The Lost Silence 2/5

 

Yaoi - The Lost Silence

POPRZEDNIA CZĘŚĆ

Gazelle - 2018-09-12, 23:35

No, a Max był dokładnie tak pojebany. I nie był z tego dumny, co to, to nie, ale miał tego świadomość. I chciał z tym walczyć, to chyba dużo, nie?
Chociaż perspektywa terapii trochę go przerażała. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, na czym miałaby ona polegać. Wyciąganie traum z dzieciństwa? Ale takich nawet nie miał. Właściwie to za cholerę nie wiedział, co mogło go do tego doprowadzić. Okej, może miał jakieś mgliste pojęcie co do czynników które mogły mieć mniejszy lub większy wpływ, ale bez przesady. Max doszczętnie zwariował, a to nie działo się tak nagle, prawda?
Ech, w ogóle nic nie wiedział o psychologii. Czy psychiatrii. Chociaż miał pojęcie, że choroby się zazwyczaj po prostu dzieją. Nagle, jeb, coś się przestawia i zaczynasz spostrzegać świat inaczej. Słyszał, że czasami tak to wygląda...ludzie schizofreniczni potrafią wziąć jakiś syf, mieć najlepszego tripa, albo najgorszego tripa w swoim życiu, i ten trip już ich nie opuszczał do czasu remisji. Przejebane.
Ale, to było tak cholernie abstrakcyjne i ciężkie do pojęcia. Przecież każdy człowiek w swojej głowie buduje swój świat, swoje spojrzenie na rzeczywistość. To, jak postrzegamy rzeczy dookoła jest wynikiem wielu lat doświadczeń. I tak nagle, przez jeden moment, mogło się to wszystko zmienić? Czy to w ogóle oznaczało że nie było żadnych stałych rzeczy na tym świecie, których warto byłoby się trzymać?
Ech, odpłynęliśmy. Wracamy do rzeczywistości.
Ale czy ja się w ogóle zgodziłem na ten tatuaż? Bo sobie nie przypominam — zauważył. Koniec końców nie wrócili do tej rozmowy. — Poza tym, skoro chcesz mnie tatuować, to chyba warto byłoby najpierw obmyślić jakiś wzór, co nie? Nie chcę cię pouczać jak powinieneś wykonywać swoją pracę, ale musisz mnie jakoś zachęcić do tego żebym poszedł pod twoją maszynkę — wyszczerzył się.
Przewrócił oczami. Co za idiota. Za wszelką cenę musi postawić na swoim. Zawsze potrafił wywrócić sytuację tak, że to on był górą. Zazdrościł mu tego, i tego w nim nie znosił.
Zmieniam zdanie. Po prostu ci go odetnę. Nadal uznajesz to za zwycięstwo?
Rozłożył się u Iana zupełnie tak, jakby był u siebie. Nie było zupełnie nic dziwnego w tym, że w takim aspekcie czuł się przy nim całkowicie swobodnie. Raz, że w końcu zwykli już dzielić niewielką przestrzeń, a dwa, że nawet po tych latach rozłąki niesamowicie szybko się do siebie zbliżyli, przez sporo przeszli i w ogóle.
Podłożył sobie pod tyłek najbardziej miękką z poduszek i podparł się o zagłówek, splatając palce z tyłu głowy.
Hm, nie chciałeś oglądać Bojacka? — przypomniał. Sam w sumie nie widział ani odcinka. — Lubię oglądać...dokumenty. I kryminały. I teen dramy — wymienił. Szczerze wątpił żeby Ian namiętnie oglądał takie Riverdale, ale Max czasami lubił taką lekką rozrywkę.


effsie - 2018-09-13, 00:09

Hmm, a nie? Wydawało mi się, że słyszałem padające z tych słodkich usteczek tak, tak, Ian, proszę — wyszczerzyłem się głupio, a potem wiedziałem, że trzeba było przystąpić do cięższego orężu, więc westchnąłem głęboko i przekręciłem się trochę w łóżku.
Komputer leżał na razie gdzieś w nogach i nieszczególnie się nim interesowałem.
A myślałem, że tak podobała ci się ta cała moje filozofia tatuowania… — westchnąłem, niby zmęczony, przejeżdżając łapą po jego udzie, a później nachyliłem się nad nim niezncznie. — Chcę ci coś tam zrobić, bo zawsze, jak cię rozbieram, czegoś tam brakuje. Jesteś taki szczupły, bardzo proporcjonalny, twoja skóra jest taka miękka i czysta… i zawsze, zawsze jak cię widzę, po prostu wiem, że tam czegoś brakuje. Tak… znasz zasadę kontrastu w teatrze? Że żeby pokazać ciszę nie wystarczy stanąć i milczeć, bo nikt nie skuma, o co chodzi. Trzeba dodać tam jakiś jeden, nieznaczny dźwięk, nawet kapanie wody… i wtedy dopiero wszyscy skumają, że to jest cisza. Dlatego chciałbym ci tam zrobić tatuaż, żeby pokazać jak piękny jesteś — wytłumaczyłem mu cicho. — I nie mam pojęcia, jaki to ma być wzór. Sam nie wiem. Wiem tylko, że chcę ci go zrobić. Jest coś, o czymś kiedyś myślałeś? Powiedz mi.
Pogładziłem go nieznacznie bo udzie i brzuchu.
Na temat mojego odciętego chuja miałem jeszcze jeden komentarz do rzucenia, a mianowicie:
Tak, jeśli będziesz nosił go jako amulet. Schowany głęboko w twojej dupie.
Uśmiechnąłem się szeroko, samemu układając się wygodniej na poduszkach.
Chciałem, nie chciałem… jak ty nie widziałeś żadnego odcinka to trzeba będzie zacząć od pierwszego — zastanawiałem się na głos, bo, prawdę mówiąc, nie miałem ciśnienia. — Teen dramy? Brzmi jak coś, czego nie chcę oglądać. Weź rzuć tytułami, bo te mi nic nie mówią — poprosiłem. — Ja bardzo lubię Black Mirror, to chyba mój ulubiony serial, znasz? Jeszcze… Breaking Bad i House of cards. No i Stranger things, Gra o Tron, BoJack Horseman… To z tych co teraz. Generalnie nie oglądam dużo, bo zazwyczaj nie mam czasu. Ale ostatnio Beta mi już tak męczy o Ricky&Morty, że chyba w końcu to włączę. Znasz to? Bo jak też nie widziałeś to możemy wrzucić. To animacja, ale podobno zajebista — mówiłem.


Gazelle - 2018-09-13, 00:27

Więc wychodziło na to, że wciąż było coś, co mogło zawstydzić Maxa przy Ianie. Nie przywykł do tak...rozbudowanych, wręcz literackich opisów swojego ciała. Zazwyczaj było to krótkie jesteś taki szczupły, wyglądasz seksownie i inne tego typu rzeczy rzucane od niechcenia, żeby tylko podtrzymać nastrój. To nie tak, że miał jakiejś kompleksy, uważał że wyglądał w porządku. Niemniej miło było takie coś słyszeć. Po prostu. W dodatku Ian spoglądał na niego oczami profesjonalisty, więc jego opinia nadawała dodatkowego znaczenia, i, kiedy ujął swoją motywację w taki właśnie sposób, to Max przekonywał się do idei tatuażu. I tak był przekonany i zdecydowany, protestował tylko i wyłącznie dla pozorów.
Nie wiem, mam sporo pomysłów. I w tym tkwi problem, bo nie mogę się zdecydować na coś, co najlepiej by mnie wyrażało. Chcę się cieszyć tym tatuażem, żeby w tym tatuażu były zawarte jakieś cenne wspomnienia, wiesz? I chcę w tym symbolu umieścić także siebie. Kurczę, może i przywiązuję do tego zbyt dużą wagę... — rozmyślał na głos. — A co według ciebie do mnie pasuje? Jeżeli rzucisz jakimś tumblrowym motywem popularnym wśród nastolatek to trzepnę cię przez łeb — zagroził. — Lubię motywy związane z naturą. I kolory, ale nie intensywne. Chociaż tak sobie myślę...że chyba najlepiej opisałyby mnie jakieś bohomazy bez ładu i składu — zaśmiał się nieco gorzko, pozwalając sobie na chwilę szczerości. Ostatnio czuł się jak taka zbieranina bohomazów bez żadnego sensu, która w ogóle nie powinna tworzyć jednej całości. Jakby jego umysł był takim rozgotowanym, posplatanym spaghetti.
Mogłeś się bardziej postarać, to było słabe — skomentował kiepską ripostę Iana. Ale Ian i tak musiał mieć swoje słowo na końcu. Musiał w końcu do tego przywyknąć. Chociaż kusiło go rzucanie kolejnych wyzwań temu pewnemu siebie mężczyźnie.
Dobra, dawaj tę animację — westchnął. I jego nie ominęły odgłosy wszechobecnego zachwytu nad tym animowanym serialem. Musiałby chyba siedzieć pod kamieniem żeby o nim nie słyszeć, ale, podobnie jak Ian, jeszcze nie obejrzał ani odcinka.
Zresztą, tak zupełnie szczerze i między Maxem, a czytelnikami, to jemu nawet nie zależało na tym co akurat mieli oglądać. Bo nie był nastawiony na oglądanie, po prostu chciał odpocząć, poleżeć sobie, polenić się, a przy okazji spędzić czas z Ianem. I po prostu kąpać się w jego bliskości, charakterystycznym zapachu i cieple jego ciała. Ot, na tym kończyła się lista jego wymagań.


effsie - 2018-09-13, 09:55

Z pewnego rodzaju satysfakcją zaobserwowałem, jak Max prędko odwrócił ode mnie wzrok i uciekł nim gdzieś na ścianę, komputer, cokolwiek, nie mówiąc przez chwilę ani słowa. Och, czyżby moja laleczka się nieco zawstydziła? Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie samego.
Generalnie to nie byłem typem, który sadził tego rodzaju komplementy sam z siebie, ot, że nie wiem, leżymy sobie i ja walę mu takim tekstem, bo absolutnie nie rozumiałem ni to sensu, ni potrzeby; czasem, gdy robiło się gorąco, mogłem coś takiego z siebie wyrzucić, ale w innych okolicznościach raczej tego ode mnie nie usłyszycie. Tylko… bynajmniej dlatego, że się tego wstydziłem, co to to nie, bo kurwa, mówiłem całkowitą prawdę i mając przed sobą takie ciało – nie było co się okłamywać. Max był piękny, nawet bardzo, i nie chodziło tu nawet o konkretne atrybuty, że twarz, figura, nie; po prostu suma tego wszystkiego dawała efekt cokolwiek piorunujący i nie mogłem oderwać od niego wzroku. I, ech, przecież to widział, musiał widzieć, jak pożerałem go wzrokiem za każdym razem, gdy z namaszczeniem pozbawiałem go kolejnych warstw ciuchów, jak nie mogłem powstrzymać rąk czy ust przed badaniem tego niesamowitego ciała. Było piękne, tak, że nie chciałem się odrywać i byłbym głupkiem, gdybym wstydził się to przyznać – przecież mnie kręcił, bardzo. Do tego stopnia, że przez te dwa tygodnie nie znudziłem się nim, chciałem celebrować je na każdy sposób, nie myśląc o żadnych innych.
Jakby się nad tym zastanowić to miałem chyba niezłą schizofrenię. U lasek kręciły mnie koronki, ładna bielizna i te sprawy, lubiłem zarówno suki pokroju Harley jak i pancury typu Jo, ale faceci… nie miałem chyba swojego typu, znaczy, lubiłem to, jak sam wyglądałem, podobali mi się wizualnie moi kumple w podobnym typie i to nie tak, że miałem jakąś chorą fazę na chudzielców, jak dla mnie Max mógłby przybrać trochę mięśni i wciąż byłby w porządku, ale chyba generalnie jarał mnie sposób, w jaki o siebie dbał. Nie był zniewieściały, co to to nie, ale jego skóra była zawsze miękka, co najmniej jakby poświęcał czas na wklepywanie tam balsamu (sam miałem jeden, ale używałem go od wielkiego dzwona, kiedy mi się przypomniało); na jego twarzy nigdy nie widziałem cienia zarostu, a paznokcie zawsze miał zadbane i spiłowane do odpowiedniej długości. Byłem cholernym estetą i zwracałem uwagę na takie rzeczy, nic nie odrzucało mnie bardziej niż ludzie, którzy nie szanowali swojego ciała, nie troszczyli się o nie – a Max to robił i, co najważniejsze, wcale się tego nie wstydził.
I dobrze, bo absolutnie nie miał czego.
Zignorowałem na razie cały ten serial, który mieliśmy oglądać, był, jest i nie ucieknie, skoro wytrzymałem bez niego tyle czasu to i mogę trochę więcej, zwłaszcza, jak na horyzoncie miałem znacznie ciekawszą rozrywkę.
Poczekaj tu — poleciłem Maxowi, zupełnie jakby gdzieś się wybierał i na chwilę eksmitowałem się z sypialni, aby z salonu chapsnąć kilka flamastrów. Rzuciłem je na łóżko i tym razem wyszedłem w poszukiwaniu jakiejś szmatki, ręcznika papierowego i benzyny, no, nie zwykłem tego tu robić i będzie trochę śmierdziało, ale potem to wywietrzę. Władowałem się na łóżko z całym tym majdanem i tylko puściłem ze Spotify jakąś muzykę, a potem przyklęknąłem, z nogami po dwóch stronach kończyn Maxa. Mógł się domyślić, co tu będzie grane, ale gdyby był głupi, postanowiłem go łaskawie uświadomić: — Zamiast o tym gadać i się zastanawiać, po prostu spróbujemy, co? Rozbieraj się — poleciłem i sam sięgnąłem po materiał jego dresów i bielizny. To było nieco dziwne, po raz pierwszy ściągać z niego ciuchy w sytuacji, która nie była jednoznacznie erotyczna, aż wzrok prześlizgnął mi się po jego członku w pełnym spoczynku. — Koszulka też, muszę cię widzieć całego — dodałem. To nie ulegało wątpliwości, jeśli miałem mu coś tu projektować, chciałem widzieć go całego, tak, by wszystko do siebie pasowało.
Max spełnił moją prośbę i zmierzyłem go wzrokiem, uważnie prześlizgując się nim po wszystkich zakamarkach tego pięknego, absolutnie pięknego ciała. Wiedziałem, że mnie obserwował i śledził każdy mój ruch, ale nie zawstydziłem się ani trochę – chciałem, by wiedział, jak podoba mi się to, co widzę. Z jednym flamastrem w dłoni, nachyliłem się nad jego biodrami i musiałem zagryźć wargę, czując zapach jego ciała w tamtych rejonach.
Masz mnie ostrzec, jak coś tam będzie wstawało, nie chcę przypadkiem dostać twoim chujem po mordzie — zastrzegłem, kładąc dłoń na jego udzie i lekko je popychając, tak, by odsłonić całą pachwinę.
Boże, już zatrzęsły się mi ręce i poczułem zdrową ekscytację. Zagryzłem mocniej wargę, biorąc głęboki wdech przez nos.
Kurwa, to będzie ciężka robota. Skupić się na tatuażu, kiedy moje zmysły odlatywały gdzieś indziej.


Gazelle - 2018-09-13, 13:52

Max już dawno był ponad zawstydzeniem, jeżeli chodziło o bycie nagim przed Ianem. Wiedział że nie ma powodu do bycia skrępowanym przy facecie, który go wypieprzył już z kilkanaście razy, w różnych pozycjach, w różnych okolicznościach.
Niemniej sposób, w jaki on na niego patrzył, przywoływał dreszcze na jego skórze. Nigdy nie czuł się aż tak adorowany, ta intensywność zwalała go z nóg.
Um, jasne — mruknął. Chociaż, o dziwo, w tym momencie nie odczuwał żadnego seksualnego napięcia. To było coś zupełnie innego, nowego wręcz i Max nie umiał tego nazwać, ale to Coś sprawiało, że jego serce było bliskie eksplozji.
Absolutnie nie chciał tego określić jako miłość, bo wiedział że to nie do końca to. Ale coś równie intensywnego.
Właściwie, to dlaczego akurat to miejsce? — zadał pytanie, które nasuwało mu się na usta już od pewnego czasu. Zorientował się, że Ian miał pewną...zastanawiającą słabość do jego pachwiny. Lubił zostawiać tam swoje ślady. Max sam zresztą uwielbiał adorować Ianową szyję, oznaczając ją i o niej fantazjować w różnym kontekście, no ale pachwina była bardziej nietypowym miejscem na adorację. Nie, żeby oceniał Iana, po prostu był ciekawy i tyle.


effsie - 2018-09-13, 14:35

Nie wiem… — wymruczałem, pochylając się nad kroczem tego blondasa i skupiając na nim swój wzrok. — Jak wtedy, co miałem kaszel, rozmawialiśmy i spytałem się ciebie czy masz jakieś dziary to od razu pomyślałem, że mógłbyś mieć jakąś tutaj — dodałem, podświadomie przygryzając wargę i mrużąc oczy.
A gdyby tak…
Zacząłem eksperymentować. Na początku właściwie bezmyślnie, ale kreśliłem kolejne wzory na ciele Maxa, w pełnym skupieniu. Niewiele rozmawialiśmy, muzyka leciała w tle, a ja skoncentrowałem się na pracy i wpadłem w niezły trans, wymyślając kolejne rzeczy i kolejne. Każdej z nich zaś robiłem zdjęcie moim telefonem, nie chcąc tracić czasu na to, by Max wstawał i oglądał za każdym razem kolejny wzór. Były ich dziesiątki, a po kilkudziesięciu minutach w pokoju unosił się może niezbyt przyjemny, ale na pewno odurzający zapach benzyny, którą co rusz czyściłem jego ciało. Uwielbiałem ten smród, bo przywodził mi na myśl właśnie takie chwile, te, podczas których trochę odcinałem się od świata i pogrążałem we własnych rozważaniach, z moim flamastrem i piękną skórą pod rękoma.
A teraz? Teraz było jeszcze lepiej, bo Max nie stawiał przede mną żadnych barier i ograniczeń, nie miał swoich pomysłów, a prosił mnie, bym sam spróbował coś stworzyć.
I to puste płótno podobało mi się jak nigdy.
W międzyczasie przyszło nasze żarcie, ale pochłonięty robotą tylko odebrałem je od dostawcy i zostawiłem w salonie, nie chcąc przerywać fazy. W końcu jednak, po dobrych kilkudziesięciu minutach, odsunąłem się od Maxa i odłożyłem pisak na bok. Patrzyłem teraz na jeden ze wzorów, który zostawiłem tego popołudnia na jego ciele, mocno zgeometryzowane motywy roślinne, tworzone jedną, prostą kreską. Podobał mi się, ale miałem zdjęcia jeszcze kilku innych i chciałem poznać opinię Maxa, by wiedzieć, co robić dalej.
Krótka przerwa, bo bolą mnie już plecy — oznajmiłem, uśmiechając się łagodnie. — Pójdę podgrzać nasze żarcie i zaraz wrzucę fotki na komputer żebyś mógł zobaczyć, co tam bazgrałem. Zostawiłem ci ostatni, zobacz sobie w lustrze i chodź do mnie do salonu. Nie będziemy tu jeść, za bardzo tu śmierdzi — mówiłem, otwierając okna i zaraz zniknąłem za drzwiami sypialni.


Gazelle - 2018-09-13, 16:46

Serio? — spytał, śmiejąc się lekko. Trochę dziwne mu się wydawało, że już wtedy Ian pomyślał o jego pachwinie, ale, cóż, pewnie patrzył na to z perspektywy swojego zawodu, więc kimże Max był by się go czepiać?
Na początku było to dziwne uczucie, kiedy Ian zaczął po nim mazać, ale szybko się rozluźnił. Mężczyzna wyglądał bardzo profesjonalnie, kompletnie skupiony na swojej pracy, co czyniło go jeszcze bardziej atrakcyjnym. Nie miał wątpliwości co do tego, że Ian podchodził do swojej pracy poważnie. I z pasją, co najważniejsze. Ze swojego położenia nie mógł za bardzo zobaczyć, co tam konkretnie Ian rysował, ale był pewien że na jego skórze pojawiały się same niewielkie dzieła. Nie próbował nic mu sugerować na tym etapie, bo był zwyczajnie ciekawy tego co Ian sam uzna, że mogłoby do niego pasować. To trochę tak, jakby mógł na siebie spojrzeć jego oczami.
Kiedy Ian przerwał swoją pracę, zostawiając na nim ostatni wzór, Max wstał (ostrożnie, pamiętając o bolącej dolnej części pleców; przysiągł sobie że już nigdy nie pozwoli Ianowi wejść w niego w tak barbarzyński sposób [spoiler: i tak pozwoli]) i podszedł do dużego lustra, żeby przypatrzeć się temu, co zostało odbite na jego skórze. Ładne. Bardzo ładne. Kreatywne. I niebanalne przede wszystkim. No i motyw związany z naturą zdecydowanie kupił Maxa. Ale był również ciekawy innych wzorów, chociaż gdyby Ian zaproponował mu tylko ten jeden konkretny, to pewnie bez wahania by się na niego zgodził. Wyglądał naprawdę super, nawet bez żadnych kolorów.
Ubrał bokserki i spodnie, żeby nie latać z gołą dupą, i dołączył do Iana w salonie.
Jest świetnie — wyszczerzył się, w ten mało elokwentny sposób wyrażając swoją aprobatę. — Super pomysł. I, wow, jestem pod wrażeniem że byłeś w stanie coś takiego zmalować za pomocą jednej kreski i bez żadnych wcześniejszych podejść — dodał, bo naprawdę był pod niesamowitym wrażeniem umiejętności Iana. Nie był zdziwiony, bo wiedział że Ian go zachwyci.
Jedli już dalej w ciszy, Ian szybko pochłaniał swoje porcje, natomiast Max jadł powoli, żeby znowu przypadkiem nie zwymiotować. Chociaż po tym jak opróżnił żołądek poczuł się znacznie lepiej, i nawet kac w dużej mierze ustąpił. Niemniej, rzyganie nie było jego lubianą czynnością. Jego delikatny żołądek naprawdę porządnie go wkurzał, bo niewiele mu tak naprawdę wystarczyło żeby otrzymać radosny maraton przytulania kibla.
Po posiłku Ian zgrał zdjęcia z telefonu na komputer, podczas gdy Max sprzątnął stół. Gdy Ian go zawołał, podszedł żeby pooglądać wzory. I...miał spory dylemat, bo każdy z nich na swój sposób był świetny. Różniły się trochę stylami, ale każdy z nich przemawiał do Maxa.
Ostatecznie wskazał na ten najbardziej chaotyczny, złożony z powykręcanych kresek, które na pierwszy rzut oka nie miały większego sensu, który objawiał się dopiero po chwili przyglądania się.
Chyba ten mi się najbardziej podoba — stwierdził. — Ale wszystkie są super, najchętniej wytatuowałbym sobie każdy z nich. Masz bardzo nowatorski, taki wręcz eksperymentalny styl — zauważył. Nie był wprawdzie jakimś ekspertem czy krytykiem, ale ewidentnie takie odnosił wrażenie.


effsie - 2018-09-13, 17:49

Komentarz Maxa rozbawił mnie, aż odwróciłem się przez ramię i spojrzałem na niego, przyklejonego do moich pleców.
To dlatego, że ty jesteś moim eksperymentem — odparłem, trochę się śmiejąc, a trochę poważnie. To była prawda, nawet jeśli sam usilnie starałem się tego nie dostrzegać to do tej pory na niczym punkcie mi tak nie odbiło, a więc sprawdzałem teraz, gdzie leżały moje granice. Max był niemożebnie plastycznym materiałem do takich badań, zwłaszcza w momentach, gdy pozwalał mi robić ze sobą wszystko to, co chciałem, jednocześnie samemu nie narzucając żadnych swoich oczekiwań. Moja lalka była gotowa na wszystko i niesamowicie posłuszna, a przy tym niesamowicie rajcowała mnie świadomość tego, że – wkurwiona – jest mi w stanie przywalić w ryj.
Nawet ze świadomością tego, że mógłbym ją zgnieść w ręku.
No przyznajcie, do tego trzeba mieć jaja.
Ten? — podchwyciłem jednak, przykładając palce do ekranu komputera. — Hmm… nie wiem, może… a co ty na to, gdyby go trochę zgeometryzować? Nie to, że teraz jest zły, ale… chyba trochę za łagodny? W sensie, zobacz, gdyby tutaj… — wyciągałem już kalkę i przyłożyłem ją do ekranu, bazgrając kolejne wzory — go trochę wyostrzyć, nie wiem, może to miałoby większy sens? On tutaj na kartce może wydawać się agresywny, ale na twoim ciele to będzie inne wrażenie. Masz wystające kości, ale nie aż tak, chciałbym to chyba trochę podkręcić… O, zobacz — paplałem, stawiając kolejne kreski i pokazując je co rusz Maxowi. — No i ta część — wskazałem na jeden z fragmentów tatuażu — wolałbyś żeby wystawała ci zza bielizny, czy nie? Bo tak, jak jest teraz to raczej by ci wystawała. Możemy to albo zmniejszyć, albo uciąć, albo poprowadzić o tak…
Byłem podekscytowany i nawet niespecjalnie się z tym kryłem, zadając Maxowi kolejne pytania i dalej rysując po kolejnych kalkach. Po kilkunastu poprawkach kazałem mu stanąć przed lustrem i rozebrałem go z ubrań, które zdążył na siebie założyć, zmyłem ślady poprzedniego szkicu i przyklęknąłem przed nim, ponownie rysując po jego ciele flamastrem, tym razem uważniej, dokładniej i wolniej, aby w miarę dokładnie przenieść ten początkowy projekt na jego ciało. Max mógł wszystko obserwować w odbiciu lustra, czułem na sobie jego wzrok, ale nie odzywałem się, skupiony na pracy, aż w końcu odsunąłem się i spojrzałem krytycznie na wzór na jego ciele.
Mniej-więcej tak — powiedziałem cicho, przejeżdżając kciukiem po jego skórze. Cofnąłem jednak rękę, by mógł wszystko zauważyć i sam spojrzałem w odbicie w lustrze. — Co myślisz?


Gazelle - 2018-09-13, 19:24

Twoim eksperymentem, hm? — zaśmiał się. Chyba bardziej zachichotał, ale mniejsza z większym. W każdym razie, to fajnie brzmiało. Mógł być króliczkiem doświadczalnym Iana, czemu nie. Na różne sposoby, bez ograniczeń. Był tak owinięty wokół palca Iana...a sam Ian pewnie nawet nie zdawał sobie do końca z tego sprawy. Może to i dobrze...
Porównanie go do lalki chyba było całkiem słuszne. Bo w rękach Iana wiotczał, pozwalał mu na wszystko, byleby on poświęcał mu uwagę.
Tak właśnie był tej uwagi i bliskości spragniony.
Mógł zrobić dla niej wszystko.
Niczym ćpun w najgorszym stadium uzależnienia.
Na moment odpłynął, podczas gdy Ian ciągnął właściwie monolog, który w teorii nie miał być monologiem, na temat ostatecznego kształtu tatuażu. Właściwie nie miał za bardzo uwag, więc rzucał tylko pojedyncze "yhm", "pewnie", "czemu nie". Ufał mu, ufał jego umiejętnościom. Sam nie miał konkretnej wizji, więc nie czuł potrzeby przeforsowania czegokolwiek.
Chociaż, w sumie.
Mógłbyś dodać do tego trochę koloru? — spytał, przeglądając się dokładnie w lustrze. Trochę dziwnie się czuł, widząc tak ładny rysunek tak blisko swojego dyndającego penisa. — Bardzo mi się podoba, Ian. Jesteś geniuszem. Skąd bierzesz tę inspirację?
Szczerze się nad tym zastanawiał. Bo jego praca wymagała ciągłej gimnastyki kreatywności, nie mógł sobie pozwolić na gorszy dzień bez weny. Zresztą, dokładnie na tym polegała praca artystów zatrudnionych gdzieś na etacie. Poniekąd praca Maxa też taka była, ale większość artykułów które pisał była tak generyczna, że się specjalnie nie musiał wysilać i formułował zdania niemalże z automatu.


effsie - 2018-09-13, 20:30

Aha. Już ci mówiłem, że nigdy nie odprowadziłem żadnej laski do domu — przypomniałem mu z uśmiechem nasz mały spacerek gdzieś z okolic początków tej naszej burzliwej znajomości. — Myślisz, że co tydzień włamuję się z kimś na Coney Island? — Puściłem mu oczko.
To wspomnienie wczorajszego wieczoru i nocy na długo zostanie w mojej pamięci, to pewne. Choć zdarzało się mi wiele podobnie pijackich imprez, posiadówek na dachach, nigdy w życiu nie włamywałem się do lunaparku, nie grałem w głupie strzelanki, nie pieprzyłem się w gabinecie luster z ryzykiem bycia przyłapanym i choć zdarzało mi się uciekać przed policją i ukrywać się w gorszych miejscach, to tylko podkręciło całą adrenalinę.
No i widziałem wiele wschodów słońca – zdaje się, że ceniłem je bardziej, niż przereklamowane zachody – ale nigdy nie oglądałem żadnego na Coney Island.
To była naprawdę, naprawdę dobra noc, a ja dziś czułem się zwyczajnie dobrze, bez cienia tego podłego humoru, w którym wczoraj opuszczałem studio. I jakkolwiek byłem mocnym egocentrykiem i wiedziałem, że należy dbać o swoje dobro, ciężko byłoby nie docenić własnego towarzystwa.
Towarzystwa, które właśnie stało przede mną, przeglądając się w lustrze z pewnym niedowierzaniem.
Koloru… mógłbym — przytaknąłem. — Ale to już na spokojnie, na papierze, nie tak na szybko. Jest ci obojętne jaki? Ja bym celował raczej w jakieś chłodniejsze odcienie… — Chłodne fiolety czy barwy niebieskiego i jego pochodne, mięta wymieszana z szarością, może trochę bieli… Nie byłem pewien, ale na pewno nie chciałem tu wbijać w pomarańcze i inne jesienne tony.
Podniosłem rękę i przejechałem nią jeszcze raz po konturach wzoru. Pozwalałem sobie na dużo więcej, niż zwyczajnie; gdyby na miejscu Maxa był zwyczajny klient, pierwsze szkice robilibyśmy na papierze, dopiero ten finalny na jego ciele, choć pewnie w obecności bawełnianych tkanin, którymi klient mógłby przykryć niektóre rejony swojego krocza, no i bez podobnej poufałości gdy przychodziło do samego rysowania wzorów.
Słysząc słowa Maxa, zmarszczyłem nieco brwi i spojrzałem na niego z dołu. Geniuszem? Miałem o sobie wysokie mniemanie, ale na pewno nie uważałem się za geniusza, bez przesady. Zaś pytanie o inspirację… no, też wydało się mi mocno idiotyczne.
Przecież poprosiłeś mnie, bym spróbował określić, co do ciebie pasuje — przypomniałem mu. — Więc patrzyłem na ciebie, przypominałem sobie jakieś sytuacje i zastanawiałem się, co to by mogło być. Co ty, przecież tam byłeś. Uciąłeś sobie wtedy komara? — No w sumie to nie byłoby głupie, bo pewnie odleciałem i nie dało się ze mną zamienić ani słowa, więc mógł uderzyć w kimę… I to by tłumaczyło czemu zadawał takie idiotyczne pytanie. — Nie zmyję ci tego, okej? Zostaw to sobie, potrzymaj dopóki samo ci nie zejdzie… I powiedz mi, jak serio będziesz chciał żebym ci to wydziarał.
Podniosłem się z klęczek. Nie to, że nie chciałem tego robić, ale razem z całą tą akcją projektowania tego tatuażu, chyba naszła mnie ta odpowiedzialna strona mojej tatuatorskiej osobowości i wiedziałem, że nie do końca powinienem nalegać na dziaranie sobie czegoś bez szczególnego planowania.


