The Lost Silence - 5/5

 

Yaoi - The Lost Silence

POPRZEDNIA CZĘŚĆ

Gazelle - 2018-12-04, 00:07

Tej nocy miał ogromne problemy z zaśnięciem.
Coś ściskało go mocno w środku, sprawiało że niemalże się dusił. Męczyło go to okrutnie, a mimo iż Ian był obok...pomiędzy nimi wciąż stał ten pierdolony mur. Chciał go zburzyć, tak bardzo tego chciał – chociażby własnymi rękoma, chociażby miał je sobie całkowicie połamać, zedrzeć skórę.
Jednak, póki co, niewiele mógł z tym wszystkim zrobić.
Jak to się stało? Dlaczego...?
Po prostu mógł trzymać gębę na kłódkę, to może nie zapadłaby między nimi taka atmosfera.
Zasnął z nadzieją, że następnego dnia będzie lepiej.

Nie było.
Wybudził ich telefon Iana. Beta. Miał problem z tym, żeby połączyć fakty, żeby nawet przypomnieć sobie o tym co wydarzyło się poprzedniej nocy, ale w końcu wszystko w niego uderzyło. Naprawdę nie chciał zostawać sam, ale nie mógł zatrzymać Iana przy sobie. Nie wtedy, gdy jego przyjaciel go potrzebował. Martwił się o Betę. I jeżeli potrzebował porozmawiać z Ianem, to Max nie mógł mu przecież tego odebrać.
Zresztą, Ian nawet się nie wahał, od razu zbierając się do wyjścia. Zamienili ledwie parę wymuszonych słów i Max już wiedział. Wiedział, że z jakiegoś powodu nadal nie było kurwa okej. I nie rozumiał dlaczego. Ian tak się przejął jego wyznaniem? Ale...dlaczego z tego powodu był aż tak zdystansowany, to nie miało sensu. Przestraszył się? Przecież to była przeszłość. Max zaznaczył, że nie chciał żeby Ian obchodził się z nim specjalnie ze względu na to jedno wydarzenie.
A może chodziło o to, że Max wczoraj...że nie mógł...
I może Ian, w tym swoim durnym umyśle stwierdził że w takim razie powinien mu dać przestrzeń?
To wszystko brzmiało idiotycznie.
Max przez cały dzień analizował wszystkie wydarzenia dnia poprzedniego...i nie tylko, bo sięgał pamięcią głębiej, znacznie głębiej. Nie wiedział co ze sobą zrobić, próbował skończyć ten artykuł, przy którym miał mu pomóc Ian, i co chwilę warczał z frustracji. Cały ten temat przypominał mu o tym słodkim momencie, gdy leżeli obok siebie, tak miło przytuleni, i Max wyznał Ianowi po raz pierwszy, że go kocha.
Dlaczego życie było takie paskudne i niepotrzebnie skomplikowane? Max kochał Iana. Ianowi także zależało na Maxie. Czy to nie powinno im wystarczyć do szczęście? Dlaczego nie?!
A dzień mijał. Max nie dzwonił do Iana, wiedząc że skoro się nie odzywa, to jest pewnie zajęty (chociaż nie miał pewności, czy to był jedyny powód jego ciszy), w końcu jednak nie wytrzymał i wysłał mu wiadomość z pytaniem o pracę przy aucie.
I kiedy ujrzał wiadomość zwrotną, która przyszła po kilku godzinach – wtedy, kiedy Max zaczynał już się porządnie martwić – chciał wyć. Tak bardzo chciał wyć. I rzeczywiście, w końcu się poryczał, zamieniając się w samotną, opuszczoną kupkę nieszczęścia. Nie mógł mieć pretensji do Iana, i nie miał. Beta go potrzebował. Ale...Max także. I...był cholernym egoistą, i mimo iż chciał żeby Beta miał wsparcie, to sam był tego dnia na tyle przewrażliwiony, na tyle wrażliwy, że ta wiadomość dosłownie go dobiła.
Odpisał mu w końcu jakąś zwykłą wiadomością, bez śladu pretensji, bez śladu żalu. Kazał Ianowi uściskać od niego Betę. I tyle. Nic się nie stało. To musiał wiedzieć Ian.
Przed pójściem spać musiał wspomóc się magiczną tabletką, przeklinając w niebogłosy Lionela. Ten chuj, to on wszystko niszczył. Tak bardzo go nienawidził, tak bardzo nienawidził siebie za bycie nosicielem tego paskudztwa.
Nie spotkał się rano z Ianem.
W pracy był cieniem samego siebie, kompletnie nie umiał się na czymkolwiek skupić, co wpędzało go w jeszcze większego doła. Udało mu się nie zostać opierdolonym przez przełożonych, ale i tak była to niewielka pociecha. Gdyby chociaż znał jakieś konkrety, wiedział co się dzieje...a nie wiedział nic. Być może nawet sam sobie wmawiał, że pomiędzy nimi było coś nie tak.
>>Ian, mogę dzisiaj po ciebie wpaść?
Taką wiadomość w końcu wysłał, po kwadransie zastanawiania się co mógłby napisać do Iana. Chciał go po prostu zobaczyć, chociaż tyle, tak bardzo się stęsknił...


effsie - 2018-12-04, 08:09

Dużo myślałem – tej nocy, tego i poprzedniego dnia, o tym, co powiedział mi Max, czego się dowiedziałem, co wolałbym, by zostało niewypowiedziane, ale wiedziałem, że tak było dobrze. Czułem obrzydzenie do siebie powodowane moją niewiedzą, tym, że przez jebane trzy miesiące nie wiedziałem, jak czuł się Max, o czym najpewniej myślał, z czym kojarzyło się mu nasze życie seksualne i byłem jak trochę pusty w środku. Te jebane trzy miesiące temu wiedziałem, wiedziałem, że kiedyś stanie się coś, co zniszczy całkowicie moją laleczkę, ale nie miałem pojęcia, że to… nie dość, że działo się już wtedy, to było jeszcze czymś tak codziennym i naturalnym.
A Max…? Jebany masochista, udawał, że wszystko gra, że nie ma sprawy, ten zakochany idiota potrafił robić rzeczy tak bardzo wbrew własnej woli – często nawet nie do końca tego świadom. To ten pierdolony Lionel, psychol z obsesją na moim punkcie, kazał mu brać to wszystko z otwartymi ramionami, nawet jeśli miało powodować tak traumatyczne wspomnienia.
Nie mogłem. Nie mogłem tego robić, już nigdy, przenigdy. Max był jebnięty i nawet nie miał do mnie o to żalu, co samo w sobie było już chore, ale nie powinienem już nigdy więcej dotknąć go w taki sposób. Jemu… jemu należało się przytulanie, głaskanie, całowanie, najdelikatniejsze ruchy jakie człowiek mógł sobie wyobrazić, rozpieszczanie go na każdym możliwym kroku, a nie…
Tylko, z obrzydzenia do siebie samego, nawet tego nie mogłem mu teraz dać.
Nie chciałem, by myślał, że coś jest nie w porządku – by żałował, że w końcu zdradził mi prawdę, tę, która musiała być dla niego tak traumatyczna. Najchętniej zarządziłbym tymczasową izolację, bo sam widok Maxa poprzedniego poranka sprawił, że coś ścisnęło mnie w środku, ale wiedziałem, że potraktuje to zbyt personalnie. Że uzna, że to z nim nie chce mieć nic wspólnego, podczas gdy to ja sam byłem tutaj największym problemem.
Hej — przywitałem się z nim, siląc się na uśmiech, gdy wieczorem wpadł do studia (odpisałem mu na smsa, że jasne). Zakładałem właśnie kurtkę i wykrzywiłem się ostentacyjnie. — Ała — jęknąłem.
— Co się stało? — zafrasował się natychmiast mój chłopak, co doskonale przewidziałem i w duchu pogratulowałem sobie sprytu.
Nic — odparłem zgodnie z planem. — Znaczy, chyba coś sobie wczoraj naciągnąłem w plecach… a ślęczenie cały dzień w tej pozycji tego na pewno nie poprawiło — mruknąłem. — Nieważne. Chcesz iść do kina? Dzisiaj jest tani poniedziałek w takim studyjnym na Brooklynie, możemy zobaczyć, czy nie mają nic ciekawego.
Tak naprawdę nic mnie nie bolało, znaczy, czułem się w porządku. Ale absolutnie, w ogóle, nie potrafiłem sobie wyobrazić nocy z przylepiającym się do mnie Maxem, a z tą wymówką mogłem bez problemu zasłonić się spaniem na ziemi. I nawet gdyby chciał spać obok mnie (co pewnie się stanie), był na tyle rozgarnięty by wiedzieć, że w takim wypadku nie ma mowy o żadnym przytulaniu się czy innych takich; zresztą, miałem to już sprawdzone w przeszłości, więc wiedziałem, że zadziała. Gdyby chciał mi zaserwować masaż, to już miałem na języku ustalone wcześniej kłamstwo, że to jest chyba poważniejsza sprawa i umówiłem się już na czwartek do rehabilitanta. Czwartek był tutaj kluczowym dniem, bo Max po pracy wylatywał do Nowego Orleanu i nawet gdyby wpadł mu do głowy pomysł by pójść ze mną na wizytę to nie było takiej możliwości.
Kino też było trochę wymówką. Przed gadaniem z nim, jakimś wymienianiu płynów ustrojowych i takimi atrakcjami, przy jednoczesnym, w miarę normalnym dniu.
Nawet nie czułem się źle z tymi kłamstwami. Dużo gorzej czułem się z sobą i z jakąkolwiek perspektywą zbliżenia z Maxem, a to… to miało tylko dać nam czas.
Czas. Czas był tutaj kluczowy.


Gazelle - 2018-12-04, 14:11

Wiadomość zwrotna, którą otrzymał, niczym się tak naprawdę nie wyróżniała. Ot, typowa odpowiedź na pytanie które zadał Max. A jednak nie mógł powstrzymać się od szukania w tym drugiego dna, już wariował, sam się nakręcał, i ostatecznie udał się do studia w Queens z duszą na ramieniu.
Sam nie rozumiał, czego się tak obawiał. Po prostu...czuł się bardzo niepewnie po tym, co powiedział Ianowi w sobotę wieczorem. Sam też o tym myślał, w kółko i w kółko, i to wszystko summa summarum go zwyczajnie dobijało. I wiedział, że to było bardzo egoistyczne, ale bardzo potrzebował Iana. Jego kojącej bliskości, wsparcia... Nie mógł tego wymagać, oczywiście że nie, ale gdzieś po cichu liczył na to, że Ian sam się domyśli.
Gdy wszedł do studia, wydawało się że wszystko jest w porządku. Ian normalnie się przywitał, swoim naturalnym głosem, tak jakby zupełnie nic się nie stało. I może właśnie nie stało się nic poza spierdolonym umysłem Maxa?
Chciał do niego podejść i go pocałować, ale w tym momencie Ian skrzywił się z bólu. Och. Jego zbolałe biedactwo.
Jak to: nieważne? To bardzo ważne! Jeny, Ian, po całym dniu pracy przy aucie to nic dziwnego, że dzisiaj jeszcze się dobiłeś. Ech...jak wrócimy, to wysmaruję ci plecy maścią rozgrzewającą, co? Wtedy...chyba ci pomogło? — spytał cicho, przecież obaj wiedzieli do czego się odnosił. — A kino...? Może być — mruknął. Chociaż, szczerze mówiąc, średnio miał ochotę gdziekolwiek iść. Chciał po prostu posiedzieć z Ianem w domu. — Ale może z tymi bolącymi plecami byłoby lepiej, gdybyś od razu się położył? W ogóle, czekaj...
Nie dając Ianowi czasu na odpowiedź i na odniesienie się do czegokolwiek, co Max z siebie wypluł, wyciągnął telefon i wybrał znajomy numer.
Sheryl? Cześć kochanie. Słuchaj, no bo w sobotę Ian pytał cię o jakiegoś dobrego masażystę, nie? I masz coś?
— Jasne — odezwał się z telefonu kobiecy głos. — Podam ci zaraz namiary.
Kochana, słuchaj, a czy byłaby taka możliwość, czy może udałoby ci się coś załatwić tak...na cito? Masz te swoje znajomości, nie? Ian jest obolały i desperacko czegoś na teraz potrzebuje.
— Na teraz? Max, nie jestem cudotwórczynią.
A na jutro rano?
— To już prędzej. Zobaczę, co da się załatwić i dam ci znać.
Dzięki wielkie! To czekam na wiadomość!
Rozłączył się i uśmiechnął się szeroko do Iana.
Na pewno uda się coś znaleźć Sheryl. Może sobie twierdzić inaczej, ale naprawdę potrafi zdziałać cuda. I jutro rano sobie odpuścisz siłownię, co? Zostawię ci rano jakieś śniadanie, a ty sobie leż ile będziesz mógł, dobrze? No, chyba że ten masaż będzie właśnie rano. To też byłoby spoko, bo przynajmniej poszedłbyś do pracy odświeżony.


effsie - 2018-12-04, 14:49

Kurwa mać.
Wiedziałem, że się przejmie, ale nie myślałem chyba, że aż tak, bo to była już lekka przesada. A może nie do końca, tylko byłem nieco zirytowany tym, że psuł mi mój misterny plan.
Ale w końcu i tak miałem iść do tego masażysty, nie? Więc w sumie.
Tak, raczej nie pójdę na siłkę — przytaknąłem. — Myślisz, że ten kolo od Sheryl przyjmuje tak późno? Nie mogę przesunąć klientów — zaznaczyłem od razu, bo to byłoby już za dużo, odwoływać całe akcje dla wyimaginowanego bólu. Odwoływanie dziar zdarzyło mi się w całym życiu naprawdę jedynie kilka razy i to w bardzo uzasadnionych przypadkach, a absolutnie nie chciałem robić z tego normalnego precedensu. — Możemy odpuścić kino — zgodziłem się, zamykając za sobą drzwi od studia i wyciągnąłem fajki, by wsadzić je sobie w mordę. Całowanie się teraz z Maxem nie było niczym, na co miałem ochotę i choć zapewne zajdzie taka ewentualność, chyba podświadomie odsuwałem tę chwilę w czasie.
W każdym razie, dotarliśmy do domu, a dla jakiegokolwiek rozluźnienia atmosfery (nie wiem, czy podziałało, ja wciąż czułem się mega sztywno) opowiadałem Maxowi o dziarze, którą dzisiaj robiłem. Po drodze ojebałem sobie hot-doga ze stoiska, mój chłopak oczywiście nie, bo głodny to on chyba był w poprzednim stuleciu, a gdy stanęliśmy przed naszą parą drzwi, wskazałem na własne. Max zaczął coś gadać o kocach, blablabla, ale przerwałem mu argumentem, którego nie mógł zbić:
Max, chcę się położyć u siebie w salonie na ziemi, wrzucić na rzutnik jakiś film i go zobaczyć. Ty masz u siebie tylko komputer, z tego, co mi wiadomo, więc nie byłoby za wygodnie.
— No dobra — mruknął Max, ale i tak otworzył swoje drzwi. — To przyniosę koce.
I weszliśmy, każdy do swojego mieszkania, a ja zrzuciłem kurtkę, bluzy i buty, po czym rozejrzałem się za komputerem, by naprawdę podłączyć go do rzutnika. Zapaliłem fajkę na balkonie, a gdy wróciłem do środka Max już zorganizował na ziemi kocowe wyro i podniósł coś na wysokość oczu.
— Znalazłem w twojej łazience maść — powiedział. — Rozmasuję ci te plecy chociaż trochę, okej?
…jesteś pewien? — spytałem, marszcząc nieco czoło. — W sensie, skoro Sheryl to załatwi to nie musisz nic zrobić, skoro nie chcesz… — mruknąłem. Jeszcze dwa dni temu miał problem z dotykaniem mnie i nie wydawało mi się, by to zniknęło ot tak.


Gazelle - 2018-12-04, 19:07

A o której masz pierwszego klienta? Dam znać Sheryl, w razie gdyby jednak została tylko opcja poranna — powiedział i ponownie uniósł telefon, a gdy Ian podał mu godzinę wstukał wiadomość do Sheryl. — Nie wiem, czy uda jej się umówić wizytę do tej konkretnej osoby, ale w sumie nawet opcja awaryjna się tutaj przyda, nie? Byleby ci przyniosło ulgę.
Naprawdę martwił się o swojego Iana. Przecież on tak dużo pracował fizycznie ostatnimi czasy... Plus siłownia. Plus basen. Nic dziwnego, że się w końcu przeciążył. A Max był zbyt zajęty sobą i swoimi dylematami, by zwrócić na to uwagę, by zadbać o to by jego chłopak się nie przepracowywał. Chociaż, czy Ian by się go w ogóle słuchał?
Droga powrotna minęła im na jakiejś gadce-szmatce, ale to wcale nie było coś złego. Wręcz przeciwnie. Było tak...normalnie. Może Ian wydawał się nieco spięty, ale przecież był spięty, obolały, to było zrozumiałe. I Max pluł sobie w brodę, że tak się martwił przez te dwa dni. Przecież wszystko było w porządku.
Prawda?
Tak, Ianowi udało się do tego przekonać Maxa. Że chmura sobotniego wyznania nad nimi już dłużej nie wisiała, że pomiędzy nimi nie było tego irytującego napięcia. Do pełni szczęścia potrzebował tylko przytulić się do Iana i go najlepiej jeszcze słodko obcałować, ale przynajmniej z tuleniem musiał się wstrzymać ze względu na plecy ukochanego.
Ale tak, maść to był dobry pomysł. I udało mu się ją nawet znaleźć, podczas gdy Ian jeszcze siedział na balkonie. I do tego urządził im wygodne legowisko, i był z siebie zadowolony.
Nie chcę? Nonsens. Chodź tutaj i ściągaj koszulkę. — Wskazał na przestrzeń przed sobą, na miękkim kocu. — Sheryl jeszcze się nie odzywa, może...o! — Akurat w tym momencie z kieszeni jego spodni wydobył się krótki sygnał wiadomości. — Hm...udało jej się ciebie wcisnąć jutro na ósmą. To godzina przed otwarciem salonu, ale podała mi numer, więc po prostu zadzwonisz gdy będziesz już pod drzwiami, no i podasz nazwisko. Teraz tylko musimy zadbać o dzisiejszą noc, hm?


effsie - 2018-12-04, 20:43

Jasne — zgodziłem się lakonicznie, odkładając zapalniczkę na stolik i stanąłem na środku swojego salonu.
Nie miałem się jak wykręcać i choć przechodziły mnie na samą myśl jakieś dziwne ciarki, nie zamierzałem szukać kolejnych wymówek. Ściągnąłem koszulkę przez głowę, ale tym razem nie odrzuciłem jej gdzieś tam, gdziekolwiek; przytrzymałem w ręku tiszert, z zamiarem wciągnięcia go na siebie zaraz jak Max skończy cały zabieg.
Negliż z zasady mi nie przeszkadzał, ale teraz, z nim, czułem się bardzo niekomfortowo.
Usiadłem na kocu, prostując plecy i wziąłem głęboki oddech. Masaż miał tę niewątpliwą zaletę, że Max nie mógł widzieć mojej twarzy; ścisnąłem wargi i zacisnąłem pięści, które trzymałem pomiędzy kolanami. Przeszły mnie dreszcze, gdy Max ułożył dłonie na moim ciele i wiedziałem, że nie sposób nie zauważyć mojej gęsiej skórki.
— Zimno ci? — spytał i kiwnąłem głową.
Paliłem w samej bluzie — mruknąłem wymijająco.
— Zaraz ci przejdzie — odparł ciepło Max i dodał jeszcze, przesuwając dłonie po moim karku: — Boże, Ian, naprawdę jesteś strasznie spięty…
Objąłem to milczeniem, bo tak, byłem spięty i pewnie trudno było tego nie zauważyć, ale powód był zgoła inny, niż myślał mój chłopak. Przez tę jego troskę czułem jeszcze większe wyrzuty sumienia, byłem absolutym chujem, ale nie mogłem poradzić nic na to, że jakakolwiek myśl o kontakcie fizycznym z nim była teraz więcej niż odpychająca.
Boże, mam taką nadzieję, że mi to przejdzie. Przecież…
Westchnąłem. Trzeba się do tego przemóc, zmusić, nie? Ekspozycja i te sprawy, najlepsze lekarstwo. Teraz Max mnie podotyka, wymasuje, może dzięki temu będzie trochę łatwiej potem… nie, naprawdę, nie chciałem nawet o tym myśleć.
Tylko nie rób tego tak mocno jak ostatnio, okej? Serio mnie to boli i nie chcę byś cokolwiek naruszył, skoro już jutro rano mam tę wizytę — dodałem.


Gazelle - 2018-12-04, 22:41

Spięty, to właściwie mało powiedziane – jak szybko przekonał się Max. Ian naprawdę...był cholernie napięty, na tyle że Max zaczął się na poważnie zastanawiać, czy to tylko i wyłącznie kwestia fizycznego przeciążenia.
Na pewno tak, Max. Znowu sobie wkręcasz bzdury.
Jasne, rozumiem — odparł cicho i nabrał ze słoiczka niewielką ilość maści, którą najpierw rozsmarował w dłoniach, żeby się chociaż trochę nagrzała. Bo, mimo iż rozgrzewająca, przy pierwszym kontakcie ze skórą była jednak zimna. A Maxowi zależało na komforcie Iana, bo ten najwyraźniej desperacko potrzebował komfortu.
Ułożył dłonie na łopatkach Iana, a Ian się wzdrygnął.
Zimne? — spytał troskliwie.
— Tak, dokładnie — mruknął Ian w odpowiedzi, a Max westchnął.
Przepraszam, nie da się inaczej, zaraz będzie ciepło...
Z tego miejsca zaczął kierować się najpierw ku górze, zataczając palcami delikatne kręgi. Jego dotyk naprawdę był lekki, bał się że przy każdym większym nacisku sprawi ból Ianowi.
W ogóle nie jesteś w stanie się zrelaksować — poskarżył się, bo jeżeli już, to Ian był tylko bardziej napięty. — Mam ci włączyć muzykę, czy co?
W tym momencie był już na środku pleców, schodząc coraz bardziej w dół, a Ian siedział przed nim całkowicie sztywno, jakby trzymał kij w tyłku, albo jakby meduza rzuciła na niego czar i zamienił się w twardy kamień. I Maxowi się to nie podobało. Ani trochę. Martwił się.
Słuchaj, Ian, ja nie rozumiem. Zawsze to jakoś działało, wiem że cię boli, ale...robię coś nie tak? Powiedz mi, proszę.


effsie - 2018-12-04, 23:31

Bo nigdy nie masowałeś mnie, kiedy naprawdę mnie coś bolało — powiedziałem, chyba nieco za agresywnie; chciałem upomnieć się w myślach, ale właściwie dało się to wytłumaczyć bólem jako-takim i towarzyszącym mu zirytowaniem. — Nie czuję się dobrze, okej? Bolą mnie plecy i zdychałem przez to cały dzień w pracy. Mam ochotę się położyć, bo to jest jedyna pozycja, w której może mi być choć trochę wygodnie, ale nie ustąpisz, zanim mnie nie pomasujesz, mimo że zamiast ciebie przydałby się specjalista, więc wetrzyj we mnie tę maść. Robisz to w porządku. Po prostu skończ i włączmy film.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem teraz mocno nieprzyjemny, ale Max nasłuchał się ode mnie dużo bardziej nieprzyjemnych słów, więc nie powinien tego wziąć jakoś specjalnie do siebie. Wiadomo, człowiek, którego coś boli to człowiek drażliwy. A w moim kłamstwie w sumie była nutka prawdy – może nie bolało mnie nic aż tak, jak to wizualizowałem, ale naprawdę przyda mi się ten jutrzejszy masaż.
Najbardziej to przydałby mi się wieczór bez Maxa, ale tego to raczej nie dostanę.


Gazelle - 2018-12-04, 23:39

Tym razem sam się wzdrygnął, słysząc ton Iana. To nie tak, że nigdy wcześniej nie miał okazji go usłyszeć, tylko że okoliczności zawsze były nieprzyjemne... A teraz było inaczej, prawda? Chociaż z każdym kolejnym słowem w to powątpiewał. Być może brał zbyt mocno do siebie te słowa. Być może znowu się nakręcał, ale czuł ten paskudny ścisk w gardle.
Zaraz skończę — odparł, trochę zbyt zimnym głosem. Nie chciał dać Ianowi do zrozumienia, że się obraził, przecież nie miał o co. Albo może i miał? Bo jakkolwiek mógł zrozumieć, że Ian był obolały, tak nie dawało mu to usprawiedliwienia do wyżywania się na swoim chłopaku.
Ale nie chciał się sprzeczać. Miał serdecznie dość sprzeczek, chciał żeby w końcu było spokojnie, normalnie.
Przepraszam — wyszeptał. Rzucił te przeprosiny po chwili, były zupełnie wyrwane z kontekstu, ale odnosił się do swojego tonu którego użył przed momentem. Bo naprawdę...nie chciał...naprawdę.
Resztę pleców Iana po prostu wysmarował maścią, masując skórę jedynie po to, żeby substancja się dobrze wchłonęła. Po tym bez słowa zakręcił słoiczek i udał się do łazienki.
I tak jak te kilka miesięcy temu, gdy też siedział w łazience Iana i zmywał z rąk mocno pachnącą maź, był mocno nerwowy, niepewny. Nie rozumiał siebie. Naprawdę był tak wrażliwy, że takie byle co mogło go wprowadzić w kiepski nastrój? Cóż za idiotyzm.
Co będziemy oglądać? — spytał gdy wrócił do pokoju, siląc się na wesoły, beztroski ton.


effsie - 2018-12-05, 01:50

Nie wiedziałem, za co mnie niby przepraszał Max, ale postanowiłem nie wnikać. Byłem zły na siebie, bo już czułem, jak ta wyimaginowana sytuacja prowokuje mnie do bycia niemiłym – a dla kogo, jak dla kogo, ale dla Maxa naprawdę nie chciałem taki być… a mimo tego, jakoś tak wychodziło. Może nakręcałem się już w tym sam, nie wiem, nie mam pojęcia, ale coś ewidentnie było na rzeczy.
A przecież to ja byłem tym złym.
O tym jednak nie chciałem myśleć, dałem sobie na to głupie przyzwolenie, przynajmniej do czasu, aż Max nie opuści tego zakichanego miasta. Boże, chyba nigdy nie cieszyłem się tak na perspektywę jego nieobecności – a teraz nie mogłem o niczym innym myśleć, jak o czwartkowym wieczorze, jak o piątku i sobocie, gdy będę mógł szczerze, przed samym sobą, zmierzyć się z tym całym gównem.
Wiedziałem, że ten jego wyjazd to dobry pomysł.
Jakiś serial chyba — powiedziałem, a wraz z tymi głowami już wiedziałem. — Black Mirror?Widziałem tylko kilka odcinków, mam dużo do nadrobienia.
To, z tego , co pamiętałem, powinno idealnie pasować do tego, jak ohydnie się czułem w środku.
Z koszulką na sobie (założyłem ją, gdy Max był w łazience) ułożyłem się na wznak tylko podkładając sobie coś pod głowę, i zagapiłem w ekran. A jeśli Maxowi nie podobał się mój wybór to zawsze mógł wcisnąć słuchawki w uszy i zająć się pracą, nie?
No i jeśli nie wydarzyło się nic znaczącego z Maxa strony, to zasnąłem w tej właśnie pozycji, wcześnie, jak na siebie.
Jak dobrze, że miałem nastawiony cały czas budzik. Może uda mi się nie zaspać na moją wizytę.


Gazelle - 2018-12-05, 10:36

Nie rozumiał.
Był ogromnie skonfundowany. Zagubiony. Znowu to męczące uczucie, że coś jest nie tak, że coś spieprzył...to było tak cholernie męczące.
Naprawdę ostatnio wystarczyło byle co by czuł się niepewnie. I tutaj Max powinien zadać sobie pytanie: czy to oznaczało, że uważał swój związek z Ianem za tak kruchy? Że każda drobna rzecz mogła nim wstrząsnąć?
Oby nie. Kurwa, oby nie. Chciał wierzyć, że to było silne, trwałe, że to ten jedyny, na całe życie. Nie zamierzał przyjmować innej wersji.
Czuł się tak samotnie, tak smutno. Miał obok Iana, ale cóż z tego? Nie mógł go przytulić, nie pocałował go ani jednego razu tego dnia (a Max z powodu swojej niepewności po prostu się bał samemu zainicjować pocałunek) i w ogóle cały czas był spięty. Wpatrywał się uparcie w ekran, nawet gdy Max wwiercał się w niego wzrokiem.
Nie było okej. Max czuł, że coś jednak wisiało w powietrzu dookoła nich. Ale nie pokazywał przed Ianem, że coś jest nie tak. Zresztą, nawet nie musiał za bardzo się starać w tym udawaniu, bo Ian i tak ledwie zwracał na niego uwagę – właściwie tylko wtedy, gdy rzucał jakiś komentarz odnośnie serialu.
Ian w końcu usnął a Max... miał zbyt zajętą głowę paskudnymi, katastroficznymi wręcz myślami, żeby móc spokojnie odpłynąć w sen. Starając się być cicho, wziął ciepły prysznic, ale i to niewiele dało. Nie chciał brać tym razem tabletki...
W końcu po kilku godzinach obracania się z miejsca na miejsce udało mu się usnąć. A rano obudził go budzik – jego, i Iana tak właściwie. Ze względu na umówiony masaż jego partner i tak musiał wstawać razem z nim. I rano, zaspany i zdezorientowany Max prawie zapomniał o swojej niepewności. A przynajmniej udało mu się to na chwilę.
Ian, wstawaj. Weź prysznic, a ja zrobię nam śniadanie — wyszeptał i pocałował go w policzek, zanim sam wstał z łóżka.
Ziewając, wstawił kawę i zabrał się za robienie pożywnego omleta z płatkami owsianymi (musiał je przynieść ze swojego mieszkania). Gdy Ian wyszedł z łazienki, śniadanie było już na stole – omlet, tosty i kawa. Wszystko świeże, parujące, czekające na skonsumowanie. Tylko Max był taki oklapnięty stanowił istne przeciwieństwo świeżości i porannej rześkości.
Wyjdziemy razem, okej? Ten masażysta jest akurat po drodze do mojej redakcji — odezwał się. Nieco ciszej niż zwykle, powolnie mieląc słowa, prawie...smutno.


effsie - 2018-12-05, 11:05

W porządku — przytaknąłem, stając w kuchni już w pełni ubrany. Dziś, po raz pierwszy od naprawdę nie pamiętam kiedy, spałem w ubraniach – okej, może był to zwykły tiszert i dres, ale i tak czułem się mocno niekomfortowo. Już za dzieciaka w kimę szedłem tylko w bokserkach, ale… jakoś tak wyszło.
Teraz też zapiąłem spodnie jeszcze w sypialni, tam też wrzuciłem na siebie koszulkę i dopiero wbiłem do kuchni, gdzie czekało już śniadanie. Max był jakiś… dziwny, nie tyle, że niespokojny, co raczej… wyciszony, odsunięty i nie mogłem tego nie zauważyć. Zmarszczyłem nieco brwi, dopiero teraz zastanawiając się nad tym wszystkim.
To, co mi powiedział… ruszyło mnie, i to mocno, bo dało mi zupełnie nową perspektywę na to, czego jeszcze nie wiedziałem, a co przecież on przeżył… tknęła mnie myśl, że może powinienem mu wtedy, w sobotę, okazać więcej wsparcia, niż to, co zrobiłem, bo przecież to musiało być dla niego trudne. Nic dziwnego, że wyglądał tak źle…
Dzisiaj wtorek, więc masz wieczorem terapię, nie? — spytałem, sięgając po kubek kawy i ugryzłem kawałek tosta. Max przytaknął, gdy przełykałem, więc kiwnąłem głową i spytałem: — Rozmawiałeś z tym swoim lekarzem o tym… o tym kolesiu? Tym od, no wiesz. Jak nie to może dzisiaj… — zakończyłem kulawo, milknąc.


Gazelle - 2018-12-05, 23:10

Nie miał ochoty jeść. To też wymykało mu się spod kontroli, coraz częściej opuszczał posiłki pod byle pretekstem, ale jego żołądek po prostu w takich sytuacjach się zaciskał. I miał to wrażenie, że gdyby próbował cokolwiek w siebie wcisnąć, to zaraz by to zwrócił.
Dlatego tylko pił swoją kawę, opierając się o blat.
Wzdrygnął się lekko, gdy Ian wspomniał o...tej sytuacji, która przez te dwa dni zdołała wręcz zostać tematem tabu. Bo tak naprawdę Ian to przywołał po raz pierwszy od soboty, kiedy dowiedział się o tym od Maxa.
Nie rozmawiałem. I chyba powinienem — odparł krótko, zdawkowo. Bo i nie miał nic więcej do powiedzenia. Nie miało to już znaczenia. Chociaż, nie, miało, oczywiście że miało, ale Max chciał chociaż udawać, że to po nim spływa. Tym bardziej, że wciąż odnosił wrażenie że to wyznanie coś popsuło między nimi.
Dlaczego o tym mówisz? — spytał cicho, a potem zatopił usta w kawie, żeby mieć pretekst do ucieczki od kontaktu wzrokowego. Co kierowało Ianem, że nagle poruszył tę kwestię? Że zasugerował mu wspomnienie o tym na terapii?


effsie - 2018-12-05, 23:28

Uważnie wpatrywałem się w Maxa, jakby nie chcąc pominąć żadnego grymasu, który nawet na ułamek sekundy pojawiłby się na jego twarzy. I nie mogłem nie zauważyć, jak wzdrygnął się, gdy tylko o tym wspomniałem i to… to jeszcze bardziej utrzymało mnie w moim przekonaniu.
Co za popieprzona sytuacja. Z Maxem, z nim zawsze były same popieprzone sytuacje, a to nawet nie była jego wina, nigdy. Nie rozumiałem, jak to możliwe, że jeden facet ściągał na siebie tyle…
Stop, bo zapędziłem się w swoim myśleniu. To nie z nim było coś nie w porządku. To ja nawet nie patrzyłem na to, jak inni…
Zacisnąłem zęby.
Wiedziałem, że to nie w porządku, ale tak bardzo, tak bardzo chciałbym tak o sobie nie myśleć…
Bo ty o tym nie mówisz — powiedziałem. — Koleś wyruchał cię w usta wbrew twojej woli, a ty udajesz, że nic się nie stało — powiedziałem cicho, spokojnie, choć głos drżał mi od emocji. To wybitnie nie była rozmowa na wtorkowe śniadanie, ale nie mogłem z tym nic zrobić.


Gazelle - 2018-12-05, 23:39

Wcale nie udaję — zaprotestował machinalnie. — Stało się, okej, dopiero te parę dni temu mnie oświeciło, że jednak się stało. Ale czy coś z tym zrobię? Nie. I chciałbym, żeby ta jedna gówniana sytuacja mnie nie prześladowała, to nie ma sensu, to był jeden incydent. Kurwa, nie wiem, najchętniej chyba dalej bym to wypierał z pamięci — wyznał, odkładając kubek z kawą na blat.
Tak naprawdę to w ogóle nie wiedział czego chciał. Był tak cholernie zagubiony, czuł się jak...jak dziecko, zupełnie zależne od otoczenia.
Może gdyby nie powiedział o tym Ianowi, to udało by mu się w końcu samemu przejść przez swoje dylematy, może udałoby mu się w końcu przełamać i wrócić do normalnego uprawiania seksu z Ianem. Może nie musiałby się wtedy konfrontować z tymi wspomnieniami.
Mleko się jednak rozlało. A to mleko było stare. I śmierdziało na kilometr.
W tym momencie po prostu cholernie tęsknił za jakąkolwiek bliskością z Ianem. Był wygłodniały, wręcz zdesperowany żeby ją odzyskać.
Byłem zwyczajnie głupi i skrajnie nieodpowiedzialny. Ot co. I w końcu dostałem za swoje. Spotykałem się z losowymi typami na seks, temu konkretnemu pozwoliłem się zabrać do jego mieszkania, mam chyba szczęście, że nie wydarzyło się nic gorszego — stwierdził, próbując sobie to w jakiś sposób zracjonalizować, oddzielić suche fakty od warstwy emocji z nimi związanych, i skupić się tylko na faktach.


effsie - 2018-12-05, 23:55

Przeszły mnie ciarki, gdy Max mówił te swoje rzeczy. Dlatego, że właśnie opisywał mnie, dokładnie mnie, mnie i kolejne przypadkowe osoby, z którymi ruchałem się tu i tam, osoby głupie i skrajnie nieodpowiedzialne, te, które pozwoliły się zabrać do siebie, ale nikt nigdy nie wyszedł w trakcie. Czy to dlatego, że na to nie pozwalałem? Potrafiłem być zaborczy i władczy, wiedziałem to aż za dobrze, może tak, że podświadomie wzbudzałem strach i…
Przeszły mnie jeszcze raz ciarki, i będą, kurwa, będą przechodziły tak w nieskończoność, aż zaszczękały mi zęby.
Max najchętniej wypierałby to z pamięci, tak powiedział, a jednak – może tylko podświadomie – chciał, by znowu go tak traktować, w jakiś chory, pokręcony sposób, robił to ze mną, pozwalał mi na to, ja robiłem to z nim i czułem się jak ostatnia szmata.
Po prostu mu o tym powiedz — powiedziałem, opuszczając wzrok na żarcie przed sobą i zrozumiałem, że odebrało mi apetyt. Nie odezwałem się już więcej, ten lekarz to był specjalista, więc wiedział na pewno lepiej niż ja, co i jak…
Boże, jeśli te jego lekarz też zorientuje się, jaki był schemat działania Maxa… jakiego faceta sobie znalazł, co…
Uniosłem kubek kawy do ust, skupiając się na napoju jako na jedynej rzeczy, na której marzyłem, by skupić swoją uwagę. Skrycie chciałem się już stąd jak najprędzej ewakuować, bo naprawdę, naprawdę nie wiedziałem, co dalej.


Gazelle - 2018-12-06, 00:06

Pozwól, że swojemu lekarzowi będę mówił to, co ja uznam za słuszne — zaperzył się zaskakująco zimnym tonem. I otworzył szeroko oczy, gdy zorientował się co właśnie wyszło spomiędzy jego warg.
Tym razem to on wyżywał się na Ianie. Z naprawdę bzdurnego powodu. Ale chyba...chyba jednak mimo wszystko wolałby, żeby ten temat naprawdę pozostał tabu. Albo nie?
Ciężko było mu ustalić cokolwiek spójnego, w jego głowie panował jeden, wielki chaos.
Przepraszam — powiedział naprędce, zanim Ian zdążył się odezwać. — Naprawdę przepraszam. Ale...naprawdę nie wiem, jaki sens ma rozgrzebywanie tego. Dopóki nie wydarzyła się sytuacja z czwartku, w ogóle o tym nie myślałem. Prawie jakbym zapomniał o tej sytuacji. Teraz to wróciło...i mnie to tak idiotycznie męczy. To takie durne... — westchnął, i ponownie wziął kubek do ręki, aby tym razem opróżnić go całkowicie z kawy. — Powiem to Eisenhofferowi. I tak by to ze mnie w końcu wyciągnął. On jest taki cwany. Potrafi tak zakręcić rozmową, że w końcu mówię mu sporo rzeczy, o których w ogóle nie wiedziałem że miały jakiekolwiek znaczenie. A on tak naprawdę mało się odzywa, po prostu wie w którą strunę uderzyć — mówił odwrócony do Iana, gdy mył swój kubek w zlewie. Sam też powinien się już zacząć ogarniać. Jego jakość pracy była już i tak żałosna, mógł chociaż dopilnować swojej punktualności.


effsie - 2018-12-06, 09:45

Spiąłem się, słysząc słowa Maxa i wbiłem wzrok w jego plecy. Cwany lekarz, to ci dopiero. Poczułem… nawet nie wiem co do końca, ale ta krótka charakterystyka Eisenhoffera z ust Maxa jakoś strasznie mnie uderzyła. Mało się odzywał, wiedział, w którą strunę uderzyć.
Ja nie miałem absolutnie bladego pojęcia.
Zaczynałem powoli domyślać się, czemu to tak jest, że lekarze niekoniecznie chcą leczyć swoich bliskich. Ja, na przykład… nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Absolutnie.
Odsunąłem od ust kubek z kawą i spojrzałem na nietkniętego omleta i ledwie co nadgryzionego tosta. Nie było mowy bym wcisnął w siebie coś jeszcze, dlatego wstałem i przykryłem talerz z omletem drugim, chcąc włożyć to do lodówki. Max automatycznie odwrócił się i spojrzał na mnie trochę chyba zdziwiony.
— Nie zjadłeś…?
Nie jestem głodny — przerwałem mu.
— Ale…
Chcesz? — zrobiłem to ponownie, wyciągając talerz z nietkniętym omletem w jego stronę. Max też nic nie tknął, nie trzeba było być geniuszem, by to zauważyć, więc nie na miejscu było mi robienie jakichkolwiek wymówek. — No właśnie.
Schowałem to do lodówki, talerz z tostami zostawiając na stole (nie zeschną, he he he) i sięgnąłem po swój kubek, by wypić kawę. Gdy to zrobiłem, Max stojący przy zlewie wyciągnął po niego rękę, ale sam tam podszedłem i popchnąłem go biodrem w bok.
To był pierwszy kontakt fizyczny od dwóch dni, jaki zainicjowałem i od razu poczułem, że to za dużo.
Idź się ubrać, mamy zaraz wychodzić — powiedziałem, podwijając rękawy bluzy by umyć kubek.


Gazelle - 2018-12-06, 14:07

Jasne — odparł, nawet nie siląc się na to by to jedno słowo brzmiało ciepło, a przynajmniej normalnie. Miał spieprzony humor, i zresztą nie tylko on, skoro Ian nawet nie był w stanie zjeść śniadania. Cholera, co było nie tak...
Najgorsze było to, że nawet nie mieli czasu żeby o tym porządnie porozmawiać. A być może poza brakiem czasu występował również brak chęci.
Max był...zmęczony. Naprawdę zmęczony tymi nieporozumieniami.
Droga upłynęła im w większości w ciszy. Żałosnej, ciężkiej, męczącej ciszy. Tym razem to Max nie miał ochoty na rozmowę, za bardzo pochłonięty myślami. Chyba rzeczywiście powinien poruszył temat tego wydarzenia sprzed lat na terapii... I tego wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Potrzebował desperacko kogoś, kto przekona go, że przesadza, że hiperbolizuje, że za bardzo się przejmuje.
To...do zobaczenia wieczorem — mruknął na odchodne. Chciał przytulić Iana na pożegnanie, ale ten mu tylko skinął głową i odwrócił się, idąc w głąb bramy w kierunku salonu masażu.
Westchnął ciężko i sam ruszył w stronę redakcji. Musiał skupić się na pracy. Praca. Tak. To był dobry sposób na odciągnięcie się od idiotycznych myśli. Było zimno, w cholerę zimno, ale przejście tej drogi pieszo było dobrym pomysłem. Pomagało mu to odświeżyć umysł, czego bardzo tego ranka potrzebował.
— Hej, Max, mam coś dla ciebie. — Erika pomachała mu przed nosem papierową torbą, uśmiechając się szeroko.
O Boże, Erika, uwielbiam cię — powiedział ze szczerym zachwytem w głosie, gdy odkrył zawartość torby.
— Wczoraj chyba miałeś kiepski dzień, nie? Mam nadzieję, że dzisiaj już czujesz się lepiej, a jeżeli nie, to te makaroniki mają taki sekretny składnik, zjesz jednego i od razu ci będzie weselej. Potwierdzona informacja. Ale zachowaj ją dla siebie, powierzono mi to w tajemnicy. — Dziewczyna puściła mu oczko, a Max po prostu nie mógł się nie uśmiechnąć. Bardzo polubił swoją stażystkę, była niesamowicie sympatyczna i pracowita. Musiał jej w końcu postawić porządny obiad.
Właściwie, to już tego dnia zabrał ją i Sheryl na wspólny lunch do knajpki niedaleko redakcji, która była nieco droga, ale miała naprawdę przepyszne dania w ofercie.
— I jak? Ian był u tego masażysty? Musiałam się nieźle nagimnastykować żeby przekonać go do przyjęcia go przed godziną otwarcia — mówiła Sheryl, zabierając na widelec warzywa ze swojego talerza.
Yhm, dzięki wielkie za to. Wczoraj był cholernie spięty i obolały, potrzebował tego. No i był, był, napisał mi wiadomość że jest zadowolony — odpowiedział. Bo rzeczywiście, Ian był na tyle miły by wysłać mu zdawkowego smsa z rana. — I on też kazał ci podziękować.
— W porządku, cieszę się że się nie rozczarował.
— A skąd te bóle pleców, jeżeli mogę spytać? — wtrąciła się Erika. Zdążyła się już dowiedzieć, że Max ma chłopaka. Zdążyła się także nasłuchać, jak bardzo cudowny był ten facet, ale poza tym niewiele o nim wiedziała.
Ach, mówiłem ci o roadtripie, nie? — Dziewczyna skinęła głową. Trudno, żeby ją ta wiadomość ominęła. — No więc Ian z kumplem, który także z nami jedzie, ogarnia auto na tę wyprawę. No i poza tym jest tatuażystą, więc często się pochyla, a też za bardzo o te plecy nie dba. Muszę namówić go do tego, żeby częściej chodził na takie masaże. Może wykupię mu jakiś karnet na urodziny?
— A nie miałeś innych planów na ten dzień?
Miałem. I nadal mam. Ale to też mu się przyda, nie?
Chciał rozpieszczać swojego chłopaka, na tyle, na ile potrafił. Być może w taki sposób chciał mu zrekompensować także to, jak paskudny potrafił dla niego być, ale też naprawdę chciał uszczęśliwiać Iana.
Ian, Ian...
Chociażby nie wiadomo jak się starał, nie potrafił o nim nie myśleć. Zawsze gdzieś tam się przewijał w jego umyśle. Był w nim po uszy zadurzony i cieszył się że w końcu mógł mu wyznać swoją miłość, ale też...od tamtej pory nie miał okazji powiedzieć mu tego ponownie.

Po wyjściu z terapii miał bardzo mieszane uczucia. Bardzo. Przede wszystkim jeden, wielki mętlik w głowie.
Chyba najgorzej było mu zaakceptować coś, co Eisenhoffer stwierdził nadzwyczaj stanowczo, jak na siebie.
— Został pan zgwałcony.
Zgwałcony? Nonsens, to nie było...
— Ten mężczyzna wykonał na panu czynność seksualną wbrew pana woli. I mimo protestów, nadal to kontynuował. Tak, to jest gwałt.
Ale...ja się nie czuję...
— Czy na pewno?

Dalej nastąpiła analiza emocji Maxa, rozgrzebywanie tego całego syfu, wspominanie tych wszystkich paskudnych uczuć jakie uderzyły go tuż po tym jak ten facet...go wykorzystał (nadal wypierał myśl o jakimkolwiek gwałcie).
To wszystko było dla niego takie abstrakcyjne. Jakby to wszystko odbywało się gdzieś tam, z boku, jakby referował jakąś nieswoją historię, a mimo to, gdy o tym opowiadał...tak bardzo chciało mu się rzygać, czuł się tak paskudnie.
— A czy z pana obecnym partnerem zdarzyła się podobna sytuacja?
No, tak, to o czym mówiłem na początku, kiedy ja...
— Nie, pytam, czy pana partner zachował się tak wobec pana.
Max zrobił ogromne oczy. Skąd w ogóle taka sugestia?
Jeżeli chodzi o same takie zachowania w seksie...to tak, w sensie, oboje lubimy ostrzejszy seks. Ale nie w taki sposób, jak zrobił to tamten facet. Jezu, nie.
— Czyli wyrażał pan zgodę na takie praktyki?
Nie zawsze wyrażałem zgodę. To znaczy, nie zawsze w bezpośredni sposób, o. Ale ta zgoda zawsze była, nie sprzeciwiałem się, podobało mi się to, to nigdy nie było coś porównywalnego do tamtej sytuacji — mówił stanowczo, nieco wręcz defensywnym tonem, bo jeżeli Eisenhoffer właśnie próbował zasugerować, że Ian go w jakikolwiek sposób
wykorzystywał, to Max nie zamierzał się na to godzić. Absolutnie nie.
To, co wyniósł z dalszej rozmowy z terapeutą, to było przede wszystkim to, jak ważna była kwestia komunikacji w seksie. Wiedział o tym, zawsze wiedział, ale właściwie nigdy z Ianem nie mieli dyskusji na temat granic. Zawsze jakoś udawało im się ich nie przekraczać bez rozmowy. Aż do czwartku...
Max nigdy nie poczuł się, jakby Ian kiedykolwiek przekroczył jego granice. Nawet, gdy obchodził się z nim brutalnie, Maxowi naprawdę się to podobało. To nie było zupełnie porównywalne z tym, co zrobił tamten facet, który podobno go zgwałcił (nadal uważał, że to określenie było mocno na wyrost) – nigdy przy Ianie nie poczuł się tak brudny, skalany, wykorzystany. Nawet gdy Ian określał go kurewką, suką to te słowa nigdy nie brzmiały tak, żeby Max czuł się z nimi źle.
I sam właściwie zastanawiał się, dlaczego to było tak, że te praktyki, które odrzucały go w kontakcie z innymi mężczyznami, z Ianem były dla niego tak świetne. I wtedy Eisenhoffer uświadomił mu bardzo mądrą rzecz:
— To nie jest tak, że dana pozycja, fetysz, praktyka seksualna zawsze musi odrzucać. Bo z jednym mężczyzną mogło dla pana być coś obrzydliwego, a z innym nabiera to innego wymiaru, wręcz jakiejś bliskości. To naprawdę nie jest kwestia, którą powinno się wciskać w ścisłe ramy, traktować je w sposób kategoryczny i niezmienny. Dlatego nie ma pan powodu do wyrzucania sobie, że z obecnym partnerem te praktyki dają panu przyjemność, jeżeli szczerze ją pan odczuwa, bez zmuszania się do tego.
A jeżeli Max był czegoś cholernie pewien, to właśnie tego, jak bardzo uwielbiał seks z Ianem.
Musiał z nim porozmawiać, przeprowadzić przede wszystkim rozmowę o granicach. Może to było coś, co tworzyło ostatnimi czasy tę dziwną barierę między nimi? Może właśnie ta kwestia była czymś, co nie pozwalała zakończyć ciągnącego się irytująco tematu?


effsie - 2018-12-06, 15:00

Ten masaż był naprawdę, naprawdę dobrym pomysłem i przekonałem się o tym już na samym początku, gdy koleś położył swoje ręce na moich plecach. To nie tak, że byłem tak obolały, jak starałem się przedstawić to Maxowi, nie, całkowita nieprawda – ale i tak godziny ślęczenia w tej pozycji zrobiły swoje, ta sytuacja z moim chłopakiem teraz też… i potrzebowałem się zrelaksować. Temu człowiekowi się to udało i przez tę godzinę naprawdę zapomniałem o bożym świecie – czułem się tak dużo lżej, tak bardzo lepiej, nawet napisałem wiadomość z prośbą, by podziękował ode mnie Sheryl (mogłem napisać jej bezpośrednio, w końcu MIELIŚMY SIĘ JUŻ W ZIOMKACH NA FEJSIE, ale w ten sposób upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu i takie tam), bo sam nie wiedziałem, jak bardzo tego potrzebowałem.
Ale niestety jeden masaż nie mógł wszystkiego wyczyścić i unormować. Miałem tego dnia dwóch klientów, a potem wróciłem do domu i tam – przy głośnej muzyce – też skupiłem się na pracy, którą ostatnio zaniedbałem. Z niczym nie zalegałem, nie musiałem przesuwać terminów, ale nie miałem już takiego zapasu czasowego jak zwykłem i to zaczynało mnie powoli też stresować, a absolutnie nie mogłem sobie na to pozwolić. Dlatego siedziałem przy swoim stole, przy głośnych dźwiękach udało mi się skupić na pracy. W końcu zrobiłem sobie przerwę na fajkę i zorientowałem się, że było już dość późno – że Max jakoś właśnie kończył swoją terapię i najpewniej niedługo wpadnie do domu. A choć sam kazałem mu porozmawiać o tym z tym lekarzem… nie wiedziałem, czy byłem gotów usłyszeć, co ten mu powiedział.
Nie. Prawdę mówiąc, byłem pewien: w ogóle nie byłem na to gotów.
Dlatego też uruchomiłem fejsa i zerknąłem na listę osób online, a potem napisałem do pierwszej z nich, z którą miałem o czym gadać, z którą mogłem spędzić miły wieczór, ale jakoś tak się złożyło, że od dawna tego nie zrobiliśmy. I już, parę chwil później miałem na sobie buty i kurtkę (zerknąłem na deskę opartą o ścianę, ale nie, wciąż było za zimno) i zbiegałem po schodach. I choć nie musiałem się nikomu tłumaczyć, wysłałem Maxowi lakoniczną wiadomość „idę na piwo z ziomkiem”, żeby nie myślał, że, nie wiem.
On po prostu lubił wiedzieć, co robię, więc mu mówiłem.
I poszedłem. I wypiłem. Piwo, dwa, trzy, ale trzy piwa niestety nijak nie były w stanie wprawić mnie w stan upojenia alkoholowego – na co, swoją drogą, miałem ogromną ochotę, ale musiałem poczekać z tym do piątku. Bo praca, bo Max, bo… ech. Spędziłem z kumplem naprawdę miły wieczór, tak miły, jak pozwalały na to okoliczności, w których się znalazłem; nawet pobawiłem się trochę w skrzydłowego, gdy jakaś para dziewczyn zagadała nas w barze, robiąc z siebie debila, by tylko postawić mojego ziomka w dobrym świetle. Chyba mi się całkiem udało, bo nie tak długo później żegnałem się z nim i ewakuowałem do domu, wybierając spacer zamiast podróży metrem.
Gdy stanąłem przed wyborem do jakiego mieszkania wejść, bez wahania wybrałem swoje drzwi. Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że nie spotkam tam Maxa – a gdyby jutro pytał, czemu nie przyszedłem do niego, wskazałbym rozłożone w moim mieszkaniu posłanie z koców jako najlepszą wymówkę.


Gazelle - 2018-12-06, 15:36

Idę na piwo z ziomkiem.
Aha.
To było dokładnie to, czego Max chciał po powrocie z ciężkiej sesji terapeutycznej: wrócić do pustego mieszkania, bo jego chłopak, z którym bardzo chciał porozmawiać stwierdził, że spontaniczne piwo z ziomkiem jest jednak ważniejsze.
I w zasadzie teoretycznie nie mógł mieć do niego o to pretensji, przecież Ian był dorosłym, wolnym człowiekiem i mógł robić ze swoim czasem to, co chciał. Ale to on nakłaniał go do tego, żeby poruszył na terapii tamten temat. Z pełną świadomością, że to wcale nie była rzecz łatwa do poruszenia. I, naprawdę, nie musiał być geniuszem, aby się zorientować że Max po wszystkim będzie potrzebował wsparcia. A on...zwyczajnie się na niego wypiął. Bo tak właśnie odczuł to Max. Jakby własny chłopak miał go w dupie. Może dlatego tak nalegał na to, żeby porozmawiał o tym z Eisenhofferem? Bo sam nie chciał się z tym mierzyć, więc uznał że najlepiej będzie jak Max to omówi z lekarzem, a on będzie mieć spokój? I może to właśnie dlatego zachowywał się wcześniej tak dziwnie?
Czas mijał, a w Maxie narastały wątpliwości, wkurzenie, i pojawiało się milion pytań bez odpowiedzi.
Ale przede wszystkim był rozczarowany. Bardzo rozczarowany. Nie wiedział, czy bardziej Ianem, czy sobą i swoimi najwyraźniej wydumanymi oczekiwaniami względem swojego partnera. Ale było mu po prostu źle. Bo przecież dopiero co dowiedział się, że podobno został zgwałcony...i musiał trawić to w samotności.
Oczywiście, mógłby się spotkać z Sheryl czy z Irwinem, ale w tym momencie najbardziej potrzebował bliskości swojego chłopaka. Tego kojącego ciepła, najlepszego wsparcia. Najwyraźniej nie zasłużył na taki luksus.
Siedział w kuchni i pił herbatę, kiedy usłyszał dźwięk przekręcanego zamka dobiegający z korytarza. Huh, Ian nawet nie był w stanie do niego zajrzeć. A Max tym bardziej nie zamierzał się narzucać. I uważał, że miał wszelkie prawo do tego, żeby być na Iana obrażonym. Nie miał ochoty go widzieć, ani w tym momencie, ani rano. Być może nawet do swojego powrotu z Nowego Orleanu. Zaczynał w końcu dostrzegać pozytywy tego samotnego wyjazdu.
W każdym razie, położył się spać samotnie (tuląc Koalę, bo ten pluszak dawał mu jakieś dziwne ukojenie). I wstał również samotnie, pół godziny wcześniej niż zazwyczaj. Po cichu wszedł do mieszkania Iana, żeby zostawić mu śniadanie (nie mógł się powstrzymać, mimo iż miał ochotę szczerze się na niego wypiąć) zanim ten się obudził. Nie odezwał się, nie przywitał. Po prostu wrócił do siebie, wziął prysznic, ubrał się i wyszedł do pracy, znowu czując ten cholerny ciężar w sercu.


effsie - 2018-12-06, 16:09

Obudziłem się rano i zacząłem robić te wszystkie zwykłe, normalne rzeczy, które wtedy się robi: siku, umyć ręce, twarz, zapalić fajkę, ogarnąć kawę… Wtedy też dostrzegłem na stole śniadanie i przez chwilę zgłupiałem (czy już lunatykowałem?), ale potem zrozumiałem, że musiał mi je przynieść Max.
I…
Tak bardzo nie wiedziałem. Tak bardzo, że to było straszne, naprawdę, to, jak chciałem by wszystko było jasne i czytelne. Nie wiedziałem, co ten doktor mu powiedział, czy Max już wiedział, co mu zrobiłem, czy już to sobie uzmysłowił, czy już miał mnie za potwora… chyba nie, miałem nadzieję, skoro przede mną stało to śniadanie, ale z jakiegoś powodu go tu nie było obok, z jakiegoś powodu mnie nie obudził, z jakiegoś powodu mnie unikał i…
Niewiele myśląc, tak, jak stałem, w samych bokserkach poszedłem do jego mieszkania, ale odbiłem się od zamkniętych drzwi. Zapukałem i odpowiedziała mi cisza.
Tak bardzo nie chciał mnie widzieć?
Zacisnąłem zęby, wracając powoli do siebie i stanąłem jeszcze raz, twarzą w owsiankę, ze śniadaniem, które przygotował mi Max i tak jak chyba jeszcze nigdy, poczułem się strasznie zagubiony. Nie wiedziałem, na czym stoję, nie rozumiałem, co się działo, nie wiedziałem, czy…
Tak, byłem winny, to nie ulegało żadnym wątpliwościom, ale czy byłem naprawdę tak głupi oczekując, że… że co? Czego ja chciałem? Żeby Max powiedział mi, że nic się nie stało? Przecież stało się i nawet bym w to nie uwierzył. Że wszystko jest w porządku? Przecież nie było. Nie rozumiałem, czego sam chciałem, czego od niego oczekiwałem, ale w jakimś stopniu oczekiwałem, że ta wizyta u jego terapeuty w magiczny sposób rozwiąże problem.
Ale nie chciał mnie widzieć. Jasno mi to powiedział, informując mnie, że wstał, przynosząc mi to śniadanie, a potem zamykając się w swoim mieszkaniu. I choć jeszcze cztery miesiące temu bym go męczył, nawiedzał, przeskakiwał przez barierkę i pukał do okna, teraz… teraz było inaczej i musiałem uszanować tę prośbę.
Dlatego sam szybko się ubrałem, sprawdziłem, czy w mojej torbie na siłkę są wszystkie rzeczy i rajtowałem z mieszkania, by wiedział, że mógł spokojnie wyjść i nie będę ścigał go na klatce.
Czy naprawdę tak bardzo nie chciał mnie widzieć? Czy naprawdę miał mnie dość? Wiedziałem, że to żadne usprawiedliwienie, ale ja naprawdę nie chciałem zrobić nic złego, nic, co by go… po prostu nie wiedziałem i…
To było tak bardzo nieważne, a ja tak bardzo zdawałem sobie z tego sprawę. Czułem się jak ostatni gnój i resztkami silnej woli powstrzymywałem się, by do niego nie zadzwonić, by nic nie napisać, ale tylko odczytał moją wczorajszą wiadomość i nawet nic nie odpisał. Jeśli ten lekarz powiedział mu… jeśli uświadomił mu… mógł przecież nie chcieć ze mną rozmawiać. A ja naprawdę nie chciałem jeszcze bardziej zabierać mu jakiegokolwiek poczucia komfortu.
Ale co jeśli… Zagryzłem wargę, sprzątając po jednym kliencie w oczekiwaniu na kolejnego. Max miał tego pieprzonego bordera i nie wiedziałem może, co to wszystko oznaczało, ale przecież miał swoje ataki, miał swoje rzeczy… chciałem wiedzieć, że się chociaż jakoś trzymał, nawet jeśli on nie chciał mi o tym mówić, dlatego w końcu wyciągnąłem telefon i napisałem wiadomość do Sheryl:
» Z Maxem wszystko okej? Jest w pracy? Jeśli nie, mogłabyś do niego zadzwonić?
To było bardzo samolubne, wiedziałem, ale musiałem chociaż trochę uspokoić swoje nerwy.


Gazelle - 2018-12-06, 16:48

Sheryl uniosła brew, patrząc się na ekran swojego telefonu. A potem spojrzała na siedzącego przy swoim biurku Maxa.
>>Tak, jest w pracy. Jest dziwnie...podirytowany. Domyślam się, że coś między wami się stało.
Wysłała tę wiadomość i powróciła do obserwacji swojego przyjaciela. Od rana był nerwowy, jakby wstał lewą nogą, ale za cholerę nie mogła od niego wyciągnąć, co się stało. Wcześniej myślała, że może po prostu Max miał jakiś gorszy dzień, ale po wiadomości od Iana...
Westchnąwszy, podniosła się ze swojego krzesła i podeszła do przyjaciela.
— Max...pokłóciłeś się z Ianem, prawda?
O co ci znowu chodzi? — Max obrócił się gwałtownie. — Mówiłem ci już, że nic się nie stało.
— Max, proszę, nie denerwuj się. Widzę, że coś cię gryzie cały dzień. Może poczujesz się lepiej, gdy o tym porozmawiamy?
Max prychnął.
Jasne, porozmawiamy — powiedział gorzko. — Wszyscy to mówią. Że najlepsza jest rozmowa, że rozmowa pomaga poukładać pewne rzeczy, że po rozmowie będzie lepiej i lżej, a to gówno prawda, bo te zasrane rozmowy jeszcze bardziej wszystko komplikują!
Erika siedząca obok wzdrygnęła się, gdy Max podniósł głos, i spojrzała na niego ze zdezorientowaną miną.
— Chodźmy po kawę — powiedziała autorytarnie Sheryl, pociągając Maxa za nadgarstek. Gdy stanęli przed automatem przy w miarę pustym korytarzu, rudowłosa powiedziała przyjacielowi o wiadomości od Iana.
— Martwi się o ciebie, ale z jakiegoś powodu pisze do mnie. O co wam poszło?
Chciałbym to wiedzieć! — wyrzucił z siebie Max, opierając się o automat. — Ale, ja pierdolę, on jest naprawdę bezczelny. Kurwa, serio napisał wiadomość do ciebie żeby dowiedzieć się co ze mną? Co to niby ma być! Nie, ja...ja nie mogę tego tak zostawić. Nie ma, kurwa, opcji. To się nazywa tupet, ja pierdolę. Wczoraj mnie unika, a teraz nawet nie ma jaj by się do mnie odezwać? I co, mam docenić to, jak wielce zatroskany jest? Pierdolę. Pokażę mu gdzie mam jego zasraną troskę.
— Max, co ty...
Sheryl, kochanie, wiem że ostatnio o wiele cię proszę, ale mogłabyś wymyślić dla mnie jakąś ściemę? Bo muszę iść do tego kretyna. Nie wytrzymam do końca dniówki, a poza tym on mi jeszcze gdzieś może zwiać i...
— Postaram się — westchnęła kobieta. — Leć.
Dziękuję! — przytulił przyjaciółkę i ucałował jej oba policzki. Wrócił do biura, żeby zabrać swoje rzeczy i wybiegł szybko z redakcji, łapiąc pierwsze lepsze metro na Queens. Nie miał pojęcia, o co chodziło Ianowi, ale zamierzał w końcu się dowiedzieć.
I w dupie miał to, że Ian był zajęty pracą. Mógł go nie wkurwiać.
Hej, Monaghan — odezwał się głośno, wchodząc do dobrze mu znanego lokalu. — Zamierzasz ze mną porozmawiać, czy mam ze sobą przyprowadzić Sheryl, skoro tak się boisz nawet do mnie napisać?


effsie - 2018-12-06, 17:12

Sheryl mi odpisała i odetchnąłem z ulgą. Zablokowałem telefon, bo w studiu pojawiła się akurat moja kolejna klientka, zresztą, nie miałem nawet co odpisywać. Max był w pracy, może, jak nazwała to Sheryl, podirytowany, ale przynajmniej tam był, nie zamknął się w tych czterech ścianach i nie…
Czyli po prostu tak bardzo nie chciał mnie widzieć. To było tylko i aż to.
Trudno było mi skupić się na rozmowie z dziewczyną, której poprawiałem dziarkę, która rozlała się jej przez innego typa – i z tym też czułem się jak debil. Nawet nie potrafiłem do końca sprawić, by czuła się tu swobodnie i na całe szczęście to był naprawdę niewielki tatuaż, a ja chwilę potem zawijałem go w folię. Rozmawiałem jeszcze z moją klientką, prowadząc zwyczajowy small talk i starając się być swobodnym, kiedy burza wpadła do mojego studia.
Tu-dum, tu-dum, serce nagle wybiło mi jakiś niespokojny rytm i miałem wielkie szczęście, że właśnie nie trzymałem maszynki, bo ręce zaczęły mi się niezdrowo trząść. Wybałuszyłem oczy, na jego osobę i na jego słowa i zdołałem z siebie tylko wybąkać:
Cześć.
Moja klientka też była zdezorientowana, zresztą, kto by nie był, ale widząc tę cała sytuację wybąkała:
— Dobra… to dzięki, cześć.
I wyszła, zresztą przez drzwi, w których przepuścił ją Max, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
Był zły i nie trzeba było się nad tym specjalnie zastanawiać, by to zauważyć.
Nie myślałem, że ci o tym powie — mruknąłem, pocierając swoje ramiona dłońmi, bo nagle objął mnie chłód, chyba nie tylko od podmuchu zimnego powietrza, który wpadł przy otwieraniu drzwi. Naprawdę nie spodziewałem się, że trzeba było Sheryl dodawać instrukcję pod tytułem „nie mów Maxowi, że pytałem”, to było dla mnie jasne jak słońce i nawet o tym nie pomyślałem.


Gazelle - 2018-12-06, 17:18

I tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nie wierzę, że możesz być tak bezczelny! — syknął. Oparł się o próg, zaplatając ręce na klatce piersiowej, i rzucał w swojego chłopaka gromy spojrzeniem. Był wkurwiony, a Ian wcale nie pomagał mu tego wkurwienia opanować.
Powiedziała mi, bo się przejęła. Ja też się przejmuję. Bo nie mam zielonego pojęcia o chuj ci chodzi, Ian. I jeżeli masz zamiar mnie unikać, jeżeli wolisz sobie wyskoczyć na piwko, zamiast...kurwa, chociażby być przy mnie, kiedy cię potrzebuję, to błagam, nie baw się w pokazywanie, jakim ty to nie jesteś troskliwym chłopakiem, bo ja tego nie kupuję.
Nie zamierzał ważyć słów, być delikatnym, wyrozumiałym. Miał dość. Miał dość czego, co się działo, a najbardziej tego, że nawet nie wiedział co to dokładnie było. I co sprawiało, że Ian zaczął się od niego tak oddalać.
I jaką wymówkę teraz wymyślisz, żeby ze mną nie porozmawiać? — dodał oskarżycielsko. Bo po tej wiadomości do Sheryl...był już pewien, że wczorajsze piwo było tylko wymówką. Wymówką, żeby nie widzieć się z Maxem, żeby się z nim nie konfrontować. Chuj wie z jakiego powodu, i właśnie to od tego chuja chciał wyciągnąć.


effsie - 2018-12-06, 17:29

Byłem bezczelny?
Ja miałem zamiar go unikać?
Bawiłem się w pokazywanie, jaki jestem troskliwy?
I, przede wszystkim, potrzebował mnie?
Zmarszczyłem brwi, słuchając tego, co wylewało się z ust Maxa, wkurwionego, wściekłego Maxa i nie rozumiałem tej sytuacji. Jasne, wczoraj… wyszedłem z domu, tak, po to, by dać mu czas… na podjęcie decyzji, czy chciał się ze mną widzieć, czy nie, decyzji, którą jasno mi rano zakomunikował. Ale co miało znaczyć to wszystko o tym, że Max mnie rzekomo potrzebował? Kiedy? W niedzielę, gdy siedziałem cały dzień u Bety? Czy wczoraj?
Nie wiedziałem, co tam się stało wczoraj, u tego Eisenhoffera, czy jak było temu doktorowi od czubków, a ten temat… zżerał mnie całego i skoro Max tu był, pultając się do mnie z pianą, odważyłem się zapytać:
Co powiedział ci wczoraj twój lekarz?
Mój głos był cichy i spokojny, tak daleki od tego, którym posługiwał się Max, tak daleki od tego, jak ze zdenerwowania cały się już zacząłem pocić, jednocześnie czując dreszcze zimna.


Gazelle - 2018-12-06, 17:37

Nawet ten spokojny ton głosu Iana doprowadzał Maxa do szału. Naprawdę był wkurzony, zraniony, a Ian nie przejawiał nawet cienia skruchy. Nic. A chociaż ten jeden raz był przekonany, że wcale nie przesadzał ze swoją reakcją, że miał pełne prawo do tego, żeby się tak czuć.
Teraz mnie o to pytasz? Wow, Ian, super, doceniam twoje zainteresowanie. Doceniam także to, że nie odniosłeś się do niczego co ci przed chwilą powiedziałem — warknął. Nosiło go i nie mógł wytrzymać w jednym miejscu, ale też nie zamierzał podchodzić do Iana. — Szczerze? Nawet nie wiem czy chcę teraz o tym z tobą rozmawiać. Jeżeli jest to wymuszone zainteresowanie, to jakoś mnie to nie zachęca. Powiedział mi sporo rzeczy, o których chciałem też z tobą porozmawiać, chciałem, żebyś wiedział...ale może ciebie to w ogóle nie interesuje, co?
Rzucił oskarżeniem w Iana, zupełnie nie przejmując się tym, czy słusznie czy nie. Po zachowaniu Iana mógł pomyśleć, że ten rzeczywiście ma jego problemy gdzieś, skoro nawet nie mógł się zdobyć na to, by...
Jeżeli nie chciałeś ze mną rozmawiać, to mogłeś mi po prostu to powiedzieć, wiesz? Dać znać, że ten temat jest dla ciebie za ciężki, albo że cię to nie interesuje, cokolwiek. Ale ty po prostu mnie olałeś. Wolałeś wyjść sobie z ziomkiem na piwo, a potem nawet nie raczyłeś do mnie zajrzeć. To mnie zabolało, Ian — mówił już głosem mniej wkurzonym, a bardziej po prostu zranionym, smutnym.


effsie - 2018-12-06, 18:00

On to tak odbierał?
Że go olałem, że nie zwracałem uwagi na to, jak się czuł, że dlatego wyszedłem, że dlatego…?
Byłem…
Kurwa mać. Przecież właśnie tak było.
Olałem go. Wolałem sobie wyjść, nie raczyłem do niego zajrzeć, a jego to zabolało. Ale skąd miałem wiedzieć, że… Przecież gdyby mi odpisał, że w porządku, że będzie w domu i porozmawiamy albo że nie idź, Ian, bo cię potrzebuję, no kurwa. Przecież nie znaliśmy się od wczoraj, przecież wiedział, że może to zrobić, a ja tylko chciałem mu dać czas i przestrzeń, może, to prawda, nieco opóźnić moment kiedy…
Ale nie zamierzałem mu tego mówić, robić mu wyrzutów sumienia, cokolwiek wypominać, bo miał prawo, miał prawo być na mnie zły, prawdę mówiąc, trochę mi ulżyło. Że był na mnie zły. Bałem się tego, bardzo, ale to przynajmniej znaczyło, że…
Tylko jak zawsze. Jak zawsze, kurwa, Ian Monaghan, myślący tylko o sobie.
Przepraszam — powiedziałem cicho, nie ruszając się o krok. Miałem go za co przepraszać, za wiele rzeczy, ale jednocześnie odnosiłem wrażenie, że moje słowa są tak strasznie puste. — Interesuje mnie. Ale rozumiem, że możesz nie chcieć… nie chcieć ze mną o tym rozmawiać — powiedziałem jeszcze ciszej. — I wiem… i… — powstrzymałem się od powiedzenia mu nie chciałem, bo to nie była żadna wymówka. Wiedziałem, co mu zrobiłem i przeszły mnie jeszcze większe ciary. — Nie chciałem cię olewać tylko dać ci przestrzeń… nie wiedziałem, czy chcesz ze mną gadać.


Gazelle - 2018-12-06, 18:09

Nie zorientował się, jak bardzo był spięty, dopóki po słowach Iana nieco się nie rozluźnił. Oczywiście, że zwykłe przepraszam to było za mało, by wkurzenie Maxa nagle zniknęło, ale zdecydowanie czuł się lepiej po usłyszeniu tego durnego słówka. A skoro wypowiadał je Ian, to był pewien że przeprosiny były szczere. Jego chłopak nie był z pewnością osobą, która powiedziałaby mu to tylko po to by go uspokoić.
Chociaż? Nie podejrzewał go też o to, że go tak oleje, jak poprzedniego dnia. Po tych wszystkich zapewnieniach o wsparciu, po zachęcaniu Maxa do tego, żeby mówił Ianowi kiedy czuje się źle...
Niemniej Ian wyglądał jakby naprawdę było mu przykro. I nie mógł zakrzywiać rzeczywistości i udawać, że wcale nie.
Przestrzeń? Nie chciałbym z tobą gadać? O czym ty mówisz, Ian? Tak, jakbyś mnie nagle zupełnie nie znał. Gdybym potrzebował przestrzeni, to byś o tym wiedział, ale nie dałeś mi szansy o tym zadecydować, po prostu sam założyłeś, że będzie lepiej jak się ulotnisz, prawda? Chcę z tobą porozmawiać, ale nie chcę cię zmuszać do rozmowy, bo to nie ma sensu. A jeżeli chcesz jednak rozmawiać...to powiedz mi, masz teraz jakiegoś klienta? Kiedy będziesz wolny? Bo chcę z tobą porządnie porozmawiać. W końcu. Bo od tej soboty...praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy. I nie mam kurwa pojęcia dlaczego, ale denerwuje mnie to. I sprawia, że czuję się taki...zagubiony, zdezorientowany, bezsilny. Bo...nie wiem, czy przestraszyło cię moje wyznanie, czy nie czujesz się przy mnie źle, czy masz dość bycia w związku z facetem z problemami...nie wiem, nic nie wiem. I to jest dobijające — wyznał, przenosząc w końcu wzrok z Iana na podłogę.


effsie - 2018-12-06, 18:16

Wybałuszyłem oczy ze zdziwienia.
Czuję, ale przecież nie mam cię dość, czemu bym miał? Jeśli już to ty możesz nie chcieć… więcej na mnie patrzeć, dokończyłem w myślach, zaciskając wargi. — Nie powinieneś być teraz w redakcji? Czemu tu teraz przyszedłeś? — zorientowałem się nagle.


Gazelle - 2018-12-06, 18:23

Max podniósł wzrok tylko po to by pokazać Ianowi bezsilność wypisaną na swojej twarzy. I to zmęczenie. Nie fizyczne, ale emocjonalne. Gdy wkurzenie w końcu z niego schodziło...zaczęło o sobie przypominać to cholerne uczucie wypompowania.
To powiesz mi, dlaczego się tak czujesz? I o co ci chodzi, czego miałbym nie chcieć i dlaczego? — pytał, bo nadal nie rozumiał o czym Ian mówił, do czego w ogóle się odnosił, co w tej głowie się pojawiło.
Powinienem. Ale...musiałem się z tobą zobaczyć. Mogę na ciebie zaczekać, jeżeli teraz nie masz czasu na rozmowę — zapewnił. Byleby nie odsuwać tej rozmowy w nieskończoność, na to naprawdę nie miał już siły.
Powrót do pracy także nie wchodził w grę. Wiedział, że powinien, że zachował się po szczeniacku, rzucając swoje obowiązki żeby przyjechać specjalnie po to by nawrzucać swojemu chłopakowi, ale i tak nie byłby w stanie pracować w takim wzburzeniu. Za dużo działo się w jego głowie, by mógł tam wcisnąć myślenie o pracy.


effsie - 2018-12-06, 18:35

Mogłem mu powiedzieć, że nie mam czasu, żeby poczekał w kawiarni w okolicy i tam przyjdę, ale to byłaby nieprawda – i już nie chodziło nawet tylko o to, że kiedyś tam udostępniłem Maxowi mój kalendarz służbowy, by nie musiał dopytywać się, o której danego dnia kończę. Po prostu…
Muszę tu tylko posprzątać, ale to może poczekać — powiedziałem, sięgając po swoją bluzę, którą wsunąłem przez głowę, licząc na to, że to chociaż trochę odgoni to paskudne uczucie chłodu, które ogarniało mnie zewsząd.
Podszedłem tylko do stolika i sięgnąłem po butelkę z wodą, odkręcając ją i zwilżyłem nieco gardło. Bardzo chciało mi się pić, sam nie wiem dlaczego.
Max kiwnął głową i podszedł do sofy, na której usiadł, a ja sam sięgnąłem bo swoje krzesło i przesunąłem je na drugą stronę pomieszczenia. Nie chciałem siadać obok Maxa, bo nie wiedziałem, jak on…
O czym chcesz porozmawiać? — spytałem cicho, naprawdę nie wiedząc, od którego momentu rozpocząć tę rozmowę.


Gazelle - 2018-12-06, 19:34

Poczuł niewypowiedzianą ulgę. Bo...chyba nie dałby rady zbyt długo tkwić w tym napięciu. Musiał w końcu z siebie to wszystko wyrzucić, musiał w końcu wyciągnąć z Iana to, co on najwyraźniej przed nim ukrywał.
Wiesz, co mi powiedział Eisenhoffer? Że zostałem zgwałcony — zaczął bez ogródek, nie próbując nawet uczynić czegokolwiek, by zabrzmiało to bardziej znośnie. — Nie wiem, chyba się z tym nie zgadzam, wiem, że zostałem wykorzystany, ale nie czuję się w porządku nazywając to...w taki sposób. W sensie...nie, to mi kompletnie nie pasuje. Nie czuję się ofiarą gwałtu, ani nic. Ale ciężko było to usłyszeć. Po prostu...nie wiem, przez tak długi czas wypierałem z siebie w ogóle to, że coś takiego miało miejsce. Wypierałem ze swojej świadomości wiele rzeczy, bo tak było łatwiej. Ale teraz...teraz w końcu się z tym mierzę i...jest tego więcej, niż myślałem. I...wiem, że nie powinienem nic od ciebie...wymagać...ale potrzebowałem cię — wydusił z siebie w końcu, już mniej pewnym tonem niż wcześniej. — Po prostu. Żebyś był. I jakoś, po prostu, założyłem że się domyślisz. Poza tym chciałem też z tobą porozmawiać o czymś innym. Bo po rozgrzebywaniu tamtej gównianej sytuacji, Eisenhoffer zmusił mnie do analizowania innych moich relacji. W tym tej naszej. I doszedłem do pewnych wniosków dzięki temu. Chyba próbował...zmusić mnie do tego, żebym się zastanowił, czy aby z tobą nie robię czegoś wbrew swojej woli. Zakładam, że takie były jego intencje. Ale...nie, nigdy tak nie było. Nigdy, serio. Nigdy nie poczułem się z tobą w jakikolwiek sposób porównywalnie jak wtedy z tamtym gościem. Uwielbiam nasz seks. A z innymi facetami...nie przepadałem za seksem na ostro. Byłem obrzydzony po tamtym facecie. I to wydawało mi się takie dziwne, dlaczego w takim razie z tobą jest tak dobrze. Eisenhoffer pomógł mi w uświadomieniu sobie, że preferencje wcale nie muszą być sztywne, i skoro naprawdę czułem obrzydzenie w tamtej sytuacji, a z tobą coś zupełnie przeciwnego, to jedno wcale nie pozbawia autentyczności drugiego. I to jest takie...wow, wydaje mi się, że niby oczywiste, ale z drugiej strony bardzo ważne, wiesz? No, ale sednem tego i tym, o czym chciałem z tobą porozmawiać, są kwestie granic. Bo póki co wydaje mi się, że zawsze przychodziło nam to tak zupełnie naturalnie, żeby robić rzeczy które nam się podobają i nie wywołują dyskomfortu. Do czasu, kiedy ja tych granic nie przekroczyłem. I myślę, że warto je ustalać. Żeby nigdy już nie dochodziło do takich sytuacji, żeby żaden z nas nie poczuł się nigdy skrzywdzony. Co o tym sądzisz? — spojrzał na Iana. — No, a poza tym chcę z tobą porozmawiać o tym, skąd wynika to twoje zachowanie z ostatnich dni. Bo wcześniej myślałem, że sobie to wmawiam, ale chyba jednak miałem rację sądząc, że zachowujesz ode mnie jakiś dystans? To ma coś wspólnego z tym, co ci wyznałem, prawda?


effsie - 2018-12-06, 20:17

Zgwałcony.
Zgwałcony.
To słowo, gdy je usłyszałem, odbiło się wielkim echem w mojej głowie i zmroziło mnie, na chwilę tak, że kolejne słowa Maxa docierały do mnie jakby przez szybę, przez mgłę, takie… Mówił coś, widziałem, bo poruszał ustami, ale…
Jego lekarz powiedział mu, że Max został zgwałcony, że… czy to była prawda? Czy ja też mogłem… ale przecież nie chciałem… Przecież Max nic nie mówił…
Mierzył się z tym? Było tego więcej, niż myślał? Takich kolesi jak tamten jeden, takich sytuacji? O co mu chodziło? Słuchałem go, starałem się, naprawdę, ale każde kolejne słowa robiły mi jeszcze większy mętlik w głowie. Ten lekarz… i to analizowanie naszej relacji, przechodziły mnie ciarki i podniosłem zdziwiony wzrok na Maxa, gdy mówił, że nigdy tak nie było. Że nie czuł się jak z tym kolesiem i przez chwilę poczułem jakąś zapowiedź ogromnej ulgi, ale… czy mogłem w to wierzyć?
Miałem tak wielki mętlik w głowie. Słowa Maxa… chciałbym w nie uwierzyć, bardzo, ale to byłoby jak próba wytłumaczenia tego, co się stało, jak wyjście z tego bez żadnej kary, nie branie na siebie żadnej odpowiedzialności, a, Jezu, byłem. Byłem odpowiedzialny, bardzo, strasznie.
Tak — przytaknąłem Maxowi powoli. — Warto ustalać granice — zgodziłem się, bo tego jednego byłem pewien. A później zamilkłem na chwilę, starając się zebrać myśli, ustalić cokolwiek, wpierw z samym sobą, nim zrobię to z Maxem. Byłem zagubiony, bardzo, zestresowany i bałem się go dotknąć. — Twój lekarz twierdzi, ze zostałeś… zgwałcony… i że to wypierasz? — spytałem, chociaż przecież już sam znałem odpowiedź. — Max…
Max co? Co ja właściwie chciałem mu powiedzieć? Że miałem nadzieję na co? Na to, że ten lekarz magicznie rozwiąże sprawę, a nie…
Gdybyś mi powiedział, że mnie potrzebujesz… nie wiedziałem, naprawdę. Czuję się tak strasznie źle z tym, że musisz przeze mnie przez to jeszcze raz przechodzić.


Gazelle - 2018-12-06, 21:51

Maxa nadal przytłaczała...abstrakcyjność całej sytuacji. Bo w jednej chwili dowiedział się, że niby został zgwałcony. Zgwałcony. To brzmiało tak strasznie...a do Maxa wciąż nie potrafiło to dotrzeć. Zdawał sobie sprawę, że definicje prawne bywały różne – i kierując się tylko nimi, w niektórych państwach to zachowanie wcale nie zostałoby nazwane gwałtem, natomiast w specyficznym prawie Stanów Zjednoczonych ta kwestia była nieco bardziej szeroko pojmowana. Ale przede wszystkim społeczna definicja gwałtu się rozrastała, z którym to postulatem Max naprawdę się zgadzał. I gdyby usłyszał, że coś takiego spotkało znajomą mu osobę, bez wahania uznałby to za gwałt. Ale jakoś...ciężko było mu patrzeć na siebie tymi samymi kategoriami. Z jakiegoś dziwnego powodu po prostu nie czuł się okej z nazwaniem tego w taki sposób. Uciekał przed tym, owszem.
Bo gdyby rzeczywiście przyznał swojemu lekarzowi rację...
Nie, to nie wchodziło w grę. Wykorzystany – tak. Ale nie był ofiarą gwałtu.
Ian, powiedz mi szczerze, naprawdę nie wpadłeś na pomysł, że mogę cię potrzebować? Sam się upierałeś przy tym, żebym powiedział o tym Eisenhofferowi, a potem mnie olałeś. I...wiem, że ci przykro, ale...nie próbuj mi wciskać kitu, że nie wiedziałeś. Proszę, po prostu mi się przyznaj dlaczego... I za to możesz mnie przepraszać, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego czujesz się winny temu, że znowu przez to przechodzę. To nie jest twoja wina — zaznaczył, patrząc swojemu partnerowi w oczy. — Prędzej czy później to i tak by jakoś wróciło. Zresztą, to ja sam sprawiłem, że to odżyło. Więc, nie, błagam, nie obwiniaj się za to.


effsie - 2018-12-06, 22:09

Olałem go.
Musiałem się przyzwyczaić do tego, jak się z tym czułem, z tym, że tak się stało, bo może nigdy nie chciałem tego robić… ale zrobiłem, olałem mojego chłopaka, powiedział mi to nie raz i nie dwa i może trzeba było to po prostu przyjąć do wiadomości.
Upierałem się, bo tak trzeba — powiedziałem. — To jest twój lekarz, twój psycholog, on ci pomaga zrozumieć pewne fakty. I twierdzi, że ten koleś cię zgwałcił, więc…
Zafiksowałem się. Bardzo. Zacisnąłem dłoń na plastiku butelki i odwróciłem wzrok od Maxa. Czy on naprawdę tak nie uważał? Przecież… przecież gdyby tak było, nie siedziałby tutaj przede mną tak spokojnie, prawda? Chyba że to ten pieprzony Lionel, ten chuj, który miał świra na moim punkcie i kazał mu się samobiczować w najbardziej pojebany sposób.
Co on ci powiedział? — podjąłem temat. — Ten Eisenhoffer. Jak rozmawiałeś z nim o mnie. Powiedz mi, Max, chcę to wiedzieć.


Gazelle - 2018-12-06, 23:09

On może sobie twierdzić, co chce — uciął stanowczo. On, Ian, Sheryl, mogli to sobie nazywać jakkolwiek. Ale Max zamierzał pozostać przy swoim. W końcu to o niego chodziło, prawda? W takim razie to jego odczucia względem całej sytuacji powinny być najważniejsze.
Nie umknęło mu to, jak prędko Ian odwrócił od niego wzrok. I pożałował swojego ostrego tonu. Jego chłopak...przecież na pewno go to również dotknęło. Gdyby on dowiedział się, że ktoś zachował się podobnie względem Iana...
Nie, nawet nie chciał o tym myśleć.
Ale najpierw chcę zaznaczyć, że jak już kiedyś mówiłem: Eisenhoffer jest poważnym i profesjonalnym specjalistą, a to co mówię w gabinecie pozostaje między nami, chyba że ja się chcę tym z kimś dzielić. I...tak, mówiłem trochę o tobie i o tym, co...robimy. Tak jak wcześniej wspomniałem, próbował dotrzeć do tego, czy nie wchodzę w jakiś schemat ofiary, czy inne gówno. Po Jaredzie, i tym gościu. I w ogóle na podstawie jakichś wniosków, do jakich już sobie doszedł. Pytał się między innymi, czy kiedykolwiek zachowywałeś się wobec mnie tak, jak tamten gnój. No i...tak, bywałeś wobec mnie bardziej brutalny. Ale...ale to nie było to samo. To było coś, czego chciałem, z czym czułem się dobrze, i wcale się nie sprzeciwiałem ani nic. I ty też mnie traktowałeś zupełnie inaczej, niż tamten...no i to, i wiele innych rzeczy mu powiedziałem. On dalej próbował ze mnie wygrzebać to, czy aby na pewno wszystko było za moją świadomą zgodą, czy się do czegoś nie zmuszałem w imię poświęcenia. Odpowiedziałem mu stanowczo, że nie. I jestem tego pewien. Wiem, jak się czuję, kiedy się do czegoś zmuszam — stwierdził dosyć gorzko, nie bez powodu zresztą. — I przy tobie nigdy mnie to nie spotkało. Jestem tego pewien, na tyle pewien, że chyba go w końcu przekonałem, ale wtedy mi powiedział właśnie to, że muszę z tobą rozmawiać o swoich granicach. Że nie muszę się zgadzać na wszystko, bla bla, jakbym już tego nie wiedział. W ogóle był dzisiaj nadzwyczaj rozmowny. Ale o tobie tak bezpośrednio zbyt wiele nie mówił. Tak to działa, przecież nie może stawiać tez na temat ciebie i twojego zachowania posługując się czymkolwiek innym, poza tym co przedstawiam mu ja. No i dodał, że twoje granice też są istotne, że podstawą zdrowej relacji jest wzajemny szacunek. A w seksie przede wszystkim konsensualność. Ja...nadal cholernie źle czuję się z tym, że wtedy przekroczyłem twoje granice.


effsie - 2018-12-07, 15:33

Słuchałem Maxa, który – chyba nieświadomie – mnie usprawiedliwiał. Który mówił rzeczy, w jakie chciałem wierzyć, bo jeszcze do niedawna wydawały mi się prawdą, ale teraz… to zwyczajnie…
Po prostu nie wiedziałem.
Nie wiedziałem, jak ja mam się zachowywać, czy mu wierzyć, czy nie, bo przecież to było trochę jak z tym jego psychiatrą, który nie mógł za bardzo mówić o mnie, słuchając tylko Maxa. Chciałem wierzyć, że Max nie miał z tym problemów, z seksem ze mną, ale prawda była taka, że… że tak nie było. Przecież od tego czwartku, gdy tamta sytuacja (całkowicie niesłusznie, ale już naprawdę nie o to chodziło) przypomniała mu o tym kolesiu… to nie mógł.
Bo pewnie sam nie zdawał sobie z tego sprawy, ale to siedziało w nim gdzieś w środku.
Czułem się tak, jakby zaraz miała eksplodować mi bania, tworząc kolejne teorie na temat tego, co się działo z Maxe, jaka była prawda, jaka była moja rola i jaka będzie w ogóle za chwilę, bo właśnie tej rozmowy z nim się obawiałem i nie rozumiałem, co ma przynieść. Uwielbiałem mojego chłopaka i czułem się obrzydliwie z sama myślą, że mógłbym go jakoś…
Po co mnie potrzebowałeś? Wczoraj? — spytałem w takim razie. Skoro tak się zapierał, że to żaden gwałt, że to wszystko wiedział już wcześniej, po co mu byłem? Co takiego powiedział mu ten lekarz, w co uwierzył, że potrzebował mnie, by to przetrawić? I była jeszcze jedna rzecz, ta, która mnie zaskoczyła, i nie omieszkałem wyrazić mojego zdezorientowania podszytego przerażeniem: — Jak to: po Jaredzie?
Jared? Zmarszczyłem automatycznie brwi, wbijając spojrzenie w Maxa i nie ustąpię, nie odpuszczę mu tej odpowiedzi.


