Fear of the Fade 2/3


Yuri - Fear of the Fade


POPRZEDNIA CZĘŚĆ

Pan Vincent - 2017-09-02, 18:36

Solas wierzył, że w byciu atrakcyjnym w żaden sposób nie chodziło o wygląd; gdyby opierał się bowiem na tej zasadzie, już dawno zaszyłby się gdzieś na totalnym odludziu, przekonany o swej absolutnej porażce.
Nie twierdził, oczywiście, że należał do wyjątkowo nieprzystojnych mężczyzn, jego twarz nie podchodziła po prostu w żaden sposób pod wyrobione standardy piękna. Odrobinę za duża głowa, podłużna twarz, charakterystyczne znamię na brodzie, brak włosów - cóż, było mało kobiet, które udałoby mu się uwieść taką aparycją.
Ale atrakcyjność była tym, czym było wnętrze - sposobem mówienia, poruszania się, wyrazem oczu i brzmieniem głosu. I - na całe szczęście - natura była na tyle hojna by wyposażyć Solasa we wszystkie te cechy w jak najkorzystniejszy dla niego sposób.
Nie zmieniało to jednak faktu, że takie drobne rzeczy z reguły zauważane były tylko przez kobiety, które chciały to zobaczyć. I jeśli miał być szczery, przed wypuszczeniem na wierzch prawdy o swoim pradawnym pochodzeniu i przykrym pseudonimie, niewiele było dziewcząt, które chciały zadawać się z sennym dziwakiem, opowiadającym wiecznie o Pustce i duchach przeszłości.
To fenomen Fen'Harela sprawił, że wokół niego zaczęły nagle pojawiać się młode, spragnione odrobiny sławy Dalijki, które widziały w chodzącej legendzie coś niezwykle pociągającego.
O ile początkowo sprawiało to, że jego poczucie wartości wzrosło ponad wskaźnik, później zaczęło być wyjątkowo upierdliwe. Już odwiedzając klan Lavellan, czuł się niezręcznie pod wszystkimi maślanymi spojrzeniami, a gdy zdarzyło mu się usłyszeć gorące plotki o jego domniemanych fetyszach, nie wiedział gdzie powinien podziać wzrok.
Dlatego też, kiedy wianuszek małych adoratorek zaczął niebezpiecznie rosnąć, Solas poczuł, że jego opanowanie znika na rzecz przykrego zażenowania i chęci mordu lub ucieczki. Lub obu rzeczy jednocześnie, rzecz jasna.
- To zaszczyt, móc cię zobaczyć na własne oczy, Frn'Harelu - odezwała się jedna z nich, wciskając mu w dłoń niewielki kwiat. - W imieniu wszystkich młodszych naszego klanu, chciałam powiedzieć, że twoje decyzje wzbudziły w nas ogromny szacunek i chęć przyjęcia twoich nauk.
- Dziękuję - przechylił głowę, uśmiechając się lekko. - To chyba nie zmienia faktu, ze aby zacząć przyjmować "moje nauki", musicie posiadać również zgodę starszych, prawda? O Opiekunie nie wspominając?
Dziewczątko spuściło wzrok, wokół rozległy się chichoty, ale wcale nie kpiące, raczej podekscytowane.
- Ir abelas - uśmiechnął się przepraszająco - muszę udać się do... Mojego przyjaciela. - Skłamał i przecisnął się zgrabnie przez tłum, wyszukując w nim choć jednej znajomej twarzy.
Isella stała się, rzecz jasna, absolutnie nieosiągalna. Każdy cały czas czegoś od niech chciał i choć Solas dawał wyraźnie znać, że może jej towarzyszyć przy każdej sprawie, nim obracał głowę, jego Inkwizytorką zajmował się już ktoś inny.
A tak bardzo chciał się nią zająć sam... To było niesprawiedliwe - patrzeć na jej przepiękne ciało, odziane w piękną suknię - nagie plecy, wyeksponowany biust i to wcięcie w talii... Pomyślał, że gdyby chciał, mógłby objąć jej tułów swoimi dłońmi. To było... Niezwykle interesujące odkrycie.
- Znalazłeś tu jakieś wino? - Westchnął głośno z ulgą, dostrzegając uśmiechającego się krzepko Varrica.
- Przy tamtym stole - odparł, nieco zmęczony hałasem, ciasnotą i brakiem powietrza. Może nie męczyłby się aż tak gdyby miał przy sobie kogoś, kto potrafił sprawić jednym spojrzeniem, że zapominał o całym świecie. Ale nie miał tyle cholernego szczęścia. Szkoda.
- Już widzę jak przepycham się przez ten tłum panienek - krasnolud podparł się pod boki i zerknął na jego własny puchar. - Pijesz to?
Parsknął śmiechem, chowając usta za dłonią, by drugą podać pełen wciąż kielich.
- Nie lubię balów, ale przemowa naszej drogiej Inkwizytorki była świetna - Solas obserwował jak cała kielicha znika w paru łykach. - Nie?
- Oczywiście - odparł, czerwieniąc się ze wstydu na to, że nie zapamiętał z owej przemowy nawet pół słowa. - Isella jest mądrą kobietą. Potrafi dyplomatycznie załatwiać sprawy.
- Raczej nie nazwałbym tego dyplomatycznym, a uczuciowym. Co w tym było dyplomatycznego?
- Ach, ja... Hmm, może fakt, że podeszła do wszystkich jednakowo? - Podsunął, czując jak osuwa się na dno porażki. Varric wzruszył ramionami.
- Nie wiem, jestem tylko krasnoludem. Nie znam się na tym.

- Odbijany - wymruczał Iselli wprost do ucha, uśmiechając się uroczo do mężczyzny, któremu kradł właśnie partnerkę z tańca. Chwycił Inkwizytorkę w talii niemalże w teatralnie przesadzony sposób i odchylił ją delikatnie, poruszając się do muzyki nie mniej zgrabnie niż ona sama.
- Wygraliśmy - wymruczał jej do ucha, łaskocząc je swoim ciepłym (i pachnącym dużą ilością słodkiego wina) oddechem. - Nie może od ciebie oderwać wzroku odkąd tylko cię zobaczył. Rozmawiałem z nim przez chwilę i jest całkowicie nieskupiony. Ale nie dziwię mu się specjalnie. Wyglądasz naprawdę zmysłowo. - Powiedział któryś już raz z rzędu, przesuwając opaloną dłonią po miłym wygięciu biodra. - Słyszałem też parę rozmów twoich sióstr i braci. Wygląda na to, że większość klanów zdecyduje się usunąć tatuaże. Słyszałem też oczywiście nieco - chrząknął, posyłając jej znaczące spojrzenie - odmienne opinie, ale kto by się nimi przejmował. Trzeba będzie konsekwentnie rozsyłać tomiki z wiedzą do poszczególnych lasów i jakoś to będzie, co? - Obrócił nią widowiskowo, zbudzając zachwyt okolicznych par. Uśmiechnął się szarmancko i powtórzył ruch, chichocząc pod nosem. - Jakoś to będzie.


Draco - 2017-09-02, 19:12

Isella uśmiechnęła się szczerze do Doriana, gdy ten tylko wspomniał o ewidentnym zainteresowaniu Solasa. Była taka szczęśliwa, że w końcu jej ukochany patrzył na nią, obserwował, nie mógł się doczekać. I była dumna, bo to w końcu nie ona była jak ten pies bez wody.
- Nie liczę na to, że wszyscy zgodzą się z prawdą. Żyliśmy w kłamstwie przez tysiące lat - Isella uśmiechnęła się lekko i pozwoliła na to, aby Dorian znów nią obrócił. Zaśmiała się perliście, gdy jej przyjaciel posłał jej zabawną minę, zaczynając ruszać sugestywnie brwiami z jakiegoś nieznanego powodu.
- Myślisz, że dzisiejszej nocy będzie się działo w moim łóżku?
- Skarbie, gwarantuję. Nawet teraz na ciebie patrzy - puścił przyjaciółce oczko.

Bal rozkręcił się już na dobre. Alkohol lał się strumieniami, praktycznie wszyscy byli już wstawieni - inni mniej, niektórzy znacznie bardziej. Inkwizytorka nie była w tym przypadku odosobniona, bo także wypiła kilka lampek wina.
- Kogo wybierzesz? - Isella spytała Opiekunkę, uśmiechając się do niej lekko.
Stały na balkonie w sali głównej, tuż nad tronem Inkwizytora, wiatr targał lekko kosmykami włosów jasnowłosej, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, ale potrzebowała odrobiny wytchnienia. Zaczynało się kręcić jej w głowie od tego wina.
- Myślę, że Cadis jest obiecujący. Chociaż nikt nie zastąpi mi ciebie, da'len. - Opiekunka uśmiechnęła się czule do młodej kobiety. - Chciałam ci podziękować. Nie musiałaś mi pomagać, a jednak...
- Jesteś moją rodziną, Opiekunko. To się nigdy nie zmieni. Zawsze ci pomogę, jeśli będę mogła - Isella przytuliła starszą kobietę.
Czuła, jak coś miękkiego i ciepłego rozpłynęło się w jej wnętrzu. Była rozczulona. I trochę pijana.


Pan Vincent - 2017-09-02, 19:41

- Miał w tym swój biznes - Elora oparła się o ścianę, spoglądając na lekko podpitą Cassandrę. Dzisiejszej nocy była tak zdesperowana i sfrustrowana, że byłaby chyba gotowa uwieść choćby i Bohaterkę Orlais. Wszystko przez to jak wielka rozpierała ją nienawiść do Fen'Harela i jak bardzo była zawiedziona, że przez cały bal Isella nie zdobyła się choćby i na to żeby pochwalić jej suknię.
Elora wydala na jej zakup prawie wszystkie oszczędności, poszła specjalnie do miasta aby ładnie się uczesać... Pozostała niezauważona, a na komplement skierowany w stronę Inkwizytorki, otrzymała lakoniczne "ma serannas"...
Naprawdę? Naprawdę. Isella widziała już tylko i wyłącznie Straszliwego Wilka. To za nim ciągle błądziła wzrokiem, to jego dłoni szukała ilekroć znajdowali się w pobliżu.
Do tego cały ten Dorian... Z początku Elora całkiem za nim przepadała - był może odrobinę zbyt głośny i.. Barwny, ale miało to swój urok.
Dopóki nie zaczął podejrzanie często podsiadać ją na śniadaniach i kleić się do Inkwizytorki tak, jakby była jego własnością!
Tak się nie godziło, przecież Isella w ogóle nie potrzebowała jego towarzystwa. Ach, Dorian. Pewnie nawet nie widział jak bardzo był bezczelny.

Nie, Dorian absolutnie dostrzegał swoją bezczelność i był z niej nieziemsko dumny. Nie pozwalał Iselli na zerknięcie w stronę Elory choćby i na chwilkę, i musiał z zawstydzeniem przyznać, że cieszył go ponury wyraz buźki tej wszędobylskiej smarkuli.
Nie po to Inkwizytorka szukała Solasa przez te wszystkie lata, nie po to on sam poświęcił dla niej swe marzenia żeby teraz jakaś mała ladacznica z wystrzałowym warkoczem zmieszała to wszystko z błotem! Oni... Byli razem niezwykle uroczy. Dopiero uczyli się swojej bliskości, poznawali ją, przyzwyczajali się do tego, że mogli być razem dłużej niż tę parę chwil w obozie, czy Twierdzy, gdy szukali jeszcze sposobu na zamknięcie Wyłomu.
To musiało być dla nich szokujące - Dorian sam pamiętał niemalże dwuletnią rozłąkę ze swoim Bykiem. Obawiał się, że uczucie wypali się gdzieś po drodze, że qunari nie będzie go chciał z powrotem. Pamiętał cudowny moment gdy jego wielki i bezmyślny kochanek objął jego ciało, tak mocno, że prawie popękały mu przy tym żebra. A potem... Potem się przyzwyczajali.
Powoli. Najpierw gwałtownie, cały czas, potem spokojniej, z rozwagą i uczuciem. Odkrywali się na nowo, pozwalając sobie na całkiem prozaiczne czynności, jak wspólna kąpiel, czy czytanie książek. Coś, na co nie mogli sobie pozwalać kiedy nad światem wisiała ciężka łapa Koryfeusza.
Dlatego walczył o Isellę i Solasa bardziej niż można by to przypuszczać. Walczył, bo widział w jaki sposób Inkwizytorce świeciły się oczy kiedy ktoś czynił choćby najmniejszą wzmiankę o jej ukochanym.
To miała być przełomowa noc!
Wkroczył na balkon, mijając się z Opiekunką klanu Lavellan - ukłonił się jej szarmancko i podszedł do przyjaciółki, obejmując ją lekko ramieniem.
- To dobra chwila na to żebyście się wymknęli - szepnął, całując delikatnie jej skroń. - Wszyscy są już pijani, zbierają się powoli do snu. Zajmę się ostatnimi rozbawionymi jednostkami z Józefiną. O ile da radę, oczywiście. Jest totalnie pijana. - Zaśmiał się cicho, przecierając dłonią skronie.
Milczeli przez chwilę, gdy do głowy przyszło mu ostatnie pytanie.
- Jak w ogóle zamierzacie to zrobić? No wiesz, ostro czy romantycznie? Na pieska? A może na jeźdźca? Słyszałem, że to idealna pozycja na... - Zmarszczył brwi, dostrzegając coraz większy rumieniec na twarzy Inkwizytorki. - Daj spokój, przecież to normalne. Każdy facet lubi co innego, wie... Och. - Zamknął się natychmiast, czując jak gdzieś w żołądku łaskocze go wstyd i zażenowanie. - Ty jesteś dziewicą.


Draco - 2017-09-02, 20:15

Odprowadzała Opiekunkę wzrokiem, szykując się do tego, by zejść na dół, do gości. Nie spodziewała się, że Dorian ją tu znajdzie, ale uśmiechnęła się na jego widok.
- To dobra chwila na to żebyście się wymknęli - szepnął, całując delikatnie jej skroń. - Wszyscy są już pijani, zbierają się powoli do snu. Zajmę się ostatnimi rozbawionymi jednostkami z Józefiną. O ile da radę, oczywiście. Jest totalnie pijana. - Zaśmiał się cicho, przecierając dłonią skronie.
Isella parsknęła śmiechem.
- Dobrze, niech i Josie ma coś od życia. - Isella uśmiechnęła się lekko, spoglądając na piękną, gwieżdzistą noc. Księżyc był widoczny, chociaż nie była to cała tarcza. Wyglądał jak duży, gruby rogalik.
- Jak w ogóle zamierzacie to zrobić? No wiesz, ostro czy romantycznie? Na pieska? A może na jeźdźca? Słyszałem, że to idealna pozycja na... - Isella zarumieniła się potwornie, chcąc w tym momencie zniknąć. Rany, jakie to było krępujące! - Daj spokój, przecież to normalne. Każdy facet lubi co innego, wie... Och. - Dorian zamilkł, ale czuła jego spojrzenie na sobie. - Ty jesteś dziewicą.
Isella odchrząknęła, zagryzając wargę. Na krwistych ustach białe zęby wyglądały bajecznie, a dzięki super pomadce Doriana kolor nie zmazywał się, więc fakt, że mocno zassała dolną wargę, zestresowana, nie popsuł jej wyglądu.
- Nie tak do końca. Byłam... No, byłam kiedyś z dziewczyną. Elora to moja... - Isella odchrząknęła. - była. Rozstałyśmy się lata temu, ona znalazła sobie kogoś innego, a ja trafiłam na Solasa i przepadłam - dziewczyna zaśmiała się nerwowo. - Ale nigdy nie byłam z... mężczyzną, tak, to prawda.
Dorian spoglądał na nią, zupełnie, jakby nagle coś rozumiał.
- Wiesz, wiedziałem, że coś musiało w tym być, bo tak mi to śmierdziało... - mruknął, brzmiąc, jakby nagle wszystko miało sens.
- Ale o czym mówisz?
- O tym, że każde spojrzenie Elory, każdy jej gest i inna czynność wręcz krzyczy o czymś znacznie większym i przekraczającym kompetencje potencjalnego przyjaciela. - Dorian uśmiechnął się do Lavellan serdecznie. - Innymi słowami - patrzy na ciebie tak, jak wygłodniały ogar na kawał tłustej szynki. Wybacz mi to mięsne porównanie.
- Naprawdę? Nigdy nie zauważyłam, żeby...
- Oczywiście, że nie. Jesteś wpatrzona w Solasa, jak w obrazek, ale fakty są niezaprzeczalne. Ta mała łowczyni klei się do ciebie niemiłosiernie. Jest w tym wręcz drażniąca.
I takich rewelacji Isella się nie spodziewała. Faktycznie, jej przyjaciółka była nazbyt pomocna i chętna do każdego zajecia, jakie tylko Inkwizytorka miała do zrobienia. Ale dotychczas wydawało jej się, że to po prostu oznaka tęsknoty - nie widziały się wiele lat, być może...

To była długa noc, ale Dorian miał rację - wszyscy bawili się świetnie i znaczna większość była już wystarczająco pijana, aby nie zauważyć braku dwóch osób. Bal dogorywał, część rozeszła się do przydzielonych im pokoi. Przygotowywali się na tę imprezę już jakiś czas, więc zadbali o to, aby pomieścić całe towarzystwo - powstały dodatkowe pomieszczenia, a także uprzątnięto inne, nieużywane dotychczas.
Isella pociągnęła ukochanego na schody, prowadzące do jej sypialni. Śmiała się z tekstu Doriana, który złapał ją jeszcze przed schodami, rzucając mimowolnie "Miłej zabawy!". Mina Solasa była bezcenna.
Sypialnia Inkwizytorki skąpana była w przyjemnym, ciepłym świetle płynącym z kominka. Trzask polan łagodził wiatr wiejący za balkonami. Trzeba przyznać, że nie bez powodu była to główna sypialnia w Podniebnej Twierdzy - widoki były wręcz bajeczne, a fakt, że miało się dwa balkony, z których można je obserwować - magia.
Isella uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy stała przed nim, w tej sukni, piękna i zmysłowa.
Światło płynące z kominka miękko oświetlało jej ciało, załamując się, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej tajemniczo.
Isella podeszła do Solasa, nie spuszczając wzroku z jego oczu. Przesunęła dłonią po torsie mężczyzny. Przesunęła ostrożnie palcami po kołnierzu, szukając zapięcia. Gdy w końcu udało jej się go znaleźć, sprawnie odpięła go i położyła na fotelu, za sobą. Cały czas patrzyła mu w oczy, gdy ostrożnie pomogła mu zdjąć tunikę i zaczęła rozpinać białą koszulę.
Sprawnie poszło zdejmowanie górnego odzienia. Isella, lekko zarumieniona, spojrzała na tors mężczyzny. Przesunęła po nim dłonią, badając mięśnie, odruchy, muskając paznokciami jeden sutek, drugi.
Solas nie mógł długo wytrzymać bez dotykania jej, tego była pewna - poczuła jego ramiona wokół swojej talii, a chwilę później jego usta na jej, wplątujące ją w pocałunek. Mruknęła cicho, obejmując go za szyję.


Pan Vincent - 2017-09-02, 22:57

Solas przemykał się chyłkiem przez schody, udając, że miał w swym spacerze jasny cel. Cóż, poniekąd go miał - może nie było to coś konkretnego, ale wiedział, że nie miał ochoty i sił na nic innego, poza ukradkowym śledzeniem filigranowej sylwetki odzianej w czarną suknię.
Dalijczycy zagadywali, wznosili toasty, snuli swe legendy i ciche plany traktujące o przywróceniu elfiemu ludowi dawnej chwały, pojawiały się nawet nieśmiałe plotki o nieśmiertelności - Fen'Harel nie poświęcał im zbytniej uwagi, oczarowany długimi nogami, wargami, wyginającymi się w uprzejmym uśmiechu ilekroć z czyichś ust padał żart, czy anegdota...
Nie podejrzewał, że Inkwizytorka przez te lata nabrała wprawy i obeznania w etykiecie. Potrafiła rozmawiać z każdym, niezależnie od tego czy był zwykłym służącym czy samym królem. Uprzejma, subtelna, kobieca - przyciągała jego wzrok, sprawiając, że zapominał o wszystkim poza jej magnetyzującym ciałem.
Czuł się przy niej jak pod wpływem silnego uroku: nieważne ile razy postanawiał, że zajmie się wreszcie czymś pożytecznym, kończyło się na tym, że mimowolnie jej szukał, sprawdzał, upewniał się, że wciąż była na sali i nikt nie odważył się mu jej ukraść.
Tyle osób prosiło Inkwizytorkę o jej atencję, spojrzenie, uwagę - Solas zdążył zatańczyć z nią jedynie dwa razy, podczas gdy choćby i Dorianowi udało się to chyba cztery razy więcej!
Oczywiście, że w jakiś sposób był o to zazdrosny, ale starał się to sobie tłumaczyć tym, że to Pavus był organizatorem balu, na dodatek niebawem miał opuścić Twierdzę na kolejny miesiąc i... Tak, należało mu się.
Podziwiając z góry ich taniec, Solas pomyślał o tym, że Tevinterski arystokrata był dobrym przyjacielem dla jego ukochanej. Dbał o nią, nieustannie upewniał się czy czegoś jej nie brakowało. Rozmawiali razem na najróżniejsze tematy.
Przystanął, uśmiechając się pod nosem, gdy Lavellan wybuchnęła śmiechem, pokonana wygłupami Doriana. Wyglądała tak pięknie kiedy się śmiała... Tak lekko, nareszcie jej twarzy nie znamionował smutek i zmęczenie. Piękne usta wyginała najprawdziwsza ekscytacja, radość i szczęście.
Pomyślał, że taką chciałby ją oglądać już do końca życia. Że chciałby zatrzymać tę chwilę już na zawsze, zakorkować w butelkę i trzymać przy sobie w razie czarnej godziny.
Przewrócił oczami, zażenowany własnymi myślami - wino wiecznie sprawiało, że robił się trochę... Wylewny.
Muzyka ustała, goście rozeszli się po kątach sali, racząc się znów trunkami i potrawami najwyższej klasy. Isella zniknęła gdzieś, ale nie przeszkadzało mu to - i tak miał ochotę zaszyć się na chwilę w swoim dawnym pokoju.
Usiądzie sobie na krześle, tylko na chwilkę i pomyśli nad wszystkim, a potem wróci na sa...
Drogę zastąpiła mu Józefina - stała na nogach tylko i wyłącznie "na słowo honoru", kołysząc się lekko na boki.
- Z-zatańczysz ze mną, Straszliwy Wiiil... ku? - Wybełkotała, opierając się o niego całym ciężarem ciała. Właściwie podchwycił ją w ostatnim momencie; sekundę później i biedna ambasadorka leżałaby płasko na ziemi.
- Józefino - Solas zaśmiał się miękko, pozwalając kobiecie wesprzeć się na swoim ramieniu. - Wydaje mi się, że jedynym miejscem, w którym powinnaś się znajdować, jest twoje łóżko.
- W porządku, przystojniaku - ambasadorka zachichotała głośno, sprzedając mu żartobliwego pstryczka w nos. - Znajdź mi tylko odpowiednią kampanię i już mnie nie ma. Hej, ty! - Tu zwróciła się do mijającej ich elfki. Dziewczyna obróciła się przez ramię i popatrzyła na nią z mieszanką zaciekawienia i zażenowania. - Masz ochotę się ze mną prze...
Wyciągnął dłoń i pośpiesznie zatkał nią usta Józefiny, czując jak na twarz wpełza mu wściekły rumieniec.
- Miała na myśli "przespacerować" - wyjąkał, żegnając się z elfką pojedynczym skinieniem głowy. - Oszalałaś! - Syknął chwilę później, wyprowadzając ambasadorkę na korytarz. - W tej chwili idź do siebie i połóż się spać! Jesteś absolutnie pijana!
- O, nie! - Józefina wyrwała mu się z ramion, uderzając plecami o ścianę. Solas westchnął ciężko, prosząc dobry los by zesłał mu ratunek w postaci pomocnej dłoni, meteorytu, apokalipsy, czegokolwiek. Byle nie musiał tak sterczeć z niesforną, nadpobudliwą...
Na szczęście los postanowił go wysłuchać - po chwili na ich drodze stanął Dorian, a tuż za nim kroczyła... Isella!
O mały włos nie popłakał się ze szczęścia gdy ich zobaczył - bez słowa wyjaśnień wcisnął ambasadorkę w ramiona zaskoczonego Doriana i posłał mu spojrzenie, które jasno mówiło "ODDELEGOWAĆ TĘ PANIĄ DO ŁÓŻKA".
Mag uśmiechnął się dziwnie i skinął głową, a potem odszedł z wielce wymownymi słowami "miłej zabawy".
Solas popatrzył na Inkwizytorkę, ale ta nie wyrzekła ani słowa. Zamiast tego chwyciła go po prostu za rękę i pociągnęła w górę schodów, pokonując je pośpiesznie, z niemalże niezdrowym zapałem.
Śmiał się pod nosem, uważając by nie potknąć się o któryś ze stopni - na szczęście jako elfy mogli pochwalić się ponadprzeciętną zwinnością.
Na myśl o tym, gdzie zmierzali, jego serce momentalnie zabiło jeszcze szybciej, a wzdłuż kręgosłupa przepłynął dreszcz ekscytacji.
A więc to właśnie teraz miała spełnić się obietnica, którą Lavellan złożyła mu pamiętnej nocy w Pustce. Zadrżał delikatnie, opierając się drzwi jej sypialni.
Wreszcie Inkwizytorka pchnęła je lekko i znaleźli się w środku.
Jedynym źródłem światła był ciepły blask bijący od ognia w kominku; sprawiało to wrażenie ciepłej intymności, która natychmiast wprawiła go w jeszcze lepszy nastrój.
Przeszedł nieśmiało na środek pokoju, nie wiedząc co powinien ze sobą zrobić. Przecież nie zacznie jej tak po prostu rozbierać, to... To nie miało sensu. Może to był dobry moment na pocałunek, albo rozmowę? Dlaczego nogi wrosły mu w podłogę?
Czy to naprawdę musiało się dziać akurat teraz? Nie mógł po prostu...
Isella podeszła do niego zmysłowym krokiem; ciemna tkanina przesuwała się zwiewnie, pozwalając mu co jakiś czas zobaczyć zarys długich nóg. Pomyślał, że chciałby już je zobaczyć, zedrzeć z Inkwizytorki całe to niepotrzebne odzienie i zobaczyć ją absolutnie nagą, tylko jego.
Patrzyli sobie w oczy, nieśpiesznie i nieskrępowanie. Z każdą chwilą Solas odzyskiwał pewność siebie, uświadamiając sobie, że naprawdę pragnął tej chwili, że to była ich chwila i nic nie mogło jej popsuć. Absolutnie. Nic.
Lavellan przechyliła głowę i wyciągnęła dłoń, sięgając nią do jego ozdobnego kołnierza. Przełknął ślinę, ale nie wyrzekł ani słowa, pozwalając szczupłym palcom błądzić chwilę po metalu, by wreszcie odnalazły właściwy przycisk, banalnie prosty do naciśnięcia.
Odsunęła się, ale tylko na chwilę, by z poruszającą ostrożnością odłożyć ozdobę na znajdujący się za nimi fotel. Powróciła już chwilę później, łapiąc stanowczo za brzeg tuniki. Pomógł z pozbyciem się tej niepotrzebnej części garderoby i uświadomił sobie, że pozostał jedynie w samej koszuli.
Inkwizytorka odpięła pierwszy guzik, jej szmaragdowe spojrzenie nawet na chwilę nie opuszczało jego oczu. Guzik po guziku, jego ciało obnażało się spod delikatnego materiału, aż w końcu i po tym nie było śladu.
I dopiero wtedy jej oczy przesunęły się wolno z twarzy na tors, badając uważnie każdy jego skrawek. Zupełnie inaczej było czuć drobną dłoń na nagiej skórze - to było nieporównywalne w stosunku lekkiego dotyku przez tunikę czy piżamę. Wypuścił z siebie drżąco powietrze i sam również popatrzył w dół, na szczupłe palce, przesuwające się po mięśniach, wzdłuż wcięć na biodrach i wyżej, aż do samych sutków.
Nie wytrzymał - musiał już coś ze sobą zrobić - wyciągnął ramiona i objął nimi ciasno ciało ukochanej, wpijając się z żarem w czerwone wargi. Niemalże od razu dołączył do pieszczoty swój język. Ocierał się nim o jej dolną wargę, zapraszał, kusił, prosił i błagał.
Na oślep sięgnął do zapięcia czarnej sukni, rozprawiając się z nim w ciągu paru sekund. Materiał zsunął się delikatnie, więc pomógł mu zdecydowanym szarpnięciem i...
I jego oczom ukazał się widok, którego absolutnie się nie spodziewał.
Był niemalże pewien, że Isella nie miała pod sukienką niczego. No, może dolną część bielizny ale tyle, naprawdę. Tymczasem jego oczom ukazały się czarne pończochy, przypięte pasami do koronkowych majtek, które więcej odsłaniały niż zasłaniały.
Poczuł jak jego szczęki rozwierają się bezwiednie, a w spodniach natychmiast robi się kurew... Totalnie ciasno. Zajęczał cicho i przyciągnął ją z powrotem za ramię, i nie, nie był już taki delikatny. Przesuwał się do przodu, dopóki drobne ciało nie rozpłaszczyło się na zamkniętych niedawno drzwiach. Docisnął się rosnącym wzwodem do odzianych w koronkę pośladków i wpił usta w długą szyję, ssąc i przygryzając bez opamiętania pachnącą skórę.
- Vhenan - wyjęczał nisko, łapiąc za jej wątły nadgarstek. Uniósł go wysoko nad głowę, rozstawiając nogi tak by mógł...
O, nie. Przesadzał.
Chrząknął i oderwał się od niej na moment, nie wierząc we własny idiotyzm. Na wszystkie świętości, przecież to miał być jej pierwszy raz, musiał się natychmiast... Uspokoić.
Tylko te pończochy, do cholery...
Obrócił ją przodem, puszczając więziony przed chwilą przegub.
- Przepraszam - wydusił z siebie, częściowo zakłopotany, częściowo wciąż podniecony do granic możliwości. - Jeszcze raz i wolniej.


Draco - 2017-09-02, 23:31

Z sukienkami było zawsze dość zabawnie. Zakrywały prawie całe ciało, to prawda, ale z drugiej strony - wystarczyło taką rozpiąć i kobieta była naga. Obecna sytuacja była dokładnie taka sama. Gdy tylko miękka tkanina zsunęła się po ciele Iselli, okazało się, że jedyne co jej zostało, to: kolczyki, pas, pończochy, koronkowe majtki i buty na obcasie. Nic więcej. Nie miała niczego, co osłoniłoby jej intymne miejsca.
Ale było warto męczyć się z założeniem każdego jednego elementu, by zobaczyć reakcję Solasa. Uśmiechnęła się, gdy tylko usłyszała jego jęk i zobaczyła, jak mężczyzna pożerał ją spojrzeniem. Była taka z siebie i Doriana dumna, właśnie o to jej chodziło.
Jęknęła, gdy Solas przycisnął ją do pierwszych drzwi, jakie zobaczył. Piersi rozpłaszczyły się na zimnej powierzchni drewna, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało, bo czuła go. Pierwszy raz go czuła, jak rośnie, jak intymna część Solasa powiększa się. Pierwszy raz mogła naprawdę tego doświadczyć. Odchyliła głowę, kładąc ją na jego ramieniu, pozwalając na te intensywne pocałunki, na kąsanie jej szyi, na ssanie jej.
I nagle Solas obrócił ją przodem, przeprosił. Isella patrzyła na niego przez chwilę, niczego nie rozumiejąc.
- Nie masz powodów, by przepraszać - stwierdziła, popychając go na łóżko. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że właśnie przemówiła w języku Starożytnych. Kroczyła tuż przed nim i nie przestała go prowadzić, dopóki łydki mężczyzny nie uderzyły w złote obramowania łoża. Wtedy go popchnęła i jej ukochany wylądował na miękkim, wygodnym materacu.
Isella pozbyła się szybko butów, wiedząc, że nie potrzebowała ich do robienia efektu, o który cały czas chodziło. Uśmiechnęła się do mężczyzny, widząc jak rozgorączkowany był, jak podniecony. To było cudowne.
Właśnie tego chciała. Miał za nią szaleć, miał jej chcieć, uwielbiać ją. I robił to, a ona czuła się taka seksowna, chciana.
Pewniejsza siebie, nawet jeśli niespecjalnie wiedziała co ma robić w praktyce, podpytała już trochę Doriana. Pomijając fakt, że była to OKROPNIE KRĘPUJĄCA sytuacja, to też szalenie edukacyjna, a właśnie tego jej było potrzeba.
Nie pozwoliła Solasowi się podnieść i wziąć sprawy w swoje ręce. Będzie miał okazję do tego, aby ją dotykać, bardzo wiele. Teraz ona chciała w końcu zobaczyć go całego.
Usiadła okrakiem na jego klatce piersiowej, jakby nigdy nic. Fen'Harel nie mógł patrzeć już na jej twarz, bo jedyne co widział, to jędrne pośladki i łuk pleców.
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest lekko wilgotna, ale poczuła to w momencie, gdy otarła się lekko o mężczyznę, o jego nagą skórę.
W pokoju rozbrzmiał dźwięk rozpinanych spodni. Chwilę później zdjęła je z mężczyzny i tak samo została potraktowana bielizna. Plus tego, że jej kochanek nie widział twarzy był taki, że była naprawdę zarumieniona, zawstydzona, ale zdecydowana na to, co chciała zrobić.
Zobaczyła go. Lekko żylastego, napęczniałego penisa, którego czubek był cudownie czerwony. Isella zagryzła wargę, ale nim się zajęła ewidentną potrzebą, w jej oczy rzuciła się blizna. Bardzo długa, bo ciągnąca się od brzucha, przez biodro, aż po całe udo. Była bardzo długa, poszarpana, ale zagojona. To tylko blizna. Wyglądała jednak, jakby stało się coś poważnego.
- Co się stało? - spytała cicho, dotykając fragmentu blizny na udzie. Solas drgnął, wierzgnął się lekko. Isella, myśląc, że sprawia mu ból, odsunęła dłonie i odwróciła głowę w jego stronę. - Boli?
- Nie - odpowiedział krótko, spuszczając wzrok. - To miejsce... Jest bardzo czułe. Bardzo.
- Bardzo? - szepnęła cicho, uśmiechając się lekko.
Przysunęła usta do blizny na jego udzie i rozpoczęła delikatne lizanie jej, całowanie każdego fragmentu półleżąc na Solasie, tak w zasadzie. Muskała sterczącymi sutkami jego skórę, jego penisa. Kiedy usłyszała intensywny, głośny jęk, definitywnie rozkoszy, bardzo z siebie dumna spojrzała na męskość Fen'Harela, która uroniła kilka białych łez, znacząc nimi jej pierś. Utkwiła zaciekawione i zawstydzone spojrzenie w penisie, obejmując go na początku bardzo nieśmiało, muskając ledwie palcami.
Właśnie w takich momentach przydałaby się druga dłoń, ale niestety, musiała sobie poradzić inaczej. Oparła się lewym przedramieniem o pościel i przesunęła językiem po całej długości penisa, tak, jak radził jej Dorian, aby zamknąć samą główkę w ustach.


Pan Vincent - 2017-09-03, 00:07

Nie wiedział, że sprawy tak szybko zmienią obrót - teraz to nie Isella była przyciskana, do drzwi, ale on sam zmuszany do robienia kroków w tył, aż napotkał za łydkami opór w postaci brzegu łóżka.
Na chwilę przed pchnięciem go na materac, usta elfki wygięły się w uśmieszku, który posłał do jego podbrzusza serię podrażniających iskier.
Inkwizytorka definitywnie coś kombinowała - nikt o czystym sumieniu nie mógłby uśmiechać się w taki sposób. Uderzył plecami o cudowną miękkość, rozkładając mimowolnie nogi. Popatrzył z dołu na stojącą nad nim kobietę i już, już, miał wyciągać do niej swą dłoń, kiedy postanowiła go zaskoczyć raz jeszcze. Zamiast przysunąć się po prostu bliżej, ułożyć obok, Isella usiadła mu okrakiem na klatce piersiowej, przodem do... Nóg.
Miał ze swej pozycji doskonały widok na jej pośladki - jędrne i krągłe półkule, które już teraz miał ochotę dotykać, całować i pieścić na wszelkie inne sposoby.
Poczuł gorąco bijące od przyciśniętej ciasno do jego brzucha, kobiecości - napiął się delikatnie, odkrywając z satysfakcją, że wnętrze Lavellan robiło się z wolna cudownie wilgotne. Niech otrze się tak o niego jeszcze raz, choćby jeden - uczucie koronkowych majtek drażniących skórę było co najmniej pobudzające.
W następnej chwili drobna dłoń dobrała mu się do rozporka, czyniąc przy jego odpinaniu odrobinę charakterystycznego hałasu - Solas napiął się wyraźnie, wyczuwając chłód w najintymniejszych częściach swego ciała.
Zaraz zobaczy bliznę. Zaraz ją zobaczy.
Małe palce wsunęły się pod pas bielizny i pociągnęły za materiał, uwalniając spod niego sterczącą męskość.
Mimowolnie zastanawiał się, co Inkwizytorka pomyślała o jego penisie. Podobał się jej taki, czy bardziej ją przerażał? Wyglądał apetycznie, czy też wręcz przeciwnie?
- Co się stało?
Dotyk. Wyczuł dotyk w okolicy źle zrośniętej tkanki i drgnął wyraźnie, czując jak impuls przyjemności uderza go w każde zakończenie nerwowe. Odczucie było tak intensywne, że nie umiał w żaden sposób powstrzymać cichego sapnięcia.
- Boli? - Isella obróciła się przez ramię by popatrzeć mu w oczy. Nawet w nikłym świetle kominka, rumieniec na jej twarzy był doskonale widoczny, kontrastował z bladą cerą, czerwoną szminką.
- Nie - spuścił wzrok, nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia. Czuł się w pewien sposób bardzo wyeksponowany, bezbronny. Właśnie zdradził swej ukochanej kolejną tajemnicę, pozwolił sobie zaprezentować swą słabość. - To miejsce... Jest bardzo czułe. - Przełknął ślinę, powstrzymując się od sugestywnego ruchu biodrami. - Bardzo.
- Bardzo? - Powtórzyła zadziornie i wróciła do swej poprzedniej pozycji, unosząc się odrobinkę. Teraz Solas miał doskonały widok na pęczniejącą za koronkowym materiałem kobiecość. Wyglądała tak apetycznie, że natychmiast zapragnął zerwać przeszkadzający materiał i zassać się na soczystych płatkach, spijając z nich całą słodycz.
Kiedy usta Lavellan musnęły jego bliznę... Na chwilę przestał zupełnie kontaktować, uderzony nagłym czuciem tak mocno, że nie umiał skupić się na niczym innym. Isella lizała i całowała wrażliwą skórę, a on zmienił się na stałe w zmysł odczuwania, pojękując żywo.
A potem nadeszła kolejna "atrakcja". Cudowne i ciepłe piersi, przesuwające się po jego penisie w niemalże zwolnionym tempie. Ile opanowania kosztowało go nie wypięcie bioder tak żeby wyczuć krągłości o wiele, wiele lepiej. Chciał się o nie ocierać, chciał zawłaszczyć sobie te piersi, oznaczyć każdy ich cal.
- Vhenan! - Wykrzyknął bezwiednie, zaciskając pięści na prześcieradłach. Elfka zsunęła się odrobinę niżej, zatrzymując pośladki w takiej pozycji, że teraz Fen'Harel NIE MÓGŁ nie patrzeć na jej najintymniejszy punkt, skryty wciąż za bielizną.
Drobna dłoń objęła trzon przyrodzenia w tym samym momencie, w którym on sam wyciągnął swoją by odsunąć na bok materiał jej majtek.
Tym razem nie udało mu się powstrzymać - poruszył biodrami, wypinając je gwałtownie, gdy mały język oznaczył swą wilgotną wędrówką całą długość pulsującego z potrzeby dotyku penisa.
Solas westchnął głośno i nie pozostając dłużnym, wsunął we wnętrze Iselli niemalże cały środkowy palec. Tak, celowo wybrał ten najdłuższy, bo, cholera, kiedy Inkwizytorka wyczuła go w sobie i jęknęła piskliwie, definitywnie zaskoczona, miał okazję do tego by złapać ją za drobne biodro, ustawić tak by jej pupa wypinała się idealnie do jego twarzy i zassać się na łechtaczce, znajdującej się tuż pod zwartą wokół palca dziurką.
Nie był delikatny ani ostrożny - potarł językiem pęczniejący punkcik, zataczając wokół niego kółka, podczas gdy palec rozpoczął swój rytmiczny masaż.


Draco - 2017-09-03, 00:35

Isella jęknęła z penisem w ustach, kiedy Solas wsunął tak po prostu palec do jej wnętrza. Jej mięśnie zacisnęły się na nim, puszczając, by za chwilę znów unieruchomić go w środku. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wyglądała w tej chwili z perspektywy Solasa, wypięta, w rozkroku, w zasadzie leżąc na swoim partnerze, z męskością Starożytnego w swoich ustach, którą z wolna wsuwała coraz głębiej.
Cholera, to było trudniejsze, niż było z bananem. Penis Solasa był dłuższy i szerszy, co dawało jej wyzwanie w sprostaniu mu, ale pomimo presji (bardzo chciała wypaść dobrze), chciała sprawić mu jak najwięcej przyjemności.
I nie miała pojęcia jak to się stało, ale poczuła jego usta na swojej łechtaczce. Koronka drapała ją momentami w tak intymnym miejscu, kiedy obsuwała się podczas ssania. Isella drżała. Wysunęła na chwilę penisa z własnych ust, aby nabrać oddechu, którego Solas pozbawił ją robiąc to wszystko z jej intymnymi miejscami.
Nie zamierzała na tym poprzestać. Od razu wróciła do męskości, biorąc ją tak głęboko, jak tylko potrafiła, nawet jeśli szczęka błagała ją, aby przestała. Czuła jak bardzo jej mięśnie były nadwyrężone, na granicy wytrzymałości, ale nie było to dla niej ważne.
Robiła to, cały czas będąc pieszczona. Drżała, momentami jej biodra uciekały albo nadziewały się bardziej na palec Solasa, na jego język.
Jej ukochany nie był dłużny. Jego biodra pracowały, powoli biorąc jej usta w posiadanie. Miała zamknięte oczy, chciała po prostu dać sobie wolną rękę i robić to, co instynktownie uważała za słuszne.
Dlatego też jej dłoń pracowała przy penisie, gdy Isella decydowała się na ssanie samej główki.
Wygięła plecy, kiedy Solas dołączył jeszcze jeden palec do jej wnętrza, rozciągając ją lekko. Ekscytacja, jaką wyczuwała była nie do zmierzenia.
Czuła się dumna, gdy biodra Solasa ruszały się wraz z nią, z jej pieszczotami tak wrażliwego organu mężczyzny. Szalała, była w siódmym niebie. Jej skrępowanie gdzieś uciekło, gdzieś pofrunęło.
I chociaż nie chciała przerywać sobie, ani Solasowi - czuła, że jeszcze chwila i po prostu doszłaby. Była tak blisko, a chciała mieć go w sobie. Dlatego też podniosła się z jego klatki piersiowej, pozbywając się dłoni ukochanego.
Nie przejmowała się tym, że w momencie, gdy podnosiła się musiała przesunąć kobiecością po jego klatce piersiowej i tak zostawiła na niej kilka wilgotnych śladów. Widać było, jak szybko się poruszał jej tors od płytkiego, nierównego oddechu. Na jej piersiach było kilka śladów kropli nasienia Solasa, przy jej ustach również, ale to akurat poczuła i zlizała białe ślady wokół czerwonych ust.
Pochyliła się nad mężczyzną, całując go. Smakowała... sobą. I nim. To była szalona mieszanka, ale nie mogła się powstrzymać. Solas objął ją mocno i przycisnął do siebie, przez co znów leżała na nim, tym razem dotykali się każdą częścią ciała.
- Weź mnie - poprosiła w jego usta, patrząc na niego.
Czuła, jak mężczyzna układa się wygodniej, jak rozchyla jej nogi, jak jego penis przesuwa się po jej smukłym udzie odzianym w pończochę. Nie zdjęła nawet majtek. Nie było to zresztą ważne. Patrzyła mu w oczy, zagryzała wargę, a jego penis właśnie w nią wchodził...
To uczucie było... Bolesne. Dorian miał rację, nie było do końca przyjemne, ale z drugiej strony - spodziewała się, że będzie znacznie, znacznie gorzej. Myślała, że to przez to, jak była podniecona i mokra - stąd nie było bólu. Okazało się, że powodem tego było raczej to, jak płytko był w niej Solas.. Odetchnęła ciężko, gdy jego penis zatopił się głębiej. Jeszcze głębiej...
I teraz, faktycznie, czuła ból. Zacisnęła palce na jego ramionach, rozchyliła usta w niemym jęku, wyginając plecy w łuk. Jego dłonie były wszędzie, a to dziwne uczucie wypełnienia... Tylko o tym mogła myśleć. Tylko o tym bólu, połączonym z dyskomfortem i z czającą się gdzieś tam przyjemnością.


Pan Vincent - 2017-09-03, 01:15

Najbardziej zadziwiająca w całej ferii odczuć, zapachów i dźwięków, którą fundowali sobie wzajemnie, kotłując się w pościeli, była ich zgodność - Solas nie mógł o niej nie myśleć, gdy już po chwili okazało się, że usta Iselli poruszają się w dokładnie tym samym tempie, co jego palec. Że on sam wypinał biodra wtedy, gdy jego ukochana je cofała, że przyśpieszali razem, wyczuwając bezbłędnie swoje granice, pragnienia i potrzeby.
Nie mógł uwierzyć, że Inkwizytorka pierwszy raz miała do czynienia z penisem - co prawda nie potrafiła wziąć większej części przyrodzenia do wnętrza ust, ale to co wyczyniała językiem i zębami, swoim gorącym oddechem i wilgocią cipki, to wynagradzało wszystko, naprawdę.
Czy naprawdę wcześniej obawiał się, że sobie nie poradzi? Jak mógł być aż tak głupi, ślepy? Teraz, kiedy leżał pod swą ukochaną, dogadzając jej w taki sposób by był nagradzany jej soczystymi jękami, nie miał pojęcia co musiałby się stać by im nie wszyło. Nie było możliwości by jego erekcja mogła w tej chwili stracić na swej intensywności. Długość sztywnego trzonu pęczniała niezbicie, dochodząc naprawdę pokaźnych rozmiarów. A Isella, pomimo swej filigranowości, zajmowała się nim wręcz wzorowo.
O ile były jakieś wzorce tego typu pieszczot.
Wysunął palce i wymienił je na ruchliwy język, wykonując nim nieco płytsze, ale wyjątkowo drażniące ruchy, które miały doprowadzić jego słodką vhenan do samego speł...
Uniósł głowę, spoglądając z zaskoczeniem i nieskrywaną pretensją na podnoszącą się z niego Inkwizytorkę.
Hej, co ona kombinowała? Nie chciała go chyba teraz zostawiać, nie teraz?!
Zamruczał, wyczuwając przesuwającą się po piersiach i brzuchu kobiecość. Jej wilgotna obecność zarysowała się na ciele błyszczącymi smugami i Solas natychmiast zatęsknił za jej smakiem i miękkością.
Popatrzył na Isellę i westchnął głośno, dostrzegając jak błyszczący język prześlizgnął się po czerwonych wargach, zbierając resztki preejakulatu. Cholera, cholera, cholera.
Pochyliła się by złożyć na jego ustach pocałunek, pozwolił jej go bez wahania pogłębić. Teraz mogli się wzajemnie posmakować i to było takie... Nigdy wcześniej tego nie robił, nie próbował siebie. Mając w ustach specyficzną słoność, stwierdził z przekonaniem, że Lavellan smakowała o niebo lepiej, ale nie odmówiłby jej pocałunku, już nigdy.
Przyciągnął ją do siebie, układając na swoim ciele. Całowali się tak nieśpiesznie (jego penis cały czas ocierał się o kusząco wypięte pośladki, uderzał o rozgrzane ciało Inkwizytorki, pozostawiając na nim wilgotne ślady), gdy przez jęki i westchnienia przebiła się jej prośba.
- Weź mnie.
A może nie prośba? Może to był już rozkaz?
To nie miało już znaczenia - najważniejsze było by pokazał Iselli, że naprawdę jej pragnął, że był gotów dać jej wszystko, tak jak ona była gotowa ofiarować to samo jemu.
Przewrócił ją delikatnie na plecy, wspierając się na łokciu. Ucałował wilgotną od potu skroń i uroczo zadarty nos, który kochał całym sercem.
Rozłożył jej ostrożnie uda, nie potrafiąc się powstrzymać od przesunięcia palcami po materiale pończochy. Ależ była gładka i obcisła, idealna...
Wolną dłonią sięgnął do przyrodzenia, by nakierować jego czubek idealnie na wnętrze. Zanim wsunął się do środka, wykonał parę okrążeń, pocierając ciałem o ciało, przyzwyczajając ich do siebie.
Popatrzyli sobie w oczy i nie dostrzegając niczego, co mogłoby być sygnałem by się wycofał, pchnął biodrami, wsuwając do środka samą główkę.
Cholera, nie podejrzewał, że tak ciężko będzie wsunąć się dalej. Inkwizytorka była naprawdę.... Ciasna.
To jedno pojedyncze słowo, niepozorna myśl, sprawiła, że mimowolnie zadrżał na całym ciele i zebrał się w sobie by wykonać drugie pchnięcie. Tak ciężko było mu być delikatnym i konsekwentnym jednocześnie... Widział na twarzy Iselli, że sprawiał jej ból, ale nie potrafił jej współczuć kiedy jemu samemu było tak dobrze, że ledwo łapał oddech.
Wciąż nie wsunął się głębiej niż do połowy.
- Ar lath ma, vhenan - wystękał swoje wyznanie, zarówno w formie wsparcia jak i przeprosin za to, co zrobił za chwilę.
Złapał za jedno z małych bioder i unieruchomił ukochaną w miejscu, wsuwając się do środka jednym, mocnym pchnięciem. Isella krzyknęła, jej ciało napięło się wyraźnie. Solas zatrzymał się, dając jej chwilę na przyzwyczajenie. Miał wrażenie, ze zaraz eksploduje z nadmiaru odczuć, ale trzymał się dzielnie, choć pot ściekał mu po plecach i twarzy, a umysł krzyczał głośno "no rusz się w niej wreszcie!", czekał.
- Cssssi - wyszeptał, głaszcząc ją po twarzy, po szyi i włosach. - Za chwilę minie. Powiedz kiedy będziesz gotowa.


Draco - 2017-09-03, 01:37

Ciężko było jej złapać oddech, gdy wygięta w łuk próbowała się rozluźnić. To naprawdę cholernie bolało, napięła mięśnie ud, starając się jakoś to przetrwać, jakoś nie myśleć o tym, ale nie była w stanie.
Oddychała płytko, zagryzając białymi zębami swoją czerwoną wargę. Rozchyliła uda bardziej, dając mu więcej miejsca, ale poczuła, jak penis lekko wysuwa się i wsuwa. Zmarszczyła czoło z bólu.
Isellę nie obchodziło w tym momencie, czy będzie zbyt perwersyjna, czy nie - musiała sobie ulżyć, musiała się rozluźnić.
Przesunęła palcami wzdłuż swojego ciała, sięgając do łechtaczki - wilgotnej jak ona cała - i zaczęła pocierać ją dość agresywnie. Solas, widząc co robiła, chyba postanowił jej pomóc, bo poczuła zaraz i jego dłoń w tym samym miejscu. Oboje dotykali to wrażliwe miejsce, aż dziewczyna nie zajęczała rozkosznie, poruszając swoimi biodrami w ten rytm.
Solas chyba zrozumiał ją bez słów, bo jego penis zaczął wysuwać się z niej i wsuwać, z początku dość wolno. Ale była w stanie, pomimo bólu, żyć z tym. Patrzyła na niego z dołu, spod przymkniętych powiek.
- Ar lath, ma vhenan - jęknęła.
Solas pochylił się nad nią, całując ją namiętnie i chaotycznie. Ich wargi łączyły się, by zaraz zaczęli po prostu dyszeć w swoje usta, a wtedy ktoś znów ponawiał pocałunek. Lavellan objęła go udami odzianymi w pończochy. Chciała, by jej ukochany był jeszcze bliżej, jeszcze mocniej w niej, bardziej. Potrzebowała tego.
Wsuwający się i wysuwający penis sprawiał jej ciału dreszcze przyjemności, które nasilały się z każdą chwilą. Jęczała Solasowi, urywanie - do ucha, do ust, w pocałunki, to nie miało znaczenia. Isella objęła mężczyznę, zupełnie, jakby tonęła, a ich ciała poruszały się jednocześnie, jak w tańcu, doskonale zsynchronizowani. Jej wnętrze zaciskało się i puszczało, jak w spazmach, czasem więżąc w sobie jego penis.
- Taa-a-kk.. - Isella wyjęczała, czując, jak tempo Solasa wzrosło znacząco.
Jego penis wsuwał się w nią i wysuwał naprawdę szybko, a ona była w siódmym niebie. Każde wejście i wyjście nagradzała jękiem.
- Szybciej - poprosiła, spoglądając na niego spod przymkniętych powiek.
Ich ciała były tak blisko siebie, tak wilgotne od wysiłku, tak bliskie spełnienia. Tak, jeszcze kilka kroków, tak, tak...
- TAK!


Pan Vincent - 2017-09-03, 02:06

Solas spodziewał się wielu rzeczy - był przygotowany na to, że Isella zacznie płakać, że poprosi go by jednak się wycofał, że będzie krzyczała, a nawet, że spróbuje go uderzyć, odpłacając mu się w ten sposób za ból, który zadawał jej swoim własnym ciałem.
Ale nie. Przez chwilę jej śliczna buzia marszczyła się w wyrazie prawdziwego bólu, by za chwilę przeciął ją zdeterminowany grymas i w następnej chwili...
Inkwizytorka, na jego oczach, zaczęła sobie robić dobrze. Wyciągnęła dłoń i poprowadziła ją sobie między uda, ugniatając znajdującą się niewiele wyżej od jego pulsującego przyrodzenia łechtaczkę.
Przez chwilę nie potrafił się poruszyć, oczarowany tym obrazkiem, zahipnotyzowany jego erotyzmem. Oto właśnie jego kobieta dotykała swego najintymniejszego miejsca, trzymając go jednocześnie w swoim wnętrzu.
Wyciągnął dłoń i jak w transie dołączył do niej, drażniąc się i przepychając, walcząc o miejsce również dla swojego palca. Jego czoło zmarszczyło się w skupieniu, głowa błyszczała od potu, ściekającego kroplami po całym ciele.
O, tak, doskonale dostrzegał szczególny rodzaj skurczy, który wstrząsał podbrzuszem jego ukochanej. Nie mógłby już znaleźć lepszego czasu na to by zacząć się powoli rozpychać w zdecydowanie przyciasnym wnętrzu. Raz za razem, jego ruchy zwiększały swe tempo, aż wreszcie było ono na tyle prędkie i zadowalające, że oboje potrafili tylko jęczeć i wzdychać, ocierając się o siebie każdą częścią ciała.
- Ar lath, ma vhenan - usłyszał wyznanie i pochylił się by pocałować jej wargi. Zasysał się na nich i kąsał je chaotycznie, oddając się tej pieszczocie zupełnie instynktownie, bez zastanowienia.
Chwilę później jego ruchy nabrały już takiej prędkości, że nie mieli możliwości by złączyć ze sobą wargi. Solas musiał podeprzeć się na przedramieniu, drugą ręką unosząc pośladki Inkwizytorki. To pomogło mu osiągnąć pełnię możliwego do wyciśnięcia tempa.
Poruszał biodrami jak w gorączce, słysząc tylko słodkie jęki i swój urywany oddech. Właściwie było po drodze jeszcze parę innych, równie satysfakcjonujących dźwięków, ale nie miał siły zastanawiać się nad ich pochodzeniem. Drżący i spocony wchodził głębiej i głębiej, rozbijając się jądrami o zaczerwienione od uderzeń pośladki.
Isella jęczała coś pod nosem; Solas uśmiechnął się, wsłuchując się w przyjemne brzmienie jej głosu, targanego teraz nieopisaną przyjemnością.
Wypiął biodra najmocniej jak mógł, otworzył usta do krzyku i...
Taa-a-kk..
Zaraz, czy to nie była starożytna mowa?
Była to ostatnia trzeźwa myśl, jaka pojawiła się w jego umyśle, zanim spoconym ciałem nie wstrząsnął dreszcz tak potężny i wszechogarniający, że na moment stracił kontakt z rzeczywistością.
Wciskał się w nią po same jądra, strzelając jedną, drugą i trzecią falą nasienia, dopóki nie opadł całkowicie z sił, zdyszany, spocony i drżący. Zdążył tylko chwycić w dłoń tę mniejszą, należącą do jego ukochanej wtulił się w jej piersi, walcząc o odzyskanie oddechu.


Draco - 2017-09-03, 02:22

Isella, w chwili spełnienia, zupełnie niekontrolowanie przygryzła skórę na szyi mężczyzny, pozostawiając tam bardzo wyraźny, czerwony ślad jej zębów. Jej świat rozpadał się i składał jednocześnie. Drżała w spazmach, ściskając Solasa swoimi udami wokół jego bioder, ale także we wnętrzu, które w tym momencie przyjmowało coś gorącego w siebie.
Gdy przebłysk jej świadomości powiedział jej co to takiego, lekko się zarumieniła, ale i tak była czerwona na twarzy, więc mogło jej to ujść płazem. Leżeli tak w swoich ramionach, odpoczywając. Solas wtulił się w piersi Iselli, a ona nie miała serca go stamtąd wyganiać. Trzymali się za dłonie i odpoczywali.
- Widzisz - szepnęła Isella - mówiłam, że warto poczekać do balu.
Zaśmiała się cicho, widząc, jak mężczyzna podnosi głowę i spogląda na nią, rozbawiony. Przysunęła ich splątane dłonie i ucałowała tę, należącą do Solasa.
Byli brudni od spełnienia, ale Isella nie myślała o tym, żeby pójść na antresolę, tuż nad łóżkiem, by wykąpać się. Nie miała na to siły i widząc, że jej ukochany też się tam nie zbiera, domyśliła się, że on także był jej pozbawiony.
Solas dalej wtulał się w jej piersi, a Lavellan głaskała stopą odzianą w pończochę tył jego uda, pośladek, łydkę.
Kiedy mężczyzna wysunął się z jej wnętrza, to było dziwne uczucie. Była rozciągnięta, a z wnętrza powoli wypływała sperma i to było odrobinę krępujące.
Przeciągnęła się, by po jakimś czasie zacząć głaskać Solasa po głowie, gdy ten chciał jedną z dłoni położył na jej piersi, głaszcząc delikatną skórę
Prawdopodobnie było już późno, ale nie obchodziło ją to tak długo, jak mogła leżeć w jego ramionach. Solas podciągnął się i pocałował ją w usta, tak po prostu, bez słów. A ona odwzajemniła, wtulając się w niego.
- Warto było czekać.
Kobieta uśmiechnęła się.


Pan Vincent - 2017-09-03, 02:50

Odpoczywał, ułożony na ciepłym ciele niczym kocur, wtulając się w miękkie piersi i rozgrzaną szyję Inkwizytorki. Wydawał z siebie bezwiednie ciche pomruki, rozkoszując się specyficznym i bardzo przyjemnym uczuciem skóry przy skórze. Teraz, gdy jego ciałem nie targało już tak silne podniecenie, zaczął zwracać uwagę na inne rzeczy, związane z byciem nagim przy równie nagiej kobiecie.
To ciepło, możliwość dotknięcia każdego wyśnionego miejsca (no, może z wyjątkiem ubranych w pończochy nóg, ale one miały u niego specjalne względy) była taka bezpieczna, wygodna i dobra.
- Widzisz - wymruczała Isella, gładząc wolno jego dłoń - warto poczekać do balu.
Parsknął śmiechem, posyłając jej rozbawione spojrzenie. Pozwolił by elfka ucałowała go w dłoń i uświadomił sobie z zawstydzeniem, jak bardzo to uwielbiał. Dotyk jej delikatnych warg był niezwykłą pieszczotą, a składanie pocałunków w takim miejscu świadczyło tylko o tym jak bardzo mu kochała, jak bezgranicznym obdarzała go zaufaniem.
Powrócił na swoje miejsce, nie potrafiąc za nic zrezygnować z obejmowania, głaskania i nadstawiania się na pieszczoty. Nie pamiętał by kiedykolwiek wcześniej tak bardzo pragnął tak niepozornych, zdawałoby się, rzeczy.
Przy Lavellan czuł się tak swobodnie, tak... Dobrze. Wiedział, że mógł jej zaufać, że był z nią bezpieczny.
To przy niej znajdowało się jego miejsce, był tego pewien.
Inkwizytorka zamruczała cicho i po raz kolejny zwróciła się do niego w mowie Starożytnych.
Solas zmarszczył brwi i uniósł głowę, spoglądając ukochanej w oczy.
- Nie rozumiem, po co to robisz - przyznał szczerze, choć miał wrażenie, że zabrzmiał odrobinę oschle. Przysunął się bliżej, układając się idealnie za jej plecami. Przycisnął do siebie drobne ciało i po raz pierwszy odważył się na przesunięcie palcami po zabliźnionej tkance w miejscu gdzie niegdyś widniało przedramię Iselli.
- Uczysz się elfiej mowy? Ostatnio cały czas się nią do mnie zwracasz. Muszę przyznać, że jest to wyjątkowo ujmujące, ale nie musisz tego robić, vhenan. Przyzwyczaiłem się już do wspólnej mowy.


Draco - 2017-09-03, 03:01

Isella drgnęła, gdy poczuła dotyk palców na bliźnie po odcięciu ramienia. Spojrzała na mężczyznę, który usadowił się za nią i objął ją, marszcząc brwi.
- Ale robię... co? To znaczy tak, no uczyłam się. Część ksiąg w Vir Dirthara jest tylko w Starożytnym języku, ale nie mówię przecież do ciebie w Starożytnym. Nie potrafię go używać, nie tak płynnie - mruknęła Isella.
Poczuła drobne pocałunki na swojej szyi i uśmiechnęła się lekko, pozwalając mu na to. Odchyliła lekko głowę. Z jej koku niewiele zostało, rozsypał się w większośc. Wyjęła więc wszystkie wsuwki, które trzymały go jeszcze w miejscu i odłożyła na szafkę nocną, przez co kosmyki włosów mogły załaskotać jej ukochanego. O czym nie wiedziała.
Isella zaczęła myśleć o tym, co powiedział jej Solas, szczególnie, że zdarzyło się w ostatnich dniach, iż kilka osób prosiło ją o powtórzenie czegoś "po ludzku". Myślała, że źle wówczas wyjaśniała, o co jej chodziło.


Pan Vincent - 2017-09-03, 03:41

- Nie słyszysz się? - Zapytał z niedowierzaniem, odsuwając się od niej tak by mógł patrzeć w szmaragdowe oczy. - Nie mówiłaś do mnie wspólnym językiem. Używałaś mowy Starożytnych. Myślałem, że chciałaś mi po prostu zaimponować. To było na swój sposób zabawne. - Wyznał, śmiejąc się krótko, miękko.
Niewiele myśląc nad tym, co robił, podniósł się z łoża i ruszył w stronę wielkiego balkonu, przypominając sobie z poruszeniem moment gdy stał tu po raz ostatni. Oparł się biodrem o ścianę i skrzyżował ramiona na piersi, podziwiając nieskończenie piękną panoramę gór.
- Może to przez studnię - wymruczał bardziej do siebie niż do Inkwizytorki. - Prędzej czy później nauczysz się nad tym panować.
Obrócił się przez ramię, posyłając jej znaczące spojrzenie. Wyciągnął dłoń i uśmiechnął się jednostronnie.
- Ma vhenan - wymruczał gdy tylko się przy nim znalazła i wpił się w jej usta, wyciskając na nich długi i namiętny pocałunek, z rodzaju tych, które długo jeszcze potem czuć na wargach. - Mniemam, że powinniśmy położyć się już na spoczynek, ale szkoda marnować mi tej nocy na sen. - Wyznał, przyglądając się z fascynacją jej zarumienionej twarzy. - Kąpiel?
Pytanie zostało rzucone mimochodem, ale Solas i tak dobrze wiedział, że była na nie tylko jedna odpowiedź.
Przywołanie i podgrzanie wody nie stanowiło dla niego żadnego problemu - kwestia jednego ruchu dłonią - tak samo jak przeniesienie Iselli balii. Zastanawiał się jak tak drobna osoba mogła znosić wszystkie trudy życia, którym los poddawał ją okrutnie przez tyle czasu? Jak ktoś o takich małych palcach i stopach - zastanawiał się, ściągając z długich nóg delikatnie sfatygowane pończochy - mógł pomieścić w sobie jego przyrodzenie? Kiedy leżał w łożu, pogrążony w namiętności i pożądaniu, ale teraz, gdy układał drobne ciało w gorącej wodzie, Solas spoglądał na elfkę z prawdziwym współczuciem. Miał tylko nadzieję, że mimo wszystko nie zrobił jej dużej krzywdy. Nie sądził by wybaczyłby sobie kiedykolwiek coś tak strasznego.
- Boli? - Zapytał, pochylając się by zmyć ze smukłych ud resztki krwi i nasienia. - Mam nadzieję, że nie byłem zbyt niedelikatny. Nie pomyślałem wcześniej żeby cię zapytać. W ogóle nie myślałem. - Wyznał, wchodząc ostrożnie do balii. Woda była tak gorąca, że niemalże parzyła, ale z chłodnym powietrzem wpadającym przez otwarte drzwi balkonu, dawało to przyjemny kontrast.


Draco - 2017-09-03, 03:59

- Może dlatego ludzie czasem patrzą na mnie, jak na kompletną wariatkę - mruknęła Isella na uwagę o języku, jakiego używała.
Nie zastanawiała się nad tym, tak jak większość ludzi - po prostu mówiła. Może wypadałoby bardziej przykładać do tego wagę. Trochę zaniepokoiło ją to, co powiedział Solas.
Podeszła do niego, gdy stał na balkonie, naprzeciw łoża. Kiedyś, lata temu, Solas pocałował ją tu i wyznał pierwszy raz miłość. A teraz znów ich usta spotykały się, właśnie tutaj. Wiatr targał jej włosami i sprawiał, że drżała z zimna, cała naga i jeszcze wilgotna po seksie. Uśmiechnęła się, gdy jej ukochany zaproponował kąpiel. Biorąc pod uwagę fakt, że Solas wziął ją na ręce - cieszyła się, że jakiś czas temu robiono tu remont i zamiast wiecznej drabiny, zrobiono schody. Obserwowała, jak jej ukochany zdejmował jej pończochy, pas, a także sfatygowane majtki. Wszystko to rzucił w kąt, ale nie miało to znaczenia. Gdy znalazła się w wodzie, mruknęła z zadowoleniem. Jej wnętrze lekko zaczęło piec, przetarte od dość agresywnego stosunku.
- Bez przesady, vhenan. Było mi... - odchrząknęła, odrobinę zawstydzona. - Było mi bardzo przyjemnie. Nieziemsko, wręcz.
Ułożyła się w bali tak, aby opierać się o Solasa. Nie było w niej bardzo dużo miejsca, ale byli niemalże cali przykryci przez gorącą wodę i jego dłonie masowały lekko jej ciało. Czy mogło być lepiej? Przy okazji zmyła jednym zaklęciem makijaż. Zniknęły krwistoczerwone usta, delikatnie podkreślone oko. Nie zniknął uśmiech na jej twarzy.
Ich poranek zaczął się dość późno. Isella obudziła się pierwsza, wtulona w Solasa, ciągle naga. Ciepły wiatr i odgłosy na zewnątrz wpadały do środka przez otwarty balkon, ale Lavellan nie przejmowała się tym. Splątana pościel okrywała jej miejsca intymne. Zorientowała się, że ciężko jej oddychać i chciała się podnieść, ale nie mogła - za to zrozumiała, czym było to powodowane. Na jej piersiach leżała głowa Solasa, który spał. Uśmiechnęła się czule i zaczęła delikatnie głaskać go po plecach, obserwując mężczyznę spod przymykających się powiek.


Pan Vincent - 2017-09-03, 04:31

Dorian podążał radośnie korytarzem wschodniego skrzydła, kierując swój krok do dobrze mu już znanych drzwi sypialni Inkwizytorki.
Kuchmistrzowie przyrządzali już z wolna późne śniadanie, a większość gości schodziło się z wolna na salę, tym razem zastawioną od ściany do ściany długimi stołami z półmiskami, kubkami i koszami z jedzeniem. Józefina postarała się odpowiednio o to by nikomu nie zabrakło ani strawy ani posiłku.
- Dorianie - Cassandra przywitała się z nim przyjaźnie, poprawiając lekko potargane po nocy włosy. - Miło cię widzieć, ale co ty tu właściwie robisz? To raczej damski sektor. - Ziewnęła sobie w dłoń, przecierając oczy. Och, ona chyba nie miała pojęcia jak uroczo wyglądała kiedy była niewsypana.
- Idę sprawdzić czy powiodła się moja misja - wymruczał, sprzedając kobiecie żartobliwego kuksańca. - A tobie radzę się przebrać. Był tu już ten pan, który tak z tobą tańcował.
- Nie wiem o kim mówisz - Cassandra cofnęła się szybko do drzwi. Zatrzymała się z dłonią na klamce i popatrzyła na niego poważnie. - Czy sprawiał wrażenie poważnego człowieka?
- Słucham? - Zapytał, totalnie zbity z tropu.
- Czy wyglądał jakby już... Wytrzeźwiał? - Śniade oblicze kobiety pociemniało od rumieńca. I choć kusiło go by jeszcze trochę się z nią podrażnić, odpuścił, uśmiechając się lekko.
- Absolutnie trzeźwy i, jeśli dobrze mi się zdaje, zakochany.
Zachichotał pod nosem, gdy jedyną odpowiedzią, którą otrzymał było, głośne trzaśnięcie drzwiami.
No, dobrze, ale teraz przyszedł już czas na obowiązki.
Podszedł do drzwi sypialni Lavellan i nacisnął cichutko klamkę, przechodząc na palcach do części sypialnej.
Wychylił głowę i jego oczom ukazał się niezwykle satysfakcjonujący obrazek: Isella leżąca na łożu z przymkniętymi powiekami (oczywiście rozwarły się gwałtownie gdy zorientowała się, że ktoś otworzył drzwi) i jej drogi przyjaciel, z głową wtuloną w niewielki biust.
Rany, ależ oni dobrze razem wyglądali Nie ulegało wątpliwościom, że stanowili dobraną parę.
Nie powiedział nic. Uniósł jedynie dwa kciuki w górę, dając znać, że był z niej dumny i, że... Cieszył się za nią! Sam już nie mógł się doczekać kiedy związek Inkwizytorki przejdzie na wyższy szczebel.
Pozwolił sobie jeszcze wskazać palcem tyłek Solasa, uniósł dwa kciuki jeszcze dokładniej i zniknął za drzwiami, krzycząc na całe gardło:
- Dzień dobry wszystkim, zapraszam do sali na śniadanie!

-...niadanie!
Solas poderwał się gwałtownie z łóżka, zbudzony nagłym hałasem. A raczej chciał się poderwać, ale coś go trzyma... Ktoś go trzymał.
Lavellan go trzymała - uświadomił sobie z ulgą i przewrócił się wolno na plecy, posyłając ukochanej długie, pełne zadowolenia spojrzenie. Obrazy z wczorajszej nocy kotłowały mu się po głowie, posyłając wzdłuż kręgosłupa przyjemne dreszcze. To, co się między nimi wydarzyło... Wiedział, że już nigdy o tym nie zapomni.
- Dzień dobry - przywitał się lekko ochrypłym po śnie głosem i odchrząknął głośno, rozglądając się po pomieszczeniu tak jakby zobaczył je po raz pierwszy w życiu.
- Zapraszam wszystkich na śniadanie! - Rozległ się zza drzwi ponownie ten okropny głos.Zmarszczył brwi i potrząsnął głową, odganiając od siebie resztki snu.
- Jak ci się spało? - Zapytał, nawiązując świadomie do zdania, którym przywitał Inkwizytorkę po ich pierwszym pocałunku w Pustce. - Mam nadzieję, że nie czujesz się już obolała? W razie czego mogę poszukać ziół lub poprosić alchemika o sporządzenie mikstury.


Draco - 2017-09-03, 04:57

Nie spodziewała się, że ktoś wejdzie do sypialni, tak po prostu. Otworzyła przestraszona powieki, gdy tylko usłyszała ciche kroki. Gdy zobaczyła Doriana przy schodach, zawstydziła się, że widział ją nagą. Isella chciała się ruszyć i przykryć, jakoś tak mimowolnie, ale nie mogła tego zrobić - obudziłaby Solasa, a nie chciała mu przeszkadzać.
Parsknęła cicho śmiechem, gdy przyjaciel dwa razy podniósł kciuki. Raz, ewidentnie chodziło o to, że faktycznie, w końcu Lavellan przespała się z swoim mężczyzną. A drugi, ewidentnie Dorianowi spodobał się tyłek jej ukochanego, czego nie mogła nie skomentować cichym śmiechem.
Kiedy Dorian wyszedł i krzyknął o śniadaniu, Fen'Harel drgnął, obudzony. Isella nie dała mu jednak wstać, obejmowała go, głaszcząc delikatnie jego ciało.
Obserwowała jak Solas budził się. Przewrócił na plecy, spojrzał na nią i uśmiechnął się czule. Patrzyli sobie chwilę w oczy.
- Dzień dobry - szepnęła, przyglądając się mu w świetle dnia.
Długa blizna była bardzo wyraźna i nie dało się nie zwrócić na nią uwagi, ale z jakiegoś powodu podobała się Lavellan. Może była to kwestia tego, że to część jego ciała i po prostu akceptowała wszystko.
Jak ci się spało? - Zapytał, nawiązując świadomie do zdania, którym przywitał Inkwizytorkę po ich pierwszym pocałunku w Pustce.
- Bosko - odpowiedziała Isella, przeciągając się.
Wygięła się w łuk, zostając przez chwilę w tej pozycji. Aż w końcu podniosła się do siadu.
- Mam nadzieję, że nie czujesz się już obolała? W razie czego mogę poszukać ziół lub poprosić alchemika o sporządzenie mikstury.
- Solas - Isella parsknęła śmiechem - Nie jestem z cukru. Trochę bolało, ale było cudownie. Jest duży - wskazała na penisa ukochanego, który nawet teraz miał lekki, poranny wzwód - ale bez przesady. Jestem cała, mam się dobrze. Jestem dużą dziewczynką - cmoknęła mężczyznę w usta, by za chwilę podnieść się i po prostu przejść tuż przed twarzą Fen'Harela do szafy, w poszukiwaniu ubrań.
Wzięła pierwsze lepsze spodnie, bluzkę i stanęła przed Solasem, podając mu stanik.
- Pomożesz?

Zeszli na dół, na śniadanie. Oboje uśmiechnięci, trzymający się za ręce. Solas, co prawda, nie jadł "normalnego" jedzenia, ale Isella widziała, jakie spojrzenia rzucał na muffinki z truskawkami. Tak jak przepuszczała, wziął kilka z nich i został na śniadaniu.
Na tarasie siedział Dorian z Bykiem, jak zwykle, Merrill i kilka innych osób. Isella uśmiechnęła się do nich.
- No i są nasze gwiazdy! Witajcie. Siadajcie, siadajcie, zapraszamy.
- Aneth ara - przywitała się Isella. Usiadła z Solasem między Dorianem, a Merrill. Brunetka zaczęła rozmowę z Fen'Harelem odnośnie eluvianów, a Isella słuchała Doriana, który wymruczał jej do ucha:
- Czemu nie mówiłaś, że Solas ma TAKI tyłek?
Isella parsknęła śmiechem.
- Mówiłam, nie słuchałeś.


Pan Vincent - 2017-09-03, 22:19

Ciężko było mu się odnaleźć w samozwańczym towarzystwie śniadaniowym. Co prawda, nikt nie patrzył na niego w nieprzychylny sposób, ani nie komentował głośno wydarzeń sprzed paru miesięcy, ale Solas wciąż odczuwał pewnego rodzaju obciążenie ze względu na wszystkie kłamstwa i sekrety, które ukrywał przed nimi, podczas gdy uważano go za przyjaciela.
Teraz był pewien, że nikt nie myślał o nim jak o przyjacielu. Oczywiście, zasłużył sobie na takie traktowanie, ale stawianie im czoła w banalnych, zdawałoby się, sytuacjach życiowych (takich jak chociażby zjedzenie śniadania), tęsknił za swobodą i nieskrępowaną atmosferą, która panowała pomiędzy nimi dawniej.
Na szczęście w towarzystwie znalazła się też nowa osoba, elfka o niezwykle bogatej wiedzy i - co więcej - o równie wspaniałych zainteresowaniach. Rozmawiali beztrosko o sposobach działania eluvianów i zależnościach w postaci czasu, miejsca i siły przechodzącego przez nie maga.
- Zawsze interesował mnie fenomen uruchomienia eluvianu, przez który przechodzą potem setki ludzi. Ukierunkowanie magii wydaje się mieć ogromne znaczenie.
- To naturalne, jak oddychanie. Nie trzeba nakierowywać magii, nakierowuje się myśl - wyjaśnił, zerkając mimowolnie na swoją ukochaną. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się, do tego, że...
Że mieli teraz sposobność robić ze sobą te wszystkie rzeczy. Kochać się, spać razem w jednym łóżku, spożywać posiłki...
Lavellan trzymała się cały czas blisko niego i było to niepomiernie wręcz miłe. Cały czas otrzymywał jej wsparcie, służyła mu radą i pomocną dłonią, gdy tylko należała się do tego okazja. Walczyła o to by ludzie darzyli go szacunkiem, walczyła ze wszystkich sił.
Objął ją dyskretnie ramieniem i wcisnął do ust ostatni kęs truskawkowych babeczek (wciąż nie mógł uwierzyć, że tak bardzo chciało mu się truskawek). Pochylił się nad stołem i chwycił jedną z filiżanek - na szczęście trafił na tę z rumiankiem, nie herbatą.
Merrill odchrząknęła, z twarzą znajdującą się tylko parę cali od jego własnej.
- Solasie? Mówiłeś o siły jednej myśli.
- Tak? Ach, wybacz mi - uśmiechnął się z zawstydzeniem, odwracając wzrok od prześwitującej przez koszulę piersi. Co z tego, że okrywał ją biustonosz, skoro i tak można było dostrzec jej kuszący kształt i wiedzieć co znajdowało się pod spodem?
- Ukierunkowanie wyrabia się z czasem, tak myślę - dodał pośpiesznie, upijając jeszcze łyk rumianku. Był jednak pewien, że przy jego rozkojarzeniu powinien skatować się porządną herbatą.
- Jak to się miało w twoim przypadku? Czy zdolność używania eluvianów trzeba było w sobie rozwijać? - Ku jego największemu zdziwieniu, Merrill wyciągnęła z kieszeni notatnik. Solas odchrząknął i pokręcił głową, ruszając w wyjaśnieniami.
- W czasach kiedy powstawały eluviany, mogła z nich korzystać niemalże każda istota zamieszkująca Arlathan. - Poczuł drobną dłoń na swoim udzie i zadrżał mimowolnie. Był to minimalny ruch, ledwo dostrzegalny, ale wiedział, że Inkwizytorka musiała go doskonale wyczuć. - Nie każdy mógł sobie pozwolić na ich użytkowanie, ale miało to zupełnie inne podłoże.
- Masz, oczywiście, na myśli pozycję społeczną i kwestie materia...
- No dobrze, ostatni wolny wieczór przed rozpoczęciem na nowo działalności - przerwał jej nagle głośno Dorian. Solas aż podskoczył na dźwięk tego głosu. Zdążył już zapomnieć jak dźwięczny i donośny był jego głos. Wzmagany przez Tevinterski akcent, niósł się echem po całej Twierdzy ilekroć jego właściciel miał takie życzenie. - Macie jakieś plany? Coś, jak... Długi spacer nad jezioro, albo...
- Wrócę do pisania swojej książki. Tym razem to on wciął się w słowo. - Powoli zbliża się czas podania wydawnictwu pierwszego szkicu. Nie chcę się spóźnić.
- Wybacz mi, Merrill - tu zwrócił się do elfki - dokończymy naszą rozmowę innym razem.
Pozwolił by jego dłoń musnęła - niby w przelocie - odziane w cienką koszulę ramię i skinął głową reszcie towarzystwa, znikając z tarasu.

- A temu co? - Dorian zmarszczył brwi, spoglądając na przyjaciółkę. - Powiedziałem coś nie tak?
- Daj mu spokój, ta książka ma wielkie znaczenie dla elfiego społeczeństwa. - Merrill nalała sobie jeszcze herbaty, uśmiechając się lekko do maga. - Pewnie postawił sobie za cel by jak najszybciej zrobić z tym porządek.
- Oczywiście - Dorian wydął wargi i ugryzł ciasteczko z wyjątkowo oburzoną miną. - Moim zdaniem coś ugryzło go w du...
- Z tego co wiem, nie w dupę, tylko w szyję. - Byk odezwał się po raz pierwszy od trwania śniadania i wychylił cielsko ze swego miejsca, by móc posłać Inkwizytorce wymowny uśmieszek. - Niezła pamiątka, wyrazy uznania.


Draco - 2017-09-03, 23:13

Isella zauważyła ślad, który pozostawiła Solasowi po tej upojnej nocy, ale nie wspominała o tym. Ciężko byłoby nie zwrócić na to uwagi, prawdę powiedziawszy - czerwony odcisk zębów rzucał się w oczy, nawet bardzo, a już szczególnie, jeśli rana stała się odrobinę fioletowa.
Chyba przesadziła, ale kiedy gryzła go... nie miała świadomości tego, co robi. I tak właśnie Solas paradował po Twierdzy i Arlathanie, naznaczony przez Inkwizytorkę - jakby komuś się wydawało, że nie jest zajęty, to dziś z pewnością wszelkie marzenia potencjalnych zainteresowanych elfek powinny po prostu umrzeć śmiercią naturalną.
- Cicho - syknęła do Byka, zawstydzona ewidentnie.
Skupiła się na rogaliku.
- Isello, mogłabym... razem z tobą pracować w bibliotece? Słyszałam, że jest tam pięknie.
Inkwizytorka spojrzała na Merill i przytaknęła głową, uśmiechając się.
- Oczywiście.

