Wyglądasz jak z krzyża zdjęty.



Yaoi - Wyglądasz jak z krzyża zdjęty.

Koss Moss - 2018-11-11, 23:16
Temat postu: Wyglądasz jak z krzyża zdjęty.

Płachta zostaje zerwana, ukazując oczom zebranych spopielone zwłoki. Makabryczny widok, ale w prosektorium nie wywiera na nikim szczególnego wrażenia.
  ― Chłopaki zdjęli go z krzyża jakieś dwie godziny temu ― mówi Janet Morningstar. To czarnoskóra kobieta zbliżająca się wiekiem do czterdziestki, najbardziej doświadczona spośród trójki pochylonych nad ciałem badaczy. ― Jakiś piroman – może miał towarzystwo – powiesił go i spalił. Biedak jeszcze się dymił, kiedy go znaleźli ― wyjaśnia.
  ― Na krzyżu? ― drugi, młodszy doktor, Mike Connor, unosi brew. ― Kogoś ostro pogrzało.
  ― Tego tutaj na pewno ― wtrąca najmłodsza stażem Kate Bloom z krzywym uśmieszkiem.
  ― Żarty na bok. ― ucina Morningstar. ― Jak tutaj pracuję, nie widziałam czegoś takiego.
  ― Może ktoś chciał wypędzić z niego demona. Jakiś nawiedzony kapłan.
  ― To może być robota jakiejś sekty ― przyznaje Morningstar. ― Mamy takie czasy, że wraca moda na przesądy. Ludziom brakuje wrażeń, to sięgają do starych bajek. No nic, trzeba zebrać z niego wszystko, co się da. Zaczniemy od ustalenia, czym go oblali, żeby się tak zajął. Katz, ty sprawdź mu jamę ustną. Connor, skaner.
Przystępują do pracy, co jakiś czas wymieniając między sobą oszczędne uwagi. Wszystko przebiega standardowo… do momentu, w którym Kate wydaje z siebie zduszony okrzyk, zwracając uwagę towarzyszy na pewien drobny szczegół.
  ― Co jest, Katz? ― pyta Connor.
  ― Patrz na jego zęby! ― wydusza młoda kobieta. ― Ktoś tu chyba naprawdę wypędzał demona! Bez jaj, widzieliście kiedyś coś takiego? Takie zębiska?
Connor odkłada skaner i obaj z Morningstar podchodzą bliżej, żeby pochylić się nad twarzą nieboszczyka.
  ― O cholera.
  ― Straszne…
  ― Co jest z tym typem nie tak… ― mężczyzna sięga okrytą rękawiczką dłonią do jednego z odsłoniętych przez Kate zębów. Jest dwukrotnie dłuższy niż zwykły kieł i zakończony ostrym szpicem. Kobiety wstrzymują oddech, obserwując rozwój wydarzeń.
Nikt nie może przewidzieć tego, co dzieje się w chwili, gdy opuszka palca Connora styka się z kłem.
  ― Khh.
Nieboszczyk wydaje z siebie odgłos, który brzmi, jakby próbował zaczerpnąć powietrza z płucami pełnymi wody. Cały zespół odskakuje z wrzaskiem pod ścianę. Pobledli ze strachu medycy patrzą na zwłoki, które pozostają nieruchome. Gdy do prosektorium zagląda zaniepokojony doktor z sąsiedniej sali, wciąż obawiają się poruszyć.
  ― Co wy wyprawiacie?
  ― To żyje, Gontier ― wydusza słabo Morningstar, a jej mina sprawia, że rozbawienie natychmiast znika z twarzy mężczyzny. ― Do jasnej cholery, kto stwierdzał zgon?!


YoungKitty - 2018-11-12, 01:08

Nikt nie ma ochoty odpowiedzieć na pytanie Morningstar. Nikt nie lubi przyznawać się do błędów.
Całą tę ciszę i gęstą atmosferę przerywa głośne i niepokojąco w tej sytuacji entuzjastyczne:
― Dzień dobry! ― i tuż obok wychylającego się z sąsiedniej sali Gontiera pojawia się szczupłe, średniego wzrostu stworzenie ludzkie o cerze barwy migdałów oraz z błyszczącym spojrzeniem w kolorze gorącej czekolady. W radosnym młodym mężczyźnie zebrani rozpoznają Christophera Kidę, byłego stażystę, a obecnie pełnoprawnego pracownika, który od niedawna może się pochwalić tym, że jest (jakkolwiek to nie brzmi w tym kontekście) świeżo upieczonym doktorem. Zdolne toto, ale trochę nieobyczajne. Pewnie temu wysłano go do trupiaków, choć nie ulega wątpliwości, że o wiele bardziej fascynują go żywi. ― Coś mnie ominęło?
― A żebyś wiedział! ― rzuca Kate. Nie ochłonęła jeszcze, toteż jej głos jest o oktawę wyższy niż zazwyczaj. ― Mamy tu pierdolonego wampira.
― Nie gadaj głupot, Katz ― mówi Connor, dopiero teraz odrywając wzrok od domniemanego nieboszczyka i uważnie oglądając swój palec, jakby obawiał się, że kieł przeciął mu skórę. ― Po prostu ktoś przedwcześnie stwierdził zgon, a nasz trup za kilka minut będzie tak martwy, jak powinien być.
― Czy jeśli pacjent jeszcze żyje, to nie powinniśmy mu jakoś pomóc? ― zapytuje Chris, wchodząc pewnie do pomieszczenia, ale wtedy Gontier łapie go za kark, a Mornigstar zastępuje mu drogę.
― Rękawiczki! ― mówią mu oboje, doskonale znając lekkomyślność doktorka.
― A najlepiej jakaś porządna odzież ochronna ― czarnoskóra kobieta ogląda się na pozostałą dwójkę współpracowników, dodając ― dla nas wszystkich.