Gazelle - 2018-09-13, 21:21

Wyszczerzył się szeroko, szeroko jak nigdy. Nic nie mogło uszczęśliwić Maxa bardziej, niż Ian przyznający się do traktowania go specjalnie. Wyjątkowo. To znaczyło więcej niż cokolwiek? Nagroda Pulitzera? Wyrzucić to w cholerę, Max wszedłby na scenę tylko po Nagrodę Iana Monaghana. Nagrodę, która miałaby swoją jedną edycję i jedną kategorię, przeznaczoną tylko dla niego. I tę nagrodę by chętnie eksponował, trzymając pod kloszem z pancernego szkła. Dla bezpieczeństwa. Żeby nikt mu tej cennej nagrody nie zwinął, ale każdy mógł podziwiać.
Czuję się zaszczycony, Ianie — powiedział radośnie.
Cóż, Max tym bardziej z nikim się nie włamywał na Coney Island. I w ogóle z Ianem nabywał od groma nowych doświadczeń. To była kolejna rzecz, od której mógł się bardzo łatwo uzależnić. Pamiętał tę buzującą w jego żyłach adrenalinę...chociaż, pamiętał to złe słowo. Bo, niestety, nie mógł odtworzyć tego uczucia, ale na pewno chciał znowu to poczuć.
Pewnie, to chyba będzie najlepsze — zgodził się ze zdaniem Iana. Pewnie wychodził w tym momencie na cholernie biernego, ale naprawdę chodziło głównie o to, że ufał oku Iana bardziej niż swojemu.
Zadrżał lekko, gdy Ian ponownie śledził swoją dłonią wzór na jego pachwinie, ale tym razem robił to w taki powolny, czuły wręcz sposób. Niesamowicie miła rzecz.
No tak, ale pytam ogólnie no. Znaczy, ogólnie o inspirację. Czy naprawdę każdy klient jest w stanie cię zainspirować? Oni widzą ciebie w szczególnej roli, ale dla ciebie to pewnie w dużej mierze są po prostu klienci — a przynajmniej Max miał nadzieję, że osoby przechodzące przez studio Iana, którym skórom ten mężczyzna poświęcał swoją cenną uwagę, nie miały dla niego szczególnego znaczenia. — Więc, co daje ci takiego kopa do tworzenia kolejnych dzieł? — dopytał, wciągając na siebie spodnie. Chciał się jeszcze napatrzeć na tatuaż, ale trochę śmiesznie było tak stać z gaciami spuszczonymi do kostek.
Hej, a tatuowałeś kiedyś penisa? — wypalił, gdy ta myśl tylko pojawiła się w jego głowie. — Albo...inne miejsca intymne?
Okej, pewnie tak. I pewnie nie raz. I pewnie nie powinien o to pytać, bo znowu zacznie sobie coś wkręcać, ale zwyczajnie nie powstrzymał się w porę i, cóż, pytanie już padło, nieodpyta tego przecież.
Możesz mi to wydziarać kiedy tylko będziesz gotów... — wymamrotał. Przedstawił się już zupełnie jako koleś bez silnej woli, no ale po co w ogóle udawać? Projekt mu się podobał, i mimo tego że się z tym przez Ianem krył, to od początku był entuzjastycznie nastawiony do pomysłu z tatuażem. Głównie ze względu na Iana właśnie.
Chciał też nauczyć się podejmowania spontanicznych decyzji. To mu było potrzebne, bez wątpienia.


effsie - 2018-09-13, 22:24

Wywróciłem oczami na ten wyszczerz i jawną szyderę w głosie. No pewnie, ja mu tu sadzę takie słodko-pierdzące komplementy, a ten już wietrzy okazję do nabijania się ze mnie, ech, co za gnojek. No ale trudno, nic z nim nie zrobię, na razie trochę przepadłem.
Miejmy nadzieję, że szybko mi minie.
Przeciągnąłem się i rozejrzałem wokół, zaczynając zbierać te wszystkie kalki i flamastry, które zdążyłem porozrzucać po łóżku. Generalnie to lubiłem żyć w porządku, pasował mi estetycznie, ale miałem duży problem z jego utrzymaniem – zwyczajnie nie znosiłem sprzątać, a do tego posiadałem niesamowitą zdolność tworzenia wokół siebie jakiegoś drobnego chaosu. To nie było nic przesadnego, pleśni raczej nie hodowałem, ale wystarczyła chwila, by już, gdzieś leżał niepotrzebny kubek, bluza była pieprznięta na krzesło, a kable od ładowarek czy komputera zawsze miały swoje życie gdziekolwiek.
Odłożyłem to wszystko na ziemię obok lustra i usiadłem na łóżku.
Hmm… wiesz, ja chyba nie wierzę w inspirację — stwierdziłem, zastanawiając się nad tym przez chwilę. — Bardziej w… nie wiem, potrzebę? I wiesz, ona może być z różnych stron, na przykład z mojej, jako potrzeba tworzenia, bo czasami potrzebuję z siebie wyrzygać jakieś rzeczy. No i ze strony tej drugiej osoby, która potrzebuje mnie jako narzędzia, żeby to sobie jakoś ułożyć czy uporządkować… Nie wiem, strasznie nie lubię tego pojęcia całej inspiracji, bo to jakby sugeruje, że wystarczy pstryknąć palcami i jeb, wybrać sobie jedną z iks rzeczy, które sprawiają, że to, co zrobisz, będzie jakieś. A chuja tam, to nigdy tak nie jest, że możesz sobie sięgnąć po jakieś gotowe rozwiązanie. W sensie, kurwa, dajmy na to wczoraj, znaczy dzisiaj, siedzieliśmy rano już i jaraliśmy te faje na Coney Island i jebło mnie takie coś i miałem pomysł i spoko. Ale to nie znaczy, że jak teraz sobie karnę się na plażę to to się znowu stanie. Tu bardziej chodzi, przynajmniej dla mnie, o taki… research. Wiesz, zagłębienie się w tym temacie. Żeby w niego wsiąknąć. Czyli, dajmy na to, jak laska chce mieć jakieś rośliny i wybiera sobie szałwię, to ja sobie robię mini research tego, jak taka szałwia była przedstawiana nie wiem, w jakichś średniowiecznych rycinach, potem i tak dalej. O co w ogóle chodzi z tą szałwią i jakie ona ma znaczenie. Bo wiesz, roślinę, nawet jak wygląda w określony sposób, można przedstawić też z różnych perspektyw. No ale to jest to, jak ja to lubię robić, nie mówię, że tak zawsze wszyscy mają. — Wzruszyłem ramionami. Nie umiałem jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo to zawsze zależało. — Penisa? Nie — odparłem od razu. — Znaczy, kilka kolesi się pytało, ale… nie no, nie chcę. To zawsze było tak jednoznacznie wulgarne, wiesz, trąba słonia czy jakiś smok albo inny tego typu wzór. Ja nie chcę robić takich rzeczy — mruknąłem. — Ale tatuowałem kilka wagin. No i dziarki pod piersiami czy pomiędzy nimi to jest standard, nie mam chyba tygodnia, bym jakiejś nie robił… — Nagle coś wpadło mi do głowy i zmarszczyłem brwi. — Max, a tobie podobają się kobiety? W sensie, patrzysz na nie? Wiesz, na ulicy i tak dalej?
To był ciekawy temat. Dla mnie, ech, kobiety miały dużo większą łatwość tego, by mi się spodobały; ich kształty wydawały mi się tak proporcjonalne, że często nie trzeba było już więcej. Miałem w ogóle niezłego świra na punkcie ciała, każdego i może przez to odkryłem w sobie to homoerotyczne zabarwienie, bo sami przyznajcie, to byłaby wielka strata nie celebrować chociażby takiej piękności, jak ta przede mną, czyż nie?
Na jego słowa oczy zaświeciły mi się jak podrzędnemu idiocie i palnąłem od razu:
To we wtorek w nocy? W dzień nie mam terminów na najbliższe tygodnie, ale możemy wpaść do mnie do Queens we wtorek w nocy.


Gazelle - 2018-09-13, 23:27

Ian miał prawo tak to odebrać, ale Max był całkowicie szczery. Być może nieświadomie ubrał swoje poczucie zaszczytu w szyderę, ale naprawdę było tak, że czuł się w pewien sposób zaszczycony. Po takim czasie musiałby być kompletnym debilem, żeby nie stwierdzić że Ian nie dopuszcza tak łatwo ludzi blisko siebie. Na pewno nie w taki sposób. Taki, jakiś, nieokreślony ale oczywiście nieoczywisty i niebanalny. Ugh, może rzeczywiście lepiej byłoby nadać nazwę tej relacji. Chociaż w tym przypadku jakakolwiek etykietka byłaby zapewne bardziej męcząca i ograniczająca niż cokolwiek innego. Maxowi zależało jedynie na ekskluzywności relacji. Przynajmniej na razie do tego ograniczały się jego wymagania.
Oparł się o ścianę, słuchając uważnie słów Iana. Aż szkoda, że nie miał przy sobie dyktafonu. Zdecydowanie mógł to wykorzystać...no, ale musiał polegać jedynie na swojej pamięci. Swoją drogą, Ian był świetnym mówcą. Mógłby równie dobrze sam pisać opowieści, tak dobrze posługiwał się słowem, tworząc barwne wypowiedzi zachęcające niekiedy do refleksji.
Okej, ale jednak zgodzisz się że twoja praca to nie jest samo rzemiosło. Nie wykonujesz jej zupełnie z automatu. Gdyby tak było, to po prostu spojrzałbyś na swoją doniczkę z szałwią i ją przerysował, nie? A jednak szukasz, de facto, inspiracji wśród innych źródeł. Myślę, że to co nazwałeś potrzebą wiąże się z tym co ja określam inspiracją. Jedno napędza drugie. I nie masz tak, że czasami ci coś po prostu wpada do głowy? Pojawia ci się wizja, nie wiem, jakichś bohomazów układających się w kształt kota?
Max czasami miewał przeróżne pomysły, które aż się prosiły na wyjście poza jego głowę. I czasami coś tam pisał, próbował zrobić z nich coś możliwie najlepszego, ale ostatecznie i tak lądowało to w szufladzie, a Max dostawał frustracji przez to, że nie mógł dorównać swojej wizji i swoim własnym oczekiwaniom.
Nie podobało mu się to tatuowanie wagin, czy tam okolic piersi. Po prostu nie. Nie miał w tym względzie nic do gadania, ale podskórnie trafiał go szlag przez tę świadomość. Zwłaszcza, że wiedział że Iana również interesowały kobiety. Pewnie nawet bardziej niż mężczyźni, chociaż co do tego opierał się wyłącznie na własnych domysłach.
Nie jestem ślepy, Ian. Ani pozbawiony poczucia estetyki. Potrafię docenić urodę kobiet, po prostu nie widzę ich w sposób seksualny, ani nie jestem w stanie odczuwać względem nich uczuć innych niż czysto przyjacielskie. Ale wiem, że Sheryl jest przepiękna i ma zmysłowe kształty. Rozumiem dlaczego tak wiele osób uważa Scarlett Johansson za piękną aktorkę. I widzę coś pięknego w każdej kobiecie, nawet tej która wymyka się forsowanym przez popkulturę standardom piękna — wyznał. Właściwie, to dosyć wcześnie zorientował się, że jest homoseksualny. Jego rodzice nigdy nie mieli żadnych problemów z orientacją inną niż hetero, więc dorósł w poczuciu komfortu, który pozwolił mu szybciej dojść do samoidentyfikacji. Środowisko bywało mniej lub bardziej tolerancyjne, ale też nie był na tyle otwartym człowiekiem, by o jego orientacji wiedział ktokolwiek, kto nie spytał się o to wprost.
W czasach szkolnych miewał kilka zauroczeń, ale ze swoim pierwszym chłopakiem zaczął się spotykać dopiero pod koniec szkoły średniej. Cóż, z takimi rodzicami randkowanie nie było łatwe. Gdyby był hetero, wyglądałoby to zapewne tak samo.
No wiesz co, Ian, myślałem że dla mnie byłbyś w stanie poprzekładać terminy — wydął usta, udając oburzenie. Może i był trochę roszczeniowy, ale miał podstawy do tego aby oczekiwać szczególnego traktowania. — No ale dobra, niech ci będzie.


effsie - 2018-09-14, 00:09

Hmm, z ludźmi było tak, że w moim kręgu było ich naprawdę wielu, kolegów, znajomych od deski czy od wódeczki i wszystkich bardzo lubiłem, ze wszystkimi chciałem spędzać czas. Miałem dwóch bliższych kumpli, Tony’ego i Betę, z którymi trzymaliśmy się mocno i na zawsze, brothers from another mothers, naprawdę, mógłbym z nimi konie kraść. Wierzyłem zaś w różne rodzaje przyjaźni, to znaczy, że są takie, które nie wymagają codziennego kontaktu, takie, które odżywają tylko przy konkretnych okazjach i wiele innych – i, co więcej, nie widziałem w tym nic złego. Może był też specjalny rodzaj przyjaźni sąsiedzko-benefitowej, że tak ładnie przetłumaczę ten zwrot „przyjaciele z korzyściami”, nie wiedziałem. Sam nie potrzebowałem tego określać, tak długo, jak Max zapewniał mnie, że jest okej i po jego zachowaniu nie widziałem oznak tego, że kłamie – rzeczywiście było dobrze. Nie musiałem się przed niczym hamować i zastanawiać, robiłem to, na co miałem ochotę i, och, naprawdę nie mogło być lepiej.
Aż moi kumple zaczęli ze mnie polewać, że coś ostatnio poświęcam im mało czasu, ale tak to już jest z ludźmi, którzy potrafią się czymś łatwo zachłysnąć. Ja, bez najmniejszego wątpienia, zachłysnąłem się tym gnojkiem zza ściany i wcale nie chciałem go nigdzie wypuszczać.
Miejmy nadzieję, że on sam nie ma podobnych planów, inaczej się pogniewamy.
No mam, pewnie, że mam. No i spoko, jak tak to nazywasz to tą moją inspiracją może być dosłownie wszystko. Ja lubię jeździć po mieście na desce i rozmawiać z ludźmi. Czasami sobie gdzieś siadam i tylko słucham przechodniów. Poza tym, lubię jeździć w różne miejsca. Rzadko to teraz robię, bo mam sporo ludzi, poumawianych i w ogóle, ale lubię oglądać świat. Jak w końcu zawinę stąd interes to totalnie uderzam w Road 66. Wiem, że to lamerskie i jest dużo innych ciekawych miejsc, ale jak mieszkam tu już tyle to wypadałoby w końcu zrobić sobie takiego roadtripa, nie? Zresztą, ty to pewnie, jak każdy Amerykanin, robiłeś takie ze starymi co roku na wakacje.
Tego naprawdę im zazdrościłem i tak, jak nie lubiłem Ameryki, tak chciałem ją jeszcze zobaczyć. Jej nieskończone krajobrazy, tak cholernie zróżnicowane, że głowa mała, kanony, lasy, pustynie i miasta. Nigdy też nie byłem w Europie i wiedziałem, że kiedyś tam, ewentualnie, zamieszkam.
Może jeszcze nie wiedziałem po co, ale to było najmniej ważne.
Nie do końca to rozumiałem i potrafiłem zrozumieć, bo dla mnie coś, co było piękne, od razu jarało mnie w sposób erotyczny; ale przecież nie będę kwestionował orientacji zdecydowanej większości ludzi na świecie, zdecydowanych hetero- lub homoseksualistów. Nie byłem zwierzęciem i to nie tak, że nie potrafiłem się powstrzymać, ale nie ulegało wątpliwościom, że dla mnie to zawsze było rajcujące.
Mhm — przytaknąłem więc. — A jakie masz swoje top pięć? — spytałem nagle, sam nie wiem dlaczego, ale trochę mnie to ciekawiło. Aż poklepałem ekran komputera przed sobą. Zaskoczoną minę Maxa skomentowałem wywróceniem oczu i żachnąłem się: — No dawaj, chcę wiedzieć jakie kobiety ci się podobają.
Ułożyłem się wygodniej na łóżku pośród pościeli. Właściwie to mógłbym włączyć ten serial, ale dobrze się nam gadało, więc Ricky&Morty mogli poczekać. I tak już długo zwlekałem z tym serialem, nic się nie stanie jak minie jeszcze kilka chwil.
Kto wie, może właśnie dla ciebie przełożyłem termin. Wiesz, będziesz musiał mi jakoś zapłacić za tę dziarę — dodałem, uśmiechając się trochę wrednie i sugestywnie. Absolutnie nie o to mi chodziło i trochę nabijałem się z tego stereotypu tatuażysty, któremu płacono w obciąganiu, ale podejrzewam, że ten tutaj nie miałby nawet nic przeciwko.
Ech, taki mi się model trafił.


Gazelle - 2018-09-14, 01:13

O nie. Max zdecydowanie nie zamierzał wypuścić Iana ze swojej garści. Musiałby chyba mieć nierówno pod sufitem.
Och, przecież miał.
Ale w zupełnie odwrotny sposób. Ian nie miał nawet bladego pojęcia jak mocno Max był zdeterminowany do tego, aby zatrzymać go przy sobie. Niekiedy nawet był do tego gotów za wszelką cenę. Za wszelką cenę. I to było przerażające.
Trochę siebie w tym nie rozumiał, bo w tym momencie z Ianem znajdował się dokładnie w tej szarej strefie, której nie znosił, tej pełnej niedopowiedzeń i irytujących niepewności. A jednak, była to cena jaką był w stanie zapłacić za posiadanie Iana na własność. Mógł zaakceptować każde warunki, wykluczając zdecydowanie jakieś otwarte relacje.
Nieprawda...nie wyjeżdżaliśmy zbyt często poza Kalifornię. Czasami do rodziny od strony ojca w Kansas, no i raz polecieliśmy na wakacje do Włoch — przyznał. Czyli wychodziło na to, że najwyraźniej ominęło go także życie typowego Amerykanina. Cóż.
Ale musiał przyznać Ianowi, że nowe krajobrazy potrafiły być szalenie inspirujące. Podobnie jak ludzie, chociaż Max wolał ich obserwować z dystansu, aniżeli wdawać się w interakcje społeczne. Na tym polu totalnie się różnili i było to widoczne już na pierwszy rzut oka.
Tworzysz wzory głównie pod klientów, czy częściej tworzysz coś z myślą o sobie i tylko swoich preferencjach? — dopytywał dalej. Ian na pewno miał jakąś bazę autorskich wzorów dla osób które nie nastawiały się na tatuaż dopasowany typowo pod siebie. — Sam projektowałeś swoje tatuaże? Są cudowne.
Przewrócił oczami w reakcji na ciągnięcie przez Iana tematu upodobań co do kobiet. Czemu się tak tego uczepił?
Kurczę, Ian, jesteś naprawdę wyjątkowy. Pytasz stuprocentowego geja o swoją topkę kobiet. Myślisz, że kiedykolwiek taką sobie stworzyłem? — zaśmiał się. — To już mogłeś spytać się o facetów. No ale okej, niech ci będzie. Nie chce mi się układać żadnej kolejności, więc po prostu wymienię. Hm...na pewno Natalie Portman. Winona Ryder, w Przerwanej lekcji muzyki wyglądała niesamowicie. Annie Lennox. Naomi Campbell i...pomyślmy...młoda Sofia Loren, o matko, cudowna kobieta. Ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem, więc tylko rzucam pierwszymi nazwiskami jakie przyszły mi do głowy — przyznał szczerze. Bo dlaczego w ogóle miałby o tym myśleć. Zresztą, uważał klasyfikowanie ludzi po wyglądzie i układanie takich topek za głupotę.
Ach, więc teraz masz takie wzięcie, że nawet dziarasz po nocach? Poza tym, po tej nocy wydaje mi się że to ty jesteś mi raczej coś winien — żachnął się, nie zapominając o męczeństwie swojego biednego tyłka. Myślałby kto, że Ian był taki doświadczony, a nie potrafił wpaść na to żeby chociaż nawilżyć swojego kutasa cholerną śliną zanim się z nim pchał do środka. Jako mężczyzna, powinien wiedzieć w końcu że odbyt nie działa jak wagina, co nie?


effsie - 2018-09-14, 10:28

Byłem trochę jak dziecko, któremu poprzewracało się w głowie przez jego nową zabawkę, które miało ją blisko i nie potrafiło spuścić jej z oka, a każdy moment, gdy mama zabierała ją na noc do spania, odchorowywałem i później rzucałem się na nią z coraz to większą zaparczywością. Tym razem jednak sam byłem swoją mamą, nie chcąc za bardzo naciągać granic, nie wtedy, kiedy sam nie wiedziałem, o co do końca tu chodzi. Jedno było wiadome, na razie bawiłem się dobrze, tak dobrze, że nie chciałem patrzyć na swoje stare zabawki, porozwalane gdzieś po pokoju, liczyła się tylko na nowa, lśniąca, jeszcze niepopsuta. Z tym, że tą lubiłem akurat tak bardzo, że wcale nie chciałem jej złamać, to by było bardzo bez sensu, dlatego czasami musiałem odkładać ją na półkę.
Byłem cierpliwy. Umiałem dawkować sobie przyjemności.
A dla nich – zrobić naprawdę wiele.
No co ty, serio? Twoi starzy nie lubią podróżować, czy o co chodzi? — zdziwiłem się teraz tak na poważnie. Każdy jeden Amerykanin, którego poznałem, robił to – albo ze znajomymi, albo z rodziną, nawet na dwa tygodnie, wypożyczali wielkie auto i jechali gdzieś, w świat. To była jedna z listy niewielu rzeczy, które podobały mi się w tej kulturze, ich kulturze, rzecz której nawet poniekąd im zazdrościłem. — Nigdy nie chciałeś pojechać na takiego tripa? Kurwa, ja totalnie chcę. Nawet gadaliśmy o tym z chłopakami, że trzeba coś takiego zaplanować, wiesz, na miesiąc wypisać się z życia, wynająć auto i pojechać gdzieś. Chociaż ja to bym wolał na dłużej. Tak z pół roku. O kurwa, to by było zajebiste — rozmarzyłem się nieco. Chyba poważnie miałem teraz jakiś zastój, to znaczy, nie to, że nie lubiłem swojej pracy i życia w tym momencie, ale jak to powiedziałem to nagle zatęskniłem za tym beztroskim czasem, gdy tyrałem fizycznie tylko po to, żeby mieć kasę, a całą resztę rzeczy mogłem mieć w dupie. W tym momencie pewnie nie było mnie stać na pół roku hulanki, ale gdyby tak jeździć po tych Stanach, z miejsca na miejsce, gdzieś coś potyrać i jechać dalej…
Cholera, to wcale nie był głupi pomysł.
Albo był, ale nieważne, spodobała mi się ta perspektywa.
Może na wiosnę?
Kurwa, chcę to zrobić na wiosnę.
Ale z moich już wielkich planów wyrwało mnie kolejne pytanie Maxa. Koleś się rozkręcił, chyba serio się już przy mnie wyluzował, skoro tak rzucał tymi swoimi kolejnymi pytankami. Byłem nawet trochę dumny, że to z jego inicjatywy kontynuujemy tę rozmowę, aż uśmiechnąłem się pod nosem.
Hmm… No czasami tak mam, że coś mi wpadnie do bani i nie chce wyjść, wtedy siadam i staram się to z siebie wyrzucić. Więc mam kilka wzorów takich, powiedzmy, gotowych? Które wyszły ze mnie z jakiegoś powodu i lubię je, dla mnie mają jakąś historię i chciałbym je puścić gdzieś dalej — przyznałem. — Ale, nie wiem… mam z tym trochę problem. Znaczy nikomu to nie przeszkadza i są osoby, które tak chcą, ale ja sam… eee… nie wiem, czasami mam wrażenie, że to wiesz, strasznie egocentryczne. Bo jak o tym pomyślisz, to to nie sprowadza się do niczego więcej, niż mojej chęci wytatuowania mojego projektu na czyimś ciele — zaakcentowałem odpowiednio zaimki. — I wtedy nie ma znaczenia ta osoba, co ona lubi, kim jest i tak dalej. Po prostu jest takim jakby płótnem. Znaczy, no ona też się na to zgadza, nie? Ale tak czy inaczej, to trochę dziwne. — Może byłem dużym egocentrykiem, ale to był akurat ten moment, który wciąż mnie nieco peszył. — Wiesz, dla mnie to osobiste rzeczy, osobiste sprawy, które jasne, chcę pokazać światu, chcę puścić dalej, bo jestem całkiem potężnym ekshibicjonistą, ale mam jakieś takie nieodparte wrażenie, że tym sposobem sprowadzam ludzi do roli przedmiotów, które tylko służą moim celom. I chuj tak naprawdę wie, jakie to cele — parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. Jak tak gadałem, nachodziła mnie ochota na fajkę, ale strasznie nie chciało mi się ruszać z łóżka. — Nieważne. Moje dziary? Hmm, nie do końca. Część tak, kilka sobie nawet sam zrobiłem, te na nogach czy tutaj. — Wskazałem prawe przedramię. Byłem leworęczny, to mogłem. — Ale reszta, nie. No i nie projektowałem ich sam, raczej uzgadnialiśmy z ziomkami, co i jak. Nie chciałbym dawać się tatuować komuś, kto miałby tylko rysować moją wizję — zadumałem się. Nie, nie chciałbym, to by było w jakiś sposób uwłaczające, a za bardzo szanowałem swoje ciało żeby pozwalać sobie na takie rzeczy.
Miałem w ogóle trochę wywalony system wartości. Nie przeszkadzały mi żadne blizny, zadrapania i siniaki, nie uważałem, że coś w sobie niszczę, raczej tylko zbierałem kolejne skarby. Za to nie chciałem widzieć na sobie żadnych nadprogramowych kilogramów, nie dość, że lubiłem wysiłek fizyczny i to cudowne zmęczenie po nim, poniekąd brzydzili mnie grubi ludzie i wzdrygałem się na myśl, że sam miałbym się do nich zaliczać.
Albo nie tyle brzydzili mnie oni, co ich mózgi, które doprowadziły ciało do takiego stanu.
Przechyliłem głowę, słuchając tej listy Maxa i nawet nachyliłem się nad komputerem, żeby wpisać w Google niektóre wyniki, jako że nie byłem pewien, czy dobrze wizualizuję sobie te twarze. Zatrzymałem się szczególnie na dwóch, Winonie Ryder i Annie Lennox, milcząc przez chwilę.
Co za osobliwy wybór.
Max był ciekawy w taki lekko fascynujący sposób, zupełnie różny ode mnie, ale nie tak, że miałem ochotę wyśmiewać wszystkie jego cechy, a raczej po trochu odkrywać, co za tym wszystkim stało. To było o tyle osobliwe, że zdarzało mi się pierwszy raz i niezbyt potrafiłem się w tym odnaleźć; do tej pory otaczałem się ludźmi o zbliżonym do mojego stylu życia, opiniach, upodobaniach, a ten koleś, słowo daję, był szalenie różny i miał w sobie to dziwne coś, co sprawiało, że chciałem trochę poznać jego sposób myślenia, zrozumieć, sam nie wiem dlaczego. To przejawiało się w tak wielu sytuacjach, że nie potrafiłem ich wymienić, a chociażby ten głupi wybór kobiet… sam w życiu bym nie podał takiego zestawienia – nie wiem, jakie bym podał, nie pytajcie mnie – ale patrząc na nie, szczególnie te dwie, niesamowicie pasowały mi do całego obrazu Maxa, który rysowałem sobie w głowie.
Było w nim coś uzależniającego, coś, co sprawiało, że nie wiedzieć czemu, chciałem wiedzieć więcej i więcej.
Moja wycieczka myśli została jednak przerwana, a ja sam odsunąłem komputer na bok, uśmiechając się nieco wrednie do tego blondasa.
Och, nie podobało ci się? Ja się dobrze bawiłem — udawałem rozczarowanego. Zaraz potem zainteresowałem się jednak: — Serio aż tak cię to boli?
Nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia, bo sam nigdy nie witałem żadnego gościa w swoim tyłku, a mimo że zdarzały mi się suche przygody w przeszłości, z żadną sobie potem nie leżałem w łóżku, pierdoląc o niczym szczególnym i słuchając oskarżeń o te wojaże.


Gazelle - 2018-09-14, 15:03

No, tak średnio — przyznał — są cholernie przewrażliwieni. To trochę zrozumiałe, tata raz podczas wyjazdu w delegację miał dosyć paskudny wypadek, ale z drugiej strony wypadki mogą zdarzyć się wszędzie, nie? No, ale oni są w ogóle tacy bardzo zapobiegliwi, ostrożni i tak dalej — westchnął. Był w stanie zrozumieć, skąd to się brało, ale sama postawa była dla niego absurdalna. Nie można było uciec całkowicie przed zagrożeniami. To w końcu część życia, wystawianie się na ryzyko i ponoszenie konsekwencji. Czasami trzeba oberwać po tyłku, nie? — Chciałbym, fajnie byłoby móc pozwiedzać kraj, ale, ech, dorosłość to menda.
Chociaż średnio mu się podobała wizja tego, że Ian miałby wyjechać na pół roku z jakimiś chłopakami. Bardzo mu się nie podobała, tak właściwie. Nie byłby w stanie tego znieść.
Podszedł do łóżka od przeciwnej strony niż ta, na której siedział Ian i ułożył się na brzuchu, opierając się głową o udo mężczyzny, podczas gdy jego nogi sobie połowicznie zwisały.
Bardzo podziwiał to, jak Ian podchodził do swojej pracy. Nie był rzemieślnikiem, który wykonywał pracę z automatu, a prawdziwym artystą, podchodzącym osobiście do tego co robi.
Ale w każdej swojej pracy zostawiasz część siebie, świadomie czy nie. Chyba że byś stawiał każdą kreskę pod dyktando klienta — zauważył. — No i co w sytuacji, gdy ktoś przychodzi do ciebie z gotowym projektem? Słyszałem, że niektórzy w ogóle nie zgadzają się na tatuowanie wzorów, które nie są ich autorstwa. I w sumie to ma sens, bo nigdy nie masz pewności czy ten wzór nie został po prostu podjebany, nie? Aaaaalbo...o! powiedzmy, że przychodzę do ciebie z obrazem Van Gogha i mówię ci że chcę mieć go odwzorowanego na plecach. Co wtedy robisz?
Ze swojej pozycji mógł zobaczyć, jak Ian googluje niektóre nazwiska i aż zachichotał. Nie, że uważał Iana na ignoranta, miał prawo nie kojarzyć pewnych znanych osób. W końcu Max też nie wiedział wielu rzeczy, które dla niektórych wydawały się wiedzą oczywistą. Ale rozbawił go fakt, że Ian był na tyle zainteresowany żeby dowiedzieć się jak wyglądają osoby które podobają się Maxowi, nawet jeżeli nie w sensie seksualnym.
Nie interesował się topką Iana, dlatego celowo nie odbił pytania. To znaczy...może i był ciekawy, ale rozsądek mu podpowiadał żeby po prostu o to nie dopytywać. Wiedział, że sam podoba się Ianowi, ale jednak zawsze pozostawała jakaś maleńka niepewność, która mogłaby się rozrosnąć gdyby zobaczyć niektóre "typy" Iana.
No wiesz, wyobraź sobie że coś dużego rozpycha ci tyłek na sucho. Oczywiście, że boli. Ale spoko, da się przeżyć — uspokoił go. Urzekło go, że Ian się nawet trochę przejął. Tak naprawdę tylko się z nim droczył, to nie tak że on zrobił coś wbrew jego woli. Max chciał tego tak samo jak on. Doceniłby lepsze przygotowanie, ale okoliczności w jakich się znaleźli były nietypowe. — I...podobało mi się, bardzo.


effsie - 2018-09-14, 15:56

Nie rozumiałem takiego zachowania, ani trochę. Tego poniekąd obsesyjnego chowania się w domu, jako w jedynej cokolwiek przyjaznej przestrzeni, jakby poza nią czyhało na nas wielkie, ogromne niebezpieczeństwo. Ameryka była długa i szeroka, wszyscy mówiliśmy tu tym samym językiem, nawet jeśli z innymi akcentami i z odpowiednią garścią pieniędzy w kieszeni wszystko stało dla nas otworem.
Ale oni tego nie robili jak byli młodzi? W sensie… wiesz, trudno mi sobie wyobrazić kogoś, kto doświadcza czegoś takiego jak jest dzieckiem czy w naszym nawet wieku, a potem ma rodzinę i sobie myśli „no, było fajnie, ale dajmy sobie spokój”. W sensie, no kurwa, czy to nie jest jakaś super okazja żeby sobie zawiązać więź z dzieckiem? Wypierdolić z nim na takie dwa tygodnie i oglądać rzeczy? — rzuciłem, może trochę za bardzo wkręcony w ten temat. My z mamą nie podróżowaliśmy też dużo, chyba w głównej mierze dlatego, że nie było na to czasu. W sensie był, ale to zawsze był wybór, czy zarobić trochę grosza, czy gdzieś pojechać. Ale mimo tego, czasami, rzadko, wsiadaliśmy w Campera i gdzieś jechaliśmy – zazwyczaj wtedy zabieraliśmy też jakiegoś mojego kolegę czy dwóch, a wszyscy potem mówili mi, że z mojej mamy jest równa babka. I była, co do tego to akurat nigdy nie miałem żadnych wątpliwości. — A o co ci teraz chodzi? — spytałem, słysząc to narzekanie.
Dorosłość to menda?
Absolutnie tak nie uważałem. Kurwa, co więcej, żyłem mocnym przekonaniem, że jakkolwiek zajebista nie byłaby moja przeszłość, teraz był najlepszy czas w moim życiu. I miałem ogromną nadzieję, że za pięć czy dziesięć lat będę mógł powiedzieć to samo. Jasne, były obowiązki, były rachunki do zapłacenia, ba, nawet kredyt na karku (prawie sobie z nim poradziłem, ale jeszcze trochę), czasami musiałem przycisnąć pasa, ale… ale to wcale nie było złe. Ja generalnie nie wymagałem za wiele od życia, wcale nie potrzebowałem wielkich luksusów; gdybym teraz jakimś cudem otrzymał wielki dar od losu, wór gotówki czy spadek po zmarłej ciotce, myślę, że część bym przepił, a kolejną przepodróżował.
Zamiast pół roku to może rok. I Azja. Albo Europa. Jeszcze nie wiedziałem, ale spokojnie, miałem czas.
Spojrzałem zdziwiony na Maxa, ładującego się na moje udo. A cóż to on odwalał?
Tam masz poduszkę — wskazałem, bo istniała szansa, że coś mu się pojebało w tym blondwłosym łbie, może to od tych oparów benzyny. — Van Gogha? Ni chuja nie umiałbym zrobić Van Gogha — zaśmiałem się. — Ale wiem, o co ci chodzi. No to nie. Ja nie robię takich rzeczy.
Miałem to napisane nawet na swojej stronie jako jedną z pierwszych pozycji. Mogłem z tego powodu tyle nie zarabiać, ale nie miałem parcia – w razie gdybym zaczął przymierać głodem, uderzę na budowę dorobić grosza. Wolałem tak, niż robić coś wbrew sobie.
To dobrze, mnie też — odparłem, czochrając mu trochę głowę. Opadłem plecami na poduszki i wyciągnąłem ramiona, przeciągając się. Ziewnąłem. — Jest coś, co chciałbyś zrobić, a nigdy nie miałeś okazji? — spytałem, przekręcając głowę w jego stronę. Byłem naprawdę ciekawy, bo wczo… dzisiejsza akcja na maksa mnie rajcowała, a ponieważ miałem szeroką wyobraźnię, chciałem trochę popuścić wodze fantazji i może wcielić coś w życie.