To był ostatni dzień pobytu Doriana w Twierdzy. Następnego poranka miał wrócić do Tevinteru, a Byk - do swoich zleceń z Szarżownikami. Isella postanowiła spędzić możliwie jak najwięcej czasu z przyjaciółmi, nim nie wyjadą, starając się dać im prywatność - w końcu ich rozłąka będzie dość długa, prawdopodobnie. Solas nie odezwał się. Inkwizytorka myślała sobie, że może popracuje trochę, ale wróci - w końcu to byli także jego przyjaciele. Oczywiście, teraz mieli w stosunku do niego rezerwę, a ich drogi towarzysz qunari mógłby wypominać Lavellan, że zaufała Solasowi, chociaż on mówił że jest z nim coś nie tak, ale... Nie robił tego. Sam przecież wyrzekł się qun, kiedy wolał uratować swoich ludzi, aniżeli wielki statek qunari. Znał smak poświęcenia czegoś. Może to właśnie to sprawiało, że nie wytykał błędów?
Dorian miał dołączyć do biblioteki, ale tylko po to, by ją stamtąd zabrać ("wyjeżdżam, dziewczyno, więc jak po ciebie przyjdę, to idziemy się zabawić!") kiedy skończy zabawiać się z Bykiem. Isella już się w niej znajdowała i przypuszczała, że jej drogi przyjaciel zbyt szybko nie przybędzie. Merrill
pierwszy raz postawiła swoją stopę w tym miejscu i była ewidentnie oczarowana.
- Na Stwórców, jak tu pięknie... - wyszeptała, rozglądając się.
Isella nie mogła zaprzeczyć. Nawet jeśli budowla była ewidentnie uszkodzona i w nie najlepszej kondycji, dalej powalała swoim pięknem, robiła ogromne wrażenie.
- To uczucie. - Elfka stanęła w miejscu, rozglądając się z zmrużonymi powiekami. - Czemu czuję się tak dziwnie?
- Brak Zasłony. To Rozdroża, coś pomiędzy Pustką, a światem rzeczywistym. Nie przestrasz się, jak zobaczysz wędrujące dusze, to normalne - Isella uśmiechnęła się do niej, prowadząc Merrill do półek pełnych książek, nad którymi ostatnio pracowała z Dorianem.
Niestety, nie skończyli całej pracy.
- Znasz zaklęcie na kopiowanie treści? - Isella spojrzała na brunetkę, ale ta zaprzeczyła. - Nic nie szkodzi, nauczę cię. Słuchaj uważnie...


Pan Vincent - 2017-09-04, 20:57

Pierwszą rzeczą, którą zrobił po przekroczeniu progu sypialni, była zmiana ubrania - raz na jakiś czas dobrze było się odpowiednio wystroić, ale po całym wieczorze, nocy i poranku w ceremonialnym kołnierzu i tunice, czuł się nieco ociężale.
A może jego "ociężałość" brała się z czegoś zupełnie innego?
Cóż, dał swojemu ciału naprawdę niezły wycisk, nie ulegało wątpliwościom, że miało ono odczuwać skutki zeszłej nocy jeszcze długo potem.
Chwycił za zapięcie ozdoby i pozwolił by metal zadźwięczał głucho o blat stołu. W międzyczasie machnął dłonią, posyłając czerwone iskry w stronę kominka. Co prawda w Thedas panował właśnie środek lata, ale u Solasa ogień palił się niezależnie od pory roku. Uwielbiał siedzieć w swoim ukochanym fotelu, wpatrując się w płomienie.
Poza tym, miał do uwarzenia dość specyficzną... Miksturę.
Następnie przyszła kolej na tunikę - złapał za brzegi i ściągnął ją przez głowę, odrzucając z ulgą na oparcie krzesła.
Mimowolnie powrócił myślami do Lavellan i jej palców, które radziły sobie z materiałem tak zwinnie, jakby nigdy nie robiły niczego innego. Szmaragdowe oczy, świecące ekscytacją, wstydem i pragnieniem, wszystkim na przemian.
Szczupła dłoń muskająca delikatnie jego podbrzusze, gdy rozpoczynała rozpinanie guzików koszuli. Nieśmiało, ale skutecznie, aż do momentu gdy nie pozostał w samych spodniach.
Westchnął pod nosem i wrzucił koszulę do kosza, który miała później odebrać służba. Przetarł czoło i uśmiechnął się lekko, odkrywając, że nawet tak niewinne, zdawałoby się, myśli, sprawiały, że był gotów stwardnieć w każdej chwili.
Sięgnął do zapięcia spodni, opierając się o jeden z kamiennych filarów, wspierających wyjście na taras - polana rozciągała się przed nim w swojej złoto-czerwonej oprawie, pełna kwiatów, trawy i niewielkich oczek wodnych. Tuż za nią rysował się zielony las i szczyty skalistych gór. Przepiękna panorama Arlathanu kradła mu serce, ilekroć pragnął na nią spojrzeć.
Niestety, za każdym razem gdy pozwalał sobie na cieszenie oczu jej widokiem, przypominał sobie również o wszystkim, co stracił. O tym, co mógł uratować, ale zawiódł.
Spodnie wylądowały z szelestem tuż obok porzuconej wcześniej tuniki. Smukła sylwetka przemknęła zgrabnie przez skąpane w słońcu pomieszczenie - każdy mięsień odznaczał się pod bladą skórą, gdy silne ramiona wyciągnęły się by otworzyć drzwi wielkiej szafy.
Solas popatrzył na skrytą w środku zbroję Fen'Harela. Wyciągnął dłoń i dotknął z wahaniem futrzanego szalu. Twarz przeciął na moment wyraz bezbrzeżnego smutku, ale nie trwało to dłużej niż jedno tchnienie.
Wyciągnął na łoże wygodną tunikę i spodnie, pilnując by warzona mikstura utrzymywała się cały czas w odpowiedniej temperaturze. Przywołał do dłoni karafkę ze świeżym sokiem, upił z niej sporego łyka - kropla potoczyła mu się po brodzie, więc starł ją natychmiast z rozdrażnieniem.
Omiótł sypialnię spojrzeniem i pozwolił sobie na ostatnie westchnienie - czekało go sporo pracy - pomimo chęci położenia się do łóżka, musiał brać się do roboty. Było w końcu wiele do zrobienia.

Spóźnił się, strasznie się spóźnił.
Wiedział o tym, ale - na Andrastę! - miał ważny powód, którym musiał się, z resztą, natychmiast podzielić.
Na wszelki wypadek, pierwszym miejscem, do którego zajrzał, była sypialnia Inkwizytorki - napotykając jednak opór w postaci zamkniętego zamka, postanowił, że uda się eluvianem do elfiej biblioteki.
Nie kręciła go zbytnio wizja ujrzenia ponurej szarości, która towarzyszyła mu ponuro przez ostatni tydzień, ale musiał, natychmiast musiał opowiedzieć Lavellan o tym, co się wydarzyło.
Głupi Byk, bezgranicznie głupi, głupi, głupi!
Na krótką chwilę przed wkroczeniem w oleistą taflę eluvianu, wstrzymał oddech - robił tak za każdym razem, bo jakoś podświadomie niebieskawa tafla kojarzyła mu się z nurkowaniem w wodzie.
Inną sprawą było to, że nie potrafił pływać, ale to nie miało żadnego znaczenia, kiedy było się prawdziwym arystokratą.
Odetchnął z ulgą, dostrzegając Isellę opierającą się o stół, pogrążoną najwyraźniej w rozmowie z Merrill i... Och, nie, naprawdę nie potrzebował tu teraz Elory. Z resztą, obie panie były mu teraz potrzebne jak wrzody na...
- Inkwizytorko - przywitał się z elfką, pozostałej dwójce każąc zadowolić się zwykłym skinieniem głowy. - Wybacz mi moje spóźnienie, ja... Chciałbym z tobą pomówić o czymś ważnym. Czy moglibyśmy... - Wykonał nieokreślony gest rękoma. - No wiecie?
- Ach, tak - Merrill poderwała się ze swego miejsca, wyginając usta w miłym uśmiechu. Dorian nie znał jej dobrze, ale wydawała mu się niezwykle sympatyczna, pomimo delikatnej otoczki przemądrzałości. Na Elorę nie zamierzał w ogóle zwracać uwagi, ale jej obecność przypomniała mu o tym, że była także druga dość istotna sprawa, o której chciał opowiedzieć swej drogiej przyjaciółce.
Po chwili eluvian zahuczał dwa razy, pozostawiając po sobie martwą ciszę, której mag w żaden sposób nie umiał przełamać. Postanowił więc, że zacznie od pierwszej sprawy.
- Słyszałem od jednego ze służących, że Elora nie wyrażała się wczoraj zbyt przyjemnie o Solasie. Nie powiedział mi zbyt wiele, ale udało mi się wyłapać z kontekstu, że w żaden sposób nie wierzy w jego dobre intencje. Nasza łowczyni jest przekonana, że Fen'Harel szykuje na ciebie jakąś straszną pułapkę, a za jego uczuciami stoi jakaś niekonwencjonalna intryga. - Odetchnął urywanie, obracając się na moment plecami do Inkwizytorki. - No i chciałem jeszcze dodać, że Byk mi się oświadczył, a ja zamiast odpowiedzieć mu co o tym myślę, uciekłem z sypialni. Tak, to chyba tyle. - Uśmiechnął się wymuszenie, naciągając na palec idealnie zakręcony wąs. - A jak tobie minął dzień? Pewnie się beze mnie nudziłaś, co?


Draco - 2017-09-04, 21:24

Ostatnimi czasy wszyscy nauczyli się, że jeśli chcieli znaleźć Isellę, a nie była gdzieś w podróży można to było zrobić tylko w dwóch miejscach - Vir Dirthara lub u Solasa. No, zdarzało się jeszcze, że przesiadywała w gabinecie, któryś niegdyś był pokojem Fen'Harela.
Tak też Elora znalazła Isellę, co jasnowłosa przyjęła z uśmiechem sympatii. Ostatnie dni były dla Inkwizytorki bardzo emocjonujące i nie miała dość czasu do poświęcenia na wszystko i wszystkich - jej wieloletnia przyjaciółka ucierpiała na tym znacznie, Lavellan mogła sobie to wyobrazić. Nie przeszkadzała jej obecność dziewczyny, szczególnie, że wydawała się równie zainteresowana miejscem, w którym się znajdowały, co Merrill.
Dorian pojawił się, jak zwykle, z znaczącym spóźnieniem, ale nie wydawał się tak radosny, jak w przypadku poprzednich razy, gdy to się zdarzało. Isella obserwowała swojego przyjaciela uważnie, pożegnała się z koleżankami, gdy te znikały w eluvianie i czekała.
Cisza otuliła ich całych, ale tym razem nie była pożądana - jej ciężar przygniatał Inkwizytorkę. Kobieta czuła, że jest coś, co jej przyjaciel chciał przekazać, ale najwidoczniej nie wiedział jak.
Isella zmarszczyła brwi, patrząc na Doriana, gdy słuchała o tym, co usłyszał jej przyjaciel. Ech, Elora.
- Będę musiała z nią porozmawiać, zaczyna mnie to męczyć - mruknęła Isella, zakładając kosmyk włosów, który uciekł z kucyka za ucho. Nie spodziewała się innych rewelacji, które nadeszły.
- No i chciałem jeszcze dodać, że Byk mi się oświadczył, a ja zamiast odpowiedzieć mu co o tym myślę, uciekłem z sypialni.
Dorian uśmiechnął się do niej, ale ten gest nie sięgał oczu, był sztuczny, przyklejony. Brunet powiedział coś jeszcze, ale Isella zupełnie nie wiedziała co to, bo jedyne co zarejestrowała, to "oświadczył się".
- W porządku, tego się nie spodziewałam - mruknęła Inkwizytorka, patrząc na swojego przyjaciela z rozbawieniem. - I tego, że uciekniesz, i tego, że się oświadczy. - Isella podeszła do mężczyzny, który ewidentnie był... zbity z tropu i zszokowany. - W ich kulturze małżeństwo nie ma racji bytu, więc... robi to dla ciebie.
- Tak - żachnął się Dorian - robi to dla mnie, wiedząc, że w mojej kulturze coś takiego jak ślub, odbywa się tylko i wyłącznie wtedy kiedy rodzinie potrzeba kolejnego potomka! Na świętą Andrastę, nie masz pojęcia jak bardzo denerwuje mnie w nim czasem to, że zrobił się taki ckliwy i... Ludzki/ . - Odetchnął głęboko, łapiąc się za głowę. - Przepraszam, moja droga. To wszystko jest dla mnie trochę... Mam wrażenie, że to zaszło za daleko, sam nie wiem kiedy. Nie mam pojęcia co powinienem zrobić. Przecież nie powiem mu "tak". Nie mogę tego zrobić. Mam życie, dziedzictwo, mam... Plany
- Z tego co pamiętam nasze rozmowy, dziedzictwo dawno odrzuciłeś, oficjalnie ogłaszając, że nie weźmiesz sobie żony i nie będziesz płodził dziecka. Twoje życie i tak głównie kręci się wokół niego. A plany zawsze można dostosować. - Poklepała przyjaciela po ramieniu. - Odpowiedz sobie na pytanie, czy go kochasz i chcesz spędzić z nim resztę życia. Jeśli tak, jakoś to posklejacie. Może Byk będzie jedynym akceptowanym qunari w Tevinterze, tak jak kiedyś Hawke jedynym akceptowanym magiem w Kirkwall.


Pan Vincent - 2017-09-04, 21:51

Dorian zasępił się wyraźnie, słysząc słowa Inkwizytorki. Przeszedł parę kroków i opadł na jedno ze starych krzeseł, ukrywając twarz w dłoniach.
- To naprawdę piękne marzenia - sarknął, zaciskając mocno powieki. - Szkoda tylko, że niewykonalne. Dobrze znam swój lud. Tevinterska arystokracja jest gotowa zniszczyć każdego, kto w jakiś sposób złamie ich święte zasady, albo naruszy porządek. Oni są... Zaprogramowani w taki sposób, aby działać według schematów. Małżeństwo tu, nauka tam, tego nie wolno, to już tak...
Urwał, jęcząc cicho.
Sama myśl o możliwości bycia mężem Żelaznego Byka, wprawiała go w panikę. Przedtem zdarzało się mu być w pewnego rodzaju relacjach z innymi mężczyznami, ale... Nigdy nie wyglądało to na tyle poważnie, by którakolwiek ze stron chciała robić z tym coś dalej!
Tymczasem jego rogaty najemnik miał chyba zamiar udowodnić sobie, jemu i całemu światu, że należeli tylko i wyłącznie do siebie i..
- Kurwa mać - zaklął szpetnie, czując jak robi mu się odrobinę wilgotno pod powiekami. Nie odsuwał dłoni od twarzy, wiedząc, że jeżeli odważy się popatrzeć na Lavellan, wybuchnie niekontrolowanym płaczem. - To się w głowie nie mieści, po prostu... Dupa.

Postarał się żeby kartka znajdowała się w widocznym miejscu - jego ostre, nierówne pismo rzucało się w oczy już od drzwi. Wyglądało więc na to, że spełnił swoje zadanie.
Nie był pewien, czy przesadził; jasne, pytanie dotyczyło dość poważnego aspektu życia, ale...
Hej, byli ze sobą już parę ładnych lat. Lubili swoje charaktery, ciała, lubili razem pić i brać te durne kąpiele (choć Dorian wylegiwał się w balii znacznie dłużej od niego), a nawet czytać sobie książki.
Czego jeszcze było mu mało? Ludzie chcieli brać śluby, przecież wszyscy nieustannie pieprzyli o tych wszystkich dzwonach i gościach i "już nigdy cię nie opuszczę".
Dlaczego temu rozpieszczonemu książątku coś wiecznie nie pasowało? Na wszystko kręcił nosem, wynajdując durne powody, dla których nie mogli całować się przy ludziach, kąpać nago w fontannie, albo tak jak teraz - wziąć ślubu.
To on się w tym wszystkim poświęcał! Odrzucał wszystkie swoje wartości, poświęcając je dla tego małego idioty. I co dostawał w zamian?
"Przepraszam, ale muszę już iść."
Gdzie, do chuja, on chciał wychodzić po pieprzonych oświadczynach?! Chyba nie przypudrować nosek?
Nie, trudno. Mniejsza z tym. Nie mógł się przecież nad sobą rozckliwiać, to nie miało sensu. Miał tylko nadzieję, że Dorian przeczyta kartkę i do ich następnego spotkania będzie już znał odpowiedź.
Jakakolwiek ona by nie była, Byk potrzebował jej bardziej niż się tego spodziewał.
Potrzebował wiedzieć, na czym stali i czy w ogóle będą dalej stali razem.
Zerknął ostatni raz w kierunku łóżka (przy którym wciąż znajdował się jeszcze stojak ze szpicrutami) i uśmiechnął się krzywo, zamykając za sobą drzwi.
Właściwie zdążył się już stęsknić za zleceniami.

- Pójdę tam do niego i powiem mu, co myślę. Powinien zrozumieć, że mogę nie chcieć ślubu, wciąż go kochając, prawda? To wydaje się absolutnie racjonalne. - Dorian dobrze wiedział, że starał się bardziej przekonać samego siebie niż Inkwizytorkę. - Mam prawo mieć odmienne zdanie na pewne tematy. To przecież oczywiste, że nie będziemy zgadzać się we wszy...
Westchnął ciężko, machając dłonią.
- Daruję sobie. Zmieńmy na chwilę temat, chcę... Przez chwilę nie myśleć. Jak idą sprawy z naszym niedostępnym wilkiem? Nadal ukrywa się w swojej pieczarze? Szczerze mówiąc myślałem, że będzie chciał wykorzystać ostatni wieczór wolnego w jakiś... Ciekawszy sposób.


Draco - 2017-09-04, 22:10

- Dorian, ale bądźmy szczerzy, ciebie nigdy nie obchodziło to, jak są zaprogramowani twoi pobratymcy. To ty wstałeś i powiedziałeś, że nie będziesz mieć żony i basta, to ty walczyłeś o to z swoim ojcem, ty pokazałeś, że nie chcesz iść drogą tradycji. Czy możesz dziwić się, że Byk odczytał to w ten sposób? - Isella przygarnęła przyjaciela ramieniem. - Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby ktokolwiek spodziewał się, że teraz nagle zmienisz zdanie, a jednak dali ci tytuł magistra. To coś znaczy. Trochę za dużo myślisz, przyjacielu. Jeśli nie chcesz brać ślubu, bo nie jest ci on potrzebny, to powiedz mu to. Ale jeśli boisz się, że Tevinterczykom się odmieni - pieprzyć to, Dorian. To twoje życie, twoje szczęście, twoja miłość. Załatwimy to jakoś.
Inkwizytorka była w stanie zrozumieć skrajne emocje, jakimi targany był teraz Dorian. Sama walczyła z nimi od wielu lat, w zasadzie od momentu poznania Solasa. Najpierw była zaciekawiona, potem zafascynowana i zakochana. Następnie potwornie zraniona i wściekła, zobojętniała. A to wszystko po to, by jedno jego pojawienie się i usłyszenie "ma vhenan" z tych ust sprawiło... coś, co kazało jej gnać znowu, po raz kolejny, nie tyle walcząc o swoją miłość, a o niego, jako istotę. Potem walczyła jako potencjalna partnerka, czy kochanka i prawdę powiedziawszy, Isella nie wiedziała na czym stała z Solasem.
Wyznawali sobie miłość i w teorii byli ze sobą, ale nigdy oficjalnie takie słowa nie padły z ich ust, więc czy można było mieć pewność? Co by zrobiła, gdyby to Solas się jej oświadczył? Cóż, teraz - wyśmiałaby go, prawdopodobnie. Kochała go, ale nie mogła powiedzieć, że była wolna od obaw. Być panną, która tęskni za swoim mężczyzną, bo znów znalazł sobie dziwny cel i realizuje go po trupach - da się z tym żyć. Ale być mężatką w takiej samej sytuacji?
Dorian miał o tyle łatwiej, że Byk był co do niego w stu procentach szczerzy. Nie owijał w bawełnę.
Słysząc o Solasie, Isella wyprostowała się na krześle. Uniosła głowę i patrzyła na barwne niebo.
- Tak, ja też tak myślałam. Widocznie seks mu wystarczył. - Jasnowłosa parsknęła śmiechem.

Z Dorianem pożegnała się bardzo późno. Odprowadziła przyjaciela prawie że pod same drzwi, ale nie zamierzała iść dalej. Mogła trafić przypadkiem na Byka, a nie chciała mieszać się bardzo w ich sprawy - wystarczy, że doradzała Dorianowi. Czego także, w jej mniemaniu, nie powinna robić. Nie miała doświadczenia w związkach, niezbyt wielkie, w każdym razie, a jej własna relacja należała do raczej bardzo... pokręconych, mówiąc subtelnie.
Nie mogła jednak zostawić przyjaciela bez wsparcia. Było po północy, gdy miała okazję odwiedzić Solasa. Przeszła przez eluvian, krocząc w ciemnościach. Było cicho i spokojnie, prawdopodobnie większość Starożytnych poszła już spać. Wśliznęła się do sypialni mężczyzny, robiąc to możliwie najciszej jak potrafiła. Dlaczego - sama nie wiedziała. Tę część eluvianów kontrolował Solas, więc i tak wiedział, kiedy ktoś pojawiał się na jego terenie.


Pan Vincent - 2017-09-04, 22:45

Dorian
Wiem, że wszystko potoczyło się wbrew temu, co sobie wyobrażałeś (cokolwiek to było), ale nie chcę żeby to wszystko wyglądało dalej w ten sposób.
Dam Ci czas żebyś przemyślał sobie jak to ma wyglądać. Nigdy nie zaprzeczałeś kiedy mówiłem, że chciałbym z Tobą spędzić resztę życia.Wydawało mi się, że na ludzki oznacza to akceptację dla ślubu.
Sam już nie wiem, o co Ci chodzi, ale wiedz, że poczekam. Za dwa miesiące odwiedzę znów Podniebną Twierdzę i liczę, że spotkamy się i wyjaśnimy tę sytuację.
Byk

Dorian przełknął ciężko ślinę i usiadł ciężko na łóżku, z kartką w ręce. Popatrzył na biurko, szukając na nim jeszcze czegokolwiek - zegarka, kwiatka, nadgryzionego jabłka, drugiego listu -to nie miało żadnego znaczenia. Po prostu czegoś, co pozwoliłoby mu wierzyć, że Byk żartował, że wcale nie wyjechał i karał go tylko za jego niezdecydowanie.
Przecież... Nie zdążyli się nawet pożegnać! To było niesprawiedliwe!
Zgniótł kartkę w dłoni i odrzucił ją w stronę kominka, ale po pierwsze nie palił się w nim ogień, a po drugie, nawet nie trafił. Spuścił głowę i posiedział chwilę minut w ciszy, dopóki nie zerwał się gwałtownie na nogi i nie pochwycił kartki z podłogi, przytulając ją sobie do serca.
Jedno wiedział na pewno - nie pozwoli Żelaznemu Bykowi tak po prostu uciec ze swojego życia. Za dużo razem przeszli żeby teraz to po prostu to stracić.

Solas był niemalże pewien, że nie doczeka się już Inkwizytorki - obstawiał naprawdę najróżniejsze opcje - być może była zmęczona zeszłą nocą i położyła się wcześniej spać, zapominając go o tym powiadomić? A może nie zrozumiała aluzji i poczuła się obrażona jego brakiem odzewu?
Cóż, każda z tych historii wydawała się wielce prawdopodobna.
Ale jednak tliła się w nim wciąż mała nadzieja - dlatego nie pozbywał się dekoracji aż do późnej nocy i właściwie miał już zacząć sprzątać, kiedy - w samą porę - poczuł charakterystyczne szarpnięcie związane z użyciem eluvianu.
Uśmiechnął się lekko i stanął przy drzwiach, próbując powstrzymać wściekłe uderzenie adrenaliny. Już za chwilę Isella otworzy drzwi i jej oczom ukaże się wszystko, co dla niej przygotował.
A przygotował naprawdę wiele, jeśli miał być szczery. Spędził nad wszystkim niemalże cały dzień i wymagało to mnóstwa pracy, ale efekt końcowy musiał być wart swojej ceny.
Pierwszym, co rzucało się w oczy, był kolor ognia, tlącego się w kominku - Solas użył specjalnego zaklęcia, które wyciągnęło z płomieni odcień głębokiego kobaltu, przez co każdy zakątek sypialni skąpany był w eterycznym, niebieskawym blasku. Całości dopełniały wiszące wszędzie lampiony - niektóre imitowały kwiaty, inne objawiały się w zwyczajnej kulistej postaci zaświatła.
Pościel na łóżku (jedwabna, gładka) kontrastowała czernią z resztą elementów - gdzieniegdzie leżały na niej płatki kwiatów w odcieniu najczystszej bieli.
Na szafce nocnej przy łożu, stała też malutka, niepozorna buteleczka. Jej zawartość była z kolei wściekle czerwona, przyciągała spojrzenie, hipnotyzowała.
On sam miał na sobie jedynie spodnie od piżamy i szlafrok, nawet niedopięty, ale tego akurat nie planował, przebrał się już, bo był pewien, że jego ukochana nie zajdzie jednak w te strony.
Ale zaszła i, tak, wszystko było warte jej miny.
- On dhea'lam, vhenan - wymruczał, wyciągając do niej dłoń. Przyciągnął ją do siebie, wciąż zaskoczoną, z szokiem wymalowanej na przepięknej buzi i uśmiechnął się lekko, składając na jej wargach pojedynczy pocałunek. - Jak minął twój dzień?
Zapytał, tak jak gdyby nigdy nic, ale choć jego twarz nie wyrażała absolutnie niczego, dłonie dla kontrastu wsuwały się delikatnie pod lekko wygniecioną koszulę, sunąc po plecach w delikatnej pieszczocie.
- Mam nadzieję, że nie jesteś bardzo zmęczona - kontynuował zarówno swe słowa, jak i wędrówkę dłoni. - Chciałem żebyś potowarzyszyła mi dzisiejszej nocy. - Palce przesunęły się z łopatek do przodu, na klatkę piersiową. Nie drgnął mu choćby jeden mięsień na twarzy, ale w oczach błysnęło wyraźnie, gdy jeden z długich palców trącił brodawkę, pobudzając ją bezczelnie przez materiał biustonosza. - Wierzę, że to nie będzie problemem? Przyznaję, że czułbym się chyba zawiedziony.

*dobry wieczór


Draco - 2017-09-04, 23:11

Kiedy Isella otwierała drzwi, nie spodziewała się, że przywita ją niebieskie światło. Zaintrygowało ją to, ale też trochę przestraszyło - na początku. Szybko jednak okazało się, że był to sztuczny twór, który miał dodać nietypowego klimatu - i spełniał się idealnie.
Od razu w oczy rzuciły jej się lampiony - niektóre były niczym zaświatło, lewitującą kulą; inne przybierały kształty różnych kwiatów. Wszystkie pływały w powietrzu, sprawiając, że trudno było oderwać od nich spojrzenie. Isella zapatrzyła się na jeden z nich i dopiero dotyk Solasa i jego słowa sprawiły, że Lavellan ocknęła się, spoglądając na mężczyznę. W tym niebieskim świetle wyglądał... drapieżnie. Nie spodziewała się tego, ale brak mimiki twarzy podbił tylko to uczucie. Jakby był niebezpieczną zwierzyną, polującą właśnie na swoją ofiarę. Isella, mimowolnie, przygryzła delikatnie dolną wargę.
- On dhea'lam - szepnęła, zaskoczona. Mężczyzna ucałował jej usta, i tak po prostu zapytał jak minął jej dzień.
A Isella patrzyła na niego, zdezorientowana. Co tu się...?
Czuła jego dłonie pod swoją koszulą, które dotykały jej miękkiego ciała. Powoli sunęły po plecach, głaszcząc, a tym samym pieszcząc delikatnym dotykiem.
- W porządku - uśmiechnęła się lekko do mężczyzny, odpowiadając na zadane pytanie. - A twój? Widzę, że kreatywnie.
Objęła mężczyznę jedną ręką. Zauważyła, że nie miał na sobie górnej części garderoby - jedyne co go okrywało, to szlafrok. Isella wsunęła dłoń pod niego, dotykając ciepłego ciała.
Isella drgnęła, gdy poczuła, jak jedna z brodawek została trącona - raz, drugi, kolejny. Przechyliła głowę, spoglądając na niego z zaciekawieniem, nim nie sięgnęła dłonią do swoich pleców. Zdejmowanie stanika było najprostszą rzeczą na świecie do wykonania po prostu jedną ręką, więc kilka chwil później wyciągnęła biały, koronkowy element bielizny i rzuciła go na podłogę, tuż obok siebie. Wiedziała, że Solas widzi to kątem oka.
Jego palce z zadowoleniem zaczęły trącać jej sutki, a Isella uśmiechnęła się lekko do mężczyzny.
- To zależy, co proponujesz, vhenan.
Inkwizytorka przysunęła się do mężczyzny, stając bardzo blisko jego ciała. Uniosła głowę, by móc zobaczyć jego twarz i stanęła na palcach, całując go czule w brodę.


Pan Vincent - 2017-09-04, 23:52

Niebieskie oczy śledziły uważnie każdy ruch smukłej dłoni, gdy ta wkradała się pod koszulę, mocując się chwilę z zapięciem biustonosza i wreszcie (wydawało mu się, że trwało to całe wieki) zupełnie niepotrzebny element garderoby opadł na ziemię, a on miał pełen dostęp do niewielkich, ale za to niesamowicie jędrnych piersi.
Pogładził je czule, pobawił się chwilę sutkami, obserwując uważnie każdą z reakcji swej kochanki - podobał się mu uśmieszek, który zagościł na wargach Iselli. Był obiecujący, lekko zaczepny.
Odsunął się lekko, wyplątując z jej uścisku. Ku jej zaskoczeniu, nie skierował się na łóżko, ale przeszedł obok niego i usiadł w swoim fotelu, przyjmując władczą, ale wciąż elegancką pozycję.
- Dokończ to, co zaczęłaś, vhenan - poprosił spokojnie, sięgając po karafkę z wodą. Nalał jej do dwóch kielichów i pochwycił jeden w długie palce, spoglądając z ukosa na niezdecydowaną Inkwizytorkę.
Czyżby nie zrozumiała o co ją poprosił? A może uderzył ją nagły wstyd? Nie, chyba nie... Wczoraj udowodniła mu, że nie mieli się czego wstydzić, że należeli do siebie. Robiła rzeczy, o które by jej nawet nie posądzał, oznaczało to, że czuła się przy nim swobodnie.
Cóż, tak czy inaczej postanowił naprowadzić ją na istotę swej prośby.
- Rozbierz się.
Dwa krótkie słowa, wypowiedziane, zdawałoby się, bez emocji. W rzeczywistości już teraz ledwo potrafił zapanować nad reakcjami swego ciała. Serce zabiło mu mocniej, a gorąca krew rozlewała się wartko po żyłach, prowokując mięśnie do wzmożonej pracy.
Jeszcze nie - nakazał sobie, kosztując krystalicznie czystej wody - jeszcze nie teraz.


Draco - 2017-09-05, 00:19

- Dokończ to, co zaczęłaś, vhenan - Solas poprosił ją, ale nie został obok niej, nie poszedł też w kierunku łóżka.
Jasnowłosa odprowadzała spojrzeniem mężczyznę, który tak po prostu usadowił się na fotelu, czego się nie spodziewała, nalewając sobie czegoś do kielicha.
Czy naprawdę chodziło mu o rozbieranie się? Isella stała, trochę zdezorientowana, ale już po chwili to uczucie minęło, gdy Fen'Harel potwierdził jej podejrzenia.
Jej policzki zarumieniły się lekko, ale... W zasadzie... Co jej szkodziło? Najwyżej wyjdzie pokracznie albo śmiesznie - o nie, gdy tylko o tym pomyślała, zarumieniła się jeszcze mocniej.
Ale potrafiła być seksowna, przecież wiedziała o tym! Tylko musiała... to poczuć? I przestać się krępować.
Isella zbliżała się powoli do mężczyzny, a jej palce przesuwały się delikatnie po guzikach. Ominęła jeden z nich, ten centralnie na wysokości jej piersi i poszła dalej - finalnie, gdy stanęła krok przed nim, koszula była prawie rozpięta, ale jednak nie do końca.
Starała się nie myśleć o tym, jak głupio się czuła. Zagryzła dolną wargę, patrząc Solasowi w oczy. Sięgnęła do dolnych partii, rozpinając rozporek. Gdyby miała dwie dłonie, wyszłoby jej to znacznie zgrabniej - a tak, musiała zsunąć najpierw z jednego biodra spodnie, później z drugiego. Nim postanowiła zsunąć je do końca, odwróciła się do niego tyłem i z premedytacją wypięła pośladki, gdy to robiła - teraz opakowane w ładne, koronkowe majtki w czerwonym kolorze. Być może Isella spodziewała się jednak, że uda im się spędzić jeszcze kilka chwil razem?
Później, na szczęście, poszło łatwiej. Nie spieszyła się, odepchnęła leżące spodnie na bok. Została w długich, elfich butach. Postanowiła postawić jedną z nóg na oparciu fotela Solasa. Sięgnęła do rzemyków, na których buty trzymały się jej nóg i rozpinała je - jeden, po drugim. Gdy stopa była wreszcie wolna od otaczającej jej skóry buta, rzucała go tuż obok siebie, tak, jak wcześniej zrobiła z stanikiem. Elfie buty były dziwne, im dłużej mieszkała w Twierdzy, tym więcej widziała prawdy w tym stwierdzeniu, ale nie można odmówić jednego - miały w sobie ogrom seksapilu.
Ten sam los spotkał drugiego buta, który wylądował na tej samej kupce.
Inkwizytorka nie traciła Solasa z oczu, chociaż on wędrował spojrzeniem po jej ciele. Lavellan stanęła bokiem do mężczyzny, przez co mógł widzieć, jak dłoń kobiety przesuwa się po jej udzie, dość delikatnie i subtelnie; jak zahacza o koronkową bieliznę kciukiem, odchyla ją, sprawiając, że w dwóch ruchach majteczki zsunęły się z jej bioder. Wyszła z nich i rzuciła nimi na kolana Solasa, uśmiechając się do niego zaczepnie. Isella nie zdawała sobie sprawy z tego, co to nietypowe, niebieskie światło robiło z jej ciałem, jak pięknie załamywało się, jak podkreślało odstające pośladki...
Została już tylko w koszuli, która trzymała się na niej na słowo honoru. Smukłe palce dotarły do samotnego guzika, który pozostał i rozpięła go, wcześniej błądząc dłonią po płaskim brzuchu.
Biały, miękki materiał zsunął się z jej ciała, gdy tylko potrząsnęła ramionami.
I stała przed nim, naga i piękna. Przychyliła głowę, nie tracąc uśmiechu, łapiąc jego spojrzenie.
- To co, teraz ty pokażesz mnie, jak to robisz?
Bardzo wyuzdany plan przyszedł jej do głowy - nie wiedziała, czy nie przesadza, czy powinna w ogóle go mieć w swoim umyśle, ale... Mogła spróbować. Solas chciał próbować, było to widać.


Pan Vincent - 2017-09-05, 01:13

Z początku pociągła twarz apostaty nie wyrażała żadnych uczuć - przyglądał się tylko Inkwizytorce i jej zmysłowym ruchom, poświęcając całą swą uwagę grze światła na jej jasnej skórze.
Poczuł pewien żal, gdy elfka celowo pozostawiła zapięty jeden guzik - ten, który miał uwolnić spod materiału koszuli jej cudowne piersi.
Postanowił przemilczeć ten fakt, nagrodzony erotycznym obrazem samych prześwitów, które kazały wyczekiwać, zaglądać, domyślać się zawartości, którą już teraz wizualizował sobie uparcie, choć nie raz miał okazję by ją oglądać.
To, jak dobrze radziła sobie jego mała uwodzicielka, mając do dyspozycji tylko jedną dłoń, zadziwiało go właściwie w każdej chwili, gdy miał okazję doświadczyć jej zaradności na własne oczy - tak, jak teraz, gdy obserwował jak szczupłe palce rozprawiają się z rozporkiem i obsuwają boki odzienia w dół i w dół, odsłaniając coraz więcej kuszącego ciała.
Wbił spojrzenie w przyjemnie zaokrąglone biodra, niemalże dotykając ich intensywnie rozżarzonymi źrenicami, zupełnie tak jakby mógł je w ten sposób wziąć w posiadanie, przepalić na wylot.
Tuż przed zsunięciem swych spodni do końca, obróciła się tyłem i wypięła lekko, ukazując mu w pełnej krasie zgrabne pośladki, otulone teraz czerwonymi. Majtkami. Z koronki.
Chrząknął, upijając jeszcze łyk wody. Z jakiegoś powodu okropnie zaschło mu w gardle.
Po chwili spodnie opadły kobiecie do samych kostek, by mogła odepchnąć je na bok małą i wąską stopą. Z jakiegoś powodu ten niedbały ruch wydał mu się tak podniecający, że musiał zacisnąć dłoń na oparciu fotela by nie powędrować nią w inne rejony swojego ciała, budzące się teraz dziko wraz z rosnącą potrzebą zaspokojenia.
Westchnął cicho, gdy jedna z długich nóg wylądowała na oparciu fotela - miał teraz doskonały widok na smukłe uda, płaski brzuch i uwięzioną za materiałem bielizny kobiecość, którą już teraz miał ochotę pożerać ustami, bez opamiętania.
Odwiązywała rzemyki, jeden po drugim, poświęcając każdemu z nich nieznośnie dużo uwagi. A Solas czuł, że powoli wariuje, że brakuje mu już powietrza i silnej woli by wytrzymać do końca tego spektaklu. Trwał jednak dzielnie na swoim miejscu, trzymając dłonie na oparciach fotela, przyciskając je do nich z całych sił, byleby tylko nie zrobić niczego głupiego.
Na moment spotkali się spojrzeniami - widok zielonych tęczówek płonących teraz figlarnymi ognikami, spowodował, że szarpnął się lekko, zupełnie tak jakby chciał zerwać się ze swego miejsca i pochwycić ukochaną tak, jak drapieżniki czyniły to ze swymi ofiarami - szybko, mocno i boleśnie.
Isella, zupełnie jakby wyczuwała jego pożądanie, obróciła się bokiem, dając mu podziwiać swój piękny profil i... Czerwone, koronkowe majtki, które Solas natychmiast zapragnął wziąć w dłoń, poczuć fakturę ich materiału i przesiąkający je zapach.
Powoli, odsuwając nieznośnie wolno każdy centymetr bladej, gładkiej skóry, zsuwała je z siebie, doprowadzając go z każdą chwilą coraz bliżej skraju szaleństwa. Napił się znów wody, ale nie trafił wszystkim do ust - uczucie zimnych kropli spływających po torsie było jednak miłym orzeźwieniem przy trawiącym go dziko gorącu.
I nagle, przyjmując na twarz ten sam figlarny uśmieszek, dopiero zdjęta bielizna poleciała w jego stronę, lądując mu... Tuż na kolanach.
Nie panował nad tym, gdy pochwycił majtki w garść - zrobił to zupełnie naturalnie, tak jak to czynił, biorąc oddech, czy przełykając ślinę. Spuścił wzrok z uśmiechniętej twarzy tylko po to by móc wbić go w dzierżone niczym trofeum czerwone zawiniątko. Na oczach Inkwizytorki, rozłożył je starannie na dłoni i obrócił wewnętrzną stroną do góry, przyglądając się z satysfakcją powstałej mokrej plamce.
Dostrzegając na twarzy kochanki ślad zażenowania, uśmiechnął się złośliwie i z premedytacją potarł mokre miejsce.
To ty zaczęłaś tę grę.
Wreszcie przyszedł czas na głównego gościa programu - ostatni guziczek. Jego wisienkę na torcie, to na co czekał od samego początku.
Zamruczał nisko, rozstawiając odruchowo nogi; czuł swój wzwód napierający śmiało na luźny materiał spodni i wiedział, że jeśli czegoś z nim zaraz nie zrobi, dojdzie we własne spodnie na oczach swej ukochanej.
Wolał oszczędzić sobie tak wielkiego upokorzenia.
- To co, teraz ty pokażesz mnie, jak to robisz? - Usłyszał i uśmiechnął się mimowolnie, przesuwając nagą stopą po miękkim dywanie.
- Skoro o to prosisz... - Odpowiedział tajemniczo i wciąż siedząc na swoim miejscu, sięgnął do pasa, który odpowiadał za utrzymywanie szlafroka wokół unoszącej się gwałtownie od prędkiego oddechu, klatki piersiowej. Pociągnął za niego dwoma palcami i rozchylił poły materiału, pozwalając ukochanej na wpatrywanie się w swój tors. Niedawny strach przed obnażaniem ciała, minął mu bezpowrotnie zeszłej nocy; widział sposób, w jaki patrzyła na niego Lavellan. Dostrzegał jej głód i pożądanie. I był pewien, po prostu był. Działali na siebie. Pożądali się wzajemnie.
Wyprostował się na moment i ściągnął materiał z ramion, pozostając już tylko w miękkich spodniach. Dopiero wtedy podniósł się wolno i odwiązał sznureczek, którym zwężał obwód odzienia w biodrach. Teraz, niczym niepowstrzymywane, opadły do kostek, więc wyszedł z nich po prostu na bok.
Było coś magicznego w chwili, gdy oboje wpatrywali się bezgłośnie w swoje ciała, nadzy i nieskrępowani, ciekawi siebie. Dzieliły ich dwa, może trzy kroki, ale Solas i tak odczuwał żar bijący od ukochanej. Pokonał więc dzielącą ich odległość i objął ją ramionami, pozwalając by jego członek ułożył się pomiędzy ich brzuchami - stał tak sztywno, że nie byłby prawdopodobnie w stanie przesunąć go sobie na udo czy gdziekolwiek indziej.
- Nie wiem czy masz pojęcie, jaka jesteś zmysłowa - wyszeptał jej do ucha, pieszcząc delikatną skórę swymi pocałunkami. - Sprawiasz, że... - Nie dokończył, jęcząc cicho gdy pulsująca żywo erekcja przycisnęła się jeszcze bliżej gorącego ciała.
- Vhenan - wymruczał tylko na wpół nagląco, na wpół błagalnie i pochylił się by wpić się w jej usta, ssąc je i przygryzając tak mocno, jakby już za chwilę miał nastąpić koniec świata.


Draco - 2017-09-05, 01:43

Byli tak blisko siebie, obejmując się.
-Nie wiem, czy masz pojęcie jaka jesteś zmysłowa. - Usłyszała szept, a gorący oddech otulił jej ucho.
Drgnęła, czując delikatne pocałunki w tamtej okolicy, delikatne ssanie. Zacisnęła palce na jego ramieniu. Czuła jego penisa pomiędzy nimi, obijał się o brzuch Iselli, znacząc jej skórę wilgotnymi śladami. Onieśmielało ją to i w jakiś zupełnie niespotykany wcześniej sposób - podniecało.
Jego jęk sprawił, że Isella zadrżała, a wilgoć między jej nogami stała się bardziej wyczuwalna, co wywołało lekkie skrępowanie. Była mokra, a przecież Solas nawet jej nie dotknął. Ta cała sytuacja była piekielnie gorąca, elektryzująca.
Ich usta spotkały się, jakby byli tonącymi, niecierpliwe, niedelikatne. Jego dłonie przesunęły się po całych plecach Iselli, sięgając do jej pośladków. Masował je, ściskał mało delikatnie, ugniatał, a Inkwizytorka pomrukiwała zadowolona.
Solas popychał ją swoim ciałem coraz bardziej i bardziej i myślała, że ma za sobą łóżko, więc opadła na nie... lecąc na podłogę.
Jęknęła boleśnie, ale nim Solas zdążył się od niej odsunąć - bo przecież poleciał też na nią, nie patrząc, zbyt pochłonięty - Lavellan nie pozwoliła mu na to. Leżała na miękkim dywanie i chociaż czuła pozostałości upadku, zupełnie to zignorowała, nie mogąc przestać ssać jego ust, podgryzać ich, jęczeć w nie. Jej biodra zupełnie niekontrolowanie poruszały się, tak, jakby w niej był, chociaż przecież czuła jego penisa na swoim brzuchu.
Aż w końcu...
Isella odepchnęła go od siebie, aż Solas usiadł. Uśmiechnęła się zaczepnie, ale nie pozwoliła, by do niej wrócił. Oparła stopę o jego ramię, trzymając go na tej długości - tak, jak kiedyś w śnie.
- Lubisz na mnie patrzeć. - To nie było pytanie. To stwierdzenie i Isella była pewna swoich słów, jak nigdy. - Lubisz moją cipkę. To teraz patrz na nią. Nie dotykaj.
Lavellan rzadko kiedy pozwalała sobie na wulgaryzmy. W zasadzie, naprawdę rzadko. Ale w tym momencie... Umarłaby, gdyby nie zwróciła się do niego w ten sposób. I jasne, jakaś mała obawa była, że Solas nie zrozumie, nie zaakceptuje tego, nie spodoba mu się - był Starożytny, cholera go wiedziała. Ale Isella miała nadzieję, że jego to także podnieciło, dokładnie tak, jak ją.
Rozsunęła nogi, oparła cały swój ciężar na kikucie, co było trochę bolesne, ale nie miała czasu o tym myśleć.
Stopy oparła na nagich udach mężczyzny, a jej dłoń... Jej dłoń zsunęła się do kobiecości, która napęczniała i była zaróżowiona, chociaż być może w tej niebieskiej poświacie było to niewidoczne. Przesunęła palcem po całej jej długości, a błyszczący ślad został na jej palcu, który to pokazała Solasowi - wiedziała, że się błyszczy. Było tu tyle lamp, że któraś musiała to pokazać.
- Jestem mokra, a ty mnie nawet nie dotknąłeś - uśmiechnęła się, a chwilę później zagryzła swoje usta.
Rozsunęła swoje wargi, pokazując mu wnętrze, które zresztą dobrze znał. Kciuk pozostał na łechtaczce, którą zaczęła delikatnie masować, ale to nie koniec przedstawienia.
Środkowy palec odnalazł wejście i wsunął się do środka, co Isella skwitowała westchnieniem. Mokry odgłos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Jasnowłosa opadła na dywan, nie mogła dłużej opierać się na kikucie. Inkwizytorka zabawiała się ze sobą na jego oczach. Jej biodra ruszały się delikatnie do ruchów, którymi sama siebie pieprzyła.
Ciekawe ile Solas wytrzyma.


Pan Vincent - 2017-09-05, 02:22

Całował ją jak opętany, nie panując zupełnie nad tym, co robił - napierał, popychał, kierując drobnym ciałem wprost do łoża, by wreszcie trafić...
Cholera. No, dobrze, może nie do łóżka, ale... Na dywanie też było całkiem miękko. Z resztą, dłuższą chwilę zajęło mu zauważenie, gdzie w ogóle się znajdowali - zbyt zajęty był zasysaniem pełnych warg i wilgotnego języka, ocierając się o płaski brzuch swej ukochanej w najprymitywniejszy ze wszystkich sposobów. Gdyby tylko miał w sobie jeszcze resztki samokontroli, ubolewałby pewnie nad swym grubiaństwem, ale opuściły go już dawno temu, ustępując miejsca czystemu szaleństwu.
Westchnął, zaskoczony, gdy poczuł na swoich piersiach szczupłą dłoń, odpychającą go w tył z taką siłą, że aż usiadł, zdziwiony, na tyłku. Zamrugał, spoglądając ze zdziwieniem w szmaragdowe oczy.
Zupełnie odruchowo rzucił się do przodu by znów oddać się pocałunkom, ale został powstrzymany przez jedną ze zgrabnych stóp - podążył za nią spojrzeniem niczym wygłodniały ogar za kawałem mięsa i westchnął tęsknie.
Czy coś było nie tak? Przesadził?
- Lubisz na mnie patrzeć. - Usłyszał nagle i uśmiechnął się połowicznie, dając w ten sposób niemą zgodę słowom Inkwizytorki.- Lubisz moją cipkę. To teraz patrz na nią. Nie dotykaj.
Zamarł, nie będąc pewien czy dobrze usłyszał. Odtwarzał słowa w swoim umyśle, starając nadać się im sens.
Lubisz moją cipkę Lubisz. Moją. Cipkę. Lubisz.
Lubił ją, tak, zdecydowanie.
Otworzył szerzej oczy, obserwując jak elfka układa się na ziemi, układając mu stopy na udach, tuż obok ociekającej sokami erekcji, a jednak tak daleko, tak strasznie daleko!
Westchnął głośno, pokonany nadmiarem pożądania i innych, nacierających na siebie skrajnie emocji.
Zwrócił spojrzenie na zaprezentowaną idealnie kobiecość i przygryzł dolną wargę z całej siły by nie wydać z siebie kolejnego jęku.
A Isella? Uśmiechnęła się do niego, jak gdyby nigdy nic i przesunęła palcem pomiędzy błyszczącymi płatkami kobiecości, rozsuwając je tak by mógł dokładnie obejrzeć pulsujący, zaczerwieniony uroczo środek.
O, nie. Nie, nie, nie - nie mogła mu tego zrobić! Nie teraz, kiedy jego własne ciało błagało już o jakikolwiek dotyk! Musiał się w niej znaleźć, teraz, natychmiast!
- Jestem mokra, a ty mnie nawet nie dotknąłeś - wymruczała, patrząc na niego spod rzęs.
- Vhenan! - ochrypły jęk był prośbą przegranego, był modlitwą i błaganiem, gdy szarpnął się w miejscu, ale nie uczynił żadnego ruchu, który mógłby zostać uznany za złamanie zakazu. Zacisnął dłonie w pięści i poruszył wymownie biodrami, sprawiając, że wilgotne przyrodzenie zakołysało się ciężko, roniąc z siebie krople preejakulatu.
Pieprzyć to wszystko! Tak bardzo chciał być teraz tymi palcami, wślizgującymi się do gorącej ciasnoty, ocierającymi się o ciasny tunel mięśni, naciskającymi na szczególny punkt, sprawiając, że mokra już cipka nabierała tylko więcej i więcej wilgoci.
Mała prowokatorka, jakim cudem wiedziała jak zagrać by jego samokontrola rozpadła się w proch? Kiedy ostatnio znajdował się w takim stanie, spocony, dyszący, błagający o spełnienia każdą komórką swego ciała?
Kolejny palec wślizgnął się do środka wraz z odgłosem soczystego mlaśnięcia. Poruszył wściekle lędźwiami, mając ochotę złapać się za trzon przyrodzenia. Nie, nie, nie!
Dotknąć... Tej cudownej...
I znowu został odepchnięty przez stopę, a wilgotna cipka pozostała przez to poza jego zasięgiem. Poczuł jak uderza w niego czysta frustracja, potęgowana chorą potrzebą spełnienia.
Dość tego - ta mała wiedźma zasługiwała na zemstę, o, tak - a tak się akurat składało, że Solas miał przy sobie idealny przedmiot do wprowadzenia swojej zemsty w życie.
- Mam coś dla ciebie - wydusił z siebie ochryple, nie poznając własnego głosu. Pochylił się odrobinę, sięgając do szafki nocnej, na której błyszczała tajemniczo buteleczka z czerwoną zawartością. Odkorkował ją pośpiesznie zębami i nabrał odrobinę cieszy w usta, odpychając od siebie stopy Inkwizytorki. Pochylił się nad jej kobiecością i wypuścił trzymane w ustach (nie, nie użył swoich dłoni skoro mu NIE POZWOLONO) krople wprost na wilgotną od soków kobiecość.
Wiedział, że aby lubrykant zaczął działać, wystarczyło tylko parę chwil. Był też pewien, że jego działanie będzie doskonale widoczne na twarzy ukochanej - w końcu kto potrafił długo wstrzymać fakt powiększonej trzykrotnie przyjemności?
Wiedział, że teraz to Isella będzie błagała go o litość, o otrzymanie spełnienia. Ale nie zamierzał jej tego dać, nie tak prędko. Chciał żeby bezczelna bezwstydnica poczuła jego ból, zrozumiała jego cierpienie. Chciał sprawiedliwej kary.


Draco - 2017-09-05, 02:46

Nie tak planowała tę zabawę. A przynajmniej, nie do końca tak. Na początku wszystko szło zgodnie z jej przypuszczeniami. Solas niemalże trząsł się tam, a jego penis ronił coraz więcej słonych, białych łez. Iselli bardzo się to podobało.
Była w tym wredna, oczywiście, że tak. Taka mała zapłata za to, co on wyprawiał z nią przez ten cały czas, nie dając się dotknąć nawet palcem. Teraz ona stawiała go w tej sytuacji, pokazując jak frustrujące to było, jak złe i niemiłe.
I wydawało się, że sytuacja miała się całkiem nieźle, dopóki jej ukochany nie zrobił... coś.
Czuła, jak jakaś dziwna, ciepła ciecz spływa po jej kobiecości, jak otula ją, jak... rozciąga? Co to, kurwa, było?
Spojrzała na ukochanego, marszcząc brwi, czując, jak jej ochota na seks rośnie... tak nagle. Sapnęła, zaskoczona - czuła, jak cipka pulsowała, potrzebując czegoś bardzo konkretnego.
- Co ty zrobi.... Ku-rr-waa! - Krzyknęła, jęcząc jednocześnie.
Sama nie wiedziała co właśnie wyszło z jej gardła, ale wiedziała już, że ta ciepła ciecz to jakiegoś rodzaju krem, czy lubrykant. Był dość tłusty, ciepły w dotyku, ale co ważniejsze - dotyk, który już wcześniej był przyjemny teraz odczuwała prawie jak orgazm. Wygięła się w łuk, zaciskając palce na swoim udzie, wbijając paznokcie w miękką skórę.
Drżała. Gdy uniosła powieki, zobaczyła uśmiechniętą twarz Solasa nad sobą. Uśmiechniętą w ten wredny sposób.
- Ty szujo - syknęła, popychając go do tyłu.
Nie spodziewał się tego i dobrze. Sięgnęła do fiolki, w której nie było już pół czerwonego płynu i zamachała nim tuż przed jego nosem. Była odkorkowana.
- Takiś mądry? - mruknęła, siedząc na jego torsie.
Solas dokładnie czuł, jak mokra była, jak napęczniała, nabrzmiała, pulsująca. Dobrze, niech czuje. Isella musiała zagryzać wargi, w innym wypadku jęczałaby tutaj. Tylko samozaparcie sprawiło, że nie ocierała się o niego jak kotka w rui, chociaż miała taką ochotę.
Pocałowała mężczyznę, zmuszając go do tego, by rozwarł usta i kiedy to się udało, wlała resztę fiolki do jego gardła, uśmiechając się. Zamknęła mu wargi dłonią i nie pozwoliła, aby nie połknął.
- Jesteśmy kwita - szepnęła do jego ucha, gryząc je.
Korzystając z tego, że siedziała na jego klatce piersiowej, podniosła się z niej i jednym ruchem nakierowała jego sączącego się fiuta na swoją dziurkę. Nie spodziewała się, że ten specyfik aż tak ją rozciągnął - penis wszedł bez większych trudności, a Lavellan zacisnęła się na nim, jak imadło, odchylając głowę do tyłu.
O tym nie pomyślała.
Jęknęła głośno, zaciskając palce na ramieniu mężczyzny, wyginając się w spazmie. Kurwa...


Pan Vincent - 2017-09-05, 03:14

Nie minęła chwila, gdy twarz Lavellan wykrzywiła się w wyrazie bezbrzeżnego zdziwienia. Sapnęła głośno, poruszając biodrami - teraz zdziwienie zniknęło bezpowrotnie na rzecz gniewu.
- Co ty zrobi... - Uśmiechnął się złośliwie, czekając na serię wściekłych jęków. - Ku-rr-waa!
- Ktoś tu zrobił się wyjątkowo wulgarny - upomniał ją "surowo", nie potrafiąc za nim w świecie pozbyć się uśmiechu. Rozpierała go teraz tak wielka satysfakcja, że był gotów zrobić wszystko by zafundować Inkwizytorce serię "mocnych wrażeń", które popamięta na tak długo by już nigdy nie przyszło jej do głowy tak go traktować!
Smukłe ciało wygięło się na dywanie w apetyczny łuk - Solas westchnął głośno, dostrzegając pulsującą wściekle kobiecość- ze swojego miejsca widział każdy skurcz i każdą kroplę wilgoci, ściekającą po udach półprzezroczystymi strumykami.
- Ty szujo!
Nie zdążył nawet poczuć się urażony, ponieważ Lavellan postanowiła wykonać znów ruch, którego absolutnie się nie spodziewał, a przecież mógł, bo stało się to chyba jej nowym sposobem na osiąganie celu za wszelką cenę.
Popchnęła go, a on upadł po prostu na dywan, zupełnie nieprzygotowany na atak. Zaśmiał się miękko, oczekując, że za chwilę usłyszy jej prośby i błagania - na samą myśl o jej głosie przepełnionym desperacją, miał ochotę eksplodować.
I właśnie wtedy zauważył w jej dłoni buteleczkę z czerwonym płynem.
O, nie, pomyślał tylko i krzyknąłby głośno, gdyby nie fakt, że jego usta zostały zaatakowane tymi drugimi, należącymi do Inkwizytorki. Ruchliwy język rozwarł mu siłą wargi i słodko-gorzki płyn wlał się do ich wnętrza.
Wypluć, musiał to natychmiast wypluć, przecież nie wytrzyma, nie da rady, nie poradzi so...
I znowu Isella zdawała się być o jeden krok przed nim - jej mała rączka odcinała mu jakąkolwiek drogę do pozbycia się mikstury. Szarpnął biodrami, próbując zrzucić z siebie jej słodki ciężar (mimowolnie poczuł jak ociekająca sokami kobiecość wypuszcza z siebie więcej wilgoci, niemalże zalewając umięśniony brzuch), ale elfka zapierała się udami tak mocno, że było mu już ciężko
oddychać.
- Jesteśmy kwita. -Wymruczała mu do ucha, gryząc je zaczepnie. Przełknął substancję do końca i zmarszczył brwi, zamierzając powiedzieć parę gorzkich słów, ale właśnie wtedy działanie mikstury rozeszło się potężnym echem po umęczonym ciele i...
- Telamdys ma, da'lan! - Wykrzyknął wściekle, czując jak, niwecząc cały starannie uszykowany plan, uchwyciła jego przyrodzenie w sprawną dłoń i nakierowała je na swoje wejście, dosiadając go sprawnie. Poczuł jak główka przyrodzenia zatapia się między gorącymi wargami i nagle nie był już w stanie myśląc o czymkolwiek poza cudownie ciasną cipką, pochłaniającą go do samych jąder tylko po to by za chwilę unieść się ponownie, niemalże wypuszczając go ze swego wnętrza.
- Tak - wyjęczał bezmyślnie, odpowiadając na wymagające ruchy bioder swej ukochanej. Odpowiadał na każde pojedyncze pchnięcie, uderzając tak by rozgrzany do czerwoności penis zanurzał się w wilgotnej kobiecości do. Samego. Końca. - Tak!
Jego twarz, szyja i ramiona były pokryte wściekłym rumieńcem, ale nie był to rumieniec zażenowania - Solas był czerwony, ponieważ jego ciało nie wytrzymywało już presji podniecenia, wysiłku, jaki wkładał w utrzymanie prędkiego tempa. Jedna z dłoni powędrowała na krągłe biodro elfki i zaczęła jej bezczelnie "pomagać" w ustosunkowaniu się do takiej prędkości i głębokości, która najbardziej go satysfakcjonowała.
- Zaciśnij się na... Mnie! - Poprosił słabo, ledwo mogąc znaleźć oddech na słowa. - Zaciśnij się i dojdź ze mną, vhenan.

*a niech cię cholera, dziewczyno!!!!!111one!11


Variel poprawiła położenie nóg na stole i wyjrzała ze znudzeniem przez okno - było już cholernie późno, pewnie dobiegała trzecia, czy może i czwarta nad ranem.
Ostatnio doskwierała jej lekko bezsenność, ale nie robiła sobie z tego wiele - właściwie lubiła te magiczne momenty, gdy skryta na jednym z tarasów, obserwowała budzące się do życia słońce i matkę naturę, podnosząc w górę źdzbła trawy, otwierając kolorowe łebki kwiatów...
No, dość tego słodkiego pieprzenia - pomyślała, zakasając rękawy by przejść po jednym z murków (znajdujacych się niemalże sto stóp nad ziemią - Variel uwielbiała ryzyko) na otwarty taras, znajdujący się niedaleko kwater Fen'Harela.
Westchnęła błogo, obserwując z zafascynowaniem jaśniejące niebo - chmury przestawały być ciemno-szare, wpuszczając w siebie przepiękny różowy kolor.
- Ty szujo! - Usłyszała nagle i drgnęła, myśląc, że tylko się przesłyszała.
Wyciągnęła z kieszeni paczuszkę ze skrętami i rozglądając sie ukradkowo, odpaliła zawiniątko zaklęciem, zaciągjąc się głęboko aromatycznym dymem.
To tylko parę ziółek, jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziły, a potrafiły rozluźnić jak mało co.
I czy ptaki nie były fascynującymi stworzeniami? Budziły się, drąc dzioby i...
- Telamdys ma, da'lan!
Oho, pomyślała, spoglądając w górę, skąd dochodziły hałasy - czyżby Straszliwy Wilk pokłócił się o coś z Inkwizytorką? Cholera, było już bardzo późno, przecież kłócić mogli się kiedy indziej, szkoda na to było no...
Tak! O-och, tak, tak, tak!
No, nie. To już definitywnie był głos Iselli Lavellan i, kurwa mać, nie brzmiała tak jakby coś ją bolało.
Variel westchnęła głośno i wdrapała się nieco chybotliwie z powrotem na murek. Rany, ale ci zakochani byli bewzstydni - wydzierać się przy otwartych drzwiach?
O ile były otwarte bo... Nie, musiały być otwarte. Przecież nikt nie darłby się tak głośno podczas... MIłosnych uniesień, niech im będzie.
Prawda?


Draco - 2017-09-05, 03:34

- Ma aron mah - wyjęczała, nie kontrolując tego.
Lubiła wygrywać. Zadziwiające, jak ten specyfik zadziałał - Isella cały dzień czuła się lekko obtarta i było jej odrobinę niewygodnie. Nie na tyle, by marudzić, oczywiście, ale był to wyczuwalny dyskomfort. W tym momencie całkowicie zniknął, zastąpiony absolutną swobodą, która była dla niej zaskoczeniem.
Inkwizytorka nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie tak agresywna, tak wymagająca, tak wyzwolona w jakimkolwiek momencie jej życia. Wraz z pomocą Solasa ujeżdżała go w naprawdę zatrważającym tempie, nawet dla niej samej. Nie była w stanie przestać jęczeć, czuła, jak bardzo jej kobiecość pulsowała, jak zaciskała się na nim za każdym razem, w spazmach, nie potrafiła tego powstrzymać. A jego penis wsuwał się w nią, raz po raz, ocierając się o ten szczególny punkt. Jej biodra nie przestawały się poruszać, płynnie, intensywnie, jakby tańczyła.
Nigdy w życiu nie była tak zaczerwieniona, a biorąc pod uwagę jej bladą cerę, wyglądała niemalże, jakby płonęła, ale nie obchodziło jej to.
- Tak, tak, tak, TAK! - Wyjęczała, by ostatnie słowo wykrzyczeć.
Nie dbała o to, by być cicho, nie miała do tego głowy. Drżała spazmatycznie, zaciskając palce na jego przedramieniu. Zacisnęła mocno powieki, a jej wnętrze zacisnęło się na penisie, nie wypuszczając go przez dobre kilka chwil.
Nie była w stanie utrzymać się na siedząco, więc... opadła na niego. Ledwo oddychała, a jej mokra cipka wypuszczała z siebie powoli fiuta, który dalej w niej tkwił. Zajęczała cichutko, bez życia, czując, jak kolejny raz dreszcz przechodzi przez jej ciało.
Czuła, jak jej piersi są zmiażdżone niemalże od leżenia na nim w ten sposób, ale nie miała siły się poprawić, podnieść. Uniosła wzrok, widząc ukochanego w podobnym stanie. Musnęła wargami jego tors, znajdując wargami sutek, który zaczęła delikatnie lizać, chociaż ciągle nie mogła się podnieść. Potrzebowała jeszcze chwili. Tylko krótkiej chwili...

ma aron mah - lubisz to


Pan Vincent - 2017-09-05, 03:51

Nie kontrolował tego, co się z nim działo - wiedział tylko, że potrzebował poruszyć lędźwiami, że musiał to robić by zagłębiać się w uzależniającej ciasnocie, bo tylko ona mogła dać mu ukojenie, tylko dzięki niej mógł osiągnąć spokój ducha.
Poruszał się więc dziko, przytrzymując ruchliwe biodra kochanki swą władczą dłonią - nadstawiał ją sobie w taki sposób, by śliskie wargi pieściły napęczniały trzon przyrodzenia przy każdym ruchu.
Nie wiedział jak długo jęczeli tak i wzdychali, łącząc ciała w zmysłowy, pierwotny sposób, dając sobie wzajemnie przyjemność - był za to pewien, że nadszedł wreszcie długo wyczekiwany orgazm, krzyczeli z Lavellan tak, jakby ktoś robił im krzywdę - bez umiaru, bez żadnych hamulców, aż dźwięk odbijał się echem od kamiennych ścian komnaty.
Poczuł jak zmęczona Inkwizytorka opada mu na klatkę piersiową i wygiął wargi w mimowolnym uśmiechu, odczuwając niepomierną ulgę spowodowaną ulżeniem zmęczonemu ciału.
Leżeli tak przez chwilę, wtuleni w swe ciała, aż wreszcie udało mu się wydobyć z siebie głos inny niż ochrypłe westchnienia, które opuszczały jego wargi raz za razem, nie dając dość do słowa.
- To nie tak miało wyglądać - poskarżył się, ściskając lekko jeden z okrągłych pośladków. - Nie taki był plan.
Dodał, przymykając oczy. Za chwilę wstanie i pójdą do łóżka, a wtedy odpoczną, tak. Sama myśl o miękkim materacu napawała go tak wielką błogością, że był gotów usnąć choćby tu, na dywanie przy kominku.
Zamruczał pod nosem, przesuwając nosem pomiędzy delikatnymi pasmami jasnych włosów Inkwizytorki, gdy nagle odczuł w dolnych partiach ciała coś absolutnie niespodziewanego.
Jego penis drgnął wyraźnie, wciąż uwięziony we wnętrzu elfki, a potem... Pomimo przeżytego chwilę wcześniej orgazmu, zesztywniał wyraźnie, niemalże gotowy do dalszych zabaw.
Poczuł jak brwi podjeżdżają mu wyraźnie w górę czoła, ale nic nie powiedział. Czuł się wciąż absolutnie wykończony po poprzednim spełnieniu, nie był nawet pewien czy poradziłby sobie następny raz... Ten jeden był wyjątkowo intensywny.
W tym samym momencie usłyszał cichutki, zaskoczony jęk i jednocześnie poderwali głowy by popatrzeć sobie w oczy.
I Solas już wiedział. Znajdzie siły i to na taki orgazm by był jeszcze lepszy od poprzedniego.


Draco - 2017-09-05, 04:07

- Mój też nie - mruknęła Isella, oddychając ciągle bardzo nierówno, głośno.
Nie spodziewała się, że zupełnie sflaczały penis, który ciągle tkwił w jej wnętrzu tak po prostu, ciągle będąc w środku napęcznieje, zupełnie jakby wykonywał komendę.
Jęknęła cicho, zaskoczona, podnosząc ociężałą głowę i spojrzała na Solasa. Też to czuł. A Isella miała świadomość tego, że jej kobiecość, pomijając fakt, że i tak była wilgotna po poprzednim razie, zaczynała pulsować z potrzeby.
- Ty i te twoje specyfiki - mruknęła Isella, podciągając się i całując go w usta.
Ich wargi splotły się w agresywnym niemalże pocałunku po raz kolejny, gdy po raz kolejny wykrzesywali z siebie energię. Znów kąsali się wzajemnie po ustach, ssali języki, pomrukując.
Penis Solasa wysunął się na chwilę z jej wnętrza, co przyjęła jękiem przyjemności, gdy tylko otarł się o ścianki w niej, ale i smutkiem - jej kobiecość potrzebowała w tym momencie naprawdę wiele.
Została przewrócona na plecy, Solas rozchylił jej uda jednym, zdecydowanym ruchem i.. Nic się nie stało. Podniosła głowę, widząc, jak mężczyzna zagapił się na kilka chwil, a jego spojrzenie utkwione było w jej cipce. To było krępujące.
Mogła się domyśleć, że była teraz czerwona, pulsująca i nabrzmiała, w dalszym ciągu. I cholernie, cholernie mokra. Fakt, że czuła, jak wycieka z niej coś mógł też świadczyć tylko o jednym - sperma wydostawała się z jej wnętrza i sunęła po ciele, znacząc je.
- Chodź tu już - poprosiła Isella, nie mogąc wytrzymać tych oględzin.
Jej biodra poruszały się lekko, zupełnie mimowolnie, a zęby przygryzały dolną wargę. Czuła jak nabrzmiałe wargi ocierają się o siebie i nawet samo to sprawiało jej okropną przyjemność. Chciała już go w sobie, potrzebowała, musiała...


Pan Vincent - 2017-09-05, 04:32

- Ani mi się śni - odpowiedział cicho, nie potrafiąc znowu powstrzymać złośliwego uśmiechu. Tym razem to on był o krok przed swoją wybranką, sięgając pośpiesznie po porzucony wcześniej szlafrok, a konkretnie... po pasek.
Być może przesadzał, naprawdę - właściwie była to dopiero ich druga wspólna noc, ale - do cholery jasnej, kiedy Lavellan zachowywała się tak, jak się zachowywała, kiedy ciągle naginała jego granice, prowokując, bawiąc się z nim i drażniąc, wiedział, że nie było już sensu ukrywać przed nią swej ciemniejszej strony.
Oczywiście, że uwielbiał małe i duże gierki, wyuzdane słownictwo i niegrzeczne zabawy - wszystko, rzecz jasna w swoich granicach i tylko za drzwiami sypialni - nie zamierzał jednak zdradzać się przed Inkwizytorką tak wcześnie. Ale miał na swoje usprawiedliwienie parę słów i dzięki nim w ogóle nie czuł się winny.
Po pierwsze: to Lavellan zaczęła ich małą gierkę.
Po drugie: wyraźnie jej się to podobało. Dlaczego miał więc nie skorzystać?
Osoby bez jednej ręki zdecydowanie nie było łatwo związać. Chociaż... Moment, przecież na tym polegała właśnie cała sztuczka! Jeden nadgarstek, wystarczyło tylko tyle!
Zaatakował zupełnie nagle, wykonując wokół wątłego nadgarstka skomplikowany supeł w trzech prostych ruchach. Chwycił Isellę w ramiona i ułożył ją na materacu, na brzuchu, a potem przywiązał drugi koniec paska do jednej z kolumienek potężnego łoża.
Sięgnął po jedną z poduszek i wcisnął ją dziewczynie pod biodra, dzięki czemu miał doskonały widok na jej ociekającą wilgocią kobiecość (pulsującą wyraźnie cały, cały czas) i mimowolnie wypiętą pupę, która wyglądała tak apetycznie, że momentalnie ślina napłynęła mu do ust.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem - wyszeptał miękko i przyłożył do jej wejścia czubek przyrodzenia, napierając lekko by... Za chwilę wycofać go z powrotem. Ugniatał napęczniałe fałdki jej wnętrza, miażdżąc niemalże boleśnie łechtaczkę, bawiąc się wargami i wsuwając się do środka tylko na parę centymetrów, ale niczego nie dawał jej na stałe, świadomie doprowadzając ją do stanu, w którym musiała już błagać.
Bo musiała. Taki był jego plan i tak się miało, do cholery, stać.
- Jakieś uwagi? - Zapytał niewinnie, przesuwając czubkiem penisa w górę i w dół. Westchnął głęboko gdy ociekająca kobiecość wydawała przy każdym ruchu wdzięczne, mlaszczące odgłosy.
Przygryzł wargę, wycofując znów biodra. Tak, to miała być długa gra, znając upór Lavellan, bardzo długa.
Ale był na nią gotów, naprawdę. On także był wyjątkowo uparty. I cierpliwy.



Draco - 2017-09-05, 04:53

- Co? Jak to...? - syknęła zirytowana i wtedy... Wtedy zrozumiała.
Pokrzyżowała jego złośliwe plany, więc wymyślił kolejne, które polegały na tym, by teraz to ona... Ale przecież nie skończyło się to dla niego źle, nie męczyła go dotykiem, nie denerwowała. Wzięła, co chciała i sprawiła, że jemu też było cudownie!
Szarpnęła się, gdy zrozumiała o co chodzi, ale było już za późno. Nawet nie obejrzała się dobrze, a już leżała z jakiegoś powodu na łóżku, miała wypięty tyłek, związaną rękę i tyle. Znów się szarpnęła, ale materiał paska od szlafroka, chociaż miękki i przyjemny w dotyku, był też mocny.
Poczuła, jak poduszka wsuwa się pod biodra Iselli. Zarumieniona, nie mogła nawet na niego spojrzeć, więc klęczała tak, wypięta na łóżku, drżąc. Już miała nadzieję, że jednak się w nią wsunie, jednak ją weźmie - nic z tego. Wchodził tylko na kilka centymetrów, zupełnie jakby zapowiadał coś wielkiego, ale nic się nie działo. Absolutnie nic.
Niech go jasny szlag trafi, kurwa mać! Frustracja Lavellan była ogromna, ale nie, nie zamierzała się poddać. Nie tak po prostu. Kto by pomyślał, że Solas jest takim fetyszystą. Isella nie wiedziała. Sprawiał wrażenie interesującą osobę, ale nie z tak bujną seksualną otoczką.
Jej biodra poruszały się mimowolnie, nic nie mogła na to poradzić, ale nie zamierzała błagać, o nie. Tak się chciał bawić? W porządku.
- Nie, w zasadzie, to nie - uśmiechnęła się wrednie, spoglądając za siebie. Gdy wszedł w nią kilka centymetrów, złapała go i nie puszczała. Nie miała pojęcia, że ta rada Elory, aby ćwiczyć mięśnie Kegla wypowiedziany lata, lata temu przyda jej się teraz - a raczej owoce tych ćwiczeń.
- Jakiś problem, vhenan? - spytała niewinnie.
Nie mogła go trzymać w nieskończoność, to było pewne, ale wystarczyło kilka chwil. On też był bardzo wrażliwy na dotyk, doskonale to wiedziała.
Zamknęła powieki, a przez jej ciało przeszedł dreszcz. Mogłaby się uwolnić magią, oczywiście, że tak - ale póki on jej nie używał, ona też nie miała powodów. Fair rozgrywka.
Kto pierwszy wygra?
Jęknęła głęboko, gdy już nie mogła go trzymać dłużej, a Solas wyszedł z niej, podrażniając WSZYSTKO co można było po drodze. Po raz kolejny próbowała zerwać się z więzów.
W tych jej ambitnych planach nie uwzględniła jednej rzeczy - była pod wpływem cholernego eliksiru i jej zmysły dotyku dostawały szału za każdym razem, kiedy on tak sobie przesuwał penisem pomiędzy wargami, naciskał na łechtaczkę.
- Solas... - wymamrotała, prężąc się mimowolnie, próbując się na niego nadziać, zrobić cokolwiek.


Pan Vincent - 2017-09-05, 05:08

- Nie, w zasadzie, to nie - usłyszał podejrzanie zbyt obojętną odpowiedź i, naprawdę, mógł się domyślić, że ta mała prowokatorka coś kombinowała. Ale znowu mu się nie udało, Isella działa zbyt szybko by można było choćby i próbować przewidywać jej ruchy.
Wsunął członek odrobinę głębiej, ale nie udało mu się go wyciągnąć - silne mięśnie zaciskały się na nim, niemalże miażdżąc cieknącą główkę w tym stanowczym uścisku.
Zajęczał bezradnie, czując jak bolesna przyjemność paraliżuje chwilowo jego ciało - zamarł z rękoma tuż nad biodrami ukochanej, powstrzymując się ostatkiem sił od szpetnego przekleństwa.
- Jakiś problem, vhenan?
Ty mała...
- W żadnym wypadku - odpowiedział nieco ochryple. Odchrząknął cicho i poczekał, aż mięśnie podbrzusza zaczną drżeć i Inkwizytorka podda się, uwalniając go z powrotem.
Na szczęście nie musiał czekać tak długo, jak się tego obawiał - Isella wydawała się mieć niesamowicie... Wyćwiczone tego rodzaju sztuczki, ale każdy miał przecież swoje granice, nawet ona.
Wysunął się więc i zaczął pocierać bezczelnie penisem w górę i w dół. Zagryzł mocno wargi, starając się by nie wyszedł spomiędzy nich żaden odgłos, świadczący o tym jak ciężko było jemu samemu zachować wobec tej sytuacji dystans i powagę. Odmawiając sobie jednak tego słodkiego szaleństwa, ćwiczył swoją silną wolę, której przy drobnej elfce zdecydowanie mu brakowało.
Przesunął się nieco do przodu i sięgnął po resztkę mikstury pobudzającej, połyskującej smętnie w buteleczce. Nie powstrzymał się od tego by przesunąć całą długością trzonu pomiędzy pulsującymi płatkami kobiecości. Pośpiesznie wciągane powietrze było dla niego najlepszym dowodem na to, że Lavellan coraz ciężej było utrzymać się w ryzach.
Bardzo dobrze. Idealnie.
Przechylił buteleczkę i wylał ostatnie krople idealnie na pulsujący pożądaniem guziczek, rozcierając lubrykant sprawnymi palcami. Środkowym i wskazującym palcem prawej dłoni naciągnął skórę łechtaczki tak by odsłonić jej najczulszą część, podczas gdy palce lewej dłoni zaczęły ją bezlitośnie podrażnić. Stosował najokropniejsze sztuczki - chuchał ciepłym powietrzem tylko po to by zaraz podmuchać rozgrzany punkt, pocierał zwilżonym palcem zaczerwienioną skórę, masował, ugniatał i podszczypywał. Wszystko po to by usłyszeć wreszcie błagania. Marzył o nich, potrzebował ich jak nigdy wcześniej, był po prostu chory z pragnienia.
- Inkwizytorko - wymruczał niewinnie, pocierając punkcik jeszcze szybciej. - Ukorz się przede mną, albo przestanę cię dotykać. - Nakazał pół żartem, pół serio, odsuwając się delikatnie. Jego palce pozostawały wciąż ulokowane na kobiecości, ale zaprzestały wykonywania jakichkolwiek czynności.


Draco - 2017-09-05, 05:21

Gdy poczuła, jak znane jej już uczucie ciepłych kropli dotyka jej kobiecości po raz kolejny, szarpnęła się panicznie.
- Ej, bez takich! Oszukujesz! - warknęła, próbując się uwolnić. Niestety, nic z tego.
Jej biodra zafalowały, poruszając się do rytmu palców Solasa. Schowała twarz w czarnej pościeli, jęcząc w nią. Nie mogła tego wytrzymać. Nie potrafiła.
Zaczęła wić się, próbując uciec i przysunąć się jednocześnie - sama nie wiedziała, czego pragnie bardziej. Z jej gardła wydobył się niemalże szloch, ale nie błagała go, ciągle nie, cały czas nie poddawała się, nawet jeśli nie potrafiła utrzymać rozkosznych dźwięków dla siebie.
- Inkwizytorko. Ukorz się przede mną albo przestanę cię dotykać. - Isella usłyszała pomruk, był z siebie zadowolony!
Coś w jej wnętrzu zawarczało niezadowolone, ale nie mogła wiecznie się bronić, nie potrafiła...
I nagle przestał jej dotykać. Wciąż ją dotykał, ale nie robił nic ponadto. Uznała, że to nawet nie taki zły pomysł - może sama doprowadzić siebie do rozkoszy. Zaczęła poruszać biodrami, pojękiwać, ale niestety Solas zbyt szybko przejrzał jej niecny plan i oparł dłonie o jej biodra. Nie mogła już sama sprawiać sobie przyjemności.
Leżała nieruchoma, jej kobiecość pulsowała rozpaczliwie, całe ciało paliło z podniecenia i nie mogła... Nie mogła już.
- Proszę, rżnij mnie, błagam, zrób to! - krzyknęła w końcu po długich minutach, gdy nie mogła wytrzymać z tej okropnej frustracji, którą odczuwała. - Fen'Harel, pieprz mnie, proszę, pieprz...
Jej oddech był płytki, urywany, ale jęk, kiedy w końcu Solas naprawdę w nią wszedł, cały, aż po same jądra... Jeśli ktoś nie wiedział w zamku co robią, teraz już na pewno miał tego świadomość. Tyle ulgi, rozpaczy, potrzeby, namiętności i rozkoszy w kilku dźwiękach.


