Sen o wielkości




Yaoi - Sen o wielkości

Blake - 2018-09-08, 15:42
Temat postu: Sen o wielkości

- Chyba sobie żartujesz!
Starszy mężczyzna siedzący za biurkiem roześmiał się, jakby usłyszał doskonały dowcip.
- Wiem, że na to liczyłeś, ale w tym momencie jestem bardzo poważny, Charlie. Jak dla mnie, to powinieneś mi jeszcze podziękować...
Charles Baker zacisnął zęby i zmrużył oczy, patrząc z irytacją na swojego szefa. Miał ochotę powiedzieć mu, co tak naprawdę myśli o takim sposobie karania go za popełnienie błędu w trakcie śledztwa, ale ugryzł się w język. Wiedział, że dla innych taka “kara” mogła się wydawać czymś błahym, a może nawet sugerowała pobłażliwość względem niego, ale on naprawdę nie wyobrażał sobie najbliższych tygodni w… towarzystwie.
- Nie będę niańczył jakiegoś gówniarza! - Raz jeszcze spróbował przeforsować swoje zdanie, ale widział już po minie siedzącego mężczyzny, że nic nie wskóra. Rockwell podjął już decyzję i nic nie mogło tego zmienić.
- Powiem to jeszcze raz i tym razem postaram się brzmieć wyraźniej, żebyś zrozumiał, Baker. Albo przydzielam ci partnera, albo kończysz swoją karierę w tym miejscu. Jasne?
- Partnera… - Charlie prychnął cicho, ale niechętnie kiwnął głową i odwróciwszy się, sztywnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Ciało miał przy tym napięte od przepełniających go, negatywnych emocji.
- Ach, i jeszcze jedno, Baker. - Głos szefa zatrzymał go z jedną dłonią na okrągłej klamce. - On jest synem mojego kuzyna, więc pilnuj go. - Charlie mógł usłyszeć w jego głosie uśmiech. - I wspominałem już, że przyjeżdża dzisiaj?
Odgłos zatrzaskiwanych drzwi rozniósł się echem po całym komisariacie, gdy wściekły Charles ruszył do swojego gabinetu. Z impetem opadł na krzesło, które zaskrzypiało w proteście pod jego ciężarem, i zapatrzył się w tablicę korkową, która wisiała na ścianie naprzeciwko biurka. Był wysokim mężczyzną o jasnej karnacji i włosach w kolorze ciemnego blondu, które za każdym razem wyglądały, jakby dopiero wstał z łóżka. Zawsze miał na twarzy dwudniowy zarost, rzadko się uśmiechał, a w jego zielonych oczach można było znaleźć jedynie zmęczenie. Pracował na tym posterunku, odkąd skończył dwadzieścia cztery lata, czyli niemalże dwanaście lat. W tym czasie zdążył zdobyć znaczną pozycję, która sprawiała, że prowadził własne sprawy, miał swój gabinet i ludzie schodzili mu z drogi. A kiedy popełniał błąd, dostawał irytującą karę, zamiast prawdziwej, jaką dostałby każdy detektyw na jego miejscu…
Charles westchnął i sięgnął po pierwszą teczkę z brzegu, która leżała na stercie papierów po prawej stronie biurka. Miał do napisania raport, a nawet to wydawało się lepszym zajęciem od rozmyślania nad sprawą, którą ostatnio prowadził, a która nie skończyła się najlepiej. I z pewnością było to lepsze, niż myślenie o gówniarzu, którym miał się zajmować.
- Już ja się nim zajmę - burknął pod nosem, trochę zbyt mocno ściskając długopis, by wyglądało to naturalnie. - Tak się nim zajmę, że mu się odechce…


Phoenix - 2018-09-08, 17:19

Jak powitać nowych współpracowników w dobrym stylu? Najlepiej spóźnić się już pierwszego dnia.
- Tak, to zdecydowanie podniesie moją pozycję w pracy - mruknął do siebie młody chłopak, zakładając w pośpiechu czarną koszulę. W drugiej ręce dzierżył szczoteczkę do zębów. Nie zdążył nawet zjeść śniadania, choć i tak nie był w stanie nic przełknąć dzisiejszego ranka. Kilkoma większymi krokami znalazł się przed lustrem, poprawiając przydługie, zawijające się bez ładu kosmyki kruczoczarnych włosów. Oczywiście, na nic się to nie zdało, bo i tak wyglądał, jakby nie przespał całej nocy. Tak właśnie było, bo ze stresu nie był w stanie zmrużyć oka. Oceniłby stan swojej twarzy na zadowalający, gdyby nie te wory pod oczami... Nieistotne. Jego największe marzenia stoją przed nim otworem. Najpierw jakieś drobne kradzieże, a potem rozwiązywanie spraw wagi państwowej i wieczna sława. Był świeżo po akademii i w wieku zaledwie 24 lat dostał posadę na prawdziwym komisariacie. Oczywiście trochę po znajomości, ale takie okazje należy wykorzystywać. Chłopak przejrzał jeszcze pośpiesznie mieszkanie, upewniając się, że niczego nie zapomniał. Narzucił na siebie czarny płaszcz i wyszedł z mieszkania. Zima tego roku była wyjątkowo ciężka.
- Przepraszam! - rzucił szybko, przepychając się przez tłum ludzi na ulicy. W ostatniej chwili dotarł na przystanek autobusowy i z czerwonymi od mrozu policzkami usiadł na końcu pojazdu. „Może nie będzie tak tragicznie” pomyślał, wpatrując się w zamarzniętą szybę. Droga minęła za szybko, bo po 10 minutach znalazł się przed masywnymi drzwiami komisariatu. Szczerze mówiąc, to posiedziałby jeszcze trochę i pomyślał nad swoim życiem, ale dochodziła już dziewiąta. Był spóźniony 15 minut. Uchylił potężne, dębowe drzwi, przemykając niezauważenie obok rosłych policjantów na recepcji. Odetchnął z ulgą, widząc znajomą twarz swojego szefa, a zarazem wujka.
- Xavier? Tak, tak. Każdy czuje się zagubiony pierwszego dnia. Tam możesz zostawić swoje rzeczy - powiedział szef, ściskając trzęsącą się dłoń chłopaka i wskazał drzwi na końcu korytarza. - Detektyw Baker czeka na ciebie w gabinecie numer 150.
- Kto? - powtórzył nowy, otwierając szerzej oczy.
- Detektyw Baker. Wprowadzi cię w podstawowe procedury. Od dziś jesteś jego pomocnikiem - rzucił szybko mężczyzna, znikając za rogiem.
Chwilę później Xavier stał już przed gabinetem. Zapukał i uchylił drzwi, zaglądając ostrożnie do środka. Nawet nie czekał na pozwolenie. To nie jest możliwe, żeby dostał posadę u boku najlepszego detektywa w kraju.
- Dzień dobry... - wydukał cicho chłopak.


Blake - 2018-09-08, 21:01

Nie minęło dziesięć minut, od kiedy Charles zabrał się za pisanie raportu (ledwie zaczął, bo to było coś, czego naprawdę nienawidził w swojej pracy), a usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi, bo przecież znał swoich współpracowników i wiedział, że nikt nie odważyłby się do niego przyjść chwilę po tym, jak pokazał, jak bardzo jest wściekły. Jego koledzy wiedzieli, jak zadbać o swoją skórę, a to by znaczyło…
Nawet nie zdążył odpowiedzieć na pukanie, gdy drzwi otworzyły się, a do środka wparował młody chłopak. Mężczyzna obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem, unosząc jedną brew. Wciąż był wściekły, wciąż miał ochotę kogoś uderzyć i zdaje się, że jego nowy dzieciak nawet nie wiedział, w jak duże bagno właśnie wdepnął.
- Następnym razem poczekaj, aż pozwolę ci wejść - burknął zamiast zwyczajowego “dzień dobry” i wrócił spojrzeniem do papierów. - Wyjdziesz stąd, skręcisz w prawo, pójdziesz na koniec korytarza i tam za drzwiami znajdziesz sobie jakieś biurko wśród innych… - machnął dłonią, jakby odganiał muchę - kimkolwiek teraz jesteś. A później zrobisz mi kawę - czarną, mocną, bez cukru.
Uniósł głowę dopiero po chwili, gdy nie usłyszał dźwięku zatrzaskiwanych drzwi. Spojrzał z zaskoczeniem na chłopaka, jakby nie spodziewał się, że znów go zobaczy.
- Na co czekasz?


Phoenix - 2018-09-08, 22:05

„To naprawdę on!” Pomyślał Xavier, stojąc dalej w tym samym miejscu, bez słowa przyłożył dłoń do ust i wstrzymał powietrze. „Czemu ja tu wparowałem jak do siebie?” pomyślał gorączkowo. „Muszę zachowywać się jak profesjonalista".
- Och przepraszam, jestem tu nowy. Zostałem wyraźnie poinstruowany, aby tutaj przyjść, więc jestem. - Chłopak uśmiechnął się lekko, rozglądając się ciekawsko po gabinecie. - Będę pana nowym pomocnikiem. To niesamowite, że przydzielono mnie akurat do pana! Śledzę na bieżąco pańskie postępy i jestem wiernym fanem. Niedawno skończyłem studia. Nie chwaląc się, byłem najlepszy na roku. Będę najlepszym pomocnikiem, jakiego pan miał. Chyba był pan poinformowany o moim przybyciu? Bardzo ładny ten gabinet. Przestronny.
Chłopak czasem mówił za dużo w nerwowych sytuacjach. Podszedł bliżej biurka i usiadł naprzeciwko detektywa.
- Nazywam się Xavier Evans - powiedział szybko, starając się nie patrzeć w oczy wkurzonemu mężczyźnie. Chłopak miał wrażenie, że zaraz zostanie uduszony. „To trochę przeczyłoby naturze policjantów, bo przecież oni służą społeczeństwu” uspokoił się w duchu.


Blake - 2018-09-08, 22:27

- Fanem - powtórzył bezgłośnie, aż odchylając się na obrotowym krześle i ze zdumieniem patrząc na rozgadanego dzieciaka. Chłopak był w gabinecie od pięciu minut, a on już miał ochotę zrobić mu krzywdę.
Patrzył na niego jeszcze przez chwilę, obserwując jego szeroko otwarte, pełne ekscytacji oczy, delikatny uśmiech i nerwowo drgające dłonie. Evans, bo najwyraźniej tak się nazywał (choć Charlesa i tak to nie interesowało), był zestresowany, ale pozytywnie nastawiony do nowej pracy. I do współpracy z nim, co oznajmił już ze trzy razy. Trafił mu się prawdziwy fan, a mężczyzna sam już nie wiedział, czy bardziej go to drażniło, czy bawiło.
Pochylił się do przodu, oparł łokcie o blat biurka i spojrzał chłopakowi prosto w oczy.
- Skoro jesteś taki najlepszy… - zaakcentował ostatnie słowo, uśmiechając się ironicznie - to czemu nie rozumiesz prostych instrukcji? - Uniósł brew. - A może umiesz się tylko przechwalać?
Widząc zmianę na twarzy nowego pomocnika, uśmiechnął się w duchu i wrócił do nieszczęsnego raportu.
- Kawa, czarna, mocna, bez cukru - powtórzył, wpatrując się w ostatnią linijkę tekstu. - I znajdź sobie biurko, bo tutaj na pewno nie zostaniesz.


Phoenix - 2018-09-08, 23:03

Po ostatnich słowach mężczyzny chłopakowi momentalnie zrzedła mina. Zmarszczył brwi i założył ręce na piersi.
- Jak mam się nauczyć praktycznych umiejętności, siedząc w innym pomieszczeniu? - powiedział z lekkim wyrzutem w głosie, zwracając uwagę na ironiczny uśmiech mężczyzny. Tak im zależy na wyszkoleniu dobrych inspektorów? - Jestem policjantem, a nie kelnerką.
Oparł się o krzesło, patrząc dzielnie w oczy mężczyzny. Czasem chciał wyglądać poważniej, bo w sytuacji takiej jak ta, jego wątła postura ciała i delikatna twarz na pewno nie pomagały mu przekonać detektywa o jego wysokich kompetencjach. Przecież zdał wszystkie egzaminy. Nawet te sprawnościowe poszły mu dobrze.
- Zauważył pan te drażniącą żarówkę? - Chłopak wskazał palcem sufit, patrząc dalej mroźnym wzrokiem na mężczyznę. Miał lodowato niebieskie oczy, co potęgowało jego poważny wzrok... a przynajmniej tak sobie wmawiał.
Faktycznie jarzeniówka migała i nie miała zamiaru przestać. Jak poważny detektyw może skupić się na pracy w takich warunkach? Najpierw trzeba zadbać o porządek na miejscu pracy.


Blake - 2018-09-08, 23:38

Charles wziął jeden głęboki, uspokajający oddech, żeby nie wybuchnąć. A potem drugi i trzeci. Następnie uniósł głowę i spojrzał na chłopaka takim wzrokiem, jakim zdarzało mu się patrzeć na podejrzanych, których przesłuchiwał.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo wyraźnie, bo więcej tego nie powtórzę - syknął, pochylając się do przodu. - Jesteś tylko moim pomocnikiem. Masz robić to, co ci mówię. Jeśli coś ci nie pasuję, to zawsze możesz pobiec do wujaszka i mu się poskarżyć. - Prychnął. - A skoro nie potrafisz zacisnąć zębów i wykonać polecenia, to znaczy, że nigdy nie będziesz prawdziwym policjantem.
Zerknął krótko na wspomnianą żarówkę, a następnie wstał, przemierzył cały gabinet i podszedł do drzwi, które otworzył na rozcież. Dwóch funkcjonariuszy stojących na korytarzu obróciło się w jego kierunku, ale zaraz uciekli wzrokiem, gdy zobaczyli jego minę. Charlesowi nawet to schlebiało.
- A teraz się wynoś i daj mi pracować. - Kiwnął głową w stronę drzwi, uśmiechając się chłodno. Dzieciak go drażnił - był bezczelny i nawet nie próbował się dostosować do jego zasad, co jeszcze bardziej go denerwowało. Nie zamierzał jednak się z nim cackać. Miał nadzieję, że ten zrezygnuje równie szybko, co jego pierwszy i zarazem ostatni (a przynajmniej do tego momentu) pomocnik. - Ach, i możesz darować sobie tę kawę, skoro przerasta twoje możliwości. Sam sobie przyniosę.


Phoenix - 2018-09-09, 00:16

Evans obserwował, jak mężczyzna przechodzi przez gabinet w stronę drzwi. Wstał i ruszył za nim, mijając go w przejściu. Potrącił po drodze jakiś średniej jakości stolik, a jego twarz pokryła się czerwonym kolorem.
- Szef nie będzie zadowolony - rzucił jeszcze krótko na odchodnym. Chwycił stojące za drzwiami, tekturowe pudełko pełne dokumentów i innych rzeczy, które od teraz miały należeć do niego. Przemaszerował przez korytarz, nie odwracając się nawet na chwilę. Kilkoro policjantów powiodło za nim wzrokiem, śmiejąc się pod nosem. To tak wygląda jego idol z młodzieńczych lat? Tylko jedno było dla chłopaka jasne. Był wyjątkowo przekonany o tym, że jest idealnie przygotowany do tej pracy, więc osiągnięcie sukcesu ma na wyciągnięcie ręki. Wystarczy się trochę postarać, a nawet sam detektyw Baker uzna go za dobrego policjanta. Wszedł do pomieszczenia pełnego pracujących i wypełniających jakieś bliżej nieokreślone dokumenty mężczyzn. Miejsce nie prezentowało się przyjemnie, szczególnie odchodząca ze ścian farba i uschnięte kwiatki na parapetach. Kto zrobił wam taką krzywdę? Popatrzył jeszcze chwilę na biedne rośliny i z zaciętą miną, zamaszystym ruchem upuścił pudełko na stare biurko pod ścianą. Nie tak wyobrażał sobie pierwszy dzień pracy.
- Jak potłuczesz identyfikator, to nie dostaniesz nowego... - Xavier usłyszał cichy głos z prawej strony. Gdy spojrzał w kierunku, z którego on dochodził, jego oczom ukazał się brodaty mężczyzna, pochłaniający nienaturalnych rozmiarów kanapkę.
- Słucham? - zapytał nowy, patrząc z niesmakiem na policjanta. Czemu on je podczas pracy? Co to w ogóle za komisariat? Mężczyzna wskazał na pudełko palcem i podniósł wymownie krzaczaste brwi.
- Lepiej uwazaj - mruknął niezrozumiale i uśmiechnął się. - Witaj w zespole. Jestem Bradley.


Blake - 2018-09-09, 01:01

Wypełnianie raportu nie szło mu najlepiej i po dwudziestu minutach był zmuszony się poddać. Ta krótka wizyta dzieciaka całkowicie go rozstroiła, przez co miał ochotę na jedną z dwóch rzeczy, które pomagały mu się rozluźnić - siłownię lub seks. Żadna z nich nie była teraz dostępna, a jeszcze nawet nie było dziesiątej, więc czekało go przynajmniej kilka godzin pracy. A już miał dość.
Rozważał właśnie, czy wybrać się po upragnioną kawę, gdy drzwi od jego gabinetu zostały otwarte (przez chwilę myślał, że wrócił jego młody pomocnik) i do środka weszła jedna z niewielu osób, które naprawdę lubił na tym komisariacie - Sara.
- Masz dla mnie jakąś sprawę? - zapytał od razu, chociaż brakowało w tym wszystkim entuzjazmu, jaki miał chociażby ten chłopak, Evans.
Sara kiwnęła głową, choć jej mina wskazywała na to, że wcale mu się to nie spodoba.
- Niewielka kradzież w sklepie odzieżowym.
- Kurwa! - zaklął, powstrzymując się przed uderzeniem pięścią w biurko. Najwyraźniej przydzielanie mu beznadziejnych spraw było jego kolejną karą, jaką ponosił za błąd popełniony w ostatnim, dużym śledztwie.
- Słyszałam, że przydzielono ci partnera. - Sara postanowiła zmienić temat, choć, niestety, nie wybrała najlepiej.
- Pomocnika - poprawił ją, wykrzywiając twarz w grymasie. - To moja kara. - Posłał jej długie, pełne znużenia, spojrzenie. - Jak go poznasz, to zrozumiesz.

Gdy wszedł do sali pełnej biurek i kręcących się wokół nich osób, przez chwilę nie mógł znaleźć swojego dzieciaka. Dopiero po chwili dostrzegł go przy starym, niemalże rozpadającym się biurko, z nosem pochylonym nad jakimiś dokumentami. Podszedł do niego żwawym krokiem, przyciągając spojrzenia (prawie nigdy nie zapuszczał się w te rejony komisariatu) i stanął nad ciemnowłosym chłopakiem.
- Masz dzisiaj szczęście. - Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak ten podskoczył, zaskoczony jego widokiem. - Mam sprawę. Podobno chciałeś mi pokazać, jaki jesteś najlepszy, więc zbieraj się.
Ktoś zaśmiał się z boku, ale Charles całkowicie to zignorował. Wciąż wpatrywał się w niebieskie oczy, uśmiechając się ironicznie. Miał nadzieję, że ten dzieciak szybko zniknie z jego życia.


Phoenix - 2018-09-09, 01:28

- Im szybciej ten dzień dobiegnie końca, tym lepiej - odpowiedział brodaczowi i zaczął wypakowywać rzeczy z pudełka. Nigdy nie wiedział, czy rozpatrywać to w kategorii zalety, czy wady, ale był wyjątkowo pedantyczny. Wszystko na jego biurku musiało mieć swoje miejsce. Gdy już uporał się z przeglądaniem i segregowaniem dokumentów, ustawił dumnie na środku biurka lekko nadpęknięty identyfikator. - Nazywam się Evans.
Brodacz popatrzył na chłopaka dalej żując kanapkę w zamyśleniu. Chłopak stwierdził, że nie będzie mu przeszkadzał, bo chyba był w trakcie obmyślania jakiegoś skomplikowanego planu i wyjął z teczki ankietę dotyczącą pierwszego dnia w pracy. Przeczytał pierwsze pytanie i zaśmiał się cicho, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych w tym samym pokoju policjantów. Tak bardzo pochłonęło go odpowiadanie na te idiotyczne pytania, że nie zauważył, jak nagle wyrósł przed nim jak spod ziemi jego nowy nadzorca.
- Masz dzisiaj szczęście. - Usłyszał nad sobą Xavier i podskoczył lekko, kierując wzrok na detektywa. No, jeśli to było szczęście, to on nie chciał wiedzieć, czym jest pech. Momentalnie dostał polecenie do zabierania się ze swojego miejsca pracy i informację o jakiejś tajemniczej sprawie. Mężczyzna zarzucił mu jeszcze kłamstwo co do jego umiejętności.
- Bez wątpienia ci to udowodnię, panie Baker - odpowiedział dumnie chłopak, odgarniając nieposłuszne włosy z twarzy.


