać imprezę. — Może gdybyście puszczali coś innego zacząłbym narzekać, ale leci dobra nuta, zero zażaleń — zażartowałem jeszcze, zaciągając się fajką.
No, mówiłem im, by to puścili — podchwycił od razu ten pierwszy koleś, ten od zapałek i zanim się zorientowałem, skręcałem już drugą fajkę i przyniosłem sobie piwo z lodówki, opierając się o barierkę i prowadząc jakąś niezobowiązującą rozmowę z dwójką przypadkowych kolesi na balkonie obok.
Nie ma co, ostatnio ten balkon to niezły integracyjny spot.


Gazelle - 2018-09-01, 15:50

Po tym, jak dwójka byłych współlokatorów spotkała się po latach, minęło już kilka dni...i, cóż, zgodnie z przewidywaniami Maxa nic od tamtego momentu się szczególnego nie wydarzyło. Każdy z nich wrócił do swoich spraw, nie kontaktowali się już ze sobą, i tak chyba było najlepiej. O obecności sąsiada przypominały mu tylko odgłosy kaszlu, na szczęście coraz rzadsze i mniej niepokojące. Chyba rzeczywiście zabrał się za leczenie tego.
Udało mu się na szczęście uporać z pracą, chociaż niejednokrotnie chciał walić głową w klawiaturę bo był cholernie rozproszony, ale dzięki temu miał spokojny weekend. W sobotę zrobił porządne zakupy i napisał parę tekstów reklamowych, a w niedzielę...
Kiedy spojrzał na kalendarz przy okazji picia porannej kawy jęknął głośno. No tak, siódmy. Jego urodziny, woo-hoo! Od jakichś paru lat przestał je obchodzić, bo z roku na rok był to dzień coraz bardziej ponury. Ta data w kalendarzu uświadamiała mu, że ot właśnie minął kolejny rok, a on nie zaliczył żadnego progresu w życiu.
Zdawał sobie sprawę z tego, że rodzina mu niestety nie daruje i czeka go parę mniej lub bardziej przyjemnych telefonów. Matka znowu będzie mu truła żeby przyjechał ich odwiedzić, a on będzie musiał się znowu wymawiać. Kochał swoich rodziców, naprawdę, ale kochanie ich lepiej mu po prostu wychodziło na odległość. Ich nadopiekuńczość była mocno przytłaczająca. Prawdopodobnie dlatego był taką społeczną ciamajdą, bo przez większość swojego nastoletniego życia siedział w domu. Nie zależało mu jakoś szczególnie na imprezach i tak dalej, ale, kurczę, miał problem nawet z głupim wyjściem do kina ze znajomymi. Musiał się tłumaczyć, dzwonić co chwilę, nie mógł się spóźnić nawet minutę...ugh, to było strasznie męczące.
Pokręcił głową, odganiając pokusę wyłączenia telefonu w cholerę.
Jednak jak się miało wkrótce okazać, telefony od rodziny to nie była jedyna rzecz związana z urodzinami, która miała go czekać tego dnia.
Jakże się zdziwił, kiedy usłyszał koło piątek dzwonek do drzwi. Kto mógłby się do niego dobijać w niedzielę? Może Ian czegoś chciał.
Podniósł się z krzesła, odrywając się na moment od pracy i otworzył drzwi...
Za którymi stali jego współpracownicy z redakcji. W liczbie pięciu.
Co...
— Wszystkiego najlepszego! — przerwał mu radosny okrzyk. Niespodziewani goście, nie zważając na osłupiałego Maxa, wprosili się od razu do środka.
— No co tak stoisz? Właź tutaj — ponagliła do wesołym głosem jedna z koleżanek, Sheryl.
Um, co wy tu robicie? — spytał w końcu. Ta sytuacja była szalenie abstrakcyjna. Całe to grono, które zawitało w jego mieszkaniu...lubił tych ludzi, naprawdę. Dogadywał się z nimi najlepiej z całej redakcji, to właśnie oni próbowali go ciągle wyciągnąć do baru, czy na pizzę. Ale nie powiedziałby, że był jakoś bardzo blisko z nimi, a przynajmniej nie na tyle żeby chcieli mu zrobić urodzinowe przyjęcie-niespodziankę.
— No jak to co? Masz urodziny, przyszliśmy uratować cię od samotnego zamulania w domu – powiedziała radośnie rudowłosa.
Ale skąd wiedzieliście że mam urodziny? — to było istotne pytanie, bo nie przypominał sobie żeby z kimkolwiek dzielił się z tą informacją.
— Facebook, duh — przewróciła oczami. — Mamy ciasto i alkohol, ale ty musisz zamówić żarcie — zarządziła autorytarnym tonem, chwytając go za nadgarstek aby wciągnąć go do środka.
Mimo iż źle sobie radził z takimi spontanicznymi sytuacjami, to jednak w głębi ducha był naprawdę poruszony. Bo najwyraźniej był dla tej gromadki chociaż trochę ważny i trochę przez nich lubiany, skoro się z tym wszystkim postanowili kłopotać. Uśmiechnął się delikatnie i dołączył do swoich znajomych w kuchni.
— Hej, stary, można u ciebie palić? - usłyszał zza ramienia głos Simona.
Balkon — odparł, brodą wskazując na salon. Sam postanowił na razie zająć się ogarnianiem jedzenia i napojów. Jeny, to była pierwsza impreza którą urządzał w tym mieszkaniu. Dobrze że przynajmniej posprzątał.
— Ej, Max, weź no leć po któregoś z chłopaków, co? — poprosiła Abigail, wysoka kobieta z ogoloną na zero głową, kiedy bezowocnie męczyli się z otwarciem wina. Wolał rzucić to na badziewny korkociąg, a nie na własny brak siły.
Podążył więc na balkon do palącego towarzystwa. Zdziwił się, widząc swoich kolegów gawędzących z Ianem. Co on, postanowił zamieszkać na tym balkonie?
Abigail woła któregoś z was do kuchni — poinformował kolegów. — Cześć, Ian — skinął zaraz potem do swojego sąsiada. — Jak leci? — spytał, bo trochę głupio byłoby tak całkowicie olać jego obecność, prawda? — Już zdrowszy?


effsie - 2018-09-01, 16:11

Może i serio powinienem rozważyć opcję rozstawienia sobie tutaj jakiegoś ustrojstwa, nawet głupie krzesło, żebym w końcu nie wywinął orła, siedząc na tej barierce. Może byłem głupi, ale nie aż tak, by chcieć się zwalić z trzeciego piętra, bo to niechybnie skończyłoby się dla mnie raczej kiepsko, bez dwóch zdań.
Aż zastanawiałem się, czy Max wyjdzie na ten balkon, bo przez te kilka dni od naszego spotkania rzeczywiście nic się nie zmieniło, nigdy go tu nie spotkałem. A, pragnę zauważyć, może i ograniczyłem ilość spalanych papierosów, ale wciąż było ich sporo; no cóż, może mój sąsiad nie był aż tak mocno uzależniony jak ja, albo, po prostu, nie był wcale. Nie to bym miał coś przeciwko wspólnie wypalonej fajce raz na jakiś czas; nietrudno zauważyć, że raczej nie stronię od ludzi.
Zerknąłem na Simona, który akurat zgasił fajkę i rzucając pod nosem sprawdzę, o co tam chodzi ewakuował się do salonu, a potem przeniosłem rozbawiony wzrok na Maxa.
No cześć, solenizancie, twoje zdrowie — przywitałem się, unosząc w wymownym geście butelkę i pociągnąłem zdrowego łyka. — Wszystko dobrze, poza tym, że czuję się nieco urażony, że nie uprzedziłeś mnie o swojej imprezie urodzinowej — rzuciłem. — O takich wydarzeniach powinno się uprzedzać swoich sąsiadów, jeszcze nie mógłbym spać od hałasu w nocy. — Pokręciłem z udawanym zniesmaczeniem głową, oczywiście nabijając się i nawiązując do tego, jak ostatnio wpadł do mnie w środku nocy, bo, uwaga, kaszlałem. No kto by pomyślał, że taki z niego przewrotny fircyk, w życiu nie podejrzewałbym go o urządzanie takich fet.


Gazelle - 2018-09-01, 16:51

Dzięki — odpowiedział, posyłając Ianowi lekki uśmiech. Byłoby to mocno dziwne gdyby sam z siebie pamiętał o urodzinach swojego współlokatora z college'u, więc pewnie już jego koledzy powiadomili go w jakim celu się tutaj zebrali. Było mu trochę głupio, no bo gdyby sam organizował jakąś imprezę to pewnie wypadałoby mu zaprosić Iana...no, ale to nie z jego inicjatywy odbywało się to całe przyjęcie!
Nie uprzedziłem cię, bo sam jeszcze pół godziny temu nie wiedziałem że będę mieć imprezę urodzinową — odparł, rzucając znaczące spojrzenie koledze który się ostał z nim na balkonie, i właśnie gasił swojego papierosa. W kolejnym zdaniu Iana wyraźnie był dostrzegalny dla niego przytyk, no ale postanowił go zignorować. — Ale...wiesz, czuj się zaproszony, jeżeli nie masz jakichś planów — wymamrotał. Przecież nic nie szkodziło mu gościć jeszcze jedną osobę, a byłoby rzeczywiście niegrzeczne gdyby nie zaprosił do siebie Iana. — No, chyba że aż tak chcesz się wyspać, to w takim razie nie będę ci przeszkadzał i poproszę o ściszenie muzyki — dodał zaraz, szczerząc się do sąsiedniego balkonu na odchodne. Jeżeli Ian zdecyduje się przyjść, to przecież doskonale wie, gdzie mieszka, Max nie musiał go tam przyprowadzać ani nic, a sam pewnie powinien bardziej się zaangażować w ogarnianie tego wszystkiego. O, akurat usłyszał dzwonek do drzwi, co niewątpliwie oznaczało że przybyło jedzenie. Sam średnio potrafił gotować, a i tak nie byłby w stanie ogarnąć nagle samemu jedzenie na przyjęcie, więc poszedł za radą Sheryl i zamówił jedzenie na wynos. Miał nadzieję, że to co zamówił im wystarczy, miał jeszcze gdzieś schowane jakieś przekąski które musiał rozpakować i wyłożyć na swój mały stolik w salonie (całe szczęście że poprzedniego dnia zrobił te zakupy). No i ugh, trzeba było wygrzebać kieliszki.
Układał sobie w głowie to, co zrobić po kolei, i zabrał się za robotę. Nie chciał angażować za bardzo swoich gości, bo i tak już sporo zrobili, a sam mógł przynajmniej zaoferować bycie dobrym gospodarzem.
Usłyszał pukanie do drzwi, i uśmiechając się, poszedł otworzyć swojemu sąsiadowi.
Rozgość się — polecił, zamykając za nim drzwi i od razu wrócił do kuchni. Przecież nie miał do czynienia z małym dzieckiem, Ian sobie spokojnie mógł sam poradzić. A już z dwójką jego gości się zdążył poznać, więc tym lepiej. Wrócił do salonu z miską pełną chipsów w jednej ręce, a w drugiej z ułożonymi na sobie szklankami, a Sheryl (która uparła się, żeby jednak mu pomóc) znosiła resztę jedzenia, podczas gdy on poszedł szukać i wycierać te nieszczęsne kieliszki.
Kiedy już w końcu wszystko było na swoim miejscu, przyniósł sobie krzesło z kuchni i usiadł na przeciwko kanapy. Zaraz jednak i tak został pociągnięty do toastu za swoje zdrowie. Jeny, po co te całe ceregiele...jednak, nie ukrywając, było mu miło, nawet jeżeli czuł się cholernie niezręcznie i nie wiedział co ze sobą zrobić.


effsie - 2018-09-01, 17:20

Dobra, mój plan na wieczór zakładał raczej wrzucenie na sen jakiegoś odcinka Breaking Bad, niż jakieś inne, szczególne aktywności, w sensie, no powinienem trochę odgruzować swoje mieszkanie, ale – umówmy się – od tego znajdowałem zawsze lepszą rozrywkę. Zmęczonemu, zawsze spało się mi najlepiej, więc podejrzewałem, że ulula mnie do snu jakaś miła strzelanina w serialu, ale ten mój ekswspółlokator/sąsiad od siedmiu boleści ostatnio stawał się całkiem ciekawym epizodem kilku samotnych wieczorów. Skończyłem więc palić fajkę z ziomkiem od zapałek i ten skinął na mnie głową, bym wpadał do nich; przez chwilę rozważałem przeskoczenie przez barierkę i pewnie bym to zrobił, gdyby nie fakt, że zostawiłem całe rozświetlone mieszkanie. Wróciłem więc do środka i zgasiłem światła, potem już, jak człowiek, znajdując sobie wejście drzwiami.
Przyznaję, bawił mnie ten Max w roli aktywnego gospodarza, bo przejmował się zdecydowanie bardziej, niż robiłbym to ja na jego miejscu. Koleś latał w kółko jak mucha, to tu, to tam, raz odbiera jedzenie, potem jest już w kuchni, tu sypie czipsy, tam podaje komuś kieliszki, a wszystko to w jakieś ułamki sekund. Boże, może powinienem mu skręcić urodzinowego jointa, żeby się trochę wyluzował.
A’propos prezentu to, wychodząc, uznałem że jak to, może nie zostałem zaproszony na imprezę urodzinową, ale wbijać się na nią bez prezentu to nie wypada, więc rozejrzałem się w kółko po swoim mieszkaniu i capnąłem lekko zasuszonego kaktusa, na pewno drugiej świeżości.
Wszystkiego najlepszego — rzuciłem mimochodem, puszczając oczko Maxowi, gdy wpuścił mnie w drzwiach. — Tylko go nie ususz — dodałem jeszcze, oczywiście się nabijając, bo hej, mnie się to już prawie udało.
Co tu gadać, nigdy nie byłem najlepszy w prezentach.
Kiedy Max zapierdalał jak pojebany, ja zapoznałem się z nieznaną mi do tej pory trójką, Abigail, Sheryl i Tomem, ten ostatni, słowo daję, skądś go kojarzyłem, ale nie mogłem pojąć jak i dlaczego, może mi się tylko uwidziało, nieważne. Gdy już wszyscy wyrazili swoje zdezorientowanie tym, że Max ma innych kumpli poza nimi i dowiedzieli się, że hej, spokojnie, nie tak szybko, ja to tylko sąsiad, gwiazda wieczoru łaskawie wróciła do salonu i usadowiła się wygodnie, całkowicie nie pojmując, że należy tu trochę poświętować. A ponieważ nikt się do tego specjalnie nie kwapił, sam mianowałem się barmanem tego (jeszcze) nędznego densingu, serwując gościom kolejne przysmaki na zasadzie wódki z wódką, ewentualnie z redbullem (sam przyniosłem go z domu).
No dobra, koleś, co dla ciebie? — Oparłem dłonie o ten na wpół zaimprowizowany bar ze stołu, nachylając się nad nim lekko. — Wybacz ubogość tego mojego zaopatrzenia, ale staram się jak mogę. Sheryl właśnie dostała ode mnie wino z wodą gazowaną i jest bardzo zadowolona — powiedziałem, na tyle głośno, że wspomniana rudowłosa usłyszała i uśmiechnęła się, unosząc do mnie swój kieliszek. Odpowiedziałem jej upijając swoją wódkę z wódką i ogórkiem (ten koleś miał w domu ogórka. Na bank jest wegetarianinem, słowo daję), po czym wróciłem spojrzeniem do Maxa. — Obstawiam, że lecimy w niższe procenty? — Przygryzłem wargę, by nie wyszczerzyć się za bardzo.


Gazelle - 2018-09-01, 17:55

Kaktus od Iana był...dosyć niespodziewanym prezentem, musiał to przyznać. I ewidentnie improwizowanym, ale, duh, facet nie miał przecież pojęcia o jego urodzinach. Aczkolwiek było to całkiem miłe, że coś ze sobą przyniósł, doceniał to. Był raczej kiepski w pielęgnacji kwiatków, ale z kaktusem mógł sobie poradzić. W każdym razie, podziękował za, um, prezent i postawił go na kuchennym parapecie, obok piramidki złożonej ze słoików z zapasami przypraw.
Będąc już w tym salonie, pośród swojego skromnego grona gości i ze świadomością że to on jest w centrum uwagi, czuł się tak bardzo mały że mógł aż się skulić kompletnie w sobie. Kurczę, rzeczywiście mocno zdziczał, skoro nawet taka mała posiadówka go przerastała.
Ian z kolei zdawał się czuć jak ryba w wodzie, co zupełnie nie dziwiło Maxa. Tak jak to, że przejął stery nad alkoholem.
Skąd to założenie? — spytał. No bo przez ten sposób w jaki to powiedział poczuł się tak, jakby Ian się znowu z niego nabijał. Że co, że niby nie jest w stanie sprostać mocniejszym trunkom, tak?
Szczerze mówiąc to nie bardzo. Ale jego duma była wredną cholerą, więc postanowił podjąć to wyimaginowane wyzwanie.
Lej wódkę — polecił. Oj, będzie tego żałował. Miał na szczęście w swoim pobliżu chipsy, więc mógł się nimi zapchać, żeby alkohol mu tak szybko nie uderzył do głowy. No, a poza tym jeden kieliszek go przecież nie zabije.
Abigail oczywiście nie mogła się powstrzymać przed zdziwionym komentarzem, kompletnie go demaskując i ujawniając jego niechęć do mocniejszych alkoholi, ale trudno, słowo się już rzekło, kieliszek napełniony, więc postanowił go szybko opróżnić, żeby mieć tę torturę z głowy.
Kurwa, co za obrzydlistwo, pomyślał i się skrzywił, po czym chwycił za butelkę wody żeby chociaż tym zapić ten syf. Nie rozumiał ludzi, którzy lubili pić wódkę. Okej, jeżeli ktoś szczerze przyznawał że po prostu zależało mu żeby się szybko uchlać, to to było jak najbardziej uzasadnione. Ale żeby chcieć pić wódkę tylko dlatego że to wódka? Obrzydliwe.
Um, idę zapalić — rzucił, zanim ktokolwiek zdążył mu zaproponować cokolwiek alkoholowego. Sięgnął po swoją paczkę fajek z biurka, w której miał już zapakowaną zapalniczkę i ewakuował się na balkon.


effsie - 2018-09-01, 18:20

Dobra, zdradzić wam coś? A chuj, co szkodzi.
Uwielbiałem rośliny. Wszelkiego typu, od bazylii czy mięty hodowanych na parapecie kuchni, po te bardziej wymagające, które znajdowały się w mojej salono-pracownio-imrezowni i sypialni. Co tu dużo gadać, lubiłem to, jak cholera, obserwować jak coś rośnie i żyje, choć potrzebuje do tego jedynie wody, wypuszcza kolejne pędy i wystawia się samo do słońca. W podlewaniu swoich chabazi znajdowałem jakiś dziwny spokój i całkiem mnie to odprężało, zaspakajało też estetyczne doznania w moim białym wnętrzu pełnym zielonych liści i, nie wiem, było jakoś dobrze. Lubiłem to, po prostu, kiedyś ze zjedzonego awokado wyciągnąłem pestkę i na wykałaczkach zamontowałem nad słoikiem z wodą, tylko po to, by obserwować cały proces tego, jak powoli pęka skorupa i puszcza pierwsze pędy. Ni chuja nie pasowało to do całego tego mojego wizerunku wytatuowanego kolesia, który jeździ na desce i piwo wyssał chyba z mlekiem matki, ale miałem to gdzieś.
Ten kaktus to uratowany wypadek, kiedy wczoraj w nocy wracałem do domu i znalazłem go na śmietniku, po tym, jak ktoś go bestialsko potraktował, więc postanowiłem się nim zaopiekować. Ale widać los chciał inaczej, może u Maxa będzie mu lepiej.
Już miałem odpowiedzieć, że tylko pytam, ale Max znowu wydął usteczka i żachnął się, żebym lał mu wódkę. Posłałem mu pytające spojrzenie, ale był mocno zawzięty, więc zrobiłem, jak chciał, chociaż skrzywił się tylko w momencie, gdy poczuł smak alkoholu.
O co mu chodziło? Absolutnie nie kumałem, co tutaj starał się udowodnić i, przede wszystkim, po co, ale chyba nie miało być mi dane zrozumieć, bo ewakuował się równie prędko, jak przed chwilą napełniał miski z czipsami.
— Ech, cały Max. — Abigail pokręciła głową, a ja posłałem jej rozbawione spojrzenie, opróżniając swój kieliszek. — Co mu nalałeś? Finlandię? Pewnie się już upił.
Sam chciał. — Wzruszyłem ramionami, bez przesady, dziś kończył dwadzieścia siedem lat, potrafił chyba sam ocenić swoje możliwości. Zerknąłem na butelki, które znajdowały się przede mną i tym razem wymieszałem sobie wódkę z redbullem. — Myślisz, że trzeba sprawdzić, czy jeszcze nie zaliczył zgonu?
— Ugh, ja tam nie wychodzę. Na zewnątrz jest z dziesięć stopni. — Abigail wykrzywiła się ostentacyjnie, więc westchnąłem i rozejrzałem się wokół, szukając czegoś bezalkoholowego do bicia.
Nalałem do szklanki soku pomarańczowego i wziąłem ze sobą na balkon, gdzie już z daleka dojrzałem sylwetkę Maxa. Opierał się właśnie o barierkę i zwisał głową w dół, więc już w progu zagadnąłem:
Hej, blondasie, będziesz rzygał? Potrzymać ci włosy? — Przeszedłem kilka kroków i stanąłem obok niego, szturchając w bok. — Masz, przyniosłem ci sok.
No kurwa taki ze mnie ostatnio Święty Mikołaj.


Gazelle - 2018-09-01, 18:42

Będąc na balkonie mógł przynajmniej odetchnąć świeżym powietrzem. Jego mieszkanie jest dosyć małe, więc siedem osób to już niczym tłum. Wyciągnął papierosa, kliknął kuleczkę schowaną w filtrze i odpalił go, póki jeszcze alkohol nie uderzył mu do głowy. Nie palił zbyt często. Bywały takie okresy, zazwyczaj wiążące się z jakimś stresującym wydarzeniem, kiedy rzeczywiście zdarzało mu się wypalać dwie paczki tygodniowo, ale też zdarzało się że był w stanie wytrzymać miesiąc bez ani jednego papierosa. Tak o, po prostu.
Teraz był gdzieś tak pomiędzy i palił sobie głównie rekreacyjnie. Zawsze doceniał rolę papierosów na wszelkich imprezach. Jakoś tak, przy okazji wspólnej fajki zawsze było się łatwiej zintegrować z nieznanymi wcześniej osobami. Czy, jak w tym przypadku, po prostu mieć pretekst żeby na chwilkę uciec.
Ale, cholera, zimno było. Mógł się cieplej ubrać. No ale już trudno, przecież i tak zaraz wróci do salonu.
Opierając się o barierkę, kiepował sobie na zewnątrz balkonu, obserwując lot popiołu w dół. Ciekawiło go to, czy tam w salonie już go obgadywali. Naprawdę darzył sympatią swoich znajomych, ale czasami, ugh, zupełnie nie filtrowali tego, co mówili. To trochę paradoksalne, zważywszy na to że ich fach wymagał umiejętności posługiwania się słowem. Z drugiej strony sam naprawdę nie był lepszy, więc jak mógł ich oceniać?
Usłyszał dźwięk otwieranych od środka drzwi balkonowych, co pewnie oznaczało że ktoś postanowił do niego dołączyć. Szkoda, że sam już kończył swojego papierosa i zamierzał wracać do ciepłego salonu.
Przewrócił oczami, kiedy usłyszał głos Iana. Przecież dopiero co wypił. Już zaczynało mu się lekko kręcić w głowie, ale do wymiotów jeszcze dłuuuga droga.
Och, jak miło z twojej strony — mruknął. — Ale nie, jest w porządku. Dzięki za sok – dodał, biorąc od Iana szklankę i od razu opróżniając ją do połowy.
Pamiętasz twoje imprezy u nas w pokoju? — spytał nagle, uśmiechając się z leksza nostalgicznie. — Miałeś idealne wyczucie czasu, bo zazwyczaj urządzałeś je wtedy, kiedy ja miałem pilny projekt do zaliczenia — zaśmiał się. Teraz mógł się z tego śmiać, ale wtedy go to niesamowicie wkurzało. Ian nie był wcale bezproblemowym współlokatorem, ale pomijając tego typu incydenty dogadywali się całkiem okej. No i Ian miał ten talent, dzięki któremu każdy z jego gości na imprezie bawił się dobrze i nie czuł się wykluczony.


effsie - 2018-09-01, 19:12

Odstawiłem swoją szklankę na barierkę i odruchowo poklepałem się po kieszeniach spodni w poszukiwaniu fajek, ale, kurwa, zapomniałem, że teraz paliłem własnoręcznie kręcone szlugi. Ani tytoniu, ani bletek, ani filtrów nie miałem w żadnej z kieszeni, dlatego gdy Max pił sok, przeskoczyłem przez barierkę oddzielającą nasze balkony i zebrałem cały rozgardiasz, chwilę potem lokując się przy stoliku, który mój sąsiad miał pod oknem. Nieźle, mieszkał tu zdecydowanie krócej ode mnie, a już zdążył się tu urządzić lepiej ode mnie.
Rolując papierosa w dłoniach, podniosłem wzrok na plecy Maxa, który wciąż opierał się o barierkę, ale właśnie odwrócił do mnie głowę. Boże, co to za pytanie? Czy alkohol wyzwala u niego takie nostalgiczne smęty? Czy to może kwestia tego, że skończył dzisiaj dwadzieścia siedem lat i zebrało się mu na wspomnienia?
Chociaż, przyznaję, czasami przyjemnie było powspominać dawne czasy.
Oj, już nie przesadzaj. — Uniosłem wyżej kącik ust, śliniąc bletkę i spojrzałem krytycznie na skręconą przez siebie fajkę. — Zawsze marudziłeś, a i tak wiem, że skrycie marzyłeś żebyśmy tylko nie przenieśli się nigdzie indziej — stwierdziłem, chociaż to było spore nadużycie, sam o tym dobrze wiedziałem. Max nigdy nie był przesadnym ekstrawertykiem, co może nie znaczyło, że bawił się źle, gdy już się do kogoś przekonał, ale i tak zawsze kręcił nosem i początkowo był mocno wycofany. Swoją drogą, z perspektywy czasu widzę, że miał ze mną niezły obóz przetrwania, ale skoro wyszedł z tego cało – no, dobrze dla niego. Ja sam, rzeczywiście, byłem mocno towarzyski i nie lubiłem, gdy ludzie siedzieli tylko w kółku i tylko popijali nerwowo alkohol. Miałem trochę gadane i jeśli mi się chciało, mogłem być nawet zajmującym rozmówcą, chociaż, prawda, nie zawsze mi zależało.
Zapaliłem swoją fajkę i spojrzałem na Maxa, który chyba trząsł się z zimna.
Poradzę sobie tu sam, jestem dużym chłopcem. Wracaj do środka. — Skinąłem głową w stronę salonu i strzepałem popiół do butelki, którą zostawił tu wcześniej Simon.


Gazelle - 2018-09-01, 19:33

Albo sobie to po prostu wmawiałeś żeby uciszyć własne wyrzuty sumienia, hm? — odbił piłeczkę. To że czasami dało się przeżyć te imprezy, a nawet bywało całkiem w porządku, wcale nie oznaczało że Max ich pożądał. Zwłaszcza kiedy termin oddania projektu bił go w łeb. Kilka razy nawet musiał wykręcać się zwolnieniem lekarskim, bo po prostu nie był w stanie cholerstwa napisać. Naprawdę był wrażliwy na dźwięki i jeżeli był zbyt długo wystawiony na dudniący hałas to często dostawał od tego migreny. Dlatego wołami nie można było go zaciągnąć do jakiegokolwiek klubu. Wołami. Raz poszedł do nowootwartego klubu gejowskiego – niedługo po zerwaniu z Jaredem zresztą — i zwymiotował na spodnie faceta który próbował go wyrwać. Także, no.
Ja też miałem swoje grzeszki jako współlokator — rzucił zupełnie znikąd i w przestrzeń. Rzeczywiście, sporo marudził, ta cecha wciąż mu się została, ale naprawdę nie żałował, że mieszkał te dwa lata akurat z Ianem. Może mieli trochę burzliwe początki i może Max był rzeczywiście z początku trochę uprzedzony, ze względu na to jak się różnili, ale przy Ianie...szybko poczuł się swobodnie. Nie stresował się tym, że palnie coś głupiego, czy że zachowa się nie tak, bo Ian i tak zdawał się nie przejmować normami społecznymi i robił wszystko po swojemu. I to w nim doceniał.
I chyba kogoś takiego potrzebował też w swoim otoczeniu nawet wtedy gdy postanowił wyjechać i porzucić swoje poprzednie życie w Kalifornii. Ale, cóż, nie udało mu się zaprzyjaźnić z Ianem na tyle, żeby ta relacja przetrwała koniec studiów. I sam był sobie winien, wprowadzając się w tę iluzję że dla Iana był kimś więcej niż tylko współlokatorem.
Nah, zostanę jeszcze chwilę — odparł nonszalancko, chociaż fakt, było mu coraz zimniej i jego ciało już na to reagowało. Obrócił się i oparł się plecami o barierkę, stając twarzą do Iana. To był właśnie czar tego faceta. Zdecydowanie lepiej się czuł spędzając z nim czas na tym balkonie, niż ze znajomymi których widywał nawet kilka razy w tygodniu. Czuł trochę wyrzuty sumienia, że olał tak swoich gości, ale z drugiej strony cała paczka doskonale wiedziała jak dziwny był Max, więc pewnie już nawet nie dziwiło ich takie zachowanie.
Zastanawiał się, czy nie odpalić jeszcze jednego papierosa, ale zrezygnował i postanowił po prostu poczekać aż Ian wypali swoją fajkę. W ręku trzymał jeszcze swojego peta, którego wrzucił do butelki służącej Ianowi za popielniczkę.


effsie - 2018-09-01, 19:57

Mm, dokładnie tak. Żeby uciszyć własne wyrzuty sumienia — powtórzyłem powoli, rozbawiony perspektywą tego, że miałbym mieć z tego powodu wyrzuty sumienia. Bez przesady, zawsze były jakieś drugie terminy, poprawki, a ja po prostu dbałem o to, by mój współlokator zaznał trochę tego studenckiego życia, które mógł oglądać w filmach. Ian Monaghan, zawsze na posterunku, niesie pomoc dla wszelkich zagubionych dusz.
Przeciągnąłem się, prostując kości. Boże, jak dobrze było się porządnie zmęczyć. Słowo daję, gdyby nie deska, pewnie zacząłbym chodzić na jakiś crossfit czy inne tego typu rzeczy; zresztą, zbliżała się zima, a z nią załamanie pogody, a ja wciąż nie mieszkałem w Kalifornii, więc przyjdzie mi porzucić deskę i znów uderzyć na siłkę, by już totalnie się nie zasiedzieć.
Dobra, było, minęło, na całe szczęście już razem nie mieszkamy — rzuciłem, śmiejąc się pod nosem, bo w rzeczywistości jasnym było, że to nie do końca prawda, przynajmniej nie po tym odkryciu sprzed kilku dni. Oparłem się wygodnie w krześle, na chwilę zakładając ręce na karku i śledziłem wzrokiem Maxa, który, ku mojemu zaskoczeniu, nie skapitulował do środka. Miałem wrażenie, że wpadł w jakiś dziwny, melancholijny nastrój, a zdecydowanie nie był kimś, z kim mogłem balansować na takich cienkich granicach przyzwoitości, bo podświadomie czułem, że tylko bym go czymś spłoszył i biedak tylko bardziej zamknąłby się w sobie. Był dobrym kumplem, takim do pogadania i pogrania wieczorem w Mario Cart, ale nasze style życia i podejścia do niego były tak diametralnie różne, że nigdy nie wytrzymałby mojego tempa.
Nie to, żebym kiedykolwiek miał zamiar je mu serwować, kurwa, co jest.
Było coś absolutnie uroczego w tym, jak trzęsący się z zimna chciał tu ze mną zostać, chociaż wybitnie nie miał w tym żadnego interesu. Uciekł ode mnie wzrokiem i miałem wrażenie, że w jego głowie ma miejsce teraz jakaś gonitwa myśli, jakby starał się znaleźć jakikolwiek temat do rozmowy, coś, co sprawiłoby, że nie tkwiłby tutaj jak idiota, przynajmniej we własnej opinii. Zwyczajnie miałem to absolutnie gdzieś i pewnie z rosnącym uśmieszkiem obserwowałbym to nieme motanie się, ale tym razem postanowiłem mu pomóc.
Jak tam, udało ci się wstać rano do pracy po naszej małej, balkonowej randeczce? — rzuciłem niezobowiązująco, zaciągając się jeszcze raz papierosem. Wciąż bawił mnie fakt, że koleś wykręcał się od piwa perspektywą pracy, więc nie szkodziło trochę się z nim tym podroczyć.


Gazelle - 2018-09-01, 20:17

Nie mógł się powstrzymać od rzucenia krótkiego spojrzenia na przeciągającego się Iana. Kurczę, może i nie był ubrany w jakieś bardzo obcisłe ciuchy, ale i tak podczas tego ruchu mógł dostrzec zarys mięśni pod ubraniem. Cóż, Max, nie każdy uważa siłownię za świątynię zła, hałasu i smrodu.
Odwrócił szybko wzrok zanim jego towarzysz mógłby go zauważyć. Wgapiał się w swoją szklankę i w końcu ją opróżnił. Dobrze, że zdążył przełknąć zanim Ian się odezwał, bo jego następne słowa dotknęły go bardziej niż powinny, i poczuł dziwny skurcz w gardle.
Całe szczęście, że już razem nie mieszkamy.
A więc tak to widział, huh? Znaczy...chyba wiedział co miał na myśli i wierzył, że Ian wcale nie zamierzał go urazić tym komentarzem, ale i tak trochę to go zabolało. Oczywiście, spokój był bardzo fajny i Max sobie doceniał swoją samotnię, ale kurczę, to brzmiało tak jakby Ian uznawał ich wspólne mieszkanie za męczarnię. Naprawdę był aż tak dla niego męczący?
Tak, było, minęło. Na szczęście — mruknął, starając się ukryć całkowicie lekki żal, który chciał mu się przedrzeć przez głos. Czyżby wódka już mu jednak uderzyła do głowy? To by zrozumiało jego emocjonalną reakcję na to jedno, głupie zdanie.
Weź się w garść, decybelu skończony, zestrofował siebie samego. Jeny, zachowywał się jak rozemocjonowany nastolatek. Musiał szybko znaleźć w miarę neutralny temat, którego mógłby się chwycił i odgonić od siebie ciemniejsze myśli. Jednak, mniej lub bardziej świadomie, w końcu to jego rozmówca mu pomógł. Skrzywił się mentalnie na określenie randeczka, ale ostatecznie to zignorował.
Ugh, nawet mi nie mów — jęknął. To była ciężka noc i jeszcze gorszy poranek. — Skończyłem pisać w samą porę, żeby złapać jeszcze całą godzinę snu, no ale oczywiście zaspałem i spóźniłem się na odjazd metra. A gdy już udało mi się wsiąść do następnego, to przysnąłem i obudziłem się dwa przystanki dalej od tego na którym miałem wysiąść — pożalił się. Zdecydowanie źle sobie radził w sytuacji niewyspania. W końcu jego obecny tryb życia pozwalał mu na w miarę zdrową długość snu, przez co taka sytuacja musiała być swego rodzaju szokiem dla jego organizmu.


effsie - 2018-09-01, 20:39

Rzuciłem lekko zdezorientowane spojrzenie na Maxa, który jakoś się nachmurzył, zupełnie nie miałem pojęcia dlaczego. Ech, zaczynałem podejrzewać, że ten koleś mógł rzeczywiście cierpieć na jakiegoś ostrego bordera, bo jego nastrój zmieniał się naprawdę z sekundy na sekundę, a to zdecydowanie nie było normalne. Ale dobra, żaden tam ze mnie psycholog, kto wie, może już łykał jakieś prochy i to stąd te całe zaburzenia…
Albo po prostu jeszcze bardziej zdziczał i odzwyczaił się od mojego kąśliwego języka. Kij wie, ale nie zamierzałem się jakoś specjalnie pilnować, bez przesady.
Zaciągnąłem się własnoręcznie skręconym papierosem i obróciłem go między palcami, strzepując popiół do zaimprowizowanej popielniczki. Dobra, musiałem przyznać, że i mnie robiło się nieco chłodno, trzeba kończyć tę pogawędkę i zabunkrować się w mieszkaniu. Jak na zawołanie, moje płuca dały o sobie znać, po raz pierwszy tego wieczoru, i odkaszlnąłem, zaraz pomagając sobie drinkiem. Wódka z redbullem nie była najbardziej wyszukanym połączeniem świata, ale nikt tutaj nie przytargał żadnej whisky, a ja jakoś nieszczególnie przepadałem za winem.
O, to ty rzeczywiście miałeś jakąś pracę — zdziwiłem się nieco, mierząc Maxa wzrokiem. Jasne, trochę się wtedy wykręcał, ale jakoś nieszczególnie asertywnie, więc z góry założyłem, że nie miał nic ważnego do załatwienia i możemy sobie trochę popierdolić, jak za starych, dobrych, a może nie aż tak, czasów. — Myślałem, że masz pracę gdzieś tu blisko, rzut beretem — zastanowiłem się, ale no prawda, nie musiało tak być, w końcu kilka przystanków metra to też całkiem dobrze, jak na Nowy Jork. — To twoi kumple z pracy, tak? — Skinąłem od niechcenia głową w stronę salonu. To pytanie, zależnie od jego chęci, dawało mu całkiem szerokie pole do popisu przy odpowiedzi, aż sam byłem ciekawy, czego się dowiem.


Gazelle - 2018-09-01, 21:08

No tak, mówiłem ci przecież że ją mam. Nie sądziłeś chyba, że ściemniam, hm? — a jeżeli Ian tak rzeczywiście myślał to nie bardzo mógł mieć do niego pretensje. To brzmiało wtedy zdecydowanie jak wykręcanie się. No bo...no, wykręcał się. Wykorzystując okoliczności, które i tak były prawdziwe. Także ogólnie rzecz ujmując to była taka półprawda, ale absolutnie nie ściema. — No bo jest całkiem blisko. Ale nie na tyle blisko by dylać tam pieszo — wzruszył ramionami. No, jakby się uwziął to by mógł. Ale po co sobie utrudniać życie? I zabierać dodatkowe cenne minuty snu? Bez sensu. Wprawdzie jazda metrem w godzinach szczytu nie należała do, ekhem, najprzyjemniejszych, ale była krótsza, więc po kalkulacji którą przerobił w głowie wynikało iż było to mniejsze zło niż codziennie przepychanie się przez chodzącą tłumną masę. — Yup — przytaknął. — Abby jest z mojego działu, Simon jest korektorem, a reszta jest porozrzucana po różnych innych działach — wyjaśnił. — W naszej redakcji pracuje więcej osób, ale jakoś tak z nimi najbliżej się trzymam. Wracamy? — spytał, widząc że Ian gasi już papierosa. Z pewnością i do niego dotarł już w końcu ten chłód, no i będąc nadal chorym nie powinien zbyt długo siedzieć na zewnątrz nie będąc odpowiednio ubranym.
Kiedy weszli do salonu i Max zamknął za nimi drzwi, reszta wydawała się w ogóle nieporuszona ich nieobecnością. No, może poza Sheryl która posłała im dziwny uśmieszek. Nie wiedział o co tej kobiecie chodziło, ale mógł się domyśleć. To był ten typ, który wszędzie doszukiwał się ploteczek i romansów, nawet zupełnie na siłę, tak jak w tym przypadku. I z jakiegoś powodu ogromnie przejmowała się życiem związkowym Maxa, a raczej jego brakiem.
Towarzystwo okazało się także pozamieniać miejscami, pozostawiając wolną przestrzeń tylko na kanapie, akurat dla dwóch osób. Wzdychając, usiadł obok Toma, widząc że miejsce po jego drugiej stronie zajął natychmiast Ian. I...kurczę, nigdy wcześniej nie czuł żeby ta kanapa była aż tak ciasna. Stykał się kolanami z Ianem, który oczywiście musiał się porządnie rozkraczyć. Ponadto, kiedy teraz byli tak blisko siebie...czy Ian zawsze był taki...duży? Serio, Max się czuł przy nim jak dwunastolatek przy licealiście. Możliwe, że to było spowodowane także różnicą w ich postawie – podczas gdy Ian był zupełnie spokojny i wyluzowany, Max się spinał i delikatnie kulił.
Simon obok mu zupełnie nie przeszkadzał, dlatego nie rozumiał dlaczego tak dziwnie reagował na bliskość swojego byłego współlokatora. Co jakiś czas, kiedy momentami wyłączał się z rozmowy, rzucał mu krótkie spojrzenie kątem oka. Kurczę, tą szczęką mógłby przecinać szkło. Właściwie, to bazując na samym wyglądzie Ian mógł wydawać się nieprzystępny, taki typ gościa z którym lepiej nie zadzierać. Tatuaże jeszcze dodawały mu kolejnych punktów do buntowniczego wizerunku. A jednak miał w sobie takie...ciepło? A na pewno żywiołowość. I był naprawdę w porządku kolesiem. Gdyby Max miał kota, to nie zawahałby się powierzyć go w opiece Ianowi, nawet pomimo ich pięcioletniej przerwy w kontakcie. A to dużo znaczyło.
Zarumienił się lekko. O czym on, do cholery, myślał?


effsie - 2018-09-01, 21:42

To było dla mnie całkiem osobliwe, że gdy miał opowiedzieć coś o swoich znajomych, zasadził dla mnie nudną wyliczankę, kto gdzie pracuje, jakby wcale nie mieli ciekawszych rzeczy do powiedzenia (a mieli, sam wcześniej sprawdziłem), no ale nie zamierzałem tego tematu jakoś szczególnie roztrząsać. Przytaknąłem, gdy spytał, czy wracamy i puściłem oczko szczerzącej się do nas Sheryl. Ta ruda była całkiem-całkiem, czego absolutnie nie mogłem powiedzieć o jej koleżance. Nie wiem, ogolone na łyso kobiety zupełnie mnie nie kręciły, chyba potrzebowałem mieć tę świadomość, że jak coś, to będę mógł szarpnąć za te włosy.
Może o to chodziło, może miałem całkowicie gdzieś, czy to facet, czy babeczka, wystarczyło, że miał, miała długie włosy. Zaśmiałem się sam do siebie.
Rozwaliłem się wygodnie na kanapie, podejmując jakąś niezobowiązującą gadkę z Abigail siedzącą na krześle obok. Pytała się, czym się zajmuję, a gdy odpowiedziałem kazała sobie natychmiast pokazać swoje prace i choć mogłem zaproponować jej, by zobaczyła je u mnie, absolutnie nie miałem na to ochoty, bo pewnie tę propozycję odebrałby zgoła opatrznie, a mi nie w smak było organizowanie sobie takich krzywych akcji, nie z łysymi laskami, które musiałbym potem wypraszać. Zamiast tego wyciągnąłem telefon i pokazałem jej kilka projektów, a potem zaczęliśmy rozmawiać o tym, co ona by mogła i chciała wytatuować sobie na ramieniu.
No to powiem ci, że tak, można to zrobić — stwierdziłem w końcu, kiedy już mocno przedyskutowaliśmy szczegóły. Nachyliłem się nad jej wyciągniętym przedramieniem i dotykając odpowiednio kolejnych fragmentów jej ciała, kontynuowałem: — Tutaj musiałby się zaczynać i w teorii mógłby sięgać aż tutaj, ale tu masz już nadgarstek i ręka ci się mocno zwęża, więc nie wiem, mogłoby się trochę zniekształcić… Trzeba by spróbować — podsumowałem, wzruszając ramionami i zamilkłem na chwilę, gdy do mnie dotarło, że poza głosami innych dziennikarzy, w pokoju panuje podejrzana cisza. — Hej, ktoś wyłączył muzykę?
— Skończyła się playlista, wrzuć coś — stwierdził krótko Simon, z którym wcześniej już odkryłem, że podzielamy niektóre gusta muzyczne.
Ech, cała robota na moich barkach — westchnąłem, niby taki zmęczony, podnosząc się na nogi. Absolutnie mi to nie przeszkadzało, nie znosiłem dłuższego siedzenia bezczynnie w miejscu, właściwie to podejrzewałem u siebie lekkie ADHD.
Stanąłem przed komputerem i zastanawiałem się chwilę, zaraz puszczając jakąś muzykę. Zerknąłem jeszcze na Abbie, sprawdzając, czy moja rozmówczyni ma co pić, a potem wyemigrowałem na chwilę do kuchni, wracając z trzema drinkami.
Nieźle się ustawiłeś — rzuciłem, stawiając jednego z nich przed Maxem. — Zaprosiłeś mnie tu po to, żebym dbał o to, by tobie i twoim gościom nie zabrakło nic do picia, co? Przyznaj się. — Szturchnąłem go lekko w ramię, ściągając z siebie bluzę i odrzucając ją na oparcie kanapy. Mieszkanie było niewielkie, w środku siedziała nas siódemka, więc pewnie byłoby mi wystarczająco ciepło nawet, gdybym nie opróżnił już dwóch szklanek alkoholu.
Więc pracujecie w jednym dziale, tak? I mimo tego możecie spędzać razem czas wieczorami? — rzuciłem nieco zaczepnie, sam nie wiem, czy do Abby, czy do Maxa. Ja sam absolutnie nie byłbym w stanie wytrzymać z tą samą osobą tak dużej ilości czasu, ale może miałem po prostu niższą tolerancję.


Gazelle - 2018-09-01, 22:09

Próbował sobie zracjonalizować swoje zachowanie alkoholem, no bo to generalnie było uniwersalne wytłumaczenia na zachowania, co do których nie chciało się przyznawać że mogłyby być w jakikolwiek sposób świadome. Tak, po prostu wódka robiła swoje, no i fakt że obiekt jego chwilowego zainteresowania to był w końcu jego dawny znajomy.
Kiedy Ian podniósł się z kanapy, Max w końcu mógł zaczerpnąć głęboki oddech, niczym ryba wyrzucona na brzeg. Nie to, że przez ten cały czas go wstrzymywał, bo przecież by się udusił, ale oddychał zdecydowanie bardziej płytko.
Poczuł ulgę, ale i lekkie rozczarowanie, kiedy przestrzeń obok niego zrobiła się pusta. I zaraz się skarcił w głowie za takie myślenie. I tak to z tobą jest, Max. Ktoś okaże ci chociaż trochę zainteresowania, a tobie zaraz uruchamiają się dzikie myśli.
Jak on nienawidził swojego wrednego, paskudnego umysłu. Gdyby tylko mógł chwycić te wszystkie myśli i je rozpruć na części pierwsze, potem poszatkować jeszcze bardziej nożem i podpalić...
Najwyraźniej w tym całym swoim momencie, w którym jakby kompletnie odciął się od tego co działo się dookoła, pozwolił także na to żeby jego garda odpadła, odsłaniając jego emocje. Prawie wszyscy byli chyba i tak zajęci sobą, ale mógł poczuć na sobie przeszywające spojrzenie Sheryl. Szlag, pewnie już sobie zdążyła wmówić cholera wie co.
Oczywiście, dokładnie o to chodziło — odpowiedział Ianowi. Na szczęście gdy ten już wrócił Max zdążył się opanować. Pewnie w takiej sytuacji powinien już absolutnie nie zbliżać się do alkoholu przez cały wieczór, ale...a, pieprzyć to, pomyślał, po czym przystawił szklankę do ust i ją przechylił, pozwalając na to żeby alkohol podrapał jego gardło. — Ale wiesz, póki co spisujesz się bardzo dobrze, więc myślę że możesz liczyć na kolejne zaproszenia — dodał, czując się już trochę śmielej. Na tyle, że aż spojrzał na niego i...ocholeratemięśnie. Odwrót, odwrót!
Szybko przeniósł wzrok na jakiekolwiek losowe miejsce, którym okazała się koszula Toma. Ładny kolor, bordowy. Pasuje do niego. Materiał też wydaje się całkiem przyjemny, przynajmniej nie gniecie się jak cholera, zważywszy na te wszystkie żywiołowe ruchy jakie mężczyzna wykonywał ze swoim ciałem.
— Max nie przychodzi zbyt często do redakcji, więc mamy czas żeby za sobą zatęsknić. Woli pracować w domu, nasz drogi aspołeczniak — usłyszał słowa Abby i odwrócił głowę w jej stronę. Hm? Czemu nagle rozmawiali o nim? — No i bez przesady z tym spędzaniem czasu wieczorami, bo to jest jeszcze rzadsze — westchnęła z ogromnym żalem, na co przewrócił oczami. Był też trochę poirytowany tym, jak Abby zdradzała go przed Ianem.
Po pierwsze, w domu mam idealne warunki do pracy, więc po co mam specjalnie przyjeżdżać do biura? — postanowił ruszyć w swoją obronę. — A po drugie, no bez przesady, przecież wychodzę z wami na miasto.
— Tia, raz na dwa miesiące? — rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie. — Gdyby Sheryl nie przejrzała dokładnie twojego profilu na facebooku, to pewnie nigdy byś nam nie powiedział o swoich urodzinach — rzuciła oskarzycielskim tonem, ale w wyraźnie żartobliwej manierze, a Max przygryzł wargę. Cóż...nie bardzo mógł się z tym wykłócać.


effsie - 2018-09-01, 22:36

Mała rysa w twoim planie — poinformowałem, kręcąc z udawaną naganą głową. — Wiesz, miałeś spore szczęście, że byłem w domu. Drobny przypadek i wszyscy musieliby siedzieć o suchym pysku.
Nie to, że wątpiłem, że sami potrafią się sobą zająć, ale serio, chyba po prostu nie potrafiłem dłużej usiedzieć w miejscu. Albo po prostu musiałem upewnić się, że wszyscy wprowadzą się w odpowiedni stan pijaństwa, jakby wielką zniewagą było opuszczenie budynku, w którym mieszkałem, bez odpowiedniej dawki alkoholu we krwi.
Mhm, świetnie. Mam nadzieję, że wciąż masz Mario Cart — rzuciłem z rozbawieniem, chociaż, przyznaję, jak to powiedziałem, nabrałem w sumie ochoty na taką rozgrywkę. Ostatni raz w tę durną grę grałem pewnie z siedzącym obok mnie Maxem, czyli z jakieś pięć lat temu.
Swoją drogą, zmarszczyłem nieco brwi. Lekko zarumieniony i spięty, wpatrywał się uważnie w Toma, który rozmawiał o czymś z Simonem i Sheryl. Uniosłem zdziwiony brew, starając się zrozumieć, co tu się kroi, ale głos Abby wyrwał mnie z tego krótkotrwałego letargu.
— Max nie przychodzi zbyt często do redakcji, więc mamy czas żeby za sobą zatęsknić. Woli pracować w domu, nasz drogi aspołeczniak. No i bez przesady z tym spędzaniem czasu wieczorami, bo to jest jeszcze rzadsze.
Abigail wydawała się jedną z tych lasek, z którymi można było nawet porozmawiać i nie chcieć przelecieć. Nie ma co, byłem chyba po części niezłym szowinistą, ale prawda była taka, że z jakimś uprzedzeniem podchodziłem do wszystkich kobiet i dużo trudniej było mi z nimi nawiązać jakiekolwiek w miarę przyjacielskie relacje. Ta tutaj, obok mnie, wydawała się całkiem w porządku i nawet nie sprawiała, że miałem jej dość.
Pracujesz z domu? — Wychwyciłem w tej rozmowie, rzucając pytające spojrzenie na Maxa. — A to mały skurwiel, wiesz, próbował wykręcić się z obiadu ze mną, zasłaniając się tym, że ciągle go tu nie ma — zwróciłem się teraz do Abbie, po czym posłałem Maxowi rozbawione spojrzenie, decydując się przemilczeć fakt, że finalnie stanęło na kolacji.
— Z nim tak zawsze — przytaknęła rozbawiona Abbie, rzucając przelotne spojrzenie na Maxa. — Kiedyś dostałam zaproszenie do naprawdę dobrej restauracji i chciałam go tam zabrać, wiesz, czym się wykręcił? Podobno zaplanował sobie na ten wieczór maraton Harry’ego Pottera.
Wyszczerzyłem się głupio, zerkając przelotnie na Maxa i poklepałem go po udzie.
Znam problem — zapewniłem Abbie. — Mieszkałem z nim przez dwa lata, koleś zna niektóre dialogi na pamięć.


Gazelle - 2018-09-01, 23:08

O nie, jakbyśmy sobie bez ciebie poradzili! — rzekł dramatycznym głosem. Musiał się z nim trochę podroczyć dla rozładowania napięcia, mimo iż naprawdę doceniał pomoc Iana. On sam tutaj ciągle siedział jak trusia, nie wiedząc jak się zachować i zostawiając swoich gości samych sobie. Także, tak, obecność Iana była w tym momencie bardzo cenna. Max wiedział, że Ian jest w domu, w ogóle Ian ostatnio całkiem często przebywał w swoim mieszkaniu, sądząc po hałasach, ale pewnie gdyby się nie spotkali na balkonie to nie wpadłby na to żeby zaprosić go na tę improwizowaną imprezę.
A co, chcesz żebym znowu skopał ci tyłek? — prychnął. Nadal jednak nie patrzył na Iana, więc pewnie i tak marnie wypadał w tej całej złośliwości. Wspomnienie o grze, w którą za czasów studiów bardzo lubili grać, przywołało kolejną falę nostalgii. Gdzieś na pewno ma jeszcze sprzęt i tę grę, chociaż nie uruchamiał jej w cholerę czasu. Z Ianem grało mu się zdecydowanie najlepiej. Uwielbiał wyraz jego twarzy, gdy ten przegrywał po raz kolejny.
Jęknął głośno i przeciągle, nasłuchując wymiany zdań pomiędzy Abigail, a Ianem. I znowu zdemaskowany. Dlatego, drogie dzieci, nie powinno się kłamać. A na pewno nie powinien robić tego Max, bo wychodziło na to że był badziewnym kłamcą. Chociaż w sumie to nie on sam się sprzedał, a jego droga koleżanka z redakcji.
Hej, Abby, myślałaś może o tym żeby przenieść się do działu plotkarskiego? Bo twój język robi się coraz bardziej niewyparzony — fuknął, wcinając się właściwie koleżance w ostatnie słowo.
Wzdrygnął się lekko gdy poczuł rękę Iana na swoim udzie. Niespodziewany dotyk. Miał nadzieję że Ian nie zwrócił na to uwagę — i rzeczywiście wydawał się nieprzejęty.
Abby wyraźnie zaświeciły się oczy, gdy jego sąsiad wyznał że zdarzyło im się wspólnie mieszkać, ale pierwsza reakcja dobiegła ich ze strony Sheryl.
— Mieszkaliście ze sobą? Byliście parą? — spytała, a jej pełne usta wykrzywiły się w demonicznym wręcz uśmiechu.
Nie! To nie tak! Byliśmy tylko współlokatorami w college'u! Absolutnie nic między nami nie było! — natychmiastowo wyjaśnił, czując jak jego twarz staje się niesamowicie gorąca. I chyba zrobił to trochę zbyt głośno i zbyt gwałtownie, bo wszyscy w milczeniu zaczęli się na niego gapić. Brawo, Max, brawo, zdołałeś zaskoczyć nawet tych którzy są przyzwyczajeni do twoich dziwactw. Miał ochotę oficjalnie zniknąć z planety Ziemi. A nawet z Układu Słonecznego. Wyfrunąć do innej galaktyki i przeistoczyć się w gwiazdę, albo nawet w jakiś kosmiczny odpad.


effsie - 2018-09-01, 23:31

Rozłożyłem bezradnie ręce, pokazując, że nie mam pojęcia i upiłem trochę z nowego drinka. Absolutnie nie przeszkadzała mi moja nowa rola, wiadomo, najlepszy sposób żeby poznać nowe osoby to zamienić z nimi dwa słowa przy alkoholu, złoty środek, mówię wam.
Skąd, po prostu martwię się o twoją samoocenę — odparłem, odwracając się do Maxa. — Jedna rzecz, w której jesteś lepszy ode mnie. Chcę ci dać okazję żebyś trochę podpompował swoje ego — droczyłem się. — Drugi prezent urodzinowy. Z trzecim musisz uważać, bo już więcej nie będzie — dodałem żartobliwie. Boże, te słowne przepychanki z tym kolesiem dawały mi jakąś chorą satysfakcję i chciałem jeszcze, więcej, chociaż przyznaję, nie kumałem do końca skąd to jego wycofanie.
Nie to, bym przez to miał przestać.
Słysząc pytanie Sheryl – swoją drogą, skubana, nie wiedziałem, że podsłuchuje naszą rozmowę z drugiego końca stołu – parsknąłem śmiechem i oblałem się nieco drinkiem, którego właśnie miałem się napić. Boże, co to za absurd, ta laska wybitnie mnie nie znała. Pokręciłem z rozbawieniem głową i miałem już coś powiedzieć, gdy Max obok mnie podskoczył w miejscu, zrobił cię cały czerwony i wyrzucił z siebie te wszystkie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
Zdębiałem, całkowicie zaskoczony, zresztą jak wszyscy wokół nas.
Niezbyt rozumiałem dlaczego, ale Max w towarzystwie swoich znajomych z pracy robił się niesamowicie spięty. Kiedy gadaliśmy na balkonie, nawet te kilka dni wcześniej, był dużo bardziej wyluzowany, a teraz… zerknąłem na jego czerwoną facjatę i potem, przelotnie, na Toma, w którego jeszcze chwilę temu się wpatrywał i poczułem coś na wzór cienia irytacji, dodając sobie dwa do dwóch.
Boże, co za zauroczony kundel.
Ale dobra, tu i teraz, wracamy.
Serio wyglądam na geja? — spytałem głośno, przerywając ciszę i skupiłem wzrok na Sheryl. — Bo że on — wskazałem na Maxa — to wiadomo, ale ja, serio? Co to takiego? No dawaj, przecież się nie obrażę.
Uśmiechnąłem się do niej głupio i wzruszyłem ramionami, opierając się wygodniej na kanapie.
A ty zluzuj, wszyscy już zrozumieli — dodałem nieco ciszej, już bezpośrednio do Maxa, szturchając go w ramię, koleś, spokojnie, Tom już na pewno wie, że jesteś wolny i cały do dyspozycji. — Wiesz, wystarczy słówko, trzecie życzenie, a zaraz mogę pobawić się w swatkę. — Puściłem mu oczko i upiłem swojego drinka. No patrzcie na mnie, taki miły i uczynny, człowiek tego stulecia.


Gazelle - 2018-09-01, 23:52

Podczas gdy Max wyraźnie się speszył i poddenerwował pytaniem Sheryl (chociaż to zdecydowanie zbyt delikatnie ujęte), Ian po prostu z tego rechotał. Że niby co było w tym śmiesznego, hę?
Szybko zmienił nastrój z ekstremalnie zawstydzonego na mocno podirytowany. Co to niby miało znaczyć, że Max wyglądał na geja? I dlaczego niby Ian miałby na niego nie wyglądać? Znaczy, Max wiedział przecież że Iana nie kręcą faceci, ale, jeny, w tym roku nadal oceniać czyjąś orientację po wyglądzie? Przecież to idiotyczne!
Oliwy do ognia dodały kolejne słowa mężczyzny, tym razem skierowane bezpośrednio do niego. Swatka? O chuj mu niby chodzi?!
Nie wiedząc co zrobić z tymi wszystkimi emocjami wyciągnął poduszkę zza swoich pleców, i podczas gdy Sheryl coś tam tłumaczyła że wyglądali na bliskich sobie, że czuła pomiędzy nimi jakąś chemię i inne tego typu pierdoły (na które Max już naprawdę nie miał siły), przywalił Ianowi poduszką w twarz. Oczywiście, łaskawie poczekał aż ten odłoży drinka na stół. Przecież to on musiałby sprzątać syf powstały z rozbitej szklanki. Potem, jak gdyby nigdy nic, odrzucił poduszkę gdzieś w głąb pokoju i sięgnął po swoją szklankę z drinkiem, opóźniając ją do dna. Jak ktoś będzie mu wspominał ten wieczór, to powie po prostu że był pijany i nic z niego nie pamiętał. To był plan.
I chyba rzeczywiście był pijany, skoro zachowywał się jeszcze bardziej nieracjonalnie niż zwykle. Stał się w dodatku drażliwy i mocno przewrażliwiony, ujawniając w ten sposób swoje najsłabsze strony, które za wszelką cenę chciał zachować dla siebie, i tylko dla siebie.
A tak w ogóle to nadal nie wiedział o co chodziło w tym tekście ze swatką. Tak, jakby Ian chciał mu zakomunikować, że o czymś wiedział, ale Max w ogóle nie mógł sobie poukładać tego, do czego mogłoby się to odnosić.
Ugh, jak chciał stamtąd uciec. Nie miał już ani odrobiny ochoty na dalszą posiadówę. I mógłby znowu czmychnąć na balkon, ale to mogłoby być podejrzane. I mocno dziecinne, także odpadało. Ale przysiągł sobie, że jak cała ta zgraja w końcu opuści jego mieszkanie, to wpełznie pod swój kokon, pójdzie spać, a rano zadzwoni do szefa z prośbą o urlop i nie ruszy się z łóżka przez cały tydzień. Najlepszy plan na świecie.


effsie - 2018-09-02, 00:16

Słuchałem z rozbawieniem słów Sheryl o tym, że nie, absolutnie nie mam w sobie nic z geja (zdziwiłaby się), popijając drinka i zerkając kontrolnie na Maxa, znów z wydętymi usteczkami. W końcu odstawiłem alkohol na stolik i już wyszczerzyłem się, odwracając się do niego, żeby znowu zasadzić w jego stronę jakiś niewybredny tekst (boże, serio, powinienem iść się leczyć), ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, w czymkolwiek się zorientować, dostałem poduszką w twarz.
Zdębiałem totalnie.
Dobra, to w ogóle nie bolało, ale było absolutnie znikąd i nie mam pojęcia, dlaczego ten koleś ubzdurał sobie, że może po prostu robić takie rzeczy. Ściągnąłem brwi, wciągnąłem ze świstem powietrze i odwróciłem się do niego, gniewnie mrużąc oczy, a ten kurwa cwaniak od siedmiu boleści całkowicie mnie zignorował i właśnie wychylał do końca drinka, którego mu chwilę temu przygotowałem.
Słowo daję, chciałem mu przyłożyć.
Zagotowało się we mnie, a cień irytacji przerodził się w całkowity płomień, widząc te wydęte usteczka i zawziętą minę. Och, uwierzcie mi, zrobiłbym z nimi teraz naprawdę dużo, dużo rzeczy, gdyby nie siedzący tu dookoła…
Prychnąłem, sam do siebie, zbierając się z miejsca i podszedłem do barku, robiąc sobie jeszcze jednego drinka. Zabawiłem tam nieco dłużej, kręcąc sobie fajkę, którą zabrałem wraz z alkoholem na balkon. Spędziłem tam kilka minut, uspokajając swoje zmysły zarówno alkoholem, jak i dymem i wróciłem do środka już tylko lekko poirytowany, tylko po to, by odkryć, że atmosfera zdążyła się lekko rozluźnić. Z jednej, wspólnej grupki przy stole, zrobiło się kilka mniejszych, każdy rozmawiał w innym kącie pomieszczenia i rozejrzałem się wokół, napotykając wzrokiem Maxa, który ze ściągniętymi brwiami słuchał słów Toma.
Kurwa, wiedziałem, że sam się na to nakręcam, ale chuj w to.
Miałem przemożną ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy, och, miałem ochotę na dużo więcej i zagotowałem się sam w sobie, poirytowany tym, jak ten skurwiel na mnie działał. I pewnie mógłbym się tym nie przejmować, mógłbym chwycić go za ramię i powiedzieć, że hej, koleś, sprawy się mają tak a tak, a potem szarpnąć za włosy i pokazać, jak możemy spędzić czas, gdy nie jestem już taki miły i gdy się mnie wkurwia, ale ech, nie. Resztki zdrowego rozsądku mówiły mi, że po takiej nocy mój były współlokator jeszcze bardziej rozwaliłby się na kawałki, a pomimo tymczasowego wkurwu, naprawdę nic do niego nie miałem i wcale nie życzyłem mu źle.
Odwróciłem się do barku, zrobiłem sobie nowego drinka, a potem pojawił się ten koleś od zapałek. Byłem poirytowany i nakręcony, a on miał nienajkrótsze włosy, więc kiedy dowiedział się, że robię dziary i chciał zobaczyć kilka projektów, rzuciłem, że mogę mu je pokazać.
Telefon zostawiłem w kieszeni spodni, w końcu miałem je w lepszej jakości na żywo. I nie wiem, tak jakoś wyszło, że chyba po złości wyruchałem kumpla Maxa, ale naprawdę, absolutnie się tym nie przejmowałem ani tej nocy, ani kolejnego ranka, gdy żegnałem się z facetem, którego miałem już pewnie nigdy nie zobaczyć.


Gazelle - 2018-09-02, 01:29

Jego cudowny wybryk z poduszką przeszedł właściwie niezauważony. Chyba wszyscy w pomieszczeniu uznali że to była dalsza część ich kumpelskiego, nieszkodliwego przekomarzania się. No tak, kto by w ogóle wziął cios poduszką na poważnie?
Najwyraźniej Ian wziął. Bo zerwał się z kanapy i sztywnym krokiem odszedł w kierunku baru, co jasno sugerowało że był wkurzony. Jeny, serio? Okej, może zachowanie Maxa było głupie – co uświadomił sobie dopiero jak wkurzenie mu mocno opadło – ale bez przesady, że Ian aż tak się tym przejął. Sam się ciągle nabijał z Maxa, a teraz co, nagle wielce urażony? I pomyśleć, że Max nawet chciał go przeprosić za swoje zachowanie!
Odprowadził go wzrokiem, gdy ten ruszył w stronę balkonu, po czym westchnął i postanowił wkręcić się w pogawędkę z resztą swoich gości, zajadając się chipsami. Ale w końcu wyszło na to, że przesiadł się obok Toma i to głównie z nim gawędził. Poświęcał mu chyba najmniej uwagi ze wszystkich swoich dzisiejszych gości, a to był naprawdę w porządku facet. Z tego, co się dowiedział, jego kolega najwyraźniej miał kłopoty w małżeństwie. I było mu autentycznie przykro z tego powodu, gdyż miał ciągle w pamięci to, jak ciepło Tom wypowiadał się zawsze o swojej żonie. Położył mu dłoń na ramieniu w geście pocieszenia, gdy za plecami Toma dostrzegł coś zastanawiającego. Otóż Ian, który nie wiadomo kiedy nawet wrócił z tego nieszczęsnego balkonu, ciągnął za nadgarstek Marcusa do drzwi wyjściowych. I zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, usłyszał tylko trzask sygnalizujący że dwójka jego gości poszła sobie cholera wie gdzie.
Sugerując się tylko tym, co mógł zaobserwować, zarówno z ich mimiki, jak i z gestów, sytuacja była dosyć...dosyć jednoznaczna. Ale to wytłumaczenie było także najbardziej absurdalne. Przecież Ian nie interesowałby się facetami, więc przecież by się z żadnym nie przespał, prawda? Jeżeli już chciał zaciągnąć kogoś do łóżka, to prędzej byłaby to Sheryl, nie?
To nie miało żadnego sensu, zważywszy na fakt że jeszcze chwilę temu śmieszyła go sama insynuacja że mógłby być gejem. Nie-e, to musiało mieć jakieś inne wytłumaczenie, na pewno. A Max wcale nie musiał sobie tym zaprzątać głowy, co go obchodziło życie intymne Iana?

...okazało się że jednak obchodziło go bardziej niż był w stanie to przyznać. Przez ostatnie dwa dni ciągle rozmyślał o wydarzeniach z niedzieli. Jak to miał w zwyczaju, analizował każde swoje zachowanie, czując z minuty na minutę coraz większą pogardę do siebie. Chciałby zrzucić odpowiedzialność za swoje niedojrzałe zachowanie na Iana, ale prawda była taka, że to on sam wmawiał sobie różne głupoty. I to on nie potrafił zapanować nad swoimi emocjami. I dlatego powinien dalej unikać ludzi, bo każdy kontakt z nimi nie dość, że był fizycznie męczący, to jeszcze w tym przypadku wprawił go w naprawdę podły nastrój.
Nie zdecydował się jednak na urlop i we wtorek udał się do redakcji. Miał właściwie stawić się tylko na jakieś konsultacje, nic wyczerpującego.
Jednak wśród osób zgromadzonych w biurze oczywiście musiała być osoba, której najbardziej nie chciał tego dnia zobaczyć (no...druga taka osoba; pierwszą był zdecydowanie sam Ian).
Hej, Marcus — odezwał się neutralnym tonem, gdy ten do niego podszedł z wyraźnym zamiarem rozpoczęcia rozmowy.
— Siemka, Max — odpowiedział radośnie jego kolega. — Czemu się nie odzywałeś? Zresztą, nieważne. Mam do ciebie małą prośbę. Ten twój...znajomy. Ten z mieszkania obok...mógłbyś mi dać jego numer telefonu? W niedzielę wyszliśmy od ciebie razem, widziałeś nas, nie?, no i powiedzmy, że mieliśmy bardzo miłe after-party — puścił Maxowi oczko, a sam Max chciał się zrzygać. — Zostawiłem mu numer telefonu, ale się nie odzywa. I może próbuje zgrywać trudnego do zdobycia czy coś, nie wiem, ale chciałbym mieć jakiś kontakt, wiesz? Fajny jest. I zajebisty w łóżku. Serio, mieszkaliście razem i nawet się z nim nie przespałeś? - paplał, a Max poczuł zupełnie irracjonalną, niewytłumaczalną falę gniewu, która przeszyła jego ciało.
Słuchaj — przerwał mu w końcu te peany na cześć Iana — ja nawet nie mam numeru do Iana — przyznał. I to nie tak, że chciał mu zrobić na złość, ale naprawdę nie mieli okazji wymienić się numerami. Ale Marcus najwyraźniej nie dawał mu wiary, bo spoglądał na niego ewidentnie podejrzliwie. Nie mógł go o to winić, jednak taka właśnie była prawda!
Mogę ci dać namiary na jego facebooka — powiedział w końcu, uginając się pod ciężarem tego spojrzenia. Pewnie nie powinien tak szastać czyimiś personaliami, ale jebać to, Ian sobie na to zasłużył. Miał nadzieję że Marcus będzie bardzo namolny i męczący dla Iana. I nawet go do tego subtelnie podpuścił, mówiąc jakieś bzdury o tym że nie powinien się poddawać, że zasada trzech dni bez kontaktu to bzdura i nie ma co czekać aż Ian sam się odezwie.
Ten cudowny plan, niestety, odbił się na nim rykoszetem, gdyż wkrótce to do niego zaczął wypisywać Marcus, żaląc się na olewającego go Iana. Ten dupek naprawdę miał tupet. Ian, znaczy. Chociaż Marcus też. Nie powinien w ogóle mieszać się w tę sytuację, a na pewno nie powinien pozwalać sobie na to, żeby tak się wkurzać z jej powodu.
A Marcus...wyraźnie się zabujał w sąsiedzie Maxa, co było dla niego zupełnie niezrozumiałe. Przecież prawie ze sobą nie rozmawiali na imprezie i łączyło ich właściwie tylko łóżko. Serio, czy czyjeś umiejętności łóżkowe mogą aż tak zawrócić w głowie?
Zresztą, Max był niewiele lepszy. Im dłużej izolował się od Iana, tym częściej o nim myślał. To było skrajnie idiotyczne i na tym na pewno stał jakiś wewnętrzny sadyzm wymierzony w samego siebie. Nie śmiał tego nazwać zauroczeniem, to było obrzydliwe, ale na pewno były to jakieś silne i durne emocje, które ostatecznie i tak powinny w końcu się uspokoić i iść sobie w cholerę. Nic godnego uwagi.

I mimo tych wszystkich postanowień, które sobie składał, że się nie będzie przejmować, że oleje kompletnie Iana, że Marcus powinien sobie radzić sam, tydzień po swoich urodzinach znalazł się pod drzwiami swojego sąsiada, uderzając w nie trochę mocniej niż wymagałoby tego zwykłe pukanie.
Wiem, że tam jesteś — krzyknął. Chociaż i to pewnie było niepotrzebne, bo przecież słyszał że Ian się zbliża do drzwi. — Serio myślisz że możesz sobie tak po prostu wyruchać mojego kumpla i go później tak chamsko olewać?! Za kogo ty się masz? Czy napisanie że nie jesteś zainteresowany to aż tak wielki wysiłek? — rzucił oskarżycielsko, stając przed Ianem z założonymi rękoma. Szkoda, że nie mógł jeszcze spojrzeć na niego z góry dla wzmocnienia efektu. Zamiast tego sam musiał zadzierać głowę do góry. Spojrzał na niego wyczekująco, czekając na jakiekolwiek tłumaczenie które miałoby mu udowodnić że Ian nie jest tchórzem, dupkiem i mendą skończoną.
W ogóle to co sobie myślisz, że możesz sobie ot tak wyrywać moich kumpli? — dodał kolejną rzecz do swojej listy zarzutów, bo to go chyba najbardziej mierziło w tej całej historii. — Brakuje ci facetów, kobiet...kogokolwiek wokół siebie?! - fuknął.
Jakim cudem pod wpływem jednego wysokiego, umięśnionego i cholernie przystojnego faceta spokojny, wycofany Max Stone nagle stał się tym fukającym, rozhisteryzowanym...czymś? To było niemożliwe, jak jedna osoba mogła wyzwolić w nim aż tak skrajne zachowania.

drama queen strikes again, sorcia


effsie - 2018-09-02, 08:58

Boże, wydawało mi się, że nie byłem aż taki nachalny, że serio tylko zaproponowałem mu, żeby zobaczył te dziary u mnie, w lepszym świetle, takie, jakie są na serio, bo skąd mogłem wiedzieć, czy koleś też czasami woli coś innego, niż dwie dziurki, no ale hej, może rzeczywiście trochę bardziej mnie poniosło, szczerze mówiąc, nie do końca pamiętam. Z Marcusem było, ech, w sumie fajnie, chyba nie mógłbym lepiej skończyć tego dnia, chociaż nie przypuszczałem, że przyjdzie się mi jeszcze zmęczyć. Spanie z kolesiami było o tyle lepsze, że potem nie odwalali tej całej szopki, która zdarzała się laskom, zostawiania rano numeru i szukania kontaktu, bo, no nie oszukujmy się, może pogadaliśmy sobie trochę o dziarach, ale chyba obaj wiedzieliśmy, że tutaj to chodzi raczej o seks, a nie jakiekolwiek coś więcej.
No, to się kurwa pomyliłem, już w poniedziałkowy poranek. Wstałem zdecydowanie później, niż on, jakoś tak wypada, ze tatuażyści nie muszą zrywać się o świcie i biec do redakcji, a kiedy znalazłem na stole z moimi dziarami kartkę z jego numerem i imieniem, wywróciłem oczami i uśmiechnąłem się pod nosem. To nawet mnie nie wkurwiło, było całkiem zabawne, koleś dający mi namiar na siebie, w razie gdybym potrzebował bezprecedensowego dymanka, przyznaję, że zapisałem go w telefonie pod nazwą „Marcus Zapałki”. To była, słuchajcie, moja taktyka: poznać imię, a potem połączyć je z jakimś skojarzeniem i zapisać tak w telefonie. Imię zapomnę w dwie sekundy, jak będę coś od niego chciał to wpiszę w telefonie „zapałki”, a sam telefon podpowie mi, jak typ miał na imię i nie wyjdę na takiego już wielkiego chuja w ostatecznym rozrachunku. Czasami sam nabijałem się z siebie, patrząc na listę kontaktów w telefonie, bo miałem tam inne „Annie Pociąg”, „Kate Biurko” czy „Jen Deska”, teraz najwyraźniej do grona moich zdobyczy mieli dołączyć jeszcze faceci.
Ech, kto by pomyślał, że stanę się takim pedałem.
W każdym razie, wszystko było w jak najlepszym porządku, przynajmniej do czasu, gdy Marcus Zapałki nie znalazł mojego konta na fejsie. To nie było jakoś szczególnie trudne, w końcu miałem się w ziomkach z Maxem jeszcze od czasów studiów, a ile Ianów ten może znać, ale i tak, przyznaję, nie spodziewałem się tego. Koleś zasadził kilka głupich tekstów, a potem wypalił z tym, że wydaje się mu, że zostawił u mnie swój długopis, a mu na nim zależy, bo to blablabla, chuje muje, dzikie węże, ech, westchnąłem zmęczony i odpisałem mu, że go poszukam, to chyba wystarczające, by zbyć typa, nie? Najwyraźniej nie, bo jeszcze kilka razy w tym tygodniu sprawdzał, czy go znalazłem, chyba nie łapiąc tej subtelnej aluzji, aż w końcu w niedzielę znowu mi odpierdoliło, nie wiem, sam nie wiem. Może uznałem, że takie rzeczy trzeba przedstawiać twarzą w twarz, a może potrzebowałem trochę ruchanka, a ten typ był jak najbardziej nakręcony, bo napisałem mu, że nic nie znalazłem, ale jak chce to może wpaść sam poszukać.
No i, ech, wiecie. Co wam będę mówił.
Marcus Zapałki nie był najgorszy w te klocki. Nie taki dobry, jak niektóre dziewczyny, ale też wiedział, że musiał uważać na zęby i doskonale łapał rytm, gdy zaciskałem palce na jego włosach i pokazywałem mu, z jaką prędkością chcę, by obciągał mi chuja.
Może bawiłbym się lepiej gdyby nie to natarczywe pukanie i wrzaski mojego sąsiada.
Początkowo go zignorowałem, ale gdy zaczął wrzeszczeć o ruchaniu jego kumpla, westchnąłem i odepchnąłem Marcusa Zapałki od siebie, niewiele myśląc kierując się w stronę drzwi. Byłem całkowicie nagi i z czerwonym, twardym wzwodem, nic dziwnego, skoro ten blondas dobijał się w środku robienia mi loda, ale za to absolutnie niezawstydzony.
No, no, co za płucka — syknąłem, jednym ruchem otwierając drzwi, skoro już wcześniej doskonale wiedziałem, kogo za nimi zastanę. — Kto by pomyślał, że masz taką parę. Chyba usłyszeli cię wszyscy w budynku, nawet na ósmym piętrze.
Na twarzy miałem obłudny uśmieszek i wlepiłem wzrok w twarz Maxa, obserwując uważnie jego reakcję. A, och, było co obserwować, bo chyba ostatnim, czego się spodziewał, było zastać mnie w takim stanie. Wzrok automatycznie prześlizgnął się mu po mojej klatce piersiowej i zaczerwienił się lekko, orientując się, że nie mam nic na sobie, ale prawdziwy spazm przyszedł w sekundzie, gdy zorientował się, jak wygląda sprawa pomiędzy moimi nogami. Prędko uciekł od wzrokiem od mojego przyrodzenia, chyba automatycznie przenosząc spojrzenie na moją twarz, ale nie spodziewał się, że czekałem, patrząc się na niego wyczekująco. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zrobił się chyba jeszcze bardziej czerwony i nie wiedział, gdzie podziać wzrok.
Zagryzłem wargę, rozbawiony i przesunąłem się lekko w drzwiach, otwierając je szerzej.
Szukamy z Marcusem jego długopisu, który tu zostawił — postanowiłem wytłumaczyć uczynnie mojemu sąsiadowi. Z Maxa był wybitnie dobry kumpel, skoro tak martwił się o swoich znajomych. Zerknąłem przez ramię, upewniając się, że z tej pozycji blondas był w stanie dojrzeć Marcusa Zapałki w takim stanie, jak go zostawiłem, klęczącego i czekającego, aż do niego wrócę, ale to, co zobaczyłem, wcale mi się nie spodobało. Skurwiel już zacisnął dłoń wokół swojego sterczącego członka i sam się masturbował. — Hej, kurwa, co ci mówiłem? Zabieraj łapy — warknąłem, czując krew buzującą w jednym już tylko miejscu i resztkami przyzwoitości odwróciłem się znów do Maxa. — Słuchaj, może poszukaj też u siebie, bo coś nie możemy go znaleźć — powiedziałem jeszcze, zamykając zszokowanemu i czerwonemu jak burak chłopakowi drzwi przed nosem, a potem, co tu dużo mówić, wróciłem do tego nieposłusznego skurwysyna i musiałem mu wytłumaczyć co nieco.
Kilka dni później, jak myślałem o tym zajściu, stwierdziłem, że może trochę przesadziłem, serwując taką sesyjkę zaskoczenia Maxowi, ale koleś chyba wybitnie nie wiedział, co to prywatność i przyda się mu mała terapia wstrząsowa.
Nie to, bym chciał go przestraszyć, może tylko trochę wychować tego krnąbrnego blondasa.
Tylko, jak na złość, chyba trochę przesadziłem, bo wybitnie mnie unikał. We wtorek wieczorem zapukałem do niego, ale udawał, że wcale nie ma go w domu, podobnie było w środę. Czwartek miałem nieco luźniejszy, żadnych umówionych klientów i postanowiłem porysować trochę za dnia w domu, a gdy wyszedłem na fajkę i zorientowałem się, że miał otwarte drzwi balkonowe, niewiele myśląc, przeskoczyłem przez barierkę i sam zaprosiłem się do jego domu.
Siema, co tam? — przywitałem się, wchodząc do środka i przyłapując go na jakże haniebnej czynności pisania czegoś na komputerze. Rozejrzałem się wokół i panował tu dużo większy chaos, niż w dzień jego urodzin, czego też nie omieszkałem skomentować: — O, nie jesteś już takim pedancikiem jak pięć lat temu? — Przeniosłem z powrotem na niego wzrok i westchnąłem, zastanawiając się, co powiedzieć. — Sorry za to niedzielne przedstawienie, ale zacząłeś wydzierać się nie w porę. Jak będziesz grzecznie czekał pod drzwiami to obiecuję już zawsze otwierać ci w ubraniu — zażartowałem, szczerząc się do niego w głupim uśmiechu.


Gazelle - 2018-09-02, 11:38

Ja pierdolę...
Walił głową w ścianę swojego przedpokoju, jakby desperacko chciał wybić w ten sposób ze swojej głowy obraz jaki postawiono przed jego oczami parę minut temu. Postawiono, heh. Kto normalny otwierał komukolwiek drzwi w takim stanie?! Kurwa, Ian zdecydowanie był najbardziej pojebanym kolesiem z jakim ostatnio miał do czynienia. A może do czynienia w ogóle. Szlag by go trafił. A niech mu ten chuj uschnie i odpadnie. Dzban pierdolony.
Jego kochany umysł przywołał mu ze szczegółami widok nagiego Iana i jego...um, arsenału pomiędzy nogami. No nie mógł tego odzobaczyć. Najgorsze było to, że jego pierwszą myślą wówczas wcale nie było wkurzenie...
Ale, ugh, w gruncie rzeczy wciąż był młodym gejem z buzującymi hormonami. A Ian był dla niego atrakcyjny, nawet nie próbował się tego wypierać. Zauważył to już pierwszego dnia, kiedy się poznali, a skóra Iana jeszcze nie była pokryta tatuażami (do których Max miał sekretną słabość zresztą). Nawet wyhodował sobie malutkie zauroczenie, które na szczęście minęło gdy poznał Jareda i się z nim związał. Podkochiwanie się w hetero facecie to jednak największe gówno, w jakie można się wpędzić.
Jak się okazało jednakże, Ian wcale nie był taki hetero. I Max totalnie nie wiedział co o tym myśleć.
Nie, nie zamierzał o tym w ogóle myśleć. To nie miało żadnego znaczenia. Byli tylko sąsiadami. Tylko i wyłącznie sąsiadami, którzy jeszcze całkiem niedawno temu nawet nie mieli pojęcia o swoim istnieniu. I to wszystko, Max mógł się co najwyżej łudzić że Ian odczuwa względem niego trochę większą sympatię niż wobec ziomka z mieszkania obok, z którym czasami można pogawędzić na fajce.
Nie wiedział, czy będzie w stanie kiedykolwiek jeszcze spojrzeć w oczy Ianowi po tym...incydencie. To nie on powinien być najbardziej zawstydzony, i to nie on powinien odczuwać potrzebę schowania się w mysiej dziurze, ale cóż, był Maxem.
Dlatego jak postanowił, jak zrobił, i przez następne dni z sukcesem unikał jakiegokolwiek kontaktu z Ianem. Nie było to trudne, ale i tak był wyjątkowo ostrożny. Jeszcze trochę i w końcu zapomni o tym wszystkim. A jak nie, to w najgorszym wypadku poszuka nowego mieszkania. Nie no, to byłoby przegięciem. Chociaż skłamałby, gdyby powiedział że takie rozwiązanie nie przemknęło mu przez głowę.
Marcusa również unikał. Na niego również był wkurzony. Właściwie nawet nie do końca wiedział, dlaczego, ale był wkurzony.
W sumie, dlaczego akurat Marcus? Co w nim było takiego wyjątkowego, że Ian aż musiał go porwać z imprezy żeby tylko zaciągnąć go do łóżka? Czy tacy właśnie faceci podobali się jego sąsiadowi?
Ugh, nie ważne.
Próbował wrócić do swojej rutyny, ale jego mózg nie dawał mu spokoju. Nie mógł się na niczym skoncentrować, co odbijało się na jakości jego pracy. Każdy jego artykuł w końcu zmierzał do jakiegoś totalnego, abstrakcyjnego pierdolenia o tym, jacy to ludzie są, a jacy nie są. Kończyło się na tym, że musiał spędzać znacznie więcej czasu na pisaniu, przez co zaniedbywał inne obowiązki domowe. Nie lubił pracować w syfie, ale chrzanić to, i tak pracowało mu się beznadziejnie. Przeszkadzało mu dosłownie wszystko. Nawet najdrobniejszy hałas, kurz na biurku, nierówno poukładane książki, a nawet zbyt gęste powietrze. Tak, jakby nagle nabawił się jakiejś przeklętej nerwicy natręctw.
Zajął się chociaż tym ostatnim problemem, bo rzeczywiście było duszno...i trochę już śmierdziało. Kiedy to on ostatnio wietrzył pokój? Wstał z biurka i otworzył drzwi balkonowe, żeby do pokoju mogło wlecieć jak najwięcej chłodnego powietrza. Od razu poczuł się bardziej rześko.
Wrócił do pisania, czując się już trochę lepiej, ale ta względna błogość nie trwała długo.
Co ty tu robisz? — warknął, nie podnosząc nawet wzroku z ekranu laptopa. Serio, czy ten dupek właśnie miał czelność wtargnąć mu do mieszkania? Jakim cudem uniknął więzienia, z tym swoim luźnym podejściem do przestrzeni osobistej.
Przymknął w końcu klapę laptopa i spojrzał na Iana, starając się posłać mu najbardziej zimne spojrzenie, na jakie było go stać.
Super. Zapewniam cię, że już więcej nie spotka cię taka sytuacja z mojej strony. A teraz wybacz, ale mam artykuł do napisania — wycedził, patrząc znacząco na drzwi balkonowe, którymi wlazł przed chwilą Ian. Skoro nimi wlazł, to mógł i nimi wyleźć.


effsie - 2018-09-02, 11:52

Ooo, wróciły usteczka.
Stanąłem na środku salonu, rozbawiony tą buńczuczną postawą mojego sąsiada. Był absolutnie uroczy, kiedy się tak złościł i choć domyślałem się, że to ja byłem przyczyną jego nastroju (wow, ale ze mnie Sherlock Holmes), nie wydawało mi się, żeby to było aż tak potrzebne. No dobra, pewnie też nie chciałbym żeby ktokolwiek wywijał mi kutasem przed oczami, ale hej, właśnie po to tu przyszedłem, nie? Przeprosić za całe to zamieszanie i popierdolić trochę o głupotach.
Kurwa, nie wiem czemu, ale czułem jakąś chorą potrzebę drażnienia tego faceta, irytowania go i pieprzenia mu głupot, chyba odzywała się we mnie ta nostalgia za studenckimi czasami, kiedy robiłem to właściwie non-stop.
Przyszedłem cię przeprosić. Próbowałem wcześniej, ale chyba nie było cię w domu — dodałem, przechylając głowę. Trochę się nabijałem, bo obaj wiedzieliśmy, że gdy pukałem to siedział w swoich czterech ścianach, zresztą, Abbie na jego imprezie urodzinowej (duże słowo, dla mnie to chyba jeszcze nie załapywało się na moją definicję imprezy) przedstawiła mi, jak wygląda sprawa Maxa wychodzącego na miasto. I choć mogło się to rzeczywiście zdarzyć raz, dwa wieczory pod rząd? Nie ma szans.
— Super. Zapewniam cię, że już więcej nie spotka cię taka sytuacja z mojej strony. A teraz wybacz, ale mam artykuł do napisania.
Zagryzłem wargę, powstrzymując wpełzający na twarz, jeszcze szerszy uśmiech. Do usteczek doszedł jeszcze ton, no i to spojrzenie, ach, słowo daję, ten koleś był przezabawny. Wywróciłem oczami i machnąłem głową.
No weź, Max — udawałem, że jest mi naprawdę przykro — nie bocz się, złość piękności szkodzi, tak się mówi w Australii. Chodź, postawię ci kawę, czy co tam lubisz pić. Słyszałem, że takie przerwy pobudzają do kreatywnego pisania — ciągnąłem swoją durną gadkę, uśmiechając się jak debil.
Słowo daję, mam nową rozrywkę. Sprawdzanie, jak bardzo mogę zirytować tego słodkiego blondaska.


