Yaoi - Dom dla tych, którzy go szukają
Koss Moss - 2018-04-01, 23:16 Temat postu: Dom dla tych, którzy go szukają
Na dźwięk dzwonka Charlotte poderwała się i czym prędzej podeszła do
drzwi. Była kobietą atrakcyjną, choć jednocześnie skromną. Miała
sięgające łopatek włosy w kolorze ciemnego blondu i poważną twarz.
Ubierała się w dopasowaną, ale zakrywające większość kobiecych walorów
odzież. Do codziennie wiszącego na jej szyi łańcuszka dołączony był
drewniany krzyżyk, a na palcu nosiła obrączkę; taką samą nosił jej mąż, w
tej chwili zapewne ciężko pracujący.
Dom państwa Stewart stał w spokojnej, niemal idyllicznej okolicy pełnej
innych jednorodzinnych domków. Niedaleko znajdował się las i
wrzosowiska, a jednocześnie nie trzeba było iść bardzo długo, by trafić
do centrum handlowego czy siłowni. W odległości kilometra była szkoła i
wielki park z placem zabaw. To piękne i nieco senne miejsce położone
było nad brzegiem rzeki, z dala od wielkomiejskiego zgiełku, i zdawało
się wprost stworzone dla rodzin z dziećmi.
Do białych drzwi błękitnego domu z zadbanym ogródkiem dzwoniła
pracownica opieki społecznej. Towarzyszył jej młody chłopak ściskający w
dłoni podniszczoną walizkę – tylko jedną. Na pierwszy rzut oka wydawał
się skrępowany, a kiedy usłyszał szczęk zamka, wydał się raptem jeszcze
mniej pewny siebie.
Charlotte otworzyła drzwi z lekkim uśmiechem.
― Nino, Freddie. Zachowujcie się ― upomniała kilkuletnie rodzeństwo,
które dobiegło do drzwi zaraz po niej i teraz usilnie starało się
zobaczyć gości, których ich matka zasłaniała ciałem.
Dzieci nie musiały walczyć z nią długo, bo już po chwili Charlotte odsunęła się na bok, by wpuścić przybyłych.
― Dzień dobry, wejdźcie do środka. Śmiało. Dzieci, spokój.
Freddie i Nina biegali wokół niej, niby zawstydzeni, a jednak tak bardzo
ciekawi. Opiekunka i chłopak weszli do środka i stanęli w przedpokoju,
tuż przy białych schodach wyściełanych beżowym dywanem. W środku
błękitny dom był równie jasny i schludny, jak wydawał się z zewnątrz.
Poprawny, można było powiedzieć: typowy amerykański domek na
przedmieściach.
― Zapraszam. ― Charlotte otworzyła białe, drewniane drzwi i pozwoliła,
by goście weszli do kuchni urządzonej w odcieniach bieli i wyblakłej
zieleni. ― Usiądźcie przy stole. Swoje rzeczy zostaw w korytarzu,
chłopcze. Panno Gatts, napije się pani herbaty?
― Ja tylko na chwilkę. Nie będę się rozsiadać ― odpowiedziała
pracownica opieki, rozglądając się dokoła. ― Mamy do podpisania kartę
adopcji, to już ostatni dokument, którego potrzebujemy. Jest mąż?
― W pracy ― odpowiedziała Charlotte. ― Wróci po siedemnastej.
― W takim razie będę musiała jeszcze przyjść innego dnia. Obawiam się,
że podpis małżonka będzie niezbędny. Przepraszam za kłopot.
― Spokojnie, panno Gatts. Nie ma żadnego problemu.
Kiedy kobiety rozmawiały na temat formalności, do kuchni zajrzała
jeszcze jedna osóbka: chłopiec starszy niż Freddie i Nina, na oko
trzynastoletni. Był nieśmiały lub mało zainteresowany integracją, bo gdy
tylko został zauważony przez nowego brata, czmychnął nie wiadomo dokąd.
― …dobrze. W takim razie w piątek o osiemnastej. Uprzedzę męża. Będziemy czekać. ― Charlotte odprowadziła pracownicę do drzwi.
― Oczywiście. Gdyby chłopiec sprawiał problemy, proszę…
― Na pewno nie będzie. Ze wszystkim sobie poradzimy. Proszę się nie martwić, panno Gatts.
― Po prostu proszę pamiętać, że w razie potrzeby pozostajemy do państwa dyspozycji. Do widzenia i bardzo dziękuję.
― Do zobaczenia.
Drzwi zamknęły się cicho i po chwili Charlotte wróciła do kuchni, gdzie
Nina i Freddie z bezpiecznej odległości przypatrywali się intruzowi.
― Witaj w nowym domu, mój drogi. Nazywam się Charlotte Stewart. Możesz
mnie nazywać mamą lub ciocią. To twoje rodzeństwo: Freddie i Nina. Jest
jeszcze Patrick. Patricku! Przyjdź się przywitać, proszę.
Fleo - 2018-04-02, 00:03
Zwykle się nie denerwował, ale tym razem kolana trzęsły mu się tak,
jakby miał nogi z galarety. Całą drogę z bidula nie odezwał się słowem
do pani Gatts, nawet wtedy, kiedy proponowała mu, że mogą ostatni raz,
przed rozpoczęciem "nowego życia" wstąpić na drożdżówkę do Starego Boba.
Teraz trochę tego żałował, bo zaczynało go ssać w żołądku.
Myślał, że nerwy ustąpią, kiedy już wejdzie do nowego domu, ale
zrobiło się jeszcze gorzej. Teraz, zamiast burczenia w brzuchu odczuwał
lekkie mdłości. Cholera, przecież był już tu kilka razy i znał to
małżeństwo, które chce go adoptować! Będzie miał nowy dom, rodzeństwo,
rodziców... czego się tak boi? Może tego, że kolejna rodzina się nim
znudzi i go odda? Tego, że zrobi kiepskie wrażenie i utknie w domu
dziecka aż do osiemnastych urodzin? Przecież nie może być tak źle.
Ciągle ściskał rączkę walizki, kiedy za panią Gitts zamknęły się
drzwi. Stał, jak posąg, i obserwował chłopca i dziewczynkę. Ciekawe, czy
oni też są adoptowani. No, i ten chłopak, który tak szybko uciekł,
kiedy go zobaczył...
― Już lecę, mamo! ― ktoś krzyknął z góry i głośno zbiegł
po schodach. Nie trwało to długo, jak do kuchni wpadł rudzielec z buzią
tak obsypaną piegami, że ciężko było dostrzec kolor jego skóry. Stanął
obok pani Stewart i wyszczerzył zęby do nowego.
― Jestem Patrick. ― wyciągnął odważnie rękę. Nowy drgnął i dopiero
teraz otrząsnął się z szoku. Odstawił walizkę na podłogę i uścisnął
wyciągniętą ku niemu rękę.
― Joshua. ― odpowiedział trochę zachrypniętym głosem. Nie umknęło jego
uwadze, że wszyscy tu noszą na szyi krzyżyki. ― Josh. ― dodał i
odchrząknął.
Przeniósł wzrok na kobietę i w końcu się uśmiechnął.
― Zapomniałem, jak tu ładnie. ― powiedział.
Patrick złapał za rękę młodszą siostrzyczkę i pociągnął ją bliżej Josha. -To nasz nowy brat, przywitaj się.
Nowy nadal rozglądał się po kuchni. Wszystko wydawało się być wysłużone, ale bardzo zadbane i czyste.
― Będę się starał, żeby nie sprawiać kłopotów, proszę pani. ― obiecał
Josh i posłał uśmiech do małej dziewczynki, a potem do chłopca, próbując
nadrobić pierwsze wrażenie.
Nowy miał 16 lat, był wysoki jak na swój wiek. Pani Gitts
mówiła, że jako dziecko wyglądał jak amorek, a niedługo będzie kradł
dziewczynom serca. Było w tym trochę racji. Miał jasne włosy i trochę
naiwne niebieskie oczy. Miał w sobie coś, co kojarzyło się z
renesansowymi obrazami, ale za duża niebieska bluza z logiem Pepsi
trochę psuła ten efekt.
Podniósł walizkę z podłogi. Była lekka, chociaż był w niej cały jego
dobytek - ot kilka koszulek, dwie pary spodni, szczotka do zębów,
trampki, stary pluszowy królik i zimowa kurtka.
― Mógłbym gdzieś zostawić rzeczy?
Koss Moss - 2018-04-02, 00:56
Charlotte kiwnęła krótko głową.
― Oczywiście, ale najpierw umyjesz ręce. Patrick, zabierz go do
łazienki ― poleciła, po czym odwróciła się do lodówki. ― Przygotowałam
ciasto na powitanie. Zaniesiecie rzeczy do jego pokoju i przyjdziecie
zjeść.
Kobieta zdawała się dość apodyktyczna, kiedy mówiła w taki sposób. A
jaki mógł być jej mąż? Na razie Joshua niewiele mógł na jego temat
powiedzieć, bo widział go tylko raz – w ośrodku adopcyjnym. Na razie
wydawało się, że nigdy nie ma go w domu. Musiał do niego wracać bardzo
późno.
Charlotte zadbała o to, by chłopak został oprowadzony po domu, a
następnie zasiadł przy stole. Kazała wszystkim zmówić modlitwę, zanim
zjedli ciasto. Następnie zagoniła dzieci do przygotowywania obiadu,
uznając, że to doskonała okazja, by się zintegrować. Joshua i Patrick
mieli obrać, umyć i pokroić ziemniaki, a Ninie i Freddiemu przypadła
pomoc przy myciu warzyw do surówki. Każdy w tym domu miał jakieś
zajęcie.
Charlotte wypytywała Josha o szkołę, zainteresowania i znajomości. Była
miła, ale zdawała się przy tym surowa i wymagająca. Wystarczyło zresztą
spojrzeć, jak ułożyła wszystkie te dzieciaki. Nikt się nie buntował
przed pomaganiem, nikt nie mówił „zaraz”.
― Kiedy tata wróci, pójdziemy na spacer do parku ― zapowiedziała. ― A
później na wieczorne nabożeństwo. Joshua, w tej rodzinie Bóg jest bardzo
ważną częścią naszego życia. Odwiedzamy kościół kilka razy w tygodniu,
całą rodziną. Naładowuje nas to pozytywną energią.
― Ksiądz jest całkiem fajny ― stwierdził Patrick. ― Bardzo lubi młode
osoby i ciekawie prowadzi spotkania. Będziesz ze mną chodził na kółko
młodzieżowe!
Dla Josha pewnie nie brzmiało to najciekawiej, ale jednocześnie wizyty w
kościele nie były dla niego niczym nowym – dzieci z ośrodka też
chodziły do kościoła, ale tylko raz w tygodniu.
Obiad był gotowy o godzinie piętnastej. Zjedli go bez Charlesa i dostali
trochę czasu wolnego. Patrick zaproponował Joshowi, by pograli razem w
koszykówkę w ogrodzie.
― Tata zamontował ten kosz. Specjalnie dla mnie, na moje urodziny ―
pochwalił się rudzielec. ― Czasami ze mną gra. Na pewno go polubisz, ale
pamiętaj, że on najbardziej lubi mnie.
Dzień był bardzo ciepły – jak to w środku lata – więc spędzili
popołudnie w ogrodzie. Patrick okazał się, wbrew pozorom, bardzo
przebojowy i szybko zaczął traktować Josha jak kolegę.
W końcu przed bramą zatrzymał się biały, zadbany samochód. Jak na
zawołanie z domu wybiegli Freddie i Nina. Patrick też rzucił się do
bramy, nie czekając na Josha. Charles nie musiał wysiadać z samochodu –
dzieci same otworzyły mu bramę i garaż, a potem odsunęły się i radośnie
czekały, aż zaparkuje.
Mężczyzna wysiadł z samochodu i uśmiechnął się ze zmęczeniem. Był
przystojny i doskonale prezentował się w garniturze. Ciemne, siwiejące
włosy miał nieco rozwiane, a na policzkach ciemniejszym tonem odcinał
się zarost.
Potargał rudzielcowi czuprynę, a młodsze dzieci wziął na ręce,
jednocześnie nie wypuszczając walizki. Josh z oddali mógł podziwiać
obrazek w zasadzie idealnej rodziny. Wreszcie spojrzenia jego i Charlesa
się spotkały.
Fleo - 2018-04-06, 23:00
Oderwał wzrok od Patricka, który pewnie machałby ogonem, jeśliby go
miał. W tej chwili przypominał Joshowi małego pieska, który aż sika po
nogach, kiedy widzi swojego pana.