Blake - 2018-09-09, 20:17

Nawet nie skomentował słów dzieciaka, bo jego pewność siebie i bezczelność działały mu tylko na nerwy. Zamiast tego od razu ruszył do wyjścia z pomieszczenia, licząc na to, że chłopak podąży za nim. Chciał pokazać mu, że nie da sobie rady nawet z najbanalniejszą sprawą, żeby choć trochę go utemperować. A później go oleje - tak jak miał to w planach od chwili, gdy dowiedział się, że ma niańczyć jakiegoś gówniarza.
Kurtkę zabrał ze sobą już wcześniej, więc od razu skierował się do tylnego wyjścia z komisariatu, które prowadziło na parking. Nie myślał przy tym o Evansie, który musiał przecież zabrać wierzchnie odzienie, bo na zewnątrz nie było zbyt przyjemnie.
Wsiadł do swojego Jeepa, poczekał dwie minuty, aż w końcu dostrzegł bruneta wybiegającego z komisariatu. Machnął na niego dłonią i przewrócił oczami. Nie wiedział, czy uda mu się wytrzymać z tym dzieciakiem w jednym aucie.
- Nie spieszyłeś się - burknął, od razu ruszając z piskiem opon, gdy chłopak zatrzasnął drzwi od strony pasażera. - Ta sprawa to nic dużego. Zwykła kradzież w galerii handlowej, więc z przyjemnością popatrzę, jak to spieprzysz. - Puścił mu oczko, choć jego grobowa mina wcale nie wskazywała na to, że żartował. - Nie zawiedź mnie.


Phoenix - 2018-09-09, 21:34

Xavier wstał szybko, żegnając nowo poznanego brodacza. Schował do kieszeni płaszcza najpotrzebniejsze rzeczy i zanim się obejrzał, musiał już biec za mężczyzną. „Przecież ślady nie rozpuszczą się w pięć minut, gdzie on tak gna?” pomyślał w stresie chłopak. Zatrzasnął za sobą drzwi pojazdu i odetchnął zmęczony biegiem w mrozie. Samochód ruszył z piskiem opon, dlatego pierwsze co zrobił młody policjant, to zapiął pasy. Nigdy nie wiadomo jak ten szaleniec jeździ, a Xavier chciał jeszcze trochę pożyć na tym świecie. Może był trochę przewrażliwiony w niektórych sytuacjach. Ciekawe, czy on cały czas jest taki zgorzkniały. Dla swojego dobra chłopak wolał się nie odzywać. W tak małej przestrzeni nie miałby gdzie uciekać. Oczywiście Evans i milczenie to nie było dobre połączenie. Po paru minutach wytrwałej powagi, zaczął zadawać miliony pytań, nie kryjąc swojej ekscytacji pierwszym w jego karierze dochodzeniem.
- Na miejscu są już patrole? Jest zima, to pewnie zostały ślady na śniegu. Faktycznie trzeba się spieszyć, bo w takiej zamieci mogą szybko zniknąć! Dużo też zależy od tego, kiedy zdarzenie miało miejsce. Będę wszystko notował - powiedział rezolutnie i wyciągnął notatnik, machając nim chwilę w powietrzu. - Nic nie może nam umknąć detektywie.
Oczy chłopaka ponownie wypełniły się ekscytacją, a samochód zbliżał się do ogromnego, oświetlonego bilbordami budynku.


Blake - 2018-09-10, 00:20

Charles posłał dzieciakowi pełne zdumienia spojrzenie. Nie wiedział, jak można było wypowiadać tyle słów w przeciągu minuty, ale jego nowy chłopiec był jak automat. A jego zapał był przerażający.
- Ta… - mruknął, unosząc brew. - Jeszcze jakieś świetne rady?
Specjalnie nie powiedział, o co tak dokładnie chodziło z tą kradzieżą, bo chciał zobaczyć minę chłopaka, gdy ten zrozumie, jak "duża" była ta sprawa. Szef sprowadził go teraz do roli zwykłego, szarego policjanta, dając mu naprawdę upokarzające zadania. Charles miał już powoli dość (jak całej tej pracy), ale teraz mógł się przynajmniej trochę zabawić, niszcząc entuzjazm dzieciaka.
Zatrzymał się na parkingu po drugiej stronie ulicy. Gdy znaleźli się pod galerią, z daleka zobaczyli ochroniarza stojącego przed głównym wejściem wraz z nastolatkiem, którego ten trzymał za kurtkę. Mężczyzna uśmiechnął się i żwawym krokiem podszedł do tej dwójki.
- Detektyw Charles Baker - przedstawił się, uśmiechając się na widok miny Evansa. Wiedział, że będzie piękna.
- O, kojarzę pana z telewizji. - Ochroniarz też wyglądał na zaskoczonego. - Nie wiedziałem, że zajmuje się pan teraz takimi…
- Ta. - Charles zacisnął na chwilę wargi, w duchu przeklinając Rockwella. - Co zginęło?
Dwie koszulki i para spodni. Ganialiśmy gówniarza przez dwa piętra, ale udało się go złapać.
Charles obrzucił wzrokiem przerażonego nastolatka, który wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. Mógł mieć szesnaście lub siedemnaście lat, a rzeczy, które miał na sobie… Mężczyzna nawet nie chciał wiedzieć, ile mogły mieć lat.
- Mhm - mruknął i nagle obrócił się w stronę Evansa, jakby dopiero sobie przypomniał o jego istnieniu. - Całkowicie zapomniałem. To mój... pomocnik. - Ostatnie słowo wypowiedział z trudem. - To on się tym zajmie. Do dzieła, młody.


Phoenix - 2018-09-10, 10:14

Gdy policjant odwrócił się w stronę chłopaka, ze zdziwieniem odkrył, że młody nie stoi już za nim, tylko wertuje stos ubrań na jednym z plastikowych stolików. Czego innego można było się spodziewać jak nie wezwania do banalnego występku? Evans oczywiście nie liczył na to, że pierwszym jego dochodzeniem będzie sprawa o morderstwo, bądź inne mrożące krew w żyłach przestępstwo. Zacisnął palce na materiałach i starał skupić się na pracy. Jeśli ma udowodnić, że jest profesjonalnym policjantem, nie może dać po sobie poznać, że coś mu się nie podoba. To wciąż lepsze, niż siedzenie przy rozlatującym się biurku i oglądanie jak Bradley pochłania kolejne kanapki.
- Czyli nie znaleziono przy nim rzeczy? Pewnie dlatego, że to nie jego wina. Niech pan nie męczy tego dzieciaka. Też bym uciekał, gdyby zaczął mnie pan gonić - powiedział młody policjant i zaśmiał się krótko, zwiedzając dalej sklep. Ochroniarz był potężnym, prawie dwumetrowym mężczyzną z kilkoma kilogramami nadwagi. Zerknął jeszcze na chwilę na kasę, przy której stały dwie przerażone tym zamieszaniem ekspedientki i wszedł do przymierzalni. W tym czasie złapany dzieciak zdążył już rozpłakać się na dobre i był gotowy nawet przyznać się do winy. Na pierwszy rzut oka widać było, że był z biednej rodziny. Najprawdopodobniej też, nie umiał się zachować w takiej sytuacji. Może był już wcześniej ofiarą oskarżeń, ze względu na jego zaniedbany wygląd? Evans szybkim krokiem pokonał odległość dzieląca go od ochroniarza. Położył rękę na plastikowym, migającym urządzeniu.
- Widzi pan tę bramkę sklepową? - zapytał chłopak, jakby chciał zrobić z ochroniarza idiotę i przystawił pierwsze z brzegu ubranie do urządzenia. Rozległ się oczywiście drażniący dźwięk alarmu - Wydaje mi się, że tego sygnału pan nie usłyszał i mogę też założyć się, że ten biedny dzieciak nie był w stanie zdjąć z ubrań nadajników. Chociażby ze względu na czujniki w przymierzalniach. Nikt by nawet nie próbował okradać sklepu w ten sposób, bo w każdej z nich wisi wyraźna tabliczka, informująca o tym zabezpieczeniu. Wszyscy dobrze wiemy, że nie tak łatwo jest to rozbroić.
Evans wyciągnął ubranie z białym, plastikowym elementem w stronę ochroniarza i zerknął na chłopca, który zaczął energicznie potakiwać. Jego twarz powoli odzyskiwała naturalne kolory.
Teraz swoją uwagę młody policjant zwrócił na dwie młode kobiety stojące za kasą. Widać, że nie miały doświadczenia w pracy, mogły coś pomieszać.
- No to teraz trzeba przeszukać zaplecze - powiedział z uśmiechem Evans i radosnym krokiem znalazł się w pomieszczeniu za ladą. - Może braki wynikają z niedopatrzenia.
- Ja... - Chłopak usłyszał cichy szloch dochodzący z sali sklepowej. - Przepraszam, nie wiem, co sobie myślałam.
Młody policjant opuścił zaplecze. Nie zdążył nawet porządnie się rozejrzeć. Przyznający się przedwcześnie podejrzani są tacy irytujący. Tym razem wszystko miało większy sens, bo kobieta była w stanie zdjąć zabezpieczenia z ubrań i uniknąć nakrycia. W końcu pracowały tylko we dwie. Evans założył ręce na piersi i spojrzał na starszego detektywa, wskazując głową w stronę niskiej blondynki. Drżącymi rękoma wyciągnęła spod lady materiałową torbę, ocierając czerwone oczy. Stojąca obok koleżanka patrzyła na nią z niedowierzaniem i wyjaśniła szybko, że odłożyła ostatnie ubrania z kolekcji jesiennej tylko na chwilę. Gdy zniknęły, pierwszym podejrzanym wydał jej się dygoczący teraz z nadmiaru emocji chłopak.


Blake - 2018-09-10, 23:34

Z rozbawieniem obserwował, z jakim zaangażowaniem i powagą dzieciak podszedł do tak błahego zadania. Charlie wolał sobie nie wyobrażać, co by się działo, gdyby chłopak zetknął się z morderstwem, albo jakąś większą sprawą. Na szczęście, nie sądził, by miał się o tym przekonać.
Ochroniarz nie był zadowolony. Burczał coś pod nosem i patrzył krzywo na świeżo upieczonego policjanta, z pewnością przeklinając w myślach, że ten wytykał mu błędy. Charles nie przepadał za ludźmi, którzy nie potrafią przyznać się do pomyłki, więc postanowił dodać coś od siebie, żeby zepsuć i tak już nie najlepszy nastrój mężczyzny.
- Niech pan zadzwoni po kierownika sklepu i niech on to wyjaśni ze swoją pracownicą. Skoro dziewczyna oddała dobrowolnie rzeczy, a ten chłopak nic nie zrobił… - wskazał dłonią na zaniedbanego nastolatka - to my tu skończyliśmy. A następnym razem niech pan sprawdzi najpierw kamery. Oszczędzi to czasu nam wszystkim.
Poklepał ochroniarza po ramieniu i kiwnął głową na Evansa. Zaraz też odwrócił się w stronę oskarżanego o kradzież chłopaka i na niego też skinął.
- Chodź z nami.
- Co? Ale dlaczego? Ja przecież…
- Chodź.
Charles spojrzał na niego takim wzrokiem, że nastolatek potulnie za nim ruszył i nawet nie próbował uciekać. Gdy wyszli na zewnątrz, kazał Evansowi wrócić do samochodu, a sam wyciągnął portfel, a z niego dwa banknoty o dużych nominałach.
- Trzymaj - mruknął, a gdy chłopak otworzył szeroko oczy i zaczął protestować, mężczyzna wcisnął mu siłą pieniądze w dłonie. - Kup sobie nowe buty i kurtkę, dobrze? A teraz zmykaj stąd.
Rozdawanie pieniędzy biednym dzieciakom nie było dla niego typowym zachowaniem, ale kiedy obserwował w galerii tego chłopaka, zrobiło mu się go po prostu żal. Oczywiście nie miał pewności, czy ten dobrze wyda otrzymane pieniądze, ale to już nie była jego sprawa. Poza tym uznał, że ten dzień musiał przynieść chociaż jedną dobrą rzecz, skoro dostawał gówniane sprawy i był zmuszony niańczyć jakiegoś dzieciaka.
- Skoczymy w jeszcze jedno miejsce - mruknął, gdy wsiadł do samochodu. - Potrzebuję kawy, skoro dla ciebie zrobienie jej okazało się zbyt trudnym zadaniem…


Phoenix - 2018-09-11, 01:24

Chłopak stał chwilę na mrozie, drepcząc w miejscu. Bardzo nie lubił zimy, pomimo że wyglądał jak jej zaginiony brat bliźniak z bladą cerą i wiecznie zimnymi dłońmi. Evans był pełen sprzeczności. Kochał słońce i długie dni, a jednocześnie jego marzeniem było małe mieszkanie w chłodnej, deszczowej Norwegii. Widząc, jak policjant zatrzymuje się i rozmawia z podejrzanym wcześniej o kradzież chłopcem, wsiadł do samochodu, aby dłużej nie stać na mrozie. Miał śmieszną dolegliwość, mianowicie jego policzki i nos pokrywały się momentalnie czerwienią, co nieźle odejmowało mu wiarygodności poważnego funkcjonariusza. To jeden z tysiąca powodów, dla których nienawidził zimy. Evans spojrzał niecierpliwie w stronę detektywa, chcąc ponaglić go wzrokiem i wtedy spostrzegł, że wciska on coś protestującemu chłopakowi do ręki. Przetarł szybko lekko zaparowaną szybę ręką. Mężczyzna zdecydowanie podarował dzieciakowi pieniądze. To dość dziwne zjawisko widzieć go bez tego bezwzględnego mordu w oczach. Zastanawiał się chwilę, czy przypadkiem nie oślepnął jeszcze na tym mrozie. To zdecydowanie był dobry uczynek ze strony ponurego, zgryźliwego detektywa.
- Wiedziałem, że w każdym jest trochę serca - powiedział z uśmiechem chłopak, jakby gratulując mężczyźnie hojności od razu, gdy ten tylko wsiadł do samochodu. - Nawet w takim... fenomenie jak pan.
Zapiął szybko pasy, choć był już bardziej spokojny. W końcu poprzednią szaloną przejażdżkę po oblodzonych ulicach przeżyli oboje.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy, zostawiając sprawę z dziewczyną. W końcu to było usiłowanie kradzieży - mówił chłopak pod nosem jakby sam do siebie. Wyciągnął swój „policyjny super notes do spraw niesamowicie ważnych” i trzymając w ustach końcówkę długopisu, analizował, co jeszcze musi dziś zrobić. Oczywiście wszystko, co niezbędne wypisał starannie już z samego rana.


Blake - 2018-09-11, 10:58

- Fenomenie…? - Uniósł pytająco brwi, odpalając samochód. - A jakim to ja jestem fenomenem? Zechcesz to rozwinąć?
Tym razem ruszył z parkingu spokojniej niż wcześniej. Nie spieszyło mu się z powrotem na komisariat, gdzie będzie musiał przesiedzieć kilka godzin, nie robiąc nic produktywnego, więc postanowił pojechać do kawiarni, w której często bywał. Potrzebował kawy i… czegoś jeszcze, o czym jego pomocnik nie musiał wiedzieć.
Zerkał czasem na chłopaka, obserwując jego zachowanie z nieznikającym zdumieniem. Nie wiedział, czy wszystkie dzieciaki po studiach są takie zapalczywe i przekonane o ważności swojej pracy, czy tylko jemu trafił się taki… ewenement.
- Po pierwsze - nie kwestionuj mojej decyzji - powiedział poważnie, choć w duchu chciało mu się śmiać. - Po drugie, nie wszystko trzeba robić tak, jak napisali w podręczniku. Teoria zwykle niewiele ma wspólnego z praktyką. - Westchnął. - Poza tym, muszę to przyznać - rozczarowałeś mnie. Liczyłem, że wszystko spieprzysz, ale jakoś dałeś radę. Oczywiście twoje wywody w sklepie i tak nie miały żadnego sensu, bo wystarczyło zerknąć na nagranie z kamer, ale i tak, jak na dzieciaka, któremu posadę załatwił wujek, sprawnie to ogarnąłeś.
Nie mógł się powstrzymać przed ostatnim komentarzem. Nie uważał, by było coś złego w załatwianiu pracy po znajomości komuś, kto się nadaje (czy Evans się nadaje, tego jeszcze nie wiedział), ale było coś złego w przydzielaniu jemu takich osób. Nawet jeśli wydarzenia z galerii handlowej pokazały mu, że ten chłopak może być całkiem zabawnym urozmaiceniem jego ponurych dni w pracy.


Phoenix - 2018-09-11, 16:51

- Moja wspaniała intuicja podpowiada mi, że to tylko taka zewnętrzna zasłona powagi i strachu, którą chcesz narzucić na cały komisariat. To ma wzbudzić respekt - mówił, gapiąc się w swój notatnik, choć jego kąciki ust uniosły się w nieznacznym uśmiechu - ale życie będzie weselsze, jak wpuścisz tam trochę słońca.
Evans czuł, że jest pełen zapału do dalszej pracy i miał zamiar udzielić go trochę towarzyszowi... o ile to możliwe. Mężczyzna wyglądał na zmęczonego. Może to wypalenie zawodowe powoduje w nim tyle negatywnych emocji?
- Inspektor Rockwell dobrze zna moje kwalifikacje - oburzył się chłopak na słowa mężczyzny i oderwał wzrok od kartek. - Jestem pewny, że z twoją pomocą będzie mi szło coraz lepiej. Kamery mogłem sprawdzić, ale szkoda mi było na to czasu. Tam i tak pewnie nic by nie było. Przecież dziewczyna musiała wiedzieć, gdzie są kamery w sklepie, w którym pracowała. A co jeśli to nie pierwszy taki przypadek? Może dopiero dziś wpadła?
Evans odkąd pamiętał analizował każdą sytuację milion razy. Czasem ilość myśli na minutę była zbyt przytłaczająca. Do celu dotarli w miarę szybko. Oznajmił bezzwłocznie, że nie będzie czekał w samochodzie i wyszedł z pojazdu prosto na istną zamieć śnieżną. Miał wrażenie, że z godziny na godzinę pogoda się pogarsza.
- Jak można komukolwiek kazać pracować w takich warunkach? - zapytał, chowając twarz w szaliku. Z cierpiętniczą miną podążył za detektywem. Gdy tylko znalazł się w środku, strzepnął śnieg z włosów, który przez ten czas zdążył pokryć go prawie w całości. Miejsce nie wywarło na nim dużego wrażenia, ot zwykła przydrożna kawiarnia. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to niesamowity wybór herbat.


Blake - 2018-09-11, 21:10

Mężczyzna zacisnął zęby, czując przypływ złości, gdy chłopak zaczął wypowiadać się na tematy, o których nie miał pojęcia. Nie znał go, nic o nim nie wiedział i nie miał prawa robić mu jakiejś pieprzonej psychoanalizy. Cholerny gówniarz.
- Wystarczyło obserwować jej zachowanie - mówił przez zęby, sycząc każde słowo. - Zrobiła to pierwszy raz i jej wierzę. Jestem wręcz przekonany, że na kamerach ujrzelibyśmy wszystko bardzo dokładnie, ale nie chciało mi się już tego sprawdzać. Okazja czyni złodzieja. Słyszałeś o czymś takim?
Wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Dopiero gdy wszedł do kawiarni i poczuł znajomy zapach herbaty pomieszanej z kawą, uśmiechnął się kątem ust.
- Czy to mój ulubiony detektyw?
Uśmiech Charlesa poszerzył się, kiedy ujrzał chłopaka stojącego za barem. Na pierwszy rzut oka mógł mieć mniej więcej tyle lat, co Evans; miał czarne, roztrzepane włosy, niebieskie oczy i malinowe wargi, które mężczyzna bardzo lubił. Gdyby przyjrzeć się chłopakowi bliżej, można by dostrzec spore podobieństwo między nim a nowym pomocnikiem detektywa, ale ten jakoś nie zwrócił na to uwagi. Albo udawał, że tego nie zauważył.
- A znasz jakiegoś innego? - Podszedł do baru, zupełnie zapominając o tym, że nie przyszedł sam.
- Nawet bym nie chciał. Ty mi w zupełności wystarczasz. - Chłopak uśmiechnął się szeroko, wyraźnie z nim flirtując. - To, co zawsze?
- Poproszę. - Obserwował bruneta, gdy ten przygotowywał jego ulubiony napój. Miejsce może nie wyglądało najlepiej, a już na pewno nie wyróżniało się niczym szczególnym w dużym mieście, ale można było w nim dostać najlepszą kawę, jaką pił w życiu.
Chłopak postawił przed nim parujący kubek, a mężczyzna przesunął banknot, nieprzypadkowo dotykając jego dłoń swoją.
- Dobrze było cię zobaczyć, Charles.
- Ciebie też, Luke.
Był już w drodze do wyjścia, gdy ponownie usłyszał głos Luke’a.
- Kończę o ósmej!
- Zapamiętam! - Puścił mu oczko i dopiero wtedy przypomniał sobie, że nie przyjechał sam, a jego dzieciak pewnie widział, jak umawia się na seks. Westchnął i jego wzrok padł na Evansa, który stał niedaleko baru. - Też coś bierzesz, czy możemy iść?


