Fear of the Fade 1/3


Yuri - Fear of the Fade

Draco - 2017-08-24, 16:09
Temat postu: Fear of the Fade

- Ciągle pracujesz? - Jasnowłosa elfka podskoczyła na krześle, obracając się do drzwi, z których dobiegał głos. Lekko uśmiechnięty Dorian stał w drzwiach, opierał się o framugę i patrzył na nią.
- Tak... Muszę znaleźć jakiś sposób – szepnęła, choć niespodziewanie dźwięk rozniósł się po tym pomieszczeniu.
Przetarła twarz, ewidentnie zmęczona, co rozmazało tylko trochę jej makijaż. Płomienie pochodni w pomieszczeniu zadrżały. Nie powinna tu siedzieć, nie po tym, jak dwa lata temu kto inny miał tu swoje miejsce, swój kącik spokoju. Ale nie mogła skupić się w innym miejscu, nie była w stanie.
- Musisz też odpocząć, Inkwizytorko.
- Nie mam na to czasu, Dorian, przecież wiesz. Muszę znaleźć sposób, żeby go powstrzymać, przekonać...
Nastała cisza. Głęboka, ciężka, nieprzyjemna. Świadczyła o niewypowiedzianych przez nikogo słowach – być może nie będzie okazji go przekonać, być może jedyną opcją, jaką będą mieli to powstrzymanie go. Na śmierć.
Odetchnęła i oparła się na fotelu. Mężczyzna wszedł do pomieszczenia głębiej, przysunął sobie stołek do biurka stojącego na środku pomieszczenia i spojrzał na nią. Na jej zmęczoną twarz, z rozmazanym makijażem, z wykrzywioną bólem twarzą.
Rana po odcięciu ręki aż do łokcia bolała dalej, choć mniej, niż wcześniej. Szok mijał. Wszystkie informacje dochodziły do jej głowy.
- Potrzebujesz rozmowy?
Wypuściła wolno powietrze.
- Nie wiem.
- Jeśli chcesz, mogę sobie pójść...
- Nie o tym mówię. Ja... Ja nie wiem, co mam robić, Dorian. Nie wiem jak znaleźć sposób, żeby go powstrzymać, znaleźć. Jak go przekonać. Słyszę głosy Studni, ale one są zbyt mało zrozumiałe, zbyt mdłe, ja... Ja nie wiem.
Zapadła cisza.
- Najpierw musimy znaleźć nowych ludzi, których on nie zna – zauważył Dorian. Isella spojrzała na niego. Wyglądała na pokonaną.
- Ale jak zweryfikuję ich lojalność? Jak mam być pewna, że to nie są jego szpiedzy?
Kobieta siedząca na krześle niemalże miała łzy w oczach z bezsilności. Dorian nie lubił, gdy ktoś płakał. Podniósł się z swojego miejsca i przytulił dziewczynę, przycisnął ją do fotela i siebie.
- Mamy studnię. Musimy tylko sprawić, żeby do ciebie krzyczała. Znajdziemy drogę do bibliotek elfów, pouczy cię Morrigan. Jakoś to poskładamy, zobaczysz.
- Próbowałam przywołać Mythal, ale to... to na nic.
- Jesteś dziś bardzo zmęczona. Prześpij się. Jutro pomyślimy nad tym wszystkim razem, w porządku? Lavellan, idź spać, nie każ mi cię tam zanosić. Jeszcze pomyślą, że zmieniłem orientację i mój ojciec przybiegnie do ciebie, szczęśliwy, że nawróciłaś jego syna.
Ta przemowa nie mogła skończyć się inaczej. Lavellan uśmiechnęła się lekko i zgodziła się co do tego osądu – nie była w stanie dzisiaj pracować. Ten dzień był zbyt długi, zbyt emocjonujący i jej usta wciąż pamiętały smak jego ust sprzed kilku godzin. Nie wiedziała jak miałaby sobie z tym wszystkim poradzić, ale musiała. Dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy Solas zerwał z nią tuż przed bitwą. Zacisnęła zęby, zamknęła wszystkie uczucia w swoim wnętrzu i podczas ostatecznej walki uwolniła cały swój gniew i wściekłość. Nigdy wcześniej tak nie walczyła – zaklęcia fruwały z prawdziwą furią, a znak na jej ręce błyszczał żywą zielenią. Surowe, potężne zaklęcia prosto z Pustki spadały na przeciwników niczym gromy, a od siły zaklęć wszystkich magów, którzy brali w tym udział powietrze było gęste od energii, która ich otaczała. Po walce była wykończona, ale spokojna. Chciała z nim porozmawiać, ale nie dał jej tej szansy. Zniknął. I dziś znów się spotkali.

Zerwała się z łóżka. Chciała podnieść się na dwóch rękach, ale dopiero boleśnie zorientowała się, że może tylko jedną – upadła na kikut, co sprawiło, że oczy zapiekły, a łzy popłynęły. Ten sen. Śnił jej się cyklicznie od dłuższego czasu, nie miała pewności, czy Solas nie maczał w tym palców. W śnie przytulał ją i mówił, że przeprasza. Że nie zasługuje na wybaczenie, ale przeprasza mimo to. Nigdy nie powinien dopuścić do tych kilku pocałunków, które mieli, nie powinien też mówić, że ją kocha. Ale co ją to obchodziło? Stało się. To, że powiedział „Przepraszam” nie rozwiązało niczego, nie sprawiło, że było łatwiej. Znając jego plan, jej życie zmieniło się w piekło – w wyścig szczurów, kto znajdzie pierwszy sposób – ona, aby go powstrzymać, czy on, aby zrealizować swój plan.
Podniosła się. Poszła w stronę balkonu, z którego mogła obserwować góry. Otworzyła drzwi na oścież a mroźny wiatr wdarł się do pomieszczenia i zaczął szamotać cienką, prześwitującą koszulką nocną, którą miała na sobie. Zadrżała z zimna, a w kikucie czuła skurcz wywołany nagłym bólem, który ją przeszył. Lodowaty wiatr nie pomógł w jej samopoczuciu, zatkał za to na chwilę nozdrza i musiała odwrócić głowę w drugą stronę, żeby nabrać powietrza. Ale księżyc nad tymi górami wyglądał przepięknie, to jedno musiała przyznać. Śnieg na szczytach wspaniale odbijał światło, wyglądało malowniczo.
Takie noce zdarzały się czasem w ciągu ostatnich kilku lat, kiedy domykała wszystkie sprawy. Te bezsenne, gdzie nie mogła znaleźć sobie miejsca i myślała o nim, chociaż nie powinna. Jej planem było dopracować wszystkie dotychczasowe przedsięwzięcia i odejść, rozwiązać Inkwizycję. Dobrzy aktorzy wiedzą, kiedy zejść ze sceny. Niestety Solas bardzo skutecznie je pokrzyżował. Musiała bardzo dokładnie przemyśleć strukturę Inkwizycji, porozmawiać z doradcami i zdobyć nowe sojusze. Takie, o których Solas nie wiedział. Przesiać wszystkich, którzy należeli do Inkwizycji i wyrzucić z niej tych, którzy byli niepewni. Aby go zaskoczyć, nie mógł nic wiedzieć i to będzie najtrudniejsza opcja. Morrigan dwa lata temu miała rację co do jednego – wiedza Lavellan nie była wystarczająca, aby uwolnić pełną moc Studni Smutków i chociaż przez ostatni czas bardzo się starała, aby wiedzieć więcej, a wizyta w bibliotece elfów była prawdziwym zbawieniem, to jednak nie wystarczało. Potrzebowałaby dużo więcej czasu w tamtym miejscu, aby móc przeczytać każdą znajdującą się tam książkę i wiedzieć to, co powinna. Jak miała to zrobić, jak mogłaby tam znowu trafić? Wszystkie eluviany należały do Solasa, zabrał nawet ten, który niegdyś miała Morrigan. Co mogła zrobić?
Gdy zaczęła szczękać zębami stwierdziła, że nie ma sensu dłużej siedzieć na balkonie. Wróciła do łóżka. Nim się położyła, patrzyła na kikut w świetle księżyca. Jeszcze wczoraj była tu jej dłoń, która bolała jak jasna cholera - Kotwica rozrastała się z każdą chwilą. A jednak, to jej dłoń. Teraz... Westchnęła ciężko. Teraz część jej mocy zniknęła i chociaż nie chciała o tym myśleć, to musiała przyznać, że być może opcja załatwienia wszystkiego drogą pokojową nie uda się – a wtedy musiała być gotowa na walkę przeciwko Solasowi. Czy mogłaby ją wygrać teraz? Nie. Zdecydowanie nie. Dysponował potęgą, o której Isella nigdy nawet nie marzyła. Ale sytuacja zmieniła się diametralnie i musiała znaleźć sposób, aby mieć przynajmniej tak dużą moc, jak on. Jeszcze nie wiedziała jak miałaby to osiągnąć, co zrobić, jak to należałoby rozegrać. Ale fakty były niezaprzeczalne – stali po dwóch różnych stronach barykady.

- Inkwizytorko, list od klanu Lavellan. - Dźwięk tych słów zmroził ją całą. Przełknęła ślinę, podziękowała i wzięła w dłoń kopertę. Żeby otworzyć ją jedną ręką chwilę zajęło, ale z pomocą zębów w końcu zrealizowała swój cel.

„Do Inkwizytorki Lavellan

Andaran atish'an, da'len. Doszły nas słuchy, że nie kończysz z Inkwizycją, a to wszystko z powodu pewnego młodzieńca. Czy chciałabyś nam o tym opowiedzieć, kiedy nas odwiedzisz? Proszę, aby twoja wizyta odbyła się jak najszybciej jest to możliwe. Niepokoję się o ciebie, da'len.

Dareth shiral, da'len.
Opiekunka Deshanna Istimaethoriel Lavellan”

Westchnęła ciężko. Jak miała im to wszystko wyjaśnić? Jak wytłumaczyć brak vallaslin na jej twarzy? Przez ostatnie dwa lata nie było jej w domu. Brak czasu, a klan nie naciskał – szczególnie, gdy powiedziała o tym, że musi wszystko doprowadzić do porządku i wtedy będzie mogła wrócić. Teraz? Teraz wiedzą, że nic nie jest w porządku, że znów musi walczyć, ale nie mają pojęcia – dlaczego. Nigdy nie dowiedzieli się o Solasie, o vallaslin, o fałszywych bogach. Bogach, w których kiedyś Isella wierzyła całym sercem, była im oddana jak sługa. Tymczasem zabili Mythal, to przez nich powstała Zasłona, to oni stali za zniszczeniem świata elfów. Jak mogła o tym wszystkim powiedzieć, jaki sposób byłby dobry?
- Andaran atish'an, da'len... Co z twoją ręką? Da'len? - Opiekunka nabrała mnóstwo powietrza w płuca, gdy Isella spojrzała na nią, a skóra na jej twarzy była czysta jak, bez odrobiny tuszu. Starsza elfka pamiętała, jak wyglądała twarz jej dawnej Pierwszej bez vallaslin, ale było to dość dawno i nie spodziewała się czegoś takiego. - Co zrobiłaś, da'len? - szepnęła z trwogą, dotykając palcami jej policzka bez ani odrobiny tatuażu. - Przecież to niemożliwe...
Inkwizytorka przełknęła ślinę i uśmiechnęła się nieśmiało, obejmując Opiekunkę jedną ręką.
- Wyjaśnię, gdy usiądziemy. W porządku?
Nie wiedziała jak zacząć rozmowę, nawet gdy siedziała już wśród swojego klanu. Wszyscy ulokowali się wokół niej, patrząc na jej twarz i rękę jak na coś dziwnego, jak na wynaturzenie. Inkwizytorka nie mogła się im specjalnie dziwić. Nie tak miał wyglądać jej powrót do domu, nie w ten sposób...
- No, wyjaśnisz nam? - Opiekunka wyraźnie była przerażona i wściekła, widząc kogoś, kim tak skrzętnie się opiekowała w takim stanie. Ich klan zawsze był otwarty w stosunku do ludzi, więc nie obwiniała ich w stu procentach, ale miała wrażenie, że zmusili ją do zmienienia swojej twarzy i było to co najmniej niepokojące.
Dziewczyna westchnęła i przytaknęła.
- O czym pierwszym chcecie wiedzieć?
- Vallaslin – odpowiedział ktoś z tłumu. Zdaje się, że Harith. Kiedy jeszcze Isella była z klanem, ciemnowłosy chciał z nią być. A ona niespecjalnie miała na to czas i ochotę.
- Podczas mojego... zwiedzania świata dowiedziałam się rzeczy o naszym dziedzictwie, których się nie spodziewałam. Które przewartościowały całe moje postrzeganie i vallaslin to... część tej ewolucji – Isella zaczęła niepewnie, odgarniając przydługą grzywkę z oczu. - Moim towarzyszem podczas walki z Koryfeuszem był pewien elf o imieniu Solas. Zdradził mi, że vallaslin w czasach Arlathanu nie oznaczały tego, co myśleliśmy, że znaczą. Gdy zrozumiałam, że myśleliśmy źle, nie chciałam ich dłużej mieć na twarzy i Solas... Usunął vallaslin.
Nastała cisza.
- Więc co oznaczają według tego elfa?
- W starożytnym Arlathanie niewolnictwo było normalne. Wysoko urodzony elf znakował swojego niewolnika vallaslin. Wzór zależał od tego, który z bogów był mu bliższy. Kiedy powstała Zasłona, oddzielająca nas od Pustki, Dalijczycy zapomnieli o tym. Myśleliśmy, że to coś ważnego. Zostaliśmy sami, bez informacji, bez pomocy, bez zrozumienia. Uznaliśmy, że vallaslin oznaczają tych, którzy byli bliscy bogom.
- Jeszcze mi może powiesz, że Fen'Harel nie jest złym bogiem – parsknął Harith. Lavellan spojrzała na niego i uśmiechnęła się smętnie. Mogłaby w sumie to powiedzieć, ale kobiecie wydawało się, że bezpieczniejszą opcją byłoby przekazanie reszty informacji dla Opiekunki.
Co z nimi zrobi i jak je wykorzysta, zależało od niej. Nie mogła wchodzić w jej rolę.
Kilka chwil później Inkwizytorka została sama z Opiekunką, tuż po tym, jak wyjaśniła dlaczego nie ma ręki. Kobieta westchnęła, gdy spojrzała na rzeźbę Mythal.
- Nie powiedziałaś im wszystkiego – zauważyła starsza kobieta o siwych już włosach. Isella przymknęła powieki.
- Nie. Nie powiedziałam najważniejszego.
- Powiedz mi, da'len. - Odpowiedź starszej kobiety była niemalże natychmiastowa.
Intensywnie zielone spojrzenie lustrowało twarz spokojnej Opiekunki Deshanny. Isella nie była taka spokojna. Wiedziała, że musi jej powiedzieć o tym, czego się dowiedziała. Z vallaslin czekała bardzo długo, miotając się ciągle, nie była pewna.
- Elf, o którym mówiłam to starożytny elf. Z czasów Arlathanu. Niewielu ich jest na świecie, ale żyją. - Oparła się o aravelę, starając się skupić na czymś innym, niż to, o czym mówiła. Inaczej nie wytrzyma. Dlatego też zaczęła obserwować ptaka, który śpiewał nad ich głowami, w koronach drzew. - Powiedział mi wiele odnośnie naszych bogów, byłam też w Arlathanie i czytałam część książek z tamtejszej biblioteki. Bogowie nie są bogami. - Wydźwięk tych słów, wypowiedzianych w końcu na głos był ciężki. Nawet jej to ciążyło. Zawiodła się na własnej kulturze, własnych bogach. Myślała, że są tacy, jak przedstawiani byli od wieki wieków, a gdy okazało się, że jest inaczej i nie ma boskich istot... To złamało ją. Nie wiedziała w co ma wierzyć. I wiedziała, że innych też to będzie czekało. - Stali się nimi w rozumieniu ludu przez wzgląd na wojnę, którą prowadził Arlathan, ale nie z ludźmi, a z samymi sobą. - Mina Iselli nie mogła być chyba bardziej wymowna. To chyba było najgorsze. Wierzyli, że to ludzie zniszczyli ich cywilizację i tak było, w jakimś stopniu, ale zapoczątkowały to same elfy. Sami ściągnęliśmy na siebie tę tragedię.
Blondynka upewniła się, że Opiekunka dalej jej słucha, nim podjęła temat po raz kolejny.
- Bogami są Evanuris. Bardzo potężni magowie, którzy najpierw stali się władcami, a później – bogami.
- Czy jesteś pewna, tego co mówisz?
Ciężkie westchnienie.
- Niestety tak. - Isella przełknęła ślinę, bawiąc się guzikiem swojej śnieżnobiałej koszuli. - Znalazłam dwóch żyjących bogów z tego panteonu. Reszta jest za Zasłoną, którą stworzył Fen'Harel, aby bronić swój lud przed żądnymi władzy Evanuris.
- Kogo? - Głos Opiekunki drżał. Gdy Isella spojrzała na nią, kobieta była w szoku. Takich rewelacji się nie spodziewała, tego można było być pewnym.
- Mythal i Fen'Harela. Mythal zamordowano, zrobili to Evanuris. Była jedną z nich, ale najlepszą, opiekuńczą. Głos rozsądku, tak na nią mówili. Dlatego też Fen'Harel zrobił Zasłonę, za którą uwięził fałszywych bogów. To miała być kara dla Evanuris, ale... - parsknęła niewesołym śmiechem. - Straszliwy Wilk nie przewidział skutków ubocznych. Teraz Mythal żyje w ciele Asha'bellanar. - Nastała chwila ciszy, którą przerwała Inkwizytorka. - Od czasu kiedy się ostatni raz spotkałyśmy, byłam też w Dziczy Abor.
- Słyszeliśmy. Ponoć Koryfeusz czegoś tam poszukiwał.
Tak było. Szukał Vir'abelasan. Broniło jej kilkudziesięciu strażników, starożytnych elfów. Nie udało mu się zdobyć mocy z Vir'abelasan. Eluvianu, który tam był - także nie.
Vir'abelasan... istnieje?
- Tak. A w zasadzie, już niekoniecznie. - Jak miała to powiedzieć? Jak? Znów przełknęła ślinę, ze strachu. Nie wiedziała jak Opiekunka zareaguje. - Z studni ktoś się napił. I... byłam to ja – Isella westchnęła, pocierając czoło. Była dość zestresowana tą rozmową.
- Jak... Jak to? - szepnęła.
- Musiałam bronić nas przed Koryfeuszem. Potrzebował studni, żeby aktywować eluvian, a eluvian do tego, by dostać fizycznie do Pustki. Nie było innego wyjścia. - Twarz młodej dziewczyny ściągnęła się w wyrazie smutku, bólu. - Wielu rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć z tego, co mówi Studnia. Brakuje mi wiedzy i muszę ją bardzo szybko uzupełnić, ponieważ...
W tym momencie Lavellan zacięła się i nie była w stanie mówić dalej. Minęło kilka chwil, w trakcie których Opiekunka tuliła trzęsące się ciało swojej Pierwszej, która już nigdy nią nie będzie. Dziewczyna szlochała w ramię starszej elfki. I te łzy mówiły o tym, że wszystko co powiedziała im dziewczyna było prawdopodobnie prawdziwe. Dziwne, niezrozumiałe i bolesne dla wszystkich Dalijczyków, ale prawdziwe. A prawda była tym, do czego dążyli od zawsze.
- Co jeszcze, da'len? - szepnęła kobieta, ściskając drobną dziewczynę w swoich ramionach.
- Mag, z którym podróżowałam nie tylko odkrył prawdę o naszym ludzie, nie tylko jest jednym z starożytnych. - Załkała. Zamilkła na kilka chwil, aż w końcu odsunęła się od obejmującej ją Opiekunki. Było jej wstyd, że dała się ponieść emocjom, ale nie mogła znaleźć swojego miejsca od wczoraj. Odchrząknęła, oblizała nerwowo usta. - Jest Fen'Harelem. - Zamilkła, patrząc na kobietę. Zmierzwiła swoje włosy. Zaczęła chodzić w kółko. - Planuje zniszczyć Zasłonę, którą stworzył, aby naprawić swój świat i uwolnić starożytne elfy. A to oznacza, że nasz świat ma skończyć tak, jak niegdyś Arlathan – w kawałkach. I muszę go przekonać, żeby tego nie robił. Tylko nie wiem jak.
Ciężkie milczenie było wyczuwalne. Opiekunka mrugała zdezorientowana, próbując zrozumieć taki nadmiar informacji. Była zaskoczona i nie wiedziała jak się zachować.
- Skąd to... skąd to wiesz?
- Powiedział mi. Szukałam go przez ostatnie dwa lata, ciągle, bez wytchnienia, ale zniknął. Chciałam go odnaleźć, bo chciałam... porozmawiać. I... - zacięła się po raz kolejny. Jej spojrzenie było pełne bólu i cierpienia. Widać było, że coś ją z nim łączyło, ale ani Inkwizytorka nie chciała o tym mówić, ani Opiekunka – pytać. - I w końcu go znalazłam, przez przypadek. A on się przyznał.
- Nie wiedziałaś nic wcześniej?
- Nie pisnął nawet słowem. Wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Wiedziałam, że ma tajemnice. Ale nie, że skrywa coś takiego. - Słuchając jej głosu można by pomyśleć, że jasnowłosa przeżywa swoje rozczarowanie po raz kolejny. Przełyka żal i smutek, który obudził się jeszcze raz, tym razem zapewne nawet silniejszy, niż wcześniej.
Kiedy Solas opuścił Inkwizycję zaraz po rozprawieniu się z Koryfeuszem, Isella wspominała jego ostatnie słowa, zaraz po tym, jak zobaczył, że kula, którą dzierżył magister była zniszczona. Pamiętała, jakby to było wczoraj. „Chciałbym, żebyś wiedziała, że to, co było między nami - było prawdziwe”. Zobaczyła go po dwóch latach i to nie było spotkanie, jakiego oczekiwała. Dało jej odpowiedzi, ale i pytania, na które nie poznała odpowiedzi, a także mnóstwo zmartwień.
- Będę musiała powiedzieć klanowi o tym, co mi powiedziałaś. Poinformuję też wszystkie, jakie mogę i puszczę informację dalej. Będziemy jednak potrzebowali dowodów, materiałów z biblioteki elfów. Wiesz o tym. - Głos Opiekunki był łagodny i pokrzepiający. Uspokajał Lavellan jak nic innego.
Inkwizytorka wzięła głęboki wdech i wydech, otworzyła przymknięte przed chwilą powieki i spojrzała na kobietę.
- Wiem. Postaram się znaleźć drogę do tamtego miejsca i przynieść tyle kopii lub oryginałów ile jestem w stanie.
- Eluviany nie są już aktywne?
Młoda kobieta uśmiechnęła się gorzko.
- Są we władaniu Solasa.
- Wszystkie?
Isella spojrzała na kobietę, jakby coś ją tknęło. Nie wszystkie. Do jednego, jedynego lustra Solas nie miał dostępu. Każdy eluvian potrzebował klucza. W większości przypadków wystarczała ogromna wiedza, właśnie tak poruszała się pomiędzy nimi Morrigan, ale czasem jest to jakiś przedmiot albo konkretne naznaczenie. Świątynia Mythal była takim miejscem. Aby mieć dostęp do obecnego tam eluvianu, trzeba było wypić z studni. Isella posiadała moc Vir'abelasan. Nie wiedziała, co prawda, co się stało po tym, jak przeszli przez lustro – co zrobił z nim Koryfeusz, ale musiała się tam udać, sprawdzić to.
- Nie wszystkie... - szepnęła Isella, a na jej twarzy pojawił się subtelny uśmiech. - Świątynia Mythal.
Stara kobieta również uniosła kąciki warg w zadowoleniu. Nie lubiła patrzeć na smutek, który malował się przez całe spotkanie na twarzy Inkwizytorki. To dodawało jej lat, a była młoda i ładna. Szkoda było widzieć tylko przygnębienie.
Da'len, jeszcze sprawa vallaslin. Jeśli to, co mówisz jest prawdą, myślę, że będziemy chcieli pozbyć się vallaslin. Czy wiesz, jak?
Inkwizytorka zmarszczyła brwi.
Nie, chyba nie, ale spróbuję się dowiedzieć.

Droga powrotna musiała poczekać do rana – klan Lavellan znajdował się na północy Wolnych Marchii, a to oznaczało naprawdę długą drogę powrotną. Mogłaby wysłać gołębia z informacjami do Podniebnej Twierdzy lub Boskiej Wiktorii (w końcu Leliana była jej szpiegmistrzynią, nawet jeśli przy okazji pełniła funkcję Boskiej), ale nie była pewna, czy wiadomość nie zostałaby przechwycona. Być może Isella była przewrażliwiona, ale wiedziała co Solas potrafił i wolała nie dawać mu opcji do tego, by wiedzieć za dużo. Powie im osobiście, ale jutro. Czekał ją więc sen, jak za starych czasów, wśród klanu. I to uczucie było czymś, co pokrzepiło jej serce, zranione, rozdarte i niepewne. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak tak trywialna część, jak powrót do swojego klanu ukoił jej lęki. Przez chwilę była znów tą samą dziewczyną, co przed Koryfeuszem. Przez krótki moment, nim nie zorientowała się, że nie ma jednej ręki lub ktoś nie szepnął czegoś za jej plecami o braku vallaslin. Ale poza tym, było cudownie. I bardzo tego potrzebowała.

Translator:
Vir'abelasan – inaczej „Studnia Smutków”. Starożytne źródło mistycznych mocy położone w Świątyni Mythal w Dziczy Abor. Każdy sługa bogini Mythal pod koniec życia przekazywał swoją wiedzę do Studni Smutków, dzięki czemu zawiera ona wiedzę starożytnych elfów oraz informacje o ich sposobie życia. http://pl.dragonage.wikia...ia_Smutk%C3%B3w
Eluvian – elfickie magiczne lustra służące do komunikacji długodystansowej. Elfy z Arlathanu zostawiły drogi do podróży między ich miastami, czyli zaklęte lustra, aby komunikować się i podróżować w bardzo szybki sposób. Jest to rodzaj magii nieznany przez współczesne Kręgi Maginów, czy nawet magistrów z Tevinter. Wiele eluvianów zostało zniszczonych, ale nieznana ich liczba przetrwała próbę czasu. Są porozrzucane po całym Thedas, znajdują się w zapomnianych lub dobrze ukrytych miejscach – wiele z nich przestało działać (a może tak się tylko innym wydaje), ponieważ każdy z nich potrzebuje swojego rodzaju klucza. Obecnie nie znaleziono lustra, które byłoby kontrolowane przez kogoś innego, niżeli Solasa. http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Eluvian
Mythal – elficka bogini miłości. http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Mythal
Asha'bellanar – „The Woman of Many Years”. Inaczej Flemeth. Potężna apostatka, matka Morrigan, krążą o niej legendy. Naczynie pradawnej, potężnej elfiej bogini Mythal. http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Flemeth
Evanuris: http://dragonage.wikia.com/wiki/Elven_pantheon
Koryfeusz: http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Koryfeusz
da'len – dziecko
andaran atish'an – formalne przywitanie, oznacza „przyjdź do tego miejsca w pokoju” (ang. enter this place in peace).
dareth shiral – dosłownie „bezpiecznej podróży”
http://dragonage.wikia.com/wiki/Elven_language


Pan Vincent - 2017-08-26, 00:09

Był przekonany, że to będzie łatwiejsze – że obraz jej oczu nie będzie tkwił w jego głowie nawet wtedy, gdy eluvian wyrzuci go z powrotem do Imperium, a on sam ponownie podąży swoimi ścieżkami, starając się ułożyć sobie wszystko w głowie. Operacja „Smoczy Oddech” została udaremniona, a oddział zbyt krnąbrnych qunari zlikwidowany.
Już od dawna podejrzewał, że Ben-Hassrath deptali mu po piętach- nie potrzebował swoich agentów do tego by zrozumieć, że samozwańczy kapłani szykowali na niego zasadzkę.
Viddasala okazała się poniekąd sprytniejsza niż to zakładał. Z początku zdawało mu się, że skojarzenie go z Fen'Harelem zajmie jej o wiele więcej czasu, ale wyglądało na to, że agentka zasługiwała na swój tytuł.
Znalazła go i była pewna, że dotrzyma swych postanowień. Zlikwiduje jeszcze jednego obłudnego maga, przywracając Thedas częściowy porządek.
Nie mogła się spodziewać w jak wielkim była błędzie.
Solas zdawał sobie sprawę z tego, że pozbawienie życia tylu stworzeń było krokiem niepozbawionym okrucieństwa, ale nie miał innego wyboru, Viddasala udowodniła mu to w momencie gdy odważyła się wymierzyć włócznię w jego plecy tuż po tym gdy łaskawie pozwolił jej odejść.
Twoje siły zawiodły - powiedział jej wtedy – odejdź i przekaż qunari by nie zawadzali mi już nigdy więcej.
Gdzieś w głębi ducha był przekonany, że agentka i tak postawi sobie za punkt honoru by go zabić, ale kim by był gdyby nie dał jej szansy?
To jednak nie miało żadnego znaczenia, bo choć mógłby upajać się teraz swoim małym zwycięstwem, nie potrafił. Nie wtedy gdy na wargach czuł jeszcze ciepły dotyk, a umysł podsuwał mu zdradliwie słowa, których za nic w świecie nie potrafił wyrzucić z pamięci.
Var lath vir suledin. *
Dlaczego, dlaczego powiedziała mu właśnie coś takiego? Ile oddałby za to by zaczęła go po prostu obrażać, by odepchnęła go od siebie, zupełnie tak jak stało się to ostatnim razem kiedy zrozumiał, że nie mógł już sobie pozwalać na nic więcej? Mogła znów nazwać go sukinsynem bez serca i, tak, przyznałby jej rację bo kim innym był postępując z nią w ten sposób?
Tylko on jeden wiedział, ile kosztowało go trzymanie się od Lavellan z daleka. Z początku nie było to takie trudne – miał swój plan i cel, trzymał się go bo wiedział, że był dla niego najważniejszy.
Ale w którymś momencie sytuacja zaczęła mu się wymykać spod kontroli. Inkwizytorka okazała się zupełnie inna niż to zakładał... Teraz gdy myślał o Iselli, nie potrafił uwierzyć, że dawniej miał ją tylko za zwyczajną, nieświadomą Dalijkę- ignorantkę. Zamkniętą na prawdę i wiedzę, z umysłem trwale uszkodzonym przez kłamstwa, przez stek kłamstw, który wpajano jej i reszcie elfów tylko przez tyle lat.
Zaczęło się od niewinnych, zdawałoby się, rozmów, które ludzie lubili określać mianem „o niczym”. Parę pytań, ukradkowy żart, twórcze dyskusje pełne dywagacji i wieczne „porozmawiamy później”. Lavellan była zajętą osobą – tytuł Inkwizytora spadł na nią nagle i niespodziewanie, tak samo jak nagłym i niespodziewanym było dla mieszkańców Thedas pojawienie się Wyłomu.
Od początku fascynowało go jej znamię – specyficzny znak, dzięki któremu za pomocą niedbałego machnięcia dłonią, potrafiła zamykać szczeliny Pustki zupełnie tak jakby nie było to niczym wymagającym.
A było. Sam Solas obcował z Pustką od tylu lat, że próżno byłoby szukać kogoś, kto robiłby to dłużej. Co prawda, znacznie bardziej interesowało go poszerzenie Zasłony i znalezienie sposobu na połączenie obu światów, ale Kotwica miała z tym wszystkim nieodzowny związek.
Kotwica... No, właśnie.
Wciąż czuł pod palcami jej gorąco, a okrzyki przepełnione bólem odbijały mu się echem w skołatanym umyśle.
Usunięcie Kotwicy wraz z częścią ramienia Inkwizytorki, było konieczne. Znamię stało się zbyt obciążające dla jej organizmu. Wyniszczało ją coraz mocniej, aż w końcu sprawiało jej już tylko ból. Wszystkie te badania, nadzieje, które pokładał tym mocniej po zniszczeniu Kuli, okazały się płonne. Musiał zacząć swoje poszukiwania od nowa, jeszcze raz.
Wezmę głęboki oddech i zastanowię się gdzie popełniłam błąd, a potem zacznę jeszcze raz, od początku.
Zacisnął dłonie w pięści i złapał się wyłomu w murze, wspinając się powoli na górę.
Ostatnie płomienie zachodzącego słońca odbijały się krzykliwie od elementów zbroi, a wiatr trącał leniwie fragmentami futrzanego szalu.
We wnętrzu ruin panowały nieprzeniknione ciemności. Wystarczyło jednak skinienie głową by rozpełzł się po nim niebieskawy blask zaświatła.
Pochodnia syczała cicho, posyłając po kamiennych ścianach chybotliwe cienie. Solas kroczył nieśpiesznie korytarzami, kierując się coraz niżej i niżej. Sam nie wiedział ile czasu zajęło mu odnalezienie właściwej sali, ale był spokojny, nie śpieszył się nigdzie.
Wreszcie przystanął naprzeciw czegoś, co mogło się wydawać podniszczonym stołem. Oczy rozświetliły się gwałtownie jaskrawym światłem i po chwili zamiast stołu, przed sobą miał wielkie, zaśniedziałe lustro.
Uśmiechnął się lekko, niemalże czule i wyciągnął dłoń by pogładzić delikatnie ramę lustra. Wyczuwał jego magię w powietrzu – wibrowała przyjemnie, podnosząc włoski na karku, wprawiając w drżenie stare cegły.
Odwiesił pochodnię z zaświatłem na uchwyt i pozwolił by eluvian zabrał go w kolejne miejsce pełne magii, duchów i wspomnień.
Tylko to mogło mu teraz pomóc w uśmierzeniu okropnego bólu, który zalągł mu się w sercu niczym najcięższa choroba. Tylko jego przyjaciele mogli przekonać go o tym, że postępował słusznie. Że zostawiając Lavellan wcale nie skazał się na wieczną samotność.


Duch spłynął po ścianie w swojej eterycznej postaci, materializując się po chwili obok niego. Tym razem przyjął postać elfiego mężczyzny, prawdopodobnie Dalijczyka. Popatrzył Solasowi w oczy i uśmiechnął się smutno.
- Spędzasz tu więcej czasu niż zwykle – zauważył, bawiąc się zapięciem skórzanego kubraka. - Czy to już?
Nie odpowiedział od razu. Podziwiał lewitujące zamki, podziwiał ich długie wieże, których czubki były tak wysokie, że niknęły w chmurach. Dawna świetność Alrathanu napawała go zawsze pewnym rodzajem wewnętrznego spokoju. Tylko tu potrafił myśleć i rozmawiać o tym, co się wydarzyło.
Wreszcie poruszył się wolno, sięgając dłonią do rozmytej tafli jeziora. Pozwolił by jego palce musnęły delikatnie wodę, tworząc na niej malownicze kręgi. W jego snach, woda była odrobinę cieplejsza niż w normalnym świecie.
- Nie mogłem już dłużej... Tego odkładać. - Odparł lakonicznie, nie znajdując w sobie lepszej odpowiedzi.
- To zrozumiałe. Prędzej czy później musiałeś to wreszcie zakończyć. Przedłużanie tej, hmm, zażyłości, to nie skończyłoby się dla ciebie dobrze.
- Tak, wiem. Nie wiedziałem tylko, że to będzie tak bardzo...
- Nie mogłeś tego przewidzieć, Solasie – poczuł na ramieniu dotyk jego chłodnej dłoni. To elektryzujące zimno, to właśnie tego tak bardzo mu brakowało, tego tak rozpaczliwie potrzebował. Przyjaciela. Spokoju. Rozmowy. - Nikt nie jest przygotowany na miłość.

Czasami Solas doznawał normalnych snów, nie tych drugich, w których przechadzał się po Pustce, napawając swe oczy wygasłym cieniem zapomnianych miast i osób. Z reguły zdarzało się to, gdy zbyt zmęczony do wkroczenia za Zasłonę, kładł się wprost do łóżka i pozwalał sobie odpłynąć, nie zastanawiając się zupełnie nad swymi myślami, dając im pełną swobodę.
Zwyczajne sny cechowały się przede wszystkim absolutnym brakiem logiki i porządku i choć ciężko było za tym chaosem nadążyć, Solas zdążył się do niego przyzwyczaić.
Przynajmniej częściowo.
Dlatego nie był zbytnio zdziwiony, gdy sen wyrzucił go tak po prostu na środek jeziora – w pełnym odzieniu, na dodatku w środku nocy. Poznawał okolicę Podniebnej Twierdzy – w oddali majaczyły ośnieżone szczyty ostrych gór, a Zaziemie znajdowało się zaledwie parę kroków dalej.
Zamknął oczy i skrzywił się tak, jakby za chwilę miało nastąpić coś strasznego. Właściwie już teraz wiedział, co się stanie, ponieważ działo się to w każdym jego śnie. I choć nie miał wpływu na jego koleje, lubił sobie wmawiać, że w ten sposób mógł wszystko opóźnić, sprawić, że być może, ten jeden raz, jego umysł przestanie się samoistnie krzywdzić i...
- Nigdy ci chyba nie mówiłam – dobrze znany głos płynął przez przestrzeń, pieszcząc delikatnie zmysły. Nie otwierał wciąż oczu, ale mógł już doskonale wyczuć jej zapach, delikatny i kwiatowy, charakterystyczny jak żaden inny, który do tej pory znał.
- Nie umiem pływać – ciągnęła Lavellan, rozpraszając wodę gdzieś obok niego. Po chwili w jego dłoń wsunęła się znacznie drobniejsza, należąca do Inkwizytorki. Uścisnął ją mimowolnie, przegrywając znów ze samym sobą.
Obrócił się przez ramię i zaniemówił na chwilę z powodu rozdzierających mu serce uczuć.
Isella patrzyła na niego nieskrępowana, na jej wargach igrał delikatny uśmieszek. Intensywnie zielone spojrzenie iskrzyło od zadziorności. Uwielbiał widzieć ją właśnie taką. Drażniącą się i uwodzącą go jednocześnie. Balansującą na granicy, zdającą sobie sprawę z tego jak bardzo musiał się powstrzymywać by nie chwycić jej po prostu w ramiona i dać upust wszystkim kiepsko skrywanym emocjom.
- Dawniej obiecałam sobie, że nauczę się pływać razem z moją przyjaciółką z klanu – zmusiła go do spojrzenia sobie w oczy. Jej wzrok hipnotyzował go, otumaniał, sprawiał, że nie potrafił już odróżnić snu od jawy. Wyciągnął drugą dłoń i ułożył ją z wahaniem na drobnym biodrze. - Później nadeszły czasy Inkwizycji i ciężko było mi znaleźć chwilę na sen, co dopiero na naukę pływania. Chciałam... Chciałabym żebyś mnie tego nauczył. Pokazał mi jak to się robi.
Coś walczyło w nim jeszcze, krzyczało, że nie powinien ulegać sennej marze. Jeśli zamknąłby oczy na wystarczająco długo... Może to wszystko by zniknęło? Może obudziłby się w swoim łóżku?
- Vhenan – Isella walczyła, ściągała na siebie jego uwagę, zupełnie tak jakby nie była słabym odbiciem pustki, a prawdziwą Inkwizytorką. Stanowczą i upartą, nieposkromioną. - To nie może być nic trudnego, proszę. Powiesz mi od czego zacząć? Powinnam się położyć?
- Tak – odpowiedział, zanim zdążył o tym pomyśleć i naturalnym odruchem, pomógł jej przyjąć wygodną pozycję, podpierając stanowczo szczupłe plecy i kark. Lavellan uśmiechnęła się do niego z dołu i nie potrafił już nie oddać jej tego samego. Poczuł jak jego wargi wyginają się same w czułym uśmiechu, który wyrażał o wiele więcej niż był jej w stanie pokazać.
- Nie puszczaj mnie – poprosiła go słabo, spuszczając wzrok – boję się, że utonę.
- Nie utoniesz – zaoponował łagodnie, kręcąc głową. - Woda jest tu płytka. Poza tym jestem tuż przy tobie. Nie pozwolę ci na to.
Nagle twarz elfki zaczęła się rozmywać; rysy stały się nieregularne, oczy straciły swój blask. Ciało stało się zbyt ciężkie by je utrzymać i choć walczył z jego utrzymaniem z całych sił, na jego oczach Lavellan osuwała się wolno na samo... dno... jeziora
- Vhenan! - Krzyknął rozpaczliwie, wyciągając przed siebie ramiona. Nie, to nie mogło się tak skończyć, nie po tym wszystkim co dla niej zrobił, nie po tym ile...
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że siedział na łóżku, w swojej komnacie. Zdążył całkowicie skopać swoje okrycie, a po ciele ściekał mu strugami lodowaty pot. Odetchnął głęboko i skierował spojrzenie w stronę kominka. Widok płomieni tańczących po polanach, uspokajał go w takich sytuacjach, ale tym razem nie było o tym mowy, nie w obliczu okrutnych obrazów, które podsunął mu świat Pustki.
Dlaczego? Dlaczego każdy sen musiał kończyć się w ten sposób? Czy nie mógł choć raz śnić o czymś, co nie wpływało na niego w taki sposób?
Samo myślenie o Inkwizytorce doprowadzało go do szaleństwa... A teraz, gdy znów ujrzał jej twarz, zaczynał znowu się zastanawiać, czy postąpił dobrze, czy na pewno powinien... Czy to, co robił miało sens.
Uspokój się – nakazał sobie twardo, podnosząc z podłogi skotłowaną kołdrę. Westchnął głęboko i wyjrzał przez okno, napotykając spojrzeniem sierp księżyca. Noc była wyjątkowo ciemna i bezgwiezdna. Nadchodziły mrozy.
Uspokój się – powtórzył i zmusił się do ułożenia z powrotem na łóżku – dotrzymasz swojej obietnicy. Odnajdziesz artefakt i wypełnisz swoją misję. To ważniejsze od twoich uczuć. O wiele ważniejsze.
Obrócił się na bok i spróbował odnaleźć wygodną pozycję. Poduszka była za miękka, materac za twardy, a w powietrzu brakowało mu czegoś bardzo ważnego. Zapachu. Mieszanki kwiatów i czegoś unikatowego. Jej skóry, włosów.
To ostatni raz kiedy się tak poniżasz. Przestaniesz się nad sobą użalać. Przestaniesz myśleć.
Tak, musiał wreszcie przestać. Od ich ostatniego spotkania minęło w końcu tyle czasu... Lavellan pewnie zdążyła już o nim zapomnieć, tak jak tego pragnął. On też musiał dać temu spokój.
Przecież potrafił. Naprawdę potrafił.
Obrócił się na drugi bok i popatrzył znów przez okno. Księżyc przestawał się powoli odznaczać na jaśniejącym niebie.
Właściwie... Chyba był już wyspany. Może to była dobra chwila na kolejną podróż do Tevinteru? Mapy wyraźnie wskazywały na obszar Imperium. Jeżeli tylko legendy były prawdą... Im prędzej uda mu się doprowadzić do powrotu potężnej cywilizacji elfów, tym prędzej będzie w stanie zapomnieć o świecie, który odda przez to w zapomnienie.
Prawda?

*Nie zrezygnuję z ciebie.


Draco - 2017-08-26, 04:14

Isellę obudził przejmujący ból w kikucie. Skuliła się, sycząc boleśnie. Wyrwana z snu jeszcze nie była świadoma tego, gdzie się znajduje. Zrozumiała to dopiero kilka chwil później, gdy podniosła powieki i zobaczyła ciemność. Znajomą, trochę jakby z innego życia. Od dawna nie miała okazji spać wśród klanu Lavellan i to uczucie, kiedyś tak bardzo znajome, teraz wydawało się jakby z innego świata. Poczuła się z swoimi emocjami bardzo dziwnie, ale tęskniła do księżyca, który zwykle oświetlał wnętrze jej pokoju. Podniosła się i ostrożnie wychyliła głowę z namiotu. Praktyczną stroną spania w takich miejscach była szybkość złożenia wszystkiego i ruszenia w drogę – właśnie to było zawsze najważniejsze. Od czasu, kiedy Varrik stał się wicehrabią Kirkwall klan Lavellan był brany pod uwagę w politycznych rozgrywkach, a to znaczyło wiele dla wszystkich obecnych elfów. W końcu ktoś ich respektował. Opiekunka była naprawdę zszokowana, że ktokolwiek dał im jakieś prawa – nie spodziewała się tego, ale była wzruszona. Isella także nie mogła uwierzyć na słowo swojemu przyjacielowi, to w końcu niezły bajkopisarz, ale nim nie wyjechała do klanu przyszły oficjalne gratulacje i cały spis tego, co od tego dnia należy do Lavellan i jej klanu.
Chłód na zewnątrz przeszył ją całą. Zadrżała. Zamknęła namiot, zapalając zaświatło. Kiedyś zrobienie czegoś takiego – tak prostego, wbrew pozorom – wydawałoby się jej zupełnie niemożliwe. Tymczasem musiała przyznać, że pomimo wszystkich niepowodzeń i wielokrotnej konieczności improwizacji - podróże, które miały miejsce bardzo ją edukowały. Miała sprawną pamięć – najlepszym dowodem na tę śmiałą tezę było to, że w ciągu ostatnich lat nauczyła się więcej o własnej rasie, niż w trakcie wielu, wielu lat poprzednio. W końcu współpracowała z ludźmi, którzy mieli jakieś informacje, a nie tylko „Może tak właśnie było”. Nie zauważała tego wcześniej, ale Dalijczycy naprawdę niewiele robili, by odzyskać utraconą wiedzę. Nie wszyscy mieli na to takie środki, jak ona w tym momencie – to prawda, ale nawet jej klan, dotychczas, pragnął tylko życia w spokoju, z tym, co było dostępne. Isella chciała sięgać po więcej, musiała wiedzieć co się dokładnie stało z Arlathanem, czuła ogromną potrzebę, aby znaleźć więcej starożytnych, obudzić ich z uthenery. Kiedyś Solas powiedział jej, że próbował tłumaczyć Dalijczykom wiele rzeczy z przeszłości – mówił, że widział to w Pustce, ale teraz Inkwizytorka wiedziała, że on je przeżył. Gdyby elfy poznały takich, jak on... To mogłoby zmienić tak wiele.
Mała kulka zaświatła unosiła się w powietrzu, podczas gdy Lavellan nakładała na siebie kolejne warstwy ubrań. Przyszedł poważny problem podczas próby nałożenia stanika – jedną ręką było to niemalże niewykonalne. W Podniebnej Twierdzy ostatnim razem przyszła do niej Cassandra. Isella nie wiedziała w jaki sposób Poszukiwaczka domyśliła się, że potrzebuje pomocy, ale zrobiła to i... To znaczyło bardzo dużo. Nawet jeśli była wściekła na to, że Solas odciął rękę Inkwizytorce.
- Skąd wiesz, jak to zrobił, Isella? Skąd wiesz, że to bezpieczne? - mówiła wtedy, wyraźnie zirytowana, gdy zobaczyła oczywisty brak kończyny.
- Uratował mnie. Nie dałabym rady wyjść stamtąd o własnych siłach i poprosić o pomoc, bezpieczne usunięcie Kotwicy nigdy nie istniało! - Isella wtedy wybuchła. Miała dosyć tego, że ktoś wiecznie miał pretensje do tego, co się z nią działo. Wiecznie słyszała „Inkwizytor nie powinien się narażać”, kiedy ataki Kotwicy nasilały się z każdą chwilą bardziej. Wcześniej niewiele ludzi oponowało, gdy ryzykowała własne życie. Ale nagle stało się to problematyczne, bo przypadkiem Isella mogła wysadzić cały budynek magią, którą dysponowała dzięki znakowi na ręce, a teraz... Teraz nie miała już niczego tego rodzaju, mimo to wciąż słyszała to samo.
- Skąd wiesz? Może byliśmy blisko, może...
- Cassandra. Dobrze wiesz, tak jak ja, że było to niemożliwe. Kula miała dać ten znak i dała. Sam Koryfeusz chciał mi odebrać Kotwicę i nie był w stanie tego zrobić. Tylko jej właściciel wyszedłby z tego bez szwanku. Nie jestem właścicielem Kuli, nigdy nie byłam.
- Niech przynajmniej obejrzy cię chirurg, proszę.
I oglądał. Przez dobre pół godziny przyglądał się precyzyjnej ranie z drobinkami magii w sobie, które, jak się okazały, przyspieszały gojenie. Pytano Isellę jak się to wydarzyło, ale nie mogła podać żadnych szczegółów – ból, który jej towarzyszył mącił jej w głowie tak bardzo... Nie wiedziała kiedy to się stało. Jedyne, co mogła przyznać z całą pewnością to fakt, że obudziła się w miejscu, gdzie wcześniej był eluvian, a nad nią pochylał się Cullen i próbował ją ocucić. Była w Pałacu Zimowym w Orlais, a ręki już po prostu nie było. Isella przypuszczała, że zemdlała. To by wyjaśniało wiele luk w jej pamięci. Lustro zniknęło i nikt nie wiedział, gdzie.
No i właśnie. Szamotała się z tym stanikiem dobre dziesięć minut, ale to na nic. Nie dało się go tak po prostu nałożyć jedną ręką, nie potrafiła tego zrobić. Nie zwróciła nawet uwagi, że na zewnątrz zaczął robić się ruch.
Musiała poprosić o pomoc. Nie była w stanie zrobić tego sama. Pomimo tego, że czuła się z tym całkowicie głupio, wychyliła głowę.
- Opiekunko!
Kilka głów odwróciło się w kierunku głowy wystającej z namiotu. Isella czuła się coraz bardziej skrępowana, ale na szczęście kobieta podeszła do niej, uśmiechając się ciepło.
- W czym mogę pomóc, da'len?
- Czy mogłabyś... - Wstyd sprawił, że jej policzki lekko się zarumieniły. Pieprzona ręka, nie dało się tego podsumować w żaden inny sposób. - Czy mogłabyś pomóc mi się ubrać? Nie umiem założyć... góry.
Najpierw na twarzy Opiekunki pojawił się wyraz zdziwienia – jak to, ma problem z założeniem... I wtedy właśnie zrozumiała.
- Och, no tak. Oczywiście, tylko najpierw muszę zająć się obozem, da'len.
- Ja mogę jej pomóc – obok pojawiła się Elora. Uśmiechnęła się do obu kobiet.
Isella spojrzała na nią, unosząc brew. Od czasu, kiedy się rozstały nie rozmawiały ze sobą specjalnie dużo – nawet wczoraj Elora wolała trzymać się z dala. Inkwizytorka musiała przyznać, że była dobrą przyjaciółką. Nim nie wysłano jasnowłosą na Konklawe, planowały nawet związek, może coś więcej. Koryfeusz pokrzyżował wiele planów, później okazało się, że młoda łowczyni znalazła sobie lepszą partię i... Tak to się rozeszło.
- Mogłabyś? To byłoby bardzo miłe, da'len. Ir abelas, Isello, po prostu...
- Tel'abelas. Pamiętam. - Starsza kobieta uśmiechnęła się wdzięcznie i odeszła do swoich spraw w pośpiechu, pokrzykując do małej dziewczynki, która prawie wpadłaby do ogniska.
Blondwłosa otworzyła namiot i wpuściła Elorę. Było wystarczająco miejsca, aby pomieścić się – konstrukcje były dość wysokie, dawały sporo przestrzeni. Razem z Isellą mogłoby spać kilka innych osób, ale na szczęście dano jej trochę prywatności.
Elora była młodą, urodziwą elfką. Czarne, długie włosy zwykle związane były w równie imponujących rozmiarów warkocz. Posługiwała się łukiem lepiej, niż niejedna spotkana przez Isellę osoba. Brunetka przyglądała się zaświatłu, które unosiło się nad ziemią.
- Od kiedy umiesz to robić? - wskazała palcem na zielony płomień, który nie dawał ciepła, ani nie podpalał niczego.
- Jakiś czas – Isella przyznała.
Inkwizytorka w dalszym ciągu czuła się dość skrępowana, szczególnie, gdy podała biały stanik dla koleżanki i uśmiechnęła się nerwowo.
- Pomożesz?
Kilka chwil później wszystkie części bielizny były na swoim miejscu. Elora pomogła Inkwizytorce z bluzką i mogły już wyjść z namiotu.
- Isella. - Nastała chwila ciszy, podczas której patrzyły sobie w oczy. - Słyszałam rozmowę. Twoją i Opiekunki. Czy ty naprawdę... Czy to jest prawda? Nasi bogowie, Vir'abelasan? To wszystko to...?
- Tak – Lavellan uśmiechnęła się smętnie, po czym wyszła z namiotu. Chłód uderzył ją w twarz, ale to nie miało znaczenia. Isella uwielbiała rześkie poranki. Kiedy jeszcze Solas był w Inkwizycji, często spotykała go gdzieś na murach twierdzy. Siedzieli w ciszy, w środku nocy, obserwując góry oświetlone przez księżyc. Jak teraz o tym myślała, brzmiało to bardzo patetycznie, ale to były miłe chwile.
- Chciałabym dołączyć do ciebie. - Isella miała wrażenie, że wydaje jej się, ale kiedy odwróciła się, twarz pełna determinacji dalej na nią patrzyła.
- Dlaczego?
To było banalne pytanie, ale jedyne słuszne, jakie kołatało się w głowie Inkwizytorki. Wiedziała, że znów ryzykuje życiem i przypuszczała, że tym razem nie wyjdzie z tego cało. Solas był dużo potężniejszy i inteligentniejszy, niż Koryfeusz, a poza tym – zdawała sobie sprawę z tego, że ma do niego słabość. Żadne rozwiązanie nie było tym idealnym. Pragnęła, żeby dawne elfy wróciły, żeby znów szanowano jej rasę. Isella powoli odkrywała coraz więcej o ich stylu życia, przyzwyczajeniach, czy przekonaniach - pod tym względem Studnia była niezrównana, dostarczała dużo informacji, choć większa część z nich dalej była niezrozumiała. Ale ona była jedna. Nie zamierzała się poddać z tego powodu, ale gdyby okazało się, że starożytnych elfów jest więcej – a byłoby, skoro wszyscy zostaliby przebudzeni – to mogłaby być nowa era, zupełnie nowy świat. Koszt był jednak zbyt wysoki. Nie mogła pozwolić, aby jej przyjaciele tak po prostu zginęli. Nie po to narażała się, pokonując Koryfeusza, żeby ktoś inny zniszczył całą jej ciężką pracę. Nie mogła pozwolić, aby Solas zniszczył sam siebie. Musiała go ochronić, nawet przed nim samym.
- Siedząc tutaj, pomogę swojemu klanowi, to prawda. Ale nie pomogę tobie, innym elfom. A chcę pomóc. Chcę zrozumieć naszą kulturę. Poznać ją, tak jak ty możesz to zrobić. Pozwól mi...
„Nie mówi całej prawdy. Deshanna ją przysłała” - Isella usłyszała w swojej głowie, Studnia się odezwała. Inkwizytorka uśmiechnęła się lekko, unosząc jedną brew.
- Oczywiście, że możesz dołączyć.
Godzinę później obie elfki były już w drodze do Podniebnej Twierdzy. Z początku Inkwizytorka chciała zwrócić uwagę dawnej kochance, porozmawiać z nią na temat obaw Opiekunki. Podobna potrzeba zniknęła dość szybko. Nie powinna mówić całemu światu o tym, jakie informacje przekazuje jej Studnia, o ile nie były one kluczowe – a drugie dno intencji Elory z pewnością nie stanowiły konieczności.

- Cullen, wyślij kilku najbardziej zaufanych ludzi do Dziczy Abor. Potrzebny mi tamten eluvian. Chcę mieć pełne sprawozdanie na temat tego, jak on wygląda, w jakim jest stanie. Po sprawozdaniu pojadę po niego. - Isella nie miała czasu na to, żeby „owijać w bawełnę”. Gdy tylko weszła do pokoju narad, od razu musiała uzyskać informacje. Na początku wydawanie poleceń było dla Inkwizytorki bardzo dziwne i niewygodne; z czasem do tego przywykła. - Leliana, jak wygląda sytuacja z poszukiwaniami artefaktów elfów?
- Mozolnie, Inkwizytorko. Znaleziono kilka pomniejszych artefaktów z czasu Arlathanu, aczkolwiek żaden nie wzmacnia potęgi magicznej, ani nie manipuluje Pustką. Sprawdzamy trop, na który się natknęliśmy – istnieje legenda, która mówi o większej ilości kul, podobnych do Kuli Fen'Harela.
- Świetnie. Czy przyszły już wszystkie książki, o które prosiłam? Jest list od Morrigan?
- Morrigan jeszcze nie odpisała, aczkolwiek przysłała książki. Są w twoim gabinecie, Inkwizytorko – pokrzepiający głos Józefiny był wszystkim, czego w tym momencie Isella potrzebowała. Jasnowłosa odetchnęła, zakładając przydługie już włosy za uszy.
- Dziękuję. - Ulga w jej głosie była ogromna. - Jak idą cięcia Inkwizycji?
- Pozbyliśmy się większości podejrzanych i niepewnych członków. Nasza liczebność zmniejszyła się o ponad połowę, co nie znaczy, że brak nam zasobów do tego, aby szukać Solasa.
Ta informacja była dobra. Sprowadziła ulgę na serce młodej elfki. Przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech.
- A więc czas, aby bitwa z czasem zaczęła się na dobre.

Gdyby ktoś w tym momencie obserwował Lavellan, uznałby, że stała się uzależniona od wiedzy. Każdą wolną chwilę spędzała na czytaniu starych ksiąg, dotyczących przeszłości elfów, które udało jej się zdobyć. Część z nich była w prywatnej bibliotece Morrigan, które pozwoliła wypożyczyć – ile wśród jej zasobów było tytułów, do których nikt nie miał dostępu, trudno stwierdzić. Isella uzyskała jednak informacje, że Flemeth nie odezwała się ani słowem od czasu jej ostatniej pomocy. Nie było po niej śladu, po prostu zniknęła. I to była bardzo niepokojąca myśl.
- Ciągle pracujesz?
Gdyby nie fakt, że tym razem jasnowłosą z transu czytania wyrwał kobiecy głos, byłaby pewna, że przeżywa jakąś fatalną powtórkę dnia poprzedniego. Ale tak nie było – tym razem w drzwiach ujrzała Elorę, która uśmiechała się do siedzącej kobiety.
- Co czytasz? - Znów zapytała, podchodząc bliżej.
- Stare księgi o jeszcze starszej magii z czasu Arlathanu. - Głos Inkwizytorki był ewidentnie zmęczony. To był bardzo długi dzień.
- Twój każdy wieczór wygląda w ten sposób? Mnóstwo czytasz, uczysz się...?
- W zasadzie, tak – Isella potwierdziła, przecierając zmęczone oczy dłonią. Ziewnęła i upiła ostatnie kilka łyków herbaty.
Ta nie należała do niej, ale pozwalała jej myśleć. Została się z czasów, gdy jeszcze Solas należał do Inkwizycji. Jako że pił bardzo specjalny rodzaj, nic dziwnego, że musieli sprowadzić składniki, które później należało samemu skomponować. Była dobra i sprawiała, że umysł był czystszy. Dzięki niej Lavellan mogła się skupić. A może to po prostu zwykłe placebo, potrzebowała czegoś, dzięki czemu poczułaby się bliżej niego, lepiej? Nie wiedziała.
Nastała dłuższa chwila milczenia, podczas której Isella w dalszym ciągu czytała księgę.
- Nie chcesz go zabić – usłyszała nagle. Podniosła spojrzenie na Elorę, unosząc brew. - Solasa. Nie planujesz go zabić – sprostowała szybko, spuszczając wzrok pod spojrzeniem Inkwizytorki.
- Nie, nie planuję.
- Dlaczego?
Dźwięk zatrzaskującej się księgi był tak głośny, że aż Elora podskoczyła. Isella zmarszczyła brwi, niezadowolona z tej konwersacji. Nie musiała odpowiadać na tak głupie pytania.
- Jaki masz w tym cel? Mam potwierdzić to, że jest starożytny i zbyt cenny, aby go stracić? Czy wolisz wersję, że jest mi bliski i się o niego troszczę? Obie są aktualne.
- Nie, ja po prostu...
- Po prostu zadajesz prywatne pytania, faktycznie – Isella parsknęła, ewidentnie nieco wrogo. Była zmęczona, wyprowadzona z równowagi i pod ogromną presją, którą ledwo dźwigała. Nie miała siły na to, aby udowadniać kolejnej osobie, która nie poznała nigdy Solasa, że nie jest zły, tylko ma błędne założenia. Znów opierał się tylko na „Wydaję mi się, że będzie dobrze”, nie nauczył się na błędach. I Isella chciała go przekonać, aby nie robił sobie krzywdy, nie po raz kolejny.
- Nie zrozum mnie źle, ale on jest niebezpieczny i jeśli planuje to, o czym mówisz, to nasze legendy wiele się nie myli...
- Ani mi się waż kończyć tego zdania. - Powstrzymała brunetkę przed dalszym mówieniem, podnosząc się gniewnie z fotela. Spojrzała na freski w pokoju. Na te same, które zostały namalowane przez Solasa. Odwróciła od nich wzrok, spoglądając na przyjaciółkę. - Każdy z nas się czasem myli, podąża błędnymi założeniami. I każdy z nas jest niebezpieczny. Co nie oznacza, że jesteśmy źli. Nie oczerniaj go więcej, jeśli nawet nie miałaś okazji go poznać, dobrze?
Isella nie czekając na odpowiedź po prostu wyszła. Nie czuła się na siłach kontynuować tę rozmowę. Żałowała, że nie było go przy niej. Może to głupie i patetyczne, ale potrafił stworzyć na ustach jasnowłosej uśmiech, ot tak. Kiedy wbiegała już po schodach do swojego pokoju, w którym trzaskał ogień w kominku miała już łzy w oczach. Myślała, że nie była dla niego ważna i to uczucie było bardzo przykre, ale zaakceptowała je. Gdy dowiedziała się prawdy – dlaczego Solas zostawił ją, finalnie... To ją złamało. I musiała znaleźć w sobie ogrom mocy, aby stworzyć jakieś rusztowania, na których jej psychika mogła się udźwignąć. Ale była na to gotowa i wiedziała, że może to zrobić. A to dawało już całkiem sporo, wbrew pozorom.
Oparła się o balustradę i zaczęła głęboko oddychać, próbując pozbyć się łez. Wytarła szybko te, które wypłynęły pomimo jej usilnych starań, siorbnęła nosem i odetchnęła drugi raz. Musiała wziąć się w garść. Nienawidziła tego w sobie – czasem emocje po prostu wygrywały i nie potrafiła ich pohamować, chociaż chciała. Nie powinna tak się zachowywać. Była Inkwizytorką, nie miała czasu, ani siły na łzy. Dwa lata względnego spokoju musiały jej wystarczyć – znów była zmuszona pracować na najwyższych obrotach.
Czuła, że nie będzie mogła zasnąć. Jej emocje wrzały, chcąc znaleźć gdzieś ujście. I chociaż w planach Isella miała poczytać książkę, kolejną, nie mogła się skupić. Pomimo bardzo późnej pory poszła na blanki zamku. O tej porze, gdzie księżyc był już dawno na niebie, w górach było bardzo chłodno. Wiatr dął na całego, ale Inkwizytorka była na tyle wzburzona i roztrzęsiona, że musiała się wyładować. A zawsze najlepiej w tym działała medytacja albo walka. Nie mogła usiedzieć na miejscu, więc pozostawał już tylko jeden wybór. Nie potrzebowała kostura, aby się zmęczyć. Wyciągnęła z wieży sfatygowanego już pachołka do ćwiczenia zaklęć – szmacianka z słomą, głównie służyła żołnierzom do ćwiczenia szermierki. W ciemności barwne, fruwające zaklęcia tworzyły piękne obrazy. Jeden po drugim – każdy żywioł i prawie każde znane jej zaklęcie unosiło się w powietrzu, tworząc piękne wzory, by wszystkie wylądowały w końcu na tym biednym, szmacianym pachołku. Kiedyś Cole powiedział jej, że od czasu kiedy zaczęła uczyć się magii szczelin zmieniła się jej energia. Pustka, nawet jeśli tego nie chcemy, oplata magów – trzyma się ich fragmentami, dotykają ich jej kawałki, wolne i niczym nie skrępowane, zmieniają jednak przez nich kształty w ogień, lód, czy błyskawice, formowane jak plastelina. W momencie gdy ktoś zaczyna rozumieć Pustkę, operuje czystą, silną mocą płynącą z tego miejsca – nie zmienioną, chociaż przystosowaną do własnych preferencji. Cole w jakiś sposób słyszał to, głośno i wyraźnie, w końcu jest nierozerwalnie połączony z Pustką. Czemu akurat to wspomnienie przyszło jej do głowy? Być może dlatego, że Cole tu był, stał obok niej i patrzył. Może dlatego, że ta rozmowa miała ciąg dalszy – mówił o tym, że energia Solasa jest taka sama, chociaż cichsza. Jego więź z Pustką jest wyczuwalna i piękna. Sprawia wrażenie, jakby była dla niego naturalna, jakby traktował ją jak kogoś bardzo bliskiego. Mówił o tym, że Vivienne jest bardzo spokojna, a magię i Pustkę układa jak chce – a ona rwie się, chce być wolna, ale nie może, skrępowana w jej rękach. Słowa o Dorianie były niepokojące, choć oczywiste – w końcu, nie było w tym tajemnicy, jej przyjaciel praktykował nekromancje.
- Czujesz ból, smutek, bezradność. Chciałabyś, aby wszystko okazało się złym snem, ale wiesz też, że tak nie będzie.
- Witaj, Cole – szepnęła Isella, trzymając czystą energię Pustki w dłoniach, którą wyrzuciła w przestrzeń, gdzieś w niebo, aby ta rozprysła się na wysokości księżyca i zniknęła.
- Chciałbym ci pomóc, ukoić twój ból.
- Posiedź tu ze mną.
Nastała chwila milczenia. Nie tego chciał jasnowłosy duch współczucia, nie taki miał cel. Pragnął ukoić wszystkie rany, które były w niej, w jego przyjaciółce – bardzo głęboko, ale paliły żywym ogniem w takich momentach, jak teraz. Nie chciała dłużej tłumaczyć się z jej decyzji, czy przemyśleń, a była do tego zmuszona.
- Mogę ukoić twój ból.
Spojrzała na niego. W ciemnościach jej oczy sprawiały wrażenie zupełnie czarnych. Młoda twarz naznaczona jednak była zmęczeniem i smutkiem, wewnętrznym. Tego ukryć nie potrafiła, szczególnie nie przed Cole'm - nie przed duchem. Uśmiechnęła się do niego, chociaż mało wesoło.
- Muszę go czuć, żeby wiedzieć dlaczego mam walczyć.

