Liczby nie kłamią 1/2

 

Yaoi - Liczby nie kłamią

Koss Moss - 2018-07-22, 16:34
Temat postu: Liczby nie kłamią

           O nowym nauczycielu było wiadomo tylko tyle, że ma prowadzić zajęcia od początku października. Poprzednia nauczycielka, pani Champbell, bezpośrednio po porodzie skorzystała z urlopu macierzyńskiego i niezbędny był ktoś, kto zastąpi ją przynajmniej przez rok.
Sprawdzonych matematyków uprawnionych do uczenia w szkole było w zasięgu ręki niewielu (kto chciałby uczyć w szkole, mając do wyboru wiele innych, bardziej opłacalnych karier) i dyrektor szkoły – zamiast ryzykować zatrudnianiem świeżo upieczonych absolwentów studiów matematycznych – uciekł się do najbezpieczniejszego rozwiązania: skontaktował się z przyjacielem z czasów studiów, Elijahem Spasskym, który wykładał matematykę na największej uczelni w mieście i jednej z największych w kraju, prosząc go o przysługę. Po zakończonych o wiele za późno (początkowo planował, że nowy nauczyciel rozpocznie pracę już we wrześniu) negocjacjach udało się: znalazł swoim uczniom godnego zastępcę pani Champbell. Rodzice nie będą mieli powodów do narzekania. Elijah był ekspertem w swojej dziedzinie. Wykładał na politechnice – tłumaczył więc swoim studentom dużo bardziej skomplikowane rzeczy niż to, czego wymaga się od licealistów. Z pewnością więc poradzi sobie również z dzieciakami.
Tak wierzył pan Gontier. Dostosował plany lekcji wszystkich klas Elijaha w taki sposób, by mężczyzna mógł pogodzić obowiązki uczelniane ze szkolnymi – z tego powodu matematyka odbywać się miała zawsze albo bardzo wcześnie rano (nawet o siódmej dziesięć), albo na samym końcu dnia, po godzinie piętnastej. Klasa matematyczno-fizyczna, w której przejął wychowawstwo, musiała w ten poniedziałek zerwać się o świcie. Dzieciaki nie były zachwycone, zwłaszcza te dojeżdżające z daleka. Wiele osób spóźni się, niezamierzenie lub z premedytacją, by okazać niezadowolenie.
Elijah – odziany w garnitur mężczyzna o ciemnych, posiwiałych na skroniach włosach dłuższych u góry i zaczesanych do tyłu – zjawił się pod salą pięć sekund po dzwonku, jakby tylko czekał za rogiem z dziennikiem w rękach. Otworzył gabinet lekcyjny, jako pierwszy wszedł energicznym krokiem do klasy i patrzył, jak się zapełnia. Ponad połowa osób była nieobecna; dwie zdążyły dobiec w kilka sekund po tym, jak za ostatnią punktualną osobą zamknęły się drzwi.
Nauczyciel przyjrzał się im bardzo uważnie, ale nic nie powiedział; nie odpowiedział jak dotąd na żadne „dzień dobry”.
Stał cierpliwie, dopóki gwar nie ucichł. W międzyczasie jeszcze jeden spóźnialski wbiegł do klasy, ciężko dysząc.
  ― Dzień dobry ― powiedział wreszcie.
  ― Dzień dobry ― odpowiedzieli chórem uczniowie, a przynajmniej większa część z nich.
  ― Nazywam się Elijah Spassky. ― Mówił z brytyjskim akcentem klasy wyższej, choć nazwisko brzmiało jak rosyjskie, z kolei rysy i jasny odcień skóry sugerowały pochodzenie skandynawskie. Gdy odwrócił lekko głowę, by popatrzeć na kolejną spóźnioną osobę, okazało się, że zaczesane do tyłu włosy związane są w niewielki kucyk, co odrobinę zaburzyło wizerunek nudnego, oficjalnego faceta po czterdziestce. ― Jak doskonale zdajecie sobie z tego sprawę, pod nieobecność pani Champbell będę waszym wychowawcą i nauczycielem matematyki. Pierwszą część dzisiejszych zajęć poświęcę na ustalenie i omówienie kilku reguł, które będą obowiązywały was na prowadzonych przeze mnie lekcjach. Przekażecie je wszystkim nieobecnym. Chcę, skoro już nadarza się okazja, zaznaczyć, że nie toleruję spóźnień. Osoby spóźnione traktuję jak nieobecne na całych zajęciach. Jedynym wyjątkiem są uczniowie dojeżdżający z okolic, po uprzednim poinformowaniu mnie o regularnych problemach z dojazdami.
Jedna z rąk wystrzeliła ku górze. Elijah popatrzył na nią, ale nie udzielił uczennicy głosu.
  ― Natomiast pozostałe spóźnienia z przyczyn niezależnych powinny mieścić się w statystycznym marginesie i jeśli tylko tak będzie, nie będą miały większego wpływu na ocenę z zachowania. Dojeżdżałem kiedyś do pracy godzinę i dwadzieścia minut, i nie wyobrażam sobie, aby mogło to usprawiedliwić nagminne przybywanie po czasie. Kolejną ważną zasadą jest ― zmierzył wzrokiem jeszcze jednego spóźnialskiego, ignorując „dzień dobry” ― to, że nie ma u mnie żadnego poprawiania sprawdzianów.
Kolejne ręce podniosły się do góry.
  ― Codziennie przygotowuję się do zajęć i tego samego wymagam od was. Pomijając jednak mniej ważne oceny z kartkówek i odpytywania, terminy wszystkich prac klasowych poznacie już dzisiaj. Możecie zacząć się do nich przygotowywać z dowolnym wyprzedzeniem. Jeśli ktoś mi powie, że ma za mało czasu, sam się skompromituje.
Kontynuował przemowę, odnosząc się jeszcze do usprawiedliwiania nieobecności (powiedział, że przyjmuje tylko zwolnienia lekarskie), rozmawiania na lekcjach, przerywania innym, szkolnych mundurków i wzajemnego szacunku. Zapisał na tablicy swój numer telefonu, sugerując, żeby uczniowie przekazali go rodzicom. Pozostawił po sobie wrażenie osoby bardzo zasadniczej i zimnej. Wreszcie, gdy sterczące w górze ręce uczniów zdążyły już pewnie zdrętwieć, spojrzał na dziewczynę, która zgłosiła się pierwsza.
  ― Tak, panno…?


Blake - 2018-07-22, 18:33

Louis Reid należał do tej grupy uczniów, dla których największym szkolnym problemem były zajęcia o siódmej dziesięć. Był śpiochem, budzik nie zawsze działał, jak należy, a poza tym prowadził nocny tryb życia i rzadko wracał do domu przed północą. Spóźnienia były u niego na porządku dziennym. Jeśli na jakieś zajęcia przychodził o czasie, to nauczyciel zastanawiał się, czy wszystko z nim w porządku. Dlatego nigdy nie starał się być punktualnym, bo trzeba przyznać, że Louis Reid był całkiem znany w swojej szkole i sława ta bardzo mu odpowiadała.
Do szkoły miał niecałe piętnaście minut piechotą, więc gdy obudził się o szóstej pięćdziesiąt w poniedziałek, w ogóle się nie spieszył. Dotarł do budynku o siódmej dwadzieścia, po drodze wypalając papierosa, a zanim znalazł się pod odpowiednią salą, minęło kolejne pięć minut.
Do środka wszedł bez pukania i bez zwyczajowego “dzień dobry”. Rzucił jedno spojrzenie na nauczyciela, tylko przez chwilę zaskoczony widokiem obcej osoby, aż przypomniał sobie, że to dziś mieli poznać zastępcę pani Chambell. Rzucił torbę na podłogę i zajął swoje zwyczajowe miejsce w ostatniej ławce przy oknie, zaraz obok swojego kumpla, Jareda.
- Siema - przywitał się, zupełnie niezainteresowany tym, co dzieje się w klasie. A właśnie jedna z największych kujonek, która zawsze działała mu na nerwy - Lily - wstała i z pewną dozą nieśmiałości spojrzała na nowego nauczyciela.
- Turner. Lily Turner. - Przedstawiła się z wahaniem. Przez chwilę wyglądała na niezdecydowaną, jakby nagle zmieniła zdanie, aż w końcu odważyła się zapytać. - Czy statut szkoły nie gwarantuje nam możliwości poprawy, panie Spaasky?
Louis uniósł brew, słysząc pytanie dziewczyny. Krawat miał luźno zawieszony na szyi, rękawy od koszuli podwinął, odsłaniając rzemyki na nadgarstkach, a marynarkę niedbale przerzucił przez krzesło. Jego zmierzwione, brązowe włosy wyglądały, jakby nie pamiętały ostatniego kontaktu z grzebieniem, co było prawdą, bo tego ranka chłopak nawet się nie uczesał. Z pewnością nie wyglądał na najporządniejszego ucznia w szkole.
- Coś mnie ominęło? - Dopiero po tym pytaniu spojrzał w końcu na nauczyciela - Elijaha Spaasky'ego, jak wyczytał z tablicy - i uśmiechnął się pod nosem. Facet wyglądał na prawdziwego sztywniaka, a Louis nigdy nie lubił takich grzecznych, ułożonych elegancików. Zawsze miał wrażenie, że czują się od niego lepsi.
- Daj spokój. - Jared prychnął z pogardą, też popatrując na starszego mężczyznę. - Facet całkowicie odleciał.


Koss Moss - 2018-07-22, 22:52

           Elijah przyjrzał się uważnie uczennicy, nie ruszając się zza katedry. Z samego jej wyglądu i zachowania mógł dowiedzieć się o niej wielu rzeczy. Schludna aż do przesady, zgłasza się jaki pierwsza, odnosi się do dokumentu, którego nie przeczytała dostatecznie uważnie, co chwilę poprawia włosy.
  ― Ma pani dostęp do statutu szkoły, panno Turner?
  ― Ale że… w tej chwili?
Pan Spassky uniósł nieznacznie brew (tylko wyjątkowo uważne oko dostrzegłoby z bliska ślad po wyciągniętym z niej dawno kolczyku).
  ― Cóż, mogę zobaczyć w internecie ― zaproponowała, speszona sugestywnym milczeniem nauczyciela.
  ― Słuchała pani, co mówiłem na temat korzystania z urządzeń elektrycznych na moich zajęciach?
  ― Tak, że nie pozwala pan na… ― Zarumieniła się, orientując, że jego pytanie było czysto retoryczne. ― Mogę sprawdzić statut na korytarzu.
  ― W takim razie proszę sprawdzić. ― Przeniósł spojrzenie na innego ucznia, który wciąż podnosił rękę.
  ― Nazwisko?
  ― Matthew Lovecraft.
  ― Słucham.
  ― Ja właśnie chciałem powiedzieć, że dojeżdżam z daleka i może się zdarzyć, że będę się spóźniał z winy autobusów. Jak będą korki albo mrozy. Ale normalnie postaram się oczywiście być na czas.
Spassky zerknął krótko do dziennika, zapewne sprawdzając adres ucznia.
  ― Dobrze. Tak? ― Spojrzał na właściciela ostatniej podniesionej dłoni.
  ― Elisabeth Spencer. ― Mocno umalowana dziewczyna z przedostatniej ławki uśmiechnęła się miło. ― Chciałam zapytać, czy udziela pan może korepetycji.
Wargi pana Spassky’ego drgnęły, jakby przez ułamek sekundy chciały się uśmiechnąć.
  ― Mam zdolnych studentów, którzy być może byliby zainteresowani dorywczą pracą.
  ― Ale ja bym wolała z panem.
  ― Mój pozalekcyjny kontakt z uczniami ogranicza się do zajęć wyrównawczych, których termin zostanie jeszcze ustalony.
Drzwi otworzyły się i do sali weszła lekko zadyszana Lily.
  ― A więc statut mówi, że uczeń ma prawo do poprawy każdej oceny.
  ― W uzasadnionych przypadkach, zapomniała pani dodać ― dopowiedział Elijah.
  ― No… tak.
  ― Takich tutaj nie będzie. O ile przypadki nieprzygotowania do zajęć ze strony ucznia będą incydentalne, taka osoba nie będzie miała problemów z zaliczeniem tego przedmiotu, panno Turner. Natomiast lenistwo, cwaniactwo, ignorancja i arogancja ― pan Spassky z jakiegoś powodu spojrzał na Louisa ― to cechy, których nie będę tolerował.
  ― A jeśli ktoś ― odezwał się niepytany chłopak z drugiej ławki, ale szybko urwał. ― Przepraszam.
  ― Nazwisko.
  ― Martin Norton.
  ― Słucham, panie Norton.
  ― Chciałem spytać, czy jeśli ktoś naprawdę ma problem z matmą, i będzie miał same jedynki, ale nie dlatego, że jest leniwy, czy coś. Tylko dlatego, że naprawdę nie może sobie poradzić. To czy nadal taka osoba nie może poprawić oceny.
  ― Jeżeli taka osoba jest za głupia, żeby opanować materiał za pierwszym razem, co miałoby sprawić, że opanuje go w znacznie krótszym czasie za drugim? ― Elijah nie przebierał w słowach. ― Osoby, które wiedzą, że mają problemy, mogą i powinny zacząć przygotowywać się do najważniejszych testów ze znacznym wyprzedzeniem, a najlepiej uczyć się na bieżąco, by od razu dostrzegać problematyczne obszary i poprosić o pomoc, zanim zaległości staną się nienadrabialne. Lepiej nie liczyć na cud. Nie ma najmniejszych szans, aby osoba, która nie zaliczyła u mnie większości prac klasowych, zdała egzamin na koniec roku, nie wspominając o egzaminie dojrzałości. Takim uczniom, zamiast marzyć o zdobyciu wykształcenia średniego, radzę poszukać dla siebie innego rozwiązania.
W klasie zapadła cisza. Wtedy Elijah uśmiechnął się oszczędnie i skrzyżował ramiona na piersi.
  ― Jeżeli przewiduje pan problemy, panie Norton, lepiej niech już teraz zrobi pan w swoim grafiku miejsce na zajęcia wyrównawcze. Czy ktoś jeszcze podejrzewa, w oparciu o przeszłe kłopoty z moim przedmiotem, że takie zajęcia będą mu potrzebne?


Blake - 2018-07-22, 23:28

Louis parsknął pod nosem, kiedy Elisabeth zapytała o dodatkowe zajęcia z nauczycielem. Wszyscy doskonale znali Spencer i wiedzieli, jak ponosi ją na niektórych imprezach. Plotki o jej licznych chłopakach wcale nie były tylko plotkami. A niektórzy mówili, że lubi starszych.
- Już ja wiem, z czego ona chciałaby te korepetycje… - Wymienił porozumiewawcze uśmiechy z Jaredem. Ten chyba nawet ją zaliczył w wakacje. Na tylnym siedzeniu wozu ojca, jeśli Louis dobrze pamiętał.
- Przydałyby się jej.
- Aż tak źle? - Zaśmiał się. - Wcześniej mówiłeś co innego.
Wdali się w cichą rozmowę o Elisabeth i jej koleżankach, zupełnie nie przejmując się tym, co dzieje się w sali. Byli przyzwyczajeni do tego, że mogą robić, co chcą, bo pani Champbell zawsze ignorowała ich gadulstwo i inne wybryki. Z niezrozumiałych dla Louisa powodów, chyba darzyła go jakąś sympatią. I chłopak trochę żałował, gdy odeszła. Była cichą, spokojną kobietą, która czasem nie potrafiła sobie poradzić z uczniami. Ale przynajmniej nie robiła im problemów, a to było najważniejsze.
Poruszenie w sali w końcu zwróciło ich uwagę. Zajęcia wyrównawcze. Szatyn był przekonany, że będzie ostatnią osobą w klasie, której choćby przez myśl przejdzie, żeby tam się wybrać. Nie miał czasu na takie głupoty. Nie przejmował się jakoś szczególnie szkołą i swoim wykształceniem. Nie myślał o przyszłości, o pracy. Na razie jakoś sobie radził.
Ku zaskoczeniu Louisa, kilka osób faktycznie podniosło ręce, niemo odpowiadając na pytanie nauczyciela. Nie był oczywiście zaskoczony, widząc wśród nich rękę Elisabeth, ale jego brwi powędrowały do góry, gdy zobaczył uniesioną dłoń siedzącego przed nim blondyna.
- Brian? - Szturchnął kolegę mało delikatnie w bark. - Powaliło cię? Dodatkowych zadań ci się zachciało?
- Właśnie! - Zawtórował mu Jared, poprawiając swoje kasztanowe włosy, które opadły mu na czoło. - Naprawdę chcesz chodzić na to gówno?


Koss Moss - 2018-07-23, 00:14

           Pan Spassky z miną wyrażającą uprzejme zainteresowanie wpatrzył się w dwóch gadatliwych chłopców.
  ― …naprawdę chcesz chodzić na to gówno?
Przechylił głowę i spokojnie czekał, aż zorientują się, że zwrócił na nich uwagę. O dziwo, to skutkowało – bez względu na to, czy chodziło o roztargnionych studentów, czy o dzieciaki z liceum. Nie musiał podnosić głosu czy manifestować swej siły. Wystarczyło wymownie zamilknąć, by zorientowali się, że nie zachowują się właśnie zbyt inteligentnie. Z licealistami bywa jednak trochę gorzej niż ze zmotywowanymi do utrzymania się studentami. Potrafią być pyskaci i czasem nie wiedzą, kiedy przestać.
  ― A ty nazywasz się…?
Jared wyprostował się dumnie w krześle.
  ― Jared Smith.
Mężczyzna wyszedł zza katedry i podszedł bliżej. Przyjrzał się uczniowi z góry, rzucając na niego swój cień. Wydawało się, że rozkłada go tym spojrzeniem na czynniki.
  ― Nie mam nic przeciwko, żebyś w przyszłości znalazł sobie zajęcie wśród pracowników fizycznych, Jaredzie. Ktoś musi wywozić śmieci lub nosić ciężary na hali produkcyjnej, dopóki jeszcze nie zajmują się tym wyłącznie maszyny. ― Wargi pana Spassky’ego nieznacznie się wygięły w pobłażliwym, pełnym zrozumienia wyrazie. Elijah przemawiał do ucznia jak do małego dziecka, powoli i wyraźnie, językiem niezbyt skomplikowanym, jakby nie wierzył, że chłopak może zrozumieć trudniejsze słowa. Trzeba byłoby być głuchym ślepcem, żeby nie zorientować się, jak wiele jest w tym tonie politowania. ― Ale nie zniechęcaj osób, które chcą się kształcić i doskonalić, by nie zorientować się za kilka lat, że pozbawiona inteligencji maszyna wnosi do społeczeństwa więcej niż oni. Dobrze, Jared? Pogniewamy się, jeśli zobaczę, że próbujesz ciągnąć innych w dół. Pozostałych natomiast zachęcam, aby zastanowili się, co jest bardziej imponujące: czy rozwój i sukces, czy popisywanie się przed jakimś wulgarnym łobuzem. Jeżeli są jeszcze jakieś uwagi, pytania lub sugestie, to dobry moment, aby podnieść rękę. Jeżeli nie, poproszę najbardziej rzetelną osobę o zeszyt do matematyki.


Blake - 2018-07-23, 01:00

Louis siedział cicho, obserwując tylko nowego nauczyciela i swojego najlepszego kumpla w ich pierwszej utarczce słownej. Choć "utarczka" była chyba zbyt dużym słowem, bo Jared jedynie milczał, zaciskając ze złości zęby, o czym szatyn był przekonany, bo widział go w tym stanie nie raz, a Spassky przemawiał do niego, jak do małego dziecka. Zresztą, jego kumpel nie był jedynym, który się zdenerwował. Louis sam poczuł, jak ciśnienie mu się podnosi, gdy słyszał w głosie nauczyciela jedynie politowanie. On też czuł się od nich lepszy, o czym chłopak był już teraz przekonany. Z tym swoim garniturem, ułożonymi włosami i wiedzą matematyczną, która rzekomo miała pomóc im osiągnąć sukces, uważał się za lepszego od kogoś takiego jak Louis czy Jared, którzy według niego nadawali się tylko do wywozu śmieci. Szatyn już zapałał niechęcią do tego wyelegantowanego buca, choć ten nie odezwał się do niego nawet słowem.
Do końca lekcji siedzieli zaskakująco cicho jak na siebie, czasem jedynie wymieniając się jakimiś uwagami. Louis bazgrał coś w zeszycie, oczywiście nie skupiając się na omawianym temacie, więc nawet jeśli Spassky coś im zadał do domu, to on nie był tego świadom. Gdy tylko opuścili salę, od razu spojrzał na swojego kumpla, a jego szare oczy błyszczały niebezpiecznie.
- Pierdolony chuj - rzucił, żeby choć trochę sobie ulżyć. - Myśli, że jest, kurwa, lepszy!
- Taa… Skurwiel. - Jared pokiwał głową, ale nie wyglądał już na zdenerwowanego. Najwyraźniej te kilkadziesiąt minut pomogło mu się uspokoić. - Ale pierdolę jego zdanie. Serio, jebie mnie to.
Louis miał jednak większy problem z wyzbyciem się negatywnych emocji. Gdy coś go denerwowało, zawsze długo to trawił. Przypuszczał, że to jedna z nielicznych cech, które miał po matce. Gdy wyszli przed szkołę i przeszli za budynek, gdzie zawsze ktoś stał i palił, szatyn wciąż nie szczędził obelg pod adresem nowego nauczyciela matematyki. Nie wiedział, dlaczego ten facet tak bardzo działał mu na nerwy, skoro widział go pierwszy raz w życiu, ale przypuszczał, że mogło mieć to coś wspólnego z garniturem, który wyglądał na drogi.
Odpalił papierosa (przedostatni, jak zauważył z niezadowoleniem) i oparł się o ścianę budynku. Spojrzał w jasne, bezchmurne niebo, tak nietypowe o tej porze roku, i wypuścił kłąb dymu. Właśnie wtedy kątem oka dostrzegł Briana, który szedł w ich kierunku.
- I po jaką cholerę ci te korki? - rzucił od razu w jego stronę, patrząc na niego z politowaniem, jakby chęć nauki była czymś żałosnym.
- Matka mi kazała. - Blondyn oparł się o ścianę obok niego. - Albo poprawię matmę, albo przestanie mi dawać kieszonkowe. Co, kurwa, miałem zrobić?
Louis wzruszył ramionami i nie odpowiedział. On nigdy nie dostawał kieszonkowego, więc nie potrafił odpowiedzieć na pytanie kumpla. Zresztą, on nigdy niczego nie dostawał.
- Masz fajkę? - Brian spojrzał na niego z nadzieją, którą szatyn zaraz rozwiał, kręcąc głową. Przecież nie będzie oddawał swojego ostatniego papierosa. - Kurwa.
- Trzymaj. - Jared jak zwykle był skory do dzielenia się wszystkim (była to jedna z jego cech, które szatyn lubił najbardziej), dzięki czemu spędzili tę przerwę we trójkę, paląc i rozmawiając o głupotach. Może ten dzień nie zaczął się najlepiej, ale poza pojawieniem się nowego nauczyciela, nic się nie zmieniło. Na razie.


Koss Moss - 2018-07-23, 01:53

           Pierwsze zajęcia z wychowankami upłynęły bez większych komplikacji. Uczniowie – nawet ci najbardziej niezadowoleni – nie przeszkadzali mu w prowadzeniu zajęć. Znaczna część słuchała i notowała, co było naturalne, gdyż Elijah był osobą charyzmatyczną. Mógłby mówić o czymkolwiek, a oni i tak kiwaliby głowami, chłonąc słowa z jego bladych ust. O funkcjach opowiadał bardzo zwięźle i klarownie, wyraźnie je różnicując i zatrzymując się za każdym razem, gdy ktoś zgłaszał wątpliwość. Czasem żartował, wywołując z początku niepewne uśmiechy i chichoty. Na końcu zajęć sprawdził natomiast obecność. Doskonale pamiętał twarze spóźnialskich, teraz dopasowując je tylko do nazwisk. Chłopak, który siedział obok Smitha i wyglądał na tak rozeźlonego, nazywał się Louis Reid i pan Spassky miał przeczucie, że jeszcze przysporzy mu kłopotów. Na razie jednak to nie miało większego znaczenia. Skoczywszy zajęcia w tym dniu, pojechał na uczelnię i czasowo zapomniał o kwestii liceum.

           ― I jak było, panie Spassky? ― zapytał Mark, podnosząc się z krzesła. Do niedawna tylko wyjątkowo bystry student, dziś był jego asystentem, a po godzinach zdarzało się im zjeść kolację ze śniadaniem. ― Młodzież dała w kość?
  ― Są absorbujący ― odparł Elijah, kładąc walizkę na biurku. ― I mało zmotywowani. Większość nie zastanawia się nad tym, co będzie robić za te kilka lat. Część uważa, że matematyka jest im niepotrzebna, więc walczą z systemem.
  ― To ten wiek. ― Mark uśmiechnął się z rozckliwieniem. ― Czas buntu. Ktoś zapadł ci w pamięć?
Elijah uśmiechnął się kącikiem warg.
  ― Nie.
  ― A dziewczęta? Już teraz masz pewnie mnóstwo fanek.
  ― Nie zauważyłem.
Mark uśmiechnął się leciutko, po czym zbliżył do ukochanego i wygładził mu nieskazitelny garnitur.
  ― Będą za tobą biegać, jeśli jeszcze tego nie robią. Bardziej niż studentki. Przystojny, charyzmatyczny…
Mężczyzna uniósł dłoń, chwycił podbródek asystenta i zacisnął na nim palce, lekko deformując rysy młodzieńczej twarzy.
  ― Jeśli tylko zmotywuje je to do rozwoju, chłopcze ― mruknął, na krótką chwilę nachylając się do jego warg; nie przekroczył jednak tej ostatniej bariery. ― Przygotuj rzutnik.
Wyprostował się i skupił na swojej walizce, a Mark, choć rozczarowany, sięgnął po pilot.

           Na wtorkowe zajęcia wychowawcze o ósmej większość uczniów przybyła punktualnie. Plotki o rygorystycznym podejściu pana Spassky’ego zdążyły się już rozejść i nastraszyć wiele młodych osób do tego stopnia, że postanowiły nie robić sobie kłopotów. Ale nie wszyscy wzięli sobie do serca jego ostrzeżenie. Spóźnił się między innymi Jared Smith, a kiedy wszedł do klasy, wszyscy poczuli ciągnącą się za nim smugę papierosowego dymu.
Elijah zupełnie go zignorował.
  ― …jeżeli więc klasowy skarbnik uzbiera do piętnastego października odpowiednią kwotę, a także znajdzie się wśród rodziców dwójka opiekunów, taki wyjazd może się odbyć. Osobiście uważam, że przebywanie wśród natury to doskonały stymulant dla umysłu. Byłaby to również okazja, żeby się lepiej poznać. ― Zacisnął lekko wargi, przesuwając wzrokiem po twarzach uczniów. ― Chciałbym, żeby każdy z państwa mógł uczestniczyć w wyjeździe, ale dyrektor dał mi do zrozumienia, że problematyczni uczniowie nie powinni korzystać z nagród. Postarajcie się więc nie dawać mi powodu, bym was za takich uznał. ― Przeniósł spojrzenie na Jareda i Louisa. Uśmiechnął się kącikiem warg, jakby dawał im coś do zrozumienia.
Ręka Lily wystrzeliła w górę.
  ― Moi rodzice już deklarowali, że pojadą, proszę pana. Mogę zająć się zbiórką pieniędzy.
Elijah spojrzał na nią i kiwnął krótko głową.
  ― Dobrze, panno Turner. Proszę im przekazać, żeby zadzwonili do mnie dziś lub jutro wieczorem. O szczegółach porozmawiamy na następnej godzinie wychowawczej, a teraz przejdziemy do tematu uzależnień. Jaredzie ― mężczyzna znów uśmiechnął się w ten pobłażliwy sposób ― czym jest uzależnienie?
  ― Eee… Jak się nie może przestać czegoś robić. Nałóg, inaczej.
  ― Panie Reid? ― Nauczyciel oparł się nonszalancko o biurko; Elisabeth westchnęła, kołysząc sennie wyciągniętą w górę dłonią. ― Pan też coś o tym wie?


Blake - 2018-07-23, 10:28

We wtorek spóźnił się tylko dziesięć minut, a to dlatego, że jego matka stłukła szklankę i go obudziła, a on nie mógł ponownie zasnąć. Gdyby się postarał, prawdopodobnie byłby punktualnie, ale nie zamierzał pokazywać nowemu nauczycielowi, że jego rygorystyczne zasady robią na nim jakiekolwiek wrażenie. Bo nie robiły. A to była tylko lekcja wychowawcza, czyli nuda i prawdziwe marnotrawstwo czasu.
Tym razem użył grzebienia, zaczesując włosy na lewy bok, ale jego strój wciąż pozostawiał wiele do życzenia. Krawat jak zwykle był luźny, rękawy od koszuli podwinięte, a na dodatek nie dopiął kilku guzików, odsłaniając jasną skórę. O włożeniu marynarki w ogóle nie pamiętał.
- Eee… Jak się nie może przestać czegoś robić. Nałóg, inaczej.
Louis uśmiechnął się pod nosem, słysząc odpowiedź kumpla, a później zerknął na pana Spassky’ego. Nie mógł uwierzyć, że ten facet naprawdę chciał z nimi rozmawiać o uzależnieniach. Jakby naprawdę sądził, że kogoś z nich przekona swym gadaniem do rzucenia palenia, albo innej używki. Zresztą, szatyn nigdy nie lubił słuchać o uzależnieniach i ich skutkach. Doskonale je znał.
Uniósł zaskoczony głowę, gdy nauczyciel zwrócił się bezpośrednio do niego. Najwyraźniej zdążył już zapamiętać ich ławkę.
- Czy ja wiem coś o uzależnieniach? Nie. - Jego wąskie wargi wygięły się w bladym uśmiechu, gdy rozejrzał się po sali, a jego wzrok trafił na Elisabeth. - Ale myślę, że Spencer chętnie opowie panu o swoich… doświadczeniach, proszę pana.
Gdy tylko skończył mówić, wbił ponownie wzrok w ławkę, zupełnie tracąc zainteresowanie wychowawcą. Jego myśli podążyły w stronę wycieczki, o której wcześniej była mowa. Nie wiedział dokładnie, o co chodziło, ani gdzie miałby być ten klasowy wyjazd, ale wiedział już, że nie pojedzie. I Spassky nie musiał wcale sugerować tym swoim irytującym, nazbyt spokojnym wzrokiem, że niegrzeczni chłopcy dostaną karę, bo Louis i tak nie zamierzał nigdzie jechać. Nie mógł nigdzie jechać. Nie miał kasy i nawet jeśli był w stanie zdobyć odpowiednią sumę, to szkoda było mu wydać to na wycieczkę, żeby się "integrować". I choć może czuł ukłucie delikatnego żalu, gdy o tym myślał, to jednak nie zamierzał znów się tym zadręczać. W końcu nie miała to być pierwsza wycieczka, na którą nie pojedzie.
Gd Jared wbił mu łokieć w żebra, szatyn zamrugał i spojrzał na niego swoimi szarymi, niepokojącymi oczami. To one zawsze przyciągały uwagę innych.
- Co?


Koss Moss - 2018-07-23, 13:19

           W tym samym momencie Elijah oparł się o ławkę, pochylając nad Louisem. Z bliska zajrzał mu uważnie w oczy i jego wargi znów wygięły się w tym pobłażliwym półuśmieszku. Następnie zatrzymał wzrok na niedopiętej koszuli i niedbale odsłoniętym fragmencie ciała młodzieńca, po czym wreszcie się wyprostował.
  ― Nie masz w domu lustra, Louis? ― zapytał z nutą rozbawienia i politowania, jakby patrzył na pięciolatka, który założył sobie na głowę nocnik, żeby zwrócić na siebie uwagę. ― Pójdziesz teraz do łazienki i skorzystasz ze szkolnego, żeby doprowadzić się do porządku. Niechlujstwo nie jest fajne… Nie zaimponujesz nim nikomu wartemu uwagi.
Odsunął się, żeby go przepuścić.
  ― Od czego można się uzależnić, panno Davidson? ― zwrócił się do Hannah. Wyglądało na to, że zapamiętał większość nazwisk, kiedy wyczytywał listę na końcu wczorajszych zajęć.
  ― Od papierosów.
  ― Od czego jeszcze? Może ktoś inny? ― pobudził grupową dyskusję.
  ― Od narkotyków ― mruknęła Lily.
  ― Albo od internetu ― dodała Elisabeth. ― I od zakupów też można.
  ― Od wszystkiego można się uzależnić ― stwierdził Brian. ― Od kompa, od alkoholu, a nawet od innej osoby.
  ― Tak. ― Nauczyciel cofnął się do biurka i oparł się o nie pośladkami. ― Będziemy omawiać z osobna każdą z tych kwestii. Chciałbym, żeby te zajęcia miały następującą formę: najpierw będziemy słuchać piętnastominutowej prezentacji, którą przygotuje wyznaczona przeze mnie grupa, a następnie przeprowadzimy grupową dyskusję w oparciu o przygotowane przez grupę materiały i… ― Kiedy mówił, większość uczniów wpatrywała się w niego z niebywałym zainteresowaniem. Niektórzy bazgrolili w zeszytach lub odrabiali prace domowe, ale dopóki mu nie przeszkadzali, nie zaszczycał ich uwagą – tak, jak oni jego. Nie miał takiej mocy, by zmusić do nauki osoby, które wybitnie tego nie chciały pomimo jego starań, by lekcje były urozmaicone, ale mógł zadbać o to, by ci, którzy pragnęli się doskonalić, mieli taką możliwość i nie byli opóźniani przez te bardziej problematyczne jednostki.
Louis wrócił do klasy z zapiętą koszulą, ale bez marynarki. Wychowawca nawet na niego nie spojrzał. Pod koniec lekcji sprawdził obecność, wyczytując tylko cztery nazwiska nieobecnych osób i podnosząc wzrok, by upewnić się, że nikt się nie odzywa. Znał już wszystkich.
  ― Proszę, żeby zostali ze mną ― rzucił, gdy rozbrzmiał dzwonek ― Hannah Davidson i Louis Reid. Najpierw pani. Lousie, poczekaj pod drzwiami.


Blake - 2018-07-23, 21:54

Louis posłusznie poszedł do szkolnej toalety i zapiął koszulę, ale zrobił to tylko po to, by wychowawca się od niego odczepił. Co najwyraźniej niezbyt się udało, skoro już drugiego dnia ich wspólnych zajęć musiał zostać po lekcji. Z grymasem na twarzy spakował swoje rzeczy i wyszedł przed salę, żeby poczekać. Jared poklepał go po plecach, jakby miało mu to w czymś pomóc, ale nie został z nim, tylko wyszedł za szkołę, bo jego nałóg najwyraźniej okazał się silniejszy.
Szatyn naprawdę nie wiedział, z czym Spassky mógł mieć problem, ale usiadł na parapecie i czekał. Oczywiście mógł olać prośbę nauczyciela i iść z kumplem na papierosa, ale postanowił tym razem być tym grzecznym i zaczekać. Był trochę ciekawy, czym mógł się narazić już drugiego dnia. Czy chodziło o tę niezapiętą koszulę? Czyżby staruszek poczuł się zdegustowany jego ubiorem?
Nie wiedział, czego się spodziewać, gdy Hannah po kilku minutach opuściła salę. Zarzucił torbę na ramię i wszedł bez zaproszenia do środka. Pana Spassky’ego dostrzegł siedzącego za masywnym biurkiem.
- Co zrobiłem?


Koss Moss - 2018-07-23, 22:18

           Mężczyzna łypnął na chłopca uważnie znad rozłożonych na biurku dokumentów. Wyprostował się w krześle i splótł na blacie dłonie o długich palcach – na żadnym nie nosił obrączki, albo więc nie był tradycjonalistą, albo nikogo nie miał. Takie szczegóły rzucały się w oczy zwłaszcza jego studentkom i uczennicom, choć niekoniecznie stojącemu przed nim chłopakowi, który już zastanawiał się, za co oberwie.
  ― Louisie, w tym roku pewien procent wpłat na komitet rodzicielski przeznaczany jest na potrzeby uczniów, których opiekunowie nie są w stanie pokryć wszystkich związanych ze szkołą wydatków. Dzięki uprzejmości rady rodziców wycieczka do Dublina w niektórych przypadkach zostanie sfinansowana ze wspólnego funduszu, wymaga to jednak wypełnienia przez twojego opiekuna podania do dyrekcji. Jesteś takim zainteresowany?
Nie oceniał, nie kpił i nie okazywał pogardy czy współczucia tonem bądź mimiką: po prostu poinformował ucznia, jakie są fakty, i gotów był przyjąć każdą jego decyzję bez zbędnych komentarzy.
Nie ulegało wątpliwości, że w przypadku skorzystania z tej oferty, Louis będzie miał znacznie więcej do stracenia za niewłaściwe zachowanie. Ale czy nie marzył w głębi serca o wzięciu udziału w jednej z tych legendarnych wycieczek, o których wszyscy tyle mówili? Takie rzeczy pamięta się do końca życia.


Blake - 2018-07-23, 23:08

- E… To nic nie zrobiłem?
Louis był zaskoczony. Spodziewał się jakiejś nagany, może pouczenia i wyrzutów o ten cholerny mundurek, a nie propozycji darmowej wycieczki. Jasne, że chciał jechać. Jeszcze pół godziny temu powiedziałby, że nie interesują go takie głupie wypady integracyjne, ale skoro mógł jechać za darmo… Przecież nie raz słyszał, jak fajnie bywa na takich wyjazdach. A jego zwykle omijały wycieczki, mniejsze lub większe, bo zwyczajnie nie było go na to stać. Jeszcze nie zwariował, żeby prosić matkę o jakieś pieniądze...
- Mogę chcieć - odpowiedział w końcu, dopiero po chwili orientując się, że po prostu stoi przy biurku i gapi się przed siebie, a nauczyciel wciąż wbija w niego swój uważny, spokojny wzrok. Trochę zrobiło mu się głupio, bo wiedział, że te jego "zawieszenia" są bardzo dziwne. - Tylko nie wiem, czy matka będzie chciała podpisać.
Gdy tylko skończył mówić, od razu zorientował się, że palnął głupstwo. Powinien częściej gryźć się w język, a nie mówić o swojej problematycznej rodzicielce. Nie chciał problemów, a nie znał tego faceta i nie wiedział, jak ten mógłby zareagować na jakiekolwiek sugestie, że jego matka nie należy jednak do tych troskliwych i dobrych opiekunek.
- To do kiedy miałbym to donieść?


Koss Moss - 2018-07-24, 13:56

           Elijah uśmiechnął się kątem warg, patrząc, jak chłopiec chowa podany mu dokument. Od pani Champbell usłyszał co nieco na temat kilku bardziej problematycznych uczniów, w tym Jareda i… Louisa. Miał pojęcie, z kim ma do czynienia, zanim jeszcze dowiedział się, jak Reid wygląda. Słyszał o jego problemach finansowych, o rzadko zjawiającej się na wywiadówkach matce, o nieznanej natury, lecz wyraźnych problemach rodzinnych. „To dobry chłopak”, powiedziała mu nauczycielka, „tylko z problemami. Da się z nim dogadać, tylko niech pan okaże mu trochę wyrozumiałości”.
  ― Masz czas do przyszłego poniedziałku ― odparł krótko. Zapadła chwila ciszy, ale nie zdecydował się pociągnąć z chłopakiem tematu jego matki. Louis prawdopodobnie nic by mu na tym etapie nie powiedział – był zupełnie zamknięty w sobie. Wszystkie słabości ukrył pod arogancką pozą, która dawała mu tak pożądane poczucie bezpieczeństwa.
Elijah nie miał żadnego interesu w tym, żeby ją rozbijać, nie w tej chwili.
  ― Możesz iść ― obwieścił. ― I, Louisie… ― Zatrzymał go przy drzwiach i podniósł się, zbierając z biurka dokumenty. Spojrzał na chłopaka przenikliwym wzrokiem. ― Pamiętaj jutro o marynarce.


Blake - 2018-07-24, 22:39

Następnego dnia Louis nie zapomniał o marynarce. Nie zapomniał też o czarnych, przeciwsłonecznych okularach, które przysłaniały mu pół twarzy. Dlatego, gdy wchodził do sali, w której odbywały się zajęcia z matematyki, żałował, że tym razem nie przyszedł punktualnie. Nie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi nowego nauczyciela i miał nadzieję, że ten zajmie się lekcją i go nie zauważy.
- Znowu się z kimś pobiłeś? - W głosie Jareda było słychać rozbawienie, bo ten był przekonany, że Louis znów wdał się w jakąś bójkę, co zdarzało się przynajmniej kilka razy w ciągu miesiąca.
- Taa… Znów mnie poniosło. - Na jego twarzy pojawił się grymas, gdy tylko sobie przypomniał, kogo tak naprawdę poniosło.
Otrzymawszy wczoraj dokument od wychowawcy, który miała wypełnić jego rodzicielka, postanowił załatwić sprawę od razu. Po szkole wrócił do domu i ku swojemu zaskoczeniu, znalazł matkę trzeźwą na kanapie. Coś świtało mu w głowie, że kobieta miała tego dnia zmianę w barze, w którym pracowała, ale praca nie zawsze skłaniała ją do zaprzestania picia. To chyba był szczęśliwy dzień Louisa.
Szatyn rozpoczął jakąś niemrawą rozmowę z matką, ale już po kilku wymienionych zdaniach dostrzegł, że nic z tego nie będzie. Nie wiedział, o czym może z nią rozmawiać, więc niepewnie zaczął krążyć wokół tematu podania, aż w końcu pokazał jej dokument i powiedział, o co chodzi. Pół godziny zajęło mu przekonanie jej, że wcale nie potrzebuje od niej pieniędzy, że wycieczka jest całkowicie darmowa i wystarczy tylko jej podpis. A gdy ta w końcu się zgodziła, do ich mieszkania wszedł wujek Dan i wtedy zrobiło się piekło.
Louis skończył z podbitym okiem i pogiętym, niepodpisanym papierem, który wylądował na półce z zeszytami. Cała nadzieja, którą jeszcze wczoraj odczuwał, słuchając nauczyciela, bezpowrotnie znikła.


Koss Moss - 2018-07-24, 23:08

           Pan Spassky, jak to najwyraźniej miał w zwyczaju, początkowo zupełnie zignorował spóźnionego chłopca, ale w połowie lekcji, podczas gdy jedna z uczennic zmagała się z zadaniem na tablicy, podszedł powoli do ławki Louisa i Jareda. Na początku wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć: wwiercił bardzo intensywne spojrzenie w twarz tego pierwszego i rozchylił usta, jednak nagle zamknął je i obniżył nieznacznie brwi.
Zdaje się, że dojrzał ślad opuchlizny, którego okulary nie były w stanie całkowicie ukryć.
Ba, zdaje się, że właśnie takiego śladu szukał.
Cofnął się, jakby nigdy nic, i skierował wzrok na tablicę.
  ― Funkcja rosnąca czy malejąca? ― zapytał.
  ― Yy… rosnąca?
  ― A co to za zgadywanki? Czy widzi to pani po wzorze?
  ― Yyy…
  ― Jaka jest podstawowa postać wzoru? Ktoś wie?
  ― Igrek równa się a iks plus be ― podsunęła Lily.
  ― Taak. Może pani mi to wyprowadzić? Panno Roberts?
  ― Chyba… Chyba tak. ― Melanie uśmiechnęła się blado, oglądając na nauczyciela przez ramię, i zaczęła rozpisywać wzór.
Spassky śledził jej poczynania dość automatycznie, myślami wciąż przy Reidzie. Bez względu na to, czy to przemoc domowa, czy tylko młodzieńcze bójki, będzie musiał się tym zająć.
  ― Panie Reid ― zwrócił się do chłopca, kiedy rozbrzmiał dzwonek. ― Pan zostanie. Reszta może iść.
Ustalił na tyle twarde zasady, że uczniowie w znacznej większości dopiero na jego komendę zaczęli pakować rzeczy i zbierać się do wyjścia.
  ― Ale się na ciebie uwziął ― prychnął Jared. ― Do zobaczenia potem.
Elijah oparł się o biurko i czekał, wpatrzony w okno, aż wszyscy wyjdą. W końcu w klasie została tylko jedna osoba, chłopak, który dziś zadbał o to, by właściwie nosić mundurek.
Małymi krokami…
  ― Mieszkasz niedaleko szkoły, prawda? ― zaczął mężczyzna od drugiej strony, przenosząc spojrzenie na ucznia. ― Skąd te problemy z dotarciem na czas?


Blake - 2018-07-24, 23:25

Louis zaklął pod nosem, słysząc polecenie nauczyciela. Nie rozumiał, dlaczego ten facet po prostu nie może odpuścić. Mogli spędzić razem ten rok, unikając siebie nawzajem i wszyscy byliby zadowoleni. Niektórzy nauczyciele stosowali taką taktykę i wszystko działało. Ale oczywiście nie Spassky.
Spodziewał się pytania o okulary, ale wychowawca po raz kolejny go zaskoczył, pytając o notoryczne spóźnienia. Odruchowo odpowiedział wzruszeniem ramion, dopiero po chwili orientując się, że oczekuje się od niego czegoś więcej. Skrzywił się, myśląc o tym, co mógłby odpowiedzieć, żeby facet dał mu spokój. Tak naprawdę to pytanie było dla niego problematyczne. Co sprawiało, że się spóźniał? Przede wszystkim nie chciało mu się wcześniej wstawać. Nie zależało mu na punktualności, bo szkoła niewiele go obchodziła. Nigdy się nie spieszył, zawsze musiał wypalić papierosa, idąc do zajęcia...
- Mało sypiam. - Ponownie wzruszył ramionami. - Czasem zapominam nastawić budzik.
Przez tyle lat różni nauczyciele próbowali zmusić go do niespóźniania się, ale jak dotąd żadnemu się to nie udało. Spassky na pewno nie będzie wyjątkiem.


Koss Moss - 2018-07-24, 23:38

           Pan Spassky uniósł nieznacznie brew.
  ― Spóźnienie na moje zajęcia jest równoznaczne z nieobecnością na nich ― poinformował chłopca bez nuty pretensji czy groźby w głosie. ― Usprawiedliwienia przyjmuję tylko od lekarza. Rozsądnie byłoby pilnować, żeby liczba nieobecności nie przekroczyła pewnej granicy.
Powiadomił go, jakie są fakty, ale nie zamierzał ani prosić, ani rozkazywać. To prawie dorosły człowiek. Będzie musiał sam zadecydować, co opłaca mu się bardziej. Na pewno zdawał sobie sprawę z konsekwencji notorycznych nieobecności. W najlepszym razie po prostu nie zaliczy semestru, w najgorszym czeka go kurator.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem w całkowitej ciszy, ale zanim młodzieniec zdążył zapytać, czy może już iść, mężczyzna zbliżył się do niego i przerwał ciszę innym pytaniem, podszytym może nutą ironii.
  ― Spadłeś ze schodów, Louis?
Nie spodziewał się, że chłopak wyzna mu, co się stało – wybrał inną technikę.
Sam wyczyta wszystko z jego twarzy.


Blake - 2018-07-24, 23:54

Louis ugryzł się w język, zanim zdążył powiedzieć, co tak naprawdę sądzi o zasadach nauczyciela i spóźnieniach. Według chłopaka absurdem było traktowanie dziesięciominutowego spóźnienia jak nieobecności. Facet najwyraźniej chciał pogrążyć pół klasy, w tym również, a może przede wszystkim, szatyna.
Uniósł jedną brew, gdy mężczyzna zbliżył się do niego i zadał mu kolejne pytanie. Musiał przyznać, że trudno było mu przewidzieć, o co Spassky może zapytać. Nie potrafił też nic wyczytać z jego twarzy. To było całkiem intrygujące.
- Skąd ten pomysł? - Uśmiechnął się nad wyraz uprzejmie, lustrując swoimi szarymi oczami twarz nauczyciela. Ten musiał zbliżać się lub przekroczyć czterdziestkę, ale trzymał się całkiem nieźle jak na swój wiek. - To tylko małe nieporozumienie. - Wskazał palcem na ciemne okulary. - Nic wielkiego.
Mówił prawdę. To było nieporozumienie i nie było to nic wielkiego. W końcu nie zdarzyło się po raz pierwszy. Louis się przyzwyczaił.
- Podoba się panu moja marynarka, proszę pana?


Koss Moss - 2018-07-25, 00:10

           Przyjrzał się chłopakowi jeszcze uważniej. To było zabawne, jak szybko przyjął podobną technikę. Ciekawe i po prostu odmienne od tego, co zazwyczaj robili uczniowie.
Obaj postanowili się wzajemnie zaskoczyć.
Czy podoba mu się marynarka; dwuznaczność tego pytania i tonu, jakim zostało zadane, naprawdę mogła zbić kogoś innego z tropu.
  ― Och, taak.
Przeciągnął odrobinę tę ochrypłą odpowiedź; pozwolił zawisnąć jej wibracjom między nimi nieco dłużej niż powinien. Z pełną świadomością nadał jej takie, a nie inne brzmienie i pewnie gdyby nie okulary, patrzyłby, jak źrenice małolata rozszerzają się na jej dźwięk. Ponieważ czegoś takiego chłopak z pewnością nie oczekiwał. Nie od nauczyciela. Dorosłego. Jakiegoś starca. Poważnej osoby.
  ― Podobałaby mi się jeszcze bardziej, gdybym mógł ją zobaczyć na punktualnym… uczniu, Louisie ― uciął Elijah, zanim chłopak zdążył, na przykład, pociągnąć tę ryzykowną grę w podobnym tonie – a ostatnie słowa wyartykułował przesadnie wyraźnie, w ten subtelny sposób dając młodzieńcowi do zrozumienia, że otarł się o jakąś granicę.
Był w zasadzie skory zakończyć na tym ich krótką wymianę zdań, ale czysta ciekawość powstrzymała go przed odesłaniem chłopca już teraz, natychmiast.


Blake - 2018-07-25, 00:25

Louis zagapił się na matematyka, niemądrze rozchylając wargi, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był dokładnie pewien, co. Musiał niechętnie przyznać, że tę rundę wygrał nauczyciel. Jeden zero dla ciebie, profesorku. Chłopak jednak nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
- Punktualny, w marynarce... - Pokręcił głową, a na jego ustach zaigrał delikatny, kpiący uśmieszek. - Trochę zbyt grzecznie, nie sądzi pan? Czy to nie byłoby dla pana zbyt... nudne?
Może trochę przesadzał, przekraczając pewną granicę. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Oczywiście bywał bezczelny, w stosunku do nauczycieli również, ale to było coś innego. Próbował wyczytać cokolwiek z twarzy mężczyzny, ale ta była nieprzenikniona. A Louis naprawdę chciał wiedzieć, co siedziało w głowie facetowi, który zaczął grę w podteksty z własnym uczniem. Młodszym o co najmniej dwadzieścia lat.
To było trochę szalone, ale ciekawe. Nowe. Podobało mu się.
I ciągle zastanawiało go, ile było ironii w tym ochrypłym "taak"...
Nawet nie zauważył, że udało mu się odciągnąć uwagę mężczyzny od głównego tematu, czyli jego okularów. Może jednak to nie Spassky wygrał tę rundę.


Koss Moss - 2018-07-25, 00:48

           Mężczyzna wyglądał przez chwilę, jakby naprawdę zapomniał o temacie – i o całym świecie. Patrzył na młodzieńczą twarz z może i nieprzeniknionym obliczem, ale niezwykle skupionym wzrokiem. Jego szare oczy wwiercały się spojrzeniem w punkt między wargami chłopca a jego policzkiem. Nagle, wywołując w Louisie bez wątpienia silną emocję (jakią? Czy przerażenie budzące chęć ucieczki, czy ekscytację budząca chęć pozostania, czy może połączenie obydwu?), uniósł dłoń i wyciągnął ją nieśpiesznie ku jego gładkiej twarzy.
Ale nie pogładził jej, nie ujął, nie chwycił.
Złapał okulary i, zanim chłopiec zdążył go powstrzymać, bardzo szybkim ruchem zerwał mu je z nosa, po czym już nieco wolniej przysunął rękę z nimi do swej piersi.
Utkwił w rozszerzonych oczach (a właściwie oku) Louisa wyczekujące spojrzenie, unosząc zachęcająco brew.
Nie spodziewał się, że to będzie wyglądać aż tak źle. Dopiero teraz, po zdjęciu okularów, widać było, że jedno oko prawie całe zniknęło pod opuchlizną. Ktoś musiał naprawdę mocno i agresywnie mu przyłożyć, i w stu procentach zrobił to celowo.
  ― Będę musiał to zgłosić, wiesz o tym ― mruknął tylko, znów zupełnie neutralnym tonem, jakby wszystko, co było wcześniej, stanowiło tylko grę prowadzącą do tego momentu.


Blake - 2018-07-25, 01:08

Louis nie przejął się tym, że nauczyciel zobaczył jego podbite oko. Nie wyglądało najlepiej, ale Spassky i tak wiedział, co znajdzie pod okularami, więc i tak nie robiło to żadnej różnicy.
- Wiem. - Kiwnął głową. Doskonale wiedział, że wcześniej czy później znów wyląduje na dywaniku u dyrektora.
Czuł się... rozczarowany. Mężczyzna go zaskoczył swoim zachowaniem, które przez chwilę było tak niestosowne, że aż ekscytujące, by ostatecznie wrócić do tego wyważonego, chłodnego tonu. To już się chłopakowi nie podobało.
Louis wyciągnął prawą dłoń, nie kryjąc niezadowolenia.
- Napatrzył się już pan? Mogę odzyskać swoją własność?
Znów był niegrzeczy, ale teraz próżno było szukać w jego głosie tej flirciarskiej, niemalże kuszącej nuty.
- I mógłbym już iść? - Uśmiechnął się kpiąco. - Nie chciałbym pana rozczarować i spóźnić się na fizykę.


Koss Moss - 2018-07-25, 02:02

           Chłopak pewnie spodziewał się po tym wszystkim jakiejś większej afery, ale nic takiego się nie stało. Mógł dalej bezkarnie ukrywać opuchliznę pod okularami i chować się przed dyrektorem, ponieważ z jakiegoś powodu nie został przez wychowawcę wydany.
Albo pan Spassky zmienił zdanie, albo od początku nie zamierzał nikomu nic mówić – co znów nie było najbardziej typową rzeczą, jaką nauczyciele robili w takich sytuacjach. Żadnego wzywania rodziców, żadnej nawet pogadanki. To było po prostu dziwne.
  ― A ty co? ― pod koniec dnia, zanim jeszcze stało się jasne, że Spassky zachował dyskrecję, Louis miał jednak sporego pecha, ponieważ wpadł na grupkę rosłych trzecioklasistów, którzy z jakiegoś powodu uwielbiali uprzykrzać mu życie. Na ich czele stał Marcus Gontier, który teraz zdominował młodzieńca wzrostem i gabarytami, patrząc kpiąco na jego schowaną za okularami twarz. ― Co to za pedalskie okularki? Nowy krzyk mody z pedalskich magazynów, eh?
  ― Weź go nie strasz, bo się zesika ― prychnął jego równie postawny kolega. ― Pedał jeden. Wyskakuj z kasy, ptyśku, to może nie oberwiesz w drugi oczodół.


Blake - 2018-07-25, 11:08

Louis cały dzień czekał na wezwanie od dyrektora i kolejną, taką samą reprymendę, którą znał już na pamięć. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Lekcje mijały mu spokojnie, nikt nie pytał o jego okulary, a on przed ostatnimi zajęciami był już wyluzowany, dochodząc do wniosku, że nauczyciel postanowił zachować wiedzę o bójce dla siebie. Dlaczego miałby to robić, tego chłopak nie wiedział, ale po raz kolejny zachowanie wychowawcy odbiegało od powszechnie przyjętych norm.
Niestety, nigdy nie może być zbyt dobrze. Przed ostatnią lekcją - geografią - wpadł na grupę trzecioklasistów, która nie darzyła go sympatią. Gdyby był z Jaredem i Brianem, to wszystko byłoby w porządku, ale był sam, a bycie otoczonym przez wyrośniętych osiłków nie było najprzyjemniejszą rzeczą, jaka spotkała go w życiu.
Przewodził im Marcus Gontier, który kojarzył się Louisowi tylko z jedną osobą - wujkiem Danem. Marcus nienawidził pedałów i była to wiedza powszechnie znana, a za takiego uważał szatyna. Louis wiedział, że ze swoim przeciętnym wzrostem, łagodnymi rysami twarzy i dziwnymi, szarymi oczami, nie wyglądał jak typowy samiec alfa, ale nie wiedział, dlaczego to właśnie on przyciągał do siebie takich idiotów.
Miał świadomość, że w ostatecznym rozrachunku nie ma z nimi żadnych szans, ale to nie przeszkodziło mu w kpiącej odpowiedzi. Rzadko umiał ugryźć się w język.
- Nowy krzyk mody? - Uniósł brew. - Nie wiedziałem, że tak się na tym znasz, Gontier.
Przeniósł wzrok na kolegę Marcusa - prawdopodobnie jeszcze głupszego, niż przywódca ich bandy.
- Ptyśku? - Powtórzył bardzo powoli, jakby obawiając się, że ten nie zrozumie. - Jedno obciąganko i już myślisz, że możesz używać pieszczotliwych określeń?
Louis wiedział, że miał ze sobą jeden poważny problem - czasem brakowało mu instynktu samozachowawczego. I tak było tym razem.


Koss Moss - 2018-07-25, 22:16

           Louis nie miał szczęścia. Gontier i jego koledzy nie należeli do szczególnie rozmownych typów, za to bardzo lubili używać pięści.
  ― Ty lepiej nie pyskuj. Kurwo nędzna, lachociągu jebany. Bo ci ten śliczny pyszczek trochę pozmieniamy.
Gontier zacisnął grube łapy na koszuli chłopca i uniósł jego drobniejsze ciało, zmuszając do stanięcia na palcach.
  ― Sprawdź, co cipka dla nas ma.
Łysy kolega Marcusa zbliżył się z niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy i zaczął od przeszukiwania kieszeni młodzieńca, podczas gdy Gontier przyciskał nieszczęśnika do ściany, przytrzymując mocno, jeżeli ten się szarpał. Trzeci dryblas uśmiechał się kpiąco, gotów zainterweniować, gdyby tych dwóch nie mogło sobie poradzić – ale radzili sobie doskonale.
  ― Ten lamus nic nie ma. Nie dość, że pedał, to jeszcze biedak! ― zawyrokował w końcu łysy osiłek.
  ― Ja pierdolę, żałosne ― skwitował ten, który trzymał się z tyłu.
  ― Pierdolony laluś ― syknął Marcus. Szarpnął Louisem brutalnie, a potem przyciągnął go do siebie i popchnął na łysego. Łysy zarechotał głupio i odepchnął Reida w stronę trzeciego chłopaka, i przez chwilę bawili się tak, wykorzystując to, że Louisowi trudno było złapać równowagę, a co dopiero spróbować się obronić.
Zabawę przerwało pojawienie się sprzątaczki – na jej widok cała trójka rozbiegła się, zostawiając Louisa z plecakiem o zepsutym zamku i jego rozsypaną zawartością. Ukradli mu tylko paczkę papierosów i jakiś przypadkowy zeszyt, zapewne z czystej złośliwości. I przy okazji zdeptali okulary, które spadły w całej tej szarpaninie na podłogę.
Ale przecież mogło być gorzej.
  ― Wszystko w porządku? ― zapytała sprzątaczka takim tonem, jakby wcale nie chciała wiedzieć. ― Ech… Z wami to matki mają…


Blake - 2018-07-25, 23:52

Świetnie! - warknął do sprzątaczki, na co ta prychnęła, wymamrotała coś o "niewdzięcznej młodzieży" i sobie poszła.
Louis nawet na nią nie spojrzał. Gapił się na połamane okulary, a przede wszystkim na zniszczony plecak. Przekleństwa, którymi przy tym rzucał, zawstydziłyby nie jednego trzecioklasistę.
Zebrał swoje rzeczy i trzymając plecak tak, by nic z niego nie wypadło, opuścił ostatnią lekcję. Wiedział, że znów będzie w tarapatach, bo nauczyciel od geografii szczerze go nie znosił, ale nie mógł iść z podbitym okiem i rozwalonym plecakiem na lekcje. Poza tym nie miał ochoty na siedzenie w ławce i czekanie na ostatni dzwonek. Był na to zbyt zły i rozgoryczony.
Następnego dnia nie pojawił się w szkole. Nie odezwał się też do swoich kumpli i dopiero w piątek mógł im powiedzieć, co się stało.
- Mogę ci pożyczyć trochę kasy. - Jared od razu zaoferował pomoc, patrząc na torbę Louisa, którą ten wygrzebał z dna szafy. Była poprzecierana, pruła się, a z boku zrobiła się już niewielka dziura. Czuł się zawstydzony tym, że musiał trzymać w niej rzeczy.
- Dzięki. Oddam, jak tylko dostanę wypłatę. - Uśmiechnął się blado do kumpla, poprawiając nowe, przeciwsłoneczne okulary. Dzień wcześniej ukradł je z jednego ze stoisk, które znajdowały się trzy ulice od jego domu.
- Wypłatę? - Jared spojrzał na niego, jakby zobaczył jednorożca. - Znalazłeś pracę?
- Ta… Na zmywaku. Potrzebuję kasy.
Na chwilę przerwali rozmowę, gdy Spassky otworzył salę i wpuścił ich do środka. To były ich ostatnie zajęcia, a Louis może trochę naiwnie wierzył, że mężczyzna tym razem postanowi go zignorować. Wątpił, by tym razem ich konfrontacja skończyła się flirciarską gierką.
- Zawsze możesz wycisnąć trochę hajsu od gówniarzy z młodszych klas. - Jared wrócił do przerwanego tematu, gdy już zasiedli w swojej ławce.
- Nie. - Szatyn pokręcił głową, przypominając sobie konfrontację z trzecioklasistami. Zwykle to on bywał na ich miejscu. - To już nie dla mnie. Skończyłem z tym. - Uśmiechnął się. - Coś mnie wczoraj ominęło?


Koss Moss - 2018-07-26, 00:54

           Jared pokiwał gorliwie głową.
  ― Tak. Kurwa, ten Spassky… ― i urwał niemal natychmiast, napotykając wyrażające uprzejme zainteresowanie spojrzenie nauczyciela.
  ― Masz coś ciekawego do powiedzenia na temat funkcji liniowych, Jaredzie? Podejdź do tablicy. Zobaczymy, co zapamiętałeś z ostatniej lekcji, skoro cię tak podekscytowała.
  ― Ech… Chciałbym zgłosić…
  ― Tutaj nie ma nieprzygotowań, Jaredzie. Zapraszam.
Smith podniósł się niechętnie i niemrawo podszedł do tablicy, pod którą okazało się, że nie potrafi zrobić zbyt wiele bez niczyjej pomocy. I Elijah wiedział – był o tym wręcz przekonany – że wynikało to z lenistwa tego chłopaka, z niechęci do otworzenia podręcznika w domu.
  ― Bardzo dobry początek semestru, Jaredzie. Możesz usiąść. ― Zapisał coś w dzienniku; wszyscy domyślali się, co. ― Ktoś może chciałby zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie?
Rękę podniosła Lily, więc pozwolił jej podejść do tablicy i rozwiązać jedno zadanie. Dziewczyna zestresowała się i pomyliła w prostym obliczeniu, ale wystarczyło, że stuknął wskaźnikiem niewłaściwą linijkę, a sama poprawiła błąd.
  ― Może pani usiąść, pięć.
Odwrócił się do okna, by napić wody z butelki. W klasie panowała właściwie idealna cisza. Wszyscy cierpliwie czekali, aż zabierze głos, ale mężczyzna zapatrzył się w okno i przez dłuższą chwilę wydawał się nieobecny. Nagle pobladł – a w każdym razie spiął się wyraźnie – i błyskawicznie odwrócił się, po czym bez słowa wyjaśnienia szybkim krokiem opuścił klasę.
  ― Co jest? ― prychnął Jared. ― Przycisnęło go do kibla?
  ― Nie, to ci debile… Gontier, Allerton i Wilson… Chyba rysują mu samochód! To jego samochód! ― zawołał Martin Norton, po czym niemal wszyscy uczniowie, którzy nie siedzieli dość blisko, podbiegli do okien, by obserwować rozwój wydarzeń.
Profesor Spassky miał się o co obawiać. Ten wyjątkowo błyszczący Chevrolet Impala, którego nie dało się nie zauważyć wśród przeciętnych wozów na szkolnym parkingu, należał właśnie do niego.
Przez szybę było widać, jak nauczyciel wychodzi ze szkoły i szybkim krokiem zmierza ku wandalom, którzy na jego widok oczywiście rzucają się do ucieczki.
Spassky dotarł do swojego wozu, obszedł go, obejrzał z każdej strony, a potem oparł się o maskę, wyciągnął telefon i gdzieś zadzwonił.
  ― Co za debile ― westchnął Martin. ― Przecież tu są kamery. Wyjebią ich ze szkoły.
  ― Nikt raczej nie będzie płakał ― prychnął Brian, który też miał z tymi idiotami problemy.
  ― Ale się wkurwił ― zaśmiał się Jared. ― Ja bym zapierdolił typa, który by mi porysował taką furę. Wiecie, za ile chodzi, nie?
  ― Za ile? ― zapytała Nina.
  ― Nie interesuj się. I tak cię nie stać, lamo. Ha, ha. Sam jest sobie winien. Szpanował, to teraz ma.


Blake - 2018-07-26, 18:43

Louis odetchnął z ulgą, wraz z innymi obserwując przez okno, jak ich nowy nauczyciel stoi przy swoim samochodzie i rozmawia przez telefon. Nie widział dokładnie twarzy mężczyzny, ale po jego ruchach domyślał się, że ten musi być wściekły. I cieszyło go to, bo wiedział, że ci idioci z trzeciej klasy naprawdę za to oberwą. A on może dzięki temu będzie miał spokój.
Nie wiedział, że ten samochód należał do matematyka, bo go to nie interesowało, ale teraz, gdy patrzył na ten piękny wóz, wszystko wydawało się oczywiste. Eleganckie garnitury, drogi samochód… Od razu było widać, że facet miał kasę, choć Louis nie przypuszczał, że nauczycielska pensja może być tak dobra. Trochę mu zazdrościł.
- Musiał ich nieźle docisnąć, skoro postanowili zarysować taki wóz… - powiedział głośno, wciąż nie spuszczając wzroku z wychowawcy. - Szkoda tylko samochodu.
- No, ale trochę ich rozumiem. - Jared prychnął, patrząc ze złością na dziennik, który leżał porzucony na biurku. Nie był jednak tak głupi, żeby cokolwiek w nim poprawiać. - Pała już na samym początku i to, kurwa, za nic.
Szatyn pokiwał głową, bo doskonale rozumiał kumpla. Gdyby to jego Spassky wziął do tablicy, też pewnie dostałby jedynkę.
- Gdybym ja chciał się na nim zemścić, zrobiłbym to inaczej. - Louis znów się odezwał, przyciągając uwagę wszystkich.
- Co? Poprzebijał opony? - prychnął Martin, patrząc na niego pobłażliwie.
- Nie, idioto. - Uśmiechnął się pogardliwie, a następnie znów przeniósł swoją uwagę na matematyka. Gdy tylko pomyślał o tym ochrypłym, przeciągłym "taak", pogardliwy uśmieszek zamienił się w tajemniczy, delikatny uśmiech. - Nikt nie jest tak głupi, jak oni. Miałbym lepszy pomysł.
- Dobra, nieważne! - Jared zmarszczył brwi, patrząc na swojego najlepszego kumpla. - Najważniejsze, że nie będziemy mieć lekcji, bo Spassky będzie się zajmował swoją bryką. Pięć minut i spadamy?


Koss Moss - 2018-07-26, 21:47

           Pan Spassky nie wrócił już do klasy, więc ewentualna ucieczka uszła uczniom na sucho. Do szkoły przyjechała policja, jako że Elijah nie przebierał w środkach. Były granice, na których przekroczenie nie mógł się w żadnym przypadku godzić, i pewna różnica między nastoletnimi psotami a odrażającym aktem wandalizmu.
Naprawdę nie wiedział, co ci chłopcy mieli w głowie i na co liczyli, ale koszta naprawy szkód będą musieli pokryć ich opiekuni, a ich samych czeka szereg nieprzyjemnych konsekwencji.
Po weekendzie cała szkoła huczała od plotek, tymczasem Spassky przyjechał, jak gdyby nic się nie stało, świeżo wylakierowanym samochodem i zjawił się na pierwszej lekcji ze swoją klasą z zabójczą punktualnością. W szkole nie zjawili się natomiast odpowiedzialni za piątkowy wybryk uczniowie: według plotek zostali zawieszeni w prawach ucznia na okres miesiąca. Oznaczało to spokojniejszy czas dla Louisa i wielu innych osób, które często padały ofiarą tych chuliganów.
  ― Dzień dobry ― przywitał się Elijah z punktualnymi uczniami. ― Dzisiejszą lekcję zaczniemy od prostego sprawdzianu waszej systematyczności. Proszę wyciągnąć tylko kartki i długopisy. Panno Turner… ― Rozanielona Lily uśmiechnęła się i wyprostowała w swej ławce.
  ― Tak, panie Spassky? ― zapytała przymilnie.
  ― Będzie pani tak miła i rozda kartki z zadaniami? Po jedną na ławkę. W każdej ławce osoba bliżej okna rozwiązuje zadanie pierwsze, osoba bliżej drzwi – zadanie drugie. Będziecie mieli to wszystko trzy minuty. Proszę poczekać, aż wszyscy będą mieli kartki.


Blake - 2018-07-26, 22:55

W poniedziałek spóźnił się tylko pięć minut. W nowym plecaku, który kupił za pieniądze pożyczone od Jareda, miał teczkę, a w niej podanie, które wcześniej otrzymał od wychowawcy. Podpisane. Nie było to łatwe, Louis chodził za matką przez cały weekend, wręcz błagając ją o podpis, aż w końcu ta (lekko już wstawiona) złożyła swój autograf w odpowiednim miejscu. Całe szczęście, że wujek Dan znów nie wpadł z niezapowiedzianą wizytą.
Po raz pierwszy nie chciał narażać się nauczycielowi, więc jego spóźnienie było minimalne, ale gdy tylko wszedł do sali (w marynarce, z ułożonymi włosami i prawie dobrze zawiązanym krawatem) i ujrzał kartki na ławkach, mina mu zrzedła.
Opadł na swoje miejsce i szturchnął kumpla w bok, na co ten spojrzał na niego z krzywą miną i wyjaśnił pokrótce, co się dzieje. Mieli trzy minuty. Trzy minuty na rozwiązanie zadania, gdy lekcja zaczynała się o siódmej dziesięć i żadna szara komórka w mózgu Louisa nie zaczęła nawet pracować. To mogło skończyć się tylko w jeden sposób.
A jednak coś napisał. Sam był zaskoczony, ale miał nadzieję, że przynajmniej połowa zadania jest całkiem dobrze. Nie był w stanie rozwiązać całości, bo w ogóle się nie uczył, ale niektóre rzeczy wydawały mu się w miarę logiczne. Może miał nawet szansę na dwa. Jared natomiast oddał niemal pustą kartkę.
Gdy lekcja się skończyła (szatyn nie słuchał za bardzo, ale tym razem starał się też nie przeszkadzać), ociągał się z chowaniem rzeczy do plecaka, aż został w sali sam.
- Proszę pana? - zaczął wyjątkowo niepewnie jak na siebie. - Mam to podanie, które matka miała wypełnić.


Koss Moss - 2018-07-27, 00:22

           Elijah wyciągnął rękę, ale zamiast po kartkę, sięgnął dłonią do krawata chłopca i w dwóch sprawnych ruchach poprawił jego wiązanie. Cofając ramię, wziął świstek, zerknął na niego naprawdę krótko i schował do aktówki.
Kiwnął krótko głową i widać było, że jest zadowolony. Że wbrew pozorom docenił te małe kroczki, które już teraz wykonał Louis w kierunku stania się kimś lepszym.
  ― Teraz musisz zadbać jeszcze tylko o to ― zawiesił na krótko spojrzenie na oku, z którego zdążyła już zejść opuchlizna, lecz nie ciemny kolor ― żeby twoja frekwencja była nienaganna. Wiesz, że dopóki będziesz przychodził spóźniony, nie będzie taka. Ale, przy odrobinie chęci współpracy z twojej strony, jeszcze wiele może się zmienić, Louisie.
Przechylił lekko głowę i na ułamek sekundy jego spojrzenie spoczęło niżej, na pełnych, delikatnie rozchylonych ustach młodzieńca. A może nie. Może to tylko igraszki wyobraźni lub przypadek. Dlaczego nauczyciel miałby wysyłać takie sygnały do swojego ucznia, w dodatku jako mężczyzna.
  ― Zamierzasz spróbować?
Louis nie zdążył odpowiedzieć, bo przerwał im dźwięk spoczywającego na biurku telefonu. Na ekranie pokazało się zdjęcie jakiegoś młodego, atrakcyjnego mężczyzny. Mark dzwoni. Elijah zerknął krótko na wyświetlacz, a potem jednym ruchem wyciszył połączenie i wrócił pytającym spojrzeniem do chłopca.


Blake - 2018-07-27, 00:47

Louis podążył za wzrokiem nauczyciela, aż ujrzał przystojną twarz nieznanego, młodego mężczyzny. Zmarszczył delikatnie brwi, zastanawiając się, kim może być facet, który dzwonił do matematyka. Jego bratem? Przyjacielem? A może kimś więcej…?
Oblizał powoli wargi, wracając wzrokiem do twarzy wychowawcy. Nie wiedział, czemu tak interesował się życiem osobistym tego mężczyzny. Przecież to nie była jego sprawa.
- Chyba tak - odpowiedział w końcu, choć nie brzmiał na przekonanego.
Nie podobało mu się zachowanie nauczyciela. Spassky zachowywał się tak, jakby był w stanie zmienić Louisa na lepszą wersję, którą sam sobie wymyślił. A Louis nie miał żadnej lepszej wersji - był tylko sobą i sobą chciał pozostać. Może faktycznie ostatnio zachowywał się trochę grzeczniej, ale naprawdę zależało mu na tej głupiej wycieczce. Nie zamierzał jednak się zmieniać, a jeśli Spassky myślał, że jest w stanie na niego wpłynąć, to był w błędzie.
- Jeśli tego pan sobie życzy… - przeciągnął ostatnie słowo, uśmiechając się uroczo do mężczyzny. Choć ten drażnił go swoim podejściem, to jednak było coś niesamowicie fascynującego w jego zachowaniu. Czasem patrzył tak, jakby zapominał, że ma do czynienia z własnym uczniem. To było ekscytujące.
I kim był ten Mark, który dzwonił?


Koss Moss - 2018-07-27, 01:30

           Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem warg. Jego telefon, który zgasł na chwilę, zaświecił się i zaczął wibrować ponownie. Kimkolwiek był Mark, musiało mu bardzo zależeć, żeby dodzwonić się do mężczyzny. Raczej nie był ani bratem, ani synem nauczyciela: ze zdjęcia na pierwszy rzut oka wyglądał na osobę w wieku dwudziestu czterech, może dwudziestu pięciu lat, a więc różnica wieku była zarówno zbyt mała, jak i zbyt duża, aby było to bardzo prawdopodobne.
Mógł być kimkolwiek: współpracownikiem, członkiem seminarium, zaangażowanym studentem.
Tylko że nie był – i nie pozwalał o tym Elijahowi zapomnieć.
  ― To na razie wszystko, Louisie.
Matematyk wziął urządzenie z biurka i wyglądał, jakby chciał odebrać, ale ponieważ chłopiec nie ruszył się z miejsca, popatrzył na niego wyczekująco.
  ― Chciałeś czegoś jeszcze? ― zapytał. ― Jeśli nie, do widzenia.
Poczekał, aż chłopak wyjdzie, zanim odebrał.
  ― Chłopcze. Mam teraz zajęcia.
  ― Wydawało mi się, że zaczynasz dopiero o ósmej.
  ― O siódmej dziesięć. Porozmawiamy później.
  ― Chciałem ci tylko życzyć miłego dnia. I mam nadzieję, że pamiętasz o teatrze.
  ― Chłopcze.
  ― Nie bądź oschły. Nie po tym, co wyczynialiśmy wczoraj, skarbie.
  ― Spotkamy się później.
Odsunął telefon od ucha i rozłączył się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Młodzi ludzie bywali niekiedy nadgorliwi, choć nie mógł odmówić im uroku. Nawet jeżeli znajomość z Markiem bywała męcząca, ciekawiła go i zaskakiwała – nie mógł zaprzeczyć.
A ludzie tacy jak Elijah Spassky bardzo lubią zaskoczenia, które stymulują złakniony wyzwań umysł do pracy.

           Pan Gontier przyjął od Elijaha podanie i zapewnił, że – o ile wychowawca sam nie zgłosi zastrzeżeń – nie widzi obiekcji, aby koszty wycieczki dla Louisa została pokryte ze specjalnych funduszy. Mężczyzna w obecnej sytuacji zrobiłby zresztą wszystko, byleby usatysfakcjonować przyjaciela i wynagrodzić mu przykrą sytuację. Elijah wyświadczył mu ogromną przysługę, zgadzając się przyjąć kilka klas pod swe skrzydła, a w zamian spotkały go takie nieprzyjemności. I na dodatek miał w nich udział Marcus! Panu Gontierowi było po prostu głupio i wstyd za syna, a więc zgodził się – i zgodzi na wiele, trwając w poczuciu długu.
Elijah też był już prawie skłonny puścić Louisa na tę wycieczkę. Coś sprawiło, że nie traktował go tak samo jak innych szkolnych obiboków. Dawał mu szanse i zachęcał go na swój specyficzny sposób do wykazania się, choć przecież takiemu Jaredowi – na pozór podobnemu do Reida z zachowania i podejścia – zasugerował już na wstępie, że nie przejmuje się zbytnio jego losem.
Zapewne przeświadczenie, że chłopak tak naprawdę jest bardzo bystry, kazało mu go jeszcze nie skreślać.
A może wcale nie ono.
Niewiele, w każdym razie, brakowało, żeby Louis pojechał na wymarzony biwak. Elijah oczekiwał tylko uległości w jeszcze jednym aspekcie.


Blake - 2018-07-28, 01:00

Praca na zmywaku okazała się cięższa, niż Louis przypuszczał. Bolały go ręce od dźwigania i szorowania naczyń, ale przede wszystkim bolał go cały kręgosłup od ciągłego stania i pochylania się nad zlewem. Nie spodziewał się, że po pracy będzie tak wykończony. Przez ostatnie cztery dni nie był nawet w stanie wyjść nigdzie z kumplami, bo po skończeniu swojej zmiany wracał do domu i po prostu padał. Raz zdarzyło mu się nawet zasnąć w ubraniach, w które miał na sobie przez cały dzień. I wciąż się spóźniał.
Wiedział, że Spassky oczekiwał od niego czegoś innego (jego oczekiwania, powtarzał sobie Louis, nie miały żadnego znaczenia, choć naprawdę chciał jechać na tę wycieczkę), ale tym razem to naprawdę nie była jego wina. Po prostu był zmęczony, a do tego dochodziły ciągłe sprzeczki z matką, która potrafiła budzić go w środku nocy.
Miał jednak większy problem. Wciąż zastanawiał się nad zachowaniem nowego nauczyciela, wciąż w myślach analizował jego gesty, słowa i tak naprawdę nie potrafił zrozumieć, dlaczego to robi. Facet był irytujący i zbyt poukładany, ale jednocześnie bardzo go intrygował. Ciągle wydawało mu się, że jakaś granica została zatarta w ich relacji, a on chciałby zatrzeć kolejne. Tylko po to, żeby zobaczyć, co się stanie.
W ten piątkowy, ładny wieczór, zdjął rękawice, ściągnął fartuch i wyszedł na piętnastominutową przerwę. Zaplecze znajdowało się niemalże przy samym parkingu, więc gdy odpalił papierosa, o którym marzył od kilku godzin, i oparł się plecami o budynek, miał całkiem niezły widok na krążących przy samochodach gości. I jeden bardzo wyjątkowy samochód od razu przykuł jego uwagę. Uśmiechnął się pod nosem, zrobił kilka kroków w kierunku wejścia i właśnie wtedy ich zauważył - swojego nauczyciela matematyki i jakiegoś młodego, przystojnego mężczyznę u jego boku. Nie wiedzieć czemu, stwierdził, że się przywita.
- Dzień dobry, proszę pana - odezwał się od razu, gdy znalazł się w zasięgu słuchu obu mężczyzn. - Co za… przyjemne spotkanie.
Nie kłopotał się tym, że wciąż trzyma papierosa w prawej dłoni. Instynktownie wiedział, że pan Spassky nie będzie robił mu żadnych problemów z tego powodu. Poza tym wyraźnie widział, że nauczyciel był zaskoczony tym spotkaniem.
- A ty pewnie jesteś Mark, co? - Spojrzał na młodszego mężczyznę, a na jego wargach zaigrał bezczelny uśmieszek. Był już prawie pewien, że ten Mark nie był nikim z rodziny, ani zwykłym przyjacielem. Spassky musiał być pedziem.


Koss Moss - 2018-07-28, 20:50

           Elijah wydawał się nastawiony do Marka neutralnie, ale mowa ciała tego drugiego zdradzała zainteresowanie. Młody mężczyzna ewidentnie kokietował pana Spassky’ego, nieśpiesznie przeżuwając potrawę i patrząc (usiłując patrzeć) mu głęboko w oczy.
Kiedy Louis się zbliżył i przywitał, Elijah poderwał lekko głowę i zmierzył ucznia z góry na dół. Ciekawe. Młodzi ludzie dość często łapią się drobnych prac, ale ten chłopak ze swoim brakiem punktualności i dość niedbałym podejściem do obowiązków w…
  ― A ty pewnie jesteś Mark, co? ― padło pytanie i dopiero wtedy na dojrzałym obliczu mężczyzny odmalowało się coś, co można było odczytać jako zaskoczenie. Elijah uniósł brew, a potem – dość szybko – dotarło do niego, skąd chłopak znał to imię.
Ale że przyszło mu do głowy się nim teraz posłużyć, zakłócając ich posiłek. Ma tupet.
  ― Hej! ― Z zaplecza wyszedł pięćdziesięcioletni menadżer i podszedł szybkim krokiem do młodzieńca. ― Co ty wyczyniasz? Z papierosem na salę? Chcesz tu pracować? Przepraszam panów całym sercem, ten chłopak dopiero się przyucza…
  ― Nic nie szkodzi ― odrzekł pobłażliwie Elijah, jakby kwitował wybryk dwulatka, po czym wrócił do posiłku, a menedżer wyprowadził Louisa z lokalu, warcząc do niego jakieś upomnienia.
  ― Kto to był? ― zapytał Mark w przedłużającej się ciszy.
  ― Uczeń ― odparł lakonicznie mężczyzna.
  ― Uczeń? ― Mark zmarszczył podejrzliwie brwi. Czekał, aż jego kochanek coś doda, ale ponieważ ten milczał, w końcu sam postanowił go docisnąć. ― Rozmawiasz z uczniami na mój temat?
  ― Nie.
  ― To skąd zna moje imię?
  ― Może widział w moim telefonie.
  ― W twoim telefonie?
  ― Uspokój się, chłopcze, albo stąd wyjdziemy.
Mark zacisnął wargi w wąską kreskę, ale te słowa odrobinę pomogły mu się opanować; przyciszył w każdym razie głos.
  ― Przepraszam. Ale jak to wygląda? Przychodzi do ciebie jakiś śliczny chłopczyk i mówi do mnie po imieniu, chociaż widzę go pierwszy raz. Nie zachowywał się jak uczeń.
  ― Nie będziemy o tym rozmawiać przy posiłku i w miejscu publicznym.
Mark wziął głęboki oddech i zerknął w stronę drzwi, którymi Louis właśnie ponownie wszedł do restauracji, tym razem bez papierosa.
  ― Dobrze ― mruknął. ― Porozmawiamy po wyjściu.


Blake - 2018-07-29, 00:39

- Przecież już przeprosiłem!
- Jeśli dalej chcesz tu pracować, to pójdziesz teraz przeprosić gości za swoje zachowanie!
Louis wywrócił oczami, ale wyrzucił peta i wszedł z powrotem na salę. Musiał wysłuchać całego wykładu od managera i prawie stracił pracę, którą dopiero zaczął, ale nie żałował. Zaskoczenie nauczyciela było tego warte. I mina tego faceta, gdy zwrócił się do niego bezpośrednio po imieniu… Podobała mu się taka zabawa.
Zbliżył się ponownie do stolika, przy którym teraz panowała krępująca cisza, co nawet on wyczuwał, stojąc z boku.
- Chciałbym przeprosić za swoje zachowanie - zaczął, a jego szare oczy wpatrzone były tylko w pana Spassky’ego, jakby jego towarzysz w ogóle nie istniał. - Nie chciałem panom przeszkadzać. - Dopiero teraz przeniósł wzrok na Marka, a jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu. - O ile w ogóle było w czym.
Potem już tylko pożegnał się z wychowawcą, posyłając mu przy tym przeciągłe spojrzenie, a następnie wrócił do pracy. Wyraźnie zapraszał nauczyciela do gry i był ciekaw, czy ten będzie chciał z nim zagrać.


Koss Moss - 2018-07-29, 12:56

           Mark wyglądał, jakby spodziewał się, że się przesłyszał. Z jego miny Louis mógł wywnioskować, że przesadził, chociaż z drugiej strony jego wychowawca nie wyglądał, jakby ta zaczepka zrobiła na nim jakieś wrażenie.
  ― Bezczelny gówniarz. Kogo tutaj zatrudniacie? ― zaczął podniesionym głosem Mark, zwracając na siebie uwagę kelnerki i osób przy sąsiednich stołach.
  ― Mark.
  ― Czy mogę porozmawiać z właścicielem? ― kontynuował poruszony młodzieniec. ― Jeszcze nigdy nie miałem takiej sytuacji. Żeby jakiś pomywacz…
  ― Co się stało? ― zapytała kelnerka, stając przy ich stoliku z zatroskaną miną.
  ― Prosimy o rachunek ― odpowiedział Elijah, ale Mark pokręcił stanowczo głową.
  ― I o spotkanie z właścicielem.
  ― Mogę poprosić menadżera ― powiedziała kelnerka.
  ― Proszę. ― Mark kiwnął głową i zacisnął usta w wąską kreskę.
  ― Proszę chwilkę poczekać ― poprosiła dziewczyna i odeszła pośpiesznie w stronę zaplecza. Kiedy zwróciła się do pana Porti, ten nie był zachwycony.
  ― O co chodzi? ― zapytał, zdenerwowany.
  ― Chyba o tego nowego.
  ― Zabiję go. ― Odnalazł wśród pracowników spojrzenie Louisa, a jego mina nie wróżyła niczego dobrego. ― Poproś ich do gabinetu.
Kelnerka wróciła do stołu Elijaha i Marka i uśmiechnęła się życzliwie.
  ― Zaprowadzę panów do gabinetu pana Porti. Proszę za mną.
Mark wstał jako pierwszy; chwilę po tym podniósł się Elijah. Weszli za kelnerką na zaplecze, gdzie menadżer czekał już ze sztucznym uśmiechem i wyciągniętą dłonią.
  ― Zapraszam, zapraszam panów. Proszę sobie usiąść. W czym problem?
Mark, który w odróżnieniu od Elijaha bezzwłocznie zajął jedno z krzeseł przed biurkiem, otworzył usta, jednak nie miał okazji wypowiedzieć ani słowa.
  ― Macie bardzo dobrą kuchnię. Chciałbym złożyć państwu ofertę biznesową ― rzekł Elijah, rozsiadając się wygodnie, i wyglądał, jakby naprawdę przyszedł w tym celu. ― Doktor Elijah Spassky… Jestem wykładowcą na uniwersytecie technicznym, organizuję w przyszłym tygodniu konferencję. Potrzebujemy kateringu dla prelegentów; być może byliby państwo zainteresowani.
Mark był tak zbity z tropu, że nic nie powiedział, i tylko bawił się niespokojnie palcami dłoni.
Po ich wyjściu menadżer, wcześniej tak wściekły, wyszedł z gabinetu z szerokim uśmiechem i chyba zapomniał, że miał do Louisa jakąś sprawę.
Oczywistym było, że Elijah w jakiś sposób obronił młodzieńca przed zemstą Marka.

           W poniedziałek był na zajęciach punktualnie i miał do przekazania uczniom pewną wiadomość.
  ― W przyszłą środę na uniwersytecie technicznym odbywa się konferencja z historii matematyki ― rzekł ― na której prowadzę wykład. Pan Gontier zasugerował, że mogę was na nią zabrać w ramach całodniowych zajęć. Czy ktoś byłby zainteresowany taką wycieczką… ― Zanim jeszcze skończył zadawać pytanie, w górę uniosło się całe mnóstwo rąk. ― W takim razie kto wolałby zamiast tego normalne lekcje… ― Nie podniosła się żadna dłoń. ― Dobrze, w takim razie proszę zanotować, że zamiast na zajęciach, szesnastego kwietnia spotkamy się wszyscy o godzinie dziewiątej przed uniwersytetem technicznym. Jakieś pytania, zanim zaczniemy temat?
Rękę podniosła Lily.
  ― O czym będzie pan mówił?
  ― O rozwoju nauk ścisłych w starożytnej Grecji, panno Turner, jeżeli naprawdę tak to panią interesuje.
  ― Oczywiście, że interesuje. Wszystko, co pan mówi, jest interesujące ― obwieściła stanowczo dziewczyna. W sali rozległy się chichoty, a nauczyciel uśmiechnął się pobłażliwie.
Następna rękę podniosła Elisabeth Spencer, która w ostatnich dniach zdążyła już stanąć na czele nieoficjalnego fanklubu mężczyzny i denerwowała się, kiedy słodka kujonka zwracała na siebie uwagę Spassky’ego.
  ― Tak, panno Spencer.
  ― A jak powinniśmy się ubrać?
  ― Szkolne mundurki będą na miejscu. Tylko proszę nie pozapominać marynarek. ― Zerknął na Reida, który właśnie nachylał się do Jareda, żeby coś mu szepnąć. ― Odnotowałeś, Louisie?


Blake - 2018-07-29, 14:28

Louis odwrócił się, spojrzał na nauczyciela i uśmiechnął się najbardziej niewinnie, jak tylko potrafił.
- Marynarka. Oczywiście. Nie zapomnę.
Gdy Spassky stracił nimi zainteresowanie, chłopak poczuł szturchnięcie w bok.
- A co ty się tak do niego szczerzysz, co? - Jared brzmiał na naprawdę zaskoczonego, jakby widok uśmiechającego się Louisa (do nauczyciela!) był aż tak niezwykły.
Szatyn w odpowiedzi wzruszył ramionami. Sam nie wiedział.
- Nie szczerzę się. Szczerzyć to się może Spencer. I robi to za każdym razem, gdy on na nią spojrzy. Niedobrze się od tego robi. - Podparł policzek na dłoni i spojrzał na kumpla. - To jak, powiesz mi, o co znowu chodzi z twoim ojcem?

Tym razem Louis nie miał ze sobą żadnego wniosku. Nie miał też żadnej pilnej sprawy do nauczyciela, która wiązałaby się w jakikolwiek sposób ze szkołą. A jednak poczekał w sali, aż wszyscy wyjdą i dopiero wtedy zbliżył się do biurka wychowawcy.
- Chciałem przeprosić - zaczął, nie patrząc na mężczyznę. Położył jedną dłoń na drewnianym blacie i zaczął na nim kreślić bliżej nieokreślone znaki. - Za piątek. Nie chciałem zniszczyć panu wieczoru.
Tak naprawdę niczego nie żałował, ale przypuszczał, że przeprosiny były wskazane. Nie spodziewał się, że ten Mark (Louis naprawdę nie mógł zrozumieć, jak z własnej woli można chcieć umawiać się z tym gościem) zareaguje tak mocno, ale ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. Domyślał się jednak, że całą sprawę musiał załagodzić pan Spassky. W innym przypadku szatyn zapewne nie miałby już pracy.
- I chciałem też podziękować. Przypuszczam, że to dzięki panu mnie nie zwolnili. - Powiedziawszy to, w końcu spojrzał na mężczyznę, uśmiechając się przy tym wręcz nieśmiało. Jakby naprawdę był zawstydzony swoim zachowaniem. A nie był.


Koss Moss - 2018-07-29, 18:26

           Elijah podniósł się zza biurka. Znacznie górował nad młodzieńcem, gdy stali obok siebie. Nie wyglądał na złego. Może nawet wydawał się trochę rozbawiony sugestią, że taka błahostka mogłaby zniszczyć mu, jak to Louis ujął, wieczór.
  ― To nie mnie uraziłeś ― zauważył obojętnie, patrząc młodzieńcowi prosto w oczy nawet w chwili, gdy już przekroczyło to granicę niezręczności ― tylko mojego asystenta i przyznaję, że trudno mi zrozumieć powód, z jakiego uznałeś to za zabawne. Tak czy inaczej, nie do mnie należy przyjęcie tych przeprosin.
Zatrzymał spojrzenie na niewielkim śladzie po opuchliźnie przy oku młodzieńca, po czym zerknął na zegarek, który nosił na nadgarstku, i zaczął zgarniać z biurka swoje rzeczy.
  ― A po co tak naprawdę przyszedłeś? ― rzucił od niechcenia, chowając do aktówki kalendarz w czarnej, skórzanej oprawie, i wieczne pióro.


Blake - 2018-07-29, 23:24

- Asystent? - Uniósł brew, nie dowierzając. Zachowanie Marka i jego reakcje były na tyle oczywiste dla Louisa, że wcale mu to nie wyglądała na relację opartą jedynie na wspólnej pracy. - Tylko asystent?
Nie wiedzieć czemu, to właśnie w tamtym momencie, gdy zadał kolejne niestosowne pytanie, gapiąc się bez skrępowania na nauczyciela, uderzyło go, że mężczyzna był naprawdę przystojny. Louis czasem zauważał takie rzeczy, ale teraz świadomość atrakcyjności matematyka spadła na niego z taką mocą, że jego oczy rozszerzyły się komicznie, przez co wyglądał tak, jakby zobaczył ducha.
Louis nigdy nikomu o tym nie mówił, ale raz zdarzyło mu się całować z chłopakiem. Było to na jednej z imprez, był trochę wstawiony i stało się. Musiał przyznać, że nie było to złe uczucie. Ale między zwróceniem uwagi na rówieśnika - nieważne, jakiej płci - a na mężczyznę, który mógłby być jego ojcem… Nie, kompletnie mu odbiło.
I wtedy usłyszał pytanie:
- A po co tak naprawdę przyszedłeś?
Właśnie Louis - po co?
- Ja.... - zawahał się, chyba po raz pierwszy naprawdę będąc zmieszanym przy tym mężczyźnie. - Nie, nie wiem. Pójdę już.


Koss Moss - 2018-07-30, 00:00

           Elijah łypnął na chłopca jeszcze raz, trochę uważniej, zbity z tropu jego zachowaniem. Musiał przyznać, że o ile intencje większości osób były dla niego jasne już po krótkiej wymianie zdań – zwłaszcza osób tak młodych jak jego uczniowie – o tyle ten chłopak wciąż pozostawał dla niego zagadką. I w związku z tym za dużo o nim myślał.
Zawiesił na krótko spojrzenie na wydatnych, rozchylonych lekko ustach, potem na smukłej szyi, potem na przekrzywionym krawacie.
Opcje w gruncie rzeczy były dwie, albo chciał go uwieść, albo w coś wplątać.
Albo jedno z drugim. Tak czy inaczej, kłopoty.
Odprowadził go uważnym spojrzeniem, a potem – po raz pierwszy od jakichś ośmiu lat – poczuł przemożną chęć zapalenia papierosa.

           W środę w dzień konferencji Elijah zebrał dzieciaki pod szkołą i od razu rzucił mu się w oczy brak pewnej dwójki. Dlaczego nie zdziwiło go, że Louis i Jared postanowili wystawić jego cierpliwość na próbę, choć zaznaczał, że…
Ach, więc jednak. Zobaczył ich, idących żwawym krokiem z przystanku. Odpowiedział krótko na powitanie i machnął ręką, przykazując grupie iść za sobą w stronę zabytkowego gmachu uniwersytetu technicznego. W porównaniu ze szkołą, ten budynek wyglądał imponująco. Aby do niego dotrzeć, musieli przejść przez dziedziniec z wielką fontanną, w której centrum znajdowała się figura jakiegoś uczonego. Nie zatrzymali się przy niej, zmierzając prosto do holu.
  ― Nie naróbcie mi wstydu ― polecił ― albo będzie to nasza ostatnia wspólna ucieczka z lekcji.
  ― Nie narobimy! ― zarzekła się Elisabeth, która umalowała się dziś wyjątkowo mocno; ciemna szminka, ciemne oczy – jakby szła na dyskotekę, a nie na konferencję. ― Będziemy wszyscy bardzo grzeczni, proszę pana.
  ― Dobrze. Za chwilę wejdziemy do audytorium i zajmiecie miejsca, dopóki są wolne. Jeżeli ktoś ma zamiar rozmawiać, Jaredzie ― zwrócił się z naciskiem do ucznia, który właśnie szeptał coś Louisowi na ucho ― bo intelektualne zajęcia są ponad jego siły, niech idzie prosto do bufetu. Jest na końcu korytarza po prawej stronie. Toalety naprzeciwko. Żadne inne miejsca was nie interesują. O dwunastej spotykamy się na placu.


Blake - 2018-07-31, 19:05

Louis od razu dał się pociągnąć Jaredowi do bufetu, nie czując przy tym nawet ukłucia żalu, że straci wykład swojego wychowawcy. Miał całą noc, żeby przemyśleć sobie relacje z matematykiem i doszedł do wniosku, że powinien traktować go jak każdego innego nauczyciela. A to oznaczało, że nie powinien przysłuchiwać się jego wykładom i w ogóle starać się go słuchać.
Gdy weszli do bufetu, Jared od razu podszedł do lady, przypatrując się ofercie, a szatyn rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, przyglądając się pustym stolikom. Tylko przy jednym z nich siedział młody mężczyzna, na którego widok Louis uśmiechnął się z udawaną radością. Jakoś nie potrafił udawać, że go nie dostrzegł.
Zerknął krótko na swojego kumpla, ale ten nie zwracał na niego uwagi, więc zbliżył się do zajętego stolika z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- O, co za spotkanie. Pan asystent. - Uniósł brew. - Nie powinieneś być z Elijahem i mu… pomagać? No wiesz, jak na asystenta przystało.
Specjalnie wypowiedziane imię starszego mężczyzny spłynęło po jego języku, jakby wypowiadał je setki razy. A widok oburzenia na twarzy Marka był naprawdę satysfakcjonujący.
- Smacznego.
Obrócił się na pięcie i wrócił do lady, przy której wciąż stał Jared. Klepnął go mocno w plecy, aż ten podskoczył, omal nie upuszczając telefonu.
- Wybrałeś coś? No to szybko. Jedz i idziemy się rozejrzeć.


Koss Moss - 2018-07-31, 19:40

           Widząc, że dzieciak (ten jeden, konkretny dzieciak) odwraca się i odchodzi w stronę bufetu ze swoim przyjacielem-nieukiem, poczuł śladowe ukłucie rozczarowania, ponieważ brał go za kogoś innego. Louis wprawdzie lubił się mało mądrze popisywać, ale potrafił czasem przestać i pokazać się z dobrej, inteligentnej strony. Poproszony do tablicy, już kilka razy udowodnił, że nie jest głupiutki, a sprawdzając ostatnio jego kartkówkę, Elijah zyskał potwierdzenie, że młodzieniec nie przesypiał całych jego zajęć, ale widocznie zaimponowanie nieukom było ostatecznie ważniejsze niż zaimponowanie jemu. I właściwie nie powinno go to dziwić, w końcu zdążył trochę poznać specyfikę uczniów w tym wieku. Najbardziej interesowało ich w większości, w jaki sposób opuścić lekcje, choćby najciekawsze. Notorycznie marnowali potencjał niezależnie od tego, jak były prowadzone zajęcia.
Odprowadził spojrzeniem zarówno Louisa i Jareda, jak i pozostałą połowę klasy, która zdecydowała się pójść za ich przykładem i skorzystać z okazji, by najeść się i pogadać.
Lepiej tak, niż gdyby mieli przeszkadzać w wykładach.
Drugą połowę, w tym zapatrzone w niego Lily i Elisabeth, zabrał do audytorium.
Mark czekał na uczniów Elijaha tuż przy wejściu do bufetu. Wymienił z mężczyzną długie spojrzenie, kiedy rozgadani uczniowie mijali go, wchodząc do środka. Nie sądzili chyba, że zostaną pozostawieni zupełnie bez opieki.
Kiedy już stłoczyli się przy ladzie, Mark zajął jeden z pustych stolików i zmrużył oczy, uważnie obserwując gawiedź. Wśród młodych twarzy jedną rozpoznał. I pomywacz też go rozpoznał, ponieważ podszedł, żeby się z nim „przywitać”.
  ― O, co za spotkanie. Pan asystent. Nie powinieneś być z Elijahem i mu… pomagać? No wiesz, jak na asystenta przystało.
Nie mógł nie zauważyć, że Louis nazwał jego mężczyznę po imieniu. I nie mógł nie zauważyć nacisku, jaki gówniarz położył na słowo „asystent”. Zmarszczył brwi, zdenerwowany. Choć pożegnano go krótkim „smacznego”, podniósł się i ruszył za chłopakiem, poprawiając na nosie okrągłe okulary. Stanął za nim przy ladzie i wbił w niego jadowite spojrzenie, które zauważył Jared.
  ― Eee… ― szturchnął Louisa. I kiedy Louis podniósł wzrok, pokazał mu zdenerwowanego asystenta. ― Ten koleś coś od ciebie chyba chce?
  ― Mogę cię prosić na słóweczko? ― zapytał z naciskiem Mark. ― Chyba że wolisz rozmawiać przy kolegach.
Niektórzy uczniowie przy ladzie zaczęli z zaciekawieniem przysłuchiwać się ich wymianie zdań. Mark i Louis odeszli więc od nich i stanęli na korytarzu przed bufetem.
  ― Elijah opowiadał mi o tobie. Chciał być dla ciebie miły, a ty wpadłeś w jakąś obsesję na jego punkcie. ― Asystent uśmiechnął się pogardliwie. ― Biedny mały pedzio zakochał się w panu od matematyki. Ty naprawdę sobie ubzdurałeś, że go poderwiesz? Kogoś takiego jak on?


Blake - 2018-08-04, 14:10

Louis oparł się o ścianę i wsunął dłonie w kieszenie spodni. Wcale nie wyglądał na przejętego słowami mężczyzny. Większość osób w jego wieku zapewne poczułaby się przynajmniej niezręcznie, będąc oskarżanym o zauroczenie nauczycielem, ale nie on. Może było to spowodowane tym, że wcale nie czuł się “zauroczony”, a już na pewno nie czuł się pedziem. A może po prostu chodziło o to, że Mark nie robił na nim żadnego wrażenia.
- A ty naprawdę tak bardzo boisz się konkurencji, że postanowiłeś wygarnąć niegroźnemu pedziowi? - Uśmiechnął się ironicznie. - Już zauważyłeś, że się tobą znudził, co? Robisz w gacie, bo wiesz, że nie jesteś na tyle interesujący, żeby dłużej go przy sobie zatrzymać.
Odepchnał się od ściany i zbliżył do mężczyzny. Był od niego niższy, ale dumnie zadarł głowę, nawet przez chwilę się nie wahając.
- Z nas dwóch to ty zakochałeś się w facecie, który był tylko przez chwilę zainteresowany twoją dupą. Jak... żałośnie.
Louis może nie miał najlepszych ocen i nie ze wszystkim sobie radził, ale nie był głupi. I nie był też ślepy. Wystarczyła chwila obserwacji, gdy siedzieli przy jednym stoliku, by chłopak dostrzegł, kto jest bardziej zaangażowany z tej dwójki. I to na pewno nie był Spassky.
Posłał Markowi jeszcze jeden szeroki uśmiech i minął go, w ostatniej chwili powstrzymując się przed szturchnięciem go barkiem. Zatrzymał się jednak w połowie korytarza i odwrócił, posyłając mu ostatnie, pogardliwe spojrzenie..
- Ach, tak w ogóle to dzięki. Przypomniałeś mi, gdzie teraz powinienem być.
Nawet przez chwilę nie pomyślał o Jaredzie, który wciąż na niego czekał w bufecie, gdy wszedł do sali wykładowej. Wykład już się rozpoczął, ale na szczęście mógł wejść, więc cicho zajął miejsce w ostatnim rzędzie. Gdy na chwilę jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem matematyka, uśmiechnął się i skupił na słowach mężczyzny. Do tej pory nie przypuszczał, że matematyka może być tak ciekawa.


Koss Moss - 2018-08-05, 00:33

           Zaskoczeniem było zobaczyć, jak Louis powraca na salę. Elijah nie przeoczył jego drobnej sylwetki wkradającej się na salę. I to w momencie, kiedy był już niemal gotów spisać go na straty.
  ― Pitagoras wierzył, że liczby wyjaśniają świat. Według niego i skupionych wokół niego zwolenników, których znamy dziś jako pitagorejczyków, liczby stanowiły byty, z których każdemu odpowiadała określona wartość przestrzenna, pewien konkretny kształt. Były dla nich formą materii, ale nie tylko. Pitagorejczycy łączyli je z każdą sferą życia. Przypisywali im nie tylko właściwości fizyczne, ale i te powiązane ze sferą duchową. Podczas gdy liczba jeden reprezentowała linię, a liczba trzy – płaską geometryczną figurę, liczba sześć oznaczała życie, osiem miłość… a dziesięć – doskonałość i harmonię wszechświata. Gloryfikowali matematykę, czyniąc z niej religię. Powiązali ją z astronomią, muzyką i naukami humanistycznymi, dostrzegając we wszystkich wspólne elementy ― mówił z fascynacją, przechadzając się po sali bez oznak zdenerwowania czy niepewności. Doskonale wiedział, o czym mówi, a każdemu fragmentowi wykładu towarzyszyły schludne slajdy ze źródłami, obrazami i cytatami. Nie dało się go nie słuchać. Nie chciało się nawet komentować szeptem jego słów, by nie utracić czegoś z wykładu. ― …co ciekawe, według jednej z ich koncepcji w centrum wszechświata znajdował się Ogień, a Ziemia była tylko jednym z ruchomych ciał okrążających Słońce znajdujące się w pobliżu Ognia Centralnego. Zaczęło się to prawdopodobnie od Filolaosa z Krotony lub z Tarentu, który żył na przełomie piątego i czwartego wieku.
Mówiąc, często spoglądał zwłaszcza w stronę swoich uczniów i studentów. Wiele razy spojrzenia jego i Louisa ewidentnie się skrzyżowały. Odwzajemnił nawet jeden z uśmiechów chłopca.
Po skończonym wykładzie przez kwadrans odpowiadał rozlegle na zadawane ze wszystkich stron pytania. Nagrodzono go wyjątkowymi oklaskami – niektórzy nawet wstali, by wyrazić swoje uznanie dla rzetelności i pasji, z jaką potraktował temat.
Gdy już oklaski ucichły, zszedł z podestu i, wymieniwszy kilka słów z jakimiś starszymi profesorami (sądząc po uśmiechach, przyjmował gratulacje) opuścił audytorium, pewnie chcąc sprawdzić, jak się mają pozostali uczniowie.
Wszedł do bufetu i natychmiast stanął przy nim Mark.
  ― Możemy porozmawiać? ― zapytał asystent, ledwo nad sobą panując.
  ― Nie teraz. ― Elijah przeliczył szybko uczniów.
  ― Ten twój pomywacz…
  ― Chłopcze. ― Elijah odsunął go ramieniem sprzed swojej twarzy jak nachalną muchę. ― Idź na wykład, jeżeli chcesz. Po przerwie jest starożytna Azja. Przypilnuję tych tutaj.


Blake - 2018-08-05, 01:23

Z Markiem minął się w drodze do bufetu. Uśmiechnął się do niego szeroko, ale tym razem ugryzł się w język. I tak widział doskonale, że jego wcześniej słowa mocno wpłynęły na mężczyznę. To wystarczyło.
Musiał przyznać przed samym sobą, że był zaskoczony. Wykład matematyka faktycznie był ciekawy, a Spassky bez problemu koncentrował na sobie uwagę całej sali. Louis czuł się tak, jakby nagle znalazł się w innej rzeczywistości, bo przecież jeszcze na żadnej lekcji matematyki nie słuchał nauczyciela. A tu wystarczyło kilka słów, by zainteresował się czymś, co tak naprawdę w ogóle go nie interesowało. To było niesamowite.
Gdy wszedł do bufetu, od razu dostrzegł swojego wychowawcę. Ten już był oblegany przez kilka uczennic, a wszystkie wyglądały przy tym tak, jakby chciały paść przed nim na kolana. Szatyn coraz mniej im się dziwił.
- Gdzieś ty polazł?
Drgnął, odwracając wzrok od nauczyciela, gdy przy jego boku zmaterializował się Jared. Bardzo zirytowany Jared, należy zaznaczyć.
- Chodziłem sobie… tu i tam. - Wzruszył ramionami, starając się wyglądać na szczerego.
- Mieliśmy iść razem. - Drugi chłopak wyburczał to pod nosem, wciąż patrząc na niego krzywo. - A ten koleś czego od ciebie chciał?
- Upierdliwy klient z restauracji. Szkoda gadać.
Jared pokiwał głową, choć nie wyglądał na przekonanego.
- Moglibyśmy się zmyć, ale Spassky przyszedł. Najwyraźniej skończył już swój gówniany wykład. - Drugi chłopak prychnął, dosyć jednoznacznie podchodząc do pracy mężczyzny. - Siadamy pod oknem?
Louis kiwnął głową, nie komentując słów kumpla. Raz jeszcze odnalazł wzrok wychowawcy, chcąc podejść do niego (zupełnie jak inni), ale wydawało mu się, że może to wyglądać zbyt dziwnie. W końcu on, słynny szkolny łobuz, nigdy nie interesował się nauką. Ale nigdy też nie interesował się nauczycielem. Najwyraźniej wszystko kiedyś się zmienia.


Koss Moss - 2018-08-05, 01:26

Sorry, coś mi się jebło ;c

Koss Moss - 2018-08-05, 01:56

           Pozostał w bufecie do końca wykładu, ale nie był sam. Siedział przy stoliku i popijał świeżo zamówioną kawę, gawędząc neutralnie z ewidentnie zafascynowanymi uczennicami. Albo nie widział tego, co robiła Elisabeth Spencer (musiał też nie poczuć, jak trąciła jego łydkę pod stołem), albo doskonale udawał, że nie zwraca na to uwagi. Dziewczyna robiła się jednak coraz bardziej bezpośrednia, jakby jego obojętność tylko zachęcała ją do odważnych działań.
  ― A pan ma Tindera? ― zapytała w którymś momencie. Spojrzał na nią, jakby zapytała o pogodę, a jej koleżanka Patricia Swam prawie klepnęła się w czoło.
  ― Tindera?
  ― To taka aplikacja randkowa.
  ― Panno Spencer. ― Chyba trudno było mu uwierzyć, że takie pytanie padło. Jego mina wyrażała coś pomiędzy niedowierzaniem dla jej impertynencji, a politowaniem.
  ― Nie nosi pan obrączki, więc pomyślałam, że… Teraz wszyscy korzystają z Tindera, żeby kogoś znaleźć.
  ― Przestań ― upomniała ją Patricia, jednocześnie uśmiechając się do nauczyciela. ― Pan Spassky na pewno kogoś ma.
Mężczyzna patrzył na nie spod uniesionej brwi, nie mówiąc nic, aż w końcu ta nieco mądrzejsza się zreflektowała.
  ― Przepraszam ― mruknęła, spoglądając na Elisabeth. ― Chyba nie powinnyśmy pytać o takie rzeczy.
  ― To było wysoce niestosowne ― skwitował i napił się kawy, a Spencer zarumieniła się wściekle.
  ― Przepraszam ― powiedziała, a potem odchrząknęła, wyraźnie zażenowana. ― Pójdę po coś jeszcze.
  ― Ja też.
I obie odeszły, zostawiając Spassky’ego z kawą i miną sugerującą usilnie powstrzymywane rozbawienie.


Blake - 2018-08-06, 00:52

Louis starał się słuchać Jareda, ale tak naprawdę jego uwaga była skoncentrowana na stoliku, przy którym siedział matematyk wraz z kilkoma uczennicami. Było coś w tym mężczyźnie, co sprawiało, że ludzie do niego lgnęli. A wśród nich znajdował się trudny, krnąbrny i nieufny nastolatek. .
Z rozbawieniem obserwował wściekły rumieniec pojawiający się na twarzy Spencer. Nie słyszał ich rozmowy, ale domyślał się, że dziewczyna musiała palnąć coś naprawdę głupiego, nawet jak na siebie. Oczywiście nie współczuł jej, bo uważał ją za puszczalską idiotkę, którą można zainteresować się tylko z braku innych opcji. A Spassky na brak takowych raczej nie narzekał, więc nic dziwnego, że dziewczyna praktycznie wybiegła z bufetu, najprawdopodobniej po to, by móc wypłakać się po poniesionej klęsce. Szatyn prawie parsknął śmiechem, obserwując to wszystko.
- Idę się odlać.
Louis drgnął, oderwał wzrok od stolika matematyka i kiwnął głową.
- Spoko.
Gdy Jared opuścił pomieszczenie, chłopak rozejrzał się dyskretnie na boki, a widząc, że wszyscy zajmują się sobą nawzajem lub swoimi telefonami, wstał i podszedł do wychowawcy. Bez pytania zajął miejsce naprzeciwko, przyglądając się twarzy mężczyzny.
- Podobał mi się pana wykład. Był… zaskakująco ciekawy. - Nawet nie musiał kłamać, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Sam był zdumiony tym, że chłonął niemalże każde słowo, jakie padło w trakcie wykładu. - Od dawna pan tu pracuje?


Koss Moss - 2018-08-06, 01:40

           Louis najwyraźniej postanowił go zaskoczyć drugi raz w dość krótkim czasie, opadając na krzesło naprzeciwko wkrótce po odejściu dwóch zawstydzonych uczennic.
  ― Podobał mi się pana wykład. Był… zaskakująco ciekawy ― zagaił do nauczyciela, obserwowany bardzo uważnie znad trzymanej przez mężczyznę w długich palcach filiżanki.
  ― Niemożliwe, Louisie. Wiesz, o czym był? ― zażartował mrukliwie ten, mrużąc nieznacznie oczy. Dzieciak odpowiedział mu jednym z tych swoich uśmiechów.
  ― Długo pan tu pracuje?
Elijah rozejrzał się, powoli oblizując resztkę kawy z pełnych warg końcówką języka.
  ― Planujesz ze swoim uroczym kolegą jakiś wybryk? ― odpowiedział pytaniem i wychylił się lekko, by upewnić się, że Jared nie wyszedł jeszcze z łazienki. ― Za grzeczny dziś jesteś.
Wrócił wzrokiem do dużych oczu chłopca i uniósł leciutko brew, przy której uwidocznił się cieniem ślad po przekłuciu.
Siedząc dokładnie naprzeciwko siebie, mieli w końcu okazję, by uważnie i raczej bezkarnie się sobie przyjrzeć. Z tak bliska na twarzy pana Spassky’ego widać było – zwłaszcza w kącikach oczu – siatkę zmarszczek, które w dziwny sposób czyniły ją wręcz atrakcyjniejszą. Dojrzałość służyła temu mężczyźnie, choć bez wątpienia w młodości również potrafił skraść niejedno serce. Z kolei buźka Louisa nie nosiła choćby jednej bruzdy. Była tak doskonała, młodzieńcza i świeża, jakby ktoś wyrzeźbił ją z porcelany, a przy całym tym uroku spojrzenie chłopca miało w sobie ten inteligentny, drapieżny błysk, który mruczał do Elijaha: rozwiąż mnie, profesorze.
 ― Co knujesz? ― mruknął, zamiast odpowiedzieć na pytanie, które z całą pewnością nie było tym, z czym chłopiec podszedł do niego w głowie.


Blake - 2018-08-06, 10:47

Przygryzł dolną wargę i wychylił się trochę do przodu, szepcząc konspiracyjnym głosem:
- Ach, zapomniałem. Pan woli tych niegrzecznych, co? - Zmrużył oczy, a jego wzrok na chwilę zatrzymał się na wargach mężczyzny. Jakieś dziwne, niemalże łaskoczące uczucie pojawiło się w jego wnętrzu i nagle uświadomił sobie, że naprawdę chciałby poczuć te usta na swoich własnych. Był przekonany, że byłoby to porażająco inne doświadczenie w porównaniu do całowania chłopaka na imprezie po pijaku.
Odchrząknął, odrywając w końcu wzrok od pełnych warg i przesuwając nim po całej twarzy nauczyciela.
- Muszę jednak pana zawieść, profesorze. Jeszcze nic nie knuję. Dopiero… badam teren. - Uśmiechnął się i odchylił na krześle. - Miał pan kolczyk w brwi, czy źle widzę?
Nie był pewien, ale wydawało mu się, że faktycznie widział ślad po przekłuciu, bo siedzieli dość blisko siebie. W jego głowie od razu pojawiła się wizja mężczyzny na motorze, w skórzanym stroju, z rozpuszczonymi włosami… Jeśli do tej pory chciał dowodu, że nauczyciel działa na jego wyobraźnię, to właśnie go dostał.


Koss Moss - 2018-08-06, 13:50

           Lewy kącik warg Elijaha uniósł się wyjątkowo wyraźnie, nadając jego obliczu drapieżnego wyrazu. Nic nie odpowiedział, ale nie musiał. Miał szaloną przeszłość i kilka pamiątek po niej na swym ciele. Patrząc na nich z boku, ktoś mógłby pomyśleć, że ostro flirtują przy tym stoliku. I ktoś chyba pomyślał. Uśmiech mężczyzny przeszedł w neutralny wyraz twarzy, gdy ten zauważył kogoś w drzwiach bufetu.
Był tam Mark i podstarzały zagraniczny gość wyglądający na Azjatę; możliwe, że profesor z uniwersytetu Nihon. Ten pierwszy pobladł i wyglądał, jakby wpadł w furię. Elijah śledził ich wzrokiem w miarę, jak się zbliżali.
  ― Pan Nakamura ― zaczął Mark przez zęby ― chciał zamienić z tobą słowo, ale tak szybko wyszedłeś.
  ― Oaidekiteureshīdesu, Nakamura-sama. Suwatte kudasai ― odparł Elijah, podniósłszy się, i uśmiechnął się oszczędnie, ściskając zadowolonemu profesorowi dłoń. Wymienił z mężczyzną kilku zdań, prawdopodobnie zarówno dla Marka, jak i Louisa niezrozumiałych, a potem spojrzał krótko na swego ucznia.
  ― I żeby to było ostatni raz.
Albo Louisowi się zdawało, albo mężczyzna puścił mu właśnie z kamienną twarzą oczko. Potem zaś odszedł w stronę sali z kateringiem dla gości wykładu, zostawiając Marka i Louisa mierzących się spojrzeniami.
  ― Przestań ― wycedził dyskretnie Mark ― się do niego dowalać, albo cię zniszczę.
  ― E, co się dzieje? Jakiś problem? ― U boku Elijaha stanął Jared. Mark łypnął na niego krótko, a potem znów wbił zimny wzrok w Louisa.
  ― Uważaj ― szepnął, nim ruszył gwałtownym krokiem w stronę sali wykładowej.
Uczniowie zostali bez opieki na prawie godzinę, ponieważ Spassky wrócił dopiero przed dwunastą. Najpierw wyprowadził wychowanków z audytorium, a potem zajrzał do bufetu. Wyglądał przy tym na dość zirytowanego. Przeliczył pośpiesznie młodzież, choć na pierwszy rzut oka zauważył, kogo brakuje.
  ― Gdzie Reid i Smith?
  ― Może są już na placu? ― zasugerowała Lily.
  ― Lepiej, żeby byli.


Blake - 2018-08-06, 22:46

- O co chodziło temu kolesiowi? - Gdy Mark odszedł, Jared od razu zwrócił się do niego z bezpośrednim pytaniem.
- Któremu? - Louis zamrugał, jakby faktycznie nie wiedział, że mowa była o asystencie Spassky’ego. Zresztą, jego kumpel nawet nie wiedział, że Mark był asystentem ich wychowawcy.
- Nie pierdol - burknął w odpowiedzi drugi chłopak, najwyraźniej irytując się przez gierki szatyna.
- Nie pierdolę. - Louis uśmiechnął się pod nosem. - Jeszcze.
Zapadła dość niezręczna cisza. Jared był na niego zły, bo wyczuwał, że ten coś ukrywa, a on… On nie mógł nic powiedzieć kumplowi. O ile w ogóle było o czym mówić. Przecież nawet nie flirtował z matematykiem, a to Mark ciągle widział więcej, niż było. To on miał najwyraźniej problem z własną samooceną i ciągłym doszukiwaniem się konkurencji wśród innych. Ale o tym przecież nie mógł powiedzieć Jaredowi, bo od razu wyszłoby, że Spassky jest pedałem, a Louis nie chciał zdradzać jego sekretu.
- Idziemy się rozejrzeć? - Drugi nastolatek dał sobie w końcu spokój, dostrzegając, że w tym momencie nie wyciśnie żadnej informacji z szatyna. Musiał jeszcze trochę poczekać. - Nie chce mi się dłużej tu siedzieć.
Louis pokiwał głową i wstał. Też mu się nudziło.
- Dobra.
Minęło pół godziny, odkąd zaczęli spacerować po budynku, ale nadal nie znaleźli nic interesującego. Kilka zamkniętych sal, kilka otwartych, ale pustych i nieciekawych, toalety…
- Ale tu kurewsko nudno… - burknął w końcu Smith, opadając na jedną z ławek znajdujących się na korytarzu. - Nie wiem, jak ktoś może chcieć tu pracować. Idealna robota dla takich sztywniaków jak Spassky.
Louis niemal parsknął śmiechem, słysząc słowa wypowiedziane przez kumpla, ale w ostatnim momencie udało mu się powstrzymać i zatrzymał się na zwykłym uśmiechu. Zresztą, musiał przyznać chłopakowi rację. Nie znaleźli nic, co mogłoby ich zainteresować.
- A tu sprawdzałeś? - zapytał, podchodząc do najbliższych drzwi i łapiąc za klamkę. Nie liczył na to, że bez problemu otworzy drzwi, bo większość sal pozostawała zamknięta, ale gdy tylko nacisnął, drzwi ustąpiły bez żadnego wysiłku. - Ej, patrz.
- Czy to gabinet jakiegoś profesorka? - Jared od razu się zainteresował, podążając za szatynem.
Obaj weszli do środka, zamykając za sobą drzwi i zupełnie nie myśląc o tym, że właśnie wtargnęli do czyjegoś osobistego gabinetu. Żaden z nich nie wpadł też na to, by spojrzeć na zegarek i sprawdzić godzinę. Gdyby tak się stało, wiedzieliby, że ich wycieczka dobiega właśnie końca. Ale nie wiedzieli i mieli dowiedzieć się tego w niezbyt przyjemnych okolicznościach.


Koss Moss - 2018-08-06, 23:15

           Elijah był już skłonny założyć, że Reid i Smith poszli do domu, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Zerknąwszy na wyświetlacz, zobaczył, że dzwonią z sekretariatu.
  ― Elijah Spassky.
  ― Doktorze Spassky, mówi Berta Greenway, sekretariat uniwersytetu technicznego. Jest pan na miejscu?
  ― Jestem. ― Odwrócił się przez ramię, by popatrzeć na stłoczonych na placu uczniów. ― O co chodzi?
  ― Czy mógłby pan na chwilę podejść? Mamy tutaj dwóch chłopców, prawdopodobnie pańskich podopiecznych.
  ― Już idę. ― Spassky rozłączył się i zawahał, odwracając do grupy. ― Nie ruszać mi się stąd, dopóki nie wrócę. Panno Turner, odpowiada pani za to.
Szybkim krokiem udał się z powrotem do środka, do sekretariatu. Zapukawszy, wszedł do pokoju zajmowanego przez dwoje dość młodych pracowników. Zastał tam Smitha, Reida i profesora Vertis.
  ― Dzień dobry, doktorze. ― Mężczyzna uścisnął sztywno dłoń Elijaha. ― Czy to pańscy podopieczni?
  ― Tak. Co zrobili? ― zapytał, nawet nie spoglądając na Louisa czy jego kolegę. Brwi miał zmarszczone, spojrzenie skupione. Naprawdę się zirytował.
  ― Znalazłem ich w moim gabinecie ― odpowiedział profesor Vertis. ― Wyszedłem tylko na chwilę, by zaparzyć kawę. Musieli czyhać na ten moment.
Dopiero teraz Elijah spojrzał na swych wychowanków.
  ― Co macie do powiedzenia na ten temat? ― zapytał zaskakująco zimno i cicho. ― Smith?
  ― My tylko chcieliśmy obejrzeć budynek, proszę pana.
  ― Co powiedziałem na temat opuszczania bufetu?
  ― No…
  ― Nie sądziłem, że osoby w waszym wieku mogą zachowywać się tak nieodpowiedzialnie. Okazałem wam życzliwość i zaufanie, ale najwyraźniej nie dorośliście do takiego traktowania. Koniec z pobłażaniem, sprawą zajmie się policja.
Nawet profesor Vertis, ofiara zdarzenia, spojrzał na Elijaha tak, jakby uważał, że to za dużo. Być może oczekiwał tylko przeprosin i oddania ewentualnych skradzionych rzeczy, ale Spassky był, zdaje się, trochę wytrącony z równowagi, chociaż wcale nie krzyczał.