Nie był pewny, czy go lubi, ale jak na razie wydawał się sympatyczny, chociaż był trochę przemądrzały.
Przyglądnął się innym dzieciakom, nie wiedząc, czy sam może podejść. W końcu był tu nowy.
Poczuł coś dziwnego, kiedy spojrzenie mężczyzny skrzyżowało się z
jego. Odgarnął włosy z mokrego czoła i uśmiechnął się trochę nieśmiało.
Mężczyzna był naprawdę przystojny, było w nim coś dostojnego. Różnił
się od wychowawców z domu dziecka. Był elegancki, nie to co pan Dott,
który chodził wiecznie w powycieranym dresie. Nie miał wielkiego
brzucha, jak ochroniarz, który pilnował wyjścia tam, gdzie Josh
wcześniej mieszkał, no i nie był łysy, jak pan Todder.
Nowy ojciec Josha wyglądał raczej jak ci mężczyźni z gazet, pozujący do zdjęć z drogimi zegarkami, albo perfumami.
Kiedy Patrick odwrócił się i przywołał go do siebie gestem, Josh z
lekkim ociąganiem ruszył się z miejsca, nie odrywając wzroku od
mężczyzny.
― Tato, to Joshua. Przyszedł do nas dzisiaj rano i będzie spał na
poddaszu, obok twojego gabinetu. ― powiedział głośno i wyraźnie.
― Mama mówi, że będzie chodził ze mną na kółko młodzieżowe. ― zagarnął
do siebie rękę ojca i przytulił się do niej, jakby chciał pokazać, że
tata jest jego.
― Jestem Josh. ― odezwał się blondyn, kiedy piegus skończył swoją krótką przemowę. Wyciągnął rękę w stronę mężczyzny.
Jego spojrzenie było trochę za bardzo intensywne. Patrzył z podziwem i fascynacją na zmęczonego pracą Charlesa.
― Cieszę się, że będę tu mieszkał. ― uśmiech mu się poszerzył, kiedy zauważył, że mężczyzna odrobinę się speszył.
Przestał się w niego wpatrywać dopiero, kiedy na powitanie męża
wyszła Charlotte. Trzymała rękę na piersiach, jakby bała się, że wiatr
za bardzo opnie jej skromną sukienkę.
― Charles. ― powiedziała i uśmiechnęła się do męża. Dzieci, jak na
rozkaz, rozstąpiły się i pozwoliły matce uścisnąć krótko męża.
Była dobrą kobietą, ale rzucało się w oczy, że raczej powściągliwą w okazywaniu uczuć.
― To Josh, przyjechał dzisiaj przed południem. ― wskazała na blondyna, a ten znowu spojrzał na Charlesa.
― A teraz do domu. Josh, weź walizkę od ojca. Zaraz obiad wystygnie. ― złapała Ninę za rękę i ruszyła w stronę domu.
Patrick przez chwilę wyglądał, jakby chciał rozgromić Josha spojrzeniem, ale zaraz się opanował.
― To ja zawsze niosę taty walizkę, ale dzisiaj ty możesz. Możemy to
robić na zmianę. ― powiedział tak, jakby dzielił się z nim czymś sobie
bardzo drogim.
Josh wyciągnął rękę, żeby zabrać walizkę Charlesa.
Koss Moss - 2018-04-07, 22:25
Ach, więc jednak.
Nawet nie był pewien, co w końcu postanowiła Charlotte, jakkolwiek
osobliwie by to nie brzmiało. To ona była główną inicjatorką adopcji.
Ona marzyła o wielkiej rodzinie. Charles się jakoś dostosował. Do tego, i
do wielu innych rzeczy. Ale w tym wiecznym gwarze, w domowym chaosie,
śmiechu dzieci w ogrodzie, malcach zaborczo domagających się by pomóc mu nieść walizkę… był jakiś urok. Pan Stewart skłamałby, gdyby powiedział, że by mu tego nie brakowało. Że nie lubi tych dzieciaków.
Lubił.
― Daj małemu, jeśli chcesz. Jego to bardzo ekscytuje.
Podał Joshowi walizkę i otworzył bagażnik. Wyciągnął z niego jeszcze torbę z zakupami, ale tę już zaniósł samodzielnie.
Dzieci pomagały przy podawaniu do stołu. Na blacie musiał się znaleźć
obrus, a na nim odpowiednia liczba talerzy i sztućców – w odpowiedniej
konfiguracji. Charles zniknął na ten czas gdzieś na górze i wrócił
dopiero, kiedy Charlotte krzyknęła, że już nakłada posiłek.
― A więc jak było w pracy? ― zapytała męża, gdy już zasiedli przy
stole. Charles uśmiechnął się kącikiem warg i przechylił lekko głowę.
― Męcząco.
― Po obiedzie, przed nabożeństwem, chcemy iść na wspólny spacer.
― Yych.
― Chcemy spędzić miło czas. Oczywiście wybierzesz się z nami, Charles?
― Charlotte popatrzyła na męża ostro, nieznacznie podnosząc głos.
― Pewnie tak.
Charlotte kiwnęła głową, chyba uspokojona, i spojrzała na Josha.
― Trzeba będzie zapisać Joshuę do szkoły.
― Mam to zrobić?
― Tak.
Zapadła dość długa cisza. Było jakieś dziwne napięcie między Charlotte a
Charlesem. Mężczyzna prawie w ogóle na nią nie patrzył, ale trudno było
powiedzieć, z jakiego powodu.
― Joshua. ― Charlotte zwróciła się w końcu do młodzieńca. ― Opowiedz
nam coś o sobie. Masz jakieś zainteresowania, które chciałbyś rozwijać?
Nina i Freddie chodzą na lekcje śpiewu. A Patrick gra na flecie
poprzecznym. Co ty będziesz robił?
― Może jakieś sztuki walki? ― wtrącił Charles z niewielkim uśmiechem, ale jego żona wydała się oburzona tym pomysłem.
― To było mało zabawne. A więc? Josh?
Fleo - 2018-04-08, 00:57
W
powietrzu wisiało coś dziwnego, czego młodsze dzieciaki wydawały się
nie zauważać. Chyba to pani Charlotte nosiła w tym związku spodnie.
Josh przyglądał się jej co jakiś czas, kiedy nerwowo wygładzała serwetkę
na kolanach, czy przesuwała nóż, żeby leżał idealnie prosto obok
talerza. Kiedyś, w bibliotece, znalazł książkę mówiącą o różnych
zaburzeniach i teraz w głowie kołatały mu się dwa słowa nerwica natręctw.
Niechętnie oderwał wzrok od jej palców poprawiających łyżkę w misce z surówką i spojrzał na jej chłodną twarz.
Szkoła. Dlaczego wcześniej o
tym nie pomyślał? Przecież nie będzie mógł się już uczyć w domu dziecka.
Teraz pójdzie do normalnej szkoły, takiej, jak z filmów. Ciekawe jak
tam będzie. Dałby sobie uciąć rękę, że pani Charlotte co rano pakuje
dzieciom drugie śniadanie do pojemników. Pewnie ma jakiś system, w
poniedziałek dostają kanapkę z dżemem, we wtorek główną rolę gra pasztet
w bułce, a w środę może pozwala na trochę szaleństwa i każde z dzieci
dostaje do kanapki, oczywiście przekrojonej idealnie na pół i
zapakowanej w papier, jakieś ciastko, albo baton?
Podniesiony ton Charlotte i to pytanie Charlesa, czy pójdzie z nimi,
było dla Josha dziwne. Po co je zadała, skoro nawet nie oczekiwała
odpowiedzi? To nie było pytanie, a raczej nakaz. Josh zastanawiał się,
czy tych dwoje się kocha, czy raczej są ze sobą z przyzwyczajenia.
Rozglądnął się po kuchni i wyłapał wzrokiem karton z małymi orzechowymi
batonikami, stojący na jednej z półek. Zaraz obok stała zgrzewka małych
jabłkowych soczków w kartonikach. Uśmiechnął się pod nosem. Może
naprawdę miał rację?
Pomyślał, że to miłe, kiedy ktoś przygotowuje ci śniadanie i dba o to, żebyś miał co zjeść na przerwie między matmą, a historią.
Dobrze, że Patrick kopnął Josha w kostkę pod stołem, kiedy Charlotte
się do niego zwróciła. Tak się zamyślił, że na moment odpłynął i
przestał słuchać.
― ...C-co? ― zapytał, zanim zdążył pomyśleć. Na szczęście to słowo
było tak ciche, że odpowiedź Charlesa je zagłuszyła. Sztuki walki?
Uśmiechnął się do niego, a potem ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia
śmiechem, jak zobaczył minę Charlotte. Wydawałoby się, że Charles
zaproponował jakiś kurs na płatnego mordercę, a nie niewinne karate.
Zatrzymał swoje rozbawienie dla siebie i wyprostował się w krześle.
― Brzydzę się przemocą, nie jestem pewien, czy sztuki walki to
odpowiednie hobby. ― odpowiedział patrząc na kobietę. Nie było w tym
grama prawdy, ale był mistrzem w naginaniu rzeczywistości. Wiedział,
kiedy sytuacja wymagała kłamstwa. Chciał, żeby Charlotte go polubiła.
Zerknął przelotnie na Charlesa, będąc prawie pewnym, że on tego nie łyknął, ale jego żona wydawała się zadowolona z odpowiedzi.
― W domu dziecka nie mieliśmy za dużo czasu na takie zajęcia, głównie pomagaliśmy w kuchni. ― zmarszczył lekko brwi .
―Byłem w kółku teatralnym i chodziłem na dodatkowe lekcje ze sztuki, a
jak można było to i na basen. Byłem całkiem dobry z pływania. I kilka
razy dostałem dyplom za najlepsze zdjęcia, jak pani Biggs zgłosiła mnie i
kilku kolegów na konkurs do miejskiej biblioteki. No i byłem też w
chórze, ale to dlatego, że to było częścią zajęć z kółka teatralnego. ―
czuł się trochę głupio. Nie miał żadnych specjalnych uzdolnień. Był
raczej przeciętniakiem. Chodził na te zajęcia tylko dlatego, że każdy
dzieciak w domu dziecka musiał wybrać sobie coś, czym mógł wypełnić
wolny czas. Kółko teatralne i basen było lepsze od kółka szachowego,
kółka informatycznego czy gimnastyki.
Wychowawcy pilnowali, żeby dzieciaki nie miały czasu na nudę.
Ograniczali im godziny korzystania z komputerów i oglądania telewizji.
Bali się o to, że jeśli dzieci będą miały zbyt luźną smycz, to się
rozpasają i zaczną robić głupoty.
― Tata też robi zdjęcia i też wygrał konkurs. Nawet do gazety robił
zdjęcia. ― wypalił Patrick. ― A w piwnicy jest ciemnia i nie można tam
wchodzić. ― dodał szybko, ale umilkł widząc karcące spojrzenie
Charlotte.
Josh spojrzał znowu na Charlesa.
― Nigdy nie byłem w ciemni. Nie wiedziałem, że można wywoływać zdjęcia w domu.
― Można, bo tata właśnie to robi. ― rudy znowu się wtrącił. ― A potem śmiesznie pachnie.
Charlotte odłożyła widelec na talerz i westchnęła.
― Patrick, nie mów z pełnymi ustami. ― powiedziała do chłopca i
zwróciła się do blondyna. ― Jeśli chcesz tata zabierze cię do Domu
Kultury i tam zobaczysz jakie są zajęcia. Wolę, żebyś został przy czymś
rozwijającym umysł. Sport, szczególnie basen... Dużo tam nagości, a my
bardzo cenimy sobie skromność i szanujemy ciało. Prawda? ― zwróciła się
do reszty.
― Prawda. ― odpowiedziały chórem dzieci.
Koss Moss - 2018-04-10, 22:03
Po obiedzie Charlotte dała mężowi tylko kilkanaście minut na prysznic i
przebranie się w nieformalny strój. Mężczyzna wyglądał na dość
zmęczonego, kiedy znów zszedł na dół, tym razem w czarnej koszulce na
krótki rękaw i dość luźnych spodniach. Charlotte łypnęła na niego
krytycznie, ale nic nie powiedziała.
― Idziemy, tato! ― Freddie wsunął małą rączkę w dużą dłoń mężczyzny.