Blanki – zwieńczenie murów obronnych i baszt. https://pl.wikipedia.org/wiki/Blanki
ir abelas – przepraszam
tel'abelas – nie przepraszaj
zaświatło – zielony promień światła. Zapalić go mogą tylko magowie. http://pl.dragonage.wikia...5%9Bwiat%C5%82a


Pan Vincent - 2017-08-26, 21:39

– Wiedziałam, że przyjdziesz – głos Mythal przebijał się słabo przez ściśnięte starością gardło Flemeth. Solas rozpoznawał w nim matczyny spokój i łagodność, ale i surowy zawód.
- Nie powinieneś oddawać Kuli Koryfeuszowi , Straszliwy Wilku – dodała, obracając się wolno w jego stronę.
Ta rezygnacja, to zmęczenie... Coś było nie tak. Musiał natychmiast zadziałać.
- Po przebudzeniu byłem zbyt słaby żeby uwolnić jej moc – wydusił z siebie, podchodząc do niej wolno. Tak bardzo za nią tęsknił... Tak bardzo bolało go to, że ją zawodził, znowu.
- To JA zawiodłem – dodał, walcząc z infantylnym odruchem padnięcia jej w ramiona. - To JA powinienem był za to zapłacić. - Wreszcie stanął naprzeciw i spojrzał bogini w oczy. Słowa coraz ciężej przechodziły mu przez gardło, dławione smutkiem i wewnętrzną rezygnacją.
- Ale mój... Oni mnie potrzebują.
Mythal nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i wyciągnęła swą dłoń by ułożyć mu ją na karku w pieszczotliwy sposób. Solas dotknął tej dłoni, uścisnął lekko przedramię. Nie potrafił się powstrzymać.
- Jest mi tak przykro – musiał zamknąć oczy by nie wypuścić z nich łez. Czuł jak jego serce stopniowo rozrywa się na kawałki. Wszystko w nim krzyczało i walczyło z poczuciem niesprawiedliwości. Dlaczego to właśnie ona musiała płacić za jego porażki?
- Mnie też jest przykro – poczuł ciepło jej oddechu i nagle przytuliła go krótko. I już wiedział, co za chwilę nastąpi, wiedział o tym, zanim z ust Mythal padły ostatnie, czułe słowa pożegnania.
- Mój stary przyjacielu.
Osunęła się w tył, ale przytrzymał jej ciało w swoich ramionach. Pozwolił by opadli tak razem na ziemię, on wspierający się na kolanie, a ona na nim. Pochylił głowę, czując jak moc przenika na w skroś jego ciało, wędruje po żyłach, wkrada się do trzewi i płuc, a nawet głębiej. Ciało twardniało mu w rękach, z każdą chwilą robiło się coraz cięższe i cięższe.
Solas czuł, że wraz z tymi słowami i mocą, coś rodzi się w nim na nowo i umiera, jednocześnie. Już raz, dawno temu, stracił swoją przyjaciółkę i to, co później zrobił było niewybaczalne. Teraz, gdy stracił ją ponownie, ból był ogromny i nie potrafiłby go nawet opisać słowami, ale jedno wiedział na pewno.
Tym razem nie popełni już błędu.
Nie zmarnuje ofiary Mythal.


Zatrzymał konia i zsunął się z jego grzbietem zgrabnym, niewymuszonym ruchem. Nie przywiązywał lejców – ogier był z nim tak zżyty, że podczas ich przerw w podróżach latał nieskrępowany wśród zarośli, a potem wracał wiernie gdy Solas wołał go z powrotem swoim charakterystycznym gwizdem.
Tym razem zamierzał zabawić w Tevinterze nieco dłużej. Konkretnie rzec biorąc, interesował go sam Minratus. A jeszcze konkretniej, jego podziemia. Według planu, miał się tam znajdować przedmiot, który zadziałałby podobnie do Kuli Zniszczenia. Dawniej nie był w stanie użyć jej samodzielnie, ale tera zbył na to gotów, miał w sobie tę pewność.
Jego moc już dawno przegoniła potęgę innych magów, magistrów, a nawet samego Koryfeusza. Odkąd tkwiła w niego moc Mythal, stał się jeszcze potężniejszy niż przed uthenera .
Świadomość tej mocy z jednej strony napawała go dumą i chęcią do działania, z drugiej lękiem, obawą przed tym, że nawet to nie pomoże mu w zrealizowaniu planu bez artefaktu.
Na szczęście pojawiły się nagle te stare legendy, podania z czasów Starożytnych. Który to mógł być rok? Trzytysięczny?
Z notatek wychodziło, że przedmiot został odebrany jednemu z elfich magów, a później napompowano go mocą magistrów. Wyniki badań nad owym przedmiotem były absolutnie nieczytelne, niejasne, ale jedno było pewne. W podziemiach Minratusu znajdowała się siatka pomieszczeń, służąca za dawne laboratoria.
Dobrze wiedział, że nie udałoby mu się tak po prostu przejść do stolicy Imperium absolutnie niezauważonym. Na całe szczęście miał jednak plan.

Już z daleka dostrzegał potężne mury i długi most, prowadzący do bram miasta. Monumentalne wieże, znajdujące się na wzniesieniu, należały do strażnicy. Stanowiły punkty obserwacyjne i to właśnie stamtąd miał popłynąć sygnał, gdyby trzeba było się podjąć najbrutalniejszego kroku. Legendy o zrywaniu mostu nie były jedynie wymysłami plociuch. Solas zdołał się przekonać o prawdziwości tej informacji, gdy badał historię Imperium i jego stolicy, zaczytując się w najstarszych księgach i podaniach.
Strażnicy musieli być gotowi by zniszczyć most i utrzymywać miasto z zapasów, dopóki zagrożenie ostatecznie odeszłoby w zapomnienie. W ten sposób Tevinter dawał sobie pewną szansę przetrwania niemalże każdego kataklizmu. To właśnie Minratus stanowił kolebkę historii rasy ludzkiej. To tam stawiali oni pierwsze kroki, wznosili swoje budowle i zyskiwali potęgę. Nie mieli pojęcia, jak wiele zawdzięczali przy tym innym rasom, zaślepieni swoją wielkością.
Jaskinia znajdowała się ukryta w górach, pozornie niewidoczna, dla niego widniała swoimi ciemnościami już z daleka.
Eluvian nie był nawet schowany – stał przy jednej ze ścian, rozpraszając powietrze specyficznym drżeniem magii.
Zatrzymał się na chwilę i ściągnął z siebie torbę, odstawiając ją ostrożnie tuż obok lustra. Podał swoim agentom dokładne położenie jaskini, wyjaśnił, że w razie jego śmierci lub zaginięcia, wszystkie instrukcje będą znajdowały się właśnie tu. Nie mógł dopuścić by jego cenne notatki obejrzał ktoś z Tevinteru, musiał pozostać niezdemaskowany. Ryzyko poniesienia klęski podczas zwiedzania podziemi Minratusu było niewielkie, ale musiał brać pod uwagę każdą rzecz, każdy możliwy do popełnienia błąd.
Dość już miał popełniania błędów. Teraz nadeszła pora by odnosić jedynie sukcesy, by przywrócić elfom ich dawną świetność, pamięć, cześć. Zasługiwali na to, naprawdę zasługiwali. Zbyt długo trwali w letargu, zbyt wiele krzywd wydarzyło się podczas tych wszystkich lat.
Nie pozwolę na kolejne niepowodzenie, przyjaciółko. Już nigdy.
Pomyślał i wkroczył do eluvianu, pozwalając by wyrzucił go w objęcia zimnych lochów.


Draco - 2017-08-27, 05:48

- Inkwizytorko. - Isellę zaczepiła Leliana, gdy ta przechodziła, a może nawet bardziej przemykała przez główną salę, chcąc pozostać niezauważoną. - Mam raport odnośnie eluvianu. Są dobre i złe wieści.
Elfka westchnęła, domyślając się najgorszego. Kiedy ostatni raz tam była, Koryfeusz był tuż za nimi i nie mogło skończyć się to dobrze.
- Słucham – mruknęła jednak, spoglądając na swoją Szpiegmistrzynię.
Leliana pełniła funkcje Boskiej i w zasadzie nie powinna w Twierdzy – Wielka Katedra w Val Royeaux było miejscem, w którym powinna rezydować przywódczyni Zakonu. Isella nie mogła zaprzeczyć, że obecność Szpiegmistrzyni na miejscu była bardzo komfortowa i dzięki temu Lavellan czuła się trochę bezpieczniej. Od czasu, gdy Solas powiedział jej w jaki sposób dowiedział się o planach qunari, czuła lekką obsesję na tym punkcie. Leliana wacała do Orlais za każdym razem, gdy tylko mogła to zrobić, aby rozwiązywać sytuacje na bieżąco. Prawdą było jednak, że ostatnimi czasy dostawała ona raporty i listy ściśle związane z jej nową rolą w społeczeństwie do Podniebnej Twierdzy, aniżeli Orlais.
- Znaleźliśmy lustro, ale zniszczone. Moi ludzie zebrali każdą, najmniejszą drobinę, jaką udało im się znaleźć. Nie wiem, czy da się je naprawić, ale...
„Potrzebujesz potężnej mocy, aby je złożyć, ale jest to możliwe” - Studnia odezwała się zupełnie nagle, sprawiając, że Isella była tym trochę przestraszona. Szczególnie, że głosy były wyraźniejsze, niż wcześniej, znacznie.
- Da się. Bądźcie bardzo dokładni, niech nie pominą żadnego elementu. Chcę to lustro w Podniebnej Twierdzy.
- W porządku, przekażę. Jeśli wyruszą dzisiaj, będą tutaj za tydzień. I... Wiem, że chciałaś jechać po nie, ale myślę, że nie ma takiej potrzeby. Moi ludzie sobie poradzą.
Leliana wyglądała na bardzo przekonywującą. Elfka przytaknęła. Jeśli lustro dało się złożyć, być może miała w zanadrzu coś, co pozwoli jej dostać się do bibliotek elfów – bardzo jej na tym zależało. To była dosłowna kopalnia wiedzy, której potrzebowała.
- Mam też list od Morrigan. Przyjedzie za dwa dni z Kieranem. Zapowiedziała, że zajmie większość twoich wieczorów i masz się na to przygotować – uśmiechnęła się lekko.
Znała Morrigan sprzed wielu lat i nie miała o niej zbyt dobrej opinii, jednakowoż opiekuńczość, jaką wykazała się apostatka w stosunku do swojego potomka ujęła ją, było to wyraźnie widać. Nigdy wcześniej Leliana nie uśmiechała się, mówiąc o niej, nieważne w jakim kontekście by to było.

Dopiero przyszli na balkon. Był wieczór, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Stanęła przy barierce i nie zdążyła nawet cokolwiek powiedzieć, on odezwał się pierwszy.
- Jaka byłaś przed Kotwicą? - Isella nie mogła nie zerknąć na swoją lewą dłoń, czasem połyskującą zielenią; szczególnie w miejscach, gdzie Zasłona była niezwykle krucha. - - Jak to na ciebie wpłynęło? Zmieniło w jakiś sposób? Co z twoim umysłem, moralnością... twoją duszą?
- Jeśli zmieniło, naprawdę sądzisz, że byłabym w stanie to zauważyć? - Isella nie mogła się nie uśmiechnąć, trochę przekornie.
- Nie. Doskonała uwaga.
- Czemu pytasz? - Pytanie Solasa nie było „typowe”. Nikogo nie interesowało kim była przed znakiem na jej dłoni, który nierozerwalnie łączył ją z Wyłomem, ale także Pustką – bardziej, niż każdego innego zwykłego maga.
- Pokazałaś mądrość, której nie widziałem od... - Solas zawahał się na chwilę i spojrzał na balustradę. To była tylko sekunda. - Od czasu moich najgłębszych podróży do Pustki po starożytne wspomnienia. Nie jesteś kimś, kogo się spodziewałem.
- Przepraszam, że cię zawiodłam. - Isella miała ochotę wzruszyć ramionami i chyba tylko w jakiś magiczny sposób tego nie zrobiła. Mógłby odebrać to lekceważąco, a nie chciała go do siebie zrażać.
Naprawdę go lubiła i kiedy rozmawiali, czuła zainteresowanie swoją osobą, była potrzebna, nawet jeśli na chwilę. Nie na początku, ale z czasem zaufała mu. Chłonęła każde jego słowo. Może to przez wzgląd na tematykę, która była interesująca, a może wynikało to z tego, w jaki sposób mówił o rzeczach, których większość społeczeństwa, niezależnie od rasy, obawiała się. Czuła się zaintrygowana od momentu, w którym po raz pierwszy rozmawiała z nim o Pustce, a kiedy Solas zażartował... To było coś błahego i absolutnie głupiego, z perspektywy czasu nawet tego dobrze nie pamiętała. Za to nie mogła zapomnieć o tym, jakie wrażenie to na niej wywołało – roześmiała się, ewidentnie zaskoczona, że ktoś, kogo uważała za dość ponurego elfa okazał się być zupełnie inny... Solas był zaskoczony za każdym razem, gdy zadawała pytania – a robiła to bardzo często. W końcu znalazła się osoba, która miała wiedzę pozwalającą na zaspokojenie ciekawości Iselli, a nawet więcej – wzbudzenie fascynacji związanej z przeszłością, z Pustką, z starożytnymi elfami. Dostała środki, dzięki którym mogła poszerzać to zainteresowanie i gdyby nie Solas, być może nigdy nie mogłaby odkryć tak wielu rzeczy odnośnie własnej rasy. Być może. Poza tym, kiedy pierwszy raz go prawie-pocałowała (bo przecież pocałunki w Pustce nie są prawdziwe) była naprawdę... Podekscytowana? Przypominało to podobne wrażenia do tych sprzed kilku lat – pierwszy dotyk ust, pierwsze prawdziwe zainteresowanie kimś innym. Była trochę zainteresowana, tak nieśmiało. Niepewnie. A kiedy nie odepchnął jej, tylko przyciągnął do siebie, obejmując mocno i odwdzięczył się... Nogi się pod nią lekko ugięły, pamiętała to dobrze. Jego język wsunął się między wargi zupełnie, jakby był u siebie – pewny tego, czego pragnie i potrzebuje. Ciepło jego warg prześladowało ją na długo po obudzeniu.
- To nie zawód, to... - westchnął. Ewidentnie szukał odpowiednich słów. - Większość ludzi jest przewidywalna. Pokazałaś subtelność w swoich czynach, mądrość, której zupełnie się nie spodziewałem. Jeśli Dalijczycy mogli wychować kogoś z taką duszą, jak twoja – czy źle ich oceniłem?
Isella wiedziała o tym, że Solas nie był przychylny klanom elfów. Sam jej to powiedział, przytaczając też sytuację, w której próbował podzielić się swoją wiedzą, ale zignorowano go, nie wzięto na poważnie. Lavellan należała do Dalijczyków i była z tego dumna, ale nie twierdziła, że wszystko wie – wręcz przeciwnie. Jej klan nauczył ją, że ilość wiedzy, jaką posiadają odnośnie swojej przeszłości jest zbyt mała, by nie mylić się. I taka była prawda – całe stulecia przepadły, gdy królestwo elfów padło. Kiedy spotkała Solasa, wiele rzeczy poddawała pod wątpliwość, nie była przekonana co do prawdziwości tych słów, ale z czasem były one weryfikowane na różne sposoby i podczas podróży okazywało się, że ten odrobinę dziwny apostata miał rację. Był też dobrym przyjacielem i doskonale opowiadał historię. Inkwizytorka mogła też się wczuć w tę drugą stronę – gdy usłyszała o jego podróżach w Pustce, była podejrzliwa. Wydawało jej się, że jest to wymówka i to z kategorii tych niezbyt dobrych podczas dłuższej relacji, ale nie chciała pytać o więcej, niż Solas był skłonny jej dać. Posiadał wiedzę, a Isella chciała z niej czerpać tyle, ile mogła.
- Dalijczycy nie stworzyli mnie takiej. Decyzje, które podjęłam w życiu były moje.
- Słusznie, że przypisujesz sobie te zasługi, ale Dalijczycy, na swój sposób, w dalszym ciągu mogli cię prowadzić. To pewnie to. Musi być, jak przypuszczam. Większość ludzi działa z tak niewielkim zrozumieniem świata. Ale nie ty.
Trudno było jej powstrzymać zdziwienie tymi słowami. Powiedział wiele miłych rzeczy, interesujących. Lubiła w nim to. Czasem, zupełnie niespodziewanie, mówił coś naprawdę miłego i sympatycznego. Sprawiał wrażenie dość oschłego, wyniosłego jegomościa – czasem nawet taki był, szczególnie dla Sery, ale trudno było się dziwić. Oboje byli na zupełnie innych poziomach samoświadomości i szli w kompletnie inne strony, nawet jeśli ich cel – chwilowo – był ten sam. Tymczasem dla Lavellan zwykle był bardzo uprzejmy, dowcipny, a nawet... komplementujący. I pochlebiało jej to, owszem.
- Więc co to oznacza, Solas?
- Oznacza, że nie zapomniałem o pocałunku – usłyszała, chociaż nie spodziewała się takich słów.
Zamiast jednak unieść wysoko brwi, kąciki jej warg uniosły się.
- Dobrze.
Patrzyła mu w oczy, gdy podchodziła bliżej. Dzieliła ich niewielka przestrzeń, wystarczyło pół kroku i mogliby paść sobie w ramiona. Zamiast tego stanęła tuż przed nim, obserwując. Solas potrząsnął lekko głową i chciał odejść. Isella nie pozwoliła mu na to.
- Nie odchodź. - Złapała go za ramię.
- W dłuższej perspektywie, to byłoby lepsze. Ale stracenie cię, by...
Nie dokończył. Odwrócił się gwałtownie i nie czekając na wiele pocałował Isellę, która choć zaskoczona, odpowiedziała na tę pieszczotę. Jego dłonie dotknęły jej bioder, zupełnie jakby badając możliwości. Chwilę później Solas sprawiał wrażenie głodnego, głodnego wszystkiego, co Inkwizytorka mogła mu dać. A ona chciała to zrobić. Ich języki spotkały się, bawiąc, ocierając o siebie, przepychając się delikatną dominacją. Przeszły ją dreszcze, przysunęła się do mężczyzny jeszcze bliżej i z ogromnym zadowoleniem zauważyła, że jego ramiona oplotły ją, otoczyły, tworząc ciepły, bezpieczny kokon.
Ciche odgłosy pocałunków sprawiały dodatkowe dreszcze na ciele Iselli, uświadamiając jej, że nie śni. To się naprawdę wydarzyło.
Z rozczarowaniem przyjęła fakt odsunięcia się Solasa. Spojrzał na nią i powiedział coś, czego nie była w stanie zapomnieć – być może nigdy nie będzie.
- Ar lath ma, vhenan.
I chociaż opuścił balkon, a także jej pokój – serce zatrzepotało, szczęśliwe. Oparła się o framugę drzwi prowadzących do pięknych widoków na góry i patrzyła na jego plecy, oddalające się z każdą chwilą bardziej. Powiedział, że ją kocha... Naprawdę to zrobił. Powietrze przepełniał jego zapach, przypominający jej wczesny, leśny poranek z nutą goryczy. Nabrała dużo powietrza i nie mogła nie przymknąć powiek.

- Isella? - usłyszała swoje imię wypowiedziane tak głośno, że podskoczyła na krześle. Nie zauważyła kiedy zasnęła.
Po ostatnich kilku nocach, kiedy spała bardzo mało lub nie najlepiej w końcu musiało się to tak skończyć – zamiast czytać, ucinała sobie drzemkę. Czuła wciąż na ustach smak jego ust, wciąż nie wiedziała, dlaczego właśnie TO musiało jej się przyśnić, kiedy potrzebowała po prostu chwili spokoju, wytchnienia. Nie chciała myśleć choć na chwilę, przynajmniej w śnie. Najwidoczniej prosiła o zbyt wiele.
Uniosła powieki, spoglądając na Elorę.
- Przepraszam, obudziłam cię. Nie chciałam przeszkadzać. - Dziewczyna wyraźnie się speszyła.
- Nie, nie, nie przejmuj się. Nie powinnam spać... Ja po prostu... fatalnie sypiam w nocy i jestem zmęczona, to wszystko. - Inkwizytorka ziewnęła, starając się ukryć to ręką. Przeciągnęła się i odłożyła książkę na biurko.
Znów spała w jego fotelu. Czemu powiedziała coś takiego właśnie Elorze? Potrzebowała teraz starych przyjaciół – takich, którym mogła zaufać kiedyś i prawdopodobnie nic nie zmieniło się teraz. A prócz tego niedopowiedzenia odnośnie Opiekunki, brunetka zawsze była lojalna wobec Iselli.
- Coś się stało? - Inkwizytorka wstała, spoglądając na Dalijkę.
- Chciałam cię tylko... przeprosić. - Elora westchnęła, spoglądając na swoją niegdysiejszą kochankę. - Masz rację. Powiedziałam wtedy trochę zbyt dużo, niepotrzebnie. Ja się po prostu... boję – przyznała.
- Ja też – odezwała się Isella po kilku chwilach milczenia. - Nawet nie wiesz jak bardzo się boję.
Elora nieśmiało wyciągnęła ręce, aby przytulić Inkwizytorkę. Z początku ten dotyk był bardzo dziwny, ale przyniósł jasnowłosej niespodziewaną ulgę. Westchnęła, przytulając się do przyjaciółki. Przymknęła powieki, chowając twarz w jej ramieniu. Były bardzo podobnego wzrostu, więc nie miała z tym większych trudności. Trwały tak kilka chwil.
- Mamrotałaś coś przez sen. Co ci się śniło? - Głos Elory był zduszony i cichy, ale słowa zrozumiałe i wystarczyły, aby Inkwizytorka zarumieniła się lekko.
- Co mamrotałam? - Isella odsunęła się od koleżanki, spoglądając na nią niepewnie, trochę zaniepokojona.
- Ar lath ma, vhenan. Komu to mówiłaś?
Isella nie odpowiedziała, ale przypuszczała, że jej mimika twarzy zdradziła i tak wystarczająco.
Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na przyjaciółkę, ale ten radosny wyraz twarzy nie sięgał jej oczu.
- To tylko sen.


Tylko raz w życiu widział ten charakter pisma – gdy Inkwizytorka podpisywała jego książkę autografem. Było kilka takich, sprzedały się jak świeże bułeczki – i dobrze. Nie chciał pamiętać jak długo musiał namawiać Lavellan do tego, aby zgodziła się złożyć swój autograf na kilku egzemplarzach jego najnowszej książki o Inkwizycji.
List wyglądał na bardzo schludny, literki były lekko pochylone w prawo.
- Więcej zawijasów nie mogłaś narobić, Inkwizytorko, więcej się nie dało... - zamruczał krasnolud, wzdychając ciężko.
„Do wicehrabiego Kirkwall, Varrika Tethras.

Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o twojej książce? Tej, w której był Hawke... Jak jej tam było. W każdym razie, występował tam taki fragment z czymś bardzo dla mnie ważnym i elfką, którą nazywałeś Daisy. Mógłbyś mi pomóc? Widzisz, jestem w sytuacji, w której jej potrzebuję. Mógłbyś
podesłać mi ją, proszęproszęproszęproszę?
Jeśli zastanawiasz się, co za to będziesz miał, już ci mówię – namówię Cullena na kolejną grę w karty. Oczywiście, że przegra, ale będziemy mogli na to popatrzeć. Wchodzisz? Powiedz, że tak, nie mam nikogo innego, kto jest bezpieczny.

Inkwizytorka,
Isella Lavellan.”


Pan Vincent - 2017-08-27, 20:35

Nie wiedział, w którym momencie zrozumiał, że stan w którym znajdowało się jego ciało, przestał być snem. Na granicach jawy i marzeń, uniósł uciężale głowę i spróbował skupić spojrzenie na czymś konkretnym, czymś co dałoby mu znać, gdzie się znajdował, czy był bezpieczny.
Wysiłki spływały jednak bezskutecznie, męcząc go tylko bardziej i bardziej. W końcu opuścił ciężko głowę i dał sobie spokój, próbując uspokoić oddech.
- Obudziłeś się - miękki kobiecy głos przebił się nieśmiało przez gęstą mgłę, posyłając do jego serca cień nadziei.
- La...vellan - wydusił z siebie i zamrugał, nie poznając własnego głosu. Był ciężki, ochrypły, zupełnie niepasujacy do dźwięcznego tembru, którym posługiwał się zazwyczaj.
Poczuł, że natychmiast musiał się podnieść i na nią spojrzeć. Jeśli... Jeśli Inkwizytorka znajdowała się obok niego, to znaczyło, że musiała go odnaleźć. Ale... To było niemożliwe. Zbyt starannie zacierał ślady, dbał o to by nawet agenci Leliany nie mieli podstaw do wysnuwania najdrobniejszych podejrzeń. Chyba, że stało się coś... A może lochach Imperium czekała na niego pułapka? Niczego nie pamiętał...
O, nie. A co jeśli to miejsce, w którym się znajdował... A co jeśli umarł? Czy Lavellan też umarła?!
- Lave...
- Nie - usłyszał w odpowiedzi, dziwnie płytkiej i smutnej. - Tu Variel. Jesteś ciężko ranny, Solasie. Nie ruszaj się.
Variel. Jedna z jego agentek. Zupełnie nie podobna do Iselli. Pokorna, posłuszna i lojalna, ale płytka. Bez charakteru. Bez oczu w kolorze szmaragdów.
Jak mógł je w ogóle pomylić?
- C-co.... Co się stało? - Zapytał słabo, błądząc dłońmi po szorstkim okryciu. - Gdzie jestem?
- W głównej siedzibie - poczuł przy sobie ciepło, elfka wlała mu coś do ust. Zakrztusił się i skrzywił od goryczy, ale przełknął. - Minratus strzeże podziemia o wiele silniejszą barierą niż mogliśmy to przewidywać. Nasi szpiedzy nie mieli pojęcia o dodatkowych wzmocnieniach.
- Dodatkowych wzmocnieniach – powtórzył bardziej do siebie niż do agentki. - O jakich wzmocnieniach mowa?
- Nie mamy pewności – materac załamał się lekko pod ciężarem elfki. Poczuł na czole kojący dotyk jej chłodnej dłoni. - Udało nam się ustalić, że jest niezwykle silna i pradopodobnie jej część zasila artefakt.
- Jak wyglądają konsekwencje zderzenia się z barierą? - Zapytał o wiele chłodniej niż zamierzał. Zacisnął dłonie w pięści i wyszarpnął czoło spod jej dotyku. - Dlaczego niczego nie widzę, Variel?
- Twoje oczy przykrywa opatrunek. - Bez problemu rozpoznał w jej głosie urazę, ale nie mógł się tym teraz przejmować, nie potrafił. Bał się, że za chwilę usłyszy o najgorszym. - Zostałeś... Cóż, poparzony tym dziwnym rodzajem magii. Musiałeś walczyć, tylko w ten sposób udało ci się przeżyć. Poparzenia nie były groźne, ale... Nie wiem, dlaczego, najbardziej oberwały twoje oczy.
- Kiedy znów będę widział? - Słowa ledwo potrafiły jego usta, kaleczące, napawające lękiem i zażenowaniem jednocześnie. - Jak długo potrwa rekonwalescencja?
- Nie wiem, Solasie . Miesiąc, może dwa...
- Nie mam tyle czasu – syknął, wyciągając dłoń by ściągnąć z oczu idiotyczny opatrunek. To niemożliwe by pod spodem niczego nie widział, przecież czuł, że mógł mrugać, a jego...
- Aaaach! - Wydarł się, odsuwając dłoń jak najdalej twarzy. Jedno dotknięcie, i to jedynie przelotne, sprawiło, że miliony iskier bólu eksplodowały falą przez oczy, nos i całą czaszkę.
O, nie. Nie zamierzał na razie niczego więcej sprawdzać.
Opadł na poduszki i westchnął głęboko, nie wierząc w to, co się działo. Jak mógł nie przewidzieć jeszcze większych zabezpieczeń...
To nie miało sensu, żadnego! Przygotowywał się do tej wyprawy przez długie miesiące. Czytał księgi i pisma, podania i legendy, sprawdzał mapy, porównywał ryciny i wysyłał swoich szpiegów! Co poszło nie tak?
- Musisz... Musimy sprowadzić tu kogoś, to pomoże w szybszym zagojeniu poparzeń. Kogoś, kto zna się na sztuce uzdrawiania tego typu zranień.
- Wiem, Solasie. Już niedługo przybędą do nas wysłannicy z Fereldenu. Obejrzą cię, a potem zobaczymy co da się z tym zrobić.
Obrócił się na bok i zacisnął wargi – emocje i nadmiar ruchu sprawiły, że zaczął odczuwać mdłości.
- Variel – odezwał się cicho, próbując zachować spokojny i równomierny oddech – odpocznę teraz. Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłaś. Chciałbym teraz zostać sam.
- Oczywiście. Odpoczywaj – kroki oddaliły się nieco, skrzypnęły stare drewniane drzwi. - Przyjdę tu wieczorem by sprawdzić czy czegoś ci nie potrzeba.

Tafla jeziora jest zupełnie gładka, niezmącona ani jedną falą. To bezwietrzna noc, a księżyc świeci tak jasno, że Solas może dostrzec odległe wierzchołki gór bez zmrużenia oka.
Rozgląda się wokół siebie, ale nie musi tego robić by wiedzieć, że znajduje się po pas w jeziorze. Woda jest ciepła, otacza go przyjemnie ze wszystkich stron.
- Najbardziej przeraża mnie to, że w pewnym miejscu przestaję dostrzegać dno – słyszy dobrze znany głos. Nie odwraca się, wie do kogo on należy. - Woda wydaje się być przezroczysta, a jednak nie widać przez nią piasku i... Zastanawiam się co może się tam znajdować. Na dnie.
Drobne ramiona oplatają jego tors, ulega im natychmiast. Wzdycha głęboko i zaciąga się kwiatowym zapachem.
- Nie musisz tam patrzeć – mruczy miękko, zapatrzony w odbicie księżyca. Od zawsze fascynuje go sposób, w jaki księżyc odbija się w wodzie. Wydaje się być niezwykle realistyczny, a jednak jest tylko odbiciem. Równie piękny, jasny i eteryczny, znika przy jednym ruchu dłonią.
- Czy coś cię gryzie, Solasie? - Pytanie nie sprawia, że przestaje poruszać dłonią. Rozmywa księżycowe odbicie, maczając w nim opuszki palców. Woda pieści je przyjemnie, pozwalając mu się odrobinę rozluźnić.
- Wiele rzeczy – przyznaje po chwili milczenia. - Mam teraz bardzo dużo na głowie. Ty, z resztą, podobnie. Rzadko kiedy odnajduję czas by zwolnić, pomyśleć. Popatrzeć i pozachwycać się otaczającym mnie światem.
- Światem, który chcesz zniszczyć – głos Iselli przepełnia nieskończony smutek, ale elfka i tak nie przestaje go obejmować. - A mnie wraz z nim.


Nie wiedział jaka pora dnia panowała gdy znów się obudził – wieczór, noc czy też może ranek – ale jedno było pewne: był bardzo spragniony i zziębnięty. Jego ciało pokrywały krople potu, resztki snu tańczyły wciąż pod powiekami. Musiał znów zrzucić z siebie okrycie. Nie wiedział dlaczego tak bardzo się ruszał podczas snów o Lavellan. Owszem, były koszmarami, ale... Czy aż takimi? Czy nie miewał w życiu gorszych koszmarów?
Usiadł na łóżku, i ostrożnie zsunął nogi na dół – jego stopy były nieco spuchnięte i zdrętwiałe, ale udało mu się nimi odnaleźć kołdrę. Zarzucił ją z powrotem na łóżko i wyprostował się wolno. Gdzie mogło znajdować się biurko?
Powoli, krok po kroku, przesuwał się w miejsce prawdopodobnego położenia biurka. Uśmiechnął się lekko gdy odnalazł pod palcami jego gładki blat.
Teraz musiał wyszukać karafki z wodą.
Papiery, pióro, kamienie, księga, pergamin, buteleczka z tuszem i...
TRZASK!
Naczynie wydało z siebie przykre chrupnięcie i z rosnącym wstydem, poczuł jak pod jego stopami rośnie kałuża.
Cudownie. Cała woda, której tak rozpaczliwie w tej chwili potrzebował, wylała się na podłogę i pradopodobnie wsiąkana była przez jeden z drogich dywanów.
Westchnął nieszczęśliwie i zaklął pod nosem, przyłapując się na próbie zlokalizowania wzrokiem czegoś do wytarcia błaganu.
Najmądrzejszą rzeczą, którą mógł teraz uczynić, był powrót do łóżka. Jeśli chodziłby dalej po pokoju, mógłby wdepnąć w szkło, a otwieranie drzwi i wołanie przez nie kogokolwiek do pomocy było niewskazane, biorąc pod uwagę, że mogła być wyjątkowo późna lub wczesna godzina.
Tak więc wrócił z powrotem, z wyschniętym gardłem i czarnymi myślami, nie dającymi mu nawet cienia nadziei na ponowne zapadnięcie w sen.
Westchnął ciężko i złożył głowę na poduszkach, przygryzając z wściekłością dolną wargę.
Był już o krok od rozwiązania swojego problemu... I wszystko to po to by cofnąć się trzy kroki w tył. I zacząć od nowa. Jeszcze jeden przykry raz.


Draco - 2017-08-28, 00:24

Gdy tylko Morrigan pojawiłą się w Twierdzy, spełniły się słowa Leliany. Każdego wieczoru spędzała czas z Inkwizytorką, ucząc jej starożytnej historii. Prawdopodobnie nie chciała się dzielić tą wiedzą, niemniej jednak biorąc pod uwagę fakt, jak wielkim zagrożeniem był teraz Solas – nie miała wyboru. Vir'abelasan musiało działać poprawnie, a skoro potrzebna była do tego wiedza – przede wszystkim bardzo stary elficki, który Morrigan miała na lepszym poziomie, niż można by się spodziewać – trzeba było ją zdobyć.
- Powiedz mi, jak chcesz dostać się do biblioteki? - Morrigan była wyraźnie ciekawa, chociaż nieprzekonana do całego pomysłu Inkwizytorki. Po półtorej godzinie nauki bez przerwy ciemnowłosa postanowiła zrobić krótką przerwę. - Nawet jeśli naprawisz jakimś cudem eluvian, samo to brzmi absurdalnie, to dalej nie trafisz do odpowiedniego miejsca. Będziesz na Rozdrożach. Jeśli Solas kontroluje całą resztę eluvianów, nie dostaniesz się nigdzie, a nawet jeśli ci się uda, będzie wiedział o tym i na pewno nie zostawi tego tak po prostu. Żeby przekierować magię eluvianu potrzebowałabyś potężnej mocy – nikt taką nie dysponuje. Może starożytne elfy, jak Solas i moja matka, ale oni oboje są poza zasięgiem.
Lavellan milczała przez chwilę, pijąc herbatę. Gdy odstawiła filiżankę, przytaknęła.
- Masz rację. Liczyłam na to, że uda mi się przyzwać Asha'bellanar, to by ułatwiło sytuację, ale... - jasnowłosa westchnęła. - Będę musiała znaleźć jakiegoś starożytnego elfa, obudzić go i błagać cały świat, aby miał on wystarczającą siłę do tego, by pomóc mi z eluvianem. - Isella uśmiechnęła się mało niemrawo, siadając wygodniej. Potarła ranę na kikucie, gdy zaczęła swędzieć. - Studnia powiedziała mi, że są tacy, jak Solas kiedyś - ciągle w uthenerze, spętani bezpiecznym snem, ukryci przed światem. Część z nich się obudziła, ale nie wszyscy.
- Wiesz, że obudzenie ich może wiązać się z ryzykiem. Są starożytni, mogą nie chcieć obronić tego świata. Bliżej im do idei powrotu ich własnej potęgi.
- Dlatego ta opcja tak mnie przeraża. - Przyznała, spoglądając na Morrigan.
Jej relacja z tą kobietą była bardzo dziwna. Szanowały się od początku, choć ostrożnie stąpały wokół siebie. Decyzja Inkwizytorki o wypiciu z Studni ewidentnie nie podobała się Morrigan, choć gdy okazało się kto faktycznie był Mythal w obecnym świecie sytuacja zmieniła się i była nawet wdzięczna, na swój sposób. Tuż po tym, jak udało odnaleźć się syna apostatki nawiązały między sobą pewną nić porozumienia. Isella nigdy nie wymagała od brunetki wielkich zwierzeń. Każdy z nich miał swoje tajemnice, które czasem wychodziły na jaw, a innym razem niekoniecznie. Jeśli Morrigan chciała mówić, mówiła. Jeśli nie – nikt jej nie zmuszał. To była bezpieczna znajomość, interesująca pod względem wielu, wielu rzeczy, których mogły się wzajemnie od siebie nauczyć.
- Zastanawiało mnie, co się stało z Flemeth – podjęła Morrigan. - Gdy pytałaś mnie o nią, nie zaniepokoiło mnie to. Moja matka zawsze chodziła swoimi ścieżkami i robiła własne rzeczy, których nie rozumiałam. Ale skoro nawet Studnia nie jest w stanie jej zlokalizować...
- Nie wiem, czy nie jest. Mówi coś o niej, ale nie mogę... Nie wiem o co... Nie wiem o co chodzi. Słyszę tylko „Atish'an”, ale nie chcę myśleć na ten temat zbyt wiele, bo boję się, co to może... No wiesz – Isella westchnęła.
Morrigan wiedziała. Może nawet bardziej, niż mogło się to wydawać Inkwizytorce.
- Kiedyś, kiedy jeszcze podróżowałam z Bohaterem Fereldenu dowiedziałam się co robi moja matka, aby pozyskać swoją młodość. - Morrigan patrzyła przed siebie, na chybotliwy płomień świecy. - Byłam na nią wściekła i przerażona, kiedy okazało się, że wykorzystuje ciała swoich córek, aby być wieczna. Poprosiłam Bohatera Fereldenu, aby pomógł mi ją zabić. Zrobił to. A jednak, dwa lata później usłyszałam o tym, że widziano ją w okolicach Kirkwall. Nie wiedziałam jak to zrobiła. Potem się dowiedziałam. A teraz wiem, że jest Mythal. Jedno jest pewne – moją matkę tak łatwo szlag nie trafi, nie ma takiej opcji. Szczególnie, gdy pozwoliłam jej na męczenie mnie po wieczność. Znajdzie się. Ona zawsze wraca.

W dniu, w którym eluvian pojawił się w Podniebnej Twierdzy Inkwizytorka w końcu miała długo wyczekiwanego gościa – Merrill Sabrae. Niepozorną brunetkę, ciągle ubraną w charakterystyczny, dalijski sposób, chociaż Isella słyszała o jej przygodach z klanem. Rozglądała się z zaciekawieniem po dziedzińcu, a gdy spostrzegła jasnowłosą, drobną osobę bez ręki ruszyła w jej stronę.
- A więc to ty jesteś Inkwizytorką! I naprawdę jesteś elfką, czyli nie kłamali. Och, to fantastycznie! - Merrill wydawała się bardzo entuzjastyczna i gadatliwa.
Inkwizytorka uśmiechnęła się i przywitała ją, zadowolona, że chociaż to jedno się udało bez szwanku.
- Cieszę się, że przyjechałaś.
- Jak mogłam odmówić? Potrzebujesz mnie, a ja potrzebuję nowości. Poza tym, jesteś Dalijką! Chociaż bez vallaslin... Dziwnie tak. Ale w końcu będę miała z kim porozmawiać o rzeczach, które dla Varrika i Hawke'a są dziwne – uśmiechnęła się radośnie, znów rozglądając się wokół. - Piękne miejsce. Wiesz, że kiedyś należało do elfów?
- Tak. Do pewnego maga, który ma na imię Solas. Opowiem ci później, chodź. Lustro czeka.
Weszły do pomieszczenia, w którym niegdyś stał eluvian Morrigan. Żeby się tam dostać musiały przejść przez pół Twierdzy, więc przy okazji Merrill była bardzo pozytywnie zaskoczona budowlą, w której przyszło żyć Iselli. W średniej wielkości pomieszczeniu leżał rozbity eluvian, a obok milion kawałeczków na kilku beżowych płachtach z skóry.
- Och, więc tak wygląda. Trochę gorzej, niż ten mój. Właśnie, Varrik mówił, żebym wzięła też ten, który złożyłam. Powinni go zaraz...
W tym momencie drzwi w ogrodzie zdradziły im, że jest jakieś poruszenie. Gdy tylko Isella spojrzała w tamtą stronę, zobaczyła czwórkę mężczyzn, ludzi, którzy nieśli wielkie lustro w rękach. Było całe, chociaż nieaktywne.
- Nigdy go nie skończyłam. To znaczy jest złożony, ale nie działa. Brakuje w nim magii. Nigdy nie odkryłam jak ją przyzwać. - Merril przyznała, wzruszając lekko rękoma. - Ale pomogę jak tylko umiem. Może nauczę się czegoś nowego?
- Oj, nauczysz – Isella uśmiechnęła się do niej lekko, spoglądając na, faktycznie, złożone lustro. Było piękne, masywne i złote, a napis... Parsknęła śmiechem, gdy odczytała go. - Czy tu jest napisane, naprawdę, „Fen'Harel ma ghilana”?
- Tak, to zawsze mnie zastanawiało. Czemu się śmiejesz?
Isella nie mogła odpowiedzieć, śmiejąc się z tej okropnej ironii losu. Już rozumiała dlaczego lustro wyglądało inaczej od tych, które widziała. Było dużo bardziej ozdobione. Piękne, wyrzeźbione, złote liście wiły się wokół niego, ozdabiając napis. Lustro należało, najwidoczniej, do kogoś specjalnego, ale zostało zniszczone. Co jeszcze ciekawsze, pamiętała jedno takie, wyglądające niemalże identycznie u księżnej Celine w jej bibliotece kilka lat temu, gdy przyszło Inkwizytorce bronić ją od zamachu, który zaplanował na nią Koryfeusz. I to było ciekawe spostrzeżenie, które podsunęło jej kolejne kroki. Musiała je zdobyć.
- Inkwizytorko. Masz gościa, ale... Umm, może ja przyjdę... - Josephine była wyraźnie zaskoczona tym nagłym wybuchem śmiechu, który przejawiła Isella.
Lavellan otarła łzy i zaprzeczyła szybko głową.
- Nie, mów. Przepraszam. Po prostu to bardzo ironiczny napis w tym momencie, Merrill, wyjaśnię ci później. Mów, Jose.
- Przedstawił się jako Aravas. Jest elfem. Powiedział, że musi z tobą koniecznie porozmawiać. Próbowałam go podpytać, ale nie chciał ze mną o tym rozmawiać. Jest w sali głównej.
- Zaraz się tym zajmę. Merrill, mogłabyś złożyć to drugie lustro tak, jak zrobiłaś z tym pierwszym?
Brunetka zamrugała, trochę zaskoczona tym zmiennym nastrojem. Przytaknęła jednak żywiołowo.
- Oczywiście, chociaż to trochę czasu zajmie. Złożenie takiego lustra trwa naprawdę długo i...
- Spróbuję znaleźć sposób, aby to przyspieszyć – Isella zapewniła. Poganiające spojrzenie Jose uświadomiło jej, że musiała się ruszać. - Do zobaczenia później.

Jej oczom ukazał się dość wysoki, smukły elf. I Isella już wiedziała. Widziała tę zbroję już nie raz, chociażby w Świątyni Mythal, czy książkach, które dostarczała Morrigan, a traktowały o starożytnych elfach. Miał długi, sięgający do połowy pleców kucyk, śnieżnobiałe włosy. Przyglądał się ukradkiem wszystkim w sali, siedząc z boku. Rzucał się w oczy pomimo kilku Orlezjańczyków w towarzystwie.
- Chciałeś ze mną rozmawiać, Aravasie? - Inkwizytorka podeszła do mężczyzny, uśmiechając się lekko.
Podniósł się i spojrzał na niższą wzrostem elfkę, przytakując.
- Zapraszam – Inkwizytorka otworzyła drzwi, prowadzące do jej gabinetu, który kiedyś należał do Solasa. Zamknęła za elfem drzwi.

Atish'an - Spokój
Fen'Harel ma ghilana - Prowadz mnie, Straszliwy Wilku


Pan Vincent - 2017-08-28, 03:01

Choć uzdrowiciele z Fereldenu byli bardzo pomocni, w ciągu paru dni okazało się, że rany goiły się na Solasie o wiele szybciej niż na innych elfach.
Fachowa ocena poparzeń wydana przez głównego eksperta, mówiła jasno, że po wybuchu mocy nie pozostaną nawet bardziej znaczące ślady.
To jednak nie na braku blizn najbardziej zależało choremu. Spędzając całe dnie pośród ciemności i dźwięków, Solas czuł jak czas ucieka mu przez palce niczym piasek, usypując się w stos chwil bezużyteczności. Bezczynność przerażała go niemalże w równym stopniu, co samotność. Mógł tylko leżeć w łóżku, spacerować lub wdawać się w nic nieznaczące rozmowy z agentami i służbą zamku.
Czasami Variel przychodziła do niego by poczytać mu książki. Siadywała wtedy w fotelu naprzeciw jego łoża i umilała długie wieczory opowieściami historycznymi. Zazwyczaj prosił ją by księgi dotyczyły ścisle magii i Tevinteru.
Chciał lepiej zrozumieć naturę mieszkanców Imperium, chciał zgłębić ich wiedzę i poznać zwyczaje, tradycje. Chciał wniknąć do ich umysłów, wierząc, że to wszystko pomoże mu w odkryciu tajemnicy wzmocnionych zabezpieczeń.
Jeśli znajdował się tam artefakt, to jaki? Czyżby źródło ochrony i jego upragniony klucz do zatarcia Zasłony stanowiły jedno? A może podziemia Minratusu skrywały w sobie o wiele więcej artefaktów.
To w takich chwilach, gdy wiedza była mu najbardziej potrzebna - własnie wtedy najbardziej odczuwał jak długi był jego sen, jak wiele zabrał mu z życia i wiedzy.
To nie tak, że zapomniał o czymkolwiek, co się przedtem wydarzyło. Chodziło tylko i wyłącznie o fakt, że gdy zbudził się po dwóch tysiącach lat, świat wyglądał zupełnie inaczej.
Thedas było rządzone niemalże w całości przez ludzi i krasnoludy, elfy wydawały się niemalże całkiem zapomniane. Elfy, niegdysiejsi panowie tego świata. Źródło wszelkiej kultury i sztuki, mistrzowie magii, stali się zwykłymi niewolnikami, popychadłami lub myśliwymi, chowającymi swoje naznaczone twarze między gęstwinami drzew.
I te przeklęte tatuaże... Zapomnienie i ignorancja wszystkich elfów wobec prawdy o ich pochodzeniu, o znaczeniu tych okrutnych znamion...
Nie, nie chciał o tym rozmyślać, zwłaszcza gdy był tak bezsilny, bezbronny.

Starał się więc zajmować swoje myśli innymi sprawami - zatrudnieniem nowych agentów, poszerzeniem siatki wpływów i pozyskaniem nowych informacji o kolejnych ruchach Inwkizytorki.
Wieść o tym, że Lavellan postanowiła odciąc od siebie niemalże każdego podejrzanego o spiskowanie z Fen'Harelem, rozniosła się o wiele szybciej niż zapewne sobie tego życzyła, ale nie starała się nawet o to by jej decyzja nie miała pogłosu. Solas rozmawiał z częścią zwolnionych osób (oczywiście nie osobiście) i wyniósł jeszcze więcej informacji na temat ostatnich dni i planów, o których można było usłyszeć na zamku Podniebnej Twierdzy.
Dowiedział się, że Isella odwiedziła swój klan i nie powróciła ze swej podróży sama. Dowiedział się o tym, że z jakiegoś powodu sprowadziła do siebie Morrigan, że spędzała mnóstwo czasu przy księgach i, że...
Że prawie na stałe przeniosła się do jego dawnego pokoju.
Sama świadomość tego, że była tam, dotykała jego rzeczy, patrzyła na malowidła i...

- Solasie - głos Serassy przebił się do niego wolno, wytrącając go z rozmyślań. - Pozostał nam już tylko jeden agent, który wkrótce prawdopodobnie także zostanie zwolniony. Wszelkie informacje o Inwkizytorce będziemy musieli pozyskiwać w zupełnie inny sposób. Przepraszam za swoją śmiałość, ale uważam, że powinieneś to jakoś skomentować. Powiedzieć nam co powinniśmy dalej robić.
Jej dłoń, muskająca filiżankę z herbatą. Drobne palce prześlizgujące się po opływowym kształcie, wspominające gdy trzymał ją ktoś inny.
- Posłałem nowych szpiegów, są na tyle niepozorni by Inkwizytorka nie dowiedziała się nawet o ich istnieniu. To nie Twierdza interesuje mnie w tej chwili najbardziej.
Zielone oczy wpatrzone w malowidłach. Teraz musiała z nich rozumieć znacznie więcej niż przedtem. Czy odważyła się ich dotknąć, czy robiła to, myśląc o osobie, która je malowała? Czy wyrzucała sobie swoje niedopatrzenia, nieuwagę? A może wracała do nich z czułością, tak jak on robił to teraz?
- ...czywiste, że każde z nas będzie musiało znaleźć swoje miejsce. I naprawdę nie wiem, dlaczego to nie Inkwizycja jest w tej chwili twoim głównym zmartwieniem, ale musisz wiedzieć, że... Solasie! - Syknęła by w następnej chwili złapać go za rękaw koszuli i potrząsnąć nim wściekle.
- Dlaczego mnie nie słuchasz? To ważne! Nie chcę stać z boku i przyglądać się jak wszystko się psuje, bo nie potrafisz się zdecydować na jakiś krok.
Odruchowo obrócił głowę w jej stronę i pomimo tego, że nie mógł zobaczyć jej twarzy, skrzywił się lekko.
- Przepraszam - powiedział, choć przyszło mu to ze zdecydowanym trudem. Czuł się rozdrażniony przez całą tę sytuację. Przez niedopowiedzenia, przez swoje natrętne myśli i tęsknotę, która mimowolnie trawiła go znów żywym ogniem.
Wszystko przez te sny. Solas nie miał pojęcia, dlaczego znów wróciły. Radził sobie bez nich przez niemalże rok, kiedy pierwsza bolesna fala tęsknoty za vhe... Za Lavellan, minęła.
A potem spotkali się ponownie i już... Już znowu nie potrafił o niej nie myśleć. Ilekroć starał się wyrzucić ją ze swojej głowy i serca, wszystko pogarszało się tylko, sny nasilały się, tęsknota także i właściwie wariował już od tego wszystkiego.
Od ciążącego nad nim widma czasu i obowiązku, od nieudanej i wstrzymanej miłości, od tych wszystkich snów, artefaktów, odejścia Mythal i...
- Jestem zmęczony - wydusił z siebie, walcząc z idiotycznym prganieniem rozpłakania się jak małe dziecko. - Zostaw mnie samego. Proszę.
Serassa westchnęła głośno i podniosła się ze swojego miejsca. Drgnął, gdy poczuł jej chłodną dłoń na czole.
- Wrócę tu za parę dni. Postaram się zebrać więcej informacji na temat Imperium. Do zobaczenia, Solasie. Odpoczywaj.
Słyszał każdy z jej kroków, a potem ciche skrzypnięcie i odległy tupot na schodach. Nauczył się już rozpoznawać odpowiednie dźwięki i przypisywać im swoje znaczenie. Wiedział jak brzmiały kroki elfów i ludzi, a także jak głośno chodzili mężczyźni, w przeciwieństwie do kobiet. Wiedział, że woda wlewana do naczynia brzmiała inaczej, niż herbata i ciastko nie chrupało tak samo jak świeże pieczywo. Ale wsłuchiwanie się w te odgłosy wcale nie pozwalało mu stłumić wszystkich niepotrzebnych myśli.
Podniósł się gwałtownie z łóżka i ruszył w stronę tarasu, popychając skrzydła drzwi z taką siłą, że wydały z siebie głośny trzask.
Wyciągnął przed siebie ręce i zbliżył się chaotycznie do barierek, opierając się o nie ciężko. Po raz pierwszy od bardzo dawna, nawet tak prozaiczna czynność jak wzięcie oddechu, kosztowało go tyle samozaparcia, że nie rozumiał jak wciąż mu się to udawało. Czuł ucisk w klatce piersiowej i totalny chaos w głowie, żołądku, sercu.
Podświadomość mówiła mu, że to tylko atak histerii, dość oczywisty, gdy nie mógł zajmować swoich myśli obowiązkami, ale nie mógł się uspokoić, nie potrafił.
Wiatr rozbijał się o jego twarz i klatkę piersiową - był chłodny i wcale delikatny, ale to mu nie pomagało, to wciąż stanowiło zdecydowanie za mało by go uspokoić.
Złapał się mocniej barierek - złapał się ich tak mocno, że po chwili bolały go już palce, dłonie i przedramiona. I trzymał się ich tak długo... Aż wreszcie ból zwyciężył nad uczuciem zagubienia. Ból zdominował jego ciało, dając chwilowe zapomnienie.
Ból był dobry, był surowym ale dobrym przyjacielem.
I pozwalał nie myśleć. Oddzielić się, złapać oddech.
Złapać. Oddech.


Draco - 2017-08-28, 06:06

- Masz ochotę na herbatę? Ostatnio uwielbiam tę z berberysu i czarnego bzu.
Nie miała ochoty dodawać, że w zasadzie wynikło to z czystego przypadku i wcześniej nigdy nie lubiła tego połączenia. Po prostu tęskniła, potrzebowała czegoś, aby nie myśleć. Wzrok Aravasa utkwiony był w jednym, szczególnym malowidle na ścianie, którego znaczenie Isella zrozumiała stosunkowo niedawno, niestety. Ale nie potrafiła być zła, że nie wiedziała. Jaka była szansa na to, że tuż obok niej przez tyle czasu był ktoś, kogo kiedyś wyznawała? Kogo uważała za boga? A on był tutaj, prawdziwy i namacalny, stwierdzający tak po prostu, że był magiem, potężnym, owszem, ale nic poza tym. Był wysoko postawiony, ale nic poza tym. Miała jego usta na swoich, on ją przytulał i był...
- A więc to tu przebywał – odezwał się mężczyzna o białych włosach, patrząc w końcu na Inkwizytorkę. Jego jasnoniebieskie oczy utkwiły w jej twarzy. - Widziałem w Pustce, że miałaś vallaslin. Już ich nie masz.
- Nie mam. Poznałam ich znaczenie. Nie mogłabym mieć ich na twarzy – przyznała.
Kiedy Solas powiedział co one oznaczały, długo zastanawiała się nad tym, czy przystać na jego propozycję. Z początku nie chciała tego – myślała co klan sobie pomyśli, jak zareagują inni ludzie. Obecnie vallaslin miały zupełnie inne znaczenie, niż kiedyś. Z drugiej strony, czy Dalijczycy nie wybrali wolności i niezależności od ludzi właśnie po to, aby kultywować swoje tradycje i zamierzchłe czasy? O to chodziło. A skoro coś, co wydawało im się być prawdziwe okazało się fałszem, nie mogli dalej tego robić. Nie mogła okłamywać siebie. Nie potrafiła tego robić na dłuższą metę. Zdecydowała się pozbyć vallaslin. Miało to swoje plusy i minusy. Gdy Solas ją zostawił, myślała o nim za każdym razem, gdy patrzyła na swoją twarz w lustrze. W zasadzie, cały czas tak było. Nie mogła tego nie robić.
- Co masz na myśli mówiąc, że widziałeś w Pustce?
- Jestem Śniącym. Tak się dowiedziałem o tobie, Solasie...
- Śniącym... Chodzisz po Pustce, tak jak on – Isella uśmiechnęła się lekko, zafascynowana.
W obecnych czasach bardzo niewielu takich, jak on. Inkwizytorka znała dotychczas tylko Solasa, a w całej znanej historii było może siedem takich osób. Strzępy informacji o Śniących mówiły o tym, że to właśnie starożytne elfy były w tym bardzo utalentowane i bardzo często można było spotkać kogoś z tą umiejętnością.
- Solas może odkrywać dawno zapomniane przez świat tajemnice poprzez spanie w ruinach. Ja nie odkrywam. Jestem... kontaktem. Kimś, kto może odwiedzać innych w snach, spotykać się z nimi w ten sposób. - Głos mężczyzny był spokojny, rzeczowy, ale i przyjazny. Nie było w nim niechęci, niezadowolenia z pytań, czy z powodu ewidentnego zaciekawienia Inkwizytorki, która wpatrywała się w niego, chłonąc wszystko, co mówił.
- Znasz Solasa – zmarszczyła brwi.
Isella spięła się, zaniepokojona. Miała lekką obsesję na punkcie bezpieczeństwa i w tym momencie szykowała dwie kolejne fale zwolnień, a wszyscy, którzy w razie czego są rekrutowani... Być może wielu ludzi, którzy nie wiedzą dlaczego to robi ją nienawidzi, ale nie może ryzykować. O najważniejszych rzeczach wiedzą tylko i wyłącznie jej doradcy i kilka wybranych, przydzielonych do danych prac rzeczy osób, starannie wyselekcjonowanych i sprawdzonych pod każdym względem do kilku-kilkunastu pokoleń wstecz. Leliana dbała o to bardzo. Isella musiała mieć pewność, że Solas nie będzie wiedział o jej planach w związku z eluvianami, nie mógł wyrwać jej tej karty niespodzianki, nie mogła na to pozwolić. Zmarszczyła brwi, przyglądając się elfowi.
- Znam. Stulecia temu byliśmy... znajomymi. Zanim nie dotknęła mnie uthenera. Obudziłem się jakiś czas temu, w zupełnie innych czasach, jak możesz się domyśleć – uśmiechnął się trochę gorzko. - I wiem o jego zamiarach, Pustka mi to powiedziała. Wiem też, co ty chcesz zrobić. Przekonać go, by zmienił zdanie. Szlachetne. Większość uznałaby, że należy go zgładzić.
Inkwizytorka nigdy nie czuła takiego spojrzenia na sobie. Było przenikliwe, dogłębne. Isella miała wrażenie, że Aravas przenika ją całą, na wylot.
- Większość nie znałaby go.
- A ty go znasz?
Pytanie to zmroziło Lavellan. Kiedyś powiedziałaby, że może. Później, że sama nie wie. A teraz? Teraz nie wiedziała wiele więcej. Znała trochę jego historii, wiedziała o tym, jak to wyglądało z jego perspektywy i rozumiała jakąś część jego pobudek, ale... Isella przełknęła głośno ślinę i spuściła spojrzenie na filiżankę pełną herbaty, z której zwykle piła, a należała do Solasa. Na stoliku można było też znaleźć dzbanek herbaty i drugą filiżankę, która właśnie była napełniana gorącym napojem.
- Nie, pewnie nie, skoro nie domyśliłam się, że jest Fen'Harelem.
- Nie mogłaś się domyślić – stwierdził białowłosy, spoglądając na nią życzliwiej. Nie odpowiedziała zbyt pysznie, czy buńczucznie. Przyznała, że były rzeczy, o których nie miała pojęcia, a to oznaka dojrzałości, której się nie spodziewał. - Nie miałaś wystarczających informacji na ten temat. Wyczuwam naszą starą magię w tobie. Vir'abelasan, prawda? Pustka była co do tego bardzo niejasna, jakbyś nie była gotowa na tę wiedzę.
Jasnowłosa uśmiechnęła się smętnie, sięgając po filiżankę i upijając łyka. Przymknęła powieki.
- Bo nie byłam – przyznała, spoglądając na Aravasa. Trochę niepewnie, czy powinna przyznawać się do znieważenia Vir'abelasan. Ale nie było co ukrywać, Morrigan byłaby prawdopodobnie lepszą osobą do tego, aby korzystać z tej mocy. - Wiedziałam tylko tyle, ile mogłam się dowiedzieć z mojego własnego klanu i książek, które dane mi było po drodze czytać. W tym świecie nie ma zbyt wiele rzeczy, które byłyby w pełni zrozumiałe dla elfów, obecnych elfów.
- Dobrze sobie radzisz. Idziesz w poprawnym kierunku. Studnia nabiera potęgi, czuję ją, otaczającą ciebie jak ciasny kokon. A to oznacza, że mogę cię nauczyć.
Nastała cisza, tylko krótka, pozwalająca przyswoić kobiecie tę informację i zrozumieć ją.
- Nauczyć czego?
- Potrzebujesz kontaktu z Solasem. Uczucie, którym cię obdarzył jest prawdziwe i szczere, cierpi. Jego sny o tym mówią, ciągle tam jesteś. Jeśli chcesz go przekonać, musisz podważyć jego pewność co do słuszności jego decyzji. W snach każdy z nas jest bezbronny w pewnym sensie. Jest Śniącym, więc będzie trudniej do niego dotrzeć, ale to możliwe. Mogę cię tego nauczyć.
Isella upiła kolejny łyk herbaty. Propozycja była niezwykła i kusząca, wspaniała. Ale czy mogła się na to zgodzić, czy to było bezpieczne? Nie ufała mu, nie miała też powodów.
- Czemu chcesz, abym go powstrzymała? Jesteś starożytnym elfem, a on pragnie przywrócenia Elvhenanu. Twojego domu – zwróciła uwagę, obserwując go jeszcze uważniej.
Mężczyzna uśmiechnął się, przytakując.
- To mój dom, masz rację. Ale nikt nie ma pewności, że zniszczenie Zasłony przywróci go na nowo. Być może stanie się tak, jak wtedy, gdy zostałaś wysłana do alternatywnej rzeczywistości, gdzie Koryfeusz sprawował władzę. Być może tylko to nam pozostanie lub Elvhenan nie powstanie i nie będzie gdzie wrócić. - Aravas odstawił pustą filiżankę. - Nikt nie może mieć pewności co do tego, co się wydarzy. Można planować i mieć rozwiązanie na wszystko, a zdarzy się coś, co zaskoczy każdego. Chcę, aby mój lud wrócił, ale można to zrobić w inny sposób. Wymaga więcej czasu i uświadamiania obecnego społeczeństwa, ale ty już zaczęłaś to robić. Pokazałaś, że obecne elfy mogą być pojętne i jest szansa na powrót naszej cywilizacji w mniej destrukcyjny sposób. Teraz musi to zrozumieć Solas. A kogo ma posłuchać, jak nie ciebie?

Merrill okazała się bardzo pocieszną osobą o prawdziwie uroczej naturze, pomimo wielu niepowodzeń w jej życiu.
- Czemu chciałaś dowiedzieć się, jak włączyć eluvian u demona?
- A czemu ty u Mythal? - odparła, spoglądając na Inkwizytorkę. - Nie miałam nikogo innego. Myślałam, że Arulin'Holm jest kluczem do sukcesu. Pomógł, to prawda, ale nie dał mocy. Byłam zawiedziona, a potem Opiekunka umarła i... Mój klan nienawidzi mnie do dziś.
Isella spoglądała na nią, by w końcu objąć ją ramieniem. Przytuliła ją do siebie, głaszcząc jej przedramię.
- Jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie, uważam, że miałaś słuszny cel. Być może skierowanie się do demona w tym celu było... nierozsądne. Więcej, niż nierozsądne, ale chciałaś uzyskać odpowiedzi, zrozumieć. Znam to uczucie. - Isella uśmiechnęła się do Merrill, poklepując ją pokrzepiająco.
- Ty z pytaniami skierowałaś się do Fen'Harela, też całkiem ciekawa opcja – odparła, śmiejąc się cicho. - Dziękuję za te słowa...
- Trzeba przyznać.
Ten wieczór był naprawdę miły. Jeden z milszych od dawna. Isella opowiadała elfce o tym, czego się dowiedziała o ich rasie, o miejscach, które odwiedziła w Arlathanie i o tym, gdzie tak naprawdę eluviany zabierają podróżnych. Ona zaś podzieliła się historiami o Hawke'u i były, niekiedy, niepojęte. A nawet smutne. Do tej małej, elfickiej imprezy dołączyła Elora, głównie w charakterze słuchacza. To była pierwsza noc bez snów o Solasie od czasu, gdy ostatni raz się spotkali.
Kolejne spędziła na próbach Śnienia według wskazówek Aravasa. Było to trudne i mozolne, a całymi nocami błądziła po Pustce, poszukując go, gdy w końcu udało jej się wejść tam świadomie. Częściej po prostu miała sen z nim związany. Ponoć dusze znajdowały się w tym miejscu tak po prostu, jeśli były sobie bliskie, ale widocznie umiejętności Lavellan były zbyt niskie, aby w ogóle jej się udało. Nie poddawała się. Za każdym razem Aravus prosił, aby opisywała dokładnie co widziała i mówił jej, że jest bliżej niego. Że Solas się wzbrania. Nie mogła w to uwierzyć, jak miałoby to być możliwe? Aż nie zobaczyła tego na własne oczy.
Znała to miejsce, była tu. Strzeliste, białe wieże sięgały niemalże nieba, słońce bawiło się witrażami, malowidła na ścianach zachowywały historie. To miejsce wyglądało piękniej, niż takie, jakim je widziała. Wszędzie było posprzątane, zapach świeżych kwiatów unosił się w powietrzu i pieścił zmysły. Przymknęła powieki, nie mogąc nie rozkoszować się tym. I nie wiedziała, co ją tknęło, ale poczuła szybsze bicie serca. Jej tętno zupełnie nagle przyspieszyło, poczuła się, jakby musiała otworzyć oczy właśnie teraz i zobaczyć coś. Gdy to zrobiła, w oddali majaczył zarys sylwetki. Nie była w stanie stwierdzić rasy, czy płci, ale słońce otulało tę postać, przez co wyglądała tak... Pięknie. I wtedy zobaczyła kształt przypominający szal Solasa, który ostatnio widziała. Może się jej to przewidziało, nie mogła stwierdzić tego z stuprocentową pewnością, nie była pewna, nie wiedziała. Ale wtedy on odwrócił się w jej stronę i natychmiast obraz zaczął się oddalać. Oddalać coraz dalej i dalej, chociaż Isella zaczęła biec w jego stronę, ile tylko miała sił.
Nim nie zerwała się z łóżka zdołała krzyknąć tylko jedną rzecz, która rozbrzmiewała w Pustce jak niekończące się echo na długo po tym, jak została wyrzucona z tego miejsca.
„Nie uciekniesz przede mną”.
Jej oddech był szybki i niemalże paniczny. Zerwała się z łóżka, nie mogąc złapać oddechu. Zgięła się w pół i niemalże wyczołgała się na balkon, próbując oddychać. Lodowaty wiatr zaczął szamotać jej koszulką nocną, a ciało oblane potem drżało z zimna. Nie wiedziała co to było i dlaczego tak reagowała, ale siedziała na zimnych kafelkach i łapała oddech.
Nie miała pojęcia ile czasu minęło, nim nie zaczęła normalnie oddychać.
„Pamiętaj, że gdy nawiążesz pierwszy kontakt, będzie to dla ciebie szok. Szczególnie, gdy cię stamtąd wyrzuci, a to wielce prawdopodobne. Musisz być na to gotowa. Przygotowanie umysłu to najważniejsza rzecz. To jeden z powodów, dla których Śnienie jest niebezpieczne.”, słowa Aravusa brzmiały jej w głowie. Chciała powiedzieć mu o tym, co się stało, ale jedno spojrzenie na niebo powiedziało jej, że jest bardzo, bardzo późno. Zdała sobie sprawę z tego, że siedziała na lodowatych kafelkach w samej bieliźnie i koszulce, jej ciało trzęsło się jak podczas jakiejś poważnej choroby. Natychmiast wróciła do środka, ale na jej ustach malował się cień uśmiechu. Nawiązała pierwszy kontakt.