Gazelle - 2018-12-07, 17:50

Przewrócił oczami, bo po tym wszystkim co powiedział pytanie Iana było co najmniej irytujące.
Co, powinienem dać ci długie i racjonalne uzasadnienie do tego wniosku? I tak to już jest nieistotne. Potrzebowałem ciebie, zwyczajnie, ciebie obok, żebyś był, bo przy tobie jest mi lepiej, a ja...nie wiem, cholera, jestem taki zagubiony. Nie rozumiem tego wszystkiego, co się dzieje, czego się dowiaduję, co przeżywam... I chciałem z tobą porozmawiać, bo to co się od kilku dni dzieje między nami także nie daje mi spokoju. Ale...chyba nie powinienem tego od ciebie wymagać. Nie masz obowiązku, żeby być na każde moje zawołanie — powiedział cicho, spuszczając wzrok. — Chyba nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Ale spróbuj mnie zrozumieć, byłem naprawdę rozczarowany i...zwyczajnie było mi przykro — wyznał.
Poczuł się trochę głupio ze swoim atakiem na Iana. W końcu, sam nie chciał być dla niego ciężarem, a wbrew temu stawiał Ianowi jakieś wyimaginowane oczekiwania.
Otworzył szeroko oczy, gdy Ian spytał o Jareda. Oczywiście, jak zwykle musiał palnąć o kilka słów za dużo. Gdyby mógł, zignorowałby pytanie, ale wzrok Iana stawiał go w położeniu bez wyjścia. Nie chciał kłamać, ale też...trochę obawiał się kolejnego wyznania. Bo co, jeżeli to jeszcze pogorszy atmosferę między nimi? Jeżeli Ian naprawdę będzie miał dość zmagania się z osobą tak popierdoloną, z bagażem, na który się początkowo wcale nie pisał?
Po Jaredzie. Mówiłem ci, że kiedy zamieszkaliśmy razem, to nasz związek zaczął się sypać. Jared stał się bardziej zaborczy, despotyczny, zabierał mi przestrzeń, a ja się w tym związku dusiłem. Ale nigdy nie skrzywdził mnie tak bezpośrednio. Jednak, chyba...chyba mam prawo czuć się przez niego w jakiś sposób skrzywdzony. Chociaż w gruncie rzeczy byłem durniem, który dawał mu się manipulować i dawać wciągnąć w poczucie winy, raz po raz. I w poczucie tego...że ja mu jestem coś winien — powiedział ostrożnie i nieco enigmatycznie.


effsie - 2018-12-07, 18:11

Nie odpowiedziałem nic, mieląc słowa Maxa w głowie – że potrzebował mnie obok, żebym był, bo przy mnie jest mu lepiej… to brzmiało tak bardzo abstrakcyjnie. Tak, że ja sam niezbyt wiedziałem, co o tym sądzić, bo przecież…
Przymknąłem na chwilę oczy, trąc palcami skronie. Krótki moment nie pomógł mi nic zrozumieć, ale w jakiś absurdalny sposób poczułem się choć trochę lepiej; choć ucisk w środku nie zelżał to przynajmniej nie miałem ochoty już rzygać.
Nie wiedziałem, jak traktować słowa Maxa, ale ten zaraz wytrzeszczył oczy na moje pytanie. Zmarszczyłem brwi – czemu się dziwił? Był… no właśnie, jaki?
Pytam się o to, czemu wymieniasz go przy tym kolesiu.


Gazelle - 2018-12-07, 18:25

W kontekście bycia ofiarą — odparł już wprost. — Z tamtym gościem – w ogóle, wiesz że nawet nie dowiedziałem się jakie jest jego imię? — wtrącił gorzką dygresję. — W każdym razie. To się wtedy stało. Byłem oszołomiony, wiedziałem, że to nie było w porządku, ale jakoś tak...to zepchnąłem w świadomości. Że trudno, stało się. Że byłem durny i to wina mojego braku rozsądku. I...to nie był dla mnie nowy schemat myślenia, chyba. Bo przy Jaredzie...on nigdy mnie do niczego nie zmuszał — podkreślił naprędce — ale nalegał. I czasami...sam siebie zmuszałem żeby się z nim pieprzyć. Ale, no właśnie, i w tym przypadku znajdowałem sobie mnóstwo wymówek żeby tylko wyprzeć fakt, że on mnie wykorzystywał. Że to przecież ja robiłem to z własnej woli. I tak dalej. I chyba Eisenhoffer miał taką teorię, że nadal chcę wchodzić w rolę ofiary, żeby się, nie wiem, poświęcać dla jakichś wyższych celów czy inne szlachetnie brzmiące gówno, ale, Jezu, no właśnie...przy tobie...tak totalnie czuję, że robię rzeczy w zgodzie ze sobą, wiesz? To jest dla mnie niesamowicie odświeżające. Dlatego ciężka była dla mnie świadomość, że ty się tak przy mnie ostatnio nie poczułeś. Że ty zacząłeś się obwiniać, że mi nie wystarczysz i...nie jesteś w stanie zaspokoić moich potrzeb, bo to bzdura. Twój komfort jest moją potrzebą.
Było mu ciężko mówić o tych rzeczach, które sprawiały, że rzeczywiście czuł się jak ta słaba, biedna ofiara, której należy współczuć. Bo to sprawiało, że czuł się ze sobą żałośnie.


effsie - 2018-12-07, 18:52

Tamten bezimienny gość.
I znów mnie uderzyło, to okropne pytanie, ile razy ja byłem takim bezimiennym gościem? Ile razy to ja znajdowałem sobie miłą dziewczynę czy kolesia, osobę, którą mogłem wypieprzyć, by poczuć się lepiej, by pouprawiać trochę seksu, tak, jak lubiłem? Ile razy nie pytałem o zgodę, ile razy to robiłem? Ile razy byłem autorem tego pieprzonego wspomnienia, przez które mój chłopak w głowie miał taką sieczkę?
Nie wiedziałem. Nie miałem bladego pojęcia i to samo sprawiało, że czułem do siebie wstręt.
Starałem się jednak opanować twarz, wrócić tutaj do Maxa, który… nawet w głowie, nawet we własnych myślach brakowało mi słów.
Chciałem go dotknąć, pogłaskać, przytulić, ale z drugiej strony – właśnie tego nie chciałem najbardziej na świecie. Nie miałem pojęcia na czym tak naprawdę polega borderline, ale czułem się tak, jakbym to teraz ja miał w sobie jakiegoś pieprzonego Lionela.
Więcej – chciałbym go mieć. To… to może jakoś by to wszystko tłumaczyło.
I były też te słowa Maxa, które powtarzał niemal w kółko, jak mantrę, tak, że sam chyba powoli zaczynałem w to wierzyć, choć to tak strasznie głupie – ale też chciałem w to wierzyć, bardzo, że do niczego go nie zmuszałem, że do niczego nie dochodziło wbrew jego woli… ale mimo tego wspomnienia czwartku przecież przyniosły jakieś konsekwencje, nawet podświadomą myśl, że nie chciał. Że nie mógł. Że teraz, ze mną, myślami wracał do tego…
Podniosłem wzrok, orientując się, że od jakiejś chwili pomiędzy nami pobrzmiewała cisza. Nie odezwałem się od razu, pochłonięty swoimi myślami i teraz lekko spanikowałem, nie wiedząc, co powiedzieć.
Ja… okej, rozumiem — powiedziałem, chociaż tak naprawdę chyba nie do końca rozumiałem. A może bardziej – rozumiałem, ale nie wiedziałem, czy to mogłaby być prawda. Chyba… chyba chciałbym mu wierzyć, ale to zwyczajnie nie było możliwe. — Opowiedz mi… opowiedz mi więcej o Jaredzie. O tym jak tobą… manipulował.
Może to była kolejna rzecz, którą robiłem, a o której nie miałem pojęcia.


Gazelle - 2018-12-07, 21:46

Max nie zdawał sobie nawet sprawy z wewnętrznych dylematów Iana. Sam jednak...bardzo chciał mieć go bliżej siebie. Czuł się taki mały, taki...słaby. Mimo iż chciał uciec od tego uczucia słabości – nie potrafił. Po prostu nie potrafił. Miał Iana praktycznie na przeciwko siebie, rozmawiał z nim, łapał z nim kontakt wzrokowy, a mimo to czuł się tak bardzo opuszczony i osamotniony.
Nie mógł jednak nic wymusić na swoim partnerze. Musiał się w myślach upominać, że przecież Ian musi być tym wszystkim co najmniej skonfundowany. A może i przerażony.
A mógłby po prostu udawać, że tamto się nie wydarzyło...
Nie, to nie byłoby fair. Ale z kolei jakie wygodne...
Cisza, która wybrzmiała po słowach Maxa przygniatała go, sprawiała, że zaczynało robić mu się słabo, kiepsko sobie radził z tym napięciem panującym między nimi. I zastanawiał się, czy nie powinien znowu trzymać gęby na kłódki, zbyć pytanie Iana, a zamiast tego jeszcze bardziej zapewniać go, że wszystko jest w porządku. Desperacko chciał przekonać do tego Iana. A także siebie. Może przede wszystkim siebie.
Dla... — odchrząknął — dlaczego chcesz wiedzieć? To już nie ma znaczenia.
I sam chyba nie bardzo chciał do tego wracać. Zaczynał mieć szczerze dość rozgrzebywania swojej przeszłości. Wyszukiwania tych problemów, o których istnieniu wcześniej nie miał pojęcia. I po to była mu potrzebna terapia? Żeby się jeszcze mocniej dołował i zdał sobie sprawę z tego, jaką był życiową porażką?
Nie wiem, czy można to tak wprost określić manipulacją. Może...może nie miał złych intencji, może to ja sobie pewne rzeczy wkręcałem. Może to nie było tak, że on wpływał na moje sumienie, podkreślając jaki jest biedny, zmęczony, opuszczony, jak za mną tęskni, że czuje się samotny, że czuje jakby mnie już nie pociągał. Może tylko mi się wydawało, że seks w pewnym momencie stał się warunkiem tego, czy pomiędzy nami będzie okej, czy nie. I w końcu, może mi się wydawało że ma gdzieś to, jak ja się czuję i czy mi jest naprawdę dobrze. Ciężko mi się teraz do tego obiektywnie odnieść, mam mętlik w głowie, a ta zasrana terapia w ogóle nie pomaga. Chyba wolałbym zostać przy samych lekach, naćpać się nimi i udawać że wszystko jest w porządku — mruknął, odwracając wzrok w bok. Zdawał sobie gdzieś tam podskórnie sprawę z tego, że to co mówił było na wskroś głupie, ale w tym momencie miał po prostu dość. Dość tego, że ten pierdolony Lionel musiał niszczyć nawet najlepszą rzecz, jaka spotkała go w życiu: a mianowicie związek z Ianem.


effsie - 2018-12-08, 10:09

Przecież wiesz, że to nieprawda — powiedziałem od razu, na samym początku, na te słowa Maxa o terapii; o tym, że wiedział, że to nie ma sensu, że tego nie chciał (niby) i tak dalej. Ja byłem dość przeciwnego zdania, właściwie po drugiej stronie barykady – że mógłby nie ćpać tych gówien tylko próbować się zmierzyć z tym, o co chodziło.
Nie byłem żadnym psychologiem, miałem o tym gówno, a nie pojęcie, ale to na bank było ważne. To, jak taki odtrącany i ignorowany, jak nim pomiatano, jak to wszystko sprawiło, że przez lata – lata! – bał się wejść z kimkolwiek w związek… i na samą taka perspektywę mu kompletnie odjebało w jego posesywności i innych skrajnych odczuciach. Najgorsze w tym wszystkim było to, jak ci kolesie, ten cały Jared i tamten… jak oni mogli mu to robić, jak oni mogli tak o nim myśleć – ja naprawdę, naprawdę, chciałem dla niego wszystkiego, co najlepsze. By nie rozsypał mi się w rękach.
Tylko… też nie zawsze. Przecież na samym początku miałem to gdzieś, na samym początku nie przejmowałem się tym, gdzie to nas wszystko zaprowadzi, liczyły się tamte chwile i tamte momenty, moja laleczka i to, by chodziła, jak jej zagram – też taki byłem. Też taki byłem i też go tak traktowałem, tego mojego chłopaka, który ponad wszystko, ponad jęczenia z rozkoszy, szarpanie się i gwałtowniejsze, podniecające zachowania, potrzebował, by go przytulić.
Czy Max potrzebował mnie? To było bardzo wątpliwe i chociaż trochę przed sobą samym udawałem, że nie – to przecież znałem odpowiedź. Nie, niekoniecznie; ja taki nie byłem, i mogłem teraz tylko starać się, by nie skrzywdzić go jeszcze bardziej, niż zrobili to tamte chuje lata temu. Co z tego, że minęło tyle czasu, skoro wciąż to w nim siedziało?
Znowu przyszła ta sama myśl, która nawiedzała mnie raz na jakiś czas, że dużo rozsądniej byłoby się z nim rozstać, tak po prostu, zerwać wszystkie kontakty – na początku pewnie nam obu byłoby smutno i czulibyśmy żal, ale w jakiejś dalszej perspektywie w końcu ogarnęlibyśmy się i poszli naprzód. Max znalazłby sobie jakiegoś geja (może nawet z tym okrągłym brzuszkiem, skoro tak ich lubił), który mówiłby mu jak bardzo go kocha, zabierałby go na randki w różne wydumane miejsca i robił z nim te wszystkie rzeczy, które Max lubił, a które ja miałem gdzieś. I nie byłoby tych wszystkich złych rzeczy; tego olewania go, gdy tego potrzebował, nieodpowiednich reakcji i tak dalej. Jego Chłopak 2.0 siedziałby teraz przy nim, obejmował go i zapewniał, że wszystko się jakoś ułoży.
A ja? Tak niby go chciałem, a nie potrafiłem wypuścić. To było skurwysyństwo, straszne, i to jeszcze bardziej sprawiało, że czułem się jak ostatni gnój.
Może to dobrze w takim razie… że jutro lecisz do tego Nowego Orleanu. Będziesz mógł trochę odpocząć od tego wszystkiego, co tutaj siedzi ci w głowie. Okiełznać mętlik — zauważyłem ostrożnie. — Max… — zawahałem się. — Gdybym robił coś przez co byś się źle czuł tobyś mi o tym powiedział, nie, cisnęło się mi na usta, ale postanowiłem nieco zmienić retorykę — wiesz, że możesz mi o tym powiedzieć, nie?


Gazelle - 2018-12-08, 12:38

Nic już nie wiem — wyszeptał. Może rzeczywiście nie powinien trącać tego gówna kijem? Bo teraz śmierdziało. Śmierdziało paskudnie. — A, nie, jest jedna rzecz, którą wiem. Bardzo za tobą tęskniłem — wyznał. Pozwolił sobie w ciągu ostatnich chwil na tyle szczerości, tak bardzo odsłonił się przed Ianem, że kolejne szczere wyznanie tak naprawdę nie robiło już różnicy. I tak czuł się słaby.
To chyba dobrze — powtórzył za Ianem — ale...sam nie wiem. Trochę się boję zostać z tym sam. Ale może uda mi się odpocząć. Nie wiem.
Oby. Bo naprawdę o niczym tak nie marzył, jak o odpoczynku od tego całego śmierdzącego gówna. O nabraniu dystansu.
Ale z drugiej strony...trochę obawiał się tych kilku dni rozłąki od Iana. A co, jeżeli to jeszcze bardziej pokomplikuje sprawy między nimi? Jeżeli Ian jeszcze bardziej się odsunie...?
Zmarszczył brwi, gdy usłyszał pytanie Iana.
Oczywiście, że tak, Ian. I to działa w obie strony — zaznaczył. — Ufam ci, Ian. Wiem, że gdybym powiedział ci, że coś mi się nie podoba, to nie próbowałbyś dalej tego na mnie wymuszać — stwierdził i nagle naszła go jedna myśl.
A co, jeżeli... Jeżeli przez to całe gadanie Maxa o swoich doświadczeniach... Jeżeli Ian przestraszył się właśnie tego, że on mógł kiedyś go skrzywdzić? Chociaż po tym wszystkim, co Max mówił o swoich odczuciach w związku z Ianem, z ich życiem seksualnym, wydawało mu się to nieco absurdalne, żeby Ian wciąż mógł mieć podobne obawy, ale... Nie mógł powiedzieć, że jego chłopak się nie przejął. Bo to było ewidentne.
Ian... — zaczął, wbijając w swojego partnera uważny wzrok. — A teraz mogę ja cię o coś spytać? Dlaczego...tak mnie unikałeś? Skąd ten dystans w ostatnich dniach?


effsie - 2018-12-08, 15:54

Uśmiechnąłem się, słysząc słowa Maxa, ale nie zamierzałem zignorować tego tematu.
Cokolwiek cię męczy… cokolwiek sprawia, że możesz chcieć coś udawać… musisz się nauczyć z tym obchodzić. Tak, żeby Lionel cię już nie wkurwiał. Żebyś mógł sobie z nim pogadać, oswoić go… tak jak ze mną. Też mnie na początku nie lubiłeś, też nie chciałeś ze mną spędzać czasu, też cię wkurwiałem, też przeszkadzałem ci w twoim normalnym życiu. My z Lionelem mamy dużo wspólnego. Przede mną też się zamykałeś i zasłaniałeś rolety, ale i tak znalazłem sposób, żeby do ciebie wbić. Na niego możesz brać prochy i też go ignorować, ale jak znam skurwysyna to i tak coś wymyśli, żeby ci poprzeszkadzać. I on nie spierdoli, Max — powiedziałem poważnie. — Możesz go nie lubić, ale musisz się nauczyć z nim żyć. Żeby… żeby nie przeszkadzał ci w codzienności.
Żaden był ze mnie psycholog, ale tę sprawę przerabiałem z Betą tak wiele razy, że wydawało mi się, że może być chociaż trochę tożsame, podobne.
Nie mogę tam z tobą polecieć — powiedziałem od razu. — Muszę iść do pracy w piątek. Ale jeśli nie chcesz lecieć sam… może spytaj Sheryl… albo Irwina. Albo Betę, Tony’ego, Nat… to by było trochę ciekawe, bo chyba nigdy nie byłeś z żadnym z nich sam na sam, ale znam całą trójkę i wiem, że z każdym z nich spędziłbyś dobrze ten czas. I nie byłbyś sam, jeśli tego nie chcesz — zauważyłem.
Co prawda to przeczyło mojemu pierwotnemu zamysłowi, by Max pojechał gdzieś sam, pobyć sam z sobą, ale przecież chodziło o jego komfort, tak? A wraz z nim, z tym komfortem… Oczywiście, mógł też zostać tutaj, ale chyba naprawdę przydałby się mu oddech od tej nowojorskiej rzeczywistości.
Pytanie Maxa sprawiło, że chciałem automatycznie zaprzeczyć – że wcale go nie unikałem, ale darowałem to sobie. Tak, robiłem to, i jeśli było to tak widoczne… cóż, najwyraźniej trzeba było wziąć odpowiedzialność za swoje zachowanie. Za olewanie go, jak sam to zresztą określił.
Po prostu… chciałem dać ci przestrzeń — powiedziałem, lekko się wahając. — Nie wiem, gdzie przebiega twoja granica komfortu, a takie sprawy… nie są przyjemne i powinieneś mieć komfort trawienia tego na własnych warunkach, a nie moich.
To było źdźbło prawdy, albo bardziej półprawda, ale nie było szans żebym powiedział Maxowi to, co siedziało mi w głowie. Trochę przez to, co powiedział przed chwilą, że z Jaredem było tak, że seks lub jego brak znaczyły o tym, czy było pomiędzy dobrze lub nie – i nie chciałem by teraz odnosił podobne wrażenie. Ale… głównie przez to, że nie chciałem, by to źle odebrał. To był mój problem z tym, by go dotknąć, przytulić, pocałować, problem, z którym musiałem sobie poradzić sam w głowie, a nie sprawiać, by mój chłopak poczuł się… jakby to była jego wina, jakby to, co mi powiedział mnie do niego obrzydziło. To było obrzydliwe, ale Max wciąż był pociągający, bardzo – i nie miałem najmniejszego zamiaru sprawiać, by w jego głowie pojawił się chociaż zalążek myśli, jakoby było inaczej.


Gazelle - 2018-12-08, 19:04

Zaśmiał się krótko pod nosem, słysząc z jakiej analogii skorzystał Ian. Może było w tym troszkę racji, ale wciąż nie uważał za ani trochę porównywalne jego początkowe zniechęcenie kontaktami z Ianem do nienawiści do Lionela. Bo niczego bardziej nienawidził od tego gnoja.
Nie wyobrażam sobie tego — przyznał. — Żeby...się do niego przyzwyczaić. Wiem, że narzekanie nic mi nie da, ale mam dość tego gówna. Najgorsze w nim jest to, że obciąża nie tylko mnie, ale i ciebie. I proszę, nie porównuj się do mojego spierdolonego zaburzenia, bo to krzywdzące. Wkurwiałeś mnie, ale zupełnie nie w taki sposób, to...bardziej skomplikowane, przecież wiesz. Nie muszę przed tobą uciekać, bo ty mnie nie krzywdzisz tak jak on.
Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z tego, że akceptacja tego stanu rzeczy, faktu że ma tego zasranego bordera była jedyną słuszną drogą. Ale to wcale nie było takie proste. Nie do osiągnięcia na pstryknięcie palcem, zwłaszcza w momentach gdy zaburzenie wyjątkowo dawało mu w kość.
Wiem, że nie możesz — mruknął. Nie wymagał od Iana, żeby nagle porzucał dla niego pracę, to byłoby już za dużo. — Może tak zrobię...ale raczej polecę sam. I ewentualnie wrócę wcześniej.
Uwielbiał wszystkie wymienione przez Iana osoby, naprawdę. I wspólna podróż z którąkolwiek z nich byłaby na pewno przyjemna. Ale jakoś...poza Ianem, nie bardzo miał ochotę przebywać z kimś innym.
A może rzeczywiście ta samotna podróż dawała mu szansę na osiągnięcie wewnętrznego spokoju, na poukładanie sobie tego całego chaosu chociaż w jakimś stopniu?
Potem Ian w końcu zaczął mówić, tłumaczyć mu co było niby powodem jego zachowania w tych dniach, ale te tłumaczenia sprawiły tylko że Max pokręcił głową z dezaprobatą.
Serio, Ian? Nie mogłeś po prostu...zapytać mnie o to? Czy potrzebuję być sam? I sądzisz, że gdybym miał taką potrzebę, to wtedy w poniedziałek bym przychodził do ciebie do studia, a potem leżałbym z tobą na podłodze w twoim mieszkaniu? — Uniósł brew w wyrazie sceptycyzmu. — Sam tego nie lubisz, więc proszę, nie zakładaj już za mnie jak się czuję i czego potrzebuję, dopóki się tego ode mnie nie dowiesz, bo stąd biorą się nieporozumienia. I na pewno chodziło tylko o to?
Gorzko zabawne w tym co powiedział Ian było przede wszystkim to stwierdzenie, że Max powinien mieć komfort trawienia tego na własnych warunkach, a nie warunkach Iana. Kiedy w rzeczywistości wyglądało to tak, że samodzielne trawienie tych spraw to właśnie on narzucił Maxowi. To się zwyczajnie nie trzymało kupy.


effsie - 2018-12-08, 20:14

Jak nauczysz się z nim gadać… to on też nie będzie — powiedziałem, nie komentując tego fragmentu o tym, jak to ja nie krzywdziłem Maxa. Albo jak on obciążał mnie. Generalnie to… powoli dochodziłem do wniosku, że tak, ale… no i co z tego? Ja nawet nie traktowałem tego w żadnych kategoriach wyboru, to po prostu było i tyle, nie ma się nad czym zastanawiać – czy wolałbym chłopaka bez bordera. Wolałem Maxa i na tym powinna być zakończona ta bezsensowna dywagacja. — Nie musisz nigdzie lecieć, jeśli nie chcesz — dodałem, chyba niepotrzebnie, bo przecież Max raczej zdawał sobie z tego sprawę. Wiadomo, to niby zaczęło się od tego całego mojego życzenia, ale było raczej mało istotne i nie zamierzałem z tego robić żadnej afery.
Gdy Max spojrzał na mnie z pewną (dość wyraźną) dozą sceptycyzmu, musiałem rzeczywiście w myślach przyznać mu, że moje tłumaczenie… było dość pokrętne. Wzruszyłem jednak lekko ramionami i mruknąłem:
Po prostu ja lubię być sam… żeby sobie pomyśleć. Chyba trochę założyłem, że masz tak samo, bez zastanawiania się, co możesz woleć.


Gazelle - 2018-12-08, 21:14

Po usłyszeniu słów Iana mógł tylko prychnąć.
Było to dosyć niegrzeczne, bo był pewien, że mężczyzna miał dobre intencje. Chciał go podnieść na duchu, zmotywować. Ale Max nie był w nastroju, który mógłby zrobić go podatnym na tego typu działania.
Naprawdę w to wierzysz? Bo ja nie. On istnieje po to, żeby mnie wkurwiać, jego istnienie nie ma żadnego innego sensu — powiedział, ukazując w pełni swoją zgorzkniałość. Jednak miał prawo mieć taki stosunek do swojego zaburzenia. Czy to był właśnie ten kryzys, przed którym Eisenhoffer ostrzegał go na jednej z pierwszych wizyt?
Polecę — odparł stanowczo. W końcu obiecał to Ianowi. I nawet jeżeli mógł to po prostu przełożyć...to wpadła mu do głowy pewna myśl. Może to Ian potrzebował przestrzeni? Czasu na poukładanie sobie wszystkiego, co się stało? Max trochę...obawiał się tego, co ta przestrzeń mogłaby zrobić, ale jednak... Musiał myśleć o potrzebach swojego ukochanego.
Jego przypuszczenia zresztą akurat potwierdziły następne słowa Iana.
Czyli to ty potrzebowałeś zostać sam, prawda? — spytał, patrząc się uważnie w ciemne oczy Iana. Czuł się coraz dziwniej, siedząc na przeciwko nieco, odgrodzony cholernym stolikiem. — A co do mnie...to do pewnego stopnia masz rację. Czasami rzeczywiście wolę być sam. Kiedyś to było wręcz regułą. Ale twoja obecność...po prostu mnie w jakiś sposób uspokaja.


effsie - 2018-12-08, 21:39

Uniosłem sceptycznie brew, po raz pierwszy nieco bardziej rozluźniony – albo właściwie choć trochę swobodny.
Jak chcesz gadać o sensie istnienia to może od razu palnij sobie w łeb — podpowiedziałem, bo takie dyskusje były z góry skazane na porażkę. — Pewnie, mi tak łatwo gadać, bo to nie mój pasażer na gapę, ale no… tak już jest. I pewnie wolałbyś żeby tak nie było, no ale to nie jest kwestia żadnego wyboru. To nie tak, że sobie postanowiłeś go zaprosić do głowy, to nie jest niczyja wina no i chuj. Jedni się rodzą rudzi, drudzy z takim Lionelem i każdy musi sobie z tym jakoś poradzić. Jak chuja nie lubisz to spoko, masz prawo. Kolesi ze sportowego też nie lubisz, a jakoś żyjesz z nimi na co dzień.
Potem w milczeniu przyjąłem fakt, że Max uparł się, że poleci – no w porządku. Nie zamierzałem mu przecież tego wyperswadowywać, a na pytanie Maxa, czy to o mnie chodziło, czy ja potrzebowałem zostać sam… nie zaprzeczyłem. To akurat była prawda i chyba Max nie miał mi mieć tego za złe.
Moja obecność cię uspokaja? — powtórzyłem w pewnym zdziwieniu, patrząc na Maxa. Właściwie to chyba nawet nie było pytanie, bardziej… bardziej powtarzałem sobie te słowa, na głos, żeby je lepiej przyswoić.
No… okej. To było dziwne – bardzo – ale okej. Przecież to dobra rzecz, więc nie wiem czemu miałbym traktować ją inaczej.


Gazelle - 2018-12-08, 22:25

To nie do końca tak, że gadanie Iana było w jakikolwiek sposób złe. I nadal nie zamierzał odmawiać mu dobrych intencji, wewnętrznie jednak był tym lekko podirytowany. Bo te słowa...nic nie zmieniały, brzmiały jak tanie gadanie motywacyjnego mówcy. Wolałby po prostu usłyszeć: przykro mi, że to przeżywasz, od tego dalszego gadania o wzięciu się w garść. Tak, Max to wszystko wiedział. Ale to, że Ian mu to mówił...Max odbierał to wręcz jako pretensje. Mimo wiedzy, że Ian tego na pewno nie miał na myśli. Ale tak to właśnie odczuwał. Jeden, wielki wyrzut na jego ciągłe narzekanie. Jeszcze brakowało mu pewnego słynnego tekstu: inni mają gorzej.
Wiedział, że nie usłyszałby tego od Iana, Ian nie był takim bucem pozbawionym empatii. Niemniej nie zamierzał już dalej narzekać na Lionela, bo przez to stawał się tylko bardziej podirytowany i nadwrażliwy.
Jasne, tak już jest — mruknął tylko, kończąc w ten sposób ten temat. Nie miał już i tak nic do dodania.
Wiedział, że Ian się stara, nawet mimo braku specjalistycznej wiedzy po prostu starał się być wsparciem dla Maxa, i Max to oczywiście doceniał. Ale czasami, jak na przykład w takich chwilach, chciałby żeby Ian po prostu go przytulił. To niestety jednak nie był koncert życzeń, a on czuł że stawianie jakichkolwiek żądań w tym momencie nie byłoby w porządku.
Tak — potwierdził. Bo nawet jak czasami się trochę irytował, to wolał znosić takie stany z Ianem u boku. Ian miał tę moc, która sprawiała że Max łatwo przy nim potrafił się zrelaksować, jeżeli Ian chciałby tej mocy użyć. — Coś z tym nie tak? — spytał, bo Maxa z kolei zdziwiło zdziwienie Iana. Sądził, że to była rzecz oczywista także i dla jego chłopaka.
Ian...czy...spędzisz już dzisiejszy wieczór i noc ze mną? Oczywiście, nie naciskam. Jeżeli nie chcesz, to w porządku, tylko powiedz mi to wprost, bez wymówek. Wystarczy mi wiedza, że między nami jest wszystko okej — powiedział już ciszej. No i niepewnie.


effsie - 2018-12-08, 23:01

Max właściwie to kazał mi się pierdolić i przymknąć, a nie się ze mną zgadzał – to było aż nazbyt widoczne, bo zawsze wtedy, gdy choć trochę udawało mi się zmienić jego zdanie w pewnej kwestii, po pięć razy upewniał się, czy może aby na pewno, czy tak by mogło być i tak dalej. Nigdy nie robił tego tak zero-jedynkowo, wcześniej trzeba było przejść przez miliard skali szarości, a teraz po prostu przytaknął mi na odpierdol, abym skończył o tym gadać.
Uznałem, że udam, że tego nie wiem.
Więc skończyłem o tym mówić, choć nie odwróciłem od niego wzroku; nie przytaknąłem też, nie kiwnąłem głową, nie uśmiechnąłem się; po prostu patrzyłem i tyle mi tego było.
Na kolejne dopiero pytanie uniosłem nieco kąciki warg w pokrzepiającym (miałem nadzieję) uśmiechu i pokręciłem głową na boki. Nie, w tym nie było nic złego – naprawdę, naprawdę nie.
U mnie tak nie było. Kiedy coś mnie frasowało, kiedy Max mówił mi niektóre rzeczy… naprawdę potrzebowałem samotności i przetrawienia tego w pojedynkę, bez jego obecności. Może o to chodziło w tym całym zakochaniu się, że wtedy naprawdę obecność tej drugiej osoby działała jakoś kojąco i tak bardzo pozytywnie… a jeśli tak to wybitnie było mi nie po drodze z tym stanem.
Kolejne pytanie Maxa za to mnie nie zdziwiło; gdzieś wiedziałem od początku tej rozmowy, że do tego dążymy i raczej tak się to skończy, a więc chyba podświadomie byłem na to już przygotowany.
Jasne — odpowiedziałem. — Jeśli tylko chcesz to jasne.
Jak mógłbym nie? Siedział naprzeciw mnie struty i cały wewnętrznie rozwalony, a przed chwilą powiedział mi, że moja obecność mu pomaga. Nie byłem pewien, czy to prawda, ale mogłem mu chyba zaufać.


Gazelle - 2018-12-08, 23:10

Cóż, Ian właściwie w ogóle nie zareagował na jego zbywającą odpowiedź na całą tę motywacyjną gadkę, ale przynajmniej już nie ciągnął tematu. I za to Max był mu wdzięczny. Zresztą, już chyba wystarczająco wyżalił się na tego gnoja Lionela.
Wiedział, że nie był sam jedyny na świecie z takim problemem. I że Ian też miał swoje problemy, dlatego nie powinien na niego patrzeć z góry. Ale...to nie umniejszało wcale temu, jak on się męczył z Lionelem.
A w tym momencie bardzo się męczył. Bo to przez niego musiał rozgrzebywać rzeczy z przeszłości, które najchętniej zostawiłby zakopane głęboko w odmętach swojego umysłu.
Na jego kolejne pytanie Ian także nie odpowiedział werbalnie, ale przynajmniej zaprzeczył temu, żeby świadomość swojego...terapeutycznego wręcz wpływu na Maxa jakkolwiek mu przeszkadzała. Bo to też nie tak, że Max mógłby z tym cokolwiek zrobić.
Ucieszył się, bardzo wyraźnie, gdy Ian zgodził się z nim spędzić czas. Naprawdę bardzo tego potrzebował, zwłaszcza że następnego dnia wyleci do innego stanu i poza rankiem pewnie nie będzie nawet miał okazji spotkać się ze swoim partnerem.
Jesteś pewien? — dopytał jednak, nieco wręcz...nieśmiało. Z jednej strony ufał szczerości Iana i temu, że by mu powiedział wprost gdyby nie miał na to ochoty, ale mimo to musiał się upewnić, czy się aby do tego nie zmusza specjalnie dla niego. To byłoby gorsze od samotnie spędzonej nocy. — Bo jeżeli...nadal potrzebujesz przestrzeni na przetrawienie tego wszystkiego...to rozumiem. Rozumiem, że to też jest dla ciebie ciężkie.


effsie - 2018-12-08, 23:29

Jestem — przytaknąłem. I byłem, bo chciałem żeby było normalnie, a od soboty minęło kilka dni i najwyraźniej taka izolacja wcale na nic nie działała, a więc… należało spróbować czegoś innego. Poza tym, no spójrzcie na jego uśmiech. Czy ktokolwiek potrafiłby się mu oprzeć? Przecież nie ja. — Muszę trochę porysować w domu, ale twoja obecność mi w tym nie przeszkadza. Wracasz teraz do pracy? — dopytałem trzeźwo. Ta rozmowa nie zajęła wcale dużo czasu i Max mógł spokojnie pobiec tam, skąd przybył, z szansą na to, że może nie zgarnie opierdolu, jeśli tylko powie, że to była jego, nie wiem, przerwa na obiad.
Ja, na przykład, powinienem tu teraz posprzątać. Za co też zamierzałem się zaraz zabrać, jak tylko skończymy rozmawiać z moim chłopakiem.


Gazelle - 2018-12-08, 23:47

Nie... — pokręcił głową, trochę zawstydzony. Bo to nie była zbyt odpowiedzialna rzecz, tak po prostu uciekać sobie z pracy. Nie miał za bardzo usprawiedliwienia, które brzmiałoby w jego mniemaniu wystarczająco dobrze. Przecież jego problemy psychiczne nie musiały mu dawać jakiejkolwiek taryfy ulgowej, czyż nie? — Nie wiem...czy dam już dzisiaj radę na czymkolwiek się skupić, wiesz? Sheryl mnie kryje. Erika pewnie jej pomaga, złote kobiety. A jeszcze nie słyszę wkurzonego telefonu od przełożonego...więc może nie będzie tak źle.
Zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo lekkomyślne było jego podejście. Miał do siebie żal, ale ostatnio to uczucie niemalże go nie odpuszczało. To poczucie winy, wzgardzenie sobą samym. Można było do tego nawet przywyknąć i uznać za element codzienności, ale wcale nie czyniło to tego ani trochę znośnym.
Pewnie chcesz jeszcze tutaj sobie poogarniać przed zamknięciem, co nie? To może w tym czasie skoczę po jedzenie? — spytał, bo wiedział że Ian i tak nie pozwoli mu sobie pomóc w sprzątaniu jego świętego miejsca. — Na co masz ochotę?
Bo Max na nic. Na kawę najwyżej. Ale lekką, bo nadal czuł lekkie mdłości. Dlatego może spacer na świeżym powietrzu mu pomoże i sprawi, że poczuje się lepiej.


effsie - 2018-12-09, 00:02

Zagapiłem się przez chwilę na Maxa w jakimś skonfundowaniu. Okej, wiedziałem, że miał ze swoim szefem umowę, że za jakąś nieco gorszą pensję mógł pracować z domu… ale no, teraz chyba zgarnął opierdol i miał stawiać się w redakcji tak czy inaczej, z zagrożeniem naszego tripu, jeśli będzie chujowym pracownikiem, nie? Max za to podchodził do tego tematu dość liberalnie i zastanowiłem się, czy to ja jestem jakiś nie ten tego, czy to raczej jego osoba nie do końca spełniała jakieś (nie tak do końca wyimaginowane) oczekiwania.
Może lepiej żebyś się go nie dosłyszał? Cokolwiek by nie wymyśliły, jak będziesz siedział przed komputerem, nawet z minimalną wydajnością, zminimalizujesz na to szansę — zauważyłem, raczej bez wyrzutu w głosie, ale to naprawdę miałoby większy sens. — Tak, muszę posprzątać — zgodziłem się. — Nie idź, wejdę do sklepu pod domem — dodałem. Ostatnio musiałem nieco przycisnąć pasa, bo na tę chwilę przede mną były trzy radosne miesiące popierdalania sobie po Stanach oraz równoległego opłacania rachunków i za mieszkanie, i za studio, bez zarabiania ani grosza. Miałem odłożone na ten moment kasiwo, ale obiadek tu, obiadek tam, piwo jedno, drugie, trzecie i łatwo było to wszystko radośnie rozpierdolić.
Poza tym, naprawdę nie było nic złego w jedzeniu żarcia w domu. Może nie byłem jakimś mistrzem patelni, ale naprawdę ogarniałem wszystko na swoje potrzeby. Okej, nie znałem żadnych wegetariańskich super-potraw, ale to nie mogło być coś trudnego i przecież można się tego nauczyć.


Gazelle - 2018-12-09, 00:29

Mimo iż – ponownie ta sama sytuacja – Ian z pewnością nie taki miał zamiar, Max czuł się zrugany jak dziecko, co sprawiało że poczuł się jeszcze bardziej beznadziejnie. Tak, w istocie, od jakiegoś czasu był na tyle kiepskim pracownikiem, że chyba musiał dziękować przełożonym za ich niesamowitą wyrozumiałość. Fakt faktem też sporo pracował na to, by zaskarbić sobie ich łaski. I wcale nie chodziło tutaj o jakieś podlizywanie się, tym Max szczerze gardził, ale po prostu...przez te kilka lat zajmował się głównie pracą tak naprawdę. Bo i poza tym niewiele miał z życia.
Obecnie czuł się tak, jakby wszystkie te wysiłki poszły gdzieś w niebyt. Jakby...utracił swoje postępy, swój rozwinięty warsztat, jakby zupełnie sprzeciętniał. To było przerażające, w istocie.
Masz rację — mruknął, a gdyby rzeczywiście był psem, miałby w tym momencie spuszczone uszy. — Kiedy będziesz sobie rysował, to ja akurat zajmę się pisaniem. I będę musiał się skontaktować z Eriką. Opieka nad nią nie jest w ogóle wymagająca, ale nadal muszę czuwać nad tym, co robi.
Naprawdę uwielbiał swoją stażystkę, i mimo iż na początku był przerażony nowymi obowiązkami wynikającymi z jej obecności, to miał na tyle ogromne szczęście, że trafiła mu się osoba tak bezproblemowa we współpracy.
To ja zrobię zakupy — zadecydował. — Przyda mi się kontakt ze świeżym powietrzem. A i tak tutaj bym ci teraz tylko zawadzał. Na pewno trzeba wziąć mleko, nie? I jajka — myślał na głos. Bo i on, i Ian nie robili w ostatnich dniach zakupów, dzięki czemu Max się orientował w zaopatrzeniu obu lodówek. — Pewnie ty chcesz jakieś mięso. Wołowina?


effsie - 2018-12-09, 01:00

Odnosiłem wrażenie, że zachowywaliśmy się teraz jak dwa psiaki badające swoje intencje; niby rozmawialiśmy, niby okej, a jednocześnie każdy z nas bał się podjąć jakąkolwiek dyskusję. I kończyło się na Maxie oznajmiającym mi jakieś rzeczy trochę z czapy, jakby wymuszenie, albo na najbardziej dynamicznej rozmowie, tej dotyczącej tego, co takiego należało kupić w sklepie.
Ale czy było się czemu dziwić? Ja wciąż nie czułem się komfortowo i Max… Max chyba też nie, przynajmniej nie do końca, a może? Nie byliśmy na siebie obrażeni, Max… chyba wyjaśnił mi pewne kwestie i chyba je zrozumiałem, nawet te, którymi nie chciałem go zadręczać, ale i tak… jakoś, nie wiem. Wcześniej raczej nie zastanawiałem się nad tym, co mówiłem, a teraz jakoś naturalnie przychodziło mi ważyć słowa.
Bardzo nie chciałem doprowadzić do żadnej kolejnej patowej sytuacji, do żadnej kolejnej kłótni czy nieporozumienia, potrzebowałem tych dni bez Maxa, też bez Maxa za ścianą, który rozumie i akceptuje moją potrzebę samotności, ale jest pięć metrów dalej. Gdybym mógł sam chętnie wyjebałbym gdzieś, gdziekolwiek – i może to był najlepszy sposób, w piątek wieczorem, jak skończę pracę, złapać sobie gdzieś stopa i pojechać powłóczyć się po jakimś lesie. Powąchać las, podotykać drzew, pobyć bez ludzi.
Chyba naprawdę to zrobię.
Tymczasem zjedliśmy obiad i zajęliśmy się pracą, każdy swoją; to znaczy, nie wiem, co robił Max, bo przecież nie patrzyłem mu przez ramię i nie sprawdzałem, ale ja naprawdę zacząłem rysować. W tle leciał jakiś chillowy miks i wszystko było jakieś takie, nie wiem, lekko senne.
Ziewnąłem, odsuwając się odrobinę od stołu.
— Jak ci idzie? — spytałem.


Gazelle - 2018-12-09, 01:38

Zajął się pracą, a jakże. Postanowił chociaż tak uspokoić trochę swoje sumienie. Poza tym, cóż innego miał do zrobienia? Pozmywał naczynia po obiedzie, ładnie je wytarł i schował w odpowiednie miejsca, a Ian w tym czasie sobie rysował.
Z tym że pisanie...szło mu tak sobie. Oczywiście, żaden progres nawet nie był blisko. Czuł się nieco lepiej po rozmowie z Ianem, więc przynajmniej był w stanie robić cokolwiek i chociaż trochę się skupić, ale nic cudownego z tego nie wychodziło. Najpierw zajął się komunikacją ze stażystką, która wysłała mu artykuł do przejrzenia. Smutna była dla niego świadomość, że nawet dziewczyna będąca dopiero na stażu pisała lepsze rzeczy od niego. Ale musiał to zaakceptować, a na pewno nie zamierzał być zawistnym wobec niewinnej, pracowitej dziewczyny.
Po odesłaniu artykułu z nałożonymi drobnymi poprawkami i sugestiami zajął się pisaniem artykułu od siebie, dotyczącego zwyczajów karnawałowych w Ameryce Północnej. Nic strasznego, wymagało researchu, ale wszystkie informacje były łatwo dostępne. Żałował, że jednak nie zdecydował się polecieć wcześniej do Nowego Orleanu na paradę Mardi Gras, ale trudno, może w następnym roku. I wtedy będzie mógł poświęcić cały artykuł tym konkretnym obchodom.
Jakoś — mruknął w odpowiedzi na pytanie Iana, wychodząc z założenia że tego dnia już przekroczył limit narzekania, który sam sobie ustanowił. — A tobie? Jesteś zmęczony, co? — zapytał z troską, bo nie umknęło mu to potężne ziewnięcie. Max, o dziwo, wcale nie czuł się aż tak senny, mimo iż nie spał w nocy jakoś cudownie i długo.
Tak naprawdę nie zostało mu wiele do napisania, ale i tak miał świadomość tego, że efekt jego pracy wyglądał dosyć przeciętnie. Sam stawiał sobie większe wymagania, którym od jakiegoś czasu nie umiał zupełnie sprostać.
W ogóle...skończyłem ten artykuł. O aromantyczności i aseksualizmie. Musiałem go oddać na poniedziałek — wyjaśnił, bo przecież umówił się z Ianem, że napisze to w konsultacji z nim. Ale w niedzielę, kiedy mieli się tym zająć, Ian spędził cały czas z Betą, więc fizycznie nie było jak, dlaczego Max musiał się z tym zmierzyć w pojedynkę. — Chcesz zobaczyć? Starałem się wziąć pod uwagę to, co mi mówiłeś...ale nie wiem, czy w ogóle powinienem się za to brać, bo przecież ja sam nie mogę i nigdy nie będę mógł w pełni zrozumieć tego, jak to jest być osobą aro czy ace — westchnął. Z tego artykułu, oczywiście, także nie był zadowolony. Czy w ogóle podobało mu się cokolwiek, co ostatnio napisał?
Chyba nie.


effsie - 2018-12-09, 10:36

Raczej znudzony — odparłem, wyłączając lampkę podświetlającą moje kalki. Nie miałem być czym zmęczony, nie robiłem dziś wcale jakoś szczególnie dużo rzeczy. Dobra, rano poszedłem na siłkę, ale poza tym była to moja całkowita norma, to znaczy, wysiłek fizyczny mnie jakoś… uspokajał, a nie wymęczał, więc to było w porządku. Nuda też nie była odpowiednim słowem, ale jakoś tak… nie wiem, wpadłem chyba w jakiś taki stan, gdzie chciałem być leniwy, choć takie rzeczy nie zdarzały mi się przesadnie często.
Generalnie przecież zawsze miałem ADHD i musiałem coś robić, tu, tam, śmam, a teraz czułem się jakiś taki ospały i nie do wymyślenia niczego. Siedzieliśmy z Maxem niby razem, ale jednak osobno i jeśli naprawdę to było w stanie dać mu poczucie jakiegoś bezpieczeństwa, potwierdzenia, że wszystko było w porządku to… to okej.
Ja sam… niezbyt wiedziałem. Potrzebowałem tej samotności bardzo, tak bardzo, jak chyba już dawno nie – i to nie był rodzaj tego uczucia, że muszę to mieć teraz, tu, już, na godzinkę czy dwie, ogarnąć swoje myśli i w porządku. Nie, to bardziej jak… cierpliwe czekanie do pewnego stanu, gdy w pełni będę mógł odczuć komfort pozostania sam na sam ze swoimi myślami. Chyba nie po to, by coś zrozumieć, bardziej… ułożyć, przetrawić, przyjąć; wiedzieć, co dalej. Bo teraz – absolutnie nie wiedziałem, czułem się jak zawieszony w jakimś przedziwnym stanie, a obecność Maxa… to nie tak, że mi przeszkadzała, ale nawet jeśli tego nie chciał robić, a przecież pewnie nie chciał, to czułem jakiś niemy rodzaj oczekiwania, ciśnienia, by udawać, że nic się nie stało.
Tak właśnie myślałem, że było. Że Max, który dopiero co odkrywał, jak to wszystko na niego wpłynęło, tak bardzo się tego bał, że potrzebował wraz ze mną udawać, że to nie ma żadnego znaczenia. Że jego doświadczenia nie wpływają na nas, na nasz związek, że jesteśmy w jakiejś magicznej bańce, która sprawi, że to wszystko się od nas odbije. A ja nie potrafiłem tego ignorować, nie tego, co stało się mojemu chłopakowi, z czym wyraźnie sobie jeszcze nie poradził i co rozwalało go od środka. Czy za każdym razem, jak trzymał w ustach mojego penisa myślał o tamtym kolesiu? Czy też zmuszał się do seksu ze mną, kiedy nie miał ochoty, ale gdy ja tego chciałem? Po to, by było w porządku, bym ja czuł się zadowolony, żebym to ja miał to, czego chciałem? Wolałbym mu wierzyć, wierzyć, kiedy mówił, że do niczego się nie zmuszał, ale zwyczajnie nie potrafiłem, ciągle mając przed oczami te wizje, wizje Maxa poświęcającego się w imię, nie wiem, swojej miłości do mnie czy czegoś równie podobnego.
Zwyczajnie… zwyczajnie nie myślałem. Jak zawsze zresztą. Zachowywałem się naturalnie, tak jak zawsze, bo dla mnie seks nie był żadnym problemem, żadnym przykrym wspomnieniem z przeszłości, żadną traumą. Uwielbiałem seks, bardzo, chyba tak, że nie dopuszczałem w swojej głowie innej możliwości, tego, że są ludzie, dla których może to być coś innego – i teraz zaczynało mi się to odbijać czkawką. Nie chciałem zmieniać mojego chłopaka na żadnego innego, uwielbiałem Maxa, bardzo, naprawdę, tylko… tylko musiałem przestać patrzeć tylko na swoje potrzeby. Może Max nie potrzebował seksu codziennie, tak często jak ja, zresztą, ja przecież też nie potrzebowałem – nikt nie potrzebował seksu, tak jak jedzenia czy picia, zwyczajnie nie potrafiłem się oprzeć, kiedy miałem go obok siebie… I co? Przecież nie byłem jebanym zwierzęciem, mogłem kontrolować swoje zapędy.
No jasne. Pokaż — powiedziałem i podniosłem się z miejsca, by podejść do Maxa, który siedział na kanapie.


Gazelle - 2018-12-09, 14:12

Zatem zapisał jeszcze raz dla pewności to, co udało mu się do tej pory zapisać, i zminimalizował plik, otwierając kolejne okienko z artykułem ukończonym w niedzielny wieczór.
Ostrzegam, jest...taki sobie, więc jeżeli miałeś przypadkiem wysokie oczekiwania to...no, będziesz srogo zawiedziony — wymamrotał, przesuwając laptopa bardziej w stronę Iana. Nie umknęło mu to, że Ian usiadł obok niego w dosyć...niecodziennej, jak na nich odległości. Ale zignorował ten fakt, chyba sam desperacko chciał karmić siebie iluzją tego, że między nimi naprawdę jest w porządku.
Ian wziął od niego komputer i położył go sobie na kolanach, uważnie czytając znajdujący się na ekranie tekst. Max, zupełnie nieświadomie, lekko się skulił, nadzwyczaj skrępowany. Czuł, że Ian powinien zapoznać się z tym artykułem, w końcu dotyczył on także jego, ale z drugiej strony także z tego powodu był maksymalnie niepewny i obawiał się trochę opinii swojego chłopaka.
To jest tylko artykuł na durną stronę internetową, weź na to proszę poprawkę — mruknął. — Ale jak chcesz, to mogę dać ci namiary na organizacje zajmujące się właśnie szerzeniem świadomości o istnieniu osób ze spektrum aseksualizmu i aromantyzmu. Mają jakieś broszury informacyjne, można się z nimi umówić, spotkać, jeżeli masz jakieś wątpliwości to to jest dobry pomysł, żeby porozmawiać z osobami które rozumieją, co czujesz — mówił, obracając lekko głowę w stronę Iana, który właśnie skończył czytać i przekazywał mu z powrotem laptopa.


effsie - 2018-12-09, 14:27

Zgarnąłem lapka na kolana, od razu podświetlając sobie na fulla ekran; nawet w tym z Maxem się różniliśmy. Ja wolałem mieć pełne światło i jak najjaśniej, a jemu chyba wtedy męczyły się oczy i zwykle przyciemniał monitor, by ich za bardzo nie podrażniać.
Ostatnio… nie lubisz za bardzo pisać, co? — spytałem, podnosząc wzrok znad przeczytanego artykułu. — Zawsze jak o tym mówisz, masz takie negatywne emocje.
Max miał rację, tekst nie był jakoś szczególnie odkrywczy; tłumaczył na początku o co chodzi, dość enigmatycznie, a później przechodził do statystyk i zaznaczał, że nie powinno się tego stygmatyzować, to jest spektrum i takie osoby mogą normalnie tworzyć zdrowe relacje. Brakowało w tym jakiegoś jaja, wszystko było dość… bezpieczne i właściwie nie miałem się do czego przyczepić – może poza tym, że o takim artykule dość prędko się zapominało i raczej nie wspominało się go potem w rozmowach ze znajomymi, ale nie zamierzałem pojeżdżać mojego chłopaka.
Ale… po co? — spytałem, marszcząc brwi na tę propozycję Maxa. — Sam piszesz, że to nie jest żadna choroba, po co mam z kimś o tym rozmawiać? Poza tym, ja sam nie wiem, czy się z tym w pełni zgadzam — dodałem.
Trochę się spiąłem; poczułem się nieco zaatakowany przez Maxa, trochę jakby… chciał mnie wysłać na jakąś terapię, bo się w nim nie zakochałem. Nie czułem się nigdy przez to jakoś gorzej, co więcej, od soboty właściwie o tym nie myślałem, a wcześniej nawet o tym nie słyszałem – i choć wtedy ta perspektywa wydała mi się jakaś taka… kojąca, że nie zrobiłem nic złego, że wszystko ze mną może być okej, nie miałem żadnej potrzeby potwierdzania tego, drążenia w tym i tak dalej.
Może Max miał? Może Max chciał, żeby to ustalić raz na zawsze? Że tak jest, bo w tym szukał winy-nie winy tego, że nie powiedziałem mu, że go kocham? Że jak to się potwierdzi to w porządku, mogę nie czuć tych rzeczy, a jeśli to nieprawda to byliśmy w jakiejś nierównej pozycji i to mu nie pasowało?
Uważasz, że powinienem tam pójść?


Gazelle - 2018-12-09, 15:02

Ostatnio jestem w tym po prostu kiepski — odparł. I tak, to powodowało że Max tracił całą radość z pisania. Jakże mógłby się tym cieszyć, skoro rezultaty w ogóle go nie satysfakcjonowały?
Ale już tego nie ciągnął. Koniec narzekania na ten dzień. Już i tak miał wrażenie że w oczach Iana zrobił siebie totalną ofiarą losu, słabą, żałosną. Nie musiał jeszcze bardziej podbudowywać swojego wizerunku, zwłaszcza że to narzekanie było bezowocne i zwyczajnie brzmiało idiotycznie.
Przecież wystarczyło po prostu wziąć się w garść.
Tym razem Ian źle odczytał jego intencje. Bo przecież za sugestią Maxa nie kryło się nic złego, wcale nie zamierzał zrównywać orientacji swojego chłopaka z chorobą, to byłoby okrutne i obrzydliwe i miał nadzieję, że Ian naprawdę go o to nie posądzał...
Nie zamierzam cię namawiać, tylko sugeruję — odpowiedział prędko. — W razie gdybyś potrzebował rozwiania tych wątpliwości. Być może nie masz takiej potrzeby, to jest okej, tylko mówię to w razie...wiesz, jak człowiek dowiaduje się o sobie czegoś nowego to czasami jest zagubiony, a ja nie wiem czy mogę ci w tym samodzielnie pomóc. Kiedy odkryłem, że jestem gejem, to nie miałem z tym problemu, bo od małego wiedziałem co do oznacza, wychowywałem się w domu, w którym to była rzecz całkowicie normalna, w porządku, miałem dostęp do informacji i nie uderzyło to we mnie jakoś mocno. Ale z aromantyzmem jest o tyle inaczej, bo niewiele osób nawet zdaje sobie sprawę z tego, że to istnieje. I tylko o to mi chodziło. Że w razie niepewności, że gdybyś potrzebował, to że są osoby z którymi można pogadać, i które znają się bardziej niż byle dziennikarzyna — uśmiechnął się słabo. Dla niego to wcale nie miało aż takiego znaczenia, najważniejsze było to, żeby Ian czuł się dobrze ze sobą. — Uważam, że jeżeli ty chcesz i tego potrzebujesz, to tak. A jeżeli nie, to nie. Proste. Nie powiedziałem tego dlatego, że moim zdaniem jest to ważne, bo o tym decydujesz tylko i wyłącznie ty.


effsie - 2018-12-09, 17:31

Westchnąłem, nie wiedząc do końca jak rozwinąć ten temat. Artykuł, który miałem przed oczami, wyraźnie nie był najlepszy – nie był też najgorszy, w żadnym wypadku, był… normalny. Taki okej. Max wyraźnie wymagał od siebie więcej, ale ja sam doskonale rozumiałem, jak to jest być w dupie twórczej i że wtedy żadne zapewnienia, że będzie lepiej, nic nie dają. Co więcej, trochę nie miałem jak go o tym zapewniać; Max nic mi nie pokazywał i czytałem tylko te artykuły, które sam znalazłam na głównej jego portalu, lub które podesłała mi mama.
Mama. Nie rozmawiałem z nią odkąd wylecieliśmy z Australii i może miałbym teraz ochotę zadzwonić, gdyby nie to, że nieco obawiałem się pytania co tam u Maxa. Gdy nie było takiej konieczności to nie chciałem kłamać, że wszystko spoko, a skoro ewidentnie nie było spoko, mogłem spokojnie przełożyć ten telefon.
W najgorszym wypadku miałem czas do czternastego lutego, bo wtedy to akurat Lana na pewno zadzwoni.
Mhm — mruknąłem, przytakując Maxowi. Może rzeczywiście źle zrozumiałem jego intencje, ale ja sam… chyba raczej nie potrzebowałem się z nikim określać, dyskutować na te tematy, a na pewno nie z jakimiś, nie wiem. Nieznajomymi ludźmi. — Nie jesteś byle dziennikarzyną tylko moim chłopakiem i jeśli z kimś miałbym o tym rozmawiać to z tobą — powiedziałem, patrząc się mu prosto w oczy. — Nie potrzebuję o tym rozmawiać, ale jeśli ty chcesz to powiedz.


Gazelle - 2018-12-09, 19:35

Ja? — spytał, lekko zdziwiony. To tak, jakby Ian naprawdę uważał że podrzucił mu tę sugestię tylko ze względu na siebie samego. To było nieco krzywdzące założenie, ale też nie miał tego Ianowi za złe. Najwyraźniej miał ku temu jakieś przesłanki. — Nie, skąd. Jeżeli chcesz, to tu jestem. Zawsze będę gotów, żeby cię wspierać, jeżeli napotkasz na jakieś trudności podczas odnajdywania własnej tożsamości — zapewnił i niepewnie uniósł rękę, aby w końcu zainicjować jakiś kontakt fizyczny. Zrobił to, co miał w zwyczaju, okazując Ianowi niewinną czułość, a mianowicie z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy pogładził jego policzek. — W sobotę mówiłeś mi...że chcesz wiedzieć o sobie tyle, ile ja wiem o sobie. Okazuje się, że nie znam siebie wcale tak dobrze, jak ci się wydawało, ale w każdym razie, jeżeli masz w sobie tę chęć odkrywania siebie samego, to ja będę przy tobie podczas tej wędrówki, obiecuję — wyszeptał, przysuwając się nieco do Iana. Odłożył laptopa na bok, żeby przypadkiem mu nie zleciał, po czym zadał pytanie, które w kontekście ich relacji było nietypowe, ale wydawało mu się że w tym momencie było ważne, żeby ono padło: — Mogę cię teraz pocałować?

effsie - 2018-12-09, 21:02

Uśmiechnąłem się, wzdychając lekko i pokręciłem nieznacznie głową. Nie miałem żadnych problemów z odnajdywaniem własnej tożsamości, z takimi „typowymi” powiedziałoby się rzeczami, z którymi walili się ci wszyscy geje, że ojacie, jestem gejem. Byłem-nie byłem, moja sprawa, naprawdę nie potrzebowałem określać się w żadnej ramie i tabelce; to nie powinien być nigdy temat żadnych dyskusji i sporów. Jeśli komuś to pomagało – to spoko, ale ja naprawdę nie cierpiałem na bezsenność myśląc o tych rzeczach.
O innych – trochę. Ale to druga para kaloszy.
Max wyciągnął rękę w moją stronę i byłem na to całkiem przygotowany, nie wzdrygnąłem się, gdy pogładził mnie po policzku. Na jego kolejne pytanie zaś wywróciłem oczami; nie naturalnie, trochę aktorsko, ale nie powinien się zorientować.
Nie musisz się pytać o takie rzeczy — powiedziałem, siląc się na normalny, luźny ton i sam pochyliłem się żeby złączyć nasze usta.
Nie byłem na to do końca gotowy, ale wiedziałem, mózg mówił mi, że tak trzeba – po prostu się przełamać, jak ze skokiem na głęboką wodę, bo przecież to nienormalne, być w związku, gdzie nie chcesz nawet pocałować swojego chłopaka. Ja… chciałem i nie chciałem jednocześnie, dlatego starałem się odgonić głupie myśli, bo wcale ich nie potrzebowałem.
A usta Maxa? Były jak zawsze: miękkie, ciepłe, smaczne, choć nie potrafiłem jakoś do końca czerpać z tego tej przyjemności, co zwykle – coś w brzuchu, jakaś gula, której powinienem prędko się pozbyć, skutecznie mi w tym przeszkadzała.
Chcesz się umyć pierwszy, czy mogę pójść pod prysznic? — spytałem, odsuwając się w końcu od mojego chłopaka.


Gazelle - 2018-12-09, 23:23

Nie musiał?
Sam już nie wiedział...
Ostatecznie przecież nie przeprowadzili rozmowy na temat swoich osobistych granic. Ale uznał, że tego dnia to już byłoby za dużo. Wystarczyło im obu wrażeń. A gdyby Ian chciał do tego wrócić, to przecież by to zrobił, prawda?
Jednak chwilę później ich usta się złączyły. Pierwszy raz od...aż od soboty. Uświadomienie sobie tego sprawiło, że przez ciało Maxa przeszły dreszcze. Z kolei seksu nie uprawiali...jeszcze dłużej. Po tym, jak Max...
W tamtym momencie starał się skupić na miłych odczuciach związanych z obecnością ust Iana na swoich wargach. Jednak...nie był w stanie wprost powiedzieć, o co chodziło, ale coś było w tym pocałunku nie tak. To było takie...sztywne, niemalże pozbawione uczuć. A może to Max sobie po prostu wmawiał, może to jego obawy mu to szeptały do ucha?
Zanim zdążył zrobić cokolwiek w celu pogłębienia tego pocałunku, czy chociażby przedłużenia go (gdyż Maxowi wydawał się on stanowczo zbyt krótki, mimo iż nie był to wcale przelotny całus), Ian odsunął się od niego i zadał swoje pytanie. Które...też było dziwne, bo przecież...wcześniej...gdy tylko mieli ku temu okazje, myli się razem. To jest, przed tym wydarzeniem, które wszystko zepsuło. A oni jeszcze nie zdołali tego odbudować.
Kurwa, Max, coś ty narobił...
Ian... — wychrypiał. Nawet nie zauważył wcześniej tej suchości w gardle. — Wiesz, że...nie musisz się ze mną obchodzić jak z jajkiem, prawda? A gdyby...gdybyś ty czuł jakieś...opory przed...czymś...to powiesz mi o tym? — wydusił z siebie niepewnie. — I...um, możesz iść pierwszy. Ja skończę pisać.


effsie - 2018-12-09, 23:51

Westchnąłem i pokręciłem głową, nie odpowiadając nic Maxowi, a potem, zgodnie z tym ustaleniem, które poczyniliśmy, poszedłem do łazienki. Generalnie na co dzień byłem ogromnym fanem pryszniców, szybkich, najlepiej zimnych. Ostatnimi czasy zmieniły się one na trochę dłuższe i cieplejsze, głównie ze względu na pewne jasnowłose stworzenie, które mi w nich towarzyszyło, ale dziś… dziś, po raz pierwszy od naprawdę, naprawdę lat, miałem ochotę na wannę.
Z tym że na tej ochocie musiało się skończyć, bo pod ręką nie było żadnej wanny do dyspozycji; ratowałem się gorącą wodą i po wyjściu z łazienki owinąłem ręcznikiem, by tak skończyć do sypialni po jakieś bokserki. Nie pomyślałem o tym wcześniej, a zwykle nie miałem problemu żeby przejść tę szaloną odległość nago, ale teraz… Max może i siedział w salonie, skąd nie było widać drzwi do łazienki, ale przecież jasno powiedział mi w sobotę, że nie chciał na razie żadnych takich seksualnych praktyk. Patrzenie się na czyjegoś chuja raczej o nie zakrawało, a absolutnie, w żadnym wypadku, nie chciałem robić nic wbrew niemu.
Przykryłem więc dupę gaciami i rozejrzałem się za szlafrokiem, po chwili narzucając go na ramiona. Nie było mi zimno (chociaż pewnie zaraz wyjdę na fajkę), ale wciąż nie byłem pewien, czy Max… no wiecie. Nie chciał uprawiać ze mną seksu i naprawdę nie miałem z tym żadnego problemu, ale nie byłem pewien, gdzie jest granica seksu. Na pewno jednak nie chciałem jej przekroczyć.
O której jutro wylatujesz? — spytałem, stając w salonie. W dłoni miałem paczkę fajek i ochotę na zapalenie jednej, ale nie pamiętałem godzin lotu Maxa i uznałem, że zapytam. — Zaplanowałeś sobie coś?


Gazelle - 2018-12-10, 00:47

Odpowiedź Iana nie była ani trochę satysfakcjonująca, enigmatyczna w cholerę i trochę przez to irytująca, ale cóż miał z tym zrobić? Przymknął na moment oczy, samemu wzdychając i próbując odgonić to skradające się zirytowanie, po czym, gdy Ian był już w łazience i puszczał wodę, wziął ponownie laptopa, zajmując się kontynuacją swojego artykułu.
Dopisanie tych kilku zdań o dziwo nie zajęło mu sporo czasu, musiał jeszcze tylko wszystko przejrzeć, ale akurat w tym momencie Ian pojawił się w salonie, pytając go o lot.
Oczywiście, z paczką fajek w ręce. I w samym szlafroku. Świeżo po kąpieli. Cisnęło mu się na usta skarcenie go za lekkomyślność, która mogła poprowadzić go wprost w ramiona paskudnego przeziębienia, ale zrezygnował z tego. Przecież Ian i tak by go nie posłuchał. Ta uparta cholera.
O piątej po południu — oznajmił. Co oznaczało, że jechał na lotnisko prosto z pracy. Nie zamierzał nawet wracać do pracy, mógł bez problemu zabrać bagaż ze sobą. Ach, przecież się jeszcze nie spakował...
Nie chciał opuszczać mieszkania Iana, tak po prawdzie. W głowie więc sobie ustalił, że po prostu obudzi się godzinę wcześniej. Tyle powinno mu wystarczyć, aby spakować się na trzy noce.
Tak! Mam już wynajęty pokój w hotelu, który znajduje się ledwie dwie przecznice od Bourbon Street. I na pewno tam się przejdę, i na Jackson Square, może akurat uda mi się posłuchać czegoś przyjemnego, co mi nie rozsadzi głowy. Raczej nie chcę przesadzać z wydawaniem kasy, więc odpuszczam sobie muzea i inne miejsca, do których musiałabym srogo zapłacić za wstęp. Poza tym, to tylko weekend. Wolę poznać miasto z tej żywszej strony. Jak mi się uda, to chętnie przepłynąłbym tym promem, z którego podobno ładnie widać całe miasto. Ale na pewno marzy mi się zwiedzanie Francuskiej Dzielnicy — oznajmił, nawet całkiem entuzjastycznie. Bo, rzeczywiście, był podekscytowany perspektywą swojego pierwszego w życiu pobytu w Nowym Orleanie. Tylko, że...trochę obawiał się tej samotności. Braku Iana. — A ty...co będziesz robił w ten weekend? — spytał. Oczywiście, że najfajniej byłoby usłyszeć w odpowiedzi coś w stylu tęsknił za tobą i nieustannie o tobie myślał, no ale na to się nie zapowiadało.
Miał jednak nadzieję, że uda mu się złapać Iana chociaż na krótką wideorozmowę...
Och, on będzie cholernie tęsknił. Był tego pewien, i myśl o tym wywoływała aż dreszcze przebiegające mu po skórze.


effsie - 2018-12-10, 08:44

Wyciągnąłem papierosa z paczki i obróciłem między palcami, odkładając całe opakowanie na parapet. Słysząc plan, który relacjonował mi Max, entuzjazm w jego głosie, automatycznie się uśmiechnąłem.
Brzmi tak, jakbyś nie miał się nudzić — powiedziałem z łagodnym wyrazem twarzy. — Może… wiem, że chcesz odpocząć, ale może weź ze sobą jakiś notatnik… czy dyktafon… albo komputer… ja często, jak jestem w nowych miejscach, jakoś łatwo łapię inspirację. Może mógłbyś napisać parę rzeczy, które przyjdą ci na myśl. Wiesz, jako takie ćwiczenie, żeby się odblokować… albo przed naszym tripem, żeby pisać o swoich doświadczeniach. Nic, co musiałbyś komuś pokazywać, tak po prostu dla siebie. Albo nawet, jakbyś nie miał szczególnego pomysłu, mógłbyś pisać rzeczy, które normalnie byś powiedział mnie. Wiesz, jakbyś miał mi opisać, co się dzieje, co widzisz, co czujesz i tak dalej. Ja, jak gdzieś jadę, staram się zawsze coś rysować. Niekoniecznie dziarę, po prostu, no, coś. Zwykle jest mi łatwiej niż tutaj, w domu, jak mnie złapie zastój i irytacja.
To nie tak, że uważałem, że Max tego potrzebował, ale może po prostu nigdy na to nie wpadł? Skoro raczej nigdzie nie jeździł, może po prostu nie wiedział, że to tak działa? Albo niekoniecznie działa, bo to, że działało u mnie, nie znaczyło, że u niego też będzie, ale przecież mógł spróbować.
Ja? — Zmarszczyłem brwi. — Miałem iść z Tonym na koncert, kupiliśmy bilety jeszcze w listopadzie… ale w sumie nie wiem, czy wciąż mam ochotę. Raczej pójdę, ale no… no, zobaczę. Jest w piątek wieczorem, więc jakoś nie psuje mi potężnie planów, ale… — Mina Maxa podpowiedziała mi, że nie podzieliłem się z nim jeszcze tymi planami, więc westchnąłem. — Ach, bo chcę gdzieś wyskoczyć. Myślałem, że gdzieś do jakiegoś lasu, nad jezioro, ale jak teraz o tym mówię to nie wiem, czy nie wolę pojechać nad morze. Może gdzieś na Long Island? Tam jest mega turystycznie, ale może teraz, no i gdybym trafił nad zatokę albo dojechał na sam koniec… — zastanawiałem się na głos i wzruszyłem ramionami. — Nie wiem. Wezmę śpiwór, plecak, zobaczę, gdzie złapię stopa. Ale chyba będę celował w to morze. Będę mógł pobudować sobie zamki z piasku.
Puściłem Maxowi oczko. Morze chyba było najlepszym pomysłem, naprawdę, nie tylko ze względu na to, że to – gdyby wypożyczyć auto – godzina, maks dwie drogi, po prostu… woda zawsze mnie jakoś uspakajała. Natura, w ogóle, ale woda…
Popływałbym. Na desce, to znaczy, ale, ech, to nie była Australia.


Gazelle - 2018-12-10, 15:05

Pokiwał głową.
Tak, jasne, nie przeszło mi nawet przez myśl żeby się tak całkowicie odciąć. Może...może rzeczywiście pomoże mi to w odzyskaniu inspiracji. — A przez wspomnienie Iana o tripie poczuł się jeszcze bardziej niepewnie. Przecież na niego liczył. Nie tylko on. Cała ekipa. Redakcja. Musiał pisać dobre artykuły z ich wycieczki, inaczej cały plan trafi szlag. O, Boże...
Tak. Poćwiczę — powiedział, czując nadchodzące mdłości. A jego dłonie nagle stały się wilgotne od potu. Cholera... Strasznie się bał. Miał na swoich barkach ogromną odpowiedzialność, a tymczasem...
Jeszcze tak lekkomyślnie zerwał się tego dnia z pracy, jak jakiś pierdolony uczniak.
Nagle cały jego entuzjazm związany z wyjazdem został uciszony, zepchnięty na bok, bo jego umysł zdominowało myślenie o swoich obawach i własnej beznadziejności.
Postarał się skupić na słuchaniu Iana – w końcu wcześniej nie miał okazji usłyszeć, co ten sobie zaplanował na czas nieobecności Maxa. Nadal nie podobała mu się wizja rozłąki, ale przecież nie było sensu dramatyzować o te trzy dni.
O żadnym koncercie też nie słyszał, ale, cóż, Ian nie miał obowiązku spowiadania mu się ze swoich wszystkich planów. Chociaż...Max wcale by się nie obraził, gdyby jednak go wcześniej o tym poinformował. Bo przecież to czysty przypadek, że akurat w ten konkretny weekend postanowił wylecieć. No, ale nieważne.
Tylko uważaj, bo na weekend zapowiadają mocny i zimny wiatr — uprzedził, co do tych planów Iana związanych z naturą. — Rzeczywiście, w takich warunkach nie powinno być tłoczno. Ale o zamkach z piasku raczej możesz zapomnieć — stwierdził współczującym tonem. — Gdyby jednak udało ci się stworzyć jakąś budowlę, to oczekuję dokumentacji fotograficznej — Wyszczerzył się do niego. Chociaż ten jego uśmiech...był trochę wymuszony. Nie znosił swoich wahań nastroju, nie znosił ich szczerze.
Przymknął laptopa, uznając że za poprawki może zabrać się po prysznicu. Ian ruszył na balkon (bardzo rozsądnie, Ian – myślał z przekąsem, ale trzymał gębę na kłódkę), a Max udał się w kierunku łazienki, po drodze robiąc sobie przystanek w sypialni w poszukiwaniu bielizny. Nie znalazł w szafie Iana swoich bokserek, bo zapewne wszystkie egzemplarze pozostawione u Iana wciąż tkwiły w koszu na brudną bieliznę, zatem musiał jeszcze zajrzeć do swojego mieszkania, wrócił do sypialni Iana (pożyczając sobie jeden z jego dużych, wygodnych t-shirtów) i wtedy dopiero mógł wziąć niczym nieskrępowany ciepły prysznic.
Ten prysznic jednak byłby zdecydowanie bardziej przyjemny, gdyby mógł się gnieździć w tej kabinie wraz ze swoim chłopakiem. Próbował nie brać zbyt mocno do siebie faktu, że Ian z jakiegoś powodu wysunął propozycję mycia się osobno, w przeciwieństwie do ich zwyczajowej rutyny, do której Max już przywykł, niemniej było mu przykro. Bo za ciałem Iana też tęsknił. Chyba...byłby już gotowy go dotknąć, zrobić z nim coś więcej – gdy w końcu zidentyfikował przyczynę swojej blokady, gdy w końcu pozwolił się przekonać, że swoim działaniem z czwartku nie skrzywdził Iana tak mocno, jak się obawiał. Ale nie byłoby to rozsądne, robić cokolwiek seksualnego przed rozmową o granicach, która wciąż czekała na przeprowadzenie. Może po tym weekendzie uda się przerwać ten ciągnący się post...
Ian, przyniesiesz mi laptopa do sypialni? I jakbyś zrobił coś ciepłego do picia, to w ogóle będę ci mega wdzięczny — krzyknął, wychylając się z łazienki już ubranym, osuszając jeszcze mokre włosy ręcznikiem. Ian powinien już wrócić ze swojej fajki, zresztą, gdyby przez tyle czasu siedział na balkonie w samym szlafroku w zimowy wieczór, to byłby chyba idiotą.


effsie - 2018-12-10, 18:26

Zdążyłem już spalić fajkę, bo ileż to też mogło trwać, spalenie papierosa – na pewno nie dłużej, niż długie prysznice, które uwielbiał Max. Przyznam, że sam czerpałem jakąś ogromną, perwersyjną wręcz przyjemność, gdy mój chłopak mył mi włosy; nie wiem na czym polegał ten dziwny dar, ale ja naprawdę nie potrafiłem tak wymasować sobie skóry głowy, a on to robił, no, kurwa, po prostu zajebiście. I to, że siedział w łazience sam, nie znaczyło, że teraz miałby tego nie robić.
Leżałem już na łóżku, jeszcze w szlafroku, trzymając telefon i skrolując Instagrama, gdzie dawałem kolejne lajki kolejnym ludziom. Absolutnie tego nie znosiłem, bo to była robota durnego, ale jednocześnie naprawdę dobry sposób żeby pokazać się szerokiej gamie społeczeństwa. Polajkować im fotki, zaobserwować profil, a wtedy oni wejdą na mój, zobaczą moje dziarki i tak się kręci ten miernej jakości biznes. Usłyszałem jednak zawołanie Maxa i znad telefonu uniosłem nieco brwi. Wychodził z łazienki, więc chyba mógł sam zrobić te wszystkie rzeczy, to nie tak, że za pięć minut miał samolot i się gdzieś spieszył, nie? Ale najwyraźniej nie było w tym żadnej logiki.
Westchnąłem i podniosłem się z łóżka, a kiedy wychodziłem z sypialni minąłem w drzwiach naprzeciwko Maxa bez słowa, wpierw wstawiając wodę, potem szukając w salonie jego lapka. Zgarnąłem go i zaniosłem do sypialni, a potem wróciłem do kuchni, stając przy ziołach i zastanawiając się, co wybrać.
Max nie przepadał za rumiankiem, a cała reszta była okej. Zerwałem szałwię i zalałem wodą, a potem wróciłem z nią do sypialni i postawiłem na ziemi, po tej stronie łóżka, na której zawsze spał Max. Czyli po prawej. Zawsze spał na mojej prawej ręce i tyle dobrego, bo czasami uwalił się tak, że potem miałem ją zdrętwiałą – i spoko, bo byłem mańkutem, więc wciąż mogłem pracować.
Zrobiłem ci szałwię — powiedziałem, przysiadając na łóżku i złapałem swój telefon, który zaraz należało podłączyć do ładowania, by móc dalej robić sobie PR na Instagramie.


Gazelle - 2018-12-10, 19:02

Oczywiście, że mógł sam te wszystkie rzeczy zrobić, ale, Jezu, po co. Nie za bardzo chciało mu się robić przystanki w salonie i w kuchni w drodze do sypialni, a poza tym ziółka zaparzone przez Iana zawsze były najlepsze.
Po prostu jego chłopak go rozpuścił. I musiał ponosić tego konsekwencje.
A Max miał jeszcze do wykonania swój rytuał. Otóż przy nakładaniu na twarz kremu nawilżającego starał się wykonywać podpatrzony w internecie masaż ujędrniający. Nie był w tym niestety zbytnio systematyczny, ale w tym momencie miał czas i okazję, by poświęcić te kilka minut dla poprawy stanu swojej cery.
I gdy Ian zbierał się z łóżka, Max wychodził do sypialni w której trzymał swój krem. Drugi egzemplarz, to jest, który kupił specjalnie po to, by nie musieć kursować przez klatkę schodową w razie noclegu u Iana. Każdy z nich zdążył się już porządnie zadomowić i drugiego. I tak jak Ian nie mógł pozbyć się tak łatwo śladów obecności Maxa w swoim życiu ze swojej osobistej przestrzeni, tak samo Max miał w swoim mieszkanku mnóstwo rzeczy przypominających mu o Ianie.
No, pewnie trochę mniej niż Ian miał jego rzeczy... Ale nieważne.
Dzięki! — odwrócił się na moment od swojego odbicia w lustrze, żeby uśmiechnąć się promiennie do swojego partnera. Naprawdę miał nadzieję, że przez te kilka godzin które jeszcze ze sobą spędzą nie zdarzy się nic burzliwego, że po prostu Max będzie mógł się nacieszyć bliskością ukochanego mężczyzny. Tak tego łaknął, był wręcz wygłodniały.
Po skończeniu masażu ułożył się na swojej stronie łóżka w pozycji półleżącej, zgarniając laptopa na uda. Szałwia musiała być jeszcze wrząca, zatem jeszcze po nią nie sięgał, i zabrał się z marszu za dokończenie pracy.
Najchętniej przeredagowałby cały artykuł, ale na to nie miał czasu, więc po prostu skoncentrował się na doszlifowaniu tego...czegoś, co wcześniej napisał.
Ian zajmował się z kolei czymś na swoim telefonie, więc po prostu każdy z nich robił swoje w ciszy na tym łóżku, a jednak mimo to Max czuł się trochę lepiej z samą świadomością, że Ian był blisko.


effsie - 2018-12-10, 19:18

Więc skrolowałem, lajkowałem, robiłem te wszystkie bezsensowne rzeczy, które naprawdę nie wymagały wiele myślenia i ziewnąłem jakoś po raz drugi, potem trzeci, aż w końcu ściągnąłem z siebie szlafrok (zrzuciłem go na podłogę) i podniosłem kołdrę.
Obejrzałem się na Maxa, Maxa w transie, i westchnąłem po raz drugi, bo nie zgasiłem światła. Podniosłem więc dupę i ruszyłem się, by to zrobić, żeby Max nie musiał wstawać. Zanotowałem też w głowie, że przydałyby się kupić takie na pilota, ale no, mądry Ian po szkodzie.
— Idziesz już spać? — spytał Max.
— Mhm — przytaknąłem. — Mogę zgasić, nie? — upewniłem się, bo może Max nie umiał pracować w ciemnościach, czy coś?
— Tak. Ja też zaraz skończę — odparł, na co ja uśmiechnąłem się i ułożyłem wygodnie na łóżku.
Leżałem tak sam, a Max po chwili rzeczywiście zamknął komputer… i przytulił do mnie. Serce przyspieszyło mi nieco bicia, ale objąłem go ramieniem i wymamrotałem coś nieskładnie na jego „dobranoc”.
Dobranoc.


Gazelle - 2018-12-10, 22:26

W końcu.
W końcu mógł zasnąć wtulony w swojego ukochanego chłopaka. To Słońce, które przybyło aż z Australii żeby rozjaśnić jego dotychczas ponure i szare życie.
Jego osobisty grzejnik, który rozgrzewał jego ciało od zewnątrz i wewnątrz.
Człowiek, któremu bez wahania powierzył swoje serce. I nawet jeżeli nie otrzymał jego serca w zamian...to nie miało znaczenia. Naprawdę. Najważniejsze było to, że Ian zaakceptował jego.
Przymknąwszy oczy, oparł głowę na klatce piersiowej Iana, z uchem przystawionym do miejsca, w którym znajdowało się jego serce. Wsłuchał się w jego szybkie bicie, i coś w tym było nie tak. To znaczy, ewidentnie, bo serce Iana biło jak szalone. Czyżby się czymś stresował? To byłoby dziwne.
Max również przeżywał wewnętrzne sensacje spowodowane swoimi emocjami; swoją ogromną adoracją mężczyzną znajdującym się z nim w łóżku, ale jakoś...nie sądził, żeby Ianowi chodziło o to samo.
Chociaż, z drugiej strony, organizm ludzki czasami wariował ot tak, sam z siebie. A tempo bycia serca Iana całkiem szybko wróciło do relatywnej normy.
I w tym rytmie, otoczony tymże znajomym i jedynym w swoim rodzaju ciepłem, w końcu usnął.

Kiedy zadzwonił budzik, w pokoju panowała jeszcze ciemność. Ze zmarszczonymi brwiami, sięgnął po swój telefon i wszystko stało się dla niego szybko jasne. No tak, przecież ustawił go na wcześniejszą godzinę. Musiał się spakować do Nowego Orleanu.
Ian obok niego poruszył się niespokojnie i zaczął coś mamrotać zaspanym głosem. Max, o dziwo...nie spotkał się tym razem ze swoim zwyczajowym problemem, kiedy o poranku miewał problemy z wydostaniem się z objęć Iana. Właściwie...obudził się, będąc z Ianem w niemal identycznej pozycji w jakiej usnęli.
Ciii, śpij sobie dalej. Muszę spakować walizkę, przyjdę cię później obudzić — wyszeptał, pochylając się twarzą nad swoim zaspanym chłopakiem. Pocałował go w czoło i podniósł się z łóżka, ziewając i przeciągając się. Udał się najpierw do łazienki, żeby załatwić fizjologiczną potrzebę, a potem przeszedł do swojego mieszkania, nawet nie przejmując się tym, żeby się ubrać. Koszulka Iana i bokserki zasłaniały wystarczająco, poza tym było tak cholernie wcześnie, że nie spodziewał się na klatce schodowej żywej duszy.
Pakowanie, jak zwykle, przysparzało mu problemów. Ciężko mu było się zdecydować przede wszystkim w kwestii garderoby, poza tym jakie kosmetyki wziąć, czy na pewno zamierzał czytać tę książkę...takie tam, typowe dylematy, przez które ostatecznie udało mu się przejść. I miał czas, żeby na spokojnie się umyć, ubrać, zanim powrócił do mieszkania Iana, zabierając ze sobą awokado ze swojej lodówki.
Zostawił owoc w kuchni, i przed zabraniem się za robienie śniadania obudził swojego chłopaka pocałunkiem. To dawało mu pozory normalności, zwyczajnego poranka w ich wspólnym życiu.
Ian jednak nie pociągnął go do dłuższego pocałunku, nie objął, ale też nie odtrącił.
Gdy Ian przyszedł z łazienki do kuchni, na stole czekała już kawa, a Max przygotowywał tosty francuskie z jajkiem sadzonym i z awokado.
Siadaj, za chwilę śniadanie będzie gotowe — oznajmił, nie odwracając się od patelni. — Usmażyć ci do tego boczku?


effsie - 2018-12-11, 00:15

Wstałem… dumny z siebie. Że się przełamałem, że zrobiłem to, mimo jakiegoś wewnętrznego oporu, bo byłoby chore tego nie robić. Nie dotykać własnego chłopaka to jakaś przejebana opcja i lepiej sobie od razu strzelić w łeb.
Max nic nie próbował działać i… byłem mu wdzięczny. Sam nie wiem, czy bym teraz mógł, no, już, od razu. Dlatego dobrze, że spędziliśmy razem tę noc, obok siebie, to dobry początek. Nie wiem, zachowywałem się jak jakiś piętnastolatek, ale to było, no, potrzebne.
Nie rozumiałem jak to się działo, że zawsze mieliśmy nastawione budziki na tę samą porę, a Max i tak zdążył zrobić śniadanie zanim ja wszedłem do kuchni. Dziś, okej, wstał wcześniej, ale generalnie może powinienem przyjrzeć się temu zjawisku. Ziewnąłem, naciskając frenchpressa i łypnąłem na mojego chłopaka.
Nie uschłyby ci od tego ręce? — spytałem, trochę z przekąsem, bo przecież wiedziałem, że nie – już nie raz i nie dwa smażył dla mnie mięso. — Tak. Chcę boczku — dodałem po chwili zastanowienia, sięgając do lodówki. Już chciałem położyć plaster na patelni, ale Max pierdolnął mnie w rękę.
— Na osobną patelnię! — upomniał mnie. — Nie będę jadł chleba na tłuszczu ze świni!
Wywróciłem oczami, wielki mi obrońca zwierząt, ech. Wyciągnąłem jednak kolejną patelnię i wrzuciłem plastry boczku, zaczynając ją rozgrzewać. Max chciał już mi tam wrzucić masło, ale tym razem ja go pacnąłem w łapę.
Nie dodawaj!
— Co? Czemu?
Boczek jak się smaży to sam wytapia tłuszcz, nie potrzebuje dodatkowego — pouczyłem go i zmrużyłem oczy, domyślając się, że zwykle wrzucał mi tam masła, chuj jeden. Pewnie chciał żebym wyhodował sobie taki brzuch jak lubił, jego niedoczekanie. Ale przynajmniej posłuchał mnie i zapamiętał, że australijskie śniadania i jajka chodzą ze sobą w parze. — To przygotowanie do tej dzielnicy w Nowym Orleanie? — mruknąłem, gdy zaczynaliśmy już jeść.


