Yaoi - Sen o wielkości
Blake - 2018-09-08, 15:42
Temat postu: Sen o wielkości
- Chyba sobie żartujesz!
Starszy mężczyzna siedzący za biurkiem roześmiał się, jakby usłyszał doskonały dowcip.
- Wiem, że na to liczyłeś, ale w tym momencie jestem bardzo poważny,
Charlie. Jak dla mnie, to powinieneś mi jeszcze podziękować...
Charles Baker zacisnął zęby i zmrużył oczy, patrząc z irytacją na
swojego szefa. Miał ochotę powiedzieć mu, co tak naprawdę myśli o takim
sposobie karania go za popełnienie błędu w trakcie śledztwa, ale ugryzł
się w język. Wiedział, że dla innych taka “kara” mogła się wydawać czymś
błahym, a może nawet sugerowała pobłażliwość względem niego, ale on
naprawdę nie wyobrażał sobie najbliższych tygodni w… towarzystwie.
- Nie będę niańczył jakiegoś gówniarza! - Raz jeszcze spróbował
przeforsować swoje zdanie, ale widział już po minie siedzącego
mężczyzny, że nic nie wskóra. Rockwell podjął już decyzję i nic nie
mogło tego zmienić.
- Powiem to jeszcze raz i tym razem postaram się brzmieć wyraźniej,
żebyś zrozumiał, Baker. Albo przydzielam ci partnera, albo kończysz
swoją karierę w tym miejscu. Jasne?
- Partnera… - Charlie prychnął cicho, ale niechętnie kiwnął głową i
odwróciwszy się, sztywnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Ciało miał przy
tym napięte od przepełniających go, negatywnych emocji.
- Ach, i jeszcze jedno, Baker. - Głos szefa zatrzymał go z jedną dłonią
na okrągłej klamce. - On jest synem mojego kuzyna, więc pilnuj go. -
Charlie mógł usłyszeć w jego głosie uśmiech. - I wspominałem już, że
przyjeżdża dzisiaj?
Odgłos zatrzaskiwanych drzwi rozniósł się echem po całym komisariacie,
gdy wściekły Charles ruszył do swojego gabinetu. Z impetem opadł na
krzesło, które zaskrzypiało w proteście pod jego ciężarem, i zapatrzył
się w tablicę korkową, która wisiała na ścianie naprzeciwko biurka. Był
wysokim mężczyzną o jasnej karnacji i włosach w kolorze ciemnego blondu,
które za każdym razem wyglądały, jakby dopiero wstał z łóżka. Zawsze
miał na twarzy dwudniowy zarost, rzadko się uśmiechał, a w jego
zielonych oczach można było znaleźć jedynie zmęczenie. Pracował na tym
posterunku, odkąd skończył dwadzieścia cztery lata, czyli niemalże
dwanaście lat. W tym czasie zdążył zdobyć znaczną pozycję, która
sprawiała, że prowadził własne sprawy, miał swój gabinet i ludzie
schodzili mu z drogi. A kiedy popełniał błąd, dostawał irytującą karę,
zamiast prawdziwej, jaką dostałby każdy detektyw na jego miejscu…
Charles westchnął i sięgnął po pierwszą teczkę z brzegu, która leżała na
stercie papierów po prawej stronie biurka. Miał do napisania raport, a
nawet to wydawało się lepszym zajęciem od rozmyślania nad sprawą, którą
ostatnio prowadził, a która nie skończyła się najlepiej. I z pewnością
było to lepsze, niż myślenie o gówniarzu, którym miał się zajmować.
- Już ja się nim zajmę - burknął pod nosem, trochę zbyt mocno ściskając
długopis, by wyglądało to naturalnie. - Tak się nim zajmę, że mu się
odechce…
Phoenix - 2018-09-08, 17:19
Jak powitać nowych współpracowników w dobrym stylu? Najlepiej spóźnić się już pierwszego dnia.
- Tak, to zdecydowanie podniesie moją pozycję w pracy - mruknął do
siebie młody chłopak, zakładając w pośpiechu czarną koszulę. W drugiej
ręce dzierżył szczoteczkę do zębów. Nie zdążył nawet zjeść śniadania,
choć i tak nie był w stanie nic przełknąć dzisiejszego ranka. Kilkoma
większymi krokami znalazł się przed lustrem, poprawiając przydługie,
zawijające się bez ładu kosmyki kruczoczarnych włosów. Oczywiście, na
nic się to nie zdało, bo i tak wyglądał, jakby nie przespał całej nocy.
Tak właśnie było, bo ze stresu nie był w stanie zmrużyć oka. Oceniłby
stan swojej twarzy na zadowalający, gdyby nie te wory pod oczami...
Nieistotne. Jego największe marzenia stoją przed nim otworem. Najpierw
jakieś drobne kradzieże, a potem rozwiązywanie spraw wagi państwowej i
wieczna sława. Był świeżo po akademii i w wieku zaledwie 24 lat dostał
posadę na prawdziwym komisariacie. Oczywiście trochę po znajomości, ale
takie okazje należy wykorzystywać. Chłopak przejrzał jeszcze pośpiesznie
mieszkanie, upewniając się, że niczego nie zapomniał. Narzucił na
siebie czarny płaszcz i wyszedł z mieszkania. Zima tego roku była
wyjątkowo ciężka.
- Przepraszam! - rzucił szybko, przepychając się przez tłum ludzi na
ulicy. W ostatniej chwili dotarł na przystanek autobusowy i z czerwonymi
od mrozu policzkami usiadł na końcu pojazdu. „Może nie będzie tak
tragicznie” pomyślał, wpatrując się w zamarzniętą szybę. Droga minęła za
szybko, bo po 10 minutach znalazł się przed masywnymi drzwiami
komisariatu. Szczerze mówiąc, to posiedziałby jeszcze trochę i pomyślał
nad swoim życiem, ale dochodziła już dziewiąta. Był spóźniony 15 minut.
Uchylił potężne, dębowe drzwi, przemykając niezauważenie obok rosłych
policjantów na recepcji. Odetchnął z ulgą, widząc znajomą twarz swojego
szefa, a zarazem wujka.
- Xavier? Tak, tak. Każdy czuje się zagubiony pierwszego dnia. Tam
możesz zostawić swoje rzeczy - powiedział szef, ściskając trzęsącą się
dłoń chłopaka i wskazał drzwi na końcu korytarza. - Detektyw Baker czeka
na ciebie w gabinecie numer 150.
- Kto? - powtórzył nowy, otwierając szerzej oczy.
- Detektyw Baker. Wprowadzi cię w podstawowe procedury. Od dziś jesteś
jego pomocnikiem - rzucił szybko mężczyzna, znikając za rogiem.
Chwilę później Xavier stał już przed gabinetem. Zapukał i uchylił drzwi,
zaglądając ostrożnie do środka. Nawet nie czekał na pozwolenie. To nie
jest możliwe, żeby dostał posadę u boku najlepszego detektywa w kraju.
- Dzień dobry... - wydukał cicho chłopak.
Blake - 2018-09-08, 21:01
Nie
minęło dziesięć minut, od kiedy Charles zabrał się za pisanie raportu
(ledwie zaczął, bo to było coś, czego naprawdę nienawidził w swojej
pracy), a usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi, bo przecież znał
swoich współpracowników i wiedział, że nikt nie odważyłby się do niego
przyjść chwilę po tym, jak pokazał, jak bardzo jest wściekły. Jego
koledzy wiedzieli, jak zadbać o swoją skórę, a to by znaczyło…
Nawet nie zdążył odpowiedzieć na pukanie, gdy drzwi otworzyły się, a do
środka wparował młody chłopak. Mężczyzna obrzucił go zaskoczonym
spojrzeniem, unosząc jedną brew. Wciąż był wściekły, wciąż miał ochotę
kogoś uderzyć i zdaje się, że jego nowy dzieciak nawet nie wiedział, w
jak duże bagno właśnie wdepnął.
- Następnym razem poczekaj, aż pozwolę ci wejść - burknął zamiast
zwyczajowego “dzień dobry” i wrócił spojrzeniem do papierów. - Wyjdziesz
stąd, skręcisz w prawo, pójdziesz na koniec korytarza i tam za drzwiami
znajdziesz sobie jakieś biurko wśród innych… - machnął dłonią, jakby
odganiał muchę - kimkolwiek teraz jesteś. A później zrobisz mi kawę -
czarną, mocną, bez cukru.
Uniósł głowę dopiero po chwili, gdy nie usłyszał dźwięku zatrzaskiwanych
drzwi. Spojrzał z zaskoczeniem na chłopaka, jakby nie spodziewał się,
że znów go zobaczy.
- Na co czekasz?
Phoenix - 2018-09-08, 22:05
„To
naprawdę on!” Pomyślał Xavier, stojąc dalej w tym samym miejscu, bez
słowa przyłożył dłoń do ust i wstrzymał powietrze. „Czemu ja tu
wparowałem jak do siebie?” pomyślał gorączkowo. „Muszę zachowywać się
jak profesjonalista".
- Och przepraszam, jestem tu nowy. Zostałem wyraźnie poinstruowany, aby
tutaj przyjść, więc jestem. - Chłopak uśmiechnął się lekko, rozglądając
się ciekawsko po gabinecie. - Będę pana nowym pomocnikiem. To
niesamowite, że przydzielono mnie akurat do pana! Śledzę na bieżąco
pańskie postępy i jestem wiernym fanem. Niedawno skończyłem studia. Nie
chwaląc się, byłem najlepszy na roku. Będę najlepszym pomocnikiem,
jakiego pan miał. Chyba był pan poinformowany o moim przybyciu? Bardzo
ładny ten gabinet. Przestronny.
Chłopak czasem mówił za dużo w nerwowych sytuacjach. Podszedł bliżej biurka i usiadł naprzeciwko detektywa.
- Nazywam się Xavier Evans - powiedział szybko, starając się nie patrzeć
w oczy wkurzonemu mężczyźnie. Chłopak miał wrażenie, że zaraz zostanie
uduszony. „To trochę przeczyłoby naturze policjantów, bo przecież oni
służą społeczeństwu” uspokoił się w duchu.
Blake - 2018-09-08, 22:27
-
Fanem - powtórzył bezgłośnie, aż odchylając się na obrotowym krześle i
ze zdumieniem patrząc na rozgadanego dzieciaka. Chłopak był w gabinecie
od pięciu minut, a on już miał ochotę zrobić mu krzywdę.
Patrzył na niego jeszcze przez chwilę, obserwując jego szeroko otwarte,
pełne ekscytacji oczy, delikatny uśmiech i nerwowo drgające dłonie.
Evans, bo najwyraźniej tak się nazywał (choć Charlesa i tak to nie
interesowało), był zestresowany, ale pozytywnie nastawiony do nowej
pracy. I do współpracy z nim, co oznajmił już ze trzy razy. Trafił mu
się prawdziwy fan, a mężczyzna sam już nie wiedział, czy bardziej go to
drażniło, czy bawiło.
Pochylił się do przodu, oparł łokcie o blat biurka i spojrzał chłopakowi prosto w oczy.
- Skoro jesteś taki najlepszy… - zaakcentował ostatnie słowo,
uśmiechając się ironicznie - to czemu nie rozumiesz prostych instrukcji?
- Uniósł brew. - A może umiesz się tylko przechwalać?
Widząc zmianę na twarzy nowego pomocnika, uśmiechnął się w duchu i wrócił do nieszczęsnego raportu.
- Kawa, czarna, mocna, bez cukru - powtórzył, wpatrując się w ostatnią
linijkę tekstu. - I znajdź sobie biurko, bo tutaj na pewno nie
zostaniesz.
Phoenix - 2018-09-08, 23:03
Po ostatnich słowach mężczyzny chłopakowi momentalnie zrzedła mina. Zmarszczył brwi i założył ręce na piersi.
- Jak mam się nauczyć praktycznych umiejętności, siedząc w innym
pomieszczeniu? - powiedział z lekkim wyrzutem w głosie, zwracając uwagę
na ironiczny uśmiech mężczyzny. Tak im zależy na wyszkoleniu dobrych
inspektorów? - Jestem policjantem, a nie kelnerką.
Oparł się o krzesło, patrząc dzielnie w oczy mężczyzny. Czasem chciał
wyglądać poważniej, bo w sytuacji takiej jak ta, jego wątła postura
ciała i delikatna twarz na pewno nie pomagały mu przekonać detektywa o
jego wysokich kompetencjach. Przecież zdał wszystkie egzaminy. Nawet te
sprawnościowe poszły mu dobrze.
- Zauważył pan te drażniącą żarówkę? - Chłopak wskazał palcem sufit,
patrząc dalej mroźnym wzrokiem na mężczyznę. Miał lodowato niebieskie
oczy, co potęgowało jego poważny wzrok... a przynajmniej tak sobie
wmawiał.
Faktycznie jarzeniówka migała i nie miała zamiaru przestać. Jak poważny
detektyw może skupić się na pracy w takich warunkach? Najpierw trzeba
zadbać o porządek na miejscu pracy.
Blake - 2018-09-08, 23:38
Charles
wziął jeden głęboki, uspokajający oddech, żeby nie wybuchnąć. A potem
drugi i trzeci. Następnie uniósł głowę i spojrzał na chłopaka takim
wzrokiem, jakim zdarzało mu się patrzeć na podejrzanych, których
przesłuchiwał.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo wyraźnie, bo więcej tego nie powtórzę -
syknął, pochylając się do przodu. - Jesteś tylko moim pomocnikiem. Masz
robić to, co ci mówię. Jeśli coś ci nie pasuję, to zawsze możesz pobiec
do wujaszka i mu się poskarżyć. - Prychnął. - A skoro nie potrafisz
zacisnąć zębów i wykonać polecenia, to znaczy, że nigdy nie będziesz
prawdziwym policjantem.
Zerknął krótko na wspomnianą żarówkę, a następnie wstał, przemierzył
cały gabinet i podszedł do drzwi, które otworzył na rozcież. Dwóch
funkcjonariuszy stojących na korytarzu obróciło się w jego kierunku, ale
zaraz uciekli wzrokiem, gdy zobaczyli jego minę. Charlesowi nawet to
schlebiało.
- A teraz się wynoś i daj mi pracować. - Kiwnął głową w stronę drzwi,
uśmiechając się chłodno. Dzieciak go drażnił - był bezczelny i nawet nie
próbował się dostosować do jego zasad, co jeszcze bardziej go
denerwowało. Nie zamierzał jednak się z nim cackać. Miał nadzieję, że
ten zrezygnuje równie szybko, co jego pierwszy i zarazem ostatni (a
przynajmniej do tego momentu) pomocnik. - Ach, i możesz darować sobie tę
kawę, skoro przerasta twoje możliwości. Sam sobie przyniosę.
Phoenix - 2018-09-09, 00:16
Evans
obserwował, jak mężczyzna przechodzi przez gabinet w stronę drzwi.
Wstał i ruszył za nim, mijając go w przejściu. Potrącił po drodze jakiś
średniej jakości stolik, a jego twarz pokryła się czerwonym kolorem.
- Szef nie będzie zadowolony - rzucił jeszcze krótko na odchodnym.
Chwycił stojące za drzwiami, tekturowe pudełko pełne dokumentów i innych
rzeczy, które od teraz miały należeć do niego. Przemaszerował przez
korytarz, nie odwracając się nawet na chwilę. Kilkoro policjantów
powiodło za nim wzrokiem, śmiejąc się pod nosem. To tak wygląda jego
idol z młodzieńczych lat? Tylko jedno było dla chłopaka jasne. Był
wyjątkowo przekonany o tym, że jest idealnie przygotowany do tej pracy,
więc osiągnięcie sukcesu ma na wyciągnięcie ręki. Wystarczy się trochę
postarać, a nawet sam detektyw Baker uzna go za dobrego policjanta.
Wszedł do pomieszczenia pełnego pracujących i wypełniających jakieś
bliżej nieokreślone dokumenty mężczyzn. Miejsce nie prezentowało się
przyjemnie, szczególnie odchodząca ze ścian farba i uschnięte kwiatki na
parapetach. Kto zrobił wam taką krzywdę? Popatrzył jeszcze chwilę na
biedne rośliny i z zaciętą miną, zamaszystym ruchem upuścił pudełko na
stare biurko pod ścianą. Nie tak wyobrażał sobie pierwszy dzień pracy.
- Jak potłuczesz identyfikator, to nie dostaniesz nowego... - Xavier
usłyszał cichy głos z prawej strony. Gdy spojrzał w kierunku, z którego
on dochodził, jego oczom ukazał się brodaty mężczyzna, pochłaniający
nienaturalnych rozmiarów kanapkę.
- Słucham? - zapytał nowy, patrząc z niesmakiem na policjanta. Czemu on
je podczas pracy? Co to w ogóle za komisariat? Mężczyzna wskazał na
pudełko palcem i podniósł wymownie krzaczaste brwi.
- Lepiej uwazaj - mruknął niezrozumiale i uśmiechnął się. - Witaj w zespole. Jestem Bradley.
Blake - 2018-09-09, 01:01
Wypełnianie
raportu nie szło mu najlepiej i po dwudziestu minutach był zmuszony się
poddać. Ta krótka wizyta dzieciaka całkowicie go rozstroiła, przez co
miał ochotę na jedną z dwóch rzeczy, które pomagały mu się rozluźnić -
siłownię lub seks. Żadna z nich nie była teraz dostępna, a jeszcze nawet
nie było dziesiątej, więc czekało go przynajmniej kilka godzin pracy. A
już miał dość.
Rozważał właśnie, czy wybrać się po upragnioną kawę, gdy drzwi od jego
gabinetu zostały otwarte (przez chwilę myślał, że wrócił jego młody
pomocnik) i do środka weszła jedna z niewielu osób, które naprawdę lubił
na tym komisariacie - Sara.
- Masz dla mnie jakąś sprawę? - zapytał od razu, chociaż brakowało w tym
wszystkim entuzjazmu, jaki miał chociażby ten chłopak, Evans.
Sara kiwnęła głową, choć jej mina wskazywała na to, że wcale mu się to nie spodoba.
- Niewielka kradzież w sklepie odzieżowym.
- Kurwa! - zaklął, powstrzymując się przed uderzeniem pięścią w biurko.
Najwyraźniej przydzielanie mu beznadziejnych spraw było jego kolejną
karą, jaką ponosił za błąd popełniony w ostatnim, dużym śledztwie.
- Słyszałam, że przydzielono ci partnera. - Sara postanowiła zmienić temat, choć, niestety, nie wybrała najlepiej.
- Pomocnika - poprawił ją, wykrzywiając twarz w grymasie. - To moja
kara. - Posłał jej długie, pełne znużenia, spojrzenie. - Jak go poznasz,
to zrozumiesz.
Gdy wszedł do sali pełnej biurek i kręcących się wokół nich osób, przez
chwilę nie mógł znaleźć swojego dzieciaka. Dopiero po chwili dostrzegł
go przy starym, niemalże rozpadającym się biurko, z nosem pochylonym nad
jakimiś dokumentami. Podszedł do niego żwawym krokiem, przyciągając
spojrzenia (prawie nigdy nie zapuszczał się w te rejony komisariatu) i
stanął nad ciemnowłosym chłopakiem.
- Masz dzisiaj szczęście. - Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak ten
podskoczył, zaskoczony jego widokiem. - Mam sprawę. Podobno chciałeś mi
pokazać, jaki jesteś najlepszy, więc zbieraj się.
Ktoś zaśmiał się z boku, ale Charles całkowicie to zignorował. Wciąż
wpatrywał się w niebieskie oczy, uśmiechając się ironicznie. Miał
nadzieję, że ten dzieciak szybko zniknie z jego życia.
Phoenix - 2018-09-09, 01:28
-
Im szybciej ten dzień dobiegnie końca, tym lepiej - odpowiedział
brodaczowi i zaczął wypakowywać rzeczy z pudełka. Nigdy nie wiedział,
czy rozpatrywać to w kategorii zalety, czy wady, ale był wyjątkowo
pedantyczny. Wszystko na jego biurku musiało mieć swoje miejsce. Gdy już
uporał się z przeglądaniem i segregowaniem dokumentów, ustawił dumnie
na środku biurka lekko nadpęknięty identyfikator. - Nazywam się Evans.
Brodacz popatrzył na chłopaka dalej żując kanapkę w zamyśleniu. Chłopak
stwierdził, że nie będzie mu przeszkadzał, bo chyba był w trakcie
obmyślania jakiegoś skomplikowanego planu i wyjął z teczki ankietę
dotyczącą pierwszego dnia w pracy. Przeczytał pierwsze pytanie i zaśmiał
się cicho, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych w tym samym pokoju
policjantów. Tak bardzo pochłonęło go odpowiadanie na te idiotyczne
pytania, że nie zauważył, jak nagle wyrósł przed nim jak spod ziemi jego
nowy nadzorca.
- Masz dzisiaj szczęście. - Usłyszał nad sobą Xavier i podskoczył lekko,
kierując wzrok na detektywa. No, jeśli to było szczęście, to on nie
chciał wiedzieć, czym jest pech. Momentalnie dostał polecenie do
zabierania się ze swojego miejsca pracy i informację o jakiejś
tajemniczej sprawie. Mężczyzna zarzucił mu jeszcze kłamstwo co do jego
umiejętności.