Phoenix - 2018-09-12, 01:24

Chłopak pierwsze, na co zwrócił uwagę, to dziwny dialog z kasjerem. Nie trzeba być detektywem, żeby zauważyć, że słynny Charles Baker właśnie umówił się z facetem i mało tego - w jego opinii za młodym facetem. Evans starał się nie okazywać, jak bardzo zmieszany był tym zajściem. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego. Nie był co prawda homofobem, zawsze szanował styl życia innych ludzi, jednak tym razem nie mógł powstrzymać wpełzającego mu na usta uśmiechu. Przygryzł policzki od wewnątrz zastanawiając się, czy ta informacja o życiu policjanta jest ogólnodostępna, czy właśnie załatwił sobie bardzo dobrą kartę przetargową. To zdecydowanie za dużo dziwnych wydarzeń jak na jeden dzień.
- Tak, wezmę herbatę - powiedział szybko i oddalił się w stronę baru, starając się, żeby detektyw nie zwrócił uwagi na to, w jakie rozbawienie wprowadziła go ta sytuacja. Poza nieprzyjemnym wzrokiem kasjera i krępującą sytuacją, której był świadkiem, Evans nie mógł narzekać. Herbata, którą dostał, była naprawdę dobra. Przez całą drogę powrotną starał się unikać rozmowy z policjantem. Gdy wysiedli przed komisariatem, od razu udał się na swoje „miejsce pracy”, o ile można w tamtym pomieszczeniu pracować w efektowny sposób. Na szczęście sporo czasu zleciało mu na dzisiejszą sprawę i nawet Bradley zdążył już skończyć jeść.
- Nie zazdroszczę Ci młody, Baker potrafi być wymagający - powiedział po chwili brodacz i przybrał poważny wyraz twarzy. - Nie pracuję tu długo, ale zdążyłem się zorientować, jak działa to miejsce.
- Tak? - Evans starał się udawać, że jest zainteresowany rozmową.
- Dla szefa liczy się, żebyś wykonywał swoje obowiązki i niczego nie spieprzył. Nie docenia starań i dodatkowych osiągnięć, zapomnij. No, chyba że jesteś tu kimś pokroju Bakera, ale naprawdę mało jest takich uprzywilejowanych, młody - opowiadał mężczyzna, bujając się na skrzypiącym krześle. Był idealnym wzorem stereotypowego policjanta. Wiecznie umazany jedzeniem, opowiadający co chwilę nieśmieszne historie. Chłopak mógł się założyć, że nie dogoniłby nawet staruszki, a co dopiero przestępcy z racji na jego zdecydowanie nadprogramowe kilogramy. Mimo to czuł do niego sympatię, bo tylko on na tym komisariacie nie zachowywał się, jakby Xavier był niekumatym gimnazjalistą.
- Ej Evans, organizujemy co tydzień z kilkoma znajomymi z pracy spotkanie w barze. Może dołączysz do nas? - zapytał policjant i klepnął chłopaka w ramię, prawie zrzucając go z krzesła.
- Nie. Nie, dzięki. Może innym razem - odpowiedział szybko, łapiąc się w ostatniej chwili biurka.
Na szczęście ich zmiana zbliżała się już ku końcowi. Gdy wybiła szósta, chłopak szybko narzucił na siebie płaszcz i pożegnał się z każdym, kogo zdążył dziś już poznać. Opuścił komisariat, zapadając się co kilka kroków w śniegu.


Blake - 2018-09-12, 01:58

Następnego dnia Charles przyszedł do pracy w doskonałym humorze, co ostatnio rzadko mu się zdarzało. Nawet pogwizdywał pod nosem, gdy wchodził do swojego gabinetu. Seks zawsze dobrze na niego działał, a wczoraj, po nieprzyjemnej niespodziance szefa, potrzebował tego bardziej, niż zwykle.
Rzucił kurtkę na fotel, zgarnął papiery z biurka i ruszył w stronę miejsca, którego do tej pory prawie nie odwiedzał. A teraz robił to już drugi raz w przeciągu dwudziestu czterech godzin. Ale skoro miał już pomocnika, to zamierzał go wykorzystać.
- Ty! - Już z daleka zawołał dzieciaka, uśmiechając się do niego, choć… nie był to przyjemny uśmiech.
Rzucił papiery na biurko chłopaka i popukał w nie palcem.
- Robota. Raporcik z wczoraj. - Pochylił się, opierając się dłońmi o biurko, które zaskrzypiało jękliwie pod jego ciężarem. - Tylko zapamiętaj jedno - w praktyce nie działamy zwykle według podręcznika, ale w raportach już tak. Więc postaraj się i nie spieprz tego. - Klepnął go mocno w plecy. - I jak skończysz, to przyjdź do mojego biura. Musimy pogadać.
I odwróciwszy się, po prostu wyszedł, zostawiając chłopaka z nowym zadaniem.


Phoenix - 2018-09-12, 06:45

Kolejnego dnia Evans postanowił już się nie spóźnić. Zdąrzył nawet ogarnąć nieco włosy, choć to było zadanie niełatwe i pewnie bezcelowe na dłuższą metę. Był wypoczęty, więc jego skóra nabrała zdrowszego koloru. Zadowolony z siebie rozpoczął swój dzień pracy od wypełnienia kilku dokumentów powierzonych mu przez szefa. Jego chwila spokoju została szybko zakłócona przez zbliżającego się w jego stronę detektywa Bakera. Ten ironiczny uśmiech podpowiadał Evansowi, że pewnie znowu dostanie jakieś bardzo ważne zadanie.
- Mam imię i nazwisko. - Chłopak postukał palcem w identyfikator leżący na biurku, gdy mężczyzna oparł się o skrzypiący przeraźliwie mebel. Spojrzał w górę na swojego starego idola, który usilnie próbował obrzydzić mu pracę. Przyjął od niego dokumenty i rzucił na stos „rzeczy do zrobienia”, który rósł, zamiast się zmniejszać. Oczywiście w nudnej jak cholera robocie nie pomagał mu Bradley. Policjant zarzucając go kolejnymi opowieściami o futbolu amerykańskim, przyprawiał go o ból głowy. Gdy po godzinie męczarni w asyście brodacza skończył zadanie powierzone mu przez Bakera, wstał szybko, zabierając potrzebne dokumenty. Rozejrzał się jeszcze, czy aby na pewno nie zwolniło się jakieś miejsce pracy w innej części sali. Nadzieja matką głupich. Drzwi gabinetu numer 150 były otwarte, więc zastukał w nie krótko, zwracając na siebie uwagę mężczyzny.
- Skończyłem. Mam jeszcze dwadzieścia takich i dziesięć minut przerwy. - Podszedł do biurka mężczyzny i położył na nim papiery. Zdecydowanie nie wyglądał na zachwyconego.


Blake - 2018-09-12, 22:25

Charles miał do wypełnienia zaległy raport, ale porzucił go na rzecz picia kawy i obijania się. Był znużony swoją pracą. Mało co było go w stanie zainteresować, wszystko było dla niego zbyt proste i głupie. Nudziły go morderstwa i porwania. Czuł, że się wypalił. A teraz, kiedy Rockwell przydzielał mu sprawy godne jego młodszego pomocnika, miał dość jeszcze bardziej. Choć miał dopiero trzydzieści sześć lat, coraz częściej myślał o skończeniu z tą pracą. Przecież mógł robić w życiu coś innego. Nie wiedział jeszcze dokładnie, co, ale mógł.
Westchnął. To nie był dobry moment na myślenie o wypaleniu zawodowym. Dziś miał dobry dzień i tak miało pozostać.
- Nauczyłeś się pukać - zauważył, gdy do jego gabinetu wszedł Evans. - Zamknij drzwi.
Sięgnął po raport wypełniony przez dzieciaka i przejrzał go szybko. Pokiwał głową z uznaniem.
- Nieźle - przyznał, co było chyba pierwszą i ostatnią pochwałą, jaką chłopak miał od niego usłyszeć. - Wczoraj nie miałem na to ochoty, ale musimy sobie trochę pogadać. Opowiedz mi coś o sobie.
Usiadł wygodnie w fotelu, uważnie przyglądając się twarzy młodszego mężczyzny. Był całkiem ładniutki (przystojnym by go nie nazwał), musiał to przyznać, ale jak na jego gust, zdecydowanie zbyt rozgadany. I to był jeden z powodów, przez który musieli się rozstać. A Evans miał się już dziś o tym dowiedzieć.


Phoenix - 2018-09-12, 23:03

Evans zamknął za sobą drzwi i usiadł przed biurkiem detektywa. Chwilę zajęło mu przyswojenie faktu, że przed chwilą został pochwalony za wykonaną pracę. Jego mina zmieniła się jednak diametralnie, gdy policjant poprosił go o kilka słów o sobie. Czy ktoś podmienił mu mentora? Czemu nagle detektyw przypominał sobie o jego istnieniu? Zmrużył podejrzliwie oczy. Chłopak nie był pewny, czy brać to polecenie na poważnie, jednak postanowił tym razem zaufać w jego dobre intencje i podzielić się kilkoma mniej istotnymi informacjami.
- Więc... urodziłem się w Szkocji, ale już w dzieciństwie przeprowadziłem się do Anglii. Nigdy nie poznałem swojego ojca i nie żałuję. Matka zawsze opowiadała mi o nim same najgorsze historie. Sama radziła sobie lepiej lub gorzej, ale nigdy nie zostawiłem jej samej. - Evans położył łokieć na biurku i oparł brodę o dłoń. - Zawsze miałem najlepsze oceny w szkole. Po prostu lubię mieć wszystko uporządkowane i niektórzy mówią, że jestem perfekcjonistą. Wszędzie znajdę coś pozytywnego, bez względu na okoliczności.
W trakcie swojej opowieści chłopak nie okazywał zbyt wielu emocji. Historia jego życia specjalnie na niego nie wpłynęła, bo umiał poradzić sobie w ciężkich sytuacjach.
- Teraz już mieszkam sam. No, nie do końca sam, bo z moim psem - kontynuował, przyglądając się uważnie mężczyźnie. Starał się wyłapać, w jakim celu pyta go o prywatne życie. - Mam kilku dobrych znajomych, ale cenię sobie samotność. Jak mam chwilę wolnego czasu, to zajmuję się astrologią. Dużo czytam, mało śpię.
Chłopak urwał swój monolog jakby w połowie i patrzył na mężczyznę niezdradzającym nic więcej, lodowatym wzrokiem.
- A ty, powiesz coś o sobie detektywie?


Blake - 2018-09-12, 23:50

Z coraz większym rozbawieniem przysłuchiwał się historii chłopaka. Jeszcze nie był pewien, co o nim myśli. Na pewno uważał go za bardzo irytującego szczeniaka, którego ktoś powinien utemperować. Było jednak coś ujmującego w jego ciągłym optymizmie (nie do zniesienia na dłuższą metę) i zapale, którego mężczyzna trochę mu zazdrościł.
- O mnie? - Uniósł brwi, prychając. - Spędziłem miłą noc i miły poranek. A później przypomniałem sobie o tobie i czar prysł. - Posłał mu chłodny uśmiech. Jeszcze nie zwariował, żeby opowiadać o swoim życiu jakiemuś gówniarzowi.
Sięgnął po kubek z chłodną już kawą i opróżnił go do końca.
- Jakkolwiek twoje życie nie byłoby fascynujące, chodziło mi bardziej o pracę. - Uściślił, kręcąc głową z rozbawieniem. Niby taki bystry, a jednak nie łapał zbyt szybko. - Jakąś motywację? Dlaczego akurat takie zajęcie? Marzenie z dzieciństwa, czy inne pierdoły?


Phoenix - 2018-09-13, 00:31

- Faktycznie jest ono całkiem fajne, dlatego nie muszę być taki gburowaty dla innych ludzi, żeby je sobie poprawić - odpowiedział chłopak, nie siląc się na subtelność. To jednak wciąż był Baker. Nie dziwiło go to, że wzbudzał zainteresowanie. Ktoś mu kiedyś powiedział, że kobiety lubią "złych" mężczyzn. No, w tym przypadku nie tylko kobiety. Z każdą minutą spędzoną z mężczyzną, zaczynał coraz bardziej tęsknić, za śmierdząca salą pełną leniwych policjantów. Nawet wypełnianie dokumentów wydawało mu się lepszą opcją. Evans stwierdził w duchu, że policjant może i był zasłużonym pracownikiem, jednak wcale nie dziwiła go opinia reszty funkcjonariuszy.
- Marzenie? Nie. Po prostu bardzo lubię obserwować trupy w stanie rozkładu. - Zakończył szybko temat, uśmiechając się nieznacznie w stronę mężczyzny. Xavier liczył na to, że przyjmując jego taktykę, prędzej zniechęci go do kolejnych pytań.


Blake - 2018-09-13, 01:04

- W takim razie minąłeś się z powołaniem - stwierdził. - Powinieneś zostać patologiem.
Chłopak, przed chwilą tak bardzo rozgadany, teraz nie chciał mówić. I Charles wiedział, że on był tego powodem. Najwyraźniej rozczarował swoim usposobieniem dzieciaka, który jeszcze wczoraj zarzekał się, że jest jego fanem. Nie było mu jakoś przykro z tego powodu.
- Na razie wiem o tobie tyle, że skończyłeś studia i wydaje ci się, że jesteś kimś niezwykłym. Przy tym za dużo gadasz, nie jesteś głupi, ale też nie jakoś nadzwyczaj inteligentny. Niczym nie wyróżniasz się spośród tłumu innych dzieciaków, które przewinęły się przez ten komisariat. Masz tylko ładną buźkę, ale to nie wystarczy, żeby ze mną pracować. - Uśmiechnął się krzywo. - Stąd moje pytania. Liczyłem na to, że dowiem się czegoś, co mnie przekona. Ale nie zamierzam cię o to prosić.
Zarzucił kostkę prawej nogi na kolano, obserwując reakcję chłopaka zmrużonymi oczami. Może trochę kłamał w sprawie motywacji, ale to nie miało żadnego znaczenia.
- Za dwa tygodnie, licząc od wczoraj, pójdziesz do swojego wujaszka i poprosisz go, żeby przeniósł cię do Nelssy - powiedział poważnie, rezygnując z typowego dla siebie, szyderczego tonu. - Zaraz po mnie, ma tutaj najlepsze wyniki. Obecnie zajmuje się najważniejszymi sprawami, bo ja mam coś w rodzaju "szlabanu". Sam widziałeś, czym miałem się wczoraj zająć. - Skrzywił się. - To twoja szansa, Evans. Z nią będziesz mógł pracować nad prawdziwymi sprawami, a nie jakimś gównem. Poza tym jest przeciwieństwem mnie - miła, zawsze pomocna i tryskająca optymizmem. - Wywrócił oczami. - Na pewno się dogadacie.
Widział po minie chłopaka, że go zaskoczył. Ale wszystko to, co mówił o Nelssy, było prawdą. Z nią ten dzieciak miał szansę na prawdziwą pracę. A poza tym Charles Baker zawsze pracował sam i nawet Rockwell nie mógł tego zmienić.
- Możesz iść. Skończyliśmy.


Phoenix - 2018-09-13, 10:04

Evans nie znał jeszcze kobiety, o której wspomniał detektyw, ale z jego opisu wynikało, że faktycznie praca z nią mogłaby być przyjemniejsza. Policjant próbował też w międzyczasie zdusić jego wiarę w siebie. Gdy nawiązał do fizycznego wyglądu chłopaka, przed oczami od razu stanęła mu sytuacja z kawiarni. Dziwny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie i automatycznie odsunął się na oparcie krzesła. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, odwrócił wzrok i próbował przegnać myśli o upodobaniach mężczyzny. Evans miał miękkie serce i może nawet zrobiłoby mu się żal ukaranego przez szefa detektywa, gdyby nie to, że wciąż był odpowiedzialny za niszczenie jego dobrego humoru. Nawet jeśli było mu to na rękę, żeby pozbyć się młodego chłopaka, ten nie czuł się urażony. Był zadowolony, że jego następnym mentorem będzie właśnie Nelssy, a nie jakiś pierwszy z brzegu niedoświadczony policjant. Rzucił krótkie pożegnanie informując, że w razie potrzeby będzie tam, gdzie zawsze.

Dni na posterunku mijały Evansowi bardzo wolno. Wszystko toczyło się ustalonym, smętnym rytmem. Czasem zdarzyło mu się zabrać się, za jakieś ciekawsze zadanie, jednak szybko okazywało się, że drobni przestępcy w Anglii nawet nie starają się utrudniać zatrzymań. Minął już równo tydzień, odkąd Evans musiał znosić opryskliwe uwagi detektywa Bakera i niesamowicie szybko zmieniająca skład ekipę policyjną. Szczęśliwcy pewnie zostali przeniesieni na wyższe piętro. Tylko Bradley nieugięcie piastował swoje stanowisko i ku zdziwieniu Evansa, dało się go nawet polubić. Był specyficzny, ale na swój sposób sympatyczny. Nigdy nie odmówił chłopakowi pomocy, a niektóre jego historie zaczęły stanowić swojego rodzaju odskocznię. Tego dnia śnieg już nie utrudniał tak bardzo poruszania się po chodnikach, więc chłopak postanowił przejść się pieszo do pracy. Miasto nie było duże, dlatego też czuł się tu prawie jak u siebie. Wstąpił jeszcze na chwilę do małej piekarni po drugie śniadanie. Nigdy wcześniej nie odwiedzał tego miejsca. Już od progu ogarnął go zapach świeżego pieczywa.
- Nie wiem ile w tym prawdy John, to bardzo dziwna sytuacja. Wezwali patrole, ale nikt nic nie chciał powiedzieć. Sąsiadka cały czas trzęsie się z nerwów, biedna kobieta... - Evans nie lubił podsłuchiwać, ale mężczyźni stojący obok niego rozmawiali całkiem swobodnie. - Mówią, że to tylko kwestia czasu, zanim znajdą odpowiedzialnych za to gówniarzy. Gdybym ja takiego dorwał..
- Czyli to jacyś chuligani! - przerwał mu obrzuony, łysy, na oko 70-cio letni staruszek.
- No, a kto inny wpadłby na taki durny pomysł John? Rusz trochę łbem. - odpowiedział mu szybko niewiele młodszy facet. Wyciągnął z kieszeni drewnianą fajkę i tytoń, który chwilę potem rozsypał się na kamiennej posadzce sklepu. Oczywiście nie obyło się bez kilku soczystych przekleństw z ust awanturniczego dziadka. Chłopak spojrzał ze współczuciem na kasjerkę, dokończył zakupy i wyszedł na oblodzoną ulicę. Czuł w kościach kolejną górę raportów dotyczących tym razem wandalizmu. To zawsze coś nowego. Może nawet pozwolą mu zabrać się na miejsce zdarzenia. Dziesięć minut później był na miejscu. Powitał policjantów na recepcji i skierował kroki w stronę swojego miejsca pracy.
- Dzień dobry, detektywie. - Przywitał się grzecznie z Bakerem, gdy minął go na korytarzu. Nieszczęśliwie mężczyzna kierował jeszcze jego pracą. Zaraz za nim jak z procy wyskoczył niski, wąsaty Inspektor Rockwell. Krążył chwilę pomiędzy pomieszczeniami znajdującymi się na pierwszym piętrze, wycierając spocone czoło prążkowanym krawatem. Xavier uśmiechnął się na widok jego skupionej twarzy. Musiał przyznać, że był to dość zabawny widok, choć zapewne dla szefa nader trudny dzień. Wujkowi bardzo zależało na dobrej opinii jego komisariatu. Czasem nawet za bardzo. Nie zdążył powiedzieć słowa, a mężczyzna zniknął na kamiennych schodach, prowadzących na drugie piętro.
- Co się stało szefowi? - zapytał Bradley, widząc Evansa, który tylko wzruszył ramionami i opadł ciężko na krzesło przy biurku. Jego czerwone policzki powoli wracały do normalnego stanu, sprzed kontaktu z surowym mrozem. Kilka dni temu postanowił zadbać o to miejsce, skoro ma tu spędzić jeszcze trochę czasu. Kwiatki z pewnością były mu wdzięczne za troskę, bo powoli zaczynały odżywać. Tymczasem Rockwell zdążył zrobić jeszcze kilka rund po komisariacie zbywając każdego, kto ośmieliłby się przeszkadzać mu w pracy. Jakaś długowłosa policjantka na wysokich obcasach podreptała za nim niosąc stos dokumentów. Po drodze opieprzyła kilku obijających się w poczekalni mężczyzn. "Dom wariatów" pomyślał Xavier, który mógł obserwować cały kabaret przez otwarte drzwi. Szef błyskawicznie znalazł się pod drzwiami gabinetu 150.
- Musimy koniecznie porozmawiać Baker - zawołał umordowany podróżą pomiędzy piętrami szef w stronę blondyna. W celu chwilowego odetchnięcia oparł się dłonią o futrynę.