Pan Vincent - 2017-09-05, 05:45

- Proszę, rżnij mnie, błagam, zrób to! - Jego oczy urosły dwukrotnie, gdy usłyszał tę wyuzdaną, wulgarną na wskroś prośbę. Na chwilę zapomniał, o całym swoim planie, cieknącym wzwodzie i całym świecie.
Na wszelkie świętości, vhenan, tego jednego naprawdę bym się po tobie nie spodziewał.
Z transu wyrwał go jej jęk - głośny, przepełniony frustracją i gniewem tak wielkim, że gdyby nie miał jej teraz pod sobą, nigdy by nie poznał, do kogo należał.
Ujął nasadę penisa i nakierował go na jej czerwone wejście - promienie słońca, wpadające przez niedokładnie zaciągnięte zasłony, oświetlały teraz piękne ciało Inkwizytorki, kłócąc się o miejsce z blaskiem kobaltowych płomieni.
Zauroczony tym kontrastowym obrazem, pchnął biodrami tak by wcisnąć się do wilgotnego wnętrza jednym ruchem. Ich jęki, przepełnione niewypowiedzianą ulga, zmieszały się ze sobą, roznosząc się echem po komnacie (i nie tylko, ale o tym nie mogli już chyba wiedzieć). Nie czekał, nie musiał - jego lędźwie ruszyły niemalże samoczynnie, napędzane znów prymitywną potrzebą zaspokojenia. Poruszał nimi pośpiesznie, ujmując w dłonie śliskie od potu biodra Iselli. Wsuwał się i wysuwał, pojękując pod nosem z wysiłku i ekscytacji. Jądra uderzały wściekle o rozgrzane łono, wydając charakterystyczny, niezwykle wymowny odgłos. Pot ściekał mu już strumieniami po głowie, ramionach i plecach, ale było to dobre uczucie, zaskakująco dobre.
- A-ach, ja... - Nie panował nad tym co mówił, nie potrafił. - Vhenan, to jest...
Nie dokończył - wygiął się tylko w łuk, dopychając biodra do samego końca, może nawet trochę zbyt boleśnie dla nierozciągniętej jeszcze porządnie Inkwizytorki. Lubrykant na pewno robił swoje, ale jej ciało nie mogło tak szybko przyzwyczaić się do sporych rozmiarów przyrodzenia, było to po prostu fizycznie niemożliwe.
Nasienie zalewało wypełnione ciasno wnętrze, dopóki Solas nie odsunął się wreszcie i ostatkiem sił przeczołgał się do ukochanej, kładąc się tuż obok niej. Miał zamknięte oczy i dyszał ciężko, a pot perlił się wyraźnie na jego skroniach i klatce piersiowej.
Sięgnął do wiązania paska i zerwał węzeł jednym widowiskowym pociągnięciem. Isella nie mogła o tym wiedzieć, bo wcześniej nie miał okazji by jej to zaprezentować, ale był prawdziwym mistrzem supłów - zarówno pod względem tworzenia jak i rozbierania ich.
Obrócił się na bok i przyciągnął ją do siebie, rozgrzaną i spoconą tak samo, jak on sam, by jeszcze raz dostać się do jej pełnych warg i scałować każde przekleństwo, którym chciała go teraz obrzucić.
- Jesteś...
Nie dane było mu dokończyć, kim tym razem była dla niego Lavellan. Ktoś zapukał krótko do drzwi jego sypialni i otworzył je wściekle, wkraczając do środka.
- Inkwizytorko - rozległ się zaspany męski głos - Boska Wiktoria prosiła by przekazać ci, że... O, na Stwórcę. - Strażnik zajęczał niemalże boleśnie, wycofując się powoli z powrotem.
Solas poderwał się do siadu i sięgnął po przykrycie, narzucając je na ich nagie ciała.
- Kto pozwolił ci wkraczać do moich komnat bez żadnego... - Zaczął chłodno, ale urwał, czując na swoim udzie drobną dłoń. - To niedopuszczalne. - Powiedział już łagodniej, zezując na siedzącą obok elfkę. - Po prostu niedopuszczalne.
- Słuchajcie - rozległ się z korytarza drugi głos, tym razem doskonale przez Solasa rozpoznawalny. Variel weszła do sypialni, przepychając się w progu ze strażnikiem i spojrzała w ich kierunku, obracając się zgrabnie na pięcie.
- Znowu to zrobiłam - powiedziała tylko, zasłaniając zszokowanemu strażnikowi oczy swoją drobną dłonią. - Solasie, na dole czekają panowie z Kirkwall, chcą z tobą porozmawiać odnośnie książki. Gdybyście nie wiedzieli, co się dzieje, udzielam wam życzliwie informacji, że minęła już siódma rano. A teraz, kiedy oczywistości stały się już jasne, opuścimy WASZĄ sypialnię i pozwolimy wam się doprowadzić do porządku. - Zakończyła przyjaźnie i chwyciła strażnika za plecy, pomagając mu wycofać się z pomieszczenia. Drzwi kliknęły cicho po zamknięciu i w sypialni Fen'Harela zapanowała głucha cisza.
- Znowu to zrobiła - warknął apostata, podrywając się wściekle z łóżka. - Nie mogę w to uwierzyć. Taka kompromitacja... Kto udzielił im pozwolenia by tak po prostu wchodzić do mojej sypialni?! Nie przypominam sobie abym na coś takiego zezwalał.


Draco - 2017-09-05, 06:12

Orgazm był tak silny, że Isella nie wiedziała gdzie się znajduje, naprawdę. Na jedną chwilę zupełnie straciła świadomość, mogąc tylko i wyłącznie prężyć się i krzyczeć.
I kiedy opadła bez sił na łóżko, nie mogła ruszyć nawet ręką. Wiedziała, że została objęta przez mężczyznę i zamruczała cicho, chcąc po prostu wtulić się w jego ramiona i zasnąć. Nie miała ochoty nawet na obmycie się, chociaż jej ciało rozpaczliwie tego potrzebowało. Białe ślady po spełnieniu ukochanego wypływały z niej, cieknąc po udach, znacząc pościel.
I w tym momencie drgnęła, gdy usłyszała, jak drzwi otwierają się i ktoś zwraca się do niej...
- Inkwizytorko. Boska Wiktoria prosiła, by przekazać ci, że... o, na Stwórcę.
Zażenowany jęk mężczyzny niemalże uderzył ją obuchem w głowę. Isella skrzywiła się, podnosząc się na łokciach. W tym momencie na jej ciało spadła pościel, przykrywając ją, ale co Strażnik zobaczył, to zobaczył, nie było ku temu wątpliwości.
- Kto pozwolił ci wkraczać do moich komnat bez żadnego... - usłyszała Solasa.
Lavellan spojrzała na niego i widziała jak zirytowany był. Brzmiał chłodno i nieprzyjemnie. Isella pogłaskała go dłonią, nie chcąc robić awantury.
- Po prostu niedopuszczalne. - Solas nie brzmiał już tak nieprzyjemnie, a gdy spojrzał na Isellę, ta uśmiechnęła się lekko do niego.
I jakby tego nie było mało, że ktoś przyszedł do niej, usłyszała Variel, która na pewno miała sprawę do Solasa.
Isella nie mogła powstrzymywać śmiechu zbyt długo, więc gdy tylko wszyscy wyszli, wybuchła. Zaczęła trzymać się za brzuch i śmiać się tak głośno, że jej ciągle czerwone policzki zarumieniły się jeszcze bardziej.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak teraz wyglądała. Lekko odkryta, naga, błyszcząca od potu, kiedy słońce pieściło jej ciało.
- Naucz się zamykać drzwi, vhenan - zachichotała, widząc jego złość. - Mogło być gorzej. Mogli wejść wtedy, gdy byłeś we mnie. To by było dopiero kompromitujące.
Isella przeciągnęła się leniwie i leżała tak, wyciągnięta wzdłuż łoża Solasa.
- Bardziej martwiłabym się tym, jak my dziś będziemy funkcjonowali. - Jakby na potwierdzenie swoich słów, Isella ziewnęła szeroko, zasłaniając usta dłonią.
Nie miała siły zebrać się z łóżka, ale stojący nad nią ukochany zwiastował chyba, że nie miała wyjścia.
- Już wstaję. - Jasnowłosa mruknęła i podniosła się.
Odkryła swoje ciało i naga poszła do łaźni Solasa, jakby nigdy nic. Po jej udach dalej ściekało nasienie, musiała je z siebie zmyć, ubrać się i zobaczyć o co chodziło Lelianie. Niestety, z jej słodkiego snu wyszły nici, ale prawdę powiedziawszy - nie żałowała.


Pan Vincent - 2017-09-05, 23:32

- Dorobię klucz - westchnął, odrobinę zmęczony. Nie miał w sobie ani siły ani ochoty by opowiadać Inkwizytorce o tym, jak po latach powrócił do ruin i wszystko było w nich zniszczone lub poprzestawiane, przez co nie zdążył nawet pomyśleć o czymś tak prostym jak zamek w drzwiach.
Z reguły nikt nie wpraszał mu się do komnat bez wyraźnego powodu, Variel czyniła tak jedynie w rzadkich przypadkach, wiedząc, że nocami jej przełożony oddawał się wędrówkom po Pustce, a w takich wypadkach przeszkadzanie mu było surowo wzbronione.
Nie było jednak żadnego problemu z odwiedzaniem go za dnia - Solas już dawno temu wydał uroczyste obwieszczenie, zezwalające na przybywanie do niego z mniej pilnymi problemami i raportami w godzinach "porządkowych" (nazwano je tak później, ale apostata nie mógł sobie przypomnieć genezy tego specyficznego terminu).
W każdym razie, o ile nie widział niczego złego w przybyciu Variel, która musiała być zaniepokojona jego brakiem stawienia się na umówionym wcześniej spotkaniu, o tyle wtargnięcie strażnika Inkwizycji, było po prostu bezczelne i...
I miał przez to naprawdę kiepski humor. Czy ci wszyscy ludzie myśleli, że lubił tak świecić tyłkiem lub innymi częściami ciała?
Przewrócił oczami i wyciągnął z szafy podstawowy zestaw ubrań, kierując leniwy krok do łaźni. Uśmiechnął się półgębkiem na widok Lavellan, oblewającej sobie piersi ze specjalnego dzbana. Ciepła woda produkowała w pomieszczeniu spore ilości pary, sprawiając, że drobna sylwetka elfki nabrała eterycznego wyglądu - załamywała się, znikając za obłokami po to by zaraz się zza nich wynurzyć - błyszcząca, kształtna, doskonała.
Prawa dłoń maga wygięła się zgrabnie w geście przywoływania, ale nie kierował go do Iselli, a do potężnej bańki wody, która wylądowała z pluskiem w mniejszej balii. Namydlił dokładnie całe ciało (łącznie z głową) i opłukał się pośpiesznie, nie trudząc się nawet podbijaniem temperatury - był bardzo zmęczony i taki zimny prysznic wydawał się być w tej chwili jak najbardziej na miejscu.
- Postaraj się mnie informować o swoich dłuższych wędrówkach - wymruczał, przytulając się zimnym ciałem do ciepłej pupy Inkwizytorki. Uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając naprężające się mięśnie. - Ar lath ma, vhenan. Do zobaczenia.
Wciąż nagi opuścił łaźnię, nakładając na siebie pośpiesznie tunikę i spodnie - wiedział, że minęło już kolejne dziesięć minut spóźnienia i ogarnęło go nagłe poczucie wstydu. Nienawidził się spóźniać.

- Dzień dobry - przywitał się uprzejmie, dbając o to by jego postawa wyrażała czysty szacunek. Widmo spóźnienia ciążyło mu na ramieniu, ale starał się ze wszystkich sił udowodnić przybyłym gościom, że zależało mu zarówno na spotkaniu, jak i na samej możliwości rozmowy z tak wielkimi osobistościami.
Nie, krasnoludy z Kirkwall nie były ani arystokratami, ani szlachetnie urodzonymi książętami - byli handlarzami, którzy w dużej mierze odpowiadali za wydawnictwa książkowe. Polecił mu ich Varric, gdy oddawali się rozmowie na pamiętnym balu z okazji Arlathvhenu. Dobry, poczciwy Varric, pomagał mu tak po prostu pomimo wszystkich wydarzeń, pomimo tego jak potwornie został potraktowany. Solas wciąż nie umiał w to do końca uwierzyć, ale był pewien, że nie zmarnuje otrzymanej przez niego szansy.
- Zapraszam do głównej sali - wskazał dłonią wielkie drewniane drzwi, zdobione barwnymi ornamentami charakterystycznymi dla elfiej kultury. Nie Dalisjkiej, elfiej . Starożytnej.
Przedstawili się sobie, wymienili uprzejmości i wtedy przemówił Enbuhr Grolld, najwyższy z towarzystwa, sprawujący funkcję bezpośredniego właściciela sieci wydawnictw.
- Twoja książka będzie prawdopodobnie ziarnem chaosu w potoku nowej ery i uświadomienia - uniósł dłoń, odmawiając proponowanej mu przez służącą wody. - Możemy pomóc ci w produkcji, wytworzyć wiele egzemplarzy, ale nie przyłożyły do tego mojego nazwiska. Nie możemy sobie na to pozwolić w stosunku do Teivnteru. To chyba jasne?
Solas skinął głową, ale choć w głębi ducha spodziewał się ponownej odpowiedzi, gdzieś tliła się w nim nadzieja, że krasnoludy postanowią wykonać ten odważny ruch, popierając prawdę wbrew wszystkiemu, co od samego początku narzucali historii magowie Impreium.
Teraz nadzieja bezpowrotnie zgasła, ale... Tak, był na to przygotowany. Przecież i tak nie walczył sam. Lavellan cały czas była przy nim, za nim. Z poparciem Inkwizycji mógł sobie pozwolić na więcej.
- Chcę tylko rozesłania kopii po całym świecie, bez względu na to ile będzie to kosztowało.


Draco - 2017-09-06, 00:20

- Ar lath ma, vhenan - szepnęła, uśmiechnięta.
Pomimo zmęczenia, czuła się całkiem pozytywnie. Przynajmniej na tę chwilę, bo gdy tylko wyszła z łaźni i zaczęła się ubierać, zrozumiała, że zapomniała o jednej bardzo ważnej rzeczy. Nie miał jej kto nałożyć stanika, a sama - nie mogła sobie z nim poradzić. Nie była też w Twierdzy, zawołanie więc kogokolwiek było niemożliwe do uczynienia. Isella westchnęła ciężko, rzucając biały, koronkowy biustonosz na łóżko. I tak nie był jej potrzebny, a wracanie z nim w dłoni było mało... komfortowe. Zapięła koszulę, licząc na to, że nie będzie to aż tak widoczne - oczywiście były to dość czcze gadanie, bo koszula była lekko prześwitująca, więc ciemne obwódki sutków można było zauważyć, jeśli ktoś się przyglądał. Ale co miała zrobić? Jedyne co jej pozostało, to wrócić do Podniebnej Twierdzy i zaciągnąć do sypialni kogoś, kogo znała, by jej pomógł.
Na dole spotkała się z Variel, która stała z jej gościem. Strażnik dalej był ewidentnie zażenowany.
Isella stanęła przed nim w schludnym uczesaniu, chociaż bez makijażu i z lekkimi podkowami pod oczami, których nie miała czasu zamaskować. Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na mężczyznę.
- Słucham?
- Ja przepraszam za tamto wtargnięcie, nie wiedziałem.. nie spodziewałem się... och, czuję się głupio.
Tak zażenowanego mężczyzny Isella jeszcze nie widziała. Sama czuła się potwornie głupio, bo nie było to specjalnie przyjemne, kiedy ktoś obcy widział ją taką... nagą. To krępujące. Ale starała się brzmieć i wyglądać profesjonalnie.
- Porozmawiamy o tym w Podniebnej Twierdzy, jeśli pan sobie tego życzy. Zapraszam. - Isella spojrzała na Variel i uśmiechnęła się do niej przepraszająco. - Ma serannas i ir abelas, Variel.
Kobieta tylko przytaknęła.

Gdy Isella pojawiła się w Podniebnej Twierdzy, szybko wzięła sobie pomoc przechodzącej obok Elory i kilka chwil później Inkwizytorka była gotowa na to, aby pracować - przebrała się, umalowała, zakryła podkowy pod oczami i w lepszym stanie, gryząc po drodze dwa rogaliki udała się na spotkanie z Lelianą.
- Jest kilka klanów, które buntują się przeciwko zmianom, które mają nadejść - zaczęła rudowłosa. - Bardzo buntują. Oficjalnie odcinają się od innych klanów, namawiają resztę, by poszła za nimi, napadają... Nie jest zbyt ciekawie.
Isella skrzywiła się i przełknęła rogalika z czekoladą.
- Ile jest takich klanów?
- Na chwilę obecną zlokalizowałam ich sześć, może siedem. Dwa w Fereldenie, reszta to Orlais i Wolne Marchie. Musimy zacząć działać, cisza z naszej strony nie sprawi, że będzie to wyglądało lepiej. - Szpiegmistrzyni pokazała Iselli raporty.
Kobieta westchnęła ciężko. Nie, nie sprawi.
- W porządku, ustawcie mi plan wyjazdu. Oblecimy wszystkie klany, jeśli będzie trzeba. Kiedy mam ruszać? - Isella ugryzła większy kawałek słodkiego pieczywa.
- Najlepiej jak najszybciej. Dziś, po jedenastej?
- Zgoda. Przyślijcie mi posłańca.

"Chciałeś wiedzieć o moich dłuższych wędrówkach. Wyjeżdżam dziś, wrócę najprawdopodobniej za dwa tygodnie. Część elfów się buntuję i muszę to ujarzmić. Ar lath ma, vhenan. Będę tęsknić."


Pan Vincent - 2017-09-06, 00:52

Chciałeś wiedzieć o moich dłuższych wędrówkach. Wyjeżdżam dziś, wrócę najprawdopodobniej za dwa tygodnie. Część elfów się buntuję i muszę to ujarzmić. Ar lath ma, vhenan. Będę tęsknić.
Przeczytał list i westchnął ciężko, wsuwając kartkę do jedynej szuflady biurka - zamkniętej wiecznie za pomocą zaklęcia. Właściwie nie spodziewał się by czekała go możliwość spotkania się z Isellą w najbliższym czasie, ale sama świadomość, że elfka będzie przebywała przez parę dni poza jego zasięgiem, napawała go gorszym humorem.
Wciąż nie zdążył się przyzwyczaić do jej towarzystwa, i kiedy nadchodził moment, w którym mieli się rozstawać - nawet na krótko - traktował go tak, jakby mieli się nie widzieć przez kolejne dwa lata.
- Solasie - podniósł się z miejsca, słysząc pukanie do drzwi. Nie zdziwił się, widząc za nimi uśmiechniętą lekko Variel. - Grupa budowniczych z Orlais twierdzi, że mają kłopoty z tamtejszą arystokracją. Zdaje się, że jedna z hrabianek postanowiła, że miasto powinno wyglądać bardziej kolorowo i nie zgadza się na dokładne odwzo...
- Jeszcze więcej kolorów? - Solas złapał się za głowę, parskając głośno. - Nie rozumiem, ile można jeszcze grymasić nad wyglądem własnej ojczyzny. Tyle czasu byli z niej absolutnie zadowoleni. Skąd ten szalony pomysł?
- To arystokraci - Starożytna wzruszyła ramionami, spuszczając wzrok. - Wydaje im się, że wszystko mogą zrobić lepiej. Sam pamiętasz jak było z...
- Evanuris - dokończył za nią, dostrzegając zmieszanie, malujące się na ładnej buzi. - Pamiętam. Pójdziemy tam i wszystko im wyjaśnimy. Zgodziłem się na odrestaurowanie miasta, nie przebudowę.

Arren przymknął powieki i pozwolił by ostrze przycisnęło się do koziego podgardla - zwierzę wierzgnęło i zajęczało żałośnie, poruszając odnóżami w ostatecznym, rozpaczliwym akcie ucieczki.
Zupełnie bezcelowym.
Arren nie raz zabijał już kozy i uważał, że w przeciwieństwie do innych stworzeń, były one łatwe do pozbawiania życia. Głupie i ufne, przychodziły do niego ilekroć proponował im marchewkę.
Przycisnął stygnące zwłoki do ziemi i obwiązał tylne racice zwierzęcia do sznura, podciągając je pod sam sufit. Krew skapywała wartko do wiadra, napełniając je w parę minut.
Doskonale.
- Wszystko gotowe? - Spytał szeptem Diny, która nie obracając się w jego stronę, skinęła głową.
- Inkwizytorka weszła właśnie do środka, a strażnicy mają obchód w północnej części. Masz około piętnastu minut. - Wcisnęła mu w dłonie pędzel i zniknęła w krzakach, udając się zapewne na pozycję obserwacyjną.
Arren uchwycił mocniej pędzel i rzucił na mur krytyczne spojrzenie. Najlepiej byłoby chyba zacząć...
- Arr - usłyszał tuż za sobą i podskoczył w miejscu, wydając z siebie zduszony okrzyk. Dina uśmiechała się złośliwie, czerwony vallaslin kontrastował miło z jej twarzą. - Tylko duży, pamiętaj.


Draco - 2017-09-06, 01:18

Inkwizytorka nie spodziewała się, że tak szybko będzie musiała wyruszyć w podróż. Miała nadzieję, że bal poruszy środowisko Dalijczyków, oczywiście, że tak. Liczyła się z tym, że znajdą się i tacy, którzy nie zgodzą się z tym, czego pragnęła. Ale nie spodziewała się, że będzie miało to miejsce tak szybko.
Ruszyli z Twierdzy, ale prawdę powiedziawszy Isella miała nadzieję, że przejadą trochę więcej drogi, aniżeli... tuż za bramy.
- Na Stwórcę - skomentowała Cassandra, patrząc w prawo, na mur.
Isella spojrzała na kobietę, a później w miejsce, które było, najwidoczniej, na tyle ciekawe, aby tak je skomentować.
I było, faktycznie.
"Dziwka Fen'Harela", widniał wielki napis. Komuś bardzo zależało, bo było tu dość stromo, wietrznie.. Należało się pozbyć tego napisu.
I tak ich podróż opóźniła się o kolejne pół godziny.
To będzie fantastyczny dzień, pomyślała Isella, wzdychając ciężko.

- Ktoś ma niezły tupet - mruknęła Cassandra jakiś czas później, gdy przebijali się przez trudny teren. Chcieli zejść z Gór Mroźnego Grzbietu i udać się do klanów w Fereldenie.
- Ludzie boją się zmian, a Inkwizycja ich chce. Chce prawdy, chociaż życie w obłudzie jest proste - przemówił Cole odrobinę nieobecnym tonem głosu.
Isella nie przyznała się nikomu, nawet Solasowi, ale czasem żałowała, że Fen'Harel nie zniszczył tego świata. Wierzyła w to, że uda się, po wielu latach, może nawet wiekach naprostować jej rasę, ale... Jedno było pewne. To nigdy nie będą Starożytni i Solas nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy, a ona kiedyś umrze i... Isella westchnęła ciężko, zagryzając wargę.
- Zmiany są potrzebne. Chociaż nie wiem, czy tak radykalna forma jest w porządku, Inkwizytorko.
- Ja też nie wiem. Ale nikogo nie zmuszam do tego, aby podążał moją ścieżką. Chcę tylko, by mieli wybór. Nie zamierzam ich przekonywać, zmuszać na siłę. Chcę uświadomić. Ale nie wiem, czy to potrafię - mruknęła Isella.
Mijali zniszczony Azyl. Isella dalej nie potrafiła patrzeć w tamtą stronę, nawet jeśli ludzie Byka swego czasu ratowali każdego, kogo tu spotkali, wynieśli tyle, ile potrafili, a monument stał, upamiętniający poległych. To dalej była duża porażka, którą musiała przełknąć i pójść dalej.


Pan Vincent - 2017-09-06, 02:47

Cole od początku był podekscytowany możliwością podróży - co prawda, wiązało się to nieodzownie z jakimiś problemami, ale, hej! Przecież istniał właśnie po to żeby je rozwiązywać!
- Słyszałem o wszystkim, co wydarzyło się pomiędzy tobą, a Fen'Harelem - uśmiechnął się pogodnie, zrównując krok z Inkwizytorką.- Cieszę się, że wybrał głos własnego serca. Nie rozumiał go niemalże do końca, ale gdy wreszcie dotarł do niego sens, uwierzył, że...
- Musimy tego słuchać? - Blackwall posłał duchowi zniechęcone spojrzenie. - Cieszę się waszym szczęściem, Isello, ale skupmy się raczej na zadaniu, w porządku?
Cole spuścił wzrok i schował twarz za włosami, i szerokim rondem kapelusza, ewidentnie zakłopotany. Ach, tak bardzo chciał porozmawiać z Lavellan o wszystkim, co się wydarzyło! Odkąd pamiętał, było pomiędzy nimi tyle niewyjaśnionych spraw, które trzeba było wreszcie wyjaśnić! Dawniej to Solas był tym, który zabraniał mu wiecznie o czymś opowiadać. Teraz jego funkcję przejął najwyraźniej pan Blackwall i bardzo go to smuciło.
Dlaczego nikt nigdy nie dawał mu się odezwać?

Arren zatrzymał konia, zsiadając z niego jeszcze w trakcie jazdy. Przypadł do Diny, obejmując ją mocno ramionami.
- Udało się, wszystko widziała. Teraz wystarczy odwiedzić jeszcze parę miast i wieści się szybko rozniosą. Zaczną wątpić, będą musieli, to zawsze tak działało.
- Mają zamiar odwiedzić nasz klan - Deina pogładziła delikatnie jego policzek, spoglądając bez strachu w żółtawe oczy. - Sprawmy żeby ta wizyta stała się jak... Najprzyjemniejsza.
Powrócili do klanu, trzymając się za ręce. Opiekun przywitał ich skinieniem głowy, odpowiedzieli więc tym samym. Taelaros Harras był mężczyzną w sędziwym wieku - dawniej rządził klanem bardzo sprawnie, ale z każdym kolejnym rokiem zaczynał być zdezorientowany i gubił się w sprawowaniu swej roli. To pozwalało na łatwe sterowanie starcem, manipulowanie jego decyzjami na niemalże każdym kroku. Co prawda, Pierwszym nie było żadne z nich (ani Deina ani Arras nie objawiali jakichkolwiek zdolności magicznych) ale mieli zamiar urobić i Eliora. Chłopak był jeszcze młody, na pewno istniał jakiś sposób na to by przekonać go do słusznych poglądów.
- Niebawem przybędą wysłannicy Inkwizycji - Deina pomogła Opiekunowi usadowić się na szerokiej, drewnianej ławie. - Z samą Inkwizytorką na czele. Trzeba będzie ich stąd przepędzić, Taelarosie. - Wymruczała łagodnie, gładząc starca po siwej głowie. - Chcą tylko pozbawić nas dziedzictwa. Nie możemy do tego dopuścić. Ta kobieta jest zdrajczynią rasy. Spoufala się z Fen'Harel, a przecież wszyscy dobrze wiemy, kto to taki.
Arras pokiwał gorliwie głową, zajmując miejsce po prawicy Opiekuna. Harras westchnął ciężko, chrapliwie.
- Dajmy się jej chociaż wypowiedzieć, ma dal'en. Nie możemy pozwolić sobie na otwartą wrogość w stosunku do tak znaczącej osobistości. Wpuście ją i pozwólcie usiąść ze mną przy ognisku.
- Będziemy cały czas obok - Arras uchwycił pomarszczone dłonie Taelarosa w swoje własne, potrząsając nimi słabo. - Pamiętaj by nie dać się jej otumanić, ta wiedźma wie co i kiedy powiedzieć by brzmieć na dyplomatyczną.


Draco - 2017-09-06, 03:15

- Wiemy czego się spodziewać? - spytała Isella kilka godzin później.
- Wrogości - odpowiedziała Leliana, spoglądając na Inkwizytorkę. - Nie akceptują poglądów, rozsyłania książek po klanach, ani mieszania w panteonie bogów. Nie będą dla ciebie mili.
Zbliżali się do pierwszego przystanku. Z wstępnych informacji, które zebrała Leliana Opiekunem był starszy, schorowany już elf. Co jeszcze zabawniejsze, rejestr z balu informował, że wszyscy z klanu Harras uczestniczyli w przyjęciu. Czy ktokolwiek z nich chociaż przez chwilę rozmawiał z Starożytnymi? Zechciano choć na chwilę zdjąć te smutne okulary zapatrzenia w kłamstwa? Sama była przerażona, gdy odkrywała prawdę, zniesmaczona. Nie wiedziała w co ma wierzyć, jak ma żyć z tym wszystkim, czego się dowiedziała.
W tym momencie Isella nie pamiętała kiedy konkretnie przestała modlić się do bogów. Wcześniej było to dla niej naturalne, ale gdy odkryła prawdę - nie mogła już tego robić.
Czuła, że są obserwowani, gdy zbliżali się do ozdobionego wyrzeźbionymi liśćmi wjazdu. Widziała halle i aravele. Ten widok zawsze sprawiał, że mimowolnie była uśmiechnięta, może nawet trochę rozczulona.
Zsiedli z konia, wszyscy byli bardzo... kulturalni. Dopóki nie doszli do Opiekuna, przy którym siedziała jakaś dwójka Dalijczyków, byli bardzo młodzi, prawdopodobnie w wieku Iselli lub okolicach. Wyglądali jak rodzeństwo - oboje mieli platynowe włosy i szare oczy. Oboje też nosili ten sam vallaslin - oznaczał on Falon'Dina. Kiedyś, gdy Elora miała tatuaż na twarzy, wyglądał on tak samo.
Isella uśmiechnęła się do nich, ale nie odwzajemnili tego. Patrzyli na nią, jak na ostatniego potwora.
No to się zacznie, pomyślała Isella.
- Andaran atish'an - Inkwizytorka przywitała się i, ku jej uciesze, na to akurat Opiekun odpowiedział. - Chyba wieści o naszym przybyciu się rozeszły. Przedstawiam wam Boską Wiktorię, Cassandrę Pentaghast i Toma Rainier.
- Dzień dobry. - Wszyscy wymienieni przywitali się. Cole'a nie było sensu przedstawiać.
Był duchem i chociaż oni go widzieli, czuli i słyszeli, cała reszta społeczeństwa - jeśli ich drogi przyjaciel sobie tego nie życzył - nie. Zapominali o nim, był ulotnym wspomnieniem, który rozwiązywał problemy.
- Ta dwójka jest bardzo negatywnie nastawiona. Bali ich ból, żal, zawiść i złość. Uważają, że zdradziłaś swoją rasę, że sprzedałaś ją dla Starożytnych. Ileż cierpienia... - Głos Cole'a drżał z przejęcia.
Wyczuwał każdą emocję, którą emanowali młode elfy. Isella zdała sobie sprawę z tego, że być może pomoc ducha w tej rozmowie będzie nieoceniona.
Wszyscy usiedli naprzeciwko Opiekuna i jego towarzyszy, którzy przypominali Inkwizytorce ochroniarzy. Mężczyzna, który sprawował nad nimi pieczę był już u schyłku swojego życia, nie było co do tego wątpliwości.
- Czy mogę zapytać, gdzie twój Pierwszy, Opiekunie? - Isella miała ciepły, kojący głos. Spokojny. Nie zamierzała na nich krzyczeć, czy od razu mówić o tym, po co przyjechała. Chciała okazać zwykłą sympatię, którą przecież w sobie miała, współczucie, którym dysponowała.

https://vignette.wikia.nocookie.net/dragonage/images/0/01/Falon%27Din2.PNG/revision/latest/scale-to-width-down/378?cb=20150105215410


Pan Vincent - 2017-09-06, 03:48

Deina nie starała się nawet by ukrywać swą wrogość - jej spojrzenie wyrażało czystą dezaprobatę i pogardę, choć od samego początku nie wyrzekła nawet słowa w kierunku Inkwizytorki i jej godnej pożałowania świty.
- Pierwszy - Opiekun popatrzył na Inkwizytorkę, zamyślając się na chwilę. Gdzie podziewał się drogi Elior? Taelaros zmarszczył brwi, nie wiedząc gdzie też może się podziewać młody mag. Popatrzył z nadzieję na Arrasa, ale ten wzruszył tylko ramionami.
- Pójdę go poszukać - Deina podniosła się ze swego miejsca, wymieniając z ukochanym porozumiewawcze spojrzenia. Chciała by jej drogi Arras miał pewność, że starczy umysł Opiekuna nie będzie zatruwany przez stek bzdur Inkwizycji.
Arras wiedział, co miał robić. Złapał Harras za dłoń i zwrócił się do elfki:
- Inkwizytorko - zaczął, uśmiechając się niemalże uprzejmie. - Podejrzewam, że goni cię teraz wiele spraw i nie jesteśmy pierwszym klanem, który zamierzacie odwiedzić. Jest w końcu wiele naszych braci i sióstr, którzy niewątpliwie wyczekują waszej wizyty. Chcemy jednak znać cel twojej podróży. Domyślamy się, że nie zabrałaś tu ze sobą takich znakomitości bez powodu. Jesteśmy gotowi porozmawiać i wysłuchać tego, co macie do powiedzenia.
W tym samym czasie Deina zerknęła na chłopca i popatrzyła mu poważnie w oczy.
- Powtarzam ci ostatni raz, mój chłopcze. Nie ufaj Inkwizytorce. Chce nas zdradzić, rozumiesz?
Elior pokiwał głową, uspokajając ją odrobinę. Dobry chłopak, tak właśnie miało być.
- Nie daj się zwieźć jej uroczej minie, ani pięknym słowom. To wszystko ułuda, Eliorze. Ułuda.
Powrócili do ogniska razem - Deina usadziła chłopca po swojej prawej, spoglądając po twarzach zebranych - atmosfera była napięta, ale wróciła najwyraźniej w momencie gdy głos miała zabrać Inkwizytorka. Bardzo dobrze, właśnie na to liczyła. Wysłuchać wszystkich głupot, którymi chciała ich zasypać, a potem odesłać ją do domu z kwitkiem. Niech nie łudzi się nawet, że ma tu czego szukać.


Draco - 2017-09-06, 04:06

- Nie będę ukrywała - jesteśmy tu, bo doszły nas słuchy, że nie tylko nie wierzycie w rzeczy, które odkryłam, to także nie zamierzacie czerpać wiedzy, która pochodzi z starożytnego Arlathanu. Chciałabym wiedzieć, dlaczego. - Isella przyglądała się całej czwórce, siedzącej przed nią. - Mogłabym porozmawiać z Opiekunem i Pierwszym, tylko z nimi?
Spojrzała na dwójkę bardzo podobnych do siebie elfów. Rzucali między sobą niepokojące spojrzenia, zupełnie, jakby planowali i knuli rzeczy przeciwko niej. Isella nie miała ochoty w tym uczestniczyć, a mimo wszystko była do tego zmuszona.
- Oni naprawdę wierzą w to, że chcesz ich zdradzić, Inkwizytorko. Że już to zrobiłaś - szepnął zaskoczony Cole, którego głos wybrzmiewał okropnym smutkiem i niedowierzaniem. - Pozwól mi uleczyć ich ból.
Nie, szepnęła w swojej głowie, ufając, że to powstrzyma jej przyjaciela. Nie mogła w ten sposób uciszać niezadowolenia.
- Wybacz, pani - Arras skrzywił się wyraźnie, choć jego ton głosu wciąż pozostawał niezwykle przyjazny - ale nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Podejrzewam, że tak samo jest również z twoją kampanią. Pozostańmy w naszym gronie. Mogę cię zapewnić, że jest tak ścisłe, jak tylko może być.
Isella zauważyła to ewidentne skrzywienie się, choć głos nie drgnął mu nawet o jotę. Lavellan spojrzała na Cassandrę, która obserwowała ich bardzo dokładnie, zresztą podobnie zachowywała się Leliana. Szukając.
Oni już wydali na nią wyrok, ta dwójka podobnych do siebie. Już wiedzieli, kim była, nim ją nawet poznali. To, o czym mówili to oczywista bujda, Opiekun zawsze miał jakieś swoje tajemnice związane z klanem, którymi dzielił się tylko z najbliższym, Pierwszym. Isella doskonale o tym wiedziała, bo kiedyś była w takiej samej sytuacji dla Deshanny, ale co ciekawe, Opiekun nie odezwał się nawet słowem.
- Opiekunie? - spytała, chcąc mieć pewność, że starszy mężczyzna zgadzał się co do tych słów. - Pierwszy? Czy zgadzacie się z słowami tego młodego mężczyzny?
Czuła niewygodę płynącą z tej rozmowy, z tego, że zmuszona była do prowadzenia takich rozmów, ale... właśnie. Musiała to zrobić.


Pan Vincent - 2017-09-06, 04:25

- Nie mam przed swoimi dziećmi żadnych tajemnic, Inkwizytorko - starzec wykrzywił usta w słabym uśmiechu, potwierdzając tym samym słowa podopiecznego.
Arras uśmiechnął się lekko, choć uśmiech nie sięgnął szarych oczu. Wszystko zdawało się przebiegać według planu, wprawiając go w dobry humor. Nie potrzebowali teraz żadnych prywatnych rozmów... Jak bezczelna musiała być ta mała wiedźma by chcieć ich wygonić, pozostawiając tylko słabszych przeciwników, których łatwo byłoby jej urobić?
- Dlaczego więc nie chcecie wiedzy ze starożytnego Arlathanu? - Arras poczuł jak gniew uderza w niego nagle, sprawiając, że z trudem udało mu się zacisnąć żeby. Wiedzę?! Wiedzę!
- Wiedza, którą nam przedstawiasz jest dla nas jedynie legendami i nie możemy opierać na niej filarów postępowania - wtrącił się, kręcąc gwałtownie głową. - Dalijczycy, o czym sama powinnaś dobrze wiedzieć, noszą na swych twarzach vallaslin, od wielu stuleci, nie pozbędziemy się swojego dziedzictwa tylko dlatego, że ktoś zdradził na ich temat niepotwierdzoną plotkę.
- Wielu z nas jest dumnych ze swego wyglądu i nosi tatuaże z prawdziwą dumą - dodała Deina, mrużąc groźnie oczy. - Nie wiem, dlaczego symbol wiary i oddania...
- Wiary w fałszywych bogów - wtrącił się nagle czarnowłosy mężczyzna, którego imienia nie pamiętała, ani nie chciała pamiętać. - Macie na twarzach symbole evanuris, wie to każdy głupi. Chcecie nosić z dumą symbole niewolnictwa?
- To nic ponad plotkę! Twierdzenia Straszliwego Wilka, któ...
- Dość! - Opiekun uniósł swą dłoń, wodząc po zebranych zmęczonym spojrzeniem. - Tak dalej nie można, moje dzieci! Zebraliśmy się tu by rozmawiać, nie wszczynać kłótnie! Inkwizytorko - tu zwrócił się już o wiele łagodniej. - Wybacz mi ich gniew, ale to, co mówią moje dal'en, jest absolutną prawdą. Od zawsze wierzyliśmy i będziemy wierzyć w prawdę. Nie zmieni jej jeden, absolutnie niewiarygodny mężczyzna. To chyba wszystko, co mogłem ci powiedzieć. Dareth shiral.

- Potraktował nas jak... Jak bandę idiotów, której można było wcisnąć każde lepsze kłamstwo - Cassandra uniosła w górę pięść, pokonana bez reszty postawą starego Opiekuna klanu Harral. - To niemożliwe, by przemówić tym ograniczonym, wybacz Isello, tępakom do głów! Widziałam w swoim życiu wiele ignorancji, odczuwałam ją na własnej skórze każdego dnia, ale takiego zaślepienia nie widziałam chyba jeszcze nigdy!
- Spokojnie - Blackwall przystanął przy ciemnowłosej wojowniczce i poklepał ją przyjaźnie po plecach. - Twój gniew niczego teraz nie da. Co zrobimy dalej? A jeśli wszystkie klany potraktują nas tak samo?
Wszyscy spojrzeli jak jeden mąż w stronę Inkwizytorki.
Czuli się bezradni wobec obojętności, jaka spotkała ich ze strony Harral. Każdy z nich podskórnie wierzył, że każdy konflikt można było rozwiązać rozmowa - tym bardziej gdy w grę chodziła uzdolniona pod wieloma względami Isella. Kto miał zrozumieć Dalijczyków lepiej niż Dalijka?
Teraz, kiedy ich plan nie wypalił, poczuli się przybici i zagubieni. I zgodnie z niepisaną tradycją, liczyli na to, że ich pomysłowa przyjaciółka wpadnie na rozwiązanie, który pozwoli jakoś wybrnąć z beznadziejnej sytuacji.


Draco - 2017-09-06, 04:46

Isella patrzyła na nich, słuchając. Nie robiła żadnych min, nie mrużyła oczu, nie reagowała.
I Opiekun tak po prostu wygonił ją. Isella wstała i nie zamierzała się kłócić. Fart jednak chciał, że to właśnie ten starszy mężczyzna odprowadzał ich.
Lavellan odwróciła się w stronę mężczyzny i uśmiechnęła się do niego smutno.
- To, o czym mówię nie jest plotkami ani słowami jednego mężczyzny, Opiekunie. To są rzeczy, które znalazły swoje potwierdzenie w Vir Dirthara. Gdybyście nie wyrzucali ksiąg, które wam wysyłamy, wiedzielibyście o tym. Wiem, że to boli. Ale Dalijczycy zawsze podążali za prawdą, pragnęli jej, błagali o nią. A teraz jest ona niewygodna, więc już jej nie potrzebują? - Głos Iselli był po prostu smutny. Kobieta pochyliła się nad mężczyzną i objęła go delikatnie. - Dareth shiral.
Nie zamierzała mówić nic więcej. Leliana ewidentnie oczekiwała czegoś, co przekonałoby ich do słuszności opinii Iselli, ale czy była taka rzecz, jeśli ktoś uparł się, tak po prostu?

Isella jechała za drużyną, myśląc. Zmarszczyła brwi, słysząc rozmowy przyjaciół i musiała przyznać im rację. Spodziewała się, że wyjdzie to znacznie lepiej, ale... nie spotkała się z tym, czego oczekiwała - rozmową. Nie, tu nie było rozmowy. Nie słuchali jej, nie dali nawet dojść do słowa. Nie musiała się z nimi użerać, mogła nauczyć tych, którzy chcieli. Mogła?
- Pojedźmy do jeszcze jednego. Jeśli i to się nie uda, Podniebna Twierdza. Skontaktujemy się z wszystkimi Opiekunami i Pierwszymi, damy im eluviany do dyspozycji, jeśli będą chcieli i będziemy ich wpuszczać do Vir Dirthara, po kilka osób. - Westchnęła Isella, czując na sobie spojrzenie wszystkich jej towarzyszy. - Skoro nie wierzą mnie, nie wierzą Starożytnym, książkom, które im daję - może budowlom i oryginałom będą w stanie uwierzyć. Jeśli to nie podziała, będę musiała wymyślić coś innego.

Kolejny klan, Shiral, przyjął ich bardzo podobnie do Harral, jeśli nie bardziej wrogo. Nie chcieli ich nawet wpuścić do obozu, o rozmowie nie było mowy. Trzeba było przyznać, mocno to przybiło Isellę. W drodze powrotnej do Podniebnej Twierdzy rozmyślała nad szczegółami swojego planu. Ich podróż miała trwać jeszcze półtorej dnia, ponieważ klan nie zgadzający się z Isellą i nie mający nawet ochoty przedstawić Inkwizytorce argumentów mieszkał koło Denerim.
- Cassandro, myślisz, że wpuszczanie ich partiami to dobry pomysł? - Isella westchnęła, nie mogąc wytrzymać swoich myśli.


Pan Vincent - 2017-09-06, 05:23

- Jak to "na murze"?! - Oburzył się wyraźnie, odkładając na stół pokaźny stos dokumentów; niektóre ze zwojów rozwinęły się i potoczyły smętnie na różne strony pokoju.
- Na murze - powtórzyła Variel, wzdychając ciężko. - Napisali na murze, krwią jakiegoś zwierzęcia, wielkimi literami "dziw..."
- Wiem, co napisali! Nie prosiłem żebyś powtarzała mi akurat ten fragment! - Solas nie panował nad tonem swego głosu. Wiedział, że krzyczał, tak samo jak wiedział, że nie powinien tego robić, ale nie potrafił, nie umiał się powstrzymać, targany emocjami.
Główną z emocji był gniew - płonący intensywnie, czerwono, wdzierający się do umysłu w zastraszająco prędkim tempie. Ułożył dłonie na blacie stołu, przycisnął je z całych sił i zaklął, próbując się uspokoić.
- Co oni... Mają w głowach! - Jego pięści uderzyły z rozmachem o gładkie drewno, rozsypując wokół jeszcze więcej pergaminów. - To nieprawdopodobne! Inkwizytorka zrobiła dla nich więcej, niż ktokolwiek inny, a oni odwdzięczają się jej w taki sposób?! Dowiem się, kto to zrobił i odpowie za swoje winy, dopilnuję tego osobiście.
- Solasie - Variel ułożyła mu na ramieniu swoją bladą dłoń. Wziął głęboki oddech i zmusił się do popatrzenia jej w oczy. - Ktokolwiek to był, musiał być po prostu głupcem. Na pewno bawiłaby go teraz twoja reakcja. Nie daj mu satysfakcji. Już dawno zmyli ten napis, pewnie nawet nie zostało śladu.
- Kłamiesz. Krew wsiąka w kamień. - Westchnął ciężko, przecierając sobie skronie. - Dlaczego wszystko musi się na niej odbijać? To takie... niesprawiedliwe.
- Dlatego, że wybrała sobie życie ze Starożytnym. - Variel wypowiedziała na głos to, czego Solas nie chciał usłyszeć i czego zdecydowanie nie chciał sobie uświadamiać. - Z Fen'Harelem.
- Nie powinienem był do tego dopuszczać - powiedział sucho, chłodno. - Mogłem ją jakoś powstrzymać, nie dopuścić do siebie. Teraz jestem tylko jedynym źródłe...
- Zamknij się - agentka przerwała mu nagle, szturchając go w bok. - Isella zakochała się w tobie na zabój, nie widzisz tego? Świata poza tobą nie widzi, a ty prawisz tylko swoje pryncypały i przewracasz oczami, wzdychając nad niesprawiedliwością świata. Weź się w garść i okaż jej swoje wsparcie! - Popatrzyła na niego wymownie. - Dość mam już słuchania o tym, jaki jesteś straszny i okropny. Znam cię wiele lat i wiem, że jest z goła odwrotnie. Rozumiesz?
Nie odpowiedział. Pochylił się i pozbierał z podłogi rozwinięte notatki, układając je dokładnie pomiędzy stosami papierów.
Wyjrzał przez okno i westchnął tęsknie - mijał już trzeci dzień, odkąd Lavellan i reszta Inkwizycji znajdowali się w podróży.
Tęsknił za nią... Bardziej niż mógłby przypuszczać. Co prawda, zdążył przez ten czas rozpocząć tworzenie rycin do swej księgi, ale i tak nie było chwili, w której nie myślał o szmaragdowych oczach, czy łuku różowych warg. W jakiś sposób denerwował się też mimowolnie, ponieważ ani razu nie uchwycił swej ukochanej w snach. Prawdopodobnie działo się tak dlatego, że spali w różnych godzinach, ale uczucie niepokoju tkwiło gdzieś z boku, trawiąc jego umysł nerwami.
Wiedział, że lepiej zniósłby ten okropny akt wandalizmu na murach Twierdzy, gdyby znajdowała się obok niego. Miał już tak bardzo dość wszystkich ludzi, którzy wtrącali się w ich relacje, którzy próbowali ją upolityczniać, dodawać niestworzone historie stawiające ich w gorszym świetle.
Na szczęście Isella już niebawem miała powrócić ze szlaku. I właściwie, kiedy teraz o tym pomyślał, wiedział, że nie umiałby jej zostawić, nawet z tym wszystkim, czego się dowiedział.
- Variel - odezwał się nagle i choć nie patrzył w stronę elfki, uśmiechnął się lekko, wyczuwając na sobie jej wzrok.
- Tak?
- Dziękuję ci.
Niczego więcej nie trzeba było dodawać. Apostata powrócił do szkicowania rycin, a Variel wyszła na taras, mając zamiar napawać się pięknym widokiem zachodzącego słońca.


Draco - 2017-09-06, 05:39

Kiedy próbowała przekonać Solasa w Pustce, gdy jeszcze jej ukochany nie zamierzał zmieniać planów mówiła półprawdy. Zawsze mówiła półprawdy, bo wiedziała, że Fen'Harel ma mnóstwo racji, nawet jeśli czasem się też myli.
Chciała mu dać coś, cokolwiek, skoro wybrał ją i ten świat, zamiast Elvhenan. Była Dalijką, a dla Dalijczyków - tych prawdziwych - zawsze liczyła się prawda i historia, nawet jeśli nie do końca ją rozumieli.
Teraz, gdy mieli okazję poznać ją bardziej, rozumiała jak ważne to było, jak istotne - temu też stało się to jej małą obsesją, zdobywanie wiedzy pochłaniało jej większość czasu.
Ale kiedy spotykała się z takimi osobami, jak ci z klanu Harral, czy Shiral - miała ochotę to wszystko rzucić w cholerę, znaleźć kolejny artefakt o podobnych właściwościach i dać ją Solasowi, przynieść mu w zębach.
To było tak potwornie niewdzięczne zajęcie, tak okropnie ją czasem męczyło.
Wrócili z podróży godzinę temu, a ona ciągle walczyła, pomimo tego, że nie spała pół nocy. Nie miało to dla niej znaczenia, musiała wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, wszystko to, co zaprzeczało gorącym zapewnieniom, które słała ukochanemu. I chociaż powinna do niego zajrzeć, na pewno tęsknił - nie mogła tego zrobić teraz. Nie wtedy, gdy magia wymykała jej się spod kontroli, nie w momencie, gdy jej energia i wściekłość rozsadzało drobne ciało.
Krzyknęła, rzucając wielką pięść stworzoną z magii w Pustce w przestrzeń, znów urządzając sobie sparing na blankach Podniebnej Twierdzy. Zachodziło już słońce, pot lał się po niej, a ciało odmawiało posłuszeństwa ze zmęczenia, ale nie była w stanie przestać, nie, jeśli mętlik, który panował w jej głowie zabraniał nawet oddychać.
I wtedy go zobaczyła. Nie musiała do niego iść, bo on przyszedł do niej. Tego się nie spodziewała, Solas unikał pojawiania się w Twierdzy, wiedziała o tym.
Uśmiechnęła się do niego smętnie, rzucając kilka kolejnych zaklęć z prawdziwą furią, dopóki Fen'Harel nie podszedł do niej, nie wziął w ramiona. Ciężkie kwadratowe skrzynie zlepione z Pustki, błyszczące i mieniące się na zielono opadły na górę, powodując małą lawinę - na szczęście po nieuczęszczanej stronie.
Isella objęła Solasa, wtulając twarz w jego ciepłe, pięknie pachnące ciało, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Jak to było? "Stanę w miejscu, sprawdzę, co poszło źle, a potem spróbuję ponownie"? - spytała szeptem, nie puszczając mężczyzny.
Odetchnęła ciężko, uspokajając się. Może jednak zamiast rzucać zaklęciami na prawo i lewo, tworzyć mały spektakl - powinna po prostu do niego przyjść. Uspokajał ją, jak nikt inny.
Sięgnęła jego ust, by pocałować je.
- Wróciłam.


Pan Vincent - 2017-09-06, 15:13

Wieść o tym, że Inkwizycja powróciła do Twierdzy, rozniosła się echem prędzej niż można by się było tego spodziewać - Starożytni i inne elfy, służące w Arlathanie musiały zdążyć się zaprzyjaźnić ze strażnikami Inkwizycji, ponieważ poczta pantoflowa przenosiła się teraz w mgnieniu oka.
- Już? - Solas odgarnął ze stołu szkice, pilnując by nie rozmazać atramentu. - Dobrze, bardzo dobrze. Miałem tylko wrażenie, że podróż zajmie im trochę dłużej, w końcu to parę miejsc tego świata.
- Może nie wyczułeś magii eluvianu - podsunął Carion, wciskając mu w dłonie raporty. Jasnowłosy Elf podszedł do stołu, przypatrując się z uwagą jednemu ze szkiców, przedstawiającemu długą maskę.
- Co to takiego? - Zapytał i drgnął, wyczuwając nagłe poruszenie. Apostata porwał kartki obracając je w swoją stronę, zupełnie tak jakby ich zawartość była największą tajemnicą świata. Zaraz, czy to nie były przypadkiem szkice do tego nowego "księgowidła historycznego"? Dlaczego miałby nie mieć możliwości rzucenia na nie okiem? - Przepraszam - powiedział szybko, odsuwając się w stronę wyjścia. - Nie chciałem naruszyć twojej prywatności. Zwykła ciekawość. Pójdę już. W razie czego, będę u siebie.
Nie czekając na odpowiedź, złapał za klamkę i wyszedł na zewnątrz, kierując krok na dziedziniec. Ta maska... Czuł się tak, jakby gdzieś ją wcześniej widział, tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie.
Czy miała ona jakikolwiek związek z historią? I dlaczego Fen'Harel tak panicznie bał się mu ją pokazać?
Znowu te niejasności... Carion nie znosił tego w swoim przełożonym - wiecznych tajemnic, niedopowiedzeń. Prawda była taka, że ten sukinsyn nikomu nie ufał tak do końca, nawet tej swojej "Inkwizytorce". Pogardzał nią zapewne, wierząc, że była młoda i głupia, i nie domyślała się kim tak naprawdę był jej ukochany. Nie żeby Carion uważał go za najgorszy twór tego świata, w żadnym wypadku - Solas był dobrym przywódcą. Znał wartości tego świata i starał się za nimi podążać, po prostu... Pogubił się przez młodą elfkę, która zawróciła mu w głowie. To było podobne do mężczyzn - tracić głowę dla ślicznych nóg i niezłego tyłka.
Całe szczęście, że preferencje skrytobójcy odbiegały od kobiet. Mężczyźni mogli być czasem upierdliwi, ale zawsze wiedzieli, czego chcą.

Dorian usiadł ciężko w fotelu, chowając twarz w dłoniach. Miał dość dzisiejszego dnia, mimo tego, ze dopiero się zaczął. Dawniej marzył o byciu magistrem i wszystkich związanych z tym stanowiskiem obowiązkach, ale teraz, gdy musiał doświadczać ich codziennie, czuł z wolna pewnego rodzaju znużenie. Znużenie, które ugasiłby prawdopodobnie tylko jeden mężczyzna na całym tym świecie.
Bo o Byku można było powiedzieć wiele, naprawdę - ale nie to, że był nudny, tak jak te wszystkie papiery i księgi i ludzie, rozmowy i, psia mać, traktaty, zwoje, księgi, bale, uroczyste śniadania i wykłady na temat mocy stosowanej w rolnictwie także!
Westchnął długo i bardzo głośno, pozwalając by jego głowa osunęła się tak w dół i w dół, aż w końcu uderzył policzkiem w ciepły pergamin.
Nie wysiedzi tak przecież bez ani słowa... Musiał natychmiast napisać Inkwizytorce list. Może on sam zupełnie nie miał pojęcia, co robić, ale ona wiedziałaby na pewno. Powie mu, co robić (tak jakby nie robiła tego wcześniej, Dorianie), pokaże mu drogę, otworzy mu oczy!
Przycisnął końcówkę pióra do pergaminu i począł pisać, tworząc w co drugim słowie fantazyjne zawijasy, z których znane było jego pismo. Pisał i pisał, aż w końcu nie mia zielonego pojęcia, co jeszcze mógłby dodać.
Kiedy wyprostował się z powrotem, na jego twarzy tkwiła odbita plama atramentu, ale nawet się nie zorientował. Posłał po gońca i zapieczętował list, radząc mu by otworzył go jak najprędzej.
I już nawet sama myśl oczekiwania listu powrotnego, sprawiła, że czuł się tak jakby znowu miał jakiś cel. Odetchnął z ulgą, wyglądając przez okno - magistrowie zbierali się już na auli, nadchodził moment zebrania.
Poderwał się z miejsca i ruszył na dół, krętymi schodami - stromymi jak jasna cholera, ale Dorian poruszał się po nich od małego brzdąca, był więc przyzwyczajony - ze schodów miał już prosto na dziedziniec, a z dziedzińca, na...
- Spóźniłeś się - syknął Juliusz, patrząc na niego z jawnym wyrzutem. - Są już wszyscy, oprócz ciebie. Jak zwykle.
- Daruj sobie - Dorian uśmiechnął się czarująco, zajmując miejsce przy "przyjacielu". - Dzisiaj mnie niczym nie ruszysz, mam znakomity humor.
- Związany, jak mniemam, z czymś absolutnie nieważnym i niepoważnym?
- Jak dobrze mnie znasz! - Sarknął w odpowiedzi, chwytając za leżące na stole pergaminy.
Na aulę wkroczyła reszta magistrów, wśród nich znakomite osobistości, fundamenty, na których opierała się ich wiedza - nawet sam archont brał udział w dzisiejszych obradach. W jego towarzystwie, jak zwykle, pojawiła się dwójka służących - Arius Fidden, prawa ręka archonta i elf imieniem Ilasdar. Był bardzo wycofany i małomówny - jeśli z jakiegoś powodu odzywał się podczas trwania rady, robił to tylko szeptem, wprost do ucha archonta. Magistrowie dziwili się takiemu zachowaniu, ale żaden z nich nie zamierzał kwestionować ich relacji. Archont wiedział, co robić i jak robić, to była główna i niewypowiedziana zasada hierarchii Tevinteru.
- Dziś chciałbym z wami pomówić o zasłyszanych przez mych szpiegów buntach wśród Dalijczyków - zaczął starzec, a wszyscy zwrócili na niego spojrzenia, kończąc pozostałe rozmowy. - Proszę was o wypowiedzenie się możliwie na każdy temat związany z tym zjawiskiem. Dorianie - Dorian drgnął, słysząc swoje imię. - Zacznijmy od ciebie. Wszyscy wiedzą, że swego czasu miałeś okazję obracać się w towarzystwie elfów, zarówno tych miejskich, jak i dzikich. Czym jest istota tego buntu, na czym polega? Czy chodzi o postępowanie Inkwizycji?
Przełknął głośno ślinę, czując na sobie wszystkie spojrzenia.
Och, Isello, pomyślał, układając w głowie przepiękną przemowę, czy ty zawsze musisz wkopać się w jakieś bagno?

Minęła już godzina odkąd Lavellan powróciła do Twierdzy, ale nadal nie odzywała się do niego nawet słowem i Solas zaczynał się już z wolna martwić. Owszem, słyszał o tym, że wyprawa po klanach nie dała im oczekiwanych rezultatów, ale... To chyba nie oznaczało, że nie powinna przyjść się przywitać?
Ich rozłąka trwała parę dni i... Solas zdążył się stęsknić. Coś tak niepozornego, jak brak jej ciała nocami, kiedy próbował zasnąć, stało się naprawdę uciążliwym problemem. Sięgał po nią ramionami - i tymi, uwięzionymi w okowach prześcieradeł, i tymi, które zanurzał w jeziorze, w swych snach.
Zastanawiał się, mimowolnie, czy Inkwizytorka nie zmieniła co do niego zdania - może te parę dni uświadomiło jej, że była w stanie bez niego wytrzymać, że ich związek był jednak porażką?
Może przesadził ostatnim razem, gdy pozwolił by poniosła go fantazja, wtedy, ostatniej nocy? Może nie lubiła wiązania, albo czuła się niepewnie ze wszystkim, co mu wtedy powiedziała?
Owszem, była bardzo wulgarna i niepoprawna, ale Solasowi bardzo się to podobało! Miał oszukiwać, że było inaczej, kiedy jego ciało zdradzało go w oczywisty sposób?
Dość tego, przecież nie zamierzał tkwić w tej pustej komnacie bez końca! Mógł przejść się sam, w porządku, skoro wolała to załatwić w ten sposób...
Zawsze mógł przecież udawać, że przybył do Twierdzy pod innym pretekstem.
Takim jak pożyczenie kolejnego słownika, na przykład.
Westchnął cicho i skierował się po schodach wprost do eluvianu.
- Jest na blankach - usłyszał dobrze mu znany głos i obrócił się w jego stronę, posyłając Cassandrze wdzięczny uśmiech. - Uważaj na nią, jest wściekła. Nie poszło... Najlepiej.
- Dziękuję - odparł zaskoczony, wychylając się do schodów prowadzących na mury. - To dużo dla mnie...
- Nie robię tego dla ciebie, apostato - przerwała mu cierpko, udając się w zupełnie innym kierunku. Jej zbroja podzwaniała lekko przy każdym kroku.
Solas westchnął cicho i wspiął się po schodach. Cassandra miała prawo się do niego nie odzywać. Nie dziwił się jej niechęci i wiedział, że musiało minąć jeszcze wiele dni żeby udało mu się jakkolwiek zbliżyć do tej twardo stąpającej po ziemi kobiety.
O ile w ogóle mu się to kiedykolwiek uda.
Już z daleka słyszał zaklęcia i wściekłe okrzyki Iselli. Nie był zbytnio zdziwiony, gdy zauważył jej drobną sylwetkę, ukrytą za dymiącymi się jeszcze pozostałościami uroków. Była spocona i drżąca, coś ewidentnie gryzło ją do tego stopnia, że nie umiała sobie z tym poradzić.
Zauważyła go, ale nie przestała uderzać, posyłając wokół drzazgi i był. Powietrze aż drżało od hałasu, który przy tym robiła. Pozwolił jej dokończyć, a potem przystanął w miejscu i poczekał na jej ruch.
To ona dopiero go objęła, zalewając się przy tym łzami. Smutek ścisnął mu boleśnie gardło i żołądek, jak zwykle gdy widział ją w takim stanie. Pogładził delikatnie jej jasne włosy, pozwalając jej odpocząć, wtulić się w swoje ciało.
- Jak to było? "Stanę w miejscu, sprawdzę, co poszło źle, a potem spróbuję ponownie"? - Spytała szeptem, nie puszczając go, nie unosząc głowy. Trwała tak przy nim, a on pozwalał jej na to, wierząc, że właśnie tego potrzebowała najbardziej.
Nie odpowiedział nic. Oddał pocałunek i wyciągnął ramiona by zetrzeć z policzków ślady po łzach.
- Wróciłam.

Z blanków poprowadził ją do jej sypialni. Przygotował kąpiel i pomógł jej się rozebrać, a potem pomógł usiąść w dużej balii, obmywając zmęczone podróżą ciało.
Szorował jej plecy i ramiona miękką szmatką, wcierając w nie kwiatową mieszankę. Sam siedział wciąż całkowicie ubrany, poświęcając całą uwagę tylko i wyłącznie jej. Wieczór zdążył już na dobre zapaść nad Twierdzą, wzbijając na niebo okrągły jak moneta księżyc.
- Dotrzemy do nich inną drogą - przekonywał ją łagodnie, opierając sobie jej głowę na ramieniu, podczas gdy oblewał lśniące włosy kleistym szamponem. - Jest przecież wiele innych rozwiązań.


Draco - 2017-09-06, 15:47

Isella nie spodziewała się, że Solas tak po prostu zaopiekuje się nią, kiedy ją znajdzie. Nie tylko przytuli i da wsparcie, ale naprawdę zaopiekuje - zaprowadził ją do sypialni, zrobił kąpiel i w zasadzie to on ją mył. Właśnie wtedy, gdy Inkwizytorka nie miała siły zrobić tego sama.
- Jak można być tak, po prostu, głupim? Tak zmanipulowanym? Opiekun i Pierwszy nie byli aż tak negatywnie do mnie nastawieni, po prostu ta cholerna dwójka pieprzonych elfików... - syknęła ze złością, zagryzając wargę. - I oni śmią nazywać się Dalijczykami. Bujda. To nie są prawdziwi Dalijczycy, to jakaś farsa.
Mruknęła cicho, gdy jej ukochany zaczął masować jej głowę podczas mycia włosów. Przeszły ją dreszcze przyjemności. Miała co do niego szczęście, nie było co do tego wątpliwości.
Wkrótce kąpiel zakończyła się. Isella wytarła się ręcznikiem, wysuszyła nim lekko włosy i... nie zamierzała wypuścić ukochanego.
- Zostaniesz? - wyszeptała tę prośbę.
Został.
Mogłaby z niego zrezygnować. Pewnie tak. Żyłaby tak, jak robiła to przez dwa lata bez niego - nie mogła powiedzieć, że brakowało jej zajęć. Tylko czy chciała to zrobić? Nie. Wiedziała o tym każdego dnia, a co piękniejsze - nie musiała z niego rezygnować. Mogła mieć takie poranki, jak dzisiejszy, za każdym razem, codziennie. Solas, wtulony w jej piersi, łaskoczący ją oddechem. Ona, obejmująca go, głaszcząca delikatnie jego policzki, głowę, kark... Kochała tego mężczyznę i była gotowa na wszystko, co z tym się wiązało.
Nigdy nie sądziła, że związek z Solasem będzie prosty, a kiedy dowiedziała się, że to on jest Fen'Harelem - była tego pewna. Ale to nie znaczyło, że był gorszy. Kto lepiej pocieszyłby ją po niepowodzeniach?
Jej rozmyślania nie pozwoliły zauważyć momentu, w którym ukochany drgnął, podniósł się i patrzył na nią. Poczuła tylko subtelny pocałunek. Wybita z transu rozmyślań, przytuliła się do mężczyzny i sięgnęła jego ust. Mogła czuć się bezpieczna.

- Jest jakiś odzew od klanów? - spytała Isella, kiedy złapała w końcu Josephine.
- Nawet duży. Wszyscy, którzy poparli cię są bardzo zainteresowani odwiedzeniem biblioteki. Ci, którzy oficjalnie deklarują przeciwne stanowisko... no cóż.
- Zleć Lelianie, żeby odcięli wpływy tych klanów. Nie muszą się ze mną zgadzać, ale nie pozwolę szerzyć tego jadu. A ja pójdę do Solasa w sprawie eluvianów. Może się zgodzi - Isella uśmiechnęła się lekko.
Zaszła jeszcze do kuchni i ukradła jednego rogalika - nie miała czasu na śniadanie. Przeszła przez eluvian i kilka kroków później była już przy ukochanym, który zajęty był książką, jak zwykle.
Pochyliła się nad nim i ucałowała go w policzek.
- Mam do ciebie pytanie. Czy mógłbyś znaleźć i odnowić kilka eluvianów? - szepnęła do jego ucha, obejmując go jedną ręką. Jej dłoń głaskała jego tors.


Pan Vincent - 2017-09-06, 16:26

Noc spędzona w sypialni Inkwizytorki należała do wyjątkowo przyjemnych, mimo tego, że nie spędzili jej wyjątkowo aktywnie - Lavellan była tak zmęczona, że usnęła w jego ramionach jak dziecko, niemalże od razu po dotknięciu głową poduszki.
Gładził ją i obserwował piękną buzię, pilnując by tej nocy nie przyśnił się jej żaden koszmar. Sam również odpłynął w końcu do Pustki, choć sam nie wiedział kiedy.
Budząc się, wyczuł na sobie jej wzrok - było to o tyle zabawne, że sam pozwalał sobie na wpatrywanie się w nią tuż przed zaśnięciem, a teraz sam był obserwowany i...
To chyba była miłość, to co ze sobą robili. To chyba właśnie tak wyglądało.
Nie mieli tyle czasu by porozmawiać ze sobą dłużej, niż zaledwie parę chwil - zdążyli tylko wymienić się paroma niepozornymi uwagami (i toną pocałunków, rzecz jasna) i już musieli się rozchodzić, każdy w swoją stronę.
Szkicowanie przynosiło mu ulgę, choć zdawało mu się, że przez dwuletni zastój w malowaniu, stracił wprawę - niektóre z rysunków poprawiał parę razy, inne lądowały w koszu, zanim w ogóle dał im jakąkolwiek szansę - nie zmieniało to jednak faktu, że uparcie uzupełniał swą księgę o kolejne rysunki i rozdziały, poświęcając jej niemalże cały swój czas. Zajmowanie umysłu i ciała historią, pozwalało mu nie myśleć o przyszłości i o tym, że już nigdy nie uda mu się jej zmienić.
Co prawda, jego umysł wędrował często w rejony Podniebnej Twierdzy i przebywającej w niej Inkwizytorki, ale starał się sobie tłumaczyć, że na ich wspólny czas także przyjdzie odpowiednia chwila. Uczucie nie mogło sprawić, że zaniedbają swoje obowiązki. Musieli się pilnować, pamiętać o tym, co było ważne.
To nic, że cały poranek i południe myślał o drobnej dłoni i gładkich policzkach, o jędrnych piersiach i ciepłym, płaskim brzuchu, naprawdę.
Przecież zajmował się pracą. Pisał książkę, szkicował.
Sam tylko nie wiedział kiedy, jeden ze szkiców przeszedł z tematu Arlathanu do tematu smukłych ud i ich właścicielki, opierającej nogi o oparcia fotelu, na którym siedziała tajemnicza postać, naszkicowana pobieżnie i niedbale paroma kreskami. Za to postać kobiety... Dopracowywał w niej uparcie każdy szczegół, zapominając o istnieniu świata. Załamanie światła na okrągłym biodrze, skórzany but ściągnięty do połowy łydki i kawałek koronkowej bieli...
Magia eluvianu targnęła delikatnie jego umysłem, ale udało mu się przykryć pośpiesznie swój rysunek stertą innych papierów, przyjmując możliwie najniewinniejszą minę, gdy Lavellan wkroczyła do środka, składając na jego twarzy czuły pocałunek.
- Mam do ciebie pytanie. - Wyszeptała, obejmując go ramieniem, gładząc palcami po klatce piersiowej. - Czy mógłbyś znaleźć i odnowić kilka eluvianów?
Odsunął się delikatnie od stołu i zerknął przez ramię, prosto w szmaragdowe oczy.
- To będzie dużo pracy - westchnął, ale nie czuł się poirytowany, ani zmęczony. - Nie wiem czy są gdzieś jeszcze nieużywane eluviany. Wydaje mi się, że wszystkie mam w swoim posiadaniu. Do czego potrzebne ci są następne? Nie bronię ci używać tych, nad którymi sprawuję kontrolę.
Podniósł się od stołu i podszedł do karafki z wodą, nalewając sobie krystalicznie czystej cieszy do kielicha. Upił z kielicha parę łyków (rysowanie ciała Iselli sprawiło, że czuł się odrobinę wybity z równowagi i cóż.. Zawstydzony, bo o mały włos go na tym przyłapała) i odstawił naczynie na stół, starając się brzmieć na absolutnie spokojnego.
- Chciałabyś gdzieś podróżować? Albo kogoś tu przyprowadzić? Mogę użyczyć ci mojej mapy z dokładnym rozłożeniem eluvianów. Powinna okazać się przydatna.


Draco - 2017-09-06, 16:50

- Poniekąd. - Uśmiechnęła się lekko, opierając się o stół, przy którym jeszcze chwilę temu siedział jej ukochany. - Chciałam, żeby ci, którzy chcą poznać prawdę, poznali ją i zobaczyli część Rozdroży. Konkretniej, Vir Dirhara, ale nie ufam im na tyle, żeby dać całą mapę eluvianów. Poza tym, domyślam się, że trudno im za każdym razem wykonywać długie podróże z Orlais, czy Wolnych Marchii do Podniebnej Twierdzy. Chciałabym im to ułatwić.
Isella uśmiechnęła się lekko do mężczyzny. Dziś miała już lepszy nastrój. Pozytywny odzew, który przyszedł tak szybko - zaledwie dwa dni po wysłaniu zapytania do klanów - wprawił ją w jakąś taką pogodę ducha.
- Pytanie tylko, czy to możliwe. Widziałam sporo popsutych luster, a jedno jest prawie na pewno w Orlais, w pałacu. Widziałam je w bibliotece - sklejone, ale nieaktywne. - Isella podkradła kielich Solasa, upijając z niego kilka łyków wody. - O, właśnie, Morrigan ciągle pisze mi w listach, żebyś oddał jej eluvian. Powiedz mi, da się w ogóle odtworzyć taflę lustra, aby eluvian działał, jeśli nie masz kawałków, z którego się składało?
Solas sprawiał wrażenie lekko zdezorientowanego. Kobieta spojrzała na papiery, obok których siedziała i zobaczyła piękne rysunki zamku, w którym się znajdowali. Jak zachipnotyzowana przyglądała się idealnie zachowanym kształtom, doskonale odwzorowanym wieżom i...
- Jakie to jest piękne - szepnęła cicho, oczarowana. Dotykała palcem witraży, które przecież widziała przed sobą, były tu wszędzie.
Pokój, w którym niegdyś Solas mieszkał był prawdopodobnie jej ulubionym w całej Podniebnej Twierdzy. Malowidła, które zostały tam stworzone były piękne. Historycznie oddawały tyle informacji. Nie wiedziała jak wiele godzin spędziła nad patrzeniem na ten ostatni z fresków, przedstawiający... wilka. Przewrotność losu, co? Nie domyśliła się. Nie miała pojęcia. Ale zawsze na to patrzyła, bo miała wrażenie, że to coś ważnego. Coś, o czym powinna wiedzieć.
Drgnęła, gdy poczuła dotyk ciepłej dłoni na ramieniu. Zamyśliła się. Odchrząknęła zaskoczona, odkładając ostrożnie rysunek. Nie chciała go zniszczyć, był zbyt piękny.
- No, to jak z tymi eluvianami, vhenan?


Draco - 2017-09-08, 11:28

przypadkowy post, rysunek na pocieszenie



Pan Vincent - 2017-09-08, 22:13

- Wydaje mi się, że każde lustro można poskładać, wszystko zależy od czasu i możliwości - wymruczał, przyglądając się twarzy swej ukochanej. Jej skóra opalizowała przepięknie w pełnych promieniach słońca, a oczy co chwilę błyszczały figlarnie, choć spomiędzy warg nie padło żadne niewłaściwe słowo.
Taki był już chyba jej urok; dziewczęcy, niesforny, kąśliwy. Ale to właśnie, on, ten specyficzny sposób bycia, był tym, co przyciągało go najbardziej.
- Aravas i Merrill udowodnili już, że nie ma rzeczy niemożliwych. Oczywiście nie udałoby się im to bez pomocy pewnej upartej Inkwizytorki. - Na ustach zaigrał mu cień złośliwego uśmieszku, ale natychmiast zastąpił to spojrzeniem pełnym czystego, pierwotnego strachu, gdy elfka obróciła się do niego plecami po to by sięgnąć... Po jeden ze szkiców.
Nie, nie, nie w tej chwili to odłóż! - Miał ochotę krzyknąć, ale zamiast tego stał dalej w swym miejscu, z nogami niemalże wrytymi w podłoże.
Przecież nie stanie się nic wielkiego jeśli zauważy. To normalna sprawa, szkicować tak piękną kobietę. Może okoliczności owego rysunku były dość... Intymne, ale nie zamierzał tego nikomu pokazywać; rycina powstała pod wpływem impulsu, natchnienia, chciał ją zachować tylko dla siebie.
- Myślałem, że Morrigan pogodziła się już z faktem, że nie odzyska eluvianu - westchnął, przysuwając się lekko, tak żeby wciąż mieć widok na poczynania Iselli. - Cala idea jej "własności", jest w tym przypadku kwestią sporną. - Wzruszył ramionami, wzdychając ukradkowo gdy elfka pozostawiła wreszcie szkice w spokoju. Jej komplement był ujmujący, to prawda, ale wolał niektóre rzeczy zachować dla siebie.
- Gdybyś mogła przekazać Morrigan, że chętnie z nią o tym porozmawiam, byłbym bardzo wdzięczny. - Dodał, opierając się barkiem o drewnianą komodę. Musiał przyznać, że Morrigan od początku działała mu na nerwy, ale potrafił ją docenić jako dobrego przeciwnika, jako osobę posiadającą ponadprzeciętną mądrość, szczególnie gdy brało się pod uwagę jej wiek. Nie mógł się jednak dziwić, że ta wyszczekana kobieta wiedziała niejedno; z jej pochodzeniem, z okolicznościami, w których uzyskiwała swą wiedzę...
Zamyślił się. Otworzył usta by przeprosić za swą nieuwagę, ale w tym samym momencie zorientował się, że myśli Lavellan również uciekły gdzieś daleko - jej twarz miała na sobie wypisany idealny stan nieobecności.
Uśmiechnął się, rozczulony i wyciągnął dłoń, układając ją na jej szczupłym biodrze.
- No, to jak z tymi eluvianami, vhenan? - Zapytała, wyrwana z "podróży", w akompaniamencie z zalaniem się uroczym rumieńcem.
- Będę nad tym pracował - odparł ostrożnie, przyciągając ją bliżej siebie. - Potrzebna będzie mi pomoc Merrill, prawdopodobnie przydałaby się również kampania Aravasa. Nie wiesz może kiedy powinien powrócić ze swych podróży? Swoją drogą, nie pisnął mi o nich nawet słowem. Dowiedziałem się o jego "pielgrzymkach" od Cariona. - Nie umiał ukryć w głosie pewnego rozżalenia. - Moglibyśmy zacząć pracę od przyszłego tygodnia. Tyle czasu zajmie mi kończenie szkiców.


Draco - 2017-09-08, 22:47

Isella pamiętała, jak wściekła była Morrigan, gdy okazało się, że jej eluvian zniknął tak po prostu z Podniebnej Twierdzy. Nikt nic nie widział - trzeba było przyznać, że zwiadowcy Solasa byli niezwykle cicho i perfekcyjnie wykonali swoją robotę, bo lustro tak po prostu przepadło.
- W zasadzie, znalazła ten eluvian. Podróżowała po Rozdrożach długi czas, pokazała mi je. Nic dziwnego, że chciałaby odzyskać lustro. Sama byłabym wściekła, gdybyś mi zabrał te, które znalazłam. Plus taki, że jest jedno, którego nie możesz używać - uśmiechnęła się subtelnie, spoglądając na niego figlarnie. - Przekażę jej, że jesteś chętny do rozmowy.
Poprawiła opadającą na oczy grzywkę i przytaknęła, gdy Solas wspomniał o Aravasie i Merrill.
- Merrill będzie w siódmym niebie. A Aravas... Od początku mi mówił, że jechanie do tych zbuntowanych klanów nie ma sensu. Nie chciał, żebym go prosiła o pojechanie z nim, więc wyruszył do Orlais, bardzo nagle. Powinien wrócić na dniach, tak sądzę. Może nawet dziś... Trzeba przyznać, miał rację. - Usta Iselli wygięły się w uśmiechu, ale był on raczej ponury. - To nie miało sensu. Ale miałam nadzieję, że... sama nie wiem.
Inkwizytorka wzruszyła ramionami, opierając się o ukochanego.
- Myślałam, że skoro tyle Dalijczyków chce wiedzieć więcej, to... No wiesz. Wszyscy tacy będą? W końcu tym właśnie różnimy się od miejskich, chcemy wiedzy, pielęgnujemy kulturę, chcemy ją odkrywać. A potem spotykam kogoś takiego i... - Isella wzdrygnęła się z niesmaku, niezadowolenia.
Było jej wstyd, bo chciała tak bardzo, żeby Solas zobaczył wśród obecnych elfów coś więcej, niż głupią niechęć do wszystkiego i agresję. A sama się z takim przyjęciem spotkała.
- Nieważne - mruknęła cicho, przytulając się do mężczyzny.
Przymknęła na chwilę powieki.
- Wiesz, skoro tak ładnie rysujesz, namaluj nas, proszę. - Isella zmieniła temat, uśmiechając się nagle do Solasa.

Zwykle Aravas szanował decyzje Inkwizytorki i z większością zgadzał się. Nawet jeśli występowały między nimi niezgody, byli w stanie o tym konstruktywnie porozmawiać i rozwiązać spór lub przynajmniej sprezentować sobie kilka dni intensywnego myślenia nad problemem. Tym razem plan był na tyle nierozsądny i głupi, że Starożytny nie zamierzał brać w nim udziału.
- Isella, nie będę się w to bawił. Od wieków działa to tak samo - jeśli jest ktoś, kto nie chce słuchać rozsądnych rzeczy, nie będzie tego robił. Myślę, że cała wiedza, którą przekazujesz Dalijczykom to i tak więcej, niż mieli kiedykolwiek. Jeśli ktoś nie chce z niej korzystać tylko dlatego, że Fen'Harel powiedział o tym pierwszy - zignoruj to, idź dalej.
Aravas siedział podczas tej rozmowy w gabinecie Iselli na kanapie, spoglądając na młodą, piękną kobietę, która patrzyła na niego niezadowolona. Wolała, aby po prostu zgodził się na wspólną wyprawę i nie kwestionował tej decyzji.
- Muszę spróbować, to jest mój lud.
- Już to zrobiłaś. Zebrałaś cały bal, przedstawiłaś nas Dalijczykom. Kto chciał, skorzystał z tego z nawiązką i zgodził się z postulatami, które wystosowałaś. - Mężczyzna upił łyk herbaty. Była naprawdę świetna. Zachwycił się bogatym bukietem, wciągnął zapach głęboko do nozdrzy i przymknął na chwilę powieki.
- Nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać, Aravasie.
- Dokładnie. Kto nie chciał tego zrobić, nie zrobi. Będą mieli cię głęboko w poważaniu, nie interesują ich twoje słowa, a sam fakt, że krąży plotka o twoim związku z Fen'Harelem tylko podsyca ich nienawiść. Nie możesz naprostować wszystkich. Musisz odpuścić i skupić się na innych celach, o wiele istotniejszych.
Ale Isella nie chciała go słuchać, ślepo wierząc, że rozmowa jest zawsze kluczem do rozwiązania. Tak jakby podziałało to na Koryfeusza, gdy walczyła z nim kilka lat temu. Nie miał ochoty być wciągnięty w tę farsę, a ponieważ i tak dostał zaproszenie do kilku dalijskich klanów w Orlais, postanowił użyć to jako fantastycznej wymówki. I tak zniknął na kilka dni, gdy tylko dowiedział się, że Inkwizytorka planuje podróż. Co prawda, to prawda, wyruszył w pośpiechu, ale wolał zapomnieć czegoś, niż tłumaczyć swój punkt widzenia raz jeszcze. Nie cierpiał powtarzać czegoś, co było oczywiste kilka razy.


Pan Vincent - 2017-09-08, 23:28

Postacie zbliżały się nieuchronnie, choć wzbraniał się przed nimi rękoma i nogami.
Coś było nie w porządku - powietrze przesycał inny zapach, ciężki do zidentyfikowania, niemożliwy do opisania zwykłymi słowami.
Jego dłonie drżały jak w gorączce, a trzymany w palcach kostur, kruszył się coraz mocniej z każdą rozpaczliwą próbą rzucenia uroku.
Magia, jego magia... Uciekała z niego, odczuwał to dotkliwie, boleśnie, zupełnie tak jakby moc wyciekała z niego razem z krwią.
Był coraz słabszy, a wielkie cienie przyświecały padały już na całą ziemię, gdzie tylko zdołał spojrzeć. Ogromne sylwetki rysowały się coraz silniej na horyzoncie, aż w końcu i horyzont zniknął w ich eterycznych ramionach, w zębatych paszczach, które kłapały groźnie o milimetry od jego twarzy.
Krzyknął i cofnął się parę kroków - potknął się, lądując na tyłku.
Do tyłu, do tyłu, byleby nie dosięgnęły go te potworne zębiska... Do tyłu, wycofać się!
Uderzył potylicą o ścianę, nagle pociemniało mu przed oczami. Musiał ugryźć się w język, bo spomiędzy warg wyciekała gorąca, słona posoka.
Złapał się za stłuczone miejsce, splunął pod nogi i...
Postać sięgała po niego pazurzastą dłonią, jej długie palce zaciskały się na jego przedramieniu i MAGIA, jego magia, ona...