- Bez wątpienia ci to udowodnię, panie Baker - odpowiedział dumnie chłopak, odgarniając nieposłuszne włosy z twarzy.
Blake - 2018-09-09, 20:17
Nawet
nie skomentował słów dzieciaka, bo jego pewność siebie i bezczelność
działały mu tylko na nerwy. Zamiast tego od razu ruszył do wyjścia z
pomieszczenia, licząc na to, że chłopak podąży za nim. Chciał pokazać
mu, że nie da sobie rady nawet z najbanalniejszą sprawą, żeby choć
trochę go utemperować. A później go oleje - tak jak miał to w planach od
chwili, gdy dowiedział się, że ma niańczyć jakiegoś gówniarza.
Kurtkę zabrał ze sobą już wcześniej, więc od razu skierował się do
tylnego wyjścia z komisariatu, które prowadziło na parking. Nie myślał
przy tym o Evansie, który musiał przecież zabrać wierzchnie odzienie, bo
na zewnątrz nie było zbyt przyjemnie.
Wsiadł do swojego Jeepa, poczekał dwie minuty, aż w końcu dostrzegł
bruneta wybiegającego z komisariatu. Machnął na niego dłonią i
przewrócił oczami. Nie wiedział, czy uda mu się wytrzymać z tym
dzieciakiem w jednym aucie.
- Nie spieszyłeś się - burknął, od razu ruszając z piskiem opon, gdy
chłopak zatrzasnął drzwi od strony pasażera. - Ta sprawa to nic dużego.
Zwykła kradzież w galerii handlowej, więc z przyjemnością popatrzę, jak
to spieprzysz. - Puścił mu oczko, choć jego grobowa mina wcale nie
wskazywała na to, że żartował. - Nie zawiedź mnie.
Phoenix - 2018-09-09, 21:34
Xavier
wstał szybko, żegnając nowo poznanego brodacza. Schował do kieszeni
płaszcza najpotrzebniejsze rzeczy i zanim się obejrzał, musiał już biec
za mężczyzną. „Przecież ślady nie rozpuszczą się w pięć minut, gdzie on
tak gna?” pomyślał w stresie chłopak. Zatrzasnął za sobą drzwi pojazdu i
odetchnął zmęczony biegiem w mrozie. Samochód ruszył z piskiem opon,
dlatego pierwsze co zrobił młody policjant, to zapiął pasy. Nigdy nie
wiadomo jak ten szaleniec jeździ, a Xavier chciał jeszcze trochę pożyć
na tym świecie. Może był trochę przewrażliwiony w niektórych sytuacjach.
Ciekawe, czy on cały czas jest taki zgorzkniały. Dla swojego dobra
chłopak wolał się nie odzywać. W tak małej przestrzeni nie miałby gdzie
uciekać. Oczywiście Evans i milczenie to nie było dobre połączenie. Po
paru minutach wytrwałej powagi, zaczął zadawać miliony pytań, nie kryjąc
swojej ekscytacji pierwszym w jego karierze dochodzeniem.
- Na miejscu są już patrole? Jest zima, to pewnie zostały ślady na
śniegu. Faktycznie trzeba się spieszyć, bo w takiej zamieci mogą szybko
zniknąć! Dużo też zależy od tego, kiedy zdarzenie miało miejsce. Będę
wszystko notował - powiedział rezolutnie i wyciągnął notatnik, machając
nim chwilę w powietrzu. - Nic nie może nam umknąć detektywie.
Oczy chłopaka ponownie wypełniły się ekscytacją, a samochód zbliżał się do ogromnego, oświetlonego bilbordami budynku.
Blake - 2018-09-10, 00:20
Charles
posłał dzieciakowi pełne zdumienia spojrzenie. Nie wiedział, jak można
było wypowiadać tyle słów w przeciągu minuty, ale jego nowy chłopiec był
jak automat. A jego zapał był przerażający.
- Ta… - mruknął, unosząc brew. - Jeszcze jakieś świetne rady?
Specjalnie nie powiedział, o co tak dokładnie chodziło z tą kradzieżą,
bo chciał zobaczyć minę chłopaka, gdy ten zrozumie, jak "duża" była ta
sprawa. Szef sprowadził go teraz do roli zwykłego, szarego policjanta,
dając mu naprawdę upokarzające zadania. Charles miał już powoli dość
(jak całej tej pracy), ale teraz mógł się przynajmniej trochę zabawić,
niszcząc entuzjazm dzieciaka.
Zatrzymał się na parkingu po drugiej stronie ulicy. Gdy znaleźli się pod
galerią, z daleka zobaczyli ochroniarza stojącego przed głównym
wejściem wraz z nastolatkiem, którego ten trzymał za kurtkę. Mężczyzna
uśmiechnął się i żwawym krokiem podszedł do tej dwójki.
- Detektyw Charles Baker - przedstawił się, uśmiechając się na widok miny Evansa. Wiedział, że będzie piękna.
- O, kojarzę pana z telewizji. - Ochroniarz też wyglądał na zaskoczonego. - Nie wiedziałem, że zajmuje się pan teraz takimi…
- Ta. - Charles zacisnął na chwilę wargi, w duchu przeklinając Rockwella. - Co zginęło?
Dwie koszulki i para spodni. Ganialiśmy gówniarza przez dwa piętra, ale udało się go złapać.
Charles obrzucił wzrokiem przerażonego nastolatka, który wyglądał tak,
jakby miał się zaraz rozpłakać. Mógł mieć szesnaście lub siedemnaście
lat, a rzeczy, które miał na sobie… Mężczyzna nawet nie chciał wiedzieć,
ile mogły mieć lat.
- Mhm - mruknął i nagle obrócił się w stronę Evansa, jakby dopiero sobie
przypomniał o jego istnieniu. - Całkowicie zapomniałem. To mój...
pomocnik. - Ostatnie słowo wypowiedział z trudem. - To on się tym
zajmie. Do dzieła, młody.
Phoenix - 2018-09-10, 10:14
Gdy
policjant odwrócił się w stronę chłopaka, ze zdziwieniem odkrył, że
młody nie stoi już za nim, tylko wertuje stos ubrań na jednym z
plastikowych stolików. Czego innego można było się spodziewać jak nie
wezwania do banalnego występku? Evans oczywiście nie liczył na to, że
pierwszym jego dochodzeniem będzie sprawa o morderstwo, bądź inne
mrożące krew w żyłach przestępstwo. Zacisnął palce na materiałach i
starał skupić się na pracy. Jeśli ma udowodnić, że jest profesjonalnym
policjantem, nie może dać po sobie poznać, że coś mu się nie podoba. To
wciąż lepsze, niż siedzenie przy rozlatującym się biurku i oglądanie jak
Bradley pochłania kolejne kanapki.
- Czyli nie znaleziono przy nim rzeczy? Pewnie dlatego, że to nie jego
wina. Niech pan nie męczy tego dzieciaka. Też bym uciekał, gdyby zaczął
mnie pan gonić - powiedział młody policjant i zaśmiał się krótko,
zwiedzając dalej sklep. Ochroniarz był potężnym, prawie dwumetrowym
mężczyzną z kilkoma kilogramami nadwagi. Zerknął jeszcze na chwilę na
kasę, przy której stały dwie przerażone tym zamieszaniem ekspedientki i
wszedł do przymierzalni. W tym czasie złapany dzieciak zdążył już
rozpłakać się na dobre i był gotowy nawet przyznać się do winy. Na
pierwszy rzut oka widać było, że był z biednej rodziny.
Najprawdopodobniej też, nie umiał się zachować w takiej sytuacji. Może
był już wcześniej ofiarą oskarżeń, ze względu na jego zaniedbany wygląd?
Evans szybkim krokiem pokonał odległość dzieląca go od ochroniarza.
Położył rękę na plastikowym, migającym urządzeniu.
- Widzi pan tę bramkę sklepową? - zapytał chłopak, jakby chciał zrobić z
ochroniarza idiotę i przystawił pierwsze z brzegu ubranie do
urządzenia. Rozległ się oczywiście drażniący dźwięk alarmu - Wydaje mi
się, że tego sygnału pan nie usłyszał i mogę też założyć się, że ten
biedny dzieciak nie był w stanie zdjąć z ubrań nadajników. Chociażby ze
względu na czujniki w przymierzalniach. Nikt by nawet nie próbował
okradać sklepu w ten sposób, bo w każdej z nich wisi wyraźna tabliczka,
informująca o tym zabezpieczeniu. Wszyscy dobrze wiemy, że nie tak łatwo
jest to rozbroić.
Evans wyciągnął ubranie z białym, plastikowym elementem w stronę
ochroniarza i zerknął na chłopca, który zaczął energicznie potakiwać.
Jego twarz powoli odzyskiwała naturalne kolory.
Teraz swoją uwagę młody policjant zwrócił na dwie młode kobiety stojące
za kasą. Widać, że nie miały doświadczenia w pracy, mogły coś pomieszać.
- No to teraz trzeba przeszukać zaplecze - powiedział z uśmiechem Evans i
radosnym krokiem znalazł się w pomieszczeniu za ladą. - Może braki
wynikają z niedopatrzenia.
- Ja... - Chłopak usłyszał cichy szloch dochodzący z sali sklepowej. - Przepraszam, nie wiem, co sobie myślałam.
Młody policjant opuścił zaplecze. Nie zdążył nawet porządnie się
rozejrzeć. Przyznający się przedwcześnie podejrzani są tacy irytujący.
Tym razem wszystko miało większy sens, bo kobieta była w stanie zdjąć
zabezpieczenia z ubrań i uniknąć nakrycia. W końcu pracowały tylko we
dwie. Evans założył ręce na piersi i spojrzał na starszego detektywa,
wskazując głową w stronę niskiej blondynki. Drżącymi rękoma wyciągnęła
spod lady materiałową torbę, ocierając czerwone oczy. Stojąca obok
koleżanka patrzyła na nią z niedowierzaniem i wyjaśniła szybko, że
odłożyła ostatnie ubrania z kolekcji jesiennej tylko na chwilę. Gdy
zniknęły, pierwszym podejrzanym wydał jej się dygoczący teraz z nadmiaru
emocji chłopak.
Blake - 2018-09-10, 23:34
Z
rozbawieniem obserwował, z jakim zaangażowaniem i powagą dzieciak
podszedł do tak błahego zadania. Charlie wolał sobie nie wyobrażać, co
by się działo, gdyby chłopak zetknął się z morderstwem, albo jakąś
większą sprawą. Na szczęście, nie sądził, by miał się o tym przekonać.
Ochroniarz nie był zadowolony. Burczał coś pod nosem i patrzył krzywo na
świeżo upieczonego policjanta, z pewnością przeklinając w myślach, że
ten wytykał mu błędy. Charles nie przepadał za ludźmi, którzy nie
potrafią przyznać się do pomyłki, więc postanowił dodać coś od siebie,
żeby zepsuć i tak już nie najlepszy nastrój mężczyzny.
- Niech pan zadzwoni po kierownika sklepu i niech on to wyjaśni ze swoją
pracownicą. Skoro dziewczyna oddała dobrowolnie rzeczy, a ten chłopak
nic nie zrobił… - wskazał dłonią na zaniedbanego nastolatka - to my tu
skończyliśmy. A następnym razem niech pan sprawdzi najpierw kamery.
Oszczędzi to czasu nam wszystkim.
Poklepał ochroniarza po ramieniu i kiwnął głową na Evansa. Zaraz też
odwrócił się w stronę oskarżanego o kradzież chłopaka i na niego też
skinął.
- Chodź z nami.
- Co? Ale dlaczego? Ja przecież…
- Chodź.
Charles spojrzał na niego takim wzrokiem, że nastolatek potulnie za nim
ruszył i nawet nie próbował uciekać. Gdy wyszli na zewnątrz, kazał
Evansowi wrócić do samochodu, a sam wyciągnął portfel, a z niego dwa
banknoty o dużych nominałach.
- Trzymaj - mruknął, a gdy chłopak otworzył szeroko oczy i zaczął
protestować, mężczyzna wcisnął mu siłą pieniądze w dłonie. - Kup sobie
nowe buty i kurtkę, dobrze? A teraz zmykaj stąd.
Rozdawanie pieniędzy biednym dzieciakom nie było dla niego typowym
zachowaniem, ale kiedy obserwował w galerii tego chłopaka, zrobiło mu
się go po prostu żal. Oczywiście nie miał pewności, czy ten dobrze wyda
otrzymane pieniądze, ale to już nie była jego sprawa. Poza tym uznał, że
ten dzień musiał przynieść chociaż jedną dobrą rzecz, skoro dostawał
gówniane sprawy i był zmuszony niańczyć jakiegoś dzieciaka.
- Skoczymy w jeszcze jedno miejsce - mruknął, gdy wsiadł do samochodu. -
Potrzebuję kawy, skoro dla ciebie zrobienie jej okazało się zbyt
trudnym zadaniem…
Phoenix - 2018-09-11, 01:24
Chłopak
stał chwilę na mrozie, drepcząc w miejscu. Bardzo nie lubił zimy,
pomimo że wyglądał jak jej zaginiony brat bliźniak z bladą cerą i
wiecznie zimnymi dłońmi. Evans był pełen sprzeczności. Kochał słońce i
długie dni, a jednocześnie jego marzeniem było małe mieszkanie w
chłodnej, deszczowej Norwegii. Widząc, jak policjant zatrzymuje się i
rozmawia z podejrzanym wcześniej o kradzież chłopcem, wsiadł do
samochodu, aby dłużej nie stać na mrozie. Miał śmieszną dolegliwość,
mianowicie jego policzki i nos pokrywały się momentalnie czerwienią, co
nieźle odejmowało mu wiarygodności poważnego funkcjonariusza. To jeden z
tysiąca powodów, dla których nienawidził zimy. Evans spojrzał
niecierpliwie w stronę detektywa, chcąc ponaglić go wzrokiem i wtedy
spostrzegł, że wciska on coś protestującemu chłopakowi do ręki. Przetarł
szybko lekko zaparowaną szybę ręką. Mężczyzna zdecydowanie podarował
dzieciakowi pieniądze. To dość dziwne zjawisko widzieć go bez tego
bezwzględnego mordu w oczach. Zastanawiał się chwilę, czy przypadkiem
nie oślepnął jeszcze na tym mrozie. To zdecydowanie był dobry uczynek ze
strony ponurego, zgryźliwego detektywa.
- Wiedziałem, że w każdym jest trochę serca - powiedział z uśmiechem
chłopak, jakby gratulując mężczyźnie hojności od razu, gdy ten tylko
wsiadł do samochodu. - Nawet w takim... fenomenie jak pan.
Zapiął szybko pasy, choć był już bardziej spokojny. W końcu poprzednią
szaloną przejażdżkę po oblodzonych ulicach przeżyli oboje.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy, zostawiając sprawę z dziewczyną. W
końcu to było usiłowanie kradzieży - mówił chłopak pod nosem jakby sam
do siebie. Wyciągnął swój „policyjny super notes do spraw niesamowicie
ważnych” i trzymając w ustach końcówkę długopisu, analizował, co jeszcze
musi dziś zrobić. Oczywiście wszystko, co niezbędne wypisał starannie
już z samego rana.
Blake - 2018-09-11, 10:58
- Fenomenie…? - Uniósł pytająco brwi, odpalając samochód. - A jakim to ja jestem fenomenem? Zechcesz to rozwinąć?
Tym razem ruszył z parkingu spokojniej niż wcześniej. Nie spieszyło mu
się z powrotem na komisariat, gdzie będzie musiał przesiedzieć kilka
godzin, nie robiąc nic produktywnego, więc postanowił pojechać do
kawiarni, w której często bywał. Potrzebował kawy i… czegoś jeszcze, o
czym jego pomocnik nie musiał wiedzieć.
Zerkał czasem na chłopaka, obserwując jego zachowanie z nieznikającym
zdumieniem. Nie wiedział, czy wszystkie dzieciaki po studiach są takie
zapalczywe i przekonane o ważności swojej pracy, czy tylko jemu trafił
się taki… ewenement.
- Po pierwsze - nie kwestionuj mojej decyzji - powiedział poważnie, choć
w duchu chciało mu się śmiać. - Po drugie, nie wszystko trzeba robić
tak, jak napisali w podręczniku. Teoria zwykle niewiele ma wspólnego z
praktyką. - Westchnął. - Poza tym, muszę to przyznać - rozczarowałeś
mnie. Liczyłem, że wszystko spieprzysz, ale jakoś dałeś radę. Oczywiście
twoje wywody w sklepie i tak nie miały żadnego sensu, bo wystarczyło
zerknąć na nagranie z kamer, ale i tak, jak na dzieciaka, któremu posadę
załatwił wujek, sprawnie to ogarnąłeś.
Nie mógł się powstrzymać przed ostatnim komentarzem. Nie uważał, by było
coś złego w załatwianiu pracy po znajomości komuś, kto się nadaje (czy
Evans się nadaje, tego jeszcze nie wiedział), ale było coś złego w
przydzielaniu jemu takich osób. Nawet jeśli wydarzenia z galerii
handlowej pokazały mu, że ten chłopak może być całkiem zabawnym
urozmaiceniem jego ponurych dni w pracy.
Phoenix - 2018-09-11, 16:51
-
Moja wspaniała intuicja podpowiada mi, że to tylko taka zewnętrzna
zasłona powagi i strachu, którą chcesz narzucić na cały komisariat. To
ma wzbudzić respekt - mówił, gapiąc się w swój notatnik, choć jego
kąciki ust uniosły się w nieznacznym uśmiechu - ale życie będzie
weselsze, jak wpuścisz tam trochę słońca.
Evans czuł, że jest pełen zapału do dalszej pracy i miał zamiar udzielić
go trochę towarzyszowi... o ile to możliwe. Mężczyzna wyglądał na
zmęczonego. Może to wypalenie zawodowe powoduje w nim tyle negatywnych
emocji?
- Inspektor Rockwell dobrze zna moje kwalifikacje - oburzył się chłopak
na słowa mężczyzny i oderwał wzrok od kartek. - Jestem pewny, że z twoją
pomocą będzie mi szło coraz lepiej. Kamery mogłem sprawdzić, ale szkoda
mi było na to czasu. Tam i tak pewnie nic by nie było. Przecież
dziewczyna musiała wiedzieć, gdzie są kamery w sklepie, w którym
pracowała. A co jeśli to nie pierwszy taki przypadek? Może dopiero dziś
wpadła?
Evans odkąd pamiętał analizował każdą sytuację milion razy. Czasem ilość
myśli na minutę była zbyt przytłaczająca. Do celu dotarli w miarę
szybko. Oznajmił bezzwłocznie, że nie będzie czekał w samochodzie i
wyszedł z pojazdu prosto na istną zamieć śnieżną. Miał wrażenie, że z
godziny na godzinę pogoda się pogarsza.
- Jak można komukolwiek kazać pracować w takich warunkach? - zapytał,
chowając twarz w szaliku. Z cierpiętniczą miną podążył za detektywem.
Gdy tylko znalazł się w środku, strzepnął śnieg z włosów, który przez
ten czas zdążył pokryć go prawie w całości. Miejsce nie wywarło na nim
dużego wrażenia, ot zwykła przydrożna kawiarnia. Pierwsze co rzuciło mu
się w oczy, to niesamowity wybór herbat.
Blake - 2018-09-11, 21:10
Mężczyzna
zacisnął zęby, czując przypływ złości, gdy chłopak zaczął wypowiadać
się na tematy, o których nie miał pojęcia. Nie znał go, nic o nim nie
wiedział i nie miał prawa robić mu jakiejś pieprzonej psychoanalizy.
Cholerny gówniarz.
- Wystarczyło obserwować jej zachowanie - mówił przez zęby, sycząc każde
słowo. - Zrobiła to pierwszy raz i jej wierzę. Jestem wręcz przekonany,
że na kamerach ujrzelibyśmy wszystko bardzo dokładnie, ale nie chciało
mi się już tego sprawdzać. Okazja czyni złodzieja. Słyszałeś o czymś
takim?
Wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Dopiero gdy wszedł do kawiarni
i poczuł znajomy zapach herbaty pomieszanej z kawą, uśmiechnął się
kątem ust.
- Czy to mój ulubiony detektyw?
Uśmiech Charlesa poszerzył się, kiedy ujrzał chłopaka stojącego za
barem. Na pierwszy rzut oka mógł mieć mniej więcej tyle lat, co Evans;
miał czarne, roztrzepane włosy, niebieskie oczy i malinowe wargi, które
mężczyzna bardzo lubił. Gdyby przyjrzeć się chłopakowi bliżej, można by
dostrzec spore podobieństwo między nim a nowym pomocnikiem detektywa,
ale ten jakoś nie zwrócił na to uwagi. Albo udawał, że tego nie
zauważył.
- A znasz jakiegoś innego? - Podszedł do baru, zupełnie zapominając o tym, że nie przyszedł sam.