Blake - 2018-08-07, 13:04

Louis wiedział, że to koniec niepisanego porozumienia z nauczycielem matematyki, gdy ten wszedł do sekretariatu i nawet na niego nie spojrzał. Wyglądał na naprawdę zdenerwowanego i chłopak poczuł się tak, jakby go zawiódł. Nie wiedział, dlaczego było to takie ważne, ale było.
- Nie sądziłem, że osoby w waszym wieku mogą zachowywać się tak nieodpowiedzialnie. Okazałem wam życzliwość i zaufanie, ale najwyraźniej nie dorośliście do takiego traktowania. Koniec z pobłażaniem, sprawą zajmie się policja.
Wszystko, co powiedział Spassky, było prawdą. Od początku traktował go normalnie, wręcz wyjątkowo życzliwie, a on się wygłupił i w tak beznadziejny sposób pogrzebał całe zaufanie, jakie pozyskał. A teraz jeszcze policja…
Louis pobladł, myśląc o pijanej matce wezwanej na komisariat, o wizytacji w brudnym, starym mieszkaniu, o wujku Danie… Przecież nie był pełnoletni. Mógł mieć poważne problemy.
Zachwiał się i opadł na najbliższe wolne krzesło, oddychając niespokojnie.
Policja - to słowo wciąż odbijało mu się w głowie. W końcu doigrał się i wpadł w prawdziwe kłopoty.
- Nie… m-mogę…
Oddychał z trudem.
Nie mógł złapać tchu.
Zaczął się dusić.


Koss Moss - 2018-08-07, 15:53

           Elijah spojrzał na ucznia z irytacją.
  ―  Chyba sobie żartujesz, Reid. Reid, przestań natychmiast. Nikogo to… Reid.
Chłopak zaczął pocić się i blednąć, trzymając się za pierś i szyję. Wszyscy znieruchomieli, wpatrując się w młodzieńca, jakby oczekiwali, że to lichy kawał, sposób na odwrócenie uwagi.
Elijah też przez chwilę tak myślał, ale z każdą sekundą przestawał.
  ― Choruje? ― złapał Jareda za ramiona, ale ten uniósł bezradnie ręce, z przestrachem wpatrując się w kolegę. ― Niech pani otworzy okno, pani Greenway. Louis.
Mężczyzna pochylił się nad dzieciakiem i sprawnym ruchem poluzował mu krawat i rozpiął kilka guzików kołnierzyka.
  ― To astma? Louis. Astma? Profesorze, niech pan sprawdzi jego torbę.
Wyciągnął z kieszeni chłopca telefon komórkowy.
  ― Dzwonić na alarmowy? ― zapytał niespokojnie młody sekretarz.
  ― Tak ― odparł Spassky i podał pani Greenway telefon. ― Pani niech znajdzie numer jego matki. Chodź tu. ― Złapał Louisa pod ramiona, pomógł mu uwiesić się na sobie i poprowadził do otwartego okna. ― Oddychaj, głęboko.
Chłopiec oparł się ramionami o parapet i kaszlał, aż leciały mu łzy.
  ― Ma hasło w telefonie ― oznajmiła bezradnie sekretarka.
  ― Proszę przełożyć kartę do innego ― polecił Spassky.
  ― Nie ma tutaj żadnych leków. ― Profesor Vertis wyprostował się, zaniepokojony. ― Tylko papierosy i portfel…
  ― Louis. ― Spassky był cały czas obok, pilnując, by chłopak nie osunął się na ziemię. ― To wygląda jak atak paniki. Lou. Już dobrze. Spójrz na mnie.
Lekko złapał młodzieńca za podbródek, patrząc mu głęboko w oczy, ignorując już zamieszanie wokół.
  ― Oddychaj ― powiedział powoli i łagodnie. ― Spokojnie. Nic się nie dzieje. Louis. Wdech. I wydech.
Odgarnął spocone włosy z bladego czoła i odwrócił się przez ramię do sekretarza, który czekał na połączenie z pogotowiem.
  ― Karetka nie będzie potrzebna ― mruknął z ulgą.


Blake - 2018-08-07, 20:16

Louisa bolało całe gardło. Z trudem łapał powietrze, patrząc na przystojną twarz nauczyciela. Łzy wciąż spływały mu po policzkach, gdy powoli się uspokajał, głęboko wdychając i wydychając powietrze.
- P-przepraszam… - wydusił, lekko się przy tym krztusząc. Twarz miał czerwoną z wysiłku i na pewno nie wyglądał teraz atrakcyjnie. - N-naprawdę przepraszam.
Przez chwilę sądził, że się udusi. Te sekundy, kiedy nie był w stanie złapać tchu, były najgorszymi sekundami w jego życiu. Ale Spassky mu pomógł, uspokoił go i Louisa wypełniło przyjemne ciepło na samą myśl o wychowawcy.
Gdy oddychał już spokojniej, wsparł się na ramieniu mężczyzny, ocierając mokrą od łez twarz. Nie płakał zbyt często i nie znosił w sobie tej słabości, a teraz wszyscy widzieli go w tym stanie i było mu wstyd. Czy naprawdę musiał zachować się jak baba i zareagować na kłopoty atakiem paniki? Nawet nie chciał zastanawiać się nad tym, co Jared sobie o nim pomyślał, widząc go w tym stanie. Zachował się jak dureń.
- C-czy możemy porozmawiać na osobności? - Ignorując wszystkich wokół, zwrócił się bezpośrednio do matematyka. - Proszę.
Było mu wstyd, ale to nie było w tym momencie najważniejsze. Musiał porozmawiać z nauczycielem i ubłagać go, by ten nie zgłaszał ich sprawy na policję. Bo wątpił, by jego żałosny atak wpłynął jakoś na mężczyznę. W końcu nie był aż tak ważny, żeby przejmować się nim bardziej niż innymi uczniami...


Koss Moss - 2018-08-07, 22:22

           Spassky wyprostował się i wziął od sekretarki telefon chłopca. Oddał go młodzieńcowi, który wciąż wyglądał na mocno zaniepokojonego. A Smith – Smith stał obok z uniesioną brwią i wykręcał nerwowo ręce. Czekali na jego decyzję.
  ― Na osobności porozmawiamy w szkole ― rzucił Elijah chłodno do młodzieńca. ― Profesorze Vertis ― zwrócił się następnie do poszkodowanego kolegi z pracy. ― Przepraszam za nich. Zabieranie tu licealistów było wyjątkowo chybionym pomysłem.
  ― Och, nic nie szkodzi. To ja powinienem był zamknąć gabinet. ― Profesor Vertis uśmiechnął się pobłażliwie. ― Chciałbym tylko odzyskać rzeczy, jeśli coś zabrali.
  ― Smith, otwieraj plecak.
  ― Ale ja nic nie…
  ― Smith. ― Spassky zmrużył gniewnie oczy. ― Możemy zadzwonić po policję.
Chłopak uległ i otworzył torbę, w której, jak się okazało, nie miał żadnej skradzionej rzeczy – miał za to papierosy, podejrzane tabletki i torebkę z zielonym suszem, którą Elijah dyskretnie skonfiskował, posyłając mu poważne spojrzenie.
  ― Masz coś w kieszeniach?
  ― Przysięgam, nie mam. ― Jared, pobladły, poklepał się po spodniach. ― Nic nie wyniosłem, nie chcieliśmy kraść! Rozglądaliśmy się tylko, tak dla beki.
Elijah westchnął ciężko i zwrócił się do sekretarzy.
  ― Dziękuję za szybką reakcję i przepraszam za kłopot. Już ich zabieram.
  ― Nic się nie stało, panie Spassky. ― Pani Greenway uśmiechnęła się miło, choć jeszcze trochę niepewnie. ― Proszę się nie przejmować.
  ― A wy? Macie coś do powiedzenia? ― rzucił chłodno Elijah do chłopaków.
Dopiero kiedy przeprosili, pożegnał się z pracownikami uniwersytetu i wyprowadził ich z budynku na plac, gdzie czekała reszta klasy, na szczęście w komplecie.
Ruszyli pieszo do szkoły, która znajdowała się dwadzieścia minut spacerem od uniwersytetu, i dopiero tam Elijah pozwolił uczniom się rozejść; wszystkim z wyjątkiem dwóch.
Ich zaprowadził do wnętrza budynku i wpuścił do pustej klasy najpierw Jareda, Louisowi każąc czekać na zewnątrz (upewnił się tylko, że chłopak nie potrzebuje pomocy pielęgniarki, ale wyglądało na to, że spacer bardzo mu pomógł).
Minęło prawie pół godziny, zanim Jared wyszedł z klasy z przestraszoną miną. Nie zdążył powiedzieć do Louisa ani słowa, bo z pomieszczenia wyjrzał Spassky.
  ― Reid, zapraszam.


Blake - 2018-08-07, 23:44

Louis całą drogę bił się z myślami. To, że Spassky nie wezwał jeszcze policji, nic nie znaczyło. Mógł zrobić to później. Mógł też donieść do dyrektora, a ten mógł zawiadomić policję. Nic nie było pewne, a on po raz pierwszy w swoim nastoletnim życiu naprawdę przestraszył się konsekwencji. Robił przecież gorsze, bardziej nielegalne rzeczy niż wejście do otwartego gabinetu wykładowcy, ale nigdy nie myślał przy tym, że łamie prawo. Nawet wtedy, gdy zdarzało mu się kraść. Nigdy nie myślał o policji i kłopotach. Aż do teraz.
Te pół godziny, które spędził przed salą, to było najdłuższe pół godziny w jego życiu. Jeszcze żadna sekunda (może poza tymi, kiedy myślał, że umiera) tak bardzo mu się nie dłużyła. Gdy drzwi w końcu się otworzyły i z wnętrza wyszedł wyjątkowo blady Jared, szatyn przełknął nerwowo ślinę, czując pieczenie w gardle. Wciąż wszystko bolało go po tym nieszczęsnym napadzie paniki.
Na miękkich nogach podążył za nauczycielem, wchodząc do środka. Spassky podszedł do biurka, a Louis podążył za nim w ciszy, nie będąc pewnym, od czego zacząć. Może gdyby był to inny nauczyciel, byłoby łatwiej. Chłopakowi by tak nie zależało. Ale nie był.
- Przepraszam - wykrztusił w końcu, stając przy pierwszej ławce w środkowym rzędzie. Nie podszedł bliżej, jakby się czegoś obawiał. - Naprawdę nie chciałem sprawić panu problemów. Myszkowanie po uniwersytecie było głupotą. I przepraszam za ten atak paniki.
Louis rzadko kiedy tracił pewność siebie, ale teraz wyglądał tak, jakby chciał zniknąć. Niemal nie patrzył na mężczyznę, gapiąc się na swoje buty.
- Proszę, niech pan nikogo nie zawiadamia. Ja… zrobię wszystko. - W końcu uniósł głowę i spojrzał na nauczyciela rozgorączkowanym wzrokiem. - Naprawdę. Co tylko pan zechce. Pana asystent mówił, że… ma mnie pan dosyć. Ja zostawię pana w spokoju. Jak innych nauczycieli. Obiecuję! Tylko proszę…


Koss Moss - 2018-08-07, 23:57

           Spassky spojrzał na chłopca spod uniesionej brwi. Dzieciak był roztrzęsiony. Myśl o policji wytrąciła go z równowagi – musiały istnieć ku temu powody. Przy okazji nie mógł uwierzyć, że Mark naopowiadał chłopakowi takich rzeczy. Zażenowało go to, wolałby się o tym nie dowiedzieć i mieć go za poważną osobę. Po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy nie popełnił błędu, wchodząc z nim w bardziej poufałe relacje. Gdyby tylko wiedział, w jaką obsesję wpadnie ten chłopak po kilku wspólnych nocach. Pozbycie się go graniczyło teraz z cudem.
  ― Louisie ― przerwał ten rozpaczliwy słowotok spokojnym tonem, opierając się lekko o biurko. Nie usiadł, toteż patrzył na ucznia z góry. Twarz miał nieprzeniknioną, więc trudno było stwierdzić, co myśli i czy naprawdę jest zdeterminowany, by poinformować o całym zajściu władze. ― Bądź ze mną teraz całkowicie szczery. Chcę wiedzieć, dlaczego tak bardzo boisz się zawiadomienia policji.


Blake - 2018-08-08, 00:46

- Ja… Co? - Zupełnie nie spodziewał się takiego pytania. To zupełnie zbiło go z tropu i przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. - Po prostu nie chcę kłopotów.
Przecież nie mógł powiedzieć nauczycielowi o swoich problemach. Nie mógł powiedzieć o matce alkoholiczce, o tym, że prawie całe życie radzi sobie sam; że zdarza mu się kraść, bo matka nie zawsze pamięta o tym, żeby dać mu na jedzenie. A już na pewno nie mógł powiedzieć o swoim wujku tyranie, który lubi traktować go jak swój worek treningowy. Może Spassky był inny i Louis nawet go lubił, ale nie na tyle, żeby zaufać mu w takiej kwestii.
- Mogę też zrezygnować z wycieczki. - Wrócił do wcześniejszych zapewnień, chcąc odwrócić uwagę mężczyzny od swojego życia. - I już więcej nie będę się panu narzucał. Postaram się nie spóźniać i nie sprawiać kłopotów. Prawie pan nie zauważy mojego istnienia.
Spuścił głowę i czekał. Zupełnie nie tak wyobrażał sobie ten dzień, gdy szedł na wykład mężczyzny, a później siedział z nim przy jednym stoliku w bufecie. Chciał, żeby Spassky go dostrzegał.


Koss Moss - 2018-08-08, 01:07

           Spassky trącił opuszkami długich palców spoczywający na blacie biurka telefon, nie spuszczając wzroku ze skrępowanego chłopca.
Tym razem nie mógł tego tak zostawić. Jakim byłby wychowawcą, a przede wszystkim człowiekiem, gdyby zgodził się przymknąć na to oko po raz kolejny. Louis miał problemy i nadszedł czas, by zaczął o nich mówić, nawet jeżeli wyciągnięcie ich z niego będzie dla młodzieńca bolesne.
  ― Dość tego. Spójrz mi w oczy, chłopcze.
Zbliżył się do niego powoli i nachylił lekko, by złapać go za podbródek i sprawnym gestem unieść pobladłą twarz.
  ― Myślisz, że pierwszy raz widzę ofiarę przemocy domowej? Że nie wiem, jak wygląda ktoś, kto wychodzi z domu alkoholików? ― uśmiechnął się krzywo, widząc wymowny błysk w oczach chłopca. ― Nie powiedziałem nikomu, choć powinienem był, o twoim podbitym oku. Wmówiłem pedagogowi, że nabiłeś sobie tego siniaka na wuefie. Nie najlepiej się za to odwdzięczyłeś, ale masz teraz okazję wszystko naprawić. Jeżeli mam nie wzywać policji… muszę wiedzieć dokładnie, dlaczego.
Dopiero teraz opuścił rękę. Patrzyli sobie w oczy z bardzo bliska – może dziesięć cali dzieliło ich twarze. Elijah widział dokładnie, jak napięte są mięśnie na bladej twarzy.
  ― Nie będę dłużej cię krył, jeżeli nie poznam prawdy.


Blake - 2018-08-08, 01:24

- To szantaż - wykrztusił, bo nie wiedział, co innego może odpowiedzieć. Gdyby znajdowali się w innej sytuacji, z pewnością byłby przejęty tym, jak blisko siebie się znajdują, ale w tym momencie mógł tylko myśleć o tym, że mężczyzna go przejrzał. Domyślił się, a teraz powie wszystkim i każdy będzie wytykał go palcem, wskazując na “tego z patologii”. Przecież nawet Jared nic nie wiedział…
Odwrócił wzrok, a ramiona opadły mu przy tym w geście poddania.
- Czemu po prostu tego nie zostawisz? - Nawet nie zauważył, że zwrócił się do mężczyzny na “ty”. Chyba już mu nie zależało. - Mam siedemnaście lat. Jeszcze trochę i będę pełnoletni, a wtedy wyrwę się z tego pieprzonego domu. Po co mieszać w to wszystko policję, kuratora i cholera wie kogo jeszcze? Chcę tylko spokoju. - Pokręcił głową, uśmiechając się z goryczą. - Ten twój facet miał rację. Niepotrzebnie się do ciebie zbliżałem. To był błąd.


Koss Moss - 2018-08-08, 01:38

           Spojrzał na chłopca z niedowierzaniem, bo tego naprawdę było już za wiele.
Aż nie wiedział, od czego zacząć.
  ― Panie Reid. ― Wyprostował się i dopiero teraz rzuciło się w oczy, jak blisko siebie znajdowali się jeszcze przed chwilą. Skrzyżował ramiona na piersi, uniósł podbródek. ― Ma pan bardzo bujną wyobraźnię; co pan ma znów na myśli? Jaki facet? Jakie zbliżanie? To kolejny niedorzeczny żart?
W jednej chwili poczuł się wyjątkowo wyczerpany. Dochodziła piętnasta; już dawno powinien być w domu, zjeść coś, odpoczywać. Ale zamiast tego trwał tu z niesfornym uczniem i próbował dowiedzieć się, co mu siedzi w głowie. Dotrzeć do niego. Usłyszeć to wreszcie: tak, profesorze, nie radzę sobie. Tak, profesorze, boję się. Tak, profesorze, nie wiem, co robić.
Mógł to wszystko wyczytać z jego oczu, z mowy ciała, z tonu głosu. Wiedział, że nie popełnił błędu w ocenie, że postawił trafną diagnozę. Ale chłopak pozostawał zamknięty, a teraz odezwał się do niego tak dziwnie, że mężczyzna nabrał podejrzeń, czy aby w jego kieszeni nie znajduje się telefon z włączonym dyktafonem. Chce go wciągnąć w jakąś dwuznaczną rozmowę, a potem wymusić, by milczał? Naprawdę wszystko z tymi chłopakami było możliwe – z Louisem szczególnie. Z jednej strony podlizuje się, przychodzi na wykład, dosiada się do stolika i chce rozmawiać, z drugiej ciągle… lekceważy go, okazuje kompletny brak szacunku.
Co za bałagan. Gdyby tylko wiedział, co te „tylko kilka godzin z dzieciakami, Elijah” w rzeczywistości oznacza.


Blake - 2018-08-08, 01:57

Och. Louis poczuł się tak, jakby właśnie ktoś wylał mu na głowę kubeł lodowatej wody. Pytania zadane przez mężczyznę, nagła zmiana jego postawy… To wskazywało na to, że szatyn wszystko sobie wymyślił. Nie było żadnego "porozumienia" między nim, a nauczycielem. Pewnie przy każdym uczniu Spassky zachowywał się tak swobodnie - siedział blisko, żartował, albo rzucał jakąś dwuznacznością, żeby rozładować napięcie. Louis nie był wyjątkowy. Ubzdurał to sobie, bo to on chciał być bliżej mężczyzny, a nie odwrotnie.
Policzki zalały mu się czerwienią z zażenowania. Mark miał całkowitą rację. Jak mógł się tak wygłupić?
- N-nie wiem, przepraszam. Nieważne. Zapomnijmy o tym.
Chciał uciec z tej sali, pobiec do domu, zamknąć się w swoim pokoju i już nigdy nie wychodzić z łóżka.
- Niech pan tylko nie powiadamia policji, proszę. A ja dam panu spokój i będę grzeczny. Obiecuję.
Proszę, pozwól mi iść - myślał gorączkowo, czując, jak cała twarz mu płonie. - Zanim umrę tu ze wstydu.


Koss Moss - 2018-08-08, 02:30

           Patrzył na jego zaczerwienione policzki i uciekające spojrzenie i wiedział, że ta rozmowa nie mogła pójść gorzej. Nie miał wielu możliwości. Mógł próbować dalej się z nim dogadać mimo oporów, albo wziąć sprawy w swoje ręce, mimo próśb. Za to drugie zostanie znienawidzony, ale czasami ludzie nie mają wyboru.
Dość mu już pobłażał. Miał już okazję się przekonać, co się dzieje, kiedy idzie się na rękę pewnym uczniom. Dał się zwieść ładnej buźce, to wszystko.
  ― Louisie ― zaczął spokojnie. ― Powiem to ostatni raz: nie ma takiej możliwości, żebym dalej ignorował temat patologii w twoim domu. Moim obowiązkiem jest w jakiś sposób zareagować na to, co się dziś z tobą działo ― wyjaśnił powoli i dobitnie, żeby chłopak nie miał złudzenia, że może jeszcze raz nakłonić go do przemilczenia sprawy. ― Mało interesuje mnie, czy od jutra będziesz starał się udawać, że problemy nie istnieją, czy nie. Skoro uważasz, że nie możesz mi zaufać, nie mam innego wyboru niż skierować tę sprawę do psychologa i pedagoga. Zrozumiałeś? Dam ci dzień na przemyślenie, z kim wolisz rozmawiać o swoich problemach. Później sam podejmę decyzję ― zakończył i sięgnął do swojej torby po wodę. Napił się, dając sobie chwilę na odpoczęcie. Głos zaczynał mu chrypnąć, dużo dziś mówił. ― Teraz przejdziemy do konsekwencji rażącej nieodpowiedzialności, która cię tu przywiodła. Zlekceważyłeś moje wyraźne polecenia i włamałeś się do gabinetu profesorskiego. W takiej sytuacji nie ma, naturalnie, mowy o żadnym wyjeździe, zostanie też obniżona twoja ocena ze sprawowania. I naprawdę ciesz się, że na tym to się kończy.
Wybrzmiało pod koniec tej wypowiedzi trochę złości w jego tonie. Ci dwaj narobili mu dziś dużych kłopotów. Musiał przepraszać za swoje niedopilnowanie, bo zachował się jak naiwny głupiec i zamiast wysłać ich na wykład, pozwolił iść do bufetu. Było mu niemożliwie głupio. Zdaje się, że bardziej głupio niż tym chłopcom, którzy jedynie drżeli przed konsekwencjami, ale ani przez chwilę nie pomyśleli o tym, w jak niezręcznej sytuacji postawili jego.
Wrócił do biurka i opadł na krzesło, kręcąc głową. Słońce oświetliło siwiznę rozprzestrzeniającą się w jego włosach. Zwrócił zmęczone spojrzenie do okna, wyglądając na naprawdę zgnębionego i wyczerpanego. Ten dzień dał mu w kość.


Blake - 2018-08-08, 10:24

Louis z każdym kolejnym słowem zapadał się w sobie. Wiedział już, że żadne prośby i błagania nie przekonają nauczyciela do porzucenia tematu jego problemów w domu. Tyle lat nikt się tym nie interesował, a chłopak dawał sobie doskonale radę sam, i nagle teraz, gdy zostało tak niewiele czasu do jego osiemnastych urodzin, wszystko musiało się posypać.
- Niech pan robi, co chce.
Gdy mówił, nawet w jego głosie próżno było szukać jakiejkolwiek emocji. W jednej chwili zobojętniał na wszystko i zamknął się w sobie tak bardzo, że chyba nikt nie był w stanie już do niego dotrzeć. Wciąż tylko wyrzucał sobie jeszcze w myślach, że był tak głupi, że widział coś, czego nie było. Wmówił sobie jakąś więź z nauczycielem, a teraz boleśnie zderzył się z rzeczywistością. Coś bolało go w piersi.
- Tak jest - potaknął, słysząc o konsekwencjach, jakie ma ponieść. - Przepraszam.
Choć sam zaproponował, że zrezygnuje z wycieczki, to usłyszenie, że jednak na nią nie pojedzie, było przykre. Ten wyjazd był dla niego ważny. Przez tydzień chodził za matką i błagał o podpis. Dan podbił mu oko przez ten cholerny papierek. A teraz nie mógł jechać.
Wszystkie te myśli kotłowały się w jego głowie, ale żadna z nich nie była widoczna na jego twarzy, która nagle wydała się… pusta. Tylko w jego szarych, mocno błyszczących oczach, widać było, jak bardzo czuł się zdradzony.


Koss Moss - 2018-08-08, 11:19

           Pan Spassky nie łudził się jakoś szczególnie, że chłopak zdecyduje się z nim porozmawiać; wczorajsza rozmowa mimo jego starań poszła katastrofalnie i dziś prawdopodobnie będzie musiał przekazać sprawę komuś lepiej przygotowanemu do radzenia sobie z takimi tematami. Znienawidzi go – trudno (chociaż będzie ci brakować tych uśmieszków, Spassky, przyznaj). Pewnego dnia dojrzeje i być może doceni, że jego sprawa nie została zignorowana.
Przecież to nie tak, że skończy osiemnaście lat i ucieknie z tego domu. Chyba sobie nawet nie zdaje sprawy, ile kosztuje choćby i wynajem pokoju w mieście takim jak to.
Dużo o nim myślał, ignorując przy tym liczne połączenia przychodzące od Marka. To już naprawdę zrobiło się męczące. Będą musieli sobie o tym jutro porozmawiać.
Kiedy to jutro nadeszło, na lekcji wyglądał na zmęczonego, ale i opanowanego. Kazał Reidowi zostać na przerwie i gotów był właściwie na każdą jego decyzję. Jared, który siedział całe zajęcia obok Louisa, łypał na nauczyciela nienawistnie.
  ― Ty, co to było? To wczoraj? ― rzucił cicho na początku zajęć. ― Odjebałeś szopę, żeby uniknąć kary?
  ― Smith, dosyć tego. ― Elijah odwrócił się od tablicy z miną, która nie wyrażała nic przyjemnego. ― Siadasz w pierwszej ławce z panną Turner. Może pan Reid zauważy w końcu, jaki masz na niego wpływ.


Blake - 2018-08-08, 11:54

Po powrocie do domu długo leżał na łóżku, paląc papierosa za papierosem. Gapił się przy tym w sufit, wciąż powracając myślami do tego, co wydarzyło się na uniwersytecie, później w sali lekcyjnej. Im dłużej leżał, tym bardziej czuł się przygnębiony i zobojętniały na wszystko. Gdy następnego dnia wychodził do szkoły, było mu już wszystko jedno.
Tym razem się nie spóźnił. Pierwszy raz od początku roku nie spóźnił się nawet o kilka sekund, ale nawet o tym nie myślał, gdy wchodził do sali i siadał na swoim stałym miejscu.
- Nic nie odjebałem - burknął do kumpla, który najwyraźniej miał do niego jakiś problem, choć Louis nawet nie wiedział, jaki. Przez to zaczął zastanawiać się, jaką karę otrzymał Jared za ich wybryk.
Gdy nauczyciel przesadził Jareda, nawet nie zareagował. Nie uniósł głowy, żeby spojrzeć na mężczyznę, nie odezwał się ani słowem - nic. Po prostu siedział i czekał na koniec zajęć, by pozostać później w klasie i czekać na decyzję matematyka. Sam nie miał mu nic do powiedzenia.
Po skończonych zajęciach, zaczął powoli pakować swoje rzeczy, ale tym razem nie robił tego specjalnie, by zostać z mężczyzną sam na sam. Tym razem czekał, aż wszyscy wyjdą, a Spassky się odezwie. Sam nie powiedział jeszcze ani słowa i nie zamierzał zaczynać.


Koss Moss - 2018-08-08, 12:10

           Mężczyzna poczekał, aż klasa opustoszeje, po czym zbliżył się i usiadł w ławce przed Louisem, odwróciwszy krzesło w jego stronę. Splótł ze sobą palce rąk i położył przeguby na blacie, zastanawiając się przez chwilę, jak może zacząć tego typu rozmowę.
  ― Doceniam, że przyszedłeś dziś na czas ― pochwalił go. ― I nawet nie zapomniałeś marynarki. Cóż za zmiana, Louisie.
Żartobliwy komentarz nie wywołał w chłopcu żadnej reakcji. Mina młodzieńca nie wyrażała nic. Miał pewnie Spassky’ego za okropnego potwora. Czy istniał w ogóle sposób, by dotrzeć do takiej osoby bez… przekraczania pewnych granic? Może tak. Może po prostu wszystko chciał za szybko, ale nie mógł dłużej stać bezczynnie. To, co działo się w domu Louisa, prawdopodobnie wykraczało daleko poza zwykłe bicie.
Potarł w zamyśleniu podbródek.
  ― Powiesz mi, kto ci to robi?


Blake - 2018-08-08, 12:25

Louis przesunął się z krzesłem do tyłu, odsuwając się od mężczyzny. Nie chciał znajdować się zbyt blisko, żeby znów nie ulec swoim wyobrażeniom. Nie zareagował też w żaden sposób na żartobliwy komentarz nauczyciela. Musiał się zdystansować.
- Ale co? - Uniósł brew, nie do końca rozumiejąc. - Bije mnie?
Nie rozumiał, do czego mężczyzna dąży, ale nie zamierzał mu ułatwiać. Nie chciał zwierzać się komuś, kto namieszał mu w głowie. Nikomu nie chciał się zwierzać.
- Mieszkam z matką - oznajmił obojętnym głosem. - Ona nigdy by mnie nie uderzyła.


Koss Moss - 2018-08-08, 12:35

           Zmierzył go uważnie. Było w tym wszystkim jakieś drugie dno. Coś, co wcześniej zdecydowanie odrzucał jako nieodpowiednie.
  ― …to niby dlaczego się tak zachowuje? Dlaczego do ciebie podszedł?
  ― Lubi mnie.
  ― Lubi. Lubi! ― Mark potrząsnął głową. ― Nie, Elijah. On cię nie lubi. On na ciebie leci.
  ― To mój uczeń.
  ― I co z tego? Ja byłem studentem. A jednak! Może ty też na niego lecisz, co? Może wcale ci nie przeszkadza, że gnój ślini się do ciebie, kiedy…
  ― Dość.

Wspomnienie rozmyło się, znów siedzieli naprzeciw siebie. Mężczyzna wpatrywał się intensywnie w młodzieńczą twarz. Mieli niewiele czasu na rozmowę, za siedem minut zadzwoni dzwonek, zaczną się następne zajęcia. Nie musiał nawet spoglądać na zegar, by wiedzieć.
  ― Powiedziałeś wczoraj, że niepotrzebnie się do mnie zbliżałeś. Dlaczego tak uważasz, Louisie? ― chwycił się nowego wątku.


Blake - 2018-08-08, 13:20

Szare oczy otworzyły się szerzej, gdy usłyszał pytanie mężczyzny. Po raz kolejny został przez niego zaskoczony. Nie przypuszczał, że Spassky będzie chciał wracać do jego niefortunnych słów.
- Ja… - Chciał zachować kamienną twarz, ale policzki mu poczerwieniały na samo wspomnienie wczorajszego wstydu. - Nie wiem.
Zagapił się na swoje dłonie ułożone na kolanach. Nie wiedział już, co ma zrobić. Był zagubiony.
- Po prostu… nie różni się pan niczym od innych nauczycieli. - Wzruszył ramionami, ale wciąż nie potrafił na niego spojrzeć. - A ja przez chwilę myślałem… inaczej i trochę się wygłupiłem. Nieważne. Nie potrzebuję takiej pomocy, jakiej panu się wydaje, że potrzebuje. Świetnie sobie radzę.
Zamilkł, nerwowo wykręcając dłonie. Chciał zapaść się pod ziemię, siedząc naprzeciwko mężczyzny i czując na sobie jego uważny wzrok. To było krępujące.


Koss Moss - 2018-08-08, 13:45

           Spassky z zaciekawieniem zarejestrował gwałtowne zmiany na młodzieńczym obliczu. Wreszcie jakiś przełom – drobny, lecz zawsze – wskazał mu kierunek, w którym powinien go wypytywać.
  ― To jest ważne, Louisie. Widzisz, staram się pomóc, znaleźć (wspólnie z tobą!) rozwiązanie, które nie będzie wymagało rozdmuchiwania sprawy, ale nie ułatwiasz tego, zamykając się przede mną na cztery spusty. Muszę wiedzieć, dlaczego. Dlaczego w ogóle na mnie nie patrzysz, chociaż jeszcze chwilę temu… Chodzi o to, co powiedział ci mój asystent?
Na chwilę zapadła cisza; Louis tylko kołysał się lekko na krześle, gapiąc się w kolana.
  ― Nie wiem, co dokładnie od niego usłyszałeś ― Spassky nachylił się lekko w stronę ucznia, jakby usiłował zajrzeć mu w oczy ― ale ten chłopak obrzydliwie konfabuluje. Pewnie… boi się, że kiedyś zajmiesz jego miejsce. ― Uśmiechnął się krzywo. ― A więc, Louisie… Słucham.


Blake - 2018-08-08, 13:56

Louis odruchowo odsunął się, znów zwiększając między nimi dystans. Na jego twarzy pojawił się jednak przez chwilę, ten dobrze znany nauczycielowi, ironiczny uśmieszek, gdy tylko został wspomniany Mark.
- Wiem, że się boi - prychnął. - To żałosne.
Uśmiech spłynął mu jednak z twarzy, gdy przypomniał sobie, co jeszcze mówił asystent mężczyzny. Wcześniej się tym nie przejął, ale po wczorajszej rozmowie z matematykiem wiedział, że słowa Marka było prawdziwe.
- Nie powiedział nic, co nie byłoby prawdą. Coś sobie wymyśliłem, a pan ma mnie dość. Nie potrzebowałem Marka, żeby to zrozumieć. - Ponownie wzruszył ramionami. - Nie wiem, jakiego rozwiązania chce pan szukać, ale naprawdę w moim domu nie jest tak źle, jak panu się wydaje. Nikt mnie nie głodzi, nikt mnie nie wykorzystuje... Radzę sobie. I chcę po prostu, żeby dał pan temu spokój.


Koss Moss - 2018-08-08, 14:05

           Mężczyzna podniósł się w końcu i wrócił do biurka. Zaczął zbierać dokumenty.
  ― Nie mam cię dość, chłopcze. Bynajmniej.
Zamknął aktówkę i wygładził jej krawędź długimi palcami. Jego mina nie wyrażała teraz zbyt wiele, ale przecież nie kłamał. Zawisły między nimi jakieś niedopowiedzenia, które należało wyjaśnić, zanim cokolwiek uda się zdziałać.
  ― Mam dość patrzenia, jak niszczysz się w przyjaźni z degeneratem i narkomanem. Jared Smith ma na ciebie katastrofalny wpływ. Bez niego nigdy nie wpadłbyś na pomysł, żeby błąkać się po uczelni ― stwierdził. ― Ale to nie jest rozmowa na teraz. Została nam chwila. Powiedziałem wczoraj, że dam ci szansę, żebyś zdecydował, z kim chcesz rozmawiać. Możemy umówić się na spotkanie po zajęciach, jeżeli zależy ci, żeby sprawa została między nami. W takim przypadku…
Sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej ciemną wizytówkę. Trzymając ją w dwóch palcach, uniósł, by przechodząc chłopak mógł ją zabrać, jeżeli zechce.


Blake - 2018-08-08, 19:56

- Jared to mój najlepszy kumpel - powiedział obronnym głosem, ale nie brzmiał na przekonanego. Był zbyt zaskoczony postawą mężczyzny, by bronić teraz kolegę.
Przyglądał się mężczyźnie, słuchając go z coraz większym zdumieniem. To było ostatnie, czego spodziewał się po tym spotkaniu, gdy przychodził tego dnia do szkoły.
- Bardzo mi zależy… - wydusił.
Zgarnął swój plecak, wstał i podszedł do nauczyciela. Wziął wyciągniętą wizytówkę i spojrzał na nią rozszerzonymi oczami. Zaraz też przeniósł wzrok na przystojną twarz mężczyzny i po raz pierwszy od wczoraj uśmiechnął się delikatnie. Istniała szansa, że wszystko jakoś się ułoży.
- Dziękuję.

***

Coś było nie tak między nim a Jaredem. Przez resztę zajęć nie rozmawiali ze sobą za bardzo i Louis zupełnie nie wiedział, co się działo. Nie miał jednak siły, żeby się teraz nad tym zastanawiać, bo miał większe problemy. Gdy skończył lekcje, wyszedł przed szkołę, odpalił papierosa i wyciągnął wizytówkę. Wpisał numer nauczyciela do telefonu i po chwili zastanowienia postanowił napisać do niego wiadomość.
"Czy nadal ma pan dla mnie czas? Louis"
Oparł się o pobliski budynek i zaciągnął się papierosem. Mógł iść do mieszkania, ale nie chciał na razie widzieć się z matką. Czekał na odpowiedź.


Koss Moss - 2018-08-08, 20:57

           W wiadomości zwrotnej chłopiec przeczytał, że może się spotkać z mężczyzną na uczelni w jego gabinecie, jeżeli uda mu się dotrzeć do szesnastej. Na miejscu okazało się, że musi poczekać więcej niż pół godziny, ponieważ do gabinetu Elijaha w kolejce stało mnóstwo studentów w oczekiwaniu na konsultacje.
Wreszcie Elijah odprawił ostatnią osobę, a wtedy wyjrzał z niewielkiego pokoju i napotkał spojrzenie ucznia.
  ― Wejdź.
Pokój wyglądał bardzo podobnie jak ten, do którego Louis i Jared ostatnio się włamali. W centrum stało masywne biurko, a przed nim dwa krzesła. Naprzeciwko znajdowało się duże okno, a ściany po lewej i prawej stronie zastawione były półkami.
Stojąc z kubkiem przy drzwiach, Spassky polecił Louisowi usiąść i zaproponował mu kawę, a potem wyszedł na chwilę. Kiedy wrócił, miał ze sobą dwie.
Zasiadł za biurkiem, wyciągnął pod nim nogi i napił się wrzącego, przyjemnie pobudzającego płynu, mrużąc oczy.
  ― Dobrze więc ― zaczął, przenosząc wzrok na wycofanego ucznia. ― Mam nadzieję, że teraz powiesz mi o wszystkim.


Blake - 2018-08-08, 21:28

Louis wcale nie czuł się komfortowo w gabinecie mężczyzny. Ten cały uniwersytet, eleganckie pomieszczenia… To wszystko go przytłaczało. Czuł się głupio.
Gdy mężczyzna wszedł do środka, niosąc dwie parujące kawy, znów skulił się w sobie i wcale nie wyglądał na tak pewnego siebie, jak zwykle. Gapił się na masywny blat biurka i wciąż bił się z myślami. Nie potrafił ot tak komuś zaufać, a tego wymagał od niego nauczyciel.
- Um… Nie wiem. - Dotknął dłońmi gorącego kubka, ale zaraz je odsunął, czując zbyt duże ciepło. Nie lubił wrzątku. - Nie chcę się nikomu zwierzać.
Odchylił się na krześle, podciągnął jedno kolano pod brodę i zapatrzył się gdzieś na ścianę ponad głową mężczyzny. Wiedział, że jeśli chciał przekonać nauczyciela do zatrzymania wszystkiego dla siebie, musiał coś mu opowiedzieć. Gdy w końcu się odezwał, głos miał obojętny i pozbawiony jakiejkolwiek emocji, jakby mówił o pogodzie, a nie o problemach w domu.
- Moja matka piła od zawsze. Miała dłuższe momenty abstynencji - raz udało jej się to utrzymać nawet przez kilka lat. Kiedy wpadała w ciąg, radziłem sobie sam. Pierwszy raz popłynęła na dłużej, gdy miałem sześć lat. Później znów jej się udało odstawić i był spokój. Nie było wtedy tak źle. Bywały lepsze i gorsze miesiące. - Zaciął się na chwilę, wspominając swoje dzieciństwo. Zawsze uważał, że mogło być gorzej. - Nie pamiętam, ile miałem lat, gdy do miasta przyjechał mój wujek Dan. On znów ją wciągnął i od tego czasu chodzi trzeźwa co najwyżej przez kilka dni. - Wzruszył ramionami. - Ma stałą pracę, bo szef chyba bzyka ją na boku. - Skrzywił się, bo sama myśl o tym przyprawiała go o dreszcze. - Nie jest tak źle, serio. Mogło być gorzej.
Zamilkł. Nie wiedział, czego jeszcze oczekuje po nim Spassky. I tak powiedział mu więcej, niż komukolwiek innemu.


Koss Moss - 2018-08-08, 22:36

           Wysłuchał go uważnie, nie przerywając, za to w zamyśleniu gładząc podbródek. Napił się wrzącej kawy i przez chwilę obaj milczeli. Sytuacja nie była wcale tak błaha, jak próbował przedstawiać ją Louis, i każdy z nich miał tę świadomość. Ten atak paniki nie wziął się z niczego.
  ― Twój wujek odwiedza was często? ― spytał spokojnie, bez nacisku.
Od poprzedniej nauczycielki wiedział, że chłopak wychowuje się bez ojca, ale przeczuwał, że jest w ich domu jakiś mężczyzna, którego chłopiec śmiertelnie się boi. I pewne mikroekspresje, które wychwycił na twarzy młodzieńca, gdy ten wspominał o wuju, zasugerowały Elijahowi, że to właściwy trop.
  ― Ma problemy z agresją, Louisie?


Blake - 2018-08-08, 22:58

Nie chciał rozmawiać o swoim wujku. Mógł opowiedzieć więcej o matce, jeśli nauczyciel naprawdę tego potrzebował, ale nie zamierzał mówić o Danie. Wstydził się tego, że mężczyzna jest od niego silniejszy i nawet jeśli Louis się bronił, to nigdy nie miał z nim szans. Czuł się przez to żałośnie i słabo.
- Nie wiem, czy ma problemy z agresją - wyburczał, a z jego głosu z łatwością można było wychwycić pierwsze nuty irytacji. - Czasem zdarza mu się wpadać do nas z wizytą. Nieregularnie. Zwykle wychodzi gdzieś z matką.
Nerwowym ruchem dotknął kubka, ale ten wciąż był za gorący. Wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem i w końcu spojrzał z irytacją na matematyka. Jego oczy znów błyszczały przy tym niezdrowo, wyróżniając się swoim kolorem.
- Przychodząc tutaj, nie chciałem opowiadać historii swojego życia, jak u jakiegoś cholernego psychologa. Nie wystarczy tyle, ile powiedziałem? Co jeszcze muszę powiedzieć, żeby mieć spokój?
Widząc nieporuszoną twarz mężczyzny, sapnął ze złością i jednak sięgnął po gorącą kawę. Upił trochę, krzywiąc się przy tym dość mocno, ale przynajmniej mógł na chwilę czymś się zająć, przedłużając ciszę. Spassky najwyraźniej nie zamierzał odpowiadać na jego pytania, uznając je za retoryczne.
- Dan mnie nie lubi. Za bardzo kojarzę mu się z pedałami, co podkreśla za każdym razem, gdy mnie widzi. - Wywrócił oczami. - Ale jemu kojarzy się z nimi każdy, kto nie ma piwnego brzuszka, więc... I tak, to on był powodem, przez który nosiłem okulary. - Mówił spokojnym głosem, jakby zupełnie go to nie ruszało, ale po jego mimice widać było, że tak naprawdę był tym przejęty. - Ale to się rzadko zdarza. Rzadziej niż się panu...
Drzwi od gabinetu otworzyły się i Louis przerwał w pół zdania.
- Cześć! Wiem, że ostatnio trochę mi odbija i chciałem przep... Co on tu robi? - Mark stał w otwartych drzwiach, trzymając w ręku torebkę z piekarni, a jego wzrok przeskakiwał z szatyna na Elijaha i z powrotem. I z każdą kolejną chwilą wydawał się coraz bardziej zdenerwowany.
Louis nie mógł się opanować. Posłał ironiczny uśmieszek asystentowi, unosząc przy tym kubek z kawą.
- Zgadnij.


Koss Moss - 2018-08-09, 00:42

           Elijah zamknął oczy i wziął głęboki oddech, zanim podniósł się z fotela i podszedł powoli do Marka.
  ― Nie. Co ty tutaj robisz?
  ― Nie odebrałeś telefonu! Sekretarka powiedziała, że jeszcze nie wyszedłeś. Więc przyszedłem i… dobrze, że przyszedłem! Parszywy draniu, bo nie wiedziałbym, jaki z ciebie kłamca!
  ― Zamilcz. ― Elijah podniósł nieznacznie głos. Bardziej nie musiał. ― Słychać cię na całym korytarzu. Zaczynam mieć dość twoich fanaberii.
  ― Może nie miałbym ich, gdybym nie miał powodu!
  ― Próbuję tutaj odbyć ważną rozmowę. Gdybyś był łaskaw zostawić nas są…
Trzask.
Blada dłoń młodzieńca zderzyła się z policzkiem Spassky’ego, który znieruchomiał, zwrócony do asystenta profilem. W pokoju zapadła bardzo ciężka cisza, w której słychać było tylko przyspieszony oddech Marka.
  ― Ja… ― zaczął młodzieniec ― …przepraszam. Przepraszam. Prawdopodobnie mnie poniosło. Elijah. Powiedz coś.
Elijah wyprostował się powoli z zaciętą miną.
  ― Wynoś się.
  ― Elijah.
  ― Drugi raz nie powtórzę.
  ― Proszę, ni…
Mężczyzna chwycił chłopca za ramię i używając dużego nakładu siły wyprowadził go poza gabinet. Drzwi zamknęły się i na chwilę Louis został sam. Słyszał z korytarza przytłumiony głos nauczyciela, ale nie słyszał konkretnych słów. Usłyszał dopiero Marka, który zdawał się płakać.
  ― …ale to naprawdę wygląda jednoznacznie, to naprawdę…
  ― Niczego. Ci… ― reszta słów Spassky’ego, którymi mężczyzna przerwał asystentowi, była dla Louisa niesłyszalna.
Gdy chwilę później Elijah wszedł do gabinetu, był już naprawdę wyczerpany. Przekręcił klucz w drzwiach i obszedł biurko, by opaść na miejsce.
  ― Wybacz zakłócenia ― skwitował całe zajście dość obojętnym tonem, choć policzek miał czerwony i na pewno nadal go odczuwał. Wziął kilka głębszych wdechów, napił się kawy. Przymknął oczy, zanim podjął próbę powrotu do tak gwałtownie przerwanej rozmowy. ― Czy twoja matka wie, że wuj cię bije? Próbowałeś już szukać pomocy?


Blake - 2018-08-09, 01:23

Nie tylko nauczyciela wyprowadziło z równowagi nagłe wtargnięcie Marka do gabinetu. Louis też był tym poruszony, ale w zupełnie inny sposób, niż Spassky. Obserwując całe zajście z boku, nie mógł uwierzyć, jak bardzo asystent mężczyzny się od niego uzależnił; jak bardzo mu odbiło na jego punkcie. Ale czy sam nie był lepszy? Czy sam nie szukał uwagi nauczyciela?
Gdy matematyk wszedł z powrotem do pomieszczenia i zasiadł za biurkiem, Louis spróbował przyjąć poważną minę, ale nie potrafił. Wciąż wyglądał na rozbawionego. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na zaczerwieniony policzek mężczyzny, by jego mina całkowicie się zmieniła. Odstawił kubek na blat i nim Spassky zdążył jakoś zareagować, chłopak przechylił się do przodu, wyciągnął dłoń i dotknął nią jego lekko opuchnięty policzek.
- Trzeba przyłożyć lód, bo spuchnie i nie będzie wyglądało to najlepiej… - Przez chwilę trzymał dłoń przyciśnięta do szorstkiej skóry mężczyzny, bo żaden z nich najwyraźniej nie potrafił się poruszyć, aż w końcu Louis uśmiechnął się delikatnie, jakby nic się nie stało, i odsunął się, wracając na swoje miejsce. - Kto by pomyślał, że może tak mocno przyłożyć… Niech pan idzie po ten lód. Zaraz wrócimy do rozmowy.
Spassky faktycznie wstał i wyszedł, chyba zbyt zaskoczony zachowaniem swojego ucznia, by protestować. A szatyn, czekając na nauczyciela, nie mógł przestać uśmiechać się głupokowato do swoich dłoni. Czuł, że zachowuje się idiotycznie, ale jakoś nie potrafił przestać...


Koss Moss - 2018-08-09, 01:56

           Wrócił z kawałkiem ręcznika jednorazowego nasączonym zimną wodą i pocierał nim lekko miejsce pod okiem, gdzie Mark uderzył go twardą obrączką. Wykorzystał ten krótki spacer, żeby jeszcze odrobinę ochłonąć. Zasiadł za biurkiem i uśmiechnął się krzywo kącikiem warg.
  ― Młodzieńcy ― skwitował, zaraz jednak spoważniał. ― Nie prowokuj go więcej. Obawiam się, że jest zdolny do wszystkiego. Najlepiej w ogóle nie wchodź mu w drogę.
Odsunął ręcznik, popatrzył na drobne ślady krwi płynącej z pierwotnie niewidocznego rozcięcia i dość szybko przyłożył go z powrotem.
  ― Wróćmy, proszę, do tematu, żeby nie siedzieć tu do wieczora. Na pewno też chcesz już wrócić do domu.
Wysłuchał chłopca cierpliwie i z uwagą, w międzyczasie robiąc mu jeszcze herbatę. Wreszcie wydarzył się jakiś przełom. Wreszcie Louis choć trochę się otworzył. I chyba obu im ulżyło. Młodzieniec zrozumiał, że Spassky go nie ocenia. A Spassky zrozumiał, że młodzieniec miał swoje powody, by milczeć tak długo o swoim koszmarze.

           Było już dość ciemno, kiedy skończyli rozmawiać. W drodze na dziedziniec Elijah pozostawał zamyślony. Nie znał jeszcze Dana, ale już był na niego wściekły, już nim gardził. Facet wykorzystywał fizyczną przewagę w najbardziej prostacki i żałosny ze sposobów – wyładowując wściekłość na najsłabszej, najbardziej bezbronnej ofierze. Najgorsze było to, co myślał przez niego Louis: uporczywie szukał swojej winy w jego wybuchach, podczas gdy ta leżała wyłącznie po stronie oprawcy. Louis może i bywał zadziorny, może lubił rozrabiać, ale nikt nie powinien go za to okładać. Nigdy.
  ― Odwiozę cię ― rzekł Spassky, gdy wyszli przed uczelnię. Skierowali się na parking, gdzie wsiedli do czarnego, lśniącego Impali; pewnie był to najdroższy wóz, w jakim Reid siedział w całym swoim życiu. Mężczyzna uruchomił bardzo cichy silnik, kazał Louisowi zapiąć pas i nawet nie zapytał o adres. Miał go w głowie.


Blake - 2018-08-09, 11:15

Louis naprawdę nie spodziewał się, że mężczyzna okaże się tak wyrozumiały. Pierwszy raz zwierzył się komuś ze swoich problemów i… nie było to złe uczucie.
Gdy wsiadł do samochodu nauczyciela, aż odetchnął głębiej i pogładził z czułością tapicerkę.
- Piękny samochód… - westchnął, przypominając sobie, jak banda starszych idiotów porysowała taki wóz. To była chyba najgłupsza akcja, na jaką udało im się wpaść w całej ich karierze w szkole.
Nie rozmawiali zbyt wiele, jadąc w kierunku mieszkania Louisa. Zdaje się, że wszystko, co miało zostać powiedziane, już zostało wypowiedziane w gabinecie mężczyzny. Chłopak nie poruszał tematu Marka, choć bardzo go to ciekawiło, a Spassky nie skomentował tego dotyku, który z pewnością przekraczał granicę nauczyciel - uczeń. A może nie przekraczał, a Louis sam już nie wiedział, co jest stosowne, a co nie…
Gdy zatrzymali się na ulicy przy jednej ze starych kamienic, szatyn spojrzał na drugie piętro, na którym mieszkał, ale wszędzie było ciemno. Ucieszyło go to, bo gdyby matka zobaczyła go w takim drogim samochodzie, z pewnością miałby kłopoty. O Danie wolał nawet nie myśleć.
- Chyba nikogo nie ma… - mruknął, spoglądając na nauczyciela, którego twarz skrywała się w półmroku. Światło z pobliskiej latarnii nie docierało do miejsca, w którym zaparkowali. - To dobrze. - Potarł nerwowo dłońmi o kolana. - Bardzo panu dziękuję. Za wszystko.


Koss Moss - 2018-08-09, 19:16

           Wargi Spassky’ego wygięły się w oszczędnym uśmiechu.
  ― Chodź tutaj.
Wyciągnął ramię i już po chwili Louis został przytulony do jego twardej piersi. Chłopiec mógł zarejestrował woń drogiej wody kolońskiej i poczuć przyjemne kształty skrytych pod garniturem mięśni. Jego nauczyciel z całą pewnością miał ładne ciało, choć na co dzień nie było tego widać pod oficjalnym odzieniem. Zadbane ciało, zadbany umysł.
Spassky wsunął nos w miękkie włosy chłopca i poklepał go przyjaźnie po plecach, ale była w tym geście również jakaś dziwna czułość.
  ― Nie miałeś lekko, ale świetnie sobie radzisz.
Wolną ręką sięgnął do schowka po stronie Reida i coś z niego wyciągnął. Wsunął do dłoni młodzieńca niewielki plastikowy zbiornik z gazem pieprzowym.
  ― Noś go zawsze przy sobie i następnym razem zafunduj mu strumień prosto w twarz. Możesz to zrobić, kiedy będzie dwa metry od ciebie. Wytniesz mu z życia pół godziny. Wykorzystasz ten czas, żeby uciec i zadzwonić bezpośrednio do mnie. Dobrze, Louisie? Trzeba go oduczyć złych nawyków.


Blake - 2018-08-09, 20:28

Oczy chłopca rozszerzyły się komicznie, gdy nagle, bez żadnego ostrzeżenia, został przyciągnięty do silnego ciała i przytulony. Oczywiście gest nauczyciela mógł wydawać się bardzo ojcowski i po prostu nieść za sobą wsparcie, którego nastolatek teraz potrzebował, ale Louis odebrał to zupełnie inaczej. Wciągnął zapach mężczyzny, przesuwając dłonią po jego silnym ramieniu. Może nawet trochę przy tym poczerwieniał, ale na szczęście nie było to widoczne przez półmrok panujący w samochodzie.
Gdy w jego dłoni znalazł się gaz pieprzowy, w pierwszej chwili skrzywił się, znów zawstydzony swoją bezsilnością, ale w końcu pokiwał głową i podziękował cicho. Dłuższą chwilę zajęło mu odsunięcie się od matematyka (ostatni raz przeciągnął dłonią po jego silnym przedramieniu), aż w końcu sięgnął do klamki, zbierając się do wyjścia.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Uśmiechnął się i już otworzył drzwi, już miał wychodzić, ale w ostatniej chwili zawahał się i raz jeszcze spojrzał na mężczyznę. Wystarczyło kilka sekund, by przechylił się na stronę kierowcy i przycisnął swoje wargi do policzka nauczyciela.
- Do jutra.
Gdy wchodził do kamienicy, w jego piersi rozrosło się przyjemne ciepło, a serce biło znacznie szybciej niż zwykle.


Koss Moss - 2018-08-09, 23:09

           To było niespodziewane i zdecydowanie niestosowne, ale…
Elijah odprowadził chłopca spojrzeniem aż do drzwi kamienicy, a potem odjechał, zagubiony w myślach. Było już późno, ale wciąż miał do załatwienia sprawę z Markiem. Jego młody pracownik zachowywał się skandalicznie i nadszedł czas, aby zakończyć ich relację w takiej formie, jaką obecnie przyjęła.
Podejrzewał, że Mark może obwinić za odrzucenie Louisa (naprawdę ubzdurał sobie, że Elijah uwiódł tego dzieciaka), ale nie przypuszczał, że może w związku z tym dopuścić się czegoś niemożliwie głupiego. Na przykład zaczaić się na Reida pewnego dnia, kiedy ten kończył wieczorną zmianę w restauracji.
W drodze do domu młodzieniec miał wrażenie, że ktoś za nim idzie, ale kiedy się odwracał, nikogo za sobą nie widział. Wystarczyło jednak, że wszedł do ciemnego parku, który był najkrótszą drogą na jego osiedle, a niemal natychmiast przekonał się, że to nie było złudzenie. Ktoś szedł w jego kierunku szybkim krokiem. Kto – nie wiedział, ponieważ nieznajomy miał na sobie luźną bluzę z kapturem, która sprawiała, że trudno było nawet określić jego płeć.
Był coraz bliżej – a do bramy parku było jeszcze dość daleko. Nie było mowy, aby Louis zdążył tam dobiec.


Blake - 2018-08-09, 23:30

Louisa trudno było określić mianem strachliwego. Jedyną osobą, która naprawdę go przerażała, był wujek Dan. Ale to na pewno nie on szedł teraz w jego kierunku, śledząc go od wyjścia z restauracji. Chłopak nie czuł jednak strachu, a jedynie adrenalinę, która szybciej zaczęła płynąć w jego żyłach. Spojrzał w stronę bramy, ale nie miał żadnej szansy, by tam dobiec…
Czasem brakowało mu instynktu samozachowawczego. Może właśnie dlatego, zamiast uciekać przed obcym, który nawet z daleka sprawiał wrażenie wyższego od niego, zatrzymał się i odwrócił. Widział, jak postać w kapturze waha się, ale w końcu podąża dalej w jego kierunku. Louis wsunął dłoń do kieszeni starej, cienkiej kurtki i zacisnął ją na butelce gazu pieprzowego, którą dostał od swojego nauczyciela. I ruszył na spotkanie z zakapturzoną postacią.
- Czego chcesz?! - krzyknął, ale park wydawał się całkiem opustoszały, więc szanse na to, że ktoś go usłyszy, były niewielkie.
Nie otrzymał odpowiedzi. Gdy znaleźli się blisko siebie, nieznajomy niespodziewanie rzucił się do przodu i powalił go na ziemię, od czego Louisowi zakręciło się w głowie. Zdążył się jednak uchylić przed nadchodzącym ciosem, dopiero po chwili dostrzegając znajomą twarz, gdy ciemny kaptur w końcu opadł. Otworzył szerzej oczy, ale nie poddał się zaskoczeniu - zaczął szarpać się z mężczyzną, próbując zrzucić go z siebie. Z trudem sięgnął do kieszeni kurtki (miał szczęście, że gaz nie wypadł mu przy upadku) i zanim napastnik zdążył zareagować, Louis psiknął mu nim prosto w twarz.
Gdyby ktoś znajdował się właśnie w parku, z pewnością usłyszałby wrzask pełen bólu. Ale nikogo nie było w pobliżu, za co szatyn był nawet trochę wdzięczny. Zepchnął z siebie skamlącego mężczyznę i wyciągnął telefon. Wybrał numer, którego nie używał od tygodnia.
- Proszę pana? Przepraszam, że tak późno, ale jestem w parku obok restauracji, w której pracuje. - Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, na jak roztrzęsionego brzmi. - Ktoś mnie śledził i… użyłem gazu. To był Mark.


Koss Moss - 2018-08-09, 23:58

           Elijah dopytał o szczegóły sytuacji, a potem kazał chłopcu zostawić Marka i wyjść pośpiesznie w miejsce, gdzie są ludzie. Obiecał, że zaraz po niego przyjedzie. Nie mógł zignorować tego roztrzęsionego głosu, zwłaszcza, że ten atak miał miejsce poniekąd z jego winy.
To on powinien trzymać tego psychopatę na smyczy.
Zatrzymał wóz z piskiem opon przy bramie parku, wyskoczył z niego i od razu podszedł do bladego Louisa. Miał mokre włosy – wyszedł prosto z basenu, który odwiedzał w takie wieczory jak ten.
  ― Nic ci nie jest? ― złapał chłopca za podbródek i obejrzał z każdej strony. Upewniwszy się, że młodzieniec jest tylko zszokowany i delikatnie poobcierany, kazał mu wejść do samochodu, który następnie zamknął. Wszedł do parku, żeby zobaczyć, czy Mark nadal tam jest, i zastał go skulonego na ziemi w połowie drogi między jedną bramą a drugą. Gaz miał tak silne działanie, że chłopak z pewnością będzie miał problem z dojściem do siebie przez kilkadziesiąt minut. Rozcierając substancję na swej twarzy w próbach wytarcia jej, tylko pogarszał sprawę.
  ― Oszalałeś? ― wycedził, podciągając go do pionu i wlokąc na pobliską ławkę. ― Atakować tego chłopaka z powodu swoich fanaberii? Przeholowałeś, chłopcze.
  ― Mmhnnngh…
Elijah skrzywił się, a potem wziął młodzieńca pod ramię i zaczął prowadzić w stronę wyjścia z parku, ale nie traktował go z ostrożnością i delikatnością. Ilekroć chłopak się potknął, zostawał brutalnie pociągnięty do góry i dalej ku samochodowi.
Wreszcie otworzył drzwi i wepchnął go na tylne siedzenie. Potem opadł na fotel kierowcy i ukrył na chwilę twarz w dłoniach, wzdychając ciężko. Spojrzał na Louisa.
  ― Nie wiem, co mogę ci powiedzieć. Jeżeli chcesz to zgłosić, masz moje pełne poparcie. Nie wiem, co planował… Mógł ci zrobić krzywdę.
Mark nie był w stanie nawet wydusić z siebie czegoś elokwentnego; wił się z tyłu i jęczał boleśnie jak zwierzę, stanowiąc tło dla ich wymiany zdań.


Blake - 2018-08-10, 00:15

Chłopak faktycznie był zszokowany całym zajściem, ale siedząc samemu w samochodzie nauczyciela, zdążył się uspokoić. Nie spodziewał się po Marku takiej akcji, ale nie bał się go. Po prostu był… zaskoczony.
Musiał trochę poczekać na powrót matematyka, który przywlókł ze sobą młodszego mężczyznę. Gdy ten wylądował na tylnym siedzeniu, Louis spojrzał na Spassky’ego i zrobiło mu się go żal. To w końcu nie była jego wina, że facet najwyraźniej oszalał na jego punkcie.
- Hej, wszystko w porządku. - Znów nie pomyślał, przekraczając kolejną granicę, gdy wyciągnął dłoń i poklepał kolano nauczyciela. - Nic mi nie jest. I gaz się przydał. - Uśmiechnął się do niego, bo widział, że ten naprawdę zdenerwował się całym zajściem. - Wolałbym nie zgłaszać, bo na samą myśl o policji coś mnie skręca… Ale musimy wymyślić, co z nim zrobić.
My. Louisowi nawet nie przeszło przez myśl, by zostawić mężczyznę z tym problemem, jakim był Mark, samego. W końcu to on został zaatakowany i może… mógł się przydać.


Koss Moss - 2018-08-10, 15:48

           Obaj w tym samym momencie odwrócili się i popatrzyli na zawodzącego młodzieńca.
  ― Co, wywieźć do lasu i przywiązać do drzewa? ― mruknął z powątpiewaniem Elijah. Oparł się łokciem o zagłówek i rozmyślał przez chwilę. ― Zawiozę go do domu. Ale najpierw ciebie. Zapnij pas.
Odjechali spod parku i chwilę później byli już przy kamienicy młodzieńca. W mieszkaniu paliły się światła, a w jednym z okien widać było przez moment męską sylwetkę.
Widząc wahanie chłopca, Elijah sam spojrzał w kierunku okien.
  ― Co się dzieje? Wuj was odwiedził? ― zgadł, choć nikogo nie zobaczył.


Blake - 2018-08-10, 17:08

- Wywiezienie do lasu nie jest wcale takim złym pomysłem… - wymamrotał, ale posłusznie zapiął pas. Nie wyglądał przy tym na zadowolonego, bo chyba naprawdę sądził, że spędzi więcej czasu z mężczyzną. Nie rozmawiali od czasu, gdy Louis spotkał się z nauczycielem na uniwersytecie i trochę zaczynało mu tego brakować.
Pod kamienicę dojechali bardzo szybko, nawet za szybko w mniemaniu szatyna. Gdy tylko zatrzymali się pod odpowiednim adresem, a Louis dostrzegł światło w mieszkaniu i masywną sylwetkę, która wyjrzała przez okno, jego ciało od razu zareagowało nerwowym spięciem.
- Nie wiem. Może to jakiś facet matki. - Uśmiechnął się sztucznie, doskonale wiedząc, że to wujek. Może jego sylwetka mignęła mu tylko przez chwilę, ale chłopak widział ją zbyt wiele razy, by jej nie rozpoznać. - Dziękuję za podwiezienie. Znowu.
Wcale nie wyglądało na to, by spieszyło mu się opuszczać bezpieczny samochód (nawet jeśli zawodzenie Marka było irytujące), ale ostatecznie nacisnął klamkę i wysiadł. Nic nie mógł poradzić na to, że na samą myśl o spotkaniu z wujkiem coś nieprzyjemnego ściskało go w środku.
- Dobranoc.


Koss Moss - 2018-08-10, 22:48

           Elijah odchrząknął i wyskoczył z samochodu zaraz za nim.
  ― Poczekaj, chłopcze ― rzucił i machnął głową, żeby ten zawrócił. ― Zrobimy trochę inaczej. Wskakuj do środka. No, już.
  ― Oślepił mnie. Oślepił mnie ― dyszał Mark, kiedy znów znaleźli się w aucie. Spassky odjechał spod kamienicy, kierując się tym razem do mieszkania swego asystenta.
  ― Wszystko wróci do normy za kilkanaście minut, Mark ― powiedział do chłopaka ze spokojem, przemierzając kolejne przecznice. ― Za głupotę się płaci.
  ― To on mnie zaatakował. Chciałem tylko…
  ― Ty już nic nie mów ― uciął Elijah i uchylił lekko okno, bo nawet jego szczypał w nos i oczy roznoszący się w powietrzu zapach. Spojrzał na zdezorientowanego Louisa i uśmiechnął się do niego krzywo. ― Wywiozę was obu ― rzucił żartem.
Na razie chciał przede wszystkim odstawić Marka, a później zastanowi się, co właściwie zrobić z uczniem, który nie może wrócić do domu.


Blake - 2018-08-10, 23:03

- Ta, sam się na siebie rzuciłem - prychnął, patrząc z irytacją na skulonego na tylnym siedzeniu Marka. Miał nadzieję, że ten gaz sprawi, iż mężczyzna raz na zawsze da mu spokój. I Spassky’emu też. Może drażnienie się z nim było zabawne, ale facet okazał się prawdziwym świrem i szatyn nie chciał mieć z nim żadnego kontaktu.
Odwrócił głowę, znów patrząc na swojego nauczyciela. Nie wiedział, co ten planował, ale cieszył się, że nie musiał wracać do domu. Jeden wieczór mniej z wujkiem oznaczał znacznie lepszy nastrój Louisa. Może właśnie dlatego uśmiechnął się, słysząc żartobliwy ton mężczyzny i odpowiedział w podobnym tonie.
- Jeśli pozbędziemy się go po drodze… - wskazał na tylne siedzenie - to może pan wywozić mnie, gdzie tylko zechce.
Dotarcie do bloku, w którym mieszkał Mark, nie zajęło im wiele czasu. Louis chciał pomóc we wciągnięciu asystenta na odpowiednie piętro, ale Spassky kategorycznie oznajmił, że sobie poradzi, więc nastolatkowi pozostało jedynie czekać. Siedział w wygodnym, eleganckim samochodzie i ciągle spoglądał na zegarek w telefonie, ale mężczyzna nie wracał. Pięć minut zamieniło się w dziesięć, a Louisa ogarniało coraz większe znużenie. Sam nie zauważył, kiedy zaczął coraz częściej ziewać, aż w końcu zasnął.


Koss Moss - 2018-08-11, 19:36

                      Po dwudziestu minutach, upewniwszy się, że Mark dochodzi do siebie, Elijah wrócił do samochodu zastał w nim Louisa pogrążonego we śnie. Przyglądał mu się przez chwilę w zadumie – światło latarni igrało magicznie na delikatnej skórze – a potem odpalił silnik i odjechał spod bloku asystenta. Było już bardzo późno i z jednej strony powinien odwieźć chłopca do domu, aby nie niepokoić jego opiekunki. Z drugiej – wiedząc, co by to dla Louisa oznaczało – nie chciał tego robić, przynajmniej dopóki nie dzwoni zatroskana matka.
Pomyślał, że na razie zabierze go do siebie.
Samochód zatrzymał się na podświetlonym podjeździe w dzielnicy niepozornych, ale nowoczesnych i bogatych domów nad rzeką, nieopodal dużego parku. Była to spokojna okolica oddzielona od miejskiego zgiełku pasem wody i zieleni. Nocą nie było w niej żywej duszy.
Dom Spassky’ego był złożony z kilku kanciastych, białych brył. Miał wielkie, zajmujące niemal całe ściany okna podobne do sklepowych witryn, spory taras i zadbany, minimalistyczny ogród. W powietrzu czuć było chlor: przy frontowej ścianie płynął podświetlany, ozdobny kanał, który zdawał się otaczać budynek. Do wejścia nad sztucznym strumykiem prowadziło kilka białych stopni.
  ― Chłopcze. ― Elijah odchrząknął i lekko potrząsnął ciałem Louisa. ― Louisie. Może wejdziesz na chwilę?


Blake - 2018-08-12, 15:28

Louis zmarszczył nos, wymamrotał coś niezrozumiałego i powoli otworzył oczy. W pierwszej chwili nie poznał osoby, która się nad nim pochylała i jego ciało całe się spięło, ale szybko się rozluźnił, gdy uświadomił sobie, że przed sobą widzi swojego przystojnego wychowawcę.
- Ach, to ty… - mruknął, przecierając oczy. Był zmęczony i najchętniej położyłby się z powrotem spać. - Wejść? Pewnie.
Gdy wysiadł z samochodu, ziewnął potężnie i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po okolicy. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje i gdyby Spassky był seryjnym mordercą, to Louis nie byłby szczególnie trudnym celem. Na szczęście mężczyzna był tylko (lub aż) jego nauczycielem.
- Jestem tak zmęczony, że pewnie nawet bym nie protestował, gdybyś próbował mnie zabić. - Posłał mu pełen rozbawienia uśmiech. - Albo wykorzystać.
Gdy matematyk otworzył drzwi, Louis wszedł do środka, ale wcale nie zajął się ciekawskim rozglądaniem po nieznanym wnętrzu, jak to zwykle bywa, a od razu pochylił się, żeby ściągnąć buty, nieświadom tego, że daje mężczyźnie doskonały widok na swój wypięty tyłek.
- To… - zaczął, zadzierając głowę, gdy stanął przed nauczycielem już w samych skarpetkach, bez butów - co będziemy robić?
Było już późno, znajdowali się w odosobnionym miejscu. Louisowi nawet nie przemknęło przez myśl, jak jego niewinne pytanie mogłoby zostać odebrane w zupełnie innej sytuacji. Albo przemknęło i właśnie dlatego je zadał. Może znów chciał sprowokować nauczyciela do podjęcia ich dawnej, pełnej podtekstów gry...


Koss Moss - 2018-08-12, 16:37

           Światła zapaliły się automatycznie, kiedy weszli do środka. Coś zaczęło cicho piszczeć, ale mężczyzna przyłożył kciuk do niewielkiego panelu przy drzwiach.
  ― Witaj w domu, Elijah ― odezwał się wówczas kobiecy głos z głośnika i pisk ucichł.
Mężczyzna zdjął płaszcz i buty. Popatrzył na chłopca, gdy ten zdejmował swoje.
Już dawno zwrócił uwagę na to, że Louis jest niezwykle ładnym chłopcem. Natura obdarzyła go doprawdy przyjemną buźką. Teraz miał okazję z bliska przekonać się, że Louis jest bardzo ładny z każdej strony. Te krągłości mocno działały na jego wyobraźnię.
Rozchylił lekko usta i stał nieruchomo, gładząc się machinalnie po dłoni. Jego drogi uczeń znów wpadł we flirciarski i bezpośredni nastrój; to nie pierwszy raz, kiedy próbował się z nim spoufalać, ale pierwszy raz w tak prywatnych okolicznościach. W okolicznościach, do zaistnienia których Elijah nie tylko dopuścił, ale które sam zainicjował.
  ― Panie Reid ― upomniał go, ale żartobliwie. ― Czasem zastanawiam się, co się dzieje w pańskiej głowie. Proszę.
Wszedł pierwszy głębiej, prowadząc chłopca do połączonego z jadalnią, przestronnego salonu, w którym uwagę najbardziej przykuwało ciemne w tej chwili, rozległe akwarium. Światła zapaliły się powoli, stopniowo rozjaśniając pomieszczenie.
  ― Uprzedź może swoją matkę, że spędzisz noc poza domem ― rzekł mężczyzna, przystając przy barku. ― Nie chciałbym, żeby zawiadomiła służby. Napijesz się czegoś?


Blake - 2018-08-12, 19:27

- Zakładasz optymistycznie, że zauważy moją nieobecność? - prychnął, wyciągając telefon z kieszeni. - Ale dobra, niech będzie.
Napisał do matki, że nie wróci na noc, a następnie usiadł na eleganckiej kanapie i rozejrzał się po wnętrzu salonu. Cały ten dom, nowoczesny wystrój i elektronika - to wszystko robiło na nim spore wrażenie. I trochę go onieśmielało. Nigdy nie był w takim domu. Gdy myślał o swojej starej kamienicy, gdzie na klatkach cuchnęło moczem, znów robiło mu się wstyd.
- Może tego samego, co ty? - Spojrzał na nauczyciela stojącego przy barku i oblizał wargi. Bardzo pasował do tego wnętrza. - Nie wiedziałem, że na uniwerku tyle płacą. To naprawdę niezła chata.
Wstał, najwyraźniej nie potrafiąc usiedzieć w jednym miejscu, i podszedł do akwarium. Z zainteresowaniem przyglądał się jego zawartości, ziewając przy tym kilka razy. Wciąż był zmęczony, ale też zbyt zaciekawiony, by teraz zasnąć.
- Długo byłeś z Markiem?
Pytanie było osobiste i z pewnością nie zaliczało się do listy pytań, jakie uczniowie zwykle zadają swoim nauczycielom, ale Louis miał przeczucie, że Spassky już nie jest tylko jego nauczycielem. Starał się nie myśleć przy tym, że znów może się mylić.


Koss Moss - 2018-08-12, 19:46

           Mężczyzna wyciągnął z barku dwie szklanki i do każdej wlał odrobinę dobrej whisky. Od takiej ilości młody się nie upije, za to szybciej pójdzie spać. Dodał lodu z kostkarki i podał dzieciakowi napój, po czym oparł się niedbale o ladę oddzielającą kuchnię od salonu i przyjrzał się młodzieńcowi spod uniesionej brwi.
  ― Dlaczego tak usilnie wmawia pan sobie, że byłem z asystentem, panie Reid? ― zapytał z nutką rozbawienia, kładąc nacisk na tę grzecznościową formę, o której chłopiec któryś już raz z kolei zapomniał. Pociągnął ze szklanki, opróżniając ją w kilku łykach. ― Karierę naukową ― podjął ― wybrałem z zamiłowania. To dość oczywiste, że mam inne źródła dochodu.
Uśmiechnął się kącikiem warg. Widać było, że Louis jest onieśmielony, a jemu sprawiało próżną przyjemność wprawianie go w taki stan.
  ― Przygotuję panu pokój. Panie Reid.


Blake - 2018-08-12, 20:15

- Ach, w porządku. Czyli tylko pieprzył pan asystenta. - Stwierdził bezczelnie, unosząc prawą brew. Specjalnie nałożył też nacisk na formę grzecznościową, naśladując matematyka, choć osobiście uważał ją za całkowicie zbędną w ich sytuacji. - Długo?
Onieśmielał go dom mężczyzny i jego, najwyraźniej pokaźny, status majątkowy, ale sam mężczyzna już nie. Louis czuł się zaskakująco dobrze w jego towarzystwie.
- W takim razie czym się zajmujesz? - Uniósł szklankę do ust i upił trochę, a następnie bardzo powoli oblizał dolną wargę, patrząc nauczycielowi prosto w oczy. Nie miał doświadczenia w kontaktach z mężczyznami, więc działał zupełnie po omacku. - I w tej sytuacji moglibyśmy dać sobie spokój z "panami". To brzmi śmiesznie.
Dość jednoznacznie zlustrował Spassky’ego wzrokiem, trochę dłużej zatrzymując się na przodzie jego spodni (nie był zbyt subtelny, to trzeba mu przyznać), a następnie na jego ustach. Tylko raz całował się z chłopakiem i nigdy nie zwracał uwagi na mężczyzn w wieku matematyka, ale ten naprawdę go fascynował. Niemalże od pierwszych zajęć, gdy tylko pojawił się w ich szkole, z czego Louis nawet nie zdawał sobie sprawy. A teraz, patrząc na niego, naprawdę myślał o tym, że chciałby go pocałować…


Koss Moss - 2018-08-12, 20:42

           Kompletnie zignorował pytanie o asystenta, przechodząc do gościnnej sypialni, która znajdowała się na parterze i sąsiadowała z salonem. Nie zasunął za sobą drzwi, więc mogli ze sobą rozmawiać, choć się nie widzieli. Wysunął szufladę łóżka i zaczął wyciągać pościel.
Albo nie widział, w jaki sposób popatrzył na niego młodzieniec, albo zupełnie nie dawał po sobie poznać, że to zauważył.
  ― Pracuję nad rozwojem inteligentnych technologii ― odpowiedział głośno. ― To teraz bardzo prężnie rozwijająca się branża, wymagająca… ― Rozpostarł prześcieradło i zarzucił je na miękkie, dwuosobowe łóżko ― …współpracy wielu specjalistów najróżniejszych dziedzin, od matematyki przez biologię czy chemię aż po psychologię.
Rzucił na łóżko poduszkę i zasłał je pościelą.
  ― Japończycy ― kontynuował ― są w ostatnich latach jednymi z czołowych producentów, przez co… Na bogów, chłopcze.
Odwracając się, nie spodziewał się zobaczyć go tak blisko. Pokręcił głową, potem wskazał łóżko.
  ― Tutaj będziesz spał. Łazienka jest zaraz obok. Zapasową szczoteczkę znajdziesz w szafce za lustrem. Zapewne potrzebujesz czegoś do przebrania.


Blake - 2018-08-12, 21:29

Louis opróżnił szklankę i ruszył za mężczyzną. Stanął zaraz za nim, słuchając go z uwagą. Rozwój inteligentnych technologii. To wiele tłumaczyło. I chyba zaczynał rozumieć, dlaczego Mark czuł się tak niepewnie. Spassky był bogaty, niezwykle inteligentny, przystojny…
- Mhm, bardzo dziękuję. - Chłopak stał bardzo blisko, patrząc nauczycielowi prosto w oczy. Różnica wzrostu była teraz szczególnie wyraźna, więc musiał zadzierać przy tym głowę, ale to zupełnie mu nie przeszkadzało. - I nie, na razie nic nie potrzebuję. Lubię spać nago.
Uśmiechnął się, najlepiej jak umiał, i zrobił jeszcze pół kroku do przodu. Często zdarzało mu się działać spontanicznie, czym czasem potrafił zaskoczyć nawet samego siebie, co chyba wydarzyło się również w momencie, gdy zarzucił ramiona na kark nauczyciela i przyciągnął go z niespodziewaną siłą w dół, aż ich usta spotkały się w połowie drogi. Wszystko wydarzyło się tak szybko i było tak zaskakujące (dla nich obu), że mężczyzna nie zdążył go powstrzymać i… stało się. Louis całował swojego nauczyciela.


Koss Moss - 2018-08-12, 23:18

           Bardzo szybko poczuł swymi spragnionymi wargami, jak usta nauczyciela wyginają się w uśmieszku. Mężczyzna nie odpowiedział na tę pieszczotę i w końcu Louis musiał się odsunąć i popatrzeć na niego, rozumiejąc, że zrobił coś niedorzecznego.
  ― Louis, Louis, Louis.
Dłoń Elijaha owinęła się wokół jego szyi i zacisnęła na niej lekko, jakby mężczyzna karcił rozbrykanego kociaka. Mogło to mieć również nieco inny wydźwięk.
Wyprostował się i przyglądał zarumienionej twarzy ucznia, jakby nie dowierzał, że chłopiec naprawdę zrobił coś takiego.
  ― Przyszedłeś tu na seks? Naprawdę?
Przesunął powoli dłoń z jego gardła wyżej, na policzki, i ścisnął je lekko, deformując przy tym rysy twarzy młodzieńca. Pogładził gładką, rozgrzaną skórę kciukiem.
  ― Z nauczycielem?
Nie zabrał ręki, która wyznaczała teraz granicę między nimi, nie dopuszczając chłopca bliżej, a jednocześnie nie pozwalając mu nigdzie czmychnąć.
  ― To ci dopiero.


Blake - 2018-08-12, 23:41

Spontaniczne zachowania zwykle nie miały nic wspólnego z przemyślanymi akcjami i ta z pewnością była jedną z nich. Louis był tego świadom, gdy odsuwał się od mężczyzny, ale i tak nie potrafił się nie uśmiechnąć. Może mężczyzna nie odpowiedział na pocałunek, czego chłopak nawet się nie spodziewał, ale nie odepchnął go też i nie zareagował gwałtownie. Szatyn wziął to za dobry znak.
- Przyszedłem? - wymamrotał, choć było to nieco niewyraźne, bo nauczyciel ściskał mu policzki. - To ty mnie tu przywiozłeś.
Louis od dawna przypuszczał, że wariuje, ale teraz był tego pewien. Nigdy nie sądził, że spodoba mu się, iż ktoś jest od niego silniejszy, ale… podobało mu się.
- Z nauczycielem nie powinno robić się też innych rzeczy, nie?
Ręka mężczyzny była granicą między nimi, ale nie była to tak duża granica, by mogła powstrzymać ręce Louisa, które spoczęły na barkach nauczyciela, a następnie zjechały niżej, wygładzając nieistniejące zmarszczki na koszuli.
- Zresztą, to nie było nic wielkiego. - W ogóle nie wydawał się zawstydzony tym, co zrobił. Zachowywał się tak, jakby to nie był dla niego pierwszy raz w takiej sytuacji. - Możesz zwalić to na whisky.


Koss Moss - 2018-08-12, 23:54

           Elijah zaśmiał się cicho i odwdzięczył się tym samym: zsunął dłoń na pierś chłopca, wygładził materiał koszuli, a następnie… pchnął dzieciaka na świeżo pościelone łóżko na tyle mocno, że ten stracił równowagę i wylądował na środku materaca.
  ― Bez wątpienia nie można odmówić ci uroku, chłopcze, ale nie chodzę do łóżka z uczniami.
Rzeczywiście, nie powiedziałby, że Louis był mało obeznany w temacie. Gdyby miał zgadywać, założyłby śmiało, że na to młode ciałko pokusiło się już wielu panów. Kto by mu się oparł? Louis miał w sobie tyle wdzięku, tyle świeżego uroku, młodzieńczej przekory. Jego ciało wydawało się nieskazitelne. Mężczyzna uśmiechnął się z rozbawieniem, patrząc na młodzieńca z góry. Taki mężczyzna jak on też pewnie nawykł do tego, że osoby w różnym wieku próbują zaciągnąć go do łóżka. Wydawał się przecież taki idealny.
  ― Połóż się i spróbuj trochę przespać. Rano zawiozę cię, dokąd tylko sobie zażyczysz. ― Zerknął na zegarek. ― O ósmej musimy stąd wyjechać, więc nastaw sobie budzik.


Blake - 2018-08-13, 00:17

Podparł się na przedramionach i spojrzał na nauczyciela z dołu. Był zarumieniony, uśmiech nie schodził mu z twarzy, a oczy błyszczały od przeżywanych emocji. Już dawno przeszła mu ochota na sen.
- Kto tu mówił o łóżku… - zamruczał, by zaraz zaśmiać się cicho. - Ludzie się zmieniają. Ich decyzje też. Kiedyś ci to przypomnę.
Puścił mu oczko i opadł na łóżku, patrząc w jasny sufit. Zmrużył oczy i przeciągnął się, prężąc swe ciało przed nauczycielem. Zawsze był spostrzegawczy i widział, jak mężczyzna na niego patrzy. Wcześniej miał wrażenie, że coś sobie wymyślił, bo Mark namieszał mu w głowie, ale teraz wiedział, że wcale tak nie było. To od razu sprawiło, że poczuł się lepiej.
- Jestem kiepski w porannym wstawaniu. I budziki często mnie zawodzą. - Westchnął. - Gdybym jednak stąd nie wychodził, to po prostu tu wejdź i mną potrząśnij. - Uniósł głowę, ostatni raz lustrując go wzrokiem. - Miłej nocy, profesorku.


Koss Moss - 2018-08-13, 00:56

           Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Nie próbował nawet wyprowadzać go z błędu, jedynie pokręcił pobłażliwie głową na te wszystkie śmiałe słowa.
  ― Idź już lepiej spać.
Zostawił go, rozciągniętego błogo na tym niezwykle wygodnym łóżku. Sypialnia gościnna była całkowicie wygłuszona, dlatego ze środka Louis nie słyszał kompletnie niczego. Prawdopodobnie dawno już nie spało mu się tak dobrze i spokojnie, chociaż pewnie spałoby mu się lepiej, gdyby obok niego spoczął pan Spassky.
Ale pan Spassky był nieustępliwy.

           Z samego rana chłopca obudziło stanowcze potrząśnięcie. Kiedy Louis otworzył oczy, zobaczył nad sobą dojrzałe oblicze swojego nauczyciela. Pan Spassky pachniał wodą po goleniu, a jego skóra była jeszcze delikatnie zaczerwieniona. Miał rozpuszczone włosy, wilgotne po prysznicu, i nieformalne ubrania: ciemne, długie spodnie i szary podkoszulek, który odsłaniał atrakcyjne, muskularne ramiona.
  ― …chłopcze. Za pół godziny wyjeżdżamy.
Elijah odsunął się, zanim młodzieniec zdążył zrobić coś niemądrego, i ruszył z powrotem do drzwi.
  ― Śniadanie czeka na stole, więc ubierz się i przyjdź.
Chwilę wcześniej przygotował naprawdę apetyczne grzanki i świeży sok z pomarańczy.
Kulturalnie czekał z rozpoczęciem posiłku, aż młodzieniec opuści sypialnię. Kiedy zaś jadł, w drugiej dłoni trzymał gazetę i przeglądał wiadomości z pierwszej strony.
Jakby już sto razy jedli razem śniadanie przy jego stole.


Blake - 2018-08-13, 01:27

Louis wziął szybki prysznic (łazienka też zrobiła na nim wrażenie, jak chyba wszystko w tym nowoczesnym domu), umył zęby i chwilę później już wchodził do jadalni, wyglądając na bardzo zrelaksowanego.
- Dzień dobry - przywitał się grzecznie i zasiadł na krześle naprzeciwko mężczyzny. - To była bardzo przyjemna pobudka, przyznaje. - Zdaje się, że wciąż nie opuścił go flirciarski nastrój. - Byłoby jeszcze przyjemniej, gdybym nie musiał zakładać na siebie czegoś, w czym już chodziłem… - Spojrzał na grzanki oraz sok. - I dziękuję za śniadanko.
Jedli w milczeniu przerywanym dźwiękiem szeleszczącego papieru. Chłopak co rusz zerkał na nauczyciela, naprawdę zaskoczony tym, jak dobrze czuł się w tym domu (choć wciąż trochę go onieśmielało całe to bogactwo, jakim emanowało wnętrze) i z tym konkretnym mężczyzną.
Gdy zjedli i wyszli z domu, Louis z prawdziwym żalem pożegnał to miejsce. Dojazd do kamienicy, w której mieszkał, zajął im piętnaście minut. Tym razem patrzył jednak w zupełnie inny sposób na okolicę, w której się wychował - wszędzie widział tylko brud i biedę. Okropnie go to zawstydzało. Nie chciał, by Spassky kojarzył go z takim środowiskiem.
- Dziękuję za dzisiejszą noc. - Obaj doskonale wiedzieli, jak to zabrzmiało. Szatyn najwyraźniej nie zamierzał się tak łatwo poddać. - Do poniedziałku.
Oczywiście nie mógł opuścić samochodu bez pożegnalnego buziaka. Jego wargi zetknęły się tylko na kilka sekund z policzkiem mężczyzny, ale to było wystarczające, by przywołać szeroki uśmiech na twarz chłopaka. Przecież nauczyciel mógł się tego spodziewać po ostatnim zachowaniu Louisa, a jednak go nie powstrzymał. Szatyn wziął to za kolejny dobry znak.
Gdy wszedł do mieszkania, z zaskoczeniem stwierdził, że matka nie śpi. I wygląda tak, jakby na niego czekała.
- Dzwoniłam do ciebie.
- Serio? Nie widziałem.
- Kim był ten fagas, z którym przyjechałeś? Masz sponsora?
- Co? - Louis aż otworzył szerzej oczy, gapiąc się na swoją matkę, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. - Powaliło cię?! Daj mi spokój!
Przeszedł obok i pchnął drzwi od swojego pokoju. Zaraz też je zamknął, uniemożliwiając kobiecie wejście do środka. Słyszał przez nie jej zduszony głos.
- Poczekaj tylko, niech Dan przyjdzie wieczorem! Jemu wszystko wyśpiewasz, gówniarzu!
Louis oparł się o drzwi i westchnął.
- Kurwa.

***

Louis spóźnił się na poniedziałkowe zajęcia ze swoim ulubionym nauczycielem, co nie było zaskoczeniem dla żadnego z nich. Gdy wchodził do sali, widać było, że porusza się znacznie wolniej, niż zwykle. A wszystko za sprawą obolałych żeber i siniaków, które skrywał pod koszulą.Jego matka obiecała, że Dan odwiedzi ich wieczorem i obietnicy dotrzymała. A on musiał zostawić gaz pieprzowy w domu lub samochodzie nauczyciela...
Zajął swoje stałe miejsce, ale nawet nie wyciągnął zeszytu, żeby notować. Już z daleka było widać, że jest w parszywym humorze i nie ma ochoty na siedzenie w szkole. A to był dopiero początek tygodnia.


Koss Moss - 2018-08-13, 03:03

Uczniowie pisali akurat pracę klasową. Elijah stał z tyłu sali, za ich plecami, ale podszedł do biurka, żeby podać spóźnialskiemu kartkę z zadaniami. Odprowadził chłopca bacznym spojrzeniem na miejsce i wrócił na tył klasy, gdzie najłatwiej było mu pilnować, żeby nikt nie próbował się rozglądać. Od czasu do czasu przechadzał się jednak, by sprawdzić, co się dzieje z przodu i czy blaty na pewno są puste.
Test trwał całą godzinę lekcyjną, a kiedy minęła, nakazał uczniom zostać na miejscach i sam zebrał testy, unikając w ten sposób zamieszania.
  ― Reid, zostań chwilę. Spencer, Smith, Norton, oceny niedostateczne. Już wy wiecie, za co.
  ― Słucham?! ― wykrzyknął Jared, kiedy pozostała dwójka spuściła kornie głowy.
  ― Nie takie rzeczy już przerabiałem, chłopcze. Musisz wymyślić mniej perfidny sposób oszukiwania na egzaminach. Na studiach oznaczałoby to dla ciebie automatycznie poprawkę lub wykreślenie z listy studentów, ale chyba się tam nie wybierasz…
  ― Pan sobie kpi. Ja się nie godzę. Nie udowodni mi pan, że ściągałem.
  ― Na szczęście nie muszę, do widzenia.
  ― Niech pan się spodziewa w szkole mojego ojca!
  ― Zapraszam ― odparł spokojnie Elijah za wychodzącym chłopakiem. Drzwi trzasnęły.
  ― Ja bardzo przepraszam ― westchnęła Elisabeth.
  ― Ja się nie gniewam. Może pokazać pani nadgarstek? Ciekaw jestem, czego nie mogła się pani nauczyć.
Elisabeth westchnęła i podwinęła rękaw. Na jej skórze znajdowało się kilka prostych wzorów.
  ― Nie zna pani wzoru na deltę? ― mruknął rozbawiony. ― Panno Spencer. Proszę poświęcić na to chociaż dziesięć minut przed lekcją następnym razem. A pan Norton ma zaczarowany długopis, tak?
Martin uśmiechnął się krzywo i podał mężczyźnie długopis, na którym cyrklem wyskrobał sobie pomoce naukowe.
  ― Naprawdę nie zmieszczą się panu w głowie te wzory?
  ― Nauczę się ― obiecał Martin, uśmiechając się krzywo.
  ― Na następną lekcję. Panno Spencer, pani też. Przepytam was z tego, żebyście mogli trochę zatrzeć to wrażenie. A teraz uciekajcie.
Wyszli, żegnając się wcześniej uprzejmie. Nie byli wściekli, ostatecznie dał im szansę i potraktował z pewną pobłażliwością.
Gdy w klasie zostali już tylko on i Reid, mężczyzna oparł się o biurko i westchnął ciężko.
  ― Podwiń, proszę, koszulkę, i pokaż mi to.


Blake - 2018-08-14, 20:42

Tym razem Louis nawet nie próbował starać się na teście. Całkowicie wyleciało mu z głowy, że to właśnie dziś ma odbyć się pierwszy poważny sprawdzian, choć nawet gdyby pamiętał, to pewnie by się nie uczył. Może przypomniałby sobie kilka wzorów ze względu na nauczyciela, ale nie zrobił nawet tyle. Napisał, co pamiętał, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie było to wiele i z pewnością rozczaruje Spassky’ego.
Gdy zajęcia się skończyły, chciał od razu wyjść, ale oczywiście mężczyzna musiał go zatrzymać. Louis domyślał się, że nie zrobił tego bez powodu, co tylko potwierdziły słowa matematyka, gdy zostali sami.
Chłopak westchnął i spojrzał na nauczyciela z rezygnacją.
- Skąd wiedziałeś?
Posłusznie uniósł koszulę, nie mając w sobie dość siły, by się sprzeciwiać. Zresztą, i tak już dobrze wiedział, że przy tym mężczyźnie nie miało to żadnego sensu.
- To nic takiego. Raptem kilka siniaków. Szybko zejdzie. - Uśmiechnął się krzywo. - Musiałem zostawić u ciebie gaz. To moja wina.


Koss Moss - 2018-08-14, 21:09

           Elijah złapał chłopca za biodra i przesunął dłońmi po jego szczupłym ciele, w skupieniu dotykając kolejnych siniaków. Gdy dotarł do największego zasinienia na żebrze, chłopiec syknął w reakcji na dotyk.
  ― Sugerowałbym zrobienie obdukcji ― rzekł, widząc jednak minę Louisa, domyślił się, że młodzieniec nie popiera tego pomysłu. ― W takim razie zrobię tylko zdjęcie. Na wszelki wypadek.
Sięgnął po telefon i odsunął się o dwa kroki. W tym samym momencie drzwi do klasy otworzyły się i do środka zajrzał Smith. Pewnie chciał sprawdzić, czy Louis jeszcze jest w sali. Zobaczył szerokie plecy nauczyciela i kawałek odkrytego ciała Reida, który szybko się zasłonił.
Jared rozdziawił usta.
  ― Zjeżdżaj stąd, Smith ― rzucił Elijah, chyba nie podejrzewając nawet, co właśnie pomyślał sobie uczeń i jakie będzie miało to konsekwencje.
Gdy drzwi się zamknęły, odwrócił się z powrotem do Louisa.
  ― Podwiń, proszę.


Blake - 2018-08-14, 21:25

Louis znał Jareda bardzo dobrze. I niemalże widział, jak trybiki w głowie chłopaka pracują, gdy zobaczył ich w niejednoznacznej sytuacji.
- Mamy przejebane - stwierdził i tym razem brzmiał naprawdę poważnie. Nie uniósł też ponownie koszulki, żeby mężczyzna mógł sfotografować siniaki. Nawet zrobił krok w tył, choć teraz to i tak nie miało żadnego znaczenia. - Nie widzisz, jak to mogło wyglądać, kiedy on tutaj wszedł?
Wiedział, że Jared dodał już dwa do dwóch i wyszło mu coś, czego nawet jeszcze nie było. I Louis wiedział też, że jego kumpel tak łatwo tego nie zostawi. Nie znosił Spassky’ego, który traktował go jak zwykłego nieudacznika. To mogła być dla niego idealna zemsta.
- Od czasu wykładu Jared posyła mi dziwne spojrzenia, bo sądzi, że za bardzo mnie lubisz. Zresztą, jasno dałeś mu do zrozumienia, że nie podoba ci się, że się kumplujemy… A teraz jeszcze to! Spróbuję z nim pogadać, ale… kurwa.
Chłopak nie był głupi i miał świadomość tego, że z nich dwóch to właśnie Spassky będzie miał większe kłopoty. A on nie zamierzał do tego dopuścić. Mężczyzna był zbyt miły, za bardzo mu pomógł i… Louis naprawdę go lubił. Jared nie mógł tak po prostu tego zniszczyć.


Koss Moss - 2018-08-14, 21:47

           Elijah zareagował dużo spokojniej. Rzucając takie oskarżenia w jego stronę Smith mógł się jedynie ośmieszyć.
  ― Jego słowo przeciw naszemu, chłopcze ― powiedział. ― Nikt poważny mu nie uwierzy. Przywidziało mu się coś, tak? Zobaczył to, co widocznie bardzo chciał zobaczyć. Posłuchaj ― uśmiechnął się kącikiem warg, rozbawiony ― nie pokazywałeś mi biustu, chłopcze.
Odłożył telefon na blat biurka i zaczął pakować testy do aktówki.
  ― Zadzwoń do mnie po lekcjach. Poszukam tego gazu, spotkamy się i zrobię to zdjęcie w ustronniejszym miejscu. I nie tłumacz się, Louis. Wyśmiewaj. Powiedz mu, że planujemy ślub.
Mrugnął do niego, zaraz poważniejąc.
  ― Mamy teraz poważniejsze sprawy na głowie niż niedorzeczne plotki. Ale… ― zamknął aktówkę ― nie powinieneś zwracać się do mnie w tak poufały sposób, żeby ich nie podsycać.


Blake - 2018-08-14, 22:24

Louis wcale nie wyglądał na uspokojonego, ale pokiwał głową, zgadzając się z nauczycielem.
- Zadzwonię - obiecał, odnajdując w całej tej sytuacji jakiś pozytyw. Miał przynajmniej powód do ponownego spotkania z mężczyzną na osobności. - I nie zwracam się do ciebie w ten sposób przy innych. Poza tym to ty ciągle każesz zostawać mi po lekcjach…
Zarzucił plecak na ramię i uśmiechnął się do matematyka, choć zmartwienie wciąż czaiło się na dnie jego oczu.
- Do zobaczenia później.

***

Jared nie poruszał tematu przez dwie lekcje. Louis zaczął już myśleć, że ten dał sobie z tym spokój, ale na fizyce okazało się, że to było tylko jego życzeniowe myślenie.
- Spassky cię bardzo lubi, nie?
- Naprawdę? - Louis uniósł brew. - Nie zauważyłem.
- Tak? To co dzisiaj u niego robiłeś?
- A to jest jakieś pieprzone przesłuchanie? - zapytał, a w jego głosie słychać już było pierwsze nuty irytacji. - Spóźniłem się. Zapomniałeś? Będę miał przez to przejebane.
Jared zmarszczył brwi, przyglądając mu się tak, jakby szukał na jego twarzy oznak kłamstwa.
- I usprawiedliwiałeś się, rozbierając się przed nim?
Louis roześmiał się, jakby usłyszał dobry dowcip. Żaden z nich nie zwracał przy tym uwagi na nauczycielkę, która przyglądała im się od jakiegoś czasu.
- Czy ty siebie słyszysz? Wiem, że go nie znosisz, ale mógłbyś wymyślić coś lepszego. I nie wciągać w to najlepszego kumpla. - Skrzywił się. - A jakby ten dupek naprawdę mnie lubił, to pozwoliłby jechać mi na wycieczkę. Weź trochę pomyśl, zanim coś powiesz.
W tym momencie nauczycielka fizyki w końcu postanowiła ich uciszyć, zapraszając ich po kolei do odpowiedzi, co nie skończyło się dobrze dla żadnego z nich,, ale Louis widział, że Jared wcale nie wydawał się przekonany. Był pewien, że ten temat tak szybko nie ucichnie.


Koss Moss - 2018-08-14, 22:54

           Pan Spassky poprosił Louisa, żeby wziął taksówkę pod uniwersytet. Młodzieniec był w kiepskim stanie i nie powinien zbyt dużo się ruszać, ale w obliczu plotek nie powinni przez jakiś czas pokazywać się razem, więc takie rozwiązanie było najlepsze. Obiecał zapłacić za przejazd, kiedy tylko chłopak dojedzie na miejsce.
Dochodziła szesnasta, gdy taksówka zatrzymała się pod uczelnią. Chłopiec musiał chwilę poczekać, zatrzymując kierowcę, w końcu jednak ujrzał, jak drzwi budynku otwierają się i ze środka wychodzi pan Spassky w towarzystwie dość młodej, bardzo atrakcyjnej kobiety o niesamowicie długich nogach. Nieznajoma wyglądała jak modelka i śmiała się do Elijaha, a on do niej.
Pożegnali się na placu nie dotykając się wprawdzie, ale zachowując wobec siebie bardzo serdecznie, i wtedy Spassky skierował kroki do taksówki. Otworzył drzwi, zapłacił kierowcy odpowiednią kwotę powiększoną o kilka dolarów za postój, i w końcu zabrał Louisa do swojego samochodu. Na kampusie uczelnianym nie powinien widzieć ich nikt ze szkoły.
  ― I co z tym Smithem? ― zapytał, uruchamiając silnik. ― Był kłopot?


Blake - 2018-08-14, 23:13

Louis odprowadził wzrokiem atrakcyjną kobietę, która wyszła wraz ze Spassky’m z budynku, ale nie zastanawiał się dłużej nad niezwykle serdecznym zachowaniem meżczyzny. Wiedział, że ten podoba się wielu osobom, a po doświadczeniach z Markiem założył, że Spassky interesuje się tylko płcią męską. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że może się mylić.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami, rozsiadając się na siedzeniu pasażera. Powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać. - Zadał kilka pytań, trochę go wyśmiałem, nazwałem cię "dupkiem"... - Uśmiechnął się pod nosem. - Ale nie wydaje mi się, żeby szybko odpuścił. Pewnie ubzdurał sobie, że obmacujesz mnie w klasie, co jest śmieszne, bo przecież jeszcze tego nie robisz. - Specjalnie wypowiedział "jeszcze" z naciskiem, który wskazywał, że nie zamierzał odpuścić. Okazywał to na każdym kroku.
Odchylił głowę i przymknął oczy. Był zmęczony, głodny i bolały go żebra. A jeszcze czekała go praca… Spojrzał na zegarek w telefonie.
- Za trzy godziny zaczynam zmianę. Pojedziemy do ciebie?


Koss Moss - 2018-08-14, 23:34

           Mężczyzna pokręcił lekko głową.
  ― Powiedziałem ci już, że nie obmacuję uczniów, Louisie ― przypomniał mu. ― Jestem dla ciebie zdecydowanie zbyt stary, nudny i…
Nie dokończył, bo zadzwonił jego telefon. Odebrał za pomocą oprogramowania samochodowego i przez chwilę rozmawiał w trybie głośnomówiącym z jakimś Robertem na temat tajemniczego projektu. Nie było to nic, co Louisa mogłoby szczególnie zainteresować. Spassky wydawał się bardzo zapracowanym, rozchwytywanym człowiekiem: z jednego miejsca pędził w drugie, pracował w trzech miejscach, a jeszcze znajdował czas na dbanie o ciało i zajmowanie problemowym uczniem.
Młodzieniec musiał coś dla niego znaczyć – przecież w przeciwnym razie ktoś taki jak Elijah nie poświęciłby mu tak wiele czasu. Zwykły nauczyciel sprawy prywatne dawno już przekazałby innym specjalistom.
Zatrzymawszy samochód przed restauracją z sushi, Spassky przerwał na chwilę rozmowę i zwrócił się do Louisa.
  ― Kup, proszę, dwie porcje, lub weź sobie cokolwiek innego, jeżeli nie lubisz. Tam masz McDonald’s. ― Wskazał kciukiem tylną szybę, a potem podał chłopcu pieniądze i odprowadził go spojrzeniem.
Zaczął go przez to wszystko traktować trochę jak syna.


Blake - 2018-08-14, 23:51

Sushi zdecydowanie nie należało do jego ulubionych potraw, więc zakupiwszy jedną porcję, bez żalu skierował się w stronę słynnej sieci fast foodów. Kolejka okazała się dłuższa, niż przypuszczał, ale cierpliwie czekał, mając nadzieję, że mężczyzna w tym czasie skończy załatwiać swoje sprawy. Nie chciał mu przeszkadzać, bo wiedział, jak ten był zajęty. To również było w nim imponujące.
Gdy wrócił do samochodu, Spassky zakończył już rozmowę i na niego czekał. A Louis powrócił do wcześniej przerwanego tematu, jakby nikt im nie przeszkodził.
- A ja ci powiedziałem wcześniej, że ludzie się zmieniają. I nie masz wcale obmacywać uczniów. Tylko jednego. Mnie. - Uśmiechnął się do niego uroczo, jakby wcale nie zdawał sobie sprawy ze swojej bezczelności. - Będziemy jeść tutaj, czy jednak pojedziemy do ciebie?
Wyjechali z parkingu i ruszyli w znaną już Louisowi trasę. Ten zapatrzył się na mijane budynki, ciesząc się, że znów może spędzić trochę czasu z mężczyzną. Czuł się w jego towarzystwie lepiej niż z kimkolwiek innym.
- Marka zacząłeś obmacywać, gdy przestał być już twoim studentem, czy jednak dla nich robisz wyjątek?
Louis nigdy nie odpuszczał i przez to mógł wydawać się bardzo irytujący, ale najwyraźniej jego wścibskość i bezczelność tylko bawiła mężczyznę. A to tylko nakręcało go bardziej i bardziej…


Koss Moss - 2018-08-15, 00:19

           Mężczyzna był naprawdę pod wrażeniem nieustępliwości tego młodego człowieka. Louis najwyraźniej obrał sobie za cel wylądowanie z nim w łóżku. Musiało być to dla niego frustrujące, kiedy jego działania nie przynosiły większych efektów. Chłopiec nie miał wprawdzie wątpliwości, że matematyk docenia jego urodę – jako młodzieniec nadzwyczaj urodziwy zapewne nawykł do takich spojrzeń, jakie zdarzało się nauczycielowi mu posyłać – ale czegoś w tym brakowało. Spassky po prostu nie łapał się na wszystko to, co wielu mężczyzn bez wątpienia sprowokowałyby do działania. Przydługie spojrzenia i zaczepne komentarze zdawały się odbijać od jego opanowania.
  ― Louisie ― zaczął Elijah z pewną pobłażliwością ― a może ty opowiesz mi trochę o swoich wesołych przygodach. Jesteś niewątpliwie bardzo śmiały. Czy jakiś nauczyciel uległ kiedyś twoim namowom?


Blake - 2018-08-15, 00:37

Louis wywrócił oczami, choć musiał przyznać, że frustrowało go zachowanie mężczyzny. Przecież widział, jak ten na niego patrzy. Do tego znów zabierał go do swojego domu, rozmawiali ze sobą jak znajomi, a nie uczeń i nauczyciel… Czegoś mu brakowało?
- A widziałeś w tej szkole nauczyciela, który mógłby przyciągnąć moją uwagę? - Prychnął. - Jeszcze trochę i zacznę myśleć, że masz problemy z potencją. Ale w porządku. Dam sobie spokój. Nie jesteś jedynym gorącym facetem w tym mieście.
Chłopak brzmiał na tak pewnego siebie i śmiałego, że gdyby mężczyzna dowiedział się o jego zupełnym braku doświadczenia, to z pewnością byłby bardziej niż zaskoczony. Louis może spał z kilkoma dziewczynami, ale z żadnym mężczyzną nawet na poważnie się nie całował. I teraz kiedy wydawało mu się, że już wie, czego chce, jego obiekt zainteresowania mu odmawiał. To go naprawdę denerwowało.
- Czym ciekawym zajmujesz się teraz w pracy? - zapytał od niechcenia, chcąc zmienić temat, ale widać było po nim, że kolejne odtrącenie go ubodło. Zupełnie nie potrafił zrozumieć postępowania nauczyciela.


Koss Moss - 2018-08-15, 00:57

           Elijah parsknął cicho, zerkając krótko na młodzieńca. Jego nastroje zmieniały się błyskawicznie. Z jednej strony taki śmiały i zdeterminowany, z drugiej tak łatwo było go zdeprymować.
  ― Niczym. Skończyłem na dziś ― powiedział, dając do zrozumienia, że to kiepski dobór tematu.
Milczenie między nimi nie trwało długo, ponieważ już chwilę później dojechali na miejsce.
  ― Zobaczmy, gdzie mogłeś zostawić ten swój gaz ― mruknął Elijah i udał się prosto do sypialni gościnnej. Nigdzie nie zobaczył charakterystycznego pudełka, ale po krótkich poszukiwaniach okazało się, że po prostu zaplątało się w spoczywającej w szufladzie pościeli.
  ― Musisz go lepiej pilnować. Najlepiej kupić jeszcze kilka. Ten model nie jest szczególnie drogi ― powiedział i położył Louisowi dłoń na plecach, kiedy wyprowadzał go z pokoju.
Poszli do salonu, żeby usiąść przy szklanym stole.
Spassky wyciągnął sobie drewniane pałeczki, a Louisowi przyniósł sztućce, jakby nigdy nie był w fast foodzie. Chyba zapomniał o reszcie z pieniędzy, które dał chłopakowi na posiłek.
  ― Wiesz, Louis ― podjął w poważnym tonie ― zaczynam skłaniać się ku myśli, że powiadomienie policji jest w twojej sytuacji przykrą koniecznością. To już nie jest pojedynczy siniak. Ten człowiek cię nie uderzył, tylko pobił. Mam znajomego adwokata… ― podniósł wzrok znad posiłku na młodzieńca. ― Wygrał wiele problemowych spraw. Powiedz mi, czy twój wuj był już za coś karany? Masz lub możesz zdobyć takie informacje?


Blake - 2018-08-15, 01:15

Ten niewinny dotyk na plecach tylko rozdrażnił chłopaka. Im więcej myślał o tym, co się dzieje pomiędzy nimi, tym bardziej skłaniał się ku myśli, że jednak nie jest wystarczający dla tego faceta. I właśnie dlatego zupełnie nie potrafił zrozumieć jego zachowania.
Gdy schował gaz pieprzowy do plecaka i zasiadł z nauczycielem do stołu, wiedział, że teraz przyjdzie czas na poważną rozmowę. Nie spodziewał się jednak, że zastygnie z hamburgerem w drodze do ust, gdy mężczyzna nagle wspomni o policji.
- To tylko kilka siniaków - wymamrotał, odkładając kanapkę z powrotem do pudełka. Stracił apetyt. - Nie wiem, czy wujek był karany i nie chcę wiedzieć. Obiecałeś, że jak powiem ci wszystko, to zatrzymasz to dla siebie. - Spojrzał mu prosto w oczy. - Obiecałeś.
Zadowolenie, jakie odczuwał z przebywania z matematykiem, całkowicie zniknęło. Louis był zmęczony, rozdrażniony i miał już dość tego dnia.
- Nie powinienem był podjeżdżać z tobą pod kamienicę. Matka nas zobaczyła, odbiło jej i stąd te siniaki. To się więcej nie powtórzy. Dan był naćpany, więc o niczym nie będzie pamiętał. A ty więcej nie wspominaj o policji.
Zaczął grzebać w kieszeni spodni, aż w końcu wyciągnął resztę, która została mu po zakupach.
- Twoja reszta. - Wbił wzrok w stolik. - Bo jeszcze pomyślisz, że jestem złodziejem.


Koss Moss - 2018-08-15, 01:32

           Mężczyzna odchrząknął cicho, nawet nie spoglądając na pieniądze.
  ― Obiecałem, że zajmiemy się tym wspólnie, ty, i ja. Nie obiecałem przyglądać się biernie, jak jakiś gnój niszczy ci życie. Powiedz mi, chłopcze… bo wbrew pozorom to nie tak, że ukończysz osiemnaście lat i od razu się wyprowadzisz. Będziesz potrzebował pracy z normalną umową i czasu, żeby wszystko sobie zorganizować. A najlepiej byłoby, gdybyś poszedł jeszcze na studia i zatroszczył się o lepszą przyszłość. ― Urwał na chwilę, by wziąć kęs swojej potrawy. ― To wszystko może się przeciągnąć o wiele bardziej niż podejrzewasz, ale nie musi tak wyglądać. Twój wuj może dostać sądowy zakaz zbliżania się do ciebie. Mój znajomy prawdopodobnie będzie w stanie mu taki zagwarantować. Jeśliby go złamał, poszedłby prosto do więzienia. Tak czy inaczej, oznaczałoby to dla ciebie święty spokój. Pomyśl o tym. Taki jesteś śmiały, kiedy się do mnie uśmiechasz. Bądź i tym razem. Daj mu popalić.


Blake - 2018-08-15, 01:58

- Taak, a matka będzie przeszczęśliwa, kiedy Dan przeze mnie trafi do więzienia. - Prychnął. - Pewnie mi jeszcze podziękuje.
Z ociąganiem zabrał się za kanapkę, która zdążyła już trochę ostygnąć.
- I nie nadaje się na studia. Dobrze o tym wiesz.
Znów wyglądało na to, że Louis zamknął się w sobie. Nie patrzył na mężczyznę i wydawał się zupełnie nieobecny, gdy siedzieli i jedli w ciszy. Zupełnie, jakby wrócili do punktu wyjścia.
- Mógłbyś zawieźć mnie do restauracji?

***

- Idziesz na salę. - To było pierwsze, co Louis usłyszał, gdy wszedł tylnym wejściem na zaplecze.
- Słucham? Przecież nawet nie miałem szkolenia i nie wiem…
- Nie dyskutuj. Jedna z kelnerek zachorowała, a my mamy dziś prawdziwe oblężenie. Nie zamierzam się powtarzać!
Chłopak zastanawiał się wcześniej, jak sobie poradzi przez kilka godzin przy zmywaku z obolałymi żebrami. Teraz miał cały czas krążyć po dwóch salach, zbierać zamówienia i roznosić jedzenie. To miało być dla niego piekło. Nie wiedział tylko, że dzięki temu zawrze nową, interesującą znajomość z mężczyzną, który bywał częstym gościem lokalu. Był znacznie starszy od Louisa, z wyglądu trochę przypominał mu nauczyciela matematyki (może poza jasnymi, krótkimi włosami) i wciąż się do niego uśmiechał. To zupełnie zatarło w pamięci szatyna wspomnienie o tym, jak po raz kolejny został odtrącony przez Spassky’ego. W szczególności, gdy przed wyjściem mężczyzna zostawił sowity napiwek i wizytówkę, prosząc o kontakt. A Louis nie widział powodu, przez który miałby tego nie zrobić...


Koss Moss - 2018-08-15, 02:41

           Trudno było poradzić sobie z chłopcem, kiedy był tak uparty i tak łatwo zamykał się w sobie. Zgłoszenie sprawy na policję w tej chwili nic by nie dało: dopóki Louis nie chciał zeznawać, nie było sensu nawet fatygować funkcjonariuszy. A więc tak, wrócili do punktu wyjścia.
Jedyną dobrą rzeczą, która wynikła z ostatnich sytuacji, było to, że Jared wyraźnie odsunął się od Louisa: jego zły wpływ był już zatem właściwie przeszłością. Niestety, jednocześnie w szkole – zapewne za jego sprawą – zaczęło się mówić o bliskiej relacji Spassky’ego z uczniem. Nikt nie mówił niczego wprost Louisowi, jednak spojrzenia, jakie mu posyłano, były bardzo wymowne. Czasami chłopiec mógł mieć wrażenie, że wszyscy milkną, kiedy do nich podchodzi. Elijah przestał zatrzymywać go po lekcjach, ale to nie wystarczyło, by podejrzenia zniknęły. Byli, oczywiście, również tacy, którzy nie dawali wiary pogłoskom. Elisabeth Spencer nigdy by nie uwierzyła, że ktoś taki jak Spassky może być jakimś zboczeńcem. Matematyk cieszył się zresztą sporą sympatią wśród zdecydowanej większości podopiecznych, toteż ostatecznie nieprzyjemne plotki krążyły głównie wokół osób mu nieprzychylnych. Po powrocie do szkoły z radością podchwycił je syn dyrektora i jego koledzy, z którymi porysował Elijahowi samochód.
  ― Co tam, pedziu. Tęskniłeś? ― Gontier pchnął Louisa na ścianę, gdy mijał go w korytarzu pierwszego dnia po długiej nieobecności. Allerton i Wilson z głupawymi uśmiechami już byli obok, żeby go wesprzeć. ― Co, cipko, myślisz, że twój facet przybiegnie cię obronić?


Blake - 2018-08-15, 12:45

Louisowi wydawało się, że zna Jareda bardzo dobrze, ale chyba się pomylił, bo nigdy nie przypuszczałby, że taka z niego plotkara. Już następnego dnia każdy, kto nie lubił Spassky’ego, rozpowiadał niedorzeczne historie o nim i Louisie. Chłopak starał się to ignorować, ale po pewnym czasie zrobiło się to irytujące. Poza tym wszyscy z jego klasy rozmawiali o zbliżającej się wycieczce, na którą on nie mógł jechać. Znów czuł się przez to wykluczony.
- Pytasz, bo sam tęskniłeś? - Uśmiechnął się uroczo, patrząc na znienawidzoną twarz syna dyrektora. Nie wiedział, że ten wraca już do szkoły. - A może po prostu mi zazdrościsz?
Rozejrzał się wokół. Nie byli na korytarzu sami, więc poza kilkoma wyzwiskami nie mogli mu nic zrobić. Ale Louis wiedział, że teraz nie może czuć się już bezpiecznie w szkole.
- Odpieprz się, Gontier, bo znowu wylądujesz u tatusia na dywaniku. - Przechylił głowę. - A może to lubisz, co? - Zanim jednak starszy chłopak zdążył zareagować, a jego tępi kumple przetworzyli to, co powiedział szatyn, ten przemknął pod ramieniem Gontiera i puścił się pędem przez korytarz.
Gdy dobiegł do sali, w której odbywały się zajęcia z matematyki, oparł się o parapet, wyciągnął butelkę wody i wypił niemal połowę. Znów nie potrafił ugryźć się w język i wiedział, że mu się za to oberwie. Ale przecież nie mógł iść do Spassky’ego i nakablować. I tak już za dużo plotek krążyło po szkole…
Telefon zawibrował mu w tylnej kieszeni, co od razu wywołało uśmiech na twarzy chłopaka. Od dwóch dni pisał z mężczyzną z restauracji i jak na razie dobrze się przy tym bawił. Oczywiście wiedział, że blondynowi chodziło tylko o seks, ale flirtowanie z nim było naprawdę przyjemne. Może nie był to nauczyciel matematyki, o którym Louis zdecydowanie za dużo myślał, ale dzięki Marcelowi czuł się… chciany.
Wchodząc do sali na zajęcia, wciąż wpatrywał się w telefon, ssąc przy tym dolną wargę. Starał się przy tym nie zwracać uwagi na spojrzenia, które rzucali mu niektórzy uczniowie, gdy zajmował swoje miejsce. Wiedział, że wszyscy bacznie obserwują jego zachowanie wobec nauczyciela, ale on nawet nie spojrzał na Spassky’ego. I myślał, że znów uda mu się przesiedzieć całą lekcję, odpowiadając na wiadomości Marcela, ale się pomylił. Pierwszy raz od początku roku szkolnego został zaciągnięty do tablicy. Gdy przechodził obok nauczyciela, sam już nie wiedział, czy była to kara za ignorowanie go, czy próba udowodnienia innym uczniom, że wcale go nie faworyzuje…


Koss Moss - 2018-08-16, 18:22

           Elijah poprosił chłopca do tablicy, kiedy zauważył w jego dłoni telefon. Przypuszczał, że to wystarczy, by chłopak schował urządzenie do kieszeni i zajął się lekcją, ale najwyraźniej się mylił, ponieważ Louis po powrocie do ławki niemal od razu wyciągnął je ponownie.
Po kilku chwilach tolerowania tego, gdy Reid wyjątkowo zaczytał się w jakiejś wiadomości (sądząc po uśmiechu na młodzieńczej twarzy, chyba o przyjemnej treści), Spassky podszedł do niego cicho i wyszarpnął mu telefon z dłoni.
  ― Panie Reid, telefon będzie do odbioru w sekretariacie.
Wrócił za biurko i położył urządzenie na blacie, a potem kontynuował prowadzenie lekcji. W którymś momencie telefon zasygnalizował wibracjami nadejście nowej wiadomości. Na wyświetlaczu, na który Elijah spojrzał odruchowo, wyświetliło się imię Marcel. Do końca lekcji pojawiło się jeszcze dwukrotnie – tajemniczy chłopak musiał być bardzo zaangażowany w rozmowę.
Matematyk nie musiał się długo zastanawiać, żeby wpaść na to, że cały ten Marcel jest jakąś nową miłością jego drogiego ucznia – miny, jakie Louis robił, kiedy z nim pisał, mówiły mu wszystko. Pozostawało mu mieć nadzieję, że tym razem Reid znalazł sobie kogoś w swoim wieku.
Nie był zaskoczony, bo dokładnie tego się spodziewał. Dzieciaki takie już są. Nie tu, to tam… Zwłaszcza tak ładne dzieciaki. To w gruncie rzeczy zdrowe podejście.
Pod koniec zajęć zostawił kilka minut na drobny komunikat.
  ― Z powodu mojego wyjazdu jutro macie odwołaną matematykę ― rzekł. ― W poniedziałek pamiętajcie, proszę, że spotykamy się na szkolnym parkingu o szóstej piętnaście. Radzę się nie spóźnić. Natomiast uczniowie, którzy nie jadą na wycieczkę, chodzą na lekcje według planu klasy drugiej F.
Po dzwonku w klasie została Denise Crawford.
  ― Przepraszam ― podeszła do mężczyzny. ― Ja nie mogę jechać na wycieczkę. Moja mama trafiła do szpitala. Czy zwróci mi pan pieniądze za wyjazd?
  ― Obawiam się, że nie ma takiej możliwości ― rzekł Elijah. ― Ośrodek został z góry opłacony. Może pani ewentualnie poszukać jakiegoś zastępstwa na ostatnią chwilę, ale nie wiem, czy z tych, którzy nie jadą, ktoś się może zdecydować. Proszę się dowiedzieć i złapać mnie na jednej z dwóch następnych przerw, jeszcze będę.


Blake - 2018-08-16, 21:45

Louis miał nadzieję, że mężczyzna zwróci mu telefon na przerwie i nie będzie musiał iść po niego do sekretariatu. Nie został jednak poproszony o pozostanie po lekcji, na co skrycie liczył, a sam również nie mógł zaczekać, nie chcąc zwracać niepotrzebnej uwagi na swoją relację z nauczycielem. Pozostało mu więc pójście na następną lekcję bez telefonu, co trochę go zdenerwowało. Naprawdę zaangażował się w rozmowę z Marcelem, który może nie należał do najsubtelniejszych, ale był całkiem zabawny i inteligentny. To była miła odskocznia od szarej codzienności.
Na następnej przerwie podeszła do niego Denise, z którą Louis nigdy nie miał zbyt dużego kontaktu. Czasem wymienili między sobą kilka uwag albo pogadali chwilę na jakiejś imprezie, ale poza tym się nie kumplowali. Zmarszczył więc brwi, gdy dziewczyna do niego zagadała. Zaraz jednak wszystko się wyjaśniło, gdy usłyszał, o co chodzi.
- Nie wiem, Denise. Gdybym o tym decydował, to z chęcią bym pojechał. Ale mam zakaz od Spassky'ego. Musiałabyś z nim o tym pogadać i powiedzieć, że jestem twoją ostatnią nadzieją na odzyskanie forsy, czy coś takiego.
- To może pójdziemy do niego na następnej przerwie? Naprawdę zależy mi na tym, żeby odzyskać kasę. Nie chcę, żeby przepadła.
- Spoko. - Chłopak kiwnął głową, ale zaraz skrzywił się, przypominając sobie o telefonie. - Tylko dziś zabrał mi telefon i nie wiem, czy w ogóle mamy jakieś szanse...
Denise zawahała się, jakby chciała coś powiedzieć (całkiem możliwe, że słyszała plotki o Louisie i matematyku i teraz chciała o tym wspomnieć), ale zrezygnowała.
- Warto spróbować. - Wzruszyła ramionami. - Nikt inny nie chce jechać. Spotkamy się po lekcji pod salą?
Louis kiwnął głową i oparł się o ścianę, patrząc, jak dziewczyna odchodzi. Nie chciał robić sobie nadziei, ale to była jego ostatnia szansa na wyjazd. Spassky mógł się zgodzić, był przecież dobrym i wyrozumiałym facetem (a przynajmniej on go tak postrzegał), ale po tej akcji z telefonem... Nagle chłopak zaczął żałować, że w ogóle odezwał się do Marcela. Miał nadzieję, że przez to nie straci szansy na wycieczkę.


Koss Moss - 2018-08-19, 20:33

           Elijah zamknął drzwi klasy za ostatnim uczniem, rozmawiając z kimś przez telefon. Aktówkę trzymał pod pachą, a oprócz niej jeszcze dziennik i plik papierów. Kiedy odwrócił się i zobaczył parę uczniów, pożegnał rozmówcę i chciał się rozłączyć, ale wtedy dokumenty wysunęły mu się spod ramienia i rozsypały po podłodze.
Z westchnieniem schował telefon i pochylił się, by je pozbierać. Denise i Louis uczynili to samo. Wiedział dobrze, skąd te przymilne miny.
  ― Profesorze ― zaczęła ostrożnie Denise. ― Bo Louis mógłby za mnie pojechać.
  ― Louis nie może za panią pojechać, ponieważ ma szlaban ― odrzekł spokojnie Elijah, biorąc od niej kartki i prostując się. Przeniósł spojrzenie na chłopca. ― Wiele razy ostrzegałem, że to tak się skończy, panie Reid.
  ― Ale nikt inny nie może ― westchnęła Denise. ― Mam stracić pieniądze? To nie moja wina, że mama jest chora…
Elijah uniósł leciutko brew.
  ― Owszem, nie pani.
Denise spojrzała bezradnie na Louisa, wyginając niespokojnie palce.
  ― A może Louis mógłby jakoś inaczej odpracować szlaban? ― zaproponowała w akcie desperacji.
  ― Ciekawe, jak. ― Spassky też popatrzył na ucznia; jego mina nie wyrażała tym razem pobłażliwości.