Rzucał się w oczy kontakt między rosłym mężczyzną i małym chłopcem,
zwłaszcza ten silny, gruby przegub w zestawieniu z wątłym ramieniem.
― Nie da się ukryć.
Pan Stewart zatrzymał się, by wypuścić z domu przodem żonę i wszystkie dzieci. Na końcu był Josh, który wyraźnie się zawahał.
― No już ― ponaglił go mężczyzna, czując się dość osobliwie. To był
starszy chłopak. Akurat w takim wieku, że można było już… zwrócić uwagę
na pewne walory.
A trudno było tego nie zrobić w przypadku Josha. Chłopak wyglądał
zjawiskowo. Miał doskonałą, symetryczną twarz, z pewnością fotogeniczną,
długie nogi i wąskie biodra. Doskonale wyglądałby na zdjęciach.
Androgeniczne maleństwo.
Charles miał oko do takich, wychwytywał ich z tłumu wręcz automatycznie.
Jako zawodowy fotograf musiał to robić, ale niekoniecznie chciał
patrzeć w taki sposób na przybranego syna. Kogoś, z kim miał mieszkać,
żyć i traktować wyłącznie jak dziecko, zawsze, nawet gdy rozkwitnie w
swej urodzie.
Trudno jest o takie traktowanie, gdy dostajesz chłopca starszego niż Freddie i Nina, niż Patrick.
Być może właśnie dlatego Charles instynktownie zachowywał dystans, kiedy
szli do parku, udając idealną rodzinę. Park był bardzo blisko, tuż nad
rzeką. Znajdował się w nim strumyk przecięty drewnianym mostkiem. W
miejscu tym czas spędzało mnóstwo rodzin z dziećmi – wszystkie wydawały
się łudząco do siebie podobne, do granic obrzydliwości szczęśliwe,
przynajmniej na pierwszy rzut oka. Spędzili tam prawie godzinę: młodsze
dzieciaki na huśtawkach, a Patrick i Josh grali w frisbee. Charlotte
wydawała się zadowolona, choć trudno było nie zauważyć, że nie rozmawia z
mężem zbyt wiele, nawet jeżeli cały czas spacerowali, trzymając się pod
ramię.
Wszystko było takie sztuczne i na pokaz. Jałowe i nudne. Podobnie na
nabożeństwie, które choć krótsze niż niedzielna msza, dłużyło się
niemiłosiernie. Jeżeli ma być tak aż kilka razy w tygodniu, Joshowi
pewnie trudno będzie to znieść.
Chyba nawet pan Stewart nie mógł tego wytrzymać, skoro w trakcie wyszedł
z kościoła, a gdy wrócił i znów usiadł obok Josha, śmierdział
papierosem.
Wieczorem Josh wiedział już właściwie wszystko o obowiązujących w domu
zasadach. Poznał system kar i nagród, dowiedział się, że za dobre
zachowanie będzie dostawał własne kieszonkowe, a za złe tracił
przywileje. Dostał zakaz wchodzenia do ciemni, gabinetu i sypialni
rodziców, ale dom był duży i z pewnością znajdzie w nim kącik dla
siebie. A przede wszystkim – ten własny pokój na poddaszu był cudowny,
nawet jeżeli wcześniej należał do jakiejś dziewczyny.
― Jutro z rana wybierzecie się z tatą po farbę i pomalujecie te ściany
na bardziej chłopięcy kolor ― oznajmiła Charlotte przy kolacji, na co
Charles tylko łypnął na nią z mieszaniną zmęczenia i niedowierzania.
― Ja też chcę! ― zawołał Freddie. ― Też chcę!
― Nie, my pojedziemy na zakupy spożywcze.
Charles spojrzał na Josha jakoś dziwnie, jakby to on był przyczyną
całego zła na tym świecie, a potem po prostu odsunął krzesło i wstał od
stołu, kierując się na górę.
Fleo - 2018-05-09, 23:10
Z tatą. Nie było za wcześnie na takie określenia?
Josh zerknął na Charlotte, a potem na Charlesa, ciesząc się, że spędzi z
nim trochę czasu bez całej reszty. Wyłapał jednak to ostre spojrzenie i
cała radość z niego uleciała. Zrobiło mu się gorąco. Nie chciał
sprawiać problemów, a szczególnie nie na początku. Już miał otwierać
usta i powiedzieć, że wcale nie potrzebuje zmiany koloru ścian, że nawet
podoba mu się ten pastelowy fiolet, ale Charles już zasuwał krzesło.
Był zły?
Reszta dzieciaków wydawała się nie zauważać, że ojciec tak szybko odchodzi od stołu. Byli zajęci dopijaniem mleka.
Powinien iść za nim? Powiedzieć mu, że nie musi iść z nim po farbę? Z drugiej strony to dobra okazja, żeby poznać się z panem domu...
Odchrząknął i też odsunął się od stołu.
― Dziękuję. ― powiedział zabierając pusty talerz.
― Josh. ― Charlotte podniosła wzrok. ― Twoje rodzeństwo jeszcze nie skończyło posiłku. Usiądź, proszę.
Blondyn spojrzał na plecy odchodzącego Charlesa i usiadł na swoje miejsce.
Mówią, że pierwsza noc w nowym miejscu jest najważniejsza. Trzeba
zapamiętać sen, bo ten na pewno niedługo się spełni. Dla Josha ta noc
znacznie różniła się od pozostałych. Była tak spokojna, że długo nie
mógł zasnąć.
W domu dziecka często było słychać jak młodsze dzieciaki beczą. Jedne
bały się ciemności, inne były chore, a te najmłodsze darły się dla
zasady. Tutaj było cicho. Miał własny pokój, całe łóżko tylko dla
siebie. Mógł być pewien, że nikt do tego łóżka w nocy mu nie wejdzie,
żeby ogrzać o niego nogi, czy z żadnego innego powodu.
Rozespał się tak bardzo, że nawet będąc przyzwyczajonym do wstawania o
wczesnej porze, tym razem to Patrick musiał wyrwać go ze snu.
― Josh, chodź już. Śniadanie... Wszyscy na ciebie czekają!
― C-co? ― usiadł na łóżku i wlepił półprzytomne spojrzenie w rudzielca.
― No chodź na dół! Mama cię nie budziła, żebyś pomógł przy śniadaniu,
bo to twój pierwszy dzień. Ale i tak będziesz zmywać naczynia. ― wydawał
się być tym ucieszony. ― Chodź, bo czekamy na ciebie.
Josh roztarł oczy. Gdyby tylko mógł, chciałby spędzić w łóżku cały dzień. Było tak rozkosznie wygodne...
Zwlókł się do kuchni po kilku minutach, wcześniej obmywając twarz
chłodną wodą, próbując się dobudzić. Widocznie było już odrobinę za
późno.
― Joshua, śniadanie w wolny dzień jemy punkt ósma. Chcę, żebyś to
zapamiętał. ― Charlotte ubierała najmłodszej dziewczynce buty.
― Jako, że to twój pierwszy dzień, nie gniewam się. Jadę z dziećmi do
marketu, a później odwiedzić moją mamę. Zostaniesz z tatą. Wrócimy na
obiad. Mam nadzieję, że uporacie się z malowaniem twojego pokoju do
naszego powrotu.
Josh nadal był zaspany. Wpatrywał się w Charlotte, a jej słowa dochodziły do niego z lekkim opóźnieniem.
― Kiedy zjesz śniadanie posprzątaj proszę ze stołu. Charles też dziś
zaspał, na pewno za chwilę zejdzie. ― zarzuciła torebkę na ramię.
― Dobrze, proszę pani. ― chłopak skinął jej głową i odprowadził wzrokiem całą grupę.
Chrzęst żwiru oznaczał, że odjechali. Josh usiadł do stołu i sięgnął po
kanapkę. Zdążył wziąć pierwszego gryza, jak ekspres do kawy zaczął
pikać.
Charlotte chyba nastawiła kawę dla Charlesa. Blondynowi nie pozostało
nic innego, jak wziąć kawę i postawić na stole, w oczekiwaniu na tatę.
Koss Moss - 2018-05-23, 17:04
Charles zszedł dość późno, ale już uczesany i ubrany w luźny
podkoszulek odsłaniający muskularne ramiona, a także ciemne, długie
spodnie. Pierwszym, co zobaczył po wejściu do kuchni, był ten chłopiec.
Już na niego czekał – z uprzejmym uśmiechem i kawą.
― Cześć ― mruknął do niego mężczyzna i wziął zimny już napój. Nie
usiadł, tylko podszedł do okna i pił, wpatrując się w sąsiada
przechadzającego się z kosiarką po podwórku.
Nie nawiązał żadnego dialogu. Nie był może onieśmielony, ale potrzebował
chyba jeszcze trochę czasu, żeby zacząć postrzegać to dziecko jak, cóż,
dziecko. I syna.
Powinien był zaprotestować, uprzeć się na kilkulatka, ach, za późno, nie
odeślą go przecież teraz. To byłoby okrutne, kiedy już zdawał się
znaleźć wspólny język z tymi gnojkami.
Jakim cudem, zastanawiał się, nikt go jeszcze nie adoptował? Chłopiec
był jak najpiękniejszy psiak z wystawy. Któraż matka nie chciałaby
takiego ślicznego dziecka. Której by nie zachwycił. Musiał mieć
wielkiego pecha. Albo coś z nim było nie tak.
― Ubieraj się powoli do wyjścia ― mruknął. ― Pojedziemy po tę farbę.
Tak też zrobili. Wybrali się do wielkiego sklepu budowlanego, gdzie
oprócz farby w wybranym przez chłopca kolorze Charles kupił jeszcze
kilka rzeczy do domowych napraw; jakąś taśmę, zestaw gwoździ, baterie.
Wrzucili to wszystko do bagażnika. Mężczyzna wyciągnął papierosa i
wsunął go do ust. Zapaliwszy, wyciągnął portfel, a z niego banknot.
― Idź i kup sobie loda.
Naprawdę się starał. Po prostu nie potrafił odnosić się do Josha jakoś normalnie. Mały pewnie miał wrażenie, że go nie lubi.
Wsiadł do auta i czekał na niego. Josh wrócił z dużym waniliowym lodem. Chciał grzecznie oddać całą resztę pieniędzy.
― Nie, zostaw sobie.
Charles odpalił wóz i – nadal w niewiarygodnym milczeniu – wrócili do
domu. Było po dziesiątej. O tej porze większość normalnych ludzi w dni
wolne dopiero wstaje, ale Charlotte narzucała inne zasady.
Co go przy niej trzymało, tego Charles chyba sam nie wiedział. Może te
dzieci. Trochę się do nich przyzwyczaił. Może współdzielony majątek.
Wszystko trzeba by było rozwalić, gdyby chciał coś zmienić.
― Dobra ― mruknął. ― Jeśli masz jakieś stare ubrania, załóż je teraz.
Przebrali się. Musiał dać chłopcu jakąś swoją starą, brudną od farby
koszulę. Josh nie miał żadnych spodni nadających się do zniszczenia, ale
koszula była na tyle wielka, że chłopiec mógł spokojnie nosić tylko ją i
skarpetki.
Charles w roboczych ubraniach oparł się o framugę pokoju, który mieli
malować, i przez chwilę wpatrywał się w niego. Dzieciak wyglądał, jakby
ktoś po prostu ubrał go do sesji zdjęciowej. Wcale nie sprawiał
wrażenia, jakby miał zaraz ciężko pracować.
― Wiesz co. ― Charles uśmiechnął się kącikiem warg. ― Otwórz farbę. Pójdę po aparat i zrobię ci kilka zdjęć.
Fleo - 2018-06-29, 20:17
Kilka zdjęć?
Josh wyglądał na zdumionego. Wydawało mu się, że Charles go nie lubi,
że źle się na niego nastawił i raczej nie będzie chciał dać mu szansy.
Przy śniadaniu nawet na niego nie spojrzał, a kiedy wybierali farbę
zupełnie nie zwracał na niego uwagi, a teraz chce zrobić mu zdjęcia?
Jakieś ciepłe uczucie zaczęło wypełniać mu żołądek. Charles uznał go za
kogoś,kogo warto sfotografować, i to w tym głupim stroju!
Siłował się chwilę z puszką farby, ale w końcu udało mu się ją otworzyć.
Ochlapał sobie przy tym policzek. Próbował zetrzeć z niego farbę
rękawem, ale tylko roztarł ją jeszcze mocniej.
― Trochę śmierdzi...
Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, kiedy zobaczył jak mężczyzna zdejmuje osłonkę z obiektywu.