Usiadł na łóżku - usta wciąż miał otwarte do krzyku, ale nie czuł w nich smaku krwi.
Ramiona drżały mu wyraźnie, po twarzy ściekał strugami pot i... Łzy? Nie, to tylko pot, nic więcej.
Z resztą, to wszystko było tylko snem. Koszmarem, nieznaczącym. Jego umysł podsuwał mu wizję, odbicie jego własnych lęków. Projekcja niewypoczętego umysłu.
Obrócił się na bok i westchnął mimowolnie, dostrzegając pogrążoną w głębokim śnię Inkwizytorkę - światło księżyca padało na jej piękną twarz - pogłębiało cień rzęs, rzucany na policzki.
Machnął dłonią (na krótką chwilę ogarnęła go panika, ale magia podziałała w zwyczajny, dobry sposób) w stronę kominka, w którym już po chwili buchnęły płomienie. Po komnacie rozniósł się charakterystyczny aromat berberysu.
Narzucił na ramiona szlafrok i po cichu, bezszelestnie wyszedł na taras, spoglądając na piękny krajobraz Arlathanu. Westchnął tęsknie w kierunku wodospadów i łąk - ile by dał by któregoś dnia mógł się po nich znów beztrosko przejść... Ostatnio miał na głowie tyle obowiązków, że nie pozostawało mu czasu na nic innego, jemu - nieśmiertelnemu.
Cóż, właściwie wszyscy mieli roboty po same łokcie - Isella także podpisywała ciągle kolejne postanowienia, szukała eluvianów, podsuwała materiały, rozmawiała, prosiła, naciskała...
Zjawiała się w jego komnatach tylko późnymi wieczorami, padnięta ze zmęczenia, tęskna kojącego dotyku jego dłoni, dźwięku głosu, dotyku warg...
Chrząknął, spuszczając wzrok - gdyby tylko wiedziała jak często pozwalał sobie na takie obserwacje, napawając się w milczeniu jej pięknem... Prawdopodobnie miałaby go za jeszcze większego "dziwaka" niżeli przedstawiali go inni.
Powrócił do sypialni, nalał do filiżanki parującej herbaty. Usiadł w swoim fotelu, wyciągając przed siebie długie nogi.
Wiedział, że tej nocy nie pozwoli sobie już na sen, ale i tak nie umiał nie być szczęśliwym, mając obok siebie Lavellan. Przy niej każdy problem wydawał się śmieszny, nieważny.
Cieszył się, ze ją miał, że mógł ją mieć.
Drobna sylwetka przewróciła się na drugi bok, ramię wydawało się czegoś szukać - dłoń błądziła po pościeli, usta poruszały się w rytmie jednego słowa.
- Jestem - wyszeptał miękko, wsuwając się do łóżka. Pozwolił by jasna głowa ułożyła mu się na piersi i westchnął ciężko, sięgając po leżącą na stoliku nocnym księgę.
Cóż, miał zamiar popracować, ale... Jakoś nie miał serca.


Draco - 2017-09-09, 00:04

- Solas.
Mężczyzna odwrócił się. Przez jego twarz przepłynął cień zaskoczenia, jakby był zdziwiony, że dotarła tak daleko, a jednocześnie spodziewał się jej.
Isella padła na kolana z bólu, krzywiąc się i trzymając za lewą rękę, na której to Kotwica świeciła prawdziwą, głęboką zielenią. Z każdą chwilą znak rozrywał ją, powiększał się; napełniał mocą, której Inkwizytorka nie była w stanie utrzymać.
Pamiętała to jak dziś, choć zaciskała zęby z całej siły, byleby nie krzyczeć. Solas podszedł do niej i... zrobił coś, co sprawiło, że mogła się podnieść, wziąć drżący oddech.
Przyjrzała mu się. Pamiętała tę twarz lepiej, niż czyjąkolwiek. Może dlatego, że łysy elf był czymś niespotykanym? Może to przez te piękne oczy, które zmieniały barwę z szarych na niebieskie, w zależności od sytuacji? Może to te cudowne usta, potrafiące sprawić niejeden dreszcz?
Jego zbroja mieniła się, a przewieszone futro wyglądało dostojnie i... dumnie. Widziała już podobne elementy ubióru – starożytne duchy, które ją zatrzymały w drodze tutaj były ubrane bardzo podobnie. Te, przed którymi musiała przejść próbę, w czym pomogła jej Studnia.
Wiedziała przed kim stoi.
Jego oczy zaświeciły się mocnym, biało-niebieskim światłem, a Kotwica... uspokoiła się. Wyciszyła. Isella przestała odczuwać rwący ból.
- To powinno dać nam więcej czasu. Przypuszczam, że masz pytania – usłyszała.
Jego usta wygięły się w subtelnym uśmiechu.
- Qunari odpowiedzieli na niektóre z nich. Informacje, które znalazłam podróżując przez eluviany powiedziały mi jeszcze więcej. Jesteś Fen'Harelem. Jesteś Straszliwym Wilkiem.
Wydawał się być pod wrażeniem. Zapewne Isella ułatwiła mu zadanie – nie musiał mówić wielkich słów, jaki to jest potężny, czy nieśmiertelny, czy cokolwiek. Ona wiedziała, a i tak przyszła na spotkanie z nim.
- Dobra robota. Na początku byłem Solasem. „Fen'Harel” przyszedł później... Obelga, którą wziąłem jako odznakę dumy. Tytuł Straszliwego Wilka daje natchnienie moim przyjaciołom i wywołuje strach u wrogów... Podobnie jak „Inkwizytor”, jak przypuszczam. - Jego mimika zmieniła się, dobrze to pamiętała. Wyglądał, jakby czuł się winny, czy... nieszczęśliwy. Może to ból kazał jej tak zapamiętać tę sytuację. - Teraz już wiesz. Jak brzmiało stare dalijskie przekleństwo? „Niech Straszliwy Wilk cię weźmie”?
Isella westchnęła cicho. Tak było. Podróż po Rozdrożach przez eluviany uświadomiła jej jak wiele rzeczy, znów, zostało mylnie zinterpretowane. Pamiętała to uczucie złamania, to uczucie... okropnego smutku, którego nie potrafiła się pozbyć, chociaż bardzo chciała. Kiedy wróciła do pałacu, ogłosiła co zamierza zrobić z Inkwizycją i poinformowała swoich doradców o tym, czego się dowiedziała – miała ochotę, pomimo wszystko, w tym momencie po prostu zamknąć się w sypialni i nie wychodzić z niej do końca świata.
Cały jej światopogląd legł w gruzach. Nie było żadnych bogów, nikogo, kto nad nimi czuwał – byli pozostawieni sami sobie niekoniecznie dlatego, że Fen'Harel był zły i dlatego wygonił evanuris. Zrobił to, bo to ci, których uznawali za dobrych bogów byli okrutni i źli, chciwi. Jak ktokolwiek może przejść nad takimi informacjami do porządku dziennego, tak po prostu? Wszystko, o czym kiedykolwiek mówiono jej na temat kultury elfów, którą przecież tak skrzętnie Dalijczycy chcieli pielęgnować – każde słowo musiała teraz filtrować kilka razy. Najlepiej, gdyby uznała wszystko za kłamstwo i zaczęła od nowa.
Isella nie mogła się dziwić temu, że istniały na świecie klany Dalijczyków, które nie akceptowały tego, co rozgłosiła. Być może gdyby jakaś dziwna elfka sprawująca rolę, która nieodłącznie kojarzy się z Zakonem, czyli ludźmi powiedziała jej to, o czym mówiła Lavellan – też by nie uwierzyła. Przecież to naprawdę brzmi abstrakcyjnie.
Nie mogła skupiać się na tych klanach bardziej, niż na tej części, która zadeklarowała chęć nauki. Nauki od nowa, wyrzucenia wszystkiego i zaczęcia jeszcze raz. To było trudne, wyczerpujące i prawdopodobnie zajmie mnóstwo lat, nim wiedza elfów będzie na odpowiednim poziomie - może nawet Isella tego nie dożyje, miała tego świadomość.
Ale mieli od tego Starożytnych. Mając szczęście, będą chcieli prowadzić swoich opóźnionych braci, cień elfów z przeszłości i wyniosą ich na wyżyny. Może przy odrobinie szczęście Inkwizycja zmusi Orlais do oddania Dalii. Może uda się przywrócić wszystkich Starożytnych. Może.


Isella obudziła się nagle, mrugając niepewnie powiekami. Ziewnęła, przeciągnęła się i... zobaczyła książkę. Podniosła głowę i zobaczyła twarz Solasa, który spoglądał na nią z uśmiechem.
- Nie śpisz? - mruknęła cicho, muskając ustami jego tors.
Przytuliła się, mrucząc.
Była zmęczona, ale... coś ją tknęło i obudziła się. Może to szeleszczące kartki albo coś innego, nie wiedziała.


Pan Vincent - 2017-09-09, 00:42

Choć panował środek lata, noc należała do wyjątkowo ciemnych i nieprzeniknionych - Solas wyglądał przez okno, ale oprócz słabego zarysu wodospadu i łąk, nie dostrzegał niczego więcej, nawet gwiazd. Zupełnie jakby pogoda postanowiła się sprzymierzyć z jego okropnymi snami.
Właściwie niewiele z nich rozumiał. Cały czas starał się sobie powtarzać, że cały ten koszmar był tylko odzwierciedleniem jego lęków, ale coś kazało mu do niego uparcie wracać, analizować, wyciągać wnioski...
Te istoty... Było w nich coś niezwykle nienaturalnego, ale to właśnie ona sprawiała, że budziły w nim znajome skojarzenia, że miał nieodparte uczucie znajdowania się w domu.
Dziwne ruchy, przerośnięte kończyny i przerażające zezwierzęcenie, syki, które mimowolnie układał w słowa, w straszliwe klątwy, których nie słyszał od wielu, wielu lat...
Uśmiechnął się lekko, słysząc nagle jej głos - nie spodziewał się, że Isella obudzi się przed świtem, ale nie mógł powiedzieć, że owa niespodzianka była mu niemiła.
- Nie śpię - odpowiedział spokojnie i odłożył księgę na bok, obracając się tak by poświęcać całą swą uwagę zaspanej jeszcze elfce. - Obudziłem cię?
Nie oczekiwał odpowiedzi, nie teraz - zamiast tego obsunął się odrobinę niżej i ucałował jej pełne wargi, wyciskając na nich leniwy pocałunek. Pieszczota miała być tylko wyrazem czułości, tej z rodzaju nieśpiesznych, kiedy wydawało się im, że mieli przed sobą czas całego świata.
- Przepraszam jeśli to przeze mnie nie możesz spać - wyszeptał, wtulając głowę w swoje ulubione miejsce drobnego ciała Inkwizytorki. Gładka skóra piersi niemalże pieściła jego policzek i nos; ich kwiatowy zapach otulał go, uspokajał, sprawiał, że robiło mu się bardzo, bardzo dobrze. - Nie taki był mój zamiar.


Draco - 2017-09-09, 01:01

Od czasu ich pierwszego zbliżenia spali ze sobą nago. Isella nie wiedziała co było tak naprawdę przyczyną takiego postępowania, ale nie zamierzała narzekać. Czasem się krępowała, a gdy przychodził okres - nie mogła tak po prostu być naga, ale pomijając te drobne momenty, przyjemnie było czuć jego gorące ciało obok siebie każdym możliwym fragmentem.
Wtulać się w jego ciepły tors, przytulać go do swoich piersi. Tak jak teraz. Isella objęła go ramieniem, przeciągając się przy okazji.
- Nie, nie obudziłeś. Nie sądzę... Coś mi się śniło, ale nie wiem co - ziewnęła bezgłośnie, głaszcząc mężczyznę po karku.
Paznokcie drapały delikatnie wrażliwą skórę.
Isella ostatnimi czasy niezbyt się wysypiała. Mało spała, a gdy już zdarzyło się, że miała mocny, twardy odpoczynek - zwykle budziła się z nieprzyjemnym uczuciem, którego nie potrafiła za nic zdefiniować. Dlatego też nie mówiła o nim głośno.
Westchnęła cicho, czując subtelny pocałunek na miękkiej piersi. Uśmiechnęła się lekko, uspokojona, zrelaksowana.
Było jej tak... miło, ciepło i bezpiecznie.
- Jak to się stało, że zacząłeś malować?


Pan Vincent - 2017-09-09, 01:34

Obcałowywał ją nieśpiesznie, ciesząc się dotykiem delikatnej skóry na rozpalonych wargach. Sam właściwie nie wiedział kiedy odkrył, że jego czułości były podszyte ukrytym motywem (ukrytym nawet dla niego). Jego ciało pobudziło się niemalże samoczynnie przy pierwszym muśnięciu brodawki. Obserwował z fascynacją jak uroczy kawałek ciała twardnieje, kuli się w sobie, pęcznieje, cały sztywny i gotowy do pieszczot i tak bardzo miał ochotę wziąć go w usta, ssać, drażnić i przygryzać.
- Jak to się stało, że zacząłeś malować? - Głos Inkwizytorki wyrwał go z zamyślenia. Uniósł głowę i popatrzył lekko zamglonym wzrokiem na jej twarz, mrugając by zrównać się z nią spojrzeniem.
- Dawniej nasze życie było poniekąd kreowane przez sztukę. To, czym budowało się świat, to ile miało się wkładu w jego powstawanie, w budowanie kultury i tradycji, świadczyło o tym jak wartościową jesteś osobą. Nie było w Elvhenanie osoby, która w jakiś sposób nie potrafiłaby czegoś robić; malować, pisać, tworzyć piękną poezję albo pieśni. Dopiero niższe warstwy społeczne ze względu na swą pozycję, były pozbawione przywileju zajmowania się sztuką.
Podciągnął się na łokciach i ułożył się u jej boku, przytulając się ciasno do szczupłych pleców. Jego podnosząca się wolno erekcja, ulokowała się jak na życzenie tuż przy odstających pośladkach.
- Sztuka, poza władzą, była jedyną rzeczą, która potrafiła wzbudzić w Starożytnych prawdziwą ekscytacją. A to wszystko dlatego, że artyzm można wyrazić na wiele sposób. To, co teraz robimy, na przykład - wyszeptał, znacząc pocałunkami długą szyję i ramiona ukochanej. - Jest sztuką.
Urwał, wypinając biodra tak, by trzon przyrodzenia wsunął się, niby przypadkiem, między ciepłe uda Inkwizytorki.
- Twoje ciało jest sztuką - wymruczał, wykonując lędźwiami ruch, który w oczywisty sposób imitował kopulację. - Sztuką, którą chętnie zgłębię do samego końca.


Draco - 2017-09-09, 02:24

Isella słuchała, zafascynowana. Chłonęła każde słowo, przymykając powieki. Lubiła ton jego głosu, sposób, w jaki wypowiadał słowa, jego akcent. Był przyjemny, miły dla jej ucha, podniecający, gdy trzeba było.
I teraz... Tak, teraz był bardzo pobudzający.
Isella obróciła twarz w stronę Solasa, nie odwracając się jednak całym ciałem.
- Bałamutnik - szepnęła, mając pełną świadomość tego, że już kiedyś tak skomentowała słowa Solasa.
Dłonią przyciągnęła jego twarz do siebie, wygięła się i pocałowała go w usta, dokładnie tak, jak kiedyś, w Pustce. Ich pierwszy pocałunek.
Isella drgnęła, czując, jak pomiędzy jej udami przesuwa się penis Solasa - raz, drugi, trzeci. Doskonale go czuła, jego wilgoć także. Drgnęła, gdy palce mężczyzny przesunęły się po jej sterczących sutkach. Zaczął się nimi bawić, pieścić, drażnić. Jasnowłosa westchnęła cicho, wypinając lekko pośladki w jego stronę. Nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.
Ich wargi odsunęły się od siebie, a Solas zaczął obcałowywać jej szyję. Kąsał skórę, lizał, ssał, a Isella... pojękiwała.
Sięgnęła dłonią pomiędzy swoje uda, gdzie znajdowała się męskość mężczyzny. Rozchyliła nogi, jedną z stóp postawiła na prawym udzie mężczyzny. Cały czas leżeli bokiem, a Solas przyciskał się mocno do jej pleców i pośladków. Kobieca, delikatna dłoń ujęła penisa, chwytając go trochę niepewnie, z początku. Przesunęła opuszkami palców po całej jego długości, nim jej chwyt nie stał się trochę pewniejszy, a palce nie zacisnęły się wokół trzonu, tworząc ciasny kokon.
Jej dłoń zaczęła poruszać się po całej długości penisa, który rósł, rósł, rósł... Elfka przygryzła dolną wargę. Czuła, jak jej kobiecość zrobiła się wilgotna po tych cudownych pieszczotach szyi, przez które nie mogła przestać się prężyć i te palce na sutkach... Ach.


Pan Vincent - 2017-09-09, 02:44

Sięgnął do wiązania szlafroka i zsunął go z siebie nieśpiesznie, pilnując by biodra cały czas przylegały ściśle do pośladków Inkwizytorki - wiedział, że gdyby je odsunął, cudowna dłoń zniknęłaby z jego przyrodzenia, a nie mógł na to pozwolić, za żadne skarby świata, nie teraz.
Przysunął usta do mocno pachnącej szyi, skubnął płatek ucha, delikatny jak u dziecka.
- Nie poznałaś jeszcze moich pełnych możliwości - wymruczał zaczepnie, poruszając biodrami tak by członek przesunął się w szczupłych palcach, wraz z naciągniętą skórą. - Znam o wiele więcej gier... - Zawiesił głos, równocześnie ze zmianą kąta pchnięć; teraz kierował je pod skosem do góry, tak żeby wilgotny czubek ocierał się o pęczniejące wargi kobiecości. - Słownych.
Wsunął dużą dłoń pod smukłe udo i przesunął się odrobinę w górę, tak by przy uniesieniu długiej nogi, miał doskonały widok na podbrzusze swej ukochanej.
Tak, pozycja była wprost doskonała - widział małą dłoń zaciśniętą wokół pulsującego dowodu pożądania, widział czubek erekcji ocierającej się bezczelnie o najczulszy punkt Inkwizytorki, z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej wilgotny.
Po chwili wahania, krótszej niż wzięcie oddechu, ułożył wolną dłoń na jej klatce piersiowej, ramieniu i wreszcie... Szyi. Stamtąd przesunął ją już tylko odrobinę w górę, chwycił za wąski podbródek i zmusił ją do uniesienia głowy, tak by patrzyła mu ze swej uniżonej pozycji w oczy.
- Dotknij się nim - wyszeptał ni to prośbę, ni rozkaz, poruszając lędźwiami w taki sposób by przekaz stał się banalnie oczywisty. Jego oczy, zamglone żądzą i ekscytacją, straciły swój ostry wyraz. Zamiast inteligentnych iskier, tkwiło w nich już tylko szaleństwo, potęgowane tak bliską obecnością cudownego ciała ukochanej.


Draco - 2017-09-09, 03:08

Isella nie spodziewała się tego, że główka penisa zacznie przesuwać się po najintymniejszej części jej ciała. Westchnęła cicho, a jej biodra drgnęły, nie była w stanie tego kontrolować. Może nawet nie chciała.
Zagryzła wargę, gdy właśnie w ten sposób Solas postanowił ją dotykać. Subtelnie, intymnie, sprawiając, że jej ciało było rozpalone w dosłownie chwilę, lekko drżące z ekscytacji, z przyjemności, której nie potrafiła ukryć.
Jej dolna warga zaczęła być gryziona przez nią samą, nie mogła nic na to poradzić. Cały czas pieściła go dłonią tak dobrze, jak tylko potrafiła. Palce Iselli były dość chłodne, co kontrastowało z gorącym, rozpalonym do granic możliwości penisem.
Poczuła jego dłoń, która brała w posiadanie resztę jej ciała. Przesunął miękkim, gorącym dotykiem po jej klatce piersiowej, obojczykach, aż dotarł do szyi, którą odchylił. Pozwoliła mu na to, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Jeden z długich palców elfa nacisnął na jej dolną, pogryzioną już wargę. Musnęła opuszek palca językiem - raz, drugi, aż w końcu długi, wskazujący palec wsunął się do jej ust.
Inkwizytorka przesunęła po nim językiem, zamykając palec w ciasnym uścisku ust, ssąc go jakby był najlepszym lizakiem. Cały czas patrzyła mu w oczy.
- Dotknij się nim - usłyszała szept.
Przymknęła powieki, a z jej ust wydobył się cichy jęk, który został nieco zagłuszony przez ciągle ssanego palca.
Poprowadziła męskość Solasa wzdłuż jej kobiecości. Podrażniła najpierw łechtaczkę, co sprawiło, że zadrżała wyraźnie, a jej biodra drgnęły niekontrolowanie. Odchyliła nim wargi, przesunęła po wilgoci. Ugryzła palec Solasa, który dalej był w jej ustach.
Sięgnęła do wejścia, wsuwając w siebie odrobinę jego penisa. Była mokra, nie sprawiło to żadnego bólu, ale zmusiło ją do jęknięcia.
Drgnęła znów, robiąc to jeszcze raz, w dokładnie tej samej kolejności. Poruszyła biodrami, wypuściła z ust palec, którego tak namiętnie ssała. Znów jej dolna warga była przygryzana, a przez zęby słychać było ciche westchnienia.
Tym razem wsunęła go w siebie nieco głębiej, by po chwili powtórzyć cały rytuał. Tym razem mocniej, przycisnęła czubek penisa do swojej łechtaczki, robiąc kółka wokół niej. Jęknęła, rozchylając mimowolnie usta.
Penis przesunął się pomiędzy wargami, zbierając jeszcze więcej wilgoci, aż w końcu Isella wsunęła jego penis niemalże do połowy. Jęknęła głośniej, odchylając głowę mocniej, prężąc się.
Czuła dyskomfort i lekki ból, ale podekscytowanie i podniecenie było silniejsze. Znacznie silniejsze.


Pan Vincent - 2017-09-09, 03:33

Przez chwilę obserwował tylko z całkowitym skupieniem ekscytujący pokaz, który tak pieczołowicie przedstawiała przed nim Inkwizytorka - w akompaniamencie z subtelnymi wrażeniami, rosnącymi w siłę z każdą sekundą, był on jednak coraz trudniejszy do zwykłego, biernego obserwowania.
Kształtne wargi ssące jego pe...Palec. Otulające go swym ciepłem i wilgocią, tak jak robiła to w tej chwili kobiecość. Musiał odchylić głowę i zacisnąć szczęki, by utrzymać się we względnym spokoju, w ciszy.
W rzeczywistości skręcało go już na samą myśl o tym by znaleźć się we wnętrzu Iselli, by posiąść ją w niemalże brutalny sposób, w pośpiesznym, agresywnym tempie, które mogłoby dać im obojgu wielką przyjemność, Solas był tego pewien.
Zajęczał urywanie, gdy wyczuł na swoim palcu mocniejszy nacisk zębów. Poruszył biodrami, otarł się o dolne wargi, rozmazując na nich wilgotne ślady, i jego, i jej.
Mieszali się ze sobą, łączyli, zmieniając rozgrzane ciała w jeden, działający sprawnie mechanizm.
I, tak, czuł już jak niecierpliwie dociskała go do siebie i w siebie, za każdym razem coraz głębiej. Urywane jęki mieszały się z jego ciężkim oddechem, ich zapachy, pot, ich nogi i ramiona, wszystko plątało się niesfornie, ale żadne z nich nie chciało się odnajdywać, nie chciało niczego psuć.
Zamiast tego wtulali się w siebie jeszcze bardziej, aż nagle Solas odkrył, że już tkwił w środku i wsunął się odrobinę dalej, robiąc sobie miejsce w nieznośnie ciasnym choć wilgotnym wnętrzu.
Pierwsze ruchy były powolne, pozwalały Inkwizytorce przygotować się na resztę, nie mniej sztywnego i szerokiego trzonu. Wykonał parę płytszych pchnięć, oczarowany jej cichymi i głośniejszymi jękami, sposobem w jaki szukała go, nadziewając się sama, chętnie i ufnie. Potem nie było już czasu ostrożność, ani uwagę, nie było czasu na nic bo liczyła się tylko przyjemność, jego i jego, ich wspólna.
Jego lędźwie ruszyły wściekłym galopem, a członek uderzał raz za razem w sam środek wnętrza, gdy unosił smukłe udo wyżej i wyżej, aż w końcu miał pełen dostęp do cudownie wyeksponowanego wnętrza. Jego ciało było śliskie od potu, dłonie drżały od nieprzerwanego wysiłku, ale to nie miało żadnego znaczenia w obliczu rozkoszy, którą odczuwał ilekroć mógł dopchnąć się do samego końca wilgotnego tunelu mięśni. Pulsujące ścianki otaczały go ze wszystkich stron, zaciskając się tym mocniej, im mocniej pozwalał sobie w nie uderzać.
I nagle pozycja, w której się znajdowali, stała się dla niego niewystarczalna. W ułamku sekundy obrócił Isellę na plecy i zawisł na nią, wsuwając się z powrotem w ciasne wnętrze. Patrzył na nią z góry i chłonął każdy szczegół rozgrzanej, zarumienionej twarzy, każdy spazm bólu i rozkoszy.
- Ma ane ina'lan'ehn! *- Zdążył wykrzyczeć na ułamek sekundy przed chwilą, gdy jego ciałem wstrząsnęła czysta rozkosz, skurcz tak silny, że nie umiał zapanować nad ochrypłymi jękami, nad wtuleniem się i przyciśnięciem się do drżącej po nim Inkwizytorki, nad zaciśnięciem palców na jej nadgarstku, może trochę za mocno.
Nie potrafił i nie chciał się opanowywać. Było mu zbyt dobrze, zbyt błogo.

*Jesteś piękna.


Draco - 2017-09-09, 03:57

Byli ze sobą splątani, połączeni w tym intymnym, gorącym tańcu. Jasnowłosa wychodziła mu naprzeciw, spragniona jego dotyku, połączona z nim nie tylko ciałem, ale i duszą. Była dla niego, zawsze, nic nie mogło tego zmienić.
Doszło do tego, że kołdra, która ich okrywała dawno zsunęła się z ich ciał, a prawa noga kobiety była odgięta już do bolesnego momentu, ale nie oponowała, pozwalała na to, czując, jak jego cudowny penis wchodził w nią mocniej. Drżała w jego objęciach, wyginając się w łuk - nie mogła nad tym zapanować.
Więziła go w sobie, by po kilku chwilach wypuścić i powtórzyć ten rytuał. Drżała, nawet podczas zmiany ich pozycji. Leżała pod nim, prężąca się, wyeksponowana. Jej piersi podskakiwały, tańczyły razem z nimi w płynnych ruchach, brzuch był napięty od przyjemności, której powoli nie mogła znieść, było jej tak dużo; biodra płynęły razem z nim.
Zacisnęła palce na pościeli, by za chwilę sięgnąć między swoje uda, znajdując łechtaczkę, którą zaczęła pocierać, jęcząc, wijąc się coraz bardziej.
Gdy poczuła fale gorącego nasienia, które zalewają jej wnętrze, gdy znów Solas w ostatnich podrygach przycisnął mocno ten specjalny punkt w jej wnętrzu - nie mogła już wytrzymać, nie chciała.
Zajęczała głośno, niekontrolowanie, drżąc i zaciskając się mięśniami na penisie, który ciągle był głęboko w niej, a uda Iselli otuliły jego biodra, ściskając go.
Poczuła jego ciężar na swoim ciele i nie mogła zrobić niczego innego, niż wygiąć się w ostatniej rozkoszy, w ostatnim podrygu.
Zastygła, wtulona w jego gorące ciało. Leżeli tak, oddychając ciężko, rozluźnieni, rozleniwieni, bezpieczni i zakochani.
- Podniecasz mnie - szepnęła do jego ucha.
Nie chciała go puścić, uwolnić. Nawet wtedy, gdy Solas wysunął z niej penis i pozostałości ich spełnienia postanowiły zacząć ciec jej po pośladkach.


Pan Vincent - 2017-09-09, 04:49

Podniecasz mnie.
Dwa słowa, zupełnie niepozorne, zdawałoby się, że absolutnie naturalne w obliczu przeżytych przed chwilą rozkoszy; a jednak sprawiły, że gorący, podrażniający dreszcz, rozszedł się leniwie od dołu pleców, po spocone i drżące wciąż delikatnie podbrzusze.
Solas zsunął się z drobniejszego ciała i westchnął cicho, widocznie zadowolony z otrzymanego komplementu.
Nie odpowiedział nic - podsunął tylko swoje ramię tak, by elfka mogła ułożyć na nim wygodnie głowę i machnął dłonią, zasłaniając kotarami jaśniejące już z wolna niebo.
Nie zamierzał jednak wstawać, jeszcze nie. Właściwie, miał ochotę na drzemkę. Na długą, leniwą drzemkę, spędzoną w ramionach ukochanej kobiety.
Nie pamiętał, kiedy zasnął, naprawdę - ostatnim wspomnieniem, które udało mu się przywołać pod powiekami, było gładzenie szczupłego uda i podziwianie dwóch piersi, unoszących się równomiernie w oddechu. Chyba chciał coś powiedzieć, albo o coś zapytać, ale musiał odpłynąć.
Obudził go dotyk. Z początku wydawało mu się, że znów owinął nogi prześcieradłami - to zdarzało się bardzo często kiedy miewał nieprzyjemne sny.
Później dotarło do niego, że prześcieradła nie były aż tak ciepłe, aż tak jedwabiste, a ich dotyk nie potrafił wyprawiać z jego ciałem takich rzeczy, och, nie, na pewno nie!
Zmusił się do rozchylenia powiek i zachłysnął się powietrzem, dostrzegając u dołu błyszczące szmaragdowo spojrzenie.
- Vhenan - wychrypiał, wyginając się bezwiednie w łuk. Przyjemność była tak silna, że nie umiał za nią nadążyć, złapać rytmu.
Jak długo musiał być dotykany, zanim się rozbudził? To było niemożliwe, Inkwizytorka w ogóle nie znała umiaru, a Solas...
Bezgranicznie ją za to uwielbiał.


Draco - 2017-09-09, 05:04

Isella przysnęła, wtulona w mężczyznę. Sama nie wiedziała co w zasadzie ją obudziło - może kolejny sen, którego nie pamiętała... Nie miała pewności.
Faktem było jednak to, że kobieta rozbudziła się. Słyszała przez niedomknięte drzwi balkonowe śpiew ptaków i pierwszy harmider poranka. Szuranie, chodzenie, śmianie się - prozaiczne rzeczy. W sypialni było jednak cicho i ciemno. Kobieta nie zamierzała odsłonić kotar, ale postanowiła przywitać ukochanego poranną, miłą niespodzianką.
Isella miała świadomość, że prawdopodobnie wkrótce będą musieli wstawać, a co mogłoby rozluźnić bardziej, niż poradzenie sobie z porannym wzwodem, który miał miejsce, a jakże. Nawet jeśli kilka godzin wcześniej Solas uprawiał z nią seks.
Inkwizytorka odsłoniła kołdrę na bok, podniosła się delikatnie, wyplątując z objęć ukochanego. Widziała go teraz nagiego, pogrążonego w słodkim śnie. Wyglądał tak spokojnie, kiedy odpoczywał. Lubiła na niego patrzeć w takich momentach.
Palce kobiety przesunęły się po bliźnie. Pamiętała, że jest bardzo wrażliwa i chciała to wykorzystać. Nachyliła się nad nią i ucałowała w kilku miejscach. Przesunęła uchylonymi wargami od brzucha, aż po udo, by po chwili przebyć tę samą drogę, ale językiem. Delikatnie ssała nierówności, śledziła je pod językiem, chcąc zapamiętać każdą jedną.
Solas drgnął kilka razy, ale nie obudził się. Kobieta sięgnęła więc do jego członka, który sączył się już naprawdę porządnie i obrysowała całą główkę czubkiem języka. Usadowiła się wygodniej, przez co finalnie sutki kobiety muskały bliznę - zrobiła to specjalnie, owszem. Nie było to może najwygodniejsze dla samej Iselli, ale naprawdę chciała miło przywitać ukochanego.
- Vhenan - usłyszała i podniosła wzrok, patrząc na niego z penisem w ustach.
Uśmiechnęła się subtelnie, po czym zanurzyła jego członek w swoich ustach, tak głęboko, jak potrafiła. Jej głowa zaczęła pracować, gdy wysuwała go z swoich ust i wsuwała ponownie. Sterczące sutki ocierały się o lewe udo Solasa, cały czas. Młoda elfka pomagała sobie dłonią podczas zabawiania się z mężczyzną, by po kilku chwilach zsunąć dłoń do napiętych jąder. Zważyła je w palcach, pogładziła lekko pomarszczoną skórę.
Była zachłanna reakcji Solasa, głodna ich. Niecierpliwa.


Pan Vincent - 2017-09-09, 05:28

Istniało wiele widoków, które Solas uwielbiał do tego stopnia, że podświadomie wmawiał sobie, że mógłby je oglądać każdego poranka.
Panorama Arlathanu, budzącego się wolno do życia - wszechobecna rosa i zapach lasu, szumiący wodospad, otwierające się z wolna łebki kwiatów - jak można było tego nie doceniać?
Lubił też budzić się w Pustce, tuż przy swoim kamieniu - unosił powieki i oglądał szklane wieże, pozwalając umysłowi płynąć prosto do ich wnętrza, na sam szczyt, gdzie powietrze było tak rzadkie, że można było to boleśnie odczuć, ale wszystko było warte widoku maleńkiej skały i wszechobecnych chmur, krążących wokół leniwie, dostojnie.
Albo biblioteka - to mogło wydawać się dziwne, ale kiedy po przebudzeniu, pierwszą rzeczą, którą dostrzegał, były książki, Solas czuł pewien rodzaj niewyjaśnionej ekscytacji i chęci do pracy. Czuł nadchodzący napływ wiedzy, która była przez niego odbierana jako prawdziwa przyjemność.
Żadna z tych rzeczy nie mogła się jednak równać z widokiem, który dane mu było ujrzeć tym razem - na początku udało mu się tylko zlokalizować intensywnie zielone tęczówki, wpatrzone w niego zupełnie tak jakby znały na wylot jego duszę, wszystkie pragnienia i sekrety.
Potem dostrzegł jasne włosy, rozsypane w malowniczym nieładzie wokół ślicznej twarzy. I wreszcie przyszła kolej na usta - zaczerwienione, pełne wargi, ssące jego penisa jak najwspanialszy przysmak tego świata. Wilgotny język, poruszający się wężowo wokół główki, zęby muskające delikatną skórę, skubiące ją zaczepnie.
Napiął się jeszcze mocniej, powoli świadom tego, co się wokół niego odgrywało. Blade oblicze przeciął na moment uśmiech, który krzyczał głośno, co sądził na temat zaskakującej śmiałości jego ukochanej i wysunął dłoń, wplątując ją odruchowo pomiędzy platynowe kosmyki.
Nie chciał narzucać ostrego tempa, nie musiał z resztą - nie wiedział za jaką sprawą, ale Lavellan była mistrzynią zabawiania się z jego penisem - dobrze wiedziała gdzie, jak i kiedy go dotknąć, by znajdował się o krok od przepaści.
Wciągnął gwałtownie powietrze i rozłożył szerzej nogi, dając elfce pełen dostęp do swego krocza. Mogła teraz obserwować napięte jądra i drżącą, zaczerwienioną wyraźnie erekcję, z której raz za razem sączyły się mętne krople preejakulatu.
- Vhenan - powtarzał jak w gorączce, podrygując bezwiednie biodrami. Z każdym kolejnym uderzeniem był coraz... Bliżej... Spełnienia.
Jego dłoń zaczęła w końcu naciskać na potylicę kochanki, zmuszając ją do jeszcze odważniejszych ruchów, do głębszego otwierania się na jego masywne przyrodzenie. Nie umiał, nie potrafił się powstrzymać. Chciał już dojść, chciał natychmiast trysnąć wprost w te cudownie wilgotne wargi!


Draco - 2017-09-09, 05:51

Isella wiedziała, że była trochę niezdarna w swoich ruchach. Nic zresztą dziwnego, to był drugi raz, jak tak naprawdę miała jakąkolwiek interakcję z penisem. Ale starała się, próbowała nadrabiać braki w technice innymi rzeczami - dotykała blizny, jąder, pomagała sobie dłonią podczas ssania jego członka, mruczała...
Czuła jego dłoń na swojej głowie, wplątane w jasne kosmyki. Na początku speszyło ją to - miała wrażenie, że Solas będzie starał się przekonać ją do wzięcia więcej, niż była w stanie, ale okazało się, że tak wcale nie było... Bawił się jej włosami i to było bardzo przyjemne, Isella uwielbiała, jak ktoś głaskał, przeczesywał jej włosy, masował skórę głowy. To było takie przyjemne.
Kobieta przygryzła delikatnie skórę na członku, ale nie chciała zrobić mu krzywdy, musnęła ją tylko zębami. Uśmiechnęła się subtelnie pod nosem, gdy Fen'Harel zareagował intensywniej.
Przesuwała językiem po gorącej skórze, czując, jak żyłki coraz bardziej były wyczuwalne. Słone krople wypływały z samego czubka coraz częściej. Isella zassała się na samym czubku tak mocno, jakby zamierzała zabrać mu całą spermę, jaką tylko posiadał. I właśnie wtedy Lavellan poczuła, jak jej ukochany zmusił ją do wzięcia jego członka głębiej, niż dotychczas. Zakrztusiła się, co wywołało łzy w jej oczach, ale nie poddawała się, nie zamierzała. Powstrzymała odruch wymiotny i wsunęła jeszcze trochę, tak, jak życzył sobie Solas.
Mięśnie szczęki błagały o ulgę, o spokój. Isella czuła ból, nigdy wcześniej nie otwierała aż tak szeroko ust. Wzięła drżący oddech przez nos, aż w końcu wysunęła jego penisa z swoich ust, oddychając trochę szybciej i nierówno. Nie chciała zabierać mu rozkoszy, więc zaraz znów pochyliła się nad jego fiutem, biorąc go na tyle, na ile mogła. Coraz szybciej, mocniej. Krótką chwilę później czuła, jak łzy ciekną jej po policzkach od bólu szczęki, ale nie zamierzała się wycofać. I wtedy...
Jej gardło i usta zalała cała masa gęstego, lekko kleistego białego płynu. Znów zakrztusiła się, ale dzielnie postarała się połknąć wszystko - nie miała co innego z tym zrobić przecież. Niepewna tego, czy powinna to robić wylizała jego penis do ostatniej kropli. Dopiero wtedy podniosła się i otarła twarz z łez, zgarnęła z twarzy przylepione do policzków kosmyki włosów i uśmiechnęła się do mężczyzny, który właśnie na nią spojrzał.
- Chciałam miło cię przywitać - szepnęła cicho.
Uśmiech sprawiał jej ból, bo nadwyrężone mięśnie twarzy błagały o ulgę, ale nie mogła zareagować inaczej, widząc te rozluźnienie, rozmarzoną minę. To było takie przyjemne, wiedzieć, że to ona za tym stała.


Pan Vincent - 2017-09-09, 19:47

Dyszał ciężko, zlany potem, drżący od wysiłku i przyjemności. Uda rwały boleśnie od długiego napinania mięśni, a usta wciąż nie umiały ułożyć się w logiczne słowo, leżał więc przez chwilę, posyłając kochance długie, pełne zadowolenia spojrzenie.
- Chciałam miło cię przywitać - wyszeptała Inkiwizytorka, ocierając ze swojej ślicznej twarzy ślady po łzach. Odetchnął ciężko, zamierzając wypowiedzieć parę słów przeprosin (cholera, chyba był odrobinę zbyt "żywiołowy") ale nie miał na to siły, jeszcze nie w tej chwili.
To było niesamowite, obudzenie się z członkiem utkwionym głęboko w jej ustach - mimowolnie pomyślał, że już dawno nie czuł tak cudownego zmęczenia zaraz po otworzeniu oczu.
Machnął nadgarstkiem, a kotary rozsunęły się posłusznie, wpuszczając do pomieszczenia złociste światło poranka. Hm, zdawało mu się, że było odrobinę wcześniej... Teraz nie miał już czasu na rewanż. A szkoda - co, jak co, ale uwielbiał sprawiać Iselli przyjemność w ten właśnie sposób.
Uwielbiał smak i zapach jej kobiecości. Sam zaczynał się zastanawiać, dlaczego aż tak mu się to podobało. Z jednej strony wiedział, że jej feromony od zawsze działały na niego w wyjątkowo silny sposób, ale żeby aż tak?
- Dziękuję - odezwał się w końcu i odchrząknął cicho, słysząc jak ochrypły i zduszony był jego głos.
Pogładził wciąż lekko wilgotny policzek ukochanej i pochylił się, by ucałować z wahaniem jej wargi.
Nadal słonawe. Wolał kiedy smakowały nią samą, ale to nic, naprawdę.
- Proszę, jeśli będziesz mogła, przyjdź do mnie wieczorem. - Poprosił, podnosząc się leniwie z łoża. Sięgnął po szlafrok i nałożył go niedbale na ramiona, nie kwapiąc się z zawiązaniem paska. - Chciałbym ci się odwdzięczyć.
Westchnął i przeciągnął się głośno, przechodząc powoli do stołu ze szkicami - rysunki piętrzyły się na nim w różnych stosach, niektóre skończone i gotowe, inne dopiero zaczęte, czy przekreślone smugami czerwonej farby. Tak, musiał dzisiaj skończyć przynajmniej część z nich, czekał go bardzo pracowity dzie...
Łup łup łup.
Po komnatach rozległo się natarczywe pukanie. Sięgnął po poły szlafroka i okrył się nimi pośpiesznie, posyłając Lavellan znaczące spojrzenie. Poczekał aż elfka okryje się szczelnie i dopiero wtedy zezwolił na wkroczenie do środka.
Carion skinął mu głową, przeszedł przez próg i zatrzymał się przy samym stole, odstawiając na jego blat plik z listami.
- Około trzynastu, każdy z różnego regionu. Chciałem sprowadzić jeszcze ostatnie pliki z Orlais, ale... - Zwiadowca urwał nagle, rozglądając się po pokoju. Wyłapał spojrzeniem wystającą znad kołdry głowę i speszył się wyraźnie, cofając wolno w stronę korytarza. - Przyjdę później, mam do złożenia długi raport. Nie będę przeszkadzał.
Solas od razu dostrzegł jego dystans, palącą wręcz pogardę i... Bardzo mu się ona nie spodobała. Nie wiedział skąd w Carionie tkwiło tyle niechęci względem Inkwizytorki, ale zamierzał się tego dowiedzieć jeszcze tego dnia.
Drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem, apostata puścił poły szlafroka i westchnął cicho.
- Wygląda na to, że będę miał dzisiaj jeszcze więcej pracy niż mogłem się tego spodziewać.


Draco - 2017-09-09, 20:23

Isella uśmiechnęła się do ukochanego, obserwując, jak mężczyzna dochodzi do siebie.
Jego oddech powoli uspokajał się, ciało rozluźniło się. Lubiła go obserwować, przyglądać się mu, jego reakcjom na różne rzeczy. Dzięki temu poznawała go bardziej, rozumiała go lepiej.
Oblizała raz jeszcze usta, nim ich usta spotkały się ze sobą w miłym, czułym pocałunku. Z żalem przyjęła fakt, że nie trwał on tak długo, jak chciałaby. Isella lubiła jego czułości, był całkiem uroczy.
- Hej, nie zrobiłam tego, żeby dostać rewanż. Chciałam tylko sprawić ci miły poranek - mruknęła, uśmiechając się subtelnie.
Chociaż nie miała ochoty wstawać z miękkiego łoża, wiedziała, że jeśli nie zrobi tego teraz - to obowiązki przyjdą do niej. Zwykle tak właśnie było. Nim jednak dorosła decyzja została podjęta, usłyszeli pukanie do drzwi. Inkwizytorka otuliła się kołdrą - wolała znów nie świecić nagim ciałem przed ludźmi Solasa; wystarczy, że Variel widziała stanowczo zbyt dużo.
I stało się coś dziwnego. Zwykle, gdy rudowłosa Starożytna przychodziła złożyć jakiś raport, po prostu go mówiła - nawet jeśli byli właśnie nadzy. Podśmiewała się lekko, krępowała może trochę, ale mówiła. Nie traktowała Iselli jak zło konieczne. Nie wiedziała jak się nazywał, ale widywała go gdzieniegdzie. Rzucał się w oczy - był dość drobny, opalony i... cóż... ładny. To był typ mężczyzny, o którym nie powiedziano by, że jest przystojny, ale śliczny - owszem. Blondyn patrzył na nią, jakby żałował, że żyła.
Nigdy wcześniej nie odczuła czegoś podobnego od ludzi, którzy pracowali z Solasem. Byli neutralni w stosunku do niej lub mili, ale nie wrodzy, a w tym przypadku była ona niemalże namacalna.
- Auć, ktoś mnie nie lubi - mruknęła, odkrywając się.
To był czas na to, aby pójść się umyć, zdecydowanie.
- Nie uciekaj mi, proszę. Musisz nałożyć mi stanik. Nie chcę znów uciekać do Podniebnej Twierdzy w pół prześwitującej koszuli - parsknęła śmiechem, puszczając mężczyźnie oko.
W drodze do łaźni przyzwała gumkę do włosów, leżącą na szafce nocnej, o której zapomniała i zaczęła wiązać włosy, które zaczęły jej sięgać już do łopatek. Może powinna je ściąć?
Dziesięć minut później była już z powrotem w sypialni, ciągle naga, chociaż czysta i sucha. Przychodzenie Iselli o bardzo późnych godzinach do Solasa skończyło się tak, że w jego szafie miała kilka własnych ubrań. Postanowiła więc wrzucić swoje wczorajsze do jego kosza na pranie, a nałożyć coś świeżego. Lubiła zapach czystych ubrań, które miały te prane w Arlathanie. Isella nie miała pojęcia co to było, ale zawsze miała wrażenie, że jest na łące w ciepły poranek... no i ten zapach kojarzył jej się z Solasem, nieodłącznie, więc miała jakąś część jego przy sobie przez cały dzień.
Podeszła do mężczyzny, który - już ubrany i wykąpany - ślęczał nad biurkiem. Isella tknęła go opuszkami palców, masując jego kark przez chwilę.
- Zapniesz mi biustonosz, proszę?


Pan Vincent - 2017-09-09, 22:56

Pędzel przesuwał się po papierze, pozostawiając na nim zielone, błyszczące ślady. Końcówka była tak cienka, że linia stawała się widoczna dopiero przy mocniejszym naciśnięciu nadgarstka - odrobinę męczącym stawy, ale niezawodnym gdy chodziło o przedstawianie szkieletu wielkich budowli.
Z łaźni dochodziły specyficzne odgłosy branej kąpieli - z reguły Solas nie znosił gdy ktoś krzątał się po jego komnatach, ale obecność Inkwizytorki wzbudzała w nim absolutnie przeciwne uczucia - koiła go, uspokajała. Nie musiał się zastanawiać gdzie była, ani co takiego porabiała, bo miał ją tuż pod przysłowiową ręką.
Niestety, drzwi od łaźni otworzyły się w końcu i po chwili usłyszał za sobą miękkie kroki, zwiastujące nadejście przykrego momentu, w którym musieli się pożegnać.
Zamruczał mimowolnie, pod wpływem delikatnego masażu - palce Iselli były naprawdę drobne i szczupłe, ale potrafiła nimi wyprawiać istne cuda.
- Zapniesz mi biustonosz, proszę? - Usłyszał przy uchu jedwabisty szept i odchylił głowę by posłać ukochanej ciepły uśmiech.
Podniósł się zza biurka i owinął element bielizny wokół jej klatki piersiowej, naciągając materiał tak by utrzymał piersi w odpowiedniej pozycji, choć musiał przyznać, że i bez tego wyglądały na niezwykle jędrne, sterczące i młodzieńcze.
Jedno kliknięcie i wszystko było gotowe, a jemu samemu zrobiło się nagle przykro. Zdał sobie sprawę, że naprawdę nie chciał wypuszczać Inkwizytorki ze swojej sypialni.
Obrócił ją przodem do siebie i objął mocno, wpijając się w rozchylone z zaskoczenia wargi. Całował je tak przez chwilę, przygryzając i zasysając się ochoczo to na jednej, to drugiej, aż wreszcie wypuścił ją ze swoich objęć i wymusił na ustach słaby uśmiech.
- Obiecaj mi tylko, że potem tu zajrzysz - poprosił markotnie, unosząc brew we władczy, kategoryczny sposób. Jego twarz wręcz krzyczała od braku możliwości sprzeciwu.


Draco - 2017-09-09, 23:24

- Albo ty zajrzyj do mnie - Isella uśmiechnęła się, wkładając czystą, choć luźniejszą koszulę. Wyglądała kobieco, świeżo i całkiem szczęśliwie.
W związku z tym, że spędzała u Solasa mnóstwo czasu, miała tu też kilka swoich kosmetyków, dzięki czemu mogła zrobić makijaż nawet w Arlathanie. Usiadła przed toaletką, spoglądając na siebie w lustrze. Nie wyglądała tak źle, w zasadzie.
Isella nie potrzebowała specjalnie wiele, aby wyglądać naprawdę dobrze i korzystnie. Widziała w odbiciu lustra, że Solas patrzy na nią, obserwuje, gdy rysowała delikatną kreskę na górnej powiece swego oka. Nie położyła żadnych cieni - wyrównała tylko kolor powieki. Pociągnęła szminką po ustach, która była w jasnym, cielistym kolorze i potarła wargi o siebie, aby pomadka lepiej się rozprowadziła.
Rozwiązała włosy i przeczesała je grzebieniem. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i odwróciła się do Solasa, który cały czas na nią patrzył. Puściła do niego oczko. Przed wyjściem cmoknęła go jeszcze w usta ostatni raz i wyszła... spotykając się niemalże twarzą w twarz z jasnowłosym elfem, który najwidoczniej cały czas stał tutaj. Kiedy tylko zobaczył Inkwizytorkę, na jego ustach pojawił się niezbyt miły grymas i chociaż słyszał słowa Iselli, które miały na celu przywitać go - nie zareagował, ignorując ją całkowicie. Zatrzasnął za sobą drzwi, gdy tylko wszedł do sypialni Solasa, w zasadzie zachowując się bardzo wymownie i nieprzyjemnie.
- Ktoś mnie naprawdę nie lubi - mruknęła cicho do siebie, wzruszając ramionami do samej siebie.
Nie wszyscy musieli czuć do niej pozytywne lub neutralne emocje, jak widać. Isella miała tylko nadzieję, że ten elf miał ku temu jakieś dobre powody.

Aravas, faktycznie, powrócił - w południe zjawił się w Podniebnej Twierdzy, udając zdziwienie, gdy spotkał się z Lavellan. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że robił to specjalnie - bo wiedział, że nie powiodło się jej i miał rację. Cóż, miał.
- Widzę, że twoja podróż nie trwała tak długo, jak zamierzałaś - przywitał się z nią, a na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek zwycięstwa.
Isella westchnęła i przewróciła oczami, wyraźnie zirytowana tym zachowaniem - chociaż raczej nie miało to negatywnych uczuć, Inkwizytorka po prostu czuła się zażenowana, że nie powiodło się. Musiała jednak stawić czoła tej porażce.
- No już, nie pusz się tak. Miałeś rację, zadowolony? - Isella podniosła ręce w geście poddania się, chociaż w przypadku jednego krótkiego kikuta unoszonego do góry wyglądało to dość groteskowo i zabawnie.
- Owszem. Mam nadzieję, że rozważysz słuchanie mnie częściej, niż nigdy - parsknął śmiechem.
- No już sobie nie dopowiadaj, słucham cię i szanuję twoje zdanie. Właśnie, Solas chciałby, żebyś pracował z nim i Merrill nad eluvianami. Poprosiłam go o to, by znalazł i odnowił ich kilka... Chciałbyś? - Isella uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy wchodzili po schodach do zamku.
- Oczywiście. Chodzi o podróże do Vir Dirthara, prawda?
- Jak zwykle, świetnie poinformowany. Pójdziesz do niego, jak znajdziesz chwilę? Odprowadziłabym cię, ale mam mnóstwo pracy - westchnęła.
Aravas zgodził się i postanowił udać się do Fen'Harela, gdy znajdzie Merrill... Spodziewał się, że będzie to chociaż trochę trudne, ale mylił się - ciemnowłosa elfka ślęczała bowiem nad książką w ogrodzie, z którego było przecież tylko kilka metrów do lustra.
Jak to dobrze się składało.


Pan Vincent - 2017-09-09, 23:58

Nie wiedział z jakiego powodu widok Lavellan, naznaczającej swą skórę kosmetykami, wydawał mu się aż tak pociągający. Wiedział natomiast, że wpatrywał się w jej odbicie na tyle długo, że zupełnie zapomniał o malowanych przez siebie szkicach. Na stronę skapnęła kropla tuszu, rozmazała się nieestetycznie, niszcząc idealnie namalowany szkic.
Czy chodziło o sposób, w jaki Inkwizytorka malowała na swej powiece subtelną kreskę? A może o to, jak układały się jej wargi, kiedy ozdabiała je szminką?
Może o sam fakt, że robiła to w jego sypialni...
Zamrugał, dostrzegając, że elfka zdążyła już wstać sprzed lustra. Kiedy to się stało? Zamyślił się?
Poczuł na ustach przelotny pocałunek, potem drzwi zamknęły się cicho i już, już jej nie było. Został sam. Westchnął smętnie i dopiero wtedy poświęcił uwagę całkowicie straconemu rysunkowi. Zamierzał właśnie szpetnie zakląć, kiedy drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich...

Carias odbił się od ściany i przeszedł obok Inkwizytorki, nie poświęcając jej nawet jednego spojrzenia. Czekał tylko na moment aż ta... kobieta, opuści komnaty Solasa - nie chciał jej oglądać w tym miejscu. Z początku starał się trzymać swoją niechęć na wodzy, nawet przed sobą samym, ale kiedy zaczął widywać ją na niemalże każdym kroku, który stawiał w zamku, zaczęła być wyjątkowo nużąca, nieznośna do wytrzymania.
Oczywiście, rozumiał, że Fen'Harel uznał ją za swoją... Partnerkę, ale zupełnie...
No dobrze, może nie rozumiał. W tej całej Lavellan nie było nawet niczego interesującego. Była zwykłą Dalijką przeciętnej urody i przeciętnych możliwości, do tego irytująco wścibską. Co on w niej w ogóle widział?
Ładny tyłek? Było mnóstwo ładnych tyłków wśród Starożytnych, naprawdę.
Elfka wymruczała ciche przywitanie, ale minął się z nią, całkowicie obojętny na żałosne słowa. Wkroczył do komnat przełożonego i zatrzasnął za sobą drzwi, mając nadzieję, że będzie to wystarczająco wymowny gest, który ostatecznie określi ich relacje.
- Prosiłem cię żebyś nie trzaskał drzwiami! - Solas był wyraźnie w nie najlepszym humorze. Och, czyżby pokłócił się ze swoją małą Dalijką? To byłaby straszliwa szkoda.
- Przepraszam - odparł, spuszczając potulnie wzrok. - Ciągle o tym zapominam. A teraz, zanim zaczniesz się na mnie poważniej denerwować, zdam ci raport. Całość rozgrywa się w Orlais, jest tak jak przypuszczaliśmy...

Odsunął szafę, zza której wyłoniła się przepięknie pomalowana ściana. Niestety, obrazy pozasłaniane były przez mnóstwo map i notatek, jednych na drugich. Większość przedstawiała stary Arlathan i jego okolice, ale były tam także i takie, które w świetny sposób obrazowały współczesne Thedas.
Apostata stanął przed jedną z map i pozaznaczał pędzlem odpowiednie punkty, czyniąc przy tym notatki. Jego twarz i nagie przedramiona umazane były farbą, czoło marszczyło się w skupieniu.
Nie był przygotowany na pukanie, które wybiło go z cudownego transu tworzenia. Popatrzył wściekle w kierunku drzwi i otworzył je gwałtownym porywem magii, spoglądając wprost na dwójkę intruzów.
Westchnął przepraszająco, zdając sobie sprawę, że tymi, których miał właśnie ochotę ostro ochrzanić, byli Aravas i Merrill. Nikt nie miał większego prawa do przeszkadzania mu w pracy, niż właśnie ta dwójka, ponieważ sami stanowili część zespołu.
- Dobrze was widzieć - przywitał się z nimi uprzejmie, ścierając z czoła krople potu. Słońce prażyło niemiłosiernie przez okna komnaty, ale nie zasłaniał kotar ze względu na potrzebę światła.
- Napijecie się czegoś? Mam tu wodę i herbatę, powinno też być jakieś wino. Jeden z moich szpiegów przyniósł mi dziś istotne informacje, dotyczące możliwego miejsca eluvianów. Większość z nich znajduje się, oczywiście w Orlais. Sprawa jest o tyle utrudniona, że, jak wszyscy dobrze wiemy, Val Royeaux jest absolutnie roztrzaskane i panuje tam jeden wielki...
- Chaos - dokończyła za niego Merrill, zatykając sobie gwałtownie usta. - Przepraszam.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się, lekko rozbawiony. - W każdym razie, trzeba będzie się tam wybrać jakąś zorganizowaną grupą. Potrafię wyczuć magię i obecność eluvianów, nawet tych nieaktywnych. Będę jednak zmuszony prosić was o pomoc, ponieważ czasem napływy są zbyt silne i nieskoncentrowane, mylne. Macie jakieś pomysły?


Draco - 2017-09-10, 00:25

Merrill rozglądała się po Arlathanie jakby właśnie znalazła się w raju. Trochę tak, zresztą, z jej perspektywy było. Nigdy nie spodziewała się, że istnieje miejsce, w którym pozostało wspomnienie po dawnej potędze elfów, że jest możliwość zobaczenia tego na własne oczy.
Już wiele lat temu wiedziała, że eluviany to potężna magia Starożytnych i na pewno można przez nie podróżować, jednak po śmierci jej Opiekunki elfka nie mogła oddać się tej pracy w pełni. Uznała, że nie może dowiadywać się nowych rzeczy za wszelką cenę - była gotowa ją ponieść, owszem, ale w sytuacji, gdzie to ktoś tak bliski jak Marethari uznał za słuszne zrobić to za nią... Szukała innych sposobów, aby zdobywać wiedzę. Spotkanie z Inkwizytorką było tym bardziej niezwykłe, że ona - jako jedna z pierwszych - dała dla Merrill wiele opcji, aby tę wiedzę zdobywać.
Rozdroża były wspaniałym miejscem, w którym znajdywało się tyle informacji...
Czarnowłosa wzdychała na widok... w zasadzie, wszystkiego. Każdy wodospad, wieża, budynek, zamek - nieważne w jakim stanie były, wprawiały ją w zachwyt.
Fakt, że ktoś taki jak Fen'Harel i Aravas chcieli Z NIĄ pracować było absolutnie cudowne. I nie mogła się tego doczekać.
Oboje - Starożytny, długowłosy elf i Dalijka - słuchali uważnie Solasa, a gdy skończył, Aravas chrząknął, rozsiadając się na kanapie, która znajdywała się w przestronnym pomieszczeniu.
- Jeden jest na pewno w rękach cesarzowej Celene, ma delikatną obsesję na punkcie magii, skąd by ona nie pochodziła. Nie bez powodu tak wiele lat jej doradczynią była Morrigan - przemówił Aravas, przywołując do siebie napełniony już kielich wodą. Upił z niego łyk.
- Możliwe, że Morrigan wie coś więcej na ten temat. Wątpię, żeby nie szukała jakiegoś eluvianu. Ona umie je naprawiać i ma moc, żeby je uruchomić - Merrill stwierdziła, spoglądając trochę niepewnie na dwóch Starożytnych.
Pomimo tego, że Aravasa znała już dość długo i świetnie im się, na ogół, rozmawiało, to dalej czuła pewien dystans i szacunek do niego przez wzgląd na to, kim był i jego wiedzę.
- Morrigan na pewno nam nie pomoże. To znaczy, inaczej - pomogłaby Inkwizytorce, ale nie Solasowi. Ma powody, by tak postępować - Aravas uśmiechnął się do swojego przyjaciela, dając tym samym znać, że wie dlaczego czarownica nie przepadała za Fen'Harelem.
- Może Isella mogłaby z nią porozmawiać, w takim razie? Bez mówienia jej o tym, że pracuje nad tym Solas.
Czarnowłosa przycupnęła obok z naczyniem wypełnionym aromatyczną herbatą. Upiła kilka łyków, ukradkowo rozglądając się po pięknym wnętrzu, w którym miała okazję się znajdować.
- To zajęłoby trochę czasu, a zakładam, że niespecjalnie go mamy. - Aravas spojrzał na mężczyznę, unosząc brew. - Właśnie. W pałacu są podziemne skrytki, ukryte dość głęboko. Prawdopodobnie nie zostały zniszczone, a co istotniejsze przedmioty mogą być tam składowane. Poza tym, zawsze zostają nam starożytne świątynie i grobowce. Starożytni lubili zostawiać eluviany wszędzie, aby mieć szybki i łatwy dostęp.
Aravas zdawał sobie sprawę z tego, że obaj doskonale orientowali się w położeniu różnych świątyń i katakumb - mniej lub bardziej, oczywiście. Nie wszystkie zostały odkryte, oczywiście, na przestrzeni tych lat.


Pan Vincent - 2017-09-10, 01:23

Moja Najdroższa Przyjaciółko
Pisząc do Ciebie ten list, znajduję się w całkowitej rozsypce i sam już nie jestem pewien, kim jestem, co myślę i czy w ogóle powinienem jeszcze myśleć, czy może lepiej darować sobie cały ten niepotrzebny i niezwykle zagmatwany proces, bo przywodzi mi chyba jeszcze więcej zmartwień, niż rozwiązań!
Mojej ostatniej Nocy w Podniebnej Twierdzy, wróciłem do swych komnat, spodziewając się tam spotkać sama wiesz Kogo, ale miast niego, odnalazłem kartkę, a na kartce, jak się zapewne domyślasz, wypisany list. Parę słów, twardych i szybkich jak cięcie nożem, tego też się musiałaś domyślić.
Zostałem postawiony przed ultimatum, muszę dokonać wyboru.
Udzielałaś mi już wielu dobrych rad, ale teraz potrzebuję kolejnej. Za miesiąc mam się pojawić w Twoich skromnych progach by umilić Ci szare dni swoją niezwykłą obecnością. Zjawiam się tam także po to by obmówić z pewną osobą kwestie ultimatum.
Ale ja naprawdę nie wiem, co powinienem zdecydować. Taka decyzja jest czymś niezwykle ważnym, a ja mam przed sobą kawał życia i to właśnie tego rodzaju wybory zadecydują o jego jakości.
Nie ustanawiam prawa w Tevinterze, nie mogę decydować o tym, kogo wpuszczą poza jego bramy. Tymczasem trudno wyobrazić sobie małżeństwo na odległość, nie uważasz? A może to ja źle rozumuję? Mielibyśmy stanowić parę, zalegalizowany związek, żyjąc na dwóch różnych końcach świata? Czy życie w strachu o to, czy kiedykolwiek go jeszcze ujrzę, będzie warte tych wszystkich wypraw? I jak będzie się miała moja kariera i życie osobiste, gdy ktokolwiek dowie się o moim rogatym sekrecie?
Proszę, napisz mi co o tym myśleć, jestem gotów zrobić cokolwiek mi powiesz. Nie umiem polegać na własnym umyśle, za dużo w nim serca, zupełnie niepotrzebnie, powtarzam!
Twój Oddany Przyjaciel.
PS - możesz przy okazji wspomnieć o tym, jak układa Ci się w Twoich sprawach. Szczegóły mile widziane!


- Wygląda na to, że naszym rozwiązaniem naprawdę stała się Morrigan. - Solas westchnął nieszczęśliwie, nakreślając na mapach kolejne miejsca ze świątyniami.
Perspektywa jego spotkania z pyskatą czarodziejką, nie należała do wyjątkowo wesołych. Jeśli miał być szery, wolał unikać jej towarzystwa. Po tym, czego dopuścił się w imię swych idei, na pewno przestał być przez nią obdarzany choćby i cieniem sympatii, a nawet o wspomniany cień było w przypadku Morrigan wyjątkowo trudno.
- Okłamywanie tak potężnej osoby jest absolutnie bezsensowne i pozbawione logiki - skwitował ponuro propozycję Merrill i chwycił w dłoń pozostały kielich, zanurzając w nim pobieżnie wargi. - Myślałem o tym, żeby się z nią po prostu skontaktować. Prosiłem już Inkwizytorkę o pomoc w tej sprawie, obiecała się tym zająć. Myślę, że to kwestia paru dni. Możliwe, że będę umiał... Dojść z nią do jakichś wniosków w sprawie eluvianu. - Obrócił się plecami, powracając do zaznaczania na mapach kolejnych miejsc.
- Swoją drogą - dłoń z zanurzonym w farbie pędzlem zatrzymała się o cale od pergaminu - wolałbym żebyśmy nie krążyli po grobowcach. Już raz dopuściłem do splądrowania świętego miejsca. Nie chciałbym już do tego nigdy więcej dopuścić.
Urwał, chrząkając cicho. Wspomnienie o Studni Smutków, prowadziło go natychmiast do Mythal, a myślenie o niej, sprawiało, że natychmiast miał ochotę...
Te bolesne skurcze żołądka, ścisk w płucach, wyrzuty sumienia były okropne, najgorsze.
To nie tak miało wyglądać - huczało mu w głowie - to nie tak miało się skończyć!
- Jakieś przemyślenia co do potencjalnego składu drużyny poszukiwawczej? - Wychrypiał, nie odwracając się wciąż do dwójki gości. Merrill nie mogła go znać na tyle dobrze by wiedzieć, co działo się w jego wnętrzu, ale Aravas wciąż potrafił czytać z jego twarzy jak z otwartej księgi. Wolał się nie narażać na niepotrzebne pytania, w których jego dawny przyjaciel był prawdziwym mistrzem.


Draco - 2017-09-10, 02:00

- Morrigan chce jednego - lustra. Jeśli użyczymy jej jednego, problem prawdopodobnie rozwiąże się sam - odparła Merrill, upijając kilka łyków herbaty.
Aravas nie zabrał w tej sprawie głosu, przyglądając się mężczyźnie, którego zawsze traktował trochę jak młodszego brata. Nie byli spokrewnieni, przynajmniej nie w prostej linii, ale długowłosy blondyn zawsze miał ciepłe uczucia w stosunku do Fen'Harela. Był też jednym z pierwszych, który poszedł za Solasem, który bardzo otwarcie okazał swoje niezadowolenie z powodu postępowania evanuris.
Widział, że Fen'Harel nie pogodził się z swoją decyzją, którą podjął jakiś czas temu. Ciążyło mu na sercu to, jakie skutki ona przyniosła - Starożytni nie powstali, Zasłona dalej istniała, a Elvhenan jest zniszczony. Aravas także przeżył tę trudną prawdę bardzo boleśnie i nie potrafił w dalszym ciągu przywyknąć do myśli, że... Jeśli nie pojawiał się na Rozdrożach zbyt często, białowłosy był w stanie wmówić sobie, że w zasadzie nic wielkiego się nie wydarzyło. To koiło duszę na jakąś drobną chwilę.
- Ja... jeśli chcesz kogoś z Inkwizycji, może Cassandra albo Isella - nieśmiało zaproponowała Merrill, zauważając, że białowłosy nie zamierza odpowiedzieć. - Chociaż Isella może być trudna do zwerbowania, ma zdaje się dużo pracy...
Aravas od początku przyjął, że co się stało kilka tysięcy lat temu, nie może tak po prostu zostać naprawione w chwilę - jeden czar nie poskutkuje. Mógłby, owszem, ale jakie były na to szanse? Czy warto byłoby ryzykować i w razie czego stworzyć przyszłość, którą Koryfeusz planował dla świata? Czy było to warte?
Starożytny wiedział, że jeszcze długo będzie Solasa palić poczucie winy i smutek z tego powodu - nie było się czemu dziwić. Ale mieli co robić w tym świecie. Szczególnie teraz, gdy Inkwizytorka umożliwiła im działanie, otworzyła drzwi, które przez wiele lat były zamknięte.
Ciepła, opiekuńcza fala energii otoczyła Merrill, omijając ją zgrabnie na swojej drodze, lecąc miękko w stronę Solasa. Była niewidzialna, niewyczuwalna dla tych, dla których nie była przeznaczona, ale gdy trafiła na swojego odbiorcę, przylgnęła do Fen'Harela jak druga skóra, głaszcząc go i dając cichą akceptację jego decyzji. Zarówno tej, która kiedyś wywołała Zasłonę, jak i tej, która jej nie zdjęła.
- Znalazłem kilka miejsc spoczynku Starożytnych, Solasie. Chciałbym, żebyś się tym zajął.
Uśmiechnął się lekko, gdy jego przyjaciel podniósł głowę, zaskoczony.
- Zrobiłbyś to?

- Inkwizytorko - Isella usłyszała wołanie za sobą.
Gdy odwróciła się, uśmiechała się do niej twarz Josephine.
- Mam odpowiedź od Morrigan. Zapowiedziała, że mamy się jej spodziewać jutrzejszego popołudnia. A, i masz list od Doriana. - Orlezjanka podała jej kopertę i odeszła, dając jasnowłosej chwilę na to, aby zapoznać się z nim w samotności.
Isella skierowała się w kierunku gabinetu, czytając po drodze. Zmarszczyła brwi.
Czy mogła mu radzić w kwestiach miłosnych? Sama nie wiedziała. Namoczyła pióro, przygryzając jego końcówkę, myśląc. Westchnęła ciężko i zaczęła w końcu pisać.

"Mój Uroczy Przyjacielu,

Nie wiem, czy jestem najlepszą osobą do tego, aby w takiej kwestii Ci pomagać, ale spróbuję. Uważam, że nie warto się poddawać. Czy wasz związek przetrwa, jeśli będzie na odległość? Czy uda się ściągnąć Go do Ciebie? Nie wiem sama. Jeśli Go kochasz, a wiem, że tak jest - musisz sam podjąć tę decyzję, bo nikt nie sprawi, że poczujesz się z nią pewnie, jeśli nie będzie Twoja.
Jednakże szczęście jest warte kompromisów, a związki właśnie nimi są. Powiedz mu o swoich obawach i spróbujcie razem to rozwiązać. Co Ty na to?
PS Z Nim jest fantastycznie, zawodowo - kiepsko. Ale założę się, że o tym, jak źle jest dawno wiesz - świat uwielbia plotkować.
Nie wiem jak zgadłeś, ale całkowicie się odblokował. I jest naprawdę... fantastyczny. Zarumieniłam się!
Tęsknie za Tobą, przyjacielu. Przyjeżdżaj szybciej!"


Pan Vincent - 2017-09-10, 02:46

Obrady w sprawie wyprawy po eluviany, trwały do niemalże samego wieczora.
Zdążyli wybrać idealny, zdawałoby się, skład, który miał im pozwolić na szybką i sprawną eksplorację każdego z zaznaczonych przez Solasa miejsc.
Wśród wybranych znalazła się debatująca trójka elfów, Cassandra (potrzebowali mieć przy sobie dobrego wojownika i ludzki autorytet) oraz Variel i Carias - jego zaufani i sprawdzeni szpiedzy, a także Starożytni. To dawało im zespół samych doświadczonych i przydatnych jednostek, a tylko na takich im zależało.
Gdyby to zależało od samego apostaty, wziąłby ze sobą Inkwizytorkę - wiedział, że była ona niezwykle cennym sojusznikiem, nawet w tak skomplikowanym przedsięwzięciu jak poszukiwania Starożytnych i eluvianów, ale miała prawdopodobnie tyle zajęć, że wyśmiałaby go gdyby tylko zaproponował tę szaloną opcję.
Nie, może nie wyśmiała, może wręcz przeciwnie - zgodziłaby się i pojechała z nim, a potem obowiązki zwaliłby się ciężko na jej biedną głowę i musiałby patrzeć jak męczy się i użera z całym tabunem spraw "na już". Nie, nie chciał gotować swej ukochanej takiego losu.
Wiedział, że będzie za nią bardzo tęsknił, ale... Być może wyprawa nie będzie tak długa, jak się tego obawiał. A jeśli będzie, to...
To musiał pamiętać, że robił to dla niej, że wdzięczność Lavellan będzie najlepszą nagrodą za wszystkie trudy i tęsknoty.
Ustalili, że początek wyprawy odbędzie się na początku następnego tygodnia - według słów Aravasa, ta data układała się pomyślnie względem planów Inkwizytorki i wszelkich świąt Dalijczyków. Jeśli udałoby im się zebrać i naprawić parę eluvianów do czasu następnej pełni, Vir Dirthara stałaby już przed nimi otworem wraz z pierwszym powiewem jesieni.
Sporządzili listę niezbędnych przedmiotów i małych zapasów, które pozwoliłyby im na przetrwanie w każdych warunkach i ponieważ nie pozostało nic innego, obrada została zakończona.
Solas podniósł się z krzesła i odprowadził gości do eluvianu, żegnając się z Merrill dostojnym skinieniem głowy. Elfka była na tyle przyjemną, pomysłową i ciepłą osobą, że zdążył ją mimowolnie polubić i myśleć o niej jak o dobrej znajomej.
Aravas obrócił się i już, już, miał zniknąć za płynną taflą lustra, gdy został złapany za ramię.
Apostata chrząknął, spuszczając wzrok.
- Dziękuję ci. - Powiedział wreszcie i pozwolił przyjacielowi udać się do Twierdzy. Nie musiał przecież tłumaczyć, za co takiego dziękował.
Mogło minąć parę tysięcy lat, ale i tak obaj rozumieli się bez słów.

Po odświeżeniu się w łaźni, uznał, że nadszedł odpowiedni czas na udanie się wprost do komnat Inkwizytorki. Nie zjawiała się w jego sypialni pomimo późnej pory, uznał więc, że to on (zgodnie z niedbale rzuconą propozycją, z resztą) się do niej uda.
Eluvian zasyczał cicho, wypuszczając go korytarzu. Odchrząknął i przeszedł przez salę tronową, udając się do konkretnych drzwi.
W środku panowała całkowita ciemność i wyglądało na to, że Isella wciąż nie zakończyła swego dnia. Było to dość osobliwe, biorąc pod uwagę późną porę, ale z drugiej strony...
Czy nie była to idealna okazja do zrobienia swej ukochanej drobnej niespodzianki?
Napuścił do wielkiej balii gorącej wody, skropił ją pachnącym olejkiem (uwielbiał jego zapach, to właśnie tym pachniała skóra jego ukochanej, niezwykle dobraną mieszanką kwiatową) i rozsiadł się wygodnie na łożu, sięgając po jedną z pozostawionych przez elfkę ksiąg.
Nie minęła chwila, gdy do jego uszu dotarł odgłos jej kroków. Wyprostował się i wygiął usta w zapraszającym uśmieszku, podchodząc wolno do drzwi, które po chwili zostały pchnięte z tak dużym rozmachem, że musiał je przytrzymać by nie uderzyły go w twarz.
- Witaj - rzucił miękko, przyciągając zaskoczoną Inkwizytorkę w swoje ramiona. - Domyślam się, że twój dzień nie należał do zbyt udanych?


Draco - 2017-09-10, 03:18

- Nie podoba mi się, że mam z nimi jechać - przyznała Cassandra, spoglądając na swoją przyjaciółkę.
Inkwizytorka siedziała właśnie w fotelu w swoim gabinecie, który na każdym kroku przypominał Solasa i piła herbatę, którą uwielbiał tamten elf... Poszukiwaczka miała ochotę uderzyć się w twarz z tego wszystkiego.
Nie mogła ukryć niezbyt pozytywnych emocji w stosunku do apostaty - nie miała też powodów, aby to robić. Była stuprocentowo zwolniona z poczucia winy, bo z nich wszystkich to właśnie Solas planował zagładę całego świata, chociaż jedną taką pomógł nawet powstrzymać. To było zbyt okrutne i nic dziwnego, wojowniczka czuła się po prostu zdradzona.
Nawet Byk, którego szczerze podejrzewała o to, że wybierze qunari podczas powstrzymywania operacji "Smoczy Oddech" - nie zrobił tego. Okazało się, że ktoś, z kim tak dobrze jej się rozmawiało pomimo wielu różnic, które ich dzieliły okazał się być tym, kto dzierżył sztylet w dłoni i tylko czekał na odpowiedni moment.
- Wiem, ale zostałaś zasugerowana przez Merrill, a wybrana przez wszystkich. Skoro tak, jedź - Isella uśmiechnęła się do niej znad papierów, które podpisywała.
- Nie ufam mu, dobrze o tym wiesz.
Isella westchnęła i przymknęła powieki na krótką chwilę, odchylając się w fotelu, aby oprzeć plecy o oparcie.
- Wiem. Jeśli chcesz, mogę cię odwołać i dać kogoś innego.
- Nie! - Cassandra zareagowała od razu, żywiołowo. - To byłoby uwłaczające mojej pozycji. Po prostu... dzielę się z tobą moimi emocjami. Jak z przyjaciółką.
- Może nie będzie tak źle? - Isella spróbowała ją pocieszyć, ale to chyba było na nic. - W ostateczności, nie musisz wcale z nimi rozmawiać. Jeśli chcesz, zwracaj się tylko do Aravasa i Merrill, problem z głowy. Ignoruj resztę, jak powietrze.

Było już bardzo, bardzo późno, gdy szła do swojej sypialni. Isella pamiętała o gorącej prośbie Solasa, aby odwiedzić go pod koniec dnia, ale przygotowanie ekspedycji Solasa spoczywało częściowo na niej, musiała się tym zająć. Część korespondencji musiała osobiście nadzorować i odpisywać, nawet jeśli pomagała jej w tym Josephine. O sprawach Boskiej nie wspominając. Poza tym, zostawała biblioteka, do której chciała chodzić tak często, jak mogła; Morrigan zamierzała się pojawić i... Właśnie, Isella zapomniała powiedzieć o niej Solasowi.
Westchnęła ciężko, ale już nie miała siły iść do eluvianu, po prostu wspięła się na schody i otworzyła drzwi, a tam...
- Och. - Nie brzmiała zbyt inteligentnie. Uśmiechnęła się lekko, obejmując Solasa, wtulając się w przyjemnie pachnące ciało. - Bardzo męczący - mruknęła cicho.
Weszli głębiej. Isella odłożyła dzierżoną książkę na stoliczek, stojący obok kanapy i przeciągnęła się. Czuła zapach swoich olejków w pomieszczeniu.
- Zrobiłeś mi kąpiel? - spytała, zaskoczona, a gdy Solas potwierdził, uśmiechnęła się rozczulona. Wtuliła się w niego raz jeszcze, przymykając powieki. - Ma serannas, vhenan. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Kilka chwil później byli już w wielkiej bali, nadzy. Przymknęła powieki, pozwalając, by gorąca woda rozluźniła ją, by ramiona Solasa objęły ją. Opierała się plecami o jego tors, a palce jej dłoni gładziły prawe udo.
- Wiesz, że Byk oświadczył się Dorianowi?


Pan Vincent - 2017-09-10, 03:56

Siedzieli w wielkiej drewnianej balii, w gorącej wodzie pachnącej przejmująco kwiatami. Para unosiła się wokół, przyjmując malownicze, rozmywające się stale kształty.
Solas opierał się wygodnie o drewnianą krawędź, gładząc drobne ciało kochanki. Zataczał dłońmi małe okręgi, od łuku bioder do jej piersi i z powrotem.
- Wiesz, że Byk oświadczył się Dorianowi? - Momentalnie zesztywniał cały i musiał się aż wygiąć by popatrzyć partnerce w oczy.
Byk? Dorianowi? OŚWIADCZYŁ?!
Huczało mu w głowie, podczas gdy jego szczęki coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa, lecąc w dół i w dół, na samą ziemię.
- Zaczekaj - udało mu się w końcu wydusić, przypominając sobie jak się w ogóle mówiło. - Przecież qunari nie biorą ślubów. Tevinterscy mężczyźni też nie. Skąd ta nagła... Decyzja?
Nie umiał zapanować nad szokiem, który przebijał się śmiało przez zwykle zrównoważony, miły ton głosu.
Naprawdę nie potrafił zrozumieć, co musiało pchnąć Żelaznego Byka do takiej decyzji. Przecież i tak wszyscy wiedzieli o tym, że spotykał się z Dorianem Pavusem - od plotek na ich temat huczało w każdym miejscu, które zdążyli odwiedzić.
Ich barwny duet był raczej niemożliwy do przeoczenia. Szczególnie kiedy utrudniali to swoimi genialnymi pomysłami na oddawanie się miłosnym uniesieniom w wyjątkowo publicznych miejscach.
- Nie twierdzę, że nie życzę im szczęścia - wymruczał pośpiesznie, wzdychając pod nosem. - Po prostu jest to odrobinę... Zaskakujące. Nie wydawali się nigdy być na tyle romantycznymi osobami. Co na to wszystko odpowiedział Dorian?


Draco - 2017-09-10, 04:10

- Nie wiem. Może to jakiś sposób na to, by pokazać mu jak bardzo poważny jest w stosunku do ich związku albo uznał, że skoro inni ludzie biorą śluby, Dorian będzie uwielbiał ten pomysł. Nie mam pojęcia, nie rozmawiałam z Bykiem - wzruszyła lekko ramionami.
Uniosła jedną nogę tak, aby mokre kolano wystawało poza wodę, a stopa zatrzymywała Isellę i nie pozwalała jej tak spadać w dół.
Inkwizytorka spojrzała na mężczyznę, uśmiechając się szerzej.
- Uciekł. To miało miejsce dzień po balu, wtedy, jak zrobiłeś mi niespodziankę. - Miłe dla oka wygięcie warg ciągle nie mijało. - Spóźniłam się, bo rozmawiałam z Dorianem, który zbiegł z miejsca zdarzenia. Dziś dostałam od niego list, w którym napisał, że musi mnie prosić o radę, bo Byk postawił mu ultimatum - albo się godzi, albo mogą się rozejść. Dość ciekawa decyzja, jeśli chodzi o qunari, trzeba przyznać - mruknęła, poprawiając spięte włosy. Nie chciała ich moczyć póki co.
Isella zaczęła bawić się palcami jednej dłoni mężczyzny, głaszcząc ją, łaskocząc lekko.
- Nie wiem, czy jestem dobrą osobą do tego, by udzielać rad dotyczących miłości, wiesz? - parsknęła cicho.