Gazelle - 2018-09-02, 12:22

Sęk w tym, że Max miał absolutnie gdzieś przeprosiny Iana. Mógł je sobie wsadzić tam, gdzie wsadzał swojego chuja te kilka dni temu. I już kij z tym co się stało, nawet gdyby Max nie był tym jakoś mocno urażony (a był, cholernie), to i tak nie chciałby słyszeć żadnych przeprosin. Po prostu nie chciał mieć już nic do czynienia z Ianem, nie i już. Nie musiał się nikomu z tego tłumaczyć.
No spoko, przeprosiłeś — stwierdził, wzruszając ramionami. Jeżeli taka tylko była jego intencja, to temat można było uznać za zakończony. Więc dlaczego on nadal tam sterczał...
Ciężko było utrzymać twardy wyraz twarzy patrząc na Iana. Zważywszy na to, w jakim stanie ostatnio go widział, to chyba jego zawstydzenie było usprawiedliwione. Tym bardziej chciał żeby Ian w końcu zostawił go w spokoju.
A mężczyzna wciąż sobie z niego kpił. I chyba nawet nie starał się z tym ukrywać. A może i się nawet starał, ale Max był zbyt przewrażliwiony żeby tego nie dostrzec. I całą szczerość tych „przeprosin” szlag trafił.
Prychnął.
Nie, dzięki. Nie mam problemów ze swoją kreatywnością, mam natomiast problem z czasem — odparł, wyraźnie zaznaczając swój brak zainteresowania jakimkolwiek wypadem z Ianem. Czemu mu aż tak zależało?
No, cóż, powiedział co miał do powiedzenia i nie sądził żeby było cokolwiek do dodania. Dlatego otworzył ponownie swojego laptopa i wrócił do pracy, ignorując stojącego przed nim wysokiego mężczyznę. A przynajmniej udawał, bo ni cholery nie potrafił w tym stanie napisać czegokolwiek co by miało chociaż szczątki sensu. Na klawiaturę wdzierały mu się same niecenzuralne słowa i inwektywy, które idealnie pasowały by opisać Iana.
Przyjemnie było? — wypalił nagle, kierowany sam-nie-wiedział czym. — Przyjemnie ruchało ci się z moim kumplem?
Ugh, Max, jebnij się czasem w ten głupi łeb. Zorientował się zaraz, że mogło to zabrzmieć tak, jakby był zazdrosny czy coś. A nie był. Dlaczego niby miałby być? Ian był atrakcyjny, to już zostało dawno ustalone, ale to nie tak że na tym świecie istniał tylko jeden przystojny mężczyzna. Jeżeli by chciał, to pewnie sam mógłby się umówić z jakimś przystojniakiem. Niezobowiązujące łóżkowe znajomości wcale nie były mu obce wbrew pozorom. Miał teraz dosyć długi okres abstynencji seksualnej, ale to była tylko i wyłącznie jego świadoma decyzja. Także, no, nie miał żadnych powodów do zazdrości.


effsie - 2018-09-02, 14:40

No nie, patrzcie państwo, ja tak się zbieram, tak się tu sadzę, szczerzę ząbki i stroszę piórka, znajduję najpiękniejsze rymy i pędzę go przepraszać niemalże na kolanach, a ten mnie tak olewa, mnie i moje słodkie przeprosiny. Ech, gdybym nie był sobą to może bym się nawet obruszył, ale no nie sposób było nie uśmiechnąć się, widząc jak wydyma te usteczka.
Już nawet nie byłem zły, że wtargnął wtedy do mnie z tym całym kaszlem, słowo daję, cieszyłem się, że tu mieszkał, ach, w zasięgu ręki taki blondasek do podenerwowania. Nie wiem, to chyba jakieś szczenięce zaloty, mówię całkiem poważnie, bo nie zachowywałem się tak względem obcych mi ludzi. No dobra, ten tutaj nie był całkowicie obcy, ale wciąż, nie widzieliśmy się od pięciu lat, może mógłbym postawić sobie gdzieś dalej granice swojego natręctwa…
Eee tam. Za bardzo mnie to bawiło.
Oj, przestań, jak znalazłeś dwa wieczory dla swoich znajomych to chyba możesz poświęcić kilka minut staremu kumplowi, no Maxie — ciągnąłem cały czas i nawet rozejrzałem się dookoła, odrzucając jakąś bluzę i lokując tyłek na kanapie, tak, żebym mógł go sobie dokładnie oglądać, jak Wielce Obrażony ostentacyjnie odwrócił się do komputera.
Powstrzymałem parsknięcie śmiechem, ale już nie szeroki uśmiech, chociaż nie mógł go zobaczyć, wpatrzony w swoją klawiaturę i uderzający o nią zawzięcie palcami. Nie miałem pojęcia, skąd to przesadne zachowanie, no przecież przeprosiłem, serio, gdyby się tak nie nadymał i po prostu zamienił ze mną kilka zdań to uznałbym, że wszystko git, ale nie, mały skurwiel też musiał mi grać na nerwach i mnie jeszcze bardziej nakręcać.
Boże, byłem jak dziecko, słowo daję.
Trudno.
Przechyliłem głowę, słysząc jego słowa i podrapałem się po żuchwie.
Jezu, Maxie, o to ci chodzi? Daj spokój, Za… ee — zawahałem się tylko na sekundę — Marcus i tak cię lubi, nie chcę ci podkradać kumpli. Są cali twoi, ale jak tak cię to złości to mogę ci obiecać, że do żadnego się już nie zbliżę. Kto by pomyślał, że jesteś taki zaborczy. — Puściłem do niego oczko. Ech, niewielka strata z tymi Zapałkami, mogę poświęcić to dla dobra relacji sąsiedzkich. A potem paplałem wciąż tym samym tonem: — No weź, Maxie, przychodzę do ciebie tutaj z moim sercem na wierzchu, cały ubrany, coby zatrzeć złe wrażenie, a ty wciąż masz muchy w nosie. Jak nie kawa to co? Może ci tu trochę posprzątać? — spytałem, w duchu umierając ze śmiechu, ale jak na zawołanie chwyciłem w łapy bluzę leżącą obok mnie i przyłożyłem do nosa, jakby oceniając stan świeżości. — Jeszcze się nada. To co, poskładać i do szafy?


Gazelle - 2018-09-02, 15:18

Nie przypominał sobie, żeby Ian kiedykolwiek był aż tak natrętny. Może sobie po prostu postawił za punkt honoru doprowadzenie Maxa do absolutnego wkurwienia, czy coś. Póki co szło mu całkiem nieźle.
Hm, pomyślmy...nie — burknął, uderzając jeszcze mocniej i głośniej palcami o klawiaturę, pisząc kolejne przekleństwa. Już się całkowicie poddał i porzucił myśl, że przy tym gnojku napisze cokolwiek sensownego. Ian najwyraźniej wcale nie przejął się jego odmową, a wręcz wydawało się go to wręcz bawić. No i nie zapowiadało się na to żeby chciał z własnej woli opuścić to mieszkanie. Ugh, Max miał ogromną ochotę wymierzyć mu cios w ten uśmieszek. Powstrzymywała go jedynie świadomość tego, że zważywszy na różnice w budowie obu mężczyzn Ian by go bez problemu poskładał w góra pięć sekund.
Westchnął i w końcu podniósł głowę, spotykając się wzrokiem z Ianem. Cholera, co te oczy takie miały w sobie, że pod ich ciężarem czuł się taki onieśmielony?
O dziękuję ci, łaskawco, że postanowiłeś coś przywdziać na swoją dupę. To godne podziwu — powiedział sarkastycznie. Kiedy Ian wspomniał o sprzątaniu, to wtedy dopiero Max poczuł lekkie zawstydzenie, zdając sobie sprawę z tego w jakim stanie było jego otoczenie. No co, to nie tak że spodziewał się gościa w swoim salonie. No i Ian też przecież do pedantów nie należał, o ile nic się nie zmieniło z czasów studenckich. Zresztą, nie potrafił wyobrazić go sobie jako typa sumiennie i regularnie sprzątającego w domu. I może nawet by skorzystał z jego oferty, ot po to żeby go trochę pomęczyć, ale nie bardzo chciał żeby Ian grzebał w jego rzeczach.
O co ci właściwie chodzi? — spytał, już względnie normalnym tonem. Nie była to oznaka kapitulacji, raczej chwilowego zawieszenia broni. — W sensie...dlaczego ci tak zależy? Przecież nie musisz się mnie słuchać, nie mogę ci zabronić sypiania z moimi znajomymi. Chociaż myślałem, że prędzej zainteresujesz się Sheryl...no ale nieważne — potrząsnął głową. — No i teraz...próbujesz mnie przeprosić, namówić żebym spędził z tobą czas. Dlaczego? Jesteśmy tylko sąsiadami — powiedział z nutką goryczy w głosie. Wątpił, żeby Ian żywił do niego jakikolwiek większy sentyment. No, trudno, bywa. To nic nowego że znajomości ze studiów często nie były w stanie przetrwać próby czasu. I nie było sensu się na to boczyć albo udawać że może być inaczej.


effsie - 2018-09-02, 15:47

Nie wiem, czerpałem z tego jakąś chorą satysfakcję i za nic bym teraz nie opuścił tego mieszkania, tak dobrze się bawiłem, mimo że – czułem – zbliżałem się do granicy Maxa. Chyba naprawdę chciałem go doprowadzić do skraju wytrzymałości, może żeby sprawdzić, czy byłby w stanie przyłożyć mi w twarz, Jezu, tak, nagle szalenie tego zapragnąłem.
Jestem absolutnie nienormalny.
No przestań, przecież już cię za to przeprosiłem. — Wywróciłem oczami, chociaż tak naprawdę nie uważałem, żeby należały się jakiekolwiek przeprosiny. W końcu to on się do mnie dobijał i wrzeszczał pod drzwiami, swoją drogą, chyba miał z tym jakiś problem, bo to już drugi raz w ciągu dwóch tygodni, no nie wiem, może go to po prostu nakręcało? No spoko, co tam lubi. Ja tam nikomu do łóżka nie zaglądam, w przeciwieństwie do co po niektórych…
Usłyszałem jego ton i westchnąłem, ech, czy to już koniec zabawy? Szkoda, dopiero się rozkręcałem.
Zerknąłem na niego i przez chwilę poważnie się zastanowiłem nad odpowiedzią, o co mi właściwie chodziło? To było w sumie dobre pytanie, ale jako że sam nie do końca potrafiłem znaleźć na nie jakąkolwiek odpowiedź, mocno skapitulowałem.
Oj, daj spokój — mruknąłem, odkładając jego bluzę na bok i nachyliłem się nieco w jego stronę. — Tak jak to mówimy w Australii, żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek. — Wzruszyłem ramionami, nieszczególnie zainteresowany, bo naprawdę nie rozumiałem, czemu ta kwestia aż tak do bolała. Może gdyby był jakimś szczególnym homofobem to moglibyśmy mieć spięcie na tym punkcie, ale siedział przede mną rasowy gej, a słuchanie od takiego jakichkolwiek komentarzy na temat sypiania z facetami było cokolwiek zabawne. — Jakimi tylko sąsiadami, Maxie, no co ty. Jesteśmy kumplami, którzy odnaleźli się po latach. To jak z bliźniakami z filmów. Powinniśmy mieć jeszcze po połówce naszyjnika — palnąłem, co mi ślina na język przyniosła i wyszczerzyłem się do niego głupio, ale widząc, że to nie działa, westchnąłem tylko i teraz na moment ja spoważniałem. — O co ci chodzi? Serio jesteś zły, za to z Za… z Marcusem?


Gazelle - 2018-09-02, 16:21

Jestem pewien że to powiedzenie nie wywodzi się z Australii — zauważył, unosząc lekko kącik ust w górę. Lekko, bo humor wciąż miał do kitu. — Po prostu, um, nie wiedziałem że interesują cię faceci — mruknął cicho. No ale skąd mógł to wiedzieć? Podczas ich całego dwuletniego wspólnego mieszkania Ian nie przejawiał nawet cienia pociągu do mężczyzn. Wręcz czasami wydawało mu się, że się tym wręcz brzydzi, bazując na samych reakcjach Iana na czułości między Maxem a jego chłopakiem. Poza tym, nie umknął jego uwadze fakt iż Ian nie odpowiedział mu na pytanie, na które Max najbardziej chciał znać odpowiedzieć. Bo sam ni cholery nie mógł dojść do tego o co mu chodziło i po co była ta cała szopka.
Zresztą kwestia orientacji seksualnej Iana i tak była kwestią drugorzędną. Chociaż...czy gdyby to właśnie z Sheryl przespał się Ian, to Max nadal by się tak denerwował?
Nie chciał, naprawdę nie chciał dalej tego wszystkiego analizować, więc szybko odgonił tę myśl, nieświadomie potrząsając przy tym głową.
Przewrócił oczami. Jakoś nie miał w tym momencie ochoty na żarty. Chociaż chyba wolałby słuchać dalej głupich tekstów Iana, niż tych konkretnych dwóch pytań.
Ta poważna mina dziwnie wyglądała na jego twarzy, czyniąc jego wizerunek jeszcze bardziej nieprzystępnym.
Nie powinieneś odbijać pytania dopóki sam na nie nie odpowiesz — powiedział w końcu, po ciszy która zaczynała być już irytująco niezręczna. — Ja...tak, jestem za to zły. Chyba... — zawahał się — Nie wiem. Ale jestem zły — przyznał, czując przemożną chęć na to, żeby podłoga pod nim go pochłonęła. Może ta teoria wizualizacji którą wysunął kiedyś Ian mogła w tej sytuacji zadziałać?
Co on sobie w ogóle myślał, jak śmiał pojawiać się po latach jak gdyby nigdy nic i mącić mu w głowie?! Nie, to nie była wina Iana...to Max jak zwykle sobie wkręcał głupoty, tak jakby jego umysł potrzebował rozrywek i trochę dramatu. Stąd łatwo było sobie wmówić krótką fascynację swoim przystojnym sąsiadem, który nagle pojawił się w jego życiu. To wszystko miało racjonalne wytłumaczenie i Max musiał się tego trzymać, żeby kompletnie nie zwariować i żeby się samemu nie skrzywdzić.


effsie - 2018-09-02, 16:49

No tak, pewnie, typowy Amerykanin, już wszystko chce dla siebie — westchnąłem, niby zmęczony i uniosłem wyżej kącik ust, żeby wiedział, że żartuję. Tak na wszelki wypadek, w końcu na pewno się nie zorientował, że jakieś dziewięćdziesiąt procent tego, co wychodziło z moich ust to ironia. — No dobra, nie wiedziałeś, teraz już wiesz. To coś zmienia? — spytałem, posyłając mu uważne spojrzenie i obserwując dokładnie jego reakcję.
Po prawdzie, zdawałam sobie sprawę z tego, że może zmieniać sporo, ale ech, nie potrafiłem powstrzymać ciekawości. Tak to już ze mną było, jak się do czegoś przyczepiłem, nie mogłem odpuścić, a ten blondasek działał na mnie jak niezły magnes, sprawiając, że nie mogłem chcieć przestać się droczyć i dociekać. To było trochę jak zabawa szklaną kulą, taką ze śniegiem w środku, podrzucałem ją sobie i patrzyłem, jak rośnie zamieć, chociaż zdrowy rozsądek mówił, żeby postawić ją na stole i patrzeć, bo hyc, jeden ruch i zaraz się rozwali. No i nie wiem, może to była jakaś mega droga kula, na którą mnie nie było stać, bo bardzo nie chciałem płacić za szkodę, ale już ustaliliśmy, że miałem piętnaście lat i nie potrafiłem się powstrzymać.
Ech, wszystko przez ten wieczór na balkonie i ten temat tatuaży. No nie mogłem, nie mogłem wciąż nie mieć przed oczami tej durnej, wyobrażonej gwiazdki.
Więc sprawa wyglądała chyba tak: zdrowy rozsądek mówił mi, żeby się w to nie zapuszczać, bo chłopak mi się zaraz po wszystkim rozsypie (słusznie, skoro już teraz był taki poddenerwowany), ale co z tego, skoro i tak przegrywał z moim chujowym, upartym charakterem.
Mi chodzi o to, żeby wiedzieć, o co chodzi tobie — powiedziałem i chyba nawet była to prawda, tak myślę, przynajmniej w tej chwili. — I, proszę, pierwszy krok do sukcesu, już wiemy, że jesteś zły. Fajnie byłoby jeszcze wiedzieć czemu, ale, ech, nie można mieć wszystkiego, nie? — Posłałem mu długie, natarczywe spojrzenie, ale serio tym razem nie chciałem go wprawiać w zakłopotanie, bo widziałem, że miota się już i kręci, cały zawstydzony, a tym razem ani trochę mnie to nie bawiło. Zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się dookoła, szukając jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. — Chodź, gdzieś się przejdziemy, dotlenisz się. Otworzysz szeroko okna, wywietrzy ci się tu, więc jak wrócimy, siądziesz sobie do pisania. A po drodze, skoro jesteś na mnie zły, będziesz mnie mógł wepchnąć w kałużę, czy coś.


Gazelle - 2018-09-02, 17:24

Czy to coś zmienia?
Dobre pytanie. Oczywistą odpowiedzią byłoby: nie, nie zmienia zupełnie nic. No bo rzeczywiście, to nie tak że Ianowi wyrosły nagle rogi, czy coś. Przecież to ten sam, irytujący jak cholera facet, tylko że teraz także zdarzało mu się przelecieć faceta. Ot, wszystko.
Ale coś mu mówiło, że ta odpowiedź wcale nie była jedyna i coś za tym wszystkim się kryło. Może czuł się troszkę oszukany. Gdyby wiedział że Ianowi podobają się faceci...może by wtedy, kiedy przeżywał swoją nieszkodliwą fascynację jego osobą na początku ich wspólnego mieszkania...może by wtedy się odważył i spróbował się do niego zbliżyć, poderwać? Ale, z jednej strony, Ian mógł wcale jeszcze wtedy nie zdawać sobie sprawy ze swojej orientacji. A po drugie...czy był jakikolwiek sens w tym gdybaniu? To nie tak, że Max był jakoś cholernie zakochany w swoim ówczesnym współlokatorze, po prostu mu się facet podobał. Zresztą, ich charaktery kolidowały ze sobą dosyć mocno, żaden związek by nie wypalił, a i pewnie by się nie obyło bez ofiary śmiertelnej.
Więc ostatecznie nie odpowiedział na pytanie Iana. Chyba aż tak mu nawet na tej odpowiedzi nie zależało.
A ja chciałbym wiedzieć, o co chodzi tobie — powtórzył za nim uparcie. Naprawdę chciał to wiedzieć i cholernie go to intrygowało od samego momentu kiedy Ian wtargnął mu do mieszkania. — Na razie po prostu ustalmy, że jestem zły — westchnął. Jasna cholera, zachowywał się rekordowo nieracjonalnie. Więc tylko dlatego, żeby zatrzeć to wrażenie i pozbyć się tej ciążącej niepewności, wziął w ogóle pod uwagę propozycję Iana. W sumie przydałaby mu się przerwa. Wydął usta, zastanawiając się jeszcze przez moment.
No dobra, niech ci będzie — zgodził się w końcu i podniósł się z fotela. — Przyznam, że przekonała mnie perspektywa popchnięcia cię w kałużę — zaśmiał się nerwowo. Był przede wszystkim zmęczony. Zmęczony swoimi emocjami, tym, jak się zachowywał, swoim umysłem...chciał od tego uciec. Wstał z krzesła i sięgnął po bluzę, żeby nałożyć ją na siebie. Koszulka z krótkim rękawem zdecydowanie nie brzmiała jak dobra opcja na tę pogodę. Wymacał w kieszeni paczkę papierosów i schował jeszcze telefon. — Ale okna pozostawię lekko uchylone, żeby znowu mi tutaj nie wpadła jakaś natrętna mucha — powiedział, wbijając wzrok w twarz Iana. — Spadaj po swoje rzeczy, będę czekał na klatce schodowej.
Kiedy opuścili budynek, przez chwilę wędrowali w ciszy. Max dbał o to żeby zachować pomiędzy nimi stosowny dystans. No, może trochę za stosowny, ale z kolei idealny dla Maxa. Chyba Ian, podobnie jak on, nie miał konkretnego celu przechadzki. Po prostu szli przed siebie, szarą nowojorską ulicą, która tego dnia była jakby dziwnie mniej zatłoczona.
Z reguły uwielbiał ciszę wokół siebie, ale tym razem mu ciążyła. Bo sęk w tym, że był to ten rodzaj niekomfortowej ciszy. Przygryzł wargę, mieląc ją nieświadomie pomiędzy zębami, podczas gdy szukał desperacko jakiegoś neutralnego tematu do podjęcia. Zazwyczaj to Ian zajmował się tym, żeby nie dopuszczać do niezręcznej ciszy. Czy ciszy w ogóle.
Jak praca? — wypalił w końcu. Wcale nie zabrzmiało to banalnie i desperacko, wcale. No, ale z drugiej strony nie było to wcale dziwne pytanie, jakie mógłby zadać znajomy znajomemu.


effsie - 2018-09-02, 17:59

Zignorował mnie i moje pytanie, a to chyba mogło powiedzieć mi więcej, niż jakakolwiek odpowiedź, zmarszczyłem więc brwi i zadumałem się na chwilę. To, w jaki sposób kręcił mnie ten chuderlawy blondynek było mocno niepokojące, zarówno jak fakt, że zwyczajnie nie miałem oporów, a tutaj proszę, jakieś hamulce. Nie wiem skąd, ale nagle były, a ja czułem się jak pierwszoligowy idiota, samemu do końca nie ogarniając, czemu mnie to tak irytowało i wciągało jednocześnie. Zapatrzyłem się w jego profil, chyba trochę nieświadomy tego, gdzie miałem utkwiony wzrok i przeczesałem włosy, intensywnie myśląc.
Wystarczyło wyciągnąć rękę i złapać tę uroczą buźkę w dwa palce, żeby się przekonać, co i jak, żeby…
Zamrugałem, znów łapiąc się na tym, że odpłynąłem myślami i skupiłem wzrok na Maxie, który właśnie coś do mnie mówił.
Ja się tylko staram żebyś nie miał po mnie żadnych nieprzyjemnych wspomnień — wyszczerzyłem się głupio i podniosłem dwie ręce w geście totalnej bezbronności, no patrzcie, jaki jestem niewinny. Nie do końca wiem, po co wyciągałem go z tego mieszkania, ale jakoś tak uznałem, że nie możemy siedzieć w jednym i tym samym miejscu, przyda się mu trochę ruchu, czy cokolwiek, nie wiem. Trochę tak miałem, że wszelkie decyzje podejmowałem mocno spontanicznie i nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jaki jest ich cel, ale hej, przeżyłem tak dwadzieścia siedem lat i jakoś działało.
Tym razem może, nie wiem, podświadomie czułem, że za długo to ja z nim w tych czterech ścianach nie wytrzymam i zaraz zrobię coś mocno głupiego, dlatego wyciągnąłem go na ten spacer, ot, taka zwyczajna przechadzka w czwartkowe wczesne popołudnie. Coś tam jeszcze przekomarzałem się z nim, że jak mnie zawoła to mogę mu pozabijać wszystkie natrętne muchy, ale dałem sobie już spokój i rzeczywiście wpadłem na chwilę do siebie, chwytając portfel, telefon i po drobnym namyśle bluzę, choć było dość ciepło.
I rzeczywiście, nie myliłem się, słońce świeciło na tyle, że niosłem ją w ręku, ciągnąc się z Maxem w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Na samym początku wepchnąłem sobie fajkę w mordę (jestem cipą, kupiłem już normalną paczkę) i właśnie biłem się z myślami, co ja mam zrobić z tym blondaskiem u mojego boku, kiedy ten się odezwał.
Rzuciłem mu nieprzytomne spojrzenie, orientując się, że skoro to Max zaczyna jakąś gadkę to pewnie idziemy w niezręcznej ciszy i potrząsnąłem głową.
No weź, jak praca? Stać cię na więcej, Stone — zaśmiałem się i chciałem go szturchnąć w bok, ale odsunął się, albo po prostu cały czas szedł tak daleko. — Jak ty sobie w ogóle wyobrażasz to, co robię, hę? — spytałem, nawet średnio ciekawy. — Bo moja wizja ciebie w pracy to blondasek, który siedzi zamknięty w swoich czterech ścianach przed kompem i pisze artykuły o stylu życia innych ludzi. Dlatego, widzisz, teraz jestem miłym sąsiadem i pomagam ci w pracy. Może myślałeś, że to zwyczajny spacer, ale my teraz robimy research — paplałem, co mi ślina na język przyniosła i uśmiechnąłem się do niego głupio. — O czym teraz piszesz, co? Dawaj, zaraz zrobimy tutaj jakiś brainstorm.
Słowo daję, zachowuję się jak absolutny idiota. Całe szczęście, że przynajmniej zdaję sobie z tego sprawę.


Gazelle - 2018-09-02, 18:27

Jeny, a ten co się czepiał. Trzeba było nie milczeć. Każdy, kto ma do czynienia z Maxem przez dłużej niż trzy minuty wie jakie są jego umiejętności w prowadzeniu rozmowy. Chociaż rzeczywiście mógł rzucić trochę mniejszym banałem, no ale spanikował i się rzekło, trudno.
Nie wiem, mogę bazować jedynie na tym co serwuje mi popkultura — wzruszył ramionami. — Wydaje się być to ciekawe. Chociaż pewnie też obciążające. Jak się czujesz ze świadomością tego, że oznaczasz jakąś obcą osobę swoim własnym wzorem i swoimi własnymi rękoma, tak na całe życie? Ja bym się cholernie bał że coś spartolę — wyznał. Zdecydowanie nie poradziłby sobie w pracy, która wymagałaby od niego takiej odpowiedzialności. — A twoja wizja...ech, nie różni się za bardzo od rzeczywistości. Nie przeprowadzam żadnych wywiadów czy coś, ewentualnie rozmawiam mailowo ze specjalistami z danej dziedziny gdy jest taka potrzeba — wyjaśnił, lekko się rumieniąc na samą myśl jak żałośnie to wszystko musiało brzmieć w porównaniu do tego czym zajmował się Ian. — Teraz piszę — westchnął — o podstawach komunikacji w związku — skrzywił się. Nie rozumiał dlaczego tak często dostawał tematy dotyczące porad miłosnych. Jakim cudem ktokolwiek mógł w ogóle wpaść na pomysł że on był kompetentną osobą do takiej rubryki?
No już zdecydowanie bardziej do niego pasowały slogany reklamowe ciągników rolniczych.
Z drugiej jednak strony Max miał dosyć bogate życie wewnętrzne, sporo czasu spędzał na przemyśleniach i mimo iż nie potrafił sam zastosować w praktyce pewnych wniosków do których docierał, tak chyba były one cenne dla jego czytelników. A przynajmniej tak się łudził.
No więc, panie Pomocny, jakie są pańskie przemyślenia w tym temacie? — spytał drwiąco. To mogła być kwestia uprzedzeń, ale coś mu mówiło że Ian był jeszcze mniej kompetentny w tym temacie niż on. Ciekawe, czy ten człowiek jest w ogóle zdolny do ustatkowania się? Zagryzł mocno wargę, żeby sprowadzić siebie na ziemię. Dosyć takich myśli, upomniał się natychmiast, powtarzając sobie jeszcze jak bardzo gdzieś ma życie uczuciowe Iana.


effsie - 2018-09-02, 19:14

Ja wiem, że jestem skrajnie zajebisty i generalnie moje towarzystwo nigdy nie jest znudzone, wszyscy mają o czym rozmawiać i w ogóle, ale hej, Stone, weź się tak nie rozkręcaj. To, że jesteśmy sąsiadami jeszcze nie znaczy, że możesz się mną tak wysługiwać, ech, co za egoistyczny dupek się mi trafił za ścianą…
Słuchałem tych rozważań Maxa na temat tatuowania i zerknąłem na niego z boku, niebardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
To nigdy nie jest tylko mój własny wzór — powiedziałem w końcu krótko, bo niezbyt wiedziałem, czy serio ciekawił go ten temat, czy tak tylko pierdolił dla zabicia czasu. — Jak chcesz to ci kiedyś pokażę.
W sensie, to był cały proces, ale naprawdę nie wiedziałem teraz, czy chce o tym słuchać. Poza tym, nawet jeśli, dużo łatwiej było o tym mówić, gdybyśmy byli u mnie w domu albo chociaż w studiu, tam też na pewno miałem jakieś stare szkice.
W ogóle, ten temat tatuowania to była trochę ciężka sprawa z mojej perspektywy. Z jednej strony, to była naprawdę dobra wrzuta na początek znajomości: ot, powiedzieć komuś, że robi się tatuaże, potem pokazać kilka prac, pogadać o głupich błędach, potem ktoś mówił o tym, co on by tam chciał i jakoś dalej leciało. Z drugiej mańki, ech, dla mnie to było coś więcej i zawsze miałem jakiś taki zdrowy niedosyt po tych rozmowach, ale wiedziałem, że większość ludzi miała to w dupie. Więc olewałem sprawę, a potem tylko kurwiłem w głowie na to, co tam zostało niewypowiedziane.
Jak to nie przeprowadzasz wywiadów? — zdziwiłem się teraz mocno, chyba za mocno, bo wystarczy spojrzeć na tego blondaska, by wiedzieć, że mistrzem rozmowy to on nie jest. Nie wiem, może myślałem, że taki z niego dobry aktorzyna i w godzinach pracy zamienia się w duszę towarzystwa? — Mailowo? Przecież to nie dostajesz rozmowy tylko jakieś, nie wiem, długie, przemyślane odpowiedzi. Kompletna nuda — stwierdziłem, wzruszając ramionami, no cóż, tak myślałem.
Zaciągnąłem się fajką, marszcząc brwi. Z tego, co Max mówił, chyba bardziej niż dziennikarzem, był eseistą, znaczy, nie to, żeby to było gorsze czy lepsze, bo zupełnie nie, ale chyba rzeczywiście mocniej to do niego pasowało niż relacjonowanie zdarzeń. Mógł sobie siedzieć w swoich czterech ścianach i myśleć, co tam sądzi na jakieś wydumane tematy, a potem sadziś swoje wywody ludziom, którzy chcieli go czytać.
W sumie spoko.
Parsknąłem pod nosem, słysząc jego pytanie i rozłożyłem bezradnie ręce.
Nie wiem — przyznałem szczerze. — Nie byłem nigdy w żadnym związku — odparłem, chyba go nieszczególnie dziwiąc tym mojego rozmówcę, ale ech, znowu zbliżaliśmy się do tych niebezpiecznych tematów, które mieliśmy na razie, przynajmniej w moim założeniu, omijać. Podniosłem głowę i dojrzałem, że przechodzimy właśnie obok jakiegoś parku, więc wpadł mi do głowy głupi pomysł. — Ale chodź. Robimy research — poinformowałem nieznoszącym sprzeciwu głosem i mrużąc oczy rozejrzałem się dookoła.
Jest. Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina. Pociągnąłem Maxa za rękę w ich stronę.
Cześć. Sorry, możemy wam na chwilę przeszkodzić? — zagadałem, a kiedy, nieco zaskoczeni, skinęli głowami, kontynuowałem: — Mój chłopak jest gejem, ja jestem bi. I jakoś tak wyszło, że wcześniej o tym nie wiedział, nie wiem, nie wydawało mi się to jakoś ważne. I przed chwilą sobie siedzielismy na ławce i o czymś gadaliśmy i jakoś temat wyszedł, on się dowiedział i, o, afera. Max twierdzi, że powinienem mu o tym powiedzieć wcześniej, bo to wszystko zmienia, przez to on czuje się teraz niepewnie i w ogóle nie wie, co i jak, a dla mnie, no błagam, to coś w ogóle zmienia? W każdym razie, od tego się zaczęło, on w ogóle twierdzi, że to jest podstawa i powinienem mu o tym powiedzieć już na samym początku, jak zaczęliśmy się spotykać — paplałem jakieś głupoty, które wymyślałem naprędce — i generalnie że są pewne rzeczy, w związku, które na samym początku muszą być jasno ustalone i teraz się tak kłócimy i potrzebujemy opinii kogoś z zewnątrz, więc was pytamy. Co o tym sądzicie? W sensie, wiadomo, że nie można sobie wszystkiego opowiedzieć na samym początku, ale uważacie, że są jakieś tematy, które koniecznie trzeba przedyskutować już na samym początku? — spytałem, wciąż trzymając Maxa za łokieć.
Parka na początku wydawała się mocno zszokowana, ale facet coś tam odpowiedział, potem jego dupeczka pociągnęła temat, ja zadałem jeszcze jedno pytanie i tak się rozgadaliśmy, nawet całkiem długo. W końcu, kiedy całkiem przedyskutowaliśmy temat, pożegnałem się z nimi i pociągnąłem Maxa za sobą, a gdy ten zaczął:
— Co ty…
Mówiłem ci, robimy research — uciszyłem blondaska jednym ruchem ręki i rozejrzałem się po parku. — O, chodź.
I pociągnąłem go w kierunku starszego małżeństwa, gdzie zasadziłem gadkę o tym, że z moim chłopakiem super się kochamy i trele morele, ale boimy się, że to się wypali i w ogóle jak oni to odczuwają, że co jest kluczem do tego, że oni tak dobrze wciąż się ze sobą dogadują. Potem była jeszcze jedna parka, której pierdzieliłem coś o tym, jak to mój chłopak wciąż, każdego wieczoru, opowiada mi o całym swoim dniu i chociaż go kocham to już mnie to męczy, i czy oni sądzą, że przesadzam, w ogóle co oni sądzą. Dalej trafiliśmy na dwójkę przyjaciół, mój błąd, założyłem, że to parka, ale nic straconego, bo obydwoje opowiedzieli o swoich perspektywach tego, jak wkurzają ich niedopowiedzenia w ich relacjach. I, co tu gadać, ciągałem tak tego blondyna po tym nieszczęsnym parku, samemu nie wiedząc, czemu aż tak się w to zaangażowałem, aż w końcu zaschło mi w gardle od tego wiecznego pierdolenia.
Dobra, Maxie, robimy sobie przerwę, bo muszę się czegoś napić — poinformowałem go i rozejrzałem się wokół, a kiedy dostrzegłem 7eleven, skinąłem głową w jego stronę. Wlazłem do sklepu i kupiłem butelkę wody, której połowę zdążyłem opróżnić zanim dołączyłem do czekającego na mnie pod sklepem blondaska. — Boże, dawno tyle nie mieliłem ozorem — westchnąłem, o, taki niby zmęczony i zerknąłem na zegarek w telefonie. Kurwa, trochę czasu minęło, to jego mieszkanie zdążyło się już pewnie wywietrzyć. — Masz już trochę materiału do swojego atykuły czy lecimy dalej? — spytałem, mierząc go wzrokiem, bo nawet na niego, coś podejrzanie milczał.


Gazelle - 2018-09-02, 20:23

Naprawdę ciekawiły go kulisy pracy Iana. Nigdy nawet nie miał okazji zobaczyć na żywo tego procesu. Nie słyszał na własne uszy dźwięku pracującej maszynki, nie był w stanie zobaczyć tej ewolucji, w wyniku której na ludzkiej skórze pojawiały się prawdziwe dzieła sztuki. I czym w ogóle taki Ian mógł się kierować przy samym projekcie tatuażu? Dla takich osób jak Max była to w końcu rzecz mocno osobista...jak się to godzi z własną wizją artystyczną?
Dlatego zarówno się rozczarował, jak i zdziwił tym jak lakonicznie i bez entuzjazmu Ian mówił o swojej pracy. Koleś, który na każdy inny temat miał wiele do powiedzenia.
Chętnie zobaczę mistrza w akcji, skoro nie chcesz mi nic więcej powiedzieć — mruknął, zanim ugryzł się w język. Miał nie planować żadnych kolejnych spotkań z Ianem. Nieistotne jak bardzo był ciekawy jego fachu. Aczkolwiek nie rozumiał zdziwienia na twarzy Iana po tym, co Max tak bezmyślnie wypalił. Na pewno każdy, kogo ten spotykał musiał się zainteresować w pewnym momencie jego zawodem. Widział oczami wyobraźni te wszystkie młode, edgy dziewczyny dla których taki Ian musiał być spełnieniem marzeń o tajemniczym, buntowniczym bad boyu. Zresztą, to nie musiały być tylko dziewczyny, nie dyskryminujmy. Ugh, mógł być to również Max. Pieprzony, atrakcyjny Ian.
Roześmiał się, słysząc szczerze zdziwienie w głosie Iana. Nie spodziewał się, że ktoś mógłby się jeszcze w ogóle łudzić że Max w ogóle nadaje się do przeprowadzania jakichkolwiek wywiadów. Był żywym zilustrowaniem chodzącej niezręczności.
Może i nuda, ale dzięki temu sam się przynajmniej dowiaduję nowych rzeczy — stwierdził. — To chyba nawet cenniejsze od wysłuchiwania pustego biadolenia polityków czy celebrytów — no, chyba że miałby okazję przeprowadzić prawdziwy wywiad z kimś ze świata nauki...to byłoby świetne, ale jego portal i tak nie zajmował się poważną publicystyką naukową.
Jak to, nigdy? — nadeszła ponownie jego kolei na zdziwienie. Niby czuł że Ian jest tym typem faceta, którego nie dało się zupełnie okiełznać, ale żeby aż tak? Nawet jakiejś tam drobnej miłostki? Nawet nie zdążył pociągnąć tego tematu, bo nagle Ian chwycił go za rękę i pociągnął w stronę jakiejś pary, mówiąc coś o researchu. I po tym pozornie niewinnym pytaniu, które Ian najpierw rzucił dwójcie nieznajomych, spodziewał się raczej improwizowanej ankiety ulicznej, ale chwilę potem jego szczęka niemalże obijała się o ziemię. Co ten debil robi?! Maxa totalnie zamurowało, podczas gdy Ian dalej ciągnął opowieść o ich wyimaginowanych problemach związkowych. Kiedy w końcu się trochę otrząsnął, chciał zaprotestować, ale Australijczyk, jakby to wyczuwając, mocniej ścisnął jego łokieć w ostrzegawczym geście. Finalnie postanowił więc wysłuchać tej pary, skoro Ian już skończył swoje, licząc na to że na tym się skończy.
A skąd. Kiedy Ian coś sobie wbił do głowy, to naprawdę ciężko było go powstrzymać. Najgorsze było to, że dziad w ogóle się go nawet nie słuchał. Każdy protest Maxa od razu ucinał i nie pozostawiał mu w ogóle miejsca na dyskusję, po prostu robił swoje, ciągnąc go po okolicy jak szmacianą lalkę, rekwizyt w swoim przedstawieniu. A Max zdecydowanie nie pisał się na żadne udawanie pary, nawet w celach jakiegoś researchu!
To był dobry pomysł i mógłby właściwie pochwalić Iana za kreatywność. Ian miał te cechy, których Maxowi ewidentnie brakowało, a w takich sytuacjach były niezwykle przydatne. Może to Ian powinien zostać dziennikarzem? Pewnie poradziłby sobie nawet lepiej, niż Max – stwierdził gorzko blondyn.
I okej, ten cały eksperyment okazywał się bardzo przydatny, bo Max dzięki temu zdobywał sporo informacji od osób, które przynajmniej mogły coś powiedzieć o prawdziwych związkach. Wypowiedzi niekiedy się zupełnie wykluczały, ale każda z nich była cenna i autentyczna.
Jednak, cholera, cała ta szopka była ogromnie męcząca. I nie, nie fizycznie (chociaż rzeczywiście przez to całe krążenie po parku nogi zaczynały go boleć), ale przede wszystkim emocjonalnie. Ian nadal ciągnął go za rękę, czasami wręcz posuwał się do takich drobnych gestów jak splatanie ich palców, czy obejmowanie go, żeby ta cała zabawa w parę wydawała się jeszcze bardziej autentyczna. I faktycznie, można było uwierzyć że są w związku...Max nawet mógłby w to uwierzyć, bo Ian był tak cholernie dobrym aktorem. A te wszystkie gesty...Maxowi tego cholernie brakowało, tęsknił skrycie za tego rodzaju bliskością, więc to wszystko dawało takie słodko-gorzkie wrażenia.
I jeszcze...te wszystkie sytuacje, które wymyślał Ian i miały dotyczyć ich udawanego związku...Max większość z nich mógłby sobie wyobrazić w prawdziwym życiu. To były dylematy, z którymi mogliby się mierzyć gdyby naprawdę byli parą. I to czyniło w umyśle Maxa niezły chaos, a także – co gorsza – niebezpiecznie uruchamiało jego wyobraźnię.
Odetchnął wewnętrznie z ulgą, gdy Ian w końcu przerwał tę całą szopkę. Stojąc samotnie pod sklepem i czekając na swoje towarzystwo, w końcu zorientował się jak szybko biło mu serce. I szczerze wątpił żeby było to spowodowane wysiłkiem fizycznym.
Mam więcej niż trochę — odparł lekko zachrypniętym głosem. No tak, w końcu nawet nie bardzo miał okazję go używać podczas całego przedstawienia. Całą robotę praktycznie odwalał Ian, a Max odzywał się tylko wtedy, gdy było to koniecznie dla podtrzymania historii. Odchrząknął, po czym kontynuował: — Um, dzięki — mruknął, bo koniec końców podziękowania mu się należały. — Zachowywałeś się podejrzanie naturalnie jak na osobę która nigdy nie była w związku – rzucił, po czym ruszył do przodu. Ściemniało się już, to był najwyższy czas żeby wrócić do domu i przelać wszystkie wnioski z tego doświadczenia do artykułu. To był owocny dzień pod wieloma względami. Pomijając ten artykuł, dowiedział się sporo o Ianie. W tych całych fałszywych historyjkach, które serwował nieznajomym, czasami przenikało coś, co wydawało się dla mężczyzny bardziej osobiste. Przynajmniej Max tak to odbierał.
I mimo iż to doświadczenie było dla niego w jakiś sposób ciężkie...to nie bez powodu określił je słodko-gorzkim. Chwilami nawet całkiem nieźle się bawił. Zazwyczaj bywały to momenty w których zbyt mocno dawał pofolgować swojej wyobraźni, ale robiąc te szalone rzeczy z Ianem czuł się też jakby te pięć lat młodszy. I taki...lżejszy.


effsie - 2018-09-02, 21:13

Westchnąłem, słysząc słowa Maxa, ale tego już nie skomentowałem, ech, no właśnie. Kolejna z morza osób, które jak myślały o tatuowaniu to widziały maszynkę i mnie bawiącego się czyjąś skórą, no, tak, tak było finalnie, ale dla mnie najbardziej ekscytująca była cała droga, która do tego prowadziła, to poznawanie, potem cały proces projektowania tego wzoru… całe to ignorowane przez społeczeństwo pierdololo, to, czego nikt w sumie nie widział, a potem zostałem sprowadzany do roli typa który sadza naklejki na ramionach ludzi, zajebiście.
Ale, ech, co mnie to obchodzi. Wyjebane, wiem lepiej.
Przemilczałem jednak ten temat, tylko coś tam mu mruknąłem w odpowiedzi, przekonany, że do takiego spotkania i tak nigdy nie dojdzie, bo już widzę tego typa, który do mnie wbija. Słowo daję, po tym, jak go ostatnio przywitałem, byłem absolutnie przekonany, że już nigdy więcej nie zobaczę go w progu swoich drzwi. Może powinienem to gdzieś opatentować, wiecie, ten sposób pozbywania się natrętnych gości: the naked man.
Chyba aż wypróbuję to na świadkach Jehowy.
No spoko, kumam, ale wciąż. Lepiej byłoby z nimi chociaż zrobić Skype’a, a nie tak… — zamilkłem, wzruszając ramionami. Nie wiem, może dla niego to było wygodniejsze i w sumie, co ja się wpierdalam, to nie moja para kaloszy. Wrzucam wsteczny, postanowiłem, kończąc temat, a potem, ni stąd, ni zowąd, odpierdoliło mi jeszcze bardziej.
No i prawda, trochę sobie pofolgowałem, a co, jak już ta porcelanowa lalka wpadła w moje ramiona, to musnąłem jej skórę tu i tam, trochę, przyznaję, nieobecnie, bo bardziej byłem jednak zaangażowany w rozmowy.
Prawdę mówiąc, w ogóle nie myślałem o tym, jak to całe bieganie po parku może odebrać Max, w sensie, no serio wkręciłem się w to całe zdobywanie informacji do jego artykułu, a tak już miałem, że jak coś mnie zainteresowało to to ciągnąłem, męczyłem do upadłego, nie patrząc na ofiary. Był małomówny, no ale to jak zawsze, więc niespecjalnie się tym przejmowałem, po prostu już miałem dość tego, że się na mnie boczył, a nie chciał ani kawy ani sprzątania. Do trzech razy sztuka, wymyśliłem coś innego.
No błagam, przez dwa lata oglądałem ciebie i tego goryla, trochę się nauczyłem. — Puściłem mu oczko i ruszyłem w ślad za nim, gdzieś po drodze wyciągając fajkę i wtykając sobie do mordy. — Widzisz, zamiast siedzieć w swoim domu, mógłbyś zabrać Abbie i we dwójkę byście szukali sobie tematów do tej swojej pisaniny — paplałem, ale Max dostał jegoś super przyspieszenia, aż wyciągnąłem rękę i uszczypnąłem go w ramię. — Hej, Forrest, zwolnij trochę, moje płuca nie wyrabiają!
Nasza chata nie była wcale tak daleko stąd, co właśnie sobie uświadomiłem, razem z faktem, że przez ostatnią godzinę albo i lepiej odwalałem szopkę właściwie tam, gdzie codziennie się wożę. Ech, a podobno nie sra się do swojego korytka, no ale trudno, Monaghan, i tak przecież masz to gdzieś.


Gazelle - 2018-09-02, 21:36

Już zignorował sugestię Iana o rozmawianiu przez Skype. Co on, myślał że Max siedział pod kamieniem i nigdy nie wpadł na taki pomysł? Oczywiście że wiedział że tak można, i że tak się robi, ale sam wolał korespondencję mailową, ot i co. To oszczędzało wiele trudu i czasu zarówno jemu, jak i osobom z którymi się kontaktował. Bo łatwiej było naskrobać jakiegoś maila w przerwach między innymi obowiązkami, niż wygospodarować iks minut — zazwyczaj ze swojego wolnego czasu — żeby porozmawiać z dziennikarzyną, który nawet miewał problemy ze złożeniem jednego zdania gdy widział przed sobą człowieka.
No ale Ian też już porzucił ten temat, i to by było na tyle w tej kwestii. Chociaż w sumie nie do końca, bo z sugestii na temat jego pracy Ian przeszedł do pokazywania mu jak tę pracę powinien wykonywać. I pewnie ta cała sytuacja znowu pozostawi go pogrążonego w przemyśleniach przynajmniej na tydzień. Nawet po tym, jak Ian przestał go gdziekolwiek dotykać, Max wciąż jakby czuł na sobie dotyk jego ciepłych rąk. Niczym jakieś cholerne bóle fantomowe.
Tak patrząc z perspektywy czasu to nie wiem czy byliśmy najlepszym materiałem badawczym — stwierdził, wyraźnie się krzywiąc. No, ale był wówczas odwrócony plecami do Iana, więc ten nie mógł dostrzec nawet jego mimiki. Coś tam jeszcze mówił, ale średnio go słyszał gdy dystans między nimi się zwiększył (Max robił to już naprawdę podświadomie), a dodatkowo zagłuszały go przejeżdżające auta. Podskoczył lekko, gdy poczuł niespodziewane uszczypnięcie w ramię.
Eeeej — jęknął, chociaż to go prawie w ogóle nie bolało. — Nie moja wina że masz badziewną kondycję. Swoją drogą, kto by pomyślał, hm? — wymruczał lekko kąśliwie i od razu wrócił do swojego poprzedniego tempa. Czując dym tego obrzydliwego papierosa Iana przypomniał sobie o paczce w swojej kieszeni i też postanowił zapalić, gdy znajdowali się już praktycznie przy budynku, w którym mieszkali. Przystanął pod drzwiami wejściowymi, aby dokończyć w spokoju papierosa.
Było zaskakująco miło — skomentował, gdy Ian przystanął koło niego. Rzeczywiście, pomijając całą huśtawkę emocjonalną na którą ten facet nieświadomie go naraził, to to wyjście okazało się dla niego bardzo pomocne i przydatne. — Szkoda tylko, że nie minęliśmy wystarczająco głębokiej kałuży — westchnął z żalem, strzepując popiół z papierosa.


effsie - 2018-09-02, 22:04

No słowo daję, zasrany sprinter, nie wiem, czemu tak przede mną uciekał, ale sam przyspieszyłem tempa, mrucząc pod nosem jakieś obelgi na jego temat, jednocześnie ćmiąc tego peta, co wcale nie poprawiało mojej sytuacji. Chętnie rzuciłbym fajki, gdyby nie to, że sprawiały mi za dużą przyjemność, a jeśli miałem w życiu jakieś zasady to na przykład takie, by nie rezygnować z tego, co lubiłem robić.
Sapnąłem, przystanąwszy przy Maxie i splunąłem w bok, mhm, nie wiem, może byłoby milej, gdybyś nie urządził mi biegu na setkę pod sam koniec, powiedziałbym, gdybym uspokoił oddech, ale potrzebowałem na to jeszcze kilku sekund. Słowo daję, nie znosiłem biegania.
Było zaskakująco miło? A co to, tekst z jakiegoś TOP 10 rzeczy, które mówić na koniec randki? — przedrzeźniałem go, gdy w końcu odsapnąłem kilka sekund. Jak przystało na półgłówka, zaciągnąłem się fają i dowaliłem jeszcze do pieca: — Chociaż wiesz, nigdy nie odprowadziłem żadnej laski do domu, więc jesteś pierwszy.
Nie to, żeby to była nasza wspólna chata, znaczy budynek, w którym obaj mieszkaliśmy, ale do droczenia się z nim nie potrzebowałem takich szczegółów.
Telefon mi się rozdzwonił, ale zanim zlokalizowałem go w jednej z pierdyliarda moich kieszeni to już muzyczka ucichła, zamiast tego cicho pykając, informując o przychodzącym SMSie. Chwilowo go zignorowałem i zaciągnąłem się jeszcze po raz ostatni.
Kto by pomyślał, musisz mnie mocno nie lubić, skoro wolisz wepchnąć mnie do kałuży, niż żebym ci wysprzątał mieszkanie — mruknąłem i coś tam pyskowaliśmy do siebie, wchodząc po schodach na trzecie piętro. Otworzyłem sobie drzwi kluczami i tylko wychyliłem się po deskorolkę, którą wyciągnąłem na korytarz. — Dobra, idź pisać swój artykuł, żebyś nie zapomniał tego wszystkiego, czego się dziś nauczyłeś — musiałem mu jeszcze dopiec na koniec. — Ja lecę na objazd dzielni, muszę sprawdzić, czy moje włości jeszcze stoją — zażartowałem i zasalutowałem na dobranoc Maxowi, a potem odwróciłem się i, już schodząc po schodach, wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer do ziomka. — Siema, dzwoniłeś. To jak, za trzydzieści minut…

*

Pierwszego dnia, gdy Max zjawił się w pracy po czwartkowym popołudniu, znowu miał szczęście wpaść na Marcusa.
— Cześć — burknął ten na widok blondyna i stanął na środku korytarza przy ksero. — Mógłbyś mnie na przyszłość ostrzegać, jeśli twoi znajomi geje zachowują się jak niezdecydowane baby — wytknął oskarżycielsko, a na zaskoczoną minę maxa tylko prychnął i wyjaśnił, jakby to nie było jasne od samego początku: — Mówię o twoim zasranym sąsiedzie! I nawet nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi! Koleś po tamtym, no wiesz, był okej i stwierdził, że możemy się jeszcze kiedyś zobaczyć, a w piątek napisał mi, że zmienił zdanie, że było spoko i nara! Dasz wiarę, co za skurwysyn?


Gazelle - 2018-09-02, 22:46

Coraz bardziej lubił spędzać czas z Ianem. Serio, przy facecie jego emocje wariowały, ale czuł się żywy. Coś w końcu zmieniło się w jego życiu, pojawił się jaśniejszy punkt i mimo iż było to trochę przerażające, to kiedy zaczynał przyzwyczajać się do tej jasności, dostrzegał poza nią także i inne barwy. I nawet te ich durne przekomarzanki sprawiały, że po ich wspólnym spacerze wrócił do mieszkania z uśmiechem na ustach. Ot tak, w momencie pozbył się całego zawstydzenia, skrępowania, żalu, wszystkich tych negatywnych uczuć które na nim ciążyły. Ian naprawdę był obdarzony jakimś czarem, a Max okazywał się na niego wyjątkowo podatny. Może...utrzymywanie z nim kontaktu nie było wcale takim złym pomysłem? A może nawet mogliby się naprawdę zakumplować. Wątpił w to, żeby Ian chciał zbudować z nim jakąś silną przyjaźń, ale hej, on też zdawał się dobrze bawić przy Maxie.
I wcale nie musiał od razu angażować się emocjonalnie. Ze swoimi znajomymi z pracy...utrzymuje bliższe i dalsze relacje, ale nie oznacza to od razu że jest w którymkolwiek z nich nieziemsko zakochany i pisze poematy na ich cześć. To całe „zauroczenie” Ianem to zapewne była zwyczajnie projekcja jego wyobraźni. Wynikało to z tego schematu: w jego pobliżu pojawił się przystojny mężczyzna, ten mężczyzna okazał się niedostępny, więc paradoksalnie stawał się dla Maxa idealnym celem westchnień. Gdyż przez tę ostatnią cechę miał wymówkę przed samym sobą dlaczego nic z takim „zauroczeniem” nie robił, stawiało go to w całkiem wygodnej sytuacji, kiedy przeżywał jakieś tam westchnienia, ale nie musiał robić nic w tym kierunku. No i do tego jeszcze dochodziła przeszłość, jaka łączyła tę dwójkę. No i fakt, że najwyraźniej Max podświadomie bardzo tęsknił za stałą relacją, stąd te wszystkie fantazję, w których Ian został wepchnięty w główną rolę. To wszystko miało swój sens!
I mając już to wszystko zracjonalizowane, pozostawało mu się skonfrontować i przyzwyczaić się do obecności Iana, żeby w końcu móc go traktować tylko jak kumpla. To było do osiągnięcia. Jakoś łatwiej było to osiągnąć na odległość, niż przy samym Ianie, ale postanowił sobie tym nie zaprzątać głowy i skupić się na celu.
Ale najpierw artykuł.
Trochę ciężko było przy pisaniu nie odtwarzać sobie tych wszystkich gestów Iana, tego co mówił, jak żywiołowo zagadywał ludzi z ulicy żeby opowiedzieć o ich „związku”...no okej, musiał przyznać że było to lekko ciężkie do przetrawienia, ale to też dało się zracjonalizować. Jakoś. Musiał jeszcze nad sobą popracować.
Po małym kryzysie spowodowanym wspomnieniami tego dnia pisało mu się już całkiem lekko, słowa same pchały się na klawiaturę, a Max stanowczo podkreślał, jak ważne jest to żeby umieć rozmawiać o swoich potrzebach w związku. Sam także sporo się nauczył od tych wszystkich napotkanych ludzi. Skrycie miał nadzieję, że jeszcze przyjdzie mu się do tych rad zastosować.
Uff — westchnął, kiedy skończył pisać, a następnie przeciągnął się jak kot. Miał już wyłączać laptopa, ale usłyszał dźwięk charakterystyczny dla powiadomienia o nowej wiadomości na Messangerze. Uśmiechnął się do siebie, widząc że napisał do niego sam Ian.
I tym sposobem rozpoczął się kolejny etap w ich relacji, ten który obejmował regularne pisanie do siebie, a także okazyjne pogawędki na balkonie przy papierosie.

Eee, nie wiedziałem... — odezwał się w końcu do Marcusa, szczerze zdziwiony tym co właśnie usłyszał. Nie spodziewał się, że Ian naprawdę weźmie sobie jego słowa do serca i urwie swój układ z Marcusem, czy cokolwiek tam pomiędzy nimi było. Okej, było mu trochę szkoda swojego kolegi z pracy, który jednak wydawał się bardziej podirytowany i zawiedziony zachowaniem Iana niż smutny z tego powodu, ale też...nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu na twarzy, gdy w końcu rozstał się z Marcusem i znalazł się w bezpiecznej odległości od niego. Poczuł się w pewnym sensie specjalny, a to uczucie było dla niego cholernie istotne. I może to była taka pierdoła z perspektywy Iana, w końcu Marcus raczej nie znaczył dla niego zbyt wiele, a na pewno nie więcej niż zwykła znajomość łóżkowa, ale i tak wystarczyło to, by Max miał świetny nastrój już do końca dnia. Kiedy tylko wszedł do domu, przystawił ucho do ściany w salonie, żeby upewnić się że jego sąsiad jest także w swoim mieszkaniu.
Hej, chodź zapalić — zawołał, pukając w ścianę. Max jako pierwszy wołał Iana na fajkę, do czego to doszło...
Nie czekając na odpowiedź udał się na balkon, kiwając na powitanie swojemu sąsiadowi, który pojawił się na swoim balkonie chwilę po nim. Zapalił papierosa, myśląc o tym jak zwiększyła się jego częstotliwość palenia przez znajomość z Ianem. Rzucił okiem na swojego sąsiada. Jego włosy były mocno zmierzwione, tak jakby właśnie się obudził, ale twarz nie wskazywała na zaspanie. Nie zdołał powstrzymać myśli krążącej wokół tego, jak seksownie Ian wyglądał w takim stanie. Zagryzł mocno wargę, żeby się samemu skarcić (bo strzelanie z gumki recepturki w nadgarstek mogłoby być trochę podejrzane) i natychmiast odwrócił wzrok, opierając się o barierkę.
Marcus mi się dzisiaj na ciebie żalił — oznajmił, wypuszczając z ust dym wraz ze słowami. — Nazwał cię, cytuję, „niezdecydowaną babą” — dodał, nie mogąc się powstrzymać. — No i paroma innymi epitetami, ale tych już nie muszę przywoływać — roześmiał się.


effsie - 2018-09-02, 23:25

Widzicie? Terapia wstrząsowa podziałała, blondas za ścianą się mi nieco ogarnął.
A tak na poważnie, z ulgą przyjąłem coraz mniej dzikie zachowanie Maxa, widać wystarczyło pomachać mu chujem przed nosem i przetyrać go trochę po parku, a potem już wiedział, że musi się ogarnąć. Bo, naprawdę, nie zrozumcie mnie źle, ja absolutnie nic do niego nie miałem, serio spoko się dogadywaliśmy te pięć lat temu i nie widziałem przeszkód, żeby i teraz mieć z kim zapalić fajkę czy popierdolić czasami o głupotach na balkonie. Tylko no, na początku musiał się trochę ogarnąć, bo na każde moje słowo już się od razu urażał i wszystko brał do siebie, tak totalnie, bez zastanowienia, z połykiem, jak na rasowego geja przystało.
Z mojej strony sprawa wyglądała tak, że regularnie to nie kręcili mnie za bardzo chłoptasie w jego stylu, takie pożal się boże beksy, które jeszcze rozryczałyby się przy mocniejszym klapsie, ale nie wiem, zaobserwowałem w sobie małego świra na punkcie tej jego skóry. Ale dobra, wbrew wszelkim przesłankom, wcale nie byłem zwierzęciem i nie musiałem pieprzyć wszystkiego, co mi się choć trochę podobało, a coś mi mówiło, że nawet teraz, jak już potrafił mi odpyskować, wciąż niezbyt byłby chętny na takie zabawy.
Wiecie, Max Stone i ta cała jego gadka o wielkiej miłości z pierdołami. Znaczy, nigdy mi o tym nie mówił, ale na pewno w to wierzył, a ja, ech, big love to miałem między nogami i na pewno nigdzie więcej.
Leżałem właśnie na ziemi, tak totalnie plackiem, bo, słuchajcie, zawód tatuażysty ma jedną absolutnie przesraną wadę, mianowicie: garbisz się non stop. Czy to siedząc nad projektami, czy potem już podczas sesji tuszowanka, no generalnie nie ma zmiłuj. Dziś moje plecy już totalnie odmówiły posłuszeństwa, więc jebnąłem się na ziemię w salono/pracowni i myślałem sobie o niebieskich migdałach, czekając, aż ktoś mnie zabije. Niestety, śmierć nie przyszła, zamiast tego przyszedł Max, znaczy, do swojego mieszkania, a chwilę potem już pukał w moją ścianę. Zebrałem się z podłogi, przyznaję, trochę ciekaw, co mi ma tak ekscytującego do opowiedzenia, że już, teraz, nie może się doczekać, więc wyszedłem z nim na tę faję.
Bo normalnie pewnie nigdy bym nie wyszedł, oczywiście, w końcu byłem bardzo niedzielnym palaczem.
O nie, gej wyzywa mnie od bab, chyba się popłaczę — mruknąłem, wywracając oczami i odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się i zmierzyłem Maxa wzrokiem, takiego to go dawno nie widziałem, aż się prężył i prostował. — Co ty dziś taki cały w skowronkach? Dostałeś jakiś komentarz pod swoim artykułem? — Nie mogłem powstrzymać się od drobnej złośliwości, bo, zdaje się, że jeszcze wczoraj nabijałem się z tego, że na ten ich portal wchodzą chyba tylko boty. Albo po prostu wkurwiało mnie, że tak się szczerzy, kiedy ja tu cierpiałem na Schorzenie Tatuażysty.


Gazelle - 2018-09-02, 23:48

Ej! — fuknął autentycznie oburzony. — Bycie gejem wcale nie równa się z byciem kobietą. Gdzie ty się zatrzymałeś, na początku tego stulecia czy co? — posłał mu urażone spojrzenie. No bo wkurzał go mocno ten stereotyp. Płeć to jedna sprawa, orientacja to druga, proste. I to nie tak, że uważał żeby nazwanie go kobietą miałoby mu w jakikolwiek sposób uwłaczać, ale to po prostu mijało się z prawdą. Był cały czas mężczyzną. Nie zmieniała tego ani jego orientacja seksualna, ani jego preferencje łóżkowe, ani nawet jego wygląd fizyczny, odbiegający nieco od archetypu „samca alfy”.
Generalnie to chrzanić stereotypy.
I czemu od razu jesteś taki niemiły? — jęknął. Już poprzedniego wieczora przerabiali ten temat. Ludzie ich czytali, w końcu te dochody z reklam nie brały się z powietrza. No i chciał wierzyć że ten cały wysiłek który wkładał w pisanie artykułów miał jakiekolwiek znaczenie. Przysiadł przy stoliku i przysunął do siebie popielniczkę, którą w końcu postanowił przygarnąć gdzieś z głębi szafy na balkon. — Nie wiem. Tak po prostu, miły dzień — wzruszył ramionami. — Za to ty wyglądasz jakbyś wstał dzisiaj lewą nogą z łóżka, potem potknął się o nią i do tej pory nie mógł się otrząsnąć — zauważył z wrednym uśmieszkiem. Czuł się dobrze, czyli zarazem czuł się swobodniej, co oznaczało że humor mu się delikatnie wyostrzył.
A wracając do Marcusa, to naprawdę schlebia mi to że postanowiłeś sobie go jednak odpuścić. Aż tak zależy ci na dobrych relacjach międzysąsiedzkich? — spytał, pochylając się trochę w stronę Iana, aby ten mógł zauważyć jego trzepotanie rzęsami. Nie no, naprawdę wątpił żeby za tym zachowaniem Iana kryła się jakaś głębsza filozofia, ale wciąż było to miłe i nie zamierzał sobie odbierać tego momentu. - — Ale mogłeś mu to zakomunikować w delikatniejszy sposób, wiesz? — Max nie byłby w końcu Maxem gdyby sobie trochę nie pomarudził.
Zamiast papierosem, zaciągnął się tym razem samym powietrzem. Dopiero co przestało padać, przez co na zewnątrz nadal unosił się ten cudowny, przesiąknięty wilgocią zapach. Przynajmniej nie padało pod takim kątem żeby zamoczyć mu balkon, także mógł sobie bezpiecznie siedzieć, bez obaw że gdy wstanie to będzie mieć kompromitującą plamę na spodniach.


effsie - 2018-09-03, 00:15

Wywróciłem oczami na to jego marudzenie, bo znowu doszukiwał się jakichś obelg tam, gdzie ich akurat wyjątkowo nie było. Miałem lepsze zajęcia, niż szturchanie się o ten temat, zwłaszcza, że chyba mieliśmy podobną opinię, znaczy, no ja też tak nie uważałem, albo przynajmniej miałem to całkowicie gdzieś.
Nie jestem niemiły, to jest szkoła życia — mruknąłem, przeciągając się i strzykając kośćmi. — Kilka tygodni ze mną i Tiara Przydziału wrzuci cię do Slytherinu — dodałem jeszcze, opierając się biodrami o barierkę i zakręciłem barkami drobne kółka, prostując sobie plecy. Serio mnie bolały i chyba będę musiał wysupłać parę zielonych na jakiegoś kolesia, który mi tam nastawi, co trzeba.
Albo jakąś laskę. Boże, od tego przebywania z tym gejem robiłem się jeszcze większym pedałem.
Spędziłem ostatnią godzinę leżąc jak debil na ziemi, bo moje plecy odmawiają posłuszeństwa, a jutro mam dziarać typiarę, która chce robić całe plecy. Zesram się tam z bólu — poinformowałem go, sam nie wiem czemu, bo zwykle nie żaliłem się swoimi wyimaginowanymi problemami, ale może ten parszywy nastrój sprawiał, że potrzebowałem trochę ponarzekać. Ech, czasami zachowuję się jak człowiek.
Wyciągnąłem rękę i strzepałem popiół do popielniczki Maxa. Nie umknęło mi, że się tu pojawiła, zresztą stolik i krzesło też zmieniły swoje miejsce, bo teraz już nie stały pod ścianą, a przy naszej wspólnej barierce. Już miałem komentować to jakoś typu, że co, chyba nie myśli, że ta marna przeszkoda sprawi, że nie będę hycał sobie, jak będę miał ochotę, ale ten znowu wyciągnął temat Zapałek.
Westchnąłem.
Nie mam absolutnie pojęcia, o czym mówisz — powiedziałem, unosząc jedną brew i patrząc na niego dość kpiąco.
Ech, co za parszywy skurwiel, oczywiście, że się wygadał!
Sapnąłbym teraz głośno, gdyby nie fakt, że Max stał obok, a ja nie miałem zamiaru w ogóle wbijać się z nim w ten temat, bo jeszcze zacznie wyciągać jakieś pochopne wnioski. Dużo lepiej było uznać, że nie miałem pojęcia, co pierdolił Marcus Zapałki, a jak będę w tej swojej niewiedzy przekonujący to blondasek prędko porzuci temat.
A jak chcesz utrzymać dobre relacje międzysąsiedzkie to mógłbyś kiedyś podlać tego chwasta — podsunąłem, wskazując podbródkiem na kaktusa, którego przytargałem do Maxa te kilka dni czy tygodni temu, nie pamiętam. Cholera, zła decyzja, u mnie już by się mu odżyło. No trudno, jakoś będę musiał z tym żyć.


Gazelle - 2018-09-03, 00:44

Musisz mieć wysokie mniemanie o sobie, skoro sądzisz że możesz mieć na mnie aż taki wpływ — prychnął, strzepując popiół z papierosa. Prawdę mówiąc Ian miał na niego jakiś wpływ, jakiś duży wpływ nawet, ale dupek wcale nie musiał o tym wiedzieć. I nawet lepiej, żeby nie wiedział, bo Max już by chyba nie wytrzymał tego nabijania się, i w końcu by mu naprawdę przyłożył.
Przeciągnął się leniwie i obserwował krótką, balkonową gimnastykę Iana. Ech, no dupek miał świetne ciało, nie dało się temu zaprzeczyć. I gdyby przed nim nie stał Ian, a jakiś losowy koleś z takim ciałem, to pewnie Max pozwoliłby sobie na jedną, mniej niewinną myśl o swoim języku badającym te mięśnie i zagłębienia pomiędzy nimi. Ale to był Ian, więc absolutnie nie śmiał tak pomyśleć. Ani trochę.
Dopóki siedział grzecznie w swojej norze i nie udzielał się prawie w ogóle towarzysko, łatwo było mu ignorować swoje potrzeby. Zarówno te emocjonalne, jak i seksualne. A w obu tych sferach było dosyć kiepsko. Od zerwania z Jaredem zdarzało mu się jeszcze randkować, nawet był w jednym związku (żałośnie krótkim, swoją drogą, więc nie do końca zalicza to jako „związek”), no i kilka razy skusił się na jednonocne przygody nastawione na jeden, wiadomy cel. Jednak odkąd zmienił mieszkanie, nie spotkał się jeszcze z nikim w celach innych, niż kumpelskie czy zawodowe. I mógłby to nawet zmienić, może w ten sposób chociaż wyleczyłby się z tego durnego niby-zauroczenia Ianem, ale, ech, to było takie skomplikowane i męczące.
Przeszła mu przez głowę nawet myśl, żeby wbić po prostu na sexchat, a nuż by tam poznał kogoś sensownego do przespania się, ale odrzucały go takie portale. Sporo kręciło się tam jednak podejrzanych typów, a Max jakoś nie bardzo chciał skończyć poćwiartowany w walizce.
Kończąc ten wątek swoich przemyśleń, spojrzał na Iana współczująco. I było to autentyczne współczucie, bo jednak on mógł sobie pozwolić na komfort pracy w wygodzie i w dowolnej pozycji, a Ian natomiast rzeczywiście musiał się dosyć namęczyć przy swoim zawodzie. Max na pewno nie byłby w stanie pochylać się nawet przez godzinę, a kości miał przecież sprawne.
Ile trwa taka sesja? — spytał z ciekawości. Całe plecy, to brzmiało jak mnóstwo roboty. No i wątpił żeby dało się to ogarnąć w jeden dzień, tyle o tatuażu wiedział. — Ej, pokażesz mi wzór? — spytał nagle, z błyskiem w oku. W końcu nie miał jeszcze okazji zobaczyć jakiegokolwiek projektu Iana. No, przynajmniej na żywo, bo co niektóre z nich udostępniał na swoim facebookowym profilu (a Max staranie przestalkował jego tablicę). — Chyba, że masz jakąś tajemnicę tatuażysty czy coś i nie możesz pokazywać zarezerwowanych projektów — zażartował. Wątpił żeby coś takiego istniało. Chyba że ktoś chciałby sobie wytatuować coś wyjątkowo intymnego. Jak wagina swojej żony. Pewnie gdzieś się czaiły takie świry.
Roześmiał się, słysząc jak Ian próbuje się wykręcić i wyprzeć z tej całej marcusowej sprawy.
Oczywiiiiiście, że nie masz — przytaknął mu ironicznie. — Ech? — obrócił się, patrząc na kaktusa podarowanego mu przez Iana. Rzeczywiście, nie wyglądał najlepiej...poczuł się lekko zawstydzony tym, że Ian przyłapał go na tym jak beznadziejnie potraktował prezent od niego. — No, ale to kaktus, nie? Nie potrzebują przecież tak dużo wody — wymamrotał w marnej próbie obrony samego siebie.


effsie - 2018-09-03, 07:54

A co, nie mam? — spytałem, uśmiechając się wrednie. — Tak po prostu wyostrzył ci się języczek?
Ech, rzeczywiście, moja samoocena była dość wysoka, ale to nie brało się z niczego, nie? Pochlebiało mi, jak nawet ten blondasek, który tak się niby zapierał, taki był wycofany i w ogóle, a nawet on pukał w ścianę i wołał mnie na wspólną fajkę. Swoją drogą, jak na kogoś z takim przyspieszeniem, całkiem dużo jarał, może należałoby go spytać, jak czyści swoje płucka?
Zaciągnąłem się głęboko i uniosłem lekko podbródek do góry, przymykając oczy i powoli wypuszczając dym. W tej pozycji wyprostowane plecy nie bolały mnie właściwie w ogóle i poczułem przyjemną falę tego lekkiego bólu, spływającą mi w dół kręgosłupa. Przechyliłem jeszcze głowę na boki, kręcąc szyją kółka to w jedną, to w drugą stronę, słysząc, jak strzykają mi zastane kości. Cholera, może powinienem zapisać się na jakiś aereobik (durny pomysł) albo chociaż skoczyć na basen, nawet raz w tygodniu, to by pewnie pomogło. W Kalifornii, z plażą i słońcem, pewnie nie byłoby takich problemów, ale nie, nie wiedzieć czemu, wciąż mieszkałem w Nowym Jorku.
To zależy — mruknąłem, wciąż w tej samej pozycji, nie otwierając oczu. Zaciągnąłem się jeszcze raz i odetchnąłem głęboko. — Te jej plecy trzeba rozłożyć na kilka sesji, cztery albo pięć, jeszcze zobaczymy, jak będzie sobie dawała radę. Jutro dopiero zaczynamy, ale i tak będzie z sześć godzin samego tuszowania — westchnąłem na samą myśl. Do tego doliczyć przygotowanie, jakieś przerwy, obiad… ech, jak nic sczeznę. No nic, najwyżej ona będzie wpierdalała, a ja leżał plackiem na ziemi, żeby chociaż trochę się ogarnąć.
Dobra, Monaghan, koniec tego użalania się nad sobą.
Otworzyłem oczy, słysząc pytanie Maxa i spojrzałem w jego kierunku. Nie skomentowałem tej tajemnicy tatuażysty (lol) ani zarezerwowanych projektów (może inni, ja bardzo starałem się tego nie robić), zamiast tego zaciągnąłem się po raz ostatni fajką i stwierdziłem, no, czemu nie?
No to chodź — rzuciłem, przechylając się jeszcze przez naszą wspólną barierkę i gasząc peta w jego popielniczce. Zignorowałem tekst odnoszący się do Marcusa Zapałki (złota zasada, nie podkręcać afery), ale zanim jeszcze zniknąłem w swoim mieszkaniu, rzuciłem okiem na tego nieszczęsnego kaktusa. — Dużo nie, ale temu przydałaby się chociaż nowa ziemia.
Wróciłem do środka, w duchu obstawiając, że ten blondasek zamiast przeskoczyć przez barierkę, pewnie wybierze dłuższą drogę. Przeciągnąłem się jeszcze raz, strzykając kośćmi i rozejrzałem się bezmyślnie wokół. Moje mieszkanie nie było szczególnie jakieś. Ot, dwa pokoje, sypialnia i ta salono-pracownio-imprezownia, kuchnia i łazienka, wielkie mecyje. Ściany wszędzie miałem pomalowane na biało i sam o to zadbałem na samym początku, jak się tu wprowadziłem – dostawałem prawdziwego pierdolca od tej feerii barw, którą zastałem tu na samym początku. Przed kanapą stał stolik zmontowany z koziołka i znaku zakazu ruchu, który kiedyś, podczas jakiejś pijackiej eskapady, zwędziliśmy z drogi z ziomkami, do tego jakieś dwa taborety i tyle. Była też szafka, na której stały jakieś pojedyncze książki, trochę albumów i magazynów, na ścianach miałem z dwa plakaty z jakichś longboardowych wydarzeń, a przed kanapą znajdowała się wielka pustka, wszystko dlatego, że czasami, jak wpadło tu kilka osób, puszczaliśmy coś z rzutnika. Moje mieszkanie nie było zagracone, ale na pewno też nieposprzątane; wszędzie walały się a to pojedyncze ciuchy czy okołodeskowe sprawy: zestawy kółek, traki, toole do wykręcania śrub i te sprawy. Dwie deski stały oparte o ścianę, tu i ówdzie można było znaleźć pustą butelkę, na stoliku leżał pewnie talerz po moim obiedzie. W całkowitym kontraście do tej wybitnie nijakiej speluny było naręcze zielonych roślin (ale bez żadnych kwiatków, hej, aż takim pedałem to nie jestem), jedyny celowy, kolorystyczny akcent w tej chałupie, no i mój stół pod oknem.
Był duży, tak z dwa metry na jeden, z całkiem spoko lampą. Na nim też panował podobny chaos, co w całym pomieszczeniu; ot, dużo kalek, które leżały tu i tam, porozrzucane pomiędzy cienkopisami i nieudanymi szkicami. Stół stał bezpośrednio przed oknem, coby łapać jak najwięcej światła, a na ścianie obok przyklejone miałem własnoręcznie robione fotki moich klientów, znaczy tych, nad którymi projektami aktualnie pracowałem. Teraz, na głównej tapecie, były plecy tej dziewczyny z jutra, kilka ujęć: jedno, pokazujące cały jej tył w dwóch egzemplarzach, nieruszonym oraz tym, na którym czerwonym flamastrem zaznaczyłem sobie wszystkie pieprzyki i ewentualne blizny, potem kilka innych ujęć, tak, żebym mógł to ogarnąć, parę też ze spotkania, kiedy już rysowałem szkic projektu flamastrem na jej plecach. Pod spodem wisiały też inne fotki, a to klaty jakiegoś typa, a to uda innego, ale już w mniejszej ilości; nad nimi dopiero pracowałem, jeszcze nic nie było w ostatecznej fazie.
Na stole walało się dużo kalek, ale kiedy Max usiadł na krześle przed nim, wskazałem mu palcem te, o które pytał.
Tu jest cały projekt — mruknąłem, pokazując odpowiednią kalkę — a tutaj rozłożony na kilka sesji. — Wskazałem plik pięciu kalek, które, po nałożeniu na siebie, finalnie sumowały się do efektu po lewej stronie. — To dziaramy jutro — dodałem, kiwając podbródkiem na pierwszą z kalek, zawierającą tak naprawdę same obrysy, duży szkic, który musiałem jej zasadzić na plecach.
A skoro o plecach mowa, westchnąłem i walnąłem się na ziemi. Cholera, chyba będę tu dzisiaj spał.


Gazelle - 2018-09-03, 09:32

Na pewno nie masz z tym nic wspólnego — zaperzył się, uciekając wzrokiem w bok. Nie mógł mu dać tej satysfakcji. Jeszcze by mu to ego wystrzeliło w kosmos i byłby jeszcze bardziej nieznośny. Chociaż pewnie i tak brzmiał mało przekonująco, ale urwał temat, odchrząkując głośno gdy Ian chciał mu coś na to odpowiedzieć.
Otworzył szeroko oczy. Spodziewał się, że taki tatuaż nie będzie wymagał jednej sesji, ale aż tyle? Nie wiedział komu bardziej współczuć — Ianowi, czy osobie przez niego tatuowanej. Ale raczej jego wybór by padł na sąsiada, zważywszy na to iż tamta osoba skazywała się na to na własne życzenie.
Jednak po usłyszeniu tego był jeszcze bardziej ciekawy wzoru tatuażu, który musiał być cholernie skomplikowany, skoro wymagał aż tyle pracy. Dlatego ucieszył się kiedy Ian zaprosił go do siebie, manifestując tę uciechę szerokim uśmiechem. Gdy mężczyzna zniknął we wnętrzu swojego mieszkania, Max rzucił ponownie okiem na kaktusa. No...ostatecznie mógł zmienić tę ziemię. Niech ma. Rzeczywiście byłoby szkoda, gdyby ta roślina mu kompletnie padła.
Zgniótł pozostałości papierosa i popielniczce i wrócił do swojego mieszkania. Nie musiał się wcale śpieszyć, więc zanim poszedł do Iana umył jeszcze ręce (bo nie znosił gdy śmierdziały mu fajkami) i opłukał twarz. Spojrzał na siebie uważnie w lustrze, i przyłapując się na tym przewrócił oczami do swojego odbicia. To nie tak, że facet widział cię dwie minuty temu. Wziął klucze, aby zamknąć swoje mieszkanie, i udał się pod sąsiednie drzwi, pukając tym razem lekko. Kiedy Ian wpuścił go do środka, Max subtelnie rozejrzał się po wnętrzu. Pierwszy raz był u Iana. Przy ostatnim, ehm, incydencie z Marcusem, którego wspominać nie chciał, miał okazję zobaczyć kawałek mieszkania swojego sąsiada, ale powiedzmy że nie to było wówczas w centrum jego uwagi. Ian najwyraźniej również preferował jasne kolory ścian, co z jakiegoś powodu dziwiło Maxa. Ale w ogóle to mieszkanie było takie...ianowe i nieianowe zarazem. Nie spodziewał się aż tylu roślin, to fakt. Kiedy mieszkali razem, coś tam trzymał na parapecie, ale to była jedna roślinka. Zauważył z lekkim przekąsem, że wszystkie były w lepszym stanie niż ten kaktus, którego wręczył mu Ian w jego urodziny.
Fajnie tutaj masz — skomentował, gdy dotarli już do miejsca pracy Iana. — Masz większe mieszkanie ode mnie — rzucił. Ale Maxowi zdecydowanie pasowała wielkość jego metrażu, nie miał wielkich potrzeb, a poza tym sprzątania było mniej. Usiadł przy dużym stole, od razu chłonąc wzrokiem porozrzucane na nim projekty. Nie mógł powstrzymać cichego dźwięku, wyrażającego zachwyt. Nie to, żeby kiedykolwiek wątpił w talent Iana, ale zobaczenie tego na żywo to było coś zupełnie innego. Wziął bardzo ostrożnie do ręki kalkę wskazaną przez mężczyznę. Kurczę...gdyby mógł, to chyba sam by się skusił na taki tatuaż. Był piękny. I niesamowicie dopracowany. Był pod wrażeniem całej pracy Iana i czuł się trochę głupio z tym, że wcześniej nie doceniał całego tego procesu, który wiązał się z powstaniem wzoru tatuażu.
Piękny — mruknął, dzieląc się swoimi wrażeniami w sposób wyjątkowo rozbudowany. — Na pewno będzie zadowolona, taki tatuaż jest godzien tylu godzin bólu – uśmiechnął się do swojego sąsiada, który nie wiedząc kiedy położył się plackiem na podłodze. — Aż tak cię te plecy męczą? Masz może jakąś maść przeciwbólową? — spytał, schodząc z krzesła żeby móc przy nim kucnąć. No bo skoro już go tak te plecy męczyły, to następnego dnia mogło być tylko gorzej, a lepiej zająć się problemem zanim się rozwinie.


effsie - 2018-09-03, 12:55

Roześmiałem się krótko na tę reakcję Maxa, słowo daję, ten koleś był naprawdę zabawny, zwłaszcza wtedy, gdy unosił się w ten swój charakterystyczny sposób, wydymał usteczka i marszczył brwi. Słowo daję, ta śliczna facjata miała naprawdę duży potencjał i aż pokręciłem głową, gdy moje myśli znów popłynęły w wiadomym kierunku.
Nie miałbym nic przeciwko kilku bliższym wieczorom z tą mordą, ale ech, ten jeszcze by zaczął sobie coś wyobrażać.
Tak jak obstawiałem, przeskoczenie barierki widać było ponad jego siły, zamiast tego jeszcze zapukał, jakby nie wiedział, że się go spodziewam. Nawet tego nie skomentowałem, podobnie jak tych dwóch zdań o mojej chacie, bo podświadomie czułem, że jest typem, który wchodzi i czuje się zobligowany do jakichś takich sztandarowych formułek. Czy miałem tu fajnie, no nie wiem, mi odpowiadało. Jasne, wolałbym gdyby był tu porządek, ale byłem więcej niż kiepski w jego utrzymywaniu, więc moja dusza estety musiała się z tym pogodzić.
Dopiero jego komentarz na temat tatuażu sprawił, że – leżąc – przechyliłem głowę w jego kierunku. Piękny? W sensie, no, ja też uważałem, że był niezły, często też słyszałem komplementy czy pozytywne opinie na temat moich dziarek, ale ludzie raczej mówili „spoko”, „fajny”, „dobra kreska”, ale „piękny”? Musiałem mieć wybitnie głupi wyraz twarzy, gdy to usłyszałem, ale absolutnie zabrakło mi języka w gębie i nie wiedziałem, co na to odpyskować. Milczałem więc, zwłaszcza, że zaraz jebnął kolejnym tekstem, który – już mniej – ale wciąż mnie zdziwił.
Zmarszczyłem nieco brwi, w myślach powtarzając sobie jego słowa. Pewnie palnął to tak o, po prostu, nawet się nad tym nie zastanawiając (czemu miałby się zastanawiać), ale nie pomyślałbym, że ten blondasek w ogóle postrzega coś w aktegoriach godnych bólu.
Dobra, Monaghan, ogarnij się.
Na całe szczęście potem – chociaż ten pierdzielił farmazony – już trochę spuścił z tonu.
Kurwa, Max, skąd ty się urwałeś? Przecież takie rzeczy w ogóle nie działają — parsknąłem, rzucając mu rozbawione spojrzenie i pewnie wyszłoby mi lepiej, gdybym nie leżał właśnie plackiem na ziemi. Swoją drogą, tak niby chciał pooglądać te dziarki, a jak ma przed sobą stół pełen projektów, to i tak złazi i kuca mi nad ryjem. — To nic dziwnego, wczoraj cały dzień dziarałem, wieczorem kończyłem jeszcze to na jutro, a rano też miałem typka pod maszynkę. Nie pierwszy i nie ostatni raz, mam doświadczenie w leżeniu tu na ziemi — poinformowałem go, puszczając mu oczko, chociaż czułem się jak debil robiąc to z tej pozycji.