Blake - 2018-09-14, 13:11

Dni mijały bardzo powoli. Pomimo przydzielenia mu pomocnika, Charles nie odczuwał natrętnej obecności chłopaka. Rzadko się widywali. Czasem podrzucił mu jakieś dokumenty do wypełnienia w ramach darmowego wykorzystywania sytuacji, czasem wymienili dwa zdania, ale raczej unikali dłuższych kontaktów. Evans go nie polubił, najwyraźniej mając inne wyobrażenia na temat pracy z "popularnym" detektywem, a Charliemu bardzo to odpowiadało.
Tego dnia siedział przy biurku zawalony papierową robotą i ze znużeniem wypełniał kolejne rubryczki. Znów dopadło go przygnębienie pracą i tym miejscem, choć dzielnie walczył, udając zainteresowanego sprawami komisariatu. Nie dało się nie zauważyć, że tego dnia panowało dziwne podniecenie wśród niektórych funkcjonariuszy. Na szczęście rozwiązanie zagadki samo do niego przyszło.
- W porządku. - Spojrzał na swojego szefa, unosząc wzrok znad dokumentów. Przyglądał mu się chwilę, lustrując jego zmęczoną twarz. - Coś się stało? Wszyscy są dzisiaj trochę… nerwowi. Jakaś wielka sprawa, o której znowu nie wiem?


Phoenix - 2018-09-14, 15:23

Mężczyzna wszedł do biura, zamykając za sobą drzwi.
- Miałem tego nie robić, ale chyba nie mam wyboru - mówiąc to rzucił na biurko kilka kartek i przypięte do nich fotografie dokumentacyjne. - Dwa dni temu nad ranem dostaliśmy wezwanie na Walker Street, niedaleko komisariatu. Zadzwoniła do nas pani Roberts, wiesz, ta szurnięta staruszka, co często przychodziła tu skarżyć się na sąsiadów. Wysłaliśmy patrole. To miał być zwykły wandalizm.
Szef przystanął w połowie słowa i wziął uspokajający oddech.
- Z raportu wynikało, że ktoś naruszył własność niewielkiego antykwariatu. - Wskazał palcem na fotografie przedstawiające wyjątkowo obraźliwe słowa wymalowane na ścianie sklepu i zbitą szybę wystawową. - Merry kazała im sprawdzić cały teren dookoła sklepu, żeby upewnić się, że niczego nie przeoczyli. Wtedy znaleźli to.
Rockwell podsunął mu fotografię wykonaną przez technika. Było to zdjęcie całkiem starannie narysowanego na wschodniej ścianie budynku szczura. Niestety z jednym nietypowym elementem. W miejscu, w którym zwierze powinno mieć oczy, zwisały dwie najprawdziwsze gałki oczne.
- Zabezpieczyliśmy te ślady. Na początku myśleliśmy, że to szczątki jakiegoś większego zwierzęcia kopytnego. Dzisiaj przyszły wyniki z analizy i bez wątpienia są ludzkie. Nelssy zdążyła już przejrzeć listę zgłoszonych ostatnio zaginięć, ale mamy tylko samych starców, a materiał należał do osoby w wieku około nastoletnim. Zresztą, tu masz wszystkie wyniki. Miejsce zdarzenia stoi zabezpieczone od dwóch dni. Wysłałem techników, sprawdzają dokładnie okolicę. Jutro będziemy przeczesywać pobliski las. Nie znaleźliśmy kompletnie nic. Żadnych odcisków, wszystkie ślady zadeptane przed zgłoszeniem. Obawiam się, że możemy mieć z tym spory problem. Zajmij się tym Charles, a obiecuję, że dam Ci spokój. - Przedstawiał mu tę historię gładząc nerwowo koszulę. Z ostatnim słowem poklepał detektywa po ramieniu i wzdychając krótko odwrócił się w stronę drzwi.
- A i jeszcze jedno. Jak ci się pracuje z Evansem? - zapytał, zatrzymując się z ręką na klamce.


Blake - 2018-09-14, 16:02

Charles spojrzał z zainteresowaniem na dokumenty. W całej jego postawie zaszła jakby zmiana - wydawał się bardziej pobudzony niż jeszcze pięć minut temu, kiedy ślęczał nad raportami, a w jego zielonych oczach pojawiła się iskierka ciekawości,
- Oczywiście, że zadeptane - prychnął, bo nie spodziewał się niczego innego.
Przyglądał się uważnie zdjęciu szczura i gałek ocznych, drapiąc się po policzku. Dlaczego szczur? I czemu akurat gałki oczne? Ostrzeżenie? Możliwe. Zabawa? Pokręcił głową, wykluczając taką możliwość. Zapomniał przy tym o obecności szefa i dopiero gdy ten zadał mu pytanie, Charles zamrugał i spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Co? - Treść pytania dotarła do niego z opóźnieniem. - Z Evansem? Nie pracuje. - Skrzywił się. - Dobrze wiesz, że nie jestem stworzony do pracy z dzieciakami. Zresztą, on mnie nie znosi. Sam go zapytaj.
Gdy Rockwell wyszedł, mężczyzna schował pospiesznie dokumenty do teczki, którą zamierzał ze sobą zabrać, założył kurtkę i zgarnął jeszcze niedokończone raporty. Chwilę później znajdował się już w sali pełnej policjantów. Zatrzymał się przy biurku swojego młodego pomocnika i rzucił na nie stos dokumentów.
- Idę na spacer - oznajmił. - Zajmij się tym.


Phoenix - 2018-09-14, 16:43

Chłopak słuchał z zainteresowaniem o przebiegu sprawy dotyczącej pobicia, którą ostatnio dostał jego nowopoznany kolega. Policjant z dumą przyznał, że od razu rozprawił się z awanturnikami i dostał pochwałę od samego Rockwella, w co mało kto uwierzył. Evans jednak wolał jednak usłyszeć coś więcej o powodzie tego zamieszania, który panował w całym komisariacie.
- Parker, a wiesz o co chodzi z tym poruszeniem? - przerwał mu w połowie opowieści, patrząc na niego z nadzieją. Nikt, kogo do tej pory zapytał, nie był wtajemniczony. Wszyscy wiedzieli o zgłoszeniu z ostatnich dni, ale nikt, kto nie musiał, nie znał okropnych szczegółów zdarzenia. Z tego też powodu Xavier nie przykładał do tej sprawy większej uwagi.
- Pytasz o Rockwella? Pewnie ktoś znowu spierdolił bardzo łatwą sprawę i teraz muszą odkręcać. Ostatnio tak było z tym zmarłym świadkiem, słyszałeś? Baker dopuścił się takiego zaniedbania... ja to od razu zwolniłbym go z roboty, młody. - Sierżant mówił szybko, przegryzając w międzyczasie jabłko. Nie zastanawiał się nawet, kto go słucha. Miał przerwę, więc mógł pozwolić sobie na rozmowę, opierając się o biedne biurko Evansa. Nawet Bradley uniósł brwi w zainteresowaniu słysząc jego słowa, a on rzadko wracał myślami do świata żywych. Nagle jak znikąd pojawił się obiekt ich rozmowy. Evans spojrzał po innych obecnych, powstrzymując uśmiech wkradający mu się na usta. Jeśli detektyw usłyszał słowa Parkera, chłopak zdecydowanie nie chciał być w jego skórze. Przyjął posłusznie dokumenty i od razu zabrał się za ich wypełnienie. Im szybciej skończy, tym szybciej będzie mógł zająć się tym, co w tej chwili najbardziej go interesowało.


Blake - 2018-09-14, 21:10

Zatrzymał na chwilę wzrok na swoim pomocniku, który bez słowa zabrał się do pracy, co wyjątkowo mu się podobało. Gdyby ich współpraca miała tak wyglądać, z chęcią sam by ją przedłużył. Następnie spojrzał na tego idiotę, jak szybko ocenił, który z zadowoleniem zjadał jabłko i najwyraźniej lubił obgadywać innych.
- Ej, ty... - Kiwnął na niego głową, zakładając ramiona na piersi. - Zwolniłbyś mnie, co? To może od razu pójdziemy do Rockwella i mu o tym powiesz? - Uniósł brwi, uśmiechając się chłodno na widok miny policjanta. - I może powiesz mu też, jakim jesteś genialnym detektywem, bo poradziłeś sobie z bandą tłukących się matołków? - Może nie przepadał za innymi policjantami i nie utrzymywał z większością żadnych kontaktów, ale słuchał i obserwował. I o tej sprawie też słyszał. - Tak myślałem.
Rozejrzał się po sali z wyraźną pogardą, a następnie raz jeszcze spojrzał na Evansa.
- Zajrzyj do mnie, jak skończysz - mruknął i bez pożegnania wyszedł stamtąd, odprowadzany przynajmniej jedną parą wściekłych oczu.
Dojście na miejsce zdarzenia zajęło mu niecałe dziesięć minut. Spacer dobrze mu zrobił, otrzeźwił go i w pełni skupiony mógł się zająć pracą. Na początku obejrzał budynek z przodu (wpierw oczywiście pokazał odznakę policjantowi, który wszystkiego pilnował) wraz z wybitą szybą i niewybrednymi komentarzami. Wszystko wyglądało na zwykły wandalizm, choć Charles nie rozumiał jeszcze, po co ktoś zadawał sobie trud, żeby tak dobrze to upozorować. Przeszedł dookoła budynku, aż znalazł się przed ścianą wschodnią, na której wciąż znajdował się rysunek szczura, choć już bez doczepionych gałek ocznych. Wyciągnął z teczki jedno ze zdjęć i porównał je z oryginałem, zagryzając w zamyśleniu dolną wargę. Rozejrzał się wokół, ale niewiele się działo z tej strony antykwariatu. Kilka drzew, jednokierunkowa ulica i… odrestaurowana kamienica. Mężczyzna zmrużył oczy, oceniając odległość między budynkami. Czy istniała szansa dostrzeżenia szczura z któregoś okna? Czy to był znak? Musiał to sprawdzić.


Phoenix - 2018-09-15, 00:32

Gdy tylko policjant opuścił pomieszczenie, wzrok funkcjonariuszy skupił się na Parkerze. Kilkoro nawet zaśmiało się, kręcąc przy tym głowami. Mężczyzna skrzywił się i wrócił bez słowa na swoje miejsce pracy. Evans uwinął się z robotą szybciej, niż planował i ruszył korytarzem w poszukiwaniu źródła bałaganu. Znał już co nieco policjantów dyżurujących przy wejściu, dlatego zagadanie ich nie było ciężkie. Oczywiście nic sensownego mu nie powiedzieli. Zrezygnowany chciał już wrócić do biura, gdy drogę zastąpił mu Rockwell.
- Xavier? Co Ty tu robisz, nie powinieneś być z Bakerem? - zapytał szybko, nie patrząc nawet zbyt długo na chłopaka.
- Też chciałbym wiedzieć, co ja tu robię... - powiedział cicho, jakby sam do siebie i pomasował skroń palcami.- Detektyw Baker poszedł sobie na spacer, szefie.
- Na spacer? Mówił ci czemu? - dopytywał dalej, robiąc przy tym dziwną minę. - A co ze sprawą, ze szczurem?
- Oczywiście, że nie. On ogólnie mało mówi, ograniczając się do poleceń - odpowiedział szybko chłopak, uśmiechając się lekko na myśl o ich relacji zawodowej. - Jakim szczurem szefie?
Evans patrzył na mężczyznę, jakby faktycznie postradał już zmysły z tego wszechobecnego stresu. Zmarszczył brwi w trosce. Może on źle się czuje i potrzebuje odpoczynku? Nie ma tutaj jakiegoś zastępcy? Chłopak miał wrażenie, że każdy tutaj gada dziś od rzeczy.
- Och, tak. Mówił, że za nim nie przepadasz. Zawsze mogę Cię przenieść, jeśli tak bardzo źle się dogadujecie. Merry, poczekaj chwilę! - Zawołał szybko za policjantką na schodach i podreptał w jej stronę, na krótkich nogach. Xavier westchnął tylko i udał się do małej kafejki, znajdującej się na pierwszym piętrze budynku.


Blake - 2018-09-15, 16:07

Przy antykwariacie spędził czterdzieści minut, badając okolicę i pozostawione zniszczenia. Gdy wrócił na komisariat, nos i policzki miał zaczerwienione od mrozu. Od razu przeszedł do kafejki, chcąc napić się czegoś ciepłego. W środku nie było wielu osób, a jedną z nich rozpoznał od razu - Evans siedział przy niewielkim stoliku, trzymając w dłoniach parujący kubek. Charles podszedł do lady, zamówił ulubioną kawę, a następnie zbliżył się do swojego pomocnika. Bez pytania usiadł naprzeciwko niego, uśmiechając się kątem ust na widok jego miny.
- Jak tam raporty? - zapytał na wstępie, szczerze zainteresowany. Musiał niedługo odnieść je na biurko szefa, więc miał nadzieję, że chłopak się pospieszy.
Zabębnił palcami w porysowany blat stolika, myślami wciąż krążąc wokół miejsca zdarzenia. Gdy przeszedł na drugą stronę i stanął obok kamienicy, wciąż nie był pewien, czy jego tok myślenia idzie w dobrym kierunku. Choć widział rysunek szczura na ścianie, to nie był pewien, czy z tej odległości dostrzegłby bez problemu oczy. Poza tym wydawało mu się, że lepszy widok miałby z wysokości, a to oznaczało, że musiał wejść do kamienicy. Ostatecznie jednak tego nie zrobił, najpierw chcąc dowiedzieć się czegoś o mieszkańcach. I o właścicielu antykwariatu. Niewiele miał informacji w dokumentach, które otrzymał od szefa. Musiał znów się z nim zobaczyć.
- Hm…? - Zamrugał, patrząc na chłopaka, który najwyraźniej coś do niego mówił, a on całkowicie się wyłączył. - Co mówiłeś?


Phoenix - 2018-09-15, 17:14

- Mówiłem - powtórzył chłopak, wzdychając krótko - że raporty leżą wypełnione na moim biurku. Po drodze do kafejki wpadłem na szefa. Myślę, że nie czuje się zbyt dobrze. Zachowuje się od rana bardzo dziwnie i majaczy o jakimś szczurze. Oby to nie było nic poważnego, bo jest dobrym policjantem.
Evans patrzył w zielone oczy detektywa, zauważając, że intensywnie nad czymś myśli. Pewnie wie o tej ciężkiej sytuacji na komisariacie ze szczegółami. Chłopak nie miał jednak śmiałości zapytać go, o co konkretnie chodzi. Wiedział, że i tak nie dostanie odpowiedzi. Poprawił włosy, zakładając kilka kosmyków za ucho i upił łyk kawy. Tym razem musiał kupić sobie coś porządniejszego, nie dałby rady wytrzymać całego dnia na kubku herbaty. Miał zmartwioną minę. Pocieszał go tylko fakt, że jutro wcześniej kończy pracę i będzie mógł poświęcić więcej czasu na spacer ze swoim ulubionym czworonogiem. Odkąd zamieszkał w Anglii, był jego najlepszym i jedynym przyjacielem, choć czasem potrafił narobić bałaganu, a Xavier nie miał już siły sprzątać wiecznego bałaganu w niedużym mieszkaniu.


Blake - 2018-09-15, 22:38

Charles pokręcił głową, patrząc na chłopaka z politowaniem.
- Majaczy o jakimś szczurze? Twoja ignorancja aż boli, dzieciaku.
Wstał, odebrał swoją kawę, a następnie wrócił do stolika, ale już nie usiadł, stojąc jedynie nad pomocnikiem niczym sęp gotowy do ataku.
- Znajdź swojego wujaszka i zapytaj go, gdzie jest zapis rozmowy z właścicielem antykwariatu. Zapytaj też, czy ktoś rozmawiał z mieszkańcami kamienicy, która znajduje się zaraz obok. - Polecił. - Jeśli nie, to znajdź Sarę i powiedz jej, że chcę wiedzieć wszystko o mieszkańcach kamienicy, która znajduje się obok szczura. Zapamiętałeś? - Westchnął. - A później przynieś mi te raporty.
Gdy wychodził z kafejki, nie myślał już o szczurze, a o swoim młodym chłopcu. Przeglądał wypełnione przez niego dokumenty i był zdumiony, jak dokładny i precyzyjny jest w swojej pracy Evans. A później ten otwierał buzię i zaczynał mówić, a Charles kolejny raz zadawał sobie pytanie, co odbiło Rockwellowi, żeby przytargać tu takiego dzieciaka. Doprawdy, można z nim było oszaleć.


Phoenix - 2018-09-15, 22:54

Zanim detektyw zdążył opuścić pomieszczenie, Evans wstał z miejsca, zatrzymując go w połowie drogi. Zapomniał nawet o swojej gorącej kawie, której tak bardzo teraz potrzebował.
- Najpierw chciałbym się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie będę tylko chłopcem na posyłki. Wiem, że to coś poważnego i jeśli mam ci pomóc, musisz powiedzieć mi więcej na ten temat. - Praktycznie zastąpił detektywowi drogę z zaciętą miną. Nie miał zamiaru mu odpuścić i dawać aż tak sobą pomiatać. Skierował lodowaty wzrok prosto w zielone tęczówki i oparł się o framugę drzwi, czekając na wyjaśnienie sytuacji. Nawet jeśli detektyw kolejny raz potraktuje go jak powietrze, to przynajmniej nie będzie siedział i patrzył na to z założonymi rękoma.


Blake - 2018-09-15, 23:54

Mężczyzna zatrzymał się nagle, omal nie wylewając niesionej przez siebie kawy. Zmrużył oczy, patrząc w zacięte, jasne tęczówki chłopaka, a następnie… postąpił do przodu, naruszając przestrzeń osobistą Xaviera.
- Nie chcesz być tylko chłopcem na posyłki? - zamruczał, jednoznacznie lustrując go wzrokiem. - Gdzieś już to słyszałem…
Patrzył jeszcze przez chwilę na jego drobną, całkiem zgrabną sylwetkę, nim odsunął się, parskając śmiechem. Widział, że chłopak czuł się zaniepokojony, jakby naprawdę sądził, że Charles może się na niego w każdej chwili rzucić. Może i był niezły, i całkiem w jego typie, co niechętnie przyznawał, ale nigdy nie romansował z pracownikami komisariatu. Wolał innych ślicznych chłopców.
- Weź się w garść Evans i przestań zachowywać się jak idiota - burknął nieprzyjemnie i przepchnął się obok niego. - Gdy zrobisz, co kazałem, opowiem ci o sprawie.