Po niedługiej chwili wracają we czwórkę (Gontier przezornie decyduje się zostać w sąsiednim pomieszczeniu, żeby w razie jakiegokolwiek zagrożenia odciąć prosektorium od reszty budynku), wystrojeni niczym na zwiedzanie elektrowni atomowej tuż po wybuchu. Janet znów musi przytrzymywać Chrisa za kołnierz. Choć jest nieco starszy niż Kate, to gdy się na coś napali, jest gorszy niż dziecko. A na nie-nieboszczyka najwyraźniej miał chrapkę. Gdy ponownie stają w prosektorium, Katz puszczają nerwy.
― Mówię wam, to nie człowiek! ― kobieta gwałtownie macha rękoma, o mało nie uderzając przy tym Mike'a, który odsuwa się od niej nieco. W tej chwili większe zagrożenie stanowi jego koleżanka po fachu niż domniemany nie-człek.
― Może tak, może nie, póki go nie zbadamy, nie możemy być pewni ― mówi z pewnym zamyśleniem Mornigstar. ― Kido, Bloom, dziś tylko asystujecie. Macie się trzymać możliwie jak najdalej. Connor i ja zajmiemy się tymi testami, które wymagają bezpośredniego kontaktu.
Cała ekipa, w kolejności zgodnej z zarządzeniami najstarszej doświadczeniem osoby, zbliża się do stołu, na którym czeka ich atypowy pacjent.


Koss Moss - 2018-11-12, 12:07

  ― Nie ma akcji serca ― zauważa Morningstar, kiedy już Connor zbiera się w sobie na tyle, by podłączyć denata do sensorów.
Kolejne przewody zostają połączone z ciałem, a na hologramicznych ekranach pokazują się nowe dane.
  ― Temperatura ciała jest, mimo wszystko, dość wysoka.
  ― Rozpalił się, nic dziwnego ― mruczy Kate.
  ― Nie oddycha, ale zaraz, zaraz…
  ― Co jest! ― wykrzykuje Connor, wskazując jeden z ekranów. ― Co jest, do diabła!
  ― Aktywność mózgowa ― mówi ostrożnie Morningstar ze wzrokiem utkwionym w ekranie. ― Ale jakim cudem?
  ― Khh…
  ― Aaaa!
Sytuacja się powtarza. Znów wszyscy wrzeszczą – i znów wszystkich od ciała dzieli przynajmniej metr odległości.
  ― Idź po Stevensa, Kate ― wydusza słabo Morningstar. ― Musi to zobaczyć. Już!
  ― J-jasne! ― odpowiada kobieta i pośpiesznie opuszcza salę z zamiarem sprowadzenia kierownika.
  ― Khh… hh…
Urządzenie monitorujące pracę serca piszczy pojedynczo.
Badacze spoglądają po sobie, Connor zaciska palce na skalpelu.
  ― Niewiarygodne. Halo… ― Morningstar odzyskuje rezon i podchodzi o krok bliżej, wpatrzona w ekran ukazujący pracę mózgu. ― Halo.
Nic się nie dzieje. Badaczka z wahaniem zbliża się bardziej. Prawie podskakuje na kolejny pisk maszyny, jednak na następny już tylko zaciska wargi i nie daje się wyprowadzić z równowagi.
  ― Halo ― powtarza i pochyla się ostrożnie nad rzekomym denatem.
Urządzenie zaczyna piszczeć cyklicznie, najpierw w kilkusekundowych odstępach, z czasem częściej.
  ― Nie podchodziłbym tak blisko ― wtrąca cicho Connor. ― Może nie spalili go bez powodu. Może naprawdę coś…
  ― Przestań, Connor ― odpowiada Janet. ― Za dużo oglądasz telewizji. To jakaś anomalia, owszem, ale spójrz na niego, ma doszczętnie spopielo…
To dzieje się w ułamku sekundy. Czarna jak węgiel łapa unosi się gwałtownie i zaciska na przegubie kobiety, która wpada w panikę i zaczyna wrzeszczeć jak opętana.
Zwabieni hałasem, do sali zaglądają inni badacze. W zdumieniu patrzą, jak doświadczona doktor szarpie się ze spopielonymi zwłokami. To tak szokujące i nienormalne, że przez kilka sekund nikt nawet nie rusza jej z pomocą.
Potem w końcu do Janet podbiega dwójka badaczy z sąsiedniej sali; chwytają ją i usiłują odciągnąć, ale chwyt nie-nieboszczyka jest tak mocny, że przy szarpnięciu zrzucają go ze stołu, odczepiając tym samym od wszystkich sensorów.
Gdy do sali wchodzi kierownik, ciało leży nieruchomo na podłodze u stóp przerażonej grupki. Mężczyzna rozchyla usta w wyrazie oburzenia.
  ― Co to ma znaczyć!