Gazelle - 2018-09-03, 14:27

Będąc w tej pozycji miał ciekawy widok na twarz Iana. Cholera, to nie tak, że mężczyzna się jakoś na niego szczególnie patrzył, ale mimo to i tak wydawało mu się że te oczy przeszywają go na wylot. Utkwił na moment wzrok na jego wargach, a konkretnie na przecinającej je bliźnie. Jakoś zawsze krępował się spytać skąd ona się wzięła. I może słusznie, to mógł być w końcu jakiś wrażliwy temat.
Czuł impulsywną chęć przejechania kciukiem po tych wargach – i nie tylko, bo chętnie zbadałby też chociażby tę ostrą szczękę i kości policzkowe – ale na szczęście zdołał się w porę ogarnąć. Dość, Max, po powrocie do mieszkania instalujesz Tindera.
No może na ciebie — żachnął się, przewracając oczami. — Może coś rozgrzewającego by ci chociaż trochę ulżyło czy coś...przecież w takim tempie to ty nie wyrobisz do emerytury — mruknął i zamyślił się na moment. — Eeeeeech, czekaj no chwilę — podniósł się do pozycji stojącej i udał się do swojego mieszkania. Coś tam powinien mieć, jakieś resztki maści rozgrzewającej, którą kupił sobie kiedy naciągnął sobie coś w łydce, gdy postanowił zrealizować chociaż raz swoje noworoczne postanowienie i zaczął biegać. Los nie chciał zrobić z niego sportowca.
Ściągaj koszulkę — zarządził, gdy wrócił do pokoju Iana. Zawstydził się lekko, zorientowawszy się jak mogło to zabrzmieć bez kontekstu. — Znaczy się, żebym mógł cię tym wysmarować — pokazał leżącemu mężczyźnie słoiczek, ponownie przy nim kucając. — Może coś ci to pomoże, lepsze to niż nic — wzruszył nonszalancko ramionami. Mógłby mieć w dupie plecy Iana i zająć się po prostu sobą, ale i tak nie miał nic do roboty.
Przełknął gulę, która urosła mu w gardle gdy Ian w końcu podniósł się do siadu i rozebrał się z górnej części odzieży, i szybko uciekł wzrokiem, czekając aż ten odwróci się do niego plecami. Kurde, to nie był pierwszy raz kiedy widział klatę Iana kiedykolwiek (chociaż tego incydentu z Marcusem nie chciał w ogóle do tego zaliczać, no bo wtedy był zbyt oszołomiony żeby koncentrować się akurat na klatce piersiowej Iana), ale te pięć lat temu jego ciało nie było ozdobione tatuażami...i chyba nie była aż tak umięśniona. Ech, czy tylko on wraz z wiekiem coraz mocniej się zapuszczał?
Starając się nie myśleć o tym, jak nawet plecy Iana wyglądały cholernie apetycznie, roztarł niewielką ilość maści w rękach i zaczął ją delikatnie aplikować na skórę, zaczynając od górnej części kręgosłupa. Niewiele się znał na masażu, ale wiedział że nieodpowiedni nacisk mógł przynieść więcej szkody niż pożytku, więc starał się być naprawdę ostrożny, schodząc powoli w dół. Przynajmniej mógł się przez moment nacieszyć tym ciałem. Pewnie było to niestosowne, że wykorzystywał sytuację żeby nakarmić i swoje potrzeby, ale oj tam oj tam. Kiedy rozcierał tę substancję, przez głowę przemknęła mu myśl jak ta ciepła skóra mogłaby zareagować na muskanie kostkami lodu. I zanim całkowicie się pozbył tej myśli, to cholernie się ucieszył że Ian nie mógł z tej pozycji zobaczyć jego twarzy.
Okej, może teraz będzie trochę lepiej — powiedział, gdy skończył aplikować maść na wysokości nerek. — I jak masz już leżeć na podłodze, to weź chociaż połóż sobie tutaj jakiś koc. Gdzie masz łazienkę? — spytał, no bo koniecznie musiał umyć ręce, które już zaczynały go parzyć z powodu nadmiaru maści.


effsie - 2018-09-03, 15:50

W normalnej sytuacji, gdyby nie te jego usteczka i cała ta śliczna buźka, kazałbym się mu pierdolić, bo niezbyt potrzebowałem, by przypadkowi kolesie wmasowywali mi jakieś lepidła w plecy, ale teraz, nie wiem. Może to było połączenie tej mordy, Marcusa Zapałki, tekstu o bólu i mojej wrodzonej ciekawości, ale ech, wcale nie oponowałem i milczałem, gdy Max zabrał się do roboty.
Miał zimne dłonie, które rozgrzewały się dopiero stopniowo pod wpływem tej drobnej pieszczoty, jaką raczył moje plecy. Długie palce, którymi zazwyczaj uderzał o przyciski klawiatury, były wręcz nieskalane jakąkolwiek pracą fizyczną; zupełnie różne od moich, raczej nieco szorstkich i masywniejszych. Mógłby grać na pianinie, przemknęło mi przez myśl, nie wiadomo czemu, totalnie znikąd. Jego dotyk był początkowo mocno niepewny, tak, jakby się czegoś bał, ale gdy stopniowo rozluźniałem się pod wpływem jego masażu, mocnym ruchem chwycił mnie za barki i automatycznie wyprostowałem plecy.
Prowokował mnie.
Zdawał sobie z tego sprawę? Musiałem wiedzieć: tak czy nie?
Przytrzymał dłonie na moich nerkach, gdy wypowiadał pierwsze zdanie i przymknąłem oczy na ułamek sekundy, zanim się do niego odwróciłem.
Mały test i będę wszystko wiedział.
Zadał pytanie o łazienkę, spojrzałem mu w oczy i – wciąż bez słowa – podbródkiem wskazałem odpowiedni kierunek, uważnie obserwując jego reakcję.
I miałem to: trwający ułamek sekundy, nie dłużej, błysk zawodu w jego oczach.
Zaraz się ogarnął, szybko podniósł z kolan i rzeczywiście zniknął w łazience, a po chwili usłyszałem odgłos lecącej ciurkiem wody.
Mnie samemu przydałoby się chlusnąć nią sobie w twarz, a tymczasem musiało mi wystarczyć kilka głębokich oddechów.
Co za koncertowy skurwiel, słowo daję! Czego on się spodziewał? Co to w ogóle miało być? Och, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tu nie byłoby żadnego żyli długo i szczęśliwie, więc co on właściwie odpierdalał? Boże, jeśli ten szczeniak przez to nasze hasanie po parku a potem wspólne fajki zaczął sobie coś wyobrażać, źe ja się zmieniam czy inne głupoty, to był w grubym błędzie i mogłem mu to łatwo udowodnić.
Żeby po prostu wiedział, na co się pisze.
Nie ruszyłem się z miejsca, nie ubrałem, siedziałem tak, jak mnie zostawił, a gdy wyszedł z łazienki złapałem jego spojrzenie i spytałem:
Zawsze jesteś na dole, co? — Max zrobił wielkie oczy, więc przywołałem na twarz wystudiowany uśmieszek i dorzuciłem słodko: — Pamiętasz ten nasz research? Ta ruda dziewczyna i jej chłopak, taki brunet, mówili o tym, że według nich komunikacja jest ważna na każdym poziomie, nie wyobrażają sobie nie rozmawiać o seksie. Więc tak mnie naszło, jak tam u ciebie?
Czułem, że trochę (trochę) przekraczam granicę, ale nie chciałem, by sobie za dużo wyobrażał. Tak długo, jak sprawy były jasne, nie miałbym żadnych wyrzutów sumienia.


Gazelle - 2018-09-03, 16:23

Spojrzenie, którym obdarzył go Ian, zaskoczyło go swoją intensywnością. Pod jego wpływem Max czuł się, jakby zupełnie tracił świadomość, jakby odleciał na zupełnie inną planetę, liczyły się tylko te oczy. Tylko te oczy. A ich twarz dzieliły zaledwie centymetry i...cholera, gdyby tak wszystko pierdolić i po prostu...
Wyrwał się gwałtownie z amoku, przypominając sobie o co właściwie pytał Iana. Ach, tak, łazienka. Potrzebował łazienki i lodowatej wody, żeby się otrzeźwić i wybić sobie z głowy te durne myśli. Dlatego nie tracąc czasu i nie obdarzając mężczyzny ani jednym zbędnym spojrzeniem udał się do łazienki, próbując uspokoić swój oddech. Jego serce waliło jak szalone i zastanawiał się czy Ian to zauważył. Absolutnie nie chciał dać mu powodów do podejrzewania że Max mógłby być nim zainteresowany. To by była prawdopodobnie najbardziej żenująca rzecz w jego życiu.
A nawet jeżeli potencjalnie Ian sam byłby chociaż trochę zainteresowany Maxem, to na pewno nie bardziej niż zwykłą przygodą łóżkową. I to właściwie była jakaś opcja, ale czy Max rzeczywiście tego by chciał?
Jeżeli chodziło o relacje intymne, to Maxa interesowały tylko dwie skrajności. Albo kompletnie niezobowiązująca relacja, albo trwały i silny związek. Nic pomiędzy. Wszystko, co znajdowało się pomiędzy...miało w sobie zbyt wiele niedopowiedzeń. Za dużo ryzyka, którego Max cholernie się bał, bo był cholernym tchórzem. Najłatwiej było się izolować, albo wchodzić w kompletnie kontrolowane relacje. W ten sposób chronił siebie samego przed swoim największym lękiem – odrzuceniem.
Nie trzeba było geniusza, żeby dojść do tego iż Ian nie był osobą którą można było usidlić. A nawet gdyby była taka możliwość, to Max sam nie wiedział czy chciałby się tego podjąć. Ich charaktery, ich poglądy na życie zbyt mocno ze sobą kolidowały. To zwiastowało tylko i wyłącznie katastrofę.
W dalszym ciągu wmawiał sobie, że jego zainteresowanie Ianem było wyłącznie chwilowe i wynikało po prostu z zaniedbanych potrzeb emocjonalnych. Widocznie jego wrażliwa natura musiała się w końcu odezwać i znaleźć sobie jakiś cel do wykazania się.
Odetchnął głęboko i spojrzał na swoje odbicie w lustrze z wyjątkową determinacją w oczach.
Okazało się jednak, że ta determinacja była niewystarczająca, kiedy już pierwsze słowa Iana, którymi uraczył go gdy wrócił do pokoju, zbiły go kompletnie z tropu. O cholerę mu chodziło? Skonfundowanie musiało być wyraźnie widoczne na jego twarzy, bo mężczyzna posłał mu od razu ten irytujący uśmieszek i wyjaśnił skąd wziął mu się w ogóle pomysł na takie pytanie.
Gapił się na niego w ciszy, stojąc nadal jak ten kołek w progu. To wyjaśnienie w ogóle mu nic nie wyjaśniało. Żeby to miało sens, to musieliby mieć pomiędzy sobą jakąś relację. Której nie mieli, poza oczywiście koleżeńską. Ale na pewno nie taką, w której pojawiał się seks.
Sądzę, że mieli na myśli komunikację w związku — wychrypiał w końcu — a nie komunikację ze swoim sąsiadem — dodał, gromiąc go spojrzeniem i kładąc specjalny nacisk na słowo "sąsiad".
To nie tak, że był jakąś dziewiętnastowieczną panienką na wydaniu, która rumieniła się na każdą słowo nawiązujące do seksu, ale z tym konkretnym osobnikiem wyjątkowo nie zamierzał o tym rozmawiać, a przynajmniej nie znając wcześniej jego prawdziwych intencji.


effsie - 2018-09-03, 17:09

Ile to już właściwie minęło od czasu kiedy ten szczyl władował się mi w środku nocy na chatę? Z trzy tygodnie, miesiąc? Nie dawałem wiary, że sam nie traciłem nim zainteresowania, ech, znaczy miałem różnych kumpli i w ogóle, więc niby mógłby być jednym z nich, ale… no proszę bardzo, czy z jakimkolwiek z kumpli masowałem się po kątach? Czy z jakimkolwiek facetem masowałem się jakąkolwiek maścią? Oooch, doskonale znałem odpowiedź na to pytanie i nie podobało mi się, jak ten dzieciak wodził mnie za nos, ani trochę. Wrr, normalnie już bym mu pokazał, gdzie raki zimują, ale przecież rozpadłby mi się potem na kawałki.
A ja naprawdę nie lubiłem sprzątać.
Uśmiechnąłem się na jego odpowiedź, tym razem całkowicie szczerze, no, patrzcie, trochę się już stawia! Podobało mi się to i przez to jeszcze bardziej się wkurwiłem.
Prawda — przytaknąłem, kiwając lekko głową. Wciąż siedziałem na ziemi, oparłem jedynie plecy o jeden z taboretów. — Chciałem po prostu ustalić, jakie są nasze relacje sąsiedzkie — powiedziałem łagodnym tonem i przechyliłem delikatnie głowę w bok. Złapałem jego spojrzenie i spytałem: — Podobam ci się?
Słowo daję, nie mogłem się doczekać jego odpowiedzi, pomimo tego, że właściwie znałem już jej treść.


Gazelle - 2018-09-03, 17:41

Nie podobał mu się tor, jakim podążała ta rozmowa. To brzmiało zupełnie tak, jakby Ian za wszelką cenę chciał mu coś przekazać, co do tego nie było wątpliwości. Tak, jakby...wiedział? Wiedział o tym, co Max o nim skrycie myślał? To nie było niemożliwe...kiedy Max spuszczał gardę, można było z niego czytać jak z otwartej księgi. A przy Ianie zdecydowanie na dużo sobie pozwalał, mógł być przy tym nieuważny i...
Cholera.
Czyli Ian się domyślił. I próbował ustalić granice. Przypomnieć mu, kim dla siebie tak naprawdę są. To było na swój sposób miłe z jego strony, bo nieświadomie pomagał Maxowi otrząsnąć się z tych wszystkich głupich myśli i uczuć, ale...jakoś nie mógł czuć się wdzięczny.
Zbierał się powoli w sobie, żeby coś powiedzieć, ale kiedy podniósł głowę i spotkał jego spojrzenie, wszystkie słowa ugrzęzły mu w gardle.
Bezpośrednie pytanie Iana postawiło między nimi niezręczną ciszę. Max odruchowo chciał uciec, ale z drugiej strony był jakby wmurowany w ziemię.
Co to za pytanie? Aż tak nakręciłeś się tym masażem? – powiedział w końcu, śmiejąc się nerwowo. Jednak mina Iana wciąż była poważna, co oznaczało że nadal oczekiwał odpowiedzi. A Max nie potrafił kłamać, nie wtedy kiedy wymagało się od niego jasnego komunikatu. Tak albo nie, odpowiedź mogła być jednowyrazowa, a i tak miałby problem z wyduszeniem z siebie kłamstwa.
Oparł się o futrynę, wzdychając ciężko.
Dlaczego o to pytasz? — spytał cicho. — A jeżeli tak, to co? — dodał w nagłym przypływie odwagi, niebezpośrednio przyznając się do tego, że tak, Ian Monaghan mu się podobał. — Dobra, nie, nie odpowiadaj na to pytanie — wycofał się szybko, przeczuwając że to co mógłby usłyszeć niekoniecznie mogłoby być przyjemne.
Wziął głęboki oddech i wyłączając chwilowo swoje nikłe pozostałości racjonalności, ruszył do przodu i usiadł przed Ianem, patrząc mu w oczy.
Tak, podobasz mi się. Wpadłeś mi w oko już w San Fran, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy w samym ręczniku. A potem wpadłeś mi w oko ponownie, kiedy pojawiłeś się z tymi swoimi głupimi tatuażami i głupim kaszlem. Wkurzyłem się przez tę sprawę z Marcusem...bo to nie ja byłem na jego miejscu. To chciałeś usłyszeć?! — podniósł nieco głos na sam koniec. Następnie popchnął go do pozycji leżącej i wbił się gwałtownie w jego usta.


effsie - 2018-09-03, 18:34

Jebnąłem głową i plecami o ziemię i jęknąłem z bólu, ku mojemu zaskoczeniu, prosto w usta Maxa, który siadł na mnie okrakiem i przyszpilił do podłogi. Zaśmiałem się, automatycznie otwierając usta i choć wiedziałem, że nie powinienem, nie mogłem się oprzeć pokusie i wepchnąłem mu język do buzi, po raz pierwszy smakując tego słodkiego skurwysyna. Ugryzłem go w wargę i wyszarpnąłem rękę, sięgając jego podbródka i przytrzymałem go mocno, odsuwając na odległość kilku centymetrów.
Sapnąłem mu prosto w usta, orientując się, że przyspieszył mi oddech i spojrzałem w te błyszczące oczy.
No, no, Maxie, jaki władczy — wręcz wyszeptałem gardłowym tonem, ale nie było wcale potrzeby podnoszenia tonu, bo wszystko dokładnie słyszał. — Kontrolujesz całą sytuację, co? — spytałem, cały czas się uśmiechając i patrząc mu prosto w oczy.
Może siedział na mnie okrakiem, może przyszpilił mnie do ziemi, ale tylko dlatego, że jeszcze nie zdecydowałem, by było inaczej. Leżałem pod nim, trzymając tylko jego podbródek w dwóch palcach, ale i tak obaj wiedzieliśmy, że bez trudu zrzuciłbym go z siebie w każdej sekundzie.
Dlaczego o to pytam? — powtórzyłem cicho, nie odrywając od niego wzroku i w nosie mając prośbę o zignorowanie tego pytania. — Bo ty mi się też podobasz — powiedziałem, nie luzując uścisku palców i dostrzegłem, jak zabłyszczały się mu oczy. — No co ty, nie bądź taki zdziwiony. Ta buźka, niewyparzony język, szczupłe ciałko… — wyliczałem i bez problemu wyszarpnąłem drugą rękę, podciągając nieco koszulkę Maxa i przejeżdżając palcami po okolicach jego lędźwi. — No popatrz, nawet twoja skóra jest taka miękka, jak sobie wyobrażałem.
Westchnąłem cicho i przysunąłem go bliżej siebie, aż nasze nosy niemalże się styknęły, a jego mentolowy, ciepły oddech poczułem na swojej skórze.
Chciałbyś być na miejscu Marcusa? — spytałem jeszcze ciszej niż poprzednio, nie zaprzestając masować jego lędźwi. — Chciałbyś, żebym zrobił ci to wszystko, co zrobiłem jemu? — powtórzyłem powoli, czując, że już sam drżę, nieobojętny na tę gierkę, którą sam prowadziłem. — Żebym wsadził ci go tutaj, teraz, na podłodze, gdzie właśnie leżymy? — Ścisnąłem mocniej jego podbródek, wręcz boleśnie, aż sam wciągnąłem powietrze i zacisnąłem na ułamek sekundy oczy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się pomiędzy moimi nogami. Boże, wystarczało mi, że na mnie siedział, że na niego patrzyłem, że miałem go tak blisko i mówiłem do niego wszystkie te rzeczy, a już byłem nieźle podniecony. — A co potem? Będziesz chciał wyburzyć ścianę żebyśmy zamieszkali razem i żyli długo i szczęśliwie? Czy od razu wyprowadzimy się do Zasiedmiogrodu? Jakikolwiek śliczny byś nie był, Maxie, ja nie bawię się w romantyczne bzdury — powiedziałem, oddychając płytko. — Więc jak chcesz, możemy pobawić się w sąsiadów od bzykanka. Ale nie myśl sobie, że kiedyś zmienisz reguły mojej zabawy.


Gazelle - 2018-09-03, 19:47

Nic nie myślał, kiedy rzucił się na Iana, kierując się tylko impulsem który nagle i gwałtownie nim zawładnął. Wydał w siebie jednak krótki dźwięk zaskoczenia wprost w usta mężczyzny, gdy poczuł że ten odwzajemnił jego pocałunek. I nawet jeżeli przez jego głowę przemknęła myśl o tym żeby się wycofać, tak w tym momencie był już stracony. Rozchylił delikatnie usta, gdy język Iana domagał się do nich wstępu i pozwolił na to żeby jego zmysły ogarnął ten cudowny smak mężczyzny leżącego pod nim. Nienawidził smrodu ianowych fajek, ale w tym momencie nie chciał smakować niczego innego.
Cholera, nawet nie wiedział jak bardzo tego pragnął, dopóki sam po to nie sięgnął.
Jęknął cicho, kiedy z jego ust zniknęła obecność obcego języka, a następnie rozchylił powieki i spojrzał nieprzytomnym spojrzeniem na Iana. Oczywiście, nawet w tej sytuacji musiał się z niego mniej lub bardziej nabijać. Ale Max miał to gdzieś; mógł skupić się jedynie na tym, jak niesamowicie seksownie zabrzmiał jego głos.
Dopiero następne słowa Australijczyka nieco go otrzeźwiły i sprowadziły na ziemię.
...podobał się mu?
Nie, żeby uważał siebie za jakoś wyjątkowo nieatrakcyjnego, ale nie sądził że w ogóle jest w typie Iana. Jakoś tak podświadomie założył że musieli mu się podobać faceci pokroju Marcusa – opaleni, ciemnowłosi, z lekkim umięśnieniem na ciele, a nie bladzi blondyni.
Nie dostał nawet szansy na przeanalizowanie tego, co właśnie usłyszał, bo chwilę później jego ciało delikatnie zadrżało w reakcji na dotyk tych dużych, nieco szorstkich rąk. Reagował jak narkoman na głodzie, z tym że zamiast heroiny dostał swoją dawkę męskiego ciała.
Przyłożył usta do szyi Iana, chowając na moment swoją głowę. Korzystając jednak ze swojego położenia, zaczął sobie mapować ustami drogę do tej cholernie zarysowanej szczęki, dopóki Ian znowu nie pociągnął go mocno za podbródek.
Kurwa — jęknął, nawet nie próbując powstrzymać tego odgłosu. — Tak, tak, cholera!
Pragnął Iana. Pragnął go jak cholera. I nie sądził żeby cokolwiek było w stanie sprawić żeby się wycofał, nie po tym co miał okazję zasmakować. Ścisnął mocno bok mężczyzny, a następnie zjechał delikatnie palcami na jego biodro, nurkując częściowo dłonią pod jego spodnie. Jedna ręka średnio go podtrzymywała w pozycji półwiszącej, dlatego pozwolił sobie bardziej się ułożyć na mężczyźnie. W końcu nie był ciężki, Ian mógł to znieść.
To, co dalej powiedział...było dla Maxa na pewno częściowo bolesne i nie był na to obojętny. Ale z drugiej strony – spodziewał się tego i nawet nie łudził się że Ianowi zależało na nim w jakikolwiek inny sposób, niż na zabaweczce do seksu. I taka etykietka była cholernie upodlająca, Jednak w tym momencie był tak podniecony...że jeszcze trochę, a byłby w stanie pozwolić sobie na każde upodlenie. Na całe szczęście pozostała mu jeszcze odrobina trzeźwego myślenia. Dosłownie odrobina.
W porządku, możemy grać w twoją grę — wyszeptał, pochylając się wprost do ucha mężczyzny. — Ale pod jednym warunkiem — wyciągnął dłoń ze spodni mężczyzny, aby oprzeć ją na wewnętrznej stronie jego uda. — Będziesz pieprzył się tylko ze mną, dopóki któreś z nas nie zerwie układu. I nie przejmuj się, postaram się żeby zaspokoić wszystkie twoje potrzeby — wymruczał, przesuwając dłoń w stronę krocza Iana, chwilę później dotykając jego penisa przez materiał spodni. Trochę blefował, bo tak naprawdę nie był jakoś bardzo pewien swoich umiejętności łóżkowych, ale to co wiedział, to to że szybko się uczył. Stymulował go w ten sposób przez chwilę, wbijając się ponownie w jego szyję, tym razem atakując ją z większą intensywnością, po czym z żalem oderwał się od Iana i wstał.
Mam nadzieję że nie będziesz się długo namyślał — powiedział, otrzepując kolana z kurzu. — A, i tak po chwili namysłu...wcale nie chcę, żebyś zrobił mi wszystko to, co Marcusowi. Chcę, żebyś traktował mnie specjalnie — wyszeptał, pochylając się nad zdezorientowaną twarzą mężczyzny. Był z siebie cholernie dumny. Nie wiedział, skąd wziął się u niego ten nagły przypływ pewności siebie, ale zrobił z niego cholernie dobry użytek. Tan naprawdę...nawet gdyby Ian nie zgodził się na ten wyłączny układ, Max nadal chciałby się z nim przespać. Ale co szkodziło mu zaryzykować? W końcu i tak już podjął cholerne ryzyko, którego będzie żałować tak czy owak. Cokolwiek by nie zrobił, z tej sytuacji nie będzie odwrotu i każdy jej skutek będzie w jakimś stopniu bolesny dla uczuć Maxa.


effsie - 2018-09-03, 21:57

Zadrżałem, gdy jego znów zimna, opłukana pod wodą dłoń dotknęła mojej skóry i zacisnąłem wargi, tłumiąc jęk, gdy jego palce przesunęły się po mojej pachwinie. Przymknąłem oczy, odchylając nieco szyję i zapragnąłem więcej, ale ten skurwiel wyciągnął dłoń i ech, aż sapnąłem, zirytowany.
Sens jego słów docierał do mnie jakieś piąte przez dziesiąte, gdy złapał mojego penisa przez materiał spodni i potarł mocno, mocniej, niż spodziewałem się, że to zrobi. Poruszał ręką, drażniąc mnie ciepłym oddechem i syknąłem, gdy przygryzł mi skórę na żuchwie.
Kurwa, co za mała pirania.
Zamrugałem, nieco zdezorientowany, gdy nagle się odsunął i wstał prędzej, niż zdążyłem zareagować, zostawiając mnie tu leżącego na ziemi, z penisem domagającym się uwagi i przyspieszonym oddechem. Dźwignąłem się do pozycji siedzącej i już znowu nachylał się nade mną, mały skurwiel od siedmiu boleści, z zadowolonym uśmieszkiem i bezwstydnymi słowami na ustach.
Kurwa, że też chwilę temu zastanawiałem się, czy mnie prowokował. Co za pierwszoligowy sukinsyn.
Wziąłem głęboki oddech i sapnąłem, powoli podnosząc się z ziemi. Max wyprostował się równo ze mną i przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa, on, czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, ja, powoli dopiero łapiąc, co ten gnojek przed chwilą do mnie powiedział. Co tu dużo gadać, umiem myśleć tylko jedną główką.
Maxie, czy ty myślisz, że to ty będziesz wymyślał reguły? — spytałem, ledwo dowierzając w to, co próbował osiągnąć. Uśmiechnąłem się diabolicznie, kręcąc powoli głową i zbliżyłem się do niego, wyciągając rękę i delikatnym, wręcz prześmiewczym gestem odgarniając mu grzywkę z czoła. — Powtórzę jeszcze raz: nie bawię się w żadne związki i inne pierdy, mam to gdzieś. Jeśli coś ci przeszkadza to trudno, to twój problem. Ale przecież taki jesteś zaborczy i stanowczy, na pewno sobie z tym poradzisz. — Sardoniczny uśmiech nie znikał z moich ust, podszedłem jeszcze bliżej i pociągnąłem go za włosy, by spojrzał mi w oczy. — I chcesz żebym traktował cię specjalnie? Zrobił się z ciebie naprawdę wyszczekany kundel — zacmokałem i nie mogłem oprzeć się ochocie, by nie przejechać kciukiem po jego wardze. Od razu otworzył usta i złapał w zęby mojego palca, przygryzając go lekko. — No, no, Maxie, jaka pirania — zaśmiałem się cicho, cały czas nie odrywając spojrzenia od jego oczu. — Czym sobie niby zasłużyłeś na te specjalne względy? — spytałem cicho, wciąż nie puszczając jego włosów, wciąż trzymając go blisko siebie, teraz kciukiem obrysowując linię jego szczęki. Mój penis niemal boleśnie pulsował między nogami, ale nie mogłem oderwać wzroku od tego blondaska i jego wielkich oczu.


Gazelle - 2018-09-03, 22:29

No mógł się spodziewać że z Ianem nie będzie mu tak łatwo przeforsować swoich warunków, to fakt. Ale nie oznaczało to, że zamierzał się poddać. Tak naprawdę nie chciał dla niego być tylko jedną z opcji, nawet jeżeli chodziło tylko o seks. Tak, był zaborczy, egocentryczny i w ogóle. Zresztą, jeny, czy to dla Iana naprawdę byłoby aż takie poświęcenie? Przecież to wcale nie było tak, że ciągle sprowadzał do swojego mieszkania jakieś nowe zdobycze i potrzebował różnorodności, nie? Jeżeli zależało mu tylko na fizycznym spełnieniu...to równie dobrze mogli sobie z Maxem wzajemnie pomagać.
Spoglądał na niego zdeterminowanym wzrokiem, starając się nie uciąć pod ciężarem tego spojrzenia. Ostatecznie...mógłby się złamać, ale na pewno nie zamierzał tak łatwo ulec, co to to nie. Zamierzał tego dnia zburzyć swój obraz, jaki zbudował sobie w głowie Ian.
Założył na siebie ręce i stanął w lekkim rozkroku, unosząc delikatnie kącik ust w górę.
Nie słuchałeś mnie? Przecież nie proponuję ci związku. Nie chcę żebyś się nagle we mnie zakochiwał. Prosty układ. Możesz się zgodzić albo nie zgodzić, twój wybór — zaznaczył twardo, ale chwilę potem już wydawał z siebie jęk, kiedy został pociągnięty za włosy. Cholera, niesamowicie kręciło go to jak Ian się z nim obchodził i stawał się coraz bardziej podniecony.
Wyszczerzył się szeroko do mężczyzny, wydając z siebie krótkie szczeknięcie. Ośmielony, przygryzł kciuka którym Ian muskał go po wardze. Przyjemności później, najpierw negocjacje.
Mógłbym ci udowodnić, że na to zasługuję — wymruczał, opierając dłonie na biodrach mężczyzny, kciukami leniwie krążąc w okolicach jego krocza. Zdążył wcześniej podpatrzeć wyraźne dowody podniecenia Iana i niesamowicie mu to pochlebiało, jak i napędzało do dalszego droczenia się. — Ale zastanawiam się jeszcze czy mam w tym jakiś interes — wyszeptał, pochylając się bardziej w przód, mimo iż i tak dystans między ich twarzami był szalenie krótki. Oczywiście ten ruch sprawił, że ręka Iana szarpnęła go mocniej za włosy, ale Max nie widział w tym żadnego problemu. Jego pewność siebie chwilowo ponownie wzrosła.


effsie - 2018-09-03, 23:11

Miałem gdzieś, czego ode mnie chciał, o co mu chodziło i jakie stawiał sobie warunki, chodziło o reguły przede wszystkim, po prostu, tak o i tyle. Bawiło mnie to, jak się stawiał, jak gdyby miał w tym jakikolwiek cel, znaczy, może i go miał, ale jego plan był z góry skazany na porażkę. Robiłem to, co chciałem, wtedy, gdy miałem na to ochotę i żadne blondaski, nieważne jak bardzo wydmą swoje usteczka i co w nie włożą, tego nie zmienią.
Mogę się zgodzić, mówisz? — powtórzyłem powoli, zaciskając jego włosy w pięści i na chwilę przymknąłem oczy, czując jak ułożył dłonie na moim ciele. — Zostawiasz mi wybór? Co za łaskawca… — Pokręciłem z udawanym zdziwieniem głową, palcami coraz mocniej ściskając jego żuchwę. Jego skóra, nawet tam, była miękka i aksamitna, pozbawiona nawet drobnego śladu zarostu, a ja nie mogłem powstrzymać ciekawości, która już wybiegała w inne rejony jego ciała, chcąc sprawdzać, jak tam przedstawia się jego owłosienie. — I nawet pokazałbyś mi, że na to zasługujesz? — wręcz wyszeptałem, nachylając się nad jego twarzą, ciągnąc jeszcze mocniej jego włosy, by uniósł podbródek jeszcze wyżej i nie mogłem, już nie mogłem powstrzymać tej ochoty, by przejechać językiem po płatku jego ucha. Ścisnąłem mocno jego żuchwę i na chwilę nachyliłem się nad jego twarzą, smagając oddechem jego usta. — Składasz mi kuszące propozycje, Maxie, i skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem ciekawy, czy możesz je spełnić… ale tak się składa, że ja nie bawię się w żadne układy — powiedziałem, luzując oba uściski i odepchnąłem go nieznacznie; na tyle mocno, by się zachwiał i postąpił krok do tyłu, na tyle lekko, by nie upadł. — Więc możesz zabrać stąd swój pedalski tyłek i wrócić do walenia sobie na kanapie, bo chyba nie myślałeś, że będziesz mi mówił, co mam robić, a co nie — dodałem, unosząc wyżej podbródek i zakręciłem kółko szyją, wyginając kąciki ust w drwiącym uśmiechu.


Gazelle - 2018-09-03, 23:43

Wydawało mu się, że już miał Iana w garści, że jeszcze trochę a w końcu się zgodzi i w końcu będą mogli przejść do najlepszej części tego dnia. Cholernie tego pragnął, bo z każdym kolejnym słowem, z każdym kolejnym gestem ochota Maxa na tego wysokiego gnoja jeszcze wzrastała, co wydawało się niemożliwe. O tak, oczami wyobraźni już widział prawdopodobne scenariusze na najbliższe godziny...
Więc jakże się zdziwił, kiedy to wszystko szlag trafił.
Początkowo nie mógł zrozumieć co się właśnie stało, dlaczego został odepchnięty i dlaczego dystans pomiędzy nimi się tak znacząco zwiększył, i dlaczego właśnie się nie obściskiwali na łóżku Iana, czy na podłodze, czy gdziekolwiek indziej. A kiedy w końcu to do niego dotarło...momentalnie oblał się czerwienią. I nie było to tylko zawstydzenie, chociaż tak, czuł się niesamowicie zażenowany, ale także gniew. Bo za kogo ten dupek się uważał?! Za boga seksu, któremu każdy chciał wskoczyć do łóżka, a on sobie spośród kandydatur mógł sobie wybierać te najlepsze, niczym zabawki na półce w sklepie? W życiu nikt go tak nie upokorzył.
I nawet udało mu się tymczasowo zapomnieć o swoim podnieceniu. Cały nastrój szlag trafił. Teraz miał ochotę po prostu mu przywalić, bez żadnych seksualnych podtekstów. Bo gdyby po prostu powiedział że nie jest zainteresowany, okej, nadal by czuł się w jakimś stopniu upokorzony, ale byłby w stanie to przełknąć. Natomiast ten dobór słów stawiał go w pozycji jakiejś zdesperowanej osoby, która łasiła się o uwagę Niesamowitego Iana i za wszelką cenę starała się mu wskoczyć do łóżka, żeby tylko zostać wykopanym zanim jeszcze do tego łóżka dotrzeć zdążyli. I okej, była to w zasadzie po części prawda, bo w pewnym momencie zdecydowanie stał się zdesperowany, ale, cholera, miał swoją dumę i nie zamierzał pozwolić się tak traktować. Znał swoją wartość, i najwyraźniej nie warto było jej naruszać dla takiego gnoja.
Okej, w takim razie powodzenia — wycedził przez zęby, mijając mężczyznę w drodze do wyjścia. — Prędzej czy później tego pożałujesz — dodał na odchodne i trzasnął za sobą drzwiami. No i chuj z nim. Niech się kiłą zarazi.
No, trudno, pozostawał Tinder. Musiał tylko odświeżyć profil, zrobić zdjęcia na których będzie wyglądać wyjątkowo uroczo i znaleźć przystojnego faceta, którego mógłby przygarnąć do domu. Nie potrzebował tego dzbana zza ściany do szczęścia.
Ale najpierw musiał sobie poradzić jakoś z tym paskudnym uczuciem upokorzenia, które powoli wypierało gniew.


effsie - 2018-09-04, 00:06

Minęło kilka dni od tego czwartkowego popołudnia, gdy to – wbrew moim własnym przepowiedniom – ja i mój pedalski tyłek waliliśmy sobie na kanapie, przed oczami mając buźkę tego gnoja i tylko żałowałem, że nie zdążyłem zerwać z niego tych lichych koszulek, coby napatrzeć się zawczasu. Nie zamierzałem do niego lecieć, a on uniósł się jakimiś resztkami dumy (ciekawe, że jeszcze jakąkolwiek miał) i przez dwa dni nie wyściubił nosa zza drzwi. Tym razem nawet specjalnie go nie podpuszczałem, a niech se chłopak ochłonie, miałem sporo pracy i plecy do wyleczenia, więc spoko. Za to kiedy w sobotni wieczór przyprowadził sobie jakiegoś fagasa i dał popis swoim wokalnym zdolnościom, byłem absolutnie bardziej rozbawiony, niż zły, bo doskonale wiedziałem, co tu się dzieje.
Ten blondasek od siedmiu boleści starał się we mnie wzbudzić zazdrość.
Musiałem przyznać, że naprawdę, z tymi płuckami mógłby rozważyć karierę śpiewaka.
Robił to specjalnie, mając na uwadze naszą wspólną, kartonową ścianę i ku temu nie miałem żadnych wątpliwości, ale ech, dobrze, niech sobie korzysta z życia, na zdrowie. Niedziela minęła bez szczególnych atrakcji, ale w poniedziałek coś mi zaczęło brakować tego blond łba, bo dawno już nikogo nie irytowałem.
Poza tym, przecież jesteśmy kumplami, gdzie on się tak chowa?
Te, blondas. Cho no na faję — zawołałem, opierając się przedramionami o barierkę na balkonie i wychyliłem szyję, szczerząc się do niego przez przeszklone drzwi. — No dawaj, chodź, dawno się nie widzieliśmy — paplałem, paplałem, aż w końcu wylazł, chyba bardziej po to, żebym dał sąsiadom spokój, niż dlatego, że jakoś szczególnie chciał mnie zobaczyć. — No w końcu. Czekam i czekam, nie ma mi kto wymasować pleców — palnąłem, uśmiechając się wrednie i zaciągnąłem się papierosem. — Słuchaj, wczoraj z sąsiadami mieliśmy małe spotkanie wspólnoty i ustaliliśmy, że chcielibyśmy, żebyś dawał nam z wyprzedzeniem znać, kiedy planujesz ćwiczyć swoje śpiewanie. Nie to, że się nam nie podoba, bo wszyscy lubimy słuchać twoich prób, ale chcielibyśmy wiedzieć na przyszłość. Wiesz, niektórzy z nas mogliby w tym samym czasie ćwiczyć granie na swoich instrumentach i wszyscy byliby zadowoleni.
Szczerzyłem się jak głupi i chyba naprawdę chciałem, żeby dał mi w ryj.


Gazelle - 2018-09-04, 00:44

Z ogromnymi pokładami motywacji – a może właściwie desperacji – spędził większość piątku na przeglądaniu profili na Tinderze. Lewo, prawo, lewo, lewo, lewo...cóż, był jednak dosyć wybredny, nawet gdy chodziło o przygodę na jedną noc. Ale przecież nie było w tym nic złego, to jednak swoim ciałem w tym momencie dysponował i nie chciał przespać się z byle kim.
Jego pobudki...no, nie były do końca czyste. Początkowo zamierzał po prostu rozładować pożądanie, które wyjątkowo go męczyło po całej tej sytuacji z gnojem zza ściany. Ale krył się za tym i drugi cel – zrobienie Ianowi na złość. Zdawał sobie sprawę z tego jakie to było dziecinne i oklepane, ale przede wszystkim chciał pokazać mu że nie go nie potrzebował, że potrafił sobie cholernie dobrze bez niego poradzić i sam był w stanie mieć rozbudowane życie seksualne. Żeby chociaż trochę zniszczyć to cholernie przesadzone ego.
I w końcu udało mu się znaleźć swoją ofiarę. Krótka piłka, bez zbędnych gadek, każdy z nich wiedział na co się pisze.
Zazwyczaj nie sprowadzał do siebie żadnych obcych typów. Względy bezpieczeństwa, ot lepiej dmuchać na zimne. Ale tym razem sytuacja była szczególna. Mało tego. Specjalnie zaciągnął tego wysokiego mięśniaka do salonu i specjalnie postarał się być trochę głośniejszy niż zwykle. To może i było trochę przesadą...ale jego towarzyszowi przynajmniej się podobało. A Max tak cholernie chciał pokazać Ianowi, co ten tracił...
Był nieskrywanie rozczarowany brakiem reakcji ze strony swojego sąsiada po tym wydarzeniu. Z jednej strony nie chciał go już nigdy widzieć na oczy, a z drugiej chciał zobaczyć jego wkurzenie. Ale cóż, przynajmniej miał całkiem niezły seks pierwszy raz od ładnych paru miesięcy. Ostatecznie to i tak on był wygranym, bo jakoś nie słyszał żeby w ciągu ostatnich dni to u Iana zagościło jakieś specyficzne towarzystwo...
Totalnie mu odbiło skoro przejmował się takimi rzeczami.
Na pewno nie oczekiwał jednak takiej reakcji, która w końcu nadeszła. Ten dupek, jak gdyby nigdy nic, proponował mu po prostu fajkę?! Co za tupet! Najgorsze było to, że zupełnie nie wiedział jak zareagować, bo to kompletnie zbiło go z pantałyku i przeczyło jego oczekiwaniom.
Wyszedł w końcu na balkon, bo ukrywając się na pewno by nie pokazał swojej wyższości.
Czego chcesz? — warknął, i niemalże się zagotował słuchając tego gówna jakie wylewało się właśnie z ust Iana. Zacisnął mocno pięści, gotów w każdej chwili mu przyłożyć. Tego było zdecydowanie za wiele. — Masz coś jeszcze do powiedzenia? Zapomniałem chyba ostatnio wspomnieć o tym, że nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego, więc czuj się oficjalnie poinformowany — powiedział z największą pogardą i obrzydzeniem w głosie, na jakie było go stać. — I wypierdalaj stąd, bo jeszcze jedno słowo a cię zrzucę z tego pieprzonego balkonu — zagroził, ograniczając się tymczasowo do popchnięcia gnoja, który nadal pochylał się w jego stronę z tym obrzydliwym uśmieszkiem na ustach. Jak to się właściwie stało że dał się w ogóle wciągnąć w tak chorą sytuację? Mógł sobie spokojnie dalej żyć w swoich czterech ścianach to nie, zachciało mu się nocnych interwencji, bo sąsiad mu kaszlał za ścianą.


effsie - 2018-09-04, 07:24

Mmm, to działało.
Moje szczeniackie zachowanie, to znaczy, bo to, że ten dzieciak działał na mnie nie ulegało żadnym wątpliwościom. Ba, podobało mi się, że sam wciągnął się w tę głupią gierkę, że znalazł sobie pana Sobota wybitnie po to, by zrobić mi na złość – co tu dużo gadać, pochlebiało mi to. Może byłem pokręcony, nie przeczę, ale pochlebiało mi to jak sto dwa, może wbrew jego oczekiwaniom, że zrobię się zazdrosny. Wystarczyło spojrzeć na tego słodkiego gnojka by wiedzieć, że nie jestem jedynym kolesiem, który chciałby włożyć mu co nieco w różne otwory, takich było na pęczki, więc bez problemu mógł sobie znaleźć innego – no i dobra, ech. Za to świadomość tego, że może i pieprzył go inny koleś, ale myślami był blisko mnie, dawała mi wręcz chorą, idiotyczną satysfakcję.
Byłem naprawdę zdrowo popieprzony.
Zachwiałem się lekko i przytrzymałem drugiej barierki, unosząc usta w uśmiechu.
Ech, Maxie, spodziewałem się buziaka na przywitanie, a ty mnie tak traktujesz… — westchnąłem, niby zawiedziony. — Ale dobrze, podoba mi się, jak jesteś taki zadziorny — dodałem, mierząc go uważnym wzrokiem, po czym sięgnąłem po telefon i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, zrobiłem mu fotkę. — No, to tę minę już mamy. A teraz, mógłbyś zapozować jakoś inaczej? No wiesz, żebym miał sobie do czego walić, jak kolejny raz będziesz dawał komuś dupy, bo, przyznaję, brakowało mi teraz tego słodkiego ryjka — powiedziałem, żeby nie miał wątpliwości co do tego, jak spędziłem sobotni wieczór.
Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że pomimo tego całego jego wkurzenia (był w nim absolutnie rozkoszny), uda mi się go chociaż trochę nakręcić, ale nie wiem, czy nie wybiegałem za daleko marzeniami. Nie wiem, co się tak na niego uparłem, ale no jak go już widziałem, nie mogłem przestać. Jak go nie widziałem, nie mogłem nie myśleć o tym, jak by tu zacząć.
I przestań, było-minęło, ustaliłeś nam nowe granice znajomości, w porządku, cały czas jesteśmy tylko kumplami-sąsiadami, nic się nie zmieniło. Nawet zaprosiłem dzisiaj kolegów żeby cię przedstawić. Będzie ich dwójka, a potrzebujemy czwartego do grania, więc powiedziałem im, że wpadniesz. I nawet nie myśl, że się wykręcisz, to dla dobra naszych relacji sąsiedzkich — dodałem szybko, a potem, widząc jego minę, uniosłem rączki w obronnym geście. — Dobra, dobra, łapię, co za dużo to niezdrowo. Już spadam, do wieczora, blondasie.
I rzeczywiście schowałem się w swoim mieszkaniu.
Wbrew pozorom, mówiłem prawdę, serio wieczorem wpadli do mnie Tony i Beta, ale byłbym idiotą, myśląc, że blondasek przytarga tu swoje cztery litery. Napisałem do niego na fejsie raz, drugi i trzeci, ale olał moje wiadomości a, stwierdziłem, nie będę się wydzierał przez ścianę przy kumplach. Wychyliłem się przez balkon, ale – zgodnie z moimi oczekiwaniami – drzwi były zamknięte na cztery spusty i nawet zasłonięte roletą; to mnie tylko rozbawiło, westchnąłem więc i, nie, nie poddałem się, bo byłem sobą.
Szczyl chyba nie był taki mądry, na jakiego wyglądał, bo – idiota – nie pomyślał, że spróbuję wejść drzwiami i ich nie zamknął. Albo po prostu ja, jak to głupi, zawsze miałem szczęście.
Zastałem go, a jakże, w jego salonie przed komputerem, ale już zdążył się zorientować w swojej pomyłce i poderwał na równe nogi.
Hej, bejbe — przywitałem się, widząc, jak się w nim gotuje. — Zanim mnie stąd wyrzucisz, przypominam, że przyszedłem w pokojowych zamiarach. Słyszysz, tam za ścianą? To moim kumple, Tony i Beta, czekają na ciebie, aż do nas dołączysz. Żadnych podteksów, z nich są zatwardziali hetero, więc nie będzie żadnego ruchanka. Chociaż, jeśli byś poprosił, może byłbym skłonny trochę… — gadałem, czerpiąc jakąś ogromną frajdę z tego prowokowania blondasa, ach, mam nierówno pod sufitem.
I w końcu się doigrałem, bo zanim się obejrzałem, Max (pewnie pyskując coś do mnie, ale nie zwracałem uwagi) zamachnął się i, niespodzianka, dostałem w mordę. Zachwiałem się i porządnie mnie odrzuciło, kurwa, miał parę, serio, większą, niż się spodziewałem. Zamrugałem, przez chwilę pozostając w miejscu i poruszyłem ustami, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu, a potem powoli odwróciłem się do niego, czując, że na ustach rozkwita mi szeroki, szeroki uśmiech.
Och, jak ja lubię się tak bawić.
Doskoczyłem do niego w trzy sekundy, chwytając za nadgarstki przygwoździłem do ściany i wepchnąłem nogę pomiędzy uda, by za bardzo się nie wierzgał. Miałem więcej siły i nawet musiałem jej użyć, gdy chciał się wyswobodzić, ale jakoś sobie poradziłem z tym faktem.
Naprawdę taki jesteś na mnie zły? Naprawdę tak nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego? — warknąłem cicho, wyciągając ręce w górę i chwytając oba jego nadgarstki w jedną dłoń. Oswobodziłem drugą i sięgnąłem jego podbródka, zmuszając go, by go uniósł. Miałem już coś powiedzieć, ale na widok tych ust już kompletnie mi odbiło i zbliżyłem się, chcąc go pocałować, gdy skurwiel ugryzł mnie w wargę. — Ach! — syknąłem, odsuwając się i tylko uśmiechnąłem szerzej. — Jaki niedostępny — skomentowałem tylko, sięgając rękę tym razem pod jego koszulkę i choć wierzgnął i próbował zaoponować, przedarłem się palcami wzdłuż jego brzucha do piersi, prędko badając skrawki jego ciała, aż w końcu moje palce znalazły jego brodawkę. Ścisnąłem ją mocno, dołączając do tego pieszczotę języka w okolicach szyi i już po chwili poczułem, jak twardnieje mu sutek, a z ust wydobywa się niepowstrzymany jęk. — Widzisz… możesz być na mnie zły, ale zaczynasz mieć to gdzieś, gdy cię tak dotykam — wymruczałem, przygryzając tę delikatną skórę i znów, westchnął płytko, a je przejechałem kciukiem w drobnym zagłębieniu pod jego piersią.
Boże, jego ciało było w dotyku jeszcze lepsze, niż sobie wyobrażałem, miękkie, jędrne, aksamitne, a skóra smakowała drobną mieszanką potu i żelu do mycia. Z ustami przy jego obojczyku totalnie zapomniałem o tym, jaki był mój początkowy cel, chciałem smakować więcej i sam lekko zadrżałem na tę niesamowicie podniecającą perspektywę.
Max kolejny raz jęknął pod moimi palcami, a ja poczułem, jak jego opór słabnie i tego było mi trzeba, tej drobnej zachęty, by jednym szybkim ruchem podciągnąć tę nieszczęsną koszulkę aż do jego wyciągniętych w górę łokci. Puściłem jego nadgarstki i szarpnął oswobodzonymi dłońmi, ale gdy drugą ręką przylgnąłem do jego ciała, językiem zaś do stwardniałych już sutków, wypiął tylko mocniej piersi, pozostawiając splątane w koszulce ręce w górze. Jęknął, gdy językiem krążyłem po jego torsie, pozostawiając mokry ślad aż do ciemniejszej skóry przy brodawce, w końcu przygryzając jego sutek, jedną ręką masując jego lędźwie.
Kurwa, był tak wrażliwy na mój dotyk, tak delikatny, że sam drżałem już z podniecenia na myśl o tym, gdzie zaraz go dotknę, gdzie zaraz go pocałuję, całkowicie porzucając już swoją początkową przewagę. Gdyby chciał, mógłby mnie teraz łatwo odepchnąć, ale zamiast tego wyprężał ciało w łuk, przyciskając biodra do ściany i dając mi tylko lepszy dostęp do serwowanej pieszczoty. Był słodki, uzależniający jak dobry narkotyk, a choć wcześniej miałem ochotę zadać mu ból, teraz szukałem tylko kolejnych wrażliwych miejsc na jego ciele.
Westchnął głośno po raz kolejny, a ja wykorzystałem tę chwilę nieuwagi, jednym ruchem zszarpując w dół jego spodnie wraz z bokserkami. Stał teraz przede mną niemalże nagi, z ubraniami zaplątanymi w kostkach i w łokciach, a ja odsunąłem się na ułamek sekundy, podziwiając ten niezaprzeczalnie pociągający widok. Max posłał mi wyzywające spojrzenie, całkowicie bezwstydny, bezpruderyjny i tylko przeszły mnie ciarki.
Jezu, byłem już zdrowo podniecony.
Opadłem na kolana, sięgając dłonią jego pachwiny, w tym miejscu, gdzie wyobrażałem sobie tatuaż, a mój kciuk napotkał delikatną, miękką skórę. Tak jak myślałem, Max nie miał właściwie żadnego owłosienia, nieliczne, jasne włosy łonowe, poza nimi – był nieskazitelnie czysty, blady i nieopalony. Zadrżałem już na samą myśl tego, jak nasze ciała wyglądałyby połączone w jedno i, niewiele myśląc, przywarłem ustami do jego pachwiny, tego jednego miejsca, na którego punkcie miałem najwyraźniej niezłego świra. Smagnąłem go językiem, przyssysając się do delikatnej skóry, a dłońmi kontynuowałem wędrówkę po odkrywaniu zakamarków tego pięknego, jędrnego ciała. Dłoń w końcu zacisnęła mi się wokół nasady jego członka, który jeszcze tylko stwardniał pod naporem mojego stanowczego dotyku.
Oderwałem się od jego skóry, gdzie zostawiłem zaczerwieniony ślad i spojrzałem zamglonym już wzrokiem na sterczącego penisa przed moimi oczami. Uśmiechnąłem się nieprzytomnie i pochyliłem, czując ten obezwładniający, podniecający zapach.
Jeszcze dziesięć minut temu w życiu bym nie pomyślał, że będę to robił, ale teraz, słysząc tę litanię jęków, czując, jak drżał pod każdym, nawet najmniejszym dotykiem, nie mogłem inaczej. Chciałem, musiałem wręcz sprawdzić, jak będzie wzdychał, jak będzie sapał, jak będzie reagował na mój dotyk i, przede wszystkim, jak wygląda, gdy nie może już wytrzymać z rozkoszy.
Jeden komentarz na temat mnie ssącego twoją pałę, a przysięgam, że ci ją odgryzę — powiedziałem, unosząc głowę i nie pozostawiając mu wątpliwości na temat tego, co zaraz zamierzam zrobić. Patrzył na mnie z góry, więc oblizałem usta, a wtedy poruszył się niespokojnie, obserwując, jak sięgam ręką jego penisa.
Ścisnąłem go między palcami, może trochę za brutalnie. Kurwa, był tak twardy i zniecierpliwiony, że sam poczułem, jak podniecenie wypycha mi spodnie.
Przylgnąłem do niego wilgotnymi wargami, wysunąłem język, śliniąc go od samego czubka po jądra, smakując tego słodkiego skurwiela, a z każdą chwilą, gdy moje wargi ocierały się o skórę, Max jęczał głośniej i drżał pod moimi palcami. Westchnął, gdy włożyłem go sobie do ust, na początku sam czubek i wysunął biodra, więc śliniąc się jak opętaniec, wsunąłem go głębiej, aż po sam koniec, smakując językiem, śliniąc i ssąc tę najsmaczniejszą twardość w mojej gębie.
Uniosłem wzrok i zerknąłem na jego twarz, nie chcąc przeoczyć tego widoku, półprzymkniętych powiek i otwartych ust, z których wydobywały się głębokie, zachrypnięte odgłosy. To była rozkosz, prosta, erotyczna przyjemność i zapragnąłem dać mu jej jeszcze więcej, tyle, ile tylko potrafiłem, by zaspokoić go jak tylko mogłem. Czułem podniecenie spływające w dół mojego ciała na samą myśl o tym, że to ja powodowałem to rozanielenie na jego twarzy. Odchylił głowę w tył, wypuszczając z ust kolejny, słodki dźwięk, sekundę przed tym, gdy zagryzł wargę. Był pociągający cały czas, ale to teraz, z czerwonymi policzkami i drobnymi kropelkami potu na czole, podobał mi się najbardziej.
Kurwa, jak nic, jestem zatraconym pedałem.
Miałem w ustach drżącego penisa mojego kumpla/ekswspółlokatora/sąsiada i na samą myśl o tym mój własny był już gotowy do akcji. Poruszałem głową w tę i z powrotem, mocząc go w ślinie, która zaczęła skapywać mi na brodę, a moje mlaskanie mieszało się z jękami Maxa. Pieściłem jego jądra i na chwilę wypuściłem go z buzi, by móc przyjrzeć się dokładniej tej czerwonej, nabrzmiałej piękności, tylko czekającej na to, aż się nią zajmę.
— Nie mogę — westchnął, a ja zobaczyłem, jak drżały mu całe uda i odsunąłem się nieznacznie, tylko po to, by popchnąć go na kanapę. Opadł na nią i posłał mi rozbiegane spojrzenie, a ja uśmiechnąłem się do niego, a potem, nie przerywając kontaktu wzrokowego, oblizałem lubieżnie wargi i powoli wsunąłem go sobie do ust, tak, by dokładnie widział, co robię. — Aaach — jęknął przeciągle, gdy bawiłem się czubkiem, wsuwając język w tę słodką dziurkę i smakując spływającą zapowiedź tego, że spuści mi się wprost do mordy.
To nie był pierwszy raz, gdy to robiłem (zwykle wolałem być po drugiej stronie), choć nigdy nie pozwoliłem nikomu skończyć, gdy trzymałem go w ustach, ale teraz… zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać. Uważałem na zęby, ale wcale nie byłem w tym najlepszy, choć Max wyglądał, jakby się tym nie przejmował; oswobodził ręce z koszulki, jęczał i zaciskał dłonie na mojej głowie, wskazując mi prędkość, w której mam to robić. Zsuwałem napletek i pieściłem palcami to, czego nie zdołałem objąć ustami. Lizałem i ssałem, mlaskałem i smakowałem, aż w końcu poczułem, że moją gębę wypełnia nasienie. Max przycisnął mnie do siebie mocno, choć nie było to wcale potrzebne, sam przyssałem się i z podnieceniem pieściłem jego jądra, gdy szczytował w moich ustach.
— Oooch… kurwa…
Max opadł na wznak, a ja wyprostowałem się i splunąłem w bok. Podniósł na mnie nieprzytomne, zamglone spojrzenie i uśmiechnął się spod w pół przymkniętych powiek, gdy sam sięgnąłem do swoich spodni i złapałem swojego nabrzmiałego, bolącego wręcz członka. Wciąż czując jego smak w ustach, patrząc na Maxa, całego spoconego i w ślinie, z kutasem na wierzchu, nie minęła chwila, jak spuściłem się na podłogę.
Westchnąłem przeciągle, opadając na ziemię i przez chwilę uspokajałem oddech. W końcu podciągnąłem spodnie i wstałem, wycierając brodę skąpaną w ślinie i resztkach spermy. Obrzuciłem go rozbawionym spojrzeniem, bo leżał na kanapie, wciąż nie mogąc dojść do siebie i stanąłem nad nim, patrząc, jak śledził każdy mój ruch swoim wzrokiem.
Posprzątaj tu, ogarnij się, a potem przyjdź. Brakuje nam czwartego do grania. Byłem dla ciebie miły, więc mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz — powiedziałem, zapinając spodnie. A potem uśmiechnąłem się, puściłem mu oczko i zostawiłem go, wracając do swojego mieszkania, bo, no cóż, Tony i Beta mogli się trochę zniecierpliwić.


Gazelle - 2018-09-04, 11:02

Po tym, jak Ian wyszedł z mieszkania, Max jeszcze przez chwilę leżał na kanapie w postorgazmicznym amoku, próbując się uspokoić i ogarnąć umysłem wydarzenia ostatnich minut. Powoli spływało to na niego, leniwie jak krople wody z niedokręconego kranu. Spojrzał na swoje nagie ciało, a zwłaszcza na czerwonego penisa, który wciąż pamiętał tę przyjemność jaką został obdarzony.
Kurwa mać — warknął, podnosząc się w końcu. Wciągnął spodnie i naciągnął koszulkę, po czym zaczął nerwowo krążyć po pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Był tak cholernie sfrustrowany, zdenerwowany, miał ochotę wybuchnąć, albo chociaż coś rozwalić. Przewrócił krzesło, które uderzyło mocno o podłogę i wziął do ręki szklankę leżącą na biurku, żeby z całej siły rzucić nią o ścianę. Patrzył przez chwilę tępo na rozbryzgane po pokoju szkło, ale to go wcale nie uspokajało.
Nie mógł uwierzyć jak łatwo dał się ograć.
Widzisz… możesz być na mnie zły, ale zaczynasz mieć to gdzieś, gdy cię tak dotykam.
Gnój miał cholerną rację. Najgorsze było to, że mimo całej złości która nim ogarnęła...chciał więcej. Znacznie więcej. Ian mógłby pstryknąć palcami, a Max bez pytania by się mu oddał w całości. To nie było zdrowe, zdecydowanie nie było zdrowe.
Po rozwaleniu jeszcze kilku rzeczy w swoim salonie, udał się w końcu do łazienki żeby się umyć. Łudził się, że zmyje z siebie cały wstyd, ale to było zupełnie niemożliwe. I nawet gdy był już kompletnie czysty, czuł na sobie wciąż dotyk Iana. Te szorstkie dłonie, które badały jego ciało wraz z ustami. Widział na sobie ten wzrok, który go dosłownie pożerał i sprawiał, że miękły mu kolana. Był absolutnie beznadziejnym i niereformowalnym przypadkiem.
Wrócił do salonu, wzrokiem ogarniając syf który pozostawił. W tym ślady, ekhem, intymnej sytuacji. Cóż, rozwalając wszystko dookoła zapomniał że to on będzie musiał to posprzątać. Ale nawet lepiej, dawało mu to przynajmniej jakieś zajęcie.
Na pewno nie zamierzał iść do Iana i jego kolegów, który z pewnością słyszeli to co się działo za ścianą. Ale nie był w stanie też usiedzieć u siebie w mieszkaniu, w tym pokoju w którym wciąż unosił się zapach seksu. Dlatego, porzucając swoją pracę, ubrał kurtkę, chwycił telefon i klucze, i wyszedł z mieszkania. Puścił się w bieg przez klatkę schodową, aby Ian nie zdążył go złapać. Nie chciał z nim rozmawiać, przynajmniej na ten moment. Gdy był już na zewnątrz, spojrzał w górę, a jego wzrok zupełnie przypadkowo znalazł się na oknie salonu Iana. I, ku jego zdziwieniu, Ian stał w tym oknie i go obserwował z dezaprobatą. Wychylił się i coś tam do niego mówił, ale Max nie wsłuchiwał się w jego słowa, tylko pokazał mu środkowy palec i ruszył do przodu. Świeże powietrze to było jedyne, czego w tej chwili potrzebował.
Krążył bez celu ulicami Nowego Jorku, pogrążony w myślach. Najbardziej bolało go to, jak słaby się okazał. Chciał coś udowodnić Ianowi, tymczasem mężczyzna ostatecznie i tak postawił na swoim. A Max był wobec niego zupełnie bezbronny...
Nie chciał stawiać się w roli ofiary, bo przecież on też chciał tego, co się ostatecznie wydarzyło. Liczył na inne okoliczności, ale...ale na tym mu od początku zależało, prawda? Żeby się po prostu przespać z Ianem, bez żadnych zbędnych zobowiązań, tylko czysta przyjemność. Jego sąsiad nie przeżywał tego pewnie nawet w jednej dziesiątej tam mocno, jak on.
Po godzinach bezcelowej tułaczki, wrócił do kamienicy późnym wieczorem. Zobaczywszy Iana przed swoimi drzwiami, stojącego z założonymi na siebie rękoma i drwiącym uśmieszkiem, nawet się tak bardzo nie zdziwił.
Swoim kąśliwym tonem wyrażał rozczarowanie z powodu nie przyjęcia przez Maxa zaproszenia do wspólnej gry, ale blondyn miał zupełnie gdzieś jego słowa. Zdeterminowany, podszedł do mężczyzny i tym razem to on przyszpilił go do ściany. Pociągnął go za koszulkę w dół i wpił się mocno w jego usta i wykorzystując jego zaskoczenie, wepchnął język pomiędzy jego wargi. Cholera, stawał się powoli uzależniony od tego smaku. Przekreślić „powoli”. Już był uzależniony jak diabli. Najsilniejszy narkotyk nie zadziałałby na niego aż tak szybko.
I co, znowu dopiąłeś swego? — wyszeptał w jego usta, nie zwiększając dystansu między nimi. — Myślisz, że masz cały świat u swoich stóp, prawda? Że zawsze jesteś panem sytuacji, że możesz robić co ci się żywnie podoba, a inni i tak będą padać przed tobą na kolana? — mówił pomiędzy kolejnymi pocałunkami, trzymając mocno nadgarstki mężczyzny przy ścianie. Mógłby...mógłby go teraz skrzywdzić. Mógłby z całej siły do popchnąć na schody, przy których akurat stali. Mógłby...mógłby zrobić wiele rzeczy i miał tego świadomość. Jakaś część Maxa chciała, żeby Ian cierpiał. Brzydziły go te uczucia, bo ostatecznie Ian nie zrobił mu aż takiej krzywdy, żeby sobie na to zasłużyć. Druga część z kolei chciała Iana tylko dla siebie. Walczyły w nim złość i pożądanie.
Tak naprawdę po prostu się boisz. Boisz się tego, że nikt nie będzie w stanie zaakceptować twojego trudnego charakteru. Boisz się tego, że sobie nie poradzisz i okażesz słabość, że nie będziesz tak silny na jakiego się kreujesz — mówił, przypominając sobie ich wspólne krążenie po parku, kiedy Ian wymyślał kolejne dylematy dotyczące ich domniemanego związku. — Jesteśmy tak naprawdę bardziej podobni, niż myślisz, Ian. Z tym, że ty jeszcze jesteś za bardzo zapatrzony w swój własny nos, żeby móc przyznać że do tego że jesteś po prostu tchórzem.


effsie - 2018-09-04, 11:29

Nie wiem, o co mi chodziło, kiedy siedziałem sobie pod jego drzwiami, czekając, aż wróci na chatę, ale najwyraźniej było mi mało, bo nie mogłem przestać. Może po prostu chciałem, żeby Max poćwiczył sobie jeszcze boksowanie, bo parę miał niezłą, ale nie wymierzył na tyle dobrze, by złamać mi nos i ot, cała historia.
W każdym razie, podniosłem się na nogi, widząc, że w końcu łaskawie postanowił wrócić do domu (a już dawno po dwudziestej drugiej, mamusia nie byłaby dumna) i wyszczerzyłem się, tylko po to, by – zgodnie z moimi oczekiwaniami – rzucił się na mnie.
To było o tyle zaskakujące, że tym razem nie dostałem w twarz, a przyszpilił mnie do ściany, tak samo jak ja jego jeszcze kilka godzin temu, z tą różnicą, że gdybym tylko chciał, mógłbym go stąd łatwo odepchnąć.
Mrr, widzę, że ci się spodobało — skomentowałem, gdy odkleił się ode mnie po raz pierwszy. Posłusznie trzymałem ramiona po obu stronach głowy, ani trochę nie oponując, gdy mnie całował, co więcej, chętnie odwzajemniłem każdy jego słodki pocałunek. Zadziornie oblizałem jego usta, gdy odchylił się, by pierdzielić te swoje farmazony. — A ty co? Pierwszy raz ktoś ci obciągnął i już świrujesz? — mruknąłem tylko po to, by go jeszcze bardziej zirytować. Tak po prawdzie to miałem nadzieję, że mam rację, no ale nawet jeśli nie to i tak go pewnie podkurwiłem.
Był naprawdę zły, widziałem to po jego oczach i nie mogłem powstrzymać rozbawienia, bo nawet teraz, trzymając mnie tak przy ścianie, wiedziałem, że nie ma w tym żadnego doświadczenia. Nierozważnie stanął w lekkim rozkroku i gdybym tylko chciał, mógłbym teraz kopnąć go w jaja, ale szalenie szkoda byłoby mi stłuc tak cenne diamenty, więc tylko przyłożyłem kolano do jego kroku i nieco potarłem.
Mmm, masz rację, boję się, zajebałem się w tobie w chuj — rzuciłem, tym razem samemu inicjując pocałunek i tylko potarłem go mocniej kolanem. Absolutnie się nabijałem, a choć wypowiedziałem te słowa normalnym tonem, nikt by w to nie uwierzył. — Więc skończ tą całą szopkę i chodźmy do mnie albo do ciebie, chyba że masz w sobie coś z ekshibicjonisty.
Jak dla mnie, mogłem go wziąć nawet tu i teraz.


Gazelle - 2018-09-04, 12:20

Puścił w końcu jeden z nadgarstków Iana, żeby móc przejechać palcem po jego szyi. Niewiele myśląc, objął ją powoli swoją dłonią. I tak nie mu nie zamierzał zrobić, zresztą Ian mógłby z łatwością go powstrzymać. Każde kolejne jego słowo jednak wyzwalało w nim jakieś dziwnie sadystyczne chęci. Och, jakby chciał żeby chociaż na moment to Ian był na jego łasce.
Puścił jego szyję, nadal patrząc na niego intensywnym spojrzeniem. To było oczywiste, że Ian nie potraktuje jego słów poważnie. Gdzieś tam na pewno na to liczył, na jakąkolwiek reakcję, nawet jeżeli miałaby być to złość, cokolwiek co mogłoby pokazać że oskarżenie Maxa go w ogóle ruszyło.
Jesteś najgorszym typem, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia — wycedził i pociągnął go za sobą za nadgarstek. Drzwi do mieszkania Iana nie były zamknięte na klucz, a sam był zbyt nakręcony żeby teraz grzebać się ze swoimi kluczami, więc to tam wciągnął mężczyznę, który chętnie sobie na to pozwalał. Przeklęty dupek, mimo iż nie widział jego twarzy to już czuł ten uśmieszek samozadowolenia. Tym razem do jego plecy uderzyły o wewnętrzną stronę drzwi, ale nie narzekał, zwłaszcza kiedy wyraźnie chętne do tego ręce mapowały jego ciało. Objął kark mężczyzny, całując go z niesamowitą intensywnością. Ich pocałunki były nieco niezdarte, ale nadrabiały namiętnością i brutalnością. Przy Ianie nie musiał się w ogóle hamować, mógł pociągać zębami za jego wargę i wbijać się w nią aż do krwi, mógł drapać paznokciami jego skórę i pociągać go za włosy, czując przy tym jak bardzo mu się podobało takie traktowanie.
Mówiłem poważnie, jesteś absolutnie najgorszy — warknął, odpychając mocno od siebie Iana. — Pierdolony, egocentryczny dupek — cedził przez zęby, będąc ciągniętym w stronę sypialni. Popchnął Iana na łóżko, zanim ten zdołał zrobić z nim to samo, i od razu nad nim zawisnął, nurkując w jego szyi. Miał jakąś dziwną obsesję na jej punkcie, ale nie zamierzał się teraz nad tym zastanawiać. Liczyło się tylko to, żeby zostawić jak najwięcej swoich śladów na tej skórze, żeby sprawić żeby Ian nie mógł tak łatwo o nim zapomnieć. Chciał wryć się w jego psychikę najmocniej, jak to było możliwe.
Ścisnął mocno genitalia mężczyzny przez spodnie, zanim zaczął majstrować z rozporkiem. Wolną dłonią stymulował przy okazji jego sutek, pozwalając sobie czasami przerwać i zbadać te smakowite mięśnie klatki piersiowej.


effsie - 2018-09-04, 13:32

Och, to działało, powoli budziłem tego zaklętego smoka! Słowo daję, byłem przekonany, że on gdzieś tam siedział w tym cichym, nudnym blondasie, który speszył się, gdy nie pamiętałem jego twarzy, bo, proszę państwa, czy wy byście się tego spodziewali? Ian Monaghan, z zawodu grafik, z wyboru tatuażysta, po godzinach psycholog, jak nic mam trzecie oko i po to męczyłem go cały miesiąc, by w końcu się doigrać.
Jak się bawić to na najtrudniejszym levelu, poziom podstawowy przeszedłem już dawno, dawno temu.
Kręciło mnie w nim teraz absolutnie wszystko, od tego wściekłego spojrzenia, przez chuderlawe ciało po obelgi, które we mnie rzucał, a kiedy przyssał się do mojej szyi, złapałem go mocno za bark i pociągnąłem do siebie, bo nie, nie, mój drogi, jeszcze się nie znudziłem twoimi ustami. Jak go już tu miałem, w moim łóżku, sam przyszedł, może tylko trochę mu w tym pomogłem, zamierzałem spróbować wszystkiego, wszystkiego po kolei, a potem jeszcze raz i jeszcze, aż padnę z wycieńczenia. Odbijało mi totalnie, ale wszystko przez niego, to nie ja robiłem te minki, nie ja wydawałem te jęki, w końcu nie ja smakowałem tak, jakbym już nigdy nie miał mieć nic pyszniejszego w gębie.
Śliniłem się jak opętaniec, a Max razem ze mną, absolutnie niedelikatni, on z ręką na moim już wypchanym kroczu, ja prędko pozbywając się jego koszulki, tylko na moment odrywając usta od jego żuchwy, by ściągnąć mu ją przez głowę. Zacząłem też pozbywać się swojej, ale w tym mi już pomógł, chwilę przed tym, jak szarpnąłem go za włosy, torując sobie drogę do jego szyi. Była blada, tak bardzo, że niemal widziałem niebieskie nitki żyłek przecinające skórę i, och, zanim zdążyłem się powstrzymać, ugryzłem go niezbyt delikatnie.
Kurwa, na maksa mi odbijało.
Max krzyknął, a ja poczułem jeszcze większe podniecenie, ale już za chwilę scałowywałem zranione miejsce, rękoma ściskając jego talię i nie, już, już nie mogłem, chciałem to zobaczyć.
Warknąłem i poderwałem się z miejsca, zrzucając go z siebie na łóżko, na jasną pościel, która idealnie zlewała się z odcieniem jego skóry. Już się oczywiście podnosił, mały nieposłuszny skurwiel, ale pchnąłem jego pierś, każąc mu leżeć, a sam szarpnąłem za spodnie, za bieliznę, aż w końcu miałem go tu, nagiego, leżącego przede mną i nie mogłem się napatrzeć.
Rozłóż nogi — warknąłem krótko. — Chcę pooglądać.
Przyklęknąłem pomiędzy nimi, oddychając płytko i powstrzymując się wszystkimi siłami, by nie dotknąć go choćby przez sekundę. Blade nogi z ledwo zarysowanym śladem mięśni, szczuplejsze niż połowy lasek mijanych na ulicach. Nie miał ani jednej blizny, najmniejszego zadrapania, siniaka… z wyjątkiem czerwonego śladu mojego autorstwa, tego, który zrobiłem kilka godzin temu, w miejscu, gdzie jego udo łączyło się z biodrem. Poczułem niezdrową ekscytację na myśl o tym, że niszczyłem tak piękną, nieskazitelną laleczkę i wyciągnąłem rękę, by kciukiem potrzeć to miejsce. Wystarczył cień mojego dotyku, by jego kutas, centymetry obok, zareagował, a sam Max znów poderwał się w górę, sięgając moich ust.
Jesteś strasznie niecierpliwy — wymruczałem mu do ucha, przygryzając je i obejmując dłonią nasadę jego penisa. Kurwa, też go chciałem, tu i teraz, jak najszybciej, ale drżałem z ekscytacji na samą myśl o tym, jak mój język zaraz obślini całe to wiotkie ciałko, jak ja sam zaopiekuję się nim tak, jak jeszcze nikt nigdy tego nie zrobił.


Gazelle - 2018-09-04, 14:09

Brutalność i stanowczość Iana sprawiała, że Max był już niemożliwie nakręcony. Nie potrzebował już żadnej dalszej gry wstępnej, żadnych czułości, ceregieli. Mógł wziąć go tu i teraz, nawet bez przygotowania i narażając się na cholerny ból. Miał to wszystko gdzieś, liczył się tylko Ian, jego ciało i ta cholerna przyjemność, którą mu sprawiał. Nie był już sobą...a może właśnie był? Może to była jego prawdziwa natura? Nie ten spokojny, opanowany Max Stone, tylko Max Stone pełen intensywnych uczuć, które kotłowały się w nim przez lata aż w końcu doprowadziły do erupcji? To nie było w tym momencie istotne. Ważny był tylko on. Ian. Ian. Ian. Mógłby go pożreć. Mógłby się wczołgać w jego skórę. Mógłby się kąpać w jego ciele. Mógłby...mógłby zrobić wszystko, co zatrzymywałoby tę przyjemność i falę emocji którą obecność tego konkretnego człowieka w nim wyzwalała. Było już za późno na odwrót.
Już ostatecznie rozstał się z rozsądkiem.
Uniósł się na łokciach, aby mieć lepszy widok na Iana pomiędzy jego nogami, z twarzą tuż przy jego pulsującym penisie. I na co on, do cholery czekał? Max był zniecierpliwiony i powolne działania mężczyzny tylko napędzały jego frustrację.
Na co czekasz? — jęknął, nawet się nie kryjąc ze swoją desperacją. — Wiem, że też nie możesz się tego doczekać — wymruczał, krnąbrnie pozwalając sobie na przejście do siadu. Chwycił za podbródek Iana i szarpnął za niego, dokładnie tak jak miał on miał w zwyczaju robić Maxowi. — Chcesz już we mnie wejść, tak? Chcesz zobaczyć jak ciasny jestem, jak chętny na twojego ogromnego kutasa? — wyszeptał i ścisnął mocniej twarz mężczyzny. — Niezależnie od tego co tam sobie teraz uważasz, teraz jesteś mój. Cały, tylko dla mnie. Jesteś tak paskudnym, paskudnym człowiekiem, ale chcę tylko ciebie — oblizał się powoli. Och, szyja Iana znowu zaczynała go niebezpiecznie kusić. Wbił wzrok w te wszystkie ślady, które po sobie pozostawił, patrzył na jej delikatne ruchy pod wpływem oddechu.


effsie - 2018-09-04, 14:37

Na co ja właściwie czekałem? Czemu opóźniałem to, co nieuniknione?
Przymknąłem oczy i zagryzłem wargę, słysząc słodkie szepty tego gnojka, a mój penis nieznośnie domagał się wyjścia na zewnątrz i zanim się zorientowałem, już sam majstrowałem przy swoim rozporku i ściągałem z siebie pospiesznie ciuchy. Dawałem się podpuszczać jak zasrany piętnastolatek, niemożliwe, że takie teksty robiły na mnie wrażenie, ale kurwa, tak, cały byłem zniecierpliwiony i jedyne o czym marzyłem teraz to naprawdę przekonać się na własnej skórze, jak ciasny był ten gnojek przede mną.
To cię nakręca, serio? Takie gadanie? — warknąłem, zupełnie tak, jakby na mnie nie robiło żadnego wrażenia, ale skurwiel wiedział lepiej, widziałem ten szyderczy błysk w jego oczach i diaboliczny uśmiech. Za karę złapałem jego sutek i pociągnąłem mocno, naprawdę mocno, aż jęknął z bólu. — Bardzo dobrze — pochwaliłem cicho, nachylając się nad nim i smagając oddechem jego podbrzusze. — Chcę słyszeć każdy jeden twój jęk — zażądałem, patrząc mu prosto w oczy, a potem skupiłem się na jego brzuchu, ssąc go i przygryzając. Dłoń, którą obejmowałem jego penisa, ścisnąłem mocniej, poruszając rytmicznie, czując, jak pulsuje z pragnienia, podobnie jak mój własny, którego potarłem ze zniecierpliwieniem.
Nie wiem, sam nie wiem, czemu to przedłużałem, może podświadomie chciałem, by błagał mnie, bym w końcu go przerżnął, a może za dużą przyjemność sprawiało mi badanie kolejnych zakamarków jego ciała, tak, jakbym miał tego już nigdy nie zobaczyć, choć już teraz wiedziałem, że to było coś, co mi się jeszcze długo nie znudzi.
Powiedz mi — zacząłem, odrywając się na chwilę od jego podbrzusza, teraz też usianego w śladach po moich pocałunkach, całego oślinionego i lśniącego. Zawisnąłem ustami nad jego kutasem, smagając go ciepłym, urwanym oddechem i ścisnąłem go mocniej. — Ile osób lizało tę piękność? Chcę wiedzieć.
Drugą rękę, tą, którą wcześniej drażniłem jego piersi, przeniosłem teraz na jego policzki i pogładziłem niemalże czule, kciukiem śledząc kontur jego warg.


Gazelle - 2018-09-04, 16:01

Och, doskonale wiedział że nie tylko jego go nakręcało. I jakże to było dla niego satysfakcjonujące! Sama świadomość, jak na niego reagował Ian, napawała go samozadowoleniem. Hm, Ian Monaghan wcale nie był tak twardy, w przeciwieństwie do swojego kutasa, którego Max łapczywie pożerał wzrokiem. Chciał mieć go w sobie. W obu otworach.
Póki co jednak Ian nie zamierzał zaprzestać męczenia go. Nie to, że jakoś mu to przeszkadzało czy coś...ale to ciało błagało o to, by Max w końcu je dotknął i je w końcu należycie zbadał. Musiał na razie ograniczyć się do pojedynczych muśnięć, kiedy właściciel tego ciała skutecznie go rozpraszał, doprowadzając do utraty oddechu.
Jęczał mocno, kiedy mężczyzna ściskał mocniej jego penisa. Nie zamierzał się wcale powstrzymywać tej nocy. W końcu Ian sam chciał usłyszeć jego popisy wokalne. I to było wspaniałe, bo w końcu Max mógł sobie pozwolić na całkowicie szczere reakcje, zamiast się sztucznie powstrzymywać przed głośniejszymi dźwiękami.
Czy to ma jakieś znaczenie? — wydyszał, patrząc na Iana zamglonym spojrzeniem. To nie był odpowiedni moment na to żeby wspominać wszystkich swoich kochanków. — Ważne jest to, ze ty robisz to najlepiej — dodał, i sądząc po reakcji kochanka, ta odpowiedź go satysfakcjonowała.
Sapnął, kiedy Ian w końcu wziął jego penisa do ust. Może i obciągał mu już te kilka godzin temu, ale, cholera, nie mógł nie zatęsknić za tym uczuciem. I reagował dokładnie tak samo żywiołowo jak tamtym razem, jęcząc, stękając i dopraszając się o więcej.
Wystarczy — wydusił z siebie, kiedy poczuł że zbliża się do swojego szczytu. Ian jednak zdawał się go w ogóle nie słuchać, więc w końcu z żalem musiał sam go delikatnie odepchnąć. — Powiedziałem, wystarczy — powtórzył stanowczo. — Teraz pozwól mi zająć się tobą — wymruczał, pochylając się do przodu i móc musnąć dłonią twardego jak skała penisa, który aż się prosił o odpowiednie zaopiekowanie się nim. I może jeszcze przed chwilą domagał się tego, żeby od razu przeszli do fazy penetracji, ale zmienił zdanie — najpierw chciał go dogłębnie posmakować i oddać pieszczotę. — No, zmiana miejsc — zarządził, podnosząc się z łóżka.


effsie - 2018-09-04, 16:40

Kurwa, chyba naprawdę wsiadłem w wehikuł czasu, skoro rajcowały mnie takie wyświechtane teksty, ale tak było, Boże, napalony idiota pełną gębą.
Nie wiem, co konkretnie mnie w nim tak rajcowało, piękna buźka, wiotkie ciało, wyuzdanie czy bezczelność, bo to, że wszystko po kolei i razem, ech, nie było żadnych wątpliwości. Nie mogłem się powstrzymać widząc, jak skutecznie rozpraszam wszystkie jego zmysły, jak podsycam go do czerwoności, jak wije się pod moimi palcami i jęczy, a to wszystko i mnie doprowadzało do skraju wytrzymałości. Penis pulsował mi tak mocno, że to już niemal bolało, aż sam sięgnąłem go ręką i ścisnąłem, wypuszczając stłumiony jęk z ust, a Max odsunął mnie od siebie i z żalem wypuściłem jego kutasa z ust.
Spojrzałem na niego nieprzytomnie, spod wpół przymkniętych powiek, a jego słowa dopiero powoli do mnie docierały, wraz z dotykiem tych długich, smukłych palców, które zamknęły się na mojej dłoni. Zabrałem rękę patrząc mu w oczy i zaraz jęknąłem, czując, jak ścisnął mnie mocniej.
Kurwa, kurwa, kurwa, ledwo mnie dotknął, a miałem wrażenie, że długo tak nie wytrzymam.
Max jednak podniósł się z miejsca, czekając, aż ja walnę dupskiem o pościel, więc opadłem powoli na prześcieradło. Wziąłem głęboki wdech, starając się choć trochę uspokoić oddech i zanim jeszcze Max pochylił się nad moim kroczem, złapałem go za podbródek i pocałowałem, wpychając język do ust, chcąc, by sam poczuł, jak smakuje.
Boże, byłem absolutnym zboczeńcem.
Jeśli mnie pogryziesz, piranio, to zrobię ci z dupy jesień średniowiecza — zagroziłem, szczypiąc go lekko w policzek i sam oblizałem mu usta.
Wsparłem się na przedramionach, patrząc, jak opierał dłonie na moich biodrach i na czworakach kuca nad moim penisem, nie mogąc oprzeć się pokusie, by nie złapać go chociaż za tyłek.


Gazelle - 2018-09-04, 18:29

Usiłujesz mnie sprowokować? — roześmiał się, po czym wbił wzrok w sterczącego przed nim nabrzmiałego penisa. Och, jak cholernie chciał mieć już go w sobie. Objął go przy samej nasadzie, i nie cackając się dłużej, obślinił go porządnie i zamknął usta na czubku penisa. Zassał się, uważając na zęby, używając za to odważnie swojego języka, jednocześnie przesuwając pod nim dłonią. Uniósł drugą rękę, żeby zająć się także jądrami i dać swojemu kochankowi jeszcze lepsze wrażenia.
Starał się dać Ianowi największe show, na jakie było go stać, wyciągając niemalże cały swój arsenał: lubieżne gesty i spojrzenia, fantazyjna zabawa penisem z naciskiem na wyjątkowo wrażliwe miejsca na tymże organie, stymulacja i zasysanie jąder, a kiedy czuł już na swoim języku preejakujat, zaczął delikatnie krążyć palcem po perineum, wkładając członka do swoich ust możliwie jak najgłębiej (i modląc się w duchu o brak odruchu wymiotnego). Nasłuchiwał jednocześnie i obserwował wszystkie reakcje Iana, które wyjątkowo go nakręcały i upewniały go w tym że wykonywał cholernie dobrą robotę. Och, mógł pokochać ten widok. Zaczerwieniona twarz, bez tego wkurzającego uśmieszku, a za to z wyrazem absolutnej rozkoszy. Był w tym wręcz taki...bezbronny, nawet jeżeli starał się przypominać o swojej sile ciągnąc Maxa za włosy. Jednym słowem, wyglądał po prostu cholernie uroczo.
Będziesz w stanie go postawić jeszcze raz? — spytał, wypuszczając penisa na moment z ust, jednak wcale nie zaprzestając pieszczot ręką. — Och, oczywiście że dasz radę. Zadbam o to — uśmiechnął się lekko sadystycznie. — Tak bardzo chcę cię posmakować... — wyznał, po czym ponownie się zassał na członku Iana. Zacisnął dłoń na jego udzie w geście ostrzegawczym, żeby ten nie ważył się nawet mu przeszkadzać, i w końcu doprowadził go do spustu, połykając całą spermę. Posłał Ianowi uśmieszek, kiedy podniósł głowę, i powoli oblizał usta, wracając po chwili na dół po to, żeby dokładnie wyczyścić penisa mężczyzny. Szkoda by było, gdyby chociaż kropelka tego cudownego płynu miałby się zmarnować, prawda?


effsie - 2018-09-04, 19:12

Och, prowokowałem go już od dłuższego czasu, ale w najsłodszych snach nie wyobrażałem sobie, że skończy się to w ten sposób, z nim, prężącym się w okolicach mojego krocza, wydającym te wszystkie odgłosy i doprowadzającym mnie do stanu absolutnej, absolutnej ekstazy.
Miał niesamowitą zdolność memlania ozorem, choć zwykle przecież tak mało mówił, a gdy czułem jak czubek mojego penisa ociera się o ściankę jego gardła, dosłownie wariowałem z rozkoszy. Było mi wszystko jedno, zaciskałem jedynie palce na jego włosach i ciele, całkowicie nieobecny myślami czy duchem, jęcząc jak opętaniec i z chciwością przyjmując każdy jego dotyk.
Kurwa, Maxie… — wychrypiałem, rozluźniając uścisk na jego włosach i zawinąłem kosmyk wokół palca. — Gdybym wiedział, że taka z ciebie zdzira, przeleciałbym cię miesiąc temu — westchnąłem, mrucząc głośno, gdy jeszcze raz sięgnął językiem mojego, wciąż czerwonego, choć teraz znacznie spokojniejszego, kutasa.
Obserwowałem to, oddychając płytko, wsparty na przedramionach, jednocześnie chcąc odetchnąć i więcej, tak bardzo mieszał mi w głowie. I znowu on, ten wyuzdany gnój od siedmiu boleści, podniósł się na czworaka i podpełzł na mnie, w końcu lokując się okrakiem na moim podbrzuszu. Jego twardy, gotowy penis sterczał mi niemalże przed oczami, a on sam poruszył się sugestywnie w przód i tył, powodując, że znów zadrżałem, absolutnie nieprzygotowany na to znów rosnące podniecenie.
Powiedz mi — zacząłem, jedną ręką błądząc po wnętrzu jego uda, drugą wędrując do tych jędrnych pośladków. Zadrżał, gdy wbiłem w nie paznokcie, a mój kutas stwardniał, gdy tylko zacząłem masować jego lędźwie, choć wierzyłem, że i bez tego był już na mnie gotowy — jesteś tak nieskazitelnie czysty, jak wskazuje twoja blada skóra czy mam udać się na wycieczkę po gumki? — dokończyłem pytanie, palcami przejeżdżając po tym niemalże nieistniejącym owłosieniu łonowym.
Chciałem, chciałbym móc poczuć nim każdy jeden koniuszek tego kościstego tyłka, ale póki zostały mi jeszcze resztki zdrowego rozsądku (po tym, jak przed chwilą Max rozprawił się z ich poprzednim brakiem), miałem okazję, by spytać.