Phoenix - 2018-09-16, 00:53

Och, oczywiście. Jak zawsze Evans musiał posłusznie przyjąć polecenia detektywa. Był jego pomocnikiem i to było jasne, jednak czuł się jak robot zaprogramowany do usługiwania i niezadawania pytań. Czuł chwilową satysfakcję, gdy zaskoczył policjanta swoją reakcją. Niestety trwało to krótko, bo gdy Baker przekroczył dopuszczalny dystans pomiędzy nimi, zalała go fala gorąca, która pewnie objawiła się na jego lekko przestraszonej twarzy. Oczywiście, z naciskiem na lekko, bo Xavier był przekonany, że dalej wygląda poważnie, ze zmarszczonymi w gniewie brwiami i sercem wybijającym szaleńczy rytm. Nie chciał pozwolić na to, żeby mężczyzna zastraszył go swoimi... dziwnymi metodami. Nie miał jednak większego wyboru, niż przyjąć jego warunki bez dalszych dyskusji. Znalezienie Rockwella nie było trudnym zadaniem. Wystarczyło usiąść w holu i poczekać, aż zacznie kolejny szaleńczy rajd po pierwszym piętrze. Poinstruował go, że zapisy rozmów znajdują się tam, gdzie wszystkie inne, czyli w archiwum, w pokoju 20. Było to świeże nagranie, więc Evans nie musiał długo go szukać. Ktoś zwyczajnie zostawił je na brzegu stołu. Chłopak zjawił się pod drzwiami Bakera po dwóch godzinach. Miał już wszystkie potrzebne informacje. Ledwo udało mu się otworzyć drzwi, niosąc przed sobą największy stos kartek i segregatorów, jaki praktycznie dało się unieść. Z impetem odłożył wszystko na biurko mężczyzny.
- Sara nie wiedziała, co będziesz potrzebował, więc dała mi cały wykaz z ostatniego roku - sapnął cicho i opadł na krzesło przed detektywem. - Wiesz, że na drugim piętrze, mieszka jakaś chora kobieta, zbierająca wszystkie bezpańskie koty z ulicy? Sąsiedzi skarżyli się, że klatki schodowe śmierdzą jak publiczne toalety.
Evans zaśmiałby się ze swojej własnej historii, gdyby nie brakowało mu tchu, przez taszczenie ciężkich dokumentów po schodach przez cztery piętra. Włosy opadające mu na czoło rozczochrały się jeszcze bardziej niż zazwyczaj, przez co wyglądał dość zabawnie. Spojrzał na detektywa.
- To teraz słucham. Co to za szczur?


Blake - 2018-09-17, 12:24

- Nie spieszyłeś się - mruknął niezadowolony, kiedy chłopak wtoczył się w końcu do jego gabinetu.
Zerknął krótko na ilość segregatorów i teczek, jakie ten ze sobą przyniósł. Skrzywił się, bo nie było tego mało. Przejrzenie tego zajmie mu dużo czasu, więcej, niż by chciał. Do tej pory zapisał jedynie swoje obserwacje, ale nie mógł ruszyć dalej, dopóki nie dowie się, kto mieszka w tej kamienicy.
Westchnął, zaczynając segregować dokumenty na dwie grupy. Teczkę i nagranie z rozmową z właścicielem antykwariatu odłożył na razie na bok, zostawiając ją sobie na deser.
- Masz. - Rzucił zaskoczonemu dzieciakowi teczkę, w której znajdował się opis całej sprawy i zdjęcia "słynnego" szczura. - Jak skończysz oglądać, to weźmiesz się za ten stosik. - Przesunął część papierów na jego stronę biurka. - Szukamy każdego pozornie normalnego mieszkańca kamienicy. Twoje babcie z kotem odpadają. Chyba że zauważysz coś nietypowego - wtedy od razu odkładaj na kupkę "podejrzanych". To nam pomoże wyeliminować chociaż część, żeby później przejrzeć to dokładniej. - Zmrużył oczy, niepocieszony. Nie podobało mu się, że musiał prosić gówniarza o pomoc, ale wiedział, że tak będzie szybciej. - Liczę na twoją intuicję, więc nie spieprz tego.


Phoenix - 2018-09-17, 14:37

Chłopak oburzył się trochę, słysząc, jak detektyw narzeka na jego tempo pracy. Ciekawe jak jemu poszłoby taszczenie tych dokumentów do gabinetu. Gdy dostał teczkę z aktami sprawy, przeczytał je szybko, chłonąc każde słowo. W lodowatych oczach pojawił się błysk ekscytacji. W końcu będzie mógł zająć się czymś więcej niż drobnymi przestępcami i wandalami. Przerzucał kartki w zamyśleniu, skupiając swój wzrok na obrzydliwych fotografiach. Skrzywił się lekko, na myśl o tym, co musiał mieć w głowie sprawca tego zdarzenia. Zastanawiał się, co mogło stać się z ofiarą i czy jeszcze żyje. Wyniki z laboratorium nie zostawiały żadnych wątpliwości co do tego, że ewentualne zwłoki w momencie zdarzenia musiały być świeże. Xavier chwycił tym razem segregator ze swojej, wyznaczonej części. W głębi duszy miał nadzieję, że sprawca zdarzenia tylko uszkodził ofiarę, ale zważając na okoliczności, nie dawał temu większych szans.
- Kilkoro z nich znacznie zalega z czynszem. Niektórzy dostali nawet wezwanie sądowe. Kto pozwolił tam mieszkać osobie niewypłacalnej? - Evans pokręcił głową, przygryzając policzek. Siedzieli już tak od dłuższego czasu i nic wyjątkowego nie udało mu się znaleźć. Chłopak odchylił głowę, rozkładając się na niewygodnym krześle. Westchnął ciężko. Nie wiedział nawet kiedy zaczęła się ich praca, ale zdecydowanie trwała już za długo. Niewielka teczka, którą trzymał teraz w górze przed swoją twarzą, spadła mu niezdarnie, uderzając go w zadarty nos.
- Cholera, chyba coś znalazłem. - mruknął niewyraźnie, pocierając obolałą twarz. - Jakaś kobieta, która mieszka samotnie z synem, dostała ostatnio wezwanie, bo jej ubezwłasnowolniony dzieciak męczy zwierzęta sąsiadów. Narkoman. Ma też za sobą kilka lat w ośrodkach uzależnień.
Poprawił się na krześle i odłożył dokumenty na stos innych.
- Mam jeszcze imiona i nazwiska osób, które mieszkają od wschodniej strony budynku. Z każdego piętra. Może coś widzieli przez okno? - Podsunął detektywowi odręcznie napisaną listę. - A ty, masz coś?
Chłopak nachylił się nad biurkiem, zaglądając w akta, które trzymał mężczyzna.


Blake - 2018-09-17, 17:01

Charles potarł zmęczoną twarz. Oczy już go bolały od wpatrywania się w kolejne strony pokryte małym druczkiem.
- Samotna matka z małym dzieckiem, przeciętna rodzina, jakiś samotny staruszek… - mamrotał, odrzucając niepotrzebne papiery na podłogę, bo na biurku nie było już miejsca. - Kurwa.
Odchylił się na chwilę na krześle, myśląc gorączkowo.
- Ktoś musiał coś widzieć - powiedział w końcu, spoglądając na równie zmęczonego chłopaka. - O to właśnie chodzi. Żeby ktoś to zobaczył. Ale kto? - Nerwowym ruchem przeczesał przydługie włosy. - Ile lat ma ten dzieciak-narkoman? Ja mam tylko jakiegoś samotnego przedsiębiorcę, który często sprowadza dziwki, a przynajmniej tak twierdzą sąsiedzi. Musimy z nimi pogadać. I z każdym, którego okno wychodzi na wschodnią stronę antykwariatu. - Uniósł jedną teczkę i odrzucił ją na zbędną kupkę. - No, może oprócz tej rodziny.
Wychylił się i sięgnął po zapis rozmowy z właścicielem budynku, na którym ktoś narysował szczura. Zachowywał się jak w transie i nawet nie zauważył, że całkiem sprawnie wydaje polecenia, a jego młody pomocnik wcale nie przeszkadza mu tak bardzo, jak się tego spodziewał.
- Zrób listę osób, które trzeba przesłuchać. A ja odtworzę nagranie. - Westchnął, bez zastanowienia zwierzając się ze swoich odczuć. - Ta sprawa wydaje się tak śmiesznie prosta, a mi wciąż coś umyka…


Phoenix - 2018-09-17, 19:27

— Tydzień temu skończył siedemnaście — powiedział chłopak, opierając brodę o dłoń. Patrzył, jak policjant chwyta za nieduże radio i ładuje do niego płytę. Kilka chwil potem popłynęło z niego nagranie, na którym nerwowy właściciel antykwariatu zdradza swoje imię.
— No naprawdę. Wielce to odpowiedzialne nie zainstalować kamer w sklepie. - skomentował chłopak, gdy słuchał historii. Drugą ręką z przymkniętymi już ze zmęczenia oczami notował wszystkie potrzebne informacje na temat osób, które trzeba przesłuchać. Nagle z transu wyrwała go myśl, pojawiająca się jak błyskawica. Wyprostował się momentalnie na krześle.
— Przecież te dziadki z fajką... — wymamrotał szybko do detektywa. — To o tym musieli mówić. Jeden z nich sprawiał wrażenie, jakby wiedział. Nie jestem pewny, ale... starsza kobieta jest ich sąsiadką. Z akt wynika, że kobieta mieszka blisko antykwariatu. W takim razie oni też.
Serce chłopaka zabiło szybciej, gdy wrócił myślami do porannej sytuacji i tego, jak jeden z dziadków stwierdził, że to dziwna sprawa. O co innego mogło im chodzić? Chłopak pamiętał tylko, jak wyglądali. Nie miał pojęcia, jakie są ich nazwiska, ale to przecież nie był żaden problem. Odnalezienie ich zajmie im chwilę.
— Jeśli się pospieszymy, może zdążymy załatwić to jeszcze dzisiaj. Szybko detektywie! — zawołał z może trochę przesadzonym entuzjazmem, ale czuł, że to dobry trop. Wstał z krzesła, łapiąc za płaszcz i spojrzał na Bakera, który dalej siedział nieruchomo na swoim miejscu.


Blake - 2018-09-17, 22:05

Charles wyłączył z irytacją nagranie. Niczego się nie dowiedzieli poza tym, że właściciel antykwariatu postanowił zaoszczędzić nawet na monitoringu. Baker miał ochotę przeklinać tego idiotę. Cała jego złość skoncentrowała się jednak na siedzącym przed nim chłopaku, który, choć na początku pomocny, teraz zaczął działać mu na nerwy.
- Możesz się opanować? - warknął nieprzyjemnie, gasząc jego zapał. - Po pierwsze - przestań mówić do mnie per detektywie. Mam nazwisko, Evans! Po drugie, opanuj się, do cholery! Myślisz, że tak po prostu za tobą pójdę, nie wiedząc, o co ci chodzi i czy to, co mówisz, może mi jakoś pomóc?
Zaczął rozmasowywać sobie skronie, wyczuwając już kiełkujący pod czaszką ból. Był zmęczony przeglądaniem takiej ilości papierów i w końcu wyżył się na chłopaku, który nie potrafił powstrzymać swojego entuzjazmu. Nie żałował.
- Dopóki nie zaczniesz zachowywać się poważnie, jak na policjanta przystało, to nie masz tutaj czego szukać. Nie będę bawił się w przedszkole. - Poinformował go grobowym tonem. - Przynieś te wypełnione raporty i zjeżdżaj. Sam sobie poradzę.
Odchylił się z jękiem na oparcie fotela. Czuł się na to za stary.


Phoenix - 2018-09-17, 22:36

- Och, no jasne. Właśnie dziś rano idąc do tego paskudnego miejsca, w którym teraz jestem - mówiąc to teatralnie rozłożył ręce. - Podsłuchałem przypadkiem rozmowę dwóch, nieprzyjemnych, prawie jak Ty, mężczyzn. Mówili coś o sprawie, którą właśnie masz przed nosem. Ich sąsiadką jest prawdopodobnie babka, która zgłosiła sprawę. Cała trójka mieszka niedaleko antykwariatu, a jeden z tych starych zgredów...
Tu urwał w połowie, zastanawiając się czy powinien ponownie nakreślić ich podobieństwo do detektywa, jednak odpuścił to sobie, nabierając powietrza w płuca.
- Jeden z mężczyzn mówił tak, jakby nie chodziło mu tylko o głupią, wybitą szybę. Może od nich czegoś się dowiemy? - Evans w momencie kończenia opowieści był już jedną nogą poza biurem detektywa, ściągając tym samym na siebie wzrok zdziwionych policjantów, stojących na korytarzu. Zamknął ostatecznie za sobą drzwi, patrząc hardo na ironiczne uśmiechy gapiów.


Blake - 2018-09-17, 22:59

Mężczyzna odetchnął drżąco, próbując się uspokoić. Ten dzieciak był taki niecierpliwy, taki pewny siebie, a przy tym taki bezmyślny... To była mieszanka wybuchowa, która doprowadzała Charlesa do szału. Potrzebował chwili, żeby nie zamordować gówniarza.
Gdy w końcu wyszedł z gabinetu, omal nie wpadł na wyprostowane plecy chłopaka. Położył dłoń na jego łopatkach (od razu wyczuł, jak ten się spiął pod jego dotykiem) i pchnął go do przodu.
- Rusz się - burknął nieprzyjemnie i założył kurtkę. Czuł na sobie ukradkowe spojrzenia, ale jak zwykle je zignorował. Wiedział, że traktowali go tutaj jak dziwaka, którym przecież naprawdę był, i zupełnie mu to nie przeszkadzało. - Pójdziemy poznać twoich dziadków. Pewnie się polubimy, skoro są tak uprzejmi, jak ja.
Gdy wyszli na zewnątrz, od razu uderzył w nich zimny podmuch wiatru. Charles wsunął dłonie w kieszenie kurtki i ruszył przed siebie, nie zamierzając pokonywać tej drogi samochodem. To nie było daleko.
- Nie mogłeś powiedzieć mi o tym wcześniej? - zapytał pozornie spokojnym głosem. - No wiesz, zanim zaczęliśmy przeglądać te wszystkie pudła? - Odetchnął, bo znów zaczynał się irytować bezmyślnością chłopaka, a to okazało się błędem, bo zimne powietrze wdarło się do jego gardła i mężczyzna zakasłał kilka razy, zanim mógł normalnie mówić. - Posłuchaj, nie wiem, czy naoglądałeś się za dużo filmów, czy może naczytałeś za dużo książek, ale ta praca nie polega na szaleńczym wybieganiu z gabinetu i nieskładnym wrzasku o jakichś dziadkach. Tu potrzeba spokoju. I myślenia. - Skrzywił się teatralnie. - A ty masz z tym wyraźny problem. Jesteś najbardziej irytującym szczeniakiem, jakiego spotkałem, a to naprawdę wyczyn, gratuluję.


Phoenix - 2018-09-17, 23:36

W porównaniu do tego, co wyczyniało się na ulicy kilka dni temu, to teraz śnieg pozostał na chodnikach w znikomej ilości. Chłopak schował twarz pod szalikiem, żeby uniknąć tych znienawidzonych czerwonych śladów na twarzy.
— Przypomniałem sobie o tym dopiero potem. Przecież ta praca nie pójdzie na marne. Resztę osób też trzeba przesłuchać — mamrotał chłopak. Nie był nawet pewny, czy Baker wszystko usłyszał. Zimny wiatr rozwiewał mu idealnie ułożone dziś włosy. Resztę, zapewne bardzo ważnych w umyśle mężczyzny słów, Xavier zignorował. Bardziej skupiał się na tym, żeby nie poślizgnąć się na lodzie i nie wylądować na chodniku, a przytyki policjanta już prawie wcale go nie ruszały. Człowiek, przebywający w takim towarzystwie, potrafi przywyknąć. Po pięciu minutach drogi chłopak przystanął w miejscu, prawie wpadając na mężczyznę.
— Musimy zapytać tej pani z piekarni. Ona może ich znać — powiedział, wchodząc szybko do sklepu. Dla niektórych małe rozmiary pomieszczenia mogłyby być przytłaczające, ale Evans bardzo lubił takie nieduże powierzchnie. Kobieta spojrzała na chłopaka, a potem na detektywa wyczekująco. Mężczyzna musiał pokazać jej odznakę, bo momentalnie jej twarz przybrała zmartwiony wyraz.
— Szukamy dwóch mężczyzn w podeszłym wieku. Jeden z nich wysypał tu dziś tytoń na podłogę. — Evans starał się możliwie jak najkrócej opisać sytuację, żeby nie denerwować policjanta.
— Tak, znam ich. Mieszkają na końcu ulicy. Nieduży, zielony dom. Zauważycie — kobieta odpowiadała krótko. Wyraźnie chciała się pozbyć nieproszonych gości.


Blake - 2018-09-18, 15:16

Charles pokiwał głową, podziękował uprzejmie i opuścił piekarnię. Myślami wciąż był przy sprawie, wciąż próbował poskładać puzzle, których nie było przecież zbyt wiele i cały czas wydawało mu się, że zna odpowiedź. Potrzebował tylko czegoś, co choć w niewielkim stopniu potwierdzi jego przypuszczenia. Po tylu latach pracy nauczył się, żeby kierować się intuicją, ale robić to z rozwagą i nie zawsze jej ufać. Ostatnio zaufał i bardzo źle się to skończyło.
Evans szedł obok niego w ciszy, najwyraźniej nie mając ochoty z nim rozmawiać, co mężczyźnie odpowiadało. Chwila ciszy przy tym dzieciaku to było wytchnienie. Spokój nie trwał jednak długo, bo chłopak nagle poślizgnął się i byłby wylądował tyłkiem na oblodzonym chodniku, gdyby nie refleks Bakera. Złapał bruneta w pasie i przyciągnął do siebie mocno, asekurując go.
- Sierota - skomentował, gdy w końcu odsunął się od nowego policjanta.
Wyminął go i pierwszy ruszył w stronę zielonego domu. Furtka była otwarta, więc wszedł bez problemu na podwórze i podszedł do drzwi. Zapukał dwa razy w ciężkie drewno, a gdy w drzwiach pojawił się starszy jegomość, uśmiechnął się krzywo i przywitał.
- Dzień dobry. Nazywam się detektyw Baker - pokazał odznakę - i chciałbym zadać panom kilka pytań w sprawie tego, co wydarzyło się przy antykwariacie. - Od razu dał znać, iż wie, że w domu mieszka dwóch mężczyzny i że sądzi, iż oni wiedzą coś na temat całego zajścia. - Możemy wejść?


Phoenix - 2018-09-18, 16:53

Evans mrużył oczy, osłaniając je od ostrego wiatru. Widział już w oddali zielony, pokryty śniegiem domek, gdy nagle stracił równowagę na oblodzonym chodniku. Nie zdążył nawet zareagować ani złapać się niczego, gdy nieuchronnie leciał w dół. W połowie drogi na ziemię poczuł silny chwyt w pasie, na co zareagował lekką paniką. Uwolnił się szybko z uścisku i naciągnął szalik jeszcze bardziej na twarz, nie chcąc zdradzać swojego zawstydzenia zaistniałą sytuacją. Mruknął ciche „dzięki”, zanim detektyw ruszył przed siebie.
— Co?! — zapytał trochę za głośno, łysiejący staruszek w koszuli w kratę, który otworzył im drzwi. Grzebał jedną ręką przy aparacie słuchowym, patrząc na detektywa podejrzliwie. - Jakim fiacie? Ted, jacyś panowie do ciebie!
Zanim mężczyzna zdążył się odwrócić, w drzwiach pojawił się drugi, trochę żywszy na pierwszy rzut oka dziadek.
— No masz ci los. Policja — skomentował krótko, robiąc przy tym kwaśną minę. Założył okulary na nos i przyjrzał się odznace Bakera, jakby próbował ocenić, czy na pewno jest prawdziwa. - No... wchodźcie.
Machnął ręką niechętnie, zapraszając policjantów do środka. Wskazał im miejsce w małym salonie. Obok znajdowała się nieduża kuchnia, która tak swoją drogą, dawno nie widziała środków czystości. Evans nie spodziewał się jednak sterylnych warunków po dwóch niedołężnych staruszkach. Blat przy lodówce pełen był brudnych talerzy i niedojedzonych resztek. Chłopak skrzywił się, widząc ten wszechogarniający syf i usiadł na sofie, starając się nie dotknąć niczego po drodze. Bardziej rozmowny mężczyzna przedstawił się jako Ted Molotovskij. Powiedział, że mieszka tu ze starszym bratem Johnem odkąd zmarła jego żona, a ten ze względu na swój wiek nie może zostać sam.
— Pewnie ktoś na nas doniósł. Ta zakała rodziny... — zaczął skrzekliwym głosem łysy staruszek, drepcząc wyjątkowo powoli w stronę salonu. Drugi mężczyzna uciszył go szybko, określając mężczyznę mianem starego zgreda.
— Co się stało, panowie? — zapytał.