― To Canon? ― głos chłopca był pełen przejęcia, kiedy podchodził do Charlesa. ― Ale duży!
Obserwował jak mężczyzna sprawdza ustawienia, a oczy błyszczały mu
jakimś dziwnym uwielbieniem. Charlotte kiedyś tak na niego patrzyła.
Dawno temu, zanim stała się fanatyczną katoliczką.
To było cudowne uczucie, znowu dostrzec w czyiś oczach ten błysk -
trochę zawstydzające, ale cudowne. Chociaż powinno go zaniepokoić, że
patrzy na niego w ten sposób jego syn.
― Do czego jest to? ― zapytał Josh i wcisnął palec między palce
Charlesa obejmujące małe pokrętło. Przypadkowo trącił jego dłoń. A może zrobił to specjalnie? I jeszcze ta jego krzywo zapięta koszula. Ominął dwa guziki, źle pozapinał. Aż prosiło się, żeby mu to poprawić.
Daj spokój, Charles. Dlaczego dzieciak
miałby to robić? Poza tym... to tylko przypadkowe dotknięcie, nic, co
powinno się przeżywać.
― Jeszcze nigdy nikt mi nie robił zdjęć. Tylko w szkole kilka razy, do
legitymacji. ― zabrał rękę z dłoni Charlesa, nadal wpatrując się w
niego jak w obrazek. Chłopiec był tak blisko, że mężczyzna mógł poczuć
zapach rumiankowego szamponu, który mieszał się z chemicznym smrodem
farby. Mógł nawet zobaczyć kilka bladych piegów na jego nosie.
― A nawet na tamtych zdjęciach zawsze mrugałem i trzeba było robić
nowe. Nie wiem, jak mam się ustawić. Pomożesz mi? ― uśmiechnął się
prosząco.
Wszystko byłoby piękne, gdyby nie to, że ta ledwo dostrzegalna, drwiąca iskierka nie opuszczała jego oczu.
Koss Moss - 2018-07-15, 22:51
Josh
albo robił to z premedytacją, albo był urodzonym flirciarzem. A może to
tylko umysł starego, niezaspokojonego człowieka jest źródłem tych
wszystkich skojarzeń. Jednak tymi pytaniami Charles nie zawracał sobie
głowy zbyt długo, za bardzo skupiony na swoim markowym sprzęcie i
czarujących mlecznych udach.
― Zdejmij skarpetki, rzuć tam.
Uniósł lampę błyskową, a potem uśmiechnął się kącikiem warg.
― Maluj ścianę. Nie patrz na mnie. Odwróć głowę lekko w moją stronę. Mhm.
Zrobił kilka fotografii, wydając krótkie i konkretne polecenia. Dzieciak
był wdzięcznym modelem, a jego brak doświadczenia, o dziwo, skutkował
nie spięciem i sztucznością, a naturalnością – zwłaszcza później, gdy
młodzieniec odrobinę oswoił się z obiektywem.
― Odsłoń ramię. ― Kolejne polecenie było już sugestywne. ― Bardziej. Nie tak...
Charles odłożył sprzęt na mały stolik z puszką farby, zbliżył się i
szarpnął niedbale, ale z dużą siłą koszulę chłopca. Guzik odskoczył,
odsłaniając więcej apetycznego młodego ciała. Mężczyzna przesunął po nim
badawczym wzrokiem, a potem przeniósł spojrzenie na umazany farbą
pędzel.
― Zrób z nim coś. Zachowuj się tak, jakbyś próbował kogoś uwieść.
Patrz w obiektyw. Pędzel wyżej. Lewa dłoń, zapominasz o niej. Wsuń ją we
włosy. Potargaj je. Powoli. Zmysłowo. Nie mruż oczu. Rozchyl usta. Cały
czas uwodzisz.
Wśród śmiałych poleceń rozbrzmiewał dźwięk migawki. Charles był w swoim
żywiole. Uśmiechał się kącikiem warg na niektóre nieporadne gesty;
sugerował zmiany i wymyślał wiele kreatywnych póz, jakby zapomniał, że
(jak sam powiedział) mieli zrobić tylko kilka zdjęć.
― Połóż się na tych gazetach, mały.
Stanął nad Joshem.
― Dłonie naturalnie, pędzel obok głowy. Rozluźniasz palce. Mm.
Odłożył znów aparat i lampę, po czym zanurzył drugi pędzel w farbie i
ochlapał ją delikatne uda oraz rozchełstaną koszulę. Uśmiechnął się z
zadowoleniem, wziął aparat i przymierzył się do zdjęcia.
― Gdybyś mógł podwinąć ją i pokazać trochę...
Przerwał mu szczęk zamka na dole. Mężczyzna momentalnie znieruchomiał, a
potem gwałtownie się odwrócił i opuścił pokój, ściskając swoje
narzędzia pracy przy piersi, jak najcenniejsze rzeczy na świecie.
Półnagi Josh usłyszał głos Charlotte.
― Pomalowane?
Zdaje się, że na zdjęciach upłynęło im znacznie więcej czasu, niż obaj się spodziewali.
― W trakcie ― odparł jej Charles ze szczytu schodów. Odwrócił się
przez ramię i gestem przykazał chłopakowi doprowadzić się jak
najszybciej do porządku.
― Chętnie zobaczę, co zrobiliście.
― Pięknie wyglądasz, kochanie. ― Pan Stewart zastąpił jej drogę,
kładąc dłonie na jej biodrach, ale Charlotte od razu je z nich zdjęła.
― Nie czas na to, chcę zobaczyć kolor. ― Zmarszczyła brwi, gdy
zatrzymał ją ramieniem. ― Co ty taki rozogniony? ― Zmieniła nagle ton na
dużo ostrzejszy. ― Co tam się dzieje?
― Nic, skarbie. ― Charles uśmiechnął się oszczędnie i w końcu odsunął,
by dać jej przejść. ― Dopiero zaczęliśmy, bo zabrałem małego na lody.
― Nie jemy lodów przed...
― Wiem. To moja wina. ― Oparł się o poręcz i patrzył z góry na dzieci
wnoszące zakupy do domu. ― Mały nalegał, żebyśmy wrócili, ale miałem
taką ochotę.
― Poważny jesteś? Mamy chyba jakieś zasady w tej rodzinie? Żeby Josh musiał starego głupca upominać?
Ponad ramieniem odwróconej do Josha kobiety Charles uśmiechnął się lekko do swojego modela.
― Dlaczego Josh chodzi bez spodni? To już nie mogłeś mu żadnych dać?
Jaki ty jesteś bezmyślny! Nic nie można ci powierzyć. Mój drogi, ubierz
się, bo zmarzniesz i chodź na dół, czas pomóc przy obiedzie. A ty zjesz
dopiero, gdy pokój będzie pomalowany.
Charles wciąż stał przy poręczy; wyglądał na rozbawionego. Jak dobrze,
że nie przyłapała go z aparatem w dłoni. Gdy Josh chciał minąć
mężczyznę, mogło mu się zdawać, że ręka tego specjalnie poruszyła się,
by trącić przelotnie jego biodro; jeśli jednak się odwrócił, to nie
zobaczył na twarzy przybranego ojca żadnej co do tego wskazówki.
Fleo - 2018-07-19, 20:25
Josh,
na szczęście, zdążył zasłonić się koszulą i doskoczyć do ściany.
Chwycił pędzel go góry nogami, ale pani Stewart chyba tego nie
zauważyła.
― Proszę pani... Mamo... ―
odezwał się. Głos miał lekko schrypnięty, bo zaschło mu w ustach. Nie
był głupi. Wiedział, że jeśli Charlotte przyłapałaby ich na tym, że
robili zdjęcia, zamiast malować ściany - obaj mieliby przechlapane.
Poczuł lekkie ukłucie złości, kiedy Charlotte nazwała tatę starym głupcem.
― Tata chciał dać mi spodnie. ― wyrwało mu się. ― ...Ale nie chciałem
ich pobrudzić. Taka farba nie zejdzie za szybko, szkoda ubrań. ― zerknął
na Charlesa i zobaczył, że ten się do niego uśmiecha.
Stres, który ściskał go za gardło, ustąpił miejsca narastającemu rozbawieniu. Teraz on i tata mieli tajemnicę.
Opuścił wzrok, udając, że jest mu przykro, że nie ubrał spodni - ale starał się ukryć drgające kąciki ust.
Ucieszył się, kiedy Charlotte odesłała go na dół.
Ruszył, żeby obmyć się z farby i przebrać. Kiedy przechodził obok Charlesa przeszedł go dreszcz. Wydawało mu się, że...
Odwrócił się, ale tata na niego nie patrzył.
― Obierzesz ziemniaki. Starczy pięć dużych. ― kiedy zszedł do kuchni, Charlotte od razu dała mu zadanie.
Rudy Patrick tarkował kiszone ogórki, a na kuchence już stał duży garnek.
―Potem pokroisz je na małe kostki. Do zupy. ― zarządziła i wrzuciła do garnka kilka zielonych listków.
W kuchni było bardzo cicho, słychać było tylko ciche skrobanie noży.
Josh prawie wypuścił ziemniaka z ręki, kiedy Charlotte nagle się odezwała.
―Nie mogę uwierzyć, że zabrał cię na lody przed obiadem. Dobrze
wiedział, że w tym domu nie jemy słodyczy przed obiadem. ― to naprawdę
wyprowadziło ją to z równowagi. Odłożyła nóż i wytarła dłonie o fartuch.
Po chwili zniknęła już na schodach.
Josh odprowadził ją wzrokiem. Charlesowi chyba się oberwie...
― Jutro idziemy do kina. ― powiedział Patrick, wyrywając Josha z
zamyślenia. ― Mama kupiła bilety. Grają film o Noe i Potopie. ―
uśmiechnął się szeroko do brata i zabrał się za krojenie marchewki. ―
Mama może kupi popcorn. Fajnie, co? Dawno nie byliśmy w kinie. Mama nie
lubi tam z nami chodzić, a tata nigdy nie ma czasu. Mama mówi, że te
wszystkie filmy, co je grają w kinie, to są głupie i przewracają w
głowie. ― wyrzucał z siebie słowa jakby był karabinem maszynowym, a nie
człowiekiem. ― I widzieliśmy dzisiaj psa bez ogona. Pytałem mamy, czy
moglibyśmy pojechać do schroniska i adoptować psa, ale mama mówi, że i
tak już ma nas za dużo w domu... ― Josh przestał się skupiać na tym, co
Patrick mówi. Słowa chłopaka gdzieś się rozpływały, a blondyn myślał nad
tym, co działo się u góry.
Nie wiedzieć kiedy, ale siedział już przy stole i jadł zupę. Była
trochę kwaśna, ale całkiem smaczna. Charlotte nie kłamała - Charlesa nie
było przy stole przy obiedzie.
Kiedy mama pozwoliła mu odejść od stołu od razu pobiegł na górę, sprawdzić, czy tata nadal maluje ściany.
Koss Moss - 2018-07-22, 15:25
Charles kończył malowanie, trzymając w zębach papierosa. Nie ze względu
na Charlotte i jej nakaz – gdyby chodziło o nią, wyszedłby z domu i
zjadł znacznie lepszy obiad na mieście. Malował dla Josha. Chłopak
zasługiwał na ładny pokój – ostatecznie tak dużo przeszedł. Poza tym tak
ładnie dla niego pozował. Gdyby nie te zabawy przed obiektywem, już
dawno by skończyli. Charles był mu to winien.
Odwrócił się przez ramię na dźwięk kroków i obdarzył młodzieńca
niepozbawionym sympatii (i czegoś jeszcze) półuśmieszkiem. Zmierzył go z
góry na dół, a potem wrócił do sunięcia wałkiem po ścianie. Niestety
już po chwili do pokoju wpadł Patrick, nie pozwalając im zamienić ze
sobą słowa. Najwidoczniej nie mógł się obejść bez ojca. Wydawał się też
bardzo zazdrosny, kiedy Josh przebywał sam na sam z Charlesem.
― Co robisz, tato? Tato! Palisz papieros?
― Coś ci się zdawało ― odpowiedział mężczyzna, nagle dziwnie znużony.
― Mama będzie zła!
― Mama się nie dowie. Idźcie się pobawić. ― Machnął na nich ręką,
jakby próbował odgonić nachalną muchę. Kiedy chłopcy poszli do ogrodu,
dokończył malowanie i poszedł pod prysznic. Potem minął w korytarzu
żonę, nie odpowiadając na żadne z jej zaczepnych pytań, wyszedł z domu,
wsiadł do samochodu i pojechał na obiad. Wyglądał na zirytowanego.