Gazelle - 2018-09-04, 19:47

Chwilowo zignorował swojego boleśnie pulsującego członka, koncentrując całą swoją uwagę na Ianie, ale cholernie chciał już dojść. Chciał, żeby Ian w końcu go wypieprzył do stanu nieprzytomności, był na to gotowy jak nigdy w życiu. O tak, mógł się całkowicie oddać temu mężczyźnie. Szalone, prawda? Cóż, wydarzenia ostatnich dni wyraźnie pokazywały że Max był w istocie szalony, więc już powoli przestawał się tym przejmować, pozwalając sobie w końcu na dalsze nakręcanie się w tym stanie.
Przez chwilę poczuł tę cudowną kontrolę, czuł jak Ian był pod jego władzą, i tylko jego. Widział, jak ten mu się rozpada na części pierwsze tylko z powodu tego, jak Max potraktował jego genitalia i, cholera, mimo swojej zazwyczaj pasywnej natury w łóżku chciał tego zdecydowanie więcej. Oczami wyobraźni próbował zobaczyć jak Ian mógłby wyglądać związany, rozciągnięty na tym łóżku, oznaczony czerwonymi śladami na caaałym ciele...
Tymczasem jednak oddał kontrolę w ręce Iana. I to też było zajebiste. Bo to uczucie bycia na łasce Iana wcale nie było gorsze. Paradoksalnie, wtedy też miał to poczucie kontroli. Dlaczego? Ano dlatego, że miał na sobie całą uwagę mężczyzny, wiedział jak cholernie go to podnieca i mógł z tej całej sytuacji zrobić niesamowity użytek.
Zsunął dłoń na krocze Iana, stymulując ponownie jego już nieco stwardniałego członka. Musiał się upewnić, że będzie twardy jak skała, zanim w niego wejdzie.
Badałem się kilka miesięcy temu, od tego czasu spałem tylko z tym niedzielnym kolesiem. Był w gumie — poinformował, zaskoczony pytaniem o zabezpieczenie. No, no, no, kto by się spodziewał takiego pokazu odpowiedzialności? Sam prawdopodobnie też powinien zainteresować się czy Ian był czysty, ale był tak kurewsko napalony, że miał gdzieś wszelki rozsądek — ale nie w dupie, bo jego dupa oczekiwała czegoś zupełnie innego, o czym przypomniał, ocierając się pośladkami o penisa Iana.
Możesz już we mnie wejść, czy mam sam odwalić całą robotę? — jęknął ponaglająco, sięgając już palcami do swojego wejścia.


effsie - 2018-09-04, 20:25

Wiedziałem, że już nie może, wiedziałem i, och, to było równie podniecające jak jego palce, zaciskające się wokół mojego członka. Wciągnąłem powietrze i szarpnąłem go do siebie, aż opadł na moje ciało. Ugryzłem go w wargę i przewróciłem, a on, mała zdzira, jęknął i momentalnie rozłożył szeroko nogi. Sapnąłem głośno z podniecenia i zawisłem nad nim na krótką chwilę.
Ten koleś — syknąłem, patrząc się mu w oczy — był w sobotę.
Nasze członki zetknęły się, już oba twarde i nie mogłem oprzeć się pokusie by chwycić oba w jedną dłoń i potrzeć o siebie. Trwało to chwilę, bo wiedziałem, że Max wije się pode mną już niemal z bólu, a teraz chciałem dać mu juz tylko, tylko przyjemność.
Zacisnąłem dłonie na jego kolanach i rozchyliłem je jeszcze szerzej, patrząc na tę piękną dziurkę, gotową, całą dla mnie i, zabijcie mnie, zebrałem ślinę i splunąłem mu między pośladki, a potem nachyliłem się i smagnąłem ją językiem.
To nie było coś, co normalnie robiłem z każdym przypadkowym kolesiem czy laską, ale ten zasrany blondasek leżący przede mną, z jego alabastrową skórą i aksamitną skórą, nie, nie, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Max jęknął, sam nie wiem, czy z zaskoczenia, przyjemności czy zniecierpliwienia, ale to było absolutnie nieważne. Zabrałem jedna rękę z jego kolana i wsunąłem palec w jego odbyt, a słodka litania dźwięków, które z siebie wydał sprawiła, że stwardniałem już doszczętnie, nie mogąc się doczekać, aż sam znajdę się w środku.
— Aaaach — jęczał, gdy kręciłem palcem kółeczka, wyciągnąłem go i dołączyłem jeszcze jeden.
Aaaach tak, aaaach nie? Maxie, sprawdzam tylko, czy jesteś gotowy na prezent ode mnie — szepnąłem, wyciągając palce. — Jesteś? Nie jesteś? — spytałem cicho, nachylając się nad nim całym i podtrzymując się tylko na jednej ręce, podczas gdy druga kontynuowała pieszczotę.
I był, tak samo jak ja, i już sam nie mogłem wytrzymać tego napięcia, tej przedłużającej się gry wstępnej, więc wbiłem się w niego, mocno, już nie dbając o to, czy zadam mu ból, czy nie, a obaj jęknęliśmy niemalże w tym samym momencie. Poruszyłem prędko biodrami, nie dając mu czasu na ochłonięcie i wysunąłem się niemalże do końca, pchając go po raz kolejny i kolejny, zaciskając palce na wnętrzy jego uda i przyciskając je do pościeli, szeroko, szerzej, mocniej, bardziej. Jego tyłek był ciasny, tak ciasny, że mój penis i ja sam wariowaliśmy, ale to nie przeszkadzało nam oddawać się w zapomnienie tej absolutnie zgubnej przyjemności.


Gazelle - 2018-09-04, 21:02

Nie drocz się już ze mną — wyjęczał, patrząc na swojego kochanka. Prawdziwy, ale jak ze snu. — Wejdź we mnie!
Na szczęście jego prośba została szybko wysłuchana i Max krzyknął głośno, czując jak penis Iana rozrywa go od środka. Był to ból, ale dobry ból. Niesamowicie dobry ból, cholera, chyba miał w sobie coś zarówno z sadysty, jak i z masochisty.
Uniósł nieco biodra i sam zaczął nimi poruszać, dopasowując się do rytmu nadanego przez Iana. Chciał, żeby czuł się jak najlepiej w jego tyłku. Musiał dobrze przyjąć tak wyjątkowego gościa, prawda? Rękoma z kolei badał po omacku tors mężczyzny. Musiał go dotykać, po prostu musiał.
Jezu, kurwa, Ian! — krzyczał w gorączce wrażeń, kiedy penis w jego wnętrzu musnął o prostatę. — Tutaj, Ian, tutaj!
Dzięki temu Ian już dokładnie wiedział gdzie celować. I, kurwa, nie sądził że poziom tej przyjemności mógł aż tak wzrosnąć. Nie przeszkadzało mu nawet skrzypiące łóżko, które by go w innej sytuacji doprowadziło do szału i zniszczyło cały nastrój. Świat ograniczał się tylko do Iana i Maxa. Jedyne dźwięki, jakie istniały to te wydawane przez ich złączone ciała.
Ian miał nieziemskie tempo. Takie, które doprowadzało go niemalże do omdlenia, a już na pewno do wydawania z siebie kolejnych, coraz głośniejszych dźwięków. Skapywały na niego kropelki potu, a twarz mężczyzny nad nim przybrała intensywnie czerwony kolor.
Zmiana...pozycji — wydusił z siebie i tym razem to on przewrócił Iana. Podczas tej operacji z jego tyłka wysunął się także ten nieziemski członek i przez to poczuł się dziwnie pusto, ale zaraz potem ulokował się z powrotem na nim, ujeżdżając mężczyznę. Jednocześnie jedną ręką masował sutek swojego kochanka, a drugą sięgnął do swojego penisa, który już krzyczał o to żeby ktoś się nim zajął.


effsie - 2018-09-04, 21:46

Max miał w sobie coś z masochisty i dziwki jednocześnie, wszystko, czego potrzebowałem, tych jęków, które tylko dźwięczały w moich uszach, odgłosów moich jaj plaskających o jego tyłek, sapnięć i westchnień. To wszystko było mieszanką która spływała przyjemnością do moich uszu, ale prawdziwą muzyką, istnym kurwa majstersztykiem, było gdy zaczął wrzeszczeć moje imię.
Gdybym potrafił myśleć w tamtej chwili, pomyślałbym, że wszyscy sąsiedzi zdążyli je poznać.
Chciałem całować to ciało pode mną, pieścić je w każdy z możliwych sposobów, ale odbierało mi zmysły, nie byłem w stanie, zwyczajnie, jak napalony kundel, tylko przyspieszałem tempo i wpatrywałem się w twarz tego blondasa, tej maltretowanej istoty, która wiła się i wykrzywiała, a ja nie mogłem, nie potrafiłem skupić wzroku na niczym innym.
Przewrócił mnie i zaraz władował się na mnie znowu, a ja złapałem go za biodro i ścisnąłem mocno, wracając do przerwanego rytmu naszej kopulacji. Kutas Maxa sterczał z pomiędzy jego nóg i zanim się obejrzałem objął go dłonią. Sapnąłem ze złości.
Zabieraj… łapę — wydyszałem, gdy skakał na moim kutasie i sam zacisnąłem palce wokół tej czerwonej piękności, stymulując ją mocno, szybko, w rytmie naszej chorej przyjemności.
Max jęknął i odchylił się do tyłu, opierając dłonie na moich udach i odchylając do tyłu głowę, a mokre kosmyki włosów skleiły się na jego czole. Usta miał rozchylone od dziesiątek jęków, którymi karmił moje uszy, a jego ciało, poruszające się to w dół, to w górę, łaknąłem wzrokiem. Ręką wciąż pieściłem jego kutasa, tak czerwonego i twardego, a z każdą chwilą obaj zatracaliśmy się w nieuniknionej rozkoszy i czułem, że to już, niedługo, gdy ten ciasny tyłek doprowadzi mnie do przepaści.
Dłoń, w której trzymałem jego penisa zwilgotniała pod wpływem preejakulatu, ale trzymałem palec przy czubku, przedłużając to jeszcze trochę, o jeszcze kilka pchnięć, jeszcze kilka chwil tej przyjemności, aż jęczał nade mną prosząc o litość.
Maxie… jeszcze chwila… wytrzymaj — sapnąłem, poruszając biodrami, a on jęknął i utrzymał tempo, choć widziałem łzy zbierające się w kącikach jego oczu.
I przyszła, w końcu, ta zbierająca się we mnie fala rozkoszy i mokrego, idyllicznego orgazmu, który wstrząsnął całym moim ciałem ze zdwojoną mocą, gdy spuszczałem się wprost do jego tyłka. Max eksplodował mi w dłoni chwilę później, zalewając nasieniem moje ciało, pościel, łóżko, miałem to gdzieś. Poderwałem się, obejmując ciasno tego skurwysyna i zacisnąłem mocno palce na jego ciele, obaj jęcząc w zatracającym orgazmie.


Gazelle - 2018-09-04, 22:02

Ciężko mu było powstrzymywać swój orgazm, gdy był tak mocno stymulowany, ale postanowił resztkami sił się zmobilizować, specjalnie dla Iana. Aż w końcu poczuł jak jego mięśnie objął skurcz i bezwład, a przed oczami zobaczył biel. Jęknął głośno i przeciągle, zaciskając się na kutasie swojego kochanka.
Nigdy w życiu nie miał aż tak intensywnego orgazmu. Faktycznie, o mały włos nie stracił przytomności. Fala, która nim zawładnęła była niesamowicie intensywna, dawała mu przeżycie dosłownego wyjścia z ciała i odlecenia duchem w kosmos.
Tak właśnie ten gnój na niego działał.
Opadł bezwiednie na Iana, dysząc głośno. Zazwyczaj, po tak namiętnym i przede wszystkim emocjonalnym wrażeniu następowały jakieś przesłodzone miłosne wyznania. Cóż, nie w tym przypadku.
Nienawidzę cię — wyszeptał, uśmiechając się jednak delikatnie. Pogładził spocony i zaczerwieniony policzek mężczyzny, patrząc na niego wręcz z adoracją zupełnie nieadekwatną do tego co właśnie powiedział. Pocałował jego szyję i położył się obok niego, oswobadzając w końcu jego penisa. Obaj byli obrzydliwie spoceni i brudni, i wypadałoby się umyć, ale chwilowo nie miał siły absolutnie na nic. Jeżeli Ian chciałby się do teraz pozbyć, to musiałby sam go wynieść ze swojego mieszkania, on nie zamierzał się ruszać i tyle. Mało tego, wtulił się jeszcze w większego mężczyznę jak w przerośniętego misia, ciesząc się błogą chwilą. Coś tam się niby ten Ian ruszył w słabym proteście przed okazywaniem czułości, ale miał to gdzieś i po prostu zacisnął na nim uścisk. No, pewnie i tak mógłby się z niego łatwo uwolnić, ale najwyraźniej postanowił sobie darować. I dobrze. Przerzucił dłoń na jego biodro, bezwiednie robiąc kółeczka palcami na ciepłej skórze. Mógł przez chwilę aż uwierzyć, że relacja między nimi była normalna.


effsie - 2018-09-04, 22:15

Nie wiem, kiedy powróciłem do rzeczywistości, o ile w ogóle mógłbym nazwać to powrotem, bo powieki ciążyły mi na oczach i czułem rozchodzącą się w środku mnie błogość.
Kurwa, co to było, nie miałem pojęcia, moja klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół, a sam nie byłem zdolny do wykonania najmniejszego gestu. Max ciasno przywarł do mojego boku (nie miałem pojęcia, skąd u niego tyle energii na to, by móc się poruszać), ale nie miałem nawet siły protestować, było mi absolutnie wszystko jedno.
Przymknąłem oczy i prawie że odleciałem w sen, w błogim lenistwie i spełnieniu. Byłem wykończony, do cna, po tym jak właśnie dwa razy opróżniłem swój magazynek i nie potrafiłbym nawet sklecić jednego zdania.
Masz gdzieś fajki — wymruczałem i, serio, nawet nie byłem w stanie sprawić, by zabrzmiało to jak pytanie. Wiedziałem tylko, że moje leżą na balkonie, o jakieś setki tysiące mil za daleko, bo w tej chwili nie ruszałem się nigdzie poza to łóżko.


Gazelle - 2018-09-04, 22:30

Nie tutaj. Nie wziąłem ich ze sobą — mruknął. — Więc jeżeli tak bardzo chcesz zapalić, to musisz się sam pofatygować.
Bo żadna siła nie była w stanie w tym momencie przekonać Maxa do tego, żeby podniósł się z łóżka. Absolutnie żadna. A jeżeli uzależnienie Iana było tak silne, że nawet w takim stanie myślał o fajkach...no, trudno, jego problem. Chociaż w głębi duszy miał nadzieję, że Ian jednak oleje temat. To nie tak, że było mu zimno, ale nie chciał pozbywać się dodatkowego ciepełka.
Ian coś tam fuknął, coś tam mruknął, ale ostatecznie i jemu nie było śpieszno żeby podnieść się z łóżka. No i dobrze. Max nie chciał przerywać tej chwili. Wciąż tkwił w swojej iluzji. Ale czy mieli w ogóle szanse na to, żeby kiedykolwiek być normalną parą? Nie sądził. Nie sądził żeby w tej historii były widoki na jakiekolwiek szczęśliwe zakończenie, chyba że by się wzajemnie pozabijali. A jednak mimo to w to brnął. I tracił przy tym nad sobą kontrolę, to było oczywiste...w ciągu jednej chwili mógł myśleć jednocześnie o mordowaniu Iana i sprawianiu my przyjemności – to było chore i nie trzeba było geniusza żeby to stwierdzić. Najgorsze było w tym wszystkim jednak to, że w stanie silnego uniesienia emocjonalnego tracił wszelkie hamulce. Zaczynał bać się samego siebie.
Nie miał siły roztrząsać tego tematu, był zbyt wyczerpany. Ian wypieprzył go naprawdę dobrze. I wydawało mu się, że chociaż częściowo osiągnął swój cel. No bo czuł się traktowany specjalnie, nie sądził żeby każda łóżkowa schadzka Iana tak właśnie wyglądała. Ta świadomość napawała go ogromną dumą i może i by się bardziej nacieszył tym uczuciem, gdyby właśnie nie usypiał.
Jebać prysznic, pomyślał jakże buntowniczo i w końcu przymknął oczy, pozwalając na to żeby ogarnął go błogi sen.


effsie - 2018-09-04, 22:49

Kiedy się obudziłem okazało się, że jakimś cudem podczas snu nikt mnie nie umył (szkoda), a moja sypialnia wciąż pachniała seksem. Max przez całą noc nie ruszył się ani o milimetr i teraz, gdy wyswobodziłem się spod jego ciała, moja ręka paskudnie ścierpła i nie mogłem nawet poruszyć palcami.
Wstałem i obrzuciłem okiem sypialnię; ciuchy leżały gdzieś porozrzucane, nic dziwnego, a łóżko i Max w nim, całe w spermie. Zmierzyłem go wzrokiem, gdy spał, z rozdziawionymi ustami i lekko zaśliniony, z widocznymi śladami moich ugryzień czy malinek. Westchnąłem.
Fajki.
Albo nie, wcześniej jednak prysznic.
Potem jednak fajka na balkonie, gdy już zarzuciłem na siebie jakieś ciuchy i sprawdziłem godzinę. Nie wiem, o której poszliśmy wczoraj spać, ale, taka sprawa, nie byłem przesadnie rannym ptaszkiem i choć nie zwykłem ustawiać klientów na ósmą rano, nie miałem wcale tak dużo czasu do tego, by wyjść z domu.
Ale najpierw jeszcze kawa.
Więc zrobiłem ją sobie i, czekając, aż się zaparzy, podlałem nawet swoje kwiaty, taki ze mnie dobry ogrodnik, a potem, z kubkiem czarnej w ręce, powlokłem tyłek do sypialni. Wykorzystując sytuację, że ten mały blondynek w moim łóżku wciąż chrapał w najlepsze, cyknąłem sobie fotkę (przyda się na czas jakiegoś fapania, jestem mocno zapobiegliwy) i oparłem się o futrynę.
Ej, księżniczko — rzuciłem głośniej, upijając łyka kawy. — Cieszę się, że na moim wyrze nie ma grochu, ale nie myślałem, że taka z ciebie śpiąca królewna.
Słowo daję, nie mam pojęcia, skąd u mnie taka znajomość bajek dla dzieci.


Gazelle - 2018-09-04, 23:10

Spało mu się wyjątkowo twardo i dobrze, co może właściwie nie było takie wyjątkowe zważywszy na to jak męczący był ten dzień...a zwłaszcza noc. Tak wiele rzeczy się wydarzyło, że aż można by pomyśleć że minął co najmniej tydzień.
Ugh — warknął, gdy z tego błogiego snu wybudził go głos Iana. Z reguły nie miał aż tak wielkiego problemu ze zwlekaniem się z wyra, ale tego poranka nie wzgardziłby dodatkową godzinką, czy dwiema. — Czemu mnie budzisz — mamrotał, podnosząc się jednak do pozycji siedzącej, aby porządnie się przeciągnąć. Skrzywił się, czując wyraźny ból w dolnej części pleców, niepozwalający mu zapomnieć o nocnych wydarzeniach. Wtedy nie myślał o konsekwencjach, ale...drań naprawdę rozwalił mu tyłek. Spojrzał dookoła siebie...och. Narobili niezłego bałaganu. Zerknął na swoje ciało i zmarszczył nos, czując się obrzydliwie. Potrzebował prysznica. Natychmiast.
Przetarł oczy i jego wzrok w końcu powędrował na twarz Iana.
Długo już nie śpisz? — spytał, nie znajdując niczego innego o czym mógłby w tym momencie porozmawiać. Nie chciał jako pierwszy nawiązywać do tego, co się pomiędzy nimi wydarzyło. Przynajmniej nie wtedy, kiedy był jeszcze cholernie zaspany.
Ian wytłumaczył mu, że za niedługo wychodzi do pracy, bardzo wyraźnie sugerując mu że na niego już czas. Miał go już poprosić o pomoc w podniesieniu się z łóżka — w końcu ten ból był jego sprawką — ale nie sądził żeby Ianowi starczyło na to altruizmu. Kiedy w końcu wstał nadszedł czas na pozbieranie ciuchów, co nie było takie proste, bo lekko krzywił się z bólu przy każdym gwałtownym ruchu. Nie, żeby było dla niego to czymś zupełnie nowym, ale...no, Ian wyjątkowo go poturbował swoim masywnym penisem. Swoją drogą, czuł na sobie uśmieszek tego wrednego gnoja, a także wbijające w niego spojrzenie gdy z trudem się ubierał. Cały się lepił, był pokryty zaschniętą spermą i to było obleśne, ale na szczęście mógł od razu iść do swojego mieszkania i tam wziąć na spokojnie prysznic. A potem zająć się pracą, bo narobił sobie sporych zaległości.


effsie - 2018-09-04, 23:32

Boże, ten poranek z widokiem blondaska, który ledwo mógł chodzić dały mi tyle chorej satysfakcji, że przez cały dzień chodziłem z uśmiechem na ustach na samo wspomnienie tej komicznej sceny. Znaczy, nie ukrywam, na dobre samopoczucie mogły mieć też wpływ inne rzeczy, zwłaszcza ta wieczorna sesyjka z moim ekswspółlokatorem/sąsiadem/masochistą/kochankiem, kurwa, odjebało mi i to mocno.
Wylizywać kolesiowi tyłek? Kurwa, przecież on tamtędy sra.
Kurwa, byłem pojebany i obrzydliwy.
No ale dobra, nieważne, stało się, nie ma o czym gadać, najwyraźniej jestem zwyrolem, no trudno. Za to ten blondas, kurwa, nie skłamię, jak powiem, że nie mogłem odpędzić się od myśli o nim przez cały dzień, bo, ech, wcale nie był lepszy i kto jak kto, ale ja już wiedziałem, że mu nie odpuszczę.
Rozwalę mu to dupsko na dwa kawałki, ale nie odpuszczę.
W każdym razie, dziarka, przerwa, dziarka, obiad, dziarka, przerwa, dziarka, okej, jest, siadło, wróciłem do domu i kierując się od razu na balkon, obwieściłem:
Honey I’m home!
Co prawda nie wiedziałem, czy mój miód też był domem, ale wychylałem się już przez barierkę i paplałem bzdury, czekając aż dołączy tu do mnie na fajkę.
W pracy wszystko spoko, w domu też wszyscy zdrowi, a co jest na kolację?
No i, nie zapomnijmy, wyszczerzyłem się do niego głupio jak tylko wylazł z tej swojej nory.


Gazelle - 2018-09-05, 00:16

Cieszył się tym prysznicem, jak nigdy. I mimo iż czas go naglił, bo właściwie z samego rana powinien wysłać artykuł do szefa działu, to i tak zabrał sobie swój słodki czas na wmasowanie w swoje ciało ulubionego żelu pod prysznic stojąc pod strumieniem przyjemnie ciepłej wody. O tak, idealnie. Wprawdzie nie obraziłby się gdyby Ian do niego dołączył, no ale biedak musiał się zbierać do pracy.
Biedak, phi. To nie jego tak irytująco szczypał tyłek. Jakby miał jakieś pieprzone hemoroidy, czy coś. Facet z nie...z soboty nie miał tak wielkiego sprzętu, poza tym obchodził się z nim w sposób bardzo delikatny – długo go przygotowując i nie żałując nawilżenia. Aż się zdziwił takim traktowaniem ze strony jednonocnej przygody.
I mimo iż to było miłe i w ogóle, to i tak wolał o stokroć seks z Ianem. Chyba jeszcze nikt wcześniej nie zaspokoił tak wielu jego potrzeb za jednym razem. W tym takich, o których Max nawet nie miał pojęcia, że istniały.
Był trochę mniej zły na Iana i trochę bardziej tolerował jego obecność. Ech, kogo on próbował oszukać, tak naprawdę on pragnął obecności Iana. Nawet jeżeli mieliby się wzajemnie wyniszczać, nie chciałby doprowadzać siebie do ruiny u boku kogokolwiek innego. Obawiał się tego, że wręcz wpadał w małą obsesję na punkcie tego faceta. Nie sądził, że w ogóle miał potencjał do takich uczuć, ale ostatnio czuł się całkowicie inną osobą. Przerażało go to, bo to prawie tak jakby stracił zupełnie tożsamość.
Potrząsnął głową, bryzgając wodą dookoła. Ostatnio zdecydowanie zbyt wiele myślał.
W końcu opuścił prysznic, próbując skierować tor swoich myśli na temat artykułu, który miał do napisania. Pewnie miał milion nieodebranych połączeń od szefa. Prawie zawsze wyrabiał się ze wszystkim na czas, właściwie był wzorowym pracownikiem, więc pewnie brak kontaktu z jego strony musiał zmartwić szefa. Miał tylko nadzieję, że wybaczy mu tę pojedynczą niesubordynację.
Kiedy w końcu ubrał się w wygodne dresy i ruszył do salonu, zorientował się że istnieje jeszcze jeden, tyci, tyci problem.
Zmierzył wzrokiem swoje krzesło przy biurku. Było to zwyczajne krzesło, ze zwyczajnego drewna pomalowanego na biało. Innymi słowy, trochę kiepskie siedzisko zważywszy na stan jego tyłka. Westchnął i poszedł do sypialni po najbardziej miękką poduszkę jaką miał w arsenale i siadając, podłożył ją sobie pod pośladki. Mimo to trochę go dalej szczypało, fakt, ale mógł w miarę spokojnie pracować. No, może pomijając fakt że jego myśli nadal krążyły we wszystkie strony, głównie przywołując mu wydarzenia z nocy z Ianem.
A skoro o wilku mowa...
Parsknął śmiechem, słysząc to niecodzienne powitanie. Tęsknił za tym gnojem, jasna cholera. Zupełnie jakby faktycznie był jego kochaniem.
Wstał powoli i rozejrzał się po pokoju, szukając swojej paczki fajek, po czym wyszedł na balkon. Oczywiście, pierwsze co zobaczył to ten ogromny wyszczerz. Ale to dobrze. Oznaczało to że Ian niczego nie żałował...zresztą, czego niby miałby żałować?
Odpalił papierosa zapalniczką, którą wyrwał Ianowi z ręki (bo akurat do tej paczki jeszcze nie zdążył włożyć swojej) i dopiero po pierwszym zaciągnięciu się postanowił się odezwać.
Cześć kochanie, miło cię widzieć. Tęskniłem za tobą, misiaczku-pysiaczku — powiedział przesłodzonym głosem, wolną ręką pociągając mężczyznę za policzek, który chwilę później ucałował. — Mam nadzieję, że odpowiada ci zupka chińska. Wprawdzie może to nic wielkiego, ale możesz mi wierzyć że przygotuję ci ją z miłością — uśmiechnął się szeroko. W sumie wspólna kolacja z Ianem brzmiała fajnie. Sam nie potrafił fenomenalnie gotować, ale z prostymi daniami dawał sobie radę. Gdyby nie to, że w jego lodówce panowały naprawdę pustki, to może udałoby mu się ściągnąć do siebie Iana. Chociaż właściwie Ian nie był typem który by odmówił darmowego posiłku.


effsie - 2018-09-05, 00:44

Westchnąłem i pokręciłem z udawanym żalem głową.
Widzisz, tak to z tobą właśnie jest, nawet nie potrafisz dotrzymać danego mi słowa. Ech, od miesiąca nie mogę się doczekać mojej kolacji.
To był prawdziwy dramat, słowo daję.
Generalnie z gotowaniem było tak, że niezbyt się w tym odnajdowałem. Znaczy, jak już coś robiłem i mi się chciało to okej, umiałem, bo co jest trudnego w połączeniu kilku składników, ale generalnie nie byłem w tym wielkim mistrzem, no i, przede wszystkim, raczej mi się nie chciało. Jak po studiach mieszkałem przez trochę w Chicago (nie pytajcie) to tam było nas dziewięć osób, robiliśmy wielką komunę i wspólnie zawsze coś tam ogarnęliśmy, to było spoko, ale no, sam, dla siebie? Nie było chuja, nie chciało mi się.
No i do tego dorzućmy ziomka, który pracował w knajpie całkiem niedaleko stąd (pół godziny z buta), jak wpadało się do niego, gdy nie było szefa, spokojnie dawał żarcie za darmo.
Zaciągnąłem się fają i wypuściłem powietrze, a potem nachyliłem się po brązową torbę, która stała u moich stóp.
Orientuj się — poleciłem dwie sekundy przed tym, jak rzuciłem w jego stronę burgera z popularnym logo McDonalds. Max, nieźle zdziwiony, złapał żarcie i spojrzał na nie nieufnie. Sam wyciągnąłem drugi egzemplarz i odpakowałem, od razu wgryzając się w kawałek bułki. Przełknąłem pierwszy kęs i zerknąłem w lewo, na tego blondaska, który nawet jeszcze nie odpakował bułki i westchnąłem. Podniosłem torbę i zamajtałem mu przed nosem. — Kupiłem ci też frytki i szejka, ale zanim zaczniesz się objadać słodyczami, zjedz obiadek.
Nigdy, naprawdę nigdy podczas tych dwóch lat studiów, kiedy niezliczoną ilość razy trafiliśmy do McDonalda, nigdy nie mogłem zrozumieć tego połączenia. A ten cwel przede mną nigdy nie brał nic innego, nudny gamoń, taka różnorodność: Big Mac, Wieś Mac, tortille, kanapki sezonowe… a ten, nie i chuj, tylko to obrzydlistwo. Wyglądało ohydnie i pewnie też tak smakowało, a pomimo tego Max wcale nie był jedyny bo jakieś nastolatki w kolejce przede mną zamawiały dokładnie to samo.
A chuj, może to po prostu ciążowe zachcianki i temu pedałowi już się coś ubzdurało po wczorajszej nocy.


Gazelle - 2018-09-05, 01:16

Nie obiecywałem ci tej kolacji, to już dopowiedziałeś sobie sam — uściślił. No bo tak, było coś takiego podczas ich pierwszego spotkania na balkonie. Swoją drogą, minął dopiero miesiąc? I chyba nawet niecały...a tymczasem Max czuł się starszy o kilka lat. I młodszy zarazem. Generalnie przy Ianie stawał się kłębkiem sprzeczności.
Ale jak będziesz grzeczny to moooże się doczekasz — puścił do niego figlarnie oczko. Dobry humor wciąż mu się trzymał. I to było podwójnie miłe, bo w końcu doczekał się jakiejś względnej stałości w emocjach. Te góry, doły i wszystkie inne odchyły już go niesamowicie męczyły, więc naprawdę cieszył się spokojem.
Max był wegetarianinem od przeszło dziesięciu lat, ale Ianowi najwyraźniej ten fakt gdzieś uszedł, co zauważył patrząc się na burgera z McDonalds, który wylądował w jego rękach. Jednak, mimo wszystko, to był cholernie miły gest. Sam fakt, że Ian o nim pomyślał podczas tak durnej czynności jak zamawianie jedzenia na wynos, sprawiał że jego serce mocniej zabiło. Okej, może przypisywał za duże znaczenie temu jednemu gestowi, ale kto mu zabraniał? Poza rozsądkiem, oczywiście. A jak już zostało ustalone, relacja pomiędzy Maxem a jego rozsądkiem była ostatnimi czasy burzliwa, zakrawająca wręcz o separację.
Dzięki, ale jestem wege — mruknął przepraszająco, oddając Ianowi z powrotem pudełeczko z burgerem w środku (zwyczajnie podając, nie było potrzeby rzucać, hehe, mięsem gdy stali dosłownie obok siebie). — Ale frytki i szejka chętnie przygarnę~ — rzucił śpiewnie, siadając przy stoliku. Zorientował się w swojej głupocie dopiero wtedy gdy poczuł szczypiąco-pulsujący ból, o którym na chwilę zdołał zapomnieć.
Nie śmiej się — fuknął w stronę Iana, który prawie zakrztusił się swoim jedzeniem ze śmiechu. — To twoja wina!
No bo zaiste tak było, bez żadnych wątpliwości. Chociaż sam też nie oponował, gdy Ian wchodził w niego bez nawilżenia...ech, no może było w tym też ciut jego winy, okej.


effsie - 2018-09-05, 07:26

Czy on właśnie puścił do mnie oczko? Boże, przez ostatni miesiąc ten koleś był tak spięty, że w życiu bym nie pomyślał, a tutaj, no proszę, jak komuś poprawił się humor. Parsknąłem pod nosem na ten gest, totalnie ignorując treść (a szkoda, mógłbym mu przypomnieć że, gwoli ścisłości, to może być każdy jeden posiłek, darowanemu jedzeniu nie zagląda się w godzinę).
No, no, jaki dobry humor — skomentowałem za to, unosząc jedną brew. — Mogłeś mi powiedzieć wcześniej, że trzeba cię wyruchać, żebyś się nie boczył, zatroszczyłbym się o to już kilka tygodni temu. Wiesz, dla dobra relacji międzysąsiedzkich — palnąłem, opierając się przedramionami o barierkę dzielącą nasze balkony i przechylając się trochę na jego stronę.
Mmm, serio ten jego balkon wyglądał dużo lepiej od mojego i był jakiś taki bardziej użytkowy. Tak długo, jak za sąsiadkę miałem panią Green (która spędzała na nim stanowczo za dużo czasu), raczej tylko wychodziłem na fajkę i nara, ale od kiedy tej staruszki zabrakło, przesiadywałem tu znacząco więcej czasu. Znaczy, „przesiadywałem” to spore nadużycie, bo jedyne miejsca, gdzie mogłem usiąść to barierka (z ryzykiem spierdolenia się w dół z wysokości dziesięciu metrów) albo ziemia, ale powoli nadchodziła zima, a ja nie mogłem sobie pozwolić na odmrożenie swoich klejnotów. A ten blondasek, patrzcie no, stoliczek, krzesełko, jeszcze patrzeć, aż zasadzi sobie obok jakieś chabazie.
A nie, chwila, chwasty to akurat moja domena. Dobra, wróć.
Wege, hm? — mruknąłem, przeżuwając swojego burgera, no tak, przecież to nawet nie była kwestia, jak się nad tym zastanowić to sam o tym dobrze wiedziałem. — I jeszcze cię nie wyrzucili? Jak się dowiedzą, że próbowałeś ostatnio australijskich parówek to możesz mieć przejebane.
Wyszczerzyłem się i wgryzłem w mięso, a potem, widząc ten wykrzywiający się w bólu ryj, roześmiałem się głośno, a bułka wpadła nie w tę dziurkę co trzeba. Zakaszlałem, a reakcja Maxa tylko dołożyła do pieca.
Tak, moja wina. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Prawda była taka, że rzadko kiedy miałem okazję oglądać takie sceny, nie dlatego, że zawsze był ze mnie taki troskliwy Ianek (bynajmniej, jeśli w moim domu był jakikolwiek nawilżacz to tylko dlatego, że ktoś go tam musiał zostawić), raczej nikt po prostu nie paradował potem przede mną ze swoim bolącym tyłkiem.
Jak ty dzisiaj dałeś radę w pracy, hm? — Posłałem mu wredny uśmieszek, gdy już się uspokoiłem i na chwilę przytrzymałem burgera poza moim otworem gębowym. Wizja Maxa, który całe dni spędzał przed komputerem przy tym swoim biurku, na twardym krześle, z bolącą dupą wydawała się mi mocno komiczna… i nawet odrobinę pociągająca, jeśli rzeczywiście przy każdym ruchu nie mógł się na niczym skupić. — Waliłeś sobie dzisiaj, myśląc o mnie? Przyznawaj się. Ja chciałem, nawet zacząłem w przerwie w pracy, ale potem pomyślałem sobie, że to straszna strata energii, skoro w domu czekasz ty. A tutaj, taki zawód, ech, a wydawało mi się, że zapewniałeś mnie, że dasz radę zaspokoić wszystkie moje potrzeby — zacmokałem z zawodem w głosie i pokręciłem głową. Tak naprawdę miałem w głowie tysiące innych myśli, co mógłbym z nim zrobić gdy jego tyłek zgłaszał nieprzygotowanie, włącznie z resztką tej rozgrzewającej maści, której słoiczek u mnie zostawił (ale to, akurat, mogło przydać się też w innych okolicznościach), ale nie potrafiłem się powstrzymać przed droczeniem się z nim. Ech, powinienem się już do tego przyzwyczaić, skoro nie minęło mi od miesiąca, znaczyło, że tak łatwo nie przejdzie.


Gazelle - 2018-09-05, 10:22

Oczywiście Ian nie musiał przepuścić okazji do tego, żeby mu dokuczyć i się z nim droczyć. Jak jakiś nastolatek. Ale, o dziwo, jakoś mniej chciał mu przyłożyć. Bardziej sprzedać jakiegoś kuksańca, czy coś. Mógłby się nawet przyzwyczaić do tych tekstów...kiedyś. Może dzięki temu nie dawałby się tak cholernie łatwo sprowokować.
No i trochę miał rację. Bo rzeczywiście fakt, że został porządnie wypieprzony totalnie poprawił mu humor.
Musiałeś użyć tego żartu — przewrócił oczami, słysząc kolejną wariację najbardziej oklepanego tekstu o wegetarianizmie. — Nikt cię o to nie prosił, ale musiałeś. Brawo, Ian, moje poszanowanie — ironizował. Huhuhu, mięso w gębie, no bo kutas to mięso, zabawne! To nie tak, że się jakoś na to mocno oburzał, ale, jeny, Iana było stać na więcej.
Posłal mężczyźnie groźne spojrzenie, gdy ten dalej cisnął bekę z jego dyskomfortu. Wredna, paskudna cholera. Na jego miejscu zapewne by się zapłakał, o.
Na jego miejscu? Hm.
Ooo tak, kochanie. Doszedłem z pięć razy, wyobrażając sobie twoją uroczą buzię z tym słodkimi minkami, jakie przybierała twoja twarz kiedy ci obciągałem — uśmiechnął się niewinnie. Cóż, może nawet umiał grać w grę Iana. Albo po prostu pod jego wpływem tak mu się wyostrzał język, niemniej chciałby go w końcu zbić z tropu. A coś czuł, że Ian był tym typem samca, który miał świra na punkcie swojej męskości. — I kto powiedział, że nie jestem w stanie? Może i mój tył jest chwilowo niedysponowany, ale, hej, u ciebie zdaje się jest z tym wszystko w porządku. Próbowałeś kiedyś masażu prostaty? — zatrzepotał rzęsami, starając się w ten sposób zniwelować ten nieco sadystyczny wyraz swojej twarzy. Ciekawe, czy Ian kiedykolwiek był na dole? Szczerze w to wątpił, jak i pewnie Ian wątpił w to żeby Max kiedykolwiek był stroną aktywną podczas seksu. I słusznie, bo od swojego pierwszego razu Max już wiedział jaka pozycja mu pasuje. Nie miał okazji z tym eksperymentować, bo i po co? W przypadku Iana móglby jednak zrobić wyjątek. Poniekąd z ciekawości, poniekąd z chęci utarcia mu nosa, a poniekąd z powodu...hm, no nie ukrywał że ta perspektywa była pociagająca.
Zaciągnął się papierosem ostatni raz i zgniótł peta w popielniczce.
Mam u siebie lubrykant, także spokojnie, kochanie, zadbam o to żeby cię tak nie bolało. Chociaż, przyznam, kusi mnie żeby pokazać ci jak to jest mieć rozwalony tyłek — ciągnął dalej, zupełnie nie w swoim stylu. Swoją drogą, zimno mu się robiło, bo nawet nie pomyślał żeby przywdziać na siebie coś cieplejszego.


effsie - 2018-09-05, 11:01

Już ustaliliśmy, miałem piętnaście lat, na zdarza się, blondas powinien się cieszyć, że nie mniej, bo wtedy to, co robiliśmy zakrawałoby już o pedofilię, a tymczasem – droga wolna.
I to moje bycie nastolatkiem tyczyło się najwyraźniej wszystkiego, mm, od bycia irytującym natrętem, przez dokuczanie i szalenie wysublimowane poczucie humoru, no ale hej, mi to specjalnie nie przeszkadzało, a ten blondas może i krzywił nos, ale i tak wiedziałem, że go to kręci.
Ech, a co to? Zaniżona samoocena? Potrzebujesz żeby ktoś ci potwierdził, że umiesz ciągnąć pałę? — spytałem, mrużąc oczy i specjalnie przygryzając wargę. — Do rasowej kurwy jeszcze trochę ci brakuje, ale już wcześniej wiedziałem, że jest z ciebie tylko zawszony kundel, więc tak, jak na taką burą sukę robisz to całkiem nieźle. Na tyle dobrze, że z niecierpliwością czekam, aż znowu pobawisz się w mięsożercę — palnąłem, szczerząc się jak debil. Mogłem przekomarzać się w ten sposób bez końca, absolutnie, miałem nierówno w głowie. Zaciągnąłem się papierosem, wciąż nachylając się nad Maxem i jego stolikiem i strzepałem popiół do popielniczki. No prawda, sprawdza się lepiej, niż opróżnione butelki po piwie.
Ale nie wiedziałem, że od kilku łyków mojej spermy udzieli ci się też poczucie humoru. Może powinienem założyć jakiś biznes, sprzedawać ją w słoiczkach ludziom wychodzącym z pogrzebów czy oblanych egzaminów — rzuciłem, nieporuszony w ogóle tą gadką. Ten blondas doskonale wiedział, że o moim tyłku może sobie co najwyżej pomarzyć, to jest zaklęta twierdza i te sprawy. — Co ty na to? Wchodzisz w to? Zostaniesz testerem moich drinków? — Chapsnąłem łapą dwie jego frytki i przyuważyłem gęsią skórkę na jego ramionach. — A cóż to? Już podnieciłeś się na samą myśl, czy moja królewna troszkę zmarzła? — Wyciągnąłem łapę i potarłem kciukiem jego ramię. — Leć po płaszczyk, jak mamy dokończyć naszą randkę.


Gazelle - 2018-09-05, 11:35

Zaniżona samoocena? — powtórzył za Ianem, marszcząc brwi. — Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? — spytał, a jego wzrok bezwiednie spoczął na wargach mężczyzny. Strasznie seksownie wyglądał kiedy je przygryzał. Och, jak on kochał mieć te usta na sobie... Ale to pytanie było istotne, bo Max doskonale wiedział, że odwalił dobrą robotę, niezależnie od tego co tam sobie Ian teraz mówił. Miał okazję przekonać się o tym organoleptycznie, i tyle mu wystarczyło w formie zapewnienia.
Zamiast zdenerwować się na następne słowa Iana, po prostu uniósł kącik ust w górę. To był jawny znak, że w końcu nabierał na niego odporności, co było świetną wiadomością. Zwłaszcza zważywszy na jego nowoodkryte problemy z agresją.
Ach, czyli rozumiem że masz jakieś doświadczenie z kurwami, tak? No, no, Ian, czyżby twoje techniki podrywu nie były takie skuteczne? Biedactwo, jak dobrze że pojawiłem się ponownie w twoim życiu — odbił piłeczkę, obserwując reakcję mężczyzny. Nie, żeby się spodziewał że ten się w końcu speszy, do tego jeszcze dłuuuga droga. — O tak, twoja sperma zaiste jest magiczna i byłaby w stanie zrobić rewolucję na rynku — ironizował. — Jak chcesz, to mogę ogarnąć kampanię reklamową — zaoferował uczynnie. — I, wiesz, pomóc w produkcji. Skoro tak bardzo lubisz sobie walić myśląc o mnie. Widok na żywo powinien być bardziej efektowny, a kto wie, jak ładnie poprosisz to może nawet ci użyczę pomocnej dłoni — kiedy on się właściwie stał aż taki wyuzdany? Nie, żeby wcześniej był jakąś pruderyjną cnotką, ale na pewno nie był aż tak dziki.
Po prostu chodź do mnie — rzucił, biorąc swoje jedzenie i znikając w środku swojego mieszkania. Zostawił otwarte drzwi balkonowe, no bo przecież po co wchodzić do środka jak normalny człowiek, lepiej było wskoczyć do niego jak małpa przez balkon.


effsie - 2018-09-05, 12:15

No i beng, taki, niepłoszący się na moje co drugie słowo był znacznie lepszy, bo może i bawiło mnie jego denerwowanie, ale przepraszanie to już niezbyt moja broszka, więc zapowiadał się lepiej na przyszłość.
Yhm, nieźle mnie pojebało, skoro już nam planowałem przyszłość, ale nie będę się oszukiwał, ten drań był tak słodki, że chciałem więcej i więcej, ech. A skoro już zrozumiał, jakie są zasady, mogliśmy się bawić.
Znikąd, dbam tylko o ego mojego sąsiada. — Puściłem mu oczko i zgasiłem fajkę. — Szkoda by było, gdyby taki talent przeszedł niezauważony.
Co tu dużo mówić, jak na prawdziwego pedała przystało, potrafił to robić, pewnie lepiej niż ja sam, ale nie zapowiadało się na to, byśmy mieli urządzać jakiś konkurs, bo i skąd taki sędzia?
Pewnie Marcus Zapałki by się nie obraził, ale z tamtym typem to ja nie zamierzałem tego nawet próbować.
Mmm, Maxie. Kto by pomyślał, że z nowym sąsiadem dostanę w gratisie taką zabaweczkę — zmrużyłem oczy, uśmiechając się półgębkiem, bo nie było co czarować, takie perspektywy były bardzo kuszące, a jego słodkie usteczka, choć absolutnie nieprzystosowane do wygłaszania takich świństw, domagały się bym się nimi nieco zajął. Zanim dobrze o tym pomyślałem, już sięgałem ręką tego ryja, po chwili ust, czując smak papierosów i niezdrowego żarcia. Jakoś mogłem z tym żyć.
Uszczypnąłem lekko jego wargę, a potem rzeczywiście przeskoczyłem przez barierkę, zabierając oba pudełka z kanapkami i władowując się mu do salonu.
Fajna poduszeczka. Miękka? — spytałem od razu, gdy ją tylko zobaczyłem, szczerząc się jak debil i rozejrzałem się wokół, szukając sobie miejsca żeby usiąść i zjeść tę pożal-się-boże kolację. — To co, teraz mi opowiesz o tym, jak minął ci dzień? — dodałem jeszcze wrednie, śledząc go wzrokiem.


Gazelle - 2018-09-05, 12:53

A dzięki że pytasz, bardzo miękka — fuknął, spłonąwszy lekką czerwienią. No tak, oczywiście zanim zaprosił do siebie Iana nie pomyślał o schowaniu tego dowodu jego wyraźnego dyskomfortu w okolicach tyłka. No, ale w końcu mężczyzna już przecież wiedział, że go tam boli. A niech sobie nakarmi tę swoją męską dumę, smacznego.
Zajął miejsce przy biurku, robiąc użytek z poduszki, skoro już tam była i zanurkował we frytkach.
Zobaczysz, jeszcze kiedyś też cię tak urządzę — zagroził. Nie to, żeby kiedykolwiek zamierzał wymuszać na Ianie jakąkolwiek czynność seksualną, ale miał nadzieję że uda mu się kiedyś go do tego przekonać. Ot, żeby zaspokoić obupólną ciekawość. Bo nie wierzył że jego sąsiad nie zastanawiał się nigdy jak to jest być stymulowanym w taki sposób.
Ach, no zwyczajnie. Skrobałem sobie artykuliki przy tym oto biurku — powiedział nonszalancko, wzruszając ramionami. — Nic tak ekscytującego, jak twoja praca.
Zastanawiał się, czy byli w stanie w ogóle rozmawiać bez śladu droczenia się i kąśliwości. W sumie mu to pasowało, dodawało to czegoś zupełnie nowego w jego życiu, ale jednak chciałby zobaczyć poważniejszą stronę Iana.
Zajadał się frytkami, popijając je szejkiem i obserwował mężczyznę, który ulokował się finalnie na kanapie. Na tej samej kanapie, na której wczoraj...ugh, ziemia do Maxa. Właściwie to sam nie wiedział, jak obecnie sprawy się między nimi miały. Przespali się ze sobą i zapowiadało się na to, że nie był to jedyny raz. Ale w sumie czy to oznaczało, że Ian akceptował jego układ? Chciał go mieć na wyłączność, chociażby w taki sposób. Nawet sobie nie wyobrażał tego, żeby mężczyzna sypiał jeszcze z kimś innym na boku. Chyba by go zamordował.


effsie - 2018-09-05, 14:10

Uniosłem kpiąco brew, słysząc te marną groźbę, ale nie skomentowałem tego ani słowem, bo jeszcze by się zaczął nakręcać, a ja nie chciałem niszczyć jego marzeń. Właściwie nie wiedziałem, czy on nawet mówił poważnie, czy tylko się ze mną droczył, bo szczerze wątpiłem, by ta piękność, która wczoraj błagała mnie, bym ją w końcu nadział, kiedykolwiek była po drugiej stronie. Ale nieważne jaka była odpowiedź, to nic nie zmieniało, a sama perspektywa Maxa, zmieniającego moje zdanie, wydawała się mi cokolwiek śmieszna.
A jednak, wciąż gdzieś tam kryły się te resztki wstydu, stwierdziłem, widząc jak się odrobinę spłoszył. To dobrze, w końcu kimże ja byłem, by zmieniać jego słodką osobowość, ale zagryzłem wargę, starając się nie wybuchnąć śmiechem, bo patrzcie państwo, niby taki wyszczekany, ale jak przychodzi co do czego…
Dobra, tak naprawdę jarało mnie to, że urządziłem go tak, że dziś przez cały dzień pewnie o tym pamiętał, przy każdym kolejnym kroku czy przesuwając się w miejscu.
Rozsiadłem się wygodniej na kanapie, ściągając przez głowę bluzę i wgryzłem się w kanapkę.
Co ty tam wiesz o mojej pracy — wzruszyłem ramionami, bo, w istocie, wiedział niewiele, do czego sam się przyznał podczas naszego romantycznego spaceru ulicami NY. Jak ostatnio przylazł zobaczyć projekt pleców tej jednej laski, ledwo co zerknął na to okiem, zasadził jakiś niewybredny komentarz i rzucił się do obmacywania moich pleców, to była cała ta jego wiedza, że rysowałem jakieś dziarki. I może i dobrze, ale cały ten temat mojej pracy przypomniał mi o sytuacji, która mnie dziś mocno rozbawiła. — Ej, właśnie, w ogóle, wiesz co — zacząłem jak debil, bo, no nie, nie wiedział, dlatego miałem mu to opowiedzieć. Wywróciłem sam na siebie oczami i przytrzymałem kanapkę przed sobą, żeby nie gadać z mordą pełną żarcia. — Przyszła do mnie do studia dziś jakaś laska, która widziała moje prace i chciała dziarkę, znaczy, pisała do mnie już wcześniej przez stronę, to jej kazałem przyjść, dobra, nieważne. — Machnąłem ręką, bo serio to było nieważne. — W każdym razie, wpadła, no i jak tylko ją zobaczyłem, to wiedziałem, że skądś ją kojarzę, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd, a ta do mnie, że ooo, cześć, nie wiedziała, że to ja, i że siema Ian, fajnie cię znowu spotkać, że to była bardzo fajna rozmowa. No i ja takie oczy, bo totalnie nie pamiętam typiary i tej rozmowy, i zanim w ogóle coś zdążyłem jej powiedzieć, to ona do mnie, że ma nadzieję, że u nas się wszystko układa. Ja taka morda — tutaj mu zaprezentowałem jaka, o, mocno wykrzywiona — i pytam, u jakich nas, a ta do mnie, że no u mnie i u mojego chłopaka. No i dopiero wtedy do mnie dotarło, że to musiała być jakaś laska z tego parku, co wtedy się po nim bujaliśmy. — Pokręciłem z zażenowaniem głową, naprawdę, miałem godną pożałowania pamięć do twarzy. — No i poza tym, że mnie zaskoczyła, to nie pamiętałem, jaki kit jej wciskaliśmy, a ona zaczęła nawiązywać do tej rozmowy i musiałem się nieźle gimnastykować, żeby w ogóle coś jej odpowiedzieć. No ale okazało się, że to była ta od tego gadania o tożsamości w związku, wiesz, to co z nią i jej koleżanką gadaliśmy, o przejmowaniu zachowań po partnerach i tak dalej. W każdym razie, słuchaj, bo to jest istotne, okazało się, że ona jest psychologiem i strasznie się nakręciła na tę gadkę, zaczęła już tak trochę męczyć temat, mi stygł obiad, a ta wciąż, że to takie ważne gadać o tych sprawach i że ona by w ogóle chciała o tym się jakoś szerzej wypowiedzieć. Więc żeby nie wpierdalać zimnej pizzy powiedziałem jej na odczepnego, że no, tak, że ty jesteś dziennikarzem i u ciebie w pracy często bierzecie takie tematy, więc jak chce to może żebyś przeprowadził z nią wywiad. Ona się podjarała i powiedziała, że super, że bardzo by chciała, no to jej powiedziałem, że dam jej znać, jak przyjdzie obczaić wzór. W sensie, nie wiem, czy to jest w ogóle u was, ty możesz powiedzieć, że masz taki i taki temat i chcesz go napisać? Chcesz w ogóle? Jak nie to powiem jej, że nie masz czasu i nara — zakończyłem, a potem zmarszczyłem brwi i przypomniałem sobie coś jeszcze. — Jak w ogóle ten artykuł, co wtedy pisałeś?


Gazelle - 2018-09-05, 18:52

A skąd mam niby wiedzieć więcej? — mruknął. — Przecież moja praca jest zupełnie inna, nigdy nie zajmowałem się nawet czymkolwiek zbliżonym do tatuażu — zauważył. Kiedy ostatnio miał okazję zobaczyć projekty Iana, był pod ogromnym wrażeniem. Nie poświęcił im tyle czasu, ile by chciał, bo Ian skutecznie go rozpraszał, a potem wpadł na ten durny pomysł ze smarowaniem jego obolałych pleców.
Ech, może ten pomysł w sumie nie był taki durny. Z pewnymi komplikacjami, fakt, ale ostatecznie doprowadził ich do tego, co obecnie było między nimi. Tego czegoś, bo Max wciąż nie wiedział, jak to nazwać. Niedopowiedzenia były dla niego niesamowicie irytujące, wolał mieć wszystko czarno na białym, a kiedy znajdował się na skali szarości to zaczynał świrować. Ale nawet jeżeli by próbował jakoś to wszystko zaetykietkować, to i tak by nie potrafił. Wiedział tylko tyle, do czego dotarł już wcześniej. Chciał mieć go dla siebie. Niezależnie w jaki sposób.
Słuchał paplaniny Iana, wydając z siebie co jakiś czas krótkie odgłosy pokroju „yhm”, czy „ach”, żeby okazać zainteresowanie. Kurczę, miał nadzieję że nigdy nie będzie mieć już do czynienia z żadnym innym uczestnikiem tej całej ianowej szopki z parku. Zachciało mu się wymyślać jakichś bzdur i teraz musiał się z tym męczyć. Nie byłoby mu go wcale żal, gdyby nie fakt że sam był w to wciągnięty.
Zmarszczył nos, gdy Ian wspomniał o tym całym pomyśle z wywiadem. To nawet nie byłoby złe, miałby niezły materiał na artykuł...bo to nie było oczywiście tak, że zawsze otrzymywał gotowe tematy. Zazwyczaj i to było na jego głowie, a gdy mu kazano coś konkretnego napisać to tylko dlatego że takie były oczekiwania czytelników, albo po prostu co jakiś czas trzeba było napisać bzdurę na dany temat. Ewentualnie te wszystkie sezonowe bzdury pojawiające się co roku. W każdym razie, stąd pochodziły te wszystkie tematy okołozwiązkowe, z którymi czasami Max się męczył, bo sam z siebie średnio chciał o takich tematach pisać.
Wywiad? No nie wiem... — mruknął po chwili zastanowienia. No, może i przed Ianem się otworzył, był przed nim znacznie bardziej swobodny i rozmowny, ale to nie oznaczało że nagle nabrał niesamowitych umiejętności społecznych. Przed obcymi ludźmi nadal był tym samym kłębkiem niezręczności. — Pewnie że mógł bym coś takiego napisać, ale, no, nie umiem kłamać, a ty jej już naopowiadałeś te wszystkie bajeczki o nas — wydął wargi. Zdecydowanie pogubiłby się w tej całej historii i by wyszedł na debila.
A tamten artykuł wyszedł dobrze, nawet szef pochwalił. Dzięki za pomoc, nawet jeżeli twój pomysł był trochę, em, dziki — no bo dziki był, ale dobry. I wcale nie jakiś bardzo nietypowy dla praktyki dziennikarskiej, bo można było naprawdę wiele rzeczy zrobić w celu napisania dobrego artykułu z jak najlepszymi informacjami w nim zawartymi.
Jego telefon wydał z siebie dźwięk powiadomienia. Akurat leżał tuż przy nim, na biurku i mógł sprawdzić skąd to powiadomienie. Wyglądało na to, że dostał wiadomość na tinderze od jakiegoś przypadkowego faceta z którym go najwyraźniej sparowało. No zapomniał usunąć tej aplikacji, a nie sądził żeby przynajmniej na tę chwilę była mu potrzebna.


effsie - 2018-09-05, 19:15

Generalnie wyznawałem w życiu prostą zasadę, że kiedy chciałem się czegoś dowiedzieć to, niespodzianka, pytałem – tak proste i trudne zarazem, że aż się wciąż nie mogę nadziwić. I już nawet otworzyłem usta żeby w odpowiednio ironicznym tonie powiedzieć to Maxowi, ale ostatecznie zagryzłem je na kanapce w moich rękach. Znowu, ech, Monaghan, włącza ci się uświadamianie na siłę, nie wszystkim musisz o tym pierdolić w kółko.
Więc wzruszyłem tylko ramionami, kończąc burgera i zabierając się za kolejnego, w sumie dobrze, że ten blondas nie je mięsa, bo jeszcze się nie najadłem.
No jak nie chcesz to spoko — stwierdziłem, bo to nie ja jestem dziennikarzem, może ten temat rzeczywiście nie był dla niego ciekawy i niezbyt chciał się w to wkręcać. — Mhm, i pewnie naopowiadam więcej, bo ktoś będzie musiał z nią gadać, jak będzie leżała mi na stole — przytaknąłem, już w duchu niesamowicie ciesząc się na tę myśl. Nie to, że nie lubiłem gadać z ludźmi, wręcz przeciwnie, ale ona załapała jakiś dziwny vibe tego, że skoro już raz porozmawialiśmy o czymś innym niż pogoda to teraz możemy ciągnąć w nieskończoność tę naszą dogłębną rozmowę. — Dobry, pochwalił, dzięki — mruknąłem, wywracając oczami. — Daj mi go przeczytać, a nie — zażądałem, wyciągając rękę po gazetę, a potem zorientowałem się, że to przecież portal internetowy, więc żadnej makulatury tu nie dostanę. Widząc minę Maxa, przewróciłem oczami. — No co? Kontrola jakości, muszę wiedzieć, czy niczego nie nazmyślałeś.
Bo o to chodziło w dziennikarstwie, nie? Prawda, prosto z mostu, jeb w mordę, ja to się znałem.
A tak serio, byłem w sumie ciekawy, co tam przemycił i generalnie nigdy nie czytałem nic, co napisał, więc w sumie czemu nie sprawdzić na tym?
Przeżułem kolejny kęs burgera, słysząc dźwięk telefonu (nie mój) i widząc minę Maxa, który po niego sięgnął.
Hmm, piątek wieczór, koledzy wyciągają cię na miasto? Pozdrów Za… Marcusa — nie mogłem się powstrzymać, by tego nie palnąć, uśmiechając się głupio do tego blondaska.


Gazelle - 2018-09-05, 19:42

To nie tak, że nie chcę, ale nie chcęęęęę — jęknął przeciągle. — Jakby się dało bez gadania twarzą w twarz to pewnie, ale tak to spalę całą ściemę, no — bo naprawdę uważał temat za ciekawy i szkoda byłoby tego nie rozwinąć, a rozmowa z psychologiem na pewno będzie bardzo przydatna, bo doda artykułowi rzetelności.
Westchnął głęboko. Był dziennikarzem, do jasnej cholery, publikował teksty które były czytane przez jakichś ludzi (wbrew temu co usiłował mu wmówić Ian, naprawdę byli tacy, którzy wchodzili na ten portal), ale z jakiegoś powodu czuł się...troszkę onieśmielony tym, że Ian mógłby przeczytać jego pisaninę. Nie chodziło nawet o samą jej jakość, a o to, jak bardzo w nim odpłynął w swoich przemyśleniach i wyszedł mu w pewnym momencie taki pseudofilozoficzny esej. Był nawet z tego dumny, ale niekoniecznie chciał żeby Ian poznawał go od tej strony, bo wiedział że dzięki temu da mu kolejny materiał do nabijania się.
No ale się facet upominał, to w końcu otworzył laptopa, którego wcześniej przymknął, znalazł w odpowiednio posegregowanym folderze artykuł, otworzył go i przesunął sprzęt w stronę Iana, zanim sięgnął po telefon, żeby zobaczyć kto i co mu napisał.
Fuj, co za obleśny tekst. Okej, nie miał nic przeciwko bezpośredniej gadce, ale były pewne granice, po których zaczynało się zwykłe spermiarstwo. Dobrze, że chociaż w tej aplikacji nie można było wysyłać zdjęć, bo pewnie dostałby na dzień dobry zdjęcie kutasa tego typa. Zupełnie nie rozumiał takich gości.
W dodatku ta ortografia...Jezu, oczy go aż fizycznie zabolały.
Nie do końca — mruknął do Iana i od razu skasował parę, coby mu się tamten człowiek nie naprzykrzał. I chciał już od razu wyinstalować aplikację w pizdu, ale poderwał się w górę, zorientowawszy się kogo właśnie wspomniał Ian. — Nie wymawiaj nawet tego imienia — powiedział niższym głosem, a wyraz jego twarzy momentalnie spoważniał. Czy to była zazdrość? Nie całkiem, bardziej zaborczość.


effsie - 2018-09-05, 20:13

Spojrzałem na niego z wyraźnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy, nawet nie starałem się tego ukryć.
Biedactwo — oceniłem, nie dowierzając w to, co słyszę. Ta mała pokraka wczoraj dała mi w twarz, a potem robiła ze mną takie świństwa, wcale nie szczędząc przy tym swoich ust czy nie cedząc słów, a teraz co? Wielki Pan Nieśmiały? — Chuj mnie boli czy spalisz ściemę czy nie, to nie tak, że przyjaźnię się z tą laską. Jak chcesz to daj znać, jak nie to nie. Tylko nie rób z siebie takiej pokraki, bo obaj wiemy, że poczucia wstydu nie masz za grosz.
Błagam, siedziała przede mną kurewka w skórze anioła i, przyznaję, na to przebranie łatwo było się nabrać, ale nie, nie, nie ze mną już takie numery.
Odłożyłem jedzenie na bok i otrzepałem ręce, trochę wytarłem o spodnie, a potem przyciągnąłem do siebie komputer i nachyliłem się nad ekranem, zaczynając lekturę. Zdążyłem przeczytać tylko lead, kiedy ten jego telefon odwrócił moją uwagę.
Ech, co się odwlecze to nie uciecze, przeczytam to później.
Hm? — mruknąłem, podnosząc na niego wzrok i parsknąłem śmiechem. — Daj spokój, przecież to twój kolega — rzuciłem, nie przejmując się ani jego miną, ani tym tonem, za to wyciągnąłem szyję i dojrzałem aplikację w jego telefonie.
Tinder.
Aż zaświeciły się mi oczy.
Ach, więc dostał wiadomość na Tinderze, zrozumiałem w jednej chwili i uśmiechnąłem się szeroko, automatycznie podnosząc się z kanapy i podchodząc do niego. W pół sekundy byłem obok.
O, dostałeś wiadomość na Tinderze — zagadałem jakby nigdy nic. — Pokaż mi tego typa, chcę zobaczyć jacy kolesie ci się podobają. — Jeb, chapsnąłem telefon z jego ręki i odszedłem od razu dwa kroki, wykorzystując fakt tego, że nie doskoczy do mnie tak szybko z bolącym tyłkiem. — Mmm… nic nowego nie ma… skasowałeś? — Podniosłem na chwilę wzrok, ale już stał obok, więc zrobiłem jeszcze jedne krok do tyłu i wyciągnąłem rękę w bok. — Czekaj, to jest ten typ z soboty? Pierre? Pieprzyłeś się z kolesiem o imieniu Pierre? — nabijałem się, nie wiedzieć czemu. — To jego zdjęcie? Mogę tu jakoś sprawdzić historię rozmowy? — pytałem, wciąż wyginając rękę tak, by nie mógł sięgnąć telefonu.


Gazelle - 2018-09-05, 21:12

No, ale jego to obchodziło jak najbardziej. Nawet jeżeli ta osoba była mu całkowicie obca, to i tak Max nie chciał się ośmieszyć. To chyba naturalne, nie? I to, że przy Ianie był calkowicie pozbawiony wstydu to już inna para kaloszy. Mężczyzna nie musiał wiedzieć że zachowuje się wyjątkowo tylko w stosunku do niego. Nie, dopóki nie będzie mieć pewności że sam jest specjalną osobą dla Iana. Ni cholery nie chciał wyjść na gościa z jednostronnym zauroczeniem, mimo iż to nie do końca było nawet zauroczenie.
No i co z tego? Po prostu o nim już więcej nie mów — powiedział rozkazującym wręcz tonem, bo nie życzył sobie tego, żeby Ian kiedykolwiek wspominał jakąkolwiek swoją poprzednią przygodę łóżkową przy nim. A już zwłaszcza taką, której Max mógł przypisać określoną twarz. Dosyć przystojną twarz, dodajmy do tego. Nie czuł się wcale gorszy od Marcusa, ale...wystarczył malutki cień niepewności.
Już z dwojga złego chyba wolał, żeby Ian skupił się na tym cholernym artykule, a nie interesował się jego telefonem. Co go to w ogóle interesowało? Przecież to nie tak, że się z kimś umówił, właśnie zamierzał wykasować tę cholerną aplikację. Chociaż sugerując się miną Iana, wcale nie chodziło tutaj o zazdrość, a po prostu o zwykłe nabijanie się z Maxa. A szkoda. Chciałby kiedyś zobaczyć zazdrosnego Iana.
Z bólem, bo z bólem (ale na szczęście już znacznie lżejszym niż kilka godzin temu) gwałtownie wstał i podszedł do Iana żeby odebrać swoją własność. Menda skończona jednak wcale nie zamierzała skapitulować, ku złości Maxa.
Zostaw to, ty cholero! — fuknął, sięgając po telefon, ale Ian coraz bardziej wyciągał rękę w bok, drugą utrzymując go w miejscu żeby nie mógł się za bardzo wyrywać. — Tak, skasowałem. I nie waż się czytać moich wiadomości! — warknął, chwilowo ignorując uwagę o imieniu swego sobotniego kochanka. Ważne, że wiedział z kim pieprzył się w poniedziałek, i to imię mógł krzyczeć każdej nocy.
W akcie desperacji, bo Ian coraz bardziej mu w tym telefonie grzebał, rzucając kolejne niewybredne komentarze, ugryzł go mocno w ramię i wykorzystując moment nieuwagi wyswobodził się z uścisku i wyrwał telefon, trzymając go mocno i patrząc się na Iana triumfalnie.


effsie - 2018-09-05, 21:41

Obrzuciłem go uważnym spojrzeniem, niebardzo rozumiejąc, o co chodziło i skąd brało się to jego zachowanie. Po prostu o nim już więcej nie mów, tak jakbym to ja kiedykolwiek zaczynał jego temat. Było mi to mocno obojętne, cała ta sytuacja jak i Marcus Zapałki, ale to ten gnojek przede mną ciągle do tego wracał, ciągle się nakręcał i przez chwilę nawet starałem się zrozumieć jego tok rozumowania, niestety, kompletnie bezsensownie. Przez chwilę rozważałem opcję jakiejś wydumanej zazdrości, wyssanej z palca, ale to było abstrakcyjnie głupie i tylko zmarszczyłem czoło.
W każdym razie, zapamiętałem ten moment, na pewno, tym razem niczego nie komentując, bo zdecydowanie nie chciałem znowu poruszać z nim tematu jakiegokolwiek układu, który sobie ubzdurał, więcej było z tego problemu, niż pożytku, a to wszystko do tego prowadziło.
Ugryzł mnie mocno i rzeczywiście, syknąłem zaskoczony i dałem się podejść, automatycznie łapiąc się za biceps i pocierając go lekko.
Co za zasrana pirania.
Mam za swoje, było nie ściągać tarczo-bluzy.
Wyprostowałem się i uniosłem wysoko jedną brew, widząc ten głupi uśmiech.
No pokaż mi — powiedziałem, wyciągając przed siebie otwartą dłoń i postąpiłem o krok do przodu. — Pokaż, chcę zobaczyć, o czym sobie rozmawialiście, ty i Pierre. Jakie tematy was połączyły. Może się czegoś nauczę. — Uśmiechnąłem się głupio i przechyliłem nieco głowę. — Kto napisał pierwszy, ty czy on? Zaprosiłeś go od razu tutaj, czy wcześniej jeszcze musieliście odbębnić kolacyjkę? Gdzie się z nim pieprzyłeś, hm? Na tej samej kanapie, na której obciągałem ci dwa dni później? No dawaj, Maxie, pokaż mi jego fotki i opowiedz — mówiłem, podchodząc jeszcze dwa kroki bliżej i uśmiechając się sztucznie.


Gazelle - 2018-09-05, 21:54

Trzymał nadal ten telefon tak mocno, jakby od tego zależało jego życie co najmniej. No, ale była to część jego prywatności do której Ian nie mógł sobie rościć praw. Nie miał do tego żadnych podstaw. Nigdy nie uważał za okej grzebanie w czyimś telefonie, chyba że w bardzo, bardzo poważnych okolicznościach.
Poza tym, ciutek, ciutek się wstydził tego, co wypisywał. Kiedy pisał, to zdecydowanie lepiej radził sobie ze słowami niż mówiąc (w końcu na tym polegała jego praca, duuuh), niemniej jednak i tak nie uważał się za mistrza flirtu. No i z niektórymi typami nie dało się totalnie o niczym sensownym porozmawiać, więc cała konwersacja wyglądała słabo. Pierre był o tyle wyjątkiem, że mimo iż był bezpośredni, to jednak w dżentelmeński sposób, bez durnych tekstów, bez narzucania się, ale też bez jakiejś sztywności. No i był przystojny, okazał się niezły w łóżku, więc Max absolutnie nie żałował tej nocy, nawet jeżeli podczas uniesień mógł myśleć tylko o Ianie.
Już się później nie kontaktował z Pierrem, bo i po co? Jasno zaznaczyli, że to przygoda jednorazowa, właściwie to Max się bardziej co do tego upierał.
W pewnym sensie na pewno wykorzystał tego faceta, ale nie sądził żeby ten miał o tym jakiekolwiek pojęcie.
Cóż, mogę ci tylko powiedzieć że francuski akcent brzmi zdecydowanie lepiej od tego australijskiego bełkotu — wyszczerzył się wrednie, unosząc głowę w górę i chowając telefon za plecami. Tak naprawdę Pierre wcale nie miał aż takiego akcentu, ale oj tam, oj tam. No i Ian też już po tylu latach w Stanach zaczął mówić bardziej po ludz...po amerykańsku, to jest. Na studiach też w sumie nie miał jakiegoś większego problemu z jego zrozumieniem, chyba że Ian akurat się schlał i uruchamiał mu się patriotyzm.


effsie - 2018-09-05, 22:14

Zajebię tego gnoja.
Co za głupi uśmiech, kurwa, blondas od siedmiu boleści, kurwa, jebana mała lafirynda, która daje dupy komu popadnie, wrr.
Zagotowało się we mnie i miałem ochotę zetrzeć z jego idiotycznego ryja ten wkurwiający uśmieszek, ja pierdolę, co za szelma, zasrana dziennikarzyna od siedmiu boleści, grr. Sapnąłem, przystając w miejscu i autentycznie zabrakło mi języka w gębie, co za małe kurwiszcze, jebany pomiot szatana, gdyby nie to, że już wczoraj rozjebałem mu tyłek, właśnie robiłbym mu z dupy jesień średniowiecza.
I jeszcze ten uśmieszek! Och, jakże chciałem wybić mu te głupie zęby, zacisnąłem palce w pięść i zagryzłem sam wargę, powstrzymując się od tej reakcji.
Minąłem tę szuję niewartą złamanego centa i wyszedłem z jego mieszkania, trzaskając głośno drzwiami. Fajki, deska, spierdalam z tej nory, szarpnąłem za swoje drzwi i…
No nie.
No kurwa nie.
Ja pierdolę.
Zamknięte.
Ani. Kurwa. Słowa — wycedziłem, gdy mijałem go po raz drugi, kierunek ten sam, ale tym razem zwrot inny, tym razem żeby jebnąć balkonowymi drzwiami i przeskoczyć przez tę zjebaną barierkę.


Gazelle - 2018-09-05, 22:41

Ten tekst o akcencie rzucił tak o, w ramach ich zwyczajowych przekomarzanek i totalnie się nie spodziewał że Ian weźmie sobie to aż tak do serca. Serio? Serio?
Rzucali niejednokrotnie w siebie mięsem, byli wobec siebie niejednokrotnie agresywni, a ta cholera obrażała się o to, że Max śmiał powiedzieć coś nie tak o jego akcencie.
Absolutnie absurdalne.
Stał cały czas w osłupieniu, kiedy Ian z wyrazem o jakże wielkiego focha na twarzy opuścił bez słowa jego mieszkanie. Szkoda mu było tylko drzwi, którymi Jaśnie Pan Obrażony musiał oczywiście trzasnąć.
Gdyby wcześniej wiedział że Ian był aż tak przewrażliwiony na tym punkcie... Czyżby w ten sposób nieświadomie uraził jego australijską dumę? Przecież nie było to nic niespotykanego, że Amerykanie śmiali się z akcentu Australijczyków, a z obu grup i tak najbardziej wyśmiewali się Brytyjczycy. Ot, to było nawet ciekawe zjawisko, że ten sam język w krajach należących do tego samego kręgu kulturowego mógł przybierać tak różne oblicza.
Zmarszczył brwi, słysząc jak drzwi do jego mieszkania ponownie się otwierały. Czyżby ten dekiel tak szybko przestał się fochać?
Nic takiego, po prostu musiał użyć jego balkonu, bo najwyraźniej miał zamknięte drzwi do mieszkania, czy coś. I znowu trzask. Jeny, i pomyśleć że to Max myślał o sobie że potrafi był królową dramatu...
Dopiero po chwili wybuchnął głośnym śmiechem, chwytając się za brzuch. W końcu, w końcu starł ten wredny uśmieszek, w końcu dotarł do granic wytrzymałości Iana. To było tak cholernie satysfakcjonujące!
Ian, debilu — zastukał w ścianę, gdy już prawie udało mu się opanować śmiech. — Serio się o to aż tak fochasz? Nie chciałem urazić twojej australijskiej dumy — przeprosił, ale tak nie do końca. Właściwie to wcale nie były przeprosiny, nie czuł się w obowiązku przepraszać za taką pierdołę. Myślałby kto że Ian był taki wrażliwy.


effsie - 2018-09-05, 22:49

I jeszcze się śmieje! Kurwa, zasrany kurwiszon.
Wystawiłem w jego stronę środkowy palec, ale wtedy zorientowałem się, że nie, nie widzi przez ściany.
Spierdalaj — powiedziałem, wrzuciłem do kieszeni klucze, portfel, chwyciłem jakąś wczorajszą bluzę (nie będę się wracał do tego gnoja po tę, którą tam zostawiłem) i, łapiąc deskę pod pachę, wyszedłem z domu coś rozpierdolić.


Gazelle - 2018-09-05, 23:02

Opadł na kanapę, niedowierzając w to co się właśnie wydarzyło. Obrażony Ian był milion razy gorszy od Maxa, to oficjalne. No, może patrząc obiektywnie ktoś mógłby mieć wątpliwości, ale Max swoją prawdę miał i jej zamierzał się trzymać. Chryste, co za kompletny absurd.
Cóż, on się nie będzie dopraszał o przebaczenie po jednym, durnym tekście. Gdyby Ian go przepraszał po każdej takiej sytuacji wymierzonej w Maxa, to Max chyba ciągle dostawałby kwiaty z przyczepionymi do nich łzawymi liścikami wyrażającymi ogromny żal. Więc, no, Ian mógł się chrzanić.
Usłyszał trzaśnięcie drzwiami, tym razem nie jego, i westchnął. Może jak zaczepie powietrza to trochę ochłonie chociaż.
Nawet się idiota nie pozwoli mu nacieszyć sukcesem, ugh. Trochę dziwnie się czuł, kiedy to ich zwyczajowe role się odwróciły i to Ian był tym wielce urażonym i śmiertelnie sfochanym. Różnica jednak polegała na tym, że mimo wszystko chyba Max bardziej się tym przejmował i było mu właściwie trochę głupio z tą świadomością. Zazwyczaj w kontaktach społecznych starał się unikać spięć, ale z Ianem, cóż, wszystko wymykało się spod reguł.
Dobra, chrzanić jego humorki — mruknął pod nosem i zdecydował się powrócić do pracy. Po kilku godzinach ciszy od Iana...chyba dotarł do swojej granicy, i młócąc pod nosem kilka przekleństw na siebie samego, postanowił napisać do Iana wiadomość:
>>Żartowałem, australijski akcent jest najseksowniejszy na świecie i w ogóle. Wracaj na przeprosinowe obciąganie ;)
...i wysłał, krzywiąc się niemiłosiernie tym, jak brzmiała ta wiadomość. Kurwa, naprawdę napisał o przeprosinowym obciąganiu. Świat się kończył.


effsie - 2018-09-05, 23:28

Ja pierdolę, jaki ze mnie szczyl.
Kilka rundek wokół Brooklynu i godzin później siedziałem w studiu, do którego klucze na szczęście miałem przy kluczach do domu i ogarniałem właśnie butelki po piwach. Tony i Beta, moje dwa ziomki od deski, serca i najebki nieco zdziwili się tą propozycją, ale posłusznie wpadli popierdolić ze mną o niczym szczególnym, a teraz zbierałem pozostawione butelczyny, żeby nie musieć tego sprzątać rano, przed przyjściem klienta. Nie to, by była to jakaś straszna rzecz, ale i tak kiedyś trzeba było to zrobić, dlaczego nie teraz?
Wkurwił mnie ten zasrany blondas, sam nie wiem czym, bo przecież nie tym tekstem o akcencie, ech. Nie wiem, może mi tak po prostu odpierdoliło, a skoro nie znałem na to innego wytłumaczenia, to było najbardziej możliwe, gorzej że teraz czułem coś na wzór cienia zażenowania swoim zachowaniem.
Ja pierdolę, sam zabiłbym się śmiechem.
Nie żeby ten gnój zareagował podobnie.
Telefon zadźwięczał mi i zawibrował na dźwięk nowej wiadomości, więc wyciągnąłem go, spodziewając się, że to Beta znowu zapomniał swojego portfela, ale zobaczyłem na wyświetlaczu imię mojego ekswspółlokatora/sąsiada/kolegi od bzykanka. Kurwiszon nie miał już naprawdę ani grama dumy, skoro przepraszał mnie za moją przesadzoną reakcję.
»Przeprosinowe obciąganie, uśmieszek? Jeśli tak wygląda twój sexting to nie dziwię się, że tylko jakiś Francuz się na to nabrał. Koleś pewnie nie rozumiał, co do niego piszesz.
Idź spać, gnoju, zobaczymy się jutro.«

Odpisałem, wynosząc śmieci.


Gazelle - 2018-09-05, 23:50

Nie minęło pięć sekund zanim pożałował wysłanej wiadomości. No, bo, kurde, dlaczego miałby niby przepraszać Iana? Nic złego nie zrobił, to ten koleś nakręcał aferę z niczego. Zwariował przez niego, definitywnie i totalnie zwariował.
Albo po prostu chciał się z nim zobaczyć i naprawdę mu obciągnąć. Ciutkę tęsknił za jego ciałem i penisem. I zapachem, tym cholernym zapachem.
Strasznie dramatyzował, prawda? Tym razem Max, nie Ian. Chociaż Ian też, niezaprzeczalnie.
Wydął usta, patrząc na wiadomość zwrotną, którą otrzymał chwilę potem. Skoro w ogóle Ian mu odpisał to już był dobry znak. I nawet odpisał w swojej zwyczajowej formie, robiąc sobie jaja z Maxa. Ech, niech Ian się nigdy nie zmienia.
>>Ale przynajmniej zadziałało, więc cisza tam, Aussie. See ya tomorrow, mate!
Odpisał, uśmiechajac się sam do siebie. Chyba będzie musiał pogooglować trochę zwrotów z australijskiego slangu. Ot, tak, żeby dalej wkurzać Iana. Biedne, przewrażliwione, przerośnięte dziecko.
A może lepiej pójść we francuski? Trochę tam pamiętał, w końcu przechodził kilka semestrów kursu z tego języka na studiach.
Nadal nie ogarnął tego absurdu. A kiedy już wiedział, że między nimi było już w miarę w porządku, to mógł się z tego dalej śmiać. I w spokoju skończył swoją pracę. Wziął prysznic i poszedł spać, postanawiając się już bardziej nie narzucać Ianowi. Kiedy będzie chciał to się odezwie, Max i tak nie miał planów na ruszanie się z mieszkania (chociaż, w sumie, to naprawdę powinien zrobić te zakupy).


effsie - 2018-09-06, 00:12

Przekimałem się już w studiu, bo te kilka rundek wokół Brooklynu jednak mnie zmęczyły, nie miałem już siły odpychać się do domu, a nie znosiłem tego nowojorskiego metra. Zresztą, miałem tu dużo miejsca, specjalny stół dla moich klientów, pełen luks, taki wygodny, to co, mi też się trochę należy od życia. Poza tym, jak na dobrego tatuażystę przystało, powinienem go wypróbować.
Rano karnąłem się w tę i z powrotem, wziąć jakiś prysznic i, przede wszystkim, zabrać niedokończone szkice (miałem to zrobić wczoraj, ale jakoś wyleciało mi z głowy). Max pewnie był wtedy w domu, ale nie miałem czasu zaczynać z nim żadnej gadki, bo to zajęłoby zdecydowanie za dużo czasu, a tego, tak się akurat składa, nie miałem na zbyciu.
Wróciłem na chatę popołudniu i, ech, czułem się jak idiota, poważnie, przez tę wczorajszą, idiotyczną reakcję. Gdybym był jak ten blondas to zaszyłbym się w swoim mieszkaniu i nie wychodził, ale ponieważ nie byłem, trzeba było pokazać, jak mało mnie to obchodzi i jak generalnie wszystko jest na czilu, więc wylazłem na balkon, przeskoczyłem przez barierkę… i dupa, zamknięte.
No dobra, nie spodziewałem się, że go nie będzie.
Znaczy, trochę mnie, skubany, rozpieścił tym, że cały czas siedział na tej swojej chacie, że tak sobie mogłem wpadać i wypadać o której chciałem porze, całkowicie zapominając, że nawet on czasami mógł sobie gdzieś wyjść ze znajomymi (ale marne szanse, bardziej obstawiałem jednak redakcję). Korzystając z okazji, zapaliłem więc sobie fajkę na jego balkonie, a co, krzesełko, stoliczek, popielniczka, szkoda, że jeszcze nie wystawił żadnych cukierków.
A właśnie, jak kaktus? Odwróciłem głowę i westchnąłem pod nosem. Wciąż nieprzesadzony.
Biedny chwast, po co mu go dawałem?
W każdym razie, wróciłem do siebie, puściłem muzykę i usiadłem przed stołem, decydując się trochę popracować, bo i w tym miałem spore zaległości. Brak mojej tawerny, widać, nie wpływał dobrze na koncentrację, a ten gnojek za ścianą w niczym mi nie pomagał.