Pan Vincent - 2017-09-10, 19:55

Przyglądał się zgrabnej nodze, przewieszonej w nonszalancki sposób przez krawędź balii - krople wody wędrowały niestrudzenie po delikatnej skórze, skapując na kamienną podłogę w akompaniamencie specyficznego odgłosu plaskania.
- Bez względu na to, co uważasz o sobie w sprawach związkowych, jesteś zapewne jedyną osobą, do której Dorian mógłby się w tej kwestii bezpośrednio poradzić - wymruczał, sięgając po mydło. Rozprowadzał pachnącą substancję na całym ciele Inkwizytorki, ciesząc się dotykiem jej skóry i przyjemnością, którą jej sprawiał przy każdym ruchu wprawnych dłoni.
Sobie poświęcił już o wiele mniej uwagi - szybkie, dokładne szorowanie, opłukanie w wodzie i już był gotowy.
Wynurzył się z wody i nieskrępowany swą nagością, przeszedł przez komnatę, wyciągając z szafy miękki, pachnący ręcznik. Wynoszenie i wnoszenie Iselli do kąpieli we własnych ramionach, stawało się powoli ich małą tradycją. Solas uwielbiał trzymać ją na rękach - była tak drobna i lekka, że nie stanowiło to dla niego żadnego problemu, a w jakiś sposób symbolizowało ich zażyłość, bliskość i oddanie.
Wiedział, że istniało wiele rodzajów związków - te, które rozwijały się stopniowo i na każde "kocham" czekały latami, te, w których "kocham" nie pojawiało się nigdy, zastępowane dzikim, agresywnym seksem i zwykłą lojalnością, a nawet i te, w których nie było lojalności - zastanawiał się czasem, który rodzaj związku miała ich dwójka.
I zawsze dochodził do tego samego wniosku - ich związek był piękny, jedyny w swoim rodzaju niepowtarzalny. Nie brakowało w nim niczego; seksu, namiętności, uczuć i zapewnień, szacunku i małych sprzeczek. Lavellan tak bardzo do niego pasowała, że nie wyobrażał siebie już z kimkolwiek innym. Wiedział, że to właśnie ona była przysłowiową jedyną, że żadna inna kobieta nie potrafiłaby wzbudzać w nim tak wielkich i żywych reakcji, takiego przywiązania, obsesji.
Ułożył szczupłe ciało kochanki na czerwonej pościeli, ale zamiast położyć się obok, pozostał między jej udami. Pociągłą twarz przeciął wymowny uśmieszek, gdy nachylił się nisko i ucałował jedno ze smukłych ud.
- Wciąż nie zapomniałem o swojej obietnicy - wymruczał i bez zbędnych tłumaczeń pochylił się by skosztować swej ukochanej w najintymniejszym z pocałunków.

Sny o jeziorze znów do niego wróciły.
Budził się w nich w tym samym miejscu - pośrodku jeziora, wśród ośnieżonych górskich szczytów i odległych świateł Twierdzy.
Woda była lodowata - jego ciało natychmiast zesztywniało z zimna, pokrywając się gęsią skórą. Rozejrzał się w popłochu za brzegiem, ale nie umiał go nigdzie dostrzec - mgła przesłaniała widoczność jak okiem sięgnąć.
Mokra odzież przylepiała mu się do ciała, sprawiając, że każdy jakikolwiek ruch był jeszcze trudniejszy do wykonania, niemalże niemożliwy. Zaczerpnął ostrożnie oddechu i zaczął do siebie mówić, bo wiedział, że tylko to pozwoli mu się skupić.
- To tylko sen - szczękał zębami, ale wciąż mógł otwierać usta, wciąż mógł próbować. - To tylko sen, zaraz się obudzę. Muszę się obudzić. To tylko sen. To tylko se...
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj - nieprawdziwa Isella przystanęła za nim, całując lekko w kark. Zadrżał wyraźniej, ale nie ruszył się z miejsca. Zamknął oczy i powtarzał dalej swoją mantrę, starając się skupić tylko i wyłącznie na niej.
- To tylko sen. T-to tylko... sen. To tylko sen...
- Jesteś całkiem zimny. Chciałbyś żebym cię ogrzała?
- To tylko sen. Zaraz się obudzę. Muszę się obudzić. To tylko sen.
Jego dłoń, kierowana siłą woli nieprawdziwej Inkwizytorki, pokierowała się na ciepłą pierś. Była tak... Cudownie rozgrzewająca, taka dobra...
- To tylko sen. - Dlaczego z każdą chwilą czuł, że napływa do niego coraz większy niepokój? Coś tu było naprawdę nie w porządku, przecież znał Isellę, wiedział, że... Że była obok, leżeli w jej łóżku, odpoczywali. - Chcę się obudzić!
- Spokojnie - jedwabisty szept załaskotał go w ucho, oddech sennej mary był gorący jak samo piekło. - Zaraz się tobą zajmę. Wszystko będzie w porządku.
Otworzył oczy i w tym samym momencie zrozumiał, jak wielkim to było błędem. Oczy Iselli nie były tymi, które zapamiętał. Nie nosiły w sobie nawet cienia szmaragdowej barwy.
Były całkowicie czerwone i miała ich wiele, wiele par.
- Musisz tylko pozwolić mi... - Przytuliła się do niego, wślizgując się w drżące ramiona dziwnie gadzim ruchem. - Wpuść mnie, Fen'Harelu.

Otworzył oczy.
Znajdował się w sypialni Inkwizytorki, wiedział o tym. Coś musiało go przebudzić, jakiś bodziec, albo zbyt wielki strach. Jego serce waliło jak młotem, a po ciele spływał lodowaty pot.
Przesunął dłonią po głowie, drapiąc delikatnie skórę.
Zbyt dużo paskudnych skojarzeń nasuwało mu się w związku z tym koszmarem. Te oczy, sposób, w jaki głos fałszywej Lavellan ulegał zniekształceniu...
Odruchu zerknął w dół, na pogrążoną we śnie ukochaną. Zmarszczył czoło, dostrzegając, że ona sama także pogrążona była w nieprzyjemnym śnie - jej cienka koszula nocna przylegała do spoconego ciała, a usta powtarzały coś uparcie, jękliwie.
Pochylił się i ułożył drżące ciało w swoich ramionach, szepcząc uspokajająco. Przymknął powieki i skoncentrował siłę woli na śnie ukochanej.
Zamierzał przekonać się, co ją dręczyło. Te koszmary nie były normalne, wiedział o tym. Musiał się tym zająć i stawić czoła ich lękom, cokolwiek je na nich zsyłało.


Draco - 2017-09-10, 21:22

Była w pięknym ogrodzie. Wszędzie, jak okiem sięgnąć były fioletowe róże - rosły na krzewach, które otaczały zagajnik, pełno ich było także na ziemi.
Kroczyła przez tę polanę, kierując się do jakiegoś miejsca. Miała silne poczucie podążania za czymś lub kimś, ale nie potrafiła przypomnieć sobie czego w zasadzie szukała.
Prowadził ją ptak, sowa. Świeciła delikatnymi blaskiem, mieniącym się błękitem - zupełnie, jakby był stworzony z tafli aktywnego eluvianu.
Nagle znalazła się na długim korytarzu. Nie mogła zobaczyć nieba, bo kwiaty stworzyły kokon, który nie pozwalał jej dostrzec niczego, prócz róż. Czuła niepokój, ale nie potrafiła go zidentyfikować z czymkolwiek.
I w oddali nagle zobaczyła Solasa. Uśmiechnęła się na jego widok, nawet jeśli sowa zniknęła i w tunelu z róż zrobiło się bardzo ciemno, tak, że ledwie go mogła dostrzec - podążała w jego stronę, niestrudzenie.
Wcześniej tego nie czuła, ale kolce kwiatów wbijały jej się w stopy, raniąc ją. Nie miała na sobie butów. Nie poddawała się, szła w stronę Starożytnego, który z jakiegoś powodu ubrany był w swoją zbroję Fen'Harela, którą dobrze pamiętała.
Patrzył na nią niewidzącym wzrokiem, a gdy była już tak blisko, tak... tak niedaleko zza jego ramienia wyłonił się cień. Cień o wielu parach oczu. Z początku miał chyba zamiar przybrać kształt wilka, czyli symbol przedstawiający Solasa, ale po nieudanej próbie z... gardła czarnego dymu wydobył się krzyk wściekłości, pochodzący z samych trzewi.
Cień okręcił się wokół Iselli, co sprawiło, że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Znikąd jej skóra zaczęła krwawić, na ciele pojawiły się mniejsze lub większe zadrapania.
Syknęła z bólu, chcąc się ruszyć, zbliżyć do Solasa, ale nie mogła... Róże topiły ją, pochłaniały. Próbowała się wyrwać, a ostre kolce kaleczyły jej ciało z każdym ruchem, szarpnięciem. Cień popłynął wolno w kierunku jej ukochanego.
- Nie! - krzyknęła, walcząc.
Zaczęła palić kwiaty, chociaż to sprawiało, że jej skóra z każdą chwilą była bardziej oparzona, nie poddawała się, próbując się uwolnić. I kiedy już myślała, że do niego dobiegnie, cień otulił się wokół Solasa i... zniknął. A z nim - jej ukochany.
- Nie! - powtórzyła rozpaczliwie, opadając na kopiec, na którym stał Solas. Chwilę zajęło jej, aby zrozumiała, że ta góra zrobiona była z... popiołów.
Ohydny zapach palonej skóry dotarł do jej nozdrzy, co sprawiło, że zaczęła kaszleć i dusić się.
Czyjś złowieszczy śmiech wypełniał jej umysł, nie mogła się skupić, myśleć o czymś innym, niż o tym, że brakowało jej oddechu.


Pan Vincent - 2017-09-10, 22:21

Włamanie się do umysłu Inkwizytorki nie było wcale takie trudne - Solas znał ją dobrze, na dodatek podczas koszmarów śniące istoty były podatniejsze na wpływy, ich umysły były niemalże całkowicie otwarte, gotowe na wtargnięcie.
To jednak dopiero we wnętrzu koszmaru napotkał prawdziwe trudności - horyzont przysłaniały ciernie i kłębiący się dym, czarny jak smoła, nieskończenie ciężki, gęsty.
Szedł jednak, zapierając się ze wszystkich sił o raniące go kolczaste pnącza - nie zważał na ból, który zadawały mu przy każdym kroku, rozcinając skórę na twarzy, ramionach i udach. Szedł i szedł, aż w oddali zamajaczył mu dziwny poblask, zupełnie jakby gdzieś daleko płonął ogromny stos.
Przyśpieszył kroku, w powietrzu zaszeleściły kosztowne tkaniny. Co? Dlaczego miał na sobie ceremonialne szaty? Niczego nie rozumiał, przecież zazwyczaj mógł kontrolować swój ubiór, wszystko.
Nagle ją zobaczył - wiła się, podpalając w popłochu wszystko dookoła. Była przerażona, jej twarz wykrzywiały spazmy najprawdziwszego strachu. Ciernie wiły się wokół niej niczym węże, rozmazując po bladej skórze smugi krwi.
Co ją tak przeraziło, co sprawiło, że wolała się podpalić niż pozostać w cierniach? Przecież musiała widzieć, że ogień na nie nie działał, że...
- Isella! - Wydarł się głośno, czując, jak niewidzialna siła zwala go momentalnie z nóg. Teraz musiał się czołgać, rozgarniając pnącza na boki żeby nie porwały go swe sidła. Gdzieś nad nim rozległ się przerażająco okrutny śmiech, rodem z najstraszniejszych otchłani Pustki. Śmiech przepełniony sadyzmem, śmiercią i okrutną satysfakcją. Śmiech należący do...
Stracił ciało - w jednej chwili z czołgającego się u dołu mężczyzny, stał się myślą, tchnieniem, bezcielesnym i nieskoncentrowanym przejawem energii.
Nie był jednak wolny - dążył w konkretnym kierunku, bardzo szybko i sprawnie - obrazy migały mu przed oczami, na niczym nie mógł skupić wzroku.
I wtedy nastąpiła całkowita cisza. Wszędzie wokół było cicho i ciemno. I... Sucho. Nie mógł oddychać, coś go przygniatało, otaczało zewsząd, nie dając możliwości wzięcia oddechu i... Musiał się poruszyć, brakowało mu powietrza, przecież to nie mogło się tak skończyć!
Nagle dotarł do niego pierwszy powiew powietrza - blada dłoń odgarnęła mu coś z twarzy, ktoś coś do niego mówił.
Isella coś do niego mówiła. Tak, to była ona!
Otworzył oczy i popatrzył na partnerkę, szczęśliwy, że ją zobaczył, że była bezpieczna.
- Twój sen - wykrztusił z siebie, kaszląc popiołem. - Musimy z niego natychmiast uciekać, vhenan. Obudź się, w ten sposób powinienem pójść zaraz za to...
Jego ostatnie słowa utknęły w dziwnym zgrzycie - bardzo odległym, a jednocześnie tak głośnym, że natychmiast rozbolała go głowa.
Korytarz rozpadał się na ich oczach - kamień po kamieniu, rozsypywał się na boki, aż nagle znaleźli się pośrodku... Niczego.
- Czuję twój zapach. - Rozległ się przejmujący, syczący szept. Dochodził znikąd i zewsząd jednocześnie. - Czuję twoje młode mięęęssssssso.
- Vhenan - Solas starł policzka część sadzy i chwycił kochankę w ramiona, potrząsając nią wściekle. - Uciekaj, proszę. Natychmiast się obudź, słyszysz?! Natychmiast!


Draco - 2017-09-10, 22:46

- Nie, nie, nie - szeptała uporczywie, a po jej policzkach płynęły słone łzy, które mieszały się z krwią.
Cała jej twarz i ciało było poranione przez róże, zaczerwienione od oparzeń, wszystko piekło ją z bólu, ale nie mogła się ruszyć, pokonana uczuciem osamotnienia, przerażenia i poczucia straty, która ją otulała.
Śmierć wiła się wokół, sprawiając, że nie mogła oddychać, więc dusiła się, ale Isella nie miała w sobie siły, by się ruszyć. Nie miała też gdzie - pokój kurczył się, wypełniał raniącymi ją różami.
Śmiech rozbrzmiewający w jej głowie sprawiał, że tonęła. I nagle poczuła jakiś ruch pod sobą. Uniosła powieki, ale mało co widziała. Ciemny dym otulał ją całą, niemalże nie było widać dłoni, którą wystawiła przed siebie.
Ale to nie powstrzymało ją przed tym, aby zaczęła grzebać w ciepłym popiole, aż w końcu trafiła na... twarz. Przybliżyła się, by móc zobaczyć kto to był i kopała dalej. Solas... Solas?
Niemal zachłysnęła się, zaskoczona, patrząc na niego szeroko otworzonymi oczami.
- Twój sen - jej ukochany wykrztusił z siebie, kaszląc popiołem. - Musimy z niego natychmiast uciekać, vhenan. Obudź się, w ten sposób powinienem pójść zaraz za to...
Sen. Sen... To był sen. I chociaż chciała się obudzić, powtórzyć jego słowa tyle razy, aby stały się prawdą - nie mogła. Jej usta były zupełnie jak zszyte, nie potrafiła wydobyć z siebie głosu.
Nagle wszystko zniknęło. Była razem z Solasem pośrodku niczego. Stała na czymś, ale nie widziała na czym, ani niczego poza czarnym, gęstym dymem, który ich otaczał.
- Czuję twój zapach. - Rozległ się przejmujący, syczący szept. Dochodził znikąd i zewsząd jednocześnie. - Czuję twoje młode mięęęssssssso.
Isellę przeszedł dreszcz po całym ciele. Stała sparaliżowana, próbując dostrzec cokolwiek, powiedzieć choć słowo, ale nie mogła, nie potrafiła - zupełnie, jakby nagle nie miała języka.
Nagle róże powróciły, ale na ich oczach zamieniały się w węże, które zaczęły wić się po jej poranionych nogach, kąsając ją przy okazji. Zaciskały się na niej, a ukłucia były bolesne i wyrywały z jej gardła wrzask.
- Vhenan - Poczuła dotyk na swoich ramionach, Solas potrząsając nią wściekle. Otworzyła oczy, które nie wiedziała kiedy zamknęła. - Uciekaj, proszę. Natychmiast się obudź, słyszysz?! Natychmiast!
- Nie mogę - wyszeptała, przestraszona.
Aravas uczył ją przecież tego, wiedziała jak to zrobić, jak wyrwać się z snów, jak robić to. Wiedziała! Dlaczego to nie działało?
Złapała się za głowę, gdy Studnia zaczęła szaleć. Nigdy nie odzywała się podczas znów, tym razem jednak...
"Uciekaj!"
"On jest niebezpieczny!"
"To on!"
"Tylko nie to..."
"UCIEKAJ!"
Isella wrzasnęła. Głosy nakładały się na siebie, tworząc kakofonię tak głośną, że nie była w stanie stać na nogach. Opadła na kolana, a węże otuliły ją całą, zaciskając się na jej szyi. Nie mogła oddychać, dusiła się, a z jej nosa i uszu zaczęła ciec krew.
Co tu się działo? To nie był koszmar, nie normalny. Nie mogła się obudzić. Nic nie działało.
- To tylko sen, tylko sen, tylko sen, tylko sen, tylko sen, tylko sen, tylko sen...
Znów usłyszała śmiech, ten sam, tak samo okropny i przejmujący, jak wcześniej. Poczuła, jak coś spada na jej głowę, jak przykrywa ją. Widziała jeszcze, jak twarz Solasa zastygła w przerażeniu, gdy węże wspinały się coraz wyżej i wyżej. A potem była już tylko ciemność i nie potrafiła złapać oddechu. Wszystko podeszło jej do gardła, czuła okropne mdłości.
Nic nie działało. Nie mogła się uwolnić. Nie miała na to tyle siły.


Pan Vincent - 2017-09-10, 23:25

- Isello, proszę - Solas nie miał już sił by utrzymywać elfkę z dala od łakomego spojrzenia największego z gadów. Ogromny, czarny wąż sunął w ich kierunku, rozpychając na boki pozostałe syczące stworzenia.
Był już coraz bliżej, a on... Miał coraz mniej tlenu i... Isella musiała natychmiast zadziałać, przecież nie mógł jej wyrzucić z własnego snu, to kosztowałoby go zbyt wiele mocy...
- Viane mar inan, ma esha'lin - cień ogromnego ciała przysłonił im widoczność, zgasił resztki pochodzącego znikąd światła. Solas zacisnął dłonie na ramionach ukochanej i przyciągnął ją mocno do siebie. Ze strachem uświadomił sobie, że Inkwizytorka była już bliska nieprzytomności. - Viane mar sal. - Z każdą chwilą przerażający szept podnosił się wyżej, aż w końcu siła wibrującego pomruku była tak ogromna, że głowa zdawała się mu pękać na dwoje. - Lasa. Em. In.*
Przerażająca siła wyrwała mu drobne ciało z ramion; mógł tylko bezradnie patrzeć jak jego ukochana unosi się wyżej i wyżej...
Nie, nie mógł na to pozwolić. Miał w sobie przecież boską moc. Moc Mythal. Wiedział, co powinien uczynić, wiedział jak zadziałać. Musiał tylko uświadomić sobie, że nawet w tym okropnym koszmarze mógł być sobą.
Był sobą. Był.
Czarne ramię o przerośniętych dłoniach i szponiastych palcach, wyciągnęło się w kierunku jasnowłosej dziewczyny. Zębata paszcza wygięła się w paskudnym uśmiechu i...
Solas obrócił się gwałtownie - jego oczy świeciły jasno niebieskawą poświatą, a twarz przybrała kamienny wyraz, zupełnie jakby w ułamku sekundy przemienił się w antyczny posąg.
Wyciągnął przed siebie dłoń, z której już teraz sączyły się nitki bladoniebieskiego światła.
- Ea darem. *- Wysyczał i wypuścił zaklęcie spomiędzy palców, czując jak ukształtowana starannie Pustka przemienia się w tunel, w gotowe wyjście. Podciągnął się do lewitującej Inkwizytorki i pozwolił by tunel wciągnął ich w swój wir. Oglądając się przez ramię, spotkał się wprost z żółtawymi, gadzimi ślepiami.
Wiedział, że nie był to ostatni raz gdy miał je oglądać.

Wylądowali z powrotem w łożu - oboje spoceni, drżący i... Co dziwniejsze, pokryci popiołem i krwią.
Zrzucił z nich przykrycie i przypadł do zanoszącej się szlochem Inkwizytorki, oglądając ostrożnie jej ciało. Nie miała na nim żadnych śladów ukąszeń, ani zadrapań... Jakim więc cudem?
- Chodź - wyszeptał, przyciągając ją mocno do siebie. - Już dobrze. To tylko sen. Tylko sen. - Powtarzał, choć sam przestał już w to wierzyć. Kark i przeguby piekły go wciąż niemiłosiernie, w głowie czuł ból tak ogromny, że ledwo mógł utrzymać otwarte powieki.
Isella trzęsła się w jego ramionach, zaciskając palce na każdym możliwym skrawku ciała. Pozwalał jej na to, kołysząc się lekko, dopóki nie odzyskała oddechu.
Dopiero wtedy odgarnął z jej ślicznej twarzy jasne kosmyki i starł łzy rękawem piżamy. Popatrzył na nią, zatroskany i westchnął głośno, nie odnajdując słów na to, co się właśnie wydarzyło.
- Czy chcesz się napić wody? - Zapytał w końcu, chcąc zabić jakoś tę przejmująco ciężką ciszę.

*Otwórz oczy, moje dziecko. Otwórz swoją duszę. Wpuść. Mnie. Do środka.
*Przepadnij.


Draco - 2017-09-10, 23:39

Czuła miękkie zaklęcie wokół siebie, magię otulającą ją, głaszczącą, uspokajającą. I nagle otworzyła szeroko oczy, widząc sklepienie swojej sypialni. Nabrała panicznie powietrza, zupełnie, jakby naprawdę się dusiła. Oddychała ciężko, a po policzkach po prostu płynęły łzy.
Ramiona Solasa znalazły się wokół niej, otulił ją całą, a ona nie wiedzą kiedy zaniosła się szlochem.
"To nie był sen" - przemówiła Studnia, ale Isella wiedziała o tym. Przesuwając palcami po pościeli czuła dalej ciepły popiół - coś, czego nie powinno być w tym pomieszczeniu, jeśli to byłby tylko wytwór jej wyobraźni.
Każdy głos Studni palił ją teraz, bolał tak bardzo, że nie była w stanie przestać krzywić się - i z płaczu, i z bólu.
Isella siedziała przytulona do mężczyzny, co chwilę dotykając go, wszędzie, gdzie tylko mogła. Chciała upewnić się, że był prawdziwy, że już nie spała, że była w Podniebnej Twierdzy. Na pytanie o wodę przytaknęła. Wysoka szklanka pełna świeżej, chłodnej wody znalazła się w jej dłoni chwilę później, przyprowadzona magią. Upiła łyk, ale zakrztusiła się, czując w ustach popiół i krew.
- To nie był sen. Vir'abelasan... oszalała - wyszeptała, patrząc na mężczyznę szeroko otworzonymi oczyma, pełnymi łez.
Zielone spojrzenie błyszczało niezdrowo.
- Studnia zaczęła krzyczeć, że to znowu on, że jest niebezpieczny, że... Kto to, Solas? Co to było? O co chodzi? Czemu Mythal wie kto to?
Oblizała wargę, a na niej wyczuła smak krwi. Przesunęła palcem po skórze, zdając sobie sprawę z tego, że jej nos zaczął krwawić. Przywołała do siebie ręcznik, by przytknąć go do siebie. Jej ciało dalej drżało, ciągle miała wrażenie, że czuje ukąszenia węży, raniące ją róże.
- Czemu to coś chce mojej duszy?
Jej broda trzęsła się, gdy uświadomiła sobie, co to przerażające coś szeptało. Rozumiała, zadziwiająco, każde słowo, ale nie cieszyło ją to tak, jak niegdyś, bo były one pełne okrucieństwa, szaleństwa, bólu, cierpienia...


Pan Vincent - 2017-09-11, 00:21

Solas spoglądał na swoją ukochaną, czując jak stopniowo ogarnia go coraz silniejsze poczucie przykrej bezradności. Chciał odpowiedzieć na wszystkie te słuszne zadane pytania, ale wiedział, że odpowiedzi wcale nie dadzą Inkwizytorce ukojenia, że jeśli dowie się prawdy, czekała ich będzie długa, długa rozmowa, pełna jeszcze większej ilości pytań, niektórych niezwykle trudnych, zawiłych.
Westchnął głęboko i wyciągnął dłoń by ułożyć ją na bladym policzku elfki. Pogładził kciukiem gładką skórę i wreszcie podniósł się miękko z łoża, naciągając na ramiona ciemny szlafrok.
- Ubierz się - polecił jej, kierując się do drzwi. - Chcę ci coś pokazać.
Chwycił za drobną dłoń i ruszył do eluvianu, pozwalając by tafla wyniosła ich wprost do jego komnaty. Nie tej sypialnianej, co prawda, ale tej, w której jeszcze tego samego dnia naradzał się z dwójką elfów w sprawie ich wyprawy po eluviany.
- Zastanawiałem się nad tym już jakiś czas temu - zaczął cicho, chwytając za brzeg komody by odsunąć ją jednym szarpnięciem silnych ramion. - Dawniej, gdy odwiedziłem twój sen, pojawiły się w nim evanuris. Twój umysł nie nadał im przypadkowych twarzy, wszystkie były odwzorowane w niemalże idealny sposób. Owszem odrobinę "ugładzone", jeśli mogę to tak ująć, ale tak, główny wyraz został ujęty bezbłędnie. Już wtedy wiedziałem, że musiałaś ich kiedyś zobaczyć, ale jeśli nie zobaczyć, to musiała ci ich pokazać studnia, być może wtedy, gdy śniłaś, kto wie.
Oczom Inkwizytorki ukazały się wszystkie mapy, plany i uwagi, parę starych i nowszych rysunków i ilustracji. Jakże musiała być zdziwiona, gdy apostata tak po prostu sięgnął do nich palcami, i - jeden po drugim - zrywał je ze ściany, pozwalając by opadały w nieładzie na ziemię.
Ponieważ nie o kartki i plany tutaj chodziło, a o to, co znajdowało się pod nimi. Kawałek po kawałku, na wierzch wychodziły coraz większe fragmenty malowidła, aż w końcu stało się one absolutnie jasne do odczytania.
Pociągłe twarze z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, głęboko osadzonymi oczami i podłużnymi twarzami, spoglądały tajemniczo z połuszczonego lekko malowidła. Wszyscy mieli w swych twarzach coś podobnego do Solasa, a jednak byli całkowicie inni. Wśród nich, po lewej stronie, namalowany był przystojny młodzieniec o kruczoczarnych włosach. Jako jedyny miał w swych oczach coś tak odpychającego, że nawet na nieruchomą podobiznę nie można było patrzeć dłużej niż chwilę.
Elf odsunął się wolno od ściany i wydał z siebie ponure westchnienie.
- Falon'Din - szepnął ze doskonale wyczuwalną zgrozą. - To on z jakiegoś powodu cię szuka, pragnie twojej duszy. To on pojawia się w twoich snach. Musiał się zbudzić, ale... Dlaczego? Nie mam pojęcia. Myślałem, że poza Zasłoną jest nieszkodliwy... Myliłem się. Znowu. - Jego głos załamał się lekko gdy obrócił się gwałtownie, starając ukryć się smutek, malujący na jego twarzy. - Ir abelas, vhenan.


Draco - 2017-09-11, 00:49

Isella nie zdążyła ubrać się jakoś sensownie. Po prostu nałożyła szlafrok, a na bose stopy włożyła puchate, białe kapcie, których nigdy nie nosiła.
Była prowadzona do lustra, a potem nagle pojawili się w jakimś pokoju. Było w niej kilka mebli, w tym stół, krzesło, czy szafy. Wyglądała nieco bardziej ponuro, niż reszta zamku.
Słuchała Solasa, marszcząc brwi.
Naprawdę jej umysł dokładnie odwzorował evanuris? Isella westchnęła, zaskoczona, przyglądając się temu, co robił Fen'Harel.
Inkwizytorka uniosła brew, zdezorientowana, gdy mężczyzna zaczął tak po prostu zrywać z ścian pergaminy z rysunkami, mapami, uwagami, wszystkim...
Chciała podnieść jedną z nich, zaintrygowana, ale nie mogła, bo zobaczyła fragmenty malowidła, za którymi krył się...
Nabrała powietrza, poznając te twarze. Faktycznie, były delikatnie inne, niż w jej śnie - ale różnice były tylko i wyłącznie w szczegółach, nie całokształcie.
Dotknęła palcami malowidła, przyglądając się każdemu z nich, aż trafiła na ciemnowłosego mężczyznę. Okazało się, że rzeźby, które zdarzyło się Iselli widywać na Rozdrożach, czy też w świątyniach elfów w Thedas były zaskakująco wierne.
- W dalijskich legendach był bogiem śmierci i fortuny. Czym jest naprawdę? - spojrzała na Solasa, ale ten odwrócił się, jego głos załamał się i...
Isella westchnęła, kładąc dłoń na jego ramieniu. Przytuliła go do siebie, całując lekko jego czoło.
- Nie dramatyzuj. Obudziłeś się ty, Aravas, większość twoich ludzi; oni też mogli. A on to zrobił. Miałeś dobre intencje, nie katuj się za to, co wydarzyło się tysiące lat temu - szepnęła cicho, całując go raz jeszcze.
Ciepło jej ciała, miała nadzieję, łagodziło trochę smutek, którego nie widziała, bo Solas ukrył twarz w jej włosach.
Isella milczała, patrząc na malowidło i ciemnowłosego mężczyznę, chociaż jego twarz sprawiała, że robiło jej się nieprzyjemnie.
- Nie jestem wartościowa dla żadnego Starożytnego, evanuris tym bardziej, więc czemu... - mruczała pod nosem i nagle... Sapnęła z zaskoczeniem.
"Fen'Harel." - szepnęła Studnia, ale Isella już wiedziała.
- On chce ciebie. - Solas odsunął twarz od Inkwizytorki i patrzył na nią, marszcząc brwi. - Jesteś zbyt potężny, od kiedy masz jeszcze moc Mythal. Nie może dostać cię tak po prostu. Ale ja... - urwała, uśmiechając się smętnie.
Zawiązała ciaśniej długi, biały szlafrok i westchnęła ciężko, przyglądając się malowidłu. Zwróciła uwagę na piękną kobietę, stojącą na przodzie ich wszystkich. Miała jasne włosy, jak Isella, ale bardzo długie. Miała wplecione w warkocz kwiaty, uśmiechała się - jako jedyna.
- Mythal - szepnęła Isella, dotykając ją palcami.
"Pani." - odezwały się szepty Vir'abelasan, przepełnione były szacunkiem.
- Jestem za słaba, by mu się opierać. Będzie próbował dalej. Co mam w takim razie zrobić? Jest coś, co pozwoli mi uchronić się przed nim? Cokolwiek - spytała Solasa, patrząc na niego.
Na samą myśl, że ktoś, do kogo niegdyś się modliła, ona i cały jej klan, wszyscy Dalijczycy - ktoś taki wywoływał tego rodzaju wizje, przepełnione bólem, strachem... zupełnie, jakby się tym karmił, jakby go to bardzo bawiło. Do kogoś takiego słali prośby? Ktoś taki miałby im pomóc?
Na samą myśl parsknęła niewesołym śmiechem, opierając się delikatnie o komodę, która wcześniej stała na miejscu malowidła.
- Ale jesteśmy głupi. Do kogoś takiego się modliliśmy? Do kogoś takiego? - sięgnęła do swojej twarzy, przecierając ją z niedowierzaniem.
W oczach czaiły się łzy.


Pan Vincent - 2017-09-11, 02:55

Spoglądając na twarz swej ukochanej, rozpoznawał na niej setki emocji - od zachwytu i ekscytacji, po smutek graniczący niemalże z powstrzymywaniem histerycznego, suchego szlochu.
Isella przyglądała się malowidłu, przesuwając po łuszczącej się już farbie swoimi pięknymi palcami - podążał za nimi spojrzeniem, starając się odnaleźć w sobie na tyle odwagi by odpowiedzieć na jej pytania. Ale jak miał odpowiedzieć na pytanie, kim tak naprawdę był Falon'Din?
- Był jednym z najpotężniejszych magów Arlathanu - zaczął, nieprzekonany czy to właśnie były słowa, których chciał użyć w stosunku do tak strasznej osoby. - Od samego początku interesował się fenomenem śmierci. Nie tylko samej w sobie, ale i jej pochodnych. Był jednym z pierwszych nekromantów, eksperymentował, badał, czasem wszelkimi kosztami. - Urwał, krzywiąc się na myśl o wszystkich "eksperymentach", których świadkiem i uczestnikami było tyle niewinnych istot... Wciąż pamiętał rozpaczliwe wołania ich dusz, krążących po Pustce. - To on rozpoczął wiele złych rzeczy, które sprawiły, że Elvhenan stawał się tylko gorszym i gorszym miejscem. To on sprawił, że niewolnictwo stało się codziennością. - Głos apostaty przybierał z każdym słowem na mocy, aż w końcu zmienił się w ochrypły okrzyk, drżący od niewstrzymywanego już oburzenia. - To przez niego bunt poprowadził do zabicia Mythal i to jego twarz była ostatnią, którą widziałem przed zaciągnięciem Zasłony!
Wyładowanie mocy uderzyło w pobliskie krzesło, rozłupując je w drobny mak. Solas stał dalej w miejscu, trzymając ramiona przyklejone do tułowia, dłonie zaciśnięte w pięści.
- Nie wiem czy istnieje coś, co będzie w stanie go powstrzymać. Musiał... Aktywować się w Pustce, obudzić się, otoczony nicością. To na pewno go rozwścieczyło. Ale... Na wszystkie świętości, dlaczego akurat on?! - Usiadł ciężko na ziemi, chowając twarz w dłoniach.
Milczał przez chwilę, pozwalając by ukochana gładziła go uspokajająco po ramionach. Był jej niewypowiedzianie wdzięczny za to, że nie komentowała jego wybuchu. Trwała przy nim, okazując mu swoje wsparcie, czekając aż da jej znać, czego pragnął. Była gotowa dać mu wszystko, wiedział o tym.
Ale to ona potrzebowała teraz jego wsparcia, dobrze o tym wiedział. Musiał się uspokoić i stawić czoła kłopotom.
- Być może podczas naszej podróży za eluvianami, natrafimy również na wskazówkę, która pozwoli nam ochronić cię przed jego wpływami. Do tej pory będziesz musiała jednak znajdować się pod stałą opieką kogoś, kto w razie czego wyciągnie cię z koszmaru. Podejrzewam, że Aravas będzie musiał pozostać z tobą w Twierdzy. Poradzę się go jeszcze w tej sprawie. - Westchnął ciężko, uderzając głową o ścianę. Nie mocno, był to po prostu gest absolutnego zdruzgotania, rozpaczy i rezygnacji.
Miał już dość wiecznego przeżywania piekła związanego z evanuris. Po prostu dość.
- A teraz chodź. Musimy z siebie zmyć cały ten brud - wymruczał i chwycił drobną dłoń i przeszedł przez eluvian, pozostawiając pomieszczenie w absolutnym nieładzie i głuchej, ciężkiej ciszy.


Draco - 2017-09-11, 03:16

Wybuch agresji Solasa pozostawił po sobie zaskoczenie Iselli. Nie okazała go jednak. Kucnęła obok i zaczęła głaskać mężczyznę po ramionach.
Wywnioskowała jedną, bardzo ważną rzecz - jeśli wszystko, co mówił Solas było prawdą, a nie miała powodów, by mu nie wierzyć - oficjalnie mieli naprawdę okropną sytuację. A w zasadzie, przesraną. Tak, to mało subtelne słowo opisywało doskonale ich położenie - byli w kompletnej dupie.
Isella wiedziała, jakie to uczucie być w tej Pustce, jakie emocje może wywołać i... Przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jeśli potrafił się wkraść do czyichś snów i wywołać takie rzeczy, jak pozostałości krwi i popiołu nawet po obudzeniu - jego potęga mogła być większa, niż w ogóle sobie to wyobrażała. Ponad wszelką wątpliwość Inkwizytorka nie chciała doświadczyć tego, co się stanie, gdy Falon'Din dopnie swego i posiądzie jej duszę - czy to w ogóle możliwe? Pewnie tak. Wzdrygnęła się raz jeszcze.
Bawił się z jej umysłem, jak tylko chciał i... Westchnęła ciężko.

Nie potrafiła już zasnąć tej nocy, więc poranek przywitał ją z wielkim kubkiem gorącej kawy, której zwykle nie pijała, i koniecznością zrobienia makijażu.
Nie mogła nie analizować tego snu, rozkładać go na czynniki pierwsze i wyciągać wnioski. Musiała dowiedzieć się o tym elfie tyle, ile zdołała - jeśli było to w ogóle możliwe.
Dalijskie elfy nie były najlepszym źródłem, aby zdobywać wiedzę o evanuris, to jest dość oczywiste. Dobry bóg, też coś. Isella krzywiła się na samą myśl.
- Morrigan przybyła - zapowiedziała Josephine.
Nie było jeszcze popołudnia, Solas nawet nie zdążył wyjść z Podniebnej Twierdzy. Dopiero wyszli z sypialni Inkwizytorki.
- Fantastycznie. Zaraz do niej pójdę.
Isella upiła duży łyk kawy, idąc za Josie. Solas podążał za nią - w końcu to dla niego Lavellan ściągnęła czarownicę.
Gdy tylko ich zobaczyła, uśmiechnęła się lekko cynicznie. Jej syn siedział na fotelu, patrząc w wesoło trzaskające polany w kominku. Isella mimowolnie drgnęła, przypominając sobie uczucie muskającego ją ognia.
- Witajcie - Inkwizytorka uśmiechnęła się lekko, choć mało pozytywnie, mimo wszystko. - Cieszę się, że zdecydowałaś się pojawić.
- Nie za darmo - Morrigan zauważyła, spoglądając znacząco na Solasa.
Nie, nie przepadała za nim. Czasem prowadzili interesujące rozmowy, trzeba przyznać - niektóre były absolutnie fascynujące. Nie mogła odmówić temu magowi niezwykłej wiedzy, ale przy okazji był bardzo podejrzany w ten oczywisty sposób. Nie krył się zbyt dobrze z tym, że miał jakieś inne zamiary.
Czasem się nie zgadzali, ale Solas nie był tak głupi, by ignorować Morrigan, to było pewne.


Pan Vincent - 2017-09-13, 21:20

- Spodziewałem, że dobro Inkwizytorki leży na sercu nas wszystkich - zauważył kwaśno Solas, ale powstrzymał się od dalszego komentarza, ucinając (zapewne ciętą i trafną) ripostę czarodziejki, zwykłym uniesieniem dłoni. - Dajmy sobie z tym spokój. Prawda jest taka, że nie tylko ty możesz pomóc nam, ale i my tobie, Morrigan. Nasza współpraca polegałaby na pewnym rodzaju wymiany. Mamy tu ekspertów od odnawiania eluvianów, gdybyś wstąpiła do naszego zespołu, szłoby nam to zapewne o wiele sprawniej. Domyślam się, że zostałaś już powiadomiona o celu uzyskaniu ich większej ilości. - Urwał na chwilę, czując palce splatające się z jego własnymi. Nie wiedział, dlaczego, ale świadomość, że Isella trzymała go za dłoń przy wszystkich zebranych, wprawiła go w lekkie zakłopotanie. Nie zamierzał jednak jej czegokolwiek odmawiać. Wiedział, że potrzebowała teraz jego wsparcia i zamierzał użyczyć jej go tyle, ile tylko chciał. - Sprawa ma na celu ogólne dobro i możliwość kształcenia Dalijczyków. Bez twojej pomocy wszystko szłoby o wiele mozolniej, dobrze wiesz, że cenię sobie twoje umiejętności. Jestem w stanie za nie zapłacić. - Ściągnął usta w grymasie niezadowolenia. - Nie tylko wiedzą, ale i samymi eluvianami. Co ty na to?

Dorian zajął miejsce obok Juliusza i potraktował go cierpkim uśmiechem; nie zdziwił się gdy w odpowiedzi otrzymał dokładnie to samo.
Na auli panowała atmosfera poddenerwowania, napięcia - była to bowiem druga rada, którą zwołano w bardzo niedalekim odstępie od tej pierwszej. Chodziły pogłoski o rzekomym stanie gotowości i poglądach rady, które wydawały się niesprzyjające względem reszty świata.
Dorian szczerze pogardzał większością Thedas, ale nie całym. Pozostawał skrawek ziemi, który mimowolnie obdarzał sentymentem, nieraz większym niż ten, którym darzył własną ojczyznę.
Westchnął nieszczęśliwie i skierował wzrok ku archontowi, wkraczającemu właśnie na salę w towarzystwie swych służących.
Elfi niewolnik pomógł starcowi zająć miejsce i wyszeptał mu do ucha parę słów, które zostały przez niego skwitowane cierpkim uśmiechem. Dorian skierował spojrzenie ku wyrazistej twarzy służącego - czasem zastanawiał się, jak to się stało, że to właśnie on spędzał u boku mężczyzny najwięcej czasu. Nie nosił na twarzy żadnego tatuażu, ale był elfem miejskim, nie było się więc czemu dziwić. Ale tym, co odróżniało go od pozostałych elfów, były rysy jego twarzy. Mocno odstające kości policzkowe, zarysowane szczęki i głęboko osadzone oczy. Blada cera kontrastowała wyraźnie z ciemnymi włosami, nadając mu nieco orientalnego wyglądu.
I wiecznie coś szeptał do ucha starego archonta, a ten zdawał się spijać jego każde słowo - gdzieś w tym wszystkim przestawało się dostrzegać rolę niewolnika, a zaczynało się widzieć coś zgoła innego, niemalże prawdziwego doradcę.
- Proszę o ciszę - rozległ się echem nieco ochrypły głos - naradę zacznę od przemowy Augustusa. Wysłuchajcie, proszę, jego słów.


Draco - 2017-09-13, 21:53

Morrigan zawsze wiedziała, że przyjdzie moment, w którym Solas będzie potrzebował jej pomocy. Wiedziała, że odzyska swoje lustro w ten lub inny sposób - mogła, równie dobrze, odszukać inne eluviany. Było to zadanie trudne, mozolne i wymagające wielu lat, ale w teorii istniała taka opcja.
Nie mówiła tego głośno, ale fakt, że nie musiała uciekać się do poszukiwania ich na większą skalę, niż czyniła to dotychczas był pocieszający.
- Zaczynasz mówić z sensem - przyznała, uśmiechając się lekko.

Isella nie mogła trzymać w tajemnicy tego, co wydarzyło się dzisiejszej nocy. Kobieta uznała, że najlepszą opcją będzie po prostu powiedzenie Aravasowi, szczególnie, że w tym czasie Morrigan rozmawiała z Solasem w ogrodzie Podniebnej Twierdzy. Nie chciała przeszkadzać albo nadzorować tę rozmowę - wolała dać im prywatność. Byli dorośli, na pewno się dogadają - a jeśli nie, dopiero wtedy zainterweniuje.
- Falon'Din, mówisz... - Białowłosy mruknął, spoglądając na Isellę badawczo. - Jest za Zasłoną, jak miałby obudzić się i manipulować snami...?
- Nie mam pojęcia. Ale obudziliśmy się cali w popiele i krwi, a Vir'abelasan całkowicie oszalało. Nigdy, przenigdy Studnia nie odzywała się w snach, nawet świadomych.
Isella siedziała na fotelu przy biurku w pokoju, który niegdyś należał do Solasa. Miała nogi przewieszone przez oparcie i zjadała właśnie drugą truskawkową babeczkę. Chciało jej się potwornie spać, ale... bała się chociażby zamknąć powieki.
- Jeśli to naprawdę on, jest gorzej, niż można by przypuszczać. Jeśli dysponuje potęgą, która pozwala mu zza Zasłony wywoływać tego rodzaju sny, to może zmusić kogoś do tego, aby... - Aravas westchnął ciężko, upijając kilka łyków herbaty.
- To będzie chciał obudzić resztę evanuris, zabić Fen'Harela i jego sojuszników - Isella dokończyła.
W jej oczach widać było zmęczenie, przerażenie.
- Solas chce, abyś został w Twierdzy, żeby mnie chronić od Falon'Dina. Boję się, że to nie wystarczy. Cholernie się boję, Aravasie.
Nie patrzyła mu w oczy, ale... Nie musiała. Strach wymalowany był na jej twarzy od samego początku tego dnia, czaił się gdzieś, tkwił w niej. Pamiętała doskonale to uczucie, gdy prawie traciła przytomność. Miała wrażenie, że coś wyrywa z niej, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Jakby jej dusza była wyrywana, wyrzucana. To było okropne i Isella wiedziała, że powtórzy się. Nie mogła uciec od Falon'Dina.
- Trzeba go znaleźć - mruknął Aravas, podnosząc się z kanapy. Kierował się do wyjścia. - Solas jest dalej w ogrodach? - Isella przytaknęła. - Pójdę do niego. Trzeba znaleźć Ilasdara. Jeśli się obudził, może uda się go zlokalizować w Pustce i uciszyć.
Drzwi zatrzasnęły się za białowłosym elfem. Isella westchnęła i opadła głowę o oparcie fotela. Przymknęła na chwilę powieki, ale przed oczami stanął jej widok Solasa pochłanianego przez cień. Drgnęła, otwierając szeroko oczy. Imię, którego użył Aravas cały czas brzęczało jej w głowie, odbijając się echem. Jej przyjaciel miał rację. Musieli go znaleźć.

- To co oferujesz, konkretnie? - mruknęła Morrigan, siedząc na ławce w ogrodzie.
Patrzyła na swojego syna, który czytał książkę nieopodal, leżąc na trawie. Mimowolnie kobieta uśmiechnęła się na ten widok.


Pan Vincent - 2017-09-14, 21:39

- Oferuję konkretny eluvian - Solas starał się by jego głos nie brzmiał tak cierpko, jak wybrzmiewał w jego głowie, ale miał wrażenie, że kiepsko mu to wychodziło. Nie chciał, naprawdę nie chciał oddawać Morrigan skradzionego wcześniej eluvianu, ale powody, dla których istniała ta blokada, były tak... Płytkie, można by rzec, że wstyd było mu się do nich przyznawać nawet samemu przed sobą. Milczał więc, podążając spojrzeniem w tym samym kierunku, w którym zapuszczały się kocie oczy czarodziejki, wpatrując się w zaczytanego w księdze Kierana.
- Ten sam, który odebrałem ci jakiś czas temu. Poza tym, jak już wcześniej wspomniałem, w grę wchodzi ogromna wiedza, której w życiu nie posiadłabyś bez naszej pomocy i dobrze o tym wiesz. - Urwał, sięgając po kielich z wodą. Zanurzył usta w chłodnej cieszy i westchnął błogo, czując ulgę dla spierzchniętych warg. Przez małą ilość snu i nerwy, jego ciało zaczynało z wolna protestować i dawać oznaki zmęczenia. Pod błękitnymi oczami widniały wyraźne sińce, a cera nabrała niezdrowo wręcz bladego odcienia. Wiedział jednak, że w najbliższych dniach, tym co liczyło się najbardziej, było działanie, a to wiązało się nieodzownie z brakiem wypoczynku.
- Chciałbym żeby nasza podróż odbyła się jak najszybciej. Wystąpiły pewne... okoliczności, które sprawiły, że sprawa Dalijczyków zeszła na drugi plan. Musimy skupić się na innym problemie, o wiele... Pilniejszym. - Dobierał słowa na tyle uważnie, by jego bystra rozmówczyni zrozumiała, że nie mógł i nie chciał rozmawiać o tym przy jej dziecku, oraz służących, którzy krzątali się co i rusz, a to by podlać kwiaty, a to by donieść tacę z pieczywem (jak gdyby ktokolwiek z nich miał zamiar je jeść...). - Kiedy byłabyś gotowa by wyruszyć? Muszę wiedzieć że...
Jego słowa przerwał trzask drzwi - Aravas zmierzał w kierunku ich zakątka z dość ponurą miną i nietrudno było wywnioskować, że musiał już zamienić parę słów z Lavellan.
- Zaczekaj, proszę - zwrócił się do przyjaciela, zanim ten zdążył się w ogóle odezwać. - Dobrze, że już jesteś, chciałem z tobą zamienić parę słów. Najpierw muszę znać odpowiedź na moje pytanie, Morrigan. Kiedy?


Draco - 2017-09-14, 22:13

Czarownica zwróciła swoje spojrzenie na mężczyznę, zaczynając uważnie go obserwować. Była inteligentną kobietą, dostrzegała niewyspanie, stres wymalowany na twarzy. Morrigan szczerze wątpiła, że takie emocje wywołują w nim Dalijczycy - byłoby to wielce nieprawdopodobne, co zresztą dalsze słowa Solasa potwierdziły. A więc pojawiły się inne okoliczności.
- Zależy kiedy opowiesz mi o okolicznościach zmiany planów - mruknęła, znów wracając spojrzeniem do swojego syna.
- To może chodźcie do gabinetu Lavellan. Tam jest wystarczająco cicho i prywatnie - zaproponował Aravas.
Propozycja spotkała się z ogólną akceptacją, dlatego też wszyscy przenieśli się do pomieszczenia pełnego malowideł, w którym to obecnie siedziała Isella, przysypiając nad książką. Kerian pozostał w bezpiecznym ogrodzie.
Nie słyszała pukania do drzwi, ani wchodzących do środka postaci. Ale poczuła dotyk na ramieniu i sprawił on ogromny chłód i niepokój.
- Otworzysz się dla mnie - usłyszała syczący szept, a gorący oddech otulił jej ucho.
Podniosła głowę, patrząc szeroko otwartymi oczyma ze strachu na twarz... Morrigan. Isella zamrugała, rozglądając się po pomieszczeniu. Był Solas i Aravas, wszyscy patrzyli na nią z niepokojem.
- Nie spodziewałam się was tu... - westchnęła, poprawiając się na fotelu.
Nie miała pojęcia kiedy zasnęła, ani jakim cudem... W jednej chwili jadła babeczkę i czytała książkę, a w drugiej - po prostu odpłynęła. Isella nie chciała jednak o tym mówić.
- Nie zdejmowałaś zaklęcia wygłuszającego, prawda? - upewnił się Aravas, a na krótkie skinienie głową, uśmiechnął się lekko. - Fantastycznie. Musimy znaleźć eluviany i sposób na to, aby dostać się zza Zasłonę.
Przyjaciel Iselli usiadł na kanapie, zakładając nogę na nogę. Zadziwiające było to, że nie wyglądał przy tym w żaden sposób mało dostojnie, czy niemęsko. Morrigan zaobserwowała to tylko u elfów, mieli jakiś wrodzony dar bycia dystyngowanym, nieważne co.
Czarnowłosa spojrzała na Starożytnych, przez chwilę mając wrażenie, że żartują.
- Tę Zasłonę? Tę samą, którą wywołał Fen'Harel? Chyba sobie kpicie.
- Nie, nie kpimy - mruknął Aravas. - Falon'Din lubi sobie co jakiś czas pokrzyżować plany, teraz nie jest inaczej. Isello?
Jasnowłosa westchnęła zaskoczona, gdy została włączona w rozmowę - zupełnie nagle i niespodziewanie. Ewidentnie elfka była bardzo rozkojarzona i nie mogła skupić się wystarczająco mocno na tym, co się w zasadzie działo.
- My... Hm. Miałam dzisiaj sen. Koszmar, w zasadzie. Na tyle realny, że ocknęłam się cała we krwi, nie mogłam się obudzić. W zasadzie, Solas wyrzucił nas z mojego snu. - Isella odgarnęła włosy z policzka, upijając resztki herbaty, które miała w filiżance.
- To, że nie mogłaś się obudzić nie świadczy...
- Isella umie śnić świadomie, a także budzić się z snów. Jest Śniącą. Nie tak potężną, jak Starożytni praktykujący to od wielu lat, ale w zasadzie niewiele jej brakuje. Studnia bardzo dobrze wypełnia luki - Aravas przerwał Morrigan wypowiedź, uśmiechając się doń, choć nie tak serdecznie, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. - Teraz nie było to możliwe przez potęgę tego, kto zsyłał ten sen. Właśnie tu leży problem.


Pan Vincent - 2017-09-14, 23:29

Ujrzenie Iselli w stanie, który wskazywał, że była ona bliska "odpływania" z przemęczenia, sprawiło, że poczuł się tylko jeszcze gorzej.
Tak bardzo chciał znaleźć jakiś sposób, dzięki któremu mógłby pomóc swej ukochanej od razu, jak za przyłożeniem dłoni... Tym czasem wydawało się, że operacja, którą musieli wykonać, była nie tylko ryzykowna, ale granicząca z cudem, bo miejsce, w którym znajdowała się Zasłona, było...
Cóż, dostać się do niego mogli naprawdę nieliczni - wymagało to bowiem ogromnej mocy, uporu i odporności na ból, który powodował natłok umęczonych dusz, wędrujących po Pustce.
W miejscu Zasłony kończyły się miejsca, gdzie duchy istniały wyłącznie jako radosny odblask uczuć, myśli. Dalekie korytarze świadomości prowadziły wgłąb i wgłąb przez duchy, które w swej nieszczęśliwej przypadłości zastygły w najpaskudniejszych emocjach, nie będąc już w stanie od nich uciec. Zatracały się w nich bez końca, stając się czymś niewiele lepszym od demona, choć na szczęście o wiele mniej potężnym.
Nie to jednak stanowiło największe zagrożenie w pobliżu obszaru zamknięcia evanuris. Solas postarał się aby okrąg nicości obracał się w najpaskudniejsze, najstraszliwsze obrazy, będące w stanie poruszyć nawet najbardziej zatwardziałe serca.
- To nie wchodzi w grę - westchnął, gdy w końcu udało mu się dojść do słowa. Mimowolnie musiał przyznać, że niemożliwość przegadania Aravasa była jednym, ale kiedy tuż obok znajdowała się dodatkowo Morrgian, stawało się to prawie niemożliwe. Żeby tak jeszcze ten potok słów wnosił wiele do ich rozmów...
Chrząknął, zażenowany swą złośliwością. W tej chwili cieszył się, że zebrani nie mogli słyszeć jego gorzkich myśli. To pewnie zmęczenie działało na niego w ten sposób. Tak bardzo chciał odpocząć... Jego umysł tego potrzebował, naprawdę.
- Nikt z nas nie da rady zbliżyć się do tego miejsca. Musimy znaleźć inny sposób na wyciszenie Falon'Dina. I kiedy mówię "wyciszenie", mam na myśli dokładnie ten proces. W przeciwnym wypadku będzie stanowił zbyt wielkie zagrożenie. Podejrzewam, że jest zdolny do obudzenia reszty w przeciągu paru chwil... - Zasępił się wyraźnie, przysiadając na krawędzi masywnego biurka. Przesunął dłonią po idealnie gładkim drewnie i uśmiechnął się smutno, nie zdając sobie z tego sprawy. - Wydaje mi się, że będziemy jednak musieli przełożyć podróż po eluviany na kiedy indziej. Zrozumiałem, że mamy o wiele mniej czasu, niż się nam wydaje. Jeśli tak wzburzony osobnik może poruszać się swobodnie po obszarze twojego snu - tu zwrócił się do Iselli - będzie mógł wkradać się także w inne sny, a to z kolei pozwoli mu na wykradanie coraz cenniejszych informacji. Postaram się do wieczora przemyśleć parę możliwości, które...
- To, co mówisz, jest całkowicie pozbawione sensu - Morrigan wydęła wargi, kręcąc głową. - Nie uda nam się upewnić w inny sposób, jak ten, który obejmuje przeszukanie Zasłony. Nie znam żadnych...
- Dość tego! - Krzyknął otwarcie, uderzając dłonią w chłodne drewno. - Powtarzam, że nikomu z nas nic podobnego się nie uda! Gdybym mógł zrobić to sam, już dawno by mnie tu nie było. Nie rozumiesz, że tam znajduje się już tylko to, co najgorsze? Dobrze wiem, o czym mówię! Sam ich tam zesłałem! - Wycedził, odrywając się od mebla w odruchu wściekłej bezradności. Podszedł do drzwi, dotknął klamki i cofnął się zaraz z powrotem. Jego twarz przestała wyrażać gniew; zamiast tego widniał na niej otwarty smutek.
- To jest to - powiedział nagle, łapiąc się za głowę. - Sam ich tam zesłałem. Mógłbym... Oczywiście nie sam - wtrącił szybko - mógłbym na jedną chwilę zmanipulować wszystkim tak by w pewien sposób utworzyć wąskie wejście. Mógłbym być oczami idącego. Wyłączenie zmysłu wzroku sprawiłoby, że negatywne obrazy traciłyby, z oczywistych względów, na przekazie. Potrzebuję więc tylko znaleźć osobę, która będzie moim ciałem. - Mówił do siebie odrobinę zbyt prędko. - Tak, to jest dokładnie to, czego potrzebujemy. Aravasie - uniósł wzrok, krzyżując spojrzenie z przyjacielem. - Na słówko, jeśli można.


Draco - 2017-09-15, 00:03

Morrigan była wzburzona zachowaniem Solasa. Cóż, zawsze drażniła ją ta maniera, którą przedstawiał sobą ten elf - wiem wszystko lepiej, a ty nie masz racji.
Czarnowłosa nie lubiła tego, szczególnie, że posiadała niezłą wiedzę. Flemeth nie była najlepszą matką, nawet dobrą, czy przeciętną - ale wiedzą dzieliła się przednio. Dała podwaliny temu, co później nadeszło - cała edukacja Morrigan ruszyła, napędzana przemożną chęcią uwolnienia się od matki i bycia bezpieczną.
- Twój plan zakłada, że jedna osoba zeszłaby do Zasłony i... co? Kazała Falon'Dinowi, żeby się zamknął, bo burzy spokój? Jak można wyciszyć kogoś, kto znajduje się już teraz w nicości?
Isella spojrzała na Morrigan i upiła jeszcze jeden, ostatni, łyk herbaty.
- Pewnie chodzi o Wyciszenie, które robi się magom. Technicznie rzecz biorąc, są tam w fizycznej formie, więc... Jest to możliwe. Skomplikowane i trudne jak cholera, ale...
Czarnowłosa patrzyła na Inkwizytorkę kilka chwil, ale odezwała się po raz kolejny dopiero wtedy, gdy Aravas wyszedł wraz z Solasem. A nie trwało to znowu tak długo, bo tuż po słowach Iselli, Starożytni postanowili opuścić gabinet Lavellan.
- Jak wyglądał ten sen? - Morrigan nie mogła ukryć tego, że była... zafascynowana.
Jeśli, faktycznie, kolejny z elfich bogów przebudził się w jakiś sposób i wywoływał tego rodzaju zabawy z umysłem... Cóż, czarownica czytała o tym rodzaju magii bardzo dokładnie, choć materiałów na temat tak doskonałej manipulacji było niewiele.
Isella zmuszona była do tego, aby opowiedzieć całość z szczegółami.

- Słucham? Wiesz, że ten pomysł jest tak bardzo ryzykowny, jak tylko się da? W zasadzie, to podróż w jedną stronę bez gwarancji powrotu - mruknął Aravas, gdy byli już w bezpiecznym, odosobnionym miejscu.


Pan Vincent - 2017-09-15, 22:29

- Dobrze wiesz, że nie mamy innego wyjścia - żachnął się Solas, nie kwapiąc się z tym by choćby udawać zainteresowanie zdaniem Aravasa. - Potrzebuję jedynie zdolnego ciała, zdolnego magicznie, niczego więcej. Znasz przecież rytuał Przeniesienia. Ze mną będzie bezpieczna. Morrigan. - Dodał na pytające spojrzenie Starożytnego. - Mam zamiar posłać w Pustkę Morrigan. Zanim coś powiesz, chcę żebyś zwrócił uwagę na pewne szczegóły!
Uniósł obie ręce, nie pozwalając w ten sposób dojść przyjacielowi do słowa. Dyszał ciężko, a cienie pod oczami stały się o wiele wyraźniejsze, gdy pochylił głowę, opierając się plecami o ścianę korytarza.
- Jest niezwykle zdolna i silna. Kiedy będę z nią połączony, przejmę kontrolę nad jej wszystkimi zmysłami, będę się z nią kontaktował jedynie za pomocą myśli. Potrzebuję przy sobie kogoś, kto pozwoli mi... To wszystko wytrzymać. - Nie podnosił wzroku. Nie potrafił.
- To ja sprowadziłem na elvhen to całe przekleństwo - jego głos drżał od niepowstrzymywanego smutku, rozpaczy i najzwyczajniejszego w świecie strachu. - I tylko ja wiem, jak sobie z nim poradzić. Potrzebuję cię wtedy przy sobie, Aravasie. Nie chcę popaść w szaleństwo. Muszę tam wysłać Morrigan, nie widzę innego rozwiązania, Inkwizytorka znalazłaby się w ten sposób w zbyt wielkim niebezpieczeństwie. Proszę - dopiero wtedy spojrzał na niego, unosząc dłonie by ułożyć je na szczupłych ramionach - proszę cię. Zgódź się i wspomóż mnie w tym planie, bo inaczej może dojść do jednej wielkiej tragedii.


Draco - 2017-09-15, 23:38

Aravas spoglądał na mężczyznę, który przedstawiał sobie zwykłą, czystą desperację. Zdarzały się momenty w ich życiu, gdzie można było doświadczyć takiego Solasa, ale nie były to częste sytuacje. Za każdym razem do takich emocji doprowadzały go evanuris i tym razem nie było wyjątków, ale Aravas widział, że tym razem było gorzej. Jego przyjaciel był kłębkiem nerwów, zestresowany, zdesperowany, aby znaleźć sposób. Nawet jeśli jest on bardzo niebezpieczny.
- Rytuał wymaga zaufania. Nie sądzę, żeby Morrigan ci ufała - mruknął Aravas, patrząc przyjacielowi w oczy. - Ale jeśli się zgodzi, pomogę. Chociaż jesteś szalony, Solasie.

- Cieszy mnie, że doceniacie moją wiedzę i umiejętności, ale nie sądzę, aby bycie zdanym na łaskę Solasa to moje marzenie.
- Morrigan, proszę... - szepnęła Isella. Ten dzień był cholernie trudny, ciężki i długi.
Czuła, jak jej oczy zamykają się, nawet teraz - nie mogła tego kontrolować, po prostu była wykończona. Wiedziała natomiast, że położenie się spać może skończyć się kolejnym koszmarem, a tego bała się najbardziej.
- To nie ty masz ryzykować życiem, Isello.
- Nie. Ja ryzykuję nim cały czas. To nie ciebie chce wykorzystać jakiś skończony pojeb, żeby zabić kogoś innego. To nie ty boisz się zasnąć we własnym łóżku, bo wiesz, że możesz się z tego nie obudzić. To nie ty czułaś, jak ktoś wyciąga z ciebie duszę i po prostu ją sobie bierze. To nie ty zamykałaś milion Szczelin, nie ty pokonywałaś jeszcze więcej demonów, nie ty podejmowałaś decyzję, które zmieniały bieg świata, nawet jeśli nie chciałam tego robić i nawet jeśli nie miałam kompetencji, aby w ogóle o tym myśleć.
Isella wybuchła, zmęczona, zirytowana i... czuła się tak bardzo przegrana. Wiedziała, że nie wytrzyma tak więcej, niż kilka dni, a nie miała gwarancji, że nie będzie to trwało dłużej.
W gabinecie zapadła cisza. Isella zagryzła wargę.
- Przepraszam - szepnęła i wyszła z pomieszczenia. Oparła się o ścianę obok, będąc w wąskim korytarzyku. Była sama, chociaż hałas zza drzwi po jej lewej świadczył o tym, że dalej wszyscy siedzieli w głównej sali - goście, pracownicy...
Ale Iselli trudno było o tym myśleć. Normalnie nie odczuwałaby tego aż tak bardzo, ale miała wrażenie, że każde zamknięcie oczu sprawia, że jej wola słabnie. W dodatku okropnie silny niepokój nie pozwalał jej być spokojną i opanowaną. Cały dzień miała wrażenie, że ktoś ją śledzi, prześladuje, ale nikogo nie było, prócz sów.
Bez przesady, nie będziesz bała się sów, myślała sobie, ale jednak patrzyła na nie z nieufnością. Coś było bardzo nie tak...


Pan Vincent - 2017-09-16, 00:29

-...raz zapomnij o swoim bólu i cierpieniach i postaraj się zrobić coś dla całego świata! - Wysyczał wściekle Solas, przysuwając się do czarownicy jeszcze bliżej. Błękitne tęczówki ciskały błyskawicami, a wargi krzywiły się wyraźnie przy każdym słowie. - Jeśli nam nie pomożesz, całe Thedas pogrąży się tak, czy siak w nicości. Jestem pewien, że Falon'Din nie będzie przejmował się naczyniem Mythal, jesteś dla niego tak samo mało ważna jak każdy inny człowiek.
- Wszystko wyglądałoby inaczej bez twojego krnąbrnego udziału - odcięła się Morrigan. Jej mina pozostawała kamienna, ale zdradzała ją drgająca powieka. Szczupłe palce wybijały specyficzny rytm o blat biurka. - Gdybyś nie postanowił wtedy porządzić się i zmienić świata według własnego wi...
- Solas! - Aravas zaryczał ostrzegawczo, w ostatniej chwili orientując się, do czego zdolny był apostata. Jego oczy zasłoniły się przez moment niebieskawą poświatą i chyba jedynie cudem udało mu się w porę powstrzymać swoje wrogie zamiary. Zmierzyli się spojrzeniami, trwając przez chwilę w absolutnej ciszy. Dopiero wtedy młodszy elf chrząknął, zmieszany i odsunął się na drugi koniec gabinetu.
- Nie rozumiem, jak możesz być w stosunku do niej tak bardzo obojętna - wyszeptał, kierując się wolno w stronę wyjścia. - Ludzie są tak cholernie płytcy i pozbawieni zdolności odczuwania. Mniejsza z tym. Poradzimy sobie bez cie...
- Nie, nie poradzicie. - Głos Morrigan drżał lekko, gdy wypowiedziała te parę pośpiesznych słów. - Przystąpimy do rytuału jutro po zmierzchu. Bądźcie gotowi i nie próbujcie mi do tego czasu przeszkadzać. A teraz, jeśli panowie pozwolą. Płytki człowiek chciałby porozmawiać ze swoim dzieckiem.
Po chwili ciszę przeciął głuchy trzask drzwi. Dopiero wtedy Aravas przypadł do przyjaciela i potrząsnął nim wściekle, nie pojmując, jak ten idiota w ogóle mógł stracić nad sobą panowanie w taki sposób.
- Oszalałeś?
Solas popatrzył na niego smutno, ciężko. Odsunął się lekko i opadł na krzesło, kręcąc głową.
- Oszaleję, jeśli nie uda mi się jej pomóc.


Draco - 2017-09-16, 00:46

Lavellan nie wiedziała jak długo stała przed własnym gabinetem z szeroko otwartymi oczami, ponieważ bała się nawet je przymknąć, choć na chwilę.
Drgnęła, zaskoczona, gdy zorientowała się, że ktoś otworzył drzwi. Widziała minę Morrigan, która nie wróżyła nic dobrego i Iselli zrobiło się bardzo głupio.
- Przepraszam, poniosło mnie. Masz syna, nikt nie powinien wywierać na tobie takiej presji - szepnęła Isella, ale nie patrzyła kobiecie w oczy. Nie mogła.
Czarnowłosa nie powiedziała nic, ale także nie odeszła. Stały tak w tym wąskim korytarzu, aż w końcu, niespodziewanie, Isella poczuła dłoń na swoim ramieniu.
Zaskoczona uniosła spojrzenie na kobietę i nie zobaczyła w niej wrogości, czy sarkazmu, jak się spodziewała.
- Już kiedyś powiedziałam ci, że Kerian poradzi sobie - ze mną lub beze mnie. Macie rację, jestem jednym z lepszych kandydatów.
I chociaż wypowiedziane słowa nie były w żaden sposób czułe, czy delikatne - niespodziewana postawa Morrigan wywarła niezłe wrażenie na Iselli. Czarownica odeszła, a ona została, bijąc się z myślami.
Zbliżała się noc, a Isella nie mogła tak po prostu pójść spać. Choć zmęczenie było ogromne, nie chciała fatygować kogokolwiek, aby jej towarzyszył, a przecież musiała.
Ale może istniał jakiś sposób, żeby nie spać? Isella tknięta tym pomysłem odbiła się od ściany i otworzyła drzwi swojego gabinetu. Zajrzała do środka, upewniając się, że dwóch Starożytnych dalej tam było.
- Jest jakiś sposób, żeby nie spać?

Morrigan weszła do sypialni, którą dzieliła z synem. Chłopiec leżał już w łożu, przebrany w pidżamę i ewidentnie czekał na mamę. Kiedy tylko kobieta pojawiła się w drzwiach, na ustach chłopca pojawił się subtelny uśmiech. Po tym, jak Flemeth zabrała cząstkę duszy Arcydemona, w zasadzie Kieran przestał mieć te okropne sny. Jej synek stał się bardziej pogodny, radośniejszy, choć nie mniej bystry i oczytany - Morrigan zadziwiało czasem, jak wiele chłopiec chciał wiedzieć i jak chętnie sięgał po tę wiedzę.
Czarownica od razu przytuliła syna, trzymała go mocno.
- Dusisz mnie - wyjąkał Kerian.
- Wiem - odpowiedziała czarnowłosa, ale nie puściła go. - Strasznie cię kocham.
- Ja ciebie też, mamo, ale nie duś mnie - wymamrotał chłopiec.
Gdy w końcu mama uwolniła go z uścisku - uśmiechnął się promiennie do kobiety.
- Coś się stało?
- Jeszcze nie, skarbie. Ale może - pogłaskała syna po włosach.
Chciała poczuć choć na chwilę jakąkolwiek namiastkę pewności, że jej decyzja była słuszna. Bała się. Nie mogła zaprzeczyć, chociaż chciała.


Pan Vincent - 2017-09-22, 21:13

- A ustawienie kręgu? - Aravas przystanął nad biurkiem i porwał z jego blatu niestarannie pobazgrane karty z, jak to nazwał je Solas, "planami" rytuału.
- Standardowy - usłyszał zdawkową odpowiedź i skrzywił się wyraźnie, potrząsając głową. - Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zmieniać położe...
- A może choćby i dlatego, że Morrigan będzie przechodziła w ten sposób pierwszy raz? Opamiętaj się wreszcie, nie chcesz jej tam wysłać na pewną śmierć! Musimy zadbać o to żeby...
- Aravasie, przestań. Powiedziałem ci już, że nie pozwolę na to by stała się jej krzywda. Każdy ból i wizja trafią do mnie, a wycofanie jej z Pustki będzie tylko kwestią jednego gestu. Nie zamierzam dzielić się z nią tym bólem, nie przekonasz mnie do tego.
- Niepotrzebnie chcesz to rozwiązywać w ten sposób. Nie mam zamiaru składać cię potem w całość, Solasie. Nic złego by się nie zdało, gdybyś pozwolił jej na przejęcie części wi.. Nawet nie próbuj mi przerywać! Nie obchodzi mnie to, kto zaczął, ani dlaczego uważasz, że to właśnie ty jesteś wszystkiemu winien. To spekulacje, których rozważanie podchodzi po coś równie bezużytecznego jak religia i filozofia: dobre dla starców, którzy nie mają już co począć z życiem, ale nie dla tych, którzy powinni działać! Morrigan jest silną kobietą, potężnym magiem i...
- I wystarczająco wiele przeszła już w swoim życiu. Wybacz mi, Aravasie. Nie zmienię zdania. - Powtórzył Solas i tylko Aravas wiedział, jak wiele kosztowało go by nie pieprznąć go prosto w czubek łysego łba. Odetchnął głęboko i odrzucił plany z powrotem na biurko, opadając ciężko na jedno z drewnianych krzeseł.
- Nie będę cię później składał - warknął tylko, obracając głowę w drugą stronę. Nie miał ochoty nawet patrzeć na tego upartego, przemądrzałego kretyna. - Twój upór doprowadzi cię kiedyś do własnej zguby.
- Wiem. - Odpowiedź Solasa brzmiała dziwnie pogodnie, miękko. - Potrzebuję księgi z dokładnym spisem...

Nie dokończył. Drzwi skrzypnęły cicho i do środka wkroczyła Lavellan - jej twarz nosiła wyraźne oznaki zmęczenia i choć wyraźnie starała się by jej krok był pewny, Solas mógł śmiało powiedzieć, że biedna Inkwizytorka z ledwością potrafiła się utrzymać na nogach.
- Jest jakiś sposób, żeby nie spać? - Zapytała, tak po prostu, bez żadnego "dobry wieczór", ani choćby pytania, co najlepszego porabiali w jej własnym gabinecie, mimo, że już dawno zapadł wieczór i w sumie nie powinno ich tu być. Cóż, sytuacja była nadzwyczajna, tu trzeba było się zgodzić, ale..
Musiała być naprawdę zmęczona. Takie zachowanie nie było podobne do Iselli, ani trochę.
Westchnął ciężko i posłał Aravasowi spojrzenie, po którym Starożytny podniósł się z krzesła i bez słowa opuścił komnatę, pozostawiając ich samym.
Dobrze. To właśnie tego teraz potrzebowali. Chwili samotności.
Odczekał chwilę i podniósł się zza biurka, przystępując delikatnie do ukochanej. Pochylił się nad nią i ucałował w czoło, zastanawiając się, jak ubrać w słowa swoje myśli.
- Możesz dziś spać przy mnie. - Wymruczał, całując ją jeszcze raz. - Ja i tak nie zamierzałem się dzisiaj kłaść. Muszę obmyślić parę rzeczy, posprawdzać schematy. Położysz się, a ja cały czas będę przy tobie. Co ty na to?


Draco - 2017-09-22, 21:30

-Nie chcę w ogóle spać - szepnęła, nieco sztywna.
Jej ciało było zmęczone i było to widać, ale bez przesady, była młoda, mogła w teorii po prostu nie spać. Kiedyś tak robiła, całe noce potrafiła rozmawiać z Elorą, a później normalnie funkcjonować w dzień - była nieco powolniejsza, czy mniej dokładna, ale nie mniej skuteczna w swojej codzienności.
- Kiedy tylko zamykam oczy, czuję, jak próbuje się włamać. Może mi się wydaje, może przesadzam, może... Nie wiem. Ale to przeraża mnie na tyle, że nie chcę spać.
Isella była bledsza, a wyraz jej twarzy głosił jednoznacznie - dzisiejszego dnia bardzo się bała.
- Pozwól mi sobie pomóc - uśmiechnęła się lekko.
W Podniebnej Twierdzy robiło się coraz bardziej cicho, spokojnie. Słychać było tylko szum wiatru za murami, przejmujący i intensywny - najprawdopodobniej zbierało się na burzę. Pierwszy huk potwierdził te przypuszczenia.

- Czy to naprawdę możliwe? - mruknęła Leliana, siedząc wraz z Cassandrą w karczmie. Obie patrzyły w niebo przez okno, w którym niegdyś mieszkała Sera - był tam szeroki parapet i mnóstwo poduszek, czyli miejsce idealne na rozmowy. - Czy to możliwe, że istnieje ktoś tak potężny, by pomimo wrzucenia go do Zasłony mógł manipulować snami innych ludzi?
Cassandra milczała, obserwując błyskawicę, która przecięła niebo. Rozległ się huk.
- Widzieliśmy już dość dziwnych rzeczy, artefaktów, poznaliśmy Starożytne Elfy... Jestem skłonna stwierdzić, że to prawdopodobne - Poszukiwaczka mruknęła w końcu, upijając duży łyk gorącej herbaty.
Martwiła się o Inkwizytorkę, to było oczywiste. Nie tylko przez wzgląd na to, że była jej przełożoną, ale... Były przyjaciółkami. A Isellę dręczyło coś, z czym miecz nie mógł sobie poradzić.


Pan Vincent - 2017-09-23, 23:24

Prace trwały w najlepsze, choć Solas uznał ostatecznie, że o wiele wygodniej będzie je przenieść do jego własnych komnat. Ściany oblepiało mnóstwo planów i schematów, biurko i stół wręcz uginały się od ciężaru wszechobecnych ksiąg i woluminów - w powietrzu też roiło się od fruwających kartek i długich na parę stóp rolek pergaminów.
Dorzucił do kominka parę polan i zerknął w kierunku Lavellan, która wciąż wertowała kolejne strony, zapisując na boku przydatniejsze informacje. Wiedział, że jego ukochana walczyła zawzięcie ze zmęczeniem, ale starała się być dzielna i nie okazywała po sobie jakichkolwiek oznak senności, poza ukradkowymi ziewnięciami.
Zajął miejsce w krześle naprzeciwko i zmusił się do słabego uśmiechu, pozwalając by jego palce musnęły grzbiet bladej dłoni. Perspektywa rytuału, zbliżającego się do nich wielkimi krokami, zaczynała go napawać coraz większym lękiem, ale usilnie starał się chować emocje głęboko w swoim wnętrzu.
Spojrzenie błękitnych oczu powędrowało do jednego z płomyków lewitujących świec. Zapatrzył się w taniec iskier, mimowolnie wracając wspomnieniami do dawnych, dawnych dni, gdy lewitujące świece i księgi były czymś na porządku dziennym.
Gdy magia była czymś równie normalnym, co oddychanie.

Komnata była niezwykle przestronna, ale pomimo wielu okien, wciąż panowały w niej nieprzeniknione ciemności. To nie przeszkadzało mu jednak w żaden sposób; wystarczyło bowiem jedno machnięcie ręki i pod sam sufit pomykały setki świec, płonących równym, ciepłym światłem.
Odetchnął błogo i przywołał się w miejsce, gdzie czekał stos pękatych poduszek. Opadł na nie lekko, pozwalając by kolejny strumyk magii przywołał w jego dłonie księgę. Miał ochotę zatopić umysł w jakiejś barwnej opowieści, przepełnionej motywami bohaterskości i lojalności, czegoś, czego niewątpliwie brakowało większości istot zamieszkujących okolice Arlathanu. Nie chciał by jego myśli były tak gorzkie, tak... Swobodne w swej przykrej ocenie, ale nie potrafił myśleć inaczej, gdy na całym dworze huczało od plotek o coraz gorszym traktowaniu niewolników. A wszystko to w ramach durnej czci oddawanej samozwańczym bogom, pełnym dumy i pychy!
Otworzył księgę na losowej stronie, ale nawet nie udawał, że przyglądał się stronom. Jego uwagę pochłaniały tańczące pod sufitem płomienie. Ich barwa, sposób, w jaki przenikały się kolory, tak eteryczny, że niemalże zmysłowy. Ile razy wyobrażał sobie moment, w którym dotknąłby ognia, a ten okazałby się... Przyjemny?
Pod powiekami mignął mu obraz czarnowłosego młodzieńca, wskazującego płonące stosy końcem długiej włóczni.
"Jeśli będzie trzeba, spalę to wszystko, tak jak to, co tu widzisz. Nie próbuj mi więcej wchodzić w drogę, Solasie."
Jakże mylne było ich całe poczucie wyższości, jakże bezcelowe i aroganckie. Jedynie Mythal pozostawała wciąż niezmiennie dobrą, współczującą, dbającą o swoje dzieci. Reszta evanuris wkraczała coraz śmielej w wir szaleństwa, stając się coraz bliżsi obrazowi potwora, nie boga.
- Solasie? - Już z daleka do jego umysłu docierało delikatne, telepatyczne wołanie przyjaciółki. Podniósł się wolno, odsyłając księgę na jedną z pozapełnianych ściśle półek i przetarł nieco zmęczoną twarz rękawem szaty.
- Solasie - powtórzyła Mythal, uśmiechając się na jego widok w najpiękniejszy sposób. Jak zwykle, głęboko poruszony samą jej obecnością, podszedł do niej, wtulając się ufnie w rozłożone szeroko ramiona. Jego ukochana, dobra Mythal. Jedyny sens dalszego istnienia, powód do walki, promyk nadziei. Matka wszystkich elfów, ikona dobroci, ucieleśnienie prawdziwej, bezinteresownej miłości.
- Wszędzie cię szukałam. Niedługo zaczyna się narada. Nie chciałabym żeby cię na niej nie było. - Pogładziła czule jego policzek i odsunęla się wreszcie, błądząc spojrzeniem po ścianach biblioteki. - Znowu zaszywasz się w świecie fantazji... Zobacz, jak to na ciebie działa. Zrobiłeś się blady i małomówny. Musisz więcej wychodzić, korzystać ze słońca.
Jej głos przepełniała nagana, ale ta z rodzaju niezwykłe łagodnych, traktowanych bardziej jak komplement, niżeli coś negatywnego.
- Chciałam cię tylko zapytać o pewną rzecz... Odnośnie zasłyszanych plotek. Nigdy wcześniej nie dawałam im wiary, ale doszły mnie słuchy, że chciałeś wraz z Ara...
Uśmiechnął się lekko i skinął głową na znak zgody. Nie zamierzał sprzeciwiać się swej najdroższej przyjaciółce. Poprawił pasmo ciemnych włosów, zakładając je za ucho i już, już, miał się odezwać, gdy pomieszczenie wypełniła specyficzna aura kogoś... Innego. Znacznie mroczniejszego i nie nastawionego w tak przyjazny sposób, jak sama Mythal.
Elgar'nan przywołał się do nich w jednym silnym przyciągnięciu - powietrze zmąciła na chwilę szarawa smuga, powstała z falujących szat. Solas drgnął, ale nie cofnął się; zacisnął szczupłą dłoń na alabastrowej poręczy i poczekał pokornie na słowa arystokraty.
Te nie padały jednak na tyle długo, że zaniepokojony uniósł spojrzenie i o mały włos nie zachłysnął się powietrzem, napotykając spojrzenie przesycone taką wrogością i powątpiewaniem, że były one niemalże namacalne.
- Rada właśnie się rozpoczęła. Wszędzie was szukamy.
- Oczywiście, najdroższy - Mythal szepnęła słodko, ujmując męża pod ramię. - Ruszajmy.