Charlotte też była zdenerwowana. Bardzo szybko zagoniła rozbrykane
dzieci do pracy. Nie powiedziała ani słowa na temat Charlesa i jego
zachowania, ale ewidentnym było, że to on ją rozjuszył. Wyżywała się na
pociechach, zaganiając je do kolejnych zajęć, i z godziny na godzinę
robiła się coraz bardziej agresywna, coraz bardziej czerwona i coraz
mniej stabilna.
― Miałeś posprzątać łazienkę, a nie się bawić! ― krzyknęła ostro na
płaczącego Freddiego, który był już po prostu zmęczony. ― Niewdzięczny
bachorze… Czego ryczysz. Źle ci? Źle ci? Lepiej by ci było na ulicy, tak
uważasz?
Przestraszona Nina przybiegła do Patricka, którego zadaniem było
odkurzanie z Joshem całego szkła w domu, i przytuliła się do jego uda,
szlochając. Chłopak zrobił przestraszoną minę, a kieliszek w jego dłoni
zadrżał. Popatrzył na siedzącego po drugiej stronie stołu brata.
― Tata na pewno już niedługo wróci ― wymamrotał. ― Mama czasem jest zmęczona i musi spać, i tata musi ją położyć.
Ale Charles nie wracał bardzo długo i kiedy już Charlotte doprowadziła
do tego, że roztrzęsiony Freddie zaczął szorować kąciki łazienki,
przyszła również do Josha i Patricka.
― A wy co wyprawiacie? ― wycedziła, przy czym całkowicie zignorowała
córkę. Wydawało się, że jej agresja ukierunkowana była na mężczyzn. ―
Jeszcze nie skończyliście? Może tylko udajecie, że je czyścicie.
Myślicie, że w ten sposób wymigacie się od roboty?
― Nie, mamusiu ― powiedział szybko Patrick. ― Robimy wszystko starannie i powoli, tak jak kazałaś!
― Bzdura! ― wykrzyknęła Charlotte. ― Słyszałam rozmowy! Macie mnie za
głupią? Lenie śmierdzące, nieroby… Wzięłam was pod swój dach, a wy tak
się odpłacacie. Do pracy! Do PRACY!
Czknęła i zachwiała się, w ostatniej chwili łapiąc o stół. Niestety,
kiedy mebel się zatrząsł, kilka kieliszków przewróciło się i stoczyło z
blatu, kończąc swój żywot na podłodze. To tylko jeszcze bardziej
rozwścieczyło kobietę… Dochodziła dwudziesta druga, a Charles nadal był
poza domem.
Fleo - 2018-09-12, 20:47
Wszystkie
dzieci, łącznie z najstarszym chłopcem, były przerażone wybuchem złości
Charlotte, a jej upadek jeszcze bardziej je wypłoszył.
Patrick zbladł, a Nina wciągnęła głośno powietrze i zaczęła dyszeć,
jakby miała się zaraz udusić. Josh dostrzegł, że Charlotte mocno
pokaleczyła sobie rękę, a na podłodze pojawiły się kropelki krwi.
Blondyn był przestraszony, ale Patrick wlepiał w niego tak błagalne
spojrzenie, że musiał coś zrobić. Był najstarszym bratem, prawda?
― Patrick, weź Ninę do góry. ― poprosił i po chwili już kucał przy
Charlotte. Skrzywił się, bo poczuł dobrze mu znany zapach wódki.
Mieszkał już w kilku rodzinach, gdzie nadużywało się alkoholu, ale Charlotte... Ona nie wyglądała na kogoś, kto mógłby pić.
― Proszę pani... ― zaczął. Starał się opanować drżenie głosu. Ile razy
dostał pasem po skórze od pijanych "rodziców"? Oni prawie zawsze byli
agresywni.
―Proszę pani, ja to zaraz posprzątam. ― klęknął koło niej i złapał ją
za pokaleczoną rękę. Wyrwała mu ją, ale on znowu ją złapał. ―Trzeba to
przemyć i zakleić plastrem, to nic poważnego. ― kobieta znowu zabrała
rękę i podparła się, żeby wstać, kalecząc ją sobie jeszcze bardziej.
Josh spojrzał na Patricka, który nie ruszył się jeszcze z miejsca.
Nina nadal łapała głośne oddechy.
― Patrick! ― syknął na chłopca, bo Charlotte już się odwracała, żeby
spojrzeć na rudzielca, a Josh dobrze wiedział, że teraz należało ją
jakoś uspokoić, a nie denerwować jeszcze bardziej.
Piegus zerwał się z krzesła i wziął małą Ninę na ręce i niepewnie wycofał się z kuchni.
― Proszę pani...? ― Josh znowu podszedł do Charlotte.
Minęło dużo czasu, zanim chłopcu udało się odprowadzić Charlotte do
sypialni i zmusić ją do położenia się do łóżka. Kosztowało go to kilka
minut szarpaniny, tonę obelg i trzy bardzo mocne policzki, po których
lewa strona twarzy piekła go niemiłosiernie, ale Charlotte chyba
zasnęła.
― Połóż dzieci do łóżek, ja posprzątam na dole. ― szepnął wychodząc z
pokoju przyszywanych rodziców. Jego nowy brat stał w korytarzu odkąd
Josh zniknął z Charlotte w sypialni. ― I ucisz Ninę, pani Charlotte w
końcu zasnęła. ― Patrick wpatrywał się w Joshuę wielkimi
zaczerwienionymi oczami. On też płakał.
― No już. Ja zaraz przyjdę ci pomóc. ― coś go tknęło na widok
zasmarkanego chłopca i ton mu złagodniał. ― Wszystko będzie dobrze. ―
podszedł do chłopaka i poczochrał mu czule włosy.
Chłopak wydał z siebie dziwny dźwięk, coś jakby się zakrztusił i
kaszlnął jednocześnie. Mocno objął Josha za szyję. Po chwili go puścił i
zniknął w sypialni maluchów.
Dochodziła prawie północ, kiedy Joshua w końcu zszedł do kuchni i zajął
się potłuczonym szkłem. Co większe kawałki zagarniał na szufelkę
palcami, aż jeden z najbardziej szpiczastych wbił mu się w palec.
Koss Moss - 2018-09-12, 21:26
Drzwi wejściowe trzasnęły, pchnięte przez przeciąg, i w holu rozległo
się zduszone przekleństwo. Charles zamknął je na klucz, skierował kroki
do rozświetlonej kuchni i… zamarł.
Na podłodze klęczał Josh, a wokół niego była kałuża krwi, z której – niczym sterczące z oceanu skały – wystawały odłamki szkła.
― Joshua ― wydusił zszokowany mężczyzna, a potem w kilku krokach
przypadł do niego, kucnął obok, miażdżąc butami szkło, i złapał go za
nadgarstek. ― Skarbie, co tu się… To wszystko twoja krew?
Chłopiec był bardzo blady i przestraszony – i Charles pożałował, że
uniósł się i wyszedł, zostawiając dzieci pod opieką żony. Dobrze znał
Charlotte i wiedział, że potrafiła czasem wybuchnąć, jednak alkoholu,
który tak bardzo wzmagał w niej agresję, zdarzało się jej nadużywać
bardzo rzadko.
Niestety, najwyraźniej nie dość rzadko, by mógł bez obaw wyjść wieczorem.
― Zostaw to. Chodź. Do łazienki.
Objął młodzieńca w pasie i troskliwie poprowadził do sąsiedniego
pomieszczenia, by opłukać nieszczęśnikowi zranioną dłoń pod chłodną
wodą.
― Co tu się stało ― zapytał ochryple, choć chyba nie musiał. ― Reszta już śpi?
Fleo - 2018-09-12, 22:46
―
Nie, to nie moja... To pani Charlotte się skaleczyła i potłukły się te
wszystkie... ― głos mu się załamał. Stres, który w nim narastał przez
cały wieczór zdawał się właśnie wyciekać z niego razem z tą małą strużką
krwi cieknącą teraz do zlewu.
― Ona... się wściekła. ― powiedział, przełykając gulę w gardle. ―
Wściekła się i zaczęła krzyczeć. ― obserwował jak woda rozcieńcza krew i
jak palce Charlesa próbują wygrzebać kawałek szkła z jego palca.
Przyglądał się jego zmęczonej twarzy i zmarszczonych w skupieniu
brwiach.
Syknął cicho, bo opuszka zaczęła nieprzyjemnie pulsować kiedy Charles wyciągnął z niej szkło.
― Patrick poszedł uspokoić Ninę, bo ona zaczęła tak dziwnie
oddychać... ― nie mógł zebrać słów, żeby opowiedzieć wszystko, co tu się
działo.
― Wszyscy się bali, bo ona krzyczała i krzyczała, a potem się
przewróciła i rozbiła szkło, które ja i Patrick czyściliśmy. ― wyrzucał z
siebie, nie dbając o to, że wszystko to jest strasznie pomieszane.
―Pomogłem jej, bo pokaleczyła sobie rękę... A potem poszła spać. Ja ją
poprosiłem, żeby zasnęła, bo była... ― urwał.
― Zachowywała się, jakby oszalała.
Zamilkł na chwilę. Charles przez ułamek sekundy sprawiał wrażenie, jakby chciał dotknąć ustami krwawiącego palca.
― Gdzie byłeś? ― zapytał w końcu chłopiec. Głos miał o wiele
silniejszy, niż przed chwilą. ― Dlaczego nie było cię tak długo? ― w
niebieskich oczach widać było cień wyrzutu.
Koss Moss - 2018-09-13, 17:21
Charles wyciągnął z szafki apteczkę, a z niej materiały do opatrunków.
Starannie opatrzył zraniony palec, dość mocno wiążąc bandaż, by
przypadkiem się nie zsunął. Wysłuchał skarg wstrząśniętego i wyraźnie
roztrzęsionego syna, nie przerywając, a na końcu, tknięty uczuciem
troski, wyciągnął ramię i zagarnął drżące ciało do swojej piersi.
― Szz – szepnął. ― Bardzo dobrze się spisałeś, skarbie. Zaopiekowałeś się wszystkimi jak dorosły. Już dobrze. Już jestem obok.
Przez chwilę gładził miękkie włosy Josha, po czym delikatnie go od siebie odsunął.
― Pójdę zobaczyć, co z Charlotte. Połóż się już, wszystkim się zajmę. Idź do Patricka, tak?
To rzekłszy, udał się z apteczką na górę. Zajrzał do pokojów dzieci,
upewnił się, że są całe i śpią, i poszedł do sypialni. Długo z niej nie
wychodził, ale w końcu drzwi otworzyły się i mężczyzna wrócił do salonu z
zamiarem spędzenia tam nocy.
Opatrzył żonę i upewnił się, że nic jej nie jest, ale miał jej wiele do
zarzucenia. Dość dużo, by nie mieć ochoty spędzić nocy u jej boku.
Po prysznicu w samych bokserkach zamiótł szkło, zmył plamę krwi i
przystąpił do rozkładania kanapy, wciąż jeszcze głęboko wstrząśnięty
zastałą sytuacją.
Wiedział, że mogła się skończyć znacznie gorzej. Najbardziej źle czuł
się z powodu Josha. Dopiero co z nimi zamieszkał, a już musiał być
świadkiem takich okropności. Pewnie dla wszystkich dzieci było to
traumatyczne przeżycie, ale to Josh musiał zapanować nad sytuacją. Był
najstarszy, ale przecież wciąż pozostawał dzieckiem.
Fleo - 2018-11-14, 23:40
Joshowi
wcale nie podobało się to, że został potraktowany jak małe dziecko.
Głaskanie po włosach było miłe, ale nie tego oczekiwał. Jasne, rozumiał,
że jest dzieciakiem, ale zajął się wszystkim, tak? Dopilnował
dzieciaków, chyba należy mu się słowo wyjaśnienia, a nie klepanie po
plecach? Przestraszył się, ale to nie znaczy, że trzeba traktować go jak
gówniarza. Chyba każdy, będąc na jego miejscu, by się przestraszył.
Poszedł do góry. Zaglądnął do Patricka, ale po chwili zastanowienia i
przebraniu się w piżamę, zszedł znowu na dół. Musiał porozmawiać z
Charlesem.
Przez głowę przeszła mu myśl, że może Charlotte często taka jest, a jemu
nikt o tym nie powiedział. Jeśli tak, to chciałby wiedzieć, na przyszły
raz będzie choć trochę przygotowany.