Blake - 2018-08-19, 21:19

Mina nauczyciela była na tyle surowa, a spojrzenie na tyle nieprzychylne Louisowi, że ten, gdyby nie pamiętał, że nocował w domu mężczyzny, nigdy nie uwierzyłby, że matematyk darzy go jakąkolwiek sympatią. Wiedział, że Spassky był rozczarowany jego podejściem do ostatniego pobicia i awersją do pomocy prawnej, ale i tak zrobiło mu się przykro, gdy ujrzał jego reakcję na propozycję Denise.
- Mógłbym zostawać po lekcjach w ramach szlabanu - wymamrotał, patrząc w podłogę. - Ale chodzić na zajęcia dodatkowe, które pan prowadzi. Wtedy mógłbym też poprawić swoje oceny z matmy.
Sam już nie wiedział, czy ta wycieczka była naprawdę warta tego, by wręcz błagać o możliwość wyjazdu. Louis nie miał w zwyczaju o cokolwiek prosić i naprawdę nie rozumiał, dlaczego tylko Spassky miał na niego taki wpływ. Zachowywał się przy nim wyjątkowo grzecznie i ulegle jak na siebie, czego w ogóle nie potrafił wyjaśnić. I nie umiał też przestać.
- Bardzo proszę. Denise odzyskałaby pieniądze, a ja wykorzystałbym swoją jedyną szansę na taki wyjazd…
Wbił wzrok w podłogę, nie będąc w stanie patrzeć na mężczyznę. Czuł, że przyjście do niego nie miało żadnego sensu.


Koss Moss - 2018-08-20, 02:15

           Przez chwilę stał i przyglądał się uważnie twarzy Louisa. Nic w jego obliczu nie wskazywało na to, aby miał się zgodzić. Mógłby wydawać się wręcz zły, a z całą pewnością zimny. Nie przypominał faceta, z którym Reid tak wiele razy jawnie flirtował.
Denise złożyła ręce jak do modlitwy.
  ― Prosimy ― szepnęła. ― Te pieniądze są nam teraz bardzo potrzebne.
  ― Stawiacie mnie w sytuacji bez wyjścia ― odparł mężczyzna po kolejnej chwili ciszy. Westchnął i kiwnął w końcu głową. ― Porozmawiamy o sposobie, w jaki to odrobisz, po powrocie. Ale jeden wyskok, Reid, i nie będę się nawet zastanawiał, co zrobić. Rozumiemy się?
  ― Dziękujemy ― jęknęła z ulgą Denise i niebacznie rzuciła się skonsternowanemu mężczyźnie na szyję. ― Bardzo, bardzo, bardzo.
  ― Proszę. Reid ― ponad ramieniem uczennicy popatrzył chłopakowi w oczy ― masz dużo szczęścia. Załatwię to zaraz z dyrektorem; wy już idźcie.


Koss Moss - 2018-08-20, 02:15

           Przez chwilę stał i przyglądał się uważnie twarzy Louisa. Nic w jego obliczu nie wskazywało na to, aby miał się zgodzić. Mógłby wydawać się wręcz zły, a z całą pewnością zimny. Nie przypominał faceta, z którym Reid tak wiele razy jawnie flirtował.
Denise złożyła ręce jak do modlitwy.
  ― Prosimy ― szepnęła. ― Te pieniądze są nam teraz bardzo potrzebne.
  ― Stawiacie mnie w sytuacji bez wyjścia ― odparł mężczyzna po kolejnej chwili ciszy. Westchnął i kiwnął w końcu głową. ― Porozmawiamy o sposobie, w jaki to odrobisz, po powrocie. Ale jeden wyskok, Reid, i nie będę się nawet zastanawiał, co zrobić. Rozumiemy się?
  ― Dziękujemy ― jęknęła z ulgą Denise i niebacznie rzuciła się skonsternowanemu mężczyźnie na szyję. ― Bardzo, bardzo, bardzo.
  ― Proszę. Reid ― ponad ramieniem uczennicy popatrzył chłopakowi w oczy ― masz dużo szczęścia. Załatwię to zaraz z dyrektorem; wy już idźcie na lekcje.


Blake - 2018-08-20, 11:48

W poniedziałek Louis pojawił się na parkingu szkolnym piętnaście minut przed oficjalną zbiórką. Kilkoro uczniów wraz z nauczycielami, którzy mieli być opiekunami na tej wycieczce, już czekało na przyjazd autokaru. Szatyn odwrócił się w stronę kierowcy i uśmiechnął radośnie.
- Mówiłem, że moja szkoła nie jest wcale tak daleko. Ale dziękuję.
Jasnowłosy mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust i poklepał kolano nastolatka.
- A ja mówiłem, że mam po drodze, więc to żaden problem. Rozumiem, że nie mam co liczyć na pożegnalnego buziaka?
Louis uśmiechnął się pod nosem i rozejrzał. Znajdowali się wystarczająco blisko oczekujących, by żaden oczywisty kontakt nie wchodził w grę.
- Kiedy wrócę - obiecał i naprawdę miał to na myśli. Lubił tego mężczyznę coraz bardziej i naprawdę był ciekaw, jakby to było go całować.
- Będę pamiętał. Pomóc ci z torbą?
- Nie, spoko. Dam radę. Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia za kilka dni.
Wysiadł z samochodu i podszedł do bagażnika. Wyciągnął z niego dużą, sportową torbę, którą dwa dni wcześniej pożyczył od blondyna i pomachawszy mu ostatni raz, podszedł do grupki czekających uczniów.
- Hej, Brian! Masz już z kim siedzieć?
Wyglądał na naprawdę zadowolonego, jakby nie miał żadnych problemów. Już nie mógł doczekać się tego, co będzie się działo na wycieczce - szczególnie wieczorami.


Koss Moss - 2018-08-20, 13:35

           Elijah nie był pewien, kto przywiózł Louisa – jedynie zerknął w stronę tajemniczego samochodu i nie zdążył się przyjrzeć – był to jednak niewątpliwie starszy mężczyzna i, sądząc po minie chłopca, nie jego wuj. Zmarszczył lekko brwi (mimowolnie połączył pewne fakty – zakochany uśmiech i te wymieniane na lekcji esemesy), ale to już przecież nie było jego sprawą.
Gdy wszyscy już dotarli, zliczył uczniów, zapędził ich do autokaru i zajął miejsce z… tyłu, razem z panią Turner, ku rozczarowaniu wielu uczniów liczących na autokarową imprezę. Z przodu siedziała druga nauczycielka z drugim rodzicem – poza tym autokar zajmowali głównie uczniowie Elijaha, ale kilku udało się do drugiego autokaru, mieszając się z drugą biorącą udział w wyjeździe klasą.
Spassky założył łydkę na nogę, wyciągnął jakieś czasopismo o nowinkach technicznych i przeglądał je przez znaczną część drogi, ignorując nawet wulgaryzmy, które niewątpliwie słyszał wokół siebie.
  ― Ej, ale jak tylko się ściemni, to… ― Paul Johnson zawiesił sugestywnie głos.
  ― To co, Johnson? ― odezwał się wówczas Elijah znad gazety, wywołując chichoty uczniów.
  ― Pójdziemy spać, profesorze ― odparł Johnson, uśmiechając się szeroko.
  ― Radziłbym.
Matka Lily zmarszczyła brwi.
  ― Żadnego alkoholu! ― orzekła stanowczo. ― Co się dzieje z tą młodzieżą.
  ― Przecież nikt nie mówił o alkoholu. O co pani chodzi? ― Johnson wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem do kolegów, nic sobie nie robiąc z ostrzeżeń. Pewnie miał w torbie sporo zakazanych trunków, a może nie tylko trunków.


Blake - 2018-08-20, 14:17

Przez większą część drogi Louis rozmawiał z Brianem, poruszając całkiem typowe tematy - sport, irytujący nauczyciele oraz dziewczyny. Pod koniec dnia planowano wspólną imprezę większej części klasy, ale na razie nikt nie znał szczegółów, bo nie wiadomo było, jak będzie wyglądał rozkład pokoi, a także, w jakiej odległości od siebie będą znajdowały się części męska i damska. Wszyscy zgodnie założyli, że dopiero po dotarciu na miejsce i obejrzeniu obiektu będą w stanie obmyślić plan, jak przechytrzyć opiekunów, a przede wszystkim wychowawcę.
- Słyszałeś te plotki o tobie i Spassky’m?
Louis skrzywił się i zerknął znad telefonu na kumpla.
- Ta. Bo co?
- Noo… Nie wiem, czy wiesz, ale to Jared chodzi i rozpowiada, że facet maca cię po kątach. - Brian zrobił zniesmaczoną minę, jakby sama ta myśl go odrzucała. - To trochę dziwne, bo do tej pory byliście… hm… najlepszymi kumplami. O co poszło?
Szatyn już miał na końcu języka tekst o niewtykaniu nosa w nie swoje sprawy, ale zrezygnował. Wiedział, że w ciekawości Briana nie było nic złego. W końcu z nim też się kumplowali, ale nigdy nie byli tak blisko, jak ze sobą nawzajem.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Musisz spytać Jareda, bo ja za cholerę nie wiem, co on odpierdala.
- Eee… no dobra. Bo ja w ogóle nie rozumiem, skąd taki idiotyczny pomysł. Że niby ktoś chciałby cokolwiek z tym sztywniakiem…? - Chłopak nie wydawał się mieć żadnego problemu z nauczycielem matematyki, ba, nawet całkiem go lubił, ale nie wyobrażał sobie wychowawcy w intymnej sytuacji. To było dla niego zbyt abstrakcyjne. - To zmieniając temat… Z kim tak ciągle piszesz? Jakaś nowa laska?
Louis zerknął na telefon, na którym od czasu do czasu coś pisał.
- Można tak powiedzieć. Ale nie znasz. Jest starsza.
- Starszą panienkę sobie przygruchałeś? - Brian zmarszczył nos. - Ale nie jakąś starą babę, nie?
- Nie bądź idiotą. - Prychnął, wywracając oczami.
- Blondynka, brunetka? Gorąca jest?
- Blondynka - mruknął, a w jego głowie od razu pojawił się obraz Marcela. Zaraz jednak pomyślał o Spassky’m i tym dziwnym magnetyzmie, który sprawiał, że Louis do niego lgnął. - Całkiem niezła. - Pokręcił głową. - Ale nic więcej ci nie powiem. Lepiej ty opowiedz, jak tam się sprawy mają z Madeline? Poszliście gdzieś dalej, niż trzymanie się za rączki?
Cała droga upłynęła uczniom na głośnych, czasem zdecydowanie zbyt głośnych, rozmowach. W autokarze panowała atmosfera entuzjazmu i poczucia, że to, co będzie działo się wieczorami, zostanie w ich pamięci bardzo długo. Tylko nikt nie przypuszczał, że oszukanie nowego wychowawcy może okazać się takim wyzwaniem.


Koss Moss - 2018-08-20, 14:44

           Ośrodek okazał się bardzo duży: w skład kompleksu wchodziło kilka budynków, w tym jeden z aquaparkiem. Były też korty tenisowe i dużo innych atrakcji – wszystko to czekało na zachwycone dzieciaki, które już zastanawiały się, czy zdołają w nocy wymknąć się z pokojów i rozkręcić imprezę gdzieś w plenerze.
Pokoje okazały się dwu i czteroosobowe. Wychowawczyni drugiej z klas oznajmiła, że pokoje po jednej stronie korytarza – parzyste – zajmą dziewczęta, a po drugiej – nieparzyste – chłopcy. Kazała wszystkim podzielić się wedle uznania, a Spassky w tym czasie poszedł po klucze.
Każda męska grupka musiała podejść do Elijaha, a każda żeńska do pani Price, aby otrzymać klucz. Rozdając je, mężczyzna spisywał piórem w zeszycie wszystkie składy. Trwało to wszystko dobre pół godziny, nim udało się wypracować kompromisy i uciszyć niezadowolone głosy.
  ― Zanim wejdziemy, kilka zasad ― oznajmił Spassky, wychodząc naprzód. Spojrzał po twarzach zgromadzonych, nie omijając ślicznej buźki Louisa, ale nie zatrzymał na niej wzroku dłużej – miał świadomość plotek i tego, jak łatwo je podsycić, stąd też wynikał jego dystans do chłopca. ― Mógłbym przeszukać teraz wasze torby ― zaczął ― ale wierzę, że macie rozsądek i nawet jeżeli wzięliście ze sobą jakieś wspomagacze zabawy, nie sięgniecie po nie. Tak, alkohol, papierosy i wszelkie inne używki są podczas wyjazdu zabronione, i tak, dotyczy to również osób pełnoletnich, panie Graves. Nie radzę uciekać się do oszustw. To się po prostu źle dla was skończy.
Popatrzył długo na Johnsona.
  ― Nie myślcie, że jesteście w stanie nas przechytrzyć. Kolejna sprawa. Nie rozbiegacie się po ośrodku. Trzymacie się cały czas opiekunów – bez wyraźnej zgody uzyskanej ode mnie lub od pani Price, nie macie prawa się oddalić. Jeżeli gdzieś idziemy, to całą grupą… ― mówił swobodnie, przechadzając się przed podopiecznymi i patrząc każdemu po kolei w oczy.
Wyraźnie ich ostrzegał i liczył na to, że wezmą sobie to do serca.
Zwłaszcza Louis Reid.
  ― Zakwaterujemy się teraz, a następnie pójdziemy na obiad ― oznajmiła pani Price, gdy Elijah już skończył mówić. ― Proszę za nami.


Blake - 2018-08-20, 15:15

Brian i Louis zdecydowali się na pokój dwuosobowy. Gdy weszli do środka, ujrzeli dwa pojedyncze łóżka - jedno ustawione w głębi pokoju, pod ścianą, a drugie bliżej drzwi, zaraz przy oknie. Całe pomieszczenie było utrzymane w jasnych barwach - bieli i beżu, z dodatkiem brązu. Drzwi po lewej stronie prowadziły do niewielkiej łazienki, w której znajdowała się toaleta, prysznic, który zajmował większą część miejsca, oraz umywalka z lustrem. Widać było, że ośrodek zachowywał wysoki standard. Żaden z chłopców nie zwrócił jednak na to uwagi - obaj byli zbyt podekscytowani tym, co znajduje się na zewnątrz oraz tym, jak to wykorzystają, gdy opiekunowie pójdą już spać. Oczywiście nikt za bardzo nie przejął się ostrzeżeniami Spassky’ego.
- Gdybym Madeline dziś trochę wypiła i zgodziła się przyjść do nas… - Brian podrapał się po karku, wyglądając na zawstydzonego - to zostawiłbyś nas samych?
Louis parsknął śmiechem, opadając na swoje łóżko w głębi pokoju. Torbę rzucił z drugiej strony, nie przejmując się jej rozpakowywaniem.
- To dopiero pierwsza noc, a ty już nie możesz się powstrzymać?
- Eee… właściwie…
- Boże, jesteś takim prawiczkiem! Jesteś pewien, że wiesz w ogóle, gdzie wsadzić, czy powinienem ci wytłumaczyć?
- Pierdol się!
Szatyn podłożył ramiona pod głowę i zapatrzył się w biały sufit.
- Chciałbym… - Przesunął językiem po dolnej wardze, myśląc o tym, że od ostatniego razu, gdy uprawiał seks, minęło kilka dobrych miesięcy. Tylko że jakoś nie potrafił tak po prostu poderwać ładnej dziewczyny, gdy jego myśli wciąż kierowały się w stronę starszego mężczyzny, który z pewnością nie był Marcelem. Jakoś nie potrafił wyrzucić go z głowy, co okropnie go frustrowało. - Ale spoko. Dam ci szansę. Pójdę do chłopaków albo wymyślę coś innego.
Dziesięć minut później zeszli do stołówki, gdzie już zaczęto wydawać obiady. Obaj zajęli miejsce przy pięcioosobowym stoliku, przy którym siedziało już dwóch innych chłopaków z ich klasy. W pomieszczeniu było gwarno, radośnie i Louis wyglądał na szczęśliwego, mogąc tak po prostu siedzieć i żartować ze swoimi rówieśnikami, jakby jego życie było całkowicie normalne i nie miał żadnych problemów. Starał się przy tym nie zwracać uwagi na spojrzenia, które czasem mu rzucano, bo choć minął tydzień, od kiedy Jared zaczął rozpowiadać brednie, plotki na temat romansu szatyna z nauczycielem wciąż nie ucichły.


Koss Moss - 2018-08-21, 01:52

           Ponad ramieniem swojego kolegi Louis w którymś momencie napotkał spojrzenie siedzącego dwa stoliki dalej Spassky’ego. Nie miał wątpliwości, że jest skierowane na niego, zwłaszcza kiedy został obdarowany nikłym uśmiechem.
Brian odwrócił się przez ramię, ciekaw, na czyj widok tak rozjaśniły się oczy jego kolegi, ale Spassky był już w tej sekundzie zaabsorbowany rozmową ze swoją sąsiadką. Nic nie wskazywało na to, by przed chwilą przypatrywał się Louisowi czy jakiemukolwiek innemu uczniowi.
Elijah nie chciał psuć chłopakowi życia, dając innym powody do podejrzewania, aby ten miał u niego jakieś szczególne względy, ograniczył więc ich ostatnie kontakty do minimum, choć musiał przyznać, że zdążył je w jakiś sposób polubić. Te słowne przekomarzanki, drobne uśmieszki i zainteresowane spojrzenia mile łechtały jego próżność. Chyba każdy mężczyzna doceniłby, że podoba się komuś tak urodziwemu i młodemu, w takim wieku.
Po obiedzie wszyscy dostali półtorej godziny czasu wolnego, który mogli spędzić w pokojach lub korzystając ze słonecznej pogody na kortach czy boiskach, a wieczorem mieli iść do parku wodnego, co napawało większość osób niezwykłym optymizmem.
Nie wyglądało na to, aby przez ten czas ktoś postanowił sięgnąć po alkohol, nie było zresztą ku temu zbyt wielu okazji – w dzień za łatwo można byłoby zostać złapanym.
Przed wejściem do parku pani Price pouczyła młodzież, co wolno robić, a czego nie wolno, zaznaczając, jak bardzo ważne jest unikanie wygłupów w wodzie i brawury, po czym w końcu uczniowie zostali wpuszczeni do obiektu i mogli w osobnych dla dziewcząt i chłopców szatniach przebrać się w kąpielówki.
  ― Hej. ― Spassky, który jako jedyny opiekun dość długo zwlekał z wejściem za uczniami (pilnując, by wszystkie osoby trafiły tam, gdzie powinny), złapał za ramię chłopca z klasy biologicznej, który usiłował wśliznąć się do części dla kobiet. ― A ty co wyprawiasz, młodzieńcze?
  ― Pomyliłem szatnie.
  ― Coś takiego. ― Pokierował niesfornego dzieciaka w odpowiednie miejsce, rozejrzał się ostatni raz i w końcu sam wszedł do męskiej szatni, by znaleźć sobie wolną szafkę z dala od największych grup. Nie korzystał z przebieralni: bokserki pływackie miał już na sobie, zsunął więc tylko wszystko, co miał na sobie, i zamknął dokładnie szafkę, korzystając z otrzymanej przy wejściu bransoletki.
Wielu (jeżeli nie większość) młodych chłopców mogło pozazdrościć mu tego odsłoniętego właśnie ciała, które wyrzeźbił głównie właśnie dzięki pływaniu.


Blake - 2018-08-21, 12:17

Kiedy Louis przebierał się w szatni, jakoś nie myślał o tym, że Spassky jako ich opiekun i mężczyzna, również będzie przebierał się w tym samym pomieszczeniu. Na początku nawet go nie zauważył, zbyt skupiony na rozmowie z kolegami i poprawianiu swoich kąpielówek, ale w końcu jego wzrok trafił na nauczyciela i… zaschło mu w ustach. Wiedział, że pod tymi eleganckimi strojami kryje się silne, dobrze zbudowane ciało, ale rzeczywistość przerosła jego wyobrażenia. Był już pewien, jaki obraz zobaczy pod prysznicem tego wieczoru…
- Louis!
Potrząsnął głową i spojrzał na Briana z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
- Co?
- Mówię do ciebie od kilku minut! Zawiesiło cię.
- A, no tak, sorry - wydusił, odwracając wzrok od miejsca, w którym przed chwilą stał matematyk. - Idziemy?
Pod natryskiem spędzili tylko chwilę, a następnie wyszli na teren, który składał się z kilku basenów różnej głębokości, kilku zjeżdżalni i dosyć dużego jacuzzi. Przez godzinę bawili się jak dzieci - krzyczeli, podtapiali się nawzajem, ścigali do zjeżdżalni i skakali do wody. Żadne upomnienia ze strony zaniepokojonych opiekunek nie robiły na nich wrażenia. Louis nie pamiętał, kiedy ostatni raz bawił się tak dobrze.
Gdy jego koledzy zajęli się oglądaniem grających w piłkę dziewczyn, a raczej tym, co opinały ich stroje kąpielowe, a Brian zajął się swoją dziewczyną, Louis podpłynął do jacuzzi, w którym znajdowała się tylko jedna osoba.
- Wiem, że wszyscy plotkują, ale zaczynam czuć się ignorowany… - Rozejrzał się wokół, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Był wręcz zaskoczony, że nauczyciel miał chwilę spokoju i nie musiał opędzać się od zakochanych w nim uczennic.
Usiadł naprzeciwko Spassky’ego, odchylił głowę i przymknął oczy, czując, jak jego ciało się relaksuje. Wyciągnął przy tym nogi i stopą trącił łydkę mężczyzny. Po jego uśmiechu można było poznać, że nie było to przypadkowe.


Koss Moss - 2018-08-21, 23:13

           Trącony, Elijah nie zmienił pozycji – pozostał zrelaksowany, z ramionami swobodnie zarzuconymi na krawędź basenu. Widocznie wolał uznać otwarty dotyk za przypadkowy, niż dopuścić myśl o tym, że Louis znów próbuje znaleźć sposób, żeby wskoczyć mu do łóżka, i jakoś zareagować.
Wystarczyła, oczywiście, krótka chwila, aby przynajmniej jedna osoba zobaczyła ich, jak siedzą razem w gorącym basenie. Spassky spojrzał od niechcenia w bok, napotykając intensywny wzrok ubranej w jednoczęściowy kostium Lily Turner. Wyglądała, jakby jeszcze przed chwilą miała zamiar podejść, ale kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, odwróciła się w inną stronę i odeszła.
  ― Ignorowany ― powtórzył mężczyzna, skupiając spojrzenie na roziskrzonych oczach swego ucznia. ― Już nie boisz się, co pomyślą sobie twoi koledzy, kiedy zobaczą cię z tym sztywniakiem?
Położył specyficzny nacisk na to ostatnie słowo; zupełnie jakby słyszał, o czym rozmawiali Louis i Brian w autokarze.


Blake - 2018-08-21, 23:31

Louis uśmiechnął się sugestywnie, nawet nie patrząc, czy ktoś ich obserwuje. Teraz cała jego uwaga skupiała się na mężczyźnie.
- Nie widzę nic złego w byciu sztywnym - położył nacisk na ostatnie słowo, tylko na chwilę zjeżdżając wzrokiem na kąpielówki nauczyciela. - A poza tym nieładnie tak podsłuchiwać.
Rozejrzał się, ale nie zauważył żadnych dziwnych spojrzeń skierowanych w ich stronę. Może źle patrzył, a może każdy zajmował się sobą. Gdzieś mignął mu Brian i jego dziewczyna. Sądząc po tym, jak się dotykali, Louis domyślał się, że tej nocy będzie musiał znaleźć sobie zajęcie poza pokojem. I gdy jego wzrok przeniósł się na Spassky’ego, od razu pomyślał o tym, kto mógłby mu pomóc w poszukiwaniach.
- A czy kiedykolwiek się bałem? - Uniósł brew i raz jeszcze, z czystej przekory, trącił nogę mężczyzny. - Nie jest zbyt fajnie, kiedy wszyscy szepczą za twoimi plecami, ale to nie znaczy od razu, że mamy tracić nasz… kontakt. - Ostatnie słowo wypowiedział znacznie ciszej, niepewny co do nazwy ich relacji. Wydawała mu się zbyt skomplikowana, by jednoznacznie ją określić.


Koss Moss - 2018-08-22, 03:09

           Za drugim razem też zachował neutralny wyraz twarzy, chociaż sytuacja musiała być dla niego przynajmniej niekomfortowa. Louis doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich młodzieńczych walorów; z tego, jak wyglądał w mokrych włosach, zarumienionych policzkach, z roziskrzonym spojrzeniem i zadziornym uśmiechem, w który składały się różowe, wilgotne wargi.
Wykorzystywał to i mógł przypuszczać, że Elijah byłby w stanie w końcu na to zareagować. A w takim miejscu nie byłby przecież w stanie ukryć… tego faktu.
  ― Nie musimy tracić naszego… kontaktu ― przyznał nauczyciel i chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy poczuł na sobie nogę chłopca po raz trzeci, tym razem wyżej.
Z ciężkim westchnieniem złapał ją bardzo mocnym chwytem za kostkę i popatrzył młodzieńcowi prosto w oczy (widział, że trochę go zabolało, ale chyba nie w ten… negatywny sposób, naprawdę ekscytowało go użycie siły?).
  ― Chłopcze ― rzucił ostrzegawczo i odsunął powoli jego nogę. ― Nie możesz się tak zachowywać w miejscach publicznych.
Ani nigdzie, zapomniał chyba dodać.


Blake - 2018-08-22, 09:31

- Och. - Louis westchnął cicho, gdy mężczyzna złapał go za kostkę, pokazując, iż jest od niego silniejszy. Zwykle przeszkadzało mu, gdy ludzie prezentowali przy nim swoją siłę, bo denerwowała go własna fizyczna słabość, ale tym razem było zupełnie inaczej. Czuł się podekscytowany na samą myśl, jak Spassky mógłby wykorzystać tę siłę, gdyby byli sami.
Czując się niezdrowo podnieconym, poczekał, aż nauczyciel puści jego nogę, by następnie przysunąć się do niego, ryzykując tym samym, że ktoś ich zobaczy i znów zacznie plotkować.
- Masz rację - szepnął, nie chcąc, by ktokolwiek poza mężczyzną go usłyszał. - Do zobaczenia później, na osobności.
Odsunał się i wstał, doskonale wiedząc, że wzrok matematyka prześlizgnie się po jego niemalże nagim ciele. Był przez to rozdarty - po tym, jak mężczyzna na niego patrzył, mógł wnioskować, że mu się podoba, ale jednocześnie te ciągłe odrzucenia go deprymowały. Teraz chyba znów był gotów spróbować.
Opuścił jacuzzi, przeszedł kawałek i wskoczył do najbliższego basenu. Miał jeszcze pół godziny pływania z kolegami, później czekała ich kolacja, a następnie… Louis chyba już wiedział, gdzie spędzi dzisiejszy wieczór.


Koss Moss - 2018-08-22, 14:21

           Mężczyzna powiódł wzrokiem za chłopcem, a potem też powoli podniósł się i nieśpiesznie opuścił jacuzzi. Woda ściekała z końcówek jego włosów i z silnych ramion. Płynęła po przyjemnie ukształtowanej piersi i po twardym brzuchu, na którym odznaczały się wyraźnie mięśnie, kiedy mężczyzna stanął przy ścianie basenu, ocierając dłonią czoło i okolice oczu. Ciemne bokserki przylegały do jego podbrzusza i pośladków. Uwypuklał się w nich zarys męskości, która z pewnością nie należała do małych. Wiele osób zawieszało na nim wzrok, choć nie należał już do najmłodszych.
Ruszył w kierunku basenu, gdzie grupa chłopców bawiła się w podtapianie jednego ze swych kolegów.
  ― Ej! ― krzyknął na nich. ― Co było mówione?
  ― Przepraszamy, panie Spassky!
  ― Zróbcie to jeszcze raz i wychodzicie.
Takie wyjazdy nie były zbyt relaksujące dla nauczycieli: ktoś ciągle robił coś mało rezolutnego, a on za wszystkich odpowiadał. Musiał mieć oczy dokoła głowy, a wieczorem będzie jeszcze gorzej. Już teraz widział, że w wielu nastoletnich parkach obudziły się wycieczkowe nastroje. Na przykład w Brianie Flincie i jego wybrance.
Ich szczególnie będzie musiał mieć na oku – był niemal pewien, że spróbują znaleźć się w jednym pokoju. Będzie musiał ich rozczarować.
Wskoczył z trampoliny do jednego z głębokich basenów, żeby chwilę jeszcze popływać (dziewczęta na leżakach nie odwracały od niego wzroku), a pod koniec czasu przeznaczonego na park wodny po prostu stał przy brzegu i ganił podopiecznych, niekiedy nie mogąc uwierzyć w ich brak rozsądku. Żeby wpychać się z zaskoczenia do wody…
W całym tym zamieszaniu na dłuższy czas stracił z oczu Louisa; gdy zaś zaczął szukać go wzrokiem, nigdzie nie mógł go znaleźć.


Blake - 2018-08-22, 19:36

Pięć minut przed końcem czasu, jaki został przeznaczony na park wodny, Louisowi zakręciło się w głowie. Na szczęście nie znajdował się wtedy w głębokiej części basenu, a tuż przy samym brzegu, więc przytrzymał się krawędzi, a kiedy poczuł się trochę lepiej, wyszedł z wody. Nikt nie zwracał na niego uwagi, kiedy skierował się pod natryski, a następnie przeszedł do przebieralni. Zanim zaczął się wycierać, wyciągnął butelkę wody i wypił znaczną część. Nie wiedział, dlaczego zrobiło mu się słabo, ale wciąż nie czuł się na tyle stabilnie, żeby wrócić do zabawy. Poza tym i tak nie miało to już sensu, skoro zostało jedynie pięć minut.
Usiadł na ręczniku, pozwalając wodzie spływać po swoim nagim ciele. Wiedział, że powinien się wytrzeć, aby się nie przeziębić, ale potrzebował jeszcze chwili, bo wciąż delikatnie kręciło mu się w głowie.
Ruch przy wejściu do przebierali od strony natrysków zwrócił jego uwagę.
- Już koniec, czy mnie szukałeś? - Uśmiechnął się blado do nauczyciela i napił się jeszcze trochę wody. Takie sytuacje nie były dla niego codziennością.


Koss Moss - 2018-08-22, 20:41

           Elijah zajrzał do szatni i aż przymknął powieki z ulgi, którą poczuł na widok chłopca. Był już niemal przekonany, że Reid postanowił posunąć się do kolejnego durnego wybryku, albo że coś mu się stało. W jednym i drugim przypadku oznaczałoby to dla niego duże kłopoty. Na szczęście żadna z tych opcji nie okazała się prawdą.
  ― Louis.
Podszedł do niego szybko i nachylił się nad drżącym z zimna ciałem. Ujął dziwnie bladą twarz w swoje ciepłe dłonie, przyglądając się jej uważnie. Zajrzał dzieciakowi w oczy, a potem zgarnął sobie z ramienia czarny ręcznik i narzucił go na barki zziębniętego ucznia.
  ― Co się stało? ― zapytał, tarmosząc lekko ciemny, wyjątkowo miękki i łagodny dla skóry materiał, by osuszyć młode ciało. ― Dlaczego nie przyszedłeś do mnie?
Chłopak miał swoją odpowiedź, miał ją w oczach nauczyciela, w których zobaczył niepokój bardzo podobny do tego, z jakim Spassky zajął się nim, gdy młodzieniec spanikował na uczelni.


Blake - 2018-08-22, 21:22

Louis zrobił zaskoczoną minę, choć zaraz jego twarz rozświetlił kolejny, znacznie szerszy uśmiech. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby coś mu się stało, to mężczyzna miałby kłopoty, więc nie było nic dziwnego w tym, że się martwił, ale jednak przyjemne ciepło wypełniało nastoletnią pierś, gdy myślał o tym, że może Spassky troszczy się o niego bardziej niż o innych uczniów.
- Nie mogę przychodzić do ciebie za każdym razem, gdy mam jakiś problem - powiedział cicho, jeszcze przez chwilę dając mu się wycierać. Całe jego ciało pokrywała gęsia skórka, a działania mężczyzny rozgrzewały go nie tylko z zewnątrz, ale również od środka. - Trochę zakręciło mi się w głowie, ale już jest lepiej.
Zatrzymał ręce nauczyciela, przytrzymując jego dłonie swoimi. Uśmiechnął się przy tym, czując, jakie były duże i silne.
- Powinieneś wrócić do reszty i się nimi zająć. - Kiwnął głową w stronę wyjścia. - Nic mi nie będzie.


Koss Moss - 2018-08-22, 21:44

           Elijah obejrzał się za siebie, upewniając, że nikt ich nie widzi, ale co do słyszenia pewności nie mógł mieć. Louis zachowywał się bardzo nieostrożnie i teraz wywołana przez początkowy niepokój (czy wręcz strach?) adrenalina obudziła w mężczyźnie złość. Jego brwi obniżyły się, a na twarz wpłynął zacięty wyraz.
  ― Musisz informować mnie za każdym razem, jeżeli oddalasz się od grupy. Nie wiedziałem, gdzie cię szukać – czy w szatni, czy pod wodą, czy może w czyimś gabinecie ― upomniał chłopca ostro, prawie podnosząc głos, a robił to niezwykle rzadko. ― Ustaliliśmy zasady, które złamałeś, i zaczynam żałować, że zgodziłem się, żebyś tu przyjechał. I proszę cię, Reid, żebyś zwracał się do mnie tak, jak powinieneś; posuwasz się stanowczo za daleko w swoim lekceważeniu mnie.
W tym samym momencie, w którym skończył mówić, do szatni weszła pierwsza para uczniów. Spassky odsunął się od chłopca, jakby nic się nie stało, ale zostawił mu swój ręcznik na ramionach. Oddaliwszy się, otworzył szafkę i wziął głęboki oddech.
Co on z nim miał.
Obserwował go, upewniając się, że chłopakowi naprawdę nic nie jest – nie mógł zignorować faktu, że dzieciak wyglądał tak blado – na szczęście nic już nie wskazywało na to, by młodzieniec miał zemdleć.
Może trochę przesadził ze swoim wybuchem, ale doprawdy, nie potrafił czasem zrozumieć, jaki tok rozumowania stoi za podejmowanymi przez Louisa decyzjami. Z jednej strony potrafił być tak urzekający, a z drugiej wręcz, zdawało mu się, złośliwy.


Blake - 2018-08-22, 22:05

Z twarzy chłopca szybko zniknął radosny uśmiech, gdy nauczyciel zaczął go strofować. Jedno zdanie wyjątkowo mocno zapadło Louisowi w pamięć i wciąż powracało, całkowicie niszcząc jego dobry nastrój.
Ustaliliśmy zasady, które złamałeś, i zaczynam żałować, że zgodziłem się, żebyś tu przyjechał.
Żałował? Nastolatek sam już nie był pewien, co jest prawdą, a co tylko wymysłem jego wybujałej wyobraźni. Patrząc w oczy mężczyzny, był przekonany, że widzi w nich jedynie niepokój, ale mogło być to przecież spowodowane strachem przed konsekwencjami, gdyby nie udało mu się upilnować któregoś z uczniów. Louis znów czuł się jak idiota.
- Wszystko dobrze? - Brian przyjrzał mu się uważnie, zakładając koszulkę. - Wyglądasz kiepsko.
Louis kiwnął głową i spojrzał na czarny ręcznik, który nie był jego własnością. Wrzucił go do plecaka, postanawiając, że zwróci go później. Jeszcze dziesięć minut temu uznałby to za doskonały pretekst, żeby odwiedzić Spassky’ego w jego pokoju, ale teraz sam już nie wiedział, czy ma na to ochotę.
- Trochę słabo się poczułem, ale już jest lepiej. - Uśmiechnął się sztucznie do kumpla. - Chyba po prostu muszę coś zjeść.
- O tak. - Brian z ochotą mu przytaknął, zarzucając swój plecak na ramię. - Umieram z głodu.
Przez cały ten czas, kiedy inni uczniowie wracali z basenu i przebierali się, Louis nawet nie zerknął w stronę szafki, którą wybrał nauczyciel. Może reagował przesadnie i zbyt mocno odbierał niektóre rzeczy, ale mężczyzna chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, jak duży wpływ ma na chłopca i jak bardzo namieszał mu w głowie.


Koss Moss - 2018-08-22, 22:36

           Na terenie ośrodka, tuż przy skraju lasu, znajdowało się miejsce na ognisko i to właśnie tam uczniowie mieli zjeść kolację i spędzić ostatnie chwile pierwszego dnia wycieczki. Przed ogniskiem dostali pół godziny wolnego czasu, a później mieli spotkać się z opiekunami przed budynkiem z pokojami.
Elijah wykorzystał ten czas, żeby chwilę odpocząć i oczyścić umysł w pokoju (jako jedyny opiekun płci męskiej dostał jeden na wyłączność). Zanim tu przyjechał, naprawdę nie wiedział, z czym wiążą się wycieczki z młodzieżą. Spuszczenie ich na kilka sekund z oka groziło kompletną katastrofą. Minęło dopiero kilka godzin, a on już był wyczerpany – nie znalazł nawet chwili, żeby zajrzeć do skrzynki mailowej.
Siedząc przy stoliku popijał whisky, wsłuchując się w muzykę Bacha, kiedy w jego chwilowy spokój wdarło się pukanie do drzwi.
Schował szklankę za zasłoną, podszedł i otworzył dość zamaszyście – w czarnych spodniach i dopasowanym golfie w tym samym odcieniu.
  ― Louis ― mruknął, nieco zdziwiony widokiem chłopca. ― Nadal źle się czujesz?


Blake - 2018-08-22, 22:55

Louis długo zastanawiał się, czy powinien w ogóle oddawać mężczyźnie ręcznik, ale w końcu postanowił, że im szybciej to zrobi, tym lepiej. Wykorzystał to, że mieli półgodzinną przerwę i wymknął się z pokoju, zostawiając Briana pochłoniętego obmyślaniem planu, który umożliwiłby Madeline przedostanie się do ich pokoju.
Korytarze były puste i tylko zza niektórych drzwi można było usłyszeć głośne krzyki, piski i bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Kierując się pod konkretny numer, odpisał jeszcze na zaległą wiadomość od Marcela, i gdy stanął pod odpowiednimi drzwiami, rozejrzał się jeszcze raz, by upewnić się, że w pobliżu nie znajduje się żaden chętny do plotek uczeń, a następnie zapukał.
Chciał tylko oddać głupi ręcznik i znaleźć jakieś ustronne miejsce za domkiem, żeby wypalić papierosa.
- Przyszedłem oddać pana własność - podkreślił przedostatnie słowo, nie szczędząc przy tym ironii. - Mógłbym wejść? Nie chcę wyciągać ręcznika na korytarzu…
Gdy mężczyzna po chwili zastanowienia odsunął się i pozwolił mu przejść (czy Louis naprawdę dostrzegł na jego twarzy niechęć, czy tylko mu się wydawało?), chłopak od razu ściągnął plecak, wygrzebał czarny ręcznik i podał go nauczycielowi.
- Dziękuję - powiedział sztywnym głosem, nawet nie patrząc na matematyka. Jego wzrok znajdował się gdzieś w okolicy ściany, ponad ramieniem mężczyzny. - Mam nadzieję, że nie sprawiłem panu kłopotu.


Koss Moss - 2018-08-22, 23:07

           Napięcie zdążyło już zejść z Elijaha, toteż nie łypał już na Louisa wrogo czy nieprzychylnie – zauważył jednak wyraźną zmianę w jego podejściu. Młodzieniec stał się teraz zwyczajnie opryskliwy, jak gdyby nie istniało nic pośredniego między niezdrowym zafascynowaniem a szczerą niechęcią.
  ― To nie był problem ― odparł kulturalnie, składając ręcznik na pół i przewieszając go przez oparcie krzesła. ― Choć trochę mnie wystraszyłeś ― przyznał, uśmiechnął się samym kącikiem warg z jakąś nutką zakłopotania i oparł się ręką o stolik w swobodnej pozie. ― Spuściłem cię na chwile z oka i już cię nie było. Mogłeś zrobić sobie krzywdę ― kontynuował spokojnym, a wręcz łagodnym tonem. ― Wolałbym, żebyś w przyszłości podszedł do mnie i powiedział, co się dzieje, zanim postanowisz się oddalić. Widziałeś, co się działo, twoi koledzy prześcigają się w niedorzecznych i niebezpiecznych pomysłach.


Blake - 2018-08-22, 23:25

- Nie jestem już dzieckiem - mruknął, czując, że właśnie tak mężczyzna go traktuje. Nie podobało mu się to. - I nie jestem też głupi. Umiem o siebie zadbać. - Na końcu języka miał tekst o tym, że dba o siebie, odkąd skończył sześć lat, ale się powstrzymał. Nie chciał o tym przypominać.
Telefon zawibrował mu w kieszeni, więc bez skrępowania wyciągnął go i odczytał nową wiadomość. Od razu wywrócił oczami, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu na widok treści. Z każdym kolejnym dniem Marcel stawał się coraz bardziej śmiały, a Louisa niezwykle to bawiło.
Odpisał coś pospiesznie i spojrzał na swojego nauczyciela, który znów prezentował się świetnie, choć przecież miał na sobie golf, a szatyn naprawdę nie znosił golfów. Niemalże westchnął, myśląc o tym, dlaczego Spassky nie mógł zwracać na niego uwagi w taki sposób, w jaki robił to Marcel.
- Obiecuję, że następnym razem o wszystkim pana poinformuję, żeby nie sprawiać kłopotu. - Spojrzał na zegarek w telefonie. - Pójdę już.
Zostało dziesięć minut do zbiórki, czyli wystarczająco, by Louis mógł znaleźć odpowiednie miejsce i wypalić upragnionego papierosa.


Koss Moss - 2018-08-22, 23:57

           Mężczyzna uśmiechnął się krzywo. „Nie jestem już dzieckiem”, mówi chłopiec, który włamuje się do gabinetu profesora, chowa nos w telefonie na lekcji i podczas rozmów z innymi, robi oczy kota, błagając o możliwość pojechania na wycieczkę i potrafi w ciągu godziny dziesięć razy zmienić humor.
  ― Oczywiście, Louisie ― rzucił z pobłażliwą nutą i uśmieszkiem, który mógł wyrażać jakiś wyjątkowo nostalgiczny rodzaj rozbawienia ― że nie jesteś głupi. Leć, koledzy pewnie czekają.
Kiedy drzwi zamknęły się za chłopcem, Elijah sięgnął znów po whisky i napił się, patrząc za okno, z którego miał świetny widok na wyjście. Chwilę później zobaczył swojego ucznia – wciąż z telefonem w ręku, zaczytanego w rozkoszne zapewne wiadomości od swojej starszej blondynki.
Młodzieńcze miłostki są jak chorągiewki na wietrze. Dziś w tę stronę, jutro w drugą.
Westchnął ciężko, gdy po chwili zobaczył kolejną grupkę opuszczającą budynek w tym samym celu, co Louis – po cóż w końcu chodzi się za budę ze śmietnikami.
Nie miał ochoty tam schodzić, jeszcze nie. Na szczęście zraz za uczniami z budynku wyszła wychowawczyni równoległej klasy i udała się za róg, żeby ich upomnieć.

           ― Elijahu ― pani Sherwood zwróciła się do mężczyzny, kiedy ten w dość rozluźnionym stanie oczekiwał, aż wszyscy jego podopieczni zgromadzą się przed budynkiem.
  ― Tak, Alexandro? ― spojrzał na nią z umiarkowanym zaciekawieniem.
  ― Tego tutaj złapałam na paleniu za śmietnikiem. ― Wskazała Louisa.
  ― Och. ― Mężczyzna popatrzył Reidowi w oczy, ewidentnie niezaskoczony, a potem na oczach innych wyciągnął do chłopca rękę. ― Oddasz mi te papierosy, Louisie?


Blake - 2018-08-23, 00:43

Gdyby Louis był sam za tymi śmietnikami, może nie zwróciłby niczyjej uwagi. Ale oczywiście zaraz za nim musiała podążyć cała grupa rozbawionych uczniów z innej klasy, która sprowadziła za sobą nauczycielkę. I przez to szatyn wylądował z powrotem przed Spassky’m, zaledwie dziesięć minut po tym, jak się pożegnali.
Widząc wyciągniętą rękę mężczyzny, rozejrzał się na boki i dostrzegł, że wszyscy się na nich gapią. Louis westchnął, spuścił głowę i czując się całkowicie pokonanym, oddał nauczycielowi jedyną paczkę, jaką zabrał ze sobą na tę wycieczkę. Może jeszcze dwa tygodnie wcześniej miałby nadzieję, że Spassky później mu je odda, ale teraz jakoś na to nie liczył. Nie wiedział, jak wytrzyma cały wyjazd bez palenia.
- Spokojnie, stary. - Brian klepnął go w ramię, choć brzmiał na rozbawionego. W końcu przypałem było dać się złapać już pierwszego dnia wycieczki. - Podzielę się z tobą.
Ruszyli wraz z całą grupą w stronę lasu, gdzie na skraju miało zostać rozpalone ognisko.


Koss Moss - 2018-08-23, 00:57

           To był chłodny wieczór, ale przy ogniu nikomu nie było zimno. Na miejscu czekały na nich gorące napoje i kiełbaski oraz pieczywo, które każdy mógł upiec sobie na jednym z zaostrzonych wcześniej kijków.
Niektórzy uczniowie wybrali siedzenie przy ogniu, a inni woleli udać się na znajdujący się tuż obok plac zabaw i rozmawiać, próbować palić papierosy i popijać drinki z plastikowych butelek wypełnionych sokiem. Towarzystwa w jednym i drugim miejscu cały czas się zmieniały.
Kilku chłopców wpadło na to, by przynieść ze sobą drinki w butelkach po soku. Napoje obiegały towarzystwo okupujące drewnianą konstrukcję ze zjeżdżalniami i drabinkami, jeśli zaś ktoś chciał palić, mógł próbować wymknąć się w stronę lasu.
  ― Oni tam chyba coś piją ― powiedziała cicho Alexandra, której Spassky oddał swoją skórzaną kurtkę. Stanęli na stronie, pilnując, by nikt nie szedł w stronę drzew.
  ― Wiem ― odparł ochryple Elijah, zerkając w stronę placu zabaw.
  ― Nie zgarniemy ich od razu?
  ― Och, w tej chwili to nie miałoby sensu.

           ― Hej, Louis! ― Brian podszedł do siedzącego przy ogniu kolegi i nachylił się do jego ucha. ― Chodź ze mną na chwilę ― poprosił.
Spassky uważnie obserwował tę scenę z drugiej strony ogniska, ale nie ruszył się z miejsca; dalej pił herbatę.
Kiedy odeszli w stronę ciemnego placu zabaw, Brian wyciągnął z kieszeni pudełko z tabletkami.
  ― Mam te tabletki na kaszel, po których podobno dostaje się fazy ― szepnął. ― Chcesz ze mną spróbować?


Blake - 2018-08-23, 01:14

Zabawa na ognisku szybko pochłonęła Louisa i ten wkrótce zapomniał o skonfiskowanych papierosach, naganie Spassky’ego i problemach, które wszędzie się za nim ciągnęły. Rozmawiał z kolegami i koleżankami, śmiał się z głupich żartów, a butelki z drinkami kilka razy znalazły się w jego rękach, przez co czuł się przyjemnie rozluźniony. I nagle pojawił się Brian, ciągnący go w stronę placu zabaw.
- Mam te tabletki na kaszel, po których podobno dostaje się fazy.
Louis spojrzał na kumpla, w pierwszej chwili nie rozumiejąc. A gdy w końcu dotarły do niego słowa chłopaka, otworzył szerzej oczy i zagapił się na pudełko. Takie akcje były bardziej w stylu Jareda, choć Brian też potrafił czasem zaskoczyć. Tak jak teraz, kiedy szatyn kompletnie nie wiedział, jak zareagować.
Louis robił w życiu różne rzeczy. Pił, czasem zapalił skręta, dwa razy wciągnął coś mocniejszego, ale czuł się po tym wystarczająco źle, by dać sobie spokój. Jak powiedział wcześniej Spassky’emu, nie był idiotą.
- Nie. - Pokręcił głową. Czuł się głupio, odmawiając, ale wszystko miało swoje granice. - I tobie też nie radzę. Na pewno dziś nikogo nie bzykniesz, jak ci odbije.


Koss Moss - 2018-08-23, 01:29

           Brianowi chyba bardzo zależało na towarzystwie w tym, co zamierzał zrobić, bo nie zamierzał odpuścić.
  ― No weź ― mruknął. ― Co ty, frajerzysz? To nie potrwa długo. Godzinka i po krzyku, zobaczysz.
Zaczął wysypywać tabletki z opakowania na dłoń.
  ― Mój brat ciągle je bierze, na każdej imprezie. Weź, Louis, nie wymiękaj.

           Jakiś czas później, po dwudziestej trzeciej, kiedy już część uczniów i mamrocząca coś o migrenie pani Turner udali się do ośrodka, Lily podeszła do pana Spassky’ego ze zmarszczonymi brwiami.
  ― Proszę pana ― szepnęła. ― Oni tam na drabinkach piją alkohol.
  ― Dziękuję za informację, panno Turner.
  ― Ale jak to. Nie zrobi pan nic?
  ― Zrobię. ― Elijah spojrzał na Alexandrę, która wyglądała na zrezygnowaną. ― Świetnie, połowa z nich pojedzie do domu.
  ― Co roku mamy z tym problemy ― przyznała siedząca za Alexandrą pani Price. ― Nic się nie uczą na błędach poprzednich roczników.
  ― Prowadźcie ich powoli z powrotem ― poprosiła pani Sherwood. ― Ja pójdę zobaczyć, co się dzieje w pokojach.
Elijah podniósł się z pniaka, otrzepał spodnie i zwrócił się do osób siedzących przy ognisku.
  ― Czas kończyć, idźcie już do ośrodka.
  ― Zabiorę ich. Zgarniesz tamtych? ― zapytała pani Price, wskazując podbródkiem w kierunku placu zabaw, i Spasskykiwnął krótko głową, po czym skierował kroki w tamtą stronę.
  ― Ej, chowaj. Chowaj to, powiedziałem! ― usłyszał z daleka syk i westchnął ciężko, zatrzymując się w końcu przed drewnianą konstrukcją.
  ― Złaźcie ― rzucił chłodno, z wielkim rozczarowaniem odnotowując, że wśród tych wesołych uczniów jest Louis. ― I marsz do budynku.


Blake - 2018-08-23, 02:08

Louis był bardziej uparty, niż Brian przypuszczał. Wciąż pamiętał, jak złe doświadczenia miał z narkotykami i nie chciał tego powtarzać. Nazwany frajerem, czy nie, nie dał się przekonać, a jego kumpel znalazł w końcu innych chętnych do takiej zabawy. Wszyscy zasiedli w kółeczku przy placu zabaw i szatyn mógł obserwować, jak te “fajne” tabletki na kaszel działają na innych. Sam pił jedynie przyniesione wcześniej drinki.
W pewnym momencie zaczął czuć się jakoś dziwnie. Z pewnością nie był to skutek alkoholu, bo przecież te doskonale znał. Spojrzał na swoją dłoń, która dziwnie zaczęła mrowić…
- Brian - wykrztusił, patrząc na swojego kumpla szeroko otwartymi oczami. - Coś ty zrobił?
Brian spojrzał na niego, choć jego stanu nie można było określić jako w pełni przytomny.
- Tylko się bawimy staaary - wymamrotał, obejmując go ramieniem. - Tylko się bawimy!

Gdy Spassky przyszedł, żeby ich przegonić, Louis czuł się już zupełnie inaczej. Miał wrażenie, że widzi wyraźniej, każdy jaśniejszy błysk światła działał na niego niemalże oślepiający, słyszał też lepiej, a wszystko, czego dotknął, wręcz się z nim stapiało.
- Już, już… - Zszedł nieporadnie po drabince i zaśmiał się, choć nie było ku temu żadnego powodu. Wszystko wydawało mu się piękniejsze, bardziej intensywne i nawet nauczyciel był przystojniejszy niż wcześniej. - Ale jesteś… - Nie skończył mówić, bo nagle zgiął się wpół i zwymiotował. - Uups…


Koss Moss - 2018-08-23, 02:31

           Elijah wziął głęboki wdech, zamrugał kilka razy, wpatrując się w niebo, jakby liczył na jakąś boską interwencję, a potem pochylił się i dość brutalnym szarpnięciem pociągnął Louisa do góry.
Wydawało mu się, że to alkohol – liczył na to, że to alkohol – kiedy jednak dotarli do holu, on, prowadzący chłopca, który z jakiegoś powodu próbował iść maleńkimi kroczkami, i reszta zapijaczonej młodzieży, zrozumiał, że coś innego jest na rzeczy.
  ― Brian. Brian! ― zawołał za chłopakiem, który najbardziej starał się mu uciec, i w końcu młodzieniec musiał niechętnie zawrócić. ― Co braliście ― zapytał ostro.
  ― Nic, proszę pana.
Spassky przechylił na niego i spojrzał na niego jak na idiotę.
  ― Ech. To tylko trochę wódki z sokiem, proszę pana. Przysięgam, nic więcej. Lou widocznie za mocno pociągnął, hehe…
  ― Freeman, ostrzegam cię. Gadaj, co braliście, zanim zadzwonię po policję. Żarty się skończyły.
Brian spoważniał trochę, kiedy Louis przechylił się przez podtrzymujące go ramię Elijaha i zwymiotował na podłogę holu.
Spassky’emu nie drgnął nawet jeden mięsień twarzy.
  ― Tabletki na kaszel ― przyznał w końcu cicho Freeman i wyciągnął do mężczyzny dłoń z opakowaniem. ― Robią fazę, ale czasem się rzyga. Ale one są dostępne bez recepty.
  ― Czy ty sobie, kurwa, żartujesz. ― Spassky dość gwałtownie posadził Louisa na niskiej ławce pod ścianą i wyrwał chłopakowi paczkę. ― Kto jeszcze to brał.
  ― Tylko Louis.
  ― Louis, ty i kto.
  ― Tylko my.
  ― Nie kłam.
Brian pobladł, boleśnie ściśnięty przez nauczyciela za ramię.
  ― Przysięgam, że tylko ja i Louis.
  ― Idź do stołówki.
  ― Dlaczego do stołówki?
  ― Bez dyskusji, Freeman!
Do stołówki z czasem mieli zostać sprowadzeni wszyscy uczniowie, którzy na górze po dmuchnięciu w alkomat okażą się podpici. Tego w tej chwili pilnowały, zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, które poczynili, pozostałe opiekunki. Spassky powinien do nich dołączyć, ale zamiast tego podciągnął znów Louisa do pionu i poprowadził do najbliższej łazienki.
Zapalił łokciem światło, posadził dzieciaka przed sedesem, którego klapę podniósł butem, i złapał go za włosy.
Nie musiał mu nawet mówić, żeby wymiotował. Chłopak wyrzucał z siebie wszystko jak szalony.


Blake - 2018-08-23, 02:52

Wszystko go paliło. Nie mógł złapać tchu, zbyt zajęty wyrzucaniem z siebie wszystkich wnętrzności. Nie czuł nic poza okropnym bólem brzucha i smrodem własnych wymiocin. Łzy spływały mu po policzkach, ale nawet nie był tego świadom. Przez kilka przerażających chwil naprawdę bał się, że to koniec.
Dziesięć minut minęło, zanim Louis całkowicie się uspokoił. Oparł spocone czoło o sedes i płakał bezgłośnie, czując ból w każdej części ciała. Kręciło mu się w głowie i nie był jeszcze do końca świadom tego, co dzieje się wokół niego. Dopiero po pewnym czasie zaczął przypominać sobie, co się stało i kojarzyć, kto zafundował mu taką atrakcję.
Jęknął, otarł usta dłonią i obrócił głowę… Jego wzrok natrafił na sztywną sylwetkę nauczyciela. Oczy mężczyzny wwiercały się w niego i widać w nich było wyłącznie wściekłość połączoną z rozczarowaniem.
- Boże… - wykrztusił i znów się rozpłakał, czując, że to już koniec wszystkiego. - Przepraszam… T-tak bardzo…
Co miał powiedzieć nauczycielowi? Że Brian dodał te tabletki do alkoholu? Przecież widział jego minę, wiedział, że ten mu nie uwierzy… W oczach Spassky’ego był już skończony. Pewnie miał go za prawdziwego synka mamusi…
Jęknął, chcąc się podnieść, ale nie miał siły. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł się tak żałośnie. I wciąż wszystko go bolało. W każdej chwili mógł ponownie zwymiotować, choć przecież nie miał już nawet czym.


Koss Moss - 2018-08-23, 03:27

           Był bardzo rozczarowany i nie mógł uwierzyć w jego bezmyślność.
A przede wszystkim we własną. Że też zgodził się, by anulować tę karę; że też uległ namowom Denise.
Nie mógł, oczywiście, wiedzieć, że Louisa stać na coś takiego. Wiedział dopiero teraz.
Jakoś nie było mu go żal, kiedy na niego patrzył, nawet na widok tych gorzkich łez.
Przykucnął, zajrzał chłopakowi w oczy, bez większej czułości unosząc przez chwilę jego twarz w swoją stronę, a potem się skrzywił.
Przynajmniej tyle, że zwymiotował wszystko.
Naprawdę nie posądzał go o takie numery. Nie po tych zapewnieniach, że nie jest głupcem. Że nie jest już dzieckiem.
Jak nazwać kogoś, kto świadomie doprowadza się do tak żałosnego stanu.
  ― Jak się teraz czujesz ― rzucił chłodno, chociaż to nie brzmiało jak pytanie. W holu słychać było głosy; opiekunowie musieli właśnie wracać z pijanymi uczniami do pokojów, które zostały w międzyczasie przeszukane.


Blake - 2018-08-23, 03:44

- Nie wiem - jęknął, ocierając mokre policzki. - Wszystko mnie b-boli. I nie mam siły się podnieść.
Skulił się pod chłodnym wzrokiem mężczyzny, chcąc zniknąć lub zapaść się pod ziemię. Było mu wstyd. Nie wziął tabletek z własnej woli, ale mógł przecież nie pić. Mógł zrobić cokolwiek, żeby nie skończyć w ten sposób. Znów zaczął obwiniać się o wszystko.
- Dan miał rację - wymamrotał, bardziej chyba do siebie, niż do mężczyzny. - Do niczego się nie nadaję. Wszystko n-niszczę. A ty… ty nigdy mi nie uwierzysz, że nic… że sam tego nie wziąłem, prawda? - Uniósł głowę i spojrzał na nauczyciela, ale widząc jego wzrok, skulił się jeszcze bardziej w sobie. - Kiedyś coś wziąłem i było… źle. Dawno temu… I teraz nie chciałem… Ale było w butelce. Nie wiedziałem, naprawdę. Przepraszam…
Znów się rozpłakał, w tym momencie przedstawiając sobą bardzo żałosny widok. Myśl o tym, że Spassky całkowicie zmieni o nim zdanie i będzie traktował go tak, jak chociażby traktował Jareda, doprowadzała go do szaleństwa. Relacja z mężczyzną była dla niego ważna z wielu względów. A teraz miał to stracić i zdawało się, że Louisa boli to nawet bardziej, niż ból fizyczny, który odczuwał.


Koss Moss - 2018-08-23, 04:01

           Chłopakowi trochę się polepszyło – mógł przynajmniej wydusić z siebie coś więcej niż pojedyncze bełkotliwe słowa. Spassky wahał się pomiędzy wezwaniem pogotowia a przeczekaniem działania tabletek. Znał mniej więcej ich działanie, ale trudno było przewidzieć dalsze skutki ich działania w połączeniu z alkoholem.
Zerknął na zegarek – było po północy.
  ― Elijah? ― Do łazienki, zwabiona zapewne zapalonym światłem i szlochem, zajrzała pani Price. Mężczyzna nawet się nie poruszył. ― Co się dzieje?
  ― Tabletki na kaszel ― odpowiedział krótko kobiecie.
  ― Mój Boże, czy oni powariowali…
  ― Co z resztą?
  ― W lepszym stanie. Złapałyśmy ósemkę. Pozamieniamy ich wszystkich miejscami i zamkniemy pijanych w tych dwóch pokojach obok nas. Z rana wezwiemy rodziców.
Spassky pokiwał ze zmęczeniem głową.
  ― Wezwać do tego karetkę? ― spytała Price. ― Powinien może jechać na jakieś płukanie żołądka…
  ― Już się przeczyścił ― odparł cicho Elijah i westchnął. ― Wezmę go do siebie i zobaczę, jak się rozwinie sytuacja. Rano ― ruszył do wyjścia z łazienki ― zawiadomimy jego matkę, ale musisz wiedzieć, że…
Reszty rozmowy chłopak nie słyszał, gdyż nauczyciele zamknęli za sobą drzwi.
Kilka minut później Spassky wrócił, sam. Pochylił się, przyjrzał zapłakanej twarzy jeszcze raz.
  ― Możesz już wstać? ― zapytał sucho.


Blake - 2018-08-23, 12:31

Siedząc w łazience i czekając na powrót nauczyciela, Louis czuł się całkowicie odrętwiały. Był przekonany, że mężczyzna właśnie opowiada kobiecie całą historię związaną z Louisem i jego problemami w domu. I wiedział, że nie miał prawa go za to winić. Zawiódł jego zaufanie i zawiódł samego siebie, niszcząc coś, co w jego nastoletnim życiu stało się dla niego bardzo ważne. Nikt nigdy nie zwracał na niego uwagi; nikt się o niego nie troszczył; nikt nie chciał mu pomóc. Aż w końcu pojawił się Elijah Spassky, którym Louis całkowicie się zauroczył.
Pokręcił głową, gdy mężczyzna wrócił i pochylił się nad nim. Nogi miał jak z waty, nie mógł samodzielnie chodzić.
Chwilę później poczuł szarpnięcie (nie nazwałby go delikatnym) i został pociągnięty do wyjścia z łazienki. Ruszał niemrawo nogami, ale na niewiele się to zdawało i mężczyzna po prostu go za sobą ciągnął.
Gdy znaleźli się w pokoju nauczyciela, a Louis został posadzony na krześle przy stoliku, oklapł na nim i jakoś tak tęsknie podążył wzrokiem za matematykiem.
- Przepraszam - powtórzył, nie wiedząc, co jeszcze może powiedzieć. Całą historię opowiedział w łazience, ale najwyraźniej Spassky mu nie uwierzył, bo nawet jej nie skomentował. A nawet jeśli uwierzył, to chyba nic to nie zmieniało. - Nie chciałem cię zawieść.


Koss Moss - 2018-08-23, 13:33

           Elijah nalał mu do szklanki wody, postawił ją wraz z butelką na stoliku przed chłopcem i wyprostował się, przez chwilę popatrując na zniszczonego młodzieńca z góry.
Słowa nie mogły wyrazić tego, jak wielkie czuł rozczarowanie. Nie chciało mu się wierzyć, że Louis był święty, że wszystko było winą Briana. Prawdę mówiąc, nie miał powodu, żeby mu wierzyć.
Po chwili odwrócił się i bez słowa wyszedł, zostawiając go przy stole. Zamknął drzwi na klucz, jakby obawiał się, że chłopak ucieknie. Potem poszedł do jednego z pokojów, z których nauczycielki właśnie eksmitowały zdezorientowanych uczniów, by podmienić ich z Brianem i resztą.
  ― Freeman ― rzucił ostro i chłopak tym razem nawet już nie dyskutował. Od razu podszedł do niego i pozwolił się zaprowadzić na korytarz, z dala od innych.
  ― Ile tych tabletek dosypałeś mu do napoju.
  ― Dziesięć ― odparł młodzieniec, tak zbity z tropu gwałtownie rzuconym w twarz pytaniem, że nawet nie próbował się wypierać, że coś takiego zrobił. ― Nie wiem, przepraszam, normalnie by tak nie zareagował, po prostu musiały źle zadziałać z tą wódką, mam nauczkę, żeby…
Spassky wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, znów czując falę gorącej wściekłości.
  ― Louis o tym wiedział?
Brian objął się ramionami, cofając się o krok.
  ― To miał być tylko taki żart ― powiedział nerwowo. ― Naprawdę nie wiedziałem, że mu tak zaszkodzą. Przecież nie zrobiłbym mu czegoś takiego świadomie, to mój kumpel. Proszę, niech pan…
  ― Zjeżdżaj ― przerwał mu Spassky i odprowadził go wzrokiem, dopóki chłopak nie wrócił do pokoju. Potem podszedł do pani Price i dwóch matek-opiekunek, by chwilę porozmawiać o zaistniałej sytuacji i zdecydować, co dalej. Wreszcie, prawie dwadzieścia minut później, kiedy rozpita młodzież została zamknięta na klucz w dwóch najbliższych pokojach, a pozostała uciszona, wrócił do pokoju z rzeczami Reida wydanymi przez jego kolegów.
Położył plecak chłopca na jednym z łóżek i wyszedł na balkon. Wyciągnął papierosy, które sam wcześniej skonfiskował chłopakowi. Odpalił jednego znalezioną w opakowaniu zapalniczką. Zaciągnął się głęboko… po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat.


Blake - 2018-08-23, 14:18

Przez ten czas, kiedy mężczyzny nie było, Louis nawet się nie poruszył. Wciąż siedział zgarbiony przy stoliku, z łokciami opartymi o blat i twarzą schowaną w dłoniach. Jego telefon wibrował kilkanaście razy, ale nawet nie wyciągnął go z kieszeni, żeby sprawdzić, kto chce się z nim skontaktować. Domyślał się, że przynajmniej dwie wiadomości powinny być od Marcela, a reszta… Może Brian chciał się dowiedzieć, czy wszystko w porządku? Albo upewnić się, że Louis za dużo nie powiedział?
Gdy Spassky wrócił do pokoju, chłopak odsunął dłonie i spojrzał na niego z lękiem. Obserwował go, gdy ten przechodził przez pokój i wychodził na balkon, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Chłopak przeniósł wzrok na swoje rzeczy, myśląc o tym, że naprawdę chciałby wziąć prysznic. Czuł, że śmierdzi wymiocinami i alkoholem.
Podniósł się z trudem i bardzo powoli podążył za nauczycielem. Gdy stanął przy drzwiach od balkonu, musiał oprzeć się o ścianę, żeby nie upaść. Jeśli zaskoczył go widok palącego mężczyzny, to nawet po sobie tego nie pokazał. W szczególności, że widział własną zapalniczkę w jego dłoniach.
- Czy… czy mógłbym wziąć prysznic? - zapytał cicho, od razu spuszczając wzrok, gdy tylko mężczyzna na niego spojrzał.


Koss Moss - 2018-08-23, 15:22

           Elijah łypnął na niego krótko, trzymając papierosa poza barierką balkonu.
  ― Idź ― rzucił i chłopiec poszedł do sąsiedniego pomieszczenia.
Spassky dopalił papierosa, a potem – z żalem do samego siebie – zgniótł w palcach paczkę z resztą i wchodząc do pokoju, wrzucił ją wprost do małego śmietnika.
Duszący dym nie przyniósł mu, oczywiście, takiej ulgi, jakiej by chciał; zapach, który do niego przylgnął, świadczył tylko o słabości, o tym, że dał się dziś ponieść emocjom przez bandę nierozsądnej młodzieży.
Ale uspokoił się trochę. Ciśnienie trochę mu spadło. Zdjął z siebie nieprzyjemnie pachnący dymem golf i składał go właśnie w kostkę, kiedy z łazienki dobiegł go donośny huk.
  ― Louis? ― rzucił natychmiast, ale w odpowiedzi usłyszał tylko cichy jęk. ― Louis!
Rzucił ubranie na łóżko i podszedł szybkim krokiem do drzwi, które okazały się zamknięte. Na szczęście zamek miał od jego strony okrągły mechanizm ze szczeliną, w którą mógł włożyć ostrze noszonego w spodniach noża sprężynowego, aby go przekręcić i dostać się do środka.
Wpadł tam bardzo gwałtownie i zobaczył pod prysznicem skuloną, nagą sylwetkę – na dnie brodzika. Chłopak musiał się przewrócić – być może zasłabł, a może znów dostał jakiegoś ataku, przytłoczony wydarzeniami, tak czy inaczej, chyba mocno się uderzył.
  ― Louis.
Ignorując wszystko inne, wszedł w spodniach pod prysznic, klęknął i chwycił młodzieńca za pobladłą twarz.
  ― Louis, spójrz na mnie. Co się dzieje? ― Przytrzymał podbródek młodzieńca, patrząc tylko w te duże, przestraszone oczy. Mówił do niego łagodnie. ― Co się dzieje, chłopcze, musisz mi powiedzieć.


Blake - 2018-08-23, 15:49

Kiedy znalazł się w łazience, z trudem ściągnął z siebie brudne ciuchy, rzucił je na podłogę i wszedł pod prysznic. Gdy letnia woda zaczęła obmywać jego nagie ciało, oparł się dłońmi o ścianę i po prostu tak stał, starając się nie myśleć o tym, co czeka na niego za drzwiami łazienki, gdy w końcu będzie zmuszony ją opuścić. Stanie z pochyloną głową okazało się jednak kiepskim pomysłem, bo znów zakręciło mu się w głowie, a przed oczami zobaczył mroczki. Potknął się, zahaczając lewą kostką o prawą i upadł, tłukąc sobie prawe kolano i prawe ramię. Miał szczęście, że nie uderzył głową o kafelki, bo mogłoby się to źle dla niego skończyć.
Nie był świadom, ile tak leżał, czując jedynie ból promieniujący z ramienia na plecy, gdy nagle dostrzegł przed sobą twarz nauczyciela i jego silne dłonie na swojej twarzy.
- Zakręciło mi się w głowie i… uch… - jęknął - upadłem. Moje prawe ramię… Przepraszam. - Louis brzmiał tak, jakby zaraz miał zacząć przepraszać za to, że żyje. - Nie chciałem.


Koss Moss - 2018-08-23, 16:04

           Przyjrzawszy się uważnie twarzy chłopca, mężczyzna zakręcił pośpiesznie wodę, a potem obrócił go lekko i obejrzał jego ramię, a także zaczerwienione kolano, aby upewnić się, że nie odniósł poważniejszych obrażeń. Pewnie skończy się na siniakach.
  ― Uderzyłeś się w głowę? ― dopytał, a gdy chłopiec zaprzeczył, wsunął mu dłonie pod pachy i podciągnął go do pionu. Louis musiał wesprzeć się na jego mokrej piersi, a potem został wyprowadzony z zaparowanej kabiny do znacznie chłodniejszej części łazienki.
Elijah posadził go na muszli i cofnął się do pokoju po swój czarny ręcznik. Po raz kolejny zarzucił go na ramiona chłopca i otulił go nim, zakrywając jego nagość.
  ― Oddychaj głęboko ― powiedział i raz jeszcze wrócił do pokoju, by przynieść chłopakowi wodę. Wsunął szklankę z chłodnym płynem w jego drżącą rękę i przysunął nogą leżącą w kącie ścierkę, żeby wytrzeć trochę zalaną podłogę.
  ― Ile razy spuszczę cię z oka, robisz sobie krzywdę ― zauważył z nutą rezygnacji, ale na szczęście już bez żadnej złości. ― Nieostrożny z ciebie chłopiec.


Blake - 2018-08-23, 16:27

Louis upił trochę wody, drżąc z zimna. Pomimo ręcznika, którym został otulony, gęsia skórka pokryła całe jego ciało.
Uśmiechnął się delikatnie, słuchając spostrzeżeń mężczyzny, choć tak naprawdę wcale nie było mu do śmiechu. Jego niezdarność była dla niego zawstydzająca. Poza tym ciągle potrzebował pomocy, ciągle zawodził nauczyciela... Znów nieprzyjemne myśli wypełniły jego umysł, a po uśmiechu nie było już śladu.
- Prawdziwy wrzut na tyłku ze mnie, co? - W jego głosie próżno było szukać jakichś żartobliwych tonów. Brzmiał śmiertelnie poważnie. - Pewnie żałujesz, że w ogóle mnie poznałeś...
Oddał mężczyźnie szklankę i zaczął nieporadnie się wycierać. Nie przejmował się przy tym, że ręcznik co rusz odkrywa jego nagie ciało i wystawia je na wzrok nauczyciela. Kilka razy jęknął z bólu, bo ramię naprawdę mu doskwierało. Bolało go znacznie bardziej od kolana.
- Zimno mi - przyznał po chwili, owijając się czarnym materiałem. - Muszę się ubrać.


Koss Moss - 2018-08-23, 17:00

           Elijah wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wstać, po czym bez słowa poprowadził do pokoju i uniósł dla chłopaka kołdrę, by nagi mógł się pod nią po prostu schować.
  ― To nie tak ― podjął, gdy wydawało się, że już nic nie powie. ― Nie mogę jednak ukryć, że funkcja, której się podjąłem, przerosła moje oczekiwania, i to nie w pozytywny sposób.
Pochylił się nad swoją torbą i zaczął wyciągać z niej ubrania na zmianę.
  ― Nie tego się spodziewałem. Ta bezpośredniość, ten stopień lekceważenia i arogancji, osiągnął niepojęte dla mnie stadium. Tam, gdzie ja się uczyłem, nikt nie miał czelności pić alkoholu na oczach nauczycieli. Nie pamiętam też ani jednego przypadku, aby ktoś na wycieczce doprowadził się do takiego stanu. Wam nawet do głowy nie przyszło, jak bardzo ewidentne było to, co robiliście; jak głośno i perfidnie się zachowywaliście. Urządziliście sobie zwykłą libację. I naprawdę dziwię się, że akurat ty, Louisie, wziąłeś w tym udział. Jakbyś specjalnie chciał pokazać mi, jak bardzo mnie nie szanujesz.
Przewiesił sobie ubrania przez przegub i skierował się powoli ku łazience, wolną ręką ze zmęczeniem rozmasowując sobie kark.


Blake - 2018-08-23, 17:52

Louis słuchał mężczyzny, a coś w jego piersi rosło i bolało coraz bardziej.
- Przecież wiesz, że to nie tak - wydusił, zatrzymując nauczyciela w drzwiach. Usiadł, podpierając się na ramionach i patrzył na jego szerokie plecy rozgorączkowanym wzrokiem. - Jesteś pierwszym nauczycielem w tej szkole, którego naprawdę szanuje. I pierwszym, którego, eee, lubię…
Chłopak sam wiedział, że to było spore niedopowiedzenie. Gdyby tylko lubił Spassky’ego, nigdy nie przejmowałby się aż tak bardzo tym, co ten o nim myśli.
- Dobrze, przyznaję, to było głupie. A to, co zrobił Brian… - Rozczarowanie w jego głosie było oczywiste. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego kumpel posunął się do czegoś tak idiotycznego. - Rozczarowałem cię i robię to za każdym razem, odkąd się poznaliśmy, wiem. Nic dziwnego, że mnie nie chcesz. - Pokręcił głową. Nie chciał o tym teraz myśleć. - Nieważne. Po prostu nie uwierzę, że ty całe życie byłeś taki grzeczny, ułożony i… doskonały. Nikt taki nie jest.


Koss Moss - 2018-08-23, 19:16

           Nawet nie podejrzewał, że ten chłopak może tak bardzo przejmować się jego obojętnością. Traktował te wszystkie zaloty jak może odrobinę za daleko posunięte przekomarzanki, ale Louis chyba naprawdę brał je sobie do serca, skoro nawet w takiej sytuacji o tym wspominał. Jakby całe jego poczucie wartości opierało się na tym, czy jakiś starszy facet pozwoli mu sobie obciągnąć, czy nie.
  ― Louisie ― podjął spokojnie, choć z niedowierzaniem. ― To nie jest żadna wymówka. Dałem ci więcej szans niż komukolwiek innemu, ponieważ wierzyłem, że to docenisz i wykorzystasz. Chciałem pomóc ci wyjść na prostą, stać się kimś więcej niż dzieciakiem z problemami. Kiedy przyszedłeś na mój wykład, myślałem, że coś zrozumiałeś. Ale zaczyna do mnie docierać, że nie chęć zdobywania wiedzy stała za twoimi decyzjami. Tylko jedno ci w głowie. ― Uśmiechnął się krzywo. ― Chcesz tylko wskoczyć mi do łóżka.


Blake - 2018-08-23, 21:57

- Tylko jedno ci w głowie. Chcesz tylko wskoczyć mi do łóżka.
Louis otworzył usta, ale nie wydał żadnego dźwięku. Gapił się tylko na mężczyznę szeroko otwartymi oczami, a jego twarz - dotąd niezwykle blada - bardzo szybko poczerwieniała z zażenowania. Oczywiście nauczyciel miał rację, Louis chciał tego bardzo. Chciał wylądować z nim w łóżku, chciał przeżyć z nim swój pierwszy raz, ale chciał też znacznie więcej…
Nagle przypomniał sobie słowa Marka o szczenięcym zadurzeniu i omal nie zaśmiał się, doceniając ironię.
Odruchowo podciągnął kołdrę, zasłaniając się pod samą szyję.
- Wiem, że dałeś mi szansę i doceniam - powiedział w końcu, odwracając wzrok. - Możesz uważać inaczej, ale naprawdę doceniam. - Westchnął. - Wiesz tylko, czego nie rozumiem? Jak można być tak mądrym i tak głupim jednocześnie?


Koss Moss - 2018-08-23, 22:59

           Elijah spojrzał na chłopca z powątpiewaniem.
  ― O czym ty mówisz?
Wszedł do łazienki, ale zostawił uchylone drzwi, by móc dalej rozmawiać z chłopcem bez podnoszenia głosu. Młodzieniec usłyszał dźwięk odkręcanej wody, kiedy Elijah stanął przed lustrem, by się odświeżyć przed snem.
Czuł się dość niezręcznie z kierunkiem, w jakim szła ta rozmowa. Domyślał się, w jakim, choć nie mógł mieć pewności, co dzieje się w głowie tego wyjątkowego… wyjątkowo problematycznego chłopca. Od dawna nikt nie wprowadził do jego życia takiego zamieszania. Mógłby powiedzieć, że Louis postawił jego poukładany, zrównoważony świat na głowie.
Czekał na te niebezpieczne słowa, myjąc zęby.
Chyba w końcu musieli sobie wszystko wyjaśnić.


Blake - 2018-08-23, 23:14

Louis podążył za mężczyzną wzrokiem, westchnął ciężko i nie odpowiedział. Choć dostrzegł uchylone drzwi, które prawdopodobnie miały być zaproszeniem do dalszej rozmowy, położył się płasko na łóżku i owinął szczelnie kołdrą, nie mając ochoty na konwersację. Nie zamierzał dalej się upokarzać, odkrywając jeszcze więcej przed mężczyzną, któremu i tak powiedział zdecydowanie za dużo. Zresztą, sądził, że ma teraz większe problemy. Nie wiedział przecież, co stanie się rano, kiedy przyjdzie mu się zmierzyć z konsekwencjami tego, że pił alkohol na wycieczce. I tego, co zrobił mu Brian.
Gdy myślał o kumplu, czuł rozczarowanie, ale też coraz większą złość. Był świadom, że jego organizm mógł zadziałać różnie na połączenie tabletek z alkoholem. To mogło go nawet zabić, a Brian myślał, że to tylko zabawa. Do tej pory Louis sądził, że Brian jest bardziej rozgarnięty od Jareda, ale ostatnio odnosił wrażenie, że w ogóle nie zna swoich kumpli.
Słyszał, jak mężczyzna krząta się w łazience. Było to wyjątkowo dziwne, bo nawet kiedy nocował w domu nauczyciela, nie mieli ze sobą tak bezpośredniego kontaktu. Teraz mieli spać w tym samym pomieszczeniu, a atmosfera pomiędzy nimi była bardzo napięta. To była niezręczna sytuacja, a Louis nie czuł się komfortowo, leżąc na łóżku nago. Nie teraz, kiedy Spassky twierdził, że jedynym celem chłopaka jest zaciągnięcie go do łóżka.
- Co mnie czeka rano? - zapytał, kiedy matematyk opuścił łazienkę. Starał się przy tym na niego nie gapić, choć było to wyjątkowo trudne zadanie. - Policja? Zawieszą mnie? Wyrzucą ze szkoły?


Koss Moss - 2018-08-23, 23:36

           Elijah stanął w drzwiach i przyjrzał się chłopakowi uważnie.
  ― Gdybyś tylko poświęcił czas, żeby zajrzeć do statutu szkoły, wiedziałbyś ― rzekł sucho ― że przypadki tak rażącego, świadomego spożywania alkoholu na terenie szkoły lub w czasie szkolnej wycieczki, karane są przynajmniej zawieszeniem, a sprawa każdorazowo zgłaszana jest opiece społecznej. ― Pozwolił, by na chwilę zawisła między nimi cisza, obserwując powiększające się oczy chłopca. Zapewne już wyobrażał sobie szare mury wychowawczaka. ― Powiedzmy jednak, że ― podjął mężczyzna po chwili ciszy i namysłu ― znając twoją sytuację, ostatni raz przymknę oko na twoje nieodpowiedzialne postępowanie. Poręczę za ciebie. Mam jednak nadzieję, że chociaż to cię czegoś nauczy.
W samych bokserkach usiadł na krawędzi swego łóżka i rozpuścił wilgotne włosy, by rozczesać je palcami. Wydawał się i był cholernie zmęczony. Dochodziła pierwsza w nocy, a on miał za sobą ciężki dzień.
  ― Posłuchaj, Louisie ― rzekł, sięgając po swoją szklankę. Napełnił ją odrobiną wody. ― Rozumiem, dlaczego byłeś tak uparty, próbując mnie kusić. Wiesz, że byłbym w stanie uprawiać z tobą seks. Ale seks za dużo by zmienił. Za jakiś czas może to zrozumiesz i będziesz mi wdzięczny, że pozostałem twoim nauczycielem.


Blake - 2018-08-24, 00:02

- Och. Naprawdę? Zrobisz to?
Louis zupełnie nie potrafił zrozumieć tego mężczyzny. Jeszcze kilkanaście minut temu wydawał się całkowicie nim rozczarowany i brzmiał tak, jakby był gotów zrobić wszystko, byleby pozbyć się w końcu uciążliwego ucznia, a teraz znów chciał się za nim wstawić. I jak miał przejść obok tego obojętnie? Jak miał nie myśleć o nauczycielu jak o kimś… ważnym? Spassky sam namieszał mu w głowie i chyba kompletnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Dziękuję. - Spojrzał mu w oczy, brzmiąc w tym momencie bardzo poważnie. - Nie musisz tego robić, a jednak znów chcesz mi pomóc. Dziękuję.
Podparł się na łokciu, znów patrząc na nauczyciela miękkim wzrokiem. Ale jak mógł inaczej, kiedy ten tak się zachowywał?
- Myślę, że tak naprawdę nie rozumiesz. I mylisz się w sprawie seksu. - Westchnął. - Od dawna nie jesteś tylko moim nauczycielem i obaj o tym wiemy. Ale to już nieistotne. - Uśmiechnął się blado, ze smutkiem. - Powinieneś się położyć. Wyglądasz na zmęczonego.


Koss Moss - 2018-08-24, 00:44

           Elijah uśmiechnął się krzywo, popatrując na skulonego w pościeli chłopca.
  ― Chłopcze, wiem kiedy powinienem się położyć ― powiedział, pobłażliwy wobec jego opiekuńczych zapędów. To był dobry dzieciak, utwierdzał się w tym przekonaniu w takich właśnie chwilach. Dobry dzieciak, choć niezwykle niesforny i męczący. Przynajmniej nikt nie mógł zarzucić mu bycia nudnym. I naiwny. Tak bardzo naiwny, że miało się ochotę zamknąć go w ramionach, żeby tylko świat nie zranił tej jego wrażliwej, odsłoniętej skóry.
Ale życie tak nie działało. Będzie musiał doświadczyć wszystkiego po kolei. Jakby już nie doświadczył zbyt wiele.
Opróżnił szklankę z wodą, odstawił na stolik i wyciągnął telefon, żeby pośpiesznie sprawdzić pocztę. Powoli położył się na plecach, ale jeszcze nie zakrył.
  ― Kim jest Marcel ― poruszył w końcu ten temat. ― Kolejny starszy pan, w którym się zakochałeś?


Blake - 2018-08-24, 01:02

- Oczywiście, że wiesz. - Wywrócił oczami, bo czasem drażniło go, jak bardzo mężczyzna musiał za każdym razem podkreślać swoją samodzielność i niezależność.
Opadł na plecy, podciągnął kołdrę pod brodę (było mu trochę za gorąco, ale nie zamierzał dawać mężczyźnie kolejnych powodów do myślenia, że znów próbuje go uwieść) i zapatrzył się w sufit. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, aż tu nagle padło pytanie o Marcela. Louis zrobił zdziwioną minę, całkowicie zaskoczony zmianą tematu.
- Kolejny? - Prychnął, choć wszystko w nim zamarło po pytaniu nauczyciela. Miał nadzieję, że mężczyzna nie myślał poważnie o tym zakochaniu. Przełknął ślinę, zanim odpowiedział. - Stały klient restauracji. Nie ukrywa, że chodzi mu tylko o seks, ale dobrze nam się gada. - Wzruszył ramionami. - Jest całkiem zabawny.


Koss Moss - 2018-08-24, 01:30

           Elijah odłożył telefon i przymknął na chwilę oczy. Tego się obawiał – i nie obawiał. Może za bardzo się martwił o tego dzieciaka. Jeśli nie przeszkadzają mu takie relacje, jeśli potrafi do nich zdrowo podejść – zdrowiej niż Mark, to…
Nie, nie. Oczywiście, że nie potrafi. Jest za młody, jest chłopcem. Będzie się przywiązywał, poszukiwał ojca, opiekuna, bezpieczeństwa, miłości. Nastolatki w nią wierzą, pozwalają jej zastąpić rozum.
  ― To ten, który cię przywiózł na parking? ― upewnił się tylko, a Louis potwierdził. ― Za stary dla ciebie, chłopczyku. Wykorzysta cię.
Spojrzał na niego uważnie.
  ― Przeleci, zostawi i będziesz płakał.
Och, jakby mówił o sobie.


Blake - 2018-08-24, 01:44

- Mówisz o sobie, czy o nim? - Uniósł brew i przekręcił się na bok, żeby móc na niego patrzeć. Nie potrafił oderwać wzroku od jego silnego ciała. - Masz w tym doświadczenie, nie? Przecież o to chodziło z Markiem - przywiązał się, a ty byłeś zainteresowany tylko jego tyłkiem… Oczywiście później mu odbiło, ale to już nieistotne.
Znów nie potrafił ugryźć się w język i mówił to, co przyszło mu do głowy. A właśnie taki obraz mężczyzny miał w głowie - przystojnego, inteligentnego i zupełnie nieumiejącego się zaangażować. Może to i lepiej, pomyślał Louis, że został odrzucony teraz, niż później miałby się dowiedzieć, że liczyła się tylko jego dupa.
- Marcel chce mnie przelecieć, a ja chcę dać się przelecieć - oznajmił, a kłamstwo spłynęło po jego języku tak gładko, jakby robił to zawodowo. Tak naprawdę wcale nie chciał, żeby blondyn był jego pierwszym. - To nie ten typ faceta, żebym po nim płakał. - Czego nie można powiedzieć o tobie, dodał w myślach. - Pewnie powinienem mu odpisać, ale nawet nie wiem, gdzie rzuciłem telefon…


Koss Moss - 2018-08-24, 01:51

          Masz w tym doświadczenie, nie? Przecież o to chodziło z Markiem – przywiązał się, a ty byłeś zainteresowany tylko jego tyłkiem… Oczywiście później mu odbiło, ale to już nieistotne.
Elijah wykrzywił wargi w uśmiechu.
  ― Tak ― odpowiedział właściwie od razu, bez owijania w bawełnę. ― Widocznie ja i Marcel jesteśmy bardzo podobni.
Posłał chłopakowi bardzo wiele mówiące spojrzenie.
Wydało mu się oczywiste, że ten stary podrywacz był tylko zastępstwem.
  ― Pamiętaj, że ostrzegałem, Louis ― powiedział, nie odrywając od chłopca wzroku ― kiedy będziesz później zastanawiał się, dlaczego to zrobiłeś.
Przesunął się i naciągnął na siebie kołdrę, a potem sięgnął do lampki i zgasił ją. Teraz zapalona została już tylko ta przy łóżku Louisa.


Blake - 2018-08-24, 02:06

- Nie aż tak podobni, jak ci się wydaje - mruknął i było to prawdą. Marcel też był bardzo przystojny (choć nie tak jak nauczyciel matematyki), może kilka lat młodszy od Spassky’ego i także chodziło mu tylko o seks. Ale Louis wcale nie chciał z nim tego robić - może pocałować go kilka razy i to wszystko. Chciał tylko jedną osobę, ale ta akurat nie podzielała jego pragnień.
Westchnął. Tęsknym wzrokiem wpatrywał się w sylwetkę skrytą w półmroku. Może nie znosił Marka, ale teraz znacznie lepiej go rozumiał. Nie potrzeba było dużo czasu, żeby przywiązać się do Elijaha Spassky’ego. Z seksem, czy bez seksu - to nie miało znaczenia.
- Nie będę później się zastanawiał, bo wiem już teraz. - Wychylił się i sięgnął do lampki nocnej, żeby ją wyłączyć. Jęknął przy tym, bo wciąż doskwierało mu ramię, które stłukł sobie pod prysznicem. - Nie grozi mi zakochanie się w Marcelu. Nie musisz się martwić. Na to trochę za późno.


Koss Moss - 2018-08-24, 02:28

Podwójny.

Koss Moss - 2018-08-24, 02:29

          Choć naprawdę starał się tego unikać, i tak wrócił myślami do ukrytego pod kołdrą ciała, tak kuszącego, słodkiego, młodego. Sam jeden wiedział, jak bardzo miał na nie ochotę. Chętnie przerżnąłby go, mocno trzymając za te chude nogi, nawet teraz, gdy chłopiec był w takim lichym stanie. Może nawet wylizałby mu najpierw ten kuszący tyłek. Ale musiał zachowywać się odpowiedzialnie. Przynajmniej ten jeden raz. Żeby go po prostu nie skrzywdzić jeszcze bardziej niż już zrobiło to życie.
Do niedawna naprawdę nie posądzał się o taką szlachetność.
  ― Dobranoc, Louisie.

          Następnego dnia wstał znacznie wcześniej niż Louis. Wziął długi prysznic, ubrał się i kiedy wyszedł z łazienki, zobaczył na wpół śpiącego chłopca, sennie obracającego się w pościeli.
  ― Dzień dobry, Louisie.
Posłał mu swój krzywy uśmiech i rzucił na łóżko chłopca rozładowany telefon.
  ― Zostawiłeś w łazience.
Stanął przed lustrem na drzwiach jedynej szafy i zaczesał wilgotne włosy do tyłu, jak to miał w zwyczaju. O tym, że chłopiec śpi nago, przypomniał sobie dopiero, gdy młodzieniec zszedł z łóżka razem z kołdrą.
  ― Wiesz, Louis ― rzekł, wygładzając ciemną bluzę ― wracając jeszcze na chwilę do wczorajszego tematu, chcę ci tylko uświadomić, jak często tacy mężczyźni jak Marcel przenoszą paskudne choroby weneryczne.


Blake - 2018-08-24, 02:50

Gdy Louis obudził się następnego dnia, czuł się już znacznie lepiej. Bolała go trochę głowa i wciąż czuł rwący ból w ramieniu, ale poza tym wszystko było w porządku. Spodziewał się, że może być gorzej po tym, co wziął dzień wcześniej, ale najwyraźniej udało mu się wszystko zwymiotować.
Pokręcił się chwilę na łóżku, mrucząc z przyjemności, wymamrotał ciche “dzień dobry” i dopiero po chwili podniósł się, szczelnie owinięty kołdrą. Szedł właśnie do łazienki, gdy mężczyzna postanowił go zatrzymać, znów całkowicie go przy tym zaskakując.
Brwi Louisa podjechały do góry, gdy spojrzał na nauczyciela z niedowierzaniem.
- Ty jesteś takim mężczyzną jak Marcel - zauważył, gapiąc się na niego szeroko otwartymi oczami. - Chcesz mi powiedzieć, że masz jakąś chorobę weneryczną, czy co?
Pokręcił powoli głową, nic już z tego nie rozumiejąc. O co mu chodziło?
- Ludzie w moim wieku cały czas uprawiają seks. O co ci chodzi? - Bez namysłu puścił kołdrę, pozwalając jej opaść na podłogę. Rozłożył szeroko ramiona, patrząc na odbicie mężczyzny w lustrze. - Spójrz. Nie chciałeś mnie, a teraz masz problem, bo inny facet chce mnie przerżnąć. - W jego głosie doskonale było słychać frustrację, gdy tak stał całkowicie nagi na środku pokoju, wystawiony na widok nauczyciela. - Chryste, zdecyduj się.


Koss Moss - 2018-08-24, 10:28

           Uśmiechnął się pobłażliwie i odchrząknął, stosownie wracając wzrokiem od nagiego ciała w lustrze do swojej twarzy. Nie tego się spodziewał. Nie tego, ale szybko odzyskał swój zwykły rezon.
  ― Ludzie w twoim wieku płacą za konsekwencje szczeniackiej głupoty przez całe późniejsze życie ― odrzekł spokojnie, dając mu do zrozumienia, że taka reakcja była przesadzona i nieadekwatna. ― Pod żadnym pozorem nie pozwalaj mu zrobić sobie nic bez prezerwatywy, chłopcze. Nigdy.
Odwrócił się do drzwi i położył dłoń na klamce.
  ― Zostawię ci klucz w drzwiach. Przyjdź na dziewiątą na śniadanie. Trzymaj się wersji, że niczego wczoraj nie piłeś. Po prostu rozbolał cię brzuch.
Opuścił szybko pokój, zostawiając ucznia na środku z miną wyrażającą czystą konsternację.
Musiał wyjść wcześniej, żeby zatelefonować z innymi opiekunami do rodziców tych uczniów, którzy wczoraj tak dokazywali. Liczył na to, że wydarzenia poprzedniego dnia nauczą czegoś resztę i będzie mógł w końcu odrobinę się zrelaksować, ale szybko okazało się, że nawet bez alkoholu uczniowie mają mnóstwo niemądrych pomysłów, na przykład wspinanie się na dach ośrodka po drabinie pożarowej.
Po śniadaniu pozwolił Louisowi zanieść rzeczy z powrotem do jednego z uczniowskich pokojów, a sam w oczekiwaniu na rodziców zajął się pilnowaniem tych, którzy minionego wieczoru przeholowali, podczas gdy grzeczniejsza część grupy zbierała się do zwiedzania zabytkowego uniwersytetu.

           Powrót większości uczniów, pomijając tych odebranych wcześniej przez rodziców, nastąpił w środę wieczorem, i Elijah przywitał go z prawdziwą ulgą. Przez ostatnie trzy dni czuł się, jakby próbował zapanować nad bandą wyjątkowo rozbrykanych przedszkolaków. Wreszcie odpocznie.
Nie mógł nie zauważyć, że Louisa odebrał Marcel. Powinien pilnować, by każdy uczeń został odebrany przez rodzica, o ile nie dostał pisemnego potwierdzenia, że dziecko może wrócić samodzielnie, ale w tym przypadku…
Odprowadził chłopca uważnym spojrzeniem, nie do końca przekonany, czy powinien na to pozwalać. Po tym, co usłyszał o tym facecie, nie miał do niego ani odrobiny zaufania. Louis był jednak taki uparty. Jeśli nawet rozdzieli ich teraz, i tak do niego wróci.
Na złość.


Blake - 2018-08-24, 11:10

Reszta wycieczki minęła Louisowi spokojnie, choć ten był przekonany, że bawiłby się znacznie lepiej, gdyby nie incydent z tabletkami. Niemniej jednak cały wyjazd wspominał całkiem pozytywnie i cieszył się, że pojechał.
Minął kolejny tydzień w szkole. W ogóle nie rozmawiał z Brianem i Jaredem, natomiast ciągle wyczuwał na sobie ich spojrzenia. Teraz oni stali się nierozłączni, zupełnie jak kiedyś Louis i Jared, ale szatyn nie zamierzał przez to rozpaczać. Było mu oczywiście przykro, bo kumplował się z nimi od lat, ale po tym, co zrobił mu Brian, nie zamierzał prosić o ich uwagę.
Gdy w sobotę wieczorem wrócił z pracy do domu kompletnie wykończony (jeszcze kilka miesięcy temu sobotni wieczór spędzałby na jakiejś imprezie, paląc zioło i podrywając dziewczyny), od razu zauważył, że w mieszkaniu dzieje się coś więcej niż tylko samotne picie matki. Poza Danem, po kuchni kręciło się kilka nieznanych osób, na blatach walały się puste butelki po alkoholu… Wszystko wskazywało na to, że jego matka postanowiła zorganizować imprezę, o czym zapomniała go poinformować.
Był na tyle zmęczony, że nie miał ochoty na kontakty z pijanymi dorosłymi. Miał dwie opcje - mógł zadzwonić do Spassky’ego, prosząc go o przenocowanie, albo zadzwonić do Marcela z prośbą o to samo. Po pamiętnym dniu na wycieczce jego kontakt z nauczycielem matematyki znacznie osłabł i w ogóle ze sobą nie rozmawiali - chyba obaj potrzebowali dystansu. Wybór okazał się bardzo prosty.
Louis nie wiedział, jak to się stało, że wylądował na kanapie w mieszkaniu Marcela, obejmowany przez silne ramiona i całowany z prawdziwą pasją. Oczywiście odpowiadał na te pocałunki z równie dużym zainteresowaniem, czując dłonie mężczyzny wędrujące po jego ciele. Blondyn całował bardzo dobrze i Louis mruczał z zadowolenia, bo wszystko to było bardzo przyjemne, ale kiedy dłoń Marcela wsunęła się za pasek spodni chłopaka, ten odsunął się z zażenowaniem.
- Nie - powiedział, kręcąc głową. Może pocałunki były przyjemne (a nawet bardziej niż przyjemne, bo Louis czuł się delikatnie podniecony), to jednak nie chciał robić tego z tym mężczyzną. A na pewno jeszcze nie teraz.
- Co? - Marcel spojrzał na niego z niezrozumieniem, próbując ponownie go do siebie przyciągnąć.
- Nie chcę uprawiać jeszcze seksu - powtórzył, uśmiechając się przepraszająco. Po minie blondyna widział jednak, że ten nie przyjął dobrze odmowy.
- Chyba sobie, kurwa, żartujesz.


Koss Moss - 2018-08-24, 11:54

           Elijah przycisnął rozpalone usta do tych drugich, należących do pięknego modela o niezwykłym tyłku. Całowali się w półmroku sypialni, zdzierając z siebie ostatnie elementy odzienia. Spassky ulokował się wygodnie między szczupłymi udami, nabrzmiałym kutasem ocierając o nabite, odznaczające się przez bieliznę jądra chłopca.
  ― Och, mm ― usłyszał sapnięcie, gdy sięgnął w dół, by ścisnąć jeden z krągłych pośladków. ― Daj mi klapsa… tatusiu.
Uniósł głowę, spoglądając roziskrzonym wzrokiem na młode, spocone oblicze. Uśmiechnął się kącikiem warg, a potem zamachnął dość mocno i…
  ― Szlag.
Chciał się podnieść i sięgnąć po rozdzwoniony telefon, ale Evan go przytrzymał.
  ― Kto do ciebie dzwoni o tej porze? ― wymruczał. ― Hej, zostaw, przecież…
  ― Cicho.
Elijah odtrącił szczupłe ramię i wyciągnął rękę po telefon. Na ekranie wyświetlał się znajomy numer opatrzony podpisem „Reid, Louis”.
  ― Z pracy? ― mruknął Evan, unosząc dłoń, by odgarnąć z czoła kochanka włosy, które wymknęły się z wiązania; zanim jednak zdążył go dotknąć, mężczyzna podniósł się i półnagi opuścił sypialnię.
  ― Tak, Louisie ― rzucił ochryple do słuchawki.


Blake - 2018-08-24, 12:26

- Potrzebuję pomocy. - Louis był roztrzęsiony. Tym razem nie zamierzał kluczyć, czy bawić się w jakiekolwiek niedopowiedzenia. Naprawdę potrzebował pomocy. - Jestem u Marcela i… trochę mu odbiło.
Spojrzał z lękiem na drzwi od łazienki, w której udało mu się zamknąć. Słyszał, jak mężczyzna po drugiej stronie krzyczy coś o niewdzięcznych gówniarzach i tym, że jak dostanie go w swoje ręce, to szybko z nim nie skończy. Ostatni raz był tak przerażony, gdy Dan wpadł w szał i zniszczył drzwi od jego pokoju.
- Nie poradzę sobie sam - przyznał i tylko on wiedział, ile go to kosztowało. Nienawidził przyznawać się do własnej słabości. - Jest zbyt silny. Proszę, Elijah. - Chyba po raz pierwszy zwrócił się do nauczyciela, używając jego imienia. Jego głos pobrzmiewał przy tym desperacją.
Podał Spassky’emu adres Marcela, mając nadzieję, że ten szybko dotrze na miejsce. Nie mógł przecież siedzieć cały czas w tej łazience, a blondyn wcale nie brzmiał tak, jakby miał się poddać. Louis nie chciał, by jego pierwszy raz z innym mężczyzną został na nim wymuszony siłą. Bardzo nie chciał.


Koss Moss - 2018-08-24, 12:54

           Mężczyzna momentalnie poczuł przypływ gorąca, które nie miało nic wspólnego z tym, do czego przed chwilą zmierzali z Evanem. Potraktował ten telefon bardzo poważnie.
  ― Schowałeś się gdzieś? ― upewnił się; chłopiec wyjaśnił mu, że w łazience. ― Dobrze. Pod żadnym pozorem stamtąd nie wychodź. Uważaj, zamki często da się otworzyć od zewnątrz. Jeśli to jeden z takich zamków, będziesz musiał dodatkowo zabezpieczyć drzwi ― tłumaczył, wracając do sypialni, aby pośpiesznie wyciągnąć z szafy garderobianej pierwsze lepsze ubrania. ― Podaj mi adres. Spokojnie. Zaraz tam będę. Postaraj się nie panikować i trochę go uspokoić. Już jadę, dobrze? ― Odsunął telefon od ucha i zwrócił się do Evana. ― Wynoś się.
  ― Co? ― wychrypiał ten z konsternacją.
  ― Powiedziałem wynoś się, w tej chwili.

           Wyrzucił na wpół ubranego chłopaka z domu jak śmiecia, rzucając za nim płaszcz. Potem pośpieszył do garażu i zdjął nakrycie z Harleya. Wiedział, że w ten sposób dojedzie znacznie szybciej.
Kwadrans później zatrzymał motocykl na podanej przez chłopca ulicy w samym centrum miasta. Zeskoczył z niego w okolicach numeru dwadzieścia cztery i z telefonem przy uchu szukał trzydziestki dwójki A, coraz bardziej wytrącony z równowagi świadomością, że każda sekunda, każda sekunda…
Louis nie odbierał. Czy ten skurwiel już wszedł do środka? Czy już go dopadł? Czy zrobił mu krzywdę?
Trzydzieści dwa A. Wpadł do nowoczesnego budynku od strony podwórka i rzucił się schodami na ostatnie piętro, by od razu załomotać w drzwi. Mieszkanie pewnie było wyciszone, jak to w nowym budownictwie. Mały okropnie trafił. Naprawdę okropnie. I z jego winy. Powinien był go powstrzymać, zabrać ze sobą. Powinien był upewnić się, że ten Marcel zostawi go w spokoju – już dużo wcześniej, ale oczywiście był zbyt dumny i zapracowany.
  ― Otwierać, policja! ― zawołał donośnie.


Blake - 2018-08-24, 13:24

Louis rozejrzał się panicznie po łazience w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby zatarasować wejście, ale nic takiego nie znalazł. Łazienka była prosta - kabina prysznicowa, umywalka z szufladami tuż pod nią, duża wisząca szafka i pralka. Chłopak podszedł do niej, ale była ciężka. Wyciągnięcie jej z wnęki całkowicie by go wyczerpało, a musiałby jeszcze przepchać ją przez całe pomieszczenie. To nie mogło się udać.
Skulił się przy pralce, ściskając mocno telefon w dłoni i niespokojnie patrzył na zegarek, ale czas płynął bardzo powoli. Minęło dopiero sześć minut, odkąd zadzwonił do nauczyciela.
Nagle usłyszał kliknięcie. Rozszerzonymi oczami spojrzał na drzwi, które otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął wściekły Marcel. Jeśli Louis choć przez chwilę miał nadzieję, że zobaczy Spassky’ego, to nadzieja ta bezpowrotnie umarła.
- Zostaw mnie! - wrzasnął, gdy mężczyzna złapał go za ramię i jednym szarpnięciem postawił go na nogi.
Louis próbował się wyszarpnąć i zaprzeć się nogami, ale nic nie pomagało. Został siłą wyciągnięty z łazienki i rzucony na kanapę.
- Byłem dla ciebie bardzo miły - wysyczał, pochylając się nad przerażonym chłopcem. - Chciałem grzecznie cię przelecieć. Myślałem, że się rozumiemy. - Złapał nastolatka za szyję, nie przejmując się tym, że odcina mu dopływ tlenu. - Ale teraz już taki nie będę. Nie chciałeś, żeby było miło, więc dostaniesz nauczkę.
Marcel rozpiął pasek i wyciągnął go ze szlufek. Chyba chciał go użyć, a Louis mógł jedynie z przerażeniem obserwować jego poczynania, niezdolny do żadnego ruchu.
- Otwierać, policja!
Blondyn otworzył szerzej oczy i wykrzywił się ze złości. Złapał nastolatka za włosy i podciągnął go do pionu.
- Ty gówniarzu! - syknął, szarpiąc nim. - Wezwałeś policję?!
Szarpnął chłopaka i zaciągnął go z powrotem do łazienki. Wepchnął go tam, ostrzegł przed wydawaniem jakichkolwiek dźwięków i zamknął drzwi. Następnie rzucił pasek na kanapę, poprawił koszulę i otworzył wejściowe drzwi.
- Coś się stało?


Koss Moss - 2018-08-24, 15:07

           Kiedy tylko otworzyły się drzwi, pięść Spassky’ego wystrzeliła ku twarzy zupełnie nieprzygotowanego na to Marcela, co z miejsca zagwarantowało mu przewagę. Wdarł się do środka, nie szczędząc zamroczonemu mężczyźnie kolejnych błyskawicznych ciosów – w szczękę i w odsłonięty brzuch – przez co dopiero po chwili Marcel mógł mu odpowiedzieć atakiem. Wkrótce jednak – zbyt oszołomiony tym gwałtownym początkiem – upadł na ziemię. Spassky bez chwili zwłoki przywalił go do podłogi ciężarem swojego ciała, poddusił przegubem i zdominował.
  ― Louis ― rzucił ochryple. ― Jesteś tam? Louis!
Siłując się cały czas z charczącym Marcelem, podniósł głowę i zobaczył w uchylonych drzwiach pobladłą buzię ucznia.
  ― Na dół ― sapnął. ― Biegnij na dół.
Szarpnął się, nie pozwalając Marcelowi odwrócić ich pozycji, a potem jeszcze raz z wściekłością zdzielił go po gębie, dysząc ciężko.
Nie było mu łatwo utrzymać tak masywnego mężczyzny na ziemi. Bardzo pomógłby gaz, który podarował Louisowi, ale mógł się domyślić, że chłopak nie za często miewał go przy sobie.
  ― Spokój, skurwielu. Powiedziałem, spokój. Chciałeś zgwałcić tego chłopaka. Chciałeś go, kurwa, zgwałcić.
  ― Kkhhim… hyyy, kurwaaa… hessteś…
  ― Zamilcz, śmieciu. I ani drgnij. Ani. Kurwa. Drgnij.
Zdjął przegub z jego gardła, oddychając ciężko, i powoli się podniósł. Omiótł spojrzeniem zakrwawioną twarz Marcela. Otarł dłonią w skórzanej rękawicy własną krew, sączącą się z rozciętej wargi i z nosa, który mimo wszystko nie był chyba złamany.
Brutalnie kopnął Marcela w brzuch w tej samej sekundzie, w której ten usiłował się szybko poderwać, i szybkim krokiem ruszył do drzwi, przed wyjściem rzucając ostatnie spojrzenie na pobojowisko.
Prawie wpadł na Louisa, który stał na korytarzu.
  ― Dlaczego nie jesteś na dole ― sapnął do niego i chwycił go mocno za przegub, po czym zbiegli obaj ze schodów, mimo że Marcel chyba za nimi nie biegł.
Już na zewnątrz, przed klatką, Spassky wziął głęboki oddech, popatrzył na przerażonego chłopca i zagarnął go do siebie bez słowa. Przytulił go do swej twardej piersi i przycisnął wargi do jego czoła, brudząc je krwią.
Louis mógł doskonale poczuć, jak mocno łomocze mężczyźnie serce.


Blake - 2018-08-24, 15:25

Wszystko wydarzyło się tak szybko. W jednej chwili znajdował się na podłodze w łazience, a w drugiej mijał szarpiących się mężczyzn, wybiegając na korytarz. Coś jednak powstrzymało go przed zbiegnięciem. Zamiast tego zatrzymał przy drzwiach, przysłuchując się odgłosom dobiegającym z mieszkania. Serce waliło mu w piersi ze strachu - bał się nie tylko o siebie, ale również o Spassky’ego.
Dopiero gdy znaleźć się na dole, a mężczyzna przyciągnął go do siebie, Louis odetchnął z ulgą. Wtulił się w silne ciało, przy nim czując się całkowicie bezpiecznie.
- Znowu narobiłem ci kłopotów - wymamrotał w jego klatkę piersiową. - Przepraszam.
Dłuższą chwilę zajęło im uspokojenie się. W końcu jednak Louis odsunął się i dopiero wtedy dostrzegł krew na twarzy mężczyzny. Strach, który odczuwał, zamienił się teraz w niepokój o stan nauczyciela.
- Krwawisz - wydusił, choć było to całkowicie zbędne. Położył dłoń na twarzy Spassky’ego i przesunął palcem po jego rozciętej wardze, ścierając krew. - Bardzo boli?
Wiedział, że powinni jak najszybciej odjechać spod mieszkania Marcela, ale nie mógł przestać wpatrywać się w obrażenia nauczyciela. Znów czuł, że wszystko było jego winą i tylko namieszał.


Koss Moss - 2018-08-24, 16:04

           Elijah otarł nadgarstkiem w rękawicy krew z podbródka i potrząsnął krótko głową.
  ― To nic. Chodź ― polecił, jeszcze zasapany, po czym zamknął jego dłoń w swojej i zaprowadził przed budynek, a potem w miejsce, gdzie zostawił motocykl.
W pośpiechu zabrał tylko jeden kask, który teraz bez większej refleksji nasunął na głowę chłopca.
Wyglądało na to, że zdążył, zanim do czegokolwiek doszło. Chłopiec był ubrany, wyglądał na całego i zdrowego, i tylko śmiertelnie pobladł ze strachu.
Wsiadł na motocykl, spojrzał na nastolatka.
  ― Chodź, wskakuj. Złap się mnie. Już wszystko dobrze, zabiorę cię stąd.
Uśmiechnął się krzywo, jakby próbował dodać mu otuchy, i włączył silnik, który dość donośnie wdarł się w ciszę późnego wieczora.


Blake - 2018-08-24, 16:42

Louis zagapił się na motocykl, do tej pory pewny, że pojadą samochodem. Pozwolił nasunąć sobie kask na głowę i w końcu wsiadł za mężczyzną, obejmując go ramionami. Nigdy nie jechał motocyklem, a musiał przyznać, że ta maszyna robiła wrażenie. Nie potrafił jednak cieszyć się z przejażdżki po takich przeżyciach. Wciąż był przerażony tym, co wydarzyło się w mieszkaniu Marcela. I wciąż niepokoił się obrażeniami nauczyciela. Miał nadzieję, że poza obitą twarzą, nic mu się nie stało.
Wtulił się w silne ciało, powoli się uspokajając. Znów czuł przyjemne ciepło, które powoli zaczęło wypełniać jego klatkę piersiową. Zakochał się. Zakochał się w swoim nauczycielu i teraz był już tego pewny.
Dojazd do domu Spassky’ego zajął im piętnaście minut. Najwyraźniej mężczyźnie nawet przez myśl nie przyszło, żeby odwieźć Louisa do kamienicy, w której ten mieszkał.
Gdy zsiedli z motocykla, chłopak bez namysłu ponownie przywarł do mężczyzny, szukając w nim oparcia.
- Przepraszam - powtórzył. Złapał jego dłoń i pociągnął go za sobą do domu, jakby to on był właścicielem. - Chodź, musimy cię opatrzyć.


Koss Moss - 2018-08-24, 17:23

           Gdy już znaleźli się w garażu, mężczyzna znów zagarnął go do siebie i wygładził jego zmierzwione po zdjęciu kasku włosy. Przez chwilę trwali tak, nim dzieciak wymamrotał coś o opatrywaniu.
  ― Chłopcze ― westchnął ― martw się lepiej o siebie.
Ruszył za młodzieńcem, który chciał wyjść z garażu przez bramę, i pociągnął go lekko w stronę na pierwszy rzut oka niewidocznych, bo schowanych za samochodem wewnętrznych drzwi, które prowadziły bezpośrednio na korytarz.
  ― Chodź tędy.
Brama garażu zamknęła się za nimi powoli, kiedy tylko Spassky przyłożył kciuk do czytnika, żeby dostać się do domu.
Objął chłopca w pasie i poprowadził go do salonu. Sam wszedł do łazienki, zostawiając otwarte drzwi. Stanął przed lustrem, zdjął rękawice i obmył twarz wodą.
  ― Nic ci nie zrobił, Louisie? ― rzucił, spoglądając w bok, na stojącego na dywanie gościa. ― Co się w ogóle stało?
Wytarł krew spod nosa, który już nie krwawił; potem przyłożył do wargi chusteczkę i ruszył do kuchni, żeby zrobić młodemu coś na uspokojenie.


Blake - 2018-08-24, 17:52

Podążył za mężczyzną, wchodząc za nim do kuchni. Oparł się o framugę drzwi, obserwując jego poczynania.
- Nie… - mruknął i aż nim wstrząsnęło, gdy przypomniał sobie pasek w rękach Marcela. Gdyby Spassky się spóźnił, mogłoby skończyć się to dla niego bardzo źle. - Um, wróciłem do domu, ale okazało się, że matka urządziła imprezę. Nie chciałem siedzieć w mieszkaniu pełnym pijanych gości, więc zadzwoniłem po Marcela.
Przeczesał nerwowo swoje brązowe włosy, widząc spojrzenie mężczyzny. Ten nie wyglądał na zadowolonego.
- Wiem. Nie musisz nic mówić. - Westchnął. - Ale i tak ciągle mi pomagałeś, a obiecałem sobie, że dam ci spokój, więc… No i pojechaliśmy do niego. - Spuścił wzrok, zażenowany. - Trochę się całowaliśmy, ale… eee… nie zgodziłem się na nic więcej i wtedy on się wściekł.
Wiedział, że wszystko to, co teraz opowiadał nauczycielowi, przeczyło jego wcześniejszym słowom. Na wycieczce sugerował przecież, iż chce uprawiać seks z Marcelem, a teraz szczerze wyznał, że nie chce. Wychodził na kłamcę, ale tym razem przecież nie mógł skłamać. Musiał opowiedzieć mężczyźnie, co się wydarzyło.
- Znów mnie uratowałeś. - Prychnął. - Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę.


Koss Moss - 2018-08-24, 23:29

           Młodzieniec musiał mieć swoje powody, żeby zrezygnować ze swych zamiarów spędzenia upojnych chwil w ramionach Marcela – i miał do tego pełne prawo, a skurwysyn nie powinien był go dotknąć.
Jednostki, jakimi Spassky gardził najbardziej na świecie, to takie, którym fiut przyćmiewał zdrowy rozsądek. Nie żałował ani jednego ciosu, którym obdarował tego idiotę. Gdyby nie pojęcie o konsekwencjach prawnych w przypadku bardziej dotkliwego pobicia, tych ciosów spadłoby o wiele więcej.
Może nawet o jeden za dużo.
  ― Zaczynam się przyzwyczajać.
Spassky wstawił wodę i włożył do estetycznego kubka ziołową mieszankę. Doprawił łyżką jakiegoś rozpuszczalnego proszku, zalał wszystko wrzątkiem i postawił na stole.
  ― Wypij to, gdy trochę wystygnie. Zrobi ci się lepiej.
Podszedł do chłopca i znów zagarnął go ramieniem do swojej piersi, przez chwilę tarmosząc ciemne włosy.
Naprawdę zaczął dbać o tego dzieciaka. Nawet nie potrafiłby powiedzieć, kiedy.
  ― Nigdy. Więcej. Tak nie rób. Nigdy.


Blake - 2018-08-24, 23:50

Louis z przyjemnością przywarł do silnego ciała, ciesząc się z każdego dotyku mężczyzny. W pewnym momencie odchylił się, stanął na palcach i przywarł wargami do szorstkiego policzka. Jego wzrok przesunął się na usta Spassky’ego, ale nie przekroczył ponownie tej granicy, nie chcąc zostać odepchniętym. Choć tak bardzo chciał go pocałować! Nie wiedział, czy było w tym momencie coś, czego chciałby bardziej.
- Obiecuję - szepnął, dotykając nosem gorącej szyi. Wciągnął jej zapach, uśmiechając się błogo. W ramionach tego mężczyzny czuł się wyjątkowo dobrze.
Gdy przeszli do salonu, a Louis usiadł na wygodnej kanapie, zadał pytanie, które pojawiło się w jego głowie, gdy jeszcze jechali motocyklem.
- Myślisz, że da mi spokój? - zapytał, stawiając kubek z parującym naparem na stoliku. - Wie, gdzie mieszkam. I gdzie pracuję.
Zagryzł wargę, naprawdę obawiając się tego, iż Marcel może szukać z nim kontaktu. Spassky mógł go wystraszyć, ale wcale nie musiało być to skuteczne na tyle, by działać na dłuższą metę.
- Nie chciałbym ponownie go spotkać - przyznał szczerze, podciągając jedno kolano pod brodę. - Przeraził mnie bardziej niż mój wujek.
Znów się otwierał, znów mówił szczerze, co myśli. A jeszcze tydzień temu, na wycieczce, nic nie zwiastowało tego, że ponownie wyląduje w domu swojego nauczyciela i będzie opowiadał mu o swoich uczuciach.


Koss Moss - 2018-08-25, 02:48

           Spassky zabrał ze stołu dwa kieliszki z resztkami czerwonego wina i zaniósł je do kuchni – chłopiec mógł się domyślić, że ktoś u niego niedawno był, mało tego, że Elijah rzucił wszystko, by do niego pojechać mimo że pił.
Po powrocie do salonu mężczyzna postawił na stoliku przed uczniem plastikowe pudełko ze świeżą sałatką z kurczakiem.
  ― Myślę ― powiedział, kierując kroki do barku, by nalać sobie whisky ― że powinieneś bardzo na siebie uważać, Louisie. Nie błąkać się samotnie, gdy robi się ciemno. Nie chodzić w odludne miejsca. Nie potrafię powiedzieć, na ile chory jest ten człowiek, więc zawsze miej przy sobie gaz pieprzowy.
Ze szklanką z bursztynowym napojem usiadł obok dzieciaka i przyglądał mu się długo.
Tak niewiele brakowało. Nie wiedział, do czego był zdolny Marcel, ale cieszył się, że…
Że Louis był już tutaj, obok niego, kruchy i bezbronny, ale bezpieczny.
Wykrzywił wargi w pokrzepiającym wyrazie.
  ― Pracę można zmienić. O ile pamiętam, nie miałeś w niej lekko. Akurat… mógłbym dla ciebie coś mieć.
Widząc na twarzy Louisa brak przekonania, pociągnął zdrowo ze szklanki (pił chyba trochę za szybko, ale bardzo tego potrzebował) i zwilżył usta językiem, nim wyjaśnił, co miał na myśli.
  ― Pokojówka mi się zwolniła. Chyba za dobrze jej płaciłem i pojechała do Japonii. Jeszcze nie znalazłem nikogo, kto by ją zastąpił.


Blake - 2018-08-25, 12:14

Louis wydał z siebie ciężkie westchnienie. Znów wpakował się w tarapaty, a konsekwencje jego działań mogą się za nim ciągnąć jeszcze bardzo długo. Sam już nie wiedział, co on sobie myślał, kiedy jechał do Marcela, którego przecież wcale tak dobrze nie znał. Ale zaraz potem przypominał sobie, że do Spassky’ego też przyjechał, choć prawie nic o nim nie wiedział. Chyba naprawdę powinien zacząć uważać, bo do tej pory zachowywał się co najmniej lekkomyślnie.
- Chcesz, żebym dla ciebie pracował? - Aż odwrócił się bardziej w stronę nauczyciela, całkowicie zaskoczony propozycją. - Żebym tu przychodził i przebywał w twoim domu?
Przez chwilę patrzył tylko na mężczyznę, przesuwając wzrokiem po jego przystojnej twarzy, na której widoczne już były delikatne zmarszczki, po jego długich, ciemnych włosach…
Oblizał dolną wargę, by następnie uśmiechnąć się leniwie, z zadowoleniem.
- Po prostu przyznaj, że chciałbyś zobaczyć mnie w samym fartuszku…
Jego wzrok zjechał na wargi nauczyciela, które lśniły teraz od pitego przez niego alkoholu. Louis tak bardzo chciał go pocałować, że to aż bolało.


Koss Moss - 2018-08-26, 19:19

           Elijah zaśmiał się ochryple, a potem podniósł się i poszedł dolać sobie więcej whisky, tym razem dodając trochę lodu.
  ― Może i chciałbym ― powiedział. ― Ale nie miałbym okazji. Sprzątałbyś głównie pod moją nieobecność. Wracam do domu dość późno – codziennie trzeba zająć się takimi kwestiami jak napełnienie i opróżnienie zmywarki, zrobienie prania. Od czasu do czasu zmyć podłogi czy umyć okna. Pilnować, żeby ten dom pozostawał w takim stanie, w jakim widzisz go obecnie. Weekendy miałbyś wolne. Nie jest to może szczyt marzeń dla kogoś o twoich możliwościach. Ale może odłożyłbyś sobie coś na studia.
Wspomniał o nich, jakby nie brał pod uwagę, że chłopak może w ogóle ich nie rozważać.
  ― Zastanów się. Mogę poczekać jeszcze chwilę.
Wrócił na kanapę i uśmiechnął się kątem warg, widząc to intensywne spojrzenie.
Wypił jeszcze trochę, z wolna coraz bardziej się rozluźniając. Sięgnął do swojego obolałego karku i rozmasował go machinalnie, przechylając głowę to w jedną, to w drugą stronę.
  ― Zjedz, zanim pójdziesz spać.


Blake - 2018-08-26, 20:27

- Mógłbyś mieć - odpowiedział od razu, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. - Przecież wiesz.
Z pewną dozą niepewności wziął kubek z ziołowym naparem, powąchał go i po zastanowieniu upił trochę. Nie był to najlepszy napój, jaki pił w życiu, ale nie był też tak zły, jak się tego spodziewał.
- Chciałbym odłożyć kasę na wynajęcie jakiegoś pokoju - wyznał, przysuwając się do nauczyciela. - Naprawdę chcę się wynieść od matki, a studia… - Pokręcił głową, uśmiechając się krzywo. - Nie mam pojęcia, dlaczego tak wierzysz w moje możliwości, skoro ciągle cię zawodzę.
Odstawił kubek na stolik i zerknął krótko na sałatkę. Wyglądała całkiem smakowicie, a on nie jadł od kilku godzin, ale…
- Zaraz zjem.
Zupełnie niespodziewanie, bez żadnego ostrzeżenia, w dwóch ruchach wdrapał się na kolana Spassky’ego, siadając na nim okrakiem. Uśmiechnął się i przesunął dłońmi po jego ramionach, wyczuwając silne, twarde mięśnie. Siła mężczyzny sprawiała, że coś w nim wręcz drgało z podniecenia.
Zaskoczenie widoczne na twarzy nauczyciela tylko pogłębiło jego uśmiech.
- Nie muszę się zastanawiać - szepnął, przesuwając wzrokiem po przystojnej twarzy, która teraz znajdowała się bardzo blisko, choć dla Louisa wciąż zbyt daleko. Miał świadomość tego, że właśnie przekroczył granicę, której nie wolno mu było przekraczać, ale znów nie potrafił się powstrzymać. Spassky po raz kolejny wyciągnął go z tarapatów, a serce szatyna było zbyt wyczulone na takie sytuacje, by nie zareagować. - Chętnie zostanę twoją pokojówką.


Koss Moss - 2018-08-28, 19:40

           Elijah uniósł nieznacznie brwi – chyba nigdy nie przyzwyczai się do tych nieprzewidywalnych zachowań, do tej młodzieńczej bezpośredniości. Nawet nie podejrzewał, że chłopak może jeszcze nie mieć dosyć – po tym, jak się to dzisiaj prawie skończyło.
Musiało mu się bardzo chcieć, ale dlaczego w takim razie odmówił Marcelowi?
Czy odmówiłby też jemu – w ostatniej chwili?
Co za tym stało?
  ― Louisie ― zaczął, jakby chciał go skarcić, i postawił prawie pustą już szklankę na podłokietniku. Bez żadnego ostrzeżenia, w okamgnieniu chwycił młodzieńca za biodra i jednym szarpnięciem zrzucił go z siebie, a następnie, nie dając mu ani chwili wytchnienia, pochylił się nad nim, przytłaczając go swoimi pokaźnymi gabarytami. Gdy Louis sięgnął przed siebie, chcąc objąć lub odepchnąć swego oprawcę, Spassky złapał go za nadgarstki, pociągnął do góry i przyparł szczupłe ręce do kanapy nad głową młodzieńca. W następnej sekundzie drugą ręką lekko, ale precyzyjnie ścisnął chudą szyję chłopca i poddusił go, choć jedynie na moment.
Tylko po to, by go przestraszyć.
  ― Przestań mnie prowokować ― wyartykułował te słowa powoli, mrukliwie, jeszcze przez moment trzymając dłoń na jego gardle. ― Dobrze, syneczku?


Blake - 2018-08-28, 21:30

Louis odetchnął głębiej, gdy wylądował nagle na plecach, zrzucony z kolan mężczyzny. Zaraz został też unieruchomiony, na co zareagował zaskoczonym jękiem. Choć miał szeroko otwarte oczy i uważnie obserwował ruchy nauczyciela, to jednak nie wydawał się przestraszony. Wręcz przeciwnie, jego usta ułożyły się w figlarny uśmieszek. Z pewnością nie zareagowałby tak, gdyby na miejscu Spassky’ego znalazł się Marcel.
- Nie - odpowiedział krótko i szczerze. Nie chciał przestać. Wierzył, że jego śmiałe zachowanie w końcu przyniesie oczekiwany efekt, skoro miał już pewność, że mężczyzna naprawdę się o niego troszczy. - Lubię to robić.
Spróbował się poruszyć, ale nie było to łatwe, kiedy matematyk przyciskał go do kanapy, prezentując całą swoją siłę. A Louis poczerwieniał na policzkach, przypominając sobie swój ostatni sen, w którym mężczyzna w jednoznaczny sposób pokazywał mu, o ile silniejszy jest od niego, biorąc go przy ścianie w nieznanym chłopakowi miejscu.
Zrobiło mu się od tego gorąco.
- Och.