Blake - 2018-09-18, 23:51

Mężczyzna usiadł obok Evansa, rozglądając się sceptycznie po wnętrzu niewielkiego domu. Nie spodziewał się, by dowiedzieli się czegoś nowego w tym miejscu. Otworzył im drzwi staruszek, który miał ogromne problemy ze słuchem (ze wzrokiem pewnie nie mniejsze), a przed nimi siedział jego niewiele młodszy brat.
- Chodzi o antykwariat - wyjaśnił krótko, nie zamierzając się rozwodzić nad sprawą. - Z pewnością słyszał pan o całym zajściu. Chodzimy po sąsiednich domach i wypytujemy, czy ktoś coś widział. - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Może zauważył pan coś nietypowego w okolicy? Ktoś kręcił się wokół antykwariatu? Ktoś sprawiał jakieś problemy w okolicy? Każda, nawet najmniejsza informacja, może okazać się ważna.
Starał się sprawiać wrażenie miłego, przeciętnego policjanta, który został oddelegowany do niewdzięcznej roboty.


Phoenix - 2018-09-19, 09:33

Staruszek popatrzył chwilę na Evansa, po czym pochylił się nad niskim, szklanym stołem w stronę policjantów. Mówił bardziej do Bakera, jakby nie wierzył w kompetencje siedzącego obok chłopaka.
— Tak, tak, bo widzi pan. Nasza sąsiadka pani Roberts codziennie nad ranem idzie po chleb do piekarni, tak też było tego okropnego dnia. Antykwariat był jeszcze zamknięty, gdy zobaczyła ten akt wandalizmu. To nie do pomyślenia. Młodzi ludzie, zamiast zająć się pracą... — mówił szybko, gestykulując zawzięcie.— No, ale ja uważam, że to wszystko sprawka tego młodego Nelsona. Wiedział pan, co tu się wyprawia? Syn tego imbecyla, to znaczy właściciela antykwariatu, podobno jakieś dziwki prowadza po okolicy, to pewnie i z mafią ma kontakty. Ja wszystko widzę z okna. Tutaj nie ciężko o takie informacje.
— Wiedziałem, że w końcu narobi kłopotów. Niedługo nas zaczną napadać na ulicach. Co za kraj. W Rosji to jakby im...— wszedł mu w słowo drugi dziadek.
— Wydaje mi się, panowie policjanci — kontynuował — że może mieć długi, to go nastraszyli. Często odwiedza ojca w pracy, to pewnie starego Nelsona też znają. My już wiemy o tym potwornym znalezisku za sklepem. Plotki szybko się rozchodzą. Taka spokojna dzielnica to była, dopóki się tu nie przeprowadził. W tej nowej kamienicy mieszka.
Ted wstał ciężko z miejsca i podszedł do zardzewiałego czajnika, proponując gościom herbatę.


Blake - 2018-09-19, 22:43

Charles zapisał wszystko, z uwagą przysłuchując się relacji staruszka. Niewiele z tego wynikało. Przedsiębiorca, który zwrócił jego uwagę, był synem właściciela antykwariatu. I wszyscy plotkowali, że sprowadza sobie dziwki. Ale jak na razie jedynym powiązaniem ze szczurem było jego pokrewieństwo z właścicielem budynku, do którego ktoś przyczepił ludzkie gałki oczne. Rzekome długi były tylko domysłami wścibskich sąsiadów.
- Bardzo dziękuję, ale mamy jeszcze sporo pracy. - Uprzejmie, acz stanowczo odmówił herbaty. - Przypominają sobie panowie coś jeszcze? Ktoś nieznajomy kręcił się w okolicy lub zachowywał podejrzanie?
Pięć minut później opuścili zielony domek i ruszyli w stronę antykwariatu. Niczego więcej się nie dowiedzieli.
- No, niewiele tego jest - burknął pod nosem, chowając dłonie do kieszeni kurtki. - Musimy odwiedzić syna właściciela, chociaż to niewielki punkt zaczepienia. Same domysły. - Prychnął, kręcąc głową. Domysły nie mogły być przecież lepsze od jego intuicji. - A później tego młodego narkomana i jego matkę.


Phoenix - 2018-09-19, 23:18

— Lepsze to niż nic — mruknął smętnie Evans. Liczył na to, że mężczyźni pomogą im nieco bardziej. — No... to złóżmy wizytę biznesmenowi.
Chłopak odzyskał trochę entuzjazmu na myśl o tym, że przecież mają jakiś punkt zaczepienia. Stanęli pod nowo wybudowaną, sześciopiętrową kamienicą. Nie była bardzo nowoczesna, ale na szczęście zainwestowali w windy. Chłopak doznał szoku, widząc ilość schodów prowadzących na górę, dlatego pierwsze co zrobił, to wparował do windy. Przeczesał włosy ręką, patrząc na oszklone ściany. Czasem może za bardzo przejmował się swoim wyglądem, ale taki los perfekcjonisty. Gdy stanęli przed drzwiami mieszkania dziwne dźwięki, dochodzące ze środka, zagłuszyły rozmyślania Evansa na temat bieżącej sprawy. Chłopak westchnął, krzyżując ręce na piersi.


Blake - 2018-09-20, 11:07

Charles przyglądał się z rozbawieniem swojemu młodemu pomocnikowi, kiedy ten poprawiał włosy w windzie. Ten dzieciak wydawał mu się taki… dziwny.
Kiedy stanęli przed drzwiami mieszkania następnego przesłuchiwanego, a do ich uszu dobiegły jednoznaczne dźwięki, detektyw uśmiechnął się ironicznie i zapukał. Gdy czekali chwilę, a w tym czasie nikt im nie odpowiedział, walnął potężnie w drzwi, aż po klatce schodowej rozniósł się głuchy dźwięk. Dopiero wtedy usłyszeli jakieś zamieszanie za drzwiami i te w końcu otworzyły się, a im ukazał się syn właściciela antykwariatu.
- Czego? - zapytał nieprzyjemnie, owinięty jedynie w szlafrok. Mógł być mniej więcej w wieku Bakera, miał mały brzuszek, zaczynał łysieć na czubku głowy i Charles na pewno nie określiłby go mianem przystojnego, choć brzydkiego też nie.
- Detektyw Charles Baker. - Uśmiechnął się szerzej na widok miny mężczyzny, gdy pokazywał odznakę. Ten pewnie pomyślał, że sąsiedzi musieli na niego donieść. - Możemy wejść?
- Właściwie to… eee… nie jest najlepszy moment…
- Mamy tylko kilka pytań. - Choć mina detektywa wskazywała, że nie było to nic istotnego, to głos miał na tyle stanowczy, by przedsiębiorca wpuścił ich do środka, wyraźnie niezadowolony.
- Wybaczą panowie na chwilę... - Wskazał dłonią na swój szlafrok i zniknął za drzwiami, które musiały prowadzić do sypialni.
Charles rozejrzał się po gustownym wnętrzu i przysiadł na kanapie w salonie, starając się udawać, że wcale nie słyszy zamieszania z sąsiedniego pokoju. Pięć minut później drzwi od sypialni otworzyły się i najpierw wyszła z niej jasnowłosa dziewczyna, ubrana w krótką, bardzo sugestywną sukienkę. Uśmiechnęła się do nich i ruszyła w stronę wyścia. Ku zaskoczeniu ich obu, zaraz za nią podążył młody, ciemnowłosy chłopak. Charles uśmiechnął się pod nosem, odprowadzając wzrokiem tyłek męskiej prostytutki. Był niezły.
- Przepraszam za to. - Gospodarz wskazał w stronę zamykających się drzwi wejściowych. Wyglądał na zmieszanego. - W czym mogę panom pomóc?


Phoenix - 2018-09-20, 15:41

Xavier był lekko zniesmaczony dźwiękami, ale przekroczył próg mieszkania i cóż, musiał przyznać, że wystrój wnętrza zrobił na nim spore wrażenie. Gdy dotarli do salonu, otworzył szerzej oczy na widok ogromnego telewizora na przeciwnej ścianie. Usiadł obok detektywa, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie zdziwił go widok dwóch roznegliżowanych osób wychodzących z sypialni. Ludzie, którzy mają za dużo pieniędzy, nigdy się nie nudzą. Evans powiedział szybko, w jakiej sprawie przychodzą. Jakoś wyczuwał w tym miejscu negatywne emocje i liczył na to, że opuszczą je bezzwłocznie.
— Zdemolowanie wystawy to jednak nie wszystko. Ktoś ucierpiał i każda wskazówka na temat wrogów bądź osób, które chciałyby zaszkodzić panu ojcu, byłaby pomocna. Ktoś wam groził? To poważna sytuacja — mówił młody policjant, notując coś w swoim zeszycie. — Mogą być państwo w niebezpieczeństwie.


Blake - 2018-09-21, 00:53

- Groził? - Mężczyzna uśmiechnął się z rozbawieniem, siadając naprzeciwko nich na kremowym fotelu. - Widzieliście mojego ojca? To tylko staruszek. Może lekko zwariowany, czasem irytujący i trochę za bardzo skąpy, ale to tylko staruszek, który prowadzi antykwariat. Nie widzę powodu, żeby ktoś miał mu grozić i nigdy o czymś takim nie słyszałem. - Westchnął i pokręcił głową. - A to, co się ostatnio stało… Coś okropnego.
- A panu ktoś groził? - Charles pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana. Przyglądał się uważnie mężczyźnie, próbując go rozgryźć. - Zajmuje się pan nieruchomościami, prawda? To musi przysparzać wrogów.
- Na małą skalę. - Zaznaczył od razu gospodarz, choć całe jego mieszkanie temu przeczyło. - Niektórym mogą przeszkadzać moi goście… - znów wydawał się nieco skrępowany, choć nie tak, jak inni mogliby być na jego miejscu - ale to raczej nie powód, żeby robić coś takiego mojemu ojcu. Napiją się panowie czegoś?
Mężczyzna wstał i podszedł do barku, który znajdował się po drugiej stronie salonu. Nalał sobie trochę whisky, a widząc przeczące odpowiedzi u swoich gości, wrócił na fotel.
- Jedyną dziwną osobą, która przychodzi mi do głowy, jest ten dzieciak z dołu. Chodzi po okolicy i znęca się nad zwierzętami. Przerażający typ.


Phoenix - 2018-09-21, 09:54

— Jeśli jednak zauważyłby pan coś jeszcze, to proszę zgłosić się na komisariat. — westchnął Evans. Teraz znajdowali się w punkcie wyjścia. Zastanawiał się, czy warto byłoby jeszcze raz przejść się pod sklep i sprawdzić znów okolicę. Szansa na to, że znaleźliby coś jeszcze, była marna, bo patrole przeczesały już prawie cały teren, nie znajdując kompletnie nic. Gdy policjanci opuścili mieszkanie mężczyzny, odwiedzili jeszcze kilka mieszkań, z których można było zobaczyć wschodnią ścianę nieszczęsnego budynku, jednak wciąż nie dowiedzieli się niczego istotnego. Chłopak był już porządnie poirytowany tym przesłuchiwaniem mieszkańców, którzy nie zawsze chętnie chcieli z nimi rozmawiać i traktowali ich bardziej jak intruzów niż szukających sprawiedliwości policjantów.
— Co za chamstwo — mruknął, gdy kolejna osoba szybko stwierdziła, że nic nie wie i zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Evans rozumiał jednak to, że niektórzy mogli się zwyczajnie bać. Najtrudniejszy, ostatni przystanek znajdował się w mieszkaniu numer 8 na parterze. Drzwi otworzyła im czarnowłosa, wychudzona kobieta. Miała wielkie jakby przerażone oczy i smętny wyraz twarzy.
— Co on znowu narobił... — przyłożyła rękę do ust, widząc w wejściu stróżów prawa. - Zapraszam.
Mieszkanie było skromne, ale czyste. Rodzina wyraźnie nie była zamożna. Chłopak już na pierwszy rzut oka widział, że kobieta jest maksymalnie zestresowana i przepracowana.
— Tak naprawdę, to przyszliśmy porozmawiać z pani synem — zaczął Xavier.
— Obawiam się, że to niemożliwe — przerwała mu szybko i potarła nerwowo przedramiona posiniaczonych rąk. Evans przybrał zmartwioną minę, widząc, w jakim stanie znajduje się matka chłopaka. — On... Harry ostatnio zachowywał się lepiej. Powiedział mi nawet, że wróci do szkoły i napisze maturę, ale od paru dni nie było go w domu. Wcześniej zdarzały się takie sytuacje, ale tylko wtedy, gdy przesadził z... używkami.
Jej głos załamał się żałośnie, więc przeprosiła ich i udała się do kuchni. Trzęsącymi rękoma wyjęła z szafki buteleczkę z lekami.
— Myślę, że on znów zaczął brać — powiedziała niewyraźnie i odwróciła się w stronę policjantów siedzących przy stole.
— Kiedy pani ostatni raz widziała syna? — zapytał cicho Xavier, wyjmując notatnik.
— Pięć dni temu — odpowiedziała słabo, a Evans przygryzł wargę. Przypomniały mu się wyniki analizy materiału dowodowego i przykra, namolna myśl momentalnie wdarła się do jego głowy.


Blake - 2018-09-21, 14:28

Charles spojrzał na zatroskaną twarz Evansa, a później wrócił wzrokiem do kobiety. Chyba myśleli o tym samym, a to oznaczało, że jego teoria jest coraz bliżej potwierdzenia. Poczuł ukłucie satysfakcji, ale było to uczucie tak krótkie i nikłe, że aż rozczarowujące.
- Czy słyszała pani o tym, co stało się w pobliskim antykwariacie? - Zapytał, zmieniając temat.
- Tak. - Kobieta pokiwała szybko głową. - Przechodzę tamtędy codziennie, idąc na autobus, więc widziałam policję… - Spojrzała na nich z niepokojem. - Myślicie, że to Harry zrobił…? On na pewno by nie...
- Jeszcze nic nie myślimy, pani Altman. - Uspokoił ją, a następnie rozejrzał się po mieszkaniu. Nie dało się go porównać z mieszkaniem mężczyzny, który był synem właściciela antykwariatu. - To nowa kamienia, prawda? Czynsz musi być bardzo drogi… - Zawiesił głos, unosząc brew. Ze spokojem obserwował trzęsące się dłonie kobiety, nie okazując nawet cienia współczucia. - Dlaczego nie zgłosiła pani zaginięcia syna? Pięć dni to całkiem sporo.


Blake - 2018-09-21, 14:28

Charles spojrzał na zatroskaną twarz Evansa, a później wrócił wzrokiem do kobiety. Chyba myśleli o tym samym, a to oznaczało, że jego teoria jest coraz bliżej potwierdzenia. Poczuł ukłucie satysfakcji, ale było to uczucie tak krótkie i nikłe, że aż rozczarowujące.
- Czy słyszała pani o tym, co stało się w pobliskim antykwariacie? - Zapytał, zmieniając temat.
- Tak. - Kobieta pokiwała szybko głową. - Przechodzę tamtędy codziennie, idąc na autobus, więc widziałam policję… - Spojrzała na nich z niepokojem. - Myślicie, że to Harry zrobił…? On na pewno by nie...
- Jeszcze nic nie myślimy, pani Altman. - Uspokoił ją, a następnie rozejrzał się po mieszkaniu. Nie dało się go porównać z mieszkaniem mężczyzny, który był synem właściciela antykwariatu. - To nowa kamienia, prawda? Czynsz musi być bardzo drogi… - Zawiesił głos, unosząc brew. Ze spokojem obserwował trzęsące się dłonie kobiety, nie okazując nawet cienia współczucia. - Dlaczego nie zgłosiła pani zaginięcia syna? Pięć dni to całkiem sporo.


Phoenix - 2018-09-21, 16:05

Evans słuchał uważnie i notował wszystko, co mogłoby być istotne. Detektyw uprzedził jego pytanie.
— To nie pierwszy raz, gdy wyszedł z domu na tak długi czas. Chciałam zgłosić, ale... — zawahała się, patrząc nerwowo na dłonie — mam wrażenie, że policja nie bierze już nas na poważnie. Mój syn narobił sobie dużo kłopotów. Sąsiedzi się skarżą.
— Może są jakieś miejsca, w których najczęściej przebywa? — zapytał młody policjant.
— Nie mam pojęcia. On nigdy nic mi nie mówi. Wychodzi bez słowa i tak samo wraca. Kiedyś przesiadywał u swojej dziewczyny, ale to było dość dawno. — Wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy.
Pomimo tego, że była wyraźnie przestraszona, jej zachowanie i to, że nie starała się odnaleźć syna, było dość dziwne. Evans mógłby założyć się, że nieobecność chłopaka jest formą odpoczynku od problemów, do którego nigdy by się nie przyznała.
— Ta dziewczyna — kontynuowała, pisząc coś na niewielkiej kartce — spotykała się z nim rok temu. To jej adres, ale wątpię, żebyście cokolwiek się od niej dowiedzieli.
Xavier wziął od niej złożony kawałek papieru i schował go do kieszeni. Podziękował kobiecie, opuszczając mieszkanie.
— No, to chyba coś jednak mamy — powiedział cicho chłopak i schował twarz w szaliku, chroniąc się przed mroźnym wiatrem.


Blake - 2018-09-21, 23:25

- Ta, zajebiście dużo. - Prychnął, patrząc z irytacją na skulonego chłopaka. Liczył na to, że kobieta powie coś więcej, ale ta nie chciała mówić. Wydawała się przerażona, a powody jej stanu mogły być różne. Na razie, pomimo pracy, jaką wykonali, wydawali się stać dalej w miejscu.
Prawdopodobieństwo, że gałki oczne należą do zaginionego chłopaka, było bardzo duże. Wciąż jednak nie znali odpowiedzi na większość pytań. Dlaczego akurat on? Co oznaczał szczur i dlaczego ktoś postanowił umieścić ludzkie oczy akurat na ścianie antykwariatu? I przede wszystkim - jaki był jego cel? Detektyw już wcześniej miał swoją teorię, która skupiała się wokół twierdzenia, iż makabryczny szczur był dla kogoś ostrzeżeniem. Ale dla kogo miałby nim być, jeśli oczy należały do młodego narkomana? Dla matki? I skąd kobieta miała pieniądze na mieszkanie w nowej kamienicy, skoro z daleka było widać, że nie należy do osób zamożnych? Brak odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań był frustrujący.
Mężczyzna zerknął na zegarek i skrzywił się. Było późno.
- Przynieś mi te zaległe raporty - polecił chłopakowi, gdy wchodzili do komisariatu, a kiedy ten pokiwał głową, bez dalszych słów odwrócił się i skierował w stronę męskiej toalety. Był zmęczony.


Phoenix - 2018-09-22, 10:56

Xavier do końca dnia zachowywał się jak nie on. Cały entuzjazm uciekł z niego po dzisiejszych przesłuchiwaniach okolicy. Rzucił raporty na biurko mężczyzny i oddalił się w stronę tego znienawidzonego biurka i plotkujących o czymś zawzięcie policjantów. Nie obdarzył ich nawet spojrzeniem i zaczął analizować jeszcze raz dokumenty z miejsca zdarzenia.
Następnego dnia jego samopoczucie nie poprawiło się ani trochę. Nie mógł pogodzić się z tym, że nic konkretnego nie udało im się znaleźć. Gdy przekroczył próg komisariatu, atmosfera była jakby grobowa. Dziwny entuzjazm policjantów ustąpił smętnemu wykonywaniu obowiązków. Evans westchnął tylko i odłożył czarny płaszcz na wieszak.
— Baker! Poczekaj chwilę — zawołał szef za mężczyzną, który kręcił się po komisariacie. Rockwell ubrany był tak, jakby lada chwila miał gdzieś wyjść. — Znaleźli ciało. A raczej to, co z niego pozostało. Musisz to zobaczyć.
Starszy mężczyzna skrzywił się lekko. Nikt z przyjemnością nie będzie oglądał zwłok w takim stanie. Wyjaśnił jeszcze, że to informacja sprzed kilku minut i dopiero zabezpieczają teren. Miejscem, w którym znaleziono ciało, był dawno już zamknięty budynek fabryki, w którym zbierali się okoliczni narkomani. To właśnie oni natknęli się na makabryczny widok. Miejsce tak naprawdę nigdy fabryką nie zostało, bo porzucono jego budowę, ze względu na brak środków. Aktualnie straszyło ono rozpadającymi się murami i podejrzanym towarzystwem.
— Tylko pospiesz się, zanim idioci wszystko zadepczą. — Prawdą było, że niektórzy policjanci byli, lekko mówiąc nieostrożni, ale wynikało to w głównej mierze z ich niedoświadczenia. — Kazałem im niczego nie ruszać, koroner jest już w drodze. Straciliśmy strasznie dużo czasu na przeszukiwanie lasu.