Miał ochotę wyrzucić Charlesowi, że niepotrzebnie zaadoptowali kolejnego
dzieciaka, skoro nie potrafią się zająć tymi, które już mają. Przecież
te najmłodsze były dzisiaj przerażone! Charles ich zostawił. Po prostu
sobie gdzieś pojechał i nie wracał aż do nocy. Co to za ojciec?
Szczególnie, że na pewno wiedział, że jego żona jest tak wybuchowa. To było gorsze niż Dom Dziecka.
― ... ― wszedł do salonu. Przyglądał się, jak Charles siłuje się z
kanapą. Długo się nie odzywał, bo nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
― Ona... Znaczy pani Charlotte... Ona często tak ma? ― oparł się
skronią o framugę drzwi, krzyżując ramiona na piersi. Jeszcze przed
chwilą był wściekły, ale widok bezradnej twarzy Charlesa jakoś to
załagodził. Potem zrobiło mu się głupio, bo nie miał podstaw do bycia
złym na nowego ojca.
― Pomogę ci. ― podszedł do kanapy i złapał ją z drugiej strony i pociągnął z całej siły.
Kanapa skrzypnęła okropnie i coś w niej trzasnęło, ale rozłożyła się.
― Co się stało? Czemu ona tak zareagowała? ― naprawdę chciał zrozumieć.
Pomógł Charlesowi rozłożyć prześcieradło. Miał okropną ochotę zapalić papierosa.
Koss Moss - 2018-11-18, 23:30
Charles popatrzył na niego zmęczonym wzrokiem.
― Nie. Nieczęsto ― odpowiedział ochryple, rzucając na łóżko poduszki i
wreszcie kołdrę. ― Bardzo rzadko. Przykro mi, że to się stało akurat
dziś. Kiedy pije, traci nad sobą kontrolę, ale zwykle nie dotyka
alkoholu.
Wyciągnął przed siebie rękę i zagarnął drobne ciało chłopca do siebie,
obejmując je w talii. Josh naprawdę ją miał – jego sylwetka była taka
smukła, tak delikatna, że momentami trudno było uwierzyć, że to młody
mężczyzna.
Zapewne wkrótce się to zmieni, Josh wyrośnie, zmężnieje, ale póki co był tak subtelny, słodki, kuszący…
Charles wsunął nos w jego włosy i lekko ucałował go w czoło.
― Byłeś taki dzielny ― mruknął, po czym pochylił się i złączył ich
czoła. Patrzył młodzieńcowi w oczy, mrużąc własne. ― Taki dojrzały.
Podoba mi się to w tobie, Josh. Bardzo.
Kącik jego warg na ułamek sekundy uniósł się w krzywym, nieco ponurym uśmiechu.
― Nie musisz się już martwić. Niczym.
Wypuścił go z ramion dość nagle, czując się paskudnie.
Jak stary zboczeniec. Chłopiec przyszedł do niego po pocieszenie, po
odpowiedzi. Był przestraszony i niespokojny, a on myślał tylko o tym,
jak ciepłe i apetyczne jest jego młode ciało, i w jak wielu aranżacjach
mógłby je przedstawić.
Okropne, godne pogardy.
Przysiadł na materacu i bezradnie przeczesał sobie włosy. Czuł się słaby.
― Potrzebujesz czegoś jeszcze, mały? ― zapytał w przedłużającej się cieszy, gdy Josh nie ruszył się z miejsca.
Och, niech nie patrzy tak na niego, niech nie patrzy spojrzeniem o wiele dojrzalszym niż wskazywałoby na to młodziutkie ciało.
Niech nie patrzy, jakby chciał go pochłonąć – to nie do wytrzymania.
Fleo - 2018-11-19, 20:35
Serce chłopaka załomotało trochę szybciej, kiedy Charles przygarnął go do siebie.
Zamknął oczy i zaciągnął się przyjemnym zapachem pasty dezodorantu, żelu
pod prysznic i czegoś bardziej ludzkiego, co przebijało się przez tę
mieszankę. To ostatnie podobało mu się najbardziej.
Nie doświadczył w życiu za wiele ciepła, nie rozróżniał więc ojcowskiej
troski od oznak pożądania. Dla niego nie było różnicy, czy Charles
pocałował go w czoło, czy pocałowałby w policzek - jedno i drugie
oznaczało zainteresowanie i sympatię, i mogło prowadzić do innych
pocałunków.
Nie przeszkadzało mu to, a nawet mu pochlebiało. To pokazywało, że
Charles go lubi i, że sam potrzebuje ciepła. Chłopak łaknął tej
czułości. Chciał być kochany, a kto może kochać bardziej, niż tata?
Nie zdążył się głębiej nad tym zastanowić, bo Charles się odsunął. Chłopcu nagle zrobiło się nieprzyjemnie zimno.
Wlepił w niego spojrzenie jasnych oczu. Trochę oskarżycielsko, ale
wydawał się rozumieć to, co czuje Charles. Patrzył na niego w sposób w
jaki patrzy dorosły, a nie dziecko.
Podtrzymywał ten kontakt wzrokowy odrobinę dłużej, niż wypadało.
― Mogę jeszcze chwilę zostać? ― zapytał. Nie czekał na odpowiedź, tylko usiadł obok Charlesa i skrzyżował nogi.
― Też nie musisz się martwić. Burza już przeszła. ― w końcu się
uśmiechnął. Wyciągnął do niego rękę i trącił palcami jego dłoń,
odciągając ją od włosów.
― Jesteś smutny? ― wsunął palce w dłoń Charlesa ostrożnie, nadal
obserwując jego profil. Oczy mu błyszczały trochę niezdrowo. Miał na
sobie tylko za dużą koszulkę i skarpetki, a przez to, że siedział po
turecku uda miał odsłonięte trochę za bardzo.
Rzeczywiście nie nabrał jeszcze męskiej szorstkości. Nie był też
dziewczęcy. Był czymś zupełnie innym. Nie miał tak kształtnych łydek jak
Charlotte, nie miał też wystających kolan Patricka. Był szczupły, ale
nie kościsty. Wydawał się smukły i miękki jednocześnie. Jaka szkoda, że nie zostanie taki przez całe życie...
Zwilżył usta końcem języka i spojrzał na Charlesa w taki sposób, że trudno było uwierzyć, że to niewinne dziecko.
Kiedy Charlotte ostatnio tak na niego
spojrzała? Kiedy ostatnio poświęciła mu chwilę? Kiedy ostatnio mógł
poczuć się przy niej wartościowy i ważny? Kiedy ostatni raz widziała w
nim mężczyznę?
― Mogę cię jakoś pocieszyć? ― Josh przyciągnął powoli dłoń Charlesa w swoją stronę.
Koss Moss - 2018-11-19, 21:17
Charles
w głębi duszy modlił się o to, żeby chłopiec się oddalił. Żeby po
prostu wrócił na górę, do swojego rodzeństwa. Był zbyt świeży, zbyt
piękny i zbyt młody.
Miał przed sobą całe życie, którego nie powinien psuć żaden stary zwyrodnialec.
Patrzyli sobie w oczy. To byłoby tak proste, nachylić się teraz i
odebrać temu chłopcu całą jego niewinność (ale czy na pewno był tak
czysty?).
Jak by zareagował? Czy te różowe usta, gdyby na nie naparł, rozchyliłyby
się przed nim zapraszająco? A może zacisnęły, a szczupła dłoń
spoczęłaby na jego piersi i odepchnęła go; i w powietrzu zawisłoby to
okropne, okropne pytanie, po którym już nigdy nie spojrzałby mu w oczy –
„co robisz, tato?”.
Co robił? Co najlepszego wyprawiał, kładąc dłoń na szczupłym kolanie i
przesuwając ją w górę mlecznego uda, po skórze tak gładkiej, tak
ciepłej…
Może choć raz mógłby po prostu dostać to, co jest mu należne, może choć
raz mógłby brać, a nie tylko dawać. Charlotte była taka zimna, taka
nieczuła, a Josh… Josh, on był…
― Nie jestem smutny, chłopcze ― powiedział i dość nagle wyszarpnął
dłoń z delikatnego uścisku chłopca, drugą odrywając od jego uda. ― Jest
już bardzo późno. Rozumiem, że miałeś dziś sporo przeżyć, ale czas
najwyższy iść już spać. Marsz na górę.
Kiwnął głową w kierunku schodów.
Chwila intymności, którą dzielili, przepadła bezpowrotnie. Zniszczył ją. Tak było bezpieczniej.
Od tego czasu nie zdarzyło im się przebywać sam na sam. Charles unikał
takich sytuacji, jak tylko mógł. Biedny Josh mógł nawet pomyśleć, że
czymś go rozgniewał.
Wakacje dobiegały już końca, a oni zamienili ze sobą tylko kilka słów.
Tłem dla zwykłego rodzinnego życia były małżeńskie kłótnie, które
odbywały się za zamkniętymi drzwiami sypialni. Dzieci pewnie nawet nie
były ich świadome, ale Josh – najstarszy i najbardziej świadomy –
słyszał kilka razy, jak Charlotte używa wobec Charlesa wyjątkowo
nieprzyjemnych określeń.
„Tylko myślisz o tym, gdzie włożyć kutasa”, syczała raz do niego.
„Wszyscy jesteście tak obrzydliwi, jakby nic poza fizycznością nie miało
już znaczenia. Módl się do Boga o przebaczenie, bo inaczej będziesz się
smażył w piekle za te brudne myśli. Pomyśl lepiej o dzieciach, co
ostatnio dla nich zrobiłeś? Nic, liczą się dla ciebie tylko te gołe
dupska, które fotografujesz.”
Charles mógł udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy szedł z małżonką pod ramię do kościoła.
Mógł udawać to przed całym światem, ale nie mógł oszukać rezolutnego
chłopca, który stale był gdzieś obok, młody, piękny, świeży. Na
wyciągnięcie ręki. Remedium na wszystkie jego problemy.
Nadszedł wrzesień. Josh miał po raz pierwszy iść na lekcje w nowej
szkole – nie zapowiadało się to przyjemnie, bo już na ceremonii
rozpoczęcia roku szkolnego nie spodobał się pewnym chłopcom z klasy.
Wszyscy wydawali się ze sobą zżyci i nie wyglądało na to, aby mieli chętnie przyjąć do swojego grona nowego ucznia.
Charles odwiózł Josha i Patricka pod szkolną bramę zaraz po tym, jak zawieźli młodsze dzieci do drugiej placówki.
Siedząc w samochodzie, posłał Joshowi w lusterku długie spojrzenie.
― Tylko bądźcie grzeczni ― wychrypiał. ― Josh… Głowa do góry, na pewno
szybko znajdziesz przyjaciół. Patrick ci pomoże. Poczekacie w świetlicy
i przyjadę po was o szesnastej. Pojedziemy na lody.
Fleo - 2018-11-19, 23:18
Pierwszy
dzień w prawdziwej szkole, nie takiej, do której chodziły dzieciaki z
domu dziecka, ale tej prawdziwej, pełnej nowych i ciekawych osób, był
dla Josha bardzo ekscytującą wizją.
Przez ostatnie dni wakacji rozmyślał o tym jak tam będzie. Myślał, że
dołączy do jakiejś drużyny, może zapisze się na dodatkowe zajęcia i
znajdzie w końcu grono kolegów. Przestanie chować się gdzieś z boku i
zacznie prawdziwe życie.
Już tydzień wcześniej podpisał wszystkie zeszyty, starannie obłożył
książki i powymazywał z nich ślady pozostawione przez poprzednich
właścicieli. Uprasowany mundurek wisiał na wieszaku przy drzwiach
czekając na wielki dzień.
Chłopiec wyobrażał sobie, że nowej szkole będzie jednym z tych
popularnych, że będzie chodził na imprezy z chłopakami ze starszych
klas, może nawet nauczy się jeździć na deskorolce, albo skuterze? Tak na
złość rodzicom.
Cały czar prysł na rozpoczęciu roku. To miała być jego przepustka do
nowego życia, a został zepchnięty na bok. Nie dość, że był jedynym nowym,
to jeszcze okazał się być " tym dzieciakiem z bidula". Plotki szybko
się rozchodziły. Słyszał, jak kilku chłopaków się śmieje, że kościelna wariatka kolekcjonuje sieroty.