Śniący - http://pl.dragonage.wikia...C5%9Ani%C4%85cy
Merrill - http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Merrill
Arulin'Holm - http://dragonage.wikia.com/wiki/Arulin%27Holm
Elvhenan - http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Elvhenan


Pan Vincent - 2017-08-28, 15:15

- Zawsze myślałem, że cała ta sztuka medytacji jest o wiele bardziej skomplikowana - Carion oparł się o framugę drzwi i posłał Fen'Harelowi długie spojrzenie.
Mężczyzna siedział na kocu, rozłożonym na tarasie. Słońce padało mu prosto na twarz, wiatr targał luźnymi szatami. Schudł wyraźnie, a na twarzy wciąż widniała ta idiotyczna przepaska, pod którą znajdowały się poparzenia.
Na zamku mówiono, że goiły się jak na psie, ale z jakiegoś powodu Solas wciąż nie chciał jej zdejmować. Może wciąż nie widział, albo krępowały go ślady poparzeń?
Czort jeden wiedział.
- Podobno wysłałeś do Imperium kolejną grupę agentów - kontynuował, zbliżając się wolno do pogrążonego w ciszy przełożonego. - Dlaczego nie mnie? Wiesz, że nie znoszę bezczynności. Mam w sobie magię, a skoro odcięli mi uszy, to nawet nie...
- Cholera! - Usłyszał jego wściekły okrzyk i cofnął się gwałtownie, potykając o róg łóżka. Padł jak długi w tył i walcząc z uczuciem zmieszania i szoku, zwrócił spojrzenie na Solasa. Nigdy nie słyszał by kiedykolwiek przeklinał, to było coś... Nowego.
Fen'Harel podniósł się z ziemi i zbliżył do niego ostrożnie (zdążył opanować już biegle sztukę poruszania się w ciemnościach, pomyślał młodzieniec), wyciągając swoje długie (i nieco drżące) ramię. Carion chwycił za nie ufnie i dźwignął się na nogi, posyłając mężczyźnie nierozumiejące spojrzenie.
- Przepraszam, Carionie - mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco, ale było w tym uśmiechu tyle wymuszonej grzeczności, że agentowi natychmiast zrobiło się głupio, że w ogóle tu przyszedł. I to jeszcze żeby narzekać, kiedy Solas miał pewnie tyle na głowie...
- To ja przepraszam - odpowiedział, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Nie powinienem ci przeszkadzać, po prostu...
Do głowy nie przychodziły mu żadne słowa. Miał ochotę zapytać o powód tak wielkich nerwów u tak spokojnej i opanowanej osoby, ale najzwyczajniej w świecie nie odnalazł w sobie tyle śmiałości... Postanowił, że najlepiej będzie jeśli zostawi Solasa w spokoju.
- Nie przeszkadzasz mi, w żadnym wypadku. Przeprowadzam pewnego rodzaju... Ćwiczenia. - Solas sięgnął po kielich i wsypał do niego mieszankę słodko pachnących ziół. Carias wyczuwał cierpki aromat berberysu.
Bez używania zmysłu wzroku, Solas zagotował wody i zaparzył sobie herbatę, a potem usiadł w jednym z foteli zwrócił głowę w miejsce, gdzie stał wciąż mocno skonsternowany agent.
Kiedy odezwał się znów, brzmiał całkowicie normalnie.
- Ćwiczę koncentrację i wzmacnianie barier. Cieżko określić to zwykłymi słowami... Ktoś próbuje uparcie włamywać się do moich snów. Muszę... - mężczyzna upił łyk herbaty i skrzywił się niemiłosiernie, potrząsając lekko głową. - Muszę znaleźć sposób na to by nie pozwalać jej się już więcej zbliżyć. Nie spodziewałem się, że... Ktoś musi jej pomagać i wkrótce dowiem się, kto to taki.
Carias stał i słuchał, ale zupełnie nie nadążał za słowami swego przełożonego. Z każdym kolejnym zdaniem marszczył tylko coraz mocniej brwi, aż w końcu wyglądał tak jakby ktoś właśnie nadepnął mu na stopę albo powiedział coś bardzo niestosownego.
- Solasie - zapytał wolno - czy potrzebujesz mojej pomocy?
- Tak - odparł natychmiast Fen'Harel. - Chcę żebyś udał się do Podniebnej Twierdzy i dostarczył do kuchni zioła, które wiszą w woreczku przy drzwiach. To jedyny sposób na to by... Ograniczyć jej widzenie. Musisz to dla mnie zrobić, Cariasie. Jak najprędzej.
- Oczywiście - Carias chwycił pośpiesznie torebeczkę i odetchnął z ulgą, wiedząc, że mógł już opuścić sypialnie Solasa. Na świętą Andraste, magowi zaczynało już nieźle odbijać... To wszystko, o czym mówił, było dziwne i niezrozumiałe. Choć mogło mieć sens, którego Carias po prostu nie dostrzegał.
- Powiadomię cię gdy tylko dostarczę zioła.
- Dareth shiral - usłyszał tylko w odpowiedzi. Tyle mu wystarczyło. Pchnął drzwi i przeszedł korytarzem prosto do schodów, a potem z miejsca na dziedziniec.
Nareszcie miał do wypełnienia jakąś misję! Nie znosił bezczynności, nienawidził jej najbardziej na świecie.


Gdy utracił wzrok, prędko udało mu się odkryć, że wędrowanie po Pustce było jedynym sposobem na utrzymanie jego wewnętrznego spokoju.
W Pustce jego wzrok wciąż działał wyśmienicie, a wędrowanie po ruinach i cieszenie oczu widokiem ukochanych strzelistych wież i witraży, wdmuchiwało w jego serce odroinę ciepła i nadziei, pozwalało mu wierzyć w słusznosć swoich czynów i przekonań.
Siadał na kamieniu i napawał się pięknem magicznych budowli, skołtunionych kłębowisk śnieżnobiałych chmur... Czasem pojawiał się przy nim jego przyjaciel i oddawali się długiej rozmowie, nie raz traktujacej o rzeczach absolutnie niepozornych, a jednak cieszących jego duszę, dających jej powody do wzniosłości.
Tym razem duch pojawił się w formie niematerialnej. Solas słyszał tylko jego głos, a tyle naprawdę mu wystarczało.
Rozmawiali; Solas opowiadał o swoich planach, duch o swoich marzeniach i przemyśleniach. Potem rozmawiali o przygodzie z poparzeniami i o dziwnych snach, które nawiedzały go już niemalże każdej nocy.
- Ktoś tu idzie - przerwał mu nagle duch, przepływając wolno wokół niego. - Ktoś chce z tobą porozmawiać, Solasie.
Zmarszczył brwi i popatrzył w kierunku, z którego przepływały fale zakłóceń. Przyłożył dłoń do oczu, by móc dostrzec, do kogo należała ta drobna sylwetka....
Przerażony do granic możliwości, naparł swoją barierą ze wszystkich sił. Rozmył obraz i cofnął go gwałtownie, odpychając od siebie Lavellan ze wszystkich sił.
Nie uciekniesz przede mną!
Zabrzmiały jej słowa, podbijane w górę zwielokrotnionym echem.
Ucieknę, pomyślał i zmusił się do wybudzenia.
Usiadł na łóżku i zamknął usta, zdając sobie sprawę z tego, że... Krzyczał.
Przetarł drżącą dłonią czoło, zbierając z niego krople lodowatego potu.
Nie, to nie mogło być możliwe... Isella nie miała zdolności wędrowania przez Pustkę, była na to za młoda, za mało potężna, za...
Ale skoro... Nie mogła... To dlaczego, do cholery jasnej, znalazła się w jego śnie?

Podczas gdy Inkwizytorka spędzała całe dnie na nauce wkradania się do snów Solasa, on sam poświęcał każdą chwilę wzmacnianie swoich barier i ćwiczeń samokontroli.
Z czasem odkrył jednak, że determinacja i niezwykłe zdolności Lavellan, czyniły ją niemalże tak potężną, jak potężny był on sam.
I dzień za dniem, utwierdzał się w smutnym przekonaniu, że Pustka, jego ukochane miejsce odpoczynku i ukojenia, stawało się jedynie pułapką jego własnych pragnień.
Jego umysł podsuwał mu coraz gorsze myśli i nadzieje. Z początku przerażony jej widokiem, z każdym następnym razem, właściwie wyczekiwał widoku jej twarzy. Odpychał ją, ale nie tak skutecznie jak za pierwszym razem. Czasem potrafiła powrócić niemalże od razu po pierwszej barierze, a niekiedy wracała trzy razy w ciągu jednego snu Solasa.
Wiedział, czego tu szukała i przerażało go to, bo zbyt wiele razy ulegał jej wcześniej i oddawał się niemądrym uniesieniom, odkładając na bok to, co liczyło się naprawdę.
Dlatego tym razem wiedział, że nie może dać za wygraną. Musiał się pośpieszyć i odnaleźć artefakt.
Szpiedzy odnaleźli starożytne księgi, które czekały aż odzyska wzrok by mógł je wreszcie przeczytać. Variel zdążyła mu nawet powiedzieć, że w jednej z nich tkwił fragment o poszukiwanym przez niego artefakcie. Nie tym, którego pragnął najbardziej, ale przedmiocie, który nie pozwolił mu wtedy włamać się do podziemi Minratusu.
Postanowił, że nadeszła pora na to by zdjąć przepaskę.

Odwiązał materiał i z wciąż zamkniętymi oczami, odłożył go na stolik nocny. Odetchnął głęboko i zmusił się do otworzenia oczu....
A potem natychmiast tego pożałował.
Krzyknął głośno, uderzony naglą bielą. Przytknął dłonie do czoła, osłaniając się przed światłem. Bolało, wdzierało się do środka i atakowało niezwykle delikatne źrenice.
Miał ochotę natychmiast nałożyć przepaskę z powrotem, ale wiedział, że nie było już odwrotu. Już i tak za długo z tym zwlekał. Ból nie miał znaczenia w obliczu zadania, do którego został zobligowany.
Westchnął drżąco i odsunął dłonie, zaciskając je na poręczach fotela. Czuł, że z oczu płynęly mu łzy, ale to, samo w sobie, było dobrym znakiem. Zwyczajna reakcja organizmu na podrażnienie. Walczył, walczył z całych sił.
Rozchylił powieki i spróbował złapać spojrzeniem konkretny punkt. Coś, cokolwiek.... Prześlizgiwał spojrzeniem po zbitce plam i świateł, nie rozpoznajac w nich niczego konkretnego.
Nie tak wygladała kołdra, nie tak wyglądały jego dłonie... Co się działo, czyżby... Miał jednak już nigdy nie widzieć ponownie? Przecież to niemożliwe, uzdrowiciele obiecali mu wzrok z powrotem, to...
Nie, spokojnie - nakazał sobie, zmuszając piekące gałki oczne do wpatrywania się w jeden punkt. Mimowolnie pomyślał o Lavellan, którą otulał ramionami gdy wrzeszczała z bólu, atakowana przez Kotwicę. Ileby teraz dał by znajdowała się przy nim, gotowa go objać, wesprzeć, szepnąć do ucha ciepłe słowo.
Obraz nabierał ostrości. Plamy światła i czerwieni zlewały się wreszcie w kształt skotłowanej pościeli. Jego dłonie, szczupłe i smukłe, drżące jak w gorączce - rozpoznawał to wszystko.
Uśmiechnął się z wdzięcznością i poruszył palcami, rejestrujac z satysfakcją ruch zmysłem wzroku.
Wrócił. Znów mógł czytać. Czytać i działać.
Najwyższy czas by zabrać się do pracy.


Draco - 2017-08-28, 16:11

- To nie działa, rozumiesz? On mnie za każdym razem stamtąd wyrzuca! Wracam i robi dokładnie to samo. Nie wejdę tam, nie ma takiej opcji – krzyknęła wzburzona Isella.
Przez te próby wejścia do snów Solasa była wykończona i rozdrażniona. Jej sen także się przerywał, czasem w ciągu jednej nocy miewała kilka ataków paniki. Pomimo jej ciągłych prób, pomimo bombardowania go od tygodni on ciągle był gotowy do tego, aby pozbyć się jej stamtąd.
- Jeśli spodziewałaś się, że będzie stał i na ciebie czekał, to jesteś głupia. Jest potężnym Śniącym, a ty dopiero zaczęłaś. Ale masz mnie, przygotuję cię na to, żeby cię nie wyrzucił. I na to, żebyś odnalazła go w Pustce za każdym razem. Już cię nie zmyli. - Aravas był zupełną przeciwnością obecnej Iselli. Siedział spokojnie na fotelu, który niegdyś należał do Solasa.
Ostatnie kilka snów było szczególnie okropnych. Próby znalezienia go spełzły na niczym, gubiła się okropnie. Nie wiedziała dlaczego, ale gdy tylko powiedziała o tym Aravasowi, natychmiast kazał wyrzucić wszystkie zioła i herbaty, jakie tylko mieli w Twierdzy i zamówić nowe, od kogoś innego. Nie wyjaśnił, ale jego spojrzenie powiedziało Inkwizytorce więcej, niż można by się spodziewać. Westchnęła, uświadamiając sobie, że za tymi okropnymi niepowodzeniami stał Solas.
- Musisz nauczyć się blokować jego wypychanie. To bardzo wykańczające. Ma większą moc, więc i tak w końcu to zrobi, ale być może uda ci się utrzymać tam na tyle długo, by coś mu powiedzieć. Powiem ci, jak to zrobić. Słuchaj...

Dwa w pełni złożone, nieaktywne eluviany stały w pomieszczeniu, do którego wpadał świeży zapach ziół. Isella przyglądała się im, obserwując. Obok niej stał Aravas. Pomagał jej już tak długo, pomógł jej pozbyć się większości szpiegów z Twierdzy czasem wskazując ludzi, których podejrzewała, ale nie była pewna. Ufała mu. Może to naiwne, może nie powinna, ale naprawdę mu ufała.
- Piękna praca. Nie sądziłem, że nadejdzie moment, w którym ktoś odrestauruje eluvian – powiedział, podchodząc krok bliżej. - Ale potrzebują magii, prawda? Takiej, której nie masz.
- Tak. Myślałam, że może ty byś mógł... mi pomóc. Także z tym. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
Czuła się, jakby go wykorzystywała, ale nie mogła nic na to poradzić – nie znała kogoś, kto mógłby być równie potężny. To znaczy, znała, ale byli nieosiągalni. Pozostało więc tylko jedno - mieć nadzieję, że Aravas jej pomoże.
- Pomogę.
Ulga zalała jej serce.
- Dziękuję.

Znów była w Arlathanie. Słońce oświetlało jej twarz i widziała jego posturę już z daleka, z bardzo daleka. Szła, nieprzerwanie, chociaż czuła, jak wiatr szamocze jej suknią, jak fale energii rozbijają się o nią, próbując ją stąd wyrzucić. Jedna silniejsza od drugiej, nieprzerwanie. Ledwo szła, ale nie przestawała, nie mogła przestać.
- Nie pokonasz mnie, nie pokonasz, nie, nie pozwolę – szeptała przez zęby, ledwo stojąc na nogach.
Oddychała ciężko, a z nosa zaczęła ciec jej krew. I kiedy myślała, że w końcu ją stamtąd wyrzucił, nie zrobił tego. Patrzył tylko na nią, trochę przerażony, trochę... z innymi emocjami.
A Isella stała przed nim, w końcu, po raz pierwszy od miesięcy udało jej się wejść tu i być dłużej, niż kilka sekund. Otarła krew, oblizała usta z niej i spojrzała na Solasa. To głupie, ale pierwsze co pomyślała, to fakt, że wyglądał lepiej, niż jej się wydawało. Ale może to manipulacja Pustką – ona nie potrafiła zmienić swojego wyglądu nawet tutaj, więc prócz bardzo zwiewnej, białej sukienki do kostek nie miała niczego wyjątkowego. Nie miała też ręki, zupełnie jak w prawdziwym świecie.
- W końcu cię znalazłam. - Głos Iselli był zachrypnięty i zmęczony.
Solas był piekielnie silny i bardzo mocno to odczuła. Nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć, ale miała świadomość tego, czego potrzebowała.
Wpadła mu w ramiona, przytulając się do niego z całych sił, jakie jej pozostały.


Pan Vincent - 2017-08-28, 22:13

Litery rozmazywały się z wolna, przypominając bardziej finezyjne znaczki, niż słowa, ale nie poddawał się - z każdą chwilą znajdował się coraz bliżej rozwiązania i znalezienia sposobu na wyłączenie artefaktu, a sen był mu już tylko wrogiem.
Wiedział, że gdy tylko zamknie oczy, spotka się z Lavellan - niezależnie od tego czy ucieknie do swojego ukochanego miejsca przy kamieniu, czy też odda się zwykłemu śnieniu.
Inkwizytorka prześladowała go niemalże na każdym kroku, osaczając, wołając, udowaniając mu uparcie za każdym razem, że mylił się co do jej potęgi i możliwości, że nie poznał jej jeszcze tak dobrze jak miewał.
Unikał snu tak długo, jak tylko mógł. Przeszkadzały mu w tym zdecydowanie oczy, nie przyzwyczajone jeszcze do długotrwałego wysiłku, wrażliwe na światła i kolory. Starał się ćwiczyć je każdego dnia na najróżniejsze sposoby, ale niektóre z jego starań okazywały się daremne - powieki opadały same, nieposłuszne jego woli, ciało szło w ślad za nakazującym odpoczynek mózgiem i... Zasypiał.
Coraz ciężej było mu odrzucać Lavellan z powrotem. Jej magia napierała na niego ze wszystkich stron i choć spychał ją jak tylko mógł, wracała coraz częściej i na coraz dłużej.
Często wyglądała tak, jakby chciała mu coś powiedzieć i...
Solas był przygotowany na to, że pewnego dnia ujrzy na tej twarzy nienawiść, ale ilekroć spoglądał w nią na krótko przed tym jak w ataku paniki wyrzucał ją ze swego miejsca, potrafił w niej ujrzeć tylko tę samą desperację i miłość.
Czasami nie potrafił wyrzucać jej od razu - patrzył na nią, pełen zachwytu dla jej drobnej syletki, intensywnie zielonych oczu i pełnych warg.
Jego ciało znowu zdradzało go swoją zawodnością, ulegając pokusie i potrzebie waptrywania się w zarys ramion i piersi pod jasnym materiałem. Czy Isella zdawała sobie sprawę z tego jak pięknie wyglądała w tej niepozornej, prostej sukni? Wydawała się w niej taka lekka i zwiewna... Natychmiast miał ochotę pochwycić ją w ramiona, objąć, poczuć jej skórę tuż przy swojej własnej i sprawić by to uczucie już nigdy nie przeszło.
Nie powinno cię tu być - mówił jej, zapierając się by postawić na drodze niewidzialną blokadę, ścianę, której Inkwizytorka nie mogła pokonać, ponieważ nie miała w sobie na tyle siły.
Wracaj - dodawał, walcząc ze sobą by nie pójść w jej stronę.
Ale Lavellan nie wracała, napierała tylko dalej i choć sprawiało jej to wyraźnie ból, próbowała zburzyć ścianę, pozbyć się jej za wszelką cenę.
Zostawała mu już wtedy ostatnia możliwość: odwracał się i odchodził wgłąb Pustki, odnajdując bezpieczne miejsce do tego by się wybudzić.

A kiedy się budził... Jego nerwy były w rozsypce, a w głowie miał już tylko chaos. I choć chciał zajmować myśli księgą i instrukcjami z dokładnym schematem podziemi Minratusu, nie potrafił tego zrobić za nic w świecie.
Szpiedzy donosili mu o swoich postępach i porażkach. Ostatni agenci zostali zwolnieni z Podniebnej Twierdzy i jego wiedza na temat postępowań Inkwizycji odeszła w zapomnienie. Musiał teraz pracować na najwyższych obrotach by śledzić Lavellan i ich ludzi z ukrycia, bardziej za pomocą plotek niż faktów.
Udało mu się jednak dowiedzieć, że na zamku pojawił się tajemniczy elf, z akcentem łudząco podobnym do tego, którym posługiwał się Fen'Harel.
Szybko zrozumiał, że zdradził go jeden z jego pobratymców i świadomość tego, że ktoś taki chciał mu przeszkodzić w planach, okazała się niezwykle bolesna.
Przecież to tego właśnie chciała większość starożytnych, to o to walczyła sama Mythal! Solas rozumiał, że Evanuris byli poważnym zagrożeniem dla przetrwania ich ludu, że niewolnictwo i pycha były złe, ale, na wszystkie świętości, nie robił tego dla nich, a dla reszty elfiego ludu! Dla tysięcy stworzeń, które zamknął za Zasłoną za niewinność, które pozbawił radości życia, tradycji i przetrwania ze względu na okropną, niewybaczlną pomyłkę.
Musiał, musiał im pomóc! Kimby był gdyby tego nie zrobił, gdyby tak po prostu pozwolił im tam pozostać już na wieczność?!
Gdyby mógł tylko wtedy... Pomyśleć... Nie działać tak pochopnie...
Ale śmierć Mythal tak bardzo nim wstrząsnęła, był tak wściekły gdy dowiedział się, że to jego właśni bracia... Gniew i rozpacz wzburzyły go tak bardzo, że nie potrafił nad tym myśleć.
A teraz ponosił konsekwencje swoich czynów, ale zamierzał wszystko naprawić, naprawdę! I nikt, absolutnie nikt nie mógł mu w tym przeszkodzić. Nie zawiedzie Mythal, już nigdy, przecież jej to obiecał.
Był słownym mężczyzną i zamierzał to wszystkim udowodnić.

Siedział na kamieniu, wpatrując się bezwiednie w fasady wysokich wież. Ich biel mieniła się perłowo w odbiciu słońca, szum drzew koił uszy swoją nieprzerwaną pieśnią.
Woda w jeziorze nabrała przyjemnie turkusowego koloru, podkreślajac tylko opływowe kształty przepływających przez nie ryb. Ducha nie było w okolicy, ale Solas zdawał sobie sprawę z powodu tej nieobecności.
Wiedział, że Lavellan natychmiast wykorzysta okazję do tego by się tu zjawić. Był przygotowany zawczasu, z kosturem wspartym o udo i wzrokiem utkwionym w okolice miejsca, z którego nadchodziła, ubrana nieodzownie w zwiewną białą suknię.
Już po chwili jej sylwetka zamajaczyła w oddali - była zaledwie małym, falującym kształtem na tle zamku i wierzchołków gór, ale tym razem zbliżała się w zastraszającym tempie, rosnąc i rosnąc, aż w końcu mógł nawet rozpoznać płynącą po bladej twarzy strużkę krwi.
Nienawidził jej krzywdzić. Nienawidził samego siebie za każdy bolesny skurcz i powiew energii, który kierował w jej stronę, ale... NIe miał innego wyjścia. Przecież nie mógł jej do siebie dopuścić. Musiał udowadniać jej stale, że nie chciał z nią mieć niczego wspólnego, że jedyne, na czym mu teraz zależało, to wypełnienie swojego zadania.
Tym razem coś było jednak inaczej... Ciskał jedną falą za drugą, aż w końcu sam zaczynał odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia, ale Lavellan zbliżała się nieuchronnie coraz bliżej! Nie zatrzymała się nawet, a ściana wydawała się dla niej nie istnieć.
Skoro nawet ściana okazała się za słaba, pozostało mu ostatnie z możliwych rozwiązań. Musiał natychmiast się stąd zabie...
O, nie. Nie, nie, nie. Nie.
Odwrócił wzrok zaledwie na chwilę, a kiedy znów powrócił nim do drobnej sylwetki, okazało się, że znajdowała się już na tyle blisko niego, że bezproblemowo mogłaby podbiec, złapać go za dłoń, zatrzymać i...
Ale to i tak nie miało żadnego znaczenia, bo kiedy ujrzał ją tuż przy sobie, tę prawdziwą Lavellan, nie tę ze snów o jeziorze...
Nie miała ręki. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Zapomniał, zdążył już całkowicie zapomnieć o tym, że jej nie miała, choć sam za to w dużej mierze odpowiadał.
Nie miała ręki, ale nawet to nie odbierało jej uroku. Ani ta krew, którą roztarła sobie rękawem pod nosem i nad wargą. I... Jej zapach. Uderzył go tak nagle, że nie był w stanie się poruszyć. Stał tak, przyglądajac się jej z rezygnacją jak krok po kroku, zbliża się na tyle by stanąć idealnie naprzeciw niego.
- W końcu cię znalazłam - powiedziała i popatrzyła na niego z miną wyrażającą nie tylko ból i zmęczenie, ale tę nieznośnie uroczą miłość, której w żadnej mierze nie potrafił się oprzeć!
A potem przypadła do niego nagle i już, już była tuż obok, wtulając policzek w jego klatkę piersiową. Objęła go ramieniem i przywarła tak mocno, że prawdopodobnie nawet gdyby chciał, nie udałoby mu się jej odepchnąć.
A wcale nie chciał tego robić. Zupełnie bezwiednie wyciągnął ramiona i pozwolił by objęły ją łagodnie, prześlizgując się po jedwabistym materiale zwiewnej sukni.
Długo nie mówił nic, nie potrafił. Zdawał sobie sprawę z tego, że dotykał jej pierwszy raz od wielu tygodni, a mimo to czuł się tak jakby od tamtej chwili nie minęła choćby i minuta.
Jej ciało było dla niego tak znajome, bezpieczne, dobre. Tak naturalnie było mu przyciągnąć ją do siebie i gdyby tylko chciał, gdyby chciał, mógłby się pochylić i złożyć na jej ustach pocałunek, a potem drugi i trzeci i tak bez końca.
Ale nie mógł sobie na to pozwolić! To byłoby tak skrajnie nieodpowiedzialne i głupie, że musiałby być skończonym idiotą by dopuścić się tak bezmyślnego czynu!
Odsunął ja od siebie delikatnie i chrząknął, spuszczając wzrok. Przetarł czoło i przyjął na twarz minę, która miała uchodzić za bezwględną i wyrachowaną, ale jedynym efektem był kiepsko skrywany ból.
- Nie powinno cię tu być, Lavellan - oznajmił chłodno, czując jak zupełnie inne określenie ciśnie mu się samo na usta. - To bezcelowe. Odejdź stąd. Już i tak wystarczająco dużo wycierpiałaś.


Draco - 2017-08-28, 22:54

Trwała tak, z nozdrzami pełnymi jego zapachu, z jego ramionami wokół smukłej tali, wtulona cała. Oddychała ciężko, bo Solas dał jej naprawdę popalić, ale miała to w tym momencie gdzieś. Wiedziała, że jeśli po raz kolejny spróbuje ją odepchnąć, uda mu się to. Nie miała już siły próbować po raz kolejny, była na granicy swojej wytrzymałości – zbyt słaba, by móc napierać na niego po raz kolejny.
Kilka chwil później jej oddech uspokoił się, a Solas odsunął ją od siebie. I wyglądał... Nigdy nie widziała go tak cierpiącego. Może wtedy, gdy nazywała go sukinsynem. Chociaż teraz wyglądał dużo boleśniej.
- Nie powinno cię tu być, Lavellan – oznajmił chłodno. I chociaż Isella słyszała jego głos, na twarzy malowały się zupełnie inne emocje. Ciepłe, czułe, a także znajdowała tam wiele bólu. - To bezcelowe. Odejdź stąd. Już i tak wystarczająco dużo wycierpiałaś.
- Wycierpię dużo więcej. - Uśmiechnęła się słabo. Suknia wirowała wśród wiatru, biały, lekki jedwab omywał jej nogi, by uciec za chwilę gdzieś dalej. Była boso. - I nauczę się o wiele więcej. Zrobię wszystko, bo nie mogę pozwolić na to, byś popełnił po raz kolejny ten sam błąd. Nie masz pewności, czy zdjęcie Zasłony doprowadzi do tego, co planujesz. Może tak być. Ale możesz skazać wszystkich na zagładę. Odejdź, jeśli wiesz na pięćset procent, że wszystko przebiegnie tak, jak chcesz. Nie poddam się, ale nie będę cię już tutaj nawiedzać.
Widziała, że chciał coś powiedzieć, ale potrząsnęła głową. Przydługie, blond włosy rozsypały się. Zwykle nosiła je zaczesane, dla wygody – w tym momencie okalały jej twarz, sprawiając, że wyglądała niewinnie. Nawet z tą krwią na twarzy.
- Nie pozwolę, abyś zniszczył siebie. Szczególnie, że są inne możliwości na przywrócenie elvhen. Na stworzenie świata elfów na nowo. A nawet na osłabienie Zasłony. Czasochłonne, to prawda, ale ty i tobie podobni macie czas. Możecie to zrobić. Ty możesz to zrobić. - W jej oczach zaczęły się zbierać łzy, więc musiała odetchnąć. Wzięła głęboki oddech, zagryzła wargę. Spojrzała na niego raz jeszcze, chociaż obraz trochę się jej zamazywał. - Jesteś dobrym człowiekiem, kimś, kogo kocham. Błagam cię, nie każ mnie, nie rób mi tego, nie stawiaj się w takiej sytuacji. Rozejrzyj się, już zaczęłam to naprawiać. Wkrótce wszyscy Dalijczycy poznają prawdę. Obudzę tylu elvhen, ilu znajdę. Zrobię co chcesz, po prostu nie rób sobie tego. Nie niszcz siebie. Nie niszcz świata, który jest też twój.
Patrzyła na niego, pięknego, z zmarszczonymi brwiami. Słuchał jej, chociaż nie wiedziała, czy coś do niego trafiało. Tak bardzo pragnęła, żeby ją zrozumiał. Żeby rozważył wszystkie „za” i „przeciw”. Dotknęła jego policzka chłodną dłonią.
- Chcę powrotu elfów bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Nigdy nie rozumiałam jak to możliwe, żebyśmy byli tylko pieprzonymi niewolnikami. Wszędzie są ruiny po budowlach elfów, wszędzie! A każdy traktuje nas gorzej od psów. Nie masz pojęcia, jak to jest żyć w ten sposób, a jest tak od stukeci. Nie masz pojęcia co dla takich elfów poznanie kogoś takiego jak ty znaczyłoby. Nie wierzyli ci, bo mówiłeś, że wiesz te rzeczy z Pustki, a ludzie boją się jej i sprawili, że boi się jej większa część świata. Chcę to zmienić. Chcę im pokazać, że nie są niewolnikami. Chcę pokazać, że są wartościowi, że to ich przodkowie stworzyli piękny Elvhanan, chcę pokazać im te miejsca. Pozwolić odbudować je, połączyć w całość. Chcę to zrobić z tobą, ale nie będę niszczyła tej krainy, bo taką mam fantazję. Chcę to naprawić, moimi własnymi rękami. Rozumiesz? To da się zrobić. Daj mi to zrobić. Pomóż mi. Proszę.
Jej głos łamał się, mówiła trochę zbyt szybko, ale nie miała pojęcia, czy on jej słucha, czy też po prostu wyłączył się, zbyt skupiony na swoim celu, aby interesować się całą resztą. Po policzkach ciekły już łzy, mieszały się z krwią, a on milczał. Ta uporczywa cisza była nie do zniesienia.
- Jeśli mi nie wierzysz, pytaj kogo chcesz. Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie miała ci do powiedzenia prawdy. - Znów otarła łzy. - Powiedz coś, vhenan.


Pan Vincent - 2017-08-29, 00:30

Solas nie miał pojęcia jak po tych wszystkich trudach, bólu i niepowodzeniach, które przeszła Inkwizytorka miała w sobie jeszcze na tyle sił by się uśmiechnać.
I musiał przyznać, że uśmiech, który zobaczył, był najpiękniejszym i najsmutniejszym uśmiechem na całym świecie. Było w nim tyle bólu, że natychmiast pożałował wypuszczenia drobnego ciała ze swych ramion. Chciał teraz przyciągnąć ją do siebie z powrotem i wytłumaczyć jak bardzo żałował, że tak właśnie musiało być, że najchętniej zabrałby ją i jej przyjaciół do nowego świata, ale nie miał pojęcia jakby miał tego dokonać, bo sam nie był pewien co się wydarzy po zniesieniu Zasłony.
Według starożytnych podań i słów Mythal, elfy miały powrócić do realnego świata a wymiary zetrzeć ze sobą, tworząc w ten sposób swoistego rodzaju apokalipsę. Ale z popiołów odrodziliby się oni, elvhen, Starożytni. I wszystko zaczęłoby się na nowo, choć tak naprawdę zaczęło się już dawno, dawno temu.
Isella mówiła, a Fen'Harel czuł jak z każdym kolejnym słowem w jego serce wbija się kolejna igła. Ileż nadziei tkwiło w tej niepozornej istocie, ile zaparcia i determinacji.
Jej plany były piękne, naprawdę - przywrócenie elfiego ludu, ich potęgi i tradycji za pomocą rozmów i innych sposobów. Jakie to miały być sposoby? W jakim świecie żyła Inkwizytorka by wierzyć, że istniał inny sposób na zatarcie Zasłony?
Gdyby istniał, Solas byłby przecież pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała! Spędził długie miesiące po swoim przebudzeniu, studiując księgi, ucząc się na nowo historii, poznając fakty i zgłębiając tajemnicę nauki nowoczesnej. I żadna z tych rzeczy, dziedzin ani ksiąg nie mówiła niczego o Pustce!
I choć wierzył w jej słowa o chęci powrotu elvhen tu, do Thedas, były one absolutnie bezsensowne. Niczego już nie mogły zmienić, ani one ani ich właścicielka, choć widok szmaragdowych oczu przepełnionych tak ogromnym bólem, napawał go bezbrzeżnym smutkiem i rezygnacją.
Nie było już miejsca na wątpliwości, nie tym razem.
- Jeśli mi nie wierzysz, pytaj kogo chcesz. Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie miała ci do powiedzenia prawdy. - Lavellan płakała, łzy spływały jej cienkimi strumykami po policzkach. Ledwo udało mu się zwalczyć w sobie idiotyczny odruch starcia ich rękawem.- Powiedz coś, vhenan.
- Inkwizytorko - odezwał się dopiero po chwili, bo nie ufał brzmieniu swojego głosu. Chwycił za swój kostur i cofnął się o krok, odrywając spojrzenie od jej wilgotnych oczu. - Nie twierdzę, że to, co mówisz nie jest piękne, że nie brzmi tak jakby było wykonalne. Ale zastanów się sama; przez tyle czasu starałem się dotrzeć do źródła, które pomogłoby mi rozwiązać ten problem zachowując oba światy. Bezowocnie. Nie ma takiej rzeczy lub osoby, która mogłaby zdjąć Zasłonę i wpuścić przez nią elvhen, nie czyniąc przy tym krzywdy mieszkańcom Thedas. Chciałbym wierzyć w twoje piękne obietnice o tym, że ludzie się zmienią, a elfy uwierzą w prawdę, ale zbyt długo wydawało mi się, że to będzie dobre rozwiązanie.
Isella zbliżyła się do niego wolno, wyciągając przed siebie dłoń. Jej wargi otwierały się już by coś powiedzieć, ale Solas cofnął się znowu o krok, zaciskając mocno wargi.
Nie mógł sobie pozwolić na kolejną porazkę. Nie mógł, nie wolno mu było, nie po tym wszystkim, nie po...
- Nie, Inkwizytorko. Nic już nie mów. Czas na ciebie. - Dodał zimno i machnął dłonią, odwracając wzrok by nie patrzeć na spazm bólu, który zgiał drobne ciało w pół, gdy tworzył barierę na tyle silną żeby natychmiastowo oddzieliła ją od niego grubym murem.
Obrócił się gwałtownie i zaczął iść przed siebie, z każdym krokiem szybciej i szybciej. A potem zaczął biec i sam nie wiedział kiedy po jego policzkach także zaczęła ściekać wilgoć.
Wygrał i przegrał jednocześnie.
I nienawidził tego uczucia najbardziej na całym świecie.


Draco - 2017-08-29, 01:40

Ledwo łapała powietrze, gdy otworzyła szeroko oczy. Naprawdę płakała, czuła chłód na policzkach. Chciała wziąć głęboki oddech, ale wtedy krew spłynęła jej do gardła i zaczęła się krztusić. Zerwała się z posłania, dławiąc się i dusząc. Wszystko ustało chwilę później, gdy wyregulowała swój oddech i uspokoiła się. Czuła, jak krew kapie jej z nosa. Wytarła go i usiadła ciężko na łóżku, zwieszając głowę. Próbowała z nim rozmawiać. Naprawdę się starała. Ale on... Nie mogła w to uwierzyć. Czuła tak okropną pustkę i zawód. Nie potrafiła sobie z tym poradzić, nie w tym momencie.
Zamknęła na chwilę powieki i zupełnie tego nie kontrolując, z jej gardła wydobył się szloch. Głęboki i prawdziwy, bolesny, duszący. Tak znalazła ją godzinę później Cassandra, skuloną na łóżku, płaczącą już bezgłośnie. Opłakującą swoją miłość, którą traciła. Wiedziała co musiała w związku z tym zrobić. Musiała go zabić. I to rozrywało jej serce.
- Inkwizytorko! Isella, halo! Co się stało? - Podniesiony głos kobiety był naznaczony przerażeniem, w jakim znalazła Lavellan. Jasnowłosa trzęsła się cała, była zapłakana i zakrwawiona. Kobieta wzięła drobne ciało elfki w ramiona, obejmując ją ściśle. - Już, cichutko... Co się stało...? Isella... - szeptała, zaczynając ją kołysać.
Lavellan nie była w stanie powiedzieć choćby słowa. Po prostu zacisnęła palce na ramieniu Cassandry, starając się uspokoić. Jeszcze długo jej się to nie udało.

- Czy mamy w razie czego wojska, które mogą przytrzymać Solasa? - spytała Lavellan kolejnego dnia, gdy spotkała się z swoimi doradcami w celu przedyskutowania kroków, które powinni teraz podejmować.
- Nie wystarczające. Posiadamy, oczywiście, pewne siły, ale nie ma co się łudzić, że są one tak potężne, jak jego. Nie dysponujemy danymi, jak wielu ludzi ma Solas. Czemu pytasz? - Słychać było zaskoczenie w głosie Cullena. Od początku planowali unieszkodliwić ich dawnego sojusznika, aniżeli go zabijać. Mężczyzna widział, że coś się stało podczas nocy, bo stojąca przed nim drobna kobieta nie miała już w swoich oczach tej iskierki nadziei, tej drobinki. Zachowywała się, jakby ktoś pozbawił jej emocji i to była przerażająca obserwacja. - Czy coś się stało?
- Tak. Musimy zdobyć takie wojska. Po cichu. Nikt nie może o tym wiedzieć, Cullenie. Zupełnie nikt. Mają być gotowi na wszystko. Jak idą poszukiwania artefaktu? - Isella spojrzała z wyczekiwaniem na Lelianę, a ta odrobinę się zmieszała.
Być może przez wzgląd na to, że nie miała specjalnie dobrych wiadomości – co prawda okazało się, że jakaś część tych kul jest prawdopodobnie w Minratusie, ale ich położenie było skandalicznie niedostępne. Nie dość, że poszukiwania musiałyby odbyć się w katakumbach Minratusa, gdzie nikt nie wiedział co można było tam znaleźć, były też obłożone potężnymi, starożytnymi klątwami i barierami. Na ich skutek zmarł jeden ze zwiadowców Leliany – śmierć była co prawda dość szybka, ale na pewno bolesna. Lavellan czytała sprawozdanie z wyprawy i podpisywała osobiście papiery w sprawie pokrycia kosztów pogrzebu, a także wypłaty odszkodowania rodzinie. Współpraca z archontem także nie wchodziła w grę – co prawda nie odmówił prosto w twarz, ale wszystkie jego czyny nie pomagały Inkwizycji. Musieli złamać te bariery sami. I czas nie był w tej sytuacji sprzymierzeńcem, ponieważ najpierw należało przeszukać całe miasto, aby znaleźć jakiekolwiek informacje na ich temat, przejrzeć wszystkie księgi. To praca na kilka tygodni, co najmniej. Ale nie mieli innego wyjścia. Trzeba było pracować szybko.
Lavellan chciała już odejść, gdy zatrzymał ją Cullen.
- Przepraszam, że pytam, ale... Co z tym, aby uratować Solasa?
Jasnowłosa spojrzała na niego i tym razem nie uśmiechnęła się. Nawet słabo. Nie miała na to siły, ani ochoty.
- Nieaktualne – szepnęła, wychodząc z pomieszczenia. Zostawiła swoich doradców w szoku. Patrzyli po sobie, nie rozumiejąc chyba do końca sytuacji. Nie musieli. Isella straciła nadzieję.

Przyglądała się temu, jak Aravas wtłaczał magię w lustro. Robił to powoli, sukcesywnie, powtarzając cały czas tę samą mantrę, której nie rozumiała. Mówił ją bardzo, bardzo cicho, wyciągnęła z całego kontekstu tylko „Lathbora vran”. Nie było to jednak aż tak istotne, bo cały proces wyglądał pięknie i magicznie. Nigdy nie widziała czegoś podobnego i była oczarowana tym przedstawieniem. Zresztą, Isella nie była jedynym cichym obserwatorem – obok stała też Merrill, a nawet Elora.
Nie miała pojęcia jak długo wpatrywała się w jego pracę, ale gdy w końcu się odezwał, podskoczyła, wytrącona z transu.
- Skończone. Powinnaś móc dostać się do biblioteki w Arlathanie. - Uśmiechnął się lekko.
Był nieco blady, ale dumny, z pewnością dumny.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – Isella uśmiechnęła się lekko, ale nie sięgał on już jej oczu.
Do podróży na drugą stronę była już przygotowana. Miała ze sobą płótna, dzięki którym chciała przekopiować księgi. Pragnęła wynieść z tamtego miejsca tyle informacji, ile tylko starczy jej sił. Musiała sprawić, by Dalijczycy w końcu zrozumieli co się wydarzyło. Było to ważniejsze, niż mogłaby w ogóle przypuszczać.
Gdy znów postawiła stopę w pięknej, choć rozwalającej się bibliotece westchnęła. Czuła tu zupełnie inne powietrze. Nie było tu Zasłony jako takiej, to w końcu Rozdroża, dlatego przebywanie tu mogło być niebezpieczne. Cicho przeszła na pomiędzy księgami, przeskoczyła przez małą wyrwę w budowli, która prowadziła donikąd i podążyła dalej. Tupot jej stóp odbijał się w ciszy trzy razy głośniej, takie miała wrażenie. W końcu trafiła do działu ksiąg, który był w połowie rozwalony przez Zasłonę, która w tym miejscu kiedyś się pojawiła. Część ksiąg nie mogła być odczytana, ale znaczna ich większość czekała tylko, aby znaleźć w nich wiedzę. I tak spędziła tam kilka godzin, pracując w ciszy i skupieniu, nie niepokojona przez nikogo, chociaż czuła obecność duchów wokół siebie.

lathbora viran - W przybliżeniu tłumaczony jako "droga do miejsca zgubionej miłości", tęsknotę za tym, czego nigdy nie można naprawdę poznać


Pan Vincent - 2017-08-29, 19:11

- Potrzebuję czterech magów, którzy stworzą na ten czas czterowymiarową barierę - instruował zebranych, przesuwając po mapie długim palcem. Dźgnął paznokciem każdy z zaznaczonych punktów i popatrzył na każdego po kolei, upewniając się, że miał posłuch i był absolutnie rozumiany.
- Nie mamy zbyt wiele czasu, Inkwizycja zainteresowała się już podziemiami Minratusa - szepnął Carias, wciskając mu w dłoń nieco sfatygowany pergamin z dokładnym raportem.
Solas odczytał go pośpiesznie i westchnął ciężko, mając ochotę uderzyć głową w ścianę. Dlaczego Lavellan była tak nieznośnie domyślna, dlaczego bezproblemowo udawało jej się przewidzieć każdy jego ruch, odgadnąć każdą strategię, nieważne jak bardzo tajną czy skomplikowaną...
Nie. Musiał przestać o niej rozmyślać, w tej chwili. Zaprzątanie sobie głowy Inkwizytorką tylko spowalniało przebieg misji, a wszyscy dobrze wiedzieli, że największym wrogiem był dla nich w tej chwili czas.
- Muszę poznać dokładny czas, który jesteście w stanie mi dać - Fen'Harel kierował swoje słowa do posępnej grupy magów, którzy ślęczeli nad schematem pomieszczeń, poszeptując między sobą po cichu. - Ile to będzie minut?
- Po wytworzeniu bariery będziemy w stanie utrzymywać ją około czterech, może pięciu minut – Yeshara wzruszyła ramionami, wykonując dłonią nieokreślony gest, który miałbyć prawdopodobniej zobrazowaniem sumy nieokreślonej.
- Cóż, w takim razie własnie tyle mi wystarczy – wymruczał z udawanym zobojętnieniem. -Trzymajcie barierę, a ja w tym czasie unieszkodliwię artefakt. Wtedy dzielimy się na dwie grupy I...
- Szukamy właściwych drzwi – dokończył z niego Carias, uśmiechając się ze zrozumieniem. - Nie spodziewałem się, że to może się okazać wykonalne.
- Nie ryzykujmy zbyt wielkim przekonaniem – Yeshara przewróciła oczami, ale nawet ona I jej skwaśniała mina nie dawały rady ukryć ekscytacji.
Tak niewiele dzieliło ich już od osiągnięcia celu... Wystarczyła jedna operacja. Jedna jedyna pomyślna wyprawa w podziemia Minratusa I... Wszystko statnie się możliwe. Po raz pierwszy mocniej niż kiedykolwiek wczęśniej.
- Wycofajcie wszystkich agentów, którzy mieli obserwować poczynania Inkwizycji – oznajmił spokojnie pod koniec narady, zbierając ze stołu swoje księgi I plany. Zebrani popatrzyli na niego zgodnie. Ich twarze wyrażały czysty szok, ale żaden z nich nie odważył się tego głośno skomentować.
Jedynie Variel zbliżyła się do niego nieśmiało, kładąc mu dłoń na ramieniu. Jej niska posutra sprawiała, że aby to zrobić, musiała niemalże stanąć na palcach. To w jakiś sposób zawsze go rozczulało I... Przypominało mu o innej drobnej kobiecie, o której nie powinien rozmyślać.
- Jesteś tego pewien? Inkwizytorka z pewnością będzie próbowała cię powstrzymać... Na każdy z możliwych sposobów.
- Zdaję sobie z tego sprawę – odparł odrobinę chłodniej niż zamierzał. Strącił z siebie wąską dłoń I spróbował wygiąc usta w przepraszającym uśmiechu. - Inkwizycja nie będzie miała czasu by zebrać armię wystarczającą do stanięcia mi na drodze. Mają na to zbyt mało czasu I możliwości. Przygotujcie się do wykonania zadania. Wyśpijcie się I...
Przystanął na moment, spoglądając na wszystkie twarze agentów, magów I najemnych wojowników. W ich oczach dostrzegał to, czego tak brakowało innym mieszkańcom Thedas – lojalność, oddanie, mądrość.
Nie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego jak skończy się dla nich przywrócenie starego świata, ale to nie przeszkadzało im w tym by wierzyć, że elfy powinny odzyskać swoją dawną chwałę. Byli gotowi na swoją śmierć w imię czegoś większego, lepszego.
Solas wierzył, że takich osób jak oni, mógłby zliczyć na palcach u jednej dłoni. Tymczasem bohaterów można było spotkać nie tylko w legendach. Można było ich zobaczyć w rynsztokach, ubabranych błotem, na skraju wycieńczenia z nędzy I brudu, tak jak odnalazł Cariasa. Można było ich spoktać w burdelach, gdzie stacjonowali jako opcja zabawy na jedną noc, tak jak robiła to Variel. Można było ich poznać wszędzie. I to było w tym wszystkim najpiękniejsze.
- Dziękuję wam za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Nigdy wam tego nie zapomnę – wyrzekł uroczyście. Tym razem uśmiech na jego wargach był szczery, wzmożony przez nagłą falę wzruszenia. - Cały świat nigdy wam tego nie zapomni.


Tafla jeziora była gładka I ciemna jak jedwab. Przelewała się między palcami, muskając ciało w swojej chłodnej pieszczocie. Odbijała w sobie głęboki kobalt bezchmurnego nieba, połyskując co jakiś czas smugą spadających gwiazd.
Noc była ciepła I bezwietrzna, z daleka można było dostrzec wierzchołki gór Fereldenu.
Solas przymknął powieki I zaciągnął się głęboko przesyconym świeżością zapachem wiatru. Odchylił głowę I bardzo powoli zaczął sobie powtarzać mantrę.
Nie chcę jej widzieć w swoim śnie. Wszystko jest już skończone. Nie chcę jej widzieć w swoim śnie. Wszystko jest już skończone.
Nie otwierał oczu, ale gdy poczuł po swojej lewej znajome poruszenie, zaczął mówić coraz głośniej I głośniej, aż w końcu prawie krzyczał.
Przez jakiś czas Lavellan przyglądała mu się z drugiego brzegu, czuł na sobie wyraźnie jej wzrok. Potem odpuściła sobie, wycofała się wolno I... Zniknęła.
Solas otworzył oczu I przestał mówić. Oddychał ciężko, ale chłodna woda pomagała mu zachować spokój.
Był tu sam. Zupełnie sam, tak jak dawniej.
Tylko dlaczego to tak strasznie bolało?

- Pozostawiam przy eluvianie torbę z instrukcjami – przypomniał wszystkim po raz kolejny, wyginając usta w bladym uśmiechu. - W razie mojej śmierci, jedno z was zajrzy do torby I przeczyta plan, a potem spróbuje dokończyć zdjęcie zasłony za mnie. Artefakt, który odnajdziemy w podziemiach Imperium, będzie miał prawopodobnie tyle mocy by tego dokonać. Musicie jednak wiedzieć, że to może się skończyć śmiercią osoby dzierżącej przedmiot. Dlatego chcę być pewien, że jeśli któreś z was się już na to zdecyduje, będzie gotowe na śmierć. Tak jak ja teraz.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami – ich miny wyrażały czystą powagę I gotowość do działania. Solas skupił swoje myśli na miejscu, do którego chciał się teraz udać. Wyobraził sobie wilgotne pomieszczenie podziemi I wsunął w teleport swoją dłoń.
- Gotowi? - Zapytał Yeshary, która pełniła funkcję dowódczyni magów. Kobieta skinęła głową I uniosła w górę obie dłonie.
- Zaczynajmy więc – zawyrokował I westchnął cicho, czując otulajacą go magię zaklęcia.
- Możesz już wchodzić – Carias wyciągnął z kieszni małą klepsydrę I ułożył ją na ziemi do góry dnem. - Cztery I pół minuty od... Teraz.


Draco - 2017-08-29, 19:41

- Isella! - Leliana zerwała się, gdy tylko spostrzegła Inkwizytorkę, która wychodziła z eluvianu. Jasnowłosa miała przy sobie całą masę papieru, ledwie mieściła to w jednej ręce. Wszystkie były zapisane tuszem, przenosiła właśnie ogrom informacji. Spojrzała na Szpiegmistrzynię, która miała bardzo poważną minę. - Wokół podziemi zebrało się mnóstwo elfów, moi zwiadowcy widzieli magów, rozkładają się tam. Chcą się dostać do środka. Teraz.
- Kurwa mać – Isella zaklęła szpetnie. - Ile mamy czasu?
- Bardzo niewiele. Nie zdążymy przerzucić tam wszystkich wojsk tak po prostu. Moglibyśmy spróbować wykorzystać eluviany, które mamy, ale na pewno Solas by się o tym dowiedział i próbował nas odciąć.
- Jeśli jest tam ta kula, może nie będzie miał jak. Nie ma innego wyjścia, wołaj Aravasa. Ma przekierować jeden z eluvianów. Idę do Cullena.
Elfka rzuciła wszystkie swoje ważne dokumenty w kąt, nie mając na nie czasu. Kilka chwil zajęło jej, aby wbiec na kilkadziesiąt stopni, nim znalazła się w biurze swojego głównego komendanta. Zaczęła się prawdziwa gonitwa w Podniebnej Twierdzy. W ciągu kilku minut wszyscy żołnierze byli gotowi, magowie przygotowani. W powietrzu unosiła się atmosfera stresu i przerażenia, a w tym wszystkim ona, koordynująca całokształt wraz z Cullenem.
Stała obok eluvianu, obserwując, jak w końcu jej wojska wchodzą w taflę jeden po drugim, wszyscy, jednocześnie. Obok niej stała Cassandra, Dorian i Merrill. W końcu musiała wraz z najbliższymi ludźmi sama przejść przez lustro.
Gdy tylko wyszła z eluvianu, zobaczyła prawdziwą wojnę. Zaklęcia fruwały, chrzęst walczących ze sobą rozbrzmiewał jej w głowie. Widziała magów, którzy tworzyli jakąś barierę. A więc to tam musiała iść.
- Nie możesz się tam przedostać, Inkwizy...
- Zamknij się – syknęła Isella, rzucając odłamkiem Pustki w szarżującego na nią elfa.
W katakumbach było ciemno i cicho. Cassandra wzięła jedną pochodnię, oświetlając drogę. Ich kroki odbijały się echem.
- Czujecie tę napierającą magię? To nie jest dobry znak. Ta bariera, którą stworzyli chroni nas, ale nie wiem ile wytrzyma. Może kilka chwil – mruknęła Merrill, kuląc się, gdy kawałek sufitu odłamał się tak po prostu i spadł tuż obok niej z łoskotem.
- Śpieszmy się – mruknęła Isella.
Korytarz w końcu się skończył i zobaczyli go. Solasa pochylającego się nad kulą. Wyglądała bardzo podobnie do tej, która niegdyś była Fen'Harela.
- Nie! - krzyknęła Isella, biegnąc w stronę maga.
Nie przejęła się, gdy zobaczyła lecącą w swoją stronę magię.
- Merrill! - Inkwizytorka sama stworzyła barierę, którą pomogła podtrzymać druga Dalijka. Jako że Merrill panowała nad magią krwi, a Isella władała magią szczelin, bąbelek, który ich otaczał był eteryczną bańką z czymś, co wyglądało jak żyły pełne krwi. Dość makabryczne, ale ciekawe...
Widziała wściekłość na twarzy Solasa, ale nie mogła mu pozwolić wziąć tej kuli. Po prostu nie. Cassandra zaszarżowała w mężczyznę, a Dorian wystrzelił całą salwę w przeciwnika. Ale to niewiele zrobiło, Solas sam ochronił się podobną tarczą i Cassandra nie mogła nic zrobić. A Solas rzucał zaklęciami, jednym po drugim. Ich bariera słabła, Isella nie była w stanie wytrzymać tak silnych i częstych ataków, słabła. Ostatkiem sił powiększyła tarczę, która wybuchła w twarz Fen'Harelowi i w tym momencie, gdy tylko odrobinę go zamroczyło, rzuciła się na niego. Tak po prostu popchnęła go na ziemię, wybijając mu z rąk kulę, która potoczyła się gdzieś po ziemi.
- Łap ją – krzyknęła, ale jej głos utkwił w gardle, gdy... Coś się. Co się działo?
Solas rozmywał się jej przed oczami, traciła świadomość, nie, o co chodziło... Zemdlała.


Pan Vincent - 2017-08-29, 20:33

- Wyczuwam zakłócenia - Yeshara zmarszczyła brwi, spoglądając na Solasa z paniką malującą się z wolna na pięknej twarzy. - Ktoś tu jest.
- Inkwizycja - wymruczał pod nosem, wykonując ruch dłonią, który pozwolił mu na dezaktywowanie artefaktu. Gdzieś w pobliżu został użyty eluvian, wyczuwał to pod skórą. Jak udało się jej go zdobyć? Którym eluvianem się posłużyła, jak... Nie, dość. Dość.Teraz musiał przechwycić kulę.
- Utrzymujcie barierę, poradzimy sobie. Ich poczynania nie powinny stanowić w tej chwili problemu.
Niestety, Solas nie miał racji - gdy tylko przystąpił do skomplikowanego zdejmowania wszystkich blokad okalających kulę, tuż za jego plecami rozległa się seria wśiekłych okrzyków, huków i wibrujących zaklęć.
Skulił ramiona i zagryzł dolną wargę, przyklękając na jedno kolano.
Liczyła się teraz każda sekunda - kątem oka dostrzegał, że magom coraz trudniej było już utrzymać barierę. Ułożył ręce i wyszeptał inkantację starożytnego zaklęcia.
Powietrze zgęstniało wyraźnie od nadmiaru magii - oczy Fen'Harela przybrały jaskrawą barwę, rzucając na ściany niebieskawe światło.
Kula uniosła się lekko, napędzona potężną mocą. Pomknęła pod sam sufit i wreszcie zaczęła się osuwać, obracając wolno wokół swej osi.
I wtedy do środka wkroczyli przedstawiciele Inkwizycji, a na ich czele nikt inny jak sama Inkwizytorka.
Solas obrócił się przez ramię i westchnął gniewnie. Jego twarz wykrzywiona była czystą wściekłością. Skupił myśli na powolnym unieszkodliwianiu żołnierzy. Petryfikował ich wolno, gdy nagle poczuł, że jego moc jest zakłócana falami innej magi.
Popatrzył w kierunku Iselli i ledwo udało mu się uskoczyć na bok, ale Kula... Kula upadła na ziemię i...
- Dirthara-ma! - Wykrzyknął, kierując w jej stronę całą siłę jaką tylko w sobie miał. Zrobił to pod wpływem chwili i emocji. Był wściekły i bał się tak jak nigdy w życiu, bo Kula upadła na ziemię, a to oznaczało, że mogła zostać zniszczona i...
Kula. Przypadł do niej wściekle, chwytając ją w dłonie.
- Wycofujemy się - wydał rozkaz magom i zerknął w kierunku Cassandry i elfki, której nie znał nawet z widzenia. Cassandra dzierżyła w dłoniach swój miecz, gotowa w każdej chwili do ataku. Niestety, nie mogła wykonać choćby i ruchu, ponieważ Solas zamknął ją w jednej z baniek.
- Odejdź, Cassandro - poprosił ją łagodnie i dał znak magom by poszli przodem. Po skroniach ściekał im pot, dłonie drżały już wyraźnie od wysiłku. - Przykro mi, że to musiało się tak skończyć.
Ostatni raz zerknął w kierunku Lavellan. Obawiał się, że zobaczy ją martwą, a wtedy już nigdy sobie tego nie wybaczy. Chciał ją tylko odepchnać, ale wiedział, że fala, którą w nią uderzył była piekielnie silna. W życiu nie wykrzesał z siebie czegoś takiego, krew lała mu się z obu dziurek nosa, a lodowaty pot przesiąkał przez ubranie.
Ale Lavellan nie było nigdzie w pobliżu... Zniknęła. Tak po prostu.
- Solasie - Yshera jęknęła przejmująco, spoglądając na niego z błagalnym wyrazem twarzy - musimy stąd wyjść, proszę!
- Oczywiście - wymruczał, przeciskając się do eluvianu - przepraszam, już... Już idziemy.
Gdzie jesteś, vhenan?

* Dirthara-ma – używane jako przekleństwo. „Niech cię to nauczy”



Draco - 2017-08-29, 20:54

Pustka. Była w Pustce, czuła to, ale... to nie było miejsce, jakie znała. Walczyła, przed chwilą walczyła, a teraz... Była całkiem zagubiona. Szła w jedną stronę, to w drugą, a panika z wolna zaczęła przejmować cały jej umysł. Nie była tu umysłem, czy duchem. Gdy uderzyła się w kikut, zapiekł żywym ogniem. Była tu fizycznie. Jak? Jak to... O co... Co się stało?
- Gdzie ja jestem...? - wyszeptała.
Zaczęła biec, ale drogi nie kończyły się i nie mogła znaleźć stąd wyjścia. Próbowała się obudzić, tak jak zwykle robiła, gdy kończyła swoje sny po Pustce, gdy szukała Solasa, ale to na nic. Nie była w stanie się stąd wyrwać, nie rozumiała jak... Ostatnim razem, gdy była fizycznie w Pustce znalazła Flemeth. Jeszcze wcześniej, była w leżu demona. A teraz? Co było teraz? Nie widziała żadnych duchów, demonów, nikogo. Tylko lewitujące skały. Nie było tu nic więcej.

W Podniebnej Twierdzy panował chaos. Informacja o Solasie, który zdobył kulę rozprzestrzeniła się bardzo szybko. Wszyscy towarzysze Inkwizytorki byli zmęczeni i wyczerpani, ale i przerażeni, ponieważ nie potrafili zlokalizować swojej przywódczyni. Czas kurczył się, gdy musieli uciekać z katakumb, a Iselli nigdzie nie było. Po prostu zniknęła.
- Co się stało? Cassandra! - wykrzyknęła Leliana, widząc tylko część wracającego oddziału przez eluvian.
- Nie wiem - odparła brunetka. - Solas coś powiedział, przeklął ją, nie rozumiem, nie mam pojęcia. Ale ona zniknęła. Nigdzie jej nie ma, a on ma kulę. To koniec, to po prostu koniec.
Leliana stała przez dłuższą chwilę. Widać było, jak mięśnie jej szczęki pracują, gdy kobieta zaciskała zęby. Wzięła za rękę Merrill i poszła żwawym krokiem w kierunku gabinetu Inkwizytorki, w którym obecnie przesiadywał Aravas.
- Inkwizytorka zniknęła. Solas coś zrobił, nikt nie wie co. Masz pomysły?
Zapadła cisza. Białowłosy elf podniósł się powoli i zbliżył się do rysunku na ścianie, przedstawiającego wilka.
- Jak to wyglądało? - Jego głos był spokojny.
- Dokładnie? - Kiedy starożytny elf przytaknął, Merrill odchrząknęła. - Znaleźliśmy ich w katakumbach. Ten... Solas był tam, z Kulą. Zaczęła się walka. Chroniliśmy się wzajemnie, ale jego zaklęcia były bardzo potężne i wtedy...
Brunetka zamilkła, bo wszystko mówiła na jednym wdechu.
- Wtedy Isella odrzuciła go zaklęciem, popchnęła go, Kula wypadła mu z rąk. A potem... Krzyknął "Dirthara-ma", oczy mu się zaświeciły i po prostu... zniknęła.
Mimika twarzy Aravasa zmieniła się. Spojrzał na elfkę z vallaslin, marszcząc mocno brwi.
- Nie, nie mógł... - mruknął.
Wszyscy w pokoju byli zaskoczeni tą nagłą zmianą.
- Niech go jasny szlag trafi - syknął elf, wychodząc z pomieszczenia.
Nie mógł użyć eluvianu, należącego do Inkwizytorki, ale stał tam jeszcze jeden, którego kluczem była wiedza. A on ją posiadał, a więc po prostu z niej skorzystał. I nie można powiedzieć, żeby nastrój starożytnego elfa był specjalnie pozytywny.
Czuł obecność innych, gdy przemierzał zniszczony Arlathan, ale nie interesowało go to. Nikt nie miał prawa go zatrzymać, to był jego dom. I tak spotkał się z Fen'Harelem, który wyszedł mu na przeciw.
- Gratuluję. Właśnie zniszczyłeś jedyną osobę, która mogła ci przeszkodzić. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy, móc rozmawiać z jej duchem przez całą wieczność. Zakładając, że twój plan się uda, na co nie ma wystarczająco dużej szansy, by ryzykować, oczywiście.
Aravas ani nie brzmiał miło, ani nie był zadowolony. Jego wściekłość była namacalna.