- Falon'Din był zawsze bardzo podobny do swojego ojca. - Zaczął nagle, wciąż zapatrzony w ogień. - Impulsywny, podążający za własnymi pragnieniami, pełen dumy i pychy, niezmąconego poczucia wyższości. Pławił się w swojej potędze i sławie, odnajdując upojenie w bezgranicznym oddaniu ludu. Im bardziej krwawa była ofiara, składana przez ślepych ludzi, im więcej zadawała im bólu i cierpienia, tym bardziej cieszyła jego zmysły. Był w stanie oddać wszystko za chwilę światła, nieustannie o nie walczył. On i Elgar'nan... Byli najgorsi.
Urwał, rzucając Iselli niepewne spojrzenie. Jego dłoń wciąż delikatnie gladziła blade przedramię, ocierała się o skórę, chłonąc jej delikatną strukturę, ciesząc się przyjemnym mrowieniem, ilekroć miał okazję jej dotknąć.
Przychodził jednak moment, w którym musiał zakończyć ich niby-błogie posiedzenie. Moment, w którym musiał ujawnić część swoich planów, jakkolwiek by nie były niewygodne. Wiedział, że Lavellan wpadnie w gniew, wiedział, że będzie próbowała go zatrzymać, albo ruszyć za nim. Na szczęście otrzymał bezgraniczne wsparcie Aravasa - jedynej osoby, która mogła mu pomóc w poskromieniu wściekłej Inkwizytorki.
- Kiedy jutro zlokalizuję go w Pustce, musisz pamiętać o tym, by nie dać mu szansy na obudzenie swych braci. Za wszelką cenę, nawet jeśli będzie to kosztowało życie Morrigan. Albo moje. W tych księgach znajdziesz dużo przydatnych informacji na temat rytuału. Oprócz notatek, przygotujesz sobie również miksturę. Zostawiłem ci składniki przy kotle. Ja będę zajęty składaniem ofiary. - Ostatnie zdanie wyszeptał, ledwie poruszając wargami. Świadomość tego, czego musiał dokonać by udać się w świat Pustki, była dla niego wręcz druzgocząca. Ale najważniejszym pozostawała kwestia bezpieczeństwa Inkwizytorki.
- Napisałem już do Aravasa. Przybędzie tu niedługo by zmienić się ze mną wartą i pilnować byś nie zasnęła. Zobaczymy się jutro, vhenan. Uważaj na siebie, obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać. - Mówił trochę zbyt szybko i chaotycznie, ale jego słowa wciąż pobrzmiewały wyraźnie i słychać było w nich wszystkie te kiepsko skrywane emocje, całą rozpacz, determinację i strach. - Obiecaj mi.


Draco - 2017-09-24, 01:57

Isella nie spodziewała się tego, że ta rozmowa przybierze taki obrót. Już pierwsze zdania o Falon'Dinie były niepokojące - Solas niechętnie opowiadał tak naprawdę o tym, jacy byli Evanuris. Wszyscy z nich, nie wyłączając z tego tej najlepszej ich części, która ogólnie była tematem tabu, być może przez to, że poświęciła swoją esencję dla Straszliwego Wilka, a ten wybrał finalnie miłość.
Jednak to dalsza część jego wypowiedzi zmroziła jej krew w żyłach i sprawiła, że zmęczenie sprzed chwili zniknęło, tak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Chyba sobie żartujesz - stwierdziła Isella, marszcząc brwi.
Mężczyzna nie powiedział jednak nic, nie zachował się w żaden sposób, który sugerowałby faktycznie mało śmieszną próbę rozładowania napięcia, czegokolwiek. Solas był śmiertelnie poważny.
- Przede wszystkim, jaką ofiarę? Z kogo? O czym ty mówisz? - Isella podniosła się, patrząc na niego z nieskrywanym, narastającym strachem i wściekłością.
Znów była rzecz, o której jej nie powiedział i...
- Dlaczego po raz kolejny są rzeczy, o których mi nie mówisz, a które są istotne? Dlaczego dowiaduję się o tym, kiedy jest już fakt dokonany, kiedy podjąłeś decyzję? Dlaczego, jak zwykle, nie respektujesz nikogo w podejmowaniu ich?
Isella nie panowała nad swoimi emocjami. Była wykończona całym dniem pracy, nieprzespaną nocą, koszmarami podczas poprzedniego odpoczynku, a nawet strachem, który od kilkunastu godzin towarzyszył jej niemalże non stop. Teraz zrozumiała, że nie tylko musiała obawiać się o siebie, ale i o ukochanego - czyli właśnie tej osoby, dla której poświęciła tak wiele w swoim życiu.
- Pieprzyć uważanie na siebie. Ty pokazujesz mi to najlepiej - Inkwizytorka odsunęła się, nie pozwalając dotknąć się dłonią. Nie. - Nie poświęcę twojego życia, ani Morrigan. Jeśli chce, niech bierze moją duszę, ciało, na cokolwiek ma ochotę. Nie obchodzi mnie to. Nie poświęcę twojego życia, Solas! Nie po to walczyłam o ciebie, żeby cię stracić w taki sposób!
Ramiona objęły ją całą. Szarpała się, ale nie miała siły się wyrwać z ciepłego uścisku Fen'Harela.
- Czy ty nie rozumiesz, że nie jestem dla niego ważna? Jestem narzędziem, ty jesteś celem. Jeśli umrzesz, on dopnie swego - szepnęła Isella słabym głosem, a po jej policzkach płynęły łzy. - Nie możesz umrzeć. Nie pozwalam ci na to, rozumiesz? Nie.


Pan Vincent - 2017-09-24, 13:52

- Inkwizytorko, proszę - wyszeptał tylko, przyciskając do siebie jej drżące ciało. Nie tego oczekiwał, naprawdę. Jedynym, czego teraz potrzebowali, był spokój, być może rozwaga. Mieli przed sobą zadanie do wykonania i żadne prywatne powiązania i niesnaski nie mogły im w tym przeszkodzić.
- W księdze znajdziesz wszystkie notatki dotyczące ofiary, mikstury i przeprowadzenia rytuału - wymruczał łagodnie, kołysząc ją w ramionach. - Gdybym mógł zostać z tobą dłużej i porozmawiać, wyjaśnić to wszystko, na pewno bym został. Ale goni nas czas, do rytuału pozostało zaledwie parę godzin. Chcę mieć pewność, że wszystko będzie zrobione, jak należy. Zaczekaj! - W ostatniej chwili złapał jej przedramię, by na klatkę piersiową nie spadł kolejny bezsensowny cios. - Później o wszystkim się dowiesz, rozumiesz? Obiecuję. Isello, proszę. - Powtórzył, nie potrafiąc już ukryć w swoim głosie zniecierpliwienia. - Muszę iść. Muszę, rozumiesz?
Wypuścił ją ostrożnie z objęć i poprawił wygnieciony kołnierz tuniki.
- Muszę. Do zobacze.. - Drzwi otworzyły się tak po prostu i stanął w nich Aravas. Mina mężczyzny nie wyrażała entuzjazmu, ale nie było to niczym zaskakującym. Nie zmieniało to faktu, że Solas miał ochotę rzucić mu się z wdzięczności w ramiona, bo naprawdę nie miał już pojęcia, co robić.
Obecność przyjaciela, była idealną wymówką by wymknąć się z komnat i zająć się swoimi sprawami.
Nie marnował już więcej czasu i wyślizgnął się przez wciąż uchylone drzwi, zatrzaskując je za sobą pośpiesznie. Bolało go serce na myśl o tym, w jakim stanie pozostawiał ukochaną, ale nie miał innego wyjścia. Za oknem zaczynało już z wolna świtać, kończył mu się czas.
A przecież musiał jeszcze kogoś znaleźć i...
Przygotować.

Środek nocy, albo tuż przed świtem - sam nie wiedział, jak powinien nazwać tę magiczną porę, gdy przemierzał ulice świeżo (choć wciąż nie dokończonego) odrestaurowanego Orlais, niemalże zlewając się z półmrokiem, otaczającym szczelnie każdy budynek, uśpioną fontannę i różany krzew.
Nie brał ze sobą kostura, nie trudził się także z inną bronią. Wiedział, że wystarczyło mu jego własne ciało i umysł - odkąd Mythal złożyła mu siebie w ofierze, nie potrzebował niczego więcej.
Już z daleka słyszał cichą rozmowę zaspanych strażników - poruszali się wzdłuż głównej drogi, wymieniając się uwagami na temat nowo powstałego centrum kształcenia.
- ...ważam, że nie powinniśmy z tym tak łatwo odpuszczać. Nauka jest najważniejszym darem, to wszystko, co kiedyś po nas zostanie. Prochy rozsypią się na wietrze, pomniki pokruszą od czasu, ale wiedza pozostanie zawsze.
Jakie mądre słowa, pomyślał z poruszeniem Solas, przygotowując się do rzucenia jednej z najpaskudniejszych klątw.
Żałował, naprawdę żałował, że musiał to zrobić. Ale nikt nie mógłby wejść w tak odległe przestrzenie Pustki, bez odpowiedniej ofiary...
Bez krwi niewinnej, nieświadomej swej śmierci istoty.
Wyższego z nich, powalił na ziemię przy pomocy jednego, celnego uderzenia w potylicę. Mężczyzna osunął się na kolana z pytającą miną i już po chwili był nieprzytomny.
Drugi odwrócił się gwałtownie przez ramię i wycelował czubkiem halabardy wprost w pierś apostaty.
- Fen'Harel - wydusił z siebie, zaskoczony, blednąc na twarzy. - Co ty tu...
Nie dokończył. Solas przypadł do niego, by pochwycić obumierające ciało przed upadkiem na ziemię. Podetknął fiolkę pod sączącą się wartko ranę, zbierając do niej karmazynową ciecz. Kropla po kropli, zapełniał kolejne naczynia, aż wreszcie miał wystarczająco dużo makabrycznej farby do rozrysowania kręgu.
- Ir abelas - wyszeptał, przemieniając stygnące już zwłoki w pył. Biedny strażnik, okazał się mieć rację.
Nie zostało po nim niewiele więcej niż garść rozwianego kurzu.


Draco - 2017-09-24, 17:44

- Nie Inkwizytoruj mi tutaj! Zawsze, jak jest coś ważnego, czego nie chcesz mi mówić tytułujesz mnie, jakby to miało sprawić, że nie mogę zachować się w jakiś sposób. Otóż mogę - warknęła Isella przez zęby.
Chciała go bić. Chciała uderzać pięściami w jego piersi, chciała zmusić go, żeby chociaż raz był mniej uparty, mniej zadufany w sobie. Mniej ofiarny z durnych powodów.
Ale nie, bo przecież on nigdy nie miał czasu. Może i Isella to rozumiała, może tak. Ale nie w tym momencie, teraz była po prostu zrezygnowana.
Solas wyszedł. W pomieszczeniu została głucha, przenikliwa cisza. Lavellan stała na środku pomieszczenia, jej usta wykrzywione były w podkówkę, starała się nie płakać na cały głos. Powstrzymywała szloch całą sobą, nie miała zamiaru pokazywać przyjacielowi jak słaba była - póki jej głowa była opuszczona, twarz przysłonięta blond włosami, które w letnim słońcu rozjaśniły się do niemalże platyny mogła udawać, że wcale nie płakała. Przynajmniej przed nim.
Ale nagle poczuła ciepłą dłoń mężczyzny na swoim ramieniu, by silne ramiona objęły ją, otuliły. Zapach świeżych cytrusów otulił jej nozdrza, ją całą, nie sprawił jednak, że się uspokoiła. Pojedynczy szloch wyrwał się z jej gardła, kiedy objęła Aravasa w pasie.

Pół godziny później zaczęło świtać. Isella czytała z zmarszczonymi brwiami notatki, które pozostawił jej Solas. A w nich mogła wyczytać naprawdę wiele makabrycznych rzeczy. Przede wszystkim, dostanie się za Zasłonę wymagało stworzenia kręgu z krwi kogoś niewinnego. I o ile użycie samej magii krwi może nie było jeszcze aż tak okropne, to fakt, ile jej było potrzeba - już tak. Aby rytuał był w stu procentach udany, trzeba było użyć w zasadzie kilk litrów krwi kogoś niewinnego, kto nie spodziewa się swojej śmierci i raczej jest osobą prawą.
Myśl o tym, co w tej chwili wyprawiał Solas zmroziło Isellę, całą.
I kiedy Inkwizytorce wydawało się, że przeczytała właśnie najgorsze okropieństwo świata, przychodziła kolejna informacja. Notatki były bardzo ogólne i mało konkretne, jak zawsze. Lavellan przypuszczała, że było to odpowiednio okrojone informacje z jakiegoś konkretnego powodu. Znając Solasa, nie byłaby tym zdziwiona.
Mikstura, z pozoru, nie wyglądała na groźną. Jest czymś w rodzaju wspomagania maga kierującego tą drugą osobą, która jest za Zasłoną. W jaki sposób, Isella nie wiedziała. Ale był obok Aravas.
- Aravasie - zaczęła, podnosząc głowę i patrząc na przyjaciela. Mężczyzna uniósł na nią spojrzenie. - Zadam ci jedno pytanie, na które oczekuję bezwzględnej szczerości. Jeśli jej nie uzyskam, wyciągnę z tego konsekwencje i będą one surowe, bądź pewien. Czy rozumiesz?
Jej przyjaciel milczał, zmrużył lekko oczy, ale przytaknął po krótkiej chwili.
- Jak działa ten eliksir i w jakim stopniu jest niebezpieczny?
Aravas westchnął ciężko, kiedy jego obawy potwierdziły się. Czy Solas naprawdę sądził, że okrojone informacje wystarczą Iselli? Czy kiedykolwiek były one czymś wystarczającym?
- Nie mogę...
- Jesteś moim przyjacielem, Aravasie. I oczekuję szczerości.
Głos jasnowłosej elfki był nieznoszący sprzeciwu, śmiertelnie poważny. Nie było wątpliwości, mówiła bardzo serio.
- Dobrze. Eliksir sprawi, że będziesz... kotwicą. Organizm broni się przed bólem, cierpieniem, nieprzyjemnościami. Za Zasłoną będzie ich... całkiem dużo. Dzięki temu eliksirowi będziesz mogła kontrolować Solasa, utrzymywać go.
Isella wydawała się uspokojona, ale Aravas wiedział jak wiele w tej wypowiedzi pominął. Ile rzeczy tak naprawdę nie ujawnił. I zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli Isella się dowie - a stanie się to prędzej, czy później - obaj będą mieli kłopoty z Inkwizytorką.


Pan Vincent - 2017-09-24, 20:26

W ostatniej chwili uchwycił się ramy eluvianu i miał ochotę wychwalać za to wszystko, co żywe, bo inaczej niechybnie runąłby na ziemię i - wszystko tylko nie to! - porozbijał fiolki z krwią. Objawy niewyspania zaczynały mu z wolna coraz mocniej ciążyć na duszy, ciele i umyśle, i wszystko...
Wychodziło odrobinę mozolniej. Kręciło mu się w głowie, czuł się poirytowany i ociężały. Nie miał ochoty wkraczać do własnych komnat, bo wiedział, że czekała tam na niego nie tylko sterta ksiąg i woluminów do przewertowania, ale i Inkwizytorka, która zacznie ciskać w niego pytaniami i pretensjonalnymi oskarżeniami, a tak bardzo nie chciał tego wszystkiego słuchać...
Odetchnął ciężko i przerobił w myślach stałą mantrę na zachowanie spokoju. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z tego, że Isella miała prawo do zadawania pytań i otrzymywania odpowiedzi. Ta wiedza jej się należała, ale jeszcze nie teraz. Była zbyt młoda i w pewnych kwestiach... Emocjonalna, by dzielić się z nią całą prawdą.
Pozostawało mieć nadzieję, że prawda nie wyjdzie zbyt prędko na jaw i Aravas był w stanie utrzymać język za zębami. Denerwowało go, jak wielki wpływ Lavellan miała na jego przyjaciela... Z początku wydawało mu się, że wszystko sobie wyolbrzymiał, ale im więcej czasu spędzał z ich dwójką jednocześnie, tym bardziej było to zauważalne. Aravas musiał naprawdę polubić tę małą intrygantkę... Z reguły nie pozwalał by ktokolwiek wchodził mu na głowę, był władczym osobnikiem, z rodzaju tych, którzy koniecznie musieli udowadniać swe racje.
Przewiesił płaszcz przez ramię i pchnął drzwi, wkraczając do komnat. Odwiesił materiał na kołek i zerknął w przelocie na ukochaną, oceniając, że zbliżała się do ostatniej fazy warzenia mikstury.
- Masz wszystko? - Zapytał niewinnie, zdawałoby się, Aravas. Solas popatrzył mu w oczy; było to bardzo krótkie spojrzenie, ale mówiło wszystko. Szczupłe dłonie układały fiolki w specjalnie przygotowanej skrzynce.
- Trzeba będzie pójść po Morrigan. Rozrysowanie tego kręgu zajmie pewnie z godzinę. - Wymamrotał i skierował palce do kominka, podbijając płomienie niedbałym machnięciem. - Napiję się czegoś i zaraz po nią pój...
- Ja to zrobię - białowłosy podniósł się ze swojego miejsca i zerknął znacząco na zaczytaną w księdze Inkwizytorkę. Jego mina jasno mówiła, co myślał o jego tajemnicach. Ale Aravas nie rozumiał, nie wiedział do czego zdolna była rozwścieczona Lavellan. - Odpocznij chwilę, zjedz coś. Musisz mieć siły na wkroczenie do Pustki. Tobie radziłbym zrobić to samo, Isello. Przybędę tu niedługo w towarzystwie czarodziejki.
Drzwi skrzypnęły cicho i zostali sami. I Solas wyczuwał gromadzące się w powietrzu napięcie, aż za dobrze. Ale nie miał zamiaru na nie odpowiadać, nie teraz. Nie mieli na to czasu.
- Napijesz się kawy? - Zaproponował, przywołując na stół dwa kubki. - To może pomóc.


Draco - 2017-09-24, 21:07

Czas upłynął jej na walce ze zmęczeniem, ważeniu mikstury (w czym nie była zresztą najlepsza, ale Aravas był cennym pomocnikiem w tej kwestii) i czytaniu. Od momentu, kiedy Solas pojawił się w pomieszczeniu nie mogła już dłużej skupiać się na literach, chociaż bardzo chciała. W dalszym ciągu buzowały w niej emocje, niezbyt radosne, ale nie chciała o tym w ogóle myśleć.
Miała nadzieję, że Aravas nie wyjdzie, ale niestety - zostawił ich samych i to nie był dobra decyzja.
- Nie, dziękuję - odparła chłodno, nawet bardziej, niż zamierzała.
Sama zaskoczyła się tym, jak zimno brzmiała, jak nieprzyjemnie. Włosy Lavellan związane były w mały, prowizoryczny koczek, aby nie przeszkadzały jej w warzeniu. Podeszła do kotła, który palił się nad ogniskiem i, dokładnie tak, jak było w instrukcji, zamieszała, sprawdzając, czy kolor jest odpowiedni, a później jednym zaklęciem wsypała dwa drobno posiekane smocze czernie i po raz kolejny zamieszała. Mikstura zaczęła zmieniać kolor, dokładnie tak, jak zostało napisane w recepturze.
Wzrok Iselli, mimowolnie, przesunął się na pudełeczko, w którym widniały fiolki z dość ciemną, głęboką czerwienią w środku. Niewątpliwie krew. Z notatek jasno wynikało, od kogo pochodziła. Lavellan mogła mieć tylko nadzieję, że Solas nie zrobił czegoś głupiego.
Kobieta przeniosła spojrzenie na Solasa. To było twarde, rzeczowe i... trudne,to spojrzenie. Przeszywające, przenikające na wskroś.
- Będziesz miał się z czego tłumaczyć, vhenan - zapewniła go.
Powoli zaczęła wygaszać ogień. Jej dłoń subtelnie obniżała się, a płomienie malały, gasły, sycząc przy tym wyraźnie. Kiedy był on już naprawdę niewielki, zaczęła przelewać miksturę do fiolki, aby w końcu podać ją Solasowi.
- Ale nie zacznę tej rozmowy teraz, bo jeśli znów usłyszę "Nie mamy na to czasu, później, Inkwizytorko" to zrobię ci krzywdę, na miejscu - mruknęła.
Wróciła do kociołka, aby napełnić jeszcze jedną fiolkę - na wszelki wypadek - po czym odłożyła ją ostrożnie na stolik i zakorkowała. Po chwili ogień wygasł, a Isella zaczęła sprzątać resztki po warzeniu. To, paradoksalnie, pozwalało jej nie myśleć.
Dosłownie pięć minut później do pomieszczenia przyszła Morrigan, wraz z Aravasem. Isella uśmiechnęła się do niej słabo i skinęła jej głową w przywitaniu.
- Dobrze, więc w jaki sposób będzie to wyglądało z mojej perspektywy? - Czarownica spytała, spoglądając na Solasa.


Pan Vincent - 2017-09-24, 23:05

Najpierw zajmował się teorią samego rytuału przeniesienia - zjawisko było wyjątkowo skomplikowane i wymagało wielu etapów przygotowań. Klątwa, krew, krąg, połączenie, mikstura, prowadzony i prowadzący, stabilizatory, olejki, odpowiednia pora dnia i tym podobne. Zapoznanie się z nimi zajęło mu trochę czasu, ale szybko zrozumiał, że to nie to miało stanowić najtrudniejsze.
Potem zajął się wczesnymi przygotowaniami - załatwił więcej ksiąg, materiały na miksturę, porozmawiał z Aravasem i przekonał go do swego ryzykownego planu. Nauczył się formuły klątwy, choć sama myśl o niej napawała go wstrętem tak ogromnym, że zbierało mu się na mdłości.
Zdobył przeklętą krew niewinnej istoty, zbierał ją własnymi rękoma. Zabił człowieka, musiał to zrobić, bo sama myśl o tym, czego Falon'Din mógłby się dopuścić na jego ukochanej w akcie desperacji spowodowanej żądzą uczynienia mu krzywdy...
Nie mógł ryzykować jej życia. Wolał odebrać je każdemu, nawet sobie. Ale Inkwizytorka musiała pozostać bezpieczna.
Miał zamiar zająć się ostatnim etapem, który polegał na wzmocnieniu ciała i umysłu do tego stopnia by podczas rytuału był co najmniej przytomny, kiedy przeszkodziła mu w tym Isella, a raczej jej słowa. Był gotów przyrzec, że już za chwilę usłyszy z jej ust gorzki potok prędko wyrzucanych słów, ale zamiast tego usłyszał konkretne wypowiedzi i choć nie wprawiały go one w lepszy humor...
Miał ochotę wznieść oczy do nieba i powiedzieć parę mało przyjaznych słów, ale powstrzymał się w porę, rozumiejąc jak bardzo by się wtedy ośmieszył.
Przemawia przez ciebie zwykłe zmęczenie - powtarzał sobie, zalewając kawy (obie, mimo protestów ukochanej) wrzątkiem - uspokój się i bierz się do pracy, zanim będzie za późno.
- Wzorowo poradziłaś sobie z warzeniem mikstury - pochwalił ją szczerze, mimo, że jego komplementy były zapewne ostatnią rzeczą, na którą elfka miała ochotę. Upił łyk parującego płynu i westchnął ukradkowo, gdy drzwi otworzyły się znowu i ujrzał w nich nieco jeszcze zaspaną Morrigan, i (bez niespodzianek) wciąż naburmuszonego Aravasa.
- Dobrze, więc w jaki sposób będzie to wyglądało z mojej perspektywy? - Jak zwykle bez ogródek i zwyczajnego "dzień dobry", czarodziejka z miejsca przeszła do rzeczy, wprawiając Solasa w poddenerwowanie. Czy odrobina kultury osobistej kosztowała ją naprawdę tyle nerwów by nie móc się nią popisać choćby i przez chwilę?
- Pomożesz mi namalować krąg i usiądziesz w jego centrum. Dzięki ofierze otworzymy przejście do wymiaru, do którego udam się duchowo, razem z tobą. To jednak ty będziesz stroną zanurzoną w większym stopniu. Będziesz słyszała tylko i wyłącznie moje słowa, reszta twoich zmysłów zostanie oddana mnie...
- Czy mogę zostać tam ranna? Wiesz, co mam na myśli.
- Możesz - odpowiedział krótko, upijając jeszcze kawy. - Jak najbardziej.
- W jaki sposób mam się bronić, skoro nawet nie będę w stanie się...
- Zadbam o to, Morrigan. Przysięgam. - Rzucił spojrzenie Inkwizytorce, wyciągając dłoń by musnąć palcami jej nadgarstek. Ten został jednak cofnięty, w akompaniamencie z kwaśną miną.
Spuścił wzrok i chrząknął, powstrzymując się od infantylnych reakcji.
- Postaram się wierzyć twojej przysiędze. - Morrigan ściągnęła usta, odwracając się gwałtownie. - A teraz bierzmy się za malowanie kręgu. Nie chcę czegoś zepsuć, to zajmie nam mnóstwo czasu. Masz gdzieś schemat, prawda?


Draco - 2017-09-24, 23:26

Isella siedziała na krześle i dalej czytała książkę, gdy Morrigan, wraz z Solasem zajęli się kręgiem. Metaliczny zapach krwi rozpłynął się po pomieszczeniu, wkradał się w każdy kąt, przenikał przez tkaniny, otulał je. Isella, chcąc zająć czymś nozdrza, nie wdychać tego charakterystycznego zapachu i nie myśleć skąd on pochodził, sięgnęła po kawę i upiła kilka łyków. Nie lubiła zwykłej, czarnej, ale to jedyne, co miała i co mogło sprawić, że nie zaśnie.
Nie chciała przeszkadzać, a jednocześnie nie mogła nie patrzeć. Gdyby Opiekunka widziała, co robią... Isella zagryzła wargę. Cały ten plan był od początku mocno popieprzony i nie powinni w ogóle tego robić. Istniały na tym świecie rzeczy, których nie można było robić z konkretnego powodu i to było to, między innymi. Otwierać bramy do innego wymiaru, wchodzić za Zasłonę... Kto normalny by coś takiego robił?
Krąg z krwi musiał być wykonany bardzo dokładnie, nie można było wyjechać choć odrobinę za linię, ani pomylić znaków. Podczas tworzenia go należało też wypowiedzieć starożytne inkantacje, których Isella nawet nie rozumiała, nawet z Studnią.
- Isella? - usłyszała szept Aravasa i jego ramię, które objęło ją, dając jakieś wsparcie.
Jasnowłosa uśmiechnęła się blado do mężczyzny, upijając kolejny łyk kawy.
- Wszyscy z tego wyjdziemy cało, Isello. Po to tu jestem, żeby mieć na was oko, cały czas. Nie mogę powiedzieć, żeby to była bezbolesna wyprawa, ale będzie dobrze, w porządku?
Przyciszony głos Starożytnego nie pozwalał na to, aby to, co mówił było słyszalne dla innych, jednocześnie dawało Iselli mnóstwo jakiejś takiej... pewności, ulgi? Czegoś, czego potrzebowała, bo przytaknęła mu, chcąc wierzyć w jego słowa tak mocno, jak tylko potrafiła.
Wzięła kilka kolejnych łyków kawy.
I w końcu nie mieli czym się zająć. Morrigan usiadła w kręgu. Wzięła głęboki, drżący oddech i chyba tylko to, tak naprawdę, pokazywało, jak bardzo mogła się stresować. Isella stanęła obok Solasa i chociaż była na niego wściekła, nie mogła pozwolić, żeby ten idiota zabił się, bo na przykład ubzdurałby sobie, że Lavellan już go nie chce - ujęła więc jego dłoń, ścisnęła ją, ale nie patrzyła na niego. Obserwowała Morrigan. Wszyscy ustawili się obok niego, gotowi do rozpoczęcia, a Aravas dzierżył w dłoni flakonik z eliksirem dla Inkwizytorki.
W końcu jasnowłosa musiała puścić dłoń ukochanego i sięgnęła po fiolkę. Sięgnęła jeszcze szybko warg Solasa.
- Nie poświęcaj się - szepnęła, całując go raz jeszcze.
Odsunęła się odrobinę od ukochanego i wzięła drżący oddech. Popatrzyła na Starożytnych, Morrigan i wypuściła nabrane powietrze z płuc.
- Zaczynajmy.


Pan Vincent - 2017-09-25, 00:25

Nad ziemią zbierała się gęsta, czerwona mgła. Chmury prześlizgiwały się pośpiesznie po niebie, jakby w obawie przed smagającym je stale wiatrem. Jego podmuchy były tak silne, że karmazynowe opary rozwiewały się gwałtownie, przyjmując na moment eteryczne kształty.
Ciemność zdawała wylewać się wprost z powstałego w sklepieniu tunelu - była stężała i smolista, każda kropla pobłyskiwała obsydianową czernią, skapując na podłoże z charakterystycznym, mlaszczącym odgłosem.
Wysoki mężczyzna wyciągnął szponiastą dłoń w przestrzeń - jego sylwetka wyłoniła się nagle z mroku, niczym ćma, opuszczająca swój bezpieczny kokon. Na pociągłej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień, ale przez złociste oczy prześlizgiwały się przebłyski światła, zwiastujące rzucanie zaklęcia.
Czerwień i czerń mieszały się na smukłym ciele, otulając je czule, muskając każdy mięsień, pieszcząc długie palce i wyraźnie zarysowane szczęki.
Po niedługiej chwili, mgła i tajemnicza substancja przemieniły się w długie, ciężkie szaty.
Przetarł twarz i rozwiał opary jednym machnięciem dłoni - już po chwili znajdował się w ciemnej komnacie. Ściany i meble cechował surowy, lecz niezwykle funkcjonalny styl. Były toporne i wystawne jednocześnie. Kontrastowały ze sobą w sposób, który musiał ranić zmysł estetyczny każdej istoty, posiadającej jakikolwiek gust, ale na szczęście nie musiał ich długo oglądać.
Tam, gdzie się udawał, nie było tego rodzaju mebli.
Zatrzymał się jedynie na chwilę, by zajrzeć w taflę zaśniedziałego lustra. Przez moment spoglądał jedynie na własne odbicie, ale stopniowo ulegało ono zniekształceniu, zastępowane obrazem innych twarzy. Bez trudu rozpoznał charakterystyczny profil Fen'Harela i jego dziewuszki. W oddali majaczyły mu także inne twarze, ale rozmywały się, niknąc w złotej toni prawdziwego odbicia.
Jego podejrzenia okazały się słuszne. Inkwizytorce nie zbierało się do snu. Szkoda. Miał zamiar się z nią porządnie zabawić, a ona, jak zwykle, psuła mu tę zabawę osobistymi animozjami.
Głupia, nieświadoma Dalijka... Jeszcze nie wiedziała, jak okrutny czekał ją los.
Pełne wargi wygięły się w mrocznym uśmiechu. Szponiasta dłoń sięgnęła do tafli lustra i pogładziła oblicze Inkwizytorki w niemalże czuły sposób.
- Wkrótce - powiedział tylko i obrócił się, powracając do swoich obowiązków.

Upewnił się, że pozycja Morrigan pasowała do schematów z ksiąg - podciągnął jej łokieć, uniósł brodę, posunął się nawet do tego by w bezczelny sposób zasugerować jej, że powinna rozłożyć szerzej uda - nie bawił się w podchody, bo nie było na nie czasu. Na karku wyczuwał ciężki oddech kapryśnego losu, który zapewne tylko czekał na odpowiednią okazję do tego by wszystko spieprzyć, a przecież nie mógł do te...
Inkwizytorka przysunęła się do niego na chwilę, jej ciepłe usta musnęły jego własne. Nie mogła wiedzieć, jak bardzo był jej za to wdzięczny. Miał ochotę zgarnąć ją po prostu w ramiona i już nie puszczać, już nigdy, bo tylko przy niej czuł się bezpiecznie, bo tylko ona sprawiała, że wszystkie problemy wydawały się małe i niestraszne, nie tak cholernie straszne jak to, co na nich czekało!
- Zaczynajmy - musiał obejrzeć się przez ramię, bo głos, który wydobył się z gardła czarodziejki, nie był tym, którym posługiwała się zazwyczaj. Jej nerwy były tak doskonale słyszalne, że niemalże namacalne. Solas pochylił się i nałożył jej na oczy skórzaną opaskę.
- Spokojnie - wyszeptał łagodnie, powstrzymując ją od zmieniania pozycji stanowczym uściskiem ramion. - To tylko pomoże ci się skupić. Obrazy mogłyby cię rozpraszać, to niepotrzebne.
Wskazał pozostałym ich miejsca i przełknął ciężko ślinę, zajmując własne. Jego dłonie drżały lekko, a na twarzy rosiły się krople potu. Bał się, bardzo się bał. Wiedział, że to, co zobaczy, że wszystkie okropieństwa, których doświadczy, w pewien sposób już na zawsze odmienią jego życie. Ale... Jeśli Falon'Din gdzieś tam był... Akurat on... Musieli go powstrzymać za każdą cenę. Nie mogli pozwolić by ten plugawy, zepsuty elf, panoszył się choćby i po Pustce. Był zbyt potężny i nieprzewidywalny. Był chorym ucieleśnieniem zepsucia i chaosu. Nie miał prawa do życia, istnienia.
- Wypijesz to, gdy poczujesz, że chcę się podnieść - wyszeptał do ukochanej, która rozsiadła się już za jego plecami, tak jak nakazywał schemat. Musiała być tuż przy nim, jeśli chciała mieć jakąś kontrolę nad jego zdradliwym ciałem.
Wreszcie nie pozostało nic innego do powiedzenia. I właśnie wtedy uniósł dłonie i wyszeptał starożytną formułę, tak ciężką i grzeszną, że momentalnie wszystkim zebranym pociemniało przed oczami. Zdyszany i drżący, zakończył formułę zdaniem, które porwało ich gwałtownie z miejsc, i choć Solas czuł wciąż pod nogami chłód twardej podłogi, jego dusza wirowała wśród przestrzeni pozbawionej czasu z prędkością myśli, światła, z prędkością niepojętą dla zwykłego umysłu.
Otwórz mi wrota do zapomnianego świata.


Draco - 2017-09-25, 00:41

Zimno. Przeraźliwe zimno. Solas pozbawił ją zmysłu wzroku, a także panowania nad swoim ciałem jako takim. Była raczej dość bezwolną kukłą, bo nie miała pojęcia gdzie się znajdowała, ani co działo się wokół niej. Ciemność była kompletna i jedyna, nie istniało nic poza nią.
"Jest zimno", stwierdziła Morrigan, przekazując tę myśl Solasowi, który władał jej zmysłami. Ale to nie było jedyne, czego doświadczyła.
Miała w zasadzie być tylko ciałem, które tam wejdzie, tymczasem miała czucie. Nie tylko chłód jej doskwierał, ale też... Nie potrafiła tego zidentyfikować.
To było jak niepokojące trzaski w całkowicie pustym domu, jak ciche szepty w koszmarach, jak paznokcie przejeżdżające po metalu... Drgnęła, a przynajmniej tak się właśnie Morrigan wydawało.
"Ten dźwięk nie jest przyjemny. Jak to wygląda z twojej strony?".

W pomieszczeniu momentalnie zrobiło się cicho, jakby byli pośród niczego. Nie słychać było żadnego skrzypienia drewna, czy zwykłego życia gdzieś za oknami - zamarło dosłownie wszystko. Isella miała wrażenie, że zatrzymało się nawet jej serce. Siedziała za Solasem, obserwując wszystko szeroko otwartymi oczyma. Pierwsza zauważyła, że zęby Morrigan szczękają, jako jedynej. Nikt nie czuł zimna, nie wyglądało na to przynajmniej, ale ciemnowłosa magini niemalże trzęsła się z wychłodzenia, a jej oddech wypuszczał charakterystyczny obłoczek chłodu, chociaż przecież w pomieszczeniu była całkowicie normalna temperatura.
- Na razie idzie dobrze - mruknął Aravas, sprawiając, że to w jego stronę zwróciła się głowa Lavellan.
Kobieta przytaknęła, niepewna tego, czy naprawdę szło dobrze. Cisza, ta przeraźliwa, w której nie było nawet pisku w uszach cały czas trwała. W niej głos Aravasa wydawał się zbyt głośny, by być prawdziwym, choć Isella była pewna, że nie Starożytny nie podniósł głosu.


Pan Vincent - 2017-09-25, 01:55

Pustka przywitała go nicością. Miał wrażenie, że tkwienie w nicości, zajęło mu wieczność, nim udało mu się wreszcie zrozumieć, gdzie się znajdował, kim był i...
Nie, moment - był tylko oczami i uszami Morrigan, która drżała z zimna, wyczuwał to dobrze. Nie zazdrościł jej tego uczucia beznadziejnego chłodu, ale jego samego czekały o wiele gorsze... "atrakcje". Na samą myśl o ich nadejściu, robiło mu się niemalże słabo.
"Ten dźwięk nie jest przyjemny. Jak to wygląda z twojej strony?"
- Dźwięk? - Zapytał, autentycznie zaskoczony. On sam nie słyszał niczego, wydawało mu się, że... Choć nie, zaraz... Było coś...
Dziwaczne zgrzytanie, zupełnie tak jakby gdzieś w oddali przesuwał się mechanizm ogromnej maszyny, zardzewiałej, zużytej przez czas. Był to odgłos na tyle niepokojący, że Solas od razu to wiedział: musieli udać się w tamtym kierunku.
- Chodź, naprzód - poprosił łagodnie, wpatrując się w mętny horyzont. Niczego nie mógł dostrzec, nie potrafił... Miał nadzieję, że zaklęcie zadziałało dobrze. A co, jeśli pomylili się w kręgu? Sprawdzał go dokładnie wiele razy, ale był przecież zmęczony, może...
I znowu dźwięk. Odległy i bliski zarazem - przeszywał go niemalże na wskroś - nie mógł mieć o tym pojęcia, ale jego prawdziwe ciało wzdrygnęło się wyraźnie, trącając ramię Inkwizytorki.
To gdzieś tu jest, zaraz złapię.
- Co? - Spytał mało inteligentnie. Gdyby tylko mógł, zmarszczyłby brwi, ale ciało nie należało do niego, więc było to niemożliwe.
"Nic nie mówiłam."
Odparła Morrigan, sprawiając, że na moment zapomniał, jak się oddychało.
"Coś nie tak, Solasie?"
- Nie - wymamrotał pośpiesznie, w myślach zaciskając swe pięści. Nie mógł dawać się rozpraszać. - Czy mogłabyś przyśpieszyć? Nie musisz biec, po prostu...
"W porządku. Idziemy."

Wieża majaczyła w oddali od dłuższego czasu, ale był skłonny przypuszczać, że nieważne jak bardzo starali się do niej dotrzeć, pozostawała w pewien sposób nieosiągalna.
Kroczyli przez zmrożone ziemie, a płatki śniegu opadały im na czoło, oczy i usta. Morrigan strącała ja z siebie pośpiesznie, ale za chwilę przykrywały ją nowe i nowe, bezustannie.
"Ten mróz mnie wykończy".
Warknęła, przywołując na usta apostaty lekki uśmiech. Bawił go sposób, w jaki czarodziejka wypowiedziała to zdanie - nie przerażony, nie narzekający. Ona była wściekła. Nie znosiła mrozu i śniegu, czuła się nimi poirytowana. Złość. Nawet w takim momencie.
Niezwykłe.

...trzymaj go za rękę i patrz, patrz, patrz...
Drgnął, zmuszając kobietę by obróciła się razem z nim w kierunku, z którego dochodziły hałasy. Ich jaźnie stawały się powoli kompatybilne, pozwalając na sprawną współpracę.
"Zobaczyłeś coś?"
- Usłyszałem - wydyszał, przełykając ciężko ślinę. - Wydaje mi się, że jesteśmy coraz bliżej...
Szli niestrudzenie, do momentu, gdy nie zerwała się burza. Śnieżna, oczywiście. Teraz płatki śniegu wcale nie osiadały na włosach i rzęsach - zamiast tego zacinały im prosto w twarze, utrudniając poruszanie się i widzenie do takiego stopnia, że stały się one niemalże niemożliwe.
Złap mnie za rękę, nic ci się nie stanie!
Krzyczały dzieci, nieistniejące dzieci, które z jakiegoś powodu krążyły wciąż wokół, nawołując, śpiewając swoje dziwne piosenki, wykrzykując przypadkowe słowa i fragmenty zapomnianej poezji.
Solas nie zamierzał im ulec. Zacisnął wargi i szturchnął czarodziejkę, zmuszając ją do podjęcia kolejnej próby marszu.
- Uda ci się. Nie przestawaj. - Dopingował jej, wspierając wątłe ramiona tak, jak tylko potrafił. Biały puch (o ile można było go tak jeszcze nazwać) zacinał niemiłosiernie, podrażniając napiętą od zimna skórę. I choć skóra nie należała do niego, Solas wyczuwał doskonale przykre uczucie pieczenia.
- Damy radę, Morrigan. - Niemalże krzyczał, starając się by jego głos wynurzył się spod szumu zawieruchy. - Jeszcze jedna... Noga!
Złap za rękę małego Silliana! On pokaże ci, którędy iść!
Prosto w śnieg, prosto w śnieg, prosto w śnieeeeeeeeeg.
Ostatnie słowo, przedłużone do granic możliwości, nie przypominało już w żadnym stopniu dziecięcego głosiku. Nieprzyjemny, trzeszczący bas pobrzmiewał dziwną chropowatością, nasuwając skojarzenie bezdennej studni, osuwających się po urwisku kamieni. Głos wibrował, drżał od złych intencji, zwiastując coś okropnego, coś, co znajdowało się coraz bliżej, było za jego plecami i...
- A! - Wydarł się krótko, czując na dłoni dotyk czegoś oślizgłego. Nie, to nie był śnieg, tamto coś było za.... Za ciepłe.
Powstrzymał się od odruchu wymiotnego, ale w żaden sposób nie umiał sobie poradzić z paskudnymi dreszczami, atakującymi go wzdłuż kręgosłupa.
"Idę. Idę!"
Zawołała radośnie Morrigan. Znajomy głos oderwał myśli od paskudnego uczucia i był jej za to nieskończenie wdzęczny.
- Tak. Idziemy. Brawo, jesteś... Niesamowita.
"Zamknij się."
Głos czarodziejki wciąż był dziwnie radosny.
"Nie potrzebuję twoich komplementów."

Później zjawiły się cienie. Przysłaniały widoczność, kłębiły się i przyjmowały najróżniejsze formy, sprawiając, że powoli przestawał rozróżniać prawdę od jawy. Na szczęście Morrigan i jej cholerne gadanie były dla niego jak lina, po której mógł wspinać się na szczyty samoświadomości.
Ale po cieniach, przyszła pora na inne... Rzeczy.
Wieża nie była już aż tak odległa - Solas mógł nawet rozpoznać poszczególne kondygnacje, zauważyć, że wysokie okna zionęły pustką i czernią, zupełnie jak bezdenne paszcze.
Przepraszam, Solasie. Nie chciałam cię zranić.
Głos należał do Inkwizytorki. Ale nie był jej. To nie była prawdziwa Isella, był tego pewien. Poczuł na karku pieszczący dotyk, śnieżyca zniknęła nagle, zastąpiona wilgotną, gęstą mgłą. Obłoki kłębiły się przy ziemi, snuły się pomiędzy nogami.
Zostaw mnie. Odejdź. Już cię nie potrzebuję.
- Nie istniejesz - powiedział spokojnie. Morrigan nie komentowała jego wypowiedzi, musiała się domyślać, o co chodziło.
Naiwny głupcze - ciągnęła zjawa - łudziłeś się, że pragnę czegokolwiek ponad unicestwienie twoich planów o nowym, elfim świecie? Powiedz mi, jak to jest, tracić po kolei każde ze swych marzeń?
- Odejdź. Odejdź. - Powtarzał, mrużąc powieki by dostrzec cokolwiek przez szarą mgłę. Unikał patrzenia w kierunku, z którego nadchodziła zjawa. Lekka i zwiewna, drapieżna i niebezpieczna.
Okolica zmieniała się - grunt z grząskiego zmienił się w trzaskający, nierówny. Wydawało się, że kroczyli przez masę kamyków - ich chropowate krawędzie wbijały się w podeszwę skórzanych butów. Morrigan kroczyła o wiele ostrożniej, przez co tempo ich marszu spowolniło się znacznie. Nie mniej jednak, dążyli do celu. Cały czas, niezmordowanie.
Solas wiedział, że chodziło o wieżę. W Pustce mógł panować absolutny chaos, ale... Cóż, może tkwiła w tym pewna ironia, ale chaos ten miał swój porządek. Specyficzną symbolikę. Wieża była ich celem. To w wieży mieli odnaleźć uśpionych evanuris.

To nie były kamienie. Nie szli po żadnych kamieniach. Krok po kroku, stąpali po kościach, po elfich szczątkach, zagłębiając się po kostki w trupach, w pozostałościach, cielesnych skorupach, częściowo nadżartych przez rozkład, przez....
Przecież w Pustce nie ma żadnego czasu! Jesteś tylko ty, ja i mały Sillian!
Duchy dzieci powróciły znów, krążąc im nad głową jak sępy. Smolista smuga zataczała się zwiewnie tuż za nim, wyśpiewując mu wprost do ucha swoje nieudane wiersze.
Miał dość. Był zziębnięty i obolały, jego serce biło mocniej od każdego mocniejszego powiewu wiatru. Co i rusz, przez horyzont przewijały się tajemnicze postacie, które wydawały z siebie niepokojące odgłosy... Tego było zbyt wiele, stanowczo zbyt wiele. Nie wiedział, gdzie podziać wzrok, nie potrafił zagłuszyć dźwięków w żaden sposób. Morrigan także stała się małomówna, przeznaczając siły na uparte dążenie przed siebie.
Na szczęście od wieży dzielił ich już naprawdę niewielki kawałek - Solas mógł już ujrzeć szczegół każdego okna, widział łańcuchy, okalające ciężkie wrota.
Właśnie wtedy zaczęła się jego największa męka - obrazy przestały być regularne, nawiedzały go zupełnie nagle i każdy przedstawiał co innego i już... Sam się w tym wszystkim gubił...

W jednej chwili przemierzał morze czaszek, by w następnej stać na szczycie wzgórza, pod szkarłatnym niebem.
Dlaczego... Jak tu się znalazł? Co się działo, gdzie była Morrigan i co z...
Isella.
Już z daleka słyszał jej krzyk. Ruszył biegiem, wyczuwając podświadomie, że znajdzie ją w dziwacznym kościele, maleńkim i szarym, zupełnie niepasującym do świątyń, które zdobiły całe Thedas swym niepowtarzalnym pięknem, monumentalnym...
Krąg wypisano krwią, ale z jakiegoś powodu każdy symbol i figura płonęły żywym ogniem. A pośrodku tego wszystkiego, w samym centrum makabrycznych płomieni, stała Inkwizytorka. Była całkowicie naga, a jej ciało znaczyły ślady krwi, posoka znajdowała się wszędzie, na jej twarzy, ramionach, zlepiała jasne włosy i wylewała się z ust, gdy te układały się w pełne bólu okrzyki.
- Nie! - Krzyknął, rzucając się w jej stronę. Wyciągnął przed siebie ramię, gotów wkroczyć w płomienie, gdy...

Znów kroczył wraz z Morrigan w świecie Pustki. Stawiali stopy na pierwszych stopniach ogromnych i wysokich jak góra schodów, prowadzących do żeliwnych wrót.
"Wytrzymaj."
Tym razem to czarodziejka zdawała się dopingować jemu, pokonując dzielnie następne schodki.
"Wytrzymasz."
Wytrzymam, chciał odpowiedzieć, ale w tej samej chwili poczuł, jak do ust, gardła i nosa wlewa mu się lepka, kleista substancja. Zachłysnął się nią, opadając na kolana. Gorąca smoła parzyła mu przełyk i żołądek - chciał zwymiotować, ale nie potrafił, gdy ciecz wlewała się ciągle i ciągle do środka. Złapał się za gardło, ale dotyk spowodował tylko więcej bólu.
Umierał. Nie, przecież nie mógł, nie teraz, nie w taki sposób. Musiał najpierw... Dopilnować, upewnić się, że... Falon'Din wciąż...
"...ogóle mnie słuchasz?! Musimy jakoś otworzyć te wrota! Nie mogę iść dalej, wiem, że to one!"
Przyłożyła do drzwi zmarźnięte dłonie, dając mu poczuć drewno.
"Czujesz?"
- Tak... Wybacz. Powinniśmy... One powinny... - Obmacywał swoje gardło, nie potrafiąc uwierzyć, że koszmar, który przeżył chwilę wcześniej, był jedynie wytworem paskudnej wyobraźni mieszkańców Pustki. Wciąż czuł paraliżujące gorąco, ale mógł oddychać, naprawdę mógł. - Zaklęcie. - Wydusił wreszcie, przypominając sobie, co takiego miał zrobić.
Zmusił Morrigan do uniesienia ramion i wypowiedział tajemną formułę, cofając się z wrzaskiem, gdy ciężki łańcuch o mały włos nie przygniótł ich do ziemi.
Wrota rozchyliły się dla nich samoczynnie i Solas zakrztusił się powietrzem, czując jak po policzkach spływają mu lodowate łzy.
Patrzyła na niego Mythal. A raczej... Próbowała patrzeć. Zamiast oczu, w jej głowie widniały wielkie dziury, przez które dostrzegał ścianę wieży.
Chodź do mnie, mój przyjacielu. - Zaskrzeczała zjawa, zbliżając się do niego pokracznie. - Tęskniłam za tobą.


Draco - 2017-09-25, 02:34

O ile w Pustce czas płynął dla Morrigan i Solasa zupełnie inaczej i odczuwali to jak godziny wędrówki, w świecie realnym minęło może dziesięć minut, przepełnione milczeniem, głuchą ciszą i spoglądaniem na siebie, jeśli chodziło o Isellę i Aravasa. Oboje jednak znacznie dokładniej obserwowali swoich towarzyszy, pogrążonych w wizjach, zsyłanych im przez mieszkańców najdalszych zakątków Pustki, gdzie mieszkały potężne demony.
Isella siedziała za ukochanym, tak blisko, że niemalże stykali się ze sobą ciałami. Czuła, gdy drżał lub wstrząsał nim nagły dreszcz, jakby strachu lub obrzydzenia.
Morrigan mogli tylko obserwować, ponieważ przerwanie kręgu mogłoby wiązać się z tym, że już nigdy ta dwójka nie wróciłaby do normalnego świata.
- Zaczynają się nieprzyjemne wizje - westchnął Aravas, obserwując mimikę twarzy Solasa.
Lavellan nie miała ku temu stu procentowej sposobności, ale on - owszem. Przez twarz Fen'Harela przemykał ból, zdegustowanie, a nawet strach w najczystszej formie. Mogli się tylko domyślać co tak naprawdę tam widział.
Zmrużył powieki, gdy Isella zareagowała gwałtowniej, przyciskając swoją dłoń do Solasa. Poczuła, jak jego ciało się unosi, jakby chciał wstać, po prostu się podnieść i przerwać ten cały rytuał.
Kobieta natychmiast sięgnęła po fiolkę z eliksirem i spojrzała ostatni raz na Aravasa.
- Pij - potaknął jej.
Przechyliła otwartą buteleczkę i wlała sobie całą zawartość do gardła. Skrzywiła się, przełknęła płyn pospiesznie i choć w gardle paliło ją niemiłosiernie, nagle poczuła... ciszę. Dosłownie, poczuła ją.
Miała otwarte oczy, ale nie widziała zupełnie niczego. Czuła za to, jakby Solas ją obejmował. Otulał swoim ciepłem, dotykał.
Nie miała pojęcia, czy powiedziała to tylko w myślach, czy Solas ją słyszał, czy wręcz przeciwnie, Aravas był słuchaczem, ale musiała przynajmniej spróbować upewnić go w swojej obecności.
- Jestem tu - szepnęła, chociaż żaden głos nie wydobył się z jej gardła.
Isella czuła, jak ciało Solasa napełnia się nową energią, jak wzmacnia się, jak jest znów w pełni, jak idzie dalej. Wiedziała o tym. Ale to nie trwało tak długo, jak się spodziewała, a z kolei jej samopoczucie było dokładnie takie samo, jak wcześniej. Czy nie powinna...?
Nie, coś tu nie grało. Cisza wypełniała jej umysł i uszy, nie było nic poza nią i czernią przed oczami. Czuła się całkiem rześka i wypoczęta, a to przecież niemożliwe, miała go wspomagać swoją magią, swoją siłą. Solas był potężny, a tam gdzie się znajdowali to przecież jedna wielka Nicość, niemożliwe, że tak po prostu nic by się nie stało z nią samą, to po prostu niemo... Chyba że...
Isella westchnęła, zirytowana, starając się otulić Solasa sobą. Nie chciała, by ją obejmował. Pragnęła dać mu ciepło i bezpieczeństwo, od siebie, dać mu siebie, swoją energię.
- Jesteś bezpieczny. Jestem tutaj. Masz moją siłę - szeptała, choć znów, żadne słowa nie wyszły z jej gardła.
Ale tym razem... Czuła, jak coś ciężkiego osiadło na jej klatce piersiowej. Ledwo mogła brać oddech, a w jej głowie pojawił się jeden, wielki pisk. Tak okropny i ogromny, że zacisnęła powieki, była tego pewna.
Zaciskała palce na ciele Solasa, nie pozwalając mu uciec, nie, dopóki nie znajdzie Falon'Dina. Nie wiedziała dlaczego, ale miała świadomość, że nie osiągnęli jeszcze celu. Byli blisko, ale nie wystarczająco.
I wtedy jej ciemność rozświetliła się obrazem, którego nie mogła się spodziewać. Podskoczyła, chociaż nie mogła o tym wiedzieć, gdy z bezpiecznej, cichej ciemności wyłonił się nagły, szybki obraz, w którym widziała... siebie. Ledwo poznała własną osobę, bo Isella w tym obrazie wyglądała makabrycznie. Jej ciało było nagie, leżące w kałuży krwi pośród niczego. Jasne włosy splątane były w strągi i nasiąknięte ciemną, zastygającą już krwią, ale tej było coraz więcej, bo usta Iselli z wizji były rozwarte w krzyku bólu i przerażenia, a z nich ciągle wypływała świeża krew. Było jej tak wiele, że w zasadzie ciało leżące w kałuży było zanurzone w cieczy kilka centymetrów i nie można było dostrzec jednego oka. Drugie zaś było szeroko otwarte, wytrzeszczone.
Gdy drgnęła po raz kolejny, zobaczyła w kałuży krwi idealny obraz Solasa, który patrzył na nią, na jej martwe ciało bez żadnej emocji. Jego twarz wyrażała doskonałą obojętność, chociaż scena była makabryczna. Dźwięk płynącej krwi obijał się o jej umysł jeszcze długo po tym, jak ta krótka, przerażająca wizja zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.

Aravas obserwował, jak z jednej z lewej dziurki nosa Iselli zaczęła lecieć krew. Isella drżała przez chwilę, a nawet podskoczyła przestraszona i to zaskoczyło Starożytnego. W teorii nie powinna widzieć żadnych obrazów, dosłownie żadnych wizji. Czyżby jednak...?


Pan Vincent - 2017-09-25, 03:06

Widok Mythal, przedstawionej w tak okrutnie martwy sposób, był dla niego zbyt silnym przeżyciem. Miotał się, starając ze wszystkich sił zmusić ciało Morrigan do odwrotu.
- Nie. Nie, nie! - Powtarzał w szaleńczym tempie. - Nie mogę, nie zostanę tu, nie chcę.
Zjawa przysunęła się bliżej, rozciągając nadgniłe wargi w paskudnym uśmiechu, parodiującym matczyną troskę.
- Nie bój się, Straszliwy Wilku. Oto to, czym mnie uczyniłeś.
- To nieprawda - wydusił z siebie, z ogromnym trudem. - To nieprawda.
- Moja ofiara zdała się na marne. Poświeciłam dla ciebie wszystko. Ty nie chciałeś poświęcić niczego. Niczego. Niczego.
Niczego! NICZEGO!
Złapał się za głowę, z której wyleciały nagle wszystkie myśli. Nie był już w żaden sposób sobą, ani w ogóle istotą, był już tylko bólem, pojedynczym słowem, które brzmiało w eterze, miażdżąc go, wyciskając z niego każdą kroplę życia...
Jesteś bezpieczny. Jestem tutaj. Masz moją siłę.
Usłyszał nagle miękki szept i... I już było w porządku. Powietrze wypełnił specyficzny kwiatowy zapach i było mu tak... Ciepło.
Poczuł ścisk w sercu, gdy zrozumiał, że Isella wzięła cały ból utrzymywania go w ryzach na swoje barki. Obawiał się, ze nie wytrzyma, przecież była taka delikatna...
Ale nie. Wizje nie zniknęły, nie do końca, ale obraz Mythal rozmył się w powietrzu, ustępując miejsca rzędowi...
Evanuris.
Zachłysnął się powietrzem, ale udało mu się opanować przy paru porządnych oddechach. Poczuł, jak oczy otwierają mu się szerzej i szerzej, a wargi rozchylają bezwiednie.
Andruil... Sylaise... Jun... Wszyscy byli tutaj, cieleśni, namacalni i uśpieni. Dirthamen także leżał w swym łożu, otoczony szatami w ulubionym, błękitnym odcieniu.
Patrzył na ich twarze po raz pierwszy od ponad dwóch tysięcy lat, choć nie potrafił dobrze odczuwać upływu czasu przez Uthenera.
Nie zmienili się nawet odrobinę...Może byli odrobinę bardziej bladzi... Mimowolnie, jego wnętrzem targnęła nagle niespodziewana fala tęsknoty.
Tęsknił za nimi? Naprawdę? Nie, to musiało być tylko złudzeniem, niczym więcej, przecież to przez nich działo się to całe nieszczę...
Zaraz, zaraz. Nigdzie nie było łoża Falon'Dina.
Nawet jeśli obudziłby się i krążył po Pustce, przy rzuceniu tak potężnej klątwy, powinien znajdować się w wieży! To... Było absolutnie niedorzeczne, przecież.... Inkantacja zerwała łańcuchy, musiała działać. MUSIAŁA!
A to... W takim razie oznaczało, że...
- Nie ma go tutaj. - Powiedział sucho, cofając się wolno wstecz i wstecz, aż natrafił plecami na ścianę. - Falon'Din opuścił Pustkę.


Draco - 2017-09-25, 03:31

Ból w klatce piersiowej, który osiadł na samym początku był coraz mocniejszy, ciężar stawał się coraz większy. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak utrzymanie tak silnego maga w odległej krainie mogło być bolesne, trudne. Ale nie mogła się poddać, nie mogła zmusić go, żeby się wycofał. Nie teraz. Nie w tej chwili.
Pisk w głowie, który wywoływał wręcz migrenę nasilał się, przez co nie mogła jasno myśleć, ale nie musiała. Jedyne, co należało do niej, to trzymanie Solasa w ryzach, dawanie mu bezpieczeństwa i swojej siły, która niemalże namacalnie przepływała przez palce Iselli. Czuła, jak jej energia ucieka, oczywiście. Ale miała jeszcze jej trochę w zanadrzu i wiedziała o tym, że zatrzyma go tam na tyle, na ile będzie trzeba, wytrzyma to, jest w stanie to zrobić.
I gdy nie spodziewała się tego zupełnie, nawiedziła ją kolejna wizja. Mokry, dziwny dźwięk mrugających oczu pojawił się wraz z wieloma, wieloma pojedynczymi, rozrzuconymi w nieskładny sposób oczami. Wraz z okropnie głośnym dźwiękiem mrugania, towarzyszył jej szum, drażniący, wdzierający się do umysłu, wypełniający go w stu procentach.
I zaraz wizja rozmyła się.
Kolejny ciężar został położony na jej klatce piersiowej. Kiedy wydawało jej się, że wcześniej nie była w stanie oddychać, z każdym kolejnym razem było coraz gorzej. Płytkie, drżące oddechy, nie było ją stać na nic więcej.
Krzyknęła, gdy raz jeszcze przed jej oczami, tak po prostu, pojawiła się dłoń. Była całkiem ładna, zgrabna - zajęło jej dosłownie sekundę, by zorientować się, że chodziło o jej własną dłoń. Poznała ją po malutkim pieprzyku przy kciuku. Ale nie była gotowa na to, co zobaczyła i poczuła. Wraz z bólem głowy, ciężarem na piersi wizja wyrywanych paznokci była dramatycznie bolesna, namacalna, ohydnie realna. A co bardziej przerażające, zobaczyła, jak jej twarz zbliża się do tej zakrwawionej dłoni i własnymi zębami odrywała kolejny paznokieć, na żywca.
Zemdliło ją. Tak okropnie ją zemdliło i wtedy...
... wtedy wizja zniknęła, a Solas dał jej znać, że mogą wyjść. Muszą wyjść.
Więc go puściła. Pozwoliła, by Fen'Harel zabrał ich wszystkich z tamtego okropnego miejsca.
Isella zamrugała. Aravas pochylał się nad nią, była w stanie zobaczyć to jeszcze ostatkiem sił i wtedy... wtedy nie wiedziała, co się stało.
Osunęła się w ciemność.

Aravas dostrzegł moment, gdy cała trójka wychodziła z transu. Wszyscy spojrzeli na niego bardzo jasno i klarownie, mógł z całą pewnością stwierdzić, że było w porządku, byli tu, z nim. I chociaż twarze Morrigan i Aravasa były niewyraźne, to blade oblicze Inkwizytorki zaniepokoiło go najbardziej. Zdążył ją tylko objąć ramieniem, a ta osunęła się na nie jak na zawołanie. Miała bardzo płytki i słaby oddech, a z nosa popłynęło jeszcze więcej krwi.
- Cholera, zemdlała - syknął, podnosząc dziewczynę z podłogi. Usadowił ją na szezlongu, który znajdował się w pomieszczeniu i odwrócił się do Solasa, który... Aravas nie miał pewności, ale chyba tylko raz widział go tak przerażonego.
- O co chodzi? - I jedno spojrzenie jego przyjaciela wystarczyło, aby Starożytny wiedział, że stało się coś naprawdę, naprawdę złego. - No słucham?!
- Falon'Din nie jest już za Zasłoną. Wydostał się - przemówiła Morrigan, choć jej głos był dość słaby.
Podniosła się z kręgu, gdy Solas wymówił ostatnie słowa inkanacji, kończącą cały rytuał. W pomieszczeniu znów słychać był odgłos szelestu poduszek, skrzypienie drewna, po którym się poruszali, czy śmiech zza okna.
Wszystko wróciło do normy. Poza tym, że Aravas zamarł, patrząc to na Morrigan, to na Solasa, śmiertelnie poważnego i przerażonego.
- Nie, nie może być. Przecież to niemożliwe, nie da się stamtąd tak po prostu wyjść, nie ma takiej opcji...


Pan Vincent - 2017-09-25, 14:42

- Nie ma - zgodził się Solas, jak w amoku przechodząc na kolanach do omdlałej Iselli. Krew toczyła się wartkim strumykiem z obu dziurek jej nosa, była też bardzo blada i drżała od zimna, ale chyba...
Chyba nic jej nie było, tak. Podsunął pod jasne włosy swoją wciąż drżącą dłoń (nie ma go tam, nie ma go tam, nie ma... - brzmiało mu w umyśle) i uniósł delikatnie głowę, przywołując do dłoni ręcznik.
- Dajcie mi ciepłej w-wody - poprosił słabo, czując, że i jemu zaczynało być coraz bardziej niedobrze. Jak na zawołanie, Morrigan zgięła się nagle i zwymiotowała tak po prostu na podłogę. - To nic, nie przejmuj się tym. Potrzebuję tylko ciepłej wody, Aravasie. Zajmij się Morrigan.
- Nic ci nie będzie? - Starożytny ukucnął przy nim na moment, kładąc z wahaniem dłoń na rozpalonym czole apostaty. - Nie pomożesz jej, oddając zawartość żołądka na tunikę.
- Wszystko będzie w porządku, zaraz to opanuję - obiecał i uśmiechnął się z wdzięcznością, gdy w jego dłoniach znalazła się misa z parującą wodą. Namoczył w niej ręcznik i począł obmywać każdy fragment ukochanej twarzy, starając się być przy tym najdelikatniejszym, jak tylko potrafił.
- Trzeba będzie... Wszystkich powiadomić - pokręcił głową, starając się zwalczyć chaos powstały w jego głowie. A raczej nieustępujący. Ile czasu spędził w Puste? Czuł się tak, jakby to wszystko trwało latami, długimi latami pełnych najgorszych wizji i cierpień. - Rozesłać listy, albo... Dotrzeć do nich przez eluviany.
- Do nich? Do kogo? - Aravas rzucił mu niepewne spojrzenie. Wyglądał tak, jakby zastanawiał się, czy wszystko to, co mówił Solas, było mówione w przytomności umysłu.
- To przyjaciół. Do każdego, kto jest w stanie pomóc go znaleźć. - W bezwiednym odruchu, przygarnął do siebie drobne ciało Inkwizytorki i przytulił je mocno, spoglądając na podkrążone usta i sączący się wciąż słabo nos.
- Isello - przemówił łagodnie, poklepując delikatnie jeden z policzków. - Isello, obudź się. Nie możesz... Musisz się obudzić.
Zwyczajne sposoby nie działały. Solas westchnął nieszczęśliwie i zmusił się resztkami mocy do wypowiedzenia zaklęcia. Zielone oczy spoglądały na niego z przerażeniem. Lavellan wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha.
- Wszystko jest w porządku - wyszeptał, przytulając ją do siebie mocniej. - Nie bój się, jestem tu. Masz mnie. - Powtarzał, starając się uspokoić jej drżenie. Nie chciał wiedzieć, co takiego udało jej się zobaczyć po wypiciu mikstury. Sam wciąż nie potrafił się pozbierać po wszystkich wizjach, których wcześniej doświadczył, ale dla Iselli był to pierwszy raz, nigdy wcześniej nie czuła zapewne czegoś tak okropnego. Musiał się o nią zatroszczyć, zadbać o nią, dać jej oparcie.
- Pomogę ci dojść do twojej sypialni - Aravas pochylił się, użyczając Morrigan swego ramienia. - Na pewno chcesz się zobaczyć ze swoim synem.


Pan Vincent - 2017-09-25, 14:48



Draco - 2017-09-25, 15:02

Nie wiedziała co ją nagle obudziło, co sprawiło, że ocknęła się, ale jej oczy otwarły się szeroko, a płuca nabrały szybko dużą ilość powietrza, jakby panicznie wynurzała się z wody. Pierwsze, co zobaczyła, to oczy Solasa. Niebieskie spojrzenie pełne było strachu, przerażenie i Isella wiedziała już, że znów są w normalnym świecie, w Arlathanie. Ale to wcale nie oznaczało, że było lepiej, że jej ukochany znalazł to, czego oczekiwał.
- Co się dzieje? - Isella spytała słabo, ale nie musiała czekać na odpowiedź.
Milczenie, które nastało ze strony Solasa dobitnie pokazywało, że prawda, jaka by ona nie była, z pewnością jest trudna.
"Falon'Dina nie ma w Pustce. Uciekł." - Studnia przekazała Lavellan tę informację i kobieta spojrzała z przerażeniem na swojego ukochanego.
Podniosła się do siadu i chociaż zakręciło jej się w głowie, a ślady po migrenie dały o sobie znak, to nie mogła być prawda.
- Nie, nie mógł uciec. Jesteś pewien, że go tam nie... Ale jak?! Za Zasłoną nie ma niczego, sama to widziałam, absolutnie nic, Pustka - szepnęła z trwogą.
Nie mogła ukryć tego, że bała się Falon'Dina.
- Jeśli mógł się wydostać, jest potężniejszy, niż... - spojrzała na Solasa i przez chwilę zabrakło jej tchu.
Spojrzała w stronę okna i zobaczyła tam sowę. Siedziała na poręczy i patrzyła na nich swoimi żółtymi oczkami. Isella podniosła się gwałtownie i przegoniła ptaka, patrząc, jak ten odlatuje gdzieś w niebo.
Zamknęła za sobą drzwi do balkonu i oparła się o nie, dysząc, jakby biegła maraton. Jej ciało było zmęczone, jej magia była zmęczona. Rozpaczliwie potrzebowała regeneracji, medytacji, czegokolwiek, co sprawiłoby, że odzyska trochę sił. Poza tym, zaczęła naprawdę podejrzewać, że te sowy są zawsze tam, gdzie ona nie bez powodu. Bała się, czuła się obserwowana, śledzona, inwigilowana.
- On nie może wiedzieć, że go szukamy. Trzeba odnaleźć go, bardzo ostrożnie. Wyślę wszystkich najlepszych szpiegów do tego, aby sukcesywnie przeczesywali Thedas i poinformuję każdego, kto jest ze mną w bardzo bliskich stosunkach, aby miał oczy szeroko otwarte.
Isella podeszła do ukochanego i pozwoliła sobie wtulić się w jego ciało. Dać mu ciepło, którego potrzebował i wziąć to samo od niego. Dalej czuła okropny ciężar na klatce piersiowej - jej magia potrzebowała czasu na zregenerowanie się. Utrzymanie Solasa było dużo cięższe, niż mogło się wydawać.
Wizje dalej migały jej przed oczami, sprawiając, że robiło jej się trochę niedobrze, ale starała się nie dać tego po sobie poznać.


Pan Vincent - 2017-10-03, 20:57

- Zwołamy tajną naradę - wymruczał w czubek jej głowy, chłonąc chciwie kwiatowy zapach jasnych włosów. - Zwołamy tajną naradę i polecimy szpiegom, moim i twoim, by wyjechali w różne strony świata, szukając nie tylko Falon'Dina, ale wszelkich pogłosek o jego przebywaniu, planach, czymkolwiek. Zgodnie ze wszystkim tym, co ustalaliśmy wcześniej, powinniśmy mimo wszystko zająć się odnajdywaniem i odnawianiem eluvianów. Mogą się okazać znaczącym sojusznikiem w wojnie z evanuris. Nie zostawię cię jednak samej, nie mogę na to pozwolić. Musimy wyruszyć by poszukać ich razem i w miarę możliwości powracać do Twierdzy, sprawdzać czy wszystko idzie zgodnie z planem.
Był zmęczony, tak strasznie zmęczony... Powieki same mu opadały, choć w nozdrzach czuł drażniący zapach krwi, a serce targane było lękiem, o... O wszystko, o cokolwiek.
Bo jeśli Falon'Din znajdował się na wolności, przekreślało to niemalże wszystkie jego plany, wszystkie nadzieje, które budował w sobie z każdym dniem, wierząc w to, że przywróci chwałę swemu ludowi w inny sposób. Powoli, rzetelnie i nie bez trudu, ale...
- Musimy też znaleźć sposób na to żebyś się wyspała. Poczytam o tym za chwilę - rzucił słabo, wzdrygając się na samą myśl o czytaniu. Trudno, sytuacja zmuszała ich oboje do rzeczy, których normalnie by nie robili. Isella też musiała być padnięta. Należał się jej odpoczynek. A on, jako jej... W każdym razie, powinien móc zapewnić jej spokój.
Zastanawiał się tylko... Zupełnie mimowolnie... Jakim cholernym cudem Falon'Dinowi udało się uciec z Pustki?! JAK? Przecież na to nie istniał żaden sposób, po drugiej stronie Zasłony nie było żadnych artefaktów, żadnych...
Powieki znowu zaczęły mu nieznośnie ciążyć; podniósł się więc i przypadł do jednego z regałów, przeszukując półki za jednym z tytułów, który wydawał się być odpowiednim na ich nieciekawą okazję. Księga za księgą, dotykał starych, wysuszonych grzbietów, mrużąc powieki by rozczytać wyblakłe litery. W międzyczasie wstawił wodę w kotle i przywołał do dłoni puszkę z kawą. Wiedział jednak, że by zadziałała właściwie, musiał dodać do niej specjalnych ziół - paskudnych i na dłuższą sprawę niszczących organizm, ale niezwykle skutecznych, jeżeli chodziło o wywoływanie sztucznego stanu pobudzenia.
Westchnął ciężko i ukruszył zasuszone pęczki do obu kubków, podsuwając jeden z nich ukochanej.
- Wypij to małymi łykami w jak najkrótszym czasie - polecił, starając się nie zdradzać swym głosem, jak bardzo nie podobało mu się to, co właśnie robił. - I... Zostań ze mną w pokoju, vhenan. Lepiej żebyś nie rozmawiała teraz z nikim innym.
Przytknął brzeg naczynia do ust i zgodnie z instrukcją, pił napar małymi łykami. Adrenalina zbierała się w jego organizmie wraz z przypływem endorfin, zupełnie nieadekwatnych do obecnej sytuacji.
Powstrzymał cisnący mu się na wargi uśmiech i powrócił do przeszukiwania półek - teraz, gdy jego umysł świecił sztucznie spreparowaną jasnością, mógł pozwolić sobie na o wiele skuteczniejsze i szybsze poszukiwania.
- Ach - wydusił z siebie, dźwigając ciężki tom z samego dołu - tu jesteś.


Draco - 2017-10-03, 21:20

- Wiesz, że równie dobrze Aravas mógłby poszukać informacji, a ty po prostu możesz iść spać? To ja nie mogę zasnąć, ty jesteś silniejszy - Isella uśmiechnęła się słabo do mężczyzny, ale ten zupełnie jakby zignorował jej wypowiedź.
A może po prostu nie brał tej opcji pod uwagę? Inkwizytorka sama nie wiedziała. Była bardzo zmęczona, a rytuał tylko wyczerpał jej rezerwy i teraz przysypiała co chwilę, siedząc po prostu na szezlongu. Nagle drgnęła, gdy Solas podsunął jej kubek z intensywnie pachnącą zawartością - mogła wyczuć kawę, za którą zresztą specjalnie nie przepadała, ale ostry, pikantny zapach nie pochodził od niej.
- Wypij to małymi łykami w jak najkrótszym czasie. I... Zostań ze mną w pokoju, vhenan. Lepiej żebyś nie rozmawiała teraz z nikim innym. - polecił Solas, wsuwając kubek w dłonie jasnowłosej.
Isella spojrzała na zawartość i skrzywiła się lekko, stwierdzając, że być może będzie tego żałowała, ale...
Upiła odrobinę kawy. Była jeszcze bardziej niesmaczna, niż zwykle, ale Inkwizytorka zacisnęła zęby i piła dalej. Nie spodziewała się nagłego napływu wypoczęcia, a także zadowolenia pochodzącego z zupełnie nieznanego, sztucznego źródła. Szybko ta euforia zniknęła, zastąpiona zupełnie niezrozumiałą agresją, która napływała...
Isella przełknęła ślinę i próbowała zająć czymś umysł, nie chciała wybuchnąć, nie teraz, nie powinna... Ale to nic nie dało.
Co prawda Lavellana odetchnęła obmyła ręce oraz twarz, ale nie ujarzmiło to tego czerwonego, palącego punktu gdzieś w niej.
- Mógłbyś w końcu mi zaufać? - Isella spojrzała na niego. Starała się nie warczeć, ale sama nie wiedziała, czy to faktycznie jej wychodziło. - Czemu po prostu nie powiedziałeś mi na czym polega ten eliksir dokładnie i pozwoliłeś, żebym wykorzystywała twoją energię? Czemu nic mi nie powiedziałeś?
Woda skapywała po jej brodzie, bo nie wytarła jej dokładnie, ale nie przejmowała się tym. Była zbyt skupiona na wściekłości, która powoli ją paliła.


Pan Vincent - 2017-10-03, 21:44

Kiedy odnalazł wreszcie odpowiednią księgę, zaczytał się w niej na tyle, że zapomniał o poświęceniu uwagi zmianom, zachodzącym w jego ukochanej. Wypadało przecież wybadać, na czym stali, czy zioła sprawiły, że stała się łagodniejsza, czy agresywna, czy miała ochotę na rozmowę, czy na szklankę wody, a może nic z tych rzeczy, bo i to było prawdopodobne.
Nie mógł spodziewać się słów, które przecięły sprzyjającą czytaniu ciszę w najmniej oczekiwanym przez niego momencie.
Drgnął i wyprostował się nad drukiem, posyłając ukochanej nierozumiejące spojrzenie.
- Słu...
- Czemu po prostu nie powiedziałeś mi - przerwała mu, brzmiąc z każdą chwilą na coraz wścieklejszą - na czym polega ten eliksir dokładnie i pozwoliłeś, żebym wykorzystywała twoją energię? Czemu nic mi nie powiedziałeś?
- Vhenan - uniósł w górę obie dłonie, chcąc jej w ten sposób dać do zrozumienia, że była odrobinę za głośno. - Wybacz mi, wiem, że zrobiłem źle. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie tyle, że ta wiedza mogłaby źle wpłynąć na przebieg rytuału... Potrafisz być bardzo emocjonalna i... Cóż, brać na siebie zbyt wiele. O ile działało to w przypadku Inkwizycji, tak tutaj było jedynie niepotrzebną brawurą. Jestem wdzięczny za to, że mnie wsparłaś, ale naraziłaś się tym samym na wpływy Falon'Dina. Prosiłem cię żebyś nie podejmowała decyzji, nie ustaliwszy ich wcześniej ze mną. Nie możemy sobie na to pozwalać.
O, nie wiedział, czy zrobił dobrze, mówiąc te wszystkie rzeczy. Nie potrafił powstrzymać się od szczerości, nie po zażytych ziołach, ale... Mógł chociaż wcześniej pomyśleć, że to mogłoby wywołać prawdziwy pożar.
Zerknął w kierunku Inkwizytorki i poczuł jak serce przyśpiesza mu znacznie, bijąc jak dzwonem.
Isella wyglądała, jakby za chwilę miała go udusić.


Draco - 2017-10-03, 22:01

Słowa Solasa były jak dolaniem oliwy do ognia. Ona nazbyt emocjonalna?
- Powiedział ten, który za swój cel postawił ochronienie MNIE, kiedy to CIEBIE chce zabić jakiś popapraniec - prychnęła, oblizując usta z zirytowania. - Rozumiem, że ci na mnie zależy i w jakiś dziwny sposób boli cię fakt, że może coś mi się stać, ale nie panikowałeś wtedy, gdy Koryfeusz liczył każdy mój dzień, kiedy byliśmy razem w Pustce i walczyliśmy z Koszmarem, kiedy piłam z Vir'abelasan. Robiłam, co musiałam zrobić, z łaski swojej pozwól mi decydować, w porządku? Jestem dorosła, umiem o siebie zadbać.
Przeszła kilka kroków, zupełnie, jakby próbowała się opanować, ale to na nic. Zapiekła kolejna rzecz, marszcząc brwi.
- Nie podejmuj decyzji, dotyczących mnie i ciebie samodzielnie. Jeśli taki jest twój plan, to spieprzaj, nie potrzebuję ojca, chcę partnera. Kogoś, kto będzie mnie traktował na równi, a nie jak ledwo wyrośniętego podrostka z cyckami, którego miło jest przelecieć.
Kilka kosmyków wymknęło się z bardzo prowizorycznego, nisko spiętego koczka i w tym momencie okalały jej twarz. Policzki były zarumienione ze złości, a ona trochę się miotała, sama nie wiedząc jak poradzić sobie z własnymi emocjami, które napływały ogromnymi falami.


Pan Vincent - 2017-10-03, 22:34

Wiedział, że słowa, które wyrzucała z siebie naprędce Isella, były "wspierane" przez spożyte zioła, ale i tak zabolało go, gdy zupełnie niepotrzebnie dodawała do każdego problemu swoje własne pięć groszy, i Solas czuł się przy tym tak, jakby ktoś wbijał mu nóż coraz i głębiej i głębiej w serce, albo w płuco, nieważne, bo nie mógł oddychać, kiedy ona wyglądała i mówiła do niego w taki sposób!
- Jak możesz mówić w ten sposób? - Spytał jej chłodno, odsuwając się pod samą ścianę, zupełnie jakby jej zbyt bliska obecność, sprawiała mu ból. - Jak możesz w ogóle tak myśleć?!
Spokojnie, nakazał sobie, odwracając się z powrotem w kierunku księgi.
Prze Isellę przemawiały teraz gniew, żal i cholerna kawa ze specjalnym dodatkiem, ale... Na wszystkie świętości, czy to musiało aż tak boleć?
- Przepraszam - powiedział to zdecydowanie na siłę, ale wiedział, że za chwilę jemu samemu także przejdzie. Przecież nie musiał się denerwować, wystarczyło poddać się sile ziół.
Odetchnął ukradkiem i upadł ciężko na krzesło, traktując ukochaną uważnym spojrzeniem.
- Dobrze wiesz, że wcale nie uważam cię za nierówną sobie. Staram się okazywać ci szacunek na każdym możliwym kroku, choć czasem nie jest to wcale tak proste, oczywiste. Postaraj się zrozumieć, byłem przyparty do muru, musiałem działać prędko. Wiedziałem, że nikt poza mną nie będzie miał na tyle sił by wkroczyć w tak odległe rejony Pustki... Musiałem zaryzykować, i gdyby ktoś mnie zapytał, zrobiłbym ponownie. Wolę poświęcić siebie, niż ciebie. Nie dam cię mu skrzywdzić, nie pozwolę na to.


Draco - 2017-10-03, 22:55

Isella czuła się przytłoczona przez to, jak doprawiona kawa na nią działała. Czuła, jak gniew uśpiony wcześniej przez zmęczenie i natłok nowych informacji szalał.
- A ja wolę poświęcić siebie, niż ciebie. Ja i tak umrę, Solas! Jestem śmiertelna. Oczywiście, minie do tego może sto lat, jak dobrze pójdzie i nikt nie zabije mnie wcześniej, ale ja umrę. Nie jestem przyszłością, ty tak! - krzyknęła. - Wiesz, że nigdy nie myślę o tobie w kategorii tego, że jesteś Fen'Harelem, ale nim jesteś, do cholery! Jesteś potęgą, wszystkim, co teraz mają elfy. Jeśli ja umrę, będziesz smutny, załamany, w żałobie. Inkwizycja, prawdopodobnie, się rozpadnie. Ale nie stanie się nic bardzo drastycznego. A jeśli ty umrzesz? Myślałeś o tym, kto powstrzyma Falon'Dina? Ja? Aravas? Kto?!
Broda Iselli zaczęła drżeć.
- Nie chcę, by udało mu się popsuć to, za co zapłaciłeś ogromną cenę, rozumiesz? Nie chcę, by on wrócił, by evanuris wrócili. Nie chcę, żeby zaprzepaścili to, co zrobiłeś, nie chcę, by znów zaczęli rządzić. Boję się go. Panicznie się go boję, jest psychiczny. Nieobliczalny, niezrozumiały dla mnie. Widziałam wiele rzeczy, ale nie kogoś tak zepsutego, okrutnego dla samego bycia okrutnym. - Miała minę, jakby zamierzała za chwilę się popłakać. Oczy Iselli zaszkliły się wyraźnie. - Nie chcę pozwolić na to, żebyś robił te wszystkie rzeczy sam. Nie dlatego, że nie dasz sobie rady - wiem, że dasz. Ale dlatego, że nie musisz robić tego sam. Nie jestem tak silna, jak ty, ale... Ale jestem. Z jakiegoś powodu mnie wybrałeś. Pokochałeś. Daj mi spełniać rolę twojej kobiety u twojego boku. Daj mi być twoim wsparciem. Twoją dodatkową siłą i potęgą.
Pierwsze łzy popłynęły po policzkach, a jasnowłosa szybko starła je rękawem swetra, który miała na sobie. Był biały i dość cienki, więc nie grzał w ciepły dzień. Jej głos był cichszy, gniew gdzieś odpuścił. Została rezygnacja.