Gazelle - 2018-12-11, 01:33

Ech? — uniósł głowę znad talerza i zmarszczył brwi, słysząc pytanie Iana. Potrzebował kilka sekund, żeby załapać do czego nawiązywał Ian. — Aaa, że tosty francuskie. W sumie nawet o tym nie myślałem. To chyba moja podświadomość zadziałała — wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia. Oczywiście, Max zjadł o wiele mniej od Iana, ale skończyli mniej-więcej w podobnym momencie. Jako, iż Max był praktycznie gotowy, to zabrał się za zmywanie naczyń. Tak o, na odchodne. W końcu nie mógł już tego zrobić po powrocie z pracy.
Nie chciał rozstawać się z Ianem, i najchętniej przedłużałby ten moment w nieskończoność, ale to by było idiotyczne i dziecinne. W końcu chodziło o cholerne kilka dni. Kilka dni, akurat wtedy, kiedy...bardzo chciał być tylko z Ianem. Próbować naprawić to, co się zepsuło.
Ale Ian miał też swoje plany. I może tak rzeczywiście było najlepiej. Każdy z nich miał okazję zająć się tylko sobą.
Iaaaaan, ale odezwiesz się od czasu do czasu, co? — spytał, wwiercając się w swojego chłopaka wzrokiem, gdy wyszedł już ze swojego mieszkania, z butami na nogach, płaszczem narzuconym na ramiona, szalikiem owiniętym wokół szyi i walizką w ręku. Ian grzecznie na niego czekał pod drzwiami, gdy Max go o to poprosił. Chciał chociaż razem z nim jeszcze wyjść na zewnątrz.
Obiecaj mi, że będziesz grzeczny! — mówił sztucznie wesołkowatym głosem, bo tak właściwie to wcale nie było mu wesoło. Był dziwnie emocjonalny w związku z tym durnym wyjazdem. — Baw się dobrze, ale nie za dobrze, żeby ci się za bardzo moja nieobecność nie spodobała — dodał żartobliwie, gdy znaleźli się na stacji metra. Stanął na palcach żeby sięgnąć do ust Iana i posmakować ich ten ostatni raz, wręcz delektując się ich smakiem, ich szorstkością, ich...ianowatością.
Kocham cię — wyszeptał, gdy się rozdzielili. — Pa!
Po tym pożegnaniu, wskoczył do metra prowadzącego go w kierunku redakcji. Zachowywał się niemalże tak, jakby mieli się rozdzielić co najmniej na miesiąc, ale...nie mógł powstrzymać tego dziwnego ścisku w żołądku i w sercu.
Jesteś absolutnym kretynem, Stone. Ian w końcu naprawdę będzie miał cię dość.
Bo chyba naprawdę przesadzał.


effsie - 2018-12-11, 09:53

Dzień minął mi normalnie, zresztą czemu miałby nie, skoro był to normalny, niczym niewyróżniający się dzień. Po pracy trochę porysowałem, w międzyczasie wymieniając z Maxem kilka smsów, że jest na lotnisku i ma ze sobą jakąś rodzinkę z kabanosami i jajkami (obstawialiśmy, że to Polacy), że już wylądował i szuka Ubera, takie tam. Ja sam raczyłem się piwem i prysznicem, nawet, szaleństwo, zamówiłem sobie pizzę z mięsem, mięsem i mięsem, na widok której mój chłopak pewnie dostałby pierdolca. Teraz, w szlafroku, kończyłem właśnie piwo i wybrałem się na wycieczkę do mieszkania Maxa, zaraz wam powiem po co.
Mój telefon rozdzwonił się z wideorozmową właśnie od tego blondyna, więc odebrałem, uśmiechając się na widok jego gęby.
— Dotarłem już do hotelu! — westchnął na powitanie, przeczesując sobie palce włosami. — Boże, jakie zamieszanie! Nie mogli znaleźć mojej rezerwacji, bo okazało się, że robiłem ją nie w hotelu bezpośrednio tylko przez jakąś dziwną opcję, no i sprawdzaliśmy, no ale już się udało, jestem.
Moje gratulacje — rzuciłem ze śmiechem, przechodząc z sypialni do salonu.
— O, jesteś… — u mnie, miał pewnie dokończyć Max, ale zamiast tego wyszczerzył się jak debil. — Co robisz?
Szukam tej książki, co kiedyś zacząłem czytać… ostatni raz widziałem ją na szafce nocnej, ale już jej tam nie ma — powiedziałem z oczywistym wyrzutem. Ten ostatni raz był niezłą chwilę temu, ale to nie usprawiedliwiało Maxa.
— A — przypomniał sobie. — Nie, tu jej nie ma — powiedział, widząc, że stoję przy jego regale z książkami. — Włożyłem ci do szuflady w szafce nocnej. Żeby się nie zakurzyła.
To teraz mam nawet szufladę? — zdziwiłem się, wracając do sypialni i, bingo, była tam. Ech, co za cwel. — Dobra, mam. Co teraz będziesz robił? — spytałem luźno.
— Ach… chyba wezmę sobie prysznic i… a ty? Może byśmy…
Srysznic — przerwałem mu. — Możesz sobie odpocząć kwadrans czy dwa, a potem poprawiaj fryzurę i idź sobie gdzieś na drinka. Weź sobie notes, czy co tam lubisz, i posiedź sobie w jakimś miłym miejscu. Popatrz na ludzi, pochodź po okolicy, no przecież nie poleciałeś tam siedzieć w hotelu!
Max coś tam jęczał, że zmęczony, ale ja byłem nieugięty i go w końcu na to namówiłem (mam nadzieję, że tak, a nie, że mnie okłamał). Porozmawialiśmy jeszcze trochę o jakichś pierdołach, a potem – już z książką w ręku i kubkiem mięty – władowałem się do łóżka i z niego wygoniłem mojego chłopaka. Na miasto. Niech idzie się bawić, a nie.
A ja? A ja poczytałem książkę, dopiłem miętę i poszedłem spać. Tyle z atrakcji.


Gazelle - 2018-12-11, 22:36

W pracy, o dziwo, nawet nie było tak źle. Jego artykuł, z którego był tak niezadowolony...nawet się spodobał, a ściema, którą wkręciła przełożonemu Sheryl gdy ten zauważył jego nieobecność (ostry ból brzucha, który niby to okazał się zatruciem pokarmowym) również przeszła bez echa. Poszczęściło mu się, naprawdę, a w dodatku świadomość zbliżającego się za kilka godzin urlopu czyniła pracę bardziej znośną.
Po pracy, tak jak planował, zamówił od razu Ubera na lotnisko Johna Kennedy'ego. Jakby się uparł, to rzeczywiście zdążyłby wcześniej zajrzeć do swojego mieszkania, albo do studia Iana, ale to było bez sensu, a poza tym wolał mieć trochę czasu w zapasie na wszelki wypadek. W końcu, mógł trafić na ogromne korki (korek był, ale nie ogromny), albo cokolwiek innego mogło się wydarzyć, co by sprawiło że mógłby się spóźnić na swój lot.
A sam lot trwał niecałe trzy godziny, a ze względu na różnicę czasu w Porcie Lotniczym-Louis Armstrong był już po dziewiętnastej czasu luizjańskiego.
Oczywiście, swoją podróż relacjonował Ianowi. Z którym mógłby spędzać ten wieczór, ale...ech. Bez sensu było narzekać tuż po wylądowaniu w Luizjanie.
Luizjana, jak i sam Nowy Orlean poniekąd, kojarzyła mu się także z serialem, którego kilka lat wcześniej był ogromnym fanem. Tak, mowa o „Czystej krwi”. Historia była...momentami przeciętna, kiczowata, zdecydowanie wolał książki Charlaine Harris, ale cała seria miała jeden, ogromny plus. A mianowicie – nieprzyzwoicie przystojnego wampira, Erica Northmana. Zauroczył się Alexandrem Skarsgårdem od pierwszego momentu, gdy pojawił się na ekranie. Ach, jakie mocne było to zauroczenie...
Oczywiście, najprzystojniejszym i najseksowniejszym mężczyzną w jego prywatnym rankingu był Ian Monaghan we własnej osobie. Potem długo, długo nic, ale Skarsgård mógłby figurować gdzieś wysoko na tej liście, gdyby chciało mu się takową tworzyć.
W każdym razie, Nowy Orlean w którym się obecnie znajdował nie krył w sobie prawdopodobnie żadnego wampirzego półświatka (chociaż, kto wie...), ani nie był żadną siedzibą wampirzej Królowej Luizjany (ponownie: kto wie?), niemniej i tak miał swój urok. Podziwiał to miasto, skąpane w blasku ulicznych latarni i neonów zapraszających do mijanych lokali, z perspektywy tylnego siedzenia w samochodzie, który sobie zamówił żeby zawiózł go do hotelu. W hotelu pojawiły się komplikacje, o których wspominał Ianowi, bla bla, ale pomimo kiepskiego pierwszego wrażenia ten budynek go absolutnie zauroczył.
Wyglądał tak, jakby ktoś zmieszał ze sobą klimat końcówki XIX wieku i czasy współczesne, ale był to zaskakująco udany miks. Przede wszystkim, dzięki temu wnętrza wcale nie wyglądały pretensjonalnie, a bardziej przytulnie. Rozmieszczone gdzie-nie-gdzie jakby wyjęte z belle epoque dodatki ładnie zgrywały się z drewnem i wzorzystymi tapetami. Ponadto w samym lobby znajdowało się mnóstwo roślinności, co z pewnością spodobałoby się Ianowi. W rejestracji usłyszał, że hotel ma z tyłu bardzo urokliwy ogród w stylu inspirowanym stylem francuskim, jednak ze względu na porę roku nie warto było tam zaglądać.
Pokój, do którego w końcu dotarł po...dłuższej chwili spędzonej przy rejestracji, również go pozytywnie zachwycił. Był taki...mało przestrzenny, właściwie, ale niesamowicie przytulny. Przywodził mu na myśl poniekąd babciny pokój, ale nie do końca. Do babcinego pokoju jednak niepotrzebna jest karta magnetyczna. Szalenie podobał mu się ten delikatny baldachim przy łóżku, a także porządna, drewniana komoda, która prawdopodobnie była autentycznym antykiem. Łazienka z kolei, na całe szczęście, w ogóle nie przywodziła na myśl żadnych dawnych czasów, a zachowywała wszystkie współczesne standardy.
I za takie cudne warunki płacił naprawdę niewiele, dlatego mógł wybaczyć nawet zamieszanie przy rezerwacji. Które zresztą nie do końca było winą hotelu.
W każdym razie, odkąd tylko przeszedł przez drzwi wejściowe miał w głowie tylko jeden zamiar, który zrealizował gdy w końcu miał do niego okazję.
Ach, tak miło było zobaczyć znowu tę twarz. W dodatku Ian znajdował się w jego mieszkaniu, co już całkowicie go rozczulało. Ale żałował, że nie mógł go sprowadzić do siebie, do tego przytulnego pokoiku.
Nie mieli okazji jednak zbyt długo porozmawiać, bo jego kochany, troskliwy chłopak dosłownie wygonił go na miasto. Max miał...zgoła inne plany, ale z wielkim poświęceniem obiecał w końcu Ianowi, że się trochę rozerwie. Koniec końców nie był jednak aż tak zmęczony.
Postanowił przejść się spacerkiem i niedługo później wylądował na Bourbon Street. Jego pierwszym przystankiem – a właściwie pierwszym neonem, który go zachwycił – był bar specjalizujący się zwłaszcza w koktajlach daiquiri. Musiał przyznać, że to miejsce – nieco tłoczne, ale nie aż tak uciążliwie – serwowało naprawdę dobre drinki. Na tyle, że nie skończyło się na jednym, na spróbowanie, a skusił się na więcej. Skusiła go także muzyka przyjemnie dudniąca w tle i dwie młode dziewczyny, z którymi się zagadał przy barze. Te dziewczyny zaciągnęły do potem do jednego z klubów znajdujących się nieopodal. I...cóż, Max naprawdę nie przepadał za klubami, ale tym razem postanowił zrobić wyjątek i się całkowicie zanurzyć w nocne życie miasta.
Pożałował już od pierwszej minuty po wejściu do klubu, jak odczuł charakterystyczne dudnienie w czaszce. Cindy i Maria pociągnęły go od razu do tańca, i tyleż właśnie było z jego żalu, gdy miał okazję sobie pobujać biodrami. Do Marii dołączył wkrótce jej chłopak, DJ, a Max został niejako przystawką Cindy, co nie było takie złe, bo ze studentką literatury miał całkiem sporo tematów do rozmów.
I wszystko było fajnie, miło, z każdym wlanym w siebie drinkiem nawet muzyka tak nie wkurwiała, dopóki nie poczuł, że zbliża się do swojej granicy, po której przekroczeniu której będzie rzygał i zaryzykuje utratą filmu.
Dlatego pożegnał się z grupą, których członków dodał sobie wcześniej na Facebooka, a z Cindy ponadto umówił się że dziewczyna pokaże mu następnego dnia po swoich zajęciach miasto, a potem grzecznie wrócił do hotelu, zachlany w cholerę, ale wciąż świadomy. I tak baaaaardzo tęsknił za swoim chłopakiem, tak bardzo. Bycie wśród bandy napalonych (chociaż w większości hetero, fuj) młodych osób sprawiło, że i Max nabrał ogromnej ochoty na rozładowanie własnego napięcia seksualnego. Z tym, że nie miał swojego Iana przy sobie i gówno mógł z tym zrobić. Nawet nie było opcji z cyberseksem, gdyż była trzecia nad ranem i Ian sobie smacznie spał przed pracą, najpewniej z wyciszonymi powiadomieniami w telefonie. I Max był bardzo, bardzo niezadowolony. Bo gdyby Ian był obok, to już by się do niego lepił jak suka w rui, błagając go aby go zerżnął, jakby zupełnie zapominając o tym, co się miedzy nimi w ostatnim tygodniu wydarzyło.
Więc cóż mu pozostało? Jedynie samodzielna praca. Ale nie zamierzał sobie tylko zwalić, myśląc o Ianie, o nie. To byłoby nudne i mało satysfakcjonujące. Więc, mimo iż Iana przy nim nie było, postanowił dać mu dobre show. Zarejestrowane kamerką, która miała mu dawać to złudne poczucie, że tak naprawdę Ian patrzy na niego na żywo, że go instruuje co ma dalej robić, że mówi mu żeby jęczał głośniej, żeby jęczał jego imię...
Po skończonej sesyjce, zapisał materiał wideo i wysłał go niezwłocznie Ianowi. Na miłą pobudkę. A że orgazm i parę godzin tańczenia całkiem go wymęczyło, to od razu potem padł na łóżko i zasnął, nawet nie biorąc wcześniej prysznica.


effsie - 2018-12-12, 00:09

Wiadomość od Maxa rzeczywiście zobaczyłem już o poranku, ale zanim kliknąłem na wideo wysłane do mnie o trzeciej nad ranem to postanowiłem zaparzyć kawę, zjeść jakieś śniadanie i w dziwny sposób dotarło do mnie, że naprawdę, naprawdę dawno tego nie robiłem sam. I nie miałem przed sobą omleta na pięćset sposobów, tostów francuskich z boczkiem, jajkiem i awokado, szakszuki czy innych jajecznych muffinów, a zwykłe tosty z serem. Dobrze, że chociaż był ser.
I gdzieś tam w sumie o tym zapomniałem, bo się ogarniałem na siłkę, potem siłka i wycisk, dopiero w metrze włączyłem rozmowę z Maxem, ale nie miałem słuchawek, więc sobie darowałem. Potem był klient w studiu i dopiero gdy po nim posprzątałem i czekałem na kolejnego, włączyłem to wideo i wybałuszyłem oczy.
Co… Co?!
Boże, nie powiem, podnieciłem się i to momentalnie, słuchając jęków Maxa, który wił się pozując do telefonu, oświetlony tylko jakimś wątłym światłem, które prześlizgiwało się po jego ciele, tym… naprawdę obłędnym ciele, ach. Potarłem się po kroku, doskonale wiedząc, że powinienem przerwać ten pokaz, żeby nie wiercić się w miejscu, gdy zaraz pojawi się koleś na dziarkę, ale nie mogłem: patrzyłem jak zahipnotyzowany jak Max spuszczał się przymykając oczy i otwierając usta, oblizując swoje palce. Przyspieszył mi oddech i spociły mi się ręce, ale wtedy drzwi studia otworzyły się i odrzuciłem telefon, podnosząc wzrok na klienta.
No zajebiście. Właśnie teraz.
Ale tak, byłem w pracy, więc wziąłem głęboki oddech, poprawka, kilka głębokich oddechów, starając się skupić na tym, co miałem dziarać, podczas gdy w głowie miałem tylko Maxa.
Maxa, Maxa, Maxa.


Gazelle - 2018-12-12, 00:36

Jaaa pierdolęęęę — jęknął w poduszkę, w którą schował twarz od razu po tym, jak otworzył oczy i światło, które ujrzał, dosłownie go zabolało.
Spał...dosyć długo. Kiedy się obudził, było już właściwie prawie południe. Zazwyczaj nie spał do aż takich godzin, ale chyba mógł czuć się usprawiedliwiony nocnym pobytem w klubie.
Z tym, że zarówno tamten klubowy hałas, jak i ilość wypitego tejże nocy alkoholu odbijał mu się pierdoloną czkawką.
Gdy w końcu udało mu się zwlec z łóżka, pierwsze kroki poczynił do łazienki, aby wyrzygać się do kibla. I to już sprawiło, że poczuł się troszkę lepiej. Dźwięk lejącej się wody przy prysznicu drażnił jego uszy, ale kiedy był już czysty i pachnący, to jednak dało mu to siłę żeby przebrnąć przez ten dzień. Gdyby był w Nowym Jorku, to pewnie taki dzień spędziłby w całości w łóżku, tuląc się do Iana i popijając zaparzone przez niego ziółka. Ale był w trakcie urlopu, bardzo krótkiego urlopu, i szkoda byłoby marnować ten czas na umieranie na kaca.
Po tym, jak w końcu się ogarnął (wspomagając się kremem BB, gdyż jego cera wyglądała jakby go właśnie wykopali z grobu), zszedł na dół, do hotelowej restauracji.
— Proszę, menu dla pana — powiedziała uśmiechnięta kelnerka, która momentalnie do niego podeszła i wręczyła mu kartę dań.
Nie trzeba — wychrypiał. — Po prostu...poproszę coś lekkiego. I dużo wody. Dużo — wyrzucił z siebie, a kelnerka pokiwała głową ze zrozumieniem. Na jej twarzy widniało coś na kształt współczucia, co dawało Maxowi przesłanki do myślenia, że kelnerka doskonale zorientowała się w tym o co chodzi.
I, wielkie nieba, naprawdę zrozumiała. Bo dostał lekkostrawne śniadanie, zwykłe kanapki z chrupkiego chleba z awokado, pokrojone na tak małe kawałeczki, że jedząc je nie miał tego wrażenia męczenia się, czy zmuszania się do dalszego jedzenia – kawałeczki po prostu znikały z talerza, jedno po drugim, a Max wlewał w siebie mnóstwo wody, popijając przy okazji swoje psychotropy, no i mocną tabletkę przeciwbólową, które to ze sobą zabrał na dół.
Dopiero w trakcie tego późnego śniadania pierwszy raz zerknął w swój telefon i...miał otwartą konwersację z Ianem. Ostatnia wiadomość była przesłana przez niego, a Max w momencie zorientował się co było nagrane na wysłanym filmiku. Wiadomość była oznaczona jako przeczytane i...i tyle. Nic od Iana.
Max prychnął pod nosem, oburzony brakiem reakcji ze strony swojego chłopaka. Nie spodobało mu się? Nie, to niemożliwe. Prawda?
Chyba, że...Ian wcale nie chciał tego widzieć? Może nie powinien...zważywszy na to, że chyba wciąż chodzili po grząskim gruncie...
Potrząsnął lekko głową (i od razu jęknął, bo to był mimo wszystko zbyt gwałtowny ruch), odganiając od siebie myśli, przez które robiło mu się na powrót słabo. Pozostańmy przy oburzeniu.
Tak, to była dobra strategia. I w tym oburzeniu (...zmieszanym z niepewnością, co Max wypierał) nic nie napisał do Iana, nie przywitał się, nie spytał czy filmik mu się spodobał, wychodząc z założenia, że pałeczka leży w ręce jego chłopaka i to on najpierw powinien się odezwać. O, właśnie.
Max zresztą i tak musiał się zbierać na spotkanie z Cindy, na które umówił się...och, za godzinę. Wprawdzie umówili się na konkretne miejsce, ale dał dziewczynie znać, że pojawi się na jej kampusie. W końcu była to okazja, by zwiedzić jeszcze samodzielnie kawałek miasta.


effsie - 2018-12-12, 08:40

I nie zadzwonił. I nie napisał.
Niby rozmawiałem klientami, niby robiłem rzeczy, ale tak naprawdę cały czas siedziałem myślami przy nim, przy tym moim chłopaku, przy jego małym, pornograficznym wideo z tej nocy i zjadało mnie od środka.
Czemu… dlaczego mi to wysłał?
Nie rozumiałem. Max…
Przecież nie chciał. Nie chciał uprawiać ze mną seksu, przez… różne rzeczy. W porządku. Racjonalizowałem to w swojej głowie, ułożyłem sobie i naprawdę rozumiałem, albo przynajmniej wydawało mi się, że rozumiałem, do dzisiaj, do teraz, bo… skoro nie chciał to nie chciał, ale…
To nie było tak, że minął czas, on sobie też to przetrawił i w porządku, kurwa, nie. Spędził ze mną wczoraj cały wieczór i poranek, jeśli by chciał, mógł mi o tym powiedzieć, dać znać, ale nic takiego się nie wydarzyło – tymczasem dobę później walił sobie sam, setki kilometrów dalej, tak, by nie było możliwości, bym był przy nim.
Może o to chodziło? O to, że to ze mną nie chciał uprawiać seksu?
Przechodziły mnie ciarki na samą myśl i skręcałem się w środku, ale nawet nie wiedziałem, co miałbym mu powiedzieć. Nie chciałem być Jaredem dwa, kolesiem, który zmuszał go do seksu, a cokolwiek bym nie napisał… przecież tak mogłoby to zostać odebrane. Ale nie rozumiałem, naprawdę, jeśli to wszystko było prawdą – a jakie było inne wyjaśnienie? – to dlaczego, dlaczego wysyłał mi to pieprzone wideo?
Żeby co? Powiedzieć mi patrz, do niczego mi ciebie nie potrzeba? Nie, to nie było ani trochę w stylu Maxa, Max nie mógł tak myśleć.
Skończyłem już pracę, już posprzątałem, wracałem metrem i obracałem telefon w ręce, cały zestresowany. Messenger mówił mi, że Max był już online, nie raz i nie dwa, że mógłby mi coś napisać – ale nie. Nie przywitał się nawet, nie zadzwonił, nie powiedział, co robi… bo ewidentnie był obrażony moim brakiem reakcji, ale ja naprawdę, naprawdę nie wiedziałem, co mam zrobić.
Nie chciałem tego mówić głośno, bo sam zdawałem sobie sprawę z tego, jak dziecinne to było. Ale tak, byłem… nie wiem jaki. Zazdrosny? To chyba złe słowo. Prędzej… smutny. Smutny, że mój chłopak wolał poradzić sobie sam ręką, niż pieprzyć się ze mną. To… czy naprawdę aż tak go skrzywdziłem? Tak bardzo, że nie mógł tego robić ze mną?
Zjadłem obiad w ciszy, ciszy braku jakiejkolwiek wiadomości od Maxa i przewracało mi się w żołądku, gdy sam napisałem w końcu krótką wiadomość „jak twój dzień?”. Chyba chciałem z nim o tym porozmawiać, ale przecież mógł właśnie robić coś tak pasjonującego, że rozmowa ze mną w tym momencie, na taki temat, nie była dobrym rozwiązaniem.


Gazelle - 2018-12-12, 16:28

Sprawdził przez nawigację Google gdzie znajduje się Uniwersytet Tulane...i okazało się, że był on niezły kawałek z miejsca, w którym się znajdował. No, właściwie to nie było aż tak źle, gdyby zamówił Ubera szybko by dotarł na miejsce, ale postanowił przejechać się tym słynnym nowoorleańskim tramwajem. Na przystanek szedł przez Bourbon Street, podziwiając ulicę tym razem w świetle dnia (świetle! Miał ogromne szczęście, bo akurat świeciło prawdziwe słońce! Na szczęście nie raziło go po oczach.). To, co mu się wcześniej w ogóle nie rzucało w oczy, to były przede wszystkim porozwieszane na budynkach złoto-zielono-fioletowe dekoracje z okazji Mardi Gras. Było całkiem tłoczno, ale i sympatycznie. Przez całą długość ulicy mijał ulicznych artystów, muzyków, mnóstwo barwnych osobistości. Zaabsorbowało go to na tyle, że przez ten czas nawet nie zwracał uwagi na brak powiadomień w swoim telefonie. A tym bardziej tego konkretnego powiadomienia, oznajmiającego że jego kochany chłopak postanowił się odezwać. Cykał kolejne zdjęcia, i zamiast wysyłać je Ianowi, spamował nimi na czacie z Sheryl.
Po tym krótkim spacerze dotarł na prawidłowy przystanek i wsiadł w tramwaj. W środku było niestety tyle ludzi, co i w nowojorskim metrze, co sprawiało że nie miał zwyczajnie okazji należycie nacieszyć się podróżą tym środkiem transportu. I nawet nie mógł sobie pooglądać miasta przez okno, gdyż uprzejmi miejscowi pasażerowie zaciągnęli na oknach żaluzje. Ech...
I wtedy przypomniał sobie o telefonie, o przerwanej konwersacji z Ianem. Zmarkotniał, orientując się że jego chłopak nadal nic nie napisał, nie zadzwonił do niego... To sprawiało, że czuł, jak jego żołądek ściskał się w malutką kuleczkę, a jego dłonie oblały się zimnym potem. Cały czas obawiał się, że zrobił coś złego, wysyłając ten durny filmik po pijaku.
Jeszcze na początku zeszłego tygodnia w ogóle by się nie wahał, nie miałby żadnych wątpliwości, nie musiałby się obawiać reakcji Iana. I dobijała go świadomość tego, jak wiele się od tamtego czasu zmieniło.
Gdy wysiadł z tramwaju na odpowiednim przystanku ujrzał czekającą na niego uśmiechniętą blondynkę, do której podszedł i przywitał się niemalże jak z bliską przyjaciółką. Dziewczyna była bardzo sympatyczna, nadawali na podobnych falach i Maxowi z łatwością przyszło to uczucie swobody w jej obecności.
Cindy oprowadziła go po swoim kampusie, opowiadając o swoich studiach z błyskiem w oczach, co wywoływało u Maxa pewną nutkę nostalgii. Kiedyś też podchodził z takim entuzjazmem do studiów, a potem do pracy...
Jesteś stąd? — spytał, gdy studentka wychwalała przy nim kolejne miejsca w Nowym Orleanie, które Max musiał zobaczyć (słusznie obawiał się, że podczas tego krótkiego pobytu zwyczajnie nie zdoła zajrzeć we wszystkie te miejsca, żeby je należycie zwiedzić).
— Ach, nie. Jestem z Santa Anna. Takie małe miasteczko w Teksasie — odparła, a Max pokiwał głową.
Dlaczego Nowy Orlean?
— Widzisz to miasto? Chyba możesz sam odpowiedzieć na to pytanie. Ono ma taki...specyficzny klimat, który trudno ująć w kilku słowach. Czytałeś Fitzgeralda, prawda? — Max ponownie skinął głową. — No, właśnie. Czasami ciężko odnieść wrażenie, że czas w ogóle ruszył z miejsca. W niektórych miejscach czujesz się, jakbyś wrócił do złotych czasów jazzu i bluesa. Ej, lubisz w ogóle jazz?
Lubię, ale nie określiłbym siebie wielkim fanem. Miło jak brzdąka gdzieś w tle, ale sam z siebie rzadko puszczam coś jazzowego.
— Aha. Ale słuchanie ulicznych muzyków jazzowych to naprawdę coś niesamowitego. W każdym razie, dlaczego Nowy Orlean...wiesz, nie wyobrażam sobie lepszego miejsca w Stanach do studiowania amerykańskiej literatury. Tutaj powietrze pachnie sztuką.
W San Francisco pachnie śmieciami i ściekami.
— A w Nowym Jorku?
Spalinami.
— Kocham ten klimat NOLA. Poza tym, koleś, jestem dziewczyną z południa i na południu chciałam zostać. Spójrz jaką ładną mamy zimę.
Dalszy spacer upływał im na tak samo miłej rozmowie, potem zaczęli dyskutować o twórczości Williama Faulknera i o biednej Zeldzie Fitzgerald. Dotarli do City Park, Max uznał to za bardzo urokliwe miejsce, dopóki nie zobaczył instalacji z człowiekiem zwisającym głową w dół. Na jej widok przeszły po jego ciele dziwne dreszcze, coś w tym widoku mocno go niepokoiło, sprawiało że lekko się zatrząsł, ale nie dawał tego po sobie poznać przy swojej towarzyszce. Wstąpili potem do znajdującego się w parku muzeum, a po godzinie zwiedzania przeszli do muzealnej kawiarni. Cindy poszła do toalety, a wtedy dopiero Max sięgnął po swój telefon, z którego nie skorzystał ani razu od momentu wejścia do wnętrza muzeum.
Och — uśmiechnął się lekko, widząc w końcu wiadomość od swojego chłopaka. Był jednak lekko rozczarowany tym suchym pytaniem o jego dzień. Zero odniesienia do wysłanego filmiku...
>>Miło. A Twój?
Odpisał równie sucho i bardzo lakonicznie, ale westchnąwszy pod nosem postanowił, że nie ma sensu zachowywać się dalej jak dzieciak.
>>Oglądałeś filmik?
>>...podobał Ci się?

Ian był online, więc spodziewał się szybkiej odpowiedzi.


effsie - 2018-12-12, 16:58

Robiłem coś na komputerze, szukając na mapie najlepszego punktu wypadkowego na jutrzejszego tripa i równocześnie starając się odgadnąć, oszacować, ile czasu może zająć mi dostanie się na jakieś bezludzie Long Island, gdzie mógłbym się zgubić, kiedy zakładka z Facebookiem zamigotały powiadomieniem. Przełączyłem ją i zerknąłem na lakoniczną wiadomość od Maxa.
A potem kolejne.
>>Tak, bardzo
To akurat nie ulegało wątpliwościom, ale… ale miałem inne wątpliwości i chociaż wcześniej miałem pewne opory, minęło już sporo czasu i musiałem wiedzieć.
>>Czemu mi go wysłałeś?


Gazelle - 2018-12-12, 18:17

I jego oczekiwania się spełniły, gdyż wiadomość zwrotną od Iana otrzymał niemal niezwłocznie. Zmarszczył brwi, patrząc na widniejące na ekranie pytanie Iana. Czemu mi go wysłałeś? Serio? Przecież... Maxowi wydawało mu się to bez sensu, że musiał się z tego tłumaczyć. I w dodatku była to dla niego kolejna przesłanka, że coś jest nie tak.
>>Jakoś tak...byłem napalony. I miałem na Ciebie ochotę
>>Ale Ciebie nie było przy mnie.
>>I chyba spałeś, bo nie byłeś online
>>No i jakoś tak...
>>Ech, no, wiesz
>>Nakręcało mnie nagrywanie tego filmiku dla ciebie
>>Coś jest w tym nie tak?

Ostatnie pytanie było podszyte realnym lękiem. W tym momencie czuł się ogromnie głupio, mimo iż Ian napisał mu, że filmik mu się bardzo podobał (a Max nie podejrzewał go wcale o ściemnianie). Ale może rzeczywiście...nie powinien. Może z takimi rzeczami powinien jednak poczekać, aż to coś, co wisiało wciąż pomiędzy nimi, w końcu pójdzie sobie w pizdu męczyć jakąś inną parę.
Cindy w tym razie zdążyła już wrócić do stolika.
Ach, gadałem ze swoim chłopakiem. Daj mi jeszcze sekundkę i do ciebie wrócę — poprosił i znowu zajął się telefonem. Widział trzy kropki, oznaczające że Ian właśnie do niego pisał, ale Max go uprzedził z wiadomością.
>>Sorki, nie mogę teraz pisać. Porozmawiamy później, okej? Kc
Wystukał szybko i skoncentrował się na swojej nowej znajomej. Która, oczywiście, już w nocy dowiedziała się, że Max ma chłopaka, który jest cudowny, seksowny, taki troskliwy i Max go baaardzo kocha i baaaaardzo za nim tęskni.
Cóż mógł poradzić – był największym fanem Iana Monaghana.


effsie - 2018-12-12, 18:56

Westchnąłem, widząc wiadomości Maxa i zacząłem na nie odpisywać, ale zanim zdążyłem cokolwiek wysłać, już przyszła kolejna, mówiąca o tym, że Max teraz nie miał czasu i nie mógł rozmawiać. Kurwa, właśnie dlatego nie znosiłem tych wszystkich idiotycznych, internetowych konwersacji, dlatego że nie dało się, po prostu nie dało, porozmawiać z drugim człowiekiem. Nie, zawsze potem obok było coś innego, ważniejszego, no i sam to rozumiałem, bo tak, człowiek na żywo jest ważniejszy niż ten w telefonie w większości przypadków, ale i tak… ech.
Skasowałem co napisałem, bo nie było sensu tego pisać – i potem czekać, aż Max będzie miał czas odczytać wiadomość, blablabla. To już w ogóle nie przypominało normalnej konwersacji i zrobiłem się poirytowany.
>>Ok
>>Zadzwonisz?

Ale tego już Max też nie odczytał, więc nie pozostało mi nic innego, jak odłożyć telefon i poczekać, aż rzeczywiście będzie miał chwilę. Nie miałem pojęcia czym był tak zajęty, ale myślałam, że właśnie pochłonęło go wieczorne życie Nowego Orleanu; pomimo relatywnie wczesnej godziny (jeszcze nie wybiła dwudziesta) było już ciemno, w końcu to styczeń; więc pewnie zjadł sobie gdzieś wczesną kolację i spacerował uliczkami tego miasta, a właśnie pochłonął go jakiś uliczny występ… pamiętałem ten jeden wieczór w Brisbane, gdy zabrałem go na improwizowane stand-upy, gdy obejmowałem go za szyję w tłumie, cisnęliśmy się i wyciągaliśmy głowy by coś dojrzeć, a Max jak prawdziwa przylepa objął mnie w pasie i oglądaliśmy kolejne występy. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie i miałem nadzieję, że spędzał miło czas.
A ja? Postanowiłem wziąć prysznic i porobić wielkie nic jako przygotowanie przed koncertem, na który miałem iść z Tonym. Nie byłem jakoś mocno podjarany, ale pamietam swoją ekscytację gdy słuchałem tej grupy na żywo, więc mogłem zakładać, że będzie dobrze. Z Tonym umówiliśmy się na piwo jeszcze wcześniej, więc dołączyłem potem do niego i ekipy. Ekipy, która jak się okazało, postanowiła sobie dziś wrzucić po piksie, w czym generalnie nie widziałem nic złego i co sam czasem z nimi praktykowałem, ale dziś odmówiłem ze względu na jutrzejszą wycieczkę. Staliśmy więc w klubie, pijąc browary, a ja obserwowałem ich fazę, równolegle sprawdzając telefon, cały czas bez znaku życia. Jak zwykle, cały Max, zapominający o wszystkim, gdy tylko coś robił. Irytowało mnie to niemiłosiernie, ale zacisnąłem zęby.
W końcu jednak nasza grupa wyszła na lajwa, więc zacząłem się wciskać pod scenę, wcześniej wystukawszy odpowiednią wiadomość do mojego chłopaka:
>>Jestem w klubie, mogę nie słyszeć


Gazelle - 2018-12-12, 20:30

Max kontynuował już do końca dnia wycieczkę z Cindy. Zabrała go jeszcze do już skąpanego ciemnością parku Louisa Armstronga, w którym to mógł podziwiać pomniki legendarnych muzyków jazzowych (i gdzie studentka opowiadała mu historię miasta, sięgając aż do czasów pierwszego francuskiego osadnictwa), potem przeszli do serca French Quarter. W międzyczasie odczytał wiadomości od Iana i westchnął, zorientowawszy się że przez swoją wędrówkę zapomniał o tym, by się w końcu odezwać. A skoro Ian był na tym koncercie, o którym wspominał, to nawet nie było sensu dzwonić.
>>To może ty zadzwoń jak wyjdziesz z koncertu?
>>To chyba będzie mieć więcej sensu, ja już na bank będę w hotelu
>>Nogi mi już odpadają po tym spacerowaniu

Wysłał jeszcze smutną emotikonkę i wrócił do nowoorleańskiej rzeczywistości. I, prawdę mówiąc, jego nogi akurat w tym momencie odpoczywały, gdyż właśnie wraz ze swoją towarzyszką jadł kolację w uroczej kreolskiej restauracji.
— Skoro twój chłopak jest na koncercie, to mu musimy iść na Royal Street! — oznajmiła dziewczyna, wciąż pełna energii. I tam go właśnie zaciągnęła (wprawdzie, na szczęście, już nie pieszo a tramwajem) – w miejsce, które tętniło życiem kulturalnym. Od razu na myśl nasuwał mu się pobyt w Brisbane, gdy wraz z Ianem podziwiał ulicznych artystów w tym mieście. Tym razem był już bez Iana, ale także z ogromnym zachwytem wsłuchiwał się w wygrywaną przez stojących gdzie-nie-gdzie artystów muzykę. Było jej tyle, że aż czuł ją w swoich żyłach i – niestety – także i w głowie, która ponownie zaczynała pulsować. Z pewnością jego zmysłom nie brakowało w tym miejscu wrażeń, i aż żal było mu rozstawać się z Cindy i wracać do hotelu. Wprawdzie studentka namawiała go na kolejną noc spędzoną w klubie, ale Max naprawdę nie chciał tracić okazji do porozmawiania z Ianem. Poza tym noc w klubie równałaby się z kolejnym utraconym porankiem.
>>Już jestem w hotelu!
Poinformował Iana niezwłocznie po wejściu do pokoju. I na dowód wysłał mu swoje selfie na tle ładnie posłanego łóżka (...ze zmienioną pościelą...). I od tej pory czekał cierpliwie na telefon swojego ukochanego, nie ruszając się nawet pod prysznic.


effsie - 2018-12-12, 21:25

Koncert był naprawdę zacny, a ja raz na jakiś czas lubiłem pozachowywać się jak małpa w tłumie. Okej, dobra, nie raz na jakiś czas, generalnie to lubiłem bardzo i miałem gdzieś, co o takich dźwiękach sądzili inni ludzie, DOPE D.O.D., Noisia, takie europejskie klimaty, od których mój chłopak pewnie dostałby epilepsji i umarł gdzieś od za dużej ilości bodźców. Było mi autentycznie przykro, że Max nie mógł cieszyć się koncertami tak jak ja, ale no, umówmy się, raczej nie tym się przejmowałem skacząc jak debil pod sceną. Wódka z Red Bullem weszła kilka razy bardzo nieźle i dała mi dużo energii, tak, by się w końcu wyżyć.
Bo dawno, wiecie. Wiecie, czego dawno nie było.
Po wszystkim czułem się jednocześnie wykończony i cudownie odpoczęty; chłopaki coś tam jeszcze świrowali, by iść w melo gdzieś indziej, ale ja chciałem wziąć prysznic i iść w kimę, by rano wypierdolić w kosmos. Dlatego pożegnałem się z nimi surf łapą (pajace pewnie nigdy nie serfowały, ale to była uniwersalna, serferska łapa wszystkich deskarzy) i ruszyłem do metra, gdzie dopiero odczytałem wiadomości od Maxa. Musiałem zmienić linie i nie chciałem zaczynać rozmowy w podziemiach, ale wcisnąłem słuchawki w uszy i zadzwoniłem zaraz po tym, jak wysiadłem z pociągu.
Cześć — przywitałem się, gdy tylko Max odebrał połączenie.
— Czemu dzwonisz tutaj? Zadzwoń na fejsie, chcę cię zobaczyć — powiedział od razu i wywróciłem oczami.
Nie jestem jeszcze w domu. Idę i nie będę trzymał przed sobą telefonu jak debil. Poza tym, odmarźnie mi ręka — dodałem, bo z czym jak z czym, ale z tym argumentem Max nie będzie walczył i miałem rację, bo westchnął tylko, ale nic nie powiedział. — Jesteś w hotelu już od dziesiątej? Czemu? — spytałem, by jakoś zagaić rozmowę, no bo, hej, piątek wieczór, Nowy Orlean, czy to nie powinno wyglądać jakoś inaczej?


Gazelle - 2018-12-12, 22:19

Oczekując na telefon od Iana z nudów przeglądał Instagrama, wstawiając kilka zdjęć zrobionych tego dnia. Trochę sobie poczekał, ale nie dziwił się temu wcale – w końcu, fakt faktem, wrócił do hotelu relatywnie wcześnie. Chciał się jednak upewnić, że zdąży na rozmowę z Ianem, nawet jeżeli wydawało się to niemożliwe żeby koncert tak szybko się skończył.
Z drugiej strony to czekanie jednak nie było aż tak długie, więc mógł udźwignąć taki ciężar poświęcenia. Szkoda tylko, że musiał jeszcze chwilę poczekać na ujrzenie twarzy swojego ukochanego partnera, ale słysząc jego głos już poczuł te całe słynne motylki w brzuchu.
No bo chciałem z tobą pogaaaadać — powiedział, rozkładając się na łóżku na plecach jak rozgwiazda, po tym jak przełączył rozmowę na tryb głośnomówiący. — Może później jeszcze gdzieś wyjdę, ale póki co padam. Wczoraj poznałem dwie takie fajne studentki, które mnie no zaciągnęły do klubu. I z jedną z nich się zgadałem bardziej, bo studiuje literaturę i w ogóle super się z nią rozmawia, no i dzisiaj mnie oprowadzała po mieście. Jezu, kocham Nowy Orlean, tak żałuję że ciebie tu ze mną nie ma. Wieczorem jest tutaj szczególnie pięknie i...słyszysz? — Zamilknął na moment, dając Ianowi szansę usłyszenia dochodzących przez uchylone okno dźwięków muzyki niosącej się w nowoorleańskim powietrzu. — Cudownie. A jak twój koncert? W ogóle weź trochę szybciej idź, bo chcę cię zobaczyć! — zażądał. — Poza tym się rozgrzejesz. Tutaj jest całkiem ciepło, no bo Luizjana, ale pewnie w Nowym Jorku jest mega zimno, co? Sprawdziły się prognozy z mroźnym wiatrem?


effsie - 2018-12-12, 22:33

Trochę zdziwiłem się słysząc, że Max kogoś poznał i z nim spędził dzień, jakoś tak… chyba odgórnie założyłem, że będzie sam – sam zwiedzał, sam chodził, sam oglądał, sam odkrywał wszystkie sekrety i oczywistości Nowego Orleanu. Ale może rzeczywiście wcale tego nie potrzebował, może to byłem tylko ja, który chciał sobie wyjebać do buszu ze swoją głową. A Max przecież nie wyglądał na smutnego, znaczy, nie brzmiał, bo nie miałem pojęcia, jak wyglądał, ale nie zakładałem jakichś szczególnych zmian.
Był taki… normalny. Jakby nic z tych rzeczy z ubiegłego tygodnia się nie wydarzyło. Może rzeczywiście udało się mu odstresować w tym klubie i później, może potrzebował takiego resetu (bez mojej pomocy, szeptał cichy głosik w mojej bani, ale tymczasowo go uciszyłem), bo brzmiał naprawdę dobrze.
Nie wiem. Mieszkam w jebanym Nowym Jorku, jeśli kiedykolwiek wiatr wejdzie pomiędzy te budynki to mi powiedz — powiedziałem, bo, no, mi było ciepło. Możliwe, że przez to, jak zgrzałem się na koncercie, jest taka opcja, ale niezbadane są wyroki boskie… — Fajnie, że się dobrze bawisz. Wyślij mi kartkę. Znasz adres? — zażartowałem, raczej miernie, ale Max i tak się roześmiał, choć nie wiem, czy nie z uprzejmości. — Wyślij też Lanie. Pytała się mnie ostatnio, co u ciebie, to się ucieszy.


Gazelle - 2018-12-12, 22:55

Bez tych uszczypliwości, proszę! — żachnął się. — Dopiero co mówiłeś, że ręka ci odmarznie, a teraz niby wszystko spoko i ci ciepło, pff. Poza tym, no, nie odpowiedziałeś mi na pytanie o koncert. Mnie też interesuje jak się tam mój chłopak bawi beze mnie — jęknął i przeturlał się na brzuch, opierając bok głowy o miękką poduszkę.
Bo, naprawdę, on sam tak się naprodukować, opowiadając skrótowo o swoim pobycie w Nowym Orleanie, a Ian ani słówka o swoim dniu.
To dobry pomysł! — stwierdził entuzjastycznie, gdy Ian wspomniał o Lanie. Może jeszcze jakaś drobna pamiątka z Nowego Orleanu, może jakaś płyta czy książka? — I mówisz, że pytała się o mnie? Ojej, co za szkoda że akurat mnie nie było w pobliżu. Porozmawiałbym z nią chętnie, trochę tęsknię — przyznał, chociaż jego tęsknota pewnie była nieporównywalnie mniejsza od tęsknoty Iana za własną mamą.
Ian...ten filmik...chciałbym cię w końcu dotknąć, wiesz? Jakoś lepiej było zabawiać się ze sobą ze świadomością, że ty to w końcu zobaczysz, ale...Jezu, wolałbym żebyś wtedy fizycznie był przy mnie. I...kurwa, nie wiem, mogę o tym mówić? — zapytał w końcu, nieco sfrustrowany brakiem świadomości na czym oni właściwie stoją.


effsie - 2018-12-12, 23:19

Bo jest zimno. Tysiąc razy bardziej wolę styczeń w Australii. Ale w Brisbane wieje nawet, jak jest ciepło. Tu jest zimno w chuj i zero wiatru. Serio rozmawiamy o pogodzie? — rzuciłem, orientując się, co my właśnie robiliśmy. — Koncert spoko. Bardzo. Dobrze się bawiłem, ale moi koledzy wrzucili sobie po emce, więc poszli gdzieś dalej w tango, a ja wracam do domu. Wchodzę właśnie do Targetu by kupić sobie jakieś żarcie na weekend — mówiłem.
Boże, błogosław słuchawki i wbudowany mikrofon. Serio nie rozumiałem czemu ludzie woleli rozmawiać trzymając komórkę przy uchu… skoro można było nie.
Pchnąłem drzwi sklepu i od razu zrobiło się mi cieplej. Był piątek wieczór, jakaś północ czy pierwsza, więc poza mną raczej mało kto robił sobie zakupy spożywcze, ale ostatnio to jest moje szalone życie. Myślałby kto.
To do niej zadzwoń — podsunąłem. — Znaczy, no, ja z nią nie gadałem, bo to odwieczny problem, o której godzinie, nie. Ale pisała z pytaniem. Hmm… co mogę wziąć żeby nie umrzeć z głodu przez dwa dni?
Chodziłem między półkami, na razie bardziej szukając inspiracji, niż rzeczywiście robiąc jakieś zakupy. Jakieś kabanosy… jak kupię szynkę i ser to ogarnę sobie też kanapki, może wezmę marchewki? Ale tak w ogóle to nie byłem do końca pewien ile ja jadłem, żeby móc oszacować swoje potrzeby i przystanąłem, słysząc w słuchawkach pytanie Maxa.
Wolałbyś? — mruknąłem, bardziej do siebie, niż do mojego chłopaka, bo to było… nie wiem, zaskakujące? To mało powiedziane, bardziej… niezrozumiałe. — Max, spędziłeś ze mną pół dnia i poranek, ponad dwanaście godzin, podczas których nie dotknąłeś mnie ani palcem. Powiedziałeś mi, że nie chcesz uprawiać seksu i w porządku, rozumiem, naprawdę to rozumiem. Nie chcę żebyś robił cokolwiek wbrew sobie. Cokolwiek. Ale… potem lecisz sobie setki kilometrów dalej i nagrywasz filmik, jak sobie walisz? I mi wysyłasz? Jak ja mam to rozumieć? Dla mnie to wcale nie wygląda tak, jakbyś chciał żebym z tobą był — powiedziałem, gapiąc się na swoje odbicie w lodówce z napojami.


Gazelle - 2018-12-13, 00:04

Był zadowolony z Iana, że śladem kumpli się nie naćpał, bo cholera wie co by zrobił będąc odurzonym...w każdym razie, bardzo ładnie z jego strony, Max się cieszył, ale nie pochwalił go werbalnie, bo Ian jeszcze by się oburzył że traktuje go jak dzieciaka, czy coś.
Super, że koncert ci się spodobał! — ucieszył się. Naprawdę szczerze, skoro on sam się dobrze bawił, to byłoby to naprawdę obrzydliwe z jego strony, gdyby chciał żeby Ian się w tym czasie nudził. — Akurat tutaj mam trochę większą różnicę czasu niż ty, więc może być ciężej ze zgraniem się teraz — zauważył. Co nie oznaczało, że nie spróbuje zadzwonić do Lany po powrocie. Pewnie i tak kobieta odezwie się przy okazji urodzin syna, które w końcu się zbliżały. — Hm, coś do zabrania w podróż, nie? No to zrób sobie jakieś kanapki i spakuj w folię, możesz sobie wziąć jakieś wafle ryżowe, o, i sałatkę makaronową sobie weź przygotuj i spakuj do pojemniczka – kasza też powinna być spoko na zimno. No i warzywa, owoce, wiadomo. I mięso, ale tutaj niech twoje mięsożerne gusta decydują — mruknął. Zachciało mu się nocnych wypraw po sklepie. Jakby nie mógł tego zrobić wcześniej, nie, trzeba było łazić na zakupy wtedy, kiedy mógłby spokojnie przeprowadzać wideorozmowę ze swoim stęsknionym chłopakiem.
Westchnął ciężko, gdy Ian skończył swoją następną wypowiedź. I kolejne nieporozumienie. Cóż za rutyna w ich związku.
Gapił się we wzorek na poszewce od poduszki, mieląc w głowie słowa do wypowiedzenia w odpowiedzi.
Wiem, że tak powiedziałem. To było w sobotę i...wiesz, dlaczego. Ale...to nie jest tak, że ten stan trwa wiecznie, nie? Gdy ostatnio byliśmy razem, jakoś, kurwa no, nie wiedziałem czy mogę, czy nie. Po tym, jak nawet nie chciałeś się wspólnie umyć, jak zachowywałeś ode mnie jakiś dziwny dystans, ja już zaczynałem mieć głupie myśli i obawy, że mnie nie chcesz czy coś, i tym bardziej nie zamierzałem naciskać. A jak się wczoraj schlałem, to chyba po prostu poczułem się pewniej. Przecież...jak ostatnio się rozdzieliliśmy, ja byłem u rodziców a ty w Australii, no to uprawialiśmy seks przez kamerkę i to było okej, nic dziwnego i w ogóle. Ale teraz...nie odnosisz wrażenia, że jest jakoś...inaczej? — mruknął cicho. Na tyle cicho, że mikrofon w jego telefonie mógł tego nie wyłapać.
To chyba nie była rozmowa na telefon. Ale trudno, nie zamierzał ucinać jej w środku wątku.


effsie - 2018-12-13, 09:57

Nazywasz sałatką coś, co ma w sobie makaron? — spytałem z rozbawieniem. W ogóle, gdybym miał kulić to wszystko, co mówił mi Max to bym nosił plecak ze swoim żarciem, a nie śpiworem i takimi tam, więc chcąc-nie chcąc, musiałem trochę zignorować słowa mojego blondwłosego chłopaka. Pewnie, wafle ryżowe. Czy ja wyglądałem jak ktoś, kto chciałby jeść papier?
Postanowiłem jednak nie poruszać dalej tego tematu i sam zawędrowałem na dział z konserwami. Mmm, dokładnie, głupio pytałem Maxa, a przecież sam dobrze wiedziałem, czego potrzebuję do przetrwania. Nie ma to jak ohydna szynka z puszki zjedzona, gdy umierasz z głodu!
Wybierałem więc konserwy i zmarszczyłem brwi.
To jest okej i nie jest dziwne, kiedy możemy to robić tak o. A nie w momencie, że gdy jesteśmy razem to celibat, a potem wystarczy wyjechać kilkaset kilometrów dalej i zaczynać uprawiać ze sobą seks. To sprawia, że to jest dziwne — mruknąłem, ale bez wyrzutów, tak po prostu, by wszystko było jasne. — Oczywiście, że kręci mnie twoje małe porno, ale kiedy wysyłasz mi je w takiej narracji… nie wiem, co masz na myśli. Ale teraz już rozumiem. Okej. A ten prysznic? Max, kurwa, mam na imię Ian, a nie Jared, wiem, że to bardzo podobne, ale nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Nie chcę cię dotykać, skoro ty tego nie chcesz.


Gazelle - 2018-12-13, 10:51

No, tak? Muszę kiedyś zrobić ci do pracy taką sałatkę. Mega pożywna i dobra — zachwalał. Właściwie, skoro i tak już spędzał więcej czasu w kuchni, robiąc śniadania dla siebie i Iana, to mógłby przy okazji przygotowywać mu lunch do pracy. To była myśl! Bo jego chłopak zazwyczaj jadł coś dopiero po wyjściu ze studia, albo zamawiał sobie jakiś syf z okolicznych knajpek na wynos. A skoro już zabrał się na siłownię, to Max mógł sobie poczytać, czego właściwie potrzebuje organizm po treningu i zadbać o uzupełnienie zapotrzebowania energetycznego swojego Iana. O!
Z rozmyślań o swoich planach wyrwała go dalsza część rozmowy, która była już mniej przyjemna. Koniec końców, niezbyt miło było słyszeć, że jego filmik z masturbacji był fajny, ALE. Że Iana to kręci, ALE. To trochę godziło w jego ego, nawet jeżeli argumentacja Iana następująca po tym nieszczęsnym ALE nie miała nic wspólnego z jego atrakcyjnością.
Aczkolwiek najbardziej zirytowało go wspomnienie Jareda. I może to lepiej, że Ian nie mógł zobaczyć jego twarzy w tym momencie...
Tak, kurwa, wiem że nie jesteś Jaredem, dlatego ci ufam i wiem że gdyby coś mi się nie podobało i czegoś bym nie chciał, to mógłbym ci o tym powiedzieć — syknął. Jak on w ogóle śmiał się porównywać do tamtego gnoja?! — Nie chciałem cię dotykać po tym, jak poczułem że cię bardzo skrzywdziłem robieniem czegoś wbrew twojej woli. Ale rozmawialiśmy o tym, wyjaśniłeś jak to wygląda z twojej perspektywy i zaufałem ci. Potrzebowałem czasu na przetrawienie tego, ale ufam ci, że byś mnie nie oszukał żebym poczuł się lepiej i chciałbyś żebyś ty też mi ufał, kiedy mówię ci że nie musisz mnie traktować inaczej po tym, czego się dowiedziałeś.


effsie - 2018-12-13, 11:49

Gdybym wiedział, że Max nazywał kebaby syfem to naprawdę zerwałbym z nim w tym dokładnym momencie. Bo nie można, nie ma na to szans, stworzyć normalnego i zdrowego związku z osobą, która obraża jedno z twoich ulubionych jedzeń. To tak jakbym ja obrażał przy nim sernik. Wiadomo, mieliśmy różne preferencje, ale nigdy w życiu nie odważyłbym się obrażać przy moim chłopaku sernika.
Życie było mi jeszcze miłe.
Westchnąłem jednak na treść tej naszej rozmowy i nie miało to nic wspólnego z problemem wyboru konserwy (wiadomo, już wrzuciłem kilka do koszyka i zasuwałem teraz po jakiś hermetycznie pakowany chleb).
No więc powiedziałeś mi. Że tego nie chcesz. W sobotę, okej, ale nie czytam ci w myślach i nie wiem, ile potrzebujesz czasu. Więc nie dziw się, że nie wciskam się z tobą pod prysznic, skoro ostatnia wiadomość od ciebie, którą otrzymałem brzmi Ian, nie. — W przeciwieństwie do Maxa, który burzył mi się do telefonu, ja byłem łagodny, spokojny i cichy, a poza tym właśnie wrzucałem do koszyka pieczywo. Niedaleko były warzywa, więc polazłem tam szukać jakiejś marchewki. — Nie uważasz, że traktuj mnie normalnie i nie chcę z tobą uprawiać seksu to dwie różne rzeczy? I, Max, nie mówię tego po to by coś na tobie wymusić, po prostu… ja nie wiem, czego ty ode mnie chcesz. Skoro nie chcesz to okej, nic z tym nie robię. Daję ci twoją przestrzeń, tyle ile jej chcesz. Nie chcę żebyś czuł jakbym do czegoś cię zmuszał.


Gazelle - 2018-12-13, 11:58

Gdyby wiedział, że jego sprzeciw wtedy wywoła tyle zamieszania...
Nie, nie mógł tak myśleć. Bo to by było zmuszanie się. A w te schematy przy Ianie absolutnie nie zamierzał wchodzić. Powiedział mu wtedy, co czuł. Powiedział mu szczerze, a Ian to respektował. I to było cholernie ważne.
Sorry. Rzeczywiście powinienem ci powiedzieć — westchnął. — Bo tak. Wtedy nie chciałem, bo...musiałem sobie poukładać te rzeczy w głowie. To nie byłoby okej, gdybym wtedy uprawiał z tobą seks z tym myśleniem w głowie, że cię krzywdzę. Boże, czułbym się paskudnie. Potem, jak już...porozmawialiśmy, to jakoś tak, nie wiem, nie pasowało mi po prostu powiedzieć a tak poza tym to już możemy się ruchać. Może z dystansu rzeczywiście łatwiej o tym teraz mówić. Ale ja też...nie chciałbym żebyś ty się do czegokolwiek zmuszał. I jeżeli to, co ci powiedziałem, o tamtym facecie, o Jaredzie, jeżeli to jakoś zmienia twój stosunek do mnie, do naszego seksu, to proszę, daj mi po prostu znać, jeżeli...jeżeli...nie ch-chcesz mnie dotykać, jeżeli coś cię odrzuca... — wyszeptał swoje obawy. Być może durne, być może nie, ale po prostu nie mógł się pozbyć obaw, że po tym, co powiedział...że to mogło mu odbierać jakąś wartość. Fakt, że tak pozwalał sobą pomiatać Jaredowi...
Może Ian tego nie usłyszał. Może mikrofon tego nie złapał. To chyba byłoby najlepsze.


effsie - 2018-12-13, 12:17

Zacisnąłem zęby, powstrzymując się by nie walnąć jakimś tekstem o tym, że Max jest idiotą, myśląc, że by mnie krzywdził. Odbyliśmy już tę dyskusję tyle razy, że naprawdę, naprawdę nie chciałem tego robić po raz kolejny. Max nie mógł mnie skrzywdzić w ten sposób, chyba w ogóle w żaden, ale to nie była kwestia teraz tych rozważań, a on tak zajmował sobie tym głowę… ech, mój głupi, przetyrany przez los chłopak.
Przystanąłem przed lodówką z serami, podgłośniając dźwięk, gdy Max obniżał głos. Zmarszczyłem brwi.
Nie odrzucasz mnie ty — powiedziałem nagle całkowicie rozczulonym tonem, takim, którego sam bym się po sobie nawet nie spodziewał. — Nigdy byś nie mógł mnie odrzucać — dodałem w ten sam sposób i aż odchrząknąłem, bo czułem się mega nieswojo. — Tylko… tylko nie wiem, czy czuję się swobodnie, kiedy… z tą perspektywą tego, że mielibyśmy uprawiać seks, kiedy wiem, jakie wspomnienia ci to przywołuje do pamięci — powiedziałem. Tym razem ja byłem cicho, bardzo. — Nie chcę żebyś się tak przy mnie czuł.
Sam nie wiedziałem skąd ten przypływ szczerości. Może… może to przez tę rozmowę telefoniczną, to, że nie widziałem Maxa, nie widziałem jego miny, wielkich oczu i pewnie skulonych pleców, że dzięki temu zdobyłem się na to, żeby to mu powiedzieć. Nie wyobrażałem sobie tego, że miałbym to wszystko mówić patrząc na niego, byłem za dużym tchórzem i za bardzo bałem się tego, że mógłbym dostrzec w jego oczach, że to nie były tylko moje durne obawy, ale prawda.
Więc stałem w Targecie, przed serami, i właśnie mu to powiedziałem przez telefon. Bardzo dojrzale.


Gazelle - 2018-12-13, 13:07

Słysząc ton Iana już przy pierwszych słowach, poczuł się tak...ciepło. Nawet pomimo odległości, to ciepło docierało do niego i otulało go przyjemnym poczuciem bezpieczeństwa. I naprawdę ufał Ianowi. I wolał stawiać jego zapewnienia ponad swoje obawy, mimo iż nie zawsze było to proste, a jego umysł nie zawsze współpracował jak należy.
Zmartwił się natomiast słuchając dalszej części wypowiedzi, która w kontraście do poprzedniego ciepła wbijała w niego lodowate sztylety.
A więc zepsuł wszystko. Naprawdę zepsuł. Swoim idiotycznym wyznaniem. Wspominaniem rzeczy z przeszłości, które...które nie miały już żadnego znaczenia. Nie miały żadnego znaczenia. Nie miały...
Ale nie czuję się tak przy tobie! — zapewnił, podnosząc głos. Jeżeli Ian nadal miał pogłośniony dźwięk w telefonie, to zdecydowanie słowa Maxa musiały go uderzyć w bębenki. — Kiedy uprawiamy seks, liczysz się tylko ty. Ty i ja, to co jest pomiędzy nami, ta przyjemność jaką daje mi każdy twój dotyk, każdy ruch. Nie myślę wtedy o Jaredzie, nie myślę o tamtym bezimiennym facecie. To, że tamta sytuacja mi się przypomniała, to tylko moja wina. Wina tego, że sam zachowałem się jak egoistyczny kutas. Więc, Ian, tak naprawdę to nic nie wiesz, bo się kompletnie mylisz, zakładając że uprawiając z tobą seks wspominam to, co robiłem z Jaredem. To jest wręcz trochę okrutne założenie, ale...chyba nie mogę mieć do ciebie o to pretensji. Bo to nie jest też dla ciebie proste, oswojenie tego, że masz chłopaka który był wykorzystywany seksualnie. — A kiedy Max wyrzucił z siebie te dwa ostatnie słówka, sam poczuł się...co najmniej dziwnie. Bo sam wciąż nie mógł przyzwyczaić się do takiego myślenia o sobie. — Ale to niczego między nami nie zmienia, naprawdę... — dodał, a jego głos lekko się załamał. Tak bardzo chciałby być przy Ianie, przytulić się do niego.


effsie - 2018-12-13, 15:12

Skrzywiłem się słysząc podniesiony głos Maxa w uszach i automatycznie ściszyłem trochę dźwięk w słuchawkach. Sery teraz niby były przede mną, ale mało co się nimi przejmowałem; skupiłem się na słowach mojego chłopaka w słuchawkach.
Zmarszczyłem brwi, albo może już cały czas miałem je zmarszczone, słysząc słowa Maxa. Dla mnie nie było to proste? Oswojenie tego, że był wykorzystywany? Chciałem od razu zaprzeczyć, że to nieprawda, że to dla niego nie mogło być proste… ale przecież miał rację. Przecież właśnie to… to chciałem sobie poukładać w głowie, naszą relację, chciałem spędzić sobie sam czas i… i w ogóle.
Więc, może?
Chodzi o to, że… — zacząłem powoli. — Że przecież ty teraz to odkryłeś i zacząłeś to gnieść ze swoim psychiatrą… i może sam nie wiesz, że… że coś, co ja robię… może wolałbyś… jak… — jąkałem się, nie potrafiąc się nawet porządnie wysłowić. — Może muszę to sobie też poukładać w głowie, ale na tę chwilę nie umiem sobie wyobrazić żebyś… nie chcę robić nic, co sprawiałoby, że czułbym się jakbym był na miejscu któregoś z nich i cię tak ranił — mówiłem cały czas cicho, zagapiony w lodówki, ale chyba ich nie widziałem ani trochę.


Gazelle - 2018-12-13, 15:33

Nie rozumiał. To znaczy, nie do końca...
Czy Ian naprawdę myślał, że po przypomnieniu sobie tych wydarzeń z przeszłości, po tym jak poruszył ten temat z lekarzem, że po tym wszystkim zacznie patrzeć na Iana jak na...
Nie. No, nie. To było niemożliwe. Absolutnie nie wyobrażał sobie, żeby nagle zacząć czuć się skrzywdzonym przez Iana. To było absurdalne. Nie odczuwał wcześniej żadnej krzywdy, a przecież wiedział co czuł, niczego nie wypierał.
Ian... — zaczął lekko trzęsącym się z wrażenia głosem. Miał dziką, impulsywną ochotę zatopienia całej głowy w poduszce, żeby chociaż na moment odciąć się od powietrza i całego świata. — Nie ranisz mnie...z tobą czuję się najlepiej, nie ma opcji żebym zmienił zdanie. Ale...jeżeli potrzebujesz czasu, to rozumiem. Dam ci ten czas. Przepraszam za ten filmik, to chyba rzeczywiście nie był najlepszy moment — przyznał. Bo poczuł się bardzo głupio, że w momencie kiedy Ian przechodził przez tak ciężkie dylematy, on mu beztrosko wysyłał filmik z własnej masturbacji. — Jeżeli...na razie nie chcesz...to w porządku. Naprawdę. Chcę, żebyś czuł się komfortowo, i żebyś sam uwierzył w to, że mnie nie krzywdzisz. Uwielbiam nasze życie seksualne, Ian, kocham je. I wiem, że nigdy nie zachowałbyś się tak jak tamta dwójka. Ufam ci, Ian, czas żebyś ty zaufał także sobie.


effsie - 2018-12-13, 15:56

— Proszę pana? Halo?
Hm? — Podniosłem zaskoczony wzrok na kobietę z obsługi sklepu.
— Zamykamy za pięć minut. Czy wszystko w porządku? Dobrze się pan czuje?
Ee… tak, tak — mruknąłem, orientując się, gdzie jestem. Potrząsnąłem głową i chwyciłem ser z półki. — Przepraszam, dzięki, już idę do kasy.
I odwróciłem się, bardziej na automacie, niż jakkolwiek świadomo, kierując się do wyjścia ze sklepu.
Przepraszasz mnie za to, że wysłałeś mi filmik jak się masturbujesz? — spytałem i chyba był to niefortunny moment, bo chłopak – jakiś małolat, totalnie miał pryszcze – w kolejce przede mną wywalił na mnie duże oczy. — Luz, to mój chłopak — rzuciłem i zaczerwienił się, ale odwrócił głowę do przodu. — Bejb… nie przepraszaj mnie za takie rzeczy — poprosiłem, wykładając na taśmę swoje klamoty. — I to nie tak, że nie chcę… po prostu… chcę sobie pojechać do lasu czy nad morze i tam posiedzieć. Nie wiem, to jakoś… Nie wiem, czy ci do końca wierzę. To znaczy chciałbym, ale… Dobrze, że pojechałeś do tego Nowego Orleanu, masz czas na spokojnie się zastanowić nad jakimiś rzeczami, beze mnie na karku — powiedziałem, uśmiechając się sam do siebie. — I gdyby coś ci nie pasowało to wiesz, że zawsze możesz…
— Płaci pan kartą czy gotówką?
Eh? Kar… nie, gotówką. Gotówką. Maxie, poczekaj chwilę, proszę — dodałem do mikrofonu i zająłem się sfinalizowaniem płatności i zgarnięciem wszystkiego, co kupiłem do reklamówki. A chuj, środowisko będzie cierpieć. — Okej, już… nie pamiętam, co mówiłem — przyznałem, marszcząc brwi i ruszyłem do domu.


Gazelle - 2018-12-13, 16:55

Dalsza część rozmowy była dosyć chaotyczna, bo Ian próbował rozmawiać jednocześnie z nim, z obsługą sklepu, no i robić zakupy. Co mu wychodziło...jako-tako, ale Max ostatecznie chyba w większości zrozumiał, co ten chciał mu przekazać. Chyba.
A więc Ian potrzebował przerwy. W porządku. Max nie rozumiał tylko, dlaczego zasłania się nim, dlaczego usiłuje mu umówić, że on także tego dystansu potrzebuje. Max sam doskonale wiedział, czego chce, a czego nie. W tym momencie chciał być przy Ianie. Ale Ian chciał być sam i...dobrze. Rozumiał to. Trochę go to bolało, ta świadomość że jego chłopak potrzebował od niego odpocząć, ale dobrze, że mu o tym mówił, zamiast trzymać to w sobie. W tym aspekcie ich potrzeby się nie pokrywały, ale jeżeli Ian zakładał to tylko po to, żeby samemu poczuć się lepiej...to droga wolna.
Wiem, że zawsze mogę ci powiedzieć, jeżeli coś by mi nie pasowało — odezwał się, gdy w końcu zamieszanie się uspokoiło. Liczył, że to wystarczyło by Ian zorientował się na czym urwał temat. — Wiem. Wiem, że będziesz to respektował. Rozumiem, że przez to, co ci mówiłem...że przy Jaredzie miałem problem z wyrażaniem swojego niezadowolenia...rozumiem, że to mogło podsunąć ci pomysł, że teraz działam tak samo. Ale nie, przysięgam. Ty jesteś Ianem, nie Jaredem, naprawdę was rozróżniam. Ale okej. To sobie sam jutro przetrawisz. Ale...jeżeli nadal masz jakieś wątpliwości, obawy, to jeżeli chcesz to możemy jeszcze o nich porozmawiać — zaproponował. Chociaż nie miał pojęcia, czy Ian chciał z nim rozmawiać, czy jednak nie.


effsie - 2018-12-13, 19:37

Zimno nowojorskiego powietrza o pierwszej w nocy, dodać do tego niezbyt przyjemny temat, ech, wyobrażałem sobie naprawdę lepsze sposoby na spędzenie tego wieczoru.
Nie chcę o tym rozmawiać — powiedziałem, wciskając wolną od reklamówki rękę do kieszeni kurtki i zamarzyłem o posiadaniu rękawiczek. — Przynajmniej teraz, naprawdę chcę posiedzieć sam w lesie… albo na plaży. Może jak to sobie jakoś ułożę to wtedy? Obiecuję, że nie wpadnę na żaden głupi pomysł — dodałem, uśmiechając się sam do siebie, bo przecież Max nie mógł zobaczyć wyrazu mojej twarzy. — Po prostu… nie rozumiem… jak coś, co cię tak bolało z kimś innym… jak teraz możesz twierdzić, że to lubisz. Nie rozumiem tego. Nie umiem sobie wyobrazić jakbyś miał… — Zacisnąłem wargi, dziwnie rozemocjonowany, nie potrafiąc do końca wyartykułować tych słów. Czułem, jak podświadomie pomagał mi fakt, że Maxa nie było obok, tylko gdzieś tam, w telefonie, ale i tak nie umiałem być taki mądry, jak bym chciał. — Jesteś pewien? Jesteś pewien, że nic sobie nie wyobrażasz, że to nie tak, że się zakochałeś jak głupek i teraz przez to wydaje ci się coś, co tak naprawdę jest zupełnie inne? — spytałem cicho, przyspieszając tempa, bo naprawdę się wlokłem.


Gazelle - 2018-12-13, 21:36

Rozumiem — odparł. Nie umiał zahamować tych smutnych nutek, które przebijały mu się przez gardło i w końcu wdarły się w jego głos. Ale naprawdę rozumiał. Było mu trochę przykro, trochę bał się tego co przyniosą Ianowi te przemyślenia, ale...
Ufał mu. Naprawdę.
I skoro powiedział, że nie zrobi nic głupiego, to mógł go trzymać za słowo.
Sięgnął po telefon, żeby sprawdzić która godzina. Jeżeli Ian i tę rozmowę będzie chciał szybko zakończyć, to miał jeszcze czas aby dołączyć do Cindy i jej znajomych w klubie. To byłoby lepszą opcją od pozostania samemu ze swoimi myślami w pokoju hotelowym.
Jestem pewien. — Starał się nie irytować, ale ile razy mógł to samo powtarzać? Czy Ian zamierzał już wszystkie jego zapewnienia w tym temacie brać w wątpliwość? — Nie wydaje mi się. Mówiłem ci, że wiedziałbym gdybym do czegokolwiek się zmuszał i nie czerpał z tego prawdziwej przyjemności. A co do tego, co powiedziałeś wcześniej...no to rzeczywiście, nic nie rozumiesz. Bo to są zupełnie inne sytuacje, różni się w nich wszystko poza samym faktem uprawiania seksu. Przede wszystkim, ty mnie szanujesz, Ian. Nie jesteś jak to zwierze, które interesuje tylko zaspokojenie własnej przyjemności. Dbasz o mnie...nawet teraz, przecież te wątpliwości wynikają z troski o mnie, prawda? — spytał już łagodnym tonem głosu, tak kontrastowo lekkim w porównaniu do kilkudziesięciu sekund wstecz.


effsie - 2018-12-13, 22:08

Ściągnąłem brwi, słysząc jakim tonem odezwał się do mnie Max. Wkurwiałem go swoimi pytaniami, swoimi rozterkami, to było aż nadto czytelne. I mimo że głos mu się trochę uspokoił w czasie, gdy do mnie mówił, już wiedziałem i zacisnąłem zęby.
Za dużo. To było już za dużo nawet jak na Maxa, który mnie tak lubił, a już przeszkadzało mu to, co… to nie tak, że nie chciałem mu wierzyć, bo chciałem bardzo, po prostu nie mogłem tego sobie ułożyć w głowie, a kiedy mówił mi o tym, że woli o tym wiedzieć, niż żebym udawał, że wszystko jest w porządku… może nieco naiwnie założyłem, że rzeczywiście chciałby tego słuchać.
Dlatego już nic nie powiedziałem. Nie odpowiedziałem na jego pytanie, pozwalając zapaść pomiędzy nami ciszy, w której przez chwilę przemierzałem naszą brooklińską ulicę. Nie miałem co powiedzieć, bo gdybym zaczął go przepraszać za swoje wątpliwości Max zaraz zacząłby się kajać ze swoim, że nie no, Ian, nie masz za co, blablabla, a jednak był zirytowany, więc to nie miało żadnego sensu. Zamiast tego więc po kilku sekundach, podczas których żaden z nas nic nie powiedział, zapytałem:
Co dziś robiłeś? Masz jakiś plan na jutro i niedzielę, w sensie, taki ułożony, czy raczej co wyjdzie?


Gazelle - 2018-12-13, 22:36

Taktyczna zmiana tematu — mruknął. Był jednak wdzięczny Ianowi, że w końcu postanowił jakoś wznowić rozmowę, bo ta cisza między nimi stawała się coraz cięższa, przez to Max już nakręcał się w obawach, że powiedział coś nie tak. — No ale okej, niech ci będzie. Wstałem na pierdolonym kacu, serio, masakra. Ale w miarę szybko się ogarnąłem, no i pojechałem pod uniwerek Cindy – no, tą moją znajomą z wczoraj – i stamtąd zaczęliśmy spacer. Weszliśmy do ogromnego parku, do muzeum, do innego, mniejszego parku, rozmawialiśmy, opowiadała mi o NOLA...ogólnie, było miło. A na koniec podjechaliśmy na ulicę, na której było pełno muzyków grających koncerty jazzowe i bluesowe na świeżym powietrzu. Super sprawa, serio. Strasznie mi się podoba to miejsce. Gdzie-nie-gdzie można się poczuć, jakbyś się cofnął w czasie. Nie mam właściwie konkretnych planów, chyba jutro spotkam się też z Cindy, ale pewnie gdzieś po południu, więc od rana sam sobie pochodzę po mieście. Mam tam niby w głowie listę rzeczy, które chciałbym zobaczyć, no ale zobaczymy jak wyjdzie. A ty już wiesz gdzie konkretnie sobie jutro pojedziesz? — spytał ze szczerym zainteresowaniem. — Jesteś już blisko domu? Jest szansa, żebym cię zobaczył? — dodał kolejne, już nieco niepewne pytania. Bo może Ian wcale nie chciał na niego patrzeć, może chciał już zakończyć rozmowę, odpocząć od swojego namolnego chłopaka...

effsie - 2018-12-13, 23:19

Westchnąłem, słuchając słów mojego chłopaka i jednocześnie przemierzając ulicę, całkiem pustą, co nie było zbyt dziwne, jak na tę porę dnia czy tam też nocy.
Czyli jednak spędzasz sobie czas z kimś — podsumowałem. Przyznaję, że byłem nieco… zawiedziony, bo naprawdę chciałem żeby Max pojechał gdzieś sam; co nie znaczyło, że beze mnie, tylko bez nikogo, by spędził czas sam ze sobą, zobaczył, jak to jest… ale może naprawdę on tego nie chciał? Może tak nie potrafił? W tym nie byłoby nic złego, znałem przecież takich ludzi i to nic im nie odbierało, ale tak czy inaczej, nieco żałowałem. Nie na tyle, by to mu wypominać, bez przesady, nie byłem takim chujem żeby psuć mu wakacje, bo przecież z tego, co opowiadał, wynikało, że naprawdę miło się bawił i tak dalej. Nie byłem też zazdrosny, to byłoby cokolwiek idiotyczne, po prostu… jakoś tak, no… chyba aż za bardzo chciałem by polubił to, co lubiłem ja.
A przecież nie musiał.
Brzmi jakby ci się spodobało — powiedziałem, szukając kluczy do domu w kieszeni, bo budynek był już tuż-tuż i zaraz popychałem drzwi wejściowe. — To gdzie teraz jedziesz, jak wrócisz? — spytałem żartobliwie, czując ciepło ogarniające mnie ze wszystkich stron. — Konkretnie to będę wiedział jutro, jak dojadę — powiedziałem, rozpoczynając wspinaczkę na nasze trzecie piętro. — Zobaczę, dokąd uda mi się złapać stopa. Ale gdzieś na Long Island w sumie styknie. Gdziekolwiek bym nie dojechał, i tak zrobię sobie długi spacer — gadałem, pokonując kolejne stopnie. — Jestem na drugim piętrze. Ale nie wiem, czy chcesz mnie oglądać, spociłem się na tym koncercie jak świnia — mówiłem, stając w końcu przed drzwiami do naszych mieszkań i mimo że rozmawiałem właśnie z moim chłopakiem, który był w Nowym Orleanie, i tak zawahałem się, gdzie wejść. Zaliczyłem mentalnego fejspalma i otworzyłem swoje mieszkanie, od razu je rozświetlając. — Czy jak trochę niechcący zamoczę twoją książkę, bo na przykład spadnie deszcz, to mnie zabijesz? Bo jak tak to mogę jej nie brać.


Gazelle - 2018-12-14, 00:23

Eee, no? A co, miałem tak sobie łazić sam, samiusieńki? — spytał, lekko zdziwiony jakimś...chyba rozczarowaniem w głosie Iana. Czyli chodziło mu o samotną podróż w sensie nie że bez niego, ale tak w ogóle?
Max był do tego zdolny, owszem. Przecież tyle lat się dobrowolnie izolował od ludzi. Ale odkąd się otworzył, ponownie zaczął spędzać czas z innymi ludzkimi istotami to...nie za bardzo chciał do tej izolacji wracać. Chyba nawet jej się trochę bał. Chyba bał się znowu zostać samemu ze sobą.
Zwłaszcza od czasu, kiedy...kiedy, będąc samemu, doprowadził się do takiego stanu, że nieomal nie dopuścił się czegoś bardzo głupiego.
Czyżby Max Stone bał się samego siebie?
A może...prawdziwego siebie? Tej schowanej niegdyś głęboko, a od jakiegoś czasu wypełzającej z ukrycia części swojej osoby? Tej, która posłusznie słuchała się intruza zwanego Lionelem?
W każdym razie, to był jego urlop, jego wolny czas i zamierzał się nim nacieszyć na swoich zasadach. Dlatego też nie ułożył sobie żadnych skrupulatnych planów, stawiając na spontaniczność. To dawało mu przestrzeń do tego, by dostosować aktywności pod swój obecny nastrój.
Zabiorę cię tu kiedyś — oznajmił Ianowi. I mówił poważnie, naprawdę chciałby znaleźć się w tym mieście ponownie z Ianem. A co do dalszych planów...Ian przecież wiedział. San Jose, a potem trip i sporo nowych miejsc do zwiedzenia.
Pamiętaj, żeby ubrać się grubo, bo jak mi się przeziębisz to cię zamorduję — zagroził, mimo świadomości że jego groźby zupełnie nie wzruszały Iana. Ale, no, prognozy na tę część Stanów naprawdę zapowiadały się kiepsko, a Ian łapał choroby łatwiej niż Max. — Ian, oczywiście że chcę cię oglądać. Stęskniłem się za moją ulubioną twarzą na świecie! — mówił wesoło, a po chwili już usłyszał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Jej, w końcu!
Ech — westchnął. Bo z jednej strony, był przywiązany do swoich książek i dbał o nie, ale z drugiej, no Jezu, to tylko jedna książka, mógł ją poświęcić dla swojego chłopaka. — Nie no, spoko, weź ją, ale postaraj się na nią uważać. Jak się zamoczy to jakoś przeżyję, byleby była w jednym kawałku.


effsie - 2018-12-14, 11:11

Westchnąłem do swoich myśli. Max musiał mnie naprawdę już trochę poznać, skoro nawet nie widząc mojej twarzy, tylko słysząc głos zniekształcony przez mikrofon słuchawek, doszukał się tego cienia zawodu w moim głosie.
Spędzaj czas tak, jak masz ochotę, bejb — powiedziałem jednak miękko, bo może i miał rację w tym, jak ja miałem nadzieję, że mój chłopak spędzi ten weekend, ale… ale w porządku. Jeśli nie chciał, przecież nie było w tym nic złego… a poza tym, to był jego pierwszy raz, gdy pojechał gdzieś sam. I tak już znacząco wyszedł ze swojej strefy komfortu, zresztą, czy ten facet, którego spotkałem na balkonie z początkiem października bawiłby się w klubie z nowopoznanym ludźmi? Czy on spędzałby później tak wiele czasu z jedną z tych osób? Może to ja się myliłem, a dla Maxa to właśnie było coś nowego, fascynującego i w ten sposób chciał pożytkować swój wolny czas?
Przecież nie będę mu mówił, co ma robić. Aż tak mnie nie pojebało.
Wszędzie mnie zabierzesz — roześmiałem się, wchodząc do mieszkania. — Ciekawe kiedy spełnisz te wszystkie swoje groźby, które mi składasz — dodałem, uśmiechając się do siebie. Max miał małą tendencję do składania może nie tyle obietnic, co życzeń bez pokrycia: Ian, pojedziemy tu, tam, śmam, a ja zastanawiałem się czy wymyślając kolejne rzeczy już zapomniał o tych pierwszych. Ja miałem dużo bardziej przyziemne cele, na przykład te weekendowe wakacje, które moglibyśmy spędzać szlajając się po okolicach, może wyrwać się na tydzień do Kanady… chętnie zabrałbym go do Australii i spędził tam z nim kilka miesięcy na tułaczce po miejscach, o których zaledwie zdołałem mu wspomnieć w grudniu, ale byłem jednak realistą i wiedziałem, że to raczej niemożliwe.
Może kiedyś. Magiczne kiedyś.
Zignorowałem pierdolenie Maxa o tym, jak mam się ubrać i pierwsze co zrobiłem to podszedłem do komputera, otwierając klapę i dzwoniąc do Maxa na fejsie.
— Czekaj, ktoś do mnie…
To ja, idioto. — Wywróciłem oczami i rozłączyłem nasze połączenie telefoniczne, czekając aż Max odbierze na FaceTimie. I już po chwili zobaczyłem najpierw jego nos, potem resztę tego obłędnego ryja. — Dobra, zostawię ją tutaj. Za bardzo bym się przejmował, że ją pobrudzę. — Puściłem mojemu chłopakowi oczko, jednocześnie wyciągając słuchawki z uszu i rozpinając kurtkę.


Gazelle - 2018-12-14, 11:40

Niewątpliwie miał zamiar spędzać czas tak, jak miał na to ochotę. I nie potrzebował do tego aprobaty Iana, jeszcze czego. Jeżeli chciał mu zaplanować wyjazd, to mógł jechać z nim, o.
Aczkolwiek, biorąc pod uwagę tę potrzebę Iana, żeby...zostać samemu, to chyba dobrze że Max polecał bez niego. Chciałby z nim być, tak fizycznie, ale nie mógł go osaczać. To byłoby po prostu złe i nie w porządku. Ian potrafił respektować jego potrzeby, wycofywał się kiedy Max chciał na chwilę zostać sam, by ochłonąć, czy cokolwiek, więc Max nie wyobrażał sobie nawet by zabrakło tej wzajemności.
Groźby? — spytał, rozbawiony doborem słów przez Iana. — A więc spędzanie czasu ze mną teraz działa na ciebie jak straszak? Kurczę, chyba zaczynam żałować tego, że cię tutaj zostawiłem.
Oczywiście, żartował – i po tonie jego głosu można było się łatwo domyśleć, że wcale nie mówił poważnie. Nadal trzymał się tego, że musiał respektować potrzeby Iana.
W każdym razie, już wkrótce po tym wreszcie ujrzał tę twarz, za którą tak się stęsknił. I aż nie mógł powstrzymać tego banana, który wykwitł mu na twarzy. Był naprawdę beznadziejnie zadurzony w tym swoim kochanym debilu. W końcu, gdy tylko wyłapał swoją szansę na połączenie wideo z ukochanym (wewnętrznie chichotał za każdym razem, gdy określał w taki sposób Iana), dorwał się do swojego komputera i drżącymi niemalże rękoma włączył Facebooka.
Nie no, weź ją sobie i się nie przejmuj. Przeżyję! Cieszę się, że zainteresowałeś się moją biblioteczką — przyznał, bo dzielenie się z Ianem swoimi ulubionymi książkami...cóż, było w tym coś dziwnie intymnego dla Maxa. Może Ian tego nie rozumiał, ale dla Maxa to miało całkiem spore znaczenie.
Ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Leżał rozłożony na brzuchu, twarzą zwróconą oczywiście do komputera leżącego w nogach łóżka, i mimo iż miał ochotę się przeciągnąć nie chciało mu się zmieniać pozycji.
Trochę się zmęczyłem dzisiaj. Cindy jest mega energiczną dziewczyną. Ma w sobie tę, eee, studencką energię. Czy brzmię jak stary zgred? Jezu, totalnie tak brzmię. To straszne. Hej, Ian, tęsknisz czasami za tym czasem studiów? Kiedy było tak...wiesz, bardziej beztrosko.


effsie - 2018-12-14, 14:23

Ty mnie zostawiłeś? — powtórzyłem kpiąco, unosząc wyżej brew w drwiącym geście. — No tak, bo przecież ani trochę nie chciałbyś żebym z tobą poleciał — kontynuowałem to nabijanie się z niego, całkiem nieszkodliwe, ale przecież Max przy samej tylko propozycji tego wyjazdu od razu podjął temat „Ian, nie chcesz ze mną jechać?” W akompaniamencie smutnej minki.
Nie nabijałem się jednak więcej, niż to konieczne, z tego prostego względu, że przeginanie w tym temacie byłoby cokolwiek niemiłe, a w jakiś dziwny, ale na pewno dobry sposób weszliśmy z Maxem na tory całkiem normalnej rozmowy, chyba po raz pierwszy od tygodnia. I było mi z tym dobrze, tak, że ani myślałem to przerywać.
Lubiłem go, cholera, naprawdę lubiłem tego mojego chłopaka i z pewną dozą zadumy zdałem sobie sprawę, jak bycie z nim w… może nie stanie kłótni, nie nieprzyjemnej atmosferze, ale jakiejś takiej napiętej, nieswobodnej, sprawiało, że bolał mnie brzuch: zarówno metaforycznie, jak i naprawdę, a teraz poczułem się tak jakoś lżej. Zaczynając to pokręcone gówno pomiędzy nami nigdy bym nie myślał, że zapisuję się na takie emocje, ale to wszystko działo się jakoś równolegle i gdybym miał wskazać moment, w którym się zaczęło, nie byłbym w stanie. To było o tyle dziwne, że zawsze byłem kolesiem, który wywracał oczami na kumpli skarżących się na obrażone dziewczyny, nie rozumiejąc, na czym polegał problem – dla mnie kłótnie rozwiązywało się albo nie i tyle, koniec sprawy – a teraz zaczynałem choć trochę pojmować sens tego gówna.
Nie wiem, czy było się czym chwalić.
Dobra. Ale jak coś to twoja wina, sam chciałeś — zastrzegłem, zrzucając buty z nóg i uniosłem oczy ze zdziwienia. — Wziąłeś ze sobą komputer? A po co? — spytałem, zaskoczony. Tego to nie spodziewałem się na pewno, co on, zamierzał siedzieć w hotelu i oglądać filmy?
Ach ten mój głupi chłopak.
Rozebrany, zabrałem komputer i zakupy ze sobą na sypialni i rzuciłem na łóżko, na które zaraz sam pacnąłem też plecak. Stanąłem przy szafie, wciąż w zasięgu kamerki, jednocześnie słuchając Maxa i szukając czegoś ciepłego do ubrania jutro.
Bardziej beztrosko? — powtórzyłem, na chwilę zaprzestając poszukiwań i spojrzałem na niewielki obraz Maxa na ekranie. — Wolałeś swoje życie wtedy? — spytałem, zainteresowany. — Ja zupełnie nie. Znaczy, było spoko, ale jednak… studia kojarzą mi się przede wszystkim z największym błędem mojego życia, czyli jebanym kredytem, który wziąłem. Chuj wie czemu sobie to w ogóle wymyśliłem, chyba myślałem, że to będzie takie zajebiste. Dostałem jakieś stypendium od rządu, ale pokrywało osiemdziesiąt procent czesnego, więc musiałem zaciągnąć kredyt studencki na resztę, no i na życie. Studiowałem grafikę, która mnie wtedy jarała no i spoko, ale generalnie da się robić te rzeczy bez tych studiów. No i tyrałem non stop za grosze po tych wszystkich knajpach na nielegalu, bo moja wiza nie pozwolała na normalną pracę, więc mogłem robić tylko tam, gdzie udało mi się ustawić. Za mniejszą stawkę niż normalnie, bo na czarno. Ruchali mnie na tym i to ostro, bo kurwa mogli. Dużo bardziej wolę swoje życie teraz.