- Nawet bym nie chciał. Ty mi w zupełności wystarczasz. - Chłopak
uśmiechnął się szeroko, wyraźnie z nim flirtując. - To, co zawsze?
- Poproszę. - Obserwował bruneta, gdy ten przygotowywał jego ulubiony
napój. Miejsce może nie wyglądało najlepiej, a już na pewno nie
wyróżniało się niczym szczególnym w dużym mieście, ale można było w nim
dostać najlepszą kawę, jaką pił w życiu.
Chłopak postawił przed nim parujący kubek, a mężczyzna przesunął banknot, nieprzypadkowo dotykając jego dłoń swoją.
- Dobrze było cię zobaczyć, Charles.
- Ciebie też, Luke.
Był już w drodze do wyjścia, gdy ponownie usłyszał głos Luke’a.
- Kończę o ósmej!
- Zapamiętam! - Puścił mu oczko i dopiero wtedy przypomniał sobie, że
nie przyjechał sam, a jego dzieciak pewnie widział, jak umawia się na
seks. Westchnął i jego wzrok padł na Evansa, który stał niedaleko baru. -
Też coś bierzesz, czy możemy iść?
Phoenix - 2018-09-12, 01:24
Chłopak
pierwsze, na co zwrócił uwagę, to dziwny dialog z kasjerem. Nie trzeba
być detektywem, żeby zauważyć, że słynny Charles Baker właśnie umówił
się z facetem i mało tego - w jego opinii za młodym facetem. Evans
starał się nie okazywać, jak bardzo zmieszany był tym zajściem.
Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego. Nie był co prawda homofobem,
zawsze szanował styl życia innych ludzi, jednak tym razem nie mógł
powstrzymać wpełzającego mu na usta uśmiechu. Przygryzł policzki od
wewnątrz zastanawiając się, czy ta informacja o życiu policjanta jest
ogólnodostępna, czy właśnie załatwił sobie bardzo dobrą kartę
przetargową. To zdecydowanie za dużo dziwnych wydarzeń jak na jeden
dzień.
- Tak, wezmę herbatę - powiedział szybko i oddalił się w stronę baru,
starając się, żeby detektyw nie zwrócił uwagi na to, w jakie rozbawienie
wprowadziła go ta sytuacja. Poza nieprzyjemnym wzrokiem kasjera i
krępującą sytuacją, której był świadkiem, Evans nie mógł narzekać.
Herbata, którą dostał, była naprawdę dobra. Przez całą drogę powrotną
starał się unikać rozmowy z policjantem. Gdy wysiedli przed
komisariatem, od razu udał się na swoje „miejsce pracy”, o ile można w
tamtym pomieszczeniu pracować w efektowny sposób. Na szczęście sporo
czasu zleciało mu na dzisiejszą sprawę i nawet Bradley zdążył już
skończyć jeść.
- Nie zazdroszczę Ci młody, Baker potrafi być wymagający - powiedział po
chwili brodacz i przybrał poważny wyraz twarzy. - Nie pracuję tu długo,
ale zdążyłem się zorientować, jak działa to miejsce.
- Tak? - Evans starał się udawać, że jest zainteresowany rozmową.
- Dla szefa liczy się, żebyś wykonywał swoje obowiązki i niczego nie
spieprzył. Nie docenia starań i dodatkowych osiągnięć, zapomnij. No,
chyba że jesteś tu kimś pokroju Bakera, ale naprawdę mało jest takich
uprzywilejowanych, młody - opowiadał mężczyzna, bujając się na
skrzypiącym krześle. Był idealnym wzorem stereotypowego policjanta.
Wiecznie umazany jedzeniem, opowiadający co chwilę nieśmieszne historie.
Chłopak mógł się założyć, że nie dogoniłby nawet staruszki, a co
dopiero przestępcy z racji na jego zdecydowanie nadprogramowe kilogramy.
Mimo to czuł do niego sympatię, bo tylko on na tym komisariacie nie
zachowywał się, jakby Xavier był niekumatym gimnazjalistą.
- Ej Evans, organizujemy co tydzień z kilkoma znajomymi z pracy
spotkanie w barze. Może dołączysz do nas? - zapytał policjant i klepnął
chłopaka w ramię, prawie zrzucając go z krzesła.
- Nie. Nie, dzięki. Może innym razem - odpowiedział szybko, łapiąc się w ostatniej chwili biurka.
Na szczęście ich zmiana zbliżała się już ku końcowi. Gdy wybiła szósta,
chłopak szybko narzucił na siebie płaszcz i pożegnał się z każdym, kogo
zdążył dziś już poznać. Opuścił komisariat, zapadając się co kilka
kroków w śniegu.
Blake - 2018-09-12, 01:58
Następnego
dnia Charles przyszedł do pracy w doskonałym humorze, co ostatnio
rzadko mu się zdarzało. Nawet pogwizdywał pod nosem, gdy wchodził do
swojego gabinetu. Seks zawsze dobrze na niego działał, a wczoraj, po
nieprzyjemnej niespodziance szefa, potrzebował tego bardziej, niż
zwykle.
Rzucił kurtkę na fotel, zgarnął papiery z biurka i ruszył w stronę
miejsca, którego do tej pory prawie nie odwiedzał. A teraz robił to już
drugi raz w przeciągu dwudziestu czterech godzin. Ale skoro miał już
pomocnika, to zamierzał go wykorzystać.
- Ty! - Już z daleka zawołał dzieciaka, uśmiechając się do niego, choć… nie był to przyjemny uśmiech.
Rzucił papiery na biurko chłopaka i popukał w nie palcem.
- Robota. Raporcik z wczoraj. - Pochylił się, opierając się dłońmi o
biurko, które zaskrzypiało jękliwie pod jego ciężarem. - Tylko
zapamiętaj jedno - w praktyce nie działamy zwykle według podręcznika,
ale w raportach już tak. Więc postaraj się i nie spieprz tego. - Klepnął
go mocno w plecy. - I jak skończysz, to przyjdź do mojego biura. Musimy
pogadać.
I odwróciwszy się, po prostu wyszedł, zostawiając chłopaka z nowym zadaniem.
Phoenix - 2018-09-12, 06:45
Kolejnego
dnia Evans postanowił już się nie spóźnić. Zdąrzył nawet ogarnąć nieco
włosy, choć to było zadanie niełatwe i pewnie bezcelowe na dłuższą metę.
Był wypoczęty, więc jego skóra nabrała zdrowszego koloru. Zadowolony z
siebie rozpoczął swój dzień pracy od wypełnienia kilku dokumentów
powierzonych mu przez szefa. Jego chwila spokoju została szybko
zakłócona przez zbliżającego się w jego stronę detektywa Bakera. Ten
ironiczny uśmiech podpowiadał Evansowi, że pewnie znowu dostanie jakieś
bardzo ważne zadanie.
- Mam imię i nazwisko. - Chłopak postukał palcem w identyfikator leżący
na biurku, gdy mężczyzna oparł się o skrzypiący przeraźliwie mebel.
Spojrzał w górę na swojego starego idola, który usilnie próbował
obrzydzić mu pracę. Przyjął od niego dokumenty i rzucił na stos „rzeczy
do zrobienia”, który rósł, zamiast się zmniejszać. Oczywiście w nudnej
jak cholera robocie nie pomagał mu Bradley. Policjant zarzucając go
kolejnymi opowieściami o futbolu amerykańskim, przyprawiał go o ból
głowy. Gdy po godzinie męczarni w asyście brodacza skończył zadanie
powierzone mu przez Bakera, wstał szybko, zabierając potrzebne
dokumenty. Rozejrzał się jeszcze, czy aby na pewno nie zwolniło się
jakieś miejsce pracy w innej części sali. Nadzieja matką głupich. Drzwi
gabinetu numer 150 były otwarte, więc zastukał w nie krótko, zwracając
na siebie uwagę mężczyzny.
- Skończyłem. Mam jeszcze dwadzieścia takich i dziesięć minut przerwy. -
Podszedł do biurka mężczyzny i położył na nim papiery. Zdecydowanie nie
wyglądał na zachwyconego.
Blake - 2018-09-12, 22:25
Charles
miał do wypełnienia zaległy raport, ale porzucił go na rzecz picia kawy
i obijania się. Był znużony swoją pracą. Mało co było go w stanie
zainteresować, wszystko było dla niego zbyt proste i głupie. Nudziły go
morderstwa i porwania. Czuł, że się wypalił. A teraz, kiedy Rockwell
przydzielał mu sprawy godne jego młodszego pomocnika, miał dość jeszcze
bardziej. Choć miał dopiero trzydzieści sześć lat, coraz częściej myślał
o skończeniu z tą pracą. Przecież mógł robić w życiu coś innego. Nie
wiedział jeszcze dokładnie, co, ale mógł.
Westchnął. To nie był dobry moment na myślenie o wypaleniu zawodowym. Dziś miał dobry dzień i tak miało pozostać.
- Nauczyłeś się pukać - zauważył, gdy do jego gabinetu wszedł Evans. - Zamknij drzwi.
Sięgnął po raport wypełniony przez dzieciaka i przejrzał go szybko. Pokiwał głową z uznaniem.
- Nieźle - przyznał, co było chyba pierwszą i ostatnią pochwałą, jaką
chłopak miał od niego usłyszeć. - Wczoraj nie miałem na to ochoty, ale
musimy sobie trochę pogadać. Opowiedz mi coś o sobie.
Usiadł wygodnie w fotelu, uważnie przyglądając się twarzy młodszego
mężczyzny. Był całkiem ładniutki (przystojnym by go nie nazwał), musiał
to przyznać, ale jak na jego gust, zdecydowanie zbyt rozgadany. I to był
jeden z powodów, przez który musieli się rozstać. A Evans miał się już
dziś o tym dowiedzieć.
Phoenix - 2018-09-12, 23:03
Evans
zamknął za sobą drzwi i usiadł przed biurkiem detektywa. Chwilę zajęło
mu przyswojenie faktu, że przed chwilą został pochwalony za wykonaną
pracę. Jego mina zmieniła się jednak diametralnie, gdy policjant
poprosił go o kilka słów o sobie. Czy ktoś podmienił mu mentora? Czemu
nagle detektyw przypominał sobie o jego istnieniu? Zmrużył podejrzliwie
oczy. Chłopak nie był pewny, czy brać to polecenie na poważnie, jednak
postanowił tym razem zaufać w jego dobre intencje i podzielić się
kilkoma mniej istotnymi informacjami.
- Więc... urodziłem się w Szkocji, ale już w dzieciństwie
przeprowadziłem się do Anglii. Nigdy nie poznałem swojego ojca i nie
żałuję. Matka zawsze opowiadała mi o nim same najgorsze historie. Sama
radziła sobie lepiej lub gorzej, ale nigdy nie zostawiłem jej samej. -
Evans położył łokieć na biurku i oparł brodę o dłoń. - Zawsze miałem
najlepsze oceny w szkole. Po prostu lubię mieć wszystko uporządkowane i
niektórzy mówią, że jestem perfekcjonistą. Wszędzie znajdę coś
pozytywnego, bez względu na okoliczności.
W trakcie swojej opowieści chłopak nie okazywał zbyt wielu emocji.
Historia jego życia specjalnie na niego nie wpłynęła, bo umiał poradzić
sobie w ciężkich sytuacjach.
- Teraz już mieszkam sam. No, nie do końca sam, bo z moim psem -
kontynuował, przyglądając się uważnie mężczyźnie. Starał się wyłapać, w
jakim celu pyta go o prywatne życie. - Mam kilku dobrych znajomych, ale
cenię sobie samotność. Jak mam chwilę wolnego czasu, to zajmuję się
astrologią. Dużo czytam, mało śpię.
Chłopak urwał swój monolog jakby w połowie i patrzył na mężczyznę niezdradzającym nic więcej, lodowatym wzrokiem.
- A ty, powiesz coś o sobie detektywie?
Blake - 2018-09-12, 23:50
Z
coraz większym rozbawieniem przysłuchiwał się historii chłopaka.
Jeszcze nie był pewien, co o nim myśli. Na pewno uważał go za bardzo
irytującego szczeniaka, którego ktoś powinien utemperować. Było jednak
coś ujmującego w jego ciągłym optymizmie (nie do zniesienia na dłuższą
metę) i zapale, którego mężczyzna trochę mu zazdrościł.
- O mnie? - Uniósł brwi, prychając. - Spędziłem miłą noc i miły poranek.
A później przypomniałem sobie o tobie i czar prysł. - Posłał mu chłodny
uśmiech. Jeszcze nie zwariował, żeby opowiadać o swoim życiu jakiemuś
gówniarzowi.
Sięgnął po kubek z chłodną już kawą i opróżnił go do końca.
- Jakkolwiek twoje życie nie byłoby fascynujące, chodziło mi bardziej o
pracę. - Uściślił, kręcąc głową z rozbawieniem. Niby taki bystry, a
jednak nie łapał zbyt szybko. - Jakąś motywację? Dlaczego akurat takie
zajęcie? Marzenie z dzieciństwa, czy inne pierdoły?
Phoenix - 2018-09-13, 00:31
-
Faktycznie jest ono całkiem fajne, dlatego nie muszę być taki gburowaty
dla innych ludzi, żeby je sobie poprawić - odpowiedział chłopak, nie
siląc się na subtelność. To jednak wciąż był Baker. Nie dziwiło go to,
że wzbudzał zainteresowanie. Ktoś mu kiedyś powiedział, że kobiety lubią
"złych" mężczyzn. No, w tym przypadku nie tylko kobiety. Z każdą minutą
spędzoną z mężczyzną, zaczynał coraz bardziej tęsknić, za śmierdząca
salą pełną leniwych policjantów. Nawet wypełnianie dokumentów wydawało
mu się lepszą opcją. Evans stwierdził w duchu, że policjant może i był
zasłużonym pracownikiem, jednak wcale nie dziwiła go opinia reszty
funkcjonariuszy.
- Marzenie? Nie. Po prostu bardzo lubię obserwować trupy w stanie
rozkładu. - Zakończył szybko temat, uśmiechając się nieznacznie w stronę
mężczyzny. Xavier liczył na to, że przyjmując jego taktykę, prędzej
zniechęci go do kolejnych pytań.
Blake - 2018-09-13, 01:04
- W takim razie minąłeś się z powołaniem - stwierdził. - Powinieneś zostać patologiem.
Chłopak, przed chwilą tak bardzo rozgadany, teraz nie chciał mówić. I
Charles wiedział, że on był tego powodem. Najwyraźniej rozczarował swoim
usposobieniem dzieciaka, który jeszcze wczoraj zarzekał się, że jest
jego fanem. Nie było mu jakoś przykro z tego powodu.
- Na razie wiem o tobie tyle, że skończyłeś studia i wydaje ci się, że
jesteś kimś niezwykłym. Przy tym za dużo gadasz, nie jesteś głupi, ale
też nie jakoś nadzwyczaj inteligentny. Niczym nie wyróżniasz się spośród
tłumu innych dzieciaków, które przewinęły się przez ten komisariat.
Masz tylko ładną buźkę, ale to nie wystarczy, żeby ze mną pracować. -
Uśmiechnął się krzywo. - Stąd moje pytania. Liczyłem na to, że dowiem
się czegoś, co mnie przekona. Ale nie zamierzam cię o to prosić.
Zarzucił kostkę prawej nogi na kolano, obserwując reakcję chłopaka
zmrużonymi oczami. Może trochę kłamał w sprawie motywacji, ale to nie
miało żadnego znaczenia.
- Za dwa tygodnie, licząc od wczoraj, pójdziesz do swojego wujaszka i
poprosisz go, żeby przeniósł cię do Nelssy - powiedział poważnie,
rezygnując z typowego dla siebie, szyderczego tonu. - Zaraz po mnie, ma
tutaj najlepsze wyniki. Obecnie zajmuje się najważniejszymi sprawami, bo
ja mam coś w rodzaju "szlabanu". Sam widziałeś, czym miałem się wczoraj
zająć. - Skrzywił się. - To twoja szansa, Evans. Z nią będziesz mógł
pracować nad prawdziwymi sprawami, a nie jakimś gównem. Poza tym jest
przeciwieństwem mnie - miła, zawsze pomocna i tryskająca optymizmem. -
Wywrócił oczami. - Na pewno się dogadacie.
Widział po minie chłopaka, że go zaskoczył. Ale wszystko to, co mówił o
Nelssy, było prawdą. Z nią ten dzieciak miał szansę na prawdziwą pracę. A
poza tym Charles Baker zawsze pracował sam i nawet Rockwell nie mógł
tego zmienić.
- Możesz iść. Skończyliśmy.
Phoenix - 2018-09-13, 10:04
Evans
nie znał jeszcze kobiety, o której wspomniał detektyw, ale z jego opisu
wynikało, że faktycznie praca z nią mogłaby być przyjemniejsza.
Policjant próbował też w międzyczasie zdusić jego wiarę w siebie. Gdy
nawiązał do fizycznego wyglądu chłopaka, przed oczami od razu stanęła mu
sytuacja z kawiarni. Dziwny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie i
automatycznie odsunął się na oparcie krzesła. Skrzyżował ręce na klatce
piersiowej, odwrócił wzrok i próbował przegnać myśli o upodobaniach
mężczyzny. Evans miał miękkie serce i może nawet zrobiłoby mu się żal
ukaranego przez szefa detektywa, gdyby nie to, że wciąż był
odpowiedzialny za niszczenie jego dobrego humoru. Nawet jeśli było mu to
na rękę, żeby pozbyć się młodego chłopaka, ten nie czuł się urażony.
Był zadowolony, że jego następnym mentorem będzie właśnie Nelssy, a nie
jakiś pierwszy z brzegu niedoświadczony policjant. Rzucił krótkie
pożegnanie informując, że w razie potrzeby będzie tam, gdzie zawsze.
Dni na posterunku mijały Evansowi bardzo wolno. Wszystko toczyło
się ustalonym, smętnym rytmem. Czasem zdarzyło mu się zabrać się, za
jakieś ciekawsze zadanie, jednak szybko okazywało się, że drobni
przestępcy w Anglii nawet nie starają się utrudniać zatrzymań. Minął już
równo tydzień, odkąd Evans musiał znosić opryskliwe uwagi detektywa
Bakera i niesamowicie szybko zmieniająca skład ekipę policyjną.
Szczęśliwcy pewnie zostali przeniesieni na wyższe piętro. Tylko Bradley
nieugięcie piastował swoje stanowisko i ku zdziwieniu Evansa, dało się
go nawet polubić. Był specyficzny, ale na swój sposób sympatyczny. Nigdy
nie odmówił chłopakowi pomocy, a niektóre jego historie zaczęły
stanowić swojego rodzaju odskocznię. Tego dnia śnieg już nie utrudniał
tak bardzo poruszania się po chodnikach, więc chłopak postanowił przejść
się pieszo do pracy. Miasto nie było duże, dlatego też czuł się tu
prawie jak u siebie. Wstąpił jeszcze na chwilę do małej piekarni po
drugie śniadanie. Nigdy wcześniej nie odwiedzał tego miejsca. Już od
progu ogarnął go zapach świeżego pieczywa.
- Nie wiem ile w tym prawdy John, to bardzo dziwna sytuacja. Wezwali
patrole, ale nikt nic nie chciał powiedzieć. Sąsiadka cały czas trzęsie
się z nerwów, biedna kobieta... - Evans nie lubił podsłuchiwać, ale
mężczyźni stojący obok niego rozmawiali całkiem swobodnie. - Mówią, że
to tylko kwestia czasu, zanim znajdą odpowiedzialnych za to gówniarzy.
Gdybym ja takiego dorwał..
- Czyli to jacyś chuligani! - przerwał mu obrzuony, łysy, na oko 70-cio letni staruszek.
- No, a kto inny wpadłby na taki durny pomysł John? Rusz trochę łbem. -
odpowiedział mu szybko niewiele młodszy facet. Wyciągnął z kieszeni
drewnianą fajkę i tytoń, który chwilę potem rozsypał się na kamiennej
posadzce sklepu. Oczywiście nie obyło się bez kilku soczystych
przekleństw z ust awanturniczego dziadka. Chłopak spojrzał ze
współczuciem na kasjerkę, dokończył zakupy i wyszedł na oblodzoną ulicę.
Czuł w kościach kolejną górę raportów dotyczących tym razem wandalizmu.
To zawsze coś nowego. Może nawet pozwolą mu zabrać się na miejsce
zdarzenia. Dziesięć minut później był na miejscu. Powitał policjantów na
recepcji i skierował kroki w stronę swojego miejsca pracy.
- Dzień dobry, detektywie. - Przywitał się grzecznie z Bakerem, gdy
minął go na korytarzu. Nieszczęśliwie mężczyzna kierował jeszcze jego
pracą. Zaraz za nim jak z procy wyskoczył niski, wąsaty Inspektor
Rockwell. Krążył chwilę pomiędzy pomieszczeniami znajdującymi się na
pierwszym piętrze, wycierając spocone czoło prążkowanym krawatem. Xavier
uśmiechnął się na widok jego skupionej twarzy. Musiał przyznać, że był
to dość zabawny widok, choć zapewne dla szefa nader trudny dzień.