Gazelle - 2018-09-14, 17:14

Max był zwyczajnie przyzwyczajony do takiego życia. Wpojono mu to. Na studiach trochę się wyrwał, ale nadal nie ciągnęło go do życia towarzyskiego. Ot, pojawiły się drobne pęknięcia w skorupce. Dopiero teraz zaczynał odczuwać boleśnie to, co utracił przez te wszystkie lata. Te doświadczenia, których nie posmakował. Dzięki Ianowi otwierał się w końcu na potrzeby, których istnienie dotychczas ignorował. Nabierał niezwykłych wspomnień.
No gdzieś wyjeżdżali, ale pewnie stracili zainteresowanie, nie wiem. Woleli w inne sposoby zawiązywać ze mną więź, w mniej ryzykowne sposoby — prychnął. Nie była to jednak pora by rozmawiać o swoim dzieciństwie. To znaczy...nie czuł się straumatyzowany przez swoich rodziców, raczej uważał to jak go traktowali za żenujące. Był pewien, że Ian miał znacznie ciekawsze dzieciństwo, zresztą o to nie było trudno. Praktycznie nic nie wiedział o jego rodzinie, czasami słyszał jak rozmawia z mamą przez telefon, jeszcze gdy dzielili pokój, ale nie podsłuchiwał ze zwykłego szacunku do prywatności. No i nie wypytywał go o to, bo temat rodziny dla niektórych był tematem wrażliwym, nigdy nie można było mieć pewności czy nie nastąpi się na minę. — Och, no bo wiesz. Kiedy masz rachunki do zapłacenia, mieszkanie do utrzymania, albo, co gorsza, rodzinę, kiedy pracujesz na cały etat to trochę ciężko tak po prostu zniknąć na kilka miesięcy, nie? Nawet nie ma jak się porządnie nacieszyć tą swobodą, jeżeli już raz pozwolisz sobie na to by rzeczywistość założyła ci betonowe buty i rzuciła w głęboką wodę.
A może Max po prostu wciąż rozpamiętywał to poniekąd utracone dzieciństwo. Gdyby teraz był nastolatkiem, chciałby z pewnością przeżyć więcej interesujących rzeczy; więcej tego, co typowe nastolatki robią.
Wiem. Ale tutaj mi wygodnie — odparł bez cienia zawstydzenia, spoglądając w górę. No bez przesady, żeby Ianowi to aż tak przeszkadzało. Po prostu sobie leżał, to nic takiego.
I nie zdziwiła go odpowiedź Iana, bo spodziewał się tego jaki stosunek będzie miał do tatuowania cudzych wzorów. To było dosyć oczywiste, biorąc pod uwagę jego poprzednie wypowiedzi.
Wyszczerzył się, kiedy Ian poczochrał go po głowie i zaczął się żartobliwie do niego łasić. Pytanie Iana jednak zbiło go na moment z tropu. Co...chciałby zrobić?
Było tego tak dużo, ale też nigdy nie tworzyć sobie w głowie takiej listy, coby się bardziej nie dołować. Dlatego ciężko było mu od razu sformułować odpowiedź.
Um...chciałbym napluć w twarz Trumpowi — roześmiał się. — A tak poważnie, to fajnie byłoby zrobić taką akcję jak Spice Girls w teledysku do Wannabe. Wiesz, wbić na taki ą i ę bankiet i rozwalić tę imprezę. Recytować eksperymentalną, futurystyczną poezję wśród ludzi powalonych na punkcie klasyki i wyszukanego języka. Obrzucić jajkami dom mojej matematyczki z gimnazjum. Dać komuś porządnie w mordę. Zrobić kolczyk w języku... — rozkręcił się, wymieniając kolejne pomysły które wpadały mu do głowy.


effsie - 2018-09-14, 18:26

Zmrużyłem nieco oczy, widząc tę pasywno-agresywną postawę, którą przyjął Max. O, chyba nadepnąłem na wrażliwą strunę, czy to możliwe? Mi nie przeszkadzało opowiadanie o swojej rodzinie, ale kumałem, że nie wszyscy mogli mieć podobne zdanie, w porządku, chociaż czasami to chyba jednak warto o tym pogadać. Nie zamierzałem jednak bawić się w jakieś pseudo psychoanalizy, wyciągać z niego brudów, absolutnie tego nie potrzebowałem; nie to, że miałem wyjebane, ale skoro on nie chciał o tym gadać to i ja wolałem przyjemnie spędzić czas.
Zamiast więc wyciągać z niego gorzkie żale, pieprznąłem głupotę zupełnie w swoim stylu:
Ja tam wolę zawiązywać z tobą więzi w bardziej ryzykowne sposoby.
Wyszczerzyłem się głupio, ale zaraz nieco spoważniałem, słysząc kolejne słowa tego blondasa. Hej, skąd on się urwał?
A ty, przepraszam, co? Ukrywasz córkę w szafie? — palnąłem, kręcąc głową. — Jakie betonowe buty? Koleś, mocno ci się już pojebało w bani. Pracujesz właściwie zdalnie, więc mógłbyś to robić z każdego jebanego miejsca na ziemi. A żyjesz w Nowym Jorku, kurwa, możesz komuś innemu wciskać te farmazony, ale ja wiem, że to miasto jest absurdalnie drogie. Skoro stać cię na to żeby się tu utrzymać to możesz równie dobrze mieszkać wszędzie. Albo spakować się do Campera i pisać z niego, jeżdżąc po Stanach. O kurwa, właśnie wymyśliłem ci pomysł na życie — zajarałem się, otwierając szeroko oczy. — W chuj tak. Skoro nigdy nie jeździłeś po Stanach, a byś chciał, to to musisz zrobić, totalnie. Oooo, w ogóle! Dawaj, zróbmy to tak! Pojedziemy w czwórkę, my, Beta i Tony, no, może jeszcze jego dziewczyna, bo pewnie się uczepi, wbijemy się w Campera i będziemy jeździć po Stanach i robić jakieś rzeczy, przeżywać przygody, a ty będziesz to opisywał i będziemy mieli całą kolumnę w tej waszej gazecie. I zawiążemy jakieś współprace z różnymi markami, wiesz, że to się będzie opłacało. I napiszemy wcześniej do różnych miejsc i te rzeczy, co je będziemy robić to będziemy promować generalnie różne regiony Stanów i nawet nam za to będą płacić. Bo wiesz, potem ty będziesz to opisywał w gazecie. A gazeta będzie miała dobry kontent, czterech typów, którzy podróżują po Stanach i robią jakieś rzeczy. Wiesz, to byłyby całkowicie różne, Tony jest architektem to może byśmy pobudowali jakieś domy, albo w ogóle obczaili o co chodzi z tym murem z Meksykiem… Poznawalibyśmy ludzi i z nimi imprezowali. Ej, może byśmy to jeszcze nagrywali? W sensie, montowali z tego wideo? Kurwa, serio, Maxie, dawaj, zróbmy to — podjarałem się niesamowicie, naprawdę! To był absolutnie genialny pomysł, jasne, wymagał pewnie kilku poprawek, ale chciałem go realizować już, teraz!
No dobra, za kilka miesięcy, żebym mógł wydziarać to, co już ustaliłem, że ma być wydziarane, żeby chłopaki wszystko ogarnęli i tak dalej. No i Max musiałby wszystko załatwić w swojej redakcji, my byśmy musieli ogarnąć chociaż pobieżny plan tego, co i jak… ale do było absolutnie do wykonania i już nie mogłem się doczekać, aż im o tym powiem.
Przez chwilę zdębiałem, słysząc to o Trumpie, bo wydawało mi się to dość jednoznaczne, że pytam się go o erotyczne fantazje, a jakakolwiek erotyka z tą skórką pomarańczy nie mieściła mi się w głowie, ale zaraz ogarnąłem, że musiał załapać to inaczej. No dobra, prawda, nie byłem szczególnie dosłowny.
Boże, Max, jesteś stuprocentowym pedałem — zaśmiałem się, słysząc o teledysku Srannabe i Spice Girls, tylko on to mógł powiedzieć. — Mm… Możemy kiedyś znaleźć jakiś bankiet na Upper East Side… Z poezją to raczej ci nie pomogę, już prędzej z jajkami — wyliczałem. — A co, już ci nie wystarcza, jak mi przyjebałeś? — droczyłem się jeszcze, a potem oczka zaświeciły mi się na ten kolczyk w języku. — Zrób sobie kolczyk w języku — odparowałem natychmiast, bardzo szybko, aż spojrzał na mnie zaskoczony. — Mówię poważnie, zrób sobie. Będziesz mi wtedy musiał obciągać do końca życia, ale nie przyjmuję „nie” za odmowę — już wymruczałem, pochylając się nad jego ustami i bezceromonialnie wepchnąłem mu język do gęby.
Kurwa, może jeszcze nie miał tego kolczyka, ale już potrafił nim ruszać i kiedy pomyślałem o tym, co mogłoby…
— Siema!
— Elo! Nie dajesz znaku życia, więc pomyśleliśmy… — Nagle znajome krzyki rozległy się nieopodal, a drzwi mojego mieszkania trzasnęły, otwierając się na oścież. Z głośnym mlaśnięciem odkleiłem się od Maxa, równie zdezorientowanego co ja i podniosłem wzrok na dwóch moich kumpli, którzy już stali w drzwiach do sypialni. — Aaa. No dobra, mogliśmy się domyślić. Kurwa, Tone, ale z nas to jednak debile.
— Sam jesteś debilem. Ian, widzę, że się tu dobrze bawisz, ale mogłeś chociaż odpisać na smsa, wiesz?
Zamrugałem i rozejrzałem się wokół. Dobra, z ich perspektywy sytuacja mogła być mocno jednoznaczna, skoro weszli jak właśnie śliniłem się z tym blondasem (swoją drogą, blondasem bez koszulki) w swoim łóżku, a od wczoraj wieczór nie odezwałem się do nich ani słowem. Parsknąłem jednak śmiechem i podsunąłem się na łóżku do pozycji siedzącej.
Cześć. To Max. — Wskazałem na Maxa, który też właśnie siadał na łóżku. — Max, oni to Tony i Beta. Tony to ten w czarnych ciuchach, a Beta to ten, któremu nigdy nic nie wychodzi i dlatego nie jest Alfą.
— Uuu, Max, coś tam o tobie już słyszeliśmy…
— O nim? Chyba coś tam jego słyszeliśmy!
Debile zaczęły się od razu droczyć, prześcigując się w rzucaniu tych wrednych uśmieszków, kiedy w oczywisty sposób nawiązywali do tego wieczoru, gdy zostawiłem ich w mieszkaniu i wybrałem się na małe obciąganko do Maxa. Znaczy, nie wiedzieli, co tam zaszło, ale pewnie słyszeli co nieco.
— Mhm, Ian, ty to teraz sobie znajdujesz kolegów… — kontynuował Beta, najwyraźniej zazdrosny, że nie poświęcam mu ostatnio tak dużo czasu. Zresztą, razem z Tonym mieli teorię, że to przez tego blondasa u mojego boku (oni nazywali go sąsiadem), co przecież absolutnie nie pokrywało się z prawdą.
— Boże, mam nadzieję, że nigdy nie będziesz chciał się ze mną kolegować.
— Chyba muszę go usunąć ze znajomych na Fejsie.
Puknijcie się w łeb. Z takimi mordami, nie ruszyłbym was kijem od szczotki — poinformowałem, podnosząc się powoli z łóżka.
— Jezu, Ian, błagam, nie wyciągaj przy mnie swojego kija!
— Siema, ziomuś. Jestem Tony. — Tone już był przy łóżku i nachylał się, by zbić piątkę z Maxem.
— Ej, ej, stary, nie tak szybko! Niech na początku pozna samca Betę! — To mój drugi tak zwany przyjaciel rzucił zapoznawać się z Maxem.
Ech. No tak, mogłem się tego spodziewać.


Gazelle - 2018-09-14, 20:45

Nie czuł się jakoś wyjątkowo skrzywdzony przez swoich rodziców. Przecież się nad nim nie znęcali. Miał naprawdę bardzo wygodne życie i to doceniał. Wiedział również, że nadopiekuńczość rodziców wynikała po prostu z ich troski. Miał żal, owszem, ale po latach mógł ich zrozumieć. Wręcz sam wychodził na wyrodnego syna, gdy po latach mieszkania poza domem rodzinnym miał taki wielki problem z przyjazdem na święta.
Słuchając pomysłu Iana, który ten przedstawiał z tak ogromną pasją i ekscytacją, aż jemu się zaświeciły oczy. Ech, brzmiało cudownie. Takie kompletne oderwanie się od rutyny, posmakowanie prawdziwej wolności, życie w podróży, poszerzanie horyzontów, tworzenie...
Ale czy był gotowy na takie życie?
To, co dominowało w jego przemyśleniach, to przede wszystkim był fakt, że Ian brał go pod uwagę w swoich planach na przyszłość, że nawet nie zawahał się proponując mu wspólne życie na walizkach. Wprawdzie w towarzystwie jego przyjaciół, ale...no właśnie, przyjaciół. Max nie uważał, żeby był dla Iana przyjacielem, a przynajmniej nie takim bardzo bliskim i od serca. Ale najwyraźniej był kimś szczególnym dla Iana.
Spokojnie, Ian, bo się zapowietrzysz — uśmiechnął się. Zaraz jednak lekko spoważniał i westchnął: — to brzmi super, przyznaję, ale musiałbym się nad tym zastanowić. Tak o tym mówisz, że prawie uwierzyłem w to jak łatwe może to być. Ale jednak to nie jest decyzja do podjęcia w parę minut, nie?
Nie wiedział co ma sądzić o byciu opisanym jako stuprocentowy pedał, ale chyba nie powinien czuć się obrażony. Chyba. Zresztą, mniejsza o to. Co ważniejsze, Ian — świadomie bądź nie — kreował właśnie ich kolejne wspólne plany.
A o tym kolczyku w języku musiał na serio pomyśleć.
Ale ty wiesz, że...agh... — usta Iana przerwały mu brutalnie wypowiedź. Ale nie szkodzi, nie był wcale o to zły. Wcale. Ułożył dłoń na policzku Iana, przyciągając go jeszcze bliżej siebie, kiedy usłyszał trzask drzwi i jakieś głosy. Oderwał się od Iana i spojrzał zdezorientowanym wzrokiem na dwóch facetów w drzwiach.
Ach, no tak. Przyjaciele Iana, o których dopiero wspominał. Poczuł się lekko skrępowany będąc przyłapanym w takiej sytuacji, w dodatku z gołą klatą (którą zakrył od razu jak się zorientował o swojej nagości, sięgając po leżącą na pościeli bluzę Iana), a zwłaszcza kiedy przywołali tę sytuację, w której Ian mu po raz pierwszy obciągał, podczas gdy oni siedzieli w jego mieszkaniu i musieli doskonale słyszeć jęki Maxa...no, ale w sumie to niech wiedzą. Ian był jego, Max nie był tylko ianową przygodą, niech świat się dowie.
Eee, cześć — odezwał się w końcu. Oczywiście, wciąż wśród obcych był jak słoń na eleganckim przyjęciu, a na dodatek Tony i Beta wydawali się być prawie tak żywiołowi, jak Ian. Ciągnie swój do swoich, nie? — Max, jak już słyszeliście. Miło mi was w końcu poznać — uśmiechnął się, pozując na bardziej pewnego siebie niż w rzeczywistości. Cholera, atrakcyjni byli. Wprawdzie Ian zaznaczał, że są hetero, ale...nigdy nie można być stuprocentowo pewnym, prawda? — Ianek tutaj właśnie tworzył wizje z wami w rolach głównych. — dodał, co wyraźnie zaintygowało mężczyzn, którzy już zdążyli się rozgościć w pomieszczeniu. Musiał przenieść uwagę na Iana, no bo sam się jeszcze czuł nieco niezręcznie wśród tej dwójki.


effsie - 2018-09-14, 23:29

Bo to przecież jest takie łatwe — uśmiechnąłem się do Maxa zachęcająco. — No przecież nie pojedziemy już, teraz, to trzeba trochę ustalić. Ale co, nie chciałbyś? No weź, Maxie.
Żartobliwie szturchnąłem go w ramię.
No co, serio uważałem to za naprawdę dobry pomysł. I tak chciałem to zrobić, w żadnym wypadku nie sam, a Max był spoko kolesiem i pewnie ani Beta, ani Tony nie obraziliby się za dodatkowe towarzystwo. A jeśli jeszcze mogliśmy ukręcić z tego jakąś misję, zrobić to jakimś wydarzeniem… ja byłem mocnym ekshibicjonistą, wszyscy trzej mieliśmy mocną zajawkę na przygodę, żaden z nas nie miał problemów ze swoim ryjem na jakichkolwiek zdjęciach czy wydurnianiem się do materiałów…
Boże, to brzmiało jak plan.
I może nawet byśmy o tym pogadali, gdyby nie ci moi dwaj niewydarzeni kumple, którzy z buta władowali się mi na chatę i nie omieszkali się tam rozgościć.
Wstałem już i spojrzałem z góry na ich trójkę, rozłożoną na moim łóżku.
— Mmm, Max, słyszeliśmy, i to jak! — Wyszczerzył się głupio Tone, aż sam miałem ochotę zdzielić go po łbie.
— Och, żebyś wiedział — zawtórował mu Beta, szczerząc się do mnie głupio, na co tylko wywróciłem oczami. — Wiesz, nie spodziewaliśmy się tu ciebie…
— …ale bardzo dobrze, że jesteś, bo mamy jedno zajebiście ważne pytanie. Mianowicie, czy on ma tatuaż na penisie?
— Tone!
— Ech, no co? Sam nie jesteś ciekaw? — Tony wyszczerzył się głupio, a ja sam westchnąłem, zmęczony.
— Mmm, no dobra. Max, to jak? — Beta wwiercił spojrzenie w Maxa, a ja sam pokręciłem głową z zażenowaniem.
Idziecie na fajkę? — spytałem, sięgając po paczkę, która leżała na ziemi. Max wydawał się mocno zaskoczony, ale nie zamierzałem otaczać go żadnym specjalnym płaszczem opieki, jeszcze czego?
— Ianek? — podchwycił za to Beta, już na tarasie, a ja sam zgromiłem blondasa wzrokiem.
— Wizje z nami? W łóżku? Kurwa, stary, ile razy trzeba ci mówić „nie”? — podchwycił Tony, odpalając fajkę.
Westchnąłem. Jedynym sposobem na uciszenie tych dwóch kolesi było ich totalne zignorowanie, ale po minie Maxa już widziałem, że to nie będzie takie łatwe.
Was też jest miło widzieć — mruknąłem, opierając się biodrami o barierkę. — Co was sprowadza w moje skromne progi?
— Jak to co? No co ty, Ianek, chcieliśmy poznać Maxa — wyszczerzył się głupio Beta, od razu obejmując blondasa ramieniem. — Max, Ianek jest strasznie skryty i nic nam nie chce powiedzieć poza tym, że mieszkaliście razem w college’u. Weź no nam coś opowiedz!
— Jesteśmy bardzo ciekawi — zawtórował mu Tone.


Gazelle - 2018-09-14, 23:59

Hm. Hmmm.
Max jednego nie potrafił zrozumieć. A mianowicie – dlaczego Ian wydawał się być taki...spięty? I to tak mocno spięty, trochę wręcz podirytowany. To było dziwne, przecież Tony i Beta to jego najlepsi kumple, prawda? To o nich głównie opowiadał Maxowi. Więc, skąd takie zachowanie? Chyba powinien czuć się raczej zrelaksowany w takim towarzystwie?
Chyba, że...
Łypnął wzrokiem na Iana. Czyżby ten się go wstydził? Jakkolwiek Max nie chciał się do tego przyznać, to miało swoje podstawy. Ian pewnie utrzymywał jakiś swój wizerunek przy kumplach, do którego Max najwyraźniej nie pasował, i chyba niezbyt dobrze radził sobie z docinkami z ich strony. Tak jakby fakt, że tamta dwójka ich przyłapała była olaboga końcem świata.
Jezu, serio?! Jeżeli to prawda, to to zdecydowanie klasyfikowało się jako jedna z najdurniejszych rzeczy, jaką mógłby zrobić Ian Monaghan. Nie dość, że oznaczało to zero szacunku do Maxa, to także zero szacunku do swoich przyjaciół. Czy penis by Ianowi odpadł gdyby przyznał się do tego, że tak, pomiędzy nim na Maxem coś jest? Nie musi przecież od razu rzucać deklaracji o nieskończonej miłości, ale mógłby tak tchórzowsko nie ukrywać ich relacji.
A może tylko nadinterpretowywał tę sytuację. Może po prostu był zdziwiony nagłą wizytą i nie było sensu się denerwować...
Ach, tak? Ojej, to całkiem urocze, że tak się wstydzisz, Ian — wyszczerzył się wrednie. Nabrał większej pewności siebie przez motywację do tego, żeby zweryfikować swoje podejrzenia. A to oznaczało małą prowokację. No dobra, może bez przesady, bo Max nie należał do tak przebojowych osób, żeby gładko przejść przez rozmowę z takim duetem jak Tony i Beta. — Ale, cóż, zwykła historia, dwójka byłych współlokatorów spotyka się po latach, blablabla i dzieją się rzeczy — powiedział niezwykle enigmatycznie.
— Rzeczy? Jakie rzeczy? — dopytywał Tony z szerokim uśmiechem na gębie.
Przecież mówiliście, że słyszeliście — puścił im oczko. Cały czas obserwował kątem oka reakcje Iana, który mniej lub bardziej świadomie coraz bardziej przesuwał się w kąt balkonu, żeby zwiększyć dystans między nimi. Co za frajer.
— Daj spokój, na pewno chodzi o coś więcej — rzucił Beta. — Nie olewałbyś nas tak tylko w imię dbania o sąsiedzkie relacje, prawda, Ian?
Max czuł w tej wypowiedzi jakiś zazdrosny podtekst, ale cieszył się też że padło takie pytanie. Ciekawiło go, w jaki sposób Ian się z tego wykręci.


effsie - 2018-09-15, 11:45

Wywróciłem oczami i strzepałem popiół z papierosa. Ech, ci dwaj sobie coś ubzdurali i widać czerpali z tego całkiem dużą przyjemność.
No pewnie. Dlatego dobrze, że przyszliście, bo już miałem po ciebie dzwonić, Tone. Zastanawiamy się, jak wyburzyć ścianę żeby nic się nie zawaliło, masz jakieś porady? — zironizowałem. — Maxie, sorry za tych dwóch troglodytów. Weź ich olej — poradziłem jeszcze uczynnie temu mojemu blondasowi, ale, ech, byłem mocno nierozważny w swoich słowach.
— Maxie? Beta, weź mnie ostrzeż, jak on zacznie do mnie mówić Tonie, błagam! — wyszczerzył się głupio Tone.
Przewróciłem oczami, ale Beta już mu wtórował:
— Mmm, fajna ksywka, koleś, ale sam rozumiesz, nie będę cię tak nazywał, bo nie chciałbym, żeby ktoś się tutaj zrobił zazdrosny… Właściwie to lepiej się w ogóle odsunę — paplał, zabierając ramię, którym przez cały czas obejmował Maxa.
Zerknąłem na blondasa i tylko wzruszyłem ramionami, bo co ja tu mogłem? Jakiekolwiek angażowanie się w tę dyskusję tylko by ich bardziej podkręciło, a już i tak byli na to mocno nastawieni.
Ech, zachciało mi się kolegów.
— W ogóle, Max, w imieniu moim i Bety bardzo cię przepraszamy za to, że przeszkodziliśmy wam w tym, co tam robiliście, ale musisz zrozumieć, że stęskniliśmy się za Iankiem. Koleś nie przyzwyczaił nas do takich długich rozłąk, a ostatni raz to chyba widzieliśmy się z nim jeszcze zanim wyjechał do tego LA…
— I nawet wtedy musiał zrobić sobie przerwę od kumpli i wpaść do ciebie na mały numerek!
— W ogóle, on jest strasznie niewychowany. Mówiliśmy mu, żeby cię wtedy przyprowadził, ale powiedział, że jak będziesz chciał przyjść to sam to zrobisz!
— Pewnie cię nawet nie zaprosił, nie? Ian, nieładnie. — Beta pogroził mi palcem.
Serio? — mruknąłem, wywracając oczami, ale i tym razem mnie zignorowali. Ech, ta dwójka wzajemnie nieźle się nakręcała i najwyraźniej musiałem im dać się wygadać.
— I do tego taki niewychowany. Wczoraj dzwoniliśmy do niego z dziesięć razy, nawet nie odebrał, nie odpisał, nic!
— Nie no, Tone, teraz już wiemy dlaczego. — Beta skinął znacząco głową na Maxa. — Miał lepsze rzeczy do roboty, niż dwójka jego przyjaciół.
— Brr, nawet nie sugeruj, że mógłby nas robić! — Tony ostentacyjnie się wzdrygnął, a potem uśmiechnął szeroko do Maxa. — Co, przyznaj się, zabrał cię wczoraj na jakąś wyszukaną randeczkę? No dawaj, chcemy wiedzieć, co robił, jak olał swoich kumpli!
Tone, daj sobie siana — westchnąłem.


Gazelle - 2018-09-15, 12:22

O, reakcja Iana na przekomarzanki jego kolegów pozytywnie zaskoczyła Maxa. Spodziewał się raczej tego, że ten zacznie się pultać, wypierać i denerwować. Widocznie źle go ocenił, przez co sam poczuł się trochę głupio.
Prawie wcale się nie odzywał, nawet gdy Tony czy Beta zwracali się bezpośrednio do niego, bo i tak zaraz przechodzili do innego wątku i Max nawet nie miał szansy wciąć się w rozmowę.
Zawsze jesteście tacy nakręceni? — zaśmiał się, gdy w końcu nastała sekunda ciszy, wystarczająco żeby Max mógł w końcu cokolwiek powiedzieć. Wolał nie odpowiadać na pytanie dotyczące tego, co Max w nocy robił z Ianem, bo...no, bo. To była ich prywatna chwila. I Ian chyba sam był niezbyt skory żeby się tym dzielić. — Zaraziliście się tym od Iana? — dodał wesoło, a Tony się do niego wyszczerzył w odpowiedzi.
— Oj no, sorka, ale nie możesz nas za to winić. W końcu mamy okazję poznać chłopaka naszego kumpla, którego tak sprytnie ukrywał przed światem! Wiedzieliśmy, że coś się świeci, ale ten tutaj — wskazał na Iana — się wypierał i wypierał.
Eeee, to nie do końca tak... — odparł, no bo w końcu zgodzili się z Ianem żeby nie nazywać tego co jest pomiędzy nimi związkiem, tak? Max nie miałby z tym żadnego problemu, ba, nawet chciałby móc nazywać Iana po prostu swoim facetem, ale to Ian się tak upierał że on się w związki nie bawi, i w ogóle jest niezależny, kapitan na swoim statku.
Nie miał jednak szansy się wytłumaczyć, bo w słowo wtrącił mu się Beta, jakby w ogóle go nie słuchał.
— Chciał cię zatrzymać tylko dla siebie, co nie? No, ładny jesteś i w ogóle, ale tylko Iana ciągnie w tę stronę — wzruszył ramionami, a Max westchnął. Zapowiada się ciekawy wieczór.


effsie - 2018-09-15, 12:47

Zaciągnąłem się papierosem i postanowiłem uprzejmie wyjaśnić:
To nie jest mój chłopak, a ty, Beta, lepiej uważaj na takie teksty. Jeszcze ktoś cię posądzi o pedalskie zapędy — poradziłem uprzejmie kumplowi. I już otwierałem gębę, by coś jeszcze powiedzieć, ale nie, Tone musiał się wtrącić.
— Nie chłopak? A jak to się teraz nazywa? Mam nadzieję, że nie „kolega”, bo mam się za twojego kolegę, a nie mam zamiaru lecieć z tobą w ślinę — wypalił od razu.
Ech, w porządku, Max już załapał, że interesują was tylko laski, serio, robisz się nudny, stary — zauważyłem, unosząc wyżej brew. Przeniosłem wzrok na blondasa i wyjaśniłem, poniekąd przepraszająco: — Czasami zatnie się im płyta i pieprzą to samo w kółko. Polecam wtedy ich ignorować.
— Uuu, jaki opiekuńczy. Ianek, ty to jesteś. — Beta szturchnął mnie w bok i tym razem to mnie objął ramieniem. — Wiesz, że przy nas nie musisz się wstydzić, prawda? My to jak rodzina. Możesz się poprzytulać ze swoim chłopakiem — powiedział bardzo powoli, prześmiewczym tonem, zupełnie jakby mi coś tłumaczył.
Westchnąłem i zgasiłem fajkę.
Beta, to nie jest mój chłopak — powtórzyłem, bo chyba nie załapali. — My się tak tylko bawimy, nie, Maxie? — Puściłem blondasowi oczko.


Gazelle - 2018-09-15, 13:52

Bawimy się?
Max zmarszczył brwi. Bawimy? Tak to się nazywało, tak?
Chyba przedwcześnie pochwalił Iana, bo ten tekst był zwyczajnie chamski. Naprawdę ten typ sprowadzał wszystko to, co się między nimi działo, do zabawy?
Bawimy, tak? — wycedził, ignorując gwizdnięcia Tony'ego, który razem z Betą wydawał się czerpać rozrywkę z tej sytuacji.
— No? A nie? — odparł Ian, szczerząc się jak kretyn.
— Boże, Ian, ty zawsze musisz się "tylko bawić", co? — roześmiał się Tony, a Max poczuł się jak totalne gówno. Super, nawet przed swoimi przyjaciółmi musiał go przedstawiać jako swoją kolejną przygodę.
— Oj, Tone, już przestań, bo moja księżniczka zaraz sobie coś ubzdura i…
I Ian nie zdążył dokończyć, bo dostał w ryj. Od Maxa.
Nawet nie pomyślał nad tym, co robi, po prostu bez słowa podszedł i mu przyłożył.
Pewnie przesadził z reakcją, ale, cholera, Ian zachowywał się jak skończony dupek, a Max był wystarczająco nabuzowany, na tyle że wystarczyła dosłownie iskierka do wybuchu.
Jak on w ogóle śmiał go tak traktować? Bo co, bo koledzy? Bo tak ciężko się przyznać, że ojeju, coś tak pomiędzy nimi jest poza łóżkiem, czy poza zwykłym koleżeństwem? Max czuł się po prostu upokorzony. Przez Iana i przez jego cholernych kolegów.
Nie waż się tak o mnie mówić — syknął.
— Cóż za agresja! — zarechotał Tony.
— No, no, trafiło ci się niezłe ziółko — dodał równie ucieszony Beta.
Następni chętni? — spytał zimno Max, odwracając się do kumpli Iana. No, rozkręcił się. Był wkurzony i nakręcony. A śmiechy tej dwójki wcale mu nie pomagały. Przymknął oczy, ignorując kompletnie Iana, który coś tam za jego plecami się pluł, i wziął głęboki oddech. — Miło było poznać, bawcie się dobrze, ja mam jakieś granice wytrzymałości dupkowatego zachowania — powiedział, i wyszedł z balkonu spokojniejszym krokiem. Udał się od razu do swojego mieszkania, pozwalając sobie w końcu na manifestację swojego wkurzenia poprzez głośnie trzaśnięcie drzwiami. Zacisnął mocno pięści. Żałował, że nie przyłożył Ianowi mocniej. Nawet, jeżeli ten sobie na to nie zasługiwał...był tak cholernie wkurzony! Co za chuj złamany!


effsie - 2018-09-15, 15:28

Kurwa, przyjebał mi naprawdę mocno. Oczy naszły mi bielą i zobaczyłem gwiazdki, odrzucony na barierkę łączącą nasze balkony, a zanim zdążyłem się podnieść, już słyszałem trzask drzwi.
No nie, moja mała drama queen.
I pomimo tego klapsa w dziąsło, zamiast poczuć gniew, wyszczerzyłem się głupio w uśmiechu. Albo raczej wyszczerzyłbym się, gdyby nie boląca żuchwa.
Przyłożyłem rękę do szczęki i zaciskając oczy, szarpnąłem nią mocno, aż wydała lekki chrzęst. Podniosłem oczy i zobaczyłem szczerzących się do mnie kumpli, obaj w wyśmienitych humorach.
— No, no, nieźle ci przyjebał — ucieszył się Tony.
— Serio ma aż taką parę? — spytał Beta, na co krótko skinąłem głową. — O, a w ogóle nie wygląda.
— On się obraził, czy co?
Aha — przytaknąłem, masując nieznacznie szczękę. Kurwa, serio bolało, ale – co zaskakujące – zamiast złości czułem tylko rozbawienie.
Kto by pomyślał, że tak się na to oburzy?
— Jakie humorki — skomentował ze śmiechem Beta, na co wywróciłem oczami.
Żebyś wiedział — mruknąłem, kręcąc kółko szyją, by sprawdzić, czy tam wszystko było na miejscu. Ała, kurwa, zabolało, ale chyba było okej.
— A też ma jaja, przecież gdybyś mu oddał, koleś by się nie pozbierał.
— Mmm, Tone, widzisz, może coś jest na rzeczy. Pewnie Max wie, że Ian mu nie odda — Beta wyszczerzył się do mnie w głupim uśmiechu i teraz sam zapragnąłem mu przyjebać. — No co, a skąd ta mina? Leć lepiej przepraszać swoją księżniczkę.
— A mnie nazywa pantoflem — westchnął jeszcze Tony, odpalając kolejnego papierosa.
— A ty też dojebałeś, Tone, mogłeś sobie już darować z tym bawieniem się. Widać, że koleś zestresowany…
Niech się uczy — przerwałem Becie, bo co to nagle za bronienie blondasa? Temu tylko zaświeciły się oczka i od razu spojrzał na mnie, uśmiechając się wrednie.
— Niech się uczy? A co, jednak zostaje z nami na dłużej? — dociekał, zaciągając się fajką i wywróciłem oczami.
Ale się dobrali.
To wasza wina, mogliście go nie wkurwiać — powiedziałem, święcie o tym przekonany. W ogóle, ci moi kumple to był jakiś niezły trigger na Maxa, bo dwa razy, kiedy mi przyjebał, byli w okolicy. Może się ich wstydził, czy coś…
— Patrz, Beta, to nasza wina. W ogóle, nie myślisz, że to całkiem zabawne, że koleś przyjebał Ianowi, a teraz ten lezie go przepraszać? — wyszczerzył się, widząc, jak przeskakuję przez barierkę.
Spierdalaj — powiedziałem mu, na co tylko odpowiedział mi rechot tych debili. — Maaaxie — zawołałem, pukając w drzwi i łypnąłem do środka. Stał, wkurwiony, w salonie, więc uśmiechnąłem się i zamachałem do niego. — Weź, noo, to tylko takie żarty. Przecież wiesz, że chcę się bawić tylko z tobą — paplałem z pełną świadomością tego, że Tony i Beta wszystko słyszą i tylko szczerzą do siebie mordy.