Koss Moss - 2018-08-29, 19:09

           Przyspieszonym oddechem Louis pieścił jego usta; spojrzeniem rozszerzonych oczu omiatał męską twarz. Odległość narzucana przez nauczyciela była niewielka, a jego siła duża i chyba podniecało to ich obu; Elijaha przewaga i zależność uroczego chłopięcia (nawet po tym wszystkim wciąż nie potrafił zignorować jego urody), młodzieńca zaś poczucie bezradności, bycia całkowicie zdanym na czyjąś łaskę.
Mężczyzna raz jeszcze wziął głęboki oddech i odwrócił lekko głowę, jakby prowadził ze sobą wewnętrzną walkę.
Jednak nie pozostał obojętny: czuł doskonale gorącą krew, która spłynęła w dół jego ciała do tego jednego, konkretnego punktu, budząc specyficzny dyskomfort, przytępiając rozsądek w jeszcze większym stopniu niż alkohol.
Przeleci go, jeśli natychmiast tego nie przerwie. Wypcha te niewyparzone usteczka całym sobą i przerżnie je, o ile nie ustanowi z tym chłopcem wreszcie jakiejś granicy.
Ale trudno to zrobić, gdy tak naprawdę żadna ze stron tego nie chce.
Elijah puścił nagle ręce Louisa i wstał, przy czym lekko się zachwiał. Zabrał szklankę i bez słowa poszedł do sypialni, w której ostatnio spał nastolatek. Wypiwszy resztkę alkoholu, otworzył szufladę z pościelą, wyciągnął świeże narzuty, rzucił je na łóżko i w tym momencie poczuł na plecach dotyk delikatnych rąk.
Zareagował instynktownie. Odwrócił się niespodziewanie i jednym ruchem porwał nadgarstki Louisa do góry. Potem szarpnął go w stronę ściany i przyparł do niej mocno, by bez ostrzeżenia wgryźć się w delikatną szyję na tyle agresywnie, że wywołał u ucznia jęk bólu.
Powinien się w końcu nauczyć, czym kończy się prowokowanie facetów takich jak on. Wątpił, by ten wulgarny dzieciak mimo wszystko był w stanie udźwignąć jego potrzeby.


Blake - 2018-08-29, 20:17

Nie mógł za nim nie pójść. Widział przecież, jak mężczyzna toczy walkę z samym sobą, najwyraźniej próbując zachować między nimi chociaż odrobinę dystansu. Tylko że przegrywał i Louis doskonale widział to na jego twarzy, gdy ten wstał nagle i wyszedł z pomieszczenia. Nic dziwnego, że chłopak za nim podążył.
Spotkanie ze ścianą było niespodziewane i niezbyt przyjemne, ale szatyn i tak wyprężył się, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej nauczyciela. Nauczyciela, który wgryzł się w jego szyję, jakby był wampirem. W pierwszej chwili Louis zareagował bolesnym jękiem na ten atak, nieprzygotowany i zupełnie nieobeznany z tak silnym i władczym traktowaniem jego ciała, ale zaraz wypchnął biodra do przodu, szukając większego kontaktu.
- Właśnie tak - wydusił, a jego przyspieszony oddech był jedynym słyszalnym dźwiękiem w pustym domu.
W głowie kręciło mu się od ust Spassky’ego, które nie odrywały się od jego szyi, z pewnością zostawiając kilka siniaków. Ale Louisowi się to podobało, wszystko w tym mężczyźnie mu się podobało. Tylko na dnie jego otępiałego umysłu wciąż krążyło pytanie, dokąd ich to wszystko zaprowadzi i kiedy będzie musiał przyznać się, że nie ma wcale takiego doświadczenia, na jakie wskazuje jego zachowanie.


Koss Moss - 2018-08-30, 20:18

           Za późno było na przemyślenia, dokąd to prowadzi. Louis dostał, czego chciał. Elijah się złamał. Całował i kąsał długą szyję, jedną ręką ściskając chude nadgarstki, a drugą wiodąc w dół młodego ciała. Zatrzymał palce na biodrze Reida i przytrzymał go w miejscu. Czuł, jaki chętny i gorliwy jest nastolatek. Nie wyczuwał natomiast żadnego oporu, żadnych granic i ani cienia strachu, gdy coraz swobodniej używał wobec niego siły.
Nie myślał już o tym, że chłopak mógłby nagle podnieść jakikolwiek sprzeciw. Nie myślał już chyba o niczym.
Z biodra jego dłoń zsunęła się na szczupłe udo i chwyciła je pewnie, a potem zadarła do góry. Zmusił chłopca do objęcia się nogą w pasie, dając mu zarazem poczuć po raz pierwszy, że nie pozostał obojętny na to usilne kuszenie. Przywarł kroczem do krocza Louisa; od razu wyczuł tę drobną wypukłość – nastolatek był na niego tak strasznie napalony. To tylko rozochociło go jeszcze bardziej.
Nie było na co czekać. Naprawdę nie było.
Chwycił brzeg koszulki Louisa i szarpnął go do góry. Przerwał pocałunki i puścił ręce młodzieńca, by zdjąć niepotrzebny fragment odzienia przez głowę i rzucić gdzieś za siebie. Od razu omiótł spojrzeniem szczupłe, apetyczne ciało – och, nie potrafiłby znaleźć w nim choćby jednej skazy.
Znów przypadł do dzieciaka, zagarnął go do siebie, chwycił władczo za pośladki i podniósł bez większego trudu. Trzymając młodzieńca w górze i dysząc na jego wilgotną skórę, odwrócił się do łóżka i zachwiał się, a następnie runął do przodu – runęli obaj, na szczęście wprost na miękki materac.
Elijah zaśmiał się ochryple i przesunął wyżej, zawisając nad dość bezradnym wobec jego poczynań młodzieńcem. Ulokował się wygodnie między długimi nogami, wspierając na masywnych ramionach. Pochylił się nisko, dysząc wprost na rozchylone usta, a potem bezmyślnie zniwelował ten centymetr, który ich dzielił; w głowie mu szumiało, nie chciał się już nad niczym zastanawiać.
Jego pocałunek nie należał do czułych, był za to głęboki i smakował jak whisky.


Blake - 2018-08-30, 20:38

Louis pamiętał swój pierwszy raz z dziewczyną - dosyć niezręczny i nieśmiały, a przy tym bardzo delikatny. Bał się, żeby nie zrobić jej krzywdy, wszystkim się stresował… Nie dało się tego porównać z tym, co działo się teraz w gościnnej sypialni, w domu jego nauczyciela.
Gdy poczuł usta mężczyzny na swoich i język, który szybko utorował sobie drogę między jego ustami, jęknął z przyjemności, całkowicie się poddając. Oddawał pocałunek najlepiej, jak potrafił, choć jego doświadczenie było skromne. Wyciągnął dłonie i sięgnął nimi do włosów Spassky’ego - ściągnął gumkę, odrzucił ją niedbale w bok i wplótł palce w gęste, ciemne kosmyki. Podobały mu się te włosy, tak jak podobało mu się wszystko w tym mężczyźnie. Ale wiedział, że zanim posuną się dalej (wciąż miał w głowie to uczucie, gdy nauczyciel przycisnął swoje krocze do jego, pokazując, jak bardzo jest podniecony), będzie musiał wyznać prawdę.
Pociągnął dość mocno za włosy Spassky’ego, choć jego usta pragnęły więcej tych namiętnych, obezwładniających pocałunków.
- Elijah - szepnął, patrząc na niego zamglonym wzrokiem. - Muszę… muszę ci coś powiedzieć.
Mężczyzna jednak nie chciał go słuchać i znów przywarł wargami do jego szyi, podążając powoli w dół. Jego ręce tymczasem błądziły po ciele Louisa, który nie potrafił się przez to skupić.
- Och… poczekaj… - Jęknął przeciągle, poruszając się niespokojnie na materacu. - Ja muszę… - Przymknął oczy, odetchnął głęboko i wyznał swój sekret tak szybko, że zabrzmiało to niemalże jak bełkot. - Nigdy nie robiłem tego z mężczyzną!


Koss Moss - 2018-09-01, 15:36

           Spassky uniósł głowę, wyraźnie odurzony. Popatrzył na twarz chłopca półprzytomnym spojrzeniem, oddychając ciężko przez rozchylone, wilgotne usta. Chłopiec był zarumieniony, zadyszany i podekscytowany. Chciał się pieprzyć, chciał oddać mu to, czego odmówił Marcelowi.
Pierwszy raz…?
Trochę go to otrzeźwiło. W istocie, dość łatwo było zapomnieć, że leży pod nim siedemnastolatek. Mały, ciekawski siedemnastolatek, który zapewne naoglądał się pornografii, a teraz chce to wszystko wypróbować na sobie.
  ― Szlag ― syknął; puścił chude ciało, podniósł się i usiadł na krawędzi łóżka, by przeczesać sobie nerwowym gestem rozpuszczone włosy.
  ― Do diabła z tobą, dzieciaku.
Pochylony, znów prowadził ze sobą ciężką walkę. Nawet tak podpity miał pełną świadomość, że to nie powinno tak wyglądać.
Co on w ogóle wyczyniał.
  ― Masz w ogóle pojęcie, co ty wyprawiasz? ― wychrypiał, odwracając się powoli przez ramię, by łypnąć na młodzieńcze oblicze. ― Pomyślałeś chociaż przez chwilę, jak się do tego zabierasz? Nie, oczywiście, że nie… Nie masz pojęcia, co robisz. Do jasnej cholery, Louis, dlaczego nie możesz… Dlaczego nie możesz mi odpuścić, raz.


Blake - 2018-09-01, 16:01

W jednej chwili czuł na sobie silne, gorące ciało, a w drugiej leżał sam na materacu, odurzony niedawną bliskością mężczyzny. Przymknął na chwilę oczy, odetchnął głęboko, żeby choć trochę się uspokoić, a następnie uniósł się do siadu, ze zdezorientowaniem patrząc na silne plecy nauczyciela i jego pochyloną głowę.
- Elijah…? - zapytał niepewnie, nie wiedząc, jak powinien się zachować. Wiedział, że reakcja mężczyzny na jego wyznanie może być gwałtowna, bo przecież od tygodni świadomie wprowadzał go w błąd, ale tego się nie spodziewał.
Zawahał się, gdy mężczyzna spojrzał na niego, wyglądając na naprawdę zrezygnowanego. Louis jeszcze go takiego nie widział.
- Ja… - zaczął, ale sam nie wiedział, co chce powiedzieć, więc zamilkł.
Zbliżył się na czworakach do matematyka i niepewnie objął go ramionami, siadając tuż za jego plecami. Wyglądał przy tym bardzo krucho, obejmując od tyłu znacznie większego i silniejszego mężczyznę.
- Przepraszam. Ja… naprawdę chciałem to z tobą zrobić. Nadal chcę. - Przycisnął gorące wargi do jego pleców w czułym pocałunku. - Nawet nie wiesz…


Koss Moss - 2018-09-01, 17:33

           Spassky zaśmiał się gorzko, ochryple.
  ― Wiem, że chcesz.
Wziął głęboki oddech, a potem odwrócił się do chłopca bokiem i zagarnął go do swej twardej piersi. Oparł podbródek o miękkie włosy, ułożył dłonie na plecach młodzieńca i zamknął oczy. Przez chwilę trwali tak, nie mówiąc ani słowa, blisko siebie, każdy z nich oddychający trochę szybciej niż normalnie, każdy z nich trochę rozpalony.
  ― Nie powiedziałbym ― wychrypiał w końcu Elijah. ― Zachowywałeś się… jakbyś… ― Urwał, odetchnął. ― Jestem pijany. Zmęczony ― zakończył, ojcowskim gestem gładząc dzieciaka po łopatce, a zarazem ignorując pulsujący wzwód.
Louis nie był jak ten chłopiec, którego przed chwilą wykopał ze swojego łóżka i domu. Nigdy taki nie był. Elijah po prostu… nie chciał go przelecieć. Czuł się jak skurwysyn, ilekroć przyłapywał się na myśleniu o tym.
To tylko dzieciak. Tylko. Zagubiony. Dzieciak.


Blake - 2018-09-01, 18:27

- Wiem - szepnął, wtulając twarz w klatkę piersiową Spassky’ego. - Po prostu… przy tobie czuję się inaczej.
Westchnął. Czuł, że gorąca, pełna uniesień noc, której wizja jeszcze przed chwilą była dla niego czymś pewnym, teraz zaczęła blednąć, zastąpiona widokiem udręczonego mężczyzny. Louis jeszcze nie widział go tak rozdartego i zmęczonego. Rozumiał jednak, że ten może czuć się zmęczony po całym dniu (z pewnością nie spodziewał się tej bójki z Marcelem na koniec) i zszokowany jego wyznaniem. Chłopak musiał po raz kolejny przełknąć rozczarowanie i próbować dalej.
Rzucił krótkie spojrzenie na wyraźny wzwód, który uwypuklał spodnie nauczyciela, samemu czując dokładnie to samo. Westchnął jednak w myślach, ignorując podniecenie. Jak nie dziś, to jutro.
- W porządku - mruknął, odsuwając się od mężczyzny. Głos miał miękki i ciepły, a jego usta wygięły się nawet w lekkim uśmiechu. Zaraz jednak pochylił się z powrotem i pocałował go zupełnie inaczej niż jeszcze dziesięć minut temu, niemalże czule. - Po prostu połóż się ze mną i chodźmy spać.
Był podniecony, a jego ciało wręcz lgnęło w stronę tego drugiego, silniejszego i bardziej doświadczonego, ale Louis nie potrzebował seksu, żeby czuć się szczęśliwym. Bo teraz, przy tym konkretnym mężczyźnie, właśnie tak się czuł, a jego serce wręcz puchło od ilości uczuć, z którymi nie potrafiło sobie poradzić.


Koss Moss - 2018-09-01, 19:17

           Mężczyzna nie odpowiedział na pocałunek i wyraźnie się zawahał; w końcu jednak puścił chłopca i wstał, odsuwając od niego ręce.
Ruszył do drzwi sypialni. Wyglądało na to, że wyjdzie, znów zostawiając go samego. A jednak w progu odwrócił się przez ramię.
  ― Moja sypialnia ― powiedział cicho ― jest na górze. Po lewej stronie.
Zamknął się w łazience, skąd po chwili dało się słyszeć dźwięk odkręconej pod prysznicem wody.
Na górę wrócił w szlafroku i bieliźnie. Wszedł do przestronnej, nowoczesnej sypialni, w której centrum stało zasłane błękitem, ogromne wodne łóżko: mogłoby pomieścić spokojnie cztery osoby.
Na jego brzegu przysiadł prześliczny chłopiec, nieśmiało usadawiając się na wyjątkowo wygodnym materacu. Zapewne nigdy jeszcze nie miał okazji zaznać takiego komfortu. Elijah pomyślał nagle o warunkach, jakie młodzieniec musiał mieć w domu. Nigdy nie widział jego mieszkania, ale sama okolica nie wydawała się najprzyjemniejsza.
  ― Połóż się ― zachęcił chłopca i smagnął palcem panel przy drzwiach, co sprawiło, że na okna zaczęły nasuwać się ciemne zasłony, odcinając ich od zewnętrznych blasków.
Zapalił światło, powiesił szlafrok na oparciu krzesła. Potem, w samej bieliźnie, zbliżył się do łóżka i odgarnął ciepłą, miłą w dotyku kołdrę.
Położył się na plecach w pewnej odległości od Louisa. Zamknął oczy.
  ― Dlaczego ― mruknął z pewnym zmęczeniem ― odmówiłeś temu Marcelowi?


Blake - 2018-09-01, 19:48

Kiedy wszedł do sypialni Spassky’ego, poczuł się trochę przytłoczony. Cały dom był bardzo nowoczesny, ładnie urządzony i z daleka dało się wyczuć, że właściciel jest bogaty, ale jednak to właśnie sypialna nauczyciela najbardziej wpłynęła na chłopca. Rozglądał się po pomieszczeniu, siedząc na wygodnym materacu (to był pierwszy raz, kiedy siedział na łóżku wodnym) i starał się nie przyrównywać wszystkiego do swojego mieszkania w kamienicy. Poza tym, choć cała sypialnia prezentowała się naprawdę ładnie i robiła wrażenie, Louisowi wydawało się, że całość jest trochę bezosobowa, jakby brakowało w tym wszystkim ciepła. Ale może po prostu był zbyt zmęczony, by dostrzec coś więcej poza lśniącymi powierzchniami.
Gdy mężczyzna wszedł do sypialni, chłopak obserwował go uważnie, nie odzywając się. Nastrój matematyka uległ tak nagłej zmianie, że Louis sam już nie wiedział, co o tym myśleć. Dlatego ułożył się po drugiej stronie łóżka, na boku, nie przysuwając się do mężczyzny. Znów wyczuwał między nimi barierę, która go dezorientowała.
W odpowiedzi na pytanie nauczyciela wzruszył jedynie ramionami, ale widząc jego przymknięte oczy, postanowił się odezwać. Było to jednak wyjątkowe trudne, bo przecież nie mógł wyznać mu swoich uczuć!
- Nie jestem pewien - zaczął, starając się zebrać myśli. - Był przystojny. I dobrze całował. - Prychnął, przypominając sobie, jak to się skończyło. - Ale myśl, że to właśnie on miałby być pierwszym facetem, z którym miałbym zrobić coś więcej, mnie odrzucała. - Przekręcił się na plecy, wzdychając z irytacją. - Nie umiem tego wytłumaczyć.
Umiał, ale nie chciał mówić. Spassky przecież nie angażował się w relacje (Mark był tego najlepszym przykładem, a Louis doskonale go pamiętał), a już na pewno nie z nastolatkiem. Mógłby co najwyżej wyśmiać jego zauroczenie, a przynajmniej tak widział to wszystko chłopak.


Koss Moss - 2018-09-01, 20:13

           Dom Spassky’ego rzeczywiście wydawał się momentami wręcz sterylny: próżno było szukać na wierzchu osobistych przedmiotów – pamiątek z podróży czy oprawionych fotografii. Bardziej przypominał hotel, mieszkanie z katalogu lub luksusowe biuro niż własne miejsce na świecie, do którego chce się wracać po ciężkim dniu. Jego wnętrze było nowoczesne, a wręcz futurystyczne, ale nawet pomimo zdobiących je dzieł sztuki i roślin – oficjalne i puste. Elijah wydawał się jednak tego zupełnie nie dostrzegać. Być może nie miał potrzeby wprowadzania w swój perfekcyjny świat emocjonalnych akcentów, które zniszczyłyby jego porządek.
  ― Może powinieneś ― powiedział, odwracając głowę ku chłopakowi i otwierając oczy; chwilami odrobinę plątał mu się język ― wziąć się za takich w swoim wieku, jak większość twoich rówieśników. Skoro chcesz tylko zaspokoić ciekawość, znajdź kogoś, kto jest w takiej samej sytuacji. To naprawdę nie musi być stary facet. Nie musi mieć żadnego doświadczenia, żebyś mógł to dobrze wspominać.


Blake - 2018-09-01, 20:29

Louis jęknął z frustracji.
- Dlaczego ciągle to robisz? - sapnął, ponownie przekręcając się na bok i patrząc mężczyźnie w oczy. - Czemu ciągle próbujesz mnie do siebie zniechęcać? Nie rozumiesz, że to nie działa?
Zachowanie Spassky’ego naprawdę drażniło chłopaka, który zupełnie nie potrafił go zrozumieć. Powoli zaczynał żałować, że w ogóle przyznał się do swojego braku doświadczenia. Gdyby tego nie zrobił, teraz pewnie ocierałby się o nagie ciało mężczyzny, a nie wysłuchiwałby jego kolejnych prób odsunięcia go od siebie. Miał ochotę krzyczeć z frustracji.
- Nie chcę nikogo w swoim wieku, Elijah. Oni mnie nie interesują. - Spojrzał mu w oczy, jakby tym spojrzeniem mógł go przekonać do swoich racji. - Chcę ciebie.
Patrzył na niego w ciszy jeszcze kilka sekund, nim odwrócił wzrok. Jego policzki pokryły się nieznaczną czerwienią, jakby był zawstydzony, choć przecież nie wstydził się nawet wtedy, gdy mężczyzna rzucił go na łóżko i zaczął błądzić dłońmi po jego ciele.
- I nie chcę tylko zaspokoić ciekawości - burknął, usilnie na niego nie patrząc. Naprawdę się wstydził.


Koss Moss - 2018-09-01, 21:03

           Elijah przekręcił się na bok i podparł głowę na dłoni, wbijając w twarz chłopca intensywne spojrzenie. Mógłby przysiąc, że właśnie go zawstydził czy zakłopotał, choć rzadko kiedy miał okazję oglądać u niego ten wyraz – nawet w najintymniejszych chwilach Louis wydawał się taki pewny siebie.
Widząc w nim tę zmianę, mężczyzna bez trudu wyczuł, że wkroczył na jakiś drażliwy temat. Nie był tak niedomyślny, jak wydawało się nastolatkowi. Wiedział, że chłopak się w nim zadurzył. Domyślał się również, jak sobie to zadurzenie tłumaczył – ale nigdy nie było mu dane znaleźć w słowach czy zachowaniach Louisa jednoznacznego tego potwierdzenia.
  ― Nigdy tego nie robiłeś, więc chcesz sprawdzić, czy będziesz czerpał z tego przyjemność. To oczywiste. Oczywiste i normalne w twoim wieku. Sprawdzanie ― rzekł, trochę go prowokując. ― Poszukiwanie swojej tożsamości wśród rozmaitych opcji. Ustanawianie… preferencji.


Blake - 2018-09-01, 21:24

Louis zmarszczył brwi, z wyraźnym niezadowoleniem słuchając leżącego bok mężczyzny. Jak on go czasem denerwował!
Przymknął na chwilę oczy, policzył do pięciu, żeby się uspokoić, i znów na niego spojrzał.
- Nie siedzisz mi w głowie, Elijah - burknął, patrząc na niego zaskakująco chłodno, jak na fakt, iż przed chwilą wyglądał na całkowicie zażenowanego - więc przestań mówić tak, jakbyś wiedział, co myślę. Powiedziałem ci już: nie chodzi o żadną ciekawość, czy cholerne sprawdzanie. Inaczej przespałbym się z Marcelem albo z kimkolwiek innym, kto byłby dla mnie atrakcyjny.
Przekręcił się na plecy. Cała ta rozmowa wydawała mu się coraz bardziej absurdalna i tylko go denerwowała. A przecież w pokoju gościnnym, jeszcze nie tak dawno, było tak przyjemnie! I nawet teraz mogłoby być, gdyby mężczyzna znów nie zaczynał mówić tak, jakby wiedział lepiej, co dla Louisa jest dobre.
- Gdybym nie powiedział ci, że nigdy nie robiłem tego z facetem, przerżnąłbyś mnie i obaj bylibyśmy zadowoleni - powiedział chłodno, gapiąc się w jasny sufit. - Przecież wiem, że tego chciałeś; czułem to. - Podkreślił przedostatnie słowo, uśmiechając się ironicznie. - Więc w czym problem? Przeszkadza ci moje niedoświadczenie? Nie lubisz rozdziewiczać?
Louis nawet nie był świadomy, że podnosi głos. Serce waliło mu w piersi ze zdenerwowania. Wcale nie musieli uprawiać seksu, mogli po prostu iść spać, przytuleni do siebie i chłopak byłby zadowolony. Ale jak zwykle nic nie mogło być tak proste, jakby tego chciał...


Koss Moss - 2018-09-01, 21:59

           Mężczyzna wziął głęboki wdech i wyciągnął rękę, by chwycić Louisa za policzki i zwrócić jego twarz ku sobie.
  ― Alkohol ― rzucił mrukliwie, przytrzymując go tak, że nastolatek nie miał możliwości odwrócić głowy ― odebrał mi rozum. Jesteś dzieciakiem. Ja… jestem dorosły.
Puścił go i uśmiechnął się ze znajomą nutą pobłażliwości. Potem znów spoczął na plecach i pokręcił z niedowierzaniem głową.
  ― Nie pieprzę dzieciaków. Nie chcę cię pieprzyć. Z prostego powodu…
Westchnął ciężko, przysłaniając oczy przegubem.
  ― Seks miesza wam w tych młodych głowach. I owszem ― wymruczał, wiedząc, że będzie to dla Louisa bolesne ― wolę doświadczonych kochanków. Skąd mógłbyś wiedzieć, jak zaspokoić mężczyznę. Lepiej zabierz się za chłopców.


Blake - 2018-09-01, 22:25

Chłopak już miał na końcu języka ciętą ripostę odnoszącą się do wypitego przez mężczyznę alkoholu, gdy nagle zamarł. Szeroko rozwartymi oczami wpatrywał się w osobę, do której poczuł coś, czego nie czuł nigdy wcześniej, i coś dusiło go w piersi. Cieszył się, że Spassky na niego nie patrzy; że zasłonił oczy, bo Louis nie potrafił ukryć bólu, jaki poczuł po jego słowach.
Chciał powiedzieć mu, że wie, iż ten kłamie. Przecież widział, jak mężczyzna go pragnie. Alkohol był tylko kiepską wymówką. Elijah naprawdę go chciał. Ale czy na pewno? Im dłużej o tym myślał, tym nachodziły go coraz większe wątpliwości. W końcu Spassky był pewny doświadczenia Louisa, a kiedy ten wyznał prawdę, odsunął się od niego. Czy naprawdę chodziło o doświadczenie? Czy naprawdę, według mężczyzny, Louis nie nadawał się nawet do tego?
Szatyn zawsze był wygadany. Słynął z tego, że nigdy nie wiedział, kiedy zamilknąć. Miał odpowiedź na wszystko. I trwało to właśnie do tego momentu, bo gdy otwierał usta, nie wydobywał się spomiędzy nich żaden dźwięk. Coś ściskało go za gardło i nie pozwalało mówić.
Nie powiedział więc nic. Bez słowa zsunął się z wygodnego łóżka i podszedł do drzwi. Nawet nie odwrócił się, żeby zerknąć na leżącego mężczyznę. Opuścił pomieszczenie, zszedł po schodach i skierował się do sypialni, w której już kiedyś spał.
Pościel, którą udało im się wcześniej zrzucić, wciąż leżała na podłodze, więc sięgnął po nią i zaczął przygotowywać łóżko do spania. Nie był płaczkiem, rzadko płakał i teraz też nie zamierzał, ale ucisk w piersi był ogromny. Wszystko w tym pokoju przypominało mu o gorących pocałunkach nauczyciela i jego bliskości, która sprawiała, że czuł się bezpiecznie. Powoli zaczynał żałować, że nie położył się w salonie.


Koss Moss - 2018-09-03, 20:31

           Kiedy chłopiec wyszedł z sypialni następnego ranka, zastał pana domu w nieoficjalnych, luźnych ubraniach w kuchni, ze szpatułką w dłoni, przygotowującego omlet o bardzo przyjemnym zapachu.
  ― Louis.
Elijah odwrócił się przez ramię na dźwięk kroków i obrzucił młodą twarz uważnym spojrzeniem. Czuł się już zdecydowanie lepiej niż poprzedniego wieczora – trzeźwiej, pewniej, ale też nie do końca w porządku.
Powiedział wczoraj coś, co prawdopodobnie odsunie od niego Louisa na zawsze.
I coś, co nijak nie miało się do rzeczywistości.
  ― Śniadanie zaraz będzie. I, Louis…
Napełnił kubek z kawą wrzątkiem.
Nie mógł tego tak zostawić. Chłopak jeszcze zrobi sobie krzywdę. Nastolatkowie potrafią wszystko wyolbrzymiać. Był świadom, że cała wczorajsza sytuacja z Marcelem miała miejsce tylko dlatego, że on go odrzucił.
Był świadom, że gdyby spóźnił się minutę lub dwie, mógłby rozmawiać teraz ze straumatyzowanym, przerażonym wrakiem człowieka.
Był świadom, że to nie była zabawa, i że należało jakoś zapobiec eskalacji przykrych zdarzeń.
  ― Chodź. ― Wyciągnął do niego rękę. ― Nie rób min, chodź do mnie. Musimy trochę porozmawiać. Wyjaśnić kilka spraw.
Zagarnął dzieciaka do swej piersi, zarzucił mu ramię na barki i wsunął w jego dłoń szpatułkę, a następnie pokierował jego ruchami.
  ― Wczoraj popełniłem wielki błąd, doprowadzając się do takiego stanu ― przyznał, przechylając lekko głowę; otarł się lekko policzkiem o miękkie włosy chłopca. ― Musisz mi to wybaczyć, Louisie. Jesteś młody, atrakcyjny i nieustępliwy. Potrafisz być przekonujący, ale to nie usprawiedliwia mojego zachowania. Nie chcesz i nie powinieneś być tak traktowany przez mężczyzn, chłopcze.


Blake - 2018-09-03, 20:56

Louis nie spał najlepiej tej nocy. Choć łóżko było przyjemnie miękkie i ciepłe, to jego głowę zaprzątało zbyt wiele myśli, żeby mógł się zrelaksować. Jeśli miał nadzieję, chociaż malutką, że mężczyzna podąży za nim, gdy zszedł do gościnnej sypialni, to nadzieja ta bardzo szybko umarła. A on, kiedy wstał rano, nie czuł się wcale lepiej, niż w chwili, w której kładł się sam w boleśnie zimnym, pustym łóżku.
Kiedy spojrzał w lustro w łazience, od razu dostrzegł spore sińce pod oczami, które wcale nie czyniły go atrakcyjniejszym. Chociaż w tym momencie i tak nie miało to żadnego znaczenia, jak szybko stwierdził w myślach. Druga rzecz, jaka od razu zwróciła jego uwagę, to dwie ogromne malinki, jakie widniały z lewej strony jego szyi. Choćby chciał, nie mógł ich ukryć.
Widok siniaków na ciele, tak ewidentnego dowodu odrzucenia, wzburzył go na tyle, że kiedy wszedł do kuchni, wciąż był kłębkiem nerwów.
Dzień dobry - przywitał się cicho, obrzucając mężczyznę krótkim spojrzeniem.
Nie wiedział, co ze sobą zrobić, ale nauczyciel zaraz znalazł mu zajęcie, przyciągając go do siebie. Louis zamrugał, odetchnął głębiej i pokornie pozwalał poruszać swoją dłonią, która trzymała szpatułkę, choć przecież takie zachowanie w ogóle nie było do niego podobne.
- W porządku - mruknął. Nie potrafił tak stać, objęty przez Spassky’ego i wysłuchiwać jego “tłumaczeń” oraz kolejnych pouczeń. Wyswobodził się więc i odsunął od niego na stosowną odległość. - Wczoraj wszystko zrozumiałem. Nie musimy o tym gadać.
W głowie miał kilka ciętych uwag dotyczących wczorajszego zachowania mężczyzny, ale powstrzymał się przed ich wyartykułowaniem. Zamiast tego podszedł do jednej z szafek, w której mężczyzna trzymał szklanki (coraz lepiej orientował się w tym domu, choć był w nim dopiero drugi raz), by po chwili nalać sobie do jednej z nich soku pomarańczowego, który stał w dzbanku na blacie. Pozornie wydawał się spokojny, ale w środku wszystko się w nim burzyło od wciąż przeżywanych emocji.


Koss Moss - 2018-09-09, 11:58

           Dokończył przygotowywanie posiłku, zaniósł talerze do stołu i przygotował kawę. Nie mógł wiedzieć, co kryje się za tym pozornym spokojem, był więc niemal gotów pogratulować dzieciakowi dojrzałego podejścia. Tak będzie lepiej – wiedział o tym – i był gotów wspierać Louisa w jego przyszłych wyborach, jeśli tylko będą rozsądniejsze niż ten ostatni.
Liczył na to, że sytuacja z Marcelem czegoś go nauczyła. To przecież mądry chłopak – nie powinien więcej ryzykować w tak głupi sposób tylko po to, żeby zaspokoić prymitywne potrzeby.
Zjedli w zasadzie w ciszy, ale pod koniec posiłku przerwał ją telefon Spassky’ego. Mężczyzna odłożył sztućce na właściwie pusty już talerz, zerknął na wyświetlacz, a potem poderwał się i opuścił kuchnię, wyraźnie nie chcąc lub nie mogąc rozmawiać z tą osobą przy Louisie.
Kolejny kochanek?
  ― Chłopcze ― zaczął, wchodząc do kuchni; wyglądał dość blado. ― Będę musiał teraz wyjść. Chcesz tutaj zostać, czy gdzieś cię zawieźć?


Blake - 2018-09-09, 13:06

Wspólny posiłek okazał się dla Louisa prawdziwą torturą. Grzebał widelcem w omlecie, choć jego żołądek od dawna dawał o sobie znać. Udało mu się jednak przełknąć większość posiłku, nawet jeśli nie czuł przy tym żadnego smaku.
Gdy mężczyzna opuścił kuchnię, Louis odetchnął głęboko, przykładając na chwilę czoło do blatu stołu. Był tak zajęty przeżywaniem wydarzeń poprzedniego dnia, że nawet nie zauważył bladości na twarzy Spassky'ego i zdenerwowania, które ten rzadko okazywał.
- Jeśli ci się spieszy, to mogę na razie tutaj zostać.
Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Mógł poprosić mężczyznę o podwózkę do kamienicy, a zamiast tego wybrał samotne siedzenie w domu nauczyciela, gdzie wszystko przypominało mu o jego porażce i tym, jak został odrzucony. Ale najwyraźniej miał coś w sobie z masochisty, bo kiedy zamknął drzwi za Spassky’m, od razu podążył do jego sypialni.
Wchodzenie tam nie miało żadnego sensu. Louis doskonale o tym wiedział, ale i tak pchnął drzwi od pomieszczenia, wchodząc do środka. Rozejrzał się po nieskazitelnym wnętrzu, a gdy jego wzrok padł na łóżku, jego serce zabiło mocniej. Ciekaw był, ilu mężczyzn znalazło się przed nim w tej sypialni…
Na białym, skórzanym fotelu dostrzegł czarny golf matematyka. To była tylko jedna rzecz, która chociaż trochę burzyła wrażenie bezosobowości. Chłopak podszedł do mebla, wziął golf, podniósł go do twarzy i zaciągnął się wciąż wyczuwalnym zapachem nauczyciela. Pokręcił głową, rozbawiony własnym zachowaniem - gdyby kilka miesięcy wcześniej ktoś mu powiedział, że tak mu odbije na punkcie jakiegoś faceta, to dostałby od niego w twarz.
Wciąż z uśmiechem na ustach, acz ciężkim, przygniatającym uczuciem w piersi, położył się na wodnym łóżku, przytulając policzek do czarnego ubrania. Gdyby tylko kryło się pod nim upragnione, silne ciało…

Louis powoli otworzył oczy i zamrugał. Rozejrzał się nieprzytomnie po jasnej sypialni, dopiero po chwili przypominając sobie, że został sam w domu Spassky’ego. Musiało mu się przysnąć… Do jego zaspanego umysłu dopiero po chwili dotarł powtarzający się, niezwykle drażniący dźwięk, który w końcu skojarzył mu się z dzwonkiem do drzwi. Zawahał się, ale w końcu wybiegł z sypialni, zbiegł po schodach i z rozmachem otworzył drzwi wejściowe, nawet nie sprawdzając, kto stoi po drugiej stronie.
Mina trochę mu zrzedła, kiedy ujrzał wysokiego (na pewno wyższego od Louisa), smukłego chłopaka, o pięknej, pociągłej twarzy… Wyglądał jak zdjęty z jakiejś okładki.
Szatyn zmarszczył brwi, opierając się o framugę. Domyślał się, kim był ten młody mężczyzna (musiał być starszy od Louisa, ale na pewno nie więcej, niż siedem lat) i wcale mu się to nie podobało.
- A ty coś za jeden?


Koss Moss - 2018-09-09, 13:30

           Chłopak rzeczywiście był bardzo zadbany. Nosił markowe ubrania: dopasowane spodnie, oksfordki i zawadiacko niedopiętą koszulę. Pachniał eleganckimi perfumami. Włosy miał zaczesane do tyłu, a usta błyszczały mu, jakby czymś je nasmarował. Mógł być studentem.
Uśmiechnął się kątem warg, chyba nie traktując Louisa zbyt poważnie. Zajrzał mu przez ramię do środka, ale nie zobaczył nigdzie pana domu, więc westchnął, zmuszony do załatwienia sprawy z nastolatkiem.
  ― Morgan Abbey. Jest twój tata? ― zapytał, opierając się nonszalancko o framugę. Najwyraźniej Louis o czymś nie wiedział… Lub ten chłopak pomylił domy (jeśli w ogóle było to możliwe – modernistyczny dom Elijaha był przecież bardzo charakterystyczny). W każdym razie z całą pewnością nie zwracał się do osoby, do której sądził, że się zwraca. ― Pisałem do niego. Zostawiłem ostatnio parę rzeczy, wpadłem odebrać. Mogę wejść?
Już i tak prawie wszedł: jedną stopą połowicznie przekroczył próg i dawno już wdarł się w strefę intymną Louisa, próbując zapewne wymusić uległe odstąpienie.


Blake - 2018-09-09, 13:53

- Tata? - powtórzył, prychając. - Jeśli masz na myśli Elijaha, to go nie ma. A jeśli naprawdę szukasz mojego ojca, to możesz dać mi znać, gdy go znajdziesz. Chętnie go poznam.
Uśmiechnął się sztucznie i oparł o framugę w taki sposób, żeby jedną ręką tarasować wejście. I tak czuł już, jak nieznajomy, rzekomo zwany Morganem, niemalże się o niego opiera, próbując wejść do środka. Louis nie zamierzał go wpuszczać.
- Ostatnio, czyli kiedy? - dopytał, mgliście przypominając sobie kieliszki po winie i naczynia stojące na stole, które mignęły mu przed oczami, gdy wczoraj przyjechał z mężczyzną. Był jednak zbyt zajęty panikowaniem, by skupiać się na takich szczegółach. - I nie, nie możesz wejść. Jak Elijah wróci, to powiem mu, żeby do ciebie zadzwonił.
Raz jeszcze otaksował chłopaka wzrokiem. Musiał przyznać, że ten był naprawdę niezły. I jeśli wczoraj to właśnie z nim… To tłumaczyłoby, dlaczego nie chciał Louisa, który, gdy patrzył w lustro, nie widział modela ubranego w najlepsze ciuchy, a przeciętnego chłopaka z patologicznego domu. Bolało.
- Coś jeszcze?


Koss Moss - 2018-09-09, 14:23

           Morgan uniósł leciutko brew, teraz obdarzając Louisa nieco bardziej zaciekawionym spojrzeniem. Wydawał się mocno zdziwiony możliwością, by Louis był dla Elijaha kimś innym niż członkiem rodziny, choć jednocześnie nie zdawał się zazdrosny czy zirytowany.
  ― W ostatni weekend ― odpowiedział uprzejmie, uśmiechnął się, a potem po prostu wepchnął się do środka, używając tyle siły, ile musiał. ― Wybacz, ale ich potrzebuję. Tylko gdzie on mógł je schować…
Poszedł na górę, prosto do sypialni Elijaha, i omiótł schludnie posprzątane pomieszczenie spojrzeniem. Nie znalazł, czego szukał, więc wyciągnął telefon i okręcił się w miejscu, czekając na połączenie; na próżno.
  ― Będzie szybciej, jeśli mi pomożesz ― zwrócił się w końcu do zapewne sfrustrowanego Louisa, mimo wszystko z uśmieszkiem. ― Wiesz, gdzie Elly zwykle chowa krępujące rzeczy?


Blake - 2018-09-09, 14:55

Louis przeklinał swoje ciało i to, że nigdy nie należał do zbyt silnych. Dlatego był zmuszony wpuścić Morgana do środka i podążyć za nim, kiedy ten bez pytania wszedł do sypialni mężczyzny.
Gdy stanął w progu, zerknął tęsknie na golf, który porzucił na łóżku, a następnie przeniósł wzrok na niezapowiedzianego gościa i coś ścisnęło go w piersi. W jakiś sposób ten widok nim wstrząsnął - nieznajomego, atrakcyjnego chłopaka, który stał na środku sypialni Spassky’ego i szukał swoich rzeczy. Może był tu nawet więcej niż raz... Właśnie wtedy do Louisa dotarło, że nauczyciel wcale nie potrzebuje go w swoim życiu; że Louis wtargnął w nie siłą, chcąc, by mężczyzna się nim zainteresował, ale teraz był już pewien, że to się nie stanie. Po tym, co usłyszał wieczorem i dziś zobaczył… Nie miał już złudzeń. Nigdy nie będzie Morganem, czy nawet Markiem, a Spassky nigdy nie będzie go chciał.
- Nie, nie wiem, gdzie Elly… - prychnął, kręcąc głową na to absurdalne, w jego mniemaniu, zdrobnienie - trzyma “krępujące rzecz”, cokolwiek masz na myśli. - Wywrócił oczami, choć gula w jego gardle z każdą chwilą stawała się coraz większa. - Radź sobie sam.
Wyciągnął telefon i wybrał numer mężczyzny. Miał nadzieję, że ten szybko wróci, a on będzie mógł wyjść z tego domu i nigdy już do niego nie wracać.


Koss Moss - 2018-09-09, 15:05

           Morgan popatrzył na chłopca z pewnym rodzajem rozbawienia, pokręcił głową i podszedł do szafy garderobianej, którą następnie otworzył i zaczął przeglądać, szukając swoich rzeczy wśród starannie wywieszonych garniturów, jak i w szufladach.
W tym czasie Louis dzwonił do Elijaha. O dziwo, choć mężczyzna nie raczył odebrać połączenia od Morgana, od ucznia odebrał już po trzecim sygnale.
Może wcześniej nie słyszał dzwonka.
  ― Nie wrócę zbyt szybko, Louisie ― powiedział zamiast „halo”; mówił dość cicho, jakby w pośpiechu. ― Chcesz pewnie wrócić już do domu. Możesz po prostu wyjść i zatrzasnąć drzwi. Zamówię ci taksówkę, tak?


Blake - 2018-09-09, 16:24

- Nie, nie chcę taksówki, Elijah - mruknął, patrząc na plecy Morgana. - Jest tutaj twój znajomy. Przyszedł po te, no wiesz, krępujące rzeczy, których ostatnio używaliście - Starał się brzmieć ironicznie, ale ciężko mówiło mu się o tym wszystkim. W szczególności, że nieznajomy chłopak znajdował się w tym samym pomieszczeniu, b Louis nie chciał zostawiać go samego w sypialni mężczyzny. - Nie chciałem go wpuszczać, ale można powiedzieć, że nie dał mi wyboru...
Przypomniał sobie, jak Morgan wepchnął się na siłę do domu i skrzywił się. Musiał coś zrobić ze swoim ciałem, bo drażniło go, że każdy może go przestawiać, jak tylko sobie chce. I to dosłownie.
- Zresztą, nieważne. Możesz mi powiedzieć, gdzie je schowałeś, żeby mógł już sobie iść? Chyba że chcesz, żeby przeszukał ci całą szafę, Elly... - Tak bardzo chciał brzmieć, jak pełen dystansu dzieciak, który śmieje się tylko z głupiego zdrobnienia, ale jego głos był zbyt ciężki i pełen negatywnych emocji, żeby się to udało.


Koss Moss - 2018-09-09, 16:56

           Elijahowi nie spodobało się to, co usłyszał.
  ― Jaki znajomy? ― dopytał ostro w przypływie adrenaliny, ale uspokoił się trochę, gdy usłyszał znajome imię. Westchnął ciężko i na chwilę przysłonił oczy dłonią. ― Daj mi go do telefonu.
Poczekał chwilę, nerwowo stukając butem w szpitalną posadzkę.
  ― Tak?
  ― Nie możesz tak wpadać bez zapowiedzi, Morgan, i wchodzić do mojego domu jak do siebie ― zaczął w tonie reprymendy.
  ― Pisałem do ciebie. I dzwoniłem. Nie odbierałeś. Potrzebuję moich ciuchów.
  ― Są w szufladzie łóżka od strony okna. W reklamówce. Zabierz je i wyjdź.
  ― Nie zamierzałem inaczej. Pa, tatuśku.
Elijah wziął głęboki wdech, słysząc dźwięk przerwanego połączenia, i wybrał raz jeszcze numer ucznia. Odebrał Louis, któremu Morgan musiał już oddać telefon.
  ― Chłopcze, nie otwieraj więcej nikomu drzwi pod moją nieobecność ― polecił stanowczo. ― Wydawało mi się, że nie muszę ci tłumaczyć, czym to grozi. Nie wiem, kiedy wrócę… To może się przeciągnąć. Może powinieneś wrócić do domu.
  ― Panie Spassky? ― z sali obok wyjrzała pielęgniarka. Mężczyzna odsunął od ucha telefon.
  ― Tak?
  ― Jest w tej chwili w śpiączce farmakologicznej… Uszkodzony staw kolanowy, pęknięta w dwóch miejscach kość udowa… Miał dużo szczęścia, panie Spassky. Bardzo dużo szczęścia. Przy takiej prędkości…
Elijah przełknął ciężko ślinę i zakończył połączenie.
  ― Mogę go już zobaczyć?

           Jeśli Louis postanowił zostać u Elijaha cały dzień, doczekał się gospodarza dopiero późnym wieczorem, po dwudziestej drugiej. Mężczyzna wszedł do domu, nie spodziewając się nikogo. Był zmoknięty – wybiegł na zewnątrz, narzuciwszy jedynie skórzaną kurtkę, ale nie przewidział, że pod koniec dnia rozpęta się burza.
Zapalił światła, włączył system alarmowy i ruszył prosto do barku z alkoholem, kichając. Ociekający z wodą, napełnił szklankę whisky i napił się łapczywie, krzywiąc się na znajomy smak.
Z samego rana czekała go znów praca, ale dziś czuł się, jakby miał zaraz skonać. Coś na rozgrzanie powinno odrobinę pomóc wygrać z tym przykrym stanem.


Blake - 2018-09-09, 19:31

Gdy Morgan wyszedł, zabrawszy swoje rzeczy, Louis spędził w domu mężczyzny jeszcze godzinę, nim udał się na autobus. W pobliżu nie było żadnego przystanku autobusowego, więc musiał iść dosyć długo, ale wolał długi spacer, niż siedzenie samotnie w domu nauczyciela. Szczególnie po tych niespodziewanych odwiedzinach, które do reszty zepsuły mu humor.
Nie chciał wychodzić bez pożegnania, więc zostawił list na stole w jadalni. Kartkę i długopis znalazł w gabinecie mężczyzny, a kiedy zaczął pisać, nie mógł się zatrzymać, choć chciał zostawić jedynie jednozdaniową notkę.

Przepraszam, że wpuściłem Morgana. Byłem zaspany i otworzyłem drzwi bez zastanowienia, a on się wepchnął do środka, mając gdzieś, że wcale mu na to nie pozwalam. Zrobiłem obiad - nic specjalnego, bo w Twojej lodówce niewiele znalazłem, ale i tak mam nadzieję, że będzie Ci smakowało.
Po tym, co wczoraj powiedziałeś... I po tym, jak zobaczyłem Morgana... ̶T̶o̶ ̶b̶o̶l̶a̶ł̶o̶ Dużo myślałem i doszedłem do wniosku, że siłą wpieprzyłem Ci się w życie, oczekując, ̶ż̶e̶ ̶z̶w̶r̶ó̶c̶i̶s̶z̶ ̶n̶a̶ ̶m̶n̶i̶e̶ sam nie wiem, czego. Ale uświadomiłem sobie w końcu, że jestem zbędny i ubzdurałem sobie coś, czego nie ma. Dlatego sądzę, że powinieneś znaleźć sobie nową sprzątaczkę, a ja zostanę na zmywaku. Jeśli Marcel mnie odwiedzi... Trudno, jakoś sobie poradzę.
Louis


Koss Moss - 2018-09-09, 20:18

           Nazajutrz nie zjawił się w pracy: na zastępstwie pojawiła się inna matematyczka i oznajmiła, że pan Spassky się rozchorował i pozostanie na zwolnieniu do końca tygodnia, co jednych rozczarowało, innych ucieszyło. Louis nie musiał się martwić o niezręczne sytuacje.
Nie spodziewał się pewnie telefonu, który zadzwonił dokładnie w tej samej minucie, w której rozbrzmiał dzwonek kończący jego ostatnią lekcję.
Na wyświetlaczu pojawił się numer matematyka.
Elijah dzwonił do chłopca z ociekającego deszczem samochodu, w którym siedział z lekko wymiętym listem w dłoni.
  ― Chłopcze? ― podjął ochryple, gdy sygnał oczekiwania na połączenie ucichł. ― Jestem na stacji benzynowej za szkołą, byłbym rad, gdybyś mógł tutaj przyjść.


Blake - 2018-09-09, 20:36

Louis zmartwił się, gdy usłyszał, że nauczyciel matematyki się rozchorował, ale powstrzymał odruch, żeby do niego zadzwonić lub napisać i zapytać, jak się czuje. Ostatecznie, to nie była jego sprawa i nie powinien się wtrącać. A przynajmniej tak sobie wmawiał, cały czas gryząc się z myślami.
Gdy zobaczył na wyświetlaczu numer nauczyciela, zawahał się, ale w końcu odebrał.
- Um… spoko - wymamrotał, nie spodziewając się, że mężczyzna będzie chciał się spotkać. Skoro był chory, to powinien leżeć w łóżku i się kurować, a nie przyjeżdżać po niego, nie wiadomo po co.
Schował telefon do kieszeni, założył kurtkę i pożegnawszy kiwnięciem głowy znajomych, wyszedł ze szkoły. Od razu zarzucił na głowę kaptur i skulił się, chroniąc się przed deszczem. Pogoda była koszmarna i kiedy dotarł do samochodu mężczyzny, był już cały mokry.
- Hej - przywitał się, zajmując miejsce pasażera. - Coś się stało?
Jego wzrok podążył do kartki papieru, którą trzymał Spassky. Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział, kładąc plecak pod nogami. To mógł być jego list, ale wcale nie musiał.
- Jak się czujesz?


Koss Moss - 2018-09-09, 21:03

           Elijah wyglądał źle – oczy miał podkrążone, jakby w ogóle nie spał, a zwykle schludnie zaczesane włosy dziś takie nie były – jakby w pośpiechu po prostu je zebrał i związał, nie bawiąc się w ugładzanie. Oprócz tego, że był wyraźnie chory, śmierdział papierosami.
  ― Chcę porozmawiać o tym, co do mnie napisałeś ― powiedział, uruchamiając silnik. Położył list za skrzynią biegów i zaczął wycofywać samochód. ― O tym, co to wszystko ma znaczyć, Louis. Nie zamierzam być twoim kochankiem, ale to nie znaczy, że jesteś zbędny. Albo że pozwolę ci teraz przebywać w miejscach, w których ten człowiek może cię napastować po tym, co zrobił ostatnio. Widzę, że już ochłonąłeś, chyba aż za bardzo…
Uśmiechnął się krzywo i kiedy chłopiec wyjrzał za okno, zrozumiał, że nie jest wieziony ani do domu, ani do swojego miejsca pracy, w którym powinien się pojawić w ciągu godziny.
  ― Nie będziesz tam pracował… ― obwieścił Elijah i zamki w samochodzie kliknęły; chłopiec został w nim uwięziony.


Blake - 2018-09-09, 21:23

- Poradzę sobie, Elijah - jęknął, patrząc z irytacją na swój list. Kiedy go pisał, wydawało się to dobrym pomysłem, ale teraz już nie był tego taki pewny. - Właśnie, że jestem. Poza tym… - Westchnął. - Nie rozumiesz, że nie potrafię być przy tobie i nie być przy tobie? A skoro mnie nie chcesz, co dosyć wyraźnie oznajmiłeś, to… Chcę ci dać spokój. Powinieneś się cieszyć.
Westchnął ponownie i zapatrzył się na widok za oknem. Zaraz jednak zmarszczył brwi, a gdy usłyszał kliknięcie zamków, cały się spiął.
- Co? Nie możesz mi mówić, gdzie mam pracować, a gdzie nie! - Szarpnął klamkę, choć wiedział, że to i tak nic nie da. - To jest idiotyczne. Za godzinę zaczynam pracę i zamierzam się tam pojawić. Otwieraj drzwi.
Widząc niewzruszenie na twarzy mężczyzny, założył ramiona na piersi i wściekłym wzrokiem wpatrzył się w przednią szybę oraz krople deszczu, które uderzały o nią w jednostajnym rytmie. Nie bał się, oczywiście, ale i tak poczuł adrenalinę w żyłach. Nikt nie lubił być zamykany i według niego to była znaczna przesada. Cała ta sytuacja pozwoliła mu jednak na chwilę zapomnieć o głównym temacie ich rozmowy, który był dla niego bardzo zawstydzający.


Koss Moss - 2018-09-09, 21:55

           Chłopak nie miał wielkiego wyboru. Mógł się buntować i obrażać do woli – Elijah nie wyglądał, jakby można było w jakikolwiek sposób namówić go do zmiany zdania. Nawet nie krył się z tym, że niejako porwał go i właśnie gdzieś wywoził.
  ― Albo dostajesz wszystko, czego chcesz, albo nie bierzesz nic? ― kontynuował ten niewygodny temat z krzywym uśmieszkiem. Zatrzymał samochód na światłach i szybko otarł spocone od gorączki czoło wyciągniętą ze schowka chusteczką, patrząc przed siebie, na zalewaną strugami wody szybę. ― Ależ zachłanne podejście, Louis. ― Wytężył wzrok i zwiększył obroty wycieraczek, gdyż ulewa stawała się coraz bardziej zaciekła. ― Niestety, skoro już „wpieprzyłeś mi się w życie” ― mruknął ochryple, mocniej wykrzywiając wargi ― musisz ponieść tego konsekwencje. Nie oczekuj, że cię z niego wypuszczę, bo masz taki kaprys. Trzeba było myśleć wcześniej.


Blake - 2018-09-09, 22:12

- To nie zachłanność - burknął, a jego policzki, co było rzadkością, poczerwieniały. Znów był zawstydzony, bo Elijah zmuszał go do rozmowy o czymś, co zawsze wprawiało go w zażenowanie. - Nie rozumiem, dlaczego tak się uparłeś. I dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że to dla mnie za dużo; że nie zniosę więcej takich Morganów, jak ten z wczoraj? Ugh! - Ze złości uderzył pięścią o swoje udo, nie chcąc w pełni przyznawać się do swoich uczuć. I tak w swoim mniemaniu powiedział już za dużo.
Wziął kilka uspokajających oddechów, nim ponownie spojrzał na mężczyznę, a na jego twarzy odmalowała się troska pomieszana ze złością.
- Jak ty w ogóle wyglądasz? - syknął, kręcąc głową. - Powinieneś leżeć w łóżku, a nie po mnie przyjeżdżać! Przez to wszystko jeszcze walniemy w jakiś słup albo inne cholerstwo. - Skrzywił się. - Wziąłeś jakieś leki dzisiaj? Byłeś u lekarza? Boże, czasem tak bardzo mnie denerwujesz, że sobie nawet nie wyobrażasz…
Cała ta złość, jaką teraz z siebie wylewał na mężczyznę, tylko pokazywała, jak bardzo Louis się o niego martwił. Może był tylko nierozgarniętym nastolatkiem, który sobie coś wymyślił, ale kiedy patrzył na Elijaha i jego mokrą od potu twarz, myślał tylko o tym, żeby położyć go do łóżka, ugotować mu coś ciepłego i się nim zająć. Jeśli nauczyciel wciąż myślał, że chodzi mu tylko o jedno, to bardzo się mylił.


Koss Moss - 2018-09-09, 22:22

           Spojrzał na chłopca wyraźnie zaskoczony tym wybuchem; uniósł brwi i pokręcił z niedowierzaniem głową. Louis zachowywał się nietypowo. Chyba jeszcze nigdy nie widział go tak wściekłego. Nie potrafił jednak traktować go poważnie. Ten chłopak należał do osób, które nawet w apogeum złości wyglądały bardziej zabawnie niż groźnie.
  ― Właśnie od niego wracam ― wyjaśnił spokojnie, chyba po raz pierwszy reagując na jego troskę inaczej niż pobłażliwym zignorowaniem wszelkich pytań.
Zjechał na ulicę, która prowadziła do zamieszkiwanej przez niego dzielnicy.
  ― Aż tak jesteś zazdrosny? ― rzucił jak gdyby od niechcenia. ― Najlepiej, żebym był tylko dla ciebie, co, zachłanny chłopczyku?


Blake - 2018-09-09, 22:42

- Nie jestem zachłanny - powtórzył, choć brzmiał już spokojniej. - Ale tak, jestem zazdrosny, przyznaję. I nic na to nie poradzę.
Odwrócił się w stronę bocznej szyby, żeby na niego nie patrzeć. Rozpoznawał okolicę i wiedział, że znów jechali do domu mężczyzny. Jeszcze wczoraj obiecał sobie, że tu nie wróci, a dzień później znów tu był i to nie z własnej woli.
- Nie mam pojęcia, czemu uznałeś, że porwanie mnie jest świetnym pomysłem… - skrzywił się - ale skoro już tu jestem, to trzeba się tobą zająć. Wyglądasz strasznie. - Odruchowo poklepał nauczyciela po kolanie, a kiedy zorientował się, co zrobił, znów się zaczerwienił.
Dystans, Louis, powtarzał w myślach. Dystans.
- Um… - Odchrząknął. - Wiem, że zaraz mi powiesz, że nie chcesz pomocy, bo przecież jesteś takim dużym, odpowiedzialnym mężczyzną... - Wywrócił oczami. - Ale jesteś chory i potrzebujesz kogoś, kto się tobą zajmie, więc żadnych sprzeciwów. - Postukał palcem w klamkę. - Sam się na to skazałeś.


Koss Moss - 2018-09-10, 07:05

           Mężczyzna parsknął – lub może kichnął – zanim jednak zdążył coś odpowiedzieć, został zmuszony do hamowania tak gwałtownego, że zarówno nim, jak i Louisem, mocno szarpnęło. Na szczęście obaj byli przypięci pasami. Samochód prześliznął się jeszcze kilka metrów po mokrej jezdni i zatrzymał się, potrącając (lub prawie potrącając, nie mogli tego stwierdzić bez wysiadania) jakieś ranne, pełznące po ulicy zwierzę. Przez zalaną deszczem szybę trudno było stwierdzić, czy był to mały pies, czy może jakiś kot.
  ― Cholera ― westchnął Elijah i włączył sygnalizację awaryjną, a potem odblokował zamki. Bez zbędnego zawahania wysiadł i obszedł samochód, by przyjrzeć się zwierzęciu, które pełzło dalej ku krawężnikowi, o jedynie kilkanaście cali oddalone od jego zderzaka. Gdyby Spassky zahamował pół sekundy później, bez wątpienia nie uniknęłoby kontaktu z pojazdem, a gdyby spóźnił się jeszcze bardziej…
Mężczyzna zdjął kurtkę, odsłaniając na deszcz okryte swetrem ramiona, i owinął nią zwierzę. Łypnął na Louisa.
  ― Co? ― zapytał. ― Nie ja go potrąciłem, tylko ktoś przede mną.


Blake - 2018-09-10, 10:29

Louis wysiadł zaraz za mężczyzną i spojrzał na niego jak na idiotę.
- Zwariowałeś? - zapytał retorycznie, gapiąc się na kota okrytego kurtką. - Chcesz nabawić się zapalenia płuc? Wracaj do samochodu. Ja go wezmę.
Pochylił się nad potrąconym zwierzęciem i niepewnie wziął go na ręce. Zaraz usłyszał miauknięcie, ale dźwięk był tak cichy i pełen bólu, że od razu zmiękczył serce nastolatka. O ile w jego przypadku było w ogóle co zmiękczać.
Zajął miejsce pasażera, układając sobie kota owiniętego kurtką na kolanach. Spojrzał na nauczyciela, który znowu ocierał twarz chusteczką i pokręcił głową. Wyciągnął z plecaka własną paczkę chusteczek higienicznych i wytarł mokre ręce. Na dworze tak padało, że przez te kilka minut zdążyli doszczętnie przemoknąć. Louis miał nadzieję, że nie będzie przez to chory.
Gdy miał już suche dłonie, wyciągnął jedną z nich i bez pytania położył ją na czole mężczyzny. Skrzywił się, czując, jak bardzo jest gorące.
- Jesteś okropnie rozpalony… - powiedział z wyraźnym zmartwieniem. - Dasz radę zawieźć nas do weterynarza? Jest w ogóle jakiś w pobliżu?
Naprawdę martwił się o Elijaha. Kiedy na niego patrzył, miał wrażenie, że jego ciało trzęsie się z zimna. A on jeszcze oddał kurtkę kotu… Jak miał się w nim nie zadurzyć?
- Już dobrze, skarbie - powiedział miękko, kiedy usłyszał żałosne miauknięcie. - Zajmiemy się tobą.


Koss Moss - 2018-09-10, 17:55

           Elijah wprawdzie nie przepadał za zwierzętami, ale przejście obojętnie obok krzywdy potrąconego zwierzęcia byłoby nie w jego stylu – nawet jeżeli jego łaska miałaby się objawić jedynie zadaniem istocie litościwej, szybkiej śmierci poprzez skręcenie karku.
Ten kot mógł jednak przeżyć. Był bardzo mocno połamany, ale jedno spojrzenie na ucznia uświadomiło mężczyźnie, że ma tylko jedno wyjście.
  ― Chodź. Znajdziemy ― odparł ochryple i wsiadł do samochodu. W telefonie odnalazł adres szpitala dla zwierząt (w okolicy była wprawdzie mała lecznica, ale nie był przekonany, czy weterynarze tam są dostatecznie przygotowani na takie przypadki) i pojechał do centrum, choć nie było to najbliżej. Opuścił wraz z Louisem samochód, nie przejmując się jego matczynymi zapędami, i weszli do poczekalni razem – on, rozpalony od gorączki, i młody chłopak z kociakiem w ramionach.
W pomieszczeniu było kilkanaście osób ze zwierzętami w różnym stanie. Gdyby chcieli czekać w kolejce, to potrwałoby wieki. Elijah podszedł bezceremonialnie do drzwi gabinetu i zapukał w nie energicznie. Chwilę później te otworzyły się; ze środka wyszedł mężczyzna z małym psem, a tuż za nim lekarz.
  ― Następny, pro…
  ― Dzień dobry. Mamy potrąconego kota, który wymaga natychmiastowej opieki ― obwieścił stanowczo Elijah, nie przepuszczając zbulwersowanej kobiety z Yorkiem, która próbowała wejść do środka zgodnie z ustaloną wcześniej kolejnością.
Lekarz spojrzał tylko krótko ponad ramieniem Elijaha na trzymane przez Louisa zawiniątko.
  ― Proszę ― powiedział.
  ― Ale zaraz, zaraz! Siedzę tutaj już…! ― zaczęła kobieta.
  ― PROSZĘ ― powtórzył surowo lekarz, wpuszczając do środka tylko Elijaha i Louisa.


Blake - 2018-09-10, 19:45

W szpitalu dla zwierząt spędzili trochę czasu - Elijah wszystko opłacił, a Louis był przy kociaku, dopóki nie zabrano go na zabieg. Miał nadzieję, że kot przeżyje - zostawił nawet swój numer telefonu, żeby się dowiedzieć, czy wszystko w porządku. Niestety, nie mogli poczekać do końca zabiegu (lub zabiegów), bo mężczyzna wyglądał coraz gorzej.
- Dziękuję, że mu pomogłeś - mruknął, gdy znaleźli się z powrotem w samochodzie. - Mam nadzieję, że uda im się go uratować…
Louis od zawsze lubił zwierzęta. Gdy był mały, marzył o piesku, ale szybko zorientował się, że nie ma na to żadnych szans. Nie przy tym, co działo się w jego domu.
- Szkoda tylko, że trafi do schroniska. - Westchnął. - Sam bym go wziął, ale raczej nie mam na to warunków. Zresztą, mój kochany wujek pewnie by go zabił.
Spojrzał na mężczyznę z szerokim uśmiechem, który zbladł, gdy tylko dostrzegł, w jak fatalnym stanie jest matematyk. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle zadzwonił jego telefon. Jedno spojrzenie na wyświetlacz sprawiło, że zaklął ze złością. Całkowicie zapomniał o swojej pracy.
Rozmowa z szefem nie trwała długo. Mężczyzna pokrzyczał trochę na niego, powiedział, co myśli o nieodpowiedzialnych gówniarzach, a potem się rozłączył.
- Właśnie straciłem pracę - oznajmił.


Koss Moss - 2018-09-10, 20:00

           Elijah nie powiedział nic o kocie, choć bez wątpienia nie pozostał obojętny na jego los. Karta leczenia spoczywała teraz w jego schowku, podobnie jak pośpiesznie założona książeczka. Poniekąd stał się już właścicielem niechcianego futrzaka, nawet jeżeli jeszcze nie przyjął tego do wiadomości.
Nie wyglądał ani na szczególnie zdziwionego, ani na zmartwionego, że chłopiec stracił pracę.
  ― Tak? ― mruknął z pobłażliwością. ― Co za niespodzianka, Louis. I co ty teraz zrobisz, biedny chłopcze.
W jakiś sposób właśnie skazał go na siebie. Louis mógł próbować szukać sobie innej pracy, ale z takimi referencjami przez dłuższy czas będzie mu ciężko znaleźć ją u obcych osób. Jeśli chciał mieć pieniądze, musiał teraz kombinować.
  ― Będziesz musiał zainwestować w ten fartuszek.
Zakaszlał, odwracając głowę, i potrząsnął nią, walcząc z coraz gorszym stanem.
Rzeczywiście, powinien się położyć.
  ― Możesz zacząć nawet dziś.


Blake - 2018-09-10, 20:22

Wywrócił oczami na wzmiankę o fartuszku. Nie potrafił złościć się już o to porwanie, bo gdyby nie ono, nigdy nie trafiliby na kota i ten pewnie by zdechł gdzieś na poboczu.
- Przynajmniej uratowaliśmy kota… - mruknął niechętnie, gdy wjeżdżali na posesję mężczyzny. - Nie zamierzam u ciebie pracować, Elijah. Zgodziłem się, ale teraz zmieniłem zdanie. Znajdź kogoś innego.
Sama myśl, że miałby sprzątać dom i ciągle trafiać na kochanków mężczyzny, sprawiała, że robił się chory. Poza tym potrzebował się od niego zdystansować, żeby te głupie uczucia w końcu zniknęły. Ale najpierw musiał się nim zająć. Przecież nie mógł zostawić go, gdy ten był chory.
- Coś wymyślę - wymamrotał, gdy wysiedli z samochodu i podeszli do drzwi wejściowych. - Będę szukał, aż w końcu coś znajdę. Ostatnio widziałem ogłoszenie, w którym szukali tancerza do gejowskiego klubu, więc w sumie… - Prychnął, choć wiedział, że w ostateczności rozważy każdą propozycję.
Gdy weszli do środka, Louis ściągnął z siebie mokre rzeczy i spojrzał krytycznie na przemoczonego nauczyciela.
- Idź pod prysznic, a później się połóż. Zrobię ci herbatę.


Koss Moss - 2018-09-11, 18:27

           Zignorował wzmiankę o nocnym klubie, uznając to za żart – nie przypuszczał, by Louis mógł upaść tak nisko, by podjąć się czegoś takiego (nigdy nie traktował poważnie osób, które wybierały tego typu kariery w miejsce rozwoju intelektualnego). Nie przypuszczał też, by chłopiec w ogóle mógł dostać tego rodzaju pracę w swoim wieku.
Weszli do mieszkania i rzeczywiście skierował kroki pod prysznic, nie mając sił na dyskutowanie o możliwościach zarobkowych Louisa w tej chwili. Potem zażył przepisane przez lekarza medykamenty, przebrał się i położył.
  ― Powinienem pomyśleć o szafie dla ciebie ― skwitował częstą obecność chłopca w mieszkaniu, gdy Louis zjawił się z herbatą. ― Odrób lepiej lekcje. Pomogę ci, jeśli chcesz.
W ręku i tak trzymał już firmowy tablet, najwyraźniej nie potrafiąc odpoczywać.


Blake - 2018-09-11, 19:52

- Powinienem pomyśleć o szafie dla ciebie. - Usłyszał już przy wejściu do sypialni mężczyzny i omal nie upuścił przez to kubka z herbatą.
- Nie powinieneś tak żartować… - wymamrotał, stawiając kubek na szafce obok łóżka. - Chyba że masz gorączkę i zaczynasz majaczyć…
Uśmiechnął się ze skrępowaniem, siadając obok na łóżku. Nie wiedział, jak się zachowywać przy matematyku. Spassky zwracał się do niego tak, jakby nic się nie stało; jakby wszystko sobie wyjaśnili, a to przecież nie była prawda. Louisa to męczyło, ale nie mógł też nic zrobić, ani powiedzieć, bo mężczyzna potrzebował odpoczynku. Był rozdarty.
- Nie będziesz mi pomagał z lekcjami. - Pokręcił głową, czując się dziwnie na samą myśl o tym. Za bardzo kojarzyło mu się to z relacją ojciec - syn, a to na pewno nie było coś, co ich łączyło. Zresztą, rzadko odrabiał pracę domową. Ostatnio robił zadania tylko z matematyki, żeby nie zawieść mężczyzny. - I to też powinieneś zostawić. - Popukał palcem w tablet. - Masz odpoczywać, a nie robić… cokolwiek teraz robisz.
Skrzywił się, czując ssanie w żołądku. Przez cały dzień zjadł tylko jedną bułkę z serem i choć nie jadał dużo, to teraz poczuł, że naprawdę potrzebuje jedzenia.
- Jadłeś coś? Może mógłbym coś zamówić? Bo zgaduję, że w lodówce nic nie masz...


Koss Moss - 2018-09-12, 19:04

           Elijah uśmiechnął się krzywo i odwrócił tablet w stronę chłopca. Okazało się, że otworzył już stronę restauracji dowożącej do domu potrawy kuchni tajskiej.
  ― Właśnie nad tym pracuję ― powiedział. ― Możesz sobie coś wybrać.
Oddał chłopakowi urządzenie i sięgnął po herbatę, z ulgą nurzając w niej wargi.
Kiedy Louis zajęty był przeglądaniem menu, Spassky obserwował go w zamyśleniu, jednak natura tych przemyśleń nie objawiała się w żaden wyraźny sposób na jego kamiennym obliczu.
Może właśnie dochodził do wniosku, że mimo wszystko wygodnie jest mieć kogoś jeszcze w domu, gdy jest się w takim stanie.
Położył ręce na pościeli, ale na krótką chwilę, zaraz bowiem rozdzwonił się jego – leżący na szafce nocnej – telefon.
  ― Tak, maleńki.
  ― Nie mów tak na mnie! ― prychnął Phineas, czego Louis słyszeć nie mógł. ― Co z tym laptopem? Możesz mi dzisiaj przywieźć?
  ― Dzisiaj nie ― odparł spokojnie Elijah. ― Książki będą musiały ci wystarczyć.
  ― Ale obiecałeś!
  ― I dostaniesz go, ale będziesz musiał poczekać.
  ― Oszust! Jesteś najgorszym ojcem na świecie. Co ja mam niby robić?!
  ― Umrzeć z nudów ― westchnął mężczyzna. ― Wy, młodzi, nie możecie już się obyć bez elektroniki.
  ― I kto to mówi! Nie chciałeś mi oddać swojego!
  ― To mój komputer służbowy, chłopcze.
  ― Nieważne, mam cię w nosie, skoro praca jest ważniejsza ode mnie! Matka przywiezie mi kompa. Możesz już w ogóle nie przyjeżdżać!
  ― Phin…
Rozległ się sygnał przerwanego połączenia. Mężczyzna z rezygnacją odłożył telefon na blat, a potem rozmasował sobie skronie, przymykając oczy.
Trafili mu się dwaj tacy.


Blake - 2018-09-12, 20:57

Louis zaczął przeglądać menu, zagryzając dolną wargę w zastanowieniu. Nie myślał wcale przy tym, że mężczyzna po raz kolejny będzie za niego płacił. Jakoś mu to umykało.
Gdy w końcu wybrał zielone curry z kurczakiem i krewetki, telefon mężczyzny zaczął dzwonić. Nie zareagował na to, dopóki nie usłyszał słowa “maleńki”, padającego z ust matematyka. Spiął się wyraźnie i zacisnął wargi w wąską linię. Jego myśli podążyły tylko w jednym kierunku. W końcu kto mógł dzwonić do nauczyciela, kogo ten mógłby nazwać w ten sposób? Morgan? Kolejny młody kochanek?
Udawał, że wciąż jest zajęty przeglądaniem oferty restauracji, ale przysłuchiwał się odpowiedziom mężczyzny i nic z tego nie rozumiał. Usłyszał natomiast początek imienia, które potwierdziło jego najgorsze przypuszczenia - znowu ktoś nowy. Skrzywił się, oddając tablet Spassky’emu.
- Dzięki - mruknął.
Poruszył się nerwowo, patrząc na swoje dłonie.
- Coś się stało? - Zapytał w końcu, starając się brzmieć niewinnie, ale wiedział, że mu się nie udało. Znów był zazdrosny.


Koss Moss - 2018-09-12, 21:08

           Elijah wziął od chłopca tablet i złożył zamówienie na dwa wybrane przez nich dania. Znad urządzenia zerknął na swego ucznia, wyczuwając w jego głosie zazdrosną nutę.
Louis mógł mówić, co chciał – prawda była taka, że zrobił się niezwykle zaborczy. Chciał go mieć tylko dla siebie już od samego początku. Był ewidentnie zazdrosny, odkąd poznał pierwszego z jego kochanków.
A teraz musiał być przekonany, że Elijah rozmawiał z kolejnym – a nie z leżącym w szpitalu synem.
  ― Co to za przesłuchanie, chłopczyku? ― zapytał żartobliwie mężczyzna, choć głos miał zmęczony. Leki na zbicie gorączki jeszcze nie zaczęły działać, więc z trudem skupiał się na rozmowie – mimo to nie mógł sobie darować, by się trochę z Louisem podroczyć, jak to weszło mu w zwyczaj. ― Znów wyczuwasz konkurencję?


Blake - 2018-09-12, 22:00

Louis wzruszył ramionami, odwracając wzrok. Wiedział, że mężczyzna wszystkiego się domyślił. Ukrywanie przed nim uczuć wychodziło mu coraz gorzej.
- Żadne przesłuchanie. Po prostu myślałem, że coś się stało i tyle. Nie musisz mówić, jak nie chcesz.
Westchnął i ponownie spojrzał na jego zmęczoną twarz. Widział, że nauczyciel nie czuje się najlepiej, nawet jeśli uśmiechał się słabo i próbował go drażnić, co zwykle bardzo dobrze mu wychodziło.
- Ja? Konkurencję? To raczej ja nie jestem dla nich żadną konkurencją. - Uśmiechnął się gorzko. - Pewnie cię męczę, co? Powinienem zostawić cię w spokoju, żebyś odpoczął. Wrócę, jak przyjedzie dostawca z jedzeniem.
Pogładził jego dłoń, znów robiąc to odruchowo, zupełnie nie zastanawiając się nad swoim zachowaniem. Takie drobne gesty wydawały mu się naturalne, choć wiedział, że nie powinien tego robić, skoro mężczyzna wyraził się dosyć jednoznacznie na temat ich relacji. A jednak nie potrafił się powstrzymać.


Koss Moss - 2018-09-13, 17:09

           Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i wyjął dłoń spod dłoni chłopca tylko po to, by zaraz ją chwycić i ścisnąć.
  ― Już nie bądź taki ― wymruczał. ― Gdzie ten Louis, który doprowadził Marka do białej gorączki? Mój Louis, taki pewny siebie, że nie dało się go zniechęcić. Taki samoświadomy, że nigdy nie postawiłby się niżej niż śliczni chłopcy, którymi mężczyźni nudzą się po kilku nocach. Co się z nim stało? ― Przechylił głowę, jakby liczył, że odnajdzie tego Louisa, kiedy spojrzy z innej perspektywy. ― Schował się za tym małym zazdrośnikiem?
Puścił szczupłą dłoń i znów sięgnął po herbatę, nie spuszczając wzroku z twarzy ucznia.
Nie mógł znieść tych absurdalnych kompleksów.


Blake - 2018-09-13, 19:07

- Ty mu się stałeś - mruknął, choć serce zabiło mu mocniej.
"Mój Louis". Jego wargi same ułożyły się w uśmiech, który powiększał się z każdą chwilą. Schował twarz w dłoniach, skrywając się pod uważnym wzrokiem Spassky’ego. Nie miał pojęcia, jak zareagować. To było takie… niespodziewane.
- Nie potrafię cię zrozumieć - jęknął. - Najpierw mówisz coś innego, a teraz… teraz mówisz takie rzeczy. Mieszasz mi w głowie.
Westchnał i wstał. Zawahał się, patrząc na przystojną, zmęczoną twarz, aż w końcu parsknął, rozbawiony własną niepewnością, i przeszedł ponad nauczycielem na drugą stronę łóżka. Położył się obok niego, zarzucając ramię na jego klatkę piersiową.
- Takiego Louisa lubisz, hm? - Uśmiechnął się do niego tak jak na początku ich znajomości, kiedy jeszcze nie zastanawiał się nad każdym słowem mężczyzny.


Koss Moss - 2018-09-13, 20:27

           Uniósł dłoń z kubkiem herbaty, by uniknąć rozlania, i ostrożnie odsunął od siebie chłopca.
  ― Zarazisz się ― powiedział stanowczo, choć z pewnością milej było mu widzieć na twarzy Louisa znajomy uśmieszek niż smutną, przygaszoną minę.
Nie był dumny z tego, co powiedział uczniowi tamtej nocy – najbardziej wtedy, gdy ujrzał, jak podziałało to na ten młody umysł.
Gdy oglądał to przez kolejne dni.
Zrozumiał, że nie tędy droga. Nie może powiedzieć mu nic dotkliwego, nie łamiąc przy tym jego świata. Jakby cała wartość tego ślicznego chłopca uzależniona była od jego zainteresowania.
  ― Lou ― wychrypiał, ocierając sobie dłonią czoło. ― Wolałbym po prostu, żebyś znał swoją wartość. Ona jest zawsze taka sama, nie zmienia jej… czyjaś opinia na twój temat. ― Palcami odgarnął kosmyk, który zsunął się nastolatkowi na oczy, i zostawił je na delikatnym, chłopięcym policzku. ― Również moja ― kontynuował w zadumie. ― Sam najlepiej wiesz, kim jesteś. Jaki jesteś. Co potrafisz. Twoje doświadczenie seksualne nie ma tu nic do rzeczy. Nawet twoja uroda. Tylko to… co masz w głowie. ― Zamknął wyraźnie zmęczone oczy. ― Więc zmykaj teraz na dół, chłopcze. Ta pościel jest cała w zarazkach. Przed obiadem chcę zobaczyć twoje zeszyty z odrobionymi lekcjami.


Blake - 2018-09-13, 21:49

Louis pokiwał głową, choć nic nie powiedział. Wiedział, że mężczyzna ma rację, ale… nie potrafił się nie przejmować jego zdaniem. To było silniejsze od niego.
Odsunął się niechętnie, przyznając nauczycielowi rację. Nie chciał się zarazić. Zawsze, gdy był chory, musiał sobie radzić sam i nawet nie miał mu kto zrobić głupiej herbaty. I czuł, że Spassky, żyjąc samotnie, miał ten sam problem.
- Żadnego sprawdzania zeszytów - zamruczał, uśmiechając się flirciarsko, jak dawniej. - Nie jesteś moim tatusiem.
Wstał z łóżka, podszedł do drzwi i obejrzał się jeszcze na mężczyznę.
- Odpoczywaj.

Gdy przyjechał dostawca z jedzeniem, Elijah wciąż znajdował się na górze. Louis zapukał w drzwi sypialni, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi, wszedł do środka i ujrzał śpiącego mężczyznę. Aż żal było mu go budzić, ale nie miał wyboru. Nie miał wystarczająco pieniędzy, by zapłacić za zamówione jedzenie, co trochę go zawstydzało.
- Elijah - mruknął, dotykając jego ramienia. Z fascynacją przyglądał się delikatnym zmarszczkom i spokojnej twarz nauczyciela. Jeszcze nie widział go śpiącego i to był bardzo przyjemny widok. - Jedzenie przyjechało i… um… nie mam czym zapłacić.


Koss Moss - 2018-09-15, 21:16

           Przebudził się i półprzytomnym spojrzeniem obdarzył zatroskaną młodzieńczą twarz. Chwilę po tym, nie bacząc na ewentualne protesty, podniósł się i trochę chwiejnie podszedł do krzesła, na którym zostawił ubranie; wziął portfel i ruszył na dół. Dostawca był już dość zniecierpliwiony, ale zmienił minę, kiedy dostał napiwek.
Spassky zamknął za nim drzwi i poszedł do kuchni; przełożył jedzenie z tekturowych pudełek na zwykłe talerze i zaniósł je do stołu.
  ― Odrobiłeś te lekcje, jak prosiłem? ― zapytał, nie widząc w okolicy żadnych zeszytów. ― Słuchaj, Lou, jeśli chcesz, żebym postrzegał cię jak osobę dorosłą, najpierw pokaż, że jesteś odpowiedzialny. Musisz odrabiać lekcje… Chcemy przecież, żeby twoje oceny były jak najlepsze. To tajemnica, ale w przyszłym roku ― odchrząknął ― najlepsi uczniowie będą mogli wyjechać na jeden semestr do jednej z najlepszych paryskich szkół. Chyba nie chcesz zaprzepaścić takiej szansy. Co, Lou?
Odsunął dzieciakowi krzesło, zanim sam usiadł i, uśmiechając się krzywo, sięgnął po sztućce. Wciąż wyglądał dość słabo, zwłaszcza przy tak kwitnącym, pełnym werwy młodzieńcu.


Blake - 2018-09-15, 21:39

Louis prychnął cicho, gdy mężczyzna odsunął mu krzesło, ale posłusznie usiadł i sięgnął po sztućce. Był naprawdę głodny, a gdy tylko dotarł do niego nęcący zapach potraw, od razu poczuł mocniejsze ssanie w żołądku. Odezwał się więc dopiero, gdy wziął kilka porządnych kęsów.
- Odrobiłem matematykę - przyznał niechętnie, trochę tym zawstydzony. Przecież nie zrobił tego z poczucia obowiązku i obaj o tym wiedzieli. - A później przeglądałem na telefonie oferty pracy.
Oblizał wargi z sosu i westchnął.
- Paryska szkoła, Elijah? Naprawdę? Majaczysz w gorączce i to jedyne wytłumaczenie, jakie znajduje. - Pokręcił głową. - Nie nadaje się do takich szkół. I nie stać mnie na takie wyjazdy.
Chwilę milczał, zastanawiając się, jak ująć to, co chciał przekazać. Propozycje mężczyzny i ciągłe zachęcanie go do nauki… Louis miał do tego bardzo ambiwalentny stosunek.
- Wiesz - podjął w końcu, uśmiechając się cierpko - czasem mam wrażenie, że lubisz jakieś lepsze wyobrażenie mnie, a nie mnie. Może nie jestem głupi, ale nie nadaje się do najlepszych szkół. I nigdy nie będę taki jak ty, Elijah. Rozumiesz?


Koss Moss - 2018-09-15, 22:05

           ― Wyjazd jest finansowany przez szkołę ― pozwolił sobie wtrącić w tyradę Louisa, a potem przechylił głowę, wsuwając do ust niewielki kęs potrawy z ryżem. Przeżuwając, przyglądał się chłopakowi przez dłuższą chwilę w zupełnej ciszy.
Zastanawiał się, ponieważ siedział przed nim młody i piękny człowiek z całym wachlarzem możliwości przed sobą – który nie chciał z niczego korzystać. Mógłby przecież dostawać stypendium za świetne oceny – byłoby przecież wyższe niż zarobki z kilku godzin dziennie spędzonych przy zlewie w restauracji – a później pójść na studia, choćby zaoczne, wykształcić się, wybić, stać kimś wielkim.
Mógłby, tylko dlaczego brakowało mu ambicji? Dlaczego jedynym, co skłaniało tego chłopca do wzięcia się za swoją przyszłość, wydawał się on?
  ― Nie martw się teraz pracą, chłopcze ― powiedział do niego. ― Skorzystaj z propozycji, którą ci złożyłem. Będziesz miał więcej pieniędzy. Odłożysz na przyszłość. To rozsądniejsze niż męczenie się na zmywaku. Naprawdę tym chcesz się zajmować przez całe życie? Jaką widzisz dla siebie przyszłość, Louisie; właśnie taką?


Blake - 2018-09-15, 22:27

- Nie chcę być twoją gosposią, Elijah - powiedział uparcie.
Wizyta Morgana i wcześniejsze słowa mężczyzny bardzo wpłynęły na decyzje Louisa, któremu teraz wizja pracy u nauczyciela wydawała się przeżyciem bardziej bolesnym, niż radosnym. Nie potrafił zmienić swojego negatywnego nastawienia i czarnych myśli, które go nachodziły, gdy wyobrażał sobie swoją pracę w tym domu..
- Nie wiem - przyznał szczerze, wzruszając ramionami. - Nigdy nie wybiegałem myślami daleko w przyszłość. Moim największym celem było wyprowadzenie się od matki. I nadal jest. Później może mógłby pójść na jakieś studia zaoczne... Ale do tej pory nie sądziłem, że mógłbym się do tego nadawać. Praca fizyczna - to były chyba wyżyny moich możliwości, choć to też mogłoby być trudne przy moich gabarytach. - Uśmiechnął się krzywo. - Teraz trochę inaczej do tego podchodzę, ale nie na tyle, by od razu myśleć o byciu najlepszym.


Koss Moss - 2018-09-15, 22:50

           Mężczyzna pokręcił lekko głową, nie potrafiąc zrozumieć toku jego myślenia: dlaczego nie chciał przyjąć korzystnej oferty pracy, która niewielkim kosztem pomogłaby mu wyjść z tego okropnego dołu, w którym umieściło go życie? Dlaczego tak bardzo chciał pozostać od niego niezależny, skąd wzięła się ta niemądra duma, która przecież nigdzie go nie doprowadzi.
  ― Szkoda ― powiedział po prostu i tyle – resztę posiłku milczał, skupiony na swoim talerzu. Później włożył naczynie do zmywarki i napił się wody, rozmasowując kark. Ruszył powoli w stronę schodów, ale odwrócił się, zanim na nie wszedł. W jego spojrzeniu był jakiś rodzaj rozczarowania, jakby naprawdę jeszcze przed chwilą wierzył, że chłopak mierzy wyżej. Że chce być kimś znacznie więcej niż przeciętny człowiek.
  ― Będziesz pewnie chciał wrócić do domu. ― Wyciągnął portfel. ― To na taksówkę… ― zrezygnowany położył na szafce przy schodach dwa banknoty. ― Musisz mi wybaczyć, ale będę zmuszony cię zostawić i się położyć.


Blake - 2018-09-15, 23:02

Louis zmarszczył brwi, przyglądając się mężczyźnie. Coś było nie tak. Widział to po jego minie, po tym, jak na niego patrzył. Czuł, że zrobił coś złego, ale nie wiedział, co. Przecież tylko nie zgodził się na pracowanie u niego…
- Nie musisz dawać mi pieniędzy - mruknął, markotniejąc na widok banknotów, które nauczyciel położył na szafce. Miał już sobie iść? - Mogę jechać autobusem.
Wstał i powoli podszedł do mężczyzny, próbując zrozumieć, co złego zrobił. I czemu Spassky nagle wydawał się taki nieprzystępny.
- Hej, dopiero mnie porwałeś i już mnie wypuszczasz? Co z ciebie za porywacz? - Spróbował zażartować, uśmiechając się blado, ale widząc minę matematyka, zrezygnował. Zwiesił ramiona i złapał go za dłoń, jakby to miało mu jakoś pomóc. - Jesteś na mnie zły? Proszę, nie bądź…


Koss Moss - 2018-09-15, 23:16

           Elijah wyciągnął rękę z jego uścisku i z cieniem uśmiechu zmierzwił chłopakowi pieszczotliwie włosy.
  ― Nie jestem zły, kotku. Nie jestem.
Potem zsunął dłoń na jego łopatki i zagarnął do jego piersi. Nachylił się do małego ucha; owionął je rozgrzanym powietrzem.
  ― Ale to ambicja podnieca mnie najbardziej ― szepnął krótko, a potem puścił go, parsknął cicho i wspiął się po schodach na górę, zostawiając młodzieńca na dole z wyrazem konsternacji na twarzy.
Potem położył się i okrył pościelą, sięgając po leżący na stoliku termometr. Przypuszczał, że Louis po prostu weźmie gotówkę i pojedzie do siebie, ostatecznie cóż miał do roboty w domu chorego nauczyciela.


Blake - 2018-09-15, 23:37

Louis zrobił głupią minę, patrząc z rozchylonymi ustami na plecy odchodzącego mężczyzny.
Nazwał mnie kotkiem - pomyślał, a jego usta bezwiednie ułożyły się w delikatny, zakochany uśmiech. Pokręcił głową z politowaniem nad własnym zachowaniem i potarł zaczerwienione policzki. Spojrzał na pozostawione przez nauczyciela pieniądze, a następnie odwrócił się i poszedł posprzątać po sobie naczynia. Nie mógł przecież wyjść i zostawić matematyka samego. Ktoś musiał przecież się nim zaopiekować, a z tego, co wiedział, mężczyzna nie miał nikogo bliskiego.
Gdy włożył talerz do zmywarki, wyrzucił puste opakowania i powycierał blaty, poszedł po swoją torbę, którą zostawił na kanapie w salonie i spojrzał na nią z niezdecydowaniem. W końcu westchnął i zaczął wyciągać zeszyty na stół w jadalni. Wiedział, że zachowywał się idiotycznie, a mężczyzna miał na niego zbyt duży wpływ, ale Louis jakoś nie potrafił się temu przeciwstawić. I chyba nawet nie chciał.

Dwie godziny później potarł zmęczone oczy i odchylił się na krześle. Postanowił zrobić sobie przerwę i napić się czegoś ciepłego. A skoro robił sobie herbatę, to mógł też sprawdzić, jak czuje się mężczyzna i jemu też zrobić…
Wszedł do sypialni bez pukania, nie chcąc przypadkiem obudzić Spassky’ego, gdyby temu udało się zasnąć, a widok, który tam zastał, wcale mu się nie spodobał.
- Miałeś odpoczywać, a nie pracować - burknął, zakładając ramiona na piersi i gniewnie patrząc na tableta trzymanego przez nauczyciela. - I niby to ja jestem nieodpowiedzialny…


Koss Moss - 2018-09-15, 23:46

           Mężczyzna powoli podniósł głowę i popatrzył na chłopca z niedowierzaniem. Wiedział, że Louis nie wyszedł – dostawał na telefon powiadomienie o każdym otwarciu drzwi wejściowych – ale mimo to ta sytuacja zakrawała na absurd: nastoletni chłopiec upominał go, jakby był jego matką. Lub małżonką.
Był w tym może odrobinę zabawny.
  ― A ty miałeś odrobić lekcje ― odciął się.
I bardzo się zdziwił, kiedy Louis obwieścił, że tak właśnie zrobił.
  ― Nie wierzę ― mruknął, ale uśmiechnął się kątem warg (wyglądał i czuł się już dużo lepiej). ― Pokaż.


Blake - 2018-09-16, 00:11

Louis stał jeszcze chwilę, patrząc na mężczyznę z irytacją. W końcu jednak skapitulował, a jego wzrok stał się miękki i… zakochany.
- To niedorzeczne - burknął pod nosem i po prostu wyszedł.
Nie wracał przez dziesięć minut, a gdy w końcu wszedł do sypialni, otwierając drzwi nogą, w jednej ręce trzymał kubek z parującą herbatą, a w drugiej stos zeszytów. Postawił kubek na szafce, a zeszyty rzucił na kolana mężczyzny.
- Teraz mi wierzysz? - wymamrotał, kładąc dłoń na jego czole. Z zadowoleniem stwierdził, że jest chłodne. - Poczekaj, sobie też przyniosę.
Wyszedł i zaraz wrócił ze swoją herbatą, a następnie usiadł obok nauczyciela, uśmiechając się do niego ciepło.
- Wiem, wiem. Zarazki. Zaraz sobie pójdę. - Westchnął i znów potarł zmęczone oczy. - Wiesz, matma bez ciebie jest gorsza niż zwykle. Większość klasy się wkurzyła, że cię nie ma. Chyba cię polubili.


Koss Moss - 2018-09-16, 00:31

           Spassky uśmiechnął się pod nosem, chyba mile połechtany wzmianką o reakcji w klasie. Bez wątpienia jego nieobecnością była zrozpaczona ta żeńska część klasy, tak zapamiętale gloryfikująca jego postać.
Sięgnął po zeszyt do angielskiego i przejrzał pobieżnie, i rzeczywiście, znalazł na końcu odpowiedzi na pytania związane z czytaniem ze zrozumieniem. Zatrzymał się na tym na chwilę, wyraźnie zaciekawiony tym, co chłopiec miał do powiedzenia.
  ― Masz bardzo lekkie pióro ― stwierdził. ― Pani Pevett wspominała mi, że twoje eseje, o ile je oddajesz, są niezwykle dobrze napisane. Choć… nie powiedziałbym, że zgadzam się w tym przypadku… że na teksty literackie należy patrzeć jako na dzieła odnoszące się same do siebie; wszystko nabiera głębszego sensu, gdy wnikniesz w kontekst. Któż wiedziałby, co miał na myśli Bulwer, gdyby nie wiedza, jak bardzo zaangażowany był w politykę, i w jak głębokiej pogardzie miał naród amerykański.
Uśmiechnął się oszczędnie, oddał chłopakowi zeszyt i sięgnął po biologię.
Omówił ze swoim drogim gościem wszystkie zadania. W kilku pomógł mu poprawić błędy, w wielu zaś z zadowoleniem nie znalazł ani jednego.
Wydawał się dumny, gdy zamykał ostatni zeszyt.
  ― Mądry z ciebie chłopiec ― przyznał. ― Nie uważasz na lekcjach, ale i tak opanowujesz materiał. Jakim byłbym pedagogiem, gdybym pozwolił ci to zaprzepaścić.


Blake - 2018-09-16, 01:07

Louis kiwał głową, chłonąc każde słowo mężczyzny. Może nie przepadał za panią Pevett, którą uważał za wyjątkowo nudną nauczycielkę, ale z angielskiego zawsze miał dobre oceny (poza jedynkami, która zgarniał za nieodrobione prace domowe). A pisać zawsze lubił, nawet jeśli rzadko to robił.
- Sądzę, że trochę przesadzasz, ale dzięki - wydusił, zawstydzony komplementem. W szczególności, że Spassky na każdym kroku udowadniał mu, jak inteligentny był. I ktoś taki miałby uważać go za mądrego? Louisowi nie mieściło się to w głowie.
Zebrał swoje zeszyty i odłożył je na szafkę.
- Myślę, że jesteś dobrym pedagogiem - szepnął, zapatrując się na ciemny kubek, który trzymał w dłoniach. Jeszcze trochę i będzie mógł go nazywać “swoim”. - Potrafisz zainteresować tematem, szanujesz uczniów i starasz się być zawsze fair. I… i pomagasz. Mi bardzo pomogłeś. Wiele razy. - Uśmiechnął się z rozbawieniem. - Jesteś bardzo dobrym człowiekiem, Elijah.
Nie wiedział, co go naszło na chwilę szczerości, ale kiedy zaczął mówić, nie mógł przestać. Może chodziło o tę dumę, którą zobaczył w jego oczach? A może był po prostu zmęczony i plótł bez sensu? Cokolwiek to było, Louis nie chciał tego przerywać. Chciał wyznać mężczyźnie całą prawdę, powiedzieć o swoich troskach i uczuciach, ale bał się, że wszystko tym zepsuje. Dlatego nie powiedział nic.

***

Następnego dnia Louis nie miał pierwszych zajęć, bo jego ulubiony nauczyciel wciąż leżał chory w łóżku, więc wykorzystał wolny czas na dotarcie autobusem do domu, przebranie się i wzięcie potrzebnych rzeczy do szkoły. Nie budził nawet mężczyzny przed wyjściem, widząc po jego twarzy, że ten wciąż jest bardzo chory i zmęczony.
Lekcje ciągnęły się i były nudne jak zwykle. Najwyraźniej Louis potrafił zainteresować się różnymi tematami tylko wtedy, gdy opowiadał o nich Spassky. Na długiej przerwie kierował się w stronę stołówki, chcąc kupić sobie kanapkę, gdy natknął się na syna dyrektora i jego kolegów.
- Jak tam dupa, pedale? Ciągle boli?
Louis zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Tym razem nie zamierzał wdawać się w głupie dyskusje.
- Odpieprz się, Gontier.
- Uhuhu, jaki niegrzeczny. - Marcus zarechotał, a jego koledzy poszli w jego ślady. - To jak, boli? Spassky mocno cię wczoraj przerżnął? Widziałem was w samochodzie. Za co mu dajesz? Za oceny? Za pieniądze?
Szatyn poczuł, jak coś ścisnęło go nieprzyjemnie w piersi. Jak to widział…?
- A ty, Marcus? - zapytał, unosząc brew. - Bardzo bolą kolana, kiedy ciągniesz ojcu, żeby nie wywalał cię z budy? A może jesteś tak żałosny, że nie nadajesz się nawet do tego. Nie dziwię się, że tak się ciebie wstydzi. Gdybym ja…
Marcus pchnął go mocno, a Louis odruchowo zamachał ramionami, próbując utrzymać równowagę, co ostatecznie mu się udało. Zrobił kilka kroków w tył, patrząc wściekle w oczy starszego chłopaka.
- Odszczekaj to, pedale!
- No co? Prawda boli? A może wściekasz się, bo chciałbyś to z nim zrobić, ale on cię…
Louis wiedział, że plótł bez sensu, gadając pierwsze, co mu przyszło na myśl. Chciał odciągnąć myśli chłopaka od Spassky’ego i najwyraźniej mu się udało, bo Gontier uderzył go w twarz z całej silły. Szatyn zachwiał się, zrobił krok w tył i poczuł, że traci grunt pod nogami. Nie zauważył nawet, że znaleźli się na szczycie schodów, a pierwszy stopień się skończył.... Poczuł okropny ból w całym ciele, a później zemdlał.


Koss Moss - 2018-09-16, 01:26

           To dyrektor zadzwonił do Elijaha, by przekazać mu tę potworną wiadomość. Był późny wieczór – mężczyzna spędzał go na pracy, która pochłaniała większość jego czasu, kiedy zadzwonił telefon.
Gdy tylko usłyszał, co się stało, poczuł, jak robi mu się słabo.
  ― Złamał kręgosłup? ― wychrypiał.
  ― Nie wiemy, czy złamał. Na pewno ma jakiś uraz. Spadł ze schodów. Jest w tej chwili w szpitalu. Wiemy tylko tyle, ile udało się nam dowiedzieć od matki, będzie chciała dużego odszkodowania…
  ― W którym szpitalu?
  ― Nie zamierzasz chyba tam jechać. Lepiej, żeby w tej chwili…
  ― W którym. Szpitalu. On leży.
  ― Elijah… Najpierw powinniśmy porozmawiać o tym osobiście, są pewne rzeczy, które trzeba będzie…
Mężczyzna rozłączył się. Potem wybrał numer Louisa, chłopiec jednak nie odebrał. Może był całkiem sparaliżowany. Najgorsze myśli przemykały przez umysł mężczyzny, a najgorsze było to, że ledwie chwilę temu przeżył niemal to samo: pędził do szpitala, by dowiedzieć się, co się dzieje z synem.
Phineas miał się dobrze – poza tym, że czekały go skomplikowane operacje nogi, które zaczął już finansować – jednak cała sytuacja kosztowała Elijaha bardzo dużo stresu.
A teraz piorun uderzył drugi raz w to samo miejsce.
I naprawdę nie miał gwarancji, co usłyszy w szpitalu.
W pierwszej kolejności pojechał do największego szpitala. Korzystając ze znajomości z jego dyrektorem, dowiedział się, że ze względu na skomplikowany uraz i chwilowy brak odpowiedniego specjalisty, chłopiec został przewieziony do placówki w sąsiednim mieście.
Elijah nawet się nie zawahał. Pojechał tam, choć było niemal pewnym, że nie zostanie dopuszczony do swojego chłopca, zwłaszcza, że na miejsce dotrze późnym wieczorem.
Ale działał jak w transie. Po prostu musiał znaleźć się obok Louisa. Dowiedzieć się wszystkiego dokładnie. Upewnić, że jego zdrowiu i, co ważniejsze, życiu, nie zagraża niebezpieczeństwo.
I dowiedzieć, dlaczego to się stało.


Blake - 2018-09-16, 01:51

Gdy pierwszy raz odzyskał świadomość, czuł ból promieniujący z kręgosłupa do prawego biodra i zanim zdążył otworzyć oczy, ponownie zemdlał. Za drugim razem udało mu się wytrwać trochę dłużej - rozchylił ociężałe powieki i zaraz je zamknął, oślepiony białym światłem.
- Louis.
Chłopak zmarszczył nos i ponownie spróbował otworzyć oczy. Ujrzał zniszczoną, wychudzoną twarz matki, która się nad nim pochylała. Chciał zapytać, co się stało, ale spomiędzy jego warg wydobył się jedynie ochrypły dźwięk. Dopiero po dłuższej chwili poczuł na swoich ustach przyjemny chłód wody. Zwilżył gardło i jęknął cicho, wciąż czując ból.
- Gdzie... jestem? - zapytał słabo.
- W szpitalu.
W szpitalu? Co on robił w szpitalu? Nic nie pamiętał.
- Co się stało?
- Spadłeś ze schodów w szkole. Ale spokojnie, Louis. Wszystkim się zajęłam. Tak łatwo im się to nie upiecze. Wycisnę z nich ostatnie…
Louis otworzył szeroko oczy, a jego serce zaczęło szybciej bić. Spadł ze schodów. Był w szpitalu. Wszystko go bolało, a każda próba ruchu kończyła się fiaskiem. Tak bardzo się przestraszył, że nawet nie zapytał matki, co mu było. Ponownie zemdlał.
Za trzecim razem w pomieszczeniu nie było nikogo. Światło było też jakby ciemniejsze, więc Louis nie miał aż takiego problemu z patrzeniem w sufit. Nie miał pojęcia, która była godzina, ale przypuszczał, że późna, bo wokół panowała zaskakująca cisza. Miał nadzieję, że wkrótce pojawi się jakiś lekarz i wszystko mu wyjaśni, ale nic takiego się nie stało. Postanowił więc sam sprawdzić, co mu było. Bardzo powoli uniósł prawą rękę, pocąc się przy tym obficie z wysiłku i bólu, który przy tym odczuwał. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią z całej siły w udo.
Ból był obezwładniający. Krzyknął głośno, a łzy spłynęły po jego bladych policzkach, gdy zaciskał zęby na dolnej wardze. Ale czuł. Nie był sparaliżowany. Chociaż tyle.
Pewnie by się zaśmiał, gdyby nie czuł się jak ktoś, komu wyrywają kręgi.


Koss Moss - 2018-09-16, 02:04

           Ponieważ Elijah nie mógł wejść do chłopca bez pozwolenia, po prostu próbował do skutku. Przez kilka kolejnych dni przyjeżdżał codziennie i prosił o wizytę u konkretnego pacjenta.
I za którymś razem recepcjonistka w końcu zareagowała inaczej niż obojętnym „nie mogę panu w tej chwili pomóc”. Było to w dzień, w którym Louis wydawał się już świadom swojego otoczenia i nie mdlał co chwilę.
  ― W czym mogę pomóc ― zapytała wezwana przez kobietę zza lady pielęgniarka.
  ― Jestem wychowawcą Louisa Reida, chciałbym z nim chwilę porozmawiać.
  ― Pacjent musi wyrazić na to zgodę ― odparła lakonicznie kobieta. ― Proszę wypełnić formularz, a kiedy pan to zrobi, przekazać go doktor Biel, która w tej chwili zajmuje się pacjentami na oddziale chirurgii urazowo-ortopedycznej.
W tym samym czasie recepcjonistka uśmiechnęła się sardonicznie i podsunęła Spassky’emu kilkustronicowy formularz.

W końcu drzwi sali chłopca otworzyły się i do środka zajrzała znana mu już lekarka.
  ― Dzień dobry, Louisie. Jak się dziś czujemy? ― zapytała takim tonem, jakby zwracała się do niemowlaka. ― Przyszedł do ciebie Elijah Spassky. Znasz taką osobę? Chcesz się z nią teraz zobaczyć?


Blake - 2018-09-16, 08:53

Louis leżał na łóżku, bezmyślnie gapiąc się w sufit. Jego matka odwiedziła go dzień wcześniej, ale była tak denerwująca, że po kilkudziesięciu minutach miał już jej dość. A teraz nie miał nawet z kim porozmawiać. Dlatego, gdy usłyszał, że przyjechał do niego Spassky, ucieszył się jak dziecko z bożonarodzeniowego prezentu.
- Tak, bardzo chcę go zobaczyć.
Pięć minut później w jego drzwiach pojawił się starszy mężczyzna. Chłopak uśmiechnął się do niego szeroko, choć widać było po nim, że jest bardzo zmęczony. Do tego jego oczy były bardzo przygaszone i wcale się nie uśmiechały - odkąd dowiedział się, co mu się stało, nie mógł przestać zastanawiać się nad swoją przyszłością. Na razie w ogóle jej nie widział.
- Hej - przywitał się cicho, chłonąc spojrzeniem całą postać nauczyciela. - Widzę, że wciąż jesteś chory. Powinieneś odpoczywać, a nie tu przyjeżdżać… - Nawet teraz, leżąc w szpitalu, nie potrafił powstrzymać swoich opiekuńczych zapędów wobec mężczyzny. - Ale dobrze cię widzieć.
Gdy usłyszał pytanie o diagnozę, skrzywił się wyraźnie i odwrócił wzrok. Mówienie o tym wydawało się dla niego trudne.
- Uszkodzenie kręgosłupa lędźwiowego - szepnął. - Przynajmniej dwa miesiące w szpitalu, a potem długa i kosztowna rehabilitacja. - Parsknął gorzkim śmiechem. Nawet nie było go na to stać. - Pewnie wyjdę stąd na swoje urodziny. Te, w które miałem się wyprowadzić od matki. Naprawdę nie mam już siły, Elijah…


Koss Moss - 2018-09-16, 09:56

           Stan zdrowia Elijaha był już, po tych kilku dniach, znacznie lepszy – to zmęczenie odbiło się na jego twarzy tak, że wyglądał, jakby miał dziesięć lat więcej. Mężczyzna stanął w drzwiach, popatrzył na leżącą w niewygodnym łóżku, drobną sylwetkę, wysłuchał tych pełnych goryczy słów, a potem zacisnął dłonie w pięści i podszedł do nastolatka gwałtownym krokiem. Wyglądał, jakby chciał zrobić mu krzywdę, ale kiedy znalazł się obok, jedynie opadł na plastikowe krzesło obok łóżka, pochylił się nisko i przycisnął wargi do spierzchniętych ust chłopca, niemal miażdżąc je w tym pocałunku, który wyraził wszystko to, czego nie mogły powiedzieć słowa.
Nie trwało to długo: zaraz wyprostował się i zacisnął palce na chudej dłoni.
  ― Kręgosłup to delikatna struktura ― wychrypiał ― i nie chciałbym, żeby zajmowali się nią tutaj. Potrzebujesz prywatnego szpitala, z najlepszymi specjalistami. I zostawisz to mnie, Louis; ja to załatwię. A teraz powiedz mi, co się stało. Dlaczego spadłeś ze schodów. Kto cię popchnął. Gontier?
Pamiętał, jak bardzo dyrektorowi zależało na tym, by coś z nim omówić, nim podejmie działania. Nietrudno było połączyć fakty.


Blake - 2018-09-16, 23:02

Louis odetchnął drżąco, całkowicie zaskoczony tym gwałtownym, pełnym emocji pocałunkiem. Uśmiechnął się szeroko i niepewnie poruszył palcami, czując dłoń mężczyzny.
- Podobno mam dostać jakieś odszkodowanie... Moja matka ciągle o tym mówi i już sam nie wiem, czy chodzi jej o mnie, czy o pieniądze. - Prychnął. - Ale nie możesz płacić za moje leczenie, Elijah. Dlaczego miałbyś wydawać na mnie pieniądze? I tak dużo mi pomogłeś...
Przyjemne ciepło wypełniło jego pierś, gdy mężczyzna z taką pewnością zaoferował pomoc i opłatę za jego leczenie, ale chłopak nie wyobrażał sobie, by mógł to przyjąć. To musiało być mnóstwo pieniędzy! A do tego jakaś prywatna klinka, najlepsi specjaliści... I to wszystko dla niego! Nie mieściło mu się to w głowie.
Skrzywił się, zapytany o całe zajście. Na początku miał problem z przypomnieniem sobie wypadku, ale im dłużej leżał, tym więcej obrazów pojawiało się w jego głowie. I teraz pamiętał już, że wcale nie spadł sam, jak podobno sugerowano ratownikom, którzy po niego przyjechali.
- Pokłóciłem się z Gontierem - przyznał ze wstydem. - Miałem nie reagować na jego głupie zaczepki, ale powiedział, że widział nas razem w samochodzie... Powiedziałem parę głupot, wkurzył się i mnie uderzył. - Przełknął ślinę, a w jego jasnych oczach zalśniły łzy. - Nie miałem pojęcia, że znajdujemy się przy schodach...


Koss Moss - 2018-09-17, 18:36

           Mięśnie twarzy Elijaha były tak napięte, gdy zaciskał zęby, że jego oblicze nabrało gadzich cech. Wyglądał, jakby za chwilę naprawdę mogły puścić mu nerwy. Nie mógł uwierzyć w to, jak daleko posunął się syn dyrektora. Powinien już od dawna przebywać w zakładzie zamkniętym. Spassky miał świadomość, że byłoby tak, gdyby nie wstawiennictwo jego ojca za każdym razem, gdy chłopak przegiął.
  ― Dość ― uciął zaskakująco hardo. ― Przestań się wreszcie buntować. Jeżeli coś pójdzie nie tak, możesz skończyć na wózku. Nie zachowuj się jak niewdzięczny gówniarz. Ciesz się, że proponuję ci pomoc, i nie próbuj znów ze mną igrać, bo naprawdę… Naprawdę wyczerpiesz moją cierpliwość.
Mówiąc to, zacisnął mocno palce na jego przegubie. Za mocno, sądząc po grymasie na twarzy chłopca. Na widok tej miny Spassky jak gdyby oprzytomniał – rozluźnił uścisk i przestał zaciskać zęby.
  ― Wybacz, chłopcze ― powiedział ciszej. ― Ostatnio zbyt często przychodzi mi odwiedzać w szpitalu młodych chłopców, którzy otarli się o śmierć lub kalectwo. I zbyt często słyszę, że nie chcą moich pieniędzy. Po prostu pozwól mi… się sobą… zająć. ― Z każdym słowem mówił coraz łagodniejszym tonem. ― I nie płacz. Już… nie płacz.
Wyciągnął rękę i przyłożył kciuk do miejsca pod okiem Louisa, nie pozwalając, by zdradziecka łza spłynęła na policzek.
  ― Nie płacz, chłopcze. Ja…
Urwał i dość nagle cofnął dłoń, gdy drzwi nagle się otworzyły.
Stanęła w nich kobieta, która mogła być tylko matką Louisa.


Blake - 2018-09-17, 20:18

Otworzył szerzej oczy, zaskoczony słowami mężczyzny oraz twardością jego głosu.
- Ale ja… wcale… - Przełknął ślinę. - Nie denerwuje się…
Nie chciał, żeby Spassky się na niego denerwował. Nie był niewdzięczny i nie buntował się. Po prostu nie rozumiał, dlaczego nauczyciel chce mu tak bardzo pomóc; dlaczego tak bardzo mu zależy. I pewnie byłby mu to wszystko powiedział, walcząc w międzyczasie ze łzami, gdyby drzwi nagle się nie otworzyły i nie stanęłaby w nich matka chłopca.
Louis spojrzał najpierw na dłoń mężczyzny, którą ten szybko zabrał, a później przeniósł wzrok na twarz kobiety, wyglądając przy tym na rozczarowanego. Wolałby spędzić więcej czasu ze Spassky’m.
- Cześć, mamo - mruknął obojętnie. - Myślałem, że dziś nie przyjdziesz.
- Cześć, synku. - Kobieta miała ochrypły, zdarty głos. Mówiąc, nie spojrzała nawet na Louisa, a zmrużonymi oczyma patrzyła na mężczyznę, który siedział przy jej jedynaku. Nie miała pojęcia, że Spassky jest nowym wychowawcą jej syna, bo w ogóle się tym nie interesowała. Widząc ich razem, jej myśli podążyły w zupełnie innym kierunku i było to doskonale widoczne na jej zniszczonej twarzy. - Widzę, że masz gościa. A pan to…?


Koss Moss - 2018-09-17, 20:59

           Mężczyzna podniósł się z krzesła i wyprostował powoli, zagarniając za ucho kosmyk włosów, który wymknął się z wiązania. Jego twarz i postawa zmieniła się diametralnie – nagle przed matką Louisa stał ten niezwykły, charyzmatyczny i przystojny mężczyzna, od którego tembru głosu kobietom drżały kolana.
  ― Dzień dobry ― rzekł nisko, wyciągając do niej dłoń. ― Elijah Spassky. Jestem wychowawcą Louisa. Przyszedłem, żeby dowiedzieć się o stanie zdrowia pani syna i wyjaśnić z nim okoliczności tego przykrego wydarzenia.
Kiedy kobieta podała mu rękę, chwycił ją w dość dominujący sposób, co chyba odrobinę ją speszyło.


Blake - 2018-09-17, 21:11

Louis obserwował, jak jego matka speszyła się na chwilę, widząc przed sobą tak niesamowitego mężczyznę, jakim z pewnością był Elijah Spassky (przynajmniej dla chłopaka), ale szybko odzyskała rezon. Podparła się pod boki, a jej wzrok stał się podejrzliwy. Wyglądała dosyć zabawnie, bo była znacznie niższa i drobniejsza od mężczyzny, a jednak próbowała wyglądać groźnie. Trochę przypominała w tym Louisa.
- Chyba nie przyszedł pan przekonywać Lou, że to był nieszczęśliwy wypadek i nie należy mu się odszkodowanie, co? - Uniosła brew. - Bo jeśli tak, to może już pan sobie iść i przekazać dyrektorowi, że ja tak tego nie zostawię. Wie pan, jak drogie będzie leczenie?
Gdyby nie jej zniszczona twarz, wychudzone ciało i to, że Louis doskonale ją znał, może by się nabrał na ten koncert troski, jaki teraz dawała przed starszym mężczyzną. Ale ją znał i był przekonany, że Elijah też się na to nie nabrał. W końcu wiedział, co się dzieje u chłopaka w domu.


Koss Moss - 2018-09-17, 21:24

           Elijah nie wyglądał na wzruszonego jej pokazem. Musiała sobie zdawać sprawę, że jest to typ człowieka, na którym podobne zagrania nie robią wrażenia. Zwykle to on wywierał presję na innych dominującą mową ciała. Przy jego gabarytach mało kto nie czuł się przytłoczony.
  ― Bynajmniej ― odpowiedział ze spokojem, kiedy grad jej oskarżeń ustał. ― Chciałbym ustalić prawdę. Jeżeli możemy, chciałbym z panią porozmawiać na osobności, panno Reid. Nie lubi pani odwiedzać szkoły, jak mniemam…
Opuścili razem salę, zostawiając nieco jeszcze roztrzęsionego chłopca samego.
Tego dnia Elijah już do niego nie wrócił, wieczorem jednak Louis odebrał od niego wiadomość.
„Spodziewaj się jutro policji. Powiedz im prawdę o tym, kto ci to zrobił.”


Blake - 2018-09-17, 21:42

Mężczyzna już nie wrócił do Louisa, ale wróciła jego matka. I poinformowała go, że wszystko załatwiła z jego przystojnym wychowawcą. I że znalazła mu dobrego rehabilitanta, jakiegoś tam znajomego, który zajmie się nim niemalże za darmo. Trochę go to przeraziło, bo w głowie miał już wizję jednego z jej kolegów, którzy wpadali do nich na pijackie imprezy… Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak skończyłby jego kręgosłup w takich rękach.

Następnego dnia, jak poinformował go wcześniej Spassky, odwiedziła go policja, co Louisa okropnie stresowało. Głos mu drżał, kiedy raz jeszcze opowiadał całe zdarzenie, ani myśląc przy tym, by kłamać. Chciał, by Gontier poniósł za to karę. I miał nadzieję, że tym razem jego wpływowy tatuś mu nie pomoże.
Nawet gdy funkcjonariusze już wyszli, Louis wciąż był roztrzęsiony. Nie chciał mieć żadnych kontaktów z policją. Zawsze wydawało mu się, że ci w końcu domyślą się, co się dzieje w jego domu i w rezultacie wyląduje w jakimś ośrodku, choć wiedział przy tym, że takie myślenie jest absurdalne.
Dość długo, drążcymi palcami pisał wiadomość do mężczyzny, mając nadzieję, że otrzyma pozytywną odpowiedź.
"Przyjdziesz dziś do mnie?"
Wydawało się, że nauczyciel jest teraz jedyną osobą, jaką chciał widzieć Louis.


Koss Moss - 2018-09-17, 22:08

           Nie doczekał się żadnej odpowiedzi i pewnie już wydawało mu się, że mężczyzna znalazł sobie inne zajęcie – kiedy nagle do sali weszła pielęgniarka i zapytała go, czy chce się widzieć z Elijahem Spasskym.
Chwilę później mężczyzna wszedł do sali, niosąc ze sobą jedzenie.
Musiał obskoczyć dziś trzy szpitale, w tym jeden dla zwierząt, więc był zmęczony – ale widok Louisa, całego i zdrowego, choć trochę mizernego, sprawił mu dużą ulgę po całym dniu.
  ― Domyślam się, że to szpitalne jedzenie nie jest najlepszej jakości ― rzekł, kładąc na szafce przy łóżku torbę z McDonald’s. ― To jest jeszcze gorszej.
Uśmiechnął się krzywo i wyciągnął z drugiej papierowej torby słodycze: żelki, czekolady, pianki i batoniki w ilości większej, niż chłopak mógł zjeść.
Część kupił dla Phineasa, ale jego zbuntowany syn zachował się dziś tak niewdzięcznie, że Elijahowi odechciało się dawać mu cokolwiek.
  ― Dzwoniłem dziś do prywatnego szpitala… Będziesz musiał porozmawiać z matką – to ona musi wypisać cię stąd i zapisać tam.


Blake - 2018-09-17, 22:27

- Wykupiłeś wszystkie słodycze ze sklepu? - zapytał na wstępie, śmiejąc się na widok wyciąganych z torby rzeczy. - Rozpieszczasz mnie…
Wciąż leżał praktycznie nieruchomo i mógł jedynie obserwować mężczyznę, gdy ten pokazywał mu, co dla niego kupił. Trochę go to zawstydzało, ale też rozczulało. Zaraz jednak skrzywił się, czując ukłucie bólu. To się zdarzało raz po raz i środki przeciwbólowe niewiele pomagały.
- Te leki przeciwbólowe są do dupy - poskarżył się, ponownie się krzywiąc. - A co do matki… Była tu jeszcze wczoraj i powiedziała, że znalazła mi rehabilitanta, który zajmie się mną - zawiesił znacząco głos - prawie za darmo. Na samą myśl mnie mdli, bo tego raczej mój kręgosłup już by nie przetrzymał…
Sięgnął dłonią do guzika, który znajdował się przy łóżku i wcisnął go raz. Górna część łóżka uniosła się nieznacznie, ale nie na tyle, by naruszyć w jakiś sposób jego usztywniony kręgosłup.
- Mogę z nią pogadać, spoko. Ale co mam jej powiedzieć? Że mój wychowawca wszystko opłaci, bo jest takim wielkim altruistą? - Uniósł brew. - Czy może dlatego, że lubi mnie bardziej, niż chce się do tego przyznać? To raczej nie przejdzie, a ona tak po prostu się nie zgodzi. Znam ją. - Westchnął. - Możesz mi podać kanapkę? Szpitalne żarcie faktycznie ssie.


Koss Moss - 2018-09-17, 23:14

           Elijah pokręcił lekko głową, uśmiechając się przebiegle.
  ― Nie wiedziałeś, że szkoła w porozumieniu z fundacją organizuje zbiórkę pieniędzy? ― mruknął, ostrożnie wsuwając w dłoń chłopca kanapkę. ― Może jakiś anonimowy darczyńca wpłaci akurat taką sumę, która pozwoli na pokrycie twojego leczenia w porządnym ośrodku.
Pochylił się, opierając łokciami o swoje uda, i trzymając splecione ręce przed sobą. Wszystko wymyślił, o wszystko się zatroszczył.
Tylko jedna rzecz pozostawała problemem. Dyrektor. Spassky przeczuwał, że ich relacje ulegną teraz znacznemu oziębieniu, jako że obrał nie tę stronę konfliktu, po której pan Gontier chciałby go widzieć.
Odbijało się to cieniem zmartwienia na dojrzałej twarzy, ale przecież nie mógłby postąpić inaczej, nie mógłby odwrócić się od tego dzieciaka, zwłaszcza wczoraj, gdy zobaczył jego łzy.
  ― Jak się czujesz ― wychrypiał, mając na myśli bardziej stan psychiczny niż fizyczny, którego słabość była raczej oczywista.


Blake - 2018-09-17, 23:33

- Fundacja? - powtórzył, uśmiechając się coraz szerzej. - Zawsze o wszystkim myślisz, co?
Louis już zrezygnował z przypominania mężczyźnie, że suma, którą ten chciał wpłacić, z pewnością będzie tak duża, że jemu nigdy nie uda się uregulować tego długu, jaki będzie u niego miał. Nie chciał znów go denerwować, więc po prostu wziął kanapkę i zaczął jeść. Na pytanie mężczyzny chciał odpowiedzieć wzruszeniem ramion, ale przypomniał sobie, że nie może. Skrzywił się i szczerze odpowiedział:
- Beznadziejnie. Mam świadomość, że coś może pójść nie tak i mogę wylądować na wózku, a wtedy to już do niczego nie będę się nadawał. - Spuścił wzrok na swoje nieruchome nogi. Czasem przerażał go ten widok. - Poza tym dalej będę musiał mieszkać z matką, bo rehabilitacja pewnie potrwa miesiące, nie mam pieniędzy, w najbliższym czasie mogę pożegnać się z jakąkolwiek pracą i nawet moja nauka stanęła pod znakiem zapytania… - Westchnął, wyraźnie posępniejąc. - Nie odwiedza mnie nikt poza matką, która ma mnie w dupie. Jesteś tylko ty i… i naprawdę cieszę się, że cię widzę.
Przez krótką chwilę, zapewne pod wpływem leków, które musiały go otępiać, chciał powiedzieć coś głupiego w stylu: "i chciałbym, żebyś był zawsze" albo "proszę, nie zostawiaj mnie". Na szczęście się powstrzymał.
- Dlaczego to robisz? - zapytał w końcu, gniotąc w dłoni papier po niezdrowej kanapce. Wczoraj, kiedy mężczyzna znienacka go pocałował, miał wrażenie, że widzi odpowiedź w jego oczach, ale teraz nie był już tego taki pewien. Równie dobrze jego otumaniony umysł mógł mu płatać figle.


Koss Moss - 2018-09-18, 19:35

           Spassky wydawał się zdziwiony, że Louis nie jest przez nikogo odwiedzany; to naprawdę rzadko się zdarza, by ktoś był aż tak wyobcowany, aby nie mieć ani jednego bliskiego kolegi. Lepsze jednak to niż toksyczne znajomości. Mimo wszystko dobrze, że jego przyjaźń z Jaredem nie miała już racji bytu. Ten idiota miał na niego destrukcyjny wpływ. Z najzdolniejszego ucznia zrobiłby degenerata.
Dlaczego, chciał wiedzieć chłopiec. Dlaczego do niego przyjechał, kupował mu jedzenie, chciał sfinansować drogie leczenie, jakby chodziło o jego własne dziecko.
Sam do końca nie potrafił tego wyjaśnić. Może było jak z tym nieszczęsnym kotem, którego odebrał z lecznicy i tak już zostało.
Bo po prostu nikt inny nie mógł się nim zająć, a oddawanie sieroty byłoby niepotrzebną brutalnością, skoro miał dość pieniędzy, by zapewnić jej spokojny byt.
Może dlatego.
Uśmiechnął się kątem warg.
  ― Znajdziemy sposób, żebyś nie musiał mieszkać z matką ― zmienił temat. ― Nie sądzę, aby twój dom rodzinny był dobrym miejscem na rekonwalescencję. Żeby zdobyć pieniądze, zawsze możesz pracować zdalnie. Ale na razie się tym nie martw. Czeka cię dość długi pobyt w szpitalu.


Blake - 2018-09-18, 21:25

- Wiem - mruknął, po raz kolejny zauważając, że mężczyzna nie odpowiedział na jego pytanie. Często tak robił. - Ale to właśnie pobyt w szpitalu sprawia, że o tym myślę.
Podał nauczycielowi papierek, żeby ten wyrzucił go do kosza, i westchnął. Minę wciąż miał kwaśną, gdy ponownie się odezwał.
- I gdzie będę mieszkał? - Prychnął. - Pod mostem? Nie mam kasy. I wiem, że mogę pracować zdalnie. Ale kto mnie przyjmie bez żadnych kwalifikacji? Uch, pieprzony Gontier!
Rzadko okazywał tak mocno i tak ekspresyjnie swoją frustrację, ale czuł, że przy tym mężczyźnie może pozwolić sobie na więcej. A tkwiło w nim wiele złości po tym wypadku, który namieszał mu w życiu i mógł się dla niego skończyć kalectwem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - wypomniał mu w końcu, oblizując dolną wargę. - I podałbyś mi szklankę wody?