Pan Vincent - 2017-08-29, 23:45

Solas opierał się o drewniany stół, wbijając wzrok w połyskujący oleiście artefakt. W przeciwieństwie do Kuli Zniszczenia, ta miała zupełnie gładkie ścianki, zdobione gdzie niegdzie nieskomplikowanymi ornamentami, przywodzącymi na myśl pnącza bluszczu.
Przesunął jednym z palców po chłodnym zawijasie i uśmiechnął się lekko, odczuwając wibrującą przez opuszkę magię. Smagała go swoimi falami do samego łokcia, kusząc, elektryuzjąc, uświadamiając mu jak bardzo był teraz potężny.
Mając w posiadaniu taki przedmiot, był zdolny do zasiania chaosu na całym świecie i... Cóż, właściwie musiał przyznać, że jego plany nie bardzo od tego odbiegały. Zasiać chaos by przywrócić ład. Brzmiało co najmniej atrakcyjnie, ale taka właśnie była prawda.
Coś wyglądającego tak niepozornie i... Pięknie - pomyślał, obracając Kulę w sprawnych palcach - jak wielką cenę przyszło mu za to zapłacić...
Ilu ludzi musiał stracić podczas swych poszukiwań, bitew i wypraw... Ilu musiał dopuścić się zdrad. Wymalowywał na twarzach przyjaciół poczucie zdrady, ból i zawód.
A wszystko to w imię błędu, który przyszło mu popełnić, a który teraz musiał naprawić.
Musiał, naprawdę. Z tej przeklętej sytuacji nie było innego wyjścia, jak bolesne by to dla niego nie było.
I... co najgorsze... Potrafiłby unieść głowę po utraconej przyjaźni. Potrafiłby spojrzeć w oczy zdradzonym, zgorszonym, obrzydzonym nim ludziom.
Ale wciąż nie potrafił ścierpieć faktu, że przywrócenie Arlathanu będzie musiało kosztować go miłość. Coś, o czym myślał, że już nigdy go nie spotka.
Był gotów na spędzenie życia w samotności, nie zaznawszy już nigdy uczucia wyższego ponad umiarkowaną sympatię. Tymczasem życie zakpiło z niego okrutnie po raz kolejny i zesłało mu na drogę kobietę, którą pokochał, a potem stracił.
Którą musiał odesłać z niczym po tym jak dał jej nadzieje - fałszywe, oczywiście.
Powinien odwracać głowę gdy dostrzegał, że Lavellan wpatrywała się w niego w ten sposób. Odwracać głowę i czym prędzej odchodzić tam, gdzie Inkwizytorka nie mogła go już zobaczyć. Ale nie potrafił, nie umiał gdy... Gdy jego serce i ciało podpowiadało mu, że nie zaszkodzi, że to tylko trochę, tylko teraz, a potem...
Potem było już za późno.
Westchnął głęboko i owinął artefakt w gruby materiał, a potem ukrył go w swojej sypialni. Za oknem świecił już księżyc i Solas ze smutkiem uświadomił sobie, że była to ostatnia noc dawnego Thedas. Dawnego, ponieważ już jutro nad niebem miało zaświecić inne słońce. Ponieważ każdy dzień miały witać twarze Starożytnych.
Świat znowu zapełni się magią... A elvhen odzyskają swoją dawną sławę.
Mythal byłaby z niego taka dumna... W końcu dopiął swego, w końcu coś mu się udało, udało tak naprawdę.
Wyobraził sobie twarz swojej ukochanej przyjaciółki... Musiałaby być teraz taka radosna, taka szczęśliwa, że...
Tak strasznie żałował, że nie było go tu razem z nią... Jej strata wciąż bolała go tak bardzo, że momentami nie umiał w to uwierzyć, nie umiał dopuścić do siebie faktu, że jego najdroższa Mythal... Nie żyła.
Dlaczego życie sprawiało, że tracił wszystkie drogie mu osoby? To było tak strasznie... Niesprawiedliwe! Czy właśnie to było jego karą za wszystkie okropne czyny, których się dopuścił?
Tak bardzo obawiał się życia w samotności, tak wstrętne wydawało mu się życie pozbawione towarzystwa, z którym mógłby je dzielić! Tym czasem każda jedna istota, którą obdarzał szacunkiem, sympatią i wdzięcznością, znikała z niego w najokropniejsze ze sposobów, tak jakby...
Jego myśli przerwało specyficzne szarpnięcie - ktoś użył eluvianu. Każde z luster było przez niego kontrolowane, a agenci dostali wyraźny zakaz posługiwaniem się nimi po północy. Oczywistym więc było, że ten, kto używał teleportu, nie mógł być kimś przyjaźnie nastawionym. Czy to... A może to Lavellan powracała by pożegnać się z nim ten ostatni raz?
Ta myśl sprawiła, że zadrżał mimowolnie. Nie chciał dopuszczać do siebie tego chorego pragnienia, ale tak, pragnął by zjawiła się tu ostatni raz i...
Kochała się z nim. Choćby i całą noc. Zanim wszystko ulegnie zmianie, zanim cały świat, a ona wraz z nim (mimowolnie przypomniał sobie swój sen i niezmąconą taflę jeziora) i ona. Jego ukochana, jego miłość, vhenan.
Podniósł się z łoża i poprawił szlafrok, okrywając się nim pośpiesznie. Wyciągnął dłoń by otworzyć drzwi, ale ktoś zrobił to pierwszy.
I w ten sposób stanął oko w oko z Avarasem.
- Gratuluję. - Odezwał się od progu, wchodząc do środka tak, jakby pomieszczenie, ba, cały zamek, należał do niego. - Właśnie zniszczyłeś jedyną osobę, która mogła ci przeszkodzić. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy, móc rozmawiać z jej duchem przez całą wieczność. Zakładając, że twój plan się uda, na co nie ma wystarczająco dużej szansy, by ryzykować, oczywiście.
Głos Avarasa przesiąkała tak wielka niechęć i zgorzknienie, że Solas miowolnie poczuł się dotknięty.
Nie jego się tutaj spodziewał, ale bardzo szybko połączył fakty w całość i prawda była tak... Bolesna, że na moment nie wiedział, co zrobić, powiedzieć. Nie potrafił się nawet ruszyć, stojąc jak wryty, z dłonią utkwioną wciąż w połowie drogi do drzwi.
- To ty za tym wszystkim stałeś - powiedział spokojnie, kręcąc przy tym głową. - To ty nauczyłeś ją tego wszystkiego... Pokazałeś jej jak mnie znaleźć, a potem pomogłeś jej złożyć przeklęty eluvian i... Avarasie...
Urwał, nakrywając się szczelniej szlafrokiem. A potem, bardzo powoli, zaczęła do niego dochodzić druga część przemowy Starożytnego.
- Zniszczyłem - powtórzył, analizując powoli każde słowo dawnego przyjaciela. - Duchem? O czym ty mówisz, przecież ja...
Avaras popatrzył na niego krótko i zaraz spuścił wzrok. To jednak wystarczyło by Solas domyślił się wreszcie o czym mówił stary mag.
Poczuł jak w jednej chwili uginają się pod nim nogi. Złapał się klamki, ale nie wystarczająco mocno by nie upaść na kamienne podłoże kolanami. Przytknął dłoń do twarzy i przetarł sobie oczy, zupełnie tak jakby słowa Avarasa miały się odmienić w postaci zmaterializowanej wizji, zupełnie odmiennej od tego, co usłyszał.
- Nie - powiedział wreszcie, kręcąc coraz gwałtowniej głową. - Nie, to przecież niemożliwe, przecież ja... Nawet nie miałem jak manipulować Zasłoną, to było... - Otworzył szerzej oczy, posyłając magowi przerażone spojrzenie. - Artefakt, jego... Jego moc, odbiła się przez zdjętą blokadę i ja... Och, nie. Nie, nie, nie!
Podniósł się gwałtownie i przypadł do maga, ciągnąc z całych sił za skraj jego szat.
- Powiedz mi, że to okrutny żart, Avarasie - wysyczał mu w twarz. Jego twarz była czerwona od gniewu i strachu, smutku i bólu. W oczach widniało prawdziwe szaleństwo. - Natychmiast powiedz mi, że to się nie zdarzyło!


Draco - 2017-08-30, 00:20

Aravas patrzył na to, jak powoli dochodzi do Solasa co uczynił. Nie przerażała go, najwidoczniej, sam fakt, że zamierzał zabić Lavellan - przerażało go to, że zamknął ją w Pustce, bez wyjścia. Dokładnie tak, jak zrobił to wieki temu z starożytnymi elfami.
- Zdarzyło. Znowu.
Odepchnął mężczyznę od siebie, spoglądając na niego po prostu wściekły.
- Mogłeś ją po prostu zabić, jak wojownika, którym była. Nie, wysłałeś ją po prostu za Zasłonę. Skąd nigdy nie wróci i nigdy nie umrze. Czy ty w ogóle czasem myślisz, co wyprawiasz? - Aravas był wściekły.
Jego przyjaciel zawsze był lekkomyślny. Świat pokazywał mu za każdym razem, że potęga, którą dzierżył Fen'Harel nie powinna do niego należeć. Był zbyt pochopny w swoich poczynaniach, nie poświęcał aż tyle czasu na przemyślenie sytuacji, ile powinien ktoś z taką mocą.
- Ona ma rację, Solas, da się przywrócić ten świat w władanie elfów, ale jesteś zbyt ślepy, by to zauważyć. Gnasz przed siebie, nie patrzysz na innych. Jest pieprzoną fałszywą elfką, a obudziłem w niej moc, o której jej podobni nie marzyli! Nie masz pojęcia ile informacji wyniosła z Vir Dirthara, ile w tym momencie Dalijczycy wiedzą. Isella szukała przez cały czas sposobu na zdjęcie vallaslin, innego, niż proszenie ciebie po tym, jak ją spławiłeś - dlatego, że jej lud nie chce już go nosić. A ty wolałeś po prostu rzucać w nią zaklęciami jak popieprzony, wiedząc, jaką potęgą dysponujesz. Jak można być tak nierozsądnym, jak ty, mając tyle lat?
Avaras zamilkł i patrzył na przerażonego elfa. Białowłosy westchnął ciężko, siadając na łożu Solasa. Powiedział trochę za dużo, ale nie żałował. Solas musiał w końcu zrozumieć, że jego lekkomyślność może zniszczyć kolejny świat i... Nie mają ich więcej. Nikt nie wie co wydarzy się po kolejnej apokalipsie, którą chce zasponsorować ten sam osobnik. Kto ma to wiedzieć?
- Nie jest w tej samej Pustce, w której są elvhen. Nie obudzisz jej. - Avaras przemówił ostatni raz, stojąc znów przy drzwiach. - Próbujesz udowodnić sobie, że możesz naprawić stare błędy robiąc dokładnie to samo, co wcześniej.
Wyszedł, a trzask drzwi rozbrzmiał znacznie głośniej, niż można by się spodziewać.

Podniebna Twierdza pogrążona była w ciszy. Wszyscy zebrali się w głównej sali, gdzie tuż przy tronie stało wiele świec, kwiatów, a także przyjaciół. Byli tam doradcy Inkwizytorki, a także wszyscy, którzy ją wspierali od wielu lat. Varrik, gdy dowiedział się o prawdopodobnej śmierci i końcu świata natychmiast wyruszył do Twierdzy, aby ostatnie chwile spędzić z przyjaciółmi. Bianka była razem z nim.
Wszyscy oddawali hołd poległej Inkwizytorce.. W oczach zebranych zbierały się łzy - sztuczne, czy prawdziwe, nikt tego nie roztrząsał.
- Dziś żegnamy Inkwizytorkę Isellę Lavellan, a także nasz świat. Zginęła w Pustce, walcząc o nasze Thedas i chociaż nie udało jej się, dała nam świat, który był nieco spokojniejszy. - Josephine stała tuż przy tronie, starając się patrzeć przed siebie, nie na swoją rodzinę, która także tu była. Nie chciała okazywać strachu, który mimowolnie się pojawił. - Polegliśmy. Fen'Harel okazał się zbyt silny, abyśmy mogli go powstrzymać. Mam nadzieję, że Andrasta będzie miała nas w opiece. Spędźcie ostatnie chwile z przyjaciółmi.
Nigdy w Podniebnej Twierdzy nie było tak smutno.

Vir Dirthara - biblioteka starożytnych elfów na Rozdrożach http://dragonage.wikia.com/wiki/Shattered_Library


Pan Vincent - 2017-08-30, 14:15

Solas jeszcze przez długi czas siedział na podłodze, wpatrując się zgaszonym wzrokiem w dywan. Wciąż nie mógł uwierzyć we wszystko, czego się dowiedział. Wciąż nie potrafił zrozumieć dlaczego zdradził go jeden z jego dawnych przyjaciół i dlaczego nie miał w sobie choćby i odrobiny szacunku, która pozwoliłaby mu go uprzedzić, poinformować...
Tak, Starożytny nie miał takie obowiązku, ale... Choćby i ze względu na starą przyjaźń... Potrafili przegadać wspólnie tyle nocy, przeczytać tyle ksiąg i obaj kochali Mythal w bezgracznienie szczery sposób. A teraz pozostała między nimi tylko ta pustka, niemy (choć już nie tak do końca) wyrzut. Niezrozumienie i żal.
W końcu podniósł się z dywanu, przechodząc na swój fotel. Usiadł w nim i zapatrzył się w ogień, rozmyślając gorączkowo nad możliwościami działania.
Istniał tylko jeden sposób na to by przekonać się czy Aravas mówił prawdę, jakkolwiek irracjonalnie by ona nie brzmiała.
Jeżeli rzeczywiście wyrzucił Isellę w Pustkę, musiał ją tam odnaleźć.
Prawdopodobnie była teraz mocno osłabiona i nie wiedziała co się z nią stało. Nie mogła się przecież spodziewać, że istniało jakiekolwiek prawdopodobieństwo na to, co uczynił jej Fen'Harel. On sam także nie miał pojęcia, że...
To było w ogóle możliwe... Kiedyś zaciągnął Zasłonę zupełnie świadomie, ale tym razem zrobił to zupełnie bez namysłu i... Do stu diabłów, dlaczego padło akurat na Inkwizytorkę? Dlaczego w ogóle się tam pojawiła, jak mogła się łudzić, że uda się jej go pokonać?
Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się w zbyt krótkim czasie, zbyt wiele przyjaznych zbiegów okoliczności i pomyślnie zdanych raportów. Wyglądało na to, że ten jeden ostatni raz całe Thedas sprzymierzyło się ze Straszliwym Wilkiem by pomóć mu w ykonaniu jego zadania.
Ale Isella zawsze była niemożliwie uparta i próbowała dopóki coś jej się nie udawało, albo... Tak jak w tym przypadku, dopóki nie przegrała ostatecznie w najgroszy sposób, w jaki tylko mogła.
Solas odetchnął ciężko i ułożył się na łóżku, wyglądając przez okno. Niebo rozjaśniało się już z wolna, pozostawało mu niewiele czasu.
Musiał zacząć działać i naprawić swój błąd.

Szukał jej przez wiele godzin zanim udało mu się wreszcie złapać pierwszy trop. Odległe echo jej głosu, ni to jęku, ni szlochu.
Przeszukał każde ze swoich miejsc, każde z tych bardziej charakterystycznych i tych mniej. Rozmawiał z Duchami, pytał, prosił, zapierał się, nie poddawał.
I w końcu trafił tu. Do najgorszego ze wszystkich możliwych wymiarów Pustki. Do Pustki, która zasługiwała na swą nazwę jak żadne inne miejsce.
Ponieważ nie było tam zupełnie nic - jedynie sucha, spękana ziemia, po której Solas stąpał ostrożnie, próbując wypatrzeć w zielonej mgle odległy zarys drobnej sylwetki.
Długo krążył, wiedziony jedynie suchymi szlochami. Kiedy wydawało mu się, że Isella powinna znajdować się tuż za spękanym wzgórzem, jęk dochodził z zupełnie nowego miejsca i tak w kółko. Powoli tracił już nadzieję na jej odnalezienie. Usiadł na ziemi i skrył twarz w dłoniach, zastanawiając się jak mogło do tego wszystkiego dojść.
A może Lavellan wcale tu nie było? Może Pustka i jej duchy kpiły sobie z niego okrutnie, wyczuwając chorą zażyłość, która łączyła go z Inkwizytorką? Może sam Aravas zakpił sobie z niego, dostrzegając swoją przegraną? Skoro Iselli nie było w Pustce, oznaczało to tylko je...
I nagle ją zobaczył - drobną elfkę, skuloną pod jedną ze skał, ukrywającą twarz w drżących ramionach. Podniósł się z ziemi, czując jak z każdym krokiem, który wykonywał w jej stronę, coraz bardziej pękało mu serce. Poprawił szatę, zsuwającą mu się z ramienia - nie wiedział dlaczego, ale tym razem Pustka obdarzyła go innym odzieniem, które nie chroniło w żaden sposób przed mgłą i zacinającym nieustannie wiatrem.
- Vhenan - wydusił z siebie zbolałym głosem.- Znalazłem cię.


Draco - 2017-08-30, 14:42

W tej przestrzeni nie było niczego. Nie widziała żadnego ducha, demona, energii, niczego. Nie było rzeczy wymyślonych przez ludzi, elfy, czy qunari. Jedyne co Isella widziała to kamienie - te lewitujące, i te, które służyły jej za miejsce do przechadzania się. W Pustce jedna rzecz była niezmienna, Czarne Miasto - ale tutaj nie było nawet tego. I to właśnie ta obserwacja powiedziała jej, że coś jest bardzo nie tak. Nie mogła się wybudzić, nie była w stanie się stąd wydostać. Nie odczuwała głodu, ani zmęczenia, to prawda, ale bała się. Wiedziała, że przegrała i że jej świat właśnie teraz upada, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Nienawidziła czuć się bezsilna.
Inkwizytorka nie wiedziała ile czasu już tutaj była, ale w końcu miała wrażenie, jakby poruszała się cały czas w kółko - nigdzie nie zaprowadziło ją to maszerowanie, czy bieganie. Słyszała tylko mokry tupot własnych stóp, nic więcej.
Usiadła w końcu na kamieniach, chowając twarz w ramionach. Nie czuła bólu kikuta, chociaż widziała, że nie ma dłoni. Objęła ręką swoje nogi, przyciągnęła je do siebie i oparła czoło o kolana. Najwidoczniej została stracona i uwięziona, nie miała innego pomysłu. Próbowała przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, ale jedyne, czego była pewna, to to, że walczyła. Nic więcej.
- Vhenan - Isella usłyszała jego zbolały głos.- Znalazłem cię.
Podniosła głowę i spojrzała na... Solasa. Była zaskoczona tym, co widziała. Nie tylko chodziło o sam fakt jego obecności tutaj, gdzie przecież nie było tu niczego. On był przezroczysty, nieostry. Isella miała wrażenie, jakby to była tylko iluzja. Może tak było.
Przełknęła ślinę i oparła głowę o kolana znowu.
- Fantastycznie, teraz jeszcze mam omamy. Lepiej być nie mogło. - W jej głosie było mnóstwo gniewu. Była złamana, rozbita... Pokonana.
Ale kiedy poczuła jego dotyk na ramieniu, podskoczyła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Nie powinno cię tu być - wyszeptała. - Tu nie ma niczego. Nikogo. Ciebie też tu nie ma.
Solas chciał coś powiedzieć, ale zniknął, zupełnie, jakby został wyrzucony z tego miejsca. Jakby nie powinno go tu być. Może tak właśnie się stało, Isella nie wiedziała. Jedyne, czego była pewna, to to, że była tu sama. Jej więzienie, na wieczność.

- Aravasie, nie ma jakiegoś sposobu wydostać ją stamtąd? - Leliana patrzyła na elfa, który siedział w gabinecie Inkwizytorki i raczył się burbonem.
Elf parsknął śmiechem, ale nie był on radosny, jak można by się spodziewać.
- To nie są jakieś proste zabawy, shemlen. On ją wysłał do Pustki, zrobił dokładnie to samo, co kiedyś z elvhen. Stworzył Zasłonę w Zasłonie i tam ją wyrzucił. Nieumyślnie, oczywiście, ale taki jest Solas. Nie myśli - warknął Aravas, kończąc w jednym łyku alkohol. Przymknął powieki na krótką chwilę. - Właśnie pozbył się swojego głównego problemu - i emocji do niej, i przeciwnika, który mógł jakoś mu jeszcze zagrozić. Jutro powstaną elvhen, więc formalnie rzecz biorąc, Inkwizytorka jest martwa. Może, kiedy nabierze trochę siły, będzie można ją odwiedzać w snach, może będzie odwiedzała innych. Ale nic poza tym. Biorąc pod uwagę fakt, że ten świat się kończy, nie ma to wielkiego znaczenia.
Leliana stała przed elfem i widać było, jak z złości pracują mięśnie jej twarzy.
- I nic nie da się zrobić? Tak po prostu, nic? Mam siedzieć i patrzeć, jak świat umiera?
Spojrzenie Aravasa było chłodne i nieprzyjemne.
- Tak. Już próbowano powstrzymać Fen'Harela. Nie udało się. To koniec, uświadom to sobie.
Elf o długich, białych włosach wstał i wyszedł, tak po prostu. Głośne trzaśnięcie drzwiami było prawdopodobnie najgłośniejszym hałasem w całym Zamku od kilku godzin. Powoli świtało. A to oznaczało, że czas, który pozostał Thedas kurczył się niemiłosiernie.

Czarne Miasto - http://pl.dragonage.wikia.com/wiki/Czarne_Miasto


Pan Vincent - 2017-08-30, 16:08

- Nie powinno cię tu być - usłyszał lakoniczną odpowiedź i nagle przywiodła mu na myśl jego własne słowa, którymi zbył Inkwizytorkę gdy postanowiła nawiedzić jego sen. - Tu nie ma nikogo. Niczego. Ciebie też tu nie ma.
Chciał jej przerwać, przemówić jej do rozsądku, ale choć krzyczał najgłośniej jak tylko potrafił, z jego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Na własnych oczach tracił materialność, jego palce znikały mu sprzed twarzy, aż nagle...
Obudził się we własnym łóżku, drżąc z zimna i strachu, choć sam nie wiedział przed czym.
To, co zobaczył... Ta Pustka, to jedno wielkie nic... A pośrodku nicości ona, skulona, przerażona, oszalała ze strachu...
Jak mógł do tego dopuścić? Jakim cudem, jak... Przecież to nie miało żadnego logicznego uzasadnienia!
Nie. Miało. Przyczyna i skutek, niezawodnie sprawdzalna także w tym przypadku. Zbyt duże wyładowanie magiczne w pobliżu Kuli, to właśnie to wepchnęło Lavellan do Pustki. A wszystko to za sprawą jego dłoni. Przez swoją złość i nieuwagę sprawił, że życie jego ukochanej miało być jednym niekończącym się piekłem już do końca świata.
Albo i dłużej, bo przecież... Przecież w Pustce nie istniał czas.

Solas stał na balkonie, wbijając w barierki swoje długie palce. Wbijał je w kamienną powierzchnię tak mocno, że paznokcie łamały się brzydko, a opuszki palców bielały i bielały, odcięte od dopływu krwi.
Miał mocno zamknięte oczy, ale to nie powstrzymywało ich przed wypuszczeniem dużych łez, spływających po policzkach w dół i w dół.
Niebo zdążyło się już dawno rozjaśnić, słońce oświetlało zamek i pobliskie obozowisko, ptaki świergotały wesoło, zupełnie nieświadome tego, że to dziś nadchodził ich koniec.
Stojąc tak, rozmyślał nad niesprawiedliwością losu. O tym, że za naprawę jednego błędu przyjdzie mu przypieczętować drugi błąd i ratując tysiące istnień, zabije kolejne tysiące, miliony, ale... Żadna z tych osób nie miała dla niego tak wielkiego znaczenia, jak ta, którą skazał na coś o wiele gorszego.
Nieważne czy zamykał oczy, czy utrzymywał je otwarte, czy czytał książkę, czy też wpatrywał się w ogień - nieustannie miał w głowie obraz jej twarzy, bladej i zastygłej w rezygnacji i przerażeniu.
Nie mógł jej nawet objąć, powiedzieć, że do niej wróci, że coś razem wymyślą...
Może gdyby pzrywrócił Starożytnych, oni wiedzieliby co zrobić... Ich księgi mówiły jasno, że nikt nie umiał operować Zasłoną, ale może...
Nie, to nie miało żadnego sensu. Isella utknęła w Pustce już na zawsze i ani Fen'Harel, ani nikt inny nie potrafił już odmienić jej okrutnego losu.
W taki oto sposób pozbyłem się największej miłości swojego życia - pomyślał gorzko i odsunął się od barierek, przechodząc do miejsca, gdzie ukrył gotowy do zadziałania artefakt.


Pamiętał jak kiedyś Lavellan stanęła w jego obronie, gdy Zelazny Byk zasugerował Solasowi nieszczerość. Isella złapała go wtedy delikatnie za dłoń, ośmielając się dać znak swoim przyjaciołom, że mu ufała, że był dla niej kimś bardzo ważnym.
Wyrzucał sobie, że jej na to pozwalał, ale nigdy w całym swoim życiu nie czuł się równie dumny. Nigdy nie czuł się tak komuś potrzebny i oddany, mając jednocześnie cały czas świadomość tego, że czas zdrady zbliżał się nieuchronnie i prędzej czy później będzie musiał pozostawić Inkwizytorkę z niczym.
- Solasie, wszystko jest gotowe - Variel posłała mu nieco nerwowy uśmiech, wskazując dłonią oczyszczony plac. Solas skinął głową i odwinął Kulę z miękkich materiałów, ujmując ją pewnie w dłoń.
- Odsuńcie się - nakazał wszystkim zebranym, wbijając wzrok z bezchmurne niebo. Pogoda a Orlais była przepiękna; kolory roślinności i zwierząt przepychały się z krzykliwie niebieskim nieboskłonem, walcząc o uwagę spojrzenia.
Pamiętał, że byli tutaj kiedyś - on i Lavellan. Krótki spacer, odrobinę nerowy, bo odbywał się tuż po jednej z małych sprzeczek na temat Dalijskich elfów. Powiedział jej wtedy pierwszy raz, że jest piękna, a ona uśmiechała się tajemniczo. Ich dłonie ocierały się o siebie, ale nie odważył się uczynić żadnego ruchu by je ze sobą złączyć, poniekąd zawstydzony uwagą, którą otrzymał od Inkwizytorki.
Pamiętał swoją zazdrość o Cullena i zawiść, którą w stosunku do niego odczuwał gdy widział spojrzenie, którym obdarzał Isellę ilekroć była w jego pobliżu.
Pamiętał ich grę w karty i długie dyskusje z Dorianem na temat użyteczności magii krwi. Jego słodkie debaty nad moralnością, w których nieco wstawiona Józefina była niezrównanym mistrzem. Chłodne lecz pełne szacunku rozmowy o sensie życia i istnienia, w które wdawał się z Cassandrą. Mniej i bardziej wymowne żarty traktujące o lekkomyślności ludzi, w których Varrik był nie dość, że dobry, to jeszcze niepoprawnie zabawny...
A teraz miał pozbyć się tego świata. Nie spodziewał się, że to będzie takie trudne... Zbyt wiele dobrych osób stanęło na jego drodze, zbyt wielu z nich zasługiwało na dobre życie...
Ale elvhen, oni zasługiwali na istnienie. To nie im chciał je odebrać. Jedynie evanuris nie zasługiwały na życie, nie po tym co uczyniły Mythal... Ale z nimi rozprawi się juz za chwilę. Byli zbyt osłabieni by z nim walczyć. Wepchnie ich z powrotem za Zasłonę. To nie ich chciał tu zobaczyć, to nie za nimi tęsknił i nie ich żałował.
Uniósł w górę dłoń z Kulą i odetchnął bardzo, bardzo głęboko.
Var lath vir suledin.
Drgnął, targnięty nagłym spazem bólu. To, co przyszło mu w tej chwili do głowy było straszne, okropne. Przecież nie mógł, nie po tym... Nie po tym wszystkim.
Pozwól mi sobie pomóc, Solasie.
Drobna elfka skulona wśród zielonej mgły, majacząca o duchach, wariująca coraz bardziej z każdą minutą...
Jak brzmiała ta stara dalijska legenda?
Ile kosztowało jedno istnienie? Czy dusza miała swoją cenę? Ile jedna istota była gotowa zapłacić za miłość?
To znaczy, że nie zapomniałem o pocałunku.
Otworzył oczy, które rozjarzyły się intensywnym światłem, nadając pociagłej twarzy demonicznego wyglądu.
Wykrzyczał zaklęcie; Kula zasyczała wściekle i popłynęly z niej błekitne błyskawice, które zaczęły z wolna przecinać niebo. Wszyscy mieszkańcy Thedas wkrótce zorientowali się, co takiego nadchodzi.
Matki łapały w ramiona swe dzieci, ojcowie odwracali głowy i zasłaniali niebo swoimi szerokimi ramionami, wierząc beznadziejnie, że to pozwoli uchronić ich rodziny przed najgorszym.
Niebo pękało i pękało, aż w końcu wydawało się rozdzielić na dwoje.
Solas stał wyprostowany, Kula ogarniała błyskawicami nie tylko niebo, ale i jego ciało.
Magia, którą sączyła się ze szczeliny powalała drzewa i domy, tworzyła wokół trzymającego artefakt prawdziwe pobojowisko.
I wtedy z pęknięcia wyłonił się horyzont innego miejsca, zupełnie nieznanego zwykłym ludziom. Miejsca przepełnionego dziwacznymi widokami, twarzami i odgłosami, które niosły się po ziemi w straszliwym echu.
I z samego centrum tego paskudnego miejsca, wypadła istota. Jedna, drobna. Jej jasne włosy rozsypały się malowniczo wokół twarzy, a ciało pozbawione jednej ręki, rozłożyło się na ziemi bezwładnie, uderzając głucho o ziemię.
Szczelina zamknęła się. I nagle zrobiło się bardzo, bardzo cicho. Pęknięta Kula potoczyła się po ziemi, tląc się jak po pożarze.
Wszyscy patrzyli po sobie bez zrozumienia, starając się znaleźć wyjaśnienie dla tego, co właśnie się wydarzyło, ale nikomu nic nie przychodziło do głowy.
Czy tak wyglądał koniec świata? Dlaczego wszyscy stali jeszcze na nogach? Co robiła na ziemi tajemnicza istota? Dlaczego niebo wyglądało tak jak przedtem?
A potem zobaczyli jak Solas podnosi się wolno z kolan i podchodzi do leżącej elfki, biorąc ją ostrożnie w ramiona. Jego twarz wydawała się woskową figurą, zastygła w dziwnie zaciętym wyrazie. Pochwycił kobietę w ramiona i przeszedł przez eluvian, pozostawiając zszokowany tłum, zebrany wciąż na placu.
Cisza była tak głucha i nieprzenikniona, że aż straszna.


Draco - 2017-08-30, 16:42

Mieszkańców Thedas obudził przeraźliwy dźwięk. Głośny świst, huk, krzyki duchów i demonów. Ci, którzy przeżyli stworzenie się Wyłomu mieli wrażenie, jakby świat zataczał krąg i piekło znów miało miejsce.
Cała Podniebna Twierdza stała przy oknach lub na zewnątrz, obserwując ten spektakl - przerażający, kończący ich życie, ale piękny na swój upiorny sposób.
Ale nagle wszystko się skończyło. Szczelina, która pozostała na niebie po Wyłomie zalepiła się, wszystko tak po prostu ustało. I chociaż spodziewano się końca i śmierci, Thedas dalej stało. Tak po prostu.
- Co się stało, Aravasie? - Cassandra była ewidentnie zaskoczona i nie rozumiała sytuacji. Patrzyła na elfa, który lekko się uśmiechał.
- Solas się czegoś nauczył - przyznał mężczyzna. Pomimo pytających spojrzeń, które wszyscy zebrani rzucali w jego kierunku, białowłosy elf wszedł wgłąb zamku i poszedł do gabinetu, aby napić się burbona. Za zdrowie Solasa. W końcu mógł mu pogratulować.

Isella otworzyła oczy i spotkała się z potworną jasnością, która zapiekła, zabolała. Jęknęła cicho, przekręcając się na bok. Minęła tylko chwila, nim podjęła kolejną próbę uniesienia powiek i tym razem widziała... mebel. Jakąś szafkę, zdobioną. Była zrobiona z jasnego drewna, ale takie elfie ornamenty widziała tylko w kilku miejscach na świecie.
Podciągnęła się do siadu i rozejrzała wokół. To była sypialnia. Przez witraże wpadało słońce, racząc przestronne i duże pomieszczenie swoim ciepłym blaskiem. Wszystkie meble pochodziły z czasów starożytnych elfów, bo był to Arlathan. Poznawała styl budowli, chociaż nie miała nigdy dostępu konkretnie w to miejsce. Nie wiedziała, jak się tu znalazła. Przed chwilą była... w Pustce. Pamiętała.
Walczyła z Solasem i nagle znalazła się pośród niczego. Dalej czuła ten strach i tę okropną beznadzieję. Czy to jest ten nowy świat? Dlaczego tu była? O co chodziło?
Odwróciła się i wtedy zobaczyła Fen'Harela. Patrzył na nią z ogromnym smutkiem, z czymś, czego nie rozumiała.
- Co ja tu robię? Co się... co się stało? - wyszeptała, próbując wstać. Zakręciło jej się w głowie i usiadła ciężko na łóżku. - Byłam w Pustce, pośród niczego, a teraz jestem... Czy ty? Czy ty zniszczyłeś mój świat? - spojrzała na Solasa z widocznie wymalowanym bólem na twarzy. Nie mogła być przygotowana na taką ewentualność, ale była prawie pewna, że Thedas jakie znała nie istniało.


Pan Vincent - 2017-08-30, 16:56

Nie wiedział co mógłby ze sobą zrobić, stał więc tylko pod ścianą, zdążywszy wcześniej ściągnąć z siebie zbroję i futrzany szal. Stał pod ścianą i wpatrywał się w Lavellan, leżącą nieprzytomną w jego łożu. Oto miał przed sobą namacalny dowód, cenę za swoją ułomność. Jego symbol odkupienia i upadłości jednocześnie.
Spoglądał na jej szczupłą twarz, jasne włosy i pełne wargi. Podziwiał mocny zarys talii, widoczny nawet pomimo otulającego ją przykrycia.
Nie chciał, nie miał siły myśleć o reszcie. O wszystkich elvhen, które skazał na wieczne potępienie, którym odmówił ostatniej deski pomocy ze względu na swoją miłość.
Zacisnął powieki i wydał z siebie ciche westchnienie, a potem wyłączył się. Wyłączył swoje myśli, pragnienia i obawy, po raz pierwszy od dawna.
Stał pod ścianą, minuty mijały jedna za drugą, ale Solas nie zauważał tego. I to uczucie było tak błogie, wytęsknione i dobre, że przywitał je niemalże ze wzruszeniem, z ulgą porównywalną do tej, którą odczuwał gdy wreszcie odpuszczał mu potworny ból głowy, dotkliwy, nieznośny.
Nie wiedział po jakim czasie Isella poruszyła się w pościeli, a potem powoli usiadła wśród pościeli, przenosząc na niego nierozumiejące spojrzenie.
Wiedział, że musiała minąć chwila by skojarzyła wszystkie fakty. By uświadomiła sobie, co się wydarzyło, gdzie się znajdowała. Pustka potrafiła wyniszczyć człowieka, namieszać mu w głowie.
- Co ja tu robię? Co się... co się stało? - Wyszeptała, zabierając się wyraźnie za próbę opuszczenia łoża. Była jednak zbyt słaba, ramię odmówiło jej posłuszeństwa. - Byłam w Pustce, pośród niczego, a teraz jestem... Czy ty? Czy ty zniszczyłeś mój świat?
Spojrzenie zielonych oczu przesycone było dotkliwym bólem, rozpaczą tak ogromną, że na moment Solas był gotów zapomnieć o otaczającym go świecie i przypaść do Inkwizytorki by zetrzeć ten smutek swoimi pocałunkami.
Ale nie musiał przecież tego robić. Wystarczyło powiedzieć jej prawdę. Prawdę, która miała okazać się dla Lavellan istnym zbawieniem.
- Nie zniszczyłem go - Solas nie poznawał swojego głosu. Był przygasły, ochrypły i wyprany z emocji. - Twój świat nadal istnieje i ma się dobrze, Inkwizytorko.


Draco - 2017-08-30, 17:16

- Nie zniszczyłem go. Twój świat nadal istnieje i ma się dobrze, Inkwizytorko.
- Co? Ale... wygrałeś - szepnęła, patrząc na niego i nic nie rozumiejąc. Zmarszczyła brwi, patrząc na jego twarz.
Wygrał, ale wyglądał jak przegrany. Jeśli świat dalej istniał, co się stało? O co tu chodziło? Isella nic nie rozumiała.
"Byłaś za Zasłoną. Miał jedną szansę. Wybrał ciebie" - odezwała się Studnia.
Kiedy szepty przekazały jej tę informację, kobieta nabrała mnóstwo powietrza. Już rozumiała. To miejsce, w którym była... To właśnie tak czują się elvhen, których uwięził Solas. Dlatego chciał ich ratować za wszelką cenę.
Isella podniosła się w końcu z łóżka i podeszła do mężczyzny. Stał tam, w kącie, jak mebel. Wiedziała, że to on stał za wszystkimi jej smutkami i troskami, a pomimo tego była szczęśliwa i zdruzgotana jednocześnie. W końcu rozumiała jak czuli się ci, których przypadkiem Solas wygnał. I była mu wdzięczna, że ją wybrał, chociaż wiedziała, że to... To było szalone. Nie powinien tego robić.
Stała przed nim, dokładnie jak w jego śnie. Blisko. I chociaż nie miała na sobie sukni, ani krwi na twarzy, patrzyła na niego z tym samym uczuciem. Dotknęła jego policzka, a on przymknął powieki, wtulając się w jej dłoń.
- Co z elvhen? - spytała, głaszcząc kciukiem jego policzek.
W jego oczach pojawiły się łzy i Isella nie mogła inaczej zareagować, niż po prostu go przytulić. Objął ją całą, chowając twarz, a ona na to pozwoliła, tuląc go do siebie tak mocno, jak tylko mogła.
- Uwolnimy ich. Wszystko będzie dobrze.
Isella nie wiedziała ile czasu spędziła w jego objęciach, ile tak trwali, stojąc, a później siedząc przy ścianie, przytuleni do siebie.

Kiedy pojawiła się w Podniebnej Twierdzy, było popołudniu. Chciała wziąć Solasa ze sobą, ale nie miała pewności, czy cały zamek nie rzuci się na niego z mieczami. Bezpieczniej było zostawić go tutaj, spotkać się później. Musiała załatwić mnóstwo spraw u siebie. Nie miała innego wyjścia, zniknęła z pola bitwy nagle i niespodziewanie. Kiedy przechodziła przez główny dziedziniec, wywołała sensację, ale prawdziwe apogeum powstało dopiero później, gdy dotarła do głównej sali. A tam znalazła ołtarz poświęcony... jej osobie właśnie, tuż przy tronie Inkwizytora. I mnóstwo ludzi, którzy na nią patrzyli.
- Ty żyjesz! - krzyknęła Cassandra, widząc swoją przyjaciółkę, która nieśmiało się do nich uśmiechała.
- Tak się złożyło - zażartowała Isella. Zaraz została otoczona przez tłum ludzi, którzy chcieli ją przytulić i wypytać o wszystko. Tak spędziła całe popołudnie, wieczór i część nocy. Wszystkie kopie zapisanych informacji wysłała do swojego klanu, aby ten rozprzestrzenił je dalej - niedługo miał być zjazd wszystkich Dalijczyków, była okazja. Zapowiedziała też, że chce, aby poznali kogoś specjalnego i następnym razem przyjedzie z dwoma przyjaciółmi.

Późno w nocy przeszła przez eluvian. Noc w Arlathanie zapierała dech w piersiach i nim pobiegła do zamku, zatrzymała się przez chwilę nad przepaścią, obserwując, jak księżyc odbija się w wodzie na samym dole. Szum wodospadu koił jej niepokój, ale nie ekscytację.
Trafiła do zamku bez problemu. Weszła do środka, znalazła sypialnię Solasa. Leżał tam, chyba spał. Isella cicho rozebrała się i w samej koszulce i majtkach wsunęła się pod kołdrę swojego ukochanego. Przytuliła się do niego i zamknęła oczy, wzdychając z ulgą.


Pan Vincent - 2017-08-30, 19:03

Ale Solas nie spał. Udawał tylko, wiedziony nagłym impulsem, który kazał zamknąć mu oczy gdy tylko wyczuł magię używanego eluvianu.
Był ciekaw, co takiego postanowi Inkwizytorka - gdy opuszczała jego sypialnię, śpiesząc do Podniebnej Twierdzy by wyjaśnić wszystkim, co się wydarzyło, Fen'Harel nie był nawet pewien czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy.
Jego serce było pęknięte na pół i nie umiał niczego na to poradzić. Ratując Isellę, stracił szansę na uratowanie swego ludu. To bolało, niewyobrażalnie bolało.
Tkwiąc w jej objęciach, czuł się odrobinę lepiej, bo dopadało go złudne poczucie spokoju. Był w stanie niemalże sobie uświadomić, że jego mała wojna dobiegła końca.
Uwolnimy ich. Wszystko będzie dobrze.
Nie uwolnimy, chciał jej wtedy odpowiedzieć, ale jego gardło ściskał żal i rozpacz i nie potrafił z siebie wydusić nawet jednego słowa. Obejmował ją kurczowo, pragnąć czuć cokolwiek poza trawiącą jego ciało pustką, ale nie potrafił, nie w tej chwili.
W końcu przeciągali to jednak zbyt długo i Lavellan musiała wrócić do siebie, ocenić straty, porozmawiać ze swoim ludem.
Solas został sam i (niestety) miał czas na ponure rozmyślania. Leżał na łożu i wpatrywał się w sufit, przywracając przed twarz obraz zawiedzionej Mythal. Wszystkie twarze swoich sióstr i braci, ich katorgę w wiecznej wędrówce przez nicość. Aż w końcu poczuł, że musiał wstać i na swoje własne nieszczęście posłuchaj idiotycznej ochoty.

Stał na tarasie i patrzył z góry na zamgloną przepaść.
Gdzie znalazłaby się jego dusza, gdyby tak po prostu skoczył? Czy to naprawdę było tak wiele? Przejść przez barierki i pozwolić swojemu ciału osunąć się dół?
Czy to przyniosłoby mu ukojenie? Zniosło w jakiś sposób jego potworny ból i poczucie rezygnacji?
Nie, to byłaby głupota. Okazałby słabość, tak ogromną i żałosną, że już na zawsze zapamiętano by go jak zwykłego tchórza. Mężczyznę, który nie miał odwagi spojrzeć na nowy świat łaskawszym okiem.
Cóż, może nie nowy. Ten świat był stary, to on po prostu zbyt długo spał i nie pasował już do tego miejsca. Nie potrafił się przyzwyczaić do nowych praw rządzących Thedas, ani do wzgardy jaką okazywano wiecznie elfom. Kiedyś byli prawdziwą potęgą, a teraz spluwano na nich po rynsztokach! Gdzie tu podziała się sprawiedliwość, dlaczego...
Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że cała ta wyrwa w historii i kulturze również była jego winą! Winą, której nie odkupił i już nigdy nie będzie miał na to szansy!
Puścił barierek i odsunął się od nich na parę kroków.
Zdrajca własnej rasy, odezwał mu się w głowie cichy i nieprzyjemny głos.
Solas skrzywił się boleśnie i pokręcił głową.
Wszystko stracone, wszystko, co znałeś zostało puszczone z dymem. Przez ciebie, Straszliwy Wilku.
- Przepraszam - wyszeptał w nicość, kierując swoje słowa do Mythal. - Przepraszam, że nie zdołałem uratować twoich dzieci, moja najdroższa przyjaciółko.


A teraz leżał obok Lavellan i czuł przy sobie ciepło jej ciała. Kusiło go by otworzyć oczy i przyjrzeć się jej dokładniej, ale nie potrafiłby się chyba zachować.
Nie wiedział na czym dokładnie stali - czy teraz, gdy teoretyczne zagrożenie zostało wyeliminowane, Inkwizytorka była gotowa stworzyć z nim na nowo silną więź, czy też chciała być przy nim by mu podziękować. A może leżała tu, w jego łożu, bo chciała się z nim pożegnać?
Czy miała zamiar zakuć go w dyby? Wysłać do lochów, albo skazać na śmierć? Oddać w ręce nowej Boskiej, lub...
Tyle myśli kłębiło mu się w głowie! Choćby starał się ze wszystkich sił, nie potrafiłby teraz zasnąć.
Odetchnął głęboko, czując drobną dłoń układającą mu się na klatce piersiowej.
Był ubrany w piżamę z cienkiego materiału - chroniła go przed zimnem, ale nie należała do uciążliwych, czepiających się materiałów. Bardzo wygodna i funkcjonalna, stanowiła jego ulubione odzienie do snu. Ale Lavellan... Ona chyba nie miała na sobie zbyt wiele. Wyczuwał jej nagie udo przerzucone przez swoją nogę. Ramię też nie było odziane w nic wyjątkowego, choć nie mógł mieć pewności, kierując się domysłami.
Kusiło go by rzucić na nią spojrzenie, choćby na ułamek sekundy. Ale gdyby się zdradził, dowiedziałaby się o jego udawanym śnie, a to postawiłoby go w świetle, w którym nie chciał się znajdować.
Trudno, będzie musiał się jakoś przemęczyć. Przecież w końcu uśnie, sen był naturalną reakcją ciała. Byleby tylko nie myślał o złych rzeczach. Musiał skupić myśli na Lavellan, tak.
Na tym jak ciepłe było jej ciało. Jak smukłe było to udo, którym ocierała się leciutko o jedwabistą tkaninę piżamy. Jak blisko znajdowała się jej pierś, oparta wygodnie o jego ramię.
Ale im więcej rozmyślał o ciele Inkwizytorki, jego ciało miast w objęcia snu, poddawało się zupełnie innym naturalnym reakcjom.
Jak mógł być aż takim idiotą! Do stu diabłów, czy naprawdę nie mógł skupić myśli na zapachu jej włosów, lub... Czymkolwiek innym, co nie sprawiłoby, że jego oddech stałby się tak cholernie nierównomierny?


Draco - 2017-08-30, 19:26

Isella nie mogła spać. Położyła się u jego boku, pierwszy raz i...Ostatnie tygodnie były najgorsze i najpiękniejsze jednocześnie. Nigdy wcześniej nie czuła takiej huśtawki nastrojów, jak przez ten krótki okres - od nadziei, ciepła, miłości aż po rezygnację, uczucie przegranej. Poczuła to wszystko i sam fakt, że żyła był dla niej czymś, czego się nie spodziewała.
Gdy tylko poznała plany Solasa, wiedziała, że nie wyjdzie z tego cało. Była pewna. Miała tylko nadzieję, że przekona go do zmiany zdania albo zneutralizuje go, pociągnie za sobą. Wyszło lepiej, niż jej się wydawało, pomimo wszystko.
- Wiem, że mi nie wierzysz w związku z elvhen. Ale Aravas ma plan, a ja mu ufam - wyszeptała Isella, słysząc, jak mężczyzna zaczął nierównomiernie oddychać. Nie spał.
Otworzyła oczy i spotkała się z jego błyszczącym spojrzeniem.
- Jestem sługą Mythal, Solas. Nie zapominaj o tym. Zrobię wszystko, żeby odzyskać elvhen. Ale nie chcę przy tym tracić ciebie. Za bardzo cię kocham.
Nie podnosiła głosu, spoglądała tylko na niego. Uśmiechnęła się czule do mężczyzny, przysuwając się bliżej. Musnęła jego wargi, raz, drugi. Nie musiała długo prosić. Odpowiedział na jej pocałunek, na tę niemą zachętę. Isella westchnęła, przymykając powieki i zatapiając się w tym tańcu języków, który sama zapoczątkowała.
Przyciągnęła jego biodra do siebie, przysunęła się bliżej. Jej koszulka była zwiewna i mało konkretna, więc kilka ruchów w łóżku wystarczyło, by podwinęła się, pokazując wszystko to, co kryła. Ale zupełnie się tym nie przejmowała. Żałowała tylko, że w takich momentach nie miała drugiej ręki, którą mogłaby się wspomóc. Kikut był tylko kikutem, o ile mogła przetrzymać przedramieniem drzwi, aby sobie pomóc lub coś równie prostego, w momentach, gdy to dłonie były priorytetem nie miała złudzeń - była po prostu jednoręczna.
Isella przesunęła dłonią po jego torsie, uśmiechając się przez pocałunek, gdy poczuła, jak jego mięśnie napinają się. Wiedziała, że jej dotyk dążył do czegoś. Nie miała pewności, czy Solas się na to zgodzi, ale niech ją szlag trafi, nie zamierzała nigdy więcej myśleć o tym, że umarła jako dziewica.


Pan Vincent - 2017-08-30, 21:24

Isella była taka piękna - Solas nie umiał w sobie powstrzymać tej niemądrej myśli, gdy patrzył, nieskrępowany na jej piękną twarz. Podążał tak spojrzeniem od jej pięknych szmaragdowych tęczówek, przez mały nos do pełnych warg, które Inkwizytorka przygryzała delikatnie, zupełnie tak jakby była świadoma tego jak bardzo to działało na jego zdradliwe ciało. I wszystko to zachwycało go bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Na chwilę zerknął również niżej, na odsłonięte obojczyki ramiona. Lavellan była bardzo szczupła i drobna, ale nie odbierało jej to uroku. Jej ciało wciąż było zgrabne i kobiece, a oglądanie go bez zwyczajowych ubrań było...
Bardzo ciekawym doświadczeniem.
- Jestem sługą Mythal, Solas - powiedziała, spoglądając mu śmiało w oczy. - Nie zapominaj o tym. Zrobię wszystko, żeby odzyskać elvhen. Ale nie chcę przy tym tracić ciebie. Za bardzo cię kocham.
Nie miał sił by się z nią o to teraz wykłócać. Mógł tylko pozwolić jej się pocałować, a potem oddać pocałunek równie namiętnie i nieśpiesznie, co ona. Wyczuł jej dłoń, to jak się do niego przyciągnęła, przyciskając się jeszcze bliżej. Zaczynał się obawiać, że jeśli wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, Inkwizytorka zorientuje się jak trudno było mu utrzymać się w ryzach.
Dopiero teraz docierało do niego jak bardzo tęsknił nie tylko za jej duchowym wsparciem, głosem i uśmiechem, ale i dotykiem .
Ile razy wyobrażał sobie ten brzuch, po którym sunął teraz powoli palcem... Jego skóra była taka gładka, delikatna, niczym u dziecka... Ani jednej fałdki, zagięcia, Isella byłą tak filigranowa, gdyby tylko chciał, mógł zrobić jej krzywdę jednym ruchem.
Wsunął jedno z ramion pod jej biodro, sprawiając, że odległość dzieląca ich ciała ograniczyła się już do absolutnego minimum. Czuł jej piersi przyciskające się ciasno do torsu, podczas gdy ich wargi ocierały się wciąż o siebie, gdy w najzwyczajniejszy sposób dawali upust wszystkim targającym nimi emocjom. Zamruczał cicho i zassał się na jej języku, rozkoszując się jego słodkawym posmakiem. Po chwili wahania chwycił za jedno z drobnych ud i pociągnął je sobie wysoko na biodro, splątując ich ciała jak dzikie pnącza. Westchnął głęboko, gdy podczas jednego z wyjątkowo rozkosznych przegięć, Isella odchyliła szyję, dając mu do niej dostęp. Bez namysłu zaatakował ją ustami, pieszcząc, kąsając i całując odsłonięte miejsce. Nie trzeba mu było wiele takich pocałunków żeby stał się twardy, ale kiedy wyczuł swój własny wzwód, ocierający się nieznośnie powoli o płaski brzuch Inkwizytorki, znieruchomiał i wycofał się nieco.
To, co robili było absolutnie niepoważne! Nie mógł pozwolić by Isella tak po prostu oddała mu się tu i teraz, kiedy nie zdążyli ze sobą nawet porozmawiać, ustalić ich przyszłości, odpocząć i pomyśleć.
Nie chciał by Lavellan podjęła decyzję, której kiedyś będzie żałowała. Sam wiedział jak potrafiło to potem boleć.
- Vhenan - wydusił z siebie, oblizując wolno dolną wargę, która wciąż nosiła na sobie słodki smak elfki. - Nie możemy, to... - Przymknął powieki, nakazując sobie zachowanie spokoju. - To niewłaściwe.


Draco - 2017-08-30, 21:44

Czuła dreszcze, które przechodziły przez całe jej ciało. Zaczynały się gdzieś na twarzy, docierały wszędzie. Byli tak blisko siebie, jedyne co ich jeszcze dzieliło, to bielizna Iselli i pidżama Solasa, nic więcej. Obie te rzeczy były kwestią czasu.
Jedna z jego dłoni przesunęła się po całej długości uda Inkwizytorki, przemknęła przez biodro i palce dotykały dalszych części jej ciała - całą talię, aż w końcu dotarła do piersi.
Jęknęła cicho, czując jego palce na sutku. Odchyliła mimowolnie głowę, nie mogąc tego kontrolować i właśnie wtedy Solas zdecydował się przysunąć wargi do tej wrażliwej części jej ciała. Przymknęła powieki, zaciskając palce na delikatnym materiale koszuli mężczyzny. Czuła, jak odziany wciąż w spodnie penis przesunął się jej po brzuchu. Zaskoczyło ją to w pierwszym momencie, ale i pochlebiało jej to. Bardzo.
I nagle tak po prostu odsunął od niej usta, spojrzał na nią inaczej. Ciągle grały mu w oczach ogniki, ciągle spojrzenie było rozgorączkowane, a usta delikatnie spierzchnięte i błyszczące, ale słowa, które z nich wychodziły nie były jakimś miłosnym zaklęciem, tylko... odmową.
- Vhenan - wydusił Solas, oblizując wolno dolną wargę. Isella musiała spojrzeć na jego usta. - Nie możemy, to... - Przymknął powieki, a Isella zmarszczyła brwi. - To niewłaściwe.
- Co jest niewłaściwego w seksie? - spytała, głaszcząc go lekko po policzku.
Przewróciła go na plecy, siadając mu okrakiem na udach. Księżyc wpadał przez wielkie okna, ukazując więcej, niż można by się spodziewać.
Koszulka Iselli była niemalże całkowicie podwinięta, nawet jej nie poprawiła. Wręcz przeciwnie, zdjęła ją z siebie, rzucając gdzieś w kierunku puchatego dywanu.
Została jej tylko bielizna. Nie miała imponująco wielkiego biustu, ale nigdy nie posiadała też kompleksów z tego tytułu - były jędrne, miały ładny okrągły kształt, a w tym momencie jej sutki stały na baczność, świadcząc o podnieceniu.
Naprawdę jej się podobało to, co robili.
- Nie odmawiaj mi, chyba że mnie nie chcesz. Wtedy po prostu mi powiedz i nie będę się wygłupiać. Ale jeśli chcesz, ja też chcę. Bardzo - szepnęła, gdy pochyliła się nad jego ustami i znów je musnęła.
Po raz kolejny chciała wciągnąć go w pocałunek, w namiętność, którą oboje odczuwali.


Pan Vincent - 2017-08-30, 22:29

- Co jest niewłaściwego w seksie? - Na piękną twarz Inkwizytorki wstąpił wyraz delikatnego poirytowania i zaskoczenia. Według niej wszystko musiało być w najlepszym porządku, ale Solas dobrze wiedział, że tak wcale nie było! Wszystko działo się zbyt szybko i nie powinni tak po prostu dać się ponosić pierwszemu lepszemu uniesieniu, potęgowanemu jeszcze przez niedawno przebyty stres i...
Kurwa mać.
Te dwa ordynarne słowa były jedyną myślą, która pojawiła mu się w głowie na widok Lavellan, siadającej mu na biodrach. Światło księżyca, wpływające łagodnie przez zasłony ukazywało jej drobne ciało w najpiękniejszy sposób, jaki mógł sobie tylko wyobrazić. Do tego, dla kontrastu zimnego księżycowego światła, od tyłu, po jej plecach i pośladkach pełzał ciepły, pomarańczowy poblask ogniska, trzaskającego żywo w kominku.
Wygiął biodra, wciskając je możliwie najdalej w materac - pośladki Iselli tkwiły zaledwie centymetry od uwięzionej w okowach materiału erekcji. Z jakiegoś powodu uznał, że byłoby niestosownym ocierać się o nią tą częścią ciała. Nie umiał się za to w żaden sposób powstrzymać od tego by nie sięgnąć do jej piersi, gdy Inkwizytorka pozbyła się z siebie (czy miała pojęcie jak wtedy wyglądała?!) zwiewnej koszulki, dając mu doskonały widok na dwie jędrne półkule.
Dotknął jedną z nich, pogładził skórę, przesunął po jej powierzchni opuszkami palców, wciąż odrobinę szorstkich po krzywdzie, którą w nie sobie zrobił. Skubnął sutek i obserwował z zafascynowaniem jak robi się jeszcze sztywniejszy, napęczniały do tego stopnia, że chciało się go tylko wziąć w usta.
- Vhenan - drugą dłoń ułożył jej na biodrze, przesuwając ją wolno w górę, do samego karku, by wpleść ją wolno pomiędzy długie pasma niemożliwie miękkich włosów. Pogłaskał je czule i przysunął sobie jej twarz, dając za wygraną, gdy nagle
Łup, łup, łup.
- Solasie, jesteś tam? To dość, pilne ja... - Variel pchnęła drzwi i... Cóż, w jednej chwili wydarzyło się wiele rzeczy jednocześnie.
Solas, wiedziony nagłym impulsem, zrzucił z siebie Isellę, odsłaniając w ten sposób całą swoją (na szczęście skrytą pod materiałem piżamy) intymność. Potem zorientował się, że to nie on był nagi, a sama Lavellan, pośpieszył więc z narzuceniem na nią przykrycia. Był spanikowany i speszony, nie myśląc więc wiele, zarzucił przykrycie w taki sposób, że przykrył całą Inkwizytorkę, łącznie z jej głową. Variel obróciła się plecami i zaczęła cicho chichotać, mamrocząc coś o tym, że bardzo, bardzo przeprasza, ale Solas jej nie słuchał.
Czerwony na twarzy sięgnął jeszcze raz do przykrycia i odsunął je troskliwie z twarzy wyraźnie rozbawionej Lavellan. Popatrzył na nią i sam również parsknął śmiechem, choć wstyd nie pozwalał mu na prawdziwy ubaw.
- Przed zamkiem gromadzi się armia buntowników, Carias mówił o tym, że słyszał jak pokrzykują coś o osobistym wymierzeniu sprawiedliwości i walce w imię Inkwizycji. Wyraźnie szykują się do ataku, ale są tak nieliczni, że właściwie nie wiemy jak mogą się łudzić, że coś wskórają. Dowiedziałam się również, że przesiaduje tu sama - chrząknęła, ewidentnie walcząc z uśmiechem - Inkwizytorka i pomyślałam, że może mogłaby pójść do swoich ludzi i przekonać ich do tego by nie umierali na marne. Trochę nam ich szkoda. - Przyznała, wzruszając ramionami.
Solas popatrzył na Isellę, poczuł jak jego brwi podjeżdżają w górę czoła.
- Buntownicy? - Powtórzył, szukając w jej twarzy jakiegokolwiek zrozumienia. - Domyślasz się, kto może za tym stać?
- To dalijczycy - dodała Variel po chwili namysłu. - Wszyscy uzbrojeni w łuki i kusze.


Draco - 2017-08-30, 23:02

Isella widziała to spojrzenie, którym obdarzał ją Solas. Podobało mu się to, co widział, nie miała wątpliwości. Dotyk jego dłoni na piersiach był przyjemny, zapewnił kolejny rozkoszny dreszcz, który spodobał jej się, nie mogła zaprzeczyć.
Westchnęła cicho, drżąco, przygryzając wargę. Uśmiechnęła się, gdy druga dłoń dotykała jej biodra, później tali, żeby w końcu spocząć na karku, wplątane w blond włosy. Już go całowała, już przeszedł przez jej ciało dreszcz ekscytacji, aż tu... Usłyszała pukanie.
I nim zdążyła zareagować, Solas spanikował, zrzucił Inkwizytorkę z siebie. Siedziała tak przez chwilę zupełnie zaskoczona, dopóki elf nie przykrył ją kołdrą, tak po prostu, aż po czubki. Isella starała się powstrzymać śmiech, ale gdy Solas odsłonił jej twarz, parsknęła nim zupełnie niekontrolowanie. Podniosła się na łokciu, spoglądając na kobietę, która im przeszkodziła. Stała tyłem i dawała ewidentnie chwilę na to, aby Lavellan się ogarnęła. Sięgnęła więc po pierwszy element ubioru, jaki znalazła - a była to koszula Solasa. Nałożyła ją na siebie, wstając z łóżka.
- Buntownicy? - powtórzyła sama Isella, marszcząc brwi.
Westchnęła ciężko, słysząc, że to jej własny lud.
- Pytanie jak się tu dostali. Nie da się przecież tutaj dostać... Niech ich szlag trafi - warknęła zirytowana elfka, podnosząc się z łóżka. - Zaraz to załatwię. Ma serannas - mruknęła.
Stanęła na palcach i pocałowała Solasa w policzek.
- Zaraz wrócę. Możesz mnie do nich zaprowadzić? - spytała kobiety, a ta przytaknęła.
Isella założyła szybko swoje buty i tak wyszła z zamku, w koszuli Solasa i swoich butach. Nie obchodziło ją to, że wyglądała nieprofesjonalnie. Mogła tu spać, do cholery, miała prawo nie wyglądać reprezentatywnie dla ogółu. Na szczęście Fen'Harel był wyższy, niż ona - jego koszula wyglądała na niej trochę jak sukienka, jeśli chodziło o długość. Nie będzie nikogo gorszyła skąpą bielizną.
Gdy tylko wyszła na zewnątrz, usłyszała krzyki mężczyzn i kobiet. Spojrzała na źródło hałasu, dostrzegając, w istocie, Dalijczyków. Jasnowłosa kobieta zeszła po schodach, zupełnie tak, jakby miała na sobie pełny rynsztunek, a nie koszulę.
- O co chodzi? - spytała, gdy stanęła przed nimi.
Wszyscy zamilkli, patrząc na Inkwizytorkę w takim stanie.
- My... My wiemy, że to Fen'Harel zrobił tę dziurę na niebie dzisiaj, powinien zapłacić za swoje grzechy! Chcemy, żeby za to zapłacił. - Wyrwał się jeden z nich, kiedy przestał się patrzeć na półnagą Inkwizytorkę. Był wysoki, a jego vallaslin miało dokładnie ten sam wzór, który Isella miała niegdyś. Oznaczał Mythal.
- Nie rozgłaszałam prawdy po to, żebyście mi robili wstyd przed starożytnymi elfami, rozumiemy się? - westchnęła, pocierając dłonią czoło. Zmarszczyła brwi. - Ir abelas, ale tak się składa, że gdyby nie zrobił tej dziury na niebie, spędziłabym całe życie za Zasłoną. Technicznie rzecz ujmując, uratował mnie. Jak się tu w ogóle dostaliście?
- Spytaliśmy w Twierdzy - mruknął ten sam, teraz trochę zawstydzony.
- W Twierdzy, mówisz... W porządku. Czy możemy się rozejść? Jestem zmęczona, proszę - westchnęła Lavellan, trochę teatralnie.
To był taki dobry moment, oczywiście musiano im przerwać. Niech to szlag.
Zbiorowisko, na szczęście, rozeszło się, gdy dopytało jeszcze trzy razy, czy na pewno Solas był bezpieczny. Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, nie tylko dlatego, że nie wiedziała - była podniecona, nie w głowie jej były tak ważne rzeczy.
Podziękowała elfce, która jak się okazało, nazywała się Variel i wróciła do sypialni Fen'Harela.
- Wróciłam. Zachciało im się, robić mi wstyd - warknęła lekko zirytowana.
W drodze do łóżka ściągnęła buty i zdjęła z siebie koszulę Solasa, na jego oczach. Znów odkryła swoje ciało, teraz pachnące mężczyzną, do której należał kawałek garderoby i wiatrem.
- To na czym my...? - uśmiechnęła się lekko, patrząc na ukochanego.

ma seraanas - dziękuję
ir abelas - przepraszam


Pan Vincent - 2017-08-31, 01:09

Gdy tylko drzwi zamknęły się za Isellą i Variel, Solas sięgnął po szlafrok i nałożył go sobie na ramiona, udając się na balkon. Oparł się o kamienną ścianę i wychylił lekko, dostrzegając rozsierdzony tłum. Dalijczycy pokrzykiwali coś wściekle, potrząsając łukami i mieczami, w oddali świeciły płomienie pochodni. Zachowali się jak zwykły motłoch, nic niewarte pospólstwo. Brzydzili go swoją agresją, chęcią mordu i zadośćuczynienia.
Inkwizytorka musiała wierzyć, że wszystko to działo się jedynie z troski i wraz z licznymi rozmowami i udostępnianiem im wiedzy, zmienią się na powrót w najpotężniejszą z ras, ale Solasowi daleko było do choćby cienia wiary.
Chciał odczuwać to wszystko inaczej, ale nie potrafił kiedy tak na nich patrzył i porównywał pokryte tatuażami twarze do tych, które należały do Starożytnych. Te biedne stworzenia nie miały w sobie tyle klasy i gracji, tyle spokoju i dystansu. Nie były tak inteligentne, nie szukały odpowiedzi tylko chowały się biernie po lasach, stając się ludzkimi popychadłami.
Zmrużył powieki, dostrzegając kroczącą w kierunku tłumu Lavellan. Miała na sobie jedynie jego koszulę i buty i wyglądała tak... Zjawiskowo.
W żadnym momencie swego życia, Solas nie odczuwał by ktoś należał do niego tak bardzo jak ona, teraz, stojąc tam na dole w jego ubraniach.
Widział, że próbowała przemówić Dalijczykom do rozsądku, że rozmawiała z nimi, tłumaczyła... Ciekawe jakich używała słów. Czy broniła go, czy jedynie zabraniała go prześladować?
Co tak naprawdę myślała o nim Isella? Wybaczyła mu już to, co jej uczynił? A może nosiła ten cierń w sercu, pielęgnując go po to by kiedyś zemścić się na nim w najokrutniejszy sposób?
Odsunął się od barierek i wykrzywił usta w pół uśmiechu, pochylając się nad kociołkiem z gotującą się wodą.
Bez względu na to, co się miało zaraz stać, po niefortunnych odwiedzinach Variel, potrzebował przynajmniej filiżanki herbaty.

- Zachowała się jakby była pod wpływem jakiegoś uroku - wymruczał Everell, posyłając zebranym wymowne spojrzenie. - W życiu nie widziałem jej tak rozkojarzonej. Jeszcze ten strój, czy tak ciężko było jej włożyć spodnie?
- Halam, Everellu! - Pierwsza klanu wydęła wargi w rozeźlonym grymasie. Pojawiła się zupełnie nagle, wychodząc z eluvianu. - Taki wstyd! Kiedy dowiedziałam się co najlepszego zrobiliście, nie wiedziałam gdzie mam podziać oczy! Opuścić las, opuścić swój klan by zachować się jak nieokiełznane bydło!
- Przecież wszyscy się zgodzą, że Lavellan była pod wpływem tego potwora! To on namieszał jej w głowie i zmusił ją do usunięcia vallasli...
- Harellan - Pierwsza splunęła elfowi pod nogi i chwyciła za ramię najmłodszą elfkę, znikając znów za taflą eluvianu.
- Przykro mi, Everiellu - Sheena westchnęła głęboko i poklepała przyjaciela po ramieniu. - Lepiej wracajmy i postaraj się ją przekonać do przymrużenia oka na ten wyskok. Narobiliśmy wstydu na całe Thedas.
- Ona nawet nie odpowiadała na nasze pytania! - Everiell zaczerwienił się wyraźnie na twarzy, wściekły i upokorzony. - Powinniśmy tam iść i choć zapytać, sprawdzić! To niesprawiedliwe, że nikt nie chce mi wierzyć. Moim zdaniem...
- Zamknij się wreszcie - żachnął się jeden z klanu, mężczyzna niski wzrostem, ale jak na elfa wyjątkowo krępy - zamknij się i przełaź przez to lustro bo zaprowadzę cię tam kopami. Dość wstydu narobiłeś. Won!

Solas siedział w fotelu, pijąc herbatę, gdy Isella powróciła do komnaty i... Cholera, od razu wiedział, że ta mała prowokatorka nie zamierzała sobie odpuścić.
Przysunął do ust filiżankę i upił z niej łyk obrzydliwej, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Tak, musiał jej teraz pić o wiele więcej, może wtedy nie zwróci uwagi na...
Piękne ciało, odsłaniane na jego oczach w najintymniejszy ze wszystkich sposobów. Lavellan rozbierała się przed nim, podniecona i beztroska.
A on chciał z nią porozmawiać, naprawdę! Nie mogła mu tego robić, nie teraz!
- O co im chodziło? - Zapytał spokojnie, choć jego rozpalony wzrok utkwiony był w sterczących piersiach, idealnym wcięciu w talli, w smukłych udach. - Czy przybyli tu, myśląc, że Fen'Harrel trzyma cię i więzi w swych mrocznych komnatach?
Nie panował nad tym. Nutka podtekstu sama wkradła się do jego wypowiedzi, gdy wiedziony impulsem poprzez sugestywne obrazy, przegrywał walkę z silną wolą, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.