Gazelle - 2018-09-15, 17:30

Głupi pajac, kutas złamany, menda, dupek, chuj pierdolony... — ciskał przekleństwa, fukając i krążąc nerwowo po mieszkaniu. No okej, może Ian sobie nie zasłużył na...połowę z nich, powiedzmy. Może jego reakcja była troszkę wyolbrzymiona, pewnie faktycznie zachowywał się jak drama queen, ale zachowanie Iana go cholernie denerwowało.
Bo, serio, tam na balkonie czuł się jakby był w gronie typowych osiłków w szkole średniej. Nie radził sobie zbyt dobrze z tym wyśmiewaniem się z niego.
I jeszcze ta cholera się do niego dobijała. Serio, jeszcze do niego przyłaził po tym jak Max mu właśnie wpierniczył? I wydawał się zupełnie niewzruszony, ten gnojek!
Podszedł do drzwi i je uchylił, wystawiając głowę.
Przykro mi, ale księżniczce nie wypada bawić się z plebsem — fuknął. I, oczywiście, tam w tle Tony i Beta wciąż rechotali, co jeszcze mocniej uruchamiało Maxa. Ugh, co za typy. Nie miał ochoty rozmawiać z Ianem w ich obecności.
A było tak miło. Na początku się cieszył, że miał okazję poznać kumpli Iana, ale tę radość szybko rozproszyła świadomość tego, jak Australijczyk zmieniał się w ich obecności.


effsie - 2018-09-15, 17:46

Wiedziałem, że Max niezbyt się lubił z takimi żartami, bo pamiętałem jego zachowanie to półtorej miesiąca temu, ale myślałem, że trochę się już uodpornił, bo przecież potrafił mi odpyskować. Kto by pomyślał, że wciąż go coś tam może dotknąć?
Ech, no najwyraźniej nie ja, ale ze mnie debil.
Ale wypada jej dać plebsowi w mordę? — dociekałem, przechylając nieco głowę. — No weź, Maxie, daj spokój. To z tobą sobie zaplanowałem popołudnie, a nie z tymi debilami, więc chodź — powiedziałem, opierając łapę o futrynę. W razie gdyby przyszła mu myśl zatrzasnąć mi drzwi przed ryjem to teraz już nie mógł. — A wy tam, już się przymknijcie — rzuciłem, widząc, że kątem oka Max zerka w stronę tych moich dwóch niewydarzonych kumpli i drga mu powieka.
— No dobra, dobra. Porozmawiajcie sobie, my czekamy w środku — westchnął Beta i pociągnął Tony’ego za ramię.
— Ej, ziom, ja jeszcze palę!
— To dokończysz później. Chodź.
No pomyślałby kto, że tacy będą taktowni! I rzeczywiście zniknęli w moim mieszkaniu, a więc spojrzałem wyczekująco na tego blondasa.
Kurwa, nie mam pojęcia, co mi odbijało, że zachowywałem się jak taki idiota, ale widać serio musiało mnie coś pierdolnąć w ten głupi łeb.
Myślałby kto, że będę tu tak stał i czekał, aż się ten mój blondas odbrazi, ech.


Gazelle - 2018-09-15, 18:08

Docenił to, że Tony i Beta dali im trochę prywatności. Tak szczerze, to uważał ich za w porządku gości, nie do końca typy przy których się kiedykolwiek obracał – zbyt przebojowi, kompletnie kontrastujący z jego osobowością. Ale byli nawet zabawni. Tylko po prostu doceniłby gdyby się z niego nie nabijali, bo to naprawdę go wkurzało. A najbardziej to, że wciągali w to Iana, próbując go sprowokować.
Spoglądali na siebie w ciszy, aż w końcu Max westchnął głęboko.
Bardzo cię boli? — spytał w końcu. Otworzył szerzej drzwi i wyszedł na balkon, aby delikatnie wziąć twarz Iana w ręce i przebadać wzrokiem obrażenia, których był niezbyt dumnym autorem. Nie wyglądało to tak źle, zaledwie lekka opuchlizna i zaczerwienienie, no ale to wcale nie musiało oznaczać że wszystko jest okej.
Sorry — wymamrotał cicho, siadając przy stoliku. — Trochę mnie poniosło. Ale, wiesz, nie możesz mnie tak traktować. Bawimy się? Serio? Tylko to masz do powiedzenia? Nie musisz się zaraz spowiadać przed kumplami z tego, jak wygląda to coś, co jest pomiędzy nami, ale sprowadzając to tylko do zabawy traktujesz mnie jak jakąś chwilową rozrywkę. A ja wiem, Ian, że wcale nie jestem dla ciebie kolejną jednorazową przygodą — spojrzał na niego poważnie. — Nie jestem jak Marcus...czy jakikolwiek inny facet czy laska z którym czy którą sypiałeś. W porządku, nie jesteśmy w związku, nie chcesz się wiązać, okej. Ale, do jasnej cholery, miej jaja żeby przyznać się do tego że my się wcale nie bawimy — westchnął i podniósł się z powrotem do pozycji stojącej. — Przyniosę ci lód na tej ryj, co?


effsie - 2018-09-15, 18:29

Teraz się mnie pytasz, czy mnie boli? — spytałem, patrząc na Maxa z pewnym niedowierzaniem i parsknąłem nieco śmiechem pod nosem.
Ech, słowo daję, był niemożliwy.
Przepuściłem go w drzwiach i odwróciłem się, przez chwilę opierając się, ale w końcu dałem mu ująć w dłonie moją twarz. Nie spuszczałem z niego wzroku: ani wtedy, gdy skanował moją żuchwę, ani gdy usiadł przy niewielkim stoliku.
I zmarszczyłem brwi, bo ani trochę nie podobały mi się jego słowa.
Nie, poczekaj — zaoponowałem, łapiąc go za ramię, kiedy już chciał zniknąć na powrót w swoim mieszkaniu. — Jaki… jaki jest twój problem? W sensie… co jest złego w tym, że się razem bawimy? Przecież powiedziałeś mi, że chuj cię boli to, jak to nazywam. Spędzamy razem czas, jest fajnie, miło, lubię cię i spoko. Dla mnie to jest okej, ale jeśli według ciebie się nie bawimy, to co robimy? — spytałem poważnie. Nie wiem, skąd we mnie nagle potrzeba takiej rozmowy, ale… on to chyba wszystko brał dużo poważniej niż ja. Dla mnie powiedzieć, że się razem bawimy to nie było nic pejoratywnego, ot, po prostu, a ten blondas przede mną… sam nie wiedziałem do końca, o co mu chodzi. — No powiedz mi, tak, żebym mógł to wytłumaczyć moim kumplom i znowu nie dostać od ciebie w ryj.


Gazelle - 2018-09-15, 18:47

Bo to...bo to źle zabrzmiało, okej? — westchnął. Tak naprawdę samemu ciężko było mu odpowiedzieć sobie na pytanie czego on właściwie oczekiwał. Znowu dał zbyt wielką swobodę emocjom, które go chwilowo w całości opanowały i teraz musiał się konfrontować ze skutkami. — Naprawdę nazwanie mnie swoim chłopakiem jest dla ciebie aż tak uwłaczające? Nie...nie wymagam tego od ciebie, cały czas się tego trzymam, spoko luz, ale mówiąc o tym że się tylko bawimy idziesz w drugą skrajność. Tak, bawimy się razem, jest miło, fajnie, ale, nie wiem, no, w tym jest coś więcej, nie umiem tego nazwać, ale wiem że oboje to czujemy — złapał z nim kontakt wzrokowy, a w jego oczach świeciła determinacja. — Co ty na to, żeby powiedzieć że po prostu się spotykamy? To wcale nie oznacza związku, a jest zgodne z prawdą — zaproponował.
To w sumie był dobry kompromis. Cholernie by się ucieszył, gdyby Ian zechciał w końcu określić jako związek to, co w praktyce przecież nim niemalże było. Nauczony doświadczeniem jednak wiedział, że naciskanie na niego da odwrotny skutek.
Ian był tak okropnie frustrującym człowiekiem. A mimo to, to on jedyny był w stanie wyzwolić w nim te wszystkie intensywne uczucia. Jakieś uczucia, po prostu jakieś. Intensywne, szalone, pozytywne i negatywne, cała mieszanka kipiąca w jego ciele. Było to dla niego destrukcyjne. I pewnie dla Iana też, chociaż tamten być może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Ale, cholera, jakie cudowne zarazem.
Jeszcze raz przepraszam za to, że cię uderzyłem. Tym razem sobie na to nie zasłużyłeś, poniosło mnie — powiedział, spuściwszy wzrok na podłogę z zawstydzenia.


effsie - 2018-09-15, 19:25

Stałem tak przed nim i naprawdę, naprawdę zrobiło mi się go w pewnym momencie żal. Nie zwykłem jednak okazywać litości i nie miałem zamiaru tego robić, ale jeśli on naprawdę traktował to w takich kategoriach, jak teraz wydawało mi się, że to robi… ech.
Weź mi wytłumacz czemu tak cię obchodzi zdanie innych, co? Dajesz mi w ryj i trzaskasz drzwiami, a jak tylko moi kumple znikną z oczu nagle zmieniasz zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni? Koleś, coś jest nie tak — westchnąłem ciężko, opierając się biodrami o barierkę. — Bo źle zabrzmiało? Chuj w to, jak to brzmi, skoro przecież obaj wiemy, jak jest. — A Max bardzo dokładnie mi teraz tłumaczył, że jest, rzeczywiście. No i nie mogłem temu zaprzeczyć, byłbym debilem, gdybym próbował, ech. — Ja mam w dupie, co sobie o mnie pomyślą, ci dwaj za ścianą czy ktokolwiek inny, wisi mi to ciężkim kalafiorem. I nie, nie jest dla mnie w żaden sposób uwłaczające. Lubię cię i chuj, mam gdzieś co ktokolwiek o tym sądzi. Jak chcesz, mogę cię nazywać swoim chłopakiem. Jak chcesz, możesz też tak o mnie mówić, mam to gdzieś. Jak to dla ciebie ważne, jakkolwiek istotne to spoko, niech tak będzie. Ale ja nie mam zamiaru z tego tytułu cokolwiek zmieniać, wiesz? Jest mi dobrze tak, jak jest. Tylko wkurwia mnie to, że raz mówisz mi, że masz to gdzieś tak samo jak ja, a teraz, nagle, okazuje się, że wcale nie. Weź się zdecyduj. Jak chcesz być moim chłopakiem to spoko, jak nie chcesz to też. Ale nie rób z siebie jakiegoś pokrzywdzonego przez los dzieciaka, nad którym się wszyscy znęcają. A jak mi już dajesz w ryj to miej chociaż jaja żeby potem nie przepraszać mnie za to, jak już zostaniesz tym wielkim maczo w oczach moich kolegów — powiedziałem. Mówiłem to wszystko spokojnie, ale gdzieś w międzyczasie zacisnąłem ręce na barierce i sam zorientowałem się, jak bardzo byłem emocjonalny. — Wkurwiłeś mnie teraz — przyznałem, chyba bardziej przed sobą, niż przed nim, ale niech wie, jak wygląda sprawa. Gdybym miał fajkę to pewnie cisnąłbym ją teraz gdzieś w dół, no ale peszek, nie uda mi się być filmowym. — Więc idę do domu. A ty, przemyśl sobie sprawę. I jak chcesz być moim chłopakiem to przyjdź i mi to powiedz, a nie bawisz się w jakieś podchody. Bo tego nie lubię.
I jak powiedziałem, tak zrobiłem. Hops przez barierkę i już jestem u siebie.


Gazelle - 2018-09-15, 19:43

Czekaj! — tym razem to Max chwycił Iana za ramię, zanim ten zdążył wejść do swojego mieszkania. — Proszę, wysłuchaj mnie najpierw, okej?
Cóż, najpierw powinien pomyśleć nad tym co właściwie chciałby mu powiedzieć, bo w głowie miał jedynie bałagan, ale gdyby rzeczywiście pozwolił Ianowi w tym momencie odejść to mogłoby się to skończyć tak, że albo by go unikał, albo by się załamał, albo...no, możliwości było kilka, więc najlepiej było rozwiązać tę sprawę od razu, tu i teraz.
Postanowił zaimprowizować, cały czas trzymając ramię Iana i nie czekając nawet aż ten odwróci się w jego stronę. Gdyby chciał, to z łatwością mógłby się wyrwać, ale z jakiegoś powodu stał w miejscu; to był dobry znak.
Tak, obchodzi mnie co inni myślą. Zwłaszcza osoby, które są dla ciebie bliskie. Jestem cholernie egocentryczny i chcę, żeby wiedzieli że nie jestem dla ciebie zwykłą przygodą. Ian, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie tylko ja zachowuję się inaczej przy twoich kumplach? Do ciebie jestem przyzwyczajony, lubię to jak się droczymy i nawzajem wkurzamy, już wiem kiedy żartujesz. Ale przy nich? Ciężko mi wyczuć, na ile to prawda, a na ile jest to poza — przyznał. — Też nie chcę niczego między nami zmieniać. Nasza relacja jest super, chociaż zupełnie dla mnie nowa, ale mam to wrażenie że tego właśnie przez całe życie potrzebowałem, wiesz? Ja tylko chcę...żebyś ty mnie chciał. Tak, cholera, chcę być dla ciebie ważny, to chcesz usłyszeć? — podniósł lekko głos, ale po chwili się uspokoił, orientując się że znowu wszczyna aferę. — Wiem, że czasami zachowuję się idiotycznie, nieracjonalnie i że możesz mnie totalnie nie rozumieć. Bo ja siebie też nie rozumiem. Chcę koncentrować się po prostu na tym, co się dzieje, ale czasami...coś się ze mną dzieje — wybrnął w wyjątkowo marny sposób, zanim powiedział coś, czego by żałował. To zresztą nie było miejsce, i czas na taką rozmowę.
Puścił w końcu Iana i wycofał się pod drzwi prowadzące do swojego mieszkania.
Oboje jesteśmy popieprzeni na swój sposób, wiesz? Może dlatego tak nas do siebie ciągnie — uśmiechnął się lekko.


effsie - 2018-09-15, 20:13

No, to akurat nie ulegało wątpliwościom i nie potrzebowałem tego blondasa do uświadomienia sobie, jak popieprzony byłem. To już wiedziałem po tym, jak ostatnie tygodnie odbijało mi z jego powodu i sam nie wiedziałem, jaki to miało sens.
Chodź tu — mruknąłem, pochylając się nad tą nieszczęsną barierką (więcej z nią problemów niż korzyści), a Max rzeczywiście podszedł tej jeden krok i stanął naprzeciwko mnie. — Gdybym miał cię w dupie to nie jęczałbym pod twoimi drzwiami jakieś pierdyliard razy — powiedziałem mu, bo byłby debilem, gdyby sądził, że robiłem to tak o, dla zabicia czasu. Lubiłem mu dokuczać, no coś mnie do niego ciągnęło, to nie ulegało wątpliwościom, więc absolutnie nie miałem go w dupie. — Nie chcesz nic zmieniać i ci nie odbije? — upewniłem się, a Max, choć z jakimś dziwnym wahaniem, którego nie rozumiałem, kiwnął głową. — Jak to dla ciebie tyle znaczy… to, no dobra, chcesz być moim chłopakiem? — zadałem to pytanie i sam jebnąłem się w myślach w głowę, słysząc, jak to idiotycznie brzmi. Aż parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. — Nie no, słowo daję, to brzmi jak najbardziej idiotyczne pytanie świata. Właśnie dlatego, go nigdy nie zadawałem. I, żeby sprawa była jasna, mogę być twoim chłopakiem, ale nie ma mowy o żadnych kolacjach ze świecami czy wspólnych przebraniach na imprezy. Tego ni chuja nie zrobię. I absolutnie żadnych walentynek. Ani zachodów słońca, a już na pewno nie wygrywania pluszaków na jakichś durnych strzelankach — dodałem całkowicie poważnie, chociaż to ostatnie to już chyba żart ze mnie samego, bo, ups, czyżbym zaliczył tę durną rozrywkę niecałe dwadzieścia cztery godziny temu? — I jeśli wymyślisz mi jakieś zdrobnienie to od razu z tobą zrywam — zastrzegłem jeszcze. — I jak tak, masz tu przeleźć przez tę barierkę, bo nie chcę mieć za chłopaka kogoś, kto nie potrafi przeskoczyć przez pierwszy lepszy murek.
Absolutnie nie wiem, co mi odjebywało. Ale najwyraźniej musiało odjebywać już na pełnej kurwie, skoro właśnie pierdoliłem takie farmazony.


Gazelle - 2018-09-15, 20:36

Roześmiał się i chwycił się jedną ręką barierki, żeby przeskoczyć przez nią z gracją. No, prawie z gracją. Na tyle, że stracił równowagę i wylądował twarzą na klatce piersiowej Iana. Ale, na jego obronę, jego ciało wciąż odczuwało skutki poprzedniej nocy!
Ta jest! — wyszczerzył się, kiedy w końcu odlepił się od Iana i stanął prosto. Lubił tę różnicę wzrostu pomiędzy nimi, chociaż czasami upierdliwe było to że musiał tak zadzierać głowę do góry, albo przystawać na palcach żeby pocałować tego drania. — Nawet Ianek nie chodzi w grę? Twoim kumplom się spodobało, no weź — droczył się ze swoim...chłopakiem. To brzmiało lepiej niż się spodziewał, kiedy to słowo w końcu padło oficjalnie między nimi. No, cóż, mentalnie zapewne wciąż był nastolatkiem. — I, kurczę, Ian, miałem nadzieję że masz lepsze zdanie o mnie. Nie zmuszę cię do tego żebyś robił coś wbrew swojej woli. Okej, nie lubisz tych wszystkich romantycznych rzeczy – chociaż ta noc była, może w nietypowy sposób, ale cholernie romantyczna – i to okej. Lubię cię takiego, jaki jesteś, gdybyś się specjalnie miał dla mnie naginać to już nie byłbyś tym Ianem. Więc, no, przestań mi stawiać warunki i po prostu mi zaufaj, okej? — pociągnął go za policzek, niczym krnąbrnego dzieciaka. — Ach, sorki — cofnął dłoń, gdy ujrzał grymas na twarzy Iana. — Ej, naprawdę przyłożyłem ci tak mocno, czy mi się tylko wydaje?


effsie - 2018-09-15, 21:05

Kurwa, to naprawdę, naprawdę bolało.
Jak na kogoś, kto nie ma ani grama mięśni, masz zaskakująco dużo pary w łapie — warknąłem, krzywiąc się ostentacyjnie i odsunąłem się nieco od tego blondasa, z którego ryja przez ostatnie sekundy nie znikał głupi, szeroki uśmiech.
Jezu, serio, tylko tyle wystarczy, żeby go tak uszczęśliwić?
Max nie przejął się moją miną, zamiast tego stanął na palcach i… pocałował mnie w policzek. Jezu, co za pedał, wywróciłem oczami i skinąłem mu głową na moje mieszkanie, bo wypadałoby, abyśmy tam już wrócili.
W środku Tony i Beta rozsiedli się już z piwami w łapach (goście u mnie zawsze wiedzieli, że mogą się częstować czym tam chcieli), a na dźwięk otwieranych drzwi (to musiał być Beta, Tony, podobnie jak ja, nie miał w sobie za grosz wyczucia i zostawiłby je otwarte na oścież, gdzie tam jakaś prywatność) automatycznie odwrócili głowy i wyszczerzyli się, widząc Maxa za moim ramieniem.
Ech.
Mieliśmy z Maxem mały brainstorm i ustaliliśmy, że popełniłem małe faux pas was sobie przedstawiając — palnąłem, bo i tak zaraz sami zaczęliby temat, więc lepiej było zrobić to samemu. — To jest Max, mój chłopak. Max, to jest Tony i Beta. Tony to ten, któremu możesz przyjebać, a Beta nie ma ani chłopaka, ani dziewczyny i musi sam sobie walić w nocy. Beta, jak się ładnie uśmiechniesz to może wypożyczę ci mojego chłopaka, jego rączki są…
I nie zdołałem dokończyć zdania, bo Max szturchnął mnie mocno łokciem w bok.
— Khe, khe, pantofel, hke hke — „zakaszlał” Tony, a Beta wyszczerzył się do nas w uśmiechu.
— Mrr, patrz, Tone, przyszliśmy, zrobiliśmy aferę i co? Czy teraz jesteśmy ojcami tego związku? — nabijał się od razu.
— O, w chuj tak! Ianek, możemy zostać ojcami chrzestnymi? — już męczył dupę Tony, więc wywróciłem oczami.
Jest jeszcze piwo? — spytałem, mam nadzieję, retorycznie i sam skierowałem się do kuchni po dwie butelki.


Gazelle - 2018-09-15, 21:48

Po fakcie poczuł się głupio z tą całą aferą, którą zrobił. Ale, ostatecznie, miała ona swój dobry rezultat, więc poniekąd na tym wygrał całkiem sporo? No, tylko szkoda że twarz Iana na tym oberwała.
Nie no, obiektywnie rzecz ujmując to nie było okej. Koniec końców posunął się do przemocy, z zupełnie błahego powodu. Musiał nad tym także się pochylić, bo to było niepokojące.
Hejka! — pomachał do dwójki, która zdążyła się totalnie rozgościć w ianowym mieszkaniu. — Miło was poznać, eee, po raz pierwszy jako chłopak Iana i w ogóle udawajmy że to wszystko tam wcześniej na balkonie się nie wydarzyło, okej? — uśmiechnął się nerwowo.
— No coś ty, szkoda byłoby zapomnieć widoku Iana obrywającego w pysk od swojej księżniczki — Tony wyszczerzył się w jego stronę, a Max po prostu się zaśmiał. Po tym, jak wyjaśnili sobie wszystko z Ianem, czuł się znacznie bardziej rozluźniony.
Wziął butelkę piwa, którą podał mu Ian i usiadł od razu koło niego.
— Więc komuś w końcu udało się okiełznać naszego dzikiego Iana...szacun, koleś, ogromny szacun — odezwał się Beta znad swojej opróżnionej już do połowy butelki. Max parsknął, prawie krztusząc się gorzkim napojem.
A dziękuję, dziękuję — skłonił się teatralnie, na tyle na ile pozwalała mu pozycja w której się znajdował. — Ej, a w ogóle to jak się poznaliście? — spytał z zaciekawieniem. Kiedy patrzyło się na tę trójkę, to fakt że się ze sobą trzymali wcale nie był zaskakujący. Pasowali do siebie, mieli podobne poczucie humoru, dystans do siebie i cięte języki. A także, z tego co już sam się dowiedział od Iana, dzielili część zainteresowań.


effsie - 2018-09-15, 22:52

Usiadłem na stołku i na chwilę odłożyłem butelkę z piwem na ten prowizoryczny stół zaimprowizowany ze znaku zakazu wjazdu, który kiedyś z tą dwójką podwinęliśmy z jakiegoś ulicznego remontu. Na całe szczęście znalazłem w zamrażarce jakąś (pewnie już zdrowo przeterminowaną) mrożonkę, marchewka i groszek, koszmar mojego dzieciństwa, na całe szczęście teraz nie musiałem tego jeść, a jedynie przyłożyć do ryja.
— Jak się poznaliśmy? Ty, to jest dobre pytanie… — Tony zmarszczył nieco brwi.
— To nie było z tą pracą w recepcji?
— Nie, co ty, przecież już się wtedy znaliśmy, stąd ją dostał.
Deska — mruknąłem półgębkiem, spod marchewki i groszku. — Poznaliśmy się na desce.
— Aaa, no tak! Przywiozłeś kiedyś swoją dupę na naszego spota! — przypomniał sobie Beta.
— Ty wtedy pracowałeś w jakiejś korpo, nie? Kurwa, stary, to już z trzy lata?
Mhm — przytaknąłem. — Maxie, to już chyba wiesz, ale Tony jest architektem. I wcaaaaale nie pracuje dla żadnej korpo — mruknąłem.
— To nie jest korpo, idioto. To jest atelier — prychnął, mierząc mnie z dołu na górę.
— Sratelier — uściślił uprzejmie Beta.
— O, odezwał się, mechanik od siedmiu boleści.
— Sam jesteś mechanikiem, pff. Gdyby nie ja, w życiu byś nigdzie nie dojechał.
Beta jest kolesiem, który naprawia metro — wytłumaczyłem Maxowi. Czułem się nieco idiotycznie prowadząc taką gadkę zapoznawczą moich kumpli i sąsiada/ekswspółlokatora/chłopaka, ale skoro ten już siedział obok z uśmiechem… i nawet nie marudził… ech, nic nie tracę, nie?
— No to fajnie, my się już przedstawiliśmy, a ty, Maxie…
— Nie mów do niego Maxie, Tone, to jest zarezerwowane dla Ianka!
— …co tam robisz? Obstawiam boks, co? — Wyszczerzył się głupio, a mi przypomniał się ten plan, który wymyśliłem chwilę przed tym, jak ci dwaj władowali się mi do mieszkania.
Max jest dziennikarzem. I, właśnie, zanim wpadliście to wymyśliliśmy plan. Pamiętacie ten pomysł żeby wynająć auto i pojechać gdzieś w pizdu? No więc skumajcie, co gdyby to zrobić na dłużej? Zawiązać jakieś współprace, zrobić jakiś plan, a potem byśmy jeździli, a ten tu by to opisywał i mielibyśmy reportaż z podróży no i kasę na jeżdżenie tak w kółko, bo by były jakieś reklamy i tak dalej? Wiecie, to…
— Tyyyyyy — Beta zrobił od razu wielkie oczy. — W chuj tak! Wiesz, mam takiego znajomego znajomego, oni zrobili z kumplami coś podobnego w Rosji. I wiesz, poszli do Nissana i powiedzieli im: jest nas osiem typa razem mamy dwieście ka obserwujących na Insta, robimy takiego tripa, dajcie nam dwa auta, a codziennie będziemy wrzucali z nimi fotki. I wiecie, Nissan dał, bo co to dla Nissana dwa auta, jak mają taką reklamę. W chuj możemy coś takiego ogarnąć!
— Totalnie! — zajarał się od razu Tony i też zaczął coś opowiadać, a ja odwróciłem głowę do Maxa i wyszczerzyłem się do niego głupio.
I co, mówiłem, że to jest plan życia? W chuj tak.


Gazelle - 2018-09-15, 23:20

Przysłuchiwał się rozmowie przyjaciół, sącząc w ciszy piwo. Tak było okej. Zdecydowanie lepiej czuł się w cieniu, aniżeli będąc wypchniętym do czynnego udziału w rozmowie. I nawet Ian uczynnie za niego odpowiadał, fajnie, chociaż o swojej pracy akurat mógł coś tam mówić.
No i miło było dowiedzieć się więcej o przyjaciołach Iana. Zaobserwować tę więź między nimi. Sam nigdy nie miał takiej paczki. No, teraz w sumie niby miał, ale tak naprawdę zaczął się bardziej trzymać głównie z Sheryl. I dopiero teraz docenił rolę przyjaciół w życiu. Sheryl była świetna. Mógł z nią pogadać o głupotach, o pracy, a także o poważnych sprawach, podzielić się swoimi problemami, wątpliwościami i mieć pewność że spotka się ze zrozumieniem. I wysyłała mu zdjęcia kotków zupełnie bez okazji. Złota kobieta.
Ian miał atrybuty duszy towarzystwa, bez wątpienia. Na studiach także obracał się ludźmi. Max miał jakichś tam swoich znajomych, ale nie były to jakieś trwałe przyjaźnie. Koniec końców żadna z nich nie przetrwała próby czasu. Nie spodziewał się, że to akurat Ian okaże się wyjątkiem. Chociaż chciał tego, bo mimo wszystko naprawdę lubił Iana i miło go wspominał przez te wszystkie lata. Ale...no, absolutnie nie wyobrażał sobie takiego obrotu spraw, jakiego przybrały w rzeczywistości.
Patrząc na ten wyszczerz Iana, na jego rozpromienioną i podekscytowaną twarz, nie mógł się sam nie uśmiechnąć. Ian był nie tylko uzależniający, ale i zaraźliwy. Sam przyłapywał się na tym, że zmieniał się pod jego wpływem, przenikał pewnymi cechami i zachowaniami.
I wydawało mu się, że Ian też przez niego trochę się zmienił. Tylko, że nie pod względem osobowości, a raczej poglądów na życie.
Pomysł jest naprawdę dobry i myślę, że można to sprzedać, jeżeli dobrze rozplanuje się podróż. Jak Beta zauważył, to nie jest całkiem nowy pomysł, więc trzeba wprowadzić w tę wizję coś przyciągającego, coś co mogłoby ściągnąć sponsorów. Można wprowadzić pewną narrację, stały motyw przewodni podróży. Można, hm, sięgać bardziej do ludzi na przykład, przedstawiać ich historie związane z danym miejscem — mówił, nieświadomie dając się coraz bardziej wciągnąć w ten plan. Musiał uczciwie przyznać: to był dobry plan. I, jako dziennikarz, sam mógł na tym skorzystać, jego kariera mogła przede wszystkim skorzystać. Ale do tego wszystkiego trzeba było siąść na spokojnie, żeby miało to ręce i nogi, żeby wykorzystać w pełni ten potencjał który przed nimi się rozciągał.


effsie - 2018-09-15, 23:44

I, to wydawałoby się zaskakujące, ale naprawdę spędziliśmy wspólnie miłe popołudnie i wczesny wieczór. Pogadaliśmy trochę o tym tripie i wspólnie uzgodniliśmy, że tak, to jest super pomysł i to robimy. Beta zaczął się coś nabijać, że może powinniśmy wprowadzić jakieś granice, bo oni to nie chcą widzieć, jak ja i Max cośtam, ale zaraz wyszło na jaw, że przecież dziewczyna Tony’ego też jest liczona w rejestr, więc Becie trochę nie wyszedł żart, bo zaraz okazało się, że to on będzie all alone, och, jak mi przykro. Generalnie Tony i Max byli tą dwójką dużo bardziej racjonalną, my z Betą to chyba byśmy mogli jechać tu i teraz, ale tamci, nieee, atelier-sratelier, trzeba pomyśleć o dogodnym terminie i wszystko zaplanować.
Nie no, pewnie, że mieli rację, ale chuj w to, jak niszczyli nam zajawę.
Potem Beta zamarudził i wrzuciliśmy jakąś grę dla naszej czwórki, w ten sposób spędzając resztę wieczoru. I to naprawdę nie była przykra rozrywka, Max przypomniał sobie nawet o istnieniu Mario Kart i skurwiel znowu złoił mi w tym dupę.
— Dobra, Beta, co powiesz na to, że na nas już czas? — spytał w końcu Tone.
— Mmm… Może jeszcze jedna rundka?
— No chodź, do mnie już wydzwania Nat.
— Oo, drugi pantofel. Doooobra, no to się zbieramy — westchnął Beta i obaj podnieśli dupy, nachylając się nade mną i Maxem, by zbić z nami piątki. — Dobra, ziomek, to jesteśmy w kontakcie. Z tobą też — zwrócił się do Maxa.
— Fajnie było cię w końcu poznać! I weź go kiedyś wypuść na deskę — droczył się jeszcze Tone, a potem sam chwycił swojego longa, zasalutował nam i zniknął za drzwiami.
— Albo przyjedź z nim — zaproponował Beta i poszedł w jego ślady.
Rozwaliłem się na kanapie, jak tylko Tony zdjął z niej swoją dupę i, trzymając pada, zerknąłem na Maxa.
Nie ma mowy, nie gram z tobą kolejny raz w Mario Kart — oświadczyłem stanowczo.
Bez przesady. Co za dużo to niezdrowo!


Gazelle - 2018-09-16, 00:10

Spędził czas bardzo przyjemnie. Bardziej, niż by się spodziewał.
Polubił przyjaciół Iana. Najfajniejsze w nich było to, jak...swobodni byli. Mimo iż Max był dla nich kompletnie obcy, nie wykluczali go w ogóle, dali mu poczucie przynależności do grupy. Nawet mimo tego, że się rzadko odzywał i uruchomił się dopiero przy okazji rozmów o planach ich szalonej podróży, a potem podczas gry, to cały czas czuł się włączony w rozmowę.
To miłe.
Spędził kolejny szalony dzień pełen niespodziewanych wydarzeń i zastanawiał się, czy tak właśnie będzie wyglądać teraz jego życie. Kiedyś taka perspektywa by go przerażała, obecnie nie widział w niej nic złego.
Aż tak boisz się przegranej, Ian? — wyszczerzył się, trącając go lekko łokciem. Oglądanie Iana sfrustrowanego przegraną w głupią grę było nowym fetyszem Maxa. — No dawaj, jeszcze jedna rundka, specjalnie dla ciebie wezmę księżniczkę — powiedział wesoło, próbując namówić Iana na dalszą grę.
I udało mu się. I znowu wygrał, ku niezadowoleniu Iana. Potem zagrali w inną grę, w której tym razem to Ian zbił tyłek Maxa, no ale nie można wiecznie cieszyć się chwałą.
Chyba nic nam dzisiaj nie wyjdzie z seansu Ricka i Morty'ego — powiedział po tym jak zerknął na zegarek w telefonie Iana. Kurczę, późno było. A miał plany na następny dzień, niestety poranne plany, bo był umówiony na dziewiątą do psychiatry. — Wiesz co, ja idę spać. Chcesz dołączyć? — spytał, chociaż nie spodziewał się tego że Ian zgodzi się na wspólne spanie. A nie miał siły już go do tego przekonywać tym razem.


effsie - 2018-09-16, 10:03

Czy chciałem?
Może, sam nie byłem tego do końca pewien, ale wiedziałem jedno, mianowicie: takim rzeczom absolutnie nie można było dać się wymknąć spod kontroli, bo niewiadomo, co by potem nastąpiło. Jeszcze przyczepiłby się mnie jak rzep psiego ogona i rościł sobie jakieś prawa czy inne bzdury, a więc nie należało dać temu nawet możliwości do rozpoczęcia tego całego bajdurzenia.
I tak już dzisiaj mocno poleciałem w kulki.
Dlatego, wciąż leżąc rozwalony na kanapie, spojrzałem na Maxa, który stał nade mną i pokręciłem tylko głową. Westchnął, jakby się tego spodziewał, ale nic nie powiedział, zamiast tego nachylił się nade mną i chciał pocałować krótko, ale przytrzymałem go nieco dłużej przy moich ustach. Ach, smakował piwem i czipsami, które jedliśmy jeszcze z chłopakami, ale i tak nie chciałem go puścić.
— Ian, ja idę spać — wymamrotał wciąż w moje usta i jeszcze skurwiel oblizał moje wargi, zanim udało się mu odsunąć. Spojrzał na mnie z góry i powiedział: — Jak chcesz to przyjdź.
A potem wyszedł.
Ale nie przyszedłem, zamiast tego włączyłem sobie jeszcze jakąś gierkę na konsoli i rozegrałem kilka samotnych rund strzelania w jakichś idiotów, starając się nie myśleć o tym, co robił ten blondas; pewnie te wszystkie normalne czynności typu prysznic, mycie zębów… idę o zakład, że był jedną z tych osób, które wieczorem wybierały sobie ciuchy, jakie włożą kolejnego dnia. Pojebało mnie już mocno, bo leżałem rozłożony na swojej kanapie, napieprzając w jakąś głupią nawalankę i zastanawiałem się, jak często Max musiał się golić i jakie kremy wklepywał w swoją skórę, żeby była tak miękka.
Odbijało mi już kompletnie.
Wyłączyłem tę idiotyczną grę i zrobiłem sobie drinka, mocnego, na bazie Whisky i Whisky, a potem z paczką fajek wyszedłem na balkon zastanowić się, co ja właściwie odpierdalam. U Maxa nie paliły się już żadne światła, więc pewnie rzeczywiście poszedł spać, a ja kolejny raz tego dnia – czy raczej już nocy – przeskoczyłem przez barierkę i rozwaliłem się na krześle, stawiając swojego drinka na stoliku.
Nie wiem, ile tak tam siedziałem, jarając faje i sącząc alkohol, ale jedno było pewne: stanowczo za długo. Tak samo jak za długo ciągnąłem to pokręcone coś pomiędzy nami, co normalnie nie miało mieć prawa bytu, a mimo tego, chuj, działo się. Miałem dość, po stokroć dość, zarówno Maxa jak i mojej psychiki, której ostatnimi czasy absolutnie nie rozumiałem i nie wiedziałem, dlaczego mnie to wszystko obchodzi. Mogłem mieć w dupie te wszystkie związki i szufladki, w które nawzajem siebie wtłaczaliśmy, to naprawdę nic dla mnie nie znaczyło i obchodziło tyle, co zeszłoroczny śnieg, ale… ale pomimo tego, jakimś kurewsko absurdalnym zbiegiem okoliczności, sam dałem się w to wkręcić; i to nie dlatego, że ktoś mi kazał, nie dlatego, by komukolwiek zrobić na złość, nie, po prostu, dla tego gnoja to było ważne.
A ja najwyraźniej przejmowałem się teraz tym, co było dla niego ważne.
Pojebało mnie już, absolutnie, nie rozumiałem sam siebie i tego wszystkiego, co we mnie teraz zachodziło, ale jakimś cudem ten pieprzony dupek sprawił, że sam chciałem robić coś dla niego, zwrócić uwagę na jego oczekiwania i emocje, zrobić coś nie po to, by uspokoić swoje sumienie czy sprawić sobie satysfakcję. Nie, dla mnie to było całkowicie neutralne, obojętne jak wybory prezydenckie w Rumunii, ale najwyraźniej teraz nie przejmowałem się już tylko sobą, a tym zawszonym pedałem zza ściany, ech.
I sam nie wiedziałem, co o tym sądzić.
Najzdrowiej byłoby to wszystko pierdolnąć i wypisać się z tej wątpliwej rozrywki, bo podskórnie czułem, że z tego nic dobrego nie wyniknie, ale miałem chyba w genach pierdolenie intuicji, zwłaszcza wtedy, gdy czerpałem przyjemność z teraźniejszości. A, kurwa, czerpałem i to bardzo, to nie ulegało żadnym wątpliwościom, bo ten pieprzony blondas był jak jakiś przesłodki narkotyk, którego chciało się tylko więcej i więcej.
No cóż, grunt to w nim nie utonąć.
Nie wiem, która była godzina, gdy zebrałem swoją dupę i poszedłem spać, ale miałem wtedy absolutny mętlik w głowie. I wcale nie zanosiło się na to, by miało się to zmienić.