Wujkowi bardzo zależało na dobrej opinii jego komisariatu. Czasem nawet
za bardzo. Nie zdążył powiedzieć słowa, a mężczyzna zniknął na
kamiennych schodach, prowadzących na drugie piętro.
- Co się stało szefowi? - zapytał Bradley, widząc Evansa, który tylko
wzruszył ramionami i opadł ciężko na krzesło przy biurku. Jego czerwone
policzki powoli wracały do normalnego stanu, sprzed kontaktu z surowym
mrozem. Kilka dni temu postanowił zadbać o to miejsce, skoro ma tu
spędzić jeszcze trochę czasu. Kwiatki z pewnością były mu wdzięczne za
troskę, bo powoli zaczynały odżywać. Tymczasem Rockwell zdążył zrobić
jeszcze kilka rund po komisariacie zbywając każdego, kto ośmieliłby się
przeszkadzać mu w pracy. Jakaś długowłosa policjantka na wysokich
obcasach podreptała za nim niosąc stos dokumentów. Po drodze opieprzyła
kilku obijających się w poczekalni mężczyzn. "Dom wariatów" pomyślał
Xavier, który mógł obserwować cały kabaret przez otwarte drzwi. Szef
błyskawicznie znalazł się pod drzwiami gabinetu 150.
- Musimy koniecznie porozmawiać Baker - zawołał umordowany podróżą
pomiędzy piętrami szef w stronę blondyna. W celu chwilowego odetchnięcia
oparł się dłonią o futrynę.
Blake - 2018-09-14, 13:11
Dni
mijały bardzo powoli. Pomimo przydzielenia mu pomocnika, Charles nie
odczuwał natrętnej obecności chłopaka. Rzadko się widywali. Czasem
podrzucił mu jakieś dokumenty do wypełnienia w ramach darmowego
wykorzystywania sytuacji, czasem wymienili dwa zdania, ale raczej
unikali dłuższych kontaktów. Evans go nie polubił, najwyraźniej mając
inne wyobrażenia na temat pracy z "popularnym" detektywem, a Charliemu
bardzo to odpowiadało.
Tego dnia siedział przy biurku zawalony papierową robotą i ze znużeniem
wypełniał kolejne rubryczki. Znów dopadło go przygnębienie pracą i tym
miejscem, choć dzielnie walczył, udając zainteresowanego sprawami
komisariatu. Nie dało się nie zauważyć, że tego dnia panowało dziwne
podniecenie wśród niektórych funkcjonariuszy. Na szczęście rozwiązanie
zagadki samo do niego przyszło.
- W porządku. - Spojrzał na swojego szefa, unosząc wzrok znad
dokumentów. Przyglądał mu się chwilę, lustrując jego zmęczoną twarz. -
Coś się stało? Wszyscy są dzisiaj trochę… nerwowi. Jakaś wielka sprawa, o
której znowu nie wiem?
Phoenix - 2018-09-14, 15:23
Mężczyzna wszedł do biura, zamykając za sobą drzwi.
- Miałem tego nie robić, ale chyba nie mam wyboru - mówiąc to rzucił na
biurko kilka kartek i przypięte do nich fotografie dokumentacyjne. - Dwa
dni temu nad ranem dostaliśmy wezwanie na Walker Street, niedaleko
komisariatu. Zadzwoniła do nas pani Roberts, wiesz, ta szurnięta
staruszka, co często przychodziła tu skarżyć się na sąsiadów. Wysłaliśmy
patrole. To miał być zwykły wandalizm.
Szef przystanął w połowie słowa i wziął uspokajający oddech.
- Z raportu wynikało, że ktoś naruszył własność niewielkiego
antykwariatu. - Wskazał palcem na fotografie przedstawiające wyjątkowo
obraźliwe słowa wymalowane na ścianie sklepu i zbitą szybę wystawową. -
Merry kazała im sprawdzić cały teren dookoła sklepu, żeby upewnić się,
że niczego nie przeoczyli. Wtedy znaleźli to.
Rockwell podsunął mu fotografię wykonaną przez technika. Było to zdjęcie
całkiem starannie narysowanego na wschodniej ścianie budynku szczura.
Niestety z jednym nietypowym elementem. W miejscu, w którym zwierze
powinno mieć oczy, zwisały dwie najprawdziwsze gałki oczne.
- Zabezpieczyliśmy te ślady. Na początku myśleliśmy, że to szczątki
jakiegoś większego zwierzęcia kopytnego. Dzisiaj przyszły wyniki z
analizy i bez wątpienia są ludzkie. Nelssy zdążyła już przejrzeć listę
zgłoszonych ostatnio zaginięć, ale mamy tylko samych starców, a materiał
należał do osoby w wieku około nastoletnim. Zresztą, tu masz wszystkie
wyniki. Miejsce zdarzenia stoi zabezpieczone od dwóch dni. Wysłałem
techników, sprawdzają dokładnie okolicę. Jutro będziemy przeczesywać
pobliski las. Nie znaleźliśmy kompletnie nic. Żadnych odcisków,
wszystkie ślady zadeptane przed zgłoszeniem. Obawiam się, że możemy mieć
z tym spory problem. Zajmij się tym Charles, a obiecuję, że dam Ci
spokój. - Przedstawiał mu tę historię gładząc nerwowo koszulę. Z
ostatnim słowem poklepał detektywa po ramieniu i wzdychając krótko
odwrócił się w stronę drzwi.
- A i jeszcze jedno. Jak ci się pracuje z Evansem? - zapytał, zatrzymując się z ręką na klamce.
Blake - 2018-09-14, 16:02
Charles
spojrzał z zainteresowaniem na dokumenty. W całej jego postawie zaszła
jakby zmiana - wydawał się bardziej pobudzony niż jeszcze pięć minut
temu, kiedy ślęczał nad raportami, a w jego zielonych oczach pojawiła
się iskierka ciekawości,
- Oczywiście, że zadeptane - prychnął, bo nie spodziewał się niczego innego.
Przyglądał się uważnie zdjęciu szczura i gałek ocznych, drapiąc się po
policzku. Dlaczego szczur? I czemu akurat gałki oczne? Ostrzeżenie?
Możliwe. Zabawa? Pokręcił głową, wykluczając taką możliwość. Zapomniał
przy tym o obecności szefa i dopiero gdy ten zadał mu pytanie, Charles
zamrugał i spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Co? - Treść pytania dotarła do niego z opóźnieniem. - Z Evansem? Nie
pracuje. - Skrzywił się. - Dobrze wiesz, że nie jestem stworzony do
pracy z dzieciakami. Zresztą, on mnie nie znosi. Sam go zapytaj.
Gdy Rockwell wyszedł, mężczyzna schował pospiesznie dokumenty do teczki,
którą zamierzał ze sobą zabrać, założył kurtkę i zgarnął jeszcze
niedokończone raporty. Chwilę później znajdował się już w sali pełnej
policjantów. Zatrzymał się przy biurku swojego młodego pomocnika i
rzucił na nie stos dokumentów.
- Idę na spacer - oznajmił. - Zajmij się tym.
Phoenix - 2018-09-14, 16:43
Chłopak
słuchał z zainteresowaniem o przebiegu sprawy dotyczącej pobicia, którą
ostatnio dostał jego nowopoznany kolega. Policjant z dumą przyznał, że
od razu rozprawił się z awanturnikami i dostał pochwałę od samego
Rockwella, w co mało kto uwierzył. Evans jednak wolał jednak usłyszeć
coś więcej o powodzie tego zamieszania, który panował w całym
komisariacie.
- Parker, a wiesz o co chodzi z tym poruszeniem? - przerwał mu w połowie
opowieści, patrząc na niego z nadzieją. Nikt, kogo do tej pory zapytał,
nie był wtajemniczony. Wszyscy wiedzieli o zgłoszeniu z ostatnich dni,
ale nikt, kto nie musiał, nie znał okropnych szczegółów zdarzenia. Z
tego też powodu Xavier nie przykładał do tej sprawy większej uwagi.
- Pytasz o Rockwella? Pewnie ktoś znowu spierdolił bardzo łatwą sprawę i
teraz muszą odkręcać. Ostatnio tak było z tym zmarłym świadkiem,
słyszałeś? Baker dopuścił się takiego zaniedbania... ja to od razu
zwolniłbym go z roboty, młody. - Sierżant mówił szybko, przegryzając w
międzyczasie jabłko. Nie zastanawiał się nawet, kto go słucha. Miał
przerwę, więc mógł pozwolić sobie na rozmowę, opierając się o biedne
biurko Evansa. Nawet Bradley uniósł brwi w zainteresowaniu słysząc jego
słowa, a on rzadko wracał myślami do świata żywych. Nagle jak znikąd
pojawił się obiekt ich rozmowy. Evans spojrzał po innych obecnych,
powstrzymując uśmiech wkradający mu się na usta. Jeśli detektyw usłyszał
słowa Parkera, chłopak zdecydowanie nie chciał być w jego skórze.
Przyjął posłusznie dokumenty i od razu zabrał się za ich wypełnienie. Im
szybciej skończy, tym szybciej będzie mógł zająć się tym, co w tej
chwili najbardziej go interesowało.
Blake - 2018-09-14, 21:10
Zatrzymał
na chwilę wzrok na swoim pomocniku, który bez słowa zabrał się do
pracy, co wyjątkowo mu się podobało. Gdyby ich współpraca miała tak
wyglądać, z chęcią sam by ją przedłużył. Następnie spojrzał na tego
idiotę, jak szybko ocenił, który z zadowoleniem zjadał jabłko i
najwyraźniej lubił obgadywać innych.
- Ej, ty... - Kiwnął na niego głową, zakładając ramiona na piersi. -
Zwolniłbyś mnie, co? To może od razu pójdziemy do Rockwella i mu o tym
powiesz? - Uniósł brwi, uśmiechając się chłodno na widok miny
policjanta. - I może powiesz mu też, jakim jesteś genialnym detektywem,
bo poradziłeś sobie z bandą tłukących się matołków? - Może nie przepadał
za innymi policjantami i nie utrzymywał z większością żadnych
kontaktów, ale słuchał i obserwował. I o tej sprawie też słyszał. - Tak
myślałem.
Rozejrzał się po sali z wyraźną pogardą, a następnie raz jeszcze spojrzał na Evansa.
- Zajrzyj do mnie, jak skończysz - mruknął i bez pożegnania wyszedł
stamtąd, odprowadzany przynajmniej jedną parą wściekłych oczu.
Dojście na miejsce zdarzenia zajęło mu niecałe dziesięć minut. Spacer
dobrze mu zrobił, otrzeźwił go i w pełni skupiony mógł się zająć pracą.
Na początku obejrzał budynek z przodu (wpierw oczywiście pokazał odznakę
policjantowi, który wszystkiego pilnował) wraz z wybitą szybą i
niewybrednymi komentarzami. Wszystko wyglądało na zwykły wandalizm, choć
Charles nie rozumiał jeszcze, po co ktoś zadawał sobie trud, żeby tak
dobrze to upozorować. Przeszedł dookoła budynku, aż znalazł się przed
ścianą wschodnią, na której wciąż znajdował się rysunek szczura, choć
już bez doczepionych gałek ocznych. Wyciągnął z teczki jedno ze zdjęć i
porównał je z oryginałem, zagryzając w zamyśleniu dolną wargę. Rozejrzał
się wokół, ale niewiele się działo z tej strony antykwariatu. Kilka
drzew, jednokierunkowa ulica i… odrestaurowana kamienica. Mężczyzna
zmrużył oczy, oceniając odległość między budynkami. Czy istniała szansa
dostrzeżenia szczura z któregoś okna? Czy to był znak? Musiał to
sprawdzić.
Phoenix - 2018-09-15, 00:32
Gdy
tylko policjant opuścił pomieszczenie, wzrok funkcjonariuszy skupił się
na Parkerze. Kilkoro nawet zaśmiało się, kręcąc przy tym głowami.
Mężczyzna skrzywił się i wrócił bez słowa na swoje miejsce pracy. Evans
uwinął się z robotą szybciej, niż planował i ruszył korytarzem w
poszukiwaniu źródła bałaganu. Znał już co nieco policjantów dyżurujących
przy wejściu, dlatego zagadanie ich nie było ciężkie. Oczywiście nic
sensownego mu nie powiedzieli. Zrezygnowany chciał już wrócić do biura,
gdy drogę zastąpił mu Rockwell.
- Xavier? Co Ty tu robisz, nie powinieneś być z Bakerem? - zapytał szybko, nie patrząc nawet zbyt długo na chłopaka.
- Też chciałbym wiedzieć, co ja tu robię... - powiedział cicho, jakby
sam do siebie i pomasował skroń palcami.- Detektyw Baker poszedł sobie
na spacer, szefie.
- Na spacer? Mówił ci czemu? - dopytywał dalej, robiąc przy tym dziwną minę. - A co ze sprawą, ze szczurem?
- Oczywiście, że nie. On ogólnie mało mówi, ograniczając się do poleceń -
odpowiedział szybko chłopak, uśmiechając się lekko na myśl o ich
relacji zawodowej. - Jakim szczurem szefie?
Evans patrzył na mężczyznę, jakby faktycznie postradał już zmysły z tego
wszechobecnego stresu. Zmarszczył brwi w trosce. Może on źle się czuje i
potrzebuje odpoczynku? Nie ma tutaj jakiegoś zastępcy? Chłopak miał
wrażenie, że każdy tutaj gada dziś od rzeczy.
- Och, tak. Mówił, że za nim nie przepadasz. Zawsze mogę Cię przenieść,
jeśli tak bardzo źle się dogadujecie. Merry, poczekaj chwilę! - Zawołał
szybko za policjantką na schodach i podreptał w jej stronę, na krótkich
nogach. Xavier westchnął tylko i udał się do małej kafejki, znajdującej
się na pierwszym piętrze budynku.
Blake - 2018-09-15, 16:07
Przy
antykwariacie spędził czterdzieści minut, badając okolicę i
pozostawione zniszczenia. Gdy wrócił na komisariat, nos i policzki miał
zaczerwienione od mrozu. Od razu przeszedł do kafejki, chcąc napić się
czegoś ciepłego. W środku nie było wielu osób, a jedną z nich rozpoznał
od razu - Evans siedział przy niewielkim stoliku, trzymając w dłoniach
parujący kubek. Charles podszedł do lady, zamówił ulubioną kawę, a
następnie zbliżył się do swojego pomocnika. Bez pytania usiadł
naprzeciwko niego, uśmiechając się kątem ust na widok jego miny.
- Jak tam raporty? - zapytał na wstępie, szczerze zainteresowany. Musiał
niedługo odnieść je na biurko szefa, więc miał nadzieję, że chłopak się
pospieszy.
Zabębnił palcami w porysowany blat stolika, myślami wciąż krążąc wokół
miejsca zdarzenia. Gdy przeszedł na drugą stronę i stanął obok
kamienicy, wciąż nie był pewien, czy jego tok myślenia idzie w dobrym
kierunku. Choć widział rysunek szczura na ścianie, to nie był pewien,
czy z tej odległości dostrzegłby bez problemu oczy. Poza tym wydawało mu
się, że lepszy widok miałby z wysokości, a to oznaczało, że musiał
wejść do kamienicy. Ostatecznie jednak tego nie zrobił, najpierw chcąc
dowiedzieć się czegoś o mieszkańcach. I o właścicielu antykwariatu.
Niewiele miał informacji w dokumentach, które otrzymał od szefa. Musiał
znów się z nim zobaczyć.
- Hm…? - Zamrugał, patrząc na chłopaka, który najwyraźniej coś do niego mówił, a on całkowicie się wyłączył. - Co mówiłeś?
Phoenix - 2018-09-15, 17:14
-
Mówiłem - powtórzył chłopak, wzdychając krótko - że raporty leżą
wypełnione na moim biurku. Po drodze do kafejki wpadłem na szefa. Myślę,
że nie czuje się zbyt dobrze. Zachowuje się od rana bardzo dziwnie i
majaczy o jakimś szczurze. Oby to nie było nic poważnego, bo jest dobrym
policjantem.
Evans patrzył w zielone oczy detektywa, zauważając, że intensywnie nad
czymś myśli. Pewnie wie o tej ciężkiej sytuacji na komisariacie ze
szczegółami. Chłopak nie miał jednak śmiałości zapytać go, o co
konkretnie chodzi. Wiedział, że i tak nie dostanie odpowiedzi. Poprawił
włosy, zakładając kilka kosmyków za ucho i upił łyk kawy. Tym razem
musiał kupić sobie coś porządniejszego, nie dałby rady wytrzymać całego
dnia na kubku herbaty. Miał zmartwioną minę. Pocieszał go tylko fakt, że
jutro wcześniej kończy pracę i będzie mógł poświęcić więcej czasu na
spacer ze swoim ulubionym czworonogiem. Odkąd zamieszkał w Anglii, był
jego najlepszym i jedynym przyjacielem, choć czasem potrafił narobić
bałaganu, a Xavier nie miał już siły sprzątać wiecznego bałaganu w
niedużym mieszkaniu.
Blake - 2018-09-15, 22:38
Charles pokręcił głową, patrząc na chłopaka z politowaniem.
- Majaczy o jakimś szczurze? Twoja ignorancja aż boli, dzieciaku.
Wstał, odebrał swoją kawę, a następnie wrócił do stolika, ale już nie
usiadł, stojąc jedynie nad pomocnikiem niczym sęp gotowy do ataku.
- Znajdź swojego wujaszka i zapytaj go, gdzie jest zapis rozmowy z
właścicielem antykwariatu. Zapytaj też, czy ktoś rozmawiał z
mieszkańcami kamienicy, która znajduje się zaraz obok. - Polecił. -
Jeśli nie, to znajdź Sarę i powiedz jej, że chcę wiedzieć wszystko o
mieszkańcach kamienicy, która znajduje się obok szczura. Zapamiętałeś? -
Westchnął. - A później przynieś mi te raporty.
Gdy wychodził z kafejki, nie myślał już o szczurze, a o swoim młodym
chłopcu. Przeglądał wypełnione przez niego dokumenty i był zdumiony, jak
dokładny i precyzyjny jest w swojej pracy Evans. A później ten otwierał
buzię i zaczynał mówić, a Charles kolejny raz zadawał sobie pytanie, co
odbiło Rockwellowi, żeby przytargać tu takiego dzieciaka. Doprawdy,
można z nim było oszaleć.
Phoenix - 2018-09-15, 22:54
Zanim
detektyw zdążył opuścić pomieszczenie, Evans wstał z miejsca,
zatrzymując go w połowie drogi. Zapomniał nawet o swojej gorącej kawie,
której tak bardzo teraz potrzebował.
- Najpierw chciałbym się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie
będę tylko chłopcem na posyłki. Wiem, że to coś poważnego i jeśli mam ci
pomóc, musisz powiedzieć mi więcej na ten temat. - Praktycznie zastąpił
detektywowi drogę z zaciętą miną. Nie miał zamiaru mu odpuścić i dawać
aż tak sobą pomiatać. Skierował lodowaty wzrok prosto w zielone tęczówki
i oparł się o framugę drzwi, czekając na wyjaśnienie sytuacji. Nawet
jeśli detektyw kolejny raz potraktuje go jak powietrze, to przynajmniej
nie będzie siedział i patrzył na to z założonymi rękoma.
Blake - 2018-09-15, 23:54
Mężczyzna
zatrzymał się nagle, omal nie wylewając niesionej przez siebie kawy.
Zmrużył oczy, patrząc w zacięte, jasne tęczówki chłopaka, a następnie…
postąpił do przodu, naruszając przestrzeń osobistą Xaviera.
- Nie chcesz być tylko chłopcem na posyłki? - zamruczał, jednoznacznie lustrując go wzrokiem. - Gdzieś już to słyszałem…
Patrzył jeszcze przez chwilę na jego drobną, całkiem zgrabną sylwetkę,
nim odsunął się, parskając śmiechem. Widział, że chłopak czuł się
zaniepokojony, jakby naprawdę sądził, że Charles może się na niego w
każdej chwili rzucić. Może i był niezły, i całkiem w jego typie, co
niechętnie przyznawał, ale nigdy nie romansował z pracownikami
komisariatu. Wolał innych ślicznych chłopców.
- Weź się w garść Evans i przestań zachowywać się jak idiota - burknął
nieprzyjemnie i przepchnął się obok niego. - Gdy zrobisz, co kazałem,
opowiem ci o sprawie.
Phoenix - 2018-09-16, 00:53
Och,
oczywiście. Jak zawsze Evans musiał posłusznie przyjąć polecenia
detektywa. Był jego pomocnikiem i to było jasne, jednak czuł się jak
robot zaprogramowany do usługiwania i niezadawania pytań. Czuł chwilową
satysfakcję, gdy zaskoczył policjanta swoją reakcją. Niestety trwało to
krótko, bo gdy Baker przekroczył dopuszczalny dystans pomiędzy nimi,
zalała go fala gorąca, która pewnie objawiła się na jego lekko
przestraszonej twarzy. Oczywiście, z naciskiem na lekko, bo Xavier był
przekonany, że dalej wygląda poważnie, ze zmarszczonymi w gniewie
brwiami i sercem wybijającym szaleńczy rytm. Nie chciał pozwolić na to,
żeby mężczyzna zastraszył go swoimi... dziwnymi metodami. Nie miał
jednak większego wyboru, niż przyjąć jego warunki bez dalszych dyskusji.