Ostatniej nocy nie mógł zmrużyć oka. Zamiast się cieszyć, jak jeszcze
kilka dni temu, odczuwał strach. Jak miał się wpasować w którąś z grup?
Przecież większość z nich chodziła ze sobą do klasy od samego początku.
Mieli dużo czasu, żeby się zżyć, a z tego, co zauważył raczej nie byli
zbyt dobrze do niego nastawieni. Do tego wszystkiego rodziców nie było
stać na nowe podręczniki. Przy tylu dzieciach, szczególnie w sierpniu,
wydatków było od groma. Musieli kupić nowy mundurek dla Patricka, który
przez wakacje bardzo wyrósł. Mundurek dla Josha, jakieś przyzwoite
ubrania, nowe strój na wf, zeszyty, torbę ze szkolnym emblematem i całą
masę innych rzeczy. Chłopcu nie przeszkadzało to, że większość z tych
rzeczy była już używana, ale nie wiedział jak zareaguje na to reszta
klasy.
Oprócz rozmyślania o szkole myślał też o domu, w którym się znalazł. O
tym, jak bardzo irytujący zrobił się Patrick, o tym, że Charles i
Charlotte ciągle się kłócą, o tym, że dzień w dzień musi klękać przed
krzyżykiem i modlić się, chociaż sam nie wiedział, czy jeszcze wierzy w
Boga. Myślał też o samym Charlesie, który wyraźnie przestał go lubić.
Unikał chłopca, prawie w ogóle się do niego nie odzywał. Josh mógł
policzyć na palcach jednej ręki słowa, które do niego wypowiedział. Nie
wiedział tylko co takiego się stało. Ostatnie chwile, jakie spędzili
wspólnie były przecież miłe. Może Charles uznał, że to przez Josha
Charlotte wtedy tak wybuchła? Może Josh nieświadomie go zdenerwował, a
może Charlesa obrzydził dotyk jego skóry, kiedy wtedy położył mu rękę na
nodze?
Rozmyślał o tym jeszcze w drodze do szkoły. Nie dochodziło do niego za
dużo z tego, o czym trajkotał Patrick. Chciał, żeby rudzielec w końcu
się przymknął i przestał aż tak się ekscytować wszystkimi lekcjami,
które dzisiaj go czekają.
― W świetlicy jest fajnie, chodzą tam inne chłopaki. Czasami pani Maple puszcza nam film i są tam komputery...
Josh drgnął na dźwięk głosu Charlesa. Złapał jego spojrzenie w lusterku.
Miał ochotę odpowiedzieć, że z Patrickiem u boku raczej trudno będzie
mu znaleźć nowych kolegów, ale zagapił się w odbicie zmęczonych oczu taty.
Nie odwrócił wzroku, ale nie odpowiedział mu ani słowem. Nawet się nie
uśmiechnął. Wyglądał jakby był zły na Charlesa. Skrzywił się i bez słowa
wyszedł z auta.
― To pa, tato! ― Patrick za to wyszczerzył zęby i zaraz pobiegł za starszym bratem.
Dzień w szkole był właśnie taki, jak sobie wyobrażał. Na każdej lekcji
musiał wstać i przedstawić się nauczycielowi i klasie. Musiał
opowiedzieć kilka zdań o sobie. Po pierwszych trzech razach miał już
dość i pragnął tylko zapaść się pod ziemię.
Na domiar złego, na przerwie obiadowej znalazł go Patrick, który
przylepił się do niego i nie opuszczał ani na krok. Gadał bez przerwy.
Josh, niewyspany i zawstydzony do reszty myślał, że nie może być gorzej.
Zmienił zdanie, kiedy doszli na stołówkę i usiedli przy jednym z
długich stołów.
Patrick, po wyciągnięciu z torby kanapek i rozłożeniu ich na talerzu, przeżegnał się i zaczął się modlić.
Nie minęło dużo czasu aż zauważyła to grupka chłopców w nowej klasy Josha.
― Patrick, przestań. ― poprosił szeptem Josh, ale rudzielec wydawał
się go nie słyszeć. Miał zamknięte oczy i nadal się modlił.
Chłopcy przysiedli się do stołu, przy którym siedzieli bracia.
― Ej, nakrapiany, modlisz się o to, żeby zeszły ci te ciapy z buźki,
czy o to, żeby twój następny brat nie był taką ciotą? ― zapytał jeden z
nich i roześmiał się. Łypnął na Patricka, ale chłopak zachował zimną
krew. Przeżegnał się kończąc swoją modlitwę.
― Po co się przysiedliście? Wcale nie chcemy z wami siedzieć. ― powiedział swoim zwykłym przemądrzałym tonem.
Koss Moss - 2018-11-20, 23:39
―
Zobacz. Piegowaty ryj ma nam coś do powiedzenia. ― Harry, wyraźny
przywódca grupy, uśmiechnął się pogardliwie. ― Ale wyszczekane to się
zrobiło! ― Zaśmiał się podle i jednym ruchem zrzucił tacę z kanapkami na
ziemię. ― Za karę żryj z podłogi.
― Co zrobiłeś? Powiem wszystko pani! ― zawołał Patrick, patrząc na porozrzucane kanapki.
― Nie słyszałeś, co powiedział Harry? Zażeraj! ― John złapał Patricka
za ramiona i zrzucił go z ławki na podłogę. ― Żryj, zobacz jakie dobre!
Mamusia ci zrobiła, a ty taki niewdzięczny? Pozwolisz, żeby się
zmarnowały?
― A ty? ― Kiedy John próbował zmusić Patricka do jedzenia z podłogi,
Harry popatrzył na Josha. ― Sierotka Marysia. Też jesteś jebnięty, jak
braciszek? Jak cała wasza rodzinka? Pomodlisz się do bozi, żeby ci
pomogła?
― Co tu się dzieje? ― Chłopcy mieli szczęście; na stołówkę weszła jedna z nauczycielek i oprawcy błyskawicznie się rozbiegli.
Patrick zaszlochał cicho i wstał, ale pozostał przygarbiony.
― Co się dzieje, Patricku? ― dopytywała, jednak chłopiec zamknął się w sobie.
Harry i jego koledzy obserwowali z bezpiecznej odległości, czy aby któryś ze Stewartów na nich nie donosi.
Semestr nie zaczął się najlepiej i szybko okazało się, że większość
przerw Josh i Patrick będą musieli spędzać na unikaniu szkolnych
chuliganów, jeżeli zależy im na uniknięciu kolejnych przykrych sytuacji.
Mieli szczęście, że musieli poczekać dłużej, w świetlicy. Josh mógł się
tylko domyślać, że wyjście ze szkoły w przeciwnym razie nie byłoby
proste.
Patrick był bardzo milczący, kiedy wsiadł do samochodu Charlesa. Mężczyzna odwrócił się, żeby na niego popatrzeć
― A co to za mina? ― zapytał. ― Aż tak was dziś wymęczyli?
Zerknął krótko na Josha, którego oblicze również nie wyrażało radości, a
potem szybko przeniósł wzrok na przednią szybę i zapalił silnik.
― Nie spodobało ci się w szkole? ― zadał kolejne pytanie w ciężkiej
ciszy. ― Josh? ― sprecyzował, kiedy nikt mu nie odpowiedział. ― Co z
wami, chłopaki…
Fleo - 2018-11-21, 00:38
W
Joshu gotowało się od tej niefortunnej przerwy. W głowie snuł
scenariusz za scenariuszem - co mogłoby się stać, jeśli nauczycielka nie
rozgoniłaby tamtych chłopaków.
Nigdy wcześniej nie był jeszcze w takiej sytuacji, nie wiedział jak ma się zachować.
Patrick go drażnił, ale serce mu się krajało, kiedy widział jak młody
płacze. Czuł się jeszcze gorzej jak zasmarkany rudzielec wbił w niego te
swoje wielkie oczy. Były pełne wyrzutu.
Czemu mnie nie obroniłeś?
Cholera, przecież był starszym bratem! Powinien coś zrobić. Postawić
się, może przyłożyć jednemu i drugiemu. Nie powinien pozwolić im znęcać
się nad młodym w taki paskudny sposób.
Miał niemiłe wrażenie, że skończyłby ze złamanym nosem, ale tamci wiedzieliby, że nie mogą nim pomiatać...
― Co? ― głos Charlesa wyrwał go z zamyślenia. Napotkał jego spojrzenie
i szybko odwrócił wzrok. Wbił go w Patricka, który ciągle wycierał nos.
― Dużo zadali. - burknął rudy i zapiął pas.
Josh pierwszy raz widział go takiego. Nigdy wcześniej Patrick nie był aż tak strapiony, żeby przestać się odzywać.
Blondyn znowu spojrzał na ojca. Z jednej strony chciał mu powiedzieć, że
Harry Brown i jego koledzy uwzięli się na Patricka i kazali jeść mu z
podłogi, ale nie chciał jeszcze bardziej zawstydzać brata. Czuł też, że
Charles wyraźnie postawił między nimi granicę, że nie ma co dzielić się z
nim takimi sprawami. W końcu on ma swoje dorosłe problemy. Powinien sam to jakoś rozwiązać.
Zacisnął pięść i w tym momencie podjął decyzję. Jutro podejdzie do
Harrego na przerwie i powie mu co o nim myśli. Jeśli to nie pomoże, to
po prostu mu przyłoży, jak powinien zrobić to na stołówce.
Trącił Patricka zaczepnie łokciem.
― Nie martw się, młody.
― Pojedziemy na te lody? ― piegus spojrzał na tatę wzrokiem zbitego psa. Chyba powoli odzyskiwał humor.
Droga do lodziarni była dziwnie cicha bez trajkoczącego w kółko
Patricka. Słychać było tylko jak Charles przełącza stacje w radio.
― A jak tobie minął dzień? ― Josh przerwał w końcu ciszę. Spojrzał na odbicie oczu kierowcy w lusterku.
Koss Moss - 2018-11-21, 21:59
Charles popatrzył na odbijającą się w lusterku parę dużych oczu i zmrużył lekko własne, wykrzywiając wargi w ponurym uśmiechu.
― Dobrze, Josh ― wychrypiał. ― Bardzo dobrze.
Dawno już nie było dobrze. Powroty do domu nie napawały go optymizmem, nawet jeśli czekała w nim gromadka wesołych dzieci.
Żeby jeszcze były wesołe.
Czuł, że coś jest nie tak. Bardzo to czuł. Po Patricku wszystko było widać. Po Joshu trochę mniej, ale coś musiało się stać.
Poświęcał im wszystkim ostatnio bardzo mało czasu, wiedział o tym.
Wracał do domu późno i zamykał się w ciemni – byleby tylko nie przebywać
przy Charlotte.
I przy Joshu. A ponieważ Josh zwykle przebywał z innymi dziećmi, odsunął się od nich wszystkich.
Może dlatego chłopcy wydawali się tak niemrawi. Może wydawało im się, że się na nich gniewa.
Miał świadomość, że nie zrobił wiele, by dać im inne wrażenie, zwłaszcza
Joshowi. Był dla niego taki oschły. A Josh był mądrym chłopcem, a do
tego wrażliwym. Bez wątpienia to przeżywał.
Nie mógł przecież wiedzieć, jaki jest prawdziwy powód.
Czy w ogóle istniało dobre wyjście z tej sytuacji? Czy mógł uciec od
jego słodkiego ciała, od brudnych fantazji o lizaniu każdego jego
skrawka, jednocześnie nie odsuwając tego dziecka jak najdalej?
― Spodobała ci się jakaś dziewczyna z klasy?
On pewnie niejednej; nie wierzył, że mogłyby być ślepe na wdzięki tego
ciała, najpiękniejszego ciała na świecie. Nie musiał się odwracać, by
zobaczyć przed oczami nagie kolana, nieprzyzwoicie krótkie spodenki
(kryjące tak krągłe, jędrne, młode pośladki) i trochę za luźną koszulkę zsuwającą się od czasu do czasu z ramienia na tyle, by odsłonić obojczyk.
Czasem miał wrażenie, że wszystko kręci się dla niego wokół seksu.
Może gdyby Charlotte bardziej dbała o jego potrzeby. Może gdyby o nie
dbała, może wtedy nie miałby takich myśli. Może nie zogniskowałyby się
na najłatwiejszym obiekcie podziwu.
Nie potrzebowałby żadnego zastępstwa, gdyby nie chodził tak sfrustrowany, niezaspokojony, odrzucony.
― Tato, lodziarnia jest tam! ― zawołał nagle Patrick, wykręcając głowę za budynkiem, który minęli.