Pan Vincent - 2017-10-04, 14:25

Miał ochotę do niej podejść, chwycić za szczupłe ramiona i potrząsać Inkwizytorką tak długo, by wreszcie przestała wygadywać wszystkie te niepotrzebne zdania.
On też się bał, naprawdę. Mogła sobie darować czczą gadaninę o swojej śmiertelności. Solas nie chciał o niej rozmyślać tak długo, jak nie musiał. A na razie nie musiał. Isella była młoda i pełna życia, a jej istnienie w żaden sposób niepozbawione było sensu!
Jak mogła stawiać się w świetle gorszej, mniej znaczącej osoby? Nie rozumiała, jak wielką miała władzę, jak owa władza mogła się jeszcze rozwinąć, urosnąć do prawdziwej potęgi, budowanej na wpływach i zaufaniu. Nie strachu i legendach, tak jak było w jego przypadku.
- Nie chcę by udało mu się popsuć to, za co zapłaciłeś ogromną cenę, rozumiesz? Nie chcę, by on wrócił, by evanuris wrócili.
To nie ma teraz żadnego znaczenia, chciał powiedzieć, ale Isella kontynuowała swoją wypowiedź, stopniowo zalewając się łzami. Miał wciąż tę mglistą świadomość, że wszystko to działo się jedynie przez zioła, i przeżyte wcześniej emocje, że oboje wybuchali teraz coraz to nowszymi odczuciami, ale i tak bolał go fakt, że jego ukochana znowu cierpiała przez decyzje, które podjął.
- Vhenan - wydusił z siebie po dłuższej chwili, czując jak poczucie żalu, zażenowania i bezbrzeżnego smutku, rozlewa mu się po żołądku, ciążąc w nim jak ołów. Nagle i jego powieki zapiekły wyraźnie i chyba tylko cudem powstrzymał się od infantylnego szlochu.
- Przestań - poprosił, podchodząc do niej żeby chwycić w swoje dłonie te drugie, znacznie mniejsze i przeraźliwie chłodne. Przyciągnął do siebie jej filigranowe ciało, pozwolił by ich czoła zetknęły się ze sobą, skracając dzielący dystans do minimum.
- Nie masz pojęcia... - wychrypiał, obejmując ją wolno ramionami - ile dla mnie znaczysz. Gdybyś nie znaczyła, nie podejmowałbym takich kroków. To wszystko przez to, że nie chcę cię stracić. Wiem, że sobie poradzę, że zniosę więcej, niż ktokolwiek inny. Jestem teraz wzbogacony o moc, której wielu nie było w stanie poskromić przez długie tysiące lat. Jeśli będę musiał, zamienię w kamień każdego, kto się do nas zbliży. Ale muszę... Muszę mieć pewność, że ty pozostaniesz wciąż przy mnie. Bo bez ciebie jestem... Bez ciebie mnie nie ma, Isello. - Ostatnie zdanie ledwo przeszło mu przez gardło. Wiedział, że gdyby nie wypił wcześniej tej cholernej kawy, nie wyznałby jej tego wszystkiego za nic w świecie, wiedział też, że będzie wkrótce żałował tego, jak bardzo się otworzył. To nie tak, że nie ufał swej ukochanej. Miał po prostu problemy z mówieniem o swoich problemach, odkąd pamiętał. Nie lubił tego, nie lubił okazywać swoich słabości, podawać ich komuś na tacy.
- Postaram się dzielić z tobą większą ilością szczegółów, ale ty także musisz ufać moim decyzjom. Więc jeśli mówię, że to ze mnie masz czerpać moc, nie z siebie, będziesz musiała mnie bezwarunkowo posłuchać. Mnie, nie Morrigan, nie Cassandry, ani Jospehine. Mnie. Obiecaj mi to.


Draco - 2017-10-04, 14:53

Isella wtuliła się w jego ciepłe ciało, przymykając powieki, spod których wypłynęło jeszcze kilka łez. Nie potrafiła ich teraz kontrolować, tak jak emocje, które nią targały były bardzo intensywne i wolne, bez ograniczeń. Kobieta nie spodziewała się tego rodzaju wyznania.
- Muszę mieć pewność, że ty pozostaniesz wciąż przy mnie. Bo bez ciebie jestem... Bez ciebie mnie nie ma, Isello. - Usłyszała stłumione słowa, które z początku przypisała swojej wyobraźni. Ale nie, one były prawdziwe i rozbrzmiewały, cały czas, powodując, że coś w sercu Iselli... Rozbłysło, rozpadło się, zapiekło. Nie potrafiła ocenić, jak wielkie wrażenie to na niej wywarło. Wiedziała, że to trochę sztampowe słowa, ale chwyciły ją bardziej, niż mogłaby się spodziewać.
- Czy naprawdę potrzebujesz zapewnień, że będę przy tobie? Jestem za każdym razem, nieważne co się dzieje. Nawet jeśli nie raz słyszałam, że nie powinnam - szepnęła, wciskając się w jego objęcia jeszcze bardziej.
Stali tak, na środku pomieszczenia, mówiąc do siebie cicho z ściśniętymi gardłami. Isella uśmiechnęła się lekko, gdy Solas stwierdził, że potrzebuje obietnicy. Nie mogła mu jej dać.
- Rozważę tę opcję, ale nie przyjmę jej tak po prostu. Przecież mnie znasz, Solas. Jeśli wiem, że mogę ci pomóc, pomogę jak tylko będę potrafiła. Utrzymałam cię, prawda? Dałam sobie radę. Musisz zacząć wierzyć w to, że ja też potrafię trochę rzeczy, ciągle się uczę i nie jestem taka bezradna... Nie jestem aż tak silna, jak ty, ale trzeba przyznać, że na przestrzeni lat, których cię nie było przy mnie trochę się wyrobiłam - Isella uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę.
Widziała, że odpowiedź nie satysfakcjonowała Solasa.
- Hej. Rozważę tę opcję dużo bardziej uważnie, niż wcześniej, dobrze? Nie miej mi za złe, że nie mogę ci obiecać. Mogłabym, ale nie byłaby to szczera obietnica. Bo jeśli mam możliwość, żeby cię wspomóc albo uratować, zrobię to, vhenan. Właśnie dlatego, że jesteś ma vhenan. I poradzę sobie z tym. Dobrze? Nie jestem nierozsądna.
Isella nie wiedziała kiedy ich usta spotkały się. Ciepłe wargi pieściły siebie nawzajem, dołączyły języki. Lavellan pisnęła cicho, gdy poczuła, jak Solas podnosił ją z ziemi, wsuwając dłonie pod jej pośladki. Oplotła go szczupłymi, długimi nogami wokół bioder, objęła go ramieniem i zachichotała, gdy połaskotał ją po wrażliwej skórze tuż pod pośladkami.
- Nie łaskocz.


Pan Vincent - 2017-10-04, 15:30

- Nie mogę się powstrzymać - odpowiedział tym samym tonem, przedrzeźniając ją nieumiejętnie. Zrzucił ze stołu całe stosy ksiąg i posadził Isellę na jego blacie, stając między jej udami. W jednej chwili cały świat i problemy, które ze sobą przynosił, zeszły na boczny tor, gdzieś w cień, gdzieś, gdzie nie sięgały ich z żadnej strony, pozbawione swojej straszliwej mocy.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w momencie gdy ich wargi przywarły do siebie znowu w chaotycznym, wygłodniałym pocałunku, zapomniał, co miał powiedzieć, i w ogóle jak się mówiło też już nie pamiętał.
Zdążył tylko przylgnąć do jej ciała, przenieść pocałunki na długą szyję, i sam nie wiedział kiedy, ściągał z niej sweter, podkolanówki, walczył z więzami butów, nie przestając choć na chwilę całować, ssać i smakować jasnej skóry.
Nie wiedział, jak to się stało, że już w momencie gdy odpinał własne spodnie, był tak twardy, jakby ich pieszczoty trwały godzinami, tymczasem Isella nie zdążyła go chociażby dotknąć. Zawstydzony przez tę niemądrą myśl, schował twarz w zagłębieniu jej szyi i uniósł jedno ze smukłych ud, by nakierować członek i w jednym, płynnym ruchu, znaleźć się w jej wnętrzu.
Poruszył się ostrożnie; najpierw na próbę, później z każdym uderzeniem coraz szybciej i głębiej, aż wreszcie jego ruchy były tak prędkie i śmiałe, że ciszę panującą w komnacie, przecinały tylko dźwięki ich przyśpieszonych oddechów i rytmiczne postukiwanie stołu o ścianę.
I nagle cały gniew i żal, zastąpiony został pożądaniem w swej najprymitywniejszej postaci - głodem drugiego ciała i chorą wręcz potrzebą spełnienia. Nie liczyło się nic i nikt, poza jasnowłosą elfką, zespoloną z nim samym tak ściśle, że niemalże tworzyli jedno.


Draco - 2017-10-04, 16:19

Isella nie miała pojęcia kiedy to wszystko potoczyło się w ten sposób. Na początku tylko się całowali, robiło się coraz cieplej i milej, a później... Elementy ich garderoby tak po prostu znikały, ściągane pospiesznie i trudno było jej w tłumie cudownych emocji zauważyć, że nagle byli nadzy. Oboje. I patrzyli na siebie, głodni i spragnieni.
Kobieta nie mogła powstrzymać się od jęku, gdy Solas wsunął się w nią, wilgotną i tylko pobieżnie przygotowaną. Zacisnęła się boleśnie w pierwszym odruchu, Przyciskając się do ukochanego całym ciałem, gdy próbowała znaleźć ukojenie. Zaplątała palce w wisiorze, który został na szyi mężczyzny, palce wbiła w jego łopatkę.
Isella wypuściła drżący oddech, ale z każdym kolejnym ruchem czuła się lepiej. Chociaż cień bólu czaił się gdzieś w tle, nie przeszkadzał. Wygięła się tylko rozkosznie po raz kolejny, niekontrolowanie gryząc Solasa w szyję. Zostawiła na jasnej skórze wyraźny ślad zębów, ssanej skóry. Nie mogła się powstrzymać, nie chciała.
Jej ukochany spojrzał jej w oczy, a ona uśmiechnęła się lekko, sięgając jego brody, gryząc go w nią. Ich wargi znów połączyły się w jedno, zaplątana w wisior dłoń pogładziła mężczyznę po jego głowie, a głośne westchnienie uciekło gdzieś pomiędzy jednym cmoknięciem, a drugim.
Lekko wilgotne odgłosy dołączyły do dźwięków, które w tej chwili dominowały w pomieszczeniu.
Nie mogło trwać to długo, niestety. Kilka chwil później ciało Iselli zaczęło wyraźnie drżeć, kulić się w spazmach przyjemności, a z jej ust wydobył się urywany jęk. Długa szrama po paznokciach na plecach Solasa świadczyła o jej przyjemności najbardziej, była cudownym przykładem braku kontroli.
Isella czuła, jak jej wnętrze zalewane jest tą charakterystyczną, gęstą, słoną cieczą. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek polubi to uczucie wypełnienia, ale... uwielbiała, kiedy w niej kończył. To było świadectwo tego, że mu się podobało, odczuwał przyjemność, a to znaczyło więcej, niż można by przypuszczać.
Isella zaśmiała się, spoglądając na ukochanego.
- Czasem zachowujemy się niepoprawnie, vhenan.


Pan Vincent - 2017-10-08, 14:40

Całe jego ciało drżało, zlane potem, poznaczone pręgami po paznokciach, śladami po zębach i ustach, po pozostałościach ich spełnienia...
Przytulał (a może raczej rozpłaszczał na blacie stołu, przygniatając własnym ciężarem) Inkwizytorkę, oddychając głęboko, starając się powrócić do "użyteczności". Zioła wciąż odzywały się w jego umyśle swoim zniekształcającym działaniem, ale w tej chwili, wydawało mu się one całkiem miłe.
Przymknął powieki i oddał się na moment specyficznemu wirowaniu i przyśpieszonym uderzeniom serca, skupiając się na dźwięku oddechu i pojękiwań Iselli.
- Czasem zachowujemy się niepoprawnie, vhenan. - Usłyszał, i dopiero wtedy wytrąciło go to z jego miłego transu. Uniósł głowę i zamrugał intensywnie, wpatrując się w oblicze ukochanej. Jej buzia wciąż była blada, a zielone oczy mocno podkrążone, ale urocze rumieńce sprawiały, że i tak była najpiękniejszą istotą tego świata. Uśmiechnął się do niej i wyciągnął dłoń, by pogładzić nią z wahaniem gładki policzek.
- To nie nam wypada decydować o tym, czy jesteśmy poprawni, czy też nie - odpowiedział, sięgając do porzuconego na stole swetra, by okryć nim jej nagie ramiona. - Ani też nikomu innemu, szczerze mówiąc. Skoro wydawało się nam, że w tej właśnie chwili, odpowiednim będzie się ze sobą kochać, to musiała być to najodpowiedniejsza rzecz pod słońcem. - Uśmiechnął się szerzej, uskrzydlony odgłosem jej dźwięcznego chichotu. Uwielbiał, gdy Inkwizytorka się tak zaśmiewała - lekko i zaskakująco uroczo, jakby wciąż pozostawała w niej jakaś część dziecka.
Sięgnął, po leżące na podłodze spodnie i powalczył z nimi chwilę, nasuwając je na pośladki. Wyciągnął dłoń i pozwolił by wsunął się w nią miękki, ciepły koc.
- Otul się tym - polecił, spoglądając znów w szmaragdowe oczy - już i tak wystarczająco zmarzłaś. I jeśli możesz... - spuścił wzrok, czerwieniąc się lekko. - Postaraj się już nie przerywać moich poszukiwań. Nie wiem, jak długo będą działały te zioła, ale chcę znaleźć sposób na to by "wyłączyć" twoją świadomość podczas snu, a ta księga wydaje się mieć to, czego szukam. Usiądź w fotelu i postaraj się odprężyć, vhenan. Zgoda?


Draco - 2017-10-08, 15:56

- To nie nam wypada decydować o tym, czy jesteśmy poprawni, czy też nie.
Spojrzała na mężczyznę, który sięgnął po jej sweter. Okrył nim ramiona Iselli, ale to nie sprawiło, że była mniej... naga.
- Ani też nikomu innemu, szczerze mówiąc. Skoro wydawało się nam, że w tej właśnie chwili, odpowiednim będzie się ze sobą kochać, to musiała być to najodpowiedniejsza rzecz pod słońcem.
Nie mogła zareagować inaczej, niż śmiechem. Parsknęła, rozbawiona, wciągając sweter przez głowę. Wygładziła go na swoim ciele. Sięgnęła po koc, który został jej wciśnięty.
Isella uniosła brew, zastanawiając się po co jej był ten materiał i wtedy... zrozumiała. Zarumieniona, blada skóra ukochanego wyjaśniała więcej, niż można by się spodziewać. Dalsze słowa, zresztą, sprawiły, że na ustach Iselli pojawił się figlarny uśmiech.
- To ty mnie rozebrałeś, w bardzo... natychmiastowym tempie, chciałabym przypomnieć - Lavellan zauważyła, ale usiadła na szezlongu.
Odłożyła koc i szybko nałożyła bieliznę. Z podkolanówkami sytuacja trwała odrobinę dłużej, ale i z tym sobie poradziła. Kilka minut później kończyła wiązać buty. Dopiero wtedy sięgnęła po ciepłą tkaninę, ale nie przykryła się nią.
Isella stwierdziła, że jeśli okryje się, zaśnie. Będzie zbyt miękko i ciepło, a była wykończona - nawet jeśli teraz tego nie odczuwała, miała tego świadomość. Na samą myśl ziewnęła.
Sięgnęła po książkę o interesującej okładce i zaczęła czytać. Nie spodziewała się, że wzięła egzemplarz, traktujący o Evanuris, ale nie mogła powiedzieć, że było to nieciekawe. Nie mogła się wystarczająco skupić na tej lekturze. Nie, kiedy dowiedziała się, że sprawca tych okropnych wizji wyszedł z miejsca, które dotychczas uznawano za coś, czego opuścić się nie da.
Zachowując ciszę przeszła do stołu, który służył im za łóżko, a teraz znów był uprzątnięty. Wzięła pergamin i pióro, nakreślając kilka słów.
- Możesz zawołać Variel? Chcę, żeby dostarczyła coś do Leliany, jest w Twierdzy - uśmiechnęła się do mężczyzny. - Kazałeś mi stąd nie wychodzić.
Gdy rudowłosa przyszła, Lavellan wyszła z nią na chwilę na korytarz.
- Przeczytaj tę notatkę i dostarcz ją do mojej Szpiegmistrzyni. W porządku?

Kilka chwil później Boska zamarła, czytając te kilka słów, szybko nakreślonych na pergaminie.
Falon'Dina nie ma za Zasłoną. Jest gdzieś w Thedas. Za półtorej godziny zebranie z szpiegami Solasa. Musimy go znaleźć, możesz przygotować już swoich ludzi, ale szczegółów dowiesz się na zebraniu.
Isella


Pan Vincent - 2017-10-08, 21:40

Spędził jeszcze dwie długie godziny, zanim udało mu się odnaleźć informację na temat zabiegu "wyłączenia". Polegał on na wprowadzenie śniącego w specyficzny stan, który ułatwiał mu odpoczynek fizyczny i psychiczny w stanie zawieszenia, czegoś pomiędzy snem, a jawą.
- Wiedziałem - wyszeptał, uśmiechając się z najczystszym wyrazem satysfakcji. Jego twarz nabierała przy tym nieco drapieżnego i odstręczającego wyglądu, ale nie przejmował się w tej chwili własną aparycją. Najważniejszy był jego sukces, to, że nie poddał się pomimo tylu wątpliwości. A jednak, pamięć go nie zawodziła! Mgliste wspomnienia podpowiadały mu, że dawniej poddawano się zabiegowi magów, którzy potrafili podczas swoich wędrówek po Pustce, doznawać nieprzyjemnych wizji, spotykać groźne duchy, lub doświadczać czegokolwiek, co wychodziło z komfortowej strefy "błogiego śnienia".
Zamknął księgę i zabrał się za przeszukiwanie półek z ziołami - jedna, druga - co chwilę, zgarniał w dłonie coraz to nowsze pęki i słoje, aż w końcu miał ich ułożony pełen stos, pod samą brodę.
- Isello - odezwał się cicho, stając przy kotle z gotującą się już wodą - za chwilę podam ci kolejny napój. Wypijesz go jednak po naradzie. Dzięki niemu będziesz mogła się wyspać, obiecuję. Nie będziesz tylko niczego pamiętała, ale to całkowicie bezpieczne.
Wiedział, że nie musiał jej dłużej zapewniać: elfka patrzyła na niego z pełnym zaufaniem; była spokojna i (tak mu się wydawało) wdzięczna. A więc znowu udało mu się wywiązać ze swego zadania... Ulga, która ogarnęła go na myśl, że będą mogli wraz z Inwkizytorką snu, odpoczynku , napawała go niemalże ekscytacją. Nie minęło więcej, niż dwa, trzy dni (choć zdążył po drodze zgubić rachubę), ale czuł się tak, jakby minął co najmniej miesiąc, odkąd ostatnim razem jego głowa dotykała poduszki.
Co najmniej miesiąc.

- Zebraliśmy się tu wszyscy - zaczął, prześlizgując szarym spojrzeniem po twarzach zgromadzonych; elfów, ludzi, a nawet krasnoludów - ponieważ udało nam się odkryć, że jeden z evanuris, który powinien od wieków tkwić za Zasłoną, w jakiś sposób wydostał się z Pustki.
Tłum wezbrał, wokół rozległy się głośne ochy i achy, ktoś zaklął szpetnie.
- Ale jak to możliwe? - Głos Cariasa ledwo przebijał się przez zgiełk. - Jakim cudem?
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie - Solas zwiesił głowę, wzdychając ciężko, nad rozłożonymi na blacie mapami, planami i poszczególnymi spisami strategii zwiadowczych. - Mogę tylko powiedzieć, że zrobimy przez ten czas wszystko, by się tego dowiedzieć. Potrzebujemy jednak was, naszych najlepszych szpiegów, do tego by pomóc nam ustalić położenie Falon'Dina.
- A więc to Falon'Din zbiegł z Pustki?! - Wydusił z siebie jeden z przybyłych krasnoludów, bodajże szpieg z zachodu, pracujący dla Inkwizycji. - Czy to nie on jest tym całym dalisjkim bogiem-oszustem?
- Falon'Din nie jest żadnym bogiem - odparła sucho Variell. - To tylko evanuris, daleko mu od...
- Może i nie jest bogiem, ale moc evanuris jest ogromna, i dobrze o tym wiesz - warknął Carias. - Mamy skrzętnie przesrane, więc darujcie sobie czcze gadanie o jego boskości, bo...
- Jak śmiesz, ty mały...
- To jakieś nieporo...
- DOŚĆ! - Wydarła się Cassandra, uderzając jedną z ciężkich ksiąg o stół. - Uciszcie się na moment, pozwólcie im dokończyć. Inkwizytorko - odezwała się już łagodniej. - Proszę, powiedz mi, że masz na ten temat cokolwiek do powiedzenia.


Draco - 2017-10-08, 22:06

Isella przetarła twarz, zmęczona. Zioła, które podał jej Solas w kawie przestawały z wolna działać i odczuwała to bardzo wyraźnie. Jej ciało stawało się ociężałe, umysł nie pracował już na najwyższych obrotach. Zmęczenie bardzo mocno odbijało się na jej organizmie - wciąż była bardzo młoda i w teorii powinna radzić sobie z brakiem snu jako tako, ale przy trybie życia, jaki prowadziła było to znacząco utrudnione. Natłok obowiązków na przestrzeni tych kilku dni wcale nie malał.
- Inkwizytorko. - Isella drgnęła, gdy usłyszała głos Cassandry. Spojrzała na przyjaciółkę. - Proszę, powiedz mi, że masz na ten temat cokolwiek do powiedzenia.
Isella odchrząknęła i spojrzała po zebranych. Spotkała, większość, neutralnych lub życzliwych spojrzeń, ale wśród nich był Carion, który nie patrzył na nią szczególnie pozytywnie. Lavellan westchnęła.
- Większość z was o tym nie wie, ale Ilasdar, znany jako Falon'Din ostatnio zesłał... sen. - Isella odchrząknęła. Brzmiała poważnie, chociaż zmęczenie było bardzo zauważalne. - Koszmar, który nie pozwolił mi się obudzić. Jest bardzo chętny, aby zdobyć moją duszę, co finalnie doprowadziłoby do śmierci Solasa i powrotu evanuris. Jestem łatwym celem dla kogoś tak potężnego, jak Falon'Din. Dlatego zadanie jest proste. Wytropić go, obserwować, a w odpowiednim momencie - pojmać. Ale najpierw, musimy go znaleźć. Każdy z was uda się w inną stronę świata. Macie do dyspozycji eluviany, każdy z Inkwizycji - jako że nie korzystaliście z nich zbyt wiele - dostanie zaszyfrowaną mapę, która zadziała tylko na was. Będzie wspomagana magicznie, więc nikt nieproszony nie będzie mógł jej podejrzeć.
W takich momentach, Isella miała nadzieję, nikt nie wątpił w to, dlaczego Cassandra dała jej tytuł Inkwizytorki. Brzmiała jasno, rzeczowo, bardzo pewnie i spokojnie. Zupełnie tak, jakby miała cały plan, ułożony w milimetrach i wiedziała co będzie następne. Nawet jeśli nie było to do końca prawdą, sprawiała takie wrażenie.
- Wiem, że nie wszyscy wiedzą, jak wygląda Falon'Din, a to dość kluczowa informacja. Mogłabym wam go opisać, ale myślę, że nie zrobię tego tak dobrze, jak... po prostu pokazanie wam, jak wygląda. Solasie, mogę?
Isella zdawała sobie sprawę z tego, że może się to jej ukochanemu nie podobać. Ona sama miała w związku z tym mieszane uczucia, ale to był najszybszy sposób, a czas to było coś, czego nie mieli zbyt dużo.


Pan Vincent - 2017-10-08, 22:22

Nie podobał mu się ten pomysł, zdecydowanie nie - obraz przedstawiał nie tylko Falon'Dina,. ale i resztę evanuris, w tym samą Mythal, i... Cóż, miał dla niego ogromną wartość sentymentalną, a dzielenie się nim, wydawało mu się uchylaniem swych najintymniejszych wynurzeń zupełnie obcym ludziom.
Czym była sztuka, malowanie obrazów, czym innym, jeśli nie przelewaniem swym pragnień, marzeń, lęków i nadziei? A on miał to teraz tak po prostu zaprezentować?
Co innego reszta malowideł - te tworzył z myślą o przekazaniu elfiemu ludowi czegoś... Jakiegoś kawałka historii, zawiłej symboliki, bliskiej ich sercom, ale... To jedno konkretne, stanowiło dla niego coś odrębnego. Fragment historii, który dotyczył tylko i wyłącznie niego.
Wiedział jednak, że sprawa nie miała się tak łatwo, jak zazwyczaj - obraz miał ułatwić szpiegom rozpoznanie i wytropienie Falon'Dina, miał być kluczowym elementem, potrzebnym do ułożenia tej skomplikowanej układanki. Nie pozostało mu więc nic innego, jak udzielić Inkwizytorce zgody.
- W porządku - westchnął, spuszczając spojrzenie na ziemię. - Zaprowadzę was do komnaty, w której znajduje się obraz. Możecie go oglądać do woli, prosiłbym jednak żebyście go nie dotykali.
- Co się tyczy reszty informacji - podjął po chwili milczenia - wszystkie plany, oraz szczegółowe dane, pozostawiłem wam na stole. Przepiszcie sobie kopię, każdy zespół. Pary również rozpisałem w osobnym pliku. Proszę, nie kwestionujcie moich wyborów; dobrałem was tak, żebyście się w pełni uzupełniali.
Urwał, wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami z Variel - jej w przydziale przypadła Merrill, która, choć szpiegiem samym w sobie nie była, miała ogromną wiedzę i umiejętności. Wiedział, ze rudowłosa o wiele chętniej ujrzałaby w swojej parze kogoś lepiej zorganizowanego, ale na szczęście nie mówiła tego na głos i Solas był jej za to ogromnie wdzięczny.
Przystanął przy Inkwizytorce, pochylając się do jej ucha.
- Czy mogłabyś zaprowadzić ich do komnaty i dopilnować, by nie dotykali obrazu? Ja w tym czasie posprzątam ten bałagan. Nie wierzę, do jakiego stanu doprowadziliśmy to miejsce w ciągu ostatnich dni. Wszędzie pergaminy i księgi... - Urwał, zakłopotany. - Zrobisz to dla mnie, vhenan?


Draco - 2017-10-08, 22:50

- Tak - mruknęła Isella, ruszając do przodu. - Zapraszam - Isella uśmiechnęła się lekko, kiedy zauważyła, że wszyscy, którzy służyli swoimi umiejętnościami Inkwizycji idą za nią.
Wśród nich byli przedstawiciele każdej rasy. Ci, którzy nie byli elfami mieli oczywiście pewien problem, ponieważ cały świat w Rozdrożach wyglądał dla nich dość... smutno. Mało barwnie. Tylko elfy mogły napawać się pięknymi barwami, niebem obsianym gwiazdami. Całej reszcie pozostawało rozkoszować się zapachem chłodnego wieczoru, cichymi dźwiękami nocnych stworzeń.
Isella otworzyła drzwi, prowadzące do odpowiedniej komnaty. Na szczęście pozostałości po dramatycznym rytuale, który jeszcze kilka godzin temu przeprowadzali w tym miejscu zniknęły bezpowrotnie. Co prawda, pozostałości eliksiru dalej były w kotle, a pudełko z ubrudzonymi krwią fiolkami nie zostało zamknięte, kilka otwartych ksiąg walało się po podłodze, ale nikt nie mógł mieć pewności co się tu właściwie działo.
Z jeszcze jednego powodu była to pozytywna informacja - nikt nie zasłonił obrazu, który teraz patrzył na każdego zgromadzonego w pomieszczeniu. Szpiegów było całkiem sporo, w tym Leliana, która obserwowała uważnie obraz - choć widziała tylko czerń i biel, nie mogła zaprzeczyć, że był piękny.
- To nasz cel - Isella wskazała na Ilasdara. Widziała, jak część towarzystwa wzdrygnęła się, gdy wpatrywali się dłużej w jego twarz.
- Kto to jest? Wygląda jak... - Lavellan zwróciła uwagę na Merrill, która wskazywała palcem...
Inkwizytorka uśmiechnęła się lekko, zakładając kosmyk jasnych włosów za ucho.
- To Solas.
- Ma tu włosy - zauważyła, unosząc brew ku górze. - Ciemne.
Isella nie mogła nie parsknąć cichym śmiechem.
- Ma. Nie, nie pytałam, czemu je stracił. Nie on jest tym, na kim powinniśmy się skupić. Falon'Din uciekł z miejsca, z którego nie da się tak po prostu zbiec. A to oznacza, że jest potężniejszy, niż każdy znany śmiertelny. Musimy go znaleźć. Napatrzcie się na jego oblicze. Macie wiedzieć, jak wygląda, zapamiętać go. Wyruszacie jutro o świcie.

Kiedy Isella wróciła do ukochanego, słaniała się na nogach. Zioła całkowicie przestały działać i zmęczenie kilku dni bardzo mocno odbijało się na jej organizmie.
- Już poszli. O świcie wszyscy wyruszą. A ja napisałam listy do wszystkich, kogo znam i kto może coś widzieć. Część z nich przeszła przez eluviany, więc albo już ci, którzy mają je dostać już czytają, albo jutro z rana będą mieli lekturę. - Isella oparła się o drzwi, osuwając się o nie. - Dasz mi te zioła? Nie wytrzymam.


Pan Vincent - 2017-10-08, 23:20

Solas kłamał - nie przeszkadzał mu bałagan, panujący w komnatach - nie do tego stopnia, by czuć potrzebę bezzwłocznego zajęcia się porozrzucanymi papierami i księgami.
Tak naprawdę nie chciał przeżywać konieczności obserwowania obrazu - wiedział, że wtedy mimowolnie musiałby patrzeć na gadzie oblicze Falon'Dina, na twarze swoich braci i sióstr... I wreszcie na tę jedną twarz, której nie chciał oglądać już nigdy więcej w całym swoim życiu - twarz Mythal.
Tę, którą zawiódł tyle razy, że sam zaczynał tracić rachubę. Tego dnia okazało się w dodatku, że zawiódł po raz kolejny, do stu diabłów!
Chwycił papiery odrobinę mocniej niż zamierzał - zgniótł je w palcach, rozmazując niezaschnięty tusz. Nie umiał o to dbać, nie w tej chwili i, na wszystkie dobre duchy, cieszył się, że Isella nie zadawała zbędnych pytań i tak po prostu udała się do komnaty z obrazem.
Przygotował resztę dokumentów, wydał służbie oszczędne polecenia i udał się do sypialni Inkwizytorki, wiedząc, że ta odnajdzie go bez problemu - na tę chwilę miał dość Arlathanu i wszystkiego, co było z nim związane. Czuł za duże obciążenie, a w jego głowie kłębiło się tylko coraz więcej nieprzyjemnych wspomnień.
Zamierzał się wyspać, odpocząć, pozbyć się wszelkich myśli. Westchnął z ulgą na widok świeżo zaścielonego łoża - jak to dobrze, że służba Inkiwizytorki dobrze wiedziała, jak ważne były takie drobiazgi. Gdzieś w podświadomości krążyła mu leniwie myśl, że powinien się również wykąpał: z reguły uległby jej natychmiast, ale tym razem nie miał do tego siły, naprawdę. Moc ziół przestawała działać, a jego organizm, wymęczony, wyrzuty z mocy i energii, powoli wyłączał się samoistnie, przegrywał z walką silnej woli.
Na widok Iselli, uśmiechnął się słabo i pokręcił głową, słysząc w tonie głosu pewną skargę.
- Vhenan - przyciągnął ją do siebie, ściągając wolno kolejne warstwy odzienia. - Dałem ci miksturę już wcześniej, nosisz ją przy swetrze. - Zaśmiał się lekko i ułożył nagą już elfkę, na świeżej pościeli. Chwilę później znajdował się tuż obok, otaczając ją ramieniem.
- Wypij to, zaśniesz już po chwili. Zanim to się jednak stanie, chcę ci coś powiedzieć... - Urwał, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co czuł.
- Chciałem powiedzieć, że jestem z ciebie bardzo dumny. Byłaś wyjątkowo dzielna, odważna i... Lojalna. Jakkolwiek by to nie wyglądało... Wiec, że czuję, że mam w tobie oparcie. Nawet nie masz pojęcia, jak wielkie.


Draco - 2017-10-08, 23:47

Isella, przykryta już, z fiolką w dłoni gotowa była do natychmiastowego zażycia specyfiku, który niezbyt zachęcająco pachniał, trzeba było przyznać. Ale ciekawa była, co też Solas chciał powiedzieć.
- Chciałem powiedzieć, że jestem z ciebie bardzo dumny. Byłaś wyjątkowo dzielna, odważna i... Lojalna. Jakkolwiek by to nie wyglądało... Wiedz, że czuję, że mam w tobie oparcie. Nawet nie masz pojęcia, jak wielkie.
- Masz na myśli...? Kiedy byłam taka odważna, dzielna i lojalna? - mruknęła, unosząc brew ku górze. Nie atakowała go, po prostu pytała, ewidentnie zaciekawiona.
Chociaż zmęczenie sprawiało, że była ledwie przytomna, miała wrażenie, że to ważne słowa i... Chciała je usłyszeć. Chciała być... pewna?
- Cały czas - Solas wymruczał, wtulając się w jej piersi. Isella była trochę tym rozbawiona, ale nie miała sił tego okazać. Zauważyła, że bardzo lubił tę część ciała Inkwizytorki i, cóż, pochlebiało jej to. - Od samego początku tego chaosu, do tej właśnie chwili. A o szczegółach chętnie opowiem ci, gdy... - Mężczyzna ziewnął potężnie - już się wyśpimy.
- Obiecujesz? - szepnęła, przechylając fiolkę i wypijając jej zawartość. Odłożyła szklane naczynie na półeczkę obok łóżka i objęła ukochanego, głaszcząc go delikatnie po karku.
Usłyszała jeszcze "mhm" i to tyle. Zasnęła snem mocnym, sprawiedliwym. I nic nie było w stanie jej obudzić, nawet zaklęcia.

Poranek w końcu przywitał Lavellan, ale niestety - bólem głowy. Isella szybko zrozumiała, dlaczego tak było. Słońce znajdowało się wysoko na niebie, a to oznaczało, że spała przynajmniej do południa. Biorąc pod uwagę fakt, że ostatnie kilka dni nie spała, nie powinno to kogokolwiek dziwić.
Zaskoczyło Isellę to, że faktycznie nie pamiętała zupełnie niczego. Nie posiadała nawet przeświadczenia, jakoby gdzieś była podczas swojego odpoczynku. Było to dziwne uczucie, ale w końcu była choć trochę wypoczęta.
Przekręciła się na plecy, przeciągnęła się i przypadkiem uderzyła inne ciało stopą. Spojrzała w tamtą stronę, widząc długą nogę ukochanego, który także spał. Isella uśmiechnęła się lekko.
Wstała z łóżka i nałożyła na ramiona lekki, bardzo cienki szlafrok. Był do połowy uda w intensywnym, złotym kolorze. Kobieta otworzyła drzwi na balkon i westchnęła, czując świeży zapach dnia.
Ale drgnęła, gdy usłyszała... hukanie obok siebie. Spojrzała w tę stronę i zobaczyła sowę, siedzącą na poręczy balkonu.
- Ty naprawdę mnie śledzisz - szepnęła, przyglądając się ptakowi.
Nie bał się jej. Ale patrzył na nią i miał coś takiego w oczach, że... nie mogła obserwować go dłużej. Odwróciła wzrok, tylko na chwilę, na sekundę, ale zwierzę zniknęło. Nie słyszała trzepotu skrzydeł.


Pan Vincent - 2017-10-27, 18:24

Kiedy w końcu nadszedł upragniony sen, Solas szybko odpłynął a krainę niebytu - Pustka pochwyciła go w swoje ramiona jak najlepsza przyjaciółka, wytęskniona kochanka, zmartwiona matka - lecz tym razem nie zaznał w nich ukojenia... Wręcz przeciwnie: ledwie jego umęczony umysł dotarł do kamienia przy pałacu, został porwany, wzburzony i skotłowany w bezkształtną masę i...
Nie nadążał za tym, co się działo i - co najważniejsze -ze zgrozą zdał sobie sprawę, że nie miał żadnej władzy nad swoim ciałem. Po raz pierwszy od wieków, to jego sen miał nad nim kontrolę, nie odwrotnie.
Chciał krzyczeć, rozejrzeć się, zrobić cokolwiek, co pomogłoby mu w wyłapaniu choćby i jednej znajomej rzeczy, sygnału, obrazu...
Ale jedynym, co widział, była istna plątanina kolorów, świateł i ruchomych obrazów, a po głowie kotłowało mu się uparcie jedno pytanie.
Jak Falon'Din opuścił Pustkę, jakim cudem udało mu się ją opuścić? Jak, jak, jak, jak?!
Aż wreszcie obraz przestał się tak mocno rozmywać, stawał się coraz bardziej i bardziej klarowny. Solas otworzył oczy i złapał jednej ze ścian tajemniczej budowli, w którą wrzuciła go Pustka.
I wtedy odpowiedź na jego pytanie przyszła sama, a jej ogrom o mały włos nie zwalił go z nóg.
Falon'Din nigdy nie opuścił Pustki. Ponieważ w dniu, gdy Fen'Harel zaciągnął evanuris za Zasłoną... Nie było go z nimi.

Stawiał kroki ostrożnie, z rozwagą. Wiedział, że jeden fałszywy ruch mógł kosztować go życie, a nawet więcej, biorąc pod uwagę "bezczasowość" Pustki. Szaty ześlizgiwały mu się z ramion, a z reguły idealnie ułożone włosy, okalały całą twarz, wchodząc w oczy i w usta.
Pogoda nie była łaskawa i coraz bardziej odczuwał to na własnej skórze, ale nie miał czasu by ubrać na siebie coś adekwatniejszego. W ogóle nie miał czasu i chyba to przerażało go najbardziej...
To było takie okropne... Zostać zmuszonym do tego by w jednej chwili podjąć decyzję o tym, że opuszczało się swój dom, swoje całe dotychczasowe życie..
Ale nie mógł postąpić inaczej... I tak miał wielkie szczęście, że jakimś cudem dowiedział się o nadchodzącej klęsce, o swoim własnym końcu świata.
Wizja przyszła zupełnie nagle i niespodziewanie, ale dała mu wszystko to, czego potrzebował. Fen'Harel okazał się jednak zdrajcą, tak jak wszyscy to podejrzewali. Wolał zagrzebać całe dziedzictwo pod piaskami zapomnienia, zamiast dać im szansę na wytłumaczenie swego postępowania. Przecież nie zabili Mythal bez powodu! Za tym wszystkim stało coś większego, tylko temu durniowi nie dawało się przetłumaczyć takich rzeczy. Był zbyt zaślepiony jej obrazem, zbyt mocno kochał tę głupią...
Poczuł mały wstrząs i obrócił się przez ramię, podskakując bezwiednie.
A więc to zaraz, już za chwilę spłynie na niego zapomnienie, sen. Czy będzie pamiętał, kim był, kiedy się obudzi? Oby tak, na wszystkie świętości, oby tak...
Upadł na ziemię, z nosa poszła mu krew, spływając krętymi ścieżkami po wyschniętych kamieniach.
Jeśli tylko będzie pamiętał... Zrobi wszystko, by zemścić się na Straszliwym Wilku... (coraz ciężej było mu utrzymać otwarte powieki, a krew płynęła wartko, płynęła, brudząc mu szaty, palce i kamienie, coraz więcej kamieni...). Sprawi, że życie Fen'Harela stanie się prawdziwym piekłem. Jednym, nieprzemijającym koszmarem.
Coś zakołysało nim łagodnie, gdzieś w tle usłyszał dziwny szmer, a potem hurgotanie, z każdą chwilą coraz głośniejsze: wspomnienia przewijały mu się w umyśle, niczym w kalejdoskopie. Duży, mały, młody, stary, nagroda, klaps, nauka, stanie w kącie, mama... Jego mama.
Mama. Coraz ciężej było wziąć oddech. Widział twarz matki.
Była zielona, zapadnięta, straszna. Jego matka nie żyła.


Obudziło go uczucie bycia obserwowanym. Wyprostował się na łożu, podciągając okrycie po samą brodę - nie wiedział dlaczego, ale był okropnie zmarznięty.
- Vhenan? - Zawołał, gdy nigdzie nie udało mu się zauważyć swej ukochanej. Wreszcie, wiedziony zwykłym powiewem wiatru, zerknął w kierunku balkonu. Westchnął mimowolnie, dostrzegając idealny profil Inkwizytorki. Była taka piękna... Jej długie włosy spływały kaskadami poprzez szyję i ramiona, na plecy, gdzie skręcały się łagodnie, niczym morskie fale. Blada cera, okraszona teraz niewinnym rumieńcem, pełne wargi i mały, lekko zadarty nos...
Solas widział w życiu wiele ładnych kobiet, ale żadna, absolutnie żadna nie wzbudzała w nim takiego zachwytu. W tym wszystkim chodziło o wiele więcej, niż o zwykłe piękno. Ciało Iselli krzyczało o tym, kim była jego właścicielka. Mądra, rozważna, skłonna do poświęceń i piękna. Ciałem i duszą.
Pokręcił głową, zawstydzony swoimi myślami. Gdzieś w umyśle tańczyły mu jeszcze resztki snu... Choć może nie był to sen. Może to właśnie to była prawda, może Falon'Din nigdy nie uciekł z Pustki, może naprawdę go wtedy nie było... Ale co działo się dalej? Jak zdołał się przebudzić, gdzie teraz przebywał? Czy jego potęga odrodziła się do tego stopnia, by mógł przywrócić resztę elfiego ludu do obecnego świata? Co planował, co...
Podniósł się z łoża i przeszedł na balkon, wdychając chciwie powietrze, przesycone słodkim zapachem kwiatów. I tych z ogrodów, i tych, które stanowiły nieodłączny zapach Lavellan. Przysunął się do elfki i objął ją ramieniem, pozwalając by oparła się o niego, wtulając ufnie w klatkę piersiową.
- Muszę z tobą porozmawiać - zaczął wolno, niechętnie. - Ta sprawa dotyczy ściśle naszego obecnego problemu. Wydaje mi się, że w jakiś sposób dowiedziałem się właśnie, dlaczego nie mogliśmy odnaleźć go w Pustce. - Wiedział, że nie musiał używać żadnego imienia, przecież od wielu dni nie mówili o niczym innym. - Usiądź, vhenan. Chcę to z tobą przedyskutować.


Draco - 2017-10-27, 19:17

Isella próbowała wypatrzeć ptaka, który jeszcze chwilę temu tu był, ale niestety nie przyniosło to żadnych rezultatów. Zamiast tego wiatr rozwiał poły niezawiązanego szlafroczka, przez co - gdyby ktokolwiek patrzył akurat na balkon - mógłby zobaczyć w całej okazałości nagie ciało Inkwizytorki. Na szczęście od strony gór nawet nie dało się specjalnie podglądać.
Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki. Oparła się łokciami o balustradę i pozwalała na to, aby przyjemne, ciepłe promienie słońca otulały ją. Iselli sprawiało to nieopisaną przyjemność. Czerpała z tej chwili tyle, ile tylko mogła - i nawet uporczywe myślenie o tym, że ta sowa naprawdę była dziwna nie sprawiło, że zadowolenie płynące z tego chwilowego opalania się było mniejsze.
Usłyszała, jak bose stopy stąpają po kamiennej podłodze. Podniosła się i spojrzała na mężczyznę. Uśmiechnęła się do niego subtelnie, obejmując go ramieniem. Ułożyła głowę na jego torsie i przymknęła na chwilę powieki.
- Muszę z tobą porozmawiać. - Usłyszała i Isella już wiedziała, że prawdopodobnie nie spodoba jej się to, co usłyszy.. - Ta sprawa dotyczy ściśle naszego obecnego problemu. Wydaje mi się, że w jakiś sposób dowiedziałem się właśnie, dlaczego nie mogliśmy odnaleźć go w Pustce. Usiądź, vhenan. Chcę to z tobą przedyskutować.
- W porządku - mruknęła.
Weszła do środka, a poły delikatnego, śliskiego materiału obwiązała wokół siebie, by nie emanować swoją nagością. Spojrzała na mężczyznę i uniosła brew. Nie spodziewała się tego, co usłyszała.
- Ale jak to w ogóle możliwe, że nie trafił do Pustki, bo... bo co? Nie rozumiem. Skąd miałby wiedzieć?
Z każdą chwilą Falon'Din wydawał się być coraz bardziej potężny i ta myśl była naprawdę przerażająca.
- Nie dość, że śledzi nas teraz przez sowy, to jeszcze wiedział o tym, co zamierzasz zrobić? Jesteś pewien, że nie jest jakimś bogiem? - Isella zażartowała odrobinę, chociaż być może nie było na to miejsce, ani czas.
To był jej sposób na poradzenie sobie z tymi rewelacjami. Były trudne i niezrozumiałe, nie w stu procentach. Potrzebowała więcej informacji. Jakichkolwiek.
- Czyli wie o tym, że to ty ich powstrzymałeś. Wie, że to przez ciebie evanuris są uwięzieni. I jest żądny zemsty tak bardzo, że nie cofnie się przed niczym. Brzmi... - Jasnowłosa westchnęła i potarła łaskoczącą lekko bliznę po odciętej ręce. - Brzmi fantastycznie, nie ma co.


Pan Vincent - 2017-10-27, 23:24

Oparł się wygodniej o ścianę, pozwalając by jasne pasma załaskotały go w nos, gdy zaciągał się głęboko unikatowym zapachem ukochanej - wypuścił ją z ramion wyjątkowo niechętnie, ale musieli porozmawiać, naprawdę.
Co nie zmieniało faktu, że jej nagie ciało, odznaczające się kusząco w promieniach słońca, nie było naprawdę piękne.
Nie potrafił spójnie oddać tego, co widział w swoich snach, ale po kwadransie, czy dwóch, Inkwizytorka miała już w pewien sposób nakreśloną sytuację. Na jej twarzy rysowało się wyraźnie wzburzenie i nie mógł jej się dziwić: on sam także nie potrafił zrozumieć tego, jak wielkie szczęście miał Falon'Din. Zbyt wielkie, jak na kogoś tak podłego.
- Sowy? - Zapytał nagle, uderzony tym dziwnym stwierdzeniem. Podniósł się z kanapy i otworzył jedną z wysokich szaf, odnajdując tam półkę na swoje rzeczy (na początku nie chciał zgodzić się na trzymanie swoich ubrań u Inkwizytorki, ale ta nalegała uparcie, a on - koniec końców - nie potrafił się jej zbyt długo opierać) i wyciągnął z niej tunikę i spodnie, wykonane z cienkiego, przylegającego do ciała materiału. - Jak to cię "śledzą"? Nie jestem w stanie... - Nagle wyprostował się, unosząc głowę. Spojrzał prosto w zielone oczy, jego usta momentalnie rozchyliły się bezwiednie.
- Falon'Din... - Wyszeptał tylko z nieskrywaną złością i zupełnie odruchowo rozejrzał się wokół, jakby w obawie, że mógłby znaleźć sowę ukrytą za szafą, zalegającą w pustej balii, albo czort jeden wiedział gdzie. - Kiedy to się zaczęło? Długo już tak... Obserwują cię te sowy?


Draco - 2017-10-27, 23:35

Isella zmarszczyła brwi i zastanowiła się. Oblizała dolną wargę, podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę szafy. Od kiedy widziała sowy?
W zasadzie, trudno było stwierdzić. Wydawało się, jakby były gdzieś wśród otoczenia od zawsze - czasem hukały, innym razem były całkowicie cicho, ale pokazywały się jej. Zawsze mogła je zlokalizować wzrokiem i nigdy się jej nie bały. Isella bardzo często miała wrażenie bycia podglądaną i wtedy zwykle okazywało się, że nie bez powodu.
Ale kiedy po raz pierwszy zwróciła na to uwagę...?
- Wydaję mi się, że jak jechaliśmy do mojego klanu. Wtedy pierwszy raz zauważyłam sowy, o różnych porach dnia. Wiem, że to on. - Isella stwierdziła, nakładając figi i zaraz na to spodnie. - Nie boją się mnie. Nie uciekają, gdy je zauważam. Patrzą na mnie bardzo uważnie, jakby wiedziały doskonale czemu tu są i na co mają zwracać uwagę.
Isella podsunęła biustonosz Solasowi, by pomógł jej w przygotowaniu się na dzień, a kiedy zapięcie kliknęło, sięgnęła po koszulę.
- Znajduję je wszędzie. W twoim pałacu, tutaj, w podróży. Na początku myślałam, że przesadzam, ale za każdym razem czuję się obserwowana, a dzisiaj... - Isella mimowolnie spojrzała na balkon, gdzie kilka chwil temu znalazła kolejną sowę. - Siedziała na balustradzie. Patrzyła na mnie. Nie wydała żadnego dźwięku, miała tylko... taką... złość w oczach? Sama nie wiem, brzmi abstrakcyjnie, ale...


Pan Vincent - 2017-12-05, 01:48

Krople rosy błyszczą wśród księżycowego światła, które słabnie z każdą chwilą na rzecz słońca, wyglądającego nieśmiało poprzez gałęzie drzew. Inkwizytorka przechadza się ukradkiem pomiędzy drzewami, rozmawia z kimś - zwierzę przechyla delikatnie swój łepek, wodząc rozszerzonymi źrenicami za smukłą dłonią, dotykającą materiału namiotów - jej towarzysz szepcze coś łagodnie, uśmiecha się.
Fen'Harel - rozpoznaje wreszcie twarz i głos, trzepocząc wściekle skrzydłami - jej kształt rysuje się wyraźnie na nocnym niebie, rzucając na obozowisko rozłożysty cień.
- Piękny okaz - słyszy z dołu rozmowę dwóch myśliwych. - Nie miałem pojęcia, że potrafią się jeszcze zapuszczać do zaludnionych części lasu.

Kobieta ujmuje lejce w jedną dłoń, uczepiając się końskich boków przy pomocy ud - balansuje uparcie, starając się znaleźć wygodną pozycję przy nieco utrudnionych warunkach.
Sowa otula się szczelniej skrzydłami, łypiąc bursztynowym okiem ze swojej kryjówki (chowa się pośród gałęzi rozłożystej topoli).
- Już się przyzwyczaiłam. Wiesz jak to jest, do wszystkiego można przywyknąć. - Słyszy słowa, wypowiedziane z charakterystycznym, elfim akcentem. Elfka o ciemnych włosach przysuwa się bliżej Inkwizytorki, szepcząc coś jeszcze: Sowa nadstawia swój łepek, ale wiatr zanosi dźwięki w drugą stronę, sprawiając, że stają się nieuchwytne.
Stroszy pióra i podnosi się gwałtownie do lotu. Dobrze wie, że w taką pogodę nie usłyszy niczego przydatnego.

Deszcz zacina jak szalony, ale Pan kazał jej udać się na zwiady, nie mogła więc odmówić - skrzydła unoszą się nisko nad ziemią - wilgoć uniemożliwia jej wzniesienie się wyżej. Pohukuje cicho, wyrażając swoje oburzenie, ale dobrze wie, że nie znajdzie zrozumienia w zaklętych milczeniem kamieniach, czy uginających się źdźbłach trawy.
Inkwizytorka trzyma się kurczowo konia, jasne włosy przyklejają się do bladej twarzy. Straszliwy Wilk spogląda na nią dziwnie - niebieskich oczu nie przepełnia ta sama maślana czułość, zamiast niej Sowa dostrzega nieuzasadniony żal. Musiała coś przeoczyć, Pan będzie wściekły!
Podlatuje bliżej, choć wie, że graniczy to już z lekkomyślną bezczelnością. Musi się czegoś dowiedzieć, musi zasłużyć na cichą pochwałę swego Pana.
- No to jakiś żart! - Usłyszała zrezygnowany jęk i wiedziała, że gdyby tylko umiała, posłałaby kobiecie współczujący uśmiech. Gdzieś w oddali grzmotnęło wyraźnie: burza nadchodzi wielkimi krokami - jej pióra są już przemoczone do suchej nitki, ale nie może zawrócić, nie teraz.
Trzyma się blisko, dopóki nie dociera do samego portu - jej bursztynowe oczka śledzą uważnie każdy krok Inwkizytorki, dopóki jej drobne ciało nie znika pod pokładem - barczyści mężczyźni pokrzykują coś żwawo i wkrótce statek odpływa, kołysany przez niespokojne morze.
Sowa dobrze wie, gdzie udaje się Lavellan - nie musi jej śledzić - wzbija się więc do góry, łapiąc wiatr pomiędzy przemoczone pióra - jeśli postara się wystarczająco, uda jej się dotrzeć do Pana w samą porę by dostarczyć świeże informacje.
Drżała na samą myśl o nagrodzie, która ją czekała. Nic nie liczyło się bardziej od tego, by zadowolić jej właściciela. Jego radość była największą nagrodą.

Elfy wchodzą i wychodzą główną bramą, małe grupy zalegają na dziecińcu i przed nim, zbierają się na balkonach, oblegają ogrody - Sowa dobrze wie, że w Podniebnej Twierdzy dzieje się właśnie coś wielkiego i cieszy się, że zdążyła by móc to wszystko zobaczyć. Czuje, jak Pan wkrada się w jej umysł, posyłając przez niego stymulujące fale - teraz to on ma kontrolę nad jej ciałem, ale Sowa nie ma niczego przeciw - ufa mu całkowicie, oddaje się w jego władanie niczym szmaciana laleczka.
Interesujące - słyszy w głowie jego głos, podczas gdy jej ciało samoistnie przefruwało z gałęzi na gałąź, coraz bliżej i bliżej wąskiego okna.
1. Wyjątkowo interesujące.

Jęki roznoszą się echem pośród ciemności – łagodne, choć przepełnione potrzebą, wzbijają się w powietrze, lądując miękko w oparach nocy.
Jej oczy rozszerzają się widocznie, gdy przycupnięta na jednej z kolumien, wpatruje się w wilgotną konstrukcję, stworzoną z dwóch spoconych ciał.
Nigdy wcześniej nie widziała dwójki kopulujących humanoidów – w duchu przyznaje, że stanowią sobą wyjątkowo dziwaczny widok – tyle w tym dotyku i splatania, że ciężko jej wyłowić pojedynczą jednostkę. Która z dłoni należy do Inkwizytorki, które usta wypowiadają te wszystkie urywane niby-słowa?
Muszę wiedzieć więcej. – Słyszy w głowie dobrze jej znany głos; jego brzmienie zmusza ją do delikatnego strzepania piór, magia owiewa ją dobrze znaną mgiełką.
Od tej pory nie opuszczaj ich nawet na krok.

Sowa widuje wiele rzeczy – widzi kłótnie i pojednania, przysłuchuje się planom, podejrzeniom, śledzi każde działanie Inkwizycji i zna każdy ruch Straszliwego Wilka. Pan nagradza ją swoimi zadowolonymi pomrukami, nieraz wysyła jej symbole swego zadowolenia – najlepsze ziarna i tłuste gryzonie, które chrupią jej w dziobie podczas łapaczywego pałaszowania -to wyjątkowo owocny okres w jej życiu i bierze z niego tyle, ile tylko się da.

Straszliwy Wilk trzyma się niebezpiecznie blisko Inkwizytorki – po jakimś czasie Sowa odnośi wrażenie, że mężczyzna nie odstępuje jej choćby o krok. Być może domyśla się czyhającego na nich niebezpieczeństwa, a może tylko za wszystkim stoi jedynie zwykłe, zwierzęce pragnienie? Jego oczy jasno mówią, że po głowie chodzi mu kopulacja, przy Inkwizytorce zmienia się jego styl poruszania, oczy zwężają się dziwnie, a głowa przechyla w prawą stronę, zupełnie tak jakby zmuszona była przyciąganiu nieznanych sił.
Każdego dnia jej Pan zleca następne następne zadania, każe wlecieć do kolejnych pomieszczeń, wisieć nad nowymi grupami, udostępniać mu informacje i obrazy, mapy i legendy. Pan rośnie w siły, a Sowa może się tylko cieszyć – dobrze wie, że jej właściciel jest najpotężniejszym osobnikiem spośród wszystkich humanidów. W świecie zwierząt nie ma podziału na rasy i wyznania, nie ma też morale, ani niepisanych kodeksów. W świecie zwierząt liczy się tylko potęga, a to właśnie Falon'Din posiada jej niepomierne pokłady. To Falon'Din będzie kiedyś rządził tym światem. A Sowa będzie służyła u jego boku: cicho, niepostrzeżenie, niezmiennie.


Pan Vincent - 2017-12-06, 02:03

Przysłuchując się historii ukochanej, starał się nie pominąć żadnego szczegóły, nie wyobrażać sobie niestworzonych okoliczności i bezsensownych hipotez, ale tak ciężko było mu ich nie wysnuwać, kiedy wszystko wskazywało na to, że Falon'Din wysyłał swe skrzydlate sługi o wiele wcześniej, niż mogli się tego spodziewać...
Jak długo obserwował ich bezkarnie, knując swój plan? Jak dobrze znał ich wszystkie plany, marzenia, ile zdążył zwietrzyć podstępów, jak wiele zasłyszał tajemnic? Jak intymne chwile cieszyły jego oczy, jak... Prywatne...
Wyciągnął dłoń, układając ją na jej drobnym ramieniu - pogładził gładką skórę, ciesząc się przez krótką chwilę jej miłym dotykiem - jednak tym razem, pomimo usilnych starań, nie przyniósł mu on nawet częściowej ulgi. Przeszedł więc w kierunku balkonu, opierając się ciężko o chłodną ścianę.
- Musimy jakoś pozbyć się tych sów... - Wymruczał, przechadzając się nieśpiesznie z jednego końca pomieszczenia na drugi. W głowie miał tysiące pytań i myśli, ale zadna z nich nie zdawała się pomocna wobec zaistniałej sytuacji. Wiedział, że prędzej czy później będą musieli opowiedzieć o swym okropnym odkryciu Aravasowi i reszcie.... Już teraz słyszał ich lamenty, oczyma wyobraźni dostrzegał bezradne skrzywienia warg.
- Cholera - przycisnął pięść mocniej do ściany, mając ochotę rozkruszyć ją jednym mocniejszym uderzeniem. - Podwoimy straże i każemy każdemu z nich zabijać każdą sowę, którą tylko zobaczą. Wiem, to odrobinę... Okrutne, ale nie możemy ryzykować, JA nie mogę ryzykować utratą ciebie, vhenan. Nie pozwolę Falon'Dinowi tak po prostu zaglądać do naszego życia, to... Nieludzkie, odrażające. Pozbawione jakiejkolwiek moralności.
Odsunął się nagle ruszając zdecydowanie w kierunki drzwi; budował w myślach obraz tego, co powie swojemu ludowi, gdy tylko znowu znajdzie się w Arlathanie.
- Proszę, przekaż straży nowe rozporządzenia. Muszę naradzić się ze Starożytnymi. Wrócę tu tak prędko, jak tylko zdołam.


Draco - 2017-12-06, 02:50

- To sowy, Solas. Potrafią być wysoko i słyszeć dużo, nie muszą być koniecznie bardzo blisko. Zabijanie każdej jednej nie tylko jest okrutne, ale i może nie przynieść oczekiwanych rezultatów.
Isella sięgnęła do toaletki i musnęła tylko ledwie widocznie policzki różem. Nie miała ochoty, ani czasu na makijaż. Spięła włosy w koński ogon, który to znajdował się wysoko na czubku głowy.
Prawdą było jednak, że Isella nie miała lepszego pomysłu niż ten, który został zaproponowany przez Fen'Harela. Bo co mogłoby być lepszego, niż nagłe odcięcie od informacji? I chociaż pomysł z zabijaniem tych majestatycznych, pięknych stworzeń nie tylko wydawał się przesadą i okrucieństwem, to jednak było to najlepsze, co mieli.
- Solas prosił mnie do siebie. Wiesz może o co chodzi? - Aravas zaczepił Inkwizytorkę, gdy ta zmierzała do sali narad. Spojrzała na smukłą twarz przyjaciela i uśmiechnęła się lekko. Pomimo wszystko, nie potrafiła mieć dziś złego humoru - w końcu się wyspała i to znaczyło więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
- Kilka nowych rzeczy wyszło na światło dzienne. Z tego co wiem, chciał ci je przekazać.

- To, co powiem może wydać się bardzo dziwne i wręcz głupie, ale Falon'Din śledzi każdy nasz krok.
- W jaki sposób? - Leliana zmarszczyła brwi, patrząc na Inkwizytorkę z niedowierzaniem. - Przecież nikt nie wchodzi i nikt nie wychodzi z Twierdzy bez naszego pozwolenia, wszystko jest monitorowane, sprawdzamy każdego...
- Sowy - Isella mruknęła, opierając się biodrem o stół, który znajdował się centrum pomieszczenia. - Wykorzystuje do tego te mądre zwierzęta. Może to głupie, ale są wszędzie, mogą wlecieć w wiele miejsc, bo przecież nikt nie przestraszy się sowy.
- Sowy? - Cassandra oparła się rękoma o stół. - Jak długo to trwa?
- Prawdopodobnie od czasu mojej podróży do klanu. Może dłużej, nie mam pojęcia. Trudno mi to zweryfikować. Nigdy nie skupiałam się na nich zbyt mocno.
- W porządku. W jaki sposób mamy się tego pozbyć? Jak pozbawić go tej broni? - Głos Josephine był widocznie lekko zestresowany. Nie można było się jej dziwić. Kto wie ile tajemnic Falon'Din poznał, jak wiele wie.
- Zabijać sowy. To chyba najłatwiejsza droga. - Cullen wydawał się być pewny swoich słów. Isella z lekkim uśmiechem zauważyła, że dokładnie to samo podsunął Solas.
- I najokrutniejsza. A co z magią? Zakładam, że jest to przeprowadzone w jakiś sposób magicznie, prawda? Nie możemy po prostu odciąć całej Twierdzy i Pałacu w Arlathanie jakimiś barierami? Dysponujemy potężnymi magami - Cassandra spojrzała na Inkwizytorkę.
Isellę coś tknęło. Nie pomyślała o tym wcześniej. Zupełnie. A przecież to dość oczywiste rozwiązanie - nie takie proste, to prawda, bo otoczyć magią tak wielkie miejsca, jak pałac w Arlathanie i Podniebna Twierdza to ogrom pracy (szczególnie, że oba miejsca są bardzo magiczne), ale było to wykonalne.
- To jest... pomysł wart przemyślenia. Nie wiem, czy to w stu procentach wykonalne tak szybko, jak byśmy tego potrzebowali, ale... - Isella mruknęła, rozglądając się wokół siebie. Dobrze, żadnych sów. Tyle dobrego. - Muszę spytać Solasa. Spotkamy się później, dobrze?

- Solas! - Isella wpadła do głównej sali w pałacu.
Wszystkie spojrzenia padły na nią, niektóre rozbawione, inne zdegustowane jej zachowaniem, ale to nie miało znaczenia. Nie teraz.
- Bariery! Możemy postawić bariery. Sowy nie umrą, Falon'Din nie będzie miał informacji.
Była lekko zgrzana, bo biegła całą drogę do eluvianu i z niego, ale to nie miało znaczenia. Cassandra miała naprawdę dobry pomysł.


Pan Vincent - 2017-12-13, 00:07

Narada nie trwała długo - Solas bardzo konkretnie wyjaśnił Starożytnym ideę sów - szpiegów. Nie wiedział, czy było ich wiele, czy istniała tylko jedna, specjalna, ale wszyscy jednogłośnie doszli do wniosku, że w ich przypadku najlepszym rozwiązaniem będzie pilne strzeżenie Podniebnej Twierdzy. Niektórzy proponowali, by Inkwizytorka przeniosła się na jakiś czas do zamku w Arlathanie, ale Fen'Harel zbył to wzruszeniem ramion - dobrze wiedział, że Isella w życiu nie zgodziłaby się tak po prostu na bezczynne oczekiwanie, podczas gdy gdzieś tam, toczyła się straszliwa bitwa.
Był zdziwiony, gdy Lavellan tak po prostu zjawiła się przed nim, zdyszana i wyjątkowo pobudzona - musiał przyznać, że od dawna nie widział jej w tym stanie. Zamrugał, starając się przetworzyć w głowie przeplatane ciężkim oddechem słowa.
Bariery. Żaden z nich, żaden ze Starożytnych, nie wpadł na tak oczywistą ideę.
- To może okazać się wyjątkowo ryzykowne - wyznał szczerze - aby utrzymać tego rodzaju barierę, potrzebowalibyśmy nieprzerwanego źródła mocy. Poza tym... Cóż, nie powiesz mi chyba, że to mogłoby nam pomóc w podróżach... Nie będziemy mogli posiadać stałej bariery dźwiękoszczelnej tam, gdzie tylko się udamy. Jestem w stanie utrzymać osłonę, nawet na dłuższą chwilę, ale utrzymywanie jej przez cały czas, przekracza nawet moje możliwości...
Westchnął ciężko, wyciągając dłoń, by pochwycić w nią tę drugą, mniejszą, tak mu drogą i cenną.
- Bariery okażą się na pewno przydatne, ale potrzeba nam czegoś znacznie więcej - podsumował smutno.
Ruszyli wolnym krokiem w stronę eluvianu. Wiatr zacinał o mury zamku, wywołując przy tym niezły huk. Wszyscy zgodnie twierdzili, że swoje nadejście szykowała jesień - upalne lato minęło ukradkiem, przetaczając się im między palcami.
- Swoją drogą - rzucił luźno jakiś czas potem. - Kto wpadł na pomysł z barierą?


Draco - 2017-12-13, 01:47

- A czemu by nie wtoczyć magię w samą budowlę? Zarówno w Podniebnej Twierdzy, jak i tutaj mury i tak są napełnione magią. Wymagałoby to mnóstwo mocy, więc nie moglibyśmy tego zrobić sami, ale dysponuję dużą ilością zaufanych i silnych magów praktycznie na zawołanie, ty również.
Palce młodej kobiety zacisnęły się na dłoni Solasa, gdy ten tylko dotknął jej skóry. Spojrzała na niego spod rzęs, gdy przechodzili już przez ogród w Podniebnej Twierdzy. Isella nie zwróciła uwagi, jak wielkim zainteresowaniem obdarzyli ich ogrodnicy. Odetchnęła, gdy znaleźli się w gabinecie Inkwizytorki. Skrzek kruków pocztowych był dziwnie uspokajający.
- Cassandra. Zupełnie o tym nie pomyślałam, a przecież to oczywiste rozwiązanie. Prawdę mówiąc, trochę mi wstyd, że nie przyszło mi to do głowy.
Isella pogłaskała dość intensywnie kikuta, gdy załaskotała ją skóra. Poprawiła koszulę, którą przez to zmierzwiła i przeszła się do dość dużej biblioteczki, którą miała zawsze blisko siebie. Znajdowała się akurat przy fragmencie ściany, która była niedokończona - zza półki wystawał zarys głowy wilka.
Jasnowłosa zmarszczyła na chwilę brwi i przesuwała palcami po księgach, szukając konkretnego tytułu.
- Och, mam! - westchnęła, wyciągając grube tomiszcze. Przytuliła lekturę do swojej piersi i podeszła do Solasa, który usiadł sobie w jednym z fotelów. Książka wylądowała na stole.
- Czytałam o tym, jak się wprowadza magię w mury. Znalazłam to w Vir Dirthara i zrobiłam kopię... Myślę, że możemy to wykorzystać, zmodyfikować trochę na nasze potrzeby. Co o tym myślisz?


Pan Vincent - 2017-12-17, 00:30

Nie mógł ukryć, że był pod wrażeniem tego, jak sprawnie i zorganizowanie Inkwizytorka radziła sobie z Vir Dirthara - oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że ostatnio często tam przebywała, ale i tak było to dość...
Imponujące.
- W porządku, to nie jest wcale taki zły pomysł - rzucił, kiwając z rozwagą głową. Na gładkiej twarzy pojawiło się parę zmarszczek, gdy w skupieniu wertował stronice księgi. Opis potrzebnego do zaklęcia murów uroku, był dość skomplikowany, a terminologia zaawansowana, ale krok po kroku, udało mu się odwzorować, czego takiego potrzebowali. Zerknął na ukochaną i przywołał skinieniem długiego palca rolkę pergaminu i pióro wieczne.
- Zbudujemy dwa kręgi - tłumaczył, rozrysowując wszystko dokładnie. - Ty z pierwszą grupą magów po jednej stronie, ja z drugą, dokładnie naprzeciw. Będziemy potrzebowali potężnego wyładowania, które wypełni tę ziemię ściśle ukierunkowaną energią. Poczekamy, aż naładuje się do momentu, gdy... - Urwał, wzdychając ciężko. - Cóż, stanie się trochę niebezpieczna i... Będziemy musieli ją wtedy przesłać w mury. Vhenan, musisz wiedzieć, że to nie będzie należało do prostych rzeczy. W każdej chwili istnieje możliwość, że coś nam się nie uda i zamek legnie w gruzach. Czy jesteś gotowa na taką ewentual...
Rozmowę przerwało im nagle natarczywe pukanie; Solas drgnął i zerknął w kierunki drzwi, jakby stał za nimi co najmniej czarci pomiot.
Dźwignął się niechętnie z fotela i poszedł w ich kierunku, mrucząc nieco suche "proszę".
- Wiem, że to nie jest najlepsza chwila - Variel uśmiechnęła się kwaśno, spoglądając znad ramienia apostaty na Lavellan. - Jeden ze zwiadowców widział nieoznakowany oddział uzbrojonych osobników. Zbliżali się w naszym kierunku.
- Jesteś pewna, że poruszali się prosto w naszą stronę? - Upewnił się Solas, przystając przy przyjaciółce ze zmartwioną miną. - To naprawdę nie jest dobry moment, mieliśmy właśnie...
- Solasie - przerwała mu zniecierpliwiona Starożytna. - Oni na nas nie idą, oni wprost biegną w kierunku bram. Cullen kazał mi was poinformować.


Draco - 2017-12-17, 08:46

- Biegną? - Isella wyraźnie zmarszczyła brwi.
Tu nie było czasu na to, aby myśleć długo i intensywnie. Wejście do twierdzy miało tak naprawdę górską ścieżkę, a później - most. Nie posiadali miejsca na zastanawianie się. Mogli to być uchodźcy, zdarzało się to już wcześniej, ale jeśli tak będzie, zwyczajnie wystarczy, że przedstawią problem. To mogą zrobić nawet będąc odgrodzonymi.
- Zamknąć bramy. Wszyscy na stanowiska. Wycofać uchodźców do zamku - Isella wyminęła Solasa, biegnąc w kierunku mostu. Miała do pokonania trochę schodów, ale zeszło jej to nad wyraz szybko.
Zmarszczyła brwi, widząc, że Variel się nie myliła. Isella wątpiła, by była to przyjacielska wizyta - sama bojowa postawa przybyszy była tego najlepszym dowodem. Wyszła im na przeciw, a tuż obok niej pojawił się Solas.
Jedna z bram opadła za ich plecami, odcinając tym samym gości od dziedzińca Podniebnej Twierdzy. Druga była bardzo bliska zamknięcia się, ale z jakiegoś powodu nie zrobiła tego równo z poprzednią...
Isella aż nabrała głośno powietrza, gdy okazało się, że oddział, o którym była mowa tak po prostu przemknął przez niemalże całkowicie zamknięte bramy.
Usłyszała bojowy krzyk i dostrzegła błysk miecza. W miejscu, gdzie stała jasnowłosa rozpłynęła się mgła, aby chwilę później pojawiła się znów w materialnej formie za przeciwnikiem. Cisnęła w nich salwą błyskawic, paraliżując wrogów na kilka chwil - wystarczająco, aby Solas zareagował, dołączył do potyczki.
Inkwizytorka poczuła, jak koszula, którą ma na sobie rozcina się po boku pod wpływem ostrza. Nie miała świadomości, czy rozcięło jej to skórę, czy też nie - nie było na to czasu. Isella instrynktownie złapała zakapturzonego jegomościa za dłoń i odepchnęła od siebie z dużą siłą z pomocą pięści prosto z Pustki.
- Otwórzcie bramę. Otwórzcie, oni potrzebują pomocy! - Słychać było krzyk, prawdopodobnie należący do Cullena, ale elfka nie mogła się skupić na tym, kto mówi takie rzeczy i o co chodzi.
Cała jej uwaga poświęcona została dla przeciwników, którzy szarżowali na nich z każdą chwilą intensywniej. Jej ruchy były spokojne, dokładne, metodyczne. Otoczyła siebie i Solasa tarczą, podczas gdy jej ukochany unieruchamiał jednego po drugim. Ostatnie jej zaklęcie to było powalenie przeciwników na kamienną posadzkę, nie pozwolenie im się podnieść nawet na chwilę.
Wszystko, dosłownie, trwało kilka sekund. Gdy Isella cofnęła zaklęcie, przed sobą miała kilku związanych magicznie przeciwników, część z nich znajdowała się także w stanie bardzo... skamieniałym.
Isella oddychała ciężko, ale nie przez wzgląd na bitwę - raczej wściekłość. Nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie próbował dostać się do Podniebnej Twierdzy w taki sposób. Inkwizytorka pochyliła się nad jednym z pojmanych i zdjęła mu kaptur. Elf. Po prostu elf, bez żadnych tatuaży, za to z pogardą w oczach.
- Kto cię przysłał?
W głosie elfki słychać było oburzenie.
- Niczego się ode mnie - syknął boleśnie, gdy Isella pociągnęła go mocno za włosy. Czarnowłosy mężczyzna aż odchylił głowę do tyłu. - nie dowiesz. Niczego.
- Zobaczymy.
Moment później wokół nich pojawiło się mnóstwo osób, w tym także Cullen.
- Zmusić do gadania. Wszystkich.
- A co z... tymi statuami? - Komendant Inkwizycji spojrzał wpierw na kamienne posągi przeciwników, aby za chwilę przenieść je na Solasa, czyli wykonawcę tej pracy. - Da się ich... odkamienić?


Pan Vincent - 2018-12-07, 07:21

Mężczyzna, którego kaptur został zerwany jednym, gwałtownym ruchem, nie należał do tego świata - poszczególni zebrani mogli nie dostrzegać ów faktu na pierwszy rzut oka, ale Solas widział. Wiedział. Rozpoznał drapieżne rysy, rozpoznał znajomą, chłodną pustkę, czającą się w drapieżnych, głęboko osadzonych oczach, które w momencie czystego gniewu wydawały się starsze niż czas.
Podczas walki działał szybko i instynktownie - nie myślał nad tym, kogo właśnie pozbawiał życia, pozbawiając tego daru ze zmysłem chłodnej kalkulacji, nastawionej tylko na korzyści logistyczne. Nie mogli pozwolić aby ktokolwiek wkroczył teraz poza mury Podniebnej Twierdzy. Sytuacja była już i tak wystarczająco napięta, a czasy pobłażania już dawno dobiegły końca.
Pobłażanie kończyło się tam, gdzie pojawiał się Falon'Din.
Nie zaprotestował, gdy Inkwizytorka odesłała wyłapanych jeńców wraz z szeregami straży do lochów. Tam wskazane jednostki miały poddać grupę usidlonych wszelkim "przyjemnościom", które wyciągnęłyby z nich jakiekolwiek informacje. A jednak, pomimo szczerego szacunku, jakim darzył oddany Iselli lud, apostata szczerze wątpił w skuteczność ich poczynań. Nie spotkał w swym długim życiu stworzeń równie upartych, co Starożytni - im więcej miał z nimi (ponownie) do czynienia, tym mocniej upewniał się w tym przekonaniu.
- A co z... tymi statuami? - Słowa komendanta przebiły się do niego przez mgły rozmyślań, zmuszając do powrotu do rzeczywistości. - Da się ich... odkamienić?
- Nie - odpowiedział krótko, cicho. Nie krył w swym głosie gorzkiej nuty, gdy musiał wprost przyznać, że niewiele teraz go to w tej chwili obchodziło.
- Solas? - Cassandra pojawiła się nagle u jego boku, zmuszając go do nawiązania kontaktu wzrokowego (którego naprawdę pragnął w tym momencie za wszelką cenę uniknąć). Mimo największych niechęci zmusił się jednak do godnego wyprostowania i zrównania się z nią spojrzeniami, dbając przy tym o to, by jego mina nie zdradziła, ile w rzeczywistości go to kosztowało.
- Z nimi trzeba coś zrobić - wydusiła z siebie, oddzielając ich od reszty towarzystwa nałożoną na plecy wysoką tarczą. - Ludzie nie powinni tego oglądać. Spłoszą się, nie zrozumieją. Jeśli nie możesz odczynić swego uroku, postaraj się ich chociaż... pozbyć. Ja zajmę się tym by nikt nie musiał tego oglądać.
Nie czekając już na jakąkolwiek odpowiedź, Prawa Ręka Boskiej oddaliła się z powrotem do przegrupowanych oddziałów, wydając im sprawnie kolejne polecenia. I rzeczywiście, nim się obejrzeli, pozostali na placu sami; on i Lavellan.
- Było naprawdę blisko - powiedział cicho, powstrzymując się, by na tę chwilę nie zbliżać się do niej na odległość większą, niż wyciągnięcie ramienia. Zdał sobie sprawę z tego, że po raz kolejny Isella stała się świadkiem morderstwa, zadanego przez jego dłonie. Co więcej, morderstwa skali masowej.
A teraz... teraz musiał dodatkowo wykonać jeszcze jeden krok, który w jakiś sposób sprawiał, że sytuacja jawiła mu się jako jeszcze bardziej okropna, niemożliwa do pojęcia, ponieważ nie tylko zamienił tylu ludzi w posągi, ale miał zamiar obrócić je teraz w proch.
Nie śmiał jej prosić o to, by wyszła lub zamknęła oczy - za dużo było już między nimi takich chwil, a po każdej następnej żal Iselli wzrastał i wzrastał, przechylając się swym morzem u brzegu czary goryczy. Nie mógł pozwolić, by i tym razem poczuła się przez niego odepchnięta.
Błękitne oczy przykryły się swym charakterystycznym bielmem, gdy nie poruszając choćby i najmniejszym mięśniem skoncentrował swą energię w destrukcyjny promień, który rozlał się gwałtownie u ich stóp, przesuwając zelektryzowanymi pnączami od jednej skamieniałej sylwetki, do drugiej.
Powstały przy tym huk był tak ogromny, że obie pary żeliwnych wrót zadrżały ciężko, a w górę wzniosły się tumany kurzu. Wszystko to trwało zaledwie chwilę, a jednak pozostawiło po sobie ciężką, gęstą od niewypowiedzianych słów atmosferę, której za nic nie potrafił przełamać. Stał tak, z kosturem unieruchomionym w sztywnej dłoni, z gasnącymi oczyma wpatrzonymi w pustkę, z głową pełną wątpliwości i... nie potrafił się ruszyć, nie potrafił choćby i drgnąć zamknięty w okropnym przekonaniu, że wszystko wymykało się spod kontroli, że gdziekolwiek się nie pojawiał, następował chaos i zgroza, a każdy z jego bliskich, oni...
- Oby wasze dusze odnalazły spokój - wydusił z siebie ciężko, spuszczając głowę. Wiatr zadął, rozbijając się gniewnie o mury, zbierając na nieboskłonie ciężkie, ołowiane chmury.
Zanosiło się na deszcz.


Draco - 2018-12-07, 07:57

Stała tam, ani drgnęła, choć odgłos rozpadających się kamieni, które niegdyś były elfami był niewyobrażalny i wewnątrz wzdrygnęła się choć raz. Nie chciała tego pokazać.
Resztki kamieni nie były jednak kamieniami. Isella zrozumiała to w momencie, gdy wiatr zawiał w ich stronę, posyłając drobny popiół z ciał w ich stronę. Zupełnie, jakby byli właśnie spaleni.
I choć okropne, w pewnym sensie było to też fascynujące. Nic nie mogła na to poradzić, była magiem, a wszystko co wiązało się z tą energią w jakiś sposób było dla niej zwyczajnie intrygujące.
Odetchnęła, zdając sobie w końcu sprawę z tego, że praktycznie nie nabierała powietrza przez cały ten czas, skupiona i metodyczna.
- Oni nic nie powiedzą - mruknęła, nie pytając.
Była tego pewna nawet wtedy, gdy wysyłała resztę pojmanych do lochów. Nie miała jednak innego pomysłu na to, co powinna uczynić - wynikało to z tego, że coś zrobić musiała. Gdyby ich puściła... Nie, to nawet nie wchodzi w rachubę. Są ludźmi Falon'dina, a przynajmniej istniała na to ogromna szansa. Zabić ich tak po prostu? Rozpoczęłoby to niepotrzebne zamieszki, ludzie mogliby być niezadowoleni z tak szybkiej egzekucji bez prób wyciągnięcia informacji.
Isella sięgnęła ostrożnie po dłoń mężczyzny. Poczuła, jak drgnął. Nie uśmiechała się do niego, to nie był dobry moment na ten gest, ale miała nadzieję, że jej oczy powiedzą mu wszystko to, czego potrzebował w tej chwili. Nie miała do niego żadnych wątpliwości, ani do słuszności jego działań, ani swoich. Wolałaby nie zabijać, to prawda, ale świat nie był taki... Nie był biały lub czarny. Nic nie było łatwe.
Pociągnęła go w swoją stronę, gdy zaczęła się wycofywać z mostu. Weszli na dziedziniec w milczeniu, wracając do zamku. Po drodze mieli minąć Cullena, widziała, jak oczekiwał na nich.
- Oczekuję więcej straży. Nie może się to powtórzyć. Nie, dopóki nie rozłożymy barier nad zamkiem. - Głos Iselli był rzeczowy i klarowny.
- Barier?
Jasnowłosa spojrzała na Solasa. Ciągle milczący, zamknięty. Znała już tę pozę, ten stan bardzo dobrze w jego zachowaniu.
- Tak. Znaleźliśmy w starożytnych księgach możliwość otoczenia budowli barierami, które zamknęłyby nas tutaj. Nikt by nie wszedł i nie wyszedł bez naszej zgody To utrudni handel i komunikację jako taką, bo tylko mag będzie mógł na chwilę otworzyć taką barierę w jakimś miejscu, zrobić wyjście, ale... Powinno sprawić, że będziemy bezpieczniejsi. Problem w tym, że potrzebuję wszystkich magów, z którymi współpracowaliśmy. Wiesz może, gdzie jest Józefina?
- Tutaj. I już szykuję oficjalne powiadomienia dla Vivienne i Fiony. Ach, Dorian się odezwał. Napisał, że będzie u nas za dwa dni. I krzyczał coś o tym, dlaczego nie używasz jego prezentu, ale zupełnie tego nie zrozumiałam...
Policzki Iselli zrobiły się nieco czerwone. Chrząknęła. Cóż, faktycznie, lata temu Dorian dał jej w prezencie coś, co miało ich łączyć ze sobą. Sprawić, by byli w ciągłym kontakcie, nieważne co miałoby mieć miejsce.
Tymczasem Isella to... zgubiła. Wiedziała, że było to gdzieś w zamku, ale gdzie - ciężko było jej jednoznacznie wskazać miejsce. Pozostały jej więc listy, tradycyjne formy przekazu informacji lub eluviany.
- Cieszę się. Potrzebujemy każdej pomocy, jaka tylko będzie możliwa. Bariery będą wyczerpujące.
- Twoje ramię... - W głosie Cullena brzmiał niepokój.
Inkwizytorka spojrzała na lewe ramię, ale nie zauważyła niczego niepokojącego. Zerknęła więc na to drugie i jej oczom ukazała się nie tylko rozerwana, biała koszula, ale także krew. Płynęła bez przeszkód, brudząc biały materiał.
- Och. To nic takiego - mruknęła.
Chciała zetrzeć czerwoną posokę, ale brak ręki skutecznie jej to uniemożliwiał, w związku z czym zwyczajnie to zignorowała. Solas jednak był chyba innego zdania.