Gazelle - 2018-12-14, 21:37

No dobra, no chciał. No i co, skoro ostatecznie musiał zostawić swojego ukochanego w tym zimnym, okrutnym Nowym Jorku – takiego biednego, samotnego. Naprawdę, było mu bardzo przykro, że skazał Iana na ten los.
Ech. Naprawdę za nim tęsknił. A nie minęły nawet dwa dni odkąd ostatnio się widzieli na żywo. Ale ten ostatni tydzień… był trochę inny, przez większość czasu praktycznie utrzymywali jakiś rodzaj dystansu od siebie – zarówno fizycznego, jak i metafizycznego. Zatem w głowie Maxa ta rozłąka była de facto znacznie dłuższa i… po prostu tęsknił cholernie.
Najbardziej chyba w tym momencie chciał się wtulić w Iana. Tak w swego rodzaju kontraście do tego, jak napalony był na seks z nim poprzedniej nocy.
No, tak. Jakby mi coś wpadło do głowy i chciałbym to spisać, czy coś. Myślałem nad tym, żeby zacząć jakiś artykuł, czy porobić drobne zlecenia, ale póki co coś mi nie wychodzi — mruknął. Nie powinien z tego powodu odczuwać wyrzutów sumienia – w końcu był na urlopie – ale mimo wszystko był trochę sobą rozczarowany. Rozczarowanie sobą ostatnimi czasy niemalże go nie opuszczało.
Obserwował pakującego się Iana, niezadowolony wielce z faktu, że ledwo zobaczył jego twarz, to ta menda już musiała się odsunąć. No, ale przynajmniej mógł się gapić na jego sylwetkę. To też było w porządku. Chociaż wolałby przy tym mieć na sobie pełnię uwagi swojego chłopaka, ale, ech, widocznie tego byłoby już zbyt dużo.
Zasępił się nieco, słuchając następnych słów Iana. Jemu te problemy były praktycznie obce. Nie musiał brać żadnego kredytu na studia, miał wsparcie od rodziców, a potem dorabiał sobie tym, co i tak lubił robić. Udawało mu się dostawać na zadowalające staże i nigdy praktycznie nie musiał pracować w zawodzie niezwiązanym z pisanym. Podziwiał Iana za tę pracowitość i za tą zdolność radzenia sobie z trudnościami losu. Zresztą, od małego nie miał łatwo… Podczas gdy Max żył sobie praktycznie jak pączek w maśle.
Dla mnie to była totalna beztroska — stwierdził. Nawet decyzja o wyprowadzce z domu była kaprysem, a nie koniecznością. — I było po prostu łatwiej. Ale nie, nie wolałem swojego życia wtedy. To wszystko było takie pogwatwane na swój sposób, żyłem sobie w tej iluzji, że mam wszystko pod kontrolą - studia, plany na karierę, chłopak z którym planowałem przyszłość, a potem rzeczywistość trochę to wszystko zweryfikowała. Poza tym uważam że tamten Max był mega głupi. A ty zawsze byłeś pracowity i dawałeś z siebie wszystko. Strasznie cię wtedy podziwiałem, wiesz? A teraz tym bardziej. Ale… czasami po prostu tęsknię za tamtą beztroską, to jakiś durny sentyment. A w tym momencie… podoba ci się twoje życie? Ale tak podoba-podoba, nie pytam czy wolisz ten etap życia od etapu studiów, bo to już mi powiedziałeś.


effsie - 2018-12-14, 22:37

Aaa, no tak — westchnąłem i zaliczyłem fejspalma. Przecież pisanie na papierze było serio mega niewygodne i Max nie mógł sobie zabrać notesu i jak ja, jak chciałem się wyżyć artystycznie, posiedzieć i pobawić się z długopisem, on raczej musiał targać ze sobą lapka. Trochę mu z tego powodu współczułem, ale mój chłopak nie wydawał się szczególnie poruszony, więc koniec tego tematu.
Znalazłem w końcu w szafie odzież termiczną, zastanawiając się nad tym, czy to ma sens, ale uznałem, że tak, owszem. Przez chwilę myślałem nad czymś na zmianę, ale doszedłem do wniosku, że nie będę się wygłupiał – wezmę prysznic jeszcze jutro rano, a doba bez zmieniania ciuchów to nie jest jakieś wielkie wykroczenie, zwłaszcza jak nie zamierzam z nikim uprawiać seksu. Ostatnio moja higiena była nienaganna, wszystko przez Maxa, albo raczej ze względu na niego, ale no czego się nie robi dla własnego chłopaka?
Pracowity? Ty chyba mówisz o kimś innym — zaśmiałem się, rzucając ciuchy na łóżko i zastanowiłem się, co powinienem właściwie włożyć do tego plecaka, skoro nie żadne ubrania. — Musiałem tyrać, jak się na to zdecydowałem i tyle, tu nie ma nic do podziwiania. Gdybym mógł to chętnie bym się opierdalał — wyszczerzyłem się. To była prawda, ale częściowa, bo opierdalać się lubiłem tak maksymalnie przez tydzień, potem mi już odjebywało. — W ogóle, tamten Max, ale pierdolenie. To wciąż ty, tylko młodszy — dodałem, uśmiechając się do ekranu komputera i usiadłem na chwilę na pościeli. — Czy mi się podoba? Hmm… Trudne pytanie. Znaczy, no, jest okej. Mam za co żyć i jeśli nic się nie wydarzy to do końca marca uda mi się spłacić w końcu ten cały kredyt. Żyję z tego, co w sumie lubię robić, mam fajnych ziomków i rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, też takie, co mi się w ogóle nigdy nie wydawało, że będę mieć, na przykład fajnego chłopaka — puściłem temu fajnemu chłopakowi oczko — i generalnie nie jest źle, nie? Ale tak jakoś… trochę mi mało, nie chciałbym, żeby się na tym kończyło. Męczy mnie to, że jestem tak długo w jednym miejscu. Ja bym chyba tak chciał, wiesz… chyba już o tym kiedyś gadaliśmy, ale mieć jakieś auto i w nim żyć, jeżdżąc z miejsca do miejsca. Nie wiem, co bym robił. Cokolwiek, żeby mieć co włożyć do gęby i za co zalać auto. Nie byłbym pewnie żadnym tatuażystą. W ogóle, wiesz, ja myślę, że ja nim nie będę do końca życia. Ostatnio sporo sobie o tym myślałem, że ludzie wokół mnie żyją z tego, co lubią robić… ty z pisania, Tony z architektury, Beta z tych pociągów… a ja, ech? Znaczy, no, lubię robić to, co robię, ale nie czuję jakoś żeby to było to. I nie wiem, czy kiedykolwiek tak z czymś poczuję. Może po prostu nie mam żadnej pasji, ale to spoko, nie każdy musi mieć. Mnie chyba za bardzo przeraża wizja tego, że musiałbym teraz określać się w czymś na całe życie. Więc takie jeżdżenie sobie po świecie, robienie różnych rzeczy… pewnie bym tam sobie coś rysował i spoko, ale to bardziej dla siebie. No ale, ech. Gdyby to było takie proste, jeździć po świecie i łapać się jakichś dorywczych rzeczy, to pewnie pół globu by tak robiło. Więc w takich realnych wizjach, że wiesz, mieszkanie w tym samym miejscu i tak dalej, no to jasne, że mi się podoba. A tobie?


Gazelle - 2018-12-14, 23:56

Nie, mówię o moim Ianie, który zawsze jest w stanie się zmobilizować, gdy jest taka potrzeba, nie stoi w miejscu i działa zamiast narzekać w nieskończoność. — …w przeciwieństwie do Maxa. Którego praca ostatnimi czasy polegała głównie na narzekaniu. Czuł się przy Ianie jak leniwa buła szukająca ciągle wymówek. I… to go dodatkowo dołowało, ale nie mógł mieć czegoś takiego za złe Ianowi, to byłoby przecież idiotyczne. — Poza tym, szczerze wątpię żebyś się opierdzielał — dodał, bo mimo tego iż zdarzały im się leniwie momenty, to jednak koniec końców Ian w końcu musiał coś robić, chociażby porządnie i energicznie wyruchać Maxa. To zdecydowanie nie wliczało się w jakiekolwiek opierdalanie się, bo w to Ian wkładał naprawdę wiele starań.
Chyba chcę się odciąć od tamtego typka, więc pozwól że będę go sobie jednak nazywał tamtym Maxem. Wiesz, zmieniłem się, odrodziłem na nowo, dojrzałem chyba, bla, bla. — Przewrócił oczyma, samemu dostrzegając idiotyczność swoich słów. Czy tego chciał, czy nie, urodził się jako Max Stone – konkretna osoba z konkretnym zestawem cech, i nie wszystkich był w stanie się pozbyć, nie mógł także zresetować swojego życia i pozbyć się wszystkich nabytych doświadczeń.
Tylko fajnego? — wtrącił, jak na atencyjne stworzenie przystało. Cóż mógł na to poradzić, potrzebował stałej walidacji. Dalej już jednak grzecznie słuchał Iana rozprawiającego o swoich marzeniach, o tym jak wyglądałoby jego wymarzone życie. Czy Max mógłby tak żyć? Odpowiedź brzmiała tak, że przy Ianie… mógł funkcjonować w każdych warunkach. Naprawdę. Z nim wszystko było takie… w porządku, przy nim uzyskał w końcu to poczucie komfortu którego nie odnalazł w żadnym mieszkaniu. — Sam sobie kapitanem… — mruknął cicho, bo tak, to właśnie był Ian. Już kiedyś zresztą Ian podzielił się z nim tymi marzeniami, a wówczas Max zastanawiał się, czy w tych planach znalazłoby się miejsce i dla niego. W tym momencie już pozwalał sobie na założenie, że tak. Przecież Ian go lubił, on kochał Iana, Ian akceptował jego miłość, to chyba… uwzględniał go już w swojej przyszłości, prawda?
Prawdę mówiąc, zaczynam lubić to życie. Wcześniej było tak… raczej w porządku, ale nie podchodziłem do niego entuzjastycznie, rozumiesz o co mi chodzi? O coś takiego, że jakby to życie miało mi się za moment skończyć, to tylko bym wzruszył ramionami. Teraz jest… burzliwie. Ambiwalentnie, w zasadzie, bo to jest ten okres mojego życia, w którym przeżywam najpiękniejsze chwile, mogę powiedzieć że jestem szczerze szczęśliwy i zaczynam odnajdować siebie, ale z drugiej strony ten chuj Lionel się wtrąca i wszystko psuje — westchnął.


effsie - 2018-12-15, 00:35

Boże, koleś, znasz mnie cztery miesiące i już wyciągasz jakieś pochopne wnioski — zaśmiałem się, trochę rozluźniając atmosferę z tego wyliczania komplementów, bo to jakoś nigdy nie była moja bajka. Nie byłem do końca pewien, czy się zgadzam z tym określeniem, ale to nie było w ogóle warte dyskusji.
Max w ogóle lubił narzekać i zacząłem się zastanawiać, jak to zmienić. Może powinienem zastosować jakąś rewolucyjną metodę wychowawczą? Typu, nie wiem, pozytywne wzmocnienie, czyli chwalić go i nagradzać za mówienie dobrze o sobie, a ignorować to narzekanie na życie? Trochę wątpiłem, czy to by się miało sprawdzić, ale nie podjąłem tematu tego tamtego Maxa, zamiast tego wywróciłem oczami na to jego dopytywanie się i ślinienie na kolejne komplementy.
Boże, ty naprawdę jesteś jak pies, którego trzeba głaskać i mówić mu, że dobry Max, bardzo ładnie, podrapać za uszkiem i dać przysmak — westchnąłem ze śmiechem, a potem od razu dodałem: — O, znowu ten kapitan. Ale mi się trafił poeta i jego metafory. Może powinienem sobie wydziarać ster. O, albo dać to zrobić tobie. Hej, chciałbyś mi wydziarać ster? — Otworzyłem szeroko oczy, od razu porzucając ten beztroski, luźny ton, kiedy załapałem prawdziwy, genialny pomysł. — To serio nie jest trudne, wystarczy narysować jakiś prosty wzór, a potem przenieść go przez kalkę na ciało. Mógłbyś wydziarać mi koło, a gdybyś coś spieprzył to ja mogę zawsze poprawić, jak zrobimy gdziekolwiek poza lewą ręką — gadałem, zajarany pomysłem. Generalnie do swojego ciała miałem podejście dwojakie, z jednej strony bardzo je lubiłem i nie chciałem by stawało się czyimś brudnopisem, ale z drugiej… to tylko dziarka, mała, da się poprawić, a ten pomysł jakoś mnie zdrowo podjarał.
Może ja po prostu miałem jakąś chorą manię tego, by chociaż trochę spróbować pokazać Maxowi rzeczy, które mnie jarają i cieszą. Dziaranie było jedną z nich, więc w sumie… czemu nie?
Zawsze jak tak mówisz to jednocześnie się cieszę i mi trochę smutno — przyznałem nieco już poważniej, drapiąc się po szyi. — Cieszę, no bo to… to super, że czujesz się tak dobrze, że jesteś taki szczęśliwy. Ale z drugiej strony przykro mi, że do tej pory tak nie było i nie wiem, no… to brzmi trochę tak jakbyś stracił tak strasznie dużo czasu. A Lionel, hm, chyba nie psuje wcale wszystkiego, co?


Gazelle - 2018-12-15, 01:37

Jakie cztery miesiące! — fuknął. A gdyby był fizycznie przy Ianie, to w tym momencie pacnąłby go lekko w ten łeb.
Chociaż, poniekąd miał rację. Bo tak naprawdę zaczął poznawać Iana dopiero w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy. Ale to też nie było tak, że zaczęli ten proces poznawania się w październiku od kompletnego zera.
I chociażby to, czego zdołał dowiedzieć się o Ianie w czasie studiów, jasno mówiło mu jaki stosunek miał jego obecny chłopak do wykonywanej przez siebie pracy. Może i pozwalał sobie na imprezy i miał zdecydowanie bujniejsze życie towarzyskie od Maxa, ale swoje projekty na studia zawsze wykonywał sumiennie. W końcu to stypendium nie wzięło się z powietrza.
Dokładnie tak, a teraz dawaj moje przysmaki — upomniał się o swoje komplementy, bo, hej, no lubił je słyszeć. I to nie było nic dziwnego, prawda? Oczywiście, że chciał być uwielbiany przez swojego chłopaka.
Zmarszczył brwi w reakcji na propozycję Iana. Z jednej strony, od razu spodobał mu się pomysł zostawienia swojego śladu na skórze swojego chłopaka (może też dałby radę się podpisać? Hm.), ale z drugiej strony trochę się jednak bał. Ciało Iana było cenne, nie chciałby go w żaden sposób uszkodzić.
Kurczę, nie wiem no. To brzmi fajnie, ale… ale jestem prawie pewien, że to spierdolę — jęknął. — Przecież wiesz że totalnie nie potrafię rysować, i nawet jeżeli miałbym poprawiać maszynką wzór odbity na ciele to pewnie bym wyszedł za linię czy, nie wiem, za mocno gdzieś przycisnął i cię zranił — podzielił się swoimi obawami, gdzieś z tyłu głowy mając nadzieję na to, że Ian go uspokoi i podsunie jakiejś rozwiązanie tych problemów. Bo, ojeju, ten pomysł naprawdę coraz bardziej zaczynał mu się podobać. Własnymi rękoma zostawiłby na swoim chłopaku trwały ślad! Taki sam, jaki on miał na pachwinie! To znaczy, nie dosłownie taki sam, ale symbolicznie.
Nie wiem, może straciłem, a może właśnie nie. Wszystko dzieje się po coś, prawda? Może gdyby moje życie wyglądało inaczej, to teraz nie doceniałbym tak tych wszystkich doświadczeń, które są dla mnie nowe. Nawet nie chcę bawić się w sumie w to gdybanie, bo to nie ma sensu. Ostatnio tyle grzebię w tej przeszłości… czasami wydaje mi się, jakby była to historia jakiejś innej osoby niż ja. Jakbym się totalnie odizolował od własnych przeżyć. A jeżeli chodzi o Lionela, to jak siedzi cicho, to jest w porządku, ale jak się ładuje z łapami do mojego życia to tak, robi to po to by coś zepsuć, oczywiście że takie są jego intencje.


effsie - 2018-12-15, 11:15

A co, teraz opowiadamy wszystkim romantyczną historię o tym, jak poznaliśmy się na studiach, zakochaliśmy w sobie i jesteśmy razem od pięciu lat? — spytałem, cały czas rozbawiony, zupełnie nie przejmując się fochami Maxa. Jasne, znaliśmy się już wcześniej, ale to było jakby w innej rzeczywistości i trudno mi było w ogóle myśleć o tamtych nas sprzed lat w dzisiejszych kategoriach. Tamten Max był totalnie aseksualny, w przeciwieństwie do tego, którego miałem teraz i to mi odpowiadało dużo, dużo bardziej. — Jesteś przeuroczy. I słodki. Tak słodki, że mógłbym cię zjeść. Tylko potem bym się porzygał od nadmiaru słodyczy w moim organizmie.
Nie wiem, czy to był komplement najwyższych lotów, ale prawda była taka, że niezbyt umiałem w te klocki, no i gadanie takich rzeczy z czapy nie było raczej moim ulubionym zajęciem. Mój chłopak, łasy na komplementy, pewnie był zawiedziony, no ale hej, widziały gały, co brały, nie? To nie tak, że od początku zasypywałem go słodkimi słówkami, raczej, z tego co pamiętam, było całkiem odwrotnie.
Jak chce słodkich słówek to niech uderza do Irwina i Erica, proszę bardzo, para pedała chętnych na trójkąt.
Możesz wcześniej popisać po mnie flamastrami — zaoferowałem, rozbawiony samą perspektywą; ale nie tak, że już, wyśmiewałem Maxa i chichrałem się od ucha do ucha, po prostu… to było ciekawe. — I dam ci banana. I skórę świni. No, tak się uczy tatuować. Bo wiesz, jak po tym walisz maszynka, to jest mniej-więcej tak, jakbyś robił to na prawdziwej skórze. Mogę przynieść do domu zapasową maszynkę i będziesz się bawił. Chcesz? Ale serio nie masz się co przejmować. To tylko dziara. Jak coś będzie krzywo to przecież świat się nie zawali. Widziałeś moje pierwsze dziary, no są chujowe, i co z tego? I tak je na sobie mam.
To byłoby naprawdę… ciekawe i przewrotne. Mieć ster wytatuowany przez Maxa.
No co ty, Maxie. Gdyby nie twój Lionel to teraz byśmy byli sąsiadami, którzy się okazjonalnie bzykają. Na coś się ten chuj przydał — palnąłem lekkim tonem i puściłem mu oczko, ładując śpiwór do plecaka. Wrzuciłem też nieprzemakalną kapę i płyn do płukania gęby, bo, nie oszukujmy się, raczej będzie mi nie po drodze z pastą i tak dalej.


Gazelle - 2018-12-15, 14:23

No nie, to byłoby kłamstwo. Ale poznaliśmy się na studiach, potrzebowaliśmy pięciu lat żeby przeznaczenie połączyło nas ponownie, i wtedy zostaliśmy najfajniejszą parą na świecie, to już brzmi prawdziwie i nadal romantycznie — stwierdził, szczerząc się do kamerki. Mógł w sumie zadzwonić przez telefon; wtedy chociaż mógłby zmienić pozycję. Ale przez kamerkę w laptopie z kolei lepiej było go widać, a przecież chciał wyglądać dobrze na ekranie sprzętu swojego chłopaka.
Jeżeli zignoruję tę część z rzyganiem, to przysmak jest całkiem smaczny, dobra robota! — pochwalił, bo rzeczywiście zrobiło mu się miło, nawet słysząc te wymuszone komplementy. Strasznie uwielbiał, gdy Ian nazywał go słodkim, uroczym i tak dalej. Wtedy pojawiało się to ciepełko w środku, takie przyjemne, od którego można było się uzależnić.
No, tak, uwielbiał być adorowanym przez Iana. Próżna bestia, którą w sobie trzymał, musiała się czasami czymś karmić.
Nie będę ćwiczył na skórze martwego zwierzęcia! — wyraził swoje szczere i mocne oburzenie taką propozycją. Owszem, przełamał się na tyle by móc przygotowywać mięso dla Iana do spożycia, ale coś takiego… nie, nie było o tym mowy, nie chciałby wykorzystywać skóry biednej martwej świnki dla własnej przyjemności. Flamastry i banan brzmiały okej, ale na to nie zamierzał się absolutnie godzić. Już wolałby ćwiczyć na swojej własnej skórze. — Nazywając swoje pierwsze dziary chujowymi sprawiasz że jeszcze bardziej się stresuję — mruknął, no bo nie było opcji żeby dorównał temu poziomowi.
No, ale chciał spróbować. Naprawdę. Bo jarała go ta perspektywa tatuowania swojego chłopaka. Ian miał znacznie luźniejsze podejście do tatuowania własnego ciała, niż Max, ale mimo wszystko dla Maxa znaczyło to naprawdę wiele, że Ian chciał mu powierzyć coś takiego; że dawał mu możliwość zostawienia trwałego śladu na swojej skórze.
Czyli twierdzisz, że w innym przypadku nie uległbyś mojemu urokowi? Co za szkoda, Ian, bo jeszcze pomyślę że nie lubisz mnie, a mojego Lionela — stwierdził żartobliwie. Rzeczywiście, Lionel miał sporą zasługę w tym, że zostali parą i za to faktycznie mógł być gnojowi wdzięczny.


effsie - 2018-12-15, 16:15

Przeznaczenie, tak? A podobno nie wierzysz w takie bzdety — mruknąłem, rzucając mu znaczące spojrzenie. Oj, już on wiedział, co miałem na myśli, bardzo dobrze. — Mm, to teraz zaszczekaj — mruknąłem, a Max bez zastanowienia wydał z siebie dźwięk, o który poprosiłem i, ech.
Czy trzeba było coś więcej mówić?
To była nasza pierwsza… chyba całkowicie normalna rozmowa od ponad tygodnia, a ja nawet nie wiedziałem, jak się za tym stęskniłem. Banan wjechał mi na mordę i siedziałem na łóżku, mimo że nie miałem już co pakować i mimo tego że powinienem zbierać się już pod prysznic i spać, żeby wstać jutro względnie wypoczęty i gotowy do mojej przygody z naturą. Było coś gorzkiego w tym, że do tego by ze sobą pogadać potrzebowaliśmy setek kilometrów pomiędzy, ale na tę chwilę nie zamierzałem tego poddawać szczegółowej analizie, a zwyczajnie cieszyć się, że było to w końcu możliwe.
Dobra, świnia zostaje w Queens. Albo przyniosę sobie, ja będę ćwiczył na niej handpoke, a ty maszynkę na bananie. Może być? — spytałem. Ale robiliśmy szalone plany na wieczór, haha. — No przestań, przecież twoja nie będzie chujowa. Jak chcesz możesz mi nie robić steru tylko coś innego, prostszego, żebyś mógł mi zrobić cały tatuaż sam. Może być kółko, trójkąt czy kreska, co tam chcesz. Tylko nie żadne napisy, błagam. Strasznie nie lubię dziar z napisami — powiedziałem i trochę sam się zapeszyłem. — No, od każdej reguły są wyjątki.
A potem tylko uniosłem sceptycznie brew do góry.
Nie ulegałbym urokowi? Mówię tylko, że gdyby nie Lionel to nic by z tego nie było. Ty, o ile byś w ogóle zdecydował się na mnie rzucić, bo ja na pewno bym tego nie zrobił jako pierwszy, nie chciałbyś się z nikim wiązać. To ten chuj Lionel kazał ci tak latać wokół mojego tyłka, no i dobrze. Całkiem podoba mi się to, co z tego wyszło. — Uśmiechnąłem się, maskując ręką ziewnięcie.


Gazelle - 2018-12-15, 19:40

W istocie, kiedy rozmawiali o tym...ten pierwszy raz na balkonie... utrzymywał, że nie wierzy w żadne przeznaczenie i inne tego typu rzeczy. Bo tak było. Tylko... powiedzmy, że pod wpływem Iana nieco zmienił swoje spojrzenie na pewne sprawy. Nieco.
W każdym razie, coby nie dawać Ianowi tej satysfakcji, nie odniósł się w ogóle do tego. Dalej miał już jednak więcej do powiedzenia.
No i to brzmi jak plan. Ale wytatuowane jakiegoś kółka czy kreski... to trochę lamerskie, nie uważasz? — puścił Ianowi oczko, jako dumny posiadacz kreski na karku wytatuowanego przez tego oto. I już miał jakoś skomentować tę rzekomą niechęć Iana do tatuaży z napisami, już otwierał usta, ale Ian go uprzedził. — Jeżeli napisem jest twoje imię, to jest ten wyjątek? — Wyszczerzył się szeroko. Może Ian zgodziłby się chociażby na malutką literkę M? W każdym razie, jak już miał coś zostawić na tak pięknym płótnie, to wolałby żeby to było coś ładnego i dobrze wykonanego. Więc, tak, musiał poćwiczyć.
Mi też się podoba, nawet ba... Hej! — Przerwał gwałtownie w połowie słowa. — Jak to nie rzuciłbyś się na mnie jako pierwszy? Pff! Gdybym chciał to z łatwością bym sprawił, że nie mógłbyś się powstrzymać, mendo.


effsie - 2018-12-15, 22:55

Ty jesteś wyjątkiem — odparłem, uśmiechając się nieznacznie. Ale to była prawda, we wszystkim, tak naprawdę, ten pieprzony blondas w moim życiu. — Podobno nie lubisz też gdybać — dodałem z tym samym grymasem, patrząc się na mojego chłopaka w ekranie komputera.
Rozmawianie z nim w ten sposób było tak strasznie dziwne… prawdę mówiąc, nie lubiłem tego, gadek przez Skejpa. Uskuteczniałem je tylko czasami z mamą, a z całą resztą ludzi, z którymi nie widywałem się regularnie, kontakt i tak się jakoś rozmywał… a teraz, proszę, Max i kolejny wyjątek. To nie był pierwszy raz, kiedy to robiłem, bo wystarczy wspomnieć chociażby te święta. No i tak, to było głównie z inicjatywy Maxa, nie ma co tego ukrywać, bo to on męczył bułę, że Ian, kamerka, Ian, Ian, Ian, pewnie gdyby nie on to wyglądałoby to trochę inaczej, ale, no, naprawdę, nie narzekałem.
Rozmawialiśmy z Maxem jeszcze trochę, o różnych rzeczach, ale bez kolejnych już nieporozumień, tak… zwyczajnie, normalnie, jak mi tego brakowało. I nie chciałem tego kończyć, ale w końcu ziewałem już Maxowi w twarz co drugie słowo i to naprawdę nie miało sensu; pożegnałem się więc z moim chłopakiem i życzyłem mu miłego dnia. Przypomniałem mu też, że mam iPhone’a, a jest styczeń i zimno, więc pewnie ta gówniana bateria nie wytrzyma do niedzieli – i w tym się akurat nie myliłem, bo padła jeszcze w sobotni wieczór, pomimo tego, że miałem wyłączony Internet.
W każdym razie, dojechałem na stopa bez żadnych wielkich przygód, a mój pobyt na Long Island też nie był jakiś szczególnie pasjonujący, taki, że raczej nie ma opowieści. Ale dobrze, bo przecież właśnie o to mi chodziło; chodziłem więc po lesie, macałem liście i konary drzew, siedziałem na plaży, gdzie piłem wino, a potem szedłem dalej i dalej, i tak bez końca, aż zapadł zmrok, a ja znalazłem sobie wiatę, żeby schronić się przed wiatrem. Miałem swój śpiwór i hamak, więc spało mi się naprawdę dobrze; a rano obudziła mnie wiewiórka, siedząca mi na brzuchu. Spotkałem też strażników, którzy mnie wylegitymowali (tak, jestem z Australii, nie, nie uciekam, tu jest moja wiza, tak, spałem w lesie, bo chciałem, a co, nie można?) i robiłem naprawdę rzeczy niewarte opisywania. Chodziłem, patrzyłem, myślałem, a to wszystko, świeże powietrze, woda, wiatr, ziemia, to mnie jakoś uspakajało i oczyszczało, aż czułem, że oddycham.
Że jest dobrze. A na pewno lepiej, niż tydzień temu.
Mój telefon nie żył, a na bezludziu nie było ludzi, więc miałem drobny problem z określeniem, gdzie jestem, która jest godzina i właściwie co dalej. W styczniu słońce zachodziło wcześnie, więc gdy zaczęło zmierzchać ja zacząłem kierować się w stronę, gdzie myślałem, że znajdę cywilizację – ale zajęło mi to znacznie więcej czasu, niż zakładałem. Nie było w tym jednak stresu, bo kojarzyłem mniej-więcej mapę i wiedziałem, że gdzieś w końcu trafię, ale zanim złapałem stopa (w niedzielny wieczór, o tej porze roku, mało kto jeździł do Nowego Jorku i chciał się zatrzymać widząc samotnego, przemokniętego kolesia w ciemnościach) i dotarłem na obrzeża miasta, minęło trochę czasu. Potem metrem tułałem się z tego końca świata na Brooklyn, nie mogąc sobie przypomnieć, o której miał wracać Max.
Jak stałem przed drzwiami naszych dwóch mieszkań to spod tych jego świeciło się światło, więc chyba jednak już wrócił.
Dobra, to co teraz? Stałem przez chwilę jak debil, nie potrafiąc podjąć żadnej decyzji, aż sięgnąłem po klucze i pociągnąłem maxowe drzwi.
Hej — rzuciłem do przedpokoju, wsuwając tylko głowę do środka. — Zaraz przyjdę, tylko zostawię te graty u siebie — dodałem, cofając się, by zrobić, co powiedziałem.
I podłączyć telefon do ładowania, bo w lesie niby niczego mi nie brakowało, ale w Nowym Jorku już odzywało się moje FOMO.


Gazelle - 2018-12-16, 19:53

Nie chciał kończyć rozmowy z Ianem i się rozłączać. Egoistycznie chciał zatrzymać ruszający się obrazek ze swoim chłopakiem na ekranie jak najdłużej, ale też nie mógł mu odbierać prawa do odpoczynku.
Niemniej, już po zamknięciu klapy laptopa poczuł dziwny ścisk w żołądku. Ta rozmowa była świetna, taka przyjemna, beztroska i naprawdę wprawiła Maxa w dobry nastrój, ale potem nadeszła świadomość tego, że przez prawie dwa następne dni jego kontakt z ukochanym będzie właściwie żaden.
Poza tym, tej nocy jego umysł także postanowił się z niego okrutnie zaśmiać, podsuwając mu w snach wizualizacje swoich obaw – Ian odrzucający go. Ian odwracający się, gdy Max chciał go pocałować. Ian patrzący się na niego z cieniem obrzydzenia w oczach.
Wstał zatem w cokolwiek podłym humorze, co ujawniało się nawet na odbiciu, które ujrzał w lustrze przy okazji porannej toalety – cienie pod oczami, nieco zszarzała skóra, bałagan na głowie. Spróbował się ogarnąć i skupić na tym, żeby miło spędzić ostatni pełny dzień spędzony w NOLA. Wysłał do Iana wiadomość ze swoim uśmiechniętym selfie i życzeniem miłej wyprawy i wyszedł z hotelu, kierując się po prostu przed siebie, jeszcze bez żadnego planu. Cindy nie odzywała się, w czym nie było absolutnie niczego zaskakującego - w końcu był jeszcze poranek, a dziewczyna w nocy imprezowała, z pewnością do późna.
Mimo iż mocno próbował zaabsorbować się w pełni zwiedzaniem, to coś jednak było nie tak. Nie opuszczał go ten specyficzny ścisk, to uczucie niepokoju które brały się zupełnie znikąd. Bo przecież, patrząc z perspektywy zdrowego rozsądku, to wcale nie miał powodu do tego by tak się czuć. Liczył, że obecność Cindy pomoże mu okiełznać ten stan, ale dziewczyna niestety w południe napisała mu, że czuje się paskudnie i nie da rady się ruszyć z mieszkania przynajmniej do wieczora. No, cóż, pozostało mu zatem samotne zwiedzanie miasta, które zdawało się mieć jakby mniej przyjazną atmosferę w porównaniu do poprzedniego dnia. A może sobie to tylko wmawiał.
Nie lubił tej samotności. Ale tak w cholerę mu przeszkadzała. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej to w samotności czuł się najbardziej komfortowo. A przynajmniej tak twierdził. Wystarczyło mu się otworzyć, przełamać, sięgnąć po coś, czego chciał i jego podejście do życia uległo ogromnej zmianie.
W samotności najbardziej przerażające było to, że ten stan skazywał za znoszenie obecności siebie samego. A Max… najchętniej by od tego uciekł. Uciekł od samego siebie, jeżeli byłaby taka możliwość.
Wpadł w dziwny rodzaj melancholii, a pogoda wręcz mu w tym wtórowała, zsyłając na Nowy Orlean chłodny deszcz. Nie zdecydował się finalnie na przepływ promem przez Missisipi – w takich warunkach zwyczajnie nie miało to sensu.
Niegdyś uwielbiał deszcz, pociągał go stan melancholii. Odkąd jednak dotknął Słońca, nie umiał się bez niego obejść.

Po dniu spędzonym w większości na błąkaniu się po mieście i próbami uporządkowania chaosu w głowie, spotkał się wieczorem z Cindy, Marią i Kevinem w knajpce w pobliżu – co za piękny chichot na skwitowanie tego dnia – pieprzonego cmentarza. Pomimo ponurego sąsiedztwa jednak udało mu się trochę podnieść swój humor, rozmawiając z wesołą grupką młodych ludzi. I nawet sam poczuł się młodziej, tak bardziej, hm, świeżo.
Wciąż brakowało mu Iana, a w niedzielę jeszcze bardziej. Był sfrustrowany tym, że nie otrzymywał od niego znaku życia, i mimo iż jego partner uprzedzał go że telefon mu w końcu padnie podczas wycieczki, to i tak nie mógł się o niego nie martwić. Przecież tyle rzeczy mogło się wydarzyć, a Max by nawet o tym nie wiedział…
Na całe szczęście nie musiał czekać z lotem do samego wieczora, gdyż wyleciał z lotniska już po godzinie piętnastej. Było mu trochę przykro wracać samemu do domu, bez chłopaka czekającego na niego w porcie, ale, cóż, narzekanie na to zakrawałoby o roszczeniowość.
Dotarłszy do ich kamienicy, miał nadzieję już spotkać tam Iana, ale po zajrzeniu do jego, a potem do swojego mieszkania okazało się że te nadzieje były płonne. Powiedzieć, że był niezadowolony, to byłoby z pewnością za mało. Ale cóż mógł zrobić? Ano, nic, niestety. Dlatego zajął się rozpakowywaniem bagażu i wstawieniem od razu prania, odpędzając myśli podszeptywane mu przez irytująco nadopiekuńczy głosik.
W końcu jednak usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a zza niewielkiej szczeliny wychyliła się przemoczona głowa jego chłopaka, którą Max ujrzał jak tylko wyszedł do przedpokoju.
Hej! — przywitał się entuzjastycznie. I chciał się rzucić i obcałować tego swojego chłopaka, za którym tak mocno tęsknił, ale ten mu spierdolił i pojawił się ponownie dopiero po chwili. I wówczas dopiero zaatakował go, przylegając do niego i całując go mocno w usta. Scena iście filmowa, jakby odgrywali kochanków złączonych po długiej rozłące, a Max miał zupełnie gdzieś, że Ian wciąż był mokry. No, niezupełnie.
Jezu, Ian, rozbieraj się natychmiast. I zapierdalaj pod prysznic — fuknął, jako słodkie słowa powitania. — Wycieczka się udała? W NOLA też od wczoraj leje, a w piątek była tak ładna pogoda — paplał, ciągnąc za sobą Iana do łazienki.


effsie - 2018-12-16, 20:39

Wszystko, co ze sobą miałem, było doszczętnie przemoczone – a więc plecak, śpiwór, i kurtkę wrzuciłem do prania, pozostając w mokrych ciuchach, bo już nie mieściły się do bębna. Wszedłem tak do Maxa, który rzucił się na mnie zanim zdążyłem go ostrzec, że halo, bejbe, uważaj, jestem cały mokry i już ściskał mnie tak, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej z dwa stulecia.
No cześć — powiedziałem głupio, gdy w końcu mnie puścił i uśmiechnąłem się, chcąc odgarnąć mu włosy z czoła, ale był szybszy, bo już złapał mnie za ramię i zaciągnął do łazienki. — Tak, udała — przytaknąłem, chociaż miałem wrażenie, że Max w ogóle mnie nie słuchał, otwierając przede mną drzwi do łazienki. Wszedłem tam i posłusznie rozpiąłem polar, pod którym miałem równie przemoczoną koszulkę termoaktywną. Zaraz pojawiła się mi na ciele gęsia skórka, ale nie przejąłem się tym aż tak bardzo, odkładając bluzę do kosza na pranie. — Mam się myć, czy z tobą rozmawiać? — spytałem, trochę rozbawiony tą sytuacją, sięgając do własnego rozporka.


Gazelle - 2018-12-16, 21:41

Najchętniej by się nie odsuwał od Iana i cały czas go trzymał, ale, no, musiał też oczywiście respektować to, że on mógłby na przykład chcieć zostać samemu w łazience, że mógłby nie życzyć sobie obecności Maxa przy rozbieraniu się…
W końcu Max jeszcze nie wiedział, co wynikło z rozmyślań Iana w czasie tej jego samotnej podróży. Chociaż, póki co wszystko wydawało się całkiem normalne.
Ugh, ta niepewność wciąż dawała mu w kość i doprowadzała do szału i frustracji.
A może i to, i to? — podsunął, nieco niepewnie. Równie niepewnymi ruchami zabrał się również za ściąganie z Iana koszulki. Czuł się dziwnie, zdając sobie sprawę przez ile dni nie widział tego torsu. — Jeju, Ian, zrobię ci jakiejś rozgrzewającej herbatki, co? Jak mi się rozchorujesz to cię zamorduję — zagroził. Nie mogąc się powstrzymać, przystanął na palcach żeby ucałować ponownie usta swojego chłopaka.
Pozostawił mu pozbawienie się dolnej części odzienia, a sam odkręcił wodę w kabinie prysznicowej, żeby upewnić się że temperatura będzie odpowiednia, gdy Ian już wejdzie pod strumień.


effsie - 2018-12-16, 22:03

Podniosłem posłusznie ręce, pomagając w ten sposób Maxowi pozbawić mnie odzienia. Mogłem jasno wskazać, kiedy był ostatni dzień, gdy to robił, a od czasu, gdy po raz ostatni uprawialiśmy seks, tak że obaj, minęły właściwie dwa tygodnie i to był absolutnie najdłuższy post, jaki kiedykolwiek sobie urządziliśmy.
I choć oswoiłem się z tym wszystkim… czułem coś na wzór niezdrowej ekscytacji i niepokoju jednocześnie.
Nie chcę żadnej herbatki — powiedziałem, patrząc na Maxa, bo miałem nadzieję, że zrozumiał, o co mi chodziło. Na ten wieczór miałem jeden plan, mianowicie, sprawić, że chłopak i chłopak, normalny związek z seksem, a nie taki, gdzie jeden albo drugi ucieka od tematu.
Sięgnąłem swojego rozporka, pozbywając się spodni i bielizny. Pozostałem całkowicie nagi przed Maxem, było mi zimno i może nie miałem się czym teraz chwalić, ale jeśli myślicie, że się tym przejmowałem – ech? Mój chłopak, w pełni ubrany, puszczał mi właśnie gorącą wodę do brodzika, aż powoli zaczęło parować lustro.
Nie wiedziałem, czy wciągać go pod prysznic, czy nie, ale postanowiłem tego nie robić – nie chciałem mieć go teraz tu, w łazience, nie po takim czasie, nie w ten sposób. Zamiast tego stanąłem przodem do niego, wchodząc pod gorącą, bardzo gorącą wodę, i nabrałem żelu na ręce. Umyłem się sam, dokładnie, nie omijając ani jednej partii ciała, na sam koniec lekko masturbując się pod strumieniem wody, uśmiechając się do Maxa przez częściowo zaparowaną szybę. Mój członek nieco stwardniał, choć nie wstał jeszcze w całości.
Od razu lepiej — powiedziałem, wychodząc spod prysznica i sięgając po ręcznik, a z chwilą wypowiedzenia tych słów zdałem sobie sprawę z ich dwuznaczności. Uniosłem lekko kąciki ust, przykładając ręcznik do ciała i nie spuszczałem wzroku z Maxa. — Opowiesz mi, co robiłeś przez weekend? — spytałem, przechylając nieznacznie głowę.


Gazelle - 2018-12-16, 23:00

Och, tak, w istocie, minęło sporo czasu odkąd Max miał w sobie kutasa Iana. I tak kurewsko za nim tęsknił… Ale wciąż czuł pewne obawy przed wyjściem z inicjatywą. Nie miał absolutnie zielonego pojęcia na czym w tym momencie stał.
Wciągnął gwałtownie powietrze ze świstem, gdy poczuł na sobie ten intensywny wzrok, jakim obdarzył go Ian. I ten nieco zniżony, pogłębiony głos… Tylko to wystarczyło, by bicie serca Maxa przyspieszyło, a on sam już poczuł to muśnięcie ekscytacji.
A po chwili mógł oglądać swojego chłopaka w całej jego glorii i chwale, całe to boskie ciało prężyło się przed jego oczami i… kurwa. Zaczynał czuć się tak, jak w czwartkową noc. Och, tak, tak, tak bardzo chciał żeby Ian w końcu go wypieprzył! Nie mógł oderwać od niego wzroku, ale Ianowi to na szczęście nie przeszkadzało – mało tego, swoim spojrzeniem zdawał się też zachęcać do tego Maxa.
Czy to oznaczało, że w końcu rzeczywiście było normalnie? Oby. Oby, cholera.
I niby mieli rozmawiać, a skończyło się na tym, że Max w osłupieniu, stojąc oparty o zimne kafelki na wprost kabiny jak ten debil (równie dobrze mógł jednak dołączyć do Iana w środku) obserwował ten mały pokaz, który zaserwował mu jego najseksowniejszy chłopak na świecie. Jezu, jak bardzo by chciał zastąpić jego dłoń…
Sam również poczuł ciasność w spodniach, której się już nawet nie krępował. I gdy Ian otworzył drzwi od kabiny i wyszedł wraz z unoszącą się wokół niego parą, Max zbliżył się, aby założyć ręce na jego karku i bezceremonialnie go pocałował, wyciągając przy tym język celem wkradnięcia się między wargi Iana.
Tęskniłem za tym — wymruczał, przejeżdżając palcem po wilgotnych wargach swojego chłopaka. Wziął od niego ręcznik i lekko drżącymi z ekscytacji rękoma zabrał się za osuszanie jego ciała. — Opowiem — odparł, kucając żeby móc wytrzeć jego nogi… i nie tylko, zresztą. Na przyjemności jeszcze przyjdzie czas. Ale najpierw musiał wiedzieć jedno: — Czy ty… poukładałeś sobie te rzeczy w głowie? Czy czujesz się już… swobodnie?


effsie - 2018-12-16, 23:21

Westchnąłem, wciągając powietrze, gdy Max przez ręcznik dotknął mojego penisa. Przymknąłem oczy, zagryzając wargę i przez moment miałem wrażenie, że zapomniałem, jak przyjemny może być dotyk, którym obdarzał mnie właśnie mój chłopak, gdy do rzeczywistości przywróciło mnie jego pytanie.
Maxie — mruknąłem, łapiąc jego rękę, by podniósł na mnie wzrok. — Mam się ubierać… czy nie?


Gazelle - 2018-12-16, 23:38

Zadarł głowę, żeby ze swojej kucającej pozycji złapać kontakt wzrokowy z Ianem. Szukał w jego oczach śladu niepewności, dyskomfortu, niechęci… czegoś, co generalnie dało by mu sygnał że Ian nie czuje się z tym okej. Nic na to jednak nie wskazywało.
Ian, chcę cię — wyszeptał, przytulając policzek do nogi swojego ukochanego. — Ale… jeżeli będziesz czuł, że coś jest nie tak, to błagam, mów mi o tym, okej? — poprosił, bo to było dla niego cholernie istotne. Gdyby ponownie skrzywdził Iana… nie, nie zniósłby tego.
Sam był gotowy. I pewny tego, w stu procentach. Patrzył na tego fenomenalnego kutasa, który jeszcze nie był w pełnym wzwodzie, a i tak majestatycznie zwisał między udami Iana i, Jezu, ostatni raz go dotykał półtorej tygodnia temu!
Tym razem już bez ręcznika, przejechał palcami po całej długości ianowego sprzętu, wyczuwając pod palcami biegnącą tam żyłę. Dotykał go delikatnie, wręcz ze swego rodzaju namaszczeniem.


effsie - 2018-12-17, 00:08

Zadrżałem, gdy Max sięgnął palcami mojego penisa i zagryzłem wargę, by powstrzymać głębokie westchnięcie. Mój chłopak może i nagrywał w międzyczasie porno, ale ja naprawdę nie robiłem nic w tym temacie, nie dlatego, że tak sobie postanowiłem, po prostu… nie chciałem, ale głowa mówiła mi, jakie to było głupie i idiotyczne.
I ciało. Moje ciało teraz wiedziało już lepiej niż głowa.
Tak — przytaknąłem Maxowi, odsuwając jego rękę od mojego członka i pociągnąłem go w górę, splatając nasze palce. — Chodź — powiedziałem, teraz ja, prowadząc go przez jego własne mieszkanie.
Do sypialni.
Może i wolałem, jak byliśmy w moim łóżku – było większe, a więc i wygodniejsze – to nie zamierzałem robić z tego powodu jakiejś afery. Zanim jeszcze pchnąłem Maxa na łóżko, ściągnąłem z niego koszulkę, a potem sięgnąłem spodni, by odkryć, że był już na mnie przygotowany. Och.
Pocałowałem go, łapiąc w pasie, ale nie był to popędliwy, szaleńczy pocałunek, raczej, choć namiętny, głęboki i dokładny. Później ustami zszedłem niżej, na szyję mojego chłopaka i jego tors, a w uszach zagrało mi jego słodkie westchnienie, gdy wpierw językiem, później zębami, objąłem jego sutek. Max uniósł ramiona w górę, eksponując całe swoje ciało, patrząc na mnie i uśmiechnąłem się, wracając na chwilę ustami do jego warg, podczas gdy moje palce niespiesznie badały jego talię.
Jesteś piękny — szepnąłem, wisząc nad nim i patrząc się w te błyszczące oczy, uśmiechnąłem się ciepło. Zabrałem dłoń z talii Maxa i wsunąłem sobie dwa palce w usta, a później sięgnąłem nimi penisa mojego chłopaka, jeszcze na oślep, dotykając go po raz pierwszy od tak dawna… delikatnie, jakby niepewnie, ostrożnie.


Gazelle - 2018-12-17, 01:24

Wystarczyło jedne spojrzenie. To specyficzne spojrzenie. I ten szczególny dotyk. I Max… zwyczajnie się rozpływał. Był tak gotowy, Boże, na swojego Iana, na tego cudownego mężczyznę. A jego serce chciało wyskoczyć z piersi w odpowiedzi na adorację jaką obdarzał go jego partner.
A…ach — wydał z siebie głośne westchnienie, czując jak szorstkie palce Iana delikatnie suną po jego penisie. Ta delikatność w dziwny sposób go elektryzowała. Sprawiała, że czuł jakby po tej przerwie poznawali swoje ciała na nowo. I może rzeczywiście w pewien sposób tak było?
Max nie był w stanie powstrzymać się (i nawet nie próbował) przed mapowaniem tors Iana swoimi rękoma; sunął po opalonej skórze, muskając po wszystkich zagłębieniach między mięśniami, ocierając się przelotnie o sutki, jakby się z nimi drocząc.
Mój idealny Ian — szeptał — mój, mój, mój.
I ten idealny Ian doprowadzał go do szaleństwa, mimo iż tak naprawdę dopiero zaczynał śmielej obchodzić się z jego członkiem. Tak jakby… wsiadł za kierownicę po dłuższej przerwie w jeździe autem. I potrzebował najpierw się przyzwyczaić na nowo do tego uczucia, do odruchów, do tego jak obchodzić się ze skrzynią biegów. Maxowi zależało na tym, żeby Ian poczuł się w pełni komfortowo, żeby się nie forsował – przecież mieli czas.
Przyciągnął jego głowę do swojej, żeby jeszcze raz złączyć ich usta. Odsuwając się po przedłużanym do utraty tchu pocałunku, pociągnął lekko zębami za dolną wargę Iana, patrząc na niego rozświetlonymi oczyma. A zaraz potem wydał z siebie jęk, gdy Ian przyspieszył z ruchami dłonią po jego penisie, a po chwili zaczął zsuwać się w dół.
Cz-czekaj — zatrzymał go. — Mogę… najpierw zająć się tobą?


effsie - 2018-12-17, 02:11

Zachęcony reakcjami mojego chłopaka, jego spojrzeniem, półprzymkniętymi oczami, westchnieniami i przyspieszonym oddechem, sam zwiększyłem tempa masturbacji, choć nie ściskałem jego członka wcale mocno. Wciąż pozostawałem delikatny, tak, jak chciałem, jak potrzebowałem sprawić Maxowi przyjemność, po raz pierwszy po tak długim czasie, po raz pierwszy po tym, jak…
Nie, nie myślę o tym.
Uśmiechnąłem się i sięgnąłem ust Maxa, kładąc się na boku na pościeli, czekałem na to, co chciał zrobić. A Max podjął zabawę, zaczynając od moich ust, przez policzki, brodę, szyję, tors, obsypując mnie drobnymi pocałunkami i drażniąc sutki. Dłonią sięgnął mojego penisa i czułem rosnące podniecenie, gdy mój chłopak sprawił, że twardniałem w jego palcach – bardzo, naprawdę. Sięgnąłem jednak jego brody i ponownie złączyłem nasze usta, zanim Max sięgnął pocałunkami choć mojego brzucha.
Połóż się — poprosiłem zachrypniętym tonem, a gdy Max posłusznie opadł na pościel, przesunąłem dłonią od jego brzucha, przez pachwinę, na wewnętrzną część uda. — Mogę…
Nie zdołałem do końca wypowiedzieć swojego pytania, gdy Max rozłożył bardziej nogi, a ja klęczałem pomiędzy nimi, patrząc na to, co miałem przed własnymi oczami. Przejechałem palcami z namaszczeniem po skórze na tatuażu mojego chłopaka, a potem nachyliłem się i objąłem ten sam rejon ciepłym oddechem. Penis Maxa sterczał obok mojego policzka i domagał się uwagi, więc przysunąłem się do niego, pozwalając, by ta nabrzmiała, czerwona piękność dotknęła mojej skóry przy twarzy.
Oblizałem wargi, wysunąłem język i okręciłem go wokół główki kutasa Maxa, w myślach samemu wyobrażając sobie, co ze mną zrobiłby taki dotyk i aż sam westchnąłem z podniecenia. Boże, byłem taki gotowy, tak bardzo drżałem z podniecenia, tak bardzo chciałem wsunąć się już w jego ciało… ale jeszcze bardziej chciałem, by Maxowi było dobrze. Byłem beznadziejnym przypadkiem, zatraconym gnojkiem w swoim uwielbieniu do sprawiania mu przyjemności i rozpadłbym się na małe kawałki, gdybym nie mógł mu jej dać. Nie po tym, co mi powiedział, nie po tym jak…
Oblizałem wargi jeszcze raz, a potem otworzyłem szeroko usta, biorąc w nie penisa Maxa, ocierając go sobie na początku o policzek, zasysając się na nim i smakując. Poruszyłem głową, biorąc go jeszcze głębiej, powoli i z uwagą, ssąc i na zmianę liżąc tak, jakbym smakował najpyszniejszego dania.
To było niesamowite, wiedziałem.
Jak chcesz… mam tak dokończyć? — spytałem, ze swojej pozycji, odsuwając się nieznacznie po długiej chwili zabawy penisem moje chłopaka, gorącym, ociekającym preejakulatem, od którego cały zapewne lśniłem w półmroku tej sypialni.
Dla Maxa byłem gotowy to zrobić, jeśli tylko chciał spuścić się mi do buzi, dokończyć potem swoją sprawę ręką. Liczył się tu on, tylko on, on, on. Mój słodki chłopak, który potrzebował czułości i uwagi, a ja byłem tu teraz po to, by mu ją dać.


Gazelle - 2018-12-17, 14:26

Mógłby się rozpłakać. Naprawdę. Coś było w tym ich złączeniu, coś takiego, co sprawiało że się autentycznie wzruszał. Boże, tak tęsknił. I nie chodziło tu tylko o aspekt czysto fizycznego spełnienia. Oczywiście, to też grało swoją rolę, ale zanim zaczął spotykać się z Ianem był w stanie spotykać się z mężczyznami na seks ledwie kilka razy w roku i funkcjonować całkiem dobrze. Chodziło o te wszystkie specyficzne uczucia, jakie odczuwał zbliżając się z tym konkretnym mężczyzną. To, że z nim czuł się najlepiej na świecie.
Chciał obdarzyć go przyjemnością, mnóstwem przyjemności, ale zanim zdołał przejść do konkretów okazało się, że Ian miał nieco inne plany. I nie zamierzał dyskutować – nie, nie w imię zmuszania się do czegokolwiek, naprawdę – i po prostu pozwolić swojemu ukochanemu je realizować. Bardzo chętnie samemu by porozpieszczał Iana, ale jeżeli on by tego nie chciał, to to byłoby sprawianiem przyjemności tylko sobie samemu.
Więc kompletnie się rozluźnił, pozwalając swojemu ciału na rozpadanie się pod dotykiem Ina. Chryste, jak dobrze… Jęczał, sapał, wzdychał, nie żałując sobie wyrażania werbalnie jak wielką przyjemność sprawiały mu te wszystkie działania, jak świetnie czuł się w ustach Iana.
Ale to nie wszystko. Chciał więcej, oczywiście że tak. Po tym czasie…
Był blisko, cholernie blisko, i z jednej strony chciał desperacko chciał się w końcu spuścić, ale z drugiej wiedział, że wstrzymując sobie ten moment spełnienia gdy do niego nadejdzie poczuje się jeszcze lepiej. Miał już przystopować Iana, ale jego chłopak go uprzedził, najwyraźniej wyczuwając jego stan.
Nie, proszę, chcę ciebie w środku — wyjęczał, mając gdzieś to na jak zdesperowanego zabrzmiał. Przy Ianie nawet nie chciał czegokolwiek udawać. — Nawet nie musisz mnie przygotowywać, po prostu chcę…
— Nie. — Ian pokręcił głową. — Zajmę się tobą, tyle ile będziesz potrzebował.
Potrzebuję tylko ciebie — wyszeptał, dłońmi po omacku przesuwając po już lekko spoconej skórze swojego ukochanego, który właśnie sięgał po lubrykant. Nie umknęło jego uwadze to, jaką szczodrą jego ilością posmarował swój palec, zanim w niego wszedł. Och, Jezu, jego tyłek tak dawno nie czuł Iana w sobie, był dla niego taki ciasny, ale tak gotowy, w każdej chwili.


effsie - 2018-12-17, 15:15

Wylałem dużą część zawartości tubki na dłoń, rozgrzewając ją, zanim miałem dotknąć Maxa; nie od razu pomiędzy pośladkami, wpierw po udach, pachwinach, wysmarowałem nim jego penisa, masturbując go powoli i słuchając jęków i sapnięć mojego chłopaka. Max rozkraczał przede mną szeroko nogi i cały wił się na łóżku, pode mną, pod moimi ruchami. Był już tak śliski od lubrykantu, równie jak moje dłonie, i wzdychał płytko, gdy wsunąłem w niego na początku jeden palec, lekko rozciągając mięśnie jego tyłka. Boże, był tak słodko ciasny, że musiałem powstrzymywać się, by nie złapać go w pasie i nie nadziać się na niego, jak ostatni cham; zaciskałem usta i rozciągałam go powoli, skutecznie, w tempie, które mnie zaczynało doprowadzać do przyspieszonego oddechu.
Chciałem, by było idealnie; dołożyłem lubrykantu zanim wsunąłem w Maxa drugi palec, szepcząc słodkie słówka, gdy wzdychał coraz głośniej.
Tak… Boże, jesteś taki cudowny… — sam wzdychałem, jednocześnie się masturbując, a gdy i mój penis uciekał preejakulatem i lubrykantem, gdy obaj byliśmy już na to gotowi i chyba wręcz desperacko spragnieni, ustawiłem się przed jego szeroko rozwalonymi nogami i wszedłem powoli, samemu zagryzając wargę. Sapnąłem, dając nam obu chwilę, choć przede wszystkim tyłkowi Maxa, by przyzwyczaił się do kształtu mojego penisa. — Dobrze ci? — szepnąłem, by się upewnić, łapiąc go pod ramiona i przyciągając do siebie. Dźwignąłem go nieco, usadzając nieco bardziej na sobie i trzymałem mocno, wtulając usta w jego policzek, zaraz przy uchu. — Tak strasznie za tobą tęskniłem — wyszeptałem niemal desperacko, wciąż trzymając mocno jego ciało, całe śliskie od lubrykantu, i zaczynajac powoli się poruszać. Max jęknął, odchylając głowę w tył, a mi zadrżały usta, które wpiłem w jego obojczyk. Chciałem go rozpieszczać, rozpieszczać, rozpieszczać, tak, by zmyć te wszystkie złe wspomnienia, które posiadał, by nigdy nie musiał już tego przeżywać. — Mój słodki chłopak… — wzdychałem nieskładnie, coraz bliżej utraty zmysłów, cały czas trzymając go w swoich objęciach; nawet wtedy, gdy obaj eksplodowaliśmy w orgazmie i tej obezwładniającej, przeszywającej wszystko przyjemności.
Nie chciałem go wypuszczać z ramion, w ogóle. Te niemal dwa tygodnie… ach, co za zły, zły czas.


Gazelle - 2018-12-17, 16:02

Wydał z siebie głośny jęk, gdy tylko Ian w niego wszedł, po tej przeciągającej się, słodkiej torturze, ale warto było czekać; penis Iana wciąż zdawał się idealnie do niego pasować i, Boże, w ogóle było idealnie.
Idealnie — wydyszał w odpowiedzi na pytanie Iana. O tak, tak idealnie, najlepiej, to wszystko dzięki Ianowi, jego Ianowi, najlepszemu, tak wspaniałemu że nie mieściło się to w głowie… — Boże, Ian, o tak — jęknął, bo przed te dwa tygodnie Ian wcale nie wyszedł z wprawy; wciąż uderzał w niego tak, jakby znał na pamięć każdy wrażliwy punkt w tyłku Maxa, precyzyjnie, sprawiając że tracił zmysły.
On też tęsknił. Tak bardzo, bardzo. I cóż to była za ulga, ponownie się z nim złączyć, ponownie się mu oddać.
Chciał mu tak wiele powiedzieć, ale jego mógł był jedną wielką papką, więc jego usta wydawały z siebie głownie imię jego partnera, w kółko i w kółko, w różnych tonacjach, jęcząc, wzdychając, krzycząc. Ten człowiek, ten cudowny mężczyzna, on potrafił o niego zadbać jak nikt inny. I doprowadzić go do tego stanu, kiedy czuł się jakby już poza rzeczywistością, jakby ulatywał w kosmos – i to właśnie go spotykało, kiedy doszedł, wykrzykując po raz kolejny to ukochane imię ukochanego człowieka.
Tak bardzo cię kocham, Ian — wypowiedział między kolejnymi ciężkimi oddechami, przylegając mocno, mocno do jego ciepłego i klejącego się od potu i spermy ciała.


effsie - 2018-12-17, 19:18

Serce łomotało mi w piersi, a sam czułem, jak to należące do Maxa wygrywało identyczny rytm; trzymałem twarz wtuloną w jego szyję i pocałowałem go czule, gdy tylko byłem w stanie złapać już nieco spokojniejszy oddech.
Mając na uwadze jakąś przeszłą uwagę Maxa, bym za długo po stosunku nie pozostawał w jego ciele, podniosłem go nieznacznie i wysunąłem się z jego ciała; uda zalałem własną spermą, ale nie przejąłem się tym szczególnie; mój brzuch i tors zdobiło już i tak nasienie Maxa. Poczułem nieprzyjemny chłód, ale zaraz znowu usadziłem na sobie Maxa, a on objął mnie nogami, krzyżując je gdzieś ze moimi plecami.
Trzymałem go, wciąż mocno przyciskając do swojego ciała, wplotłem dłoń w jego włosy i przeszły mnie ciarki. Uwielbiałem się nimi bawić, a teraz doszło do mnie, jak wiele czasu minęło odkąd robiłem to po raz ostatni.
Wszystko w porządku? — szepnąłem – musiałem. Nawet jeśli Max zapewniał mnie w tym, jak bardzo mnie kochał, musiałem wiedzieć, że (i czy) było mu dobrze; że w tym, jak się z nim obchodziłem nie było nic złego, że mogliśmy to robić, że to była dla niego przyjemność.
Dla mnie była – ogromna. Obchodziłem się z nim delikatnie, tak, jak nigdy, nawet w najczulszych do tej pory momentach, bez żadnej gwałtowności, popędliwości, tak, by rozleciał się na kawałki w zdziesiątkowanej przyjemności. To, co robiliśmy, nie było obsceniczne, ani trochę – było piękne, tak, jak piękny był mój chłopak, on cały: zarówno ze swoim anielskim wyglądem i tak wrażliwym środkiem, cudowną osobowością, dla której byłem w stanie popełnić wiele głupot.
Ta jedna rzecz – to nie była żadna głupota, fanaberia, to był sposób, w jaki chciałem go traktować już zawsze. Tak, by go rozpieszczać, by doznawał kolejnych przyjemności i już nigdy, nigdy nie poczuł się źle.
Chociaż to. Chociaż to mogłem dla niego zrobić.
Niespodziewanie zebrało we mnie dziwne wzruszenie. W ustach wciąż czułem ten słonawy smak penisa Maxa; przymknąłem oczy, opierając czoło na ramieniu mojego chłopaka.
Uwielbiam uprawiać z tobą seks — wyznałem cicho, z gulą w gardle i jednocześnie nadzieją, że to nie jest żadna manipulacja. Że mówiąc mu takie rzeczy, nie dopuszczam się żadnej z tych czynności, o które oskarżał Jareda. Podniosłem na niego wzrok i zawahałem się przed zadaniem mu kolejnego pytania, ale… ale tak strasznie chciałem wiedzieć. — Dla ciebie… to, co robimy, dla ciebie to jest miłość? — spytałem cicho, wpatrując się w te stalowe, tajemnicze tęczówki.


Gazelle - 2018-12-17, 23:09

Nadal głośno i ciężko oddychał, a ponadto czuł nadal ten stan poorgazmowy, kiedy endorfiny wciąż w nim buzowały i sprawiały, że było zwyczajnie przyjemnie. Niesamowicie przyjemnie. W dodatku, nadal wtulał się w swojego ukochanego Iana. I mógłby tak zostać do końca świata, wszystko w tym momencie – i momentach go poprzedzających – było zwyczajnie magiczne, cudowne, piękne. Nie potrafił jeszcze myśleć całkowicie trzeźwo, ale wcale tego nie potrzebował – pozwolił sercu przejąć nad sobą kontrolę. Sercu, które waliło tylko dla Iana.
Bardziej niż w porządku — wymruczał, uśmiechając się wciąż lekko nieprzytomnie. Czuł, że tak właściwie nie zasłużył na tyle czułości, na tak delikatne i specjalne traktowanie, ale to nie była dobra chwila na myślenie o tym, na zatruwanie sobie głowy pesymistycznymi myślami i psucie czystości tej chwili.
Nie ulegało żadnej wątpliwości to, że również uwielbiał seks z Ianem. Był niesamowity; czymś więcej niż tylko seksem, to było przeżycie iście metafizyczne, coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Nikt nigdy ponadto nie obchodził się z nim tak… dobrze, prawidłowo. Jakby jakimś cudem ten mężczyzna znał jego potrzeby lepiej niż on sam, jakby miał fabrycznie wgraną instrukcję obsługi Maxa Stone’a.
Nie odwracał wzroku, utrzymywał ten kontakt ich spojrzeń, gdy Ian zadał mu pytanie. Odpowiedź była dla niego oczywista.
Ja się czuję przepełniony miłością. Jest mi tak… że, Boże, nie umiem tego ująć słowami, które nie brzmiałyby zbyt prymitywnie. Po prostu mnie w tym momencie rozsadza szczęściem i gdy na ciebie patrzę, to jest mi ciepło od środka — powiedział głosem przepełnionym emocjami i ujął twarz Iana w dłonie, żeby go głęboko i powoli pocałować, smakując po raz kolejny siebie samego wraz ze swoim ulubionym smakiem Iana. Zastanawiał się, czy Ian w jakiś sposób mógł poczuć to, że Max go kocha. Bo niby to wiedział, bo Max mu powiedział, ale przecież sam mówił że nie bardzo wie o tym, co to oznacza.


effsie - 2018-12-18, 11:35

Max pocałował mnie, a ja odwzajemniłem pocałunek, ten czuły, słodki pocałunek, niespieszny, delikatny. Trzymałem go w swoim objęciu, tego mojego blondyna, uśmiechając się nieprzytomnie, bo nigdy nie myślałem, że seks dla mnie… że może tak wyglądać. I dawać mi tyle przyjemności.
A Max? Te jednocześnie błyszczące i zamglone oczy, narkotyczny uśmiech, słowa, którymi zapewniał mnie, że było w porządku… jemu też się to podobało, cieszyłem się z tego tak bardzo, że serce wciąż wybijało mi prędki rytm. Tak strasznie chciałem, by było mu dobrze, tak bardzo, jak z nikim nigdy, a z jego twarzy… och, jego twarz, podczas tego, gdy uprawialiśmy seks, mógłbym wpatrywać się w nią w nieskończoność, w te ekstatyczne miny, rozchylone usta, zamglone oczy i grymasy przyjemności. Był niesamowity, jakby nie z tej ziemi i czułem coś dziwnego, coś, co nigdy wcześniej mnie nie uderzyło, ale teraz… ach, cieszyłem się, że to mogę być ja. Że to ja z grona tych wszystkich pedałów mogę oglądać go takiego, mojego, całego. Na samą myśl o tym, że ktokolwiek inny…
Nie. Nie chciałem o tym myśleć, a na pewno nie teraz, gdy tuliliśmy się do siebie, szepcząc sobie nawzajem słodkości; byliśmy tak czuli, jak chyba nigdy, a przynajmniej nigdy we dwójkę w stosunku do siebie.
Nie odpowiedziałem, bo nie miałem co mówić. Patrzyliśmy się na siebie, aż nie zamknąłem oczu i nie oparłem własnego czoła o to należące do Maxa, stykając się z nim nosami, wciąż uspokajając emocje. Było mi tak dobrze, miałem ochotę zakopać się teraz z Maxem w jego łóżku i nie wyjść z niego dopóki nie obudzi nas poniedziałkowa rzeczywistość.
Mam coś dla ciebie — powiedziałem, błądząc palcami po jego karku, delikatnie, ale i tak wiercił się mi w objęciu.
— Coś dla mnie? — powtórzył Max ze słyszalnym zdziwieniem w głosie.
Musisz mnie puścić, żebym mógł ci pokazać — powiedziałem i Max wygiął usta w małą podkówkę. Pocałował mnie i całowaliśmy się tak przez chwilę, wcale nie zmieniając pozycji, aż w końcu sięgnąłem rękoma jego nóg, sugerując mu, co powinien zrobić. — Zaraz wrócę — obiecałem, podnosząc się z łóżka.
Skierowałem się do łazienki, gdzie zostawiłem swoje spodnie, by wyciągnąć coś z kieszeni. Przy okazji, wytarłem swoje ciało z nasienia, zabierając jeden ręcznik do sypialni, w razie gdyby i Max chciał to zrobić. Nie było chyba ku temu potrzeby, bo to przede wszystkim ja oberwałem jego orgazmem, ale pewnie coś mu wyciekło z tyłka.
Położyłem ręcznik na brzegu łóżka, Max raczej załapie aluzję, jeśli zechce go użyć i sam usiadłem na pościeli, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. Leżał na niej kamyk; średniej wielkości, owalny, o niecodziennym, jakby błyszczącym kolorze, z jakimiś drobinkami mieniącymi się w słońcu i uśmiechnąłem się nieco głupio do mojego chłopaka.
Nie znalazłem sklepu z pamiątkami, a chciałem ci coś przywieźć z mojej wycieczki — powiedziałem. — Pomyślałem, że przywiozę ci kamyk. Byłem na plaży, gdzie było ich dużo, ale szukałem najładniejszego, takiego żeby pasował do ciebie — dodałem. To było chyba trochę głupie, bo to nie był wcale jakiś wyszukany prezent i mogłem to sobie chyba darować, ale jakoś nie potrafiłem.
No i wiecie. Max Stone. Ja lubiłem roślinki, ale przecież nie przywiozę mu liścia. Takie nazwisko zobowiązuje.


Gazelle - 2018-12-18, 14:42

Siedział grzecznie, czekając na swojego chłopaka z ekscytacją na myśl o prezencie. I gdy do niego podszedł, z tym głupkowatym ale jakże uroczym uśmiechem na buzi i kamyku w dłoni, Max sam nie potrafił się nie wyszczerzyć. Kamień. Stone. O, Boże, tak kochał tego mężczyznę.
Wziął od Iana kamień z takim namaszczeniem, jakby co najmniej odbierał od niego pierścionek zaręczynowy (część tego wzruszenia była celowo przedramatyzowana, musiał przyznać), i uniósł go na wysokość oczu, próbując w tym półmroku dojrzeć, jakiego toto było koloru.
Szukałem najładniejszego, takiego żeby pasował do ciebie
Chryste.
Uwielbiam to — powiedział w końcu, nadal szczerząc ząbki w uśmiechu. — Serio, Ian, Boże, jesteś najcudowniejszy — stwierdził i, ściskając kamień w dłoni, pochylił się aby ucałować swojego Iana.
Ten kamień, jeden z wielu, ale jednocześnie jeden jedyny w swoim rodzaju, miał dla niego ogromne znaczenie – przede wszystkim symboliczne. To czyniło ten prezent znacznie cenniejszym od jakiegokolwiek kamienia szlachetnego, czy innej drogiej rzeczy.
Ja ci wziąłem kanapkę z Po-Boy Shop – którą musisz zjeść dzisiaj, kiedy jest jeszcze w miarę świeża – no i widokówkę, i maskę karnawałową, to mało romantyczne w porównaniu do tego — przyznał. Chociaż starał się wybrać najładniejszą kartkę i najciekawszą maskę! Chciał przyprowadzić Ianowi cząstkę tego specyficznego klimatu Nowego Orleanu. Naprawdę żałował, że nie pojechali tam razem. Ale, cóż, wszystko jeszcze było przed nimi. W tym, być może, wiele wspólnych wyjazdów. Po całym świecie.


effsie - 2018-12-18, 16:39

Wywróciłem oczami, widząc prześmiewcze gesty Maxa, gdy zabierał kamyk z mojej dłoni, a potem przyglądał się mu z uwagą. Dobra, ja sam poświęciłem znacznie więcej czasu na durne oglądanie kamieni na plaży, szukając odpowiedniego, ale byłem sam i miałem czas, mogłem go sobie marnować, jak tylko chciałem – a nie, że cośtam.
To był naprawdę zwykły kamień, a Max reagował nieco… zbyt emocjonalnie, jak na mój gust, uwielbiając go i rzucając we mnie takimi epitetami, no ale ech, dobra, nieważne. Cieszyłem się, że spodobał się mu mój głupi prezent i uśmiechnąłem się, gdy mnie całował, przytrzymując go trochę przy sobie. Złapałem go za podbródek, choć nie za mocno, trzymając go przy swojej twarzy jeszcze po tym, jak nasze wargi i języki się rozłączyły.
Kanapki są dużo lepsze niż jakieś kamyki — oświadczyłem, pewien siebie. — Kamyka przecież nie zjesz. A kartki, nie słyszałeś, że chodzi w nich o to, żeby je wysłać? — dodałem, wciąż głupio uśmiechnięty, podczas gdy Max doskoczył mojego boku i objął mnie w pasie, przytulając się mocno do mojego ramienia. Westchnąłem, podnosząc je z udawanym zmęczeniem i przytuliłem go do siebie. — Romantyczne. Biorąc pod uwagę to, że nie mam pojęcia, czy i kiedy robisz jakieś romantyczne rzeczy, to chyba naprawdę wychodzi na to, że z naszej dwójki to ja jestem tym, który jest romantyczny. Albo bywa, chociaż nawet nie wie kiedy — mruknąłem, chowając nos we włosy Maxa i wdychając ich zapach.


Gazelle - 2018-12-18, 18:25

Słyszałem. — Skinął głową. A co do kamyka, to, cóż, Max zdecydowanie bardziej doceniał go ponad kanapkę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że wysiłek Iana w znalezieniu tegoż prezentu zdecydowanie przewyższał odstanie w kolejce po jedzenie. — Ale to by było idiotyczne, skoro ja bym przyjechał prędzej niż kartka. A Lanie wysłałem już normalnie.
Czy zostało już tutaj wspomniane, jak bardzo Max lubi wtulać się w Iana? Tak? Och, cóż, jego uwielbienie do ciepła ciała swojego chłopaka prawdopodobnie i tak nigdy nie przygaśnie, więc ten fakt zawsze będzie relewantny. Także i tym razem musiał się przylepić do swojego Iana, a ten drogi Ian wcale mu tego nie zabraniał.
Ej, rzeczywiście — stwierdził z szeroko otwartymi oczami. Cóż za paradoks. Czy robił w ogóle romantyczne rzeczy? Ciężko mu było to stwierdzić, bo oceniał skalę romantyczności raczej właśnie po reakcji na dany gest; po emocjach jaki on w drugiej osobie wywoływał. Przy Ianie zwyczajnie robił rzeczy. Rzeczy, które wydawały się naturalne, wcale nie wymuszone i zwyczajnie… w porządku, ot co. A jeżeli Ianowi się one podobały, to to mu wystarczyło.
Odlepił się na chwilę (!) od Iana, żeby odłożyć ten jakże cenny kamień na szafkę nocną i sięgnął po ręcznik, który podał mu mężczyzna, żeby w końcu się nim wytrzeć z resztek już zasychającej spermy na swoich udach.
Ian, a ty w ogóle… eee… czujesz w jakiś sposób to, że ja cię kocham? W sensie, no, nie wiem, czy to u ciebie działa w taką stronę, czy nie… A jeżeli nie, to to w porządku! — zaznaczył. — Tylko się zastanawiam.


effsie - 2018-12-18, 20:10

Ale jeśli dla ciebie jak ktoś daje ci kamyk to to jest romantyczne, to przy tobie każdy głupek może być romantyczny — dodałem żartobliwie, pstrykając Maxa w nos.
Odsunął się jednak na chwilę, kładąc kamień na szafce nocnej. Później sięgnął po ręcznik, wycierając się nim z resztek mojego nasienia, a ja sam ułożyłem się na plecach, biorąc sobie poduszkę pod głowę, by w półmroku światła padającego ledwo z tej jednej, małej lampki, móc obserwować mojego chłopaka.
Max był tak absolutnie piękny. Patrzyłem na niego, po prostu patrzyłem, obserwując go w tej czynności, która może nie była szczególnie widowiskowa, ale nawet teraz, gdy to robił, był zjawiskowy. Miałem wrażenie, że mógłbym obserwować go tak po prostu, zawsze – jakby siedział i nic nie robił, jakby czytał książkę, jakby patrzył przez okno, jakby szukał skarpetki do pary… Było coś tak niesamowicie pociągającego w jego sposobie poruszania się, w drobnych gestach i tych minkach, które pojawiały się na pół sekundy, by zniknąć zaraz po tym; w tej precyzji gestów, które czasami powtarzał z irytacją, a czasami z jakimś dziwnym rodzajem wręcz namaszczenia. Na przykład książki. Zawsze, za każdym razem, zanim wziął którąkolwiek pozycję z półki, jeździł palcem po grzbietach, dotykał okładek, grał na swoim wyimaginowanym pianinie; lub gdy wiązał swoje włosy, zawsze wcześniej odrzucając głowę w identyczny sposób.
Ech. Boże. Max, ten gnojek, tak bardzo rozsadził się już w mojej głowie, że byłem jak jeden z tych frajerów, którzy nie potrafili sobie czegoś wybić z bani. Ja nie potrafiłem też – może na jakiś czas, ale koniec końców, zawsze pojawiał się w nich ten blondas, za którego kiedyś nie dałbym nawet złamanego grosza.
Ach. Wydawało mi się, że to… to trochę to. Te uczucia. Bo jakieś miałem do Maxa, to niewątpliwe, mogłem udawać przed sobą samym, że nie, ale prawda była inna. I to nie tyle, że mi się podobał, bo podobało mi się dużo osób, ale on, jeszcze te cztery miesiące temu… mogłem przejść obok niego obojętnie. Teraz… teraz mogło nie być go obok, a i tak często zajmował moje myśli.
Z mojego zadumania wyrwało mnie pytanie Maxa i spojrzałem na niego dość tępo, zastanawiając się nad odpowiedzią.
Ech, eee, nie wiem — przyznałem, marszcząc nieco brwi. To zaznaczenie Maxa, że jakaś odpowiedź mogła być też w porządku, nieco zbiło mnie z tropu, od razu sugerując mi, co miałbym – w idealnej wersji – odpowiedzieć. Ale nie byliśmy w idealnej rzeczywistości, a ja byłem sobą, nawet jeśli chciałem, by mojemu chłopakowi było ze mną jak najlepiej. — Nie wiem. Znaczy… no mówisz mi to i wiem, że to dla ciebie ważne… więc w porządku, to jest miłe, że mogę dawać ci coś, co jest dla ciebie ważne — dodałem, niepewny, czy taka odpowiedź jest w porządku. — Ale nie rozumiem, jak miałbym to czuć, skoro nie wiem, na czym to polega.


Gazelle - 2018-12-18, 22:29

Zmarszczył nos, kiedy Ian go w niego pstryknął i zzezował na jego palec, wyglądając samemu dosyć głupio.
Wystarczy mi to, że mam swojego jednego głupka, który nieświadomie robi najromantyczniejsze rzeczy na świecie — stwierdził z firmowym wyszczerzem na twarzy. A potem zabrał się za oczyszczanie siebie samego, czując na siebie wzrok swojego chłopaka. To była nieco dziwna sytuacja do obserwowania, no ale Max stwierdził, że niech mu będzie. Nie pierwszy i nie ostatni raz widział, jak Max ściera z siebie spermę. Przede wszystkim spermę Iana, bo swoją wystrzelił praktycznie w całości na niego.
Chwilę potem już był w miarę czysty, wciąż nie czuł się świeżo, ale prysznic mógł poczekać. Do rana nawet, bo przed przybyciem Iana zdołał się odświeżyć po podróży i wciąż przyjemny, chociaż krótki prysznic. I wrócił do swojego ukochanego, ponownie się do niego przyklejając.
Okej — odpowiedział na wyznanie Iana. I mówił szczerze, to naprawdę było okej. To znaczy… oczywiście, było mu trochę smutno, że jego mężczyzna nawet nie mógł poczuć jego miłości, ale trudno, zaakceptował to już. I wcale nie zamierzał stawiać siebie w roli męczennika. Kochał Iana bez względu na wszystko. I miał go przy sobie. I byli razem. I to się liczyło. — Tylko się zastanawiałem, czy to działa też i w tę stronę, ale właściwie masz rację, że skoro nie wiesz co to jest za uczucie, to nawet w taki sposób musi być ci ciężko je rozpoznać.
To jeszcze było coś, do czego musiał się przyzwyczaić, oczywiście że tak. Przecież otrzymanie komunikatu, że osoba którą się kocha nie potrafi odwzajemnić takiego uczucia nie jest czymś, czego się można spodziewać w związku. Jednakże brak tego uczucia ze strony Iana wcale nie umniejszało temu, że więź pomiędzy nimi była niezwykle silna.
Zsunął się nieco i bardziej skłębił, wtulając głowę w pierś Iana i pozwalając mu na to, żeby mierzwił sobie palcami jego blond włosy. Nawet to lubił, przymykał sobie oczy i się rozluźniał, gdy Ian przejeżdżał mu palcami po skalpie. Może rzeczywiście miał w sobie więcej z psa, niżby się spodziewał.


effsie - 2018-12-18, 23:23

Po tym wyznaniu zapadła pomiędzy nami cisza, wydawało mi się, że trochę niezręczna. I pomimo tego, że Max przytulił się do mnie, że objąłem go, przeczesując palcami jego włosy, odnosiłem wrażenie, że coś było nie tak.
Maxie, nie czytam ci w myślach — zacząłem, wplatając dłoń w te blond kosmyki. — Więc nie wiem, kiedy coś myślisz, kiedy coś chcesz… chyba, że mi powiesz. Teraz też nie wiem, czy jest ci dobrze. Czuję to… jakoś, bo jesteś tu ze mną, bo patrzysz na mnie w taki sposób… ale trzy miesiące temu robiłeś to samo. I w jakiś pokręcony sposób wiem, że teraz jest inaczej, ale nie wiem dlaczego. Nie umiem tego zdefiniować i określić. Ale to nie jest dla mnie nic nowego. Tak strasznie wielu rzeczy nie potrafię zdefiniować i określić, zaczynając od siebie samego, a kończąc na tym wszystkim tutaj, z tobą. Jaki ja jestem? Aromantyczny, czy nie? Bi, czy gej, czy może patelnia? Jeszcze jestem Australijczykiem, czy już niekoniecznie, skoro właściwie całe dorosłe życie mieszkam, pracuję, żyję w Stanach? Chuj wie, bo żaba. Ale ja nie potrzebuję tych odpowiedzi, zupełnie nie. Ty je masz i dobrze ci w nich. I cudownie. A ja nie wiem. Nie wiem, co do ciebie czuję, nie wiem, skąd się wzięły te rzeczy, nie za bardzo je rozumiem i poruszam się trochę na ślepo, ale to im nie odbiera na autentyczności. Nic przed tobą nie udaję, mówię ci prawdę. Zawsze. Taką, jaką ją czuję i rozumiem w takiej chwili. Może… może to jest dla ciebie najważniejsze, w związku, miłość, wtedy… naprawdę się cieszę. Ale nie potrafię tego zrozumieć, nie do końca. Dla mnie najważniejszy jesteś ty. I to, jak się z tobą czuję. Nie muszę mieć seksu z miłością, śniadań z miłością, wieczorków z miłością, wolę je mieć z tobą. I nie potrzebuję nic więcej tu definiować, tak długo, jak cię tak trzymam, to mi całkowicie wystarcza. I nie czuję by czegokolwiek mi brakowało.


Gazelle - 2018-12-19, 00:32

Kiedy Ian mówił, nadal tkwił w tej samej pozycji, jednak nie zmieniało to faktu, że słuchał go uważnie, wraz z biciem jego serca, które dudniło mu o oparte o klatkę piersiową ucho. Westchnął sobie cicho w trakcie, bo wyglądało na to że Ian prawdopodobnie przejmował się nawet bardziej od niego, próbując go tak zapewniać że jest z nim szczery, że Max jest dla niego ważny. Max to wiedział. Naprawdę. Wiedział to doskonale i jakkolwiek rozczulały go wszystkie zapewnienia Iana, tak jednak było mu trochę przykro, że Ian nadal miał jakąś potrzebę tłumaczenia się.
Mi też niczego nie brakuje — odparł, obracając się lekko aby po uniesieniu głowy móc komfortowo patrzeć w twarz swojego chłopaka. — I jeżeli nie potrzebujesz żadnych odpowiedzi, to też okej. Ja mam inaczej niż ty, ale to nie znaczy, że uważam że za wszelką cenę powinieneś za tymi odpowiedziami gonić. I wiem, że jesteś szczery, Ian. Naprawdę ważne jest dla mnie to, że mogę cię kochać, mogę… że w ogóle czuję te wszystkie emocje, będąc tylko przy tobie. I że ty to przyjmujesz, nie odrzucasz mnie. To jest dla mnie tak cenne, że mogę być przy tobie po prostu sobą, a ty nadal chcesz ze mną być, że nie muszę się naginać, dostosowywać do ciebie, że nie musimy tworzyć zlanej masy, a nadal pozostajemy dwoma indywidualnościami idącymi w parze, dopełniającymi się, jednak nie zlewającymi ze sobą. Nie mógłbym sobie wymarzyć niczego lepszego. Znajduję przy tobie to słynne spełnienie, o którym się tak często trąbi, a trudno tak naprawdę powiedzieć czym to jest. — Uśmiechnął się delikatnie. — Mógłbym tak zostać już zawsze. Tu i teraz, wtulony w ciebie, kiedy czuję twoje ciepło, twój zapach, i mogę dotknąć twojej skóry.


effsie - 2018-12-20, 01:19

Patrzyłem się na Maxa, mówiącego te wszystkie rzeczy, gadającego od rzeczy, uśmiechając się lekko.
Ach, ty — westchnąłem, gładząc jego przedramię ułożone na moim torsie. — Mój mały poeta — mruknąłem, kręcąc lekko głową na te wszystkie jego metafory i porównania, na te rzeczy, które mówił. Gdyby ktokolwiek inny, ktokolwiek poza nim, pierdzielił takie farmazony, właśnie wywracałbym oczami i wzdychał z irytacją. Tymczasem uśmiechałem się nieprzytomnie, jak jakiś pomyleniec, totalny głupek, który już postradał zdrowe zmysły.
Może trochę tak było. Może pierdolnęło mnie tak mocno, że już trudno, przepadło, będę zachowywał się jak idiota i trudno. Maxowi niczego nie brakowało i nie trzeba było tu więcej słów.


Gazelle - 2018-12-20, 02:01

Roześmiał się w reakcji na to pieszczotliwe określenie i podciągnął się na tyle, by ucałować słodko usta swojego drogiego, drogiego Iana. Ach, naprawdę mógłby się stamtąd nie ruszać. Tak bardzo się cieszył, że znowu mógł leżeć obok niego, czuć go w sobie, dzielić tak słodkie chwile. Tak za tym tęsknił. Wiedział, że ta tęsknota była ogromna, ale tak naprawdę z jej wielkości w pełni zdał sobie sprawę w momencie, gdy została ona przerwana. Nie wierzył, jak wytrzymał ten czas bez Iana. Był beznadziejnie uzależniony. Nie zamierzał udawać się na żaden odwyk.
Zsunął się ponownie, ale jeszcze nie w poprzednie miejsce; najpierw postanowił zająć się czymś, co sobie zaniedbał podczas ich uniesień sprzed kilku dłuższych chwil, czymś, czego również nie miał od dawna okazji zrobić.
Musiał pozostawić jakiś ślad na tej skórze, po prostu musiał. Uwielbiał patrzeć na te czerwone oznaczenia, coś co było jego dziełem, i tak pasowało do tej skóry, tak bardzo.
Dlatego, posyłając Ianowi szelmowski uśmiech, zanurzył się pod jego żuchwą, wpijając się w szyję najpierw delikatnie, smakując swojego skarbu, obsypując go słodkimi i przelotnymi pocałunkami, których intensywność i nacisk z chwili na chwilę się zwiększała, aż w końcu, gdy znalazł sobie odpowiednie (w jego opinii) do tego miejsce, wpił się mocniej, zasysając kawałek skóry.
Nie robił już tego z powodu swojej posesywności. No, może trochę… Ale w gruncie rzeczy chodziło o to, że miał jakąś potrzebę… potrzebę zobaczenia czegoś swojego, co chociaż na chwilę stawało się nieodzowną częścią Iana. Poza tym, cholera, kręciło go to. A to była rzecz, co do której Ian dotychczas się nie sprzeciwiał, nie zdawał się mieć z tym żadnego problemu czy odczuwać dyskomfortu.
Skończywszy swoje działania, przejechał językiem od przestrzeni między obojczykami, kierując się w górę i zahaczając o jabłko Adama, sięgając aż do brody, po czym ponownie złączył swoje wargi z tymi Iana, przy okazji wpychając się na niego okrakiem.
To ci przygotuję kolację, co? — mruknął, gdy się odsunął, nadal jednak wisząc nad Ianem. — Kiedy ostatnio coś jadłeś, hm? Starczyło ci żarcia na wyjazd?
Zatem, jeżeli Ian nabrał chęci na drugą rundkę, to nieco się przeliczył (chociaż Max nie miałby nic przeciwko, ale najpierw musiał nakarmić swojego chłopaka czymś innym niż samym sobą; w końcu musiał dbać o jego zdrowie i dobrą kondycję jego organizmu, czyż nie?). I ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo po zjedzeniu posiłku położyli się, przytulali i całowali przez jakiś czas, a gdzieś tam w trakcie odpłynęli w sen, obaj zmęczeni w większym lub mniejszym stopniu.
A potem przyszedł poniedziałek i powrót do rzeczywistości. To jest – Max do pracy, Ian do pracy, wspólne pobudki, Max przychodzący po Iana do pracy prawie codziennie (jakoś weszło mu to w nawyk, poza tym lubił wracać wraz z nim do mieszkania; wyjątkiem były te sytuacje, gdy któreś z nich kończyło o takiej godzinie, że za nic nie mogli się zgrać), kawki z Sheryl, lunche z wcześniej wymienioną i z Eriką, ożywione rozmowy przez Facebooka z Irwinem, seks z Ianem, słowem – ta miła, bezpieczna rutyna. Czasami dobrze było sobie na taką pozwolić, chociaż nie na długo, wiadomo. Max sprzed kilku miesięcy czuł się w rutynie najlepiej, i miał problemy żeby z niej w ogóle wyjść. Obecny Max? Odkrył, że siedzenie w rutynie jest bez sensu, gdy poza nią życie może być wypełnione wieloma interesującymi aktywnościami.
I kiedy w czwartek rano otrzymał od swojego kumpla wiadomość z propozycją wspólnego wyjścia (wraz z ich partnerami) w ramach oczyszczenia atmosfery między nimi po tym, co się wydarzyło na domówce u Maxa, Max nawet nie kręcił nosem, mimo iż Irwin zaproponował mu wyjście w miejsce, za którym generalnie średnio przepadał, i powody tegoż były już znane, ale skoro w Nowym Orleanie dał radę poimprezować w klubie i nawet to przeżyć, to i kolejna taka noc nie powinna być problemem.
Dlatego gdy już z Ianem siedzieli w mieszkaniu tego ostatniego, a Ian po skończonej pracy już mógł zająć się Maxem i go w końcu wyprzytulać, Max powiedział mu o pomyśle Irwina, świecąc na niego prosząco oczętami. Właściwie nie sądził, żeby powinien mieć problem z przekonaniem Iana do imprezy w klubie, chociaż kto go tam wie.
Jakoś zupełnie umknęło mu to, żeby w ogóle wspomnieć o tym, że plany obejmują wyjście do klubu gejowskiego, ale to chyba było oczywiste, nie? Irwin w życiu nie zaciągnąłby ich do miejsca dla heteryków, zresztą Max – mimo iż w NOLA bawił się nieźle – to jednak też nie przepadał za zbyt dużym stężeniem hetero w powietrzu, i skoro miał już ryzykować zdychanie z bólu głowy, to chociaż jego poświęcenie musiało być tego warte.


effsie - 2018-12-20, 12:19

Prawdę mówiąc, wcale nie byłem chętny na żadną imprezę w klubie. Owszem, zdarzało mi się do takich chodzić, ale to zawsze było związane z paczką znajomych, alkoholem i znalezieniem sobie miłej cizi lub chłopca na noc, a w tym momencie najmilszego faceta to ja już miałem i bez tego, więc jaki był sens? Za tańczeniem raczej nie przepadałem, miałem na to ochotę bardzo okazjonalnie i generalnie niezbyt podobał się mi cały ten pomysł, wolałem spędzić piątkowy wieczór z kumplami, z którymi dawno się nie widziałem, a nie z tą bandą pedałów. Nawet zasugerowałem Maxowi, żeby poszedł sobie sam, beze mnie, ale robił maślane oczy i tyle było z tego wszystkiego.
Ustaliliśmy więc, że na randkę z Betą to sobie pójdę sam, wcześniej, a potem spotkam się z całą trójką, znaczy z Maxem, Irwinem i Ericiem pod tym klubem. Był to pewien kompromis z mojej strony, ale miałem ukryty plan wyciągnąć mojego przyjaciela ze mną, żeby stężenie homoseksualizmu nie przekroczyło dopuszczalnej normy.
Z Betą… z Betą chyba nie było tak najlepiej. Mój przyjaciel miał chyba nieco gorszy okres, a kiedy po drugim piwie udało mi się go trochę pociągnąć za język, westchnął i powiedział:
— Stary, po prostu każdy kogoś ma, okej? Tony i Nat, ty i Maxie, dwie kurwa pieprzone parki pierdolące i gruchające sobie do uszu, jak tylko…
Ej, wcale nie… — zacząłem już oponować, bo halo, to nieprawda?
— Kurwa, daruj sobie. Ile razy do ciebie nie zadzwonię to masz tego blondasa przyklejonego do siebie i świergającego dyrdymały, trzepoczącego oczami i, no Aussie, nie zrozum mnie źle, zajebiście go lubię i zajebiście się cieszę, że ci dobrze, ale serio? Nawet ty sobie kogoś znalazłeś, macie swoje rajskie życie i w ogóle, a ja? Kurwa, brzmię jak rozgoryczony debil, ale serio.
Zmarszczyłem brwi, bo to nie była wcale taka cała prawda. Z Maxem było świetnie, ale sam wiedziałem, że wcale nie idealnie, a Beta… widział tylko część tego całego obrazka. Nie chciałem mu jednak truć tym teraz dupy, bo to moje sprawy, moje problemy, nie jego, a jego – one były przecież też istotne. Więc ucięliśmy sobie długą pogawędkę, przerwaną przez smski od mojego chłopaka, że oni już wychodzą od Erwina (kto to jest Erwin? Nieważne), że będą za tyle i tyle, Ian, a o której ty będziesz, Ian, spotkajmy się przed klubem, okej? Więc namówiłem jakoś Betę, by poszedł tam ze mną, że będę idealnym skrzydłowym, że pomogę mu poznać jakąś fajną dupeczkę i w ogóle nawet trochę się chyba rozchmurzył (pomocą mogły być drinki, które co rusz pojawiały się na naszym stole). Dotarliśmy pod klub, gdzie już z daleka dostrzegłem pierdolącego o czymś Maxa z Irwinem.
— Ooo, Beta! — zdziwił się Max, wybałuszając oczy na mojego przyjaciela zanim jeszcze się ze mną przywitał. — Ty tutaj?
No, namówiłem go, żeby z nami poszedł, bo…
— Aussie, kurwa, to klub dla ciot.
Spojrzałem na Betę, potem na Maxa, Irwina i Erica, tych dwóch ostatnich wybitnie rozbawionych, potem znowu na Maxa, szukając potwierdzenia. I dostałem je od razu w jego twarzy, westchnąłem i spytałem:
To nie możemy pójść gdzieś indziej? Wiecie, Beta…
— Gdzie indziej? — Irwin spojrzał na mnie sceptycznie.
— Spoko — wtrącił się mój przyjaciel. — Nie będę psuł wam planów. Miłego wieczoru. Widzimy się jutro, nie? Nara.
Beta zasalutował nam i odwrócił się na pięcie, spierdalając stąd szybciej, niż by mógł, a ja westchnąłem, patrząc za nim. Nie było sensu go gonić i namawiać, bo już widziałem, że spierdalał właśnie po pizzę na wynos i grać na pleju do rana, a nic nie było w stanie zmienić jego decyzji, ale i tak poczułem się głupio.
— A temu co? — zatroskał się Max, sprytnie wbijając się pod moje ramię i całując mnie na przywitanie. — Wszystko ok?
Ta — przytaknąłem, odwracając wzrok od pleców Bety i odwzajemniłem pocałunek, potem odsuwając się od mojego chłopaka. Spojrzałem na Irwina i Erica, już przebierających nogami, chociaż nie było wcale tak zimno i rzuciłem: — Siema. Gejowski klub, co? To pomysł któregoś z was?
— Nieee, skąd — odparł Irwin, szczerząc się idiotycznie. — Idziemy?
Przytaknąłem, mając zamiar ustawić się w kolejce, ale czarnuch kazał nam iść za sobą. Przywitał się z selekcjonerem i po chwili wchodziliśmy już do środka, a ja tylko wymieniłem zdziwione spojrzenia z Maxem. Nie było jednak czasu na gadanie żeby nie stracić ich z oczu, więc podszedłem do szatni, pozbywając się kurtki i szukając drobnych w kieszeni.
Bejb, masz dola… co ty masz na sobie? — Wybałuszyłem oczy, widząc Maxa, który trzymał swój płaszcz w ręce.