YoungKitty - 2018-11-14, 22:07

Wszyscy zaczynają mówić jednocześnie, co oczywiście powoduje tylko większy chaos. Stevens, na podstawie tego, co udaje mu się wychwycić z kakofonii, przypuszcza, że jego pracownicy ulegli zbiorowej halucynacji i histerii. Wobec niedowierzania kierownika zadecydowano o przejściu do jednego z pomieszczeń obok prosektorium, gdzie można było obejrzeć zapis z kamer. Większość zebranych, szczególnie ci, którzy widzieli scenę po raz pierwszy, patrzyła z przerażeniem, jak spopielona dłoń mocno chwyta za rękę Morningstar.
 ― Potworne!!!
 ― Obrzydliwe!
 ― Jakim cudem?!
Znów powstaje harmider ludzkich głosów. Wszyscy są bardzo wzburzeni. No, prawie wszyscy.
 ― Jest pan zadziwiająco cicho, doktorze Kido ― dopiero po słowach kierownika zebrani orientują się, że rzeczywiście, doktorek jak nigdy, nie odezwał się dotychczas nawet słówkiem. Czyżby przeżył aż taki szok? Co niektórym przypominają się plotki, takie jeszcze z czasów, gdy młodszy z mężczyzn był stażystą, na którego Stevens zwracał baczną uwagę. Zdaniem części, nie było to czysto zawodowe zainteresowanie. Największą popularność zyskały pogłoski o tym, że jakoby Chris był jego członkiem rodziny albo kochankiem. Jednak jaka jest prawda, poza samymi obiektami tych przypuszczeń (których w rzeczywistości nie łączą żadne więzy krwi ani miłosnego przywiązania, ale które darzą się wzajemnym szacunkiem i sympatią), nie wiedział nikt. ― Czy dobrze przypuszczam, że za chwilę wstrzeli się pan w dyskusję z jakąś kompletnie abstrakcyjną dla większości myślą?
 ― Być może, profesorze. Otóż przypuśćmy, tylko przypuśćmy, że ten biedny popielec, próbował się, przyznaję, w dość nieoczekiwany sposób, skontaktować z nami.
 ― Absurd!
 ― Niedorzeczność!
 ― Uważasz, że to, co przeżyła Morningstar było okej?!
 ― Pozwólcie mu mówić ― uspokaja wzburzoną grupę Stevenson.
 ― Dziękuję profesorze. Janet ― zwrócił się do koleżanki, pod której czujnym okiem odbył wcale nie tak dawno temu, staż. ― Wiem, że to, czego doświadczyłaś, musiało być przerażające. Ale postawmy się na chwilę na miejscu tej... osoby. Osoby, która cudem przeżyła coś, co zabiłoby każdą znaną nauce żywą istotę. Spróbujmy przez chwilę poczuć ten ból i strach, z chwilą odkrycia, że wciąż, wbrew wszelkiej logice, jesteśmy w stanie oddychać. Pomyślcie, czy w takiej sytuacji nie próbowalibyście się jakoś bronić przed kolejnymi ingerencjami w ciało? Nie próbowalibyście dać znać, że jesteście czującą i myślącą jednostką?
Przez chwilę wszyscy milczeli, rozważając te słowa. Ciszę przerwała doktor Elion Burns.
 ― Jest jeszcze jeden aspekt, o którym doktor Kida celowo lub nieświadomie nie wspomniał. Pomyślcie, jeśli ta istota się regeneruje i będziemy w stanie odkryć gen, enzym, bakterię czy cokolwiek innego, co odpowiada za ten proces, będziemy mogli uczynić ludzkość prawdziwie nieśmiertelną! ― Z każdym kolejnym zdaniem, w jej głosie pobrzmiewał coraz większy entuzjazm. ― Koniec z mechanicznymi protezami, sztucznymi szczękami i innymi tego typu ulepszaniami! Koniec z przeszczepianiem narządów od klonów, koniec z klonami w ogóle! Nic z tego nie będzie potrzebne w chwili, gdy z każdego, nawet najbardziej tragicznego wypadku człowiek będzie się mógł samodzielnie odratować!
Parę osób pokiwało głowami. Te zdania, choć może zbyt daleko idące we wnioskach, dla większości brzmiały po prostu sensownie. Mimo tego Christopher wdał się w dyskusję.
 ― To bardzo piękne założenia, Elion, ale co z moralnym prawem do prowadzenia takich badań? Czy mamy jakiekolwiek uprawnienia do tego, by decydować o śmiertelności bądź nieśmiertelności naszego gatunku?
 ― A czy z obecną technologią już tego nie robimy, Chris? Czy nasi koledzy w szpitalach i innych ośrodkach zdrowotnych nie dokładają wszelkich starań, aby każdy pacjent, który do nich trafi, wyszedł od nich całkiem zdrów? A nasi koledzy w laboratoriach, którzy nieustannie badają mutacje wszelkich chorobotwórczych drobnoustrojów, pni nie przyczyniają się do przedłużania żywotności naszego gatunku? Jeśli rozpoczniemy takie badania, jakie zaproponowałam, będziemy tylko kolejnym ogniwem tego łańcucha.
 ― A co z kwestią praw człowieka? To w końcu myśląca i czująca istota o humanoidalnym kształcie.
 ― To, że ma ludzkie kształty, czuje i myśli, nie oznacza od razu, że jest człowiekiem. A jeśli nie jest, to nie obowiązują go prawa człowieka.
 ― To prawda, ale czy jeśli ktoś nie praw, to możemy z nim uczynić wszystko, co chcemy?
 ― Wystarczy ― przerywa im Stevens. Jako kierownik ośrodka badawczego musiał podjąć decyzję, wymyślić najwłaściwsze rozwiązanie. Postarał się, aby było ono możliwie najbardziej kompromisowe. ― Pani doktor Burns poprowadzi komisję, która zajmie się badaniem, przede wszystkim pod kątem biologicznym, naszej tajemniczej istoty. Równolegle pan doktor Kida z kilkoma współpracownikami zadba o stan fizyczny i przede wszystkim, psychiczny, humanoida. Oba zespoły badawcze są sobie równe i nie powinny sobie wchodzić we wzajemne kompetencje. Ewentualnych sporów nie rozstrzygacie ich sami, tylko zwracacie się bezpośrednio do mnie.
Kompromisy mają to do siebie, że żadna ze stron nie jest w pełni zadowolona z zaproponowanego rozwiązania konfliktu, ale rozwiązanie jest na tyle akceptowalne, że nikt nie szuka alternatyw. Co więcej, po podziale wedle posiadanej wiedzy i umiejętności oraz, nie da się ukryć, prywatnych preferencji, obie grupy badaczy doszły do wspólnego wniosku ― istotę należało umieścić w innym miejscu, niż prosektorium.