Gazelle - 2018-09-16, 14:16

Był trochę zawiedziony, że Ian nie chciał z nim wspólnie spędzić nocy, ale, cóż, niech mu będzie tym razem. Zresztą Ian i tak robił to, na co miał ochotę. Dlatego to, co wydarzyło się tego dnia, ta de facto deklaracja między nimi była tak ogromnie zaskakująca.
Leżał w łóżku i zastanawiał się nad tym, analizował każdy moment, każde słowo. Co on właściwie robił? Czuł się, jakby w pewien sposób był poza sobą, jakby odgrywał rolę w filmie. Oderwany od rzeczywistości, z zamglonym pojęciem czym ta rzeczywistość tak naprawdę jest.
Ale to nieistotne, nieistotne. Czuł się świetnie, najlepiej w życiu. Jest dobrze.
Jest?
Ugh, Max, przestań — warknął sam do siebie, zakrywając głowę poduszką, jakby w ten sposób próbował powstrzymać pędzące myśli.
To nie był czas na poddawanie wszystkiego w wątpliwość. W końcu osiągnął to, co chciał. Ian był oficjalnie jego. I tylko jego. Nie musiał się obawiać, że skusi się na kogokolwiek innego. Prawda?
Tak naprawdę to nigdy nie można mieć pewności. I to tak cholernie wkurzało.
Chciał, żeby Ian znowu zaparzył mu ziółka i czuwał przy nim żeby mógł sobie spokojnie usnąć, ale tym razem musiał sobie radzić sam.

Halo...? — wymamrotał, odbierając telefon bez spoglądania na nazwę dzwoniącego kontaktu. Nie znosił takich pobudek.
— Max? Nie mów mi że jeszcze nie wstałeś! Właśnie jadę do ciebie! — och. Sheryl. Och. No tak. Psychiatra. Kurde.
Zapomniał nastawić sobie budzik przed spaniem, oczywiście że musiał o tym zapomnieć. Zerknął na ekran telefonu. Dziesięć po ósmej. Nie najgorzej, ale rzeczywiście musiał zebrać dupę i się ogarnąć w trybie natychmiastowym.
Kurwa, Sheryl, sorry. Już się zbieram, okej? Puść sygnał jak będziesz pod drzwiami — mówił, przecierając zaspane oczy. Nie mógł tego zobaczyć, ale był w stanie usłyszeć przewracające się oczy swojej przyjaciółki.
— Będę za kwadrans. Ma na mnie czekać ciepła kawa — powiedziała, i się rozłączyła.
Mógł sam jechać do lekarza, ale Sheryl uparła się, że musi go przypilnować żeby nie stchórzył. Nie zamierzał, był urażony tym że przyjaciółka miała tak słabą wiarę w niego. No...okej, dobra, myślał parę razy o tym żeby to olać, zwłaszcza że wszystko w życiu mu się zaczynało układać. Ale obiecał jej to, tak?
Prawdę mówiąc bardzo cieszył się ze wsparcia przyjaciółki. W drodze do przychodni czuł się coraz bardziej nerwowy, w końcu miał właśnie za kilkanaście minut wyrzygać z siebie wszystkie te paskudne rzeczy, które go dręczyły. Przed obcym facetem. Chciał sobie to wszystko rozplanować, rozpisać jakoś żeby być na to przygotowanym, ale poprzedniego wieczora już nie znalazł na to czasu.
Ostatnio tak się stresował chyba przed obroną pracy dyplomowej.
— Skarbie, będzie dobrze. Doktor Eisenhoffer to dobry specjalista. Naprawdę mi pomógł... — westchnęła Sheryl, ściskając jego kolano pokrzepiająco, gdy siedzieli już pod gabinetem. - Jeszcze przed tranzycją...wiesz, czułam się tak paskudnie przed sobą, czułam się jakbym miała w sobie pasożyta, który pożerał mnie od środka i zawładnął moim ciałem. Doktor pomógł mi zrozumieć, skąd to uczucie się wzięło. I pomógł mi ogarnąć wszystkie kwestie związane z tranzycją, nawet te które nie należały do jego działki. Max, naprawdę martwię się o ciebie. Nawet jeżeli sam do końca tego nie widzisz, to zmieniłeś się. Z jednej strony stałeś się bardziej otwarty, to fajnie, ale widzę też jak czasami się męczysz. Więc...pozwól sobie pomóc, okej? — uśmiechnęła się do niego, a Max ją przytulił, nie wiedząc co odpowiedzieć na to wyznanie.

— Pan Stone, tak? — odezwał się starszy mężczyzna w okularach, gdy Max niepewnie wszedł do gabinetu.
Um, tak, to ja.
— Dobrze, co pana do mnie sprowadza?
Wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać. Starał się dosyć szczegółowo opisać wydarzenia ostatnich tygodni, czyli z pewnością najintensywniejszego okresu w jego życiu. I te wydarzenia, zwłaszcza te z czasu nieobecności Iana, były głównym czynnikiem napędowym, który go przyprowadził do tego gabinetu.
Jednak tak jak w rozmowie z Sheryl, i tutaj pominął fakt że Ian próbował go udusić. Czuł jakaś potrzebę chronienia go, nie chciał stawiać go w złym świetle. Wiedział, że to co zrobił Ian było złe, absolutnie niedopuszczalne i w ogóle. Ale nie potrafił mieć do niego o to żalu. Nie potrafił powstrzymać się od usprawiedliwiania go. Nie umiał postawić w swojej głowie Iana w takim miejscu, w którym mógłby na niego padać chociaż ślad cienia. Nie chciał zaburzać swojego obrazu, dlatego wypierał to, co złe i co powinno go odsunąć od tego człowieka.
Zresztą, sam był niewiele lepszy. Wręcz gorszy, biorąc pod uwagę to co czasami rodziło się w jego głowie. Jego agresję, którą coraz słabiej trzymał w ryzach. Wspomniał o tym, jak przyłożył Ianowi poprzedniego wieczora z zupełnie błahego powodu, jak bardzo był zdenerwowany i nabuzowany.
Doktor słuchał go uważnie, i pomimo tego że w ogóle się nie odzywał i nie przerywał jego opowieści, Max wiedział że ma na sobie jego pełną uwagę.
Gdy skończył, zadał mu jeszcze kilka pytań. Niektóre miały trochę...prowokujący charakter. Jak na przykład pytanie o to, co by zrobił gdyby Ian nie chciał się z nim związać i gdyby go odrzucił. Ta perspektywa przyprawiała go o stan na granicy ataku paniki.
— Panie Stone... — odezwał się swoim nieco zachrypiałym głosem Eisenhoffer po chwili kontemplacji. — Jest zdecydowanie za wcześnie, żeby wystawiać panu jakąkolwiek diagnozę, rozumie pan. To dopiero pierwsza wizyta i tak naprawdę niewiele jeszcze o panu wiem. Musimy zdecydowanie sięgnąć głębiej. Najbardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że mamy tutaj do czynienia z jakimiś deficytami osobowościowymi i dużą emocjonalną niestabilnością. Pan jest bardzo zagubiony, panie Stone. I bardzo niespójny, co było widoczne nawet w pańskiej wypowiedzi, która była momentami sprzeczna. To, co mogę panu zaproponować w pierwszej kolejności, to psychoterapia. Najlepiej w nurcie psychodynamicznym albo terapii schematów, żeby móc dotrzeć do samego źródła tych zachowań i stanów emocjonalnych. Jeżeli to będzie dla pana najwygodniejsze, mogę zaproponować psychoterapię u mnie, ale niektórzy pacjenci preferują...
Nie, nie. Może być u pana — wtrącił się. Nie chciałby tego z siebie wypluwać przed jeszcze jedną osobą.
— W porządku. Wypiszę panu leki i umówimy się na wizytę.
Wyszedł z gabinetu z receptą w ręce, i trochę lżejszym sercem. Lekarz wskazał mu na główne problemy, które wymagały pracy w pierwszej kolejności i ostrzegł, że przez pierwsze tygodnie organizm będzie przyzwyczajał się do lekarstw i może być przez to trochę nie w formie. Trochę skrzywił się na określenie „nie w formie”, bo za tym z pewnością kryło się coś mocno niemiłego. Ale, cóż, jeżeli po tym miało być lepiej, to chyba warto było przecierpieć?
Poszedł z Sheryl na lunch, spędzając z nią miłe przedpołudnie i była już trzecia, kiedy wrócił do domu z reklamówką lekarstw. Trochę przerażała go ta ilość, ale ufał specjaliście, który sprawiał bardzo profesjonalne wrażenie. Najwyraźniej był tak szalony, że potrzebował zażywać aż tyle syfu żeby się wyprostować.
Pierwsze tabletki miał przepisane dopiero na wieczór, więc korzystając jeszcze z trzeźwości umysłu zabrał się za pisanie. Miał w głowie już prawie gotową wizję artykułu, którego chciałby napisać we współpracy z Ianem. Wykorzystał informacje uzyskane od niego poprzedniego dnia, chociaż niestety nie był w stanie go zacytować słowo w słowo. Skupił się głównie na artystycznym aspekcie sztuki tatuażu, o zasadach etycznych wyznawanych w tej branży, o tym że tatuaż mógł mieć zarówno ogromne znaczenie, jak i być po prostu ozdobą cieszącą oko właściciela.
Przymknął laptopa, zadowolony ze swojej pracy. Wprawdzie to był tylko zarys, i dopiero części artykułu, ale nie wyglądało to źle.
Spojrzał na zegarek i ucieszył się, bo gdzieś za pół godziny Ian powinien pojawić się w domu. Stęsknił się za swoim chłopakiem. Chłopakiem...zdecydowanie nadużywał tego określenia w swoich myślach, ale nie mógł się powstrzymać. To brzmiało cudownie.
Poszedł do kuchni i wyciągnął lekarstwa, patrząc przez moment tępo na leżące na blacie opakowania. Prychnął, widząc wśród nich pewną znajomą nazwę. Pisał kiedyś artykuł o najczęściej stosowanych przez Amerykanów środkach psychotropowych, i ten konkretny lek zdecydowanie przodował. Czyżby działał aż takie cuda?
Wyciągnął tabletki, kierując się zaleceniami lekarza w dawkowaniu, i połknął je, popijając wodą. No, już nie było odwrotu. Ciekawiło go, jak jego organizm na to zareaguje.


effsie - 2018-09-16, 14:57

Grrr.
Ijefwndks.
Co za pieprzona maniura, wrr.
Słowo daję, ta cała Natalie-sralie zaczynała mi coraz bardziej działać na nerwy i miałem gdzieś, jak dobrze ciągnie czy jak ciasna jest, czy cokolwiek innego, co sprawiało, że Tony jeszcze nie rzucił tej szmaciury, ale naprawdę, serio, laska miała zdrowo najebane w bani. Ile oni ze sobą byli, co? Pół roku? Może trochę dłużej, a już, głupia cipa, uzurpowała sobie prawo do zmieniania NASZEJ tradycji!
Nie żeby ta tradycja miała dwa lata, ale no kurwa, halo. Każda tradycja kiedyś musi się narodzić, nie?
Nasza polegała na tym, że w Święto Dziękczynienia wszyscy trzej mieliśmy zdrowo wyjebane na wszystkie żurawiny i inne indyki, kupowaliśmy jakieś mięso w sklepie i razem robiliśmy sobie obiad i było dobrze. Do tego trochę alkoholu, packów, tak naprawdę miło i rodzinnie. Ale nie, pojawiła się teraz, tępa cizia i już, nagle, tego dnia musi na stół wjechać indyk. No bo przecież to Święto Dziękczynienia!
A chujów sto. Niech sobie robi co chce, uznałem na początku, coby się niepotrzebnie nie wkurwiać, ale dzisiaj zaczęła jęczeć, że mamy, ja i Beta, no bo Tony to już z góry spisany na straty i wiadomo, że musi, przyjść do niej i POMÓC JEJ W PRZYGOTOWANIACH. Dacie wiarę? Jasno wyraziłem swoje zdanie, że jak jej tak zależy na tym ptaku to Tony chyba musi się czuć zazdrosny, ale ja mam to gdzieś i w niczym jej nie będę pomagał, ooo i już, wielka obraza majestatu. Dowiedziałem się, jakim to nie jestem szowinistą, że mamy dwudziesty pierwszy wiek i żadne tam kobiety do garów, a laska chyba jest tępa i nie załapała, że jeśli jakikolwiek koleś wpadłby na ten pomysł to powiedziałbym mu to samo, ale nie, już, nakręcona na sto dwa. Ni chuja nie zamierzałem ruszać swojej dupy do tej jebniętej krowy, ale Tony odwiedził mnie w studiu i próbował załagodzić sytuację.
To finalnie zgodziłem się przytargać ze sobą Turkey Dish.
Hehehehe.
Hehehehehehehe.
Debile, nie wiedzieli, na co się zgodzili.
Zamknąłem studio i wybrałem się na wycieczkę do tureckiej dzielnicy, coby znaleźć jakieś regionalne potrawy i utrzeć nosa tej cipie, która myślała, że może mi rozkazywać, co to to nie, od tego ma swojego pantofla. I wróciłem do domu z torbami pełnymi tureckiego żarcia, niech się udławi!
Mam nadzieję, że nie popsuje się do czwartku.
Zapukałem mocno w ścianę i po chwili Max otwierał mi drzwi balkonowe (koleś mógłby pomyśleć o jakiejś klamce z drugiej strony, byłoby znacznie wygodniej), a ja wpakowałem się mu do mieszkania. A ponieważ na zakupach trochę poszalałem, spytałem od samego początku:
Lubisz tureckie żarcie?
Odpowiedziała mi skonsternowana mina, więc wytłumaczyłem mu pokrótce sytuację z tą Natalie-sralie i wskazałem na żarcie, które wyłożyłem na stole.
No a jak już kupowałem to znalazłem też jakieś wegetariańskie. To jest burek, takie chyba… ciasto? Pieczywo? W środku jest szpinak i ser. A to jest baklava. Podobno to deser, ale nie wiem, nigdy nie jadłem. Wygląda trochę dziwnie, nie?
Bo wyglądało. Mega dziwnie.
Aha, i skończyłem ten projekt tej dziary. To jak zjesz to możesz wpaść zobaczyć.


Gazelle - 2018-09-16, 17:44

Roześmiał się, słuchając porywającej historii Iana. Poniekąd był w stanie zrozumieć to oburzenie – sam by się pewnie wkurzył na miejscu Iana, gdyby jakaś zupełnie obca osoba zaczęła rujnować mu plany. Ale sposób, w jaki Ian się oburzał, był zwyczajnie przekomiczny. Musiał również docenić wyszukaną złośliwość.
Dopóki jest dobre, to może wyglądać dziwnie — stwierdził, z oczami rozświetlonymi już na dźwięk słowa deser. Z tureckiej kuchni kojarzył tylko kebab i ayran. O, ayran był dobry. No, ale był otwarty na nowe smaki. — To to jest ta Natalie, która niby ma z nami jechać w trasę? — spytał, zanim Ian czmychnął do swojego mieszkania. Co, wspólny posiłek także go bolał, czy co? — Przecież się pozabijacie, jeżeli faktycznie jest taka jak ją opisujesz — zauważył.
Ian wzruszył ramionami.
— Będziemy się tym martwić później.
Max zaśmiał się, kręcąc głową. Zaczął naprawdę na poważnie myśleć o tym szalonym pomyśle.
Zjadł jedzenie, które okazało się naprawdę dobre (zwłaszcza deser; jego brzuszek był tego dnia cholernie rozpieszczony, bo oczywiście z Sheryl w drodze z lunchu zahaczyli o cukiernię), i, wstając z kanapy, poczuł jak lekko zawróciło mu się w głowie. Czyżby leki już zaczynały działać? Sądził, że zajmie to trochę więcej czasu, zanim cokolwiek poczuje. Kiedy on je wziął – z czterdzieści minut temu? Ale to trwało dosłownie chwilkę i nie było alarmujące, aczkolwiek stwierdził że warto byłoby przejrzeć ulotki, żeby wiedzieć czego się spodziewać.
Zmarszczył brwi, czytając sekcję wskazania w ulotce tego nieszczęsnego znajomo brzmiącego leku. Depresja? Przecież nie miał depresji. Ani tym bardziej zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, co również było najwyraźniej wskazaniem do stosowania tej substancji. Niepokój, lęk...to by się nawet zgadzało, ale ta reszta była mocno naciągana. Ale cóż, wierzył że doktor Eisenhoffer wiedział, co robi.
Uczucie zmęczenie, zaburzenia snu, bóle i zawroty głowy...nie tak najgorzej — mruknął pod nosem i sięgnął po kolejną ulotkę.
Skrzywił się, bo ten drugi lek brzmiał jeszcze dziwniej. Stosowany w leczeniu schizofrenii i zaburzeń psychotycznych? Zaczynał mieć wątpliwości co do rozumowania pana doktora.
Działania niepożądane też brzmiały słabo i zaczynał żałować, że w ogóle zabrał się za tę ulotkę. Rzucił to w cholerę i postanowił odwiedzić Iana, żeby skutecznie zająć sobie umysł.
Zapukał do drzwi sąsiedniego mieszkania, bo nie miał zamiaru się drzeć. Ian przewrócił oczami, kiedy wpuszczał go do środka, ale trudno, nie zamierzał bawił się w małpkę czy innego zwierzaczka.
No, to pokazuj mi dziarę — wyszczerzył się szeroko. Był naprawdę bardzo ciekaw tego jaki był finalny rezultat tego, co jeszcze wczoraj było tylko szkicem.


effsie - 2018-09-16, 18:26

Oczywiście, że Natalie była tępą zdzirą, tak przynajmniej uważałem w tym momencie, bo poza tym to generalnie mi nie przeszkadzała, ot, dziewczę jakich wiele i fajnie, jeśli pasowała mojemu ziomkowi. Znaczy, no obiektywnie to wcale nie była z niej wcale najgorsza maniurka, ale w tym momencie nie miałem zamiaru być ani trochę obiektywny, bo mnie po prostu wkurwiła, a na to nie ma lekarstwa.
Poza tym, nie wiadomo, co tam się wydarzy do czasu tego tripa, jak dla mnie to mogą się jeszcze pięć razy rozstać.
Nie to co ja i MÓJ CHŁOPAK.
Dzisiaj też trochę o tym myślałem, o tej całej sprawie i tym, co jeszcze wczoraj wydawało mi się, że się z nią wiąże i… ech, może zwyczajnie przesadzałem? Może to nie musiało być tak pojebane? Tone jakoś nie robił z tego powodu afery, ani Beta, ani tym bardziej Max, a ja świrowałem jak ostatni debil. Miałem chyba jakieś problemy ze sobą i może wypadałoby to z kimś skonsultować, ale jak na razie prędko odrzuciłem ten pomysł, no bo, hej, bez przesady.
Tymczasem wypadało otworzyć drzwi Maxowi, który nie wiedzieć czemu w nie pukał, ale to już inna sprawa wychowania, będę z nim chyba musiał poważnie porozmawiać.
Byłem akurat w trakcie drobnego ogarniania swojego mieszkania, bo raz na jakiś czas to jednak trzeba. Przede wszystkim, musiałem upchać to żarcie w lodówce, a więc i jej przydał się drobny remanent (jak się okazało, niektóre rzeczy znacząco się mi już przeterminowały, hmm). Potem pozbierałem wszystkie butelki i ustawiłem je w kracie z zamiarem wyniesienia, pozbierałem nawet wszystkie kubki i zebrałem ciuchy w jedno miejsce. Słowem, przykładny ze mnie gospodarz, można się uczyć. I jak wpuściłem Maxa to rzuciłem mu:
Leży na stole, zobacz sobie.
A sam jeszcze coś tam ogarniałem.
A’propos stołu to poza projektem dziarki MOJEGO CHŁOPAKA (to określenie dziś mnie już całkiem bawiło, a nie wprawiało w konsternację), leżało tam kilka innych szkiców. Za to ze ściany nas stołem zniknęły plecy tej laski, którą już wydziarałem (teraz znajdowały się w studiu, w katalogu, czekały na kolejną sesję), wisiał za to jeden bark i przedramię, a obok…
A obok powiesiłem fotkę, którą zrobiłem Maxowi, gdy trzymał w ustach część ciała, którą ceniłem sobie najbardziej.
Kurwa, może byłem pojebany, ale zdrowo mnie to rajcowało, a poza tym, skoro miałem CHŁOPAKA to czy nie oznaczało to pewnej posesywności?


Gazelle - 2018-09-16, 19:36

Okej — wzruszył ramionami, i poszedł w stronę salonu Iana. Bardzo podobał mu się wystrój w tym mieszkaniu. Docelowo było pewnie równie surowe, jak to Maxa, bo przecież w tego typu budynkach wszystko było robione na jedno kopyto, ale dzięki roślinności i tym lekkim chaosie stworzonym przez względnie niewielki nieporządek te wnętrza nabierały życia. I były takie...po prostu Ianowe. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale w jakiś sposób idealnie pasowały do właściciela.
Zwłaszcza część przeznaczona do pracy, nad którą właśnie się pochylał, szukając projektu swojego tatuażu pośród innych szkiców. Nie mógł się powstrzymać, i na nie także rzucił okiem. Każdy z nich miał swój styl, wyrażał zupełnie coś innego. Jakby każdy opowiadał inną historię. Najbardziej podobał mu się projekt kota, który był w bardzo początkowej fazie. I to nie dlatego, że był to kot, ale bardziej z tego powodu w jaki sposób ten kot był przedstawiony. Bardzo minimalistycznie, jedną kreską, i w tym tkwiła cała magia i być może nawet geniusz w tej pracy. Max się znał na rysunku tyle, co nic, ale fakt że Ian był w stanie utworzyć cały gotowy wzór z jednej kreski był ewidentnie oznaką talentu i kreatywności.
Wziął do ręki szkic, na którym rozpoznał swój tatuaż. Był idealny. Nawet lepszy niż to, co sobie wyobrażał. Bardzo podobał mu się dobór barw i był pewien, że wzór będzie się dobrze odznaczać na jego skórze. Nawet jeżeli będzie on widoczny praktycznie tylko dla niego i dla Iana, to i tak bardzo się cieszył na myśl o tym że to właśnie będzie ozdabiało jego ciało.
Uśmiechnął się do siebie, a jego wzrok natrafił na ścianę oblepioną zdjęciami. Zmrużył oczy, żeby upewnić się że nic mu się nie przywidziało.
Nie, nie przywidziało się. Ian naprawdę wywołał zdjęcie, na którym Max obrabiał mu pałę. Poczuł, że czerwieni się po czubki uszu. Bo dziwnie się patrzyło na siebie samego w takiej pozycji, aż fizycznie czuł jak coś go skręca z zażenowania. Ale to było na swój sposób...miłe? wróć, złe słowo. Podniecające, o, że Ian trzymał tę fotkę nad swoim miejscem pracy. I codziennie się na nią patrzył, że w ogóle czuł taką potrzebę żeby to zdjęcie tam wisiało. To mówiło więcej niż jakiekolwiek inne deklaracje.
— Podoba ci się to co widzisz?
Podskoczył z zaskoczenia, gdy usłyszał za sobą głęboki głos Iana. Kiedy ta cholera pojawiła się w salonie?
Odchrząknął, próbując w ten sposób ukryć swoje zawstydzenie faktem, że się przestraszył jak ostatnia pizda.
Co to — wskazał na to konkretne zdjęcie na ścianie — tu robi?


effsie - 2018-09-16, 20:10

Powiodłem wzrokiem za palcem Maxa i spojrzałem na zdjęcie, które wisiało na ścianie.
Mhm, ależ ze mnie fotograf.
Wisi — odpowiedziałem poważnie, patrząc na Maxa i starając się odczytać jego reakcję, a była to, wbrew pozorom, sprawa mocno zagadkowa. — Początkowo chciałem powiesić ją w studiu, ale później uznałem, że nie chcę, by mógł to zobaczyć każdy, kto tam przychodzi — dodałem jeszcze, przekładając butelkę wody z ręki do ręki. Zerknąłem w dół i zauważyłem, że w ręku trzymał przerysowany przeze mnie dzisiaj nad ranem projekt tatuażu, który miałem nadzieję mu wykonać już niedługo. — Podoba ci się? — spytałem.
Miałem… miałem ogromną nadzieję, że tak, bo odkąd wczoraj popołudniu zacząłem pracować nad tym wzorem, wcale nie chciałem przestać. Perspektywa tego, że będę mógł zostawić na tym zasranym blondasie trwały ślad, na zawsze, mój, autorski, podniecała mnie niesamowicie, prawie tak, jak gdyby to ten gnojek trzymał rękę pomiędzy moimi nogami. Byłem zdrowo popieprzony, ale względem niego czułem jakąś chorą potrzebę oznaczania swojej własności, nawet, jeśli w miejscu, które tylko ja miałem oglądać.
Bo jeśli ktokolwiek inny zobaczy ten tatuaż to to mój ekswpółlokator/sąsiad/kochanek/chłopak mocno, oj mocno tego pożałuje.
Z butelką, którą wcześniej napełniłem wodą, podszedłem do kwiatów i ostrożnie odgarniając liście, zacząłem podlewać moje rośliny. Nie wiem, co w nich takiego było, ale uwielbiałem je mieć wokół siebie. Już mama w domu miała dużo kwiatów, kiedy wyprowadziłem się do Stanów hodowałem jakiegoś jednego chwasta w akademiku, ale tak na serio zainteresowałem się tym dopiero tutaj, w Nowym Jorku. Może chodziło o brak jakichkolwiek starych znajomych, nowy start i te pierdolety, poczucie komfortu czy inne bzdury, które miałyby mi przywodzić na myśl dom, ale na początku sprowadziłem sobie Monsterę. Potem szybko okazało się, że nie jest to do końca zdrowe, więc zainteresowałem się bardziej i bardziej… i tak jakoś zostało, bez konkretnego celu, ale czułem z tym wewnętrzny spokój, więc nie zamierzałem tego zmieniać.


Gazelle - 2018-09-16, 20:31

Westchnął głośno, a ramiona mu wyraźnie opadły w akcie kapitulacji. I tak nie spodziewał się że Ian będzie w jakikolwiek sposób zawstydzony odkryciem Maxa.
Jesteś niemożliwy — stwierdził, kręcąc głową niczym matka zwracająca się z czułością do krnąbrnego dziecka. Ian dokładnie był takim dzieciakiem. No, ale w gruncie rzeczy nie był zły. Zdziwiony, owszem, przez moment ciut oburzony, ale w gruncie rzeczy podskórnie czuł dumę. Tylko sam nie chciał się gapić na to zdjęcie, bo to tak jakby oglądać swoje własne porno. No, nie.
No, ale goście Iana również mogli zobaczyć to zdjęcie, nie? Nie zauważył żeby Ian gościł w swoim mieszkaniu kogokolwiek poza Tonym i Betą...no i Marcusem, ale to się nigdy więcej nie powtórzy. Więc był w miarę bezpieczny, a poza tym nawet gdyby ktoś nieproszony ujrzał to zdjęcie to przynajmniej by wiedział że Ian należy do Maxa. Ot, z każdej sytuacji można wyciągnąć coś dobrego.
Uniósł szkic, żeby jeszcze raz przestudiować go wzrokiem.
Jest świetny, Ian. Naprawdę, cholernie mi się podoba. Aż nie mogę się doczekać aż w końcu mi go wydziarasz — przyznał. — Spodziewałem się czegoś świetnego, ale, wow, to przerosło moje oczekiwania.
Kiedy Ian zabrał się za podlewanie kwiatków, Max rozsiadł się na kanapie, wciąż trzymając szkic. Nie mógł się napatrzeć i naprawdę był ciekaw jak będzie to wyglądać na jego skórze. Był bardzo blady, więc tatuaż powinien się bardzo odznaczać.
I...sama świadomość tego, że zostanie fizycznie oznaczony przez Iana, że będzie nosił na sobie jego wzór, wykonany jego ręką...aż drżał w środku z ekscytacji. Pierścionek zaręczynowy to przy tym bzdura.
Żałował, że sam nie mógł w taki trwały sposób oznaczyć Iana.
Znaczy, w pewnym sensie mógłby...ale nie powinien o tym nawet myśleć. Absolutnie nie.
Rozłożył się wygodnie na kanapie i przymknął oczy. Nagle stał się niesamowicie senny. A przecież nie było nawet późno, ledwie nastał wieczór. Spał krótko, no ale bez przesady.
Hej, Ian, chodźmy na karaoke — wypalił nagle, nawet się wcześniej nie zastanawiając. No, mógłby w każdej chwili usnąć, gdyby tylko zamknął oczy, a zachciało mu się karaoke. Pojebane.


effsie - 2018-09-16, 20:59

Na tę fotę mógłbym gapić się godzinami, albo lepiej nawet nie na samo zdjęcie, a na żywy obraz tego, jak Max ssał mojego kutasa. Uwielbiałem jego czerwoną twarz, pełne policzki, ten wzrok, który podnosił na mnie z dołu, spocone kosmyki włosów, które przyczepiały się mu do czoła… ech, jebnęło mnie naprawdę mocno, trzy lata temu w życiu nie pomyślałbym, że pozwolę jakiemukolwiek kolesiowi obrabiać mi pałę, a teraz, co?
Podpowiedź: sprawdźcie tapetę w moim telefonie.
To dobrze. Wyśpij się jutro, bo trochę nam to zajmie — powiedziałem. — Pomyślałem, że w sumie nie muszę nawet wracać do domu. Jak kupisz coś do żarcia, to możesz od razu przyjść do mnie do studia, hm? W ogóle, kupiłeś już sobie ten bilet do San Jose? — spytałem znad kwiatów.
Sam nie mogłem doczekać się tego, aż w końcu będę mógł oznaczyć go na stałe, tę moją małą, blond zabawkę, o skórze tak alabastrowej i miękkiej, że dostawałem ciarek na samo wspomnienie tego, jak przyjemna była w dotyku.
Bo w fakt, że będzie jeszcze piękniejszy, nie wątpiłem ani przez chwilę.
Odstawiłem pustą butelkę na ziemię i rozejrzałem się wokół, starając się zlokalizować Maxa. W końcu dojrzałem go rozwalonego na kanapie, z rysunkiem luźno leżącym na jego brzuchu. Zmarszczyłem brwi i zanim blondas zdążył jakoś zareagować, odłożyłem go z powrotem na stół.
Nie to, bym mu żałował, ale serio nie chciał tego przypadkiem zniszczyć.
A ty będziesz śpiewał? — zapytałem, nieco zaskoczony i uśmiechnąłem się do niego szeroko, stając nad nim. Miał zamknięte oczy, więc przykucnąłem, ręką łapiąc się kanapy. — Jak tak to… mmm, czemu nie, ale może niekoniecznie dzisiaj? Jeśli jutro wieczorem mam cię dziarać to, niestety, ale twoje krocze będzie przez kolejne dni bolało cię tak bardzo, że nie będziesz w stanie nawet myśleć o seksie. Dlatego miałem nadzieję, że dzisiaj… będziesz. Cały. Dla. Mnie — mówiłem coraz ciszej, ostatnie słowa wręcz szepcząc do jego ucha.