Gazelle - 2018-12-20, 15:06

Max był całkiem podekscytowany, po powrocie z pracy od razu zabierając się na wertowanie szafy w poszukiwaniu ciuchów, które nadawałyby się na taki wypad. Nie zamierzał jakoś przesadzać, bo przecież już nie był singlem i nie potrzebował sobie kogoś wyrwać, więc wcale nie musiał kusić ubiorem, ale mimo wszystko chciał dobrze wyglądać. Bo bez dobrego wyglądu nie potrafiłby się dobrze bawić.
W każdym razie, ostatecznie padło na obcisłe spodnie z jasnego jeansu z wysokim stanem (które cudownie sprawiały, że jego nieistniejący tyłek stawał się istniejący), a w nie wpuścił częściowo bordową, satynową koszulę. Do jednego z uszu włożył złoty kolczyk, a na szyję delikatny łańcuszek i to było tyle w kwestii dodatków. Ale gdy spojrzał na siebie w lustrze, był całkiem zadowolony z tego, jak wyglądał, dlatego szczerze zdziwiła go dezaprobująca mina Irwina, gdy pojawił się w progu apartamentu zaprzyjaźnionego małżeństwa.
Co ci nie pasuje? — spytał, marszcząc brwi.
— Nie wypuszczę cię tak! — stwierdził Irwin, żywo gestykulując ze swoją charakterystyczną manierą. Chwycił go za nadgarstek i wprowadził do środka. — Wyglądasz ładnie, ale mój kumpel ma prezentować się fe-no-me-na-lnie! Musimy cię odpierdolić jak choinkę na święta!
Eee, Irwin, nie lubię pstrokatości — zaoponował. Zresztą, cholera, wcale nie uważał żeby było cokolwiek złego w tym, co na siebie włożył!
— Nie, nie, chodzi o zjawiskowość. Chodź, nie mamy wiele czasu!
I ostatecznie dał się zaciągnąć Irwinowi do jego garderoby (tak, ten koleś miał własną garderobę, całe pomieszczenie przeznaczone na trzymanie ciuchów) – nie to, żeby miał jakiekolwiek wyjście. Eric był jeszcze w pracy, a Irwin był już prawie (Max mu jakoś nie wierzył) gotowy do wyjścia. I, kiedy Max w końcu mógł mu się przyjrzeć…
Irwin miał na sobie crop topa. Crop topa. I, o dziwo… wyglądał naprawdę nieźle. Niemniej Max był w lekkim szoku, bo samemu prawdopodobnie nigdy by się nie odważył na taki ubiór. Zresztą, nie sądził żeby mu to w ogóle pasowało. Ale Irwin, ze swoją pewnością siebie, sprawiał że wcale nie wyglądało to aż tak kontrowersyjnie. Max podziwiał go za stopień wyjebania na to, co myślą inni ludzie. Po prostu robił swoje, wyrażał siebie w taki, a nie inny sposób i to było cudowne.
Po zabiegach drogiego przyjaciela i nurkowaniu w jego garderobie, Max został w tych samych spodniach, w których przyszedł, ale poza tym, cóż…
Jesteś pewien, że to nie jest trochę, no, przesada? — mruknął, spoglądając w lustro. Jego drogi kumpel bowiem ubrał go w czerwony, prześwitujący i obcisły (jakim cudem Irwin się w to mieścił? Nie, żeby coś, ale Max był jednak drobniejszy) t-shirt. Bardzo obcisły, przypominał właściwie bardziej siatkę niż pełnoprawne ubranie. Ponadto wcisnął mu na szyję chokera, a w rozporek wpiął mu kilka złotych agrafek, bo tak (chociaż musiał przyznać że rzeczywiście wyglądało to całkiem nieźle). Jego twarz i włosy również nie pozostały nienaruszone – musnął go rozświetlaczem na szczycie kości policzkowych, a w zewnętrznych kącikach oczu namalował bardzo delikatną kreskę eyelinerem, wychodzącą niego poza linię rzęs. Włosy z kolei ułożył w ten cały „kontrolowany nieład”, który pasował do tego, co ogólnie zrobił z nim Irwin.
I, tak, wyglądał dobrze. Nawet zajebiście. Tylko… a, chuj, wyglądał zajebiście, tak. Irwin, naturalnie, był z siebie bardzo zadowolony, a podekscytowany Max myślał o tym, jak Ian zareaguje na jego wygląd tego wieczoru.
Jestem bardziej odjebany niż nawet kiedy byłem singlem i chciałem sobie kogoś wyrwać — wyznał ze śmiechem Irwinowi, który tym razem bawił się eyelinerem na swoich powiekach.
— Słońce, jeszcze mi za to podziękujesz. Zobaczysz — odparł mężczyzna melodyjnie, uśmiechając się w mocno… podejrzany sposób.
Niedługo potem przyszedł Eric, i Irwin zabrał się za przygotowanie swojego męża. I wkrótce wybrali się w trójkę pod klub, gdzie mieli spotkać się z Ianem. I, ku zaskoczeniu wszystkich, Max przyprowadził sobie towarzystwo. Nie, żeby było w tym coś złego, Max uwielbiał Betę i z chęcią spędziłby z nim czas, tylko szczerze mówiąc nie sądził, żeby Beta odnalazł się w klubie gejowskim.
Och, przecież w końcu nie powiedział Ianowi że wybierają się do takiego klubu.
W każdym razie, było mu trochę głupio, kiedy Beta odszedł, ale, cóż, niewiele mógł z tym zrobić, gdy mężczyzna podjął decyzję.
Gdy już byli w środku i Max pozbawił siebie płaszcza, z lekkim przejęciem czekał na reakcję Iana. I gdy zobaczył to zszokowane spojrzenie, uśmiechnął się łobuzersko i bez słowa odebrał od swojego partnera kurtkę, podając ją szatniarzowi wraz ze swoim płaszczem i płacąc za przechowanie ubrań.
Ubrania — odezwał się w końcu. — Podoba ci się?
Zlustrował Iana wzrokiem, póki jeszcze nie przeszli do tej części klubu, w której będzie zdecydowanie ciemniej. W przeciwieństwie do Maxa, nie wystroił się jakoś specjalnie, ale i bez tego wyglądał niesamowicie seksownie, w tym tank topie odsłaniającym jego idealne ciało.


effsie - 2018-12-20, 16:36

Zagapiłem się na niego i nie mogłem oderwać wzroku, autentycznie, i nie było w tym żadnej przesadzonej kurtuazji czy uprzejmości, po prostu…
Max wyglądał…
Co on właściwie z sobą zrobił? Nie chciałem wierzyć własnym oczom, ale zakręciłem się w miejscu, lustrując go uważnym wzrokiem. Nie uśmiechałem się, a podświadomie rozchyliłem i lekko oblizałem usta, w których nagle mi zaschło i poczułem ciarki na ciele. Kurwa, czy on zamierzał tak zostać? Tutaj? W tej niby-koszulce, spod której wystawało to jego obłędne ciało, z agrafkami mieniącymi się na złoto przy rozporku, z obrożą na szyi? Chciałem już pytać, czy zamierza coś jeszcze na siebie założyć, ale koleś od szatni podał mi numerek i uśmiechnął się kpiąco, widząc sytuację.
Czy ten stary pederasta myślał, że może sobie z nas kpić?
Kurwa, oczywiście, że nie wyglądałem nawet w połowie tak dobrze, jak Max, że to od niego nie można było oderwać wzroku, ale co z tego? To mój jebany chłopak, który wyglądał jak pieprzone milion dolarów, milion dolarów, które chciałem mieć przy sobie, bawić się nimi, chwalić, żeby każda jedna ciota wiedziała, kto tu jest pieprzonym bogaczem.
Nie odpowiedziałem Maxowi, zamiast tego wsunąłem numerek od kurtek do kieszeni i przysunąłem się bliżej, nachylając nad moim chłopakiem i lecąc z nim w ślinę, od razu, bez żadnych wstępów, na środku tego przejścia, żeby ten pieprzony szatniarz nie rzucał mi takich spojrzeń. Max był chyba nieco zaskoczony, ale chętnie otworzył usta i oparł dłonie na moim torsie, zahaczając palcami o moją skórę, wyeksponowaną spod wydekoltowanego tank topa.
— Halo, gołąbki! — rzucił rozbawiony czymś Irwin, łapiąc Maxa za nadgarstek. — Chodźcie do środka.
Max dał się pociągnąć, ale sam złapałem go za drugą rękę, przytrzymując jeszcze trochę w miejscu. Irwin, zdziwiony oporem mojego chłopaka, obejrzał się przez ramię i rzucił mi rozbawione spojrzenie, ale puścił go i tylko kiwnął głową w stronę wejścia. Max uśmiechnął się do mnie zaczepnie i, nie oswobadzając swojego nadgarstka, ruszył za tym czarnuchem.
Środek… wybałuszyłem oczy, widząc coś takiego po raz pierwszy w życiu. I nie chodziło nawet o klub – wyglądał jak jeden z tysięcy, neony, rury, podesty, no, może nie w każdym znajdowały się klatki… ale mimo tego, że przecież od chwili wiedziałem już, że to gejowski bar, poraził mnie widok dziesiątek facetów wijących się na parkiecie. I Max… kurwa, on wcale nie odstawał od nich ubiorem. Skóra, siatka, satyna, dekolt, nie byłem w stanie na szybko znaleźć jednego kolesia, który wyglądałby choć trochę jak ja, w zwykłych spodniach i podkoszulku czy tiszercie, a wystarczyła chwila – dosłownie chwila – by przechodzące obok nas pedały zaczęły już mierzyć mojego chłopaka wzrokiem.
Co tu się… — wybąkałem, stojąc przy Maxie i trzymając go cały czas za ramię, totalnie rozkojarzony.


Gazelle - 2018-12-20, 23:28

Wzrok Iana, który na sobie nieustannie czuł, czuł jak go pożera w całości, dodawał mu ogromnej pewności siebie, sprawiając że chyba zaczął roztaczać wokół siebie aurę podobną do aury Irwina.
Ale, tak, był zadowolony z tego, że kumpel postanowił zająć się jego wizerunkiem na tę jedną noc.
I, och, ten pocałunek. Pocałunek, od którego autentycznie zabrakło mu tchu i zmiękły kolana, jak w tych wszystkich romansidłach.
Mhm, tak, idealnie.
Max miał okazję już być w podobnym klubie, dlatego widok jaki zastali po wejściu do wnętrza klubu wcale go aż tak nie zdziwił, natomiast Ian… Roześmiał się pod nosem, widząc tę zszokowaną i lekko wręcz przerażoną twarz swojego chłopaka.
Czyli mam rozumieć, że to twój pierwszy raz w takim klubie? — Przystanął na palcach, aby zadać to pytanie Ianowi prosto do ucha. Max już czuł to znajome dudnienie w głowie, ale tym razem chociaż wziął ze sobą leki. I niby wzięcie ich powinno wyłączyć go z picia alkoholu, ale… cóż, Max Stone ostatnimi czasy znajdował się w separacji z rozsądkiem.
Rzeczywiście, poczuł na sobie jakieś pojedyncze spojrzenia, ale część z nich z pewnością skupiał na sobie również Ian. Nawet jeżeli nie wystroił się tak jak Max, czy Irwin, czy nawet Eric, to nie zmieniało to faktu, jak atrakcyjnym był mężczyzną. W dodatku eksponował górną część swojego ciała we wcale nie aż tak mniejszym stopniu niż Max, bo przecież wystarczyłoby żeby się pochylił, a ten szeroki dekolt już pokazywałby więcej, niż Max by sobie życzył w tym środowisku.
— Tak jest, kurwa! Moja królowa! — krzyknął Irwin, gdy pomieszczenie zaczęło dudnić w rytm utworu Rihanny. Max przewrócił oczami. — Chodźcie, chodźcie, zobaczycie jakie mamy fajne miejsca.
Fajne miejsca? W tak zatłoczonym klubie? Wątpił, żeby można było usiąść gdziekolwiek poza barem, ale z drugiej strony, sam fakt że Irwin z Ericiem wprowadzili ich do środka bez marnowania czasu na stawanie w kolejce o czymś już świadczył.
I rzeczywiście. Max otworzył szeroko usta, orientując się że małżeństwo zaprowadziło ich do specjalnej strefy dla vipów.
Pierdolisz — padło w końcu z jego ust. Warto przy okazji wspomnieć, że przez całą drogę trzymał swojego Iana za nadgarstek, żeby nie zgubić go w tej tańczącej masie i żeby nikt mu go przypadkiem nie porwał. A jego chłopaka zdaje się wciąż w pełni nie opuściło poprzednie oszołomienie.
Irwin machnął nonszalancko ręką, rozsiadając się na skórzanej kanapie. Pociągnął za sobą swojego męża, który automatycznie objął go w pasie.
— Tak się składa, że znamy się bardzo dobrze z właścicielem klubu. Może później do nas wpadnie — puścił oczko Maxowi i wskazał ręką na wolne miejsca siedzące.


effsie - 2018-12-21, 17:15

Max usiadł na miejscu wskazanym przez Irwina; w końcu puściłem jego nadgarstek i spojrzałem na pieczątkę na przedramieniu, którą przed chwilą postawił mi facet, wpuszczający nad do strefy VIP. Uniosłem sceptycznie brew, patrząc później na tego wybitnie dumnego z siebie czarnucha.
Ja pierdolę.
Nie odjebało mi jeszcze na tyle, by spuszczać się miejscem w loży w jakimś gejowskim klubie, a pomysł na spędzenie całego wieczoru tutaj wydał mi się jeszcze bardziej chybiony, niż wcześniej. Zacisnąłem jednak metaforycznie zęby, widząc błyszczące z podekscytowania oczy Maxa i powiedziałem tylko:
Idę po coś do picia. Co ci przynieść? — spytałem mojego chłopaka, a potem przeniosłem wzrok na Irwina i jego męża. — Chcecie też coś?
— Eric — powiedział tylko krótko Irwin, a rzeczony już, jak na komendę, wstał, rzucając przy tym:
— Pójdę z tobą.
Ja pierdolę, co za pantofel, stwierdziłem w myślach, ale powstrzymałem się, by nie palnąć tego na głos i kiwnąłem Maxowi głową na znak, że przyjąłem jego zamówienia, a potem razem z Ericiem skierowałem się do baru. Postaliśmy trochę w kolejce, a ja w międzyczasie dowiedziałem się, że właściciel klubu był jakimś ich ziomkiem, a oni tutaj stałymi bywalcami. No i w porządku, każdy ma jakieś swoje upodobania, nie, wróciłem z piwem (wydało mi się najbezpieczniejsze) i drinkiem Maxa do naszej loży, tylko po to, by odkryć, że ta dwójka już przygruchała sobie jakiegoś trzeciego typa.
Pedał siedział obok mojego chłopaka, wgapiając się w niego jak w obrazek, kurwa, nie ma się czemu dziwić, ale, chyba go mocno pojebało.
Twój drink — mruknąłem, stając przed Maxem i zasłaniając mu swoim ciałem tego pedała. Blondas podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się.
— O, dzięki — powiedział, odbierając ode mnie drinka i wskazał mi na tego pedała za mną. — Ian, to Gidon, kumpel Irwina i Erica.
Siema. Ian — mruknąłem, zerkając na niego przez ramię i nawet nie wyciągając ręki. — Posuniesz się? — Spojrzałem znacząco na Maxa.
Mogłem usiąść po jego drugiej stronie, ale może chciałem kurwa tutaj, pomiędzy naszym nowym kolegą, a Maxem, co, nie mogłem? Zza pleców usłyszałem tylko wkurwiające szczebiotanie Irwina, że och, Eric, dziubasku, dziękuję, bla bla bla.
Ja pierdolę. To będzie długi wieczór.


Gazelle - 2018-12-21, 19:58

— Ha, widzisz! Mówiłem ci, że będzie zachwycony! — odezwał się widocznie zadowolony z siebie Irwin, gdy ich partnerzy odeszli w stronę baru.
Max uśmiechał się, wodząc wzrokiem za oddalającą się sylwetką swojego chłopaka. Po dłuższej pauzie leniwie zwrócił się do przyjaciela.
Mhm. — Skinął głową. Ta kanapa była naprawdę wygodna, jakby specjalnie zaprojektowana z myślą o bolących tyłkach tych, którzy preferowali być na dole.
— Dlatego, Maxie, musisz się mnie zawsz…
Nie mów tak do mnie. — Max spojrzał na Irwina twardo, nagle poważniejąc.
— Co? — Mężczyzna uniósł brew w zdziwieniu. — Przecież Ian tak na ciebie mówi?
Tak, on tak. Ale ty nie możesz — odparł, uśmiechając się słodko i w mgnieniu oka wracając do poprzedniej leniwej wesołości.
Podczas gdy Ian z Ericiem czekali na drinki, Irwin opowiadał Maxowi o znajomości swojej i Erica z właścicielem klubu, a w międzyczasie dosiadł się do nich inny kumpel małżeństwa. Konkretnie usadził się przy Maxie, najpierw niezbyt subtelnie obrzucając jego prawie że całkowicie obnażoną klatkę piersiową wzrokiem. Ech, no cóż, facet i tak nie miał szans, a Max ponadto nie poświęcił nawet chwili na to by zlustrować go wzrokiem i ocenić jego atrakcyjność. Tym bardziej, że wkrótce potem pojawił się Ian z jego Daiquiri (po Nowym Orleanie jakoś bardziej polubił ten drink). Uśmiechnął się pod nosem, widząc minę swojego chłopaka, która wyrażała co najmniej niezadowolenie obecnością innego faceta obok Maxa. Ach, jego kochany Ian. Ian Nie-Jestem-Zazdrosny Monaghan, jedyny w swoim rodzaju.
Łaskawie się przesunął, wpuszczając Iana między siebie a Gidona i zaraz poczuł posesywne ramię owijające się wokół niego. Jak uroczo. Uniósł swojego drinka do ust i upił pierwszy łyk, rozkoszując się fuzją słodkiego i lekko kwaśnego smaku. W Nowym Orleanie Daiquiri było niewątpliwie lepiej serwowane, ale to tutaj wcale nie było aż takie złe.
Erwin (bo tak już sobie zaczął nazywać te papużki-nierozłączki) byli zajęci słodkim szczerbiotaniem, a Max oparł się bardziej na Ianie, wciąż z kieliszkiem w dłoni.
— Też sobie coś zamówię — mruknął Gidon, czując się wyraźnie zniechęcony i jakby nie na miejscu. Bo, rzeczywiście, biedak stał się piątym kołem u wozu. — Idziecie później na parkiet? — spytał jeszcze, gdy się już podniósł z miejsca.
— Tak, koniecznie! — entuzjastycznie wykrzyknął Irwin, a Eric wtórował mu trochę ciszej.
Ja też, ja też! — dodał radośnie Max i spojrzał na Iana, po czym się poprawił: — My też. Prawda, Ian? Prawdaaaa? — zatrzepotał rzęsami. O nie, tym razem nie zamierzał mu odpuścić wspólnego tańca. Zresztą… Ian nie puściłby go samego w tłum spoconych, napalonych gejów, prawda?
— Oooo, kogo my tu mamy! Chodźcie do nas! — Irwin pomachał do zmieszającej do sąsiedniego boksu trójce mężczyzn. Dwójka dosyć umięśniona, z czego jeden z nich wyraźnie szedł w styl „samca alfa”, drugi był bardziej metroseksualny, a trzeci – szczupły prawie jak Max – wyglądał bardziej jak typowy „twink”.
Czy wy tutaj znacie wszystkich? — Max zmarszczył brwi.
— Prawie. — Eric puścił do nich oczko i pocałował Irwina w policzek.


effsie - 2018-12-21, 21:13

Objąłem Maxa za szyję, pozwalając by ramię zawisło mi nad jego torsem; musiał przysunąć się do mnie bliżej, ale lepiej żeby nie miał z tym żadnego problemu.
Odprowadziłem wzrokiem tego całego Gidona, patrzcie skurwysyna – zobaczył, że tu jestem i od razu spierdalał w podskokach, jebany cwel, trzeba mieć tupet, by tak bezczelnie zasadzać się na kogokolwiek. Uniosłem kufel do ust i pociągnąłem sążnego łyka; zakrztusiłem się, słysząc propozycję tańczenia.
Nie, może i wypiłem kilka drinków z Betą, ale tak pijany to jeszcze nie byłem.
Ale Max zaczął trzepotać rzęsami, spojrzałem więc na niego i rzuciłem:
Myślałem, że mieliśmy się dziś spotkać z Irwinem i Ericiem, wiesz, spędzić czas, pogadać, a to trochę niemożliwe tam — powiedziałem, wskazując głową na parkiet.
— Spokojnie, noc jest jeszcze długa! — Irwin puścił mi oczko z drugiej kanapy, gdzie już wyciągał szyję żeby sprowadzić tu kolejnych pedałów. — Starczy czasu na wszystkie atrakcje — dodał, gapiąc się na mnie z dziwną miną, a ja naprawdę, naprawdę nie kumałem, o co chodzi temu czarnuchowi.
Ale nie zamierzałem dociekać, zamiast tego podniosłem wzrok na kolejnych samców przysiadających się do naszego niewielkiego stolika.
Kurwa. Będę potrzebował czegoś więcej, niż piwo, jeśli mam tu nie ochujać.
Zmierzyłem wzrokiem całą trójkę, która przedstawiała się nam. Lewym ramieniem obejmowałem Maxa, więc prawe miałem niby wolne, ale już kiedy przyszła nasza pora na odezwanie się, wtrąciłem się jeszcze przed blondasem.
Ian. A to Max — powiedziałem, nie ruszając się o krok. Nie miałbym nic przeciwko zbiciu z nimi graby, ale coś wydawało mi się, że na grabie z Maxem się to nie skończy, więc lepiej już siedźmy na miejscu. Chłopaki rozsiedli się, coś tam gadając o bzdurach, nie za bardzo się przysłuchiwałem, zajęty piwem, a gdy minęła już chwila zwróciłem się bezpośrednio do mojego chłopaka: — Idę do baru po coś mocniejszego. Chcesz coś jeszcze, czy na razie w porządku?
Max miał jeszcze właściwie całe Daiquiri, więc tylko musnąłem jego usta swoimi i znowu udałem się na wycieczkę.
Coś czuję, że to będzie dla mnie częsta droga tego wieczoru.


Gazelle - 2018-12-21, 23:32

I znowu mu zwiał chłopak, i znowu musiał go odprowadzać spojrzeniem, tym razem z ustami lekko wygiętymi w podkówkę, co zauważył siedzący naprzeciw Robert, czyli ten lekko metroseksualny, opalony i umięśniony koleś, który z kolei patrzył się na Maxa z rozbawieniem.
— Spokojnie, mały, poszedł tylko po chlanie, nie ucieknie ci — powiedział głosem, który brzmiał dosyć kpiąco i wyzywająco zarazem, a Max zmrużył oczy, nic nie odpowiadając. Mały?
Ta trójka… miał co do nich mieszane uczucia. Zwłaszcza do tego blondyna, który właśnie nazwał go małym. Cholerny gnojek. Gdyby tylko Ian to usłyszał…
Natomiast z pozostałymi rozmawiało się całkiem okej. Najszczuplejszy z nich, Milky (wolał nie wnikać skąd taka ksywa) był wyraźnie wycofany i rozglądał się niepewnym wzrokiem po półmroku panującym w klubie, rozświetlanym nielicznymi neonowymi światłami, laserami i kilkoma lampami nad stolikami i barem. Biorąc jednak po uwagę wielkość całego pomieszczenia, to nie wystarczyło żeby odpowiednio je rozświetlić – Max jednak (prawdopodobnie słusznie) zakładał, że był to świadomy zabieg. W końcu był to przecież klub.
Wyłączył się na moment z rozmowy, żeby porozglądać się po klubie, w którym był przecież pierwszy raz. Był spory. Ale zatłoczony – głównie przez mężczyzn (i osoby, które zapewne tylko wyglądały męsko). Pełno potu, ścisku, nagich klat, a w powietrzu unosił się ten specyficzny zapach wzywający do grzechu.
Podążał wzrokiem za wędrującymi słupami światła, zatrzymując się na kilku podestach na które wchodzili tancerze wijący się w rytm muzyki w bardzo, bardzo skąpym odzieniu. Wszystkie cztery obecnie były zajęte – i niezależnie od preferencji, każdy mógł zawiesić wzrok na kimś, kto by wpisywał się w jego gusta.
— …zapuściliśmy sobie z Kevem po Molly, wiesz, na rozkręcenie zabawy. Jak chcecie, to możemy wam też skołować, przy darkroomie jest taki ziomek…
Ach, to by wiele tłumaczyło. Max skrzywił się. Nawet, jeżeli by go kusiło (a niezbyt kusiło, czuł się dobrze z samym alkoholem), to mieszanie narkotyków z jego tabletkami mogło się różnie skończyć, a Max jednak wolałby nie dostać jakiejś zapaści. Irwin z Ericiem też wydawali się średnio zainteresowani, na szczęście, no i miał nadzieję że i Ian nie wpadnie na taki pomysł, żeby zarzucić sobie coś innego od alkoholu.
Nie, żeby uważał to za coś złego… właściwie, to miał niejasny stosunek co do wszystkich narkotyków poza marihuaną. I czuł się niepewnie w towarzystwie mocno naćpanych osób, jak na przykład tego całego Roberta.
Ian w końcu powrócił, a Max w tym czasie zdołał już opróżnić swój kieliszek z nudów. Starzy znajomi wymieniali się plotkami ze środowiska, w którym Max nie przebywał, dlatego nie wcinał się do rozmowy i tulił się do Iana. Czuł już miłe działanie alkoholu, które wraz z atmosferą panującą w klubie sprawiało, że i Max chciał wpełznąć na Iana i obdarzyć go gejowską miłością. Żeby się przypadkiem nie zapatrzył na tego chudego, wydepilowanego latynoskiego tancerza który wywijał swoim ładnym, zaokrąglonym tyłkiem do Kylie Minogue. Albo na Milky’ego, kuszącego swoimi rudymi loczkami.
— Skarbie, idziemy tańczyć — oznajmił autorytarnie Irwin, ciągnął za sobą swojego męża. — A wy macie do nas zaraz dołączyć.
Max prychnął. Dołączą, owszem, ale wtedy kiedy będą chcieli.
Póki co Max cierpiał na brak alkoholu, co było cierpieniem bardzo tragicznym.
Idę do baru — mruknął, wyplątując się z objęcia Iana. I dopiero wówczas zauważył, że prawie siedział mu na udzie. Podniósł się, niby to nieświadomie a jednak celowo świecąc swoim opiętym jeansami tyłkiem przed twarzą swojego chłopaka i powoli, lekko kręcąc biodrami, udał się w stronę baru, zbierając po drodze kolejne spojrzenia.
Miał ochotę na coś mocniejszego i liczył na to, że drag queen stojąca za kontuarem pomoże mu w dobraniu odpowiedniego napoju.


effsie - 2018-12-22, 01:29

Max niby nie chciał ode mnie drinka, ale już, tu, proszę bardzo, wypił swojego i zasuwał po kolejnego. Nie widziałem go cały dzień, a w tym momencie patrzyło na niego zdecydowanie więcej pedałów, niż mógłbym chcieć. Zagapiłem się na niego jak idiota, nieświadomie rozchylając lekko wargi. W ustach czułem ostry smak wódki, mój szalony drink, wódka, wódka, wódka, tonik, lód, cytryna, niewiele myśląc, podniosłem się w ślad za Maxem, bo niewiele miałem do roboty z tą trójką pedałów, z którą nagle siedziałem.
Mój blondas stał już przy barze, oczywiście, że bez żadnej kolejki, nie to, że ja sam musiałem odstać tu swoje, skąd. Wyłowiłem go wzrokiem, a obok już stał jakiś wysoki szczupak, nachylając się w stronę Maxa. Mój chłopak go ignorował, gadając coś do drag queen, ale spiąłem się w miejscu.
Wybrałeś już drinka? — spytałem, stając za Maxem i nachylając się nad jego uchem.
Szczupak z prawej rzucił na mnie okiem i zamachał kartą przed swoim nosem.
— Ja zapłacę — powiedział, niby do tej drag, ale patrząc się na mnie i no kurwa nie, nie wierzyłem, ja pierdolę, naprawdę. Naprawdę wystarczy spuścić go z oka na dwie minuty i już, raz ten cały Gidon, teraz kurwa Szczupak, zacisnąłem pięści.
Już miałem otwierać gębę żeby powiedzieć, że nie, że chyba sobie żartuje, ale ubiegł mnie mój własny chłopak.
— Nie, dziękuję — powiedział krótko, choć miło i, kurwa. Z jednej strony byłem zadowolony, z drugiej niemożebnie irytował mnie ten uśmiech, który Max zasadził do Szczupaka, no bo, kurwa, no. Czułem jakąś irracjonalną zawiść, i sam siebie wyzywałem w myślach, że wkurwia mnie Max uśmiechający się do innych typów, ale chyba już zdrowo mi odjebywało.
Ułożyłem dłoń na talii Maxa, a blondas odwrócił się przez ramię i zatrzepotał rzęsami. Wsuwał rękę do kieszeni swoich spodni po portfel, ale ubiegłem go, kładąc kilka dolarów na ladę.
Miałem wrażenie, że ochujałem.
Max wymienił jeszcze kilka durno-słówek z barmanem, barmanką, jeden pies, odparł też coś do Szczupaka, który go zagadywał, ale zaraz wycofał się spod baru. Przytrzymałem go wciąż w tym samym miejscu, za talię, teraz stojącego naprzeciw mnie, i nachyliłem się nad nim tak, by pośród zgiełku dosłyszał, co miałem mu powiedzieć.
Mam ci założyć smycz, żebyś się mi nie zgubił? — spytałem, wbijając w niego wzrok.


Gazelle - 2018-12-22, 02:17

Uparcie ignorował mężczyznę stojącego obok niego przy barze. Naprawdę uparcie i spokojnie, mimo iż mężczyzna specjalnie obrócił się w jego stronę, wwiercając w niego spojrzenie. Nie dziwiło go to wcale. Nie, nie był to bynajmniej wyraz próżności, ale prawdopodobnie większość bywalców tego klubu przychodziła tam nie tylko po to, żeby zatańczyć, napić się i po prostu dobrze się bawić, ale także z pewną konkretną nadzieją, której wyrazem było właśnie to że obcy koleś lustrował go wzrokiem jak mięso. Był w końcu przy tym barze sam, ubrany jak ubrany, koleś mógł wypatrzeć w nim swoją szansę na wycieczkę do czyjegoś mieszkania, albo do hotelu, albo w razie ogromnego zniecierpliwienia do darkroomu.
Cóż, biedaka miało spotkać rozczarowanie. Max jednak, nie chcąc być zbyt okrutnym, przyjął strategię polegającą na olewaniu gościa, rozmawiając cały czas z barmanką o drinkach. Liczył na to, że ten załapie brak zainteresowania ze strony Maxa.
W jakimś stopniu to łechtało jego ego, owszem, ale Max najbardziej uwielbiał być adorowany przez jedną, konkretną osobę, cała reszta świata mogłaby dla niego w tym kontekście nie istnieć. Więc jeżeli swoją stylizacją sprawiał wrażenie na jakimś losowym facecie – w porządku, akceptował to jako efekt uboczny, jednakże to spojrzenie Iana liczyło się dla niego najbardziej.
A skoro o wilku mowa, to poczuł gorący oddech tegoż wilka na swojej skórze, gdy ten zadał mu pytanie. Uśmiechnął się i obrócił lekko głowę, a potem skinął na barmankę, która właśnie wklepywała jego zamówienie na kasę. Wybrał sobie drink o swojsko brzmiącej nazwie „Los Angeles”, który opierał się na czystej wódce, wódce grejpfrutowej, likierze pomarańczowym i mieszanką słodszych soków.
No i już, już, nieznajomy postanowił zadziałać, chyba uznając Iana po prostu za kolegę Maxa, a nie jego partnera w związku jak najbardziej monogamicznym (a przynajmniej Max chciał wierzyć w dobre intencje tego mężczyzny). Więc mu podziękował, nie widział sensu w byciu niemiłym, więc nawet posłał mu uśmiech, który może i był przyjazny, ale i miał wyrażać znajomemu przekaz o wycofaniu się.
Pocałował Iana w policzek w podziękowaniu za drinka, za którego mógł w końcu samemu zapłacić, ale chyba jakaś męska duma kazała Ianowi wyjąć swój portfel. No nic, niech mu będzie.
Już miał swojego drinka w dłoni i zamierzał odejść od baru, ale zatrzymał go Ian. Nie tylko jego objęcie w talii Maxa, ale przede wszystkim to intensywne spojrzenie, od którego po ciele blondyna zaczęły przebiegać dreszcze.
A zgubiłem się? — spytał, niewinnie przekręcając głowę w bok. — Przecież powiedziałem ci gdzie idę, prawda? Nie bądź głupiutki, Ian — wyszeptał, zbliżając się do swojego chłopaka jeszcze bardziej – na tyle, że ich wargi spotkały się w krótkim, nie w pełni satysfakcjonującym pocałunku, którego Max nie pozwolił przedłużyć, ruszając w stronę ich miejsc i przy okazji popijając swojego drinka. Ach, przepyszny.
Był w naprawdę dobrym humorze, idąc wśród ludzi, którzy posyłali mu czasami niedwuznaczne spojrzenia – bez świadomości, że poza patrzeniem nie mogli niczego, niczego z nim zrobić, tylko marzyć o dotknięciu go. A za sobą miał swojego chłopaka, nad którym też w tym momencie czuł jakiś dziwny rodzaj władzy.
I spodnie, które podnosiły mu tyłek. To było w tym wszystkim najważniejsze, oczywiście.
Czuł się zaskakująco w swoim żywiole, mimo tego iż głośna muzyka męcząco obijała mu się po czaszce. I, właściwie, nie mógł się doczekać wyjścia na parkiet, ale najpierw zamierzał opróżnić drinka. Nie ufał tamtej trójce i wolałby żeby nikt mu nie wrzucił do drinka MDMA czy innego świństwa.
I kiedy dotarli do swoich miejsc, Milky już obściskiwał się z Kevinem, a Max obdarzył ich dezaprobującym spojrzeniem.
Nie umiecie trafić do darkroomu? — zapytał kpiąco, a Robert łypnął na niego wzrokiem, który najekonomiczniej będzie opisać jako dziwny.
— A może wy dacie nam lepszy pokaz, hm? — zaproponował. I Max właściwie nie miał nic przeciwko przyjęciu wyzwania, w końcu ta dawka alkoholu którą przyjął już wystarczająco go ośmieliła (a i tak w tych warunkach chyba nie potrzebował specjalnego ośmielenia…), zatem odłożył szklankę z drinkiem i obrócił się do Iana, patrząc na niego z błyskiem w oku.
Co ty na to, Ian? — wymruczał, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Popchnął go delikatnie na kanapę i usiadł okrakiem na jego kolanach, bezpardonowo wpijając się w czekające na niego wargi.


effsie - 2018-12-22, 16:22

Usłyszałem słowa Maxa i przebiegły mnie dreszcze, sprawiające, że włoski na ciele zjeżyły się mi i tylko bardziej wwierciłem wzrok w mojego chłopaka. Boże, co za słodki skurwiel, ach, nie mogłem tego pojąć, co się właśnie działo, że tak na mnie działał, niemożliwie, tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy, a przynajmniej nie ostatnio. Pamiętam, jak leciałem z wywalonym jęzorem by tylko zobaczyć go po święcie dziękczynienia, ale to, tutaj… ach, czułem się jak w jakimś teatrze, nierealnie, bardzo surrealistycznie, trochę nie jak ja, ale jak ja jeszcze bardziej, niż normalnie. Max był… tak kuszący, tak zaczepny, jak jakaś prowokacyjna dziwka, moja absolutnie, prywatna kurewka, która kręciła przede mną tyłkiem i posyłała tysiące uśmiechów.
I już, już miałem jego usta, już miałem ich posmakować, kiedy odsunął się, przypadkiem przesuwając ręką po mojej piersi, akurat nagiej, gdy nachylałem się nad tym blondasem. Wciągnąłem ze świstem powietrze, powstrzymując się siłą, by się na niego nie rzucić, nie złapać go w pasie i nie wsadzić mu języka w gardło tutaj, teraz, w tym momencie, gdyby tylko wymsknął się mi spod dłoni. Ruszyłem za nim, trzymając dłoń na talii tego gnojka, a gdy tylko wydostaliśmy się sprzed baru, objąłem go w pasie. Czułem się jak kogut, wyprostowany, sztywny, ale czułem irracjonalną potrzebę by każdy jeden pedał widział, z kim Max tutaj przyszedł.
Nie wiedziałem, gdzie mnie prowadził, ale właściwie było mi wszystko obojętne. Zachowywałem się jak prawdziwy debil, absolutnie zdawałem sobie z tego sprawę, nie myślcie, że nie, po prostu… dobra, chuj w to, nie było żadnego po prostu. Byłem debilem, totalnym, ale w żadnym wypadku nie miałem zamiaru go puszczać. Jeszcze by wpadł w inne ręce.
Nie to, że mu nie ufałem… bo ufałem całkowicie, ale chyba zdrowy rozsądek przyćmiły mi te zwisające jęzory napalonych na mojego chłopaka pedałów.
Po moim trupie.
Po moim, kurwa, trupie.
Sadziłem się, oczywiście, że się sadziłem, groźnym spojrzeniem przepędzając wszystkie te wlepione w niego oczy, bo zawieszali na nim wzrok, mierząc go w tę i z powrotem, kurwa, bardzo dobrze, patrzcie, patrzcie też na to, kto tu stoi i idzie obok, gotów się zaszczekać, jak ktoś podejdzie pogłaskać jego sukę. Czułem się jak na jakimś, nie wiem, ringu, musiałem mieć oczy dookoła głowy, bo absolutnie nie wiedziałem, z której strony trzeba będzie reagować. Podświadomie napinałem mięśnie, gotowy do skoku.
Jednym uchem wpadało mi to, co gadały te pedałki, nawet nie zaszczyciłem spojrzeniem tej obmacującej się parki, kiedy poczułem jak Max obraca się w moim objęciu i popycha mnie stanowczo na kanapę. Upadłem, cudem unikając rozlania mojego drinka (duże słowo) i zaraz poczułem ten słodki ciężar na nogach; zanim zdążyłem się zorientować, Max już wpijał się w moje wargi.
Odpowiedziałem automatycznie, bezwiednie, rozchylając usta i oddając pocałunek, ale gdy dotarło do mnie, co się dzieje, po omacku odstawiłem drinka na stolik i podsunąłem się w miejscu. Albo chciałem, bo przez moją nieuwagę, Max oparł dłonie po obu stronach mojej głowy i właśnie atakował mnie pocałunkami, w ten absurdalnie słodki, prawie że dominujący sposób. Podekscytowałem się, mrucząc z niezadowoleniem i chciałem nieco zmienić pozycję, ale mi nie pozwolił, przesuwając się na kolanach tylko bliżej mnie, coraz bardziej napierając na mój tors.
— Grzeczny piesek. Siad — wyszeptał, pomiędzy kolejnymi, coraz bardziej prędkimi pocałunkami, gdy ja sam złapałem go mocno w pasie, tam, gdzie kończyły się jego spodnie i zaczynała ta imitacja koszulki. Warknąłem, jak na podrzędnego kundla przystało, przesuwając rękę i na oślep szukając jego głowy.
Wsunąłem dłoń we włosy Maxa, nieznacznie szarpiąc; ugryzł mnie w wargę, ale został w tej samej pozycji, więc zsunąłem rękę niżej, sięgając jego karku. I miałem to; pisnął, podskoczył w miejscu i rzuciłem mu wyzywające spojrzenie, nie szczędząc ni sekundy, wpijając się w jego szyję. Max westchnął, ułożył dłonie na mojej klatce piersiowej i odchylił głowę, wyginając się i prężąc, podczas gdy ja w końcu mogłem go porządnie oznaczyć.
Już miał na szyi obrożę. Teraz jeszcze adresówka.


Gazelle - 2018-12-22, 20:06

O, tak. Ian szybko załapał o co chodzi. I Max był bardzo, bardzo zadowolony ze swojego kundelka. Dlatego postanowił mu to wynagrodzić, obściskując się z nim tak, by nie tylko zrobić show (co niewątpliwie mu się udawało), ale także by jego mężczyzna był usatysfakcjonowany. Dlatego, jakże łaskawie, pozwolił mu się chwilkę pobawić, się oznaczyć. I, cholera, sam się nakręcił niesamowicie mocno. Był o krok od tego, żeby zaciągnąć Iana gdzieś, gdziekolwiek, do kibla, do tego całego darkroomu, albo po prostu pozwolić Ianowi wypieprzyć go na miejscu. Minęło sporo czasu, odkąd uprawiali ostrzejszy seks, a w tym momencie Max miał ochotę właśnie na to, na popuszczenie wszelkiej kontroli, na dziki, zwierzęcy seks. Uwielbiał to, kiedy Ian był czuły i o niego dbał, naprawdę, seks z Ianem zawsze był świetny. Jego masochistyczna dusza jednak tęskniła za byciem potraktowanym jak prywatna suka Iana. Och, tak, Ian mógłby go wziąć szybko, mocno, bez przygotowania, oooch…
Ale nie. Max jeszcze nie pobawił się wystarczająco. A szkoda byłoby tak wcześnie kończyć tę noc, czyż nie?
Stop — wyjęczał i odsunął od siebie przyssane do jego skóry usta Iana. Gdzieś tam z tyłu słyszał gwizdy i obleśny rechot, ale w tym momencie miał to gdzieś. — Teaser przypadł ci do gustu? — spytał i – nie mogąc się powstrzymać – otarł się o krocze Iana. Jego drogi partner był ewidentnie i wyczuwalnie podniecony, i nie był w tym wcale osamotniony. Dlatego naprawdę wymagało to od Maxa ogromnych pokładów silnej woli, żeby się od niego odsunąć. Wiedział jednak, że warto. Warto odłożyć grzeszną przyjemność, żeby później smakowała jeszcze lepiej.
— Teaser? — wychrypiał zdezorientowany Ian, i – chyba odruchowo – próbował ponownie przyssać się do Maxa, ale o nie, drogi Ianie, już skończył się twój czas.
Max próbował zejść z kolan Iana, ale ten uparcie trzymał go w miejscu, na co blondyn zareagował śmiechem.
Tak, teaser. Przystawka. A jak będziesz grzeczny, to niewykluczone, że dostaniesz całość. Tylko do twojej dyspozycji. — Ostatnie zdanie już wyszeptał niskim głosem wprost do ucha ukochanego. Odsuwając się ponownie, zabłysnął lubieżnym uśmiechem.
I skoro Ianowi tak zależało na tym, by Max został na jego kolanach, to został. Tylko przekręcił się, opierając się tym razem plecami o jego tors i sięgnął po swojego drinka. Zamierzał po wypiciu alkoholu w końcu wyciągnąć Iana do tańca i pomęczyć go jeszcze bardziej. Miał taką sadystyczną ochotę doprowadzenia swojego chłopaka do jego granic. Wiedział, że ma tę moc, że on sam, samodzielnie, mógł sprawić że ten mężczyzna oszaleje z podniecenia.


effsie - 2018-12-22, 23:13

Oczy zaszły mi już mgłą pożądania, gdy wpijałem się w szyję Maxa, śliniąc go i przygryzając; chwyciłem w zęby tę śmieszną pseudo obrożę, którą założył sobie na szyję i warknąłem, ciągnąc lekko, jakbym chciał się jej pozbyć. Ale to było na nic, wróciłem do obsypywania jego szyi pocałunkami i westchnąłem, gdy otarł się o moje pobudzone krocze.
I… zaraz, co?
Spojrzałem na niego ze zdezorientowaniem, przysuwając się jeszcze raz do jego żuchwy, ale Max powstrzymał mnie, opierając się otwartymi dłońmi o moją klatkę piersiową.
Grzeczny? — powtórzyłem za nim, błądząc rękoma po jego talii i okolicach, złapałem go za biodro. Mój głos był niski i jakiś dziwnie ochrypły, a ja sam kręciłem się w miejscu z ekscytacji. — Czy ty się za bardzo nie rozpędziłeś? — spytałem, mierząc go uważnym wzrokiem – co za pyszny gnojek, ach! Wystarczy wpuścić go do tego klubu dla pedałów, raju dla tych wszystkich kolesi, którzy ślinią się na mojego chłopaka, i już?
Nie puściłem go, nie pozwoliłem mu zejść, ale przekręcił się na moim udzie, opierając bokiem o pierś. Sięgnął po swojego drinka i sam zarzucił mi od niechcenia ramię za szyję, drażniąc bark paznokciami i sugestywnie wysunął szyję w bok, więc nachyliłem się, by musnąć ją ustami.
Nawet nie zauważyłem, kiedy to się stało, ale oto, proszę bardzo. Ja i mój chłopak, siedzący w barze, czy tam klubie, obściskujący się jak para frajerów. To był pierwszy raz, gdy w miejscu publicznym pozwalaliśmy sobie na takie rzeczy, ale ani myślałem go teraz puścić.
Coś tam chwilę gadaliśmy, sami, czy z tą trójką, kiedy wrócił do nas Irwin.
Już się wytańczyłeś? — spytałem, zerkając na niego przelotnie, gdy kręcił dupą i tym odkrytym brzuchem przed naszymi oczami. Nie było na co patrzeć, więc wsunąłem nos w głowę Maxa, wdychając zapach jego (naszego) szamponu i poprawiłem rękę, która, zorientowałem się, znajdowała się na jego udzie.
— Już? W życiu — parsknął Irwin. — Ale potrzebuję alkoholu.
I już, nie trzeba było zadawać pytania, gdzie jest Eric, bo było wiadome, że ten pantofel już robi wszystko, by tylko przynieść drinka swojemu mężowi. Słowo daję, nie rozumiałem, jak ten koleś może to znosić.
— A co tu się działo pod naszą nieobecność? — spytał Irwin, rozglądając się, to po mnie i Maxie, to po tej trójce, uśmiechając się jak debil.
— A, wiesz… poznajemy nowych kolegów — rzucił, nie wiem czemu, ale z durnym uśmiechem, jeden z tych bezimiennych pedałów, a potem skomentował jeszcze: — Zabawni są.
— Wiem.
Uniosłem sceptycznie brew, słysząc tę wymianę zdań i widząc durne wyrazy twarzy tych pedałów (mam wrażenie, że potrzebuję, nawet w myślach, synonimów, ech), ale ponieważ akurat podnosiłem swojego drinka do ust, nie skomentowałem tego w żaden sposób. Eric chwilę później przylazł i posiedzieliśmy trochę, gadając o niczym szczególnym, kiedy Irwin podniósł ten swój czarny tyłek.
— Eric, idziemy na parkiet — poinformował go.
Max odwrócił do mnie głowę.
— Ian? — spytał, a ja spojrzałem na niego z politowaniem.
Bejb — mruknąłem, miziając go po udzie. — Serio… daj spokój.
— Max, chodź z nami!
— Ja idę — zadecydował, ku mojemu zadziwieniu, mój chłopak, zeskakując z mojego uda szybciej, niż zdążyłbym go złapać i przytrzymać. Nachylił się nade mną i, zawisnąwszy bardzo blisko, tak, że nasze wargi stykały się, gdy mówił, dodał: — Jak chcesz to sobie tu zostań.
I polazł.
A ja, jak ten pies na smyczy, za nim.


Gazelle - 2018-12-23, 00:52

Nie rozumiał o chuj chodziło temu jego drogiemu kumplowi, który się prężył i wypinał przed całym towarzystwem (w tym również przed jego Ianem, na szczęście zajmującym się jego szyją zamiast gapienia się na tyłek Irwina), ale musiał z nim poważnie porozmawiać przy najbliżej okazji. Bo mu się to bardzo, bardzo nie podobało.
Jednakże nie okazywał swojego wkurzenia, w końcu nie dostał jeszcze wyraźnego powodu do uruchomienia się. Zamiast tego zaangażował się w rozmowę, upijając drinka aż do opróżnienia szklanki i wiercąc się na kolanach Iana. Był taki podekscytowany! I pełen, pełen energii. Prawdopodobnie rano będzie zdychał, ale póki było dobrze, to nie zamierzał się przejmować jakąś tam przeszłością.
Teraźniejszość była najistotniejsza. A teraźniejszość wyglądała tak, że Max miał pustą szklankę i nogi rwące się do tańca. Zatem bez wahania ruszył za Irwinem i Ericiem… doskonale wiedząc, że Ian pójdzie razem z nim. Nawet nie musiał się obracać, by mieć pewność że jego wyszkolony piesek za nim kroczy. I bardzo dobrze. Bardzo, bardzo dobrze, bo zamierzał pokazać Ianowi co oznaczało rozpędzenie się.
Cześć, przystojniaku. Zatańczymy? — Gdy znaleźli się już w części tanecznej pośród masy ciał, Max odwrócił się do Iana i zadał mu to pytanie głośno, z błyskiem w oku. — Nie przejmuj się, wszystko ci pokażę — dodał, bo jego chłopak miał wyraźnie niepewną minę. No, tak, w końcu mu mówił jaki jest jego stosunek do tańca. Ale, serio, znajdowali się w cholernym klubie. Pomijając tancerzy na podestach, nikt nie zamierzał robić na tej niewielkiej przestrzeni tanecznego performance’u.
No, okej. Max w pewnym sensie miał taki zamiar. Jakby chciał uwieść tego seksownego Australijczyka, zapominając na moment o tym, że ten Australijczyk już był jego. I tylko jego.
It’s Britney, bitch.
Uśmiechnął się pod nosem, słysząc pierwsze dźwięki kolejnego utworu zalewającego salę i chwycił zdecydowanie dłonie Iana, kładąc je na swoich biodrach (no, może trochę bardziej w stronę pośladków…). Zaczął się wić i bujać w rytm piosenki, zachęcając swojego chłopaka by ten bujał się razem z nim. Zawiesił dłonie na jego karku, przyciskając się swoją (prawie nagą) klatką piersiową do (prawie nagiej) klatki piersiowej Iana. Spojrzał intensywnie w oczy Iana, tańcząc tak blisko siebie, że ich ciała całkowicie się stykały i zlewały w całość. Ściągnął dłonie z karku Iana i sunął nimi po jego bokach, sięgając pod ten skąpy tank top i kręcił biodrami wolno, zmysłowo, wypychając je do przodu – by jego krocze złapało kontakt z kroczem swojego chłopaka, który próbował cały czas dotrzymywać mu kroku w tańcu. Uroczy.
Gdy poczuł, że dłonie Iana w końcu porządniej zadomowiły się na jego tyłku, uśmiechnął się z satysfakcją i obrócił się, ocierając się w tańcu tymi właśnie pośladkami o ukrytego pod materiałem spodni penisa swojego mężczyzny. Wiedział, że skupia na sobie spojrzenia. Doskonale to wiedział. Zwłaszcza, kiedy odsunął się na moment tylko po to, by dać specjalny pokaz Ianowi – by upewnić się, że ten zobaczy każdy grzeszny, kuszący ruch, zarezerwowany tylko, tylko dla niego.
I jeżeli Ianowi chociażby przeszło przez myśl, by zerknąć na jakiegokolwiek ładnego chłopca wijącego się w pobliżu, to Max prawdopodobnie skutecznie wybił mu to z głowy, gdyż już po chwili zaatakowały go rozpalone wargi.
Ale nie, nie. Ian już po chwili mógł poczuć się rozczarowany, bo Max wcale nie zamierzał na tym skończyć. Koniec końców, to był dopiero pierwszy utwór.
Przejechał wolnym ruchem dłonią po swoich włosach, kręcąc ramionami, po czym zalotnie zakręcił także i tyłkiem, i wówczas dopiero ponownie włączył Iana w swój taniec, tym bardziej trochę zwalniając i dbając o to, by ten taniec był bardziej ich wspólnym, aniżeli samym popisywaniem się Maxa. Szepcząc do ucha mężczyzny, instruował go, co ma dalej robić, sterował jego dłońmi, samemu z kolei nie wahając się przed obmacywaniem jego klatki piersiowej, karku, głowy. I jeżeli ktokolwiek z obecnych na parkiecie osób myślała, że może ich rozdzielić, to, cóż, Max na pewno nie zamierzał nikomu oddawać Iana.
Jakaś (na pewno nie Ianowa) dłoń musnęła o jego tyłek, ale nie zamierzał robić o to awantury – mimo iż chciał – bo nie chciał, żeby Ian się zdenerwował. Więc po prostu delikatnie popychając Iana pokierował ich bardziej na obrzeża sali, a gdy znaleźli się niemalże w pobliżu ściany, zassał się na szyi ukochanego, spijając to sapnięcie, które opuściło usta zaatakowanego.
Czuł tę kontrolę. Czuł jej każdy cal. Miał Iana owiniętego wokół swojego małego palca. Ian… prawdopodobnie sobie jego też owinął, ale jeszcze bardziej prawdopodobne było to, że nawet nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, jak bardzo zależny od niego był Max. Przecież to właśnie dla niego chciał się pokazać z jak najlepszej strony, to jego chciał kusić, to dla niego wyginał się wcale nie tak gorzej od niektórych roznegliżowanych chłopaków otoczonych wianuszkami napalonych typów z językami zwisającymi do podłogi.
Tylko z Ianem prowadził tę specyficzną rozmowę, polegającą na czystej mowie ciała, przerywanej ewentualnie pojedynczymi westchnieniami i jękami.


effsie - 2018-12-23, 01:53

Max wił się wokół mnie i przede mną, kręcąc tyłkiem i wykonując kolejne ruchy, za którymi nie potrafiłem, nie mogłem nadążyć, czując tylko wzrastającą irytację. Mój chłopak był zjawiskowy, to nie ulegało wątpliwościom, bo nie potrafiłem oderwać od niego wzroku, ale to tylko potęgowało moje poczucie bycia nie na miejscu.
Nie w czasie, nie w miejscu, po prostu, no ja pierdolę.
Tak naprawdę, byłem tu tylko dlatego, że on tu był, że nie wyobrażałem sobie żeby mieć tańczyć sobie z jakimś napalonym na niego typem, ale nie potrafiłem czerpać z tego żadnej przyjemności. Czułem się jak skończony idiota, absolutnie nie dorastając mu do pięt, słysząc wokół siebie denną, irytującą muzykę i nie mogąc pojąć, jak ktokolwiek może to lubić. Tak naprawdę, normalnie lubić, a nie odwalać tylko grę wstępną na parkiecie. Bo że to był dla wielu facetów tutaj jeden z kroków do zaciągnięcia jakiegoś pedała na mały numerek, no cóż, to nie ulegało wątpliwościom.
A jednak wciąż tu byłem, wciąż robiłem z siebie idiotę, czując coś na kształt zażenowania pomieszanego z bezradnością, bo podskórnie czułem, że gdybym go tutaj zostawił, zaraz przyssałby się do niego jakiś kolejny frajer; więc nie mogłem, wciąż odwalając jakąś manianę, zaciskając zęby, żeby nie wybuchnąć. Nie przepadałem za tańczeniem, to prawda, ale czasami potrafiłem czerpać z tego przyjemność – tylko że na pewno nie tutaj, nie w takich okolicznościach, nie w tej sytuacji, gdzie każdy jeden pedał czaił się na to, by zająć moje miejsce.
A Max? Max, dla mnie naprawdę dzisiaj był jedną wielką niespodzianką. Ten sam koleś, który mówił mi, jak to nie lubił klubów, teraz, tutaj, wyglądał jak w swoim żywiole.


Gazelle - 2018-12-23, 02:27

Max z kolei bawił się wyśmienicie, kiedy alkohol buzował w jego żyłach, a on tańczył ze swoim chłopakiem, lepiąc się do niego. Już znaleźli się poza centrum imprezy, właściwie w znacznie spokojniejszym miejscu, gdzie mogli zająć się tylko sobą. I Max z tego przywileju korzystał, przypierając Iana do ściany aby móc skubać swoimi ustami jego szyję, miejsca nad obojczykiem, cały czas bujając się leniwie do muzyki.
Nie jest tak źle, prawda? — wymruczał tuż przy uchu ukochanego, po czym na chwilę się oderwał, żeby dowiedzieć się dlaczego Ian nic nie mówił. — …nie podoba ci się to? — spytał, zobaczywszy ten niepewny grymas na twarzy swojego partnera.
Westchnął. Miał nadzieję, że udało mu się rozruszać Iana, że jego chłopak się trochę rozluźnił, przecież ruszał się wraz z nim, pożerał Maxa wzrokiem gdy ten się przed nim prężył jak zwierzę w czasie godów.
Wygiął nieświadomie usta w smutną podkówkę.
Chodź do baru — powiedział, ciągnąc Iana w stronę podświetlanego kontuaru. Trudno, najwyżej rzeczywiście potańczy sobie samotnie. Chociaż wolał spędzać czas z Ianem, więc… ostatecznie siedzenie z nim też nie było takie złe, mogli się dalej obściskiwać, czy może coś więcej… Byleby Ian nie zajął się oglądaniem innych tancerzy. Zresztą, Max miał nadzieję że swoim małym pokazem wybił już Ianowi z głowy podobne pomysły. W końcu naprawdę starał się, by Ian myślał o nim, i tylko o nim.
Lucy, słońce, jeszcze raz LA! — zawołał do tej samej drag queen, która wcześniej także przyjmowała jego zamówienie. — Ian, a ty czego się napijesz? — spytał, wyciągając swój portfel, żeby od razu zapłacić za ich dwójkę. — Ooo, daj jeszcze cztery Mad Dogi! — dodał do swojego zamówienia zanim Ian sobie wybrał napój. Shoty na rozgrzanie również brzmiały jak niezły pomysł.


effsie - 2018-12-23, 11:44

Westchnąłem z cieniem ulgi, gdy Max pociągnął mnie do baru i mogliśmy w końcu zejść z tego parkietu, gdzie udawałem, że wiem, co robię i że sprawia mi to jakąkolwiek przyjemność. Nie lubiłem tańczyć, ale czasami, gdy wlałem w siebie trochę alkoholu, mogłem nawet się z tego cieszyć; ale na pewno nie tutaj, gdzie każdy jeden melepeta gapił się na mojego chłopaka kręcącego tyłkiem jak pojebany. Nie podobało mi się to, ani trochę, i byłem tam tylko dlatego, że gdyby nie ja, zaraz znalazłby się jakiś inny pedał chętny na poobracanie Maxa w tańcu. Czułem się jak w jakimś potrzasku i dostawałem już piany w usta z bezsilności. Maxie prężył się na tym parkiecie i poruszał jak jakaś, nie wiem, striptizerka, ubrany jak ubrany, a ja nie miałem pojęcia, co mu odwaliło. On chyba nie zamierzał wić się tak z innymi pedałami, bo…
Kurwa, co tu dużo gadać, byłem za bardzo nabuzowany i wkurwiony, by zebrać w sobie jaja i to sprawdzić.
Nie mogłem odstąpić go o krok.
To nie było coś takiego jak wtedy, na tym afterze po konwencie, gdy ludzie się po prostu bawili na parkiecie i tyle, gdzie siedziałem i patrzyłem sobie na Maxa tańczącego z kolejnymi osobami. Z dzisiejszej perspektywy mogłem do tego dołączyć, powygłupiać się i byłoby zabawnie, fajnie, w porządku, ale tutaj, teraz, to bardziej przypominało spęd wygłodniałych samców, które odjebywały jakąś chorą, mocno pojebaną grę wstępną, ocierając się o siebie w coraz to bardziej sugestywnych gestach. Zażenowanie podchodziło mi juz do gardła i myślałem, że zaraz je wyrzygam, bo sam stałem się tego częścią, a bardzo, bardzo nie chciałem.
To nie tak, że Max na mnie nie działał, gdy ocierał się tyłkiem o moje krocze, unosząc w górę ramiona i wraz z kolejnymi dźwiękami muzyki kucając coraz niżej, podczas gdy moje ręce błądziły po jego talii. W jakiejś innej rzeczywistości, gdybyśmy byli sami, jarałby mnie jak cholera, ale teraz… teraz wzrastała we mnie coraz bardziej jakaś chora, irracjonalna obawa i niechęć. Tak bardzo, bardzo nie znosiłem być do czegoś zmuszany, a tutaj… naprawdę nie miałem innego wyjścia.
Ale w końcu Max pociągnął mnie do baru i zignorowałem jego minę, jakby zawiedzioną, bo naprawdę nie chciałem tam być. Wgapiłem się jak idiota w drag queen, że z pośród lasu frajerów zapamiętała akurat mojego chłopaka i spojrzałem tępo na Maxa.
Te Wściekłe Psy są dla ciebie? — spytałem, nie kryjąc zdziwienia, bo Max zamawiał już trzeciego drinka, a ja dobrze pamiętałem, jak słabą miał głowę.
— Nie bądź głupi — odparł, uśmiechając się zadziornie. — Dla nas. To co dla ciebie?
Nie wiem. Coś… — zawahałem się na chwilę. Lubiłem Whisky, ale nie było sensu jej tu pić, bo na nic poszłoby rozkoszowanie się smakiem, kiedy potrzebowałem wlać w siebie więcej alkoholu. — Coś mocnego. I gorzkiego. Może być na wódce — powiedziałem jak debil do Maxa, chociaż przecież słuchała nas barmanka, a on zignorował mój idiotyzm i tylko skinął głową by drag przygotowała, co chciałem.
Przygotowała na początku Psy, które wypiliśmy z Maxem przy barze, czekając na nasze drinki; w końcu zabraliśmy szklaneczki i przystanęliśmy tak o, tam, gdzie byliśmy. Dopiero teraz miałem okazję rozejrzeć się po klubie i uniosłem sceptycznie brwi, widząc kolesia o jakichś latynoskich rysach, wypinającego się w stojącej najbliżej nas klatce. Zaraz poczułem dłoń Maxa na swojej talii i gdy opuściłem wzrok, już miałem jego usta przed swoimi. Smakowały pomarańczową wódką i bez wahania wyciągnąłem rękę i objąłem Maxa za szyję, układając dłoń na jego drugim ramieniu.
Obściskiwanie się w barze. No, nie pomyślałbym.
Chcesz jeszcze pójść potańczyć? — spytałem, czując potrzebę psychicznego przygotowania się na to, co ma się potem zdarzyć.
— Może później — odparł, uśmiechając się cały czas Max. — Na razie chcę trochę porozmawiać z moim chłopakiem, którego nie widziałem cały dzień — dodał w ten absurdalnie słodki sposób, lekko zwilżając wargi i posyłając mi kolejny uśmieszek ze swojej kolekcji.
A mnie naprawdę miękły od tego nogi.
Staliśmy więc sobie gdzieś w tym całym klubie, przytulając się, popijając swoje drinki i szepcząc sobie głupoty do uszu; czasami bardziej, czasami mniej sprośne, czasami ja gadałem Maxowi totalne idiotyzmy, na które reagował perlistym śmiechem, a ja naprawdę nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Był zjawiskowy, ten mój chłopak, i mógłbym stać tu z nim do usranej śmierci, gdyby nie złapała nas nagle dwójka pedałów.
— O, tu jesteście! — zakrzyknął Irwin, materializując się nagle obok mnie; jego mąż stanął naprzeciwko, obok Maxa. — Szukaliśmy was.
— Stoicie tu jak takie kołki — rzucił oskarżycielsko Eric. — Max, chodź, widzę, jak przebierasz nogami. Idziemy potańczyć — zarządził, wyciągając pusty już kieliszek z ręki mojego chłopaka i prostym gestem zrzucił moją rękę z jego ramienia.
Spojrzałem na niego gniewnie, trochę oburzony, ale… nie zdążyłem nawet zaoponować, co w ogóle byłoby mega głupie, gdy Eric już chwycił Maxa za dłoń i okręcił go wokół jego własnej osi, ciągnąc na parkiet. Zawrzałem, nawet się nie orientując, że w tym samym czasie Irwin poradził sobie w podobny sposób z moją szklaneczką.
— No już, puść go, niech sobie potańczy — rzucił, uśmiechając się wrednie i doskonale wiedziałem, co miał na myśli, co mógłby dodać, ale chyba się powstrzymał: że ze mną raczej nie będzie się dobrze bawił. Spiąłem się, nie wiedząc, co zrobić i podążyłem wzrokiem za Ericiem i Maxem, tym drugim, który rzucił mi jakieś dziwne spojrzenie, trzymając Erica za dłoń. — My też sobie potańczymy, co? Nauczę cię kilku kroków — dodał, puszczając mi oczko i zanim się zorientowałem, już trzymał obie moje ręce, ciągnąc na parkiet i zakładając sobie za szyję.
Tylko na chwilę, bo zaraz odsunął się, puścił, obrócił, wyrzucając ramiona nad siebie i zakręcił zadkiem; potem ułożył rękę na moim ramieniu i obszedł mnie dookoła, wywijając dupą na wszelkie strony. Wybałuszyłem oczy, szukając w tłumie wokół nas Maxa, bo naprawdę, jeśli miałem już robić z siebie idiotę na tym parkiecie to tylko, tylko z nim.


Gazelle - 2018-12-23, 13:07

Irwin mylił się w swoich przypuszczeniach, bo Max z Ianem bawił się naprawdę wyśmienicie. I okazało się, że nie potrzebował do tego ani tańca, ani towarzystwa ekstrawertycznego małżeństwa. Tak naprawdę wystarczyła mu sama obecność ukochanego, alkohol, wiszący w powietrzu zapach rozpusty i zapowiedź tego, co nieuchronnie ich czekała. I może i by sobie nawet potańczył… ale nie zamierzał lepić się do kogokolwiek poza Ianem. Nie, kiedy był tak nabuzowany na swojego nieprzyzwoicie seksownego mężczyznę.
I, oczywiście, też nie zamierzał pozwalać na to, by Ian poświęcał komukolwiek poza nim uwagę większą niż niezbędna. Wokół było tylu ładnych chłopców, szukających przygód, kuszących swoimi kształtami…
Decyzja jednakże została podjęta za niego, a Eric zaciągnął Maxa na parkiet, zostawiając Iana wraz ze swoim mężem. Max naprawdę darzył Irwina ogromną sympatią, ale tej nocy jakoś mu nie ufał.
I słusznie, bo tańcząc z Ericiem – który był świetnym tancerzem, musiał to przyznać – koncentrował się głównie na tym, żeby znaleźć wzrokiem Iana… i ta skąpo ubrana cholera już musiała się wokół tego biednego, zdezorientowanego Iana wić i prężyć. Wrrr.
Nie sądzisz, że powinieneś przypilnować swojego męża? — spytał głośno Erica; a żeby mieć pewność że ten go usłyszy pochylił się wprost do jego ucha.
— Niee, dlaczego? — odparł mężczyzna i ponownie obrócił go w tańcu, przez co Max musnął ciałem o jakiegoś wysokiego osiłka. Spiorunował swojego partnera w tańcu wzrokiem, a ten zrewanżował się niewinnym spojrzeniem.
I jakże mógł czerpać przyjemność z tańca, widząc co, za (nie)przeproszeniem, odpierdalał jego kumpel z jego chłopakiem?! Gotował się wewnętrznie, prawie w ogóle rezygnując z jakiejkolwiek interakcji z Ericiem, który starał się go jakoś zaangażować w taniec.
— Daj spokój, Max, nie ukradnie ci go — tatuażysta przewrócił oczami, a Max, zauważywszy że oddalają się i gubią w tłumie drugą parę, pociągnął Erica za nadgarstek, prowadząc go przez salę.
Odbijamy — powiedział słodko po tym, jak szturchnął ramię Irwina. Mężczyzna błysnął na niego białymi ząbkami i równie słodko odpowiedział:
— Pewnie. — I, nie tracąc czasu, porwał tym razem Maxa, zostawiając biednego, straumatyzowanego Iana wraz z Ericiem. Puścił swojemu mężowi oczko, układając dłonie na biodrach niezadowolonego Maxa.
— I jak się bawisz? — krzyknął.
Bawiłem się świetnie, a potem przyszliście wy — odburknął, a Irwin roześmiał się głośno.
— Ach, ty słodki, zakochany kretynie.
Ani w taniec z Ericiem, ani w taniec z Irwinem nie wkładał nawet w połowie tyle entuzjazmu, co wtedy z Ianem. Był jak dziecko, któremu zabrano sprzed nosa deser i kazano zjeść najpierw brukselkę. Max nie znosił brukselki, a miał ogromną ochotę na słodki pudding.
Muszę się napić! — wypalił w końcu, sfrustrowany. I miał absolutnie gdzieś smutną minę przyjaciela. — I Ian też musi, więc z łaski swojej zajmij się w końcu swoim mężem.
Jego stanowczy głos na szczęście sprawił, że Irwin litościwie go wysłuchał, a sam Max mógł w końcu bez słowa i z wyraźnym poirytowaniem pociągnąć swojego partnera ponownie w stronę baru.
Co za cholerne dupki! — fuknął i stanął twarzą do Iana, twarz mężczyzny chwytając w dłonie i wpijając się mocno i stanowczo w jego usta, co stanowiło zalążek kolejnej sesji obściskiwania się.


effsie - 2018-12-23, 16:20

Irwin nie próżnował. Nie próżnował, kurwa, przylepiając się do mnie, zarzucając mi ręce za szyję, kładąc na torsie, opracając się przede mną i łapiąc za dłonie, które kierował potem na swoje biodra. Poruszałem się… bardzo nieznacznie, właściwie tylko stojąc w miejscu i próbując jakkolwiek zareagować na to, co robił – a chodził przede mną jak prawdziwa diwa, prężąc się i wypinając dupę. Akurat stał przede mną i robił chyba mały pokaz, łapiąc się prawą ręką za lewe biodro, potem lewą za prawe, cały czas poruszając się w rytm muzyki. Patrzyłem na to ze zniesmaczeniem, nie rozumiejąc, czemu w ogóle brałem w tym udział i rozejrzałem się dookoła, szukając wzrokiem Maxa, który właśnie obracał się pod ręką Erica. Zmrużyłem oczy, oceniając stopień ich zażyłości, ale wyglądało na to, że dobrze się bawią.
— Wiesz, że możesz mnie dotknąć, nie? — rzucił Irwin, obchodząc mnie dookoła i łapiąc sobie moją rękę, którą zaraz umieścił na swoim brzuchu. — Od patrzenia też nie wypali ci oczu — dodał z tym durnym uśmieszkiem, który najchętniej zmyłbym mu z tej twarzy. — No rusz się trochę, nie wierzę, że jesteś taki drętwy.
Słowo daję, miałem ochotę mu przypierdolić. Dałem złapać się za rękę i obrócić w czymś, co przy odrobinie chęci mogło imitować taniec, cały czas rozglądając się za Maxem i Ericiem. I nagle zmaterializowali się tuż obok, obaj, i obrzuciłem mojego chłopaka spojrzeniem nieco dwojakim: cieszyłem się, że go widzę, ale z drugiej strony mógłby już puścić rękę tego pedała, nie?
Tymczasem Max rzucił, że odbijany i wyciągnąłem uśmiechnięty rękę w jego stronę, ale… ja pierdolę, ten skurwiel zamiast przysunąć się do mnie to złapał Irwina i zacisnąłem, wkurwiony, pięści. Czarnuch jeszcze do mnie mrugnął, kumacie to, MRUGNĄŁ, puścił mi jebane oczko, zanim ułożył swoje łapska na moim chłopaku.
Eric obok mnie zaśmiał się głośno i odwrócił do mnie, otwierając usta, ale uprzedziłem go:
Nie będę z tobą tańczył, chyba cię pojebało.
— Luz, koleś, wycziluj — roześmiał się, obejmując mnie prześmiewczo za szyję. — Tylko tańczą.
Tak samo jak wy tylko tańczyliście? — warknąłem, nie mogąc się powstrzymać, i zmierzyłem go groźnym spojrzeniem. Eric nic sobie z tego nie zrobił; przygryzł tylko wargę, jakby powstrzymując się, by nie roześmiać się mi prosto w twarz.
— Tak. Jesteśmy w klubie, więc sobie tańczyliśmy. Wyluzuj trochę, bo zaczynasz przekraczać granicę bycia zabawnym, a stajesz się już żenujący — powiedział luźno i teraz ja zacisnąłem usta, żeby nie rzucić jednym komentarzem za dużo.
Miał rację, kurwa, doskonale sobie z tego zdawałem sprawę, ale co miałem poradzić? Nie podobało mi się to, przed chwilą sam widziałem, jak prężył się i wyginał ten czarnuch i sama myśl o tym, że Max miałby kleić się do niego i przylepiać tak, jak do mnie jeszcze przed paronastoma minutami… Czułem irracjonalną, naprawdę, irracjonalną złość, wgapiając się w parkiet i starając się wyłowić ich wzrokiem, a Eric klepnął mnie w ramię i wręczył drinka. Nawet nie zauważyłem, że zniknął, ale przyjąłem od niego bez słowa alkohol, który opróżniłem w kilka krótkich chwil.
Nie mogłem go znaleźć. Zaczynałem się już naprawdę denerwować i w momencie, kiedy miałem zamiar po prostu tam wejść i zacząć go szukać, Max zaraz zjawił się przede mną, jak na zawołanie, i uwiesił na szyi, wciskając język pomiędzy moje usta. Byłem wciąż na niego zły, że sam przykleił się do tego czarnucha, ale objąłem go automatycznie w pasie, drugą ręką sięgając tej jego obroży na karku i szarpiąc lekko.
Już się wytańczyłeś? — spytałem nieco ostrzej, niż zamierzałem, ale najwyraźniej nie potrafiłem do końca zapanować nad swoimi emocjami. Nie wiedzieć kiedy też, wsunąłem dłoń do tylnej kieszeni jego dżinsów, szczypiąc mocno w ten chudy tyłek.


Gazelle - 2018-12-23, 16:54

Pisnął, podskakując lekko w miejscu. Na jego twarzy rozrysował się jednak uśmieszek i spoglądał na Iana zaintrygowanym spojrzeniem. Ten ostry ton wywoływał w nim dreszcze, te… przyjemnego rodzaju. Takie, które sprawiały, że, och, czuł, jak robiło mu się ciepło w specyficznych rejonach swojego ciała.
No, nie wiem, moooże… — odparł prowokacyjnie i zaraz potem poczuł, jak Ian mocniej go szarpie za chokera. — Dobrze, dobrze, na razie mi wystarczy. — Roześmiał się i ponownie złączył ich usta, podgryzając wcale nie delikatnie wargę Iana. Jego Iana. Jego.
Spontanicznie, kierowany po prostu instynktem, ugryzł swojego mężczyznę w miejscu, w którym szyja łączyła się z barkiem, pozostawiając po sobie czerwony ślad.
Mój — mruknął. — Irwin totalnie ma szlaban na zbliżanie się do ciebie — dodał, już czule całując miejsce tak brutalnie przez momentem potraktowane.
I zamierzał naprawdę poważnie porozmawiać ze swoim kumplem o jego zachowaniu. Najpierw propozycja grupowego seksu, a potem to? Więc, czyżby… nie chciał wysuwać fałszywych oskarżeń w kierunku swojego drogiego przyjaciela, ale to totalnie wyglądało tak, jakby Irwinowi zależało na tym, żeby się pieprzyć z Ianem. Co było absolutnie niedopuszczalne i Max zamierzał temu dać stanowczy wyraz. No, bo, kurwa. Co za żmija ludzka, jak on w ogóle śmiał śmieć się przystawiać do Iana, do jego najdroższego, jego, JEGO Iana.
Żadne z nich nie miało pojęcia, że jakieś kilkanaście metrów dalej małżeństwo właśnie zbijało ze sobą piątki i się śmiało, wspominając sytuację sprzed chwili.


effsie - 2018-12-23, 18:04

Do mnie? — powtórzyłem za Maxem kpiąco, kręcąc z niedowierzaniem głową. Mój chłopak chyba postawił sobie za zadanie granie mi dzisiaj na nerwach, bo nie potrafiłem znaleźć innego wyjaśnienia, za którym kryłaby się ta jego nonszalancka ignorancja.
Taki biedny, niewinny, pomyślelibyście, nie? A ja cały buzowałem w środku, nie mogąc się uspokoić; i te jego prowokacyjne ruchy wcale nie polepszały mojej sytuacji. Minęło już naprawdę wiele czasu od kiedy obchodziłem się z Maxem ostrzej, mniej czule; i to nie tak, że było mi z tym źle, ale nie wiedziałem, czy to jest właściwe… a teraz, ta uczepiona mnie cholera, robiła naprawdę wiele, by wyprowadzić mnie z równowagi. Ten cichy pisk i uśmiech poruszyły jakieś rejony w moim ciele i mózgu, i już nie mogłem o tym nie myśleć.
No i mnie ugryzł.
Hej, piranio — zwróciłem się do niego, ciągnąc za obrożę, za którą założyłem palec. Nachyliłem się nad Maxem, wgapiając się w te błyszczące, stalowe tęczówki; już z tej odległości czułem jego pomarańczowy, alkoholowy oddech, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. — Mówił ci dziś ktoś, że ładnie wyglądasz?


Gazelle - 2018-12-23, 18:57

Tak, do ciebie — odparł stanowczo. W końcu to przed Ianem ten gnojek ciągle kręcił tyłkiem i się wypinał. Ten cholerny zdrajca, Brutus zasrany, tuż przed jego nosem odstawiał TAKIE COŚ. Nie zamierzał tego popuścić Irwinowi, o nie. Jeszcze ta menda dostanie za swoje… jakoś, bo nie miał zaplanowanej zemsty. Ale była to tylko kwestia czasu!
Jeszcze później bezczelnie się go pytał, czy się dobrze bawi! Dupek, dupek, dupek!
Ale to już było nieistotne. Tamta dwójka gdzieś sobie poszła w cholerę (i bardzo dobrze), a Max z powrotem miał Iana tylko dla siebie. I nie wyobrażał sobie nie zrobić z tego użytku.
Oparł się dłońmi na bokach Iana, gdy ten pociągnął go bliżej siebie, i wpatrywał się w niego bezczelnym wzrokiem.
Owszem — powiedział nonszalancko, aby sprowokować Iana. I miał to – ten ciemniejący wzrok, ręka zaciskająca się na jego tyłku. — Ale z chęcią posłuchałbym tego jeszcze raz. — Puścił oczko Ianowi, sięgając palcami pod materiał luźnego tank topa, muskając nimi lekko klejącą się od potu skórę. Wpatrywał się intensywnie w jego usta, i w szyję, samemu przygryzając własną wargę.
To jak, rozgrzejemy się jeszcze? — Skinął nagle na bar, perfidnie przerywając ten moment.


effsie - 2018-12-23, 20:09

Oczy zabłyszczały mi złowrogo, a palce same zacisnęły się na tej kościstej dupie, gdy usłyszałem tę rewelacyjną nowinę od Maxa; och, no to rzeczywiście zajebiście, jeśli już zdążył zebrać wiadro komplementów od jakichś pedałów – pewnie z Irwinem na czele.
Zagapiłem się jak idiota na jego oczy, usta, twarz, wciąż trzymając palec zaciągnięty za tę obrożę; nawet nie zdając sobie z tego sprawy, rozchyliłem wargi i zaschło mi w ustach. Dłonie Maxa wdarły się pod moją koszulkę, nieco podwijając jej materiał i musnęły moją skórę; rozgrzaną, lepką, potliwą, a mnie przeszły ciarki. I choć miałem ochotę pożreć go tu i teraz, w tym momencie, czerpałem jakąś niewyobrażalną satysfakcję z przedłużania tych dziwnych, dziwnych momentów.
Rozgrzejemy? — powtórzyłem tępo, mrugając oczami. — Mi jest gorą… aach, chcesz się czegoś napić? — zorientowałem się, widząc pobłażliwe, rozbawione spojrzenie Maxa. — No dobrze — przytaknąłem, kiwając głowę i wysunąłem dłoń zza obroży Maxa.
Drugiej nie musiałem, mogliśmy tak po prostu iść; przynajmniej do czasu, gdy nie znaleźliśmy się już przy samym barze, gdzie przepuściłem mojego chłopaka przodem, wisząc mu nad ramieniem. Tym razem ułożyłem dłonie na jego talii, pilnując, by żaden z frajerów naokoło przypadkiem go z kimś nie pomylił. Wyłączyłem się na chwilę, gdy Max zamawiał sobie drinka, gapiąc się jak debil w ludzi naokoło, przynajmniej dopóki nie usłyszałem:
— A dla twojej straży co?
Odwróciłem głowę i złapałem spojrzenie drag queen, unosząc ze zdziwienia brwi.
Mówisz do mnie? — spytałem, nawet nie kryjąc swojego zdziwienia, ale nie zdążyłem się zirytować, bo Max wspiął się na palce i odwrócił przez ramię, całując mnie w kącik ust.
— Zrób mu coś mocnego. Mój chłopak ma tak strasznie mocną głowę, trzeba mu trochę pomóc żeby się rozluźnił — powiedział już do barmanki i złapałem go tylko mocniej, silnie przyciskając do swojej klatki. Czułem jednocześnie coś na kształt koguciej dumy, że nazywał mnie swoim chłopakiem, jak i irytację z jego jawnego droczenia się. — Och, a nie? — westchnął Max, już tylko szeptem, unosząc zaczepnie głowę i posyłając mi jeden ze swoich lisich uśmiechów.
Mam wrażenie — szepnąłem mu do ucha — że testujesz dziś moją cierpliwość.


Gazelle - 2018-12-23, 23:09

Ach, tak? — mruknął, niemalże znudzonym i troszkę rozbawionym głosem. — Cóż za odkrywcze spostrzeżenie.
Tak, dokładnie. Bawił się zarówno z Ianem, jak i samym Ianem. Testował go, tak, to dobre słowo. Sprawdzał, gdzie przesunęły się granice, ile wytrzyma, do jakiego stanu Max jest w stanie go doprowadzić. Ian byłby kretynem, gdyby nie dostrzegł w jakim kierunku zmierzają wszystkie działania Maxa.
Max to uwielbiał. Miał to poczucie kontroli, władzy nad Ianem. Trzymał go cały czas na metaforycznej smyczy. Ale był pewien, że nie tylko on czerpał z tego przyjemność – w końcu Ian, gdyby tylko chciał, mógłby bez problemu doprowadzić do tego spełnienia, którego obaj pragnęli.
Ta cała gra w kotka i myszkę była nakręcająca, niesamowicie, sprawiała że Max miał ochotę być jeszcze bardziej, i bardziej zuchwały, coraz bardziej prowokować Iana, torturować go (i siebie zarazem, bo to nie tak że on nie odczuwał żadnej frustracji związanej z dalszym odciąganiem nieuchronnego; niemniej wierzył, że później to doceni).
Korzystając ze swojej pozycji, niby przypadkiem, tak o, wiercąc się w miejscu, przesunął pośladkami po kroczu swojego chłopaka, słysząc przy uchu świst spowodowany gwałtownym wciągnięciem powietrza.
— Max… — Warknięcie Iana sprawiło, że uśmiech na twarzy Maxa tylko się poszerzył.
Och, przepraszam! To tylko skurcz — odparł, obracając się lekko w jego stronę, przybierając przed nim niewinną minę. I jeżeli Ian chciał coś zrobić, to trudno, miał pecha, bo Max od razu sięgnął po swój portfel, aby zapłacić za ich napoje. Opróżnił kieliszek ze smakową wódką, który od razu przed nim stanął i poczuł płonący w jego gardle alkohol. Sam się dziwić, że nie był jeszcze aż tak nachlany, ale być może była to kwestia tego, że sporo się wcześniej ruszał.
Ian wciąż go nie puszczał; nawet gdy sam sięgał po kieliszek, co bardzo bawiło Maxa. Jednocześnie napawało satysfakcją, o tak, Ian, pokaż wszystkim do kogo należę.
Coś go popchnęło, sprawiając że na moment miał problem z utrzymaniem równowagi. I tym czymś okazało się męskie ciało.
— Pszpraszam — wybełkotał właściciel ciała, gapiąc się na Maxa swoim zamroczonym spojrzeniem.
W porządku, nic się nie stało. — Max uśmiechnął się w odpowiedzi, a obok usłyszał znaczące chrząknięcie Iana. I nawet on mógł poczuć tę morderczą aurę bijącą od jego chłopaka. Co za urocze stworzenie.
Koleś chyba też to poczuł, bo szybko się wycofał, twarzą kierując się do innej barmanki niż tej, która obsługiwała Maxa, a sam Max obrócił się i założył ręce na szyję Iana, spoglądając na niego z wyraźnym rozbawieniem.
Chyba będę musiał cię nagrodzić za to, jak dzielnie mnie pilnujesz. — Przebiegł delikatnie opuszkami palców po jego karku, sięgając do włosów. — Co o tym myślisz?


effsie - 2018-12-24, 00:23

Czy mi się to podobało? Tak i nie jednocześnie, nie umiałem do końca odpowiedzieć, ale prawdą było, że czułem jakąś niezdrową fascynację, ekscytację tą niecodzienną sytuacją. Nie to, że na co dzień Max nie był pociągający – mój słodki Boże, był, i to jak, po prostu dziś, tu, teraz… chyba obaj weszliśmy w nasze role, ale bardziej; wynaturzone, przerysowane, można by powiedzieć, że wręcz komiczne, ale co z tego? Idioci może mieli niezdrowo pod sufitem, ale uśmiechali się w niesamowicie prosty, cudowny sposób.
Byłem podniecony, to nie ulegało wątpliwościom; moje spodnie zrobiły się ciasne, a Max jeszcze bardziej ocierał się swoim tyłkiem o moje krocze, irytująco, niemożebnie; a jeśli zamierzał kontynuować tę zabawę to ja już niedługo naprawdę nie będę mógł chodzić. Gdybym wiedział, założyłbym dresy.
Nagrodzić — powtórzyłem kpiąco, cały czas trzymając dłonie na talii mojego chłopaka. Opuściłem wzrok tak, byśmy mogli patrzyć się sobie prosto w oczy. — Czy ty myślisz, że działają na mnie takie pie-eeee… aach — westchnąłem, nie kończąc zdania, bo Max bezpardonowo, po prostu, wsunął nogę pomiędzy te moje, napierając udem na moje krocze. — Max — sapnąłem ostro, zaciskając palce na jego ciele i siłą odsuwając go od siebie tak, by nie drażnił mojego członka. — Błagam, jak chcesz… chodźmy już do domu, bo zanim tam dojedziemy… — mruczałem nieskładnie, z drżącymi wargami gdzieś przy jego uchu.


Gazelle - 2018-12-24, 00:49

Pokręcił głową, uśmiechając się wrednie. Czuł się panem sytuacji jeszcze bardziej, niż wcześniej, i odczuwał z tego tytułu sadystyczną satysfakcję. I mógłby to przeciągać dalej. I dalej. I dalej, ale sam czuł się już sfrustrowany niemalże do granic możliwości.
I może i Ian odsunął go od siebie, taki cwany, ale dłoń Maxa była jeszcze cwańsza, sięgając i muskając delikatnie po tym penisie błagającym o wolność.
Mam lepszy pomysł — wyszeptał. Opróżnił prędko kolejnego shota i zwrócił się do barmanki będącej w trakcie obsługiwania klienta, który bezczelnie się na nich gapił:
Słoneczko, którędy do darkroomu?
Drag queen uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć „nareszcie”.
O, tak. Nareszcie.
— Idźcie do końca w prawo i schodami w dół — odparła, kiwając głową we wskazanym kierunku. Max podziękował, facet obok puścił im oczko, a blondyn chwycił nadgarstek swojego chłopaka, ciągnąc go do jaskini rozkoszy.
Wiedział, że to spodoba się Ianowi. Po prostu wiedział, znając jego ekshibicjonistyczne upodobania, o których zdążył się przekonać (i które, o dziwo – dla niego samego przynajmniej – także i sam w jakimś stopniu polubił).
Nigdy właściwie nie miał okazji znaleźć się w darkroomie klubu gejowskiego, ale wcale nie zaskoczył go zastany na dole widok – wnętrze oświetlone było zaledwie kilkoma czerwonymi neonami, przez co ciężko było dojrzeć cokolwiek poza sylwetkami mężczyzn rozstawionych już na długim korytarzu. Niektórzy z nich czekali samotnie; wypatrywali, wzrokiem drapieżnika wyszukiwali swoich ofiar. Niektórzy mieli więcej szczęścia i już zajmowali się sobą. Powietrze pachniało seksem, a Max czuł się jak we wnętrzu klatki pełnej lwów.
Zanim zdołali przejść do końca korytarza, poczuł jak jego plecy uderzyły o ścianę, a usta zostały zaatakowane przez wygłodniałego Iana. Wsunął palce w jego włosy, a drugą dłoń wciągnął pod koszulkę, macając ten umięśniony brzuch, szukając sutków. Ich ruchy były chaotyczne, desperackie. Nie był to już zaplanowany taniec, a coś mocno emocjonalnego i improwizowanego, a jednak będącego tak perfekcyjnym.
W kakofonii mieszających się ze sobą różnych jęków, przekleństw i westchnień, w słabym świecie i z pewną widownią całowali się intensywnie, dając upływ swojemu pożądaniu.
Chodźmy…tam… — wydusił z siebie, gdy Ian atakował już jego szyję, a rękoma zaczął majstrować przy rozporku jego jeansów. Tam nie zostało przez Maxa sprecyzowane, ale Ian chyba mógł się domyślić, że miał na myśli koniec tego korytarza, który być może skrywał jeszcze bardziej interesujące widoki.


effsie - 2018-12-24, 01:24

Darkroomu? Już któryś raz dzisiaj słyszałem to określenie, ale wciąż nie do końca rozumiałem, co też autor miał na myśli i tylko dałem pociągnąć się Maxowi za nadgarstek. Obłapiłem go dłońmi, wciskając nos w jego szyję i utrudniając ten spacer, przynajmniej do czasu, gdy nie schodziliśmy gdzieś schodami w dół.
Max popchnął drzwi, idąc pierwszy, a ja, trzymając go za rękę, dreptałem pół kroku dalej, wlepiając w niego wzrok i… czerwone, przytłumione światło uderzyło mnie w oczy, a nozdrza wyczuły ten charakterystyczny, słodki, sielski zapach. W uszy uderzyło mnie echo jęków i westchnień i w trzy sekundy dotarło do mnie, co to oznaczało.
Och. Oooooch. Oooooooooooch.
Moje krocze zapulsowało już niemal boleśnie, a ekscytacja obrodziła się w kolejnych dreszczach, które przeszły mnie z góry do dołu. Max zdążył przeprowadzić już nas, mnie, zszokowanego, przez pół korytarza, skupiając na sobie wzrok kilku samotnych frajerów.
Ale nie. Byłem tu, za nim, tak bardzo napalony na samą myśl o tym, co się stanie, że drżałem z podekscytowania.
Niewiele myśląc o tym, co powinienem, jak delikatny miałem wobec niego być i czuły, szarpnąłem Maxa za bark i przygnieździłem do ściany, zachłannie wpijając się w usta tego słodkiego, kłamliwego gnojka, tak rzekomo niewinnego, och, kurwa, błagam! Szarpnąłem Maxa za włosy, by uniósł brodę i ugryzłem go w szyję, czując jak ściskał mój brzuch i piersi. Jęknął pierwszy, a ja wraz za nim, kierując jedną rękę do rozporka, gdzie natrafiłem na jego twardego już penisa.
Och, bardzo, bardzo dobrze.
Zaczynałem się już bawić, gdy Max, ta pieprzone lafirynda, zasrany królewicz, hops, wypowiedział życzenie. Warknąłem, ściskając go w talii, a później wsunąłem palec pod tę jego obrożę i pociągnąłem mocniej.
Zachciało ci się spacerów, suczko? — warknąłem, ciągnąc go ku końcowi korytarza. — Myślałem, że już naprzebierałeś się dziś nogami — gadałem, mając na myśli jego kręcenie dupą na parkiecie.
Szedłem tyłem, pchnąłem więc barkiem drzwi i nie zdążyłem rozejrzeć się wokół, gdy ponownie rzuciłem Maxem o ścianę. Tym razem bezpardonowo sięgnąłem dłońmi do jego rozporka i już-już miałem sobie z nim poradzić, gdy odkryłem małą przeszkodę. Szarpnąłem jedną agrafkę… i była zamknięta. Sarknąłem zirytowany i rozpiąłem ją, ciągnąc zamek, ale… kolejna. Co?
Oderwałem usta od Maxa i spojrzałem na jego krocze, nie dowierzając w ilośc pieprzonych agrafek, które sobie tam wpiął.
Co to, kurwa, jest? — parsknąłem, zirytowany. — Bronisz kutasa przed innymi pedałami? Zapomniałeś mi dać pieprzony klucz do twojego pasa cnoty? — warknąłem, łapiąc go w talii i przyparłem do ściany, wyżywając się z irytacją na bogu winnej skórze na jego szyi.