Znalezienie Rockwella nie było trudnym zadaniem. Wystarczyło usiąść w
holu i poczekać, aż zacznie kolejny szaleńczy rajd po pierwszym piętrze.
Poinstruował go, że zapisy rozmów znajdują się tam, gdzie wszystkie
inne, czyli w archiwum, w pokoju 20. Było to świeże nagranie, więc Evans
nie musiał długo go szukać. Ktoś zwyczajnie zostawił je na brzegu
stołu. Chłopak zjawił się pod drzwiami Bakera po dwóch godzinach. Miał
już wszystkie potrzebne informacje. Ledwo udało mu się otworzyć drzwi,
niosąc przed sobą największy stos kartek i segregatorów, jaki
praktycznie dało się unieść. Z impetem odłożył wszystko na biurko
mężczyzny.
- Sara nie wiedziała, co będziesz potrzebował, więc dała mi cały wykaz z
ostatniego roku - sapnął cicho i opadł na krzesło przed detektywem. -
Wiesz, że na drugim piętrze, mieszka jakaś chora kobieta, zbierająca
wszystkie bezpańskie koty z ulicy? Sąsiedzi skarżyli się, że klatki
schodowe śmierdzą jak publiczne toalety.
Evans zaśmiałby się ze swojej własnej historii, gdyby nie brakowało mu
tchu, przez taszczenie ciężkich dokumentów po schodach przez cztery
piętra. Włosy opadające mu na czoło rozczochrały się jeszcze bardziej
niż zazwyczaj, przez co wyglądał dość zabawnie. Spojrzał na detektywa.
- To teraz słucham. Co to za szczur?
Blake - 2018-09-17, 12:24
- Nie spieszyłeś się - mruknął niezadowolony, kiedy chłopak wtoczył się w końcu do jego gabinetu.
Zerknął krótko na ilość segregatorów i teczek, jakie ten ze sobą
przyniósł. Skrzywił się, bo nie było tego mało. Przejrzenie tego zajmie
mu dużo czasu, więcej, niż by chciał. Do tej pory zapisał jedynie swoje
obserwacje, ale nie mógł ruszyć dalej, dopóki nie dowie się, kto mieszka
w tej kamienicy.
Westchnął, zaczynając segregować dokumenty na dwie grupy. Teczkę i
nagranie z rozmową z właścicielem antykwariatu odłożył na razie na bok,
zostawiając ją sobie na deser.
- Masz. - Rzucił zaskoczonemu dzieciakowi teczkę, w której znajdował się
opis całej sprawy i zdjęcia "słynnego" szczura. - Jak skończysz
oglądać, to weźmiesz się za ten stosik. - Przesunął część papierów na
jego stronę biurka. - Szukamy każdego pozornie normalnego mieszkańca
kamienicy. Twoje babcie z kotem odpadają. Chyba że zauważysz coś
nietypowego - wtedy od razu odkładaj na kupkę "podejrzanych". To nam
pomoże wyeliminować chociaż część, żeby później przejrzeć to dokładniej.
- Zmrużył oczy, niepocieszony. Nie podobało mu się, że musiał prosić
gówniarza o pomoc, ale wiedział, że tak będzie szybciej. - Liczę na
twoją intuicję, więc nie spieprz tego.
Phoenix - 2018-09-17, 14:37
Chłopak
oburzył się trochę, słysząc, jak detektyw narzeka na jego tempo pracy.
Ciekawe jak jemu poszłoby taszczenie tych dokumentów do gabinetu. Gdy
dostał teczkę z aktami sprawy, przeczytał je szybko, chłonąc każde
słowo. W lodowatych oczach pojawił się błysk ekscytacji. W końcu będzie
mógł zająć się czymś więcej niż drobnymi przestępcami i wandalami.
Przerzucał kartki w zamyśleniu, skupiając swój wzrok na obrzydliwych
fotografiach. Skrzywił się lekko, na myśl o tym, co musiał mieć w głowie
sprawca tego zdarzenia. Zastanawiał się, co mogło stać się z ofiarą i
czy jeszcze żyje. Wyniki z laboratorium nie zostawiały żadnych
wątpliwości co do tego, że ewentualne zwłoki w momencie zdarzenia
musiały być świeże. Xavier chwycił tym razem segregator ze swojej,
wyznaczonej części. W głębi duszy miał nadzieję, że sprawca zdarzenia
tylko uszkodził ofiarę, ale zważając na okoliczności, nie dawał temu
większych szans.
- Kilkoro z nich znacznie zalega z czynszem. Niektórzy dostali nawet
wezwanie sądowe. Kto pozwolił tam mieszkać osobie niewypłacalnej? -
Evans pokręcił głową, przygryzając policzek. Siedzieli już tak od
dłuższego czasu i nic wyjątkowego nie udało mu się znaleźć. Chłopak
odchylił głowę, rozkładając się na niewygodnym krześle. Westchnął
ciężko. Nie wiedział nawet kiedy zaczęła się ich praca, ale zdecydowanie
trwała już za długo. Niewielka teczka, którą trzymał teraz w górze
przed swoją twarzą, spadła mu niezdarnie, uderzając go w zadarty nos.
- Cholera, chyba coś znalazłem. - mruknął niewyraźnie, pocierając
obolałą twarz. - Jakaś kobieta, która mieszka samotnie z synem, dostała
ostatnio wezwanie, bo jej ubezwłasnowolniony dzieciak męczy zwierzęta
sąsiadów. Narkoman. Ma też za sobą kilka lat w ośrodkach uzależnień.
Poprawił się na krześle i odłożył dokumenty na stos innych.
- Mam jeszcze imiona i nazwiska osób, które mieszkają od wschodniej
strony budynku. Z każdego piętra. Może coś widzieli przez okno? -
Podsunął detektywowi odręcznie napisaną listę. - A ty, masz coś?
Chłopak nachylił się nad biurkiem, zaglądając w akta, które trzymał mężczyzna.
Blake - 2018-09-17, 17:01
Charles potarł zmęczoną twarz. Oczy już go bolały od wpatrywania się w kolejne strony pokryte małym druczkiem.
- Samotna matka z małym dzieckiem, przeciętna rodzina, jakiś samotny
staruszek… - mamrotał, odrzucając niepotrzebne papiery na podłogę, bo na
biurku nie było już miejsca. - Kurwa.
Odchylił się na chwilę na krześle, myśląc gorączkowo.
- Ktoś musiał coś widzieć - powiedział w końcu, spoglądając na równie
zmęczonego chłopaka. - O to właśnie chodzi. Żeby ktoś to zobaczył. Ale
kto? - Nerwowym ruchem przeczesał przydługie włosy. - Ile lat ma ten
dzieciak-narkoman? Ja mam tylko jakiegoś samotnego przedsiębiorcę, który
często sprowadza dziwki, a przynajmniej tak twierdzą sąsiedzi. Musimy z
nimi pogadać. I z każdym, którego okno wychodzi na wschodnią stronę
antykwariatu. - Uniósł jedną teczkę i odrzucił ją na zbędną kupkę. - No,
może oprócz tej rodziny.
Wychylił się i sięgnął po zapis rozmowy z właścicielem budynku, na
którym ktoś narysował szczura. Zachowywał się jak w transie i nawet nie
zauważył, że całkiem sprawnie wydaje polecenia, a jego młody pomocnik
wcale nie przeszkadza mu tak bardzo, jak się tego spodziewał.
- Zrób listę osób, które trzeba przesłuchać. A ja odtworzę nagranie. -
Westchnął, bez zastanowienia zwierzając się ze swoich odczuć. - Ta
sprawa wydaje się tak śmiesznie prosta, a mi wciąż coś umyka…
Phoenix - 2018-09-17, 19:27
—
Tydzień temu skończył siedemnaście — powiedział chłopak, opierając
brodę o dłoń. Patrzył, jak policjant chwyta za nieduże radio i ładuje do
niego płytę. Kilka chwil potem popłynęło z niego nagranie, na którym
nerwowy właściciel antykwariatu zdradza swoje imię.
— No naprawdę. Wielce to odpowiedzialne nie zainstalować kamer w
sklepie. - skomentował chłopak, gdy słuchał historii. Drugą ręką z
przymkniętymi już ze zmęczenia oczami notował wszystkie potrzebne
informacje na temat osób, które trzeba przesłuchać. Nagle z transu
wyrwała go myśl, pojawiająca się jak błyskawica. Wyprostował się
momentalnie na krześle.
— Przecież te dziadki z fajką... — wymamrotał szybko do detektywa. — To o
tym musieli mówić. Jeden z nich sprawiał wrażenie, jakby wiedział. Nie
jestem pewny, ale... starsza kobieta jest ich sąsiadką. Z akt wynika, że
kobieta mieszka blisko antykwariatu. W takim razie oni też.
Serce chłopaka zabiło szybciej, gdy wrócił myślami do porannej sytuacji i
tego, jak jeden z dziadków stwierdził, że to dziwna sprawa. O co innego
mogło im chodzić? Chłopak pamiętał tylko, jak wyglądali. Nie miał
pojęcia, jakie są ich nazwiska, ale to przecież nie był żaden problem.
Odnalezienie ich zajmie im chwilę.
— Jeśli się pospieszymy, może zdążymy załatwić to jeszcze dzisiaj.
Szybko detektywie! — zawołał z może trochę przesadzonym entuzjazmem, ale
czuł, że to dobry trop. Wstał z krzesła, łapiąc za płaszcz i spojrzał
na Bakera, który dalej siedział nieruchomo na swoim miejscu.
Blake - 2018-09-17, 22:05
Charles
wyłączył z irytacją nagranie. Niczego się nie dowiedzieli poza tym, że
właściciel antykwariatu postanowił zaoszczędzić nawet na monitoringu.
Baker miał ochotę przeklinać tego idiotę. Cała jego złość skoncentrowała
się jednak na siedzącym przed nim chłopaku, który, choć na początku
pomocny, teraz zaczął działać mu na nerwy.
- Możesz się opanować? - warknął nieprzyjemnie, gasząc jego zapał. - Po
pierwsze - przestań mówić do mnie per detektywie. Mam nazwisko, Evans!
Po drugie, opanuj się, do cholery! Myślisz, że tak po prostu za tobą
pójdę, nie wiedząc, o co ci chodzi i czy to, co mówisz, może mi jakoś
pomóc?
Zaczął rozmasowywać sobie skronie, wyczuwając już kiełkujący pod czaszką
ból. Był zmęczony przeglądaniem takiej ilości papierów i w końcu wyżył
się na chłopaku, który nie potrafił powstrzymać swojego entuzjazmu. Nie
żałował.
- Dopóki nie zaczniesz zachowywać się poważnie, jak na policjanta
przystało, to nie masz tutaj czego szukać. Nie będę bawił się w
przedszkole. - Poinformował go grobowym tonem. - Przynieś te wypełnione
raporty i zjeżdżaj. Sam sobie poradzę.
Odchylił się z jękiem na oparcie fotela. Czuł się na to za stary.
Phoenix - 2018-09-17, 22:36
-
Och, no jasne. Właśnie dziś rano idąc do tego paskudnego miejsca, w
którym teraz jestem - mówiąc to teatralnie rozłożył ręce. - Podsłuchałem
przypadkiem rozmowę dwóch, nieprzyjemnych, prawie jak Ty, mężczyzn.
Mówili coś o sprawie, którą właśnie masz przed nosem. Ich sąsiadką jest
prawdopodobnie babka, która zgłosiła sprawę. Cała trójka mieszka
niedaleko antykwariatu, a jeden z tych starych zgredów...
Tu urwał w połowie, zastanawiając się czy powinien ponownie nakreślić
ich podobieństwo do detektywa, jednak odpuścił to sobie, nabierając
powietrza w płuca.
- Jeden z mężczyzn mówił tak, jakby nie chodziło mu tylko o głupią,
wybitą szybę. Może od nich czegoś się dowiemy? - Evans w momencie
kończenia opowieści był już jedną nogą poza biurem detektywa, ściągając
tym samym na siebie wzrok zdziwionych policjantów, stojących na
korytarzu. Zamknął ostatecznie za sobą drzwi, patrząc hardo na ironiczne
uśmiechy gapiów.
Blake - 2018-09-17, 22:59
Mężczyzna
odetchnął drżąco, próbując się uspokoić. Ten dzieciak był taki
niecierpliwy, taki pewny siebie, a przy tym taki bezmyślny... To była
mieszanka wybuchowa, która doprowadzała Charlesa do szału. Potrzebował
chwili, żeby nie zamordować gówniarza.
Gdy w końcu wyszedł z gabinetu, omal nie wpadł na wyprostowane plecy
chłopaka. Położył dłoń na jego łopatkach (od razu wyczuł, jak ten się
spiął pod jego dotykiem) i pchnął go do przodu.
- Rusz się - burknął nieprzyjemnie i założył kurtkę. Czuł na sobie
ukradkowe spojrzenia, ale jak zwykle je zignorował. Wiedział, że
traktowali go tutaj jak dziwaka, którym przecież naprawdę był, i
zupełnie mu to nie przeszkadzało. - Pójdziemy poznać twoich dziadków.
Pewnie się polubimy, skoro są tak uprzejmi, jak ja.
Gdy wyszli na zewnątrz, od razu uderzył w nich zimny podmuch wiatru.
Charles wsunął dłonie w kieszenie kurtki i ruszył przed siebie, nie
zamierzając pokonywać tej drogi samochodem. To nie było daleko.
- Nie mogłeś powiedzieć mi o tym wcześniej? - zapytał pozornie spokojnym
głosem. - No wiesz, zanim zaczęliśmy przeglądać te wszystkie pudła? -
Odetchnął, bo znów zaczynał się irytować bezmyślnością chłopaka, a to
okazało się błędem, bo zimne powietrze wdarło się do jego gardła i
mężczyzna zakasłał kilka razy, zanim mógł normalnie mówić. - Posłuchaj,
nie wiem, czy naoglądałeś się za dużo filmów, czy może naczytałeś za
dużo książek, ale ta praca nie polega na szaleńczym wybieganiu z
gabinetu i nieskładnym wrzasku o jakichś dziadkach. Tu potrzeba spokoju.
I myślenia. - Skrzywił się teatralnie. - A ty masz z tym wyraźny
problem. Jesteś najbardziej irytującym szczeniakiem, jakiego spotkałem, a
to naprawdę wyczyn, gratuluję.
Phoenix - 2018-09-17, 23:36
W
porównaniu do tego, co wyczyniało się na ulicy kilka dni temu, to teraz
śnieg pozostał na chodnikach w znikomej ilości. Chłopak schował twarz
pod szalikiem, żeby uniknąć tych znienawidzonych czerwonych śladów na
twarzy.
— Przypomniałem sobie o tym dopiero potem. Przecież ta praca nie pójdzie
na marne. Resztę osób też trzeba przesłuchać — mamrotał chłopak. Nie
był nawet pewny, czy Baker wszystko usłyszał. Zimny wiatr rozwiewał mu
idealnie ułożone dziś włosy. Resztę, zapewne bardzo ważnych w umyśle
mężczyzny słów, Xavier zignorował. Bardziej skupiał się na tym, żeby nie
poślizgnąć się na lodzie i nie wylądować na chodniku, a przytyki
policjanta już prawie wcale go nie ruszały. Człowiek, przebywający w
takim towarzystwie, potrafi przywyknąć. Po pięciu minutach drogi chłopak
przystanął w miejscu, prawie wpadając na mężczyznę.
— Musimy zapytać tej pani z piekarni. Ona może ich znać — powiedział,
wchodząc szybko do sklepu. Dla niektórych małe rozmiary pomieszczenia
mogłyby być przytłaczające, ale Evans bardzo lubił takie nieduże
powierzchnie. Kobieta spojrzała na chłopaka, a potem na detektywa
wyczekująco. Mężczyzna musiał pokazać jej odznakę, bo momentalnie jej
twarz przybrała zmartwiony wyraz.
— Szukamy dwóch mężczyzn w podeszłym wieku. Jeden z nich wysypał tu dziś
tytoń na podłogę. — Evans starał się możliwie jak najkrócej opisać
sytuację, żeby nie denerwować policjanta.
— Tak, znam ich. Mieszkają na końcu ulicy. Nieduży, zielony dom.
Zauważycie — kobieta odpowiadała krótko. Wyraźnie chciała się pozbyć
nieproszonych gości.
Blake - 2018-09-18, 15:16
Charles
pokiwał głową, podziękował uprzejmie i opuścił piekarnię. Myślami wciąż
był przy sprawie, wciąż próbował poskładać puzzle, których nie było
przecież zbyt wiele i cały czas wydawało mu się, że zna odpowiedź.
Potrzebował tylko czegoś, co choć w niewielkim stopniu potwierdzi jego
przypuszczenia. Po tylu latach pracy nauczył się, żeby kierować się
intuicją, ale robić to z rozwagą i nie zawsze jej ufać. Ostatnio zaufał i
bardzo źle się to skończyło.
Evans szedł obok niego w ciszy, najwyraźniej nie mając ochoty z nim
rozmawiać, co mężczyźnie odpowiadało. Chwila ciszy przy tym dzieciaku to
było wytchnienie. Spokój nie trwał jednak długo, bo chłopak nagle
poślizgnął się i byłby wylądował tyłkiem na oblodzonym chodniku, gdyby
nie refleks Bakera. Złapał bruneta w pasie i przyciągnął do siebie
mocno, asekurując go.
- Sierota - skomentował, gdy w końcu odsunął się od nowego policjanta.
Wyminął go i pierwszy ruszył w stronę zielonego domu. Furtka była
otwarta, więc wszedł bez problemu na podwórze i podszedł do drzwi.
Zapukał dwa razy w ciężkie drewno, a gdy w drzwiach pojawił się starszy
jegomość, uśmiechnął się krzywo i przywitał.
- Dzień dobry. Nazywam się detektyw Baker - pokazał odznakę - i
chciałbym zadać panom kilka pytań w sprawie tego, co wydarzyło się przy
antykwariacie. - Od razu dał znać, iż wie, że w domu mieszka dwóch
mężczyzny i że sądzi, iż oni wiedzą coś na temat całego zajścia. -
Możemy wejść?
Phoenix - 2018-09-18, 16:53
Evans
mrużył oczy, osłaniając je od ostrego wiatru. Widział już w oddali
zielony, pokryty śniegiem domek, gdy nagle stracił równowagę na
oblodzonym chodniku. Nie zdążył nawet zareagować ani złapać się niczego,
gdy nieuchronnie leciał w dół. W połowie drogi na ziemię poczuł silny
chwyt w pasie, na co zareagował lekką paniką. Uwolnił się szybko z
uścisku i naciągnął szalik jeszcze bardziej na twarz, nie chcąc zdradzać
swojego zawstydzenia zaistniałą sytuacją. Mruknął ciche „dzięki”, zanim
detektyw ruszył przed siebie.
— Co?! — zapytał trochę za głośno, łysiejący staruszek w koszuli w
kratę, który otworzył im drzwi. Grzebał jedną ręką przy aparacie
słuchowym, patrząc na detektywa podejrzliwie. - Jakim fiacie? Ted, jacyś
panowie do ciebie!
Zanim mężczyzna zdążył się odwrócić, w drzwiach pojawił się drugi, trochę żywszy na pierwszy rzut oka dziadek.
— No masz ci los. Policja — skomentował krótko, robiąc przy tym kwaśną
minę. Założył okulary na nos i przyjrzał się odznace Bakera, jakby
próbował ocenić, czy na pewno jest prawdziwa. - No... wchodźcie.
Machnął ręką niechętnie, zapraszając policjantów do środka. Wskazał im
miejsce w małym salonie. Obok znajdowała się nieduża kuchnia, która tak
swoją drogą, dawno nie widziała środków czystości. Evans nie spodziewał
się jednak sterylnych warunków po dwóch niedołężnych staruszkach. Blat
przy lodówce pełen był brudnych talerzy i niedojedzonych resztek.
Chłopak skrzywił się, widząc ten wszechogarniający syf i usiadł na
sofie, starając się nie dotknąć niczego po drodze. Bardziej rozmowny
mężczyzna przedstawił się jako Ted Molotovskij. Powiedział, że mieszka
tu ze starszym bratem Johnem odkąd zmarła jego żona, a ten ze względu na
swój wiek nie może zostać sam.
— Pewnie ktoś na nas doniósł. Ta zakała rodziny... — zaczął skrzekliwym
głosem łysy staruszek, drepcząc wyjątkowo powoli w stronę salonu. Drugi
mężczyzna uciszył go szybko, określając mężczyznę mianem starego zgreda.
— Co się stało, panowie? — zapytał.