*Halam – koniec
**Harellan – oszust, zdrajca własnego rodu


Draco - 2017-08-31, 01:34

Miała świadomość tego, że skoro wyszła w takim stroju i stanie do Dalijczyków, zaczną gadać, a to rozniesie się pocztą pantoflową. Nie znała elfów z tego konkretnie klanu, ich twarze nie były dla niej znajome - prawdopodobnie byli to Dalijczycy z Fereldenu. To nie oznaczało, że nikt nie znał jej - w końcu była Inkwizytorką. Nie obchodziło jej to jednak, co będą mówić. Nie miała zamiaru się ukrywać z tym, co do niego czuła. Nigdy zresztą tego nie robiła, nie widziała powodu. W końcu, miała nadzieję, Solas jej już nie zostawi. Chciała, żeby był częścią jej życia.
- Dokładnie. Jesteś taki podły i niedobry, trzymasz mnie tu na smyczy - uśmiechnęła się kokieteryjnie, podchodząc powoli do mężczyzny. Nigdy wcześniej tego o sobie nie wiedziała, ale Iselli podobało się to, jak Solas na nią patrzył. Czuła się adorowana, kokietowana, podrywana. To było przyjemne.
Nachyliła się nad nim, mrużąc oczy.
- Daj łyka - poprosiła. Solas podsunął do jej warg gorącą herbatę. Upiła odrobinę, uśmiechając się, lekko rozbawiona. - Jeśli zapytasz mnie o to jutro, zaprzeczę, ale od półtorej roku piję tylko taką.
Usiadła na jego udach okrakiem, obejmując go ręką za szyję. Musiało wyglądać to całkiem groteskowo, gdy wepchnęła się na jego kolana, przez co Solas musiał odstawić herbatę na stolik obok. Isella była półnaga, ale zupełnie jakby się tym nie krępowała. Nie mogła, jeśli otrzymywała takie uwielbienie na jego twarzy. Obserwował ją, jak wygłodniały.
- Zawsze tak jest. Słuchają cię tysiące, ale przyjdzie kilku takich, którzy zrobią wstyd, o jakim się nie śniło - westchnęła, krzywiąc się lekko. - Czuję się zażenowana, ir abelas, ma vhenan - szepnęła cicho do jego ucha. Ucałowała je, ale zaraz dotknęła wargami miejsca tuż pod nim. Przesunęła językiem po miękkiej skórze, nabierając jego zapachu do nozdrzy. Przygryzła delikatnie jego skórę, ciągnąc ją odrobinę w swoją stronę. Poczuła drgnięcie i uśmiechnęła się lekko.
- Lubię to, jak pachniesz.


Pan Vincent - 2017-08-31, 02:00

Isella uwodziła go teraz każdym krokiem i spojrzeniem - poruszała się wokół niego jak dzika kotka, drapieżnik gotów w każdej chwili rzucić się na swą ofiarę, wbijając jej w szyję swoje ostre kły.
- Naprawdę? - Wymruczał, pozwalając by zatopiła swoje kształtne wargi w filiżance. Upiła łyk herbaty i nawet się nie skrzywiła. Czyżby naprawdę zasmakował jej ten okropny napar?
Jej słowa były czystą poezją; docierały w najgłębsze zakątki jego duszy i pragnień, wzburzając pozorny spokój do tego stopnia, że o mały włos nie upuścił filiżanki gdy Inkwizytorka usiadła mu okrakiem na kolanach, przywłaszczając sobie jego ciało tak jakby należało do niej.
- Nie musisz mnie przepraszać - odetchnął, odchylając głowę w taki sposób by ofiarować jej jeszcze więcej miejsca na pieszczoty. - Już dawno zrozumiałem, że bardzo się od nich róż, ach!
Jęknął niekontrolowanie, gdy Lavellan z pocałunków przeszła nagle do delikatnego przygryzania.
Zaskoczony, złapał elfkę za biodro i odsunął się nieco, spoglądając jej w oczy. Szmaragdowe tęczówki przepełniał teraz prawdziwy ogień, który pochłonął go bezgranicznie w ciągu paru chwil.
Zdążył tylko wydać z siebie przepełniony potrzebą i desperacją jęk, gdy przycisnął swoje wargi do tych drugich, nieco mniejszych ale nie mniej pełnych by wycisnąć na nich długi, zmysłowy pocałunek.
Drugą dłoń ułożył swobodnie wokół lewego przedramienia, wyczuwając pod palcami gładką bliznę po usuniętej części kończyny. Nie wiedział dlaczego, ten brak zupełnie mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie; przypominał mu stale o tym jak wiele Isella musiała poświęcić dla ratowania Thedas.
Nie miał jednak czasu się teraz nad tym zastanawiać - nie wtedy gdy jego ciało wariowało wyraźnie z każdą następną sekundą, a od nadmiaru ekscytacji zaczynało mu się już kręcić w głowie.
Teraz to on zajmował się jej długą szyją, nie szczędząc sobie przy tym i delikatnych i tych o wiele gwałtowniejszych pieszczot. I znów jego okropnemu ciało nie trzeba było wiele - zaledwie parę pocałunków by był gotowy na wszystko, czego Lavellan mogła zapragnąć.
Nie mógł jej dać wszystkiego, nie tej nocy. Wiedział, że było to z jego strony odrobinę okrutne, ale nie umiałby spojrzeć sobie w oczy gdyby wziął ją tej nocy. Chciał zasłużyć na jej szacunek i zaufanie, chciał sprawić by Isella była pewna swego wyboru, miłości.
Nie oznaczało to jednak, że nie mógł dać jej... Przedsmaku prawdziwej zabawy. Przecież to nawet nie miało być nic takiego. Parę niewinnych pieszczot.
- Ja też uwielbiam twój zapach - odparł cicho. Głos zdążył mu już dawno przesiąknąć wszechogarniającym podnieceniem, głodem tak wielkim, że nie potrafił nad nim w żaden sposób zapanować.
Dłoń z talii, przesunęła się na pośladek i pomasowała go delikatnie, przyciągając jej drobne biodra bliżej swojego ciała. Teraz Isella właściwie siedziała na nim tak, jak powinna siedzieć kobieta na mężczyźnie. Wystarczyło by wygiął się odrobinę w dół i mógł poczuć jej kobiecość najintymniejszą częścią swego ciała. Powstrzymywał się jednak, poświęcając więcej uwagi jej cudownym piersiom. Pieścił ich delikatną skórę, przesuwał po niej językiem i zębami... Pilnował by ich nie uszkodzić, ale korciło go do podgryzania, szarpania, do bawienia się z Inkwizytorką w okrutną grę przekraczania granic, potęgowania podniecenia do samego szaleństwa.
Był już tak twardy... Z ledwością udawało mu się utrzymywać biodra nieruchomo. Oderwał się od pocałunków i odchylił lekko, pozwalając sobie znów popatrzeć w jej szmaragdowe oczy.
- Jesteś taka piękna - wydusił z siebie, wpatrując się w drobne ciało jak pod wpływem uroku. Spojrzenie iskrzyło mu wyraźnie od ekscytacji, przygaszone jedynie przez mgłę pożądania. - Ar lath ma, vhenan* - powiedział poważnie i pochylił się by znów ją pocałować.

*to znaczy "kc moje serduszko"


Draco - 2017-08-31, 02:21

Isella nie spodziewała się tak intensywnej reakcji na ugryzienie, ale spodobała jej się. Nim się spostrzegła, znów się całowali. Objął ją, przycisnął do swojego ciała, a Inkwizytorka uległa mu.
Mężczyzna obejmował ją w talii, przesuwał wargami po miękkiej szyi, sprawiając, że nie mogła nie jęknąć. Zacisnęła palce na oparciu fotela za głową Solasa, wbijając w materiał paznokcie.
Isella czuła go praktycznie każdym fragmentem ciała, posiadł ją, nawet jeśli nie w dosłownym znaczeniu. Co chwilę wyginała się, szczególnie, gdy Solas zaczął dotykać mokrymi ustami jej piersi. Ssał wrażliwe sutki, przesuwał zębami i... sama chciała, żeby ją ugryzł, ale nie zdążyła o to poprosić, bo ten znów ją skomplementował.
- Jesteś taka piękna - wydusił, patrząc na nią. - Ar lath ma, vhenan - uśmiechnęła się, słysząc jego wyznanie.
I chciała odwzajemnić je, rozczulona i szczęśliwa, ale nie mogła. Znów ją pocałował. Isella zamruczała w jego wargi, kładąc swoją szczupłą dłoń na karku mężczyzny, nie odsuwając się od niego nawet na chwilę.
Nie musiała, na szczęście. Solas podniósł się z Isellą w ramionach. Myślała, że ją nie utrzyma, przez co oderwała usta od jego warg i spojrzała mu prosto w oczy. Nie miała się czego obawiać. Mężczyzna położył ją na łóżku i pociągnął za jej majtki. Jedyne, co jeszcze ją jakkolwiek okrywało.
Pozwoliła mu je z siebie zdjąć, obserwując jego twarz. Jego mimikę twarzy, zachwyconą na widok gładkiej kobiecości. Żaden mężczyzna nie widział jej aż tak nagiej, tak odkrytej, wystawionej. Ale widząc tę miłość w jego oczach, nie wstydziła się tak bardzo. Nawet wtedy, gdy Solas przesunął dłońmi po jej łydkach, sunąc po udach, gdzie rozsunął je, pokazując wszystko - wszystkie sekrety i najbardziej intymne miejsca, jakie skrywała Isella.
Przygryzła wargę, obserwując jego reakcję.
- Podoba ci się coś, co widzisz? - wyszeptała, nie spuszczając z niego wzroku.


Pan Vincent - 2017-08-31, 02:40

Przeniósł ją na łóżko, pilnując by nie uczynić w żaden sposób krzywdy jej delikatnemu ciału - w jego ramionach wydawała się tak mała i krucha, że obchodził się z nią jeszcze delikatniej niż z najstarszymi księgami i artefaktami. Ułożył ją na pościeli i popatrzył jej w oczy tuż przed tym jak złapał za brzegi ostatniego ubrania, które miała na sobie Lavellan.
Pociągnął za nie płynnie i odłożył gdzieś na bok, poświęcając całą uwagę każdemu odsłoniętemu skrawkowi ciała. Ciało Inkwizytorki było niezwykle piękne i pociągające. Szczupłe i drobne, ale i kształtne, definitywnie kobiece. Miała przepiękne pośladki i uda, wąskie stopy i ramiona i...
I to i tak było dla niego za mało. Chciał natychmiast zobaczyć więcej, chciał zobaczyć wszystko.
Złapał w dłonie jej zgrabne łydki i przesunął nimi w górę, rozchylając powoli smukłe uda, które odkrywały mu ostatnie nieobejrzane miejsce.
Popatrzył na delikatnie zaokrąglony wzgórek łonowy i wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. Nawet tu Isella byłą wprost idealna.... Apetyczna, różowa i zapraszająca.
- Podoba ci się coś, co widzisz? - Dopiero gdy usłyszał jej głos, przeniósł spojrzenie z jej ciała na lekko zarumienioną twarz. Popatrzył w szmaragdowe oczy i skinął głową, klękając przed łożem w wyjątkowo wymowny sposób. Przyciągnął zgrabne nogi bliżej siebie by w końcu założyć je sobie na ramiona. Teraz samo centrum kobiecości Iselli znajdowało się tuż przed jego twarzą.
Wpatrywał się skupiony w każdy szczegół, czując jak na sam widok przypominających płatki kwiatów warg, jego członek zareagował żywo, pulsując wściekle w ciasnocie spodni.
- Podoba mi się wszystko - odparł cicho i nie czekając już więcej, pochylił się niżej by musnąć jej najczulszy punkt samym koniuszkiem języka. Z początku przypominało to bardziej pocałunki; delikatne, zapraszające i pieszczące tę delikatną część ciała w taki sposób by rozbudzić w elfce jak największe pożądanie. Spijał każdą kroplę wilgoci, która coraz śmielej wyciekała z ciasno zwartego wnętrza, pozwalając sobie na coraz odważniejsze muśnięcia. Zassał się na jednej z warg, uśmiechając się diabolicznie, gdy Inkwizytorka wydała z siebie długi jęk.
To nie był jeszcze jednak ruch, który miał zapaść w jej pamięć na długie, długie dni.
Solas poczekał jeszcze chwilę, bawiąc się i naginając silną wolę ukochanej do tego stopnia by oprócz podniecenia usłyszeć w jej jękach prawdziwą frustrację.
I właśnie wtedy jego język przesunął się niczym wąż, nieznośnie powoli i dokładnie, od góry do dołu by wślizgnąć się do środka.


Draco - 2017-08-31, 02:59

Nie spodziewała się, że tak po prostu klęknie przed łożem w bardzo wiadomym celu. Jego dłonie przesunęły się znów po szczupłych udach, kiedy kładł nogi Inkwizytorki na swoich ramionach.
Brzuch spiął się lekko, gdy poczuła jego oddech na tak wrażliwym miejscu. Przymknęła powieki, czując pierwszy pocałunek - subtelne muśnięcie, które sprawiło, że jej ciało zadrżało.
Przesunęła swoją dłonią po własnej piersi, łapiąc w palce sutek. Nie mogła się powstrzymać, szczególnie, gdy czuła go tam. Jego usta ciągnęły najpierw jedną wargę okalającą jej kobiecość, później drugą, ssąc delikatnie. Nie ominął tego wrażliwego miejsca, które sprawiało, że dreszcze wstrząsnęły całym ciałem dziewczyny, nie była w stanie w ogóle tego powstrzymać. Gdy tylko zauważył, jak to na nią działało, wracał do łechtaczki co chwilę, drażniąc się z Isellą, sprawdzając, spychając ją na krawędź.
Nie mogła wytrzymać, szarpiąc się, próbując go nakierować dokładnie tam gdzie chciała, wziąć to sobie tak po prostu. Ale nie mogła, gdy tylko zauważył, że jest do tego zdolna zablokował jej biodra i musiała być zdana tylko na niego.
- Solas! - zajęczała z ewidentnej potrzeby, nie mogąc poradzić sobie z uczuciami, jakie ją otaczały. Prawdą było, że sama łechtaczka Inkwizytorki była tak bardzo wrażliwa - nie trzeba było wiele więcej.
Kiedy elf wsunął w końcu język do środka, była już bardzo mokra, podniecona, na skraju.
Kiedy chciała zsunąć swoją dłoń tam, aby mu pomóc została odepchnięta. Nie mając co zrobić, wyjęła się jeszcze bardziej, zaciskając uda zupełnie mimowolnie i ścisnęła jedną z swoich piersi, niemalże boleśnie przyduszając sutka.
Cała jej twarz zrobiła się czerwona, ciało pokryła drobna mgiełka potu. Niemalże zaszlochała, kiedy tempo wsuwającego i wysuwającego się języka przyspieszyło.
- Ta-a-ak... - wyjęczała urywanie, zagryzając mocniej wargę.
Nie mogła długo tego wytrzymać, nie potrafiła. Kilka chwil później jej ciało spięło się tak po prostu, poddało orgazmowi, przyjemności, która rozlała się po całym ciele. Przestała ściskać go udami, za to jej oddech przyspieszył znacząco. Miała przymknięte powieki i lekki uśmiech na wargach, lekko zmaltretowanych i pogryzionych.


Pan Vincent - 2017-08-31, 03:24

Inkwizytorka była już na samym skraju przyjemności i szaleństwa, ale Solas dopiero się rozkręcał. Teraz, gdy zdążył jej już posmakować, czuł, że mógłby to robić bez końca. Drażnić ją, prowokować i pieścić, spijając każdą kroplę, którą ofiarowała mu w zamian.
Przebierała udami, próbowała go do siebie dociskać i zmuszać do wykonywania śmielszych ruchów, ale Fen'Harel był nieugięty w swych postanowieniach - kiedy na coś się decydował, doprowadzał sprawę do samego końca.
Cóż, przynajmniej jeżeli chodziło o kwestie intymne.
W łóżku był zdecydowanie stroną dominującą; nie pozwalał na podważanie swojego autorytetu i lubował się w wykorzystywaniu go do naginania granic wytrzymałości.
Nie istniało dla niego nic bardziej podniecającego od jęków przepełnionych potrzebą tak silną, że już dawno przestawało chodzić o coś więcej niż pierwotna chęć ulżenia potrzebie.
W przypadku Iselli było to jeszcze bardziej satysfakcjonujące - była bowiem znana ze swego uporu i stanowczości. Widząc ją w swych dłoniach tak uległą i podatną na dotyk, Solas czuł się jak pan całego świata. I w pewnym sensie może nim był... Władał ich własnym małym światem, dzierżąc go w dłoniach, mając świadomość, że mógł z nim zrobić co tylko chciał.
Nagle Inkwizytorka zaczęła zaciskać się na nim coraz mocniej - jej wnętrze pulsowało wściekle pod ruchliwym językiem, uderzając wokół swą wilgocią i gorącem.
Domyślając się, że dziewczynie pozostawało już naprawdę niewiele do osiągnięcia spełnienia, przyśpieszył swoje ruchy, poruszając do ich rytmu własnymi biodrami. Ocierał się bezwstydnie dowodem swego pożądania, pozwalając zadziałać wyobraźni i podsunąć jej wymowne obrazy ciała przy ciele, jednego w drugim i na odwrót. Już teraz wiedział, że nigdy nie zapomni pierwszego razu z Lavellan... Jego ukochana jako kochanka była niezwykle namiętna i chętna, a czasem nawet wyuzdana. Jeśli tylko wytrzyma... Jeśli wytrzyma, to oboje otrzymają najcudowniejszą nagrodę, był tego pewien.
Drobne ciało spięło się znów, podbrzusze Iselli zafalowało wściekle i Solas wiedział; docisnął wargi mocniej, wsuwając język tak głęboko jak tylko potrafił. Uśmiechnął się, słysząc jej cudownie ochrypły okrzyk przyjemności.
Sposób, w który wykrzyczała to swoje krótkie "tak" był tak elektryzujący, że sam zajęczał cicho, tłumiąc to wciąż całowaną kobiecością.
Dopiero po chwili odsunął się od niej z powrotem, posyłając roziskrzone spojrzenie całemu jej ciału i twarzy. Blada skóra błyszczała kusząco od kropelek potu, wędrujących śmiało przez zaokrąglenia i wklęsłości.
- Vhenan - wymruczał pieszczotliwie i ucałował ją czule w sam czubek łona, żegnając się w ten sposób z pieszczonym miejscem. Podniósł się z kolan i obrócił tyłem, ukrywając wciąż niespełnioną erekcję. W miejscu gdzie przez materiał przebijał się najmocniej sam czubek męskości, widniała wilgotna plama. Sięgnął po filiżankę z resztą herbaty i przechylił ją jednym ruchem, wlewając do ust paskudną zawartość. Potrząsnął głową i posłał Inkwizytorce przepraszający uśmiech.
- Za chwilę wracam - poinformował łagodnie, obracając się by ruszyć w kierunku drzwi do łaźni. - Muszę się odświeżyć.
W środku przebrał się w nową piżamę i pośpiesznie obmył ciało zimną wodą, choć miał ochotę na coś zgoła zupełnie innego. Nie mógł sobie jednak pozwolić na chwilę słabości. Jeżeli z czegoś rezygnował, to robił to w całości. Poczeka. Da radę.


Draco - 2017-08-31, 03:41

Isella rozpadła się na krótką chwilę, nie mogąc się pozbierać. Nie spodziewała się takich emocji, chociaż w zasadzie może powinna. Jasne, nie wiedziała jak wielkie Fen'Harel miał doświadczenie, ale miał coś w sobie, co przyciągało. Dalijka nie łudziła się, że była jego jedyną - nie miało to zresztą znaczenia. W szczególności, gdy, w przeciwieństwie do niej, on był długowieczny.
Leżała zniecierpliwiona, chcąc także zobaczyć co tak skrycie chował za materiałem. Niespecjalnie chciała go wcześniej rozbierać, ale z drugiej strony, miała plan. Myślała sobie, że zdejmie z niego wszystko i sama spróbuje dać mu podobną przyjemność. Nigdy, co prawda, nie pieściła penisa, ale ufała, że szybko się nauczy. Solas jednak nie wracał. Czekała na niego i czekała. Zdążyła trochę doprowadzić się do porządku, nim nie zdecydowała się, że to już przesada - nie było go ponad pół godziny. Zniecierpliwiona Inkwizytorka ruszyła w stronę drzwi, za którymi zniknął jej ukochany. Znalazła go, w innej pidżamie, w zasadzie gotowego do snu, ale... Ale przecież...
- Możesz wyjaśnić, co tu robisz tyle czasu, zamiast być ze mną w łóżku? - uniosła brew, opierając się o framugę.
Dalej była naga, miała lekko potargane włosy i spoglądała na mężczyznę, marszcząc brwi.
- Jeśli smakował... - chrząknęła, zawstydzona. - Smakowałam dziwnie, to przepraszam. Możesz mi powiedzieć.


Pan Vincent - 2017-08-31, 04:04

Solas drgnął, niemalże zderzając się z Isellą, która niespodziewanie znalazła się tuż przy drzwiach. Miała szczęście, że nie nawykł do otwierania ich w energiczny sposób... Mógłby zrobić jej krzywdę tym wielkim kawałem drewna, chyba nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Choć wtedy Inkwizytorka na pewno nie zapomniałaby już o ich pierwszym zbliżeniu.
Do diabła, co za chore myśli chodziły mu po głowie?
- Możesz wyjaśnić, co tu robisz tyle czasu, zamiast być ze mną w łóżku? - Jedna z jasnych brwi Lavellan uniosła się w górę czoła, podczas gdy szmaragdowe oczy ciskały w niego najprawdziwszymi błyskawicami. Na chwilę zaniemówił, oczarowany jej pięknem. Nigdy nie sądził by ludzie mogli wyglądać atrakcyjnie w gniewie, ale tej małej istocie pasowało to do tego stopnia, że przyszedł mu do głowy pomysł by kiedyś namalować ją taką - nagą i gniewną, z rozwichrzonymi włosami i dolną wargą przygryzaną przez białe...
- Jeśli smakował... Smakowałam dziwnie, to przepraszam. Możesz mi powiedzieć.
Poczuł jak wbrew swojej woli jego powieki rozwierają się gwałtownie, a szczęki opadają w dół. Czy ona naprawdę miała... Miała na myśli swoją...
- Och - powiedział głupio, patrząc na nią z rosnącym wciąż zdziwieniem. - Nie, nie, to nie o to chodziło, ja po prostu... Cóż, czułem, że potrzebuję się uspokoić i przebrać. Nie chciałem pójść nieświeży do łóżka, vhenan. Ir abelas, nie powinienem był odchodzić bez słowa, to... To było rzeczywiście niegrzeczne. - Odetchnął cicho i wyciągnął ramiona by opleść nimi jej lekko drżące ciało.
- Uwierz mi, nie miałem w ustach smaczniejszej kobiety - wyszeptał jej do ucha i wziął ją na ręce, zanosząc do łóżka, tak jak poprzednim razem. Ułożył się obok i naciągnął na nich przykrycie, wykonując dłonią niedbałe machnięcie, którym zaciągnął ciężkie zasłony. W pomieszczeniu zapadła całkowita ciemność, gęsta i nieprzenikniona.
- On era'vun, ma lath*. - Wymruczał, całując ją ostatni raz w okolice nosa. Sam nawet nie wiedział, jak bardzo był zmęczony. Sen ciążył mu już na powiekach, odzywał się mglistym echem w głowie.
Zdążył pomyśleć tylko o tym, że przy Lavellan troski odchodziły na bok i zasnął ciężkim, sprawiedliwym snem.

*według niektórych źródeł, może to oznaczać "dobrej nocy, moja miłości"


Draco - 2017-08-31, 04:39

- Uspokoić? Ja jestem od tego, by cię uspokoić, zaspokoić i wszystko... - żachnęła się, marszcząc brwi.
Nim jednak zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć, Solas skomplementował Isellę w sposób, który absolutnie ją zawstydził i zaniósł do łóżka. Chciała z nim porozmawiać, ale nie miała serca, kiedy widziała, jak po prostu zasnął chwilę po położeniu się. Przytuliła się do niego, samej także szybko zasypiając.

Kolejne dni przyniosły jej dużo pracy i przyjemności. Spędzała całe dnie w Vir Dirthara, kopiując księgi. Niektóre z nich wręcz się rozpadały, więc musiała się z nimi bardzo ostrożnie obchodzić. Część jej wojsk i ludzi Solasa pracowała nad odbudową Orlais, które Fen'Harel zniszczył, ratując ją.
O tym, co spotkało ją w Pustce także rozmyślała. Nigdy nie spodziewała się, że trafi do takiego miejsca bez wyjścia. Z opowieści innych w Twierdzy i Orlais potrafiła zobrazować sobie to, co się wydarzyło. Niebo sprawiało wrażenie, jakby miało się za chwilę rozerwać na pół, ale zamiast tego, zasklepiło się. Brzmiało abstrakcyjnie, ale gdyby ktokolwiek powiedział jej o rzeczach, które odkryła w ciągu kilku lat - nie uwierzyłaby.
Szykował się też bal. Co dziesięć lat miało miejsce dalijskie spotkanie klanów - wszystkie, jakie tylko istniały miały obowiązek spotkać się. Arlathvhen okazał się doskonałym pretekstem dla Josephine, aby wprowadzić w życie plany Inkwizytorki - edukację elfów na szeroką skalę. Nikt nie wiedział co z tego wyjdzie i jakie będą skutki. Wśród szlachty odzywały się też głosy, jakoby takie posunięcia były wysoko niestosowne, biorąc pod uwagę fakt, że Inkwizycja miała służyć ludziom. Zwykle w takich przypadkach Jose powtarzała słowa Lavellan: "Elfy to część społeczeństwa. Ważniejsza, niż można by się spodziewać. Codziennie potykacie się o relikty przeszłości, należące do moich pobratymców, starożytnych. Chcę, aby świat przestał nas spychać na ostatni plan. Czas, by elfy się podniosły. Jestem Inkwizytorką i podtrzymuję moje śluby, służę wszystkim. Jestem też Dalijką. Elfką. Chcę, by moja rasa przestała być kojarzona tylko z niewolnikami". To, na ogół, zamykało trochę usta tym, którzy przesadzali z swoimi uwagami.
Isella bardzo chciała zrobić jeszcze jedną rzecz. Pojechać do domu, ale nie tak po prostu. Pragnęła przedstawić im starożytnych elfów, jako pierwszym z klanów. Miała nadzieję, ufała, że byli na to gotowi. Że nie zrobią jej wstydu tak, jak ta grupa, która buntowała się pod zamkiem w Arlathanie.
- Proszę, pojedź ze mną. To dla mnie ważne. Proszę - Isella pochylała się nad krzesłem Solasa, szepcząc mu do ucha. - Proszę...


Pan Vincent - 2017-08-31, 15:57

Elora przechadzała się korytarzami wschodniego skrzydła, rozmyślając nad wszystkim, co miało miejsce w ciągu ostatnich tygodni. Stało się tak wiele rzeczy, że ciężko było jej ułożyć je w głowie - panował w niej tak wielki chaos, przestawała sobie z tym radzić.
Tęskniła za Getrelem i jego szerokimi ramionami - Getrel być może nie był najlepszy w długich rozmowach, a jego poczucie humoru odbiegało trochę od jej własnego, ale potrafił znaleźć się przy niej zawsze kiedy tego potrzebowała. Zawsze chętny do znoszenia jej narzekań i dawania czułych pieszczot...
Nie tak, jak Isella. To było takie skomplikowane... Elora znała Inkwizytorkę długo przed tym jak otrzymała ten pretensjonalny tytuł. I, och, jak bardzo denerwowały ją zmiany, które zaszły w jej dawnej przyjaciółce! To już w ogóle nie była ta sama osoba.
Zniknęła jej wieczna wesołość i dziewczęca dezorientacja, zniknęły kompleksy, które Elora była gotowa leczyć najbardziej wyszukanymi komplementami i pocałunkami, zniknęła wieczna potrzeba brania i dawania uwagi...
Z początku Elora łudziła się, że wcale niczego do niej nie czuła, że dawne uczucie wypaliło się gdy drogi rozeszły im się bezpowrotnie i tak, tak właśnie było z początku - ciemnowłosa w ogóle nie myślała o swojej utraconej miłości, poświęcając się innym zadaniom i stworzeniom. Szkoliła swoje umiejętności łowieckie, zaczytywała się w księgach i wyruszała na wielkie polowania, poznała nawet Getrela. Wszystko układało się wręcz bajkowo, do momentu gdy nie ujrzała jej ponownie.
Wtedy zrozumiała, że uczucie nigdy nie zniknęło, a zostało jedynie lekko stłumione, zepchnięte na bok świadomości.
I choć robiła wszystko bo uświadomić Iselli swoje zamiary, była ona absolutnie ślepa! Tak jakby celowo przymykała oko na wszystkie jej ruchy - i te delikatne i te całkiem śmiałe.
Oparła się o kamienną ścianę i westchnęła nieszczęśliwie, wpatrując się w gładką powierzchnię drzwi do sypialni Inkwizytorki. Dobrze wiedziała, że nie znajdzie jej w środku - w całej Podniebnej Twierdzy aż huczało od plotek na temat jej romantycznego wieczoru z tym Fen'Harelem.
Na Stworzycieli, co takiego widziała w tym dupku? Wyniosły, przeciągający każdą dyskusję w nieskończoność, niezbyt atrakcyjny w każdej mierze swego wielkiego "ja"...
To nie było podobne do Iselli, zakochiwać się w kimś takim - pomyślała, osuwając się po ścianie na ziemię. Usiadła na niej i objęła się ramionami, wpatrując się w zamknięte drzwi tak jakby to właśnie w nich miała wyczytać odpowiedź na swoje wszystkie problemy.
Co jeszcze miała zrobić żeby odciągnąć Inkwizytorkę od tego zakłamanego mężczyzny?
Nie, Elora nie wierzyła w jakiekolwiek dobre intencje Solasa. Wiedziała, że kręcił się przy Lavellan tylko po to by mieć z tego jakieś korzyści. Coś jej ukraść, zabrać, zadbać o to by świat tej skołowanej dziewczyny znowu stanął do góry nogami.
Co z tego, że jej pomógł? Tylko tym razem, tylko na rzecz następnego szalonego planu, była tego pewna. Widziała to w jego wąskich oczach, czającą się zdradę. Był powściągliwy we wszystkim, co robił, z nikim nie rozmawiał ani zbyt mało ani zbyt dużo, nie mówił wiele o sobie, wyciągając z rozmówcy tyle i tylko mógł. Słyszała plotki, słyszała słowa Cassandry i Sery, wysłuchiwała uważnie nieśmiałych rozważań Cullena...
Zdążyła już mocno się zaprzyjaźnić z pozostałymi członkami Inkwizycji. Co najbardziej zatrważające, obecnie miała ze wszystkimi o wiele lepszy kontakt niż z samą Inkwizytorką...
A to przecież jej pragnęła najbardziej.

Elora uśmiecha się do Merrill ponad ramieniem Inkwizytorki. Zaciąga się głęboko zapachem jej jasnych włosów i kładzie swoją dłoń na jej szczupłym ramieniu.
Isella obraca się wolno i odwzajemnia uśmiech, choć widać ile jej to przynosi trudu. Jest zmęczona poszukiwaniami Fen'Harela i ćwiczeniami z Aravasem. Mało śpi, prawie w ogóle nie je, ale jej desperację można dostrzec gołymi okiem. Ma swój cel i nie spocznie dopóty dopóki go nie zrealizuje, taka już jest, zawsze była.
Elora wyciąga dłoń i gładzi nią delikatnie policzek Inkwizytorki. Merrill spuszcza wzrok i wraca do składania odłamków eluvianu.
- Powinnaś się przespać - odgarnia z piersi długi czarny warkocz, pozwalając by opadł gdzieś za plecy. Jej ciemne oczy wbijają się prosto w szmaragdowe tęczówki, chcąc otrzymać z nich jakikolwiek znak, zaproszenie. - Odprowadzę cię do sypialni.
- Nie - odpowiedź pada odrobinę za szybko i panicznie, Elora czuje jak na jej policzki wpływa ognisty rumieniec. Czyżby była nazbyt dosłowna? A może... Isella brzydzi się nią? Coś się zmieniło? Przecież nie wyglądała inaczej niż zwykle... Kiedyś mówiły sobie wzajemnie, że są piękne. O co chodzi?
- Mam na razie dość spania - Inkwizytorka uśmiecha się przepraszająco i wolnym krokiem przechodzi do kociołka z parującym naparem. Elora wyczuwa zapach berberysu i wzdycha ciężko.
Solas. To znowu on. Przeszkadza im na każdym kroku.
Będziesz musiała stanąć z nim oko w oko, myśli, udając, że pochłania ją przeglądanie starożytnych notatek. Będziesz musiała prosić go, błagać by zmienił zdanie, ale on ci nie ulegnie bo cię nie kocha, biedna dziewczyno. Jego obchodzą tylko własne sprawy, ty jesteś dla niego nikim. Pyłem na wietrze. Gdybyś tylko zechciała otworzyć szerzej oczy...Spojrzeć na kogoś, kto naprawdę cię pragnie.
Gdybyś tylko chciała na mnie spojrzeć!


Elora pamiętała jak gładka była w dotyku skóra Iselli... Jak cudownie było móc ją pieścić, całować, smakować jej z zapamiętaniem i wsłuchiwać się w jej urywane jęki.
Pamiętała też ich pierwszy raz, okropnie nieśmiały i krótki, wszystko działo się ukradkiem w jej namiocie podczas jednej z wycieczek w góry, gdzie zostały wysłane na zbieranie ziół.
Rozbierały się wzajemnie, pieściły, porównywały. I te pocałunki... Elora w całym swoim życiu nie doświadczyła tyle pocałunków, ile otrzymała w tamtych dniach.
Wróciły do klanu, trzymając się za ręce. I wszyscy już wiedzieli.
Była taka dumna, mogąc powracać z polowań z podarunkami dla swej ukochanej... Tak lubiła momenty kiedy Isella wracając z wykładów o magii, rozkładała księgi na jej nagich plecach i uczyła się do późna w nocy, muskając co jakiś czas jej udo czy pierś.
To były cudowne czasy, pomyślała z rozżaleniem, kopiąc wściekle w ciężką donicę z wyschniętym już elfim korzeniem. Stopa zapiekła boleśnie, ale taki ból był niczym w porównaniu do tego, który odczuwała gdy za każdym razem ona i jej zaloty były uparcie ignorowane przez Inkwizytorkę.
Musiała znaleźć jakiś sposób, wymyślić plan, który pomógłby jej w odwróceniu uwagi Iselli od Straszliwego Wilka. Może to tylko chwilowa fascynacja... W końcu musiała przecież zrozumieć, że wszystko to, każdy pozór, który Solas tak pięknie przedstawiał przed Lavellan, był tylko i wyłącznie iluzją. Kaprysem, chwilową korzyścią.
Przecież ktoś taki nie był nawet zdolny do wyższych uczuć, nie po tym wszystkim, co zrobił... Jak można było tak okrutnie potraktować swój własny lud? Rozumiała motyw kary za okropne czyny, ale teraz gdy miała okazję by posłuchać o Straszliwym Wilku opowieści osób, które przebywały przy nim z bliska... Nawet w to nie potrafiła do końca uwierzyć. Była skłonna przypuszczać, że to Solas, właśnie on pozbawił życia Mythal. A potem zamknął Evanuris za Zasłoną bo bał się, że prawda wyjdzie na jaw. Egoista, podły drań. Ignorant, butny hipokryta!
Sama nie wiedziała kiedy znalazła się w jego dawnym pokoju, wpatrując się z nienawiścią w księgi, meble i malowidła.
- Znajdę sposób - warknęła, łapiąc wściekle za jedną z filiżanek. Miała ochotę rzucić nią o ścianę, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Dopiero świtało, nie chciała robić zbędnego hałasu.
- Znajdę - powtórzyła i obróciła się wściekle na pięcie, opuszczając pomieszczenie w towarzystwie głośnego tupotu.

Dni mijały jeden za drugim, a Solas dbał o to by w miarę swych możliwości przywrócić do Thedas dawny porządek. Orlais było niemalże całkiem zrujnowane - mury i akwedukty popękały w trakcie zdejmowania Zasłony do tego stopnia, że po niektórych pozostała już tylko smętna kupka gruzu.
Przegrupował więc swoich agentów i pracowników, wyznaczając im nowe zadania. Nie wszyscy jednak chcieli go słuchać - nie taki był w końcu cel ich pracy. Wielu starożytnych, których udało mu się zwerbować parę lat wcześniej w swe szeregi, opuściło go jeszcze tego samego dnia, gdy okazało się, że zawiódł. Na szczęście drugie tyle pozostało przy nim, choć nie do końca potrafili pogodzić się z taką nie inną decyzją.
Solas starał się unikać sytuacji, w których będzie zmuszany do rozmowy o wszystkim, co się wydarzyło, ale nie łudził się nawet, że będzie mu się to udawało w nieskończoność.
Jego przypuszczenia sprawdziły się już drugiego dnia po przywróceniu Inkwizytorki i... Cóż, Fen'Harel spodziewał się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, co nastąpiło.

Przechadzał się przez osłoneczniony dziedziniec, notując coś nieśpiesznie w kartach przyczepionych do drewnianej nakłaki. Panowała przepiękna pogoda, lato zdążyło na dobre zagościć w Thedas, umilając życie każdej jego istocie.
Solas tworzył plan książki. Książki, która miała przedstawić całą i kompletną a także prawdziwą historię elfów. Wpadli na ten pomysł z Lavellan, gdy po długim wieczorze pełnym emocji udało im się przespać niemalże cały ranek i... Koło południa Solas zorientował się, że dalsze leżenie byłoby po prostu karygodne i wstał by zaparzyć sobie jeden z ulubionych ziołowych naprarów (który na szczęście nie był herbatą). Obudził Isellę, częstując ją naparem, a potem pogawędzili sobie miło i temat padł na historię. Wymyślili wspólnie ideę księgi - podręcznika i ku swemu największemu zaskoczeniu, Solas od razu polubił tę myśl, uznając pomysł za niezwykle obiecujący i wartościowy.
A teraz spacerował przez dziedziniec ruin, pozwalając swoim oczom cieszyć się widokiem drzew i świergoczących ptaków. Uśmiechał się lekko pod nosem, gdy nagle zderzył się z kimś, kto definitywnie musiał albo bardzo się śpieszyć, albo usilnie starał się wyrządzić mu krzywdę. Kiedy udało mu się wreszcie popatrzeć na tę osobę, uśmiechnął się smutno.
Widząc wyraz twarzy Serassy, był niemalże pewien, że pasował on tylko do pierwszej z zakładanych opcji.
- Ma harel lasa! - Wykrzyknęła oburzona Starożytna, dźgając go palcem w pierść. Jej głos drżał od nieskrywanego gniewu, oczy miotały błyskawicami. - Ma banal las halamshir var vhen!
Solas odsunął się o krok i popatrzył na elfkę, kręcąc głową.
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - odpowiedział, uderzony znów przez falę bezbrzeżnego smutku. - Wiem, że to nie powinno się skończyć w taki spo...
- *Ma harel! - Wrzasnęła, odwijając się by wymierzyć mu siarczysty policzek. Parę osób spacerujących po dziedzińcu obróciło się nagle, zwiedzeni hałasmi.
Solas przymknął oczy i złapał się za piekące miejsce. Bolało, ale dobrze wiedział, że zasłużył. Zasłużył jak nigdy dotąd.
- Na melana sahlin, Solas. Elvhen nie wybaczą ci tego, co im uczyniłeś! - Dodała zimno i popchnęła go ostatni raz, odsuwając się wolno. - Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć na oczy! Harellan!
- Ma nuvenin - szepnął, obracając się by odejść z powrotem do zamku. Dłonie drżały mu nieznacznie; czuł się pokonany i upokorzony, nie chciał by ktokolwiek teraz na niego patrzył.
Mijani agenci obracali za nim głowy, posyłając Serassie pełne niedowierzania spojrzenia.
Serassa splunęła w kierunku, w którym odchodził mag i tak jak on, obróciła się na pięcie, znikając za taflą eluvianu, pozostawiając za sobą krępujacą ciszę i zgorszenie. A także (na nieszczęście Fen'Harela) nowe podłoże do siania plotek i wątpliwości.


Siedział przy stoliku, rozpisując plan na dokładniejsze punkty, gdy Lavellan zaszła go od tyłu i zaczęła się jej cała opowieść o wyjeździe do klanu Lavellan i o tym, jak bardzo chciałaby go tam ze sobą zabrać.
- Nie rozumiem - wymruczał, uśmiechając się lekko gdy poczuł na swym uchu jej gorący oddech. Cóż, ostatnio unikał wszelkich sposobności, w których mogliby znaleźć się na sam, wiedząc, że nie potrafił się zbyt długo opierać urokowi Inkwizytorki. Jej wdzięk i zdolności do manipulacji jego zdradzieckim ciałem, były po prostu niepokonalne.. I choć umysł Solasa wzbraniał się ze wszystkich sił, miał mało do powiedzenia gdy jego ciało go po prostu wyłączało!
- Dlaczego miałbym ci towarzyszyć, vhenan? - Zapytał łagodnie, obracając się w krześle by móc wreszcie na nią spojrzeć. - Czy to naprawdę niezbędne? Z tego co wiem, Aravas chętnie zgodził się by ci towarzyszyć. Czy jeden Starożytny nie wystarcza?

*Ma harel lasa! - Okłamałeś mnie.
*Ma banal las halamshir var vhen! - Nie zrobiłeś niczego dla naszego rodu. Jest to bardzo ogólne tłumaczenie i na polski nie ma takiego wydźwięku jak w elfim. Można by to jeszcze przetłumaczyć na "nie zrobiłeś niczego by poprowadzić dalej nasz lud, zapewnić mu ciągłość", ale jak to brzmi, nie?
*Ma harel! - Kłamiesz!
*Na melana sahlin, Solas. - Twój koniec nadchodzi.
* Ma nuvenin - jak sobie życzysz


Draco - 2017-08-31, 16:48

- Aravas jest moim przyjacielem. Chciałabym... - Isella spojrzała niepewnie na mężczyznę, trochę speszona tym, co zamierzała powiedzieć. - Chciałabym, żeby poznali cię jako... mojego partnera. Chyba że nie chcesz ze mną być, wtedy to dość oczywiste, że będzie to zbędne. Poza tym, pomimo wszystko, jesteś Fen'Harelem, prawda? - uśmiechnęła się niezręcznie, próbując ratować całą swoją wypowiedź.
Dobrze wiedziała, że to niespecjalnie jej wyszło - jej sugestia związku była już wystarczająco krępująca. Bała się, że Solas powie "nie". Już tyle razy to słyszała, nie przeżyłaby kolejnej odmowy. To byłoby zbyt dużo, tak po prostu.
Na całe szczęście Solas nie dał się prosić dłużej i zgodził się, chociaż niechętnie. Nie mogła mu się dziwić - nie przepadał za Dalijczykami, ale przede wszystkim wszyscy wszyscy znali plany Fen'Harela, jakie miał w stosunku do tego świat.
Fakt, że z nich zrezygnował był tylko szczęściem w nieszczęściu - gdyby Solas nie wrzucił jej za Zasłonę, w zasadzie Thedas nie stałoby w swojej nienaruszonej formie. Isella nie zamierzała się łudzić, taka byłaby prawda. Teraz załagodzić całą sytuację będzie bardzo trudno i Inkwizytorka zdawała sobie z tego sprawę. Jak miałaby to zrobić, jeśli nie pokazać, że on naprawdę nie był taki zły?
Następnego dnia o świcie wyruszyli do klanu Lavellan. Towarzyszyła im Elora, korzystając z okazji, aby odwiedzić rodzinę. Niestety, jako że klan znajdował się na północy Wolnych Marchii, czekał ich cały dzień podróży. Czasem rozmawiali, ale przeważnie to Aravas i Solas wiedli prym konwersacjom. Isella była zbyt zamyślona, żeby w ogóle brać w nich udział. Próbowała wymyślić sposób na przedstawienie swoich towarzyszy i nic nie brzmiało wystarczająco dobrze.

- Wszystko w porządku? - jasnowłosa usłyszała pytanie. Drgnęła, zaskoczona, że ktoś kieruje do niej jakieś słowa. Była tak pogrążona w rozmyślaniach, że nie uczestniczyła czynnie w konwersacjach.
Spojrzała w lewo, widząc Elorę, która patrzyła na nią i uśmiechała się lekko.
- Hm? Tak, oczywiście. - Inkwizytorka brzmiała na trochę rozkojarzoną.
- Nie przeszkadza ci prowadzenie jedną ręką? Mogę pomóc.
Isella zmarszczyła brwi. Wcześniej nigdy nikt się tym nie interesował i faktycznie, nie należało to do najłatwiejszych rzeczy, ale nigdy nie zwracała na to specjalnej uwagi.
- Nie trzeba, ma serannas. Już się przyzwyczaiłam. Wiesz jak to jest, do wszystkiego można przywyknąć.
- Mów, jeśli czegoś potrzebujesz.
- Isella, jak w sumie sobie wyobrażasz tę wizytę? - Aravas obrócił się odrobinę do tyłu jakiś czas później, chcąc zobaczyć twarz Inkwizytorki, nawiązać z nią chwilowy kontakt wzrokowy.
Isella zmrużyła brwi, wzruszając ostatecznie ramionami.
- To jest dobre pytanie. Szczerze? - Aravas przytaknął głową, chociaż patrzył przed siebie. - Nie wiem. Że po prostu was zaakceptują i przejdą nad tym do porządku dziennego? Wiem, że nie zrobią niczego pochopnego, ale trochę się martwię - Inkwizytorka westchnęła.
- Dasz sobie radę. Zawsze dajesz - zauważyła Elora.
Ta, zawsze. Prócz kilku sytuacji, w których jednak jej się nie udało. I kilku, gdzie nie wiedziała co w zasadzie ma robić dalej. Isella postanowiła nie mówić nic na ten temat. Tak było... bezpieczniej.

- Przyjechaliście! - Isella usłyszała radosny głos Opiekunki, która wyszła im naprzeciw, gdy tylko zauważyła konie. Inkwizytorka i Elora zeskoczyły z zwierząt pierwsze, chcąc przywitać się z siwą kobietą. Obie objęły ją, zupełnie, jakby była ich matką. W zasadzie, pod pewnym względem, tak właśnie było... - Andaran atish'an, da'len. Cieszę się, że dojechaliście bez problemów. A to są...?
Isella odchrząknęła.
- Moi przyjaciele. Aravas i Solas, mój... Jesteśmy razem - Inkwizytorka zakończyła kulawo, ewidentnie odrobinę zawstydzona, gdy głośno to powiedziała. Jednak było to krępujące, ale wiedziała, że musi to zrobić. Jasnowłosa nie zauważyła kwaśnej miny, którą przybrała twarz Elory, gdy tylko wspomniała o jakimkolwiek związku. Starsza kobieta była jednak bardziej spostrzegawcza w tej kwestii.
Opiekunka skinęła z szacunkiem im obu, ale to na Fen'Harela spojrzała dużo dłużej, utkwiła w nim spojrzenie. Nie ciekawskie, czy niesympatyczne. Traktowała Isellę jak swoją córkę i wiedziała, że coś się święci, jak tylko pierwszy raz rozmawiała z Inkwizytorką. A teraz miała sprawcę tego zamieszania w sercu jej niegdysiejszej Pierwszej przed oczami. Chciała mieć pewność, czy Isella jest z nim bezpieczna. Uśmiechnęła się do nich serdecznie.
- Andaran atish'an. Jestem Opiekunką, nazywam się Deshanna Istimaethoriel Lavellan. Rozgośćcie się.
Szczerze mówiąc, Isella nie przemyślała zbyt dobrze tych odwiedzin. Ich obóz niewiele różnił się od tych, które zwykle robiło się podczas podróży - było dużo namiotów, ognisko, trochę elfów w lesie, polujących na zwierzynę, znaleźć można było aravele i halle, a nawet kilka rzeźb bogów i... Tak, to było bardziej niezręczne, niż Inkwizytorka mogła w ogóle przypuszczać.
Ale tylko na początku. Na szczęście, Opiekunka zrobiła cudowną robotę. Przygotowała wszystko i z ich przybycia zrobiła się mała, kameralna impreza. Oczywiście Aravas i Solas byli głównymi atrakcjami wieczoru, a raczej to, co opowiadali. Isella sama z ciekawością słuchała ich konwersacji, rozmów i przepychanek słownych, które między sobą prowadzili.
- Isella, chcesz jeszcze kawałek królika? - Elora nagle pojawiła się obok Inkwizytorki i uśmiechnęła się do niej ładnie.
Elfka przytaknęła i pozwoliła włożyć sobie na talerz kolejny kawałek, odwzajemniając uśmiech.
- Ma serannas - odpowiedziała jej bezgłośnie, nie przerywając opowieści o tym, jak kiedyś...
- ... pamiętam to! Byłeś mały, prawie puściłeś z dymem cały zamek, Solas. Ha! Ależ miałeś po tym karę. Och, do dziś to pamiętam!


Pan Vincent - 2017-08-31, 22:37

Zgodził się. Nie chciał, tak bardzo nie chciał jechać w odwiedziny do klanu Lavellan, naprawdę - w jego wyobraźni widniały już wszystkie te twarze, zgorszone i zawiedzione jego obecnością. Wszystkie wytatuowane twarze przepełnione wyrzutem, niedowierzaniem.
Patrzcie, to Fen'Harel, będą mówili, mijając go ostrożnie, jak najciszej by nie zwrócić na siebie jego uwagi.
Zdrajca naszej rasy.
Ten, który pozbawił nas nieśmiertelności. Ten, który zesłał na nas tak okropny los.
Ten, który nie potrafił nawet odkupić swych win.
Gdyby tylko mógł, odmówiłby Inkwizytorce i zaszył się w swych komnatach na najbliższe parę tygodni. Mógłby opracowywać powoli swą księgę, pomagać w odbudowie miast i mieć spokój od wszystkich nieżyczliwych opinii i rad, które po tym wszystkim, co przeszedł, miał naprawdę w głębokim poważaniu.
Chciał odpocząć, odpocząć od wszystkiego - od wiecznych podróży, ludzi, szpiegowania, presji czasu i ciągłego planowania...
Ale nie potrafił odmawiać swej ukochanej. Nie po tym kiedy musiał to robić tak wiele razy, łamiąc jej przy tym serce.
Dlatego siedział którąś godzinę z rzędu w niewygodnym siodle i wsłuchiwał się w niegasnący monolog Avarasa, którego tak bardzo pochłonęły własne opowieści, że nie dawał dojść Solasowi choćby i do jednego słowa!
Odnośnie Aravasa... Sprawy zmieniały się. Co prawda bardzo powoli, ale ich początkowa niechęć (granicząca z nienawiścią) zmniejszała się stopniowo na rzecz dawnej przyjaźni.
Wiele lat temu, stary mag był dla Solasa niczym starszy brat - prowadził go swą wiedzą i pomagał w jej utrwalaniu, pozwalając wspierać mu się na swym ramieniu ilekroś Fen'Harel tego potrzebował. Także Aravas był jednym z pierwszych, który przyłączył się do jego buntu przeciwko evanuris. Walczyli przeciw niewolnictwu ramię w ramię, nazywani przez niektórych odmieńcami, buntownikami. Bezmyślnymi szaleńcami, którzy nie potrafili pogodzić się z naturalnym porządkiem rzeczy.
Kiedy tak nad tym rozmyślał, nie dziwił się wyborom przyjaciela - nie mógł mieć mu za złe tego, że nie chciał przywracać świata Starożytnych. Nie za cenę obecnego Thedas. Evanuris wyrządzili zbyt wiele szkód. Szkód nieodwracalnych.
Tak jak nieodwracalna była krzywda, której dopuścił się on sam.
Wciąż nie potrafił do końca zaakceptować faktu, że zawiódł. Nie wierzył w ciche obietnice Lavellan, nie wierzył w jej słowa traktujące o możliwości przywrócenia Starożytnych w inny sposób. Nie było żadnego innego sposobu. Można było przywrócić pamięć Starożytnych, próbować przypomnieć o ich kulturze, zamiarach i zwyczajach, odrestaurować budowle i księgi, prowadzić debaty i traktaty pokojowe, snuć marzenia i legendy.
Ale to już nigdy nie mogło być to samo.
- Isella, jak w sumie sobie wyobrażasz tę wizytę? - Aravas, nie otrzymawszy od Solasa żadnej konstruktywnej odpowiedzi, skierował swą uwagę na Inkwizytorkę.
Ach, musiał się zamyślić. Cóż, nie mógł niczego poradzić na to, że stary przyjaciel nie pozwalał mu wciąc mu się w słowo. Był jedyną istotą, która potrafiła go przegadać, a wielu osobom wydawało się to niemożliwe.
Solas jechał z tyłu, nie miał więc jak spojrzeć na twarz jasnowłosej. Podejrzewał jednak, że denerwowała się przed wyprawą w rodzinne strony. Rozmawiając z nim w komnatach, dała jasno do zrozumienia, że chciałaby przedstawić go przedstawić Opiekunce i reszcie klanu jako swojego... Cóż, partnera.
Sam tak naprawdę nie wiedział, czy tego chciał. Wszystko działo się tak szybko i... Oczywiście, że jej pragnął - to nie ulegało żadnym wątpliwościom. Po prostu... Ich życie było jedną wielką gonitwą. Nawet teraz, gdy mieli szansę odpocząć, cały czas działo się coś, co kazało im gdzieś pędzić, a ogłaszanie całemu światu, że byli parą, odbierało im w pewien sposób calą intymność.
Ale jeśli to właśnie to miało sprawić, że Isella poczuje się szczęśliwsza... Był gotów jej to dać.
Bał się tylko reakcji Dalijczyków. Jednym było przyprowadzenie ze sobą Fen'Harela jako przyjaciela, ale czymś zupełnie innym było przyprowadzenie go w charakterze swej drugiej połówki.
Niepotrzebnie chyba o tym rozmyślał. To wprawiało go tylko w gorszy nastrój, ani on ani Isella nie potrzebowali gorszego samopoczucia. Już i tak byli wystarczająco nerwowi.
Dziwiło go tylko zachowanie przyjaciółki Inkwizytorki, Elory. Solas rozumiał, że elfka słyszała o nim nienajlepsze rzeczy i jej przekonania kazały mieć do niego dystans, ale jakoś podskórnie wyczuwał, że to, czym obdarzała go dziewczyna nie było tylko zwykłą niechęcią.
- Dasz sobie radę. Zawsze dajesz. - No właśnie. Znowu ją zagadywała, zrównując się z białym wierzchowcem Iselli. Nieustannie ją zaczepiała, upewniała się, że wszystko było w porządku i ilekroć zadawała jakieś pytanie, spoglądała w jego kierunku z ukradkowym wyrzutem, tak jakby udowadniała mu w ten sposób, że była lepsza od niego pod każdym względem.
Cóż, może było to tylko niemądrym przeczuciem? Może był wyczulony przez swoje uprzedzenia?
Może i tak.

Obozy Dalijczyków nie zmieniły się swym wyglądem przez lata - Solas był tego pewien, ponieważ wszystkie mijane przez niego wozy i namioty nie różniły się niczym od rycin z ksiąg, które zostały napisane setki lat temu. Fen'Harel czytał je wszystkie, starając się zrozumieć postępowanie i sposób życia swych pobratymców.
Niestety, żadna ilość książek nie mogła mu w tym pomóc.
Chłopcy i dziewczęta przyglądali mu się ukradkowo, szeptali, chichotali, przekradając się między namiotami.
Pośrodku obozu zostało utworzone duże ognisko, przy którym usiedli wszyscy zgromadzeni. Centralne miejsce zajmowała Deshanna Istimaethoriel, mając ze swego siedziska widok na niemalże cały obóz. Od początku spoglądała w jego kierunku, robiąc przy tym zamyślone miny. Ku swemu zdziwieniu, nie odkrył w jej twarzy żadnej wrogości, choć mógł ją bezsprzecznie ujrzeć na paru innych twarzach.
Z dłoni do dłoni, elfy przekazywały sobie butelki z młodym, cierpkim winem i kosz z pieczywem, mięsem i owocami. Śpiewano cicho pieśni, śmiano się głośno z żartów, choć tych ze względu na nieco napiętą atmosferę, było niewiele.
Aż zupełnie nagle, tuż przy nim przysiadła jedna z najmłodszych Dalijek. Solas nie dawał jej więcej niż dwanaście lat.
- Opowiedz mi bajkę o starych czasach, Straszliwy Wilku - poprosiła poważnie, wpatrując mu się prosto w oczy. Solas zmieszał się odrobinę, ale w końcu uśmiechnął się przyjaźnie i skinął głową.
A potem zaczął opowiadać i początkowo zniechęcone twarze nabrały zaciekawionego wyrazu. Opowiadał o dawnych budowlach, wznoszonych za pomocą magii, opowiadał o podniebnych pałacach i ogromnych smokach, które nikomu nie czyniły krzywdy swą obecnością, którym nie przeszkadzała elfia obecność.
W końcu odważył się także opowiedzieć o gorszych aspektach Starożytności. Opowiedział o okrutnych evanuris, które zniewalały elfy niższe pozycją i tatuowały im twarze, naznaczając je w najokrutniejszy sposób.
Później do rozmowy włączył się Aravas, a kiedy to się stało... Solas nie umiał już wrócić do słowa, jak zwykle. I nadszedł moment, w którym jego wstrętny stary przyjaciel postanowił wywlekać z jego życia najwstydliwsze historie, wzbudzając tym ogólną wesołość.
Co prawda, był odrobinę obrażony, ale później pomyślał o tym, że apostata miał w tym swój cel i kiedy zrozumiał co nim było, poczuł, że ogarnia go bezgraniczne wzruszenie.
Aravas chciał aby wszyscy zgromadzeni zobaczyli tę prawdziwą, ludzką twarz Fen'Harela. Istoty, która czuła, kochała, bała się i popełniała błędy by potem ich żałować. Istotę, która uczyniła elfom straszną krzywdę w dobrej wierze i chciała ze wszystkich sił odpokutować swe grzechy.
Solas nie mówił nic, ale gdy jego spojrzenie zetknęło się ponownie z mądrymi oczami Starożytnego, widniała w nim niepomierna wdzięczność.


Draco - 2017-08-31, 23:19

Mała dziewczynka o lśniących blond włosach przyszła do Iselli. Pamiętała ją. Gdy Inkwizytorka opuszczała swój klan w celu szpiegowania na Konklawe, Seranaya miała może trzy lata. Dziś była już większa, ale pamiętała ciocię Isellę i to rozczuliło elfkę. Dziewczynka wpakowała się na kolana elfki i wtuliła się w jej ramię, prosząc o kawałek królika. Jasnowłosa nie miała serca jej odmówić, więc karmiła dziecko swoich przyjaciół z klanu, słuchając opowieści Aravasa. Wszyscy siedzieli i śmiali się, spoglądając życzliwiej na Fen'Harela, który lekko się rumienił. W końcu nie zawsze słyszysz historię o tym, jak twój ukochany podrywał śliczną elfkę na "bujną fryzurę", bo usłyszał, że to bardzo dobry sposób - oczywiście został oszukany i inni mieli z niego niezły ubaw, ale to i tak było na swój sposób urocze.
I nagle na środek wyszła Opiekunka, twarzą do Solasa. Spojrzała na niego poważnie, później zerknęła na swoją niegdysiejszą Pierwszą i westchnęła.
- Szukaliśmy sposobu, aby zdjąć vallaslin i... prawdopodobnie ty jesteś najprostszą opcją, aby to zrobić. Klan Lavellan chce pozbyć się znaków niewolnictwa. - Nastała chwila ciszy, która nie miała miejsca, prawdopodobnie, od ponad godziny. Ciągle był harmider, śmiechy. Od czasu, gdy weszło w obieg wino humory znacznie się poprawiło, a i na Starożytnych patrzono nieco łaskawszym tonem, szczególnie, gdy Aravas swoimi opowieściami pokazywał ich zwykłą, człowieczą stronę. - Przepraszamy, że błędnie przyjęliśmy ich znaczenie. Błądzimy po tym świecie bez zrozumienia, ale staramy się. Mam nadzieję, że tacy jak wy nas poprowadzą. Czy mógłbyś, Solasie... Zdjąć z naszych twarzy vallaslin?
Isella spojrzała na Opiekunkę z widocznym wzruszeniem. Nie oczekiwała od nich tego, że pójdą za nią tak po prostu, nie tak szybko. Ale fakt, że zaufali jej i pozwolili sobie otworzyć serca i umysły na coś, czego dotychczas nie znali i zaakceptowali tym samym zarówno Starożytnych, jak i jej poglądy - to było cudowne.
Czuła, jak jej serce rośnie, szczególnie gdy onieśmielony Fen'Harel zgodził się. Podchodził do każdego, kto miał vallaslin - a była to znaczna większość klanu, prócz tych, którzy nie mieli ukończonych osiemnastu lat - i szeptał to samo zaklęcie, które i ona słyszała kilka lat temu - "Ar lasa mala revas". W tym rytuale wzięła też udział Elora, nawet jeśli nie była do końca przekonana - non stop rzucała spojrzenie Opiekunce, jakby chcąc się upewnić w jej decyzji. Ostatnia do zdjęcia tych znaków była sama Deshanna. Kobieta przymknęła powieki, gdy blask zaklęcia ją do tego zmusił. Uśmiechnęła się, gdy światło zgasło i z jej twarzy zniknęły vallaslin.
- Ma serannas. Fen'Harel i Aravas vir ghilana.
Ciszę przerwał śmiech dziecka, małej dziewczynki, którą Isella zaczęła łaskotać.

- Cieszę się, że to zrobiłaś - Isella spojrzała na swoją Opiekunkę. Było już późno, wszyscy kładli się spać. Inkwizytorka pomagała starszej kobiecie dokończyć wszystkie jej zwykłe zajęcia. Zwykle to właśnie było jej obowiązkiem, dopóki nie zmieniły się oczekiwania wobec Iselli. Dopóki nie powstał Wyłom i Kotwica.
- Wiesz, jak to jest. Materiały, które nam wysyłasz są pełne intrygujących informacji, nie możemy przejść obok nich obojętnie. - Kobieta uśmiechnęła się subtelnie, spoglądając na kobietę, którą traktowała jak córkę. - Nie wiem, jak go przekonałaś, ale wydaję mi się być dobrym mężczyzną.
Isella uśmiechnęła się subtelnie, wzruszając ramionami.
- W zasadzie, nie zrobiłam nic, aby go powstrzymać. To znaczy zrobiłam, ale przegrałam bitwę. Solas zdobył Kulę i w zasadzie mógł rozerwać Zasłonę - jasnowłosa przyznała, zatykając każdą butelkę z winem, jaką Opiekunka jej podała. Siedziały pod drzewem, tuż obok głównego serca obozu. Wszyscy spali, a przynajmniej większość. Aby mogły wykonać pracę, Isella wyczarowała zaświatło, które unosiło się na wysokości ich twarzy - błyszcząca zielenią kula wystarczała, aby trafiać korkiem w otworek.
- Więc co sprawiło, że tego nie zrobił?
- Nie wiem. Wrzucił mnie za Zasłonę, tylko to wiem.
- C... co?
Isella westchnęła, spoglądając na kobietę.
- Aravas mówił o tym, że aktywował podczas walki Kulę i nieumyślnie wrzucił mnie za Zasłonę. Z jakiegoś powodu zamiast wybrać elvhen, wybrał mnie.
Zapadła cisza, przerywana tylko dźwiękiem wtykanego korka do środka.
- Czyli naprawdę cię kocha.
- Hm? Mam nadzieję. - W głosie Iselli było trochę niepewności. Tyle razy słyszała od Solasa zapewnienia o uczuciu, ale też wiele razy ją odepchnął i nie mogła być niczego pewna w stosunku do niego.
- Gdyby tak nie było, nie wybrałby cię. Cieszę się, że jesteś dla niego ważna. Jesteś szczęśliwsza - zauważyła Opiekunka.
- Jestem - przyznała Isella. Podała Deshannie ostatnią butlę.
Starsza kobieta uśmiechnęła się do elfki. W świetle zaświatła można było przyjrzeć się Opiekunce, jej twarzy. Isella nie pamiętała, czy kiedykolwiek widziała ją bez vallaslin i obecne wrażenie w związku z tym było dziwne, ale pozytywne. Uśmiechnęła się do kobiety i poszła do namiotu. Chwilę potem Deshanna zrobiła to samo.