Gazelle - 2018-12-24, 03:17

Kochał tego czułego, troskliwego Iana, który podczas seksu traktował go jak najcenniejszy, delikatny skarb. Naprawdę. I gdyby ich seks miał wyglądać już zawsze tak, jak w ciągu minionego tygodnia, też by z pewnością nie narzekał.
Ale… musiał przyznać, że z radością przywitał ponownie władczą, tę totalnie dominującą stronę swojego partnera. Boże, ubóstwiał to. Czasami chyba po prostu potrzebował być wyruchany na granicę utraty przytomności, potraktowany jak szmata przez jedyną osobę na świecie, której ufał do tego stopnia, by bez wahania jej na to pozwolić.
Chyba w twoim interesie leży, żeby moja kondycja dzisiaj była w dobrej formie — wypowiedział bezczelnie niemalże na bezdechu, gdy Ian prowadził go przez korytarz; jak na smyczy. I każdy facet mijany po drodze mógł to zobaczyć, jak bardzo należał do tego przystojnego, niesamowitego mężczyzny. Każdy mógł tylko pomarzyć, by znaleźć się na miejscu któregoś z nich. Produkować kolejne fantazje, zwalając sobie w samotności, na ten zaplamiony płynami ustrojowymi obrzydliwy korytarz.
W pomieszczeniu, do którego wprowadził ich Ian… było jeszcze ciekawiej. Zamknięte drzwi wcale nie dawały większego poczucia prywatności, wręcz przeciwnie – to w tym miejscu odprawiały się największe perwersje. Skórzane kanapy, dziwne fotele, łańcuchy przymocowane do ścian… ogółem, było co eksplorować. Z tym, że Max nawet nie miał do tego okazji, gdyż jego plecy ponownie uderzyły o twardą ścianę, a Ian wznowił dobieranie się do niego. Miał wyraźny problem z jego spodniami i…
Och.
Pieprzony Irwin, ta jebana zakała, śmieszek niewarty grosza.
Jego niby to kumpel wyjątkowo mu się naraził tej nocy.
Musisz jeszcze trochę zapracować na swoją nagrodę — wydyszał, przerywając sobie zdanie w środku głośnym jękiem, który wtapiał się w odgłosy wydawane przez innych mężczyzn znajdujących się w tym wnętrzu.
Zamierzał zamordować Irwina, ale w tym momencie jego twarz była ostatnim, co chciałby mieć przed oczami. Zresztą trudno było mu się skupić na kimkolwiek innym, niż Ianie, który go atakował tak łapczywie, z taką pasją.
Skoro jego rozporek stanowił problemy (a nie zamierzał ułatwiać zadania Ianowi, chociaż de facto najbardziej karał w tym momencie siebie), to sam zaczął majstrować z tym ianowym, opadając na kolana.
Właściwie, to kiedy ostatnio obciągał Ianowi? Bo jakoś tak dziwnym trafem wyszło, że ostatnio coś mu nie wychodziło dotarcie do fazy usta-kutas Iana. To nie był czas na analizowanie tego, ale po takiej rozłące wypadałoby się ładnie przywitać z tak zaniedbanym przez niego organem, czyż nie?
I Ian stał przed nim, taki dumny, taki wyprostowany, z wyraźnie pulsującą żyłką, błagający o dotyk. Max nie zamierzał mu go już szczędzić, ale zanim zabrał się do działania, podciągnął koszulkę Iana w górę, dając mu znać żeby się jej łaskawie pozbył. Sam chyba nie musiał ściągać swojej; umówmy się, że i tak kiepsko radziła sobie w okrywaniu jego ciała.
Oblizał wargi, patrząc się na krocze Iana jak dzieciak na witrynę cukierni. Chwycił go za biodra i przyciągnął do siebie, przejeżdżając po nabrzmiałym kutasie językiem pierwszy raz, powoli, zbierając ten smak do swoich ust i delektując się nim. Owinął dłoń wokół trzonka i włożył go do ust, od razu wpychając głęboko i ocierając się kulką w swoim języku o ten jakże wrażliwy organ. Ian wplątał palce w jego włosy, pociągając za nie, a Max wydawał z siebie pojedyncze jęki, patrząc się w górę najbardziej lubieżnym spojrzeniem, jakie był w stanie przybrać. Prawdopodobnie jego wysiłki i tak były bezcelowe w tym pieprzonym półmroku, ale chciał dać Ianowi znać, jak bardzo podobała mu się ich zabawa.


effsie - 2018-12-24, 21:40

Aaach…! — jęknąłem, gdy ten ciasny, mokry tunel zamknął się na moim penisie, wraz z językiem i srebrną kuleczką, tą, bez której już chyba nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Sapnąłem, szarpiąc Maxa za włosy, wgapiając się w niego w tym mroku, w to, jak sam chętnie padał przede mną na kolana i z namaszczeniem lizał moje jaja. Och Boże, mój chłopak, ta mała zdzira, był tak podniecający, jak absolutnie nikt na tej ziemi, a ja… drżały mi ręce, gdy gwałtownie masowałem jego głowę, szarpiąc nią w tempie, które w mig łapała ta jasnowłosa kurewka.
Już… już, wstawaj — sapnąłem, ciągnąc go za włosy do tyłu; dyszałem ciężko, opierając dłoń na ścianie i pociemniałym, zamglonym wzrokiem wgapiałem się w jego lśniące oczy. Max odsunął się, ale nie podniósł jeszcze z kolan; zamiast tego prowokująco oblizał wargi i splunął jeszcze na mojego kutasa. — I jak — warknąłem. — Smaczny?
— Miałeś zdjąć koszulkę — warknął w odpowiedzi Max, łapiąc moje spodnie, które osiadły na udach i jednym ruchem pociągnął w dół do kostek. — Wstydzisz się czegoś?
Nie odrywałem od niego spojrzenia i powoli, cały drżąc, złapałem ją za rąbek i ściągnąłem przez głowę, pozostając właściwie nagi pośród tłumu obmacujących się i pieprzących frajerów. Ich jęki, sapania, westchnięcia, och, to mnie jarało, bardzo, nakręcało non stop, a teraz, gdy czułem na sobie, na Maxie, na nas garść spojrzeń…
Ach, mój penis, czerwony, we wzwodzie, pulsował wręcz z bólu, ale nie, jeszcze nie, jeszcze chwila. Wyciągnąłem dłoń i złapałem Maxa za sutek, ciągnąc ku górze i nie przejmując się tym jękiem, bólu czy przyjemności.
I co mam z nią teraz zrobić? — warknąłem, podtykając mu pod nos koszulkę. — Wiesz, mam pewien pomysł — dodałem, wyciągając dłonie za głowę mojego chłopaka i nie odwracając od niego spojrzenia, złożyłem koszulkę na części i przewiązałem mu za oczy.
Tak, by nic nie widział.
I jak, podoba ci się? — syknąłem, całując go i czując w ustach ten charakterystyczny smak; aaach, Boże, jakże za tym tęskniłem…! — Słyszałem, że to może intensyfikować doznania — dodałem, niby niewinnie; założyłem zaraz dłoń za jego kark i Max jęknął i podskoczył w miejscu. — Nie ruszaj się — warknąłem, kierując dłonie do jego krocza. — Nie ruszaj się, jeśli nie chcesz, bym cię czymś niechcący dźgnął — warknąłem, szukając na oślep kolejnej agrafki, z ustami przy wargach mojego chłopaka.
Max jęknął mi prosto w usta i zakręcił w miejscu, ale stał spokojnie; przynajmniej przez chwilę, bo zaraz, gdy radziłem sobie z drugą agrafką, poczułem jego dłonie dobierające się do mojego krocza i zaczynające powolną, boleśnie powolną masturbację. Zagryzłem wargę, ale nie wytrzymałem; moje gardło opuścił kolejny jęk, kolejny i kolejny, mieszający się z tymi obok nas.


Gazelle - 2018-12-24, 23:12

Ian pozbawił go jednego ze zmysłów, przez co całkowicie mógł skupić się na tym, co odczuwał pozostałymi: tembr głosu Iana, wibrujący w jego uszach, wyróżniający się spośród chóru podobnie brzmiących, acz nierównych jęków, smak jego penisa wciąż pozostający na języku, zapach potu, spermy tworzący w powietrzu niezwykle podniecającą i zmysłową kompozycję… i w końcu, dotyk. Nie mógł zostawić swoich rąk w bezruchu, tak samo nie mógł zostawić penisa Iana, od którego był autentycznie uzależniony. Przesuwał po nim dłonią, badając dokładnie, na nowo, jego fakturę, zsuwając napletek i muskając odsłoniętą główkę. W tym czasie biedny Ian zmagał się z tymi wszystkimi agrafkami, które wpiął w jego spodnie Irwin, a Max miał coraz większy problem by znieść swoje podekscytowanie i napięcie związane z tym, co już, już za moment miało się stać, jego własny kutas niemalże krzyczał, domagając się wolności i w końcu, ach, w końcu znalazł się w ręku Iana, a potem w jego ustach. Max jęknął głośno, odchylając głowę w tył, przez co oparł się nią o ścianę. Boże, było mu tak dobrze. Tak dobrze.
Nie byłby jednak sobą, gdyby na długo powstrzymywał własną zachłanność.
Ian — wydyszał, starając się go pociągnąć za te krótkie włosy. — Ian, błagam, przerżnij mnie tak, żeby każdy tutaj widział, że ty jesteś najlepszy, że jesteś w stanie wypieprzyć mnie jak nikt inny na świecie. Chcę tutaj krzyczeć najgłośniej ze wszystkich, chcę żebyś mnie doprowadził do utraty zmysłów w ten sposób, w który tylko ty potrafisz.


effsie - 2018-12-25, 01:04

Mój członek pulsował mi między udami, gdy bawiłem się kutasem Maxa, aż nie potrafiłem powstrzymać tej obrzydliwej chęci, by samemu się podotykać. Oszukiwałem, oczywiście, że tak, bo Max miał zasłonięte oczy i nic nie widział (byłem przekonany, że nawet teraz, ech, zwłaszcza teraz, warknąłby rozeźlony i sam rzucił się mi do roboty), ale, och, no błagam. Był tak czysty, nagi, bez właściwie żadnego owłosienia, przepiękny, czerwony, dla mnie, a ja zachowywałem się jak suka w cieczce, śliniąc się na jego widok.
Zastopowałem, wciąż trzymając go w buzi, podnosząc wzrok na mojego chłopaka, który chciał mnie sprowadzić znów do swojego poziomu i zacisnąłem dłonie na jego pośladkach.
Och.
Zakręciłem językiem, wypuściłem penisa Maxa z ust i jeszcze przejechałem językiem od trzonu aż po czubek, zatrzymując się tam z mordą wywaloną jak debil. Koniuszkiem języka podrażniłem dziurkę i Max wydał z siebie długi, przeciągły, wysoki dźwięk.
Ooooch.
Wyruchać cię — powtórzyłem zaciskając palce na jego pośladkach i przygryzając obwleczone w siatkę podbrzusze — to mój jebany obowiązek.
Podniosłem się na nogi, stając obok niego blisko, bardzo, tak, że nasze penisy styknęły się bokami i chwyciłem je oba w dłoń, obślinioną wcześniej dłoń.
A twój, suczko? — westchnąłem, masturbując nas razem, powoli. — Jakie ty masz obowiązki? — jęknąłem mu prosto w usta, drażniąc je oddechem, lecz nie całując.


Gazelle - 2018-12-25, 02:14

Tak, tak, to twój obowiązek — wyjęczał. Jego oddech stawał się coraz bardziej urywany, przyśpieszony i taki… łapczywy. Jakby przez te wszystkie przeżywane sensacje zapomniał oddychać i teraz jego organizm dopominał się o tlen. Łatwo było zapomnieć o takich drobiazgach, będąc zaabsorbowanym tym niesamowitym mężczyzną.
Ciężko było mu myśleć, mówić, naprawdę odchodził od zmysłów – a wisienka na tym torcie rozkoszy jeszcze na niego czekała, wcale się kurwa nie śpieszyła, odwlekała moment konsumpcji. A Max tak pragnął, naprawdę pragnął tej wisienki, mógł myśleć już tylko o niej, jego dziurka wręcz drżała ze zniecierpliwienia.
Dać się… wyruchać swojemu kundlowi… Być dla niego… gotowy i ciasny. I tylko… dla niego. Zawsze dla niego — wydusił z siebie, nie będąc w stanie już powstrzymać desperacji w swoim głosie. Jeżeli Ian zaraz nie przestanie, Max może dojść mu w dłoni…! — Nadstawić mu… swój tyłek. Ugościć… jak w ekskluzywnym burdelu. Błagam, Ian, wejdź już we mnie!
Był absolutnie bezwstydny. Zupełnie nie zważał na otoczenie wpatrujące się w nich. Zresztą, nie mógł tych ludzi nawet zobaczyć. Nie widział nawet Iana; mógł sobie jedynie wyobrażać jaki wyraz przybierała jego twarz, te ciemne, zamroczone pożądaniem oczy. Dotykał go również na oślep, sięgając tej spoconej skóry i smakując ją swoimi dłońmi.
W końcu, w końcu, Ian obrócił go zdecydowanym, silnym ruchem, puszczając wcześniej ich penisy. I wylądował twarzą do ściany, ale to było nieistotne – w końcu i tak nic nie widział przez koszulkę Iana zawiniętą na jego głowie. Ian szarpnął go za włosy, mocno, tak, jak niegrzeczną sukę, a Max wydał z siebie głośny jęk. Jego partner, jeszcze się z nim kurwa drocząc, uderzył swoim kutasem o jego pośladek, przesunął po szczelinie, zanim bezpardonowo wsunął się, rozszerzając jego ciasne ścianki.
Aaaaach, Ian! — krzyknął, wcale się nie hamując. Bo czemu miałby? Niech wszyscy wiedzą, co Ian z nim robi. Do jakiego stanu go doprowadza. Niech patrzą, niech zazdroszczą. Niech zdychają z zachwytu. Niech marzą.


effsie - 2018-12-25, 12:04

Moja twarz cała lśniała od śliny, preejakulatu i potu, tak sam z namaszczeniem wylizałem każdy jeden cal kutasa mojego chłopaka, a teraz stałem nad nim, dysząc mu prosto w usta, przyspieszając tempa masturbacji, słysząc te kolejne jęki i westchnienia naokoło nas i dłonie Maxa, które boleśnie uciskały kolejne moje mięśnie.
Jego słowa… aaaaach, mój słodki Boże, co to było! Uderzyłem go otwartą dłonią w pośladek, mocno, aż jęknął z bólu i wykrzyczał swa bezwstydną prośbę. Uwielbiałem go. Uwielbiałem go do granic możliwości, takiego sprośnego, spoconego, czekającego na to, aż w końcu wypieprzę go do nieprzytomności, tak, by nie mógł myśleć o niczym, o niczym więcej, jak o mnie. O mnie, o mnie, o mnie, ja miałem w głowie tylko jego, moją małą wielką przyjemność, której zazdrościł mi każdy frajer obok. Słyszałem ich jęki, słyszałem westchnienia, ale czułem też na sobie ich wzrok, to, jak zazdrościli mi mojego chłopaka, który błagał o to, by w końcu go wyruchać; cały obśliniony, mokry, sprośny, piękny, mój, mój, mój.
Szarpnąłem go mocno, a Max z jękiem oparł przedramiona na ścianie, wypinając do mnie tyłek. Uderzyłem go kutasem w pośladek, widząc, jak skręcał się ze zniecierpliwienia, jak czekał tylko na to, bym w niego wszedł; i zrobiłem to, w końcu, czując jak braknie mi powietrza w płucach. Zacisnąłem pięść na jego włosach, drugą dłoń układając na jego lędźwiach i sam jęknąłem przeciągle; dużo niżej niż Max, którego westchnienia rozchodziły się w uszach tych wszystkich napalonych pedałów wokół.
To był pierwszy raz, gdy pieprzyliśmy się publicznie, aż tak, a te spojrzenia, jęki, dźwięki, zapach, atmosfera, och, to napędzało mnie jeszcze bardziej; gdy każdy widział, jak bardzo był mój, jak tylko ja mogłem go mieć, wyzwolonego, cudownego, takiego wolnego, pięknego i diabolicznego nawzajem. Choć ukryty w blond czuprynie, to był mój prywatny diabeł, ukryty w skórze zjawiskowego anioła.
— Aaaaa… aaach — Max bezwstydnie jęczał z bólu, gdy uderzałem go zaraz szybciej, mocniej, bez żadnego przygotowania, rozpychając mu tyłek i traktując jak pierwszą lepszą szmatę, moją prywatną dziwkę. Jego jęki bólu przeradzały się w nieskładne westchnienia, gdy z urwanym oddechem wzdychał coraz bardziej bez sensu, niezdolny do składania zdań. Nawet moje imię nie opuściło jego ust; i ja sam nie byłem w stanie sklecić słowa, sapiąc w pocie i przyjemności.
I zanim jeszcze zdążyłem sięgnąć jego penisa, zanim zmysły pozwoliły mi na znalezienie tego najpiękniejszego na świecie kutasa, Max sam eksplodował orgazmem, zalewając falą spermy ścianę. I ta myśl, że tylko ta dotkliwa, bolesna, popędliwa stymulacja jego tyłka, ze to samo było w stanie doprowadzić go do granic przyjemności, och, to oślepiło mi mózg.
Złapałem go mocno w pasie, gdy Max jęczał w orgazmicznym amoku, z bezwładnym ciałem drżącym w ekstazie przyjemności; i dogoniłem go, prędko, szybko, tak, by móc dołączyć do niego w tym brudnym, sprośnym szale. Obaj zagubiliśmy się w naszych jękach i westchnieniach, i teraz, tu, w tym pokoju pełnych napalonych samców, pieprzących się do naszych pornograficznych wizji, byliśmy sami – ja i Max, moja najcudowniejsza dziwka na tym jebanym świecie. Świat mógł być duży, smutny, wesoły, niebezpieczny, miałem to absolutnie gdzieś. Chciałem jego. Jego, w ramionach, mnie w nim, tak, jak teraz, gdy nie liczyło się nic, nic innego.
Ile minęło czasu? Nie wiedziałem. Nasze pojedyncze, urwane oddechy, wcale nie uspakajały się przy sobie, wciąż przeżywając to, co wydarzyło się tu przed chwilą.
Mam nadzieję — sapnąłem, z trudem sklejając słowa, wciąż poprzerywane łapczywym łapaniem powietrza — że wyruchałem ci z głowy pomysł chodzenia do takich miejsc.
— A z tobą? — jęknął Max, łapiąc moje ramiona zaciskające się wciąż wokół jego ciała. — Z tobą mogę?
Aaaach, patrzcie go państwo, co za pierwszoligowy skurwiel! Sapnąłem nerwowo, przykładając szyję to jego szyi i podsunąłem rękę, łapiąc go za gardło. Przysunąłem do siebie, całując nieporadnie, śliniąc i nie przejmując się zupełnie niczym, co dookoła nas.
Mogliśmy istnieć tylko we dwójkę.


Gazelle - 2018-12-25, 15:04

Ian, w zasadzie, wypełnił swój obowiązek perfekcyjnie – a nawet bardziej niż perfekcyjnie, zważywszy na to, że jeszcze przez długie minuty Max nie potrafił wrócić do rzeczywistości po tym przenoszącym go w inny wymiar, niesamowicie intensywnym orgazmie. Dyszał, ledwo trzymając się na nogach, wciąż pozbawiony wzroku, za to z nakręconym maksymalnie odczuwaniem świata pozostałymi zmysłami.
Rozpływał się w tym namiętnym, gorącym pocałunku, gdy Ian obchodził się z nim wciąż tak rozkosznie brutalnie. Był pewien, że zrobili w tej świątyni przypadkowego seksu prawdziwie fenomenalne wystąpienie. I może nie otrzymali oklasków, ale Max był pewien że z myślą o nich w tym pomieszczeniu polała się nie tylko ich sperma.
Boże… Ian… — wydyszał z siebie. Był spocony, brudny, klejący się od spermy, pewnie wyglądał jak chodzący bałagan, ale miał to gdzieś. Wręcz odczuwał z tego dumę. Dumę z faktu, że jego chłopak tak dobrze go wyruchał, i że sam podarował swoim ciałem spełnienie Ianowi.
Max naprawdę nie mógł wciąż uwierzyć w to, że dwie osoby mogły być tak idealnie do siebie dopasowane, i w tym dopasowaniu odnajdywać tak ogromną satysfakcję.
Jeszcze jedną dłuższą chwilę zajęło im uspokojenie się, a z pozostałego napięcia korzystali dalej się obściskując, dopóki Max nie zorientował się, że znowu był blisko tego aby ponownie się obudzić. A po tak intensywnym seksie obawiał się, że kolejna rundka naprawdę pozbawiłaby go przytomności. Nie miał absolutnie nic przeciwko powtórce… z tym, że bezpieczniej byłoby jednak to zorganizować już w sypialni jednego z nich.
Obrócił się, wciąż w ramionach Iana, i pozwolił swojemu chłopakowi rozwiązać koszulkę, która zawiązana na jego głowie zasłaniała mu wzrok. Spojrzał w końcu na swojego chłopaka, na jego zlepione od potu włosy, wciąż roziskrzone spojrzenie, spuchnięte usta… i wydał z siebie głośne westchnienie zachwytu.
Jesteś najseksowniejszym mężczyzną na świecie, wiesz? — wyszeptał. — I jesteś tylko, tylko mój. Oni tutaj — skinął głową w głąb pomieszczenia — mogą tylko o tobie marzyć. W życiu nie przekonają się jak to jest. Nawet nie ma sensu próbować. Wiesz, dlaczego? Bo żaden z nich nie zadowoli ciebie tak, jak ja.


effsie - 2018-12-25, 17:45

Westchnąłem chrapliwie, wwiercając spojrzenie w – w końcu całą, odsłoniętą – twarz mojego chłopaka, to chodzące cudo. Nie potrzebowałem tych tekstów o byciu najseksowniejszym facetem na świecie, to ten perfidny gnojek łasił się na wszystkie te komplementy, które swoją drogą chętnie mu sprzedawałem, za bezcen. Bezcenny był on, w moich ramionach, najcudowniejszy skarb na świecie.
Boże, ty cwany idioto — westchnąłem, ledwo kręcąc głową. — Dobrze wiesz, że wszyscy patrzą tu na ciebie.
Nie to, by mi to przeszkadzało – uwielbiałem go, naprawdę. Byłem tutaj dodatkiem do jego spektaklu, ale nigdy nie czułem się lepiej w żadnej roli.
Słowo daję, ten wieczór to była moja najdłuższa gra wstępna w życiu.
Oparłem swoje czoło o Maxa, smagając jego twarz oddechem, całując policzek, nos, usta. Schyliłem się i podciągnąłem spodnie, cofając się o pół kroku. Nie zastanawiając się szczególnie, przesunąłem materiał koszulki do brzucha Maxa i starłem uważnie ślady spermy z jego ciała. Miałem świadomość tego, że ludzie wokół patrzą się na nas, może masturbują do tego pociągającego widoku mojego sponiewieranego chłopaka, ale napawało mnie to idiotyczną dumą.
Jesteś cudowny — westchnąłem mu prosto w usta, prostując się i gniotąc w ręku swoją zmasakrowaną koszulkę. — Co mam teraz zrobić? Chcesz tam wrócić, czy mam cię stąd zabrać? Dobrze się czujesz? — upewniałem się cicho, całując go pomiędzy słowami.


Gazelle - 2018-12-25, 22:04

Rzeczywiście, Max na ogół się łasił na komplementy, uwielbiał być adorowany przez Iana, i wcale się z tym nie krył. Niemniej, czasami też pojawiała się w nim potrzeba uświadomienia Ianowi jak wspaniałym, idealnym człowiekiem był. Idealnym dla niego, ze swoimi idealnościami i nieidealnościami, z tym jak zdawał się być wręcz stworzony dla Maxa.
Poza tym, szczerze wątpił by Ian nie zbierał żadnych spojrzeć od napalonych na niego facetów, ale może to i lepiej żeby pozostał nieuświadomiony. Chociaż, właściwie, zwłaszcza w tym momencie czuł się na tyle pewny siebie, że miał tę pewność, że Ian i tak nie zainteresowałby się kimkolwiek innym poza Maxem.
Patrzył z rozrzewnieniem na to, jak Ian czyścił go swoją własną koszulką. Jego słodki, troskliwy partner, który potrafił idealnie o niego zadbać, w ciągu chwili zmienić się z tego dominującego, sadystycznego faceta w uroczego księcia.
Dobrze… — odparł z delikatnym uśmiechem błąkającym się na twarzy i przyciągnął do siebie Iana, żeby ucałować jeszcze raz jego wargi. — Tylko tyłek mnie boli i jestem wyczerpany. Ale poza tym jest mi cudownie. I w sumie to bym się jeszcze napił. I może zajrzyjmy na chwilę do Erwina? Muszę opieprzyć mojego kumpla za te agrafki — stwierdził, wydymając usta w ciągłym oburzeniu na Irwina.
Te agrafki gdzieś tam leżały porozrzucane po podłodze, co właściwie było dosyć niebezpieczne, ale Max nie mógł się tym przejąć, nie miał jeszcze w swoim umyśle miejsca na to, by myśleć o takich pierdołach.
Wciągnął na siebie spodnie, zapinając je już bez tych całych agrafek. Zanim wrócili na górę, przyssał się jeszcze raz do Iana, zwyczajnie nie mogąc się powstrzymać od tego żeby go ponownie posmakować. Żadne z nich nie zauważyło jednego z ich nowych kolegów, który przemknął tuż obok nich, opuszczając darkroom jeszcze przed nimi.


effsie - 2018-12-25, 23:36

Podczas gdy Max wciągał spodnie, ja założyłem na siebie wymęczoną koszulkę; była uwalana spermą, głównie od wewnętrznej strony, która kleiła się mi do ciała (choć ostało się też nieco na zewnątrz… no cóż, trudno), no i, tak jakby, czy wcześniej też było mi właściwie całe piersi? Nie miałem jednak jak wybrzydzać i objąłem Maxa za szyję, przyciągając do siebie; zaraz splótł palce z moimi, zwisającymi luźno z jego ramienia i pocałowałem go w skroń, a później nie mogłem się powstrzymać, by nie smagnąć językiem płatka jego ucha.
Niesamowity — szepnąłem, drażniąc jego skórę gorącym oddechem. — Taki jesteś. Mój chłopak. Robisz ze mną takie rzeczy… ach, szaleję na twoim punkcie — westchnąłem, ściskając mocno jego dłoń. Mówienie tych rzeczy… mój Boże, to była prawda i tylko prawda, a ja… chyba nawet czułem w tym przyjemność. W opowiadaniu temu gnojkowi, co ze mną robił, jak na mnie działał, jak zmieniał we mnie te rzeczy, których kiedyś byłem tak niby pewien.
Teraz nie byłem pewien niczego. Niczego, poza tym, że należymy do siebie.
Twój kumpel nazywa się Irwin — poprawiłem, cmokając go w ucho i poprowadziłem wolno z tego miejsca, po którym nawet nie miałem okazji się rozejrzeć. Teraz powiodłem wzrokiem po zbiorowisku tych pedałów, ale byłem już raczej beznamiętny, obojętny, bo przecież przed chwilą to Maxie dał mi pokaz najpiękniejszych sprośności, które mogłem sobie wyobrazić. — Mam cię zanieść na górę?
— Nie, mogę iść — odparł słodko mój chłopak, całując mnie w wargi.
Na pewno?
— Tak, na pewno. — Uśmiechnął się tak, że nie mogłem. Nic już nie mogłem.
Więc poszliśmy powoli, Max nieco się krzywiąc, ale doczłapaliśmy się jakoś do loży, gdzie siedziała ta para pedałów. Max usiadł (z wyraźnym dyskomfortem) na kanapie, a ja nachyliłem się jeszcze nad nim i, całując uprzednio, zapewniłem:
Przyniosę ci drinka.
I poszedłem, walczyć o swoje. Bez niego nie pójdzie mi tak prędko, bo nie miałem mocy przepuszczania mnie w tłumie innych pedałów, ale po tym, jak przed chwilą rozłupałem Maxowi tyłek, chyba na tyle mogłem się zdobyć, nie?


Gazelle - 2018-12-26, 02:39

Mógłby wiecznie słuchać tych słów wypowiadanych przez Iana, jak to Ian za nim szaleje i, och, tak, miód dla uszu. Ian rozpieszczał go nawet werbalnie, a Max wcale nie musiał go o to prosić.
Tak, ale Eric i Irwin razem to Erwin. Połączenie ich imion, nie? Sprytne, nie sądzisz? — mówił, a gadanie przynajmniej pomagało mu oderwać częściowo uwagę od dyskomfortu w dolnej części ciała. Ale, cóż, sam się o to prosił. I nie żałował. Ba, wręcz przeciwnie! Czy było coś lepszego, od fizycznego potwierdzenia tego, jak porządnie się zostało wyruchanym?
No bo wiesz, jak już są gdzieś razem no to praktycznie jak jeden organizm. Odnoszę wrażenie, że Eric się tak trochę, hm, wtapia w Irwina, ale chyba mu to pasuje.
Kiedy dotarli do towarzystwa rozsiedzonego w loży, poczuł na sobie spojrzenia trzech par oczu. Zwłaszcza, kiedy się skrzywił siadając na swoim obolałym tyłku. Cóż, nietrudno było dodać dwa do dwóch i domyślić się, że Ian z Maxem właśnie się pieprzyli.
Ta kanapa była na tyle wygodna i miękka, że po pierwszym bólu związanym z oklapnięciem pośladkami na niej już właściwie prawie nie odczuwał nic, prócz jakiegoś tam szczypania i poczucia pracy mięśni przy ponownym zwężaniu jego wejścia. Ale, cóż, Ian się tak słodko przejmował, więc nadal na twarzy trzymał zbolałą minkę, krzywiąc się dodatkowo przy każdym małym ruchu.
Więc Ian sam zaproponował, że pójdzie mu wziąć drinka, a Max odprowadzał go zadowolonym spojrzeniem. I dopiero potem łaskawie zwrócił uwagę na resztę towarzystwa, nadal gapiącego się na niego bez słowa.
Mój drogi Irwinie, zdajesz sobie sprawę z tego, że dzisiaj ostro przegiąłeś, nie? — odezwał się słodko, a w jego szerokim, sztucznym uśmiechu oczy ułożyły się w półksiężyce.
— …co? — wydusił z siebie Irwin, unosząc w górę brew.
Więcej tych agrafek najebać się nie dało, nie? Jezu, to było takie upierdliwe do ściągnięcia… Znaczy, tutaj się najbardziej może wypowiedzieć Ian, ale i tak!
— Wcześniej nie narzekałeś — odparł mężczyzna, szczerząc się już w swoim zwyczajowym, zuchwałym uśmiechu. Mierzył go bezczelnie wzrokiem z góry na dół, a w jego spojrzeniu czaiło się coś na kształt podekscytowania, żalu i podirytowania jednocześnie. Dziwne. — Więc… bawiliście się miło, nie? Mówiłem, że mi podziękujesz — niemalże wycedził, posyłając szybkie spojrzenie Kevinowi.
Tak, mój drogi. Bawiliśmy się bardzo miło, jeżeli chcesz wiedzieć. Może interesują cię szczegóły? — spytał, rozsiadając się wygodniej na kanapie. I tym razem wcale nie przybierał miny cierpiętnika, nie było wszak takiej potrzeby. W końcu Ian stał przy barze i go nie widział.
— A ty przed chwilą nie byłeś wielce cierpiący? — wtrącił się Eric.
— …po tym, co robiliście, to chyba nie jest ci teraz najwygodniej — dodał siedzący dotąd w kompletnej ciszy Kevin, a Max zmarszczył brwi.
Eee, a ty skąd niby wiesz, co dokładnie robiliśmy?
— Miałem szczęście znajdować się pośród widowni.
Max generalnie powinien się teraz zawstydzić, oblać czerwienią, czuć potrzebę zapadnięcia się pod ziemię. Ale… nie, w ogóle tego nie czuł, tylko wręcz coś na kształt dumy i dziwnego zadowolenia z siebie. W końcu wiedział, że odstawili z Ianem niesamowicie dobre show.
Mhm, rzeczywiście miałeś szczęście — stwierdził bezczelnie Max, a Irwin wydął usta, obrażony na cały świat i spoglądający na swojego kumpla z zupełnie nieuzasadnioną urazą.
Gdy zobaczył po kilku chwilach ciszy, że Ian zmierza do loży, szybko zmienił pozycję na bardziej sztywną i z powrotem wszedł w rolę wielce cierpiącego, obolałego.
Dzięki, Ian, jestem strasznie spragniony — powiedział, odbierając od swojego chłopaka drink i od razu obejmując wargami słomkę, aby pociągnąć duży łyk. Czuł na sobie intensywne spojrzenie Irwina, ale zupełnie się tym nie przejmował.
— Potrzebujesz jeszcze czegoś? — zapytał zatroskany Ian jeszcze zanim sam spoczął na kanapie, a Max pokręcił przecząco głową.
— Eee, Ian, masz… — Eric nie dokończył, tylko na swojej własnej koszulce wskazał na miejsce, na które chciał zwrócić uwagę Iana. Max podążył tam wzrokiem i zobaczył białą plamę odznaczającą się na czerni materiału. Uśmiechnął się lekko.
Zajmę się tym — oznajmił i pociągnął za rąbek mocno pogniecionego topa, chwytając sobie kawałek materiału który włożył do buzi, oczyszczając go językiem w prowizoryczny sposób ze spermy, patrząc się przy okazji w oczy swojego Iana.


effsie - 2018-12-26, 16:20

Podczas gdy stałem w kolejce do baru, zdarzyła się jedna dziwna rzecz, mianowicie, po raz pierwszy odkąd tu jestem, w tym zbiorowisku pedalstwa i gejozy, ktoś się do mnie uśmiechnął. I nie że jakiś typek, którego znałem, czy coś, koleś, któremu powiedziałem, że wypadła mu stówa czy inna taka sprawa, nie, serio, zwyczajnie, stoję sobie, stoję, rozglądam się bezmyślnie i jeb, uśmiech. Aż uniosłem zdziwiony jedną brew, mierząc typa wzrokiem, bo może znowu moja słaba pamięć do twarzy nie odnalazła dawnego znajomego, ale no jakoś nie wydawało mi się, żeby to było to.
Nie było co jednak tego roztrząsać, zamiast tego kupiłem Maxowi drinka, a i sobie jakiegoś gorzkiego, wracając po chwili do loży. Mój chłopak siedział na tej kanapie tak sztywno, z twarzą wykrzywioną w grymasie dyskomfortu i, mój Boże. Był taki cudowny i, ach, ten seks… chciał tego, przynajmniej tak mi się wydawało (zamierzałem z nim jeszcze o tym porozmawiać później, gdy wrócimy do domu), brak jakiegokolwiek nawilżenia odgrywał istotną rolę w tym, co nas obu (oby) kręciło, ale… no błagam. To nie ja miałem rozłupany tyłek tylko mój słodki chłopak, przeze mnie, więc chciałem mu ulżyć w tym poświęceniu się dla większej sprawy.
Nieco zbaraniałem, widząc Maxa wylizującego resztki (swojej) spermy z mojego podkoszulka, ale uśmiechnąłem się nieprzytomnie, rozkosznie. Boże, nawet teraz, gdy byłem wykończony po niesamowitym dymaniu, gdy pewnie nie dałbym rady nawet odrobinę podnieść swojego kutasa, nawet teraz mnie tak strasznie pociągał i podniecał, z tym bezczelnym wzrokiem i cwanym uśmieszkiem. Nie mogłem się powstrzymać, by nie nachylić się nad nim, otwierając usta i pozwalając, by wepchnął mi do nich język i podzielił się swoim przysmakiem.
I tak w ustach miałem ten jeden, charakterystyczny smak, nas, we dwójkę, naszych zmieszanych płynów i wydzielin, absurdalnie rozkoszny i perwersyjny smak seksu.
Naszego seksu.
Mogłeś powiedzieć, przyniósłbym ci też wodę — powiedziałem lekko karcącym tonem, odgarniając mu z czoła jeszcze pozlepiane kosmyki włosów. — Mogę pójść po nią do baru — zapewniłem, wciąż nachylając się nad Maxem, opierając dłonie na jego kolanach.
Ale mój chłopak uśmiechnął się rozkosznie, choć wciąż z lekkim bólem w tym cudownym obliczu i powiedział:
— Nie, na razie nie trzeba. — Pocałował mnie jeszcze i dodał: — Może później pójdziesz, okej?
Okej, okej, oczywiście, że okej. Wciąż z durnym uśmiechem na mordzie, usiadłem obok Maxa, wyciągając ramię i przyciągając go do siebie, zanim zdążyłem się zorientować, że to nie najlepszy pomysł.
Ach, sorry — zapeszyłem się od razu, całując go w skroń. Max zrobił obolałą minkę i pocałowałem go w usta. — Tak jest ci wygodnie? — spytałem, czując, jak rozkładał się na moim ramieniu. Wiedziałem, że tam siedzą jeszcze tamte pedały, ale na razie nie zwracałem na nich uwagi.


Gazelle - 2018-12-27, 00:05

Max Stone to, nie ukrywając, bezczelny i cwany człowiek.
Dlatego, mimo iż nie bolało go wcale aż tak (po którymś razie w końcu można było przywyknąć do tego rodzaju bólu), to nadal wchodził gładko w rolę takiego obolałego, poszkodowanego Maxa, takiego do ojojania, bo Ian chętnie go ojojał w takich sytuacjach, opiekował się nim i był tak maksymalnie uroczy.
I nie mógł, po prostu nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby tego nie wykorzystać. W końcu dzięki temu mógł się perfidnie wtulać w Iana, sadzić mu słodkie i smutne minki, a Ian mówił do niego tym czułym, troskliwym tonem, gotów przynieść mu gwiazdę z nieba. Cóż… Max ewidentnie był rozpieszczonym dzieciakiem.
Czuł wwiercające się w niego zawistne spojrzenie Irwina i to sprawiało, że odczuwał jeszcze większą satysfakcję. Nie wątpił w to, że Eric dbał o Irwina – to wszak było widoczne od razu przy pierwszym kontakcie z tą dwójką – ale mimo to, że miał o Ericu jak najlepsze zdanie i bardzo go polubił, to wątpił by potrafił się zająć Irwinem w takim stopniu, jak Ian dbał o Maxa.
To było naprawdę niesamowite, że Ian potrafił być tak sadystyczny, dominujący, potrafił w ramach ich wspólnej gry traktować go jak szmatę i bezlitośnie odchodzić się z jego ciałem, a przy okazji naprawdę dbał także o przyjemność Maxa, robił to, co on chciał i tylko za jego zgodą, a po wszystkim opiekował się nim i wszystkimi skutkami ostrego seksu które po sobie pozostawili. I przez to Max… czuł się przy swoim chłopaku najbezpieczniej w świecie. Ufał mu w całości i nie brał nawet pod uwagę możliwości, że Ian mógłby go skrzywdzić.
A wracając do rzeczywistości, Max myśląc o tym siedział nadal wtulony w ramię swojego chłopaka, pijąc swojego drinka i przysłuchując się panującym wokół stolika rozmowom. Chociaż, tak właściwie, zarówno on, jak i Ian byli jakby poza tym, nie angażując się zbytnio. Położył dłoń na kolanie Iana, a jego chłopak bez wahania przykrył ją swoją, splatając ich ręce, co automatycznie zrodziło uśmiech na twarzy blondyna.
— Jesteś zmęczony? — Ian wyszeptał mu do ucha.
Mhm — wymruczał w odpowiedzi, dodatkowo leniwie kiwając głową.
— Chcesz już wracać? Wezwę nam Ubera, jak…
Nie, nie — Max przerwał mu swoją odmową. — Posiedźmy jeszcze chwilkę, dobrze? Jeszcze bym się właściwie czegoś napił, może pójdę do baru… — Poruszył się lekko, jakby szykując się do tego, żeby podnieść swój tyłek z kanapy, ale przy pierwszym ruchu już się skrzywił i cicho jęknął.
— Ja pójdę! — Od razu zaaferował się Ian, kladąc dłoń na ramieniu Maxa żeby go zatrzymać. Blondyn obrócił głowę, patrząc się na ukochanego roziskrzonymi oczami.
Serio? Daj spokój, nie chcę cię tak ciągle wykorzystywać…
— To żaden problem. — Ian uśmiechnął się i pocałował go w czoło, zanim odszedł ponownie w dobrze sobie znanym kierunku. Max westchnął. Było mu prawie przykro, że tak wyzyskiwał tego słodko niewinnego Iana.
Kochany jest, nie sądzicie? — Zwrócił się do reszty, jednak wzrokiem nadal podążał za sylwetką Iana. — Tak naprawdę to wcale mnie aż tak nie boli. Ale to urocze, jak się tak przejmuje. — Obrócił się w końcu, posyłając szelmowski uśmiech swojemu towarzystwu. Co spotkało się między innymi ze zdegustowanym spojrzeniem Irwina.
— Jesteś gorszy ode mnie. A to naprawdę ciężki zarzut — stwierdził, a Max po prostu wzruszył ramionami. Oj, zobaczył ten błysk zazdrości w oku swojego kumpla. I bardzo go ten błysk ucieszył.


effsie - 2018-12-27, 08:26

Tym razem sytuacja z uśmiechami przy barze zdarzyła się dwa razy i zmarszczyłem nieco brwi, niezbyt wiedząc, o co się tu rozchodziło; no naprawdę. Zdecydowałem się to jednak zignorować, nie widząc szczególnie innego rozwiązania, bo przecież nie będę się pytał obcych typów, czemu się do mnie uśmiechają, albo na to wkurwiał. To by było mocno pokręcone.
Teraz z baru przyniosłem dzbanek wody z cytryną i jeszcze jedno piwo dla siebie, wracając i stawiając oba napoje na stoliku przed Maxem.
Przyniosłem wodę, żeby nie bolała cię jutro za bardzo głowa — powiedziałem. Max wypił tego wieczoru, jak na siebie, naprawdę dużo alkoholu i raczej nie potrzebował więcej; co innego z wodą. Ja zresztą też bardzo chętnie się jej napiję. — Trzymaj — dodałem, nalewając pełen kubek i podając go Maxowi.
Zaraz też owinąłem go ramieniem, tym razem uważając, żebym to ja się do niego przysunął, a nie ciągał jego obolały tyłek i narażał go na jeszcze większy dyskomfort.
Sam też napiłem się wody, jednocześnie podnosząc wzrok na pedałów naprzeciwko mnie i zreflektowałem się:
Jak chcecie to pijcie.
Irwin wydął wargi i zmierzył mnie iskrzącym spojrzeniem.
— Och, dzięki — zaszydził, nie wiedzieć czemu. Prychnął, zerkając przelotnie na Maxa i potem uśmiechnął się do mnie w jakiś śmiesznie przerysowany sposób. — Wiesz, że Maxa nic nie boli, tylko tak udaje, żebyś latał w tę i z powrotem?
Spoważniałem, mrużąc oczy. Na ułamek sekundy przeniosłem wzrok na Maxa, a potem znowu spojrzałem na Irwina, tylko mocniej obejmując mojego chłopaka.
Jeśli myślisz, że uwierzę tobie, a nie mojemu chłopakowi to się grubo mylisz — powiedziałem, mierząc tego czarnucha gniewnym spojrzeniem i tylko ciaśniej obejmując Maxa. — Poza tym, widać, że nie wiesz o czym mówisz i nikt cię nigdy porządnie nie wyruchał. Gdyby tak było, nie musiałbyś szukać żadnego innego pedała poza Ericiem.


Gazelle - 2018-12-27, 15:52

Max tak właściwie nie czuł już praktycznie żadnego wpływu alkoholu – no, może pomijając tego ostatniego drinka, który go zwyczajnie przymulił. Może to dlatego, że wszystko co wypił wcześniej wypieprzył z niego Ian, hm. Ale w każdym razie bardzo doceniał troskę swojego Iana i to, jak był w stanie rozsądnie myśleć do przodu.
No jakby mógł się w tym mężczyźnie nie zakochać?
Dziękuję — uśmiechnął się słodko do Iana, trzymając szklankę obiema dłońmi. Napił się dużego łyka i odstawił ją na stolik, po czym oparł się głową na barku swojego chłopaka, przymykając przy tym oczy. Był zmęczony, śpiący, czuł się brudnie i trochę obleśnie, ale mimo to było mu jednocześnie przyjemnie, kiedy Ian obsypywał go tak czułością i troską.
Niestety, pewnej osobie w tym towarzystwie bardzo zależało, żeby pozbawić Maxa tych przywilejów.
Irwin, o czym ty mówisz? Jak możesz mnie posądzać o coś takiego! — zaperzył się, prawdziwie zszokowany.
Nawet nie zastanawiając się dłużej nad swoją reakcją, przybrał bardzo urażoną minę i zadarł głowę, żeby pokazać Ianowi jak zabolały go takie insynuacje.
Ian to kupił. Oczywiście, że to kupił, i ta wiara w szczere intencje Maxa sprawiło, że Maxowi zrobiło się tak ciepło w środeczku, a motylki radośnie fruwały, a świat był taki słodki i różowy.
Poczuł przy okazji ogromną dumę i chciało mu się śmiać, widząc minę Irwina po tym jak Ian zgasił go jak peta. Bardzo dobrze. Zasłużył.
— Ej, wypraszam sobie! — sapnął biedny Eric, który został w to niesłusznie wciągnięty. — Potrafię porządnie wyruchać swojego chłopaka i wcale nie dlatego szukamy kogoś do seksu. Więc daruj sobie takie teksty, okej? Poza tym, Irwin mówi prawdę.
Wcale nie! — fuknął Max. Zerwał się do przodu i jęknął cicho, krzywiąc się. — Oni po prostu zazdroszczą mi tego, że tak o mnie dbasz!
Irwin prychnął.
— Też potrafimy o siebie zadbać, i żadne z nas nie wymusza tego udając ofiarę.
Ciekawe, cwaniaku, w jakim stanie byłby twój tyłek po takim jebaniu! Chociaż i tak się nigdy nie dowiesz.


effsie - 2018-12-27, 16:05

Obrzuciłem Irwina gniewnym, wręcz wojowniczym spojrzeniem.
Max na mnie nic nie wymusza — powiedziałem bardzo chłodnym tonem, mierząc go zimnym i nieprzyjemnym spojrzeniem. Nie podobało mi się insynuowanie, że robiłem coś z jakiegoś powodu, nie, kurwa, robiłem coś, bo chciałem. I chuj temu czarnuchowi do tego.
Warknąłem sam do siebie, pod nosem, jak rozjuszony pies, kundel, brakowało tylko bym wyszczerzył zęby jak do ataku. Zamiast tego złapałem tylko Maxa, który podskoczył wcześniej w miejscu i jakby zerwał się do przodu, tym razem naprawdę delikatnie, ale przyciągając go z powrotem do siebie.
A ty też już nie przesadzaj — westchnąłem, znacznie milszym tonem, bardziej Maxowi do ucha, niż do tamtej trójki (spośród której Kevin non stop mierzył nas dziwnym spojrzeniem i nie za bardzo wiedziałem dlaczego, ale nieważne). Takie gadanie o tym, że o niego jakoś dbam było dla mnie dziwne i trochę nie na miejscu. — Chociaż, masz rację, nie dowie się — mruknąłem mu w szyję, gdzie właśnie chowałem usta. Palcami ręki, którą miałem zarzuconą za jego szyję, dotknąłem jego nagiej (no, umówmy się, nagiej) piersi i uszczypnąłem lekko. Chyba jeszcze nie przeszła mi ochota na drobne przytulanie się i obmacywanie, które z Maxem z reguły uskutecznialiśmy po stosunku, a teraz, przez warunki, jakoś pominęliśmy ten etap seksu. — Tylko ty tak na mnie działasz, wiesz? — szepnąłem cicho, cichutko, by nie dosłyszeli nasi stolikowi koledzy.
Właśnie po raz pierwszy w życiu zaczynałem się z kimś obściskiwać w barze.
Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało.


Gazelle - 2018-12-27, 22:45

Dla Maxa już jakiś czas temu stało się bardziej niż oczywiste to, że Ian nie przepadał za jego nowym kumplem. I… cóż, szczerze mówiąc nie mógł się temu dziwić. Irwin miał swój specyficzny styl bycia, który Ianowi zwyczajnie mógł nie odpowiadać. Nie zapominając o tym, jak bardzo ich – bo Maxa przecież też – drażnił tego wieczoru. I ta propozycja sprzed dwóch tygodni, po której Ian się tak wkurzył… Tak, to zdecydowanie miało sens.
I Maxowi z jednej strony naprawdę zależało na tym, żeby Irwin i Ian się polubili, bo mimo wszystko polubił tego wkurzającego chochlika, ale z drugiej, cóż, nie chciałby też żeby polubili się za bardzo. A konkretniej, nie podobała mu się myśl o tym, że Irwin chciałby zaciągnąć jego chłopaka do łóżka. Na szczęście przy obecnym stosunku Iana do Irwina, mógł być pewien że to nie nastąpi.
Wydął wargę, lekko urażony upomnieniem Iana, ale mężczyzna szybko go udobruchał, szepcząc mu do ucha, owiewając szyję swoim ciepłym, piwnym oddechem i słodkimi słówkami. Wydał z siebie ciche, zaskoczone… coś, między piskiem a jękiem, gdy został uszczypnięty i obrócił lekko głowę, aby spotkać spojrzenie swojego partnera.
Powiedz mi, jak na ciebie działam — wyszeptał zalotnie, uśmiechając się łobuzersko. Ułożył dłoń na udzie Iana, delikatnie i powoli przesuwając nią w stronę pachwiny, i ucałował tę mocno zarysowaną żuchwę, do której akurat sięgał wargami. On również zignorował resztę – czyli paplającego coś w oburzeniu Irwina, wtórującego mu Erica, i milczącego, wpatrującego się w nich intensywnie Kevina (zapewne ciągle wspominającego ich przedstawienie w darkroomie).


effsie - 2018-12-28, 01:15

Pokręciłem głową z cieniem rozbawienia i podekscytowania, Maxie był absolutnie niemożliwy. Jego prośby były coraz bardziej bezczelne, a ja i tak pewnie nie będę mógł się im oprzeć i spełnię je, czekając z wywieszonym jęzorem.
Rozsiadłem się wygodniej na kanapie, opierając przedramię, którym obejmowałem Maxa o oparcie; i mojego chłopaka pociągnąłem głębiej na sofę, aby było nam nieco wygodniej w tym całym obściskiwaniu się jak piętnastolatki. To zawsze był dla mnie synonim żenady i takiego „ja pierdolę, typie”, a teraz ja byłem typem, i co?
I chuj. Wyjebane, po prostu.
Nie mogę się od ciebie oderwać — mruknąłem, uśmiechając się jak głupek i na oślep odstawiłem swoje piwo gdzieś w bok, żeby ułożyć i drugą dłoń gdzieś na jego ciele. Padło na lędźwie, które leniwie podrapałem. — Jesteś tak rozkoszny, tak pociągający, tak, że odkąd tu weszliśmy to myślę tylko o tobie. O tym, jak prowokujesz tych wszystkich frajerów tutaj, jak wodzisz mnie za nos, a ja, jak totalny frajer, w to wchodzę. Bo nie mogę się doczekać, aż w końcu pozwolisz mi… aż mi pozwolisz żebym zrobił ci rzeczy, których nie pozwoliłbyś zrobić nikomu innemu — dokończyłem nieco ciszej, niemal pytająco, jakby z nadzieją, że miałem rację.


Gazelle - 2018-12-28, 02:02

Tak, był bezczelny. Dlaczego? Bo mógł.
Nie musiał być inkarnacją Sherlocka Holmesa, by to wydedukować. Zauważył, że Ian pozwalał mu na coraz więcej, a Max… cóż, był chytrym stworzeniem – jak już to zostało wspomniane. Więc czerpał z tego chętnie, oblekał się w kolejne darowane mu przywileje bez mrugnięcia okiem i bez krztyny zawahania.
I spijał tę słodką śmietankę, te piękne słowa swojego ukochanego Iana, z błogim uśmieszkiem na ustach, kątem oka rzucając ze dwa razy krótkie spojrzenia na Irwina i Erica. Dotyk Iana przy jego lędźwiach go palił, ale był to płomień przyjemny.
Tylko tobie — odszepnął. Nie wyobrażał sobie nawet, że mógłby komukolwiek innemu zaufać tak mocno, by pozwolić mu na te wszystkie rzeczy, co Ian z nim robił. To, co sam robił z Ianem zresztą, tego też nie byłby w stanie odtworzyć przy kimkolwiek, kto nie byłby jego niesamowitym chłopakiem. — Taki właśnie – taki, jakim mnie opisujesz – taki jestem zarezerwowany tylko i wyłącznie dla ciebie. Tylko dla ciebie chcę taki być i taki jestem.
Ścisnął udo Iana, gdy jego dłoń znajdowała się już dosyć wysoko i już, już ocierała się niemalże o krocze. Wiedział, że nie ma co liczyć na powtórkę – zresztą, prawdopodobnie i tak nie daliby fizycznie rady – ale to nie przeszkodziło mu w małym droczeniu się. Ot tak, dla sportu.
— Ja pierdolę, potrzebuję więcej wódki! — sapnął podirytowany Irwin, a Max posłał mu słodki uśmiech. Ojej.


effsie - 2018-12-28, 11:31

Miałem wrażenie, że nic – nic – nie było w stanie zetrzeć z mojej twarzy tego durnego uśmiechu, jak u szczeniaka, któremu ktoś właśnie powiedział, że jest dobrym pieskiem. Max odwrócił głowę w stronę Irwina, co mi się ani trochę nie spodobało, więc zabrałem łapę z jego lędźwi i pokierowałem palcem podbródek tego blondasa w swoją stronę.
Dłoń Maxa na moich udach działała na mnie pobudzająco, a ta nasza mała gierka nie mogła mnie nie ekscytować. Pocałowałem go, wciąż trzymając dłoń przy jego podbródku, mocno, głęboko, a gdy Maxie odsunął się nieznacznie, nie mogłem się powstrzymać, by nie zakończyć pocałunku już poza naszymi ustami. Obróciłem swój język wokół jego, koniuszkiem tykając jeszcze tę srebrną kuleczkę i pewnie sam, widząc taki obrazek, dwóch pedałów śliniących się do siebie w taki sposób publicznie wywróciłbym oczami z zażenowania, ale teraz? Miałem to absolutnie, absolutnie gdzieś.
Jakby w kontraście do tego, co jeszcze niedawno w podziemiach, teraz obściskiwaliśmy się powoli, niemalże jak para potężnych retardów, a ja usłyszałem nieco zirytowany głos Irwina.
— Po co wy tu w ogóle przyleźliście, co? — prychnął, a ja łaskawie odwróciłem do niego głowę.
Jak to po co? — spytałem, taki niby zadziwiony. — Przecież Maxie umówił się z wami w klubie — dodałem udając takiego zdezorientowanego tym pytaniem, bo doskonale wiedziałem, o co mu chodziło; czas poświęcony sobie nawzajem znacząco przewyższał czas, który spędzaliśmy z naszymi, ekhem, kolegami.
— W ogóle nie umiecie się bawić — prychnął w odpowiedzi ten czarnuch, a ja z Maxem usadowiliśmy się już na kanapie najwygodniej, jak się tylko dało, obaj opierając się, ja obejmując go ciasno i przytulając do siebie. Sięgnąłem z rozbawieniem po swoje piwo.
Nie wszyscy podzielają twoje pojęcie zabawy — wyjaśniłem uczynnie, upijając łyka, a potem rzuciłem Maxowi pytające spojrzenia. — Prawda, bejb?
Już miałem nachylić się i cmoknąć go w policzek, ale w tym momencie ktoś podbił do naszej loży.
— No, to oni! — oświadczyła osoba numer jeden.
— Ach! Prezent od fanów! — dodał, dodała, nigdy nie wiem, drag, stawiając na stoliku przed nami wiaderko z jakąś butelką w środku. — W podziękowaniu za wasz mały pokaz. — Puścił(a) nam oczko i tyle jej, go było.
I zanim zdażyłem jakoś zareagować, chyba zbyt zszokowany, Irwin już dorwał się do wiaderka.
— Remy Martin! No nie, zaraz mnie chyba chuj strzeli! — zirytował się, patrząc na nas wręcz gniewnie. — Co to ma, kurwa, być? Teraz zostaliście gwiazdami wieczoru?! — sapnął, naburmuszony.


Gazelle - 2018-12-28, 13:14

Słychać wycie? Znakomicie.
Irwin Maxowi tego wieczoru naraził się na tyle mocno, że jego niezadowolenie cudownie brzęczało w uszach blondyna. Może i był wredny, ale nie mniej niż Irwin, w tym momencie siedzący na kanapie ze szczerym naburmuszeniem rozpisanym na swojej ładnej twarzy, nawet nie tuląc się do swojego męża.
Bardzo dobrze, gnojku.
Jego radość i ogólne samozadowolenie tylko podsycił ten niespodziewany prezent i świadomość, że ich przedstawienie przysporzyło im fanów. Wychodziło na to, że gdyby chcieli pracować w branży porno, to mogliby nagrania swojego seksu bardzo dobrze spieniężyć. Z tym, że Max raczej nie był tym zainteresowany. Gdyby jego rodzice się dowiedzieli…
Roześmiał się, opierając się jeszcze bardziej na zszokowanym Ianie. To wszystko było tak absurdalne! Prezent od fanów jasna cholera, niesamowite.
Zazdrość tyłek ściska, co? Spokojnie, kochany, możesz się ogrzać w naszym blasku — odpowiedział wrednie swojemu kumplowi, który aż parował ze złości, a radość Maxa rosła wprost proporcjonalnie do stopnia zdenerwowania Irwina.
Natomiast co do pojęcia zabawy, Ian, to Irwin najwyraźniej definiuje zabawę jako lepienie się do zajętych facetów. Sorry, mnie takie rozrywki nie interesują. — Spojrzał na Irwina już poważniejszym, nieco groźnym wzrokiem, a ten prychnął.
Lepienie się? Chyba cię pojebało. To się nazywa taniec, Max. Nie odpierdalam w takich miejscach walca.
Jeżeli tak tańczysz tutaj z każdym, to szczerze współczuję Ericowi.
— Nie musisz — przywołany do tablicy odparł, przewracając oczami.
— To może napijemy się za zdrowie naszych gwiazd? Jeszcze nie miałem okazji wam pogratulować wystąpienia. — Kevin puścił do nich oczko po tym, jak intensywnym wzrokiem wpatrywał się przez długie sekundy w stojące na stoliku wiaderko. Max uśmiechnął się szeroko, wystawiając częściowo na widok swoje ząbki.
A dzięki, dzięki. Ukłoniłbym się, ale, rozumiesz, teraz to nie najlepszy pomysł. — A Irwin ponownie prychnął tam w tle, co Max bezczelnie zignorował. — Tylko, hm, nie mamy tego do czego rozlać… — mruknął, rozglądając się po powierzchni stolika.
— A, to nie ma problemu, pójdę po kieliszki! — zaoferował uczynnie mężczyzna, zrywając się już z siedzenia. Max zaśmiał się w reakcji na jego entuzjazm, gładząc cały czas udo swojego chłopaka, który już się tam wiercił sfrustrowany brakiem uwagi.
Będę wdzięczny. — I już Kevina nie było, radosnym krokiem zmierzał do podświetlonego baru.


effsie - 2018-12-28, 16:42

TRIGGER WARNING: CRINGE

Zacisnąłem ciaśniej ramię wokół Maxa, spod brwi odprowadzając wzrokiem Kevina i dopiero gdy zniknął mi w tłumie, spojrzałem na zadowolonego z siebie blondasa.
Teraz masz już chłopców na posyłki? — mruknąłem, niezadowolony. Swoją drogą, nieco dziwił mnie ten mój chłopak, tak luźno paplający o tym, jak to bolał go tyłek po tym, jak bawiliśmy się w tym całym darkroomie. Nie to bym ja miał z tym jakiś problem, no bo, błagam, obecność setki samców wokół była częścią tego przedstawienia i naprawdę dobrze grało się mi dla publiczności, ale nie spodziewałem się takiej reakcji.
Chłopak się mi rozbestwił.
Kevin jednak wrócił ze szklaneczkami i zaczął rozlewać nam koniak. Nie znałem się na tych wszystkich drogich alkoholach, jakoś nieszczególnie na to zwracałem uwagę, ale musiałem przyznać, że był smaczny. Dla Maxa chyba niekoniecznie, bo spróbował i odstawił szklaneczkę na bok, znów wtulając się w mój bok.
Miałem już mówić, że jeśli się dobrze czuje i tak dalej, to mogę skoczyć mu jeszcze po jednego drinka, ale wtedy ktoś stanął przy naszej loży.
— No, no, Irwin, Eric, ale mi dzisiaj zrobiliście niespodziankę — oznajmił zadowolonym tonem starszy koleś. Nie wiem, ile miał lat, wyglądał tak na czterdzieści-pięćdziesiąt, ubrany jakoś tak, nie wiem… dość ekskluzywnie? Nie to, że miał na sobie gajer, ale epatowała z niego jakaś droga postawa.
To, albo ta bransoletka w postaci tego dwudziestolatka u jego boku.
Chłopaki przenieśli na niego wzrok i od razu uśmiechnęli się szeroko, wstając, by się przywitać. Ku mojemu zdziwieniu, ucałowali się w policzki.
— Niespodziankę? — podchwycił Irwin, sadowiąc się z powrotem na sofie i wydawał się jakoś zadowolony.
— Aha. Moje ptaszki doniosły mi, że wasi koledzy zrobili na dole małe show — oznajmił, odwracając się w moją i Maxa stronę. — Cześć. Jestem Van. Nawet nie wiecie, jak mi miło was poznać — powiedział, wyciągając przed siebie dłoń.
Nieco zbaraniałem, ale puściłem na chwilę Maxa i podniosłem się, żeby się z nim przywitać.
Ee… no, Ian — rzuciłem, ściskając jego dłoń, a mój chłopak zrobił po chwili to samo.
Van przytrzymał dłoń Maxa trochę dłużej, niż by to wypadało, ale w końcu puścił ją i staliśmy tak w trójkę jak debile. Niezbyt wiedziałem, co się działo.
— Usiądziemy? — zapytał, patrząc na mnie i Maxa.
Ee… no jasne, siadaj — mruknąłem, niezbyt czając, co się działo. Jakiś kumpel Erwina, no dobra, ale?
Van skinął na tego chłoptasia, którego sobie przyprowadził i usiadł po mojej lewej stronie. Max ułożył dupsko po prawej i, chyba też niezbyt łapiąc, co się dzieje, usiadł jakby kilka centymetrów dalej, niż poprzednio (co nie było trudne, skoro ostatnio ściskaliśmy się jakby nie było tu miejsca).
Irwin, jakby przebierając nogami w miejscu, musiał się wtrącić.
— Van to nasz znajomy — powiedział, dumny z siebie. — Jest właścicielem tego klubu.
Aha? No spoko? I co, mam się teraz spuszczać z szacunku dla tego, że ktoś jest właścicielem ciupy dla pedałów?
— Dokładnie. A wy — Van wskazał na mnie i Maxa — dzisiaj zrobiliście mi najlepszą reklamę, o jakiej mogłem pomarzyć.
Hę? Co? — spojrzałem na niego jak na idiotę.
— Właśnie tak. Cały klub aż huczy od plotek na temat tego, co działo się w darkroomie pół godziny temu. Przyznam, że tego nie widziałem i nie wiem, czy w nie wierzyć…
— Tak. Wierzyć. Widziałem na własne oczy! — wtrącił się Kevin. Van spojrzał na niego i nic nie powiedział, a pod naporem jego spojrzenia Kevin zamilknął.
Chciało mi się śmiać.
— Właśnie. Panowie… — Van westchnął i pokręcił lekko głową, a potem zaklaskał dwa razy w dłonie. — Jestem zobowiązany. Dopiszę wasze nazwiska na listę vipowską. W barze już wiedzą, że pijecie tu na mój koszt. I zapraszam w przyszłości. Kiedy tylko będziecie chcieli nas odwiedzić.
Wywaliłem oczy, zbaraniały, i rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu ukrytej kamery.


Gazelle - 2018-12-28, 20:23

Max także osłupiał w oszołomieniu, a do jego świadomości nie dochodziło to, co się właśnie działo. Okej, wiedział że zrobili dobre przedstawienie, rozumiał że osoby znajdujące się tam mogły to docenić (może i w tym stwierdzeniu brakowało skromności, ale, hej, to fakty!), ale… aż tak?
Na tym etapie serio zaczynał podejrzewać, że to był po prostu jakiś dziwny żart. Przecież przed ten darkroom co noc przewijało się z kilkadziesiąt osób, niektórzy pewnie praktykowali tam niemniej sprośny seks… a to akurat ich spotkało takie wyróżnienie. Czuł się o tyleż skołowany, co… dumny? Ale też nieco zawstydzony. Po raz pierwszy tej nocy się czymś zawstydził.
Um… dzięki — wymamrotał w końcu, bo Ian nadal się nie odzywał, tkwiąc w swoim własnym szoku.
— To ja wam dziękuję. — Van pokręcił głową i wychylił się, żeby spojrzeć na lekko skulonego za Ianem Maxa. — Za wasze show. Nie ma potrzeby być skromnym, nie pamiętam kiedy ostatnio spotkałem się z takim poruszeniem po scenie w darkroomie… Nagrywacie coś razem? Czy może pracujecie bardziej… stacjonarnie? — spytał z ciekawości, a oczy mu się dziwnie zaświeciły. Irwin, dotychczas milczący, parsknął krótkim śmiechem, na co Van uniósł brew.
— Po prostu mają słabość do seksu w miejscach publicznych. — Irwin ubiegł Maxa z odpowiedzią. — Chociaż chyba szkoda marnować taki talent…
Irwin.
— No, co?
— No, szkoda — mruknął Kevin pod nosem, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
Max zaczął się czuć niekomfortowo, i chyba było to widoczne w jego mowie ciała. Przylgnął do Iana i trzymał go za ramię, jakby jego chłopak był jedynym gwarantem bezpieczeństwa.


effsie - 2018-12-28, 22:04

Nagrywamy?
Uniosłem w zdziwieniu brwi, starając nadążyć za tym, co się tu działo, ale było to trochę niemożliwe. Czy właśnie jakiś facet proponował nam, znaczy mi i Maxowi… nie wiem, pracę? W sensie, żeby ruchać się w jego klubie w zamian za drogi alkohol i możliwość usadzenia tyłka w loży?
To było na tyle absurdalne, że naprawdę nie wiedziałem, czy prawdziwe.
Tymczasem Max przylgnął do mojego boku, konkretniej do ramienia, w które się wtulił, mocno. Przeniosłem na niego wzrok z tego całego Vana. Zmarszczyłem nieco brwi.
Dzięki, w sensie… no, wiesz, ale raczej nie bywamy w takich miejscach — powiedziałem, gładząc Maxa kciukiem po jego dłoni.
— Och. — Van jakby nieco się spiął, wyraźnie zasmucony. Na chwilę utkwił we mnie spojrzenie i patrzyliśmy na siebie, jakby się bijąc i sprawdzając, który pierwszy odpuści. Wytrzymałem to i, nie wiem, w nagrodę (ech?) spotkał mnie jego uśmiech. Nieco lisi, ale w gruncie rzeczy przyjemny. — Szkoda. W razie gdybyście zmienili zdanie, jesteście tu mile widziani — powiedział, na chwilę patrząc na Maxa, ale zaraz wrócił do mnie spojrzeniem. — Postawię wam następną kolejkę.
Nie trzeba — odparłem od razu, spokojnie, ale stanowczo. — Mamy już co pić — wskazałem podbródkiem na butelkę drogiego koniaku na stoliku, wciąż nie puszczając Maxa — poza tym, będziemy się niedługo zbierać. Jestem strasznie śpiący. Chyba że ty, Maxie, chcesz jeszcze zostać? — odwróciłem głowę do mojego chłopaka, zerkając mu w oczy.


Gazelle - 2018-12-28, 23:04

To nie jest tak, że Max bał się Vana – mężczyzna wyglądał w gruncie rzeczy na bardzo sympatycznego, mimo iż onieśmielającego swoją aurą, hm… bycia Kimś. Przez wielkie K. Ale Max generalnie zdołał się przyzwyczaić do obecności takich ludzi – głównie dzięki swojemu ojcu i jego znajomościom z ludźmi przypominającymi Vana. No, może nie ekscentrycznymi właścicielami klubów gejowskich, ale bogatymi, charyzmatycznymi przedsiębiorcami owszem.
Mimo wszystko, wcale nie kierowany lękiem, a czymś innym, chował się za Ianem, trzymając się go kurczowo. Bo… z minuty na minutę czuł się bardziej niekomfortowo, patrząc na znajomego zaprzyjaźnionej pary i jego świdrujące spojrzenie.
Nie, nie, chyba głowa zaczyna mnie boleć — wymamrotał zaskakująco (nawet dla niego!) małym głosem, wpatrując się w te ciemne oczy. Oto Max Stone – milion twarzy, milion nastojów na minutę.
Wydawało mu się, że Ian intuicyjnie czuł dyskomfort swojego chłopaka, dlatego zdecydował się zapowiedzieć ich rychły powrót. I Max był mu za to bardzo wdzięczny.
I nawet nie kłamał o bólu głowy – może i w jakiś sposób przywyknął już do tego dudnienia, ale nie oznaczało to że nie miało w ogóle wpływu na jego samopoczucie, zwłaszcza gdy w końcu siadł i pozwolił sobie na odpoczynek. Będąc w ruchu jakby łatwiej było się od tego odseparować.
— Rozumiem — powiedział Van, brzmiąc na lekko rozczarowanego. — W takim razie życzę wam miłej nocy, i mam nadzieję że jeszcze was zobaczę w moich skromnych progach.
Mężczyzna puścił im oczko i wstał, jeszcze raz ściskając im ręce – tym razem na pożegnanie – a potem żegnając się ze swoimi znajomymi. Jego młody, cichy, ale ładny towarzysz podążył za nim jak cień, a kiedy już schodzili ze schodków Max w końcu się lekko rozluźnił.
Idę do toalety — oznajmił, podnosząc się. I, cóż, tym razem poczuł jak najbardziej autentyczne pieczenie w tyłku. Do którego niby był przyzwyczajony i moooże odruchowo trochę wyolbrzymiał ten ból w swojej mimice, ale rzeczywiście zachowanie całkowicie prostej, stojącej pozycji wychodziło mu cokolwiek koślawo.
— Pójdę z tobą. — Ian zerwał się zaraz po nim, a Max wzruszył ramionami.
Kiedy szli (a Max właściwie próbował, wyglądając przez swój chód na bardziej pijanego niż w istocie był), czuł na sobie spojrzenia. I jak wcześniej odczuwał z ich powodu dziwną dumę, tak w tym momencie było mu po prostu dziwnie. Tylko dziwnie. I chyba rzeczywiście zmęczenie i ból głowy sprawiały, że jego postawa ogółem była znacznie mniej entuzjastyczna niż wcześniej.
Gwiazdy wieczoru, hm? — mruknął do Iana, opierając się na nim. Jego chłopak – tak, jak gdy wracali z darkroomu – objął jego szyję, a Max wtulił się w jego bok jak taka przylepa, którą się czuł.


effsie - 2018-12-28, 23:19

Chodźmy stąd, co? — spytałem, trzymając ciasno Maxa i musnąłem go ustami w skroń. Mój chłopak uśmiechnął się niemrawo i coś próbował mówić o Irwinie, Ericu i Kevinie, ale uciszyłem go ćśaniem i poprowadziłem do szatni.
Był zmęczony, ten mój chłopak, który jeszcze pół godziny temu błagał mnie o to, bym go zerżnął z całej siły, które kusił i prowokował, wzdychając i szarpiąc się w ekstazie, a teraz, patrzcie go, jaki zmarniały. Jeszcze w środku klubu zamówiłem Ubera, na którego nie musieliśmy czekać przesadnie długo.
Maxie nawet odleciał podczas nocnej przejażdżki ulicami Nowego Jorku, a później wzięliśmy jeszcze wspólnie szybki, ciepły prysznic. Zasnęliśmy u mnie, a rano podczas śniadania wróciliśmy do przekomarzania się na temat tego, kto był wczoraj największą gwiazdą.
Maxie… a wszystko w porządku? — spytałem już nieco poważniej, gdy skończyliśmy się śmiać z jakiegoś wspomnienia. — To znaczy, to wczoraj… Lubisz taki seks? — spytałem prosto, bo nie było co tego owijać w bawełnę. — To znaczy, pytam, czy ty lubisz… czy to nie jest dla ciebie coś, co robisz, bo ja to lubię — uściśliłem, nieco ciszej.


Gazelle - 2018-12-28, 23:58

Obudził się, i, o dziwo, żył. To znaczy, głowa nie pękała mu tak bardzo, jak się tego obawiał i mimo iż powiedzenie, że czuł się rześko byłoby znaczną przesadą, tak czuł się całkiem… znośnie. W nocy też nie zdarzały mu się niemiłe incydenty z rzyganiem. Może to dlatego, że jeszcze przed samym zaśnięciem wziął mocną tabletkę przeciwbólową (w ukryciu przed Ianem, żeby ten mu nie jojczył o braniu silnym lekarstw po alkoholu).
W każdym razie obudził się żywy obok swojego pięknego chłopaka skąpanego w porannym świetle, a ich oczy od razu się spotkały. Uśmiechnął się, co było niezłym zaczątkiem miłego poranka, mimo iż na umiarkowanym kacu.
Tkwiły w nich, jak żywe, wspomnienia z wieczoru i nocy w klubie, które wciąż wydawały się surrealne, ale odtwarzali je już ze śmiechem. Przynajmniej, dopóki Ian nagle nie spoważniał.
Max westchnął, odkładając trzymany wcześniej w ręku kubek z herbatą. Właściwie, miał ochotę przewrócić oczami, bo żył w szczerej nadziei że ten temat – zgody, niezgody, stosunku Maxa do ich praktyk seksualnych – był już zakończony. Nie czułby się z tym w porządku, gdyby zbagatelizował wątpliwości Iana, więc postanowił podejść do tego z należną powagą i szacunkiem.
Lubię to. Naprawdę. Uwielbiam. Przecież widziałeś. To nie były udawane reakcje — powiedział łagodnie. — Lubię też, kiedy zwalniamy i nasz seks jest spokojniejszy. Ale czasami… po prostu chcę, żebyś mnie porządnie wyruchał. A jeżeli ty też tego chcesz, to, Jezu, dzieją się tak cudowne rzeczy jak wczoraj. Serio uważam, że było niesamowicie.
Chciałby, żeby ten temat sprowokowany wyznaniem Maxa sprzed dwóch tygodni w końcu przestał nad nimi wisieć. Ale tak naprawdę były to pobożne życzenia, i nie mógł wymagać od Iana żeby o tym zapomniał.
Dopił herbatę do końca i wstał, zbierając naczynia do zlewu.
Mówiłem ci, że jeżeli coś będzie nie tak to natychmiast ci powiem. I tego się zamierzam trzymać. Ufam ci, tak mocno jak nikomu innemu w swoim życiu. I tylko tobie mogę pozwolić na takie rzeczy… bo wiem, że przy tobie jestem całkowicie bezpieczny. — Pocałował Iana w czoło, zgarniając jego pusty talerz.


effsie - 2018-12-29, 00:50

Cudowne rzeczy — powtórzyłem, uśmiechając się jak głupek na to określenie. Złapałem Maxa za udo i pociągnąłem sobie na kolana, by usiadł na mnie okrakiem i dopiero gdy to zrobiłem, przypomniałem sobie o jego dyskomforcie. — Ajj — syknąłem. — Przepraszam — udobruchałem go słodkim pocałunkiem. — Też tak uważam — dodałem, trącając jego nos własnym.
Kolejne słowa Maxa… były pokrzepiające, bardzo, i uśmiechnąłem się do niego ciepło, sięgając dłońmi talii tego gnojka.
Jesteś strasznie, strasznie głupiutki — powiedziałem. — Nie powinieneś mi mówić takich rzeczy. Teraz mogę to jakoś wykorzystać — palnąłem, uśmiechając się głupio.
Przekomarzaliśmy się jeszcze i obściskiwaliśmy, ale tego dnia miałem cel. I zadanie. Mianowicie, zadaniem było spotkanie z Betą celem pracy przy furce. Celem – wyciągnięcie od niego, co się dzieje.
I nie myliłem się, kurwa, a chciałbym, bardzo. Na początku pracowaliśmy bez słowa, próbowałem z nim rozmawiać i próbowałem, ale się opierał, aż w końcu wyskoczył na mnie z mordą.
— Przestań zgrywać w końcu takiego troskliwego!
Ja kogoś zgrywam? Stary, po prostu się martwię. Od miesiąca nie mogę z tobą normalnie pogadać i…
— To nie moja wina, że ciągle obściskujesz się z Maxem.
Hej, hej, ziom. Czil. Powiesz mi o co chodzi?
— O nic, zapomnij.
Beta, no proszę cię.
— Ja pierdolę, co chcesz wiedzieć?
Nie wiem, no… a co chcesz mi powiedzieć?
— Ian, kurwa, to ty się mnie o coś pytasz.
Ech — westchnąłem. — No dobra. To ta laska, co się z nią widziałeś?
Beta zamilkł, ale odezwał się po chwili.
— Mam tego absolutnie dość. Serio, gdzie się podziały normalne laski?
Co było z nią nie tak?
— Nic. Wszystko było kurwa okej. Poza tym, że po tym jak się pieprzyliśmy i to był, serio, seks mojego życia, stwierdziła, że na jeden raz może spoko, ale generalnie to ona nikogo nie szuka, było miło i adieu.
Ałć.
— Kurwa, czaisz, laska, typiara użyła mnie jako wibratora za free.
Trzeba ją było policzyć — nie mogłem się powstrzymać od tego komentarza.
— Ian, kurwa.
Ale nie chodziło tylko o jedną laskę. Chodziło też o inne, też o wiele innych rzeczy i poczułem pewne wyrzuty sumienia. Beta, miałem wrażenie, z czasem gdy zaczął mówić, robił mi nieświadome wyrzuty sumienia, takimi tekstami, że nawet ja mam kogoś, że zawsze, jak ze mną gada, to jestem gdzieś z Maxem, że taki mam cudowny związek i w ogóle. Nie wiedział, że zawsze jest tak różowo, że ostatnimi czasy to właściwie niekoniecznie, ale zanim zdążyłem mu cokolwiek powiedzieć, przeszliśmy już dalej, i dalej, i dalej…
I Beta pękł. Tego wieczora pęknął totalnie, bo zaczęło się od jednej laski, a skończyło dużo, dużo dalej. Gdzieś w międzyczasie wysłałem smsa Maxowi, krótko tłumacząc sytuację (że Beta-alert, pogadamy później), ale później się nie kończyło, aż w końcu postanowiłem zabrać Betę do siebie. Trochę się kręcił, że nie, że nie chce, ale powiedziałem mu, że nie ma gadania i tyle było całej tej sytuacji.
Po tym wszystkim, co z niego się wylało, miałem jakieś wrażenie, że towarzystwo Maxa, właściwie towarzystwo kogokolwiek poza mną, to nie jest dobry pomysł, więc w metrze napisałem Maxowi, że wracam z Betą, że zostanie u mnie na noc, i że chcę być z nim sam, i wyjaśnię mu wszystko później. Poprosiłem też by nie przychodził i miałem nadzieję, że to zrozumie.
A z Betą? To nie był pierwszy raz, kiedy gadaliśmy i milczeliśmy przy zaparzonych przeze mnie ziołach, gdy spaliśmy na jednym łóżku, choć miałem wrażenie, że mój przyjaciel wcale nie zamykał oczu. Jaraliśmy też faje i słuchaliśmy muzyki, chociaż nie piliśmy alkoholu. Było mi nieco żal, że nie spędzam tego weekendu z Maxem, bo od jakiegoś czasu nie udało się nam zrobić wspólnie nic więcej, niż wyjść gdzieś wieczorem, ale nie wyobrażałem sobie inaczej.


Gazelle - 2018-12-29, 02:50

Westchnął, patrząc na ekran telefonu i zaraz potem zwrócił wzrok na blat, na którym były już rozstawione składniki na kolację, którą zamierzał dla nich przygotować. Na szczęście za samo przygotowywanie jeszcze się nie zabrał, nie wiedząc o której Ian wróci. No, trudno, nic z wystawionych rzeczy nie powinno się zepsuć przez dobę, więc po prostu mógł przenieść kolację na następny dzień. Nic takiego.
Był trochę zawiedziony – to raczej normalna, ludzka rzecz – ale absolutnie nie był zły, nie miał do nikogo pretensji. Ian w końcu mu zasygnalizował, że Beta jest najwyraźniej w kiepskim stanie. I gdyby Max miał z tym problem, gdyby się o to fochał, gdyby przekładał swoje samopoczucie ponad stan swojego kolegi z depresją, to byłby skończonym, egoistycznym gnojkiem. A tak źle z nim nie było. Więc cieszył się, że Ian postanowił towarzyszyć swojemu przyjacielowi w trudnych chwilach. I jednocześnie się martwił o Betę. Nie umiał się nie przejmować, przecież już…
Przypomniał sobie wyraz twarzy Bety poprzedniego wieczoru, pod klubem, kiedy Max widział go dosłownie przez kilkadziesiąt sekund, i poczuł wyrzuty sumienia, że tak to wtedy zignorował.
W takim razie Max miał wieczór sam dla siebie, ze swoim chłopakiem wyjątkowo za ścianą. Przynajmniej mógł jeszcze trochę popracować (chociaż, o dziwo, tego dnia wszystko związane z pracą szło mu zaskakująco gładko), potem zapalił świeczkę zapachową, zrobił owocową herbatkę i pierwszy raz od dawna po prostu siedział sam ze sobą, relaksując się i nie pozwalając na to, żeby paskudne myśli psuły mu ten wieczór. I, rzeczywiście, był zaskakująco spokojny, mimo nieobecności swojego chłopaka. W końcu wiedział, że pomiędzy nimi wszystko było okej, nie mieli żadnych spięć, i ta świadomość mu wystarczyła.
Trochę przykro mu było spać ponownie w pustym łóżku – pierwszy raz od prawie tygodnia – ale Koala stanowił przynajmniej jakiś substytut, którego nie miał w Nowym Orleanie.
Przed samym zaśnięciem wysłał jeszcze do Iana sms-a na dobranoc. Mimo tego, iż jego partner był mieszkanie obok.
Pobudka bez Iana również była przykra. I przebiegł mu przez myśl pomysł z zaproszeniem Iana z Betą na śniadanie, ale postanowił się nie narzucać. Mieli w końcu zostać sami, a rolą Maxa było uszanowanie tego. Strasznie tęsknił za Ianem, jego dotykiem, jego głosem, ale też nie zamierzał się przecież zachowywać jak rozpuszczony dzieciak.
Więc na spokojnie się umył, zjadł, napisał wiadomość na dzień dobry, która powędrowała aż za ścianę, zadzwonił do rodziców, pogadał z Irwinem i z Sheryl, i czekał na Iana, jakże stęskniony. A kiedy jego chłopak po południu pojawił się w końcu w progu jego mieszkania, rzucił mu się na szyję i pocałował z taką pasją, jakby nie widzieli się co najmniej przez miesiąc.
Cześć, Ian. — Uśmiechnął się szeroko, w ten sposób manifestując swoją radość z zobaczenia się ze swoim ukochanym. — I jak Beta? Już lepiej? — spytał od razu, momentalnie poważniejąc. — Masz ochotę na wołowinę po burgundzku?


effsie - 2018-12-29, 11:33

To był ciężki dzień, ciężka noc i jeszcze cięższy poranek, bo nie było nic przyjemnego w oglądaniu swojego przyjaciela w takim stanie. Nie miałem jednak co marudzić, co robić z siebie męczennika, naprawdę chciałem mu pomóc.
Beta wciąż był u mnie. Nie dlatego, że mu nie ufałem w tym, by zostawić go samego, ale chciałem by nic nie musiał. To nie był pierwszy raz, gdy rozbijał u mnie obóz, obaj umieliśmy się w tym posługiwać – ja miałem nie robić nic nadzwyczajnego, nie chodzić wokół niego w kółko, on – po prostu niech sobie będzie. Też nic nie musiał. Różnica polegała na tym, że nie musiał nawet przejmować się żarciem, które zamawiałem czy tam robiłem dla naszej dwójki, plus w tym, że nie siedział w swoich czterech ścianach sam. Beta miał, niestety, ogromną skłonność do jaskiniowania, jak nazywałem stan, gdzie zamykał się w swojej jamie, zamawiał pizzę za pizzą, oglądał seriale, grał na pleju, nie kontaktował się ze światem, a potem dopadały go wyrzuty sumienia, z których nie potrafił wyjść, pogłębiając tylko te zachowania.
Tak było lepiej.
Cześć, Maxie — odparłem, też się uśmiechając, choć nie tak promiennie, jak on. — Beta wciąż jest u mnie… i chyba zostanie jeszcze na kilka dni — powiedziałem ostrożnie. Nie dlatego, że bałem się reakcji Maxa na taką nowinę, bo właściwie to niezbyt, ale przez jego kolejne pytanie. Chętnie zjadłbym wołowinę po burgundzku, ale czułbym się jak świnia pichcąc tu sobie z Maxem ekskluzywne dania, a potem ogarniając na szybko jakieś żarcie dla Bety.
No i… nie wiedziałem. W sensie, to nie był dla mnie żaden problem, absolutnie tak nie postrzegałem obecności mojego przyjaciela w moim mieszkaniu, ogarniania rzeczy dla naszej dwójki i tak dalej, ale niezbyt wiedziałem jaki stosunek ma do tego Max. To znaczy, nie musiał chcieć zawracać sobie dupy moim kumplem i w tym nie byłoby nic dziwnego i złego.
Brzmi bardzo smacznie, chociaż jeszcze nie wiem, jak smakuje — powiedziałem, sięgając dłoni Maxa na swojej szyi i rozplątałem je, choć splotłem nasze palce i przytrzymałem, zerkając mu w oczy. — Ale muszę raczej ogarnąć coś dla naszej dwójki, znaczy, dla mnie i Bety. Przyszedłem żeby spytać, czy jest coś, na co masz ochotę żeby zjeść, bo chcę skoczyć do sklepu.