Gazelle - 2018-09-16, 21:37

I ta sytuacja z tym, hm, bardzo bardzo ewidentnie erotycznym zdjęciem z Maxem w roli głównej pokazywała również zmianę, która w nim zaszła. Gdyby to był ktokolwiek inny, to wpadłby w szał, skopałby dupę takiemu delikwentowi i nara. No, innymi słowy, wkurzyłby się i by mu się to nie spodobało.
Ale Ian to Ian. I tyle.
Nie mam nic do roboty tak czy owak, więc pewnie będę spał do dwunastej. O ile znowu mnie matka nie obudzi — zaśmiał się krótko. — Tia, kupiłem. Mam wylot o osiemnastej, także trafił mi się nawet spoko lot.
A by zapomniał znowu o tym bilecie, gdyby nie matka która mu wysyłała od rana z dziesięć smsów upominających się.
Strasznie nie chciało mu się lecieć, w ogóle by olał to święto całe, nie lubił go nawet. No, ale rodzice. Trochę tęsknił, ale za każdym kolejnym telefonem mamy tęsknił troszkę mniej. Ale gdyby nie było tych wszystkich ciotek i wujków, to by pewnie lepiej zniósł ten dzień.
Wzdrygnął się aż na myśl o ciotce Margot i jej synalku.
Nawet nie wiedział skąd wziął mu się ten pomysł z karaoke. Pomyślał o tym i ot, musiał się od razu tym podzielić. I to nie był zły pomysł, ale kompletnie zaskakujący. No bo Max ostatnio na karaoke był jeszcze w czasach studenckich, to jest: dawno temu.
I przecież nie potrafił dobrze śpiewać.
Ale był przekonany, że głos Iana brzmiałby świetnie podczas wykonania jakiejś rockowej ballady. A najbardziej by chciał zobaczyć go śpiewającego Justina Biebera.
Ach, tak? Zastanów się, czy próbujesz mnie namówić na ten tatuaż, czy zniechęcić — uśmiechnął się łobuzersko. Okej, taka zmiana planów mu pasowała. Bardzo pasowała. I chrzanić zmęczenie, dla tego kolesia mógł odbębnić cały maraton z wykorzystaniem różnych pozycji seksualnych.
Leniwie przejechał dłonią po karku mężczyzny, schodząc powoli po plecach w dół, na tyle na ile sięgał z tej pozycji. Oblizał usta i przyciągnął jego twarz za podbródek do swojej, aby wpić się w te wargi.
Hm, myślę że i tak będę śpiewał dzisiejszego wieczora — wyszeptał w jego usta i roześmiał się, gdy Ian przewrócił go na kanapie i zawisł nad nim, patrząc się na niego niczym drapieżnik.
Ktoś jest tutaj niecierpliwy, hm? Nie przejmuj się, nie jesteś sam.
Uniósł lekko plecy, aby Ian mógł ściągnąć z jego koszulkę, i zrobił to samo z jego górnym odzieniem, podziwiając przed moment ten cudowny tors, z którym nie mogła się równać żadna grecka rzeźba.
Okej, jednak nadal był ciut śpiący i nieco kręciło mu się w głowie, ale przypominało to właściwie nieco stan upojenia alkoholowego, więc było w porządku. I pewien narząd nie miał problemu z obudzeniem się, podczas gdy Ian się nim zajmował.


effsie - 2018-09-16, 22:11

Oczywiście, że byłem niekwestionowanym mistrzem karaoke, jak zresztą wszystkiego, czego się tykałem, zwłaszcza po pijaku. Wtedy wyciągałem najwyższe dźwięki, kładłem wszystkich na łopatki i w ogóle, nie było mi równych. Oczywiście byłem bardziej niż gotów zaprezentować wszystkie te moje umiejętności, ale to nie był na to najlepszy wieczór.
Bo dziś miałem zdecydowanie lepszą rozrywkę.
Mógłbym się na ciebie patrzeć godzinami — wyszeptałem, obejmując wzrokiem jego ciało i, kurwa, czy nie to przypadkiem wczoraj robiłem? Gapiłem się na niego tak długo, że to aż nieprzyzwoite, może i rysując kolejne wzory na jego ciele, ale nieważne, nieistotne. Jego widok autentycznie zapierał mi dech w piersiach, zwłaszcza, gdy leżał tak tu, pode mną, uśmiechając się w ten sposób, który sprawiał, że drżałem w środku.
Boże, co on ze mną robił?
Nie jestem niecierpliwy, po prostu nie mogę się doczekać, aż włożę swojego kutasa w tyłek mojego chłopaka — wymruczałem, ściskając jego krocze przez spodnie i nie wiem, czy to moja ręka, czy słowa, ale coś sprawiło, że jego oczy zaświeciły się dziko, a sam Max rzucił się na mnie i przywarł do moich ust, wpychając mi język głęboko do gęby.
Zarzucił rękę na moją szyję i podciągnął się nieco; całując go mocno i namiętnie, wsunąłem mu rękę w spodnie i jęknął mi prosto w usta.
I nagle sobie o czymś przypomniałem.
Odkleiłem się od niego i, na chwilę zaprzestając pieszczoty dłoni (choć wciąż nie wyjąłem jej z jego spodni), palnąłem się metaforycznie w ten głupi łeb.
Jezu, Maxie, twój chłopak to idiota — westchnąłem, patrząc się mu w te słodkie, jakby zaszklone oczy. — Totalnie zapomniał, że powinien uzupełnić braki w swojej apteczce o jakikolwiek lubrykant, jeśli nie chce znowu rozwalić tyłka swojego chłopaka.


Gazelle - 2018-09-16, 22:39

Boże, Ian — jęknął, samemu mając ochotę wyręczyć Iana i palnąć mu w łeb. Nie tyle za brak lubrykantu, co za fakt że przerwał pieszczoty w trakcie, no co za dzban. Sam się o to prosił, bo to on cały poprzedni dzień narzekał na swój tyłek, ale, ugh, był zbyt zniecierpliwiony żeby się w tym momencie przejmować tak prozaiczną rzeczą. Jak zawsze zresztą, kiedy już wpadał pod czar Iana. Nie myślał wtedy zupełnie o konsekwencjach.
I w sumie, jeżeli się uprzeć, dało się temu zaradzić w dwojaki sposób: albo przenieść się do sypialni Maxa, w której trzymał swoją butelkę z lubrykantem, albo pójść pod prysznic i użyć żelu pod prysznic. Ale, po krótkiej kalkulacji w głowie, stwierdził że mu się zwyczajnie nie chciało. Więc wpadł na inny pomysł.
Zrobimy to w inny sposób — stwierdził, po czym chwycił dłoń Iana i objął ustami jego palec wskazujący i środkowy. Ian chyba załapał, o co mu chodzi, ale Max nie zaprzestawał ssania, traktując te palce z takim samym namaszczeniem jak penisa swojego chłopaka, którym także chciał się zająć. Swoją drogą, uwielbiał to, jak Ian za każdym razem mówił o nim jako o swoim chłopaku, nawet jeżeli robił to z lekko prześmiewczą nutą. Mimo to to go zwyczajnie nakręcało jeszcze bardziej, i przede wszystkim go rozbestwiało. Podniósł się, przewracając Iana na drugą stronę kanapy, tak, aby tym razem to on mógł nad nim zawisnąć. Wprawdzie przy tym przez przypadek pozbył się dłoni ze swoich gaci, ale to dało się naprawić, póki co chciał zająć się swoim chłopakiem.


effsie - 2018-09-16, 23:00

I zajął się, słodki Boże, zajął tak, jak tylko on potrafił, a gdy ssał mojego kutasa zaciskałem palce na jego głowie, masując ją i ściskając, wskazując tempo, w którym chciałem, by to robił, ale skurwiel wiedział, wiedział już doskonale, co sprawia, że jęczę z przyjemności.
I znowu byłem jebanym egoistą, po wszystkim miałem nawet wyrzuty sumienia, więc nachyliłem się nad jego nagim kroczem, oblizałem dokładnie miejsce, które jutro miało już nie być tak nieskalanie czyste, a potem splunąłem na jego penisa i smagnąłem go językiem, dołączając do tego pieszczotę rąk. Max westchnął i ułożył się wygodniej na kanapie, rozłożył tylko bardziej nogi, więc wsunąłem go sobie do ust i zassałem się, czując już rosnące u mnie samego podniecenie i…
I, chwila, co?
Wypuściłem z ust jego sflaczałego członka, nie bardzo wiedząc, co się dzieje i podniosłem wzrok na jego ryj, żeby…
No nie.
No kurwa chyba nie.
Max, jebany impotencie, nie zasypiaj, kiedy ssę twojego fiuta — warknąłem, chwytając go mocno za podbródek i szarpnąłem nim.
Blondas otworzył lekko oczy, spojrzał na mnie nieprzytomnie, uśmiechnął się jak debil i znowu opuścił powieki.
Szarpnąłem nim jeszcze raz, tym razem zaciskając dłoń na jego kroczu, ale nie, kurwa, typ mi totalnie odleciał, a ja, nagi idiota, absolutnie nie wiedziałem, o co chodzi.
To mi się zdarzyło pierwszy raz.
Parsknąłem ze złości i szarpnąłem nim jeszcze raz, ale koleś tylko wymruczał coś pod nosem, uśmiechnął się nieprzytomnie i wygodniej ułożył na kanapie, totalnie nagi, z kutasem na wierzchu, zresztą jak ja sam.
No kurwa nie wierzę w to.
Ja pierdolę nie wierzę.
Wrrrr, co to ma w ogóle być? Co za pierdolony chuj, czy on mi właśnie zasnął podczas seksu?! Stanąłem nad nim, absolutnie nie wiedząc, co robić i czułem się jak absolutny debil, no bo co? Próbowałem go jeszcze raz obudzić, ale nie, totalnie go tu nie było. Przez myśl przeszło mi przenieść go do jego mieszkania, ale nie, o nieee, to by było za łaskawe, niech gnój wie, co mi tu odjebał! Schyliłem się nawet i pozbierałem wszystkie jego ciuchy, tak samo swoje, i wrzuciłem je razem do prania, żeby rano, jak wstanie, nie miał się w co ubrać (nie wiem czemu, ale wydawało mi się to zemstą idealną), a sam poszedłem pod prysznic.
Założyłem czystą bieliznę.
Popracowałem.
Zjadłem kolację.
Złamas wciąż spał mi na kanapie.
Ni chuja, nie przykryłem tej małej kurwy nawet kocem, zamiast tego poszedłem spać sam do sypialni, mając nadzieję, że wyziębi się do zera i zamarznie, kutas pierdolony. Gdy wstawałem rano do pracy chuj wciąż się nie obudził, więc jebnąłem głośno drzwiami i zostawiłem go tak.
No co za pierwszoligowy skurwiel.


Gazelle - 2018-09-16, 23:34

Ugh — jęknął, kiedy uchylił powieki i jego oczy zostały zaatakowane przez rażące światło zza okna. Próbował podnieść się do pozycji siedzącej, ale jego ciało było tak niemożliwie ciężkie, że zajęło mu to dobre parę minut.
Nie miał totalnie pojęcia co się dzieje, dosłownie niczego nie ogarniał.
Ech, kurwa — westchnął, masując się po skroniach i rozglądając dookoła. To nie było jego mieszkanie. To było mieszkanie Iana. Jeden fakt ustalony.
Po drugie, był nagi. Wiedział o tym głównie dlatego, bo było mu w cholerę zimno.
Po trzecie, bolało go gardło.
Po czwarte, miał najgorszego kaca w życiu. I nawet nie pamiętał po czym.
Po piąte, wciąż cholernie chciało mu się spać.
I teraz pozostało połączyć te fakty w całość...
Och. Och.
Nagle go oświeciło i z tego oświecenia gwałtownie zerwał się na równe nogi, co skutkowało tym że stracił równowagę, zachwiał się i znowu klapnął tyłkiem na łóżko.
No, więc, był na tych cholernych lekach, które najwyraźniej stały za tym całym zmuleniem i które musiał ponownie wziąć. I poprzedni wieczór spędził z Ianem. I zrobiło się gorąco. A potem już nic nie pamiętał. Cholera, miał nadzieję że usnął chociaż gdy było po wszystkim.
Pozostawały dwa pytania: gdzie był Ian i gdzie były jego ciuchy? Na pierwsze pytanie sobie od razu odpowiedział. Najwyraźniej było już tak późno, że Ian zdołał wybyć do pracy. Właściwie, która była godzina? Rozejrzał się dookoła. Ani śladu zegarka. A Max nie wziął ze sobą oczywiście telefonu, bo przecież po co, kto by mu kazał.
Ciuchy...ciuchy...nigdzie dookoła ich nie było. Przeszedł do sypialni...nadal nic. Wprawdzie mieszkał dosłownie dwa kroki od Iana, ale, no, nie chciał ryzykować że straumatyzuje jakąś starszą sąsiadkę swoim strojem Adama. Dlatego poczęstował się jakąś przydługawą koszulką Iana, która ledwo zakrywała mu tyłek, ale zakrywała, i w tym odzieniu przeszedł do swojego mieszkania.
Najpierw umył ręce, potem łyknął te pieprzone narzędzia zła, kryjące się pod nazwami które nawet brzmiały złowieszczo, i zjadł na szybko kromkę chrupkiego chleba z hummusem, żeby tak nie orać swojego żołądka samą chemią. Wtedy dopiero sięgnął po telefon, żeby sprawdzić godzinę.
Cholera.
Trzynasta trzydzieści. Która godzina mogła być, gdy usnął? Dziewiąta wieczorem?
I nadal, cholera, chciało mu się spać. Chwilami ciężko było mu utrzymać równowagę.
Wziął zimny prysznic, żeby chociażby w taki sposób się otrzeźwić, ale nic z tego. Tylko gardło go bardziej bolało, co zachęciło go do zrobienia sobie ciepłej herbatki. Głupi Ian, kiedy on mu ostatnio usnął to się nim ładnie zajął, rozebrał, przykrył kołdrą, a ten dziad nic.
Swoją drogą, pamiętał jakieś dylematy o braku lubrykantu, a o dziwo tyłek go w ogóle nie bolał. Może po prostu zaprzestali na obciąganiu? Zresztą, nieistotne.
Wypił dwie kawy i cały czas dzielnie walczył z sennością dopóki nie zauważył, że w sumie czas się już zbierać do studia Iana. Nigdy tam jeszcze nie był, ale Ian raz mu mniej-więcej wytłumaczył, gdzie się znajduje, więc sądził że znajdzie je bez problemu.
Wysłał przez cały ten dzień kilka smsów do Iana, ale ten w ogóle nie odpisywał. Może był zajęty, czy coś, ale brzuch Maxa coraz mocniej ściśnięty był przez niepokój.
Po drodze wszedł do knajpki, która wyglądała na w miarę porządną, i wziął coś kryjącego się pod nazwą Zestaw samca Alfa. No, wypisz wymaluj Ian. Sam nie był głodny, nie po tym gównie i nie ze ściśniętym żołądkiem.
Musiał się posiłkować nawigacją, bo oczywiście Ian nadal nie odpisywał i w dodatku dupek nie odbierał telefonów, ale w końcu stanął przed drzwiami miejsca, które aż krzyczało: jestem studiem tatuażu! Arr! Arrr!
No hejka, czemu nie od... — przerwał, spotykając się spojrzeniem z wyraźnie podirytowanym Ianem. Co gorsza, wyglądał na wkurzonego na niego. Co on mu niby zrobił?


effsie - 2018-09-16, 23:51

No nie, ten złamas naprawdę przytargał tu swój chudy tyłek!
Cały dzień wysyłał mi jakieś durne smsy, ale chyba nie myślał, że mu na nie odpiszę, chuj pierdolony. Co to w ogóle miało znaczyć? Jeśli chciał mnie wkurwić to znalazł zajebiście dobry sposób, bo, patrzcie no, byłem wkurwiony.
I ani myślałem tatuować mu cokolwiek na tym jebanym biodrze.
I jeszcze śmiał tu przychodzić! Naprawdę, chyba nie miał za grosz instynktu samozachowawczego, bo jeśli zaraz stąd nie spierdoli to, słowo daję, rozłupię mu tyłek na dwie części, tak, że chuj będzie krwawił i już nigdy nie pozbiera się do kupy.
Ty chyba sobie robisz jaja — wycedziłem przez zaciśnięte zęby, widząc Maxa w drzwiach. Właśnie wychodziłem do domu (przecież nie będę tu na niego czekał), miałem zamykać studio, a ten pacan stoi przede mną z papierową torbą w ręku.
Co, kurwa? Obiadek?
Może małe obciąganko?
A nie, przepraszam, w to już się nie bawimy.
Wyspałeś się już? No to zajebiście, ale jak chcesz to możesz znowu uderzyć w kimę, ja nie mam zamiaru ci przeszkadzać — burknąłem i popchnąłem go lekko, ale wciąż stał w miejscu. — Rusz dupę, chcę zamknąć drzwi.


Gazelle - 2018-09-17, 00:02

Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc nic a nic z zachowania Iana. W ogóle miał jakieś opóźnione rozumowanie tego dnia.
Co? — wypalił mało elokwentnie, co zdawało się jeszcze bardziej uruchamiać Iana, więc zaraz dodał: — Chwila, powiedz mi czy dobrze rozumiem: jesteś na mnie wkurzony, bo wczoraj usnąłem? Czy ty jesteś kurwa poważny?
Ian był absolutnie największym dzbanem, jaki chodził po tej ziemi. No, kurde, obrażać się o takie coś? Nawet zakładając, że odpłynął w trakcie...co w sumie było możliwe, bo nic nie pamiętał, to to byłoby słabe, fakt. Krępujące? Jak cholera. Ale czy to był naprawdę powód do tego, żeby robić z tego taką aferę?
W tym momencie to on się wkurzał.
Boże, ty kretynie skończony — westchnął, i oparł się o ścianę, zostawiając tę cholerną torbę z żarciem na stoliku obok. — Ani się waż — uniósł ostrzegawczo dłoń w górę, widząc że Naczelny Dzban Galaktyki znowu chciał go wywalić ze studia. — No, odpłynąłem wczoraj. Dosłownie odpłynąłem. Stało się. Myślisz, że to kontroluję czy coś? Że ci robię na złość? Ja pierdolę, ścięło mnie i tyle, a robisz z tego taką aferę, jakbym, nie wiem, co najmniej ci chuja odgryzł — przewrócił oczami. Nie miał nawet siły na babranie się słowami, mówił to co miał na języku i tyle. Nie dostrzegał w tym w ogóle hipokryzji i faktu, że sam miał tendencję do robienia afer o pierdoły.
Ian nie wydawał się wcale uspokojony, wręcz przeciwnie, więc przymknął na chwilę oczy i kontynuował:
Słuchaj, byłem wczoraj u lekarza, jestem na takim syfie, który mnie ekstremalnie zmula, i mówiąc ekstremalnie mam na myśli ekstremalnie. Nie wiedziałem że aż tak mnie to uderzy — wytłumaczył, tym razem szczerze, i miał nadzieję że Ian nie będzie go dopytywać o to u jakiego lekarza był, i jakie brał leki. To nie tak, że wstydził się przyznać że brał psychotropy, bo nie było w tym nic zawstydzającego. Sęk w tym, że zaraz musiałby się pewnie tłumaczyć dlaczego je brał, a tego już chciał uniknąć za wszelką cenę.


effsie - 2018-09-17, 00:17

Wrrr, słowo daję, zaraz mu przywalę!
Ten blondas od siedmiu boleści jeszcze miał czelność do mnie pyskować!
On chyba serio nie zdawał sobie sprawy z tego, co wczoraj odjebał mi tam na kanapie i w jakiej sytuacji mnie to postawiło (podpowiedź dla opornych: BARDZO niezręcznej i krepującej), bo jeszcze miał czelność sadzić mi wymówki!
Sapnąłem ze złości, słysząc te pokraczne słowa o tym, że sobie odpłynął i to nic takiego i już naprawdę nie mogłem wytrzymać, dlatego parsknąłem, warknąłem i w ogóle wydałem z siebie naręcze bardzo dziwnych odgłosów, zanim wyrzuciłem z siebie:
Stało się? O, kurwa, zajebiście, dobrze wiedzieć, że tego nie kontrolujesz. Następnym razem uprzedź mnie, jak będziesz chciał pójść spać, kiedy będę obrabiał ci pałę — warknąłem. — Albo, w sumie, wiesz co? Zapomnij, bo nie zanosi się na to, bym kiedykolwiek jeszcze miał zamiar włożyć sobie twojego kutasa do mordy.
Poprawiłem kurtkę na ramionach, chwyciłem to żarcie, które odstawił i miałem chwycić już jego samego, a potem wytargać z tego studia, kiedy nagle Max rzucił coś, co sprawiło, że kopara opadła mi na dół.
Co?
Na jakim syfie?
U jakiego lekarza?
Na jakim syfie? — palnąłem, patrząc się na niego z szeroko otwartymi oczami. — U jakiego lekarza? — dodałem, nic nie rozumiejąc, ale…
Moje myśli automatycznie, już, teraz, poleciały do Bety i jego leków, jego choroby. Czy to możliwe… Boże, a co jeśli…
Czy to mogło być to?
Potrząsnąłem tylko głową i wlepiłem spojrzenie w Maxa, oczekując odpowiedzi.


Gazelle - 2018-09-17, 00:26

O, cholera.
Mógł po prostu zostawić wkurzonego Iana w cholerę, przecież w końcu by mu przeszło, nie?
To znowu musiał palnąć coś, zanim pomyślał. I się koncertowo wkopał. No bo, mówienie mu o tym wszystkim, dlaczego poszedł do psychiatry, dlaczego brał te leki...nie, to nie wchodziło w grę. To przekreśliłoby wszystko. Wszystko. I Ian na pewno nie chciałby mieć do czynienia z psycholem, nie? No mógłby ewentualnie skłamać, wymyślić coś o migrenach, zapaleniu ucha, czymkolwiek, ale kłamstwo wychodziło mu tak kiepsko, że mógłby się tylko pogrążyć.
Ale z drugiej strony nie wyglądało na to, by Ian dał się tak łatwo zbyć. Powiedział A, trzeba było powiedzieć i B.
Uspokajacze — powiedział w końcu, po długiej i niezręcznej ciszy, podczas której starał się ignorować zniecierpliwionego Iana. — Byłem wczoraj rano u psychiatry, i on przepisał mi jakiś syf. Mam czasami jakieś stany lękowe, czy ataki paniki. Raz mnie w pracy tak ścięło, że myślałem że zdechnę — mówił, skupiając się tylko na tym jednym wycinku jego problemów, który brzmiał najbardziej akceptowalnie. W końcu był millenialsem, z 80% millenialsów ma problemy z lękiem, nie? — No i Sheryl mnie w końcu zmotywowała do tego, żeby się tym zająć, jak mnie wtedy przyłapała. I to tyle. Nic strasznego.


effsie - 2018-09-17, 00:52

Uspokajacze?
U psychiatry?
Co?
Stałem jak wmurowany, słuchając tych słów Maxa i czułem się jak w jakimś kiepskim filmie klasy zet, bo nie, serio?
Naprawdę byłem takim debilem?
Ścisnęło mnie coś w środku i zacisnąłem mocno wargi, nie chcąc wypuścić ani westchnienia z ust. Maxie spuścił wzrok, zupełnie jakby był czemuś winny, podczas gdy to ja byłem największym idiotą, jakiego widział świat.
Kurwa, no nie wierzę. Spędziłem trzy lata z Betą, dwa podczas naprawdę złego czasu, a kiedy przyszło co do czego to wciąż zachowywałem się jak słoń w składzie porcelany.
Moje myśli automatycznie powędrowały do tego jednego wieczoru, gdy siedziałem przy nim w łóżku, czekając aż zaśnie i się uspokoi. O czym wtedy mi opowiadał? Że był niegrzeczny i chciał, bym zrobił mu krzywdę? Przypomniałem sobie wyraz jego twarzy, zdradzający całkowitą bezradność, niemoc i rezygnację i teraz sam miałem ochotę palnąć się w ten głupi łeb.
Mój Maxie.
Jestem takim idiotą.
Beta by mnie zabił.
Czemu mi nic nie powiedziałeś? — spytałem cicho, odkładając tę durną torbę z żarciem na stolik i podchodząc do niego, tym razem nie po to, by szarpnąć go za ramię i poprowadzić do wyjścia, a złapać za dłonie i spleść nasze palce. — Przepraszam. Wszystko będzie okej, a ty masz prawo się tak czuć — palnąłem pierwsze, co mi przyszło na myśl, chyba przez to wyuczenie, jak mantry, sformułowania, które powtarzałem do upadłego Becie, tak długo, aż sam w to uwierzył. Tutaj jednak nie pasowało wcale tak dobrze, więc westchnąłem krótko i pogładziłem go kciukiem po dłoni. — Mogłeś mi powiedzieć, nie zachowywałbym się wtedy jak taki debil… — zacząłem, ale zaraz ugryzłem się w język. Pouczanie go pewnie nie było najlepszym, co mogłem teraz robić. — Przepraszam — powtórzyłem więc po raz kolejny. — Jak… jak się czujesz? Byłeś tam wczoraj sam? Mogłeś… — nie, nie, Ian, nie w ten sposób, inaczej ułóż słowa — gdybym wiedział, poszedłbym z tobą. — Uśmiechnąłem się, mam nadzieję, pokrzepiająco.
Ścisnęło mnie coś w środku na samą perspektywę tego, że mógłbym nieświadomie przyczynić się do jakiegoś jego ataku, na samą myśl o tym, jak wielkim betonem byłem, wykazując całkowite zero empatii. Może nie rozumiałem, co to oznacza, przez co przechodzi, ale jeśli psychiatra dał mu leki…
Boże, mój Maxie.
Byłem takim idiotą.


Gazelle - 2018-09-17, 01:21

Serce waliło mu jak szalone, gdy czekał na reakcję Iana. Na tyle, że – o ironio – naprawdę był bliski kolejnego ataku paniki, nawet ze zmulającymi lekami. Nie chciał mierzyć się z odrzuceniem ze strony Iana, to byłby absolutny koniec. Na tym etapie nie mógł, po prostu nie mógł znieść myśli o tym, że Ian by się od niego mógł odsunąć.
I to tuż po tym, jak w końcu złapał go w swoją garść.
I kiedy w końcu doczekał się tej reakcji...to zbiło go całkowicie z pantałyku.
Wcale nie uważał Iana za gnoja bez empatii, co to, to nie. Ale miałby prawo po prostu nie chcieć wiązać się z osobą z problemami psychicznymi. To zawsze jest dodatkowy ciężar, obciążenie. I nawet jeżeli Max nie powiedział Ianowi całej prawdy, to to i tak mogło dla niego być za dużo. I to było to, czego się w tym momencie bał Max.
Ale absolutnie nie spodziewał się, że Ian zareaguje...aż takim zrozumieniem. Zupełnie zdębiał, nie wiedząc jak się zachować.
Ian... — odezwał się równie cicho. W końcu stali twarzą w twarz w pustym pomieszczeniu, nie trzeba było podnosić głosu. — Ian, w porządku. Nie masz mnie za co przepraszać. O niczym ci nie powiedziałem, bo...bo to naprawdę nie jest nic strasznego, okej? Poszedłem z Sheryl, lekarz był w porządku, dostałem te tabletki, przemęczę się z dwa tygodnie zanim zaczną działać, i będzie już wszystko okej, spadnie mi poziom lęku, stresu i takie tam. Dlatego nie ma powodu, abyś się przejmował, Ian — ujął delikatnie jego twarz pomiędzy swoje dłonie i uśmiechnął się do niego. Ian przejął się...aż za bardzo, i to było zastanawiające. Max był tym bardzo poruszony, pozytywnie poruszony i cholernie szanował Iana za to empatyczne podejście, ale mało która osoba, która nie miała doświadczenia z chorobami psychicznymi, w obliczu takiego wyznania zachowywałaby się tak dojrzale i...i po prostu odpowiednio, jak Ian.
O, cholera. Miał nadzieję, że Ian sam nie mierzył się z takimi problemami. Nie dlatego, że Max chciał normalnego faceta i sam siebie nie chciał obciążać. Po prostu nie chciałby żeby i Ian się tak męczył...bo to była paskudna męczarnia.
Miał takie przeczucie, że Ian coś ukrywa, prawdopodobnie nawet przed sobą, ale nie chciał zbyt mocno na niego naciskać.
Jest dobrze, okej? Dziękuję ci za to, że to rozumiesz. I...no, wczoraj głupio wyszło rzeczywiście — westchnął. Czuł lekkie wyrzuty sumienia. Wprawdzie w tym, co powiedział, nie było technicznie ani grama kłamstwa, ale prawdą też nie mógł tego nazwać, skoro nadal ukrywał tak sporo. Nie powiedział o swoim ataku szaleństwa, który wydarzył się podczas nieobecności Iana. Nie powiedział o tych chwilach, kiedy miał paskudne fantazje związane z przemocą wymierzoną wobec niego. Nie powiedział o chorych, obrzydliwe zaborczych myślach, jakie czasami kłębią mu się w głowie. Ani o niestabilności emocjonalnej, o zagubionej tożsamości, o wszystkich wątpliwościach...
Nie, tego było zdecydowanie za dużo. I kiedy to wszystko wymieniał sobie w głowie, to wydawało się to aż nierealne i mocno przesadzone. Jakby był postacią z książki, czy odgrywał dramatyczną rolę w serialu.
Ian, mam do ciebie jedną prośbę. Nie traktuj mnie inaczej tylko ze względu na to, czego się dowiedziałeś, okej? Nie musisz wokół mnie stąpać jak wokół porcelanowej lalki, ani nic z tych rzeczy. Nie chcę żebyś specjalnie dla mnie się naginał, czy zmieniał coś w swoim zachowaniu, bo lubię cię dokładnie takim, jaki jesteś i lubię naszą relację w obecnym kształcie. Obiecasz mi to? — uśmiechnął się, puszczając w końcu twarz Iana.


effsie - 2018-09-17, 11:40

Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy odrzucać kogokolwiek przez to świństwo, które kotłowało się w jego głowie, totalnie. I już nawet nie dlatego, że ja miałem w mojej równie mocno najebane, po prostu… kurwa, tak samo jak Max mógł mieć złamaną rękę, tak samo mógł mieć chore coś innego, czy to coś w ogóle zmieniało? Ja pierdolę, spędziłem z Betą tak wiele czasu, z nim i z Tonym, mieliśmy to wszystko tak dobrze ułożone między nami, że nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że gdzieś tam, poza naszą bańką, ludzie mogli być takimi idiotami i traktować to inaczej.
A tu, przed sobą, miałem mojego małego blondasa, który niemal trząsł się z nerwów, przeze mnie. Poczułem się jak ostatni imbecyl, po tym, co mi powiedział i po tym, jak wyraźnie denerwował się moją reakcją. Gdy rozłączył nasze ręce i ułożył je na mojej twarzy, sam chwyciłem jego ramiona i potarłem je pokrzepiająco, z góry na dół.
I słuchałem.
I nie chciałem mu przerywać, kiedy mówił, ale było tak wiele rzeczy, które musiałem powiedzieć, że… ach, gryzłem się w język, starając się zapisać je wszystkie w myślach, żeby o niczym nie zapomnieć.
Poszedł z Sheryl. To dobrze.
Wstydził się? Mnie? Chyba tak.
Boże.
Max puścił moją twarz, ale ja wcale nie puściłem jego ramion, bo miałem jakiś cień wrażenia, że mój dotyk choć trochę go uspokaja.
Już się nie przejmuj tym wczorajszym, okej? — powiedziałem na samym początku, bo serio, nie było czym, no zasnął. Kurwa, mógł mi powiedzieć, ale najwyraźniej wstydził się za bardzo, żeby móc się do tego przyznać… ale okej, to za chwilę. — Byłeś u niego pierwszy raz, tak? Dobrze, że miałeś ze sobą Sheryl. Mam nadzieję, że potem zabrała cię gdzieś na lody. — Uśmiechnąłem się i potarłem jego ramiona kciukami. — Dostałeś leki i one pomogą ci unormować to wszystko, co ci tu siedzi — przełożyłem jedną rękę na jego głowę i potarłem delikatnie jego skroń — i dobrze, że zacząłeś je brać. Ale wiesz, że to nie wszystko, prawda? Musisz… musisz z kimś o tym porozmawiać i wiem, że pewnie rozmawiałeś z Sheryl, ale… ale musisz tak bardziej, z kimś, kto się na tym zna, wiesz? I wiem, że pewnie było ci strasznie trudno opowiedzieć o tym, co siedzi ci w głowie temu lekarzowi, ale dałeś radę, prawda? Nie musisz tego robić od razu, poczekamy, aż twój organizm przyzwyczai się do tych leków i potem możesz poszukać kogoś, z kim będziesz mógł o tym rozmawiać i kto ci pomoże, dobra? To naprawdę może tak działać.
Mówiłem cały czas spokojnie, trzymając go delikatnie, ale w moim głosie nie pobrzmiewał ani cień litości. Nie dlatego, że się o to starałem, po prostu, to nie było to, z czym mogłem tu walczyć, nie czułem żadnej litości ani pożałowania, po prostu ogromny niepokój o tego kolesia, który stał przede mną.
A, stety-niestety, miałem doświadczenie w tym, jak opinie czy nierozważnie rzucone słowa bliskich mogą wpływać na osoby zmagające się z takimi stanami.
Czy ja byłem mu bliski? Nie miałem pojęcia, absolutnie, ale zależało mi na tym zasranym blondasie i czułem ogromną potrzebę powiedzenia mu tego wszystkiego, co powinien usłyszeć.
Nie musisz się tego wstydzić, przede mną ani przed nikim. To nie jest twoja wina, nic złego nie zrobiłeś. To jest choroba, tak samo jak angina czy zapalenie gardła, a ty byłeś u lekarza i dostałeś leki. Niektórzy mają cukrzycę, a ty masz… chorą głowę. I to nie jest powód do wstydu, wiesz? Widziałeś kogoś, kto by się wstydził tego, że ma cukrzycę? — dodałem, uśmiechając się lekko. — Bardzo dobrze, że masz Sheryl, z którą możesz sobie o tym porozmawiać. I mi też możesz coś powiedzieć, jak będziesz chciał, wiesz? Ale nie dlatego, że ja czekam, aż mi wszystko wyjaśnisz, bo nic mi nie musisz wyjaśniać, tylko jeśli będziesz czuł, że sam nie dajesz sobie rady z tym, co tutaj siedzi. — Jeszcze raz pomasowałem jego skroń, cały czas patrząc się w te wielkie, piękne oczy. — Chociaż byłoby łatwiej, gdybyś mógł mi powiedzieć, jak coś będzie nie tak. Żebym ja wiedział, kiedy mam zerwać trochę mięty i posiedzieć z tobą, jak będziesz ją pił. — Nie byłem idiotą, to, wtedy, tam, to na pewno był jeden z jego ataków i czułem jak ściska mnie w żołądku, gdy myślałem o tym, że sam byłem jego powodem, ale to był już mój problem, a nie coś, czym miałbym teraz jeszcze obarczać Maxa. — Możemy też zrobić sobie cupping, żeby zobaczyć, może wolisz inne zioła — dodałem jeszcze, pół żartem, pół serio.
Beta na przykład najbardziej lubił szałwię.
Nachyliłem się i, odgarniając uprzednio jego grzywkę, pocałowałem go w czoło.