Fen'Harel i Aravas vir ghilana - Fen'Harel i Aravas nas prowadzą
ar lasa mala revas - "jesteś wolny" lub dosłownie "daję ci wolność"


Pan Vincent - 2017-09-01, 00:22

Solas nie był zbyt zadowolony gdy okazało się, że zamiast dzielić przedział namiotowy z Isellą, będzie musiał to robić z Aravasem. Oczywiście, że szanował swego przyjaciela i nie pogardzał jego towarzystwem, a już na pewno cenił je sobie o wiele bardziej od obecności Daljczyków, ale...
Cóż, chyba podświadomie liczył na chwilę samotności z Inkwizytorką. Było tyle spraw, o których chciał z nią porozmawiać, chociażby i szeptem. Tymczasem przydzielono ją do spania z Elorą, bo nie chcieli wprowadzać "nerwowej atmosfery". Takie wyjaśnienia usłyszał z wypowiedzi dyżurnej, która nie pozwoliła mu wejść do lewego przedziału.
Przepraszam, Fen'Ha... Solasie, ale pilnujemy by w namiotach panował porządek. Panowie po prawej, panie po lewej. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, wykonuję tylko swoje polecenia.
Cudownie, pomyślał, przewracając się na drugi bok. Aravas musiał wyczuć, że coś było "nie tak", bo uniósł się lekko ze swojego posłania i machnął dłonią, posyłając w górę kule światła.
- O co chodzi?- Zapytał nieco kąśliwie, posyłając mu zmęczone spojrzenie. Solas uśmiechnął się przepraszająco i przesunął dłonią po gładkiej potylicy, wzruszając ramionami.
- Nic takiego. Chyba nie mogę zasnąć. Pójdę... Się przejść. - Mruknął i podniósł się ostrożnie, wychodząc z namiotu na małą polanę. Niebo jaśniało powoli, cały obóz zdawał się tkwić w uśpieniu. No, może nie cały.
Słysząc dobrze mu znany odgłos kroków, ukrył się za drzewem i posłał Iselli długie spojrzenie. Uwielbiał sposób, w jaki się poruszała - kręciła lekko biodrami, podczas gdy stopy układała delikatnie do wewnątrz. Nie znał wcześniej żadnej kobiety, która wykonywałaby niemalże każdą czynność z tak naturalną i niewymuszoną gracją. Odkąd pozwoliła sobie zapuścić odrobinę bardziej włosy, jej twarz nabrała łagodniejszego wyrazu i... Cóż, łagodny wyraz wyraźnie jej służył.
Opuścił swoją kryjówkę w momencie gdy palce Inkwizytorki dotykały rzemienia, wiążącego ze sobą warstwy materiału służącego za wejście. Nie umiał powstrzymać delikatnego parsknięcia, gdy Lavellan podskoczyła w miejscu, wyraźnie zaskoczona jego obecnością.
- Ir abelas, ma vhenan - zaśmiał się cicho, wyciągając przed siebie dłonie w parodii obronnego gestu. - Nie chciałem cię przestraszyć. No, może nie tak do końca. Ja... - Ogarnął ją ramieniem, ciągnąc w stronę lasu. - Chciałem z tobą porozmawiać, pospacerować.
Nie czekając na przyzwolenie (było niemalże oczywiste, gdy nie otrzymał protestu), chwycił za jej małą dłoń i przeszedł jeszcze parę kroków wgłąb lasu, aż w końcu obozowisko zniknęło im z oczu.
Nie chciał tego przyznawać, ale był trochę pijany - tuż po zdjęciu z twarzy Dalijczyków ich vallaslin, wypił trochę za dużo młodego wina, a w jego przypadku był to najbardziej zdradliwy ze wszystkich trunków. Sprawiał, że Fen'Harel robił się zbyt gadatliwy i otwarty i absolutnie nie umiał wysiedzieć w jednym miejscu.
- Dzisiejsza noc... - Zaczął, przystając wreszcie przed Lavellan w odległości tak niewielkiej, że mógłby ją z łatwością pocałować, gdyby tylko chciał. - Dzisiejsza noc uświadomiła mi, że być może myliłem się co do Dalijczyków. A przynajmniej co do twojego klanu, vhenan. Mamy ze sobą... O wiele więcej wspólnego niż myślałem. Twoi bracia i siostry są... Mają w sobie iskrę, która czeka tylko na podpalenie. Zrozumiałem to, gdy widziałem ich spojrzenia, ich ciekawość i gotowość na przyjęcie wiedzy. To było piękne uczucie, odkrycie warte lat oczekiwań. Cieszę się, że zdecydowałaś się mnie tu zabrać. Jestem zaszczycony, mogąc przywrócić im wolność, choćby i tę symboliczną. Ma serannas, vhenan. - Przysunął się jeszcze bliżej, prowokując ją nieświadomie by cofnęła się odrobinę, aż napotkała za plecami pień starego drzewa. Oczy Solasa świeciły się od gwałtownych emocji i alkoholu, a na ustach błąkał się marzycielski uśmieszek.
Czuł się szczęśliwy, pijany i zakochany. I przez chwilę naprawdę nie myślał o problemach. Na tę krótką chwilę życie znów było lekkie i piękne.


Draco - 2017-09-01, 00:56

Z każdym kolejnym słowem Solasa jej uśmiech poszerzał się. Jak każda osoba na tym świecie, lubiła udowadniać swoją rację. I chociaż jej obawy były bardzo duże, gdy zabierała Starożytnych do własnego klanu, wdzięczność w stosunku do Opiekunki za wspaniałe przyjęcie i wszystko co robiła dzisiejszego wieczoru... Isella kochała tę kobietę, wzruszona tym, jak zaakceptowała to, o czym Inkwizytorka mówiła i pozwoliła na to, aby reszta także poznała trudną, być może, prawdę.
- Widzisz? Czasem musisz mi zaufać. Nie wszystkie dalijskie elfy są jak ci idioci, którzy przyszli pod zamek. Zdarzają się i tacy, ale cóż mam na to poradzić, wszystkich nie wychowam - Isella zażartowała.
Solas zbliżał się do niej coraz bardziej i bardziej, aż w końcu musiała się odsunąć, żeby zachować równowagę. I wtedy, okazało się, trafiła na drzewo, o które się oparła.
Spojrzała na mężczyznę zalotnie, spod rzęs. Sama Isella była delikatnie podchmielona, więc ona również uśmiechała się zupełnie głupio, po prostu szczęśliwa.
- Chcę pomóc tym, którym mogę. I zrobić z Dalii prawdziwą ojczyznę elfów. Z stolicą, która byłaby tak piękna jak Arlathan. Żeby każdy, kto tylko zobaczył to miasto wiedział, że jest na terenie elfów i szanował ten fakt. - Przyciągnęła mężczyznę do siebie, bliżej, ale nie pocałowała go.
Spoglądała na niego spod rzęs, puszczając materiał golfa, który miał na sobie, a który wzięła w garść, gdy chciała go bliżej siebie. Wygładziła go na jego ciele, poświęcając temu chwilę czasu, zupełnie, jakby to było najważniejsze na świecie.
-Nie wiem, może tego nie dożyję, ale zrobię co mogę. A kiedy mam ciebie obok siebie, nie boję się, że to za trudne.
Jednak nie mogła wytrzymać, sięgnęła ust Solasa, całując go w nie subtelnie.
- Właśnie, czy ja ci mówiłam, że Josephine wymyśliła bal z okazji Arlathvhen? Całe szczęście, że lubisz bale, prawda? - uśmiechnęła się do niego, znów całując go w usta. Spoglądała na jego radosną twarz i zorientowała się, że prawdopodobnie pierwszy raz widzi go tak szczęśliwego i pogodnego. Obrysowała palcami jego brwi, kości policzkowe. Prawdopodobnie nikt o zdrowych zmysłach nie powiedziałby, że jest przystojny, ale Isella naprawdę tak uważała - dla niej Solas był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego widziała. Miał cudowne oczy. Wyrażały tak wiele emocji.
- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną przyjechać. To było dla mnie ważne, potrzebowałam ich akceptacji bardziej, niż... - westchnęła głęboko. - Niż się spodziewałam. Potrzebowałam poczuć, że robię dobrze, wiesz o czym mówię?
I po raz kolejny musnęła jego wargi, tym razem ich pocałunek trwał trochę dłużej. Przytuliła się do mężczyzny, rozkoszując się tą chwilą, gdy jego zapach uwiódł ją po raz kolejny. Zamknęła powieki i trwała tak, w jego uścisku, obejmując go najmocniej jak potrafiła.
To była słodka chwila.


Pan Vincent - 2017-09-01, 01:28

Tak dobrze było mu trzymać Lavellan w ramionach... Na co dzień starał się unikać podobnych sytuacji, bo prowadziły tylko do jednego, ale w takich chwilach, jak ta, gdy jego umysł działał na nieco zwolnionych obrotach, przyćmiony szczęściem i alkoholem, nie umiałby znaleźć lepszego miejsca niż to, w którym znajdowała się Inkwizytorka, gdziekolwiek by ono nie...
Zaraz, kiedy właściwie zaczęli się całować? I jak to się stało, że jego dłonie znajdowały się o centymetr od kształtnych pośladków, podczas gdy jego biodra wgniatały się ochoczo w płaski brzuch Iselli?
- Vhenan - oderwał się od jej warg, choć czynił to z ogromnym żalem, ale musiał, bo bardzo chciał jej powiedzieć o tym, co czuł. Uważał, że zasługiwała na jego szczerość, tym razem tę absolutnie prawdziwą. Wziął głęboki oddech i już, już miał zacząć mówić, gdy ni stąd ni zowąd rozległ się stłumiony okrzyk.
- Isello? Halo, Isella! Gdzie jesteś?
Po uśpionym wciąż lesie, niosło się echem nawoływanie Elory. Solas zmarszczył brwi i posłał Inkwizytorce pytające (i zdecydowanie niezadowolone) spojrzenie. Odsunął się od niej odrobinę i w tym samym momencie zauważył wyłaniającą się z mgły sylwetkę, która na jego widok znieruchomiała wyraźnie.
- Przepraszam - usłyszał, więc otworzył usta by odrzec, że nie było za co przepraszać, ale bezczelne dziewuszysko przerwało mu po raz drugi! - Szukałam cię wszędzie... Deshanna prosiła żebyś się wyspała, a długo nie wracałaś do namiotu... Pomyślałam, że coś się stało i... - Spuściła głowę, by ukryć oczywisty rumieniec. - Nie chciałam przeszkadzać. Pójdę już... Do środka. Będę czekać.
Posłała jasnowłosej ostatni promienny uśmiech i omijając go całkiem wzrokiem, oddaliła się do obozu, nie obracając się już ani razu.
Solas westchnął cicho, rozzłoszczony, że znów przerwano im w dość intymnym momencie, choć gdy uczyniła to za pierwszym razem Variel, potraktował jej wtargnięcie niemalże jak wybawienie.
- Wygląda na to, że musimy odłożyć naszą rozmowę na inny raz - zauważył, gładząc delikatnie zaróżowiony policzek swej ukochanej.
Pociągnął ją za dłoń i w ten sposób przespacerowali się nieśpiesznie pod sam namiot.
- On era'vun, ma vhenan. - Dodał ciepło i musnął jej wargi w przelotnym pocałunku. Uśmiechnął się, wyczuwając na nich smak swojego wina. - Do zobaczenia za parę godzin.

Dostrzegając poruszenie od razu podniosła się ze swego miejsca i podeszła bezszelestnie najbliżej jak tylko mogła by nie wzbudzać podejrzeń. Przycisnęła ucho do grubego materiału, by uchwycić parę słów, szeptanych czuło przez Fen'Harela do jej drogiej Iselli.
"Do zobaczenia za parę godzin".
Niedoczekanie twoje, pomyślała i wróciła na swoje miejsce, słysząc, że Solas mocował się z rzemieniem swojego przedziału. Tak, doskonale, teraz nadchodziła kolej Inkwizytorki.
Gdy tylko poczuła ruch przy wiązaniach, podskoczyła do nich i wyręczyła przyjaciółkę, robiąc jej miejsce.
- Przyniosłam ci ciepłą koszulę - uśmiechnęła się, czując dreszcz ekscytacji na samą myśl o perspektywie ujrzenia jej ciała. - Pomogę ci się przebrać. Jeszcze raz przepraszam cię za moje głupie najście... Myślałam, że spacerujesz samotnie i chciałam się po prostu dołączyć - skłamała, parskając nerwowo śmiechem. Pochyliła się lekko by objąć Isellę i potrzeć jej zziębnięte ramiona. Lato było w tym roku wyjątkowo łaskawe, ale wczesne poranki zdarzały się naprawdę mgliste i można było się przez to nabawić różnych chorób, a nie chciała by Inkwizytorkę spotykały tego typu nieprzyjemności, szczególnie teraz, gdy była w domu.
- Jak się bawiłaś? - Zagadała, wciąż szeptem. Nie chciała by ktokolwiek się obudził, ale podświadomie wierzyła, że Solas usłyszy ich szepty i chichotanie. Dzięki temu stanie się zazdrosny, a zazdrość poprowadzi go do nerwowości. Stanie się nieznośny i Isella będzie go miała dość, oj tak.
- Widziałaś jak patrzyła na ciebie Opiekunka? Jesteś naszą bohaterką, Isello. Wszyscy jesteśmy z ciebie tak bardzo dumni...


Draco - 2017-09-01, 01:59

Isella nie potrafiła ukryć zirytowania, gdy po raz kolejny ktoś tak po prostu wszedł pomiędzy nią i Fen'Harelem. Niech ich wszystkich jasny szlag, o ile rozumiała dlaczego zrobiła to Variel, na Elorę po prostu się zirytowała.
Ale chciała dobrze, przecież to nie jej wina, że akurat wpadła na ten moment, w którym Solas chciał jej coś powiedzieć. Widziała to po nim, wziął oddech i już, już...
Westchnęła ciężko, przewracając oczami, gdy Elora zniknęła za drzewami.
- Możesz mówić... chyba że nie chcesz teraz, w pośpiechu. - Gdy Solas potwierdził jej przypuszczenia krótkim kiwnięciem głową, nie pozostało Iselli nic więcej, jak się z tym pogodzić.
- On era'vun, vhenan - odpowiedziała, odpowiadając na pocałunek. Pocałowała go raz jeszcze, ale nie mogła zrobić tego kolejny i kolejny, chociaż chciała - ta chwila mogłaby się przedłużyć trochę zbyt bardzo, poza tym tuż obok była Elora i Aravas, to sprawiało, że Inkwizytorka trochę się wstydziła.
Nim zdążyła wejść do namiotu, Elora doskoczyła do niej, zaczęła mówić i mówić. To było miłe, więc nie komentowała, chociaż Isella zaczęła mieć wrażenie, że brunetka była trochę zbyt natarczywa.
- Nie, dziękuję. Mogę sama się przebrać, to mam opanowane. Gorzej zakładać stanik - mruknęła, uśmiechając się lekko.
Ściągnęła z siebie białą koszulę, która była zapinana na guziczki i spojrzała na Elorę, która ani myślała się obracać, aby dać trochę prywatności.
- Mogłabyś się... no wiesz? - mruknęła zawstydzona Inkwizytorka. Gdy łowczyni w końcu odwróciła się, Isella szybko rozpięła stanik i założyła koszulę, którą przyniosła jej brunetka.
- Cieszę się, że wszystko tak dobrze wyszło. Martwiłam się, że będzie gorzej, no wiesz... Ale Opiekunka jest kochana, jestem strasznie dumna - uśmiechnęła się, gdy leżała już w swoim okryciu i przymykała powieki. Ziewnęła jeszcze i pstryknęła palcami, pozbywając się tym samym makijażu. Nie miała sił zrobić to ręcznie.
- To nie ja jestem bohaterką. Nie zrobiłam zbyt wiele. Chcę po prostu, żebyśmy znowu byli poważani jako rasa - Isella znów ziewnęła, kryjąc się z tym.
Spoglądała na przyjaciółkę, widząc, jaka jest podekscytowana.
- A ty co taka? Też za dużo alkoholu? - Isella parsknęła śmiechem.
Ich rozmowa szybko się zakończyła, bo jasnowłosa po prostu odpływała. Nie wiedziała kiedy zmorzył ją sen.

Jako że wszyscy późno poszli spać, ich pobudka była raczej bardzo późnym porankiem lub wręcz południem. I chociaż mieli wyruszyć w podróż powrotną dość wcześnie, w związku z późnym wstaniem wszystko się przesunęło w czasie. Opiekunka bardzo chciała, aby zostali na obiad - głupio byłoby odmówić, więc... No cóż.
- Zapomniałam wczoraj z tego wszystkiego, ale za jakiś tydzień wypada Arlathvhen i tym razem moja ambasadorka wpadła na pomysł, aby z tej okazji wyprawić bal dla wszystkich klanów w Podniebnej Twierdzy. - Uśmiechnęła się do Opiekunki. - Na pewno zostanie przesłane oficjalne zaproszenie, ale chciałam zaprosić was osobiście.
- Będziemy zaszczyceni - Opiekunka przyznała, uśmiechając się delikatnie.


Pan Vincent - 2017-09-01, 03:20

- Konkretnie pozostało do niego dziesięć dni - zauważył przytomnie Solas, odbierając od jednej z elfek kubek z parującym naparem z wiśni. Zaciągnął się głęboko jego zapachem, co i rusz rzucając spojrzenie w kierunku wozów, namiotów i beztrosko ganiających dzieciaków.
Trzeba było przyznać, że za dnia Daliczyjcy mieli w swoim obozie niezły rozgardiasz - ktoś ruszał na polowanie, ktoś inny prosił o drugą porcję obiadu, niektórzy pakowali swoje rzeczy, inni sprawdzali listę dyżurnych "od prania"...
Mimo całej otoczki bałaganu, Fen'Harel nie umiał pozbyć się swobodnego odczucia towarzyszącego wiecznie miejscom z domową atmosferą.
W życiu by nie przypuszczał, że mógłby poczuć coś takiego wśród tych, których uważał za niegodne stworzenia, które nie powinny kontynuować elfiego rodu...
Cóż, ich brak informacji wciąż dawał sobą dużo do życzenia, ale na końcu ciemnego tunelu jawiło się mu światełko nadziei.
- Jak właściwie wyglądają takie bale? - Jeden z elfów o bujnej czuprynie rudych włosów przysiadł się do ich grupki, wyraźnie podekscytowany. - Czy jest to choć trochę podobne do tego, co robimy podczas obrzędów i świąt?
- Och, nie - Elora parsknęła śmiechem i poklepała młodzieńca po ramieniu, wymieniając z Isellą rozbawione spojrzenia. Solas coraz częściej przyłapywał je na tego typu gestach i z zaskoczeniem musiał przyznać, że wyjątkowo mu one nie odpowiadały. Te... Żarty, chichoty i szepty zaczynały mu już działać na nerwy, ale nie chciał o tym mówić na głos, bo wiedział, że wyszedłby przez to na wścibskiego zazdrośnika, a przecież wcale nim nie był. Ufał Inkwizytorce i wierzył w jej uczucie i czystość sumienia. Nie umiał jednak za nic w świecie zaufać jej ciemnowłosej przyjaciółce.
- Jeśli wyruszycie za godzinę, powinniście przy pomyślnych wiatrach dotrzeć do Podniebnej Twierdzy przed północą - odezwała się Opiekunka. - Wybaczcie, że zatrzymałam was tutaj tak długo, ale nie mogę powiedzieć żeby wasza obecność nie była mi miła. To była wspaniała noc i pozostanie w pamięci wszystkich z nas. Dziękuję wam za dobro, które nam okazaliście. Na Stworzycieli, zupełnie zapomniałam o naukach dzieci. Muszę... Ir abelas - skinęła głową i podeszła tylko do Iselli, by ucałować ją serdecznie w oba policzki. - Dareth shiral, Da’len .
- No cóż - Solas dopił resztkę wiśniowego napoju i podniósł się z ziemi, otrzepawszy tunikę i spodnie. - Myślę, że możemy już ruszać w drogę. Pójdę zabrać swoje rzeczy i...
- Czy chciałabyś przedtem udać się ze mną w jedno miejsce? - Usłyszał szept Elory, która pochylała się nad ramieniem Inkwizytorki z rozanielonym uśmieszkiem. - Mam coś dla ciebie.
Do stu diabłów, czy Isella była ślepa? Dlaczego nie widziała, że ta mała, podła kreatura przyklejała się do niej, próbując ją uwieść?!
- Szczerze mówiąc - odezwał się odrobinę głośniej niż zamierzał - myślałem, że nasza droga Inkwizytorka zgodzi się pójść ze mną by pomóc w zapakowaniu dwóch zapisów. Potrzebowałbym do tego pomocy doświadczonego maga.
- Wydaje mi się, że w takim razie lepiej byś poprosił o pomoc Aravasa - Elora popatrzyła na niego wilkiem, choć zaraz zdusiła ten wyraz słodkim uśmiechem. Tak słodkim, że Solasa natychmiast zemdliło. Jego oczy zwęziły się wyraźnie, ale nie skomentował "dobrej rady" Dalijki. Zamiast tego wymienił spojrzenia z Aravasem i udał się w kierunku namiotów, wierząc, że nie rozwali przy tym połowy obozowiska. Był wściekły i miał ochotę zaszyć się w swoich komnatach. Żałował, że w pobliżu ziem Wolnych Marchii nie było ani jednego eluvianu.

Elora pociągnęła Isellę wgłąb ścieżki, pilnując by nie otrzeć się bokiem o wysoko usypane mrowisko. Jej mina wyrażała czystą pogodę ducha i tak też się czuła. Nie zamierzała być w żaden sposób dwuznaczna, chciała tylko pokazać swej ukochanej, że była jej potrzebna. Przynajmniej jako przyjaciółka. Stamtąd nie było już tak daleko do czegoś więcej, była absolutnie pewna.
- Kojarzysz może to drzewo? - Zapytała, chichocząc figlarnie. Inkwizytorka zmarszczyła tylko czoło więc zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Nie udawaj! Popatrz no tu! - Przyciągnęła ją jeszcze bliżej, ukazując napis, wydrapany na korze.
Och, Isello, pomyślała, puszczając ostrożnie jej dłoń, przecież musisz pamiętać.

Elora odsuwa ostrze od kory i spogląda na Pierwszą, wyraźnie podekscytowana. Ich inicjały pozostawiają na drewnie trwały ślad, coś niezmywalnego, tak jak niezmywalna będzie ich miłość.
Przysuwa się ostrożnie do Iselli, chwyta w dłonie jej zgrabne pośladki.
- Kochaj się tu ze mną - szepcze jej na ucho, wsuwając drobną dłoń za pas spodni. - Chcę żeby to miejsce należało już na zawsze do nas.


Solas odstawił ostatnią skrzynię i popatrzył na elfkę, która od jakiegoś czasu zdawała mu się ukradkiem przyglądać, śledząc spojrzeniem błękitnych oczu każdy jego ruch. Powstrzymał się od uniesienia brwi i dla pewności rozejrzał wokół, upewniając się, że spojrzenie poświęcane było właśnie i tylko jemu.
Wreszcie podszedł wolno i wykrzywił usta w pogodnym uśmiechu - Dalijka spuściła głowę, składając dłonie na podołku. Dygnęła przed nim i wymamrotała pośpieszne przywitanie, w którym nie zabrało jednak szacunku.
- Wszystko w porządku? - Zapytał jej, opierając się bokiem o jedną z większych skrzyń. - Wydaje mi się, że...
- Ir abelas - odezwała się piskliwie, nie ważąc się na niego podnieść wzroku. Solas pamiętał ją z poprzedniej nocy, jej vallaslin był wyjątkowo wyraźny, w kolorze nocnego nieba. - Chciałam tylko podziękować za wszystko, co dla nas robisz. Ma seranas. Dobrze jest pomagać w zmienianiu historii.
- To ja dziękuję - odparł miękko, mile połechtany przez jej serdeczność. - Wspaniale było móc...
Urwał, dostrzegając powracające z lasu Isellę i jej "drogą przyjaciółkę". Mógłby przysiąc, że jeszcze przed chwilę obie szły ze sobą pod rękę...
Do cholery, czy zaczynał sobie to wszystko wymyślać?
- Ruszajmy - odezwał się trochę zbyt kwaśno do Aravasa, wsiadając na wierzchowca. Skinął głową elfce, z którą przerwano im rozmowę i odjechał kawałek, zamierzając poczekać na resztę w odosobnieniu. Miał tylko nadzieję, że Elora będzie trzymała się z tyłu orszaku. Za nic w świecie nie chciał teraz patrzeć na jej przesłodzoną twarzyczkę.


Draco - 2017-09-01, 03:43

Isella zaczęła zastanawiać się nad tym miejscem, które pokazała jej Elora. Kiedyś było jednym z tych, w których uprawiały... seks. Jeśli żyło się w klanie, można było zaznać bardzo mało prywatności. I tak było też w tym przypadku, więc wykorzystywały każdą sposobność na to, aby zbliżyć się do siebie, kiedy tylko mogły to zrobić.
To wspomnienie sprawiło, że uśmiechnęła się z lekkim rozczuleniem i pobłażaniem - to było dość zabawne, że obie miały tak silną potrzebę bycia blisko, chociaż w sumie... Teraz, z Solasem, było podobnie. Isella nie mogła przestać o tym myśleć. O tym, że Fen'Harel w zasadzie troszeczkę unikał bycia z nią sam na sam także. W zasadzie wczorajsza drobna sytuacja była pierwszą od dłuższego czasu. Od kiedy spędzili ze sobą tą namiętną noc w dniu, w którym Solas ją uratował nic więcej się nie wydarzyło i nie można było zaprzeczyć, Inkwizytorka była trochę zażenowana swoimi potrzebami, ale i nie rozumiała, dlaczego nie mieliby się dotykać. Wydawało jej się, że on tego też chciał, ale jednak coś nie wychodziło.
Nie chciała myśleć, że to specjalnie. Ech, nawet w miejscach, w których kiedyś kochała się z innymi myślała o Solasie.
- Chyba czas na nas - zwróciła uwagę Isella, spoglądając ostatni raz na napis, który kiedyś wyryła Elora.
Jak teraz o tym pomyśleć, to było mnóstwo czasu temu i wiele się zmieniło.

Droga powrotna dłużyła się niemiłosiernie. Solas był jakiś smętny i bez humoru, łypał na wszystko spod byka, zupełnie, jakby ktoś mu nadepnął na odcisk. Aravas też niewiele się odzywał. Tylko Elora ciągle zagadywała. Była odrobinę męcząca, ale Isella nie chciała być niemiła. Prawdą było jednak, że marzyła teraz tylko o jednym - sypialni Fen'Harela. Było tam cicho i spokojnie.
Isella zaniepokoiła się wtedy, gdy zbyt szybko zaczęło robić się ciemno. I faktycznie, był to powód do zmartwień, bo kilka minut po tym, jak o tym pomyślała zaczął kropić deszcz.
- No nie, nie mówcie, że teraz będzie padało - Isella jękneła z niezadowolenia, unosząc głowę ku niebu. I wtedy prosto na jej czoło spadła wielka kropla.
Jak nie lunął deszcz...
Isella nie była w stanie zobaczyć co jest metr przed nią, a co dopiero gdzieś dalej. Woda lała się strumieniami i jeśli przed chwilą byli względnie susi, to w zasadzie było nieaktualne. Konie też nie były z tego specjalnie zadowolone.
Natychmiast włosy Inkwizytorki przylepiły jej się do twarzy, na szczęście darowała sobie dziś makijaż, więc przynajmniej nie wyglądała jak strach na wróble, ale biała, dość lekka bluzka, którą miała na sobie - w końcu lato - niestety całkowicie przemokła i równie dobrze w tym momencie mogłaby być i bez niej, nie wykonywała swojej funkcji, nie zasłaniała tej części ciała.
- No to jakiś żart - westchnęła Isella, spoglądając na Solasa, równie mokrego, co ona.
Uśmiechnęła się do niego, trochę nieszczęśliwa. Ogólnie deszcz nie był zły, ale nie w podróży. - Co robimy?


Pan Vincent - 2017-09-01, 04:19

Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowali był cholerny deszcz. Kiedy Solas poczuł uderzające o głowę pierwsze krople, poczuł jak opuszcza go rezerwa pogodności i westchnął głęboko, przewracając przy tym oczami. Nie miał pojęcia co mogliby teraz zrobić by schronić się przed deszczem. Wędrowali szlakiem, który przez długie mile ciągnął się po polach i łąkach... W pobliżu nie było ani drzew, ani wzgórz, żadnych domostw i miast.
- Czy ktoś z was ma przy sobie mapę? - Zapytał kulturalnie, z pozornym spokojem, choć w środku aż kipiał od wstrzymywanej frustracji. Gdyby tylko miał teraz sposobność, sięgnąłby zapewne po filiżankę herbaty i poszedł prosto do łóżka. Cóż, ostatnia noc przyniosła mu mało snu, a po upojeniu alkoholowym spowodowanym młodym winem, miał też lekkiego kaca. Ćmiło go w głowie i suszyło w gardle, kiepski humor pogorszony został w ciągu dnia paroma ciężkimi do zniesienia ciosami.
- Ja mam! - Wykrzyknęła radośnie Elora, wyciągając z paska niewielką rolkę. - Ale nie sądzę żebyśmy jej potrzebowali - dodała po chwili namysłu. - Mieszkałam tutaj przez długie lata. Możemy udać się do jednej z wsi, ale muszę dodać, że jej mieszkańcy nie są pozytywnie nastawieni do wszelkich elfów.
- W takim razie jedynym rozwiązaniem jest kontynuowanie naszego spaceru - burknął Solas i poprowadził śmielej karego wierzchowca, podążając wciąż na południe. - W ciągu godziny powinniśmy dotrzeć do portu.
Z portu w Kirkwall wypływały promy, które zabierały ich na drugą stronę rozległych wód oceanu północnego. Podróżowanie w deszczu nie było niczym przyjemnym, ale na pokładzie statku znajdowało się już zadaszenie i kajuty z pryczami i czymś do okrycia.
Kiedy dotarli na miejsce, byli całkiem przemoczeni i zziębnięci. Marynarze przejęli od nich konie, witając Inkwizytorkę z niemalże nabożną czcią. Kapitan statku niemalże mdlał na jej widok, promieniejąc dumą, gdy dowiedział się, że będzie nim podróżowała sama Isella Lavellan.
- To prawdziwy, kurwa, zaszczyt! - Wykrzyknął radośnie, wskazując jasnowłosej i jej towarzyszom górny pokład z pokojami dla gości specjalnych. Solas westchnął błogo na myśl o możliwości ogrzania zziębniętych członków. - Przepraszam, to... Tak się wypsło, głupia sprawa. Zaraz poproszę żeby polali wam trochę rumu, powinniśmy jeszcze...
Solas skrzywił się widocznie na myśl o alkoholu. Westchnął ciężko, dostrzegając rozbawione spojrzenie, którym obrzucił go Aravas.
- Dobra, to właźcie i jakby czego wam było mało, dzwońcie tym tu dzwonkiem - krasnolud ukłonił się ostatni raz i zniknął za drzwiami, pozostawiając ich w przestronnej drewnianej kajucie. Paliły się w niej trzy lampy olejne i zamiast pryczy znajdowały się tam przymocowane do podłogi łoża. Wciąż trzęsąc się z zimna, zajęli miejsca jak najbliżej lamp.
Mimowolnie, oczy Fen'Harela zakradały się wciąż w okolice biustu Inkwizytorki. Biała koszula zdążyła przylepić się do jej ciała w sposób, który więcej uwydatniał niż ukrywał i było to nieznośnie... Magnetyzujące.
- Przejrzę szafki - zaproponowała Elora, podnosząc się ciężko z krzesła. Szczękała wciąż zębami, ale wydawała się, że mało ją to obchodziło. - Może mają tu jakieś suche ubrania. Będziemy pewnie płynąć całą noc.. Wypadałoby się jakoś zorganizować.


Draco - 2017-09-01, 04:34

Jak mieć pecha, to mieć po całości. Przyszło im jechać nie dość, że w deszczu, to także w ciemnościach - przez pogodę bardzo szybko zrobiło się ciemno, a do portu dotarli dość późno. Może gdyby pogoda była lepsza, naprawdę po północy byliby już w Podniebnej Twierdzy, ale w takim przypadku...
Isella nie chciała w ogóle tego proponować, ale uznała, że może nie jest to taki zły pomysł.
- Czy jak będziemy w Fereldenie, możemy skorzystać z eluvianu? Proszę - jęknęła, spoglądając na Solasa z błaganiem w oczach.
Zdecydowanie powrót nie był najlepszy i jej humor, w nocy radosny, doprawiony słodkimi słowami Solasa jakoś przygasł.
Elora znalazła ręczniki i koce, ale suchych ubrań niestety nie było. Elora postanowiła to dość szybko rozwiązać i zadzwoniła dzwonkiem. Nie minęły trzy minuty, pojawił się ten sam mężczyzna, który ich tak rubasznie powitał z naręczem ubrań - nie były wysokiej jakości, nie wyglądały reprezentatywnie, ale miały jedną, poważną zaletę - były suche.
Każdy z nich postanowił się przebrać, dając sobie możliwie jak najwięcej prywatności. Okryci kocami i ręcznikami siedzieli nad lampą. A Isella postanowiła, że to odpowiedni czas, aby... Było jej głupio. Nie chciała siadać zbyt blisko niego, ani nazbyt go dotykać w towarzystwie klanu, bo miała wrażenie, że Solas był i tak skrępowany - całym pomysłem przyjechania tu, tego, że będą się na niego patrzyli itd. Inkwizytorka nie chciała mu dokładać nieprzyjemnych doznań, ale teraz, kiedy byli w swoim znanym towarzystwie, gdzie każde z nich wiedziało, że coś Solasa łączy z Isellą, chciała po prostu się do niego przytulić.
- Rozchyl nogi, proszę - mruknęła do mężczyzny, przechodząc między nie tak po prostu.
Okryła ich kocem, oparła się plecami o tors mężczyzny, objęła jego rękami i podniosła głowę. Spojrzała na elfa, uśmiechając się do niego czule. Musnęła jego brodę mokrymi włosami.
- Dziękuję.
Ucałowała jego dłoń. Błogie ciepło zalało jej zmarznięte ciało i czuła, jak w końcu zaczęła odmarzać.


Pan Vincent - 2017-09-01, 05:16

Mógł żywić do Elory najprawdziwszą niechęć, ale kiedy zobaczył, że dziewczyna wkracza do kajuty z naręczem otrzymanych od kapitana ręczników i koców, poczuł do niej mimowolną wdzięczność.
Przebrali się w suche ubrania (odrobinę drapały skórę, ale to nie miało żadnego znaczenia w porównaniu do wilgotnych szmat, które mieli na sobie chwilę wcześniej) i usiedli wokół lamp, próbując wyciągnąć z nich trochę ciepła.
Wciąż trochę urażony, szybko pogrążył się we własnych, nieco ponurych rozmyślaniach. Czy powinien porozmawiać z Lavellan o tym, co dostrzegł dzisiejszego ranka? A może już dawno zdawała sobie z tego sprawę i nie potrzebowała jego czczego gadania? Może w ogóle nie przeszkadzał jej fakt jak wielkimi względami obdarzała ją przesłodzona przyjaciółka?
Nie pamiętał kiedy ostatnim razem udało mu się doświadczyć gorzkiego uczucia zazdrości, ale sama myśl o widoku Iselli tkwiącej w ramionach innych niż jego własne, napawała go tak wielkim gniewem, że miał ochotę mówić i robić naprawdę niemądre rzeczy.
Podświadomie cieszył się, że nie zdążył zeszłej nocy opowiedzieć Inkwizytorce o swoich przemyśleniach i uczuciach. Przez stan, w którym się znajdował (nieszczęsne wino!), był gotów jeszcze raz wyznać jej swą miłość i poprosić by ich zażyłość stała się w pełni oficjalna. Chciał udowodnić jej swe oddanie i podarować jej coś wyjątkowo cennego, coś co pozwoliłoby elfce już zawsze mieć pewność, że mężczyzna, którego kochała nie tylko podzielał jej względy, ale i pragnął by wiedział o tym każdy mieszkaniec Thedas.
Teraz, ów przedmiot spoczywał na samym dnie jego torby, porzucony i zapomniany. I jeśli miał być szczery, nie wiedział czy kiedykolwiek zapragnie znów się nim podzielić. Nie po tym co widział.
Jego rozmyślania przerwały słowa Iselli - stała tuż nad nim, prosząc by zrobił jej odrobinę miejsca. I już wtedy, biorąc ją w ramiona, Solas uświadomił sobie jak bardzo był głupi, myśląc, że Inkwizytorka była gotowa zrobić mu coś takiego. Uczucie tego nagłego oświecenia było porównywalne do uderzenia młotkiem, i to prosto w głowę.
Nie, to nawet nie była głupota, to był już skończony idiotyzm!
Jak, jak mógł pomyśleć, że kobieta, która była gotowa oddać za niego życie mogła...
Parsknął śmiechem, pokonany przez samego siebie, zdradzony przez infantylne podejrzenia i niesłuszny gniew. Aravas i Elora popatrzyli na niego z uniesionymi brwiami, ale to nie na ich twarze chciał teraz patrzeć, chciał widzieć tylko i wyłącznie swoją vhenan.
Uśmiechnął się do niej czule gdy uniosła głowę. Ucałował jej czoło, powieki i nos, ledwie powstrzymując się od innych pieszczot. Nie chciał gorszyć pozostałych towarzyszy, odsunął się więc z powrotem, ale nie przestawał obejmować drobnego ciała elfki nawet przez chwilę.
Jak gdyby nigdy nic, popatrzył na swego starego przyjaciela i poprosił:
- Opowiedz nam jedną z historii o podwodnych miastach - świadomie powtórzył dokładnie swe słowa sprzed wielu tysięcy lat, gdy jako mały chłopiec siadywał przy nim, a Aravas umilał mu długie wieczory swoim spokojnym głosem i opowieściami pełnymi smoków, przygód magii i walk. - Czeka nas długa podróż.

Nie pamiętał kiedy znużeni kołysaniem i szumem fal uderzających o burtę statku, usnęli na podłodze. No, może nie wszyscy - Elora zwinęła się w kłębek na jednym z łózek, Aravas na drugim, podczas gdy Solas i Isella odpłynęli w kłębowisku koców i ręczników, przytuleni do siebie mocno, ufnie.
Nie spodziewał się, że to właśnie w takiej chwili nawiedzi go koszmar.
W swoim śnie, podróżował przez Pustkę, poszukując Mythal. Wiedział, że jego przyjaciółka nie żyła, ale logika snu, a raczej jej brak, zabraniała przyjąć mu tego do wiadomości. Biegał od jednego końca spękanej ziemi do drugiego i nawoływał ją żałośnie, pragnąć ponad wszystko usłyszeć jej odpowiedź, ale ta nie nadchodziła, nieważne jak bardzo się starał.
Rzucał się po podłodze, pot ściekał po jego ciele, sprawiając, że niedawno suche ubrania pokrywały się z wolna plamami wilgoci.
Nie słysząc wciąż odpowiedzi, Solas usiadł na ziemi w tej samej pozycji, w jakiej zastał w Pustce swą ukochaną. Objął nogi drżącymi ramionami i pomyślał o wszystkim, co stracił, o każdej duszy, którą skazał na wieczne tkwienie w nicości. O nieśmiertelności, którą odebrał elfom już bezpowrotnie.
Ale przynajmniej uratował życie Lavellan. Ta dobra, kochająca go bezgranicznie istota była warta każdej możliwej ceny i choć przykro mu było o tym myśleć, był niemalże pewien, ze drugi raz podjąłby tę samą decyzję. Tak, Isella była jego jedynym wybawieniem. Tylko... Dlaczego jej także nie umiał odnaleźć?!
Gdzieś w oddali rozległ się przejmujący odgłos przecinającej niebo błyskawicy, ale nawet tak ogromny hałas nie był w stanie wybudzić go z piekła koszmaru.


Draco - 2017-09-01, 05:45

Isella nie wiedziała, kiedy zasnęła, ale za to doskonale zdała sobie sprawę, dlaczego się obudziła. Drgnęła, gdy palce mężczyzny, który ją obejmował wbijały się mocno w jej skórę, zupełnie, jakby próbował coś złapać. Ale był nieprzytomny, miał zmarszczone brwi, zupełnie jakby działo się coś nieprzyjemnego i wykrzywione usta. Isella podniosła się, lekko na łokciu, orientując się, że tylko ona się obudziła. Cała reszta spała smacznie lub... mniej. Gdzieś na zewnątrz uderzył piorun, co sprawiło, że Iselli zabiło szybciej serce. Spojrzała na ukochanego.
Solas wyglądał, jakby miał koszmar. A gdy Isella usłyszała imię, które znała: "Mythal", które uciekło z jego ust, wyszeptane z udręką wiedziała, że to prawdopodobnie nie jest zbyt przyjemny sen.
Może to głupie, ale nie chciała, by męczył się w nieprzyjemnym więzieniu, a doskonale znała uczucie chęci wyrwania się z nieprzyjemnych wizji, chociaż nie masz takiej możliwości.
Isella ułożyła głowę na piersi mężczyzny, zamykając oczy, wkradając się znów do jego snów. Kto by pomyślał, że ta umiejętność przyda jej się więcej, niż raz, nawet po tym, jak Solas ją ocalił.
Znalazła go w Pustce, podobnej do tej, w której Fen'Harel znalazł Isellę. Było pusto, cicho i martwo. Doskonale znała to uczucie. Znalezienie Solasa nie stanowiło aż takiego wyzwania - siedział skulony z twarzą schowaną w udach.
Dotknęła go i zobaczyła, jak jego głowa podnosi się szybko.
- Jestem tu - Isella szepnęła, kucając tuż przed nim.
Nie wiedziała dlaczego, ale w Pustce zawsze miała tę samą, białą, bardzo zwiewną sukienkę.
Mężczyzna rozchylił ręce, pozwalając Lavellan wtulić się w jego ramiona.
- Jestem tu. To tylko koszmar, jestem tu. - Jasnowłosa szeptała mu do ucha, tuląc go do siebie mocno, siedząc między jego nogami, przodem do niego. Czuła ciepłe, drżące ramiona, które ją otaczały.
- Nie opuszczę cię.

Obudziła się nagle, gdy ktoś mocno ją szturchnął. Podniosła głowę, trochę zdezorientowana. Spojrzała na Solasa, który także miał szeroko otwarte oczy, spoglądając na nią jakoś tak... czule.
- Jestem tu - Isella powtórzyła swoje słowa z snu Solasa, całując go lekko w usta.
- Dopłynęliśmy. Chodźcie, zbieramy się, niedaleko jest eluvian. Tak będzie szybciej. - Stwierdził Aravas, uśmiechając się do ciągle leżącej na kocach pary.
Zebrali się z Solasem w miarę szybko. Gdy wychodzili, kapitan zaczepił ich - stał przy wyjściu i żegnał się z podróżującymi, życząc im miłego dnia.
- Och, to wy! Nie musicie oddawać ubrań. Mam nadzieję, że dobrze spędziliście swoją podróż. - Kapitan wydawał się niezwykle podekscytowany. - Zaraz przyprowadzę wam konie, nie martwcie się. A, właśnie, jakbyście chcieli - mam no jakie pudło czy tam worek, można wsadzić wasze mokre ubrania.
- Dziękujemy, poprosimy - Isella uśmiechnęła się lekko do mężczyzny.
Kilka chwil później ruszyli konno w stronę najbliższego eluvianu. Co prawda Isella nie wiedziała, czy będą mogły wyjść z pomieszczenia w Twierdzy, w którym eluvian się znajdował, ale miała nadzieję, że nie będzie zmuszona prowadzić ich normalną drogą. Nie marzyła o niczym bardziej, niż o kąpieli. Najlepiej z Solasem.

Gdy tylko Isella pojawiła się w Twierdzy, od razu miała kilka raportów od Leliany, spraw od Josephine w sprawie balu i... Nie mogła się od tego wszystkiego uwolnić przez kolejną godzinę, następną... Kiedy w końcu mogła odpocząć, zamiast po prostu usiąść, poszła do Solasa.
Znalazła go w Zamku, w sypialni. Pisał coś.
- Co chciałeś mi powiedzieć wczoraj? - mruknęła kobieta, całując mężczyznę w policzek.
Podkradła filiżankę z naparem Fen'Harela i upiła kilka łyków. Ciepły dreszcz przeszedł przez jej ciało.
- Mmm, ciepłe...


Pan Vincent - 2017-09-01, 06:26

Nie wiedział jak opisać uczucia, które zalały mu serce gdy odkrył, że Isella nie tylko zaopiekowała się nim podczas koszmaru, ale świadomie do niego weszła, pozwalając by okropieństwa i Pustka szalała również wokół niej. Siedziała przy nim, obejmując go, dopóki nie uspokoił się i jego umysł nie podsunął innej wizji. Pałac ze strzelistymi wieżami, rzeka i kamień. I w towarzystwie Lavellan, nie trzeba mu już było niczego więcej.
W ten sposób przespał resztę nocy o wiele spokojniej, a gdy się obudził, był w całkiem niezłym humorze. Który, wypadałoby wspomnieć, polepszył się jeszcze bardziej kiedy Inkwizytorka popatrzyła mu prosto w oczy, a potem uśmiechnęła się najpiękniej na świecie i pocałowała go prosto w usta.
W takich chwilach, jak ta, Solas miał ochotę się z nią kochać. Zgarnąć ją do siebie, rozebrać piękne ciało i dotykać je i pieścić, dopóki nie usłyszy cudownych jęków...
- Dopłynęliśmy. - Drgnął, słysząc głos Avarasa. Na plugawe pomioty, zdążył zupełnie zapomnieć o tym, że nie znajdowali się w kajucie sami. Cóż, w ogóle zapomniał gdzie się znajdował. To wszystko przez Inkwizytorkę, to ona tak na niego działała. - Chodźcie, zbieramy się, niedaleko jest eluvian. Tak będzie szybciej.
Podniósł się pośpiesznie i podziękował dobrych duchom za rozmiar swoich ubrań - ich fason zdecydowanie różnił się od przylegającej do ciała garderoby, którą Fen'Harel odznaczał się na co dzień - koszula wisiała na nim luźno, sięgając mu do połowy ud, a spodnie zsuwały się lekko z bioder, ale to właśnie dzięki temu miał możliwość ukrycia swojej... Porannej niespodzianki.
Pozbierali sprawnie swoje rzeczy i odebrali konie od rubasznego kapitana, który znów w niezwykle miły i "szarmancki" sposób pożegnał Inkwizytorkę tak uprzejmie, jakby była samą panią świata.
Droga do eluvianu nigdy nie była tak spokojna. Solas jechał na swym koniu łeb w łeb z białym rumakiem Lavellan, pozwalając by ich uda ocierały się o siebie czasem. Przypominał jej subtelnie o swojej obecności, upajając się każdym ukradkowym uśmiechem i spojrzeniem.
I kochał ją taką. Kochał się w szmaragdowych oczach, subtelnym rumieńcu i pełnych wargach przygryzanych przez białe, równe zęby.
Żałował tylko, że nie mieli choćby chwili na spędzenie ze sobą czasu "sam na sam" kiedy udało im się powrócić do Podniebnej Twierdzy.
Członkowie Inkwizycji rzucali mu ukradkowe spojrzenia - był to bowiem pierwszy raz odkąd widzieli się na oczy po niefortunnym incydencie w Tevinterze.
To Varrik jako pierwszy wyszedł przed szereg i w swym dawnym zwyczaju poklepał go po bokach, mrucząc pod nosem krótkie "fajnie, że wróciłeś".
Niczego więcej już nie potrzebował. Uśmiechnął się i skinął głową, żegnając się ze wszystkimi uprzejmie, a potem zniknął za taflą eluvianu, powracając do swego ukochanego Arlathan'u. Jego rany wciąż były zbyt świeże by pozwolił sobie zostać w Twierdzy dłużej niż było to konieczne. Potrzebował samotności, a tylko tam mógł ją odnaleźć.
Przynajmniej zazwyczaj.

Siedział przy stole, sprawdzając ostateczny szkic spisu treści jego księgi. Rozplanowane daty, objaśnienia i miejsca na ryciny... Jeśli wszystko dobrze pójdzie, udałoby mu się ukończyć pierwszą część w ciągu następnego półrocza. Musiał tylko znaleźć kogoś, kto podjąłby się sygnowania i reklamowania księgi swym imieniem. Kogoś, to miałby autorytet i posłuch wśród Thedańskiej arystokracji...
Rozmyślania przerwało mu drgnięcie w żołądku - ktoś używał eluvianu. Intuicja podpowiadała mu, że chyba wiedział, o kogo takiego chodziło.
- Co chciałeś mi powiedzieć wczoraj? - Usłyszał pytanie i uśmiechnął się krzywo, z nutką złośliwości. Cóż, musiało minąć jeszcze sporo czasu zanim odważy się ponownie na wypowiedzenie wszystkich wyznań, Solas był tego pewien. Na razie nie czuł się na siłach by to zrobić i nie zamierzał więcej roztrząsać tego tematu.
- Nie wiem - skłamał gładko, odsuwając się delikatnie od stołu, by móc popatrzeć swej ukochanej w oczy. - Muszę przyznać, że byłem wtedy odrobinę... Pijany. - Zakończył z zawstydzeniem, sięgając po filiżankę. Wciąż nie wiedział jakim cudem Isella mogła z pić herbatę bez obrzydzenia. Przecież smakowała co najmniej okropnie!
- Czy udało ci się ogarnąć chaos panujący w Twierdzy? Z tego co zauważyłem, ponarzucano na ciebie sporo obowiązków... Nie potrzebujesz pomocy?


Draco - 2017-09-01, 06:48

- Nie wiesz? - szepnęła, pochylając się bardziej.
Och, Isella nie miała pewności, jasne, nigdy nie widziała Solasa pijanego, prócz wczorajszej nocy. Ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie mówił jej prawdy.
- Kłamiesz - mruknęła, całując go miękko w usta, tym samym akceptując ten fakt.
W zasadzie, powinna była się bardziej ubrać. Po wziętej kąpieli jedyne czego chciała, to po prostu znaleźć się przy Solasie i w zasadzie miała na sobie tylko bardzo długi, puchaty sweter, który działał jak sukienka i dostała go w prezencie od Cassandry, bieliznę, specyficzne, elfickie "buty", które niby zasłaniały całe nogi, ale tak naprawdę pokazywały jak zgrabne były. Nic poza tym. Nie miała czasu na coś sensowniejszego.
Przesunęła ostrożnie materiały Solasa na bok, chcąc usiąść na biurku, przy którym pracował, tuż przed nim.
Oparła nogi po bokach mężczyzny, spoglądając na jego plan. Uśmiechnęła się, czytając równym, zgrabnym pismem notatki Solasa.
- Świetny plan. Cieszy mnie, że tak spodobał ci się ten pomysł.
Oparła się o ścianę za sobą, półleżąc na biurku.
- Ja zawsze potrzebuję pomocy. Część Dalijczyków zaczęła się buntować, że niby "tak było od tysięcy lat, a ty tu przychodzisz i chcesz zrobić rewolucję" - Isella przewróciła oczami, ewidentnie przedrzeźniając to, co sama usłyszała od Leliany. Zmieniła nawet głos na chwilę. - To mniejszość, ale zawsze tak jest - słychać ich najbardziej. Muszę to ogarnąć. Ciągle kopiuję informację z Vir Dirthara, jeszcze ten bal... A, no i Studnia Smutków. Muszę się uczyć. Dużo. A, no i Flemeth się zgubiła. Właśnie, nie wiesz może, gdzie? - Isella spojrzała na niego z początku pytająco, ale wyraz twarzy elfki zmienił się w ułamku sekundy, zupełnie, jakby znała pytanie na tę odpowiedź.
Owszem. Nie całą, ale przed chwilą rozszyfrowała część elfickiej wypowiedzi Studni na to pytanie i jeśli dobrze to rozumiała, cząstka Mythal żyjąca w Asha'bellanar poświęciła się, aby Solas mógł uratować elvhen. Czego nie zrobił.
- W sumie, już wiem - Isella mruknęła cicho, sięgając ust mężczyzny.
Pocałowała go, spragniona jego dotyku. Ale nie tylko. Widziała w tym koszmarze wszystko, co dręczyło Solasa. Poświęcił ich dla niej. I musiała zapracować sobie na to, aby być tego godna. Czuła jakąś taką dziwną potrzebę, nie rozumiała jej w stu procentach, być może nie należała do zdrowych pobudek, ale kochała go i chciała, żeby był szczęśliwy.
Isella nie odsunęła się od niego po jednym pocałunku, ani drugim. Chciała więcej.


"buty" elfów tak naprawdę są bardziej naszymi getrami, czy podkolanówkami, ale o dziwo elfy serio często tego używają jako obuwie
https://cdn.discordapp.com/attachments/250887964131852290/352999348952629248/ab73a18450cb7046a2ae7581c4735241.png


Pan Vincent - 2017-09-01, 07:13

Solas już naprawdę nie wiedział czy Lavellan nie miała pojęcia jak wyglądało jej ciało, czy po prostu robiła to wszystko specjalnie i przychodziła do niego ubrana w taki sposób by absolutnie nie mógł skupić się na wykonywanych przez siebie zajęciach i poświęcił już całą uwagę tylko i wyłącznie jej osobie!
Kiedy tak po prostu wślizgnęła się na jego biurko, a potem rozłożyła nogi, układając swoje małe stopy po bokach jego krzesła. Ze swojej perspektywy miał doskonały widok na jej bieliznę, którą świeciła bezczelnie przed jego nosem i...
Zamrugał, uświadamiając sobie, że Inkwizytorka od dłuższego czasu zdawała się do niego coś mówić. Ile czasu siedział tak, wpatrując się w smukłe uda i zarys piersi, odznaczających się słabo pod swetrem, a ona opowiadała mu o tym, co leżało jej na sercu, nie zdając sobie z tego sprawy?
- W sumie, już wiem - mruknęła cicho i Solas odetchnął cicho z ulgą, zrozumiawszy, że nie musiał odpowiadać na pytanie, którego nawet nie usłyszał. Cieszyło go to, bo nie miał pojęcia jakim kłamstwem mógłby usprawiedliwić swój brak uwagi. Przecież nie powiedziałby jej, że to przez to jak działały na niego jej nogi w czarnych skórzanych butach. Widok półnagich stóp, sprawiał tylko, że miał ochotę wziąć je w dłonie i pieścić swoimi długim palcami, ciesząc się ich gładkością, tym jakie były filigranowe.
W następnej chwili był już całowany i to bynajmniej w sposób, który mówił mu, że Isella pragnęła jedynie paru niewinnych pieszczot. Otworzył szeroko oczy i traf chciał, że Inkwizytorka poszła w ślad za nim. Spotkali się spojrzeniami, nieco rozmytymi przez zbyt bliską odległość. Uśmiechnął się delikatnie, podchwytując całujące go wargi. W subtelny sposób przejął kontrolę nad pocałunkiem; teraz to on nadawał mu tempo i to jego język penetrował wnętrze ust jego ukochanej. Z każdą chwilą stawał się coraz gwałtowniejszy, aż w końcu zatracił się w pieszczocie bezpowrotnie, oddając jej każdą komórkę swego ciała.
Nie wiedział, w którym momencie podniósł się z krzesła i przycisnął vhenan do drewnianej powierzchni stołu, niemalże się na niej kładąc. Jego dłoń ześlizgnęła się ze słodkiego łuku bioder na jedno z ud i nieustępliwie sunęła ku jego wnętrzu...

Elora przemierzała pośpiesznie korytarzem wschodniego skrzydła, kierując swoje kroki wprost do sypialni Inkwizytorki. Miała dla niej niespodziankę, która powinna raz na zawsze przekierować uwagę na nią. Widziała dzisiaj minę, którą Solas obdarzał jej ukochaną tuż przed opuszczeniem kajuty statku z Kirkwall. W tym spojrzeniu nie było nic dobrego... Jedynie suche, męskie pożądanie. To było takie... Obrzydliwe!
Sama Elora nie raz oddawała się dotykowi męskich dłoni, ale dobrze wiedziała, że nie było w tym nic poza zwykłą chęcią zbliżenia. Mężczyźni nie byli w stanie odczuwać tego samego, co kobiety. Ich "uczucia" ograniczały się zazwyczaj do spełniania na płci przeciwnej swoich wszelkich zachcianek.
Dowartościowanie ego, chwilowe poczucie władzy i ugaszenie pożądania - była pewna, że za zamiarami Solasa nie stało nic więcej.
Będąc już prawie przy samych drzwiach, wpadła z rozmachu w plecy... Cassandry?
- Na Stwórcę! - Cassandra podskoczyła w miejscu i obróciła się gwałtownie, przyjmując odruchowo pozycję obronną. - A ty co tu robisz? Nie powinnaś już być w łóżku?
Zapytała odrobinę protekcjonalnym tonem, który wprawił Elorę w jeszcze większą nerwowość.
- Niosłam coś Inkwizy...
- Aha - Cassandra uśmiechnęła się jednostronnie i elfka uświadomiła sobie, że na twarzy jej rozmówczyni widnieje lekki rumieniec. - Nie znajdziesz jej raczej w tym zamku. Nareszcie odzyskała Solasa... Chce się nim pewnie nacieszyć.
Poklepała ją lekko po ramieniu i odeszła w kierunku swojej sypialni. Och, ile Elora oddałaby by jej sypialnia znajdowała się tak blisko do tej, która należała do Iselli. Zaledwie parę drzwi dalej!
Mogłaby wtedy przychodzić o wiele częściej nie wzbudzałoby to niczyich podejrzeń.
Co, cóż... Skoro jej ukochanej nie było w środku, pozostawało już tylko udanie się z powrotem do zachodniego skrzydła i swojego łóżka.
Choć gdyby to od niej zależało, najchętniej załapałaby łysego apostatę i wypieprzyła go z hukiem przez najwyższe z okien.


Draco - 2017-09-01, 07:29

Patrzyła w jego dość głęboki odcień niebieskiego, kiedy zupełnie instynktownie oboje otworzyli oczy. Uśmiechnęła się subtelnie, pozwalając przejąć mu kontrolę nad pocałunkiem. Objęła go za szyję, ulegając naciskom mężczyzny, który praktycznie położył ją na biurku, samemu pokładając się na niej.
Zupełnie jej to nie przeszkadzało, dotyk jego dłoni dążącej do jej najntymniejszych zakątków także jej nie przeszkadzała.
Miała taką cichą fantazję, żeby wszedł w nią teraz. Nie wiedziała dlaczego tego pragnęła, ale wydawało jej się to absolutnie pociągające, gdyby teraz odchylił jej majtki albo nawet zdjął je - ale tylko tę jedną część jej garderoby - i wsunął się pomiędzy uda swoim penisem, wziął ją tak po prostu na tym pieprzonym biurku. Na samą myśl jęknęła, czując, jak dreszcz podniecenia przejmuje władanie nad jej ciałem, jak sprawia, że jest wilgotna, zainteresowana.
Kiedy tak nad nią wisiał, praktycznie na niej leżąc, Isella chciała zrobić coś, aby spełnić swoje pragnienie i objęła go nogami w pasie, zmniejszając dystans niemalże drastycznie.
Poczuła dotyk na swoim łonie, przez co drgnęła, znów otwierając oczy. I tym razem spotkała jego spojrzenie pełne podniecenia i była dumna, chętna, chciała go zaspokoić, pokazać mu przyjemność, którą mogła mu dać, chciała, potrzebowała to zrobić.
Westchnęła drżąco do jego ust, zaciskając palce na koszuli Solasa, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
Nie chciała go puścić. Tęskniła za nim, pragnęła go, chciała być jego. Już na zawsze. I była gotowa mu to pokazać, właśnie teraz.


Pan Vincent - 2017-09-01, 16:21

Pocałunki nie traciły na swej intensywności gdy jego dłoń odnalazła wreszcie miejsce, którego tak pilnie poszukiwał. Isella zesztywniała momentalnie, wyczuwając długie palce drażniące każdą pulsującą część kobiecości i tak, pochlebiało mu to jak nic innego - sprawianie jej przyjemności choćby i najmniejszym, niedbałym zgięciem palca. Jej żywe reakcje napędzały go tylko do zwiększania intensywności swych działań.
Uśmiechnął się w pocałunki gdy wyczuł jak kurczowo obejmowała go drobnym ramieniem i udami, jak przysuwała się do jego ciała, zmniejszając dzielącą ich odległość do niezbędnego minimum. Teraz jedyną przeszkodą, która oddzielała od siebie rozgrzane ciała, było jego przedramię i dłoń.
Poruszył się delikatnie i drgnął, wyczuwając prędko rosnący wzwód, ocierający się o swój własny nadgarstek. Było w tym ruchu coś... Niemożliwie niewłaściwego, ale i ekscytującego. Momentalnie poczuł spływający po lędźwiach dreszcz przyjemności. Ocierał się właśnie o tę samą dłoń, która zapamiętale pieściła najintymniejszą część ciała jego ukochanej...
Zajęczał cicho, odrywając się od pocałunków tylko po to by móc poświęcić więcej uwagi długiej szyi Lavellan. Ucałował przestrzeń za zgrabnym uchem, zassał się przez moment na jego płatku.
W międzyczasie jego palce ślizgały się już śmiało po wilgotnej bieliźnie i tak, naprawdę mógł wyczuć pod palcami każą wypukłość. I te miękkie, uginające się śmiało pod naciskiem opuszek i ten jeden, wyjątkowo twardy, napęczniały i śliski od soków.
Poczuł nagle, że między ich brzuchy wślizgnęła się druga, drobniejsza dłoń. Przesunęła mu się po biodrze i udzie, zmierzając niewątpliwie w dość oczywiste miejsce.
Spanikował.
Chwycił za wątły nadgarstek wolną dłonią i przycisnął go gwałtownie do drewnianego blatu, zawisając nad elfką jeszcze bardziej. Nie dając jej szans na protesty, zdusił je swoimi gwałtownymi pocałunkami. Uśmiechnął się pod nosem i odchylił materiał delikatnej bielizny, przesuwając palcem między napęczniałymi płatkami.
Ostatnim razem wsuwał się tam tylko językiem... Jak zatem Isella zareagowałaby na palce?
Pora na to aby się przekonać, pomyślał i wsunął pierwszy palec, wyprowadzając go od razu w górę, do uroczo odstającego punktu "g".


Draco - 2017-09-01, 16:51

Zajęczała cicho, gdy usłyszała jego jęk, chociaż nie zdawała sobie sprawy z tego, czym był spowodowany. Czuła wodospad pocałunków na szyi, krótszych i dłuższych. Isella czuła, jak skóra była ssana, lekko podgryzana. Dreszcze przechodziły przez jej ciało, z każdą chwilą były intensywniejsze. Nie mogła nic na to poradzić.
Rozchyliła bardziej nogi, robiąc mu zupełnie instynktownie miejsce. Chciała go dotknąć, potrzebowała tego, musiała. Dlatego też postanowiła, że zsunie swoją dłoń w okolice intymne Solasa. I była tak blisko, a jednak zbyt daleko - z jakiegoś powodu mężczyzna zabronił jej tego, tak po prostu chwytając ją za nadgarstek. Szarpnęła się, nieszczęśliwa, chcąc zaprotestować, ale nie zdążyła wyartykuować porządnego zdania.
- Solas, daj mi... - I właśnie wtedy jej usta znów były zajęte intensywnym, gwałtownym pocałunkiem, który zabrał jej możliwość wyrażania poglądów, czy... W zasadzie na chwilę wyłączyła w ogóle myślenie.
Mogła tylko pojękiwać cicho i odpowiadać na ten pocałunek. Zupełnie mimowolnie zaczęła poruszać biodrami, kiedy tylko poczuła jego palce w sobie. Wierzgnęła się, gdy Solas zaczął drażnić ten specjalny punkt w jej wnętrzu, który sprawiał, że nie mogła nawet...
Ale kiedy mężczyzna zsunął usta z jej warg na szyję, znowu, Isella widziała okazję w tym, aby jednak go błagać. Chciała go dotknąć.
- Solas, proszę cię... Chcę cię dotknąć, błagam - pisnęła, gdy palce nacisnęły na ten specjalny punkt w jej wnętrzu z większą siłą. - Błagam - spojrzała mu w oczy, rozgorączkowana, nawet trochę zdesperowana.
Marzyła o tym tak długo, nie mogła pogodzić się z tym, że Solas nie chciał nawet pokazać jej, jak wyglądał. Już nie chodziło o sam seks, ale nie zamierzał nawet pokazać jej swojego penisa, a ona chciała go zobaczyć.
Drgnęła, gdy do jej wnętra wsunął się kolejny palec. Próbowała wyrwać swoją rękę z uścisku Solasa, ale to na nic - była zbyt rozkojarzona, aby zebrać w sobie siły albo chociażby użyć magii. W tym stanie szybciej by coś podpaliła, niż faktycznie zrobiła to, czego pragnęła.
- Proszę - wyszeptała.


Pan Vincent - 2017-09-01, 17:37

Solas nie bez powodu nie chciał dawać się dotykać Inkwizytorce - odkąd tylko uświadomił sobie, że perspektywa nadchodzącego zbliżenia przysuwała się do niego wielkimi krokami, zdał sobie sprawę z faktu, że...
Nie robił tego dwa tysiące cholernych lat. I obawiał się, że przez to mógł już zapomnieć o pewnych... Rzeczach. Tak, wiedział, że większość twierdziła, że czegoś takiego nie da się "oduczyć", że umiejętność kochania się i zadowalania drugiej osoby pozostawała we krwi już na całe życie, ale... Tak ciężko było mu się opanować kiedy nie pozwalał sobie na nic specjalnego, co więc dopiero gdyby pozwolił Lavellan na uczynienie jeszcze jednego kroku, drastycznie zmniejszającego jego poczucie kontroli?
Być może miał na tym punkcie drobną obsesję, ale... Chciał zrobić na Iselli dobre, najlepsze możliwe wrażenie. Chciał aby poczuła, że potrafił za pomocą dotyku dokonywać prawdziwych cudów.
Ale przede wszystkim i trzymając to w największej tajemnicy - ponad wszystko pragnął zachować swój niezbity autorytet. Wiedział, że straciłby na nim gdyby osiągnął spełnienie po jednym muśnięciu szczupłych palców...
Do tego dochodził jeszcze jeden drobny szczegół - w ubraniach ciało Solasa mogło sprawiać naprawdę dobre wrażenie: miał szerokie barki, długie nogi i umięśnione ramiona. Jego sylwetka była wysportowana, zwinna i gibka. Niestety, pod ubraniami miało się to trochę...
Inaczej.
Całość gładkiej skóry, zdobionej gdzie-nie gdzie przez piegi, psuła ogromna blizna, zaczynająca się na brzuchu, idąca dalej przez biodro i całe udo. Efekt po rzuconym na niego zaklęciu, przez które skóra i mięśnie pękły mu na dwie części, pozostawiając w ciele obrzydliwą wyrwę. Ledwo wtedy uszedł z życiem i był wdzięczny losowi za to, że go oszczędził, ale ślad, który pozostał na jego ciele wyglądał po prostu okropnie. Nie była to jedna z gładkich, księżycowych blizn, jakie pozostawiały po sobie skaleczenia czy zadrapania po kocich pazurach. Ślad był nieregularny, w niektórych miejscach wściekle różowy, w innych wręcz szarawy.
I Solas wstydził się tego, naprawdę. Wstydził pokazać się Lavellan tak nieatrakcyjną część ciała. Być może było to głupie, być może przesadzał, ale... Chyba po prostu potrzebował czasu. Potrzebował wiedzieć, że czegokolwiek nie uczyni, Isella zostanie przy nim i będzie go nadal pożądać.
Nie zniósłby myśli, że nagle mogłaby zacząć się go brzydzić. Nigdy.
Westchnął cicho, wsuwając swoje palce (tylko dwa, nie zamierzał wsuwać ich ani mniej, ani więcej) wgłąb wilgotnej ciasnoty, dysząc ciężko od każdego jęku, który opuszczał zaczerwienione wargi Inkwizytorki. Odchylił się na moment by spojrzeć w jej twarz.
Słyszał doskonale jej prośby, ale nie umiał na nie odpowiedzieć, wprawiały go tylko w zakłopotanie. Postanowił więc, że najlepszą odpowiedzią będzie przyśpieszenie ruchów nadgarstka do tego stopnia by jego ukochana zapomniała przez moment o tym, kim była, gdzie się znajdowała i... No cóż, może tego, co się z nią działo nie dałaby rady zapomnieć.
Przycisnął jej drobny nadgarstek do stołu, poruszając biodrami tak, by otrzeć się o jedno z nagich ud. Cóż, może nie zamierzał dawać się jej jeszcze dotknąć, ale mógł dać jej się poczuć w nieco inny sposób. Pozwolił by sztywny członek, uwięziony pod okowami materiału, otarł się o delikatną skórę od samego czubka, do napiętych jąder. Materiał spodni był bardzo cienki, pod spodem miał już tylko jeszcze cieńszą bieliznę.
Wsunął palce do połowy długości i wycofał je gwałtownie, zmieniając kąt pchnięć - teraz już nie penetrował ciasnego wnętrza. Uderzał dokładnie w napięty mięsień, przyśpieszając ruchy z każdą następną sekundą. Dopilnował by jego kciuk znalazł się na wilgotnej i napiętej do granic możliwości łechtaczce i uśmiechnął się z lekkim wysiłkiem, napinając ramię tak by prędkość, którą ofiarował kochance stała się wręcz wulgarnie przesadzona. Pomieszczenie wypełniał teraz jej idealny zapach podniecenia, odgłosy wilgotnego ciała, uderzanego z rozpędem przez sprawną dłoń i długich, głośnych jęków, które posyłały mu falę przyjemności wprost... Do... Lędźwi!