Koss Moss - 2018-11-15, 20:17

  ― …naprawdę? Ustabilizował się?
  ― Po prostu oddycha. Innymi słowy: żyje. Oni mieli rację, tutaj ma miejsce jakaś szalona anomalia. Zobacz, gościa doszczętnie spopieliło, ale to, co tutaj widzisz – to są świeżo powstałe tkanki. Odbudowują się. Odtwarzają.
  ― Pobrali mu wczoraj krew. To dopiero było szalon…
  ― Hej. Hej, zobacz. Nowa aktywność mózgowa.
  ― Och.
Dzień trzeci. Dwa męskie głosy, blisko. Tyle rejestruje odrętwiały umysł Istoty.
Tak go nazywają: Istota. Nie potrafią znaleźć dla niego określenia, wiedzą tylko, że daleko mu do miana człowieka.
Są hałaśliwi i pachną tak intensywnie, tak smakowicie, że marzy o zatopieniu zębów w ich arteriach. Choć zwykle jest wybredny, tym razem nie interesuje go, jak wyglądają, jest tylko głodny, głodny, głodny; i nic dziwnego, organizm potrzebuje energii, by się zregenerować, a energię czerpie właśnie z krwi. Potrzebuje jej, by żyć.
Jest stanowczo za słaby, by ugryźć kogokolwiek. Nie może się nawet podnieść – szczytem wysiłku jest poruszenie palcem lub raczej tym, co z niego zostało. Coraz trudniej jest mu jednak ukryć, że żyje, słyszy, reaguje. Jest podłączony do aparatury monitorującej każdą jego akcję, każdą aktywność mózgu, każdy oddech i każde uderzenie serca, ale gdzie? Gdzie się znajduje?

Dzień czwarty, wciąż ich słyszy – widocznie jego organizm zachował rezerwę energii, która pozwoliła mu nie stracić na powrót zmysłów.
  ― Myślisz, że nas słyszy? Że rozumie? ― zapytuje wyższy męski głos.
  ― Jeśli nas słyszysz, porusz, proszę, palcem ― wydaje polecenie niższy.
Gaspard nie reaguje, nie porusza palcem, nie wydaje z siebie żadnych dźwięków.
  ― Na pewno słyszy. Spójrz na fale mózgowe.
  ― Może nie ma możliwości odpowiedzieć.
  ― Złapał Morningstar za rękę.
  ― Od tego czasu się nie ruszył.
Nie spotykają się z żadną reakcją z jego strony.
Musi być cierpliwy, kiedy pobierają próbki, kroją go, oglądają, komentują i nawołują. Kiedy zadają mu ból.
Zawieszony w okropnym stanie między życiem a śmiercią marzy o najmniejszej kropli krwi, by zwilżyć wyschnięty język.
Prawie się o nią modli. Nie jest w stanie poprosić. Muszą domyślić się sami.

Dzień siódmy.
Idioci decydują się wtłoczyć w niego krew.
Świeże tkanki w ciągu kilku godzin stają się widoczne, a spalenizna wykrusza się, odpada. Badacze widzą różowe mięśnie, tworzącą się skórę. To przełom. Zupełnie, jakby na własne oczy w przyspieszonym tempie oglądali rozwój życia w łonie matki.
Łonem jest stalowy blat, łonem jest jasno oświetlona, sterylna sala laboratorium.
Wracają mu siły. Nie wiedzą, co czynią. Nie wiedzą, że przypieczętowali swój los.


YoungKitty - 2018-11-17, 22:38

Christopher idzie bardzo szybko. Ręką przeczesuje potargane włosy ― nie miał czasu się nimi zająć. Choć w ciągu ostatniego tygodnia jego zespół pracował ramię w ramię z zespołem doktor Burns, w końcu musieli przyznać, że skoro Istota nie reaguje na żadną próbę kontaktu, to chwilowo nic tu po nich. Jednak niedługo potem obudziło go nagranie od Morningstar ― kobieta prosi w nim, aby przyjechał, tak szybko, jak może. Pokrótce streszcza mu wydarzenia z ostatnich kilku godzin. Wobec braku postępów także w biologicznych badaniach podjęto decyzję o wtłoczeniu krwi. Wywołało to, co prawda, oczekiwany efekt, bo tkanki podjęły błyskawiczną regenerację, ale cena, jaką przyszło za to zapłacić, była wysoka. Trzech naukowców zostało brutalnie zamordowanych, czwartemu cudem udało się uciec, choć od razu musiał trafić na stół operacyjny i nie wiadomo, czy przeżyje. Szczęśliwie Istocie nie udało się zbiec z pomieszczenia, choć podjęła taką próbę.
Przy windzie zatrzymuje go mężczyzna w mundurze. Chris nieświadomie zaciska trzymaną w kieszeni dłoń w pięść. Skoro podjęto decyzję o wezwaniu najemnej armii, to oznaczało zasadniczo dwie rzeczy; że sytuacja była poważna i że kwestia nawiązania kontaktu z Istotą (czy jakichkolwiek innych badań) właśnie się cholernie skomplikowała.
  ― Przepraszam, że zatrzymuję, ale muszę zobaczyć pański identyfikator.
  ― Oczywiście, proszę ― sili się na uśmiech i podaje holograficzną plakietkę. Właściwie to powinien był przypiąć ją do fartucha, ale miał nawyk noszenia jej w kieszeni.
  ― Czekają na pana w gabinecie kierownika zakładu, doktorze Kido ― z taką uwagą zostaje mu zwrócona jego własność.
  ― Dziękuję, sierżancie ― ostatnią sylabę wypowiada, będąc już jedną nogą w drzwiach windy. Gdy ta rusza, opiera się o szklaną szybę i ciężko wzdycha. To będzie długi dzień. Albo noc, zależy, jak na to spojrzeć.
W gabinecie spotyka sporą grupę osób. Elion wygląda na nieco roztrzęsioną (nic dziwnego, w końcu jedną nierozsądną decyzją doprowadziła do śmierci trojga, a może nawet czworga ludzi), Morningstar rzuca mu na powitanie krótki uśmiech, przy stole siedzi też Joanne Fraiser, główny medyk, znana z pewnej ręki i ostrego jak skalpel języka. Stevens, widząc jego wejście, wstaje z fotela i przedstawia go pułkownikowi Verniakowowi, dowódcy napotkanych wcześniej żołnierzy. Gdy w końcu siada na wolnym krześle, kierownik rozpoczyna zebranie.
  ― Zanim obejrzymy nagranie, Joanne, powiedz nam, proszę, co z Gordonem?
  ― Udało nam się go połatać i ustabilizować, ale jego stan może się w każdej chwili pogorszyć. Nie ma jeszcze potrzeby pisać listu z kondolencjami do rodziny, ale też nie ma i z czego się cieszyć.
  ― Jakieś zalecenia, na wypadek, gdyby sytuacja się powtórzyła?
  ― Zrobić wszystko, co konieczne, żeby się nie powtórzyła. Następny mądrala, który odważy się na konfrontację z tym czymś, może nie mieć tyle szczęścia.
  ― Dziękuję za tę opinię. Obejrzyjmy teraz nagranie z tego zdarzenia.
Na jednej ze ścian gabinetu pojawia się obraz z kamery umieszczonej w pomieszczeniu badawczym. Zebrani w pomieszczeniu z zapartym tchem obserwują masakrę. Po tym, jak ciało się zregenerowało, Istota zaatakowała tak błyskawicznie, że nagranie musiało zostać spowolnione dziesięciokrotnie, by w ogóle dało się zobaczyć, co się stało. Gordon był trzecim z badaczy, któremu ostre kły rozerwały szyję. Jakimś cudem ominęły jednak tętnicę, dzięki czemu naukowiec nie wykrwawił się na miejscu. Gdy stworzenie zajęło się ostatnią z ofiar, badacz z trudem dotarł do drzwi i otworzył je odciskiem palca. Istota skoczyła za nim, ale okazała się zbyt wolna, drzwi zamknęły się jej tuż przed nosem. Zresztą, nawet gdyby udało jej się przez nie przedostać, znalazłaby się w pomieszczeniu dekontaminacyjnym, z którego nie tak łatwo było się wydostać. Gdy zapis wideo gaśnie, doktor Burns wyrywa się krótki szloch. Siedząca obok Morningstar delikatnie głaszcze ją po plecach w ramach uspokojenia.
  ― Mamy androida ― odzywa się Verniakow. ― Może zneutralizować to stworzenie albo posłużyć jako platforma do kontaktu.
  ― W jaki sposób, pułkowniku? ― kierownik chce znać jak najwięcej faktów, zanim podejmie jakąś decyzję.
  ― O szczegóły techniczne trzeba pytać inżyniera Miyukiego, profesorze. Ogólne zasady są takie, że przy pomocy wszczepu można sterować maszyną.