Gazelle - 2018-12-29, 14:01

Jego promienny uśmiech nieco zgasł, ale nie okazywał sobą żadnego rozczarowania. Oczywiście, że tęsknił za Ianem i chciał z nim spędzić czas, a wizja rozłąki na kilka dni go przerażała, ale to była specyficzna sytuacja. Beta nadal potrzebował Iana. Co mogło oznaczać, że było naprawdę kiepsko.
Cieszę się, że o niego dbasz — powiedział łagodnie – i mówił naprawdę szczerze. — Jesteś świetnym przyjacielem.
Tak, jak jego droga Sheryl, która zajmowała się Maxem w najgorszych chwilach. Zresztą, Ian też się nim opiekował, ten anioł w ludzkiej skórze, ten troskliwy i empatyczny mężczyzna.
Miał tylko nadzieję, że Ian sam się tym nie przeciąża. Ale o tym mógł z nim porozmawiać innym razem, bo nie chciał żeby wyglądało to tak, jakby odwodził go od spędzania czasu z Betą.
No to słuchaj, ja przyrządzę tę wołowinę i wam przyniosę, co? Nie będziesz musiał wychodzić. I spoko, nie będę się wam tam wciskał czy coś, ale przynajmniej zjecie coś pożywnego — mówił wesoło, reklamując w taki sposób swoją propozycję. To oznaczało, że kolację będzie jadł sam, ale trudno. Mógł to zdzierżyć przecież.
No i jak… ogólnie, jakbym mógł w czymś pomóc to daj znać — mruknął już trochę ciszej. Sam chciałby móc jakoś wesprzeć Betę, ale też nie dziwił się, że mężczyzna wolał w takich momentach towarzystwo Iana. Może i dogadywali się dobrze, ale wcale nie byli jeszcze na etapie przyjaciół od serca.


effsie - 2018-12-29, 14:30

Spojrzałem na mojego chłopaka tak jakby niepewnie, jakbym nie wiedział, czy ta propozycja jest na pewno, czy na żarty, ale chyba raczej była poważna, skoro Max deklarował chęć przyrządzenia obiadu mnie i Becie. A skoro tak…
Mm… to może zrobimy obiad tam? — spytałem, kiwając głową na ścianę. — Co ty będziesz jadł? — dodałem, puszczając dłonie Maxa i kierując się do kuchni.
Zajrzałem do lodówki, szukając mięsa, które zaraz wyciągnąłem.
Co jeszcze mam wziąć?
— Ale… jesteś pewien, że…
Tak. Nie będę udawał przed moim przyjacielem, że nagle nie mam chłopaka. A Beta wie, że jak nie chce, nie musi z tobą gadać ani nigdzie wychodzić. Zrobimy razem obiad, on i tak by mi w tym nie pomógł, a potem, jeśli on nie będzie się czuł okej z twoją obecnością, wrócisz do siebie. Ale nie będziesz robił nam obiadu, przynosił go i jadł sam — powiedziałem stanowczo, bo to by było trochę za wiele. Uwielbiałem mojego przyjaciela i dbałem o jego komfort, ale komfort Bety polegał też na tym, bym i ja za bardzo się nie naginał. — Tylko, zero litości. Żadnego pytania o to, jak Beta się czuje, czy wszystko okej i tak dalej, rozumiesz? Masz zachowywać się tak, jakby nic się nie działo. Co mam brać?
Zebraliśmy odpowiednie składniki i poszliśmy do mnie. Jeszcze na korytarzu przypomniałem sobie.
Aha. Nie mówiłem ani Becie, ani Tony’emu o Lionelu. Jakoś tak wyszło. Tak ci mówię, żebyś wiedział — powiedziałem, żeby Max miał pełen obraz sytuacji. A potem pchnąłem drzwi do siebie i rzuciłem głośno już w progu: — Zrobimy z Maxem obiad! Ale spoko, damy se radę!
I zabraliśmy się za robienie obiadu, podczas którego gadaliśmy sobie normalnie w tej mojej kuchni, może tylko nieprzesadnie głośno, chociaż też nie szeptaliśmy. W pewnym momencie Beta stanął w progu, opierając się ramieniem o framugę.
— Hej, Maxie — rzucił, właściwie normalnie. — Musisz go lepiej pilnować. W nocy się do mnie kleił — oznajmił, wskazując na mnie brodą.
Wywróciłem oczami. To była prawda, no, zasnąłem i chyba tak jakoś z przyzwyczajenia przylgnąłem do ciała, które leżało obok mnie, przynajmniej dopóki Beta nie zrobił Ian, pedale, zabieraj swoje łapska, bo chyba w tym sennym stanie wydawało mi się, że to Max, ale no kurwa, nie musiał mu tego od razu gadać.


Gazelle - 2018-12-29, 20:04

Masz zachowywać się tak, jakby nic się nie działo.
W porządku, Max mógł to zrobić. I w pełni to rozumiał – jak powiedział wcześniej, nie zamierzał się wcinać i narzucać. Zamierzał za to uszanować to, że Beta chciał się dzielić swoimi zmartwieniami tylko z Ianem. Rozumiał też to, że Beta mógł nie chcieć litości i durnych pytań. Czy być w ogóle traktowanym jak małe dziecko.
Cieszył się w ogóle z faktu, że chociaż ten posiłek spędzi z Ianem. Chociaż niepokój wciąż się go trzymał, naprawdę miał nadzieję że jego obecność nie urazi w żaden sposób Bety.
Nie zamierzał przygotowywać wybranego przez siebie dania tak idealnie, jak w restauracji, zgodnie z zaleceniami. Szlag by go trafił, gdyby musiał spędzić przy garach kilka godzin. Dlatego zdecydował się na wersję bardziej przyśpieszoną, z nadzieją że również okaże się dobra. W każdym razie, Ian nie miał skąd wiedzieć, że Max trochę oszukiwał.
A kiedy rozbrzmiał głos Bety, Max odwrócił się, a potem obrzucił Iana rozbawionym spojrzeniem.
No wiesz co! — zagrzmiał w udawanym oburzeniu i zwrócił się zaraz potem do Bety: — Współczuję. Czasami rano mam problem żeby się wydostać z jego żelaznego uścisku, bo tak bardzo lubi się tulić. — Westchnął ciężko, taki męczennik. Beta natomiast postanowił nie ciągnąć tematu.
— Ładnie pachnie, co pichcicie?
Wołowina po burgundzku. Czyli, innymi słowy, mięso, warzywa, wino. — Wyszczerzył się. Danie było już zapakowane do piekarnika, ładnie wyglądające i pachnące na całe mieszkanie. — Podobno dobre. Podobno, no bo, wiesz, mięso, ja tam nie miałem okazji spróbować. W każdym razie, to jest ponoć popularne we Francji w okresie karnawału. I jak byłem ostatnio w Nowym Orleanie to w jednej knajpce ludzie się tym zachwycali, to stwierdziłem że może warto spróbować to przyrządzić — paplał, zgodnie z instrukcjami Iana zachowując się zupełnie normalnie. — Powinno być gotowe za pół godziny. A jak nie masz ochoty na mięso i zdecydowałeś się przejść na dobrą stronę mocy, no to robię jeszcze kotlety z czerwonej fasoli.
— Kotlety — prychnął Ian, a Max zgromił go spojrzeniem.
Posiłek upłynął im w miarę normalnej atmosferze, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Max starał się żartować, opowiadać jakieś anegdotki z pracy, a Beta wyraźnie starał się udawać, że wszystko jest w porządku, mimo iż Max widział, że czuje się nie całkiem komfortowo z tą grą pozorów.
Zjadł jako pierwszy (bo oczywiście jego porcja była najmniejsza), więc zabrał się od razu za zmywanie, chcąc jak najszybciej zostawić tę dwójkę samą, dla komfortu Bety. Nie mógł jednak zostawić brudnych naczyń, z obawy że żadne z nich by się nimi nie zajęło, a Max później musiałby się męczyć z szorowaniem zaschniętych resztek jedzenia.
Dobra, chłopcy, ja was zostawiam, bo muszę się zająć jeszcze pracą — westchnął ciężko, mimo iż tak naprawdę z wszelką pracą wyrobił się poprzedniego dnia. — Bądźcie grzeczni i nie hałasujcie, bo będę musiał zgłosić to zarządcy. — Puścił im oczko, i od razu opuścił kuchnię, a potem mieszkanie, wspaniałomyślnie zostawiając u Iana butelkę wina, zapełnioną w połowie. Chciał pocałować Iana na pożegnanie, ale zdecydował się jednak tym razem nie prezentować przed Betą manifestacji swoich uczuć.


effsie - 2018-12-29, 22:44

Tej nocy wieczorem, albo bardziej nad ranem, przyszedłem do łóżka Maxa, gdzie moje miejsce zajmował ten pieprzony misiek. Chciałem wywalić skurwiela, ale mój chłopak się do niego przytulił jak idiota, więc westchnąłem ciężko i przytuliłem się torsem do jego pleców, zasypiając w tej pozycji z ustawionym na rano budzikiem.
Rano Beta nie szedł do pracy, ale ja tak. Został u mnie, a wieczorem poszliśmy na spacer po Brooklynie. We wtorek wieczorem wrócił do siebie, może wciąż nie do końca szczęśliwy, ale już w nieco lepszym stanie; namawiałem go, by jeszcze został, ale był nieugięty. Nie wiedziałem, czy dobrze robię, godząc się na to, ale był dorosłym facetem i nie chciałem go niańczyć.
Wiedział, że jak coś, może na mnie polegać.
Te kilka dni było dla mnie mocno wyczerpujących i we wtorek nie miałem ochoty na nic więcej poza leżeniem w łóżku, lekkim filmem czy trzema na laptopie, leniwym seksie z Maxem; niech za skalę lenistwa świadczy fakt, że to mój chłopak odwalał większość roboty. Potem jedliśmy czipsy i przytulaliśmy się; nawet nie pamiętam, w którym momencie zasnąłem. Za to dobrze pamiętam środę, popołudnie, gdy siedzieliśmy u mnie, obaj zajęci swoimi rzeczami, a ja podniosłem wzrok na Maxa znad swoich rysunków.
Nie powiesz mi, co jutro będziemy robić? — spytałem, właściwie nie spodziewając się, że odpowiedź będzie mnie zadawalała.


Gazelle - 2018-12-30, 03:38

Post od Iana był… ciężki, generalnie rzecz ujmując. Przez poprzedni tydzień na nowo przyzwyczaił się do spędzania z nim prawie każdej wolnej chwili, ale, cóż, takie było życie. Nie zawsze mógł mieć wszystko to, czego chciał, czyż nie?
W każdym razie, we wtorek wieczorem miał już go dla siebie, a w środę wrócili do swojej rutyny, w której każde z nich zajmowało się swoją pracą, ale dzielili przestrzeń i powietrze, będąc oddzielonym tylko dystansem dzielącym kanapę w salonie Iana, od stolika przy którym ten rysował.
Jutro? — Uniósł głowę, odrywając wzrok od ekranu i kolejnego artykułu, z którym się męczył. Ech, walentynkowy popyt… — Ach, twoje urodziny — mruknął nonszalancko. Bo to wcale nie tak, że korzystając z tego wymuszonego kilkudniowego ianowego odwyku zdążył kupić to, co chciał kupić i załatwić wszystkie inne rzeczy związane z jego planami na ten dzień. I to nie tak, że od rana odliczał godziny do północy, żeby móc złożyć Ianowi urodzinowe życzenia. Nie, skąd, taki tam, dzień jak co dzień.
Odłożył laptopa i wstał z kanapy, stając za krzesłem, na którym siedział jego chłopak. Pochylił się i objął go od tyłu, opierając głowę na jego barku.
Nie — odpowiedział po prostu, podejrzanie słodkim tonem. Niespodzianka nie byłaby niespodzianką, gdyby zdradził jej esencję, czyż nie?
Stresował się tym, że coś nie wypali, że ten fajny w założeniu dzień okaże się rozczarowaniem, że niepotrzebnie nastawiał Iana na coś wyjątkowego… No, tak, zależało mu. To było być może trochę głupiutkie, ale to były pierwsze urodziny Iana (i pierwsze walentynki, tak swoją drogą), które mieli spędzić razem jako para. I bardzo prawdopodobnym jest, że Ian nie mógłby zrozumieć, dlaczego dla Maxa było to aż tak ważne, ale… cóż, było. Po prostu. I chciał uszczęśliwić swojego chłopaka, tego drogiego Iana, który ciągle go rozpieszczał, ciągle o niego dbał.
Dużo ci jeszcze tego zostało? — wymamrotał w szyję ukochanego, po czym złożył na niej leniwy pocałunek.
Sam w zasadzie nie ukończył swojego artykułu, ale oj tam.


effsie - 2018-12-30, 09:45

Maxie nachylił się nade mną, niby taki w ogóle nie przejmujący się tym całym jutrzejszym zamieszaniem, ale wiedziałem lepiej. Gdyby miał to gdzieś, nie pytałby się miesiąc temu, co wtedy robię, blablabla, ten mój głupi chłopak.
Już tak nie udawaj, że zapomniałeś — rzuciłem, uśmiechając się wrednie i sięgnąłem po telefon. Włączyłem go i podetknąłem Maxowi pod nos. — Widzisz, mam tutaj zapisane: jutro, od siedemnastej, Maxie. Ustawiłem ci czas do północy, ale jak coś to powiedz, mogę skrócić — palnąłem, szczerząc się jak debil.
Zamruczałem głupio, kiedy się do mnie przytulił i pocałował, nieco wyciągając szyję, by ułatwić mu do niej dostęp. Chyba jakoś z biegiem czasu polubiłem takie durne pieszczoty, w których kiedyś się nawet nie widziałem.
Mm… jak nie masz nic do robienia to mogę już skończyć — mruknąłem. Prawda była taka, że te wszystkie dziarki, które tu ciskałem, były już na przyszłość, tę czerwcową, więc naprawdę nie były tak pilne. Robiłem to, bo chciałem mieć zapas, poza tym lubiłem, więc takie tam. No i Maxie w tym czasie też pracował nad swoimi rzeczami, więc mu nie przeszkadzałem. — A gdybyś… hmm?
Przerwałem w pół zdania, słysząc dźwięk dobiegający z mojego telefonu. Trzymałem go w łapie i podniosłem na wysokość oczu, by odkryć, że oto, proszę państwa, dzwoniła moja rodzona matka, Lana Monaghan.
Właściwie nie było to niczym dziwnym. Lana zawsze dzwoniła trzynastego, tu, w Stanach, bo wtedy w Australii był już czternasty i dla niej liczyło się to jakby bardziej. W sumie rozumiałem tę logikę i mogłem się z nią zgodzić.
Cześć, mamo — rzuciłem do ekranu, odbierając połączenie na FaceTimie, zanim jeszcze Internet załapał i pojawiła się mi jej twarz.
— Hej, Ian, wszy… ooch, cześć, Maxie! — przerwała, widząc mojego chłopaka uwieszonego mi na szyi. — Ale ci urosły włosy!
Parsknąłem śmiechem na tę reakcję mojej mamy, no, brawo, widać co tu jest ważniejsze: urodziny własnego syna, czy włosy jego chłopaka.
— Cześć! Jak miło cię widzieć!
— Dostałam wczoraj twoją kartkę z Nowego Orleanu! Byłeś w Nowym Orleanie?!
Ekhm. Mamo.
— Aaach, no, Ian, tak. Wszystkiego najlepszego, kochanie!
— Eeej! Ja miałem mu pierwszy złożyć życzenia!
— Trzeba się było pospieszyć! Tutaj już dawno mamy czternasty lutego — zachichotała moja mama i puściła Maxowi (albo nam, ale raczej Maxowi) oczko. — Co słychać, chłopcy?
I porozmawialiśmy chwilę z moją mamą, obaj, Max wciąż uwieszony na mojej szyi. Było śmiesznie i wesoło, jak to zawsze z Laną, ale powoli musiała się już zbierać do pracy.
— To jak, macie jakieś szalone plany na dzi… na jutro? — spytała, poprawiając się, kiedy przypomniała sobie, że tutaj u nas to raczej wieczór.
Nie wiem — mruknąłem, udając jaki to jestem naburmuszony z tego powodu. — Coś sobie wymyślił i nie chce mi powiedzieć. A mówiłem mu, że nie potrzebuję żadnych wydumanych prezentów, wystarczy Viagra i… ałaa, idioto! — krzyknąłem, czując, jak Max ugryzł mnie mocno w szyję. — Co ty robisz?!
Zadowolony z siebie odsunął usta i powiedział pewnym siebie tonem:
— Nie będziesz mi mówił, co mam ci dawać, a czego nie.
Lana zachichotała na ekranie i pokiwała głową.
— Rozumiem. A na weekend? Macie jakieś plany na weekend? — spytała.
Ta — mruknąłem, sięgając dłonią szyi, by ją rozmasować, ale Max już mnie tam pocałował i podmuchał lekko, jakby to miało coś pomóc. — Lecimy do San Jose.
— San Jose? Do… — Lana urwała w pół słowa, zerkając na Maxa, a potem znów na mnie i znów na Maxa. — Och. Lecicie do San Jose. No popatrzcie.Kto by się spodziewał — dodała, uśmiechając się jak idiotka, ech, ta moja matka. Nie wiedzieć czemu, ta informacja ją jakoś podejrzanie rozbawiła i tylko uniosłem kpiąco brew.
Czy ty się zjarałaś przed pracą? Jeśli tak to jesteś największą hipokrytką jaką znam, naprawdę, sama jakiś milion razy trułaś mi o to banię — gadałem.


Gazelle - 2018-12-30, 14:27

Skrócić? — mruknął z dezaprobatą. — Raczej przedłużyć, chyba że chcesz się dobrowolnie pozbawić swojej ulubionej części.
W końcu w planach na jutrzejszy wieczór i noc nie mogło zabraknąć tego, co jego piesek lubił najbardziej – czyli dobrego, urodzinowego seksu. Oczywiście, że Max o tym pamiętał, jakże by mógł nie.
Nie było mu dane w całości usłyszeć propozycji Iana (nie, żeby mógł z niej od razu skorzystać; w końcu musiał najpierw skończyć ten jebany artykuł), bo przerwała im Lana. Ucieszył się, widząc ej twarz, a kobieta ucieszyła się widząc Maxa uwieszonego na szyi jej syna. Stęsknił się za matką swojego chłopaka, naprawdę, chyba nawet było to porównywalne do tęsknoty za jego własną matką (aczkolwiek nie odważyłby się tego wyznać na głos), a z tą ciepłą, cudowną kobietą rozmawiało się jak zwykle miło.
Wymienił z Laną spojrzenia, w których tkwił przekaz znany tylko tej dwójce, gdy padła informacja o ich wspólnej wizycie w rodzinnym domu Maxa. Doskonale zdawał sobie sprawę z nadziei, jakie Lana wiązała z pierwszym związkiem swojego syna. A Max obiecał sobie, i jej, że jej nie zawiedzie. I mimo iż nie było to tak, że Lana stawiała przed nim jakieś wymagania, to miał jakąś wewnętrzną potrzebę sprawienia, żeby była z niego zadowolona.
— W takim razie pozdrówcie ode mnie twoich rodziców, Max — powiedziała Lana, cały czas się uśmiechając.
Potem pożegnali się i zakończyli rozmowę, a Max pochylił się mocniej i przekręcił głowę, żeby złapać usta Iana w swoje.
— Chcesz…
Sorki, muszę skończyć artykuł — przerwał Ianowi, a mężczyzna jęknął.
I pisanie tego zajęło mu, niestety znacznie więcej czasu niż planował. Udało mu się jednak wyrobić i ziewnął głośno, zamykając swój komputer.
— Idziemy spać? — zagaił Ian, który już dawno przestał zajmować się rysunkami i po prostu coś przeglądał na telefonie.
Nie ma mowy, musimy zaczekać do północy. — Pokręcił głową, a na jego twarzy wykwitł zdeterminowany wyraz. — Chcę ci złożyć życzenia jako pierwszy.
— Lana cię już wyprzedziła.
Jako pierwszy w Ameryce — skorygował. Ian zaczął stukać palcami o swoje kolano, uśmiechając się w podejrzany sposób.
— Skoro tak, to musisz mnie jakoś zająć żebym nie usnął — stwierdził, a Max się roześmiał i podszedł do niego, usadzając się na jego kolanach okrakiem.
Da się zrobić — wyszeptał mu prosto w usta.
I, rzeczywiście, udało im się wypełnić czas oczekiwania na północ w przyjemny sposób, zwieńczony przyjemnym prysznicem, a kiedy budzik Maxa w końcu zadzwonił (tak, ustawił sobie budzik żeby nie przegapić wybicia północy), rzucił się na swojego chłopaka ze słodkimi życzeniami i pocałunkami, zmuszając Iana do zignorowania jego dzwoniącego telefonu.
— Głupi jesteś — mruknął Ian we włosy Maxa, gdy ten po krótkiej sesyjce urodzinowego obściskiwania się wtulił się w końcu w niego.
Tylko dla ciebie — odmruczał sennie, zmęczony po seksie. I wkrótce udało im się zasnąć, w pozycji w której Max wciąż był przylepiony do swojego nagiego chłopaka.
Ranek był w miarę zwyczajny – pomijając fakt, że Max się wyjątkowo postarał z urodzinowym śniadaniem – po czym rozdzielili się, każde w swoją stronę: Ian do siłowni, a Max do redakcji.
Pierwszym punktem urodzinowego wieczoru Iana było planetarium, do którego Max zamierzał go zabrać. Początkowo zamierzał wybrać się z nim do obserwatorium Kopernika, ale to niestety było otwarte tylko w piątki i w soboty, więc pozostała mu tylko opcja z Planetarium Hayden. I wprawdzie nie musieli się w tym celu wybierać daleko, bo nadal pozostawali w Nowym Jorku, ale Max uznał, że zamiast trzaskać się metrem, wygodniej będzie mu pożyczyć od Sheryl samochód. I pod studio Iana podjechał czerwoną Toyotą Corollą, pierwszy raz od miesiąca dzierżąc kierownicę (tym razem normalnie, siedząc po tej stronie, do której był przyzwyczajony przez lata).
Ian stał już przed lokalem, paląc papierosa, i z uniesioną brwią patrzył na Maxa wysiadającego z samochodu od strony kierowcy.
Zapraszam pana do środka — rzekł, szarmancko otwierając przed Ianem drzwi pasażera.


effsie - 2018-12-30, 14:55

Podczas dnia jeszcze się upewniłem, czy widzimy się w domu, ale Max kategorycznie zaprzeczył, każąc mi czekać w pracy. Zażartowałem, że w takim razie może po prostu przyjmę jeszcze jednego klienta, ale zareagował wymowną ciszą i wiedziałem, ooo, wiedziałem, że prosimy nie żartować na ten temat. Ale i tak jakoś nie wiem, nie mogłem, denerwowało mnie to idiotyczne oczekiwanie i nadmuchanie całej sytuacji, robienie z urodzin wielkiego czegoś. Więc w przerwie pomiędzy szopem a deską wyskoczyłem do pobliskiego sklepu żeby kupić mojemu chłopakowi walentynkowy prezent.
Stałem więc i czekałem, jak debil, paląc faję i trzymając w ręku małą bombonierkę, ale kiedy zobaczyłem Maxa podjeżdżającego samochodem zapomniałem o tym, jaki to miałem nie być smug i w ogóle, tylko uniosłem wysoko, wysoko brew.
No co on znowu odpierdalał, ech?
Wbiłem więc do środka, nie mogąc nie skomentować tego zjawiska.
Już cię doszczętnie pojebało, nie? — spytałem, kręcąc głową i przypomniałem sobie o moim małym prezencie. — Masz, to dla ciebie — powiedziałem, wyciągając do niego pudełko czekoladek.
A potem nie mogłem się powstrzymać przed dalszą kpiną.
Teraz co, zawiążesz mi oczy? Czy mogę widzieć, gdzie jedziemy? — spytałem głupio.


Gazelle - 2018-12-30, 16:40

Po wpuszczeniu Iana do środka i zamknięciu za nim drzwi, sam usadził się z powrotem przed kierownicą. W środku zadbanego auta pięknie pachniało – w końcu to było auto Sheryl – mieszanką kwiatowo-piżmową.
Ej, tak będzie szybciej i wygodniej — fuknął, oburzony faktem że Ian nawet nie docenił tego, że Max wcielił się w rolę jego osobistego szofera. Rozpromienił się chwilę potem, gdy Ian wręczył mu czekoladki, ale i trochę zdębiał, nie rozumiejąc czemu Ian dawał mu je w swoje urodziny.
Ach, tak, walentynki. Uderzył się mentalnie w czoło, orientując się że tego dnia świat celebrował nie tylko urodziny najwspanialszego faceta na świecie, ale również kiczowate święto zakochanych.
Ojej, dzięki. — Nachylił się ze swojego siedzenia i ujął twarz Iana za podbródek, żeby go czule pocałować. — A z zawiązaniem oczu to dobry pomysł, szkoda że nie wpadłem na to wcześniej i nie włożyłem na siebie koszulki, która mogłaby się do tego nadawać. — Puścił mu oczko.
Odłożył pudełko czekoladek na siedzenie z tyłu i zapiął pasy, odpalając silnik i zerkając w lusterko, aby dobrze wycofać w auto i w nic nie uderzyć. W Nowym Jorku miał okazję poruszać się autem dosłownie kilka razy, docelowo polegając na komunikacji miejskiej. Miał włączoną nawigację w telefonie, który był już umieszczony na specjalnym stojaku, ot, na wszelki wypadek, chociaż droga do interesującej go lokalizacji była banalna.
Z tego, co mówiło Google, auto skróciło czas wyprawy do planetarium o ponad połowę, co tylko uświadczyło Maxa w przekonaniu, że warto było je (auto, nie planetarium) pożyczyć od przyjaciółki.
Włączył radio, żeby coś tam sobie brzdąkało w tle i przerywało ciszę, bo Max nie odzywał się dopóki nie wjechał na drogę numer czterysta dziewięćdziesiąt pięć. Wtedy rozluźnił się, widząc przez sobą relatywny spokój na drodze (jak na Nowy Jork przynajmniej) i zwrócił się do Iana:
Nie powinno być teraz korków, więc za góra trzydzieści minut będziemy na miejscu.
Nie zdradzał nadal miejsca, do którego zmierzali, mimo iż w sumie już mógł. Ale chciał zachować niespodziankę do końca, mimo iż… wcale nie była to jakaś wielka, niesamowita niespodzianka. Ciekawiej by było, gdyby zabrał Iana do tego obserwatorium, ale, cóż, innym razem.
Nawigacja pokazywała, że gdyby z Queens zjechał na dwieście siedemdziesiąt osiem i przejechał przez Zachodni Harlem to byłby na miejscu parę minut wcześniej, ale taka oszczędność czasu wydawała się idiotyczna zważywszy na bramki przez które musiałby przejechać i zapłacić.
A tak to, poza dwoma postojami na światłach, uwinęli się i tak całkiem szybko, parkując w okolicy imponująco wyglądającej, dużej szklanej kostki z kulą w środku.
Byłeś tutaj kiedyś? — spytał, kiedy wysiadali z auta i podążali w stronę wejścia do budynku. Bo, dureń, oczywiście nie pomyślał o tym, by upewnić się wcześniej czy aby jego niespodzianka nie kręciła się wokół (he, he) miejsca, które było już Ianowi znane. Spojrzał na zegarek. Powinni zdążyć na kolejny pokaz „Dark Universe”.


effsie - 2018-12-30, 17:13

Oczywiście, że przez cały czas, kiedy Max prowadził, zagadywałem go o głupoty, urządzając sobie prywatny konkurs na to, gdzie też może mnie zabierać ten mój chłopak. Max nie za bardzo chciał uczestniczyć w moich dywagacjach, z prostego powodu, że był frajerem, no i tyle, hej, cześć, koniec gadki. Właściwie to obstawiałem, że wywiezie mnie do jakiegoś lasu, że w bagażniku ukrył śpiwory i takie sprawy, że zrobimy sobie małą randkę oglądając gwiazdy i nara, taka powtórka z Sylwestra i byłoby całkiem miło, no ale nie, rzeczywistość była inna.
Dojechaliśmy… do Central Parku. Rozejrzałem się wokół, szukając ukrytej kamery, bo co jak co, ale no nie spodziewałem się podwózki pod Central Park, hej. I, w tym kontekście, naprawdę durnego pytania Maxa.
W Central Parku? No, jakieś w przybliżeniu miliard razy — odparłem, przyznaję, totalnie zaskoczony. Nie wiem, czy bardziej tym, że Max zabrał mnie do Central Parku i robił z tego taką aferę, czy tym, że znalazł miejsce parkingowe. Na jebanym Manhattanie.
— Tak. Zabrałem cię do Central Parku — zironizował mój chłopak, wywracając oczami. — W planetarium, idioto.
Aaa. — Dopiero teraz podniosłem wzrok na budynek, w którego kierunku szliśmy. Myślałem, że idziemy po piwo, czy coś. — Nie — dodałem, a potem jakby dopiero załapałem. — Idziemy do planetarium? — spytałem, przyznaję, jak idiota, no bo to nie tak, że mi to przed chwilą powiedział. — Kurde, Maxie, zabulisz za ten parking więcej, niż za butelkę wódki — gadałem, obejmując mojego chłopaka, przy tym specjalnie go denerwując, bo chyba on był bardziej zajarany tym całym pomysłem, który tu zorganizował, niż ja sam. Serio. Autem. Na Manhattan. Godzina parkingu kosztowała tu z dziesięć dolców, już nie mówiąc o buleniu za mosty.


Gazelle - 2018-12-30, 18:14

Wzruszył ramionami, niby taki nonszalancki i pewny siebie, a w gruncie rzeczy niepokój i stres w jego miejscu narastał. A co, jeżeli przesadził i tylko się wygłupił? Chciał zrobić dla Iana coś fajnego, na tyle, na ile miał możliwości – zważywszy zwłaszcza na ograniczony czas. I był przygotowany na to, że jego portfel będzie mocno obciążony – przecież już sama opłata za parking już go wypłukiwała z gotówki, ale spodziewał się tego, przekalkulował to wcześniej, a w dodatku w ostatnich dniach udało mu się trochę podreperować budżet na freelancerce. Miał przecież na to czas, gdy Ian zajmował się Betą, i trzaskał sobie wtedy jakieś teksty na strony internetowe, reklamy, ogłoszenia i inne takie bzdury.
Wybranie się do planetarium z wódką nie byłoby najlepszym pomysłem, ani upicie się przed jutrzejszą pracą i wylotem, nie sądzisz? — mruknął. Był trochę zawiedziony mało entuzjastyczną reakcją Iana. Spodziewał się… że bardziej spodoba mu się ten pomysł. No, ale tu chodziło o zadowolenie Iana, nie Maxa.
Weszli w końcu do środka interesująco wyglądającej budowli. We wnętrzu znajdowały się różne wystawy i kioski, z pamiątkami, z biletami, mały bufet, a wystrój ogólnie nawiązywał do tematu kosmosu (cóż za zaskoczenie). Ogólnie, robiło to całkiem niezłe wrażenie.
I co o tym sądzisz? — spytał, trochę nieśmiało. Obserwował uważnie Iana i jego mimikę od momentu przekroczenia sporych drzwi. — T-to oczywiście nie wszystko, właściwie za niedługo zamykają, ale przynajmniej zdążymy zobaczyć pokaz tam na górze, i… no, na razie nie zabiorę cię w kosmos, niestety, ale to jest chociaż taka namiastka…
Z każdym kolejnym słowem zdawał sobie sprawę z tego, jak głupiutko brzmiał. Jak ostatni kretyn.


effsie - 2018-12-30, 21:58

Wzruszyłem ramionami.
— A kto mówi o upiciu się? Tak tylko trochę, żeby wprawić się w dobry nastrój — rzuciłem, ale było mi wszystko jedno. To o wódce palnąłem tak o, bo mi przyszło do głowy, nie było się w tym co doszukiwać drugiego dna.
W każdym razie, rzeczywiście weszliśmy do tego planetarium, a ja nie do końca wiedziałem, o co chodzi. Z Maxem, od tych trzech i pół miesiąca, kiedy właściwie spędzaliśmy ze sobą naprawdę większość czasu, nigdy nie byliśmy w takim miejscu i do tej pory jakoś nie zapowiadało się na zmiany. Nie to, że byłem wrogiem muzeów i tym podobnych, jeśli coś było wartego uwagi to chciałem to zobaczyć, choć, okej, to na pewno nie była moja pierwsza rozrywka. Prawdę mówiąc, poza tą jedną wystawą mojego kumpla jakoś na początku stycznia, żaden z nas nawet nie poruszał tematów takich wycieczek i zbiło mnie z tropu to, że ciągnął mnie tutaj akurat dzisiaj. Rozejrzałem się trochę skołowany po wnętrzu. Budynek był niczego sobie, ale wciąż nie wiedziałem, o co chodzi. Dopiero pytanie Maxa, a potem jego tłumaczenie, dały mi do myślenia.
Aaa — załapałem, albo chociaż tak mi się wydawało. — To dlatego tu jesteśmy? — upewniłem się, patrząc na mojego chłopaka. — No dobra, to idziemy po bilety?
Ale Max już miał kupione bilety, więc poszliśmy prosto na show, który zaraz się zaczął.
Pokaz – pokaz był w porządku. Był w sumie ciekawy, Tyson mówił w interesujący sposób j dowiedziałem się rzeczy, o których nie miałem pojęcia, ale, co tu będę dużo mówił, ani trochę nie przypominało to lotu w kosmos. To znaczy, projekcja była zrobiona dobrze i w ogóle, to wszystko wyglądało naprawdę super, ale wciąż siedzieliśmy zamknięci w jakimś pomieszczeniu, udając, że oglądamy gwiazdy. Nie oglądaliśmy gwiazd, raczej je, sfotografowane i zmapowane, taki mały pokaz Gwiezdnych Wojen. Spoko, lubiłem Gwiezdne Wojny.
Max był jakiś dziwnie poddenerwowany i chyba chodziło o to, że zależało mu na tym, by mi się podobało. Nie chciałem mu robić przykrości, bo w sumie to było spoko, było też coś miłego w tym, jak pamiętał tę pierdołę, którą mu powiedziałem trzy miesiące temu, ale no… to nie był prawdziwy księżyc. Max to oczywiście wiedział, a ja pod żadnym pozorem nie zamierzałem narzekać. Lubiłem oglądać gwiazdy, bardzo, ale w nich magiczne było to, jak się pojawiały lub nie, jak należało ich wypatrywać i szukać, jak czasem wszystko zasłoniła głupia chmura, a przede wszystkim to, że były prawdziwe.
Prawdziwy był też mój chłopak, który się starał, to bez dwóch zdań. Dlatego uśmiechnąłem się do niego szeroko, gdy tylko opuściliśmy ten pokaz, rzucając od razu:
Nigdy nie umiem zapamiętać tych gwiazdozbiorów po tej stronie globu. Myślisz, że możemy tu gdzieś kupić taką lamerską mapę amerykańskiego nieba?
Amerykańskie niebo było oczywiście eufemizmem, bo na szczęście ta cała ich propaganda nie sięgała jeszcze (jeszcze) tak daleko, by zawłaszczać sobie niebo, ale kto wie, kto wie, co będzie w przyszłości?


Gazelle - 2018-12-30, 23:53

Rzeczywiście, był poddenerwowany, chociaż wydawało mu się że po tym jednym małym pokazie niepewności ukrywał to już znacznie lepiej. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nijak ma się do prawdziwego, nocnego nieba, do prawdziwego księżyca, do prawdziwego kosmosu – że to była tylko ta właśnie namiastka. Wielki wszechświat w tak niewielkiej przestrzeni, szansa na wprowadzenie się w iluzję, że jego ogrom jest osiągalny do objęcia wzrokiem.
W każdym razie, żałował że nie mieli więcej czasu ponad ten relatywnie krótki pokaz, po którym planetarium miało się zamknąć na ten dzień. Bo to w zasadzie bardziej przypominało zwykły wypad do kina, aniżeli coś, czym można by się napawać.
Odwzajemnił szeroki uśmiech Iana, a kiedy go dostrzegł to autentycznie poczuł ciężar spadający z piersi.
O ile się nie mylę, granice przestrzenne państwa nie sięgają aż do kosmosu… mam nadzieję — mruknął żartobliwie, bo i przecież wiedział że Ian całkowicie poważnie o jakimś amerykańskim niebie. — W ogóle wiesz na co raz wpadłem? Na stronę, która sprzedaje akty własności ziemi na księżycu. Tak, ziemi na księżycu. Czaisz, dostajesz mapkę z zaznaczonym miejscem, które jest niby twoją własnością, a do tego certyfikat potwierdzający prawo własności. Ale, ja pierniczę, jakie niby prawo? Co jest jego podstawą? I to jest mega tanie, jeżeli ktoś uwierzy że naprawdę zyskuje taką własność, ale za drogie na taki durny papierek — prychnął, schodząc z Ianem na dół. — Ale to, o czym mówisz… pewnie będzie w tym kiosku z pamiątkami. Tym koło kasy biletowej, to możemy zobaczyć — podsunął, tam właśnie prowadząc Iana.
A potem jedziemy na Harlem na kolację — oznajmił wesoło. — Pewnie jesteś głodny, co? Sorki, że zaciągnąłem cię najpierw tutaj, ale chciałem zdążyć przed zamknięciem — przyznał.
W kiosku rzeczywiście znajdowała się mapa przedstawiająca gwiazdozbiory na tej półkuli. Ponadto było tam mnóstwo innych, małych i większych pierdółek – jakieś bluzy, kule śnieżnie, inne gadżety nawiązujące do kosmosu.
Musimy kiedyś sami zlokalizować te gwiazdozbiory — powiedział, starając przy Ianie wpatrującego się w szereg map w różnych rozmiarach. Sam się w sumie na tym nie znał, to jest na znajdowaniu konstelacji gwiazd i tak dalej, będąc typowym chłopcem z dużego miasta.


effsie - 2018-12-31, 03:40

Chciałbym kiedyś polecieć na Księżyc — mruknąłem, przechodząc z Maxem obok zbiorów jakichś konstelacji, na które właściwie nawet nie zerknąłem. — Nie muszę mieć żadnej ziemi na nim, to jest dla mnie za trudy temat, w ogóle jej nie potrzebuję, ale chciałbym tam kiedyś polecieć. Znasz tę piosenkę takiego niemieckiego zespołu, oni się nazywają Rammstein, Amerika? Pewnie nie. Ty jesteś całkiem amerykański — skomentowałem nagle, kij wie skąd. Najwyraźniej tak mnie naszło.
Nigdy nie byłem na koncercie Rammsteina, ale chciałbym, gdyby mnie było stać. Niestety, kiedy byli w US, najtańsze bilety stały po sześć-siedem baniek i to było daleko poza moim zasięgiem. A szkoda, wielka, wielka szkoda.
A dasz mi prowadzić? — rzuciłem, uśmiechając się półgębkiem, choć liche były moje nadzieje. Prawdę powiedziawszy, nie zależało mi jakoś szczególnie, więc spytałem: — Zostawimy tam auto? Czy jedziemy jakoś dalej?
Chyba tego o sobie nie wiedziałem, ale niekoniecznie przepadałem za niespodziankami.
W końcu weszliśmy z Maxem do lamerskiego, absolutnie, sklepu z pamiątkami, a ja zlokalizowałem mapy nieboskłonu. Oczywiście, że mieli tylko te północne i nawet nie miałem co marzyć o moich, australijskich, ale – z drugiej strony – narzekanie byłoby głupie. Przecież podobno je chciałem.
Max w końcu stanął przy mnie, co pewnie oznaczało, że tkwiłem w miejscu już jakiś czas. Rzucił ten komentarz o gwiazdozbiorach i nie mogłem, nie mogłem się powstrzymać.
Czy nie pokazałem ci już najważniejszego? Jestem przekonany, że mówiłem ci, gzie znaleźć Wielkiego Psa.


Gazelle - 2018-12-31, 15:19

Parsknął śmiechem, bo sposób w jaki Ian nazwał go całkiem amerykańskim brzmiał prawie jak obelga.
Nie sądzisz, że jako Amerykanin powinienem znać piosenkę, która godzi w moją najwspanialszą ojczyznę? — zironizował. — Ale znam, przecież to ciągle leciało na MTV — zauważył. — Więc to cię zainspirowało do podróży na Księżyc? Chciałbym cię kiedyś zabrać… na taki prawdziwy Księżyc. Szkoda, że na razie jest to nieosiągalne.
Naprawdę, szkoda. Bo naprawdę chciałby spełnić marzenie swojego ukochanego chłopaka, który zasługiwał na to bardzo, bardzo mocno.
Chcesz prowadzić? No, spoko, wklepię ci w nawi co i gdzie — wzruszył ramionami, bez wahania zgadzając się na przekazanie kierownicy Ianowi. Wprawdzie nie powinien rządzić się nieswoim autem, ale był prawie pewien, że Ian był lepszym kierowcą od niego, więc wcale się nie obawiał. — I najlepiej będzie zostawić auto tam, na miejscu, przy knajpce, bo kierujemy się na obrzeża dzielnicy.
Pokręcił głową, ponownie się śmiejąc w reakcji na ten jakże cwany tekst o Wielkim Psie. Ach, kochał, naprawdę kochał to, że z Ianem już zaczęli sobie tworzyć swój własny język. Mieli takie hermetyczne motywy, które dla osób z zewnątrz były kompletnie niezrozumiałe, i dla Maxa było to coś absolutnie wyjątkowego i cennego.
Kupił Ianowi mapę, która go w końcu zainteresowała („Taki chuj, Ian, chowaj ten portfel. Masz urodziny”), a jako iż do zamknięcia budynku pozostały dosłownie minuty, to postanowili po szybkim przejrzeniu jednej z wystaw udać się już do stojącej na absurdalnie drogim parkingu Toyoty.
— Cześć, kochani! — W lokalu, który z zewnątrz wyglądał na pierwszy rzut oka całkiem ładnie i elegancko, ku wyraźnemu zaskoczeniu Iana przywitał ich wyszczerzony Irwin.
— Max, czy ty mnie zabrałeś na kolację do wege knajpy? — jęknął jego chłopak, a Max objął go ramieniem, uśmiechając się wesoło.
Owszem. Ale nie przejmuj się, dla ciebie dzisiaj Irwin przygotował specjalnie menu. — Puścił przyjacielowi oczko, a ten zaprowadził ich do specjalnie przygotowanego dla nich stolika w kąciku oddzielonym od reszty sali parawanem.
Prawdę mówiąc, Max początkowo wcale nie planował zabrać ich na kolację akurat do restauracji Irwina. Właściwie, tylko spytał się go o rekomendację, a wtedy Irwin się oburzył, że Max nawet nie wziął pod uwagę najlepszej restauracji w mieście (w sensie, że jego). Wówczas Max słusznie zauważył, że jego chłopak jest mięsożercą-barbarzyńcą i Max nie zamierza go pozbawiać tej przyjemności.
— Matko, Max, co to za problem? Już babrałem się z mięsem przez lata, przygotuję temu twojemu Ianowi takie danie, że opadnie mu szczęka z zachwytu.
Więc ustalili między sobą, że Irwin przyrządzi dla Iana w swojej świątyni specjalny stek, a Max dostał na całą kolację ładny rabat. I dlatego właśnie wylądowali tego wieczoru w Harlem.


effsie - 2019-01-01, 01:43

Miałem już mówić, że totalnie nie, że w życiu bym nie oparł takiego, niech będzie, marzenia, na czymś równie przypadkowym. Zresztą, ten Księżyc miał większy sens i chyba już o tym opowiadałem Maxowi, ale jeśli wtedy mnie nie słuchał to nie było sensu powtarzać.
— Już mnie zabierasz. W kosmos — mruknąłem, obejmując go na chwilę od tyłu, prosto w ucho tego małego skurwysyna. — Kto by myślał o jakimś Księżycu, jak ma ciebie.
Mówiłem absolutną prawdę, bez grama koloryzowania. Za każdym jednym razem, gdy uprawialiśmy seks, wykazywałem poza tę orbitę, no i? Co mogło być lepszego? Wycieczka po planetarium? Błagam.
Ja naprawdę nie żartowałem z tą Viagrą.
W każdym razie, dojechaliśmy do knajpy Irwina i sobie usiedliśmy, super, miło, ekstra. Wciąż nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Max robił dużo więcej zamieszania wokół tych całych urodzin, niż to było potrzebne: że auto, że specjalna nowa atrakcja, że super kolacja, no, serio czułem się nieco skrępowany. Zwłaszcza że Irwin powiedział, że mam się nie przejmować, że on mi już zrobi jedzenie i nawet nie powie co. Usiadłem więc za tym całym parawanem, nastawiony dość sceptycznie, i spojrzałem na Maxa.
— I co robiłeś z Jaredem w Walentynki? — mruknąłem. Nawet nie wiem, skąd się wzięło to pytanie, serio. Sam się nim zdziwiłem, gdy już je wypowiedziałem, ale no przecież tego nie cofnę.


Gazelle - 2019-01-01, 02:53

Czekali na szumnie zapowiadane potrawy, które kumpel Maxa miał przyrządzić osobiście, a sam Max uniósł brew, słuchając pytania Iana.
Nie zabierałem go do planetarium — odparł, być może trochę ostro. Ale, mimo iż to było tylko pytanie, które równie dobrze mogło nie mieć za sobą żadnych ukrytych motywów, to Max czuł jednak swego rodzaju insynuację, jakoby przenosił na Iana standardy ze swojego poprzedniego związku. A tak nie było.
Aczkolwiek bardzo prawdopodobne jest, że Max to zwyczajnie nadinterpretował.
No… w pierwsze wspólne walentynki zabrał mnie do kina na jakieś romansidło, takie typowe że nawet nie pamiętam tytułu. Tuliliśmy się tam i obściskiwaliśmy jak banda małolatów. Potem… chyba jeszcze coś planował, ale… no, nie daliśmy rady — powiedział, nie zdradzając szczegółów. — A w nasze drugie walentynki zjedliśmy kolację na tarasie widokowym w centrum miasta. Ale może nie rozmawiajmy o moim byłym, hm? — mruknął, bo nie za bardzo widziało mu się w tym momencie dokładnie odtwarzać randek ze swoim eks.
Zresztą, w tym przypadku bardziej niż na walentynkach zależało Maxowi na urodzinach Iana. Sam dziwił się sobie, że robił z tego aż tak spore wydarzenie – zważywszy na jego stosunek do swoich własnych urodzin; ostatnie z nich celebrował tylko i wyłącznie dlatego, że ta celebracja sama się do niego wprosiła.
Być może zwyczajnie potrzebował okazji do tego, by zorganizować coś takiego, jak tego dnia. Wiedział dobrze, że nie było to nic wielkiego, ale też nie zamierzał przesadzać, a jednak zrobić coś fajnego dla Iana. Dla tego swojego kochanego, kochanego chłopaka. Milion razy lepszego od jakiegoś Jareda i jego romansideł.
Podeszła do nich młoda kelnerka, z dwiema kartkami dań i napojów.
— Czy panowie chcieliby coś zamówić przed daniem głównym?
Ach, możemy wziąć coś do picia, nie? — Max zwrócił się do Iana, odbierając z uśmiechem na twarzy karty od dziewczyny. — I może masz ochotę na jakąś przystawkę? Dziękujemy, proszę dać nam chwilę na zastanowienie się.
— Oczywiście. — Kelnerka skinęła i odeszła w głąb sali.


effsie - 2019-01-01, 11:16

Uniosłem zaciekawiony brew, spoglądając na Maxa i całkowicie ignorując jego prośbę o to, byśmy nie rozmawiali o jego byłym chłopaku. No co, nie moja wina, że temat był ciekawy.
— Nie daliście rady? — powtórzyłem za Maxem, naprawdę mocno zainteresowany. — Ruchaliście się wtedy, co? Zaliczyłeś swój pierwszy raz w Walentynki?
Prawdę mówiąc, byłem już o tym przekonany. To mega pasowało do tamtego pedała, te wszystkie romantyczne bzdety, a i Max pewnie na to poleciał. Właściwie to obie te rzeczy, i kino, i kolacja, mogłem z Maxem zrobić, ale chyba nie rozumiałem, gdzie tam ten romantyzm. W planowaniu randki na konkretny dzień? Jeśli tak to ja serio byłem jakieś sto lat za murzynami w tym temacie i, ech. Zaczynałem mieć wrażenie, że ten cały romantyzm to generalnie nie jest trudny i w ogóle, tylko po prostu trzeba kumać, o co w tym chodzi. Jakby Max powiedział mi, że halo, dzisiaj to jesteśmy romantyczni i robimy cośtam to może i jakoś specjalnie bym nie cierpiał, tylko, no, wyczucia to ja miałem tyle, co słoń w składzie porcelany.
Ale dobra, jedziemy z tematem.
Kelnerka dała nam te karty i ja już w ogóle byłem skonfundowany.
— Czyli, bejb, żeby się upewnić. Irwin robi teraz jakieś danie z mięsa, które będzie tak waliło mięsem, że wszyscy goście tej knajpy zaraz podniosą bunt — może trochę koloryzowałem, ale przyznam, zdziwił mnie ten pomysł. Czy to nie było tak, że mięso dla trawojadów było naprawdę bardzo wyczuwalne i ten czarnuch robił dla mnie coś, co normalnie to w życiu by się nie wydarzyło? Hmm. — To może darujmy sobie przystawki żeby nie psuć mu tak koncepcji. W ogóle, Maxie, te twoje tajemnice to mnie strasznie irytują. Kiedy w tym planie jest miejsce na seks, muszę wiedzieć, jak rozplanować siły — wyszczerzyłem się do niego jak głupek. Żartowałem sobie z tym seksem, znaczy z tym, że w dupie mieć wszystko inne i dawać się tylko ruchać, ale naprawdę nie obraziłbym się, gdyby właśnie tak wyglądał nasz wieczór. Leżeć w łóżku z tym gnojkiem mogłem zawsze i zawsze będzie mi to sprawiało przyjemność.
W tym momencie zjawił się właśnie czarnuch, którego przyszło nam obgadywać jeszcze chwilę temu. Stanął obok nas w tym swoim śmiesznym wdzianku (chociaż, patrząc na to, jak normalnie wyglądał, to nie było ani trochę śmieszne) i założył ręce pod boki.
— Dobra, jaki poziom wysmażenia? — spytał, a ja wybałuszyłem na niego oczy.
— Będziesz mi robił steka? — spytałem, nieprzekonany. — Ty?
— Zaraz cię pierdolnę i będę miał gdzieś, że są twoje urodziny.
— Mhm — mruknąłem, nieprzekonany. — Średnio wysmażony.
Irwin uśmiechnął się nieco kpiąco, a nieco jak „a nie mówiłem”.
— Bardzo ładnie, trója. Na świecie nie ma trzech rodzajów wysmażenia, tylko sześć, Monaghan. Blue, rare, medium rare, medium, medium well i kompletnie spierdolony, więc jak w tej skali chcesz medium czy medium well…
— Medium rare — przerwałem mu od razu, przyznaję, nieco zaskoczony tym, że pedał wiedział. I zamierzał tego dopilnować.
Max za to wyglądał na nieźle zagubionego, jakbyśmy rozmawiali o czarnej magii.
— Medium rare — powtórzył Irwin i za chwilę dodał: — W sumie to obstawiałem. Dobra, wracam za dziesięć minut z waszą kolacją — oświadczył i tyle go było.
Właściwie w sumie dziwiło mnie to, że on tu był, zamiast robić jakieś przegięte gówno z Ericiem.
— Właściwie to to jest bardzo fajny prezent — rzuciłem, rozbawiony. — Patrzeć jak Irwin musi ci robić kolację zamiast obściskiwania się gdzieś ze swoim mężem.


Gazelle - 2019-01-01, 14:06

Przewrócił oczami, bo Ian jednak postanowił ciągnąć temat pieprzonego Jareda. No i trudno, niech mu będzie. Max miał całkiem sporo opowieści z Jaredem w tle z czasu ich dwuletniego związku. Starczy spokojnie na całą kolację, a nawet i więcej.
Tak i nie. To znaczy – ruchaliśmy się wtedy, zresztą, wiesz, nawet nie wróciłem wtedy do naszego pokoju na noc, bo nocowałem u niego, ale to wcale nie był mój pierwszy raz. — I wyszczerzył się szeroko: — Był trochę wcześniej, bo w moje urodziny.
Czyli i tak kilka miesięcy po tym, jak z Jaredem oficjalnie postanowili nazywać się parą. Tamten Max był znacznie bardziej niewinny, a jego pierwszy raz był pełen czułości i taki… dla obecnego Maxa byłby pewnie zbyt nudny.
Cóż, przez wiele, wiele lat Max był grzecznym chłopczykiem – chwilowo aż zbyt grzecznym, co najwyraźniej musiał sobie odbić po latach. Od tamtego czasu spojrzenie Maxa na świat diametralnie się zmieniło, niektóre rzeczy przestały mieć takie znaczenie, jakie im wówczas przypisywał.
Max już wiedział co dostanie na talerzu, i właściwie też nie miał potrzeby decydowania się na przystawkę. Natomiast zerknął na napoje, żałując że nie może zdecydować się na wino. No, chyba że bezalkoholowe, które Irwin wspaniałomyślnie ujął w swojej karcie.
Nie sądzę żeby na to zabrakło ci sił. — Spojrzał na Iana znad karty, uśmiechając się półgębkiem.
A potem zjawił się Irwin – taki profesjonalny, że aż zagroził Ianowi, że go pierdolnie. Max ponownie przewrócił oczami, ale nie skomentował tego. To było aż nazbyt oczywiste, że ta dwójka nie pałała do siebie miłością (nawet jeżeli Irwin rzeczywiście chciałby się pieprzyć z Ianem, co do czego Max naprawdę miał nadzieję, że się mylił). Niemniej, doceniał bardzo pomysł Irwina na kolację w jego restauracji. Koniec końców, przecież wcale nie musiał się wysilać i pozwalać na obecność mięsa w swojej bezmięsnej świątyni.
Właściwie to dziwię się, że Eric się tutaj nie kręci — zwrócił się do Iana gdy Irwin odszedł, kręcąc swoim tyłkiem. Ten gnojek był lepiej obdarzony od Maxa, co Max już wcześniej miał okazję gorzko zauważyć. — Nawet gdyby był schowany gdzieś na zapleczu, to wyszedłby się przywitać.
Ale cóż, najwyraźniej Erica zatrzymały jakieś inne sprawy, zresztą nie zamierzał w to wnikać.
Kelnerka ponownie do nich podeszła, pytając o zamówienie, które ograniczyło się tylko do napoi. Max ostatecznie zdecydował się na to wino bezalkoholowe, stwierdzając że będzie mu pasować do jego wegańskiej lasagne.
Napoje pojawiły się przed częścią główną kolacji, a potem zadowolony z siebie Irwin osobiście przyniósł im zapełnione szczodrze talerze. W asyście Erica, który coś chował za plecami.
— Wszystkiego najlepszego! — zawołał wesoło mąż Irwina i wyciągnął w końcu zza pleców ładnie zapakowane pudełko.
— Mamy tutaj… taki drobiazg. Otwórz, gdy już będziecie w domu — Irwin puścił Ianowi oczko, co wyglądało… Max sam nie wiedział, czy niepokojąco, czy wręcz przerażająco. — I smacznego, oto najlepszy stek w mieście!


effsie - 2019-01-02, 00:51

— Mm, czyli dostałeś w prezencie urodzinowym wielki prezent — palnąłem, bez myślenia. Nie byłem zazdrosny o Jareda, powiedziałbym że właściwie w ogóle nie, bo to byłoby czysto idiotyczne. Teraz, ostatnio, miałem wobec niego raczej mieszane uczucia przez to wszystko, co powiedział mi Max, przez te manipulacje, ale nawet w swojej złości wiedziałem, że to też nie tak, że nie spędzili ze sobą wielu miłych chwil.
Może nie byłbym szczególnie szczęśliwy gdyby Max zaczął wyliczać jego zalety i opowiadać o romantycznych pierdach (raczej kazałbym mu spierdalać do tego idioty), ale dobrze wiedziałem, że ten typek był już tylko przeszłością.
Prawdę mówiąc, nie postrzegałem tej sytuacji pomiędzy mną a Irwinem jako jakiejś szczególnie niemiłej, no, może nie pałałem do niego jakąś szczególną miłością, ale też nie tak, że musiałem to manifestować.
W każdym razie, stek wbił na stół, a ja początkowo nie zwróciłem na niego uwagi, zaskoczony prezentem. Potrząsnąłem pudełkiem i coś poruszyło się w środku – rzuciłem zaskoczone spojrzenie Maxowi i miałem już ignorować sugestię by otworzyć to dopiero w domu, kiedy zobaczyłem leżącego przede mnie na talerzu steka.
O kurwa.
Skurwiel, nie przymierzając, wyglądał dobrze. Wielki kawał wołowiny, kuszący zapachem i swoim kolorem, złocisto-brązową skórką, wraz z kukurydzą i sosem pieprzowym obok. Ślinianki zaczęły mi automatycznie pracować i zapomniałem o tym całym prezencie, który wylądował na ziemi. Złapałem w dłoń nóż o ostrych ząbkach i przekroiłem, a moim oczom ukazał się piękny, różowy, w środku jeszcze bordowy kolor.
Ugryzłem.
O. Mój. Boże.
— O kurwa — jęknąłem, żując mięso. — Jezu, bejb — westchnąłem, absolutnie zaskoczony. — To naprawdę jest dobre! Chcesz spróbować? Musisz spróbować, serio, naprawdę.


Gazelle - 2019-01-02, 01:07

Nie zamierzał szerzej rozprawiać o wielkości tamtego prezentu, bo omawianie wielkości penisa Jareda (a gnojek miał się czym pochwalić) byłoby już przegięciem. Dlatego tylko niedbale wzruszył ramionami, ostatecznie porzucając temat.
Tak właściwie, to nie miał nic do zarzucenia w kwestii swojego pierwszego razu. Jared był bardziej doświadczony od niego i wiedział, co robić, żeby Max czuł się jak najbardziej komfortowo. Wtedy, Max nie miał co do tego wątpliwości, Jaredowi zależało na tym, żeby Max czuł się z nim dobrze. Być może te intencje zostały mu do końca, tylko w pewnym momencie pogubił się w ich realizacji…
Nieważne. Naprawdę. Jared był przeszłością, a Max obecnie czekał na kolację ze swoją teraźniejszością i przyszłością.
Sam Max też zdziwił się prezentem od zaprzyjaźnionego małżeństwa – Irwin przecież nic mu o nim nie mówił – ale uznał, że to miłe z ich strony. Chociaż nie ufał uśmieszkowi Irwina, to wiedział że jego kumpel nie jest podłą osobą, więc i po prezencie nie spodziewał się jakiejś podłości typu wyskakujące węże.
Zabrał się za jedzenie swojej (pysznej) lasagne. Irwin naprawdę nie był oszczędny w nakładaniu ich porcji i Max obawiał się, że nie da rady zjeść całości sycącej potrawy na swoim talerzu.
Uśmiechnął się, słysząc jęk zadowolenia Iana. Był dumny z Irwina, chociaż ani przez moment nie ufał w umiejętności kucharza, który pracował w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w mieście. Do takich miejsc przecież nie przyjmowali ludzi z przypadku.
Ian, to jest mięso. Prawdziwe mięso. Nie ma mowy, żebym wziął to do ust — odparł natychmiast, posyłając Ianowi spojrzenie pod tytułem: chyba cię pojebało, skarbie. — Ta menda serio dobrze gotuje. Zresztą, sam widziałeś, nie ma problemu z tym żeby zapełnić to miejsce — zauważył. I była to rzecz godna zauważenia, bo w końcu na Manhattanie wegańskich knajp było w cholerę i jeszcze trochę, zatem Irwin konkurencję miał sporą. A mimo to, nawet w czwartkowy wieczór miał prawie pełny lokal.
Nie wiem, czy dam radę zjeść nawet połowę — jęknął, gdy przełknął kolejny gryz swojego dania. — To znaczy, to jest pyszne, ale strasznie zapycha, a ten mi tutaj nawalił porcję którą najadłaby się cała moja rodzina. — Okej, trochę hiperbolizował.


effsie - 2019-01-02, 13:57

— No nic dziwnego, dzisiaj są jebane Walentynki, każda jedna speluna w tym zawszonym mieście jest pełna. Ale kurwa, ten stek, to jest jebane mistrzostwo, serio, bejbe, to że ja się chcę nim z tobą podzielić to jest wyraz mojej ogromnej miłości do ciebie — pierdoliłem, trochę żartem, nie, ale wiadomo. — Chociaż może robię to tylko dlatego, że wiem, że i tak nie zjesz, nie, ale niewiadomo, niewiadomo, Maxie. O dżizas.
Westchnąłem, sięgając po czerwone wino, które nalała mi kelnerka. To było naprawdę, naprawdę pyszne, bo serio nie robiłbym z siebie takiego idioty, zachwalając żarcie, które by mi nie smakowało.
— Ten koleś jest jakimś pieprzonym idiotą, że prowadzi wegetariańską knajpkę, no bo, kurwa, no, może tamte też mu wychodzą dobrze, ale jak tu nie jeść mięsa, jak ktoś umie TAK zrobić mięso — gadałem cały czas, absolutnie podjarany. To żarcie było wprost zajebiste, nie wiedziałem, co miałem w ustach, znaczy jaką część krowy i z której części świata, ale miałem to absolutnie gdzieś. To było tak zajebiście smaczne, mmm, pyszniutkie, że naprawdę nie mogłem przestać o tym myśleć.
Jeśli Max próbował podjąć ze mną jakiś inny temat, albo w ogóle cokolwiek, że pogadać o czymś konkretnym to niekoniecznie mu się to udawało; mogłem albo przytakiwać, albo skupiać się na jedzeniu, przynajmniej do pory, aż się skończyło.
Irwin, jakby nie wiadomo skąd, pojawił się Irwin, z bardzo niewinną miną, niby przypadkiem przechodząc obok nas.
— O, zjadłeś już? — zagadał i mimo że wiedziałem, jak bardzo jest to wyreżyserowane, nie miałem problemu z wchodzeniem w tę akcję. Więcej, bardzo, bardzo chciałem mu powiedzieć, że kolo, robisz to dobrze.
— Kurwa, stary, to była najlepsza rzecz, jaką miałem kiedykolwiek w ustach — westchnąłem, rozsiadając się na krześle. — Ty naprawdę potrafisz gotować i, o kurwa, jak ty to robisz, Irwin, chylę czoła. Ide-kurwa-alne, serio, serio. Nie rób takiej miny Maxie, czy ty próbowałeś jego żarcia? Ten koleś jest jebanym mistrzem patelni, chcę żeby gotował mi codziennie.


Gazelle - 2019-01-02, 16:40

Mimo iż wiedział, że Ian nie mówił poważnie o tej miłości – w końcu to już mieli ustalone i wyjaśnione wcześniej, że Ian tego nie czuje i już – to i tak po usłyszeniu tego z ust Iana poczuł jak jego serce wykonało fikołka, a w gardle utknął radosny chichot, którego nie pozwolił sam sobie wypuścić.
Szybko jednak odechciało mu się śmiać, a potem zniknął jakikolwiek cień wesołości. Bo ileż można wychwalać jebanego steka? Więcej – ile można wychwalać jebanego Irwina? Okej, niewątpliwie gnojek gotował fenomenalnie, ale naprawdę, Ian nie musiał się wcale tak głośno i często zachwycać tą mendą pieprzoną, która jeszcze kilka dni wcześniej go przecież drażniła. Wrrr.
Szybko zgasł również jego apetyt na danie przygotowane przez Irwina, jak i ochota na rozmowę z Ianem, który i tak był za bardzo skupiony nad wzdychaniem nad swoim wspaniałym stekiem.
Cieszył się, że Ianowi to smakowało, bo przecież chodziło mu o to, żeby sprawić Ianowi przyjemność w jego urodziny. Ale… okej, był zwyczajnie zazdrosny. I to w cholerę. Powiedzenie przez żołądek do serca jest całkiem znane, tak? Najwyraźniej nie bez powodu. A Ian totalnie był facetem, do którego można by zastosować taką zasadę.
No, więc właśnie.
I jeszcze ta cholera, ta franca, ten jakże niewinnie uśmiechający się Irwin podszedł do nich, zagadując od razu Iana.
Zmrużył oczy, słysząc nazwanie tego zasranego steka przez Iana najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek miał w ustach (niech dupek się spróbuje jeszcze dobierać do penisa Maxa! Max nie omieszka się przypomnieć mu tych słów.). Ian, ten słodki, słodki, ale kretyn, pozostawał zupełnie ślepy na wkurzenie Maxa, nieświadomie dolewając oliwy do ognia.
Nie, kurwa, wcale nie próbował. Kawałek tej pieprzonej lasagne sam wziął i zniknął.
Niemniej, to co nastąpiło po tym durnym pytaniu sprawiło, że Max wręcz zaczął metaforycznie parować ze złości. I może Ian dalej tego nie zauważał, ale ta kurwa jebana, Irwin, już tak.
— Wiesz, z miłą chęcią, ale nie wiem co na to Eric… — Irwin zachichotał, a Max siłą woli powstrzymywał się od jebnięcia mu w ryj za flirtowanie z Ianem na JEGO oczach.
Mógłbyś być trochę mniej szczodry z przyprawami. Gdybym miał zjeść to do końca, to potrzebowałbym z kilku butelek wina — powiedział chłodno Max, ostentacyjnie układając na talerzu sztućce na znak skończonego posiłku.
— Ojej, biedactwo. Masz tak wrażliwy żołądek, jak i tyłek?
Zaraz ci przypierdolę.
— Też cię kocham, Maxie.
Jeszcze chwila, i Ian naprawdę musiałby interweniować. Postawa Irwina była rozbawiona, zupełnie nieprzejmująca się wkurzeniem kumpla, ale to Max był wkurwionym zwierzęciem gotowym do ataku.
— W każdym razie — Irwin ponownie zwrócił się do Iana, mniej lub bardziej świadomie ratując swój własny – może nie wrażliwy, ale zdecydowanie zagrożony – tyłek — cieszę się, że ci smakowało, Ian. Minęło trochę czasu, odkąd ostatnio pichciłem mięso — stwierdził ze śmiechem.


effsie - 2019-01-02, 17:11

— Nie smakuje ci? — zdziwiłem się, słysząc jak Max krytykował swoją potrawę. Niewiele myśląc, podniosłem swoje sztućce i nachyliłem się nad stołem, krojąc sobie kawałek jego lasagne i włożyłem sobie do ust. Wybałuszyłem oczy, obrzucając Maxa zaskoczonym spojrzeniem. — Co ty dajesz, bejb. To też jest zajebiste — oświadczyłem, nie mogąc się powstrzymać by nie odkroić sobie jeszcze kawałka. — Nie jesteś już głodny, Maxie? Nie będziesz tego jadł? — spytałem, wskazując na jego danie.
Max wbił we mnie spojrzenie i tylko pokręcił głową, zaciskając palce na kieliszku wina. Więc po prostu przesunąłem do siebie lekko jego talerz, żeby dokończyć, co zaczął, jak zwykle.
— Ziomek, serio, nigdy nie myślałem, że wegańskie żarcie może być takie smaczne. Ale i tak nie umywa się do tego steka. Mam nadzieję, że zapakowałeś tam tego więcej — gadałem do szczerzącego się dumnie jak paw Irwina, wskazując na odłożony na ziemię prezent. I normalnie pewnie wkurwiałby mnie ten jego uśmieszek, ale teraz totalnie miał prawo do tego, by się tak puszyć, bo koleś naprawdę gotował wyś-mie-ni-cie.
Co tu dużo gadać, uwielbiałem żarcie. A dobre żarcie? Mój Boże.
— Niestety — odparł, kręcąc lekko głową, i dodał, puszczając mi oczko: — Ale jestem pewien, że i tak ci się spodoba.
Przełknąłem kawałek jedzenia i uśmiechnąłem się do Maxa, zadowolony. Ale mój chłopak nie odwzajemnił tego grymasu, więc zasępiłem się.
— Jesteś wciąż głodny, bejb? Może Irwin może ci zrobić coś innego? Na co miałbyś ochotę? Pewnie Irwin ci to ugotuje, nie? — spytałem, spoglądając na tego czarnucha, który wciąż stał obok. — Już się nigdzie nie spieszymy, prawda? — dodałem, patrząc na Maxa, bo przecież mieliśmy wycieczkę do tego planetarium i mogliśmy teraz na spokojnie zjeść kolację zanim wrócimy do domu. Bo jakoś nie wydawało mi się, żebyśmy mieli jeszcze iść gdzieś dalej.


Gazelle - 2019-01-02, 19:00

Nie.
To była odpowiedź na każde z pytań, tak właściwie. I w tym momencie nie mógł nawet udawać entuzjastycznie nastawionego do dalszego przebywania w towarzystwie Irwina – a może i mógł, ale po prostu nie chciał. Dlatego jego głos brzmiał cokolwiek sucho i zimno.
Pobujał lekko swoim kieliszkiem, patrząc na ruch płynu w jego środku. Żałował, że nie mógł sobie pozwolić na alkohol z prawdziwego zdarzenia.
Wcale nie musimy się śpieszyć na tę część, na którą najbardziej czekałeś… — mruknął, niby to nonszalancko, ale na jego usta wkradał się wredny uśmieszek.
Irwin roześmiał się, kręcąc głową.
— Miło mi, Ian, że doceniasz prawdziwy kulinarny kunszt, w przeciwieństwie do tego tu bezguścia. — Wskazał na Maxa. — Macie ochotę na deser?
Ja nie — odparł od razu Max, nawet nie patrząc się na kumpla. A kiedy Max odmawiał deseru… to mogło oznaczać tylko to, że coś jest nie tak. Max nigdy nie odmawiał deseru. Zwłaszcza mając świadomość, że będzie to dobry deser. Dobry deser był dla Maxa jak dobry stek dla Iana – mógł go bez problemu kupić, chwycić go za serce.
Max nie zamierzał oddawać swojego serca tej paskudnej cholerze. Jeszcze czego.
Irwin wzruszył ramionami i westchnął, po czym zwrócił się do Iana:
— A ty? Musisz spróbować naszej oferty deserów! Macie tu jeszcze kartę, nie? — rzucił oko na stół. — O, super. Od siebie mogę polecić mus czekoladowy z granatem, jest idealny po…
Ian nie lubi czekolady — przerwał mu chłodno Max. W końcu Irwin, taki zainteresowany, powinien o tym pamiętać – w końcu ten fakt o Ianie padł w trakcie domówki u Maxa.


effsie - 2019-01-02, 19:22

Uśmiechnąłem się jak debil, słysząc tekst Maxa o tym, że nie musimy spieszyć się na część, na którą najbardziej czekam – już-już miałem powiedzieć, że tę część mam przecież codziennie, w przeciwieństwie do takiego steka, ale chyba dobrze, że akurat żułem lasagne i nie zdążyłem wtrącić się z moim komentarzem od razu, bo zaraz mój chłopak odmówił deseru.
No patrzcie go.
A to czemu?
Odłożyłem widelec, przekrzywiając lekko głowę i spojrzałem uważniej na Maxa.
— Nie lubię — przytaknąłem, odsuwając od siebie lekko talerz i spojrzałem przelotnie na Irwina. — Dzięki, ziomek, ale jak tak niezbyt przepadam za słodkim. Stek pierwsza klasa, lazania też, ale na tym poprzestańmy. Co jest, źle się czujesz, bejb? — zatroskałem się, skupiając się znów na moim chłopaku. — Załatwię sprawę przy barze i już spadamy do domu, dobra? — rzuciłem, podnosząc się z miejsca i wyciągając portfel z kieszeni.


Gazelle - 2019-01-02, 20:10

Z jednej strony Max poczuł ulgę i szczerą radość z tego powodu, że Ian sam zaproponował opuszczenie restauracji, a z drugiej… gdzieś tam się wkradły lekkie wyrzuty sumienia. Nie chciał psuć Ianowi kolacji przez swoje humorki, które niestety coraz trudniej było mu opanować.
— Aw, już się zbieracie? — Głos Irwina był wyraźnie zawiedziony, jakby ten kretyn wciąż pozostawał zupełnie nieświadom tego, że to on odpowiadał za pogorszenie samopoczucia Maxa.
Ian, siadaj i chowaj tej portfel — powiedział stanowczo Max, świadomie ignorując zawodzenie Irwina. — Irwin, złotko, ogarniesz nam rachunek?
— Oczywiście, mój drogi. — Czarny mężczyzna ukłonił się teatralnie i odszedł, jednak na jego wrednej twarzy wciąż pozostał cień irytującego uśmieszku.
Na pewno… chcesz wracać? — spytał Iana, gdy ich trzecie koło sobie łaskawie odeszło. — Możemy zostać, jak chcesz. Czuję się w porządku — zapewnił, w duchu jednak trzymając kciuki za to, żeby Ian pozostał wierny decyzji o opuszczeniu lokalu. Miał już po dziurki w nosie Irwina i jego durnych zagrywek. Nie rozumiał tego, dlaczego wciąż zadawał się z tym ekscentrycznym mężczyzną, skoro ten ciągle działał mu na nerwy.


effsie - 2019-01-02, 22:22

Irwin odwrócił się na pięcie, więc wywróciłem oczami i schowałem portfel, ale nie usiadłem z powrotem na krześle. Może i wolałbym zostać tu, wypić sobie w spokoju wino (właściwie dopiero zamoczyłem w nim usta), posiedzieć, pogadać z Maxem, ale jakoś odnosiłem wrażenie, że był trochę nieswój. Dlatego schyliłem się po pudełko, które kilkanaście minut temu dostałem od Irwina i uśmiechnąłem do Maxa.
— Chodź, czeka na nas nasza karoca. — Puściłem Maxowi oczko, podrzucając w ręku kluczyki, które zgarnąłem po naszej małej przejażdżce tutaj. Mój chłopak coś tam protestował, że przecież piłem alkohol, ale uzmysłowiłem mu, że kieliszek wina to raczej nie sprawia, że ja nie mogę prowadzić, a wypiłem ledwo dwa łyki, więc ja tu jestem kierowcą-bombowcą.
Miałem dziś ochotę sobie trochę pojeździć samochodem, i co?
Odpaliłem silnik, zabębniłem palcami w kierownicę i obróciłem wzrok na Maxa, zerkając na niego trochę pytająco.
— Jedziemy do domu, tak? — spytałem, nie wiem. Chyba chciałem się gdzieś przejechać, ale Maxie był jakiś średni i może rzeczywiście powinniśmy zabunkrować się w łóżku, co wcale nie było przecież złym pomysłem.


Gazelle - 2019-01-03, 00:26

Nie doczekał się Irwina z rachunkiem w zębach, bowiem gospodarz przywołał go do siebie, a Max przewrócił oczyma, zostawiając Iana żeby poszedł sobie w stronę samochodu, albo na niego poczekał w środku, mniejsza z większym.
Niezłe tutaj narzucasz standardy obsługi, Irwin — mruknął, rzucając szybkie spojrzenie na rachunek postawiony mu przed nosem. Chociaż rabat był niezły. Wyciągnął telefon i zapłacił zbliżeniowo, a Irwin uśmiechnął się do Maxa iście firmowym uśmieszkiem.
— Wiem, dobre oceny w Google nie wzięły się znikąd.
Co to w ogóle miało być? — nie wytrzymawszy już dłużej, syknął cicho, pochylając się nad kontuarem. — Ta cała szopka, przymilanie się do Iana… Czy tobie od reszty odjebało, czy może macie jakiś kryzys z Ericiem…
— Absolutnie nie! — oburzył się Irwin. — Po prostu jesteś słodki, kiedy się wkurzasz.
I ten skończony chuj PUŚCIŁ MU OCZKO. Bezczelny, paskudny… UGH!
Nie rozumiał Irwina, naprawdę. I wątpił, żeby kiedykolwiek pojął chociaż częściowo co kieruje zachowaniem tego człowieka. I jakim cudem Eric – który niewątpliwie z tej dwójki był bardziej ogarnięty – w ogóle to znosił przez tyle lat.
W każdym razie, Max opuścił tę piękną restaurację z poczuciem ulgi. Wsiadł do auta – znowu na miejsce pasażera, generalnie to tyle wyszło z jego szoferowania, a jego abstynencja poszła na marne – i oparł się na wygodnym fotelu, patrząc przez siebie.
W zasadzie nie planowałem już nic poza domem — przyznał. Bo w domu na Iana czekał specjalny deser. — Ale jak chcesz jeszcze poużywać auta, to śmiało. Zatankowałem do pełna — oznajmił. Umówił się także z Sheryl, że rano jej Toyotą podjedzie po nią do pracy, wcześniej zajeżdżając raz jeszcze na stację paliwową.
W podobny sposób odbywał się proces pożyczenia samochodu od przyjaciółki – najpierw pojechali wspólnie do jej mieszkania, gdzie Sheryl opuściła swoją Toyotę, a Max, mający trochę czasu przed umówionym czasem spotkania z Ianem, zajechał jeszcze pod ich kamienicę, wchodząc do mieszkania Iana żeby ustawić tam jeden z kiczowatych prezentów, które dla mężczyzny kupił. Tak więc po wejściu do swojej sypialni, Ian w ciemności powinien widzieć wyświetlające się na ścianach i meblach gwiazdki, będące projekcją sprytnej lampy – która niby to była przeznaczona do pokoju dziecięcego, ale w gruncie rzeczy Ian był przerośniętym dzieciakiem.


effsie - 2019-01-03, 09:48

— Zatankowałeś do pełna żebyśmy mogli pojechać z Queens na Manhattan i Brooklyn? Niemożliwe, musiałeś mieć coś na myśli — rzuciłem, puszczając Maxowi oczko i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Poczekałem aż zgasną kontrolki i dopiero odpaliłem silnik. — To jest czerwona strzała naszej walentynkowej miłości, musimy sprawdzić, gdzie nas zaprowadzi.
Ruszyłem, nie do końca przejmując się nawigacją; nie przeszkadzało mi gubienie się po kolejnych zaułkach Nowego Jorku, choć mniej więcej wiedziałem, gdzie chcę zajechać. Ruch, jak prędko zauważyłem, nie był duży: pewnie dlatego, że dziś wieczór wszyscy siedzieli na romantycznych kolacyjkach po różnych miejscach. Posłałem Maxowi delikatny uśmiech i na chwilę zabrałem rękę z gałki zmiany biegów by musnąć mojego chłopaka po udzie. Był jakiś nieswój i chciałem by się trochę rozruszał, a jeśli nie to zamierzałem zatrzymać się pod domem. Mogliśmy przejechać przez Brooklyn Bridge, nawet jeśli nie było to najrozsądniejsze ekonomicznie, ale na pewno przyjemne. Uwielbiałem Brooklyn Bridge, chociaż było to szalenie turystyczne miejsce – co z tego?
— Jesteś zawiedziony? — spytałem, zabierając rękę by zmienić bieg na niższy, gdy dojeżdżałyśmy do świateł. — Mogę cię zabrać do McDonalds jeśli jesteś głodny.
Uniosłem kącik ust w znaczącym, nieco głupim uśmiechu.


Gazelle - 2019-01-03, 11:26

Uśmiechnął się delikatnie na ten poetycki język użyty przez Iana. A zatankował do pełna – i zamierzał następnego dnia jeszcze uzupełnić bak – w ramach odpłaty za pożyczenie auta, ot i co. Mimo iż ta odpłata była zupełnie niepotrzebna, co zaznaczyła sama Sheryl. W każdym razie, nie planował żadnej wycieczki autem, ale jeżeli Ian chciał, to nie zamierzał go wcale powstrzymywać. To nawet brzmiało na dobry pomysł.
Właściwie, było mu nawet miło, siedząc sobie na fotelu pasażera podczas gdy jego zadowolony z siebie chłopaki dzierżył dzielnie kierownicę Toyoty. Aczkolwiek… to nie o jego przyjemność chodziło, nie? To miał być wieczór poświęcony Ianowi. I Max nie mógł strzepnąć wrażenia, że swoimi humorkami trochę ten wieczór popsuł, zmuszając Iana do tego żeby na nim skupił swoją uwagę.
Zawiedziony? O czym ty mówisz? Nie. Cieszę się, że smakowała ci kolacja, że tak się zachwycałeś tym stekiem tego kretyna. Jeżeli ty jesteś zadowolony, to ja też — zapewnił, trochę mechanicznie. Ale naprawdę zależało mu na zadowoleniu Iana. Taki był jego cel, prawda?
Sam nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy Ian wspomniał o McDonalds – przypomniała mu się sceneria sprzed lat, także zima, aczkolwiek cieplejsza – w końcu była to kalifornijska zima – Nissan Micra, szejk z frytkami i bonding time współlokatorów.
Nie jestem głodny — mruknął cicho — …ale napiłbym się szejka.


effsie - 2019-01-03, 12:10

Spojrzałem na Maxa i skinąłem lekko głową, jakby w zgodzie z jego słowami, znaku, że okej, że kumam i zrozumiałem. Nie brzmiało to jakoś szczególnie dobrze, że jest zadowolony, jeśli ja jestem, ale nie rozumiałem, co tam się wydarzyło w tej restauracji. A jeśli Max nie chciał poruszać tego tematu, no… w takim wypadku niewiele mogłem z tym zrobić.
Zamiast więc drążyć i dopytywać, postanowiłem jakoś go rozchmurzyć, pozbyć się tych jego much w nosie. Przejażdżka samochodem po nocnym Manhattanie, a przecież taka była jednocześnie najprostsza i najładniejsza droga na Brooklyn i dalej, mogła trochę pomóc lub nie. Chociaż sam nienawidziłem tej deszczowej i zimnej aury Nowego Jorku, rozświetlony w ciemnościach wieczoru Manhattan, za deszczowymi oknami, ze środka ciepłego samochodu… cóż, uważałem ten widok za naprawdę piękny, w jakimś sensie nieco poetycki.
— Dobra — rzuciłem, uśmiechając się. — Zabiorę cię na szejka. Działa jako nasza romantyczna randka?
Wiedziałem, że Maxie chciał by ten dzień był miły i w ogóle, jemu naprawdę na tym zależało i chyba robił to niby przez moje urodziny, ale no, taki już był ten mój chłopak, że lubił te romantyczne bzdety. I to naprawdę, naprawdę nie był żaden problem. Z nim mogłem robić te romantyczne bzdety.
Chwyciłem telefon, zoomując na mapę wokół portu. Nie wiem, co mnie chwyciło, ale tak sobie wymyśliłem, że zaparkujemy tam, przejdziemy się między zaparkowanymi łódkami, takie jakieś rzeczy. Znalazłem Maka w okolicy i odłożyłem komórkę, nieszczególnie przejmując się trasą podle zasady, że jakoś tam dojedziemy.
— Jakie jest twoje ulubione miejsce w Nowym Jorku?


Gazelle - 2019-01-03, 14:15

Pewnie że tak. — Uśmiechnął się, szczerze, szeroko. Może właśnie w tym tkwił cały sekret? Nie w organizowaniu eleganckich kolacji, przejmowania się tym, żeby wszystko było idealne, a takich właśnie drobnych, prostych rzeczach, które były takie ich.
Może rzeczywiście Max przesadzał, i tylko przez narzucone sobie samemu oczekiwania był zawiedziony.
Spojrzał na Iana, gdy ten zadał mu pytanie, a na jego twarzy wykwitł chochliczy wyraz. Był już w trochę lepszym humorze, im dalej znajdowali się do Irwina, tym bardziej się rozluźniał. Bo i oddalał się od tego paskudnego uczucia zazdrości, bycia niewystarczającym, gorszym, nadającym się do zgnojenia i kpin…
Twoje ramiona — odparł bez wahania. — Właściwie, to moje ulubione miejsce na całym świecie, ale że akurat jesteś w Nowym Jorku, to myślę że to dobra odpowiedź na twoje pytanie.
Owszem, brzmiało to tandetnie. Ale trudno, Max palnął to zupełnie bezwstydnie, wręcz zadowolony siebie. W końcu, to była przecież prawda. Mógłby znaleźć się w jakimkolwiek miejscu na świecie, a i tak czułby się idealnie w objęciach swojego ukochanego chłopaka. Zawsze i wszędzie.
Widział już, jak zbliżali się do charakterystycznego, dużego „M”. Właściwie, to serio zachciało mu się tego szejka – nie tylko w imię sentymentu. Apetyt wciąż mu całkowicie nie wrócił, ale słodki szejk, mniam.
Wchodzimy do środka, czy podjeżdżasz pod McDrive? — spytał. Sam właściwie nie bardzo miał ochotę na przebywanie w zatłoczonej restauracji, ale postanowił dać wybór Ianowi. Chociaż, i tak szczerze wątpił by znaleźli miejsce parkingowe czy wolny stolik. W końcu były Walentynki, każda jadłodajnia była przepełniona, a już tym bardziej tani fastfood – czyli idealnie romantyczna opcja na kieszeń nastolatka czy studenta.


effsie - 2019-01-03, 20:47

Przewróciłem głowę w bok i spojrzałem na Maxa, śmiejąc się w głos. Mój chłopak był rozkoszny, taki głupek, pierwsza klasa.
— Maxie, no weeeź — zaśmiałem się, ruszając za taksówką. — Nie możesz być taki, bo przy tobie wychodzę na takiego niefajnego typa — obruszyłem się, sięgając wolną ręką do radia, szukając jakiejś fajnej stacji. — No dobra, to jakie było twoje ulubione miejsce wcześniej? — nalegałem, wciąż majstrując przy radiu. Niestety nie miałem żadnych płyt (kto w tych czasach posiada płyty?), a autko nie miało opcji Bluetootha, ale skoro mieliśmy spędzić tu jeszcze trochę czasu (nie ma to jak nowojorskie korki) to mogłem poszukać jakiejś znośnej muzyki.
Na to pytanie o Maka na początku nie załapałem o co chodzi.
— Hmm? — mruknąłem. — Aaa. Nie, nie jedziemy tu, bo zanim dojedziemy to wszystko się nam roztopi. Musisz ze mną niestety rozmawiać — westchnąłem, taki zmęczony. — Jak chcesz to możemy pograć w jakąś durną grę samochodową. Wiesz, typu „widzę na rejestracji dwa takie same znaki obok siebie i krzyczę jakieś durne słowo”. Takie gry, jak się ze sobą spędza za dużo czasu i już się nie ma co robić. Albo zamiast tego możesz mi powiedzieć, czy jest jakieś miejsce, w które chcesz pojechać.


Gazelle - 2019-01-03, 23:22

Niefajnego typa? — powtórzył za Ianem, ze szczerym oburzeniem w głosie. — Cóż za nonsens! Jesteś idealny.
Nawet, jeżeli nie sadził Maxowi tandetnych tekstów – dla niego wciąż był idealny. Zresztą, to nie tak że Ian wcale mu nie słodził, bo wbrew pozorom Max dostawał od niego stale kolejne porcje werbalnych słodkości.
Zamyślił się na moment, próbując ustalić, które z lubianych przez siebie miejsc mógłby nazwać tym naj, tym jedynym ulubionym.
Wiesz, całkiem niedaleko od nas, kierując się przez park w stronę mojej redakcji, jest taka mała, niepozorna cukiernio-kawiarnia. Naprawdę mała, nie rzuca się w oczy i stoi vis-a-vis chińskiej restauracji. Ale w środku… jest cudownie. Uroczo, wygodnie, miękkie kanapy i fotele, i dużo poduch, ładne obrazy na ścianach i tak dalej. A desery – pierwsza klasa. Zabrałbym cię tam kiedyś, gdyby nie świadomość że to zupełnie nie są twoje klimaty. — Zaśmiał się. Wielka szkoda, że Ian przez to nie pozna kunsztu cukierniczego Enzo, który był ulubionym cukiernikiem Maxa i właścicielem tego uroczego lokalu.
A poza tym kocham ogród botaniczny. Jeny, ta szekspirowska część jest wspaniała. Czasami, gdy już siedzenie w mieszkaniu zaczynało mnie męczyć – serio, zdarzały się takie momenty – to tam się rozsiadałem z książką. Albo na promenadzie. W ogóle, mógłbym się nie ruszać poza granice Brooklynu i w tym mieście i tak mieszkałoby mi się świetnie — stwierdził, zorientowawszy się że wszystkie wymienione przez niego miejsca znajdowały się właśnie tam.
Zmarszczył brwi, zobaczywszy jak Ian mija to całe „M” wraz z resztą restauracji, co do której Max był pewien, że właśnie tam będą się stołować.
Rozpuści się? Hej, to gdzie nas właściwie zabierasz? — spytał z ciekawością, bo wyglądało na to, że Ian miał już jakiś Plan™. — Właściwie, to przy tobie nigdy nie miałem tego wrażenia, żebym się nudził — stwierdził. — Czy to jest w ogóle możliwe? Mogę się na ciebie tylko patrzeć i już jestem zaabsorbowany na wiele godzin. Ej, a ty się przy mnie nudzisz? Tylko szczerze, Ian, nie toleruję ściemy.


effsie - 2019-01-04, 00:32

— Ech, serio? — zdziwiłem się. — Ale ty jesteś taki. Zupełnie inny niż ja — mruknąłem, nie że jakoś zdziwiony, bo to nie było nic odkrywczego, że Max był inny. Po prostu w życiu, gdybym miał wymienić ulubione miejsca, nie wspomniałbym cukierni – nie wspomniałbym też tej restauracji Irwina, mimo że zjadłem tam genialnego steka, po prostu takie miejsca były lekko poza kategorią.
Dla mnie ulubione miejsca chyba wiązały się z jakimiś, gdzie miałem dobre wspomnienia, gdzie lubiłem wracać, już bardziej jak ten ogród, niż jakieś restauracje.
— W takim razie mogę cię zostawić na Brooklynie — mruknąłem, uśmiechając się półgębkiem. — Rozpuści, bo nawet jeśli dziś jest mały ruch, poruszanie się w tym mieście sprawnie graniczy z niemożliwym. Jedziemy na południe, musimy się przewalić przez cały Manhattan i Brooklyn. Lubię ten most, to chyba mój ulubiony ze wszystkich w mieście. Nudzić? To w sumie zależy co masz na myśli. Lubię z tobą nic nie robić. No i w sumie nie wiem, kiedy się ostatnio nudziłem. Skutecznie wypełniasz mój czas. — Puściłem mu oczko. — No dobra, a gdzie byś chciał pojechać? Tak w ogóle, nie że teraz.