Pan Vincent - 2018-12-07, 08:15

Pierwsze krople uderzyły ciężko o bruk, znacząc ziemię swymi wilgotnymi śladami; część z nich opadała także na przepiękną, nieco pobladłą twarz, spływając miękko po wąskich ramionach i biodrach Inkwizytorki; tam ściekały gładko na bok, lub (tak jak miało się to w przypadku drugiego boku) mieszały z krwią, nabierając lekko czerwonej, rozmytej barwy.
- Isella - szepnął miękko, przypadając do niej natychmiast; duża dłoń o smukłych palcach przycisnęła się do zranionego miejsca, uciskając je fachowo. - Skoro ustaliliśmy już szczegóły, chciałbym się tym zająć - rzucił szorstko do komendanta, przyciskając drobne ciało do swojej piersi. Nie planował włożyć w swój głos aż tyle chłodu, ale nie potrafił teraz myśleć o dobrych manierach; o tym, co wypadało mu mówić i robić, a czego stanowczo nie. Liczył się tylko to, by zatamować krwawienie i pozbyć się paskudnego rozcięcia z ciała Lavellan. Była już wystarczająco osłabiona rytuałem i sytuacjami, które wymuszały na niej regularnie używanie ponadprzeciętnych ilości mocy.
Były templariusz skinął mu sztywno głową, odwracając się, by ruszyć w kierunku głównych wrót zamku. Solas nie kroczył jednak w tamtą stronę; podjął wręcz przeciwną drogą, która prowadziła do eluvianu. Stamtąd mogli już odbyć najkrótszą drogę do jego komnat, gdzie trzymał wszystkie potrzebne zioła i opatrunki.
Nim jednak doszli do swego celu, coś zadzwoniło cicho, tknięte czubkiem buta Inwkizytorki; połyskujący w deszczu, okrągły przedmiot, potoczył się gładko po ziemi, zatrzymując z powrotem u ich stóp.
- Czy to twoje? - Zapytał wolno, pochylając się, by podnieść z ziemi to, co okazało się pięknie zdobionym pierścieniem, z wyrzeźbionymi szczegółowo ornamentami. - Nie przypominam sobie, żebym widział na tobie coś podobnego.


Draco - 2018-12-07, 08:34

Usta Iselli wygięły się w lekko skrępowanym uśmiechu, chcąc jakoś załagodzić ostre i suche słowa Solasa. Samo jego zachowanie było dość... zabawne. Wiedziała o tym, że jej partner raczej stroni od okazywania nadmiernych uczuć, czy zażyłości publicznie. Za zamkniętymi drzwiami mogło dziać się, co chciało, ale wśród innych był ewidentnie wycofany i jedyne, na co sobie pozwalał, to ewentualnie położenie dłoni na jej plecach. Tymczasem przytulał ją do swojego boku całkiem mocno i dość wymownie, choć nie potrzebowała tego. Nie czuła się słabo, nie kręciło jej się w głowie, jej rana wydawała się dość powierzchowna.
Zaintrygowana pięknymi ornamentami, Isella podniosła pierścień z dłoni mężczyzny i choć chciała z początku zaprzeczyć, jakoby wcale nie widziała podobnej biżuterii, to wspomnienie, gdy Byk dał jej ten rodzaj biżuterii dawno temu odbił się echem w jej umyśle. Miał to być znak ich przyjaźni, qunari spędzał zdecydowanie zbyt dużo czasu z Dorianem. Tak, właśnie tak było.
- Och. Wieki go nie widziałam! Zgubiłam go jakiś czas temu... Dostałam go od Byka. Ale co on tu robił? - westchnęła zaskoczona, zakładając biżuterię na palec.
Uśmiechnęła się do niego, czując, jakby to było właśnie jego miejsce. Jakby jakiś mały element w jej życiu znalazł w końcu swoje miejsce na świecie. I to uczucie, ponad wszelką wątpliwość, było cudowne.

W ciągu kolejnych trzech dni wszyscy wezwani stawili się w Podniebnej Twierdzy, łącznie z Dorianem, który, choć spóźniony, witany był prawdopodobnie najcieplej. Tym razem bez Byka, który miał się pojawić, ale jakiś czas później.
- W końcu cię widzę! Co się nagle stało, że ściągałaś mnie tu prawie każdym sposobem, hm? Wszystkie listy były tak mało konkretne, że zrozumiałem jedynie bełkot.
Twarz Iselli rozjaśniła się, gdy usłyszała głos przyjaciela, który wchodził do jej gabinetu, w którym siedziała z Solasem.
Podniosła się z fotela i rzuciła się na szyję przyjacielowi.
- W końcu jesteś! Zaraz opowiem. Chcesz herbaty?


Pan Vincent - 2018-12-07, 09:19

Trzy dni minęły wśród istnego natłoku ponurych rozmyślań nad licznymi zagrożeniami, którym pragnęli zapobiec na wszelkie możliwe sposoby, nie licząc się z ceną. Magowie zjeżdżali się kolejno, witając w progach Podniebnej Twierdzy, gdzie dowiadywali się o swoim zadaniu i choć z początku wydawało się ono pozbawione wszelkiego sensu, przy odrobinie niezbędnych wyjaśnień stawało się zrozumiałą koniecznością.
Bariery powstawały powoli, częściowo; testowali swoje możliwości na poszczególnych obszarach, naginając granice wytrzymałości kontrzaklęciami, nie raz wspomagając się nawet zakazanymi przedmiotami; niektóre ściany pękały od razu, zbyt słabe w porównaniu ciskanych uroków; najłatwiej było im doświadczyć tego fenomenu wobec potęgi, którą dysponował Solas, rzecz jasna; każdy z magów stawiał przed nim niemożliwą do zagięcia (w swym mniemaniu) poświatę, a on czynił wszystko, by rozkruszyć ją w jak najkrótszym czasie. Wkrótce okazało się, że by wszystko miało ręce i nogi, apostaci musieli połączyć swe siły, tak jak przewidziała to wcześniej Lavellan.
Aby ten fenomen mógł mieć jednak miejsce, potrzebowali towarzystwa ostatniego z magów, Doriana. Ten oznajmił hucznie swe przybycie i zgodnie z obietnicą, wkrótce po otrzymaniu listu stawił się w progach przestronnej komnaty, służącej za gabinet Inkwizytorki. Niezrażony nagłym wtargnięciem, wyprostował się ostrożnie, czekając w uprzejmym milczeniu aż czułe powitanie przyjaciół dobiegnie końca. Wtedy pozwolił sobie na wymienienie z tevinterczykiem uścisków dłoni i fachowe przejście do sedna sprawy.
- Potrzebujemy twojej pomocy, Dorianie - zaczął cicho, rozkładając na obszernym blacie starannie wyrysowane schematy. Rysunki przedstawiały, krok po kroku cały, złożony proces tworzenia barier i wzmacniania ich w swej wielowymiarowości. - Każda ze ścian wzmacnia kolejną i stają się nie do przebicia. Ktoś musi stać na warcie i ładować zaklęcie energią, zmiany przeprowadzimy wedle uznania. Jestem przekonany, że nie będą trwać dłużej, niż dwie, trzy godziny. Tak wielki wysiłek nie jest możliwy do wytrzymania przy tak niekorzystnych warunkach...
- Warunkach - wszedł mu w słowo arystokrata, wznosząc w górę czoła jedną z ciemnych brwi. - Sugerujesz więc, że...?
- Sądzę, że Isella będzie w stanie ci to lepiej wyjaśnić. Ja... muszę zająć się paroma sprawami - westchnął nieszczęśliwie, posyłając ukochanej przelotne spojrzenie.
W rzeczywistości wcale nie chodziło o pilne sprawy, a o to, że najzwyczajniej w świecie nie miał siły powracać do tak uciążliwego tematu, by przewałkowywać trud ostatnich dni po raz kolejny. Dorian był przyjacielem Inkwizytorki, nie jego; to w jej gestii znajdowały się wyjaśnienia.


Draco - 2018-12-07, 10:07

- Wybacz kolokwialny zwrot, a jeśli powiesz Bykowi, że tak się wyraziłem zaprzeczę wszystkiemu, ale jasna cholera, musisz sobie żartować! Isella, sowy?
Jasnowłosa odgarnęła włosy, spoglądając na przyjaciela. Zadziwiająco szybko jej blond włosy z dość krótkich stały się już słuszną długością. Mogła się nimi swobodnie bawić, gdyby tylko miała taką potrzebę. Czasem miała.
- Wiem jak abstrakcyjnie to brzmi, ale nie wyssałam tego z palca. Jesteśmy śledzeni. Nikt nie zwraca uwagi na sowy, bądźmy szczerzy.
W pomieszczeniu nastała cisza. Isella upiła kilka łyków herbaty.
- W porządku. A bariery? Jak trudne są do wykonania?
- Niech odpowie ci liczba magów, których będziemy do tego wykorzystywać. Po stronie Inkwizycji stanie ich około osiemdziesięciu. Solas udostępni część swoich ludzi, czyli kolejne dwadzieścia, może więcej. No i sam Solas.
- Moglibyśmy zneutralizować jakieś miasto, zmieść je z powierzchni Thedas. - Konspiracyjny, żartobliwy głos Tevinterczyka sprawił uśmiech na twarzy kobiety.
- Tak, w zasadzie tak - Isella parsknęła śmiechem. - Tymczasem będziemy bawić się starożytną magią. Brzmi nieźle, co?
- To kiedy zaczynamy?
- Nie tak szybko. Skoro wszyscy się stawili, musimy to ogarnąć. Teoretyczny plan jest już stworzony, każdy wie co ma robić, ale... Cóż, to nie jest takie proste. Zbyt stara to magia, zbyt potężna, aby popełniać błędy.
- Skoro mówimy o potężnej magii, gdzie zgubiłaś kryształ? - Policzki Iselli zaczerwieniły się, jak uczniakowi, którego przejrzano. - Och, nie mów mi. Myślałaś, że się nie domyślę? Proszę cię. No, gdzie?
- Skoro zgubiłam, to nie wiem gdzie to jest, prawda? Wydaję mi się, że gdzieś w zamku, ale gdzie...
- Masz szczęście, że to przewidziałem - mruknął Dorian, wyciągając swój kryształ. Świecił przyjemnym, intensywnie błękitnym blaskiem. Krótka inkantacja sprawiła, że drugi taki lewitował tuż przed nimi.
- Och. Znalazłeś go?
- Cóż, jak mówiłem. Przewidziałem to - Dorian parsknął śmiechem, niezwykle z siebie zadowolony. - Na szczęście, moja droga, masz niezwykle mądrego przyjaciela.
- I przystojnego.
- W istocie, dokładnie tak! Ach, w końcu się uczysz. Fantastycznie.

Noc przyniosła ukojenie. Plan był obmyślany w niemalże doskonałym stopniu. Nie było miejsca na pomyłki, na pośliźnięcia, na błędy. Zabezpieczyli się niemalże w każdym stopniu, starając się, aby każdy kawałek bariery był tworzony przez kilku magów jednocześnie. Nigdy jedna osoba, nigdy samotnie. Mogłoby się to skończyć katastrofą.
Teraz Isella i Solas leżeli wtuleni w siebie, choć jeszcze nie spali. Czerpali przyjemność i siłę z przyjemnego ciepła drugiego ciała. Delikatnie głaskanie biodra, czy ramienia pozwalało się zrelaksować.
- Ar lath ma vhenan - szepnęła cicho, przesuwając ustami po piersi mężczyźni. Nie odsunęła się, aby wymruczeć wyznanie, nie zamierzała się ruszać. Było jej zbyt wygodnie.
Ciepła, bawełniana koszula do połowy ud zasłaniała część ciała Iselli, chroniąc ją przed chłodem. Na zewnątrz szalała burza.


Pan Vincent - 2018-12-07, 17:30

Za oknem zacinał rzęsiście deszcz; jego ciężkie krople dzwoniły ciężko o szyby, zupełnie jakby w tej jednej chwili postanowiły obrócić Podniebną Twierdzę w kopkę rozmokłego gruzu.
Wiatr, poruszający lekkimi firanami sugerował nadchodzącą burzę - jesień zbliżała się ku nim nieuchronnie, zwiastując swą obecność w żółknących liściach i ciemniejącym prędzej niebie. Z reguły ów pora roku napędzała go natchnieniem, skłonnością do refleksji - tym razem nie było jednak mowy o podobnych odczuciach. Nie, gdy każdy dzień gonił ich piętnem pośpiechu i koniecznością walki z zagrożeniem. Duża dłoń prześlizgnęła się po odzianym w biel boku, zatrzymując się w miejscu, gdzie pod materiałem koszuli tkwiła świeża wciąż rana - wracał do niej zupełnie podświadomie, upewniając się, że wszystko było już w porządku, że delikatna skóra nie zamierzała już rozstąpić się pod wpływem silniejszego dotyku.
Pochylił się, odpowiadając na wyznanie cichym, rozleniwionym pomrukiem - właściwie nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem mieli okazję, by ułożyć się tak przy sobie, ciesząc krótką chwilą wspólnego odpoczynku. Ciągle gdzieś gonili, coś załatwiali, tłumaczyli i rozmawiali... nie było łatwo, musiał przyznać, ale czy mieli inny wybór? Bezpieczeństwo Iselli było dla niego najważniejsze, szczególnie, gdy z niewyjaśnionych dla niego przyczyn czaił się na nie sam Falon'Din.
Wciąż nie potrafił tego zrozumieć. Miał, oczywiście, parę teorii, ale żadna z nich nie wydawała mu się na tyle prawdopodobna, by zawierzył jej do końca.
Czy naprawdę mogło bowiem chodzić o zemstę i odebraniu mu wszystkiego, co kochał, tak samo, jak on odebrał to swemu ludowi?
Czy żądający sprawiedliwości evanuris naprawdę wierzył, że zmieni coś śmiercią jednej kobiety? Czy mógł być na tyle zaślepiony swym gniewem, by sądzić, że odebranie Solasowi jego miłości przywróci jakoś dawny porządek rzeczy?
O, Falon'Din'ie
Lethanavir - Towarzyszu Śmierci
Pokieruj mymi krokami, daj spokój mej duszy
Poprowadź mnie do spoczynku.

Słowa modlitwy pojawiły się nagle w jego głowie, wraz z całą serią wymownych, niechcianych wspomnień. Mógł zobaczyć odległe echo bogato zdobionych komnat i ustawionych w nich rzędach niewolników, z vallaslinami na rozjaśnionych ekstazą obliczach.
Na ich tle odcinały się wyraźnie wysokie sylwetki, przechadzających się dostojnie arystokratów, wszystko było dopięte na ostatni guzik z tak wielką dbałością o szczegóły; jak dobrze zapamiętał tę chwilę, jak dobrze mógł ją odwzorować w swej głowie, nawet teraz, po tylu latach...
Wszystkie te niewinne spojrzenia, upatrzone tęsknie w przesiąknięte zepsuciem oczy samozwańczego boga... Nie mieli pojęcia, jak wielką krzywdę im czynił. Nie mieli pojęcia, że w swych modłach już za chwilę doznają okrutnej śmierci, że ich najdroższy władca wyssie z nich podstępnie życie, karmiąc się ich potęgą, ich wiarą, ich... miłością.
- Vhenan - drgnął nagle, pragnąc za wszelką cenę wyrwać się z nieprzyjemnych rozmyślań. - Widziałaś się ostatnio z Morrigan? Jak czuje się po rytuale? W całym tym ogromie zamieszania, nie zdążyłem ją o to zapytać... Głupio się z tym teraz czuję. Nie powinienem jej ignorować po tym, jak wielkie podjęła ryzyko wobec naszej sprawy. Nie chciałbym żeby myślała, że tego nie doceniam - pogładził ją delikatnie po plecach, podciągając się, by zarzucić delikatne przykrycie na jej marznące od wiatru ciało. - Może powinienem z nią.. porozmawiać?


Draco - 2018-12-07, 18:20

Myśli Iselli, choć bardzo chciała, by były pozbawione mroku i zmartwień cały czas kręciły się wokół zagrożenia. Była tym zmęczona. Chciała mieć, po prostu, spokój. Najpierw Koryfeusz zagroził ich życiu, a przez przypadek była jego głównym celem. Wszystko, co miało miejsce było... Przypadkiem, cholernie przykrym zresztą. Później, gdy mogła już zamknąć ten rozdział w swoim życiu, gdy miała ściągać z siebie piętno Inkwizytorki - mimowolnie przypomniała sobie słowa Inkwizytora Amerdiana, elfa sprzed ośmiuset lat, który zatrzymał Hakkona - wydarzyła się kolejna rzecz, która nie pozwoliła jej po prostu odejść.
Tym razem jej ukochany, który leżał obok niej, był przyczyną, dla której po raz kolejny musiała podjąć walkę. W tym przypadku nawet sama ze sobą.
I kiedy wydawało się, że piekło zostało skończone, że nie ma więcej miejsca na złe rzeczy, że po tylu latach Isella będzie mogła po prostu odpocząć i zrzucić z barków ciężar całego świata musiało wydarzyć się coś jeszcze, co zmuszało ją do ponownego stanięcia na nogi z kosturem przy nodze. Znów musiała być sprytniejsza, niż tak naprawdę mogła być.
Nikt nie pytał, czy była gotowa na poświęcenia, nikt nie zastanawiał się co oznaczało to wszystko dla niej. Łatwo było zrzucić odpowiedzialność panowania nad pokojem wszystkim państwom na jedną organizację, której się bali i nie lubili, ale jednocześnie - nie musieli martwić się drobnostkami, jak równowagą.
Jak wiele osób teraz przejrzało, że dzieją się różne, dziwne rzeczy? Zapewne niewielu. Ilasdar działał bardzo rozważnie, po cichu. Z punktu widzenia wielu możnych Isella już dawno powinna rozwiązać Inkwizycję. I trudno było się z tym nie zgodzić. Z perspektywy osób, które nie miały pojęcia co się działo - to byłby najlepszy ruch.
Drgnęła, gdy usłyszała głos Solasa. Nie spodziewała się. Przeciągnęła się, wybudzona z rozmyślań.
- Czuje się w porządku. Jest w zamku, jeśli chciałbyś z nią porozmawiać. Potrzebujemy każdego maga, a ona niewątpliwie jest jedną z potężniejszych. Chociaż wydaję mi się, że dalej to trochę przeżywa. W sobie. Jest silną osobą, więc nic jej nie będzie.
Uśmiechnęła się lekko, wzdychając.
Być może nie powinna mu tego mówić. Solas i tak brał na siebie zbyt wiele rzeczy, które nawet nieszczególnie były jego winą. Ale czuła potrzebę podzielenia się swoimi emocjami, a nie było obok Cassandry.
- Chciałabym, żeby to się już skończyło, wiesz? - mruknęła w jego pierś, głaszcząc delikatnie kciukiem jego skórę. - Dopiero teraz, gdy możemy po prostu... poleżeć. Widzę, w jakim biegu żyję od lat. Ciągle coś. Ciągle są spotkania, rozmowy, podpisywanie papierów, nawet egzekucje, bo nagle stałam się prawem w niektórych sytuacjach. Pomyśleć, że kiedyś chciałam być przydatniejsza, robić więcej rzeczy - westchnęła, głaszcząc palcami u stóp łydkę Solasa, zupełnie nieświadomie.


Pan Vincent - 2018-12-07, 18:41

Tak bardzo mógł teraz zrozumieć jej słowa... czasami nie umiał wyzbyć się uczucia, że Isella podświadomie czytała mu w myślach - zwłaszcza, gdy coraz częściej zdawali się czuć dokładnie to samo i kwestią pozostawało jedynie to, które z nich ubierze ów odczucia w słowa, by wygłosić je na głos.
- Potrzeba nam czasu - wyszeptał łagodnie, podciągając ją sobie w górę, tak, by drobne ciało ułożyło się miękko na jego torsie. Uwielbiał to, jak drobna była przy nim Inkwizytorka; jak filigranowe wydawały się jej cudowne biodra, szyja i jędrne, dziewczęce piersi.
Silne ramiona owinęły się ufnie wokół wąskiej talii, gdy pełne wargi apostaty odnalazły te, które należały do jasnowłosej elfki; złożył na nich delikatny pocałunek, a potem drugi i trzeci, nie chcąc rozstawać się z ich ciepłem.
- Trochę czasu, cierpliwości i sił - dodał pokrzepiająco, zmuszając się do przyjęcia na twarz subtelnego, ciepłego uśmiechu. Isella nie miała zapewne pojęcia, ile był gotów poświęcić, byleby tylko mieć pewność, że wszystko będzie z nią w porządku; że ich koszmar kiedyś się skończy i... być może odnajdą wreszcie chwilę czasu, by pożyć tak, jak żyć mogła każda zwyczajna para.
Choć z drugiej strony tak ciężko było mu to sobie wyobrazić - ją i siebie w niewysokim domku w środku lasu z... biegającym potomstwem w ogródku, z popołudniami, spędzanymi na słonecznych polanach. Czy potrafiłby jej dać rodzinę? Czy potrafiłby oddać się sielance swojskiego życia po tym wszystkim, czego doświadczył? Czego doświadczyli razem?
Perspektywa chatki była jednak niemożliwie odległa. Tak odległa, że nie potrafił jej do siebie dopuścić; wydawała mu się snem, rozmytym i niedokładnym, niekoniecznie niezbędnym do pojęcia.
- Chcę ci tylko powiedzieć, że jestem z ciebie bardzo dumny - wymruczał, otulając ją szczelnie swymi objęciami. Jedwabiste przykrycie zsunęło się odrobinę z łuku zgrabnej pupy, odsłaniając kawałek smukłego uda; przechylił głowę, przyglądając mu się bezwstydnie, podczas gdy jego własna łydka przesunęła się pośród prześcieradeł w taki sposób, by cudownie ciepłe ciało znalazło się jak najbliżej niego. Przez ostatnie dni nie miał pojęcia, jak bardzo za tym tęsknił; za dotykiem, gorącem, poczuciem bezpieczeństwa. I był pewien, że Isella czuła w tej chwili dokładnie to samo.
- Nie zrozum mnie źle, ale... - zaczął wolno, powstrzymując z trudem zakłopotany uśmiech. - Albo wyjątkowo służy ci zmęczenie, albo przez to wszystko zapomniałem, jaka jesteś zachwycająca. Mimo tych wszystkich trosk, wciąż promieniejesz, vhenan. Stanowisz sobą zagadkowy przypadek niemożliwego do stłumienia piękna.


Draco - 2018-12-07, 19:27

Cichy chichot rozbrzmiał w pomieszczeniu. Otulona jego ramionami i nogami czuła się bezpieczna i nie zdawała sobie sprawy z tego, znów, jak przyjemne było to uczucie. Sprawiało, że czuła się... dobrze. Pomimo wszelkich przeciwności losu. Westchnęła cicho, przymykając powieki. Czuła, jak rzęsy dotykają torsu Solasa.
- Widzę, że czegoś chcesz - uśmiechnęła się subtelnie. - Ilu dziewczynom przede mną to mówiłeś?
Pomimo wszelkich przeciwności losu i miliona zmartwień, jakie oboje teraz mieli była szczęśliwa. Zmęczona, owszem, może nawet przemęczona, trochę zniechęcona. Niemniej jednak czuła się... dobrze.
- Jestem po prostu szczęśliwa, mimo wszystko. Mam ciebie, to wystarczy. - Nastała cisza, przyjemna, tuląca ich swoich spokojem. - Mam tę chwilę. I znaczy ona więcej, niż mógłbyś się spodziewać.
Jej palce gładziły jego ciało, bezpieczeństwo usypiało ją powoli, rozleniwiało. Jutro czekał ich ciężki dzień, ale jego waga choć na drobny moment spadła z jej ramion, odeszła w niepamięć, dając mózgowi zrelaksować się.

Kolejny poranek przyniósł Iselli więcej niepokoju, niż się spodziewała. Pogoda nie polepszyła się, a więc deszcz towarzyszył im przez cały czas przebywania na zewnątrz, a ponieważ mieli zakładać bariery... Sytuacja zapowiadała się co najmniej barwnie.
Isella przydzielona była do pracy w ogrodach, gdzie znajdowały się także eluviany, chociażby. Trwały dopiero przygotowania, ustawianie wszystkich w odpowiednich miejscach, ostatnie instrukcje, ale było to na tyle duże przedsięwzięcie, że zwyczajnie musiało być perfekcyjnie.
Peleryna przeciwdeszczowa, którą miała na sobie (zresztą, wszyscy taką posiadali) nie była specjalnie wygodna, ale w związku z pogodą nie miała wyjścia, musiała zostać.
Solas krzątał się nawet bardziej, niż ona. Był wszędzie i osobiście dbał o każdą, najmniejszą rzecz.
Stres i napięcie było wyczuwalne w powietrzu, namacalne. I wtem. Wszystko się zaczęło. Na jeden znak prawie setka magów rozproszona po całym zamku zaczęła inkantacje. Praca szła metodycznie, w skupieniu.


Pan Vincent - 2018-12-08, 19:54

- Rozmieszczenie ma tu kluczowe znaczenie - tłumaczył, chwytając maga za ramię, by poprowadzić go do drugiej krawędzi muru. Nie było czasu na więcej tłumaczeń, musieli działać prędko i pamiętać o tym, że nie mieli prawa do pomyłek.
- Postarajcie się teraz skoncentrować na promieniu energii - przemówił głośno, przywołując sobie uwagę protegowanej części apostatów. - Na mój sygnał wszyscy wzniesiecie w górę swoje bariery, a ja połączę je w jedną, trwałą ścianę. Skupcie się i... - urwał na chwilę, gdy w oddali mignęła mu znajoma sylwetka o długich nogach i długich, jasnych włosach. Bogowie, tak bardzo chciał wierzyć, że da radę uchronić Lavellan, że bariery pomogą. Jeśli one nie zadziałają, jeśli jednak się mylili, to...
Nie pozostanie mu już nic innego, jak najgorszy krok, o którym na tę chwilę wolał nie myśleć.
Choć myślał, oczywiście - myślał, ponieważ nawet najczarniejsze i najbardziej odległe, czarne scenariusze wydawały się prawdopodobną koleją rzeczy wobec potęgi Falon'Dina.
- Solasie? - Dorian uśmiechnął się łagodnie, poklepując go po plecach. - Odpłynąłeś?
- Nie - skłamał gładko, odrywając wzrok od ukochanej. Strząsnął krople wilgoci z czubka nosa i odetchnął głęboko, zmuszając się do oddzielenia smętnych myśli i ukierunkowanie ich na tor powierzonego im zadania. - Czekałem na odpowiednią chwilę. Zajmijcie swoje miejsca! Ręka mocy do nieboskłonu, druga zwisa luźno przy tułowiu. Trzy... dwa... teraz!
Powietrze wypełniło się zapachem ozonu, a deszczowe niebo rozjaśniło się wyraźnie, gdy połacie skoncentrowanej energii rozrosły się w górę, zupełnie jakby chciały wspiąć się tak do samych gwiazd.
Napiął ramię i wyrzucił drugą wiązkę wolną dłonią, a wraz z nim w jego ślady poszła ta część magów, którzy mieli w sobie na tyle sił, by umieć powtórzyć ten ruch - jasnobłękitne płaty poczęły powoli scalać się w spójną całość, a nieco wyraźniejsza linia, należąca do niego, przyciągała je zwinnie, niby krawiecka nić, łącząca płaty materiału.
Gorąco zalało jego twarz i tors, odciskając się piętnem zmęczenia na zesztywniałym od wysiłku ciele - nie ustępował jednak, do chwili, gdy cała Podniebna Twierdza znalazła się pod kloszem; to właśnie wtedy odkrył, że to, co w dalszym ciągu brał za deszcz, okazało się być kroplami potu. Dyszący ciężko i drżący, machnął dłonią, dając pozostałym znak, że wszystko się udało.
Na placu zapadła głucha cisza - zniknął nawet odgłos deszczu, który rozbijał się teraz, wysoko nad ich głowami, o świeżo powstałą barierę.
- No - usłyszał zza pleców znajomy akcent Doriana. - Mniemam, że możemy to uznać za mały sukces.
- Tak - odpowiedział mu słabo, wykrzywiając wargi w subtelnym uśmiechu. - Możemy.
- Och, mogę się pozbyć peleryny! - Zaświergotała Merrill, przeciskając głowę przez sztywny materiał płaszcza. - Ależ mnie to denerwowało, ruszać się nie da!
- Właśnie dlatego nigdy ich nie noszę. Szkoda mi tylko włosów, to prawda, ale podobno odrobina deszczówki dobrze na nie robi - Tevinterski arystokrata ściągnął wargi, zakręcając zadbany wąs na jednym z palców. - Isella! - Wychylił się przez krawędź, nie dbając o to, że swym krzykiem ściągnął na siebie niemalże wszystkie spojrzenia. - Wszystko w porządku?


Draco - 2018-12-08, 20:32

- Żyję! - Isella krzyknęła, przechodząc przez krótki korytarz, dzielący główny dziedziniec z ogrodem, w którym właśnie była. To Isella została przydzielona do "podawania" części bariery, którą tworzyli w ogrodzie Solasowi. W związku z tym właśnie teraz jej wysiłek był widoczny na twarzy, z czoła kapało kilka kropli potu, które zostały wytarte, gdy tylko zaczęły łaskotać.
Jasnowłosa uniosła głowę do góry, przyglądając się barierze, która delikatnie połyskiwała swoim eterycznym, błękitnym światłem. Mieniła się w blasku, co sprawiało zwyczajny uśmiech na ustach Inkwizytorki.
- Myślę, że możemy sobie pogratulować - stwierdziła rozpromieniona.
Stanęła na palcach, wyciągając ciało do góry, które zaprotestowało strzykając kośćmi w kilku miejscach. Pomimo zmęczenia, które czuła aż w kościach była naprawdę dumna.
- Dziękuję za pomoc. Zrobiliśmy właśnie kawał dobrej roboty wspólnymi siłami, dziękuję.

Drobna postura przyjaciółki z dawnych lat mignęła w oddali. Isella drgnęła na ten widok, przypominając sobie o ważnej sprawie, którą miała doprowadzić do końca.
- Elora! - zawołała za czarnowłosą elfką.
Widziała zaskoczenie na jej twarzy.
- Możemy porozmawiać? - Uśmiech Iselli, choć niewielki, był szczery.
Przetarła twarz fragmentem białej koszuli, którą miała na sobie.
- Uch... Tak, oczywiście.
Isella wzięła dziewczynę za dłoń i poprowadziła ją do gabinetu Inkwizytorki, który niegdyś był pokojem Solasa.
Czas był teraz towarem deficytowym i na jej biurku, zauważyła szybko, czekało właśnie kilka bardzo ważnych raportów odnośnie poszukiwań Falon'Dina. Mogła i chciała poświęcić kilka minut przyjaciółce. A przynajmniej, dawnej przyjaciółce i... cóż, kochance. Były przecież razem, pamiętała o tym.
Po prostu nigdy nie spodziewała się, że po tak długim czasie w sercu Elory mogłoby zostać jeszcze uczucie. Rozstały się dość naturalnie, żadna nie obiecała drugiej, że będzie na nią czekać. Nigdy nie należało być pewnym swojego losu, jeśli chodziło o szpiegowanie, a przecież właśnie w takim celu została tam wysłana, choć być może nikt ze znajdujących się w Podniebnej Twierdzy o tym nie wiedział. Nawet Solas.
Elora zdawała się to rozumieć, popierać. Znalazła sobie, zresztą, mężczyznę i była z nim dość długi czas, Isella doskonale o tym wiedziała. Krótka korespondencja z Opiekunką ujawniała kilka faktów z życia jej przyjaciół.
- Coś się stało? Dotychczas raczej mnie ignorowałaś. - Jasnowłosa usłyszała gorzką nutę w głosie łowczyni.
Isella chciała zaprzeczyć, ale w połowie słowa, które miało już wypłynąć z jej ust zatrzymała się. Czy naprawdę poświęcała Elorze tyle czasu, ile być może powinna, jako dobra przyjaciółka? Jakby nie było, Łowczyni przyjechała tu po to, aby jej pomóc, tymczasem została nieco pominięta w ferworze przygotowań, wielu emocji i... Cóż, wszystkiego. A ich ostatnia poważniejsza rozmowa skończyła się wybuchem Iselli. Faktycznie, Inkwizytorka nie przedstawiała się jako dobra przyjaciółka.
- Przepraszam, jeśli tak właśnie się czułaś. Muszę przyznać, że ogrom obowiązków Inkwizycji przytłacza mnie i nie mam czasu dla wszystkich, chociaż chciałabym.
Isella prychnęła cicho, wzdychając ciężko chwilę potem.
- Nawet sen nie jest ukojeniem. Przepraszam za to. Chciałam z tobą... porozmawiać. Traktuję cię jak przyjaciółkę, bardzo dobrą zresztą, ale... Słyszałam co mówisz o niektórych z moich przyjaciół. Obgadujesz go, Elora. I rozumiem to, że możesz czuć gorycz, niezadowolenie i zazdrość, jeśli to, co Dorian mówił jest prawdą i dalej mnie... kochasz.
Inkwizytorka uniosła wzrok, a ich spojrzenia spotkały się ze sobą i Isella już wiedziała. To była prawda.
- Przepraszam. Nie miałam pojęcia...
- Oczywiście, że nie. Widziałaś tylko Solasa. Nikogo więcej.
- To dlaczego tak bardzo chciałaś, żebym była z tobą, skoro widziałaś, że nie jestem... zainteresowana?
Słowa Iselli najwidoczniej bardzo zabolały Elorę, bo ciemnowłosa odrzuciła warkocz i podniosła się z fotela.
- Zostań, proszę.
Cichy szept rozbrzmiał w pomieszczeniu.
- Potrzebuję przyjaciół. Wiem, że mogę ci ufać. Ja po prostu... Nie dam ci miłości, jakiej oczekujesz, Eloro. Nie mogę. Ale to nie znaczy, że chcę wymazać cię z mojego życia, bo tak nie jest. Jesteś wspaniałą, piękną i wartościową kobietą. I jestem pewna, że znajdziesz swoją miłość, ale nie mogę być nią ja.
- Dlaczego nie, co?! Bo Solas?! On cię oszukuje, Isello! Manipuluje, nie rozumiem jak możesz...
- Przestań, proszę. Nie zamieniłaś z nim nawet słowa. Mówisz tak, bo jesteś zazdrosna i ja to rozumiem, naprawdę. Można powiedzieć wiele o nim, wiele negatywów także, ale to sprawia, że jest prawdziwy, wiesz o tym. Nikt nie jest idealny, ja też nie jestem.
Bojowa postawa ciemnowłosej, która jeszcze przed chwilą była intensywna i nabuzowana odpuściła jakby, nieco.
- Pozwól nam być przyjaciółmi. Pozwól mi pokazać, że możemy nimi być. Proszę - Isella patrzyła na swoją przyjaciółkę, oczekując jakichś słów, akceptacji, czy odrzucenia.
Minuty ciszy mijały.
- W porządku. Ale to będzie... trudne.
- W porządku. W ostatnich latach stałam się specjalistką od trudnych sytuacji, damy sobie radę - Isella uśmiechnęła się, wyciągając do przyjaciółki rękę.
Dwie elfki złączyły się w uścisku przyjaźni, ciepłym i krzepiącym serce.


Pan Vincent - 2018-12-09, 22:58

Błękitna maź zakołysała się ciężko, niemalże przelewając przez krawędzi kamiennej misy - pochylił się nieco niżej, wyrównując chybotliwą powierzchnię za pomocą zaklęcia; te, choć rzucone niezwykle ostrożnie, ledwo nie doprowadziło do spartaczenia mikstury i w jakiś sposób...
Działało mu to na nerwy. To, że ostatnimi czasy nie potrafił niczego doprowadzić do końca, zająć się tym w należyty sposób. Coś ciągle zaprzątało mu myśli, nie opuszczało udręczonego umysłu, choć tak bardzo pragnął choć przez chwilę mieć w głowie tylko pustkę.
Przymknął oczy, opierając głowę o chłodną powierzchnię ściany - wywar zabulgotał po raz ostatni i wreszcie zastygł w miejscu, przybierając odcień mętnego szkła.
Smukła dłoń sięgnęła po grzbiet jednej z opasłych ksiąg, otwierając ją sprawnie na ostatniej czytanej stronie. Według zapisanych w niej słów, miksturę należało teraz pozostawić na trzy kolejne doby, nie mogąc jej dotykać, mieszać i poddawać zmiennym temperaturom.
To wydało mu się zabawne - gdyby ktokolwiek spojrzał na niego w tej chwili z boku, na ogrom pracy, jaką wkładał w swoją miksturę, pomyślałby zapewne, że zajmował się właśnie tworzeniem zabójczej broni, lub wybawienia, odpowiedzi na wszystkie swe problemy. W rzeczywistości tworzył jedynie utrwalacz do ilustracji, które miały zostać zawarte w nieukończonej wciąż księdze, opowiadającej o historii starożytnych. Nie chciał, by jego ciężka praca spełza na niczym... nie po tym, gdy (tak lubił sobie wmawiać) miało to być jego zadośćuczynienie pogrążonym w nicości istnieniom, których...
Nie udało ci się uratować.
Które zawiodłeś.
Których nigdy nie będziesz wart.

Wyprostował się gwałtownie, zmuszając się do otwarcia oczu. Czy nie mógł mieć spokoju przez choćby i jedną chwilę? Coraz częściej myślał o rzuceniu wszystkiego w cholerę i sięgnięciu po alkohol, po całe mnóstwo wina, którym mógłby się beztrosko upić i... może choć wtedy by wreszcie nie zadręczał się tym wszystkim z taką gorliwością.
Na szczęście oprócz wina, miał dostęp do innego rodzaju używki. Wystarczyło przejść przez eluvian i wyciągnąć bez wysiłku swe ramiona, by...

- Isella? - Rzucił łagodnie w ciemność, pozwalając sobie na rozjaśnienie ciemności niewielką kulą zaświatła. A jednak, mimo późnej pory, sypialnia Inkwizytorki pogrążona była nie tylko w mroku, ale i całkowitej pustce. Musiało to oznaczać, że przebywała gdzie indziej i z góry założyć mógł dwie opcje. Jedną z nich był gabinet, gdzie przybywało coraz więcej raportów, dotyczących możliwego położenia Falon'Dina, drugą zaś miejsce nieokreślone, lecz z pewnością u boku Doriana, ponieważ (wszyscy dobrze to wiedzieli) nie istniała możliwość, by ów dwójka przegapiła okazję do spędzenia razem choć jednego wieczora. Nie mógł im się specjalnie dziwić - podejrzewał, że gdyby sam miał przyjaciół, też wolałby skorzystać z daru, jakim było ich towarzystwo.
Mimowolnie pomyślał o wszystkich zaprzyjaźnionych duszach, z którymi nawiązał wiele głębokich relacji podczas swych wędrówek w Pustce... Może mógłby się do nich wybrać choćby i na chwilę, żeby...
Żeby odnalazł cię Falon'Din?
Przewrócił oczami, mając ochotę przystanąć przy pobliskiej ścianie i uderzyć w nią czołem. I wtedy zdał sobie sprawę z tego, że nie znajdował się już przy ścianie, a przy drzwiach, które prowadziły wprost do lochów, a tam...
Niczego się ode mnie nie dowiesz.
Może mógł go przesłuchać? Wyciągnąć z niego cokolwiek, dowiedzieć się, gdzie i jak zdobył wiedzę o ich położeniu - znał sposoby, które wyciągały prawdę z nawet najbardziej zatwardziałych milczków. Musiał się nimi posługiwać, gdy parę lat temu opuścił Inkwizycję, by doprowadzić sprawy do końca na własny rachunek.
Teraz też mógł chyba zabawić się w pojedynkę - brak dodatkowych gapiów i straży nierzadko stanowił bodziec pobudzający wszelkich głupców do mówienia. Gdyby dołożyć do tego parę fałszywych gróźb i obietnic? Każdy był to złamania - wszystko było tylko kwestią czasu i umiejętności.


Draco - 2018-12-09, 23:27

- Tyle mówisz o tym Falon'Dinie, a w zasadzie nigdy nie pokazałaś mi, jak wygląda. - Dorian zauważył, opierając się nonszalancko o szare krzesło w szarym świecie Vir Dirthara. Ciekaw był, jak też wyglądało to wszystko z perspektywy elfa. Przez wzgląd na jego ludzkość wszystko, co go otaczało było bezbarwne i trochę... nudne.
- Nie mam przecież jego obrazu nad łóżkiem. Jedyne, gdzie mogłabym ci pokazać, to Arlathan.
- No to chodźmy. - Dorian poderwał się, zaintrygowany. - No już, podnoś ten swój chudy tyłek, dawaj. Chcę wiedzieć, z kim się mierzymy.

Cisza w zamku w Arlathanie była niezwykła. Isella znów miała wrażenie, jakby szukali Solasa, wiele lat temu, i przemierzali wiele budynków w tym pięknym, choć zniszczonym świecie. Eluvian wypluł ich w odpowiednim, zamkniętym pomieszczeniu, w związku z czym cisza była uzasadniona, jednakowoż za ścianami była głucha cisza. Jedyne co im towarzyszyło, to świst wiatru na zewnątrz.
Isella, za pomocą magii, szybko rozpaliła świeczniki w pomieszczeniu. Ciepły blask otulił ściany.
Westchnęła cicho, zauważając, że obraz nie został zasłonięty. Podeszła do niego, upewniając się, że Dorian był tuż za nią.
- Czy to są...?
- Evanuris - potwierdziła cicho, przyglądając się ich twarzom raz jeszcze. - Elgar'nan, Dirthamen, Andruil, Sylaise, June, Ghilan'nain, Fen'Harel, Mythal i... Falon'Din.
Isella wskazywała każdego palcem, pokazując przyjacielowi jak wyglądał jej panteon. Ich wzrok, nie bez powodu, zatrzymał się w szczególności na ostatniej trójce.
- Ja go... widziałem. - Głos Doriana nigdy nie był tak poważny. Och, nie, był taki moment. Gdy mówił o śmierci swojego ojca, a raczej jego zabójstwie.
- Widziałeś?
Zaskoczenie na twarzy Iselli było ogromne.

Isella, w towarzystwie Tevinterczyka biegiem ruszyła do sypialni Solasa, ale ta była pusta. Zirytowana zaklęła szpetnie, idąc w stronę eluvianu do Podniebnej Twierdzy. Po drodze, jednak, miała szczęście. Trafiła na Variel.
- Och, Isella.On dhea'lam.
- Variel! Znajdź mi, proszę, Solasa. Wydaję nam się, że wiemy, gdzie jest Falon'Din.
Rudowłosa drgnęła, zaskoczona tą informacją. Przytaknęła i ruszyła natychmiast przed siebie, wołając po drodze kilka osób. Sama nie wiedziała, gdzie jej przełożony się znalazł.


Pan Vincent - 2018-12-09, 23:55

- A później? - Pyta cicho, wznosząc wyżej dłonie z dzbanem; gorąca woda otula blade ciało swą błyszczącą powłoką, pieniąc się i puszczając kłęby pary.
- Później powiesz im, gdzie mnie znaleźć - syczą w odpowiedzi jadowite wargi. Czarne włosy, poprzyklejane do wąskiego oblicza o niespotykanie gadzich rysach, zostały nieśpiesznie odgarnięte przez wypielęgnowaną dłoń; na paru palcach Eelon wyraźnie dostrzegał ślad po sygnetach. Myśl, że sam Bóg musiał ukrywać przed innymi nawet fakt, że nosił biżuterię, była dla niego niezwykle dziwna, niemalże gorsząca. - O ile najpierw nie zrobi tego ten mag, rzecz jasna. Dbasz o to żeby zapraszali go na każdą naradę, prawda?
- O, tak, mój panie. Wszystko według twoich zaleceń.
Milknie stosownie, gdy przerywa mu pełen zadowolenia pomruk; mężczyzna zanurza się głębiej w wodzie, posyłając ku górze więcej gęstych, skroplonych obłoków.
- Co... z najazdem? - Pyta wreszcie nieśmiało, nacierając olejkiem jedno z szerokich ramion. Żółte oczy o pionowych źrenicach zwracają się wściekle w jego stronę, odbierając na chwilę zdolność wykonania ruchu. - Kiedy powinniśmy wyruszyć?
Usprawiedliwia się przed nim, mimo, że nie zrobił niczego złego. To zimne spojrzenie przeraża go bardziej, niż cokolwiek, co ujrzał w swym życiu. W taki sposób patrzeć mogą jedynie szaleńcy, gniewni, żądni zemsty.
- Wyruszycie za dwa miesiące, tuż po Czwartym Objawieniu. Nie zapomnij o pieczęci. Do tej pory zdążą wymyślić sposób żeby się przede mną uchronić. Będziemy musieli pokrzyżować im plany w sposób, którego absolutnie się nie spodziewają.
Pozostało ostatnie pytanie, a on tak bardzo bał się je zadać, że momentalnie zaczęły mu drżeć dłonie. Bał się, tak bardzo się bał Jego gniewu, że nie wiedział, gdzie podziać dłonie, wzrok...
- Czy coś cię trapi, Eelonie? - Syk owiał gorącem jedno ze szpiczastych uszu, wyrywając zza zaciśniętych warg zduszony jęk. - Niczego przede mną nie ukrywaj. Wiesz, jak bardzo tego nie lubię.
- P-panie - wydusił z siebie żałośnie, przymykając oczy. - Co się ze mną stanie, gdy powiem im już wszystko? Czy oni... czy myślisz, że będą chcieli mojej śmierci?
Nie otrzymuje odpowiedzi od razu; parę ciepłych kropli osiada mu na twarzy, gdy mężczyzna podnosi się na nogi, przywołując do dłoni jeden z gładkich ręczników. Nieskrępowany swą nagością, przystaje tuż przed nim, przyciskając miękki materiał do bladej twarzy. Przez krótką chwilę gadzie wargi wykrzywiają się w uśmiechu, który mrozi mu krew w żyłach.
- Nie tak mocno, jak ja.


- Możesz próbować, Straszliwy Wilku. Nie wiem, co każe ci sądzić, że ty będziesz tym, któremu wyznam prawdę, ale... a-agh!
Jego zmysły eksplodowały nagłym skurzcem, a świat zalał się bielą, gdy dojmujące doznania odłączyły nagle zmysł wzroku. Nie od razu dotarło do niego, że tym, co doprowadziło go do tego dziwnego stanu, był ból - dopiero niemożliwy do utrzymania w gardle, rozdzierający je krzyk pozwolił impulsowi dotrzeć do mózgu i obdarzyć go zrozumieniem.
- W swej pysze zapomniałeś o tym, z kim masz do czynienia - usłyszał cichy, zachrypnięty ton; tak niepasująco spokojny do sytuacji, do jego cierpienia. - Czy zaczynasz rozumieć swój błąd?
Jak, jak mógł się łudzić, że uda mu się wytrzymać choć chwilę tych okropnych tortur? Plotki oakzały się prawdziwe... Solas nie tylko wzrósł w siły, ale stał się pozbawiony skrupółów, gdy chodziło o jego własne korzyści.
A może nie "stał"? Już wcześniej udowodnił, do czego był zdolny, gdy czegoś mocno pragnął. Mit Zasłony nie narodził się na samych kłamstwach.
"Rozumiem", chciał odpowiedzieć, gdy udało mu się już odzyskać oddech, ale Fen'Harel okazał się być szybszy - kolejna eksplozja bólu zalała głowę, trzewia i kark, przepływając przez resztę ciała w regularnych impulsach.
- Mów - krótki, ochrypły pomruk zmusił go do otworzenia oczu. Widział. Znów widział. Czy na długo?
Czy Falon'Din miał pojęcie, na co go spisywał, wysyłając go w te strony?
- N-nie możesz mnie tak... to nie... a-ach, proszę, proszę, zaczekaj! Zaczekaj, nie!
Fala elektryzującego bólu objęła osłabione ramiona, odbierając mu zdolność mówienia; tęczówki przewróciły się wgłąb czaszki, świecąc białkami, a cienkie wargi rozchyliły się bezwiednie, gdy znów jedynym, co potrafił osiąnąć, był krzyk.
Nie wiedział, ile tym razem trwała jego udręka. Był za to pewien, że gdy ocknął się ponownie, klęczał na ziemi. Jedna z podtrzymujących go kajdan zerwała się w trakcie dzikiej szarpaniny, spowodowanej klątwami apostaty.
Jak... jak udało mu się...?
- Wiem, kto cię tu przysłał - spokojny szept niemalże pieścił go swoim delikatnym brzmieniem. Tak odmiennym w stosunku do jego własnych okrzyków. - Powiedz mi tylko, gdzie się znajduje.
- To... Tevinter - wydyszał we wspólnej mowie, unosząc z trudem przekrwione oczy. - To doradca archonta, Ilasdar. Proszę, proszę. Wypuść mnie. - Wyszeptał błagalnie, szarpiąć się w łańcuchach. - To wszystko, co wiem. Wszystko.
- To Inkwizytorka zdecyduje o tym, co z tobą zrobi - odpowiedział mu niezmiennie spokojny ton. - Masz to szczęście, że skazanie na śmierć wykracza poza moje kompetencje.
- Rządzi tobą dalijka? - Wydusił z siebie, zdziwiony. Nie, nie zdziwiony; zszokowany. Jeszcze jedna plotka... była prawdziwa. Starożytny, czystokrwisty elf pozwalał, by dyrygowała nim zwykła, brudna... - T-tobą?
- Nic nie wiesz - odpowiedział mu gwałtownie i nagle Eelon uświadomił sobie, że przód jego szaty ściskany był przez dusze, blade dłonie. - Nie masz pojęcia... ty i tobie podobni. Gdybym był wam podobny - wysyczał, podsuwając go sobie pod sam nos; tkanina szaty zatrzeszczała żałośnie, wpijając się w szyję, dusząc. - Umierałbyś właśnie jedną z możliwie najboleśnie...
- Solas? - Rozległo się z góry czyjeś wołanie. Głos był definitywnie męski, dźwięczny i znajomy, z charakterystycznym akcentem. - Solasie, jesteś tu? Wszędzie cię z Isellą szukamy, jest coś, co musimy ci niezwłocznie wyja...
Szczupłe ciało uderzyło głucho o ziemię, gdy dłonie odrzuciły je tam pośpiesznie.
- ...śnić.


Draco - 2018-12-14, 00:09

- Szybka randka, co? - mruknęła Isella, spotykając nieco zestresowanego Solasa, patrzącego na niego niemalże spłoszony.
W trakcie drogi tutaj Isella odbyła dość krótką i chaotyczną rozmowę z przyjacielem, co dało jej mrożącą w żyłach informację - Dorian przez cały, cholerny czas był obok jednego z najniebezpieczniejszych elfów na tym świecie, naprawdę tak było. I codziennie groziło mu POTWORNE niebezpieczeństwo. Panika, jaka panowała w jej głowie była niemalże namacalna.
Jasna cholera. Fart, czy podstęp? Co spowodowało fakt, że nagle mieli aż taką informację? Być może przypisywała Falon'Dinowi trochę zbyt boskie cechy, niemożliwe rzeczy, ale naprawdę bała się, że to podstęp. Czy mogli jednak nie zrobić nic w obliczu takich informacji? Wykluczone. Musieli działać, wiedziała o tym.
Inkwizytorka przyjrzała się mężczyźnie, którego pojmali, bardzo uważnie. Nie był w stanie utrzymać się na kolanach, co dopiero w pionie. Jedna z części kajdan zwisała smętnie z muru, rozerwana niemalże. Jego nadgarstek w tym miejscu uszkodzony był niemalże do kości, Isella widziała białe prześwity. Skrzywiła się, obserwując wymęczonego elfa, prawie umierającego.
Czy chciała go spisywać na taki los? Nie. Nie to było jej pragnieniem. Wolała... wykorzystywać ludzi, niż ich mordować.
- Dorian, pójdź proszę po straż i uzdrowiciela. Myślę, że nasz więzień stąpa kruchymi krokami dosłownie na granicy śmierci. Może się przydać. Prawdopodobnie.
Przyjaciel przytaknął, wspinając się po kamiennych schodach.
Isella zapomniała, jak wyraźnie w tym miejscu słychać było szum wody - tuż pod więzieniem, które odnawiane było z resztek znajdował się piękny wodospad.
Jasnowłosa zwróciła spojrzenia na ukochanego.
- Owocne przesłuchiwanie?
Słaby uśmiech Solasa, nie sięgający oczu, uświadczył ją w przekonaniu, że istotnie tak było.
- Cieszę się. Dorian też mi powiedział o, prawdopodobnie, tym samym, co już wiesz. Tevinter, co? - mruknęła Isella.
Spojrzała raz jeszcze na więźnia i chwyciła ciepłą dłonią tę, należącą do Fen'Harela. Pociągnęła go ze sobą, sprawiając, że wyszli z więzienia. Lepiej, żeby ten elf nie słuchał ich rozmów, to było nieostrożne.
Milczała, gdy szli do sali narad, aby spotkać się z resztą Inkwizycji. Zostało też wydane szybkie polecenie, aby posłano po najbardziej zaufanych ludzi od strony Solasa. Wszyscy musieli omówić te rewelacje, bez wyjątku.
Dziesięć minut później, dosłownie, w sali zebrało się całkiem sporo osób. Isella oparła się o stół narad, spoglądając na mapę Tevinteru tam leżącą.
- Nic dziwnego, że wybrał Tevinter. Tam nie możemy tak po prostu wejść, jak ma to miejsce w Orlais, czy Fereldenie. Nawet Wolne Marchie byłyby ku nam przychylniejsze, a Tevinter? - Isella przeklęła cicho pod nosem.
- A Tevinter, moja droga, jest miejscem, w którym się gryzie, gdy zadaje się pytania - odpowiedział Dorian, upijając kilka łyków z kufla, który dzierżył.
- Może oficjalne zapytanie do archonta? - podsunęła Josephine.
Elfka pokręciła natychmiast przecząco głową.
- Jeśli jest tak, jak mówi Dorian i on współpracuje z archontem, to nie wypali.


Pan Vincent - 2018-12-14, 01:58

Panujący w sali półmrok sprzyjał burzy mózgów - kilka pochylonych postaci, studiowało w skupieniu nakreśloną mapę, przestawiając po niej zminiaturyzowane modele, przedstawiając dostępne opcje. Niestety, każde kolejne z nich przedstawiały się naprawdę nieciekawie.
- To niemożliwe - przerwał kolejny już wywód, przystając tuż za Inkwizytorką, by móc zajrzeć jej przez ramię. - Nie bierzesz pod uwagę tego, że Falon'Din domyślił się już, że wiemy. Jestem przekonany o tym, że za chwilę zniknie z Tevinteru. Gdyby wielki archont dowiedział się o tym, że przez lata służył mu sam Starożytny...
- Byłby tym oburzony. On i ten... Eelon... na święte prawa nauki, tyle lat widywałem ich niemalże codziennie i nie miałem pojęcia, nie wiedziałem, że...
- To nie twoja wina, Dorianie - wtrąciła miękko Isella. Jej pełne wargi wygięły się w pokrzepiającym uśmiechu, a drobna dłoń sięgnęła do ramienia maga, gładząc je delikatnie.
- To prawda - zgodził się z nią Cullen. Jego napięta twarz sugerowała, że niezbyt podobało mu się odrzucenie jego pomysłu, ale Solas nie mógł niczego poradzić na to, że teoria, na której się opierał, była po prostu nieprzemyślana. Cullen był świetnym strategiem, ale zapomniał o paskudnych prawach, którymi rządziła się polityka. Na szczęście w takich wypadkach mieli przy sobie Boską Wiktorię.
- Co o tym myślisz, Leliano? Powinniśmy tam wysłać swoje wojska, czy działać ukrycie, jedynie wywiadem?
Szpiegmistrzyni nie odpowiedziała od razu; milczała chwilę, wytrzymując dzielnie jego spojrzenie. Czasami nawet on, Straszliwy Wilk, czuł się pod nim lustrowany, niemalże badany wykrywaczem wszelkich sekretów i kłamstw. Leliana była niesamowicie domyślna i sprytna; wiele rzeczy dowiadywała się o człowieku, zadowalając się jedynie patrzeniem.
- Sadzę, że ani jedna, ani druga opcja nie jest wystarczająca. To Dorian Pavus... powróci tam, rozeznając się w sytuacji. Falon'Din nie tknął go przez tyle czasu nie bez powodu. Otacza się potężnymi magami, ponieważ sam jest jeszcze zbyt słaby. Zbiera siły, bada grunt. Zyskuje wpływy. Dorianie, musisz czym prędzej wracać do domu i opowiedzieć nam o wszystkim, co zauważysz.
- Nie sądzisz chyba, że będę mógł tam powrócić, udając, że nic się nie stało - obruszył się arystokrata. - Że mnie to nie przeraża?
- Czy masz jakikolwiek inny pomysł? - Cassandra zmarszczyła ciemne brwi, posyłając mu groźne spojrzenie. - Musimy wiedzieć cokolwiek więcej, jeśli chcemy pomóc Iselli.
- Tak - zgodził się pośpiesznie Dorian, pokrywając dorodnym rumieńcem. - Macie rację. Przepraszam. wyruszę od razu. Mogę użyć twojego eluvianu?
- Oczywiście. Gdyby cokolwiek wydawało ci się podejrzane... proszę, daj nam znać.
- Isello, skorzystaj z mojego prezentu. Inaczej nie dam rady opowiedzieć wam o wszystkim od razu - dodał na odchodne, oglądając się przez ramię. Na twarzy maga tkwił wymuszony uśmiech. - Trzymajcie się w zdrowiu. Obym przyniósł wam pomyślne wieści.
Ciężkie drzwi zaskrzypiały cicho i zamknęły się z głuchym trzaskiem, wypełniając salę martwą ciszą.
Skrzyżował ramiona na piersi, wzdychając cicho. Nie znosił momentów bezczynnego czekania.


Draco - 2018-12-14, 02:41

Trudno było myśleć o tym, że jedyną opcję, jaką posiadali było wysłanie Doriana prosto w paszczę lwa. Nie była w stanie sobie tego w jakikolwiek sensowny sposób wytłumaczyć. Isella czuła się po prostu strasznie, bo chociaż chciała wymyślić cokolwiek innego, każda opcja była nierozsądna i zwyczajnie straszna. Chociaż mieli możliwość na szybkie porozumienie się, dzięki temu, że Dorian znalazł już wcześniej kryształ, który lata temu podarował przyjaciółce - to wcale jej nie uspokajało. Wręcz przeciwnie.
- Pozostaje nam czekanie, prawda? - Isella mruknęła, a gdy odpowiedziało jej kilka spojrzeń, z których mogła wyczytać zwyczajną zgodę co do jej słów... Cóż.
Westchnęła ciężko.
- Niech nic mu się nie stanie, proszę...
- Będzie w porządku, Isello - Leliana uśmiechnęła się pokrzepiająco, dotykając subtelnie jej ramienia.
Drgnęła, nie spodziewając się bliskości.
- Może. A może nie, skoro... To się jakoś za dobrze składa, wiesz? Coś jest... dziwnego w tym wszystkim.
- Wiem. Ale nie mamy innych opcji.
Ciche mruknięcie potwierdzenia rozległo się głucho w pomieszczeniu. Wkrótce pomieszczenie opuściła Inkwizycja i stojąca nieopodal Variel. Została Isella z Solasem, bez specjalnie pozytywnych wyrazów twarzy. Pogrążeni w ponurych myślach, patrzyli się na mapę Tevinteru.
- Tak blisko, a jednak tak daleko. - Jasnowłosa szepnęła, obijając niecierpliwie równo przyciętymi paznokciami o drewniany stół.
Coraz trudniej było jej się skupić. Brakowało jej snów, podróży po Pustce, świadomego śnienia także. Zawsze była w jakimś stopniu świadoma mar sennych przez wzgląd na to, że była magiem. Tymczasem była ich zupełnie pozbawiona od tak dawna... Nie wiedziała, jak krasnoludom mogło to zupełnie nie przeszkadzać. Oczywiście, w tej sytuacji oni po prostu nie wiedzieli o tym, co tracą. Isella wiedziała i to doprowadzało ją do prawdziwej, szewskiej pasji. Coraz trudniej było jej się skupić, zebrać myśli... Mimowolnie tęskniła za tym, co jej wyobraźnia potrafiła wymyślić.
Drgnęła, gdy poczuła ramiona obejmujące ją w pasie od tyłu. Ciepło rozlało się po jej ciele i zupełnie mimowolnie wtuliła policzek w ramię mężczyzny, otulone ciepłym materiałem grubego swetra. Chłód był coraz mocniej wyczuwalny, w szczególności tu, w Podniebnej Twierdzy, która osadzona była, bez wątpliwości, na górach.
Ziąb, szczególnie popołudniu i nocami był już dość dotkliwy i bez rozpalonego ogniska bywało trudno. Przyjemność płynąca z ciepłych ramion mężczyzny była zwyczajnie odprężająca. Objęła prawą, jedyną zresztą, dłonią nadgarstek mężczyzny, głaszcząc skórę kciukiem.


Pan Vincent - 2018-12-15, 23:39

Głowę apostaty zaprzątały teraz naprawdę burzowe myśli - zupełnie jakby postanowiły w tej jednej chwili zgrać się w szalejącą za oknami, ponurą pogodą.
Westchnął nieszczęśliwie, przytulając do siebie drobne ciało ukochanej. Gdy zostali wreszcie sami, nie musiał obawiać się dwuznacznych spojrzeń i dezaprobaty. Tam, gdzie kończyło się przeludnienie, zaczynała się jego swoboda.
Nigdy nie przepadał za tłumami.
- Dorian będzie bezpieczny. Leliana miała rację, Ilasdar nie ośmieli się go tknąć. Nie po tym, gdy powstrzymywał się od tego przez tyle czasu. Mam tylko nadzieję, że jako doradca samego archonta nie pomyślał, by...
Oczywiście, że pomyślał. To Falon'Din. Na wszystko musiał znaleźć czas. Któż operowałby nim lepiej, niż sam Pan Śmierci?
- Isello - wyszeptał miękko, pragnąc tym samym oddzielić się od gorzkich przypuszczań. Ostatnio zbyt dużo musiał ich dźwigać, mierzyć się ze sprawami, które nie powinny dotyczyć jednej osoby, bo któż zdołałby udźwignąć na swych barkach tak potworny ciężar?
Ale nie mógł zrzucać tej odpowiedzialności na Lavellan; ona też miała już wystarczająco wiele zmartwień. Musiał pokazać swą siłę i wyjść z sytuacji z wysoko uniesioną głową. Nie mieli czasu na okazywanie słabości. Już nie.
- Cudownie pachniesz - wymruczał czule, z nosem zanurzonym w jasne pasma jej miękkich włosów. Pełne wargi przesunęły się po skroni i wyraźnie zarysowanej kości policzkowej, by wreszcie powoli, z wahaniem ucałować sam kącik jej zaczerwienionych ust. - Przepraszam. Wiem, że to nie odpowiednia chwila na tego rodzaju uwagi, ale skłamałbym, gdybym próbował się ich teraz wykpić. Jest jeszcze jedna sprawa - dodał diametralnie zmienionym tonem, tak jakby wcale nie prawił jej przed chwilą komplementów. Długie ramiona wyplotły się z uścisku mniejszego ciała, a dumna, wysoka sylwetka pochyliła się znów nad mapami, gdy lustrował ze skupieniem wymalowane symbole.
- Pamiętasz o moim eluvianie, prowadzącym do samego podzamcza Tevinteru? Nie chcę poruszać tej idei w licznym gronie, ale uważam, że może on mieć teraz kluczowe znaczenie dla naszej sprawy. Jeśli Falon'Din pozostaje wciąż u boku archonta, może zagrażać mu niebezpieczeństwo. Zastanawiałaś się nad tym, co by się zdarzyło, gdyby rzucił na niego jedną ze swych niebezpiecznych klątw? Mógłby nim wówczas sterować, jak zwykłą marionetką. Nie poradzilibyśmy sobie z wojskami Tevinteru, to wykluczone. Możemy jednak uprzedzić ten bieg wydarzeń, przechytrzyć go i zakraść się do komnat w chwili, gdy nie będzie tego oczekiwał. Wykraść go. Porwać. Zneutralizować zagrożenie, lub choćby chwilowo je od siebie odsunąć. Wyjaśnić archontowi pomyłkę, której dopuściła się jego rada. To mogło zdarzyć się każdemu. Nikt nie wiedział, że... - chrząknął, czując nagłą suchość w gardle. - Że udało mu się umknąć przed Zasłoną. Co o tym myślisz, Inkwizytorko? Czy nie brzmię aby na zbyt śmiałego? A może to już szaleństwo, beztroska? Potrzebuję twojej opinii. Opinii kogoś przytomnego.


Draco - 2018-12-16, 00:04

Tak wiele lat, stuleci wierzyli w to, że mają bogów. Bogów, którzy ich zostawili samych sobie, nie szanowali ich, nie lubili i nie chcieli pomóc, ale bogów. I prawie każdy elf modlił się do nich, każdy wyznawca elfiego panteonu błagał o łaskę i pomoc przez stulecia.
Ciągle ciężko było to przełknąć, to, że znów się mylili. Szukając po omacku fragmentów istotnych faktów okraszali je przez lata nieistotnymi bajkami, które z czasem stały się legendami i w końcu - wiarą. Teraz wiedziała, ale nie było łatwo przyswoić tego w jakiś sposób.
I teraz, stali naprzeciw jednemu z evanuris, na przeciwko panteonu. Tęskniła za czasami, gdy największym problem był Koryfeusz, smok, czy pozyskanie zasobów, aby walczyć z upadłym magistrem. Gdy największym problemem było to, że wraz z swoją drużyną wkroczyli do opuszczonej części Pustki, cieleśnie. To były czasy. Proste, wydawałoby się, sensowne.
A teraz?
Wybita z rozmyślań czuła miękkie wargi przesuwające się po skórze. Przymknęła powieki, pozwalając sobie na tę krótką chwilę wolności. Niezwykle krótką nawet, biorąc pod uwagę fakt, że chwilę później została wyrzucona z tej przyjemnej chwili rzeczowością i... Czymś, czego się nie spodziewała.
Solas nie chciał dzielić się z nią informacjami, nie potrzebował jej opinii dotychczas. Czyżby ich konwersacja doprowadziła w końcu do jakichś skutków? Czyżby przemyślał jej prośbę?
Isella zmrużyła powieki, zastanawiając się nad słowami Solasa. On chyba nie myślał o...?
Cóż, pomysł może i wydawał się kuszący, ale Isella wątpiła w jego powodzenie. Z bardzo prostej przyczyny.
- Jeśli Ilasdar jest tak przebiegły, jak myślę, że jest, to otoczył sobie archonta wokół palca i ma kilka planów w zanadrzu. Nie wierzę w to, że nie są obstawieni po zęby. Po pierwsze, to Tevinter, a oni mają na tym punkcie obsesję, po drugie, Ilasdar.
Isella potrząsnęła głową w zaprzeczeniu, opierając się łokciem o stół. Musiała w końcu przeczytać raporty odnośnie artefaktów, które traktowały o artefaktach, które zostały odnalezione, a należały do elfów. Poszukiwania opcji na odzyskanie ramienia cały czas trwały, choć zostały nieco zepchnięte na inny plan, to nie był priorytet.
- Na pewno wie, gdzie jest ten eluvian. A ten plan to ogromne ryzyko, ale... - westchnęła ciężko, odpychając się od stołu i zagryzając wargę. - To jedyne co mamy, prawda? Nie mamy niczego więcej...
Szepty Vir'abelasan były zbyt niewyraźne, nie rozumiała co mówią. Zmrużyła powieki, próbując zrozumieć, ale to na nic.
- Może warto byłoby poczekać jeden dzień na to, aż Dorian powie, czy on w ogóle tam jest? Jeśli jest, zrobimy jak mówisz. A jeśli nie... Cóż, może przynajmniej zostawi coś po sobie, co naprowadziłoby nas na jakiś trop. Cokolwiek.
Isella nie miała pojęcia co mieli robić. Wszyscy byli tacy pewni siebie, że Inkwizytorka i Fen'Harel znajdą sposób. Jak? Oni sami motali się, błądzili po omacku.
Jak...?
Gdyby tylko potrafiła zrozumieć więcej z tego, co szeptało jej Vir'abelasan.


Pan Vincent - 2018-12-16, 00:52

Inwkizytorka miała rację - pomysł był nie tylko niedorzeczny, ale posiadał wiele nieścisłości, w których nie zdołał uwzględnić ilości czekających ich przeszkód (zarówno tych w postaci straży, jak i pilnie pielęgnowanych zaklęć antywłamaniowych, zyskujących na popularności w ostatnich latach).
- Nie zapominaj, że eluvian pozwoli mu na znacznie szybszą podróż - wymruczał, podpierając brodę na zgiętej dłoni. Błękitne oczy wpatrywały się wciąż uparcie we fragment mapy, który obrazował tereny Imperium; nie umiał pozbyć się myśli, że powinni byli zacząć działać natychmiast, w chwili, w której tylko prawdziwe położenie Ilasdara stało się dla niech oczywiste.
Było to prawdopodobnie całkowicie mylne przeczucie, ale nie potrafił z nim walczyć, nie, gdy naprzeciw miał jedynie poczucie bezsilności, wywołane koniecznością bezczynnego czekania.
- Możliwe, że poznamy odpowiedź na nasze pytania już za chwilę - dodał po chwili zamyślenia. - Nie zmienia to faktu, że... nie jestem pewien, co powinniśmy zrobić, gdy rzeczywiście okaże się, że go tam nie ma. Ponieważ mógł udać się gdziekolwiek. Ponieważ nie uda nam się go uchwycić, zwietrzyć tropu. Nie udało mi się to przez tyle lat, nikomu się to nie udało, kiedy znajdował się tuż pod naszymi nosami. Musiałem przeprowadzić tak okrutny rytuał... pozbawić życia niewinnych ludzi... - przymknął powieki, przesuwając dłonią po napiętej twarzy. Na samo wspomnienie o umierającym strażniku robiło mu się niedobrze. Niedobrze z powodu swojego własnego, zszarganego sumienia. Szczerbatego uśmiechu moralności, która w jego mniemaniu stanowiła jedynie wyjątkowo nieśmieszny żart. - Wszystko to po to, by odkryć coś, o czym mogłem wiedzieć już dawno temu.
Obrócił się w drugą stronę, by Lavellan nie mogła dostrzec poruszenia, malującego się na jego twarzy. Wiedział, że mogła dokładnie je wyczytać w jego głosie, ale oglądanie go w tym stanie stanowiło dla niego coś zupełnie innego, trudniejszego do zniesienia.
| - Czuję się tak, jakbym dopiero co uzyskał szansę na jego uchwycenie i natychmiast ją stracił. Nie umiem tego inaczej opisać. To frustrujące. Niemoc jest frustrująca. Jeśli przez tyle udawało mu się szeptać do ucha archonta wszelkie spaczone idee... Co jeśli to właśnie przez niego biła od nich tak wielka nieprzychylność? Jeśli to on stał za podaniem Alexiusowi tak idiotycznego pomysłu, jeśli to wszystko było już wcześniej, znacznie wcześniej...
Urwał, czując nagłe przyśpieszenie bicia serca; przycisnął drżącą dłoń do piersi, starając się uspokoić, ale nie mógł, nie potrafił, gdy uświadamiał sobie, że jego każde małe zwycięstwo i krok Inkwizycji, nawet wręczenie kuli Koryfeuszowi... wszystko to mogło zostać zaplanowane przez tego...
- Dirthara-ma! - Wykrzyknął wściekle, chwytając nieświadomie za zapełnioną figurami planszę, by uderzyć nią z rozmachem o najbliższą ścianę. Drewniane, miniaturowe podobizny rozbiły się o kamienne mury, tracąc swe części; kilka z nich pozostawiło po sobie zadrapania, by następnie potoczyć się smętnie pod jego nogi. - Dlaczego się tego nie domyśliłem...


Draco - 2018-12-16, 01:14

Obserwowała tę walkę, którą prowadził z samym sobą. Czy kiedykolwiek się ona skończy? Czy w ogóle było mu to dane, tak szczerze i prawdziwie? Może taki był już po prostu jego urok, martwienie się tym, na co wpływu mieć nie mógł.
Solasowi bardzo zależało, wiedziała o tym, aby patrzyć na niego przez pryzmat bycia... cóż, Solasem, nie Fen'Harelem. A tymczasem zawsze był pierwszy do obwiniania się niemalże o wszystko. Zamartwianiem się rzeczami, na które nie miał zupełnie wpływu.
Pozwoliła mu na wściekłość i złość, dopiero chwilę później dwoma zaklęciami przywracając wszystko do porządku. Podeszła cicho do przodu, dotykając dłonią ramienia mężczyzny.
- Nie dość, że fatalista, to jeszcze ktoś, kto lubi obwiniać się o rzeczy, na które zupełnie nic nie może poradzić, co? - rzuciła z przekąsem, lekkim wyzwaniem.
Była trochę ironiczna i podpuszczała go, oczywiście, że tak.
- Nie domyśliłeś się, bo nie jesteś bogiem, Solas. Tak, jak żaden z evanuris nim nie był. I to jest w porządku, bo świat pamięta i dostanie za swoje. Każdy z nas odpokutuje w ten lub inny sposób za swoje błędy. Falon'Dinowi nie zależy na tym. Nie znam go osobiście, ale wygląda mi na kogoś, kto lubi krzywdzić. Dlatego my skrzywdzimy jego.
Zdmuchnęła kilka kosmyków blond włosów z policzka.
- Ilasdar myśli, że jest sprytny. I jest, nie zaprzeczam. Ale popełnia błędy. I w końcu popełni taki, który sprawi, że go pokonamy.


Pan Vincent - 2018-12-16, 02:46

Nie potrafił nie docenić tego, z jakim spokojem Lavellan potrafiła znosić jego napady goryczy, ale czasem tak bardzo pragnął, by pozwoliła mu się w nich zagłębić bardziej. By zamiast naprawiania wyrządzonych przez niego szkód, postanowiła go za nie zbesztać; zrównać z ziemią swymi groźnymi okrzykami, tak jak potrafiła tylko ona. Popatrzeć na niego tak, by zmiękły mu nogi i wreszcie poczuł się, jak ostatni skurwiel, tak jak czuł się właśnie teraz.
Nie jesteś bogiem, Solas.
Isella miała rację... być może nie mógł wiedzieć wszystkiego. Znać odpowiedzi na każde pytanie.
Ale to niczego nie zmieniało. Nie zdejmowało bólu z jego serca, nie sprawiało, że czuł się lepiej, że wina w jego sercu zmniejszała się choć odrobinę. Nie musiał być bogiem, by stać się bardziej domyślnym, by wiedzieć, że coś w tym wszystkim było stanowczo zbyt spokojne, że nie powinien był dostać Kuli tak łatwo, a uśpieni evanuris tkwili za Zasłoną w słodkiej nieświadomości. Gdyby chociaż ktoś inny miał tyle szczęścia, by udało mu się uciec - ktokolwiek - June, nawet Sylaise... ale nie on, nie Ilasdar. Ze swą nieskończoną manią wyższości i palącą potrzebą zemsty, z martwym, czarnym sercem i złowrogimi zamiarami, stanowił największe możliwe zagrożenie, jakie tylko los mógł postawić na ich drodze.
- Nie mogę w to uwierzyć - szepnął jedynie, nie przejmując się jej drobną złośliwością. - Nie planowałem tego, gdy...
Inwkizytorce nie dane było jednak dowiedzieć się, czego takiego nie planował Solas - ktoś załomotał bowiem ciężko do drzwi i już po chwili ich żeliwne skrzydła rozwarły się pośpiesznie, ukazując im niewysoką postać...
- Cole? - Apostata wyprostował się gwałtownie, mierząc ducha nierozumiejącym spojrzeniem. - Co tutaj robisz?
- To jak echo przeszłości, powracające do mnie przez ściany niebytu - wymruczał nieprzytomnie chłopak, przybliżając się do nich w swój nieco niecodzienny sposób. - Jego głos stał się dla mnie wreszcie wyraźniejszy. Teraz rozumiem... wołania. To niebezpieczeństwo.
Pozornie nie każdemu udałoby się właściwie rozszyfrować wypowiedź osobliwego młodzieńca (a raczej zaklętej w jego formie duszy) ale dla Solasa nie stanowiło to większej przeszkody. Miał tylko nadzieję, że Isella nie podzielała jego zdolności.
- Postaraj się uspokoić - poprosił go, choć poniekąd jawiło mu się to jako hipokryzja (kiedy sam miał za sobą wybuch wściekłości). - Znamy już prawdę i zrobimy wszystko, by położyć Mu kres. Obiecuję.
- To inna sprawa - bronił się Cole. - To nie jest zwykły problem. Nie możesz pozwolić, by twoja duma...
- Nie. Przestań. Porozmawiamy później. Zostaw nas samych. - Przerwał mu zimno, kręcąc gwałtownie głową. Był o krok od podniesienia swego głosu do krzyku; jego pierś falowała wściekle w nierównych oddechach, a z reguły całkowicie blade oblicze pokrywał delikatny rumieniec.
- Nie słuchasz mnie - zasmucił się chłopiec, spuszczając głowę. - Obiecałeś...
Mimo słów, które sugerowały, że Cole zaweźmie się i będzie kłócił się z nim dalej, duch obrócił się posłusznie i opuścił salę, nie zamykając za sobą jednak drzwi.
- Pójdę za nim - zaproponował ostrożnie, zerkając z ukosa na milczącą Inkwizytorkę. Starał się zabrzmieć tak, aby słyszała w jego głosie wyrzuty sumienia. Musiał przemówić Cole'owi do rozumu. Takie sytuacje nie mogły już więcej mieć miejsca. - W porządku?


Draco - 2018-12-16, 03:18

Nie spodziewała się Cole'a, ale ucieszyła ją jego obecność. Duch coraz częściej bywał tylko i wyłącznie w Pustce, wędrował więc w jej snach i tam, zwykle, spotykali się. Fakt, że znów zmaterializował się był nieco niepokojący, ale Cole'a trudno było utrzymać w jednym miejscu. Czuł silną, niezrozumiałą dla niej nieco potrzebę pomocy.
Nie spodziewała się jednak tego wszystkiego, co miało miejsce.
Być może zignorowałaby tę całą wymianę zdań albo chociaż nie przejęła się nazbyt, ale gdy tylko zwróciła uwagę na "twoja duma"... Zupełnie mimowolnie reagowała na ten zwrot, będąc przewrażliwioną, oczywiście, że tak.
Zmrużyła lekko oczy, przyglądając się smutkowi, który wyraźnie począł malować się na twarzy młodzieńca. Kilka chwil później go nie było.
"Niebezpieczeństwo"? Co miał na myśli?
Nie wiedziała dlaczego Solas, zupełnie nagle, zmienił język. Być może był on dla niego bardziej naturalny, prawdopodobnie właśnie tak było. Ale z elfickim przyszła też złość, której nie rozumiała. Dlaczego słowa Cole'a, choć nieco dziwne, ale z pewnością do zrozumienia wywołały taką agresję? No właśnie.
- Najpierw na niego krzyczysz i odsyłasz, a potem do niego idziesz? Nie, vhenan, w ogóle nie jesteś podejrzany - parsknęła.
Och, czego ona się spodziewała. Że Solas nie będzie miał swoich małych i dużych, cholernych tajemnic? Naprawdę w to wierzyła?
Westchnęła ciężko, odpychając się od stołu, o który się opierała. Rzucając mu ostatnie, rozczarowane spojrzenie wyszła z sali narad.

Isella próbowała skupić się maksymalnie na tym, aby przeczytać raport ze znalezisk. Było coś, co działać powinno jako rekonstrukcja tkanek. Oczywiście, nikt nic nie wiedział, żadnych zapisków, czy instrukcji, więc jedyne co Isella mogła zrobić to spróbować w ciemno lub może odnaleźć jakieś informacje. Nie chciała w tej chwili pytać Solasa o to, czy posiadał jakąś wiedzę. Wolała Aravasa, ale z nim nie było kontaktu od prawie dwóch tygodni. Martwiła się o niego, bo choć wyruszył znaleźć więcej Starożytnych, których można by było obudzić brak jego obecności nie był wygodny, w żadnym razie.
A teraz jeszcze... to. Cóż, zapytałaby Fen'Harela o artefakt, który kształtem przypominał kamień. W zasadzie, był kamieniem. Bardzo szlachetnym, emanował błękitnym blaskiem i czuć było wokół niego tę potęgę, ewidentnie moc. Ale nie spyta.
On też ma swoje małe tajemnice, które zapewne znów zaważą na jego bezpieczeństwie. Zawsze to robił, a mówienie i tłumaczenie mu nie miało sensu. Nie wiedziała, dlaczego. Może przez fakt, że była tylko głupią Dalijką? Solas nigdy nie patrzył na nią w sposób, w jaki postrzegał ją Carion, może na początku, ale nawet wtedy nie emanował taką niechęcią. Małe, drobne rzeczy ciągle przekonywały jednak, że różnice pomiędzy nimi nie mają znaczenia dla niej.
No właśnie, dla niej.
A dla niego?
Pozostało wypróbowanie artefaktu na sobie.


CIĄG DALSZY