Draco - 2017-09-01, 18:01

Nie dostała tego, czego oczekiwała. Isella sądziła, że jeśli będzie wystarczająco długo błagała Solasa, ten w końcu się zgodzi. Musiał. Ale przeliczyła się. I chociaż czuła jego penisa na swoim udzie, napiętego do granic wytrzymałości, stojącego na baczność, co strasznie jej się spodobało - nie mogła go dotknąć, ani zobaczyć. Frustrowało ją to. Miała wrażenie, że była zbyt... wymuszająca? Że nakłaniała go do zbliżeń, chociaż on ich nie chciał i dla świętego spokoju po prostu robił jej dobrze palcami albo językiem, a potem temat przestawał istnieć. I to uczucie zdominowało jej obecne samopoczucie. Gdy tylko o tym myślała, czuła się naprawdę okropnie.
Jego agresywne pieprzenie palcami było cudowne. Nie mogła przestać wyginać się, wbijać paznokci w dłoń mężczyzny, odchylać głowy do tyłu, czy poruszać biodrami. Po prostu nie mogła.
Czuła, jak nagromadzona wilgoć wypływała z jej wnętrza, swój własny zapach i mokre dźwięki.
I chociaż ten moment był szalenie przyjemny, rozkoszny, cudowny... Chociaż chwilę później rozbrzmiał krzyk spełnienia, jej ciało spięło się w spazmie, a palce Solasa na krótki moment zostały zamknięte w jej wnętrzu. To jednak nie była szczęśliwa.
I kiedy Solas wyszedł od razu do łaźni, Isella podniosła się z stolika, na którym leżała. Miała łzy w oczach, bo naprawdę myślała, że to wszystko jej wina. Nie rozumiała o co chodziło, ale też niespecjalnie miała możliwość zapoznać się z innym punktem widzenia - Solas nigdy jej nic nie powiedział. Po prostu omijał temat.
Odczekała kilkanaście minut, nim nie weszła do łaźni. Udało jej się zobaczyć jędrny, nagi tyłek, nim zaskoczony Fen'Harel nie ZAKRYŁ SIĘ.
- Jeśli tak bardzo przeszkadza ci to, że chcę się z tobą kochać, w porządku. Było powiedzieć, a nie robić ze mnie idiotkę - warknęła, wściekła.
Czuła się znieważona i po prostu smutna. Trzasnęła drzwiami od łaźni. Przebiegła niemalże całą sypialnie Solasa i pół zamku, nim nie dobrnęła do wyjścia. Przepchnęła się przez straż, lekko popchnęła Variel, do której szybko wymamrotała "ma serannas"... Zniknęła w eluvianie. Nie chciała, żeby ją gonił.
Upokorzenie, które na nią spłynęło zbyt bardzo paliło ją w twarz i wykorzystała moment, w którym Solas był nagi - nie pobiegł za nią, nie zatrzymał jej. O to chodziło.


Pan Vincent - 2017-09-01, 18:59

Mógł zaobserwować na jej twarzy moment, w którym nadeszło spełnienie - Isella zamknęła oczy, zagryzła mocno dolną wargę i wygięła się mocno w łuk, odchylając głowę aż za krawędź stołu. Popatrzył w dół, na swoje palce i zaciskające się wokół nich mięśnie. Widział kroplę wilgoci ściekającą śmiało między kształtne pośladki, śledził ją uważnie spojrzeniem, dopóki nie zniknęła w głębi kuszących krągłości. Inkwizytorka wypuściła wargę z uścisku białych zębów i jęknęła przeciągle, posyłając dziki dreszcz przyjemności wprost do jego napiętych jąder.
Zmarszczył brwi pochylił się mocniej, próbując zdusić w sobie chęć złapania za trzon erekcji i wsunięcia jej wprost do atakowanego przed chwilą ciasnego wnętrza.
Do cholery, dlaczego to było takie ciężkie? Z reguły potrafił się opanować, naprawdę. To wszystko przez czas, przez te lata, które pozostawiały jego ciało w uśpieniu! Nie mogąc z niego korzystać wyszedł wprawy i teraz musiał za to płacić.
Odsunął się nagle, zgorszony zdradzieckimi reakcjami swego ciała. Nie był przyzwyczajony, nie potrafił się do tego za nic ustosunkować. Czuł rosnącą podskórnię irytację, niestety nie tylko swoją. Isella zdawała się nie akceptować jego wycofania. Zapewne widziała w tym wszystkim coś niezwykle niewłaściwego i traktowała to nazbyt osobiście, ale chyba nie mógł jej za to winić.
Przygryzł wargę i odetchnął, próbując jakoś ubrać w słowa to, co teraz odczuwał, ale po prostu nie potrafił, nic nie przychodziło mu do głowy, a prawda była zbyt ciężka do wypowiedzenia jej tak po prostu.
Obrócił się więc wolno i pomaszerował do łaźni, robiąc ze sobą porządek. Odetchnął, przywołał niedbałym ruchem dłoni sporą ilość lodowatej wody, która zachlupotała w drewnianej balii. Rozebrał się i wszedł do niej cały, szorując wściekle ciało.
Nie śpieszył się, chciał opuścić łaźnię dopiero wtedy gdy pozwoli mu na to jego ciało - drżące mięśnie, urywany oddech, skóra wyczulona wciąż na każdy najmniejszy dotyk.
Wytarł się dokładnie szorstkim ręcznikiem i sięgnął po wiszącą na haku piżamę. Ach, zdecydowanie miło było otulić się jej miękkim materiałem, z myślą o tym, że już za chwilę znajdzie się w (swoim własnym) miękkim łożu i...
Drzwi otworzyły się nagle i ledwo udało mu się podciągnąć spodnie na biodra, choć i tak podskoczył przy tym jak oparzony.
- Jeśli tak bardzo przeszkadza ci to, że chcę się z tobą kochać, w porządku. Było powiedzieć, a nie robić ze mnie idiotkę - głos, który wydobył się z gardła Inkwizytorki nie przypominał tonem tej łagodnej melodii, którą posługiwała się zazwyczaj. Elfka musiała być tak wzburzona, że nie panowała nad swymi emocjami. Solas obrócił się przez ramię i popatrzył na nią ze zdziwieniem... A raczej CHCIAŁ popatrzeć, bo jedyne co mógł zobaczyć to szczupła sylwetka znikająca za (porządnie zatrzaśniętymi) drzwiami jego sypialni. Pośpieszne kroki odbijały się echem po korytarzu.
Chciał ruszyć za nią i spróbować wszystko wyjaśnić, ale nie potrafił. Stał jak wryty w tym samym miejscu, z koszulą w ręku, ze spodniami ledwie zakrywającymi pośladki i miną wyrażającą smutne niedowierzanie.
Czy to musiał być aż tak wielki problem? Niektórzy czekali z jakimkolwiek zbliżeniem wiele, wiele lat zanim odważali się na cokolwiek więcej... Czyżby Isella naprawdę należała do tych wyjątkowo niecierpliwych?
Była dość młoda, owszem, w jej ciele aż iskrzyło od niespożytej energii i namiętności, ale... Chwileczkę. Inkwizytorka była elfem, owszem. Ale Dalijskim. Nie była nieśmiertelna, czas nie płynąl dla niej tak samo jak dla niego... - Odezwał się cichy głos w jego głowie, gdy kładł się już do dziwnie pustego i zimnego łoża. Perspektywa spędzenia w nim nocy wcale nie była już taka kusząca.
Ale jej śmiertelność, ona wcale nie zmieniała faktu, że nie musieli się tak ze wszystkim śpieszyć!
To znaczy, że w ogóle jej nie pragniesz?
Ten głos zaczynał go już naprawdę porządnie irytować. Co to miało być, sumienie? A może to któryś z duchów robił sobie z niego żarty, próbując mu udowodnić, że znajdował się w błędzie?
Oby nie. Bo wcale się w nim nie znajdował.


Draco - 2017-09-01, 19:23

Isella czuła się zagubiona. Z jednej strony miała wrażenie, jakby Solas był pochmurny, gdy w klanie nie okazywała mu aż tyle uczuć - był dość ponury i niezadowolony, do momentu, w którym nie postanowiła się przytulić do niego. A z drugiej, zachowywał się właśnie tak, kiedy myślała, że on też chciał...
Nie rozumiała. A brak komunikacji z nim był jeszcze gorszy. Było takie popularne powiedzenie, które dotyczyło kobiet - mówiono, że to one były tymi, którzy nie przekazują informacji i pozostawiają wiele do samodzielnego domyślenia się.
Isella nigdy nie uważała, że była takim człowiekiem, a bycie Inkwizytorką - gdzie ważne było, aby mówić czego potrzebujesz, jasno i wyraźnie - umocniło tylko tę cechę. Solas, natomiast, był jej przeciwieństwem. Nie chciał mówić o wielu rzeczach i jasnowłosa po prostu nie rozumiała.
Nikt jej nie zatrzymał, gdy szła wzburzona przez cały ogród i dziedziniec, aż do swojej sypialni. Elora próbowała tuż przed drzwiami, do których z uporem maniaka Isella dążyła, ale nie udało jej się to.
- Isella, chciałaby...
- Nie teraz - Inkwizytorka syknęła, zatrzaskując drzwi przed twarzą łowczyni.
Oparła się o nie i odetchnęła ciężko, aby za chwilę zjechać po nich na sam dół. Skuliła się, dokładnie tak, jak kiedyś znalazł ją Solas w Pustce i zamknęła oczy.
Zupełnie tego nie kontrolowała, ale po prostu jej ciałem wstrząsnął płacz. Cichy, bezgłośny, ale był tam, czuła duszące uczucie w gardle, pomimo zamkniętych powiek po policzkach potoczyły się łzy.
Isella czuła się dziwna z tym, że ona chciała go dotykać, a on nie... I było jej po prostu okropnie głupio, że tak na to naciska. Nie wiedziała o co chodzi.

Wydarzenia tego wieczoru musiały skończyć się niezbyt przyjemnie - koszmarem.
Była w Arlathanie, w zamku należącym teraz do Fen'Harela. Stała przed nim z łzami w oczach i słyszała, jak powtarzał jej tę samą wypowiedź, w kółko.
- Żałuję, że cię uratowałem. Nie zależy mi na tobie. To właśnie dlatego nie chcę z tobą sypiać.
Wiedziała, że to sen, koszmar, ale pomimo wszystko to uczucie było dojmujące, rozczarowanie owładnęło jej ciałem.
- Ale jak to...? - szepnęła.
- Po prostu. Jesteś beznadziejna. Naprawdę myślałaś, że fałszywy elf to coś, o czym marzę? Z czym chcę się kochać? Nie bądź śmieszna.
Isella, chociaż bardzo chciała, nie mogła się obudzić. Wierciła się w łóżku, marszcząc brwi, a po policzkach płynęły łzy.
- Nie rób mi tego, przecież mówiłeś, że mnie kochasz - Isella, ta w śnie, starała się złapać dłoń Solasa, ale ten odsunął się od niej z obrzydzeniem.
- Chciałem sprawdzić jak szybko wskoczysz mi do łóżka. Pokonałaś wszelkie rekordy - Fen'Harel parsknął śmiechem, nieprzyjemnym i okrutnym.
Isella ufała Solasowi, że naprawdę ją chciał - w końcu nie wybrał elvhen, nie była w stanie znaleźć lepszego dowodu na potwierdzenie tej tezy. Niemniej jednak, miała okropną obawę, która ją atakowała co jakiś czas. Zwykle były to tylko głupie myśli i bezsensowne zastanawianie się "Kiedy on mnie zostawi?". Ale tym razem te obawy wizualizowały się koszmarem. Okropnym, ohydnym, bolesnym, z którego nie mogła uciec.
- Nie, proszę, nie - Isella wyszeptała przez sen, wiercąc się w łóżku.


Pan Vincent - 2017-09-01, 20:15

Ostatnia noc przyniosła mu zaledwie parę godzin snu, nieustannie przerywanych przez nocne wizje. Z jakiegoś powodu targał nim wciąż wewnętrzny niepokój, a czarne myśli nie chciały opuścić jego głowy nawet po wypiciu paru filiżanek herbaty.
Koło czwartej nad ranem poddał się wreszcie i wyszedł na taras, ciesząc oczy niezrównanym pięknem przyrody. Wpatrywał się w liście, wsłuchiwał w śpiew ptaków. Ze swojej pozycji mógł przyglądać się jak wielobarwne stworzenia podlatują do swych gniazd, karmią pieczołowicie młode. Odległe echo wodospadu mieszało się z szumem wiatru.
Cóż, w takich chwilach czuł, że żyje. Lubił to uczucie. Nawet jeśli przy okazji gdzieś w środku trawił go smutek i poczucie rozczarowania, tęsknoty, jego widok z tarasu wciąż zapierał dech w piersiach swym pięknem.
Pewne rzeczy pozostawały po prostu niezmienne.

Dorian otrzepał szaty z nieistniejącego pyłu i przyjrzał się krytycznie swemu odbiciu w lustrze. Wąs wyglądał wprost perfekcyjnie, fryzura wyszła spod ostrza jednego z Tevinterskich mistrzów zaledwie pół dnia temu.
Chciał podobać się swojemu mężczyźnie. Chciał żeby Żelazny Byk miał ochotę rzucić się na niego już po pierwszych sekundach spoglądania na jego twarz i resztę ciała. Miał nadzieję, że Kadan nie zauważy, że przez ostatni miesiąc przytył ten kilogram... Próbował coś ze sobą robić, ale z tęsknoty za wielkim cielskiem swego wybranka jadł o wiele więcej niż zwykle i...
- Tu jesteś - usłyszał za sobą niski, wibrujący pomruk i wykrzywił wargi w swym najpiękniejszym uśmiechu. Już po chwili poczuł na swoich pośladkach jego ogromne łapy, które ugniatały bezwstydnie jędrne mięśnie, podczas gdy w brzuch już, już wbijała się masywna erekcja.
- Nie wytrzymam - wystękał o wiele żałośniej, niż miało to brzmieć, ale naprawdę potrzebował go już w sobie poczuć. Chciał już tylko ust, zębów i pazurów, teraz, natychmiast! - Weź mnie tutaj.
Qunari odchylił głowę i parsknął śmiechem, omiatając pomieszczeniem główną salę.
- Zwariowałeś - to nie było pytanie, w żadnym wypadku. - Ktoś zaraz tu przyjdzie i znowu będą o nas gadali.
- Mówiłeś, że ci to nie przeszkadza - wydusił w przerwie między pocałunkami, którymi obdarzał jego umięśnioną klatkę piersiową. Twarda, słona skóra, tak, to właśnie za tym... - To nie zajmie nam długo. Proszę, Kadan! Chodź ze mną. Usiądź tu.
- Gdzie? - Brwi Byka podjechały do góry by unieść się jeszcze wyżej, gdy zrozumiał prośbę kochanka. - Szefowa nas zabije. Ale muszę przyznać, że zaskakuje mnie twoja pomysłowość. Robisz niesamowi...
- Siadaj - przerwał mu niecierpliwie, popychając silne ciało na tron Inkwizytorki. Potem uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił się uśmiechać i opadł na kolana, wyciągając ze spodni wielkiego i masywnego fiuta swego pana. W życiu nie odważyłby się powiedzieć tak wulgarnych słów na głos, ale w myślach opowiadał sobie czasem o wiele gorsze i brzydsze słowa. Uwielbiał to, co wyprawiał z nim Żelazny Byk, to jak nim pomiatał, naginał jego silną wolę i doprowadzał na skraj szaleństwa samym spojrzeniem.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem - wyjęczał, ale nie wiadomo już było czy zwracał te słowa do samego Byka czy też do jego przyrodzenia, którego czubek znikał w pełnych, żarłocznych wargach.
- Hmmmm - zadowolony pomruk rozniósł się po sali cudownie drżącym echem. - On też za tobą tęsknił, skarbie. Weź go teraz głębiej i...
Drzwi otworzyły się nagle i - o, zgrozo - stanęła w nich sama pieprzona Inkwizytorka.
Dorian odskoczył jak oparzony, potykając się tak, że wylądował na tyłku. Ze zdumienia zapomniał o zamknięciu wilgotnych wciąż ust. A Byk... Och, on jak zwykle mało robił sobie ze swojej nagości. Bardziej obchodził go fakt, że siedział tam, gdzie zdecydowanie nie powinien siedzieć.
- Szefowo - podniósł się pośpiesznie, wykrzywiając usta w przepraszającym ( i według Doriana niezwykle rozczulającym) uśmiechu. - Przepraszam... Tak jakoś mi się... Usiadło. Na chwilę. Nie chciałem ehm... W każdym razie dobrze cię widzieć. Niespodzianka.
- Ach, tak - Dorian przypomniał sobie o swojej pozycji i podniósł się pośpiesznie z ziemi, otrzepując pośladki. - To zaszczyt, móc cię znowu zobaczyć. Stęskniliśmy się za tobą i pomyśleliśmy, że być może potrzebujesz naszej pomocy. Akurat miałem odrobinę wolnego... Byk także i... Oto jesteśmy! - Wykrzyknął radośnie, niemalże bez cienia skrępowania.
Może Lavellan wcale nie widziała niczego takiego?
Och, kogo on oszukiwał? Widziała wszystko. Teraz pozostawało już tylko pytanie, co zamierzała z tym zrobić.


Draco - 2017-09-01, 20:36

Isella obudziła się bardzo wcześnie. Na zewnątrz właśnie wschodziło słońce, a ponieważ był środek lata, to w zasadzie już o czwartej było całkiem jasno. Była bardzo zmęczona. Całą noc męczyły ją koszmary. Doszło do tego, że nie chciała już dłużej próbować zasnąć w obawie, że znów przyśni jej się Solas. Nie mogła zdzierżyć tych snów, które zabierały jej całą chęć życia.
Miała czas, aby pomęczyć się z założeniem stanika, co znów skończyło się fiaskiem. Isella nie chciała wołać kogokolwiek, aby jej z tym pomógł - nawet Cassandry. Była absolutnie wyrozumiała, nie zadawała zbyt wielu pytań, a nawet jeśli - akceptowała fakt, że ktoś mógł nie mieć ochoty odpowiadać na nie. Niemniej jednak koszmar tak bardzo ją wykończył, że potrzeby społeczne tego dnia były na naprawdę minimalnym poziomie. Założyła luźniejszą bluzkę, w której nie byłoby tak bardzo widać, że nie ma stanika i po prostu opuściła sypialnię, nie chcąc dłużej myśleć. Miała co robić, przejdzie się do Vir Dirthara, popracuje nad kopiowaniem kolejnych ksiąg...
Otworzyła drzwi, prowadzące do głównej sali, z której miała przejść do ogrodów, ale zaskoczył ją obrazek, którego się nie spodziewała.
Isella patrzyła przez chwilę szeroko otwartymi oczami na Doriana, który właśnie siedział na kamiennej podłodze - mało brakowało, a z tego zaskoczenia trafiłby na stopnie, kiedy tak agresywnie się odsuwał, a to spowodowałoby jeszcze śmieszniejszą scenę - i na Byka. Obserwowała, jak siedział na jej fotelu, a gdy tylko zauważył ją, speszony schował stojącą na baczność męskość do spodni i uśmiechnął się przepraszająco.
Isella słuchała ich radosnej paplaniny. Pomimo fatalnego humoru, nie mogła nie zacząć się śmiać.
- Wasze miny - westchnęła Isella, gdy w końcu mogła mówić. - Miło mi was widzieć. Całkiem duży penis, brawo, Dorian. Doskonały wybór - poklepała przyjaciela po ramieniu, a ten speszył się przez krótką chwilę, nim nie objął ją w pasie, podnosząc ją lekko nad ziemię.
- Oooo, ktoś tu nie włożył stanika! Jaka rozpustnica - zauważył Dorian, rozbawiony.
- Nałóż stanik jedną ręką, powodzenia życzę - Isella uśmiechnęła się do niego. Przywitała też Byka, ściskając go. - To co, macie ochotę dokończyć to, co zaczęliście, czy pójdziemy na śniadanie? Możecie skorzystać z mojej sypialni, jakby co. I tak pewnie spędzę większość dnia w bibliotece.


Pan Vincent - 2017-09-01, 21:03

- W obliczu twojego czarującego towarzystwa jestem w stanie poświęcić się dla śniadania - Dorian uśmiechnął się czule do przyjaciółki i parsknął śmiechem gdy z wielkiego brzucha Byka popłynęło głośne burczenie. - Myślę, że obaj się poświęcimy.
Dodał, biorąc drobną dłoń Inkwizytorki w swoją własną.
Nie umiał opisać radości, której doświadczał na widok dwójki tak bliskich sobie stworzeń - choć z Lavellan nie widział się niewiele więcej ponad dwa tygodnie, mieszkając w Podniebnej Twierdzy zdążył przyzwyczaić i pokochać jej towarzystwo. Teraz, gdy coraz częściej zajmowały go sprawy Tevinteru, nie potrafił odnaleźć się pozbawiony ich długich rozmów, żartów i porannych herbatek.
Z Bykiem sprawa miała się o wiele trudniej, ale w ciągu ostatniego roku Dorian jako tako zaakceptował swój los. On był magiem pochodzącym z miejsca, gdzie nie wpuszczano qunari, a jego drogi Kadan był najemnikiem, który nie potrafił długo zagrzać jednego miejsca. Na szczęście mimo wszystkich przeciwności losu, potrafili znaleźć dla siebie krótkie chwile uniesienia i...
Isella była dziwnie smutna, przygaszona. Z początku udawało jej się to zamaskować gromkim wybuchem wesołości spowodowanym zastaniem w swej sali ich małej "niespodzianki", ale z każdą chwilą na ślicznej twarzy pojawiał się coraz mocniej dojmujący smutek.
Postanowił, że nie zapyta o to w tej chwili - najpierw wypadało napić się herbaty, zjeść dobre ciastko i porozmawiać, o tym stanowiły właśnie dobre obyczaje.
Drgnął, wyczuwając na tyłku wielką dłoń Byka. Mężczyzna ścisnął go lekko i przesunął palec między jędrne półkule, przedzierając się bezczelnie do...
- Ach!- Wykrzyknął reflektując się szybko. - Pomyślałem, że może chciałabyś żebym pomógł ci w bibliotece. Zawsze będę mógł uczynić coś pożytecznego, a przy okazji użyczę ci swego nieocenionego towarzystwa. Co ty na to?

Solas odstawił filiżankę, przyglądając się zalegających na dnie fusom - ciemna breja ułożyła się we wzór, który mógł poniekąd przypominać kicającego zająca. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie fakt, że dzień Fen'Harela absolutnie zabawny nie był.
Isella nie odzywała się wciąż, mimo, że już dawno wybiła godzina, o której zwyczajowo wstawała z łóżka. Nie poczuł ani raz magii używanego eluvianu, a do jego zamku nie przybył żaden posłaniec...
Chyba się nie obraziła? Oczywiście, miała prawo być zła, ale nie oznaczało to chyba, że przestanie go teraz całkowicie odwiedzać? Przecież nie miałoby to żadnego sensu, potrzebowali siebie nawzajem tak, jak roślina potrzebowała wody, jak ziemia potrzebowała słońca.
Najrozsądniejszym, co mógł zrobić w tej sytuacji, było danie jej czasu. Czasu na przemyślenia, na zajęcie się sobą i cieszenia samotnością. Może odwiedzi go po prostu wieczorem, przecież mogła być zajęta. Poczeka, to nic go nie kosztowało. Miał czas, być może nawet w nadmiarze.
Zanurzył pióro w kałamarzu i przyłożył wilgotną końcówkę do pergaminu, kreśląc pierwszy projekt rycin przedstawiający pałace Arlathanu.

Żelazny Byk cieszył się, że Inkwizytorka zaproponowała zjedzenie śniadania na tarasie. Pogoda była naprawdę niczego sobie, świeciło słońce i wiał miły wietrzyk, no i Dorian lubił kwiatki.
- Podobno organizujecie tu bal w ramach tego święta Dalijczyków - Byk posłał ukradkowe spojrzenie długim nogom swojego kochanka, nie wsłuchując się w ogóle w jego paplanie. Dorian trochę za dużo gadał, ale kiedy przychodziło do nieco intymniejszych rozmów, można było mu wybaczyć wszystko.
Do kurwy nędzy, miał ochotę wygrzmocić ten odstający tyłeczek. Niezależnie od planów jego kapryśnego czarodzieja, miał zamiar porwać go po śniadaniu do swojej dawnej komnaty i wypieprzyć tak mocno i głęboko, że...
- Rogalika? - Usłyszał i zetknęli się na moment jednoznacznymi spojrzeniami.
- Jasne - wyciągnął przed siebie swoje wielkie łapsko i podchwycił proponowane ciastko, wpychając sobie z miejsca do ust połowę zawartości.
- Uważasz, że będziemy tu mogli zostać do końca balu? - Dorian podsunął Inkwizytorce talerz z ciastkami. - Nie marudź, jedz. Chciałabyś mi może o czymś powiedzieć? Czy nasz drogi przyjaciel znowu gra ci na nerwach?


Draco - 2017-09-01, 21:23

- Jeśli masz ochotę topić się w księgach starszych, niż świat ludzi, nie powiem nie - odparła Isella, gdy szli na śniadanie.
Trzeba było przyznać, Dorian zawsze poprawiał jej humor. Już taki był - nawet jeśli wszystko waliło jej się na głowę, był w stanie rozbawić ją. Sprawiał, że potrafiła po prostu zapomnieć o trudach, chociaż na chwilę. I tym razem w zasadzie nie było inaczej, lubiła ich towarzystwo.
Z nimi czuła się pewnie i swobodnie.
- Ach, tak, pomysł Josie. Pierwszy krok do tego, aby elfy wyszły z cienia - Isella uśmiechnęła się, gryząc kawałek świeżego rogalika z czekoladą.
Wzięła kilka łyków herbaty, spoglądając na swoich przyjaciół. Miała wrażenie, że cały czas patrzą na siebie wygłodniale, rzucali sobie spojrzenia. A ona na to patrzyła i zazdrościła. Tak trochę.
- Chciałam was właśnie zaprosić. - Isella uśmiechnęła się, biorąc jedno ciastko.
Z Dorianem nie było się co kłócić w kwestii "Nie mogę zjeść tego rogalika, bo będę za gruba". Zawsze wciskał w Isellę wszystko, co miał i nadawało się do jedzenia. Zawsze słyszała, że jest strasznie szczupła.
Gdy brunet wspomniał o "drogim przyjacielu", zamilkła i spojrzała na obrus. Skubnęła rogalika, choć mało entuzjastycznie.
- Aż tak źle? Już mam nagrobek wam stawiać? - mruknął Dorian, dając lekkiego kuksańca Inkwizytorce. - Powiedz, co się dzieje.
Isella wstydziła się, było to doskonale widoczne - jej policzki lekko się zarumieniły. Gdy Dorian delikatnie objął ją, westchnęła ciężko.
- On nie chce się ze mną... kochać. W ogóle. Nie mogę go dotykać, nie wiem... - mruknęła, opuszczając głowę.
Włosy Iselli, które sięgały jej już do łopatek, opadły teraz na twarz, zakrywając jej buzię.
- Próbowałam pytać o co chodzi, ale... Czuję się głupia, mam wrażenie, że mnie nie chce, że go naciskam, że wymuszam... Ech, głupio mi, że o tym mówię.
Isella sięgnęła po filiżankę z herbatą, aby upić spory łyk. Nie powinna w ogóle o tym rozmawiać, ewidentne było, że jej przyjaciele nie posiadali takich problemów między sobą. Obaj byli dość otwarci, jeśli chodzi o sprawy seksualne, więc prawdopodobnie nie mogli jej pomóc. Ona sama nie wiedziała, jak ma sobie pomóc...


Pan Vincent - 2017-09-01, 21:52

Dorian wymienił z Bykiem porozumiewawcze spojrzenia i westchnął głęboko, przygotowując się na nieco krępujący ale niezbędny w owej sytuacji wywiad.
- No dobrze, więc... Wypadałoby zacząć od tego, jak wyglądało to do tej pory - wymruczał, a Byk skinął twierdząco głową. - Czy wygląda to w taki sposób, że... Khm, jego ciało w ogóle... Czy...
- Staje mu? - Przerwał z poirytowaniem najemnik, parskając pod nosem.
Isella speszyła się wyraźnie i nie unosząc wzroku skinęła ledwo dostrzegalnie głową.
- A jak to się zaczyna, no wiesz, między wami? Kto robi pierwszy krok? On?
Ruch głową oznaczał tym razem zaprzeczenie. Dorian zmarszczył brwi, ale pozwolił kontynuować wywiad swojemu mężczyźnie. Byk był zdecydowanie konkretniejszy, nie przebierał w słowach.
- Dotykał cię?
- Teraz brzmisz jakbyś posądzał go o zbrodnię na tle...
- Cisza - Kadan popatrzył na niego w taki sposób, że magowi zrobiło się gorąco i zimno jednocześnie. Sięgnął po filiżankę z herbatą i westchnął cichutko, rozkoszując się jej słodkim aromatem.
Inkwizytorka uniosła nieco głowę, ale jej spojrzenie nadal utkwione było w ziemi. Dorian pochylił się by objąć ją ramieniem.
- No, moja droga, nie ma się czego wstydzić. Nie znajdziesz w tej sprawie lepszych ekspertów. Znam się na mężczyznach jak mało kto i...
Och, znowu to spojrzenie. Dorian postanowił, że na razie przestanie jednak mówić. Przynajmniej na tę jedną krótką chwilę.
- Dobra, więc dotyka cię, nie ma problemów z żadną z części ciała i nie pozwala dotknąć się tobie. - Podsumował Żelazny Byk, wyliczając wszystko na szponiastych palcach. - Moja diagnoza: albo się z tobą bawi i czeka aż będziesz go błagała o najdrobniejszy ruch, albo jest ślepym chujem, który...
- Ach! - Tym razem tego było za wiele. Dorian rozumiał drobne przekleństwo raz na jakiś czas, ale nie przy Lavellan, nie przy Inkwizytorce! - Proszę cię, postaraj się mówić trochę ładniej.
- W porządku - żachnął się wielkolud. - Chciałem tylko powiedzieć, że najlepiej będzie jak potrzymasz go trochę w niepewności.
- O, to jest myśl! Przestań za nim chodzić i zajmuj się swoimi sprawami, spraw żeby zatęsknił i...
- ...tylko nie przesadzaj - wtrącił Byk, ale mag przerwał mu natychmiast.
- I marzył już tylko o twoim ciele, a potem ubierzesz się w coś, co sprawi, że na sam twój widok będzie miał ochotę przyprzeć cię do ściany i już nie będzie umiał ci się oprzeć! Tak, to właśnie to!
- Dzień dobry - na zewnątrz wyszła Elora, elfka, której Dorian nie miał zbytnio okazji poznać, ale dziewczyna wydawała się bardzo sympatyczna. - Nie przeszkadzam?
- Skąd - przysunął się pośpiesznie do Byka, obejmując go zaborczo ramieniem. Ciemnowłosa zamrugała, lekko speszona i zajęła miejsce obok Inkwizytorki.
Podejrzanie blisko. Za blisko, jak na przyjaciółkę. Co ona wyprawiała z tymi łapami, dlaczego podawała Iselli filiżankę, przecież nie była niepełnosprawna!
- A ty, Eloro - zaczął, wyczuwając na swych plecach jeden z cudownie ostrych szponów - miewałaś kiedykolwiek problemy z mężczyznami? Właśnie rozmawialiśmy o tym, jak Fen'Harel adoruje naszą ukochaną Inkwizytorkę. Może i ty masz swego adoratora?
Bykowi ledwo udało się powstrzymać od wytrzeszczenia oczu. W co pogrywał sobie ten mały arystokrata?


Draco - 2017-09-01, 22:11

- To jak mam wiedzieć, kiedy to przesada? - mruknęła Isella. Nie podnosiła głowy, próbowała za wszelką cenę opanować rumieniec, który widniał na jej policzkach.
I w tym momencie nie mogła poczuć się chyba gorzej, gdy pojawiła się Elora. Nie chodziło o sam fakt bycia jej, tylko raczej... Cóż, zaczynało być niezręcznie - mówić o takich rzeczach przy kimś, kto tak naprawdę widział Isellę nagą i trochę tych interakcji pomiędzy dziewczynami było, tych seksualnych. A teraz mówili o intymności z kimś zupełnie innym. To było... dziwne.
Brunetka usiadła bardzo blisko Iselli i odrobinę jej to przeszkadzało. Nie była osobą, która, paradoksalnie, uwielbiała naruszaną przestrzeń osobistą. Była na to szczególnie wyczulona dzisiaj, po bardzo kiepskiej nocy i dość podłym wieczorze dnia wczorajszego. Co innego, przytulić się do geja, a co innego czuć stykające się udo swojej przyjaciółki, z którą kiedyś się kochało.
- Ja? Nie, raczej nie - Elora odpowiedziała niemalże od razu.
Ta informacja zaskoczyła Inkwizytorkę.
- Nie? A nie miałaś przypadkiem jakiegoś faceta? Słyszałam, że się z kimś związałaś - jasnowłosa zwróciła uwagę, gryząc kawałek rogalika.
- Och, to... No tak, był taki. Ale rozstaliśmy się, więc to już nieaktualne.
Elora była dziwnie lekko podenerwowana.
- Szkoda. Z tego co słyszałam, był całkiem sympatyczny. Kiedyś Opiekunka mi wspomniała, mimochodem - Isella lekko uniosła kąciki ust.
- Podać ci jeszcze jednego rogalika? - Inkwizytorka spojrzała na twarz koleżanki, która była jakoś podejrzanie blisko. Elora naprawdę usiadła w tej bezpiecznej, komfortowej sferze Iselli. Inkwizytorka postanowiła po prostu wstać od stołu. Wzięła jeszcze jednego rogalika i podniosła się.
- Będę w Vir Dirthara, jak coś, przychodź, Dorian. Eluvian bez ozdób.
Pomachała wszystkim i odeszła w stronę ogrodów.


Pan Vincent - 2017-09-01, 22:42

Grzeczna dziewczynka, pomyślał Dorian, machając przyjaciółce na pożegnanie.
Poczekał aż Byk dokończy swoje śniadanie (sam miał ochotę na jeszcze jeden rogalik, ale kiedy pomyślał o kolejnym dodatkowym kilogramie, jakoś przestawał być głodny) i ignorując całkowicie nieco markotną po wyjściu Iselli, Elorę, pociągnął kochanka za ramię, udając się do swoich dawnych komnat.

- Tutaj - wyszeptał błagalnie, wypinając biodra tak mocno, że jego ciało wyginało się we wręcz książkowy przykład idealnego łuku. Sztywny członek zakołysał się ciężko, roniąc wokół krople preejakulatu. - Proszę, Kadan... Proszę!
Och, gdyby tylko nie miał związanych nadgarstków... Już dawno wyciągnąłby do niego swe dłonie i zmusił do dotyku w miejscu, które najbardziej go teraz potrzebowało.
Żelazny Byk był, jak zwykle, nieugięty. W dalszym ciągu zabawiał się bezczelnie z każdym skrawkiem atrakcyjnego brzucha i ud, pomijając sterczącą erekcję tak, jakby w ogóle nie istniała.
- Gdzie? Co mam dotknąć? - Zapytał cicho, lecz niezwykle wyraźnie. Jego głos przedzierał się do uszu Doriana poprzez mgłę pożądania, posyłając dreszcze przyjemności wprost do napiętych lędźwi.
- Dobrze wiesz, o co cię proszę - jęknął otwarcie, poruszając wściekle podbrzuszem. Może jeśli napnie je wystarczająco mocno, dosięgnie jego ust choćby samym czubkiem i...
- Dobrze wiesz, co ja każę powiedzieć tobie - usłyszał w odpowiedzi wydane polecenie. Ton Byka diametralnie zszedł w dół. Teraz był jak smagnięcie batem; ostry, konkretny, warkotliwy.
Dorian przełknął ślinę i popatrzył kochankowi w oczy. Wytrzymał tylko chwilę, zanim z zawstydzeniem spuścił wzrok na poznaczoną tatuażami pierś.
- Dotknij mojego...
- No?
- Pe...
- Źle - podskoczył, gdy wielkolud tak po prostu obrócił go na brzuch i sprzedał mu siarczystego klapsa. Złapał haust powietrza i przymknął powieki. - Jeszcze raz. Radzę ci się postarać bardziej. Następnym razem nie będę taki delikatny.
- Dotknij mojego f-fiuta, panie - wydusił z siebie, zażenowany do granic możliwości. Och, na wszystkie świętości, dlaczego ten wstrętny zboczeniec kazał mu mówić takie słowa?
- Twojego fiuta? - Byk podchwycił prędko słowo, zakradając się wielkim łapskiem między kusząco wyeksponowane pośladki. Przesunął jednym ze szponów w szczelinie pomiędzy nimi i zatrzymał się, gdy dotarł do napiętych do granic możliwości jąder. - Masz na myśli tę ptaszynkę? O, tę tutaj?
- Ty... - Nie zdążył dokończyć, bo przerwało mu kolejne uderzenie i owszem, bolało o wiele, wiele bardziej. - Wybacz mi, nie chciałem...
- Cisza - duża łapa sięgnęła wreszcie trzonu przyrodzenia, zaciskając się na nim z wprawą. - Radzę ci nie wydawać z siebie żadnych dźwięków. Za każdy jeden jęk dostaniesz jeszcze mocniej.

Niestety, pomimo najszczerszych chęci, Dorian nie potrafił powstrzymywać się od wydawania odgłosów kiedy dłoń Byka wyprawiała z jego ciałem istne cuda.
Dlatego też kiedy dotarł do biblioteki, przechodząc nieco kulawo przez eluvian, mógł ledwo się poruszać. Zdecydowanie było mu daleko od pomysłu siadania, o, tak. Mógł co najwyżej klęknąć gdzieś na ziemi, choć kolana też miał całe posiniaczone.
- Tu jesteś - przywitał się z Inkwizytorką, zaczytaną w jednej z ksiąg. Rzucił torbę z przyborami na ziemię i zbliżył się bardzo ostrożnie do półki z księgami, a raczej tym co z nich pozostało. - Wybacz mi, że tak długo. Mam nadzieję, że nie nudziłaś się tu beze mnie!


Draco - 2017-09-01, 22:56

Isella była zaskoczona, gdy usłyszała głos Doriana. Zupełnie straciła poczucie czasu, więc gdy przyjaciel w końcu do niej dołączył - nie wiedziała ile czasu minęło.
Mogła się jednak domyślić, że całkiem sporo, biorąc pod uwagę słowa bruneta i sposób, w jaki się poruszał.
Isella zaśmiała się cicho.
- Ujeżdżało się Byka, co? - poruszyła sugestywnie brwiami, rozbawiona zbolałą miną przyjaciela
Gdzieś w oddali słychać było szum wodospadu.
- Jesteś w stanie w ogóle pracować, mój drogi przyjacielu? - Serdeczność w głosie Iselli nie sprawiała, że łatwiej było Dorianowi przyjąć te słowa.
- Oczywiście, że jestem. Tylko... wolniej - stwierdził z przekonaniem.
Milczeli przez pewien czas, pracując w ciszy. Dorian pochylał się nad szerokim stołem, za pomocą magii kopiując jedną z książek. Isella robiła dokładnie to samo, ale w jej przypadku trwało to i tak nieco dłużej - chciała bowiem przeczytać wszystko, co tylko mogła.
- Powiedz mi, jak długo miałabym go trzymać w niepewności? - mruknęła w końcu Isella, spoglądając w kierunku przyjaciela. - Może po prostu powinnam to zaakceptować, może to normalne?
Obok nich przepłynęła czerwona poświata ducha, który niewiele w zasadzie zrobił sobie z ich obecności tutaj. Z początku było to dla Iselli bardzo dziwne, być w zasadzie w miejscu, w którym nie było Zasłony. W czymś pomiędzy Pustką, a światem. Ale przywykła do tego i im więcej czasu spędzała w bibliotece lub Arlathanie, tym było to dla niej bardziej naturalne. Morrigan mówiła kiedyś o wspaniałości innych światów i tym, że spędzała w nich bardzo długi czas, razem z swoim synem. Teraz Isella rozumiała jej punkt widzenia.


Pan Vincent - 2017-09-01, 23:24

Vir Dirthara było dość ponurym miejscem. W powietrzu aż syczało od unoszącej się wokół magii, ale wszystko było okrutnie bezbarwne i jednolite.. Dorianowi wiedział, że działo się tak za sprawą jego rasy i odrobinę zazdrościł przyjaciółce, że mogła oglądać te wspaniałe ruiny w kolorze.
Przez jakiś czas oddawał się w milczeniu kopiowaniu ksiąg, gdy ni stąd nie zowąd, Lavellan zapytała go o cudownie niecny plan, który podsunęli jej razem z Bykiem.
Uśmiechnął się zagadkowo i odłożył papirusowy wolumin, zbliżając się do drobnej dziewczyny na tyle ostrożnie i powoli, na ile potrafił.
- Myślę, że powinnaś mu dać co najmniej dwa, trzy dni całkowitej samotności. Ten uparty osioł nie przyjdzie tu z własnej woli, nie pozwoli mu na to duma. Będzie siedział w swojej samotni, wmawiając sobie, że nic nie interesuje go brak twojej obecności. W międzyczasie podeśle tu paru szpiegów, którzy zapewnią go o tym, że nic ci się nie stało i "puf" - wykonał w powietrzu gest imitujący wybuch fajerwerków - pożądanie podane na tacy.
Zamilkł na moment, wpatrując się w szare niebo. Puchate kłębowiska chmur przepasały się po nim niczym owce. Dawniej Dorian marzył o tym by móc kiedyś dotknąć chmury. Później dowiedział się, że nie istniała na to fizyczna możliwość i był baaardzo zawiedziony.
- Wybrałaś już sobie sukienkę na bal? Wiesz, że to musi być coś? - Zapytał, nakładając nacisk na każde słowo ostatniego zdania.
- Ta sukienka będzie musiała krzyczeć o tym, że jesteś piękna i zgrabna i masz w nosie cały świat. Powinnaś założyć coś , co podkreśli twoją talię i piersi, mężczyźni to uwielbiają. Wiem , co mówię - dodał, unosząc "groźnie" brwi na jej powątpiewającą minę. - Już teraz to sobie wyobrażam... Prosta, ale z gracją, coś przyciągającego oko, fiolet... A może czerń? - Podsunął, uśmiechając się jeszcze wymowniej. - Zrobimy ci prawdziwe wejście smoka. Wszyscy goście będą już na sali, pięknie ubrani, muzyka popłynie delikatnie spod lutni jakieś wyjątkowo utalentowanej Dalijki i wtedy na salę wkraczasz ty! Piękna, zjawiskowa. Mówię ci, nasz przyjaciel straci dla ciebie głowę. A jeśli jej nie straci, to sam mu ją zetnę następnego ranka.

Solas podniósł się od stołu i westchnął ciężko - słońce miało się już ku zachodowi, dzień dobiegał końca. A Lavellan wciąż nie dała mu żadnego znaku życia. Zaczynał się obawiać,że coś się zdarzyło, coś okropnego. Nie mógł dłużej ryzykować, wolał upewnić się, że Inkwizytorka nie popełniła żadnych głupot pod wpływem emocji...
- Variel - udało mu się złapać elfkę na schodach, wyraźnie znudzoną chwilową bezczynnością.
Doskonale, właśnie o coś takiego mu chodziło.
- Tak, Solasie? - Dziewczyna oparła się o balustradę, spoglądając z lubością w dół krętych schodów. - Czego ci potrzeba?
- Czy mogłabyś udać się dla mnie do Podniebnej Twierdzy? Chciałbym zdobyć jedną z ksiąg z mojego pokoju. - Skłamał bezczelnie, nie czując się nawet winnym. Wiedział, że jeżeli Variel zobaczyłaby coś niepokojącego, natychmiast dałaby mu o tym znać. Dlatego też wysłanie jej po słownik runiczny było idealnym pomysłem.
Cóż z tego, że znał zawartość słownika na pamięć. Może czegoś zapomniał?
- Oczywiście - Variel skinęła głową, posyłając na czoło część rudych loków. - Wrócę jak tylko znajdę Inkwizytorkę.
- Słucham? - Zatrzymał się w połowie drogi do sypialni, unosząc brwi w górę czoła.
- Książkę, miałam na myśli - jej twarz przeciął ironiczny uśmieszek. - Wrócę kiedy znajdę twoją książkę, Solasie.


Draco - 2017-09-01, 23:46

- Suknia? Naprawdę, tylko tyle trzeba? Przecież chodziłam przed nim nago, półnago, nic - mruknęła Isella, zakładając pasmo włosów za ucho. Zamyśliła się, patrząc w górę. Przez pęknięte mury wdzierało się słońce, oświetlając wszystko swoim blaskiem. Kiedy pierwszy raz zobaczyła Rozdroża, wiedziała, że musi wracać tu częściej. Było tu tak przepięknie... Lekko różowe niebo, w powietrzu błąkała się magiczna, różowawa poświata. Powietrze pachniało drzewami,
- Czy Ty naprawdę nie wiesz jak to działa? - Żachnął się Dorian, kręcąc głową z najwyższym politowaniem. - Rozebrana jesteś na pewno piękna, nie wątpię, ale to UBRANIA sprawiają, że mężczyźni tracą głowę, dla takich jak ty. Wiesz dlaczego? Bo wyobrażają sobie, to, co znajduje się pod nimi. Oni to uwielbiają, moja droga, uwielbiają sobie wyobrażać!
- Ostatnio byłam ubrana. Też nie pozwolił mi... - Isella odchrząknęła, zawstydzona.
- A co takiego miałaś na sobie? Koronkową bieliznę, pończochy? A może gorset z fikuśnymi wypełniaczami? - Zaśmiał się łagodnie, sprzedając przyjaciółce żartobliwego kuksańca. - Opowiadaj już bo nie wytrzymam!
- Pamiętasz ten sweter, który dostałam od Cassandry? Ten, który jest sukienką. No więc miałam go na sobie i elfickie buty skórzane. Prawda, położył mnie na stole, ale... nie pozwolił mi się dotknąć. - Była zawstydzona, jej policzki poróżowiały, ale Dorian był jej przyjacielem.
Komu miała o takich rzeczach mówić? Elorze? Dorian był facetem, spotykał się z facetami. To najlepsza partia do radzenia się w takich sprawach.
- Ja zupełnie go nie rozumiem - pokręcił głową, łapiąc ją za dłoń - na jego miejscu szalałbym pewnie z pożądania! Choć może... Może to nie jego styl? Zamiast luźnego swetra wolałby cię widzieć w czymś obcisłym? Chociaż... Bo ja wiem, nie wyglądał mi na takiego. Może chodzi o coś innego, może... A może on czeka z tym wszystkim do ślubu?!
Isella spojrzała przestraszona na mężczyznę, unosząc brwi do góry. Już miała zacząc panikować, gdy nagle...
- Och, żartowałem tylko. - Dorian parsknął dźwięcznym śmiechem. - Twoja mina była tego absolutnie warta.
- Dorian, to poważna...
W dokończeniu zdania przerwało pojawienie się Variel. Isella patrzyła zaskoczona na to, jak zwiadowczyni Solasa uśmiecha się na jej widok i z zaskoczeniem patrzy na Doriana.
- Niezbyt kolorowe to Vir Dirthara dla ciebie, co? - Ewidentnie nie mogła się powstrzymać. - Fen'Harel kazał mi sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. To znaczy, miałam znaleźć książkę - złośliwy uśmiech nie mógł zejść jej z twarzy.
- Widzisz? Mówiłem ci, niecierpliwi się.
Isella przewróciła oczami.
- Powiedział dlaczego szuka tej książki? To znaczy, mnie?
Variel zaprzeczyła.
- Powiedz mu, że książka... Nie, w sumie nic mu nie mów. Niech się męczy. Ma serannas za przybycie.


Pan Vincent - 2017-09-02, 00:16

- To była dla mnie najwyższa przyjemność - Variel spojrzała z sympatią na wybrankę swego przełożonego i rozejrzała się ostatni raz wokół, wzdychając błogo. - Piękne miejsce wybraliście sobie do pracy. Aż sama bym tak chciała.
- Tylko pamiętaj o tym by nic mu nie mówić - przystojny przyjaciel Inkwizytorki pogroził jej żartobliwie palcem. - Niech traci głowę, próbując się wszystkiego domyślić!
- Jasna sprawa - dłoń rudowłosej elfki zatrzymała się o cale od płynnej tafli lustra - dziewczyny muszą się trzymać razem, nie?

- Twoja Inkwizytorka jest teraz zajęta - Solas zmarszczył brwi, słysząc taki a nie inny raport.
Jak to "zajęta"? Co to oznaczało?
- Sugerujesz, że nie chciała się z tobą widzieć?
- Sugeruję, że jest zajęta - wzruszyła ramionami, tak jakby zupełnie jej to nie obchodziło. - Na zamku gości pan Dorian i zajmuje ich praca w Vir Dirthara, a także inne obowiązki.
- Jakie "inne obowiązki"?
- Nie wiem, Solasie. Nie powiedziała mi o jakie obowiązki chodziło.
- Jak w takim razie wykonałaś swoją pracę? - Żachnął się, podążając wściekle w kierunku stołu. Chwycił za szklankę z wodą i upił z niej dużego łyka, starając się ochłonąć. - Prosiłem cię o najprostszą rzecz, a w zamian dostaję...
- Prosiłeś mnie o coś, co absolutnie mnie nie dotyczy, Straszliwy Wilku - odpowiedziała mu "równie przyjemnie" Variel. - Ale nie martw się, mam dla ciebie coś na pocieszenie. - Dodała, wsuwając mu w dłonie... Słownik run.
- Przezabawne - wysyczał i poczekał aż elfka opuści jego sypialnię by zatrzasnąć za nią drzwi.
Przez chwilę stał tylko w progu, aż wreszcie zamachnął się i wyrzucił słownik z całej siły przez otwarte skrzydła okien tarasu.
- Przezabawne - wycedził jeszcze raz i chwycił za stojące na półkach pudełka z ziołami.
Potrzebował herbaty. Natychmiast.

Teoretycznie nadzorowaniem przymiarek miała zajmować się Józefina, ale wszyscy szybko zrozumieli, że jej rolę przejął Tevinterski szlachcic, który dyrygował wszystkimi bez choćby mrugnięcia okiem.
- Nie, natychmiast to z siebie ściągaj - podszedł do Inkwizytorki, sprzedając jej lekkiego klapsa w tyłek - te fałdy materiału sprawiają, że wyglądasz jakbyś miała garb. Poza tym prosiłem o czarne sukienki! Czy to naprawdę tak wiele?
- Hej, książę - Byk zaszedł go tyłu i nie przejmując się tym, że w pomieszczeniu było około tuzina innych osób, objął go od tyłu, składając dwa pocałunki na karku. - Nie tak ostro, bo jeszcze je wszystkie speszysz.
- To jakieś nieporozumienie - westchnął Dorian, przewracając oczami. Oparł się wygodnie o partnera i dał służkom znać by pomogły Iselli przebrać się w następną suknię. - Tylko CZARNĄ, proszę!
Służki udały się na korytarz, który służył za chwilową przymierzalnie i mag odchylił się lekko by móc wyszeptać do uch swej miłości:
- Myślałem, że wiesz jak bardzo lubię na ostro.


Draco - 2017-09-02, 00:39

- Dorian, to tylko suk...
- Nawet nie waż się kończyć tego zdania. Już o tym mówiliśmy. Masz olśnić wszystkich, w szczególności naszego drogiego przyjaciela, rozumiesz? Dajcie mi tę czarną suknię! - krzyknął Dorian, pospieszając.
Isella stała w bieliźnie, co chwilę przymierzając kolejny strój. Ta, faktycznie, miała odpowiedni kolor według Doriana, ale z kolei - beznadziejny fason.
- Nie masz osiemdziesięciu lat, no na Stwórcę! Inna. Natychmiast! - Dorian przewrócił oczami, zdegustowany.
A Isella czuła się dość niekomfortowo i gdy chciała powiedzieć, że nie ma czasu na te nieszczęsne przymiarki, przynieśli kolejną suknię.
Służki pomogły Iselli nałożyć ją na siebie i usłyszała wstrzymywany oddech od strony przyjaciela. Przyglądał się jej Byk i Dorian, a na ustach Tevinterczyka rozkwitł piękny uśmiech.
- I to jest właśnie to. Na Stwórcę, ty masz świetny tyłek! Nie taki, jak mój, ale naprawdę świetny - przyznał. Podszedł do dziewczyny, uwalniając się tym samym z ramion Byka i obejrzał ją z każdej strony.
- Wyglądasz zjawiskowo. Dopasujemy buty i mamy to!

Miała nadzieję, że skoro dzień nie minął jej tak źle, jak się spodziewała, jej noc także będzie znośna. Tymczasem, gdy tylko zamknęła oczy i pogrążyła się w śnie, znów nawiedziły ją mary senne.
Tym razem agresywniejsze. Była na balu na środku sali i miała zostać poproszona do tańca przez ukochanego, ale w ostatniej chwili Fen'Harel spojrzał na nią z pobłażaniem.
- Nie dotknę fałszywego elfa.
- Przestań mi robić wstyd - poprosiła Isella. Suknia gdzieś znikła, stała tam w samej bieliźnie i nie rozumiała o co chodziło, dlaczego on ją tak traktował.
- Ja? To ty robisz wstyd mnie.
Inkwizytorka chciała uciec z pomieszczenia, ale nie mogła. Wszystkie drzwi były zamknięte, a w całym pomieszczeniu rozbrzmiewał tylko okrutny śmiech Fen'Harela.
Usiadła na zimnej posadzce, objęła ręką swoje nogi i schowała twarz, oddychając zbyt szybko.
- Zostaw - wyszeptała Isella, przewracając się na drugi bok.


Pan Vincent - 2017-09-02, 01:14

Solas leżał w łóżku, przekładając się z boku na bok. Światło księżyca wlewało się do pomieszczenia przez powstałą między zasłonami lukę.
Uniósł dłoń i pozwolił by księżycowa smuga przedzieliła ją idealnie na pół. Poruszał nią wolno, bawiąc się tak grą światłocienia.
Nie spodziewał się, że brak Lavellan będzie mu doskwierał w tak wielkim stopniu - wszystko prawdopodobnie byłoby całkiem znośne, gdyby nie fakt, że Inkwizytorka była na niego obrażona. Że było jej przykro po wczorajszym incydencie.
Może jednak powinien dać jej wtedy odrobinę... Więcej. Coś... Pokazać, albo powiedzieć?
Nie, to był idiotyczny pomysł - na samą myśl jego żołądek kurczył się nerwowo z nerwów, a w ustach robiło się sucho i nieprzyjemnie.
Solas nie przywykł do zwierzania się komukolwiek ze swoich problemów - życie nauczyło go, że wszystko powinien zatrzymywać dla siebie. Ludzie (i nie tylko) potrafili obrócić darowane im zaufanie w naprawdę paskudny sposób.
Westchnął głęboko i usiadł na łóżku, odpalając za pomocą magii znajdującą się na stoliku lampę.
To nie miało żadnego sensu, te jego śmieszne próby uśnięcia. Wszystko na nic, zbyt dużo myśli kłębiło mu się w głowie. Chyba, że...
Może to była odpowiednia okazja do tego by wybrać się do Pustki na trochę dłużej niż zwykle?
Tak, to powinno być dobre rozwiązanie. Spędzi czas z przyjaciółmi, odpychając od siebie na chwilę ziemskie problemy. Tęsknił już za uczuciem lekkości, za eteryczną swobodą poruszania się po ukochanych zakątkach Arlathanu, wspominając jego wielkość, jego piękno i majestat.
Ułożył się na materacu i skupił myśli na Pustce. Strzeliste wieże, jezioro i kamień skrzący się od szlifowanych na płasko ametystów. I Duch, on też musiał się gdzieś tam znajdować.
Zamknął oczy i uśmiechnął się, czując pierwsze specyficzne szarpnięcie w okolicach potylicy.

Dorian przechadzał się nieśpiesznie korytarzem, kierując sprężysty krok do drzwi sypialni Inkwizytorki. W jego dłoni tkwiło przepiękne ozdabiane ornamentami pudełeczko, w którym znajdował się prezent dla jego ukochanej przyjaciółki.
Sukienka nie potrzebowała zbyt wielu dodatków, ale uroczy drobiazg w postaci kolczyków na pewno dodałby jej smaku, był tego pewien.
Już, już, dotykał drzwi, gdy o mały włos nie zderzył się z innym nocnym markiem. Na widok Elory mina natychmiast skwaśniała mu wyraźnie, ale postarał się zamaskować ją udawanym zmęczeniem.
- A co ty tu robisz? - Spytał, marszcząc brwi. - Z tego co wiem, twoje skrzydło znajduje się po całkiem przeciwnej stronie. Ładnie to tak, przeszkadzać ludziom spać?
- O to samo mogę zapytać ciebie - czarnowłosa uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i nagle Dorianowi zrobiło się odrobinę głupio za jego poprzednie zachowanie. Odwzajemnił uśmiech i skinął głową.
- No, tak. Niosę Inkwizytorce coś cennego. Jeśli masz do niej jakieś sprawy, musisz poczekać, moja droga. To może nam zająć całą noc.
- O. - Usłyszał mało inteligentną odpowiedź i tylko cudem udało mu się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Wyciągnął dłoń i poklepał dziewczynę po ramieniu. - Oczywiście. W takim razie do zobaczenia rano.
- Dobranoc - odparł jowialnie i nacisnął klamkę do drzwi sypialni Lavellan, wślizgując się pośpiesznie do środka ciemnego pomieszczenia.
Na Stwórcę, ta cała Elora była naprawdę dziwna. Dorian mógł zrozumieć wiele rzeczy, w końcu była Dalijką i tak dalej, ale jej nieumiejętne zaloty w stosunku do biednej Iselli wywoływały u niego poczucie dyskomfortu i zażenowania. Przecież wszyscy wiedzieli o specyficznej więzi łączącej ją z...
- Zostaw - rozległ się słaby jęk i popatrzył w kierunku łoża, dostrzegając rzucającą się po nim Inkwizytorkę. Natychmiast odłożył niedbale pudełeczko z perłami i przysiadł na brzegu materaca, wyciągając dłoń by uchwycić w nią całkiem spoconą i gorącą twarz przyjaciółki.
Och, biedna Lavellan, musiał śnić się jej jakiś naprawdę paskudny sen.
- Isella? - Potrząsnął nią delikatnie, próbując wyrwać biedaczkę z pułapki własnego umysłu. - Hej, maleńka, obudź się. Jestem przy tobie.


Draco - 2017-09-02, 01:27

- Isella! - usłyszała krzyk i w tym momencie otworzyła szeroko oczy, patrząc załzawionymi oczyma na... Doriana. Pochylał się nad nią Dorian.
Inkwizytorka nabrała powietrza zupełnie, jakby nie mogła tego zrobić przez cały sen i podniosła się na łokciu, rozglądając się.
Nie była na żadnym balu, to tylko sen. Isella przymknęła powieki, a na jej twarzy wymalowana była ulga.
- Co ci się śniło? - spytał Dorian, spoglądając na nią z niepokojem.
Otarł jej policzki z płynących wcześniej łez. Isella pociągnęła nosem.
- Szydzący ze mnie Solas, który mnie zostawia. - Jej głos był całkiem zachrypnięty.
Mężczyzna nic nie powiedział, po prostu przygarnął przyjaciółkę i objął ją ramionami. Kobieta wtuliła się w ramiona Doriana.
Prawdopodobnie nawet Isella nie chciała przyznać przed sobą, jak bardzo poprzednie wydarzenia na nią działały. Gdy tylko nabierała subtelnej pewności odnośnie Solasa, zawsze coś musiało sprawić, że była ona jej brutalnie odbierana. Nigdy jednak nie męczyły ją tak okropne sny, tak prawdziwe, realistyczne.
- Nie mogłam stamtąd uciec. Byłam na balu, miał zaprosić mnie do tańca, ale... powiedział, że jestem tylko fałszywą elfką i nie zamierza... - Isella znów pociągnęła nosem, a ramiona wokół ciała dziewczyny zacisnęły się.
- To był tylko nieprzyjemny sen, nieprawdziwy - mruknął Dorian.
- Wiem, ale tak realistyczny... I to jego zachowanie... Może dlatego, że nie jestem Starożytna, nie jestem dość dobra, nie wiem... - Podczas ostatnich słów głos dziewczyny zupełnie się załamał.
- Cii - szepnął brunet, kołysząc ciałem dziewczyny.


Pan Vincent - 2017-09-02, 01:57

Pozostał w sypialni Inkwizytorki dopóki nie uspokoiła się i nie usnęła ponownie. Nie było łatwo doprowadzić do tego by ponownie odzyskała pewność, że to, czego doświadczyła, było tylko okrutnym snem. Cały czas próbowała znaleźć logiczne usprawiedliwienie i podłoże dla swych koszmarów.
Podświadomie wyczuwał, że powinien udać się prosto do zamku Straszliwego Wilka i opowiedzieć mu o stanie, do którego doprowadzał swą ukochaną, ale nie bardzo wiedział gdzie Starożytny obecnie przebywał - zapomniał zapytać o to jego jedną z uroczych agentek, Variel.
Jedynym, co mógł więc w obecnie mało pozytywnej sytuacji zrobić, było dopilnowanie by następny sen Iselli nie okazał się znów fiaskiem. Zaparzył jej ziółek uspokajających, celowo unikając herbaty z berberysu, która przywiodła by zapewne skojarzenia z Solasem, a tego zdecydowanie chciał uniknąć.
Elfka wypiła ziółka, porozmawiali chwilę o mało istotnych sprawach, Dorian opowiedział nawet parę żartów.
- Na półce znajdziesz dla siebie prezent - wyszeptał, gdy Lavellan znajdowała się już na granicy snu. - Obiecaj, że rano go obejrzysz.
- Mhm - otrzymał słabą odpowiedź i uśmiechnął się, rozczulony.
- Dopiero rano - powtórzył i zamknął za sobą drzwi najciszej jak tylko potrafił.
No, dobrze. Co prawda niebo wskazywało już, że prędzej było do godzin porannych niż nocnych, ale kto zabroni mu spać do południa?
Przecież musiał jakoś odespać wszystkie rzeczy, które za chwilę miał z nim zrobić jego Byk.

Woda szumiała głośno, rozbryzgując się wezbranymi falami o nabrzeżne skały. Solas siedział pod jednym z drzew i rozmawiał ze swoim przyjacielem, pozwalając by źdźbła trawy łaskotały go przyjemnie po stopach i dłoniach.
- Więc nie odzywacie się do siebie - upewniał się duch, przepływając w swej nieokreślonej formie nad jego głową. - I myślisz, że jest na ciebie zła.
- Jestem skłonny więcej niż podejrzewać, że nie żywi do mnie w tej chwili najcieplejszych uczuć - zgodził się, wzdychając ciężko. - Przestałem chyba rozumieć tyle, ile rozumiałem wcześniej. Zupełnie nie wiem co chodzi jej po głowie. Czy jest zła dlatego, że nie chcę się przez nią rozebrać, czy może dlatego, że nie chcę jej powiedzieć z jakiego powodu jest to dla mnie krępujące. - Zmieszał się nagle, spuszczając wzrok na własne kolana. - Przepraszam. Nie powinienem zanudzać cię takimi przyziemnymi spra...
- O, nie - głos ducha załaskotał go w okolice ramion więc uniósł dłonie by delikatnie pogładzić łaskoczącą skórę. - Jest wręcz przeciwnie! Takie problemy przypominają mi o tym jak cudownie było żyć i przeżywać każdą drobnostkę tak, jakby kończył się świat. - Westchnął błogo i usiadł obok, chociaż jedynym, co o tym świadczyło, było zawirowanie powietrza. - Ale muszę ci wyznać, że martwi mnie to jak bardzo jesteś ślepy. Przecież żadna istota nie wytrzymałaby długo takiego odgradzania się od siebie murem. I to jeszcze przez ukochaną osobę... Popełniasz błąd, Straszliwy Wilku. Lepiej zrobisz jeśli w końcu z nią porozmawiasz.
- Hej - Solas żachnął się lekko, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Od kiedy tak dobrze znasz się na problemach miłosnych?
- Od kiedy tylko cię znam, przyjacielu - Duch zaszczebiotał słodko, przepływając na drugą stronę. - A teraz nadszedł już czas żebyśmy pożegnali się i pozwolili ci naprawić swój błąd. Działaj. Obudź się.

Solas poderwał się z łóżka, czując charakterystyczne zawroty głowy. Zamrugał parę razy, spróbował uspokoić oddech... Która mogła być godzina?
Przez zasłony wpadała smuga światła, ale już dawno przestało ono przypominać blady poblask księżyca. Słońce świeciło mocno i jasno, a to oznaczało, że urządził sobie drzemkę do południa, albo jeszcze później.
Chrząknął z zażenowaniem (wyrzucony ze swego własnego snu przez ducha...) i ześlizgnął się zgrabnie z materaca, zmierzając do łaźni.
Dzisiejszej nocy spróbuje porozmawiać z Isellą, tego był pewien. Po prostu... Musiał się do tego dobrze przygotować.