Blake - 2018-09-18, 23:51
Mężczyzna
usiadł obok Evansa, rozglądając się sceptycznie po wnętrzu niewielkiego
domu. Nie spodziewał się, by dowiedzieli się czegoś nowego w tym
miejscu. Otworzył im drzwi staruszek, który miał ogromne problemy ze
słuchem (ze wzrokiem pewnie nie mniejsze), a przed nimi siedział jego
niewiele młodszy brat.
- Chodzi o antykwariat - wyjaśnił krótko, nie zamierzając się rozwodzić
nad sprawą. - Z pewnością słyszał pan o całym zajściu. Chodzimy po
sąsiednich domach i wypytujemy, czy ktoś coś widział. - Uśmiechnął się
przyjaźnie. - Może zauważył pan coś nietypowego w okolicy? Ktoś kręcił
się wokół antykwariatu? Ktoś sprawiał jakieś problemy w okolicy? Każda,
nawet najmniejsza informacja, może okazać się ważna.
Starał się sprawiać wrażenie miłego, przeciętnego policjanta, który został oddelegowany do niewdzięcznej roboty.
Phoenix - 2018-09-19, 09:33
Staruszek
popatrzył chwilę na Evansa, po czym pochylił się nad niskim, szklanym
stołem w stronę policjantów. Mówił bardziej do Bakera, jakby nie wierzył
w kompetencje siedzącego obok chłopaka.
— Tak, tak, bo widzi pan. Nasza sąsiadka pani Roberts codziennie nad
ranem idzie po chleb do piekarni, tak też było tego okropnego dnia.
Antykwariat był jeszcze zamknięty, gdy zobaczyła ten akt wandalizmu. To
nie do pomyślenia. Młodzi ludzie, zamiast zająć się pracą... — mówił
szybko, gestykulując zawzięcie.— No, ale ja uważam, że to wszystko
sprawka tego młodego Nelsona. Wiedział pan, co tu się wyprawia? Syn tego
imbecyla, to znaczy właściciela antykwariatu, podobno jakieś dziwki
prowadza po okolicy, to pewnie i z mafią ma kontakty. Ja wszystko widzę z
okna. Tutaj nie ciężko o takie informacje.
— Wiedziałem, że w końcu narobi kłopotów. Niedługo nas zaczną napadać na
ulicach. Co za kraj. W Rosji to jakby im...— wszedł mu w słowo drugi
dziadek.
— Wydaje mi się, panowie policjanci — kontynuował — że może mieć długi,
to go nastraszyli. Często odwiedza ojca w pracy, to pewnie starego
Nelsona też znają. My już wiemy o tym potwornym znalezisku za sklepem.
Plotki szybko się rozchodzą. Taka spokojna dzielnica to była, dopóki się
tu nie przeprowadził. W tej nowej kamienicy mieszka.
Ted wstał ciężko z miejsca i podszedł do zardzewiałego czajnika, proponując gościom herbatę.
Blake - 2018-09-19, 22:43
Charles
zapisał wszystko, z uwagą przysłuchując się relacji staruszka. Niewiele
z tego wynikało. Przedsiębiorca, który zwrócił jego uwagę, był synem
właściciela antykwariatu. I wszyscy plotkowali, że sprowadza sobie
dziwki. Ale jak na razie jedynym powiązaniem ze szczurem było jego
pokrewieństwo z właścicielem budynku, do którego ktoś przyczepił ludzkie
gałki oczne. Rzekome długi były tylko domysłami wścibskich sąsiadów.
- Bardzo dziękuję, ale mamy jeszcze sporo pracy. - Uprzejmie, acz
stanowczo odmówił herbaty. - Przypominają sobie panowie coś jeszcze?
Ktoś nieznajomy kręcił się w okolicy lub zachowywał podejrzanie?
Pięć minut później opuścili zielony domek i ruszyli w stronę antykwariatu. Niczego więcej się nie dowiedzieli.
- No, niewiele tego jest - burknął pod nosem, chowając dłonie do
kieszeni kurtki. - Musimy odwiedzić syna właściciela, chociaż to
niewielki punkt zaczepienia. Same domysły. - Prychnął, kręcąc głową.
Domysły nie mogły być przecież lepsze od jego intuicji. - A później tego
młodego narkomana i jego matkę.
Phoenix - 2018-09-19, 23:18
—
Lepsze to niż nic — mruknął smętnie Evans. Liczył na to, że mężczyźni
pomogą im nieco bardziej. — No... to złóżmy wizytę biznesmenowi.
Chłopak odzyskał trochę entuzjazmu na myśl o tym, że przecież mają jakiś
punkt zaczepienia. Stanęli pod nowo wybudowaną, sześciopiętrową
kamienicą. Nie była bardzo nowoczesna, ale na szczęście zainwestowali w
windy. Chłopak doznał szoku, widząc ilość schodów prowadzących na górę,
dlatego pierwsze co zrobił, to wparował do windy. Przeczesał włosy ręką,
patrząc na oszklone ściany. Czasem może za bardzo przejmował się swoim
wyglądem, ale taki los perfekcjonisty. Gdy stanęli przed drzwiami
mieszkania dziwne dźwięki, dochodzące ze środka, zagłuszyły rozmyślania
Evansa na temat bieżącej sprawy. Chłopak westchnął, krzyżując ręce na
piersi.
Blake - 2018-09-20, 11:07
Charles
przyglądał się z rozbawieniem swojemu młodemu pomocnikowi, kiedy ten
poprawiał włosy w windzie. Ten dzieciak wydawał mu się taki… dziwny.
Kiedy stanęli przed drzwiami mieszkania następnego przesłuchiwanego, a
do ich uszu dobiegły jednoznaczne dźwięki, detektyw uśmiechnął się
ironicznie i zapukał. Gdy czekali chwilę, a w tym czasie nikt im nie
odpowiedział, walnął potężnie w drzwi, aż po klatce schodowej rozniósł
się głuchy dźwięk. Dopiero wtedy usłyszeli jakieś zamieszanie za
drzwiami i te w końcu otworzyły się, a im ukazał się syn właściciela
antykwariatu.
- Czego? - zapytał nieprzyjemnie, owinięty jedynie w szlafrok. Mógł być
mniej więcej w wieku Bakera, miał mały brzuszek, zaczynał łysieć na
czubku głowy i Charles na pewno nie określiłby go mianem przystojnego,
choć brzydkiego też nie.
- Detektyw Charles Baker. - Uśmiechnął się szerzej na widok miny
mężczyzny, gdy pokazywał odznakę. Ten pewnie pomyślał, że sąsiedzi
musieli na niego donieść. - Możemy wejść?
- Właściwie to… eee… nie jest najlepszy moment…
- Mamy tylko kilka pytań. - Choć mina detektywa wskazywała, że nie było
to nic istotnego, to głos miał na tyle stanowczy, by przedsiębiorca
wpuścił ich do środka, wyraźnie niezadowolony.
- Wybaczą panowie na chwilę... - Wskazał dłonią na swój szlafrok i zniknął za drzwiami, które musiały prowadzić do sypialni.
Charles rozejrzał się po gustownym wnętrzu i przysiadł na kanapie w
salonie, starając się udawać, że wcale nie słyszy zamieszania z
sąsiedniego pokoju. Pięć minut później drzwi od sypialni otworzyły się i
najpierw wyszła z niej jasnowłosa dziewczyna, ubrana w krótką, bardzo
sugestywną sukienkę. Uśmiechnęła się do nich i ruszyła w stronę wyścia.
Ku zaskoczeniu ich obu, zaraz za nią podążył młody, ciemnowłosy chłopak.
Charles uśmiechnął się pod nosem, odprowadzając wzrokiem tyłek męskiej
prostytutki. Był niezły.
- Przepraszam za to. - Gospodarz wskazał w stronę zamykających się drzwi
wejściowych. Wyglądał na zmieszanego. - W czym mogę panom pomóc?
Phoenix - 2018-09-20, 15:41
Xavier
był lekko zniesmaczony dźwiękami, ale przekroczył próg mieszkania i
cóż, musiał przyznać, że wystrój wnętrza zrobił na nim spore wrażenie.
Gdy dotarli do salonu, otworzył szerzej oczy na widok ogromnego
telewizora na przeciwnej ścianie. Usiadł obok detektywa, rozglądając się
po pomieszczeniu. Nie zdziwił go widok dwóch roznegliżowanych osób
wychodzących z sypialni. Ludzie, którzy mają za dużo pieniędzy, nigdy
się nie nudzą. Evans powiedział szybko, w jakiej sprawie przychodzą.
Jakoś wyczuwał w tym miejscu negatywne emocje i liczył na to, że
opuszczą je bezzwłocznie.
— Zdemolowanie wystawy to jednak nie wszystko. Ktoś ucierpiał i każda
wskazówka na temat wrogów bądź osób, które chciałyby zaszkodzić panu
ojcu, byłaby pomocna. Ktoś wam groził? To poważna sytuacja — mówił młody
policjant, notując coś w swoim zeszycie. — Mogą być państwo w
niebezpieczeństwie.
Blake - 2018-09-21, 00:53
-
Groził? - Mężczyzna uśmiechnął się z rozbawieniem, siadając naprzeciwko
nich na kremowym fotelu. - Widzieliście mojego ojca? To tylko
staruszek. Może lekko zwariowany, czasem irytujący i trochę za bardzo
skąpy, ale to tylko staruszek, który prowadzi antykwariat. Nie widzę
powodu, żeby ktoś miał mu grozić i nigdy o czymś takim nie słyszałem. -
Westchnął i pokręcił głową. - A to, co się ostatnio stało… Coś
okropnego.
- A panu ktoś groził? - Charles pochylił się do przodu, opierając łokcie
o kolana. Przyglądał się uważnie mężczyźnie, próbując go rozgryźć. -
Zajmuje się pan nieruchomościami, prawda? To musi przysparzać wrogów.
- Na małą skalę. - Zaznaczył od razu gospodarz, choć całe jego
mieszkanie temu przeczyło. - Niektórym mogą przeszkadzać moi goście… -
znów wydawał się nieco skrępowany, choć nie tak, jak inni mogliby być na
jego miejscu - ale to raczej nie powód, żeby robić coś takiego mojemu
ojcu. Napiją się panowie czegoś?
Mężczyzna wstał i podszedł do barku, który znajdował się po drugiej
stronie salonu. Nalał sobie trochę whisky, a widząc przeczące odpowiedzi
u swoich gości, wrócił na fotel.
- Jedyną dziwną osobą, która przychodzi mi do głowy, jest ten dzieciak z
dołu. Chodzi po okolicy i znęca się nad zwierzętami. Przerażający typ.
Phoenix - 2018-09-21, 09:54
—
Jeśli jednak zauważyłby pan coś jeszcze, to proszę zgłosić się na
komisariat. — westchnął Evans. Teraz znajdowali się w punkcie wyjścia.
Zastanawiał się, czy warto byłoby jeszcze raz przejść się pod sklep i
sprawdzić znów okolicę. Szansa na to, że znaleźliby coś jeszcze, była
marna, bo patrole przeczesały już prawie cały teren, nie znajdując
kompletnie nic. Gdy policjanci opuścili mieszkanie mężczyzny, odwiedzili
jeszcze kilka mieszkań, z których można było zobaczyć wschodnią ścianę
nieszczęsnego budynku, jednak wciąż nie dowiedzieli się niczego
istotnego. Chłopak był już porządnie poirytowany tym przesłuchiwaniem
mieszkańców, którzy nie zawsze chętnie chcieli z nimi rozmawiać i
traktowali ich bardziej jak intruzów niż szukających sprawiedliwości
policjantów.
— Co za chamstwo — mruknął, gdy kolejna osoba szybko stwierdziła, że nic
nie wie i zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Evans rozumiał jednak to,
że niektórzy mogli się zwyczajnie bać. Najtrudniejszy, ostatni
przystanek znajdował się w mieszkaniu numer 8 na parterze. Drzwi
otworzyła im czarnowłosa, wychudzona kobieta. Miała wielkie jakby
przerażone oczy i smętny wyraz twarzy.
— Co on znowu narobił... — przyłożyła rękę do ust, widząc w wejściu stróżów prawa. - Zapraszam.
Mieszkanie było skromne, ale czyste. Rodzina wyraźnie nie była zamożna.
Chłopak już na pierwszy rzut oka widział, że kobieta jest maksymalnie
zestresowana i przepracowana.
— Tak naprawdę, to przyszliśmy porozmawiać z pani synem — zaczął Xavier.
— Obawiam się, że to niemożliwe — przerwała mu szybko i potarła nerwowo
przedramiona posiniaczonych rąk. Evans przybrał zmartwioną minę, widząc,
w jakim stanie znajduje się matka chłopaka. — On... Harry ostatnio
zachowywał się lepiej. Powiedział mi nawet, że wróci do szkoły i napisze
maturę, ale od paru dni nie było go w domu. Wcześniej zdarzały się
takie sytuacje, ale tylko wtedy, gdy przesadził z... używkami.
Jej głos załamał się żałośnie, więc przeprosiła ich i udała się do
kuchni. Trzęsącymi rękoma wyjęła z szafki buteleczkę z lekami.
— Myślę, że on znów zaczął brać — powiedziała niewyraźnie i odwróciła się w stronę policjantów siedzących przy stole.
— Kiedy pani ostatni raz widziała syna? — zapytał cicho Xavier, wyjmując notatnik.
— Pięć dni temu — odpowiedziała słabo, a Evans przygryzł wargę.
Przypomniały mu się wyniki analizy materiału dowodowego i przykra,
namolna myśl momentalnie wdarła się do jego głowy.
Blake - 2018-09-21, 14:28
Charles
spojrzał na zatroskaną twarz Evansa, a później wrócił wzrokiem do
kobiety. Chyba myśleli o tym samym, a to oznaczało, że jego teoria jest
coraz bliżej potwierdzenia. Poczuł ukłucie satysfakcji, ale było to
uczucie tak krótkie i nikłe, że aż rozczarowujące.
- Czy słyszała pani o tym, co stało się w pobliskim antykwariacie? - Zapytał, zmieniając temat.
- Tak. - Kobieta pokiwała szybko głową. - Przechodzę tamtędy codziennie,
idąc na autobus, więc widziałam policję… - Spojrzała na nich z
niepokojem. - Myślicie, że to Harry zrobił…? On na pewno by nie...
- Jeszcze nic nie myślimy, pani Altman. - Uspokoił ją, a następnie
rozejrzał się po mieszkaniu. Nie dało się go porównać z mieszkaniem
mężczyzny, który był synem właściciela antykwariatu. - To nowa kamienia,
prawda? Czynsz musi być bardzo drogi… - Zawiesił głos, unosząc brew. Ze
spokojem obserwował trzęsące się dłonie kobiety, nie okazując nawet
cienia współczucia. - Dlaczego nie zgłosiła pani zaginięcia syna? Pięć
dni to całkiem sporo.
Blake - 2018-09-21, 14:28
Charles
spojrzał na zatroskaną twarz Evansa, a później wrócił wzrokiem do
kobiety. Chyba myśleli o tym samym, a to oznaczało, że jego teoria jest
coraz bliżej potwierdzenia. Poczuł ukłucie satysfakcji, ale było to
uczucie tak krótkie i nikłe, że aż rozczarowujące.
- Czy słyszała pani o tym, co stało się w pobliskim antykwariacie? - Zapytał, zmieniając temat.
- Tak. - Kobieta pokiwała szybko głową. - Przechodzę tamtędy codziennie,
idąc na autobus, więc widziałam policję… - Spojrzała na nich z
niepokojem. - Myślicie, że to Harry zrobił…? On na pewno by nie...
- Jeszcze nic nie myślimy, pani Altman. - Uspokoił ją, a następnie
rozejrzał się po mieszkaniu. Nie dało się go porównać z mieszkaniem
mężczyzny, który był synem właściciela antykwariatu. - To nowa kamienia,
prawda? Czynsz musi być bardzo drogi… - Zawiesił głos, unosząc brew. Ze
spokojem obserwował trzęsące się dłonie kobiety, nie okazując nawet
cienia współczucia. - Dlaczego nie zgłosiła pani zaginięcia syna? Pięć
dni to całkiem sporo.
Phoenix - 2018-09-21, 16:05
Evans słuchał uważnie i notował wszystko, co mogłoby być istotne. Detektyw uprzedził jego pytanie.
— To nie pierwszy raz, gdy wyszedł z domu na tak długi czas. Chciałam
zgłosić, ale... — zawahała się, patrząc nerwowo na dłonie — mam
wrażenie, że policja nie bierze już nas na poważnie. Mój syn narobił
sobie dużo kłopotów. Sąsiedzi się skarżą.
— Może są jakieś miejsca, w których najczęściej przebywa? — zapytał młody policjant.
— Nie mam pojęcia. On nigdy nic mi nie mówi. Wychodzi bez słowa i tak
samo wraca. Kiedyś przesiadywał u swojej dziewczyny, ale to było dość
dawno. — Wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy.
Pomimo tego, że była wyraźnie przestraszona, jej zachowanie i to, że nie
starała się odnaleźć syna, było dość dziwne. Evans mógłby założyć się,
że nieobecność chłopaka jest formą odpoczynku od problemów, do którego
nigdy by się nie przyznała.
— Ta dziewczyna — kontynuowała, pisząc coś na niewielkiej kartce —
spotykała się z nim rok temu. To jej adres, ale wątpię, żebyście
cokolwiek się od niej dowiedzieli.
Xavier wziął od niej złożony kawałek papieru i schował go do kieszeni. Podziękował kobiecie, opuszczając mieszkanie.
— No, to chyba coś jednak mamy — powiedział cicho chłopak i schował twarz w szaliku, chroniąc się przed mroźnym wiatrem.
Blake - 2018-09-21, 23:25
-
Ta, zajebiście dużo. - Prychnął, patrząc z irytacją na skulonego
chłopaka. Liczył na to, że kobieta powie coś więcej, ale ta nie chciała
mówić. Wydawała się przerażona, a powody jej stanu mogły być różne. Na
razie, pomimo pracy, jaką wykonali, wydawali się stać dalej w miejscu.
Prawdopodobieństwo, że gałki oczne należą do zaginionego chłopaka, było
bardzo duże. Wciąż jednak nie znali odpowiedzi na większość pytań.
Dlaczego akurat on? Co oznaczał szczur i dlaczego ktoś postanowił
umieścić ludzkie oczy akurat na ścianie antykwariatu? I przede wszystkim
- jaki był jego cel? Detektyw już wcześniej miał swoją teorię, która
skupiała się wokół twierdzenia, iż makabryczny szczur był dla kogoś
ostrzeżeniem. Ale dla kogo miałby nim być, jeśli oczy należały do
młodego narkomana? Dla matki? I skąd kobieta miała pieniądze na
mieszkanie w nowej kamienicy, skoro z daleka było widać, że nie należy
do osób zamożnych? Brak odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań był
frustrujący.
Mężczyzna zerknął na zegarek i skrzywił się. Było późno.
- Przynieś mi te zaległe raporty - polecił chłopakowi, gdy wchodzili do
komisariatu, a kiedy ten pokiwał głową, bez dalszych słów odwrócił się i
skierował w stronę męskiej toalety. Był zmęczony.
Phoenix - 2018-09-22, 10:56
Xavier
do końca dnia zachowywał się jak nie on. Cały entuzjazm uciekł z niego
po dzisiejszych przesłuchiwaniach okolicy. Rzucił raporty na biurko
mężczyzny i oddalił się w stronę tego znienawidzonego biurka i
plotkujących o czymś zawzięcie policjantów. Nie obdarzył ich nawet
spojrzeniem i zaczął analizować jeszcze raz dokumenty z miejsca
zdarzenia.
Następnego dnia jego samopoczucie nie poprawiło się ani trochę. Nie mógł
pogodzić się z tym, że nic konkretnego nie udało im się znaleźć. Gdy
przekroczył próg komisariatu, atmosfera była jakby grobowa. Dziwny
entuzjazm policjantów ustąpił smętnemu wykonywaniu obowiązków. Evans
westchnął tylko i odłożył czarny płaszcz na wieszak.
— Baker! Poczekaj chwilę — zawołał szef za mężczyzną, który kręcił się
po komisariacie. Rockwell ubrany był tak, jakby lada chwila miał gdzieś
wyjść. — Znaleźli ciało. A raczej to, co z niego pozostało. Musisz to
zobaczyć.
Starszy mężczyzna skrzywił się lekko. Nikt z przyjemnością nie będzie
oglądał zwłok w takim stanie. Wyjaśnił jeszcze, że to informacja sprzed
kilku minut i dopiero zabezpieczają teren. Miejscem, w którym znaleziono
ciało, był dawno już zamknięty budynek fabryki, w którym zbierali się
okoliczni narkomani. To właśnie oni natknęli się na makabryczny widok.
Miejsce tak naprawdę nigdy fabryką nie zostało, bo porzucono jego
budowę, ze względu na brak środków. Aktualnie straszyło ono
rozpadającymi się murami i podejrzanym towarzystwem.