Koss Moss - 2018-09-18, 21:46

             ― Nie myśl o tym teraz ― uciął ponownie, ponieważ większość problemów chłopca mogły rozwiązać pieniądze a tych akurat, ze wszystkich rzeczy na świecie, naprawdę mu nie brakowało.
A więc Louis wrócił myślami do pytania, które Elijah tak taktownie przemilczał, za wszelką cenę pragnąc wiedzieć, dlaczego mężczyzna chciał mu pomóc.
  ― A dlaczego by nie ― odparł ironicznie, napełniając plastikowy kubeczek wodą z dyspozytora. ― Nie możesz przecież zostać z tym wszystkim sam, Lou. Ktoś musi o ciebie zadbać. Jakoś tak się złożyło, że ta rola notorycznie przypada mnie.
Mrugnął do niego, podając mu napój.
  ― Chociaż… ― spoważniał znacznie, spoglądając w stronę okna ― …nie poradziłem sobie z nią.
Można było wyczuć, że czuje się odpowiedzialny za obecny stan chłopca. Zapewne obwiniał się, że nie pojął w sprawie Gontiera zdecydowanych kroków od czasu incydentu z samochodem.


Blake - 2018-09-18, 22:05

Louis zmarszczył brwi, bo oczywiście nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwał, ale kiedy usłyszał dalsze słowa mężczyzny i zobaczył jego poważną, ściągniętą twarz, od razu spojrzał na niego czulej.
Upił trochę wody i oddał kubeczek nauczycielowi, a kiedy ten odstawił go na szafkę, chłopak z trudem chwycił jego dłoń, ściskając ją delikatnie.
- Hej - szepnął miękko, powoli splatając ich palce. Jego dłoń wyglądała na śmiesznie małą, ściskana przez dużą dłoń Spassky'ego. - Nawet tak nie mów. Ciągle mi pomagasz. Mam ci przypomnieć Marka albo Marcusa? - Skrzywił się na samo wspomnienie tego drugiego. - To ja mam niewyparzony język i ciągle wpadam w tarapaty. A ty, nie wiedzieć czemu, ciągle chcesz mnie z nich wyciągać. - Uśmiechnął się blado. - Więc przestań się obwiniać. To idiotyczne.
Potarł kciukiem jego dłoń. Miał ochotę wsunąć się w ciepłe objęcia mężczyzny, ale wiedział, że nawet jeśli ten by mu na to pozwolił, to teraz nie miał takiej możliwości. I jeszcze przez długi czas nie będzie miał. To go nie pocieszało.
- Wiesz może, co z naszym kociakiem? - zapytał, przypominając sobie, że miał o to zapytać już wczoraj, ale przerwała im wizyta jego matki. - Bo nikt się do mnie nie odezwał...


Koss Moss - 2018-09-18, 22:22

             Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, wracając spojrzeniem do twarzy chłopca. Pozwolił mu trzymać się za rękę, nawet jeśli podobne gesty były dla niego trochę absurdalne, kiedy przeciągały się zbyt długo.
Okazywanie czułości w taki sposób nie było jego domeną – bywało, że zachowywał się sztywno, gdy ktoś wymuszał na nim tego rodzaju bliskość, ale chyba tym razem nie tak bardzo, jak zwykle.
  ― Ten kot ― zaczął z westchnieniem i pokręcił głową ― niestety ma się już dużo lepiej. Te zwierzęta zostały obdarzone przez naturę niezwykłą zdolnością przetrwania, która pozwala im w zatrważającym tempie wyjść bez szwanku z najcięższych obrażeń. Ledwo chodzi, ale i tak w pół godziny zniszczył kanapę. I myli kuwetę z palmowcem.


Blake - 2018-09-18, 22:55

- Wziąłeś go do siebie?! - Aż rozchylił usta, patrząc na niego z zaskoczeniem. - Boże, to cudownie! Jesteś… - Zawahał się, ostatecznie rezygnując z tego, co chciał powiedzieć. - No, nieważne. Ale chciałbym zobaczyć twoją minę, gdy ogarnąłeś, gdzie załatwił swoje potrzeby. - Roześmiał się, przed oczami już widząc to zdegustowanie na twarzy nauczyciela. - Dałeś mu już jakieś imię?
Kontynuowali niezobowiązującą rozmowę jeszcze jakiś czas, a Louis uśmiechał się szeroko, aż rozbolały go policzki. Zdaje się, że choć na chwilę udało mu się zapomnieć o swoim kiepskim stanie.

Następnego dnia, jeszcze przed południem, został zaskoczony przez gości, których z pewnością się nie spodziewał. Dzień wcześniej żalił się mężczyźnie, że nikt go nie odwiedza, a kiedy odwrócił głowę na dźwięk otwieranych drzwi, ujrzał Briana i Jareda, wpatrujących się w niego nieśmiało.
- Cześć - powiedzieli cicho, niemal jednocześnie.
- Cześć - odpowiedział, równie zmieszany. Nie wiedział, jak się zachować.
- Przynieśliśmy ci trochę cukierków… - zaczął Brian, gdy jego wzrok padł nagle na górę słodyczy piętrzącą się na niewielkiej szafce przy łóżku - ale chyba obrobiłeś sklep ze słodyczami.
- Ta, trochę tego mam - wymamrotał, uśmiechając się na samo wspomnienie tego, który to wszystko przyniósł. Zaraz jednak uśmiech zniknął z jego twarzy, a on spojrzał chłodno na dwójkę swoich, jeszcze do niedawna, najbliższych kumpli. - Nie spieszyło się wam.
- Kurwa, stary… - Jared jęknął, wyglądając na zmartwionego. - Głupio nam było, ok?
- Nie wiedzieliśmy, czy chcesz nas oglądać. - Dodał Brian, uśmiechając się niepewnie. - I chciałem przeprosić. Nie powinienem ci niczego dosypywać.
- Dobrze, że w końcu załapałeś. - Prychnął, choć wiedział, że i tak im wybaczy. Zbyt samotnie się czuł w tym miejscu, żeby odpychać kumpli, którzy wydawali się w końcu ogarnąć. Pytanie tylko, czy przeprosiliby go, gdyby nie leżał przykuty do szpitalnego łóżka. Na to Louis nie potrafił sobie odpowiedzieć.
- A ja przepraszam za to, co pieprzyłem o tobie i Spasskym. Nie wiem, co mi odjebało, serio. Wkurwiłem się na niego i… nie wiem.
Louis wywrócił oczami, krzywiąc się na wspomnienie plotek. Jego kumpel nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo szatyn by chciał, by te wszystkie plotki okazały się prawdą.
- Dobra, nieważne. Siadajcie i częstujcie się, bo sam tego na pewno nie zjem. Ale jeszcze jeden taki numer i z nami koniec. - Parsknął, uśmiechając się do nich ironicznie. - Jak w szkole?
- O, stary, ale się dzieje. - Jared od razu się ożywił, patrząc na niego gorączkowo. - Dyrcio pożarł się ze Spasskym.
- Co?
- No. Podobno jego synalka zgarnęła policja. - Brian nawet nie krył satysfakcji w głosie. On też miał problemy z Gontierem i cieszył się, że ten zniknął ze szkoły. - I teraz się wyżywa. Padło akurat na Spassky’ego…
- Może nawet wyleci ze szkoły! - Jared zaśmiał się, nie zwracając uwagi na krzywą minę Louisa. - Laski w naszej klasy się zapłaczą, jak go wywali.
Szatyn zmarszczył brwi, nie słuchając dłużej kolegów. Jego myśli podążyły w stronę matematyka. Miał nadzieję, że ten dziś także go odwiedzi. Musiał z nim porozmawiać.


Koss Moss - 2018-09-19, 17:21

           Niestety, Elijah nie mógł wygospodarować dla swojego ucznia więcej czasu. Przez ostatnie wydarzenia i tak zaniedbał wszystko inne. Musiał odrobić ze studentami zajęcia na uczelni, które przepadły mu przez chorobę i wizyty u syna w szpitalu; musiał zmagać się z dyrektorem; musiał znów pracować dla Japończyków, którzy domagali się jego pomocy przy kolejnych projektach.
Tego dnia nie znalazł nawet chwili, by zadzwonić. Jeżeli Louis próbował się z nim skontaktować, również nie dostał odpowiedzi.
Być może mężczyzna dzielił czas nie tylko na obowiązki, ale również i swoich ślicznych kochanków?

           Do szpitala przyjechał dopiero trzy dni później – w sobotnie popołudnie. Miał na sobie garnitur i szczególnie schludnie zaczesane włosy; chwilę temu odbywało się spotkanie służbowe.
Przyjemnie pachniał wodą kolońską, kiedy przysiadł na krześle obok łóżka Louisa, wypakowując swoje prezenty.
Tym razem miał dla chłopca trochę zdrowsze jedzenie – penne z zielonym makaronem i pysznym sosem.
Przez ostatnie dni nie tylko Brian i Jared odwiedzili Louisa, ale również wiele innych osób z klasy. Istniało zatem poważne podejrzenie, że Spassky szepnął im wszystkim słówko, by okazali koledze wsparcie.
Wszyscy odwiedzający zdawali się trzymać stronę Louisa. Nie tylko on miał na pieńku z Gontierem. Był to chłopak, za którym nie przepadała większość osób, po prostu niewielka część miała odwagę się do tego przyznać.
  ― Jak się miewasz, Louis ― zagaił mężczyzna. ― Widzę, że Lily Turner przyniosła ci zeszyty?


Blake - 2018-09-19, 20:38

Louis ostatnio miał tyle gości, że nie miał nawet czasu myśleć o tym, jak beznadziejnie się czuje. Ale nawet jeśli był zajęty spotkaniami z innymi (kiedy zobaczył w drzwiach kilka osób, które wyraźnie za nim nie przepadały, był naprawdę zaskoczony i pełen podejrzeń), to wciąż nie mógł porzucić myśli o nauczycielu. Tęsknił za nim.
- Hej. - Kiedy ujrzał mężczyznę wchodzącego do sali, nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. - Dobrze, ale… stęskniłem się.
Poczerwieniał trochę po tym wyznaniu, ale obserwował go, jak ten wypakowuje przyniesione przez siebie jedzenie. Wyglądał dziś wyjątkowo dobrze, jeszcze lepiej, niż zwykle. I Louis nie potrafił przestać się gapić.
- Ta, przyniosła - mruknął, spoglądając krzywo na zeszyty, które leżały rzucone na dolnej półce w szafce.Myślenie o nauce nie poprawiało mu nastroju. - Co jest dziwne, bo nigdy za mną nie przepadała. Ja za nią też. - Zmrużył oczy, patrząc na niego podejrzliwie. - Kazałeś jej, co? Komu jeszcze kazałeś tutaj przyjść, Elijah?


Koss Moss - 2018-09-19, 20:55

           Elijah uśmiechnął się pod nosem, podnosząc wzrok na podejrzliwą twarz Louisa.
  ― Nikomu nic nie kazałem ― odparł, ale ten bystry chłopczyk już go przejrzał w tym aspekcie. Wiedział, że pan Spassky nie musi nikomu nic kazać, żeby wywierać na ludzi silny wpływ.
Wystarczyła sugestia.
  ― Chyba nie wolałbyś leżeć tutaj całymi dniami zupełnie sam? ― zapytał retorycznie, gdy mina Louisa pozostawała bez zmian, i wyciągnął rękę, żeby ująć go za podbródek. ― Koledzy bardzo się o ciebie martwią. Na pewno odwiedziliby cię wcześniej, gdyby tylko wiedzieli, gdzie.
Uśmiechnął się wyraźniej, nisko nachylony do swego drogiego chłopca, zawieszając wzrok na jego wargach – a jednak dość szybko się wyprostował i podsunął uczniowi tackę z jedzeniem oraz sztućce.
Uśmiech ten stopniowo bladł, ustępując zmęczeniu czy może nawet pewnemu frasunkowi, w miarę jak młodzieniec jadł.
  ― Lekarze powiedzieli ci coś nowego? ― mruknął w końcu Elijah, dość ewidentnie przejęty potencjalnym kalectwem Louisa. ― Możesz już choć w minimalnym stopniu ruszać nogami?


Blake - 2018-09-19, 21:23

Chłopak wydął usta, rozczarowany, że nie dostał pocałunku. Przez chwilę naprawdę myślał, że mężczyzna znów go pocałuje, kiedy tak na niego patrzył... Louis nawet nie potrafił wyrazić, jak bardzo tego pragnął.
- Nie chciałbym, ale coś nie wierzę w ich dobre intencje. - Prychnął, przyjmując tacę z jedzeniem. Gdy tylko spróbował makaronu, od razu zamruczał z przyjemnością. Zaraz jednak pokręcił głową i skrzywił się. - Nie. I nic nie mówili. Sam nie wiem, czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie…
Nie chciał o tym myśleć. Gdyby zaczął się zastanawiać nad tym, czy przypadkiem nie wyląduje na wózku, bo jednak było gorzej, niż na początku sądzili lekarze, to całkowicie by się załamał. Dlatego na razie wypierał to z głowy, a częste odwiedziny znajomych mu to ułatwiały.
- Słyszałem, że pokłóciłeś się z dyrektorem. - Zmienił szybko temat. - Co się stało?


Koss Moss - 2018-09-20, 16:47

  ― To nic, czym musiałbyś się przejmować ― odrzekł Elijah, jak zwykle wymijająco. Chłopiec znów musiał drążyć, by dostać swoją odpowiedź, ale udzielając jej, mężczyzna wyglądał już na zirytowanego. ― Co mam ci powiedzieć, chłopcze?
Napił się wody, której nalał chwilę wcześniej z dyspozytora sobie i uczniowi.
  ― Dyrektor ― podjął ― co było do przewidzenia, chce za wszelką cenę wybronić swojego syna. Wolałby, żebym poparł jego działania, ale z oczywistych względów nie mogę tego zrobić. Nie zwolni mnie, bo wie, że miałby z tego tytułu jeszcze więcej kłopotów. I znów musiałby szukać kogoś na moje miejsce, a to nie takie proste.
Przemilczał łapówkę, którą dyrektor usiłował mu wręczyć – naprawdę, tani chwyt. Podejrzewał jednak, że matka Louisa może mieć inne do tego podejście, kiedy jej przyjdzie zmierzyć się z tą propozycją.
Wycofać wszystkie oskarżenia i zrzucić to nieszczęście na karb wypadku. Tego by chciał pan Gontier.
  ― Pamiętaj, że nie wolno ci zmienić wersji wydarzeń. Pod żadnym pozorem ― rzekł Elijah po chwili ciszy. ― Pod żadnymi namowami, a zwłaszcza groźbami. Ten chłopak poniesie konsekwencje swoich wybryków.


Blake - 2018-09-20, 19:40

- Oczywiście, że chce. - Prychnął, niezaskoczony. Wiedział, jak dyrektor dba o swojego syna. Ciągle udawał, że nie dostrzega jego wybryków. A kiedy ten dręczył Louisa, to jemu się obrywało. - I nie zamierzam zmieniać swoich zeznań. Zasługuje na karę, a to, co mi zrobił… - Westchnął, zagapiając się na swoje nieruchome nogi. Ten widok wciąż go przerażał.
Uśmiechnął się blado do mężczyzny, jedząc przyniesiony przez niego makaron. Jego matka nie myślała o takich rzeczach i przyniosła mu tylko najpotrzebniejsze rzeczy z domu.
- Myślisz, że będzie próbował namówić moją matkę? - Zapytał, zupełnie jakby czytał w myślach nauczyciela. - Że może coś jej obiecać? Albo próbować ją nastraszyć? Choć to drugie byłoby znacznie prostsze… - Nie zdziwiłby się, gdyby dyrektor próbował przekupić jego matkę. A ta nie wahałaby się ani chwili, Louis był tego pewien. - W ogóle to mówiłem jej o fundacji. Nie jest zachwycona.


Koss Moss - 2018-09-20, 19:58

           Zamyślił się na chwilę – nie patrzył na chłopca, tylko w stronę okna, gładząc sobie kciukiem gładko ogolony podbródek. Louis był domyślny i wodzenie go za nos, udawanie, że wszystko jest w porządku, nie miało najmniejszego sensu. Mimo to Elijah wciąż jeszcze traktował go jak dziecko, które nie musi o wszystkim wiedzieć.
Wiedza komplikuje wiele rzeczy.
  ― Nie wycofuj się ― powiedział tylko, zamiast odpowiedzieć.
I tyle było ze szczerej rozmowy.

           Przez następne dwa tygodnie Elijah odwiedził chłopca tylko trzy razy, ale młodzieńcowi nie brakowało gości. Odwiedzała go matka, odwiedzali koledzy z klasy i odwiedzali policjanci w towarzystwie psychologa. Rzeczywiście, w całym tym natłoku nie miał czasu, by myśleć zbyt dużo. Mógł to robić jedynie w nocy, gdy środki przeciwbólowe okazywały się niewystarczające i dyskomfort nie pozwalał mu zasnąć.
Odwiedził go też dyrektor. Przyszedł z synem. Z jakiegoś powodu wpuszczono ich na salę bez wcześniejszego uprzedzenia Louisa.
Pan Gontier stanął przy łóżku chłopca ze zmarszczonymi brwiami. Najpierw zapytał o zdrowie, udając, że wcale nie przyszedł po to, po co przyszedł. Ostatecznie musiał jednak przejść do sedna.
  ― Cóż ― rzekł. ― Doszły mnie słuchy, że opowiadasz straszne rzeczy o moim synu.
Młody Gontier stał za plecami ojca, patrząc na Louisa spod byka.
  ― Kłamiesz, że zepchnął cię ze schodów.


Blake - 2018-09-20, 20:30

Louis mógł w końcu poruszać nogami - zaledwie kilka krótkich ruchów - ale ból był tak duży, że wcale go do tego nie ciągnęło. Na szczęście miał czas na myślenie o tym tylko w nocy, bo w dzień był zbyt zajęty zajmowaniem się gośćmi. Mimo to nie był w najlepszym nastroju, kiedy do jego sali wszedł dyrektor i… jego syn. Chłopak naprawdę nie wiedział, co tu robił młody Gontier, ale sam jego widok wywołał w Louisie… strach. Do tej pory nigdy nie reagował tak na starszego chłopaka, nawet jeśli był świadom przewagi fizycznej, jaką ten miał nad nim. Ale teraz, patrząc na niego, chciał jedynie wstać i uciec. Ale nie mógł i to go denerwowało.
- Straszne rzeczy? - Uniósł brwi, prychając, choć jego dłonie nerwowo zaciskały się na pościeli. Czuł się bezsilny. - Straszne jest to, co on mi zrobił.
Nie wiedział, dlaczego nikt go nie poinformował o odwiedzinach. Gdy przychodził Elijah, zawsze pytano go wpierw, czy chce go widzieć, jakby ten mógł mu coś zrobić. A teraz nikt go o nic nie zapytał.
- Nie kłamię - zaprzeczył, starając się brzmieć na pewnego siebie, choć jego wzrok wciąż uciekał do chłopaka, który stał za swoim ojcem. - I chciałbym, żebyście już sobie poszli. Jestem zmęczony.


Koss Moss - 2018-09-20, 20:58

           Pan Gontier uśmiechnął się sardonicznie i Louis już wiedział, że nic z tego – że nigdzie nie pójdą.
  ― Najpierw porozmawiamy ― odrzekł, po czym zbliżył się, by przysiąść na krześle obok łóżka chłopca. ― Chciałbym po prostu wiedzieć, jaki masz interes w tym, by rozpowiadać takie rzeczy. Wierutne kłamstwa. Chyba sam w to wszystko nie wierzysz. Co, Louisie? Wiesz przecież, że możesz zostać wydalony ze szkoły, jeżeli nie zaprzestaniesz oczerniania innych. Bezpodstawnego, warto zaznaczyć.
  ― Nic ci nie zrobiłem ― burknął Gontier junior. ― Po prostu znalazłem się w złym miejscu… w złym czasie…
  ― Marcus powiedział mi, że widział ciebie i pana Spassky’ego w dwuznacznej sytuacji… I to niejeden raz. ― Pan Gontier uśmiechnął się z wyrozumiałością. ― Nie zaprzeczaj. Sprawą zajął się detektyw. Mamy dowody, że Elijah odwiedzał cię tutaj częściej niż powinien. Przyznaj. Upozorowałeś ten wypadek, żeby wrobić Marcusa. Żeby mieć na niego haka, jak to mówicie. A kiedy Marcus chciał postąpić, jak należało od samego początku… ponieważ takie relacje są absolutnie niedopuszczalne, cóż, wtedy…
Dyrektor uśmiechnął się gorzko, zawieszając głos, pozostawiając resztę w domyśle.
  ― Louisie ― kontynuował, korzystając z tego, że chłopakowi odjęło mowę. ― Jestem wyrozumiały. Będę musiał zwolnić Elijaha za ten romans. Ale jeżeli wycofasz swoje oskarżenia, zrobię to tak, by nie niszczyć mu reputacji. Nie rozdmuchamy sprawy. Co ty na to?


Blake - 2018-09-20, 21:25

Louis słuchał słów dyrektora z coraz większym zdumieniem, a coś nieprzyjemnie zaciskało się na jego gardle. Martwił się o Elijaha. I o to, że młody Gontier jakoś się wywinie, a on zostanie obarczony winą za coś, czego był ofiarą. Ale mężczyzna kazał mu się nie poddawać, a Louis też nie należał do tych, którzy podkulą ogon i znikną, choć sam widok starszego chłopaka przyprawiał go o szybsze bicie serca.
- Ja mam zostać wydalony ze szkoły? - Parsknął. - To ja tutaj leżę i nie mogę się ruszać, czy on?
Gdyby mógł, założyłby ramiona na piersi, ale niestety, wciąż za bardzo go bolało. Mógł tylko patrzeć wściekle na mężczyznę, który próbował go zastraszyć i zmusić do wycofania zeznań. Louis się nim brzydził.
- Niczego nie upozorowałem. A skoro Marcus widział mnie i pana Spassky’ego w dwuznacznej sytuacji... i to więcej niż raz… - uniósł brwi - to może niech powie, co widział? Chętnie o tym posłucham. I może niech pan od razu zadzwoni do pana Spassky’ego i jemu też o tym opowie. Na pewno się ucieszy, że pana syn oczernia go w taki sposób. Kto wie, może nawet pójdzie z tym do sądu?
Uśmiechnął się, patrząc dyrektorowi prosto w oczy. Wolał to niż patrzenie na jego syna. I choć bał się, że cała sprawa może jakoś odbić się na matematyku, to był przynajmniej pewien, że Marcus niczego nie widział. Mógł zobaczyć ich razem w samochodzie, ale poza tym nie mógł zobaczyć niczego więcej, bo… niczego nie było. Niestety.
- Nie jestem głupi i nie dam się zastraszyć. Proszę stąd wyjść.


Koss Moss - 2018-09-20, 22:12

           Pan Gontier zdecydował się zaniechać swoich prób i opuścić salę dopiero wówczas, gdy zajrzała do niej pielęgniarka, by spytać Louisa, czy chce się widzieć z Elijahem Spasskym.
  ― Idziemy ― rzucił wówczas mężczyzna do swojego syna i opuścili salę.
Coś jednak w jego spojrzeniu i postawie musiało mówić Louisowi, że to wcale nie koniec problemów, a wprost przeciwnie, dopiero ich początek.

           Wkrótce chłopiec, zgodnie z tym, co obiecał mu Spassky, został przeniesiony do prywatnej kliniki, gdzie po badaniach miał go czekać szereg badań, zabiegów i operacji. Choć matka Louisa nie popierała pomysłu, by fundacja finansowała jego leczenie (bo nie mogła mieć z tego ani centa dla siebie), byłaby idiotką, gdyby ostatecznie tego odmówiła.
W nowym miejscu warunki były o wiele lepsze. W pokoju Louisa było tylko jedno łóżko z wygodnym materacem: nie musiał w ogóle myśleć o potencjalnych współlokatorach. Doglądał go tam, między innymi, młody i atrakcyjny pielęgniarz, który chyba z nim flirtował.
Na kilka godzin przed najbardziej poważną operacją to on dotrzymywał Louisowi towarzystwa, zapewniając, że wszystko będzie dobrze, ponieważ Elijah najwyraźniej nie miał czasu, by się pojawić i wesprzeć ucznia w tak stresującej chwili.
Napisał tylko jedną, krótką wiadomość: „Dasz radę, mały”.

           Nie mógł być z chłopcem, przebywając w Tokio, ale dużo o nim myślał.
Podczas spotkania z prezesem w głowie miał Louisa.
Podczas zwiedzania w głowie miał Louisa.
I podczas kolacji. I podczas śniadania. I podczas obiadu.
I późnym wieczorem, dzień przed wylotem, leżąc w łóżku ze śpiącą dziwką, przez cały czas o nim myślał.
Czy Gontier znów próbował go nachodzić? Czy odżywia się właściwie? Jak się czuje? Wiele szczegółów na temat jego stanu zdradził mu, wbrew przepisom, zaprzyjaźniony lekarz, ale to, co działo się w głowie Louisa, było poza zasięgiem wszystkich.
Nabawił się jakiejś obsesji na punkcie tego dzieciaka. Gdyby choć w połowie tak dużo myślał o Phineasie. Ale nie myślał – syn dawno już wykreślił go ze swego życia, obwiniając o porzucenie w dzieciństwie jego i matki, bezwzględnie, ale słusznie, i poza wyjątkowymi sytuacjami nie mieli kontaktu, który mógłby umacniać ich relację.
Z Louisem było inaczej. Zupełnie inaczej.
Louis chciał umacniać ich relacje. Ale to nie były tylko ojcowskie relacje. Elijah chciałby z tym chłopcem robić okropne rzeczy, rzeczy, na które nie mógł sobie pozwolić.
Na które Louis był stanowczo za młody, a teraz również – zbyt poturbowany, połamany, rozbity.
Jednak myślał o nich. Najbardziej wtedy, gdy wydawało się, że nie zupełnie nie to mu w głowie.

           Zawieszony jako nauczyciel, po powrocie do Ameryki miał znów więcej czasu dla siebie. Postępowanie dyscyplinarne było w toku, będą go czekały upierdliwe przesłuchania, które zapewne nie ominą również Louisa, ale na razie nie to było jego zmartwieniem.
Spędził w pewnym sklepie bardzo dużo czasu przed wyborem pewnej rzeczy.
Przyjechał z nią do prywatnej kliniki. Nikt nie pytał Louisa, czy chce widzieć Elijaha. Mężczyzna po prostu stanął w pewnym momencie w otwartych drzwiach – znów w garniturze, doskonale uczesany, idealnie ogolony.
  ― Witaj, Lou ― rzekł.
Chłopiec przed kilkoma godzinami wybudził się z narkozy i był jeszcze trochę zdezorientowany, ale zdecydowanie go rozpoznał. Nauczyciel w końcu go odwiedził. Po raz pierwszy w nowej klinice. Po raz pierwszy, odkąd został zawieszony. Po niemal dwóch tygodniach rozłąki.
Elijah podszedł bliżej; wyciągnął zza pazuchy i położył na szafce nocnej małe pudełko, przypatrując się młodzieńcowi z góry.
  ― Dla ciebie.
W środku Louis znalazł zegarek.
Przepiękny zegarek.
Stanowczo zbyt drogi zegarek.
Czyżby pan Spassky miał jakieś wyrzuty sumienia? Może dlatego, że przez ostatnie dwa tygodnie kontakt między nimi był tak znikomy? Czyżby coś w końcu zrozumiał? A może się stęsknił?
  ― Może przestaniesz spóźniać się na lekcje. Jeśli wolisz, potraktuj to jako wcześniejszy prezent na Gwiazdkę.


Blake - 2018-09-20, 23:01

Przebywanie w prywatnej klinice było znacznie przyjemniejsze i łatwiejsze. Nawet personel wydawał mu się milszy i Louis czuł się w tym miejscu naprawdę dobrze. Wiedział doskonale, komu to zawdzięcza i chciał znów podziękować mężczyźnie, opowiedzieć o wrażeniach i o tym, co myśli o wszystkich zabiegach, ale nie mógł. Przez dwa tygodnie, kiedy znajdował się w placówce, nauczyciel nie odwiedził go ani razu. Napisał kilka wiadomości - bardzo lakonicznych i krótkich, aż w końcu chłopak przestał je czytać. Żadna z nich nie wyjaśniała, dlaczego Elijah się nie pojawiał. Czy chodziło o postępowanie dyscyplinarne, o którym wcześniej wspominał matematyk, czy może o coś innego - nie wiedział. I bardzo go to męczyło.
- O, hej - przywitał cię cicho, gdy nagle ujrzał mężczyznę stojącego w drzwiach, a zaskoczenie w jego głosie było wyraźnie słyszalne. Nie spodziewał się mężczyzny, bo i dlaczego miał?
Gdy Spassky położył małe pudełko na szafce nocnej, Louis sięgnął po nie, jeszcze bardziej zaskoczony. A gdy je otworzył, ujrzał niezwykle gustowny i na pewno bardzo drogi zegarek. Zacisnął mocniej dłoń na pudełko i wymusił uśmiech.
- Dziękuję. Jest piękny. - Wcale nie brzmiał, jakby prezent faktycznie sprawił mu radość. W ogóle wydawał się jakiś dziwnie przygaszony, kiedy unikał wzroku mężczyzny, wciąż wracając nim do zegarka. Był piękny, ale nie tego Louis oczekiwał.
Operacja się udała. Kiedy chłopak usłyszał tę wiadomość, chciał pocałować lekarza z radości. I tkwił w tym stanie, dopóki nie ujrzał Spassky’ego w swojej sali. Od razu przypomniał sobie, jak dzień wcześniej leżał na tym samym łóżku, czekając, aż mężczyzna do niego przyjdzie i z nim zostanie. Był przerażony operacją, cały czas drżał z nerwów, mając świadomość, że od umiejętności kilku osób zależy jego przyszłe życie. Ale Elijah nie przyszedł. Matka też nie. Louis był sam, a za rękę trzymał go młody pielęgniarz, który - choć bardzo miły - nie był Spasskym. To chyba zabolało chłopca bardziej niż niespodziewane spotkania z kochankami mężczyzny.
Gdyby chociaż wiedział, dlaczego nauczyciel nie przyszedł. Ale nie otrzymał żadnego wyjaśnienia, a teraz dostał prezent. Jak mógł się z niego cieszyć?
- Pewnie był bardzo drogi - wydusił, chyba tylko po to, żeby jakoś przerwać tę niezręczną ciszę, jaka zapanowała między nimi. - Nie musiałeś…


Koss Moss - 2018-09-21, 17:30

  ― Słyszałem, że operacja się udała. Wiedziałem, że sobie poradzisz. Dzielny z ciebie chłopiec.
Co ciekawe, gdy Spassky lekko się nachylił, Louis poczuł od niego słabą woń alkoholu. Było to dziwne, biorąc pod uwagę wczesną porę. Chłopiec wiedział, że mężczyzna lubi sobie czasem wieczorem wypić szklankę whisky, ale wkrótce potem kończył dzień.
Pozostawało mieć nadzieję, że nie przyjechał samochodem w takim stanie.
  ― Wpadłbym wcześniej, gdyby nie... okoliczności ― kontynuował w przedłużającej się ciszy, słusznie wyczuwając, że chłopiec jest spięty i jak gdyby obrażony. ― Musiałem być w Tokio, rozmawiać... Chcą mnie tam.
Potarł wilgotne wargi. Mówił wolniej niż zwykle, jakby wymagało to od niego wielkiego skupienia.
  ― Żebym tam wyjechał. Zarządzał częścią firmy.
Spojrzenia Elijaha i chłopca spotkały się wreszcie i Elijah parsknął cicho.
Wyciągnął rękę i ujął młodzieńczą twarz za policzki, nieco ją deformując.
  ― Myślałeś o studiowaniu za granicą?


Blake - 2018-09-21, 18:40

- Piłeś? - wydusił, coraz bardziej zdumiony i zaniepokojony zachowaniem mężczyzny.
Wciąż czuł się źle, myśląc o tym, jak został przez niego pozostawiony w tej prywatnej klinice, ale nie mógł powstrzymać niepokoju, który uwidocznił się na jego twarzy. Może był zły, ale to nie sprawiło, że przestał czuć do niego to, co czuł. I teraz, patrząc na niego, nie potrafił powstrzymać opiekuńczych odruchów.
- Byłeś w Tokio? - Zrobiło mu się przykro, gdy pomyślał o tym, że mężczyzna zostawił go, by sobie wyjechać, ale jego następne słowa sprawiły, że serce Louisa na chwilę zatrzymało swój rytm, a później zaczęło bić znacznie szybciej, niż zwykle. I nie miało to nic wspólnego z pozytywnymi uczuciami. - Jak to cię tam chcą? Nie możesz wyjechać. Elijah, nie możesz. - Spojrzał na trzymany zegarek i parsknął z niedowierzaniem. - Zostawiasz mnie i myślisz, że drogi prezent mi to zrekompensuje…?
Nawet nie dosłyszał ostatniego pytania. Patrzył na Spassky’ego z goryczą i rozczarowaniem, pozwalając mu ściskać swoje policzki. Wyjeżdżał. Tylko o tym był teraz w stanie myśleć.


Koss Moss - 2018-09-21, 19:01

           Elijah nachylił się nisko i wsunął nos we włosy chłopca, przesuwając dłoń na jego szyję. Przymknął oczy i wysłuchał tych rozpaczliwych, panicznych słów, czując się… rozdartym, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje niósłby ze sobą wyjazd na inny kontynent.
Dokładnie tak, jak się spodziewał, Louis nie zamierzał niczego ułatwiać.
Niczego.
I może był mu trochę za to wdzięczny?
  ― Nie mogę? ― wymruczał, gładząc kciukiem pulsującą szybko arterię chłopca. ― Dlaczego nie mogę, skarbie?
Podjudził go trochę, będąc tak bardzo blisko. Nie patrzyli już sobie w oczy. Louis na poziomie oczu miał bark mężczyzny, a Elijah miał zamknięte powieki i wdychał woń miętowego szamponu.
  ― Powiedz… ― westchnął ― …co miałoby mnie powstrzymać przed odrzuceniem takiej szansy…


Blake - 2018-09-21, 19:49

- Dlaczego mi to robisz…? - jęknął słabo, wdychając silną woń mężczyzny - połączenie wody kolońskiej i alkoholu. Wczepił się palcami jednej dłoni w jego bark, jakby musiał go poczuć.
Bał się, że Spassky go zostawi. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak się czuł (o ile kiedykolwiek), ale sama myśl, że ten miałby przenieść się na drugi koniec świata i zostawić go samego… Teraz kiedy Louis pogodził się z tym, że zakochał się w mężczyźnie… To wyciskało mu łzy z oczu.
- Ja - powiedział zaskakująco twardo, choć w jego jasnych oczach zalśniły łzy. - Ja cię powstrzymam. - Powtórzył. - Nie możesz patrzeć na mnie w taki sposób... dotykać, całować, a później tak po prostu mnie zostawiać, jakbyś się mną znudził. Nie pozwalam, rozumiesz?
Przesunął dłoń na jego kark, przyciągając go jeszcze bliżej. W gardle miał gulę, która nie pozwalała mu powiedzieć niczego więcej.


Koss Moss - 2018-09-21, 22:48

           Elijah zaśmiał się cicho, jakby w tej sytuacji naprawdę było coś śmiesznego. Dźwięk ten był ochrypły, stłumiony nieco, i zapewne towarzyszył mu znajomy pobłażliwy uśmieszek.
  ― I co zrobisz ― wychrypiał, obracając lekko głowę; obniżył się bardziej, a wtedy jego wargi otarły się o niewielkie ucho. ― Chłopczyku. Staniesz na pasie startowym i rozłożysz rączki, żeby samolot nie wystartował?
Droczył się coraz bardziej perfidnie, wcale nie traktując, jak się zdawało, gróźb Louisa poważnie.
Wydawał się rozbawiony, a nie zgnębiony wobec perspektywy ich rozłąki. Nastolatek zapewne nie potrafił tego w pełni zrozumieć. Nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę myśli Elijah, i ku jakiej decyzji się skłania.
Tak bardzo bał się, że zostanie sam, nie mając pojęcia, że dla Spassky’ego problematyczna stała się wizja porzucenia go jak wszystkich innych.
Że upił się, kiedy zrozumiał, jak bardzo ten krnąbrny dzieciak zdołał go do siebie przywiązać. Jego, faceta, który tak bardzo cenił sobie niezależność przez tak wiele lat.
Co za paskudny, mały…
  ― Zamkniesz mnie w klatce? Przywiążesz do kaloryfera? ― podjudzał, oddychając na muszelkę jego ucha. ― Przecież wiesz, że nie będziesz w stanie mnie powstrzymać, jeśli tego zechcę, maleńki.


Blake - 2018-09-21, 23:14

- A tego właśnie chcesz? - zapytał cicho, całkowicie złamany. Jeszcze przed chwilą był w bojowym nastroju, chcąc pokazać mężczyźnie, że nie pozwoli mu tak po prostu zniknąć, ale każde kolejne słowo wypowiadane przez nauczyciela sprawiało, że kulił się w sobie.
Bolało go zachowanie Elijaha. Było takie niepodobne do tego, co Louis znał. Najpierw został przez niego zostawiony w klinice, praktycznie olany przed operacją, od której zależało całe jego przyszłe życie, a gdy w końcu ten go odwiedził, przyszedł wstawiony i śmiał się z jego uczuć.
- Odsuń się - powiedział wyraźnie i pierwszy raz, odkąd się poznali, spróbował odepchnąć od siebie mężczyznę. Oczywiście z jego siłą (dodatkowo osłabioną przez jego stan) nigdy by mu się to nie udało, ale nauczyciel sam się odsunął, najwyraźniej zaskoczony reakcją chłopaka.
Louis odetchnął drżąco, czując, jak gorąca, zdradziecka łza spływa mu po policzku. A tak nie znosił okazywać słabości…! Zamknął pudełko z zegarkiem i wcisnął je w dłoń Spassky’ego.
- Weź to i wyjdź - wydusił, patrząc na niego z bólem. - Nie mogę ci kazać zostać ani o nic prosić, ale… Jeśli przychodzisz tu i śmiejesz się z tego, że… że łamiesz mi serce… - Otarł policzek trzęsącą się dłonią. - To idź już… Och, cholera. - Przymknął oczy i dotknął dłonią głowy. Kilka godzin temu wybudził się z narkozy i wciąż był osłabiony, a teraz tak bardzo się zdenerwował, że zakręciło mu się w głowie.


Koss Moss - 2018-09-21, 23:27

           Mężczyzna momentalnie spoważniał – wydawał się wręcz skonsternowany tak nagłą i nieadekwatną reakcją. Droczył się, ale wyraźnie wybrał zły moment, nieświadom, jak bardzo osobiście bierze wszystko nastolatek; jak bardzo to przeżywa.
  ― Lou, ja… ― zaczął.
W następnej chwili odłożył pudełko z zegarkiem i ujął chłopca za dziwnie pobladłą buzię.
  ― Hej. Louis. Spójrz na mnie. Louis.
Półprzytomne spojrzenie zogniskowało się w końcu na jego twarzy. Z chłopcem wyraźnie działo się coś niedobrego. Elijah nie powinien był się z nim teraz drażnić, nie powinien był się bawić – dopiero teraz uderzyło go ponownie, że nie rozmawia z dojrzałym kochankiem, że to tylko dzieciak, który wszystko bierze tak poważnie, który tak głęboko to przeżywa.
  ― Oddychaj, głupiutki chłopcze. ― Trzymając znów jego policzki, nie pozwolił mu odwrócić głowy. ― Nie wiem, jak mogłeś pomyśleć, że chcę cię tutaj zostawić z tym zegarkiem. Wy, dzieciaki, macie taką bujną wyobraźnię. Lou. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
Nachylił się i oddechem o zapachu whisky owionął jego twarz.
  ― Kiedy przyjdzie na to czas, ty i zegarek polecicie ze mną.
Kącik jego warg uniósł się w cieniu uśmiechu na sekundę przed tym, jak ciepłe usta mężczyzny przylgnęły do tych drugich.


Blake - 2018-09-21, 23:44

Louis odetchnął drżąco w wargi mężczyzny i położył jedną z dłoni na jego policzku, odsuwając go delikatnie. Nie wiedział, co myśleć o jego zachowaniu.
- Nie było cię tu wczoraj, kiedy najbardziej cię potrzebowałem… - szepnął, niemal dotykając wargami ust mężczyzny. - A dziś przychodzisz i żartujesz sobie w taki sposób. Co miałem pomyśleć, Elijah? Po dwóch tygodniach, kiedy prawie się do mnie nie odzywałeś? Na dodatek jesteś wstawiony… Co się z tobą dzieje? - Przesunął kciukiem po jego dolnej wardze, patrząc na nią jak zahipnotyzowany. Wciąż był zły i nie czuł się najlepiej, ale… Wyciągnął się delikatnie i dotknął ustami ust mężczyzny, spragniony pieszczoty.
W głowie wciąż miał ostatnie słowa Spassky’ego o wspólnym wyjeździe, ale wolał ich nie komentować. Nie brał tego na poważnie, bo… nie chciał wyjeżdżać do żadnej Japonii i miał nadzieję, że to był kolejny, kiepski żart nauczyciela.


Koss Moss - 2018-09-22, 00:07

           Nic już nie powiedział. Louis powoli przestawał być zaślepiony, widząc w nim tylko ideał. Dostrzegł wreszcie człowieka, który borykał się z pewnymi problemami. Nie był taki doskonały. Zdarzało mu się za dużo pić, a ambicja sprawiała, że stawiał awans chyba ponad wszystkie inne wartości.
Potrafił zaniedbać bliskie sobie osoby, w tym własnego syna, któremu pewnie dał powód do nieutrzymywania kontaktów.
A jednak był tutaj. I całował wargi Louisa, dzieląc z nim smak spożytego alkoholu. Nie pozwolił, by kolejne słowa opuściły usta młodzieńca – wsunął w nie język, pogłębiając ich zbliżenie. Naparł palcami na policzki Reida, zmuszając go do szerszego ich otwarcia, i sięgnął jeszcze głębiej, zawłaszczając sobie tę uległą istotę, nie dając jej zbyt wielkiego pola do popisu.
Lizał wnętrze ust Louisa, badał krzywiznę jego zębów, sunął po podniebieniu, sięgał do gardła. Zasysał ciepłe wargi i kąsał je z wprawą, która zdradzała, jak wiele ust już w życiu całował.
Wolną rękę ułożył znów na szyi Louisa, na tym podatnym na zranienie, wrażliwym miejscu. Długie palce owinęły się wokół niej i chociaż nie zacisnęły, to można było odnieść wrażenie, że Spassky lubi bawić się w podduszanie do tego stopnia, że stało się to jego odruchem.
Nawet gdy całował, momentami robił to w sposób tak dominujący i zachłanny, że odbierał oddech.
Nagle obaj to usłyszeli: dźwięk poruszanej klamki, po którym otworzyły się drzwi.
Spassky przerwał i wyprostował się, ale zrobił to z opóźnieniem, za wolno.
  ― Och. ― Młody, atrakcyjny pielęgniarz popatrzył na nich w konsternacji. ― Przepraszam.


Blake - 2018-09-22, 00:28

Jego policzki nabrały koloru, a oddech był znacznie szybszy, kiedy mężczyzna odsunął się nagle od niego, a w drzwiach stanął ten młody pielęgniarz, który bardzo wspierał Louisa przed operacją.
- Um… - Odchrząknął, wciąż znajdując się pod wpływem odurzającej bliskości Spassky’ego. - Masz dla mnie jakieś leki, Matt?
- Właściwie to… chciałem sprawdzić, jak się czujesz. - Pielęgniarz nazwany Mattem wszedł z wahaniem do środka, zerkając nerwowo na mężczyznę, którego widział tu wcześniej tylko raz. - I przyniosłem ci czekoladki. Twoje ulubione, z karmelem.
- O, dzięki. - Louis uśmiechnął się szeroko, z wdzięcznością. - I czuję się już lepiej. Trochę osłabiony, ale lepiej.
Matt kiwnął głową i położył pudełko czekoladek na szafce obok łóżka. Po nazwie marki można było poznać, że nie były to tanie słodycze.
- Zajrzę do ciebie później. - Puścił Louisowi oczko i raz jeszcze przeprosił, wychodząc.
Gdy tylko zniknął za drzwiami, szatyn odwrócił się w stronę mężczyzny, który nie odezwał się nawet słowem, gdy w sali znajdował się młody pielęgniarz, i uśmiechnął się do niego radośnie.
- To… na czym skończyliśmy?
Nigdy nie miał problemu z dostrzeganiem tego, iż ktoś jest nim zainteresowany, ale tym razem chyba naprawdę tego nie widział. Sądził, że Matt jest dla niego miły (tak jak zapewne dla innych pacjentów) i nawet nie podejrzewał, że chłopak może być nim zainteresowany, nieświadomie ignorując jednoznaczne uśmiechy i flirciarski ton pielęgniarza, gdy z nim rozmawiał.


Koss Moss - 2018-09-22, 00:43

           Elijah jednak trochę oprzytomniał. To mógł być ktoś inny: jakiś kolega z klasy Louisa albo jego matka.
Gdyby ich przyłapano, obaj mieliby ogromne kłopoty. Zwłaszcza chłopiec.
  ― Nie tutaj ― mruknął w końcu, odrywając wzrok od zamkniętych drzwi, by przenieść go na zarumienioną twarz młodzieńca.
Wyprostował się i zdystansował, przesuwając dłonią po lekko spoconej twarzy. Mimo wszystko na jego wargach igrał wciąż cień uśmiechu.
  ― Musimy poczekać, aż stąd wyjdziesz. Będziesz miał przynajmniej jeden powód, żeby szybciej wrócić do siebie.
I chociaż widział, w jaki sposób pielęgniarz odnosił się do Louisa, nie wydawał się tym wzruszony.
Nie był ani zły, ani zaniepokojony. Cały ten Matt był po prostu kolejnym ślicznym chłopakiem, jednym z takich, których zapraszał na noc, żeby wyrzucić bez śniadania nad ranem.
Do głowy by mu nie przyszło, że Louis mógłby chcieć kogoś takiego, skoro już tak jawnie zadeklarował swoją preferencję.
Ot, zwykłe tło.
Być może się mylił.
Wciąż z krzywym uśmieszkiem wyciągnął dłoń, by pogładzić Louisa po szyi, ale było coś niepokojącego w bezpośrednim geście, jakim obdarzał tak czułe punkty.
  ― Choć nawet sobie nie wyobrażasz, jak chętnie bym kontynuował.


Blake - 2018-09-22, 09:32

Louis wydął wargi z niezadowoleniem, ale w myślach przyznał mężczyźnie racje. I tak mieli już problemy z dyrektorem szkoły i lepiej było tego nie pogłębiać, niepotrzebnie ryzykując.
- A to coś nowego… - mruknął, unosząc brew, choć wciąż uśmiechał się radośnie. Do tej pory mężczyzna go odpychał, a teraz sam przyznawał, że chętnie by go całował. Coś musiało się zmienić i chłopakowi podobała się ta zmiana. Był tylko zaniepokojony stanem, w jakim ten pojawił się w klinice.
Przekręcił głowę i cmoknął go szybko w przegub dłoni. Zdaje się, że na ten moment wszystko zostało nauczycielowi wybaczone.

***

Gdy tydzień później Elijah wszedł do sali, na której leżał Louis, ujrzał go niemalże płaczącego ze śmiechu, z jedną dłonią opartą o klatkę piersiową Matta, który siedział bardzo blisko, pochylony nad nim i również roześmiany. Kiedy obaj ujrzeli starszego mężczyznę, młody pielęgniarz od razu wstał, pożegnał się i wyszedł. Szatyn odprowadził go wzrokiem, a następnie spojrzał z uśmiechem na nauczyciela. Lubił Matta. Ten poświęcał mu każdą wolną chwilę, pomagając mu w walce z samotnością. Bo choć dzień wcześniej znów odwiedzili go kumple, a ostatnio pojawiła się nawet jego matka, to Louis i tak nie mógł już wytrzymać z nudy. A Matt ciągle był przy nim i ciągle poprawiał mu nastrój.
- Jak dobrze pójdzie, to za tydzień będę mógł wyjść - poinformował mężczyznę na wstępie. - Najpierw czeka mnie wózek i długa rehabilitacja, ale… jest dobrze. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile było to w ogóle możliwe. - A jak sprawa z dyrektorem? Jakieś wieści?


Koss Moss - 2018-09-22, 10:00

           Znów wyglądał na niewzruszonego, chociaż tym razem zastał Matta i Louisa w bardziej dwuznacznej sytuacji. Jedynie odwrócił się przez ramię za wychodzącym pielęgniarzem, ale trwało to dosłownie sekundę.
W jego głowie pojawiła się jednak myśl, że ci chłopcy zbliżyli się do siebie bardziej niż przewiduje zwykła przyjaźń. Ta dłoń na klatce piersiowej, pochyleni jak do pocałunku…
Cóż, może Louis w końcu go posłuchał i postanowił dać na boku szansę komuś młodszemu.
  ― Cześć, skarbie.
Tym razem był trzeźwy, gdyż wracał z uczelni, ale ostatnio miewał z tym duże problemy.
Podszedł, żeby postawić na stoliku torbę z jakże lubianym przez Louisa fastfoodem, ale wtedy zobaczył, że ktoś go uprzedził.
Wśród papierków leżały tam już hamburgery z McDonald’s, jeszcze ciepłe.
Mógł je przynieść jakiś kolega. Mógł je przynieść ten pielęgniarz. Louis mógł kogoś o to poprosić. Tak czy inaczej, ktoś uprzedził Elijaha.
Z jakiegoś powodu go to trochę zirytowało.
  ― To bardzo ładnie się odżywiasz ― skwitował i opuścił dłoń z torbą. ― Planujesz nabrać krągłości? ― podpytał z krzywym uśmiechem i zamiast postawić torbę obok hamburgerów, odwrócił się w stronę kosza na śmieci.
Nie przyszedł tu się użalać, nie odpowiedział więc na pytanie o dyrektora.


Blake - 2018-09-22, 10:35

Przyjemne ciepło wypełniło jego pierś, kiedy usłyszał "skarbie" po raz kolejny padające z ust mężczyzny.
- Krągłości? - Parsknął śmiechem, unosząc brew. - Nie... A co? Nie podobałbym ci się wtedy? Poza tym sam przyniosłeś mi to samo. - Zauważył radośnie. Widząc jednak minę Elijaha i to, jak ten odwraca się w stronę kosza, uśmiech mu trochę zbladł. - Hej, nie wyrzucaj tego. Przecież mogę zjeść później…
Ostatnio nastroje nauczyciela były tak zmienne, że Louis sam już się w nich gubił. Odetchnął i poprosił go, by usiadł obok niego.
- Czemu znowu się irytujesz? - zapytał prosto, bo im dłużej przebywał z nim i przyglądał się jego twarzy, tym lepiej wychwytywał jego nastroje. Nie zawsze było to proste, ale czasem się udawało. - I znowu nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Elijah. - Zauważył. - Chciałbym wiedzieć, co się dzieje…


Koss Moss - 2018-09-22, 10:49

           Niechętnie postawił torbę na stoliku obok i przysiadł przy łóżku, dość szeroko rozstawiając nogi i pochylając się do przodu. Przesunął wzrokiem po malującym się pod kołdrą zarysie chudej sylwetki.
  ― Bardziej apetyczne są dla mnie szczupłe ciała ― odpowiedział, być może znów się drocząc. A może naprawdę był na tyle powierzchowny, że straciłby zainteresowanie Louisem, gdyby ten rzeczywiście przytył. Nie zapewnił go przecież, że Louis zawsze będzie dla niego piękny.
Uśmiechnął się kątem warg i wrócił wzrokiem do twarzy młodzieńca.
  ― Jako mądry chłopiec powinieneś wiedzieć, Lou, że jeżeli ktoś decyduje się coś przemilczeć, oznacza to, że nie ma ochoty poruszać danego tematu. Koledzy na pewno powiedzieli ci, że nie wróciłem do szkoły. ― Rzeczywiście, powiedzieli. Louis dowiedział się także od swoich znajomych, że Spassky naprawdę jest pedałem. ― Możesz się domyślić, że nic nie zostało jeszcze wyjaśnione. Porozmawiajmy lepiej o twoich potrzebach. Ten wózek trzeba będzie kupić. Oglądałeś już jakieś?


Blake - 2018-09-22, 11:06

- To dobrze - stwierdził, myśląc o preferencjach mężczyzny. - Bo moje jeszcze długo takie będzie. Mam dobry metabolizm.
Uśmiechnął się do niego, woląc nie zastanawiać się nad tym, czy Spassky zwróciłby na niego uwagę, gdyby jego wygląd mu się nie podobał. Prawdopodobnie nie.
- Wiesz, mam wrażenie, że nie chcesz poruszać przy mnie żadnego poważnego tematu, który bezpośrednio dotyczy ciebie… - mruknął, zaciskając na chwilę usta w wąską kreskę. Martwił się o mężczyznę. Nie chciał, żeby ten miał przez niego problemy, a wiedział już, że plotkuje o nim cała szkoła. Nie mógł jednak zmusić go do mówienia. - Mhm, coś oglądałem. Mogę ci pokazać.
Sięgnął po swój telefon i wszedł na stronę, na której przeglądał wózki. Poprosił Elijaha, by ten trochę się pochylił i zaczął pokazywać mu oferty - oczywiście starał się wybierać te najtańsze, choć według niego i tak wszystkie były zbyt drogie.
- Podobno można też wypożyczyć taki wózek ze szpitala…
Wciąż było mu głupio, że mężczyzna opłacił mu leczenie, tak naprawdę nie chcąc nic w zamian. I na dodatek stracił przez niego pracę… Louis nie miał pojęcia, jak się za to odwdzięczy.


Koss Moss - 2018-09-22, 11:18

           Spassky przechylił się w bok i wparł łokciem o zagłówek łóżka, między ścianą a uniesioną poduszką, o którą chłopiec się opierał. Kiedy oglądali wózki, wplótł palce w miękkie włosy chłopca i bawił się nimi machinalnie, chyba nawet sobie tego nie uświadamiając.
Mimochodem zauważył, że Louis nie założył ofiarowanego mu zegarka… Być może faktycznie nie prezentowałby się wytwornie w sąsiedztwie szpitalnej piżamy.
Pieniądze nie grały roli, więc po chwili oględzin tanich wózków stuknął palcem w ekran, by powiększyć zdjęcie jednego z tych, które pokazały się w poleconych, i parsknął śmiechem.
  ― Ten wygląda jak Ferrari. Stylowy, kotku. Skórzane obicie nie będzie podrażniało twojej wrażliwej skóry.
Ironizował i natrząsał się, ale nie pozwolił już chłopakowi powrócić do kategorii z najtańszymi wózkami.
W końcu zgodzili się na model, który bardzo przypominał rower w stylu vintage: z krzywymi rurkami, wygodnym siedzeniem, w modnym kolorze.
To nie wstyd jeździć na takim.
  ― Będziesz wyglądał na nim naprawdę elegancko.
Wyprostował się, cofnął dłoń i uśmiechnął pod nosem, widząc, że chłopiec naprawdę tak myśli. Że wcale nie czuje się jak wybrakowany inwalida. A jeszcze nie tak dawno jego nastawienie było zupełnie inne.
  ― Cóż, świetnie ― skwitował. ― Wyślij mi link. Jaki chciałbyś kolor?


Blake - 2018-09-22, 11:35

Louisowi bardzo się podobało, jak mężczyzna zachowywał się wobec niego. Te jego drobne gesty, słowa… Wszystko wydawało się takie naturalne i chłopiec czerpał z tego dużą radość.
- Um, ten granatowy ze srebrnymi wstawkami? - Bardziej zapytał, niż odpowiedział na pytanie, wysyłając mężczyźnie link. Nie mógł jednak udawać, że nie zwrócił uwagi na cenę wózka, który wcale nie należał do najtańszych. Nie sądził, by w ciągu najbliższych pięciu lat udało mu się spłacić dług, jaki miał u nauczyciela.
Odłożył telefon na szafkę i zacisnął dłonie na jasnej pościeli.
- Jest jeszcze problem z moim mieszkaniem - powiedział w końcu, przyznając się do kolejnego zmartwienia. - Nie mieszkamy na parterze, a w kamienicy nie ma windy… Zresztą, i tak nie wyobrażam sobie, żeby matka nagle zmieniła swój styl życia dla mnie. To i tak cud, że ciągle tu bywa.
Martwiło go to, a kiedy próbował porozmawiać o tym z kobietą, ta bagatelizowała całą sprawę. Louisowi jakoś przez myśl nawet nie przeszło, że mężczyzna mógłby mu nie pozwolić wrócić do starej kamienicy; że miał już inne plany. To byłoby już za dużo.


Koss Moss - 2018-09-22, 11:50

           Spassky potarł w zamyśleniu pomarszczone wiekiem kąciki oczu.
  ― Kiedy dokładnie masz te swoje urodziny? ― poprosił o przypomnienie.
Chłopiec nie miał prawa mieszkać sam, dopóki nie będzie pełnoletni.
Ale przecież Elijah nie mógł pozwolić Louisowi wrócić do matki, wiedząc o tym, jak sadystyczny jest jego wuj. Na wózku chłopiec nie mógłby nawet przed nim uciec.
  ― Dobrze, niech będzie, wynajmę ci coś ― powiedział w końcu. Nie mieli wielkiego wyboru. ― Na siebie. Nie wiem, jak będzie się na to zapatrywała twoja matka; jeżeli zacznie robić problemy, wtedy będziemy się o to martwić.
Wydał już na tego chłopca prawdopodobnie więcej niż na wszystkich swoich kochanków razem wziętych, ale nie odczuwał tego w taki sposób. Wszystko to wydawało się konieczne. Tak, jakby chodziło o jego syna.


Blake - 2018-09-22, 12:06

- Za trzy tygodnie.
Niestety, wychodził wcześniej. Zresztą, nawet gdyby jego pobyt w klinice przedłużył się, i tak nie miałby za co sobie czegoś wynająć. Jego oszczędności były niewielkie.
- Ale… - Zagryzł dolną wargę, patrząc wielkimi oczami na mężczyznę. - Nie możesz wydawać na mnie tyle pieniędzy. - Jęknął w końcu, świadom, że ten wydał już na niego niemałą sumkę. Wiedział jednak, że Elijah ma rację - nie mógł wrócić do domu.
Przemknęło mu przez myśl, że mężczyzna wcale nie musiałby mu niczego wynajmować i wydawać kolejnych pieniędzy; że mógłby go wziąć do siebie. Ale gdy tylko ta myśl pojawiła się w jego głowie, od razu dotarło do niego, że Spassky nigdy by się na coś takiego nie zgodził. Za bardzo cenił swoją niezależność i wolność. Poza tym ci wszyscy młodzi mężczyźni, których do siebie zapraszał… Pewnie nie chciałby z tego rezygnować dla Louisa. Świadomość tego nie była przyjemna.
- Nie wiem, jak odwdzięczę ci się za twoją pomoc. - Westchnął, wyginając palce lewej dłoni. - A długu wobec ciebie chyba nigdy nie uda mi się spłacić. - Prychnął. - Chyba że w naturze.


Koss Moss - 2018-09-22, 13:09

           Mężczyzna roześmiał się ochryple.
  ― Chyba że w naturze ― powtórzył.
Rzeczywiście, w tym wszystkim nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby ściągać Louisa do siebie. Przywykł do samotnego życia i wszystkiego, co się z nim wiązało. Nie tak dawno zresztą proponował chłopcu bywanie częściej w swoim domu i przekonał się, że młodzieniec wcale tego nie chce – odrzucił przecież jego propozycję pracy, cokolwiek za tym stało.
Spędził z nim jeszcze trochę czasu, a potem opuścił szpital, na korytarzu mijając się z tajemniczym pielęgniarzem. Nawet na niego nie spojrzał, chociaż Matt się za nim odwrócił.

           Chłopca wypuszczono na święta. Ze szpitala odebrała go matka w towarzystwie wuja. Zabrali go do domu, zanim miał to okazję zrobić Elijah, i kiedy mężczyzna odebrał telefon od ucznia, ten był już uwięziony w swoim pokoju, w kamienicy.
  ― Cześć, Louis ― przywitał się, słysząc jego głos. ― Zdaje się, że ktoś mi cię ukradł. Czyżbym musiał cię teraz wykraść?


Blake - 2018-09-22, 13:37

Louis nie potrafił zaprotestować, kiedy matka przyjechała wraz z Danem, żeby go zabrać. Podróż samochodem mężczyzny nie była najprzyjemniejsza, ale jeszcze gorsze okazało się wchodzenie po schodach. Jako że chłopak nie mógł chodzić, ktoś musiał go tam wnieść. A wujek Dan, robiąc to, nie był wcale delikatny. Zupełnie nie przejmował się tym, że nastolatek niedawno przeszedł poważną operację kręgosłupa.
- Skąd masz ten wózek? - burknął, kiedy mało delikatnie położył go na łóżku.
- Z fundacji… - odpowiedział automatycznie, przymykając oczy. Bolała go cała podstawa kręgosłupa.
- Chyba nie potrzebujesz takiego drogiego, co?
Louis spojrzał z niepokojem na wózek, który złożony leżał obok jego łóżka.
- Chyba nie… - mruknął cicho, zrezygnowany.
Gdy tylko mężczyzna wyszedł, mamrocząc coś pod nosem, chłopak od razu sięgnął po swój telefon i wybrał numer Spassky’ego. Nie chciał zostawać w tym mieszkaniu. Nie czuł się w nim bezpiecznie.
- Hej. - Przywitał się słaby głosem. - Nie wiem, czy tak łatwo mnie oddadzą, ale… Zabierzesz mnie stąd?


Koss Moss - 2018-09-22, 14:00

           ― Oczywiście, chłopcze ― odrzekł spokojnie Elijah. ― Jesteś teraz sam?
Kiedy tylko młodzieniec potwierdził, że jego opiekunka wyszła, Spassky przyjechał do niego swoją Impalą, lśniącą i zadbaną, jakby dopiero co wyjechała od lakiernika. Wszedł na górę, krzywiąc się na zapach uryny i widok obrypanych ścian z odpadającymi płatami farby, i zapukał do obskurnie wyglądających drzwi, ponieważ wiszący na jednym kablu dzwonek nie zachęcał do skorzystania.
Drzwi otworzono mu po długiej chwili. Najpierw zerknął krótko do wnętrza mieszkania, czego trudno było uniknąć (z zewnątrz naprawdę nie wyglądało na to, że warunki tu będą aż tak złe, tymczasem w środku palono chyba jeszcze wciąż w piecach kaflowych), a potem opuścił wzrok na siedzącego na nowiutkim wózku chłopca. Louis musiał jakoś samodzielnie się na niego dostać.
  ― Cześć,chłopczyku ― powiedział cicho i pochylił się lekko, żeby obejrzeć jego twarz. ― Wszystko w porządku? Spakowałeś jakieś rzeczy, czy mam ci pomóc?


Blake - 2018-09-22, 14:42

Louis potrzebował sporo czasu, żeby dostać się jakoś na wózek. Zaczął próbować, zanim mężczyzna przyjechał i był już gotów się poddać, gdy omal nie spadł z łóżka. Jakimś cudem jednak przedostał się na wygodne siedzenie, cały zlany potem i kompletnie wykończony. Przedostanie się przez mieszanie też nie okazało się najprostszym zadaniem, więc mężczyzna musiał trochę na niego poczekać. Ale kiedy w końcu zobaczył Elijaha, aż odetchnął z ulgą na jego widok.
- Nie, jeszcze nic… - Pokręcił głową i odchrząknął. Chciało mu się pić. - Pomożesz?
Wpuszczenie Spassky’ego do mieszkania, było zawstydzające. Louis widział, jak ten patrzy na zniszczone mieszkanie i mógł jedynie domyślać się jego myśli. Nie mógł jednak go nie wpuścić, bo był pewien, że sam sobie nie poradzi. I tak był już wykończony.
- Um, wejdź - mruknął, odsuwając się, by go przepuścić. - Chodźmy do mojego pokoju, hm...?
Pojechał przodem, przejeżdżając przez przechodni pokój do tego mniejszego, z jednoosobowym łóżkiem i starymi, zniszczonymi meblami. Było mu gorąco ze wstydu i uczucie to tylko pogłębiało się z każdą chwilą.
- Tutaj mam rzeczy ze szpitala. - Wskazał na torbę, która była rzucona pod ścianą. - Muszę wziąć jeszcze książki i trochę ubrań. Chcesz coś do picia? - Spojrzał na niego z dołu. Był cały blady. - Daj mi pięć minut i weźmiemy się za to.


Koss Moss - 2018-09-22, 15:11

           ― Zajmę się tym, kotku ― powiedział mężczyzna. ― Nie ruszaj się.
Zostawił go na wózku i przeszedł do pokoju z kuchnią. Wszystko było tu stare i zniszczone, a w dodatku nie do końca czyste.
Przełamał skrajne uczucia i sięgnął do szafki po szklanki. Napełnił je sokiem, który uprzednio dyskretnie powąchał. Potem wrócił do chłopca i podał mu napój. Napił się, odstawił szklankę na zniszczoną komodę i zaczął pakować to, co wskazywał mu młodzieniec.
  ― Po świętach ― powiedział, kiedy składał w kostkę ubrania Louisa ― wracam do szkoły. Dyrektorowi nie udało się udowodnić mi niczego, chociaż bardzo chciał. Niemniej jednak, złożę wypowiedzenie.
Nie dodał, że przy tym dyrektor wywlókł na światło dzienne wiele intymnych szczegółów z jego życia erotycznego, o których teraz plotkowali chyba wszyscy uczniowie. Ani o tym, że nawet rektor wypytywał go, czy aby nie zdarzyło mu się spoufalić z jakimś uczniem lub studentem.
Nie miał ostatnio lekko; ciągle patrzono mu na ręce.


Blake - 2018-09-22, 16:25

Louis odebrał drżącą ręką szklankę z sokiem i napił się, czując prawdziwą ulgę. Wciąż bolały go plecy i był okropnie blady.
- Bo nie miał czego udowadniać - mruknął, obserwując mężczyznę. - Zależało ci na pracy w szkole?
Od początku odnosił wrażenie, że Spassky nie przepada za nauczaniem w liceum, ale mógł być w błędzie. Nie chciał, by nauczyciel tracił posadę, którą lubił. Ale wiedział też, że ten nie mógł zostać. Słyszał od kumpli o plotkach, które krążyły po szkole i wiedział, że tym razem tak szybko by to nie ucichło. Dyrektor już by się o to postarał.
- To wszystko moja wina - powiedział w końcu, przesuwając wzrokiem po sylwetce Elijaha. Jak zwykle prezentował się bardzo poważnie i elegancko, a w takim miejscu, jak dom Louisa, wyglądał, jakby został wyciągnięty z innego świata. I tak też chłopak to odczuwał, patrząc, jak Spassky pakuje jego rzeczy. - Okropnie namieszałem ci w życiu. Byłoby ci prościej, gdybyś nigdy mnie nie poznał...
Louis wiedział, że ma rację. Wszystkie problemy, jakie teraz mężczyzna miał… To była jego wina.


Koss Moss - 2018-09-22, 17:09

           ― Tak, byłoby prościej ― zgodził się z chłopcem, pakując mu bieliznę. Były to jakieś zwykłe, kolorowe, trochę śmieszne majtki, które bardziej kojarzyły mu się z przedszkolem niż z seksem. Pomyślał, że musiałby zmienić Louisowi całą garderobę, gdyby chciał go dopasować do swoich upodobań. ― Prościej i dużo bardziej nudno, Lou. Zrobiłem mu przysługę, idąc do szkoły. Nikt nie chciał mu pomóc. Ale osobiście wolę pracę z osobami bardziej samoświadomymi i nastawionymi na osiągnięcie sukcesu niż uczniowie liceum.
Odwrócił się od torby i – zapewne ku zdziwieniu chłopca – przysiadł na podłodze u jego stóp. Uśmiechnął się kątem warg, co uwydatniło zmarszczki w kącikach jego oczu.
  ― Może byś już przestał robić te miny, Louisie Reid.
Położył dłonie na jego kolanach i ostrożnie rozsunął mu nogi, przesuwając palcami po udach w stronę ich zwieńczenia. Opuścił wzrok na krok chłopca; już prawie musnął go palcami – ale nagle cofnął je, wyprostował się i podszedł do półki z książkami.
  ― Wezmę je na dół osobno ― powiedział, po czym zgarnął je, ułożył tak, żeby wygodnie było je chwycić, i zostawił chłopca samego z dziwnym wyrazem twarzy.

           Przenoszenie wszystkiego trwało długo. Niektórych rzeczy nie można było zapakować do jednej torby i trzeba było znosić je osobno. Inne były zbyt ciężkie, żeby zabrać je z innymi. Elijah wracał na górę wiele razy. Na końcu przyszedł po Louisa, którego już wcześniej posadził na łóżku, żeby znieść jego wózek do samochodu.
Chłopca wziął na ręce z wyczuciem, jak królewicza, starając się nie nadwyrężyć jego pleców.
  ― Tak dobrze? Nic cię nie boli? ― upewnił się kilkakrotnie, nim w końcu objął go mocniej i wyniósł z mieszkania.
Louis zamknął drzwi z jego rąk, a potem pozwolił się znieść na sam dół, gdzie…
  ― A ten tu czego ― syknął Elijah, patrząc na kogoś, kogo Louis w swojej pozycji nie mógł zobaczyć. ― Wyjmij mi kluczyki z kieszeni, chłopcze. I otwórz go. Teraz drzwi…
Posadził wreszcie młodzieńca w fotelu pasażera. Część tyłu i pewnie również cały bagażnik był załadowany rzeczami chłopca.
Elijah wyprostował się, wpatrując w odjeżdżający samochód z przyciemnianymi szybami, a potem zasiadł za kierownicą.
Gontier wcale nie zrezygnował jeszcze z usług detektywa.
Zapalił silnik. Nie miał jednak zamiaru wieźć chłopca do żadnego wynajętego mieszkania.
Za cel obrał swój dom, bo doskonale wiedział, że Louis nie poradzi sobie bez opieki w takim stanie. Nie skonsultował tego z samym zainteresowanym, ale nie było to żadną nowością w ich relacji.


Blake - 2018-09-22, 17:37

Już wcześniej zauważył, że mężczyzna zmienił podejście do ich relacji. O ile wcześniej próbował się dystansować, to po wypadku Louisa i pierwszym pocałunku w szpitalu, zachowywał się zupełnie inaczej. Dotykał go śmielej, używał pieszczotliwych określeń, kiedy się do niego zwracał, i nawet patrzył jakoś inaczej… Chłopak nie potrafił zrozumieć, czemu nagle Spassky się zmienił, ale nie narzekał. Podobało mu się to.
- Trochę boli - przyznał, nie chcąc kłamać. - Ale to nie twoja wina, tylko Dana.
Gdy siedział już wygodnie w samochodzie, a Elijah zajął miejsce kierowcy, Louis zerknął na niego krótko, z wdzięcznością. Cieszył się, że może w końcu wyrwać się z tego okropnego domu.
- O kim mówiłeś? - zapytał, zaciekawiony wcześniejszą reakcją mężczyzny. - Ktoś był pod kamienicą?
Obserwował widoki za oknem i im dłużej jechali, tym bardziej Louis rozpoznawał okolicę - jechał przecież tą drogą wielokrotnie.
- Elijah… - mruknął, zerkając na niego niepewnie. - Czy ty… um… chcesz, żebym z tobą zamieszkał? - Przełknął nadmiar śliny. - Wcześniej mówiłeś o czymś do wynajęcia…
Czy naprawdę było możliwe, by Spassky postanowił zabrać go do siebie? By zrezygnował ze swojego samotnego trybu życia? Louis nie mógł być bardziej szczęśliwy, niż w chwili, gdy zajechali przed tak dobrze mu już znany budynek.


Koss Moss - 2018-09-23, 16:25

  ― Myślę, że potrzebujesz przynajmniej kilku dni ― powiedział Elijah, parkując w garażu ― żeby nauczyć się tak funkcjonować. W tym czasie coś mogłoby ci się stać, mógłbyś spaść z wózka, uderzyć się. Ktoś musi być przy tobie. Nie sądzisz, chłopczyku?
Uśmiechnął się z jakąś nutką roztargnienia, nim otworzył drzwi i obszedł samochód, by otworzyć również drugie.
Pochylił się i zaczął od objęcia drobniejszego ciała, nim powoli, ostrożnie, pomógł chłopcu wydostać się z samochodu i stanąć na nogach w oparciu o jego ciało.
  ― Nie będę miał dużo czasu ― zaznaczył ochryple ― więc będziesz musiał być bardzo samodzielny.
Wsunął ramię pod jego pośladki i znów wziął go na ręce bez widocznego trudu, choć jego mięśnie były mocno napięte, kiedy przenosił kalekiego chłopca do wnętrza domu.
  ― Zadzwoń lub napisz do swojej matki ― polecił, ostrożnie sadzając Louisa na kanapie w salonie. ― Powiedz jej, że jesteś u jakiegoś kolegi, żeby nie przyszło jej do głowy zawiadomić policji.


Blake - 2018-09-23, 16:59

- Mhm, miałem taki zamiar… - mruknął, wyciągając telefon z kieszeni. - Choć brzmi to raczej słabo… Dwa tygodnie u kolegi? - Nie miał jednak lepszego pomysłu, więc napisał oszczędną w informacje wiadomość, że przyjechał po niego kolega i zabrał go do siebie, bo mieszka w domku jednorodzinnym i nikt nie będzie musiał nosić go po schodach. Na miejscu matki byłby zadowolony z takiego rozwiązania, w szczególności, iż ta nie pałała do niego jakąś wielką, matczyną miłością, ale z nią nigdy nie można było być niczego pewnym.
Gdy Spassky wyszedł, żeby przynieść rzeczy chłopca, Louis oparł się wygodnie o oparcie kanapy i przymknął oczy. Po chwili jednak poczuł, jak coś miękkiego dotyka jego dłoni. Drgnął i spojrzał na kota, który patrzył na niego podejrzliwie, obwąchując jego dłoń.
- Cześć, kochanie - wymruczał, uśmiechając się szeroko do sierściucha. Zaczął powoli głaskać ciemną, lśniącą sierść, ciesząc się, że kot czuje się już dobrze. Był tak zajęty przeprowadzką, że całkowicie zapomniał, iż Elijah nie mieszkał już sam, a z uratowanym przez nich kotem. - Ale jesteś śliczny…
Pięć minut później nauczyciel wszedł do salonu z wózkiem inwalidzkim i zastał Louisa przytulonego do mruczącego z przyjemności zwierzaka.
- Jak ma na imię? - zapytał nastolatek, całkowicie urzeczony kotem. Już wiedział, do kogo będzie się przytulał w nocy, jeśli Spassky mu tego odmówi.


Koss Moss - 2018-09-23, 17:15

Elijah zmarszczył lekko brwi, jakby uznał to za coś absurdalnego.
  ― Nie ma imienia ― odpowiedział. ― To kot ― dodał, widząc zdziwione spojrzenie Louisa. ― I tak by na żadne nie zareagował.
Podszedł do palmowca, którego donica była teraz zabezpieczona specjalną siatką, i przyjrzał mu się podejrzliwie, a potem wrócił do garażu, żeby przynieść resztę rzeczy.
Znosił je wszystkie do gościnnej sypialni na dole i kładł na stosie przed łóżkiem. Nie wiedział, jak długo chłopiec będzie u niego przebywał, ale nawet jeśli miało to być tylko kilka dni, wypadałoby schować gdzieś wszystkie te przedmioty. Na szczęście w pokoju gościnnym było bardzo dużo niezagospodarowanych półek i szafa.
Trwało to trochę, nim wrócił do salonu. Louis nadal pieścił się z rozleniwionym kocurem. Elijah już nawet nie skomentował, że koty nie powinny siedzieć na meblach dla ludzi. Tyle dni uporczywej tresury obróciło się wniwecz, kiedy Louis zdecydował się pogłaskać zwierzę na swych kolanach.
Mężczyzna wydawał się nie przepadać za tym kocurem, ale musiały to być pozory, skoro go zatrzymał.
Usiadł obok chłopca, zarzucił ramię na oparcie kanapy i przyglądał mu się przez długą chwilę. I nawet kiedy został na tym przyłapany – nie odwrócił wzroku, a tylko uśmiechnął się kątem warg.
  ― Już, odpocząłeś? ― zapytał nieco bardziej ochrypłym i niskim głosem niż zazwyczaj; i coś było inaczej. Patrzył inaczej. Oddychał trochę ciężej. Trochę bardziej się pocił. ― Ogarniemy ten bajzel?


Blake - 2018-09-23, 17:33

- Elijah! - jęknął, patrząc na niego z dezaprobatą. - Oczywiście, że musi mieć imię! Nie możemy go wołać “hej ty, kot, jedzenie!”. - Pokręcił głową i spojrzał na kociaka, który ulokował się na jego kolanach i poszedł spać, mrucząc czasem i domagając się pieszczot. Każde imię, jakie przychodziło chłopakowi do głowy, wydawało mu się banalne i oklepane.
Gdy Spassky usiadł obok, Louis uśmiechnął się do niego radośnie, naprawdę ciesząc się, że jest właśnie w tym miejscu, z tym konkretnym mężczyzną.
- Mhm, tak. Możemy... - Uniósł dłoń i przyłożył ją do policzka Spassky’ego. - A ty? Nie zmęczyłeś się wnoszeniem tego wszystkiego? Możemy też jeszcze chwilę posiedzieć i… porobić coś innego. - Przesunął kciuk na dolną wargę nauczyciela, ciesząc się, że ten pozwala mu na takie gesty. Uśmiechał się przy tym dosyć jednoznacznie, znów wracając do swojego flirciarskiego sposobu bycia. - Jeszcze nie dostałem powitalnego pocałunku…


Koss Moss - 2018-09-23, 18:30

Elijah zamknął oczy i wziął głęboki wdech, jakby próbował się uspokoić. I chyba mu się nie udało, ponieważ już po chwili dość gwałtownie przysunął się do chłopca, chwycił w dłoń jego podbródek i pocałował go głęboko, od razu bezczelnie przełamując opór drugiego języka i sięgając prawie do samego gardła.
Drugą rękę położył na szczupłym udzie, nie dotykając śpiącego kota, i ścisnął je lekko, badając wnętrze słodkich ust Louisa.
Chłopak tak okropnie go kusił, każdym gestem, każdym uśmiechem, i jego czasowe kalectwo naprawdę nie stanowiło przeszkody, nie dla Elijaha. Był pewien, że mogliby znaleźć przynajmniej kilka sposobów poradzenia sobie z napięciem w tej sytuacji.
  ― No dobrze ― mruknął w końcu, przerywając pocałunek, od którego obu im przyspieszył oddech. Spojrzał w dół, chwycił kota, wyrywając go ze snu, i postawił niezadowolonego na podłodze.
Potem wstał i podniósł Louisa, ale inaczej niż wcześniej. Tym razem chłopiec musiał przylgnąć do niego swoim ciałem, obejmując go udami w pasie – jak kochanka.
I Elijah pocałował go znów, namiętnie, a może wręcz wulgarnie, czyniąc pierwsze, nieco chwiejne kroki w stronę gościnnej sypialni.


Blake - 2018-09-23, 20:30

Louis gdzieś tam miał nadzieję, że może dostanie wyczekiwany pocałunek, ale nie spodziewał się, że otrzyma go tak szybko i będzie to tak… mocne i intensywne. Jęknął z zaskoczeniem w usta mężczyzny, a kiedy ten wstał i go podniósł, owinął nogi wokół jego pasa, przylegając do niego całym ciałem. Miał ochotę mruczeć i łasić się do niego jak kot, kiedy czuł jego silne, męskie ciało tak blisko swojego, znacznie drobniejszego.
Z trudem oderwał się od niego, niemalże uciekając przed jego gorącymi ustami i wtulił nos w jego szyję, składając tam długie, drażniące pocałunki. Wolał jednak, by Spassky bezpiecznie doniósł go do gościnnego pokoju, a nie skupiał się w pełni na pożeraniu jego ust, dlatego Louis na razie zadowolił się jego szyją i lewym uchem.
- Boże… - wydusił, kiedy mężczyzna położył go delikatnie na łóżku. - Jesteś taki… - Aż brakowało mu słów, by wyrazić, jak szybko pocałunki i bliskość Elijaha potrafiły go rozpalić.
Złapał nauczyciela za koszulę i przytrzymał, jakby się bał, że ten mu zaraz ucieknie, co już przecież nie raz się zdarzało. Zaraz potem znów go pocałował, pozwalając mu od razu na przejęcie kontroli. Uwielbiał być przez niego dominowany.


Koss Moss - 2018-09-23, 21:02

Elijah nawet mu nie odpowiedział, wisząc nad nim i patrząc mu w oczy swoimi, o rozszerzonych źrenicach. Dyszał trochę ciężko i zdecydowanie był podniecony – Louis nie musiał go dotykać, by o tym wiedzieć. Czuł bijący od niego gorąc, czuł rozpalony oddech na swojej skórze.
Mężczyzna sapnął i przywarł wargami do jego szyi. Lizał ją wprawnie i bez nieśmiałości, wywołując u nastolatka rozkoszne dreszcze. Zwinnym językiem zataczał młynki i ósemki, badając linię żuchwy, ocierając się o ucho.
Chciał więcej, dużo więcej. Chciał przekonać się, jak gładkie jest to ciało, dotknąć go wreszcie, po tak długim czasie oczekiwania. Posiąść je, zawłaszczyć.
Sięgnął ręką w dół i podciągnął koszulkę chłopca pod samą jego szyję. Wyprostował się lekko i omiótł wygłodniałym spojrzeniem obnażoną klatkę piersiową, parę różowych, sterczących sutków.
Westchnął głęboko i nakrył je kciukami, trącając wrażliwe brodawki, dopóki nie nabrały wyraźnych kształtów pod jego dotykiem. Wtedy pochylił się i skosztował jednej z nich z prawdziwą pasją zasysając ją do wnętrza ust, podczas gdy drugą z wyczuciem – momentami odrobinę boleśnie – wykręcał.
Louis nie miał wielkiego pola do popisu. Mógł tylko wić się i oczekiwać na rozwój wydarzeń. A wszystko wskazywało na to, że Elijah pozwoli im się rozwinąć – gdyż po kilku minutach pieszczenia wyłącznie sutków sięgnął na oślep dłonią w dół, do louisowego paska.


Blake - 2018-09-23, 21:35

Wszystko w Louisie płonęło - od sutków, tak przyjemnie torturowanych przez sprawne palce i język mężczyzny, przez gorącą szyję i podrażnione wargi, aż po policzki, które płonęły, ale bynajmniej nie z zawstydzenia. Chłopak nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak podniecony. Każde działanie Elijaha było nagradzane przez sapnięcie lub głośny jęk (czasem zbyt głośny w mniemaniu Louisa).
Zsunął gumkę z włosów mężczyzny i wsunął w nie dłonie, przyciągając go jeszcze bliżej. Spassky nie dawał mu wielu możliwości do ruchu, więc szatyn mógł tylko przesuwać rozgorączkowanymi dłońmi po jego silnych ramionach i szyi, marząc o tym, by jego koszula w końcu zniknęła, a on mógł dotknąć rozpalonej skóry.
- Tak… - szepnął, gdy Elijah sięgnął dłonią dłonią do jego paska. - Proszę…
Nie musiał czekać długo, by poczuć dotyk mężczyzny w tym konkretnym miejscu - najpierw tylko przez bieliznę (czy mu się wydawało, czy zobaczył rozbawiony uśmiech na widok jego majtek?), a później skóra przy skórze. Odchylił głowę i jęknął głośno, zachwycony tym silnym, pewnym dotykiem. Tyle na to czekał, tyle o tym myślał i okazało się to znacznie lepsze, niż w wyobrażeniach.


Koss Moss - 2018-09-23, 21:56

Wsunął dłoń w jego bieliznę i warknął cicho w zetknięciu z gorącem nabrzmiałej ptaszyny. Owinął wokół niej palce – bardzo wprawnie, jakby robił to setki razy wcześniej – i zsunął napletek z mokrej główki, doskonale czując pod palcami intensywne pulsowanie spragnionego pieszczot organu.
Opanowanym ruchem wyjął go z bielizny i spodni, obsuwając niepotrzebny materiał niżej. Wsunął go pod jądra, które uniosły się do góry, wyeksponowane, stanowiąc teraz jedyną przeszkodę powstrzymującą bieliznę przed nasunięciem się z powrotem na ten skarb.
Doskonale.
Popatrzył w dół, spragniony, rozogniony. Owinął znów palce wokół smukłej ptaszyny i rozmasował ją, wsłuchując się w jęki chłopca. Jakiż był wrażliwy, jakiż złakniony. Zaspokojenie go nie będzie wyzwaniem, ale to przecież ogromny komplement – doprowadzić kogoś do takiego stanu.
Elijahowi nie przeszkadzał ten brak doświadczenia. To, co mówił kiedyś, było oczywistym kłamstwem.
Uniósł głowę, by spojrzeć znów w oczy nastolatka. Uśmiechnął się kątem warg, gdy zobaczył, jakie są zamglone. Jego drogi partner był już na skraju, a przecież ledwie go dotknął.
  ― Nie tak szybko, skarbie ― szepnął i puścił go, sięgając do własnego rozporka.


Blake - 2018-09-23, 22:14

Louis nie wstydził się swojej nagości, dotyku mężczyzny i swoich żywych reakcji. Wstydził się tylko tego, jak szybko został doprowadzony na skraj przez zaledwie kilka ruchów i gorących pocałunków. Był niedoświadczony i było to widać, a gdzieś z tyłu głowy wciąż miał słowa Elijaha, który twierdził, że chłopak nie będzie go w stanie zaspokoić. Dlatego czuł potrzebę, by móc się wykazać, co było problematyczne, bo nie mógł za bardzo się ruszać, a Spassky na wiele mu nie pozwalał.
Jego dłonie drgnęły, ale powstrzymał potrzebę sięgnięcia do własnego penisa i przesunięcia po nim dłonią. Jego uwaga szybko jednak została odwrócona, gdy Spassky sięgnął do własnego paska, a Louis zagapił się, nie potrafiąc oderwać wzroku od dłoni nauczyciela. Pierwszy raz miał zobaczyć na żywo penisa innego mężczyzny; penisa tego mężczyzny. Przełknął nerwowo ślinę i oblizał suche wargi. Chciał go dotknąć.


Koss Moss - 2018-09-24, 17:56

Elijah podążył za rozognionym spojrzeniem chłopca, który wydawał się niezwykle zaintrygowany jego męskością. Spassky’ego uderzyło wspomnienie, jak sam w młodzieńczych latach przeżywał erotyczne uniesienia po raz pierwszy. Jak nowe i fascynujące były dla niego te rzeczy, jaki rodzaj ekscytacji połączonej ze stresem wywoływały.
  ― Och, niech będzie ― wychrypiał i cofnął dłoń, aby sięgnąć po rękę Louisa. Następnie poprowadził ją w dół, do swoich rozpiętych spodni. ― Wyjmij go, skoro tak bardzo chcesz.
Louis patrzył rozszerzonymi oczami w dół, a Elijah – na jego twarz, nie chcąc uronić choćby i najsubtelniejszej ekspresji. Chciał zobaczyć ten szok, ten zachwyt, który ogarnie niedoświadczonego nastolatka na jego widok.
I stało się. Szczupła dłoń wsunęła się w jego spodnie, napotykając gorące wybrzuszenie w markowej, jasnoszarej bieliźnie. Bardzo duże wybrzuszenie. Elijah został hojnie obdarzony przez naturę i mało kto mógł mu dorównać.
Po chwili przerośnięty kutas został wystawiony na chłód powietrza: oślizgły i napuchnięty, szarpnął się w chudej rączce, gdy napłynęło do niego więcej krwi.
Elijah odetchnął głęboko, pochylił się nisko i wcałował boleśnie w szyję chłopca, łapiąc oba penisy w swoją sprawną dłoń, by przycisnąć je do siebie i jednym ruchem obnażyć obie główki.
Och, to było za mało, za mało – biedny Louis nawet nie wiedział, w co się wpakował.


Blake - 2018-09-24, 18:34

- Och… - wydusił, dotykając dłonią gorącego organu. Czuł już wcześniej, że mężczyzna na pewno nie ma małego członka, ale widok pulsującego organu wciąż był imponujący. Po raz kolejny poczuł się drobny przy tym mężczyźnie - w każdym względzie. Ale przy tym nie wydawał się wcale zawstydzony, czy onieśmielony, a cholernie nakręcony, jak na nastolatka przystało.
Długo nie nacieszył się dotykiem gorącego penisa, bo mężczyzna pochylił się nad nim i objął ich członki swoją dłonią, wywołując u Louisa głośny jęk. Chłopak wypchnął biodra, odchylając głowę, by dać Elijahowi jeszcze większy dostęp do swojej szyi. Nie bez trudu uniósł jedną nogę i zarzucił ją na biodro mężczyzny, ocierając się o niego. W międzyczasie sięgnął dłonią do jego koszuli i nieporadnie zaczął rozpinać malutkie guziki. Chciał go już zobaczyć.
- Zdejmij - jęknął nagląco, wypychając mocniej biodra. Jeśli Spassky będzie go tak dłużej dotykał, to z pewnością Louis niedługo dojdzie. A nie chciał tego robić. Chciał więcej. Wszystkiego.


Koss Moss - 2018-09-24, 19:23

Ale Elijah uśmiechnął się pod nosem i owionął gorącym oddechem jego szyję, wypowiadając rozczarowujące słowo.
  ― Nie.
Nie zdjął koszuli, nie pozwolił mu się rozebrać. Masował ich razem, obcałowując skórę Reida przy jego obojczykach. Nierzadko przygryzał ją wcale nie lekko, wprawnie łącząc ból z przyjemnością i dozując je w taki sposób, by przeplatały się wzajemnie, uzupełniały jako nierozłączna całość.
Wypchnął biodra, wdzierając się w tunel, który sam stworzył z palców dla ich męskości. Otarł się o tego mniejszego członka, przygniatając go, przytłaczając. Cofnął biodra i naparł ponownie. Ocierali się o siebie z każdym takim ruchem, czemu towarzyszyły specyficzne, wilgotne odgłosy.
Przyspieszył, ale wiedział, że nie da mu to spełnienia. Było jednak przyjemne. Kurewsko przyjemne, gdy wsłuchiwał się w te urocze, drżące od podniecenia jęki.
Mała kurwa. Naprawdę tak o nim pomyślał. Louis był taką chętną kurewką, która sama się nadstawiała, sama się prosiła. Miał ochotę trzasnąć go za to w pośladki, naprawdę mocno, żeby wydusić z niego okrzyk niezadowolenia czy może wręcz oburzenia, ale powstrzymał się, ograniczył do uczynienia tego w myślach – potrzebował zresztą lewej ręki, by opierać się o łóżko, nie położyć się na Louisie całym ciężarem swego ciała.
Czuł bardzo dobrze, jak uda Louisa drżą. Słyszał ten niespokojny, nierówny oddech i czuł łomotanie serca w szczupłej piersi. Były to objawy nadchodzącego spełnienia.
Da mu je. Nie będzie mu go odmawiał. Ale zażyczy sobie czegoś w zamian.
Gwałtownie puścił swoją męskość i bez żadnego ostrzeżenia chwycił ptaszynę Louisa. Uniósł głowę i wpił się raptownie w rozchylone w niemym okrzyku usta, dłonią trzepiąc mu zawzięcie w tylko jednym celu: by w kilka sekund dać mu dojść, by upokorzyć go, robiąc to tak szybko; pokazać swoją dominację i przewagę.
Nie słuchał protestów. Nie dbał o to, że tak szybki stosunek może być dla chłopca niezbyt satysfakcjonujący, ponieważ… stosunek nie kończy się w chwili orgazmu.
Nie w jego świecie.
Roześmiał się tylko odrobinę kpiąco wprost w usta Louisa, gdy młode ciało wygięło się w łuk. Jeszcze przez chwilę po tym, jak poczuł w swej dłoni szarpnięcie i dużo wilgoci, przesuwał palcami po trzonie, wymuszając kolejne ekstatyczne torsje, następne – słabsze już – wytryski.
Rozsmarował spermę po louisowej ptaszynie, dysząc w rozchylone wargi ucznia. Uśmiechał się przy tym z samozadowoleniem, arogancją, nutką pogardy.
To nie tak, że nim gardził – to było naturalne, że Louis sobie nie poradził, że uległ mu tak szybko.
Po prostu uwielbiał pławić się w poczuciu zwycięstwa. Uwielbiał się trochę znęcać, trochę upokarzać, poniewierać, wpędzać w poczucie wstydu – i nie potrafił nic na to poradzić.


Blake - 2018-09-24, 19:53

Louis nie chciał dochodzić, nie tak szybko. Nic nie mógł jednak poradzić gorąco, które wypełniało go od środka i zmuszało do podążania w tylko jednym, określonym kierunku. Kiedy więc doszedł - głośno i przeciągle - przez chwilę poczuł wstyd, bo wiedział, że nie wytrzymał zbyt długo. Brak doświadczenia znów dał o sobie znać, przypominając chłopakowi te okropne słowa mężczyzny, które wbiły mu się do głowy i nie mogły z niej wyjść. Przełamał jednak w sobie lęk, który na chwilę się w nim pojawił, i uśmiechnął się leniwie, bez skrępowania patrząc na przystojną twarz nauczyciela.
Widział ten uśmieszek - na wpół pogardliwy, na wpół rozbawiony - który dla Louisa był sugestią, że faktycznie dla mężczyzny był w tym beznadziejny. Dlatego sięgnął dłonią w dół, chcąc go popieścić i pokazać, że jest w stanie sprawić mu przyjemność i doprowadzić go na szczyt.
- Mhm, to było szybkie… - zamruczał, udając, że wcale nie czuje się przez to gorzej. - Ale naprawdę chciałbym, żebyś pozwolił mi się rozebrać i dotknąć… - Przesunął drugą dłonią po jego klatce piersiowej i dwóch rozpiętych guzikach, które odsłaniały fragment kuszącej skóry. - Cholernie mocno cię pragnę.
Zsunął wzrok niżej na jego odsłoniętego penisa, po którym poruszała się jego dłoń, i oblizał wargi. Chciał doprowadzić go do orgazmu i wiedział, że jego usta będą do tego najlepsze. Miał tylko nadzieję, że sobie poradzi i się nie skompromituje. Naprawdę chciał, by mężczyzna był z niego zadowolony; by nie skończyło się to na tym jednym razie.


Koss Moss - 2018-09-24, 21:00

Elijah spojrzał mu prosto w oczy, upajając się tym delikatnym zawahaniem, śladowym uwidocznieniem wstydu, i pokręcił powoli głową.
  ― Wiem. Ale na to będziesz musiał zasłużyć.
Przesunął się i ułożył na boku, tuż obok swojego słodkiego chłopca. Wsparł się na łokciu, a policzek oparł o pięść. Przesunął palcami po trzonie swojej męskości w górę i w dół, obnażając ciemnoczerwoną główkę.
Wpatrywał się tak z rozleniwieniem w twarz Louisa, stymulując się powoli. Wiedział, o czym myśli chłopiec. Wiele na to wskazywało. Sposób, w jaki patrzył i oblizywał usta zdradzał jasno, na co jego uczeń miał ochotę.
  ― Jeżeli masz odwagę, to go weź ― wychrypiał, przełamując pełne napięcia milczenie.


Blake - 2018-09-24, 23:00

Kiwnął powoli głową, odetchnął głęboko i przesunął się na łóżku, żeby znaleźć się naprzeciw jego stojącego penisa. Owiał go gorącym oddechem i przysunął się do niego, podpierając się na łokciu. Nie była to najwygodniejsza pozycja w jego obecnym stanie, ale był pewien, że da radę. Objął dłonią gorący trzon i ze skupieniem dotknął wargami purpurową główkę. Złożył na niej kilka motylich pocałunków, oswajając się z uczuciem. Zaciągnął się przy tym odurzającym zapachem podniecenia mężczyzny i wysunął powoli język. Chciał zbadać całego jego członka, rozkoszować się tym uczuciem i delikatnie go pieścić, ale wiedział, że to nie było czymś, czego od niego oczekiwano. Obserwował Spassky’ego wystarczająco długo, by dojść do wniosku, że mężczyzna lubuje się w mocnym, dominującym seksie i z pewnością bardziej kręci go pieprzenie jego ust, niż powolna, drażniąca zabawa. A przy tym, ilu kochanków miał, Louis musiał się bardzo postarać.
Przesunął językiem od samego trzonu członka aż do główki, jakby polizał właśnie loda na patyku. Wyczuł od spodu żyłę, więc polizał ją drażniąco, a następnie zassał się na samej główce, wydając przy tym dość obsceniczny dźwięk. Uniósł na chwilę wzrok, do tej pory całkowicie skupiony na pieszczonym przez niego członku. Nie wiedział, czy jest w stanie wziąć go głębiej, bo jego wielkość była trochę przerażająca, więc sięgnął najpierw dłonią do jąder mężczyzny, a następnie przeniósł tam gorące wargi i zassał się na jednym z nich. Wszystko robił instynktownie, starając się sprawić jak największą przyjemność mężczyźnie, choć nie miał pojęcia, czy mu się udaje, bo twarz Elijaha pozostawała nieczytelna. Mógł mieć tylko nadzieję, że cięższy i szybszy oddech jest pozytywną reakcją na jego zabiegi i właśnie się nie kompromituje.


Koss Moss - 2018-09-25, 20:58

W tym momencie Elijah półleżał już, oparty o miękkie poduszki, z rozstawionymi nonszalancko nogami, między którymi ulokował się jego młody kochanek. Rzeczywiście, wszystkie te działania sprawiały mu wiele przyjemności. Louis mógł być niedoświadczony, ale nadrabiał swoim gorliwością.
  ― Nie, nie, skarbie. Wracaj tutaj ― wychrypiał mężczyzna i zacisnął palce na włosach chłopca, ciągnąc jego głowę z powrotem do góry i zmuszając, by zajął się penisem, nie zaś jądrami.
Pozwolił jednak, by szczupła dłoń mimo wszystko dotykała ich, uciskała i masowała, przyspieszając przepływ krwi i wspomagając produkcję nasienia, co owocowało zwiększeniem ilości wydzielin wyciekających z purpurowej główki.
Louis spijał je wszystkie, nie mając innego wyjścia; smakował słonego i gęstego dowodu podniecenia Elijaha, a robił to wszystko jak najlepiej opłacana dziwka.
Był doskonały, nawet przy swym braku doświadczenia.
Elijah odchylił głowę i zamknął oczy. Wziął głęboki wdech i przeczesał przyjemnie włosy nastolatka na krótko przed tym, jak niespodziewanie zacisnął palce i przyciągnął go bliżej, nadziewając na siebie mocno, dopóki gardło nieszczęśnika nie zacisnęło się obronnie, wydając konwulsyjny odgłos.
  ― No już ― wyszeptał, gładząc kojąco wilgotne włosy kochanka. ― Musisz się trochę dla mnie otworzyć… chłopczyku.


Blake - 2018-09-25, 21:48

Louis zacharczał i zacisnął jedną z dłoni na udzie mężczyzny, zaskoczony tym nagłym atakiem na jego gardło. Odsunął się, gdy tylko Spassky go puścił i odetchnął kilka razy, próbując odgonić wilgoć, którą poczuł w oczach.
- Uch… - jęknął, ocierając dłonią usta z nadmiaru śliny. - Postaram się…
Wziął głęboki wdech i ponownie pozwolił gorącemu organowi wsunąć się pomiędzy swoje wargi. Zahaczył językiem o maleńką dziurkę, spijając jeszcze więcej perłowego nasienia, do którego smaku powoli się przyzwyczajał. Oparł się wygodnie o łóżko i zaczął brać w siebie coraz więcej. Nie było to łatwe zadanie i trochę czuł się sfrustrowany, kiedy kolejny raz niemal się zakrztusił, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Kurwa - wydusił, oddychając znacznie szybciej, niż jeszcze chwilę temu. Jego penis wychylał się przy tym znad zsuniętych majtek, ponownie gotowy do działania. Chłopak bezwstydnie potarł policzkiem o członka mężczyzny, mrucząc, zanim ulegle rozchylił wargi w oczekiwaniu. - Pieprz mnie...


Koss Moss - 2018-09-26, 19:58

Mężczyzna wyciągnął dłoń, by zadrzeć Louisowi podbródek. Obejrzał uważnie jego wilgotną od śliny buźkę oczami o mocno rozszerzonych źrenicach.
  ― Taki ładny chłopiec. A taki wulgarny ― wymruczał, po czym lekko klepnął jeden z jego policzków. Nie było to bolesne, ale powinno spowodować zapalenie się w umyśle Louisa jakiejś lampki; że może nie powinien być tak klepany, może nauczyciel na zbyt wiele sobie pozwala, sprowadzając go do roli dziwki.
A może wprost przeciwnie, może właśnie w takiej roli się odnajdował i traktowanie w ten sposób nie przeszkadzało mu czerpać przyjemności ze zbliżenia.
Elijah odsunął go od siebie i usiadł na krawędzi łóżka, teraz łypiąc na niego z góry.
  ― Chcesz, żebym wypieprzył cię w tę twoją buźkę? ― upewnił się i wstał. Ujął swego kutasa u nasady; z główki wypłynęła właśnie perlista kropla i na jasnej nitce zwiesiła się, ciągnięta w dół przez siłę grawitacji. Mężczyzna spojrzał na to od niechcenia, stojąc tuż przy łóżku, przodem do chłopca. ― No to chodź… Zobaczymy, ile wytrzymasz.


Blake - 2018-09-26, 20:13

Zmrużył oczy na to klepnięcie, nie wiedząc do końca, co o tym myśleć. Nie zamierzał jednak zaprzątać sobie tym teraz głowy, skupiając się na sprawieniu mężczyźnie przyjemności. Sam zresztą też czerpał z tego zaskakująco dużo przyjemności, najwyraźniej nawet pod tym względem uzależniony od reakcji Spassky’ego.
Przełknął ślinę i skinął głową, patrząc nauczycielowi prosto w oczy. Widział, że na razie udawało mu się go zadowolić i był z siebie dumny. Poza tym musiał przyznać, że Elijah mówiący do niego w ten sposób i stojący przed nim z cieknącym kutasem, był cholernie seksownym widokiem.
Przesunął się na łóżku, usiadł na brzegu i wyciągnął głowę, by zlizać kropelkę nasienia, która wypłynęła z maleńkiej dziurki.
- Lubisz, kiedy taki jestem… - stwierdził, uśmiechając się do niego. Następnie rozchylił ulegle wargi i czekał. Serce biło mu przy tym szybko z nerwów i ekscytacji. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.


Koss Moss - 2018-09-27, 18:18

Elijah westchnął głęboko, patrząc, jak chłopiec chętnie, bez cienia obrzydzenia, spija jego preejakulat. Wydawał się taki chętny, tak spragniony, jakby na niczym nie zależało mu tak, jak na tym kutasie. Rozsmakowywał się w gęstej wydzielinie, jakby smakował najulubieńszych słodyczy. Lizał go jak mały chłopiec lizaka. Kochał to i nie miał żadnych oporów, i Elijah nagle zapragnął sprawdzić, gdzie znajdują się granice tego uwielbienia.
Ponieważ gdzieś musiały być.
Na razie jednak uśmiechnął się i pogłaskał go po miękkich kosmykach. Był zadowolony – och, bardzo zadowolony, jak mógłby nie, kiedy ktoś podziwiał go tak bardzo, karmiąc przy tym jego ego.
I jak mógłby nie, kiedy tym kimś był tak urodziwy młodzieniec.
  ― Szerzej ― polecił i złapał nastolatka za żuchwę, przytrzymując go w miejscu. Uśmiechnął się kącikiem warg. ― Nie chcę poczuć twoich zębów. Ani. Przez chwilę. Więc nie waż mi się… zamykać ust.
Pociągnął jego żuchwę w dół.
  ― Ani odrobinę ― zakończył szeptem, nim zatkał mu usta swoim kutasem, odbierając tchnienie.
Wszedł od razu bardzo głęboko w ten ciasny i mokry tunel, sycząc i krzywiąc się, gdy tylko Louis odruchowo ścisnął go lekko zębami.
  ― Co ci powiedziałem na temat zębów ― wycedził, ściskając jego policzki. Nie wysunął się z ust chłopca. Zamiast tego rozepchał je jeszcze bardziej, powoli wsuwając do nich – obok nabrzmiałego trzonu – również trzy palce swojej ręki.
To był moment, w którym Louis nie miał już szans, by drasnąć zębami jego kutasa – i pewnie czuł ogromny ból szczęki.
  ― Dobrze ― sapnął Elijah, zlany potem, łypiąc na niego z góry. ― Wreszcie zaczynasz rozumieć, o co prosiłeś.
Wypchnął powoli biodra, zagłębiając się bardziej. Louis szarpnął się, walcząc z odruchem wymiotnym. Elijah wycofał się wtedy, ale nie zabrał palców.
  ― Zupełnie nie potrafisz rozluźnić gardła ― zauważył. ― Będziemy musieli cię nauczyć.
Uśmiechnął się kątem warg.
  ― Spróbujmy jeszcze raz, kochanie.


Blake - 2018-09-27, 18:40

Louis zamrugał, starając się odgonić łzy. Nic nie mógł poradzić na ból, który poczuł, gdy mężczyzna z taką bezwzględnością zaatakował jego gardło. I jeszcze te palce…
- P-poczekaj… - mruknął, odsuwając się od niego, na co Elijah niechętnie mu pozwolił. Kaszlnął dwa razy i otarł twarz z nadmiaru śliny. - W porządku. Postaram się, tylko… łatwiej będzie bez palców…
Starał się delikatnie zasugerować mężczyźnie, że wystarczy mu jego ogromny kustas i nie potrzebuje w buzi czegoś jeszcze. Gdy Spassky dołożył do tego palce, chłopak naprawdę przestraszył się, że zrobi mu tym krzywdę. Nie był gotowy na tak dużą inwazję. I choć naprawdę nie przeszkadzało mu, że Elijah nie traktuje go z przezorną delikatnością, zważając na jego dziewictwo, bo nawet tego nie oczekiwał, to jednak miał swoje granice.
Otworzył usta i spojrzał na niego ufnie, pozwalając mu na więcej. Miał tylko nadzieję, że mężczyzna zwróci uwagę na jego sugestie, bo na razie członek chłopaka oklapł trochę po tym niespodziewanym bólu w szczękach…


Koss Moss - 2018-09-27, 18:56

Widział, że chłopak ledwie daje radę. Czego innego mógł się po nim spodziewać? Młody, niedoświadczony, przerażony bólem. Louis mógł się starać, ale pozostawał sobą. Niewinnym chłopcem, który nie miał pojęcia, czym jest brutalny seks, nawet jeżeli wydawał się tak wulgarny.
Widząc jego łzy, Elijah wycofał palce z jego ust, cofnął biodra, pozwalając kutasowi wypaść na zewnątrz, i ujął młodą twarz inaczej, trochę delikatniej.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
  ― Wolisz delikatnie ― zauważył, zachowując neutralny wyraz twarzy.
Obaj dopiero teraz się poznawali, uczyli swoich preferencji. Odkrywali swoje upodobania.
Elijah za bardzo się pośpieszył. Podniecenie wzięło górę nad rozsądkiem. Pozwolił, by poniosły go emocje. Musiał się uspokoić. Bardzo uspokoić. Głęboki wdech. I wydech. Wdech. I wydech.
Przeczesał miękkie włosy Louisa, powstrzymując się z sam tylko wiedział, jak wielkim trudem, by nie zacisnąć na nich palców i nie szarpnąć nim, zmuszając do zrobienia tego tak, jak sobie życzył.
Jeszcze raz odetchnął głęboko i przełknął ciężko ślinę. Potem powoli zatopił w ustach chłopca samą główkę. Nie wciskał się już głęboko. Poruszał się płytko, patrząc przy tym Louisowi prosto w oczy. Jego ruchy były równe, spokojne. Pieścił się miękkim i ciepłym tunelem ust, zawsze w porę wycofując. A więc potrafił być spokojniejszy. Potrafił okazać wyrozumiałość.
  ― Jesteś piękny, skarbie ― powiedział. ― Z tymi wydętymi policzkami.
Jednym sprawnym ruchem – który do złudzenia przypominał skręcanie komuś karku – obrócił głowę Louisa tak, by główka jego penisa wbijała się w policzek chłopca. Dopiero wtedy zaczął wchodzić w jego usta trochę mocniej, gwałtowniej. Trzymał go jak przedmiot i zaspokajał się jego ustami. Nie potrafił być czuły w takich sytuacjach. Nie potrafił czule pieprzyć go w usta.
Ale na pewno nie robił tego tak brutalnie, jak mógł.
W końcu wyszarpnął kutasa na wierzch, trochę sfrustrowany.
  ― Daj rękę ― powiedział do Louisa i kiedy chłopiec podał mu dłoń, owinął ją sobie wokół trzonu. ― Strzep go. Mocno. Na swoją twarz. Będziesz jeszcze piękniejszy.


Blake - 2018-09-27, 19:17

Louis odetchnął w duchu, ciesząc się, że mężczyzna wziął pod uwagę jego prośbę. Oczywiście był trochę zażenowany tym, że nie zrobił wszystkiego tak, jak najwyraźniej oczekiwał po nim Spassky, ale i tak starał się najlepiej, jak umiał. I chyba mu się udawało, patrząc na członka nauczyciela.
Pokiwał głową, uśmiechnął się do niego i owinął dłoń wokół gorącego organu. Łechtały go komplementy i te wszystkie określenia, jakich Elijah używał względem niego. Przez to jego pierś aż puchła od emocji i uczucia.
Masturbowanie mężczyzny nie trwało długo - chwilę później z maleńkiej dziurki zaczął wydobywać się strumień gorącej spermy, która uderzyła o policzek Louisa. Chłopak rozchylił ulegle wargi, wystawił język i przymknął oczy. Czuł się w tym momencie jak jakaś dziwka albo gwiazda taniego pornosa. Było to upokarzające i… podniecające. Wiedział już, że Spassky to lubił i… on chyba też.
Mhm… - zamruczał, rozchylając powieki i patrząc z dołu na nauczyciela. Oblizał słone wargi. - To było gorące. Podobało ci się...?


Koss Moss - 2018-09-27, 19:55

Pokiwał głową, uśmiechając się kącikiem warg.
  ― Tak, maleńki.
Schował wiotczejącą męskość z powrotem do spodni i zapiął je, a potem usiadł na łóżku tuż przy spoczywającym na nim młodzieńcu i położył Louisowi dłoń na głowie, by pociągnąć ją do swojego uda.
  ― Odpocznij teraz.
Masował przyjemnie skórę jego głowy, jakby głaskał leżącego z głową na jego kolanach psiaka.
Louis był zbyt delikatny, by zadowolić go w taki sposób, jaki Elijah upodobał sobie najbardziej, ale to, co zrobił, i tak dało mężczyźnie wiele satysfakcji.
Głównie to, jak bardzo szczęśliwy wydawał się Louis. Jak bardzo zadowolony, że udało mu się doprowadzić do tego wytrysku.
Wdzięczny chłopiec. Może i zasłużył na małą nagrodę. Elijah spojrzał z góry w stronę jego odsłoniętych wciąż ud. Członek Louisa pozostawał na wpół sztywny; Spassky mógł pozwolić mu zwiotczeć lub zająć się nim, póki był na to czas.
Po chwili namysłu wybrał opcję, która wydawała mu się znacznie ciekawsza.
Uśmiechnąwszy się lekko, odsunął od siebie chłopca i obrócił go na plecy. Popatrzył mu w oczy, och, Louis wyglądał jak ostatnia ladacznica z tą rozleniwioną miną, z zastygłym nasieniem na policzkach.
  ― Biedny, zmęczony chłopczyk ― mruknął. ― Jeszcze z tobą nie skończyłem.
To rzekłszy, pokazał w uśmiechu kieł i pochylił się nisko, zainteresowany już tylko jedną częścią ciała swego ucznia.
Louis zasłużył na małą nagrodę.


Blake - 2018-09-27, 22:37

Louis oddychał głęboko, powoli się uspokajając. Wciąż czuł się lekko podniecony i oszołomiony tym, jak szybko zmieniła się ich relacja. Dążył do tego od początku ich znajmości, a teraz czuł się trochę przytłoczony nagłością tego wszystkiego. I był szczęśliwy - chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Nie? - Uniósł brwi, uśmiechając się do niego szeroko. Był rozleniwiony i świadom, że powinien umyć twarz i się odświeżyć, ale na razie nie chciało mu się ruszać (choć sam i tak nie mógł pójść do łazienki bez pomocy nauczyciela). - Och.
Nie spodziewał się, że mężczyzna zainteresuje się jego dolnymi częściami ciała. Myślał, że dostanie jeszcze jeden, głęboki pocałunek (bardzo na to liczył), a nie, że Spassky weźmie w dłoń jego członka i zacznie znów go pieścić.
Louis wypchnął delikatnie biodra i przymknął oczy, uśmiechając się leniwie. To było takie przyjemne…
- O kurwa - sapnął nagle, czując wilgoć wokół sztywniejącego penisa. - Boże…


Koss Moss - 2018-09-30, 10:58

Obcałował skórę podbrzusza i ud chłopca, nim wziął go do ust i zassał przyjemnie, pozwalając, by słodko-słony smak rozlał się po jego języku i wypełnił mu usta. Włosy przysłoniły mu twarz, ale spomiędzy nich i tak spoglądał Louisowi prosto w oczy, delektując się jego wyrazem twarzy. Każde westchnienie i każdy jęk były dla niego pochlebstwem, najsłodszym z możliwych.
Jedną z dłoni masował wprawnie krągłe jądra, a drugą rozsunął Louisowi uda. Chłopiec spodziewał się pewnie, że pokusi się o najbardziej intymny rejon jego ciała, jednak Spassky, choć wsunął palce między smukłe nogi, zatrzymał je w połowie drogi między odbytem a jądrami – i tam nacisnął, stymulując prostatę.
Młodzieńcze ciało zareagowało na tę pieszczotę bardzo żywo. Louis był chyba zaskoczony – może wcale nie znał swojego organizmu tak dobrze, jak mu się wydawało. Spassky poczuł w swoich ustach znacznie więcej preejakulatu niż do tej pory, i wiedział, że jest na dobrej drodze, by zafundować gorliwemu chłopcu kolejną falę przyjemności.
W ostatniej chwili wypuścił drobnego członka z ust i zastąpił wargi dłonią. Przeciągnął pewnie po trzonie, palcami drugiej ręki intensywnie uciskając prostatę. Wyprostował się, patrząc, jak pięknie rozkosz odmalowuje się na delikatnej twarzy.
Doskonały.
  ― Widzę, że ci się podoba ― wychrypiał z nutką rozbawienia i pobłażliwości, tylko dlatego, że chciał go skłonić do odpyskowania, do odezwania się w tym rozkosznym stanie na skraju orgazmu.


Blake - 2018-09-30, 11:19

Nie był w stanie myśleć. Jego umysł dryfował w próżni przez wszystko przysłaniałającą i wypełniającą go przyjemność. Usta Elijaha były tak sprawne i doświadczone, jak Louis przypuszczał. A to miejsce, które mężczyzna uciskał… To było coś, czego chłopak jeszcze nigdy nie czuł. Domyślał się, że to jego prostata, przecież czytał o tym, a kiedyś próbował nawet wsuwać w siebie palce, ale… Ale teraz było inaczej.
Oblizał suche wargi i spojrzał na mężczyznę rozgorączkowanym wzrokiem. Mógł tylko wić się na łóżku i poddawać jego silnym, sprawnym dłoniom.
- Tak jak tobie wcześniej - parsknął, choć brzmiało to bardziej jak jęk, kiedy wyrzucił w górę biodra i wygiął się, po raz drugi tego dnia dochodząc. - O boże…
Oddychał szybko i płytko, wgapiając się w sufit, a uśmiech na jego twarzy stawał się większy i większy. Uprawiał seks ze swoim nauczycielem. Po tylu tygodniach nieudolnych prób uwiedzenia go… W końcu.
Zerknął na niego ze szczenięcym uwielbieniem i wydął usta.
- Pocałuj - poprosił.


Koss Moss - 2018-10-02, 20:23

Wyprostował się i uśmiechnął z nutką wyższości, a potem cicho parsknął. Louis bywał doprawdy infantylny. A jednak miał coś w sobie, i choć Elijaha wciąż dręczyło wiele wątpliwości (trudno byłoby go przekonać, że to, co właśnie robi, nie doprowadzi do niczego złego), nie miał w tej chwili wielu powodów do narzekania.
Położył się obok dzieciaka, wsparł na łokciu i pocałował – nie był to buziak, lecz prawdziwy, głęboki pocałunek, pozbawiony choćby nutki obrzydzenia przez wszechobecność spermy.
Louis mógł się poczuć, jakby robili to już dziesiątki razy. A na pewno czuł się pożądany.

Elijah pomagał mu tego dnia w najprostszych czynnościach – rozpakował go, przygotował mu kąpiel i pomógł się przebrać. Wieczorem jednak zajął się pracą, przy czym nie szczędził sobie whisky. Odebrał też podejrzany telefon – gdy tylko zobaczył, kto dzwoni, poszedł na górę, zostawiając Louisa w salonie ze świadomością, że chłopiec nie będzie w stanie za nim pójść.
Mimo wszystko rozpieszczał swojego gościa. Na kolację zrobił mu świetne placki z cukinii, a potem pomógł się dostać do łazienki, gdzie obaj stanęli przed lustrem.
  ― Zwykle spędzasz święta w domu? ― zapytał chłopca trochę bełkotliwie, ale raczej nie z powodu piany z pasty do zębów w ustach.


Blake - 2018-10-02, 20:45

Gdyby Louis miał skrzydła, z pewnością latałby tego dnia z radości nad ziemią. Elijah go rozpieszczał, pomagając mu ze wszystkim i traktując go w taki sposób, że zadowolony uśmiech nawet przez chwilę nie schodził mu z twarzy. Nie martwił się tym, że tak naprawdę niewiele może zrobić bez pomocy, ani tym, że niedługo zaczyna bardzo drogą rehabilitację, która nie wiadomo, ile potrwa. Tego dnia nie miał żadnych zmartwień, znajdując się w swojej własnej, pełnej miłości, bańce.
Oczywiście widział, że były rzeczy, którymi Elijah nie chciał się z nim dzielić, ale to go nie martwiło. Bardziej zwracał uwagę na to, że mężczyzna znów pije i to wcale nie ilości, które Louis uznałby za całkiem normalne. Niepokoiło go to, bo wciąż pamiętał, jak Spassky pojawił się w klinice, wręcz zionąc alkoholem. A chłopak spotkał w swoim mieszkaniu zbyt wiele takich osób, by nie zwrócić na to uwagi.
- Tak. Czasem z matką, czasem bez. Różnie bywało. A ty? Masz do kogo jeździć? - Zapytał, opierając się o niego, choć nie był pewien, czy może teraz ufać jego stabilności. Słyszał, jak mężczyzna mówił i bardzo mu się to nie podobało.
Opłukał twarz dłonią i wytarł ją w podany przez Spassky’ego ręcznik. Spojrzał z dołu na mężczyznę, a widząc jego rozbiegany wzrok, zagryzł dolną wargę z wyraźnym zmartwieniem. To był taki wspaniały dzień, ale najwyraźniej nie mógł trwać wiecznie.
- Dużo wypiłeś? - zapytał z westchnieniem.


Koss Moss - 2018-10-03, 21:01

Mężczyzna potrząsnął głową, parskając śmiechem. Opłukał usta i twarz, po czym odłożył szczoteczkę, wciąż się uśmiechając.
  ― Chłopczyku ― upomniał ucznia i nachylił się, żeby ucałować kącik jego ust. ― Nie baw się w mojego opiekuna. To, ile wypiłem, jest moją sprawą… Zupełnie prywatną. Kto tu jest dorosły… Mmm?
Pomógł Louisowi dostać się z powrotem na bezpieczny wózek, a potem przykucnął u stóp młodzieńca, żeby zdjąć mu skarpetki. Chciał pomóc mu się przebrać do spania.
  ― Śliczny jesteś… ― mruknął niewyraźnie ― …ale czasami strasznie upierdliwy, Lou.
Przypomniał sobie, że nie odkręcił wody, więc podniósł się nieco chwiejnie i podszedł do wanny, żeby jej napuścić.
  ― Nie ma nic złego w małym relaksie na koniec dnia.


Blake - 2018-10-03, 21:20

Louis zacisnął usta w wąską kreskę, niezadowolony. Nie znosił, kiedy Spassky traktował go jak dziecko, zupełnie jakby kilka godzin wcześniej nie ssał jego penisa i nie pieprzył jego ust. Nie traktował go poważnie i chłopak czuł to w tym momencie bardziej niż zwykle. Nie wiedział, co powinien zrobić, by to się zmieniło.
- Nie jestem upierdliwy - zaprotestował słabo, nagle zirytowany tym, że mężczyzna musi mu ze wszystkim pomagać. - I jasne, nie ma nic złego w małym relaksie na koniec dnia. Tylko jest różnica między szklaneczką whisky dla rozluźnienia, a… tym.
Westchnął, obserwując, jak nauczyciel podchodzi chwiejnym krokiem do wanny, żeby napuścić wody. Wcześniej tego nie zauważał, albo świadomie wypierał to z głowy, żeby nie zaburzać obrazu mężczyzny, jaki sobie stworzył. Spassky był w końcu dla niego niemalże bohaterem - tyle razy wyciągnął go z kłopotów, okazał mu tyle zainteresowania i uwagi… I Louisowi umknęło coś, co w innej sytuacji z pewnością dostrzegłby od razu.
- Miałeś dziś za mało relaksu, że musiałeś się napić? - zapytał w końcu, patrząc na niego z wyraźnym rozczarowaniem.


Koss Moss - 2018-10-03, 22:03

Spassky westchnął, teraz już nie kryjąc irytacji. To zawsze było drażniące, kiedy ktoś próbował negować jego preferencje dotyczące spędzania wolnego czasu. A najbardziej, kiedy robił to ktoś tak młody i nieodpowiedzialny jak Louis.
Nikt nie miał prawa dyktować mu, ile powinien pić, i może poniekąd dlatego zdecydował się na samotne życie. Może dlatego wolał dziesiątki przypadkowych kochanków niż stałego partnera, który wnikałby w jego zwyczaje.
  ― Zaczynasz się zachowywać niewdzięcznie, chłopcze ― stwierdził i przysiadł na krawędzi wanny, zadzierając głowę. Zapatrzył się bezmyślnie w sufit, poddając się uczuciu lekkiego wirowania. ― Powstrzymaj język, bo możesz tego pożałować.


Blake - 2018-10-03, 22:19

- Niewdzięcznie? - Brwi Louisa podjechały aż na samo czoło. - Teraz jestem niewdzięczny, bo pytam, dlaczego znów jesteś wstawiony? Serio?
On też był zirytowany. Nie rozumiał zachowania mężczyzny i nie potrafił pojąć, dlaczego tak dobry dzień musiał kończyć się w taki sposób. Inaczej to sobie wyobrażał.
- Możesz traktować mnie jak dzieciaka, spoko. Zresztą, ciągle to robisz. - Prychnął. - Czasem traktujesz mnie z takim lekceważeniem, jakbym był gorszy tylko dlatego, że jestem młodszy, ale w porządku. Przyzwyczaiłem się. - Zmrużył oczy, patrząc na niego buńczucznie. - Ale to nie ja przyszedłem pijany do szpitala. Cholera, za każdym razem, gdy tu byłem, widziałem cię ze szklanką whisky! Myślisz, że za mało miałem tego w domu?
Założył ramiona na piersi, czekając, choć tak naprawdę miał ochotę wyjechać z łazienki i zostawić mężczyznę samego, skoro tak go drażnił. Po raz kolejny udowodnił, że pomimo wypadku, wciąż nie potrafi powstrzymać swojego języka.


Koss Moss - 2018-10-04, 18:13

  ― Posłuchaj… ― Elijah pochylił się, żeby dłonią sprawdzić temperaturę wody w napełniającej się powoli wannie. Mówił już zupełnie spokojnie; irytacja zniknęła z jego tonu, może tylko wprawnie zakamuflowana, a może zupełnie wyparta. ― Rozumiem twój stosunek do spożywania alkoholu przez dorosłych… Miałeś w domu piekło… masz awersję. Ale ja nie jestem twoim wujem. Alkohol mnie uspokaja, sprawia, że nie myślę o pracy. Nie zamierzam cię bić, Lou… Chcę cię rozebrać i patrzeć na ciebie, gdy się kąpiesz.
Uśmiechnął się krzywo i rozmasował sobie skronie, ale chłopiec wciąż nie wyglądał na udobruchanego.
  ― Pozwoliłem ci tu mieszkać ― podniósł nieznacznie ten spokojny głos, żeby uciszyć Louisa, nim ten zdążył wydobyć z siebie dźwięk ― bo wiem, że tak będzie ci łatwiej, ale jesteś tu gościem, Lou. Jeśli tak trudno ci znieść moje zwyczaje w moim domu, z rana zawiozę cię do mieszkania, które dla ciebie wynająłem. Tam będziesz mógł zarządzić nawet prohibicję.