― Rzeczywiście, skarbie.
Musiał zawrócić. Zaparkował za niewielkim lokalem i wyciągnął przed siebie rękę.
To był trudny czas. Dla każdego z nich.
― Chodź tu do mnie, mały piegusie. ― Patrick bez chwili zawahania
podbiegł do ojca i wtulił się w jego szeroką pierś. I stali pod tą
lodziarnią, tuląc się jak jacyś głupcy. Charles otulił chłopca
ramionami, potarmosił mu czuprynę. Jego spojrzenie spoczęło na Joshu,
który nie ruszył się z miejsca. ― Też chcesz się przytulić do tatusia?
Czy już za duży jesteś? ― mruknął, tknięty wyrzutami sumienia. ― Chodź.
Josh. To na pewno był ciężki dzień. Zaraz poprawimy wam humor.
Fleo - 2018-11-21, 23:35
Przechodząca
obok nich kobieta aż się odwróciła, żeby jeszcze raz na nich spojrzeć.
Ten widok był tak uroczy, że posłała w ich stronę szeroki uśmiech.
Większość ludzi uznałaby to za słodki obrazek, ale dla Josha był jak
mocny policzek. Zalała go nagła fala gorąca i na moment zniknęło całe
ciepło, które czuł do Patricka.
Dlatego tata już z nim nie rozmawia? Woli Patricka? Teraz jemu robi zdjęcia?
Obserwował jak mężczyzna mierzwi rude włosy młodszego brata. Kilka uderzeń serca zadudniło mu w uszach.
Charles odsunął się od niego, bo teraz miał Patricka? Patricka i tę jego wiecznie otwartą, gderającą w nieskończoność, gębę?
Z pewnym trudem przełknął gulę, która formowała mu się w gardle.
Nie. To jego wina, że tata woli
Patricka. Za mało się stara. Patrick zawsze pyta tatę jak minął mu
dzień, zawsze zanosi jego talerz do zlewu i wybiega przed dom, kiedy
tata wraca z pracy. On też powinien się starać. Chce czułości, a sam nie
daje nic od siebie.
Ulżyło mu, kiedy tata zawołał go do siebie.
Poczekał aż Patrick się odsunie i podbiegnie do szyby, gdzie naklejona
była kolorowa lista dostępnych deserów, i podszedł do Charlesa. Nie
chciał dzielić tej chwili z bratem. Chciał mieć tatę tylko dla siebie.
Spojrzał mu w oczy, czując się okropnie winny. Przecież mógł się
bardziej starać. Wiedział, że tacie nie układa się z Charlotte, widział,
że czymś się martwi i rzadko się uśmiecha. Zamiast tego wolał być dla
niego taki paskudny.
Chciał go przeprosić, ale nie umiał znaleźć odpowiednich słów.
― Nie zamieniaj mnie na niego. ― powiedział tak cicho, że Charles równie dobrze mógł tego nie usłyszeć.
Wtulił się w ciepłą pierś taty i zamknął oczy. Znowu otoczył go
przyjemny zapach ojca i dopiero teraz do niego doszło, że zdążył za nim
zatęsknić przez te ostatnie tygodnie.
Powoli wsunął ręce pod marynarkę Charlesa i objął go w talii.
― Tęsknię za tobą, tato. ― szepnął.
― Tato! Ja już wybrałem. ― Patrick odkleił się od szyby. ― Chcę ten z
galaretką. ― wskazał palcem na zdjęcie kolorowego deseru zwieńczonego
rozetką bitej śmietany. ― Mógłbym też gofra?
Koss Moss - 2018-11-22, 00:13
Objął to drżące ciało. Było takie ciepłe i drobne. I natychmiast przywarło do niego za bardzo, i Charles przypomniał sobie, dlaczego go unikał, dlaczego odsuwał od siebie to przeklęte diablę.
― Josh ― wydusił, słysząc te przytłaczające słowa.
Jak mógł tak pomyśleć, dlaczego tak pomyślał.
Dlaczego pomyślał, że został na kogoś wymieniony, przecież…
Wplótł palce w jego kosmyki – zupełnie inaczej niż wcześniej dotykał włosów Patricka.
Nie potargał ich, tylko pogładził. Z czułością. Tak, jak mógłby dotknąć kobiety.
Wtedy Patrick krzyknął coś o lodach i pan Stewart odsunął się od chłopca, żeby podejść do witryny.
― Nawet nie zjesz tego wszystkiego ― mruknął. ― Chodźcie, chłopcy.
Weszli do środka i kupił każdemu z nich po jednym deserze lodowym.
Usiedli przy stoliku; Charles pośrodku, a Josh i Patrick po obu jego stronach.
Chociaż pani za ladą uśmiechała się do mężczyzny serdecznie, od kiedy
tylko wszedł do lokalu, on był zbyt pogrążony we własnych myślach, żeby
zwrócić na nią uwagę czy odwzajemnić się wyrazem sympatii.
― Tato. ― Patrick, cały umazany lodem, przysunął się bliżej i oparł
kędzierzawą głowę o jego ramię. Charles odruchowo otoczył go ramieniem.
― Co się dzieje, mały.
― Nic. Po prostu cieszę się, że nas zabrałeś! ― chłopiec w końcu się uśmiechnął.
Charles kiwnął głową.
― Ja też się cieszę. ― Popatrzył na Josha, zawiesił usta na jego
pełnych wargach, przytulającej się do lodowej gałki. ― Bardzo.
― Dzisiaj nic nie zadane ― dodał Patrick.
― Jasne, jasne. U ciebie też, Josh? Nic nie zadali? To co wy robicie w
tej szkole, co? ― zapytał Charles wreszcie trochę pogodniej. ― Zaraz
zacznę wam zazdrościć.
Patrick lepił się do ojca i patrzył przy tym na Josha, jakby próbował mu
coś udowodnić. Opierał się dłonią o jego udo, ocierał głową o jego
podbródek i pewnie robił to nieświadomie, ale wyglądało na to, że
próbuje rywalizować z bratem o zainteresowanie mężczyzny. Ilekroć ten
spoglądał w stronę Josha, Patrick robił się dwa razy bardziej
absorbujący. I chyba pozwoliło mu to na chwilę zapomnieć o przykrych
przeżyciach w szkole.
Fleo - 2018-11-22, 23:39
Zaraz go uderzy. Jeszcze chwila, a naprawdę nie wytrzyma...
Josh obserwował brata kątem oka. Widział, jak się mizdrzy do taty, jak
go przytula i prawie włazi mu na kolana. W tej chwili naprawdę dziwił
się sobie, że w ogóle przeszło mu przez myśl, żeby stanąć w jego
obronie.
Zagapił się jak rudzielec łasi się do taty, jakby udawał kota. Widział
jak jego chuda ręka zaciska palce na udzie Charlesa i jak Charles,
czułym gestem, wyciera Patrickowi bitą śmietanę z brody.
Zmarszczył brwi, kiedy Patrick znowu zaczął włazić na tatę, jakby ciągle było mu za mało uwagi.
― Zadane? ― głos Charlesa wyrwał blondyna z zamyślenia. ― Coś tam
zadali z matematyki i chemii. ― odpowiedział i zamilkł, bo do stolika
podeszła dziewczyna zza lady.
Postawiła przed Charlesem talerzyk z porcją szarlotki.
― Na koszt firmy. ― uśmiechnęła się w taki sposób, że Josh od razu
miał ochotę ją zamordować. Na miejscu. Gołymi rękoma. Kolejna osoba,
która próbuje zająć uwagę jego taty.
― Wygląda pan na zatroskanego, pomyślałam, że kawałek ciasta poprawi
panu humor. ― wyjaśniła szybko, zanim mężczyzna zdążył się odezwać. ― U
nas smutek jest zaroniony. ― zażartowała i wskazała na plakat wiszący na
ścianie obok ich stolika. Było na nim wielkie uśmiechnięte słońce z
odznaką szeryfa i kolorowy napis "Uśmiechnij się!".
Charles był atrakcyjny, nic dziwnego, że dziewczyna zwróciła na niego
uwagę. Na pewno wzięła go za uroczego samotnego ojca, który zabrał swoje
pociechy na lody po pierwszym dniu w szkole.
― Mogłeś wziąć ode mnie lodów. ― Patrick pokazał zęby w uśmiechu i objął ramię ojca.
― Uroczy chłopak. ― dziewczyna uśmiechnęła się teraz do chłopca i
przeniosła wzrok na Josha, który nie odwzajemnił tego uśmiechu. Stała
przy nich jeszcze chwilę, ale na szczęście, kolejny klient uratował ich
od tej niezręcznej sytuacji.
― Mogę spróbować? ― Patrick w końcu puścił ramię Charlesa i wbił wzrok
w szarlotkę, choć jego deser był zjedzony tylko w połowie.
Josh wykorzystał tę chwilę i postanowił zawalczyć o uwagę.
Powoli ułożył dłoń na udzie ojca. Przejechał nią leniwie ku górze i zatrzymał ją zdecydowanie za wysoko.
Kiedy Charles uniósł na niego zaskoczony wzrok, chłopiec uśmiechał się
do niego niewinnie. Miał przymknięte oczy. Był zadowolony, że uwaga taty
skupiona była teraz na nim.
― Kiedy znowu porobimy zdjęcia? ― zapytał tak cicho, żeby Patrick
przypadkiem tego nie usłyszał. Kącik ust miał wysmarowany roztopionymi
lodami.
Koss Moss - 2018-11-25, 01:42
― Podziel się ciastem z bratem, Patricku ― upomniał młodszego syna, który już przysunął do siebie talerzyk.
Chciał ich uczyć myślenia o sobie nawzajem i pewnie nie byłby
zachwycony, gdyby wiedział, z jak wielką niechęcią chłopcy potrafią
czasem o sobie wzajemnie myśleć.
Ale przecież ostatecznie zrobiliby dla siebie wiele. Musieli się trochę zżyć – mimo wiecznej rywalizacji.
― Nie wiem, Josh ― odpowiedział równie cicho i uniósł dłoń, by otrzeć
kciukiem kącik warg młodzieńca. Zrobił to zupełnie machinalnie, nie
mogąc znieść najdrobniejszej skazy na tak pięknej buzi. Zaraz potem
odgarnął z czoła syna niesforny kosmyk i wrócił spojrzeniem do
Patricka, który zjadł już prawie całe ciasto.
― Patricku, miałeś podzielić się ciastem z Joshem.
― Nie usłyszałem, przepraszam! ― zamruczał Patrick, robiąc smutną minkę. ― Proszę, nie gniewaj się, tatusiu.
― Powinieneś sam wiedzieć takie rzeczy. Wymaga tego kultura ― upomniał
go jednak Charles i westchnął ciężko. Trudno. W drodze wyjątku… ― Jeśli
masz ochotę, Josh… wybierz sobie jakieś.
― Czy ja też mogę sobie jeszcze coś wybrać? ― zapytał z nadzieją Patrick, chociaż jeszcze nie skończył szarlotki.
― Nie, Patricku. ― Charles zmarszczył brwi w pierwszym przejawie
irytacji. ― Ile chciałbyś jeść, co? Będziesz wyglądał jak pan Morris,
jeśli nie przestaniesz pożerać tylu słodyczy.
― Nie chcę być jak pan Morris!
― Ja myślę ― mruknął mężczyzna.
Jeżeli Josh zażyczył sobie ciastko, dostał je – potem zaś wrócili do samochodu i pan Stewart powiózł ich w kierunku domu.
Jego zmęczone spojrzenie dość często napotykało w lusterku przenikliwy
wzrok starszego z chłopców – czuł się dziwnie pod jego ciężarem, widział
w nim nadal wiele wyrzutu, z którym trudno było mu sobie poradzić.
Zatrzymał samochód na podjeździe – Patrick od razu wystrzelił na
zewnątrz, żeby pobiec w stronę domu, Charles natomiast oparł dłonie o
kierownicę i przymknął na dłuższą chwilę oczy, pewien, że Josh zrobi
dokładnie to samo.
Zdziwił się, kiedy po otwarciu oczu znów zobaczył go w lusterku. Chłopiec nadal tam był, nadal patrzył w ten sposób.
― Przepraszam, skarbie ― wychrypiał w końcu, nie mogąc znieść tej
ciszy. ― Czasem zapominam, że wciąż jesteś taki młody i potrzebujesz
mnie tak samo jak reszta. Opowiedz mi, jak ci minął dzień. Jak się
podobało w nowej szkole.
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ
|
|