— Tylko pospiesz się, zanim idioci wszystko zadepczą. — Prawdą było, że
niektórzy policjanci byli, lekko mówiąc nieostrożni, ale wynikało to w
głównej mierze z ich niedoświadczenia. — Kazałem im niczego nie ruszać,
koroner jest już w drodze. Straciliśmy strasznie dużo czasu na
przeszukiwanie lasu.
Blake - 2018-09-22, 12:57
Baker
też nie był tego dnia w najlepszym nastroju. A przynajmniej do chwili, w
której nie zawołał go Rockwell, informując, że znaleźli ciało. Wtedy
poczuł przypływ energii (krótki, ale jednak) i szybkim krokiem podążył w
stronę swojego gabinetu, żeby wziąć kurtkę. Nie wiedział, co go tknęło,
by po drodze wstąpić do Evansa i zabrać go ze sobą, skoro nie przepadał
za tym szczeniakiem, a jednak mimo to wszedł do pomieszczenia, w którym
przesiadywało kilku policjantów, i zawołał go.
- Mam dla ciebie coś wyjątkowego - zamruczał, gdy zdezorientowany
chłopak pojawił się przy jego boku. - Weź kurtkę i chodź ze mną.
Widział, że chłopak jest przygaszony. Najwyraźniej nie tylko on był
rozczarowany brakiem jakichkolwiek postępów w śledztwie. Dzieciak
jednak, jeśli naprawdę chciał być policjantem, musiał się do tego
przyzwyczaić. Bywało, że sprawy ciągnęły się miesiącami, a nawet latami.
- Ten chłopak, którego znaleźliście, to prawdopodobnie Harry Altman.
Mieszka wraz z matką w tej nowej kamienicy, zaraz obok antykwariatu. -
Powiedział, gdy tylko wsiadł do samochodu szefa, zajmując miejsce
pasażera. Evansowi przypadło siedzenie z tyłu.
W drodze do fabryki opowiedział Rockwellowi o wszystkim, co udało i nie
udało im się dowiedzieć poprzedniego dnia. Wczoraj nie mógł tego zrobić,
bo kiedy wrócił na komisariat, mężczyzny już nie było.
- Mam nadzieję, że ci idioci wszystkiego nie zadeptali… - mruknął z
powątpiewaniem, gdy ujrzał grupę policjantów zabezpieczających teren.
Phoenix - 2018-09-22, 16:17
Młody
policjant ledwo zdążył usiąść przy biurku, gdy do pomieszczenia
wparował Baker. Zgarnął potrzebne rzeczy i wyszedł za nim z komisariatu.
Na miejsce mieli udać się razem z Rockwellem, więc chłopak władował się
na tylne siedzenie całkiem ładnego bmw. Zatrzymali się przed dużym
ceglanym budynkiem, który pokryty był w większości wątpliwej jakości
graffiti. W niektórych miejscach kondygnacja zawaliła się, więc
spacerowanie po tych częściach fabryki nie było bezpieczne. Mężczyźni
skierowali się na pierwsze piętro po stromych schodach. Miejsce, w
którym zwykle przesiadywała młodzież, owinięto już taśmą policyjną, a
kilkoro funkcjonariuszy kręciło się z aparatami fotograficznymi. W
budynku unosił się nieprzyjemny zapach śmierci. Ciało zaczęło się
rozkładać.
— Dzieciak zmarł około 4 dni temu. Miał nie więcej niż 17 lat. Nie
ustaliliśmy jeszcze, co było przyczyną śmierci — mówił blond włosy
lekarz medycyny sądowej. Jego białe rękawiczki pokryte były krwią i
innymi nieprzyjemnymi wydzielinami. Krew pokrywała też zakurzone,
ceglane ściany i podłogę. Poza tym makabrycznym widokiem w rogach
pomieszczenia znajdowały się jeszcze potłuczone butelki i inne śmieci.
Evans, który do tej pory trzymał się raczej za detektywem, podszedł
bliżej ofiary. Zasłonił nos szalikiem i przykucnął obok. To, co
zobaczył, jednie przypominało ludzką postać.
Blake - 2018-09-23, 22:32
Charles
przyjął białe rękawiczki od jednego z zabezpieczających teren
policjantów i pospiesznie je założył. Zbliżył się do Evansa, który gapił
się wielkimi oczami na trupa nastolatka, i pochylił nad nim, niemalże
dotykając ustami jego ucha.
- Mówiłeś, że lubisz widok rozkładających się zwłok… - szepnął, owiewając jego skórę gorącym oddechem - więc baw się dobrze.
Gdy odsunął się od niego, puścił mu jeszcze oczko, nim przeszedł z
drugiej strony zwłok, skupiając się z powrotem na pracy. Przesunął
wzrokiem po tej części, która kiedyś musiała być twarzą chłopaka, ale
niewiele z tego zostało. Dwie krwawe dziury po gałkach ocznych, rozcięte
policzki i rozciągnięte wargi, które miały chyba przypominać
makabryczny uśmiech od ucha do ucha. Jego klatka piersiowa i brzuch
zostały rozprute, a wszystko to, co znajdowało się w środku, zostało
wyciągnięte na wierzch. Charles musiał przyznać, że dawno już nie
widział tak okropnego i niewytłumaczalnego dla niego widoku.
- Czy coś zginęło? - zapytał, mając na myśli organy chłopaka.
- Nie. - Jasnowłosy lekarz pokręcił głową. - Wszystko znajduje się wokół denata. W kącie znaleźliśmy jedną z nerek.
Charles pokiwał głową i wstał. Wszędzie było pełno krwi i rozrzuconych
wnętrzności chłopaka. Niewiele zostało z Harry’ego Altmana. Miał
nadzieję, że nie znajdzie się jakiś idiota, który postanowi opowiedzieć
jego matce, co dokładnie stało się z jej synem, bo i tacy czasem się
zdarzali na tym komisariacie.
Całe to przedstawienie, jakie rozegrało się w fabryce, musiało być
podyktowane ogromną wściekłością i okrucieństwem, jak ostatecznie
stwierdził. Ale co złego mógł zrobić nastoletni ćpun, by zasłużyć na
taki los? Tego mężczyzna wciąż nie potrafił wyjaśnić.
Phoenix - 2018-09-24, 14:22
Chłopak
drgnął niespokojnie, słysząc niespodziewany głos przy swoim uchu.
Faktycznie widok zwłok zbytnio nie raził go w oczy. W końcu nie raz
widział takie obrazy na praktykach podczas studiów. Musiał jednak
przyznać, że to, co miał teraz przed sobą przechodziło ludzkie pojęcie.
Nawet najsilniejszy psychicznie człowiek poczułby się nieswojo.
— I wzajemnie — mruknął niewyraźnym głosem. Mężczyzna ostatnio zbyt
często naruszał jego przestrzeń osobistą. Chłopak chwycił też swój
zestaw rękawiczek i zaczął delikatnie odgarniać poszczególne elementy
ubrań, które właściwie tylko w szczątkowych ilościach pozostały na
ofierze. Kalkulując na szybko jego stan, dopuszczał możliwość gwałtu,
ale lekarz z pewnością musiał to zauważyć.
— Motyw seksualny? — zapytał, żeby upewnić się co do swoich przypuszczeń.
— To bardzo prawdopodobne, ale na ten moment nie jestem w stanie
dokładnie tego stwierdzić. Na rękach ma ślady po skrępowaniu. To była
powolna śmierć. — westchnął koroner, który właśnie okrążał ciało z
drugiej strony. Evans wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeśli
niczym szczególnym można nazwać ściany umazane krwią, to zdecydowanie w
pomieszczeniu nie znajdowało się nic szczególnego. Ktoś po prostu
urządził tu sobie niezłą rzeź, nie zostawiając po sobie żadnych
narzędzi. Policjanci zdążyli też sprawdzić, czy nie znajdowały się tu
żadne ślady obuwia i o ile wierzyć ich wątpliwym kompetencją, miejsce
pozbawione było śladów. Zupełnie jakby morderca inteligentnie pozacierał
je, nie omijając ani jednego. Evans myślał teraz tylko nad jedną
rzeczą. Jakim cudem nikt nie usłyszał krzyków dzieciaka? Przecież
niedaleko mieszkają ludzie, którzy może i faktycznie mieliby trudność w
dojrzeniu czegoś przez otaczające to miejsce drzewa, ale Evans nie
wierzył w to, że Harry siedział cicho, gdy ten psychopata wydłubywał mu
oczy. Oczywiście mógł go unieruchomić i zakneblować, ale to i tak byłoby
wielce ryzykowne miejsce, jak na tak spektakularne morderstwo.
— Sprawdzaliście, w jakim stanie ma gardło i struny głosowe? — zapytał i
poświecił latarką w rozcięte usta chłopaka. Tym razem lekarz chyba był
zajęty czymś ważniejszym, bo całkowicie olał pytanie policjanta i skupił
się na rozmowie z fotografami.
Evans lekko wkurzony krążył po pomieszczeniu, jakby chciał obejrzeć
każdą pojedynczą cegłę fabryki. Spojrzał na Bakera, którego wyraźnie
bawiło to dziwne zachowanie. Chłopak nie chciał jednak wytrącać się z
zadania, więc wrócił do pracy, obdarzając go jedynie trochę komicznie
dumnym wzrokiem. Martwiło go to, że znów nie widzi niczego znaczącego.
Bał się, że detektyw zaraz odkryje coś tak dosłownego, że Evansowi
głupio będzie, że wcześniej tego nie zauważył. Zaklął cicho pod nosem.
Gdy już chciał poddać się i wrócić do ciała ofiary, jego uwagę przykuły
dziwne, zaschnięte smugi krwi pod jedną ze ścian.
— To wygląda, jakby ktoś ciągnął go po podłodze — powiedział cicho i
skierował się od razu w tamto miejsce. Nie minęła chwila, gdy dzieciak
ruszył schodami w dół, znajdując po drodze kolejne, ale wyjątkowo
nieznaczne smugi na ścianach, które pokrywały paskudne, kolorowe
malunki. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie i spojrzał w górę na
zebranych przy schodach policjantów. — Czy to możliwe, że ktoś
przenosił te zwłoki?
Blake - 2018-09-25, 22:35
- Czy to możliwe, że ktoś przenosił te zwłoki?
Charles uniósł brwi i zagapił się na dzieciaka, słysząc jego
niedorzeczne pytanie. Przez chwilę patrzył na niego jak na idiotę, mając
ochotę parsknąć śmiechem, ale ostatecznie stwierdził, że nie wypada
przy szefie. Ten w końcu był rodziną szczeniaka, a Baker wolał mu już
nie podpadać.
- Widzisz te ściany? I walające się wszędzie flaki? Ktoś urządził sobie
tutaj rzeź, rozpruwając dzieciaka jak pluszową zabawkę, a ty sądzisz, że
ktoś mógł przenosić zwłoki?
Ktoś z tyłu zaśmiał się, a Charles spojrzał bezradnie na Rockwella,
jakby niemo pytał go, dlaczego przydzielił mu takiego idiotę. Zaraz
jednak podszedł do Evansa i spojrzał na zaschnięte ślady krwi, które ten
znalazł. Skrzywił się, po raz kolejny myśląc o idiotach, z jakimi
przyszło mu pracować. Naprawdę nie wiedział, gdzie znajdowano tych
ludzi.
- Podobno wszystko było już sprawdzane… - burknął, kucając. - Jacob, możesz tu podejść?
Gdy blond włosy lekarz zbliżył się do nich, Charles pokazał mu zaschnięte ślady.
- Istnieje szansa, że chłopak został w jakiś sposób okaleczony, związany
i przyciągnięty tutaj? - zapytał, rzucając pogardliwy uśmieszek w
stronę Evansa.
- Trudno powiedzieć po aktualnym stanie zwłok…
- Ale jest taka możliwość?
Jacob wzruszył ramionami.
- Jak dla mnie całkiem prawdopodobna, ale na razie nie mogę tego potwierdzić. O ile stan zwłok w ogóle mi na to pozwoli.
Baker kiwnął głową i wstał. Rozejrzał się bezradnie wokół, a następnie
spojrzał na schody i postanowił zejść na dół. Może tam uda mu się
znaleźć coś ciekawego.
Phoenix - 2018-09-26, 00:39
—
Może mógł, zanim zrobił z niego krwawą plamę — mruknął tak niewyraźnie,
że nikt zapewne go nie usłyszał. Jego policzki znowu pokryły się
czerwonym kolorem, choć tym razem nie wiadomo było, czy aby na pewno
wynikało to z potężnego mrozu. Rockwell nawet nie spojrzał na niego,
jakby chciał udawać, że w ogóle nie zna chłopaka. Evans widząc ironiczny
uśmiech Bakera, miał ochotę podstawić mu nogę, gdy ten przechodził obok
niego, jednak powstrzymał się od tej chwilowej myśli. Gdy mężczyzna w
asyście lekarza kucnęli przy śladach krwi na ścianie, Xavier nachylił
się nad ich głowami, gwałtownie przerywając im rozważania.
— No przecież morderca, nawet jeśli był brudny od krwi, to nie wchodził
po szerokich schodach, ocierając się specjalnie o ścianę — jego głos
dotarł do nich trochę niespodziewanie, bo blond włosy lekarz aż zachwiał
się i odwrócił w jego stronę, obrzucając go poirytowanym spojrzeniem —
Dalej myślę, że to wygląda, jakby go transportował.
W pewnym momencie Baker wstał i zszedł na sam dół, dlatego chłopak
podążył zaraz za nim. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o brudną od
kurzu ścianę. Obserwował, może nawet trochę zbyt uważnie, każdy jego
ruch. Liczył na to, że mężczyzna użyje swojego wieloletniego
doświadczenia i znajdzie w końcu coś konkretnego. Evans chciał
wywnioskować z pracy tego zarozumiałego detektywa jakieś wskazówki do
następnych spraw, jednak razie tylko czerpał satysfakcję z tego, że
facet nie odkrył więcej, niż młody policjant.
Blake - 2018-09-28, 00:31
-
Będziesz teraz za mną chodził? - Prychnął, spoglądając przez ramię na
swojego głupiutkiego pomocnika, ale ostatecznie postanowił go
zignorować. W końcu bez problemu mógł wyprzeć z głowy jego istnienie.
Rozejrzał się po niższym piętrze budynku, który w założeniu miał stać
się kiedyś fabryką. Była to ogromna przestrzeń pełna gruzu, starych
butelek i puszek po piwie. W jednej ze ścian widniała dziura wielkości
dużego okna i to zapewne przez nią wchodziła tutaj większość narkomanów i
nastoletnich buntowników szukających wrażeń. A przynajmniej na to
wskazywała ilość śmieci, których na dole było znacznie więcej.
Na początku tego nie dostrzegł, ale gdy się pochylił, zauważył
zaschnięte ślady krwi - trochę więcej z prawej strony, bliżej wejścia i
ciągnące się do schodów w znacznie mniejszej ilości. To nie musiała być
krew Harry’ego, ale mogła być, co znaczy, że faktycznie mogli najpierw
go tutaj zranić, a później związać i wnieść na górę. Ale jaki był ich
cel, tego Charles nie potrafił zrozumieć. Nie wiedział też, po co
rozpruwali chłopaka i wyciągali na wierzch jego flaki. I jak zatarli
wszystkie ślady?
Baker z góry zakładał, że było ich co najmniej dwóch. Mogli umówić się z
ofiarą w tym miejscu, a ta, niczego nie podejrzewając, przyszła tu, bo
znała sprawców.
Oczywiście, wszystko to były przypuszczenia Charlesa. Nie miał jednak
zbyt wiele punktów zaczepienia, więc starał się podążać różnymi torami,
licząc na to, że może zauważy coś, czego nie dostrzegł wcześniej.
Pozostawała też kwestia sąsiedztwa i ludzi, którzy kręcili się w tym
miejscu - zwłoki leżały tak od kilka dni. Nikt nic nie słyszał? Nikt nic
nie widział? Jakoś nie mógł w to uwierzyć.
Przez cały czas, głęboko pogrążony w myślach, kręcił się po niższej
kondygnacji fabryki, obserwowany przez swojego młodszego pomocnika. W
końcu jednak ocknął się i wrócił z powrotem na górę, mijając chłopaka
bez słowa.
- Pojadę do matki chłopaka - oznajmił na wstępie szefowi. - Na dole są
ślady krwi, więc trzeba sprawdzić, czy należą do ofiary. Poza tym niech
ktoś zajmie się przesłuchiwaniem mieszkańców okolicznych domów - ktoś
musiał coś usłyszeć lub zauważyć. - Mówił do Rockwella, jakby to on był
szefem, a nie odwrotnie. - Dajcie znać, jeśli dowiecie się czegoś
ciekawego.
Nawet nie obejrzał się na Evansa. Najwyraźniej ich krótka współpraca przy śledztwie właśnie się zakończyła.
Phoenix - 2018-09-29, 14:15
—
Muszę, taką mam pracę — odpowiedział mu z uśmiechem. Detektyw skończył w
końcu krążyć po budynku i wydał kilka poleceń swojemu szefowi, co swoją
drogą rozbawiło lekko Evansa, ale samego Rockwella raczej
niespecjalnie. Chłopak przeszedł się w kółko po betonowej podłodze z
odrazą trącając butem potłuczone butelki. Miejsce było tak niemożliwie
zaniedbane i brudne, że samo oddychanie powietrzem znajdującym się w tym
miejscu sprawiało Xavierowi psychiczną trudność. Nie dało się ukryć, że
był poddenerwowany.
— Chyba o czymś zapomniałeś. Co ze mną? — zapytał nieprzyjemnie i
potoczył kolejną pustą butelkę po podłodze, jakby chciał trochę zwrócić
na siebie uwagę. Przyzwyczajał się do tego, że wszyscy na komisariacie
zapominają o jego istnieniu, ale nie miał ochoty wracać do biura i
nudnych papierów, a tym bardziej słuchać wywodów Bradleya. Evans uznał,
że dopóki nie przydzielą mu innego prowadzącego, Baker jest na niego
skazany. Szklany przedmiot potoczył się pod ścianę, uderzając w nią
lekko i zatrzymał się chwiejnie. Coś właśnie mignęło mu przed oczami.
Chłopak wciąż miał na sobie białe rękawiczki, dlatego schylił się po
rzecz. Uśmiechnął się sam do siebie i podał butelkę stojącym obok
policjantom.
— Zabezpieczcie to — powiedział krótko. Na brudnym szkle niezdarnie i
prawdopodobnie zaschniętą krwią namazane było słowo „szczur".
Blake - 2018-10-02, 19:36
Charles
nie odpowiedział od razu na, jego zdaniem, żałosne pytanie Evansa,
bardziej skupiając się na butelce, którą ten podniósł. Trochę rozbawiło
go polecenie, jakie ten wydał zdecydowanie starszemu od siebie
mężczyźnie (sam nie dostrzegał, że również ma skłonności do rządzenia
swoim szefem), ale gdy tylko ujrzał napis “szczur”, od razu spoważniał.
- Niezłe oko - przyznał, chwaląc go, bo naprawdę tak uważał. Sam nigdy
nie dostrzegłby takiego drobiazgu, chyba że przejrzałby każdy śmieć w
tym burdelu, a na to szkoda było mu energii.
Wziął butelkę i obejrzał dokładnie napis, mrużąc oczy. Coraz mniej
rozumiał i ta sprawa, choć z pozoru prosta, zaczynała robić się
ciekawsza.
- Sprawdź, czy to krew ofiary - zwrócił się do Jacoba, podając mu
butelkę. Następnie spojrzał na swojego podopiecznego i uniósł brew. -
Nie będę cię niańczyć, młody. Jak chcesz zajęcie, to sobie znajdź.
Phoenix - 2018-10-07, 14:34
Praca
z Bakerem była wyjątkowo trudna. Evans wiedział o tym już od pierwszego
dnia, gdy tylko się tutaj pojawił. To jednak nic w porównaniu do tego,
co w ostatnich dniach kombinował Rockwell. Sprawa ze zwłokami chłopca
stała w miejscu. Niestety nastroje mieszkańców nie dopisywały i coraz
częściej pojawiały się skargi na służby. Rockwell rwał sobie włosy z
głowy, żeby jak najszybciej zdobyć informacje o pojawiających się
podejrzanych. Evans, obserwując tę sytuację z boku, powiedziałby, że to
wielce nieprofesjonalne zachowanie, żeby na siłę szukać winnego. W końcu
przesłanki, które posiadali, były naprawdę nikłe i nijak nie ułatwiały
wytypowania sprawcy. Nie mógł jednak pisnąć ani słowa, bo byłoby to jego
ostatnie słowo na tym komisariacie, a musiał mieć za co żyć i czym
nakarmić psa. Obserwował więc biernie jak Rockwell przestawia wszystkich
po kątach i wymyśla kolejne coraz to bzdurniejsze programy poprawiania
bezpieczeństwa okolicy. Ludzie pozbawieni informacji i karmieni
kolejnymi sensacyjnymi wiadomościami z prasy, praktycznie przestali
wychodzić wieczorami z domu. Sytuacja była dość tragiczna i Evans zdawał
sobie z tego sprawę.