Po przedyskutowaniu wszelkich za i przeciw zapada decyzja o tym, by androidem sterowały dwie osoby. Doktor Kida i pułkownik, który przejmie władzę tylko w chwili, gdyby zaszła potrzeba zniszczenia Istoty. Inżynier przyszykował dwa wszczepy i już po chwili obaj panowie oglądali świat oczami androida. Wszczep Chrisa zawierał też modyfikację aparycji androida. Robot wygląda teraz zupełnie jak doktorek. Idą do sali, w której przebywa stworzenie. Zatrzymują się jednak na etapie pomieszczenia do dekontaminacji ― otwarcie drzwi do głównej sali badawczej byłoby zbyt ryzykowne. W tym niewielkim pokoju jest jednak okienko z pancerną szybą, przez które można obserwować, co się dzieje dalej i staromodny interkom, którego guzik naciska teraz android, wypowiadając głosem Christophera:
  ― Halo? Słychać mnie? Istoto, jeśli mnie słyszysz, proszę, odpowiedz!


Koss Moss - 2018-11-18, 21:06

Istota wygląda zupełnie inaczej niż pierwszego dnia, kiedy zdjęto ją z krzyża i przewieziono do prosektorium w Strefie H.
Jest upiorna – jej mięśnie są odsłonięte, a na twarzy dzieje się coś bardzo, bardzo dziwnego i odrażającego.
Istnieje szansa, że wkrótce zacznie wyglądać dużo bardziej ludzko, lecz na razie straszą na niej otwarte oczodoły i początki kształtujących się, obnażonych gałek.
Istota najpewniej jest ślepa. Kuli się w kącie, a o tym, że żyje, świadczy tylko minimalny ruch unoszących się przy oddychaniu, zmasakrowanych ramion.
Drga, kiedy pomieszczenie wypełnia dźwięk męskiego głosu. Bez wątpienia słyszy. Może nawet całkiem dobrze, skoro reaguje tak, jakby ktoś niespodziewanie krzyknął.
Przez długi czas milczy – wydawać się może, iż nie rozumie, co do niej powiedziano, lub też nie chce wdawać się w dyskusje.
Pozbawione ze skóry, zniekształcone dłonie – czerwone i śliskie – przesuwają się po posadzce, zostawiając na niej pasy śluzu, nim w końcu opierają się o chłodne, jasne płyty, dając oparcie reszcie ciała.
Istota zaczyna pełznąć na oślep w stronę głośnika. Jej kończyny drżą, lecz się poruszają; mięśnie napinają się i rozluźniają, wykonują pracę, chociaż widać, jak wiele wysiłku kosztuje ona tajemnicze stworzenie, jak wielki trud mu sprawia.
Zostawiając za sobą śliski pas, dociera do przeciwległego końca sali i klęcząc, zadziera głowę. Nabiera chrapliwie powietrza. Dotyka dłonią drzwi.

Mam… na imię… Gaspard.

Próbuje wypowiedzieć te słowa, lecz z jego ust wydobywa się okropny charkot, w którym trudno wyróżnić jakiekolwiek słowa.
Krtań wciąż jest uszkodzona, nic nie działa, jak powinno. Zmysły są upośledzone, uniemożliwiają samodzielne funkcjonowanie.
Nie wie, gdzie jest, nie wie, z kim jest.
Człowiek, który mówi, bez wątpienia znajduje się gdzieś indziej.

Gaspard.

Chce mu powiedzieć, chce, żeby przestali nazywać go Istotą, a dostrzegli w nim człowieka.
To wiele zmienia; wiele zmienia, kiedy Istota dostaje imię. Nazywanie budzi przywiązanie, budzi litość, budzi wiele odczuć właściwych temu gatunkowi, które sprawiają, że trudniej jest postawić krzyżyk.
To nie problem, wydać wyrok na jakąś anonimową, bezimienną istotę, ale nie na Gasparda, nie na chłopca, który ma imię, rozum i uczucia.
  ― Gas… pard ― artykułuje wreszcie, usiłując nadać charkotowi określony kształt.
Gaspard, a nie Istota. A ty – kim jesteś?
Nie chcesz przyjść?