Gazelle - 2018-09-06, 00:50

Trochę ciężko było się do tego przyznać, ale tak, Max był rozczarowany, kiedy przez cały następny poranek nie słyszał ani śladu obecności Iana w swoim mieszkaniu. Ugh, gdzie ta menda się podziewa?, myślał, siedząc oczywiście cały czas w salonie. Przecież mu zapowiedział, że się z nim zobaczy, nie?
W pewnym momencie zaczął się trochę martwić, ale, kurde, Ian był dorosłym facetem który przecież umiał o siebie zadbać, ta troska była zupełnie niepotrzebna. Zresztą to nie tak że zniknął na jakiś tydzień. Mógł po prostu wpaść na chwilę do mieszkania gdy Max wstał, i wyjść zanim ten się obudził.
Nie miał zbyt wiele do roboty tego dnia, więc postanowił się zabrać chociaż za porządki. W sobotę, przed przybyciem swojego gościa, posprzątał dosyć dokładnie swoje mieszkanie, ale wiadomo, przez te kilka dni nazbierało się trochę kurzu, no i musiał w końcu zrobić pranie. Z nudów nawet umył okno w kuchni, które było najbardziej brudne w całym mieszkaniu i najbardziej obsrane przez ptaki.
Chciał także wyczyścić lodówkę, ale wtedy uświadomił sobie swój brak w inwentarzu. Nie jadł zbyt dużo i nie miał jakiegoś wysublimowanego gustu – dać mu po prostu to, co bezmięsne i Max był zadowolony. No i ciasta. Ciasta mógł jeść bez ograniczeń. A najlepiej serniczka. Na śniadanie zjadł po prostu płatki śniadaniowe na sucho, bo i nawet mleka mu zabrakło.
Zrobił listę zakupów, krążąc po domu, aby upewnić się że zapisze na niej wszystko czego potrzebował, założył kurtkę i wyszedł do pobliskiego marketu. Krążył po nim przez jakiś czas, ładując do koszyka przeróżne produkty spożywcze, napoje, a także artykuły higieniczne i po spędzeniu dziesięciu minut w kolejce w końcu mógł wrócić do domu, obładowany siatkami.
No, ale zrobił sobie jeszcze jeden przystanek w piekarni. Skoro już wyszedł z domu i cały dzień zachowywał się jak odpowiedzialny, dorosły człowiek, to sobie zasłużył na potężny kawałek sernika.
Kiedy w końcu dotarł do swojego mieszkania, z ulgą odstawił wszystkie siatki na kuchenny blat. Jeny, naprawdę był słaby, skoro nawet noszenie zakupów go wymęczało. Zanim jednak zabrał się za rozpakowanie, postanowił spróbować szczęścia i podszedł do ściany w salonie. Oho, słyszał jakieś kroki. Szczerząc się od ucha do ucha wyszedł na balkon, i tym razem on wychylił się przez barierkę. Nawet nie musiał się odzywać, bo Ian akurat szedł w jego stronę i parę sekund później do niego dołączył w ich stałym miejscu spotkań.
Bonjour, mon cher ami! Comment ça va? — przywitał się w języku, którego dawno nie miał okazji używać. No, ale podstawowe zwroty wciąż pamiętał, i nawet nieźle potrafił naśladować akcent. Coś czuł, że igrał z ogniem, ale jakoś nie mógł się powstrzymać.


effsie - 2018-09-06, 07:32

Jakby się tak zastanowić to miałem swój australijski akcent i chuj, wcale nie zamierzałem się go pozbywać dla tych amerykańskich popłuczyn, jeszcze czego. Okej, odkąd przyjechałem do Stanów to trochę go uspokoiłem, bo rzeczywiście, na Wyspie posługiwaliśmy się takim slangiem, że mało kto mógł nas zrozumieć (ale, znowu, co z tego). Teraz już nawet mówiłem trunk zamiast boogie, bo miałem dość tłumaczenia, co znaczą słowa, których używam, ale zdarzało się, że w chwilach absolutnego zmęczenia wciąż wkradał się mi ten styl mowy australijskiego serfera, który całe życie spędził na farmie. Gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy albo chciał przeprowadzić wywiad po tym, jak zaliczyłem małą sesyjskę bzykanka, pewnie bełkotałbym w taki właśnie sposób.
I chociaż na co dzień posługiwałem się raczej general australian to jak wyszedłem na balkon i zobaczyłem tę uśmiechniętą mordę, wyrzucającą z siebie francuskie słówka, nie mogłem się powstrzymać i zaciągnąłem farmerem:
Mmm, pięknie, aż kutas mi opadł od tego bełkotu. — No dobra, to trzeba było usłyszeć, bo słowa nie mogły być przecież aż tak różne.
Wpakowałem fajkę do ust, oparłem się wygodnie na barierce biodrami i przez moment zastanowiłem się, czy skurwiel uczył się cały dzień tego jednego zwrotu tylko po to, by mnie wkurwić (nie udało się), ale skoro tak, musiał nieźle świrować już na moim punkcie. Nie to, bym i ja nie miał ochoty znów się nim pobawić, bo, słowo daję, dawno nie czułem się tak dobrze, jak wczoraj. Ta mała kurwa zza ściany dawała robić ze sobą wszystko, co więcej, odpowiadając tym samym, karmiąc moje uszy swoimi głośnymi jękami i krzykami, a oczy widokiem tego porcelanowego ciała, które miałem ochotę ozdobić kolejnymi śladami ugryzień i zadrapań. Miałem niewielkiego fioła na punkcie niszczenia nieskazitelnych rzeczy, tak jak nie mogłem przejść obojętnie wokół równo ułożonych książek na półce (chociaż jedną trzeba było wyciągnąć i odwrócić grzbietem do ściany, albo chociaż położyć z boku) czy białej ściany budynku (wystarczyło podlać ją odrobiną kawy, naprawdę), tak nie mogłem doczekać się tego, aż znowu rozwalę coś w tej laleczce. To było o tyle chore, że w momencie, gdy w końcu miałem ją w rękach, przestawałem myśleć o zadawaniu bólu, bo zbyt słodko wiła się mi w rękach od pieszczot, w ogóle nie protestowała, gdy ciągałem ją za włosy i szarpałem. Nie, ten blondasek zachowywał się jak brudna, sprośna suka i kręciło go, gdy tak go traktowałem, a ja, ech, jak każdy podrzędny kundel, nie mogłem przestać się na to ślinić.
Masz jakieś plany na wieczór czy chcesz się trochę poruchać? — rzuciłem już swoim normalnym, australijskim akcentem, bo byłaby straszna szkoda, gdyby nie zrozumiał treści mojego pytania.


Gazelle - 2018-09-06, 11:41

Zmarszczył nos, nasłuchując tej parodii języka angielskiego. Czy to było ksenofobiczne? Kurde, jak cholera. Przynajmniej Ian cały czas używał angielskich słówek, a nie tych wymyślnych określeń slangowych, tylko po prostu jego mowa stała się trochę bełkotliwa. No, ale chyba zrozumiał. Chyba, chociaż potrzebował chwili.
No okej, może rzeczywiście w ustach Iana ta australijska gadka brzmiała trochę seksownie...ale chyba po prostu jego głos był już naturalnie przystosowany do tego typu mowy. Gdyby Max chciał z siebie wypluwać w taki sposób słowa, to brzmiałby po prostu śmiesznie.
Dobra, dobra, koniec końców i tak oboje wiemy jak doceniasz miłość francuską — puścił mu oczko. Ach, ta europejska kultura.
No, ale przynajmniej miał już pewność że wszystko między nimi było w porządku. Odczuł nawet ulgę z tego powodu, ale jednocześnie był nakręcony w kierunku dalszego prowokowania Iana. Poprzedniego dnia...widział, jak mężczyzna się powstrzymuje od przyłożenia mu. Chyba mu się nie wydawało, zobaczył tę zacisniętą pięść, i ta wkurzona mina... Dlaczego wspomnienie tego aż tak go nakręcało? Może dlatego, że miał okazję zobaczyć zazwyczaj wyluzowanego, zdystansowanego, cynicznego Iana z nieco innej strony? A może dlatego, że był ciekawy co mogłoby się stać gdyby doprowadził go do samego skraju...?
Myślałem, że nigdy nie spytasz — wymruczał, a następnie pochylił się żeby złożyć krótki pocałunek na wargach mężczyzny. Och, był na niego nieziemsko napalony, wystarczył tylko jeden gest, o każdej porze dnia i nocy, a Max mógł być w całości jego i tylko jego. — Entrez, mon ami — dodał, a kiedy Ian przeskoczył przez barierkę, chwycił go za nadgarstek i wciągnął do swojego mieszkania, a już w salonie popchnął go na kanapę, żeby móc siąść okrakiem na jego kolanach i wpić się już porządnie w jego usta.


effsie - 2018-09-06, 12:24

Och, jak wspaniale, że miałem przed sobą białego przedstawiciela rasy homo americanus, one proper english, jak kurwa wspaniały jest twój niesamowity kraj, ech. O waszym prezydencie z pomarańczowym ryjem zadecydowały dwa stany, a napierdalanie się pistoletami uważacie za całkiem normalne, szkoda tylko, że jak kogoś trafi już ta kula to ma rozjebane życie, bo żeby spłacić zaszycie rany, musi wziąć kredyt na całe życie. Zajebiście to sobie wymyśliliście, mrr, słowo daję, zbieram manatki i wypierdalam, gdziekolwiek. Ale najpierw jeszcze spłacę ten zjebany kredyt.
Zachciało mi się studiów, chuj wie po co?
No chyba że po to, by poznać tego blondaska, aż szkoda, że wtedy jeszcze nie chciałem sobie robić z niego użytku.
Och, albo jak doceniasz ją ty — rzuciłem, wzruszając ramionami. — Puszczałem sobie wczoraj wieczorem nagrania twoich jęków, naprawdę powinieneś rozważyć karierę śpiewaka.
To był jawny blef, bo ani nie miałem żadnego nagrania jego sobotnich ekscesów, ani nic już nie wyczyniałem w tym moim studiu, ale co tam.
Po prawdzie to nie był aż tak bardzo rzadki widok, ja wkurwiony na cały świat i rozpierdalający właśnie czyjąś mordę, zdarzyło się kilka razy, ale też – bez przesady. Miałem jednak wysoko zaznaczoną granicę ironii i poczucia humoru, zdecydowanie częściej to ja irytowałem ludzi, niż udawało się to im, a wczoraj, ten mały blondasek, to nawet nie była jego zasługa, bo przecież nic takiego nie powiedział. Po prostu, odbiło mi, czasami się zdarza, no trudno, jakoś z tym faktem będę musiał żyć.
Wyrzuciłem niedokończoną fajkę i dałem ze śmiechem pociągnąć się do środka przez tę napaloną bestię, która zaraz pchnęła mnie na kanapę i rozwaliła na mnie nogi. Złapałem jego wargę w usta, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i ładując język do jego gęby.
Boże, jego smak mógłby być uzależniający.
Dostało mi się miejsce twojego Francuza? — mruknąłem, odrywając się od niego z głośnym mlaśnięciem, choć nie zwiększyłem wcale odległości pomiędzy nami. — Co jest, chcesz zatrzeć wspomnienia, czy po prostu nie pościeliłeś łóżka i wstydzisz się mnie tam zaprosić? — nabijałem się, nie mogąc powstrzymać się by już teraz nie zacząć wędrówki dłońmi, już pod jego koszulką, od talii w górę, drażniąc te chuderlawe ciało i czując pod palcami wystające kości.


Gazelle - 2018-09-06, 12:46

Koniec końców, zarówno on, jak i Ian byli zapewne potomkami europejskich kolonizatorów. Przez lata oba nowopowstałe narody zdążyły już wytworzyć jakąś swoją kulturę, co odbijało się chociażby w różnicach językowych, ale ostatecznie większość z tych rzeczy była wtórna. Więc, ot, mimo iż australijska odmiana języka angielskiego go bawiła, to wcale nie czuł się jakoś lepszy jako Amerykanin. Amerykański patriotyzm to był dla niego jeden, wielki żart, chociaż całkiem dobrze mu się mieszkało w tym kraju. Zwłaszcza przypadł mu do gustu klimat Nowego Jorku, ta wielokulturowość i różnorodność we właściwie każdym aspekcie. San Francisco wcale nie było jakąś wiochą, w końcu to także ogromne miasto, tak samo jak San Jose, w którym się wychowywał, ale to jednak podczas mieszkania w Nowym Jorku nauczył się najwięcej o świecie i najbardziej poszerzył swoje horyzonty.
No, póki co wygląda na to że to ty nie możesz o nim zapomnieć — wytknął wrednie Ianowi. Bo to właśnie on ciągle wspominał jego sobotnią przygodę. Max już mógłby o nim nawet zapomnieć gdyby nie to, gdyż Ian skutecznie zdominował swoją osobą wszystkie jego zmysły.
A tak naprawdę po prostu do sypialni było zbyt daleko, a on chciał się poobścikiwać z Ianem, cała filozofia.
Naprawdę mnie wtedy nagrywałeś? A co, pogodziłeś się z tym że nigdy już nie usłyszysz tego na żywo? Więcej wiary w siebie — wyszeptał wprost w wargi mężczyzny, zanim ponownie ich nie zaatakował. Doskonale wiedział, że przy Ianie nie musiał się hamować i nie musiał być delikatnie, więc robił z tej wolności jak największy użytek. Wciągnął dłonie pod bluzę mężczyzny, odsuwając się na moment tylko po to żeby pozbawić go zbędnego odzienia. Swoją drogą, już miał u siebie jego inną bluzę, którą postanowił uczynnie wyprać wraz ze swoimi ciuchami.


effsie - 2018-09-06, 13:27

Mm, przecież ci mówiłem — wyszeptałem, całując jego usta. — Chciałem żebyś mi opowiedział, co robiliście, żebym wiedział, co ci się tak podobało — mówiłem pomiędzy kolejnymi pocałunkami. — Ale jesteś szalenie uparty i będę musiał wszystko sprawdzić sam.
Uniosłem ramiona do góry, figlarnie patrząc na tę bestię, całą rozochoconą do tego, by samodzielnie mnie rozebrać. Bluza wylądowała gdzieś na ziemi, zaraz obok jego koszulki, którą zerwałem, korzystając z okazji, by nie musieć już drugi raz puszczać tych słodkich ust. Zassałem jego dolną wargę i uszczypnąłem go w żuchwę, czując, jak opiera ramiona na moich barkach i pcha mnie na kanapę.
Moje plecy uderzyły o oparcie i objąłem go w pasie jednym ramieniem, przyciskając bliżej siebie i czując rosnące podniecenie.
Och, nie. Zamierzam ich słuchać przez cały czas, kiedy mnie tu nie będzie — wychrypiałem, ponownie wpychając mu język do ust. Ach, zaczynałem żałować, że tego nie zrobiłem, miałem przed sobą całe długie cztery dni konwentu, gdzie zabraknie tego słodkiego skurwysyna.
Zagotowało się we mnie i zacisnąłem palce na jego boku, drugą ręką szarpiąc od tyłu jego włosy. Max jęknął i odchylił głowę, dając mi pełen dostęp do tej alabastrowej skóry, w którą wpiłem się, niepomny na to, że była już usiana śladami po moich pocałunkach.
Kurwa, jeśli miał coś dzisiaj zrobić to trudno, przepadł. Nie wiem, nie wiem o co chodziło, ale odbierało mi zmysły, bo w głowie miałem już tysiące pomysłów na to, co z nim zrobię raz, drugi, trzeci, dziesiąty, aż obaj padniemy z wyczerpania, a największym problemem, który miałem w tej chwili było to, gdzie pocałować go w następnej kolejności. Zjechałem ustami w dół jego szyi, wciąż ciągnąc go za włosy by wyprężył ciało i ugryzłem w obojczyk, lekko, nie zostawiając śladu. Jego plecy oparły się o moje przedramię i utrzymywałem go w tej absurdalnej pozycji, gdzieś na granicy upadku, drugą dłonią masując przez materiał spodni krocze, językiem śliniąc całą klatkę piersiową.


Gazelle - 2018-09-06, 14:02

To nie jest teraz istotne — odparł równie cicho. Bo nie było, jeny, co ten się tak na to uwziął. Max go jakoś nie pytał o szczegóły jego schadzek, bo nie miał wcale ochoty na wtórność, a na zupełnie nowe, specjalne rzeczy. Chyba by go szlag trafił do końca, gdyby się dowiedział że nie był jedynym który dostawał od Iana aż takie traktowanie.
Poddawał się przez moment pieszczotom Iana, zupełnie biernie, pozwalając sobie na otrzymanie tej niezwykłej przyjemności, która unosiła go hen, wysoko w górę, gdzieś poza ciało.
Chwila. Kiedy go nie będzie? A gdzie Ian się niby wybierał? Znaczy, to brzmiało jakby czekała ich jakaś dłuższa rozłąka i...Max nie wiedział, co o tym myśleć. Nic nie wiedział, bo jego zmysły były jakby chwilowo kompletnie zajęte, ale gdzieś z tyłu głowy zapisał sobie żeby się o to potem spytać.
Wbił palce w jego ramię, gdy Ian ciągnął go za włosy. Uwielbiał ten gest, w przeciwieństwie pewnie do swojego skalpu. I coś mu się wydawało, że Ian uwielbiał to równie mocno, zważywszy na to jak często jego dłoń sięgała do blond kosmyków Maxa.
Boże, Ian — westchnął, gdy do pakietu pieszczot mężczyzna dołożył także opiekę nad jego już pulsującym kroczem. Naprawdę niewiele było trzeba, żeby Ian doprowadził go do podniecenia...i nawet się tego nie wstydził. Jednak, kiedy jego dłoń powędrowała w wiadome miejsce, również poczuł wypukłość w kroczu Iana. Hm, dobrze byłoby coś z nią zrobić.
Z żalem oderwał się od Iana, tylko po to, żeby zsunąć się na podłogę. Uklęknął przed tym, wystawiając tyłek, i zaczął grzebać palcami przy jego rozporku, żeby opuścić mu do kostek spodnie i bieliznę, które tak krępowały tego biednego, biednego penisa. Oblizał się powoli, patrząc lubieżnie w górę, i opierając dłonie na tych lekko opalonych udach napluł na stojącego przed nim członka, żeby móc powoli zlizać z niego ślinę, a potem się za nim zassać.


effsie - 2018-09-06, 14:50

Uwielbiałem moją nową zabawkę, tę, która tak słodko jęczała pod naporem moich palców i ust, która wyginała się we wszystkie strony, dając mi większy dostęp do swojego ciała. Tu pociągnąć, tam musnąć, była tak wrażliwa na każdy gest, że podniecenie wzbierało się we mnie na sam widok jej półprzymkniętych oczu, rozchylonych ust i zaróżowionych policzków. Pachniała mieszanką fajek i jakiegoś żelu pod prysznic, którego zapachu nie potrafiłem zidentyfikować, ale już tylko czekałem na moment, gdy na jej ciało wstąpią drobne kropelki i tę śliczną buźkę pokryje warstwa lepkiego potu, mieszającego się z moją śliną.
Była absolutnie pozbawiona wstydu, a to… jednocześnie nakręcało mnie jeszcze bardziej i sprawiało, że miałem ochotę rozerwać ją na strzępy. Pamiętałem zaróżowione policzki i płochliwy wzrok i czułem obsesyjną potrzebę doprowadzenia do tego jeszcze raz, sprawdzenia, gdzie sięgają jej granice, ale ona, nie, wyzbywała się wszystkich po kolei, ta moja lalka, jasnowłosa kukła, którą szarpałem i nie mogłem powstrzymać rosnącego podniecenia na widok jej twarzy oblanej tym rodzajem bólu, który – widziałem – sprawiał jej przyjemność.
Ach, byłem autentycznie zawiedziony, gdy oswobodził się z moich ramion i w pierwszym odruchu chciałem zatrzymać go na sobie albo pchnąć na kanapę, obojętnie, ale na pewno nie przerywać tej słodkiej litanii dźwięków, które z siebie wydawał. Warknąłem, gdy sięgnął mojego rozporka, ale już pakował się z łapami do mojego kutasa i, och, na chwilę miałem mu na to pozwolić.
Zawsze miałem w sobie coś z ekshibicjonisty, może on nie, ale nieważne, nieważne, bo chciałem utrwalić ten widok Maxa klęczącego i ssącego mojego kutasa nie tylko przed swoimi oczami. Zanim jeszcze zaczęło się na dobre, sięgnąłem po leżący obok telefon i na chwilę szarpnąłem go za włosy.
Popatrz tu — sapnąłem, trzymając go za potylicę, gdy zdezorientowany, z moim penisem w ustach, unosił wzrok. Chciałem żeby dobrze widział, co robię, ba, chciałem żeby patrzył prosto w ten obiektyw, żebym później mógł widzieć te lśniące oczy.
Będę na nie patrzył przez cztery kolejne dni, słowo daję.
Odrzuciłem telefon i uszczypnąłem go w policzek, wzdychając głośno, gdy zabrał się do roboty, palcami jednej dłoni masując jego głowę, niezbyt delikatnie. Moja pierś unosiła się coraz szybciej, aż sapnąłem głośno i odepchnąłem go od siebie.
Za szybko. Chcę się nacieszyć swoją lalką.
Max podnosił się na czworaka z ziemi, mój czerwony członek pulsował, zaskoczony przerwaną pieszczotą, a ja sam, w pierwszym odruchu, chwyciłem się za niego i potarłem nerwowo. Zaraz zabrałem rękę i szarpnąłem za pasek blondasa, który już rzucał się na mnie z rękami.
Zrobiłeś się strasznie władczy, wiesz? — warknąłem, rozpinając jego spodnie. — Nie przypominam sobie żebym pozwolił ci dobrać się do mojego kutasa — wyszeptałem, całując go i jednocześnie wkładając mu rękę w spodnie, gdzie zamknąłem dłoń wokół jego erekcji. Ścisnąłem ją mocno, trochę za mocno, o czym zorientowałem się, gdy jęknął mi w usta i ugryzł w język. — Jesteś teraz na smyczy, wiesz? Rozumiesz, co się stanie, jeśli nie pójdziesz ze mną na mały spacer? — wychrypiałem mu w usta, cały czas masując jego członka, a później popchnąłem go w stronę sypialni. — O taaaak… Małe kroczki, nie chciałbym, by ci się coś stało — szeptałem cały czas, aż w końcu, gdy znaleźliśmy się przy krawędzi jego łóżka, wyciągnąłem rękę i rozebrałem go całego.
Popchnąłem go na pościel i sam ściągnąłem przez głowę koszulkę.
Leż — warknąłem, ale już podnosił się do pozycji siedzącej, więc pchnąłem go na łóżko. — Leż, kurwa — powtórzyłem i widząc, że zaczyna znowu wstawać, odezwałem się od razu: — Posłuchaj mnie — rozkazałem, patrząc na niego z góry. Mój penis sterczał mi pomiędzy nogami i domagał się uwagi, ale ignorowałem go jeszcze przez chwilę. — Jutro z samiutkiego ranka lecę do LA, gdzie przez cztery dni będę tatuował jakieś zdziry i bandę pedałów. Może tak się zdarzyć, że zobaczę za dużo odsłoniętego ciałka i mój kutas poczuje potrzebę odwiedzenia jakiejś norki. Więc jeśli nie chcesz żeby sobie gdzieś myszkował, położysz się spokojnie i patrząc na mnie, zrobisz sobie dobrze. Rozumiemy się? — Spojrzałem się mu prosto w oczy. — Wtedy może zamiast szukać jakichś ciepłych dziur, będę walił sobie do tego widoku.
Jarało mnie to, jarało mnie to jak nic, bo chciałem zobaczyć, jak ta anielska istota nakręca siebie samą, gdzie sama się dotyka i gdzie sama wkłada palce. Zadrżałem na samą myśl, przygryzłem niecierpliwie wargę i potarłem swojego penisa, przez moment zastanawiając się, czy ten rozkaz sprawi, że na policzkach Maxa pojawią się choć drobne ślady rumieńca wstydu.


Gazelle - 2018-09-06, 17:25

Stawał się z minuty na minutę coraz bardziej napalony, aż w końcu doszedł do takiego stopnia, że czuł dosłownie jakby płonął od wewnątrz. Uwielbiał bawić się penisem Iana, czuć go w swoich ustach, obserwować jego reakcję.
Chwilowo zbiła go z tropu ta cała akcja ze zdjęciem i nawet na sekundę spanikował, mając w świadomości fakt że to nie jest dobry pomysł. Jednak to nie był czas na myślenie o konsekwencjach. Wręcz czuł się trochę dumny z siebie, że Ian zechciał uwiecznić ten widok. Nie wiedział, po co, w końcu miał go doslownie za ścianą i zawsze do dyspozycji, ale może to miało jakiś związek z tym całym wyjazdem.
Zadrżał, kiedy Ian znowu pokazał jego władczą stronę, a ekscytacja w nim tylko narastała. W normalnych okolicznościach, ten rozkaz który mężczyzna mu wydał po rzuceniu go na łóżko na pewno cholernie by go chociaż trochę zawstydził — spodobało mu się robienie show przed Ianem, to fakt, ale to był jednak zupełnie inny poziom, jakby nagrywanie pornola, z tym że bez kamery.
Ale całkowity wstyd przyćmiła mu wściekłość, jaka momentalnie go opętała.
Ani się, kurwa, waż — warknął. Gdyby Ian przespał się z kimkolwiek innym...chyba by mu uciął tego pierdolonego kutasa. I w dupie miał to, że technicznie nie było między nimi żadnego zamkniętego układu. Ogarnęło go tak intensywne poczucie posesywności, że absolutnie nie był w stanie się już opanować.
Przymknął oczy i westchnął głęboko, a potem ponownie spojrzał na Iana.
Urządzę ci takie przedstawienie, że już nigdy nie będziesz chciał wejść w inną dziurę — zapowiedział pewnym siebie głosem. Sięgnął do szafki nocnej, w której trzymał lubrykant i wylał go sobie trochę na wewnętrzną część dłoni, dla lepszego poślizgu, i objął tą dłonią swojego dumnie sterczącego penisa.
W sobotę...Pierre najpierw zabrał mnie na drinka — zaczął opowiadać. Miał porzucić ten temat i pozostawić Iana w niepewności, ale...ale był tym jakoś dziwnie zaciekawiony, więc w sumie mógł tę ciekawość zaspokoić. — Zachowywał się jak pieprzony dżentelmen, to było nawet urocze. Kiedy przyprowadziłem go do domu, to ja musiałem go najpierw pocałować. Wtedy on popchnął mnie na kanapę, tę kanapę na której przed chwilą się bawiliśmy — mruczał, cały czas pocierając niespiesznie swojego penisa. — Na początku był taki nieśmiały, wziął mojego kutasa do ręki tak ostrożnie. Położył kciuka na czubku i zaczął nim krążyć, o tak — zaczął naśladować ten ruch. Jego oddech stawał się coraz bardziej nierówny. — Wziął go w końcu do ust i poruszał się tak wolno, że myślałem że zwariuję. Wtedy, w końcu, spytał o lubrykant — wziął ponownie butelkę do ręki i, na chwilę puszczając członka, ponownie wylał trochę substancji na dłoń, pocierając ją między dłońmi dla rozgrzania. Rozszerzył nogi, tak, aby mężczyzna miał dobry widok, i zaczął krążyć palcem wokół swojego wejścia. — Był taki delikatny, jakby obawiał się że mnie skrzyw...ach! — jęknął, gdy w końcu włożył w siebie palec. Przygryzł wargę i zaczął nim poruszać, chwilowo celowo unikając prostaty. — Prawie doszedłem od samego przygotowywania — wydyszał, przyśpieszając ruchów, aż w pewnym momencie dodał kolejny palec. Drugą ręką powrócił na swojego penisa, tym razem pocierając go dynamicznymi i zdecydowanymi ruchami. Zaczął wydawać z siebie coraz głośniejsze odgłosy, czując się coraz bliżej i bliżej spełnienia. Z otwartych ust poleciała mu ślina, pokonując powolną drogę do jego szyi. — Kiedy już we mnie wszedł, byłem już na granicy. Brał mnie od tyłu, opierałem się o kanapę, a on stał za mną i we mnie uderzał. — w końcu zaczął uderzać palcami o prostatę, rozszerzając je także nieco w środku, i wydał z siebie niesamowicie przeciągły jęk, gdy jego ciało ogarnął spazm. — Ian... — wyjęczał, drżąc z rozkoszy. — Proszę, wejdź już we mnie. Chcę mieć twojego kutasa w środku — bezwstydnie go błagał. Wiedział, że Ian też go chciał. Obserwował go przez ten cały czas, co go dodatkowo nakręcało.


effsie - 2018-09-06, 18:19

Tak, tak, kurwa, chciałem! Wrrr, jeszcze bardziej niż wczoraj, chyba, nie wiem, kurwa, traciłem zmysły przez tę zasraną szuję!
Patrzyłem się na niego cały czas, uważnie obserwując każdy jeden ruch i samemu pocierając swojego penisa. Gdy Max robił to wolno, ja też robiłem to wolno, powtarzałem każdy jeden ruch i sam też roztarłem lubrykant w dłoniach, oblewając nim później całą erekcję. Słuchałem tej opowieści z każdą chwilą czując narastającą frustrację i podniecenie, nie mogłem zdecydować się na czym skupić wzrok: czy na jego członku, czy na otworze, tej słodkiej dziurce, którą pieścił swoimi długimi palcami. Zwiększyłem tempo swojej własnej masturbacji, szybko poruszając dłonią wokół pulsującego penisa, aż sapnąłem głośno, gdy Max jęknął przeciągle.
Gdy te ohydne, ohydne, sprośne usteczka wyjęczały moje imię i prośbę, sam byłem blisko tego, by spuścić się na jego gładkie ciałko. Puściłem swojego kutasa, całego mokrego, czy to od lubrykantu czy preejakulatu, nieważne, i szarpnąłem za uda tej małej kurwy przede mną, rozkładając je szeroko, jeszcze szerzej.
Już nie miałem siły się z nim droczyć, dalej drażnić, opóźniać to, co nieuniknione, nie mogłem, po prostu wbiłem się w niego całym sobą, sapiąc głośno i łapiąc jego kutasa w śliską dłoń.
Chciałem szeptać mu sprośności do uszu, chciałem pieścić ustami to ciało pode mną, chciałem rozorać te kościste uda, ale nie byłem w stanie, nie teraz, gdy poruszałem biodrami, wbijając się w niego głęboko, uderzając w ten jeden punkt, który sprawiał, że z jego ust wydzierały się obsceniczne dźwięki, nie teraz, gdy szarpałem w szaleńczym tempie tę nabrzmiałą, najcudowniejszą piękność.
Kurwa, wariowałem przez tego gnoja, traciłem resztki jakiejkolwiek normalności, ale nie chciałem, nie mogłem, nie mogłem inaczej. Nie kiedy mój kutas penetrował tę ciasną, najciaśniejszą dziurę, swoje jedyne miejsce na świecie. Chciałem zmienić pozycję, chciałem obrócić go na brzuch i wziąć go jak burą sukę, ale nie zdążyłem, bo obaj eksplodowaliśmy w głośnej, pięknej, mokrej rozkoszy. Coś rozlało się w moim wnętrzu i jęknąłem, nie mogąc już dłużej utrzymać spiętych mięśni, opadłem na jego ciało, twarzą do pokrytej spermą klatki piersiowej.
Oddychałem płytko i czułem, jak drżą mi usta, ramiona, dłonie, jak drży mi każdy jeden nerw ciała. Z żalem wysunąłem się z niego, odczekałem chwilę, a potem, muskając uprzednio ustami jego tors, odsunąłem się nieznacznie. Spojrzałem w jego półprzymknięte oczy, a później, powoli, niespiesznie, zacząłem zlizywać z jego brzucha każdy jeden ślad tego cudownego, mokrego spełnienia.


Gazelle - 2018-09-06, 18:55

O, tak. W końcu doczekał się swojego ulubionego penisa. Wyciągnął powoli palce ze swojego wejścia, zapraszając gościa do środka, i wydał z siebie głośno imię kochanka, po czym zaczął go ponaglać, szybciej, mocniej. Ian nie potrzebował większej zachęty, był równie nakręcony i co on, przez co nie musiał długo czekać na niesamowity orgazm, który pozostawił go drżącego i sapiącego.
Ian... — wydusił z siebie po raz kolejny to imię. Tak, jakby jego język chwilowo ograniczył się do tej jednej sylaby. Ociężałym ruchem podnosząc się lekko na łokciach obserwował, jak mężczyzna skwapliwie oczyszczał jego ciało ze spermy. Cholera, jaki piękny widok. Westchnął. I westchnął ponownie. I ponownie. Ciało Maxa wciąż było niesamowicie wrażliwie i reagowało silnie na każdy kolejny dotyk, a język Iana wcale go nie oszczędzał.
Mam nadzieję...że wybiłem ci z głowy jakiekolwiek myśli o pieprzeniu kogokolwiek innego — powiedział słabo. Nie zapomniał o tej groźbie. I prawdopodobnie będzie nią żył przez kilka następnych dni. Zapowiadała się prawdziwa męczarnia.


effsie - 2018-09-06, 19:15

Za pierwszym liźnięciem z pewnym niepokojem włożyłem język z powrotem do ust, bojąc się odruchu wymiotnego. Nie nastąpił. Może nie była to najsmaczniejsza rzecz, jaką trzymałem w gębie, ale westchnienia tej porcelanowej lalki pod moimi ustami wynagradzały ten średniej jakości deser i sprawiały, że chciałem to zrobić do końca. Gdy zlizałem ostatnie resztki spermy z jego podbrzusza, podniosłem się na przedramionach i powoli, by widział, co robię, sięgnąłem jego ust, dając mu posmakować samego siebie.
Jesteś niemożliwy — wymruczałem, gdy oderwał się ode mnie, przerywając pocałunek i, patrząc mi prosto w oczy, wyzywająco oblizał całe usta.
Opadłem plecami na poduszki obok Maxa i wyciągnąłem ramiona do góry. Moje ciało odprężyło się i czułem się niemalże błogo, ale nie chciałem zasnąć, nie teraz, jeszcze nie. Może i przeżyłem właśnie naprawdę słodki orgazm, ale nie nacieszyłem się jeszcze swoją lalką, nie w perspektywie tego, jak długo miałem jej nie widzieć.
Max przewrócił się i wdrapał się na mnie, a nasze dwa penisy, choć w spoczynku, otarły się o siebie i westchnąłem cicho. Ułożył głowę na rękach na mojej klatce i zaśmiałem się cicho, słysząc jego słowa.
Naprawdę masz w sobie sporo z burej suki, wiesz? — mruknąłem, uśmiechając się delikatnie. — Tym razem, pies ogrodnika. Sam nie ma, a innym nie da. — Wyciągnąłem rękę i potarłem kciukiem jego policzek. Nie było mowy bym teraz sięgał po jakiekolwiek substytuty mojej nowej zabawki, nie chciałem żadnej innej, ta była błyszcząca, piękna i jeszcze praktycznie nieruszona. Wielka szkoda byłoby ją zostawić dla jakiegoś innego modelu.


Gazelle - 2018-09-06, 20:09

Roześmiał się cicho. Pies ogrodnika? Zabawne. Być może Max tylko ulegał jakiejś iluzji, ale był niemalże pewien, że miał Iana coraz bardziej w swojej garści. Przynajmniej jego ciało. Nigdy nie był jakoś wyjątkowy, jeżeli chodziło o jego umiejętności w łóżku, ale pod wpływem Iana wyzwalał sam siebie, był wolny, nieograniczony. I zamierzał zrobić z tego niezły użytek.
Stawał się w tak dziwny, zupełnie nagły i niezrozumiały sposób uzależniony od Iana. Miłość? A skąd. Czyste, czyste uzależnienie. Wyniszczające, doprowadzające go do szaleństwa uzależnienie. Kiedy tylko Ian znajdował się w jego pobliżu, Max jakby zrzucał jakąś maskę i pokazywał sobie w lustrze całe to szaleństwo, które w nim tkwiło.
I kto by pomyślał, że tę puszkę pandory otworzy akurat jego były współlokator, niewidziany przez pięć lat?
Może rzeczywiście coś było na rzeczy z tą teorią przyciągania, na którą powoływał się Ian podczas ich pierwszego spotkania na balkonie...
Cóż mi pozostaje, muszę przyznać się do winy — wyszczerzył się, palcem kreśląc po klatce piersiowej Iana. Przymknął oczy, łasząc się do dotyku mężczyzny (skoro ten tak lubił porównywać go do psa...), a potem zajął się tą uwielbianą przez siebie szyją, oznaczając ją początkowo drobnymi pocałunkami, z czasem zwiększając ich intensywność. Znalazł sobie ładne, widoczne miejsce, i tam postanowił zostawić duży, czerwony ślad. Oznaczenie własności.


effsie - 2018-09-06, 20:52

Miałem gdzieś, co będzie sobie myślał o swoich rzekomych prawach do posiadania, gdzieś, co będą sobie myśleli inni na widok śladów na mojej szyi, dla mnie – liczyło się tu i teraz. Nie miałem zamiaru nic roztrząsać, rozkładać na czynniki, zastanawiać się, co do czego i po co, na razie nie miałem żadnych szczególnych zmartwień.
No, może niespakowane gacie i koszulki, ale to nie był szczególnie duży problem.
Przymknąłem na chwilę oczy, odchylając głowę i zostawiając Maxowi pełen dostęp do mojej szyi, na której punkcie miał chyba małego świra, ale nie zamierzałem tego oceniać, bo mnie samemu odbijało na widok jego ciała. Pomimo zamkniętych powiek, przed oczami zobaczyłem ten chuderlawy szkielet i uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie samego, w wyobraźni widząc lekko postawione włoski na całym ciele, gdy drżał z rozkoszy.
Ręka bezwiednie opadła mi na jego plecy i przesunąłem ją w dół tej smutnej sylwetki, zaczynając kreślić drobne kółka.
Myślałem o wielu rzeczach. Kilka myśli było zupełnie absurdalnych (miałem ochotę na kanapkę z pomidorem), a kilka dużo poważniejszych (ciekawe, czy łajdak zajął się w końcu tym kaktusem), zastanawiałem się też, co znajduje się w budynku widzianym z okna sypialni Maxa i czy w Targecie da się kupić lody które barwią język. Ale, leżąc tak z tą pijawką na mojej piersi, trochę drażniąc jej ciało i powoli uspokajając oddech, pierwszy raz od dawna nie czułem potrzeby pieprzenia o głupotach.


Gazelle - 2018-09-06, 21:26

Jeden ślad to było jednak za mało. Czerwień tak cudownie pasowała do tej skóry. Podtrzymywał sobie dłonią delikatnie podbródek Iana, aby mieć go ustabilizowanego, a drugą delikatnie sunął po jego boku, aż do bioder. W pokoju panowała cisza, wypełniały ją jedynie okazyjne westchnięcia i odgłosy mlaskania.
Oderwał się na chwilę od tej pięknej szyi, żeby spojrzeć na spokojną, zrelaksowaną twarz swojego kochanka. Prawdziwie niebiański widok, który napawał go autentycznym i jakże silnym zachwytem. Uwielbiał obserwować silne emocje na jego twarzy, ale to było zupełnie nowe.
Ugryzł delikatnie jego obojczyk, po czym językiem zaczął sobie powoli torować drogę do jego żuchwy, którą potem obłożył pocałunkami. Były one wręcz czułe, jakby składane na najcenniejszej własności.
Piękny... — wyszeptał cicho, nie mogąc się powstrzymać przed wyartykułowaniem swojego zachwytu. Chciał, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Żeby Ian z nim został i nigdzie nie wyjeżdżał. Nawet jeżeli miały być to tylko cztery dni. Jeszcze dwa dni temu to on przed nim uciekał, a w tamtym momencie nie chciał się od niego ruszyć nawet na krok. Puściły mu hamulce i dał się ostatecznie pochłonąć. Już nie było odwrotu, wiedział o tym. Chciał tylko więcej, więcej i więcej, chciał jeszcze mocniej się ponieść, aż do całkowitego, nieokiełznanego szaleństwa.


effsie - 2018-09-06, 22:28

Poddawałem się tym wszystkim pieszczotom, jakimi obdarzał mnie Max, absolutnie zrelaksowany i niezainteresowany rzeczywistością. W tej chwili byłem sporym egoistą, ale dotyk tych miękkich usteczek i ciepłego języka był przyjemniejszy, niż jakiekolwiek poczucie przyzwoitości i pozwalałem sobie z tego korzystać, nawet jeśli miałem tego potem żałować.
Zresztą, czemu bym niby miał? Nie kazałem mu na mnie włazić, nie kazałem tego robić, moja laleczka sama chodziła na sznurkach i, och, kto by spodziewał się takiego scenariusza?
Słysząc jego komentarz otworzyłem jedno oko i zaśmiałem się chrapliwie. Uniosłem się lekko na przedramieniu i sięgnąłem jego podbródka.
Tylko się nie zakochaj — rzuciłem kąśliwie i pocałowałem go, po raz pierwszy chyba tak spokojnie, nieagresywnie, powoli wysuwając język i czekając, aż rozchyli wargi, tylko po to, żeby posmakować jeszcze raz usteczek tej słodkiej bestii. Nie wiedziałem już, czym smakował, bo wszystko to, jego pot, sperma, fajki, mieszały się w jedną, elektryzującą mieszankę, taką, od której nie mogłem się oderwać.
Boże, absolutnie pojebało mnie na punkcie tego kolesia, był absolutnie rozkoszny i wcale nie chciałem rozglądać się za czymś jeszcze, choć oczywiście nie zamierzałem mu tego mówić.
Generalnie nie bawiłem się w związki, ale to nie oznaczało też, że każdego wieczoru znajdowałem sobie nową laskę do ruchania. To był pogląd nieco dziwny, jak na te czasy, w końcu, wiadomo, mamy dwudziesty pierwszy wiek i wszyscy jesteśmy wyzwoleni (ja też byłem, jak coś), przypadkowy seks nie był zły, ale rzadko kiedy zdarzało się, by pierwszy raz z nową osobą był nie z tej ziemi, trzeba się było dogryźć i te sprawy. A jak przychodziło do dogryzania, to zaraz pojawiały się jakieś oczekiwania, a ja, Ian Monaghan, bardzo nie lubiłem, gdy ktoś ode mnie czegoś oczekiwał, więc wtedy kończyła się ta piękna przygoda.
I w ten sposób pozostało paru takich Marcusów Zapałek czy innych Jennifer Radio, ale na tę chwilę miałem mojego sąsiada/kochanka/psa, gotowego spełnić wszystkie zachcianki, więc na co szukać dalej?
Zwłaszcza że sam nie mogłem poskromić ciekawości.
I nagle uderzyła mnie ta myśl.
Maxie?
— Hmm?
Zejdź — powiedziałem miękko i pociągnąłem go delikatnie za ramię. Posłusznie zsunął się na pościel i, leżąc na boku, spojrzał na mnie pytająco. — Połóż się. Nie, odwrotnie. Chcę zobaczyć twoje plecy.
Nie wiem, nie mam pojęcia, jak to się stało, ale jeszcze nie miałem okazji. Blondas posłusznie położył się na brzuchu, podkładając sobie ręce pod głowę, a ja podniosłem się, ogarniając wzrokiem tę alabastrową skórę. Wyciągnąłem rękę, by przejechać palcami wzdłuż linii jego kręgosłupa i w tej chwili dotarł do mnie kontrast tego, jak abstrakcyjnie pociągająco nasze ciała muszą wyglądać obok siebie. Miałem ciemniejszą karnację od niego (o to nie trudno), jeszcze ślady wakacyjnej opalenizny, a moje ramiona, zresztą jak i całe ciało, usiane były tatuażami. Jego skóra pozostawała nieskazitelnie czysta, miękka, bez żadnej blizny i, nie wiedzieć czemu, podekscytowała mnie lekko sama świadomość tego, jak samym dotykiem niszczę moją piękną, czystą lalkę.
Ułożyłem dłonie na jego talii i zacząłem niespieszną wędrówkę ust od karku w dół jego ciała.


Gazelle - 2018-09-06, 22:43

Zadrżał, kiedy Ian przejechał palcem przez długość jego kręgosłupa, ale to było nic w porównaniu z tym jak zareagował na usta na swoim karku.
No więc, Max miał wyjątkowo wrażliwy kark. Naprawdę. Na całym swoim ciele mógł wiele znieść, ale kark? Byle muśnięcie sprawiało, że się telepał. Ian o tym oczywiście nie wiedział, ale musiał zorientować się po tym, jak Max szybko poderwał się w górę, lekko...piszcząc. Iana zdawało się to nakręcać i zdecydowanie przytrzymał go w miejscu, wbijając go w materac. Oczywiście, że musiał wykorzystać nowonabytą wiedzę.
Proszę, nie tu...aaaach... — wyjęczał. Okej, to było na dziwny sposób przyjemne. Nawet w trochę podniecający sposób przyjemnie. Ech, dobra, w bardzo podniecający sposób.
Ian jeszcze przez moment go męczył, wydobywając z niego kolejną litanię przeróżnych dźwięków, zanim zaczął schodzić w dół, po linii kręgosłupa. Przymknął oczy, rozluźniając się, kiedy czuł jak przez jego ciało przechodzi miłe mrowienie. Widocznie te mrówki były wyjątkowo aktywne w okolicach jego klatki piersiowej, bo serce dudniło mu jak opętane. Działania Iana były takie...czułe. Wręcz romantyczne. Max czuł się rozpieszczany przez tego faceta, któremu ledwo co zarzucał egocentryzm.
Uwielbiam twoje usta na sobie — wymamrotał w pościel. Dlaczego nie mógł sobie Iana po prostu zatrzymać? To nie było fair. Nie mógł znieść myśli o kimś innym korzystającym z jego talentów. A przecież dookoła było tyle chodzących pokus. Czy mógł zaufać Ianowi? Przecież dopiero mu groził że prześpi się z kimś innym, oczywiście że nie uznawał jakiegokolwiek układu pomiędzy nimi.
Wałkując to wszystko w głowie, momentalnie się spiął, gwałtownie przechodząc do tego stanu z niebiańskiej relaksacji.


effsie - 2018-09-06, 22:58

Zapisałem w głowie kolejny punkt na mapie jego ciała i kontynuowałem te drobne pieszczoty, masując lekko dłońmi jego mięśnie, ustami i językiem zaznaczając kolejne kręgi kręgosłupa, tak, by nie pozostawić mu wątpliwości, gdzie zamierzam zakończyć tę pieszczotę. Co jakiś czas przysysałem się nieco mocniej, dbając o to, by zostawić na tym alabastrowym ciele choć niewielkie, czerwone ślady, choć lepiej żeby nie okazało się, że bawiłem się z kimś w podchody.
Myślałem o absolutnym niczym i ta cudowna pustka rozsadziła się w mojej głowie, a ja sam dawno nie czułem się tak zrelaksowany. No, może dwa dni temu, ale wtedy nie opanowałem tej przyjemności i zaraz oddałem się w objęcia Morfeusza. Dziś, teraz, miałem zupełnie inny plan, chciałem cieszyć się towarzystwem mojej słodkiej zabawki.
Nic dziwnego, że lekko zdębiałem, czując jak w jednej sekundzie spięło się jego ciało. Z ustami na wysokości lędźwi, dłońmi lekko pieściłem jego pośladki i uda, tymczasem zawisnąłem milimetry nad jego skórą, wciąż drażniąc ją oddechem.
Co jest, Maxie? Teraz mi stawiasz zakaz wjazdu? — palnąłem, uśmiechając się głupio, bo jeśli w tej chwili poczuł jakikolwiek wstyd to miał naprawdę, naprawdę pokręconą psychikę.


Gazelle - 2018-09-06, 23:31

Sam nie zauważył nawet reakcji swojego ciała na te przemyślenia i uświadomił go o tym dopiero Ian. Ale on, cóż, nie zamierzał uświadamiać Iana w tym czym było to spowodowane. Jeszcze był na tyle przytomny, by zorientować się że to mogłoby go spłoszyć... A tego najbardziej by nie chciał.
Dla ciebie? Nigdy — mruknął, oddychając głęboko, żeby się uspokoić. I zabawne, bo mówiąc „nigdy” naprawdę miał to na myśli. Już po tym jednym miesiącu ich, cóż, innego oblicza znajomości był w stanie oddać całe swoje ciało Ianowi. I jeszcze żeby on to odwzajemniał...
Nie rozumiał, dlaczego do jego głowy wpychały się natrętnie te wszystkie wizje, które...które ewidentnie nie były normalne. Mieszały mu w myślach, budziły dzikie emocje i zabierały resztki rozsądku. Rozbijały wszystko, co poukładał sobie przez lata. Nie wiedział, jak sobie z tym radzić, ale dopóki był przy Ianie, dopóty wszystko było w porządku.
Proszę, kontynuuj... — szepnął wręcz desperacko. Za tym kryła się znacznie większa treść. Nie zostawiaj mnie. Nie znudź się mną. Pokochaj chociaż moje ciało.
...jestem całkowicie do twojej dyspozycji. Zniszcz mnie.

Przygryzł mocno wargę, w ten sposób próbując przywrócić się do rzeczywistości. Poczuł w ustach krew i wtedy zorientował się, że może trochę przesadził. Dziwne jednak było to, że w ogóle nie poczuł bólu. Ian na szczęście wrócił do swojej pracy i to działało lepiej niż jakikolwiek lek przeciwbólowy. I uspokajający zarazem, bo wkrótce ciało Maxa pod jego ustami i rękoma znów się rozluźniło.


effsie - 2018-09-07, 00:06

Odsunąłem nieznacznie usta i przełożyłem dłonie na lędźwie Maxa, kręcąc delikatne kółka kciukami masowałem jego ciało, pomagając się mu trochę rozluźnić. Nie wiedziałem, skąd to nagłe spięcie, ale chciałem się go pozbyć, żeby i jemu uszczknąć trochę z tej błogości, która mnie ogarnęła.
Słowo daję, zachowywałem się jak piętnastoletni szczeniak, który właśnie zaliczył swój pierwszy raz, ale naprawdę, naprawdę czułem się jak na haju, z tą różnicą, że teraz nic nie przyćpałem, no, chyba że trochę tego słodkiego skurwiela pod moimi rękoma.
Zanim całkowicie się mi rozluźnił, z pieszczoty ust przeszedłem do właściwego masażu i choć wcześniej nie miałem tego w planach, teraz trochę żałowałem, że ta nieszczęsna maść została w moim mieszkaniu. Max w końcu rozluźnił się pod moimi palcami i poczułem chorą satysfakcję wykonanego zadania.
Opadłem na poduszki obok niego, uderzając plecami w pościel i wyciągnąłem rękę po jego podbródek, a gdy chciałem go pocałować, zobaczyłem ślad krwi. Nie pamiętałem ani jej smaku, ani tego, bym to zrobił, tym bardziej, stwierdziłem, byłem chorym debilem, ale z satysfakcją wssałem się w tę ranę, pierwszą, jaką udało mi się zostawić na mojej lalce.
Na myśl o zadawaniu jej bólu i przyjemności jednocześnie, przechodził mnie lekki skurcz.
Hej, blondasie — zagadnąłem, uśmiechając się głupio. — Dasz mi swój numer? Czytałem dzisiaj twój artykuł i wydaje mi się, że stać cię na coś więcej, niż uśmieszek i przeprosinowe obciąganie — wyszczerzyłem się w uśmiechu, nie mogąc się powstrzymać, by nie palnąć jakiegoś idiotyzmu. Prawda była taka, że, rzeczywiście, znalazłem w necie na tym całym portalu artykuł, którego wczoraj nie udało mi się przeczytać i, cholera, wcale nie był taki zły. Co więcej, nawet mi się podobał, Max naprawdę miał cięty język, no, może w innym sensie, niż przy naszych rozmowach, ale i tak był całkiem w punkt. — Mmm, chce mi się jarać. Możemy tutaj czy idziemy na balkon?
Jak coś to u mnie nie można, bo moje kwiatki tego nie lubią. No, chyba że właśnie się spuściłem i nie mam siły się ruszać, wtedy, oczywiście, rozumieją sytuację awaryjną. Takie wyrozumiałe roślinki.


Gazelle - 2018-09-07, 00:43

Udało mu się trochę uspokoić, oczywiście to była zasługa Iana. Nawet jeżeli o tym nie wiedział, jego dotyk był niesamowicie kojący, jakby właśnie dostał usługę premium w spa. Obchodził się z nim tak idealnie, jakby ciało Maxa było stworzone dla jego rąk i ust. I był przy tym taki troskliwy, przecież zadbał o to żeby Max się rozluźnił...co za cudowna osoba. Dlaczego tego wszystkiego wcześniej nie widział w Ianie? Nieistotne. Ważne, że w końcu klapki z jego oczu zostały zdjęte.
Uśmiechnął się szeroko, gdy Ian do niego dołączył w pozycji leżącej. Kiedy go pocałował, poczuł jakąś dziwną ekscytację i motyle w brzuchu przez świadomość, że właśnie kosztował jego krwi.
Nie darujesz mi tego, prawda? — roześmiał się, próbując ukryć to jak bardzo był szczęśliwy z powodu tego, że Ian, właśnie sam Ian poprosił go o numer telefonu. — Pewnie, tylko najpierw wróć się po swój telefon — mruknął. — I...cieszę się, że się nie znudziłeś moim artykułem, czy coś — wyznał już znacznie ciszej. Nie spodziewał się, że Ian będzie o tym w ogóle pamiętać i że sam, na własną rękę poszuka tego artykułu. I fakt, że go pochwalił (może niebezpośrednio, ale Max odczytywał to jako pochwałę)...to pozbywało się ciężaru z ramion Maxa, dawało mu ogromną ulgę i poczucie zadowolenia z własnej roboty.
Hm... — zastanowił się przez chwilę nad pytaniem Iana. Zdecydowanie nie był fanem palenia papierosów w pomieszczeniach. Ten smród tak łatwo wszystko oblepiał, i tak trudno było się go pozbyć. Ale też pewnie Ianowi nie chciało się wyłazić na balkon. Zresztą, musiałby się ubrać, a Max nie chciał się jeszcze pozbawiać widoku jego cudownego ciała. — Możesz tutaj zapalić, ale przy otwartym oknie — powiedział w końcu. — W kieszeni spodni mam fajki, musisz przeboleć mentole jeżeli nie chce ci się iść po swoje.


effsie - 2018-09-07, 06:18

Uniosłem nieco brwi, widząc tę natychmiastową zmianę w jego zachowaniu, gdy tylko poruszyłem temat artykułu. No proszę, proszę, czyżbym znalazł punkt, w którym temu blondaskowi wraca niepewność? Już miałem rzucić jakiś niewybredny komentarz, kiedy przypomniałem sobie wczorajsze jęczenie na wywiad i zmarszczyłem nieco brwi. Boże, amplituda pewności tego gnojka była tak absurdalnie wysoka, że aż nie mogłem w to uwierzyć.
No nie wierzę — postanowiłem wyartykułować swoje zdziwienie. — Po tym wszystkim, co robiliśmy, to jest coś, co cię peszy? Koleś, wyczuwam tu jakieś początki schizofrenii — zażartowałem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Powoli zaczynałem tracić nadzieję, że cokolwiek, co będę kazał mu zrobić, będzie w stanie wywołać u niego to poczucie wstydu, ale, cholera, skłamałbym, gdybym powiedział, że to nie było ani trochę ekscytujące. Było jak cholera, a ja wcale nie chciałem przestać, jak jakiś chory zwyrol szukając w głowie tylko nowych pomysłów, co tu mógłbym z nim zrobić.
Właśnie w tym lepsi byli kolesie od lasek. Zasadzić takiej nieco mocniejszego klapsa, nazwać suką czy szarpnąć za włosy… ech, nie. A to mnie nakręcało, te sprośne słówka i brutalne gesty, sposób, w jaki ten szczyl dawał się mi traktować i do tego błagał o więcej.
Mmm, może nie tylko on miał coś nie tak z głową.
Westchnąłem, kiwając głową i jeszcze przez chwilę leżałem na pościeli, zbierając się, by ruszyć tyłek. Marzyłem o fajce wypalonej z tej pozycji, ale kumałem też, że po prostu mógł tego nie chcieć no i, ech, w porządku. W końcu podniosłem się i sięgnąłem do jego spodni, wyciągając z nich telefon i fajki. Zerknąłem na swoje bokserki obok i wciągnąłem je na tyłek, a potem podszedłem do okna, otwierając je na pełną szerokość.
Odpaliłem fajkę i przełożyłem jego telefon z dłoni do dłoni, wpisałem swój numer i wybrałem połączenie, nasłuchując, czy z drugiego pokoju dochodzą jakieś dźwięki. Gdy usłyszałem pierwsze tony irytującej muzyczki, rozłączyłem się i zerknąłem jeszcze na ekran jego telefonu. — O nie, skasowałeś Tindera — zauważyłem wrednie. Na jego minę wywróciłem oczami. — Wyluzuj, nie czytam twoich sprośnych smsków. Sprawdzam tylko, jakie masz aplikacje. Wiesz, co się mówi o człowieku? Pokaż mi swój telefon, a powiem ci, kim jesteś. — Wyszczerzyłem się do niego w głupim uśmiechu, wychylając głowę nieco za okno, by wypuścić tam dym. — Fejs, Youtube, Twitter, WhatsApp… O, ciekawe jakie zdjęcia wrzucasz na Instagrama — mówiłem, przeklikując przez aplikację. Wrzuciłem jego profil i znalazłem tam kilka fotek, głównie taki freelance-style, wiecie, kubek kawy, notesik, ładne biurko, długopis, wszystko ładnie ułożone i te klimaty, do tego jakieś zdjęcia Nowego Jorku , czy jakieś ujęcie z Central Parku, na którym rozpoznałem Abbie i Sheryl. Generalnie nic, co mogłoby mnie jakoś zdziwić. — Skąd zrobiłeś tę fotkę? Fajna panorama — skomentowałem, na chwilę pokazując mu ekran telefonu, ale zaraz wróciłem do przeglądania aplikacji. — Google Art&Culture, TapeACall, Goodreads… Endomondo, no, Maxie, jaki sportowiec. Water Tracker, hmm, chyba dzisiaj nie wypiłeś wystarczająco dużo wody — mamrotałem, powoli przeglądając kolejne kafelki. — Milk the cow? A to co? — spytałem głośno i zrazu kliknąłem w odpowiedni przycisk, a brwi poszybowały mi wysoko w górę. Parsknąłem śmiechem i od razu uruchomiłem grę, śmiejąc się jak głupi do sera i ledwo przytrzymując z tego zaaferowania fajkę poza jego pokojem. — O kurwa, doję krowę — skomentowałem głośno, ani myśląc przerywania tej absurdalnie głupiej rozrywki.


Gazelle - 2018-09-07, 15:54

Oczywiście, że czuł się niepewnie gdy chodziło o jego artykuły. W wiele z nich wkładał część siebie, niektóre były bardziej osobiste – a to był jeden z nich. Nie miał już chyba żadnych oporów przy Ianie, jeżeli chodziło o wszystko co dotyczyło sfery fizycznej, ale dzielenie się jakimś fragmentem duszy to było jednak coś zupelnie innego.
Zwłaszcza teraz, kiedy jego duszę spowił mrok.
Wcale mnie nie peszy — zaprotestował jednak, chociaż był to wyjątkowo słaby protest. No bo tak, ewidentnie się speszył. Ale nie kwapił się do tego żeby wytłumaczyć to Ianowi. Nie był pewien czy mężczyzna by go zrozumiał. Chociaż Max był pewien, że Ian także coś ukrywał. Może nawet przed samym sobą. Ale, może dlatego że sam się tak dotychczas zachowywał, wyczuwał w Ianie mechanizmy obrony przed sobą i swoimi uczuciami. Może to była nadinterpretacja z jego strony, ale i tak póki co nie miał okazji nawet tego zweryfikować.
Dotychczas nie miał potrzeby ustawiania blokady w swoim telefonie, ale to definitywnie powinno się zmienić, myślał, gdy Ian zaczął grzebać w jego telefonie. Odblokowywanie odciskiem palca, to byłoby najlepsze. Gromił mężczyznę wzrokiem, gdy ten komentował zawartość jego telefonu. Miał szczęście, że był zbyt zmęczony żeby do niego doskoczyć.
Jeżeli przeczytasz chociaż jedną moją prywatną wiadomość, to urwę ci jaja — zagroził, zmieniając lekko pozycję tak, aby móc jeszcze uważniej obserwować Iana. Nie miał w sumie nic takiego do ukrycia, ale tutaj chodziło po prostu o jego prywatność, którą sobie cenił.
I musiał się uprzeć na tą durną grę, która pozwalała mu zabić czas w drodze do pracy — a przy okazji odizolować się od interakcji społecznych.


effsie - 2018-09-07, 16:25

Oparłem się wygodniej przedramionami o parapet, wciąż trzymając fajkę za oknem, coby nie dymić mu do środka. Przechyliłem głowę, mrużąc nieco oczy i uśmiechnąłem się przebiegle.
Nie? To pokaż mi jakiś, nad jakim teraz pracujesz — powiedziałem, uważnie obserwując jego reakcję.
To nie tak, że się nabijałem, przynajmniej nie tym razem, serio. Nie lubiłem tego głośno mówić, ale sam też byłem twórcą, też pracowałem kreatywnie, więc wiedziałem, że to wcale nie jest taka łatwa broszka, że efekt finalny znacznie różni się od tego początkowego. Też bywałem mocno niepewny, też rwałem sobie włosy i też kurwiłem na wszystko wokół. Z pewnym zażenowaniem zerkałem na swoje stare projekty, często te sprzed kilku miesięcy, bo dziś już bym takich nie zrobił, ale… ale jakoś podświadomie czułem, że to dobrze, że się rozwijam i tak ma być. Gdybym za pięć lat wciąż robił to samo co teraz, ech, to oznaczałoby stagnację, a stagnacji bałem się jak skurwysyn.
I, naprawdę, nie miałem zamiaru myszkować po jego telefonie, dajmy sobie spokój. Okej, rozumiem, skąd to mógł wytrzasnąć, bo wczoraj zachowywałem się trochę inaczej, ale to wszystko dlatego, że chciałem go zirytować tym zasranym Francuzem, po prostu. Też nie miałem nic do ukrycia, tak generalnie, ale nie podobałaby mi się perspektywa by obcy ludzie czytali moje wiadomości, tak generalnie z zasady, bo czemu niby by mieli?
Generalnie, jak mi się przypominało, to byłem mocno anarchistyczny.
Musiałem tylko o tym pamiętać.
Jezu, wycziluj, doję krowę — mruknąłem, wywracając oczami i pokazałem mu ekran, na którym były wymiona. — Ech, przez ciebie przegrałem — westchnąłem, a potem zablokowałem telefon i rzuciłem w jego stronę. — Jak masz się tak spinać to łap.


Gazelle - 2018-09-07, 17:41

Otworzył szeroko oczy.
Eeee, obecnie nad żadnym — przyznał niepewnie. — Znaczy, to co miałem zrobić już wysłałem naczelnemu, więc, no, czeka na aprobatę — dodał, mając nadzieję że Ian dalej nie będzie drążył tematu. Bo tym razem pisał o takich bzdurach, że serio nie chciał się tym dzielić. Niestety, jego dziennikarstwo zazwyczaj nie było ambitne. Marzyły mu się felietony w jakimś poczytnym czasopiśmie, ale nie zawsze można żyć marzeniami. — Chyba że interesuje cię tekst na stronę firmy transportowej — zażartował, kiedy przypomniał sobie że w sumie pracował nad tym zleceniem jeszcze. No, ale miał całkiem sporo czasu na to, więc się mocno nie śpieszył.
Najbardziej lubił pisać o rzeczach, przy których miał okazję popuścić wodzę fantazji, oddać jak najwięcej od siebie. I może nie zawsze był dumny ze swojego pseudofilozoficznego pierdolenia, może się z perspektywy czasu tym krępował, ale to była rzecz w której odnajdywał prawdziwą frajdę i to go głównie czekało przy dziennikarstwie.
A także to, że by się po prostu bał zaryzykować i przebranżowić. Od lat nastawiał się na zawodowe pisanie i w tej sferze czuł się najbardziej komfortowo.
Ojej, strasznie mi przykro — wystawił w dziecinnym geście język i wyciągnął przed siebie dłonie żeby złapać telefon, który wylądował ostatecznie tuż obok niego. Cóż, przynajmniej na łóżku, a nie na podłodze. Tego sprzęt mógłby nie przeżyć. — Weź już kończ jarać, bo zimno — pożalił się. Wstał, żeby odgarnąć pościel i móc chwilę później ułożyć się pod kołdrą. O, znacznie lepiej. I milej. Dbał o swój komfort spania, więc zazwyczaj nie oszczędzał na pościeli. — I wracaj do mnie tutaj.


effsie - 2018-09-07, 18:01

Westchnąłem i pokręciłem krótko głową.
Nie wiem czemu zawsze ucinasz ten temat, ale jak nie chcesz o tym gadać to nie, już nie będę pytał — powiedziałem, wzruszając ramionami. Spoko, próbowałem kilka razy, ale serio potrafię załapać aluzję, nie jestem aż taki tępy. Bardziej mnie to, ech, dziwiło? Znałem naprawdę dużo ludzi i wierzyłem w to, że każdy ma coś interesującego do powiedzenia, zwłaszcza o swojej pasji, więc kiedy nadarzała się okazja to drążyłem temat, mocno. Naprawdę, absolutnie uwielbiałem zajawionych ludzi – i ta zajawka wcale nie musiała mi się podobać, bardziej chodziło o energię, którą wtedy wydzielali, która się z nich sączyła, a ja, ech, ja żyłem na tej energii. Swojej, własnej, tej z dziar i deski, czasem z dobrego filmu czy jakiejś akcji na mieście, nie to, że mi teraz tego brakowało, ale lubiłem szukać inspiracji naokoło, tak po prostu.
No cóż, tutaj najwyraźniej nie miałem po co, a szkoda, trochę zajarałem się tym całym researchem, który wtedy odwaliliśmy.
Zaciągnąłem się po raz ostatni papierosem i zgasiłem niedopałek o parapet, a potem wychyliłem się i wyrzuciłem gdzieś za okno, zastanawiając się, czy nie pacnie jakiejś staruszki prosto w czoło, to by dopiero było, strzał za dziesięć punktów, ale już nie dojrzałem, co się działo. Zamiast tego zamknąłem okno, rzeczywiście, na moje ciało też wstąpiła już lekka gęsia skórka. Zmierzyłem wzrokiem Maxa, który rozłożył się pod kołdrą (ja się tam na pewno nie pchałem) i przystanąłem przy krawędzi łóżka.
Nie chciałem jeszcze wracać do siebie, ale nie do końca wiedziałem, co tutaj robię.
Masz jakieś piwo w lodówce? — spytałem więc.


Gazelle - 2018-09-07, 19:04

To nie tak — westchnął, słysząc ton głosu Iana. — Po prostu...wiesz, moja praca naprawdę nie jest aż tak interesująca. W zasadzie czasami mi się wydaje że jestem bardziej pełnoetatowym copywriterem niż dziennikarzem — przyznał gorzko. Sam nie wiedział, czemu go tak właściwie wzięło na wyznania, ale skoro już zaczął... — Są ludzie, którzy czytają nawet takie durne artykuły i to w porządku, nie widzę w tym nic złego. Ale nie czuję się, żebym się w ogóle w tym spełniał, żebym ruszał do przodu. Okazyjnie zdarzy mi się coś fajnego, a tak to jest zwykła rutyna. Chciałem być dziennikarzem śledczym, bo tam się przynajmniej coś dzieje, wiesz? I staram się...wkładać trochę z siebie w te artykuły, żeby nie zamienić się całkowicie w cholernego robota. Czasami są to dosyć osobiste rzeczy, ale moje doświadczenie to jest jedno z narzędzi pracy. To trochę krępujące, tak się...odsłaniać, kiedy wiem że już nie jestem po prostu autorem artykułu, na którego nazwisko nikt nie zwraca uwagi, tylko mam do czynienia z kimś, kogo znam.
I w tym momencie właściwie się bardzo odsłonił, czyli de facto zrobił to, czego się tak obawiał. Nie była to nawet część tego, co mu leżało na sercu, ale zazwyczaj swoje dylematy zostawiał albo dla siebie, albo przerzucał częściowo na klawiaturę.
Kiedy wtedy...pomagałeś mi w tym researchu, pomyślałem że tak to właśnie powinno wyglądać. I może się nie nadaję do tej roboty? Może problem tkwi w tym, że nie jestem odpowiednią osobą, żeby zajmować się czymkolwiek innym niż mało ambitnymi, rutynowymi artykulikami? — spojrzał na Iana i uśmiechnął się słabo. — Sorry, trochę się zapomniałem. A co do alkoholu, to mam tylko wino i resztkę wódki z moich urodzin w lodówce. Częstuj się czym chcesz i chodź tutaj, no. Masz ADHD czy co? Jutro czeka cię przecież lot do tego LA, możesz sobie trochę odpocząć.


effsie - 2018-09-07, 19:51

Tym razem naprawdę nie próbowałem nic na nim wymusić, dlatego nieco zdziwiłem się tym nagłym wyznaniem, ale nie, że pejoratywnie. Słuchałem go uważnie, nieco mrużąc oczy i marszcząc brwi, zastanawiając się nad czymś głęboko.
Ale tak, miałem ADHD, może niepotwierdzone, ale jednak, nie ma to jak być swoim własnym lekarzem. To nie tak, że porzuciłem ten wątek, nie myślcie sobie, po prostu byłem chyba nieco uzależniony zarówno od fajek, jak i alkoholu, albo po prostu miałem ochotę, no co zrobisz?
Poczekaj tu — powiedziałem więc, tak jakby miał zamiar się stąd ruszyć i rzeczywiście poszedłem do lodówki.
Hmmm…
Nie byłem jakimś wielkim fanem wina, właściwie to był jeden z ostatnich trunków, jakie bym wybrał, ale pamiętałem jego reakcję na wódkę, więc to może nie najlepszy pomysł. Wyciągnąłem z lodówki butelkę wina (białe, dobre chociaż to, czerwone było jeszcze gorsze) i rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu jakichś szklanek. Dopiero w połowie drogi do sypialni blondasa zorientowałem się, że powinienem raczej porozglądać się za kieliszkami, ale absolutnie nie robiło mi to różnicy i nie chciało mi się już wracać.
Wiesz — zacząłem, lokując się tyłkiem na pościeli i rozlewając wino do dwóch szklanek. Jedną z nich podałem Maxowi, a potem rozejrzałem się nieco za jakimś wygodnym miejscem. Nie miałem zamiaru ładować się pod kołdrę, dlatego oparłem się wygodnie plecami o ramę łóżka naprzeciwko Maxa i zgiąłem nogi w kolanach. — Musisz pomóc mi coś zrozumieć, bo jeszcze nie jestem pewien, czy łapię do końca — powiedziałem po prostu. Prawdę mówiąc, był ze mnie całkiem prosty chłopak, a wiedziałem, że niedopowiedzenia i jakieś przekręcone zdania już wiele razy wyprowadziły mnie w pole, dlatego teraz wolałem się już zawczasu upewniać. — Chciałeś zostać dziennikarzem żeby móc komentować jakieś zdarzenia, opowiadać je z uwzględnieniem własnej perspektywy, a nie tylko relacjonować… ale boisz się, co pomyślą sobie o tobie inni? — Słowo daję, naprawdę się z niego nie nabijałem i nawet postarałem się, by mój ton głosu na to nie wskazywał. Zwyczajnie, chciałem wiedzieć, czy dobrze interpretuję jego słowa. — Więc kiedy już masz okazję do napisania czegoś od siebie, odskoczni od tych klepanych na zlecenie tekstów, to kończy się i tak tym, że tego nie robisz i potem jesteś tylko wkurwiony na siebie, bo stoisz w miejscu i klepiesz te kopiuj-wklej? — To już była moja interpretacja, ale taki ze mnie koleś, że sobie poleciałem, a chuj.
Wziąłem łyka wina i przepłukałem nim usta. Nie było wcale takie najgorsze, dlatego przełknąłem alkohol i uśmiechnąłem się lekko do Maxa.
Research-sresearch — mruknąłem, wywracając oczami. — Może powinno, może nie, chuj wie. Skoro ty nie czujesz się w tym dobrze to u ciebie tak nie wygląda i tyle. — To trochę jak styl tatuatora. Mogą podobać mi się dziary, które robi Mo Ganji, ale sam nigdy bym się w tym nie odnalazł. Było w tym za dużo… spokoju, tak przesadnie, że aż mnie irytował. — A te twoje durne artykuliki? Bardzo dobrze, że je napierdalasz, nawet jak ci się nie podobają, nawet jak uznajesz je za bezsensowne i tak dalej. Na czymś musisz się w końcu uczyć — stwierdziłem, ale widząc jego minę, wywróciłem oczami i nie dałem sobie wejść w słowo. — Słuchaj, serio, jak chcesz to pokażę ci zaraz całą kolekcję spierdolonych dziar, które musiałem zrobić żeby w końcu choć trochę nauczyć się trzymać maszynkę.


Gazelle - 2018-09-07, 20:55

Pokręcił przecząco głową. To nie tak, że Ian całkowicie się mylił, ale jedną rzecz źle zrozumiał.
Kiedy mam okazję napisać coś od siebie, to staram się z tego korzystać. Ten artykuł, który czytałeś...trochę popłynąłem, bo miałem do tego przestrzeń i mogłem bardziej podzielić się swoimi przemyśleniami. Takie rzeczy najbardziej lubię. Lubię mieć tę swobodę. Nawet jeżeli nic dookoła się nie dzieje, to nie jest ani trochę tak wtórne i nudne jak te inne artykuły czy teksty reklamowe. To jak różnica pomiędzy malarzem, który tworzy dzieła sztuki, a malarzem który maluje ściany w pokojach. I to, i to jest fachem, w którym zasadniczo pokrywasz powierzchnię danymi barwami, a jednak różnica jest kolosalna. Żaden z tych zawodów nie jest zbędny, nie jest gorszy, ale ten pierwszy malarz byłby cholernie nieszczęśliwy wykonując tylko pracę tego drugiego. I...wiesz, nie mam aspiracji by tworzyć dzieła sztuki, nie celuję w Nagrodę Pulitzera, ani jakąkolwiek inną, bo to nie moja półka i wiem o tym że nie jestem wystarczająco dobry. Po tych paru latach w praktyce dziennikarskiej już mam świadomość swoich mocnych, i słabych stron. Dzięki temu mogłem się ostatecznie pożegnać z planami o dziennikarstwie śledczym, bo po prostu nie dałbym sobie rady. Jednak...czuję po prostu, że to nie do końca to. Brakuje mi satysfakcji — skończył swoją przydługawą wypowiedź ciężkim westchnięciem. Przeniósł się w międzyczasie do pozycji półleżącej i sięgnął po szklankę, żeby móc w końcu zaspokoić swoje pragnienie winem.
Wiem, że to jest forma praktyki i absolutnie temu nie umniejszam — zaznaczył. — Ale ileż można?
Wziął kolejny łyk i spojrzał uważnie na mężczyznę. Podobało mu się to, że potraktował go poważnie, że w ogóle prowadzili w tym momencie taką konwersację zupełnie pozbawioną ich zwyczajowego przekomarzania się. Lubił tę dynamikę, oczywiście że tak, ale w tym momencie czuł się bliżej Iana jak nigdy wcześniej. I w tym uczuciu mógł się pławić.
Ian...a właściwie, dlaczego zdecydowałeś się na tatuowanie ludzi? Znaczy, to pasuje do ciebie, ale pamiętam że na studiach...no, może mi się wydawało, ale zdawałeś się lubić swój kierunek i lubić grafikę. Spędzałeś nad tym sporo czasu, czasami się wkurzałeś, wierz mi, słyszałem, ale koniec końców wydawałeś się zadowolony. A teraz? Jesteś zadowolony? Satysfakcjonuje cię to? Zdarzyło ci się, no wiesz, żałować tej zmiany planów? — spytał. — Jeżeli chcesz mi je pokazać, to z chęcią je zobaczę. Kiedy mieszkaliśmy razem, czasami widziałem twoje projekty na studia. Były świetne, wiesz? Nie mówiłem ci tego, bo nie byliśmy aż tak blisko żeby się ciągle komplementować, ale byłem pod wrażeniem — wyznał. Pochylił się i czuje przejechał palcem po policzku mężczyzny, uśmiechając się lekko do niego.


effsie - 2018-09-07, 21:33

Słuchałem Maxa ze spokojem obracając szklankę z winem w ręce i sączyłem je powoli, w myślach analizując na bieżąco słowa tego blondasa naprzeciwko mnie. Absolutnie nie zamierzałem lecieć teraz ze sztampowymi tekstami typu „nie no co ty, na pewno jesteś dobry” czy wszystkimi pokrewnymi tego tematu, bo, ech, nie wiedziałem, po prostu. Strasznie wkurwiali mnie ludzie, którzy wiedzieli lepiej, tak jak, na przykład, narzekałem na swoje umiejętności, kiedy jeszcze nie potrafiłem postawić prostej kreski, a jakaś laska musiała powiedzieć, że nieprawda, jej się bardzo podoba. No i chuj, miałem to gdzieś, to, czy jej się podoba, czy nie, naprawdę wiedziałem lepiej i nie potrzebowałem tych sztucznych zapewnień.
Max może nie był mną, pewnym siebie dupkiem z ego większym niż Mont Everest, ale nie miałem absolutnie żadnych powodów żeby mu nie ufać, a więc i w tym osądzie nie zamierzałem się z nim kłócić.
Może niektórzy ludzie uznawaliby takie zaprzeczanie za miłe, ale na całe szczęście nie aspirowałem do tego epitetu.
Zamiast tego wolałem po prostu spytać:
A co ci ją daje? Tę satysfakcję, to znaczy. Bo wiesz, może latanie po parku było w jakiś sposób odświeżające, chuja wiem, no ale to nie twoja bajka, nie? — Zmarszczyłem na chwilę brwi. — Jakie są te twoje mocne strony? Skoro nie wywiady z ludźmi i nie myszkowanie po archiwach i śledzenie złodziei… serio pytam.
I serio, serio pytałem. Skoro miał świadomość tego, jakie były, to chciałem usłyszeć. Do tej pory mówił tylko o tym, czego nie lubił robić, mówił, że lubi pisać od siebie, ale co to właściwie znaczyło? Nie miałem absolutnie bladego pojęcia.
Szczerze mówiąc, nie przypisywałem do tego większej wagi, tego, znaczy naszej rozmowy. Naprawdę lubiłem rozmawiać z ludźmi, zwłaszcza kiedy mówili o rzeczach dla nich istotnych i, zabrzmię pewnie jak narcyz, ale byłem dobrym kumplem. A Maxa lubiłem, miałem wolny wieczór, więc siedziałem sobie z kumplem przy alko i gadaliśmy. To naprawdę nie było dla mnie nic dziwnego, no, może gdyby nie fakt, że robiliśmy to w jego łóżku i bez ciuchów (ok, miałem na sobie bokserki, ale wiadomo, o co chodzi), ale nie przypisujmy już temu takiego wielkiego znaczenia.
Pasuje do mnie? — powtórzyłem za Maxem, unosząc lekko kącik ust. Do mnie, czyli do kogo? Słyszałem to wiele razy i zwykle była to wypisz-wymaluj cecha podrzędnego badboya, a cóż że wiedział o mnie ten blondasek, że porywał się na takie stwierdzenia? Żeby nie było, żadnej z tych myśli nie wypowiedziałem na głos, ot, uśmiechnąłem się sam do siebie. — Przecież ci mówiłem. Nie chciałem już więcej pracować w korpo, nie miałem kasy, więc robiłem te wszystkie dziwne rzeczy i tak wyszło. — To był duży skrót tej historii, ale miałem wrażenie, że odwraca kota ogonem i zamiast odpowiedzieć mi na pytanie, rzuca swoje, by na nim skupić moją uwagę. — Jak chcę pokazać? Ech, ale ty jesteś czasami głupi. Musiałbym mieć coś mocno nie tak z głową żeby chcieć ci pokazywać moje chujowe projekty. — Puściłem do niego oczko. To nie tak, że uważałem to za całkiem idiotyczną praktykę, bo nie, nie do końca, przecież z jakiegoś powodu je trzymałem. Czasami warto było sobie na to zerknąć i ocenić, jakie zrobiło się postępy, zobaczyć, od czego się zaczynało, zwłaszcza jak było się w martwym punkcie i chciało się wszystko pierdolnąć w pizdu, ale no… nie ma się co oszukiwać, byłem trochę próżny i wolałem, by ludzie widzieli to, co wyszło mi lepiej, niż gorzej.
Westchnąłem i wyciągnąłem rękę, muskając Maxa po dłoni, którą głaskał mój policzek. Nie byłem fanem tych słodkich do porzygania gestów, ale lubiłem czuć pod palcami dotyk jego gładkiej skóry.


Gazelle - 2018-09-07, 22:05

Lubię... — odezwał się w końcu po chwili zawahania — myśleć, wbrew pozorom. Rozmyślać nad różnymi kwestiami, czasami abstrakcyjnymi w cholerę, i wyciągać z tego jakieś wnioski. Lubię rozwlekać się w pisaniu i drążyć, drążyć temat. Pisać tak, żeby nie mieć w głowie ułożonego całego artykułu. Żeby zaskoczyć siebie samego w trakcie pisania. Prowadzić dialog ze sobą. Chciałbym pisać felietony, chyba w tym najlepiej się sprawdzam — przyznał, lekko zawstydzony. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzał. Nawet jeżeli to była pierdoła, to wciąż jedna z tych spraw które trzymał tylko dla siebie i nie wypowiadał ich na głos. Max wiedział, jak bardzo bogate było jego życie wewnętrzne, w przeciwieństwie do nudnej rutyny, której uparcie trzymał się w rzeczywistości. W swojej głowie, miał przynajmniej kontrolę nad tym co się działo...przynajmniej do czasu. A może od początku jej tak naprawdę nie miał, a to była jedynie iluzja?
Zastanowił go lekko urażony ton Iana. Zupełnie nieintencjonalnie i naprawdę słabo dostrzegalny, ale jednak coś mu się nie spodobało w wypowiedzi Maxa.
No, bo to ci chyba też daje większą wolność, nie? Nie wiem naprawdę jak to jest w grafice, ale wydaje mi się — podkreślił, żeby Ian nie myślał że próbował się kreować nagle na jakiegoś eksperta — że może kiedyś wyglądało to inaczej, ale teraz praca grafika też często ogranicza się do sztywnych zleceń. I, nie dziwię się temu że nie chciałeś pracować w korporacji. Bo, szczerze? To ostatnie miejsce w jakim bym cię widział — paplał dalej, rozochocony alkoholem. Może wysuwał zbyt śmiałe wnioski, w końcu aż tak wiele o Ianie nie wiedział, więc bazował tak naprawdę tylko na swoich domysłach. — Bo jesteś taki niezależny. Żyjesz po swojemu, taki, taki kapitan na swoim statku, a takiej wolnej duszy nie wciśnie się za cholerę w sztywny garnitur, rozkazując że ma się zachowywać tak i tak, nie? Boże, to czasami jest tak irytujące w tobie. Pamiętasz, co ci powiedziałem...przedwczoraj? Tak, przedwczoraj. Myślę, że ten kapitan ma jednak trochę za ciasny mundur i przed czymś się chowa w swojej kajucie. Ale, wracając do tematu pracy, to to chyba nie jest cała historia, nie? — mruknął.
No i była jeszcze taka kwestia, że nawet wizerunek Iana mówił o tym jaką profesją się zajmował. Miał totalnie wygląd tatuażysty. Aż Max dziwił się sobie samemu, że na początku się w tym nie zorientował i palnął coś o muzyce. Jednak sugerując się wyglądem, to też nie był kiepski trop.
Trochę z żalem przyjął wiadomość o tym, że Ian jednak nie chciał mu pokazać swoich starych projektów. To byłby niesamowity wyraz zaufania. Z drugiej strony, mógł to zrozumieć, ale, ech...nie miał powodu żeby się wstydzić przez Maxem, nie?


effsie - 2018-09-07, 23:04

Czyli chciałbyś mieć swoją kolumnę w gazecie i wyrażać swoje zdanie, żeby ludzie cię słuchali — bardziej chyba stwierdziłem, niż spytałem. Nie do końca wiedziałem, co o tym sądzić, znaczy… nie tak, że oceniałem jakiekolwiek jego decyzje, bo naprawdę nie sądziłem, że można wartościować czyjeś marzenia, to byłoby niemożebnie głupie. Po prostu, ech, zaskakiwała mnie ta blondwłosa istotka, a może właśnie nie zaskakiwała? Jeszcze kilka dni temu byłem przekonany, że jest mocno nieśmiały i wycofany, ale zdążyłem już odkryć kilka jego pozbawionych wstydu cech, tę absolutną potrzebę bycia w centrum zainteresowania, nawet jeśli tylko mojego, no i ogromną zapalczywość. Może to wszystko miało sens, myślałem sobie, patrząc się na niego z durną myślą w głowie, czy to możliwe, że osobowość ludzi w seksie jest odbiciem ich najskrytszych marzeń. Nie znałem Maxa praktycznie w ogóle, więc nie chciałem kusić się na takie prędkie teorie, ale ciekawe, co to by znaczyło o mnie…
Boże, chyba upiłem się tymi kilkoma łykami wina.
Wiesz, nie to, by dla mnie robiło to jakąś różnicę i żebym się na tym jakoś znał… ale zawsze wydawało mi się, że dziennikarze to są ci, którzy mają za zadanie przekazać jakieś bardziej, nie wiem, informacje? Też ze swoim komentarzem, w swoim stylu, ale że jednak chodzi o to, by wydobyli rzeczy od ludzi. A to, co ty mówisz, nie wiem, ja bym chyba na twoim miejscu mówił, że chciałbym być pisarzem. Albo felietonistą. Ale może to nieważne. — Wzruszyłem lekko ramionami. — O czym byłyby te twoje felietony?
Schyliłem się po butelkę wina, którą zostawiłem na podłodze i dolałem, tym razem tylko sobie, bo słuchając dalszej wypowiedzi Maxa odniosłem wrażenie, że jemu na razie wystarczy. Nie to, bym żałował mu jego wina czy zamierzał odmawiać, gdyby go rzeczywiście chciał, ale nie miałem zamiaru go dziś upijać.
Widać, że niezła byłaby z ciebie pisarzyna, z takimi metaforami, no no — zaśmiałem się cicho, uśmiechając się szeroko i kręcąc głową. Potem upiłem trochę wina i wzruszyłem lekko ramionami. — Spierdoliłem z korpo mniej-więcej z tych powodów, które wymieniłeś, szkoda gadać. I wtedy nie chciałem mieć z tym nic wspólnego, w ogóle z grafiką, tak jak ci mówiłem, wakacje od życia. Byłem tym zmęczony i nieźle sfrustrowany i tylko mnie to wkurwiało. No i robiłem dziesiątki tych głupot, kiedyś ci o nich opowiem to jebniesz, no i tak jakoś było. Ale minął jakiś czas, wtedy mieszkałem z Tonym, on jest architektem i miał jakiś deadline i poprosił mnie, czy bym mu nie pomógł z rysunkami. Jego biuro musiało zrobić dla jakiegoś klienta wizki, znaczy takie szkice, odręczne, a już się nie wyrabiali z całą pracą. A że wtedy pracowałem jako koleś na nocnej zmianie w hostelu, znaczy, moim zadaniem było nie spać kiedy wszyscy spali, to miałem czas i mu pomogłem. I jak wtedy siedziałem nad tymi rysunkami to skumałem, że to mnie już nie wkurwia no i w sumie to lubię to robić. Że wiesz, jak tego mi zabrakło w życiu, znaczy nie tego może konkretnie, ale w ogóle tego tematu tworzenia, to nagle nie było tej satysfakcji. W sensie, nie to, że było źle, jak było, bo nie było, ale ja jakoś nie czułem się jeszcze do końca, na stówę, zgodny z sobą. Że, wiesz, może wkurwiały mnie okoliczności tego, w jaki sposób ostatnio wyrzucałem z siebie te swoje rzeczy, ale że jakoś muszę je wyrzucać, bo inaczej mi odpierdoli — powiedziałem. — No, a że z robienia dziarek łatwiej wyżyć niż ze sprejowania po murach to tak wyszło — zironizowałem na końcu, bo to był zaledwie początek tej historii i mógłbym o tym długo gadać, a, umówmy się, nie wszystkich to interesowało.