Blake - 2018-09-22, 12:57

Baker też nie był tego dnia w najlepszym nastroju. A przynajmniej do chwili, w której nie zawołał go Rockwell, informując, że znaleźli ciało. Wtedy poczuł przypływ energii (krótki, ale jednak) i szybkim krokiem podążył w stronę swojego gabinetu, żeby wziąć kurtkę. Nie wiedział, co go tknęło, by po drodze wstąpić do Evansa i zabrać go ze sobą, skoro nie przepadał za tym szczeniakiem, a jednak mimo to wszedł do pomieszczenia, w którym przesiadywało kilku policjantów, i zawołał go.
- Mam dla ciebie coś wyjątkowego - zamruczał, gdy zdezorientowany chłopak pojawił się przy jego boku. - Weź kurtkę i chodź ze mną.
Widział, że chłopak jest przygaszony. Najwyraźniej nie tylko on był rozczarowany brakiem jakichkolwiek postępów w śledztwie. Dzieciak jednak, jeśli naprawdę chciał być policjantem, musiał się do tego przyzwyczaić. Bywało, że sprawy ciągnęły się miesiącami, a nawet latami.
- Ten chłopak, którego znaleźliście, to prawdopodobnie Harry Altman. Mieszka wraz z matką w tej nowej kamienicy, zaraz obok antykwariatu. - Powiedział, gdy tylko wsiadł do samochodu szefa, zajmując miejsce pasażera. Evansowi przypadło siedzenie z tyłu.
W drodze do fabryki opowiedział Rockwellowi o wszystkim, co udało i nie udało im się dowiedzieć poprzedniego dnia. Wczoraj nie mógł tego zrobić, bo kiedy wrócił na komisariat, mężczyzny już nie było.
- Mam nadzieję, że ci idioci wszystkiego nie zadeptali… - mruknął z powątpiewaniem, gdy ujrzał grupę policjantów zabezpieczających teren.


Phoenix - 2018-09-22, 16:17

Młody policjant ledwo zdążył usiąść przy biurku, gdy do pomieszczenia wparował Baker. Zgarnął potrzebne rzeczy i wyszedł za nim z komisariatu. Na miejsce mieli udać się razem z Rockwellem, więc chłopak władował się na tylne siedzenie całkiem ładnego bmw. Zatrzymali się przed dużym ceglanym budynkiem, który pokryty był w większości wątpliwej jakości graffiti. W niektórych miejscach kondygnacja zawaliła się, więc spacerowanie po tych częściach fabryki nie było bezpieczne. Mężczyźni skierowali się na pierwsze piętro po stromych schodach. Miejsce, w którym zwykle przesiadywała młodzież, owinięto już taśmą policyjną, a kilkoro funkcjonariuszy kręciło się z aparatami fotograficznymi. W budynku unosił się nieprzyjemny zapach śmierci. Ciało zaczęło się rozkładać.
— Dzieciak zmarł około 4 dni temu. Miał nie więcej niż 17 lat. Nie ustaliliśmy jeszcze, co było przyczyną śmierci — mówił blond włosy lekarz medycyny sądowej. Jego białe rękawiczki pokryte były krwią i innymi nieprzyjemnymi wydzielinami. Krew pokrywała też zakurzone, ceglane ściany i podłogę. Poza tym makabrycznym widokiem w rogach pomieszczenia znajdowały się jeszcze potłuczone butelki i inne śmieci. Evans, który do tej pory trzymał się raczej za detektywem, podszedł bliżej ofiary. Zasłonił nos szalikiem i przykucnął obok. To, co zobaczył, jednie przypominało ludzką postać.


Blake - 2018-09-23, 22:32

Charles przyjął białe rękawiczki od jednego z zabezpieczających teren policjantów i pospiesznie je założył. Zbliżył się do Evansa, który gapił się wielkimi oczami na trupa nastolatka, i pochylił nad nim, niemalże dotykając ustami jego ucha.
- Mówiłeś, że lubisz widok rozkładających się zwłok… - szepnął, owiewając jego skórę gorącym oddechem - więc baw się dobrze.
Gdy odsunął się od niego, puścił mu jeszcze oczko, nim przeszedł z drugiej strony zwłok, skupiając się z powrotem na pracy. Przesunął wzrokiem po tej części, która kiedyś musiała być twarzą chłopaka, ale niewiele z tego zostało. Dwie krwawe dziury po gałkach ocznych, rozcięte policzki i rozciągnięte wargi, które miały chyba przypominać makabryczny uśmiech od ucha do ucha. Jego klatka piersiowa i brzuch zostały rozprute, a wszystko to, co znajdowało się w środku, zostało wyciągnięte na wierzch. Charles musiał przyznać, że dawno już nie widział tak okropnego i niewytłumaczalnego dla niego widoku.
- Czy coś zginęło? - zapytał, mając na myśli organy chłopaka.
- Nie. - Jasnowłosy lekarz pokręcił głową. - Wszystko znajduje się wokół denata. W kącie znaleźliśmy jedną z nerek.
Charles pokiwał głową i wstał. Wszędzie było pełno krwi i rozrzuconych wnętrzności chłopaka. Niewiele zostało z Harry’ego Altmana. Miał nadzieję, że nie znajdzie się jakiś idiota, który postanowi opowiedzieć jego matce, co dokładnie stało się z jej synem, bo i tacy czasem się zdarzali na tym komisariacie.
Całe to przedstawienie, jakie rozegrało się w fabryce, musiało być podyktowane ogromną wściekłością i okrucieństwem, jak ostatecznie stwierdził. Ale co złego mógł zrobić nastoletni ćpun, by zasłużyć na taki los? Tego mężczyzna wciąż nie potrafił wyjaśnić.


Phoenix - 2018-09-24, 14:22

Chłopak drgnął niespokojnie, słysząc niespodziewany głos przy swoim uchu. Faktycznie widok zwłok zbytnio nie raził go w oczy. W końcu nie raz widział takie obrazy na praktykach podczas studiów. Musiał jednak przyznać, że to, co miał teraz przed sobą przechodziło ludzkie pojęcie. Nawet najsilniejszy psychicznie człowiek poczułby się nieswojo.
— I wzajemnie — mruknął niewyraźnym głosem. Mężczyzna ostatnio zbyt często naruszał jego przestrzeń osobistą. Chłopak chwycił też swój zestaw rękawiczek i zaczął delikatnie odgarniać poszczególne elementy ubrań, które właściwie tylko w szczątkowych ilościach pozostały na ofierze. Kalkulując na szybko jego stan, dopuszczał możliwość gwałtu, ale lekarz z pewnością musiał to zauważyć.
— Motyw seksualny? — zapytał, żeby upewnić się co do swoich przypuszczeń.
— To bardzo prawdopodobne, ale na ten moment nie jestem w stanie dokładnie tego stwierdzić. Na rękach ma ślady po skrępowaniu. To była powolna śmierć. — westchnął koroner, który właśnie okrążał ciało z drugiej strony. Evans wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeśli niczym szczególnym można nazwać ściany umazane krwią, to zdecydowanie w pomieszczeniu nie znajdowało się nic szczególnego. Ktoś po prostu urządził tu sobie niezłą rzeź, nie zostawiając po sobie żadnych narzędzi. Policjanci zdążyli też sprawdzić, czy nie znajdowały się tu żadne ślady obuwia i o ile wierzyć ich wątpliwym kompetencją, miejsce pozbawione było śladów. Zupełnie jakby morderca inteligentnie pozacierał je, nie omijając ani jednego. Evans myślał teraz tylko nad jedną rzeczą. Jakim cudem nikt nie usłyszał krzyków dzieciaka? Przecież niedaleko mieszkają ludzie, którzy może i faktycznie mieliby trudność w dojrzeniu czegoś przez otaczające to miejsce drzewa, ale Evans nie wierzył w to, że Harry siedział cicho, gdy ten psychopata wydłubywał mu oczy. Oczywiście mógł go unieruchomić i zakneblować, ale to i tak byłoby wielce ryzykowne miejsce, jak na tak spektakularne morderstwo.
— Sprawdzaliście, w jakim stanie ma gardło i struny głosowe? — zapytał i poświecił latarką w rozcięte usta chłopaka. Tym razem lekarz chyba był zajęty czymś ważniejszym, bo całkowicie olał pytanie policjanta i skupił się na rozmowie z fotografami.
Evans lekko wkurzony krążył po pomieszczeniu, jakby chciał obejrzeć każdą pojedynczą cegłę fabryki. Spojrzał na Bakera, którego wyraźnie bawiło to dziwne zachowanie. Chłopak nie chciał jednak wytrącać się z zadania, więc wrócił do pracy, obdarzając go jedynie trochę komicznie dumnym wzrokiem. Martwiło go to, że znów nie widzi niczego znaczącego. Bał się, że detektyw zaraz odkryje coś tak dosłownego, że Evansowi głupio będzie, że wcześniej tego nie zauważył. Zaklął cicho pod nosem. Gdy już chciał poddać się i wrócić do ciała ofiary, jego uwagę przykuły dziwne, zaschnięte smugi krwi pod jedną ze ścian.
— To wygląda, jakby ktoś ciągnął go po podłodze — powiedział cicho i skierował się od razu w tamto miejsce. Nie minęła chwila, gdy dzieciak ruszył schodami w dół, znajdując po drodze kolejne, ale wyjątkowo nieznaczne smugi na ścianach, które pokrywały paskudne, kolorowe malunki. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie i spojrzał w górę na zebranych przy schodach policjantów. — Czy to możliwe, że ktoś przenosił te zwłoki?


Blake - 2018-09-25, 22:35

- Czy to możliwe, że ktoś przenosił te zwłoki?
Charles uniósł brwi i zagapił się na dzieciaka, słysząc jego niedorzeczne pytanie. Przez chwilę patrzył na niego jak na idiotę, mając ochotę parsknąć śmiechem, ale ostatecznie stwierdził, że nie wypada przy szefie. Ten w końcu był rodziną szczeniaka, a Baker wolał mu już nie podpadać.
- Widzisz te ściany? I walające się wszędzie flaki? Ktoś urządził sobie tutaj rzeź, rozpruwając dzieciaka jak pluszową zabawkę, a ty sądzisz, że ktoś mógł przenosić zwłoki?
Ktoś z tyłu zaśmiał się, a Charles spojrzał bezradnie na Rockwella, jakby niemo pytał go, dlaczego przydzielił mu takiego idiotę. Zaraz jednak podszedł do Evansa i spojrzał na zaschnięte ślady krwi, które ten znalazł. Skrzywił się, po raz kolejny myśląc o idiotach, z jakimi przyszło mu pracować. Naprawdę nie wiedział, gdzie znajdowano tych ludzi.
- Podobno wszystko było już sprawdzane… - burknął, kucając. - Jacob, możesz tu podejść?
Gdy blond włosy lekarz zbliżył się do nich, Charles pokazał mu zaschnięte ślady.
- Istnieje szansa, że chłopak został w jakiś sposób okaleczony, związany i przyciągnięty tutaj? - zapytał, rzucając pogardliwy uśmieszek w stronę Evansa.
- Trudno powiedzieć po aktualnym stanie zwłok…
- Ale jest taka możliwość?
Jacob wzruszył ramionami.
- Jak dla mnie całkiem prawdopodobna, ale na razie nie mogę tego potwierdzić. O ile stan zwłok w ogóle mi na to pozwoli.
Baker kiwnął głową i wstał. Rozejrzał się bezradnie wokół, a następnie spojrzał na schody i postanowił zejść na dół. Może tam uda mu się znaleźć coś ciekawego.


Phoenix - 2018-09-26, 00:39

— Może mógł, zanim zrobił z niego krwawą plamę — mruknął tak niewyraźnie, że nikt zapewne go nie usłyszał. Jego policzki znowu pokryły się czerwonym kolorem, choć tym razem nie wiadomo było, czy aby na pewno wynikało to z potężnego mrozu. Rockwell nawet nie spojrzał na niego, jakby chciał udawać, że w ogóle nie zna chłopaka. Evans widząc ironiczny uśmiech Bakera, miał ochotę podstawić mu nogę, gdy ten przechodził obok niego, jednak powstrzymał się od tej chwilowej myśli. Gdy mężczyzna w asyście lekarza kucnęli przy śladach krwi na ścianie, Xavier nachylił się nad ich głowami, gwałtownie przerywając im rozważania.
— No przecież morderca, nawet jeśli był brudny od krwi, to nie wchodził po szerokich schodach, ocierając się specjalnie o ścianę — jego głos dotarł do nich trochę niespodziewanie, bo blond włosy lekarz aż zachwiał się i odwrócił w jego stronę, obrzucając go poirytowanym spojrzeniem — Dalej myślę, że to wygląda, jakby go transportował.
W pewnym momencie Baker wstał i zszedł na sam dół, dlatego chłopak podążył zaraz za nim. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o brudną od kurzu ścianę. Obserwował, może nawet trochę zbyt uważnie, każdy jego ruch. Liczył na to, że mężczyzna użyje swojego wieloletniego doświadczenia i znajdzie w końcu coś konkretnego. Evans chciał wywnioskować z pracy tego zarozumiałego detektywa jakieś wskazówki do następnych spraw, jednak razie tylko czerpał satysfakcję z tego, że facet nie odkrył więcej, niż młody policjant.


Blake - 2018-09-28, 00:31

- Będziesz teraz za mną chodził? - Prychnął, spoglądając przez ramię na swojego głupiutkiego pomocnika, ale ostatecznie postanowił go zignorować. W końcu bez problemu mógł wyprzeć z głowy jego istnienie.
Rozejrzał się po niższym piętrze budynku, który w założeniu miał stać się kiedyś fabryką. Była to ogromna przestrzeń pełna gruzu, starych butelek i puszek po piwie. W jednej ze ścian widniała dziura wielkości dużego okna i to zapewne przez nią wchodziła tutaj większość narkomanów i nastoletnich buntowników szukających wrażeń. A przynajmniej na to wskazywała ilość śmieci, których na dole było znacznie więcej.
Na początku tego nie dostrzegł, ale gdy się pochylił, zauważył zaschnięte ślady krwi - trochę więcej z prawej strony, bliżej wejścia i ciągnące się do schodów w znacznie mniejszej ilości. To nie musiała być krew Harry’ego, ale mogła być, co znaczy, że faktycznie mogli najpierw go tutaj zranić, a później związać i wnieść na górę. Ale jaki był ich cel, tego Charles nie potrafił zrozumieć. Nie wiedział też, po co rozpruwali chłopaka i wyciągali na wierzch jego flaki. I jak zatarli wszystkie ślady?
Baker z góry zakładał, że było ich co najmniej dwóch. Mogli umówić się z ofiarą w tym miejscu, a ta, niczego nie podejrzewając, przyszła tu, bo znała sprawców.
Oczywiście, wszystko to były przypuszczenia Charlesa. Nie miał jednak zbyt wiele punktów zaczepienia, więc starał się podążać różnymi torami, licząc na to, że może zauważy coś, czego nie dostrzegł wcześniej.
Pozostawała też kwestia sąsiedztwa i ludzi, którzy kręcili się w tym miejscu - zwłoki leżały tak od kilka dni. Nikt nic nie słyszał? Nikt nic nie widział? Jakoś nie mógł w to uwierzyć.
Przez cały czas, głęboko pogrążony w myślach, kręcił się po niższej kondygnacji fabryki, obserwowany przez swojego młodszego pomocnika. W końcu jednak ocknął się i wrócił z powrotem na górę, mijając chłopaka bez słowa.
- Pojadę do matki chłopaka - oznajmił na wstępie szefowi. - Na dole są ślady krwi, więc trzeba sprawdzić, czy należą do ofiary. Poza tym niech ktoś zajmie się przesłuchiwaniem mieszkańców okolicznych domów - ktoś musiał coś usłyszeć lub zauważyć. - Mówił do Rockwella, jakby to on był szefem, a nie odwrotnie. - Dajcie znać, jeśli dowiecie się czegoś ciekawego.
Nawet nie obejrzał się na Evansa. Najwyraźniej ich krótka współpraca przy śledztwie właśnie się zakończyła.


Phoenix - 2018-09-29, 14:15

— Muszę, taką mam pracę — odpowiedział mu z uśmiechem. Detektyw skończył w końcu krążyć po budynku i wydał kilka poleceń swojemu szefowi, co swoją drogą rozbawiło lekko Evansa, ale samego Rockwella raczej niespecjalnie. Chłopak przeszedł się w kółko po betonowej podłodze z odrazą trącając butem potłuczone butelki. Miejsce było tak niemożliwie zaniedbane i brudne, że samo oddychanie powietrzem znajdującym się w tym miejscu sprawiało Xavierowi psychiczną trudność. Nie dało się ukryć, że był poddenerwowany.
— Chyba o czymś zapomniałeś. Co ze mną? — zapytał nieprzyjemnie i potoczył kolejną pustą butelkę po podłodze, jakby chciał trochę zwrócić na siebie uwagę. Przyzwyczajał się do tego, że wszyscy na komisariacie zapominają o jego istnieniu, ale nie miał ochoty wracać do biura i nudnych papierów, a tym bardziej słuchać wywodów Bradleya. Evans uznał, że dopóki nie przydzielą mu innego prowadzącego, Baker jest na niego skazany. Szklany przedmiot potoczył się pod ścianę, uderzając w nią lekko i zatrzymał się chwiejnie. Coś właśnie mignęło mu przed oczami. Chłopak wciąż miał na sobie białe rękawiczki, dlatego schylił się po rzecz. Uśmiechnął się sam do siebie i podał butelkę stojącym obok policjantom.
— Zabezpieczcie to — powiedział krótko. Na brudnym szkle niezdarnie i prawdopodobnie zaschniętą krwią namazane było słowo „szczur".


Blake - 2018-10-02, 19:36

Charles nie odpowiedział od razu na, jego zdaniem, żałosne pytanie Evansa, bardziej skupiając się na butelce, którą ten podniósł. Trochę rozbawiło go polecenie, jakie ten wydał zdecydowanie starszemu od siebie mężczyźnie (sam nie dostrzegał, że również ma skłonności do rządzenia swoim szefem), ale gdy tylko ujrzał napis “szczur”, od razu spoważniał.
- Niezłe oko - przyznał, chwaląc go, bo naprawdę tak uważał. Sam nigdy nie dostrzegłby takiego drobiazgu, chyba że przejrzałby każdy śmieć w tym burdelu, a na to szkoda było mu energii.
Wziął butelkę i obejrzał dokładnie napis, mrużąc oczy. Coraz mniej rozumiał i ta sprawa, choć z pozoru prosta, zaczynała robić się ciekawsza.
- Sprawdź, czy to krew ofiary - zwrócił się do Jacoba, podając mu butelkę. Następnie spojrzał na swojego podopiecznego i uniósł brew. - Nie będę cię niańczyć, młody. Jak chcesz zajęcie, to sobie znajdź.


Phoenix - 2018-10-07, 14:34

Praca z Bakerem była wyjątkowo trudna. Evans wiedział o tym już od pierwszego dnia, gdy tylko się tutaj pojawił. To jednak nic w porównaniu do tego, co w ostatnich dniach kombinował Rockwell. Sprawa ze zwłokami chłopca stała w miejscu. Niestety nastroje mieszkańców nie dopisywały i coraz częściej pojawiały się skargi na służby. Rockwell rwał sobie włosy z głowy, żeby jak najszybciej zdobyć informacje o pojawiających się podejrzanych. Evans, obserwując tę sytuację z boku, powiedziałby, że to wielce nieprofesjonalne zachowanie, żeby na siłę szukać winnego. W końcu przesłanki, które posiadali, były naprawdę nikłe i nijak nie ułatwiały wytypowania sprawcy. Nie mógł jednak pisnąć ani słowa, bo byłoby to jego ostatnie słowo na tym komisariacie, a musiał mieć za co żyć i czym nakarmić psa. Obserwował więc biernie jak Rockwell przestawia wszystkich po kątach i wymyśla kolejne coraz to bzdurniejsze programy poprawiania bezpieczeństwa okolicy. Ludzie pozbawieni informacji i karmieni kolejnymi sensacyjnymi wiadomościami z prasy, praktycznie przestali wychodzić wieczorami z domu. Sytuacja była dość tragiczna i Evans zdawał sobie z tego sprawę.
— Dobry — powiedział, stając w wejściu do biura Bakera. Podszedł wolnym krokiem do jego biurka. Detektyw pochylony nad aktami nie zwracał uwagi na gościa, więc chłopak położył mu przed oczami tekturową podkładkę z przyczepioną kartką. — Ankieta dotycząca pracy na naszym wydziale. Chyba szef chce się jeszcze bardziej pogrążyć, gdy przeczyta te opinie.
Chłopak postawił przed nim kubek gorącej kawy i usiadł po drugiej stronie biurka, opierając się o blat. Stwierdził, że spróbuje jeszcze raz nawiązać lepszy kontakt z Charlesem i przestanie traktować go jak zło konieczne. Zastanawiał się, ile nocy zarwał mężczyzna, rozmyślając nad zabójstwem, bo wyglądał na bardzo zmęczonego.
— Wiadomo już, czyja była ta krew na butelce? — zapytał.