YoungKitty - 2018-11-23, 19:00

To jednocześnie fascynujące i przerażające mieć kontakt z czymś takim, nawet jeśli tylko przez szybę z pancernego szkła i mocne drzwi. A jednak Chris, choć stworzenie wygląda niezwykle odrażająco, a jego ostatnie czyny były niewątpliwie upiorne (w którymś kącie pomieszczenia powinny leżeć zmasakrowane ciała zabitych naukowców, ale nigdzie ich nie widać, chyba że leżą pod drzwiami, ale Istota nie wygląda na taką, która miałaby siłę je tam przeciągnąć), nie potrafi zachować naukowego obiektywizmu, nie potrafi tak po prostu nie współczuć. Zwłaszcza teraz, gdy patrzy na próbę doczołgania się w stronę głośnika, gdy słyszy żałosny charkot będący nieudaną próbą zmuszenia krtani do pracy.
W końcu stworzeniu udaje się wyartykułować dwie sylaby. Czy to inny język? Nazwa własna? Imię?

> Imię pochodzenia francuskiego. Niech pan spróbuje zwrócić się do niego po imieniu, doktorze. <

Słyszy Christoper wewnątrz głowy. Prawie zapomniał, że jego umysł znajduje się wewnątrz androida, nad którym władzę dzieli z pułkownikiem. Dziwi go nieco, że Verniakow użył zaimka męskoosobowego w stosunku do Istoty. Zastanawia się, czy stary wojak, podobnie jak on sam, przyjął założenie, że posiada ona określoną osobowość, a co za tym idzie, należałoby podejść do niej jak do rozumnego humanoida? Jako że pułkownik najwyraźniej nie jest chętny podjąć rozmowy na ten temat, Chrisowi nie pozostaje nic innego, jak ponownie nacisnąć czerwony guzik i podjąć kolejną próbę kontaktu z tym ciężko oddychającym prawie-człowiekiem znajdującym się po drugiej stronie ściany.
  ― Gaspard to bardzo ładne imię ― pamiętając jaką reakcję wywołał nagły dźwięk rozlegający się po całym pomieszczeniu, dba o to, by teraz jego głos był wyważony, nie za głośny i nie za cichy. By miał miękki, przyjazny i ciepły ton. Oczywiście interkom nieco zniekształca te wysiłki, ale na pewno tym razem dźwięki nie brzmią tak nieprzyjemnie, jak przy pierwszych pytaniach doktorka. ― Widzę, że mówienie i poruszanie się sprawia ci pewne problemy. Twoje ciało bardzo się zmieniło od czasu, gdy byłeś nieprzytomny. Spróbuj mi jednak powiedzieć, czy jest cokolwiek, co mogę zrobić, żebyśmy mogli porozmawiać? Mówiąc inaczej, czy jest coś, co mógłbym zrobić, żeby ci pomóc, Gaspardzie?


Koss Moss - 2018-11-25, 00:48

W laboratorium wciąż trwają badania pobranej od osobnika krwi, która – wbrew wszelkiej logice – nie krzepnie. Naukowcy przeprowadzają szereg testów i eksperymentów. Już w pierwszym dniu odkryli, że erytrocyty osobnika są niezwykłe – podwójnie wypukłe – i w budowie przypominają bardziej te właściwe ptakom niż ludzkie.
Z każdym kolejnym dniem badań hipotezy dotyczące mutacji zdają się potwierdzać. Ktoś bawił się genami tej istoty, ktoś przemieszał je z czymś dziwacznym, by stworzyć zupełnie nowy byt, i nie zrobił tego legalnie. Należy za wszelką cenę dowiedzieć się, kto za to odpowiada i zamknąć go, nim wydarzy się tragedia. W tym celu powołany zostaje specjalny oddział, który ma skontrolować wszystkie miejsca, gdzie takie procedury mogą się odbywać.
Najlepiej byłoby jednak dowiedzieć się, gdzie się odbywają, od samego zainteresowanego.

Ton głosu nieznajomego zmienia się, jak gdyby poznając imię, przypisał Istocie cechy właściwe człowiekowi – lub jakby dostał z zewnątrz jakiś rozkaz, sugestię, by mówił do niego w określony sposób, określonym tonem. To bez znaczenia – pyta, jak pomóc, a pomóc może w tylko jeden sposób.
Gaspard nabiera chrapliwie powietrza i wydaje z siebie zbolały jęk, który przechodzi w kwilenie. Nagie dłonie suną po ścianie i drzwiach; paznokcie wbijają się w szczelinę, jakby usiłowały je podważyć, jednak nie może to, oczywiście, przynieść żadnego efektu.
  ― Konam ― chrypi nieprzyjemnie.
Osuwa się na posadzkę. Sprawia wrażenie wyczerpanego, kiedy układa policzek na chłodnych płytkach, kwiląc cicho z bólu.
Męki nie ustaną, dopóki ciało nie zregeneruje się w pełni. Otwarte rany będą rwały bólem, póki nie pokryje ich świeża skóra. Aby mogło się to stać, potrzebuje źródła życia. Płynu tak ważnego w ludzkim organizmie.
Jak go przekonać, żeby pozwolił mu zaspokoić głód?
Jak przekonać, by zaryzykował?
  ― Pomóż mi ― jęczy z trudem, kuląc się, dysząc.
Wije się w agonii, jego dłonie drżą, palce wbijają się w posadzkę niczym pajęcze odnóża. Odrzuca bezwłosą głowę i podnosi rozdzierający okrzyk. Można pomyśleć, że naprawdę jest bliski śmierci, że za chwilę rzeczywiście wyzionie ducha, a wraz z nim przepadnie możliwość poznania odpowiedzi na pytania, które tak wszystkich nurtują.
Ale dlaczego zwlekał z tym spektaklem tak długo? Doktor zapewne miał swoje wątpliwości.