Blake - 2018-10-04, 18:42

Starał się wyglądać tak, jakby słowa mężczyzny wcale go nie zraniły, ale wiedział, że mu się nie udało.
- Myślałem, że mnie tu przywiozłeś, bo chciałeś mieć mnie przy sobie; bo lubisz moje towarzystwo i ci zależy - powiedział cicho, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w jasne kafelki.
Nie wiedział, że Spassky już wynajął mu mieszkanie. Kiedy tutaj jechali, z radością uznał i przyjął to za coś oczywistego, że najwyraźniej żadne mieszkanie nie będzie potrzebne, bo będzie mógł zatrzymać się u nauczyciela. A teraz okazało się, że to był jedynie okres przejściowy. Poza tym bolało go to ciągłe podkreślanie, jak bardzo jego zdanie się nie liczy i jak czasem wręcz drażni mężczyznę samo to, że Louis ośmiela się je mieć i mówić o tym głośno. Wszystko miało być tak, jak Elijah chciał, a on nie miał nic do powiedzenia. To było przykre.
- Twój dom, twoje zasady - zapamiętam - wymamrotał, nawet na niego nie patrząc.
Ściągnał koszulkę i pozwolił nauczycielowi rozebrać się do końca, a następnie wnieść do wanny. Doceniał jego pomoc i to, jak delikatny był przy tym mężczyzna, a jednak jego słowa potrafiły ranić chłopaka jak żadne inne. W innej sytuacji pewnie uśmiechałby się do niego szeroko i kusił, by ten do niego dołączył, ale teraz sięgnął jedynie po myjkę oraz pachnący żel pod prysznic i bez słowa zaczął się myć. Sam już nie wiedział, czy Spassky specjalnie igra sobie z jego uczuciami, czy robi to nieświadomie.


Koss Moss - 2018-10-06, 17:41

Spassky przysiadł na stołku przy wannie i sięgnął po podłużnego kształtu słuchawkę prysznica. Dostosował temperaturę wody oraz siłę strumienia i starannie opłukał szczupłe ramiona i pierś. Potem pokierował dłońmi ciałem Louisa tak, by zwilżyć jego włosy. Robił to wszystko zaskakująco delikatnie i czule, i wprawnie, nawet pomimo swego stanu.
Troszczył się o niego. Lubił go. Naraził dla niego swoją reputację, ale kto postąpiłby inaczej na jego miejscu. Nie był aż tak bezwzględnym draniem, jakim czasem chciałby być, żeby wszystko było łatwiejsze.
  ― Kiedy tylko coś ci nie pasuje, od razu to po tobie widać ― wychrypiał. ― Jesteś cały spięty, rozluźnij się. Zawsze musi być na twoim, co?
Sięgnął po szampon i spienił go lekko w dłoniach, nim sięgnął do włosów swego gościa, słuchawkę prysznica na chwilę odkładając na dno wanny.
Rozmasował skórę głowy swego drogiego chłopca mocno i mile niczym wprawiony fryzjer. Ani kropelka zmieszanej z szamponem wody nie spłynęła po czole do oczu Louisa, gdy mężczyzna starannie mył mu włosy.
  ― Kto by pomyślał, że taki mały chłopiec może być tak władczy.


Blake - 2018-10-06, 18:41

Louis mruknął coś niewyraźnie i przymknął oczy, poddając się dłoniom mężczyzny, które przyjemnie masowały skórę jego głowy. Elijah doskonale wiedział, jak odwrócić jego uwagę od tematów, które dla chłopaka były ważne. A nastolatek miał za mało silnej woli, by się temu przeciwstawić.
- Na moim? - Parsknął. - Czy kiedykolwiek jest na moim, kiedy jestem z tobą?
Najwyraźniej obaj zupełnie inaczej widzieli całą sytuację i dojście do jakiegoś porozumienia wydawało się Louisowi niemożliwe. Mógł dalej się kłócić, albo mógł odpuścić i spróbować następnym razem, kiedy zobaczy mężczyznę ze szklanką w ręku. I tak właśnie zrobił - po raz kolejny poddał się i rozluźnił, odganiając od siebie wszelkie czarne myśli.
- Mhm, masz cudowne dłonie… - zamruczał, opierając się wygodnie o bok wanny. - Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie. - Przypomniał mu, chcąc zmienić temat. - Co zwykle robisz w święta? Masz kogoś bliskiego?
Koss Moss - 2018-10-06, 19:06

  ― Zawsze jest na twoim, kiedy jesteś ze mną ― zauważył Spassky; ostatecznie chłopiec dopiął swego, udało mu się niejako zaciągnąć nauczyciela do łóżka.
Bywał naprawdę sprytny. Zrobił to tak, że Elijah nawet nie zauważył, kiedy zmienił zdanie.
Masował go dalej – robił to z przyjemnością, gdy Louis tak żywo reagował na każdą z pieszczot.
  ― Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie. Co zwykle robisz w święta? Masz kogoś bliskiego? ― dopytał go chłopiec i mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
  ― Bo zacząłeś marudzić ― mruknął mu do ucha, pozostawiając szampon na włosach, a dotyk przenosząc na kark i ramiona chłopca. ― Oczywiście, że mam, Louisie. Ale moja rodzina jest rozsiana po całym świecie i nie widujemy się często. Co roku staramy się spędzać święta w Sztokholmie u mojej babki, ale wiem już, że moja siostra nie będzie w stanie dotrzeć. Ma powikłania po porodzie, ciągle leży w szpitalu.
Słowem nie wspomniał o swojej byłej partnerce i synu, z którym kontakt miał tak lichy, że pewnie nie złożą sobie nawet życzeń. Ale nie mógł mieć do Phineasa pretensji. Nie po tym, jak sam się od niego odsunął.
W zamyśleniu trochę za mocno ucisnął spięte mięśnie Louisa, wywołując u niego syk bólu. Odrobinę go to otrzeźwiło i zaprzestał, sięgając po słuchawkę prysznica z zamiarem spłukania szamponu.


Blake - 2018-10-06, 19:23

- Masz siostrę? - zainteresował się, trochę nawet zaskoczony. Tak bardzo przyzwyczaił się do obrazu mężczyzny samotnie żyjącego w tym wielkim domu, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że ten może mieć jakąś rodzinę. - Tylko ją, czy jeszcze jakieś rodzeństwo? Opowiedz mi coś więcej.
Odchylił głowę, pozwalając nauczycielowi na spłukanie włosów. Myślał przy tym, jak niewiele tak naprawdę wie o Elijahu, prawie nic. To musiało się zmienić.
- To… będziesz w Sztokholmie w święta? - zapytał, ssąc dolną wargę.
Święta zbliżały się nieubłaganie wraz z urodzinami Louisa, a ten nie wiedział, co będzie wtedy robił. Powrót do matki wydawał się zbyt abstrakcyjny, a samotne siedzenie w nowo wynajętym mieszkaniu, kompletnie mu nieznanym i obcym, też nie napawało go optymizmem. Spędzał jednak już święta samotnie, więc teraz też powinien sobie poradzić. Chyba.


Koss Moss - 2018-10-06, 19:43

  ― Mam ją i dwóch braci ― odpowiedział spokojnie, płucząc ostrożnie włosy Louisa; dłonią wcześniej odchylił mu głowę, by strugi nie popłynęły po twarzy młodzieńca. ― Wszyscy ode mnie młodsi.
Zakręcił wodę i dłońmi ugładził mokre włosy młodzieńca, opłukane już z resztek szamponu.
  ― Z pewnością chcieliby, żebym z nimi był. Babka jest w takim wieku, że te święta ze sporym prawdopodobieństwem będą jej ostatnimi.
Zaczesał palcami kosmyki Louisa na bok, z pewną ciekawością spoglądając tę na nową fryzurę.
Owszem, przemknęła mu przez myśl wizja przedstawienia wszystkim tego uroczego młodzieńca, ale wydała mu się tak absurdalna, że jedynie się na nią uśmiechnął.
To na pewno byłyby ostatnie święta babki.
  ― Chcesz spędzić święta ze swoją rodziną? ― zapytał ucznia, podnosząc się odrobinę chwiejnie, żeby podejść do szafki łazienkowej i wyciągnąć świeży ręcznik.


Blake - 2018-10-06, 19:57

- Och, to faktycznie musisz jechać - mruknął bez wyraźnego entuzjazmu, ale rozumiał. Przecież Elijah nie mógł rezygnować dla niego z rodzinnych spotkań. Louis nawet tego nie oczekiwał. - Czym się zajmują? Znaczy, twoje rodzeństwo.
Był bardzo ciekawy mężczyzny i jego rodziny, bo sam nigdy nie miał nikogo. Był tylko on, matka i wujek Dan. Nie znał babki czy dziadka ani nikogo innego. Tylko ich trójka.
- Z którą? - zapytał, uśmiechając się krzywo. - Z wujkiem wolałbym nie mieć kontaktu, a matka… Trudno przewidzieć, w jakim może być stanie w te święta. Różnie z nią bywa. - Oparł podbródek na brzegu wanny, przyglądając się ruchom mężczyzny. Wciąż nie podobał mu się jego stan, ale musiał przyznać, że pomimo tego Elijah myślał całkiem jasno i nie miał problemu z mówieniem. Chociaż tyle. - W ogóle mówiłem ci, że Danowi spodobał się mój wózek? Pewnie już planował, gdzie będzie mógł go sprzedać...
Gdy nauczyciel wyciągnął go z wanny i owinął ręcznikiem, Louis przytulił się do niego i cmoknął go niewinnie w szyję, ciągle łasy na pieszczoty.


Koss Moss - 2018-10-06, 20:18

  ― Siostra jest prawniczką, starszy z braci informatykiem, a młodszy… kto go tam wie ― odparł Elijah i po chwili pomógł Louisowi wydostać się z wanny. Wytarł go, a potem okrył własnym szlafrokiem i pomógł spocząć na wózku. Zmrużył oczy, kiedy usłyszał, jaki plan miał wuj chłopca.
  ― Niech spróbuje ― powiedział spokojnie, ale widać było, że się wściekł, choćby po zaciśniętej pięści. ― Ale nie ręczę za siebie, jeśli go przy tobie zobaczę. Zostawię cię na chwilę. Zawołaj mnie, jeśli będziesz potrzebował pomocy.
Opuścił łazienkę i skierował kroki oczywiście prosto do barka z alkoholem. Uzupełnił sobie szklankę whisky z lodem i wykonał krótki telefon, dając Louisowi czas na bardziej intymne czynności.
Jego myśli były ospałe i krążyły wokół różnych tematów, przy czym wiele nich dotyczyło seksu. Nie wykluczał, że do tego dojdzie, ale miał świadomość, że Louis może nie wiedzieć, jak się do tego zabrać, jak przygotować. Jeśli swoją wiedzę o stosunkach czerpał tylko z pornografii, może się trochę zdziwić.
To wszystko zaszło już za daleko, stanowczo za daleko. Nie mógł już tego zatrzymać. Louis stał się jego kochankiem, a zarazem chłopcem, o którego dobro i bezpieczeństwo potrzebował dbać – dla własnego komfortu ducha.
Zastanawiał się długo. Bardzo długo. I w końcu usłyszał wołanie.
Stanął w drzwiach z telefonem w jednej dłoni, ze szklanką w drugiej.
  ― Chciałbyś zwiedzić Sztokholm? ― mruknął.


Blake - 2018-10-06, 20:38

Louisowi trochę zajęło ogarnięcie się w łazience, bo wciąż nie radził sobie zbyt dobrze z wózkiem i koniecznością podnoszenia się bez czyjejś pomocy. Trochę go to zmęczyło, ale kiedy zawołał Elijaha, był już całkowicie odświeżony i lekko zaczerwieniony na policzkach. Zmarszczył jednak nos, kiedy ponownie zobaczył mężczyznę i… szklankę z whisky w jego dłoni.
- Elijah… - mruknął ostrzegawczo, znów zirytowany. Nie rozumiał, jak ten mógł mu sugerować, że zawsze było tak, jak Louis chciał, skoro nigdy nie było i to był tego najlepszy przykład? Przez nagłe niezadowolenie wywołane whisky, dopiero po chwili zorientował się, że Spassky zadał mu pytanie. - Co? Sztokholm?
Otworzył szerzej oczy, zupełnie na to nieprzygotowany. Nawet przez myśl mu nie przemknęło, że mężczyzna mógłby chcieć zabrać go ze sobą? Jako kogo? Ucznia? Co prawda już niedługo nim nie będzie, ale wciąż… Kochanka? Nie, to nie brzmiało jak dobry pomysł.
- Nie możesz mnie ze sobą zabrać - wydusił w końcu. - Przecież ty… ja… jako kogo mnie przedstawisz? - Jęknął w końcu, trochę przerażony.


Koss Moss - 2018-10-06, 21:07

Odstawił szklankę na umywalkę i popchnął wózek, zabierając Louisa na korytarz. Tam pomógł mu wstać i bardzo ostrożnie przeniósł do swojej sypialni, gdzie położył go na wygodnym łóżku wodnym. Z szafy garderobianej wyciągnął jedną ze swoich koszulek, żeby Louis mógł w niej spać.
  ― Oczywiście, że nie mogę ― powiedział z cieniem rozbawienia. ― Jesteś niepełnoletni, nie możesz opuścić kraju bez opiekuna. Pewnie nawet nie masz paszportu. Pytam, czy chciałbyś go zwiedzić w przyszłości. Czy fascynują cię podróże.
Usiadł obok niego i uśmiechnął się krzywo, widząc tę zbitą z tropu minę. Chłopiec chyba pomyślał sobie za dużo.
Taki naiwny, taki dziecinny.
Jak miałby go zostawić na pastwę losu.
  ― Bo po twoich urodzinach będę mógł cię zabrać już wszędzie, gdzie zechcę ― stwierdził z pewną iskrą w spojrzeniu.


Blake - 2018-10-06, 21:36

Louis aż zakrył twarz dłońmi, słysząc odpowiedź mężczyzny. Rzadko bywał zawstydzony, ale teraz naprawdę czuł się tak, jakby miał się spalić ze wstydu.
- Tak, no jasne, to oczywiste - wymamrotał w swoje dłonie. - Jestem taki głupi…
Naprawdę zaskakiwało go, że ze wszystkich uczniów, to właśnie na niego Elijah zwrócił uwagę; że poświęcił mu tyle czasu i swojej energii. A przecież Louis nie myślał w nawet najprostszych sprawach! Jak miał zatrzymać przy sobie mężczyznę, kiedy był tak nierozgarnięty i nieporadny?
W końcu zerknął na niego i uniósł się na łokciach, żeby być trochę wyżej. Zaskoczyła go decyzja Spassky’ego dotycząca wyboru sypialni, ale nie narzekał. Cieszył się, że mógł z nim spać.
- Nie wiem, czy fascynują mnie podróże, bo nigdy nigdzie nie byłem - odpowiedział w końcu na wcześniejsze pytanie mężczyzny, wzruszając lekko ramionami. - Ale z chęcią bym się o tym przekonał. Tylko… - Zagryzł dolną wargę i spuścił wzrok. - Dlaczego akurat ja? Znaczy… Innych też zabierałeś w różne miejsca?


Koss Moss - 2018-10-06, 22:07

  ― Tak, zawsze podróżuję z kochankami. W ten sposób łatwiej jest utrzymać romanse w tajemnicy ― odpowiedział poważnym tonem, ale kącik warg mu zadrżał.
Louis naprawdę przejmował się tymi wszystkimi chłopcami; wszystko wskazywało na to, że nie mógł przestać o nich myśleć. Był taki zachłanny, że pewnie najchętniej zarezerwowałby Elijaha tylko dla siebie.
A potem zakręcił się z kimś innym, jak wszyscy młodzi. Kiedy daje się im to, czego wydają się chcieć, nagle okazują się znudzeni.
Dopóki jednak Elijah miał swoje pięć minut, mógł je wykorzystać. Na różne sposoby. I naprawdę chętnie zabrałby go ze sobą w najodleglejsze zakątki świata. W każdą delegację. Może nawet do Japonii, gdyby tylko Louis mu w końcu uległ.
Nachylił się, położył na boku i przyłożył usta do warg chłopca, nie dając mu szansy na zadawanie kolejnych zupełnie teraz niepotrzebnych pytań. Louis miał dziś sporo wrażeń. Obaj mieli, a jednak Spassky nagle był w stanie odnaleźć w sobie całe mnóstwo energii.
Mimo swojego wieku, na myśl o tym tyłku, o tym, że mógłby się do niego dobrać, że ma go na wyciągnięcie ręki, czuł świeży napływ krwi do dolnych rejonów swego ciała.
Nie mógł mu się oprzeć. Miał przemożną, być może wzmocnioną alkoholem potrzebę, przyjrzeć się lepiej skarbom swojego chłopca.
Bez długich, męczących rozmów. Bez wielkich wyznań. Tylko miłe, relaksujące rzeczy.


Blake - 2018-10-06, 22:28

Zamruczał w jego wargi, mile zaskoczony pocałunkiem i objął go za szyję, przyciągając jeszcze bliżej. Jak zwykle pozwolił przejąć mu kontrolę, całkowicie ulegając jego gorącym wargom i ruchliwemu językowi. Był trochę zmęczony całym dniem, w ciągu którego zdążył odbyć co najmniej jedną wyczerpującą podróż, ale na pieszczoty z tym mężczyzną zawsze miał ochotę. Uwielbiał jego dotyk, zapach, smak. Wszystko doprowadzało go do szaleństwa i… podniecało.
- Twoje żarty są… bardzo kiepskie… - wymamrotał w jego usta, kiedy na chwilę oderwali się do siebie.
Louis wplótł palce jednej dłoni w jego długie włosy, rozkoszując się ich miękkością. Widział, że niektóre kosmyki zaczynała pokrywać siwizna, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało.
- Powinieneś w końcu zdjąć tę koszulę… - Westchnął, ponownie ciągnąc pierwszy guziczek. Widział już mężczyznę bez ubrania, w samych kąpielówkach na basenie, ale teraz to miało być coś innego i w końcu chciał to dostać.


Koss Moss - 2018-10-06, 22:49

Uśmiechnął się wyraźniej i spojrzał krótko w dół, na dłoń rozpinającą guziki jego koszuli. Potem zassał dolną wargę chłopca ostatni raz i wyprostował się, a następnie wstał, uciekając poza zasięg jego rąk.
Rozpiął koszulę do końca i zdjął ją, a zaraz później wszystko inne. Bez skrępowania, bez oporów rozebrał się do naga i wyszedł na kilka minut, zostawiając Louisa w wygodnym łóżku z szansą na zaśnięcie.
A jednak młodzieniec nie spał, kiedy mężczyzna wrócił do sypialni, osuszając włosy ręcznikiem. Elijah miał na sobie tylko szlafrok, którego nawet nie zawiązał, więc wygląd jego ciała nie pozostawał dla Louisa żadną tajemnicą.
Umięśniona klatka piersiowa, cienka ścieżka owłosienia biegnąca w dół imponująco ukształtowanego brzucha, i wreszcie dorodna męskość – na wszystko to młodzieniec mógł patrzeć, kiedy nauczyciel stał w drzwiach, mierząc z góry i jego.
Louis wyglądał niezwykle świeżo zaplątany w miękką pościel, z długą nogą wystającą poza jej skraj, i ze szczupłym ramieniem spoczywającym na kołdrze. Drobna sylwetka odznaczała się swym kuszącym zarysem pod pierzyną, którą miał ochotę po prostu zrzucić z łóżka, by nie przeszkadzała mu w dosięgnięciu każdego skrawka tego młodego, pociągającego ciała.
Mimo wszystko prysznic trochę go otrzeźwił, więc nie przystąpił bezmyślnie do ataku. Stał tylko i patrzył. Sprawdzał, czy Louis naprawdę myśli już tylko o tym, żeby wtulić się w poduszkę i zasnąć.


Blake - 2018-10-06, 23:03

Zanim mężczyzna wyszedł, Louis zapatrzył się na jego ciało, znów oczarowany tym jakie było silne i znacznie większe od jego. Niezdrowo podniecała go ta siła i poczucie, że Elijah może bez żadnego problemu go przytrzymać i całkowicie posiąść. Trochę go to nawet zawstydzało i przed poznaniem Spassky’ego nigdy nie czuł czegoś podobnego, ale i tak ciekawość oraz chęć poznania czegoś nowego wygrały.
Nauczyciel jednak wyszedł, zapewne do łazienki, i nie wracał tak długo, że Louis prawie zasnął. Ocknął się jednak, gdy mężczyzna pojawił się w progu jedynie w szlafroku, wyglądając po prostu cholernie gorąco.
Chłopak przeciągnął się bardzo powoli, jak rozleniwiony kot, zanim odsunął trochę kołdrę, ukazując kawałek swojej klatki piersiowej. Leżał na łóżku nagi, a koszulka mężczyzny wisiała na krześle, całkowicie zapomniana.
- Będziesz tak stał, czy w końcu przyjdziesz i weźmiesz, co zechcesz?


Koss Moss - 2018-10-07, 11:35

Spassky zdjął szlafrok i powiesił go na oparciu krzesła. Ręcznik złożył i umieścił na siedzeniu. Louis nie musiał jednak powtarzać swego pytania, ponieważ już po chwili Elijah odwrócił się do niego i podszedł, gotów sięgnąć po wszystko, na co miał ochotę.
Najpierw po prostu usiadł obok, a potem pochylił się i pocałował młodzieńca głęboko w rozchylone w zaproszeniu usta. Długim językiem bez problemu stłamsił ten drugi, swobodnie badając najgłębiej schowane zakamarki ust Louisa, krzywiznę zębów, strukturę dziąseł. Penetrował go już teraz, wsparty łokciami po obu stronach ciała nastolatka, który już chwilę później poczuł, jak coś wilgotnego i ciepłego obija się przy ruchu Spassky’ego o jego udo, zostawiając na skórze ślad śluzu.
Elijah westchnął krótko i z ust chłopca jego rozpalone wargi ześliznęły się na długą szyję; obcałowywał ją i owiewał gorącym oddechem, wywołując dreszcze. Zmierzał jednak nieuchronnie w dół, zostawiając po sobie na młodej skórze ciepłą wilgoć. Jego celem okazały się sterczące sutki. Jeden z nich ścisnął tylko odrobinę delikatnie, a drugi zassał głęboko do granic bólu – czynił to z pasją, namiętnie i bezwstydnie, poruszając językiem na małych brodawkach w najbardziej zawstydzający ze sposobów.
Nie był zdziwiony, kiedy przesunął dłoń po płaskim, spoconym brzuchu w dół i natknął się na sztywną męskość Louisa. Dziś już trzeci raz. Jego drogi kochanek wybitnie nie potrafił zapanować nad swoim ciałem pod jego pieszczotami.
Ale po co miałby.
Elijah z mlaśnięciem oderwał się od sutka i obrzucił spojrzeniem obydwa, opuchnięte, już nie różowe, a purpurowe od ssania i zagryzania. Każdy powiew powietrza na nich odczuwalny był teraz wielokrotnie bardziej, nie mówiąc nawet o dotyku.
Spassky znów usiadł obok i przesunął dłonią po szczupłej piersi, hacząc kciukiem o jedną z brodawek; wsłuchując się w rozkoszny jęk.
Mimowolnie pomyślał o zaciskowych klamerkach, które dostarczyłyby Louisowi jeszcze silniejszych wrażeń, eksponując i uwrażliwiając newralgiczne punkty jeszcze bardziej, ale może to nie czas; może za pierwszym razem powinien być dla niego po prostu delikatnym i doświadczonym kochankiem, którego Louis tak bardzo zdawał się potrzebować.
  ― Obróć się na brzuch ― polecił więc tylko, cofając dłoń. ― Pupa do góry, jeśli dasz radę.


Blake - 2018-10-07, 11:57

Kilka głębokich pocałunków i gorący dotyk na sutkach sprawiły, że Louis znów się podniecił, po raz kolejny czyniąc to w zaskakująco szybkim tempie. Czuł jednak, że nie był w tym osamotniony. Może nie był w stanie dostrzec wzrokiem penisa mężczyzny, ale przez chwilę czuł na udzie twardą męskość i to było tak gorące, że nawet nie potrafił opisać tego słowami.
Chciał zbadać dłońmi całe ciało Elijaha, ale kiedy ten w tak rozkoszny sposób torturował jego sutki, mógł jedynie masować skórę jego głowy, kark i ramiona, co od razu uczynił.
- Mhm - stęknął i zabrał dłonie, by trochę niezdarnie przekręcić się na brzuch. Nie czuł przy tym żadnego wstydu, kiedy pokazywał mężczyźnie najintymniejsze części swego ciała.
Uniósł się trochę na przedramionach i podciągnął kolana pod siebie, choć z pewnością nie tak bardzo, jakby zrobił to, gdyby nie był po poważnej operacji kręgosłupa.
- Ale niedługo - mruknął niewyraźnie, wypinając tyłek. - Bo muszę uważać…


Koss Moss - 2018-10-07, 12:54

Zanim jeszcze chłopiec usadowił się na dobre, Elijah sięgnął po jedną z poduszek i umiejscowił ją pod jego brzuchem, żeby odciążyć kręgosłup i ułatwić Louisowi przyjęcie pozycji.
  ― Niedługo ― obiecał z półuśmieszkiem, czując skurcz w kroczu na sam widok zaciśniętego rozkosznie, różowego wejścia, zupełnie gładkiego dokoła. To była kwintesencja tego, co uwielbiał w młodzieńcach. Świeże, zadbane ciało, którego każdy skrawek prosił się wręcz o polizanie.
Elijah przechylił się lekko i sięgnął do szuflady jednej z szafek przy łóżku. Wyciągnął z niej purpurową buteleczkę z żelem, który później będzie im niezbędny.
Musiał przygotować swojego ucznia do tego, co miał zamiar mu zrobić. Gdyby chciał wziąć go teraz, od razu, korzystając jedynie z nawilżenia, niewątpliwie zrobiłby mu krzywdę. Mięśnie Louisa były tak mocno zwarte, że niemożliwością wydawało się przeciśnięcie przez nie choćby zapałki.
Choć młodzieniec wyraźnie starał się tego nie okazywać, wszystko wskazywało na to, iż był bardzo spięty i przejęty całą sytuacją.
Elijah położył dłonie na kusząco krągłych pośladkach i rozchylił je powoli. Westchnął i pochylił się, by ucałować jeden z nich. Po chwili całował napiętą skórę pupy Louisa tak, jak wcześniej pierś. Namiętnie. Bez skrupułów. Tylko wciąż pomijał ten ważny punkt. Kiedy wydawało się, że już – już zaraz się nim zainteresuje, mężczyzna przesunął wargi w dół szczeliny, pomijając zwartą dziurkę jak każde inne miejsce. Wracając, wysunął jednak język i przeciągnął nim po zaciśniętym pierścieniu, zaczepnie o niego zahaczając.
Wrócił do samego końca szczeliny i całował dalej, a Louis usłyszał nagle dźwięk otwieranej buteleczki. Mężczyzna na oślep wylał sobie na dłoń obfitą ilość lubrykanta i rozsmarowywał go teraz po palcach, nie przerywając pieszczot ustami.
Znów zsunął usta niżej i tym razem poczuł, jak Louis wypina się do niego, jak nadstawia mocniej. I nie odmówił mu, nie tym razem. Rozchylił usta i objął nimi delikatną wypukłość dziurki. Zassał. Wwiercił się w nią delikatnie językiem, zanurzając tylko końcówkę.
I znów jego usta odsunęły się od newralgicznego miejsca, zostawiając je na pastwę chłodnego powietrza. Wargi Elijaha znów znalazły się na jego pośladkach, składając na nich gorliwe pocałunki. I nagle Louis poczuł spore ukłucie bólu. Pewnie musiała minąć chwila, zanim zrozumiał, że został boleśnie przez nauczyciela ugryziony. I następna, nim dotarło do niego, że mężczyzna trzyma w nim już palec.


Blake - 2018-10-07, 13:25

Pocałunki składane na jego pośladkach, w miejscu, którego nikt wcześniej nie dotykał, były dla Louisa dziwne. Przyjemne i elektryzujące, ale wciąż jednak dziwne. Ale kiedy mężczyzna przejechał językiem przez jego zaciśniętą dziurkę, chłopak przestał już myśleć o dziwności całej sytuacji, przestał analizować i po prostu zaczął czuć. A było to tak dobre, że aż wypiął się mocniej, dopraszając się większego nacisku na jego zwieracz.
Krzyknął cicho, niemal gryząc się w język, kiedy poczuł ból w lewym pośladku. Potrzebował chwili, by zrozumieć, że mężczyzna go ugryzł. I Louis mgliście pamiętał ich pierwsze zbliżenie, które nie skończyło się dla niego fortunnie, gdzie Elijah też zaczął od gryzienia. Chyba to lubił.
- Cholera… - wydusił, czując w sobie palec nauczyciela. Nie było to nieprzyjemne, ale potrzebował dwóch głębszych wdechów, żeby się do niego przyzwyczaić. - Mhm, dalej.
Westchnął z zadowoleniem, czując kolejny palec, który dołączył do pierwszego i wczepił palce w poduszkę, wydając z siebie ciche, mruczące dźwięki.
Sam poruszył tyłkiem, chcąc więcej. Nie mógł powstrzymać ekscytacji, która pojawiła się na samą myśl, że niedługo te palce zostaną zastąpione przez coś znacznie większego...


Koss Moss - 2018-10-07, 19:48

Wkrótce do drugiego palca dołączył trzeci, równie mocno nawilżony. Wtedy też Elijah mógł poczuć, jak młode ciało napina się odruchowo, stawiając pierwszy poważniejszy opór przed uczuciem rozpychania.
  ― Spokojnie ― mruknął mężczyzna i przez chwilę trzymał rękę nieruchomo, wyczuwając niespokojne pulsowanie nadwyrężonych mięśni. To musiało boleć, ale jego Louis był dzielny. Doskonale sobie radził.
Elijah poruszył palcami w jego wnętrzu, obracając je i zginając, by naprzeć na wrażliwe ścianki. Drugą ręką sięgnął w stronę szafki, by wyciągnąć prezerwatywę. Zabezpieczenie było ważne, nigdy nie pozwalał sobie na seks bez niego, niezależnie od tego, z kim lądował w łóżku.
Odłożył paczuszkę na bok i sięgnął do członka chłopca, by rozmasować go przyjemnie, odwracając uwagę od bólu. Louis pewnie sam nie wiedział, ile ma w sobie teraz palców. Gdyby mógł zobaczyć, że mężczyzna przymierza się do wsunięcia czwartego, może by zaprotestował, ale nie miał takiej okazji.
Głośny jęk sprawił, że Elijah znów zatrzymał się na chwilę, kciuk układając wygodnie w niewielkim wgłębieniu między jądrami a rozepchaną dziurką.
  ― Już dobrze ― wychrypiał. ― Kończę.
Naparł lekko na prostatę kciukiem, a zaraz potem zgiął lekko palce w środku i uczynił to samo od drugiej strony, posyłając do penisa chłopca kolejne fale krwi.
Uśmiechnął się, kiedy Louis zadrżał na całym ciele. Puścił jego członka, by przypadkiem nie doprowadzić do kolejnego przedwczesnego wytrysku.
  ― Ochłoń ― wymruczał.


Blake - 2018-10-07, 20:03

To było za mało i za dużo jednocześnie. Kiedy Elijah puścił jego penisa, spomiędzy warg Louisa wydarł się jęk rozczarowania. Był cały rozpalony i bliski osiągnięcia upragnionego orgazmu, ale potrzebował dotyku, by skończyć. Chciał otrzeć się o łóżko pod sobą albo samemu się dotknąć, ale nie ośmielił się. Podświadomie wiedział, że mężczyźnie by się to nie spodobało.
Palce w jego tyłku stawały się natomiast coraz bardziej niekomfortowe. Uczucie dwóch było przyjemne i podniecające, ale teraz zrobiło się już dziwnie i trochę boleśnie. Nie do końca podobało mu się to uczucie, czuł się maksymalnie rozepchany i odsłonięty, ale stymulacja prostaty mu to wynagradzała. Nie na tyle jednak, by mógł od tego dojść.
- Czuję się… - jęknął, niepewnie poruszając biodrami - pełny.
Chciał już, by Elijah skończył go przygotowywać i w końcu dał mu poczuć to, czego Louis od dawna pragnął, ale trochę też zaczął się tego obawiać. Spiął się, myśląc o tym, jak bardzo rozepchany i pełny już się czuł. A co będzie, kiedy mężczyzna zastąpi palce swoim członkiem? Przecież wiedział, że Elijah nie jest mały… Chyba po raz pierwszy zaczął mieć wątpliwości, czy w ogóle temu podoła.


Koss Moss - 2018-10-07, 20:25

Elijah wysunął w końcu palce i przez chwilę obserwował, jak rozepchana dziurka zamyka się za nimi z ociąganiem. Nie wróciła od razu do pierwotnego stanu, przez chwilę pozostała delikatnie rozwarta i mężczyzna uśmiechnął się kątem warg, odnajdując w tym widoku silnie podniecający czynnik.
Zastanowił się przez krótką chwilę, w jakiej pozycji będzie im najwygodniej to zrobić, żeby Louis mógł czuć się komfortowo, a jednocześnie nie obciążać za bardzo kręgosłupa.
  ― Połóż się na boku.
Ulokował się za chłopcem i przesunął palcami po kuszącym ciele w czułej pieszczocie. Zatrzymał dłoń na sutku i ujął go między dwa palce, lekko wykręcając. Wcałował się przy tym w kark chłopca, odciągając jego myśli od tego, co miało nastąpić.
Prawą dłoń uniósł do ust i rozerwał zębami paczuszkę. Wyciągnął prezerwatywę i nasunął ją na wzwiedzionego penisa sprawnym ruchem, a potem sięgnął po lubrykant, by się nawilżyć.
Potrzebowali dużo, bardzo dużo nawilżenia.
Całował Louisa dalej, świadom, że za chwilę pewnie zburzy jego sny o tym, jakie to wszystko przyjemne. Och, nie. Z tego rodzaju seksu trzeba nauczyć się czerpać przyjemność. Nie jest idealnie od razu. I boli. Najbardziej, gdy kochanek jest szczodrze obdarzony.
Louis chyba miał już na ten temat jakieś podejrzenia, sądząc po tym, jaki milczący się zrobił.
  ― Hej ― wychrypiał do wrażliwego ucha dzieciaka, rozsmarowując lubrykant po całej długości swego członka. ― Coś nie tak?


Blake - 2018-10-07, 20:42

Louis przełknął ślinę, zaciskając dłonie na białym prześcieradle. Czuł za sobą ciało mężczyzny, czuł jego pocałunki na karku i było to przyjemne, ale jakoś nie potrafił przestać myśleć o tym, co ma się zaraz wydarzyć. I wcale nie był już tym tak bardzo podekscytowany, jak wcześniej. Bał się, że ból okaże się tak duży, że nie da sobie rady i będzie musiał zrezygnować, a wtedy Elijah na pewno się zdenerwuje, a przynajmniej tak widział to chłopiec w swoich czarnych myślach.
- Nie, ja… - Odchrząknął, nie wiedząc, co powiedzieć.
Ależ musiał teraz wyglądać w oczach mężczyzny! Pewnie czuć było, że jest pełen obaw, taki niedoświadczony i niepewny. A przecież nie takich kochanków lubił Spassky i wyraźnie mu o tym powiedział.
- Trochę się obawiam - przyznał w końcu, przegrywając z samym sobą. Nie chciał rozczarować mężczyzny, ale nie potrafił też udawać pewnego siebie, kiedy taki nie był. - Jesteś duży i… Tylko delikatnie, dobrze? Przynajmniej na początku…


Koss Moss - 2018-10-07, 21:03

Elijah zaśmiał się cicho, poniekąd rozbrojony tym wyznaniem. Otoczył chłopca ramieniem bardziej ściśle, zmuszając go do przywarcia do swego ciała, i wsunął nos w jego wilgotne włosy.
To tylko dzieciak, ciekawski i odważny, ale ciągle dzieciak, a jemu tak często zdarzało się o tym zapominać.
  ― Dobrze cię przygotowałem… Nie będzie tak strasznie ― podjął próbę uspokojenia go. ― Ale jeśli będziesz chciał przerwać, nieważne, dlaczego, powiedz mi o tym od razu. Dobrze? Skarbie? I przerwę.
Przesunął dłoń w dół, do jego męskości, i znów pomasował ją z wyczuciem, odsłaniając wilgotną główkę na pieszczoty powietrza. Przymknął oczy, drugą ręką ujmując własną męskość u nasady i na oślep nakierowując ją we właściwe miejsce.
Odetchnął głęboko. Mógł tylko podejrzewać, jak mile będzie zanurzyć się w ciasnocie, którą przed chwilą poczuł palcami.
Przyłożył końcówkę męskości do znów zaciśniętego kurczowo wejścia i naparł lekko, ale opór zatrzymał go zanim jeszcze zdołał się zanurzyć choćby na pół centymetra – dlatego wycofał się i przesunął główką członka po szczelinie Louisa, dając mu jeszcze chwilę.
A potem przyłożył wargi do szyi młodzieńca, rozchylił je i ugryzł.
Zrobił to na tyle mocno, że Louis wydał z siebie pełen niezadowolenia odgłos.
I znów dopiero po chwili dotarło do niego, że odczuwa pieczenie w dolnych rejonach swego ciała.
Wcale nie większe niż przy rozpychających go palcach. Elijah wykorzystał jego nieuwagę, żeby zanurzyć główkę na kilka centymetrów w jego ciele.
  ― Już ― wymruczał z rozbawieniem, czując, jak młode ciało z opóźnieniem napina się i buntuje. ― Najgorsze za tobą, kotku.
Wprawną pieszczotą rozsmarował preejakulat po czubku męskości Louisa, nie poruszając się w nim ani odrobinę. Dawał mu czas, by doszedł do siebie.


Blake - 2018-10-07, 21:22

Louis wiedział, że Elijah przerwie, gdy tylko zasugeruje mu, że coś jest nie w porządku. Był o tym przekonany i ufał mu. Ale sama myśl o wstydzie, jaki pewnie by wtedy odczuł i o rozczarowaniu, jakie zapewne wywołałby u mężczyzny, zmusiły go do odsunięcia na bok wszystkich obaw i poddaniu się zbliżającemu się wypełnieniu.
Krzyknął cicho z bólu, choć wcale nie tego wywołanego penisem Spassky’ego. Nauczyciel po raz kolejny postanowił odwrócić jego uwagę, używając do tego zębów. I działało, choć szyja Louisa piekła nieprzyjemnie i z pewnością zostanie na niej ślad.
- Kiedy się poznawaliśmy - zaśmiał się nieco ochryple - nie mówiłeś, że masz wampirze skłonności.
Na razie nie było tak źle. Elijah z wyczuciem masował mu członka, a jego tyłek nie piekł tak bardzo, jak chłopak się tego spodziewał. Wziął kilka głębokich wdechów i zmarszczył nos, nim wypiął się trochę bardziej, dając znak mężczyźnie, by kontynuował.
- Możesz dalej - wymamrotał, zupełnie jakby jego ciało nie dawało wystarczających znaków.
Nie analizował, nie zastanawiał się, co czuje. Na razie skupiał się na rozluźnieniu i głębokich oddechach. Liczył na to, że jeszcze przyjdzie czas na ekscytację nowym doznaniem i czerpanie z niego tyle, ile tylko się da.


Koss Moss - 2018-10-07, 21:40

Przymknął oczy, wzdychając w kark nastolatka, i pchnął biodra lekko do przodu, wciąż przytrzymując swoją męskość u nasady, by mieć kontrolę nad każdym zagłębiającym się w ciele Louisa milimetrem. Był taki ciasny, gorący i drżący. Mięśnie chłopca pulsowały niezależnie od jego woli, tworząc dla Elijaha przyjemny, ruchomy kokon.
  ― Kurwa ― westchnął mężczyzna takim tonem, jakby właśnie dane było mu napić się wody po upalnym dniu. ― Jesteś taki…
Nie dokończył, zsuwając dłoń z jego penisa na brzuch i wsuwając się głębiej mimo narastającego oporu nadwyrężonych mięśni. Im dalej, tym ciaśniej – nie mógł przecież sięgnąć tak daleko palcami, jak sięgał w tej chwili swoim napęczniałym kutasem.
To koniec, rozwali ten mały tyłek, był tego pewien, nie zapanuje nad sobą, ale nic nie powiedział, dyszał tylko coraz ciężej, i coraz mocniej dociskał do siebie drżące ciało Louisa.
Zatrzymał się dopiero, gdy chłopiec zakwilił cicho; był już w nim prawie cały, tak niewiele brakowało. Raptem dwa cale i jego jądra zetknęłyby się z jasną skórą. Uchylił powieki i uniósł dłoń do twarzy ucznia. Pogładził go po policzku, nim owinął palce wokół szczupłej szyi.
  ― Powiedz mi, jakie to uczucie ― wychrypiał z dziwnym trudem.


Blake - 2018-10-07, 22:00

Nie musiał czekać długo, by poczuć, że to był dopiero początek. Rozpychanie było silne, bolesne i nieustępliwe. Louis zaciskał dłonie w pięści, starając się rozluźnić, choć nie było to łatwe zadanie. Może wszystko działo się powoli, może Elijah robił to z wyczuciem, ale chłopak i tak czuł go każdym milimetrem swojego ciasnego wnętrza. Miał wrażenie, że płonie od środka i sam już nie wiedział, czy chciał, żeby to uczucie zniknęło, czy może trwało.
Stęknął, czując, że już trochę za dużo; że potrzebuje przerwy. I mężczyzna faktycznie zatrzymał się, choć Louis był przekonany, słysząc to w jego głosie, że było to dla niego trudne.
Oblizał suche wargi, dysząc z wysiłku. Czuł palce na swojej szyi, gdy mężczyzna po raz kolejny złapał go w ten sposób, najwyraźniej chcąc mieć całkowitą kontrolę nad Louisem. Było to niebezpieczne i niepokojące, ale chłopak ufał mu całkowicie.
- Pełne - wydusił, mając problem z powiedzeniem tego, co myśli. - Czuję się tak cholernie pełny i… wręcz nadziany na twojego kutasa. - Zaśmiał się ochryple, przymykając oczy.
Było mu gorąco, jego członek stał na baczność pomimo odczuwanego bólu, a on sam miał już problem ze skupieniem. Wszystko wydawało mu się zbyt intensywne, by mógł sobie z tym poradzić.


Koss Moss - 2018-10-07, 22:15

Zaśmiał się i odetchnął głęboko, gładząc kciukiem aksamitną, wrażliwą skórę szyi Louisa. Nie musiał pytać, by wiedzieć, jak wielki dyskomfort odczuwa teraz jego uczeń. Czuł gorąc pulsujących niespokojnie mięśni, które musiały teraz okropnie piec, buntując się przeciw penetracji.
Elijah wiedział jednak, że to przejściowe – początki zawsze są trudne, ale prowadzą do rzeczy znacznie przyjemniejszych.
Puścił nasadę swego kutasa i wsunął rękę pod ciało młodzieńca, sięgając do jego członka, by pomasować go jeszcze trochę, nie pozwolić nabiegłej do niego krwi odpłynąć. Natychmiast odkrył, że nie było to tak potrzebne, jak się spodziewał: ptaszyna Louisa prężyła się dumnie i bez jego dotyku, niezwykle zainteresowana rozwojem wydarzeń.
  ― Och, ty mały perwersie ― skwitował mrukliwie i wypchnął delikatnie biodra.
Akurat na tyle, by nabite jądra zderzyły się w końcu ze skórą pośladków.
Być może Louis miał potrzebę krzyknąć – nawet jeśli, uniemożliwiła mu to w porę przesuwająca się z szyi na usta dłoń. Elijah przytrzymał go jak porywacz zakładnika, lokując się wygodniej za jego plecami i dysząc ciężko na kark chłopca.
  ― Już, już ― mruknął i dopiero po chwili zsunął dłoń z twarzy młodzieńca na jej poprzednie miejsce. ― Nie marudź. Dałeś radę. Jesteś dzielnym chłopcem.


Blake - 2018-10-07, 22:40

Dyszał ciężko, jakby przebiegł właśnie połowę maratonu, a nie leżał na łóżku, tak naprawdę niewiele robiąc poza przyjmowaniem w siebie gorącego penisa. Łzy zalśniły w jego oczach, bo teraz pieczenie było już naprawdę nie do zniesienia. Nie wiedział, jak sobie z nim poradzić.
- Mógłbyś ostrzegać - syknął, ku własnemu zaskoczeniu, ze złością.
Znów potrzebował dłuższej chwili, żeby do siebie dojść. Czuł mężczyznę całym swoim ciałem i było to coś, co nie tylko go podniecało, ale też coś, od czego puchło jego serce. Wciąż jednak czuł ból, który promieniował z dolnych partii jego ciała i Louis sam już nie wiedział, kiedy pojawi się ta obiecywana przez wszystkich, nieprawdopodobna przyjemność.
- Dobra - wydusił w końcu, drżąc na całym ciele. - Pokaż mi wszystko...


Koss Moss - 2018-10-07, 23:34

Elijah uśmiechnął się w jego kark i złożył na nim leniwy pocałunek, który miał odrobinę udobruchać rozeźlonego młodzieńca. Tak naprawdę lepiej było dla niego, zrobić to wszystko z zaskoczenia. Ból, którego się spodziewamy, zawsze jest dużo gorszy niż ten nagły.
I udało się. Był w nim cały. Louis potrzebował wprawdzie więcej czasu, by ochłonąć i przyzwyczaić się do uczucia rozpychania, jak i bólu naciągniętych boleśnie mięśni, ale wspaniale dawał sobie radę.
A przynajmniej starał się – to było póki co najważniejsze.
  ― Cały drżysz ― mruknął Elijah i powoli wysunął się z niego prawie do końca, wzdychając przy tym z przyjemności płynącej z ruchu napletka. Nie zagłębił się ponownie, pozwalając mięśniom chłopca trochę odpocząć. Wiedział jednak, że za drugim razem będzie już dużo, dużo lepiej, znacznie łatwiej.
Puścił jego członka i złapał pod kolano nogę, którą następnie uniósł z wyczuciem, by dać sobie więcej przestrzeni do działania.
I wypchnął spokojnym ruchem biodra, choć wiele go kosztowało, by nie pchnąć dzieciaka na plecy i nie zerżnąć na ostro, nie słuchając protestów.
Tak trudno było się powstrzymać, gdy miało się przed sobą tyłek tak ciasny, tak doskonały jak ten.
  ― Mmmh… ― westchnął błogo, podtrzymując nogę chłopca zadartą do góry. Zanurzył się do samego końca ze specyficznym mlaśnięciem i naparł lekko zębami na skórę karku chłopca.
Lubił go podgryzać. Lubił zadawać ból. A jednak wciąż pozostawał tak delikatny, jak nigdy. Sam nie wiedział, że tak potrafi po tylu zupełnie innych razach.
Nie mógłby jednak powiedzieć, że to osobliwe zbliżenie mu się nie podobało. Czerpał z niego wiele przyjemności. Louis żywo reagował na każdy jego ruch. Napinał mięśnie, drżał, jęczał. Był taki wrażliwy, podatny i zdany na jego łaskę.
Niemal perfekcyjny.


Blake - 2018-10-07, 23:47

Miał wrażenie, że jest w stanie poczuć każdy swój mięsień. I każdy ruch penisa, który drgał w jego wnętrzu, maksymalnie go rozciągając. Nawet kiedy mężczyzna wysunął się prawie do końca, ścianki Louisa wciąż pulsowały w tym samym rytmie, jakby dalej okalały ten wielki, gorący organ. Ale chłopiec musiał przyznać, że powoli zaczynał odnajdywać w tym coraz więcej przyjemności.
Westchnął, kiedy jego noga tak bezpardonowo została uniesiona do góry, a on poczuł się jeszcze bardziej odsłonięty. Nie mógł się tym jednak przejmować, zbyt skupiony na tym, co dzieje się na dole, w jego tyłku.
- Wampir. - Parsknął, choć takie podgryzanie wcale mu nie przeszkadzało i było nawet podniecające. To wcześniejsze ugryzienie natomiast niezbyt mu się podobało. - Mój wampir…
Jęknął nagle, znacznie głośniej niż wcześniej, i aż otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. To było… dobre.
- Och, tam… proszę.


Koss Moss - 2018-10-08, 20:32

Wiedział, w które miejsce uderzyć i pod jakim kątem, by uzyskać odpowiedni efekt. Złapał chłopca za jadra i ucisnął je, środkowym palcem sięgając dalej, do swojego ulubionego chyba miejsca między ich kutasami, i naparł na prostatę, jednocześnie atakując ją również od wewnątrz, przez ściankę mięśni.
Nie mówił już nic, a tylko dyszał na kark chłopca i choć sam z pewnością potrzebował czegoś szybszego i bardziej dzikiego, żeby doprowadzić się do spełnienia, to i tak czerpał przyjemność z tych raczej płytkich posunięć nastawionych na dostarczenie jak najintensywniejszych wrażeń Louisowi.
To pierwszy raz nastolatka, więc Elijah czuł się poniekąd odpowiedzialny, by uczynić go godnym zapamiętania, pozytywnym doznaniem.
Raptem wysunął się z niego całkowicie i uśmiechnął się kątem warg na zbolały jęk.
  ― Na plecy ― rozkazał. ― Nogi do góry, chłopczyku, byle grzecznie.
Wsunął się między rozchylone uda i ulokował wygodnie, wspierając na łokciu. Spojrzał dzieciakowi w twarz i nakierował swojego penisa ponownie we właściwe miejsce.
Wprowadził go w odbyt nastolatka, uważnie obserwując każdą zmianę na chłopięcej twarzy.
Widząc to spojrzenie, wiedział już, że nie wytrzyma. Że nie będzie tak opanowany, jakby tego chciał.
Ruszył szybciej i gwałtowniej – aż pociemniało mu przed oczyma z intensywnej przyjemności, jaką dostarczyły mu zmienione ruchy. A Louis – Louis chyba nie miał słów; chyba wypieprzył z niego wszystkie składne wypowiedzi, jakie mogłyby teraz wydobyć się z tych ust.
Z ust, które pocałował gwałtownie, automatycznie i bardzo szybko poruszając biodrami, by dać upragnioną ulgę teraz już przede wszystkim sobie.


Blake - 2018-10-08, 20:57

Przedłużająca się, podwójna stymulacja prostaty była dla Louisa najdoskonalszą torturą. Z głowy umknęły mu myśli o jakimkolwiek bólu czy pieczeniu, a jedyne o czymś mógł myśleć, to jak przyjemnie mu było. Był już blisko, naprawdę blisko osiągnięcia upragnionego orgazmu, kiedy Elijah nagle wysunął się z niego, rozkazał mu zmienić pozycję i położyć się na plecach. Nie krył rozczarowanego jęku, kiedy bezwstydnie rozkładał uda, ale ten jęk szybko przerodził się w krzyk pełen zaskoczenia, kiedy mężczyzna wszedł w niego gwałtownie i… zupełnie inaczej.
Wcześniej Spassky najwyraźniej musiał być delikatny, bo teraz na pewno taki nie był. Louis czuł, że członek mężczyzny trafia w najdalsze rejony jego ciała i było to niemalże bolesne. Nie potrafił jednak skupić na tym myśli, nie potrafił na niczym się skupić. Mógł tylko wbijać paznokcie w plecy nauczyciela i jęczeć w jego usta, oznajmiając swoje zadowolenie lub jego brak.
Orgazm wstrząsnął nim tak gwałtownie i był tak niespodziewany, że Louis na chwilę stracił dech. Przecież nawet się nie dotknął. Elijah też tego nie zrobił, zbyt skupiony na demolowaniu jego tyłka. Musiał przyznać, że to było niewiarygodne.
- O kurwa...


Koss Moss - 2018-10-08, 21:19

W chwili louisowego spełnienia Elijah sapnął wściekle, wykrzywił wargi w grymasie i chwycił chłopca oburącz za szyję jak szmacianą kukłę.
Zaczął go dusić, rżnąc bez opamiętania. Napierał tak długo, póki nie zobaczył, jak oczy młodzieńca błyskają białkami.
Wtedy puścił go – w ostatniej chwili przed osunięciem się w błogą ciemność – pozwalając na złapanie kurczowego wdechu.
Wtedy właśnie Louis po raz pierwszy miał okazję poczuć, że wylądował w łóżku z jakimś psychopatą i, mało tego, że orgazm, który przeżył przy braku dopływu powietrza, był zupełnie innym doznaniem niż którykolwiek z wcześniejszych.
Elijah rżnął go dalej, cały spocony i dziwnie bezwzględny, jakby wstąpił w niego ktoś zupełnie inny. Rżnął, dopóki z jego penisa nie wystrzeliła fontanna bieli, stłamszona skutecznie przez prezerwatywę.
Szarpnął wtedy biodrami kilka ostatnich razów i wycofał się, dysząc ciężko z twarzą tuż przy szyi chłopca.
Musiał dojść do siebie, uspokoić odrobinę oddech i bicie serca, nim powoli rozluźnił napięte mięśnie i zsunął się z nastolatka, by położyć na plecach obok.
  ― Huh ― sapnął, przykładając przegub do mokrego czoła. Zamknął oczy i zaśmiał się ochryple. ― Mm.
Po dłuższym czasie spojrzał w końcu na ucznia. Wyciągnął rękę, żeby otrzeć łzę z jego policzka. Prawdopodobnie popłynęła w chwili, gdy odciął ślicznotce dopływ tlenu, ale i tak poczuł coś na kształt… wyrzutów sumienia?
Że może go przestraszył, może potraktował za ostro.
Chyba nie potrafił inaczej.
  ― W porządku, Lou? ― zapytał poważnie, z nutą troski. ― Trochę pewnie boli?


Blake - 2018-10-08, 21:38

Louis leżał bezwładnie na łóżku, z trudem łapiąc oddech. Wątpił, by był w stanie poruszyć jakąś kończyną. Czuł się maksymalnie wyczerpany, obolały i trochę… przestraszony.
Spojrzał szeroko rozwartymi oczami na spełnioną twarz mężczyzny i oblizał wargi. Nie wiedział nawet, jak skomentować to, co przed chwilą się wydarzyło. Orgazm był niesamowity, a Elijah też nie wyglądał, jakby miał na co narzekać, ale coś było bardzo nie tak.
- Dusiłeś mnie - szepnął, wciąż się w niego wpatrując, choć jego oczy wydawały się dziwnie puste, jakby myślami był gdzie indziej. - Straciłem oddech. Nie… nie wiem, czy jest w porządku.
Zmarszczył brwi. Czy go bolało? Czuł nie tylko pieczenie w tyłku, ale również gorąco na szyi. Wiedział, że zostanie ślad.


Koss Moss - 2018-10-09, 16:51

Elijah obrócił się na bok, wpatrując się w śliczną buźkę ucznia. Wyraz twarzy Louisa trudno było teraz jednoznacznie skategoryzować. W głębi serca mężczyzna poczuł nutę rozczarowania, gorycz zawiedzionych oczekiwań. Wiedział, że to tylko dzieciak, na co więc liczył? Że przyklaśnie radośnie wszystkim jego fetyszom, narosłym z wiekiem potrzebom urozmaicania stosunku na rozmaite sposoby?
Zwykły seks był dla Spassky’ego zbyt monotonny, nie spełniał jego oczekiwań, ale nie dla Louisa; dla niego wszystko było nowe i ciekawe, a to, co zrobił z nim Elijah, przerosło go zapewne, przeraziło i zniechęciło.
Tylko dzieciak. W dodatku z patologicznej rodziny. Pewnie dość miał w życiu przemocy, by mogła go jeszcze kręcić w łóżku.
  ― Pięknie jęczysz, kiedy doprowadzam cię na skraj ― wymruczał, układając miękko dłoń na policzku chłopca, by pogładzić kciukiem delikatną skórę. Nie brak było w tym geście czułości, ale Louis wciąż wyglądał, jakby doznał traumy.
Elijah nie czuł już nawet najmniejszego wpływu opróżnionych szklaneczek. Czuł za to coraz większy ścisk w żołądku. I pretensje do siebie, że uległ gówniarzowi. Powinien był wiedzieć, jak to się skończy, on był za młody, stanowczo za młody, za mało doświadczony, zbyt niewinny.
Nie dał jednak po sobie poznać, że w jakiś sposób się zawiódł; że ogarnęły go jeszcze większe wątpliwości, które wszak ten stosunek miał ostatecznie rozwiać.
  ― Hej, skarbie ― przemówił do chłopca dużo łagodniej. ― Spójrz na mnie. Hej. Poprosiłeś mnie, żebym pokazał ci wszystko. Pokazałem ci, jak można sprawić, żeby twój orgazm stał się mocniejszy, dłuższy. Podduszanie – nie duszenie, kotku – intensyfikuje twoje doznania. Nawet nie wiesz, co się wtedy stało z twoim ciałem. Jak drżałeś, dochodząc raz za drugim. Aniołku ― tłumaczył mu cierpliwie, nie przestając pieścić jego policzka. ― Nie miałem zamiaru zrobić ci krzywdy. Mam w tym duże doświadczenie. Wiem, gdzie jest granica.
Uśmiechnął się kącikiem warg z cieniem jakiejś nostalgii.
  ― Ale nie każdy to lubi. Widzę, że nie należysz do fanów takich urozmaiceń. Nic nie szkodzi. ― Przesunął palce na włosy chłopca i przysunął się do niego. Przytulił jego głowę do swej piersi. ― Nie szkodzi ― powtórzył i ucałował czoło Louisa. ― Nie przejmuj się, maleńki. Puśćmy to w niepamięć.


Blake - 2018-10-09, 17:21

Louis w jakiś sposób czuł, że nie takiej reakcji po nim oczekiwano. Zmarszczył nos i przytulił się bardziej do dłoni, która czule gładziła jego policzek. Właśnie takich czułości teraz potrzebował.
- Nie, nie o to chodzi… - mruknął i przylgnął do jego piersi, niemal się na nim kładąc. - Po prostu mnie zaskoczyłeś. Jasne, pewnie powinienem się domyślić, że to lubisz, ale… To tylko zaskoczenie. Nie przejmuj się.
Wiedział doskonale, że mężczyzna właśnie taki seks preferował. Widział to na jego twarzy, kiedy wbijał się w niego mocno, ostro i bez żadnego zahamowania, czuł to w trakcie jego spełnienia. A Louis nie chciał go rozczarować. Bardzo nie chciał, nawet jeśli trochę się przestraszył. Ale ufał mu przy tym całkowicie, wierząc, że Elijah nigdy nie zrobiłby mu krzywdy.
- Orgazm był niesamowity - przyznał, żeby jakoś zatrzeć to pierwsze, niezbyt pozytywne wrażenie. I nie kłamał. Tylko czuł, że potrzebuje trochę czasu, żeby się do tego przyzwyczaić. W końcu to był dopiero jego pierwszy raz.
Pocałował jego klatkę piersiową, dziwnie rozczulony czułością, jaką wykazywał wobec niego Elijah. Wydawał się przy tym całkowicie inny niż jeszcze te dziesięć minut temu. I pewnie, gdyby Louis w porę nie ugryzł się w język, znów powiedziałby o kilka słów za dużo, które z pewnością zniszczyłyby tę sielankową atmosferę.


Koss Moss - 2018-10-09, 19:04

Elijah milczał przez dłuższą chwilę, gładząc chłopca po miękkich, wilgotnych kosmykach. Potem podniósł się do siadu i znów otworzył szufladę; wrzucił tam żel intymny i wyciągnął nawilżane chusteczki, by podać jedną Louisowi, aby mógł usunąć spermę ze swego ciała, a następnie również się wytrzeć.
Zużytą prezerwatywę związał i opuścił na chwilę sypialnię, żeby ją wyrzucić.
Kiedy wrócił, założył świeże bokserki i położył się z powrotem obok chłopca. Zgasił światło, zamknął oczy i odetchnął głęboko, ze zmęczeniem.
Jeszcze nie wiedział, czy wierzy w zapewnienia Louisa. Musiał się chyba z tym wszystkim przespać, zbadać sytuację jutro.
Nie minęło dużo czasu, nim pogrążył się we śnie.

Gdy Louis obudził się rano, Elijaha już przy nim nie było. Musiał wstać znacznie wcześniej i zrobić to po cichu. Z łazienki dochodził szum wody. Minęło kilka minut, nim ucichł, i kolejnych kilka, nim mężczyzna wrócił do sypialni, odziany w pełny garnitur.
  ― Muszę jechać na zajęcia ― powiedział. ― Lepiej pomogę ci dostać się na dół, będziesz miał tam więcej rzeczy do robienia, gdy mnie nie będzie.


Blake - 2018-10-09, 19:40

- Mhm, to dobry pomysł. - Pokiwał głową, wciąż trochę zaspany. - Ale nie wiem, czy mój tyłek sobie z tym poradzi. Siedzenie na wózku może być dziś prawdziwą torturą. - Wyszczerzył się do niego, ale naprawdę miał to myśli. Już teraz czuł, że jest w tym miejscu bardzo obtarty.
Kiedy Elijah zniósł go do salonu i posadził na kanapie, Louis uśmiechnął się i poprosił, by mężczyzna postawił wózek zaraz obok. Wierzył, że sobie z tym poradzi, nawet jeśli zajmie mu to dużo czasu. Zresztą, i tak nie miał zbyt wielu zajęć. Mógł tylko siedzieć i czekać na powrót Spassky’ego.
- Hej, jeszcze pocałunek - zauważył, unosząc brwi, kiedy dostrzegł, że mężczyzna zbiera się już do wyjścia. Dopiero kiedy otrzymał to, czego pragnął, wygładził mu koszulę i uśmiechnął się psotnie. Zachowywał się tak, jakby wczorajszej nocy nic się nie wydarzyło; jakby naprawdę nie przejmował się fetyszem Elijaha. - Miłego dnia, profesorku.
Gdy Spassky wyszedł, Louis spędził jakiś czas na kanapie, aż w końcu postanowił przenieść się na wózek. Nie było to łatwe, a jeszcze trudniejsze okazało się siedzenie na nim, kiedy jego tyłek ciągle mu przypominał, czy bym zajęty ostatniej nocy. Przejechał do pokoju gościnnego, gdzie po piętnastu minutach grzebania w rzeczach odnalazł swój telefon, który dzień wcześniej tam zostawił. Znalazł w nim jedno połączenie i jedną wiadomość od matki oraz trzy od Matta, któremu zamierzał bardzo szybko odpowiedzieć. Zanim jednak odczytał którąkolwiek z nich, podjechał wózkiem do szafy i lustra, które było jej częścią.
Sapnął na widok swojej szyi. Z lewej strony widniał duży siniak, który był pozostałością po bolesnym ugryzieniu mężczyzny. Dotknął go i od razu się skrzywił. Natomiast z prawej strony dostrzegł przynajmniej trzy ślady odbitych palców. Nie były duże, ale wystarczające, by całość prezentowała się raczej groteskowo. A Louis nie przypominał sobie, by w swoich rzeczach miał dużo golfów…
Westchnął, wciąż nie wiedząc, co o tym myśleć. I pewnie dlatego postanowił się nad tym nie zastanawiać, zostawiając problem za sobą. Zamiast tego odblokował telefon i wybrał numer swojego nowego kumpla.
- Hej, Matt. Czy ze mną wszystko w porządku? Oczywiście, że tak! Jak się masz?


Koss Moss - 2018-10-09, 20:48

Elijah rzucił się w wir codzienności, na długie godziny puszczając w niepamięć wątpliwości związane z wydarzeniami ubiegłego wieczora. Oddał się wykładaniu swoich przedmiotów, przy czym w tle wciąż gdzieś tam przewijał się Mark, poniekąd pogodzony już chyba ze swoim odrzuceniem.
Po zajęciach mężczyzna i tak został w swoim gabinecie na uczelni, by jeszcze pracować, a tymczasem do jego domu dzięki własnym kluczom dostał się atrakcyjny młody chłopak: wysoki, szczupły blondynek o twarzy tak anielskiej i słodkiej, że można było go za to znienawidzić.
Nie wydawał się szczególnie zaskoczony, kiedy w salonie natknął się na Louisa, podszedł jednak, żeby się przedstawić.
  ― Dzień dobry, jestem Nigel ― powiedział ciepło. ― Będę chyba musiał się tu trochę pokrzątać.
Uśmiechnął się uroczo, machając parą gumowych rękawiczek.
Nie chciało się wierzyć, że nową pokojówkę Elijah wybrał z powodu kwalifikacji.


Blake - 2018-10-09, 21:09

Czas mijał Louisowi leniwie. Z braku zajęć pogrążył się w wirze prac domowych i nadrabiania zaległości, porzucając chęć obejrzenia jakiegoś serialu w internecie. Wiedział, że Elijah zaaprobuje jego decyzję, więc kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, rzucił zeszyt na stół (całkiem dosłownie) i wyjechał na spotkanie swojego mężczyzny. Zamiast niego ujrzał jednak kolejnego ładnego, zgrabnego chłopaka, który był najwyraźniej nowym sprzątaczem. Mina od razu mu zrzedła.
- Louis. - Uścisnął jego dłoń, uśmiechając się cierpko. - Jasne, rób, co masz robić.
Odwrócił wózek i odjechał z powrotem do salonu, skąd zabrał swoje rzeczy i na kolanach przewiózł je do gościnnego pokoju, który na razie miał należeć do niego. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko, znów cały spięty. Nie mógł nie zauważyć, jak atrakcyjny był Nigel. Kolejny tak atrakcyjny chłopak w otoczeniu Elijaha. A przecież mógł zatrudnić jakąś miłą, starszą panią!
Nie potrafił się już skupić na zadaniach z fizyki. Wiedział, że nie miał powodów do zazdrości i atrakcyjność Nigela o niczym jeszcze nie świadczyła, ale wciąż miał w głowie kochanków nauczyciela, których zdążył poznać. I nie były to miłe wspomnienia.
Miał wrażenie, że zaczyna popadać w paranoję.


Koss Moss - 2018-10-09, 21:16

Jakiś czas później rozległo się ciche pukanie do drzwi i do pokoju zajrzał Nigel, uśmiechając się pogodnie. Nawet jeżeli wyczuł negatywny stosunek Louisa, nie dał po sobie niczego poznać. Wyglądał na pewnego siebie na tyle, by nie przejmować się opiniami ledwo poznanych ludzi.
  ― Czesć, Louis, wybacz, że przeszkadzam, ale zrobiłem dla ciebie obiad, jak prosił pan Spassky. Mam ci jakoś pomóc dostać się do stołu? ― zapytał swobodnie i oparł się o framugę, zagarniając za ucho jasny, pofalowany kosmyk włosów. Jednocześnie bez śladu skrepowania wyciągnął przy chłopcu bezbarwną pomadkę i nałożył sobie na usta – zadbany w każdym calu.
  ― Pan Spassky nie wróci zbyt wcześnie ― dodał. ― W poniedziałki zwykle przychodzi tak gdzieś po osiemnastej, więc nie radzę na niego czekać.


Blake - 2018-10-09, 21:41

- Dziękuję za radę, ale obejdzie się. - Uśmiechnął się nieszczerze. - Poradzę sobie z dotarciem do stołu, dzięki.
Uniósł brew, czekając, aż chłopak opuści pokój, a kiedy ten wyszedł, Louis zwiesił ramiona i zakrył twarz dłońmi. Był ciekaw, jak długo Nigel sprzątał ten dom. I jak często widywał się z Elijahem, skoro wiedział, że w poniedziałki mężczyzna zwraca później.
Jęknął, nie wiedząc już, co myśleć. Nie potrafił sobie poradzić z zazdrością, jaką odczuwał, bo wiedział, że mężczyzna nie czuje do niego tego, co Louis czuł. I wiedział też, że Spassky nie znosił zobowiązań, a myśl o tym, że nauczyciel mógłby uprawiać seks z nim i z kimś jeszcze, łamała mu serce.

Kiedy Elijah wrócił do domu, Louis leżał na łóżku w pokoju gościnnym, pogrążony w leniwej wymianie wiadomości z Mattem. Słyszał dźwięk otwieranych drzwi, ale nawet się nie poruszył, żeby chociaż przesiąść się na wózek i spotkać mężczyznę w połowie drogi. Czuł, że wystarczająco się dzisiaj wygłupił i nie chciał tego powtarzać. Nie dziś, kiedy znów ziarno niepewności zostało w nim zasiane przez ładnego, pewnego siebie blondyna.


Koss Moss - 2018-10-09, 21:53

Elijah zdjął płaszcz i buty, opłukał ręce w łazience i, nie widząc nigdzie Louisa, tknięty niepokojem skierował pierwsze kroki do gościnnej sypialni. Zapukał, jakby nie był u siebie.
  ― Louis?
Dopiero potem zajrzał do pokoju i z pewną ulgą dostrzegł chłopca całego i zdrowego, rozłożonego leniwie na łóżku. Chyba właśnie wymieniał z kimś wiadomości. Dobrze, chłopcy w jego wieku powinni mieć kolegów.
 ― Jadłeś obiad?
Kiedy nastolatek zapewnił, że tak, Elijah uśmiechnął się oszczędnie i wycofał się, nie witając go wcale tak, jak młodzieniec mógłby sobie tego życzyć.
Poszedł na górę, żeby się przebrać w domowe ubrania, a następnie do kuchni, żeby przyrządzić kolację z pozostawionych w korytarzu zakupów.
Dziś nie pił, miał jeszcze bardzo dużo pracy i mało czasu.
Nawet nie podejrzewał, że Louis może być zazdrosny o pokojówkę, choć od pierwszej chwili poczuł z jego strony jakieś napięcie.
Pomyślał, że jednak chodzi o to, jak go wczoraj potraktował. Może o ślady, które zostawił na jego ciele. Louis wyglądał trochę jak ofiara przemocy domowej.
Postawił na stole dwa talerze z ciepłym posiłkiem i wysokie szklanki ze świeżo wyciskanym sokiem. Poszedł po młodzieńca.
  ― Mam nadzieję, że jesteś głodny, Louisie. Zrobiłem kolację. Z kim ty tak intensywnie piszesz, co? ― uśmiechnął się pobłażliwie, ale było to życzliwe pytanie.


Blake - 2018-10-09, 22:03

Louis zacisnął wargi, kiedy mężczyzna tak po prostu sobie wyszedł, nie witając go w żaden czulszy sposób. A przecież rano tak gorąco pocałował go na pożegnanie…!
Nie czuł się wykorzystany, bynajmniej. Sam przecież chciał uprawiać z nim seks i czerpał przyjemność z każdej chwili. Było jednak coś nieprzyjemnego w tym, że po wszystkim nie zasługiwał nawet na głupi pocałunek.
- Trochę - mruknął, kiedy mężczyzna pomógł mu przedostać się na wózek. - Pamiętasz tego pielęgniarza z kliniki? Matta? No to właśnie z nim.
Kolacja pachniała bardzo intensywnie i przyjemnie, więc Louis nabrał nawet większej ochoty na jedzenie. Zanim jednak Elijah usiadł naprzeciwko niego, chłopak zadał pytanie, którego zaraz pożałował.
- Nie dostanę nawet buziaka?
Skrzywił się, bo w jego uszach zabrzmiało to wyjątkowo żałośnie. Jakby się dopraszał o uwagę. Ale czy nie tak właśnie było od początku ich znajomości?
- Dobra, nieważne. Smacznego.


Koss Moss - 2018-10-11, 17:18

Spassky nie wyglądał na zazdrosnego, czy chociażby w większym stopniu zainteresowanego postacią Matta.
  ― Chyba bardzo cię lubi ― rzucił luźno i temat się urwał.
Elijah odsunął sobie krzesło i już, już miał usiąść i wreszcie zjeść, kiedy padło to pytanie.
  ― Nie dostanę nawet buziaka? ― podniósł głowę, trochę zdziwiony. ― Dobra, nieważne. Smacznego.
Zabrzmiało to w jego uszach jak „udław się”.
Wyczuwał od Louisa jakieś napięcie, to nie tak, że nie. Zwrócił już młodzieńcowi uwagę na to, jak bardzo widać to po nim, kiedy coś się dzieje nie po jego myśli. Jednak teraz poczuł cień irytacji.
Widziałby to zupełnie inaczej. Louis mógłby po prostu uśmiechnąć się pięknie, jak potrafił to robić na początku ich znajomości w szkole, i skusić go do pocałunku, a wtedy żadne słowa nie byłyby potrzebne.
Ale to nie był doświadczony kochanek, który wiedziałby dobrze, jak owinąć sobie mężczyznę wokół palca. To był tylko dzieciak, dzieciak, dzieciak. Każda taka chwila przypominała o tym Spassky’emu dobitnie jak nic innego.
Miał ochotę zignorować to i udać, że nic nie usłyszał, ale zamiast tego uśmiechnął się lekko, pobłażliwie.
  ― Niedopieszczony z ciebie chłopczyk, co? ― rzucił, starając się zniwelować wiszące pomiędzy nimi napięcie. ― I czego jeszcze byś sobie życzył?


Blake - 2018-10-11, 20:13

Zmrużył oczy, znów czując się jak dzieciak. Widział ten pobłażliwy uśmiech, słyszał ten specyficzny ton… Nie znosił, kiedy Elijah traktował go w ten sposób. Uśmiechnął się jednak kątem ust, nie chcąc się kłócić.
- Kilku rzeczy - przyznał otwarcie, wzruszając lekko ramionami. - Ale nie chcesz wiedzieć.
Zabrał się za jedzenie, nie czekając na pocałunek. Myślami wciąż był jednak przy pytaniu mężczyzny. Chciał od niego wielu rzeczy - wierności, jakiejkolwiek deklaracji, która upewniłaby go, że podążają w tym samym kierunku, innej sprzątaczki… Chciał też być kochany. Wiedział jednak, że powiedzenie o czymkolwiek Elijahowi może się skończyć awanturą, albo czymś znacznie gorszym.
- Nie mówiłeś, że zatrudniłeś nowego sprzątacza. - Jego głos brzmiał neutralnie, choć wyraz jego twarzy wskazywał na to, że nie podoba mu się uroczy blondyn kręcący się po domu Spassky'ego.


Koss Moss - 2018-10-11, 20:21

Spassky był zaciekawiony; jeżeli Louis chciał przemilczeć jakąś sprawę, wybrał sobie zły na to sposób.
  ― No to mnie zaintrygowałeś. Czego byś chciał? ― zachęcił go mężczyzna, nie poruszając tematu zatrudnionej pokojówki; nie widział powodu, z jakiego miałby informować Louisa o takich rzeczach, zwłaszcza że chłopiec sam wcześniej odmówił mu takiej pracy. To było według Elijaha do przewidzenia, że ktoś zajmie jego miejsce.
Był świadom, że Louis dużo rzeczy w sobie dusi. To było ewidentne. Wiedział, że właśnie stąd bierze się to napięcie, które teraz było między nimi tak wyczuwalne.
Wsunął do ust kęs ciepłego posiłku, obserwując ucznia.
Jakże mógłby traktować go inaczej niż jak dziecko, kiedy Louis cały czas pokazywał mu, jak bardzo infantylny jest w swoim podejściu. Obrażał się jak mały chłopiec, gdy coś nie działo się tak, jak chciał. Mogło to wydawać się zabawne, ale na dłuższą metę… odrobinę męczyło.


Blake - 2018-10-11, 20:42

Louis przełknął kawałek kurczaka i upił trochę soku. Postanowił wziąć przykład z mężczyzny i nie odpowiadać na jego pytanie, skupiając całą swą uwagę na posiłku. Elijah często ignorował jego pytania i wypowiedzi, niezbyt zainteresowany rozmawianiem z nim na niektóre tematy, więc chłopak postanowił zrobić to samo. Nie widział powodu, żeby tego nie robić.
Temat sprzątacza najwyraźniej był jednym z takich ignorowanych tematów, ale Louis nie miał siły drążyć. Był zazdrosny, choć nie miał ku temu żadnych powodów (przynajmniej na razie), i sam powinien sobie z tym poradzić.
- Rozmawiałeś z rehabilitantem? - zapytał nagle. - Chciałbym zacząć jeszcze przed świętami, bo takie ciągłe siedzenie jest drażniące. Nie chcę też siedzieć cały czas w zamknięciu.


Koss Moss - 2018-10-11, 20:52

Parsknął cicho, gdy dzieciak postanowił mu nie odpowiedzieć. Nie drążył. Prędzej czy później i tak się pewnie dowie. Tłumienie w sobie pretensji skutkuje zazwyczaj potężną eksplozją w chwili, gdy napięcie osiąga punkt krytyczny.
  ― Rzeczywiście, nie mówiłem ci, że zatrudniłem nowego sprzątacza ― wyartykułował wręcz przesadnie, biorąc kolejny kęs. ― A twój rehabilitant będzie wolny dopiero po Nowym Roku. Niestety, są bardzo duże kolejki. Niektórzy czekają na rehabilitantów miesiącami. Sporo mnie kosztowało zorganizowanie kogoś w trybie przyspieszonym i obawiam się, że nie mogę zrobić w tej kwestii nic więcej. Niemniej jednak specjalista, który się tobą zajmie, to profesjonalista. Jestem pewien, że szybko pomoże ci stanąć na nogi w przenośnym i dosłownym tego zwrotu znaczeniu.


Blake - 2018-10-11, 21:14

- Wiem, że dużo na mnie wydałeś… - mruknął, odbierając to jako przytyk. Wbił wzrok w talerz, nie mówiąc już nic. Nie znał dokładnej kwoty, wiedział, że mężczyzna mu nie powie, ale mógł się domyślać. To wciąż nie było coś, o czym mógł myśleć z łatwością.
Gdy skończył, a raczej prawie skończył, bo całkowicie stracił apetyt i nie miał ochoty na więcej, podziękował cicho, a następnie położył talerz na kolanach i przejechał z nim do blatu kuchennego. Później przewiózł jeszcze pustą szklankę i skierował się do "swojego" pokoju, żeby mężczyźnie nie przeszkadzać. Znów czuł się przygaszony.
Tracił pewność siebie przy Elijahu. Im dłużej przebywał w jego towarzystwie, tym częściej zastanawiał się, czy jest wystarczający, porównywał się z innymi i nie potrafił już zachowywać się tak, jak na początku ich znajomości. Wiedział, że na dłuższą metę nie było to dla niego dobre, ale nie potrafił nic z tym zrobić.
Westchnął i ponownie sięgnął po telefon, który zostawił na łóżku. Przynajmniej pomiędzy nim a Mattem nie było żadnego napięcia…


Koss Moss - 2018-10-11, 21:25

Miał jeszcze dużo pracy do wykonania z domu, więc nie mógł zająć się Louisem. Może głupio liczył na to, że gdy chłopiec będzie potrzebował jego pomocy, po prostu mu powie.
Około dwudziestej trzeciej, gdy już zrobił wszystko, co miał do zrobienia, zszedł na dół, żeby upewnić się, że z chłopcem w porządku. Zapukał do sypialni i zajrzał do środka.
  ― Śpisz dziś tutaj, Louisie, tak? ― zapytał luźnym tonem, nie dając po sobie poznać, że zaczyna czuć się zirytowany. Nie miał ani siły, ani ochoty się domyślać, co zrobił nie tak, nie po ciężkim dniu pracy. Gdyby ludzie mówili wszystko wprost, życie byłoby takie proste. Ale wiedział, że komplikowanie to nieodłączna część jakichkolwiek związków, przerabiał to już z byłą żoną, więc po prostu przypomniał sobie, dlaczego lata temu postanowił być wolnym strzelcem. ― Wydajesz się jakiś obrażony, chcesz o czymś porozmawiać?


Blake - 2018-10-11, 21:42

Louis długo zastanawiał się nad całą sytuacją. I kiedy Elijah przyszedł do niego przed północą, wciąż siedział zamyślony. Poklepał miejsce obok siebie, chcąc by mężczyzna usiadł, a kiedy tak się stało, przylgnął do niego, obejmując go mocno za szyję.
- Przepraszam - szepnął.
Doszedł do wniosku, że jeśli chce, żeby Spassky z nim został, to musi się postarać. A obrażanie i pokazywanie, jak niekomfortowo się czuje, nie było najlepszą drogą. Powinien zacząć zachowywać wszystko dla siebie i może wtedy będzie miał jakąś szansę. Aż przypomniał sobie, jak śmiał się z Marka i jego zachowania. Teraz sam czuł się takim Markiem.
- Nie czuję się dziś najlepiej i to dlatego. Poza tym siedzenie samemu nie jest przyjemne. Zacząłem nawet odrabiać zaległe prace domowe, wiesz? - Uśmiechnął się do niego niepewnie. - Wszystko między nami w porządku? Nie chcę, żeby było coś nie tak…


Koss Moss - 2018-10-11, 21:53

Elijah wydawał się bardzo zmęczony – oczy miał podkrążone i był bledszy niż zwykle – ale to było nic w porównaniu z tym, jak mizerny i smutny zdawał się Louis.
  ― Hej. ― Otulił go ramionami i przyłożył usta do jego ust. ― Jasne, że w porządku. A skoro przykładasz się do nauki, kiedy jesteś sam, może powinienem zostawiać cię na dłużej? ― zażartował, a potem wsunął ręce pod pośladki chłopca i podniósł go, wstając.
  ― Widzę, że jednak przylepny się zrobiłeś na wieczór. Zabieram cię do siebie.
Obejmując go, wniósł po schodach na górę i zaniósł do samej sypialni, gdzie ostrożnie położył go na łóżku.
Zdjął koszulkę i spodnie, a potem usiadł obok dzieciaka i uśmiechnął się do niego kątem warg.
  ― Ale wiesz, kotku, na pewno byłoby nam się łatwiej porozumiewać, gdybyś mi mówił, co myślisz, zamiast dusić to w sobie i się chmurzyć.


Blake - 2018-10-11, 22:03

Louis też ściągnął koszulkę, zadowolony, że znów będą ze sobą spać. Rozpiął też spodnie, ale miał problem z ich zdjęciem, więc na razie je zostawił, znów przylegając do nauczyciela i uśmiechając się w jego ramię.
- W porządku - mruknął, choć zawahał się, zanim kontynuował. - Ten chłopak, twój nowy sprzątacz… Ładny jest, nie? Nawet bardzo. Pewnie w twoim typie, hm? - Zerknął na niego krótko, trochę zawstydzony swoimi uczuciami. - Ale wiem, to strasznie głupie. Spróbuję nad tym zapanować.
Mówił otwarcie i szczerze, choć z wahaniem, jakby się bał, że Spassky się na niego zdenerwuje. Był jednak świadom, że musiał coś powiedzieć, skoro mężczyzna nalegał. Nie zamierzał jednak mówić wszystkiego. To na pewno nie skończyłoby się dobrze.
- Wyglądasz na zmęczonego - szepnął, gładząc dłonią jego policzek. - Chodźmy spać. Tylko pomóż mi zdjąć te cholerne spodnie, dobrze?


Koss Moss - 2018-10-14, 12:18

Spassky wysłuchał go z powagą, nie dając po sobie poznać, że słowa chłopca na temat jego nowej pokojówki w jakikolwiek sposób wywołały w nim dyskomfort. Sam nie wiedział, co odpowiedzieć, więc milczał przez chwilą dość długą, aby Louis sam zdążył zmienić temat.
  ― Dobrze ― powiedział spokojnie i z dużą ostrożnością pomógł nastolatkowi pozbyć się spodni.
Potem podniósł się, złożył ubrania młodzieńca i położył je na krześle. Przez chwilę stał tyłem do łóżka i Louisa, poprawiając sobie bokserki.
Wrócił do łóżka trochę zamyślony.
  ― Mam wrażenie, że zacząłeś traktować mnie jak partnera? ― ni zapytał, ni stwierdził, nim narzucił kołdrę na nich obu.


Blake - 2018-10-14, 12:36

Chciał przysunąć się do mężczyzny, gdy ten tylko znalazł się na łóżku, ale zatrzymał się w połowie, słysząc jego pytanie, które równie dobrze mogło być stwierdzeniem.
- Mam wrażenie, że zacząłeś traktować mnie jak partnera?
Louis nie słyszał w tonie Elijaha nic, czego mógłby się chwycić. Nie wiedział, co Spassky o tym myśli. Mógł się jedynie domyślać, a takie domysły wywoływały u niego ściśnięte od emocji gardło i szybciej bijące serce.
- Ja… - zaczął i zamilkł, nie wiedząc, co może powiedzieć.
Odpowiedź zawisła między nimi, chyba oczywista dla nich obu. I niekomfortowa. Chłopak zacisnął dłonie na kołdrze i uciekł speszony wzrokiem, zostając na swojej połowie łóżka. Nie umiał skłamać i zaprzeczyć. Zresztą, jego zachowanie było raczej jednoznaczne. A reakcja Spassky’ego… Tego po prostu nie dało się przewidzieć.


Koss Moss - 2018-10-14, 22:15

Popatrzył na dzieciaka i uśmiechnął się krzywo. Pytanie było na dobrą sprawę zbędne, wiedział przecież, o co chodzi. Musiał wiedzieć.
Było już za późno, by coś zmienić, ale mógł spróbować jeszcze naprowadzić to na właściwe tory.
  ― Jeśli nawet, Louisie ― mruknął ― będziesz musiał nauczyć się przymykać oko na moje atrakcyjne pokojówki. I innych uroczych młodzieńców. I być z osobą, którą jestem – a nie z osobą, którą chciałbyś ze mnie zrobić.
Obrócił się na bok, twarzą do Louisa, który na szczęście w żaden sposób nie mógł od niego uciec, by przerwać tę rozmowę.
  ― Z osobą, która potrzebuje wielu urozmaiceń – tym bardziej, że praktykuje rzeczy, które ciebie przerażają, maleńki, nie próbuj zaprzeczać.


Blake - 2018-10-14, 22:38

Louis nie potrafił opisać tego, co poczuł, kiedy usłyszał dalsze słowa wypowiadane przez mężczyznę. Na pewno było to rozczarowanie - przede wszystkim samym sobą, tym, że nie jest zbyt dobry, ale w jakiś sposób też Elijahem, który po raz kolejny pokazał mu, że nie jest w stanie traktować go tak, jak chłopak traktuje jego. I był też ból, bardzo dużo zaskakującego bólu, który naciskał na klatkę piersiową Louisa, niemal odbierając mu dech.
Miał ochotę zaśmiać się histerycznie z własnej głupoty. Spassky właśnie powiedział mu, że będzie posuwał innych chłopaków i on mógł się na to zgodzić lub nie, choć dla mężczyzny i tak nie miało to żadnego znaczenia.
- Z osobą, którą jesteś… - mruknął i przełknął nadmiar śliny - czyli tą, dla której nie jestem wystarczający?
Nie patrzył na niego, uporczywie wpatrując się w ścianę. Miał wrażenie, że wystarczy jedno zerknięcie na tę przystojną twarz, by całkowicie się rozpadł.
- Nie wiesz, co mnie przeraża - wydusił. - Ja też tego nie wiem, bo to był mój pierwszy raz. Cholerny pierwszy raz, a ty zacząłeś mnie dusić, więc przykro mi, że byłem zaskoczony i nie zareagowałem tak, jak się spodziewałeś. Nie wiem, jak ekstremalny musiał być twój, skoro tak bardzo dziwi cię moja reakcja.
Gdyby mógł, najchętniej by stąd uciekł, ale nie mógł i dopiero teraz naprawdę zaczął przeklinać swoje nogi i swój stan.


Koss Moss - 2018-10-14, 22:59

Powstrzymał ciężkie westchnienie. Powstrzymał również chęć dotknięcia twarzy Louisa; skierowania jej ku sobie, wymuszenia kontaktu wzrokowego.
Dla Louisa to i tak było za dużo.
  ― To nie tak, Lou, że jesteś niewystarczający, i nie chciałbym, żebyś patrzył na to w ten sposób ― powiedział spokojnie. ― Oni są tylko kochankami. Ty jesteś kimś więcej, znacznie więcej. Żaden z nich nie mógłby tu zamieszkać, żadnemu nie pozwoliłbym mówić do siebie w taki sposób. Każdy z nich już dawno skończyłby za drzwiami, chłopczyku.
Wziął głęboki oddech i w końcu wyciągnął rękę, by pogładzić lekko jego szyję.
  ― Masz mi za złe, że mnie wtedy poniosło.


Blake - 2018-10-14, 23:12

Gdybym był, to nie potrzebowałbyś innych, pomyślał z goryczą.
- Tylko - szepnął, myśląc o tych wszystkich atrakcyjnych mężczyznach, którzy zawsze będą gdzieś z tyłu jego głowy; którzy nigdy nie dadzą mu spokoju. - Najwyraźniej mamy inne poglądy na tę kwestię.
Drgnął, czując delikatny dotyk na szyi. Nie chciał być teraz dotykany. Nie, kiedy Elijah z takim spokojem mówił o innych.
- Nie mam - mruknął i brzmiał szczerze. - Każdemu może się zdarzyć. Po prostu nie wiem, co o tym myśleć. Ale drażni mnie to, że wyciągasz wnioski po jednym razie, który był dla mnie przerażający z samego faktu, że był pierwszy.
Naciągnął na siebie kołdrę jeszcze bardziej, niemalże całkowicie się nią zakrywając, choć było mu gorąco, a nawet wręcz duszno od targających nim emocji.
- Możemy iść spać? - zapytał cicho, nie mając ochoty na dalszą rozmowę. - Jestem zmęczony.


Koss Moss - 2018-10-14, 23:31

Mężczyzna pokręcił głową ze śladem niedowierzania. Zaczynało docierać do niego, że na tym poziomie nie znajdą porozumienia. Louis chciał go mieć na wyłączność, chciał zwykłego, stabilnego związku z jednym mężczyzną, a Elijah nie mógł mu tego dać.
Wiedział, że nie mógł. Było tak wiele powodów. Nie chciał kazać Louisowi stawać się kimś innym tylko po to, by spełniał jego zachcianki, by wpasował się w wyrafinowane gusta… Nie chciał zmuszać go do przebierania się, do przyjmowania na siebie pewnych form upodlenia… Nie chciał wprowadzać go w ten świat, bo martwił się o niego; bo go szanował i nie miał tak wielkiej ochoty krzywdzić.
Wolał rozgraniczać łóżko i kwestie przywiązania. Dla Louisa jednak szły one wyraźnie ze sobą w parze, a jeśli tylko Elijah sugerował, że dla niego to tak nie działa – spotykał się właśnie z tym. Z fochami i murem.
  ― Jak sobie życzysz ― mruknął w końcu, ale nie zamknął oczu – obserwował chłopięcą sylwetkę nawet w półmroku, gdy już zgasił lampkę.


Blake - 2018-10-14, 23:47

Louis nie spał za wiele tej nocy. Długo myślał nad całą sytuacją, nad swoją relacją z mężczyzną i każdy wniosek, do którego dochodził, był bardziej bolesny od poprzedniego. Wiedział, że kiedyś dojdzie do takiej rozmowy między nimi; że kiedyś powiedzą głośno, że mają inne spojrzenie na to, co jest między nimi, ale nie spodziewał się, że nastanie to tak szybko. Był nawet trochę zły na Elijaha, może dziecinnie i głupio, że zaczął tę rozmowę, nie dając mu się nacieszyć nawet chwilę tym, że mieszkają ze sobą i w końcu są blisko siebie. I był rozczarowany, tak cholernie rozczarowany tym, że jego podejrzenia i obawy się potwierdziły. Nie wiedział, co z tym zrobić.
Ranek był dokładnie taki sam, jak dzień wcześniej (wykluczając jedynie pocałunek, którego Louis w żaden sposób się nie domagał). Kiedy pojawił się uroczy blondyn, żeby zająć się domem i przygotować mu posiłek, chłopak nie zwrócił nawet na niego uwagi. Nie było takiej potrzeby - jego zazdrość i tak nie miała już znaczenia, skoro Elijah nie zamierzał rezygnować ze swoich licznych kochanków.
Dzień minął Louisowi, paradoksalnie, bardzo szybko. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi dopiero przed dziewiętnastą, ale temu też nie poświęcił żadnej myśli. Wydawał się dziwnie wyprany z emocji, jakby już nie potrafił niczym się przejmować.
Tym razem wyjechał nauczycielowi na spotkanie. Przez chwilę przyglądał mu się, gdy ten zdejmował buty, nim w końcu odezwał się cicho, acz pewnie.
- Chciałbym przenieść się do tego wynajętego mieszkania.


Koss Moss - 2018-10-15, 00:05

Elijah uśmiechnął się na jego widok i ruszył żwawo w jego stronę, trzymając coś za plecami, zatrzymał się jednak wpół kroku, słysząc wypowiedziane stanowczo słowo.
  ― Och ― mruknął, wyraźnie zaskoczony. ― Rozumiem. Już teraz, dziś, tak?
Nadal trzymał coś rękę za plecami, jednak doszedł do wniosku, że postąpił nierozważnie i nieadekwatnie.
Wręczając Louisowi kwiaty w takiej sytuacji zrobiłby coś paskudnego. Jego uczeń podjął decyzję – nie powinien jej kwestionować, z pewnością była przemyślana.
Louis po prostu nie chce i nie może żyć w takim związku, należy to uszanować.
  ― Zapomniałem czegoś z… Zaraz wrócę.
Nie odwracając się, otworzył drzwi prowadzące do garażu za swoimi plecami, wycofał się, zamykając je za sobą.
Zbiegł po schodach i rzucił róże na blat z narzędziami. Uniósł ręce i złapał się za głowę. Przeczesał włosy, przymknął oczy.
  ― Szlag ― westchnął.
Trwało to chwilę, nim wrócił na górę z pustymi rękami. Obdarzył Louisa wyrozumiałym uśmiechem.
  ― Zorganizuję ci opiekuna ― obiecał.

Spali tej nocy osobno, Elijah w sypialni na górze, Louis zaś na dole. Rano mężczyzna przygotował im śniadanie, pomógł chłopcu się ubrać i wyszedł do pracy.
Jeszcze przed południem Louis dostał od Matta wiadomość.
„Hej, słyszałem, że trzeba ci małego wsparcia przy przeprowadzce?”


Blake - 2018-10-15, 00:18

Elijah brzmiał bardzo wyrozumiale i wyglądał, jakby decyzja Louisa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Nie było widać po nim żadnych oznak rozczarowania, czy niechęci. Chłopak poczuł się po tym jeszcze gorzej, jakby jego pobyt w tym domu nie miał dla mężczyzny żadnego znaczenia. Nie było nic więcej do dodania.
Rano nie rozmawiali ze sobą, a kiedy Spassky wyszedł, Louis zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, które przecież dopiero co razem rozpakowywali. Musiał jednak coś robić, żeby choć przez chwilę nie myśleć i po prostu się nie rozpłakać.
Kiedy w południe dostał wiadomość od Matta, chyba po raz pierwszy skrzywił się na widok znajomego imienia na wyświetlaczu. Elijah zajął się wszystkim, tak jak obiecał. Jak zawsze.
"Ta, mógłbyś pomóc mi w kilku rzeczach. Wieczorem prześlę Ci adres" - odpisał.
Potrzebował pomocy. Zanim nie przyzwyczai się, że mieszka sam i w pobliżu nie ma mężczyzny, który mógłby mu pomóc. Choć Louis już teraz wątpił, by kiedykolwiek miał się do tego przyzwyczaić.


Koss Moss - 2018-10-15, 07:13

„Twój tatusiek powiedział mi, gdzie przyjechać. Będę u ciebie zaraz po pracy, o 16 ”, odpisał Louisowi Matt.
Elijah pomyślał o wszystkim, nawet o tym, żeby wrócić do domu bardzo późno – na tyle, aby nie zastać już ani Louisa, ani Matta. Jego stan pozostawiał wiele do życzenia, ale teraz w pustym domu nie było już nikogo, komu mógłby on przeszkadzać.
Nie było to zbyt przyjemne, uświadomić sobie, że Louis postanowił zakończyć ich relację na tym poziomie. Tak długo opierał się przed jakimikolwiek erotycznymi kontaktami z tym chłopcem, a teraz, gdy już do tego doszło i okazało się, że nie mogą żyć tak, jak Elijah chciał, jak potrzebował… wywoływało to dyskomfort, duży dyskomfort.
Tak duży, że Elijah zadzwonił po kogoś, kto mógł pomóc mu stłamsić to nieprzyjemne uczucie.

Nowe mieszkanie Louisa znajdowało się w bardzo nowoczesnym apartamentowcu z podjazdem dla niepełnosprawnych i kilkoma obszernymi windami. Elijah kupił je kiedyś dla syna, ale Phineas i jego matka nigdy nie zdecydowali się z niego korzystać, mógł więc oddać je w użytek komuś innemu; komuś, kto go potrzebował.
Było urządzone w dobrym guście, w pełni wyposażone i przestronne: miało oddzielny salon z aneksem kuchennym, oddzielną sypialnię, dużą łazienkę z wanną i prysznicem – i nawet pomieszczenie na garderobę.
  ― Łał ― mruknął Matt, kiedy – prowadząc wózek Louisa – pierwszy raz wszedł do środka. ― Niezłe mieszkanie, naprawdę niezłe Nie spodziewałem się czegoś takiego. Wygląda na całkiem nowe… No i wszystko masz tak blisko.
Uśmiechnął się do Louisa, który chyba nie podzielał tego nastroju.
  ― Uśmiech, Louis. Szczęściarz z ciebie. Oswój się z tym miejscem, a ja pójdę na dół po rzeczy.


Blake - 2018-10-15, 10:16

- Szczęściarz - powtórzył do siebie, kiedy Matt wyszedł po rzeczy. Jakoś się nim nie czuł.
Mieszkanie było ładne. Przestronne, nowoczesne i z pewnością tak drogie, że Louis pewnie nigdy nie będzie mógł pozwolić sobie na podobne. Oczywiście podobało mu się wizualnie, kiedy jeździł po nim, próbując przyzwyczaić się do nowego miejsca, ale było puste. Chłopak wiedział, że życie w tym miejscu nie będzie wcale łatwe.
Nie sądził, że to Matt go tutaj przywiezie. Nie spodziewał się, że kiedy Elijah wychodził tego ranka do pracy, Louis nie miał już go zobaczyć. Pewnie miał ważniejsze sprawy niż przywożenie go do tego mieszkania. A przynajmniej tak sobie tłumaczył to nastolatek, już teraz tęskniąc okropnie za wszystkim. I tęsknił też za kotem - za tym kochanym sierściuchem, który dzień wcześniej spał z nim, pozwalając mu się przytulać do swojego miękkiego futerka. Mały Apollo. Louis obwiniał się, że nie poświęcił mu wystarczająco czasu, zbyt skupiając się na Elijahu, ale czy mógł poświęcić mu więcej, skoro dopiero kilka dni temu razem z mężczyzną zabierał swoje rzeczy od matki?
Kiedy Matt ostatecznie wrócił na górę, przynosząc ostatnie rzeczy, chłopak nawet nie starał się udawać radosnego, ale nie był też nieprzyjemny. Razem zabrali się za rozpakowywanie rzeczy Louisa.
- Łał. - Chyba nie można było zliczyć, ile razy młody pielęgniarz użył tego określenia w tym mieszkaniu. - Ale cacko. Czemu go nie nosisz?
Szatyn nie wiedział, o co chodzi, dopóki nie odwrócił się i nie ujrzał otwartego pudełeczka z zegarkiem w dłoniach Matta. Coś po raz kolejny ścisnęło go w piersi.
- Nie wiedziałem, że go spakowałem… - Wyciągnął dłoń, a kiedy znalazło się w niej pudełko, przyjrzał się prezentowi z bliska. Był piękny, drogi i przypominał Louisowi słowa Elijaha o ich wspólnym wyjeździe do Japonii. Nie miał pojęcia, po co go ze sobą zabrał.
- No weź, Louis, uśmiechnij się. - Matt wyszczerzył się do niego, po raz kolejny próbując wywołać uśmiech na jego twarzy. - Twój tatusiek nie żałuje pieniędzy, nie?
Chłopak skrzywił się, jakby połknął cytrynę.
- Elijah nie jest moim ojcem - powiedział w końcu, mając już dość nazywania go "tatuśkiem". - Możesz zostawić mnie samego?
Przez chwilę panowała między nimi krępująca cisza, nim młody pielęgniarz w końcu się zreflektował.
Ale potrzebujesz pomocy. Mieszkanie może jest nowe, ale nie ma uchwytów w odpowiednich miejscach i…
- Matt - przerwał mu, patrząc na niego nagląco. - Poradzę sobie. Napiszę do ciebie później, ok? Dziękuję za pomoc.
Nie przejmował się, że jest niegrzeczny; że właśnie wyprosił swojego nowego kolegę. Kiedy w końcu zamknął drzwi za Mattem, wciąż ściskając w jednej dłoni pudełeczko, oparł czoło o drewno i w końcu się rozpłakał.


Koss Moss - 2018-10-16, 19:07

Dzień później – był to przeddzień wigilii Bożego Narodzenia – z samego rana ktoś zadzwonił do drzwi. Stał za nimi Elijah. Miał ze sobą kosz podróżny z zamkniętym w środku, przerażonym kotem, i kilka pakunków.
  ― Dobry wieczór, Louisie ― przywitał się ochryple; znów zdawał się bardzo zmęczony, a w dodatku nie bił od niego zwyczajowy wigor. ― Wybacz, że zjawiam się bez zapowiedzi. Widzę, że zadomowiłeś się już… ― Spojrzał ponad chłopcem do środka mieszkania. ― To dobrze. Bardzo dobrze, że sobie radzisz. Przywiozłem ci kota, jak widzisz. Za dużo mnie nie ma, żeby mógł zostać ze mną.
Uśmiechnął się krzywo.
  ― Pomyślałem, że z chęcią go zabierzesz. Chyba lubisz zwierzęta bardziej niż ja.


Blake - 2018-10-16, 20:30

Louis wydawał się zaskoczony, kiedy otworzył drzwi i ujrzał za nimi Elijaha, choć przecież nikt inny nie mógł go odwiedzić w tym miejscu.
- Jasne, zajmę się nim - wydusił, oblizując suche wargi.
Jeśli mężczyzna sądził, że chłopak naprawdę sobie radził, to był w okropnym błędzie. Pod koszulką skrywał się koszmarny siniak na prawym boku szatyna, który dzień wcześniej nie miał wystarczająco siły, żeby się utrzymać i wpadł do wanny, przez chwilę przekonany, że coś sobie złamał. Żebra zdawały się jednak całe i jedyną pamiątką po nieudolności Louisa był zmieniający kolor siniak. Poza tym podpuchnięte i zaczerwienione oczy chłopca wyglądały tak, jakby ten płakał całą noc. I niemalże tak było. Kiedy już zaczął, nie potrafił się uspokoić. Miał wrażenie, że przez ostatnie godziny płakał więcej, niż w całym swoim życiu.
- Wejdziesz?


Koss Moss - 2018-10-19, 23:12

  ― Żeby zobaczyć, czy nie rozniosłeś jeszcze mieszkania ― odparł żartobliwie Elijah i wszedł do środka. Postawił kosz ze zwierzakiem w przedpokoju, a obok niego paczkę z kuwetą, legowiskiem i wszystkimi zakupionymi akcesoriami.
Zamierzał zostawić kota z chłopcem, jeśli tylko będzie taka możliwość. Sam nie był w stanie dać zwierzęciu tyle uwagi, ile wymagało, natomiast nastoletniemu chłopcu zdecydowanie nie brakowało na to czasu.
  ― Gdzie jest Matt? ― spytał mężczyzna, nie widząc nigdzie młodego pielęgniarza. Zapłacił mu za opiekę nad Louisem; powinien tu być i nie odstępować mu na krok. ― Sądziłem, że będzie tu z tobą.


Blake - 2018-10-19, 23:26

Louis nie uśmiechnął się, słysząc żartobliwy ton w głosie mężczyzny. Gdy tylko ten wszedł do środka, chłopak zaraz podjechał do koszyka, żeby móc przywołać do siebie kota.
- Chodź do mnie, Apollo - mruknął, klepiąc swoje kolana. - No dalej.
Zerknął na Elijaha, kiedy czarny kocur, jeszcze trochę niepewny i nieufny, znalazł się na jego kolanach i zaczął się do niego łasić. Uśmiechnął się ze smutkiem na ten widok, przytulając się do miękkiego futerka.
- Był - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Ale go wyprosiłem. Nie miałem ochoty na towarzystwo.


Koss Moss - 2018-10-20, 11:19

Elijah westchnął ciężko, stając pośrodku kuchni. Młodzieniec nie zmienił jeszcze wystroju tego miejsca, nie nadał mu swojego charakteru – wciąż wyglądało jak z katalogu.
  ― Nie możesz postępować w ten sposób, Louisie ― wytłumaczył cierpliwie, rozglądając się dokoła. ― Ktoś musi pilnować, żebyś nie zrobił sobie krzywdy. Możesz się przewrócić, uderzyć i stracić przytomność. Dziś mam lot, nie będzie mnie tu przez święta, żeby dopilnować, czy wszystko jest w porządku. Nie rób mi takich numerów na ostatnią chwilę.
Sięgnął po telefon, gotów zadzwonić po pielęgniarza nawet w tej chwili. Kot tymczasem zeskoczył z kolan chłopca i począł niepewnie rozglądać się po mieszkaniu, cały czas trzymając się blisko transportera.
  ― Dzwonię po niego, tak?


Blake - 2018-10-20, 11:33

- Nie - odpowiedział, wciąż nieugięty. - Chcę być sam.
Louis wiedział, że potrzebował pomocy; że wykonywanie wszystkich czynności zajmowało mu mnóstwo czasu i mógł zrobić sobie krzywdę. Ba, już ją sobie zrobił, o czym Elijah nie musiał wcale wiedzieć. Ale nie chciał siedzieć z Mattem. Chciał samotnie przeżywać swoją porażkę i ból po złamanym sercu.
- Poradzę sobie. Nie musisz się przejmować. - Uśmiechnął się z przekąsem, trochę już powątpiewając w jego troskę. W ciągu ostatnich godzin zdążył chyba zwątpić we wszystko, co go otacza. - Nic mi nie będzie.
Nic nie wskazywało na to, by chłopak miał zmienić zdanie. Nawet jeśli mężczyzna zadzwoni po pielęgniarza, Louis i tak w końcu się go pozbędzie. To było błędne koło.


Koss Moss - 2018-10-20, 15:02

Elijah nie zamierzał jednak przyzwalać na takie zachowania. Urażona duma czy złamane serce (młodzieńczy wymysł…) nie były żadnymi wymówkami, by zaniedbywać swoje zdrowie.
Uniósł z powątpiewaniem brew, patrząc na chłopca tak, jakby nie dowierzał jego słowom; jakby nie mógł uwierzyć, że można być tak niemądrym.
  ― Rozumiem. Wolisz, żebym zadzwonił do twojej matki. Krótka piłka, chłopcze, ktoś musi z tobą być, sądziłem, że Matt będzie lepszą osobą niż członkowie twojej rodziny.
Gubił się w całym tym zamęcie – Louis wysyłał tyle sprzecznych sygnałów, że teraz Elijah nie wiedział już, czego ten dzieciak chce. Zażądał wyprowadzki, a teraz wyglądał, jakby marzył o tym, żeby Elijah zabrał go z powrotem do siebie. Po co prosił o coś, czego tak naprawdę wcale nie chciał? Jakże szybko potrafił zmienić zdanie – myślał, bliski utraty cierpliwości.


Blake - 2018-10-20, 15:31

Louis zacisnął zęby, teraz już naprawdę zirytowany. Nie rozumiał, dlaczego Elijah nie chciał się odczepić i po prostu zostawić go w spokoju. Nie chciał go i dał mu to jasno do zrozumienia, a teraz przychodził i wydawał się szczerze zainteresowany jego stanem, co tylko jeszcze bardziej dobijało nastolatka.
- Świetnie - burknął, odwracając się do niego tyłem. - Rób, co chcesz. Mam to gdzieś.
Wiedział, że nie zachowuje się zbyt dojrzale, ale był tak bardzo sfrustrowany! A mężczyzna, choć wyglądający na zmęczonego, żartował i uśmiechał się, jakby nic się nie stało; jakby zupełnie nie ruszyła go ta sytuacja. Bo pewnie tak było.
Zostawił Elijaha w kuchni, samemu jadąc do sypialni i całkowicie go przy tym ignorując. Kocur podążył za nim, goniąc za jednym z kół.
- I jak tam, Apollo? Też ci się tu nie podoba, co?


Koss Moss - 2018-10-20, 18:58

Chwilę później Louis z pewnością poczuł na sobie spojrzenie. Kiedy odwrócił się przez ramię, zobaczył, że w drzwiach sypialni stoi Elijah, opierając się z nutą niedbałości o framugę. Mężczyzna miał enigmatyczną minę – jego twarz nie zdradzała wielu emocji.
  ― Skąd tyle złości, co, Lou? ― zapytał w końcu i podszedł, po czym obszedł wózek i kucnął przed chłopcem, żeby popatrzeć mu w oczy. ― Dlaczego się na mnie wściekasz? Dałem ci przecież wszystko, o co mnie prosiłeś.


Blake - 2018-10-20, 20:07

Westchnął z irytacją i pokręcił głową, patrząc na niego z lekkim niedowierzaniem. Czy on naprawdę nie mógł go po prostu zostawić?
- Serio jesteś taki niedomyślny, czy tylko udajesz? - zapytał retorycznie, unosząc brew.
Znów brzmiał buńczucznie i nieco zadziornie, ale jego oczy były pełne rozgoryczenia, kiedy patrzył na mężczyznę.
- Wszystko? Jesteś pewien? - Potarł nerwowo dłońmi swoje kolana, ponownie wzdychając. - Opłaciłeś klinikę, rehabilitanta, kupiłeś mi wózek… Fakt, zająłeś się wszystkim. Na dodatek wylądowałem w mieszkaniu, na które pewnie nigdy nie będzie mnie stać… I jestem ci za to wdzięczny i nie wiem, czy kiedykolwiek spłacę swój dług. Ale naprawdę sądzisz, że to jest dokładnie to, czego chciałem; że nie zamieniłbym tego wszystkiego na coś innego? - Głos mu się załapał na końcu, więc zakrył twarz dłońmi, żeby Elijah nie widział jego oczu. - Nie mam na to siły. Wydawało mi się, że jesteś cholernie inteligentnym facetem, ale najwyraźniej jesteś też upośledzony emocjonalnie.


Koss Moss - 2018-10-20, 20:27

Elijah uśmiechnął się krzywo, obserwując chłopca spod uniesionej brwi. Louis wszystko już sobie poukładał w tej swojej młodzieńczej główce, a teraz cierpiał, bo zrozumiał, że ktoś taki jak Spassky nigdy nie da mu upragnionej stabilizacji, rodzinnego domu, niepodzielnej uwagi, bezpieczeństwa…
Może i pieniądze nie załatwią wszystkiego, nie da się nimi kupić każdej rzeczy na świecie, ale Elijah i tak odczuwał frustrację, widząc, w jak niewielkim stopniu wszystkie jego wydatki pomogły temu chłopakowi.
Obwiniał się teraz, że pozwolił, by to zabrnęło tak daleko. Gdyby odrzucił jego zaloty na samym początku, tej sytuacji w ogóle by nie było. I kto wie, może nigdy nie spadłby z tych schodów.
  ― Nie prosiłeś mnie o to, ale wiem dobrze, że chcesz, żebym rzucił dla ciebie wszystko. Zrezygnował z wyjazdu, ze wszystkiego, na co pracowałem przez dwadzieścia lat, i z tych chłopców, na których mogę się wyładować. Chcesz mieć chłopaka, jak wy to mówicie. ― Parsknął cicho pod nosem. ― Czułego kochanka, którego potrzeby ograniczą się do ciebie. Ale tak nie jest, Lou, i nie będzie. Jestem stary, potwornie zboczony i zwykły seks nie dostarcza mi satysfakcji. Biję swoich kochanków, Lou. Leję ich pasem. Upokarzam. Zmuszam do jedzenia z podłogi, klęczenia godzinami i błagania o moją uwagę. Odmawiam im spełnienia. Zmuszam do noszenia ubrań, które mi się podobają. Podnieca mnie to. Ty nie jesteś taki. Jesteś przepięknym chłopcem, którego okropnie skrzywdziło życie. Łakniesz czułości. Tyranii miałeś w swoim życiu dość. I świetnie. Mogę ci to dać – w jakimś stopniu. Ale nie zrezygnuję z tego, co mnie oczyszcza, Louis. Żadne łzy nie pomogą.


Blake - 2018-10-20, 20:54

Louis otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się, że preferencje mężczyzny są tak daleko posunięte. Znów został zaskoczony, ale wcale nie czuł się zdegustowany opisem tych wszystkich zabawach. Część z pewnością nie była dla niego, ale… Zresztą, to i tak już nie miało znaczenia.
- Nie chcę, żebyś rezygnował ze swojego wyjazdu. Przecież to twoja rodzina. - Odsunął dłonie od twarzy i uśmiechnął się do niego smutno. Oczy mu się zaszkliły i nie potrafił już tego powstrzymać. - I nie chcę, żebyś rezygnował ze swojej pracy. Ale masz rację - chcę, żebyś rzucił to, na czym tobie chyba najbardziej zależy.
Spassky kucał naprzeciwko niego, więc Louis bez problemu mógł sięgnąć do jego twarzy i ułożyć dłonie na jego policzkach, co bez wahania uczynił. Potarł kciukiem skórę pod jego lewym okiem, czując, jak mocno bije mu serce.
- Kocham cię - wydusił i sam był zaskoczony, jak łatwe okazało się wypowiedzenie tych dwóch słów. - Bardzo. Ale… Jeśli ważniejsi są inni i, jak to nazywasz, oczyszczenie, które mogą ci dać, to… to chyba nic więcej nie trzeba mówić, prawda? Wszystko jest jasne.
Zerknął na jego usta, przez chwilę zastanawiając się, czy nie ulec pokusie, ale opamiętał się i zabierał dłonie, a następnie odjechał do tyłu. Mężczyzna wydawał się zaskoczony, zapewne przez wyznanie Louisa, które nawet jego samego trochę zaskoczyło, choć w jakiś sposób wydało mu się w tym momencie odpowiednie. Może była to jego ostatnia szansa, żeby w końcu to powiedzieć.
- Idź już - mruknął. - Obiecuję, że będę grzeczny. Matt będzie mógł tu przesiadywać, ile tylko zechce.


Koss Moss - 2018-10-20, 21:41

Elijah powoli się wyprostował, patrząc na chłopca z kompletną powagą, w cichej zadumie.
Rzucone z młodzieńczym przekonaniem i uporem słowa miały moc huraganu, zawisły między nimi w powietrzu i nie mogły pozostać bez komentarza.
Ale nie były prawdą – nie mogły być, bo skąd nastolatek może wiedzieć, co oznaczają.
Tak więc Spassky powstrzymał się przed parsknięciem – nie drgnął mu nawet kącik warg – i oparł dłonie na biodrach, kwitując wszystko cichym westchnieniem.
  ― Louis ― podjął w końcu z nutą niedowierzania. To, co mówił chłopiec, świadczyło o tym, jak kompletnie go nie znał, a jednak nie powinno go to dziwić. Dzieciaki lubią wytworzyć sobie w głowie obraz kogoś, i trudno go później zburzyć. Nie dał zresztą Louisowi poznać się od innej strony. Nikomu nie dał. Nawet własnemu synowi nigdy nie powiedział, jak bardzo mu na nim zależy, jak bardzo go kocha – a jednak gnał do niego do szpitala na złamanie karku, kiedy Phineas miał wypadek.
Tak samo gnał do tego niemądrego dzieciaka.
  ― Louis, Louis ― westchnął i pokręcił głową. ― Nie można kogoś kochać i jednocześnie chcieć go całkowicie zmienić, to się wyklucza.
Zerknął na zegarek, ale do wylotu wciąż pozostawało jeszcze dużo czasu.
  ― Nie wiem, co mam ci powiedzieć. ― Podniósł spojrzenie z powrotem na chłopca. Chociaż Louis znaczył więcej niż wszyscy kochankowie razem wzięci, wydawało mu się, że najlepiej dla chłopca będzie, jeśli zostawi go w spokoju, da mu ochłonąć, zapomnieć, zakochać się w kimś innym. Nic nie trwa wiecznie, zwłaszcza w wieku Louisa…
Uśmiechnął się krzywo.
  ― Pozwól Mattowi spędzić z tobą święta. On też nikogo nie ma. Będzie wam raźniej.


Blake - 2018-10-20, 22:04

- Znów to robisz - wymamrotał, nie kryjąc rozgoryczenia. - Widzę to w twoich oczach. Tę pobłażliwość. Często tak na mnie patrzysz, wiesz? Jakbym był głupim dzieciakiem, który nie ma pojęcia o niczym. I pewnie teraz też myślisz, że po prostu bredzę, co? - Przełknął ślinę, nie patrząc na niego. - I naprawdę myślisz, że chcę zmienić całego ciebie, prosząc o to, żebyś nie pieprzył innych? Znaczy, jasne, rozumiem, że są rzeczy, których nie mógłbyś ze mną zrobić, ale naprawdę sądzisz, że tym chciałbym zmienić całego ciebie? Cóż, to przykre, ale nie mam na to wpływu. - Wzruszył ramionami. - Wszystko jest kwestią priorytetów. Jeśli takie są twoje; jeśli to cię uszczęśliwia, to w porządku.
Wiedział, że Elijah nie wziął jego słów na poważnie. Pewnie śmiał się w duchu z jego naiwności i głupoty. Było to bolesne, ale Louis wiedział, że jest w stanie to przetrzymać. A przynajmniej do czasu, aż mężczyzna wyjdzie.
- Nic nie musisz mówić - mruknął, wzdychając. - Po prostu już idź.


Koss Moss - 2018-10-20, 22:47

  ― Jak chcesz ― westchnął ze zmęczeniem, a potem spełnił prośbę chłopca.
Nie chciał go denerwować w tym stanie, i tak dostarczył mu już wiele stresu.
W drodze do samochodu zatelefonował do Matta i nakazał mu przyjechać do Louisa, uprzedzając, by pod żadnym pozorem nie zostawiał nastolatka samego.
Siedział w zaparkowanym przed mieszkaniem aucie, dopóki chłopak nie zjawił się na miejscu. Musiał się upewnić, że Louis znajdzie się w dobrych rękach.
Matt był dobrym chłopakiem, a jego zaangażowanie w znajomość z Louisem wiele mówiło Elijahowi o jego intencjach. Liczył na to, że poprawi biednemu nastolatkowi humor.

Matt, kiedy tylko zobaczył, w jakim stanie otworzył mu drzwi Louis, przyjął zatroskaną minę.
  ― Skarbie. Co on ci zrobił? ― zapytał, zdejmując płaszcz. ― Nie próbuj zaprzeczać, widzę przecież, że płakałeś. Co się stało? Za co mam mu nakopać do dupy?


Blake - 2018-10-20, 23:03

Kiedy Matt stanął w jego drzwiach, Louis wciąż nie był uspokojony, ale starał się powstrzymywać łzy. Nie chciał płakać przy chłopaku.
- Nie miałbyś z nim szans. - Uśmiechnął się blado, wciąż mając w pamięci Elijaha, który rzucił się z pięściami na Marcusa. - I nic mi nie zrobił. Po prostu mnie nie chciał.
Odwrócił się do niego tyłem i szybko zamrugał, odganiając niechciane łzy. Wcale nie miał ochoty na towarzystwo, ale obiecał, że będzie grzeczny. Poza tym przeczuwał, że Matt tym razem nie da się tak łatwo wyprosić.
- Możemy zamówić coś do jedzenia? - zapytał, przejeżdżając do części, która pełniła funkcję salonu. Wciąż nie potrafił odnaleźć się w tym mieszkaniu. - Właściwie to jeszcze nic nie jadłem…
Głośne syczenie zwróciło uwagę Louisa, który spojrzał na kota z zaskoczeniem. Jeszcze nigdy nie widział go najeżonego.
- A ten uroczy sierściuch to Apollo. Poznajcie się.
Westchnął, opierając głowę na dłoni. Wcale nie zapowiadało się, żeby te święta miały być lepsze od poprzednich…


Koss Moss - 2018-10-20, 23:40

Matt nie tylko przejął się stanem Louisa, ale i wyraźnie wściekł na Elijaha. Nazywał mężczyznę starym frajerem i zapewniał młodzieńca, że stać go na kogoś dużo lepszego. Stawał na głowie, żeby poprawić chłopcu humor, ale tego dnia chyba nic nie mogło tego zrobić.

W wigilijny wieczór, wymknąwszy się z jadalni babki, Spassky stanął na tarasie i, paląc papierosa, wybrał numer syna, jednak Phineas nie odebrał. Było to jakimś rodzajem tradycji – istnieją takie rzeczy, których nie da się wybaczyć. A Louis? Czy Louis mógłby mu wybaczyć to, jakim był człowiekiem?
Nie miał takiego zamiaru, a jednak kiedy już trzymał w dłoni telefon, nagle poczuł, że powinien to zrobić.
Że potrzebuje.
Chce.
  ― Lou ― wychrypiał, kiedy chłopiec przywitał go słabym „halo”. ― Dobry wieczór, chłopczyku. Nasłuchałem się dzisiaj o cudach, które dzieją się w wigilijny wieczór. Ludzie się jednają… i tak dalej.
Przełknął ciężko ślinę, lekko podpity.
  ― Przepraszam za to, jak cię potraktowałem.


Blake - 2018-10-20, 23:53

Matt naprawdę się starał. Przytargał jakieś małe drzewko, przystroił je i przyszykował im świąteczną kolację, chociaż Louis ciągle powtarzał, że nie chce i wcale tego nie potrzebuje. Było jednak miło. Wciąż smutno i dołująco, ale miło.
Nie spodziewał się telefonu od Elijaha. Ciągle wahał się, czy wysłać mu wiadomość z życzeniami, a nagle okazało się, że mógł złożyć je osobiście. Przed odebraniem też się zawahał, ale czy mógłby go zignorować? Chyba nie.
- Nie masz za co przepraszać, Elijah. - Westchnął. - Nie przeprasza się ludzi za to, że nie można z nimi być.
Słyszał w głosie mężczyzny, że ten nie jest do końca trzeźwy, ale w żaden sposób tego nie skomentował. To przynajmniej tłumaczyło ten nagły telefon.
- Chciałem do ciebie napisać, wiesz? Żeby życzyć ci wesołych świąt, więc… wesołych. - Uśmiechnął się blado do Apolla, który przeciągał się leniwie na łóżku. - Mam nadzieję, że spędzasz miło czas z rodziną i dobrze się bawisz.
Brzmiał szczerze i mówił to, co myślał. Chciał, żeby z nich dwóch chociaż Elijah był w pełni szczęśliwy.


Koss Moss - 2018-10-21, 00:33

Elijah zaśmiał się nisko do słuchawki, wyraźnie zrezygnowany.
Louis naprawdę niczego nie rozumiał, naprawdę wszystko to widział tak zupełnie inaczej. Miał go za zaburzonego emocjonalnie dupka, który będzie się świetnie bawił, wiedząc, że doprowadził kogoś do płaczu.
  ― Louis, przestań ― skarcił go. ― Jeżeli sądzisz, że jestem jakiś… Słuchaj, chłopcze… Nie jest to rozmowa na telefon…
Odwrócił się przez ramię, wyczuwając na sobie spojrzenie kuzynki, która ostatecznie zdecydowała się nie podchodzić bliżej.
  ― Ale chcę to z tobą… Słuchaj, Louis… ― zaplątał się, westchnął i zaniechał tematu. Nie przemyślał tego, zanim zadzwonił; rozum mówił jedno, emocje podsuwały drugie, alkohol nie pomagał. ― Ach… Wesołych świąt. Nie chmurz się.


Blake - 2018-10-21, 00:47

Louis zmarszczył brwi, nic z tego nie rozumiejąc.
- Sam do mnie zadzwoniłeś - przypomniał mu.
Siedział na łóżku, opierając się wygodnie o poduszki, i zanim zadzwonił Spassky, oglądał serial kryminalny na laptopie. Matt wyszedł pół godziny wcześniej, z lekką niepewnością zostawiając go samego, ale chłopak tym razem nie pozwolił mu spać na kanapie, która wcale nie była tak wygodna, na jaką wyglądała.
- Czemu do mnie zadzwoniłeś, Elijah? - zapytał w końcu, naprawdę skonsternowany. Słyszał, że mężczyzna chciał mu coś powiedzieć, ale najwyraźniej zrezygnował, co prawdopodobnie będzie Louisa męczyło jeszcze długi czas, jeśli teraz tego z niego nie wyciągnie. - Myślisz, że co sądzę na twój temat? Powiesz mi?


Koss Moss - 2018-10-21, 00:54

Elijah zaciągnął się intensywnie dymem i odwrócił się w stronę drzwi balkonowych, odprowadzając kuzynkę spojrzeniem.
  ― Wiem ― podkreślił ― że wydaje ci się, że jestem niewzruszony, ale tak nie jest; nie bawię się teraz dobrze i nie będę. Nie mam w zwyczaju mówić o takich rzeczach, Louis, ale źle się czuję, źle się czuję z tym, jak to zostawiłem. Wrócę i spróbuję… ― westchnął ciężko. ― Nie, będę, będę tym twoim chłopakiem. Tylko przestań już to robić. Po prostu przestań. Mój Louis ma wrócić.


Blake - 2018-10-21, 01:16

Przez chwilę panowała taka cisza, że Elijah mógł sobie pomyśleć, że połączenie zostało zerwane. Louis gapił się bezmyślnie na wyłączonego laptopa, nie potrafiąc zareagować w żaden sposób. Miał wrażenie, że się przesłyszał.
- Słucham? - wydusił w końcu i wiedział, że brzmiał przy tym idiotycznie, ale wydawało mu się, że jeszcze trochę i znów się rozpłacze. Tym razem nie ze smutku, a nadmiaru emocji, które ponownie go przytłoczyły. - N-naprawdę?
Nie wiedział, co miał przestać robić, ale to nie miało już większego znaczenia. Elijah powiedział, że będzie jego chłopakiem i choć brzmiało to nieco abstrakcyjnie, to Louis to uwielbiał.
- Twój Louis będzie na ciebie czekał - obiecał, wciąż zbyt zaskoczony, by do końca uwierzyć w jego słowa. - Wracaj do niego szybko, dobrze?
Miał nadzieję, że kiedy Spassky ponownie pojawi się w tym mieszkaniu, niczego się nie wyprze; że nie były to tylko słowa wypowiedziane pod wpływem chwili i alkoholu. Z tym nastolatek już mógłby sobie nie poradzić.


Koss Moss - 2018-10-21, 10:20

  ― Jasne ― mruknął jakoś cicho. ― Wesołych świąt.
Nie wiedział, w co się pakuje ani jak długo to potrwa, ale Louis tego potrzebował. Potrzebował takiego zapewnienia, takiej obietnicy. I to z pewnością było najlepsze, co Elijah mógł mu ofiarować.
Wrócił do rodzinnego stołu zagubiony, ale z jakąś lekkością w – mógłby powiedzieć, gdyby był trochę bardziej skłonny do używania takich określeń – sercu.
Przynajmniej jeden problem udało się rozwiązać, nawet jeśli tylko na jakiś czas, wątpił przecież, aby podobny związek miał szansę przetrwać.