Blake - 2018-10-17, 20:16

Charles miał już naprawdę dość pracy nad tą sprawą, pracy na tym komisariacie i w ogóle pracy jako detektyw. Jego początkowa ekscytacja ciekawie zapowiadającym się śledztwem zamieniła się w znużenie i obarczanie siebie samego winą za nieumiejętne szukanie sprawcy. Czuł pod skórą, że cała sprawa wcale nie jest trudna; że ma wszystko, ale nie widzi rozwiązania. I coraz bardziej myślał, że faktycznie już się do tego nie nadaje. Może pierwszy i poważny błąd w jego karierze był też pierwszym znakiem, że czas przejść na emeryturę?
Kiedy Evans wszedł do jego biura, w pierwszej chwili nawet go nie zauważając. Dopiero gdy dostrzegł kubek z kawą, zerknął na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami. Nie podziękował za napój, ale wziął duży łyk, nawet jeśli była to bardziej lura niż prawdziwa kawa.
- Ankiety? Jaja sobie robisz? Mam teraz wypełniać jakąś pieprzoną ankietę? - Spojrzał z irytacją na świstek, który znalazł się na jego papierach i zmiął go ze złością. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że w takim momencie każą im wypełniać głupkowate ankiety. - A tak w ogóle to, co ty tu robisz? Nie miałeś się przenieść i zejść mi z oczu?
Na pytanie chłopaka nie odpowiedział. Był zmęczony, zły i Evans najwyraźniej pojawił się w jego gabinecie w bardzo złym momencie.


Phoenix - 2018-10-17, 20:52

— No... ja tego nie wymyśliłem. Jestem tylko chłopcem na posyłki i... — powiedział niewyraźnie, ale zatrzymał się w połowie zdania, widząc jak mężczyzna gniewnie gniecie kartkę, jakby chciał wyładować na niej całą złość. Uniósł lekko brew zmieszany w obliczu ostrej reakcji Bakera. — Jasne, powiem im że nie byłeś zainteresowany.
Zdecydowanie wybrał zły moment na odwiedziny, ale i tak musiał wszystkim rozdać te cholerne ankiety. Czasem zastanawiał się, czy sekretarki nie mają przypadkiem lepszej roboty. Może jednak minął się z powołaniem? W końcu bycie funkcjonariuszem nie należało do najłatwiejszych zadań, ale widział to zupełnie inaczej. Zdawał sobie sprawę, że początki są trudne, jednocześnie podświadomie mierzył nieco wyżej. Jego wybujałe wyobrażenia zostały boleśnie i skutecznie przekreślone.
— Nie mam pojęcia, co ja tu robię — zaśmiał się nieznacznie, przypominając sobie dziwny zakres obowiązków, którym ostatnio został obdarowany przez szefa. Jego ton głosu zmienił się po tym, jak mężczyzna olał całkiem pytanie chłopaka. — Miałem, ale to nie zależy ode mnie. Czekam na decyzję i już jutro powinni mnie przenieść.
Xavier wiedział, że pojawił się w złym momencie, ale wiedział też, że dla Bakera nie ma dobrego momentu, a ankietę musiał dostarczyć każdemu bez względu na to, jak bardzo pogardliwie facet potraktował biedny kawałek papieru. Trzeba było jeszcze pokręcić się po komisariacie do końca dnia, bo przecież nie mógł wyjść z pracy wcześniej, nawet jeśli wszystkie swoje bezsensowne misje dawno już wykonał.


Blake - 2018-11-03, 13:29

Charles spojrzał na niego trudnym do odczytania wzrokiem, nim zwiesił głowę, całkowicie tracąc siłę na jakiekolwiek sprzeczki.
- Przepraszam - burknął i były to pierwsze przeprosiny (i zapewne ostatnie), jakie Xavier miał okazję od niego usłyszeć. - Ta sprawa działa mi wystarczająco mocno na nerwy, a twój wujaszek… - Pokręcił głową, krzywiąc się na samą myśl o szefie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak źle się dogadywali. Chyba podczas ostatniej poważnej sprawy Bakera. - Cóż, lepiej, żeby nie wchodził mi teraz w drogę.
Potarł zmęczoną twarz i skrzywił się, czując ból w skroniach. Mało ostatnio sypiał i nie czuł się przez to najlepiej.
- Powinieneś być zadowolony z przenosin. Nelssy ostatnio radzi sobie lepiej ode mnie. Pewnie niedługo sprawa Altmana do niej wróci. - Wziął łyk kawy i uśmiechnął się. Chociaż tego nauczył się ten butny dzieciak. - A ja, cóż… Chyba mam dość.
Zmęczenie pewnie miało ogromny wpływ na ten nagły przypływ szczerości. W innej sytuacji Charles na pewno nie zacząłby się zwierzać gówniarzowi, którego przez większość czasu traktował jak skończonego idiotę.


Phoenix - 2018-11-09, 00:08

— No... tego się nie spodziewałem — odparł szczerze Xavier, choć jego głos w pewnym momencie trochę się załamał. Prawdą było, że cieszył się z możliwości zajęcia się czymś innym, niż jakieś durne ankiety. Zupełnie inną sprawą był fakt tego, jakim bucem okazał się jego idol z dzieciństwa. Chłopak wyobrażał go sobie w zgoła inny sposób.
— Wiesz... osobiście nie przepadam za tobą — przyznał całkiem szczerze Evans. Detektyw podniósł morderczy wzrok na chłopaka, dostrzegając nikły uśmiech błąkający się po jego twarzy. To spojrzenie już dawno przestało robić na nim wrażenie, odkąd obdarzał go nim na każdym możliwym kroku.
— Jednak myślę, że mogliśmy lepiej się dogadać, jeśli tylko byś na to pozwolił. Jeśli jest tak, jak mówisz, to może przydadzą ci się jakieś wakacje? — zasugerował — Wątpię, żeby szef tak łatwo ci odpuścił. On chyba trochę fiksuje.
Ostatnie słowa wypowiedział ciszej i pomachał krótko ankietą w powietrzu.


Blake - 2018-11-11, 01:22

- A ja uważam cię za idiotę - oznajmił, uśmiechając się przy tym, jakby wcale go właśnie nie obraził. - Jesteśmy kwita.
Zerknął krótko na ankietę trzymaną przez chłopaka i parsknął śmiechem. Nie mógł się z nim nie zgodzić. Szef naprawdę nie ogarniał, jakie mają teraz priorytety. Albo faktycznie coś mu się pomieszało.
- Wakacje? - Prychnął. - Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto wybiera się na wakacje? Myślałem o… dłuższym wolnym. Całkowitym, dokładniej rzecz ujmując.
Uśmiechnął się krzywo, myśląc o tym, jak wyglądałoby jego życie na emeryturze. Czy byłby zadowolony? Pewnie nie. Ale może byłoby choć trochę lepiej niż teraz.


Phoenix - 2018-11-11, 13:58

Akurat ta informacja również nie zrobiła wrażenia na Evansie, bo naprawdę nie ciężko było się tego domyślić. Mężczyzna traktował go w ten sposób, odkąd tylko zaczął pracę na komisariacie.
— Co Ty nie powiesz — burknął chłopak, przewracając oczami. Wstał z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, jednak zatrzymał się jeszcze na chwilę i oparł biodrem o krawędź biurka. — Chcesz iść na emeryturę?
Baker wyglądał bardziej na mężczyznę w sile wieku, a nie na doświadczonego pracą staruszka. Pracowali razem od początku miesiąca, a Xavier zdążył dowiedzieć się tylko tego, że facet jest strasznym bucem. Być może tyle powinno mu wystarczyć, aby dać sobie w końcu spokój z tymi usilnymi próbami integracji. Jednak wciąż był to jeden z najlepszych detektywów, jakiego kiedykolwiek dane mu będzie spotkać. To byłaby duża strata dla wymiaru sprawiedliwości, gdyby teraz zrezygnował.
— Nie jesteś na to trochę za młody? Ile ty właściwie masz lat? — zapytał czarnowłosy i skrzyżował ręce na piersi.


Blake - 2018-11-12, 01:17

- Nie wiesz? - Uniósł brew, uśmiechając się kpiąco. - Jak na fakt, iż miałem być twoim idolem, to coś mało o mnie wiesz.
Przypomniał sobie pierwszy dzień, gdy Xavier pojawił się w jego biurze, aż kipiąc entuzjazmem i od wejścia opowiadając mu, że jest jego fanem. Patrząc na to z perspektywy czasu, było to nawet zabawne wspomnienie, nawet jeśli przez większość ostatniego miesiąca chłopak działał mu na nerwy.
- Nie wiedziałeś, że lubię ładniutkich chłopców… - mruknął, przesuwając wzrokiem po jego sylwetce. Gdyby nie pracowali ze sobą, chętnie by go przeleciał. - Nie wiesz, ile mam lat… Ktoś tu nie odrobił lekcji. Albo tylko kłamałeś na początku, że jesteś moim fanem, żeby się przypodobać.
W oczywisty sposób kpił sobie z niego, ale jakoś poprawiło mu to nastrój. Chociaż trochę.


Phoenix - 2018-11-12, 11:20

Fakt, że nie znał wieku swojego idola, był niepokojący, ale przecież znał na pamięć każdą sprawę, którą rozwiązał detektyw. Ze szczegółami umiał odtworzyć przebieg publicznych procesów, co wówczas dla jego rówieśników było co najmniej dziwaczne.
— Po prostu... bardziej skupiłem się na twoich dokonaniach zawodowych — wytłumaczył się brunet. Z kolei wspominanie o tej części życia Charlesa, nie było w danej sytuacji konieczne. Wzrok i słowa mężczyzny wydawały się odrobinę napastujące, dlatego Evans poruszył się niespokojnie. Gdyby nie fakt, że ten wredny facet od samego początku traktował go jak zło konieczne, zapewne uznałby to za wyraźną aluzję.
— Ja nigdy nie kłamię, a gdybym chciał przypodobać się tobie na siłę, to pewnie zrobiłbym to inaczej — powiedział, zanim zorientował się, jak dwuznacznie z kontekstu tej rozmowy mogła zabrzmieć jego odpowiedź. Właśnie dobrowolnie pomagał detektywowi zrobić z siebie idiotę. Pogratulował własnej rezolutności w myślach i zamilkł, żeby nie palnąć już więcej nic głupiego.


Blake - 2018-11-18, 01:46

Charles roześmiał się, rozbawiony dwuznacznością tej odpowiedzi i zmieszaniem widocznym na twarzy Xaviera, kiedy ten uświadomił sobie, co powiedział.
- Mogę sobie to wyobrazić. - Parsknął na widok miny dzieciaka, ale dał mu spokój, nie kontynuując tych mało wyszukanych żartów. Nie chciał przecież zostać posądzony o napastowanie, a widział już, że ta część jego życia mocno przytłacza chłopaka. - Dobra, możesz już sobie iść. - Machnął dłonią, zupełnie nie przejmując się tym, że jest niegrzeczny. - A jak spotkasz swojego wujaszka, to powiedz mu, że może się wypchać z tymi ankietami.


Po wyjściu z komisariatu Charles raz jeszcze pojechał na miejsce zbrodni, łudząc się, że może zauważy coś, czego nie dostrzegł wcześniej. Teren był owinięty policyjną taśmą i obowiązywał zakaz wstępu, ale już z daleka dostrzegł, że ktoś kręcił się po zrujnowanym terenie.
Baker zmrużył oczy i ruszył w kierunku, z którego padało światło.
W środku znajdowała się trójka nastolatków - dwóch chłopaków i dziewczyna. Wydawali się bardzo rozbawieni i nieprzejęci tym, że kilka dni wcześniej znaleziono w tym miejscu trupa. Detektyw zmrużył oczy i wyszedł z cienia, dłonią już dotykając broni, która znajdowała się pod jego kurtką. Nigdy nie mógł przewidzieć, co się wydarzy.
- Nie zauważyliście zakazu wstępu? - zapytał, ściągając na siebie uwagę dzieciaków.
- A ty coś za jeden? - Jedna dziewczyna spojrzała na niego hardo. - Spieprzaj stąd.
Charlie uniósł brew i uśmiechnął się czarująco.
- Detektyw Charles Baker. - Pokazał odznakę. - Jesteście zatrzymani w sprawie zacierania śladów. - Rzucił wzrokiem na woreczek z białym proszkiem, który znajdował się obok uda jednej z dziewczyn. - I za posiadanie.
Gdyby nie lata doświadczenia, z pewnością parsknąłby śmiechem na widok ich zszokowanych min. Musiał jednak przyznać, że szybko doszli do siebie - rzucili się do ucieczki w trzech różnych kierunkach, ale detektyw był na to przygotowany, niemalże na to czekał. Ruszył w prawo, biegnąc za chłopakiem i chwilę później już przyciskał go do zimnego betonu. Rozejrzał się wkoło, upewniając się, czy w pobliżu nie znajdują się towarzyszki dzieciaka, ale wszystko wskazywało na to, że uciekły, zostawiając swojego kolegę samego.
- No dalej, wstawaj - burknął, ciągnąc go do pionu. - Spróbuj uciec, a cię skuję.
- Pierdol się!
Charles zacmokał.
- Nieładnie tak zwracać się do starszych… - Uśmiechnął się krzywo. - Nie zabiorę cię na komisariat i zapomnę o dragach, które widziałem, jeśli odpowiesz mi na kilka pytań. Od ciebie zależy, jak skończy się nasze spotkanie.
Chłopak spojrzał na niego podejrzliwie. Miał ciemne włosy i szaro-zielone oczy. Nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat.
- Znałeś Harry’ego Altmana?
- Tego ćpuna? Wszyscy go znali!
- A wiesz, co mu się stało?
- Zajebali go. - Chłopak wzruszył ramionami, kiedy Charles postanowił go puścić. Nic nie wskazywało na to, by ten próbował znów uciekać. - Wszyscy to wiedzą.
Baker zmrużył oczy, przypatrując się nastolatkowi.
- Wiesz też, kto mógł to zrobić?
Tym razem na twarzy dzieciaka pojawił się kpiący uśmieszek.
- A co? Nie możecie sobie poradzić?
- Odpowiesz, czy jednak przejedziemy się na komisariat?
Chłopak skrzywił się i zaburczał coś pod nosem, ale odpowiedział.
- David. Wszyscy w okolicy to wiedzą. Ćpun miał nieźle pojebane w głowie i się przystawiał do jego laski, więc go sprzątnął.
- Jakiej laski? Znasz ją?
- Sara. Była ćpuna. Rzuciła go dla dilera. Jak szukasz odpowiedzi, to znajdź Davida Clarksona. To na pewno on.
Charles zacisnął wargi, myśląc o dziewczynie. Przesłuchiwał ją i nie zauważył nic dziwnego w jej zachowaniu. Nawet słowem nie zająknęła się o nowym chłopaku. Starzał się.
- Skąd ta pewność? Nie zmyślasz teraz, hm?
Nastolatek wzruszył ramionami.
- Może zmyślam. - Prychnął. - Ale każdy w okolicy wie, kto załatwił ćpuna. David nie był wściekły tylko o Sarę. Altman wisiał mu kasę za dragi. Podobno grubą kasę. I w końcu pozbyli się problemu. On i jego kumple.
Baker pokiwał głową, myśląc gorączkowo. To mogło być to.

***

Gdy Xavier pojawił się następnego dnia w pracy, od razu mógł dostrzec wielkie poruszenie na komisariacie. Każdy gdzieś gnał. A on oczywiście nie został poinformowany przez Bakera o sprawie, która znów nabrała tempa. Wszystko wskazywało na to, że Charles, pomimo swojej niechęci i znużenia, znów odniósł sukces. Od samego rana pojawiały się coraz to nowsze tropy, kolejne zatrzymania, a on otrzymał już nawet osobistą pochwałę od szefa.
I miał to gdzieś. Jak zwykle.


Phoenix - 2018-11-18, 16:41

Tego dnia chłopak pojawił się w pracy trochę spóźniony, jednak nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi. Oczywiście to nie było nic nowego, ale Evansa zastanawiało właśnie coś innego. Bradley autentycznie oderwał się od przesiadywania w zatłoczonym biurze i pochłaniania kolejnych kanapek. Grubszy mężczyzna stał przy recepcji, gorączkowo dyskutując z jedną z policjantek.
— Xavier, podejdź na chwilę. — Facet przywołał go do siebie ruchem ręki, na co chłopak niechętnie skręcił w jego stronę. Poranne rozmowy ze znajomym nie należały do jego ulubionych zajęć, a musiał dziś jeszcze spotkać się z Nelssy. Obawiał się, że kobietę może wkurzyć jego niepunktualność.
— Nie mam czasu Brad, przenieśli mnie — powiedział na powitanie, kiwając głową w stronę stojącej obok funkcjonariuszki.
— Jak to przenieśli? W każdym razie Baker się popisał i podobno są nowe informacje na temat trupa z fabryki — mówił konspiracyjnym szeptem, jakby już wcale nie huczało od tego w całym komisariacie. — Niby dużo nie chcą nam zdradzić, ale są podejrzenia, że dziewczyna tego dzieciaka nie mówiła do końca prawdy.
— Moim zdaniem, to ona też brała w tym udział — wtrąciła się blond policjantka.
— Minęłaś się z powołaniem, Mery. Może powinnaś zostać wróżką na telefon? — zapytał Xavier lekko złośliwym tonem. — Muszę iść.
— Co cię ugryzło? — zapytał Bradley, ale chłopak już go nie słuchał, kierując się w stronę biur. Jak zwykle dowiadywał się o wszystkim na sam koniec. Nie, żeby liczył na to, że detektyw radośnie obwieści mu wyniki swojego śledztwa, ale jeszcze do dziś byli partnerami w tej sprawie. Zapukał do drzwi i gdy usłyszał kobiecy głos, wszedł do środka. Funkcjonariuszka siedząca za biurkiem od razu oderwała wzrok od papierów, przyglądając się chłopakowi z zainteresowaniem. Gdyby to był jego pierwszy dzień w pracy, najpewniej wyglądałby teraz nieco bardziej entuzjastycznie. Niestety, aż za dobrze wiedział, czego można się po tym miejscu spodziewać i jego zapał do pracy wypalił się przy którymś z kolei spotkaniu z Bakerem.
— Cześć, jestem Evans — powiedział, przekraczając próg pomieszczenia. Policjantka zmarszczyła brwi. Może szef nie zdradził jej nazwiska nowego współpracownika?
Westchnął lekko i sprostował. — Ten, z którym będziesz zmuszona pracować.


Blake - 2018-11-29, 13:12

- Będę? - Kobieta uniosła brew, patrząc na niego jak na wyjątkowo ciekawy okaz w zoo. - Chyba powinnam o tym wiedzieć, co? - Zmrużyła oczy. - Czekaj… Ty jesteś tym dzieciakiem od Bakera? Chce się ciebie pozbyć, co? Typowe. - Wzruszyła ramionami i wróciła wzrokiem do papierów, które znajdowały się na jej biurko. Wyglądała na zajętą i niezbyt szczęśliwą. Z pewnością nagły sukces Bakera ją denerwował, bo przecież to ona na początku zajmowała się tą sprawą. - Wybacz, Evans, ale nic o tym nie wiem. Pogadaj z szefem i dopiero do mnie wróć. Może się dogadamy.
Rzuciła mu ostatnie spojrzenie, nim wróciła do swoich zajęć, jednoznacznie dając mu do zrozumienia, że powinien już wyjść. To nie był jej najlepszy dzień i zajmowaniem się w tym momencie jakimś dzieciakiem, który nie mógł wytrzymać z Bakerem, nie było jej priorytetem.


  
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