Gazelle - 2018-09-17, 14:03

Doszło do tego, że to Maxowi zaczęło zależeć na tym, żeby uspokoić zmartwionego Iana, który przejął się aż za bardzo kondycją psychiczną Maxa. I co by było, jakby rzeczywiście powiedział mu coś więcej? Teraz już nie był taki pewien, czy zareagowałby właśnie tak, jak wcześniej przewidywał, czy może jednak poszedłby w inną skrajność. Tak czy owak, nie chciał tego tymczasowo sprawdzać. Bał się. To, co do niego powiedział...to była całkowita prawda. Nie chciał żeby ta wiadomość zmieniała cokolwiek między nimi. Nie chciał, żeby Ian czuł się do czegoś zobligowany, żeby zaczął uważać na słowa i zachowania...bo to mogło przysporzyć ich relacji takiej irytującej sztuczności.
Ale...był autentycznie poruszony słowami swojego chłopaka. On...naprawdę się nim przejmował. I to jak! Żaden gest, żadne wyznanie nie miało aż tak silnej mocy niż to, co właśnie zaprezentował przed nim Ian. Ich związek oficjalnie trwał ledwie dwie doby, a już wydawał się być niezwykle silny, trwały i nie do ruszenia.
Czy kochał Iana? Nie miał pojęcia. Nie wiedział jak to jest kogoś kochać. Wydawało mu się, że kochał szczerze Jareda, ale czy na pewno? Tamten facet nie dawał mu nawet ułamka tak intensywnych emocji, jak Ian.
Na pewno Ian był mu bliski. W tym momencie wręcz najbliższy, w końcu był tak naprawdę jedyną osobą, z którą uważał że mógłby zostać sam na Ziemi. I to chyba liczyło się najbardziej. Uczucia, które po prostu były, i nie musiały być oblepione etykietkami.
Ta sytuacja na pewno podniosła intensywność tych uczuć.
Ufam ci, Ian. I chciałbym ci powiedzieć coś więcej o tym, co mnie dręczy...ale nie jestem gotowy. Boję się, wiesz? Boję się, że się przestraszysz, że się ode mnie odsuniesz, a to ostatnia rzecz jakiej bym kiedykolwiek chciał. Pewnie pomyślisz sobie że jestem głupiutki, albo że się faktycznie za mocno wkręciłem...ale zależy mi na tobie i nie chcę popsuć tego, co jest między nami. I zanim mi się tutaj wtrącisz – jestem całkowicie świadomy tego, że dla ciebie to nowa sytuacja, i że masz swój pogląd i swoje warunki dotyczące naszego związku. Nie będę cię do niczego zmuszał, na nic naciskał. Tak jest dobrze. Naprawdę. Czuję się przy tobie dobrze, i te wszystkie wyobrażenia dotyczące związków które tam wcześniej miałem tracą sens. Dlatego chcę o to dbać. I...chcę też dbać o ciebie, Ian. Nie zamierzam doprowadzić do tego, żebyś czuł się przeciążony. I, jeżeli będziesz mieć kiedykolwiek taką potrzebę, to cię wysłucham, okej? Jeżeli chcesz mnie wspierać, to to musi działać w obie strony — uśmiechnął się i pogładził delikatnie policzek Iana. — A co do tego, co mówiłeś wcześniej...zapisałem się na terapię, jeżeli o to ci chodziło. Ten lekarz jest także psychoterapeutą, także przynajmniej nie będę musiał jeszcze raz wszystkiego opowiadać. Całkiem wygodna sprawa. Ale, wiesz, twoja obecność również mi mocno pomaga. Nie wiem, czy pokazałem ci odpowiednio jak bardzo ważne dla mnie było to, że wtedy...no, wiesz kiedy, że wtedy mnie nie zostawiłeś, że zrobiłeś mi kolację, zaparzyłeś miętę i czekałeś aż usnę. Wiem, że czasami nazywam cię egoistycznym dupkiem i tak dalej, ale to była najmniej egoistyczna rzecz jaką można było zrobić — wyznał, i tym razem to on pocałował Iana. Ale w usta, smakując ten cudowny, ianowy smak.
Zrobiło się poważnie, hm? — zaśmiał się lekko na rozluźnienie atmosfery. — Chyba przydadzą nam się te ziółka.


effsie - 2018-09-17, 14:26

Nie skomentowałem w żaden słów tych jego słów o dbaniu o mnie, bo on chyba naprawdę nie myślał, że to ja miałem sobie z czymś nie radzić? Naprawdę, rozkładał mnie na łopatki, wszystkimi swoimi słowami, ten mały gnojek.
To dobrze — wtrąciłem cicho na ten fragment z terapeutą. Co do tego wcześniejszego… nie do końca wiedziałem, jak się z tym czuć, z tym, że Max bał się mi coś powiedzieć, ale zignorowałem na razie to uczucie ucisku w żołądku, bo ważniejsze niż moje odczucia w związku z tym było to, co musiał ode mnie usłyszeć. — Nie musisz mi nic mówić, jak nie chcesz. — Był strasznie głupiutki, jeśli myślał, że cokolwiek by to zmieniło, ale nieważne. — Ważne, że możesz o tym powiedzieć Sheryl czy swojemu lekarzowi — powiedziałem, uśmiechając się lekko. No cóż, Ian, nie zawsze ty będziesz pierwszym wyborem ludzi, którzy mają coś poprzestawiane w głowie i musisz z tym żyć. Może Beta lubi z tobą o tym rozmawiać, może chce, ale nie ze wszystkimi jesteś na tyle blisko, zwłaszcza z kolesiem, którego tak naprawdę znasz od półtorej miesiąca. To w sumie nawet nie zaskakujące. — Maxie, ja jestem egoistycznym dupkiem i dobrze o tym wiem, dlatego nie musisz mi nic pokazywać. — Ścisnąłem mu żartobliwie nos. Nigdy w życiu nie oczekiwałem żadnych podziękowań za podobne rzeczy, nie robiłem ich w takim celu i to nie miałoby najmniejszego, najmniejszego sensu. — Ale jak tylko będziesz potrzebował to zaparzę ci jakie będziesz chciał ziółka.
Pocałowałem go jeszcze raz, powoli, całkowicie niespiesznie, smakując tych cudownych usteczek i przytrzymałem go, gdy chciał się odsunąć. Objąłem go ciasno ramionami, na chwilę chcąc zatrzymać go w tym uścisku, w którym chyba potrafiłem wyrazić więcej, niż tymi wszystkimi prostymi słowami, które padały z moim ust.
Nigdy nie byłem najlepszym mówcą.
Maxie, dziś nie będziemy cię dziarać — powiedziałem po chwili, gdy już trochę ochłonąłem. Nie wyobrażałem sobie tego teraz, byłem… może nie roztrzęsiony, ale na pewno wytrącony z równowagi i nie potrafiłbym się na tym skupić, nie tak, jak sam chciałem. — I nie dlatego, że zmieniłem zdanie po tym, co mi powiedziałeś, wciąż chcę ci zrobić ten tatuaż, bardzo — dodałem szybko, zanim zdążył coś powiedzieć. — Po prostu, byłem dzisiaj zły przez to, jak wczoraj mi zasnąłeś i nie zakładałem, że dzisiaj to będziemy robić. Wypiłem piwo, nie chcę cię tak dziarać — skłamałem gładko i wskazałem na starą, opróżnioną kilka dni temu butelkę po piwie. To nie tak, że miałem coś przed nim do ukrycia, po prostu nie chciałem, żeby jeszcze się ewentualnie zadręczał tym, że tak się tym przejąłem, a ta sytuacja nie była na tyle ważna, by nie móc się poratować tym drobnym oszustwem. — Poza tym, jeszcze byś mi zasnął w trakcie, a nie mam zamiaru targać cię stąd do domu — dodałem, szczerząc się głupio, żeby wiedział, że wszystko jest w porządku. — Zrobimy tę dziarę jak wrócisz z San Jose, dobra? A dzisiaj wrócimy na chatę i włączymy tę bajkę, i przy niej będziesz mógł sobie spokojnie zasnąć. Ale wcześniej ojebiemy ten obiad, który przyniosłeś, bo zdycham z głodu — paplałem, sięgając po papierową torebkę z żarciem, którą wcześniej odłożyłem na stolik. Trochę bardziej udawałem swobodnego, niż naprawdę byłem, ale nie wychodziło mi to wcale źle. — Jadłeś coś dzisiaj?
— Hmm… trochę hummusu…
Podniosłem na niego nieco karcące spojrzenie i chwilowo straciłem zainteresowanie żarciem.
No, nie do końca.
Max, bierzesz te prochy, a to jest sama chemia, więc musisz poza nią coś wrzucić do tego żołądka. I jakkolwiek szalenie doceniam kanapkę z mięsem i mięsem, którą mi przyniosłeś, to mocno wątpię, żebyś miał ją zjeść, hm? — Spojrzałem na niego z góry. — No właśnie. Więc, kanapkę zabieramy, zjem ją sobie jutro na śniadanie, a teraz idziemy gdzieś na kolację. I mam w dupie to, że nie jesteś głodny — zastrzegłem od razu. — Zeżresz coś, chociażbyś miał się mi zesrać. No, już, w tył zwrot, spadamy stąd — ponagliłem go, chwytając w jedną rękę torebkę z żarciem, a w drugą deskę. No trudno, ponoszę ją sobie dziś, jakoś to chyba przeżyję.


Gazelle - 2018-09-17, 16:05

Nie chciał nic ukrywać przed Ianem, naprawdę. Chciałby móc się z nim wszystkim podzielić, otworzyć się całkowicie emocjonalnie i oddać mu swoją duszę. I cholernie bolało go to, że zwyczajnie nie mógł. Ten strach go zwyczajnie paraliżował, chociaż wewnętrznie wyrywał się do tego, żeby wylać z siebie całą gorycz, zagubienie i te wszystkie uczucia które zjadały go od środka.
Ian jak najbardziej udowodnił, że można mu ufać, więc to wcale nie to było problemem. Ale obawiał się, że mógł wyhodować w nim właśnie takie przekonanie. Nie mógł jednak nic z tym zrobić.
Nie jesteś — wtrącił się, patrząc na niego poważnym wzrokiem. — Naprawdę, nie jesteś tak egoistyczny, za jakiego się uważasz. Czasami się tak może zachowujesz, ale koniec końców masz serce na swoim miejscu.
To pewnie zabrzmiało cholernie tandetnie, no ale taka była prawda, bez wątpienia.
W ramionach Iana czuł się ciepło...i bezpiecznie. Jakby wszystkie troski z niego zeszły. Dopóki miał go przy sobie...tak blisko siebie...wszystko było idealne.
Był nieco rozczarowany tym, że Ian chciał przełożyć termin jego tatuażu, ale doskonale go rozumiał. Max też nie bardzo był w formie, zwłaszcza po tej rozmowie. Więc westchnął cicho i skinął głową, wyrażając w ten prosty sposób swoją zgodę.
Przewrócił oczami, gdy Ian znowu próbował wmusić w niego posiłek. I kto tutaj był tym matkującym? Max naprawdę nie miał ochoty na jedzenie, chociaż Ian bez wątpienia miał rację w tym, że powinien zapełnić żołądek czymś innym poza lekami.
Dobra, niech ci będzie, mamo — wymamrotał, wychodząc przed Ianem z budynku. Zaczekał, aż Ian zamknie dobrze drzwi do lokalu i w ciszy ruszyli przed siebie. Była to, o dziwo, całkiem komfortowa cisza. Każdy z nich miał swoje do przemyślenia. Max nie mógł czytać w myślach Iana, ale domyślał się o czym mógł akurat myśleć, nie potrzeba było przecież do tego Sherlocka. Jego myśli także krążyły wokół tej sytuacji sprzed kilku chwil. Dobrze zrobił, mówiąc o tym Ianowi. Ale czuł się także źle z tym, że nadal tak wiele przed nim ukrywał. Zastanawiał się także, ile Ian ukrywał przed nim. Nie był osobą, która była wylewna w okazywaniu emocji, i która była gotowa na dzielenie się swoimi słabościami, ale Max uważał że chyba udało mu się chociaż trochę przebić tę skorupkę, pod którą się krył. Albo, uciekając do innej metafory, wspinał się po jego statku, aby w końcu dołączyć do niego na burcie. Musiał po prostu dalej robić swoje, starać się o coraz większe zaufanie Iana. Był zmotywowany, i naprawdę gotów na ten wysiłek.
— Pizza?
Ech? — obrócił głowę, aby spojrzeć na twarz Iana. — Um, tak, pewnie, czemu nie — mruknął, wychodząc na chwilę z zamyślenia. Pizza przynajmniej była podzielona na kawałeczki. Może jak zje tylko jeden z nich to Ian mu odpuści, a tyle byłby w stanie w siebie wcisnąć.
Weszli do lokalu, który był praktycznie pusty, tylko jeden stolik był okupowany przez głośnych studentów. Spojrzał na roześmianą paczkę z pełną nostalgią w oczach, podczas gdy Ian zwinął menu z lady.


effsie - 2018-09-17, 18:02

Lubisz pieczarki?
— Ee… Tak, spoko.
I nie możesz pić alkoholu, nie? Wezmę ci wodę — powiedziałem i podszedłem do lady, gdzie uśmiechnięta dziewczyna przyjęła moje zamówienie. Nie było szczególnie skomplikowane, ot, Margheritta z pieczarkami, jedno piwo i woda z cytryną, podyskutowałem z nią chwilę o lokalnych browarach i wróciłem do Maxa z butelką mineralnej i złotego napoju.
Naprawdę miałem ochotę na piwo.
To nie tak, że ta informacja zmieniała wszystko i w ogóle obracała te sprawy pomiędzy nami o sto osiemdziesiąt stopni, nie, bez przesady. Kiedy mówiłem Maxowi, że to choroba to naprawdę miałem to na myśli i, co więcej, mocno w to wierzyłem, bo przecież nie miałem podstaw do tego, by traktować to inaczej. To… to nic nie znaczyło i doskonale wiedziałem o tym, że gdybym próbował choć trochę zmienić swoje nastawienie względem tego mojego blondasa, zrazu odebrałby to jeszcze gorzej, wcale nie jako coś miłego. Musiałem tylko… na razie, przynajmniej dopóki jego organizm nie przyzwyczai się do leków, wziąć na to lekką poprawkę.
Usiadłem naprzeciwko niego i pociągnąłem zdrowego łyka, a potem jeszcze poruszyłem jeden temat, który wpadł mi do głowy, gdy tutaj szliśmy.
Dostałeś od tego lekarza zwolnienie, nie? Jak nie chcesz go, wiesz, pokazywać w pracy to mogę dać ci namiary na spoko kolesia, który wypisze ci L4 na kaszel. — Puściłem mu oczko i dopiero wtedy złapałem jego spojrzenie, w którym coś mi nie pasowało. — Hej, co jest? — spytałem, automatycznie marszcząc brwi i nachyliłem się lekko nad stołem.


Gazelle - 2018-09-17, 18:34

Podążał wzrokiem za sylwetką Iana, będąc cały czas zatopionym w myślach. Trochę bał się tej troskliwości, którą ten zaczął objawiać. To było miłe uczucie. Aż zbyt miłe. Co stawało się niebezpieczne. Dlaczego? Ano dlatego, że widząc tę stronę Iana jeszcze mocniej wpadał w ten dół, zwany obsesją.
Właściwie to już i tak było za późno. Był stracony.
Chciałby stać się jednością z Ianem. W takim czystym, metafizycznym znaczeniu jego słowa. Chciałby móc zajrzeć w głąb jego duszy.
Jednak...na wszystko był czas, a Max nie chciał ryzykować, że odstraszy Iana, jeżeli będzie zbyt nachalnie wcinał się w jego prywatność. Miał nadzieję, że mężczyzna mu zaufa i będzie szukał w Maxie wsparcia, tak jak Max wspierał się Ianem.
Boże, jak on mógł w ogóle żyć bez Iana? Co to było za życie? Może i był zdrowszy psychicznie (a może nie, tylko udawał zdrowego?), ale ta egzystencja była tak miałka, pozbawiona smaku i kolorów, że nic dziwnego że w końcu zwariował.
Był pełen ambiwalentnych uczuć. Nawet lekarz wspominał o sprzecznościach. Miał w sobie tyleż lęku, ile odwagi. Tyleż zmęczenia, ile pasji. Tyleż radości, ile smutku.
Zarazem mętlik w głowie, i pustka. Jakby samotnie przemierzał niekończący się, szeroki i długi labirynt.
Tylko, co znajdowało się na końcu?
Objął obiema rękoma szklankę z wodą i nachylił się, aby się z niej napić nie musząc unosić jej do góry. Spojrzał tępo na Iana, kiedy ten się odezwał.
Ach, tak, tak, praca. Włącznie z poprzednim zwolnieniem, będzie mieć razem trzy tygodnie urlopu zdrowotnego. Czuł się trochę źle z tym, że z takiego powodu unikał pracy i siedział w domu, po prostu bezczelnie się leniąc, ale przecież i tak w takim stanie się zupełnie nie nadawał do pisania czegokolwiek.
Tak, mam zwolnienie na dwa tygodnie...poprzedni tydzień też nie chodziłem do pracy — przyznał. — I dzięki, ale złożyłem już to zwolnienie. Nie jestem jedyną osobą w reakcji z problemami psychicznymi — stwierdził, w myślach od razu przywołując sobie Adila. Biedak, jego próba samobójcza była kompletnym zaskoczeniem i wywołała potężne zatrzęsienie w jego dziale, po tym jak ktoś okazał się mieć zbyt długi język i wypaplał powód nieobecności w pracy ich kolegi. Współpracownicy zachowywali się jednak bardzo dojrzale, nie robiąc z tego taniej sensacji (mimo bycia komercyjnymi dziennikarzami).
Ech? A, nic takiego... — Ian zacisnął wargi i wyglądał na nieco zniechęconego, więc Max postanowił powiedzieć jednak coś więcej: — Po prostu, zamyśliłem się. O tym wszystkim — rozłożył ramiona, jakby chciał objąć nimi „to wszystko”. — Ian... — zawahał się na moment — dlaczego tak zareagowałeś? W sensie...um, zachowałeś się tak jakbyś doskonale wiedział czego potrzebuję, wiesz? Może to kwestia tego, że, nie wiem, po prostu wiedziałeś i tyle, albo na tyle łatwo ze mnie to wyczytać i może sobie coś wmawiam, ale...jeżeli ty też masz jakieś problemy, to...to możesz się nimi ze mną podzielić. To znaczy, no, eee, no nie musisz. Byłbym hipokrytą, gdybym wymagał od ciebie jakiejś spowiedzi — spojrzał na niego troskliwie, sięgając po dłoń leżącą na stole.


effsie - 2018-09-17, 18:59

Poprzedni tydzień też?
Ech, byłem totalnie ślepy, durny idiota. Zapatrzony w niego jak w obrazek, absolutnie nie widziałem, że coś było nie tak… chociaż przecież wiedziałem, że to nie zawsze musi jakkolwiek wyglądać, że można uśmiechać się do ludzi, a w środku przeżywać najgorsze chwile.
Boże, jak dobrze, że poszedł do tego lekarza.
Naprawdę, naprawdę cię cieszyłem.
Może powinienem podziękować jakoś tej całej Sheryl? Skoro Max powiedział, że to ona go na to namówiła… to będzie strasznie dziwne, ale poczułem jakąś potrzebę, by to zrobić; muszę o tym pamiętać, gdy wrócimy do domu.
Słysząc pytanie Maxa na początku trochę zdębiałem, bo… no tego to nie grali. Ale dopiero potem usłyszałem jego wątpliwości i uśmiechnąłem się.
Potarłem jego dłoń kciukiem ale zabrałem ją, bo może teraz ze sobą chodziliśmy i te sprawy, ale siedzenie i trzymanie się za ręce to zdecydowanie nadal nie są moje klimaty.
Nie mam żadnych problemów — odparłem luźno, łapiąc w tę samą rękę butelkę piwa. — Znaczy, no, pewnie jakieś mam, ale nie w tym sensie, o który pytasz. W ogóle, wiesz, nie spodziewałem się, że będziesz mi wytykał, że zachowuję się za odpowiednio — dodałem, szczerząc się do niego przez chwilę, zanim odparłem już nieco poważniej: — Nie jesteś pierwszą osobą, którą znam, która ma jakieś problemy, wiesz? Beta choruje na depresję. Teraz jest już w miarę okej, ale nie zawsze było.
To nie tak, że miałem zamiar teraz opowiadać Maxowi o jego, Bety, przeżyciach, ale ta choroba nie była niczym, czego mój przyjaciel się wstydził i wiedziałem, że nie będzie miał mi tego za złe.
W końcu to tylko choroba.


Gazelle - 2018-09-17, 19:48

Spojrzał w bok, lekko zawstydzony gdy Ian wycofał swoją dłoń. No, tak, na za dużo już sobie pozwalał. Musiał się trzymać w ryzach, w końcu Ian wyraźnie dał mu do zrozumienia że nie przepada za takimi gestami. Wprawdzie wtedy w studio wprowadził Maxa w swego rodzaju iluzję, ze swoim czułym dotykiem i spojrzeniem, ale najwyraźniej czar zaczął znikać.
Nie wyrzucam ci tego. Ale zaskoczyło mnie to. I to nie dlatego, że, nie wiem, miałem jakąś kiepską wizję o tobie czy coś, w przypadku każdego byłbym równie zaskoczony — wyjaśnił, starając się użyć takich słów, żeby nie doprowadzić do kolejnego nieporozumienia.
Zdziwił się szczerze, słysząc o depresji Bety. Nie wyglądał...no, ale wiedział że myślenie w taki sposób nie miało sensu. Sam wprawdzie nie miał depresji, ale też miał tę świadomość, że osoba z depresją wcale nie musiała być obrazem żałości i smutku dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zwłaszcza, że według Iana było już w miarę okej. Mimo iż znał Betę tak właściwie bardzo krótko, to naprawdę cieszył się z tego, że wychodził z tej paskudnej choroby.
Przykro mi... — wyszeptał. — Musiał się z tym okropnie męczyć. Wiesz, nie do końca wiem jak to jest mieć depresję, mam właściwie...mgliste pojęcie. Ale to brzmi jak coś paskudnego i...ech, dobrze że jest lepiej. I...cieszę się, że ma w tobie wsparcie.


effsie - 2018-09-17, 20:39

Widziałem ten wzrok, którym uciekł w bok, gdy zabrałem rękę, ale pomimo tego wszystkiego, co tu się wydarzyło w ciągu ostatnich minut, nie miałem zamiaru postępować inaczej. I już nawet nie dlatego, że Max mnie o to prosił, ale sam nie chciałem działać wbrew sobie, to by było bardzo, bardzo słabe. Miałem mgliste pojęcie o tym, co powinienem, a czego nie, ale tak długo, jak nie miało to wywracać wszystkiego do góry nogami, nie zamierzałem zmuszać się do czegokolwiek.
A, serio, trzymanie się za ręce było dla mnie mocno, mocno nie teges.
Ty też masz — powiedziałem, uśmiechając się, po czym pacnąłem go palcem wskazującym w nos i nachyliłem się, żeby krótko pocałować.
A jak się od niego odsunąłem to przyszło mi do głowy jeszcze kilka pytań.
Kiedy wracasz z San Jose? Powiedziałeś w ogóle rodzicom, czy oni też dowiedzą się, jak wylądujesz nosem w indyku? Hej, co ty w ogóle jesz podczas Święta Dziękczynienia? — Zrobiłem głupią minę, bo, halo, co on w ogóle wtedy jadł? Sos żurawinowy? I z całej tej afery lecieć na drugi koniec Stanów? Trochę przesada! — Co dzisiaj robiłeś? W ogóle… — przypomniałem sobie. — Sorry, że cię tak zostawiłem, byłem trochę wkurwiony. No ale jestem ciekawy, co ty byś zrobił, gdybym uciął sobie komara podczas obrabiania mi pały — palnąłem, szczerząc się jak debil.


Gazelle - 2018-09-17, 21:19

Uśmiechnął się nieśmiało. Nie wiedział, czym sobie zasłużył na to wsparcie Iana, ale był ogromnie wdzięczny.
Dziękuję — wyszeptał.
Wciąż jeszcze musiał uczyć się Iana, ale nigdy, ale to przenigdy nie był tak zafascynowany żadnym innym przedmiotem studiów.
Ech — westchnął z rezygnacją, gdy został poruszony temat jego pobytu w San Jose — chciałem wrócić już w piątek, ale gdy tylko mama ze mnie wydusiła tę informację zdenerwowała się i musiałem przebookować lot na sobotę. Powinienem być gdzieś pod wieczór — mruknął z wyraźnym niezadowoleniem. Czasami jego mama potrafiła być naprawdę przerażająca, więc zgodził się na jej warunki tylko dla świętego spokoju. No i też dobrze potrafiła poruszyć jego emocjami i wywołać wyrzuty sumienia.
Tylko za cholerę nie wiedział jak wytrzyma tyle dni bez Iana.
Nie ma mowy, żebym im powiedział — powiedział stanowczo. — Gdyby się dowiedzieli, że cokolwiek jest nie tak, to by mnie chyba siłą zaciągnęli z powrotem do domu. Także, no, to absolutnie nie wchodzi w grę. Coś wymyślę, zawsze mogę zrzucić swój stan na zmęczenie po locie, a myślę że w końcu te dolegliwości zaczną powoli ustępować. A jem po prostu podróbę indyka z tofu jako główne danie. Nie jestem zazwyczaj jedynym wegetarianinem przy stole, jest jeszcze siostra ojca — którą dziwnie było nazywać ciotką, bo była ledwie cztery lata starsza od Maxa — no i ciotka Lucy, taka hipisówa w średnim wieku która ma imię po piosence Beatlesów. No a placek dyniowy jest już totalnie wege, podobnie jak większość dań na naszym stole. Także spoko, z głodu nie umrę. A co do kolacji...obiecaj mi, proszę, że nie zamordujesz dziewczyny Tony'ego. Wolałabym nie odwiedzać cię w pierdlu, kiedy już wrócę — roześmiał się lekko. Przecież wiedział że Ian nie posunąłby się do niczego więcej niż zwykłych złośliwości, jak ten numer z tureckim jedzeniem. No, ale zdołał się zorientować że ta dziewczyna wyraźnie zalazła mu za skórę. Miał nadzieję, że ani Tony, ani Beta nie będą w przyszłości mieć do niego takiego samego stosunku jak Ian do tej Natalie.
W porządku, rozumiem. Pewnie też byłbym urażony — przyznał. Chociaż czy zrobiłby aż taką aferę z tego powodu?
...niestety, istniało duże prawdopodobieństwo, że tak. Musiał to uczciwie przed sobą przyznać, że wcale nie był lepszy od Iana.
Co robiłem, hm...szczerze? Nawet nie do końca pamiętam. Cały ten dzień mi się tak paskudnie zlewa, dopiero gdy cię zobaczyłem trochę się otrzeźwiłem. I teraz w sumie czuję się nieźle. A co tam w pracy? Na pewno masz ciekawsze rzeczy do opowiedzenia niż ja! Co dzisiaj dziarałeś? — spytał, a w tym momencie podeszła do nich kelnerka z pizzą i sztućcami. Skinął głową w podziękowaniu i uśmiechnął się, ale ten uśmiech szybko zbladł, gdy zauważył jak laska szczerzy się do jego chłopaka. Co za tupet!
Zgromił ją wzrokiem, gdy odchodziła, wciąż zerkając na Iana. Nie, zerkając to złe określenie. Ona pożerała go wzrokiem. I gdyby Max nie był taki zdębiały, to pewnie by jej powiedział parę niemiłych słów o nieprofesjonalnym zachowaniu w pracy. I o tym, żeby odpieprzyła się od jego faceta.
Ian, a tobie jakie kobiety się właściwie podobają? — spytał, i od razu pożałował tego pytania. Nie bez powodu unikał tego tematu. A teraz sam sobie kopał dół, świetnie, świetnie. Ale jak zwykle musiał coś palnąć zanim w ogóle pomyślał. Miał tylko nadzieję, że nie powie że cycate blondynki w stroju kelnerki, bo chyba by wyszedł z siebie i stanął obok.


effsie - 2018-09-17, 22:00

Słuchałem tej krótkiej pseudo opowieści o rodzinie Maxa, wyławiając z niej jakieś poszczególne fragmenty. Właściwie nic o tym nie wiedziałem, w sensie, może powinienem pamiętać coś ze studiów, ale niestety, chyba to nigdy nie było dla mnie szczególnie istotne. Wydaje mi się, że kiedyś go odwiedzili u nas w San Fran, ale szczerze mówiąc, równie dobrze mogło mi się to przyśnić.
Kiwnąłem lekko głową na tę informację o powrotnym locie, no, moja mama pewnie też by nie chciała, bym zostawał u niej tak krótko, zresztą, sam chciałbym spędzić z nią jak najwięcej czasu. Obydwoje byliśmy mocno słabi w utrzymywaniu kontaktu przez Internet, nie szło nam to za bardzo, ale mocno nadrabialiśmy, kiedy w końcu mogliśmy się spotkać; upijaliśmy się wtedy winem, które sama robiła i spalaliśmy razem trochę marihuany, tak dla lepszego nastroju. Byliśmy zawsze sami, nie miałem żadnego rodzeństwa, rodzice mamy już nie żyli, a jej brat, wuj, dawno temu wypisał się z regularnego życia i od lat żył gdzieś w Azji – nie pamiętam, kiedy widziałem go ostatni raz, choć mama wysyłała mi ich wspólne zdjęcia z tych wakacji. W każdym razie, słuchałem tych wzmianek o rodzinie Maxa i starałem się załapać jakikolwiek klimat, ale było naprawdę ciężko. Zamiast tego więc spytałem:
Ty nie masz żadnego rodzeństwa, nie? — Przechyliłem głowę. W sumie, nie pamiętam by o kimś wspominał, ale to naprawdę nic nie znaczyło. — A co do tej mendy, chętnie złożyłbym ci słowo, ale nie chcę go łamać. Szmaciura owinęła sobie tego pantofla wokół małego palca i teraz myśli, że ze mną i Betą zrobi to samo. Ni chuja, my się nie damy — stwierdziłem butnie, upijając trochę piwa.
Najwyżej ukręcimy jej ten blond łeb.
Mmm, Maxie, bo jeszcze sobie pomyślę, że jestem twoim lekarstwem — palnąłem głupio, szczerząc się do niego i miałem mu już zacząć opowiadać o tym, jak dzisiaj padł mi na chwilę prąd w studiu i miałem małe zamieszanie, ale podeszła do nas kelnerka z pizzą.
Całkiem niezłe mają tu tempo!
Podziękowałem jej i właściwie to zachowałem się jak niewychowany debil, niemal rzucając się na tę pizzę, no ale co, byłem serio głodny. Maxie coś tam zwlekał, ale spokojnie, jeszcze go przypilnuję, żeby zjadł, już przełknąłem pierwszego gryza, kiedy ten wypalił z tym pytaniem niewiadomo skąd.
Hę? — mruknąłem niewyraźnie, wciąż mieląc w gębie ser, który parzył mi podniebienie. — Yyy… Różne. W sensie, no na przykład kolor włosów nie ma wielkiego znaczenia. Nie mogą być grube, ale lubię i takie chude, wiesz, tak bardzo, ale też takie z pełną piersią i tyłkiem. No i ubiór ma duże znaczenie, raczej nie lubię takich wiesz, białogłowych, no i generalnie fajnie, jak dobrze wygląda. Ale nie umiem tak do końca opisać, wolę tak bardziej powiedzieć, jak mi jakąś wskażesz i się spytasz. A co? W ogóle, jedz. — Skinąłem zachęcająco głową i sam wgryzłem się w pizzę.