Po świętach przyjechał najpierw do domu, by się rozpakować i szybko zająć najpilniejszymi sprawami służbowymi – jednak pierwszą osobą, do której potem zadzwonił, był Louis.
  ― Jak się czujesz, Lou? ― zapytał go, gasząc papierosa w szklanej popielnicy. ― Chcesz, żebym zabrał cię na obiad?


Blake - 2018-10-21, 10:46

Louis obudził się w swoje urodziny, czując w sobie lekkość, jakiej nie czuł od niemal tygodnia. Ostatnie dwa dni minęły mu bardzo szybko, w znacznie lepszym humorze, którego źródła Matt nie potrafił zrozumieć, choć prawdopodobnie się go domyślał, sądząc po jego kwaśnej minie. Pielęgniarz nie lubił Elijaha i nie krył się z tym, nawet jeśli mężczyzna mu płacił, ale dla Louisa nie miało to żadnego znaczenia. Liczył się tylko ostatni telefon i obietnica, która dawała mu nadzieję, że znów wszystko może być dobrze.
Kiedy Spassky do niego zadzwonił, uśmiech na twarzy nastolatka był tak szeroki, że mógłby rozświetlić całe mieszkanie.
- Lepiej - przyznał i faktycznie brzmiał, jakby tak było. - Jeśli tylko chcesz, to chętnie.
Nie wspominał o swoich urodzinach. Obiecał, że będzie gotowy, kiedy mężczyzna przyjedzie, a gdy połączenie zostało przerwane, aż zaśmiał się z radości. Jeszcze nigdy nie przeżywał takiej huśtawki emocjonalnej, jak w ostatnim czasie.
Nie zdążył jednak zabrać się za cokolwiek, bo dzwonek do drzwi oznajmił, że miał gościa. I mogła to być tylko jedna osoba.
- O cholera - wydusił po otwarciu drzwi, gdy ujrzał Matta i… naprawdę wielki tort w jego dłoniach. - To jest… Wow.


Koss Moss - 2018-10-21, 13:45

Elijah przyjechał po chłopca dużo później, ale Matt nadal był w mieszkaniu, kiedy zadzwonił do drzwi.
  ― Cześć ― przywitał chłopca i nachylił się nisko, żeby musnąć jego policzek. Czuć było od niego przyjemny zapach drogiej wody kolońskiej i znacznie mniej miłą woń papierosów.
Matt stanął w drzwiach dużego pokoju i łypnął na Elijaha mało przychylnie. Mężczyzna nie przejął się tym spojrzeniem. Wsunął w dłonie chłopca perfekcyjnie zapakowane pudełko owinięte ciemnoczerwonym, jednolitym papierem i czarną, matową wstęgą.
  ― Wszystkiego najlepszego.
Kupowanie prezentów było łatwe, gdy ktoś nie miał właściwie niczego. Elijah miał na nie pieniądze i nie miał problemu z przeznaczaniem ich na kochanków. Louis nie będzie musiał już więcej posługiwać się starym modelem telefonu, który ciągle się zacinał.
  ― Gotowy, czy chcesz jeszcze posiedzieć z kolegą?


Blake - 2018-10-21, 14:15

Zanim Louis zdążył odpowiedzieć, Matt sam podjął za niego decyzję.
- Pójdę już, Lou. - Uśmiechnął się do szatyna i założył buty oraz kurtkę, wciąż zirytowany obecnością starszego mężczyzny. Wyraźnie nie podobało mu się, jak ten igra uczuciami Louisa i mówił to już chłopakowi kilka razy. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Zobaczymy się jutro, co?
- Tak, tak, jasne. - Reid odpowiedział szerokim uśmiechem i podjechał do niego, żeby dać mu się przytulić. - Jeszcze raz dzięki za wszystko.
- Co tylko zechcesz, skarbie.
Kiedy Matt wyszedł, Louis spojrzał na mężczyznę trochę niepewnie, z delikatnie zarumienionymi policzkami.
- Nie musiałeś mi nic kupować - powiedział, rozwiązując wstążkę i zaglądając do pudełka, które otrzymał od Elijaha. Aż otworzył szerzej oczy, widząc najnowszy model iPhone’a. - Przecież to jest cholernie drogie. - Jęknął, kręcąc głową. - Już i tak tyle na mnie wydałeś… Nie powinieneś robić mi tak drogich prezentów. - Zbliżył się do niego i objął go ramionami, przytulając policzek do jego brzucha, bo tylko dotąd był w stanie sięgnąć. - Ale dziękuję.
Gdy się od niego odsunął, wciąż czuł się trochę niezręcznie. Było między nimi tyle niedopowiedzeń, że Louis wciąż nie był do końca pewien, na czym stoi. Starał się jednak cieszyć chwilą i tym, że jego urodziny okazały się zaskakująco przyjemne.
- Skoczę jeszcze do łazienki i możemy iść, ok?
Tego dnia wyjątkowo się postarał. Nie wiedział, gdzie mężczyzna go zabierze, a chciał wyglądać ładnie i… odpowiednio. Założył więc swoje najelegantsze ciuchy, jakie znalazł w torbach (wciąż nie był do końca rozpakowany) i zaczesał włosy na prawą stronę, układając je z nadzwyczajną starannością. Chciał się podobać i miał nadzieję, że mu się udało.


Koss Moss - 2018-10-21, 14:41

Louis wyglądał przepięknie – Elijah nie mógł mu tego odmówić. Młodzieniec z pewnością wyczytał to w jego oczach, chociaż mężczyzna nie powiedział ani słowa. Rozszerzone źrenice, lekko uniesione brwi i rozchylone usta mówiły jednak swoje.
Wyciągnął dłoń i pogładził Louisa po policzku. Taki młody, świeży, androgeniczny.
Przyklęknął przy nim na chwilę, przyglądając mu się z dołu. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek młodzieniec prezentował się tak wybornie, kosztownie, gustownie.
Nikt nie powstydziłby się takiego kochanka. Był piękniejszy i młodszy niż wszyscy ci, o których był zazdrosny.
Może tylko przydałby mu się trochę lepszej jakości garnitur, porządna marynarka, która nie zmechaci się po chwili, ale to tylko szczegół, błahy szczegół.
Zanim Louis się zorientował, na jego nadgarstku została zapięta bardzo subtelna, srebrna bransoletka. Kolejny kosztowny upominek, kolejny powód, by zacząć zastanawiać się nad tym, jak może się odwdzięczyć, a zarazem podarek trochę dziwny, nie do końca chyba trafiony dla mężczyzny.
  ― No to chodźmy.
Wstał, obszedł wózek i poprowadził go do windy.
Podczas jazdy na dół wydawał się dość nieobecny, zamyślony – jakby zapomniał, że choć stoi za wózkiem, to odbija się w lustrach całkowicie pokrywających ściany kabiny. Wpatrywał się w przestrzeń, machinalnie poprawiając krawat, a kiedy w końcu poczuł na sobie spojrzenie, uśmiechnął się z cieniem szarmancji i zaraz wyprowadził wózek z windy, kierując się do samochodu.
Pojechali do restauracji specjalizującej się w burgerach. Louis bardzo je lubił, sądząc po tym, jak entuzjastycznie odwiedzał zwykle McDonaldʼs, więc Elijah chciał pokazać mu, że można jeść znacznie lepiej, smaczniej, a przy okazji zdrowiej.
Sam zamówił jednak stek, nie będąc zwolennikiem mało estetycznych w jego oczach buł.
  ― Nie sugeruj się ceną ― zaznaczył, kiedy Louis podał mu swoją pierwszą propozycję. ― To naprawdę nie ma znaczenia, zwłaszcza w twoje urodziny.


Blake - 2018-10-21, 15:59

Louis wydawał się trochę zawstydzony kolejnym kosztownym podarkiem, w szczególności, że bransoletka była bardzo subtelna i trochę kobieca. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nawet nie pomyślałby o tym, żeby coś takiego założyć, bo czułby się z tym niekomfortowo, ale teraz jego myślenie uległo znacznej zmianie. I naprawdę podobał mu się ten prezent. Czuł, że mu pasuje.
Nie spodziewał się, że wybiorą się do knajpy serwującej burgery. To była kolejna miła niespodzianka i chłopak nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, patrząc na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie.
Trudno było przestać myśleć o cenach, kiedy do tej pory zawsze się to robiło, ale Louis w końcu wybrał jedną z pozycji, która cenowo znajdowała się gdzieś pośrodku.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. To jest super. - Przeniósł wzrok na bransoletkę, która znajdowała się na jego prawym nadgarstku. - I dziękuję też za to. Jest piękna, ale… droga.
Ciągle myślał o tym, jak spłaci swój dług i jak odwdzięczy się za to wszystko, co od mężczyzny otrzymał. Gdyby miał zliczyć koszt tego wszystkiego, z pewnością dostałby zawału w bardzo młodym wieku.
- Od kiedy palisz? - zapytał, gdy czekali na swoje zamówienie. Dym papierosowy wyczuł, gdy tylko Elijah pojawił się w mieszkaniu i pocałował go w policzek. Był tym naprawdę zaskoczony, bo do tej pory to właśnie on powtarzał mu, że palenie jest niezdrowe.


Koss Moss - 2018-10-21, 16:19

Elijah pokręcił tylko głową.
  ― Czy moglibyśmy, proszę, nie rozmawiać o takich rzeczach. Wolałbym usłyszeć, jak chciałbyś uczcić swój dzień. Mam wolny wieczór, a ty kończysz osiemnaście lat. W końcu jesteś wolny, możesz o sobie swobodnie decydować. I nigdy już nie będziesz zależny od ludzi, którzy nie zasługują na to, żeby być częścią twojego życia. Wzniósłbym za to toast, gdybyś mógł… ― Zawahał się, potem zmrużył oczy. Skoro już zabrał go dość ostentacyjnie na pewien rodzaj randki, skoro już łamał wszystkie zasady – mógł przymknąć oko na jeszcze jeden zakaz.
Spojrzał w bok i przywołał spojrzeniem kelnera.
  ― Poproszę szampana.
Dokonał prędkiego wyboru z karty i wrócił spojrzeniem do chłopca, kiedy kelner odszedł z przymilnym uśmiechem.
  ― Wzniesiemy za to toast ― sprostował poważnie. ― Później mogę cię zabrać do parku. Pewnie nie widziałeś jeszcze miejskiej choinki w tym roku, ja też nie miałem okazji.


Blake - 2018-10-21, 16:41

Pokiwał głową, zgadzając się na taki układ. Ten dzień już teraz był tak dobry, że nie chciał go zepsuć jakimiś nieporozumieniami. Mogli do wszystkiego wrócić… jutro.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Różnie spędzałem swoje dotychczasowe urodziny - czasem samotnie, czasem z kumplami. Jeszcze kilka miesięcy temu pewnie planowałbym wyjście z Jaredem na jakąś imprezę. - Uśmiechnął się z nostalgią na wspomnienie kumpla, który złożył mu rano życzenia i pytał się, gdzie może go znaleźć, bo wie, że w domu go nie ma. Louis miał naprawdę problem z wymyśleniem jakiejś dobrej odpowiedzi. - A teraz… Cóż, nie planowałem niczego. Zaskoczyłeś mnie.
To była randka i chłopak naprawdę wydawał się tym bardzo podekscytowany. Byli razem w knajpie, Elijah zamówił szampana, żeby wznieść toast… Wszystko wydawało mu się tak nierealne i abstrakcyjne w porównaniu do tego, co działo się kilka dni wcześniej. Aż było trudno się przestawić.
- Na razie jest doskonale. - Uśmiechnął się radośnie i pokiwał głową. - Mhm, możemy iść do parku. A później do mieszkania? Matt przyniósł ogromny, czekoladowy tort i zostało jeszcze sporo. Mógłbyś pomóc mi go zjeść.


Koss Moss - 2018-10-21, 19:47

Kiedy już zjedli i wypili szampana, Elijah pomógł Louisowi założyć płaszcz i owinąć się szalikiem, a potem sam się ubrał. Na zewnątrz był mróz, padał śnieg – pogoda nie sprzyjała może długim wędrówkom, ale krótki spacer żadnemu z nich nie powinien wyjść na złe.
Pchając przed sobą wózek po odśnieżonym chodniku, Elijah znów zapalił papierosa. Szedł, nie rozglądając się zanadto, w stronę oświetlonego świątecznymi ozdobami parku.
Nie rozmawiali zbyt wiele, kiedy przekroczyli bramę. Już z daleka widać było ogromną, pięknie rozświetloną choinkę. W tym roku była naprawdę imponująca – cała w czerwieni.
W parku było wielu spacerowiczów – głównie rodziny i pary. Elijah nie przyglądał się nikomu i wydawało się, że nikt nie przygląda się im – do czasu, aż ktoś zaszedł mu drogę.
  ― Louis? ― Jared wydawał się bardzo zdziwiony. Był ze swoją nową dziewczyną, uczennicą tej samej szkoły. ― Stary, kupę czasu. Co za spotkanie w ogóle!
Dopiero potem podniósł wzrok na mężczyznę trzymającego uchwyty wózka. Elijah miał pół twarzy zasłonięte czarnym szalem, a włosy schowane pod czapką, ale mimo to Jared bez problemu rozpoznał go po oczach – momentalnie spoważniał i zamarł z dziwną miną, nie mówiąc nawet „dzień dobry”.


Blake - 2018-10-21, 20:09

Przez to, że Elijah palił, Louis też nabrał ochoty na papierosa, ale ostatecznie nie zapytał, czy może z nim zapalić, bo wolał nie nadwyrężać jego dobroci. Już samo to, że wspólnie wypili szampana, było czymś ponad to, czego chłopak oczekiwał.
Wspólny spacer okazał się bardzo miły, nawet jeśli zbyt wiele nie rozmawiali. Louis czuł się przyjemnie rozleniwiony po pysznym posiłku i był po prostu szczęśliwy, ciesząc się obecnością mężczyzny. I może właśnie dlatego nie zauważył swojego kumpla, który nagle zastąpił im drogę.
- Jared - wydusił, gapiąc się w szoku na dawnego przyjaciela. Nie spodziewał się takiego spotkania. Nie był na nie przygotowany. Aż skulił się w sobie, widząc doskonale, że Elijah został przez drugiego chłopaka rozpoznany. I przez jego nową dziewczyny, której imienia Louis nawet nie kojarzył, pewnie też. - To… to naprawdę zaskakujące spotkanie.
Nie wiedział, co powiedzieć. Żadna racjonalna myśl nie przychodziła mu do głowy. Znów znalazł się w sytuacji, z której nie potrafił wybrnąć.
- Pogadamy innym razem, co? - zapytał, udając, że nic wielkiego tak naprawdę się nie stało; że w swoje urodziny nie spacerował po parku z dawnym nauczycielem, o którym plotkowano, że ma z nim romans. - Zadzwonię do ciebie.


Koss Moss - 2018-10-21, 21:22

Ale Jared nie wyglądał, jakby miał zamiar odejść. Opuścił wzrok na okryte rękawicami dłonie mężczyzny, zaciśnięte na rączkach wózka, a potem wrócił spojrzeniem do tej części twarzy Spasskyʼego, którą mógł zobaczyć.
  ― Więc jednak to prawda ― wydusił. ― Te plotki. To wszystko prawda.
Elijah przechylił lekko głowę; nic nie powiedział, tylko patrzył na niego, jakby Jared powiedział jakąś oderwaną od rzeczywistości bzdurę.
  ― Chodź, Jared ― powiedziała Madelaine Harwell, uczennica znacznie mądrzejsza od swojego kolegi. Jared miał niebywały talent do pozyskiwania znajomych dużo bardziej wartościowych niż on sam. ― To nie nasza sprawa. Do widzenia, profesorze.
  ― Do widzenia, panno Harwell ― odparł krótko i pchnął wózek dalej, jedną ręką już sięgając po ukrytą w kieszeni paczkę papierosów. Zadarł głowę i popatrzył w niebo, pozwalając, by białe okruchy osiadły mu na twarzy.
To już bez znaczenia, że zaczną plotkować bardziej. Jego reputacja w tej szkole była nie do odbudowania, a jeśli rozciągnie się na uniwersytet… Przecież i tak niedługo opuści ten kraj.


Blake - 2018-10-21, 21:35

Louis skulił się jeszcze bardziej na wózku, pocierając nerwowo kolana. Nie zaprzeczył, bo to i tak nie miałoby sensu, kiedy Jared już wszystkiego się domyślił. W ogóle się nie odezwał, pozwalając Elijahowi pchać wózek dalej, choć całkowicie stracił ochotę na ten spacer.
Wiedział, że plotki w szkole zostaną rozpętane z pełną mocą. Jared nie zachowa tego dla siebie. Na pewno tego nie zrobi. To był jego koniec w tej szkole.
- Nie będę mógł wrócić do tej szkoły - wydusił w końcu, trudnym do określenia tonem.
Zakrył twarz dłońmi odzianymi w rękawiczki i potarł nimi policzki, oddychając głęboko. Nikt nie będzie chciał z nim rozmawiać. Był tego pewny.
- Zabierz mnie do mieszkania - poprosił. - Zimno jest.
Mężczyzna w żaden sposób nie skomentował tego nieoczekiwanego spotkania i Louis nie wiedział, jak to odbierać. Ale nie chciał też, żeby Jared zepsuł im ten wieczór. Było zbyt dobrze, żeby nagle znów coś się popsuło.


Koss Moss - 2018-10-21, 21:43

Elijah pozostał spokojny, jakby ta sytuacja nie wywarła na nim najmniejszego wrażenia.
  ― W takim razie przepiszesz się do innej ― odpowiedział niewzruszony. ― Może do tej przy twoim mieszkaniu.
Miasto było ogromne, więc zmiana szkoły powinna rozwiązać problemy, zanim te na dobre się zaczną. W innej dzielnicy spotka zupełnie nowych uczniów, którzy nie będą mieli pojęcia o żadnym niefortunnym romansie.
Choć zapewne w oczach nastolatka sprawy nie wyglądały tak prosto, a problem wydawał się znacznie większy niż w rzeczywistości.
Skręcił w boczną alejkę, zmierzając do wschodniej bramy parku. Resztę drogi do samochodu pokonają wzdłuż ulicy.
Zgasił papierosa, zanim jeszcze dotarli do samochodu. Pomógł Louisowi zająć miejsce i załadował wózek do tyłu. Na końcu zasiadł za kierownicą; odwiązał szalik i odłożył go na tylne siedzenie.
  ― Nie przejmuj się nim ― rzucił. ― Mówiłem ci, że nie jest ciebie wart. Znajdziesz sobie porządnych przyjaciół, w porządnej szkole.


Blake - 2018-10-21, 21:59

- Wiem, jakie masz o nim zdanie. I o Brianie też. Ale oni nie są aż tacy źli. Czasem mi pomagali, kiedy miałem problemy…
Czuł wewnętrzną potrzebę, by chociaż trochę bronić swoich kumpli, choć wiedział, że Elijah nie zmieni o nich zdania. Zresztą, to i tak nie miało większego znaczenia. Louis oczywiście wiedział, że może się przepisać do innej szkoły i to nie jest problem godny dramatycznych reakcji, ale w tamtej jednak spędził tyle czasu, że było mu trochę przykro.
- A ty? Nie będziesz miał przez to żadnych problemów? - zapytał, tak naprawdę dopiero teraz o tym myśląc, przez co poczuł się zawstydzony. Przecież nie wszystko kręciło się wokół niego. - Wiem, że już tam nie pracujesz, ale uniwersytet… Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. Więcej, niż już masz, oczywiście.


Koss Moss - 2018-10-21, 22:30

Elijah uśmiechnął się pod nosem, zapatrzony w drogę.
  ― Na takie refleksje już odrobinę za późno ― zauważył. Na chwilę zapadła cisza, ale kiedy zerknął na Louisa i zobaczył jego zmartwioną minę, wyciągnął rękę i potarmosił mu tak starannie uczesane włosy. ― Może byś przestał się tak zamartwiać, Lou? Mówisz, że ja ciebie traktuję jak małego chłopca?
Zatrzymał samochód na czerwonym świetle i popatrzył mu w oczy.
  ― Nie mam żadnych problemów ― powiedział. ― Nawet gdybym miał, Louis, nie rozmawiam o takich rzeczach. Rozmawianie nie rozwiązuje problemów, może tylko przysporzyć kolejnych. Skupmy się na pozytywach sytuacji. Teraz nie musisz się już bać, że ktoś cię ze mną zobaczy, i końcu możesz zmienić status związku na fejsie. Ileż stresu mniej.


Blake - 2018-10-21, 22:52

- Nie chciałbym, żebyś chował wszystko w sobie - powiedział poważnie, łapiąc jego dłoń i przyciągając ją do ust. Pocałował jej wierzch, a następnie splótł na chwilę ich palce, uśmiechając się z rozbawieniem. - Powinienem zmienić status związku na fejsie? Myślisz? I może jeszcze ciebie oznaczyć? O ile w ogóle masz fejsa…
Roześmiał się, szczerze rozbawiony i uśmiechnął się szeroko do mężczyzny. To było niebywałe, jak szybko Spassky potrafił poprawić mu nastrój. Albo zepsuć. Miał na niego ogromny wpływ.
- To takie absurdalne. - Pokręcił głową. - Zresztą, nazywanie cię chłopakiem też takie jest. Partnerem? Kochankiem? Chociaż to ostatnie nie kojarzy mi się najlepiej…
Postanowił się nie przejmować Jaredem, szkołą i innymi ludźmi. Przynajmniej nie dziś. Elijah starał się, by urodziny Louisa były doskonałe i tak miało pozostać.
- Zepsułeś mi fryzurę. - Prychnął z udawanym oburzeniem.


Koss Moss - 2018-10-21, 23:19

Westchnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. Czuł na każdym kroku, że młodzieniec chce go zmienić. Najpierw zabronił mu dziwek, później zapragnął wylewności. Wciąż czegoś mu brakowało – wyraźnie nie potrafił pogodzić się z tym, że nie trafił na najbardziej wiernego i egzaltowanego faceta na świecie.
Przemilczał to jednak. Wiedział dobrze, że się nie zmieni – i że prędzej czy później Louis sam zauważy, że nie jest wcale tym, za kogo go wziął.
Co stanie się wtedy, tego już przewidzieć nie mógł, chociaż miał swoje przypuszczenia. Nie bez powodu pozostawał sam przez większość życia.
  ― Może po prostu twoim ukochanym, niesamowicie przystojnym facetem ― rzucił, zatrzymując samochód pod mieszkaniem chłopca. ― Ewentualnie panem i władcą twojego serca. Chodź tutaj.
Pomógł mu wysiąść i zasiąść na wózku, który następnie poprowadził do budynku. W windzie oparł się o lustrzaną ścianę i uśmiechnął kącikiem warg, wpatrując z góry w piękną twarz swojego kochanka. Jemu używanie takich określeń przychodziło z łatwością.
Patrzyli tak na siebie, a w powietrzu między nimi wisiało to specyficzne napięcie, zwiastujące wybuch czegoś, kiedy tylko znajdą się w prywatnej przestrzeni.


Blake - 2018-10-21, 23:40

Gdy znaleźli się w windzie, Louis odetchnął głęboko i uśmiechnął się flirciarsko.
- Mhm, to mi nawet pasuje… - zamruczał, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Jesteś moim ukochanym i przystojnym facetem...
Czuł to specyficzne napięcie między nimi i już nie mógł się doczekać, aż w końcu znajdą się na odpowiednim piętrze. Usta aż go mrowiły w oczekiwaniu na upragniony pocałunek. Gdy tylko Elijah otworzył drzwi od mieszkania i pozwolił mu wjechać, Louis od razu obrócił się i wsunął dłonie pod jego płaszcz, chcąc być bliżej.
- Bardzo, bardzo przystojnym i gorącym facetem… - kontynuował, już rozpinając guzik od jego marynarki, choć nawet nie pozwolił mu ściągnąć płaszcza - który może też zostać dziś panem i władcą mojego tyłka. Co o tym myślisz?


Koss Moss - 2018-10-23, 20:26

Kiedy już znaleźli się w mieszkaniu, uśmiechnął się pobłażliwie i otworzył chłopcu drzwi łazienki.
  ― Przygotuj się ― rzucił apodyktycznie. ― Poczekam w sypialni. Gdybyś potrzebował pomocy, zawołaj mnie.
Udał się tam ze swoją torbą i stanął przy oknie. Wyglądał przez nie, odwrócony plecami do drzwi, kiedy Louis zjawił się w pokoju. Nie odwrócił się, chociaż musiał słyszeć, że chłopiec do niego dołączył. Musiał to być jakiś rodzaj gry. Postukiwał spokojnie palcami w parapet i prawdopodobnie czekał, aż jego młody kochanek sam zacznie dopraszać się uwagi.
Czyżby nie zamierzał po prostu dać się ponieść emocjom i wziąć Louisa tak, jakby nie pragnął niczego innego na świecie?


Blake - 2018-10-23, 21:00

Kiedy Louis pojawił się w pokoju, ujrzał mężczyznę stojącego przy oknie. Uśmiechnął się na ten widok, a że Elijah nie mógł go zobaczyć, to pozwolił sobie na lekko rozmarzone i zakochane spojrzenie, które szybko zmieniło się, kiedy do niego podjechał.
Znów wsunął dłonie pod jego marynarkę i przesunął dłonią po brzuchu ukrytym pod koszulą, zatrzymując się nieco z boku. Nie była to komfortowa pozycja, bo Spassky był wysoki i gdyby tylko się odwrócił, twarz chłopaka znalazłaby się na wysokości jego krocza.
Choć można byłoby pomyśleć, że Louisowi to nie przeszkadzało, kiedy przesunął dłoń na przód jego spodni i zacisnął tam palce.
- Mhm… - zamruczał, samemu mając na sobie jedynie szlafrok, którego nawet nie zawiązał, przez co więcej odkrywał, niż zakrywał. Do tego rozszerzył uda - na tyle, na ile pozwalał mu wózek - wyglądając przy tym co najmniej grzesznie.
Chciał, by mężczyzna w końcu na niego spojrzał.


Koss Moss - 2018-10-23, 21:13

Mężczyzna zmrużył oczy, czując szczupłe dłonie z przodu swego ciała. Louis bezpardonowo sięgnął do jego spodni i dotykał go przez materiał, jednak nie wyczuł erekcji.
  ― Mam wrażenie, że zrobiłeś się dość bezczelny, chłopczyku.
Odwrócił się, owszem – po to, by złapać szczupłe nadgarstki i przytrzymać je, dość mocno zaciskając palce. Przyjrzał się gładkiemu obliczu Louisa.
Nawykł do oglądania wstydu, skrępowania, bólu, a czasem nawet strachu na obliczach swych kochankach. Na tym nie zobaczył niczego podobnego.
Ale nie ścisnął mocniej jego rąk, co niechybnie uczyniłby, gdyby miał przed sobą kogoś innego.
Louis miał urodziny, nie chciał doszczętnie zepsuć mu tego dnia.
Musi być subtelniejszy, przynajmniej w takim stopniu, by go nie przerazić. Ale skoro podduszanie nie zniechęciło go na tyle, by przestał pragnąć kolejnego zbliżenia…
Zacisnął te palce. Na sekundę. Potem puścił szczupłe rączki, schylił się i wziął Louisa na ręce – dość ostrożnie, by nie nadwyrężyć mu kręgosłupa.
Zaniósł go niedaleko, bo tylko na łóżko. Zostawił tam i cofnął się do parapetu. Wózek nogą odsunął w kąt.
  ― Rozbierz się.


Blake - 2018-10-23, 21:54

Louis uśmiechnął się, doskonale czując siłę mężczyzny. Wiedział przecież, że ten lubił dominować i lubił też… znacznie więcej.
- Zawsze byłem bezczelny. - Zauważył, unosząc brew i nawet przez chwilę nie okazując cienia pokory, czy wstydu. Elijah życzył sobie, żeby wrócił jego Louis, więc chłopak robił wszystko, żeby tak właśnie się stało.
Zsunął z ramion szlafrok i odrzucił go w bok. Opadł na plecy, podpierając się na łokciach, żeby móc patrzeć na Spassky’ego.
- Niewiele tego było - wymamrotał, zagryzając dolną wargę. Leżał całkowicie nagi, wystawiony na wzrok mężczyzny i jego aprobatę lub dezaprobatę. Czekał na jego ruch.


Koss Moss - 2018-10-24, 19:25

Patrzył na niego z góry z twarzą na tyle kamienną, by zasiać w Louisie ziarno wątpliwości. Chłopiec nie był w stanie określić, czy jego poczynania w jakikolwiek sposób działają na Elijaha; czy mężczyzna wciąż ma na niego ochotę, czy też po prostu spogląda na niego ze znużeniem, łaknąc czegoś znacznie więcej.
  ― Ustalimy szybko kilka zasad ― obwieścił Elijah, kiedy już zawisła między nimi cisza przedłużyła się niepokojąco. ― Ty. I ja. Na zmianę, chłopcze. Nie musisz godzić się na każdą.
Zbliżył się do łóżka, ze spokojem rozpinając pas spodni.
  ― Zacznę ― wymruczał, gdy był już całkiem blisko. Wysunął pas ze szlufek. ― Nie będę tolerował żadnego owłosienia na twoim ciele ― rzekł bez mrugnięcia okiem. ― Zgadzasz się?
Złożył pas w dłoniach, wciąż zupełnie poważny; stał nad nagim chłopcem i wyglądał albo jakby chciał go uderzyć, albo jakby chciał go przelecieć.


Blake - 2018-10-24, 21:19

Louis zamrugał kilka razy, trochę zaskoczony tym nagłym obwieszczenie, ale szybko kiwnął głową, zgadzając się. To wydawało mu się sprawiedliwe.
Pierwsza zasada była… w porządku. Trochę zaskakująca, bo tego się nie spodziewał. Nigdy nie narzekał na ilość owłosienia na swoim ciele, bo niemalże go nie było. I nie była to zasada, na którą mógłby się nie zgodzić, bo sam też nie przepadał za nadmiernym owłosieniem, choć wiedział, jak postrzegani są przez większość społeczeństwa depilujący się mężczyźni.
Przesunął na chwilę wzrok na pasek trzymany przez Elijaha, zanim odpowiedział.
- Zgadzam. - Uśmiechnął się leniwie. - Nie chcę, żebyś wpychał mi do buzi swojego kutasa wraz z czymś, co sobie tam jeszcze wymyślisz. Tak jak ostatnim razem z tymi palcami. Nie podobało mi się to.


Koss Moss - 2018-10-24, 21:34

Elijah nie zmienił wyrazu twarzy ani o jotę, wciąż wpatrując się w chłopca wyjątkowo przenikliwym wzrokiem. Przesunął zgiętym pasem po wnętrzu otwartej dłoni, przez chwilę milcząc, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał.
  ― Dobrze ― rzekł, i zaraz po tym szybko dorzucił kolejną cegiełkę, nadal bez uśmiechu lub innych emocji. Potrafił wyglądać jak wyprany z uczuć pokerzysta. ― Następna. Na spotkania ze mną bez żadnych dyskusji będziesz ubierał się w to, co sam dla ciebie wybiorę.


Blake - 2018-10-24, 21:45

Zmrużył oczy, bo nie podobało mu się, jak zabrzmiała kolejna zasada. Zresztą, nawet gdyby chciał ukryć swoje uczucia, to nie potrafił. Wszystko zawsze było widoczne na jego twarzy. Pod tym względem był całkowitym przeciwieństwem mężczyzny.
- Mogę się na to zgodzić, ale… - zawahał się - nie chcę, żebyś mówił o tym w ten sposób. Jakbyśmy mieli się spotykać raz na jakiś czas, żeby spełniać twoje zachcianki. Nie chcę, żebyś o tym mówił, jak o spotkaniach z innymi.
Nie wiedział, czy nie przesadzał, ale był wyraźnie wyczulony na tym punkcie. Każda myśl o kochankach mężczyzny doprowadzała go do szaleństwa.
- Nigdy nie będziesz mnie zmuszał, żebym błagał o twoją uwagę; żebym się wręcz przed tobą upokarzał. Już teraz o nią zabiegam i to powinno ci wystarczyć.
Zadrżał. Powoli zaczynał marznąć, leżąc nago na łóżku i czekając aż Elijah się za niego zabierze. Nic nie wskazywało na to, by w końcu miało się to wydarzyć.


Koss Moss - 2018-10-24, 21:56

Elijah wyciągnął dłoń i wsunął twardy, skórzany pas pod brodę chłopca, kręcąc lekko głową.
  ― To były dwie zasady, chłopczyku. Przyjmę je obie. Jeśli przyjmiesz moje dwie. Usiądź prosto. Nie garb się… dokładnie tak. Po pierwsze… nie będziesz rozliczał mnie z innych znajomości. Deklaruję, że nie będę się z nikim spotykał na seks. Natomiast dziś słyszę w twych ustach ostatni raz cokolwiek na ten temat, Louisie. Druga zasada ― nie przerwał, by dać mu czas na przemyślenie tego ― druga zasada, Lou ― kontynuował, nie wyciągając pasa spod jego brody, a zarazem drugą dłonią ujmując chłopca niemal czule za policzek ― mówi, że wymierzę ci karę za złamanie którejkolwiek z reguł, na które się zgodziłeś, a ty w pokorze ją przyjmiesz. O rodzaju kar możemy podyskutować. Raz.


Blake - 2018-10-24, 22:10

Louis zacisnął wargi, zastanawiając się, jak długo wytrzyma, nie wspomniawszy nawet słowem o jakimkolwiek młodym mężczyźnie, który pojawi się w pobliżu Elijaha. To nie będzie łatwe. Wiedział, że Spassky właśnie zadeklarował mu wierność i ufał mu, ale gdzieś kiełkowało w nim ziarenko niepewności, które ciągle nakazywało mu wszystko kontrolować.
- Dobrze. - Kiwnął głową i w końcu pozwolił sobie na uśmiech pełen ulgi. Dostał w końcu to, czego najbardziej chciał. Wciąż nie do końca potrafił w to uwierzyć. - Zgadzam się na wszystko.
Chciał go teraz pocałować. Bardzo. Ale Elijah wcale nie wyglądał, jakby miał mu teraz na to pozwolić, co wywoływało u niego coraz większe zniecierpliwienie. Poruszył się nerwowo, patrząc na niego niemal prosząco.
- Chcę, żebyś odpowiadał na moje pytania i przestał mnie zbywać, kiedy ci się wydaje, że wcale nie muszę wszystkiego wiedzieć.


Koss Moss - 2018-10-24, 22:27

Elijah popatrzył na niego długo, zanim odpowiedział. Jeszcze przed chwilą gładził delikatny policzek kciukiem, ale po usłyszeniu pytania przestał to robić. Obaj zamarli na chwilę w przedłużającej się ciszy.
  ― Nie ― padło w końcu. ― Nie masz prawa wymagać, że będę odpowiadał na każde z twoich pytań. Nie zapędzaj się.
Z policzka zsunął powoli dłoń na jego szyję, a potem na klatkę piersiową.
Już teraz wiedział, że będzie ciężko. Nie dlatego, że nie pragnął Louisa. Nie dlatego, że nie potrafiłby go stłamsić. Śmiało przypuszczał, że mógłby to zrobić; że mógłby go złamać i diametralnie zmienić po jakimś czasie, ale byłoby to niezdrowe.
Louis był po prostu taki naiwny, taki niewinny i słodki. Miał tak zupełnie odmienną wizję partnerstwa niż on. Niewypaczony, czysty. Zwykły chłopiec, który zapragnął sobie księcia, a trafił na kogoś, kto ani trochę nim nie był.
Pas został rzucony na łóżko, a zaraz potem opadło na nie popchnięte nagie ciało.
Spassky przysiadł na krawędzi łóżka przy skonsternowanym nastolatku i przesunął palcami po jego szyi.
Czy dzieciak wiedział, na co się pisał? Oczywiście, że nie. Pewnie ciągle myślał, że go zmieni. Ułoży pod siebie. Zrobi z tyrana osobę, która potraktuje go jak równego sobie.
Niedoczekanie – myślał Elijah.
  ― Nadal chcesz się bawić, maleńki? ― mruknął i przesunął wzrokiem w dół jego ciała, ku półsztywnej męskości. ― Chyba jednak tak. Świetnie. W takim razie zabaw się.
Wrócił spojrzeniem do twarzy chłopca i uśmiechnął się kątem warg.
  ― Pokaż mi, jak to sobie robisz, kiedy jesteś sam.


Blake - 2018-10-24, 22:41

Chłopak zmarszczył brwi, bo wcale nie miał na myśli każdego pytania. Chciał po prostu przestać być zbywanym za każdym razem, gdy zainteresował się jakąś kwestią bardziej, niż Elijahowi wydawało się, że powinien. Tak było ciągle i Louisa denerwowało to, bo czuł wtedy, że nie jest traktowany poważnie. Już miał zaprotestować, ale nagle został pchnięty na łóżko i po jego proteście nic nie zostało. Postanowił zostawić na razie tę kwestię, bo wiedział, że kiedyś jeszcze wyjdzie to między nimi. Zapewne wcześniej niż później.
Wydął usta, bo liczył na to, że mężczyzna w końcu go dotknie. Nic takiego się jednak nie stało, więc odetchnął głębiej i przesunął jedną z dłoni na swoje sutki. Potarł prawy, rozszerzając przy tym uda i drugą dłonią sięgając do jąder.
Polizał suche wargi, cały czas patrząc w oczy swojego faceta. Nie wydawał się w ogóle zawstydzony, kiedy powoli przesuwał dłońmi po swoim ciele, pieszcząc najwrażliwsze punkty. Gdy ścisnął mocniej główkę penisa, wydał z siebie głośniejszy jęk i odchylił głowę, eksponując swoją szyję w całej okazałości. Czuł, że jego ciało reagowało, że wszystko to było przyjemne, ale chciał czegoś więcej. Znacznie więcej.


Koss Moss - 2018-10-25, 19:20

Elijah niekoniecznie przejmował się tym, że chłopiec może być zniecierpliwiony, znużony dotykaniem samego siebie, czy też zirytowany jego brakiem uczestnictwa w tych pieszczotach.
Oczekiwał, że jego kochanek będzie pragnął zadowolić go nade wszystko; że odnajdzie rozkosz w staraniach o jego aprobatę, i największą nagrodę w jego uznaniu. Że nie będzie myślał o własnych potrzebach – tylko o nim, o jego pragnieniach, o jego zaspokojeniu.
Louis nie był tym typem chłopca, to było jasne. Louis dużo myślał o sobie. Ale Elijah pragnął w nim widzieć zapatrzonego w niego uległego, tak jak Louis pragnął widzieć w określonej roli jego.
Patrzył, jak Louis się pieści, oczami, w których tliło się pożądanie – perfekcyjnie okiełznane. Wszystko było okiełznane. Nie niecierpliwił się. Czerpał rozkosz z oczekiwania, może nawet większą niż z samego aktu.
  ― Zabaw mnie ― polecił, widząc w ruchach Louisa pewien pośpiech, a może cień irytacji. ― Nie traktuj tego pobieżnie. Chcę, żebyś czerpał przyjemność z zadowalania się na moich oczach.


Blake - 2018-10-25, 23:40

Louis spojrzał na mężczyznę rozszerzonymi oczami i przełknął ślinę. Było coś we wzroku Elijaha, co sprawiało, że jego podniecenie od niego wzrastało. Kiwnął głową i zaczął ponownie badać swoje ciało - tym razem znacznie wolniej i dokładniej. Cały czas starał się utrzymywać kontakt wzrokowy - kiedy szczypał swoje stwardniałe sutki, przesuwał dłonią po całej długości penisa i sięgał aż za jądra, do zaciśniętej dziurki, gdy rozsrzeszył bardziej uda i zgiął nogi w kolanach.
Czuł na sobie lustrujące spojrzenie i miał tylko nadzieję, że mężczyźnie podobał się ten mały pokaz. Bo Louisowi na pewno się podobał, sądząc po przyspieszonym oddechu i jękliwych pomrukach, jakie z siebie wydawał. A kiedy w końcu palce uderzyły w prostatę, ciało chłopaka wygięło się w łuk, całe aż drżące z przyjemności. Nie pamiętał, kiedy pieszczenia samego siebie dało mu tyle przyjemności.


Koss Moss - 2018-10-27, 09:52

To spodobało się Elijahowi o wiele bardziej – i było to widać w sposobie, w jaki rozszerzyły się jego źrenice i rozchyliły usta, nagle tak suche. Przechylił głowę, oglądając ten zmysłowy spektakl przeznaczony tylko dla jego oczu. Patrzył, jak delikatne, młode ciało wygina się w łuk, gdy Louis penetruje swoją małą dziurkę własnymi palcami. Chętnie podarowałby mu coś innego, trochę większego, i patrzył, patrzył dalej, ale nie miał takiej możliwości, nie tutaj.
Sięgnął do krawata i poluzował go, przesuwając końcówką języka po lekko spierzchniętych wargach.
Potem zaś przystąpił do ataku: pochylił się gwałtownie i pocałował Louisa bezpardonowo, chwytając go pewnie za szyję, lecz nie dusząc. W każdej chwili mógł zacisnąć palce i odebrać mu oddech, jednak tego nie robił. Czuł, jak przyspieszone tętno powoduje szybkie, pulsujące ruchy arterii. Obaj doznali przypływu adrenaliny.
Lizał się z chłopcem wręcz ordynarnie, bez śladu skrępowania. Jak zwierzęta. Sięgał głęboko, brał wszystko. A chłopiec wciąż się masturbował, teraz zyskując kolejny silny podniecający bodziec, który mógł mu pozwolić osiągnąć spełnienie.
Elijah przerwał pocałunek i uniósł głowę. Spojrzenie, którym obrzucił twarz młodzieńca, było rozognione. Na jego policzkach królowała teraz czerwień, były gorące. Louis wyglądał podobnie, tylko piękniej, piękniej, jak anioł wyrzucony z nieba, zepsuty, rozpuszczony przez diabły.
  ― Nie pozwoliłem ci dojść ― zauważył i sięgnął do dłoni chłopca, tej, która pracowała na smukłej ptaszynie. Zatrzymał ją, ściskając nadgarstek, i odciągnął. Wyprostował się. ― Nie masz wstydu, zepsuty chłopcze ― skomentował widok, który miał przed oczami. ― Odwróć się na brzuch, ręce i nogi razem, głowa nisko, pośladki w górze; i masz tak na mnie czekać, nie ruszając się ani odrobinę, nie dotykając się, dopóki nie wrócę. Ja cię dotknę, jeżeli udowodnisz, że potrafisz na to zasłużyć.


Blake - 2018-10-28, 17:24

Louis wydał z siebie pełen zawodu jęk, będąc naprawdę na skraju, bo bliskość Spassky’ego przeważyła szalę i prawie przez to doszedł. Pocałunek mężczyzny był tak podniecający i elektryzujący, że gdyby ktoś zapytał go, jak całuje Elijah, to najprawdopodobniej nie potrafiłby odpowiedzieć. Czuł się zawłaszczany już przez same jego usta i uwielbiał to uczucie.
Odetchnął głęboko, patrząc na przystojną twarz mężczyzny. Wiedział, że mu się podoba. Widział to w jego wzroku, a wiedza ta sprawiała mu niebywałą przyjemność. Z lekkim ociąganiem przekręcił się na plecy i przyjął pozycję, jakiej oczekiwał od niego Elijah. Czuł się mocno obnażony, z tyłkiem w górze, ale cierpliwie czekał. Musiał zaciskać dłonie na prześcieradle, żeby się nie dotknąć, bo jego penis aż bolał z potrzeby, ale przygryzł dolną wargę i wytrzymał. Chciał być dobrym chłopcem. Przynajmniej na razie.


Koss Moss - 2018-10-28, 23:32

I był. Był idealny taki posłuszny, tak żywo i wdzięcznie reagujący na wszystkie pieszczoty. Jego śliczny chłopiec, którego miał ochotę rozpieszczać, ale i trzymać krótko.
Wyszedł z mieszkania, zostawiając go na łóżku. Udał się tylko do małej apteki naprzeciwko, żeby kupić lubrykant, który i tak musiał nabyć, i prezerwatywy. Wrócił na górę po pięciu minutach, by zastać swoje maleństwo na miejscu, z pupą wypiętą w górę, z ptaszyną zwieszoną w dół.
Uśmiechnął się kącikiem warg i zbliżył się, a potem przysiadł na łóżku tuż za nim.
  ― Dobry chłopiec. Mam nadzieję, że nie oszukiwałeś.
Pochwalił go, wynagrodził zadowolonym słowem. Uniósł dłoń, by pogładzić napięty pośladek dłonią w rękawicy, której nie zdjął po powrocie.
  ― Będziesz musiał wytrzymać jeszcze trochę.
To mówiąc, pochylił się niżej. I jeszcze niżej. Tak nisko, że owionął szczelinę chłopca oddechem.
  ― Och. Taki zaciśnięty.
Jeszcze trochę niżej – i przesunął powoli wargami i nosem po prawym pośladku, czując, jak młodzieniec cały napina się jeszcze bardziej.
  ― Poproś o swoją nagrodę ― wychrypiał.


Blake - 2018-10-29, 12:21

Kiedy Elijah opuścił sypialnię, a zaraz po tym Louis usłyszał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, poczuł się zaniepokojony. Zmarszczył brwi, ale pozostał w pozycji, nawet jeśli czuł się przy tym śmiesznie, kiedy leżał tak z tyłkiem w górze, będąc samemu w mieszkaniu.
Nie wiedział, po jakim czasie wrócił mężczyzna, ale dla niego trwało to całą wieczność. Gdy w końcu poczuł jego dłoń na swoim pośladku (okrytą w rękawice, ku rozczarowaniu Louisa), drgnął i przełknął ślinę. Był gotowy na wszystko, co Spassky chciał mu dać.
Chłodne wargi przyjął jeszcze większym spięciem i głębszym oddechem. Poruszył tyłkiem prosto przed twarzą mężczyzny, jakby próbował go zachęcić do większego dotyku, i wypiął się jeszcze mocniej.
- Proszę - jęknął, szybkim ruchem języka oblizując suche wargi. - Proszę, chcę poczuć twój język…


Koss Moss - 2018-10-29, 14:47

  ― Jak mógłbym ci odmówić ― powiedział prawie ciepło, po czym zanurkował twarzą między pośladki swojego ślicznego chłopca. Otworzył szeroko usta, wysunął język i przeciągnął nim po całej długości szczeliny, potem zaś uniósł dłoń w skórzanej rękawicy, rozchylił krągłe półkule i otworzył sobie lepszy dostęp do ciasnej mimo rozciągania sprzed chwili dziurki. Rozchylił i ją, naciągając jej krawędzie wskazującym i środkowym palcem. Oblizał zwinnym ruchem języka jej okolicę, a potem przestał się droczyć. Przyssał się do napuchniętego lekko wejścia, liżąc jego zewnętrzną część pieczołowicie, sprawnie, szybko, trochę jak wąż. Louis był tak bardzo podniecony. Czuł to w każdym jego ruchu, w każdym spragnionym jęku. Podobało mu się to, co robił mu Elijah, bez względu na to, jak nieprzyzwoite, nieczyste, wulgarne to było.
Lizał go, nie przejmując się odgłosami, które mogły być dla chłopca odrobinę krępujące. Co jakiś czas mruczał w odpowiedzi na jęk czy sapnięcie. Zachowywał się, jakby kosztował czegoś wyjątkowo smakowitego. I w końcu rozsunął palce mocniej, otwierając dziurkę szerzej. Odsunął się nieznacznie, obrzucił zaczerwienione miejsce spojrzeniem i owionął je gorącym oddechem.
  ― Mmh ― westchnął tylko, wpatrzony w błyszczące mięśnie, i zaatakował ponownie. Tym razem bardzo precyzyjnie i z jawnym zamiarem spenetrowania go tym językiem.
Wwiercił go w maleńką przestrzeń, przedzierając się przez zwarty pierścień mięśni. Posmakował go w środku, a potem zaczął całować równie namiętnie, jak przed chwilą w usta, rozpychając się bez cienia skrupułów. Zawłaszczał sobie kolejną część jego ciała. Kosztował gorliwie i z pasją, tak, jak mógł robić to tylko doświadczony i pewny swych łóżkowych umiejętności kochanek. Ordynarne mlaśnięcia słychać było co chwilę, kiedy wprawny język poruszał się w środku, wysuwał się i wsuwał, wirował przez chwilę na zewnątrz, by zaraz wśliznąć się w dziurkę ponownie, z nowym wigorem i jeszcze głębiej.
I robienie tego dawno już nie sprawiło Elijahowi tak wiele przyjemności. Louis był taki smakowity, młodzieńczy, świeży. I tak wdzięcznie reagował.


Blake - 2018-10-29, 15:59

To nie był pierwszy raz, kiedy Louis poczuł język mężczyzny w tym konkretnym miejscu, ale tym razem było to zupełnie inne uczucie. Wszystko było tak bardzo intensywne, gorące i… wulgarne, że szatyn poczuł się niemalże zawstydzony, słysząc dźwięki, jakie powstawały w kontakcie języka Elijaha z jego wrażliwą skórą. A on z pewnością łatwo się nie zawstydzał, a już na pewno nie wtedy, gdy chodziło o cielesność.
Miał wrażenie, że wszystko w jego wnętrzu płonie. Nie potrafił powstrzymać jękliwych dźwięków, jakie z siebie wydawał, bo to, co działo się w jego tyłku, tylko potwierdzało to, co sądził od jakiegoś czasu - był bardzo wrażliwy w tamtym miejscu, a każdy dotyk odbierał mocniej niż inne. Jego penis stał w pełnej gotowości, z niemal purpurową i ociekającą główką. Louis był pewien, że jeszcze kilka długich, głębokich liźnięć i dojdzie bez dotykania swojego członka.
- Boże - wydusił, oddychając znacznie szybciej niż zwykle.
Leżał z policzkiem przyciśniętym do materaca i starał się powstrzymać uczucie, które narastało w jego podbrzuszu od dłuższego czasu. Kiedy jednak wydał z siebie coś pomiędzy krzykiem a jękiem, a jego ciało zadrgało gwałtownie, wiedział już, że mu się nie udało.


Koss Moss - 2018-10-29, 21:01

Mężczyzna zakończył swoją zabawę kilkoma przeciągłymi liźnięciami i wreszcie odsunął się od sfatygowanej dziurki, która szybko zamknęła się za jego językiem. Klepnął pośladek chłopca – nie na tyle mocno, żeby zabolało – a potem nachylił się i złapał go za kark jak niesfornego psiaka.
  ― Chodź do mnie.
Usiadł swobodnie na krawędzi łóżka i przyciągnął Louisa na swoje kolana. Spojrzał przez ramię na jego obrzmiałą, wracającą już do siebie ptaszynę. Nie sądził nawet, że to może się tak skończyć. Ciągle zapominał, jaki niedoświadczony i gorliwy w reakcjach na pieszczoty jest jego młody kochanek.
Był zbyt rozbawiony, żeby ukarać go za to, że doszedł bez pozwolenia.
Okrytym spodniami kutasem oparł się o jego pośladki i przesunął kciukiem po nagiej piersi kochanka, hacząc o nabrzmiałe sutki. Wsunął nos w zagłębienie szyi i obdarzył delikatną skórę spokojnym pocałunkiem, który pozostawi ślad na najbliższe dni.
Oznaczył go jak swoją własność – ponieważ niewątpliwie będzie go traktował jak swoją własność, skoro Louis tak bardzo się o to prosił – i uśmiechnął się zuchwale kątem warg.
Dał chłopcu chwilę na zrelaksowanie się i odpoczynek, nim poruszył się, ocierając nabitą pałą o jego szczelinę. To nie był koniec, bynajmniej.
  ― Maleńki. Żeby zasłużyć na odpoczynek, musisz jeszcze zadowolić mnie.


Blake - 2018-10-29, 21:19

Louis był trochę zażenowany, bo przecież jak mógł dojść tak łatwo i jeszcze bez dotknięcia swojego penisa? Ale mężczyzna w żaden sposób tego nie skrytykował, dając mu chwilę wytchnienia, co chłopak przyjął z ulgą i leniwym, radosnym uśmiechem. Czuł na swoim tyłku, jak podniecony i spragniony uwagi był Elijah, więc kiedy usłyszał, że koniec odpoczynku, pokiwał gorliwie głową.
- Wiem - wymruczał, wiercąc się na jego kolanach. Cały był rozgrzany, zaczerwieniony i chciał już tylko poczuć pod sobą nagą skórę mężczyzny, który wciąż był w pełni ubrany. - Bardzo chcę cię zadowolić… - Dwuznaczność tego zdania była chyba oczywista dla nich obu, ale Louis nawet się nad tym nie zastanawiał, zbyt skupiony na członku Elijaha, do którego sięgnął, przekręcając się bardziej w bok. Drugą dłonią przesunął po jego klatce piersiowej, zahaczając palcami o maleńkie guziki. - Chcesz moje usta… czy może od razu chcesz mnie pieprzyć?


Koss Moss - 2018-10-29, 21:31

Elijah popatrzył mu prosto w oczy – bez śladu zadowolenia na twarzy, wręcz z pokerowym jej wyrazem.
  ― Na kolana. Pośpiesz się ― odrzekł, nie kryjąc zniecierpliwienia. Należało mu się, miał prawo do tego, by brać, i nie miał zamiaru czekać.
Czas na subtelne podchody dobiegł końca, żadne gierki nie były już potrzebne.
Kiedy Louis zsunął się na podłogę przed nim, mężczyzna rozstawił szerzej nogi, wpuszczając go między nie. Położył dłoń na głowie chłopca, spoglądając na niego z góry.
To było dobre miejsce dla niego – na podłodze u jego stóp, z wypiętą pupą, z błyskiem w oku, zupełnie obnażony.
Upokarzające, zwłaszcza gdy w pełni ubrany Elijah uśmiechnął się z wyższością, sięgając do zapięcia spodni.
  ― Bliżej. Nakarmię cię ― wychrypiał.
Wydobył pałę ze spodni, ale ich nie zdjął. Pozostał w kompletnym odzieniu. Przeciągnął po niej palcami, choć nie było to potrzebne, bo była całkowicie nabrzmiała. Potem zsunął napletek, odsłaniając purpurę główki.
  ― Bliżej ― powtórzył. ― Tak.
Klepnął go lekko kutasem w policzek.
  ― Otwórz usta. Wystaw język.
Kiedy Louis go posłuchał, uderzył kilkakrotnie nabitą pałą o jego narząd smaku, nim ją puścił, oddając młodzieńcowi inicjatywę. Był po prostu ciekaw.


Blake - 2018-10-29, 21:52

Wszystko to, co działo się między nimi, było dla Louisa nowym doświadczeniem. To był jego trzeci kontakt seksualny z mężczyzną, a Elijah od razu rzucał go na głęboką wodę, pokazując mu, jak bardzo bezpośredni i wulgarny potrafi i przede wszystkim lubi być w trakcie seksu. Ale chłopaka to cieszyło, bo chciał starać się dla niego i sprawiać mu przyjemność. Dlatego z ochotą opadł na kolana i pozwolił mu na zachowanie, które Louisowi kojarzyło się jedynie z pornosami.
Kiedy Elijah puścił swojego członka i wyraźnie czekał na inicjatywę chłopaka, ten odetchnął głęboko przez nos i objął dłonią gruby trzon. Przesunął językiem od spodu, na końcu wwiercając się nim w maleńką dziureczkę. Czuł jego słony smak i ostry zapach, od którego kręciło mu się w głowie.
Zaczął od obejmowania ustami samej główki i zasysania się na niej, by następnie przeć dalej, próbując wziąć jak najwięcej. Policzki mu się zapadały, kiedy wciągał w siebie potężnego kutasa, chcąc być w tym jak najlepszy. Wiedział, że jeszcze dużo mu brakuje. Miał problem z rozluźnieniem gardła, ale starał się i był mocno zaangażowany - na ten jeden moment całkowicie zapomniał o sobie i swoich pragnieniach, skupiając się tylko na mężczyźnie i jego przyjemności.


Koss Moss - 2018-10-29, 22:46

Louis udowadniał mu, że potrafi sprostać jego potrzebom, a już z pewnością potrafi włożyć ogromny wysiłek w swoje starania.
  ― Właśnie tak ― wychrypiał, przytrzymując jego głowę. Usta Louisa były tak przyjemnie wilgotne, ciepłe i otaczały go przyjemnie ciasnym tunelem; musiałby nie czuć nic, żeby nie czerpać z tego przyjemności. Wziął głębszy wdech i w końcu przerwał kontakt wzrokowy, wznosząc spojrzenie w górę, ku sufitowi. Louis poruszał głową na jego członku, z każdym ruchem wsuwając go odrobinę głębiej. Przyspieszał i na pewno czuł, że jego starania przynoszą efekty – z dziurki na czubku męskości Elijaha zaczęło wypływać znacznie więcej preejakulatu, którego smak przytłaczał wszystkie inne.
  ― Mmmh. ― Dłoń Elijaha docisnęła głowę chłopca trochę mocniej i unieruchomiła na krótką chwilę. Mężczyzna spojrzał w dół, kiedy przyduszał go swoim fiutem. Zaraz jednak pozwolił, aby Louis się odsunął i złapał oddech. Złapał młodzieńca za podbródek, uniósł mu głowę i pogładził go kciukiem po policzku. Zawiesił wzrok na nitce zmieszanej ze spermą śliny, która łączyła różowe usta z jego męskością. Bezcenny widok. ― Smakuje ci, rozbestwiony chłopczyku? Chcesz jeszcze?


Blake - 2018-10-29, 23:07

Louis uniósł wzrok i oblizał wargi, przerywając językiem nitkę śliny, która łączyła go z penisem mężczyzny. Odetchnął głęboko, cały czerwony na twarzy i pokiwał głową, wciąż dotykając dłonią podstawy członka.
- Tak, proszę - wydusił, zerkając rozgorączkowanym wzrokiem na nabrzmiały organ. Miał mocno czerwone, opuchnięte wargi i oddychał szybciej niż zwykle, ale wciąż było po nim widać, że czuje się dobrze w takiej pozycji - na kolanach, pomiędzy nogami mężczyzny, z twarzą w jego kroczu. I widać też było, że chce zakończyć to, co zaczął; że chce doprowadzić w ten sposób Elijaha do orgazmu. - Jest pyszny.


Koss Moss - 2018-10-29, 23:18

Fascynująca była przemiana tego chłopca. Z zakochanego szczeniaka potrafił się zmienić w małą ladacznicę błagającą, by karmił ją swoim fiutem. Jakby nie marzył o niczym innym. Jakby to był ostatni kutas na świecie.
  ― Więc bierz go ― rozkazał i kiedy Louis znów wsunął go do ust, docisnął jego głowę, zmuszając, by wziął więcej, bardziej, mocniej. Nie bez wyczucia. Nie wepchnął mu go całego do gardła. Po prostu zawsze wymagał odrobinę więcej niż Louis czuł się na siłach mu dać. W ten sposób niebezpiecznie balansowali na granicy wytrzymałości, gdzie przyjemność mieszała się z niepokojem czy wręcz chęcią ucieczki.
Zacisnął wargi, przypatrując się uważnie wędrówce ust chłopca. Każdej jego emocji. Łzom, które płynęły po policzkach, gdy brakowało powietrza. To był spektakularny widok, młodzieniec nawet nie zdawał sobie sprawy, jak zachwycający jest, kiedy to robi. Jak naturalny. Jakby go do tego stworzono.
Patrzył na te wypchane policzki, patrzył na półprzytomne oczy. Oddychał szybciej, serce biło mu żywiej. Ale to było za mało, za mało. Czerpał z tego rozkosz, jednak potrzebował czegoś znacznie intensywniejszego, znacznie bardziej dzikiego.
  ― Przestań myśleć o tym, jak wyglądasz ― wymruczał nisko. ― Zapomnij o wszystkim i pieprz się nim. Zaszalej.


Blake - 2018-10-29, 23:47

Bolała go już cała szczęka. I nogi. Nie wiedział, jak długo znajduje się na kolanach, ssąc z zaangażowaniem penisa Elijaha, ale z pewnością nie trwało to krótko. Wciąż jednak nie dostał tego, czego pragnął najbardziej, czyli orgazmu mężczyzny. Już zauważył, że Spassky potrzebuje czegoś więcej; że zwykły seks go nie zadowala, ale nie miał pojęcia, jak ma mu to dać. Chciał być dla niego najlepszy, chciał dać mu spełnienie, ale zaczął powoli wątpić w swoje możliwości, kiedy wypuścił z ust naprężonego, cieknącego członka, któremu wciąż było mało.
Uniósł trochę pytający i zagubiony wzrok, patrząc na twarz mężczyzny, ale nie otrzymał żadnej podpowiedzi. Puścił więc jego członka i ułożył dłonie na udach Elijaha, żeby się podeprzeć. Następnie odetchnął głęboko i pochylił się gwałtownie, ponownie biorąc członka w usta. Poruszał szybko głową, nie przejmując się bolącym gardłem i faktycznie zaczął się nim pieprzyć, jakby kutas mężczyzny znajdował się w zupełnie innym miejscu. Raz po raz zmieniał kąt i wypychał któryś z policzków gorącym organem, mając nadzieję, że tym razem się uda. Był gotów się poddać, jeśli Spassky w końcu nie dojdzie. Nie miał już siły.


Koss Moss - 2018-10-30, 00:02

Wymęczył go. Wymagał więcej niż Louis mógł mu dać. A jednak chłopiec się nie poddawał. Starał się, mimo zmęczenia, dyskomfortu, może nawet bólu. I rzeczywiście, przestał w końcu dbać o to, by zachować twarz, by utrzymać się w ryzach samokontroli. Pozwolił, by go poniosło. Pieprzył się jego kutasem w usta, jakby stracił rozum. Nie przejmował się już odgłosami, które temu towarzyszyły.
Elijah oddychał ciężko, jakby właśnie przebiegł sprintem sporą odległość. Nie odrywał wzroku od Louisa. Przepięknie upodlony. Taki bezsilny. Wymęczony. Przepiękny.
  ― Dość ― zażądał w końcu.
Popatrzyli na siebie. Chłopiec był chyba zagubiony, może trochę zrezygnowany. Ale Elijah był bardzo, bardzo zadowolony. Chociaż mógłby, gdyby to potrwało jeszcze chwilę, nie chciał jednak dojść w jego usta albo na twarz.
Miał ochotę go zerżnąć, więc go zerżnie.
Złapał go za szyję i przyciągnął na swoje kolana. Chwycił paczkę z prezerwatywą. Otworzył ją zębami, patrząc na zmęczoną buźkę młodzieńca. Będzie musiał przyzwyczaić się do tego, że ich numerki nie zawsze będą szybkie.
Uśmiechnął się, obnażając kieł.
Mógł go przelecieć nawet, jeśli Louis miał siłę tylko rozłożyć dla niego nogi.
Naciągnął gumkę i sięgnął po lubrykant. Włożył go w dłoń chłopca i usiadł wygodniej, opierając się dłońmi o materac. Jednocześnie nachylił się do jego ust, by posmakować siebie samego w długim, głębokim i trochę spokojniejszym pocałunku.


Blake - 2018-10-30, 00:17

Opadł na niego całym ciężarem ciała, wtapiając się w ten spokojny pocałunek z wyraźnym brakiem siły na jakikolwiek ruch. Od początku myślał o tym, że chce poczuć mężczyznę w sobie, nie mógł wręcz się tego doczekać, ale teraz nie wiedział, czy znajdzie w sobie siłę, żeby w ogóle się ruszyć. Chciał, żeby Elijah spuścił mu się do gardła i żeby położyli się razem, aby odpocząć. Jak zwykle jednak mężczyzna miał inny plan, więc Louis otworzył lubrykant, wylał sporo na dłoń i rozsmarował go na penisie, którego przed chwilą ssał.
Członek chłopaka był na wpół twardy, ale nawet on wydawał się odczuwać zmęczenie tego drobnego ciała. Szatyn jeszcze się nie skarżył, ale zaczynały boleć go plecy.
- Nie mam siły - przyznał, kiedy skończył rozprowadzać lubrykant po całej długości penisa. Przesunął opuchniętymi wargami po jego policzku, aż dotarł do małżowiny ucha. - Więc po prostu mnie przeleć.


Koss Moss - 2018-10-30, 00:29

  ― Wiem ― wyszeptał wprost do jego ucha. ― Zamierzam.
A potem chwycił go jedną dłonią za pośladki i wstał, drugą ręką podtrzymując plecy chłopca. Podszedł z nim do ściany, przyparł do niej mocno i pocałował go znów, odbierając mu tchnienie. Palcami nakierował kutasa we właściwe miejsce i po prostu pozwolił, by ciało chłopca się na niego zsunęło.
Mięśnie stawiły opór, ale nie tak wielki, jak na początku. Louis rozciągnął się przecież, przygotował na niego.
  ― Oaach… ― wydusił mężczyzna, przerwawszy pocałunek, i przycisnął wargi do spoconej szyi kochanka. Uczucie było obłędne. Lou przywitał go niesamowitą ciasnotą, gorącem i gładkością drżących mięśni.
Wśliznął się w niego głęboko i zatrzymał, pozwalając, by dzieciak przyzwyczaił się do dyskomfortu.
Dla rozluźnienia obcałowywał i podgryzał jego szyję, znacząc ją zapewne kolejnymi śladami – nie dbał o to zupełnie.
Poprawił swoją pozycję i złapał chłopca oburącz za pupę, dając mu się oprzeć o ścianę. Louis owinął się wokół niego ciasno, zaciskając na nim kurczowo.
Elijah przycisnął usta do jego ramienia, do kości obojczykowej, i podrzucił go lekko, wykonując biodrami pchnięcie. Zaczął powoli, ale dość szybko zwiększał tempo, zachęcony odgłosami, jakie wydawał z siebie młodzieniec.
Co jakiś czas podciągał jego udo wyżej albo podrzucał go mocniej, kiedy zmęczony chłopiec osuwał się w dół, nie mając siły podciągnąć na jego szyi. Obnażył kieł i wrócił wargami do delikatnych ust. Spił słodkie jęki, spił zduszone okrzyki. Zdławił je językiem.
Wiedział już, że to nie potrwa tak długo, jak chciałby. Stęknął i cofnął się chwiejnie z kochankiem na rękach, cały czas go rżnąc. Przeciął pomieszczenie i posadził dzieciaka na szafce, nawet się z niego nie wysuwając.
Teraz mógł oprzeć się o mebel i znacznie przyspieszyć. Doprowadzić się do spełnienia tym ciasnym tyłeczkiem.
Już czuł nadchodzący orgazm podbrzuszu.


Blake - 2018-10-30, 00:44

Louis sądził, że zostanie po prostu rzucony na łóżko i doszczętnie przerżnięty, ale powinien spodziewać się, że przy tym mężczyźnie nic nie kończyło się tak prosto. Kiedy wylądowali przy ścianie i Elijah zaczął go pieprzyć, chłopak nie mógł powstrzymać cichego okrzyku. Podniecenie znów zaczęło wypełniać jego drobne ciało, bo przecież to była jedna z jego fantazji. Śnił o tym, jak Spassky, ubrany w jeden ze swoich garniturów, pieprzy go przy ścianie, całkowicie go dominując i przytłaczając swoją osobą. A teraz faktycznie się to działo. Jakby czytał mu w myślach.
Kiedy jego tyłek wylądował na szafce, owinął się wokół niego całym ciałem, przyciskając się do niego i jęcząc mu tylko bezsilnie w ramię. Nie miał pojęcia, skąd mężczyzna znajdował w sobie tyle energii, ale Louis był tak wyczerpany, że nawet kiedy dochodził, a jego ciało wyginało się w łuk, czuł się maksymalnie wyczerpany.


Koss Moss - 2018-10-30, 00:56

Chłopiec wygiął się w spektakularny łuk, a Elijah warknął wściekle, obnażając kieł, i zaczął go rżnąć jeszcze mocniej, jeszcze brutalniej. Jego jądra zderzały się z trzaskiem z obolałymi pośladkami w niewiarygodnym tempie, które sprawiło, że Spassky dyszał jak zwierzę, zapominając o całym świecie, a skupiając się na ekstatycznych doznaniach.
I w końcu stało się, w końcu – przyciskając otwartą dłonią klatkę piersiową dzieciaka – warknął ostatni raz, szarpnął biodrami i rozlał się w prezerwatywie, przez krótką chwilę przed oczami mając tylko gwiazdy.
Wykonał jeszcze klika ostatnich, wolniejszych pchnięć, jakby próbował przedłużyć to uczucie, zachować je – bezskutecznie – i w końcu pochylił się, zziajany i spocony, by wsunąć twarz w szyję kochanka.
Wyczerpało go to. Z nich dwóch to on podjął znacznie większy wysiłek. Regularne uprawianie sportu owocowało jednak tym, że mógł sobie na to pozwolić.
Wysunął się w końcu z już nie tak ciasnej dziurki i w ostatniej chwili podtrzymał prezerwatywę przed ześliźnięciem się z wiotczejącego penisa. Zdjął ją, wyprostował się i zawiązał ją machinalnie. Otarł pot z czoła i wyszedł na chwilę z pokoju, udając się do kuchni, by wyrzucić gumkę i wziąć wodę.
Wracając, rozpiął koszulę i rzucił ją niedbale na fotel. Potem złapał Louisa za biodra i pociągnął do siebie; wziął na ręce i zaniósł go do łóżka, domyślając się, jak bardzo jest wyczerpany i obolały.
Dopiero wtedy rozebrał się do naga i położył obok, zamykając drobne ciało w objęciach. Leżeli w pozycji na „łyżeczkę”. Elijah wtulał nos w spocony kark Louisa i wdychał jego naturalny zapach.
Nic mu nie powiedział, chyba nie musiał.
Wreszcie odpoczywali.


Blake - 2018-10-30, 01:07

Louis leżał tak, jak położył go mężczyzna, nie mając siły, żeby ruszyć nawet palcem. Zaraz też wtulił się w gorące ciało, które przylgnęło do jego pleców, ciesząc się na taką oznakę czułości. Uśmiechnął się leniwie, z radością, w końcu czując w klatce piersiowej znajome ciepło, które znów wypełniało go od środka.
- To były moje najlepsze urodziny - powiedział w końcu, przerywając komfortową ciszę. - Dziękuje.
Było idealnie. Został zabrany na świetną kolację, dostał kilka wspaniałych prezentów (łącznie z fenomenalnym seksem na koniec) i leżał na łóżku z mężczyzną, którego kochał i który zadeklarował mu wierność. Czy mogło być lepiej?
- Nie mam pojęcia, skąd bierzesz na to siłę… - zaczął, nawiązując do tego, co razem przed chwilą wyprawiali. - Ale jeśli zawsze będzie tak to wyglądało, to w końcu padnę przez seks. - Roześmiał się, choć wiedział, że jego kondycja była godna pożałowania. W końcu to on był młodszy i to on powinien mieć w sobie więcej energii. A przynajmniej tak mu się wydawało.


Koss Moss - 2018-11-01, 16:24

Wszystko wydawało się w porządku – poza tym, że Elijah nadal nie zdecydował się dzielić z chłopcem żadnych swoich życiowych trosk i traktował go głównie jak kochanka, przyjemną odskocznię od zwykłego życia.
Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie, kiedy wychodził do innego pomieszczenia, a czasem nawet z mieszkania, żeby prowadzić tajemnicze rozmowy telefoniczne. Wynagradzał to jednak randkami i upominkami, i zdawał się już nie liczyć z tym, że ktoś może ich gdzieś razem zobaczyć.
Podobnie traktował kiedyś Marka.
W międzyczasie plotki nie cichły. Znajomi z klasy zasypywali Louisa pytaniami, a wynikało to pewnie z długiego języka Jareda. Powrót do szkoły może być dla niego trudny.
Na razie jednak zbliżał się Sylwester. Jego temat wyszedł dzień wcześniej – Elijah sam go zainicjował.
  ― Umówiłeś się już z kolegami? ― zapytał.
Siedzieli w jego salonie, mężczyzna pracował z laptopem na kolanach, a Louis oglądał film. To mogło rozczarować, że Elijah odmówił mu wspólnego seansu, choć przecież zgodził się na wspólny wieczór.


Blake - 2018-11-01, 18:21

- Um… Właściwie to nie. - Skrzywił się na myśl o kolegach z klasy i pytaniach, jakie od nich dostawał. Każde z nich było dowodem na to, że Jared nie zachował dla siebie tego, co zobaczył w parku. - Nie do końca wyobrażam sobie pójścia na imprezę z tym wózkiem i męczenie się tam. W tym roku chyba sobie odpuszczę.
Wózek nie był oczywiście jedynym powodem, ale Elijah nie musiał o tym wiedzieć. Zresztą, Louis nie czuł się zobowiązany, żeby o wszystkim go informować, skoro mężczyzna niczego mu nie mówił. Było to drażniące, bo minęło dopiero kilka dni, od kiedy zaczęli być razem, a chłopak już widział, że ich relacja nie uległa jakiejś szczególnej zmianie. Sypiali ze sobą, ale poza tym nie zawsze czuł, że teraz są partnerami.
- A ty masz jakieś plany? - zapytał, patrząc krzywo na laptopa, który pochłaniał uwagę Spassky’ego, choć mieli ten wieczór spędzić razem. Inaczej to sobie wyobrażał, ale wolał zachować to dla siebie, żeby znów nie wywołać jakiegoś spięcia pomiędzy nimi.


Koss Moss - 2018-11-01, 18:58

Spassky podniósł na niego trochę zmęczony wzrok – odczuwał jakiś rodzaj troski o Louisa i martwiło go, że chłopiec jest kompletnie odseparowany od znajomych. Nie przypominał sobie, aby młodzieniec kiedykolwiek wspominał mu o jakimś przyjacielu czy przyjaciółce teraz, gdy jego bliska znajomość z Jaredem okazała się mieć raczej burzliwy finał.
  ― Tak, biorę udział w bankiecie w towarzystwie znajomych z różnych kręgów. Sami starzy nudziarze dla takiego chłopca jak ty. ― Uśmiechnął się oszczędnie. ― Powinieneś coś sobie zaplanować. Chłopiec w twoim wieku potrzebuje znajomych. Nie masz nikogo, z kim mógłbyś spędzić tę noc? Może urządzisz przyjęcie u siebie.


Blake - 2018-11-01, 20:32

Louis spojrzał na niego żywiej, choć nie do końca zaskoczony. Spodziewał się, że mężczyzna może mieć już jakieś plany. Niezbyt przyjemne było jednak myślenie o tym, że dowiaduje się o nich dzień przed Sylwestrem. I zapewne nic by nie wiedział, gdyby nie zapytał.
- Na takie bankiety chyba nie chodzi się samemu, nie? - Nie chciał brzmieć na podejrzliwego, bo obiecał, że nie będzie wypominał mężczyźnie znajomości z innymi, ale chciał wiedzieć, z kim Elijah zamierza spędzić ostatni dzień w roku. Wydawało mu się, że ma do tego prawo. - A mną nie musisz się przejmować. Nie zamknę się w mieszkaniu i nie zacznę unikać kontaktu z ludźmi. - Wywrócił oczami, uśmiechając się z rozbawieniem.


Koss Moss - 2018-11-01, 20:49

Spassky przechylił lekko głowę i wrócił spojrzeniem do ekranu komputera. Przez chwilę milczał, coś pisząc, nim w końcu uśmiechnął się kącikiem warg.
  ― Raczej tak, Louisie. Miałem się tam wybrać z moją seminarzystką ― powiedział ― ale dowiedziałem się dziś, że to już nieaktualne. Prawdę mówiąc, rozważałem zaproszenie tam ciebie, teraz jednak wydaje mi się, że koszmarnie byś się tam wynudził.
Łypnął na chłopca, który wydawał się dość zaskoczony tym wyznaniem.
  ― Środowisko naukowe jest specyficzne. Nie każdy się w nim odnajduje. Oni są obrzydliwie wyczuleni na pewne konwenanse.


Blake - 2018-11-01, 21:33

Oczy Louisa przybrały komiczny wyraz, kiedy spojrzał z niedowierzaniem na swojego kochanka.
- Chciałeś zabrać mnie…? - wydusił, nie myśląc nawet o tym, że on powinien być pierwszym wyborem mężczyzny, a nie jakaś kobieta. - Serio?
Teraz już całkowicie stracił zainteresowanie filmem, w którym zgubił wątek już jakiś czas temu. Przysunął się bardziej do Elijaha, kładąc dłoń na jego ramieniu. Chciał się do niego przytulić, ale nie chciał też przeszkadzać mu w pracy.
- I… I nie wstydziłbyś się mnie? - zapytał, patrząc na niego z nadzieją. - No wiesz, przez różnicę wieku i to, że nie jestem tak mądry…
Wizja wybrania się na taki bankiet wcale nie odstraszała Louisa. Zdawał się wręcz aż za bardzo podekscytowany tym, że Elijah chciał się z nim pokazać. Jakby miało to być dowodem czegoś prawdziwego między nimi.


Koss Moss - 2018-11-01, 21:44

  ― Jeśli będziesz tak o sobie mówił, pomyślę, że cię przeceniłem, Louisie ― skarcił go, nie wykonując żadnego czułego gestu w jego stronę. Wyraźnie miał z nimi problem, jeśli w kontekście nie było seksu. Tak, jakby czuły dotyk był zarezerwowany tylko na te krótkie chwile odpoczynku po zbliżeniu. ― Jesteś jeszcze bardzo młody, to prawda, i nie miałeś okazji się jeszcze zbyt wiele naczytać, ale masz w sobie potencjał, dzięki któremu w przyszłości możesz zajść daleko. I jeszcze dużo czasu, by zaciekawić się tego typu przyjęciami. Spodziewałbym się raczej, że wybierzesz nadużywanie alkoholu z przyjaciółmi. Sam pewnie zrobiłbym to na twoim miejscu ― zakończył z cieniem uśmiechu.

Blake - 2018-11-01, 22:41

- Czy to dziwne, że chciałbym spędzić ten czas z tobą? - Oparł podbródek na jego ramieniu, niezrażony brakiem czułości z jego strony. - Minęło dopiero kilka dni, odkąd zgodziłeś się dać temu szansę… Chciałbym się tym nacieszyć.
Nie wiedział, czy na takim przyjęciu czułby się dobrze i czy nie okazałoby się to tak nudne, jak przedstawiał to Elijah, ale chciał spędzić Sylwestra z nim. Chciał dostać ten przereklamowany, noworoczny pocałunek. I nie chciał, żeby mężczyzna szedł z kimś innym.
- Mam dość alkoholu po tym, co stało się na wycieczce. - Skrzywił się. - Trochę też odechciało mi się picia z kumplami...


Koss Moss - 2018-11-02, 20:25

Zaśmiał się, dobrze pamiętając, jak skończyła się ostatnia popijawa, w jakiej Louis wziął udział. Gdyby nie to, że go wtedy krył, chłopiec miałby poważne kłopoty. Kto wie, czy nie przekreśliłyby jego przyszłości w tej szkole – i w jakiejkolwiek innej porządnej placówce.
  ― Jasne ― skwitował oszczędnie. ― Jutro sprawię ci jakiś garnitur. ― Było to potwierdzenie: Elijah nie powiedział tego wprost, ale ewidentnie zamierzał zabrać młodzieńca na ten bankiet. ― Muszę wracać do pracy ― uciął w końcu i odsunął od siebie chłopca stanowczym, ale delikatnym gestem. ― Jeżeli ten film cię nudzi, wypożycz sobie inny. Jeśli będziesz mnie rozpraszał, wydłużysz mój czas pracy, a chyba nie na tym ci zależy.


Blake - 2018-11-02, 21:41

Louis był zbyt zaskoczony tym, że Elijah naprawdę chciał zabrać go ze sobą, by zareagować jakoś wyraźnie na to, jak mężczyzna odsunął go od siebie, znów przekładając pracę ponad niego. Nie mógł uwierzyć, że Spassky chciał pokazać go przed swoimi znajomymi; że się go nie wstydził. I w tym pełnym zaślepienia szczęściu nawet przez myśl mu nie przeszło, co mogą pomyśleć sobie goście bankietu, widząc Elijaha z tak młodym kochankiem.
- Um… dobra. Obejrzę ten do końca…
***
Obrócił się, przyglądając się swojemu odbiciu ze zmarszczonymi brwiami.
- Jak wyglądam? - zapytał, zerkając ponad ramieniem na swojego starszego kochanka. - Dobrze leży? Jakoś nie jestem przekonany, a ten wózek… Nie wiem, głupio się czuje. - Skrzywił się, znów pokazując po sobie oznakę niepewności, której z pewnością nie można by znaleźć na jego obliczu jeszcze kilka miesięcy wcześniej.


Koss Moss - 2018-11-02, 22:01

Elijah przyjrzał mu się w lustrze z góry, stojąc tuż za nim, z dłonią na oparciu wózka.
  ― Jak milion dolarów ― odparł swobodnie, wyraźnie zadowolony. ― Przyćmisz każdego swoją urodą. Naprawdę, czym ty się martwisz?
Wydawał się nieco rozbawiony, że Louis wydawał się bardziej przejęty własnym wyglądem niż tym, że może nie udać mu się złapać kontaktu ze znajomymi Elijaha z „wyższych sfer”.
Sięgnął dłonią do szyi chłopca i pogładził ją lekko.
  ― Z kimkolwiek byś nie rozmawiał, Louisie, prosiłbym, abyś zachował naturę naszej relacji dla siebie ― dodał. ― Ludzie nie muszą wiedzieć o wszystkim. Rozumiemy się, tak? Ale muszę chyba zatroszczyć się, żebyś przez cały wieczór był wystarczająco dopieszczony?
Palcami odchylił głowę dzieciaka i nachylił się, by złożyć na różanych wargach odwrócony pocałunek, uśmiechając się przy tym oszczędnie i odrobinę zuchwale.


Blake - 2018-11-02, 22:24

Louis uśmiechnął się szeroko, słysząc komplement, ale wyraz jego twarzy zaraz zmienił się, kiedy usłyszał dalsze słowa mężczyzny. Nawet pocałunek nie zmienił zdziwienia, które wykwitło na jego twarzy.
- To… jako kogo mnie tam zabierasz?
Miał wrażenie, że się wygłupił. Oczywiście, że Elijah nie chciał go przedstawiać jako swojego kochanka. Pewnie nikt nie zaakceptowałby wśród jego znajomych takiej relacji. Bogaty starszy mężczyzna i nastolatek... Nie, to nie mogło wyglądać dobrze. Tylko Louis zastanawiał się, w charakterze kogo miał się tam w takim razie pojawić.
- W porządku - mruknął, pochylając głowę.


Koss Moss - 2018-11-02, 22:54

Elijah uniósł lekko głowę, oddzielając ich usta.
  ― Jako mojego pięknego, młodego kochanka, oczywiście ― odpowiedział spokojnie. ― Ale ta wiedza nie jest nikomu do szczęścia potrzebna. W tym środowisku wyraźnie oddziela się sprawy prywatne od publicznych, zobaczysz wiele par, ale nigdy nie odgadniesz, kto właściwie przyprowadził partnera, a kto dobrą znajomą. I nie jest to nic, co musiałoby powodować takie ponure miny, Louis. Obwieszczenie całemu światu z kim sypiasz byłoby po prostu niekulturalne… by nie rzec grubiańskie.
Wyprostował się i sięgnął po nowiutki płaszcz, który sprezentował swojemu chłopcu razem z garniturem, dotąd bowiem Louis wciąż chodził w liczącej wiele lat kurtce. Ale teraz nie musiał się martwić o pieniądze. Wielu złośliwie powiedziałoby, że znalazł sobie sponsora.
Poniekąd tak było, Elijah zachowywał się jak jego sponsor. Kupował mu prezenty, zaspokajał potrzeby materialne, a w zamian miał seks.
Mężczyzna oderwał metkę i wygładził materiał płaszcza.
  ― Zakładamy.
Pomógł chłopcu przełożyć ręce przez rękawy, a potem podniósł go, by wyprostować materiał odzienia. Na końcu klęknął i założył Louisowi buty, chowając te śmieszne skarpetki, i spojrzał na kochanka z dołu.
  ― Lou, chciałeś, żebym cię całował przy innych? ― zapytał pobłażliwie, chyba mało przejęty. ― To nie jest takie środowisko, sam zobaczysz.


Blake - 2018-11-02, 23:08

Louis zwiesił ramiona, znów czując się zbesztanym. Oczywiście, że nie wiedział, jak ludzie zachowują się na tego typu przyjęciach, bo nigdy na takich nie bywał. Teraz jednak zaczął zastanawiać się, czy w ogóle się tam odnajdzie. Chciał spędzić więcej czasu ze swoim facetem, ale już czuł, że może być to trudniejsze, niż mu się wydawało.
- Nie. - Pokręcił głową, uśmiechając się kątem ust, żeby nie pokazać swojego zagubienia. - Może tylko trochę liczyłem na ten słynny, noworoczny pocałunek…
Wychylił się do przodu i cmoknął go szybko w usta, kończąc tym samym temat ich rozmowy. Czuł, że zaczyna się stresować, a to nie zdarzało się zbyt często.
- Nie powinieneś kupować mi tylu rzeczy - mruknął, raz jeszcze zerkając na swoje odbicie w lustrze. Płaszcz był bardzo stylowy i z pewnością nie najtańszy, a Louis wcale nie czuł się lepiej, mając na sobie tak kosztowne rzeczy. Miał wrażenie, że z każdym kolejnym prezentem powiększa swój dług u mężczyzny i pewnie nigdy nie będzie w stanie go spłacić. - I tak za dużo już na mnie wydałeś.


Koss Moss - 2018-11-02, 23:59

Elijah założył swój płaszcz i popchnął wózek do wyjścia. Weszli do windy i dopiero tam mężczyzna kontynuował temat.
  ― Pieniądze nie grają dla mnie aż tak dużej roli, Louisie. Mam ich dość, by móc kupić ci coś ładnego od czasu do czasu. A ty ich potrzebujesz. Choćby po to, żeby nie chodzić ze mną na przyjęcia w starej bluzie. I dokończyć edukację.
Wyraził się niepokojąco stanowczo, jakby już zaplanował Louisowi przyszłość. Pewnie miałby sporo do powiedzenia na temat kierunku, który jego zdaniem młodzieniec powinien studiować. Z każdym kolejnym dniem te apodyktyczne cechy Elijaha stawały się coraz bardziej widoczne, a być może nieco uciążliwe.
Wyszli na zewnątrz. Z nieba obficie prószył śnieg. Skierowali się do samochodu i Elijah standardowo już pomógł Louisowi zająć miejsce i zapakował wózek do tyłu.
Zasiadł za kierownicą i uśmiechnął się kątem warg do nastolatka, patrząc na jego zarumienione policzki.
  ― Lubię, kiedy się cieszysz z tych prezentów ― dokończył. ― Nie to co rozpieszczone dzieciaki w twoim wieku.


Blake - 2018-11-03, 00:12

- No właśnie - od czasu do czasu, a nie ciągle - jęknął, wiedząc już, że dyskusja ta jest z góry skazana na porażkę. Kiedy Elijah brzmiał w ten sposób, zawsze wszystko było tak, jak sobie zaplanował. Mimo to Louis dalej brnął w ten temat, nie chcąc tak łatwo się poddawać. - To piękne prezenty, przyznaję. Ale… Nie zawsze czuje się z tym komfortowo, Elijah. Żyję za twoje pieniądze i to wcale nie jest fair, a do tego te wszystkie kosztowne rzeczy… To, um… nie wygląda zbyt dobrze.
Oparł głowę o zagłówek i zapatrzył się na krajobraz za oknem, kiedy ruszyli. Wciąż pamiętał rozmowę z Mattem, który odwiedził go dzień po jego urodzinach. Z Mattem, który zobaczył ślady na szyi Louisa i uznał jego relację z Elijahem za coś zbliżonego do sponsoringu, a nie związku, jak myślał o tym młodszy chłopak. Pokłócili się wtedy i od tego czasu nie rozmawiali, ale Louis coraz bardziej widział, że z boku faktycznie mogło tak to wyglądać.


Koss Moss - 2018-11-03, 00:34

Elijah pokręcił lekko głową, marszcząc nieznacznie brwi.
  ― Słyszę w twoich ustach słowa kogoś innego, chłopcze. Kto był taki mądry, ten twój Matthew? Jak sądzę, chętnie uwolniłby cię spod mojego okrutnego jego zdaniem jarzma. Bądźmy poważni, Louisie. Niech mówią, że wyrwałeś starego faceta dla kasy. Nic ci nie udowodnią.
Zatrzymał samochód na czerwonym świetle i wyciągnął dłoń, by zwrócić twarz dzieciaka ku sobie.
  ― Źle bym się czuł, gdyby mój chłopiec nosił jakieś stare ubrania, mieszkał w melinie i pracował w podrzędnej knajpie za parę centów. To dla mnie żaden problem, żeby zapewnić ci odpowiedni standard. Jeżeli chcesz się odwdzięczyć, skup się na swojej edukacji.


Blake - 2018-11-03, 00:50

- Mhm - zamruczał w odpowiedzi, choć nie wydawał się przekonany. On wolałby jednak pracować w tej podrzędnej knajpie, byleby mieć jakieś własne grosze. Nie chciał się jednak o to kłócić, a miał wrażenie, że dalsze ciągnięcie tego tematu może się tak właśnie skończyć.
Złapał nadgarstek mężczyzny i przytrzymał jego dłoń w miejscu, żeby wtulić się w nią policzkiem, łasy na każdą czułość ze strony kochanka. Czasem, kiedy przypominał sobie swoje zachowanie sprzed kilku miesięcy, nie poznawał sam siebie. Bardzo się zmienił i niekiedy nie potrafił w pełni powiedzieć, czy były to dobre zmiany, czy może wręcz przeciwnie.
- Zaczynam się trochę denerwować - przyznał szczerze, kiedy światło zmieniło się na zielone i Elijah zabrał dłoń. - Ale będę grzecznym chłopcem, obiecuje. Będziesz ze mnie zadowolony.
Kiedy zbliżali się do miejsca, w którym miał odbyć się bankiet, Louis przełknął zauważalnie ślinę, zestresowany. A gdy ujrzał pierwszych gości i samochody, jakimi przyjechała część towarzystwa, od razu poczuł, że to nie był jednak dobry pomysł. Elijah od początku przytłaczał go swoją inteligencją i statusem majątkowym, a spędzanie czasu w sali pełnej podobnych mu osób… Czemu wcześniej o tym nie pomyślał?


Koss Moss - 2018-11-04, 21:38

Elijah popchnął wózek w stronę podjazdu dla niepełnosprawnych. Nie wydawał się skrępowany swoim towarzystwem, nawet jeżeli już przed wejściem przyciągali zaciekawione spojrzenia przepięknie ufryzowanych dam w kreacjach za tysiące i odzianych w drogie garnitury panów.
  ― Zrelaksuj się ― powiedział Spassky, kiedy już złożył podpis na liście w holu. Przyjęcie odbywało się bowiem w nowoczesnym pałacu pełnym dzieł sztuki i wielkich żyrandoli z kryształkami. Nie było to miejsce, w którym łatwo było się odprężyć.
  ― Elijah! ― bardzo szybko podszedł do nich jakiś starszy mężczyzna, który mógł mieć pięćdziesiąt lat. ― Podmieniłem tabliczki, żebyś mógł usiąść obok mnie i mojej małżonki.
  ― Dobry wieczór. To Louis Reid, mój młody towarzysz. Być może twój przyszły student. Louisie. To profesor William Burghes.
  ― Dobry wieczór! ― Profesor Burghes przywitał się z chłopcem, wyciągając życzliwie dłoń. Nie patrzył krzywo i wcale nie zapytał, kim Louis jest dla Elijaha.
  ― Powinniśmy pozbyć się okryć ― zauważył Spassky. ― Za chwilę do was dołączymy.


Koss Moss - 2018-11-04, 22:40

Nie tu xd

Blake - 2018-11-04, 23:52

Louis rozglądał się po tym drogim, pięknie urządzonym miejscu szeroko rozwartymi oczami. Teraz doskonale widział, jak wielka przepaść dzieliła jego i Elijaha. Nie chodziło tylko o wiek czy inteligencję, ale też o sfery, z jakich pochodzili. To były inne światy. A Spassky zabrał go ze sobą, do swojego świata, zupełnie nie przejmując się tym, co mogą pomyśleć sobie inni. Nic więc dziwnego, że Louis znów poczuł znajome ciepło w piersi i nieco rozmarzonym wzrokiem patrzył na swojego starszego kochanka.
Przywitał się grzecznie z profesorem, trochę onieśmielony. Wątpił, by kiedykolwiek miał być studentem właśnie tego mężczyzny, ale nic nie powiedział. Kiedy znaleźli się sami, z pomocą Elijaha ściągnął z siebie płaszcz i uśmiechnął się nerwowo.
- To nie jest takie proste - mruknął mało precyzyjnie. - Zrelaksowanie się. W tym miejscu. - Dodał i zagryzł dolną wargę.
W całym swoim zaślepieniu nie dostrzegał, że choć Spassky zabrał go ze sobą na tak wyszukane przyjęcie i nie wstydził się go, to jednak na co dzień wciąż nie traktował go jak partnera. Można było tylko zastanawiać się, jak długo zejdzie mu dojście do tego, że niewiele tak naprawdę różni się od Marka, z którego tak bardzo sobie kpił.


Koss Moss - 2018-11-05, 00:34

Mark też z pewnością bywał z Elijahem w wielu miejscach. Louis wiedział, że mężczyzna pokazywał się z nim w miejscach publicznych. Może więc dla Spassky'ego to wcale nie miało większego znaczenia. Nie tak wielkiego, jak dla Louisa.
Elijah popchnął wózek na główną salę, gdzie przy okrągłych stolikach zastawionych przekąskami stały krzesła. Na blatach rozstawiono eleganckie tabliczki. Przy stoliku, do którego podszedł Elijah (wcześniej przywitawszy się z przynajmniej tuzinem osób), dwie były opatrzone nazwiskami mężczyzn, a dwie wymownym "osoba towarzysząca".
Elijah odsunął jedno z krzeseł i pomógł Louisowi na nim usiąść (wózek był trochę za niski), zanim sam zajął miejsce. Machinalnie poprawił młodzieńcowi krawat i wygładził jego marynarkę.
  ― A więc, Louisie ― stosunkowo młoda żona profesora Burghesa uśmiechnęła się do chłopca, który chwilę temu został jej przedstawiony, ale trudno było powiedzieć, czy szczerze. ― Czym się teraz zajmujesz? Studia?
Elijah akurat wstał, żeby uścisnąć dłoń jakiejś kobiecie, nie mógł więc przyjść młodzieńcowi z pomocą.


Blake - 2018-11-05, 00:54

Louis uśmiechnął się do kobiety, która mogłaby być jego babcią.
- Właściwie to nie. Jestem w ostatniej klasie. Musiałem jednak zrobić przerwę w nauce przez wypadek. Czeka mnie jeszcze długa rehabilitacja, ale może w jej trakcie będę już mógł wrócić do szkoły.
Nie rozmawiało mu się źle z kobietą, która okazała się bardzo miła i dosyć interesująca, ale z pewnością nie był tym samym śmiałym i otwartym Louisem, co zwykle. Często zdarzało mu się zerkać na kochanka, który całkowicie pogrążył się w rozmowie z profesorem i wcale nie wydawał się jakoś szczególnie zainteresowany swoim młodszym partnerem.
- Elijah - mruknął do niego cicho, przerywając mu w rozmowie. - Pomożesz mi? Chciałbym jechać do toalety.
Kiedy znalazł się na wózku, posłał mężczyźnie oszczędny uśmiech i samemu odjechał w poszukiwaniu toalet. Znalezienie odpowiedniego oznaczenia nie okazało się trudne, ale kiedy Louis skręcał wózkiem, wyjeżdżając zza rogu, niemal na kogoś nie wjechał.
- Przepraszam! - wydusił pospiesznie, odjeżdżając w tył. Dopiero po chwili uniósł głowę i zamarł, dostrzegając znajomą, całkiem przystojną twarz. Mark. Jakoś nie spodziewał się, że może go tu spotkać.


Koss Moss - 2018-11-05, 21:08

Zaraz po tym, jak dokończył rozmowę, Elijah ruszył za chłopcem – nie mógł pozwolić mu korzystać z toalety samemu. Nie wiedział, czy są tam barierki dla osób niepełnosprawnych; nie wiedział, czy Louis w ogóle jest w stanie cokolwiek sam zrobić w obcym miejscu w czasie, który nie sprawi, że inni goście zaczną się niecierpliwić.
  ― Louis, nie uciekaj mi ― skarcił chłopca, doganiając go, i dopiero po chwili zobaczył, kto zastawił młodzieńcowi drogę.
  ― Cześć ― mruknął Mark i uśmiechnął się blado.
  ― Mark? ― Elijah uniósł w zdziwieniu brew. ― Co ty tu robisz?
  ― Doktor Morris mnie zaprosiła.
  ― To doskonale. Puścisz nas?
  ― Oczywiście ― odparł Mark i odsunął się stosownie na bok, odprowadzając Elijaha i Louisa enigmatycznym spojrzeniem.
Spassky nie był zachwycony, widząc go tutaj. Mark zachowywał się nieprzewidywalnie. Zupełnie zdziwaczał, odkąd Louis wkradł się między nich. Lepiej, żeby nie wpadło mu do głowy coś nierozważnego.
  ― W porządku, Louisie? ― zapytał ucznia, gdy znaleźli się już w toalecie. ― Poczekam na ciebie pod drzwiami, tak?


Blake - 2018-11-05, 21:26

- Nie musiałeś za mną przychodzić - mruknął, zerkając jeszcze krótko na Marka, zanim wjechał do toalety. - Ale w porządku. Możesz na mnie poczekać.
Pięć minut później pojawił się z powrotem. Podjechał do trochę zbyt wysokich umywalek, z trudem umył dłonie i wytarł je w papier, który podał mu mężczyzna.
- Widzisz? Umiem się wysikać bez twojej pomocy. - Prychnął cicho, uśmiechając się pod nosem, choć gdyby toalety okazały się mniejsze i nie znajdowały się w nich odpowiednie uchwyty, to zapewne by sobie nie poradził tak łatwo.
Gdy wyjechał na korytarz, a Elijah podążył za nim, zerknął przez ramię na mężczyznę, zagryzając przy tym dolną wargę.
- Odzywał się do ciebie? - zapytał, mając na myśli Marka, którego wcześniej spotkali. Nie podobało mu się to. Nie chciał go widywać ani mieć z nim żadnego kontaktu. - Od czasu tego dziwnego… napadu w parku?


Koss Moss - 2018-11-05, 21:44

  ―Tyle tylko, co „dzień dobry” na uczelni ― odparł Elijah zgodnie z prawdą, i uśmiechnął się do jakiegoś młodego chłopaka, który na jego widok gwałtownie skręcił i żwawym krokiem się zbliżył.
  ― Doktor Spassky! Naprawdę nie sądziłem, że tu pana zobaczę!
  ― Victor. ― Mężczyzna przystanął, żeby uścisnąć chłopakowi dłoń. ― Mój ulubiony student.
  ― Haha! ― Młodzieniec zaśmiał się dziarsko i poprawił na nosie delikatne okulary. ― Pańskie zajęcia wspominam najlepiej na świecie.
  ― Co teraz robisz?
  ― Projektuję ogrody. Miał pan rację, wystarczy umieć się sprzedać i można robić w życiu wszystko!
  ― Pewnie. ― Elijah uśmiechnął się oszczędnie i położył dłoń na ramieniu chłopca, na chwilę jakby zapomniawszy o Louisie. ― Cieszę się, że moi byli studenci tak świetnie sobie radzą.
  ― To wszystko pana zasługa!
Zuchwały uśmieszek Elijaha poszerzył się lekko.
  ― Porozmawiamy jeszcze później, Victorze ― obiecał, a potem ruszył dalej, wracając do neutralnego wyrazu twarzy – jakby przed chwilą wcale nie flirtował z jakimś młodzianem. Sposób, w jaki się do siebie pochylali, i w jaki Victor szczebiotał do Elijaha, pewnie nie napawały Louisa optymizmem.
Wrócili do stolika, który opustoszał – starsze małżeństwo na chwilę gdzieś odeszło – i Elijah pomógł Louisowi zająć krzesło. Łypnął krótko na jego twarz.
  ― I co? ― zapytał. ― Nie jest chyba tak źle? Nawet jest kilka osób prawie w twoim wieku. Możesz się zawsze zapoznać.


Blake - 2018-11-05, 22:06

Zanim Louis zdążył cokolwiek powiedzieć, wyrósł przed nimi kolejny były student Elijaha, jak się szybko okazało, będący jego ulubieńcem. Obserwując zachowanie swojego kochanka - ten doskonale mu znany uśmieszek, dłoń na ramieniu - chłopak czuł się tak, jakby nagle stał się zbędny. Starał się zachować neutralny wyraz twarzy, chociaż coś ciężkiego opadło mu na dno żołądka. Nie przypuszczał, że mężczyzna będzie flirtował na jego oczach z kimś innym. Jak mógł być tak nietaktowny?
- Nie, jest ok - mruknął, uśmiechając się nieszczerze. - A tobie jak się podoba? Lubisz takie przyjęcia, co?
Obiecał nie wypominać Elijahowi znajomości z innymi, więc w żaden sposób nie skomentował jego krótkiej rozmowy z Victorem, choć było mu zwyczajnie głupio. Nie chciał znów poczuć się tak… olany, kiedy przyjdzie mu zmierzyć się z kolejnym studentem Spassky’ego. A że przyjdzie - był tego pewien.


Koss Moss - 2018-11-05, 22:26

  ― Mogą być ― odpowiedział wymijająco Elijah i nie wrócił do tego tematu.
Podczas przyjęcia przyszło im rozmawiać z licznymi osobami, młodszymi i starszymi. Elijah miał w sobie coś, co przyciągało do niego młodych ludzi. Kiedy większość osób podniosła się już z miejsc i mieszała się, jedząc przekąski na stojąco, Spassky skupił wokół siebie grono młodych osób i udało mu się zaciekawić słuchaczy opowieściami na temat osiągnięć robotyki.
Pochłonięty swoją mową, nawet chyba nie zauważył, że Louis został osamotniony w tyle, wygryziony przez Victora, Marka i kilka zachwyconych dam.
Zauważył go ktoś inny. Pierwszym zmysłem, jaki pobudził w Louisie tajemniczy mężczyzna, był słuch.
  ― Alessandro di Mariano Filipepi skradł swoimi dziełami wiele serc.
Odziany w garnitur pan o lekko śniadej skórze przystanął obok wózka i tak, jak chłopiec, zapatrzył się w wiszący na ścianie obraz Botticelliego.
Uśmiechnął się lekko, kiedy poczuł na sobie zaciekawione spojrzenie.
  ― Botticelli to w istocie złośliwy pseudonim. Filipepi był zapewne dość niski i okrąglutki. Jak beczułka.
Spojrzenie Louisa napotkało wreszcie wzrok ciemnych oczu mężczyzny. Było to dość magnetyzujące doznanie – dla starego artysty, którego tak niezwykle porywała świeżość.
  ― Louisie. ― Jak na zawołanie obok pojawił się Elijah. Miał w ręku kieliszek – wsunął go w szczupłą dłoń swego chłopca. ― Zanudziłem cię, co? Nie interesuje cię robotyka.
Zdawał się nie zwracać uwagi na przystojnego mężczyznę tuż obok; nie odezwał się do niego nawet słowem.


Blake - 2018-11-05, 22:38

- Zanudziłeś? Nie… Przecież wiesz, że nigdy mnie nie nudzisz. - Uśmiechnął się z roztargnieniem i zaskoczony przyjął kieliszek od mężczyzny. Nie spodziewał się, że Elijah pozwoli mu pić alkohol. - Po prostu… chyba zabrakło tam dla mnie miejsca.
Louis starał się nie myśleć o tym kręgu, który wytworzył się wokół jego faceta. Rozumiał, że Spassky może przyciągać do siebie ludzi i sam doskonale wiedział, jak ten ciekawie potrafi opowiadać o niektórych sprawach. Nie czuł się jednak komfortowo, siedząc samotnie z tyłu, wypychany przez inne młode osoby, które chciały znaleźć się jak najbliżej mężczyzny. Ale przecież nie był sam…
- Nie znam się na sztuce - przyznał, zwracając się do nieznajomego, którego Elijah zdawał się nie zauważać, jakby mężczyzna był całkowicie niewidzialny. Nie było to zbyt grzeczne, a przede wszystkim nie było to typowe dla niego zachowanie. Louis go nie rozumiał. - Ale ten obraz ma swój urok.


Koss Moss - 2018-11-05, 22:47

  ― Bez wątpienia, maleńki ― powiedział cicho Elijah, jakby Louis wcale nie spojrzał w tym momencie na mężczyznę obok, i jakby nie skierował do niego żadnych słów. ― Chociaż to pewnie same repliki. Chodź, i nie uciekaj mi więcej.
Nie licząc się z tym, co Louis zamierzał, popchnął wózek w stronę środka sali, nie dając nieznajomemu szansy odpowiedzieć. Ten odprowadził ich spojrzeniem, ale nie podążył za nimi. Pozostał przy obrazach, najwidoczniej nie najlepiej odnajdując się w towarzystwie. I chyba przyjechał sam.
  ― Może nie powinienem był cię tu ciągać, widzę, że źle się tu czujesz ― kontynuował. ― Jeżeli chcesz, zawsze mogę odwieźć cię do domu albo do jakichś znajomych. To miejsce nie sprzyja intymnym rozmowom, cały czas ktoś podchodzi.


Blake - 2018-11-05, 23:00

- Nie uciekam - mruknął, zerkając przez ramię na tego dziwnego mężczyznę, którego nazwiska nie zdążył nawet poznać. - To ty byłeś zajęty. Ja siedziałem z boku… - Zmrużył oczy, zupełnie na opak odbierając słowa mężczyzny. - Chcesz, żebym stąd zniknął?
Podświadomie wiedział, że Elijah wcale tego nie sugerował, ale takie myśli nachodziły go nagle, podszywane niepewnością, która wciąż się w nim tliła, a na tym przyjęciu tylko przybrała na sile. Wykręcił rękę i przykrył swoją dłonią dłoń mężczyzny, zanim się zreflektował i szybko przerwał kontakt. Spassky niby mówił mu, że zabiera go w to miejsce jako kochanka, ale Louis jakoś nie do końca w to wierzył i nie chciał zachowywać się zbyt wylewnie, żeby go nie denerwować.
- Poczekaj. - Westchnął, a kiedy wózek w końcu stanął, a oni zatrzymali się pod ścianą, spojrzał w górę na twarz swojego faceta. - Przepraszam, to było głupie pytanie. Ale… dlaczego tak się zachowałeś? - Kiwnął głową w stronę, z której przyszli. - Gdybym ja tak zignorował osobę, z którą rozmawiasz, to pewnie byś się wkurzył.
Czuł się zaintrygowany - zarówno postacią nieznajomego, jak i nietypowym zachowaniem swojego kochanka.


Koss Moss - 2018-11-05, 23:08

  ― Nie bądź śmieszny, Louisie, gdybym cię tu nie chciał, zaprosiłbym kogoś innego lub przyszedł sam ― odparł ze spokojem, zanim jeszcze stanęli przy ścianie, nieopodal stołu bufetowego. Elijah uniósł brew, słysząc pytanie – tak, jakby uznał je za niedorzeczne, a swoje zachowanie za oczywiste. ― Och. Nie mogę powiedzieć, żebyśmy za sobą przepadali, ja i ten człowiek ― wyjaśnił pokrótce.
Kiedy Louis spojrzał w kierunku obiektu ich rozmowy, napotkał jego wzrok – i niejako zdradził się, że właśnie go obgadywali.
Spassky tymczasem sprawnie zmienił temat.
  ― Może zjesz coś. Ktoś mi mówił, że ciasto jest wyjątkowo dobre. Mogę wziąć dla ciebie kawałek. ― Zupełnie zignorował spojrzenie, jakie Louis posłał pod przeciwległą ścianę, ale nakładając ciasto, znów się z kimś zagadał.
Nieznajomy uśmiechnął się do Louisa i odwrócił z powrotem do obrazu, popijając z kieliszka czerwone wino. Wszyscy zdawali się go jakoś omijać; może po prostu mało kto go znał.


Blake - 2018-11-05, 23:25

- Dlaczego? - zapytał od razu, ale jak zwykle został zignorowany. Westchnął i opróżnił kieliszek, który do tej pory nietknięty pozostawał w jego dłoni. Uśmiechnął się przy tym, czując lekko słodkawy, musujący posmak.
Gdy Louis otrzymał swoje ciasto i wrócili do stołu, chwilę rozmawiali na dosyć błahe tematy, skrupulatnie omijając to, co chłopaka najbardziej interesowało, czyli relację Elijaha z nieznajomym. Nie minęło jednak nawet dziesięć minut, gdy przy mężczyźnie znów znalazło się kilka osób, chętnych, by z nim porozmawiać. Od razu było widać, że Spassky jest jednym z najbardziej lubianych i rozchwytywanych wykładowców - nie tylko wśród studentów, ale także wśród kolegów z pracy i innych uczonych.
Kilka osób zagadało do Louisa, kilka posłało mu zaciekawione spojrzenie, ale ostatecznie cała uwaga i tak koncentrowała się na starszym mężczyźnie. Dlatego szatyn, kiedy skończył już jeść (drugi kawałek, bo ciasto okazało się naprawdę wyśmienite), odjechał od stołu, niezatrzymywany przez nikogo.
Mężczyznę, którego szukał, znalazł niemal od razu, opartego o jedną z bocznych ścian.
- Botticelli musiał nie mieć łatwego życia… - mruknął, podjeżdżając bliżej. - Pewnie ludzie naśmiewali się z jego wyglądu, hm?


Koss Moss - 2018-11-06, 19:41

  ― Niektórym brak fizycznych walorów nie przeszkadza w osiągnięciu spełnienia. Doceniono go bardzo wcześnie, podczas gdy nie brakuje w historii postaci, które zyskały rozgłos dopiero po śmierci.
Mężczyzna uśmiechnął się enigmatycznie.
  ― Chociażby nasz niezrozumiany van Gogh. ― Popatrzył na obraz wiszący tuż obok. ― Czterech chłopców jedzących kartofle ― mruknął w zamyśleniu. ― Nie jestem pewien, co kierowało dekoratorem tych wnętrz. Prawdopodobnie dostał dzieła znanych artystów i porozwieszał je obok siebie jak popadnie.
Wrócił wzrokiem do Louisa.
  ― Nie przyjrzałem się jeszcze reprodukcjom w holu.


Blake - 2018-11-06, 19:53

Louis zagryzł dolną wargę, spoglądając na mężczyznę z zainteresowaniem. Ciekawiło go, skąd wzięła się niechęć pomiędzy nim a Elijahem. Poza tym nieznajomy zachowywał się tak enigmatycznie i zupełnie inaczej od innych gości przyjęcia, że chłopiec chciał dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- W takim razie możemy zobaczyć je razem - mruknął i nie czekając na ruch ze strony mężczyzny, samemu ruszył w stronę holu. - Zajmuje się pan historią sztuki? - Zapytał, bardziej wyczuwając, niż słysząc, że nieznajomy podążył za nim.
Gdzieś z tyłu głowy wciąż coś przypominało mu, że nie powinien oddalać się od kochanka bez uprzedzenia, ale na razie to zignorował. On przecież też mógł się z kimś zapoznać, skoro już znalazł się w tym eleganckim miejscu.


Koss Moss - 2018-11-06, 20:08

  ― Nie da się ukryć ― odrzekł mu mężczyzna niskim głosem, kiedy już znaleźli się w holu. ― Kiedyś matka powiedziała mi: studiuj to, co naprawdę kochasz. Poszedłem za jej radą, a potem zostało mi już tylko uczyć tego samego kolejnych idealistów.
W jego tonie dało się słyszeć żartobliwą nutę.
  ― Większość z nich pójdzie później do korporacji, żeby spędzać osiem godzin przed komputerem, a najbardziej artystyczną rzeczą w ich życiu będzie malowanie jajek na Wielkanoc. Wybacz moje maniery. Francesco Bracci.
Wyciągnął do chłopca opaloną dłoń i uścisnął szczupłe, blade palce, patrząc przy tym Louisowi prosto w oczy.


Blake - 2018-11-06, 20:26

- Louis Reid. - Z uprzejmym uśmiechem ścisnął dłoń mężczyzny, od razu zauważając, że była większa od jego, choć dosyć szczupła.
Rozejrzał się po pustym holu, raczej bez większego zainteresowania przyglądając się obrazom wiszącym na ścianie. Nie znał się na sztuce i nigdy go jakoś do niej nie ciągnęło, choć przy niektórych obraz mógł zatrzymać się na dłużej i stwierdzić, że mu się "podobają". Teraz wydawał się jednak znacznie bardziej zainteresowany mężczyzną stojącym przed nim niż kontemplacją reprodukowanych dzieł.
- Zajmujesz się czymś poza wykładaniem na uczelni? - Uśmiechnął się kątem ust, szczerze zaciekawiony. - Czymś bardziej… artystycznym? Malujesz?


Koss Moss - 2018-11-06, 20:32

  ― Od tego wszystko się zaczęło. Każdy z nas jest w pewnym sensie artystą, nawet jeżeli nie zdaje sobie z tego w pełni sprawy. Estetyka. Jej poczucie skłania nas do dbania o swój wygląd, do kształtowania naszych ciał, do wpływania na nasze otoczenie. Chcemy w nim widzieć piękno. Zgodzisz się? Piękny dom, piękny ogród, piękna partnerka.
Uśmiechnął się tajemniczo, jak gdyby w tym ostatnim słowie czaiła się jakaś pułapka, subtelny podtekst, na który zwykły heteroseksualny chłopiec nawet nie zwróciłby uwagi.
Po chwili kontynuował, jakby milczenie powiedziało mu dość wiele.
  ― A ty czym się zajmujesz, Louis? Dokonałeś już życiowych wyborów?


Blake - 2018-11-06, 20:44

Louis oblizał koniuszkiem języka dolną wargę, słuchając mężczyzny. Musiał przyznać, że ten miał w sobie coś magnetyzującego, kiedy mówił, że aż chciało się go słuchać. Może nie tak bardzo, jak Elijaha, ale wciąż. Dlatego tym bardziej zastanawiał się, dlaczego inni woleli go unikać.
- Życiowych wyborów? - Prychnął, w ostatniej chwili opanowując chęć parsknięcia śmiechem. - Jak bardzo źle to zabrzmi, kiedy powiem, że nie? Jestem w ostatniej klasie, powinienem na coś się zdecydować, ale… nie wiem. Trochę słabo się do tego przyznać w tym miejscu, co? - Uśmiechnął się dość ironicznie, z dystansem do samego siebie. Jakoś nie miał oporów, żeby mówić temu mężczyźnie o swoich rozterkach związanych z przyszłością, podczas gdy z Elijahem nie chciał nawet zaczynać tego tematu, doskonale wiedząc, jakby się to skończyło.


Koss Moss - 2018-11-06, 20:52

Zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było ani odrobiny kpiny.
  ― Zupełnie normalnie. Obecnie panuje bardzo przykra moda na narzucanie młodym osobom podejmowania kluczowych – rzekomo – decyzji jak najwcześniej. Najlepiej w wieku, w którym zazwyczaj nie ma mowy o tym, by były świadome. Piętnastolatkowie muszą zdecydować, jaki podejmą profil nauki, bo później dostanie się na studia może okazać się trudne niemożliwe. Czym to się kończy? Rzeszą studentów, którzy trafiają na kierunki wybrane przez rodziców, i wypadają z nich po semestrze lub kilku. Albo kończą w zawodzie, który wyciśnie z nich siódme poty i nie da szczęścia. Masz dużo czasu – korzystaj.
Jakże odmienne było prezentowane przez tego człowieka podejście od tego, które wyznawał Elijah. Wybranek Louisa bardzo często w najzwyklejszych sytuacjach potrafił powiedzieć coś, co miało przypomnieć młodzieńcowi, że powinien już myśleć o przyszłości.


Blake - 2018-11-06, 21:03

- Odnoszę wrażenie, że niewielu gości tego przyjęcia by się z tobą zgodziło - szepnął konspiracyjnie, choć uśmiechał się przy tym szeroko, naprawdę zadowolony. Jak dobrze było usłyszeć w końcu jakiegoś dorosłego, który podzielał jego zdanie! Szkoda tylko, że spojrzenie Elijaha na tę sprawę tak bardzo różniło się od tego, co mówił Francesco…
Westchnął, a jego uśmiech trochę zbladł, kiedy pomyślał o kochanku. Miał wrażenie, że to z nim powinien dzielić się swoimi obawami, a nie z obcym mężczyzną. Ale jak mógł to robić, kiedy Spassky zdawał się zaplanować już całą jego przyszłość?
- Może się mylę, ale chyba nie wydajesz się fanem takich przyjęć, co? - Louis uniósł brew, nawet przez chwilę nie myśląc o tym, że może brzmieć bezczelnie. - Przyszedłeś sam?


Koss Moss - 2018-11-06, 21:18

Mężczyzna ruszył powoli wzdłuż ściany, przyglądając się reprodukcjom znanych dzieł. Przystanął przy najbardziej znanym dziele Salvadora Dali i parsknął cicho, rozbawiony doborem obrazów. Z pewnością gdzieś jeszcze wisiała Mona Lisa.
  ― Z każdej sytuacji można wyciągnąć coś interesującego. Przyszedłem z towarzyszką, ale ona zawsze wolała brylować w towarzystwie, zamiast podśmiewać się z wystroju wnętrz. Zdaje się, że jesteśmy w dość podobnej sytuacji.
Wypił resztkę wina, którą miał w kieliszku, i właśnie w tej chwili z sali szybkim krokiem wyszedł Elijah. Wyglądał na zaniepokojonego, a kiedy jego spojrzenie zogniskowało się na Louisie – wtedy chłopiec zobaczył na jego twarzy coś, co mogło być złością.
Spassky prawie do niego podbiegł i chwycił rączki jego wózka, po czym odwrócił go tak zamaszyście, że Louis prawie rozlał to, co miał w kieliszku, na swoją koszulę.
  ― Chłopcze, o co cię prosiłem? ― zapytał twardo. ― Nie możesz oddalać się za każdym razem, kiedy spuszczę cię z oka.


Blake - 2018-11-06, 21:29

Louis uniósł brew, trochę zaskoczony, że mężczyzna jednak z kimś przyszedł, ale zanim zdążył mu odpowiedzieć, w zasięgu jego wzroku pojawił się Elijah, który wcale nie wyglądał na zadowolonego.
- Cholera - zaklął, omal się nie oblewając winem, które trzymał. Zacisnął usta, patrząc z lekkim wyrzutem na kochanka. - Nie musisz traktować mnie jak dziecko. Nic mi się nie stanie, jeśli na chwilę się oddalę. - Burknął, myśląc o tym, że mężczyźnie zajęło trochę czasu zauważenie jego nieobecności. - Zresztą, sam chciałeś, żebym zawierał nowe znajomości. - Nie dodał już, że miały to być znajomości z osobami w jego wieku.
Nie chciał kłócić się na oczach Francesco, ale zachowanie Elijaha go irytowało. Czy ten naprawdę sądził, że Louis przez cały wieczór będzie trzymał się jego boku, obserwując, jak wielkie zainteresowanie budzi wśród innych gości?


Koss Moss - 2018-11-06, 21:37

Francesco zmarszczył lekko brwi, patrząc, jak Elijah tłamsi swojego kochanka.
Ponieważ to było oczywiste, kim był ten młody, atrakcyjny chłopiec. Kolejnym naiwnym dzieciakiem, którego charyzmatyczny i bogaty mężczyzna wykorzystywał.
Nie pierwszym, nie ostatnim.
Nie spodobała mu się agresja, z jaką Spassky obrócił ten wózek, i ton, jakim zwrócił się do młodzieńca.
  ― Wszystko w porządku, Louis? ― zapytał, ruszając za nimi, co było w jego odczuciu naturalną reakcją na taką scenę.
  ― Bocci ― odezwał się Spassky, świadomie lub nie przekręcając jego nazwisko ― zajmij się sobą.


Blake - 2018-11-06, 21:53

Louis zerknął nerwowo na swojego kochanka, a następnie przeniósł wzrok na niedawno poznanego mężczyznę. Uśmiechnął się do niego wymuszenie.
- Jasne, wszystko w porządku.
Nic nie było w porządku, bo nastolatek zupełnie nie potrafił zrozumieć, dlaczego Elijah reagował tak… agresywnie. I dlaczego nie potrafił dostrzec, że Louis chciałby, aby poświęcił mu choć trochę uwagi, skoro go ze sobą zabrał.
- Miło było cię poznać, Francesco. - Tym razem jego uśmiech wydawał się bardziej szczery, kiedy odwrócił się, całkowicie ignorując swojego kochanka. - Na pewno zapamiętam to, co mówiłeś o przyszłości. - Kiwnął mu głową i wrócił spojrzeniem do Spassky’ego, unosząc przy tym brew. Tym razem nie wydawał się tak uległy w swoim nastawieniu, jak zazwyczaj.


Koss Moss - 2018-11-06, 22:24

Wrócili na salę i Elijah napełnił sobie kieliszek, przez długą chwilę nie odzywając się do Louisa ani słowem. Wydawał się spięty, zirytowany, i trudno było stwierdzić, dlaczego właściwie chwila rozmowy z tak przecież uprzejmym panem Bracci do tego stopnia go poruszyła.
A może chodziło o coś innego?
Spojrzał w końcu na Louisa, westchnął i nagle napięte rysy odrobinę mu złagodniały. Wyciągnął rękę, żeby odgarnąć z czoła chłopca niesforny kosmyk, który wymknął się z fryzury, i przy okazji krótko, ale czule, pogładził jego policzek.
  ― Dlaczego to robisz, co? ― mruknął cicho, ledwie poruszając ustami. ― Jakbyś chciał mi zrobić na złość.


Blake - 2018-11-06, 22:34

Chłopak zrobił zaskoczoną minę, po raz kolejny niczego nie rozumiejąc. Co on takiego robił?
- Ale co robię? - zapytał, całkowicie skołowany tą nagłą zmianą nastroju i… wszystkim. Aż miał ochotę jęknąć z frustracji. W ten sposób nigdy się nie dogadają! - Przecież sam chciałeś, żebym poznawał nowych ludzi. - Powtórzył uparcie. - Chodzi ci o to, że tak zniknąłem? Przepraszam, nie chciałem cię martwić. Ale jestem dużym chłopcem i nie zgubię się w tym pałacu.
Czy chodziło tylko o to? Louis nie był przekonany. A może po prostu Elijah miał problem z tym, że szatyn postanowił bliżej poznać akurat jedną z tych nielicznych osób, za którymi mężczyzna nie przepadał.
Trudno było cokolwiek wywnioskować z nieprzeniknionej jego miny.


Koss Moss - 2018-11-06, 23:10

Elijah pokręcił lekko głową.
  ― Obaj doskonale wiemy, że miałem na myśli innego rodzaju znajomych. Ludzi w twoim wieku, chłopcze, i nie rób takich zdziwionych min, ponieważ jako mądry chłopiec wiesz doskonale, co robisz. Nie udawaj głupiego, bo to nie jest w żaden sposób atrakcyjne.
Wyprostował się i napił z kieliszka dość łapczywie. Po chwilowym rozluźnieniu nie było już śladu; znów zmarszczył brwi i dało się od niego wyczuć napięcie.
Uśmiechnął się do jakiejś kobiety, która podeszła, by napełnić swój kieliszek, ale uśmiech ten nie objął oczu. Elijah trzymał dłoń na oparciu wózka i patrzył przed siebie, już chyba bez nastroju na świętowanie czegokolwiek, w zamyśleniu popijając alkohol.
Widział, że Francesco wrócił do sali i tym razem podszedł do jakiejś znajomej; widział też, że często spoglądał w ich stronę.


Blake - 2018-11-06, 23:22

- Ludzie w moim wieku byli jakoś bardziej zainteresowani tobą - wytknął mu, jakoś nie potrafiąc ugryźć się w język. Nie rozumiał, dlaczego mężczyzna tak reagował, skoro z nich dwóch to przecież on miał większe powody do złości. To przecież on był świadkiem, jak Elijah flirtował na jego oczach ze swoim byłym studentem! A on nic nie zrobił. - Jesteś zazdrosny? - Zapytał w końcu, choć zaraz prychnął, nie dowierzając. - Daj spokój. Ty nie bywasz zazdrosny.
Louis był pewny tego, co mówił. Przez całą ich znajomość Elijah nie okazał nawet cienia zazdrości. Zresztą to, jak chętny był, żeby dzielić łóżko z innymi, było dla chłopaka bardzo wymowne. I nawet trochę przykre, bo jednak wolałby, żeby jego facetowi trochę bardziej zależało. A teraz mężczyzna wydawał się zirytowany, jakby faktycznie odczuwał coś zbliżonego do zazdrości. To wydawało się Louisowi całkowicie nielogiczne. W szczególności, że nie dał Elijahowi żadnych powodów do takich odczuć. Nie flirtował z nowym znajomym. Był tylko ciekaw.


Koss Moss - 2018-11-06, 23:48

Mężczyzna uzupełnił kieliszek, a kiedy nachylał się, żeby to zrobić, odpowiedział Louisowi dyskretnie.
  ― Nie chcę powtórki ― rzekł. ― Naprawdę, nie psujmy sobie reszty tego wieczoru. Chciałbyś jeszcze się napić? Za chwilę będzie jakiś pokaz.
Wrócili do stolika, nie poruszając już kontrowersyjnych kwestii. Kilkanaście minut później (Elijah wypił w tym czasie dwa kieliszki) światła przygasły i na środek sali wyszła para tancerzy, którzy zaprezentowali gościom tango, klucząc między stołami i wykonując popisowe akrobacje.
Kiedy po pokazie wszyscy bili brawo, Louis znów poczuł na sobie spojrzenie siedzącego kilka stolików dalej Francesco.
Tak jakby pan od historii sztuki upewniał się, że Louisowi nie dzieje się przy dominującym partnerze nic złego. Elijah rzeczywiście tego wieczoru nie pokazał się z najlepszej strony. Im bardziej był pijany, tym mocniej zdarzało mu się zaciskać dłoń na oparciu wózka czy louisowego krzesła.