Gazelle - 2018-09-08, 00:01

Otworzył szeroko oczy, słysząc stwierdzenie Iana. Może to nie było wielkie odkrycie, może to była całkiem oczywista rzecz, ale Maxa wryło to w ziemię. Czy to naprawdę tego pragnął?
Sprawa była dosyć skomplikowana. Max to osoba, która z reguły siedziała w cieniu i w tym cieniu było mu dobrze. Zajmował się swoimi sprawami, świat wokół niego się kręcił, i wszystko okej. Niemniej, kiedy tylko wychodził z tego cienia, kiedy był gotowy na to aby pokazać się światu...tak, chciał uwagi. Nie sięgał po nią dopóty, dopóki nie był pewien że ją osiągnie. Dlatego miał taki opór przed zaprzyjaźnieniem się ze swoimi współpracownikami, dokąd oni nie przekonali go że naprawdę o nim myślą i że jest on w jakiś sposób dla nich ważny. Ważny, o tak. Uwielbiał czuć się ważny. Dlatego też pewnie chciał zmonopolizować na sobie uwagę Iana...to wszystko nabierało sensu! Chciał dla Iana być specjalny. I ciężko znosił fakt zerwania z nim kontaktu po studiach, bo wtedy uderzyło w niego to, jak mało istotny dla niego był. Cholera. Tak. Chciał być ważny. Chciał, żeby Ian myślał tylko o nim, jak w końcu odważył się do niego zbliżyć. Na tym etapie już by nie zniósł odrzucenia.
A jak to się odnosiło do jego kariery? Ano tak, że mimo iż, tak jak wspominał, nie sięgał wysoko, to jednak chciał coś znaczyć. Miał przeczucie, że tylko wtedy jego praca będzie miała sens. Kiedy nie będzie jednym z wielu, praktycznie copywriterów, a osobą ze swoją specjalną rubryką, ze swoją i tylko swoją przestrzenią.
Technicznie tak — odezwał się w końcu, lekko drżącym głosem z przejęcia. Myśli przebiegały mu po głowie, milion na sekundę i Max nagle czuł się przez to niesamowicie pobudzony, jakby z tego wszystkiego miał wybuchnąć, albo wystrzelić w kosmos. — I w to wierzyłem na studiach. Że moim zadaniem będzie zbierać informacje, przetwarzać je, i przekazywać. Ale...tak jest, i tak nie jest. W sensie, pierwsze skojarzenie to przekazywanie jakichś ważnych informacji ze świata, nie? Coś jak relacja ze spotkania Trumpa z Putinem, albo z trzęsienia ziemi w Japonii. Ale częścią świata są także ludzie, co nie? Ich zachowania. Ich wady, zalety, błędy, nieracjonalności. Ludzie tworzą ludzki świat, to oczywiste. I analiza tych zachowań jest fascynująca. W kontekście polityki, ale także w kontekście społeczeństwa. Felietonista może sobie spokojnie w tym grzebać, nie mając nad sobą tej odpowiedzialności co psycholog, i nadal przy tym coś przekazywać do środków masowego przekazu. Media kształtują w końcu świadomość, nie? I mamy w większym lub mniejszym stopniu, my, jako dziennikarze, możliwość zasiania jakiejś idei, poglądu — mówił podekscytowanym tonem, ze świecącymi oczyma. Gdyby nie był tak fizycznie wyczerpany po seksie, to właśnie by chyba skakał po pokoju. — Nie musimy być wcale tylko automatami, które mówią jak jest, możemy także mówić jak powinno być, jak chcemy żeby było, czy pobudzać czytelników czy widzów do refleksji, a to wszystko z tak wygodnej pozycji.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak rozgadany, ale w tym momencie dostawał istnej epifanii dzięki Ianowi. Cholera, to tylko dowodziło temu jak ogromny wpływ ten mężczyzna miał na jego życie. Ian miał rację, to było przeznaczenie. Ktoś tam na górze, na dole, czy z boku, ktoś decydujący o tym całym grajdole stwierdził że Max potrzebował takiej osoby.
Moje felietony? O życiu. W najszerszym znaczeniu. Ograniczenie się do jednej tematyki byłoby takie nudne. Cenne wnioski można wyciągnąć zarówno z zachowania typowego Smitha, jak i z procesu legislacyjnego, czy protestów przeciw Trumpowi. Można pisać o emocjach, o zjawiskach społecznych... — wyliczał, żywo gestykulując. Chociaż rzeczywiście, najlepiej byłoby się trzymać jednego obszaru zainteresowań, jednak w tym momencie umysł Maxa pracował na takich obrotach, że był w stanie wyobrazić sobie opracowywanie każdego z wymienionych przez niego tematów. Nakręcił się tak mocno, że mógł pisać nawet i w tym momencie.
Trochę ciężko było mu w takim stanie skupić się na słowach Iana, ale zmobilizował się najbardziej, jak mógł. Przeznaczenie musiało działać w obie strony. Czyli to oznaczało, że on też miał do odegrania jakąś rolę w życiu Iana. I, cholera, chciał wypełnić ją jak najlepiej. Ian go potrzebował, na pewno go potrzebował. Musiał mu zapewne rozluźnić guziki w mundurze i wyprowadzić z kajuty przed ster. I razem z nim trzymać ten ster.
I przy tym miał doskonałą okazję, żeby nauczyć się więcej o Ianie. Teraz, kiedy dotarł do tego jak wielkie znaczenie ten mężczyzna miał w jego życiu, chciał chłonąć tej wiedzy. Tylko w taki sposób mógł go dobrze nawigować, prawda?
Zabawne, jak całym światem rządziło przeznaczenie. Nawet historia Iana poniekąd to potwierdzała. Jak on, głupi, śmiał w to kiedykolwiek wątpić? Jak dobrze, że Ian zaszczepił w nim tę wiedzę, Jezu, był mu taki wdzięczny.
To niesamowite...w sensie, wiesz, fakt że to zwyczajnie tak na ciebie spadło, co nie? Ale to nie wszystko, prawda? Bo nie wierzę, że dalej jakoś to wyszło, Ian, coś tam musiało cię w to bardziej popchnąć. Jesteś taki żywiołowy, przecież mówiłeś o tym jak zmieniałeś pracę, więc skoro przy tym pozostałeś to musiało cię coś przy tym mocno zatrzymać. I z jakiegoś powodu historia z grafiką się nie powtórzyła. Satysfakcjonuje cię to co robisz, prawda? — dopytywał, chociaż z jego perspektywy odpowiedź była oczywista. Z całej historii Iana wydobył jeszcze jedną rzecz: kiedyś ci o nich opowiem. Oczywiste nawiązanie do przyszłości, nawet nieokreślonej. I w dodatku Ian chciał się z nim podzielić historiami ze swojego życia, uzupełnić ten okres pięciu lat, kiedy nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. To tak, jakby Max był dla niego w jakiś sposób ważny, prawda? Na pewno był ważny, Ian mógł sobie z tego nie zdawać sprawy, ale tak na pewno było.


effsie - 2018-09-08, 00:24

Obserwowałem zmieniający się wyraz twarzy Maxa i śmiałem się nawet niespecjalnie ukrycie, ciesząc się jak głupi do sera. Gdy zaczął swój mocno rozentuzjazmowany monolog, musiałem aż uważać żeby nie wytrącił mi szklanki z winem, taki był podekscytowany i przez moment przeszło mi przez myśl pytanie, czy to było to samo, jak wtedy, gdy my dwaj uprawialiśmy seks, ale ech, nie byłem w stanie tego ocenić, nie obiektywnie.
Potrzeba nam jakiegoś sędziego do tego sporu.
Nie odzywałem się ani słowem, bo miałem graniczące z pewnością przekonanie, że i tak by je zignorował. Zamiast tego dolałem sobie jeszcze wina i oparłem się wygodniej o ramę łóżka, zastanawiając się, czy Max zorientował się, że w tym całym rozemocjonowaniu rozkopał wokół siebie pościel, która teraz ledwo zasłaniała mu przyrodzenie, a on machał rękoma na wszystkie strony.
Mmm. Powinieneś założyć bloga — podsunąłem, unosząc szklankę z alkoholem do ust i zaśmiałem się, że jeszcze chwilę temu zarzucałem (w myślach, bo w myślach, ale zawsze) temu kolesiowi brak pasji.
Ehe, a tu mi jedzie czołg.
Wiem, że teraz to już niemodne i wszyscy są na Youtube, ale skoro lubisz pisać to powinieneś założyć bloga. No i tam wrzucać te swoje felietony.
Albo chociaż fanpage na fejsie, no cokolwiek, bo serio, ech. Skoro tak lubił to robić to czemu jeszcze nie zaczął realizować tego planu? Nigdy nie rozumiałem tego w ludziach.
Czekaj, czekaj, Maxie. Zaraz możemy sobie pogadać o dziarkach i w ogóle, ale na początku zastanówmy się, jakie kategorie mógłbyś mieć na swoim blogu — rzuciłem, pół żartem, pół serio, ale on był chyba gotów wziąć to całkowicie na poważnie. I w sumie, dobrze, bo skoro naprawdę męczył się w tej swojej pracy to co stało na przeszkodzie, żeby realizować się w inny sposób?
Jak nie drzwiami to oknem.
Jak nie oknem to murem.
Czy coś tam.


Gazelle - 2018-09-08, 00:51

Propozycja Iana była w stanie go na chwilę zatrzymać. Skłamałby, gdyby powiedział że ani raz przez myśl mu nie przeszedł pomysł założenia bloga. Nawet przez parę lat prowadził bloga, w liceum, ale miał on charakter mocno osobisty. Na studiach też coś próbował, ale szybko mu się odechciało, widząc jak mało osób to w ogóle czytało. Sęk w tym, że — pewnie wbrew pozorom jakie ktoś mógłby mieć widząc spokojnego Maxa — był niesamowicie niecierpliwy. Musiał mieć efekty szybko, już, teraz, musiał mieć tę świadomość że jego praca ma jakikolwiek odbiór, i za bardzo w tym polegał na otoczeniu. Dlatego łatwo było pracować w redakcji, wiedząc że publikuje na stronie na którą i tak zaglądało średnio kilkaset tysięcy osób dziennie. I nawet jeżeli tylko procent z tych osób czytało akurat jego artykuły, to i tak było to więcej niż te dziesięć osób na krzyż przeglądające jego bloga.
Nie wiem, Ian, nie wiem. To trochę jakbym zrobił krok do tyłu, wiesz? Gdybym miał jakiekolwiek znane nazwisko to pewnie by to miało sens, ale tak to to będą kolejne anonimowe wypociny, jakich pełno w internecie. Równie dobrze mogę pisać do szuflady — stwierdził, marszcząc nos w zamyśleniu. — A muszę mieć chociaż trochę znane nazwisko, jeżeli miałbym celować we własną, autorską rubrykę. Póki co moja własna redakcja nawet nie chce mi tego dać — mruknął gorzko. — Ale wiesz w czym rzecz? Sam też bałem się po to sięgnąć. Widzisz, nie jestem ani w połowie tak spontaniczny i gotowy do podjęcia ryzyka, jak ty. Zazdroszczę takim ludziom jak ty, musicie być w cholerę silni. Dla mnie niesamowicie ciężki był wyjazd z Kali tutaj — wyznał, i sięgnął po szklankę i butelkę z winem, żeby sobie trochę nalać. Od tej całej gadaniny szybko zasychało mu w ustach. Było mu tak gorąco z tej całej ekscytacji, że aż w ogóle nie zauważył tego że zsunął z siebie prawie w całości pościel.
Chwila. Chwila.
Kolejne olśnienie na niego spadło, jak grom z jasnego nieba. Jak Little Boy na Hiroshi...nie, to było paskudne porównanie.
Słuchaj, mam propozycję. Co ty na to, żebym zrobił reportaż w twoim studiu? O tym, jak przebiega proces wykonania tatuażu, kiedy najczęściej przychodzą do ciebie klienci, jakie są najpopularniejsze motywy, takie tam. I opowiedziałbyś więcej o procesie twórczym. Ja bym wcisnął naczelnemu coś o tym, że to temat zawsze na topie, bo coraz więcej ludzi decyduje się na tatuaż i warto byłoby napisać o tym z czym to się właściwie wiąże i w ogóle, a ty byś miał darmową reklamę — wyszczerzył się, gdy podzielił się swoim spontanicznym pomysłem. Oczywiście to wymagało przemyślenia, musiał ustalić koncepcję, na czym położyć nacisk, żeby uczynić artykuł jak najbardziej interesującym. No i Ian był osobą, przed którą nie będzie się krępował. I będzie mógł poznać jego współpracowników. I pobyć z nim w jego miejscu pracy, przekonać się na własne oczy ile ta praca dla niego znaczy...
No ale najpierw sam trochę o tym wszystkim opowiedz, bo chcę wiedzieć jaki masz stosunek do swojego fachu — powrócił do przerwanego tematu, puszczając oczko Ianowi. Nie zamierzał tak łatwo odpuszczać, chciał wiedzieć wszystko, a najlepiej zacząć od szczegółów związanych z czynnościami, które zajmowały tak ogromną ilość ianowego czasu.


effsie - 2018-09-08, 08:00

Tak, wiedziałem, że był niecierpliwy, albo przynajmniej mniej cierpliwy ode mnie, ale nigdy nie wydawało mi się żebym miał w tym temacie jakieś specjalne osiągnięcia, chociaż, hm, może? Nie wiem. Wiedziałem za to, że ten blondasek tym nie grzeszył, i, och, uwielbiałem go drażnić, przedłużać moment nadejścia tej przyjemności, czekać, aż będzie błagał mnie o to, bym w końcu mu ją dał.
Wiesz co — zacząłem, obserwując, jak sięga po butelkę wina i nalewa sobie do szklanki odrobinę alkoholu — ja myślę, że jednak jesteś trochę spontaniczny. Po prostu trzeba cię wcześniej zirytować. — W tej sekundzie z pamięci mogłem podać naręcze sytuacji, gdy to ten chudzielec przede mną rzucił się na mnie, całkowicie zmieniając jakikolwiek sugerowany bieg wydarzeń, czy to tego nieszczęsnego dnia z masażem, czy później, gdy czekałem na niego pod jego drzwiami. Nie mówię już o tym, jak dał mi w ryj, ale ech. — I ja wcale nie myślę, że to krok do tyłu. W sensie, wiesz, tam ci nikt nie będzie mówił, co masz pisać, czy co masz sądzić. Pisałbyś, co byś chciał, i chuj w innych. Jasne, na początku pewnie byłoby kiepsko, ale no kurwa, początki zawsze są kiepskie. Ale ludzie chcieliby czytać ciebie. Ciebie, a nie tego kolesia z rubryką gdzieśtam. Nie żeby rubryka gdzieśtam to było coś złego, no ale jak dla mnie, jak kraść to miliony — stwierdziłem i dopiero kiedy powiedziałem te słowa, zdałem sobie sprawę, że go lekko, trochę, ale zawsze, podpuszczałem.
Ech, chyba weszło mi to już w krew.
Zaśmiałem się i zamoczyłem usta w alkoholu, a potem uśmiechnąłem nieco wrednie.
Czyli co, jednak chcesz przeprowadzać te wywiady, czy nie? — spytałem, szturchając go lekko nogą. Absolutnie nie przeszkadzało mi to skakanie z wątku na wątek, ot, tak sobie gadaliśmy i to było dla mnie całkowicie normalne. — Widzisz, właśnie o to mi chodzi, ty już trochę nawet myślisz jak taki korporacyjny dziennikarz — westchnąłem. Nie to, że chciałem go obrazić, po prostu… to był doskonały przykład i chciałem mu to wytłumaczyć. — Dla takich artykułów właśnie to jest ważne, żeby zrobić jakąś statystykę, o, najpopularniejsze wzory, jebnijmy infografikę i potem damy nagłówek „pająki zawładnęły 2018”. A wiesz, ja mam to gdzieś. Jakie są najpopularniejsze wzory. Czy w jakim miesiącu przychodzą klienci. Czy po raz setny odpowiadać na pytanie czy tatuaż boli i jak boli. Wiesz, to nie tak, że ty jeden wpadłeś na pomysł zrobienia sobie wywiadu z tatuażystą, słyszałem te pytania już miliard razy i chce mi się od nich rzygać. Wolę nie bawić się w taką szopkę, znaczy nie robić tego całego zamieszania, niż potem powielać te wszystkie schematy, nawet jakbym miał mieć od tego kilku klientów więcej.
Wzruszyłem ramionami.
Wiesz, to nie tak, że ja sobie mając piętnaście lat wymyśliłem, że zostanę tatuażystą i potem robiłem wszystko, żeby tak się stało, nie. Znaczy, też nie tak, że było mi to zupełnie obojętne, no bo nie było. Tę dziarę — wskazałem na motyw na moim przedramieniu — zrobiłem sobie jeszcze w Australii, więc no tak, podobało mi się to. Ale u mnie to była raczej kwestia tego, że zorientowałem się, że żeby żyć w jakimś tam spokoju z samym sobą, muszę coś tworzyć. Wiesz, żeby tak wyrzygać z siebie jakieś rzeczy. I mogłem zacząć nakurwiać jakąś sztukę współczesną, nie, to by pewnie zaspokoiło moją potrzebę ekspresji, ale ja nigdy nie byłem fanem sztuki dla samej sztuki. Znaczy… nigdy nie jest dla samej sztuki, bo jest chociażby dla autora, tak myślę, ale to w ogóle inna kwestia. W każdym razie… ech, chciałem, żeby to było dla kogoś ważne. A jak decydujesz się na posiadanie czegoś na swoim ciele to jest to już dla ciebie jakoś ważne, nie? W końcu robisz to na całe życie. Znaczy, wiadomo, można to potem usunąć czy zmienić, ale to wcale tego nie kasuje, a nadaje temu jeszcze większe znaczenie, bo musiałeś poświęcić na to jeszcze więcej czasu. Więc może być jakiś rysunek, jakiś wzór, jakiś obraz, który ci się podoba na kartce papieru, który lubisz oglądać i w ogóle. Ale tak długo, jak on nie jest związany z tobą, nie jest dla ciebie ważny. A ja chciałem żeby to, co robię, było ważne dla ludzi. Wiesz, nie musiało być wcale piękne, nie musiało być nawet ładne, ale chciałem, by opowiadało jakąś historię. Nawet jeśli strasznie głupią czy idiotyczną, nawet jeśli nie jakąś, wiesz, zmieniającą życie, to ja myślę, że o to właśnie chodzi w sztuce. Znaczy przynajmniej mi. Żeby opowiadała jakąś myśl, żeby z niej powstawała, a nie z samej potrzeby tworzenia sensu stricte. Jest już od chuja rzeczy samych w sobie, które robimy tylko dla nich, nie wiem, seks na przykład, że już rzygałem na myśl o tym, że w moim życiu ma być jeszcze kolejna. No i stąd się zaczęło, tak najogólniej. U mnie nie jest tak, że do mnie przychodzi laska czy koleś, mówią, słuchaj, stary, chciałbym mieć kotwicę na piersi, a ja mówię, siadaj, robimy. Generalnie nigdy nie robię czegoś, co już widziałem, bo nie po to spierdalałem z korpo, gdzie klikałem ctrl+c, ctrl+v, żeby teraz do tego wracać. A, no właśnie, bo o tym jeszcze zapomniałem. Ja też po pracy w korpo miałem już dość pracowania nad czymś, co niczego nie zmienia, co jest tylko wirtualne i służy reklamowaniu czegoś w internecie czy opakowaniu jakiejś statystyki w ładne ubranko. Czy nawet te wszystkie identyfikacje wizualne, ech, wiem, że to jest ważne i ma sens, ale po prostu chciałem pracować nad czymś realnym, namacalnym. Wiesz, każdy twórca chciałby móc dotknąć tego, co stworzył, mieć coś, co można złapać w ręce i co nie jest tylko gdzieś tam, chuj wie, gdzie tak naprawdę. No więc u mnie proces powstawania tatuażu to przede wszystkim rozmowy z tymi ludźmi, którzy do mnie przychodzą. Oni zazwyczaj mają jakąś wizję, a ja wtedy pytam, skąd się ona bierze, dlaczego i tak dalej. Wiesz, jestem twórcą i kawał życia uczyłem się, jak przełożyć swoje emocje na papier, w sensie, nie jako słowa, a jako obraz. I ja to umiem, ale jednocześnie wiem, że nie wszyscy tak mają, więc im pomagam. I wspólnie dochodzimy do tego, w jaki sposób ich motywację można ubrać w taki obraz, który nie dość, że będzie się im podobał wizualnie, to jeszcze będzie w punkt definiował to, o czym myśleli w tym momencie swojego życia. Bo wiesz, uważam, że nie da się zrobić czegoś uniwersalnego, czegoś, co ci się nie znudzi i chuj. I to jest zajebiście piękne, że możesz w taki sposób zapisać na swoim ciele swoje emocje. Żeby ich nigdy nie zapomnieć. — Zamilkłem na chwilę i napiłem się wina, starając się znaleźć jakiś przykład na to, co mówiłem. — Nie wiem, strasznie trudno mi o tym mówić w takich ogólnikach, bo to wszystko opiera się na konkretnych przykładach i bez nich jest takim trochę pierdoleniem o niczym, nie? Sorry — parsknąłem krótkim śmiechem. — No ale nie mam ich tutaj, więc trudno. O, ale na przykład… to może być dobre — przypomniało mi się. — Pracowałem kiedyś nad tatuażem, gdzie sam wzór nie był ważny. To było u takiej laski, ech, ona była niesamowita, naprawdę, miała w sobie taką energię… była krucha, drobna, nie nosiła żadnego makijażu, ubierała się niesamowicie prosto, nie miała żadnej biżuterii, nic, taka kompletna biała kartka, mógłbyś pomyśleć. Ale miała też mocno najebane w bani i kiedy zraniła swojego chłopaka, on jej powiedział, że jest obrzydliwa. A ona, w manii, wzięła nóż i wyryła sobie to słowo na przedramieniu. Sama sobie zrobiła tatuaż. Potem oczywiście chodziła na terapię, doprowadziła się już do porządku i tak dalej, no i zeszła się z tym chłopakiem, a on, ech, gdy to zobaczył, wtedy on dostał świra. I to była strasznie emocjonalna praca, bo ona się tego nie wstydziła, ona nie chciała się tego pozbywać, ale z drugiej strony był ten koleś, wiesz, kochała go i nie mogła znieść tego, jak codziennie go tym raniła. Więc przyszła do mnie i powiedziała, że nie wie, co robić. I razem wymyśliliśmy na jej przedramieniu taką… konstalację rzeczy, które były dla niej ważne. To było trudne, bo jej zostały te blizny układające się w to słowo, a po bliznach nie można tatuować, ale jakoś daliśmy radę.


Gazelle - 2018-09-08, 10:02

Ech? — wydał z siebie mały odgłos zaskoczenia. Spontaniczny...? Pierwszy raz go ktoś tak kiedykolwiek określił. Ale, rzeczywiście, Ian jako jedyny był w stanie go do tego doprowadzić. Więc ta spontaniczność była de facto mocno, mocno ekskluzywna, nieprzeznaczona dla świata. Chyba, że jego świat ograniczyłby się do Iana, do czego zresztą to mocno zmierzało. — Może trochę — przyznał finalnie, nie decydując się tymczasowo na szersze wyjaśnianie, skąd to się wzięło.
Masz rację, ale... — westchnął. Ian chyba nie do końca go zrozumiał, zależało mu na swobodzie, jak najbardziej, ale nie chciał pisać tylko dla siebie, i ewentualnie dla pięciu innych osób. Chciał od razu widzieć efekty, pochwały, uznanie. Albo po prostu wiedzieć, że nie wysyła swoich treści w próżnię. — Blogowanie jest bardzo niewdzięczne. Już próbowałem i, ech, jak się chce pisać dla siebie to to jest w porządku. Ale nie ma sensu nastawiać się na to, że będzie to masowo czytane. A ja, em, myślę że stać mnie na więcej? O ile nie ma się znanego nazwiska, to od blogów się z reguły po prostu zaczyna. Ja już jestem trochę ponad tym początkiem — mówił, z lekką frustracją w głosie. Może rzeczywiście miał trochę wysokie mniemanie o sobie?
Nie chcę, ale z tobą to coś innego... — powiedział cicho. — No wiem, jak to brzmi, ale koniec końców jestem takim dziennikarzem, przynajmniej na razie. I też muszę zadbać o to, żeby mój tekst dostał aprobatę. Nie chciałbym z tego zrobić kolejnego, sztampowego artykułu...ale takie elementy też muszą się w nim znaleźć. Widzisz, jestem więźniem formy. Ale, słuchaj, jestem otwarty na twoje sugestie. Chcesz się na czymś konkretnym skupić? Może na kulisach pracy, nie na tym co wszyscy już wiedzą. Weź, jesteśmy w stanie coś razem wymyślić.
Próbował namówić Iana do swojego pomysłu, no bo naprawdę się podekscytował już perspektywą wspólnej pracy. Tylko, problem był taki, że na razie miał po prostu pomysł. I chęć. A resztę musiał dopracować dopiero jak będzie trzeźwy, bo póki co był zdecydowanie zbyt rozproszony na ustalenie konkretnego planu.
Słuchał Iana z autentycznym zainteresowaniem. O, i o czymś takim mógłby pisać. Autentyczna historia stojąca za czyjąś pasją.
I mógł zrozumieć Iana. Podobnie jak on, desperacko chciał żeby jego praca miała jakiś sens. Z tym, że on miał odwagę żeby po to sięgnąć i to osiągnąć.
Czyli wcielasz się także trochę w rolę psychologa — powiedział, kiedy Ian na moment przerwał swoją wypowiedź żeby napić się wina. — No bo, ech, to nie jest takie proste, żeby odczytać intencje ludzi. Ludziom czasami się coś tylko wydaje, czasami przed sobą udają różne rzeczy, czasami chcą po prostu przywdziać maski i kreować swój własny wizerunek, myślę że w tych warunkach ciężko zweryfikować tę prawdziwą chęć — ciągnął, a później pozwolił Ianowi dokończyć historię. Na początku, trochę głupio, skupił się przede wszystkim na tym jak opisał daną klientkę jako „niesamowitą”, i w ogóle tymi innymi określeniami. Od razu zaczął myśleć nad tym, czy coś ich łączyło, ale słysząc ciąg dalszy opowieści poczuł, jak przeszły go dreszcze.
Czy to było dziwne, że w pewnym sensie...sympatyzował z tą osobą, której nawet nigdy nie widział na oczy? Nie sądził, żeby sam kiedykolwiek posunął się aż do czegoś takiego, ale mógł zrozumieć skąd się to wzięło. Odrzucenie...było paskudne. Max coś o tym wiedział, dlatego większość dnia się przed tym uczuciem bronił. I gdyby Ian nazwał go obrzydliwym...
Wzdrygnął się. Nie chciał sobie tego wyobrażać. Zresztą, to nie miało nawet sensu. Ian by go nie odrzucił, prawda?
To...strasznie przykre — wyszeptał smutno. Jednym łykiem opróżnił szklankę z winem. — Jak dajesz sobie z tym radę? Bierzesz na swoje barki jednak ogromne emocjonalne obciążenie. Da się jakoś od tego odciąć? Przecież, żeby wykonywać swoją pracę tak, jak to opisujesz...to musisz tych emocji dotknąć.


effsie - 2018-09-08, 11:50

Przechyliłem nieznacznie głowę, obserwując tę gonitwę myśli, która najpewniej odbywała się właśnie w mózgu Maxa, ale nie odezwałem się ani słowem. Wbrew temu, co poniektórym mogłoby się wydawać, wcale nie czytałem ludziom w myślach, a jeśli nie chcieli się nimi dzielić, nie zamierzałem szczególnie nalegać.
W takim razie napisz coś, co byś chciał napisać. Jedno, dwa, dziesięć, dwadzieścia. I jeśli uważasz, że ten twój portal jest dobrym miejscem na takie treści, to męcz swojego szefa. A jak nie, męcz inne gazety. Nikt ci nie każe uczepić się tej jednej, tylko dlatego, że tam trafiłeś kilka lat temu — odparłem. Ludzie, w dużej mierze, mieli tę przedziwną dla mnie cechę trwania przy tym samym, nieważne, jak bardzo trzymało ich to w miejscu. Ja sam, ech, nie byłem w ogóle sentymentalny i bardzo dobrze, bo ta cecha wydawała się mi hamować tak wiele działań, że aż nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
To nie tak, że nie odczuwałem nostalgii. Chętnie wróciłbym na trochę do Australii, czasami wspominałem stare czasy, ale nigdy nie miałem tego okropnego (wydaje mi się) wrażenia, że najlepsze w moim życiu już się wydarzyło. Chciałem sięgać dalej i nawet jeśli nie do końca wiedziałem, co będę robił za rok czy pięć, ta perspektywa w ogóle mnie nie przerażała, a jedynie napawała pewną ekscytacją. Na świecie było od cholery ciekawych miejsc, sytuacji do przeżycia, a więc ograniczanie się do jednego obszaru i schematu wydawało się mi po prostu ogromną stratą.
Ze mną to coś innego? A to dlaczego? — spytałem, na wpół rozbawiony i zaciekawiony, bo nie do końca rozumiałem jego motywacje. — Nie, nie wcielam się w rolę psychologa — zaoponowałem. Nie zgadzałem się z tym stwierdzeniem, nawet jeśli Max tylko używał porównania, to było i tak za duże nadużycie. Ja w niczym nie pomagałem tym ludziom, nie potrafiłem i bałbym się nawet próbować. — Ja tylko rozmawiam z ludźmi. Ludzie są fajni, Maxie. Ty też jesteś fajny — dodałem, puszczając mu oczko i szturchając jego kolano stopą. — Lubię gadać z ludźmi, wiesz? Zawsze lubiłem, zresztą, chyba pamiętasz. — Podczas naszego dwuletniego współlokatorstwa niezliczoną ilość razy pierdoliłem mu o jakichś różnych sprawach, mniej lub bardziej istotnych, a Max, jak już się na mnie nie wkurwiał, był całkiem dobrym rozmówcą. — Jak zamieszkałem sam to na początku mi odjebywało, jak nie miałem do kogo otworzyć mordy wieczorami. Aż sobie znalazłem taką knajpę, tu, na dole, tam był za barem zawsze Javier, taki stary Meksykanin, zawsze wieczorami sobie siadaliśmy razem, ja coś rysowałem, piłem piwo i z nim sobie pierdoliłem od rzeczy. Ale jakoś z tydzień przed tym, jak mnie zacząłeś napastować za kaszel, zamknęli mi spelunę. Dobrze, że się trafiłeś, mam kogo męczyć swoim pierdoleniem od rzeczy.
Wyszczerzyłem się do niego i wylałem ostatnie łyki wina do swojej szklanki. Nie ruszyło mnie ani trochę, w przeciwieństwie do Maxa, ale przecież to nie tak, że miałem się zamiar dzisiaj jakoś mocno najebać.
Na jego pytanie wydałem z siebie krótki dźwięk, w połowie westchnienie, w połowie śmiech, sam nie wiedziałem.
Piję dużo alkoholu — odparłem i, chociaż mogło to tak brzmieć, wcale go nie zbywałem, to była prawda. Na potwierdzenie uniosłem szklankę z winem w niemym toaście i wychyliłem jej zawartość. — No i jeżdżę na desce. Wiesz, słuchawki w uszy i znikam na kilka godzin, to mi pomaga czasami oczyścić banię.
Przeciągnąłem się, prostując ramiona. Miałem ochotę na jeszcze trochę alkoholu, ale w lodówce Maxowi została już tylko ta wódka, po której by mi już zupełnie odpłynął, a do tego nie chciałem dopuścić.


Gazelle - 2018-09-08, 23:33

Max też nie był szczególnie sentymentalny. Nie trzymał się uparcie wspomnień, przynajmniej się starał, a bardziej je od siebie odsuwał. Może gdzieś tam w głębi rzeczywiście się na nim odbiły, ale nie rozpamiętywał ich namiętnie. I do samym rzeczy, miejsc, też się wcale aż tak nie przywiązywał.
Rzecz polegała na tym, że Max bał się ryzyka. Opuszczenia swojej strefy komfortu. Chciał sięgać wysoko, a nie potrafił nawet wejść na stopień wyżej. Chciał zobaczyć inne kolory poza czernią, bielą, ale przerażało go to, jak wiele by to zmieniło w jego życiu. Zbudował sobie twardy pancerz, który jednak mimo wszystko zaczynał pękać. A, tak naprawdę, kompletnie zatracił świadomość tego co znajdowało się pod nim.
Ale! Chwilowo przynajmniej czuł tak ogromny przypływ determinacji, że słowa Iana były właściwie kolejnym motywatorem. Tak, mógł to zrobić. Mógł pisać, próbować. Przecież to nie bolało. Mógł napisać w cholerę artykułów i podesłać je redaktorowi naczelnemu. W końcu miał fory w pracy tak czy owak, więc wypadałoby ich trochę nadużyć.
Tak... — odezwał się — chyba tak zrobię. Nie chcę opuszczać mojej redakcji. Lubię tam pracować, mam fajne warunki i lubię swoich współpracowników...pomijając jednego kolesia — mruknął ciszej, chociaż nie sposób było się nie domyśleć o kogo mu chodziło — ale spróbuję zawalczyć o swoje — pokiwał głową do samego siebie.
Może jednak była dla niego szansa? Tak, dlatego właśnie Ian pojawił się w jego życiu. Żeby go uświadomić, spuścić na niego tę niesamowitą epifanię której doznawał. Był niczym rozrusznik dla chorego serca.
No bo z tobą mogę swobodnie rozmawiać — wyjaśnił bez cienia skrępowania. — Z obcymi ludźmi...zupełnie nie wiem jak się obchodzić. I mogę sobie układać scenariusz w głowie, ułożyć zestawy pytań, a i tak moja niezręczność coś schrzani — westchnął. No, trudno, musiał z tym żyć. Skoro przez lata się tego nie wyzbył, to pewnie ta konkretna kwestia nie była akurat związana z zagadnieniem strefy komfortu, a zwyczajnych umiejętności społecznych.
Zarumienił się, gdy Ian nazwał go fajnym. I tak to zaznaczył...nie bardzo dawał wiary tym wszystkim przesłodzonym opisom, ale sam poczuł momentalnie coś jakby te legendarne motylki w brzuchu.
Możesz mnie śmiało męczyć tym pierdoleniem od rzeczy — wyszczerzył się. Lubił słuchać Iana. Miał talent do opowieści i było w nim coś takiego, co sprawiało że natychmiast przyciągał i zatrzymywał na sobie uwagę. I jego głos...uderzał w nadwrażliwy słuch Maxa przyjemnymi wibracjami. I poprzez to „pierdolenie” też dowiadywał się nowych rzeczy o Ianie, co sprawiało że czuł mu się bliższy, a mężczyzna fascynował go coraz bardziej i bardziej. — I, wiesz, Ian, niektórym naprawdę wystarczy to, że po prostu będziesz rozmawiał i słuchał. Nie musisz robić czegoś wielkiego. Sam fakt zrobienia tatuażu pewnie ma dla wielu z tych osób jakąś wartość terapeutyczną. Chyba nie doceniasz swojej roli, ale wydaje mi się że to, co robisz, jest cholernie ważne — mówił, pochylając się lekko w stronę Iana, żeby położyć mu dłoń na ramieniu. — Alkohol niezupełnie brzmi jak zdrowy sposób radzenia sobie z obciążeniem emocjonalnym, wiesz? Naprawdę ci to wszystko pomaga? Zastanawiam się, ile takich historii musiałeś usłyszeć. Tylu ludzi, każdy z własną opowieścią...To fascynujące, ale pewnie i ciężkie. I masz rację, ludzie są fajni. Fascynujący. Od samej obserwacji innych ludzi możemy dowiedzieć się sporo o sobie, jak i o świecie. I może być tak, że, na przykład, spotkasz starego znajomego i nagle zaczynasz inaczej patrzeć na życie.


effsie - 2018-09-08, 23:50

Uśmiechnąłem się szczerze, słysząc te zapewnienia, bo to naprawdę dobrze dla niego, z tym walczeniem o swoje, to znaczy.
Sam nie wiem — westchnąłem na ten cały artykuł. — Może weź pomyśl przez te kilka dni o tym, co to by miało być i pogadamy o tym w przyszłym tygodniu? Bo na razie to i tak same ogólniki — zauważyłem rozsądnie, drapiąc się po szyi. Rzeczywiście, jak mu tak zależało, nie szkodziłoby spróbować, choć naprawdę miałem uczulenie na te wszystkie sztampowe pytania i nie zamierzałem się w nie bawić. Ale tak, jak nie należało chwalić dnia przed zachodem słońca, tak nie należało skreślać Maxa na starcie, a więc tego nie zrobiłem.
Ale jestem wyrozumiały.
No już, wystarczy i tych komplementów — zbyłem go, wywracając oczami i miałem się uśmiechnąć, kiedy z ust wyskoczyło mi przeciągłe ziewnięcie. Cholera, może jednak to wina tego wina (hehe). — Dobra, Maxie, wychlałem ci już całe wińsko, więc na mnie pora. Muszę jeszcze spakować swoje klamoty i te sprawy — oznajmiłem, pocierając delikatnie dłonią jego rękę na moim ramieniu i podniosłem się z łóżka, rozglądając się za swoimi ciuchami.


Gazelle - 2018-09-09, 00:04

Rozpromienił się. No, przynajmniej Ian mu nie odmówił, więc była szansa że go przekona do idei wspólnej pracy nad artykułem. Tylko musiał dobrze przemyśleć całą koncepcję, żeby znaleźć balans pomiędzy tym, czego oczekuje redakcja, a czego oczekuje Ian. To może być ciężkie, zważywszy na niechęć Iana do sztywnej formy, ale Max nie zamierzał się poddawać — za mocno już sobie to wbił do głowy i koniec.
Nie ukrywał także rozczarowania na swojej twarzy, które pojawiło się równie szybko jak poprzednie rozpromienienie. Spodziewał się, że w końcu Ian go opuści, musiał się przygotować do wyjazdu i w ogóle, ale chciał go desperacko zatrzymać przy sobie. Miał tę świadomość, że przez cztery dni...
Co on odpierniczał? Przecież, przecież jeszcze tego dnia był w stanie przeżyć większość dnia bez niego. Rzeczywiście, chwilami było trochę ciężej, ale aż tak nie świrował! Nie rozumiał, skąd wzięło się to nagłe przyciąganie, te intensywne emocje, ale miał nadzieję że to się szybko uspokoi i to był tylko impuls. Trochę przeciągający się, ale impuls. Mógł sobie z tym poradzić, prawda?...
Prawda?
Już wychodzisz? — spytał, z wydętymi ustami i smutnymi oczami. Tak, intencjonalnie próbował przybrać minę zbitego szczeniaka, jeżeli Ian uzna to za durne, to trudno. Warto było spróbować. — Nie chciałbyś wziąć ze mną jeszcze prysznica?
Może mógłby jeszcze coś z nim pod tym prysznicem zrobić. Ot, żeby mieć większą pewność, że Ian nie będzie myślał o kimkolwiek innym.


effsie - 2018-09-09, 00:27

Westchnąłem na to pytanie, bo wiedziałem, jaka powinna być poprawna odpowiedź, ale to nic nie zmieniało, bo gdy tylko pojawiała się perspektywa tego, że mógłbym… Nie musiał wydymać tak tych usteczek i robić miny zbitego psa (czy tylko ja widzę w tym celowe zagranie?), bo i tak ja sam tego chciałem i ech, nie mogłem najwyraźniej odpuścić.
Muszę się ogarnąć, serio.
Albo nie, kto mi niby każe?
W każdym razie, rzeczywiście poszliśmy pod ten prysznic, gdzie znalazłem żel, który przywodził mi na myśl jego zapach, ten, który miałem okazję wąchać już tak wiele razy i którego nigdy nie mogłem zidentyfikować. Nałożyłem go na dłonie i z uwagą, pod ciepłym strumieniem wody obmyłem każdą część ciała, dokładnie, całując jego usteczka i tę alabastrową skórę. Zająłem się też jego pachwiną, poprawiając ślad, który zdążył nieco zblednąć przez te dwa dni, a i Max nie szczędził mi pieszczot swoich dłoni i ust. Wziąłem go jeszcze raz, pod cieknącą z deszczownicy wodą, która zagłuszała nasze westchnienia i odgłosy pocałunków, a pewnie też sprawiała, że sąsiadki z góry i z dołu czerwieniły się ze wstydu.
Ja nie miałem zamiaru.
Wypaliliśmy jeszcze wspólnie papierosa na balkonie, tym razem każdy po swojej stronie i kazaliśmy sobie nawzajem spierdalać, z czego śmiałem się w duchu.
Mój samolot wylatywał z Nowego Jorku o świcie, dlatego gdzieś o czwartej nad ranem przechyliłem się przez barierkę i położyłem na niej niewielki przedmiot, a potem, już w taksówce na lotnisko, wysłałem mu SMSa.
»Hej, a podlejesz mi kwiaty? Są w kuchni, salonie i sypialni, zostawiłem ci klucz na balkonie. «


Gazelle - 2018-09-09, 01:00

Udało mu się osiągnąć swoje i zatrzymać przy sobie Iana jeszcze na jakiś czas. Dzięki temu był już spokojniejszy, kiedy mężczyzna ostatecznie zniknął w swoim mieszkaniu. I nie dawał po sobie poznać, że tak naprawdę nie chciał wcale się z nim żegnać, nawet na chwilę. Czemu po prostu nie mógł spać u niego...
Budzenie się u boku Iana byłoby cudowne. Raz by mu się prawie udało, ale cholera musiała wcześniej wstać. Ale przynajmniej zasnął wtulony w jego ciało. To także było cenne wspomnienie, do którego wrócił i tej nocy.
Dzięki fizycznemu zmęczeniu zasnął całkiem szybko, przed snem rozpakowując tylko te nieszczęsne zakupy, które czekały przez wiele godzin na blacie kuchennym aż Max się w końcu nimi zajmie.
I przynajmniej przed spaniem nie zatruwał sobie umysłu kolejnymi dzikimi myślami. Ta dziwna górka emocjonalna, która złapała go podczas rozmowy z Ianem, też zdążyła na szczęście opaść.
Nie nacieszył się jednak tym snem zbyt długo, bo sygnał dochodzący z telefonu obudził go jeszcze kiedy za oknem panowała kompletna ciemność.
Uch! — jęknął, wyciągając dłoń po telefon. Zaspany, wyświetlił wiadomość, i...
...momentalnie zerwał się z łóżka, zaspanie odeszło jak ręką odjął.
Wyszedł na balkon, nawet się nie ubierając, i, rzeczywiście, na stoliku leżały klucze. Klucze...do mieszkania Iana. Klucze do mieszkania Iana.
Czy to nie była oznaka zaufania? Okej, te kwiaty pewnie naprawdę potrzebowały żeby ktoś się nimi zaopiekował, ale czy to nie był także pretekst? W końcu kiedy jeszcze byli anonimowymi sąsiadami Ian też zapewne gdzieś wyjeżdżał, więc na pewno miał jakąś inną osobę która wtedy się tym zajmowała. A jednak, postanowił tym razem powierzyć to zadanie jemu...
Podniósł delikatnie klucze i przyłożył je do piersi, niczym przedmiot czci. Nakręcasz się, Max.
Wiem.
Zachichotał sam do siebie i wrócił do mieszkania. Ian dał mu swoje klucze! Nie zamierzał nadużywać tego faktu, to byłoby ostrym przegięciem gdyby zaczął mu grzebać po pokojach, ale...ale liczył się sam fakt! Czuł, jakby serce miało mu wyskoczyć z piersi. I znowu racjonalne resztki jego umysłu poszły w pizdu, zjedzone przez to rozwijające się stale szaleństwo.
Ian pewnie zdążył przed wyjazdem podlać swoje kwiatki...
...ale, jako odpowiedzialny sąsiad, powinien to sprawdzić.
Dlatego niewiele myśląc ubrał szlafrok i wyszedł z pokoju, cicho kierując się do sąsiedniego mieszkania. Czując narastającą ekscytację, przekręcił klucz w zamku i wślizgnął się do środka. Miał już okazję zwiedzić praktycznie całe mieszkanie, ale nigdy nie poświęcił wystarczająco dużo czasu na kontemplację tego, co znajdowało się w środku. Dlatego zaczął powoli krążyć po pomieszczeniach, oświecając światła w każdym odwiedzanym pokoju, aż dotarł do dużego stołu, przy którym mężczyzna pracował nad swoimi projektami. I okazało się że parę z nich tam leżało, w różnej fazie wykonania.
Zabrakło ianowego dystraktora, więc mógł im się bardziej przyjrzeć.
I jego pierwsza opinia nadal pozostała aktualna. Były po prostu piękne, każdy na swój sposób. I kiedy miał świadomość, że za każdym z tych rysunków kryła się czyjaś historia...wręcz czuł się trochę jakby naruszał prywatność nie tylko Iana.
Ale nie mógł powiedzieć na ich temat coś więcej. Bo się po prostu nie znał. Nie umiał wyłapać technicznych niuansów, więc oceniał je wyłącznie pod względem estetyki.
Podczas swojej wędrówki mijał różne szafki, różne porozrzucane papiery, pewnie część z nich to były jakieś dokumenty i kusiło, kusiło żeby podnieść i sprawdzić, co to, ale ostatecznie udało mu się powstrzymać. Przynajmniej chwilowo.
Kwiatki były ładnie podlane, więc po jakichś czterdziestu minutach w końcu wrócił do swojego mieszkania. Zanim położył się spać, wyszukał jeszcze jedną informację w internecie i ustawił sobie budzik na konkretną godzinę.
Obudziwszy się, miał pewność że Ian już wylądował na miejscu. Właściwie, powinien wysiąść z samolotu już pół godziny wcześniej. Trzymając cały czas swój telefon, z którego przed momentem wydobył się odgłos budzika, otworzył ekran do pisania wiadomości.
>>Zrozumiano, kwiatki będą zaopiekowane jak nigdy dotąd! Jak lot, już wylądowałeś?
Uśmiechając się, wysłał sms-a do Iana. Byłoby to mocno podejrzane, gdyby napisał do niego w dokładnej godzinie planowanego przylotu i w dodatku z wiedzą że wylądował, więc postarał się stworzyć pozory.


effsie - 2018-09-09, 08:26

Czekałem już na bagaż, nudząc się jak mops, kiedy mój telefon wydał z siebie dźwięk powiadamiający o nadejściu jakiejś wiadomości. Odblokowałem ekran i nie mogłem powstrzymać głupiego uśmiechu, który wjechał mi na usta.
»Tak. Oby nie tak dobrze, jak twój kaktus
Moja torba jednak finalnie wjechała na taśmę i mogłem ewakuować się z tego przybytku, to dobrze, bo miałem dziś sporo do załatwienia, zresztą, tak jak przez cztery kolejne dni.
Max coś tam jeszcze do mnie pisał, więc wymieniłem z nim kilka wiadomości siedząc w taksie do domu mojego kumpla, u którego miałem zatrzymać się na te kilka dni. Tiggy przywitał mnie surferską łapą, kazał rzucić gdzieś swoje klamoty i obaj chwyciliśmy deski i pognaliśmy czym prędzej na teren konwentu, bo było naprawdę sporo do roboty. Z Tiggym już wcześniej ustaliłem, co i jak, i chociaż koleś z tatuażem nie miał wiele wspólnego (poza dziarkami na ciele) to obiecał pomóc mi z rozstawieniem całego majdanu, co też właśnie czyniliśmy. Zrobiliśmy to, poszliśmy wspólnie wypalić faję, a potem zostawiłem ziomka z moimi kredkami i sam poszedłem do stoiska akredytacji, załatwić moim modelom i modelkom wejściówki na teren imprezy. Miałem dwie laski i jednego typa, których tatuowałem w kilku miejscach i to było całkowicie normalnie, że mieli się tu pokazać i zaprezentować moje dziarki. Deal z nimi był taki, dziarka za free, a potem wozicie swoją dupę po tych wszystkich miejscach, żeby zainteresować ludzi. O, a było czym, bo cała trójka wyglądała więcej, niż dobrze (ja, naczelny bi, mogę sobie wygłaszać takie frazesy). Koleś w sumie nie był w moim typie, bo to taki typowy drwal z mordą skurwysyna, ale mmm, widziałem, jak śliniły się do niego laski, więc tak wyszło. Za to laski, ech, obie tak dobre, że autentycznie nie mogłem oderwać od nich wzroku. Jedna, Jo, totalny szkielet, bez cycków ani dupy, w krótkich, oczojebno-różowych włosach, nosząca spodenki tak krótkie, że właściwie nieistniejące, ubierająca się w tym rockowo-punkowym stylu, skórą bladą niemal tak samo, jak u Maxa. Druga, Harley, jej totalne przeciwieństwo: ponętna blondyna, z pełnymi istami gotowymi do obciągania, wielkimi oczami, pełną piersią i zawsze wyzywającym makijażem, suka jak stąd do Europy. Wszyscy się już znali, bo to nie pierwszy wspólny konwent i lubiłem tę naszą małą, czteroosobową ekipę, do tego stopnia, że nawet wieczorami, po tych całych akcjach, chlaliśmy razem wódę, pierdoląc o niestworzonych rzeczach. Zdarzało się nam zaliczyć nawet jakiś geng-beng, nie to, ze wszyscy w czwórkę razem, ot, jednego razu w Chicago, polecieliśmy w tango, Drwal z Harley, ja z Jo, ale żadne z nas nie miało z tym problemu.
W każdym razie, później się już zaczęło, znalazłem swoją słodką ekipę i przedstawiłem im nasze piąte koło u wozu, Tiggy’ego. Pokręciłem się trochę po innych stoiskach, zanim jeszcze otworzyły się drzwi na wszystkich gości, zbiłem piony ze znajomymi, których tu spotkałem i z kilkoma nawet ustawiliśmy się na wieczór, ten, kolejny czy jeszcze kolejny, och, zapowiadała się słodka, cztero-dniowa impreza i już nie mogłem się doczekać.
Pierwsze dwa dni konwentu, czwartek i piątek, były raczej dla ludzi, którzy chcieli się wytatuować, przyjść i zrobić sobie dziary (nie to, że w weekend tego nie będziemy robić, spokojnie), dla nas, wystawców, żeby zrobić jakieś collaby i ewentualnie kupić u sponsorów jakiś sprzęt czy tusze. Co jakiś czas odbywały się pokazy tych naszych słodkich modeli i modelek, wszystko w akompaniamencie litrów alkoholu i głośnej muzyki, a dopiero w weekend miały mieć miejsce wszystkie konkursy. W każdym razie, oddałem się tej słodkiej przyjemności, totalnie zatracając się w tym wszystkim.
Ach, kochałem te konwenty, totalnie, naprawdę.


Gazelle - 2018-09-09, 12:19

Pisał jeszcze trochę do Iana, nie mogąc się powstrzymać. Może i był trochę natrętny, ale miał świetny, wystarczająco niewinny pretekst – sam się tak znał na hodowli kwiatów, że aż wcale, a że chciał dobrze zaopiekować się roślinami Iana to musiał go trochę powypytywać, prawda?
Westchnął głośno, gdy Ian się z nim pożegnał.
Spokojnie, Max, to tylko durny konwent, to nie tak że Ian będzie w otoczeniu mnóstwa atrakcyjnych ludzi którzy będą mu chcieli za wszelką cenę wskoczyć do łóżka, prawda?
Musiał się ogarnąć, koniecznie. Pluł sobie w brodę, że nie wymusił na Ianie zaakceptowania warunków układu, które Max wysunął te kilka dni wcześniej, ale nauczony doświadczeniem wiedział że pewnie by mu się nie udało. A to sprawiało, że Max czuł się wyjątkowo niepewnie i z tej niepewności aż chciał krzyczeć.
Próbował zająć się czymś...czymkolwiek, byleby nie myśleć o tym wciąż i wciąż. Jednak skupienie się na czymkolwiek innym było praktycznie niemożliwe, gdy cały czas czuł ten ciężar w środku. A czasami odnosił wrażenie, że coś go niemiłosiernie ściskało, jak bardzo, bardzo ciasny gorset. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, wyobrażając sobie milion różnych scenariuszy i Max nie umiał sobie z tym kompletnie poradzić. A to był dopiero pierwszy dzień tej męczarni.
Próbował coś napisać, ale ten tekst był tak chaotyczny, że nadawał się praktycznie do kosza. Sfrustrowany, zatrzasnął klapę od laptopa i podniósł się gwałtownie, aby krążyć po pokoju jak w gorączce. Tak bardzo go kusiło, żeby zadzwonić do Iana, żeby go sprawdzić, ale miał jeszcze na tyle świadomości, by wiedzieć że to mogło przynieść więcej szkody niż pożytku. Ale ta niepewność dosłownie odbierała mu zmysły!
A co jeżeli ten konwent to była w ogóle ściema? Wcześniej w ogóle o niczym takim nie wspominał, dopiero poprzedniego dnia nagle wyjechał z tą wiadomością...może miał coś innego w planach i próbował to ukryć?
Po co miałby to robić? Max nie miał pojęcia. Ale w momencie kiedy ta idea zakwitła mu w głowie, wiedział że musiał to sprawdzić.
Doskoczył z powrotem do laptopa, aby wstukać w Google zapytanie o konwenty w LA. I rzeczywiście, był jakiś konwent tatuażu, data się zgadzała. I na opublikowanej liście wystawców na Facebooku znajdowało się nazwisko Iana. Okej, to go trochę uspokoiło. Ale ten niepokój wciąż się w nim kłębił. Zaczął przeglądać uważnie stronę eventu na Facebooku, ale nikt jeszcze nie wrzucił żadnych zdjęć. Wyłączył przeglądarkę, po raz kolejny ciężko wzdychając. Odbijało mu, kompletnie mu odbijało. I chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że miał tego świadomość.

Następnego dnia musiał wybrać się do redakcji. I jechał tam praktycznie z pustymi rękoma, bo artykuł nad którym pracował był gównem, z którego musiał się wytłumaczyć przełożonemu. Myślał nad urlopem na żądanie, czy zwolnieniem lekarskim, bo w takim stanie nie mógł pracować, ale bał się też tego, że kiedy pozostanie bez zajęcia, to już kompletnie straci kontakt z rzeczywistością.
Zanim jednak doszło do konfrontacji z redaktorem naczelnym działu, czekało go spotkanie z innymi pracownikami, w celu ustaleń dotyczących drobnych zmian w portalu. Zmienił się layout, a także nastąpiły niewielkie zmiany w działach.
Max podczas całego spotkania nie mógł usiedzieć w miejscu, był poddenerwowany, trząsł się od środka i było mu cholernie duszno. Nie był w stanie zmusić się do interakcji z kimkolwiek, ani skupić się na wypowiadanych słowach. Chciał desperacko uciec z tego pomieszczenia, ale był jednocześnie jakby wmurowany w krzesło.
Kręciło mu się w głowie, tak cholernie intensywnie, że w pewnym momencie przez jego wzrok zaczęły przebijać się ciemne plany. A serce...serce chciało mu wyskoczyć z piersi, tak przyśpieszyło. Czuł, że coś się z nim działo, coś złego, nie mógł tego wytrzymać, to było zbyt silne, zbyt ciężkie, zbyt bolesne, zbyt irracjonalne, a jednak.
— Hej, Max — przez ten szum w swojej głowie usłyszał głos Sheryl, a i tak tylko dlatego, że ta delikatnie go szturchnęła. — Wszystko w porządku? Jesteś cały blady...potrzebujesz wody? Może chodźmy stąd na chwilę?
Przymknął oczy i spróbował wziąć głęboki oddech, zanim odezwał się słabym głosem.
Nie, n-nie trzeba. Trochę mi słabo...przejdzie
Sheryl nie wyglądała na przekonaną, ale Max nie chciał robić szumu wokół siebie. To byłoby jeszcze gorsze. Nie wiedział, co się z nim działo, ale to musiało się skończyć.
Drugi dzień z czterech, myślał, wychodząc w końcu z budynku. To coś, co chyba było tym słynnym atakiem paniki, w końcu z niego zeszło, ale był cholernie tym wyczerpany. Świrował, totalnie świrował.


effsie - 2018-09-09, 12:47

Tego dnia robię raczej nieduże tatuaże, wszystkie ustalone już dużo, dużo wcześniej, a w moim grafiku nie ma ni jednego miejsca. Zawsze tak jest tutaj, na konwentach, więcej małych dziar, żadnej wielkiej, no bo kiedy mieć w ogóle czas taką zrobić? Takie eventy rządzą się swoimi prawami i trochę bardziej chodzi tu też o całą atmosferę, wszystko dookoła, nie mnie oceniać sens czy zamysł. Jest jak jest i bawię się w tym, dobrze mi tak, fajnie widzieć tak wielu ludzi zajaranych tych samym co ja, zebranych w jednym miejscu.
Wieczorem byłem już mocno zmęczony po całym dniu pracy, nieważne jak przyjemnej, jednak wymagającej dużo skupienia, i jedyne, na co miałem ochotę to piwo. Wraz z ostatnim klientem i założeniem ochronnej folii na jego łydkę, ustawiłem się w (na całe szczęście niedługiej) kolejce po piwo, a gdy je tylko hapsnąłem, pociągnąłem dwa duże łyki, zupełnie jakby od tego zależało wszystko na tym świecie. Zostawiając na chwilę mój kąt wielkiej hali pod opieką Tiggy’ego, wyszedłem na zewnątrz zapalić, nawet nie rozglądając się za żadnymi znajomymi, a po prostu, usiadłem na murku, oparłem się plecami o ścianę i zapaliłem faję.
Piętnaście minut relaksu i znowu, dawaj, heja.
Ale nie miałem jak odpocząć od ludzi, bo na horyzoncie pojawiła się Jo, jej różowy łeb poznałbym wszędzie. Zamachała mi z daleka i uniosłem wyżej podbródek, a po chwili stała już obok i odpalała swojego papierosa.
— Jak tam, skończyłeś na dzisiaj?
Jak widać. — Uśmiechnąłem się i uniosłem nieco wyżej butelkę z piwem.
— Jutro też coś dziarasz? — zapytała, przestępując z nogi na nogę i wzrok prześlizgnął się mi po tych jej szczudłach, które kilka miesięcy ozdobiłem tatuażami.
Absurdalnie, totalnie, moje myśli powędrowały do równie bladych kończyn Maxa, który pewnie teraz siedział przed swoim komputerkiem. Potrząsnąłem głową.
Nie, tylko ten konkurs wieczorem, więc dzisiaj mogę się najebać. — Zamilkłem na chwilę, zaciągając się fają. — Jak tam po wczoraj? Trafiliście w końcu do tego klubu?
— Aha — przytaknęła Jo. — Potem jak wracaliśmy Uberem, Tiggy zapraszał nas do was, ale Harley była już za mocno napalona na Ryana, żeby było jej to w głowie.
Zaśmiałem się pod nosem. Wczoraj wieczorem poszliśmy na imprezę zapowiedzianą przez organizatorów konwentu, trochę się tam upiliśmy, ale ja, taki odpowiedzialny, grzecznie poszedłem spać zanim przenieśliśmy się w inne miejsce, mając na uwadze to, że dzisiaj muszę jakoś utrzymać maszynkę. Słowo daję, przesrana sprawa. I, co tu dużo mówić, zrobiłem sobie użytek z fotki, którą strzeliłem Maxowi jeszcze u niego w domu, ech, byłem mocno napalony na tego skurwiela i naprawdę mi odbijało.
Mogłaś przyjść sama — stwierdziłem luźno, wzruszając ramionami, a Jo spojrzała na mnie rozbawiona.
— Mmm, łaskawie byś się obudził i mnie przeleciał? — spytała, a ja dopiero zdałem sobie sprawę z tego, jak to mogło zabrzmieć. — Dzięki, postoję. Poza tym, mam teraz laskę, więc możesz sobie odpuścić.
Parsknąłem śmiechem, słysząc, jak mnie zbywa, choć sam wcale niczego od niej nie chciałem, kurwa, naprawdę nie poznawałem sam siebie, ale nie. W bani miałem tylko słodkie usteczka tego skurwysyna zza ściany i strasznie żałowałem, że nie zrobiłem sobie z niego użytku na jeszcze tysiąc innych sposobów, kurwa, uwielbiałem, jak pozwalał mi traktować się jak burą sukę, nakręcało mnie to jak mało co. Stawałem się lekko podniecony na samą myśl o tym, co z nim robiłem, samo wspomnienie szarpania jego włosów i prowadzania go na smyczy, a widok tego, jak walił sobie przed moimi oczami sprawiał, że zaczynałem czuć drobny dyskomfort.
Boże, naprawdę chciałbym, żeby tu był, żebym mógł go dobrze, mocno przeruchać.
I to nie tak, że nie mogłem tego zrobić tutaj, z kimkolwiek, naprawdę, nie miałbym większego problemu ze znalezieniem sobie miłego celu. Też niespecjalnie przejmowałem się tymi rzekomymi żądaniami blondasa, bo raz, że były bezpodstawne, dwa, i tak o niczym by się nie dowiedział. Nie, to był mój cholerny sposób na podkręcanie w sobie tego jeszcze bardziej, przedłużanie tego męczącego oczekiwania, nakręcanie sprężyny i ech, ekscytowanie samego siebie. Kurwa, to było trochę jak masturbacja, z tą różnicą, że do tego nie musiałem używać rączek, a jedynie swoich myśli.
Tego wieczoru rzeczywiście daliśmy sobie mocniej w palnik, ale zanim się zaczęło, przypomniałem sobie o ważnej kwestii i wystukałem SMSa.
»Pamiętasz o zielsku? Jak mi je zasuszysz to urwę ci jaja
Odpowiedź od Maxa pewnie nadeszła, jakaś, gdzieś, kiedyś, ale chyba nie zdążyłem jej już odczytać, zajęty poznawaniem nowych kolegów, piciem alkoholu ze starymi, no i takimi regularnymi zabawami, jakim to oddawaliśmy się z wielkim namaszczeniem.
I generalnie, tak po prostu się bawiliśmy.


Gazelle - 2018-09-09, 16:07

TRIGGER WARNING: w poniższym poście znajdują się opisy nawiązujące do myśli samobójczych, intensywnych stanów psychicznych, a także nierozważnego zażywania lekarstw. Osoby wrażliwe na w/w treści bardzo proszę o ominięcie tego posta.

Samotność zazwyczaj nie przeszkadzała Maxowi. Wręcz przeciwnie, przez długi czas był to dla niego zupełnie naturalny, i wygodny stan. I przy okazji tej sytuacji mógł sobie pluć w brodę, że postanowił to zmienić. W sumie to nawet niczego nie postanowił. Samo się stało, Ian się stał i namieszał mu w głowie. A Max powinien siedzieć cały czas w swojej piwnicy i nie wychylać się w ogóle do ludzi. A już na pewno się do nich nie zbliżać.
Ian o tym nie wiedział, no bo skąd, ale końcówka związku Maxa z Jaredem była mocno burzliwa. I to wpłynęło na jego postanowienie o izolacji. Przez ostatnie miesiące ranili się nawzajem, Jared próbował kontrolować Maxa i ustawić pod siebie, a Max się w tym dusił, ale nie miał odwagi żeby odejść, więc wyżywał się na swoim chłopaku. I kiedy w końcu z nim zerwał...było ciężko. Kusiło go, żeby do niego wrócić. Dlatego zamknął się w swoim rodzinnym domu, ale tam z kolei denerwowali go nadopiekuńczy i również mocno kontrolujący rodzice, więc wyjechał w cholerę do Nowego Jorku.
W nowym miejscu zamieszkania postanowił skupić się przede wszystkim na karierze. I tutaj zawiódł, bo to, czym teraz się zajmował ciężko określić jako fenomenalne osiągnięcie zawodowe. W międzyczasie...czasami ta samotność rzeczywiście trochę, odrobinę mu doskwierała i spotykał się z przypadkowymi facetami, ale nigdy nie pozwalał sobie na to by się zaangażować w relację. A najczęściej chodziło po prostu o seks.
Kogo on właściwie zamierzał oszukiwać? Nie, wcale nie przepadał za tą pierdoloną samotnością. Tylko sobie to wmawiał, żeby bronić samego siebie przed czymś jeszcze gorszym.
Odrzuceniem.
Stąd właśnie to rozpaczliwe unikanie zaangażowania emocjonalnego. Emocje...odkąd pamiętał, miał problem z silnym przeżywaniem emocji. Tylko, że po prostu chował je w sobie. Być może miały już dość tego życia w ukryciu – i Max wcale się temu nie dziwił, tylko że ostatecznie to on cierpiał, kiedy w końcu doszło do erupcji wulkanu w jego głowie.
Był w tym tak bardzo zagubiony, że chciał wyć. Ale nie mógł. Ani jedna łza nie poleciała mu z oczu. Nie, jego emocje ulokowały się w zupełnie innym miejscu. W nienawiści. Głównie do siebie samego, ale także do świata, do rodziców, do Iana, do znajomych ze studiów którzy go porzucili, do Jareda, do Marcusa, do wielu, wielu osób.
To tak niesamowicie bolało, ale nawet nie potrafił wyjaśnić tego bólu. Rozsadzał mu czaszkę, ale nie jak migrena. Ściskał mu gardło, żołądek, rozrywał serce, zabierał siłę w kończynach, czyniąc je zupełnie wiotkimi. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, ale rozpaczliwie chciał go przerwać. Pojawiały się w jego umyśle różne impulsy: wyobrażał sobie swoje zmiażdżone pod ciężarówką ciało, czerwoną, człekopodobną plamę która by z niego została gdyby rzucił się z wysokiego wieżowca, widział oczami wyobraźni głębokie rany wzdłuż swoich nadgarstków, albo rozcięte gardło, rozwaloną czaszkę, wywleczone flaki, rozczłonkowany tors...i nie mógł, fizycznie nie mógł powstrzymać tych wszystkich obrzydliwych myśli, które doprowadzały go do granic wytrzymałości. Po prostu chciał żeby to się skończyło. To coś, co wzięło się z jego chorej obsesji, do której wprowadził się sam, na własne życzenie. Ta obsesja uruchomiła w nim wszystkie emocje, potrząsnęła wulkanem i doprowadziła do paskudnej erupcji.
Kolejny dzień upłynął mu zupełnie nieproduktywnie, ale za to był wymęczający jak żaden wcześniej. Właściwie, to jak żaden w jego życiu.
Kiedy odebrał sms-a od Iana, to sam nie wiedział czy się śmiać, czy rwać kolejne włosy z głowy. On gdzieś tam siedział sobie w LA, pewnie się bawił i był zupełnie nieświadomy tego, co robił z Maxem. Prawdopodobnie w ogóle nie przejmował się Maxem, chodziło mu tylko o te cholerne rośliny.
Jesteś taki żałosny, Stone.
Trzęsącymi się rękoma udało mu się napisać jakąś krótką wiadomość i od razu wyłączył telefon, żeby go dalej nie kusił. Przez cały dzień się powstrzymywał przed jakimkolwiek kontaktem z Ianem. Chciał do niego zadzwonić, usłyszeć jego głos, przypomnieć o sobie, praktycznie co godzinę sięgał po telefon, ale w tym momencie powstrzymywała go tylko pogarda do samego siebie, która wytykała mu to żałosne zachowanie.
Chwilami myślał, że chciałby kompletnie zatracić świadomość. Pewnie wtedy stałoby się coś strasznego, ale może przynajmniej nie odczuwałby takiego bólu.
Te cholerne rośliny. Poprzedniej nocy zmobilizował się i poszedł je podlać przed snem. Wyszedł szybko z mieszkania, zanim do głowy wpadł mu jakiś chory pomysł, ale pokusy znajdowały się wszędzie.
Chciał nawet zniszczyć te cholerne chwasty, które dla Iana najwyraźniej znaczyły więcej niż on sam, ale one mu przecież w niczym nie zawiniły.
Z szybko bijącym sercem, wszedł do mieszkania Iana. Rośliny były w dobrym stanie, ale miały już dosyć sucho w doniczkach, więc podlał je, starając się nie przesadzić z ilością wody. Będąc w sypialni, nie mógł nie spojrzeć tęsknie na puste łóżko Iana. To łóżko, w którym przeżyli swój pierwszy raz... Ukucnął przed łóżkiem i oparł na nim głowę, wciągając zapach pościeli. Sięgnął po poduszkę. Pachniała włosami Iana, jego szamponem. Sam siebie torturował i zdawał sobie z tego sprawę, ale nawet wziął prysznic w jego mieszkaniu, żeby samemu móc chociaż na tę jedną noc pachnieć jak on.
Kiedy wrócił do siebie, z kolejną falą determinacji uruchomił laptopa. W trzeci dzień konwentu musiały być już jakieś zdjęcia, prawda?
Bingo. Cała galeria dwustu zdjęć, które Max w skupieniu studiował, szukając na nich Iana. I na kilku z nich mężczyzna rzeczywiście się znajdował, przedstawiony podczas pracy, piękny i skupiony. Niemniej jedno zdjęcie sprawiło, że Max się zagotował w środku.
Na tym konkretnym zdjęciu Ian nie pracował. Obejmował jakąś różowowłosą cizię w bardzo, bardzo sugestywny sposób, a obok znajdowała się inna cycata blondynka. Cała trójka była oznaczona na zdjęciu, więc mógł pooglądać profile tych kobiet. I okazało się, że już się znały z Ianem, obie miały go w znajomych, a także miały z nim wspólne zdjęcia, wyglądało na to że z innych konwentów. Czyli nie była to wcale taka przelotna znajomość. Czy to na pewno były tylko zwykłe znajome? Max nie był co do tego przekonany.
Właściwie, był zupełnie nieprzekonany. Zagryzł mocno wargę i zacisnął pięści, czując ogromną falę gniewu. A więc to tak. Ten drań...zostawił Maxa i ruchał sobie na boku swoje „koleżanki” z konwentów? Czy on nie potrafił zrozumieć, że należał do Maxa i nikogo innego? Jak on mógł go tak zdradzić?
Chciał coś rozwalić. Najchętniej te trzy konkretne głowy ze zdjęcia. I inne, męskie tym razem, które pojawiały się na innych zdjęciach z Ianem. A na końcu głowę Iana. Chociaż, nie, tę by sobie zachował, żeby móc na nią patrzeć do końca życia, ze świadomością że już go nigdy nie opuści.
Co...co się ze mną dzieje?
Otworzył szeroko oczy, jakby wybudzony z amoku, i rozluźnił powoli ręce, na których wewnętrznej części odbijały się bardzo głębokie ślady po paznokciach. Po wardze spływała mu krew.
Wziął do ręki telefon, czując impulsywną potrzebę zadzwonienia do Iana, nawrzeszczenia na niego, ale szybko odrzucił go w kąt, jakby dotykał rozżarzone węgle.
Nie, nie, nie mogę — mówił do siebie. Był dosłownie o krok od totalnego szaleństwa.
I zrobił jedyną rzecz, która wydawała się w miarę sensowna – wybiegł z mieszkania. Z mokrymi włosami, w jeansach i t-shircie, bez telefonu, portfela, nie zamykając nawet drzwi na klucz. Po prostu biegł przed siebie, dopóki nie zabrakło mu sił.
Musiał się uspokoić. Musiał się ogarnąć. Przede wszystkim, musiał się leczyć, to zabrnęło zdecydowanie zbyt daleko. Wiedział, że na tym etapie już nie da sobie rady sam.
Zerknął na znajdującą się naprzeciwko niego aptekę. Może były jakieś prochy, które mogłyby mu pomóc? Nawet jeżeli miałyby go doszczętnie zamulić i doprowadzić do bycia zombie, wszystko było lepsze od tego co się z nim stało.
Ale...cóż, nie miał nawet przy sobie portfela. Kurwa.
Mając pewność, że wystarczająco ochłonął, wrócił do domu tylko po to żeby szybko wziąć portfel, klucze, jakąś kurtkę i zmienić buty. Telefon zostawił tam, gdzie go rzucił. Na pewno się wyłączył, może się rozwalił, trudno, miał to gdzieś. A nawet byłoby to chyba najlepsze dla niego, gdyby rzeczywiście zniszczył ten telefon.
Kiedy wszedł do apteki, musiał nadal wyglądać kiepsko, bo nawet farmaceutka się spytała czy wezwać karetkę. Max odmówił, ale może to nawet nie byłoby złe. Może by go gdzieś zamknęli, nafaszerowali lekami i odizolowali od świata.
Bez recepty nie mógł dostać czegoś silniejszego, ale dobre i to. Były to jakieś tabletki ziołowe, które nie wyglądały na szkodliwe, więc wziął ich od razu całą garść, popijając colą kupioną w spożywczaku obok. Trudno, najwyżej wyląduje na odtrutce. Miał wszystko gdzieś, chciał po prostu chwili spokoju.
I tak do końca jego marzenie nie zostało spełnione, ale pół godziny później czuł się w istocie lepiej. Był też bardzo, bardzo senny, dlatego w końcu wrócił do domu. Zdjął tylko buty i kurtkę, po czym udał się do sypialni i upadł na łóżko, usypiając niemalże momentalnie.

Sheryl...ja naprawdę nie rozumiem co się dzieje. Jestem psychiczny, prawda? Jestem cholernym psycholem, takim których się trzyma z daleka od innych ludzi — powiedział, kończąc swoją opowieść o wydarzeniach ostatnich dni. Nie mógł wytrzymać już w swoich czterech ścianach, więc po podlaniu tych cholernych roślin zadzwonił do Sheryl (telefon niestety działał jak należy, tylko ekran delikatnie się potłukł) z prośbą o spotkanie. Na szczęście była niedziela, więc kobieta była wolna i umówili się w jednej z przytulnych kafejek w centrum. Max nie mógł już dłużej trzymać tego wszystkiego w sobie, musiał komuś się wygadać, a Sheryl była pierwszą osobą o której pomyślał. Znał ją na tyle, by wiedzieć że można jej zaufać. Była empatyczną osobą, a w dodatku mocno spostrzegawczą.
— Domyśliłam się, że coś się dzieje — odezwała się rudowłosa, popijając powoli swoją kawę. — I nie chodzi tylko o to, co wydarzyło się ostatnio, ale już od jakiegoś czasu zachowywałeś się...inaczej. W zasadzie już od swoich urodzin byłeś ciągle poddenerwowany. Teraz już wiem dlaczego, chociaż podejrzewałam że ma to coś wspólnego z Ianem, zwłaszcza kiedy dotarła mnie wieść o nim i Marcusie. Max — położyła dłoń na leżącej na stoliku dłoni Maxa, patrząc mu w oczy — jestem z tobą. Ale potrzebujesz profesjonalnej pomocy. Widzę, jak się męczysz i jak ci z tym źle, kochanie. Jesteś dobrym człowiekiem, wiem że tak naprawdę nie chcesz nikogo skrzywdzić. Najbardziej martwię się o ciebie. Słuchaj, załatwię ci jak najszybszy termin u gościa, do którego sama chodziłam kiedy jeszcze męczyłam się z dysforią. Naprawdę świetny gość, profesjonalista, nie ocenia. A w międzyczasie pójdziesz do lekarza pierwszego kontaktu, żeby przepisał ci na uspokojenie coś mocniejszego od tego ziołowego gówna. I gdyby coś się działo...dzwoń do mnie, o każdej porze dnia i nocy, zrozumiano? A gdyby się działo coś bardzo złego, to dzwoń na 911.
Max poczuł, jak kamień spadł mu z serca. To była dobra decyzja, żeby powiedzieć o tym wszystkim Sheryl. Uświadomiła go, że wspólne zdjęcie wcale nie oznaczało że Ian musiał się z kimkolwiek przespać podczas swojego pobytu w LA, a także że nie powinien robić o to Ianowi afery i w ogóle wspominać o tej sprawie dopóki się nie uspokoi. Nie wiedział, czy było to w ogóle osiągalne, ale przed przyjazdem Iana zamierzał wziąć sporą dawkę tego „ziołowego gówna”, jak określiła to Sheryl.
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, a Max czuł, jak napięcie z niego powoli spada. Bardzo bał się dnia powrotu Iana, bo nie wiedział jak się zachowa po tym wszystkim, ale kiedy wracał do domu był już znacznie spokojniejszy.


effsie - 2018-09-09, 16:51

To były naprawdę cztery bardzo, bardzo dobre dni, zresztą jak zawsze w Kalifornii, w LA, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że zanim ostatecznie spiszę Stany na straty, muszę tam pomieszkać, chociaż chwilę. W LA zawsze coś się działo, zawsze było tam pełno ludzi, nigdy nie miałem dość.
Samolot do Nowego Jorku miałem późnym wieczorem, a do domu wracałem zmęczony i… zniecierpliwiony, co było uczuciem na tyle osobliwym, że nigdy jakoś szczególnie nie tęskniłem za tymi czterema ścianami.
Ale nigdy też za jedną z nich nie miałem tego słodkiego blondyna, który, jak jakaś irytująca drzazga, wbił się mi w palec i nie chciał z niego wyjść, usilnie przypominając o swojej obecności. Patrzyłem na Jo i miałem przed oczami jego bladą, aksamitną skórę; patrzyłem na Drwala i widziałem zadbane, zawsze równo obcięte paznokcie Maxa, w końcu, patrzyłem na Harley i widziałem te wyzywająco wydymane usteczka, aż sam dostawałem wariacji i skręcało mnie w miejscu.
Boże, byłem na niego naprawdę nakręcony, jak jakiś podrzędny idiota, chciałem go mieć przy sobie.
Pojebało mnie już całkowicie.
Wróciłem do domu i pierwsze, co zrobiłem to – idąc na balkon – sprawdzenie stanu ziemi moich kwiatów. Z głupim uśmiechem zarejestrowałem, że była wilgotna i już wychylałem się przez barierkę, bo pewnie usłyszał siłowanie się z torbą i drzwiami… ale nie. Drzwi balkonowe miał zamknięte, a w środku nie paliło się światło.
Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na zegarek. Była już północ, ale czy serio poszedł już spać? Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że mogłem mu dać znać, o której wrócę, ale i tak było już za późno na takie rozważania. Wyciągnąłem telefon i, paląc fajkę na balkonie, zadzwoniłem do Maxa. Nie usłyszałem żadnego dźwięku i to mnie tylko bardziej zdziwiło.
Wyszedł gdzieś?
A może tylko spał i wyłączył dźwięki?
Nie wiedziałem, ale z cieniem irytacji poszedłem pod prysznic, całkowicie niezadowolony.
O chuj mi w ogóle chodziło, skąd nagle ten zły humor?
Nieważne.
Gdy rano paliłem fajkę na balkonie sytuacja z drzwiami nie zmieniła się ani na jotę i zaczęło mnie to zastanawiać. Musiałem jednak iść do pracy, dlatego tylko wysłałem mu SMSa.
»Co to za nocne wyprawy? Liczyłem chociaż na papierosa z moim sąsiadem
Nie odpisał od razu, wiadomość przyszła dopiero później, gdy byłem już w studiu, i tylko uniosłem wyżej brwi.
»Haha. Musiałem przysnąć. Jesteś już w NY? W pracy?
»Aha. Fajka wieczorem?
Kurwa, co to było, fajka wieczorem? Teraz mnie już doszczętnie pojebało, totalnie, ech, byłem skończonym idiotą, ale Max tego na szczęście nie skomentował w żaden naśmiewający się ze mnie sposób (dziwne), zamiast tego nawet zażartował coś o kolacji.
Dlatego gdy wróciłem już wieczorem do domu, od razu zapukałem głośno w naszą wspólną ścianę i czekałem już z fajką w mordzie na balkonie.
No, no, proszę, moja śpiąca królewna się obudziła — powitałem go z szerokim uśmiechem na ustach i naprawdę musiałem się mocno powstrzymywać, by nie rzucić się na tego idiotę i nie wepchnąć mu języka do mordy.
Kurwa, może to jednak ja byłem idiotą.


Gazelle - 2018-09-09, 18:52

Wiedział, że Ian powinien wrócić gdzieś w nocy, nie miał pojęcia o której dokładnie, ale tego dnia kończył się konwent, a mężczyzna mówił o czterodniowym wyjeździe, więc wynikało z tego że nie planował noclegu w LA. I tęsknił za nim, cholernie, więc nawet myślał nad napisaniem do niego z pytaniem kiedy pojawi się w swoim mieszkaniu, ale powstrzymała go obietnica, którą złożył Sheryl. Obiecał jej mianowicie, że dopóki nie pójdzie do lekarza załatwić sobie leków uspokajających nie będzie się kontaktować z Ianem. To było ciężkie, ale musiał przyznać, że to był także bardzo racjonalny postulat, zważywszy na jego stan.
Słysząc kroki na klatce schodowej, potem szeleszczenie kluczy przekręcanych w zamku już się wyrywał, żeby móc tylko nacieszyć się Ianem, jego widokiem, zapachem, bliskością. I strasznie ze sobą walczył, wspomagany tylko tymi kiepskimi pseudotabletkami z apteki i wyłączonym telefonem, który ukrył gdzieś w salonie. Po długiej walce ze sobą udało mu się finalnie zasnąć. I spał nawet twardo, o dziwo.
Wizytę miał na godzinę dwunastą, więc nie musiał się aż tak przejmować budzikiem. A także Ianem, który, na całe szczęście, nie przejawiał za ścianą żadnych słyszalnych śladów aktywności. Co oznaczało że pewnie poszedł do pracy. Wziął ze sobą ten nieszczęsny telefon, tak na wszelki wypadek, ale włączył go dopiero w przychodni. Trochę mu pochlebiał fakt, że Ian od razu po powrocie chciał się z nim skontaktować...wróć, był tym naprawdę poruszony. I pomyśleć, że jeszcze dzień temu był na Iana wkurzony o...swoje domysły, właściwie. Nie ogarniał swojej emocjonalnej huśtawki, ale teraz przynajmniej nawet nie próbował. Rozmowa z Sheryl pomogła mu zaakceptować, że tak, że ma problem i potrzebuje pomocy.
Wizyta u lekarza była nieco stresująca. Dziwnie było mu się wyzewnętrzniać przed lekarzem, który nawet nie miał specjalizacji z psychiatrii, ale bardzo mu zależało na leku uspokajającym, więc sprzedał mu wiarygodną, połowicznie prawdziwą historię. I ta okrojona wersja sprawiła, że lekarz spojrzał na niego dziwnie i kazał wybrać się do psychiatry. Ale dostał przynajmniej swoje i mógł od razu udać się do tabletki. Czując się trochę lżej, odpisał w końcu Ianowi, że tak, że fajka wieczorem brzmi okej i że może czas żeby w końcu odbębnić tę kolację, której wcale mu nie obiecywał. Prawdę mówiąc, równie mocno chciał zobaczyć Iana, co nie chciał. Ale był przynajmniej pewniejszy, mając świadomość że mógł się chociaż naszpikować lekami.
I, ech, tęsknił za wspólnym spędzaniem czasu z Ianem. Za ich rozmowami, przekomarzankami, za jego dotykiem...
Chciał coś ugotować samemu, ale po zażyciu lekarstwa czuł się zbyt przymulony by próbować swoich sił w kuchni, więc postanowił że po prostu zamówią pizzę. Kupił specjalnie kilka piw z myślą o Ianie, pamiętając że sam musi się trzymać z daleka od alkoholu.
Był tak...przyjemnie zdystansowany. Trochę pusty wewnętrznie wręcz, ale to było wyjątkowo odświeżające uczucie po tych ostatnich dniach. Nagle jego serce z powrotem wróciło do spokojnego rytmu, nie odczuwał takiej potrzeby wbijania sobie paznokci w ręce, a myśli w końcu dały mu spokój. Wziął trochę większą dawkę niż powinien, tak na wszelki wypadek, ale nie żałował, czując tę błogą ciszę.
Cześć — wymamrotał, kiedy wyszedł na balkon. Spojrzał na Iana...i nic. Cieszył się jego widokiem, to fakt, ale wszystkie emocje były mocno stępione i nawet nie zarejestrował tego że coś było w tym nie tak. — Jak tam konwent? — spytał, uśmiechając się lekko.


effsie - 2018-09-09, 19:24

Max wyglądał na trochę zaspanego, ale postanowiłem to zignorować, bo może rzeczywiście uciął sobie przed chwilą jakąś małą drzemkę. To nawet dobrze, bo skoro tak to nie był zmęczony, a miałem zamiar spędzić z tym gnojkiem kilka miłych chwil.
No cześć — wyszczerzyłem się jak debil i wychyliłem się na przedramionach na jego część balkonu, kiwając się jak dzieciak z ADHD. Odpierdalało mi już totalnie, serio. — A fajnie, dziękuję bardzo — powiedziałem szybko, zbywając na razie temat, bo no serio, halo, koleś, tu są rzeczy bardziej interesujące — tylko nieco za długo, tęskniłem za takim blondasem zza ściany.
Kurwa, z ust mi nie znikał ten wyszczerz, więc wsadziłem w nie fajkę, coby pozbyć się go chociaż na chwilę.
Ile razy waliłeś sobie myśląc o mnie? — spytałem, przeskakując przez tę durną barierkę, bo sam nie wiedziałem, czemu nie zrobiłem tego jeszcze wcześniej. Cisnąłem fajkę gdzieś na bok i złapałem jego podbródek, unosząc go, bo już nie mogłem się dłużej powstrzymać, by nie posmakować tego słodkiego smaku mojego blondasa. Boże, odjebywało mi już po całości, ale naprawdę, naprawdę za tym tęskniłem. — Pięć? Dziesięć? Pięćdziesiąt? — dopytywałem, wciąż go całując, aż w końcu odsunąłem się nieznacznie, by spojrzeć mu w oczy.