— Dobry — powiedział, stając w wejściu do biura Bakera. Podszedł wolnym
krokiem do jego biurka. Detektyw pochylony nad aktami nie zwracał uwagi
na gościa, więc chłopak położył mu przed oczami tekturową podkładkę z
przyczepioną kartką. — Ankieta dotycząca pracy na naszym wydziale. Chyba
szef chce się jeszcze bardziej pogrążyć, gdy przeczyta te opinie.
Chłopak postawił przed nim kubek gorącej kawy i usiadł po drugiej
stronie biurka, opierając się o blat. Stwierdził, że spróbuje jeszcze
raz nawiązać lepszy kontakt z Charlesem i przestanie traktować go jak
zło konieczne. Zastanawiał się, ile nocy zarwał mężczyzna, rozmyślając
nad zabójstwem, bo wyglądał na bardzo zmęczonego.
— Wiadomo już, czyja była ta krew na butelce? — zapytał.
Blake - 2018-10-17, 20:16
Charles
miał już naprawdę dość pracy nad tą sprawą, pracy na tym komisariacie i
w ogóle pracy jako detektyw. Jego początkowa ekscytacja ciekawie
zapowiadającym się śledztwem zamieniła się w znużenie i obarczanie
siebie samego winą za nieumiejętne szukanie sprawcy. Czuł pod skórą, że
cała sprawa wcale nie jest trudna; że ma wszystko, ale nie widzi
rozwiązania. I coraz bardziej myślał, że faktycznie już się do tego nie
nadaje. Może pierwszy i poważny błąd w jego karierze był też pierwszym
znakiem, że czas przejść na emeryturę?
Kiedy Evans wszedł do jego biura, w pierwszej chwili nawet go nie
zauważając. Dopiero gdy dostrzegł kubek z kawą, zerknął na chłopaka ze
zmarszczonymi brwiami. Nie podziękował za napój, ale wziął duży łyk,
nawet jeśli była to bardziej lura niż prawdziwa kawa.
- Ankiety? Jaja sobie robisz? Mam teraz wypełniać jakąś pieprzoną
ankietę? - Spojrzał z irytacją na świstek, który znalazł się na jego
papierach i zmiął go ze złością. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że w takim
momencie każą im wypełniać głupkowate ankiety. - A tak w ogóle to, co ty
tu robisz? Nie miałeś się przenieść i zejść mi z oczu?
Na pytanie chłopaka nie odpowiedział. Był zmęczony, zły i Evans
najwyraźniej pojawił się w jego gabinecie w bardzo złym momencie.
Phoenix - 2018-10-17, 20:52
—
No... ja tego nie wymyśliłem. Jestem tylko chłopcem na posyłki i... —
powiedział niewyraźnie, ale zatrzymał się w połowie zdania, widząc jak
mężczyzna gniewnie gniecie kartkę, jakby chciał wyładować na niej całą
złość. Uniósł lekko brew zmieszany w obliczu ostrej reakcji Bakera. —
Jasne, powiem im że nie byłeś zainteresowany.
Zdecydowanie wybrał zły moment na odwiedziny, ale i tak musiał wszystkim
rozdać te cholerne ankiety. Czasem zastanawiał się, czy sekretarki nie
mają przypadkiem lepszej roboty. Może jednak minął się z powołaniem? W
końcu bycie funkcjonariuszem nie należało do najłatwiejszych zadań, ale
widział to zupełnie inaczej. Zdawał sobie sprawę, że początki są trudne,
jednocześnie podświadomie mierzył nieco wyżej. Jego wybujałe
wyobrażenia zostały boleśnie i skutecznie przekreślone.
— Nie mam pojęcia, co ja tu robię — zaśmiał się nieznacznie,
przypominając sobie dziwny zakres obowiązków, którym ostatnio został
obdarowany przez szefa. Jego ton głosu zmienił się po tym, jak mężczyzna
olał całkiem pytanie chłopaka. — Miałem, ale to nie zależy ode mnie.
Czekam na decyzję i już jutro powinni mnie przenieść.
Xavier wiedział, że pojawił się w złym momencie, ale wiedział też, że
dla Bakera nie ma dobrego momentu, a ankietę musiał dostarczyć każdemu
bez względu na to, jak bardzo pogardliwie facet potraktował biedny
kawałek papieru. Trzeba było jeszcze pokręcić się po komisariacie do
końca dnia, bo przecież nie mógł wyjść z pracy wcześniej, nawet jeśli
wszystkie swoje bezsensowne misje dawno już wykonał.
Blake - 2018-11-03, 13:29
Charles spojrzał na niego trudnym do odczytania wzrokiem, nim zwiesił głowę, całkowicie tracąc siłę na jakiekolwiek sprzeczki.
- Przepraszam - burknął i były to pierwsze przeprosiny (i zapewne
ostatnie), jakie Xavier miał okazję od niego usłyszeć. - Ta sprawa
działa mi wystarczająco mocno na nerwy, a twój wujaszek… - Pokręcił
głową, krzywiąc się na samą myśl o szefie. Nie pamiętał, kiedy ostatni
raz tak źle się dogadywali. Chyba podczas ostatniej poważnej sprawy
Bakera. - Cóż, lepiej, żeby nie wchodził mi teraz w drogę.
Potarł zmęczoną twarz i skrzywił się, czując ból w skroniach. Mało ostatnio sypiał i nie czuł się przez to najlepiej.
- Powinieneś być zadowolony z przenosin. Nelssy ostatnio radzi sobie
lepiej ode mnie. Pewnie niedługo sprawa Altmana do niej wróci. - Wziął
łyk kawy i uśmiechnął się. Chociaż tego nauczył się ten butny dzieciak. -
A ja, cóż… Chyba mam dość.
Zmęczenie pewnie miało ogromny wpływ na ten nagły przypływ szczerości. W
innej sytuacji Charles na pewno nie zacząłby się zwierzać gówniarzowi,
którego przez większość czasu traktował jak skończonego idiotę.
Phoenix - 2018-11-09, 00:08
—
No... tego się nie spodziewałem — odparł szczerze Xavier, choć jego
głos w pewnym momencie trochę się załamał. Prawdą było, że cieszył się z
możliwości zajęcia się czymś innym, niż jakieś durne ankiety. Zupełnie
inną sprawą był fakt tego, jakim bucem okazał się jego idol z
dzieciństwa. Chłopak wyobrażał go sobie w zgoła inny sposób.
— Wiesz... osobiście nie przepadam za tobą — przyznał całkiem szczerze
Evans. Detektyw podniósł morderczy wzrok na chłopaka, dostrzegając nikły
uśmiech błąkający się po jego twarzy. To spojrzenie już dawno przestało
robić na nim wrażenie, odkąd obdarzał go nim na każdym możliwym kroku.
— Jednak myślę, że mogliśmy lepiej się dogadać, jeśli tylko byś na to
pozwolił. Jeśli jest tak, jak mówisz, to może przydadzą ci się jakieś
wakacje? — zasugerował — Wątpię, żeby szef tak łatwo ci odpuścił. On
chyba trochę fiksuje.
Ostatnie słowa wypowiedział ciszej i pomachał krótko ankietą w powietrzu.
Blake - 2018-11-11, 01:22
- A ja uważam cię za idiotę - oznajmił, uśmiechając się przy tym, jakby wcale go właśnie nie obraził. - Jesteśmy kwita.
Zerknął krótko na ankietę trzymaną przez chłopaka i parsknął śmiechem.
Nie mógł się z nim nie zgodzić. Szef naprawdę nie ogarniał, jakie mają
teraz priorytety. Albo faktycznie coś mu się pomieszało.
- Wakacje? - Prychnął. - Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto wybiera się na
wakacje? Myślałem o… dłuższym wolnym. Całkowitym, dokładniej rzecz
ujmując.
Uśmiechnął się krzywo, myśląc o tym, jak wyglądałoby jego życie na
emeryturze. Czy byłby zadowolony? Pewnie nie. Ale może byłoby choć
trochę lepiej niż teraz.
Phoenix - 2018-11-11, 13:58
Akurat
ta informacja również nie zrobiła wrażenia na Evansie, bo naprawdę nie
ciężko było się tego domyślić. Mężczyzna traktował go w ten sposób,
odkąd tylko zaczął pracę na komisariacie.
— Co Ty nie powiesz — burknął chłopak, przewracając oczami. Wstał z
zamiarem opuszczenia pomieszczenia, jednak zatrzymał się jeszcze na
chwilę i oparł biodrem o krawędź biurka. — Chcesz iść na emeryturę?
Baker wyglądał bardziej na mężczyznę w sile wieku, a nie na
doświadczonego pracą staruszka. Pracowali razem od początku miesiąca, a
Xavier zdążył dowiedzieć się tylko tego, że facet jest strasznym bucem.
Być może tyle powinno mu wystarczyć, aby dać sobie w końcu spokój z tymi
usilnymi próbami integracji. Jednak wciąż był to jeden z najlepszych
detektywów, jakiego kiedykolwiek dane mu będzie spotkać. To byłaby duża
strata dla wymiaru sprawiedliwości, gdyby teraz zrezygnował.
— Nie jesteś na to trochę za młody? Ile ty właściwie masz lat? — zapytał czarnowłosy i skrzyżował ręce na piersi.
Blake - 2018-11-12, 01:17
- Nie wiesz? - Uniósł brew, uśmiechając się kpiąco. - Jak na fakt, iż miałem być twoim idolem, to coś mało o mnie wiesz.
Przypomniał sobie pierwszy dzień, gdy Xavier pojawił się w jego biurze,
aż kipiąc entuzjazmem i od wejścia opowiadając mu, że jest jego fanem.
Patrząc na to z perspektywy czasu, było to nawet zabawne wspomnienie,
nawet jeśli przez większość ostatniego miesiąca chłopak działał mu na
nerwy.
- Nie wiedziałeś, że lubię ładniutkich chłopców… - mruknął, przesuwając
wzrokiem po jego sylwetce. Gdyby nie pracowali ze sobą, chętnie by go
przeleciał. - Nie wiesz, ile mam lat… Ktoś tu nie odrobił lekcji. Albo
tylko kłamałeś na początku, że jesteś moim fanem, żeby się przypodobać.
W oczywisty sposób kpił sobie z niego, ale jakoś poprawiło mu to nastrój. Chociaż trochę.
Phoenix - 2018-11-12, 11:20
Fakt,
że nie znał wieku swojego idola, był niepokojący, ale przecież znał na
pamięć każdą sprawę, którą rozwiązał detektyw. Ze szczegółami umiał
odtworzyć przebieg publicznych procesów, co wówczas dla jego rówieśników
było co najmniej dziwaczne.
— Po prostu... bardziej skupiłem się na twoich dokonaniach zawodowych — wytłumaczył się brunet. Z kolei wspominanie o tej części
życia Charlesa, nie było w danej sytuacji konieczne. Wzrok i słowa
mężczyzny wydawały się odrobinę napastujące, dlatego Evans poruszył się
niespokojnie. Gdyby nie fakt, że ten wredny facet od samego początku
traktował go jak zło konieczne, zapewne uznałby to za wyraźną aluzję.
— Ja nigdy nie kłamię, a gdybym chciał przypodobać się tobie na siłę, to
pewnie zrobiłbym to inaczej — powiedział, zanim zorientował się, jak
dwuznacznie z kontekstu tej rozmowy mogła zabrzmieć jego odpowiedź.
Właśnie dobrowolnie pomagał detektywowi zrobić z siebie idiotę.
Pogratulował własnej rezolutności w myślach i zamilkł, żeby nie palnąć
już więcej nic głupiego.
Blake - 2018-11-18, 01:46
Charles
roześmiał się, rozbawiony dwuznacznością tej odpowiedzi i zmieszaniem
widocznym na twarzy Xaviera, kiedy ten uświadomił sobie, co powiedział.
- Mogę sobie to wyobrazić. - Parsknął na widok miny dzieciaka, ale dał
mu spokój, nie kontynuując tych mało wyszukanych żartów. Nie chciał
przecież zostać posądzony o napastowanie, a widział już, że ta część
jego życia mocno przytłacza chłopaka. - Dobra, możesz już sobie iść. -
Machnął dłonią, zupełnie nie przejmując się tym, że jest niegrzeczny. - A
jak spotkasz swojego wujaszka, to powiedz mu, że może się wypchać z
tymi ankietami.
Po wyjściu z komisariatu Charles raz jeszcze pojechał na miejsce
zbrodni, łudząc się, że może zauważy coś, czego nie dostrzegł wcześniej.
Teren był owinięty policyjną taśmą i obowiązywał zakaz wstępu, ale już z
daleka dostrzegł, że ktoś kręcił się po zrujnowanym terenie.
Baker zmrużył oczy i ruszył w kierunku, z którego padało światło.
W środku znajdowała się trójka nastolatków - dwóch chłopaków i
dziewczyna. Wydawali się bardzo rozbawieni i nieprzejęci tym, że kilka
dni wcześniej znaleziono w tym miejscu trupa. Detektyw zmrużył oczy i
wyszedł z cienia, dłonią już dotykając broni, która znajdowała się pod
jego kurtką. Nigdy nie mógł przewidzieć, co się wydarzy.
- Nie zauważyliście zakazu wstępu? - zapytał, ściągając na siebie uwagę dzieciaków.
- A ty coś za jeden? - Jedna dziewczyna spojrzała na niego hardo. - Spieprzaj stąd.
Charlie uniósł brew i uśmiechnął się czarująco.
- Detektyw Charles Baker. - Pokazał odznakę. - Jesteście zatrzymani w
sprawie zacierania śladów. - Rzucił wzrokiem na woreczek z białym
proszkiem, który znajdował się obok uda jednej z dziewczyn. - I za
posiadanie.
Gdyby nie lata doświadczenia, z pewnością parsknąłby śmiechem na widok
ich zszokowanych min. Musiał jednak przyznać, że szybko doszli do siebie
- rzucili się do ucieczki w trzech różnych kierunkach, ale detektyw był
na to przygotowany, niemalże na to czekał. Ruszył w prawo, biegnąc za
chłopakiem i chwilę później już przyciskał go do zimnego betonu.
Rozejrzał się wkoło, upewniając się, czy w pobliżu nie znajdują się
towarzyszki dzieciaka, ale wszystko wskazywało na to, że uciekły,
zostawiając swojego kolegę samego.
- No dalej, wstawaj - burknął, ciągnąc go do pionu. - Spróbuj uciec, a cię skuję.
- Pierdol się!
Charles zacmokał.
- Nieładnie tak zwracać się do starszych… - Uśmiechnął się krzywo. - Nie
zabiorę cię na komisariat i zapomnę o dragach, które widziałem, jeśli
odpowiesz mi na kilka pytań. Od ciebie zależy, jak skończy się nasze
spotkanie.
Chłopak spojrzał na niego podejrzliwie. Miał ciemne włosy i szaro-zielone oczy. Nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat.
- Znałeś Harry’ego Altmana?
- Tego ćpuna? Wszyscy go znali!
- A wiesz, co mu się stało?
- Zajebali go. - Chłopak wzruszył ramionami, kiedy Charles postanowił go
puścić. Nic nie wskazywało na to, by ten próbował znów uciekać. -
Wszyscy to wiedzą.
Baker zmrużył oczy, przypatrując się nastolatkowi.
- Wiesz też, kto mógł to zrobić?
Tym razem na twarzy dzieciaka pojawił się kpiący uśmieszek.
- A co? Nie możecie sobie poradzić?
- Odpowiesz, czy jednak przejedziemy się na komisariat?
Chłopak skrzywił się i zaburczał coś pod nosem, ale odpowiedział.
- David. Wszyscy w okolicy to wiedzą. Ćpun miał nieźle pojebane w głowie i się przystawiał do jego laski, więc go sprzątnął.
- Jakiej laski? Znasz ją?
- Sara. Była ćpuna. Rzuciła go dla dilera. Jak szukasz odpowiedzi, to znajdź Davida Clarksona. To na pewno on.
Charles zacisnął wargi, myśląc o dziewczynie. Przesłuchiwał ją i nie
zauważył nic dziwnego w jej zachowaniu. Nawet słowem nie zająknęła się o
nowym chłopaku. Starzał się.
- Skąd ta pewność? Nie zmyślasz teraz, hm?
Nastolatek wzruszył ramionami.
- Może zmyślam. - Prychnął. - Ale każdy w okolicy wie, kto załatwił
ćpuna. David nie był wściekły tylko o Sarę. Altman wisiał mu kasę za
dragi. Podobno grubą kasę. I w końcu pozbyli się problemu. On i jego
kumple.
Baker pokiwał głową, myśląc gorączkowo. To mogło być to.
***
Gdy Xavier pojawił się następnego dnia w pracy, od razu mógł dostrzec
wielkie poruszenie na komisariacie. Każdy gdzieś gnał. A on oczywiście
nie został poinformowany przez Bakera o sprawie, która znów nabrała
tempa. Wszystko wskazywało na to, że Charles, pomimo swojej niechęci i
znużenia, znów odniósł sukces. Od samego rana pojawiały się coraz to
nowsze tropy, kolejne zatrzymania, a on otrzymał już nawet osobistą
pochwałę od szefa.
I miał to gdzieś. Jak zwykle.
Phoenix - 2018-11-18, 16:41
Tego
dnia chłopak pojawił się w pracy trochę spóźniony, jednak nikt
specjalnie nie zwrócił na niego uwagi. Oczywiście to nie było nic
nowego, ale Evansa zastanawiało właśnie coś innego. Bradley autentycznie
oderwał się od przesiadywania w zatłoczonym biurze i pochłaniania
kolejnych kanapek. Grubszy mężczyzna stał przy recepcji, gorączkowo
dyskutując z jedną z policjantek.
— Xavier, podejdź na chwilę. — Facet przywołał go do siebie ruchem ręki,
na co chłopak niechętnie skręcił w jego stronę. Poranne rozmowy ze
znajomym nie należały do jego ulubionych zajęć, a musiał dziś jeszcze
spotkać się z Nelssy. Obawiał się, że kobietę może wkurzyć jego
niepunktualność.
— Nie mam czasu Brad, przenieśli mnie — powiedział na powitanie, kiwając głową w stronę stojącej obok funkcjonariuszki.
— Jak to przenieśli? W każdym razie Baker się popisał i podobno są nowe
informacje na temat trupa z fabryki — mówił konspiracyjnym szeptem,
jakby już wcale nie huczało od tego w całym komisariacie. — Niby dużo
nie chcą nam zdradzić, ale są podejrzenia, że dziewczyna tego dzieciaka
nie mówiła do końca prawdy.
— Moim zdaniem, to ona też brała w tym udział — wtrąciła się blond policjantka.
— Minęłaś się z powołaniem, Mery. Może powinnaś zostać wróżką na telefon? — zapytał Xavier lekko złośliwym tonem. — Muszę iść.
— Co cię ugryzło? — zapytał Bradley, ale chłopak już go nie słuchał,
kierując się w stronę biur. Jak zwykle dowiadywał się o wszystkim na sam
koniec. Nie, żeby liczył na to, że detektyw radośnie obwieści mu wyniki
swojego śledztwa, ale jeszcze do dziś byli partnerami w tej sprawie.
Zapukał do drzwi i gdy usłyszał kobiecy głos, wszedł do środka.
Funkcjonariuszka siedząca za biurkiem od razu oderwała wzrok od
papierów, przyglądając się chłopakowi z zainteresowaniem. Gdyby to był
jego pierwszy dzień w pracy, najpewniej wyglądałby teraz nieco bardziej
entuzjastycznie. Niestety, aż za dobrze wiedział, czego można się po tym
miejscu spodziewać i jego zapał do pracy wypalił się przy którymś z
kolei spotkaniu z Bakerem.
— Cześć, jestem Evans — powiedział, przekraczając próg pomieszczenia.
Policjantka zmarszczyła brwi. Może szef nie zdradził jej nazwiska nowego
współpracownika?
Westchnął lekko i sprostował. — Ten, z którym będziesz zmuszona pracować.
Blake - 2018-11-29, 13:12
-
Będę? - Kobieta uniosła brew, patrząc na niego jak na wyjątkowo ciekawy
okaz w zoo. - Chyba powinnam o tym wiedzieć, co? - Zmrużyła oczy. -
Czekaj… Ty jesteś tym dzieciakiem od Bakera? Chce się ciebie pozbyć, co?
Typowe. - Wzruszyła ramionami i wróciła wzrokiem do papierów, które
znajdowały się na jej biurko. Wyglądała na zajętą i niezbyt szczęśliwą. Z
pewnością nagły sukces Bakera ją denerwował, bo przecież to ona na
początku zajmowała się tą sprawą. - Wybacz, Evans, ale nic o tym nie
wiem. Pogadaj z szefem i dopiero do mnie wróć. Może się dogadamy.
Rzuciła mu ostatnie spojrzenie, nim wróciła do swoich zajęć,
jednoznacznie dając mu do zrozumienia, że powinien już wyjść. To nie był
jej najlepszy dzień i zajmowaniem się w tym momencie jakimś
dzieciakiem, który nie mógł wytrzymać z Bakerem, nie było jej
priorytetem.
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ
|
|