YoungKitty - 2018-12-08, 01:40

Chris przyjął informację o tym, że mają się dowiedzieć, w jaki sposób powstała Istota. Niemniej, myśli sobie, nawet jeśli Gaspard został stworzony sztucznie, czy to oznaczało, że mają moralne prawo traktować go inaczej niż człowieka? Albo jeńca wojennego, gdyż być może ta kategoria jest bliższa temu, co przydarzyło się tej biednej osobie (bo nie potrafi już o niej myśleć jako o stworzeniu, nie teraz, gdy w końcu udało się nawiązać kontakt), która kuli się na podłodze, brzmiąc i wyglądając, jakby cierpiała niewyobrażalne katusze? No właśnie, jakby. Bo trudno stwierdzić, czy w tym momencie nie próbuje czegoś ugrać. Jednakże co miałaby zyskać na zabiegu autoprezentacji umierającego? Wszakże, jeśli Gaspard jest inteligentny, a wszystko na to wskazuje, to prawdopodobnie zdaje sobie sprawę albo przynajmniej przypuszcza, że konsekwencje związane z odkryciem takiego oszustwa mogłyby być daleko idące… Nieświadomie Christopher przesuwa dłoń poniżej interkomu. Tam, gdzie znajduje się konsola otwierająca drzwi. Wystarczyłby jeden ruch, proste wklepanie odpowiedniego kodu, by móc przejść na drugą stronę. Tak się jednak nie dzieje, bo niespodziewanie kontrolę nad androidem na moment przejmuje Verniakow, wybijając przy tym doktorka z toku myślowego.
  ― Możemy ci pomóc, skracając twoje męki ― pułkownik, wbrew temu, co sam wcześniej sugerował, nie używa imienia, nie stara się też, aby jego ton był specjalnie miły. Jest wręcz przeciwnie, głos rozbrzmiewa niczym huk armaty. To ton pracownika służb prowadzącego śledztwo w wyjątkowo brutalny sposób.

> Panie, co też pan?! <
> Metoda dobrego i złego gliny, doktorze. <
> Jesteśmy w ośrodku naukowym, nie wojskowym! To nie przesłuchanie! <
> Proszę mi wierzyć, rozmowa z panem będzie teraz dla niego znacznie łatwiejsza. <


Christopher nie może powstrzymać ciężkiego westchnienia. Po co komu komunikacja oparta na filozofii typu win-win, skoro można się posłużyć czystą manipulacją? Współpraca z wojskowymi, psia ich mać.
  ― Gaspard? Gaspard, spokojnie, nie pozwolę, żebyś umarł. Ale... ― wyraźnie waha się, zanim wypowie kolejne słowa. Jego podstawowym zadaniem jest oczywiście wyciągnięcie informacji, ale chciałby to zrobić w sposób etyczny. Poza tym przestraszony człowiek powiedziałby cokolwiek, byleby zachować życie, więc najpierw musi ponownie zapewnić poczucie bezpieczeństwa, które tak zaburzyła drobna zagrywka Verniakowa. Bierze więc głęboki wdech i pracuje głosem. Jego pytania są wypowiadane łagodnym tonem i składają się w logiczny ciąg. ― Wiem, że mówienie sprawia ci trudność, ale wciąż nie jestem pewny, jak dokładnie ci pomóc, więc proszę, spróbuj mi powiedzieć więcej o sobie. Domyślam się, że potrzebujesz krwi… tylko czy to koniecznie ma być ludzka krew? A zwierzęca lub stworzona sztucznie? Czy taka by ci coś dała? A może byłeś już kiedyś w takiej sytuacji albo masz gdzieś zapasy na czarną godzinę?


Koss Moss - 2018-12-08, 15:46

Gaspard wije się i szamocze; pokłada na podłodze, przyciskając plecy do zimnych kafli.
Charczy niezrozumiale i fiaskiem kończą się inne próby nawiązania kontaktu. W końcu wydaje się, że agonia dobiega końca: wysuszone ciało nieruchomieje i sztywnieje, dziwnie skręcone na posadzce.
Nic nie wskazuje na to, by Gaspard żył. Nawet głowę wykręconą ma tak dziwnie, jakby skręcił sobie kark.
Zapada cisza, przerywana tylko ledwie słyszalnym brzęczeniem mikrofonu. Jest tak głęboka i aksamitna, że wydaje się podejrzana, jak spokój przed burzą.
Atmosfera w niewytłumaczalny sposób gęstnieje, ale nic nie może zapowiedzieć tego, co następuje.
Wycie alarmu, skontrastowane z brakiem jakichkolwiek innych znaczących dźwięków, jest wprost druzgocące. Neony, które wyznaczają granice sufitu i ścian, jaśnieją czerwonym blaskiem i w równych odstępach czasu gasną.
W głośnikach słychać komunikat: Alert. Intruz na terenie obiektu. Wszystkie drzwi zablokowane. Prosimy zachować spokój i oczekiwać na przybycie służb ratunkowych. Alert. Intruz na terenie obiektu…

  ― Co jest, do cholery! ― Morningstar podchodzi szybkim krokiem do ekranu, na którym widać pół tuzina rosłych mężczyzn, każdy jeden w skórzanym płaszczu, każdy w masce, każdy z potężnym ekwipunkiem, który wygląda na jakiegoś rodzaju broń. Jeden z nich spogląda w kamerę, mówi coś do reszty, gestykulując. Inny majstruje przy zablokowanych drzwiach, usiłując przedostać się z korytarza na następny. ― Terroryści?! Ten debil na bramce ich wpuścił?!
Connor zbliża się, żeby przyjrzeć intruzom.
  ― Wyglądają jak jacyś tajniacy. Może przyszli tutaj po Istotę?
  ― I chcą ją zabrać? Niedoczekanie! ― Morningstar oddycha ciężko i sięga po interkom. ― Pułkowniku Verniakow! Czy to ktoś od pana?!