Blake - 2018-11-07, 00:02

Louis był rozczarowany tym wieczorem. Najpierw był świadkiem dziwnej sytuacji z Victorem, później czuł się przez Elijaha całkowicie ignorowany, następnie stał się obiektem jego irytacji, choć nie miał pojęcia, co takiego zrobił, a na koniec wylądował przy mężczyźnie, patrząc, jak ten opróżnia kieliszek za kieliszkiem. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, zbyt pochłonięty innymi sprawami, ale teraz dostrzegał, jak dużo Spassky zdążył wypić. Znowu.
Uśmiechnął się uspokajająco do Francesca, kiedy wyczuł na sobie jego wzrok, udając, że wcale nie jest zaniepokojony zachowaniem Elijaha. Nie chciał, by mężczyzna myślał sobie, że Louis jest w jakiś sposób kontrolowany przez swojego kochanka. Choć z boku tak to mogło wyglądać, bo im więcej Spassky pił, tym bardziej zaborczy w swoich gestach się stawał. I w tym momencie było to dla chłopaka trochę zawstydzające.
- Nie masz już dość? - zapytał w końcu, widząc, jak mężczyzna sięga po kolejny kieliszek. Jego wzrok był już dość mętny, a nie było nawet jeszcze północy. Zdecydowanie nie tak miał wyglądać ten wieczór.


Koss Moss - 2018-11-07, 00:14

Elijah łypnął na niego i uśmiechnął się kątem warg. Oczy mu błyszczały, a policzki miał lekko zaczerwienione, ale w blasku kolorowych świateł nie było tego widać.
  ― Ciebie? Nigdy, chłopczyku ― mruknął. ― Żałuję, że nie możesz jeszcze tańczyć, bo zatańczyłbym z tobą, cokolwiek miałoby się potem wydarzyć.
Przechylił głowę, zapatrując się na chwilę na usta chłopca.
  ― Musisz wiedzieć, że wyglądasz dziś bardzo, bardzo dobrze ― kontynuował mrukliwie. ― Bardzo, Louisie.
Wyprostował się i napił jeszcze odrobinę, ale już mniej.
  ― Lepiej cię ubiorę, jeżeli interesuje cię coś tak trywialnego jak fajerwerki… Pewnie musisz je zobaczyć, jak wszystkie dzieciaki. Cóż.
Podniósł się, podpierając trochę o krzesło Louisa. Nie chwiał się, ale nie poruszał już tak sprawnie i płynnie jak na trzeźwo. Mimo wszystko wsunął ręce pod ramiona Louisa i posadził go ostrożnie na wózku, a potem popchnął w stronę holu, już po drodze wsuwając do ust papierosa.
  ― Nie odmówię.


Blake - 2018-11-07, 00:27

Tym razem komplementy wcale nie działały na Louisa. Nie czuł się zauroczony zachowaniem mężczyzny, a zażenowany. Odmruknął coś niezrozumiałego na jego zapewnienia i dał się wyciągnąć na zewnątrz, choć wcale nie miał na to specjalnej ochoty. Drażniło go też to ciągłe podkreślanie różnicy wieku między nimi. W ogóle odnosił wrażenie, że dzisiaj w zachowaniu kochanka więcej go irytowało, niż przyciągało.
Spojrzał łakomie na jego papierosa, kiedy zatrzymali się przy ścianie na zewnątrz, żeby obserwować wybuch fajerwerków. Sam też miał ochotę zapalić, ale wiedział, że Elijah nie będzie chętny, by się z nim podzielić. Nie poprosił więc, w ciszy czekając na pokaz. Wcześniej marzył mu się noworoczny pocałunek, ale teraz… teraz chyba już nie.
Mrowienie na skórze powiedziało mu, że znów ktoś na niego patrzy. Zerknął w bok i po raz kolejny tego wieczoru trafił na przeszywający wzrok historyka sztuki. Uśmiechnął się do niego automatycznie, bo w jakiś sposób pochlebiało mu to zainteresowanie, nim znów spojrzał w niebo. Zaczęło się odliczanie.


Koss Moss - 2018-11-07, 00:40

Chwilę później niebo rozjarzyło się fajerwerkami. Elijah przez chwilę patrzył na pokaz jak wszyscy, a potem skupił się na Louisie.
Trudno było powiedzieć, czy w ogóle domyślał się, jak źle czuł się dziś młodzieniec. Wydawał się podchmielony i niezbyt emocjonalny, nawet kiedy wsunął palce we włosy nastolatka i delikatnie pomasował skórę jego głowy.
Po dłuższej chwili przykucnął obok wózka, bardziej zrównując ze sobą poziom ich twarzy, i znów zapatrzył się w górę.
Louis był pierwszą osobą, której złożył życzenia.
  ― Szybkiego powrotu do pełni sprawności, Lou ― powiedział ochryple, zaglądając w duże oczy ucznia. ― Samych sukcesów w nauce, żebyś mógł się dostać na dobre studia i pokazać wszystkim, kto tu rządzi. I wielu powodów do uśmiechu, maleńki.
  ― Eeeeelijah! ― zawołała jakaś kobieta, odrywając go od chłopca. Mężczyzna puścił szczupłą dłoń, którą złapał samemu nie wiedząc, kiedy, i wstał, żeby uścisnąć koleżankę, która chciała złożyć mu życzenia.
Później tłum przy Elijahu znów zrobił się tak duży, że Louis mógł zapomnieć o odwzajemnieniu się. Jemu też składano życzenia – bardziej z powodu kultury niż z rzeczywistej chęci – a jednak pewnie nie było w stanie mu to poprawić nastroju.
  ― Hej, Louis. ― Znajomy (od zaledwie kilku godzin) głos wdarł się w szczebiot pijanych, podekscytowanych gości. Francesco przystanął przy wózku z dwoma kieliszkami szampana, o których zabraniu ze środka Elijah najwyraźniej nawet nie pomyślał. ― Zapomniałeś o najważniejszym. Nie chcesz chyba świętować Nowego Roku o suchych ustach?


Blake - 2018-11-07, 00:50

Jeśli przez chwilę Louis poczuł się rozczulony, patrząc w oczy swojego mężczyzny, to mina szybko mu zrzedła, kiedy ten znów zostawił go samego, skupiając się na innych i nie dając mu nawet możliwości, żeby jakoś odwzajemnić te życzenia. A on chciał mu tak wiele powiedzieć!
Uśmiechał się sztucznie do wszystkich i nawet kiedy przy jego boku pojawił się historyk sztuki, jego uśmiech wciąż nie obejmował oczu.
- Nie wiem, czy najważniejsze - mruknął, przyjmując kieliszek z szampanem. - I nie wiem, czy jest co świętować. - Zerknął na swojego kochanka, który znajdował się w kręgu znajomych i chyba wydawał się zadowolony...
Louis westchnął i odwrócił wzrok, zerkając w górę na swojego nowego towarzysza. Stuknął swoim kieliszkiem o jego, uśmiechając się oszczędnie.
- Wszystkiego najlepszego.


Koss Moss - 2018-11-11, 21:00

Francesco też popatrzył w stronę Elijaha, który stał tyłem do nich, ściskając dłoń jakiemuś starszemu profesorowi. Cały Spassky, zawsze otoczony ludźmi, pławiący się w swojej popularności. Louis prawdopodobnie dopiero poznawał go od tej strony, ale wszyscy tutaj dobrze wiedzieli, jaki jest pan matematyk.
To Bracci stał obok młodzieńca i oglądał z nim fajerwerki, przez długą chwilę się nie odzywając. Mimo to Elijah wciąż nie wrócił do swojego kochanka; nawet nie zauważył, że ten znów wzbudził zainteresowanie drugiego mężczyzny.
  ― Co o tym sądzisz? ― zagaił luźno Francesco.
Louis musiał na niego popatrzeć, żeby zrozumieć, o czym mówi. A mówił o trzymanym w dłoni notesie, a konkretniej o wykonanym ołówkiem szkicu.
Kiedy chłopiec spojrzał na kartkę, bez problemu rozpoznał siebie. To jego profil, jego wydatny podbródek i delikatnie zarysowana szczęka, jego zadarty nosek, jego – może nieco bardziej podkreślone i wydatne niż w rzeczywistości – wargi. Artysta wychwycił wszystkie jego urokliwe cechy i podkreślił je umiejętnymi pociągnięciami grafitowej końcówki, tworząc szybki, ale atrakcyjny portret, który mógłby być wstępem do stworzenia obrazu przedstawiającego jakąś mitologiczną piękność czy może anioła.
Francesco uśmiechnął się zawadiacko, patrząc Louisowi głęboko w oczy.
Na pewno wiedział, że rysunkowi nie można było zbyt wiele w tych okolicznościach zarzucić.


Blake - 2018-11-11, 21:25

Louis rozchylił wargi, patrząc na własną podobiznę. Bardzo… urokliwą podobiznę, musiał przyznać. Czy tak go widział Francesco?
- To niesamowite - wydusił, trochę czerwieniejąc na policzkach i bynajmniej nie było to spowodowane mrozem panującym na zewnątrz. Był trochę zawstydzony tym szkicem, który przedstawiał go w bardzo atrakcyjny sposób. - Nikt nigdy mnie nie rysował. - Przyznał, zagryzając dolną wargę. - Jesteś w tym naprawdę dobry…
Chyba nawet na chwilę zapomniał o Elijahu i rozczarowaniu, które czuł, zbyt zafascynowany szkicem, który został mu pokazany. To wyjaśniało, dlaczego wciąż wychwytywał na sobie wzrok mężczyzny.
- Dużo osób dziś naszkicowałeś? - zapytał, uśmiechając się niewinnie, a jeśli czaiła się w tym choć nutka flirtu, to na pewno nie była świadoma.


Koss Moss - 2018-11-11, 21:47

Francesco zaśmiał się i wyrwał z notatnika kartkę, po czym wręczył Louisowi. Notes zamknął i schował do niewielkiej kieszeni wewnętrznej marynarki.
  ― Lubisz, kiedy ktoś sugeruje, że jesteś wyjątkowy, co? ― odpowiedział pytaniem, wygładzając koszulę. Dwa górne guziki były odpięte; była to zmysłowa niechlujność, na jaką Elijah nie pozwalał sobie nigdy. Uśmiechnął się z rozbawieniem. ― Myślę, że możesz się tak czuć. Niewiele jest tu twarzy wartych przeniesienia na papier. Niektóre są bardzo atrakcyjne, ale brakuje im pewnego bardzo… ― Urwał i uśmiechnął się szerzej, a kiedy Louis podążył za jego spojrzeniem, napotkał wzrok Elijaha.
Mężczyzna znalazł się przy nich i stanął przy Louisie, między nim a Włochem. Twarz miał napiętą i dziwnie stężałą, ale nic nie powiedział – jedynie położył dłoń na potylicy swojego chłopca i przeczesał jego włosy.
Pokaz fajerwerków trwał w najlepsze – już do samego końca nie ruszył się od Louisa, cały czas trzymając uchwyt wózka.
Francesco skrzyżował ramiona na piersi i wzniósł spojrzenie ku niebu, już nic nie mówiąc.
Kiedy wystrzały stały się już tylko sporadyczne, matematyk po prostu obrócił wózek i bez słowa popchnął go z powrotem w stronę budynku. W holu pochylił się, żeby zdjąć chłopakowi płaszcz i krótko wygładzić jego zarumieniony od zimna policzek.
  ― Poczekaj tu chwilę ― powiedział i zostawił go pod ścianą, żeby zanieść ich okrycia do szatni.
Francesco, przechodząc obok Louisa w drodze na salę (on był na zewnątrz bez płaszcza, a mimo to wyglądał na przeciwieństwo zmarzniętego), uśmiechnął się i puścił chłopakowi oczko.
Wyglądało na to, że nawiązali ze sobą jakiś rodzaj flirtu.
Elijah wrócił do chłopca już bez okryć i poprowadził go z powrotem na salę. Usiedli przy stole.
  ― Przynieść ci coś jeszcze? ― zapytał chłopca, wygładzając mu marynarkę. Gdyby tego nie zrobił, pewnie nadal panowałaby między nimi cisza. Jakby nie mieli o czym rozmawiać. ― Niewiele zjadłeś. Wiem, że nie ma tu twoich ulubionych hamburgerów, ale może spróbujesz małży.


Blake - 2018-11-11, 22:07

- Małże? - Zmarszczył nos, nieprzekonany. - Wolałbym krewetki, jeśli gdzieś jakieś widzisz.
Znów wylądował u boku Elijaha, ale panowała między nimi jakaś dziwna niezręczność, której już dawno nie czuł. Nie rozmawiali ze sobą za bardzo i atmosfera między nimi zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych. Część Louisa wciąż była jednak przy tym, co mówił Francesco… To było takie zawstydzające! Czy naprawdę lubił być uznawany za wyjątkowego? Może trochę, choć z pewnością głośno by się do tego nie przyznał. A w szczególności lubił być tak traktowany przez Elijaha. Elijaha, który tego wieczoru interesował się nim tylko wtedy, kiedy przy jego boku pojawiał się inny starszy mężczyzna. Nie była to przyjemna myśl.
- Dziękuję - mruknął, przyjmując od kochanka to, co sobie zażyczył.
I znów zapanowała między nimi krępująca cisza, kiedy Louis jadł, a Spassky ponownie sięgnął po alkohol, najwyraźniej nie zamierzając się ograniczać.
- Nie miałem okazji złożyć ci życzeń - powiedział w końcu, chcąc jakoś poprawić atmosferę między nimi. Nie chciał, żeby ten wieczór okazał się całkowitą porażką, nawet jeśli jego wzrok wciąż podążał do kieliszka w dłoni mężczyzny. Zanim jednak zdążył się odezwać, u ich boku zmaterializował się Victor, znów przyciągając uwagę Spassky’ego.
Louis zazgrzytał zębami i wyciągnął telefon, gotów dzwonić po taksówkę. Miał dość.


Koss Moss - 2018-11-11, 23:31

Tym razem jednak Elijah porozmawiał z Victorem tylko chwilę – dość długą, by kulturalnie chłopca odprawić, i dość krótką, by Louis nie zdążył jeszcze znaleźć numeru na taksówkę.
Odstawił kieliszek na stół i spojrzał na młodzieńca dość rozmarzonym wzrokiem.
  ― Mówiłeś, że chciałeś mi złożyć życzenia ― mruknął, uśmiechając się kątem warg.
Może ten wieczór nie wypadł najlepiej – czuł to przecież, czuł to napięcie – ale przecież nie zepsuł go z premedytacją. Nie chciał, by Louis czuł się zaniedbany, jednak o północy musiał wymienić uprzejmości z tak wieloma osobami na miejscu, i do tak wielu zadzwonić. Zdecydowanie wypadało, by mimo tego mieli choć małą chwilę dla siebie. Właśnie ją dla nich wynegocjował.


Blake - 2018-11-11, 23:43

Louis spojrzał na mężczyznę ciężkim wzrokiem, ale schował telefon.
- Mhm - mruknął, widząc po wzroku Elijaha, że ten jest już mocno podchmielony. Nawet nie musiał mówić, że mu się to nie podobało, bo było to widoczne na jego twarzy. - Życzenie ci sukcesów w pracy nie ma sensu, skoro i tak je odnosisz, ale mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej. I życzę ci, żeby zawsze otaczali cię ludzie, którym na tobie zależy. - Zagryzł dolną wargę, patrząc na niego spod na wpół opuszczonych powiek. - Chcę, żebyś był szczęśliwy, bo wiesz… że mi zależy.
Sięgnął do dłoni Spassky’ego i splótł luźno ich palce, patrząc na nie z zastanowieniem. Ten wieczór nie był najlepszym wieczorem w jego życiu i nic nie wskazywało na to, żeby skończył się dobrze, ale mówił szczerze. Bo choć Elijah bardzo go rozczarował, to wciąż był przecież tym samym mężczyzną, w którym Louis się zakochał. Nawet jeśli na tym przyjęciu jego zachowanie było inne od tego, które znał chłopak.


Koss Moss - 2018-11-11, 23:57

Elijah zacisnął lekko palce na dłoni chłopca, a drugą rękę uniósł, sięgając do gładkiego policzka. Przesunął po nim kciukiem, wpatrując się w wargi młodzieńca.
  ― Dziękuję ― wychrypiał nisko, a potem nachylił się i pocałował je, nie przejmując się obecnością innych osób na sali. Ktoś na pewno ich widział. Na Elijaha cały czas ktoś patrzył. Trudno było powiedzieć, czy mężczyzna w ogóle wiedział, co robi. Wcześniej wydawało się przecież, że nie zamierza przyznawać się do jakiejkolwiek poufałości między nimi.
Usta Spasskyʼego smakowały właściwie tylko alkoholem; były miękkie i ciepłe, gdy objęły jedną z warg Louisa. Zrobiły to inaczej niż zawsze. Po raz pierwszy Elijah nie całował go w ramach jakiejś gry wstępnej.


Blake - 2018-11-12, 00:12

Chłopak wydał z siebie zduszony, pełen zaskoczenia dźwięk, kiedy nagle został pocałowany wśród tych wszystkich ludzi. Niektórzy na pewno się gapili. A Louis wiedział, po prostu wiedział, że gdyby Elijah był trzeźwy, nigdy nie pocałowałby go na tym przyjęciu. Ale czy mógł się tym w tej chwili przejmować, kiedy ten pocałunek był tak czuły i zupełnie inny od tych, którymi zwykle mężczyzna go obdarzał?
Na chwilę zapomniał o rozczarowaniu, czując gorąco w piersi i na policzkach. Gdy Spassky odsunął się od niego (choć niewiele, bo wciąż znajdował się blisko), Louis znów wpatrywał się w niego tym tak dobrze mu znanym, zakochanym wzrokiem. Najwyraźniej bardzo łatwo zapominał o złości.
- Uwielbiam cię, wiesz? - szepnął, uśmiechając się do niego szeroko.

Godzinę później Louis był daleki od swojego uwielbienia. Elijah nie czuł się dobrze i było to dość delikatne określenie. A szatyn nie miał już siły na to patrzeć.
- Pójdę do toalety i wezwę taksówkę, dobrze? - zapytał, patrząc w zamglone oczy mężczyzny. Przyjechali tutaj jego samochodem, ale ten najwyraźniej będzie musiał na nich poczekać do następnego dnia. - Nie, siedź. - Położył mu dłoń na ramieniu, powstrzymując go przed wstaniem. - Poradzę sobie.
Odjechał, kierując się w stronę toalet.
Był już zmęczony tym wieczorem i chciał wrócić do domu.


Koss Moss - 2018-11-12, 11:23

Goście dogorywali – większość opuściła przyjęcie, a zostały tylko najbardziej gadatliwe i pijane osoby, z których część przysypiała.
Kiedy Louis wrócił do Elijaha, okazało się, że mężczyzna również przysnął z głową na ramieniu, a zabranie go do samochodu może okazać się wyzwaniem.
  ― Proszę pana? ― Obok stał Victor i delikatnie klepał mężczyznę po policzku. ― Wszystko w porządku? Pomóc panu? Panie Spassky…
Kiedy Louis zatrzymał się obok, Victor zerknął na niego i uśmiechnął się z zakłopotaniem.
  ― Chyba trochę się zmęczył ― skomentował. ― Może trzeba byłoby go zabrać na świeże powietrze, ale raczej go nie podniosę. Ty chyba też nie.


Blake - 2018-11-12, 11:57

- Zmęczył się - powtórzył i wydał z siebie zirytowane prychnięcie. Było to bardzo delikatne określenie i w żaden sposób nie oddawało stanu, w jakim znajdował się Elijah.
Spojrzał krzywo na Victora, z dystansem, ale nie skomentował dłoni, która klepała jego faceta po policzku. Miał teraz większe problemy.
- Zabiorę go do domu - powiedział w końcu i rozejrzał się wokół, szukając kogoś, kto mógłby im pomóc. W międzyczasie wyciągnął telefon, żeby zadzwonić po taksówkę. Ostatecznie mógł poprosić o pomoc taksówkarza, gdyby nie znalazł się żaden chętny do pomocy. - Poczekaj tu z nim, dobrze? - Zwrócił się do byłego studenta Elijaha, gdy jego oczy natrafiły na znajomą postać.
Louis uśmiechnął się, kiedy podjeżdżał do mężczyzny, choć nie był to tak szeroki uśmiech, jak wcześniej. Wyglądał na zmęczonego.
- Hej - przywitał się, uważnie obserwując historyka. Ten, w porównaniu do innych gości wciąż obecnych na przyjęciu, nie wydawał się pijany. - Mógłbyś mi pomóc? Mam pewien… kłopot z Elijahem. - Wskazał za siebie dłonią, gdzie Spassky wciąż smacznie spał. Był tym zawstydzony. - Trzeba go przenieść do taksówki…
Chłopak zagryzł dolną wargę, dopiero teraz myśląc o tym, jak wciągnie mężczyznę do mieszkania. Bez pomocy taksówkarza i tak się nie obejdzie.


Koss Moss - 2018-11-12, 12:25

Francesco spojrzał w stronę Elijaha i zaśmiał się krótko, rozbawiony tym widokiem. Nieczęsto Spassky doprowadzał się do takich stanów w miejscach publicznych. W zasadzie był to pierwszy raz, kiedy Bracci widział go takiego – nieidealnego, sponiewieranego – na przyjęciu, które można było określić jako służbowe.
Ale żeby widzenie go w stanie upojenia było zupełną nowością, tego by nie powiedział.
Nie do końca potrafił pojąć, co ci wszyscy młodzieńcy widzieli w facecie takim jak on – oprócz pieniędzy i przystępnej aparycji – może nic. Może te dwie cechy w zupełności wystarczały, żeby móc się otaczać pięknymi, młodymi kochankami.
  ― Nie ma problemu ― odparł luźno i podszedł do Spasskyʼego. Upewnił się, że z mężczyzną nie ma kontaktu, po czym zarzucił sobie jego ramię na szyję i podniósł go, podtrzymując porządnie.
Z pewnym trudem wyprowadził podpitego wykładowcę na zewnątrz, prawie zniósł go ze schodków i posadził na ławce, na której następnie Elijah usiadł ze zwieszoną głową.
  ― Macie w szatni jakieś okrycia, co? ― mruknął, kiedy chłopiec znalazł się obok. ― I pewnie on ma numerek. Wiesz, gdzie?
Z powodu braku kontaktu z ukochanym, Louis zmuszony był przeszukać jego kieszenie. I owszem, znalazł swój numerek. Znalazł też starannie złożony paragon z drogiej restauracji, na którego odwrocie napisano: „Obrobiłbym Ci, tatuśku. Zadzwoń”. Poniżej był szereg cyfr.


Blake - 2018-11-12, 12:40

Louis gapił się bezmyślnie na bezwstydną propozycję spisaną na paragonie i szereg cyfr, który widniał tuż pod nią. Patrzył się na to tak długo, że Francesco musiał przywołać go do rzeczywistości.
- Wybacz - wydusił, przełykając ślinę. Podał mu numerek do szatni. - Możesz odebrać? Naprawdę nie wiem, jak ci się odwdzięczę… - Uśmiechnął się do niego, choć był to uśmiech bardzo wymuszony i zaraz też zniknął, kiedy mężczyzna poszedł po płaszcze.
Louis wiedział, że Elijah przyciąga do siebie ludzi. Dowodem na to było dzisiejsze przyjęcie. Wiedział też, że mężczyzna zawsze otacza się młodymi kochankami. Nie dziwiła go więc ta propozycja spisana na paragonie. Ale to, że mężczyzna go zachował… Chłopak odetchnął drżąco i raz jeszcze spojrzał na datę, żeby się upewnić. Paragon sprzed trzech dni. Chwilę po tym, jak Elijah obiecał mu, że poza Louisem nie będzie nikogo innego. I oczywiście nie był to dowód na to, że mężczyzna skontaktował się z autorem propozycji, ale jednak zatrzymał paragon…
Louis zwiesił ramiona i schował twarz w dłoniach. W takim stanie znalazł go Francesco.


Koss Moss - 2018-11-12, 12:55

W pierwszej kolejności Francesco narzucił płaszcz na drżące ciało skulonego chłopca. Potem okrył nim Elijaha, który nadal się nie ocknął na tyle, by można było cokolwiek mu zakomunikować.
  ― Co jest, młody? ― zapytał historyk, przysiadając na ławce po drugiej stronie. Wystarczyło, że zerknął na trzymaną przez Louisa karteczkę, żeby zrozumiał. ― Ach.
Potarł w zamyśleniu podbródek. To nie była jego sprawa, nie powinien się wtrącać, ale bez wątpienia szkoda było mu tego dzieciaka. Trafił na faceta, który do najwierniejszych nie należał.
  ― To będzie chyba wasza taksówka? ― zapytał na widok nadjeżdżającej taryfy. ― Nie masz nic przeciwko, żebym zabrał się z wami, Louis? Jest już późno. Albo wcześnie, zależy jak na to spojrzeć. Przyda ci się pewnie pomoc przy wynoszeniu go.


Blake - 2018-11-12, 13:08

- A twoja towarzyszka? - zapytał, ale oczywiście zgodził się, by mężczyzna im towarzyszył. W końcu bardzo mu dziś pomógł, a poza tym był dla Louisa jaśniejszym punktem tego wieczoru. Czego nie mógł powiedzieć o swoim kochanku.
Paragon wylądował w wewnętrznej kieszeni marynarki chłopaka, wraz z rysunkiem, który podarował mu Francesco. Następnie wszyscy zapakowali się do taksówki - historyk pomógł nie tylko z ułożeniem Elijaha na tylnym siedzeniu, ale przeniósł też Louisa, pomógł kierowcy schować wózek i zajął miejsce z przodu. Chłopak był mu niesamowicie wdzięczny za pomoc, bo sam nigdy nie dałby sobie rady. W szczególności, że jego myśli wciąż podążały do tego, co odkrył w kieszeni kochanka…

- Możesz rzucić go na kanapę - mruknął, wpuszczając mężczyznę do mieszkania i wskazując mu mebel, na którym ten mógł położyć Spassky’ego. Ten wciąż pozostawał nieprzytomny i tylko czasem mamrotał coś pod nosem, co tylko bardziej irytowało Louisa. - Chcesz coś do picia? - Zapytał, choć było już bardzo późno i pora nie wydawała się najodpowiedniejsza na takie propozycje. - Bardzo ci dziękuję, Francesco. Za pomoc i… za rysunek.


Koss Moss - 2018-11-12, 13:19

Francesco pokręcił tylko głową.
  ― Dziękuję, ale myślę, że czas już się porządnie wyspać ― odpowiedział z uśmiechem. ― Miło było cię poznać, Louis. Cześć.
To powiedziawszy, opuścił nowoczesne mieszkanie chłopca i wrócił do oczekującej na dole taksówki.

Elijah obudził się, kiedy zrobiło się już zupełnie jasno. Usiadł na łóżku i rozejrzał się, orientując w położeniu. Nie zobaczył nigdzie Louisa, chociaż był w jego domu.
Kaszlnął, krzywiąc się z bólu głowy, podniósł się i ruszył do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Prawie nic nie pamiętał z poprzedniego wieczoru.
Dopiero kiedy wyszedł – w samej bieliźnie, z ręcznikiem na barkach – natknął się na zaspanego chłopca w salonie.
  ― Och, proszę, proszę ― mruknął, wciąż się krzywiąc. ― Mój odpowiedzialny chłopczyk.


Blake - 2018-11-12, 13:32

Louis spał jakieś dwie godziny i kiedy obudził się, był wykończony. Przygotował sobie słabą kawę i płatki z mlekiem, a następnie zakopał się pod kocem na kanapie, oglądając filmiki w internecie. Starał się nie myśleć o wieczorze, który spędził wraz z Elijahem (przynajmniej teoretycznie), ale nie było to łatwe. W szczególności, że ten spał tuż za ścianą.
Kiedy usłyszał, że mężczyzna wstał i podążył do łazienki, spiął się, myśląc o zbliżającej się konfrontacji. Paragon wraz z rysunkiem wciąż znajdował się w jego marynarce. Nie znalazł w sobie wystarczająco siły, by go wyciągnąć.
Nie odezwał się ani słowem, kiedy Spassky pojawił się w salonie. Nawet na niego nie spojrzał. Uniósł kolejną łyżkę płatków do ust i uparcie wpatrywał się w ekran laptopa. Od razu było widać, że był obrażony.


Koss Moss - 2018-11-12, 14:06

Elijah westchnął i pokręcił głową. Od razu było widać, że chłopak się obraził. Był skłonny przyznać, że miał powód. Powinien był się nim opiekować – Louis na wózku był przecież od niego zależny. Ale nie zachował się jak odpowiedzialny opiekun. W tę rolę musiał wejść chłopiec.
  ― Wybacz ― podjął, przysiadając w fotelu. Potarł czoło, na chwilę chowając twarz w dłoniach. ― Zabalowałem jak nastolatek.
Nie pamiętał, w jaki sposób wrócili do domu, ale duma kazała mu udać, że nie stracił zmysłów, i w ogóle nie poruszać tego tematu.
  ― Chodź do mnie ― zachęcił młodzieńca, podnosząc w końcu głowę i wyciągając ramię. ― Przytul się. Lou.


Blake - 2018-11-12, 14:14

W końcu spojrzał na mężczyznę, odstawiając miskę z mlekiem na stolik, ale w jego wzroku próżno było szukać ciepłych uczuć. Gdyby chodziło o samo przyjęcie i to, jak mężczyzna go na nim traktował, Louis pewnie szybko by mu wybaczył i wszystko byłoby między nimi w porządku. W szczególności, że wciąż pamiętał pocałunek, jakim został obdarzony. Ale chodziło przecież o coś więcej, o paragon, który znajdował się w marynarce chłopaka, teraz przerzuconej przez oparcie kanapy.
Louis sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej dwie kartki. Jedną z nich podał mężczyźnie, nie kryjąc rozczarowania.
- Szukałem numerka do szatni, kiedy siedziałeś nieprzytomny na ławce przed wejściem - oznajmił, wytykając mu przy tym jego nocny stan. - I znalazłem to.


Koss Moss - 2018-11-12, 14:34

Mężczyzna uniósł brew.
  ― Co to?
Sięgnął po papierek i rozłożył go, po czym prychnął i odwrócił paragon, żeby przyjrzeć się nadrukowanym informacjom.
  ― Nie wiem, co to jest ― powiedział, a w całym swoim zmęczeniu wydawał się rozbawiony.
Ale jak mógłby nie wiedzieć, co jest na rachunku, który złożył i schował sobie do kieszeni?
Po co brałby taki rachunek, jeśli nie byłoby na nim czegoś szczególnego?
  ― To nieporozumienie…
Zmiął karteczkę i rzucił ją na stół.
  ― Nie wiem nawet, skąd wzięła się tam, gdzie ją znalazłeś. Gdziekolwiek to było.


Blake - 2018-11-12, 15:02

- Cieszę się, że cię to bawi - mruknął, zakładając ramiona na piersi. - Ale ja jakoś tego rozbawienia nie podzielam.
Nie wydawał się przekonany reakcją Elijaha. W końcu skąd ten paragon wziąłby się w jego kieszeni? Czy ktoś mógł tak po prostu go tam wrzucić, kiedy mężczyzna był zbyt pochłonięty jakąś sprawą? Louis nie do końca w to wierzył.
- W twojej marynarce - wyjaśnił, po chwili dodając: - w kieszeni. - Owinął się szczelniej kocem i zwiesił ramiona. - Jak myślisz, jak się poczułem, kiedy znalazłem to po tym, jak mnie ignorowałeś przez większość wieczoru? Albo byłeś zajętym flirtowaniem ze swoim byłym studentem na moich oczach?


Koss Moss - 2018-11-12, 15:19

Elijah podniósł się i poszedł do części kuchennej, żeby nalać sobie wody. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił – kiedy wrócił, usiadł natomiast już nie na fotelu, tylko na kanapie obok chłopca.
Objął go ramieniem i wtulił nos w jego włosy, ignorując to, jak spięty był Louis.
Musiał go przekonać. Wiedział, że przy odrobinie uporu i porcji ciepłych słów młodzieniec zaufa mu ponownie. Zgodzi się zignorować swoje niefortunne odkrycie i spotykać z nim dalej.
  ― Lou. Co ci powiedziałem? ― mruknął z wargami tuż przy kości jarzmowej nastolatka. ― Że nie będzie nikogo innego. I nie ma. Nie możesz denerwować się o każdego studenta, z którym rozmawiam, bo było i będzie ich wielu. Nie wiem, kto podrzucił mi ten numer, ale to nic takiego.


Blake - 2018-11-12, 15:44

Louis odetchnął, przymykając oczy. Był taki zmęczony i rozczarowany tym przyjęciem i zachowaniem swojego kochanka. Chyba nie miał siły, by się z nim kłócić.
- Rozmawiać, Elijah - jęknął i zerknął na niego z wyraźną pretensją, ale znów wydawał się topnieć w jego obecności, gdy jego ciało rozluźniło się i niemalże bez jego woli wtuliło się w ramię mężczyzny. - Nie flirtować. To różnica. Rozumiem, że jesteś przyzwyczajony do innych… kontaktów, ale czas najwyższy zacząć się hamować.
Poddał się i znów mu wybaczył, bo nie potrafił się na niego gniewać, nawet jeśli wciąż kiełkował w nim niepokój po odkryciu tego nieszczęsnego paragonu.
Przekręcił się w jego ramionach i wtulił nos w jego szyję.
- Obiecałeś - szepnął, dotykając wargami gorącej skóry. - Pamiętaj o tym, bo to jedyna rzecz, jakiej ci nie wybaczę.


Koss Moss - 2018-11-12, 16:26

Minęło kilka tygodni. Louis zaczął chodzić na rehabilitację, a pod koniec stycznia wrócił do szkoły. Okazało się, że dyrektor w międzyczasie zatrudnił nowego matematyka – Elijah miał więc już nie wrócić, ale Louis nie wiedział, czy mężczyzna sam się zwolnił, czy został wydalony.
Pojawienie się chłopca znów wywołało burzę plotek, ale nie było tak źle, jak młodzieniec zapewne się spodziewał. Oprócz pojedynczych pytań, czy „na serio” spotykał się ze Spasskym, nie spotkał się z żadną falą nienawiści. Dawni oprawcy nawet się do niego nie zbliżali.
Mimo tego, jak zapracowany był jego kochanek, widywali się kilka razy w tygodniu. Elijah dość rzadko zabierał Louisa do łóżka z własnej woli – a kiedy to nastolatek próbował coś inicjować, często spotykał się z wymówkami, głównie związanymi z pracą.
Nie był to idealny czy szczególnie namiętny związek. Tak, jakby Elijah rozładowywał napięcie gdzieś indziej. Mimo to za każdym razem, gdy poruszali ten temat, zawsze nazywał Louisa paranoikiem, a swoją niechęć do zbliżeń tłumaczył przemęczeniem i wiekiem.
Być może Louis mógłby to zignorować i zadowolić się sporadycznym seksem, ale na początku lutego wydarzyło się coś, nad czym nie mógł przejść do porządku dziennego.
Wracając ze szkoły autobusem do swojego nowego mieszkania, zawsze przejeżdżał obok domu Elijaha. Tego popołudnia przejeżdżał obok niego akurat w takim momencie, że zobaczył, jak na posesję mężczyzny wchodzi jakiś wulgarnie ubrany, młody chłopak z torbą podróżną.
Co ciekawe, Spassky utrzymywał, że nazajutrz jedzie w delegację. Wszystko wskazywało na to, że kogoś ze sobą zabierał.


Blake - 2018-11-12, 19:30

Louis wysiadł na najbliższym przystanku, choć ten wcale nie znajdował się blisko domu Spassky’ego, i postanowił dowiedzieć się, co się działo. Był zaniepokojony widokiem nieznajomego chłopaka i miał coraz gorsze przeczucia. Ale jak mógł ich nie mieć, kiedy Elijah ciągle go odpychał?
Odkąd poszedł na rehabilitację, jego stan fizyczny znacznie się poprawił. Zamienił wózek na kule, a ostatnio mógł już samodzielnie chodzić. Nie było nawet mowy o pokonywaniu dłuższych dystansów, ale było już lepiej. Nie miał w zwyczaju zabierać ze sobą kul do szkoły, bo przez większość czasu po prostu siedział (najpierw w autobusie, później na lekcjach), ale teraz żałował, że ich nie miał. Nie powinien tak bardzo się przemęczać, bo jego nogi i kręgosłup jeszcze nie były na to gotowe, ale musiał w końcu dowiedzieć się, co kryło się za dziwnym zachowaniem mężczyzny. A że coś się kryło, był o tym przekonany.
Byli ze sobą ponad miesiąc i choć Louisowi wydawało się, że właśnie to jest ten okres w związku, kiedy najbardziej chce się przebywać z tą drugą osobą, to w ich przypadku wcale tak nie było. Przynajmniej nie ze strony Elijaha. A kiedy ten zaczął unikać seksu, chłopak już naprawdę nic nie rozumiał. To mu się gryzło z obrazem mężczyzny, jakiego znał. Elijah lubił seks. A skoro lubił, to dlaczego nie chciał tego robić z Louisem? Czy ten mu się znudził? Takie i podobne pytania ciągle dręczyły szatyna, który myślał już, że w końcu od tego oszaleje.
Ale nachodziły go też inne wątpliwości. Czy Spassky, pomimo swojej obietnicy, wciąż spotykał się z innymi? To męczyło go najbardziej. A teraz ten chłopak, którego szatyn nigdy wcześniej nie widział…
Kiedy wszedł na działkę Elijaha, czuł już ból w dolnej części kręgosłupa. Oddychał znacznie szybciej i był zarumieniony na policzkach, bo temperatura na zewnątrz nie rozpieszczała. Wcisnął dzwonek i czekał, czując, jak szybko bije mu serce. I wcale nie było to spowodowane jedynie wysiłkiem.
- Hej, pomyślałem, że… - Urwał, wcale nie dostrzegając swojego kochanka po drugiej stronie, gdy drzwi zostały otwarte. - Eee… jest Elijah?


Koss Moss - 2018-11-12, 19:43

Drzwi otworzył mu atrakcyjny młodzieniec ubrany w obcisłe, skórzane spodnie i dopasowaną koszulkę. Miał czerwone włosy i dwa kolczyki pod ustami. Można było odnieść wrażenie, że jest lekko umalowany.
  ― A ty to kto? ― zaatakował Louisa bez pardonu. ― Nieważne, zapomnij, że tu wejdziesz. Wynoś się. Wynoś!
  ― Skarbie, kto to? ― dało się słyszeć z głębi domu.
  ― Znowu jakiś twój kochaś! A obiecałeś, że już ich nie będzie! Obiecałeś mi! ― chłopak zatrzasnął Louisowi drzwi przed nosem, nie dając mu nawet doprowadzić do konfrontacji z ukochanym.
Ze środka nie było słychać już żadnych głosów, ponieważ dom był wyciszony – sądząc jednak po reakcji tajemniczego chłopaka na jego widok, ten właśnie robił Elijahowi raban.
Drzwi wejściowe otworzyły się dopiero minutę lub dwie później. Elijah wyjrzał z domu, omiatając wzrokiem podwórko. Louisa zobaczył już przy bramie.
  ― Louis! Co ty tu robisz, chłopcze? ― zapytał go, zbiegając po schodkach w domowych ubraniach. ― Nie umawialiśmy się.


Blake - 2018-11-12, 19:56

Louis gapił się przez chwilę na zamknięte drzwi, nim po prostu odwrócił się i podążył w stronę bramy. Był w szoku. Nie spodziewał się, że drzwi otworzy mu ten chłopak, a już tym bardziej nie spodziewał się takiej reakcji. Czułe słowo, które usłyszał z głębi domu, wciąż dźwięczało mu w głowie. Czy naprawdę tak łatwo dał się oszukać?
Kiedy Elijah zawołał za nim, Louis obrócił się w jego stronę, wciąż skołowany. Nie wiedział, co o tym myśleć. Chyba jeszcze w pełni nie dotarło do niego, co się przed chwilą wydarzyło.
- Chciałem się pożegnać, skoro jutro wyjeżdżasz - wydusił i sam był zaskoczony, jak roztrzęsiony miał przy tym głos. - Myślałem, że się ucieszysz…
Wsunął dłonie do kieszeni płaszcza, czując, jak się trzęsą.
- Nie ma żadnej delegacji, co?


Koss Moss - 2018-11-12, 20:05

Elijah zmarszczył brwi.
  ― Czy ty przyszedłeś mnie skontrolować, Louisie? ― zapytał, patrząc na młodzieńca, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Skrzyżował ramiona na piersi. Nie mógł uwierzyć. Louis stał się jak Mark – zaczął go nachodzić, kontrolować, sprawdzać. Jeszcze tego brakowało, żeby odgrażał się wszystkim młodym chłopakom, z którymi go zobaczy.
  ― Myślałem, że jesteś trochę inny ― powiedział mu i odwrócił głowę w bok, krzywiąc się, jakby coś go zabolało. ― Że potrafisz zapanować nad swoją zazdrością.


Blake - 2018-11-12, 20:31

- Słucham? - Louis wytrzeszczył oczy, jakby się przesłyszał. - Przyszedłem, żeby dowiedzieć się w końcu, co się dzieje. Bo czuję, że coś jest nie tak. Nie po to, żeby cię kontrolować, chryste…
Aż zrobił krok w tył, przytłoczony tym oskarżeniem. Może faktycznie było w nim trochę za mało zaufania do mężczyzny. I może faktycznie ostatnio częściej nachodziły go wątpliwości, a kiedy zobaczył tego chłopaka, te tylko wzrosły. Ale czy naprawdę zachowywał się tak źle, by od razu być posądzanym o kontrolowanie?
- To jest jakiś absurd. - Pokręcił głową i zaśmiał się może nieco zbyt histerycznie. - Jesteśmy razem, ale nie mogę przyjść do ciebie bez zapowiedzi? Może jeszcze powiesz, że zaczynam cię nachodzić, skoro nie zapowiedziałem się z wizytą. - Spojrzał na niego z napięciem. Mężczyzna nawet nie wydawał się skory do tego, by powiedzieć mu, kim był ten chłopak. Chyba w ogóle nie zamierzał niczego mu tłumaczyć, a jedynie patrzył na niego jak na kogoś z manią kontroli. - Świetnie. Miłego wyjazdu.
Louis obrócił się na pięcie i ruszył w stronę przystanku. Nie widział sensu w dalszej rozmowie.


Koss Moss - 2018-11-12, 20:46

Elijah westchnął i pokręcił z niedowierzaniem głową.
  ― Zamówię ci taksówkę ― powiedział mimo złości. Wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer, ruszając za nastolatkiem. ― Powiedziałem, że zamówię ci taksówkę. ― Dogonił go i zatrzymał za ramię. ― Nie możesz dużo chodzić.
Mógł się unieść, ale nigdy na tyle, żeby puścić dzieciaka samego w ciemną noc.
  ― Wolałbym, żebyś uprzedzał, zanim przyjdziesz, choćby z tego względu, że czasem mogę nie być w stanie cię ugościć. Jasne? ― mruknął. ― Dobry wieczór. Poproszę taksówkę… ― Podał swój adres, cały czas trzymając Louisa za ramię. Kiedy zapewniono go, że ktoś już jedzie, rozłączył się i znów westchnął, wypuszczając z ust kłąb pary. ― Zawsze coś ci się może stać ― kontynuował. ― Wolę sam po ciebie przyjechać.


Blake - 2018-11-12, 21:04

- Możesz nie być w stanie mnie ugościć - powtórzył, unosząc brew. - Bo możesz być zajęty pracą, czy dlatego, że możesz być pijany?
Teraz to on rzucił oskarżeniem, na dodatek bardzo śmiałym, ale z każdą chwilą czuł coraz większą złość. Nie zasłużył na takie traktowanie. Nie zasłużył na to, by ciągle dopraszać się o uwagę mężczyzny; być ignorowanym, kiedy zadawał jakieś pytanie, które Elijahowi wydawało się zbędne; by czuć się niechcianym, bo kochanek znów odmówił mu czułości, wymyślając jakąś idiotyczną wymówkę. I nawet temat alkoholu nie był poruszany od Sylwestra, bo Louis nie chciał wywoływać niepotrzebnych spięć, choć nie raz widział mężczyznę w stanie, który mu się nie podobał. Miał wrażenie, że całkowicie podporządkował się pod wizję związku, jaką miał Elijah, a teraz złamał jakąś niepisaną zasadę i od razu usłyszał wyrzuty.
- Umiem sobie poradzić - burknął, wyrywając ramię z uścisku. - Nie jestem dzieckiem.


Koss Moss - 2018-11-12, 21:20

  ― Nie bądź bezczelny ― powiedział mu, obejmując się ramionami. Było zimno, a on wyszedł tylko w cienkim, jasnoszarym golfie opinającym ciało. ― Nie możesz do końca życia wypominać mi, że raz w roku nadużyłem alkoholu. Rozumiem, że masz mi za złe, że się wtedy tobą nie zaopiekowałem, ale gdybym ja do dziś przy każdej okazji wspominał o twoim wybryku na biwaku, Louis…
Pokręcił głową.
  ― Pomyśl trochę, zanim mnie zaatakujesz. Naprawdę nie dałem ci ostatnio powodu, a ty zachowujesz się, jakbyś szukał ich teraz na siłę. Jestem kłamcą, alkoholikiem, co jeszcze?


Blake - 2018-11-12, 21:34

- Chyba sobie żartujesz - parsknął śmiechem, aż kręcąc głową z niedowierzania. - Ty naprawdę myślisz, że chodzi mi o tego Sylwestra? A nie o to, że ciągle masz przy sobie alkohol? I to wcale nie jest szklaneczka whisky raz na jakiś czas. Może od czasu tego przyjęcia nie widziałem cię zalanego w trupa, ale mocno wstawionego już tak. Więc przestań pieprzyć, że chodzi mi o Sylwestra, o którym już dawno zapomniałem.
Louis nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej tak otwarcie i szczerze wypomniał mężczyźnie jakąś wadę. A to nie była byle jaka wada, a skłonność do nadużywania alkoholu, czyli coś, co naprawdę przerażało szatyna. Chociaż patrząc teraz na Elijaha, Louis wątpił, by ten się tym przejął.
- Mogę sam poczekać - mruknął, nie kryjąc irytacji. - Przecież widzę, że ci zimno. Wróć do środka.


Koss Moss - 2018-11-12, 21:49

  ― Poczekam ― odparł spokojnie, opierając się dłonią o płot. Stukał palcami w zimny pręt, zapatrzony w ulicę.
Wolał się jednak upewnić, że Louis wsiądzie do taksówki. Po prostu zadbać o jego bezpieczeństwo.
Nie układało im się ostatnio najlepiej, z pewnością obaj to czuli, ale nie zamierzał z tego powodu go skreślać. Chciał przecież tylko jego dobra.
  ― Eeej. ― Drzwi domu otworzyły się i ze środka wyjrzał młodzieniec, którego Elijah wcześniej nazwał tak poufale. ― Idziesz? No chodź już. Zostaw tę tępą dupę. Chyba jestem dla ciebie ważniejszy?
  ― Wyrażaj się, chłopcze. Za pięć minut wrócę ― odparł Spassky, odwracając się krótko przez ramię.
  ― Ale film…
  ― Zatrzymaj film.
Młodzieniec westchnął ostentacyjnie i zamknął drzwi. Elijah nic nie powiedział. A Louis nie wyglądał, jakby miał zamiar go słuchać.


Blake - 2018-11-12, 22:02

Louis drgnął, słysząc głos nieznajomego chłopaka i obraźliwe określenie. Uniósł głowę i spojrzał na Elijaha, ale ten nie powiedział nic. Nie powiedział, kim był ten chłopak. Nie wyjaśnił, dlaczego nazwał go “skarbem”. Zamiast tego obiecał nieznajomemu, że do niego wróci, kiedy już wsadzi szatyna w taksówkę i wyśle do mieszkania.
Louis już więcej się nie odezwał. Kiedy pięć minut później przyjechała zamówiona przez mężczyznę taksówka, chłopak wsiadł do niej bez słowa i odjechał. Już w samochodzie musiał walczyć ze łzami, które napłynęły do jego oczu. Nie mógł uwierzyć, że Elijah tak po prostu go oszukał; że złamał dane słowo. Ale to miało sens, tłumaczyło jego niechęć do zbliżeń. Tak szybko mu się znudził?
Nie zamierzał się z nim kontaktować. Skoro nie zasługiwał nawet na słowo wyjaśnienia, to nie zamierzał o nie błagać. Skończył się czas, kiedy Louis dopraszał się o uwagę mężczyzny. Nie teraz, kiedy ten znów tak bardzo go zranił.


Koss Moss - 2018-11-12, 22:09

Może musieli po prostu trochę odpocząć. Obaj. Przemyśleć wszystko. Ochłonąć.
  ― Phineasie… ― wychrypiał, wchodząc do salonu. Młodzieniec oderwał się od telefonu i zadarł buńczucznie podbródek.
  ― Obiecałeś, że to będzie wieczór tylko dla nas.
  ― I jest. Ale nie życzę sobie tak wulgarnego słownictwa w stosunku do mojego partnera.
  ― Partnera! ― prychnął Phineas. ― On jest w moim wieku!
  ― Jest ― przyznał oszczędnie Elijah. ― I dlatego chciałbym, żebyście się przyjaźnili, a nie nienawidzili.
  ― Nie obchodzą mnie twoje dupy. Nie chcę tego. Rozumiesz? Nie chcę sobie nawet wyobrażać swojego starego, jak robi coś takiemu… Po prostu nie chcę, koniec i kropka.
Elijah uśmiechnął się krzywo i usiadł obok chłopca, zarzucając pieszczotliwie ramię na jego barki.
  ― Przynajmniej go nie wyzywaj. Ma na imię Louis.


Blake - 2018-11-12, 22:29

Louis nie miał pojęcia, że właśnie spotkał syna Elijaha. Coś takiego nawet do głowy mu nie przyszło, bo przecież nie wiedział, że mężczyzna kiedykolwiek gustował w kobietach. Nic więc dziwnego, że wyciągnął jednoznaczne wnioski. A reakcja mężczyzny tylko go dobiła.

Nie wiedział, co myśleć o całej sytuacji. Minęły trzy dni, a on wciąż czuł się fatalnie.
Próbował skupić się na nauce, ale nic nie mogło odciągnąć jego myśli od złamanego serca. Spotkał się też z Mattem i oczywiście opowiedział mu o wszystkim, bo w ostatnim czasie to właśnie ten chłopak stał się powiernikiem wszystkich jego trosk. Louis nawet cieszył się, że trafił do kliniki, bo dzięki temu w końcu udało mu się znaleźć prawdziwego przyjaciela. Nawet jeśli ten ciągle wspominał, jak okropnym wyborem był związek z Elijahem.
Tego dnia było wyjątkowo zimno, a Louis stał skulony na przystanku, podpierając się na kulach, bo swoim ostatnim spacerem nie poprawił swojego stanu. W dłoni ściskał siatkę z zakupami, mając ochotę na domowy posiłek. Zanim jednak przyjechał jego autobus, do jego uszu dotarł dziwny dźwięk i nim się spostrzegł, wszystkie jego zakupy wylądowały na chodniku.
- Kurwa - zaklął i przełożył jedną z kul do drugiej ręki, a następnie zsunął z ramion plecak, żeby zapakować do niego produkty. Gdy kucnął, w zasięgu jego wzroku znalazła się męska dłoń trzymająca pomarańczę. - Dziękuję… Francesco. - Uśmiechnął się szeroko, rozpoznając znajomą twarz. - Trochę niespodziewane spotkanie…


Koss Moss - 2018-11-12, 22:36

Francesco uśmiechnął się zawadiacko i podrzucił pomarańczę, a potem wrzucił ją do przezroczystej reklamówki, z której wypadła.
  ― Naprawdę? ― mruknął. ― Mógłbym pomyśleć, że specjalnie wyczekujesz na mnie pod moim miejscem pracy.
Rzeczywiście, zaraz za jego plecami znajdowała się uniwersytecka brama.
  ― Pójdę lepiej po dodatkową reklamówkę. Zaraz wrócę ― zaoferował i zostawił chłopca na kilka minut z wypchanym plecakiem.
Wrócił szybkim krokiem z potężną siatką, do której następnie zapakowali resztę zakupów.
  ― Sam dźwigasz takie ciężary? ― zdziwił się. ― Nie byłeś ostatnio po jakimś wypadku, czy zabiegu? Może lepiej ja to wezmę.
Trzymając siatkę, wyciągnął rękę po plecak Louisa.


Blake - 2018-11-12, 22:55

- Chciałbyś. - Prychnął, choć uśmiech czaił się w kącikach jego ust.
Kiedy zapakowali wszystko do siatki, Louis przyjrzał się bardziej mężczyźnie. Z tego, co mówił, wynikało, że właśnie skończył pracę, ale zupełnie nie przypominał Elijaha. Nie wyglądał tak formalnie. Wszystko w nim wydawało się bardziej… luźne.
- Mhm, miałem - mruknął, kiwając głową. - Ale nie noszę tego cały czas. - Wskazał na plecak, który z ociąganiem podał mężczyźnie. To było miłe, że ten chciał mu tak pomóc. - Tylko teraz, gdy czekam na autobus. I zwykle zostawiam większość książek w szafce…
Trochę zawstydził się swoim pokracznym tłumaczeniem, więc na chwilę zamilkł. Nie wiedział, dlaczego czuł się tak zakłopotany w towarzystwie historyka. Na przyjęciu noworocznym jakoś tego nie odczuwał.
- Nie jest ci zimno? - zapytał, wskazując na jego rozchełstany i tym samym trochę banalnie nawiązując do pogody. - Ja tu zaraz umrę z zimna.


Koss Moss - 2018-11-12, 23:04

Francesco z kolei wyglądał na całkiem rozluźnionego. Rzeczywiście, był zupełnie inny niż Elijah. Chodził w rozpiętej kurtce i niedopiętej koszuli, z rozwianymi włosami o barwie ciemnej czekolady i z dwudniowym zarostem, z którym było mu całkiem do twarzy.
  ― Zgadza się, pogoda jest wyjątkowo przyjemna ― rzucił żartobliwie, przerzucając sobie plecak chłopca przez ramię. Tematy o pogodzie zawsze pojawiały się w niezręcznych sytuacjach, podejrzewał więc, że Louis jest dość mocno zakłopotany jego towarzystwem. ― Może zostawilibyśmy te zakupy w moim samochodzie i skoczyli na gorącą czekoladę? Nawet jeśli kupiłeś sobie lody, mam wrażenie, że nie będą miały możliwości się roztopić.


Blake - 2018-11-12, 23:19

Louis uśmiechnął się dość nieśmiało jak na siebie i pokiwał głową.
- Gorąca czekolada brzmi idealnie.
Nawet się nad tym nie zastanawiał. Potrzebował teraz kogoś lub czegoś, co oderwałoby go od nieprzyjemnych myśli. Francesco wydawał się idealnym kandydatem.
Przeszli razem na parking, który znajdował się w pobliżu i podeszli do jednego z czarnych średniej wielkości samochodów. Nie było to tak szpanerskie auto, jak Impala Elijaha. To wydawało się po prostu funkcjonalne.
- Mogę schować kule do bagażnika? - zapytał, czekając z boku, aż mężczyzna położy zakupy i jego plecak na tylnym siedzeniu. - Wydaje mi się, że poradzę sobie bez nich.
Kiedy historyk zgodził się i otworzył bagażnik, Louis posłał mu promienny uśmiech i zapakował do niego kule. Wciąż był zakłopotany tym niespodziewanym towarzystwem, ale jednocześnie, trochę paradoksalnie, czuł się z nim dobrze.
- Znasz w ogóle jakieś miejsce w pobliżu z dobrą czekoladą?


Koss Moss - 2018-11-12, 23:47

Samochód, którym jeździł Francesco, wydawał się nie tylko funkcjonalny, ale i z pewnością niejedno już przeżył. Był to nie najnowszy już szary Freelander, dość masywny, jednak niezawodny zwłaszcza na takich drogach, jakimi Bracci jeździł czasem, żeby odnaleźć inspirujące miejsca.
  ― Tak się składa, że znam ― odpowiedział, zamykając samochód. ― Tędy.
Poprowadził Louisa w stronę miasteczka studenckiego. Rzeczywiście, kilkaset metrów dalej w dość niepozornej budce się miejsce, które wyglądało na małą, ale z całą pewnością ciepłą kawiarnię.
Mężczyzna przytrzymał młodzieńcowi drzwi, które przy otwieraniu uruchomiły staroświecki dzwoneczek, i chwilę później sam wszedł do lokalu, otrzepując buty ze śniegu.
  ― Mój przystojniak! ― Starsza, pulchna kobieta za barem uśmiechnęła się serdecznie na widok profesora. Lokal wcale nie był przepełniony, jak można byłoby się spodziewać o tej porze, w taką pogodę. Prawdopodobnie pobliski McDonaldʼs i inne modne lokale znacznie bardziej kusiły studentów. Z ośmiu stolików tylko dwa były zajęte.
  ― Dzień dobry, pani Willson ― odpowiedział jej serdecznie Francesco i pomógł Louisowi zdjąć płaszcz, a potem odsunął nastolatkowi obite miękką tkaniną krzesło tuż przy małym piecyku.
  ― Przyprowadziłeś wreszcie swojego Hiacynta, kochaneczku?
  ― Och, ha ha. ― Bracci zaśmiał się i sam zdjął okrycie, odwieszając je na wieszak przy wyjściu. ― To tylko uroczy młodzieniec, który jest bardzo zmarznięty i chciałby się napić słynnej najlepszej czekolady w mieście.
  ― Och, ty komplemenciarzu ― zaśmiała się pani Willson. ― Zaraz przygotujemy coś rozgrzewającego dla was obu.
Bracci uśmiechnął się pod nosem i popatrzył na Louisa, który wciąż wydawał się dość skrępowany.
  ― Przychodzę tu kilka razy w tygodniu ― powiedział. ― Takie miejsca, choć omijane przez większość, mają swój niepowtarzalny urok. Atmosferę, której nie poczujesz nigdzie indziej.


Blake - 2018-11-12, 23:59

- To bardzo urokliwe miejsce - przyznał, rozglądając się z zainteresowaniem po wnętrzu. Nie był to modny, elegancki lokal, a właśnie do takich zwykle zabierał go Elijah. W tym miejscu chyba bardziej mu się podobało. - I ciepłe. To najważniejsze.
Posłał mu szeroki, czarujący uśmiech i przysunął dłonie do piecyka, już czując to specyficzne uczucie, kiedy znów wracało krążenie. Powinien w końcu zainwestować w rękawiczki.
- Pasujesz tutaj - stwierdził, przyglądając się mężczyźnie spod na wpół opuszczonych powiek. - Wydajesz się być taki… trochę z innych czasów. Trochę jak ten lokal. - Wygiął wargi w skrępowanym uśmiechu. - Albo po prostu zimno uderzyło mi do głowy i gadam głupoty. Wybacz.


Koss Moss - 2018-11-13, 00:09

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął swój notes wraz z miękkim ołówkiem.
  ― Mówisz? ― mruknął i jak gdyby machinalnie zaczął coś szkicować, a co, to Louis mógł się domyślić, sądząc po rzucanych mu spojrzeniach. ― Czyli co, noszę się jak twój dziadek?
Gdy podniósł wzrok na twarz chłopca i dojrzał na niej zakłopotanie, zaśmiał się cicho.
  ― Tylko żartuję. Tak naprawdę pewnie chodzi o tę niemodną fryzurę. A może po prostu wyglądam tak staro?
Droczył się, kolejnymi pociągnięciami ołówka tworząc na małej kartce pośpieszny szkic chłopca, tym razem w wydaniu znacznie bardziej książęcym, niedzisiejszym. Zamiast krótkich włosów, narysował mu długie loki, a szyję ozdobił małą, staroświecką kryzą. Podkreślił wydatność ust, rzucił pod oczami więcej cienia i może odrobinę je powiększył, słuchając poplątanych wyjaśnień młodzieńca.


Blake - 2018-11-13, 00:16

- Co? Nie! - Pokręcił szybko głową, już czując, że się wygłupił. - Nie, oczywiście, że nie. Nie ubierasz się jak dziadek. I nie chodzi o włosy… - Zagryzł dolną wargę. - Wyglądasz… dobrze.
Louis z trudem powstrzymał się przed wypowiedzeniem tego, co naprawdę myślał. A myślał, że historyk nie tylko wyglądał dobrze, co wręcz seksownie. Było w nim coś pociągającego, jakaś nutka tajemniczości i to wszystko bardzo kusiło.
- Chodzi mi bardziej o aurę? - Bardziej zapytał, niż wyjaśnił, co tak naprawdę ma na myśli. Uśmiechnął się przy tym z zakłopotaniem, przyglądając się szybkim ruchom ołówka - To po prostu coś, co cię otacza. Nie potrafię tego nazwać. - Wzruszył ramionami. - Po prostu czuję się przy tobie… inaczej.


Koss Moss - 2018-11-13, 00:22

  ― Ach tak? ― Mężczyzna zwilżył wargi końcówką języka, na chwilę podnosząc wzrok na delikatnie zarumienioną twarz chłopca. ― Och, niebywałe.
Przyciemnił policzki chłopca z rysunku, przydając im głębokiego rumieńca, który pojawił się na twarzy pierwowzoru.
  ― To jak się przy mnie czujesz? ― drążył temat swoim niskim, przyjemnym dla ucha głosem. Czerpał dużą przyjemność z wprawiania młodzieńca w zakłopotanie, uważał jego reakcje za bardzo naturalne, młodzieńcze i urzekające. Louis był taki świeży, rześki, przepełniony niesamowitą energią, inspirujący.
Mógłby nakreślić go w wielu różnych wydaniach. Pomysły mu się nie kończyły.
  ― Unieś lekko podbródek ― polecił jakby od niechcenia, kiedy chłopiec już nabrał powietrza, żeby odpowiedzieć. ― Och, mów, mów, śmiało.


Blake - 2018-11-13, 00:33

- Luźniej? - Znów bardziej zapytał, niż odpowiedział. - Jakbym nie musiał się starać, by zadowolić cię swoją osobą. Jakbym… mógł być cały czas sobą.
Od razu pomyślał o swoim kochanku i tym, jak bardzo przy nim się starał, żeby ten był z niego zadowolony; żeby ten się nim nie znudził. Bywały chwile, kiedy czuł się przy nim doskonale, ale bywały też momenty, kiedy nie czuł się w pełni sobą. A to jemu Spassky zarzucał, że próbuje go zmienić.
- Nie mam pojęcia, dlaczego to mówię. - Pokręcił głową, zdumiony własnym zachowaniem. - To takie zawstydzające. Przepraszam.


Koss Moss - 2018-11-13, 00:47

  ― A więc taki właśnie jesteś?
Bracci wyjrzał zza notesu i obdarzył zakłopotanego dzieciaka kolejnym tajemniczym uśmieszkiem.
  ― Gadatliwy, trochę wstydliwy, całkiem urokliwy i lubiący przepraszać?
  ― Gorąca czekolada dla moich Amorków. ― Pani Willson podeszła, żeby postawić na ich stoliku dwa duże kubki wypełnione parującym jeszcze napojem. ― Od wieków uważana za jeden z najsilniejszych afrodyzjaków.
  ― Och, nie wątpię ― odpowiedział z rozbawieniem Francesco. ― Zaraz się tutaj zakochamy.
  ― W końcu idą Walentynki! ― zaśmiała się kobieta i wróciła za ladę, spoglądając na nich życzliwie.
  ― Peniletylamina ― mruknął mężczyzna, wyciągając w stronę chłopca dłoń z notesem, w którym widniał skończony już rysunek. ― Niektórzy nazywają ją hormonem szczęścia. Inni molekułą miłości. Sporo go w czekoladzie. Jestem pewien, że poprawi ci humor.


Blake - 2018-11-13, 00:54

- Zwykle trochę bardziej pewny siebie - przyznał z rozbawieniem. Powoli mijało zakłopotanie i czuł się coraz bardziej zrelaksowany w obecności mężczyzny.
Przyjął czekoladę z uśmiechem, choć wydawał się nieco zawstydzony insynuacjami kobiety. Faktycznie, zbliżały się Walentynki. A on nie wiedział, czy do tego czasu wciąż będzie miał faceta, czy może ich ostatnie spotkanie wszystko przekreśliło.
- Aż tak widać, że nie mam dziś humoru? - mruknął i przyjął od Francesca notes, ze zdumieniem przyglądając się swojej podobiźnie. - Wow…
Na chwilę zapomniał o czekoladzie i tym, że miał ją skosztować. Po raz kolejny był oczarowany talentem historyka.
- Dlaczego akurat tak? - zapytał, przejeżdżając kciukiem po długich włosach widniejących na szkicu. - Jak jakiś... książę?


Koss Moss - 2018-11-14, 18:44

Francesco napił się czekolady, obserwując chłopca znad swojego kubka. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, pozwalając, by Louis przyjrzał się szkicowi w najmniejszych detalach.
  ― Książę? ― mruknął w końcu, ocierając kciukiem wargi. ― Może i książę. Twoja twarz mnie inspiruje, jesteś jak Dorian dla Basila Hallwarda. Choć nie życzę ci jego losu.
Znów uśmiechnął się zagadkowo.
  ― Chętnie bym to z tobą zrobił ― przyznał niezbyt precyzyjnie i nawet mimo błysku w oku trudno było nowo poznanej osobie stwierdzić, czy jest świadom dwuznaczności swych słów.


Blake - 2018-11-14, 18:55

Louis odłożył notatnik i sięgnął w końcu po gorącą czekoladę. Objął kubek dłońmi i upił trochę, a z jego gardła niemal natychmiast wyrwał się ekstatyczny jęk.
- To jest pyszne! - wydusił, patrząc na mężczyznę radośniejszym wzrokiem. Zaraz jednak omal się nie udławił, kiedy historyk rzucił tym mało precyzyjnym oświadczeniem, które w nastolatku budziło jednoznaczne skojarzenia.
Znów poczuł gorąco na policzkach i nie było to wcale spowodowane gorącym napojem ani temperaturą w lokalu. Francesco musiał być świadom tej dwuznaczności. Louis nie wyobrażał sobie, by było to całkowicie niewinne, choć nic na twarzy mężczyzny nie wskazywało na to, by ten sugerował coś więcej.
- Namalował mnie? - dopytał, znów mocząc wargi w kakaowym napoju.


Koss Moss - 2018-11-14, 19:28

Pani Willson uśmiechnęła się serdecznie, a jej pulchne policzki zrobiły się jeszcze wydatniejsze.
  ― Na zdrowie, kochaneczku!
Na pytanie chłopca Francesco pokiwał krótko głową i wydawało się, że w swojej roztargnionej naturze naprawdę nie był świadom, jak mało precyzyjne było.
  ― Na płótnie, w naturalnych rozmiarach, z prostym tłem ― powiedział. ― Masz doskonałe proporcje twarzy, z pewnością już nieraz to słyszałeś. Idealne do takich prac. Klasyczne, ponadczasowe piękno oparte na symetrii, wydatności i niejednoznaczności. Siedzisz teraz w takim miejscu, że światło pada dokładnie z góry. Gra cieni sprawia, że wyglądasz jak zupełnie inna osoba niż przed chwilą, gdy patrzyłem na ciebie w blasku ulicy.


Blake - 2018-11-14, 19:40

Chłopak uniósł brwi, trochę zaskoczony, ale też oczarowany pasją, z jaką Francesco mówił o swoich artystycznych pragnieniach.
- Kto miałby mi to mówić? - zapytał, uśmiechając się z zakłopotaniem. - Jesteś pierwszym artystą, jakiego poznałem. - Przyznał szczerze, mile połechtany komplementami mężczyzny. Dobrze było wiedzieć, że jednak komuś się podoba, nawet jeśli tylko w kwestiach artystycznych. Ostatnio jego poczucie wartości zostało mocno podłamane, więc takie opinie ze strony historyka były bardzo przyjemne. - Długo trwa tworzenie takiego obrazu? Właściwie… jeśli byś chciał, mógłbym ci zapozować...


Koss Moss - 2018-11-14, 20:10

  ― Nie trzeba być artystą, żeby stwierdzić, że ktoś ma ładną twarz ― odparł Francesco, odrobinę zdziwiony niepewnością chłopca w tym aspekcie.
Louis akurat należał do tych młodzieńców, którym trudno było cokolwiek zarzucić w kwestiach prezencji. Widział to (bez wątpienia) Elijah i z pewnością widziało wiele innych osób.
  ― Długo ― powiedział. ― Za długo, żebym mógł cię o to prosić. Zanudziłbyś się na śmierć. Ja bym się zanudził na twoim miejscu.
Uśmiechnął się i mrugnął do niego.
  ― Ale żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, zawsze mogę zrobić ci zdjęcie i nim się inspirować.


Blake - 2018-11-14, 20:23

- Jeśli chcesz. - Ponownie spojrzał na notatnik i swoją podobiznę, choć ukazaną w całkiem innym wydaniu. - Mogę go zatrzymać?
Wciąż miał ten poprzedni szkic z Sylwestra. Pamiętał minę Elijaha, kiedy ten zapytał go o rysunek. Najwyraźniej nic nie pamiętał z przyjęcia, a przez to umknęła mu nowa znajomość Louisa. Nie był wtedy zadowolony.
- Malujesz z samej pasji, czy robisz to też bardziej… zawodowo? - zainteresował się, opierając policzek na dłoni. Wydawał się bardzo zaciekawiony życiem mężczyzny i jego pracą. Wszystko wydawało mu się fascynujące.

- Nie musisz mnie odwozić - powiedział, gdy po godzinie opuścili lokal. Louis od razu też się skulił, czując zimno przeszywające jego ciało. Do tej pory siedział w bardzo ciepłym pomieszczeniu, więc zmiana temperatur nie była najprzyjemniejsza. - Mogę zabrać swoje rzeczy i iść na autobus. Nie chcę ci robić kłopotu.


Koss Moss - 2018-11-14, 20:32

Francesco odpowiadał na zadawane mu pytania; nie szukał, jak Elijah, sposobu, by zgrabnie odejść od jakiegokolwiek tematu. Dlatego Louis bez większego problemu dowiedział się, że mężczyzna nie maluje zawodowo, chociaż prowadzi zajęcia z rysunku zarówno w teorii, jak i w praktyce, i zdarza mu się mieć własne wernisaże.
  ― Jeżeli mieszkasz na tyle blisko, że dojeżdża tam autobus, to żaden problem ― stwierdził. ― Zresztą… zimno jest i ciemno, a w tych okolicach dzieją się czasami mało przyjemne rzeczy. Chodźmy.
Zabrał go do samochodu. Po chwili problemów z odpaleniem silnika westchnął, wysiadł na zewnątrz i gmerał przez dłuższy czas przy silniku, aż w końcu zaśmiał się i zajrzał z powrotem do środka, zarumieniony od chłodu (im było później, tym większy panował mróz) i przyprószony śniegiem.
  ― No dobrze, wydało się, tak naprawdę potrzebowałem cię, żeby w ogóle odpalić ten złom. Mógłbyś usiąść za kierownicą i spróbować zapalić silnik, kiedy go popchnę? Powiem ci, co zrobić.


Blake - 2018-11-14, 20:44

Louis roześmiał się, szczerze rozbawiony. Nie wyobrażał sobie takiej sytuacji z Elijahem. Ten nigdy nie pchałby samochodu, a przynajmniej chłopak nie potrafił sobie tego wyobrazić. Pewnie zadzwoniłby po pomoc.
- A ja myślałem, że to twoje dobre serce… - Posłał mu serdeczny uśmiech i zajął miejsce kierowcy. Nie miał prawa jazdy i do tej pory tylko dwa razy siedział na tym miejscu w aucie, ale wierzył, że sobie poradzi.
Po dziesięciu minutach, kiedy Francesco wszystko mu wytłumaczył, wspólnymi siłami udało im się odpalić samochód.
- Nie jest to najlepszy powód, żeby zainwestować w nowy? - zapytał, kiedy wrócił już na miejsce pasażera, a historyk usiadł obok, wpierw otrzepując się ze śniegu. - Zawsze prosisz przypadkowych ludzi o pomoc?


Koss Moss - 2018-11-14, 21:40

Francesco pokręcił głową.
  ― Jeździ? Jeździ. Nie jest z nim tak źle. Po prostu trochę gorzej radzi sobie zimą ― odpowiedział beztrosko; słychać było, że mimo wszystko jest przywiązany do swojego samochodu. ― Ale to nie powód, żeby go zaraz zmieniać, nie.
Spojrzał na zdziwioną minę chłopca; uderzyło go, że Louis pewnie przywykł do tego, że ma wszystko, co chce, bez żadnych ograniczeń. Elijah Spassky zapewne o to dbał. Ktoś taki jak on nawet nie spojrzałby na takiego Land Rovera.
  ― Nie, Louis, zwykle rusza normalnie i nie muszę nikogo prosić o pomoc. To gdzie mieszkasz?
Zawiózł chłopca pod wskazany adres; wyglądał na trochę zdziwionego, kiedy zobaczył bardzo nowoczesny budynek w luksusowej dzielnicy. Zamruczał z uznaniem. Samochody, które stały na tutejszym parkingu, były zupełnie inne niż jego, och, zupełnie inne.
  ― Pomóc ci z tymi zakupami? ― zaproponował.


Blake - 2018-11-14, 22:00

Louis zagryzł dolną wargę, zerkając na mężczyznę. Nie chciał, by ten źle go odebrał.
- Sentyment do auta, co? - Uśmiechnął się szeroko. - Podoba mi się.
Kiedy zajechali na jego osiedle, chłopak dostrzegł zaskoczenie na twarzy historyka. Ostatnim razem, kiedy tu byli, ten raczej skupiał się na wciągnięciu Elijaha do środka i z pewnością nie zwracał uwagi na okolicę. A teraz chyba nie spodziewał się, że Louis może mieszkać w takim miejscu. Louis kiedyś też nie myślał nawet, że wyląduje na takim osiedlu, ale przez dwa miesiące zdążył już się zaaklimatyzować. I tylko zastanawiał się, czy będzie musiał znów się przeprowadzić w najbliższym czasie…
- Jeśli chcesz.
Francesco chciał, więc razem podążyli do środka - Louis z kulami, a historyk z jego plecakiem i zakupami. Wjechali na odpowiednie piętro i chłopak otworzył drzwi, od razu wpuszczając mężczyznę do środka.
- Miałem w planach jakiś obiad, bo tak szczerze, to zapomniałem, że jestem głodny… - Parsknął śmiechem i wziął od niego zakupy, by zanieść je do części kuchennej. - Mogę więc zaproponować posiłek w zamian za czekoladę? Co ty na to?
Nie chciał, żeby Francesco już wychodził. Oczywiście nie chciał mu się narzucać, ale czuł się bardzo dobrze w jego towarzystwie i bał się tego, że gdy znów zostanie sam, jego myśli wrócą do Spassky’ego. I wtedy nic nie pozostanie po jego niezłym humorze.


Koss Moss - 2018-11-14, 22:35

Francesco po prostu nie spodziewał się, że Louis właśnie tutaj mieszka.
Był przekonany, że to dom Elijaha, a nie tego chłopca. Tym bardziej niepewnie wchodził tym razem na górę, nie mając ochoty natknąć się gdzieś na partnera Louisa. Z tego nie wynikłoby nic dobrego. Znał Spasskyʼego na tyle, by wiedzieć, że wpadłby w furię, gdyby go tu zobaczył.
  ― Więc… mieszkasz tutaj z nim? ― zapytał, kiedy jechali windą na górę.
Ale Louis zapewnił go, że nie, że Elijah i on nie mieszkają razem, więc jeszcze bardziej zdziwiony, Francesco podążył w końcu za chłopcem do wnętrza jego mieszkania.
  ― Mógłbym chwilę zostać ― powiedział, wciąż wyraźnie zbity z tropu. ― Ostatnim razem byłem pewien, że to on tu mieszka. Jesteś pewien, że tu nagle nie wparuje?


Blake - 2018-11-14, 22:45

- Nie. - Pokręcił głową. - Elijah ma swój dom. A to mieszkanie… - Zaciął się, nie wiedząc, co powiedzieć. Wyznanie, że otrzymał je od Spassky’ego, było trochę upokarzające, bo od razu budziło jednoznaczne skojarzenia. - Trudno to wyjaśnić.
Zaczął wyciągać zakupy - w tym swoje lody, które kupił na poprawę nastroju. Teraz schował je do zamrażalnika, bo nie były mu w tym momencie potrzebne, skoro obok znajdowała się osoba, która działała na niego lepiej niż lody.
- On? Tutaj? Na pewno nie. - Od razu spochmurniał, myśląc o ciszy, jaka panowała między nim a kochankiem. Ten wciąż się nie odezwał, nie próbował niczego wyjaśniać. Louis nie wiedział, jakiego sygnału jeszcze potrzebował, żeby w końcu uznać, że to koniec. Na razie łudził się, że wszystko było pomyłką, choć nic na to nie wskazywało. - Nie rozmawiamy ze sobą. Nie ma powodu, żeby tu przychodzić. Napijesz się czegoś?


Koss Moss - 2018-11-15, 00:51

Nie zaczął wypytywać o relacje chłopca z Elijahem, spodziewał się jednak, że to właśnie one były powodem tej nieszczęsnej miny, jaką dziś u niego zaobserwował. Może chłopak wplątał się w coś, z czego nie potrafił się teraz wyplątać – może Elijah uzależnił go od siebie finansowo, a może w inny sposób nie pozwalał mu odejść.
Nie mógł tego stwierdzić, więc zignorował, przynajmniej pozornie.
  ― Mogę napić się herbaty, Louis ― odpowiedział, zdejmując płaszcz, a potem usiadł przy stole.
Herbata skończyła się tak, że zanim się obejrzeli, zalegli na kanapie, oglądając komedię i jedząc popcorn, a raczej tę część popcornu, która nie rozsypała się po kuchni, strzelając z niedomkniętej patelni.
Zrobiło się całkiem późno. Nie wiedzieli nawet, jak bardzo późno.

Prosto z dworca Elijah pojechał do domu, po drodze odwożąc syna do jego babki. Świeżo odnowione relacje z chłopcem pomogły mu poczuć się lepiej, dużo lepiej. Wreszcie zaznał odrobiny spokoju. Odkąd Phineas postanowił dać mu szansę na powrót do jego życia, łatwiejszym stało się panowanie nad nałogiem. Chciał być dla niego dobrym ojcem.
Wiedział, że zaniedbał przez to Louisa i że rozstali się ostatnio w przykrej atmosferze. Chciał mu to wynagrodzić, więc chociaż było już bardzo późno, wziął szybki prysznic, założył świeże ubrania i wsiadł w samochód, żeby go odwiedzić.
Nie musiał się zapowiadać, nie musiał nawet dzwonić do drzwi, bo miał klucz – było to w końcu jego mieszkanie – stanął jednak przed nimi i zadzwonił, chowając za plecami bukiet kwiatów.
Jakoś tak wyszło, że od początku widział je jako odpowiedni prezent dla Louisa.
Nie dał mu ich raz, gdy miał okazję. Chciał podarować teraz.

Francesco obejrzał się przez ramię na dźwięk dzwonka. Siedział z ramieniem na oparciu kanapy, a Louis już prawie, prawie się do niego przytulał.
Chyba obaj w tym samym czasie spojrzeli na zegar. Było po dwudziestej drugiej. Któż mógłby przyjść o tej porze…


Blake - 2018-11-15, 11:48

Louis był zmęczony i jego głowa prawie wylądowała na ramieniu historyka, kiedy przysypiał, ale właśnie wtedy poderwał go dźwięk dzwonka. Spojrzał nieprzytomnie na zegarek, a następnie posłał mężczyźnie zakłopotany uśmiech i odsunął się od niego. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął się przybliżać i niemalże kleić do Francesca. Chyba podświadomie szukał bliskości, której ostatnio nie dostawał zbyt wiele, ale nie chciał, żeby historyk poczuł się przez to niekomfortowo.
- Ostatnio ktoś pomylił piętra - mruknął, wstając. - Może tym razem też…
Kiedy otwierał drzwi, nawet nie myślał, że po drugiej stronie może zobaczyć Elijaha. Jakież też było jego zdziwienie, kiedy ujrzał znajomą postać. Otworzył szerzej oczy, ale nie wydawał się szczególnie zadowolony z widoku mężczyzny. Od razu pomyślał o awanturze, która z pewnością zaraz z tego wyniknie. A przecież mówił Francesco, że nie ma szans, by natknął się tutaj na matematyka.
- Elijah - wydusił w końcu i zerknął przez ramię. Mina historyka od razu powiedziała mu, że ten nie był przygotowany na tę konfrontację. Wydawał się spięty i już wstawał, by zabrać swoje rzeczy i wyjść.
Odsunął się, żeby wpuścić kochanka do środka. Nie mógł przecież kazać mu czekać na korytarzu albo go nie wpuścić. To było przecież jego mieszkanie.
- Nie bądź niemiły - mruknął od razu, cały zestresowany. Bał się tego spotkania, bo wciąż pamiętał, jak alergicznie Elijah reagował na Francesco. - Bo mam… um… gościa.
Przez nagły stres wywołany sytuacją, nie zwrócił nawet uwagi na kwiaty schowane za plecami matematyka.


Koss Moss - 2018-11-15, 18:10

Nie było afery. Spassky popatrzył na Francesco i opuścił ręce, zrezygnowany. W jednej z nich trzymał świeże, ogromne kwiaty dla Louisa.
  ― Znowu ty ― powiedział.
  ― Znowu ja ― odparł Francesco i uśmiechnął się krzywo.
Elijah zamknął oczy, zbierając się w sobie, a potem spojrzał na Louisa.
  ― Tamten chłopak, którego wtedy widziałeś, to mój syn. Phineas ― wyjaśnił ciężko. ― Jechał ze mną w podróż służbową, bo zawsze chciał zobaczyć Tokio. Wybacz, pewnie powinienem wyjaśnić ci to od razu, zanim do tego doszło. To dla ciebie ― wręczył młodzieńcowi kwiaty i pokręcił głową, jeszcze raz spoglądając w stronę Francesco.
Naprawdę nie wiedział, co zrobić.
Może za dużo pracował. Może poświęcał mu za mało uwagi. Może pieniądze to za mało.
  ― Zadzwonię do ciebie jutro i może cię gdzieś zabiorę.
Nie uśmiechnął się, zanim odwrócił się z powrotem do drzwi.
Francesco nie ruszył się z miejsca przy kanapie. Obserwował to wszystko ze swoim tajemniczym uśmiechem, który mógł nieść w sobie wiele rzeczy.


Blake - 2018-11-15, 22:17

Louis automatycznie wyciągnął dłonie po kwiaty, ale jego myśli zatrzymały się na jednym słowie. Syn. Elijah miał syna. I powiedział mu o tym dopiero teraz, kiedy zobaczył w jego mieszkaniu Francesco. Chłopak już sam nie wiedział, jak powinien zareagować. W szczególności, że dostrzegł zrezygnowanie na twarzy mężczyzny i przez chwilę chciał po prostu do niego podejść, przytulić się i powiedzieć, że wszystko wybacza. Ale nie mógł tego zrobić. Nie po tych trzech dniach, kiedy się zadręczał, a Elijah bawił się w Tokio. Ze swoim synem, o którym wcześniej nawet nie raczył mu powiedzieć.
- Elijah - jęknął, a kiedy ich oczy się spotkały, zdołał jedynie wydusić: - Porozmawiamy jutro.
Gdy Spassky wyszedł, Louis stał chwilę z opuszczonymi ramionami, aż w końcu ruszył w stronę części kuchennej, żeby wstawić kwiaty. Były piękne, ale niczego nie zmieniały. Nie mógł tak po prostu przejść z tym wszystkim do porządku dziennego.
- Myślę, że powinieneś już iść - mruknął, zwracając się do historyka. Uśmiechnął się z wyraźnym wymuszeniem. - Dziękuję za dzisiaj. Dobrze się bawiłem.


Koss Moss - 2018-11-15, 22:29

  ― Myślę, że powinienem ― przyznał Francesco. Ubrał się i przy wyjściu obdarzył chłopca przeszywającym spojrzeniem. Nawet nie poczuł, kiedy zrobiło się tak późno. Louis miał w sobie coś magnetyzującego. Coś niezwykle młodzieńczego i świeżego, co sprawiało, że przebywanie w jego towarzystwie było niezwykle przyjemne – i inspirujące. ― Do widzenia, Louis.
Pożegnał się z nim i chwilę później wyszedł. Zanim jednak zaczął schodzić na dół, odwrócił się przez ramię i złapał młodzieńca na odprowadzaniu go wzrokiem.
  ― Gdybyś naprawdę się kiedyś nudził ― podjął ― i chciał dla mnie pozować, z pewnością będziesz wiedział, gdzie mnie znaleźć.
Wyraził się dość zagadkowo, ale przy odrobinie sprytu Louis bez wątpienia sobie poradzi. Danie mu numeru byłoby za proste, a przy okazji zbyt zobowiązujące i inwazyjne.
I znacznie mniej ciekawe niż wpadanie na siebie przypadkiem.
  ― Dziękuję, Louis. Do zobaczenia.

Nazajutrz Elijah nie zadzwonił po Louisa – tylko przyjechał po niego pod szkołę. Młodzieniec z daleka już widział zaparkowany przed bramą lśniący samochód swojego (czy już byłego?) kochanka. Kiedy się zbliżył, okno wsunęło się w drzwi, ukazując nieco bardziej zmęczoną niż zwykle twarz Spasskyʼego.
Mężczyzna zupełnie nie przejął się obecnością innych uczniów, w tym także koleżanki, która towarzyszyła Louisowi.
  ― Cześć ― przywitał go ochryple. ― Mogę cię podrzucić do domu?


Blake - 2018-11-15, 22:48

Louis spojrzał na swoją koleżankę trochę skrępowany, bo choć nie była to dziewczyna z jego klasy, to jednak z pewnością kojarzyła Elijaha. Jak wszyscy w tej szkole.
- Jasne. - Wzruszył ramionami i zwrócił się do blondynki. - Zobaczymy się jutro u ciebie, hm?
Kiedy wsiadł do samochodu mężczyzny, znów zapadła krępująca cisza. I pewnie trwałaby przez całą drogę, ale chłopak w końcu nie wytrzymał.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytał, nie kryjąc pretensji w swoim głosie. Od wczorajszego wieczoru nie potrafił przestać myśleć o tym, co wyznał mu Spassky. Miał syna. A Louis nawet nie wiedział, że podobają mu się kobiety!


Koss Moss - 2018-11-15, 23:04

Elijah wziął głęboki wdech, popatrzył na chłopca i w końcu – po raz pierwszy od początku ich znajomości – zaczął mówić.
  ― Byłem młody i bardzo niedojrzały. Phineas… po prostu się przydarzył. Wyniknął ze zwykłej zabawy, z gówniarskiego eksperymentu. Kiedy przyszedł na świat, myśl o tym przytłoczyła mnie tak bardzo, że ich porzuciłem. Jego i jego matkę. Uciekłem jak tchórz i chociaż później tego żałowałem, nie chciał mnie znać i nic nie mogło tego zmienić. Miałem syna, ale tak, jakbym go nie miał ― opowiedział wyjątkowo jak na siebie wylewnie i szczerze, nawet jeżeli głos miał beznamiętny, a na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. ― Nie chciałem tego wyciągać. Nie sądziłem, że mogłoby to cokolwiek wnieść do naszej… znajomości. Mógłbyś jedynie dojść do wniosku, że nie jestem wcale taki doskonały, za jakiego mnie brałeś.


Blake - 2018-11-15, 23:18

- Bo nie jesteś - mruknął, zerkając na niego. - Nikt nie jest. A ostatnio… - Nie chciał brzmieć oskarżycielsko, ale jednak zabrzmiał. - Minęły trzy dni, w ciągu których zadręczałem się myślami, że… Coś ty sobie myślał, Elijah? To miała być jakaś kara za nagłe odwiedziny? Do cholery, mógłbyś traktować mnie lepiej, wiesz? Poważniej. - Westchnął. - A to, że masz syna… Cóż, prawdopodobnie w moim wieku, ale naprawdę sądzisz, że to cokolwiek zmienia?
Louis wciąż nie poukładał sobie wszystkiego w głowie, wciąż myśl o synu mężczyzny była dla niego nieco abstrakcyjna. Ale był zły na Elijaha, bo ten powinien mu powiedzieć wcześniej, a nie ukrywać to przed nim. Jak wszystko.
- Kim ja dla ciebie jestem, co?


Koss Moss - 2018-11-15, 23:32

Elijah zatrzymał samochód na czerwonym świetle i popatrzył na Louisa dłużej. Nic nie mówił, aż w końcu światło zmieniło się na zielone i ktoś z tyłu na niego zatrąbił.
  ― Nie jestem pewien, jakiej odpowiedzi oczekujesz ― powiedział, znów w ten wymijający sposób. ― Widzisz, Louisie, nie widzę potrzeby nazywania wszystkiego tak, jak ty chciałbyś to robić. Wielkie deklaracje to zupełnie nie moja bajka, ale gdybyś nie był dla mnie ważny, nie robiłbym dla ciebie tego wszystkiego.
Przejechali obok jego domu, ale nie zatrzymał samochodu przy nim. Jechali dalej, do mieszkania Louisa.
  ― Wiem, że jesteś zły za moje milczenie ― kontynuował w zapadłej ciszy. ― To nie była żadna kara. Powinienem był zadzwonić, ale wolałem wyjaśnić ci wszystko w cztery oczy.


Blake - 2018-11-15, 23:41

- Może niektóre rzeczy potrzebują jednak zostać nazwane - mruknął, nie kryjąc goryczy w głosie. - Bo po twoim zachowaniu naprawdę trudno się domyślić czegokolwiek.
Przymknął oczy i odetchnął głęboko. Naprawdę nie potrafił zrozumieć jego toku rozumowania. To było dla niego za trudne.
- Jeden telefon, Elijah. Tylko jeden i nie zadręczałbym się myślami o tym, że już ci się znudziłem i znalazłeś sobie kogoś lepszego. Ty spędzałeś czas w Tokio, a ja znów czułem się fatalnie. Dzięki.
Nie wiedział, jak mają dojść do porozumienia. Nie potrafili ze sobą rozmawiać. Wszystko było bardziej skomplikowane, niż Louis na początku zakładał.
- To powiesz mi, co się dzieje? Od kilku tygodni? Zrobiłem coś źle? - Skoro mieli okazję, a Spassky choć trochę zaczął mówić, to chłopak chciał spróbować wszystko wyjaśnić. Łącznie z tym że Elijah coraz bardziej się od niego odsuwał, choć byli dopiero na początku swojego związku. Nie tak to powinno wyglądać.


Koss Moss - 2018-11-16, 00:02

Pokręcił głową.
  ― Nie chodzi o to, co zrobiłeś ― odrzekł spokojnie. ― Dużo czynników złożyło się na ten stan rzeczy, ale nie będę cię tym dręczył. Chcesz przecież tylko uwagi, na którą zasługujesz. Chcesz być najważniejszy.
Zmrużył oczy. Pomyślał o Francesco i choć na wspomnienie tego człowieka ogarniała go wściekłość, miał świadomość, że nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby bardziej zajął się Louisem, gdyby nie był tak pochłonięty swoimi sprawami.
Uśmiechnął się kątem warg, ale bez wesołości.
Znów zamilkł.


Blake - 2018-11-16, 00:12

- No i widzisz? - jęknął, patrząc na niego żałośnie. - Znowu nic mi nie mówisz. Dlaczego to ty masz decydować o tym, czym mogę się zadręczać, a czym nie?
Założył ramiona na piersi i wpatrzył się w krajobraz za oknem. Pogoda była tak przyjemna, jak atmosfera panująca w samochodzie. Znów niczego się nie dowiedział; niczego sobie nie wyjaśnili. Wrócili do punktu wyjścia.
- Sądziłem, że to będzie dla nas najbardziej intensywny okres. - Pokręcił głową nad własnymi, jak już wiedział, niedorzecznymi marzeniami. - A ty zachowujesz się tak, jakbyś był ze mną co najmniej kilka lat i już się znudził. Jak mam się czuć, hm?


Koss Moss - 2018-11-16, 00:24

Skrzywił się. Wymuszenie na nim otwartości nie było sprawą prostą. Zawsze radził sobie sam, a współczucie… Od współczucia wolał pogardę.
  ― Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, wszystko stało się w tym samym momencie. Matka Phineasa nie żyje ― zaczął niechętnie, dość chłodno. ― To był dla niego ogromny cios. Wrócił do mojego życia niespodziewanie, z dnia na dzień, i musiałem mu pomóc. Cały czas usiłuję naprawić nasze relacje, pochłonęło mnie to. Mam też pewne problemy zdrowotne, jeżeli więc odniosłeś wrażenie, że straciłem zainteresowanie aspektami fizycznymi naszej znajomości, ma to związek z czymś innym.
Zatrzymał samochód pod blokiem chłopca, ale nie zgasił silnika.
  ― To w porządku, że kogoś znalazłeś ― dodał już innym, trudnym do określenia tonem. ― Jesteś młody i piękny. Potrzebujesz tego. Ale Francesco to nie jest… To nie jest dobry wybór.


Blake - 2018-11-16, 00:42

- W porządku, że kogoś znalazłem? - wydusił, choć jego myśli zatrzymały się w chwili, gdy usłyszał o problemach zdrowotnych. Bał się nawet myśleć o tym, co mogło to oznaczać. - Co ty pierdolisz?
Nerwowym ruchem przeczesał swoje włosy i odpiął pas bezpieczeństwa. Wiele emocji pojawiło się na jego twarzy - złość, rozczarowanie, irytacja. Wyglądał tak, jakby chciał wysiąść z samochodu i biec do mieszkania, nie oglądając się za siebie. Zamiast tego, w kilku całkiem zgrabnych ruchach, znalazł się na kolanach Elijaha i objął jego twarz dłońmi.
- Jesteś dupkiem - burknął, krzywiąc się ze złością. - Nie potrafisz odnaleźć się w związku, jesteś kiepskim partnerem… - Przymknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko. - Ale cię kocham, idioto. I nikogo sobie nie znalazłem, rozumiesz? - Pogładził jego policzek, rozkoszując się tym dotykiem. - Wciąż jestem zły. I szybko mi nie przejdzie. Ale teraz wysiądziemy, pójdziemy do mieszkania i wszystko mi opowiesz. Wszystko, Elijah.


Koss Moss - 2018-11-16, 21:51

Zmrużył oczy i objął szczupłe ciało trochę sztywno, opierając podbródek na ramieniu młodzieńca. Potem wyciągnął kluczyki ze stacyjki, gasząc silnik, i zamknął oczy. Długo obaj milczeli.
Nie wierzył w zapewnienie Louisa, nie wierzył w to, że dojrzały i atrakcyjny (trudno było temu zaprzeczyć) mężczyzna został zaproszony do jego domu przez przypadek, znał przecież gusta tego chłopca. Po co te kłamstewka? Sytuacja była dla niego ewidentna, mogli teraz tylko pogodzić się z jej zaistnieniem i znaleźć rozwiązanie.
  ― Może chociaż zjemy najpierw obiad, Loiusie ― powiedział. ― Dopiero wyszedłeś ze szkoły, zapewne jesteś głodny. Mogę cię zabrać na stek. Porządny, męski stek.


Blake - 2018-11-16, 22:04

- Nie. - Od razu pokręcił głową, nie wierząc, by po tym mieli wrócić do wcześniejszej rozmowy. Później Elijah nic nie będzie chciał mu powiedzieć. Jak zawsze. - Zamówimy coś. Może być nawet stek. Co chcesz, ale najpierw rozmowa.
Louis pogładził ostatni raz jego policzek i zszedł z jego kolan. Widział po jego minie i zachowaniu, że ten zachowuje się dość sztywno. Nie wiedział, jak to interpretować. Czy była to niechęć do rozmowy? Czy może chodziło o coś innego?
- No chodź.
Pięć minut później wchodzili już do jego mieszkania.
- Zamów, co chcesz. Zjem cokolwiek. - Ściągnął płaszcz i powiesił go na wieszaku. Następnie przeszedł do łazienki, żeby umyć ręce. - Co powiedziałeś o mnie swojemu synowi? Jak już wróciłeś do domu?


Koss Moss - 2018-11-16, 22:19

Elijah zdjął płaszcz i buty, rozejrzał się pobieżnie po mieszkaniu chłopca, a potem podszedł do okna i zamówił jedzenie z pierwszej restauracji, której numer znalazł w swoim telefonie.
Później przyszła kolej na niewygodne pytania. Tak bardzo nie lubił dzielić się tym, co było dla niego problemem. Dużo chętniej porozmawiałby o problemach Louisa, ale chłopiec był taki uparty, taki dociekliwy.
  ― Masz na myśli, kiedy już przestał na mnie krzyczeć? ― mruknął, odwracając się do młodzieńca przez ramię. ― Powiedziałem mu, jak masz na imię, żeby mógł przestać cię obraźliwie określać. Zasugerowałem, że lepiej byłoby, gdybyście się polubili, ale to raczej nie będzie możliwe. Nie teraz. Phineas potrzebuje czasu, dużo czasu, żeby zaakceptować to, jakiego ma ojca. Nie wspominając już o partnerach ojca.
Użył tego określenia machinalnie, jakby nie był go w ogóle świadom, ale widocznie funkcjonowało jednak w jego słowniku.


Blake - 2018-11-16, 22:29

- Partnerze - poprawił go, posyłając mu krzywe spojrzenie. - Chyba że w najbliższym czasie planujesz zmieniać.
Nalał im wodę do szklanek, postawił je na stoliku naprzeciwko kanapy i usiadł na niej. Poklepał miejsce obok siebie, patrząc na mężczyznę znacząco. Nie zamierzał mu odpuścić. Nie miało być tak jak zawsze, gdy Elijah go zbywał za każdym razem.
- Pewnie nie będzie zadowolony, że jesteśmy w podobnym wieku. Ile dokładnie ma lat? - Kontynuował, uśmiechając się do niego z wymuszeniem. Wciąż nie do końca wszystko przyswoił. - Siadaj i opowiedz mi wszystko. W szczególności ten aspekt zdrowotny mnie interesuje. Czemu mi nie powiedziałeś?


Koss Moss - 2018-11-16, 22:44

Nie usiadł obok – gest chłopca skojarzył mu się zanadto z przywoływaniem pieska – zajął miejsce na krześle przy stole, marszcząc lekko brwi.
  ― Jeżeli będziesz łapał mnie za słówka w taki sposób, do niczego nie dojdziemy ― zauważył. ― Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że stale posądzasz mnie o flirtowanie na boku, ale twoje obawy nie mają racjonalnych podstaw.
Odwrócił głowę i znów przez długą chwilę milczał, dając mu czas na wyrzucenie z siebie tych wszystkich pytań. Chłopiec zadawał je zbyt szybko, żeby mógł odpowiedzieć, może więc dlatego przemilczał pierwsze z nich.
  ― Są pewne sprawy, które ze względu na intymną naturę mężczyzna wolałby zachować dla siebie. Nie mam już osiemnastu lat, Louis. Ale to nic, co zagrażałoby mojemu życiu.


Blake - 2018-11-16, 23:02

- Nie stale - mruknął, choć wiedział, że mężczyzna miał trochę racji. Louis bywał podejrzliwy i jego zaufanie nie było tak duże, jak powinno być. Starał się nad tym pracować, ale nie do końca mu się udawało.
Objął się ramionami, jakoś personalnie odbierając to, że matematyk nie usiadł obok niego. Chciał się do niego przytulić.
- Elijah… - jęknął. - Nie mów, że się krępujesz. Lizałeś mój tyłek, a krępujesz się swoją dolegliwością. Serio? - Westchnął i wstał. Podszedł do niego, czując się źle z tym dystansem, jaki panował między nimi. - A co, jeśli to ja miałbym jakiś problem? Nie chciałbyś wiedzieć?
Położył dłonie na jego ramionach, trochę nad nim górując.
- Myślałem, że ci się znudziłem - wyznał.


Koss Moss - 2018-11-16, 23:11

Elijah uniósł głowę, patrząc na niego bez widocznych emocji na twarzy, choć uczucie dyskomfortu narastało w nim do prawdziwie uciążliwych rozmiarów.
  ― Nie, Louisie, nie znudziłem ― odparł. ― Gdybyś miał problem równie intymnej natury, sam mógłbyś wybrać, czy chcesz się tym ze mną podzielić. Zapewne byś chciał. Widzę, że masz taką potrzebę. Potrzebę dzielenia się wszystkim. Może dlatego, że nigdy nie musiałeś nikomu powiedzieć, że fiut ci nie staje. Wymuszanie takich wyznań jest upokarzające i niezręczne dla obu stron, nie uważasz?


Blake - 2018-11-16, 23:22

- Przepraszam - jęknął, wydymając usta. - Nie denerwuj się.
Może faktycznie nie potrafił w pełni zrozumieć tego problemu, bo nie wiedział, jak to jest. Może sam też nie chciałby o tym mówić. Ale wydawało mu się, że w związku powinno się mówić sobie o wszystkim, a przynajmniej o najważniejszych kwestiach, a tę właśnie do nich zaliczył.
- Po prostu wydaje mi się, że byłoby lepiej między nami, gdybyśmy mówili sobie takie rzeczy. Gdyby nie było tych ciągłych niedopowiedzeń jak ostatnio przed twoim domem albo… wczoraj. Wiem, że nie lubisz dzielić się problemami i wszystko muszę z ciebie wyciągać, ale to naprawdę czasem generuje problemy. Nie widzisz tego? - Westchnął i zapatrzył się w przestrzeń, gdzieś ponad ramieniem matematyka. Nie wiedział, co myśleć o całej sytuacji. Wciąż miał w sobie sporo żalu za to, jak mężczyzna go potraktował, ale próbował go też zrozumieć. Wiedział, że Spassky był trudnym człowiekiem. Wiedział o tym, kiedy decydował się z nim być. Nie mógł od niego zbyt wiele wymagać. Nie od razu. - Tęskniłem za tobą.


Koss Moss - 2018-11-16, 23:35

Elijah pokręcił lekko głową, nie spuszczając wzroku z młodzieńca. Pewnie mogli i powinni popracować nad komunikacją, ale obawiał się, że nie ona stanowiła największy problem.
Tylko różnice. Różnica wieku, różnica charakterów. Patrzył na Louisa i czasami myślał, że ten chłopiec wcale nie jest taki ambitny, że wcale nie zależy mu na osiągnięciach naukowych czy spektakularnej karierze. Bardziej dostrzegał w nim osobę, która poszukuje rodziny, której nigdy nie miała.
  ― Jasne ― mruknął. ― Mi ciebie też brakowało.
Zagarnął go do siebie ramieniem. Z tyłu głowy ciągle miał myśl o Braccim, ale już na samym początku postanowił nawet nie poruszać tego tematu.
Nikt nie wiedział tak jak on, że zakazy budzą przekorę.


Blake - 2018-11-16, 23:52

Przymknął oczy i przytulił się do mężczyzny, choć po odpowiedzi na jego wyznanie wcale nie zrobiło mu się lepiej. Zawsze, kiedy słyszał podobne słowa padające z ust Elijaha, wydawało mu się, że nie są zbyt szczere. Jakby Spassky wypowiadał je machinalnie, tylko dlatego, że czuł się w obowiązku, by odpowiedzieć jakoś na wyznanie Louisa. A ten nie dopytywał, nie chcąc brzmieć żałośnie, jakby dopraszał się potwierdzeń. Dlatego nic nie powiedział, przytulony do jego silnej klatki piersiowej, choć wewnątrz czuł niepokój.

- ...i właśnie dlatego będą musiał siedzieć jutro u Emily i kończyć ten cholerny projekt - dokończył i odkroił kolejny kawałek mięsa, zerkając ponad stołem na mężczyznę.
Opowiedział mu o ostatnich dniach w szkole, o swoich obowiązkach. Zawsze wydawało mu się, że Elijah lubi o tym słuchać; że lubi słyszeć o zaangażowaniu Louisa w naukę i własną przyszłość. A trzeba było przyznać szatynowi, że ten ostatnio był bardzo zaangażowany. Od kiedy wrócił do szkoły, miał mnóstwo do nadrobienia i niemalże nie ruszał się bez podręcznika. Tylko czasem robił wyjątki - głównie dla kochanka.
- Mogę o coś zapytać? - Usłyszał wahanie w swoim głosie i skrzywił się. Ale kiedy nie dostrzegł śladów irytacji na twarzy Elijaha, postanowił kontynuować. - Powiedziałeś, że Francesco nie jest dobrym wyborem. Dlaczego… dlaczego tak go nie lubisz?
Nie wiedział, czy rozpoczynanie tego temu było dobrym pomysłem, skoro ten wieczór nie był wcale taki najgorszy. Rozmawiali ze sobą. Całkiem normalnie. Było nawet przyjemnie. Ale Louis naprawdę chciał, by wszystko między sobą wyjaśnili, a czuł, że to jeszcze nie był koniec niedomówień.


Koss Moss - 2018-11-17, 14:06

Elijah przez chwilę zajęty był swoim talerzem i długo nie odpowiadał. Wydawało się już, że nie usłyszał pytania, kiedy w końcu zabrał głos.
  ― Masz prawdziwy talent do wybierania nieprzyjemnych tematów, Louisie ― powiedział. ― Nie będziemy rozmawiać o tym człowieku, nie jest to w żaden sposób potrzebne.
Nie wyglądał na zirytowanego czy złego – rzadko tak wyglądał – niemniej jednak poruszenie tego tematu w taki zwykły dzień przypomniało mu, że Francesco zdołał już wywrzeć na Louisa swój zgubny wpływ.
Bez wątpienia siedział mu w głowie.
Czy się dziwił? Może trochę. Może nadal nie potrafił zrozumieć, co konkretnie sprawia, że Bracci do tego stopnia nie daje niektórym o sobie zapomnieć.
Musiał naprawdę zafascynować Louisa, skoro złapał ich wtedy w jego mieszkaniu. Pewnie wymienili się numerami. Pewnie byli na randce.
Odchrząknął i poprawił się w krześle.
  ― Tylko nie zaczynaj się znowu chmurzyć, Lou, staram się.


Blake - 2018-11-17, 14:42

- Nie chmurzę się - mruknął, choć wydął trochę wargi, bo liczył na to, że w końcu zrozumie tę niechęć między mężczyznami. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Elijah mógł nie uwierzyć w jego zapewnienia. - Po prostu chciałbym wiedzieć, dlaczego tak go nie lubisz. Miły jest.
Wzruszył ramionami i wrócił do posiłku. Miał jednak tyle taktu, by nie wspomnieć o kolejnym rysunku, jaki otrzymał, i portrecie, do którego chciał pozować. Bo nadal chciał. Fascynowało go to. Ale miał wrażenie, że Elijahowi mogłoby się to nie spodobać.
- Zostaniesz dziś na noc? - zapytał, uśmiechając się szeroko. Nie potrzebował seksu, żeby cieszyć się ze wspólnie spędzonej nocy. Chciał po prostu leżeć obok niego i się przytulać, choć wiedział, że mężczyzna nie był zwolennikiem takich czułości. Miał jednak nadzieję, że tym razem otrzyma swoją porcję przytulanek w ramach wynagrodzenia za to, jak ostatnio Spassky go traktował.
I otrzymał.

***

Trzy dni później to właśnie Louis musiał odwołać spotkanie z kochankiem. Zrobił to pierwszy raz, odkąd ich relacje przeszły na nowy poziom, ale niestety nie widział innej możliwości. W natłoku zajęć i problemów całkowicie zapomniał o teście z fizyki, od którego zależała cała jego szkolna przyszłość. Nie był geniuszem, jeśli chodziło o ten przedmiot, jego sytuacja z ocenami wyglądała dramatycznie i musiał wybrać. Tym razem postawił na naukę, bo wiedział, że Elijah będzie bardziej niż zawiedziony, jeśli zawali ten rok. Ba, wątpił, by mężczyzna chciał się po czymś takim jeszcze z nim spotykać...
Co prawda zdarzało im się spędzać wspólne wieczory przy własnych zajęciach, kiedy on się uczył, a matematyk był zajęty pracą, ale wtedy Louis zawsze miał problemy z koncentracją. Obecność kochanka bardzo go rozpraszała. A teraz nie mógł sobie na to pozwolić.
Nie wytłumaczył też Elijahowi, dlaczego odwołuje ich wspólne wyjście do meksykańskiej restauracji. Zaaferowany brakiem czasu, rzucił szybko przez telefon, że coś mu wypadło, i pognał do mieszkania, żeby zatonąć w notatkach. Nawet nie pomyślał, jak mężczyzna może odebrać tę nagłą zmianę planów.


Koss Moss - 2018-11-18, 21:25

Kilka dni później Elijah zaprosił chłopca na serię wykładów. Zaznaczył, że to bardzo ciekawe prezentacje na temat prac nad szeroko pojętą sztuczną inteligencją, i zapewnił, że nawet ktoś mało zainteresowany tą branżą z pewnością wyniesie z nich mnóstwo przydatnych i ciekawych informacji.
Pojawili się na zjeździe razem. Elijah zaprowadził go do jednego z pierwszych rzędów i przedstawił kilku osobom. Louis znał jednak parę osób na sali – gdyby uważnie się rozejrzał, rozpoznałby między innymi Marka i Victora.
  ― Zadbałem o to, żebyś siedział na skraju. Łatwiej ci będzie wstać i wyjść, gdybyś potrzebował ― powiedział do chłopca, zajmując miejsce obok niego, i uśmiechnął się z cieniem zmęczenia i rezygnacji, które coraz częściej gościły na jego dojrzałym obliczu.
Spassky był wyraźnie przygaszony, nawet siwych włosów miał jakby więcej, a jednak wciąż zapewniał, że nie dzieje się nic, czym Louis musiałby się przejmować.
  ― Mam wodę, jeżeli chcesz ― powiedział i zmarszczył lekko brwi, patrząc na coś ponad ramieniem Louisa.
Okazało się, że na salę wszedł właśnie nie kto inny jak Francesco Bracci w towarzystwie dwóch rozchichotanych studentek, które wyraźnie się przed nim popisywały; jedna z nich miała błękitne włosy, druga nosiła bardzo pstrokatą sukienkę – wyglądały na początkujące artystki, jeśli ufać stereotypom. On jednak wydawał się uprzejmie zdystansowany od tych zalotów – trochę nieobecny, ale przede wszystkim kulturalny.
Spassky westchnął z niechęcią i wyprostował się w fotelu, pocierając skroń. Nie skomentował w żaden sposób obecności malarza, ale wyraźnie na nią zareagował.
Zwłaszcza, kiedy Bracci, jako pracownik uczelniany, zajął miejsce z przodu sali, w rzędzie tuż za nimi.


Blake - 2018-11-18, 21:47

Kiedy Francesco wszedł na salę, został też dostrzeżony przez Louisa, który podążył za wzrokiem swojego kochanka. Chłopak posłał mężczyźnie szeroki uśmiech, gdy ten zasiadł tuż za nimi, ale wymiana uśmiechów była jedyną interakcją między nimi na początku wykładów.
W połowie pierwszej prezentacji Louis musiał wyjść. Dostał wiadomość od swojej koleżanki, że oceny z testu, od którego zależała jego przyszłość w szkole (a przynajmniej tak powtarzał nauczyciel) właśnie znalazły się na stronie i mógł już sprawdzić wynik. Nie potrafił siedzieć do końca i słuchać o najnowszych technologiach, gdy ciągle zadręczał się tym, czy zdał. Zawsze był niecierpliwy. Właśnie dlatego poinformował Elijaha, że musi na chwilę wyjść, i opuścił salę.
Chwilę później na korytarzu dało się usłyszeć krótki okrzyk radości. Na szczęście dla Louisa, większość osób znajdowała się na wykładzie i mało kto był świadkiem jego dosyć kompromitującego tańca radości, gdy dostrzegł pozytywny stopień. Gdyby Spassky go w tym momencie zauważył, z pewnością nie byłby zadowolony.


Koss Moss - 2018-11-18, 21:55

Taniec ów widział ktoś inny. Francesco szedł właśnie z powrotem na salę z kubkiem świeżo przygotowanej kawy, ale zatrzymał się wpół kroku, zbity z tropu widokiem wybuchu młodzieńczego entuzjazmu.
  ― Hej, ty, poważny jesteś? ― zaczepił chłopca, ale zanim Louis zdążył wpaść na niemądry pomysł przeproszenia za swoje zachowanie, Bracci zaśmiał się i przystanął tuż obok. Pachniał jakimiś przyjemnymi, korzennymi perfumami, które mieszały się z zapachem niesionego przez niego napoju. Nie był jak Elijah, nie okazał zażenowania czy politowania, a wprost przeciwnie, chyba odnalazł w tym ataku radości powód do uśmiechu.
  ― Wygrałeś na loterii, czy co? ― zainteresował się i zerknął w stronę drzwi sali wykładowej, gdy te się otworzyły, ale na korytarz wyszła tylko jakaś młoda kobieta.


Blake - 2018-11-18, 22:05

Louis wyszczerzył się, zadowolony, że na tym nagłym wybuchu radości nie przyłapał go ktoś inny, bo mogłoby być to bardzo żenujące. Przy historyku takie nie było. Nie aż tak.
- Można tak to nazwać - zaśmiał się. - Zaliczyłem test z fizyki, choć geniuszem z tego przedmiotu nie można mnie nazwać. Gdybym to oblał, to pewnie powtarzałbym rok, a to… to nie może się wydarzyć. - Raz jeszcze zerknął na swój telefon, zanim zablokował go i schował do kieszeni. - Wiem, że to głupie, ale bardzo mi zależało. Prawie nie spałem przed tym testem…
Znów paplał, mocno przy tym gestykulując i co rusz posyłając mężczyźnie swoje najlepsze uśmiechy. Po raz kolejny udowadniał, że czuje się przy nim bardzo luźno.
Zamilkł dopiero po dłuższej chwili i podrapał się po policzku.
- Chyba za dużo gadam… Wybacz.


Koss Moss - 2018-11-18, 22:15

Bracci wysłuchał go z zainteresowaniem, które nie wyglądało na udawane. Prawie spijał słowa z ust chłopca, a kiedy ten zakończył swój entuzjastyczny wywiad, uśmiechnął się, aż w kącikach jego oczu pokazały się charakterystyczne zmarszczki.
  ― Chodźmy na kawę ― zaproponował. ― Tu obok, do bufetu. W zasadzie nie powinienem jej wnosić do sali. Jeszcze pani dziekan mnie wygoni.
Mrugnął do Louisa i udali się razem do bufetu, gdzie Bracci kupił Louisowi gorący napój, który chłopiec sobie wybrał. Potem usiedli przy jednym ze stolików. Francesco napił się kawy; trochę pianki zostało mu nad górną wargą.
  ― Wyglądałeś na trochę znudzonego na wykładzie ― zagaił w lekkim tonie. ― Tatuś ciąga cię po nich na siłę?


Blake - 2018-11-18, 22:25

Louis nie był do końca przekonany do tego pomysłu, bo wiedział, że Elijah się zdenerwuje. W końcu obiecał mu, że wróci za chwilę. Nie miał powodu, żeby zostawiać go samego. Ale Francesco uśmiechał się tak zachęcająco, a wizja ciepłego napoju wydała się tak kusząca, że jednak uległ i podążył za mężczyzną do bufetu.
Gdy zasiedli przy jednym ze stolików, chłopak odetchnął głęboko i lekko się skrzywił.
- Nie mów tak o nim - mruknął, niezbyt zadowolony z tego określenia. - I to nie tak, że na siłę. Chciałem tu z nim przyjść. - Wiedział, że nie brzmi przekonująco, ale naprawdę chciał. Głównie dlatego, że chciał spędzić z nim trochę czasu, którego ciągle było mu mało. - I wiem, że nowe technologie mogą być ciekawe, ale… to nie do końca jest mój krąg zainteresowań. - Zamieszał od niechcenia swoją czekoladę. - A ty? Też nie wyglądasz na wielkiego entuzjastę.
Dopiero gdy spojrzał na niego, ujrzał piankowy wąsik, jaki pozostał na twarzy historyka. Parsknął śmiechem i w pierwszym odruchu chciał sięgnąć do niego i mu go zetrzeć, ale się powstrzymał. To nie byłoby stosowne.
- Masz… - pokazał na swoje usta, wciąż chichocząc - wąsik.


Koss Moss - 2018-11-18, 22:44

Francesco kiwnął krótko głową na znak, że nie będzie określał Elijaha w ten sposób, chociaż uniósł przy tym brwi, jakby zdziwiło go, że Louis potraktował to określenie tak poważnie. W zasadzie użył go żartobliwie, w odniesieniu do kontroli, jaką Spassky zdawał się mieć nad dzieciakiem.
  ― Och, mm? ― dopiero po chwili zrozumiał, o czym mówi młodzieniec, i otarł piankę kciukiem, którego końcówkę następnie lekko objął ustami. ― Nie jest to moja specjalizacja, ale nigdy nie wiesz, co cię zainspiruje ― odpowiedział. ― Dlatego chodzę w różne miejsca, żeby posłuchać, jak różni ludzie opowiadają o różnych rzeczach. Wszechstronność i otwarty umysł są mile widziane w mojej branży.
Odstawił kawę na stolik i wyciągnął z kieszeni zmiętą ulotkę, w międzyczasie odpowiadając na „dzień dobry” jakiejś studentce. Nazwał ją przy tym imieniem, na co ona uśmiechnęła się sympatycznie i poszła dalej.
  ― Odbywa się dzisiaj wiele wykładów, na różnych wydziałach. Może znajdziesz coś bardziej interesującego dla siebie ― zasugerował neutralnie. ― Ja za chwilę wybieram się posłuchać o Da Vincim. Przyjechała do nas znana badaczka z Włoch, która może mieć coś nowego do powiedzenia na jego temat w kontekście ostatnich znalezisk. Ale dużo ciekawych rzeczy dzieje się też na wydziale biologii i chemii. Szkoda, żebyś się zniechęcił do wykładów, słuchając o czymś, co do ciebie nie przemawia. Może Elijah pójdzie z tobą.


Blake - 2018-11-18, 22:58

Chłopak zagryzł dolną wargę, przyglądając się pogniecionej ulotce z namysłem. Nie wspominał o tym kochankowi, ale ostatnio zaczęło go bardziej ciągnąć w stronę literatury i tworzenia własnych tekstów. Często słyszał pochwały na lekcjach angielskiego, miał chyba najlepsze oceny z tego przedmiotu i wydawało mu się, że jest w tym dobry. Coraz częściej myślał też o dziennikarstwie, skoro miał zdecydować się na jakiś kierunek. Wydawało mu się jednak, że nie było to coś, co Elijah mógłby… aprobować.
- Sam nie wiem… - mruknął, widząc przynajmniej dwa wykłady, które wydawały mu się interesujące. Miał jednak spędzić ten czas z kochankiem, który zaprosił go przecież na ten konkretny blok wykładów. Czuł się rozdarty.
Gdy wypił czekoladę i chwilę jeszcze porozmawiał z historykiem o jego najbliższych planach, zerknął na zegarek i aż sapnął z zaskoczenia. Minęło tak sporo czasu od jego wyjścia z sali wykładowej, że nawet nie musiał domyślać się reakcji kochanka, kiedy do niego wróci.
- Cholera - zaklął. - Powinienem tam wracać. - Uśmiechnął się z roztargnieniem. - Dziękuję za czekoladę. Znowu.


Koss Moss - 2018-11-18, 23:07

Francesco uśmiechnął się do niego na pożegnanie.
  ― Czas szybko mi przy tobie ucieka ― przyznał i obaj wyszli; zostawił młodzieńca pod drzwiami sali wykładowej, w której czekał na chłopca Elijah, i skierował kroki do szatni. Kiedy do niej dotarł, odwrócił się jeszcze przez ramię, by rzucić chłopakowi ostatnie spojrzenie, nim ten wszedł do sali.
Kiedy jednak to zrobił, Elijaha już w niej nie było. Ich miejsca zostały zajęte przez jakichś innych profesorów. Jeśli Louis spróbował dodzwonić się do swojego kochanka, usłyszał w słuchawce jedynie komunikat o niedostępności abonenta.
Został sam i musiał zdecydować, czy chce czekać w przepełnionej sali na stojąco, czy może jednak udać się w inne miejsce.


Blake - 2018-11-18, 23:20

Louis wyszedł z sali i spróbował raz jeszcze dodzwonić się do kochanka, ale bez skutku. Ten wciąż nie odbierał, a chłopak nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czuł się przy tym coraz bardziej winny, bo był przekonany, że mężczyzna wyszedł go szukać. Co prawda nie dostał od niego żadnej wiadomości, ani nie znalazł na swoim telefonie żadnego potwierdzenia, które sugerowałoby, że Elijah próbował się z nim skontaktować. Ale musiał go szukać - to było jedyne logiczne wytłumaczenie. Bo w innym przypadku, po co opuszczałby wykład, na którym mu zależało?
Chłopak zagryzł wargę i rozejrzał się bezradnie po korytarzu. Płaszcza też nie mógł zabrać, bo numerek do szatni miał Spassky. Mógł tylko stać przy sali i liczyć na jego powrót, wyrzucając sobie w myślach, że zasiedział się z przystojnym Włochem, zamiast tkwić u boku kochanka.
Na jego szczęście, a może wręcz przeciwnie, natknął się na znajomą już sobie postać - Victora, byłego studenta Elijaha - który wyszedł z toalety znajdującej się na końcu korytarza.
- Hej. - Zatrzymał go, uśmiechając się z zakłopotaniem. - Widziałeś może Elijaha…?


Koss Moss - 2018-11-18, 23:37

Victor zatrzymał się przed nim nonszalancko, patrząc na niego z góry.
  ― Elijaha? Masz na myśli doktora Spasskyʼego? ― dopytał, choć musiało to być dla niego oczywiste. Uśmiechał się przy tym pobłażliwie i mina ta wskazywała na to, że nawet gdyby coś wiedział, raczej nie pomógłby chłopcu w poszukiwaniach – z czystej złośliwości i pogardy.
Ale wtedy – ponad jego ramieniem – Louis zobaczył poszukiwanego mężczyznę. Elijah opuścił toaletę tak zamyślony, że minął ich, nawet nie zauważając, że jedną z postaci jest jego kochanek. Skierował kroki z powrotem do sali i dopiero zawołany po imieniu przystanął i się odwrócił.
  ― Och, Louis. ― Wydał się zaskoczony, choć raczej nie zły. ― Byłem pewien, że już sobie poszedłeś.


Blake - 2018-11-18, 23:49

Louis zmarszczył brwi, nie takiej reakcji się spodziewając.
- Dlaczego miałbym iść? - zapytał, markotniejąc. - Byłem przekonany, że mnie szukałeś… - Ramiona całkowicie mu opadły, kiedy patrzył na nieobecny wyraz twarzy mężczyzny. - Jeśli nie obchodzi cię moja obecność, to mogę sobie iść…
W ostatnim czasie był bardzo zaaferowany szkołą, ale i tak dostrzegł, że Elijah wciąż chodzi zamyślony i nieobecny. Nie dało się tego nie zauważyć. Ilekroć jednak pytał, ciągle otrzymywał tę samą, do znudzenia już powtarzaną odpowiedź - wszystko w porządku.
- Powiesz mi w końcu, co się dzieje? - jęknął i złapał go za dłoń, choć wciąż znajdowali się na korytarzu przed salą wykładową. - Nie jestem ślepy, Elijah. A ty obiecałeś, że będziesz się starał ze mną rozmawiać.
Nie było to najlepsze miejsce na podobną rozmowę, ale Louis powoli miał tego dość. Najpierw był okłamywany, a teraz… teraz chyba też. I mężczyzna wcale nie traktował go lepiej, choć obiecał, że będzie inaczej. Sam też oczywiście nie był bez winy, bo nie powinien go dziś zostawiać, ale to nie wyjaśniało, dlaczego Elijah tak po prostu to olał, przyjmując jego nieobecność jako coś naturalnego.


Koss Moss - 2018-11-18, 23:54

Nie przejmując się obecnością Victora, mężczyzna zawrócił i zagarnął chłopca do swojej piersi, składając na jego czole krótki pocałunek.
  ― Och, Lou. Nigdy się nie zmienisz, co? Chodź.
Wziął go za dłoń i poprowadził na klatkę schodową, nie zaszczycając Victora nawet jednym spojrzeniem. Kiedy byli już na piętrze, Spassky poprowadził chłopca wzdłuż rzędu drzwi. Zatrzymał się przed jednymi z nich, które były opatrzone tabliczką „Dr. E. Spassky”.
Wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył je. Wpuścił chłopca przodem i wszedł do małego gabinetu tuż za nim.
Ledwie drzwi się za nimi zamknęły, zbliżył się do chłopca tym pewnym, samczym krokiem, złapał go za żuchwę i mocno, głęboko pocałował.
Jednocześnie naparł na młodzieńcze ciało, popychając je w stronę biurka, o które chłopiec zmuszony był się w następnej chwili oprzeć. Chwyciwszy Louisa za biodra, podsadził go i usadził na blacie, wchodząc między jego nogi.
Nie przestawał całować.


Blake - 2018-11-19, 00:05

Już miał zapytać, czy mężczyzna chciał, by się zmienił, bo trochę niepokoiło go to pytanie, ale nie zdążył. Został nagle pocałowany i aż stęknął cicho, kompletnie się tego nie spodziewając. Mieli rozmawiać, a Elijah… Elijah po raz kolejny skutecznie rozpraszał jego uwagę, całując go tak dobrze, że ciało Louisa topniało w jego dłoniach.
Odruchowo oplótł biodra mężczyzny udami, przyciskając go do siebie mocniej. Tak dawno nie czuł go tak blisko, że od razu można było wyczuć, jak bardzo spragniony jest jego dotyku. Przesuwał entuzjastycznie dłońmi po jego ciele, wsuwając je pod marynarkę i sięgając nimi najdalej jak tylko mógł.
- Och, Boże… - jęknął, kiedy Spassky na chwilę porzucił jego usta, zsuwając się wargami na jego szyję. Louis od razu wyczuł, że zostanie tam ślad. - Tak, proszę…
Zupełnie nie przejmował się tym, że znajdują się w budynku uniwersyteckim, w gabinecie mężczyzny. Był tak spragniony kochanka, że nawet w tym miejscu mógłby dla niego rozłożyć nogi.


CIĄG DALSZY