Draco - 2017-09-02, 02:31

Isella obudziła się dość późno. W zasadzie tym, co spowodowało, że otworzyła oczy był ból głowy, który ją nawiedził. Okazało się, że jest dość późno i dawno powinna zajmować się swoimi obowiązkami. Tymczasem tak nie było.
Gdy spojrzała na szafkę, przypomniała sobie słowa Doriana. Zauważyła bowiem czarne pudełeczko. Zaciekawiona otworzyła je i na miękkiej poduszeczce zobaczyła... Kolczyki. Wyglądały pięknie. Były dość subtelne, z czarnymi perłami. Idealnie pasowały do sukni, którą wybrał jej przyjaciel. Uśmiechnęła się, dotykając ostrożnie kamieni. Odłożyła pudełko na komodę, nie chcąc zgubić tego podarunku.
Tym razem poprosiła Cassandrę, aby pomogła jej z nałożeniem stanika, chociaż było to bardzo krępujące, jak zwykle. Nie mogła udać się do swoich zwykłych zajęć, jak praca w bibliotece elfów, czy nawet uciszanie buntów, które rosły z każdym dniem - zdarzało się, że siły negocjatorskie Inkwizycji wyruszały kilka razy każdego dnia do różnych klanów, aby zebrać ich wątpliwości.
Prawdopodobnie największym przełomem miał być bal, którego planowanie przejęła Josephine.
- Inkwizytorko, musisz zatwierdzić listę gości. - Josie zaczepiła elfkę, gdy ta zamierzała wstąpić do kuchni po coś do jedzenia. - Informuję, że arystokracja nie jest zadowolona z tego, że nie są na liście gości.
- Mam nadzieję, że odpowiedziałaś im, dlaczego - mruknęła Isella, przeglądając listę.
Była dość długa - klanów było kilkanaście, dodatkowo zaproszeni zostali wszyscy Starożytni, których obecnie znano i którzy nie odwrócili się nienawistnie od Solasa. Łącznie przyjęcie liczyło liczyło kilkaset osób. Takie tłumy przerażały Inkwizytorkę, ale wiedziała jak ważne to było.
- Oczywiście. Odpowiedziałam, że jest to prywatna uroczystość elfów i subtelnie uświadomiłam im, iż nikt nie płacze z Inkwizycji, gdy nie zapraszają nas na ważne święta narodowe. To zamknęło im usta, jak sądzę - Josephine uśmiechnęła się.
- Jesteś nieoceniona. Czy wszystko jest gotowe?
- Wina są jeszcze w drodze, ale będą dziś wieczorem. Reszta alkoholu także. Pożywienie dostarczone będzie dwa dni przed balem, dodatkowe kucharki mają przyjść w momencie dostawy produktów. Jeśli chodzi o przygotowanie sal, wszystkie dodatkowe komnaty są czyszczone i sprzątane. Remonty wież także mamy za sobą. Znalazłam zespół, który pojawi się w dniu występu. Wydaję mi się, że wszystko jest w zasadzie przygotowane.
Isella patrzyła na swoją ambasador z lekkim wzruszeniem.
- Jesteś moim skarbem - przyznała Inkwizytorka, uśmiechając się szczerze.

Isella starała się nie myśleć o tym, że bardzo tęskniła za Solasem. Jeśli była zajęta, a przeważnie była, ten brak nie doskwierał jej tak bardzo, ale wystarczyło, że poczuła zapach herbaty z berberysu, czy nawet zwykłe spojrzenie na własną twarz - bez vallaslin - sprawiało, że było jej przykro. Nie odezwał się. Poza wysłaniem Variel, nie pisnął nawet słówkiem.
Prawdę powiedziawszy, Inkwizytorka spodziewała się czegoś więcej. Miała nadzieję, że Solas po prostu do niej przyjdzie i z nią porozmawia, ale tak się nie stało. Chciała dopasować się do rady przyjaciół, więc nie odzywała się pierwsza. Zresztą, rozmowa z Dorianem i Bykiem uświadomiła jej, że to właśnie Isella robiła pierwszy krok. Zawsze. Nie miała nic przeciwko temu, z jednej strony, ale z drugiej - chciałaby, aby czasem on także przejął inicjatywę. Więc milczała, chociaż tęskniła za nim potwornie. Milczała, zajęta swoimi sprawami, jak na przykład spędzaniem czasu z przyjaciółmi, czy pracą w bibliotece.

- Przedstawiam wam moją niedoszłą. Ta oto porażka życiowa myślała, że może mnie powstrzymać ORAZ że ją kocham. - Fen'Harel zaśmiał się, a za nim inne elfy.
Starożytni, poznawała część z nich. Mijali ją na korytarzach Arlathanu, serdeczni i mili. Teraz ich twarze wykrzywiały się w paskudne, złośliwe uśmiechy.
- Musicie przyznać, wyszło mi to fantastycznie. Mała idiotka myślała, że jest dla mnie ważna, a ja tak po prostu omamiłem ją. Jest moją niewolnicą, która nie powie "nie".
Isella tak bardzo chciała powiedzieć to "nie", choćby na przekór, ale nie mogła. Miała zakneblowane usta, związane ręce i nogi. Szamotała się, usiłowała wydostać z więzów, choćby i magią, ale czuła się bezsilna - nie miała w sobie magii. Jak to było możliwe? W jaki sposób? Całe życie ją czuła, tę energię. Po nauce magii szczelin ta moc wzrosła, smakowała inaczej, lepiej, czyściej. A teraz nie było nic. Czuła się pusta i upokorzona.
Ale co jeszcze gorsze, bezsilność nie skończyła się na tym.
- W ramach kary dla tej głupiej istoty każdy, kto zeszmaci niewolnicę dostaje premię. Evanuris mają pierwszeństwo.
Solas ukłonił się przed ośmioma elfami. Patrzyli na nią z ogromną wyższością, jakby była robakiem. Każdy z nich był ubrany w złote szaty. Wszyscy jej bogowie, ci, do których kiedyś się modliła mieli ją...
- NIE! - krzyczała przez sen, szamocząc się.
- Nie, błagam, nie. - Próbowała powiedzieć, ale nic to nie dawało. Fen'Harel nie patrzył na nią inaczej, nie było w nim miłości, którą zwykle tam widziała. Tylko pogarda i nienawiść. Evanuris zbliżali się do niej. Wkrótce czuła tylko ból.


Pan Vincent - 2017-09-02, 03:03

Podjął trzy próby opuszczenia zamku i udania się do Podniebnej Twierdzy, by opowiedzieć Lavellan o swoich uczuciach. Całe popołudnie i wieczór układał w głowie przemówienie, w którym miał wyjaśnić powody swego dziwnego zachowania. Przeprosić za myśli, które przez niego targały biedną Inkwizytorką i wreszcie zapewnić ją o swojej nieprzemijającej miłości. O swoim pożądaniu i ekscytacji, którą odczuwał za każdym razem gdy dane mu było oglądać jej piękne ciało.
I o smutku, kiedy nagle jej zabrakło też chciał opowiedzieć, ale...
No, własnie. "Ale".
Nie potrafił. Nie umiał zdobyć się na odwagę by poważnie z nią porozmawiać. Był zdolny do wytrzymania każdego wybuchu gniewu, zażenowania i irytacji swej ukochanej, ale w żaden sposób nie umiał radzić sobie z jej smutkiem. Jego ciało od razu sztywniało gwałtownie, zapominał słów, które chciał powiedzieć i zaczynał zachowywać się całkiem irracjonalnie, tak jakby jego umysł postanawiał w tym momencie opuszczać swą fizyczną powłokę.
Położył się więc do łoża i postanowił, że odpocznie w Pustce do rana. Zbierze siły, postara się nabrać więcej odwagi i z samego rana ruszy do Podniebnej Twierdzy, a potem wyzna Iselli całą prawdę.

Pustka przywitała go swoim przyjaznym ciepłem - choć po drugiej stronie panował środek nocy, w jego ukochanym miejscu wiecznie świeciło słońce. Nie dostrzegał tylko nigdzie Ducha, ale to mógł jakoś ścierpieć. Chwilowa samotność nie zrobi mu przecież krzywdy.
Usiadł pod kamieniem i wyciągnął długie nogi, spoglądając z lubością na pół-szklane wieże. Ich wierzchołki niknęły między wielobarwnymi chmurami, przywodząc na myśl łodygę tropikalnego kwiatu, otoczonego swymi pięknymi płatkami.
Solas westchnął z błogością i wyciągnął przed siebie dłoń, przymierzając jej kontur do boku wieży. Uwielbiał wizualizować sobie w ten sposób wizje przeszłości. Pozwolił by jego palec obrysował skomplikowany kształt jednej z chmur, kiedy nagle usłyszał coś niepokojącego.
- NIE! - Cienki, przesycony strachem głos przebił się przez przestrzeń, zaburzając spokój i radosną aurę miejsca. Solas podniósł się pośpiesznie i zwrócił twarz w kierunku, z którego dochodziły okrzyki. Otworzył szerzej oczy, dostrzegając czerniejące z każdą chwilą niebo.
Pustka chciała wysłać mu ostrzeżenie. Ten głos... Czy nie należał do vhenan?
Nie, błagam, nie!
Zmusił całą swą siłę woli na wtopienie się w jaźń przerażonej Inkwizytorki. Już po chwili jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, a kiedy otworzył oczy, miał na sobie ceremonialne szaty i...
Evanuris. Wszędzie wokół gromadzili się samozwańczy bogowie, zacieśniając się w straszliwym kręgu wokół przywiązanej do ściany...
- Isella! - Wykrzyknął spanikowany, zwracając na siebie wszystkie spojrzenia. Jego ukochana była całkiem naga, po smukłym udzie wędrowała dłoń jednego z elvhen.
Solas posłał mu nienawistne spojrzenie - przez chwilę uderzyła go myśl, że jego twarz, twarze każdego ze zgromadzonych tu Starożytnych, były idealnym odwzorowaniem ich prawdziwego wyglądu. Jakim cudem... Skąd Lavellan wiedziała jak wyglądają evanuris? Przecież nie znała żadnych rycin, malowideł, niczego...
Mężczyzna po jego prawej wygiął cienkie wargi w gadzim uśmiechu.
- Daj spokój, Straszliwy Wilku - wysyczał, przysuwając się bliżej Inkwizytorki. - To ty zgotowałeś dla nas tę ucztę. Nie odbieraj nam jej teraz. To byłoby bardzo niegrzeczne.
Długi język przybliżał się do napiętej przez pasy szyi. Solas wiedział, że musiał zacząć szybko działać.
- Vhenan - przepchnął się przez tłum Starożytnych, chwytając twarz ukochanej w drżące dłonie. - To ja, Solas. Jesteśmy w twoim śnie. Musisz ich stąd przegonić, w porządku? - Postacie zbliżały się z każdą chwilą, rzucając na nich swój ogromny cień. - Będę cały czas z tobą, tylko proszę, skup się na tym by... - Czarna dłoń musnęła jej pierś, postarał się osłonić ją swym ciałem. Przytulił się do niego, zakrywając je niemalże całkiem swymi szatami. - To tylko sen. - Powtórzył po raz kolejny. - Jestem tu z tobą. Każ im odejść.


Draco - 2017-09-02, 03:24

Czuła dłonie na swoim ciele. Przechodziły ją dreszcze, ohydne, okropne...
- Ona lubi ból, róbcie co do was... - Fen'Harel w połowie słowa urwał swoją wypowiedź, zupełnie bez powodu.
Isella nie wiedziała dlaczego urwał swoją wypowiedź pełną jadu, ale nie miała czasu zastanawiać się nad tym. Wędrująca dłoń po jej talii, a później piersi był takim problemem.
Próbowała się uwolnić, szarpała się, wiła, ale to na nic.
Kiedy usłyszała swoje imię i głos Fen'Harela drgnęła, zupełnie, jakby to była reprymenda za to, że zbyt żwawo się poruszała, uciekała. Rozumiała jednego z evanuris, który stwierdzał, że nie powinno przerywać się tę kaź, skoro sam ją zorganizował.
Byłam taka głupia , Isella wyrzucała sobie w myślach.
I nagle...
Isella utkwiła spojrzenie w Solasie, który przebił się przez Starożytnych, którzy ją otaczali.
- Vhenan - Utkwiła spojrzenie w oczach mężczyzny, który klęczał przed nią.
Solas obejmował jej twarz dłońmi.
- To ja, Solas. Jesteśmy w twoim śnie. Musisz ich stąd przegonić, w porządku?
Nie mogła odpowiedzieć, miała zakneblowane usta, zabrali jej magię. Nie wierzyła mu, to znowu jakaś sztuczka. Ufała mu, tak bardzo mu ufała, kochała go całym sercem. Nawet teraz, kiedy bawił się jej kosztem, zgotował jej ten okrutny los chciała tylko, żeby ją przytulił.
Evanuris zbliżali się, wiedziała to. Coraz bliżej...
- Będę cały czas z tobą, tylko proszę, skup się na tym, by...
Po raz kolejny jej piersi zostały dotknięte, ściśnięte boleśnie. Zmrużyła oczy z bólu.
I nagle poczuła gorące ramiona wokół siebie. Była przykryta, bezpieczna.
- To tylko sen. Jestem tu z tobą. Każ im odejść.
- To tylko sen. Odejdźcie. - powtórzyła Isella.
Nie wiedziała, gdzie był knebel, ale zniknął, mogła mówić.
Ale evanuris nie zniknęli. Zbliżali się, odciągając Solasa od niej coraz bardziej.
- To tylko sen, to tylko sen, to tylko sen! - krzyknęła.
Więzy, które krępowały jej ciało ustąpiły, a mary senne rozpadły się, uciekając w popłochu.
Oddychała ciężko, czując, jak Solas ją przytulał. Z jakiegoś powodu w tym koszmarze miała dwie ręce, więc objęła go nimi najmocniej jak potrafiła.
- Błagam, bądź prawdziwym Solasem, nie tym z moich koszmarów, proszę. Bądź moim Solasem - wyłkała, zaciskając palce na jego szacie.
Schowała twarz w jego ramieniu.


Pan Vincent - 2017-09-02, 03:48

Kiedy wyczuł na swoich szatach dłonie, a potem odkrył, że jest odciągany od swej ukochanej, poczuł jak wstępuje w niego prawdziwy choć nieco histeryczny gniew.
- Prawdziwy prezent od losu - wychrypiał najwyższy z elvhen. Jako jedyny stał za Isellą, przyjmując rolę obserwatora, nie oprawcy. Uśmiechnął się szaleńczo, spoglądając Solasowi prosto w oczy. - Ten, który odważył nam się sprzeciwić, pełza u naszych stóp, ofiarując nam fałszywą dziwkę.
Solas zacisnął dłoń na wątłym nadgarstku Lavellan. Dlaczego jej słowa niczego nie dawały? Dlaczego wciąż odczuwał wbijające się w jego bok długie szpony?
Coś było nie tak, to nie był zwykły sen... Za dużo w nim było symboliki i detali, coś było...
- To tylko sen, to tylko sen, to tylko sen! - Inkwizytorka przemówiła mową Starożytnych, sprawiając, że Fen'Harel poczuł się tak, jakby oberwał obuchem prosto w głowę.
Skąd... Jak?! Tyle pytań kłębiło się w jego głowie, ale nie miał nawet czasu by się nad nimi zastanowić, zaabsorbowany widokiem wysokich postaci zmieniających się w pokraczne cienie, pierzchające na boki w prawdziwym popłochu.
- Isella - przyciągnął się do niej pośpiesznie (kiedy z przegubów zniknęły wszystkie więzy?) i objął drobne ciało ramionami, otulając nagą skórę obszernymi szatami.
Inkwizytorka płakała głośno - po jej policzkach toczyły się łzy, głos załamywał się wyraźnie.
- Błagam, bądź prawdziwym Solasem, nie tym z moich koszmarów, proszę. Bądź moim Solasem - wyłkała błagalnie, chowając buzię przed otaczającym ją światem.
Przełknął ciężko ślinę, dusząc w sobie głupi odruch szlochu. Widok tak wielkiej rozpaczy u swej ukochanej sprawił, że z przejęcia ciężko było mu normalnie oddychać.
- To ja - wyszeptał łagodnie, wciągając ją sobie na kolana. - To ja.
Powtórzył to jeszcze parę razy, dbając o to by do Inkwizytorki dotarło wreszcie, że wszystko co miało przed chwilą miejsce, było tylko snem. Okropnym, wstrętnym i obrzydliwym koszmarem, o który Solas nigdy nie posądziłby swej vhenan... Zastanawiał się skąd w jej głowie pojawiły się aż tak paskudne myśli, jak.... Jakim cudem jej umysł mógł zobrazować wszystko w tak szczegółowy sposób i dlaczego, na wszystkie demony, dlaczego wiedziała jak brzmiał język Starożytnych?!
W końcu odsunął ją odrobinę od siebie, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
- Czy oni... - przymknął powieki, nie udało mu się ukryć wyjątkowo bolesnego spazmu, przepływającego po twarzy. - Czy zdążyli ci coś zrobić? Jesteś... Cała?


Draco - 2017-09-02, 03:59

Siedziała naga na jego kolanach, wtulona w ciepłe ciało, próbując się uspokoić. Dalej czuła ich obrzydliwy dotyk na swoim ciele, chociaż wiedziała, teraz wiedziała, że to była tylko mara senna.
Patrzyła mu w oczy, gdy Solas objął jej twarz dłońmi, zmuszając ją do tego, aby skupiła na nim wzrok, chociaż niezbyt wyraźnie widziała. Wielkie łzy jak grochy spadały z jej rzęs. Przetarła dłońmi swoją twarz, pociągając nosem i oddychając głęboko, spokojniej.
- Czy oni... - Isella zauważyła, że Solas przymknął na chwilę powieki i po jego twarzy przemknęła bardzo bolesna emocja.
Inkwizytorka czuła, jak przez płacz jej oczy są bardzo, bardzo suche.
- Czy oni zdążyli ci coś zrobić? Jesteś... Cała?
- To był tylko sen. Więc nie przejmuj się - szepnęła Isella.
Solas okrył ją peleryną.
- Co ty tu... co ty tu robisz? - wychrypiała Isella.
Jej oddech wyrównał się, oczy przestały ronić łez. Siedziała teraz okryta czarnym, jedwabnym materiałem, należącym do stroju Solasa i patrzyła mu w oczy.


Pan Vincent - 2017-09-02, 04:11

- Nie umiem się nie przejmować - zaoponował cicho, wykrzywiając usta w nieśmiałym i już nie tak smutnym uśmiechu. - Nie umiem o tobie nie myśleć, vhenan. Nie martwić się o ciebie.
Otarł ostatnią łzę, która popłynęła z kącika szmaragdowego oka. Nawet teraz, gdy twarz Lavellan była czerwona od płaczu, nawet w takiej sytuacji jawiła mu się jako najpiękniejsza istota tego świata.
Objął nieco mocniej jej drżące ciało i odchrząknął, zbierając się w sobie.
- Chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie - zaczął ostrożnie, dobierając bardzo uważnie słowa. Zupełnie odruchowo poczuł się identycznie jak tego dnia, gdy całkowicie wściekły na Inkwizytorkę chciał rozszarpać ją gołymi rękoma, bo wbrew jego prośbom i zakazom napiła się ze Studni Smutków. To właśnie wtedy postanowił, że powie jej prawdę o sobie, a potem - w ostatniej chwili - stchórzył, poddając się. Teraz nie zamierzał się poddawać. Nie tak do końca.
- Mój... Opór przed pozwoleniem ci na choćby najmniejsze dotknięcie był durny i bezsensowny. Chcę żebyś wiedziała, że szaleję za tobą i twoim ciałem. Z radością wyczekuję dnia gdy uda nam się do siebie zbliżyć. - Dodał z przekonaniem, odgarniając z jej czoła zbłąkany kosmyk włosów. - Nie wiedziałem, że możesz potraktować moje zachowanie w tak... Emocjonalny sposób. Nie powinnaś tego tak brać do siebie. Ir abelas, ma vhenan. Ir abelas - powtórzył i pochylił się by złożyć delikatny pocałunek na jej czole.


Draco - 2017-09-02, 04:27

Wtuliła się w jego ciało, słuchając go. Przymknęła powieki. Solas bardzo się jąkał, błąkał, miotał z tymi przeprosinami, jakby robił coś naprawdę okropnie trudnego. W zasadzie Isella nie miała powodów, aby się temu dziwić. Nikt nie lubił przyznawać się do błędów, a już jej vhenan - szczególnie. Doświadczyła tego kilka razy, trudno było mu mówić o tym, że mógłby się pomylić.
- Solas, jak myślałeś, że to potraktuję? To ja ciągle na to nalegałam, prosiłam, a ty... - Isella westchnęła. - Wiem tylko tyle, że z jakiegoś powodu nie chcesz. Ale nie znam tego powodu, a ty z jakiegoś powodu mi nie powiesz. Nie domyślę się, nie będę cię inwigilowała, szukała poszlak, czy wysyłała zwiadowców - spojrzała na niego znacząco, uśmiechając się lekko. Nie zamierzała ukrywać, że Variel przyszła do niej, powiedziała dosłownie polecenie Solasa.
- Czemu się tak boisz tego dotyku? Obawiasz się, że cię zostawię? - szepnęła, wtulając się w jego ramiona. - Chciałeś wysadzić mój świat w powietrze, a ja cały czas jestem przy tobie, jak głupia. Byłam gotowa za ciebie umrzeć, dla ciebie, staram się, co jeszcze mogę zrobić? Czego ode mnie oczekujesz?
Musnęła ustami jego dłoń, spuszczając głowę. Przez większość własnej wypowiedzi nie patrzyła mu w oczy, tak jak on jej. Chyba oboje się tego krępowali.
- Ja się nie domyślę, Solas. Po prostu mi powiedz. Cokolwiek to nie jest, zrozumiem, bo cię kocham.
Sceneria ich otoczenia zaczęła się powoli zmieniać. Nie byli już w ciemnym, przytłaczającym lochu, a na miękkim dywanie tuż przed kominkiem w sypialni Solasa. Była noc, niebo obsiane było gwiazdami i świecił księżyc, tworząc piękne wzory na dywanie. Solas nie miał na sobie ceremonialnych szat, a swoje zwykłe ubrania - golf i spodnie w odcieniach zieleni. Isella nie była dłużej naga, chociaż wielce ubrana - też nie.
Obcisłe spodnie i krótka koszula odsłaniająca brzuch to był cały jej ubiór. Dalej siedziała na jego kolanach, a na plecach czuła ciepło ognia z kominka.


Pan Vincent - 2017-09-02, 04:41

Kiedy Solas zauważył jak wystrój pomieszczenia, w którym się znajdowali zaczął z wolna przybierać na zmianach, zapatrzył się zafascynowany w cud wydłużających się mebli, skracających cegieł, mięknącego podłoża i materializującego się przepięknie ognia, jak się później okazało, w kominku.
Westchnął cicho, rozumiejąc, że to właśnie było miejsce komfortu Lavellan. Jego sypialnia.
Objął ją ciaśniej ramionami i zamruczał cicho do ucha, ciesząc się nieocenioną chwilą bliskości. Jej kwiatowy zapach wdzierał się łagodnie do nozdrzy, a choć nagie ciało zostało osłonięte odzieniem, wciąż nie traciło na swej urokliwości. Żałował tylko, że sam znalazł się z powrotem w swoim zwyczajowym stroju - obszerne szaty być może nie kojarzyły mu się najlepiej, ale mógł nimi skutecznie okryć ich oboje, sprawiając wrażenie jeszcze intymniejszej atmosfery.
Pytanie Iselli wciąż brzmiało mu w głowie, odbijając się drażniącym echem.
Czemu się tak boisz tego dotyku? Obawiasz się, że cię zostawię?
- Nie boję się twojego dotyku - wyznał, starając się ze wszystkich sił nie zostawiać tematu, nie uciekać. Tak bardzo nie znosił przyznawać się przed kimś do swoich słabości! Po nieszczęsnym incydencie z Zasłoną, który już na zawsze odmienił jego życie, Solas stał się niemalże obsesyjnie przeczulony na punkcie własnej nieomylności. Wywlekanie przed Inkwizytorką swoich lęków sprawiało, że niemalże dusił się własnymi słowami.
- Ja po prostu... - No, dalej. Powiedz jej to. Powiedz jej o tym. To nic takiego. - Minęło trochę czasu odkąd ostatni raz robiłem te rzeczy. - Mówił trochę zbyt szybko, ale nie zamierzał się powtarzać, o nie, spłonąłby ze wstydu i lęku, z upodlenia i braku powietrza. - Nie jestem do tego przyzwyczajony.
Oczywiście, że nie powiedział całej prawdy. Nie odważył się wspomnieć o bliźnie, nie śmiał rozbudować kwestii "przyzwyczajenia" czy jego braku. Ale wierzył gorąco, że to wystarczy Iselli do tego by wyciągnąć z jego wypowiedzi odpowiednie wnioski.
- Nie umiem powstrzymać się przed dotykaniem twojego ciała - dodał już odrobinę pewniej, choć jego głos świadczył o wstydzie i smutku. - Dlatego robiłem te wszystkie rzeczy, choć nie pozwalałem ci samolubnie dotknąć siebie.


Draco - 2017-09-02, 04:55

Nie spodziewała się, że spełniła niemą prośbę Solasa, gdy obok nich zmaterializował się koc, którym postanowiła ich opatulić. Siedzieli w ciepłym kokoniku, wokół siebie miała równie przyjemne ramiona, który ją obejmowały...
- Boisz się, że nie sprostasz? - mruknęła Isella, lekko się rumieniąc. - Nie chcę być niegrzeczna, ale... za każdym razem ci staje, vhenan, a potem spędzasz pół godziny do godziny w łazience. Wątpię, abyś miał z tym prawdziwe problemy. Poza tym... Ja nigdy nie byłam z... mężczyzną. I będziesz moim pierwszym. I chcę, żebyś to był ty.
Wtuliła się w niego bardziej, chowając twarz w jego szyi. Szeptała mu teraz do ucha.
- Obsesyjnie myślę o tym, żeby cię zobaczyć, bo cię uwielbiam. Chcę ci sprawić przyjemność, rozkosz, nauczyć się tego. - musnęła jego skórę na szyi, rumieniąc się przez to, co powiedziała. Ale była to prawda! Może faktycznie w Pustce łatwiej było mówić o takich rzeczach?
Czuła się bezpieczna w jego ramionach.
- Kiedy mnie ciągle odpychasz mam wrażenie, że to ze mną jest coś nie tak. Że to przez to, że nie jestem Starożytna, czy dlatego, że chciałabym już albo że nie mam ręki, że jestem Inkwizytorką, nie wiem sama... - spojrzała mu nieśmiało w oczy.
Isella pogłaskała jego policzek.
- Nie jestem idealna, wiem o tym. I nie wymagam od ciebie, żebyś ty był. Nie jesteś idealny, nigdy nie byłeś. - Objęła jego twarz dłońmi, składając czuły pocałunek na ustach. - Kocham to, że jesteś nieidealny. Jesteś Solasem. Moim Solasem. Ma vhenan.


Pan Vincent - 2017-09-02, 05:19

- Boisz się, że nie sprostasz? - Coś szarpnęło się w jego wnętrzu kiedy usłyszał to pytanie. Do cholery, nie chciał żeby Lavellan wywlekała teraz na wierzch ten temat. Miał jej skłamać, odpowiedzieć, że to nie tego wcale się bał? Po co, przecież nie przyniosłoby mu to ukojenia. Z resztą, nie potrafił jej już okłamywać tak zmyślnie jak kiedyś. Im więcej spędzał z nią czasu, im bliższa mu się stawała, tym bardziej się gubił, zacinał, nie odnajdywał właściwych słów, nie odwracał w odpowiednim momencie wzroku. Dlatego też milczał, ale kiedy z ust Inkwizytorki popłynęło kolejne zdanie, natychmiast pożałował, że się nie odezwał. Zakłopotanie uderzyło go z taką siłą, że musiał przygryźć mocno wargę żeby nie wybuchnąć histerycznym śmiechem.
Staje? STAJE?
Od kiedy Isella używała podobnych słów? W jej ustach brzmiało to niemalże wulgarnie, tak jak odczuwało się przekleństwo wykrzykiwane bezmyślnie przez nieco zbyt rozwydrzone dzieciaki.
Niestety nie miał zbyt wiele czasu na topienie się we własnym zażenowaniu, bo chwilę później padło kolejne mocne wyznanie i tym razem... Solas był skłonny przyznać, że o wiele bardziej interesujące.
Ja nigdy nie byłam z... mężczyzną. I będziesz moim pierwszym. I chcę, żebyś to był ty.
Chciał popatrzeć jej w oczy, naprawdę, ale nie mógł ponieważ uparcie chowała swoją buzię w zgięciu jego szyi. A więc naprawdę nigdy wcześniej... Nic?
Obsesyjnie myślę o tym, żeby cię zobaczyć, bo cię uwielbiam. Chcę ci sprawić przyjemność, rozkosz, nauczyć się tego.
Wbrew swojej woli, musiał przyznać, że niezwykle podnieciły go te słowa. Musiał zmusić się do zachowania równego oddechu, ale nie potrafił zwalczyć złośliwej wyobraźni, która podsyłała mu do głowy wyjątkowo wymowne wizje, w których uczył elfkę w jaki sposób lubił być zadowalany.
Skąd... Jak mu to w ogóle przyszło do głowy?
Wysłuchał do końca przemowy Inkwizytorki - pozwalał jej mówić, dopóki nie popatrzyła na niego, oczekując wyraźnie odpowiedzi.
Jedyny problem polegał na tym, że nie bardzo wiedział co mógłby powiedzieć. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że nie był idealny i czasem popełniał błędy. Nie lubił tej myśli ale miał jej świadomość, jakkolwiek przykrą. I tak, z ciałem, rolą, pochodzeniem i wyglądem Iselli wszystko było w jak najlepszym porządku, ale wydawało mu się, że po tym o czym rozmawiali nie musiał jej wcale o tym opowiadać.
- Ar lath ma, vhenan - odpowiedział na jej wyznanie i pochylił się by złożyć na jej ustach długi, ciepły pocałunek.
Bez zastanowienia dołączył do pieszczot swój język, którym nacisnął nagląco na wargi, zmuszając je do rozchylenia. Smakował wolno wilgotnej słodyczy, przechylając się coraz mocniej i mocniej, aż w końcu oboje leżeli na dywanie, z twarzami oświetlanymi przez płomienie z kominka.
Wsparł się na łokciu i złapał między palce pierwszy z guzików koszuli. Odpinał je nieśpiesznie, pozwalając by jego oczom ukazały się dwie idealnie jędrne piersi, płaski brzuch i przepięknie zarysowane obojczyki. Przyglądał się chwilę temu cudownemu obrazkowi by osunąć się jeszcze niżej i bez zastanowienia oddać pieszczeniu piersi. Całował i ssał ich delikatną skórę, nieustannie powracając do sterczących sutków. Przygryzał je zaczepnie, drażnił okrężnymi ruchami i zasysał do wnętrza ust, wsłuchując się z uwagą w każdy soczysty jęk Inkwizytorki.
Jak w transie, przesuwał pocałunki coraz niżej i niżej, dochodząc do zapięcia skórzanych spodni. Pozbył się ich pośpiesznie i wygiął usta w usatysfakcjonowanym uśmiechu - Isella nie miała na sobie żadnej bielizny.
- Jesteś naprawdę przepiękna - szepnął, zupełnie tak jakby był zadziwiony tym, co widział. I być może po trochu tak właśnie było... Młode i piękne ciało, rozłożone na puchatym dywanie tylko i wyłącznie dla niego. Ta myśl była niezwykle... Elektryzująca swą intensywnością.


Draco - 2017-09-02, 05:38

Nie spodziewała się tego. Ani słodkiego wyznania, ani długiego pocałunku.
Ale przyjęła wszystko, co Solas chciał jej dać i przez pewną chwilę nawet zapomniała, że są w Pustce.
Dywan był cudownie miękki, koc stworzył im uroczy kokon, a jego dłonie nad wyraz śmiałe. Chyba nie zdarzyło się, żeby kiedykolwiek to Solas był tym, który zaczął ich pieszczoty.
Isella nie wiedziała kiedy rozpiął jej koszulę, ale poczuła to bardzo dokładnie - w momencie, gdy Solas zaczął przesuwać dłońmi po jej piersiach, a za chwilę zaczął je pieścić ustami. Jęknęła, gdy zassał się na jednym z sutków. Nie mogła się nie wygiąć.
Gdy jego wargi poczęły zsuwać się niżej i niżej, jej ciało zaczęło drżeć. I rozpiął jej spodnie, zdjął. Była tylko w koszuli, która nic nie zasłaniała.
I wtedy spojrzała na swoje ręce, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Były dwie. A przecież tak naprawdę miała tylko jedną dłoń. Pustka.
Odsunęła Solasa stopą, trzymając go na długość swojej nogi.
- O nie, vhenan. Nie w Pustce. Teraz to ty poczekasz, do balu - Isella uśmiechnęła się, a jej mimika zwiastowała coś elektryzującego.
I takie miało być, bo Inkwizytorka miała plan.

Poranek przywitał ją w znacznie lepszym humorze, niż mogła się spodziewać. I chociaż była po tym śnie z Solasem nieco podniecona, sprawiło to tylko, że jej nastrój znacząco się poprawił. Musiała tylko poprosić o jedną rzecz Doriana.
- Posłuchaj, mój przyjacielu. Solas boi się, że wyszedł z wprawy. I coś jeszcze, ale tego mi nie powiedział. Nieważne. - Isella przewróciła oczami. Była podekscytowana swoim pomysłem. Nie był żaden innowacyjny, ale miała plan i to było najważniejsze. - Planuję małą niespodziankę, po balu. Musisz pomóc mi dobrać bieliznę do tej sukni.
- Przecież to oczywiste. A, lubisz pończochy? - Dorian spojrzał ciekawie na przyjaciółkę.
Siedzieli przy stole na tarasie, jedząc śniadanie. Znowu. Kiedyś to był taki rytuał - Isella zawsze spotykała się z Dorianem w porze śniadaniowej, jeśli tylko była w Twierdzy.
- Nie wiem, chyba nie są złe - Isella zmrużyła oczy, przyglądając się brunetowi. - A co wymyśliłeś?


Pan Vincent - 2017-09-02, 06:11

- Co wymyśliłem? - Dorian uśmiechnął się szarmancko i poruszył brwiami w tak sugestywny sposób, że nie można go było pomylić z niczym innym. - Wymyśliłem coś takiego, że twój niepewny swych umiejętności "vhena-an" - bardzo kaleczył elfi akcent, ale nawet nie starał się by brzmiał poprawnie - zapomniał o czymś takim jak wszelkie hamulce.
Przysiadł się bliżej, przyjmując na ławce elegancką, choć nieco zniewieściałą pozycję. Teraz jego ton nabrał nieco dramatyzmu, wprowadzając atmosferę tajemnicy, za którą (jako szlachcic nawykły do wszelkich intryg, plotek i podchodów) wprost przepadał.
- Teraz do pończoch dodają specjalne pasy - wyjaśnił jej litościwie, przyciskając dłoń do jednego ze smukłych ud przyjaciółki. - Tu kończy się pończocha - stuknął palcem w połowie uda - a stąd zaczyna się pas i kończy się przy saaaaamej bieliźnie. - Przeciągał z lubością swe słowa, sunąc paznokciem w górę i w górę, aż zatrzymał je na biodrze Iselli. - Wyobraź sobie tylko jego minę gdy zobaczy cię w czymś takim. Nawet mnie poniekąd ekscytuje ta wizja, a dobrze wiesz, że... Och. - Zmarkotniał nagle, dostrzegając idącą w ich kierunku Elorę.
Cholera jasna, czy ta mała, wścibska...
Ach, mniejsza z tym.
Pochylił się bliżej i z iście diabelskim uśmieszkiem złożył na ustach Inkwizytorki długi pocałunek. Bez języczka, nic specjalnego, pocałował ją po prostu, trzymając wargi tak długo, aż nie usłyszał jak Dalijka wycofuje się z powrotem do wnętrza Twierdzy.
- No - wymruczał, zadowolony z siebie. Uniósł dłoń i starł palcem szminkę, rozcierając blady róż pomiędzy opuszkami. - Całkiem niezły ten kolor, nawet nie wiedziałem, że to szminka. Wyjątkowo dobrany, doceniam to. Oczywiście nie pozwolę ci wybrać się w tak niekrzykliwej szmince na bal, ale o tym porozmawiamy później. Teraz opowiesz mi o tym, jak to wszystko wyglądało. Naprawdę ci powiedział, czy musiałaś czytać między wierszami, co?

Kręcił się sfrustrowany po komnacie, wciąż nie wierząc w to, co zrobiła mu Lavellan. Jak mogła go tak po prostu odepchnąć, a potem wykręcić się balem ? Dlaczego musiała uwziąć się koniecznie na datę balu żeby pozwolić mu się do siebie zbliżyć?
Tamtej nocy chciał jej... Ofiarować siebie. A ona odrzuciła ten prezent i teraz Solas był po prostu wściekły!
Nie godziło się by tak po prostu odrzucać czyiś dar i to na taką skalę!
Co z tego, że znajdowali się w Pustce? To właśnie tam dopiero potrafił nabrać większej śmiałości! W normalnym świecie rzeczy przychodziły o wiele trudniej, trzeba było się zastanawiać, kombinować i układać w głowie skomplikowane przemowy, definiować każdy swój czyn, i...
Nie. Po co w ogóle o tym myślał? Przecież i tak niczego nie wskóra, nie do wielkiego balu, który miał odbyć się w Podniebnej Twierdzy za CHOLERNY TYDZIEŃ!
Usiadł przy stole i ucisnął skronie, pochylając się nad gładkim blatem.
Miał dość tego dnia, pomimo, że dopiero zdążył się obudzić. Bolała go głowa i suszyło go w gardle, a na dodatek...
Cóż, był sztywny. Spragniony. I niezaspokojony.

Dni w Podniebnej Twierdzy mijały Dorianowi zadziwiająco szybko: większość czasu spędzał ze swoim ukochanym lub Inkwizytorką, poświęcając czas na ważne i ważniejsze rzeczy.
Ważne obejmowały porządkowanie elfiej biblioteki, nadzorowanie balowych dekoracji i listy potraw, a także pilnowanie by Lavellan była na tyle "zajęta" żeby nie przyszło jej przypadkiem do głowy udawać się do sfrustrowanego i (nareszcie) napalonego Solasa. A nie było to łatwe zadanie, ponieważ tę małą ladacznicę wręcz nosiło od podekscytowania bycia pożądaną.
Natomiast rzeczy ważniejsze obejmowały całe, dwumetrowe ciało Żelaznego Byka, który zajmował się nim bezwstydnie w chyba każdym jednym pomieszczeniu zamku.
Robili to już wszędzie, naprawdę - w bibliotece, kuchni, w łaźniach i na dziedzińcu, w ogrodzie i na stole w sali narad też (wolał tylko by nikt nie dowiedział się, że tym, co pozwalało małe makiety z mapy świata był jego własny tyłek...) i, och, Dorian ubóstwiał tego niewyżytego wielkoluda. Uwielbiał w nim wszystko, naprawdę - od rogów po ogromne stopy. Jego żarty, głos i ostre zęby, wszystko było takie wyraziste, takie dosadne...
Mógłby opiewać piękno swego Kadan godzinami, ale...
Czekał go przecież bal! Najświetniejszy bal, jaki tylko zdarzy się w całym Thedas, sam o to dobrze zadbał. Józefina obrażała się na niego przez trzy, może cztery dni, ale w końcu odpuściła sobie, widząc jego dryg do tego rodzaju przedsięwzięć. Z resztą, jak miał się na tym nie znać? Był Tevinterczykiem, tam bale były czymś na porządku dziennym, a do tego mógł śmiało stwierdzić, że należały one do sto razy lepszych od tych, które odbywały się w Orlais - nie były tak przesadzone i teatralne, miały w sobie klasę i coś uroczystego.
Zerknął na wiszący na ścianie zegar i skinął głową na Żelaznego Byka, obracając się wolno wokół własnej osi.
- Jak wyglądam? - Zapytał kokieteryjnie, celowo wypinając tyłek.
- Ranisz mnie, Kadan - usłyszał w odpowiedzi, na którą uśmiechnął się tylko szerzej. - Dobrze wiesz, że chciałbym to już z ciebie odpakować, a do tego długa droga.
- Cierpliwi otrzymują lepsze nagrody - wyszeptał i przygryzł kokieteryjnie dolną wargę, posyłając partnerowi znaczące spojrzenie. - Tuż po balu, zgadzasz się?
- Trzymam cię za słowo - drgnął, słysząc wibrujący pomruk tuż przy swoim uchu. - A teraz ruszaj ten śliczny tyłeczek, albo przerżnę ci go tutaj, teraz.
Przespacerowali się nieśpiesznie korytarzem, mijając rzędy obrazów i innych pierdół, na które Dorian nie zwracał teraz specjalnie uwagi. Doceniał sztukę, oczywiście, ale nie w momencie kiedy szedł do pokoju Inkwizytorki by ocenić wreszcie efekt swej długiej pracy. Sukienka, kolczyki, makijaż... No i pończochy, oczywiście - wszystko to miało działać idealnie, albo nie nazywał się Pavus!
Zapukał w drzwi umówionymi wcześniej czterema uderzeniami.
- Gotowa? - Zapytał, nie czekając na odpowiedź. Wkroczył do środka, pociągając za sobą masywne łapsko Byka i...
Oniemiał, uśmiechając się szeroko jak nigdy.
- Na Stwórcę, nie myliłem się! Jesteś... Przezmysłowa, moja droga! Wyglądasz jak wszystkie skarby tego świata! A niech mnie! Udało się! No, jeśli to na niego nie podziała, to prawdopodobnie musi być...
- Ślepym chujem - podsunął pomocnie qunari i Dorian westchnął ciężko.
- Miałem na myśli geja, ale niech ci będzie.


Draco - 2017-09-02, 07:08

Isella wiedziała, że jej przyjaciel jest naprawdę szalonym człowiekiem, ale przekonała się o tym dopiero wtedy, gdy nie dość, że któregoś razu pocałował ją w usta - gdyby nie to, że wszyscy wiedzieli o jego związku z Bykiem, może jeszcze ktoś by podejrzewał, że Isella go nawróciła (niespecjalnie) - to jeszcze zakręcił nią w ciągu tego tygodnia, że nie wiedziała w co ręce włożyć.
Wszystko trzeba było podpisywać, doglądać (chociaż miała od tego ludzi, na przykład Doriana), a i biblioteka nie mogła zostać samej sobie. Nie miała specjalnie czasu na spotkania z Solasem - czasem widywali się w snach, ale Isella nie pozwoliła mu na to, żeby właśnie w Pustce uprawiali seks. Chciała z nim tak naprawdę, móc czuć jego skórę blisko siebie, a nie tylko śnić o tym. To był jej cel, chociaż ciężko było go zrealizować, bo teraz to Solas miotał się z podniecenia, a nie ona. I ta opcja znacznie bardziej jej pasowała.
A teraz stała w swoim pokoju, ubrana i wyszykowana. Miała na sobie piękną suknię z szarymi koronkowymi elementami, która odsłaniała całe plecy. Była obcisła i doskonale podkreślała wszelkie atuty Lavellan. U dołu rozszerzała się znacząco, tworząc piękny klosz lub tren - Isella niespecjalnie znała się na ubraniach, to trzeba przyznać. Suknia miała też piękne ozdoby wokół ramion, co sprawiało, że nie potrzebowała żadnej biżuterii - prócz prezentu od Doriana. Kolczyki dopełniały tylko jej wyglądu. Włosy miała spięte delikatnie w dość niski kok, a kilka pasemek okalało jej twarz, czyniąc z niej naprawdę piękną kobietę. Głęboka, matowa czerwień widniała na jej ustach, a oczy były tylko lekko podkreślone tuszem.
Miała na sobie też cały pas z pończochami, czarnymi i koronkowe, pod kolor, majtki. Była gotowa tak bardzo, jak prawdopodobnie nigdy. Była też na wysokich obcasach. Przed balem Dorian kazał jej chodzić co najmniej dwie godziny dziennie w tych cholernych butach, żeby się przyzwyczaić, ale to pomogło - teraz stała pewnie i stabilnie. Odkrywały jej stopy. Naprawdę czuła się całkiem atrakcyjna.
Uśmiechnęła się, gdy Dorian skomplementował jej wygląd.
- Ciesz się, to ty mnie na to namówiłeś - parsknęła śmiechem i wyszła razem z nimi.
Ale według obrzędu, była ostatnią osobą, która zostanie uroczyście przedstawiona.
Tak więc w całej Podniebnej Twierdzy nigdy, przenigdy nie było tylu elfów, a nawet ogólnie ludzi. Łącznie, okazało się, przybyło około trzysta osób. Zaczęło się uroczyste wchodzenie gości. Elfy przybyły z Fereldenu, Wolnych Marchii, Orlais, Dalii, Nevarry, a nawet Antivy. Zaskakujące było jednak, że łączyła ich wspólna część - ich stroje formalne w dużej mierze były bardzo podobne. Różniła się kolorystyka i materiały, ale tak naprawdę widziała piękne suknie z skór, bawełny, a nawet jedwabiu i elfickie buty. W przypadku mężczyzn były to proste, eleganckie spodnie i coś w rodzaju kamizelki.
Orkiestra zaczęła grać. Główna impreza miała miejsce w sali balowej, która znajdowała się pod ziemią.
- Miło mi was powitać na uroczystym balu z okazji Arlathvhen. Jestem Lady Josephine Cherette Montilyet i jestem ambasadorką oraz dyplomatką Inkwizycji. Przywitajmy naszych gości. - Josephine rozpoczęła, uśmiechając się. - Starożytni, a na ich czele Aravas oraz Solas, inaczej znany jako Fen'Harel. - Zapowiedziała pierwszych gości. Cała grupa elfów, która stała na schodach już przygotowana zeszła po nich, przemierzając dość długą salę, aby znaleźć się po drugiej stronie, jako główni goście. Mieli oni specjalne stoliki na balonie, jako honorowi goście.
- Klan Lavellan z Wolnych Marchii, rodzina Inkwizytor Iselli Lavellan.
Kolejna grupa przeszła uroczyście przez środek sali i stanęła po prawej stronie, przy ścianie, tuż obok balkoniku, na którym sadowili się Starożytni.
- Klan Sabrae z Wolnych Marchii.
Isella, słysząc tę nazwę, mimowolnie pomyślała o Merrill. Oczywiście, była w Twierdzy. Chciała wiedzieć wszystko o eluvianach, więc Isella pozwoliła jej zostać, uczyć się. Ale nie mogła być i stać razem z swoim klanem - wyrzekli się jej. Prawdę mówiąc, Inkwizytorka spodziewała się, że klan Sabrae się nie pojawi.
I tak to trwało kilkanaście minut. Aż w końcu zaczynała być przedstawiana Inkwizycja.
- Boska Wiktoria - w tym momencie weszła Leliana w swoim stroju, uśmiechając się lekko.
- Inkwizytorka Isella Lavellan z Wolnych Marchii.
Jasnowłosa westchnęła nerwowo i odwróciła się w swoją prawą, schodząc wolno po schodkach. Czuła się bardzo obserwowana przez wszystkich, jej suknia sunęła po ziemi. Ona także, jako Inkwizycja, miała zająć miejsce na balkonie, tuż obok Starożytnych.
- Sir Cullen Stanton Rutherford z Honnleath, komendant Inkwizycji. Dorian Pavus, magister Tevinteru.
Powitania skończyły się w końcu i przyszła czas na przemowę Iselli. I to była najgorsza rzecz, bo zapomniała jej napisać...
Stała więc na środku sali, uśmiechając się nerwowo do zebranych.
- Miałam napisać przemowę, ale byłam tak zdenerwowana, że wypadło mi to z głowy, przepraszam - zaczęła. Starała się brzmieć pewnie siebie. - Zebraliśmy się tu z okazji Arlathvhen. To prawdopodobnie pierwszy raz od dawna, kiedy właśnie w ten sposób jest ono świętowane, ale mam nadzieję, że nie jest to wyjątek od reguły.
Spojrzała na wszystkich zebranych i uśmiechnęła się.
- Ostatnie lata były bardzo intensywne, jeśli chodzi o odkrywanie naszej kultury. Prawdopodobnie nigdy wcześniej po utracie wszystkiego co mieliśmy nie było lepszej szansy, by to odzyskać i mieć nadzieję na to, aby stworzyć państwo elfów. - Isella spojrzała na balkon, gdzie pokrzepiające spojrzenie rzucił jej Aravas i Solas. - Nikt z nas nie przypuszczał, że jakiekolwiek Starożytne Elfy mogą istnieć i służyć swoją pomocą. Miło jest się czasem rozczarować.
Zamilkła na chwilę.
- Dzisiejszy bal to tylko symbol. Symbol tego, że elfy nie poddały się, nie poddadzą i w końcu możemy dążyć drogą prawdy i wiedzy. Podziękujmy gromkimi brawami za tych, którzy nam to umożliwili.
Sala pękała od klaskania. Isella uśmiechnęła się.
- Jedzcie, pijcie, bawcie się. Starożytni są do waszej dyspozycji. Tylko proszę, bez przesady. Poza ogromną wiedzą, są całkiem normalnymi istotami. Dziękuję.
Isella dostała gromkie brawa, czego się nie spodziewała. Weszła powoli po schodach na balkon i uśmiechnęła się do Solasa, który akurat na nią patrzył. Pochyliła się nad nim i pocałowała go lekko w policzek. Nie zostało na jego skórze ani odrobinki czerwieni z jej ust - Dorian znalazł jakąś matową, trwałą i był zachwycony. Ponoć niezbyt to popularne, ale Isella musiała przyznać, przydatne.

https://cdn.discordapp.com/attachments/351882790242877450/353000813288882178/3e2e9c959eb41c4199c6ccfeafafaa72.png


Pan Vincent - 2017-09-02, 07:46

- Już dawno nie brałem udziału w żadnym balu - wymruczał, wpatrując się kwaśno w swoje odbicie. Jego strój w odcieniach czerni i bieli prezentował się na nim całkiem nieźle, ale w porównaniu do jego zwyczajowych ubrań, był on strasznie...
Ciężki. Wystawny.
- Zapomniałem jak to jest - przyznał, posyłając Variel słaby uśmiech. - Ile to już lat? Dwa?
- Trzy - poprawiła go odruchowo, przypinając do tuniki piękny srebrny kołnierz. Tego typu dodatki niezaprzeczalnie przypominały im o tym kim byli, skąd pochodzili. Były czystym symbolem Starożytnych. - Na pewno masz to jeszcze we krwi. Trochę potańczysz, napijesz się, porozmawiasz z innymi dziećmi... Żartowałam tylko. Cieszę się, że zdecydowałeś się tam pójść. To dużo teraz znaczy, byś pokazywał się publicznie w obecności swojej Lavellan.
- Dlaczego tak myślisz? - Spytał szczerze, poprawiając zapięcie kołnierza. - Jestem ciekaw twojej opinii.
- To proste - Variel zbliżyła się do lustra i obejrzała starannie ufryzowaną głowę z każdej strony. - Ty jesteś Starożytnym, ona jest Dalijką. Wasz związek jest czymś przełomowym i zapewni naszej kulturze szczególne miejsce w historii.
- Myślę, że trochę przesadzasz - pokręcił głową, nalewając im do kielichów słodkiego wina. Wzniósł naczynie w geście toastu i upił mały łyk, rozkoszując się owocowym aromatem trunku. - Nie mniej jednak muszę przyznać, że po raz pierwszy od dawna zauważyłem w tej beznadziejnej, zdawałoby się sytuacji, światełko w tunelu. Być może jest szansa ich czegoś nauczyć. Mój błąd sprawił, że elfy pozapominały o swojej kulturze, spuściźnie i bogatej historii, ale gdzieś tam istnieje mała szansa na...
- To nie twój błąd, Solasie - Variel przerwała jego wypowiedź z poważną miną. - To evanuris przyczynili się do końca naszej rasy. Ty przyśpieszyłeś tylko ten przykry proces.
Fen'Harel popatrzył na nią, ale nie wyrzekł ani słowa. Wierzył, że dodawanie czegokolwiek więcej stało się zbędne.
Piasek w klepsydrze przesypał się do końca, przykuwając jednocześnie ich spojrzenia.
- Czas na nas - zauważył i przyjął od kobiety kielich by odłożyć opustoszałe naczynia na stół. - Zawołaj resztę, dobrze? Pójdę tam pierwszy. Sprawdzę czy aby nie potrzeba im mojej pomocy.
- A zatem do zobaczenia na balu - Varil uśmiechnęła się lekko, ruszając w kierunku swych ulubionych krętych schodów. - Solasie? - Zatrzymała się na chwilę, spoglądając na niego przez ramię. Musiał przyznać, że ciemnozielona suknia świetnie kontrastowała z jej włosami.
- Tak? - Zapytał, zatrzymując się o krok od eluvianu.
- Pokaż jej tej nocy jak bardzo ci na niej zależy - uśmiech rudowłosej pogłębił się nieco i jak gdyby nigdy nic pomaszerowała dalej.

Kiedy dotarł do Podniebnej Twierdzy, z zaskoczeniem odkrył, że wręcz roiło się już w niej od przybyłych elfów. Kolorowe twarze migały zewsząd swymi tatuażami, sprawiając, że Starożytny powoli doznawał przykrego uczucia oczopląsu.
Mnóstwo osób omijało go szerokim łukiem i szeptało do siebie niedyskretnie, obracając się aż w miejscu na widok żywej legendy.
Gdyby tylko nie był przedstawiany w tych okropnych legendach jako najgorszy z najgorszych...
Szukał znajomej twarzy, ale długo na widoku rysowała mu się tylko Sera, a z nią - z oczywistych względów - wolał nie doznawać żadnych interakcji.
I wreszcie, niczym wybawienie, z tłumu wyłowiła mu się masywna, choć niska sylwetka Varrica. Solas miał ochotę płakać z radości, gdy ujrzał jego poczciwą twarz.
- Kopę lat, czarodzieju - krasnolud poklepał go przyjaźnie po bokach. - Gdzie są wszyscy? - Zapytał mało dyskretnie. - Trochę tu duszno i... Khm, obco. Widziałeś kiedyś tylu Dalijczyków w jednym miejscu?
- Podejrzewam, że reszta Inkwizycji znajduje się gdzieś "zakulisowo". Trwają, przecież, ostatnie przygotowania. - Westchnął nieszczęśliwie, przyjmując od jednego ze służących puchar z wodą.
- Woda? - Varric skrzywił się wyraźnie, odsuwając twarz od kielicha tak, jakby jego zawartość co najmniej śmierdziała jak stary muł. - Też coś. Cięcie kosztów, czy pilnują żeby goście zdołali gibnąć pierwszy taniec?
Solas zaśmiał się cicho, upijając łyk wody. Dopiero teraz uświadamiał sobie jak bardzo tęsknił za Varriciem i jego żartami.
- Panowie! - Z odległego końca sali rozległ się radosny okrzyk Doriana Pavusa. Z jakiegoś powodu mag był bardzo zadowolony, jego twarzy ani na chwilę nie opuszczał szeroki uśmiech. Tuż za nim, rzecz jasna, kroczył Żelazny Byk. Uścisnęli sobie dłonie i wymienili uwagami na temat zaludnienia Twierdzy.
- Czy wiesz gdzie poszła Isella? - Zapytał bruneta, pochylając się w jego stronę tak by pytania nie usłyszała reszta gości. - Chciałem z nią porozma...
- Już nie zdążysz - Dorian machnął dłonią. - Zobaczycie się pewnie na balu.
Miał ochotę warknąć, ale zamiast tego zmusił się do uśmiechu i skinął potulnie głową, oczekując na rozpoczęcie balu, jak na zbawienie.
Po głowie wciąż chodziły mu ostatnie słowa Iselli... Jej cicha obietnica, zachęta, klątwa, która ciążyła nad jego umęczonym ciałem przez ostatnie długie dni.
To nie tak, że jedynym, o czym teraz myślał, był seks. Solas nie należał do tego typu mężczyzn. Był po prostu ciekaw tego, co przygotowała dla niego Inkwizytorka. I tak, nadal dręczyła go myśl, że przy pierwszy razie coś zawiedzie, że okaże się niewystarczająco dobry, ale..
Mimo wszystko wypadało spróbować, chociaż tyle. Gdyby coś nie wypaliło, zawsze mogli spróbować jeszcze raz, prawda?
I wreszcie otworzono skrzydła sali balowej, a uroczystość rozpoczęła się na dobre.
Przedstawiano ważnych i mniej ważnych ludzi, całą masę elfów, witano się, czyniono sobie uprzejmości. I dopiero po tych nużących działaniach, nadeszła kolej na pojawienie się Inkwizytorki.
Solas musiał bardzo intensywnie zamrugać, bo za nic w świecie nie potrafił sobie uświadomić, że zjawiskowa bogini, która wkraczała z gracją na marmurowe schody, że właśnie to była jego vhenan.
Bogowie, to co działo się z jego ciałem... Poczuł się jakby był zahipnotyzowany, jakby jego krew podgrzała się do tysiąca stopni, gotując się, spalając go żywcem w płomieniu pragnień.
Nie słuchał przemówienia, choć było naprawdę ważne, wiedział o tym. Nie potrafił, błądząc spojrzeniem po kształtnej sylwetce, odzianej w najpiękniejszą suknię, jaką kiedykolwiek widział. I cieszył się, że postanowił postawić w swoim stroju na neutralną prostotę - dzięki temu nikt nie mógł nie wziąć ich za parę, a tej nocy Solas był absolutnie pewien, że pragnie wykrzyczeć o tym fakcie całemu światu.
Czerwona szminka podkreślała to, jak pełne i kształtne były jej wargi - kiedy wygłaszała umoralniające słowa, układały się przepięknie w najróżniejsze kształty, a Fen'Harel zapragnął poczuć je wszystkie na swoim ciele. Każde "o" i "u", wszystko co tylko Lavellan miała mu do zaoferowania.
Wokół zrobiło się głośno od braw - oniemiały, podążył za tłumem, uderzając w swe dłonie nie mniej gorliwie niż reszta zgromadzonych.
Czuł się niezwykle wyróżniony gdy Isella z miejsca ruszyła w jego stronę i nie bacząc na odprowadzające ją spojrzenia, ucałowała go czule w policzek.
- Vhenan - wymruczał, podchodząc do niej z niewymuszoną gracją. Objął Inkwizytorkę w wąskiej talii i przyciągnął ją do siebie, składając na jej ustach krótki pocałunek. - Wyglądasz zjawiskowo. Na całej sali nie znajdę drugiej równie pięknej istoty. - Przemówił, obniżając nieco głos. - Nie spodziewałem się, że twoje piękno będzie mnie w stanie aż tak zaskoczyć. Muszę przyznać, że...
- Tu jesteś! - Dorian przecisnął się przez plotkujący w najlepsze tłum Dalijczyków, przyciskając się ciasno do jasnowłosej. Solas zmarszczył brwi, ale nie skomentował jego mało wygodnego w czasie przybycia. Wiedział, że mag był przyjacielem jego ukochanej i względnie szanował ten fakt.
- Co powiecie na tańce? Czy mogę już prosić orkiestrę o muzykę? Chyba przygotowaliście zaszczytny pierwszy taniec, prawda?


Draco - 2017-09-02, 08:09

Uśmiechnęła się, gdy Solas ucałował ją w usta. Skomplementował jej wygląd i czuła się naprawdę dobrze - szczególnie, że spędziła trochę czasu na przygotowywaniu tego wszystkiego. Było to dla niej ważne, nawet bardzo. Chciała, żeby wypadło wszystko dobrze. Nie miała specjalnie wielkich planów, ale liczyła na coś dzisiejszej nocy, szczególnie, że za każdym razem gdy wkradała się do snów Solasa albo on do jej i spędzali czas w Pustce, Fen'Harel zdawał się dużo bardziej zainteresowany. Chyba Dorian miał rację, wystarczyło na chwilę po prostu go zignorować.
Spojrzała na Doriana, który przeszkodził im w krótkiej chwili wymieniania komplementów, ale nie miała mu tego za złe. Uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ja nie potrafię tańczyć, prawda, Dorian? - Isella była trochę rozbawiona, ale raczej w dość nerwowym geście.
- Na szczęście Solas na pewno umie - puścił dziewczynie oczko.
Orkiestra zaczęła grać i nie pozostało im nic innego, jak zejść na parkiet i zatańczyć.
Isella pozwoliła się prowadzić, patrząc Solasowi w oczy. Objęła go ręką za szyję, przyglądając się zdobieniom.
- Jest piękny - zauważyła, dotykając palcem srebrny kołnierz.
Nawet nie miała pojęcia jak to się działo, ale płynęła po parkiecie wraz z Solasem, w jego ramionach.
- Przez te kilka dni wyprzystojniałeś, vhenan - zauważyła i pozwoliła, aby Fen'Harel zakręcił nią dwa razy.


Pan Vincent - 2017-09-02, 16:55

- Widziałeś ja na nią patrzył? - Dorian wtulił się w szeroki tors swego ukochanego i pobujał się subtelnie w rytm muzyki. Obserwował z daleka jak Lavellan obracała się płynnie w ramionach Starożytnego, rozsiewając wokół wszechobecny jej osobą zachwyt.
W całym Thedas nie znalazłoby się teraz piękniejszej kobiety, od tej, ubranej w czarną, długą i zwiewną suknię, która obracała się subtelnie z każdym krokiem, podkreślając tylko filigranowość uroczego ciała.
- Jestem z nas dumny, Kadan - wymruczał Tevinterski szlachcic i odsunął się, przewracając widocznie oczami. - Mógłbyś powstrzymywać swój niezdrowy popęd przy tych wszystkich ludziach?
- Jesteś piękny, mój czarodzieju - Byk nie poddawał się, szepcząc mu do ucha te swoje przereklamowane czułostki. Och, Dorian je uwielbiał. - Chciałem tylko żebyś wiedział, że przez cały czas trwania tego durnego balu, będę stał w tym miejscu, pił piwo i patrzył tylko i wyłącznie na twój tyłeczek.
- Niepoprawny - skarcił go tonem, którym tak naprawdę wyrażał swój zachwyt. - Wrócę później, mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Postaraj się nie zjeść wszystkiego, dobrze?

Solas przysunął się bliżej Iselli i poruszył łagodnie biodrem, zmuszając ją do podążenia za nim. Już kiedyś mieli tę przyjemność by oddać się wspólnemu tańcu, ale miło było móc zaznać jej ponownie. Szczególnie zaś w dniu takim jak ten - uroczystym, pełnym ekscytującej atmosfery, alkoholu i muzyki.
Był pod wrażeniem pracy, którą organizatorzy włożyli w wystrój sali - pamiętał, że gdy oddawał Twierdzę w ręce Inkwizytorki, wyglądała ona jedynie jak zatęchła piwnica, po której walały się puste beczki po winie i kilka starych szmat.
A teraz... Przedstawiało się to zupełnie inaczej. Kandelabry, półmiski, lampiony, wszystko wyglądało wykwintnie, ale oprócz charakterystycznego dla Tevinteru minimalizmu, przejawiały się też gdzie-nie gdzie kwiatowe i zwierzęce motywy, na cześć Dalijczyków, oczywiście.
Słyszał, że ludzie o nich rozmawiali. Niektórzy bili brawa zupełnie szczerze, ale na sali znajdowali się także tacy, którzy nie darzyli Lavellan zbytnią sympatią. Nawet w trakcie tańca udało mu się usłyszeć, że strój jego ukochanej był mocno przesadny i zbyt "ludzki".
On sam absolutnie tak nie uważał. To, jak wyglądała Isella, ta czarna suknia i perły, delikatne ozdoby ciągnące się przez szyję i obojczyki...
Nie potrafiłbym chyba tańczyć z kimś, kto nie ma ręki. Wygląda jakoś strasznie i groteskowo.
Obrócił się nagle, spoglądając wprost w twarze zasłaniających się szybko elfów. Poczuł jak gotuje się w nim prawdziwy gniew, jak adrenalina podchodzi aż do samego gardła.
Jak można było coś takiego powiedzieć? Inkwizytorka wyglądała przepięknie! Jej brak ręki o niczym świadczył, Solas w ogóle go nie odczuwał. Nauczył sobie układać drobne ciało w taki sposób, by mieć zawsze na uwadze krótsze ramię swej vhenan. O wiele lepiej wychodziła na pozbyciu się Kotwicy i życiu bez ręki, niż pozostaniu z nią, czego wynikiem końcowym byłaby śmierć w okropnych męczarniach.
Ignoranci, niczego nie wiedzieli, o niczym nie mieli pojęcia.
Odwrócił się z powrotem do Iselli, wyczuwając na swojej twarzy jej kojący dotyk. Czy słyszała okrutne słowa swoich pobratymców?
Wpatrywał się gorączkowo w jej twarz, ale nie dostrzegał żadnych oznak smutku czy upokorzenia.
Może nie słyszała. A może udawała, że nie słyszy?
Może była mądrzejsza niż myślał.
Tak, to na pewno było to.


Draco - 2017-09-02, 17:35

Isella słyszała te komentarze odnośnie jej ręki, ale nie przejmowała się nimi. Jej także przez długi czas nie podobała się opcja egzystowania bez lewej dłoni. Czuła się z tym źle i dziwnie - w dalszym ciągu czasem miała takie przebłyski. Szczególnie, gdy odczuwała bardzo brak tej kończyny, gdy wiedziała, że nie wszystko jest w stanie zrobić samodzielnie. Ale alternatywą była po prostu śmierć od Kotwicy - nie była Fen'Harelem, żeby to przetrwać.
I chociaż zwiadowcy Leliany szukali sposobu na to, aby przywrócić magicznie rękę albo zastąpić ją czymś - na chwilę obecną ani Isella, ani szpiedzy nie znaleźli sensownych materiałów na ten temat. Więc trwała tak, jako jednoręka Inkwizytorka. Nie miała innego wyjścia.
Uśmiechnęła się lekko do wzburzonego Solasa, głaszcząc go kciukiem po policzku. Isella pocałowała go delikatnie w usta.
Niestety ich taniec nie mógł trwać wiecznie. Dygnęła delikatnie, dziękując za taniec i poszli razem w stronę win. Isella wzięła jedną lampkę różowego, słodkiego z Orlais. I chociaż chciała spędzić cały wieczór z Solasem, nie było to im dane, najwidoczniej.
Już widziała, jak zmierza w ich kierunku Opiekunka klanu Lavellan.
- Aneth ara, da'len. Wyglądasz przepięknie, cudowny bal. - Deshanna przywitała swoją niegdysiejszą Pierwszą bardzo serdecznie, przytuliła ją do siebie i uśmiechała się.
Isella prawdopodobnie nigdy nie widziała Opiekunki w sukni, ale wyglądała olśniewająco. Głęboka zieleń to był bardzo dobry wybór.
- Andaran atish'an, Solasie. - Objęła mężczyznę, ku jemu zdziwieniu, bardzo serdecznie.
Isella uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Czy coś się stało?
- Och, no wiesz. Po twoim odejściu nie mam Pierwszej, myślałam, że może pomożesz mi porozmawiać z... - Opiekunka wyraźnie była zawstydzona swoją prośbą.
Isella zgodziła się. Razem z starszą kobietą zostawiły więc Solasa, który został otoczony przez młode elfki.

Aneth ara - przywitanie tak, ale bardziej luźne, przyjazne. Używane głównie pomiędzy Dalijczykami, aniżeli vs jacyś ludzie i takie tam
Andaran atish’an - przywitanie, ale formalne.

CIĄG DALSZY