Gazelle - 2019-01-04, 01:52

Owszem, Sherlocku, jestem zupełnie inny niż ty — potwierdził ze śmiechem. Zaskakiwało go wciąż to, że mimo tak wielu różnic tworzyli tak udany duet. Rzeczywiście, to nie było tak, że te wszystkie różnice po nich spływały i nie miały wpływu na ich relację – bo miały, nierzadko ogromny – jednak byli w stanie przejść przez te trudności, żadne z nich (przynajmniej Max miał taką nadzieję) nie musiało się naginać, żeby zaspokoić potrzeby drugiego i… To było zwyczajnie coś cudownego i niesamowicie komfortowego. — To w takim razie jakie jest twoje ulubione miejsce w tym mieście? — spytał, bo liczył na to że Ian sam z siebie podzieli się tą informacją. — Tam jedziemy? — dodał, bo to miałoby sens. Zresztą, Max chciałby poznać ulubione miejsca Iana na świecie również w sposób jak najbardziej empiryczny.
Zostawić mnie? Że niby samego? Nie ma mowy! — prychnął. — Południe… jedziemy na plażę? — dopytał, bo to brzmiało dla niego najbardziej prawdopodobnie. Zwłaszcza na tę godzinę i stopień zaludnienia wszystkich zamkniętych lokali.
Wyszczerzył się, kiedy Ian przyznał, że Max skutecznie wypełnia mu czas. I oto właśnie chodziło, panie Monaghan, Max się z tym nawet nie krył.
I bardzo dobrze! — Klasnął w dłonie. — A gdzie bym chciał pojechać, hm… Właściwie, to nie do końca pojechać, jeżeli mamy być poprawni semantycznie, bo chciałbym się wybrać w rejs po East River. Wiesz, że nigdy nie byłem na żadnym statku? W Nowym Orleanie można przepłynąć przez Missisipi zabytkowym parowcem, super sprawa, ale pogoda zrobiła się kiepska, a i czasu miałem niewiele, więc sobie tym razem odpuściłem.


effsie - 2019-01-04, 11:44

— Moje? — podchwyciliśmy, nieco zdziwiony, bo nie spodziewałem się odwrócenia tego pytania. — Hm… mówiłem ci, niezbyt lubię Nowy Jork. Znaczy, to nie tak, że przez to nie ma tu jakichś fajnych miejsc, ale no… hm. Lubię dużo miejsc, zwłaszcza jak mija się te, z którymi ma się jakieś fajne wspomnienia. Wiesz, całonocne pijackie posiadówy w parkach czy na dachach, włamywanie się do prywatnych ogrodów albo, czasami, lunaparków. — Puściłem Maxowi oczko. — Jest parę miejsc, które lubię i zabieram tam jakichś znajomych, jak do mnie wpadają czy coś, jedno na przykład jest całkiem niedaleko od nas. Z zewnątrz wyglada jak zwyczajna plomba pomiędzy kolejnymi budynkami, a tak naprawdę to wentylator metra i wyjście ewakuacyjne. Kiedyś Beta coś tam pracował i zadzwonił bym wpadał, bo pomyślał, że mi się spodoba, no i miał rację. Ale generalnie nie mam takiego jednego ulubionego miejsca, jak ty tej swojej cukierni czy parku, że lubisz tam być. Ja wolę wziąć deskę i sobie pojeździć, zatrzymać się gdzieś, gdzie mam ochotę, posiedzieć tam. A właśnie, skoro mówimy o desce, miałem się ciebie spytać. Bo my z chłopakami bierzemy swoje na tripa, ty swojej nie masz, nie, ale może chcesz żebym wziął też drugą? Wiem, że nie umiesz jeździć, ale może chciałbyś spróbować? Tone znalazł już kilka longboardowych spotów gdzie chcielibyśmy się pewnie zatrzymać porobić traski, ty raczej z nich nie zjedziesz, ale zawsze możesz mieć deskę żebyśmy może mogli czasami gdzieś podjechać? Nie mówię, że to będziemy robić zawsze, ale może gdybyś spróbował to też by ci się spodobało? Ale jak nie chcesz to przecież nie musisz, możemy też nie. Chłopaki se gdzieś pojadą, a my dojdziemy z buta czy tramwajem czy autobusem czy czymkolwiek. A w sytuacjach kryzysowych zawsze możemy wsiąść we dwójkę na moją karocę. Nie będzie tak wygodnie, ale jesteś lekki, damy radę — gadałem, snując plany i przedstawiając Maxowi morze możliwości. Może mój chłopak zapomniał, bo tak się złożyło, że nasze małe randkowanie przypadło na okres za zimny na deskę, ale od wiosny ja naprawdę nie potrafiłem się od niej odkleić i byłem już dziko podekscytowany na samą myśl o tych miejscach, które na downhill znalazł Tony.
Czy widziałem Maxa na desce? Generalnie byłem zdania, że każdy może jeździć na desce, jeśli tylko chce. Jeszcze z cztery miesiące temu powiedziałbym, że ta chuderlawa lebioda może mieć problemy z balansem ciała i równowagą, ale potem poznałem go w łóżku i to nie była już żadna wymówka. Max umiał się ruszać. Jeśli tylko chciał, oczywiście, ale przecież nie miałem zamiaru go do niczego zmuszać. Byłoby fajnie gdyby wkręcił się w sport, który mnie sprawiał tyle frajdy i który był permanentną częścią mojego życia, moglibyśmy razem z moimi ziomkami przesiadywać wieczorami na longboardowych spotach i miło czilować, ale jeśli nie chciał to trudno. Nie musieliśmy wszystkiego robić razem.
Potem zamyśliłem się, próbując coś ustalić sam z sobą.
— Hm… — mruknąłem. — Właściwie to chciałem pojechać do portu, ale to nie tak, że to jakiś super plan i cel. Moglibyśmy pojeździć po kilku miejscach, Nowy Jork dzisiaj wyglada ładnie za tą szybą, w deszczu, ze światłami, taką miałem ochotę. Ale Maxie, ja się tu ciebie pytam o to, gdzie byś chciał pojechać, a ty mi mówisz, że rejs to uderzamy w rejs. Czyje to auto, Cherry? — Zerknąłem na niego, gdy kiwał głową. — No to jedziemy do niej, ona tu przecież mieszka niedaleko i idziemy na rejs. Na bank znajdziemy dzisiaj jeszcze jakiś rejs — gadałem, uśmiechając się szeroko i zmieniłem pas, żeby jakoś obrócić w stronę Sheryl. Przez te jednokierunkowe uliczki nie było to najbardziej intuicyjne, ale ustawiłem w głowie kurs na jej rejony i jakoś tam dotrzemy.


Gazelle - 2019-01-04, 20:37

Deska? Cóż, Max wiedział że Ian uwielbiał tę formę spędzania wolnego czasu – wiedział o tym doskonale, wystarczyła jedna wizyta w mieszkaniu Iana aby się o tym przekonać. Aczkolwiek… zaskoczony, zorientował się, że właściwie nie miał za bardzo szansy zaobserwować zmagań Iana na desce. Wprawdzie, rzeczywiście, na razie nie bardzo miał do tego okazję ze względu na porę roku, ale chciałby zobaczyć Iana robiącego coś, co daje mu tyle radości. Nawet, jeżeli sam nie był wielkim entuzjastą takiego sportu i właściwie w ogóle się na nim nie znał.
Zarówno deska, jak i brak przywiązania do konkretnych miejsc – a przynajmniej w takim stopniu, w jakim przejawiał to Max – tak bardzo, bardzo pasowały do Iana, do jego wolnej duszy, do tego kapitana na swoim statku, na którego burtę niepostrzeżenie wczołgał się Max. Być może rzeczywiście był takim pasażerem na gapę w życiu Iana. Przerażała go myśl o tym, że kiedyś mógłby z tego statku zostać usuniętym… Wówczas wpadłby prosto w otchłań oceanu, bez szans na ratunek.
Sama myśl o takiej perspektywie – która w tym momencie wydawała się tak niemożliwa, tak absurdalna – sprawiła, że Max zadrżał w miejscu. Nie dał tego po sobie poznać, a i Ian nie mógł tego zauważyć, skupiony na drodze przed sobą.
Ułożył dłoń na twardym, umięśnionym udzie Iana, masując je lekko.
Mogę spróbować, czemu nie. Tylko się nie śmiej, jak okażę się w tym beznadziejny! — zastrzegł, bo w jego ocenie takie ryzyko było jak najbardziej realne. Ale… nie chciałby zawieść Iana, nawet jeżeli ten zawód istniałby tylko w głowie Maxa. Poza tym, niesamowicie urzekło go to, że Ian (świadomie bądź nie) wyraził nawet gotowość do zrezygnowania z jazdy deską, byleby towarzyszyć Maxowi w podróży innym środkiem transportu. Kochał tego człowieka do szpiku kości.
Eeeej, Ian! — fuknął, zorientowawszy się że Ian zawraca. — Pytałeś mi się, gdzie chcę się wybrać w ogóle, a nie że teraz. I jak już miałeś w głowie swoją wizję i chciałeś pojeździć, to to też brzmi fajnie, więc się nie wygłupiaj i skorzystaj jeszcze trochę z auta. Jako rozgrzewkę przed tripem, czy co. Jest jeszcze w miarę wcześnie, najwyżej jutro będziemy zombiakami.


effsie - 2019-01-05, 00:48

— Czemu miałbym się śmiać? Nikt nie umie od razu jeździć. Wywalisz się kilka razy i w końcu załapiesz. — Wzruszyłem ramionami. — Jak nie będzie mokro po powrocie z San Jose to możemy wejść na dach i tam spróbujesz kółka, które ci pasują. Podokręcam deskę i powinna być na ciebie dobra — oceniłem z uśmiechem, zerkając na Maxa. Nijak nie pasowałoby mu moje ustawienie, to na pewno, bo ważyłem tak z, na oko, z trzy dychy więcej od niego. To jednak robi różnicę.
Za to na to jego marudzenie wywróciłem oczami.
— To moje urodziny i mogę robić, co chcę — stwierdziłem uparcie. — Teraz chcę jechać na rejs, więc nie mów mi, jak mam żyć — dodałem tym samym tonem, nie zmieniając podjętej trasy. — Poza tym, ja prowadzę. Jak ci się nie podoba to możesz wysiąść, o, stoimy na światłach, sam sobie popłynę na rejs. — Kiwnąłem pewny siebie głową i nawet nie zaszczyciłem Maxa spojrzeniem.


Gazelle - 2019-01-05, 01:44

To deskę trzeba jakoś indywidualnie regulować? — spytał, szczerze zdziwiony, obnażając w ten sposób wysoki poziom swojej niewiedzy na temat jazdy na desce. Naprawdę myślał, że deska to deska, dla dzieci i dla dorosłych, i tyle. A nagle Ian mówi o różnych kółkach, jakichś cudach wiankach, dopasowywaniu deski… jej.
Hej, a te wszystkie deski w ogóle się zmieszczą w aucie? — zadał kolejne pytanie, nawet nie ukrywając w nim wyrzutu związanym z ogromną krzywdą, jaka miała mu się wydarzyć w związku z przymusem stanowczego ograniczenia rzeczy spakowanych do swojego bagażu. Na kilka miesięcy. Jasna cholera.
Parsknął śmiechem, gdy jego przesłodki chłopak zaczął się upierać, że to jemu tak mocno zależało na rejsie, że aż zamierzał w imię tego zrezygnować z przejażdżki po mieście. Naprawdę był przeuroczy, a Max nie mógł przestać się zachwycać takimi większymi czy mniejszymi, ale jakże ważnymi gestami, które wprost mówiły mu jak Ianowi na nim zależy.
Kocham cię — wypalił tylko, kręcąc głową z rozbawieniem. W jego brzuchu wciąż szalały motylki za każdym razem, gdy wypowiadał te znaczące słowa. Przynajmniej znaczące dla Maxa, będące tak istotne, a zwłaszcza fakt, że nie musiał ich już w sobie trzymać. — Ale serio myślisz, że uda nam się jeszcze coś złapać? Pewnie czeka tam już w cholerę ludzi — stwierdził.
Ian nawet nie spoglądał w nawigację, ruszając do Sheryl, ale jakimś cudem nie wyglądało na to, żeby miał jakieś większe problemy z odnalezieniem się między uliczkami, mimo iż u rudowłosej był zaledwie jeden raz. Max nie mógł tego nie docenić. Sam był u swojej przyjaciółki już kilka razy, a i tak wolałby wstukać jej adres w nawigację, żeby mieć pewność że się nie zagubi w tym ruchliwym mieście.


effsie - 2019-01-05, 15:41

— No nie to, że musisz-musisz, bo dead i kaput, nie, da się jeździć na każdej, ale są jakieś indywidualne preferencje albo deski do konkretnych rzeczy. Na przykład laski często jeżdżą na takich klejonych z siedmiu warstw, bo są lżejsze i łatwiej je podbić. No i poza kółkami i trakami, są też bushingi, które sporo zmieniają, to znaczy łatwość skrętu, gibkość i tak dalej, no i sam kształt deski i jej conca… znaczy, jej wygięcie. Generalnie jest dużo zmiennych no i jasne, że gdybyś teraz wsiadł na którąś z tych moich to byś pojechał przed siebie, ale jak zmienimy gumki to będzie lepiej. No i kółka też mamy inne na downhill, a inne na miasto, nie — gadałem, dopiero po chwili orientując się, że Maxa to niekoniecznie obchodzi. Uciąłem więc: — No, nieważne. A co do desek no to pewnie, że się zmieszczą, to była jedna z pierwszych zagadek logistycznych pod tytułem gdzie je, kurwa, dać. Ale spoko, już z Betą znaleźliśmy dla nich miejsce. Będziesz się musiał do mnie bardziej przytulać, ale chyba to przeżyjesz.
Puściłem Maxowi oczko, skręcając w kolejną jednokierunkową i wywróciłem oczami, niby taki zmęczony tym jego wyznaniem. Na twarzy też miałem szerokiego banana i nie było to ani trochę poważne, ale lubiłem się naigrywać.
— Ech, czemu tym razem? Co znowu takiego zrobiłem? Powiedz mi, to już się będę pilnował — palnąłem, szczerząc się jak mysz do sera. — No co? Jeszcze zacznę się tak zachowywać publicznie i co, bach, idę ulicą i ktoś nagle się we mnie zakocha? — zgrywałem głupa. — Wiem, że jestem super, ale musimy ochronić od tego ludzi.
Załapałem jakiś dobry łamane na głupi humor i przykryłem na chwilę rękę Maxa na moim udzie swoją własną, gładząc go kciukiem po wierzchu dłoni. Zaraz jednak ruszaliśmy i musiałem zmienić bieg.
— No pewnie, Maxie, co ty. Ja wiem, że to moje marzenie, ale to nie tak, że dzisiaj wszyscy postanowili mieć to samo. — Uśmiechnąłem się do niego znacząco.
Do Sheryl dojechaliśmy bez jakichś większych przebojów, a ja zerknąłem na prezent zostawiony przez Irwina.
— Cherry, weźmiesz to jutro Maxowi do pracy? Nie chce mi się tego teraz targać — zaproponowałem, bo nie widziało mi się jakoś noszenie tego wszędzie ze sobą. Co też takiego mógł mi dać ten czarnuch? No, nic jakoś szczególnego.


Gazelle - 2019-01-05, 18:30

To jest dużo bardziej skomplikowane niż myślałem — wymamrotał pod nosem, słuchając tego, co mówi Ian – z czego z dobrej połowy nie rozumiał. I poczuł się aż głupio, że wcześniej sprowadzał cały ten sport po prostu do stawania na kawałku deski z przymocowanymi kółkami i jeździe przed siebie.
Chociaż ta jazda sama w sobie nie wydawała się taka, o, prosta. W końcu na tym drewnie trzeba było się utrzymać, prawda? No, a Max nawet nie wiedział, jak. I jak tym kierować w ogóle, wyhamować, nie rozwalić się o słup… Aczkolwiek wierzył, że taki nauczyciel jak Ian poprowadzi go w miarę bezboleśnie przez te wszystkie trudności.
Chyba tak, skoro udaje mi się przeżyć twój tryb przylepy co rano… — mruknął, obracając się bardziej w kierunku Iana, żeby pokazać mu swój wystawiony język. Tak naprawdę wcale na to nie narzekał, uważał to za rozczulające, ale czasami bywało upierdliwe – na przykład, gdy nie mógł sobie pozwolić na dalsze lenienie się w łóżku i musiał wstać, a Ian nie wypuszczał go ze swoich ramion. W ich przypadku w ogóle najczęściej wyglądało to tak, że nocą, przed zaśnięciem, to Max wtulał się mocno w Iana, ograniczając mobilność swojego chłopaka, natomiast w trakcie snu te role niejako się odwracały.
W takim razie musiałbyś nie wychodzić z domu! — zauważył rezolutnie. — Bo cały jesteś taki wspaniały i do kochania. Taki mój, kochany Ian.
Słodził mu dalej bezwstydnie, już nie przejmując się tym, czy Ian się tym zirytuje, czy się obrazi, czy cokolwiek. W końcu czuł się w pełni swobodnie przy swoim ukochanym. W takim stopniu, że mógł mówić to, co czuje.
Przez całą drogę nie zdejmował swojej dłoni z uda Iana, miziając po materiale spodni, ale w taki grzeczny sposób, trzymając się na dystans od krocza. Na to przyjdzie czas, a tymczasem po prostu cieszył się, czując pod palcami twardość mięśni swojego partnera, który w skupieniu nawigował między uliczkami.
Sheryl zdziwiła się tym, że jej auto tak szybko zostało zwrócone, ale, cóż, Ian się uparł i tyle. Chociaż Max nie rozumiał tego posunięcia, w końcu mogliby się nim dostać wygodnie na port i z niego wrócić do domu, ale cóż.
— Pewnie, nie ma sprawy — odparła Sheryl, uśmiechając się. — To co jeszcze na dzisiaj planujecie?
— Sher, gdzie trzymasz korkociąg? — ich uszu dobiegł głos rozchodzący się z wnętrza mieszkania, a Maxowi ten głos wydał się mocno znajomy…
Erika? — uniósł brew.
— O, hej Max! — odezwała się poprawnie zidentyfikowana dziewczyna, pojawiając się w przedpokoju obok Sheryl. — I, um, dobry wieczór…
Ian! — usłużnie przedstawił Erice swojego chłopaka. — Ian, a to moja stażystka, Erika. Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko… — mruknął podejrzliwie w stronę obu kobiet, a Sheryl zachichotała – dziwnie nerwowo.
— Singielki muszą trzymać się razem w ten trudny dzień, co nie? W każdym razie, bawcie się dobrze, ale grzecznie, pilnuj mi Maxa — zwróciła się z tym już bezpośrednio do Iana, ignorując oburzone eeeeej, które wydał z siebie wspomniany.
Pożegnali się, i opuścili budynek, w którym znajdowało się mieszkanie Sheryl.
Nie chciałeś najpierw sprawdzić, co ci dał? Mam nadzieję, że nic żywego… no nie patrz się tak na mnie, te kretyn może mieć różne pomysły!


effsie - 2019-01-06, 09:59

Ignorując wszelkie teksty typu „pilnuj Maxa” (a co on, nie umie się sam pilnować?), w końcu ewakuowaliśmy się od Sheryl i znaleźliśmy się z powrotem na manhattańskiej ulicy: w starym stylu, we dwójkę, bez żadnego auta i tak dalej. Fajnie było tak przez chwilę pobujać się po Nowym Jorku z tej perspektywy, ale przypomniało mi to o tym, jak bardzo lubię nie musieć się przejmować. Kto wie, gdzie zdecydujemy się z Maxem wysiąść podczas rejsu tą łajbą, a tak trzeba by było wracać po furkę Sheryl.
— No jak chcesz to możemy się wrócić sprawdzić, ale jeśli to serio coś żywego to obawiam się, że już dawno zdechło, bo w tym pudełku raczej nie było dziurek — odparłem, ciągnąc Maxa do najbliższej stacji metra.
Podróż upłynęła nam na snuciu wizji na temat tego, co mogłoby znajdować się w tym prezencie od Irwina i na koniec sam zacząłem właściwie żałować, że jednak nie mamy go ze sobą, tak wiecie, żeby sprawdzić, który miał rację. Nie było jednak co płakać nad rozlanym mlekiem, zamiast tego wcisnąłem fajkę do mordy, delektując się papierosem i już widząc statek w oddali.
Miałem oczywiście rację i nie było problemu z kupieniem biletu na prom, który sunął sobie po East River z kilkoma przystankami. Gdybyśmy chcieli, mogliśmy wysiąść nawet na Brooklynie, albo dopłynąć do Statui Wolności czy nawet na Coney Island. Max rozdziawił paszczę w zdziwieniu, że bilet kosztuje niecałe trzy dolce i musiałem wytłumaczyć temu mojemu chłopakowi, że ta łajba funkcjonuje trochę jak metro czy autobus i jak tylko chce to możemy pływać w kółko, w tę i z powrotem.
Słodki jest, nie? Ten mój mały idiota.
— Poczekaj tu — poleciłem, gdy czekaliśmy na łajbę i wróciłem dziesięć minut później, nieco zziajany, bo obiegłem pobliskie sklepy w poszukiwaniu butelki wina. Udało mi się znaleźć tylko jakieś nienajdroższe, powiedziałbym, że niskich lotów, ale i tak byłem z siebie zadowolony. — Patrz, będzie jak randka w autobusie z piciem browara, tylko że na statku i z winem — wyszczerzyłem się do mojego chłopaka, który patrzył na mnie pytająco. — Jak nas wywalą za burtę to jak coś to twoja wina — zastrzegłem poważnie, kierując się z Maxem na jedną z ławek zaraz przy balustradzie. Było raczej chłodno i pewnie później schowamy się do środka, ale chociaż przez chwilę, na początku, mogliśmy zostać na świeżym powietrzu, zwłaszcza że nikt poza mną nie wpadł na równie idiotyczny pomysł. — Wiesz, jaki jest plus kupowania taniego wina? Nie potrzebujesz korkociągu — oznajmiłem bystro, już w trakcie radzenia sobie z problemem odkręcania butelki.


Gazelle - 2019-01-06, 14:58

Kiedy statek ruszył i zaczęło nim lekko bujać na rzece, to Max początkowo poczuł się nieco dziwnie z tym nowym wrażeniem podróżowania w taki sposób. Ale szybko się przyzwyczaił i nie odczuwał żadnych nieprzyjemności z tym związanych, co było dla niego miłą niespodzianką.
Chociaż, co do tych nieprzyjemności to nie do końca była prawda, bo jednak ciągnęło chłodem, który sprawił że na ciele Maxa pojawiła się gęsia skórka. Ale i ten problem dało się rozwiązać, dzięki genialnemu pomysłowi Iana. I gdy Ian podał mu już pozbawione nakrętki wino, chętnie wypił potężny łyk.
Drugi plus jest taki, że jest całkiem słodkie — stwierdził, czując rozchodzące się przyjemnie po jego przełyku ciepło.
Dla Iana słodycz raczej nie była zaletą, ale trudno, sam wybierał.
Obserwował z zachwytem mijaną panoramę Manhattanu, roziskrzoną światłami latarni, neonów, i tych przebijających się przez okna. Woda pod statkiem była taka spokojna, taka ciemna, fascynująca. Kusiła. Rzucenie się z burty nie byłoby mądrym pomysłem, w istocie, ale… kusiła.
Przylgnął do Iana, opierając głowę o jego bark i westchnął.
Jutro będziemy tego taaaak bardzo żałować — stwierdził, ponownie upijając łyk wina. — Ale trudno. Teraz jest super. Podoba ci się ten wieczór, Ian? — spytał, z nutą nerwowości w głosie.


effsie - 2019-01-06, 17:40

Rzeczywiście, było słodkie. Wykrzywiłem się nieco ostentacyjnie, pociągając łyka, ale rzeczywiście nie miałem zamiaru marudzić. Zamiast tego objąłem ramieniem mojego chłopaka, który już zaczął się we mnie wtulać. Chciałem pocałować go w skroń, ale skończyło się na cmoknięciu jego włosów.
Widoki były rzeczywiście piękne. Przez jakiś czas płynęliśmy w ciszy, po prostu patrząc się na panoramę Manhattanu czy Brooklynu, obie zupełnie różne, ale bardzo, bardzo pociągające. I po raz kolejny tej zimy prawie zatęskniłem za Australią, ciepłem i tamtejszym wiatrem, ale w tej chwili naprawdę nie miałem na co narzekać.
— Przecież jest jeszcze wcześnie — zauważyłem, nieprzyjęty. To nie tak, że minęła już północ czy cokolwiek, przecież o siedemnastej opuściliśmy moje studio, a od tego czasu odwiedziliśmy planetarium i restaurację Irwina. Nie chciałem wyciągnąć telefonu, ale byłem przekonany, że minęły co najwyżej trzy godziny. Chyba że już totalnie straciłem poczucie czasu. — Pewnie, że mi się podoba, Maxie. Nie musisz się tak spinać, bejb. Ten pomysł z planetarium był super miły, że o tym pamiętałeś, ale wolę oglądać gwiazdy tutaj, z tobą, nawet jeśli chuja widać, niż tam, przygotowane projekcje z grupą innych ludzi. Nie musimy spełniać moich marzeń, kiedy są nierealne, a twoje leżą na wyciągnięcie ręki — westchnąłem, obejmując go ciasno i poczułem, jak drży. — Aż tak ci zimno? Chodźmy do środka.


Gazelle - 2019-01-06, 21:38

Przewrócił oczami, widząc jak Ian krzywi się na słodycz wina. Cóż, był w tym niewątpliwie hipokrytą, bo sam reagował podobnie gdy miał do czynienia z goryczą alkoholi, które pijał jego chłopak. No, trudno, pod tym względem się różnili, jak i pod wieloma innymi. Ale mimo to, dawali radę wzbić się ponad to. Max też nie miał problemu z tym, żeby czasami lekko się nagiąć, żeby się spotkali między tymi różnicami, kiedy go to w ogóle nie bolało. Na przykład, zaczął kupować papierosy z klikiem, żeby w razie potrzeby i Ian mógł od niego wziąć fajkę. Zaczął trzymać mięso w lodówce, co wcześniej było nie do pomyślenia – a tym bardziej to, żeby przygotowywał je swoimi rękoma. A i jego uwadze nie umykało wcale to wszystko, co Ian robił dla Maxa, i co zawsze go absolutnie rozbrajało i rozczulało.
Bardziej chodzi mi o to. — Skinął na butelkę wina, którą Ian dzielnie dzierżył. I zaraz mu ją capnął, by znowu trochę upić. Właściwie, to pewnie na nim odbije się to bardziej, niż na Ianie – klasycznie – ale wino jednak było dosyć zdradliwe (a zwłaszcza to takie), więc kto wie. Póki co nie odczuwał jeszcze prawie w ogóle skutków jakiegoś upojenia.
Westchnął, gdy Ian podzielił się swoimi wrażeniami z tego wieczoru. Cieszył się, że Ian był z nim szczery, w dodatku jasno zaznaczył, że doceniał pomysł Maxa, ale mimo to Max czuł personalną porażkę. Nie mógł się pozbyć tego uczucia, które wbijało się w niego i mówiło mu jak beznadziejnym chłopakiem był, skoro nawet w urodziny Iana ostatecznie robili to, co wymarzył sobie Max.
Ale chciałbym, żeby twoje marzenia też zostały spełnione… — mruknął cicho. — Zostańmy jeszcze chwilę. Tutaj właściwie średnio możemy te gwiazdy oglądać — zadarł głowę na ciemne niebo. — Ale na tripie będziemy mieć do tego okazję. Znajdziemy sobie jakiś kawałek trawy po środku niczego, rozłożymy koc i będziesz mógł zrobić użytek z mapy konstelacji. — Obrócił się lekko w stronę Iana, żeby ten mógł zobaczyć szeroki uśmiech na jego twarzy.


effsie - 2019-01-06, 22:34

Ach, patrzcie, w ogóle o tym nie pomyślałem – raczej nie brałem opcji upicia się jedną butelką wina na dwóch za możliwą do spełnienia. Oczywiście znowu zapomniałem, jak słabą głowę miał mój chłopak, plus jak źle znosił alkohol gorszej jakości. Co poradzić? W przeciwieństwie do mnie, Maxie pewnie nie pijał tanich winaczy za trójkę gdy miał czternaście lat; mi siara odłożyła się już w organizmie tak, że mogłem teraz pozwolić sobie na gorsze jakościowo trunki.
No boooorze, po prostu nie było nic lepszego, okej? Poza tym, to też nie tak, że to był jakiś sikacz.
Jakie szlachetne podniebienie — mruknąłem, zwilżając usta. A potem wywróciłem oczami, jakby chcąc pokazać, że to naprawdę nie jest takie ważne. — Rejs statkiem jest trochę łatwiej załatwić, niż lot w Kosmos — zauważyłem bystrze. — Masz rację, w całym Nowym Jorku chuja widać. To jeden z powodów, dla których nie znoszę tego miasta. Twój pomysł brzmi fajnie, bejb. Ale wiesz, że ze mnie to raczej taki niedzielny astronom, w sensie, no, poza patrzeniem to niezbyt się na tym znam? Zwłaszcza na tych waszych, amerykańskich gwiazdach — rzuciłem, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Stanąłem za Maxem, nachylając się nad nim i obejmując go tym razem z dwóch stron, by zrobiło się mu choć trochę cieplej. — Wiesz co? — Nachyliłem się nad jego uchem. — Pierwszy raz spędzam z kimś Walentynki i nie jest tak źle, jak myślałem. Wręcz przeciwnie, powiedziałbym, że jest całkiem dobrze. Gdzie chcesz wysiąść? Możemy tu zostać i pływać aż do usranej śmierci, a możemy skoczyć na jakąś z wysp. Chyba musielibyśmy się przesiąść, ale nigdy nie byłem na Staten Island. A ty? Idę o zakład, że moglibyśmy tam poszukać jakichś fajnych kamyków — mruknąłem do ucha mojego chłopaka, uśmiechając się durnie, choć chyba nie mógł tego zauważyć.


Gazelle - 2019-01-06, 23:44

W takim razie na tobie spoczywa misja odszlachetnienia go. — Puścił Ianowi oczko. Fakt faktem, nie miał wielkiego doświadczenia w winach z niskiej półki – to nie tak, że był jakimś snobem, sam z siebie raczej kupował wina w rozsądnych cenach, kierując się swoim własnym gustem aniżeli tym, w jak wysokim i wyróżnionym miejscu znajdował się trunek. Ale w jego rodzinnym domu pijało się raczej te droższe wina, chociaż on specjalnie nie wyczuwał zbyt wielkiej różnicy między tym drogim, wystawnym, z ekskluzywną etykietą, od takiego zwykłego za dziesięć dolców.
W każdym razie, nie chodziło tylko o szlachetność podniebienia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakim cichym zdrajcą potrafiło być wino. Bo zdarzało się, nawet jemu, że pił wino, pił, nie czując prawie w ogóle efektu upojenia (jak w tym momencie)… a potem, nagle, prawie zwalało go z nóg. A czasami było normalnie. Pewnie miały na to wpływ jakieś czynniki, co do których się nie wyedukował, ale w każdym razie w pełni nie ufał winom.
No i co? To, że lubisz gwiazdy, nie oznacza że musisz wykładać astronomię. A nawet lepiej, bo będziesz miał okazję się poznać na naszych gwiazdach, wiesz, z mapą w dłoni i wyostrzonym spojrzeniem — stwierdził radośnie.
Może nie dało to jakiegoś zdumiewającego efektu, ale rzeczywiście, kiedy Ian stanął za nim i go objął Maxowi zrobiło się troszkę cieplej. Przede wszystkim w serduszku.
Nie jest tak źle, jak myślałem?, jest całkiem dobrze? Pozwolę to sobie przetłumaczyć na: jest wspaniale, mój cudowny chłopaku, nie mogłoby być lepiej — powiedział zadziornie. Ian wprawdzie nie mógł zobaczyć jego uśmieszku, ale z pewnością mógł usłyszeć jego obecność. — Hm, śmierć razem, na statku… brzmi trochę jak historia z Titanica. Ale nie że Jack i Rose, bo Rose kurde nie mogła się przesunąć na tej desce, bo po co, biedny Jack musiał umrzeć w imię dramatyzmu, no ale też romantycznie. Ale spoko, może innym razem, możemy teraz wysiąść na Staten Island. Też tam nigdy nie byłem, ale podobno jest tam dużo zieleni. No i będę miał kolejny kamyk od ciebie i będzie to już zaczątek kolekcji — paplał, czując jak – przynajmniej na chwilę – opuszcza go to durne poczucie jakieś niemalże beznadziejności i porażki, a wraca wesołość.


effsie - 2019-01-07, 00:28

Powstrzymałem cisnący się na usta komentarz, że Max trzymał w buzi mniej szlachetne rzeczy, niż to wino; zamiast tego potarłem jego ramiona dłońmi, jakby chcąc go trochę rozgrzać, choć nie wiedziałem, czy te działania miały jakikolwiek sens.
Brzmi jak plan — zgodziłem się na te całe gwiazdy. Wywróciłem oczami, czego Max nie mógł widzieć, słysząc to jak poprawiał moje słowa. Ech, dać mu palec, a od razu chce całą rękę, no co za gnojek. — Kamyk ode mnie? Nie rozpędzaj się. Dostałeś jeden, reszty musisz mi pomóc szukać.
W każdym razie, rzeczywiście to zrobiliśmy; zmieniliśmy statki i koniec końców trafiliśmy na Staten Island, raczej pustą o tej porze roku i dnia (to chyba nie jest najromantyczniejszy pomysł na walentynkowe randki). Obeszliśmy Statuę oglądając ją z kilku perspektyw, w końcu dochodząc do kamienistej plaży.
Podniosłem pierwszy lepszy kamyk i trafił się płaski.
Umiesz puszczać kaczki? — spytałem, robiąc zamach i kamyk odbił się po ciemnej tafli cztery razy.


Gazelle - 2019-01-07, 01:46

Ale kamyki od ciebie są najlepsze! — stwierdził z niemalże dziecinną niewinnością. Może rzeczywiście powinni stworzyć z tego kolekcję… to byłaby kolejna rzecz, będąca tak bardzo ich, czymś, czego symboliki cały świat wokół nie mógłby w pełni poznać. Kamyki. Stones. Coś, co wydawało się tak zwyczajne i niepozorne, a w odpowiednich rękach mogło dopiero ujawnić swoją moc…
Hm.
W każdym razie, z Ianem często bywało tak, że Max mógł sobie snuć jakieś plany, w myślach budować konkretne wizje, a i tak przy nim zdarzało się coś wybijającego się z planu, coś będące efektem chwili, myśli pojawiającej się przez moment. I Max to uwielbiał, tak uwielbiał tę spontaniczność Iana. Wiele ich wspólnych wyjść według Maxa otrzymywały wręcz status prawdziwej przygody. A na pewno żadne z nich nie było sztampowe i nudne. Nawet gdy szli tylko na pizzę, zawsze było coś, co czyniło ten zwyczajny wypad wyjątkowym i cennym dla Maxa.
I podobnie było tym razem. Według założeń Maxa, w tym momencie powinni już być w łóżku w mieszkaniu Iana i być albo jeszcze w trakcie długiej gry wstępnej, albo już w trakcie seksu. A jednak, znaleźli się jednak nad wodą na Staten Island. I Max absolutnie nie narzekał, wręcz przeciwnie. Seks w końcu mógł zaczekać.
Jasne, że umiem! — prychnął. — Już nie rób ze mnie takiej ofermy.
Wprawdzie nie miał zbyt wielu okazji, by zając się taką rozrywką, ale, hej, bez przesady, przecież wiedział co i jak – nie była to przecież wielka filozofia, o ile nie chciało się pobić rekordu. W słabym świetle próbował znaleźć odpowiedni kamień, i w końcu coś płaskiego wpadło mu w ręce. Po pobieżnym przestudiowaniu kamienia stwierdził, że może być, i ułożył go odpowiednio, po czym rzucił w wodę, licząc ile razy odbijał się od jej powierzchni.
Ha! Sześć! In your face, frajerze! Spróbuj to przebić! — tryumfował, śmiejąc się. To było zwyczajne szczęście, bo przecież działał intuicyjnie, nie ogarniał fizyki stojącej za odpowiednim rzucaniem kamienia. No, ale udało się, a Max był dumny jak paw.
— Frajerze? Ja ci zaraz dam frajera… — zagrzmiał Ian, a Max, śmiejąc się, puścił się w bieg po wybrzeżu. Nie biegł specjalnie szybko, dając Ianowi szansę na złapanie go. Gdy poczuł owijające się wokół niego ramiona, roześmiał się jeszcze głośniej – i jeszcze, gdy jego stopy oderwały się na moment od ziemi, a Ian obrócił się wraz z nim dookoła własnej osi, wciąż go podnosząc.
No to mi udowodnij, że nim nie jesteś! — powiedział zadziornie, już stojąc przodem do Iana i rzucając mu wyzwanie.


effsie - 2019-01-07, 11:07

Kamienie. To była śmieszna rzecz, zupełnie przypadkowa, nie tak, że to planowałem czy cokolwiek – zamiast tego stało się, trochę jak te kosmiczne psy, które urosły do jakiejś rangi symbolu. Nie potrzebowałem tego nikomu tłumaczyć, nikogo wprowadzać w te nasze wspólne rzeczy, znaczenia i żarty, bo i po co? To nic by nie dało, niewiele zmieniło, a tak mogliśmy we dwójkę obracać się w jakichś prywatnych, alternatywnych rzeczywistościach.
Max chyba lubił przede mną uciekać, a mnie niespecjalnie przeszkadzało ganianie za nim, a więc i teraz ruszyłem do biegu, ku własnemu zdziwieniu łapiąc gnojka w kilkanaście sekund. Obróciłem go z rozpędu, z rozmachem, prawie wywalając się z nim na tej kamienistej plaży.
W końcu jednak postawiłem go na ziemi, wciąż obejmując i wwierciłem wzrok w Maxa.
Czy mi się wydaje, czy ta scena jest jakby żywcem wyjęta z jakiejś komedii romantycznej? — spytałem, przechylając nieznacznie głowę. — Bieganie po plaży, podnoszenie, patrzenie sobie w oczy… chyba muszę cię teraz pocałować — mruknąłem, nachylając się nad moim chłopakiem i łącząc nasze usta w pocałunku. Zanim jednak którykolwiek z nas zdołał go pogłębić, odsunąłem się, puszczając Maxa i rozejrzałem się wokół. — Sześć, tak? — rzuciłem trochę zadziornie, intencjonalnie zmieniając temat i zaczynając rozglądać się za odpowiednim kamieniem.
Max przez chwilę stał jak wryty, zaraz prychając i fukając, sam zaczął poszukiwania. I naprawdę, naprawdę zaczęliśmy to robić: puszczać kaczki, rezygnując z tego mini konkursu, po prostu chodząc po wybrzeżu, rozmawiając, całując się, śmiejąc, puszczając kaczki i nawzajem sprzedając dobie tipy do doskonalenia naszych technik. Obaj mieliśmy trochę inne, ale każda działała, a żaden z nas nie potrafił załapać tej drugiej, więc było to trochę bez sensu, ale bawiliśmy się chyba naprawdę dobrze.
— Kaczki — zaśmiał się Max, zbierając kolejne kamienie.
Kaczki? — powtórzyłem.
— Gdyby ktoś kilka la temu powiedział mi, że z moim chłopakiem będę w Walentynki puszczał kaczki to zabiłbym go śmiechem.
Uśmiechnąłem się do niego i zamachnąłem się, posyłając kamień w rzekę. Wybałuszyłem oczy, widząc, ile razy się odbił.
Widziałeś?! Dziewięć!
— Cooo? Nie ma mowy!
Nie patrzyłeś?!
— Zbierałem kamienie!
Nie patrzyłeś, jak puściłem kaczkę na dziewięć odbić!
— No przepraszam, mogłeś mówić, że rzucasz! Poza tym, pewnie kłamiesz!
Sam kłamiesz! Słowo skauta, odbiło się dziewięć razy!
— Ian, kurwa, nigdy nie byłeś skautem.
No ale serio!
— Boże, jesteś taki głupi.
Odezwał się!
— Strasznie cię kocham.
Strasznie się powtarzasz.
Nie wiedzieć kiedy, ale nagle znaleźliśmy się naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy jak para zawszonych szczeniaków na swojej gimnazjalnej randce. Maxie wspiął się na palce i chciał objąć mnie za szyję, ale trzymał w pięściach kamienie, więc tylko chwycił mnie w pasie. To ja nachyliłem się i pocałowałem go czule w usta.
Jakie masz jeszcze marzenia, Maxie? — spytałem, szturchając jego nos swoim.


Gazelle - 2019-01-07, 12:27

Marzenia?
Och, Max miał mnóstwo marzeń. Naprawdę – mnóstwo. W końcu, porządny kawał swojego życia spełnił na rozmyślaniu o wymarzonym związku, o wymarzonej karierze, o poznawaniu świata, o robieniu rzeczy wielkich i mniejszych… wiedząc, że w marzeniach nikt go nie ograniczał, pozwalał sobie marzyć o rzeczach niejednokrotnie kompletnie nieosiągalnych, znajdując ukojenie w tych niewymagających wysiłku wizjach, stanowiących idealne oderwanie od szarej rzeczywistości.
Ale w tym momencie, w tym słodkim, słodkim momencie, ocierającym się wręcz o uroczy kicz, coś co Ian określił jako scenę wyjętą z komedii romantycznej, w tym momencie mógł zdobyć się tylko na to:
Marzę o tym, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. I o twoim szczęściu, żeby trwało pomimo tego, jak beznadziejnym chłopakiem czasami jestem. I o tym, żebyś mnie znowu pocałował — wyszeptał, sięgając od razu po kolejny pocałunek.
Ta cała chwila sprawiała, że się wzruszał, że mimo niskiej temperatury powietrza czuł ciepło rozchodzące się po jego wnętrzu, czuł jak serce szybko i mocno pompowało mu krew. I wiele tych nienazwanych uczuć, które doświadczał tylko z Ianem.
I marzę o ciepłej herbacie — zamarudził, bo mimo tego wewnętrznego ciepła, tego cudnego, miłego, ta temperatura na zewnątrz i tak sprawiała, że lekko drżał.


effsie - 2019-01-07, 14:11

Odpowiedziałem pocałunkiem na całusa Maxa, chociaż niekoniecznie podobały mi się jego słowa. Zmarszczyłem nieco czoło, ściągając brwi, kiedy się od siebie odsunęliśmy.
Czy możesz w końcu przestać? — spytałem, nie kryjąc poirytowania. — Użalać się nad sobą? Traktować się jak jakiś towar drugiej kategorii? Ile razy jeszcze mam ci mówić, że taki, jaki jesteś, taki mi się podobasz? Maxie, kurwa, odwala mi na twoim punkcie tak, jak nie odwalało mi nigdy na niczyim, spędzam z tobą właściwie każdą wolną chwilę, jaką mam, czego ci jeszcze potrzeba? Wiesz, jakie to wkurwiające, kiedy na kimś ci zależy, kiedy spędzasz z kimś tyle czasu, a on twierdzi, że jest beznadziejny? To jest tak strasznie frustrujące — westchnąłem, sięgając jego dłoni i rozprostowałem jego palce, zaciskając ja na kamieniach, które trzymał w pięściach. — Już ustaliliśmy, że to nie jest sztampowe, ale nam obu się podoba. Czego chcesz? Żebym też zaczął iść tą drogą? Uwierz mi, że mogę. Bardzo łatwo będzie mi wpędzić się w wyrzuty sumienia, że nie mogę ci powiedzieć tych dwóch głupich słów, chociaż wiem, ile dla ciebie znaczą.


Gazelle - 2019-01-07, 15:11

Przygryzł wargę, spuszczając lekko wzrok, gdy Ian odezwał się do niego tym podirytowanym tonem. Czuł się trochę jak karcone dziecko, być może słusznie. Nie powinien truć Iana swoim własnym poczuciem beznadziejności, zwłaszcza w takim momencie, ale dał się zwyczajnie ponieść szczerości.
Sam nie rozumiał, skąd pojawiały się u niego te przeskoki w samoocenie. Potrafił promieniować pewnością siebie, a czasami czuł się jak zwykłe, nic nie warte gówno. To też była sprawka zasranego Lionela?
Nie, Ian. Mylisz się. Te słowa mają dla mnie ogromne znaczenie, ale nie w taki sposób. Nauczyłem się przy tobie, że wcale nie muszę ich słyszeć. Ale to, że ja mogę ci je mówić jest dla mnie tak cholernie ważne, takie cudowne. I… ty jesteś dla mnie taki cudowny, taki jak nikt nigdy. I nie potrzebuję zapewnień o dozgonnej miłości, żeby wiedzieć że jestem dla ciebie ważny. Ale… chciałbym, żeby dawało ci to szczęście, a nie frustrację. Przepraszam za użalanie się nad sobą. Nie jest łatwo pozbyć się tego uczucia, że mogę cię rozczarowywać — wyznał, decydując się ostatecznie na dalsze brnięcie w szczerość. Nie miało sensu wycofywanie się w tym momencie ze swoich słów.


effsie - 2019-01-07, 16:55

Spojrzałem na niego z czułością, zmartwiony.
Co ja mam z tobą zrobić, co? — spytałem, nie puszczając jego dłoni. — Jak mam ci wbić do tego pustego łba, że taki, jaki jesteś, takiego cię lubię? Że poznałem zatrzęsienie ludzi na tym pieprzonym świecie, ale żaden, czy to koleś, czy to babeczka, nie działali na mnie tak, jak ty na mnie działasz? Nie jestem żadnym masochistą, Maxie. Nie spędzam z tobą czasu tylko po to, żebyś ty się czuł szczęśliwy, bejb. Oczywiście, że jestem szczęśliwy, ty mały idioto. I sfrustrowany, za każdym razem, kiedy nie potrafisz tego zrozumieć — powiedziałem, patrząc się mu prosto w oczy. — To nie jest tak, że wygrałeś jakiś pieprzony los na loterii i teraz nagle możesz być moim chłopakiem, bejb. To nie tak, że któryś z nas jest lepszy, czy gorszy, błagam. Jesteśmy dwójką zwyczajnych kolesi i tak się jakoś złożyło, że obaj się sobie spodobaliśmy i już. Czuję przy tobie rzeczy, których nie czułem przy nikim innym, ty głupku. I kiedy mówisz, że jesteś beznadziejny, zaczynam mieć wrażenie, że sobie ze mnie kpisz.
Podniosłem jedną rękę, splecioną z tą Maxa i musnąłem jego dłoń ustami.
Jesteś cudowny, Maxie. Jeśli mam ci to gadać codziennie, żebyś przestał o sobie myśleć, że jesteś beznadziejny to trudno, jakoś to zniosę. Ale proszę cię, po prostu spróbuj? Taki z ciebie literat, tak lubisz poezję i te wszystkie historie innych ludzi, nie możesz chociaż spróbować spojrzeć na siebie tak, jak ja na ciebie patrzę?


Gazelle - 2019-01-07, 17:12

Nie chciał martwić Iana, czy wymuszać litości. Odnosił wręcz wrażenie, że Ian przejął się aż za bardzo, ale nie mógł tego nie docenić, nie mógł nie być przez to poruszony, przez te piękne słowa, piękniejsze od najcudowniejszej poezji, przyprawione ponadto czułymi gestami. Śledził wzrokiem ich splecione dłonie, a także ich drogę do warg Iana, czując się tak rozczulony, tak… wstrząśnięty porcją czułości, którą otrzymywał od tego niesamowitego faceta…
Nie mów mi takich rzeczy, bo zaraz się poryczę i umrzemy z żenady — zagroził już łamiącym się głosem.
Nadal nie potrafił zrozumieć, dlaczego akurat on. Dlaczego to on był tym szczęściarzem, dlaczego to akurat on tak zawrócił w głowie Ianowi. Wiedział, że nie było sensu tego analizować, że to, co powinien zrobić, to po prostu cieszyć się chwilą, ale czasami miał to durne poczucie, że brał coś, co mu się w ogóle nie należało.
Max, jako dziennikarz, powinien być człowiekiem słowa, ale nie wiedział, co dalej powiedzieć. Spośród tysięcy wyrazów w języku angielskim nie mógł znaleźć tych, które byłyby odpowiednie. A jednocześnie walczył z własnym wzruszeniem. Przylgnął mocno do Iana, odsuwając ich złączone dłonie aby te nie stały im na drodze. Zaciągnął się znajomym zapachem, tkwiąc jak przez chwilę w milczeniu i czując, jak wolna dłoń Iana wplata się w jego włosy, masując go delikatnie po skalpie, w geście który zawsze go uspokajał.
Przy tobie… często czuję się jak niemalże najwspanialsza istota na tej ziemi — wyszeptał. — Kiedy tak na mnie patrzysz, z taką adoracją która mną wstrząsa. Ale czasami, kiedy zostaję sam ze sobą, zamiast siebie widzę tylko Lionela, jakąś karykaturę samego siebie.


effsie - 2019-01-07, 17:45

Będę ci mówił, co chcę, bejb — odparłem, uśmiechając się nieznacznie. — Nie boję się Lionela, nie boję się tej twojej miłości, to nie będę się bał twoich łez.
Max wtulił się we mnie, rozłączając nasze dłonie; kamyk chyba wypadł z jego ręki, ale nie przejąłem się tym, obejmując go i wsuwając palce we włosy tego blondasa. Nieco się trząsł w moim objęciu i nie wiedziałem, czy to już tylko z zimna, czy też z przejęcia.
Bo taki właśnie jesteś — odparłem również cicho, ściskając drugą ręką jego dłoń z kamieniem. — Jak najwspanialsza istota na Ziemi. Gdybyś nią nie był to nie zawróciłbyś mi w głowie — rzuciłem, trochę żartem, trochę prawdą. — Uwielbiam być z tobą, Maxie. I wprost nie mogę doczekać się naszej małej wielkiej wyprawy, zwłaszcza jeśli to sprawia, że będziesz się mógł tak czuć przez cały czas. Ale… ale nie możesz uzależniać swojej opinii o sobie od tego, czy jestem obok, czy mnie nie ma. Jesteś niesamowity przez cały czas, bejb. Ale jeśli potrzebujesz czasu, by móc to w pełni uwierzyć… to mamy razem ten czas — powiedziałem ciepło, chowając nos w jego włosach. — I jeden mały-wielki krok jutro. Myślisz, że nie wiem, co to znaczy? Bejb, mam dwadzieścia sie… osiem lat — poprawiłem się – i jutro po raz pierwszy poznam rodziców mojego chłopaka. To dla ciebie ważne, prawda?


Gazelle - 2019-01-07, 20:12

No i masz – oczy Maxa już się zaszkliły, chociaż Ian nie mógł tego zobaczyć, gdy Max uparcie wciskał głowę w jego bark. Nie rycz, nie rycz, nie rycz.
Nie chciał się rozklejać, nie chciał czuć się jeszcze bardziej żałośnie, mimo iż był mocno poruszony i wzruszony, i to było bardziej niż oczywiste.
(Ale zimno też odczuwał.)
Ja też się nie mogę doczekać — powiedział cicho. Był tak dziwnie rozstrojony emocjonalnie, że naprawdę był na krawędzi płaczu, dlatego desperacko chciał się ogarnąć. Dlatego też wciąż unikał unoszenia głowy, bo gdyby zobaczył ten czuły wzrok, jakim z pewnością obdarzał go Ian, to byłby poległ w tym narzuconym sobie wyzwaniu.
Jest ważne — zgodził się, kiwając głową. Te kamienie nie były mu chwilowo do niczego potrzebne, więc rozluźnił dłoń, żeby upadły w końcu na ziemię. — Ale stresuję się. Swoimi rodzicami. Oni są… wiesz, jacy są. Mówiłem ci. Zwłaszcza mama. Wiem, że cię polubią, bo ciebie się nie da nie polubić, ale, kurczę, to będzie wyglądało zupełnie inaczej niż z Laną — westchnął. — Naprawdę zależy mi na tym, żeby nie zachowywali się durnie.
Wprawdzie jego rodzice sami zaproponowali, żeby Ian przyjechał wraz z Maxem na ich rocznicę, jednak mimo to nie mógł pozbyć się niepokoju, który pojawiał się na myśl o tym spotkaniu.
Ale w razie czego możemy ich olać, i to ja ci pokażę San Jose, albo połazimy sobie po San Fran, powspominamy studenckie czasy, takie tam — zaproponował.


effsie - 2019-01-07, 21:12

Pogładziłem Maxa po włosach, plącząc je w palcach i przeczesując, bawiąc się tymi blond kosmykami. Uwielbiałem włosy mojego chłopaka, zwłaszcza wtedy, gdy były tej długości, nie wiem, no, naprawdę taki mi się podobał najbardziej. Nawet jak wstawał rano z rozczochraną czupryną, to było dużo bardziej pociągające niż ostrzyżony tak na krótko.
Lana nie jest jak typowa mama — powiedziałem gładko, bo to przecież nie tak, że nie zdawałem sobie z tego sprawy. — Mogę nosić cały czas bluzę, żeby twoja mama nie zobaczyła tatuaży — dodałem żartobliwie, tak, by nieco rozluźnić atmosferę. — A ty nie związuj przypadkiem włosów, jeśli nie chcesz, żeby zobaczyli kreskę — rzuciłem jeszcze, prawie zapominając o tym tatuażu.
Odsunąłem się w końcu, wciąż trzymając Maxa za tę jedną dłoń i uśmiechnąłem się do niego.
Pozbieramy jakieś kamyki — powiedziałem. — Zabierzemy stąd ten? Nie jest najładniejszy, ale taki płaski, będziemy pamiętali skąd i z jakiego momentu. Wróćmy do portu, cały się trzęsiesz, potrzebujesz tej herbaty.


Gazelle - 2019-01-07, 21:47

A taki chuj — żachnął się, w końcu podnosząc głowę. — Albo mama zaakceptuje cię wraz z tatuażami, albo niech spada.
Może nie aż spada, ale, no, nie zamierzał dopuszczać do tego, żeby Ian w jakikolwiek sposób się krył przed jego mamą, to brzmiało idiotycznie. Poza tym, Helen i tak miała okazję przekonać się, że chłopak Maxa ma tatuaże – w końcu ujrzała je na ekranie telefonu Maxa, wtedy podczas święta dziękczynienia.
Sam jednak… zamierzał się mimo wszystko dostosować do rady Iana. Tak, żeby nie robić niepotrzebnej afery, mimo iż to była tylko cholerna kreska.
Jest super — stwierdził, podnosząc kamień i dokładnie studiując go wzrokiem. Ot, kamień jak kamień, ale wraz z nabytą symboliką nabierał jednocześnie wartości. Był też całkiem spory, właściwie mieścił się Maxowi w pięści. Wcisnął go do kieszeni swoich ciasnych spodni, i zaśmiał się.
To trochę wygląda tak, jakby mi się tutaj przebijał penis — skomentował ułożenie kamienia w swojej kieszeni. A co do samego penisa… przy takich spodniach musiał się nauczyć bawić w jakieś cuda wianki, żeby przypadkiem nie ujawnić się z tym charakterystycznym i przyciągającym uwagę kształtem, na którym opinał się materiał spodni.
Po tym komentarzu, Ian bez słowa sięgnął do jego kieszeni i przeniósł kamień do swojej, w znacznie luźniejszych spodniach. Max znowu się zaśmiał, i pod pretekstem bycia zmarzniętym przylepił się do ramienia Iana, gdy ruszyli w kierunku portu. W przyportowej knajpce Max zamówił swoją ciepłą herbatkę, którą powoli pił, gdy czekali na statek. I już trochę rozgrzany wszedł wraz ze swoim partnerem na pokład, gdzie tym razem usiedli w ocieplanym wnętrzu, obserwując widoki zza okna.
Chcesz jeszcze gdzieś iść, czy wracamy już do domu? — spytał Iana. Sam skłaniał się bardziej ku tej drugiej opcji, ale postanowił dać Ianowi zadecydować.


effsie - 2019-01-07, 22:09

Podróż statkiem, chociaż we wnętrzu, minęła nam przyjemnie, a później wróciliśmy już do domu; mój chłopak był totalnym zmarzluchem i nie było co kusić losu; zresztą, musiałem jeszcze ogarnąć jakieś ciuchy do torby, skoro już jutro mieliśmy lecieć do tego całego San Jose.
Wspięliśmy się na trzecie piętro i miałem już pytać, gdzie idziemy, kiedy dojrzałem jakąś dziwną poświatę przy drzwiach do mojego mieszkania. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy nie zgasiłem rano światła, czy o co chodzi i bez słowa wyciągnąłem klucze, otwierając drzwi.
Przedpokoju u mnie właściwie nie było; raczej korytarz, który bez drzwi łączył się z salonem, po prawej od razu drzwi do łazienki, po lewej – do sypialni. I to z sypialni dobiegała ta dziwna poświata, którą zobaczyłem jeszcze bez zapalania światła i wlazłem do niej, nieco zaniepokojony.
Co do chuja…
Niepotrzebnie.
Cały pokój rozświetlony był… miniaturowymi gwiazdkami, takimi dla dzieci, kolorowymi, poruszającymi się na ścianach. Odwróciłem się przez ramię, wprost na wyszczerzonego w uśmiechu Maxa i od razu załapałem, co tu się zadziało.
Ale ty jednak jesteś głupi — westchnąłem, kręcąc głową i patrząc się z czułością na Maxa. Ach ten mój głupi, najgłupszy chłopak. — Dziękuję — wyszeptałem. — Będziesz mi płacił rachunki za prąd — zagroziłem żartobliwie, nachylając się i całując go w usta, przy okazji łącząc nasze dłonie. — Ach, ale masz zimne ręce — zorientowałem się, przerywając pocałunek. — Wciąż ci jest tak zimno? Idź pod prysznic, zrobię ci w tym czasie herbaty.


Gazelle - 2019-01-07, 22:37

Uśmiechnął się radośnie, jak pochwalony piesek (tylko brakowało mu majtającego radośnie ogona), całując Iana z przesadnie głośnym mlaśnięciem, po czym splótł ich palce. Cieszył się, że Ianowi spodobał się ten głupi pomysł.
No trudno, jakoś przeżyję — stwierdził. Dla tego rozczulonego spojrzenia mógł zapłacić każdą cenę.
To nie było jeszcze wszystko, co Max przygotował, ale właściwie prysznic brzmiał jak niezły pomysł. Rzeczywiście był przemarznięty. Max Stone bowiem tego dnia postawił modę ponad rozsądek, ubierając się trochę jednak nieodpowiednio do pogody. Ale cóż, chciał wyglądać dobrze dla swojego chłopaka.
Zatem najpierw mógł przygotować siebie, to znaczy się umyć i odświeżyć, to brzmiało jak plan. Dlatego skinął głową i skradł kolejnego całusa, po czym sięgnął do szafy Iana, wyciągając ze znajdującej się we wnętrzu szuflady swoje bokserki.
Jakkolwiek kusiło go przedłużenie kontaktu z przyjemnie ciepłą wodą, tak zdecydował się na szybki, sprytny prysznic, ale i tak poświęcił jeszcze chwilkę na pieczołowite wysmarowanie ciała ładnie pachnącym balsamem. I zanim przeszedł do kuchni, wpadł jeszcze na moment do sypialni, ponownie zaglądając do szafy. Stamtąd wyciągnął schowane wcześniej pudełko, a z pudełka wyciągnął czerwoną wstążkę, którą owinął sobie wokół nadgarstka, zawiązując ją w ładną kokardkę. Zadowolony z siebie, wraz z pudełkiem przeszedł w końcu do kuchni, gdzie czekał nań parujący kubek i Ian siedzący przy stole.
I ostatnie prezenty dla mojego ukochanego chłopaka! — zawołał wesoło, wciskając Ianowi w ręce pudełko. W którym znajdowały się dwie obroże – znacznie ładniejsze od tej, którą na szybko kupił Ianowi na święta. A przede wszystkim, każda z nich miała doczepioną zawieszkę w kształcie kości, na których zostały wygrawerowane napisy: Ian’s i Maxie’s. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie to było tandetne, ale cóż, lampa w sypialni też taka była.
Stwierdziłem, że ta obroża którą ci dałem w Australii potrzebuje upgrade’u, i przy okazji stwierdziłem, że skoro oboje jesteśmy kundlami, to możemy mieć pasujące do siebie obroże! — wyjaśnił, wręcz dumnie, gdy Ian zajrzał do środka.
A na samym dnie znajdowała się karta z wydrukowanym kodem z Groupona na pakiet czterech masaży w miejscu, które poleciła Sheryl i które Ianowi przypadło do gustu.
A ostatnim prezentem jestem jaaaa! — oznajmił, wyciągając swoją zawstążkowaną rękę.


effsie - 2019-01-07, 23:23

Miałem ochotę na wino; chyba narobiłem jej sobie przy tym steku, co było mega dziwne, bo generalnie nie przepadałem za winem. Kiedy Max brał prysznic, wstawiłem wodę i poszedłem do jego mieszkania, gdzie udało mi się znaleźć zachomikowaną butelkę białego – dobrze, bo smakowało mi bardziej, niż czerwone. Nalałem sobie lampkę i wróciłem z jedną pełną, drugą pustą (nie wiedziałem, czy Maxie będzie miał ochotę) do siebie, w drugiej łapie dzierżąc butelkę wina.
Akurat zalałem herbatę, gdy Maxie skończył brać prysznic, a potem jeszcze coś tam robił w sypialni. Podniosłem na niego wzrok, gdy w końcu wlazł do kuchni i miałem proponować wino, kiedy zaskoczył mnie kolejnymi prezentami.
Boże, jesteś nienormalny — westchnąłem ze śmiechem, kręcąc głową, po czym zajrzałem do pudełka. Oczy zaświeciły mi się na widok tych dwóch obroży, co prawdopodobnie świadczyło o tym, jak nierówno mam pod sufitem, ale trudno – tak już było. — Maxie’s — przeczytałem, wyciągając jedną z nich i przejechałem palcem po miękkiej, dobrze wygarbowanej skórze. Wyglądała na cholernie drogą i, to dziwne, że to pomyślałem, ale… wygodną? — A to co? — spytałem, przesuwając drugą obrożę, by odsłonić kupony. — Mhm — załapałem po chwili, podnosząc wzrok na Maxa, który wyciągał w moją stronę durnie zawstążkowaną dłoń. — Najlepsze zawsze przychodzi na koniec, co? — Uśmiechnąłem się, sięgając ten wstążki i rozsupłałem ją bez większego trudu. Maxie w tym czasie zabrał pudełko z moich kolan, postawił na stole i sam się na mnie wgramolił, siadając bokiem na moich udach.
— Wszystkiego najlepszego, Ian — wymamrotał, z ustami przy moich wargach i pocałowaliśmy się po raz nie wiem który tego dnia. Machinalnie objąłem go w pasie, układając rękę na jego udzie i wsunąłem nos w szyję, wdychając zapach płynu do mycia.
Nie za dużo tego dobrego? — spytałem, nie zmieniając pozycji. — Kiedy przyjdą twoje urodziny będę chyba musiał wdrapać się i ukraść tę pieprzoną gwiazdkę z nieba — westchnąłem, podnosząc głowę i szturchnąłem żuchwę Maxa nosem. — Już ci trochę cieplej? — dopytałem, widząc, że założył na siebie tylko bokserki i sięgnąłem przez stół po kubek z jego herbatą, który zaraz wsunąłem mu w dłonie.


Gazelle - 2019-01-08, 03:04

Może i był nienormalny, trudno, ale był nienormalnym, zadurzonym po uszy kundlem swojego Iana, tego cudownego mężczyzny, którego chciał rozpieszczać i dawać mu szczęście po kres swoich dni.
Najbardziej stresował się tym, jak Ian zareaguje na obroże. W końcu, od tego felernego wydarzenia, kiedy to przyłapała ich Lana, Ian już nie założył tej, którą wówczas podarował mu Max. Ale tym razem ujrzał ten błysk w oku. Ujrzał zainteresowanie. Odebrał to jako dobry znak. Naprawdę kręcił go widok Iana w takiej ładnej obroży, w dodatku podpisanej jako własność Maxa…
Chociaż to Max w tym momencie zachowywał się bardziej jak zadowolony piesek, domagający się pieszczot. Cóż mógł na to poradzić, w tym aspekcie Ian rozpuścił go porządnie.
Ty jesteś moją gwiazdką z nieba! — odparł pewnie, nie zważając na to, że to był już kolejny z wielu wyjątkowo tandetnych tekstów, jakie tego dnia opuściły usta Maxa. No i trudno.
Zresztą, naprawdę nie oczekiwał rewanżu ze strony Iana. To byłoby durne w opór. Wystarczyło mu tylko spędzenie tych urodzin wspólnie, z Ianem, mieć możliwość patrzeć się na niego, dotykać go, całować…
Chociaż nie. Ty jesteś Słońcem. Z Australii. Dlatego jest mi cieplej! — zakończył swoje rozważania tym radosnym wnioskiem, chociaż za fakt że się ogrzał odpowiadał w znacznie większej mierze ciepły prysznic. Ale oj tam.
Chwycił kubek, który podał mu Ian, i zaczął dmuchać, żeby trochę ostudzić w ten sposób napój. Później delikatnie przysunął szklankę do ust, a po upewnieniu się że płyn jest pijalny upił już odważniejszy łyk.
Przyniosłeś wino? — mruknął po zauważeniu butelki i kieliszków, w tym jednego zapełnionego.


effsie - 2019-01-08, 12:38

Maxie, bo zaraz ci przypierdolę — mruknąłem, składając groźbę bez pokrycia, o czym obaj raczej wiedzieliśmy. Ale i tak, wiedział, że nie znoszę takich tekstów, a sadził je bez ustanku, więc, w moim odczuciu, należało coś zrobić.
Słońce. Z Australii. Umarłbym z zażenowania, gdyby się tak do mnie zwracał.
Mhm — przytaknąłem na pytanie Maxa. — Chcesz trochę? — spytałem, przesuwając kieliszek w jego stronę. — Ja już chyba nie mam ochoty — dodałem, uderzając paznokciem w szkło. — Obejrzymy jakiś film w łóżku? Mógłbyś wybrać coś fajnego, a ja wezmę w tym czasie prysznic, hm? — spytałem. — Tylko jakiś fajny, co? Nie za ciężki, ale też nie taki, żeby tylko leciały głupoty. I film, a nie serial — zastrzegłem, bo z nim to nigdy nie wiadomo.


Gazelle - 2019-01-08, 22:59

Pff. Max i tak wiedział, że Ian nic by mu nie zrobił. Zresztą, ten zasrany hipokryta sam nie szczędził Maxowi słodkości, no ale nieważne. Bo Max przecież nie narzekał. Tylko czasami o, cisnął mu się na usta taki kiczowaty tekst, każdy ma przecież swoje słabości.
Odstawił kubek i chwycił pomiędzy swoje rozgrzane dłonie twarz Iana, patrząc się przez niego w milczeniu, z czułością graniczącą ze swego rodzaju namaszczeniem. Kochał to swoje Słońce durne, niewątpliwie i bezgranicznie. Złożył pocałunek na czole Iana, a potem chwycił go za podbródek, aby zadrzeć jego głowę w górę i móc złączyć ich usta.
Smak herbaty zmieszał się ze smakiem wina, ale to nic. Zerknął leniwie na podsunięty kieliszek. Geez, to po cholerę przyniósł je aż dwa? W każdym razie, Max wziął kieliszek w dłoń i opróżnił go, ucinając problem niedopitego wina.
Wydął lekko wargi, słysząc propozycję Iana. Bo, szczerze mówiąc, Max miał nieco inny pomysł na tę noc… taki, do którego film byłby zupełnie zbędny, za to przydałyby się te nowe obroże. Ale trudno, nie zaprotestował; w końcu skoro Ian nie miał ochoty, to nie miał.
No więc, film. Nie za ciężki, ale nie durny. Sam Max miał ochotę w końcu obejrzeć nową Mary Poppins, ale wątpił żeby Ianowi przypadło to do gustu. Dlatego odpalił Netflixa, buszując bez większego przekonania w poszukiwaniu filmu, który mógłby zgarnąć ich uwagę.
Co powiesz na Baby Driver? — spytał, gdy Ian się pojawił – czysty, pachnący, kuszący nagością. Sam Max, zanim ułożył się na łóżku, pozbawił się bokserek. Nie, żeby kierowały nim jakieś podłe intencje, co to, to nie, po prostu, tak o.


effsie - 2019-01-09, 00:33

Prysznic poszedł mi sprawnie, tylko potem spędziłem trochę czasu przy lustrze, goląc się, bo skoro jutro mamy dymać do tego całego San Jose i w dodatku na jakąś fetę to nie wypada przyjść jak obwies, a nie będę ze sobą zabierał sprzętu. Nie miałem jakoś silnego owłosienia, przez te kilka dni pewnie wyrośnie mi coś na twarzy kłując lekko Maxa przy pocałunkach, ale nic, czego nie dałoby się nie przeżyć.
Po prostu trzeba będzie później ograniczyć już lodziki, przynajmniej te serwowane przeze mnie.
W każdym razie, wciągnąłem na dupę bokserki i wróciłem do sypialni, z lekkim zdziwieniem rejestrując, że Max leży na łóżku cały nagi. Miałem już to jakoś skomentować, kiedy usłyszałem jego pytanie.
Czy to jakiś film Netflixa? — spytałem, marszcząc brwi, bo dojrzałem ekran mojego komputera. — Bejbe, nie chcę kolejny raz oglądać filmów, które oni produkują, one są tak strasznie…
— To nie jest film Netflixa, po prostu wykupili do niego dostęp — przerwał mi Max, bo chyba wyczuł, że już się nakręcałem.
A. No dobra — mruknąłem i zamknąłem się. Zagapiłem się trochę na Maxa i potrząsnąłem głową dopiero po chwili: — Zostajemy tam do poniedziałku, tak? To daj mi chwilę, muszę ogarnąć jakieś rzeczy, bo nie będę miał na to czasu jutro — mruknąłem, podchodząc do szafy. Po ostatnim kliencie musiałem zapierdalać już na lotnisko, gdzie miałem spotkać się z Maxem, więc serio to był ostatni moment żeby spakować graty na naszą podróż na zachodnie wybrzeże.


Gazelle - 2019-01-09, 00:56

A, no tak. San Jose. W końcu lecieli następnego dnia. Max był już w zasadzie spakowany, tylko musiał jeszcze dołożyć do bagażu jakieś pierdoły, ale nie przypominał sobie żeby widział pakującego się Iana.
Otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy, o której zapomniał.
Iaaaan — zawołał, mimo iż wołany mężczyzna stał dosłownie dwa metry od niego. — Weź spakuj jakąś koszulę, co? Najlepiej białą. O, no i dobrze by było jakbyś jakąś marynarkę też wziął.
— …po co? — Ian odwrócił się do Maxa i spytał, nie ukrywając zdziwienia.
Ach, kurwa, Jezu, no bo ci nie powiedziałem. Bo rodzice urządzają rocznicę w takiej wynajętej, trochę ę ą sali. Tam będą jacyś znajomi z branży i w ogóle trochę sztywniaków, ale też bez przesady żebyśmy szli odjebani jak na wesele. No ale koszula, ciemne spodnie i marynarka to taki zestaw akurat.
Mówił lekko przepraszającym tonem, bo rzeczywiście to była jego wina, że zapomniał o tym wcześniej wspomnieć Ianowi. Z drugiej strony, gdyby mu o tym powiedział, to być może próbowałby się jakoś wymigać od tego wyjazdu.
Max, szczerze, nie dziwiłby mu się. Bo i jemu to całe przyjęcie średnio się widziało, ale, cóż, nie był aż tak wyrodny by olać swoich rodziców w ich rocznicę ślubu.
— Serio, teraz mi to mówisz? — Ian jęknął w odpowiedzi. — I skąd ja mam ci to wszystko wziąć? Mam to wyczarować?
Ech, czekaj, zobaczę co tam masz — mruknął, i podniósł tyłek z łóżka, odkładając laptopa w bezpieczne miejsce. Podszedł do szafy i pochylił się, aby zajrzeć w jej głąb, zupełnie nieintencjonalnie wypinając przy okazji tyłek. Zacmokał, przebierając w ubraniach. W grę zupełnie nie wchodziła opcja pożyczenia Ianowi swoich ciuchów. Ian za cholerę nie wszedłby w jego dopasowaną koszulę.
Dobra, chuj, coś wykombinuję — stwierdził finalnie. Ostatecznie powinien znaleźć trochę czasu przed wyjazdem na lotnisko, żeby wpaść po zakupy. — Damy radę. Nie zamartwiaj tym swojej ładnej główki, i spakuj się normalnie — polecił.


effsie - 2019-01-09, 01:30

Spojrzałem na Maxa nieco sceptycznie, niepewny. Nie podobał mi się jakoś szczególnie cały pomysł tej wyprawy, a teraz w ogóle zacząłem uważać, że chyba nie powinienem się tam zjawiać. Max też obudził się, kurwa, za pięć dziesiąta – czy on kiedykolwiek widział mnie w takich łaszkach, jakich teraz ode mnie nagle wymagał? To nie tak, że ukrywałem gdzieś drugą garderobę, tylko tak sobie nie nosiłem, bo czemu by nie. Ja po prostu nie miałem takich rzeczy, bo były mi absolutnie niepotrzebne.
Aha — mruknąłem, niezbyt przekonany, rzeczywiście wyciągając z szafy trzy zwykłe koszulki, jakąś bluzę, gacie, skarpetki, znalazłem nawet ciemne, dopasowane spodnie. Nie było szans żebym w nich jutro leciał, bo w samolocie uskuteczniałem plan kima, a nie będę spał w czymś takim, od czego są moje ukochane dresy? No ale dość tego gadania o ciuszkach, bo przecież nie jestem żadną szafiarką.
W każdym razie – spakowałem się, wróciłem do łóżka, na którym już leżał Max, ciągle bez ubrań. Może chciał mi coś w ten sposób przekazać?
Już ci nie jest zimno? — spytałem więc, szukając poduszki. Nie lubiłem z nią spać, ale oglądanie filmów to coś zupełnie innego. — Czemu zawsze musisz skopywać kołdrę tak w róg, przecież mówiłem ci, że nie lubię spać nieprzykryty, nawet jak jest super ciepło — zirytowałem się, widząc, że znowu, oczywiście, kołdra leży gdzieś w rogu, a Maxie, cały wywalony, na środku, przeglądając sobie coś na moim kompie. Zerknąłem na ekran. — O niee, nie ma mowy, wyłączaj to! Nie będziesz oglądał tego pedała zalogowany na moje konto, wiesz, co mi potem wyskakuje? Jestem zadowolony z moich youtubowych propozycji, bardzo dziękuję za Irwina i jego mordę wyskakującą niewiadomo skąd! Oglądamy ten film, czy nie?


Gazelle - 2019-01-09, 03:12

Trudno, zawalił. Po raz kolejny. Typowe.
Czuł się trochę głupio z tym, że nie powiedział Ianowi o czymś, co mogło naruszać jego strefę komfortu, i wręcz go na to wystawiał, ale z drugiej strony gdyby Ian naprawdę bardzo źle czuł się z perspektywą wybrania się na takie przyjęcie, to by mu to od razu oznajmił, prawda?
W szczerość i bezpośredniość Iana akurat wierzył.
Był bardzo niezadowolony z faktu, że jego nagie ciało nie robiło w ogóle w tym momencie wrażenia na Ianie, wprawdzie Ian niby znał je już na pamięć, ale, ale… no! Nie zamierzał jednak niczego wymuszać, absolutnie nie, Ian mógł być na przykład po prostu zmęczony. W kontekście ich życia seksualnego, Max trochę martwił się perspektywą weekendu spędzoną w San Jose. Jeżeli już do czegoś między nimi dojdzie, to będą musieli być cicho jak myszki, ostrożni, bla, bla.
Chwilowo jednak się poddał, i kiedy Ian zajmował się pakowaniem, Max otworzył sobie nową kartę w jego laptopie, wstukując YouTube’a. Na stronie głównej wyskoczył mu świeżo wrzucony filmik, który go zaintrygował. Jego kumpel, ta zdradziecka szuja, Irwin znaczy, był bowiem poza godzinami pracy youtuberem. Miał swój kanał, z całkiem niezłą ilością subskrypcji, i wrzucał tam swoje vlogi (Max musiał przyznać, że były one ciekawe i zajmujące). I nawet nie zareagował na marudzenie Iana, patrząc na tytuł filmiku, nawiązujący do Walentynek (a jakże!). Oczywiście, na miniaturce znalazł się wesoły Irwin, całujący w policzek swojego męża. Max przewrócił oczami, i mimo wszystko kliknął w miniaturkę, ale zanim Max w ogóle zdążył usłyszeć radosne szczerbiotanie Irwina, Ian już zareagował.
Zapauzował, przewracając oczami. No, tak, rzeczywiście, czasami oglądał sobie z laptopa Iana swoje rzeczy – i w drugą stronę także to działało. I w ten sposób Ian miał w swoich rekomendacjach Irwinowe pierdolenie, a Max jakieś pierdoły Iana i muzykę elektroniczną. Cóż, związek absorbował nawet ich personalną przestrzeń w internecie.
Już i tak to włączyłem. A dupek wrzucił coś walentynkowego. Z Ericiem. Pewnie po zamknięciu knajpy zorganizowali sobie jakieś kiczowate gówno w ich stylu — mruknął, zniesmaczony. Bo to wcale nie tak, że Max też tego dnia posunął się do kiczu. W ogóle, skąd takie insynuacje? — Jezu, oni są tacy nudni i przewidywalni. A Irwin tak próbuje mnie przekonać, że oni są tacy szaleni, tacy kreatywni, a to gówno prawda. No dobra, dobra, już włączam ten film! — westchnął, przez znaczące spojrzenie Iana zabijając w zarodku nadchodzącą tyradę o tym, jak Irwin wkurzał go ze swoimi przechwałkami, i że te przechwałki w ogóle były bezpodstawne, bo Erwin to gorsza para od Iaxa i no.


effsie - 2019-01-09, 20:18

Ja pierdolę. — Wywróciłem oczami. — Po chuj ty się nad tym zastanawiasz? Jesteś zazdrosny, czy co, że ty nie masz kiczowatych gówien? Niech sobie będą, jacy chcą, to ich związek, nie twój, po cholerę w ogóle się tym zajmujesz — mruknąłem, zirytowany, kładąc się obok Maxa i przesunąłem komputer w swoją stronę. Naciągnąłem też kołdrę na nas obu, bo fajnie jest leżeć pod kołdrą. — Już, zaraz, tylko jeszcze… — mruknąłem, włączając Fejsa, żeby coś sprawdzić, ale nie. — No nie. Serio? — Odwróciłem głowę w stronę Maxa. — Obok leży twój telefon, musisz się logować na fejsa z kompa? Mówiłem ci tyle razy, że nigdy nie pamiętam hasła i… — zamilkłem, bo to było jak grochem w piach czy coś tam. — Dobra. Co wolisz, Chrome czy Safari?
— Ee… ja? Safari?
Pytasz się mnie czy mówisz?
— No, Safari, ale o co ci chodzi?
Nie odpowiedziałem. Zamiast tego włączyłem Chrome’a, na którym, brawo, też był zalogowany wszędzie Max i z zaciętą miną wylogowałem go ze wszystkich miejsc. Wyczyściłem też ciasteczka i generalnie zrobiłem porządki.
Proszę bardzo. To jest Chrome i Chrome jest mój. Ty masz tu Safari i na nim sobie rób, co ci się podoba. Ja nie wchodzę na twoje Safari, ty nie wchodzisz na mojego Chrome’a. Tak samo na twoim kompie, ja Chrome, ty Safari. Umowa? — spytałem całkowicie poważnie, odwracając do Maxa głowę.


Gazelle - 2019-01-10, 00:33

Nie jestem zazdrosny! — zaperzył się głośno, wyraźnie oburzony taką sugestią. Wcale im nie zazdrościł, bo wiedział że sam wolał dynamikę związku z Ianem od takiego sztucznie słodkiego gówna.
(Chociaż kiczowatych gówien w ich związku nie brakowało, w końcu ten wieczór był na to dobrym dowodem.)
W każdym razie, to co go drażniło, to to jak Irwin się pysznił, opowiadając o swoim związku. Jakby próbował udowodnić Maxowi, że on i jego mąż są najlepsi, najbardziej słodcy, bla, bla. A taki chuj.
Dalej, z nieskrywanym zdziwieniem, obserwował działania Iana na komputerze. Nie spodziewał się, że to, że Max pozwalał sobie na jego sprzęcie logować się na swoje konta okaże się dla niego takim problemem… Max w życiu nie pomyślałby o tym, by się oburzać takimi rzeczami, tymczasem Ian z prawdziwą determinacją dokonywał procesu oczyszczenia przeglądarki z obecności Maxa.
Parsknął śmiechem, gdy Ian zademonstrował mu efekty swojej pracy.
Ian, czy ty właśnie przeprowadziłeś ze mną przeglądarkowy rozwód? — spytał z udawanym oburzeniem. Cały ten pomysł wydawał mu się przede wszystkim zabawny, ale też nie widział problemu w dostosowaniu się do tych warunków. Ot, po prostu musiał pamiętać żeby nie klikać na ikonkę Chrome, nic wielkiego.
I to było nawet słodkie, że Ian wydzielił na swoim komputerze sferę wyłącznie dla Maxa. A przynajmniej Max odczytywał to sobie tak, że w jego głowie to nabierało słodyczy.


effsie - 2019-01-10, 17:17

Skoro nie jesteś zazdrosny to po cholerę wciskasz nos w nieswoje sprawy? — spytałem, w mojej ocenie, bardzo rozsądnie, bo naprawdę nie rozumiałem, skąd u niego nagle takie zainteresowanie związkiem jego kumpla.
Może po prostu musiałem się przyzwyczaić do tego, że mój chłopak był małą plotkarą, ale jeśli tak – on musiał przyzwyczaić się do tego, że ja nie mam zamiaru się w tę małą plotkarę z nim bawić. I jeśli zamierzał z kimś oczerniać komuś dupy to błagam, nie ze mną. Mnie te rzeczy w ogóle nie rajcowały i generalnie to nie polecam, jeden na dziesięć.
W każdym razie, kontynuowałem swoją misję i też oburzyłem się, oczywiście.
No bo wciskasz mi te swoje rzeczy gdzie tylko się da! — parsknąłem. — Ostatnio wyskoczyły mi na fejsie reklamy świeczek i kadzidełek. Świeczek i kadzidełek! Maxie, uwielbiam cię, ale to już trochę przesada. Albo ten Irwin. Nie dość, że muszę cwela oglądać w rzeczywistości to jeszcze w Internecie? No błagam! — prychnąłem, bo to mnie akurat naprawdę wkurwiało. — Mój Youtube był super zanim się nie pojawiłeś w moim życiu. A teraz nie mogę sobie normalnie pooglądać filmów z desek, bo muszę czyhać, czy Irwin nie zacznie o czymś pierdolić. I te twoje blond kłaki! Są wszędzie, serio! Ostatnio wyciągnąłem sobie włosa z kubka. Z kubka. Piłem kawę z twoim włosem! Czemu się śmiejesz, idioto?
— Śmieję? Nie, skąąaad… — Wyszczerzył się do mnie głupio Max, podciągając się na ramionach i obejmując mnie od tyłu za szyję. Swoją głowę wyłożył obok mojej i cmoknął mnie w nos. — Ani trochę się z ciebie nie śmieję.
Wrr — warknąłem, pokazowo, bo co to ma być? Ja tu się oburzam, a on mnie całuje? Przymknąłem komputer i wysunąłem ramię, kładąc się na nim i jednocześnie trochę odwracając do Maxa. — Wiesz co… — mruknąłem, całując go trochę. — Tak sobie myślę, że dawno — znów go pocałowałem — nie byliśmy na basenie. Może spakujemy stroje i pójdziemy w San Jose?


Gazelle - 2019-01-10, 22:51

Jak to: nie moje sprawy? — zmarszczył brwi. — To są sprawy publiczne, skoro udostępniają je na publicznym portalu, nie?
Bo ten jego kumpel był niby takim wielkim youtuberem, budującym swoją karierę w sieci. Normalnie człowiek wielu talentów, taki cudowny i och ach, a Maxa aż skręcało niejednokrotnie z zawiści.
Zwłaszcza tego wieczora, w tej jego zasranej restauracji, kiedy dupek się mizdrzył do Iana i kupował sobie jego serce swoim bezbłędnym stekiem. Jebany.
A marudzenie Iana o tym, jak to Max wciska mu swoje rzeczy, gdzie tylko się da i że przez niego YouTube Iana już nie jest taki super (ojej, straszne, biedactwo. Maxowi jakoś nie przeszkadzały jakieś cudaczne filmiki z tricków na desce, ot po prostu je omijał.), naprawdę Maxa bawiło. No myślałby kto, taki poszkodowany, ojej.
Dlatego nie mógł się powstrzymać przed obdarowaniem czułością tego słodko wkurzonego mężczyzny, po prostu nie mógł. Ten krok o tyle się opłacił, że zaraz i on otrzymał słodkie całusy od swojego chłopaka.
Możemy spakować. Jak nie zdążymy w San Jose, to wpadniemy w poniedziałek po powrocie z lotniska — mruknął. Rzeczywiście, wypełnienie postanowienia o cotygodniowym wspólnym chodzeniu na basen coś kiepsko im wychodziło. Chociaż, w kontekście aktywności fizycznych, to nie o basenie akurat myślał Max… No, cóż, była też inna aktywność, której dawno… no, dobra, technicznie to poprzedniej nocy, ale, jeny, dla Maxa była to prawdziwa wieczność. Był w stanie przeżyć znacznie, znacznie dłuższą abstynencję seksualną, ale chyba był po prostu z jakiegoś powodu mocno napalony.
Przesunął dłonią po twarzy Iana, kciukiem śledząc fakturę tych dobrze znanych sobie warg. Niespiesznie, bez słowa, zjechał na szyję, muskając skórę leniwymi ruchami.
Nie chcesz przymierzyć swojego prezentu? — spytał lekko zachrypniętym głosem, gdyż nagle poczuł biorącą się znikąd suchość w gardle.


effsie - 2019-01-11, 00:08

Idąc tym tokiem rozumowania, twój tatuaż to jest sprawa publiczna. Ludzie też tam wciskają nos i nie masz nic przeciwko? — mruknąłem. I niech lepiej Max uważa z odpowiedzią, bo będę go z niej rozliczał.
Serio.
Przytaknąłem na to ustalenie i zapisałem w myślach, by jeszcze zaraz, jak tylko wstanę, dorzucić gacie, ręcznik i klapki do torby, bo rano to ja na pewno nie będę o tym pamiętał. Mógłbym co prawda wstać i zrobić to teraz, ale no fiiilm… i Max… dobra, Max akurat przeszkadzał w opcji film.
Akurat, na przykład, wzięło go na smyranie mnie po szyi. Nie powiem, było to przyjemne, więc lekko przymknąłem oczy i ułożyłem głowę na ramieniu, relaksując się, kiedy nagle padło pytanie, które na początku do końca nie zrozumiałem.
Prezentu? Ale jakiego? — spytałem, nie otwierając oczu, dopiero po chwili uświadamiając sobie, o co chodzi mojemu chłopakowi. — A, w sensie tej obroży? — rzuciłem, podnosząc powieki. I dopiero jakby teraz uświadomiłem sobie, o co chodziło. — Aaaa.
Mój chłopak miał ochotę na seks. I mówił mi to na swoje subtelne sposoby, czy to tą obrożą, czy lataniem nago po domu. I w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, że Maxie chciał się trochę pojebać, gdyby nie to, że ja, eee, no, co tu dużo gadać, trochę mi się nie chciało.
Znaczy – nie zrozumcie mnie źle, z Maxem czy z obrożą nie było nic nie tak. Po prostu… nie wiem, jakoś byłem trochę zmęczony. Miałem długi dzień w pracy, a potem z Maxiem szwendaliśmy się po mieście we wszystkie strony i byłem bardziej w stronę Netflix&chill niż Całonocne Dymanko™. To znaczy, seks z Maxem był zawsze super i ku temu nie miałem żadnych wątpliwości, że i teraz by tak było, tylko, no… no dobra. Bądźmy szczerzy. Miałem urodziny i byłem leniem, a w seksie z Maxem nie można było być leniem. Do seksu z Maxem trzeba było podchodzić jak do poważnego zadania, bo to było poważne zadanie, uprawiać go tak, by obie strony były usatysfakcjonowane. I tak jakoś wychodziło, że to z reguły na mnie spadała większość roboty – i absolutnie nie miałem nic przeciwko, uwielbiałem to, ale no… Jakoś tak myślałem, że puścimy ten film, przytulimy się do siebie, zaśniemy sobie gdzieś w trakcie…
Tylko że, no, jak miałem mu to powiedzieć? Znaczy, to też nie było tak, że przez te prawie cztery miesiące to my codziennie odwalaliśmy testy kamasutry, bo nie – były takie wieczory, kiedy do niczego nie dochodziło, a obaj spaliśmy w jednym łóżku. I okej, było ich raczej mało, ale zdarzały się i żaden z nas nie czuł się poszkodowany. Tylko że raczej nie zdarzał się wieczór, w którym jeden z nas mówił „chodźmy się dymać”, a drugi na to „eee, nie chce mi się”.
No, to byłoby trochę niemiłe, tak mu powiedzieć.
Właśnie zorientowałem się, że nie znałem absolutnie związkowego savoir-vivre’u na mówienie „nie”. No bo, tak teraz sobie myślę, to chyba w związkach nie jest tak, że ruchanko i dymanko codziennie, nie? To ludzka sprawa, że komuś się czasami może nie chcieć, czy jest zmęczony i w ogóle, takie rzeczy. Ale jak to powiedzieć, żeby ta druga strona nie poczuła się urażona? No z Maxem nie zdarzała mi się do tej pory taka sytuacja i trochę nie wiedziałem, co teraz.
Znaczy, no nie zrozumcie mnie źle. To też nie tak, że seks to kara. Po prostu właśnie mnie zadziwiły moje własne odruchy i myśli.
Serio cię to aż tak kręci? — spytałem, uśmiechając się pod nosem. — To je przynieś — dodałem szeptem.
No co? Nawet jak sam niezbyt miałem ochotę to mój chłopak był ewidentnie napalony, a jakimże byłbym bojfrendem, gdybym nie wydymał blondasa w potrzebie? Jeszcze by sobie zaczął szukać innego chuja, któremu lenistwo niestraszne i bym miał problem.


Gazelle - 2019-01-11, 22:25

Uniósł sceptycznie brew, zupełnie nie rozumiejąc co niby Ian próbował mu przekazać.
Sorry, Ian, ale ta analogia jest zupełnie bez sensu. To, co robi Irwin, to jest działanie nastawione na to, że on chce żeby to było publiczne, i żeby inni się przejmowali jego życiem i chcieli je śledzić. To nie jest jakieś zdjęcie na Facebooku dla znajomych czy iluś fanów, a dłuższe i krótsze, przygotowane i wyedytowane filmiki. Zdjęcie mojego tatuażu wisi w necie z innych powodów, poza tym oprócz tego zdjęcia nie ma żadnych dodatkowych informacji, więc… eee, to jest na tyle sprawa publiczna, że to jest tylko ogólnodostępne zdjęcie — stwierdził, w zasadzie tylko po to by wyjaśnić niejasności. Bo tak naprawdę sam gdzieś już zagubił clou całego wątku. W każdym razie, filmik Irwina tymczasowo został porzucony, a Max zamierzał nadrobić to po prostu jutro, może podczas lunchu albo w drodze na lotnisko.
W tym momencie zajął się czym zgoła innym – i przy tej czynności wcale nie chciał myśleć o swoim wkurzającym kumplu.
Nie myślał jeszcze o jednej, istotnej rzeczy, ale to przeoczenie akurat nie było jego winą. Bo po prostu nie miał pojęcia, że Ian nie miał ochoty na seks. Nie odbierał w ogóle żadnych sygnałów, które mogłyby o tym świadczyć – Ian go całował, pozwalał być całowany, nie krzywił się, nie wyrażał mimiką i mową ciała śladu niechęci, a tym bardziej za pomocą komunikatów werbalnych. A Max, cóż, czasami po drobnych rzeczach potrafił dojść do tego, że coś jest nie tak, ale nie sięgało to na tyle daleko, by czytać swojemu chłopakowi w myślach.
Zresztą, nawet nie zakładał że Ian mógłby go oszukiwać, wymuszać entuzjazm. W końcu przeprowadzali już rozmowę na temat konsensualności w seksie, w zasadzie nie jedną i nie dwie, a Max ufał szczerości Iana, ufał mu, że ten da Maxowi znać, gdy coś będzie dla niego nie okej. Miał zresztą nadzieję, że to działało w obie strony, a Ian już wyrzucił z głowy te wszystkie obawy, że Max miałby się do czegoś przy nim zmuszać. Miał również nadzieję, że Ian generalnie przyswoił sobie te wszystkie wnioski, do których doszli w ramach tamtych rozmów.
Gdyby Ian dał mu tylko cień sygnału, że mu się nie chce, to Max by się przecież wycofał, bez pytań i bez gadania. Być może jakaś część niego byłaby trochę zawiedziona – i to raczej nic dziwnego – ale absolutnie nie miałby żalu do swojego chłopaka. Przecież zdarzały się takie sytuacje, że byli zbyt zmęczeni by robić w łóżku cokolwiek poza leżeniem i spaniem. Nie było raczej tak, by wyszło to już w trakcie jakiejś gry wstępnej – bardziej jako zapowiedź, w stylu dzisiaj nie mam siły cię wyruchać – ale chyba warto uzupełnić tę drobną lukę we wspomnieniach Iana.
Usłyszawszy to je przynieś odnoszące się do tych obroży, co, umówmy się, wiązało się w sposób oczywisty z działaniami seksualnymi, odczytał to jako zielone światło, więc jeżeli chodziło o sam seks, to nie mógł mieć wątpliwości co do chęci Iana. Jedna rzecz jednak go zastanowiła:
No… kręci mnie. A ciebie nie? — spytał ostrożnie, na razie nie ruszając się z łóżka. — Bo jak nie, to to nie ma sensu. Wydawało mi się, że podobał ci się mój choker w klubie… no i sam lubisz być nazywany moim kundlem podczas seksu, nie? Czy się mylę? — dopytał jeszcze, bez cienia wyrzutu w głosie, po prostu z zainteresowaniem, ciekawością. Bo mogło się okazać, że Max się kompletnie mylił w swojej ocenie i warto było to wyjaśnić.


Opatrzność Boża - 2019-01-12, 04:11

  
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