Gazelle - 2018-09-09, 19:58

O kurczę. Było mu tak błogo. Jakby cały ten ciężar z niego zleciał. I mógł w końcu cieszyć się towarzystwem Iana bez tych wszystkich myśli. Był po prostu wolny i to było niesamowite. Leki chyba tak nie powinny działać, nawet te silne, ale wcale nie żałował zwiększonej dawki.
Och? Tęskniłeś? — zachichotał. Czuł się z deczka jakby pijany. — To dobrze, bo ja też.
Odwzajemnił pocałunek, przystając nieco na palcach. Ach, ten cudowny smak paskudnych fajek i Iana. Rozpływał się z rozkoszy, a to dopiero pierwszy pocałunek.
Ani razu — przyznał szczerze. — Czekałem grzecznie, aż ty się mną zajmiesz. Nikt tak dobrze się mną nie zaopiekuje, wiesz? A im dłużej się czeka, tym większa przyjemność, co nie? — wyszczerzył się do niego, głaszcząc po policzku. - Chodź ze mną do środka — wymruczał mu prosto do ucha, opierając się o jego tors. I tak jak kilka dni temu, ponownie wciągnął do za nadgarstek do salonu, potykając się jednak tym razem o próg. No, ale udało mu się ostatecznie nie uderzyć o podłogę, dzięki Ianowi, który w odpowiednim momencie go pociągnął do siebie.
Dobrze się bawiłeś? Poznałeś może jakieś ciekawe osoby? — pytał, posesywnie wpijając się w jego usta raz za razem. Nie odrywając się prawie zupełnie od jego warg, prowadził go do swojej sypialni, gdzie popchnął go na łóżko.
Masz ochotę na kolację, czy wolisz zacząć od deseru?


effsie - 2018-09-09, 20:36

Ech, mogłem darować sobie ten tekst, bo już sobie zaczął pewnie coś wymyślać, ten chichot nie wziął się znikąd. Muszę bardziej uważać na swoje słowa, co mu mówię, bo jeszcze gotów sobie wymyślić jakieś niestworzone rzeczy, a nie chciałem, by przeze mnie pojebało się mu w bani.
Ani razu? — Byłem cokolwiek zawiedziony i odsunąłem się na chwilę, patrząc na niego poważnie. — Ja siedem razy. Wygrałem — oznajmiłem, wpijając się znowu w te słodkie usta i zaciskając palce na jego talii.
Miałem ogromną ochotę zamknąć go w swoich ramionach i prawie byłbym to właśnie zrobił, gdyby nie pociągnął mnie do środka.
Ech, musimy zacząć się umawiać na seks i fajkę, w tej kolejności, bo coś nam inaczej nie wychodzi.
Jaki gadatliwy — roześmiałem się wprost w jego usta, gdy ciągnął mnie do sypialni i nie przerywałem tego obsypywania się nawzajem pocałunkami, zupełnie jak dwójka piętnastolatków, Boże, cofamy się w rozwoju. — Uwielbiam twój cięty języczek, ale teraz wolę żebyś wykorzystał usta do czegoś innego — powiedziałem, łapiąc go w pasie, gdy pchnął mnie na łóżko, aż wylądowaliśmy na nim obaj. Wpadł na mnie, przygnieżdżając mnie rękoma do łóżka, ale był tak lekki, że w ogóle mnie to nie zabolało. — Jeśli ty masz być moim deserem, to mam nadzieję, że serwują cię też na przystawki — sapnąłem mu do ucha i przewróciłem nas tak, bym to teraz ja zawisł nad nim.
Oderwałem się na chwilę od jego ust i z dłońmi po dwóch stronach jego głowy, spojrzałem uważnie na jego twarz. Była tak samo piękna jak ostatnim razem, gdy patrzyłem na niego z tak bliska, z tymi delikatnymi rysami, dużymi oczami i lekko rozwartymi ustami. Włosy rozsypały się mu na pościeli, a policzki nieco zaróżowiły. Podniosłem się prędko do siadu i zdjąłem koszulkę przez głowę, a Max zaczął robić to samo, ale widząc to, zaoponowałem szybko:
Nie. Ja chcę — powiedziałem i rzeczywiście sięgnąłem dłońmi do jego brzucha, unosząc rąbek jego odzienia, zrazu z ustami śledzącymi każdy ruch.
Boże, smak jego skóry był lepszy, niż zapamiętałem.
Śledziłem uważnie każdy jeden cal jego brzucha, obsypując go tysiącem pocałunków, a gdy tylko usłyszałem pierwszy słodki jęk, jaki wydostał się z jego ust, poczułem ciepło rozlewające się gdzieś w moim środku. Boże, jak za tym tęskniłem, nawet nie zdawałem sobie sprawy, ach, smagnąłem językiem jego pierś i sutek, palcami pasując jego plecy i kark, a Maxie pisnął głośno. Przytrzymałem go w rękach, całując obojczyki i mapując językiem drogę przez żuchwę do ust, w które wssałem się pożądliwie, palcami wciąż błądząc po jego ciele.
Sięgnąłem jego spodni i pozbyłem się tego niepotrzebnego odzienia, a potem pchnąłem go na łóżko i nachyliłem się z powrotem nad podbrzuszem, całując je po raz kolejny i odsłaniając rękoma pasek jego bielizny, językiem śledząc każdy odsłaniany milimetr skóry. Zadrżałem z podniecenia, widząc – już znikający – ślad mojego pocałunku na jego pachwinie.
Znikający.
Zagotowało się we mnie.
Przyssałem się do niego zanim zdążyłem pomyśleć, a chwilę po tym chwyciłem podbródek Maxa w palce, pocałowałem go mocno i wyszeptałem mu w usta:
Chcę cię wytatuować. Tam.
Chciałem. Musiałem. Boże, pojebało mnie już doszczętnie, ale na samą myśl o tym, że miałoby być inaczej, zaczynała ogarniać mnie fala wściekłości.


Gazelle - 2018-09-09, 20:59

Kiedy Ian patrzył się na niego w ten sposób, kiedy z takim wręcz namaszczeniem obsypywał go pocałunkami, Max naprawdę czuł się konsumowany. Uwielbiał to, jak Ian się z nim obchodził. Był stanowczy, niekiedy trochę brutalny, ale również miał w sobie pokłady delikatności i czułości, pod wpływem których Maxowi miękły kolana.
Ech? Tam...? — spytał, nieco zbity z tropu. Nie, że „tam” czyli gdzie, bo zorientował się o które miejsce mu chodziło, ale zastanawiał się dlaczego akurat jego pachwina była aż tak interesująca dla Iana.
O dziwo, mimo iż decyzja o zrobieniu tatuażu zajmowała mu aż dziesięć lat, to wcale nie był źle nastawiony do tego pomysłu. Wręcz przeciwnie, był podekscytowany wizją permanentnego oznaczenia przez Iana, posiadania śladu który pozostałby z nim na zawsze, tak jak chciał wiecznie mieć Iana przy sobie.
Porozmawiamy o tym później — wyszeptał i delikatnie wgryzł się w wargę mężczyzny, pociągając za nią nieco zębami. Nie był może i w pełni świadomości na tyle, by podejmować takie decyzje, ale...ale było pewne że i tak się zgodzi.
Zsunął dłoń do rozporka mężczyzny, bo uznawał to za bardzo niesprawiedliwe, że on był sobie całkowicie nagi, a Ian wciąż miał na sobie spodnie i bieliznę.
Ian...wiesz, trochę kłamałem. Nie byłem grzeczny. Właściwie byłem bardzo niegrzeczny, ale nie mogę ci powiedzieć teraz czemu. Ale, wiesz, moje sumienie nie będzie spokojne, dopóki nie spotka mnie za to kara — wymruczał, ręką już sięgając do swojego ulubionego penisa. — Ian, weź mnie dzisiaj na ostro. Możesz być tak brutalny, jak tylko chcesz, moje ciało dzisiaj jest całkowicie twoje.
Naprawdę tego pragnął i nie czuł nawet cienia zażenowania prosząc o to Iana. Chciał, żeby ten go w końcu potraktował naprawdę jak zabawkę, żeby zadawał mu dla odmiany fizyczny ból. Chciał tego bólu, chciał go poczuć, chciał zobaczyć swoje ciało całe w śladach, zadrapaniach, siniakach. Był spierdolony, już o tym wiedział. I żadne leki najwyraźniej nie były w stanie tego zmienić. Nie mogły zmienić uczuć, jakimi darzył tego mężczyznę nad nim. Mogły trochę go wyciszyć, dać mu chwilę oddechu, uspokoić emocje, ale czar Iana był nie do zatrzymania.
Objął Iana nogami, żeby ich krocza mogły się o siebie ocierać, i zaczął poruszać biodrami, jęcząc przy tym cicho. Tak bardzo mu tego brakowało, tak cholernie mocno.


effsie - 2018-09-09, 21:29

Byłem niezłym schizofrenikiem w tym, jak obchodziłem się z tą słodką lalką pod moimi palcami, ale naprawdę, naprawdę nie mogłem się powstrzymać, by na zmianę szarpać ją i obsypywać pocałunkami, bo w każdym z tych stanów smakowała najlepiej, tak, że nie mogłem się oderwać.
Tak jak teraz, trzymając ją w dłoniach i szukając tylko kolejnych miejsc, których mogłem dotknąć, kolejnych, które sprawiłyby, że z jego ust wydobędą się te słodkie jęki przyjemności.
Pozwól mi — wyszeptałem w jego usta i w sekundzie, gdy te słowa wybrzmiały pomiędzy nami poczułem się jak idiota, a oczy Maxa zaświeciły się niebezpiecznie.
Nie, kurwa, nie będę go o nic prosił.
Zwłaszcza po tym, co zaraz usłyszałem.
Zawisłem nad nim, wgapiając się w tę anielską twarz z rozdziawionymi ustami, w tej sekundzie całkowicie nieświadomy tego, jak Max zaczął poruszać biodrami.
Olbrzymia fala gorąca wezbrała we mnie i nie dowierzałem własnym uszom.
Byłem bardzo niegrzeczny.
Moje działo dzisiaj jest całkowicie twoje.
Co za gnojek od siedmiu boleści! Co za pierdolony kurwiszon, jebany lachociąg, wrr!
Cała twarz naszła mi purpurą i, niewiele myśląc, sięgnąłem ręką jego odsłoniętej szyi i przyparłem go mocno do łóżka.
Ty mała kurwo — sapnąłem, czując jak drżę z gniewu. Ledwo podtrzymywałem się na jednej ręce i ze złości zaczęły szczękać mi zęby. Nieświadomie zwiększyłem nacisk dłonią na szyję Maxa. — Komu dałeś dupy, co? Tylko wyjechałem i już poleciałeś do tego jebanego Francuzika?
Max wytrzeszczył oczy, twarz nabiegła mu czerwienią i zaczął charczeć, szamocząc się, a wtedy zorientowałem się, że go duszę. W tej jednej sekundzie zapragnąłem tylko mocniej zacisnąć rękę, zabić go, tu i teraz, ale sapnąłem i poderwałem się z miejsca, oswobadzając jego szyję. Ręce zacisnąłem w pięści i sapiąc ze złości patrzyłem, jak Max łapie oddech, resztkami zdrowego rozsądku powstrzymując się, by nie rzucić się na niego z pięściami.
Co za koncertowy skurwysyn! A ze mnie, kurwa, pierwszoligowy idiota! Mogłem wojować chujem w tę i z powrotem, ale nie, kurwa, proszę państwa, taki ze mnie rycerz na białym koniu, ja pierdolę, nie wierzę, że dałem się w to tak wrobić!
To spierdalaj sobie do niego, chuj mnie obchodzisz, zasrany pedale — sapnąłem jeszcze, schylając się po spodnie, z zamiarem wyjścia stąd i nie wracania tu już nigdy, absolutnie nigdy więcej.


Gazelle - 2018-09-09, 21:48

Nie, nie, Ian! — krzyknął, a raczej wychrypiał, rozmasowując bolącą jeszcze szyję. Nie rozumiał, co się właśnie stało, dlaczego Ian go dusił, ale najwyraźniej wszystko wzięło się z idiotycznego nieporozumienia. Które musiał najpierw wyjaśnić, potem mógł dalej sobie to wszystko analizować. — Kurwa mać, z nikim nie spałem, idioto! Dlaczego od razu o tym pomyślałeś? Naprawdę masz o mnie aż takie zdanie?!
Przynajmniej Ian się zatrzymał. Tuż przed drzwiami, ale zatrzymał się i najwyraźniej zamierzał go wysłuchać. Nie wydawał się jeszcze przekonany, ale Max chyba sobie na to zasłużył, zważywszy na to jak dwuznacznie sformułował tamte zdanie, które doprowadziło do tej całej sytuacji.
Przysiadł na łóżku, próbując złapać oddech, zanim ponownie się odezwał:
Nie chodzi o to. Nie mógłbym, Ian, dobrze o tym wiesz. Ale to trochę ironia losu, wiesz? Bo... — westchnął. Oczywiście, że nie mógł powiedzieć mu całej prawdy, ale w takich okolicznościach należało mu się jakieś wytłumaczenie. — Ja...ja zobaczyłem na Facebooku, jak byłeś oznaczony na zdjęciu z tego konwentu...z takimi kobietami, jedną z nich obejmowałeś tak, jakbyście byli bardzo blisko...i miałem bardzo paskudne myśli, Ian. Naprawdę. I, i źle mi z tym.
To nie brzmiało aż tak strasznie, biorąc pod uwagę to, że Ian właśnie go próbował udusić...no właśnie, z zazdrości?!, ale cała historia była znacznie, znacznie gorsza. Ian nie mógł się o tym dowiedzieć. Na pewno nie chciałby mieć z nim nic do czynienia i byłoby to kompletnie zrozumiałe.
Albo uspokajające działanie tabletek zaczynało opadać, albo jego emocje stały się na tyle intensywne, że nawet ta substancja nie była w stanie ich już okiełznać.
Nawet gdybym chciał, to bym już nie mógł. Chcę tylko ciebie. Tylko z tobą czuję się tak dobrze. A jeżeli tego nie widzisz, to jesteś po prostu ślepym kretynem.
I mimo iż na początku wkurzył się tą insynuacją, tak w tym momencie był gotów błagać Iana o wybaczenie za to, że spowodował to nieporozumienie. Mógł się przed nim czołgać, zrobić wszystko żeby ten go nie opuścił.


effsie - 2018-09-09, 22:22

No chyba mnie chuj strzeli.
Ze spodniami w ręku odwróciłem się w stronę Maxa, niebardzo wiedząc, co robić. Poczułem się bardzo, bardzo źle.
Naprawdę chciałem go przed chwilą udusić? Kurwa, jestem już naprawdę nieźle powalony i powinienem trzymać się od niego z daleka.
Ogarnij się — bąknąłem pod nosem na te jego ostatnie słowa. Chcę tylko ciebie, jasne, zdarzało się mu to już powiedzieć, kiedy pieprzyliśmy się tu czy tam, ale kto normalny zwraca uwagę na to, co mówi się podczas seksu? Ja na pewno nie, a tymczasem teraz sadził tutaj takie teksty, które jasno wskazywały na to, że kumplami od dymanka to my może i byliśmy, ale ten tutaj to chyba się mocno wkręcił…
No tak. Jakbym ja się nie wkręcił.
Nieważne.
Potrząsnąłem głową, odganiając naręcze naprawdę natrętnych myśli i pokręciłem głową.
Nie no, to jest jakaś farsa. My naprawdę mamy po piętnaście lat.
To są moje modelki — powiedziałem krótko, wciąż nie wiedząc, co robić. No dobra, koleś zobaczył fotki moje, Harley i Jo, pomyślał, że sobie robimy geng-beng i… i co? I miał wyrzuty sumienia, że tak myślał?
Nie łapałem, o co tu w ogóle chodzi, tak totalnie.
Westchnąłem, czując, że z mózgu zrobiła mi się już jakaś prawdziwa papka, woda, cokolwiek. Może ja naprawdę miałem schizofrenię, bo tak przechodzić od totalnego wkurwu do tego, w czym byłem teraz (a nie do końca potrafiłem to nazwać) to trzeba mieć mocno najebane w bani.
Nagle poczułem się absolutnie zmęczony.
Miałeś paskudne myśli i chcesz żebym ci zrobił krzywdę? Co to w ogóle znaczy?
Naprawdę, naprawdę nie wiedziałem.


Gazelle - 2018-09-09, 22:39

Spuścił wzrok, nie wiedząc przez moment co powiedzieć. Cholerny potok myśli znowu się budził. Na szczęście ani w połowie nie z taką intensywnością, jak na przykład poprzedniego dnia, ale wciąż irytujący.
Ale przede wszystkim poczuł niewypowiedzianą ulgę, gdy Ian zaprzeczył jego najgorszym obawom. Tylko modelki. Tylko modelki. Max musiał mu uwierzyć, przecież dlaczego miałby go okłamać?
Odrobina niepewności wciąż w nim się została, ale postanowił chociaż na chwilę to zignorować i odrzucić w kąt.
W bardzo popieprzony sposób bawiło go to, że ze wszystkich form ataku Ian zdecydował się akurat na duszenie go. Cóż, biorąc pod uwagę ich położenie to rzeczywiście było pewnie najwygodniejsze i najlepsze na tak spontaniczną reakcję, ale chodziło po prostu o to, że to Max w końcu wyobrażał sobie już z kilka razy swoje ręce zaciskające się na ianowej szyi. Ciekawe, czy Ian też kiedykolwiek myślał w taki sposób...właśnie udowodnił, że i w nim czaiła się jakaś ciemniejsza strona. I to cholernie Maxa intrygowało. Chciał ją jeszcze bardziej odsłonić.
Nie możesz tego po prostu uznać za pretekst do ostrzejszego seksu? — spytał nieco desperacko. Bo naprawdę nie chciał się już tłumaczyć, kiedy tego wieczora miał wyraźne problemy ze sformułowaniem zdań. Jeszcze by się zakopał głębiej w kolejne nieporozumienie.
Prawda była taka, że naprawdę czuł się winny. Naprawdę czuł, że zasługiwał na karę, nawet jeżeli Ian nie wiedział za co. Poczułby się lżej ze świadomością, że chociaż trochę odpokutował swój sobotni wybuch. Sam nie miał odwagi nic sobie zrobić...chociaż nawet nie do końca o odwagę chodziło, a o fakt, że Ian mógł zobaczyć każde skaleczenie na jego ciele, ale w każdym razie chyba po prostu chciał wykorzystać poniekąd swojego kochanka do zaspokojenia swoich autodestrukcyjnych żądzy.
A poza tym skłamałby, gdyby powiedział że nigdy wcześniej nie myślał o tym, jak bardzo chciałby żeby Ian był z nim ostrzejszy w łóżku.


effsie - 2018-09-09, 23:14

Może bym mógł, może bym mógł, bo, ach, to byłoby niezaprzeczalnie piękne, ale…
Ale ten parszywy skurwiel był jakiś nie ten, coś się tu nie trzymało kupy. Zaczął we mnie rzucać już jakimiś tekstami, których absolutnie nie chciałem usłyszeć, a teraz kulił się na łóżku, garbiąc ramiona i chowając szyję w głowę, zupełnie jak jakiś struś, chociaż to ja byłem z Australii.
O coś mu chodziło, ale nie wiedziałem, o co, a on nie chciał powiedzieć.
I dobra, nie musiałem wiedzieć, mogłem mieć na to wyjebane, w końcu po to nie zapisuję się na to całe chodzenie ze sobą, żeby nie mieć takich dylematów, nie? I pewnie gdyby przede mną siedziała jakaś randomowa panienka czy koleś, którego mam zobaczyć po raz ostatni w życiu, w ogóle bym się tym nie przejął i chętnie sprawdził, gdzie leży granica bólu, tylko…
Ech, tylko przede mną siedziała moja laleczka i jak nic, nie chciałem jej rozpruć na strzępy.
Nie wiedziałem, o co chodziło Maxowi, ale absolutnie mi się to nie podobało, nie. Przez sekundę w mojej głowie pojawiła się nawet abstrakcyjna myśl, że to wszystko moja wina, ale odgoniłem ją zanim zdążyła się gdzieś rozsadzić.
Jaka moja? Przecież mnie tu nawet nie było.
Nie wiem, może jego koledze zmarł chomik i teraz tak to przeżywał?
Ech, żarty na bok.
Słuchaj… — zacząłem, chociaż sam nie wiedziałem, gdzie tak naprawdę z tym zmierzam. Jak debil stałem w tej futrynie, trzymając spodnie w ręku i nie wiedziałem, o co mi właściwie chodzi.
Hehe, to przynajmniej i tu, i u Maxa mieliśmy dość niejasną sytuację.
Może powinniśmy dać sobie z tym dzisiaj spokój — mruknąłem, sam nie wierząc w swoje słowa. Podrapałem się nerwowo po ramieniu, zaciskając paznokcie na mięśniach. Zawiesiłem na nim wzrok i zagryzłem wargę, marszcząc brwi.
Najlepiej by było gdybym chyba stąd wyszedł, ale coś mi mówiło, że przez to jeszcze bardziej zeświruje.
Jadłeś coś dzisiaj? — bąknąłem jak ostatni debil.
Brawo, Max, kurwa, brawo. Mało komu udaje się wprawić mnie w taki stan, możesz sobie pogratulować.
Pieprzony blondas zza ściany. Kurwa, wiedziałem, że będą z nim same problemy.


Gazelle - 2018-09-09, 23:46

Nagle w pokoju zapanowała tak niezręczna atmosfera, że Max aż się bał że się zaraz z tego powodu zrzyga. To napięcie było okropne i obciążające. Czuł się jak kretyn, siedząc nagi na tym łóżku i czekając na cholera-wie-co. Gdyby nie palnął głupoty, pewnie uprawialiby teraz intensywny seks, a nie zastanawiali się co ze sobą zrobić. Zawsze musiał coś zrujnować, po prostu zawsze.
W każdym razie, nie było mowy żeby Max opowiedział Ianowi o tym wszystkim, co działo się z nim podczas jego nieobecności. Po prostu nie. To mocno lakoniczne wytłumaczenie musiało mu wystarczyć, niezależnie od tego jak idiotycznie mu to brzmiało. Ian by nie zrozumiał, na pewno by nie zrozumiał, w dodatku by się wystraszył. Max sam siebie się zresztą bał. Może właściwie powinien też obawiać się Iana, który w końcu przed chwilą prawie go udusił, ale...ale jakoś nie mógł mieć mu tego za złe. Było mu to zupełnie obojętne. Trochę się wtedy wierzgał, ale to było bardziej spowodowane impulsywnym odruchem, no i przez fakt ze został zaatakowany z zaskoczenia. Sam przecież chciał, żeby Ian go skrzywdził, zadeklarował się że nie stawia żadnych granic. I w tej wkurzonej, czerwonej wręcz z wściekłości twarzy Iana było coś pięknego. Czysta, cudowna złość.
Podniósł głowę, kiedy Ian w końcu się odezwał i spojrzał na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Ian nie chciał się z nim przespać? Właściwie...to miało sens. Max przecież zupełnie zepsuł klimat. Ian pewnie był podirytowany tym wszystkim. Pewnie miał dość Maxa. Pewnie chciał go zostawić.
Spokój, Max, spokój.
Zaczął lekko się trząść, czując się paskudnie upokorzony i zraniony, ale nie dawał tego po sobie poznać. Nie chciał jeszcze bardziej spieprzyć.
Skoro tak uważasz... — powiedział małym głosem, unikając kontaktu wzrokowego i mężczyzną i sięgnął po swoje bokserki, wciągając je powoli na siebie. Jakaś część niego chciała błagać Iana o to, żeby go wypieprzył. I nawet nie chodziło o sam seks, ale o zainteresowanie, o uwagę, o świadomość tego że wszystko między nimi jest okej. Na szczęście, tym razem ten głos był stosunkowo cichy. Może to całe uspokajające cośtam jeszcze działało.
Nie pamiętam, chyba tak — wymamrotał. No bo rzeczywiście, wydarzenia tego dnia zlały mu się w jedną całość i totalnie nie pamiętał, co w ogóle robił dokąd nie zobaczył się z Ianem. No, wiedział że poszedł do lekarza. I załatwił sobie urlop zdrowotny w pracy. I tyle ze znaczących rzeczy.


effsie - 2018-09-10, 00:33

W ciszy założyłem gacie na tyłek, nie spuszczając wzroku z Maxa, który nawet na mnie nie spojrzał.
Co to znaczy, że nie pamiętał? Co on w ogóle dzisiaj robił?
Zmarszczyłem brwi, poważnie się nad tym zastanawiając. Wychodziłem do pracy o godzinie, o której Max już zazwyczaj pisał przed tym swoim komputerkiem – a dziś, nic, wciąż zasłonięte rolety. Mówił, że spał, ale może nawet nie było go w domu? Próbowałem przypomnieć sobie, o której odpisał mi na SMSa i to musiało być jakoś koło trzynastej, chwilę przed, bo o trzynastej siadłem do kolejnej dziarki, a na pewno odpisałem mu wcześniej.
Nie spytałem, bo wiedziałem, że i tak pewnie nie doczekałbym się odpowiedzi. Zamiast tego powiedziałem:
Chodź, zjemy kolację.
Ale odkryłem, że kolacji nie było, ani na stole, ani w lodówce, hm. Max za moimi plecami wymamrotał coś o tym, że chciał zamówić pizzę i że jak chcę, to on zaraz zadzwoni, ale pokręciłem tylko głową.
Nie, w porządku, coś tu znajdziemy — powiedziałem, otwierając lodówkę.
— Ian, ale ja nic nie mam… — jęknął cicho tym łamiącym się głosem, aż musiałem przymknąć oczy, żeby powstrzymać odruch odpyskowania mu jakimś niewybrednym komentarzem, dobrze, że miałem ryj w lodówce i nic nie widział.
Masz jajka. Jajka wystarczą — oceniłem zamiast tego i wyciągnąłem je wraz z masłem na blat, a potem rozejrzałem się po tej kuchni w poszukiwaniu patelni. Max stał w progu i obserwował z dużymi oczami każdy mój ruch, więc westchnąłem i powiedziałem mu: — Siadaj.
I usiadł, a ja w ciszy i pewnym rozgardiaszu, bo przecież nie wiedziałem, co tu i jak tu, zająłem się przygotowywaniem omletu.
Bardzo starałem się nie myśleć o tym, co robię, bo absolutnie nie wiedziałem.
Postawiłem w końcu przed nim talerz z tą pożal się boże kolacją. Max spojrzał na mnie z wybitnym zdziwieniem, a jak rozkazałem:
Jedz.
— Ale, Ian, ja nie jestem w ogóle głodny…
Max, kurwa, zrobiłem ci jebany omlet, masz go zjeść — warknąłem, zirytowany i nie powiedziałem już ani słowa. Max jeszcze coś tam jęknął, ale byłem zawzięty i czekałem aż przełknie ostatni kęs tych usmażonych jajek. — Brawo. Teraz idziesz spać, żebym miał pewność, że tego nie wyrzygasz.
— Ale mi się nie chce spać…
Max, kurwa, słyszałeś, co powiedziałem?
— Naprawdę nie jestem śpiący!
Naprawdę? Ech — westchnąłem. — Poczekaj — powiedziałem, i na chwilę zniknąłem u siebie w mieszkaniu. Kiedy wróciłem rozkazałem mu tylko: — Idź się położyć.
— Ian, mówiłem ci…
Kurwa, idź do tego jebanego łóżka. Zaraz przyjdę.
I nie wiem, co sobie pomyślał, ale po raz kolejny zrobił, co mu kazałem, a ja, naczelny idiota tego wieczoru, wstawiłem wodę. Znalazłem jakiś kubek i wsypałem do niego świeżo zerwane liście mięty, a chwilę później wszedłem do jego sypialni, w jednej ręce trzymając kubek z zaparzonymi ziołami, w drugiej – butelkę piwa.
Brawo, już leżysz, moje gratulacje. Wypij to — podałem mu kubek — zamknij oczka i w kimę. Ja tu sobie poczekam, żeby się upewnić, że nie wyrzygasz mojej kolacji.
— Ian, nie musisz tu ze mną czekać, ja…
Mam piwo, nie będę się nudził — przerwałem mu warknięciem i na potwierdzenie wychyliłem łyka alkoholu. — No już, łyczek mięty i dobranoc. I bez twojego marudzenia, bo mam go już dość. No, na zdrowie.
Nie wiem, co tu się odwalało, nie wiem, co odwaliło mi, ale to wszystko, słowo daję, stało się naprawdę. Max naprawdę napił się tej mięty, ja naprawdę usiadłem na łóżku obok niego i w ciszy piłem piwo, czekając, aż w końcu zaśnie. Ku mojemu zaskoczeniu, udało się to szybciej, niż sam bym się spodziewał – nie wypiłem nawet połowy piwa – ale zostałem chwilę dłużej, aż opróżniłem całą butelkę.
Potem podniosłem się, zgasiłem wszystkie światła i przeskoczyłem do siebie na balkon.
A tam, zanim poszedłem pod prysznic, spaliłem kilka bardzo długich i samotnych papierosów, usilnie starając się nawet nie myśleć o tym, co się właśnie wydarzyło.
A potem poszedłem spać, chociaż nie miałem takiego szczęścia jak Max i wcale tak szybko nie odpłynąłem w ramiona żadnego Morfeusza.


Gazelle - 2018-09-10, 01:22

Kiedy obudził się rano, był przekonany że ta cała sytuacja z wieczora to był po prostu przyjemny, bardzo przyjemny sen. Tę tezę w wątpienie poddał jednak kubek, stojący jak byk na jego szafce nocnej, na dnie którego leżały zmoczone liście, które wydawały z siebie wciąż ten charakterystyczny zapach mięty. Więc, Ian...naprawdę tutaj był, nakarmił go, położył do łóżka i czekał aż zaśnie? To brzmiało zbyt abstrakcyjnie. Zdecydowanie coś w tym było nie tak.
Jeżeli jednak była to prawda...
Momentalnie się rozpromienił, gdy w końcu dotarło do niego znaczenie tych wszystkich gestów. To oznaczało, że Ian o niego dbał! Przejął się nim, zaopiekował, nawet przy nim czuwał. Max nie pamiętał, kiedy ostatnio otrzymał od kogokolwiek takie traktowanie. Przygryzł wargę (tym razem lekko), powstrzymując szeroki uśmiech. Chociaż, w sumie, dlaczego się powstrzymywał?
Po tej sytuacji, w której Max palną znamienną głupotę, wydawało mu się że Ian po prostu wyjdzie i go tam zostawi, żeby Max mógł się w samotności ponownie załamać. Naprawdę był przekonany, że potężnie spieprzył to co było między nimi. Jednak to, co później się wydarzyło, udowadniało mu że jego obawy były zupełnie bezpodstawne. I początkowo jeszcze myślał, że Ian zachowuje się tak tylko z litości, potem był zwyczajnie skrępowany traktowaniem jak dziecko, ale w tym momencie czuł się zwyczajnie szczęśliwy. Jak zauroczony po uszy nastolatek, albo i gorzej.
I będąc na tej fali, chciał od razu przyjść do Iana i mu podziękować, i po prostu go zobaczyć, ale kiedy spojrzał na zegarek w telefonie zorientował się, że mężczyzna zapewne był w swoim studio. Co potwierdzała także cisza zza ściany graniczącej z mieszkaniem Australijczyka. No, cóż, tymczasowo ograniczył się chociaż do sms-a.
Był tak przepełniony nadzieją i samymi optymistycznymi myślami, że zdecydował że nie weźmie tego dnia żadnej tabletki, której zwyczajnie nie potrzebował. Umył się, ubrał i podczas tych czynności wpadł na to, żeby ugotować dla Iana coś specjalnego tego wieczora, w formie odwdzięczenia się. I jako pretekst, żeby już kompletnie zatrzeć złe wrażenie po wczorajszym lekkomyślnym tekście.
Wstukał w Google zapytanie o nieskomplikowane przepisy na australijskie potrawy (nie miał zbyt wiele wiary w swoje umiejętności kulinarne) i, po sporządzeniu listy zakupów, udał się do sklepu.
Żeby nie ryzykować, postanowił pójść trochę na łatwiznę i zamiast przygotowywać coś zupełnie nieznanego, zdecydował się na burgery w stylu australijskim, czyli z mnóstwem dziwnych składników.
Co oznaczało również babranie się z mięsem, bo szczerze wolał żeby Ianowi spodobała się wege wersja.
Nie dotykał żadnego martwego zwierzęcia praktycznie odkąd został wegetarianinem, więc to oczywiste, że miał przed tym spore opory, czuł się z tym paskudnie i w ogóle. Ale dla Iana mógł się poświęcić i nie zastanawiał się nawet przez moment przed wrzuceniem mięsa wołowego do koszyka. Wprawdzie potem podczas gotowania prawie zwymiotował, ale to szczegół.
Sobie oczywiście przygotował wersję bezmięsną i, hm, bardziej dostosowaną do jego amerykańskich kubków smakowych. Nie był przekonany do burgera z burakiem, jajkiem sadzonym i ananasem, tak szczerze.
I do wieczora miał już praktycznie wszystko przygotowane, jedzenie czekało tylko na wstawienie, a Max napisał do Iana sms-a z zaproszeniem do siebie. Przezornie otworzył otwarte drzwi balkonowe, i oczywiście że Ian wybrał właśnie to wejście.
Hej — uśmiechnął się szeroko i przystając na palcach pocałował mężczyznę w usta, po czym zaprowadził go do kuchni. — Jeszcze raz dzięki za wczoraj...i, no, dzisiaj mam już pełniejszą lodówkę i, um, z racji tego że w sumie to ja miałem ogarnąć kolację, to coś przygotowałem? Znaczy, musi się jeszcze podpiec w piekarniku, ale to zajmie moment. Także, no, usiądź sobie, rozgość się, chcesz piwo? — spytał, ale nawet nie czekając na odpowiedź i tak postawił butelkę przed Ianem.
Trochę się stresował, więc nawet fartuszek nie sprawiał że wyglądał na gościa, który wie co robi. Po pierwsze, istniało ryzyko że jedzenie będzie paskudne, zwłaszcza zważywszy na jego kompletny brak umiejętności w obchodzeniu się z mięsem. A po drugie...wpadło mu do głowy, że Ian w sumie mógł pomyśleć że Max próbował go w jakiś sposób „przebić”. Ale przecież to byłaby zupełna nieprawda, troska Iana była zupełnie nie do przebicia. Chciał mu po prostu zrobić przyjemność i chociaż trochę się odwdzięczyć.


effsie - 2018-09-10, 10:19

Z mózgu zrobiła się mi absolutna sieczka.
Słowo daję, tego dnia byłem kompletnym debilem, nie potrafiłem się na niczym skupić i tylko siedziałem jak idiota w studiu, nie rozumiejąc absolutnie, absolutnie niczego.
Zachowania Maxa, to oczywiste. I to nie tak, że byłem jakimś półgłówkiem, bo kiedy dodałem sobie dwa do dwóch to… ech. Już wcześniej miałem przesłanki co do tego, by podejrzewać, że ten chuderlawy blondynek może być o mnie zazdrosny, ale chyba nie myślałem, że on tak na serio, bardziej brałem to za nakręcającą gadkę przy seksie, a nie jakieś szczególne rzeczy, bo ile to minęło, odkąd pierwszy raz wsadziłem mu to i owo w tę kościstą dupę? Już wcześniej jasno dałem mu do zrozumienia, że nie ma co rościć sobie do mnie żadnych praw, ale tutaj chyba chodziło o coś więcej, bo… no co to miało w ogóle znaczyć? Myślał, że przespałem się z kimś innym i dlatego chciał, żebym zrobił mu krzywdę? Co on niby zrobił, że taki był niegrzeczny? Nie miałem pojęcia, a cała ta niewiedza mocno mnie irytowała, do tego stopnia, że naprawdę wychodziłem sam z siebie.
A to nie wszystko.
Bo, wiecie, to nie tak, że Max mi powiedział wczoraj te wszystkie rzeczy, a ja pokiwałem głową i powiedziałem mu, że jest pojebany, e-e. Ja, nie wiem, wpadłem w jakąś furię na samą myśl o tym, że ten gnojek mógłby komuś dać dupy i przez chwilę, zanim się zorientowałem, co robię, naprawdę zacząłem go dusić.
Nie kumałem sam siebie.
Tego zachowania, wziętego z jakiegoś dziwnego, naprawdę nieprzyjemnego miejsca, do którego nie miałem ochoty się w ogóle wracać, ale nie potrafiłem tego zostawić i tego nie roztrząsać. I tej drugiej rzeczy, powodu, dla którego zacząłem to robić, bo… Jezu, czy ja naprawdę byłem zazdrosny o tego idiotę?
Nie wiedziałem, w ogóle, ani trochę, za to wiedziałem, że mocno mnie pojebało i najrozsądniej byłoby go zostawić, tak o, po prostu, ale… ale nie. Najwyraźniej nie mogłem, nie wiem, nie wiem dlaczego, ale odwaliłem całą litanię tych idiotycznych czynności, o których bym nawet nie pomyślał, żeby je robić, nie dlatego, że były jakieś nienaturalne, bo pomimo całego swojego skurwysyństwa w życiu nie zostawiłbym ziomka w takim stanie, ale ten, zza ściany, jeszcze gotów sobie pomyśleć, że to coś znaczy. Ech, nie, nie znaczyło, bo miałem absolutnie gdzieś te wszystkie pseudo romantyczne gesty, nie zależało mi na tym i w ogóle mnie to nie kręciło, po prostu zrobiłem to, co musiałem, bo nie mogłem inaczej. Może nie chciałem bawić się w dom, tatę i tatę, ale przecież nie mogłem go tak zostawić.
To nic, że to byłoby dużo rozsądniejsze.
W ogóle, dużo rozsądniej byłoby po prostu wyjebać się na tego gnojka, tak, jak to miałem w zwyczaju, rzucić w niego jakimiś niewybrednymi komentarzami i tyle, nara.
Tylko że nie chciałem.
Nie wiem, miałem w głowie siekę, totalną, wiedziałem, że muszę z nim pogadać, może przynajmniej wyjaśni mi cokolwiek, przez co to jego zachowanie stanie się chociaż trochę bardziej logiczne. A jak zrozumiem, o co chodziło jemu to może zrozumiem, o co chodzi mnie.
Więc przeskoczyłem przez tę barierkę, gotowy w końcu dowiedzieć się, co jest na rzeczy, przynajmniej w teorii, a tutaj, proszę, jakie zaskoczenie. Max z szerokim uśmiechem, fartuchem na sobie, wytrzeszczyłem oczy i zanim się zorientowałem, koleś już mnie całował.
Nie wiedziałem, że teraz tak się witamy.
Zaskoczony, dałem zaprowadzić się do kuchni bez słowa, a tam kolejna niespodzianka. Moja morda na bank wyrażała absolutne zdziwienie i nawet nie starałem się tego ukryć w żaden sposób, nie to mi było w głowie.
Czy ja coś przegapiłem? Obudziłem się sto lat później, kiedy z tym pedałem jesteśmy już po ślubie, mamy psa i dwójkę dzieci?
Nie to żeby kolacja to oznaczała, ale wszystkie te okoliczności nagle wydały mi się absurdalne do kwadratu. Opadłem na krzesło i zanim się zorientowałem, przede mną stało już piwo, a ja po raz drugi w ciągu ostatniej doby zapomniałem języka w gębie.
Max… co ty odpierdalasz? — wymamrotałem w końcu i w sumie mogłem być z siebie dumny, naprawdę, bo zważywszy na okoliczności to było bardzo zasadne pytanie. Zarówno o teraźniejszość i całą tę akcję teraz, tutaj, jak i o poprzedni dzień czy pięć.


Gazelle - 2018-09-10, 15:31

Co? Robię kolację — powiedział, wstawiając bułki w piekarniku. Następnie wyciągnął patelnię, żeby usmażyć jajka sadzone i wtedy zobaczył twarz Iana. Ech, więc to pytanie miało głębsze znaczenie.
Westchnął i przysiadł na krześle na przeciwko niego.
Nie wiem, Ian — wyznał szczerze. Spędził naprawdę dużo, dużo czasu zastanawiając się nad tym i nadal nie dotarł do jasnej konkluzji. — Ale, czy to ma aż takie znaczenie? Nie tylko ja odpierdalam, Ian — wskazał na swoją szyję. — Oboje odpierdalamy, podejrzewam że oboje nie ogarniamy tego wszystkiego, ale czy jest ci źle z tym, co się dzieje? Bo mnie nie. I myślę, że tobie tak naprawdę też. I — wszedł mężczyźnie w słowo — wiem, że nie bawisz się w związki, blablabla. Czaję, nie zapomniałem o tym. Ale nie jesteś dobry w udawaniu, że w ogóle ci na mnie nie zależy. Chuj z tym, w jaki sposób i mam gdzieś to jak to nazwiesz.
Był z siebie dumny, że udało mu się to wszystko powiedzieć opanowanym głosem, nie zdradzając się ze swoimi...bardziej intensywnymi i kontrowersyjnymi uczuciami. To nie byłby dobry pomysł. I w zasadzie nawet nie chciał przeprowadzać tej rozmowy. On, Max Stone, mężczyzna który lubił mieć wszystko czarno na białym, w tym przypadku naprawdę mógł znieść te niedopowiedzenia. A to tylko dlatego, że jeszcze sam nie wiedział, czego chciał. Chciał Iana, okej, to było pewne. Ale w jaki właściwie sposób? Jako kochanek? Partner? Przyjaciel? Własność?


effsie - 2018-09-10, 16:11

No, to akurat była prawda, nie tylko on odpierdalał, ja też, a na dodatek doskonale o tym wiedziałem, chociaż nie znałem powodów. I, co tu gadać, to było naprawdę mocno przerażające i sam nie kumałem, skąd to się bierze, co to znaczy i w ogóle czemu ja robię takie rzeczy. Znaczy, przyznaję, zdarza mi się brać udział w jakimś regularnym obijaniu sobie ryjów, no tak, ale… bez przesady. Co, teraz jak mnie ktoś wkurwi to pójdę i zaćwiartuję mu ojca? Chuj wie, najwyraźniej to też jest jakaś opcja.
Ech. Byłoby lepiej gdybym nie trafił na tego gnojka, ale doskonale wiedziałem, że to nie jest żadna opcja. Znaczy, odpuścić.
Bo nie chciałem. I on też nie.
Nie no, zajebiście, to było moje skryte marzenie, odkryć w sobie fazę na podduszanie kumpli — parsknąłem, wywracając oczami. Strasznie mnie dziwiło, że on po prostu, tak o, przechodził do tego jak do czegoś wcale nie tak istotnego, znaczy… Czemu jemu to tak zwisało? Nie kumałem. — Kurwa, Max, no wzięło mnie, serio mnie wzięło. Ale to nie znaczy nic więcej, poza tym, że lubię ciebie i to, jak jęczysz, jak cię dotknę. A ty co? Dostajesz pierdolca, bo zobaczyłeś mnie z koleżankami? — parsknąłem, ale ooo, nie spodziewałem się, że ten cwel odpyskuje mi niemal momentalnie:
— A ty co? Dostajesz pierdolca, bo pomyślałeś, że dałem komuś dupy? — Uśmiechnął się sztucznie. — Myślałem, że masz gdzieś wszystkie układy i nie bawisz się w takie rzeczy.
Wciągnąłem ze świstem powietrze, otwierając szeroko oczy.
No co za gnój.
Czego ty chcesz, koleś? — mruknąłem, przyznaję, nieco zbity z tropu.
Bo, wiecie. Generalnie do wczoraj wydawało mi się, że mam w dupie, co ten blondas robi, jak nie mam go w zasięgu wzroku, ale, ech.
Chuj wie.


Gazelle - 2018-09-10, 17:13

To nie tak, że Max był całkowicie pozbawiony świadomości tego, że Ian prawie go udusił poprzedniego wieczora. Doskonale wiedział, że to nie było okej, że po takim czymś powinien kopnąć go w dupę, a nawet mógłby zgłosić usiłowanie zabójstwa. Ale...byłby w tym momencie cholernym hipokrytą. W końcu sam przez samo podejrzenie tego, że Ian spał z kimś podczas swojego wyjazdu miał wizję w których go mordował. I żeby myślał o tym tylko raz. Zdarzały mu się te męczące, rozrywające go od środka impulsy. Więc równie dobrze to on mógł próbować udusić Iana. Dlatego mógł zrozumieć jego zachowanie.
A poza tym, to był Ian. Ian mógł zrobić z nim kompletnie wszystko, ten mężczyzna chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jaką władzę miał nad Maxem. A zwłaszcza nad jego psychiką.
Max był już tak potężnie wkręcony, tak uzależniony, że cokolwiek by mu Ian nie zrobił, on i tak nie byłby w stanie się z tego wybudzić.
I stawał się coraz bardziej podirytowany faktem, że Ian próbował nadal wypierać to, co się między nimi działo. Tę niewątpliwą więź. To metafizyczne coś, które trzymało ich w tej popieprzonej, destrukcyjnej relacji. Ale Max nie chciał niczego innego, niczego.
Nie miał żadnego problemu z wytknięciem mu hipokryzji. Czy Ian naprawdę był aż tak tępy, że tego nie dostrzegał?
Oboje byli skończonymi idiotami. Każdy na swój sposób.
Ciebie — odpowiedział beznamiętnie na jego pytanie. Ta odpowiedź była oczywista i nie musiał się zastanawiać ani przez chwilę. Pragnął Iana, po prostu. Chciał mieć go dla siebie, i tylko dla siebie. Nie mógł bez niego żyć. To może brzmieć mocno dramatycznie, ale najgorsze jest to, że to całkowita prawda.
Mógł tkwić w tym bagnie po same uszy, byleby z Ianem.


effsie - 2018-09-10, 17:35

Westchnąłem i schowałem twarz w rękach, przecierając oczy.
No i chuj.
Sprawa była z góry skazana na porażkę, ja chciałem jego, on mnie, do tego mówił mi o tym w ten sposób, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości, zarówno do tego, co czuł, jak i tych wszystkich popieprzonych rzeczy, które miały się wydarzyć.
Bo, ech, może byłem skończonym idiotą, ale wiedziałem, że to nie może prowadzić do niczego dobrego.
Ile my się właściwie znaliśmy? Nie, złe pytanie, ile trwał ten idiotyzm? Tydzień, kurwa, tydzień, a już nas obu doszczętnie pojebało, do tego stopnia, że powinniśmy się ogarnąć i zatrzymać tę kolejkę zanim się rozpędzi (porównanie kurwa szekspirowskie), bo niechybnie się roztrzaskamy. Tylko to był zasrany lunapark, a ja miałem piętnaście lat, pełno adrenaliny i chciałem spróbować wszystkiego, nieważne ile kosztował bilet wejścia i że potem nie będzie mnie stać na watę cukrową. Miałem gdzieś watę, strzelanie do pluszaków czy dom luster, liczył się tylko ten zasrany rollercoaster.
Mhm. Nie powinienem był nigdy lekceważyć siły kaszlu.
Idziemy się leczyć czy wyjebane? — spytałem jeszcze, zasrany tchórz. Taki byłem do przodu, fifa-rafa, a jak trzeba było, to moje jaja zdawały się eksmitować na inną planetę.
Gdybym je miał to palnąłbym mu jakimiś niewybrednymi komentarzami w ryj, ale nie, nie tym razem.
Najwyraźniej obaj byliśmy spisani na straty.


Gazelle - 2018-09-10, 18:26

Przez moment bał się, że Ian rzeczywiście go odrzuci, odwróci się na pięcie i wyjdzie, rujnując całą nadzieję i resztki poczytalności Maxa.
Dlatego ciężko opisać to uczucie ulgi, które spłynęło na niego gdy mężczyzna w końcu się odezwał.
Jeżeli mówisz o odwyku, to nie jestem zainteresowany — powiedział, nie próbując nawet powstrzymać wielkiego wyszczerzu na swojej twarzy.
O tak, z tego uzależnienia zdecydowanie nie chciał wychodzić. Nawet nie sądził że kiedykolwiek byłby w stanie.
Aczkolwiek pewne leczenie z pewnością przydałoby się im obu, a zwłaszcza Maxowi. Sheryl, na szczęście, odezwała się do niego w ciągu dnia, chwaląc się że załatwiła mu termin do psychiatry na poniedziałek. Ucieszył się, bo wiedział jak bardzo było mu to potrzebne. Ale wiedział także, że na psychiatrze się nie skończy, bo psychoterapii też bardzo potrzebował. Żeby chociaż nauczyć się jakoś sobie radzić z emocjami. Chociaż w niewielkim stopniu.
Nadal się uśmiechając, powrócił do przygotowywania kolacji. Jeszcze chwila, a bułki w piekarniku już by mu się spaliły, więc całe szczęście że udało mu się je wyjąć na czas. Szybko usmażył jajka i położył je wraz z innymi wymyślnymi składnikami na burgerach Iana, sobie na szybko ogarniając znacznie skromniejszą wersję.
No, a teraz dosyć myślenia o głupotach. Co będzie, to będzie, okej? A teraz smacznego — powiedział, kładąc przed mężczyzną talerz.
Sam dziwił się swojemu podejściu, które trąciło ogromną spontanicznością, tak niepodobną do Maxa. W normalnej sytuacje role byłby odwrócone, i to Max przejmował by się bardziej tym żeby ustalić co dokładnie jest między nimi, jaka to relacja. I pewnie, gdzieś tam w głębi siebie, chciałby zawłaszczyć Iana także i emocjonalnie. Ale póki co, wystarczyła mu pewność że Ian był jego, i że go chciał. Jego, nikogo innego. Z tą świadomością mógł spokojnie spać.


effsie - 2018-09-10, 18:52

Kiedy Max wrócił do robienia kolacji, pogrążyłem się jeszcze na chwilę w myślach, szukając w tym wszystkim sensu i nie zwracając uwagi na tego kręcącego się przy kuchence blondasa. Sam nie wiedziałem, co czuć i, ech, chyba nie byłem do końca usatysfakcjonowany, a na pewno nie spokojny, choć widok uśmiechu na jego ryju sprawił mi jakąś przyjemność.
Ale moje przemyślenia przerwał posiłek, który wjechał na stół.
Zrobiłeś mi wege burgera? — Spojrzałem sceptycznie na podstawiony mi pod nos talerz i podniosłem wzrok na mojego… sam nie wiem kogo. — Boże, wiem, że lubisz żreć trawę, ale serio, wege burgery to jakaś totalna porażka i tego nie powinno się nawet pokazywać ludziom, a co dopiero sprzedawać i je… ooo — wydałem z siebie dźwięk totalnego zdziwienia, kiedy wgryzłem się w bułę. Sos poleciał mi po brodzie i przyłożyłem szybko rękę, ale i tak byłem już ujebany.
Gracja, Monaghan, gracja.
Koleś usmażył mi krowę.
Dobra, usmażył to za dużo powiedziane, on ją totalnie przesmażył, biedna wołowinka zamiast cudownie miękka i krwista była twarda i zrobiona na za-well-done, ale czego zresztą można się było spodziewać po roślinożercy? Oni pewnie na widok krwi skakali ze strachu, nie mówiąc już o tym, że skąd mieli wiedzieć jak…
Dobra, dobra, pierdolenie. Może i mięso było za bardzo wysmażone, ale całość wcale nie była zła. Co więcej, była naprawdę dobra.
Przełknąłem kęs i mimo całej tej niezręczności, nie mogłem powstrzymać cisnącego się na usta komentarza:
Zabiłeś krowę, Maxie? Teraz będziesz musiał przez tydzień jeść tylko to, co spadło z drzewa? — Uśmiechnąłem się durnie i znowu wgryzłem się w przygotowane przez niego jedzenie.
Burak i ananas?
Ten koleś miał taką fantazję?
Cholera, muszę częściej wpadać tu na kolacyjki.
Opowiesz mi teraz co robiłeś, jak mnie nie było? — spytałem już luźniej, chociaż trochę. Ot, taki tam temat przy żarciu.


Gazelle - 2018-09-10, 19:36

Mógłbyś to po prostu docenić, zamiast się wyśmiewać. Czaisz, jakie to było poświęcenie? — odparł, kiedy już ściągnął fartuszek i sam przysiadł przy swoim wege burgerze. No, pewnie Ian nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, ile kosztował go ten kontakt z mięsem, ale, ech, trudno. Miał tylko nadzieję że mu smakowało i że to biedne zwierzę nie umarło na darmo. — W ogóle wy serio w tej Australii macie takie dzikie upodobania? W sensie, no, nie oceniam, kim jestem żeby oceniać, ale burak w burgerze?
Specjalnie sprawdził w kilku źródłach, czy na pewno ten nieszczęsny burak, ananas i inne wydziwienia to na pewno były standardowe dodatki do australijskich burgerów. Ale, w sumie, inną potrawą z ich kuchni był krokodyl. Jedli też emu, kangury...właściwie, technicznie nie było różnicy pomiędzy zjedzeniem emu, a kurczaka, przynajmniej z etycznego punktu widzenia, ale i tak...
Nic szczególnego — wzruszył ramionami, gdy przełknął już gryza swojej bułki. Akurat wege burgery potrafił robić, w ogóle przez te lata nauczył się wielu przydatnych wegetariańskich i wegańskich przepisów. — Trochę posprzątałem, zrobiłem zakupy, poleniłem się, takie tam. Cieszę się urlopem.
Jedli jeszcze przez chwilę w ciszy, a Max czuł, że Iana jeszcze coś trapiło. To było widać jak na dłoni, Ian nie był bynajmniej dobry w ukrywaniu swoich emocji. Poza tym, atmosfera pomiędzy nimi była nieco niezręczna, co było zwyczajnie denerwujące.
Co to za mina? Chcesz jeszcze...em, wrócić do tego tematu? — westchnął, nie mogąc już dłużej znieść tego milczenia. Nie był skory do ciągnięcia tematu ich relacji, przynajmniej dopóki sam się chociaż trochę nie ogarnie. Ale skoro Iana to męczyło...


effsie - 2018-09-10, 20:25

Nie wiedziałem, że masz urlop — mruknąłem pod nosem i zająłem się swoim burgerem, niezbyt skory do prowadzenia takiej nieistotnej konwersacji. Skończyłem przed Maxem i wytarłem dłonie w serwetkę, popijając trochę piwa.
I jeszcze trochę.
I jeszcze łyczek.
I spojrzałem na Maxa.
Nawet nie zorientowałem się, że milczałem, czy że miałem jakąś minę, no ale tak, mi tu wciąż coś wybitnie nie grało, ale to nie tak, że coś przed nim taiłem, po prostu sam nie wiedziałem, o co chodzi.
Czułem się paskudnie zmęczony.
Ech — westchnąłem. — Nie wiem, Max — przyznałem i zamilkłem znowu, unosząc do ust butelkę i pociągnąłem kolejnego łyka. — Wystraszyłeś mnie wczoraj — mruknąłem, obracając butelkę w miejscu. — Ujebałeś sobie coś w tej głowie, ale nie chcesz mi powiedzieć co i w porządku, nie musisz, nie o to mi już nawet chodzi. Ale… nie wiem, to moja wina? Zastanawiam się nad tym od wczoraj i chuja wiem, nie mam pojęcia i wkurwia mnie to, bo mam wrażenie, że moja, a ni chuja nie wiem czemu. Nic nie zrobiłem, nic ci nie obiecywałem, a ty… nie wiem, serio mnie wczoraj wystraszyłeś. I, nie wiem, mogę cię nazwać burą suką, jak się pieprzymy, mogę cię szarpać za kłaki i prowadzać za chuja, mogę, bo mnie to kręci i ciebie też, wiem to, ale wczoraj się nie pieprzyliśmy, a ty byłeś i tak cały rozwalony i nie mogłeś się pozbierać. Jak wyszedłem na chwilę, na kurwa chwilę do siebie po tę zjebaną miętę, cały czas stałeś w tym samym miejscu i miałem wrażenie, że nawet się nie poruszyłeś, wiesz? Kurwa, niezdolny do wykonania kroku czy nawet oddechu. I to mnie wkurwia. Że chuja wiem, co to jest, ale najwyraźniej coś ci robię. I, nie wiem, Max, lubię cię, więc nie chcę żebyś sobie coś ujebał w głowie przeze mnie — powiedziałem, starając się jak najdokładniej wyrazić swoje chaotyczne myśli. — A poza tym, wkurwia mnie sam fakt, że się tym przejmuję i że mnie samemu też odjebuje. To z tą twoją szyją? Koleś, to jest jakaś totalna patola.
Westchnąłem i pokręciłem głową.
Jestem zmęczony — dodałem jeszcze.
Naprawdę byłem.


Gazelle - 2018-09-10, 21:08

Tym razem to Max zamilkł, powoli przetwarzając słowa Iana. To brzmiało tak, jakby Ian się o niego troszczył. To totalnie tak brzmiało. I Max czuł się tym poruszony, naprawdę. Ale też bardzo mu się nie podobało to, że z tego powodu mężczyzna wciąż miał opory przed tym, żeby zaakceptować fakt, że byli już po prostu na siebie skazani. Nikt nie mógł tego zmienić, Max nie zamierzał wypuścić Iana z rąk.
Nie rozumiem tego wszystkiego chyba tak samo, jak ty. Masz rację, wczoraj...nie byłem za bardzo w formie. Mam trochę ciężki okres w życiu, wszystko się tak cholernie zmienia i gubię się w tym. To jest trochę twoja wina, ale nie tylko. I nie sądzę, że powinieneś się tym przejmować, bo przecież wiedziałem w co się pakuje. I nadal wiem, Ian, jestem dużym chłopcem. Wiem, że pewnych rzeczy nie mogę od ciebie wymagać, i to jest okej. Sam nie do końca wiem co czuję, poza tym że po prostu ciągnie mnie do ciebie i nie mogę tego już dłużej wypierać. Doceniam to, że się o mnie martwisz, ale poradzę sobie z tym, okej? Muszę sobie pewne rzeczy poukładać, to tyle. Chyba po prostu tak źle reaguję na zmiany w swoim życiu. Ale proszę cię, nie odsuwaj się ode mnie — powiedział desperacko, patrząc Ianowi w oczy. Nawet jeżeli w tym momencie brzmiał żałośnie, to po prostu nie mógł znieść myśli o separacji z mężczyzną siedzącym przed nim. Po prostu nie wchodziło to w grę, to była najgorsza opcja.
Nie powiedział mu oczywiście całej prawdy. O tym, jak bardzo cierpiał przez te cztery dni nieobecności Iana. O tym, jak bardzo się nakręcał. Nie, to byłaby bardzo zła opcja, nie mógł sobie zwyczajnie pozwolić na pełną szczerość. Może kiedyś, kiedy będzie już nim lepiej. Może. Ale na pewno nie w najbliższej przyszłości.
Wstał i podszedł do mężczyzny, aby delikatnie pogładzić do po policzku, a potem przytulić.
Po prostu...zostań ze mną, okej? Nie bój się.


effsie - 2018-09-10, 21:39

To nie tak, że się bo… co ty robisz?
I przytulił mnie.
Dacie wiarę?
Nie wiem czemu, ale ten gest mnie zaskoczył, bardzo. Kiedy do mnie podchodził wiedziałem, że coś zrobi, ale prędzej spodziewałem się tego, że wpakuje się mi na kolana, niż że mnie… przytuli.
To było jakieś na maksa dziwne, strasznie abstrakcyjne, ale… wcale nie nieprzyjemne.
Położyłem mu rękę na plecach i posadziłem na swoich kolanach, a potem wsunąłem nos w zagłębienie pomiędzy szyją, a obojczykiem. Może powinienem był powiedzieć teraz coś podniosłego, nie wiem, ale palnąłem pierwsze, co mi przyszło na myśl.
Wiesz, że szyja pachnie ci mięsem?
Słowo daję, tą krową, co ją smażył!
Max parsknął śmiechem i odsunął się ode mnie, uśmiechając głupio, a wtedy zmarszczyłem nieco brwi i sięgnąłem palcami jego podbródka, unosząc go nieco do góry. Kiedy zorientował się, co chciałem zrobić, chciał zaoponować i stawił opór.
Max, pokaż mi — powiedziałem pomimo tego i nie zwolniłem nacisku palców, a on widocznie zrezygnował (pewnie wiedział, że i tak bym zaraz pomógł sobie siłą) i odchylił nieznacznie głowę, dając mi pełen dostęp do szyi.
Niekoniecznie tak alabastrowej, jak pamiętałem.
Sięgnąłem palcami do zaczerwienionych śladów, a Max nie wzdrygnął się na mój dotyk – nie wiem, czy go to nie bolało, czy pilnował się, by się nie poruszyć. W każdym razie, przesunąłem samymi opuszkami po tym wyraźnym zabarwieniu na jego szyi, w ciszy obrysowując kontur tego obrzydliwego śladu, bo chciałem zapamiętać każdą jedną nierówność i nieregularność, nie odwrócić wzroku, zobaczyć, co zrobiłem.
Czułem się absolutnie obrzydliwie.
Więc tak to jest? Tak to jest, jak się psuje swoją lalkę?
Boże, co za chora zabawa.
Byłem totalnym zwyrolem.
Przysunąłem usta i pocałowałem ten ohydny ślad bardzo, bardzo delikatnie, ledwo muskając zaczerwienioną skórę swoimi spierzchniętymi ustami.


Gazelle - 2018-09-10, 22:02

Przymknął oczy, delektując się dotykiem warg Iana na swojej szyi. Było mu przykro, że Ian się tak przejmował i zamartwiał incydentem z poprzedniego wieczoru. Taka reakcja miała sens, ale w tym przypadku Max nawet nie miał o to do niego żalu. Co było także chore, nawiasem mówiąc, ale cóż, tak to właśnie wyglądało. Może nie byli sobie przeznaczeni po to, by nawzajem się dopełniać, a po to, żeby się niszczyć? Czyżby właśnie taki był ich los?
Ian... — wyszeptał, kiedy mężczyzna oderwał wargi od jego szyi. Ujął jego twarz w swoje ręce, uśmiechając się do niego lekko. — Jest dobrze, okej? Stało się, trudno. W końcu sam wcześniej ci powiedziałem, żebyś mnie skrzywdził, nie? — powiedział lekko żartobliwie, ale Ian się nie śmiał. — Słuchaj, każdemu zdarza się czasami stracić kontrolę i zrobić coś zupełnie nieracjonalnego, czasami nawet i kogoś skrzywdzić. Nie mówię, że to w porządku...ale tak po prostu bywa. A ty byłeś w stanie się powstrzymać, więc ostatecznie nic złego się nie stało. Żyję, mam się dobrze, siedzę sobie na twoich kolanach i jest mi miło.
Uciszył Iana palcem, kiedy ten chciał się odezwać.
Skończmy już ten temat. Nie chcę, żebyś się tym zamartwiał. Być może oboje mamy nierówno pod sufitem, i co z tego?
Właściwie, to dużo z tego wynikało. Dużo potencjalnych konsekwencji, które mogły być naprawdę kiepskie. Ale Max nie chciał się tym przejmować. Był jak dziecko, które zatykało uszy i uparcie ignorowało reprymendę rodzica.
Ian go w jakimś stopniu krzywdził, on w jakimś stopniu na pewno krzywdził Iana. Ale, chociażby nie wiadomo co się wydarzyło, nie chciał go sobie odpuścić za nic w świecie. Z nim, i tylko z nim, czuł jakby znalazł swoje miejsce na świecie. A że najwyraźniej nie należał do normalnego świata pełnego normalnych, nudnych ludzi, to trudno.
Chcesz dzisiaj u mnie nocować? — spytał, nieco wręcz nieśmiało. — To znaczy, nie musimy niczego robić. Po prostu chcę zasnąć przy tobie.
I tak już obnażył się przed Ianem z wielu swoich słabości, więc nie miał już prawie żadnych oporów przed wyrażeniem swojej potrzeby. Musiał mieć tę pewność, że Ian przy nim był, że nie zamierzał mu uciec, że się nie rozmyśli.


effsie - 2018-09-10, 22:35

Pokręciłem powoli głową.
A potem zamknąłem oczy i zastanowiłem się, kogo ja chciałem oszukać. Chyba tylko siebie.
Pójdę tylko po telefon — mruknąłem, delikatnie oswobadzając się z jego uścisku i rzeczywiście zniknąłem w swoim mieszkaniu.
Przepłukałem twarz wodą i spojrzałem w swoje odbicie w lustrze, ale nikt się tam ze mnie nie nabijał, nie, po prostu to ja patrzyłem na siebie z jakimś niewyjaśnionym oczekiwaniem, jakbym zaraz miał poznać co najmniej lek na raka.
Wiedziałem, że nie powinienem u niego spać i wiedziałem, że żadnej innej nocy nie spełniłbym tej absurdalnej prośby, ale dzisiaj… nie wiem, wszystko wydawało mi się jakieś inne, zupełnie odległe, jakbym to w ogóle nie był ja, tylko jakiś przypadkowy koleś. Ja nie zachowywałem się w ten sposób, nie miałem takich myśli ani takich sprzeczności w sobie, zwykle wiedziałem, o co mi chodzi, a teraz… teraz mogłem sobie to wszystko roztrzaskać, gdzie chciałem.
Jednocześnie wiedziałem, że mi to przejdzie, po prostu, tak jak przechodzi katar czy kaszel (ech), że trzeba to po prostu przeczekać – i tyle. Nie musiałem wcale uczyć się sobie z tym radzić, wystarczyło pójść dalej.
Ale minął już niemal tydzień odkąd trzymałem go w swoich ramionach, a wspomnienie minionej, niemalże nieprzespanej nocy, wisiało widmem nad moimi dzisiejszymi myślami.
Chuj w to, nieważne, to duży chłopiec i sobie poradzi, sam tak powiedział.
W międzyczasie Max posprzątał po kolacji, kiedy wróciłem zażartował, że nie był na to przygotowany i nie może mi zaproponować australijskiego śniadania, ale jak coś to ma jeszcze jajka i nawet pogadaliśmy chwilę o jakichś absolutnie nieistotnych sprawach, ale ja naprawdę byłem zmęczony. Położyliśmy się do łóżka i zanim Max zdążył cokolwiek zrobić, objąłem go w pasie i przyciągnąłem jego plecy do swojej klatki piersiowej, wkładając nos w jego włosy, których zapach nie zmienił się od ostatniego czasu.
I, naprawdę zadziwiające, ale zasnąłem.


Gazelle - 2018-09-10, 23:31

Zasnął szybko, otoczony ciepłem Iana, chociaż starał się odwlekać ten moment, aby móc dłużej nacieszyć się tym uczuciem. Czuł się taki bezpieczny, taki spokojny i na swoim miejscu. Nie miał wtedy zupełnie żadnych zmartwień. Zupełnie tak, jakby zażył jakiś narkotyk który odrywał go od rzeczywistości.
Kiedy rano otworzył oczy, jego wzrok padł na spokojną twarz Iana, wciąż pogrążonego w śnie. Ucieszył się, że udało mu się wstać wcześniej, bo mógł dzięki temu nakarmić się tym cudownym widokiem. Ian wyglądał na zrelaksowanego, tak uroczo. Aż chciał uwiecznić ten moment, ale jak na złość nie miał w pobliżu siebie telefonu, którego pewnie zostawił w kuchni. A gdyby wstał, to istniało ryzyko że obudziłby Iana.
Miał nadzieję, że jeszcze spotka go okazja na zrobienie zdjęcia śpiącego Iana. A najchętniej to po prostu chciałby codziennie budzić się do tego widoku.
Kontynuował swoje – wcale nie dziwne i niestosowne – gapienie się na Iana, studiowanie każdego fragmentu jego twarzy, dopóki ten nie otworzył oczu. I czuł się przy tym prawie jakby byli normalną parą, a nie tkwili w tej chorej, nienazwanej relacji. Jakby byli po prostu dzieciakami cieszącymi się swoją bliskością. Tak łatwo było zatonąć w tej wizji...
Dzień dobry — uśmiechnął się i zbliżył twarz, aby ucałować policzek mężczyzny. — Jak się spało?
Ian wymamrotał coś niezrozumiałego, wciąż porządnie zaspany.
Okej, zrozumiałem, potrzebujesz kawy — zaśmiał się i, z lekkim żalem, podniósł się w końcu z łóżka. Zostawił Iana w sypialni, aby ten mógł się na spokojnie zebrać, a sam udał się do kuchni, żeby ogarnąć im jakieś szybkie śniadanie i kawę.
To była taka totalnie domowa scenka i chyba Ian nie czuł się z tym zupełnie komfortowo, dlatego Max wciągnął go w jakieś zwyczajowe przekomarzanki dla rozluźnienia atmosfery.
Wkrótce po tym pożegnał mężczyznę, który wrócił do swojego mieszkania aby wziąć prysznic i się ubrać, starając się nie okazywać swojego rozczarowania. Przynajmniej czuł się o tyle spokojniejszy, że wiedział że między nimi wszystko było w porządku.
I ten spokój, które wywoływało poczucie względnej stabilności, zrzucał z Maxa ogromny ciężar; sprawił, że odżył. Nawet zaczął myśleć, że znalazł swoje lekarstwo. Może nie potrzebował wcale tych chemicznych gówien ani żadnej terapii, a właśnie towarzystwa Iana?
Nudził się trochę samotnie w domu, a wciąż nie miał aż takiej czystości umysłu, żeby napisać cokolwiek, co nie byłoby peanami na cześć Iana, więc po południu napisał do Sheryl, zapraszając ją do siebie gdy ta już skończy pracę. Kobieta na szczęście była bardziej niż chętna na spotkanie z nim i pomoc w pokonaniu tej nudy.
— Cześć, kochanie — przytuliła go na powitanie i pocałowała w oba policzki, zanim weszła do środka. — Przyniosłam ciasto do kawy — pomachała mu pakunkiem przed oczami, a Max chciał ją przytulić jeszcze raz. Mocno.
Kiedy już się rozsiedli w salonie, z kubkami z kawą i ciastem na talerzyku rozłożonymi na stole, Max zaczął streszczać Sheryl wydarzenia ostatnich dni, to jest odkąd Ian wrócił z LA. Pominął jednak fragment z duszeniem, bo czuł że to mogłoby spowodować problemy.
I, wiesz, czuję się teraz w końcu dobrze. Nie świruję już, ani nic w tym stylu. Po prostu, jakby ten koszmar w końcu się skończył — uśmiechnął się szeroko i upił łyka kawy, aby zwilżyć zaschnięte od mówienia gardło.
— Max, ale wiesz że to wcale nie oznacza że nagle wyzdrowiałeś, prawda? — Sheryl zmierzyła go uważnie wzrokiem. — Kochanie, może teraz tak się czujesz, bo w końcu masz z Ianem...coś, i nie musisz się martwić że ktoś ci go zwinie, ale w końcu to uczucie niepewności powróci i co wtedy? Co, jak Ian znowu gdzieś wyjedzie? W końcu stracisz panowanie nad sobą i coś sobie zrobisz, Max, to nie są żarty — westchnęła, nieco rozczarowana lekkomyślnym podejściem przyjaciela.
Max zacisnął usta i skulił się na kanapie, przyciągając kolana do klatki piersiowej i chowając je przy okazji pod swoim ogromnym swetrem. Cóż, Sheryl trafiła jak zwykle w punkt.
Okej, pewnie masz rację — mruknął. Pewnie rzeczywiście dał się ponieść chwili. — Pójdę do tego twojego lekarza i zobaczę co mi powie, okej? Obiecuję. Jak chcesz, to możesz mi towarzyszyć żeby mieć pewność — zaproponował. Nie było sensu się temu sprzeciwiać, dlatego nawet nie próbował dyskutować z Sheryl. W końcu jedna wizyta u psychiatry nie mogła mu zaszkodzić. — A teraz mów, co tam się dzieje w redakcji — zmienił taktycznie temat, tak na wszelki wypadek.
Naprawdę się cieszył, że zbliżył się do Sheryl i postanowił jej zaufać, bo znalazł w niej cudowną przyjaciółkę. Ani razu nie poczuł się przez nią oceniany, za to dostał niesamowicie cenne wsparcie.
Pożegnał się z nią, kiedy za oknem zaczynało się ściemniać. Co oznaczało, że Ian powinien wkrótce wrócić do domu. Nie mógł się doczekać, aż go zobaczy po całym dniu rozłąki.


effsie - 2018-09-10, 23:50

I, zaskakujące, wróciłem do domu.
I nawet odzyskałem… względną normalność. Trochę się jeszcze podocieraliśmy tego wieczora, ale było to już dużo bardziej takie jak zawsze. Nie zostałem u niego nigdy więcej na noc, choć widziałem, że powstrzymywał się, by mnie o to nie poprosić, gdy ubierałem się w swoje ciuchy wieczorami, ale nie, nie chciałem. Nie spędziliśmy też ze sobą każdej jednej chwili; wciąż miałem kumpli, wciąż miałem deskorolkę i projekty do narysowania. Choć w przypadku tych ostatnich, jednego wieczora ja siedziałem nad stołem i zajmowałem się dziarką, a Max – rozwalony u mnie na kanapie – stukał coś na klawiaturze swojego komputera.

*

To był jeden z tych dni, kiedy już nie do końca mogłem wytrzymać ze światem, zwyczajnie, po prostu. Zmęczenie nachodziło mnie z każdej strony, najgorzej, że nie tylko to fizyczne, choć również i w tej kwestii nie było najlepiej – generalnie, byłem mocno wykończony. Moja praca wymagała przedziwnego rodzaju skupienia, z grona tych, gdy rzeczywiście musisz utrzymywać kontakt z rzeczywistością i nie pozwolić sobie odpłynąć nawet na chwilę (no, chyba, że chcesz komuś coś mocno spierdolić, ale to raczej nie wchodziło w grono serwowanych przeze mnie usług), z drugiej… jakby nie patrzeć, była pracą fizyczną, ale nie w tym sensie, że dawała mi adrenalinę od przenoszenia rzeczy czy dźwigania ciężarów. Nie, ja cały czas musiałem siedzieć w miejscu i przez kilka godzin skupiać na czymś swoją uwagę – tym sposobem w przerwach czy czasie wolnym, chciałem, musiałem się ruszać, tak, żeby nie dostać już pierdolca od zasiedzenia. Ale to i tak było męczące, w dziwny, trudny do wytłumaczenia sposób, myślę, że podobnie mają kierowcy tirów. Dodatkowo sesyjki napieprzania się jak orangutany z Maxem i kilometry pokonywane na desce, miałem nienajgorszą kondycję, to dawało mi spory zastrzyk endorfiny, ale czasami mięśnie domagały się odpoczynku.
Tylko że poza tym była jeszcze cała ta kwestia emocjonalna związana z tym dziaraniem, ta, która dzisiaj mi już nie dawała spokoju. Miałem dość i chciałem wyjść z własnej głowy, nie męczyć się tym, po prostu sobie odpuścić.
Wróciłem do domu i od razu poszedłem pod prysznic, zimny, choć nie robiłem tego często. Lodowata woda mnie mocno orzeźwiła, ale tak czy inaczej miałem dość parszywy nastrój i znałem na to jedno rozwiązanie.
Ubrałem się i wcisnąłem do kieszeni paczkę fajek i plik banknotów. Zawahałem się nad telefonem, ale finalnie, stwierdziłem, niech zostanie w domu – jeśli ktoś czegoś by ode mnie chciał, to mogło poczekać do jutra rana, a ja nie miałem ochoty na żadne boskie interwencje. Trzasnąłem drzwiami i miałem już zbiec w dół po schodach, kiedy mój wzrok prześlizgnął się po drzwiach po lewej stronie.
Ech?
Niech stracę.
Cześć — rzuciłem do zaskoczonego Maxa. I to było całkowicie wytłumaczalne, bo rzadko kiedy pukałem w te drzwi, zazwyczaj korzystałem z tych na balkonie. Jednak zanim zdążył jakoś wyartykułować swoje zdziwienie, odezwałem się ponownie: — Mam ochotę się najebać. Idziesz ze mną?
I poszedł, sam nie wiem dlaczego, bo przecież jasne było, że nie będzie w stanie dotrzymać mi tempa, ale to ja miałem do niego jakąś niewytłumaczalną słabość, która sprawiała, że po prostu, nieważne w jak podłym humorze, lubiłem z nim spędzać czas.
Max, wychodząc z domu, wziął pod pachę butelkę wódki, szczerząc się na mój zdziwiony wzrok i informując mnie, że tak się przynajmniej nie zmarnuje, więc w osiedlowym sklepie kupiliśmy wino i korkociąg. Stanęliśmy przed nim, a blondas, patrząc na mnie uważnie, wziął się pod boki i spytał:
— To co teraz, panie Jestem Dorosły I Tak Radzę Sobie Z Problemami?
Teraz — zacząłem, ignorując jego ton głosu i ksywkę, którą mnie ochrzcił — idziemy na jakiś dach albo klatkę schodową, pijemy alkohol, jaramy faje i gapimy się na ludzi pod naszymi nogami.
— Mmm, rozrywka pierwsza klasa.
Możesz sobie iść, jak ci się nie podoba.
— Mogę, ale nie pójdę — odparł lekkim tonem i rozejrzał się wokół, jakby czegoś szukając. — Obojętne ci gdzie idziemy?
Wisi mi to ciężkim kalafiorem.
— No to chodź. — Kiwnął na mnie głową, bym za nim poszedł, więc sapnąłem i rzeczywiście powłóczyłem za nim nogami.
I zabrał mnie na dach, z którego rozciągała się panorama na Brooklyn, ta sama, którą jakiś czas temu widziałem na jego Instagramie. Rozwaliliśmy tyłki na murku, nogi przerzuciliśmy na drugą stronę, by zwisały w powietrzu i otworzyliśmy, zarówno wino jak i wódkę, pierwsze dla niego, drugie dla mnie, może doprowadzimy się do przyjemnego stanu upodlenia obaj w tym samym tempie. Piliśmy więc alkohol i jaraliśmy faje, gadając o głupotach i patrząc na ludzi pod naszymi stopami, wypaliliśmy też jointa i urządziliśmy sobie konkurs na to, kto dalej splunie, ale obaj przegraliśmy po całości, bo marihuana sprawiła, że żadne z nas nie miało w mordzie za dużo śliny. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale w końcu obaj byliśmy w dużo lepszych humorach, znaczy, ja przede wszystkim, bo Maxowi to chyba wcześniej nie było wcale smutno.
Założę się, że nie krzykniesz „penis” na całe gardło — podpuszczałem go, już nieźle podpity, z wielką nadzieją, że uda mi się ten mój cwany wyczyn.


Gazelle - 2018-09-11, 00:21

Tego wieczora czuł się jakby odmłodniał o kilka lat. Jakby znowu był na studiach i cieszył się beztroskim życiem, tyle że bez Jareda, a w towarzystwie swojego ówczesnego współlokatora.
Kiedy jeszcze był trzeźwy, zauważył że z Ianem było coś nie tak, zresztą nawet nie musiał być szczególnie spostrzegawczy żeby dojść do tego że coś go męczyło, ale postanowił go o to nie wypytywać. Rozmawianie o tym to pewnie i tak była ostatnia rzecz na którą Ian miał ochotę, a Max nie chciał go wkurzyć, czy zranić.
Siedząc na tym dachu, czuł się tak totalnie wolny, zwłaszcza kiedy był już porządnie spizgany i nawalony, i w towarzystwie swojego ulubionego narkotyku. Czasami dobrze było pozbyć się hamulców, napięcia i po prostu się rozluźnić, nie martwiąc się zupełnie o konsekwencje.
No to się kurde zdziwisz — fuknął i wstał. Nabierając powietrze w usta, wykrzyczał z siebie głośne penis słysząc za sobą histeryczny śmiech Iana. No tak, dał się podpuścić jak naiwny dzieciak, ale w takim stanie się po prostu nie myślało racjonalnie.
Kręciło mu się w głowie jak jasna cholera, dlatego żeby uniknąć upadku na ulicę, przetoczył się i pacnął z powrotem obok Iana. Tym razem, zupełnie celowo, znalazł się znacznie bliżej niego, przylepiając się do jego ramienia.
Mmm, jesteś taki ciepły — mruknął i korzystając z tego że oparł głowę na szczycie ramienia mężczyzny, złożył mokry pocałunek na boku jego szyi. Wciąż mu odbijało na jej punkcie. Ian pewnie już to zauważył, zważywszy na fakt jak wiele uwagi poświęcał jej za każdym razem gdy uprawiali ze sobą seks, albo się zwyczajnie obściskiwali. — Hm, chyba moje ślady wymagają odnowienia — zauważył, chociaż i tak nic nie był w stanie zobaczyć w tej ciemności. To był po prostu pretekst, żeby móc znowu posmakować tej skóry i ją oznaczyć. Jego zaborcza strona wciąż potrzebowała jakiegoś ujścia.
Także on zajął się swoim, podczas gdy Ian spokojnie sobie dopijał wódkę i czasami coś tam mówił o jakichś nieistotnych pierdołach.
Ian, głodny jestem — oderwał się od niego tylko po to, żeby to wyjęczeć, bo niemiłosiernie zaczęło go ściskać w żołądku. — I zimno mi. — dodał, za czym kryła się prosta sugestia: spierdalajmy już stąd.


effsie - 2018-09-11, 09:11

Odstawiłem pustą butelkę wódki na bok i spojrzałem rozbawiony na Maxa uczepionego mojego ramienia.
Trzeba było tyle nie memlać ozorem, to byś nie był głodny. Nie wiesz, że ruszanie szczęką sprawia, że nasz mózg myśli, że coś jemy i przygotowuje się na trawienie? A ty go tak oszukałeś! — oznajmiłem pijany i roześmiałem się z tego faktu, bo kto by pomyślał, że z Maxa taki cwaniaczek-nieboraczek.
Boże, byłem pijany i było mi z tym abso-kurwa-dobrze, zwłaszcza z tą małą pijawką u mojego boku, która skutecznie poprawiała mi humor pierdoleniem o głupotach i całkowitym nieprzejmowaniem się niczym wkoło. Już nie pamiętałem o tym podłym humorze, który towarzyszył mi dziś popołudniu, zamiast tego w głowie miałem totalne bzdury i graniczącą z przekonaniem pewność, że nic nie jest w stanie tego spierdolić.
To chodź, ogrzejemy się przy płomieniach mojego packa — zarządziłem, wyciągając z kieszeni kurtki paczkę fajek, a z niej kolejnego jointa. Przezornie wcześniej skręciłem dwa i dobrze, bo teraz wiatr pewnie strąciłby cenny narkotyk.
Nie to bym nie miał kolejnego, tuż obok.
Spalimy i idziemy — obiecałem, zaciągając się pierwszy i przymknąłem oczy, czując słodki smak marihuany rozchodzący się w moich płucach. Boże, co za przyjemny wieczór. — Złota zasada jedzenia po nocach w NY brzmi tak: trzeba się wcześniej spizgać żeby smakował ci ten syf, który tu serwują — poinformowałem go, bo taki ze mnie jest ulicznik, ja tu znam wszystkie zasady. Kebs taki, pizza taka, a tu burger z mięsa z kota. Swoją drogą, idę o zakład, że nie znajdziemy nic do żarcia dla tego roślinożercy, nie o pierwszej w nocy, ale może jest taki pijany, że nie zwróci uwagi.
Wiecie, dziewięćdziesiąt procent wegetarian nagle traci swoje przekonania, jak w krwi ma trochę alkoholu.
Zaciągnąłem się po raz kolejny i nachyliłem się do Maxa, sięgając jego ust tylko po to, by wydmuchać w nie dym. Zakrztusił się, chyba nie spodziewając się, że to zrobię, a ja wyszczerzyłem się głupio.
No nie, Maxie, widać, że masz braki w paleniu po studencku. Jak to możliwe, że przez te dwa lata nigdy nie dałem ci z tego korków? — nabijałem się, szczerząc się jak debil i podałem mu skręta.


Gazelle - 2018-09-11, 11:20

TRIGGER WARNING: myśli o samobójstwie


No właśnie, Ian, to wszystko twoja wina. Wstydź się — zaśmiał się, kiedy już porządnie odchrząknął. Wziął od Iana skręta, i tym razem zaciągnął się po swojemu, powoli, pozwalając aby dym delikatnie muskał go po gardle. W sumie przydało mu się to, bo zauważył że jego haj już nieco opadł. Wziął butelkę stojącą za nim i napił się porządnego łyka wina. W tym momencie nie myślał w ogóle o konsekwencjach, o fakcie, że miał zdecydowanie za dużo alkoholu we krwi i jeszcze trochę, a się zrzyga. Trudno, carpe diem, czy tam yolo.
Dyndając swoimi nogami w powietrzu, spoglądał w dół, na coraz spokojniejsze ulice Brooklinu. Nocne życie miało się tutaj całkiem dobrze, z tym że głównie w lokalach i jakichś innych zakątkach. Chodniki momentami były zupełnie czyste. Gdyby tak przypadkiem zleciał z tego nieszczęsnego dachu, przynajmniej nie straumatyzowałby żadnego dzieciaka. Ciekawe, jakie to było uczucie. Tak po prostu lecieć, ze świadomością faktu, że to ostatni lot w życiu. Czy to jest właśnie ta prawdziwa wolność? Wyzwolenie od tego wszystkiego, co paskudne i ciężkie?
Podparł się rękoma, i wypchnął biodra, aby większą częścią ciała znaleźć się w powietrzu. I, gdyby tylko stracił władzę w rękach...
Chciałby pofrunąć. Ale jeszcze nie miał odwagi.
Na tym pożal się Boże łez padole trzymało go jeszcze przynajmniej jego ulubione uzależnienie. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że jego życie wcale nie było jakieś mocno warte utrzymania, nie miał żadnego wpływu na świat, ani nawet na jakiegokolwiek pojedynczego człowieka. Gdyby zniknął, to nic takiego by się nie stało. I ta świadomość była cholernie przerażająca.
Potrząsnął intensywnie głową, próbując w ten sposób pozbyć się tych irytujących myśli. Może rzeczywiście powinien sobie odpuścić dalsze palenie. Dlatego odmówił, gdy Ian ponownie podsunął mu skręta pod nos.


effsie - 2018-09-11, 11:41

Uwielbiałem gapić się w Nowy Jork pod swoimi stopami. To miasto, nie bylem jego wielkim fanem. Miało swoje dobre momenty, ale brakowało mu zdecydowanie więcej, ale z tej jednej perspektywy mogłem je uwielbiać. Właśnie tymi wieczorami, gdy sam lub z kumplami doprowadzaliśmy się na skraj świadomości, pijąc alkohol, jarając blanty, czasami wrzucając jakąś inną okazję, właśnie tymi wieczorami Nowy Jork był zajebisty.
Podobnie jak teraz.
Patrzyłem na chodnik pod swoimi stopami, w skupieniu jarając jointa i na chwilę zamyśliłem się, odpłynąłem daleko myślami, zastanawiając się nad tym, jak ptaki widzą świat. Ciekawe, czy wszystko z ich perspektywy jest tak małe i ulotne. Ciekawe jakie to uczucie osrać przypadkową osobę, lecieć w kluczu czy wypchnąć swoje dziecko z gniazda. Ptaki, ech, jakby się zastanowić, były naprawdę zajebiste – dzioby. Dzioby były tak piękne, że naprawdę zastanawiałem się jak natura mogła stworzyć dzioby.
Potrząsnąłem głową i zorientowałem się, że sam kończyłem już skręta, więc wysunąłem go w stronę Maxa, ale ten pokręcił głową. Wzruszyłem ramionami, zaciągnąłem się po raz kolejny i pstryknąłem kiepa w dół, obserwując jak koziołkuje i spada gdzieś na chodnik pod naszymi stopami.
Zaburczało mi w brzuchu.
Zaraziłeś mnie swoim głodem — poskarżyłem się, podnosząc się z krawędzi budynku, na którym siedzieliśmy i otrzepałem tyłek. Rozejrzałem się wokół, sprawdzając, czy bardzo nabałaganiliśmy, ale nie, zostawiliśmy po sobie tylko dwie butelki alkoholu. — Jak znalazłeś to miejsce? — spytałem jeszcze, kiedy schodziliśmy na dół po typowo brooklyńskiej, zewnętrznej klatce schodowej. — Tony mi kiedyś mówił, że te schody są tutaj takie po jakimś wielkim pożarze miasta, wiesz? — podzieliłem się z nim tą randomową wiedzą i nagle mnie tknęło.
Kurwa, ludzie mają cztery kończyny.
Max, zastanawiałeś się kiedyś, jakby to było, jakby ludzie mieli ogony? — spytałem, ledwo na niego zerkając, bo już miałem przed oczami wielką wizję tego, jak wielkie to by było ułatwienie. — Takie długie, wiesz, bardzo. I na przykład moglibyśmy się nimi trzymać rurki w metrze, albo otwierać piekarnik, albo sięgać w jakieś trudno dostępne miejsca… o kurwa, przecież my nawet mamy kości ogonowe, myślisz, że kiedyś mieliśmy ogony? No bo jeśli pochodzimy od małp, to by miało sens, nie? Tylko czemu by nam ewolucja je zabrała? — zastanawiałem się głośno, idąc gdzieś przed siebie, nawet nie zwracałem uwagi gdzie, bo chyba Max prowadził nas w stronę jakiegoś żarcia.