YoungKitty - 2018-12-16, 02:29

Chris głośno nabiera powietrza w płuca, gdy ciało Gasparda w końcu nieruchomieje. Jest w lekkim szoku. Oczywiście, miewał już do czynienia ze śmiercią, ale nigdy tak... bezpośrednią. Czuje się winny. Nie ma jednak czasu pogrążać się w rozpaczy, gdy znienacka rozlega się wycie alarmu. Verniakow znów przejmuje kontrolę nad androidem, spychając Kidę do roli biernego obserwatora wydarzeń.
  ― Nikogo nie wzywałem, więc to nie nasi ― odpowiada Morningstar. ― Wygląda na to, że macie cholerne włamanie. Proszę przekazać reszcie naukowców, żeby nie wychylali się bez potrzeby! Miyuki, wyciągaj nas z androida!
  ― Odradzam, pułkowniku! ― odpowiada natychmiast inżynier. ― Gwałtowne wybudzenie się po wyciągnięciu wszczepu wywoła wstrząs w waszych organizmach. Może dojść nawet do śpiączki. Na czas tego ataku lepiej, żebyście pozostali w androidzie.
  ― Miejsce, w którym są nasze ciała i ty, jest odpowiednio zabezpieczone?
  ― Osobiście o to zadbałem, sir! Cokolwiek spróbuje się tu dostać, zostanie zastrzelone przez moje wieżyczki. No i jesteśmy tu ja i Claudette.
  ― W porządku. Reszta zespołu niech się podzieli na pół. Koyotte, dowodzisz grupą uderzeniową, spróbujcie ich zatrzymać, jak długo się da, lub całkiem unieszkodliwić. Marylin, zbierasz resztę ludzi i biegiem do mnie, na wypadek, gdyby coś się tu przedarło. Zrozumiano?
Po otrzymaniu potwierdzeń nakazuje androidowi przejście w tryb bojowy. Maszyna traci powłokę upodabniającą ją do człowieka. Teraz całą pokrywa gruby pancerz, ręce przekształcają się w diamentowe ostrza, a z ramion wyrastają działka rakietowe. W samą porę, bo z kraty wentylacyjnej w prawym roku pomieszczenia spada nagle jakiś kształt. Podczas upadku musiał uszkodzić kamuflaż, gdyż zbierające się do kupy ciało okazuje się jednym z intruzów. Verniakow nie daje mu czasu na reakcję i gdy wróg jest w trakcie podnoszenia się z podłogi, zostaje przecięty na pół. Krew tryska na wszystkie strony, kiedy wszystko poniżej pasa oddziela się od tułowia.
  ― Uwaga, mamy szczury w wentylacji! Oczy szeroko otwarte i strzelać bez rozkazu! ― wydaje rozkaz pułkownik. Następne słowa kieruje do Morningstar. ― Pani doktor, czy wasz zespół przeszedł jakiekolwiek szkolenie na wypadek ataku?

Tymczasem grupie obcych, która majstrowała przy drzwiach, udaje się przedrzeć na drugą stronę. Jednak czeka już tam na nich nieduży oddział pod wodzą Koyottego. Padają pierwsze strzały.


Koss Moss - 2018-12-16, 13:21

Przywódca tego, co wygląda na oddział uderzeniowy, osłania się przed atakami tarczą kinetyczną.
  ― Wstrzymać ogień. WSTRZYMAĆ OGIEŃ! ― krzyczy, nie podnosząc nawet broni.
Mężczyźni za jego plecami mierzą do przeciwników, ale z ich strony nie padł żaden strzał.
Kiedy zapada cisza, przywódca unosi okrytą rękawicą, otwartą dłoń, by pokazać, że nic w niej nie trzyma.
  ― To nie jest akt terroru. Nie przychodzimy, by uczynić komukolwiek krzywdę. Przychodzimy w sprawie wampira, którego tu przetrzymujecie. Porozmawiajmy, proszę. Bez strzałów.
Mężczyzna opuszcza powoli dłoń i sięga do twarzy. Zdejmuje z niej czarną maskę, by pokazać poorane bliznami oblicze starszego człowieka, który wiele już przeżył.
  ― Stworzenie, które pojmaliście, jest śmiertelnie niebezpieczne. Nie wiecie, z czym macie do czynienia. Chcemy zapobiec nieszczęściu. Proszę o rozmowę z osobą zarządzającą obiektem.

Morningstar wpatruje się w monitor. Nie słyszy wymiany zdań, ale widzi, że do pełnej wymiany ognia nie doszło. I tylko z szybu wentylacyjnego ktoś… coś… wydostało się, na szczęście szybko przecięte na pół.
Nie wygląda jednak jak jeden z mężczyzn, którzy utknęli przy korytarzu.
Ani trochę.
Na podłodze leży kobieta, a raczej to, co z niej zostało. Jej ciemne włosy rozsypane są na posadzce, kryjąc twarz i głowę, a dłonie trzęsą się w konwulsyjnych drgawkach.
Na wewnętrznej stronie nadgarstka znajduje się charakterystyczny symbol: ikona, która kojarzyć się może z dwoma nietoperzami o otwartych skrzydłach – większym i mniejszym – nabitymi na sztylet; lub może to kontur jakiegoś rodzaju broni o dwóch poziomych ostrzach; lub może kształt bez znaczenia, w którym ludzkie oko na próżno dopatruje się sensu i odniesień.
  ― Pani doktor, czy wasz zespół przeszedł jakiekolwiek szkolenie na wypadek ataku?
  ― Pułkowniku, owszem, wiemy, że w razie ataku terrorystycznego mamy się nie ruszać i czekać na pomoc ― odpowiada gorzko ― teraz jednak obawiam się, że…
Morningstar chwyta się z a serce, gdy z szybu do sali z androidem wskakuje kolejna postać, tym razem mężczyzna, i tym razem lepiej przygotowany na kontakt z intruzem.
Na jego nadgarstku też jest ten symbol. Gdy otwiera usta, by wrzasnąć przy rzucaniu się na androida, błyskają w nich dwa sztuczne, srebrne kły, które upodabniają go do zmarłej za ścianą istoty.
Zaraz za mężczyzną z szybu wyskakują kolejne osoby. Jest ich tam sporo, ale można zacząć się zastanawiać, czy mają związek z intruzami w korytarzu.
A może oni mieli tylko odwrócić uwagę.


Opatrzność Boża - 2019-01-12, 10:58


Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