Gazelle - 2018-09-11, 16:07

Żałował, że nie poprzestał na jednym skręcie współdzielonym z Ianem, bo może by mu się nie wkręciły te wszystkie ponure przemyślenia, które zasyfiały mu głowę.
Przynajmniej Ian cały czas był wesoły. A Max miał po prostu nadzieję że ta chwilowa podłość okaże się naprawdę chwilowa i z niego zejdzie.
Nie znalazłem. Zabrał mnie tutaj taki koleś, fotograf, no i spodobało mi się — i to była jedyna dobra rzecz z tamtej randki. Max sam z siebie nie chodził zbyt często po mieście i nie wyszukiwał takich miejsc, więc polegał w tej mierze głównie na innych. Chwycił Iana za dłoń, kiedy schodzili na dół, a potem przylgnął do niego jeszcze bardziej, zaczepiając się ramieniem o jego ramię. Dla bezpieczeństwa, bo Ian zdecydowanie lepiej radził sobie z utrzymaniem równowagi. Może i Ian był bardziej zjarany, ale w Maxa z kolei porządnie uderzył alkohol.
Szedł zupełnie instynktownie w stronę jednej, całkiem przyjemnej knajpki, którą odwiedzał stosunkowo często (jak na niego i jego wyjścia z domu). Nawet nie wiedział, czy o tej porze będzie otwarta, ale nie szkodziło zaryzykować. Przynajmniej była blisko, a Max naprawdę chciał coś zjeść i się ogrzać w końcu.
Jezu, Ian, serio? — wybełkotał. Zdecydowanie nie był w formie na takie rozkminy, ale Ian chyba i tak był zbyt głęboko w swoim świecie, żeby w ogóle interesować się zdaniem Maxa, więc pozwolił mu mówić swoje, samemu koncentrując się na tym żeby się koncertowo nie wyjebać na beton.
Super, otwarte — mruknął, gdy przystanęli przed drzwiami, nad którymi świecił się neonowy napis. Puścił ramię Iana, żeby otworzyć przed nim drzwi, szarmancko wręcz puszczając go przodem do środka. Chyba szarmancko, bo wciąż był pijany, zjarany, i ledwo ogarniał co robił.


effsie - 2018-09-11, 17:08

Aha, czyli teraz zabierasz mnie w miejsca, gdzie puszczałeś się z jakimiś typami, no fajnie, fajnie, Maxie — mruknąłem, automatycznie trochę spinając mięśnie. Kurwa, chuj mnie obchodzi jego wybujałe życie erotyczne i wszystkie te cwelo-randki, ale mógł sobie chociaż darować ciąganie mnie w miejsca, gdzie obściskiwał się z tymi pedałami.
Roześmiałem się, gdy Max nie mógł utrzymać równowagi i przytrzymałem go mocniej, taki ze mnie uprzejmy kolega, patrzcie państwo – ma się ten gest.
No serio, Max, weź pomyśl trochę — kontynuowałem wątek, nie zważając na jego plączący się język. — Wiesz, gdzie mógłbym ci włożyć mój ogon? Kurwa, miałbym taaaaki ogon — opowiadałem, rozkładając szeroko ramiona, aż Max zachwiał mi się i prawie upadł, więc przytrzymałem go, żeby nie wypierdolił się na ten słodki ryjek. Poczochrałem mu włosy i zdębiałem, widząc, że stanęliśmy przed jakąś knajpą, a tam…
Zaświeciły mi się oczy.
Wiecie, jak się nazywała?
Krowarzywa.
Okej, byli debilami, jak wszyscy Amerykanie, skoro jebnęli takiego ortografa, no bo przecież każdy wie, że krowa jest żywa, a nie rzywa, ale chuj, mogłem to mieć w dupie, bo wiecie co? Miałem zamiar udowodnić, że ten blondasek bardzo chętnie wtranżoli dobrą krowę, oo, jeszcze się mu będą uszy trzęsły!
Maxie, ty sobie tu usiądź i nam popilnuj miejsca, wiesz, bo chyba w głowie ci się trochę kręci — powiedziałem mu, sadzając go przy jednym ze stolików i z głupim wyszczerzem podszedłem do lady, gdzie stała całkiem niezła laseczka. — Cześć, chciałbym dwa burgery… Hmm… — Zmrużyłem oczy, ale chyba byłem zbyt zjarany, by dostrzec, co tam nawypisywali tą kredą na ścianie, bo nazwy nic mi nie mówiły. — Niech będzie jedynka i dwójka. Tylko nie wysmażcie ich za bardzo! — dodałem.
Nie ma nic gorszego niż przesmażone na well done mięso.
A tu im się mogło jebnąć, skoro jebnęło się im w nazwie, no więc powtórzyłem to jeszcze raz, bardzo powoli i dokładnie.
Na szczęście zrozumieli, bo zaraz dostałem swoje zamówienie i z chytrym uśmiechem postawiłem przed blondasem, któremu chyba już się poprawiło w głowie, bo też się do mnie uśmiechał. Hehe, on jeszcze nie wiedział, co zaraz zje, a ja, taki miły i uczynny, dałem mu nawet wybór!
Proszę, Maxie, kolacyjka dla ciebie, smacznego! — oznajmiłem, sadowiąc się na miejscu naprzeciwko i szybko wgryzłem się w swojego burgera. Mmm, dobry! — Bardzo dobre, no, Maxie, spróbuj sobie! Taki byłeś głodny!


Gazelle - 2018-09-11, 18:03

Dzięki, smacznego — odburknął, wgryzając się w bułkę. O, nawet Ian trafił z zestawem składników. Stawiał na minimalizm, a nie poczuł więcej niż czterech składników, także idealnie.
Uniósł brew. Nie spodziewał się, że Ian będzie tak entuzjastycznie podchodził do...wegańskich burgerów. Jeszcze kilka dni temu nabijał się z Maxa, że wpierdala żarcie z trawy, a tu proszę, zajadał się tak, aż mu się trzęsły uszy! Może jednak mogli być z niego ludzie. W sumie fajnie byłoby kogoś przeciągnąć na wege stronę. Chociaż w przypadku Iana, tego Australijskiego gnojka, to wydawało się absurdalne wręcz.
Jednocześnie tak dziwnie się na niego patrzył, jak dzieciak który właśnie wywinął jakiś wredny dowcip. To było co najmniej podejrzane, ale przecież nie czuł niczego dziwnego w swoim jedzeniu. Miał coś na sobie? Ubrudził się?
I czego się szczerzysz? — spytał w końcu, wycierając na wszelki wypadek twarz serwetką.
— Smakowała ci krówka, trawożerco? — odparł Ian, uśmiechając się jeszcze szerzej, ale, ku jego wyraźnemu zdziwieniu, to Max wybuchnął śmiechem.
Ian...ty sobie zdajesz sprawę z tego, że to wegańska knajpa, nie?


effsie - 2018-09-11, 18:20

Spojrzałem się na niego z politowaniem, kończąc moją bułkę.
Boże, Maxie, jesteś taki słodki, a taki głupi jednocześnie — oceniłem, wzdychając głęboko i otarłem twarz z sosu, którym się oczywiście cały uwaliłem. I nawet wyciągnąłem rękę żeby wytrzeć jego podbródek, taki ze mnie uczynny chłopak. — Ta knajpa nazywa się żywa krowa, a ty właśnie zjadłeś swoją pierwszą krówkę od dziesięciu lat. Widzisz, miałem rację, że jednak lubisz trzymać mięso w buzi…
— Ian, idioto, ta knajpa nazywa się KroWARZYWA. Warzywa, kumasz? — Max wyszczerzył się do mnie w głupim uśmiechu i otworzył resztki swojej bułki, wskazując mi na kotleta. — A to jest kotlet z ciecierzycy. Wiesz, co to ciecierzyca? Na pewno nie krowa — roześmiał się, a ja zdębiałem.
Co?
Czy ja właśnie zjadłem wegańskiego burgera?
Co więcej – czy mi właśnie SMAKOWAŁ wegański burger?
Wytrzeszczyłem oczy i rozejrzałem się dookoła.
Poszlaki… poszlaki…
No nie! Zobaczyłem napis „bułka gluten-free, 1$ extra”, pierwsza oznaka tego, że to miejsce może nie być do końca normalne. Szukając dalej, natknąłem się na „deser z nasion chia” i „frytki z batatów”. Ze zgrozą powiodłem wzrokiem na menu i…
Wegański majonez.
Spojrzałem prędko na Maxa, który właśnie zanosił się śmiechem i no nie mogłem uwierzyć! Aż ledwo wyartykułowałem swoje oburzenie:
No co za chuj. Serio na naszą pierwszą randkę zabrałeś mnie do wegańskiej knajpy?
A potem jeszcze bardziej opadła mi szczena, jak zorientowałem się, co powiedziałem.
Nie, nie, nie, dzieci, nie warto palić marihuany!


Gazelle - 2018-09-11, 19:22

Pierwsza randka? — spytał, kiedy w końcu uspokoił swój wybuch śmiechu. Jeny, aż go brzuch zabolał. I to na pewno nie była sprawka jedzenia, może ewentualnie wina. — Ojej, szkoda że nie wiedziałem. Lepiej bym się ubrał — puścił Ianowi oczko.
Od razu był w lepszym nastroju. I był trochę trzeźwiejszy. Przynajmniej mógł w miarę normalnie mówić — tak mu się wydawało. No i nadal kręciło mu się w głowie, ale doskonale mógł zobaczyć tę świetną, przezabawną minę jaką Ian miał na swojej przystojnej buzi.
Ale muszę przyznać, że było całkiem romantycznie. I nie bocz się już o ten dach, tamten koleś był tak beznadziejny że nawet nie pamiętam jego imienia, a miejsce jest super — wyszczerzył się. Dobrze było wiedzieć, że Ian był o niego zazdrosny. Dopiero teraz nawiązał do tego, bo wcześniej głównie koncentrował się na tym, żeby dojść do tego miejsca i nie zwymiotować po drodze. A propos wymiotów...to wciąż było mu trochę słabo, i chyba zjedzenie tego burgera to nie był najlepszy pomysł mimo wszystko.
Mógł tylko myśleć o tym, że, cholera, Ian nazwał ich wspólne wyjście randką! I, wnioskując po jego reakcji, nie było to do końca świadome z jego strony, ale to właśnie czyniło to wyznanie bardziej autentycznym.
I nie dramatyzuj tak przez tego burgera, nie umrzesz od tego, wierz mi — można było nazwać Maxa hipokrytą, bo sam pewnie by zrobił ogromną aferę gdyby rzeczywiście, zgodnie z planem Iana, zjadł coś mięsnego, ale za jego preferencjami żywieniowymi stała ideologia, także to było coś zupełnie innego. — Swoją drogą, jesteś paskudny jeżeli naprawdę planowałeś mnie nabrać żebym zjadł martwe zwierzę.


effsie - 2018-09-11, 19:46

Po tym komentarzu Maxa szybko odzyskałem rezon, zamknąłem szczękę i zamrugałem oczami. Nie wiem, o co mi chodziło, tak mi się chapsnęło, bo przecież tak się mówi, po prostu. A ten już sobie coś wyobraża, wiedziałem, że tak będzie.
Nie podniecaj się tak, coś ci się przesłyszało — mruknąłem, wycierając ręce w jednorazowe serwetki. No, niby tacy są gluten-free, vegan for life i w ogóle greenpeace, a o zero waste to się już zapomniało, co? — Ale teraz już wiem, że nie warto cię na żadne zapraszać. Jakbyś nie wiedział, że na randkę ze mną powinieneś się rozebrać, a nie ubierać w wymyślne fatałaszki.
Uh, no, od razu lepiej, jak udało mi się wrócić do mojego pociągu o kierunku Ironia. Bardzo dobrze, że się nigdzie nie wykoleiliśmy, a to był tylko mały przystanek na trasie.
Nie wiem, skąd u mnie takie metafory, może ta marihuana to jednak nie takie wielkie zło? Serio uważałem, że pomysł z ogonami byłby zajebisty, ludziom brakowało tej piątej kończyny i nie wiem dlaczego mielibyśmy się jej pozbawiać. Ewolucja to jednak prawdziwa suka.
Za to spojrzałem na Maxa jak na idiotę po tym tekście o dachu. Co, że niby ja jestem zazdrosny o jakiegoś pedałka? Dobre mi sobie.
Chuj mnie boli twój romansik — uświadomiłem go, odrzucając w bok serwetki. Piwo. Teraz bym się napił piwa. — A to miejsce jest na maksa średnie, znam tysiąc lepszych dachów w okolicy naszego mieszkania. — Wywróciłem oczami.
No bo, serio, niby co takiego fajnego? Ot, dach, jakich pełno na całym Brooklynie, otwarta klatka schodowa z grona tych, o których opowiadał mi Tone i tyle. Nawet widok nie był wcale taki, że szczena opadała, z palcem w dupie mogłem wskazać dziesiątki lepszych, ech. Też se uroił, ale dobra, co ja mu tam będę przeszkadzał, jak chce to niech się spuszcza do tych swoich romantycznych miejsc w całym mieście, na zdrowie. Ja nie bawiłem się w żadne zachody słońca czy inne romantyczne pierdy, obiadki ze świecami czy zlizywanie czekolady z ciała, jeszcze czego, po co to komu?
Najpierw wege, potem homo — przypomniałem Maxowi, bo chyba nie pamiętał. — Jeszcze zaczęliby mnie kręcić faceci… — Wywróciłem oczami, pokazując, że o nie, tego to by było już za dużo i do tego to ja na pewno nie chcę dopuścić. A potem wyszczerzyłem się do niego. — Mówiłem ci, że jestem paskudny to nie słuchałeś. Teraz za to płacisz. Zjadłeś już? Idziemy stąd? Jest jakiś limit czasu, który mogę spędzić w takich miejscach i już czuję, że wykorzystałem swój przydział na najbliższy miesiąc — dodałem. Nie to bym serio miał coś przeciwko wegańskiemu żarciu, tak tylko się zgrywałem, ale chętnie uderzyłbym na dalszą przygodę. Jeszcze co prawda nie wiedziałem gdzie, ale improwizacja była moją całkiem mocną stroną i nigdy nie żałowałem, że musiałem uczyć się na pamięć jakichś wydumanych scenariuszy.
Znaczy, może ktoś, gdzieś, kiedyś tego ode mnie wymagał – ale, niespodzianka, to również miałem gdzieś.


Gazelle - 2018-09-11, 21:11

Oooooczywiście. Przesłyszało się. Totalnie. Przecież "randka" to słowo które można pomylić z wieloma innymi. Może Ian akurat mówił o wędce. Albo o wódce. Czy czekoladce. To miało sens, w istocie.
Po prostu zaśmiał się Ianowi w twarz, w inny sposób nie komentując tej marnej próby wykręcenia się.
A co do rozebrania się...to bardzo chętnie by się rozebrał, gdyby tak nie piździło. I jeżeli Ian wyznawał takie posesywne tendencje, jak Max (a przejawiał; chociaż niekoniecznie w takim samym stopniu, ale Max głupi i ślepy nie był), to pewnie nie spodobałaby mu się wizja Maxa chodzącego po NY w stroju Adama.
"Naszego", hm? — podłapał, będąc pewien że i z tego Ian będzie się wykręcać. Ale, cóż, słowo się rzekło. I tym razem usłyszał je bardzo dobrze. Szkoda, że pewnie następnego dnia nie będzie o tym pamiętać. Byłby to cudowny materiał do nabijania się z Iana. Chociaż pewnie sam podczas tego wieczoru palnął niejedną godną zapamiętania głupotę.
Swoją drogą, dlaczego właściwie nie mogliby rzeczywiście zamieszkać razem? Przecież już dzielili pokój. To nie byłoby nic nowego ani rewolucyjnego. Max zresztą nie mógł pojąć tego, dlaczego Ian się ostatnio ciągle wykręcał z nocowania u niego. Przecież Max nie chrapał...chyba? W każdym razie, musiało chodzić o coś więcej, i to drażniło Maxa. Wyjaśnili sobie jasno, że są sobą wzajemnie zainteresowani — okej, to nie implikowało że zostali parą czy cokolwiek w tym stylu, ale dlaczego Ian nadal tak bardzo unikał tego rodzaju bliskości?
Ten człowiek czasami go tak frustrował, że to było nie do opisania.
No tak, to by było absolutnie najgorsze — roześmiał się. — Gdzie chcesz iść? Przecież tam piiiiiździ — jęknął, marszcząc nos. Lubił jesień, lubił kiedy było chłodniej, no ale to wcale nie oznaczało że był jakoś bardzo na to zimno odporny. A listopadową nocą temperatury były prawie zimowe.


effsie - 2018-09-11, 21:42

To nie tak, że pozwoliłbym mu chodzić na waleta po Nowym Jorku (chociaż byli i tacy śmiałkowie, ale nic mi do nich, znaczy, czasami to nie był najprzyjemniejszy widok, a ja, wielki esteta, niezbyt chciałem go ujrzeć, no ale trudno). Po prostu, gdybym miał mu już organizować randkę, raczej nie wychodzilibyśmy z mojego łóżka, no, dobra, niech będzie, że mieszkania, bo było jeszcze parę miejsc, których nie dotknęły te słodkie pośladki.
Nie to, by przeszkadzało mi bujanie się po mieście – raczej oczywistością było, że robię to z wielką chęcią i jeszcze większym ADHD. A jako że już dawno nie miałem okazji na takie nocne wyprawy to trzeba było nadrobić i, proszę, oto my, na gigancie. Nie do końca wiedziałem, przed czym uciekamy, ale to teraz nie było ważne.
Naszych mieszkań — poprawiłem się, gdy wytknął mi moją pomyłkę, ot, alkoholowe przejęzyczenie, każdemu się może zdarzyć. — Chyba serio musisz poćwiczyć australijski akcent, skoro masz problemy z rozumieniem ze słuchu — palnąłem jeszcze, żeby sobie nie myślał, że to ja coś źle mówię, po prostu on nie umył uszu.
No i przykro mi bardzo, że zabawa w dom była poza moim kręgiem zainteresowań, ale jakoś nigdy nie lubiłem grać w Simsy. Moje łóżko było wygodne, nie, żeby ramionka tego blondasa nie zasługiwały na dobre się nimi zajęcie, ale, ech? Nie chciałem, by sobie pomyślał, że zmieniłem zdanie, czy że teraz tak się będziemy już bujali na wieki wieków amen, a te jego maślane oczy tego jednego poranka, gdy obudziłem się w jego sypialni… Wkurwiało mnie to przymilanie się, obowiązkowe sadzenie sobie słodkich słówek, może jeszcze kawka i śniadanie w łóżku? Co za dużo to niezdrowo, nie chciałem wplątywać się w żadną pokręconą relację, no, nie bardziej, niż już teraz.
Chociaż… te ostatnie kilka dni nie były już tak bardzo niezręczne, nawet – dość przyjemne, powiedziałbym. Max już nie świrował, ja też nie miałem ochoty go zabić, więc pełen luz.
Trzeba się było cieplej ubrać — osądziłem, podnosząc się z miejsca i kiwnąłem na niego głową. — Nie wiem, idziemy gdzieś, przed siebie. Jak się nam gdzieś spodoba to tam pójdziemy. Jak będziemy chcieli skręcić w lewo to tam skręcimy. Jak będziemy chcieli… czaisz bazę, nie? Głupi nie jesteś — rzuciłem i miałem wrażenie, że usłyszałem chichot dziewczyny za ladą. — Jak ci będzie zimno to kupimy więcej alkoholu — zagroziłem, chyba, bo Max zrobił wielkie oczy, jakby przerażony tym pomysłem.
Wbiłem ręce w kieszenie kurtki i wyszliśmy, a ja bez słowa wybrałem przeciwny kierunek niż ten, z którego przyszliśmy.
Ej, Max? Dawaj włamiemy się na Coney Island — wpadłem na genialny pomysł.


Gazelle - 2018-09-11, 22:26

To szwędanie się po mieście nocą, picie i jaranie na dachu nie było typową dla Maxa formą spędzania sobotnich wieczorów, ale...ech, skłamałby zupełnie, gdyby powiedział że mu się to nie podobało. Chociaż to z pewnością była głównie zasługa towarzystwa Iana. Jego cholerna spontaniczność była zaraźliwa, przez co Max prawie w ogóle nie odczuwał wyjścia ze swojej strefy komfortu. Tak, ta relacja z Ianem zmieniała go niemalże o sto osiemdziesiąt stopni. I w zależności od tego z której strony się na to spojrzało, to było zarówno fajne, jak i niefajne.
W każdym razie, absolutnie nie żałował że to jego właśnie miał za ścianą swojego mieszkania. Wbrew przeciwnie, nawet jeżeli był przez to wszystko wyniszczony psychicznie.
Swoją drogą, zbliżał się poniedziałek i jego wizyta u psychiatry. Stresował się tym trochę, nawet bardziej niż trochę, ale obiecał Sheryl że się tam wybierze. Poza tym sam wiedział, że musi. Mimo iż w tym momencie czuł się jak najbardziej dobrze, to jednak na pewno nie oznaczało to, że nagle wyzdrowiał...z tego czegoś, cokolwiek to jest. No i bardzo liczył na magię farmakologii, która pomogłaby się mu otrząsnąć.
Och, przepraszam za to nieporozumienie — odparł wyraźnie ironicznie. — W takim razie chętnie pobiorę korepetycje od ciebie, nie znajdę bardziej kompetentnej do tego osoby, nie? Chyba że kogoś mi polecasz. - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
Max wiedział, że ze strony Iana nie miał co liczyć na jakieś słodkie i romantyczne gesty. Wprawdzie nie mógł być pewien, czy mężczyzna gdzieś tam głęboko nie chował w sobie takich cech, ale...prędzej by chyba uwierzył w latające słonie. Ale, cholera, nie było sensu uciekać w drugą skrajność. Wspólne spanie chyba nie było rzeczą zarezerwowaną tylko dla małżeństw, nie? Nawet kumple razem sypiali, jedli wspólnie śniadania czy oglądali durne filmy. Ian zupełnie niepotrzebnie się spinał, i to było aż dziwne że stwierdził to sam Max Stone.
Dał się w końcu wyciągnąć Ianowi z ciepłego lokalu. Ech, no rzeczywiście nie chciał się bardziej upić, bo tym razem mógł naprawdę zwymiotować. Poza tym czuł się już trochę stabilniej i chciał zachować ten stan.
Że co? Po chuj chcesz się tam włamywać? — uniósł brew. Przecież to nie była jakaś enklawa czy coś, normalnie mogli sobie chodzić po tamtejszych ulicach, wbić na plażę... — Czekaj, chcesz się włamać do lunaparku? Pojebało cię — i na tym samych wdechu dodał: — zróbmy to. Nie, czekaj, nie róbmy tego, to bardzo, bardzo kiepski pomysł. Ian? Ian, cholero, gdzie leziesz? Słuchaj się mnie, no! — poleciał za Ianem, który zdawał się mieć totalnie w dupie jego protesty.


effsie - 2018-09-11, 23:01

Sobotnie wieczory zwykle oznaczały dla mnie deskę i popijawę, zawsze z Tonym i Betą, często z innymi ludźmi, więc bardzo możliwe, że mój telefon rozdzwaniał się teraz, niecierpliwie czekając na odpowiedź, gdzie ja, do chuja pana, jestem i czemu jeszcze nie z nimi, ale trudno, miałem to gdzieś. Nie bez powodów go zostawiłem, chciałem być dzisiaj sam… tylko jakimś przedziwnym zbiegiem wypadków skończyłem tu z nim, blondasem zza ściany, ale – jakby na przekór – zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Oczy zaświeciły się mi momentalnie, gdy usłyszałem maxowe „zróbmy to”, bo, zorientowałem się w tym momencie, dokładnie tego mi trzeba było, drobnej zachęty, abym mógł podjąć się realizacji tego chorego planu. Nie wiem, czemu to mi wpadło do głowy, nigdy nie byłem w Lunaparku na Coney Island, ale nagle stwierdziłem, że to zajebiście dobry pomysł i bardzo chciałem to zrobić.
Na Coney Island — odpowiedziałem pewnie, szczerząc się głupio i nie mogłem oprzeć się pokusie, by poczochrać mu głowę i pociągnąć go w stronę metra, które zaraz miało nas zawieźć na południowy koniec Brooklynu.
Max marudził po drodze, zapierał się, że on nigdzie nie idzie, że to poroniony pomysł, ale znalazłem skuteczny sposób na to, żeby przestał pieprzyć farmazony, mianowicie, zająłem mu gębę inną rozrywką. Prawdę mówiąc, takiej sesji lizanka w metrze to nie odbyłem już bardzo dawno, ale nie miałem z tym żadnego problemu, po części pewnie przez to, że byłem niezłym ekshibicjonistą, po części przez to, że miałem gdzieś, co myślą o mnie inni ludzie, ale przede wszystkim dlatego, że miałem ochotę.
Na niego.
To już jakieś dwadzieścia cztery godziny, kiedy nie dotykałem jego skóry.
Dotarliśmy w końcu pod lunapark i miejsce było martwe, tak totalnie, zero człowieka ani kota, wielka brama i płot dookoła, ech, nie wiem, może to było głupie, ale naprawdę chciałem to zrobić.
Idziemy tam — zarządziłem, wskazując miejsce, gdzie rosło jakieś drzewo w bliskiej odległości od płotu. Po drugiej stronie była akurat jakaś kanciapa i już widziałem nas, którzy wdrapują się na drzewo, a potem przeskakują przez płot na dach tej marnej konstrukcji. To musiało się udać!
Raźno ruszyłem w stronę drzewa, ignorując ewentualne jęczenie Maxa i gdy tylko zbliżyłem się do niego, swoim wprawnym okiem podrzędnej małpy oceniłem zdolności do wspinaczki.
Mówiłem, że przydałyby się nam ogony… — mamrotałem pod nosem, wspinając się na drzewo, a potem, już siedząc na gałęzi, nachyliłem się by podać rękę Maxowi, a więc i jego wciągnąć na cały ten konar. — No chodź. Potem już tylko zeskoczyć i jesteśmy!


Gazelle - 2018-09-11, 23:31

Max bez wątpienia wolałby się nadal obściskiwać w metrze z Ianem, ale, ech, ten dzban sobie za bardzo wkręcił ten durny pomysł z włamaniem się na teren lunaparku.
I, swoją drogą, to o dziwo wcale mu nie przeszkadzało takie, hm, publiczne okazywanie namiętności. Nie z Ianem. Cholera, wręcz promieniał z dumy na myśl, że inni mogli zobaczyć że ten boski mężczyzna należał do niego. Mimo iż nocnym metrem jechało z parę osób, każda z nich zjarana, schlana, albo śpiąca.
Jesteś popierdolony, Ian. Doszczętnie, do szpiku kości popierdolony — memłał kolejne inwektywy pod nosem, starając się jednak nie być zbyt głośno. Na tyle wystarczająco, by Ian go usłyszał, chociaż ten i tak miał gdzieś jego słowa. Westchnął, i skorzystał z pomocy w wspięciu się na drzewo, bo w przeciwieństwie do Iana Max nie potrafił zachowywać się jak małpka. Wlazł tam tylko i wyłącznie dlatego, żeby pilnować Iana!
Jak nas ktoś złapie, to masz wpierdol — warknął. Nie bardzo widziało mu się spędzenie niedzieli w celi.
Albo na izbie przyjęć ze złamaną nogą, pomyślał, chociaż nie byli aż tak wysoko. No, ale nawet przy małej wysokości można było kiepsko wylądować i się skrzywdzić.
Zanim zdołał doprowadzić do końca ten wątek myślowy w swojej głowie, Ian już zeskoczył na dach niewielkiego budynku znajdującego się po drugiej stronie dachu. Biorąc głęboki wdech, skoczył za nim i, woah, udało się. Rozejrzał się dookoła za kamerami, bo na pewno teren był przecież monitorowany, a gdzieś tam się kryła ochrona, ale na szczęście nie byli w zasięgu żadnej z nich. Przynajmniej na razie.
Musiał przyznać, że miło było czuć tę buzującą adrenalinę w żyłach. Zawsze był grzecznym chłopcem, który starał się w żaden sposób nie igrać z prawem (no, chyba że piracąc filmy z internetu), a tutaj, proszę — wystarczył tylko taki jeden Ian, żeby od razu się włamywał na teren pierdolonego lunaparku. Słyszał już krzyki ewentualnych kłopotów.
I co dalej? Zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystkie kolejki są wyłączone? — wyszeptał, gdy zeskoczyli z dachu na ziemię. Teren był pusty, nie widział w pobliżu ani jednej żywej duszy. To było wręcz przerażające i przywoływało mu na myśl sceny z horrorów.


effsie - 2018-09-11, 23:53

Zaśmiałem się nieco histerycznie, lądując na ziemi lunaparku i nie wierząc, że to mogło być takie proste. Jasne, ochrona, no, może gdzieś tu była, ale – umówmy się – pewnie koleś już dawno spał albo walił sobie do jakiegoś pornola, a na pewno nie oglądał teren lunaparku o jakiejś drugiej nad ranem.
W końcu, co takiego mogło się niby stać?
Dalej… hmm… jeszcze nie wiem — powiedziałem, rozkładając bezradnie ręce i zanim się obejrzałem, już zawijałem je wokół jego szyi, całując go przez chwilę, a potem dojrzałem coś kątem oka. — Oooo, chodź, mam pomysł!
I pociągnąłem Maxa w stronę niewielkiego budynku, hm, Tone chyba by mnie ojebał za nazywanie tego szkieletu budynkiem, ale wiadomo, o co chodzi. Rozejrzałem się uważnie dookoła, szukając jakiegoś przycisku, który podnosiłby taką roletę, co to wszystko zasłaniała i, bingo! Jest, znalazłem!
Szczerząc się jak debil, nacisnąłem przycisk, uruchamiając mechanizm. Roleta podwijała się powoli do góry, odsłaniając naręcze maskotek.
Dalej wygram dla ciebie maskotkę. No, wybierz sobie którąś.
Max wytrzeszczył na mnie oczy jak na debila.
— Co?
No, powiedziałem, wybierz sobie, co chcesz.
— Chcę to.
To?
— Aha.
Spojrzałem sceptycznie na wielkiego, ogromnego misia, który siedział dumnie na środku całego tego bajzlu, wysoki na jakieś, słowo daję, półtorej metra. Uniosłem wyżej brwi.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że jak ktoś nas tu złapie to spierdalanie z tym to poroniony pomysł?
— Mam to gdzieś. Sam mówiłeś, że jak kraść to miliony. — Max wyszczerzył się do mnie durnie, więc westchnąłem i schyliłem się pod ladę, szukając kubeczków, które zaraz zacząłem ustawiać w piramidę. Blondas zmarszczył brwi i spytał: — Co ty robisz?
No ustawiam te jebane kubeczki. Tu jest napisane, że żeby wygrać to gówno trzeba wszystkie zbić trzema piłeczkami.
— Zbić piłeczkami? — powtórzył za mną jak debil. A po chwili zaniósł się śmiechem. — Ian, idioto, przed chwilą włamaliśmy się do lunaparku, nie możesz go po prostu wziąć? Przecież i tak nie zapłacisz za to rzucanie.
Ni chuja. Wygram ci tego jebanego misia — oznajmiłem pewnym siebie głosem, kończąc ustawiać tę piramidę z kubków.
I stanąłem w wyznaczonym miejscu z trzema piłeczkami, celując przed siebie. A musicie wiedzieć, że ja, Ian Monaghan, nie mam kłopotów z celowaniem, a czym może Wam zaświadczyć koleś obok, któremu masowałem prostatę już kilka niezłych razy i nigdy się nie uskarżał, tylko… no, trochę gorzej, gdy jestem pijany.
Szło mi absolutnie źle. Za pierwszym razem zajęło mi szesnaście rzutów strącenie tej zasranej piramidy z kubków, ale nie poddawałem się i za każdym jednym razem ustawiałem ją po raz kolejny. Wkręciło się mi to rzucanie, tak samo zresztą jak Maxowi kibicowanie, więc staliśmy tam naprawdę, myślę, że z dobrą godzinę, jarając faję. On skakał w miejscu, krzycząc, że nie, Ian, trochę bardziej w lewo, nie, wyżej; ja, rzucając piłkami jak idiota w kubeczki, mimo że nic nie stało na straży tego, bym najnormalniej na świecie zajebał tego misia.
Ale udało się. Nie liczyłem tego, za którym razem, ale w końcu strąciłem trzema rzutami całą piramidę piłeczek i z dzikim okrzykiem zerwałem się i chwyciłem tego zasranego misia, tylko po to, żeby zaraz wepchać go w ramiona Maxa.
Boże, byłem tak cudownie pijany, że naprawdę nie potrzebowałem nic więcej.


Gazelle - 2018-09-12, 00:20

To, co wcześniej robili, było zdaniem Maxa zajebiste, ale nic z tego nie równało się z tym cudownym uczuciem adrenaliny, którego doznawał podczas ich amatorskiego włamania. W końcu się rozluźnił, bo i tak nie zapowiadało się na to by cokolwiek im groziło. Ochrona była naprawdę godna poszanowania, zwłaszcza jak na tak duży teren, skoro jeszcze nie dojrzała bandy nierozważnych intruzów.
I bawił się przez cały ten czas niesamowicie dobrze, dopingując Ianowi podczas gdy ten próbował wygrać dla niego misia. I jeżeli to nie krzyczało randką, to Max naprawdę nie wiedział co mogłoby być bardziej randkowego. Ale przezornie siedział cicho i nie dzielił się tą uwagą, bo Ian by się chyba zapultał żeby za wszelką cenę temu zaprzeczyć. Jaka szkoda, że fakty nie leżały po jego stronie.
Przytulił mocno do piersi misia, którego Ianowi udało się, ekhem, prawie uczciwie wygrać i posłał mężczyźnie szeroki uśmiech. Stanął na palcach i pocałował go mocno.
Dziękuję! Wiedziałem, że dasz sobie radę z tymi podstępnymi kubkami, mój bohaterze — zaśmiał się.
Także, lista ich grzeszków poszerzyła się także o kradzież. Nie wspominając o bajzlu, który za sobą pozostawili. No, ale już dawno przestał się przejmować. Spacerowali sobie jeszcze przez jakiś czas między budkami, robiąc mniej lub bardziej idiotyczne rzeczy i pozostawiając za sobą kolejny syf, dopóki Max nie zorientował się że niebo powoli się rozjaśniało.
Czas spierdalać — mruknął z żalem. To brzmiało pewnie zabawnie, biorąc pod uwagę fakt jak na samym początku był nastawiony do tej wyprawy. — Ej, coś słyszę — wyszeptał, bo rzeczywiście gdzieś tam coś się ruszało. Zapewne człowiek. Skoro on to słyszał, a Ian nie, to pewnie nie był aż tak blisko nich, ale wcale nie oznaczało to że mogli być spokojni. Pociągnął Iana za nadgarstek i zaczęli...cóż, spierdalać, tylko trochę szybciej niż zamierzali.


effsie - 2018-09-12, 08:50

Ryknąłem śmiechem, gdy Max złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą, zaczynając spierdalać gdzieś przed siebie, jedną ręką ciągnąc mnie, drugą zaciskając wokół tej idiotycznej maskotki, którą targał ze sobą cały czas. Mówiłem mu, żeby zostawił ją w jakimś miejscu i potem się po nią wrócimy, ale nie słuchał, uparta blondyna, to co ja mogłem?
Alkoholowe upojenie już praktycznie ze mnie zeszło, domyśliłem się, że jeśli Max uderzył w bieg to pewnie coś usłyszał i teraz przed tym ucieka, ale koleś znowu, jak wtedy po tym parku, dostał jakiegoś przyspieszenia, którego tempo mogłem wytrzymać tylko przez chwilę; nie to, bym uważał, że mamy przed czym spierdalać. Ot, najwyżej pojawi się jakiś dziadzio dorabiający sobie do emerytury i postraszy nas swoją pałką, co to takiego? Nie byłem wielkim kryminalistą, ale miałem już przygody z psami, to tutaj nie wydawało mi się jakimś przesadnie wielkim igraniem z ogniem.
Przebiegaliśmy właśnie obok jakiegoś budynku, kiedy zatrzymałem się, szczerząc się głupio.
Ech, Maxie, ale z ciebie boidupa, kto by pomyślał, że…
I wtedy sam coś usłyszałem. Max zrobił wielkie oczy, a ja, w pierwszym odruchu, szarpnąłem za drzwi z napisem „tylko personel” i pociągnąłem go do środka.
Oddychałem płytko, a wzrok przyzwyczajał się mi do panującej wokół ciemności. Max też milczał jak zaklęty i obaj mogliśmy usłyszeć jakieś… kroki? Nie byłem pewien, ale na pewno ktoś był na zewnątrz.
Ach… może i miałeś rację… — Pokręciłem głową i z durnym uśmiechem zbliżyłem się do tego blondasa, sięgając ręką jego podbródka i ust. Odgłos kroków był coraz wyraźniejszy, a ja oderwałem się od niego z mlaśnięciem i oceniłem półszeptem: — Chyba będziemy musieli tu chwilę poczekać.
Rozejrzałem się wokół i przez chwilę nie mogłem pojąć, co się działo. Oczy zdążyły mi już trochę przyzwyczaić się do ciemności, ale zamiast ścian czy jakichś mebli dojrzałem tylko więcej… Maxów i Ianów stojących dookoła nas, dziesiątki kopii i dopiero po chwili załapałem, że znajdowaliśmy się najprawdopodobniej w jakimś labiryncie luster. Już chciałem to jakoś skomentować, gdy usłyszałem głos dochodzący zza ściany.
— Tak, tak, masz rację… ktoś się tu włamał!
— Skąd wiesz?
— Widziałeś Krainę Gier? Jedno stoisko jest całkowicie rozwalone i odsłonięte, pijani idioci musieli bawić się w rzucanie piłeczkami.
— No nie, znowu? Kurwa mać, szef nas zajebie…
— Jak dla mnie gdzieś wciąż się tu chowają! Na jednej kamerze widać, jak uciekają przez Zakłamaną Rzeczywistość, więc muszą tu gdzieś być.
— Hop, hooop! Wyłaźcie! Jak wyjdziecie teraz to może nie wezwiemy policji!
Spojrzałem na przerażoną twarz Maxa i uśmiechnąłem się diabolicznie, bo w głowie zaświtał mi w tym momencie jeszcze bardziej ekscytujący pomysł niż wszystko to, co robiliśmy tego wieczora. Zanim się obejrzał, znowu wpiłem się w niego ustami, chwytając mocno jego ciało, a z rąk Maxa wypadł ten cholerny miś i sam objął mnie ciasno w pasie, odwzajemniając pocałunek. Tego mi było trzeba, o tak, już wystarczająco nakręciłem się w swojej głowie, a usta tego skurwiela tylko to potęgowały, więc nie minęła chwila, gdy przygwoździłem go do lustra i włożyłem łapę w jego spodnie, zaciskając palce wokół jego twardniejącego kutasa.
— Ach! — jęknął słodko, odchylając głowę do tyłu i dając mi pełen dostęp do swojej szyi, ale wtedy na moment przyłożyłem palec do jego ust i, wciąż z diabolicznym uśmiechem, skarciłem go cicho:
Maxie… musisz być cicho, jak nie chcesz, by nas tu przyłapali — oznajmiłem gardłowym tonem, podczas gdy moja ręka nie przerywała pieszczoty.
Och.
Nie przewidziałem takiego rozwoju wypadków na dzisiejszy wieczór, ale byłem już zdrowo podekscytowany i ani myślałem przerywać.


Gazelle - 2018-09-12, 11:18

To był jednak zły pomysł. Bardzo zły pomysł i Max powinien trzepnąć Iana zapobiegawczo w łeb gdy ten tylko go zaproponował.
Jednak, nawet kiedy spierdalali przed ochroną...nie żałował?
Serce trzaskało mu w piersi jak szalone, ale bardziej niż strach, czuł ekscytację i tę wspaniałą adrenalinę, która swoją drogą również była uzależniającym uczuciem. Był trochę przerażony perspektywą bycia złapanym przez ochroniarzy, ale przede wszystkim cholernie nabuzowany.
Dobra, kurde, jednak nie chciał żeby w to wszystko była zaangażowana policja, więc taka perspektywa trochę bardziej go przestraszyła. Byli trochę w dupie. Trochę bardzo wręcz. No bo ile mogli się tak ukrywać? W końcu będą otwierać lunapark, a wtedy na pewno ich znajdą w tym przeklętym pomieszczeniu. Albo jeszcze przed otwarciem zostaną stamtąd wyciągnięci przez policję. Super, człowiek który marzył niegdyś o byciu dziennikarzem śledczym sam stanął na bakier z prawem.
Cudownie, szef na pewno się ucieszy gdy dowie się co jego pracownik zmalował podczas urlopu. Jego portfel też, gdy przyjdzie mu zapłacić za zniszczenia.
Coraz bardziej się nakręcał, dopóki Ian nie przerwał tego w brutalny sposób.
I, och, jakże skuteczny.
Może to był wpływ tej cholernej adrenaliny, ale nie zajęło mu długo przejście na myślenie pod tytułem: ach, jebać to, i po prostu dał się porwać pieszczotom, skupiając całą swoją uwagę na Ianie i tym, co ten mężczyzna wyprawiał z jego ciałem. Niezwykle ciężko było powstrzymać się od wydawania jakichkolwiek dźwięków, zwłaszcza że okoliczności, w których się znajdowali, dokładały w dziwny sposób do podniecenia. Dlatego przyłożył pięść do ust, zaciskając zęby na kłykciach w momentach największego uniesienia. Nawet nie czuł się zawstydzony tym, jak szybko się podniecił. Otaczały ich lustra, i mimo ciemności mógł dostrzec zarys swojej sylwetki. Więc to tak wyglądał, kiedy był całkowicie zdany na łaskę Iana.
Ian, oni nas złapią — wyszeptał, chociaż tak naprawdę coraz mniej się tym przejmował. Chciał tylko Iana, więcej i więcej, dlatego przyciągnął go do siebie za kark i wpił się desperacko w jego usta. I w końcu on sięgnął do jego spodni, z zadowoleniem zauważając że mężczyzna również był potężnie podniecony. Wzajemnie się masturbowali, starając się za wszelką cenę nie wydawać jakichkolwiek odgłosów, z groźbą bycia przyłapanym wiszącą nad ich głowami.


effsie - 2018-09-12, 12:06

Jeśli mają nas złapać to muszę zadbać o to, byś miał dobre wspomnienia — wyszeptałem do jego ucha, czując krew spływającą mi w dół podbrzusza.
O Boże, naprawdę miałem piętnaście lat, skoro coś takiego było mnie w stanie tak zdrowo podniecić.
Wiedziałem to o sobie, że miałem w sobie sporo z ekshibicjonisty, ale nie, że aż tak, że musiałem dobierać się do mojej pięknej laleczki tuż pod okiem ludzi, którzy rzekomo mogliby nam coś zrobić. To było mocno naciągane, ale i tak niesamowicie podniecające, adrenalina buzowała mi w żyłach, a ja nie mogłem się opanować, jak jakiś chory napaleniec, którym najwyraźniej byłem. Chciałem by poczuł podobno podniecenie, co ja, by było mu dobrze, by wił się w moich ramionach, ale…
Westchnąłem, gdy Max wsunął dłoń w moje spodnie. Tego się nie spodziewałem, absolutnie, przygryzłem mocno wargę, chcąc powstrzymać kolejny jęk, gdy ręka blondasa zaczęła zsuwać mój napletek. O kurwa, jego widok, gdy robił to i sam próbował nie wydać z siebie żadnego dźwięku sprawiały, że czerwieniałem na twarzy, chcąc więcej, więcej, więcej, więcej, więcej…
Zanim się obejrzałem, szarpnąłem jego spodnie i wraz z bokserkami spadły mu do kolan, a ja jednym ruchem obróciłem go tyłem do siebie. Max pisnął cicho, zaskoczony lub wystraszony, objąłem go jednym ramieniem i sam uwolniłem swoją erekcję, smagajac go penisem po złączeniu pośladków. Westchnął tak słodko, że wiedziałem, że sam tego chciał i zanim się obejrzałem, oparł się dłońmi o lustro przed swoją twarzą.
O Boże, musiałem, musiałem to zrobić.
Chwyciłem go jedną dłonią za usta, a on od razu otworzył je i obślinił mi skórę, drugą ręką objąłem jego twardego, czerwonego penisa i w chwili, gdy poruszyłem nią po raz pierwszy, wszedłem w niego. Max wydał z siebie stłumiony jęk, tylko mocniej zacisnął zęby na mojej ręce, a ja sam sapnąłem i zacząłem poruszać biodrami. Byłem podniecony, mocno, aż niepoprawnie, a by zagłuszyć własne dźwięki zaciskałem szczękę na jego barku, zostawiając tam kolejne ślady ugryzień.
Kolejne nawoływania ochrony tylko napędzały mnie do działania.
Eksplodowałem w nim prędko, szybciej, niż zazwyczaj, ale Max dotrzymał mi tego żenującego tempa i sam spuścił się zaraz na lustro, gryząc mnie niemal do krwi i oddychając płytko. Złapałem go mocno przez plecy i trzymałem w ramionach, gdy odpływał w rozkoszy, pewien, że gdyby nie ja, zaraz osunąłby się na ziemię. Wciąż byłem w nim i obaj uspokajaliśmy oddech, patrząc na swoje odbicia w lustrach dookoła nas.
Po raz pierwszy widziałem, jak wyglądamy w takim stanie.
Zaczerwienieni, spoceni, brudni, z włosami klejącymi się do twarzy. On, z nieskazitelnie białą skórą, bez żadnych blizn czy siniaków i ja, upstrzony tatuażami i licznymi bruzdami, ciasno obejmujący tę wiotką piękność w moich ramionach.
Poczułem satysfakcję i pocałowałem go w szyję.


Gazelle - 2018-09-12, 14:12

To bolało, cholernie bolało, gdy Ian bezceremonialnie wszedł w niego bez wcześniejszego przygotowania, czy chociaż nawilżenia, ale tak niesamowicie tego pragnął że nawet nie mógł się tym przejmować. Mało tego, spodobało mu się. Czyżby rzeczywiście miał jakieś masochistyczne skłonności?
To był bez wątpienia najlepszy seks w życiu Maxa. Szkoda, że skończyli tak szybko, ale adrenalina tak go pobudzała, że jego orgazm był podwójnie intensywny. I pewnie to była również kwestia używek i faktu, że szwędali się całą noc, ale autentycznie prawie stracił przytomność, gdy już doszedł.
Ian... — wyszeptał, opierając się o klatkę piersiową mężczyzny. Mógłby zostać w tych ramionach na wieki. Och, jak bardzo marzył o tym by czas się zatrzymał.
Stali jeszcze przez kilka chwil w takiej pozycji, nie wymienili ani słowa między sobą, próbując tylko uspokoić przyśpieszone oddechy.
Musimy stąd iść — mruknął, z wielkim żalem odrywając się w końcu od Iana żeby wciągnąć bieliznę i spodnie. Nie czuł się wyjątkowo komfortowo ze spermą ściekającą mu po udach, ale nie miał za bardzo co z tym zrobić w tym momencie. Rozejrzał się dookoła, próbując coś wymyślić, chociażby jakieś miejsce w którym mogliby się schować. To była tylko kwestia czasu, zanim ochroniarze wejdą do środka. Spaliłby się ze wstydu, gdyby przyłapali ich w takim stanie. Zastanawiał się, czy monitoring uchwycił ich twarze. W końcu poczuli się na tyle pewnie, że w pewnym momencie przestali w ogóle zwracać uwagę na kamery.


effsie - 2018-09-12, 14:46

Kto by pomyślał, że to Max będzie tym z większym rozumem? Podczas gdy ja sam wciąż nieprzytomnie wgapiałem się w jego ciało w odbiciu lustra, ciasno trzymając go w ramionach, to on w końcu odsunął się ode mnie i mój penis wyślizgnął się spomiędzy jego pośladków. Przez głowę przeszła mi myśl, że pewnie dziś nie będzie się mógł ruszyć i nie mogłem powstrzymać głupiego uśmiechu.
Naciągnąłem bieliznę na dupę i rozejrzałem się wokół. Kurwa, narobiliśmy – Max narobił – tu niezłego syfu i ktoś, kto rano przyjdzie otworzyć ten przybytek, będzie miał niezłe zdziwko i trochę sprzątania. Bo chyba tu rano sprzątają, nie? Jak nie to jakieś dziecko spotka niezłe zaskoczenie.
Parsknąłem śmiechem na samą myśl o tekście mamo, patrz, ktoś rozlał tu mleko.
Zerknąłem na maskotkę leżącą na ziemi. No nie, na pewno nam nie pomoże w łatwej ewakuacji.
Zostawiamy go tutaj? — spytałem, wskazując na pluszaka, a Max od razu się obruszył.
— Pojebało cię? Prędzej zostawię tu ciebie, niż Koalę — oznajmił mi i schylił się po misia, którego zaraz przycisnął do piersi.
Wywróciłem oczami.
Kurwa, jeśli ja czułem się teraz nieświeżo, to co dopiero miał powiedzieć ten blondas? Szczerze wątpiłem byśmy zdołali gdzieś tutaj znaleźć kibelek, znaczy, no pewnie były, ale opcja odświeżenia się raczej nie wchodziła w grę.
Podszedłem do drzwi, przez które tutaj weszliśmy i nastawiłem uszu, starając się dosłyszeć jakieś dźwięki. Kiedy się pieprzyliśmy słyszałem strzępki rozmowy, ale teraz wszystko ucichło, podobnie jak jakiekolwiek odgłosy kroków.
Gdyby tak…
Możesz biec? — spytałem cicho, odwracając się do Maxa. Nie miałem zamiaru rozłupać mu tyłka, ale musiałem realnie ocenić nasze możliwości.


Gazelle - 2018-09-12, 15:01

Skrzywił się. Z chodzeniem sobie jako-tako radził, może dzięki temu, że jeszcze był trochę ogarnięty uniesieniem poprzednich chwil, ale bieg?
Z drugiej strony, no, musieli spieprzać i nie było innego wyjścia, jeżeli liczyli na jakiekolwiek szanse na ujście z tego na sucho.
Spróbuję - westchnął. Trudno. Najwyżej się zawyje z bólu. Albo padnie gdzieś po drodze. I tak nie miał innego wyjścia niż zaryzykować.
To nie było fair, że tylko Max cierpiał. Naprawdę musiał w końcu przekonać Iana do wypróbowania masażu prostaty.
Ian nie wyglądał na wyjątkowo przekonanego, ale tylko wzruszył lekko ramionami, i otworzył ostrożnie drzwi.
I od razu rzucili się w dziki bieg.
Kurwa, kurwa, kurwa, ała.
Przeklinał w myślach jak nigdy, chociaż chciał krzyczeć, no, ale to nie byłoby najmądrzejsze. Miał dosyć kiepską orientację w terenie, a to było zupełnie nowe miejsce, więc tym bardziej nie ogarniał w którą stronę biec, dlatego zaufał Ianowi, który zaprowadził ich do znajdującej się z tyłu bramy wjazdu, z której musiały korzystać jakiejś służbowe pojazdy. Oczywiście, znajdował się tam szlaban i portiernia. To wyglądało kiepsko, bo w budce która robiła za portiernię ktoś siedział. No, ale nie mieli wyjścia i przemknęli pod szlabanem tuż przed nosem podstarzałego faceta, który opuścił swoje stanowisko i zaczął za nimi biec, krzycząc w niebogłosy. Co przywołało także innych typów, którzy ich ciągle szukali.
Wyglądało to kiepsko.
— Tutaj! — krzyknął Ian i zaciągnął go w jakąś dziwną uliczkę, która okazała się ślepym zaułkiem.
Kurwa, Ian, gdzie nas zaprowadziłeś — warknął, ale mężczyzna uciszył go gestem i wskazał na dwa duże kontenery na śmieci. Max w końcu załapał o co chodzi i schował się wraz z Ianem za jednym z nich, czując się tak jakby był na granicy zawału.


effsie - 2018-09-12, 15:18

Przez szczelinę pod śmietnikiem patrzyłem, jak ci poczuci kolesie przebiegają, mijając ślepą uliczkę, w którą wbiegłem razem z Maxem. Ich krzyki brzmiały gdzieś tłem w okolicy, jak wygrażali, że zaraz nas znajdą i już wezwali policję, ale w końcu ucichły, a ja z ulgą opadłem na ziemię i roześmiałem się głośno.
Boże, właśnie chowałem się za śmietnikiem przed jakimiś ochroniarzami z Coney Island, razem z Maxem, który w ramionach trzymał kurczowo tego swojego Koalę, którego ukradliśmy z lunaparku, zaraz potem, jak się do niego włamaliśmy. Wszystko brzmiało cudownie absurdalnie, dodając do tego całą tę akcję w gabinecie luster i wcześniejszy wieczór na dachu, a ja, słowo daję, dawno nie czułem się tak dobrze.
Widzicie, dlatego kolesie byli lepsi niż laski. Nie znałem ani jednej, nawet Jo, która mogłaby być teraz tutaj ze mną, na miejscu Maxa, i nie wkurwiać się na mnie, a też czuć tę adrenalinę w żyłach.
Westchnąłem głęboko, całkowicie zrelaksowany i autentycznie szczęśliwy, a potem podniosłem się z ziemi i pomogłem Maxowi zrobić to samo. Kurwa, musiałem sobie zapisać w głowie, by więcej nie uderzać w podobne tony, bo koleś naprawdę krzywił się przy każdym kroku.
Zerknąłem w górę, na niebo, którego granat zaczynał powoli ustępować. Właściwie mogliśmy wracać już do domu, ale skoro już tu byliśmy…
Chodź — mruknąłem i powoli, coby dotrzymać mu kroku, pociągnąłem w stronę plaży. Po drodze zatrzymaliśmy się przy automacie i mieliśmy gotówki na tyle, by kupić puszkę Coli i dwa batony, więc z tym pożywnym śniadaniem rozsiedliśmy się na piasku, jarając faje, żrąc syf i oglądając wschód słońca.
A potem zamówiliśmy taksę i jak prawdziwi królewicze, wróciliśmy do naszego budynku.


Gazelle - 2018-09-12, 15:58

Miał ochotę zaprotestować, bo kręcenie się w tej okolicy nie było najmądrzejszym pomysłem, ale już nawet nie miał na to siły. A i tak zresztą przez cały wieczór Ian uparcie ignorował jego uwagi, więc aż szkoda było się męczyć.
Mimo iż był brudny, spocony, śpiący, obolały jak cholera i zwyczajnie wyczerpany, to wciąż dobrze bawił się u boku Iana. Zupełnie jakby byli dwójką zepsutych nastolatków, tkwiących w przekonaniu że świat należy do nich. Poczuł ogromną falę nostalgii za czymś, czego nawet nie przeżył. Ian...był zbyt wyluzowany, tak jakby nie był to pierwszy raz, kiedy uciekał przed policją. Max nie miał wątpliwości, że Ian prowadził ciekawsze życie od niego. Ciekawszą młodość...która Maxowi przeciekała przez palce.
Nastoletni Max siedział w domu, niczym stereotypowy nerd, głównie przy książkach i przy pisaniu opowiadań. Nie wychodził często z domu, był wychuchanym jedynakiem, któremu rodzice wmówili że niebezpieczeństwo czai się wszędzie. Ile razy stosowali na nim szantaż emocjonalny, kiedy próbował w końcu się wyrwać, zacząć żyć jak rówieśnicy — nawet nie mógł tego zliczyć. Ale miał żal przede wszystkim do siebie. Że nie umiał się postawić, że nie walczył o swoje i biernie poddawał się woli rodziców. To na własne życzenie był odludkiem, żyjącym w świecie swojej wyobraźni. Wmawiał sobie, że to jest okej, że i tak nie kręcą go żadne imprezy i przecież dobrze bawił się sam ze sobą. Miał jednego dobrego kumpla w szkole, który akceptował to że Max nie mógł zbyt często wychodzić z domu po szkole, i to było okej. Całkowicie okej. Zero żalu. Zero tęsknoty.
Kiedy w końcu dojechali pod budynek, w którym oboje mieszkali (chociaż, niestety, jeszcze nie razem), Max czuł się jakby ta noc trwała co najmniej kilka lat. Zdychał, i ledwo wysiadł z tej przeklętej taksówki. Potrzebował prysznica i snu. Bardziej snu, ale nie wyobrażał sobie usnąć będąc tak brudnym.
Wnieś mnie na góręęęęęęę — jęknął przeciągle do Iana. Nie widziało mu się włażenie po tych schodach, ale szczerze wątpił by Ian posłuchał jego pół-poważnej prośby. No, ewentualnie pozostało wczołganie się. Albo zaśnięcie na klatce schodowej jak menel.


effsie - 2018-09-12, 16:39

Świat… świat należał do mnie, tak samo jak do wszystkich ludzi gotowych po niego sięgnąć, a ja byłem na to przygotowany właściwie od zawsze. Zawsze chciałem więcej, niż to, co widziałem, musiałem być wszędzie i bardziej, tak, by poczuć to dobrze, mocno, nawet jeśli potem miałem oberwać po mordzie.
Tak było odkąd pamiętam. Jeszcze w Australii, gdzie już jako smarkacz z mlekiem pod nosem odwalałem taką manianę, że potem mama musiała się za mnie wstydzić. Ech, do tej pory, jak się widzimy, wspominamy sobie te stare, wcale nie tak złe czasy. Nigdy nie było u nas przesadnie słodko, różowo, ale dawaliśmy sobie we dwójkę radę. Moja mama była zajebistą, silną babką i chociaż pewnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak musiała zapierdalać, nigdy nie widziałem jej narzekającą na cokolwiek. Kiedy tylko podrosłem na tyle, by móc jej jakoś pomagać, zawsze to robiłem, tyrając na budowach czy malując płoty znajomym. Nie byłem do końca uczciwy, zdarzały się mi drobne kradzieże, o których na szczęście nie wiedziała, bo pewnie urwałaby mi jaja, ale co zrobić? Nigdy nie byłem święty. Miałem wielu kumpli, wspólnie uczyliśmy się serfować czy próbowaliśmy chować się w kieszeniach kangurów, jeździliśmy w piątkę na jednym rowerze do szkoły czy uciekaliśmy przed policją na motorówkach, gdy zapuściliśmy się w zza otwarty ocean. Wiele razy łamałem nogi czy ręce, wiele razy ktoś obił mi mordę, ale to nic takiego, uwielbiałem tę adrenalinę.
Patrząc się w to słońce, które wschodziło nad Coney Island, pomyślałem nawet o mamie. Dawno z nią nie rozmawiałem dłużej, niż wysłanie kilku zdań na Messengerze, a jeszcze dawniej nie widziałem. Może powinienem odwiedzić ją jakoś na dłużej? Za miesiąc polecieć do Brisbane i może uderzyć z nią na jakiegoś roadtripa jeszcze przed świętami.
To w gruncie rzeczy nie był wcale tak zły pomysł.
Spojrzałem ze zmęczeniem na Maxa, który jęczał u podnóża schodów. Byłem absolutnie zmęczony i nie widziało mi się już słuchanie jego marudzenia, ale… ech, rozłupałem mu dupę, to chyba ewentualnie mogłem się poświęcić? Śmiejąc się sam z siebie, wywróciłem oczami i przykucnąłem.
Właź — mruknąłem i nie widziałem jego miny, ale zaraz potem rzeczywiście przyczepił się do moich pleców. Z trudem podniosłem się i zachwiałem, musiałem być już mocno zmęczony, skoro nie byłem w stanie sprawnie podnieść nawet tak małego ciężaru. — Jezu, Max, musisz zrzucić kilka kilo — mruknąłem, chociaż gdybym naprawdę to miał na myśli, to zostałby z niego już chyba tylko szkielet.
Max objął mnie nogami i przyczepił się, wciąż targając pod pachą tego idiotycznego miśka, a ja zacząłem tę powolną wspinaczkę na nasze trzecie piętro.
Słowo daję, chyba nigdy nie wydawało mi się tak wysokie.
Pod drzwiami kazałem mu znaleźć klucze, a gdy podał mi te od mojego mieszkania już nawet nie miałem siły się kłócić. Wgramoliliśmy się tam i chciałem go z siebie zrzucić, ale ta cholerna maruda jeszcze śmiała mieć jakieś żądania!
— Nie tuuu. Chcę pod prysznic! — marudził, wbijając mi palce w parki, więc sapiąc i fukając pod nosem, zaniosłem go tam i zostawiłem.
Wróciłem do salonu, gdzie nalałem sobie wody i wypiłem ją duszkiem. Max odkręcił już wodę i brał prysznic, więc zlokalizowałem swój telefon i usiadłem na chwilę na kanapie, czekając, aż wyjdzie i sam będę mógł wziąć prysznic, ale chyba przeceniłem swoje możliwości i, najzwyczajniej w świecie, zasnąłem.


Gazelle - 2018-09-12, 18:48

Sam się zdziwił tym, że Ian spełnił jego prośbę. Yay! Ale to było fajne, poczuł się jak koala...trzymając Koalę. Nazwał tak tego misia, bo misie koala kojarzyły mu się z Australią. A Australia z Ianem. I ten misiek w ogóle koali nie przypominał, ale też był misiem. Więc...no, to była dziwna logika, ale trudno. Specjalnie chciał takiego dużego misia, żeby móc go przytulać w nocy i udawać, że to Ian. Wciąż był znacząco za dużo aby uchodzić za imitację wysokiego, australijskiego mężczyzny, ale dobre i to. Przynajmniej dopóki nie przekona Iana do idei wspólnie spędzonych nocy.
Tymczasem trochę jeszcze nadużył jego dobroci, słusznie zauważywszy że mu się to należało. No...może nie do końca, bo Ian technicznie go do tych wszystkich rzeczy nie zmuszał...no, ale!
Kiedy wrócił z prysznica, odświeżony, nadal cholernie zmęczony, ale z poczuciem mniejszego obrzydzenia sobą zastał widok słodko śpiącego Iana. Ech, ta cholera oczywiście musiała i tym razem wymigać się od spania z Maxem. No bo przecież Max nie był w stanie go przenieść na łóżko, a też wybudzanie go brzmiało jak średnia opcja. W końcu zasłużył sobie na spokojny sen. Poza tym Max obawiał się że mógłby oberwać. A on po prostu chciał sobie iść spać, a nie użerać się z wkurzonym Ianem.
Zatem, starając się przy tym być jak najbardziej delikatnym (co ostatecznie okazało się być wcale niepotrzebne; Ian spał jak kamień), zaczął go rozbierać najpierw z kurtki i butów, potem z reszty odzienia, zostawiając na nim tylko bieliznę. Pewnie nie chciałby spać tak poubierany, nie? Maxowi by to w każdym razie przeszkadzało. Przyniósł z sypialni mężczyzny kołdrę, którą go okrył, po czym zwinął misia i wrócił do swojego mieszkania. Chciałby zostać u Iana, ale, ech, on i tak wszystko zepsuł zasypiając na kanapie.
Nie było mu dane mieć jednak spokojnego, a co najważniejsze długiego snu, bo wkrótce po tym jak zasnął wybudził go irytujący dzwonek telefonu, przypominając mu o tym żeby się samemu palnąć w łeb za niewyciszenie go.
Haaaalo? — wybąkał z ewidentnym zaspaniem w głosie.
— Max? — oho, mama. — Jeszcze śpisz? Dziecko, jest już dziesiąta, czas wstawać!
Mamo, jest niedziela — zauważył, ziewając w połowie zdania.
— Nie szkodzi. Co wczoraj takiego robiłeś, że aż o takiej porze nie możesz się obudzić?
Nieistotne — przewrócił oczami, co na szczęście jego mama nie mogła zobaczyć. Gdyby tylko miała świadomość tych wszystkich przygód, jakie Max przeżył tej nocy...
— Ech, dziecko...w każdym razie, dzwonię, żeby się spytać kiedy przylecisz. Mam nadzieję że w tym roku posiedzisz u nas dłużej, niż w zeszłym...
Czekaj, czekaj, przylecę? Przecież się nie zapowiadałem na żadną wizytę.
— Max, przecież w tym tygodniu mamy święto dziękczynienia. Nie mów, że zapomniałeś!
Max zapomniał. Totalnie zapomniał, że to już. O, cholera.
— ...zapomniałeś, prawda?
Mamo, wybacz, ale jestem tak zajęty pracą...nie wiem, czy dam radę w ogóle ogarnąć przyjazd... — zaczął się wykręcać, ale kobieta wtrąciła mu się w słowo:
— Ani nawet nie myśl o tym, żeby się wymawiać. Nawet nie przyjechałeś na swoje urodziny! Kiedy ostatnio nas odwiedziłeś? W lipcu? A i to był tylko jeden weekend. Nie odpuszczę ci, nie ma mowy żebyś nie przyjechał na święto dziękczynienia. Zawsze wtedy przyjeżdżasz i nie ma od tego wyjątków. Tak traktujesz swoich rodziców? Przecież... — i tutaj nastąpiła litania wyrzutów. Max był zbyt zmęczony, żeby tego wysłuchiwać. Ponadto zaczął już odczuwać objawy kaca.
Dobra, dobra. Coś załatwię i przylecę — skapitulował w końcu. — Dam znać jak zabookuję bilet, okej? A teraz muszę kończyć, pa — i, nie czekając nawet na odpowiedź, rozłączył się. Bardzo średnio widziała mu się podróż do San Jose, ale, ech, chyba nie miał wyjścia. Rzeczywiście nigdy nie opuścił wspólnego świętowania święta dziękczynienia z rodziną. Podobnie jak Bożego Narodzenia. Chociaż każdy taki rodzinny spęd odchorowywał potem przez miesiąc, zwłaszcza spowiedź ze swojego życia prywatnego przed rodzicami i jakimiś ciotkami i wujkami. Koszmar.
W tym momencie nie chciał się tym przejmować, a chciał po prostu spać, więc wyłączył telefon w cholerę, rzucił go gdzieś na pościel, a samemu uderzył głową o poduszkę, chwilę potem ponownie odpływając w sen.


effsie - 2018-09-12, 19:28

Gdy obudziłem się już dobrze po południu, ze zdziwieniem odkryłem, że jestem w salonie i mam na sobie kołdrę. Jeszcze bardziej zaskoczony zorientowałem się, że moje ciuchy leżą na ziemi, a ja jestem niemalże nagi. Przecierając oczy i ziewając wstałem, a wspomnienia poprzedniego wieczoru zaczęły powoli spływać do mojej głowy i – nieprzytomnie – uśmiechnąłem się do samego siebie.
Brałem prysznic i w głowie miałem tylko całą tę absurdalną historię, która się wczoraj wydarzyła i poczułem nawet cień strachu na myśl o tym, że nie zabrałbym Maxa na swoją pijacką eskapadę. Wtedy urżnąłbym się gdzieś w samotności i może doczołgał nad ranem do domu, może obudził się na wytrzeźwiałce, kto wie, różne byłī scenariusze, ale nie w głowie było mi je rozpatrywać, nie teraz.
Było mi absolutnie dobrze.
Wróciłem do salonu i, uprzednio włączając wodę na kawę, trochę tam ogarnąłem, a potem z frenchpressem pełnym czarnej i kubkiem, zatargałem kołdrę z powrotem do sypialni. Nie miałem szczególnie wielkich planów na ten poranek i dalszą część dnia, wczoraj zapobiegawczo ustawiłem sobie w kalendarzu „leczenie kaca”, ale ten, jak na złość, wcale nie przychodził. Nic nie stało na przeszkodzie bym, po prostu, włączył sobie Breaking Bad i spędził ten dzień w jeden z tych szalenie leniwych, absolutnie nieciekawych sposobów.
No chyba że zgłodnieję. Ewentualnie zawsze robiłem się głodny.
Moja lodówka była pusta, więc wytargałem komputer na balkon i opaliłem faję, bo to był idealny moment aby zastanowić się, skąd chcę zamówić żarcie. Niestety, ponieważ wciąż brakowało u mnie stoliczka i krzesełka, a niewygodnie było to robić w stojącej pozycji, przetransportowałem się na część Maxa, gdzie spokojnie rozsiadłem się i zająłem się kompletowaniem zamówienia.
Już miałem klikać „zamów”, gdy mnie naszło.
Ej, blondas! — zawołałem donośnie, aby mnie usłyszał pomimo zamkniętych drzwi. — Zamawiam żarcie, chcesz coś?


Gazelle - 2018-09-12, 19:42

Warknął, obracając się na łóżku. Po raz drugi został brutalnie wybudzony. Wprawdzie krzyk Iana był dosyć odległy, w końcu nie miał możliwości przedostania się do wnętrza jego mieszkania, ale darł się z taką parą że zapewne wybudził całą kamienicę.
No, ale tak czy owak nie była to tak paskudna wymówka jak ta zaserwowana mu przez kochaną mamę. Ugh. Naprawdę ją kochał, ale...cały czas utrzymywał, że najlepiej kochało się ją na odległość. I poprzez sms-y.
Zwlekł się z łóżka i, otulony kołdrą, powlókł nogami do salonu.
Cokolwiek bezmięsnego — wymamrotał, gdy otworzył drzwi od balkonu. Piździło, nawet przez jego kokon z kołdry. Ale nawet dobrze, to pomagało mu się wybudzić. Ziewnął potężnie, zakrywając usta dłonią.
Długo już nie śpisz, skowronku? — spytał, opierając się o framugę. Pewnie stanowił obraz nędzy i rozpaczy, z zaspaną, skacowaną twarzą, z rozczochranymi na wszystkie strony świata włosami i jeszcze zawinięty w tą kołdrę. — Jesteś już drugą osobą, która mnie dzisiaj obudziła — wyżalił się, masując swoją skroń. — Matka dzwoniła, dziwiła się czemu śpię w niedzielę o dziesiątej i truła mi o święcie dziękczynienia. Wiedziałeś, że to w tym tygodniu? Bo ja nie.
Musiał zamówić te bilety. Nie zamierzał zabawić długo w San Jose, myślał nad odlotem w środę wieczorem, a powrotem w piątek rano. Zważywszy na to, jak łatwo świrował gdy Iana zbyt długo nie było w jego pobliżu, to był bardzo rozsądny pomysł. No i rozsądny dlatego, że nie miał ochoty na zbyt długie siedzenie z rodzinką, zwłaszcza że zbliżały się także święta Bożego Narodzenia.


effsie - 2018-09-12, 19:58

Zamówię ci sos słodko-kwaśny — mruknąłem, skanując wzrokiem menu knajpy, którą wybrałem. Niezbyt kumałem wegetarian, znaczy, nie miałem zamiaru wtrącać się w ich żywieniowe wybory podle zasady, że jak oni nie jedzą mięsa to więcej zostaje go dla mnie, ale… ech, to było naprawdę smaczne i dobre i zwyczajnie, po ludzku, nie rozumiałem, jak można rezygnować z tego, co smaczne i dobre. No ale widać byłem mało empatyczny i puci-puci, biedne zwierzątka, sadfejs. — Zjesz sajgonki i zupę — oświadczyłem, składając zamówienie i zakląłem, widząc godzinę doręczenia. — Za czterdzieści minut. Zesram się z głodu — westchnąłem, zamykając klapę komputera i zaciągnąłem się fajką.
Dopiero wtedy zerknąłem na Maxa, w kokonie z kołdry, całkowicie zaspanego i z ledwo otwartym okiem.
Na pewno dłużej niż ty — odparłem, przeciągając się na miejscu. Max zdecydowanie przesadzał, naprawdę nie było tak zimno. Ten koleś miał jakąś absurdalnie niską tolerancję na chłód. — Mm, tak, Tony i jego dziewczyna trują o tym od tygodnia — przytaknąłem. Ja święta dziękczynienia nie spędzałem z mamą, byłoby trochę trudno, skoro ona mieszkała w Brisbane, a ja tutaj, poza tym, to nie była nasza tradycja. Ale generalnie mimo że wiele pomysłów Amerykanów wydawało się mi mocno chybionymi, święto dziękczynienia było… całkiem ok. Dla mnie, totalnego ekspaty, oznaczało ni mniej, ni więcej, a obiad z kumplami w miłej, hipisowsko-rodzinnej atmosferze. — Chcesz wpaść? — zreflektowałem się, bo w sumie, czemu nie? Chłopaki będą ze mnie polewać, że przyprowadziłem swoje plus jeden (wcale nie, ale i tak to podłapią), ale co z tego? Z Maxa był spoko typ i serio lubiłem spędzać z nim czas, byłem przekonany, że z odpowiednim treningiem (będę go musiał na nim przeprowadzić), podoła też moim znajomym. — Chyba że lecisz do San Jose?


Gazelle - 2018-09-12, 20:59

Spoko, może być — wzruszył ramionami. Nie był jakoś szczególnie wybredny w tym momencie. Ani szczególnie głodny, o dziwo, niemniej wiedział że dobrze byłoby coś wrzucić na żołądek. — Jak jesteś taki głodny, to poczęstuj się czymś z mojej lodówki — zaoferował. Nie robił zakupów od kilku dni, ale coś tam zjadliwego nadal miał, więc Ian powinien znaleźć coś dla siebie na czas oczekiwania na zamówienie.
Gdzie wpaść? — spytał głupio. No co? Wciąż był niedobudzony. Ale w końcu się domyślił, że chodziło po prostu o to, że Ian proponował mu wspólne spędzenie świąt. To było niezwykle urocze, i na pewno coś znaczyło, zatem Max czuł wyjątkowy żal z powodu tego, że musiał odmówić. — Ech, bardzo chętnie, ale jeżeli nie pojadę do San Jose to w następnym roku głównym daniem podczas kolacji dziękczynnej będę ja — mruknął, wyraźnie niezadowolony. A na pewno matka by mu się zwaliła do mieszkania z pretensjami, co byłoby jeszcze gorsze.
Pochylił się i podkradł Ianowi papierosa, zaciągając się głęboko. I wtedy sobie uświadomił, że on przecież nienawidzi fajek Iana. Uświadomił to sobie dosyć drastycznie wręcz.
Alarm, alarm!
Oddał szybko fajkę Ianowi i bez słowa wyjaśnienia wybiegł z powrotem do mieszkania, gubiąc gdzieś na podłodze kołdrę w drodze do łazienki. Udało mu się dotrzeć na czas, i przynajmniej nie obrzygał sobie podłogi. Pieprzony kac, i pieprzony wrażliwy żołądek. Spłukał wodę i przytulał się jeszcze przez chwilę do muszli klozetowej, wstał dopiero wtedy gdy miał pewność że nie nadejdzie kolejna fala wymiotów. A skoro już był w łazience, to mógł przynajmniej się odświeżyć. Umył twarz, a kiedy ją wytarł uważnie ją obserwował w lustrze, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wymagała golenia. I, w sumie, mógł sobie odpuścić tego dnia. Poza tym i tak nie planował wychodzić z domu. Szorując zęby, przeszedł do sypialni żeby wyciągnąć z szafy pierwsze lepsze dresy i się w nie wcisnąć. Słyszał też obecność Iana w swoim mieszkaniu, co wskazywało na to że mężczyzna najwyraźniej skorzystał z zaproszenia do myszkowania w jego lodówce.


effsie - 2018-09-12, 21:34

Dla mnie życie bez jedzenia, no, nad czym się tu zastanawiać, nie liczyło się, przynajmniej nie do końca, ale zdążyłem już zauważyć, że Max jadał dużo mniej ode mnie, właściwie to bardzo mało. Niby nie powinienem się dziwić, bo widziałem typa bez ubrań już naprawdę wiele razy i, co tu wiele gadać, był naprawdę szczupły… ale chyba nie miał żadnych problemów, co?
W każdym razie, to, co ja mu pakowałem do gardła, połykał bardzo chętnie i ani trochę nie wybrzydzał.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, czy jakoś zareagować, Max zaciągnął się moim papierosem, a potem pognał do łazienki, przytulać się do klozetu. Hmm, może serio miał bulimię? Albo chociaż wrażliwy żołądeczek, ach, ta moja księżniczka na ziarnku grochu. Że też w tym spierdalaniu nie przeszkadzał mu też rzekomo bolący tyłek…
Zgasiłem faję i na chwilę rzeczywiście wlazłem do jego mieszkania żeby sprawdzić, co tam ma w kuchni. Zaraz będę wracał do siebie, bo moje łóżko i serial się stęsknią, a poza tym żarcie też tam przyjedzie no i w ogóle – jakoś tak dawno nie miałem okazji zwyczajnie zalec i poleżeć w miejscu. Tydzień temu miałem hardkorowy weekend na konwencie, jeszcze wcześniej była ta cała akcja z Marcusem Zapałki, a nawet taki koleś jak ja potrzebuje trochę pobułkować w łóżku. Złota zasada życia, bycie bułką raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodziło!
Tymczasem wyjąłem sobie jakiś jogurt. Mm, nie najgorzej, ale zacząłem się zastanawiać, co wegetarianie przegryzają pomiędzy posiłkami. Seler naciowy?
Kurwa, naprawdę jest mi przykro, że muszą przez to przechodzić.
To kiedy lecisz do rodziców? — spytałem, opierając się ramieniem o futrynę i wkładając do gęby łyżeczkę z morelowym jogurtem. Główna zasada jogurtów była taka, że najlepsze były te pomarańczowe, w sensie koloru, wiecie, mango, marakuja, morele i te sprawy, a truskawki to nie tykałem nigdy w życiu. — W ogóle, musisz mnie uprzedzać o takich wyjazdach dużo wcześniej. Już planowałem, jak będziesz mi dziękował w czwartek za to, że pozwalam ci ssać moją pałę — westchnąłem, kręcąc z niezadowoleniem głową, ech, co za krnąbrny sąsiad.
Hmm… czy ja go kiedykolwiek widziałem w dresach? Nie to żebym teraz sam miał lepszą stylówkę, bo planując dzień w łóżku jakoś nie przykładałem się szczególnie do mojego outfitu, ot, zarzuciłem jakąś bluzę na siebie wychodząc na faję, ale…
Zaraz, zaraz.
Ty masz na sobie moją bluzę?


Gazelle - 2018-09-12, 21:48

W środę wieczorem. Chyba. Muszę jeszcze poszukać lotu. Pewnie będzie ciężko teraz — westchnął, zjawiając się w końcu w kuchni. Zazwyczaj pamiętał o tym, żeby zarezerwować bilet przynajmniej dwa tygodnie wcześniej...a zwłaszcza przed świętami, kiedy Amerykanie migrowali po kraju jak szaleni.
Minął Iana i usiadł na krześle, mając takie dziwne wrażenie, że o czymś zapomniał...
Kurwa mać, aua! — syknął. Ach, tak, ten stojący przed nim i szczerzący się jak głupi do sera facet w nocy wziął go, kurwa, na sucho. I mimo iż czuł się lepiej niż tuż po, to kiedy usiadł na twardym krześle to poczuł się jakby miał najwredniejsze hemoroidy. — Niech cię chuj strzeli, Monaghan. Już ci nigdy nie obciągnę, chuju złamany, za karę — zagroził, chociaż była to oczywiście groźba bez pokrycia. Ianowi tak właściwie wystarczyło pstryknięcie palcem, żeby mieć Maxa całego i chętnego. I ta menda doskonale o tym wiedziała.
Spojrzał w dół, chwytając materiał bluzy żeby dobrze się jej przyjrzeć. O, rzeczywiście. Nie zwrócił na to uwagi, bo jego jesienno-zimowe ubrania z reguły były na niego za duże, poza tym ubierał się na szybko i wziął pierwsze lepsze ciuchy.
Nawet nie zauważyłem. Musiała u mnie zostać przy jakiejś okazji — i chyba nawet wiedział jakiej. Ach, ten legendarny Wielki Foch Monaghana.
W każdym razie, bluza była wygodna i miła. I było coś w ogóle fajnego w noszeniu ubrać swojego...eee, nieważne. Swojego.


effsie - 2018-09-12, 22:03

Przełknąłem porcję jogurtu, którą wpakowałem sobie do mordy, myśląc nad czymś intensywnie. Skoro już go miało nie być… może to był idealny czas?
Przyjdziesz wcześniej do mnie do studia? — spytałem. Miałem plan wydziarać mu coś na tej pachwinie, to mi wcale nie minęło, a później będzie musiał trochę uważać na to miejsce… właściwie najlepiej by było, gdybym zrobił mu ten tatuaż w środę, wtedy przynajmniej miałbym pewność, że nic się mu nie stanie, bo inaczej trudno byłoby mi powstrzymać się przed niemacaniem go przez te kilka dni.
A będzie bolało. To już wiem teraz.
Wyszczerzyłem się głupio, widząc, jak gnojek wyje z bólu. Absolutnie nie miałem nawet cienia pojęcia o tym, przez co przechodził i niezbyt chyba rozumiałem nawet ten rodzaj bólu, bo tak się jakoś składa, że nigdy nie wkładałem sobie nic do tyłka, ale to i tak było zabawne. I, przyznaję, nieco podniecające, wiedzieć, że nawet jak mnie nie ma obok to o mnie nie zapomni.
Tak, tak, jestem chory. To już ustaliliśmy, przejdźmy dalej.
Spoko. Znajdę sobie kogoś innego, kto nie będzie mi wymierzał takich kar — odparłem, puszczając mu oczko i odstawiłem pojemnik po jogurcie na bok.
Wciąż byłem głodny, ale teraz już mogłem poczekać na swoje żarcie.
Ech, nie myślisz, że lepiej wygląda na mnie? — spytałem, choć nie jakoś przesadnie zainteresowany. Dzielenie się ciuchami z ziomkami było dla mnie na porządku dziennym i chociaż Max mógł w tym przypadku przejawiać jakieś niezdrowe zapędy, w teorii nie miałem przyczyn coby ubiegać się o zwrot. — Mm, wracam do siebie. Mój plan na dziś obejmuje niewychodzenie z łóżka, no, chyba żeby odebrać żarcie. Robisz coś dzisiaj czy wpadasz zobaczyć Bojacka?


Gazelle - 2018-09-12, 22:19

Eeee, po co? — spytał, trochę zaskoczony tą propozycją. — Co, chcesz się mną nacieszyć przed wyjazdem? Słodko — wyszczerzył się. Był prawie pewien, że nie o to chodziło, więc zadał to pytanie w żartobliwej manierze, ale zawsze pozostawał ten procent nadziei. Bo Max był pewien, że będzie tęsknić za Ianem, więc plan obejmujący odwiedzenie go w pracy przed wyjazdem bardzo mu odpowiadał. Wychodził na strasznie wyrodnego syna, ale był niemalże pewien że zamiast cieszyć się z zobaczenia rodziców pierwszy raz od paru miesięcy będzie myślał o Ianie, i tworzył milion scenariuszy tego, co ten mężczyzna będzie robić podczas jego nieobecności. Dobrze, że przed wyjazdem miał zaplanowaną wizytę u psychiatry.
Właściwie, miał ją już następnego dnia. Ale tymczasowo jeszcze odsuwał tę myśl. Będzie się tym przejmował wieczorem. I pewnie sporządzi sobie jakieś notatki, żeby być pewien że podczas wizyty powie wszystkie najistotniejsze informacje. W końcu często podczas wizyty lekarskiej doznawało się takiej częściowej amnezji, a po wszystkim pluło sobie w brodę że zapomniało się wspomnieć o czymś ważnym.
Ani się, kurwa waż. Bo ci odgryzę tego kutasa w końcu — spiorunował mężczyznę spojrzeniem. Szkoda, że ten idiota nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak działały na niego takie groźby, poważne czy nie. To wystarczyło, żeby świrował przez cały wyjazd. Naprawdę nie chciał mieć powtórki z rozrywki, przeżywać to, co przeżywał kiedy Ian był na konwencie...
Przynajmniej miał swoje tabletki na uspokojenie. Ale wolał nie być pod ich wpływem przy rodzinie.
Może tak, ale jest wygodna, więc na dzisiaj ją sobie pożyczam — wzruszył ramionami. Niestety wyprał tę bluzę wcześniej, więc nie pachniała Ianem, a płynem do prania którego używał Max. Ale sama świadomość tego, że Ian miał na sobie tę bluzę pewnie wiele razy, sprawiała że Max chichotał w środku jak zakochany po uszy nastolatek.
Pewnie, w sumie i tak nie mam co robić — powiedział nonszalancko, wzruszając ramionami. Nie chciał dać Ianowi poglądu na to jak bardzo zależało mu na wspólnym spędzeniu czasu, ale...ech, kogo on próbował właściwie oszukać.


effsie - 2018-09-12, 22:51

Wywróciłem oczami na tę podrzędną insynuację. Bez przesady, nie byłem na tyle pojebany, by odbijało mi, bo nie będę widział typa przez kilka dni. Musiałbym być niezłym świrem.
Mówiłem ci, że chcę ci zrobić tatuaż — przypomniałem. — A po tym przez kilka dni będzie cię to bolało… więc czemu by nie ugryźć dwóch pieczeni na jednym ogniu. Skoro i tak nie będę cię mógł dotykać… — Nie tak, że bym nie mógł, ale chyba dałby mi w mordę, gdybym go tam niechcący smagnął. Znaczy, każdy odczuwał ten ból inaczej, ale ja sam nie chciałbym, by ktoś mnie tam chociaż smyrał, a, no cóż, to takie miejsce, że raczej by się bez tego nie obeszło.
W ogóle nie zakładałem odmowy, jakbym od razu założył, że tak, mogę zrobić mu tę dziarę.
Widząc to jego pełne oburzenia spojrzenie, uśmiechnąłem się szeroko. Max był przezabawny wtedy, gdy próbował udawać groźnego (wychodziło mu to gorzej, niż średnio), jakby myślał, że ktokolwiek się na to nabierze.
Tak czy inaczej, weźmiesz go do buzi. To znaczy, że wygrałem. — Mrugnąłem do niego zaczepnie, ciesząc się jak głupi do sera. Ech, to było jego towarzystwo, które tak na mnie działało i nawet nie próbowałem już tego wypierać.
Ale poszliśmy do mnie, jedni przez balkon (zgadnijcie kto), drudzy drzwiami (dzisiaj mu odpuściłem przez ten tyłek, ale musi się w końcu nauczyć trochę od naszych przodków-orangutanów). Mogłem podłączyć komputer do rzutnika i walnęlibyśmy się na kanapie, ale… ech, no moje łóżko było takie miękkie i miłe, że naprawdę nie chciałem dzisiaj zmieniać tych szalonych planów, więc trudno, został nam ekran komputera, jakoś to przeżyjemy. Przytargałem z salonu jeszcze jakieś poduszki (no co, mojej księżniczce musi być miękko w dupę) i ułożyłem się wygodnie na łóżku.
Hmm… to żarcie ma przyjechać, więc bez sensu włączać coś i dawać pauzę, a poza tym mogę trochę obie popierdolić od rzeczy.
Jakieś życzenia? — Łypnąłem na Maxa. — Co ty lubisz oglądać?
Szczerze wątpiłem byśmy znaleźli coś pasującego nam obu, ale cóż, zawsze warto było spróbować.


CIĄG DALSZY