Gazelle - 2018-09-17, 22:41

Właściwie, to Max prawie nic nie wiedział o rodzinnej sytuacji Iana. Domyślał się tylko, że był związany z matką, bo to do niej zazwyczaj dzwonił gdy byli na studiach. Ale reszta rodziny? Totalnie nic. I to było trochę dziwne, w końcu skoro byli oficjalnie parą to fajnie byłoby się dowiedzieć więcej o rodzinie swojego faceta, nie? Chyba, że to był wrażliwy temat dla Iana.
Yup, jestem wychuchanym jedynakiem — stwierdził gorzko. — A ty? A w ogóle...często wyjeżdżasz do rodziny? — spytał z zaciekawieniem, podpierając podbródek i patrząc z tej pozycji uważnie na Iana. — Tęsknisz za Australią?
Chociaż, gdyby mocno tęsknił za swoim krajem, to czy po tylu latach nadal by siedział w Stanach? Może to pytanie było głupie...
A co jeżeli powiem, że jesteś? — wyszczerzył się do niego. No, bo Ian miał na niego dobry wpływ. Dobry i zły zarazem, ale o tym drugim w ogóle w tym momencie nie myślał. Zresztą, Ian źle działał na niego głownie dopiero wtedy, gdy nie był blisko niego.
Patrzył na znajdujący się przed nim placek i sięgnął w końcu sceptycznie po pierwszy kawałek pizzy. Było to miłe, że zatwardziały mięsożerca Ian Monaghan był w stanie zjeść pizzę w wersji wegetariańskiej ze względu na niego. Wziął niewielki gryz i zaczął powoli przeżuwać. To, co go nie opuszczało przez cały dzień, to mdłości. Na szczęście nie wymiotował, ale musiał uważać.
No, ale prawie się porzygał słuchając opisu kobiet, które były w typie Iana. Właściwie to nawet nie był konkretny opis konkretnego typu, i to było chyba nawet gorsze. Niby był teraz w związku z Maxem i w ogóle, ale zawsze pozostawał ten cień niepewności, nie? A co jeżeli stwierdzi, że brakuje mu kobiecego ciała. No...to zabrzmiało trochę bifobicznie. Ale, w końcu chyba Ian częściej miał do czynienia z kobietami?
Okej, w takim razie co sądzisz o tej kelnerce, która nas właśnie obsłużyła? — dopytał, co było wyraźną oznaką tego że Max nie uczył się na własnych błędach. Odłożył niedokończony kawałek pizzy i spojrzał wyczekująco na Iana. W tym momencie nawet nie miał ochoty udawać że nie był zazdrosny.


effsie - 2018-09-17, 23:27

Ej, ja też jestem jedynakiem. To znaczy, że jestem wychuchany? — oburzyłem się nieco na żarty, przytrzymując kawałek pizzy przed ustami. — Do mamy — poprawiłem go wesoło, bo moja rodzina ograniczała się tylko do mamy, no bo przecież nie liczę wuja. — I nie, nie często… Teraz zobaczę się z nią na święta, a wcześniej ona była tu u mnie. Zrobiłem jej wtedy dziarę, wiesz? — przypomniałem sobie i uśmiechnąłem się na samo wspomnienie. — Hmm… chyba trochę tak, ale nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym nigdy. Znaczy, chyba chciałbym tam trochę pomieszkać, teraz, znaczy po LA, znaczy, kurwa, zamotałem się. Bo, hm, nie przepadam szczególnie za Nowym Jorkiem. Jest okej, ale jak ogarnę kilka spraw to chciałbym wynieść się na trochę do Kalifornii, tam mi się jednak bardziej podobało. A potem chciałbym pomieszkać trochę w Australii, no bo tak naprawdę nie mieszkałem tam od prawie dziesięciu lat i mogę mieć teraz totalnie inne wrażenie. I dopiero wtedy chciałbym spierdolić gdzieś indziej, ale jeszcze nie wiem gdzie. Nigdy nie byłem nigdzie poza Australią i Ameryką Północną. Właściwie nigdy nie byłem nigdzie poza Australią, Stanami, Kanadą i Meksykiem — westchnąłem. To brzmiało dla mnie trochę słabo, bo miałem kiedyś wielki plan odkrywać świat, a jak na razie chuja z tego wychodziło, jak widać. — A nawet te trzy ostatnie są o chuja rozbić, skoro tak mało tam widziałem. Ale to się zmieni, jak zrobimy naszego tripa. — Puściłem mu oczko, bo to była rzecz, na którą naprawdę się najarałem i byłem gotowy to planować tak na poważnie.
No dobra, tak naprawdę to lepiej niech to zaplanują Tony z blondasem, a my z Betą ogarniemy, co nam powiedzą, że trzeba ogarnąć.
Wtedy zasugeruję, że mój pomysł z biznesem opierającym się na fiolkach z moją sperma wcale nie był taki głupi — palnąłem, wciskając do mordy kolejny kawał pizzy.
I uważnie patrzyłem, co jadł Max, ale najwyraźniej chciał mnie zdenerwować, ech, ten mój głupek. Jego pytanie sprawiło, że odłożyłem nadgryziony kawałek pizzy i nieco zamrugałem.
Ech?
Odwróciłem głowę żeby spojrzeć jeszcze raz na kelnerkę – złapałem jej spojrzenie i uśmiechnąłem się nieznacznie, a potem wróciłem wzrokiem do Maxa.
Sądzę, że jest ładna — odpowiedziałem, bo nie widziałem sensu w tym, by go okłamywać czy cokolwiek, laska naprawdę była niczego sobie, a potem złapałem jego kawałek pizzy i podetknąłem mu aż pod same oczy. — Czy mam ci to wcisnąć do gardła? — spytałem. — I co to w ogóle za mina? Ameryki nie odkryłeś, tak, podobają mi się niektórzy ludzie. Pewnie więcej ludzi, niż tobie, skoro ciebie nie kręcą laski, ale co z tego? Zjesz ten kawałek pizzy?


Gazelle - 2018-09-18, 00:07

Nie, wcale nie implikowałem że bycie jedynakiem musi się z tym wiązać, w moim przypadku tak wyszło — wzruszył ramionami, nie wchodząc w szczegóły. Bo po co miał opowiadać o tym niepytany i nudzić Iana?
Swoją drogą, jakoś nie zdziwiła go wiadomość o tym, że Ian też był jedynakiem. Jakoś tak...nie spodziewał się, żeby ukrywał jakieś rodzeństwo.
Zastanawiało go to, jaka była przyczyna braku drugiego rodzica w życiu Iana, ale...mimo iż Ian zdawał się mieć do tego luźny stosunek, trochę krępował się jeszcze o to wprost spytać.
Pamiętam taki obrazek ze studiów...twoja mama do ciebie zadzwoniła, w trakcie rozmowy wyszedłeś z pokoju, a gdy wróciłeś...byłeś tak bardzo poruszony — mówił cicho, bo tak naprawdę nie ufał w pełni swojej pamięci i mógł sobie coś poprzekręcać czy dopowiedzieć. — Jesteście blisko, tak?
Czy on był blisko ze swoją matką? Średnio. Z ojcem także. Ta więź pomiędzy nimi była w dużym stopniu wymuszona, i kiedy w końcu wyrwał się z domu...czuł przede wszystkim ulgę. Nadal kochał rodziców, miał świadomość tego, że się o niego troszczyli i że im na jego osobie zależało. Ale nie dogadywał się z nimi jakoś świetnie. Nie dotarł nigdy do tego ideału relacji kumpelsko-rodzicielskiej.
Słuchając planów Iana na przyszłość, miał taką cichą nadzieję, że Ian też włączał w te plany jego. To było głupiutkie, bo niby dlaczego miałby już myśleć o budowaniu przyszłości z typem, z którym spotykał się tak krótko? Ale, ale Max już wiedział że Ian to ten słynny Jedyny. Nie miał żadnych racjonalnych podstaw do tego, żeby rzucać takimi stwierdzeniami, rzuciłby się natomiast z pazurami na każdego kto śmiałby to podważyć.
No, przynajmniej mieli w planach wspólną podróż po Stanach. To już było coś, czego Max właściwie w pewnym sensie nie mógł się doczekać.
Nadal wypadasz lepiej ode mnie. Byłem tylko raz poza Ameryką. We Włoszech. I byłem dzieciakiem, więc nawet niewiele pamiętam. Polecieliśmy tam tylko dlatego, że mama wygrała wycieczkę w jakimś konkursie w radiu — roześmiał się. — Opowiesz mi coś więcej o Australii? — poprosił. — Znaczy, nie musisz koniecznie dzisiaj, ale, no, nigdy nie miałem okazji znaleźć się nawet w pobliżu tego kontynentu, jest dla mnie totalnie tajemniczy i kojarzy mi się z tobą, z misiem koalą, kangurami, dziwnym gustem kulinarnym i Świętym Mikołajem w stroju kąpielowym.
A przede wszystkim chciał więcej wiedzieć o miejscu, w którym jego chłopak spędził większość swojego życia. W którym się wychował, nabierał pierwszych doświadczeń...
Jesteś niemożliwy. Ale ja jestem egoistyczny i nie zamierzam się dzielić swoim ulubionym lekiem, i co teraz? — uśmiechnął się zuchwale. Jeszcze czego. Może mówienie, że sperma smakowała dobrze było nieco na wyrost...ale uwielbiał połykać spermę Iana. Zawsze ją zlizywał jakby była ambrozją. I trochę dla niego taką ambrozją była, w jakiś pokręcony sposób.
Po wyznaniu Iana zupełnie stracił apetyt, nawet gdy Ian machał mu pizzą przed twarzą. No bo, kurczę, serio? Sam się o to prosił, ale Ian mógł chociaż skłamać, nie obraziłby się za ten brak szczerości, a ten musiał od razu wyskoczyć że hohoho ładna. Dupa, a nie ładna.
...no okej, obiektywnie rzecz ujmując wyglądała atrakcyjnie.
Ale była bezczelna i nieprofesjonalna!
Chciał porządnie ofukać Iana, potem okrzyczeć tamtą laskę i dramatycznie wybiec z lokalu, ale jakimś cudem się powstrzymał i ograniczył tylko do urażonej miny.
Nic, nieważne — mruknął. Ale jednak to było ważne, bo dosłownie po sekundzie postanowił kontynuować: — no bo ty też jej się podobasz. A mi się to nie podoba. Bardzo — wyrwał kawałek pizzy z rąk Iana i odłożył go na talerz.


effsie - 2018-09-18, 10:39

Uniosłem kpiąco jedną brew.
Wcale nie implikowałeś? Nie wiedziałem, że siedzimy w Białym Domu — rzuciłem, rozbawiony tym słownictwem. — Chociaż, znając tego troglodytę, tam też się już nie implikuje — dodałem po chwili namysłu.
Kurwa, Amerykanie, aleście sobie wybrali.
Spojrzałem nieco zdziwiony na Maxa, nie dlatego, że coś kręcił, hm, no bo rzeczywiście tak mogło być, ale nie wiem, nie pamiętałem – ten opis nie był wielce szczegółowy, rozmowa przez telefon z mamą, która mnie jakoś zdenerwowała ten siedem lat temu. No nie było najmniejszych szans, żebym teraz wiedział, o co mogło chodzić, tym bardziej zastanawiające było, że to utkwiło w głowie tego blondasa.
Tak? I co się wtedy stało? — spytałem, bo skoro znał początek tej historii to może znał i koniec, kto go tam wiedział? — Blisko… — zastanowiłem się. — Chyba tak? Przynajmniej na tyle, na ile się da, jak mieszkam od ośmiu lat w Stanach. Jestem mega kiepski w utrzymywaniu kontaktu przez Internet, zresztą, sam wiesz — przecież nasz kontakt też się urwał zaraz po tym, jak skończyliśmy studia – a do tego dochodzi jeszcze różnica czasu. To jest jebane czternaście godzin, jak tu mamy, którą, dwudziestą? To u niej jest… — policzyłem szybko w myślach — dziesiąta rano. Czyli mój wieczór, jak mam czas, to ona dyma do pracy. Jak z niej wraca to u nas jest jakaś czwarta nad ranem czy inna chora godzina. Jak ja wstaję to ona już śpi. No i tak w kółko, więc co najwyżej wysyłamy sobie jakieś rzeczy na Fejsie, ale ciężko się umówić i pogadać. Zresztą, co to za rozmowa przez kamerkę — westchnąłem, machnąwszy ręką. Serio uważałem to za jakiś mocny substytut i nie potrafiłem tak funkcjonować. — Ale jak się widzimy to jest dobrze. Teraz, właśnie… muszę z nią pogadać, dobrze, że mi przypomniałeś. Zabrałbym ją gdzieś na kilka dni, nawet do Scenic Rim, a, to jest niedaleko Brisbane, godzina, maks dwie autem, taki region, góry, lasy, jeziora… najczęściej tam jeździliśmy, jak byłem mały, bo to najbliższe takie miejsce, które nie jest wybrzeżem, a ile można serfować — zaśmiałem się. — Lubisz chodzić po górach? — spytałem nagle, bo w sumie nigdy o tym z nim chyba nie gadałem. Kiedyś na studiach z jakąś ekipą pojechaliśmy do parku Yosemite, ale Maxa tam z nami na pewno nie było, więc nie wiedziałem.
Właściwie to w gruncie rzeczy za wiele to ja o nim nie wiedziałem, jak teraz tak sobie o tym pomyślałem. Zmarszczyłem brwi i słuchałem więc tego blondasa, ale nie mogłem się powstrzymać, by mu nie przerwać:
Serio? Nie byłeś nawet w Kanadzie? Przecież stąd to rzut beretem, mógłbyś… aaa, dobra, zapomniałem z kim gadam, kto normalny chciałby jechać do Kanady, nie? — wywróciłem oczami, uśmiechając się głupio, Amerykanie i ich stereotypy, ech. Nie to żebyśmy my naśmiewali się z nowozelandczyków, skąd. — Koleś, to co ty robisz, jak masz wolne? Ameryki nie zwiedziłeś, nic poza nią też, nie chciałeś nigdy gdzieś sobie pojechać? — rzuciłem, trochę zdziwiony. Dla mnie to było jasne jak słońce, że raz na jakiś czas trzeba gdzieś wypierdolić, tak dla zdrowia, bo wiadomo, że w jednym miejscu to się prędzej czy później dostanie pierdolca. — My z mamą też za dużo się nie ruszaliśmy, jak już to po Australii — rzuciłem na te Włochy. — Nigdy raczej nie było kasy, żeby gdzieś dalej się ruszyć. A szkoda, Tony mówi, że Włochy to jest jego architektoniczne marzenie. Pamiętasz, gdzie byliście w tych Włoszech?
Jakby się zastanowić to ja naprawdę mało wiedziałem o Europie. Pewnie, wiedziałem, że Francja i Paryż, że Londyn, że Barcelona, a o Włoszech to Tony rzeczywiście pierdolił kilka razy i w sumie byłem nawet ciekaw, ale poza tym… chyba byłem sporym ignorantem, ale cała Europa wydawała mi się wielkości Australii i trochę nie mogłem pojąć tej rzekomej różnorodności, ale jeśli serio była aż tak wyraźna – to musiało być mocno ciekawe.
Chętnie bym to zobaczył, ale chyba nie było miejsca na świecie, którego bym chętnie nie zobaczył, więc…
O Australii? Ale co, sprawdzasz moją znajomość historii? — zaśmiałem się. — No, to dawno, dawno temu byliśmy wyspą, na którą wysyłało się więźniów… nie no, dobra. Wiesz… mam z tym trochę problem. W sensie, mógłbym ci poopowiadać o tym, co pamiętam i znam, ale ja wyprowadziłem się z Australii jak miałem dziewiętnaście lat. I nie to, że mało tam przeżyłem, no bo nie, mam dużo fajnych wspomnień, ale jest coś takiego, że, hm, no byłem wtedy gówniarzem, nie? I nie wiem, czy to tylko jakaś nostalgia, chuj wie, jak bym na to patrzył teraz. Dlatego chciałbym tam trochę pomieszkać żeby się przekonać, jak jest. — Uśmiechnąłem się do niego i napiłem się piwa. — Boże, Max, dobrze, że poszedłeś do tego psychiatry, serio musisz się leczyć — westchnąłem na ten tekst o leku.
No pojebany.
Ale co z tego, skoro mój?
Spoważniałem nieco i podążyłem wzrokiem za kawałkiem pizzy, który Max cisnął na talerz. W ciszy, bez słowa podniosłem go po raz kolejny, bo miał go kurwa zjeść, tak? Umowa jest umowa, czy jak to się tam mówi.
A co to za humorki? — spytałem. — Teraz się obraziłeś i zrobisz mi na złość i nie zjesz pizzy, bo kiedy się spytałeś, powiedziałem ci, że ktoś poza tobą jest ładny? Ile ty masz lat, co? Chyba na tyle dużo by wiedzieć, że sam nie rzucasz się na każdą osobę na ulicy, która ci się spodoba? Jak nie miałeś ochoty na pizzę, trzeba było powiedzieć, poszlibyśmy gdzieś indziej.


Gazelle - 2018-09-18, 14:15

Przewrócił oczami. Wcale nie dbał o wyszukane słownictwo, ani nic w tym stylu. Czasami wręcz porozumiewał się na poziomie dziecka z podstawówki, ot po prostu pewne słowa mu pasowały do zdania i już.
Nie wiem, no. Nawet nie miałem okazji cię o to zapytać, bo przyszedł Jared, a ty w tym momencie gdzieś wybyłeś i tyle — powiedział po chwili wysiłku umysłowego, który służył mu do odtworzenia tej sytuacji.
Słuchając opowieści Iana na temat jego relacji z mamą, zastanawiał się czy sam byłby w stanie zamieszkać aż tak daleko od rodziny. Pewnie tuż po szkole średniej nie podjąłby aż takiej drastycznej decyzji, już samo wejście w dorosłość było stresujące. Ale obecnie? Może. Ale gdyby miał jakąś mocną więź z mamą czy z tatą, to zapewne zostałby w Kalifornii i nie próbował uciekać na drugi koniec kraju.
No ale wtedy nie spotkałby Iana, więc ten scenariusz był do dupy.
Ciekawiło go, jaka była mama Iana. Czy swoją żywiołowość wziął właśnie po niej? Raczej nie była sztywniarą, skoro Ian wspomniał że ją tatuował.
To szykuje się dłuższy wyjazd, niż tylko na święta? Mam nadzieję że będziesz mi chociaż raz na jakiś czas odpisywał na facebooku — wyszczerzył się. No, ale naprawdę na to liczył. Ledwie wytrzymał cztery dni ze sporadycznym kontaktem ze swoim jeszcze wtedy nie-chłopakiem. — Nawet lubię. Aczkolwiek byłem tylko w górach w Kali. Nie jestem zbyt wysportowaną osobą, jak zresztą widać, więc nigdy nie pokusiłem się na jakieś wyższe szczyty, ale podoba mi się ten klimat — stwierdził. No, ale znowu aż tak często w tych górach nie bywał. Jakieś...może cztery razy w życiu? — No nawet w Kanadzie — roześmiał się, kiedy Ian zażartował ze stosunku Amerykanów do Kanady. Osobiście nie miał nic do Kanadyjczyków i ich ojczyzny. Do Australijczyków też, tylko śmieszył go ten ich akcent. — Eee...zazwyczaj siedzę w domu? Czytam, takie tam. Ale też nie biorę często wolnego, staram się zająć czas chociażby jakimiś drobnymi zleceniami na teksty reklamowe. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek wcześniej miał tak długi urlop jak teraz — wzruszył ramionami. Wcale nie był pracoholikiem i nie był od swojej pracy uzależniony, ale nigdy nie miał innych pomysłów na zaplanowanie urlopu poza wyjazdem do San Jose. — Wenecja. Byłaby romantyczna i klimatyczna podróż, gdyby nie pałętający się rodzicom pod nogami sześciolatek. Ale fakt, tam jest przepięknie. W Stanach nie ujrzysz takiej architektury.
W sumie, to chętnie by kiedyś wrócił do Włoch, jako już dorosły mężczyzna, świadomy piękna architektury sprzed wieków. W ogóle, gdyby miał środki i możliwość, to podróż po Europie brzmiała świetnie. Było tam tyle cudownych miejsc, które mógłby zwiedzić, miejsc z niesamowitą, sięgającą wielu wieków historią. Marzyła mu się zwłaszcza Grecja, jako kolebka europejskiej cywilizacji.
No, właściwie to najchętniej bym usłyszał o twoim życiu w Australii i o tym jak ty pamiętasz swoją ojczyznę — uśmiechnął się lekko. Bo od historycznych i geograficznych ciekawostek miał książki, nie? A żadna książka nie przedstawi mu tego kontynentu oczami Iana.
Nie odpowiedział na uwagę o leczeniu. No, bo to była prawda, cała prawda i tylko prawda. Ale z Iana leczyć się akurat nie chciał.
Westchnął i wziął w końcu ten nieszczęsny kawałek pizzy od Iana. Czuł się jak małe, kapryśne dziecko karmione przez rodzica.
No bo...jestem zazdrosny, no. Nie podoba mi się to jak ona się na ciebie patrzy — wyznał z naburmuszoną miną. Właściwie nie miał racjonalnego powodu żeby przez to wyżywać się na Ianie, ale był podirytowany i to porządnie! — Znaczy no ona cię dosłownie pożerała wzrokiem. Jakby próbowała cię, nie wiem, zaczarować. Nie zauważyłeś tego? Nie powinna się tak zachowywać w miejscu pracy. Ma szczęście, że nie postanowiłem wezwać kierownika i na nią naskarżyć, a to tylko dlatego że jest młoda i może jeszcze się poprawić. — paplał, a jak skończył to się w końcu wgryzł w placek.


effsie - 2018-09-18, 15:56

Wzruszyłem ramionami na to zapomniane wspomnienie, które widocznie nie było warte naszej uwagi, skoro żaden z naszej dwójki nie pamiętał nic więcej. Czasami zastanawiałem się nad tym, jak wiele rzeczy mi gdzieś umyka, pomiędzy kolejnymi rzeczami, które walają się po mojej głowie, ale koniec końców żadne rozpamiętywanie nie miało większego sensu, nie wtedy, kiedy to nie było istotne. Lubiłem czasami usiąść i pooglądać zdjęcia, kiedy byłem w Australii odezwać się do starych ziomków, ale nie szukałem na siłę przeszłości w czasie teraźniejszym.
Zwyczajnie chciałem więcej, zawsze i wszędzie.
Noo, raczej nie polecę do Australii na dwa dni — zaśmiałem się. — Rzadko się widzimy z mamą, ale jak już to staram się spędzić z nią chociaż tydzień. Teraz ostatniego klienta mam osiemnastego grudnia, więc w sumie wtedy już mogę lecieć… ale no nie gadałem jeszcze z mamą, więc nie wiem, jak ona tam ma czas. No i potem też udało mi się tak wszystko ustawić, żebym nie musiał tu wracać aż do Sylwestra. Będę musiał trochę popracować, w sensie, porysować, ale to w sumie mogę robić gdziekolwiek. A ty? Masz jakieś plany już? — spytałem. Ja nie miałem i prawdę mówiąc nie czułem specjalnego ciśnienia, by robić coś mega sylwestrowego; znaczy mogłem, ale nie musiałem. W sumie wiele zależało od tej mojej mamy, zobaczymy, jak ona tam stoi z czasem i wtedy będę wiedział, co i jak. — Ja dużo chodziłem za dzieciaka, w Australii. Tutaj też byłem tylko w Kalifornii — przyznałem. — A szkoda, lubię to. W sensie, męczę się strasznie i pocę się jak świnia, obiecuję sobie wtedy, że rzucam fajki, ale lubię w sumie to uczucie, jak się już wchodzi na szczyt. Trzeba ogarnąć tak, żeby gdzieś wejść, jak pojedziemy przez tę Amerykę, co? Chociaż nie wiem, czy Beta i Tony chodzą po górach — zastanowiłem się, ale nie miałem pojęcia. No ale co, najwyżej zaczną, nie? Co to za problem, nóżki mają.
Gdybym wiedział, że Max miał coś do mojego akcentu to…
No, lepiej niech to pozostanie w domyśle.
Jezu, Maxie, serio? — zdziwiłem się teraz poważnie. — Przecież ty musisz gdzieś pojechać, nie można tak cały czas tkwić w jednym miejscu — stwierdziłem stanowczo. — Masz teraz dużo czasu, koleś, to trzeba wykorzystać. Gdzie w Stanach nie byłeś? Nie, dobra, inaczej. Gdzie w Stanach byłeś? — spytałem, wyciągając z kieszeni telefon i zrazu włączyłem mapę. Ja mu zaraz zaplanuję podróż. — A co do architektury, hmm, ja się na tym zupełnie nie znam. Ale powinieneś o tym pogadać z Tonym, on o tym naprawdę mądrze gada. Serio, jak go zobaczysz, wrzuć ten temat Włoch, on ma taką swoją teorię o urbanistyce miast Stanów i Europy… nie, nawet nie będę próbował powtórzyć, serio, spytaj jego.
Kurwa, Tony był moim geniuszem, serio. Kochałem i jego, i Betę, z obojgiem mogłem porozmawiać na wszystkie tematy, ale to z Tonym najlepiej nam się gadało o sztuce i pokrewnych rzeczach, jako że obaj byliśmy nieco skrzywieni na tym punkcie.
Hmm… jak ja pamiętam? No dobra. Ale, hmm, to będzie chaotyczne, bo nie przygotowałem sobie żadnej gadki — uprzedziłem, szczerząc się do niego. — No więc… zawsze mieszkałem w Brisbane, w domu, w którym wychowywała się też moja mama, ale jej rodzice już zmarli. W sensie, pamiętam ich z dzieciństwa, ale babcia umarła jak miałem chyba sześć lat, a dziadek w sumie niedługo potem, jak miałem dwanaście. Mama próbowała sprzedać ten dom, ale nigdy się nie udało, bo był duży i stary, a teraz już nikt nie chce mieszkać w takich wielkich chatach, gdzie wszystko się wali i trzeba wymieniać. Ale mi się to podobało, bo udawaliśmy wtedy z mamą, że mieszkamy na dworze, wiesz, mogliśmy mieć po trzy sypialnie i dużo miejsca na zabawki. To się przydawało zwłaszcza potem, jak już miałem to piętnaście i więcej lat, i robiliśmy imprezy u mnie na chacie, bo każda parka mogła mieć swój pokój — wyszczerzyłem się głupio do Maxa, przypominając sobie te młodzieńcze luksusy. — Hmm… Brisbane jest na wschodnim wybrzeżu, są tam znane plaże i serferskie spoty, więc od dziecka uczyłem się serfować. Ale swoją deskę udało mi się kupić dopiero jak miałem szesnaście lat, wcześniej zawsze dymałem na pożyczanych od ludzi. Moja mama odkąd pamiętam to zawsze chciała mnie zabierać w jakieś różne miejsca, ale nie robiliśmy tego jakoś często, bo ona dużo pracowała. Ale jak miała czas to wsiadaliśmy w jej Hammera i jechaliśmy gdzieś. Czasami na deski pływać, bo ona też lubi serfować, a czasami właśnie chodzić po górach czy lasach. Ona zawsze albo miała gdzieś znajomych, albo ich sobie znajdowała, bo wiesz, jechaliśmy gdzieś z namiotem, ale często nawet nie było warunków żeby go rozłożyć, więc spaliśmy w aucie, albo jak się udało to u kogoś w domu. Ale to była nasza tajemnica, w sensie, nie mogłem o tym mówić dziadkowi, bo raz, jak się dowiedział, to strasznie ojebał moją mamę — roześmiałem się na samo wspomnienie. — No, nieważne. No ale jak ona nie mogła to sam dużo jeździłem też. Na stopa, czasami sam, czasami z kolegami, właściwie to czasami z mamą i moimi kolegami też jeździliśmy gdzieś razem, zwłaszcza jak już byliśmy starsi. To było spoko, bo ona udawała, że nie wie, że pijemy alkohol, wszyscy wiedzieli, że mam luźną mamę, więc też chcieli jechać, no i kilka razy kryła moich ziomków przed ich rodzicami. Eeee, wiesz co, mam wrażenie, że zamiast opowiadać ci o Australii to opowiadam ci o mojej mamie — zreflektowałem się nagle, kiedy to we mnie uderzyło. — Sorry — zaśmiałem się i podrapałem po głowie. — No, ale Australia, hmm. Jak jeździliśmy to głównie po wschodniej części, no bo jednak pojechać na zachód to jest kawał drogi. Byłem w sumie tylko raz na zachodnim wybrzeżu, ale to z wycieczką klasową i niewiele pamiętam. W sensie, no było spoko, ale wycieczka klasowa. Dawno i wiele butelek alkoholu temu, nie? Generalnie w Australii jest tak, że trochę trudno tam przyjechać obcokrajowcom. W sensie, studenci mają takie wizy, że nie mogą pracować, wizy pracownicze są trudne do zdobycia, bo wszystkie uprawnienia też mamy tam inne. Na przykład jak jesteś architektem i zdobywałeś uprawnienia w Europie czy w Stanach to chuj, w Australii są ci potrzebne inne. Więc generalnie nie ma tam dużo ekspatów, bo rząd tego mocno pilnuje. Chyba że chciałbyś zostać farmerem. Dla farmerów zawsze jest miejsce, bo dzisiaj mało osób chce to robić, a my tam mamy ogromne ziemie i ktoś musi się nimi zająć. Hmmm, co jeszcze? O, wiem! Gdybyś tam przyjechał to byś umarł. W sensie, serio, my tam codziennie smarujemy się filtrem 50+, a co dopiero ty, taki blady. Nad Australią jest dziura w warstwie ozonowej i jak ktokolwiek wyjdzie na zewnątrz nieposmarowany to zaraz się spali. I serio, zaraz znaczy, że po trzydziestu sekundach może być już kiepsko. Kurwa, nie wiem, co mam mówić, widzisz, jaki jestem w tym chujowy? Nawet nie umiem porządnie opowiedzieć o Australii. Spytaj się mnie o coś to ci odpowiem — wpadłem nagle na pomysł. To było dużo łatwiejsze, niż sypanie takimi ciekawostkami z rękawa, bo w sumie nie wiedziałem, co go tam najbardziej interesuje.
Pewnie misie koala.
Napiłem się nieco piwa, coby zwilżyć usta i uśmiechnąłem się, zadowolony, że w końcu Max wziął jedzenie w ręce. Potem spojrzałem na niego rozbawiony.
Naskarżyć, że co? Że się patrzy? — wyszczerzyłem się, nie wierząc w to, co słyszę. — Jesteś zazdrosny, bo ktoś się na mnie patrzy? Koleś, masz nierówno pod sufitem. — Pokręciłem lekko głową, ech. Co za mały idiota z tego blondasa, naprawdę. Nie dość, że siedziałem tu z nim i w dupie miałem tę całą kelnerkę, to ten jeszcze się bulwersował, widział to ktoś? Przyznam, że mocno mnie to bawiło, zwłaszcza gdy paplał o wezwaniu kierownika i skarżeniu, jestem przekonany, że na moją mordę wjechał uśmiech prawdziwego rozbawienia.


Gazelle - 2018-09-18, 19:56

Och...
Czyli zapowiadała się dłuższa nieobecność. No, nie dziwił się. Ian chciał spędzić trochę więcej czasu ze swoją mamą, to całkowicie zrozumiałe, ale Max nawet nie potrafił sobie wyobrazić tej tęsknoty, która w niego niechybnie uderzy.
Jak dobrze, że zaczął się leczyć.
Niezbyt...no, na święta lecę oczywiście do San Jose, ale przed Sylwestrem wrócę do NY. Pewnie będzie impreza redakcyjna na Sylwestra, ale nie wiem czy chcę się wybrać. Pijany dział sportowy jest jeszcze bardziej nieznośny, niż zwykle — skrzywił się. Nie znosił tych typów, jeden tylko był w miarę okej, a reszta to obleśne warchlaki. Wypisz-wymaluj chodzące stereotypy samców Alfa żyjących piwskiej i footballem. I werbalnym molestowaniem kobiet z redakcji.
No widzisz, a i tak masz znacznie lepszą kondycję ode mnie. Ale mogę spróbować...na jakieś niewysokiej górce łatwej do wspinaczki? Nie mam lęku wysokości ani nic w tym guście, ale nie ufam swojemu ciału — przyznał. Wprawdzie wiedział, że do wspinaczki i tak używało się różnego sprzętu, zabezpieczeń, no ale. Jednak przy Ianie nabierał motywacji i odwagi na próbowanie nowych doświadczeń i przekraczanie kolejnych granic.
Eeee, co? Kurczę, no nie traktuj mnie jak jakąś, nie wiem, ciamajdę życiową — mruknął, nieco zażenowany tym na jak nudną osobę wychodził przed Ianem. No bo historia jego podróży... — Kali, Kansas i Nowy Jork — powiedział cicho. Poczuł się cholernie żałośnie. Miał w końcu dwadzieścia siedem lat, nie? I to nie tak, że przymierał głodem, czy z jakiegokolwiek innego powodu nie miał możliwości podróży, więc nie mógł używać tego jako wymówki. Ot, po prostu chował się ciągle przed światem.
A potem narzekał na utracone lata życia. Ech, zdecydowanie nie był normalny.
Słuchał z pełnym zaangażowaniem Iana mówiącego o swoim dzieciństwie. Uderzyło go to, jak ciepło wypowiadał się o swojej mamie. Ewidentnie ją kochał i miał z nią świetną relację, co było rozczulające.
I poczuł się jeszcze bardziej jak wyrodny syn, bo póki co to za każdym razem gdy wspominał swoją mamę, to tylko na nią marudził. Ech, ale w porównaniu do Iana był bardzo rozpieszczony, bo nie odwiedzał jej częściej tylko z własnej woli.
Zauważył także, że w tej opowieści ani razu nie został wspomniany ojciec Iana. Co by oznaczało, że zapewne w ogóle nawet nie było takiej postaci w życiu Iana. Max...nawet sobie nie wyobrażał jakby to było stracić rodzica, albo w ogóle nie mieć któregoś z nich. Mama Iana musiała być silną kobietą. W końcu wychowała swojego syna na porządnego człowieka, i zdaniem Maxa mogła być z niego dumna.
Co ty gadasz? Nie jesteś w tym chujowy, wręcz przeciwnie. Świetnie opowiadasz — stwierdził całkowicie szczerze. Od początku uważał, że Ian ma talent do opowiadania historii. Nie miał żadnego problemu z zatrzymaniem na sobie uwagi słuchacza, i w dodatku opowiadał w barwny i ciekawy sposób. — Twoja mama brzmi na cudowną osobę, wiesz? Bardzo spodobało mi się to jak o niej mówisz. I ogólnie, twoja opowieść jest taka...wesoła. Zazdroszczę ci tych wszystkich barwnych wspomnień — wyznał z lekką tęsknotą odbijającą się w jego głosie.
A co do pytania...hm, było wiele rzeczy które go ciekawiły, ale nie zamierzał wypytywać o encyklopedyczną wiedzę.
...naprawdę jecie strusie i kangury? — wypalił w końcu, rzucając najdurniejszym pytaniem na jakie mógł wpaść.
Wyrzucił z siebie obrażone fuknięcie, kiedy Ian wyśmiał jego zazdrość. To były prawdziwe, bolesne uczucia, a ten sobie jaja robił. Nie do zaakceptowania!
Boże, Ian, jesteś naprawdę okropny. Spróbuj wejść w moją skórę. Jak ty byś się czuł na moim miejscu? Gdyby na mnie się tak patrzył facet którego bym uznał za atrakcyjnego? Hm? — dociekał, wwiercając się wzrokiem w swojego chłopaka. I niech no tylko spróbuje powiedzieć że by się tym nie przejął!


effsie - 2018-09-18, 21:35

Nigdy nie byłem na takiej imprezie, ale brzmi jak totalna porażka — zgodziłem się, starając to sobie wyobrazić. Dla mnie Sylwester nigdy nie był jakąś szczególną opcją do świętowania, miło było spędzić ten wieczór w fajnej atmosferze, po prostu, ale nie znosiłem tej całej otoczki oczekiwania i obowiązku najebania się i świętowania, bawienia się wyśmienicie. Generalnie, nie znosiłem, jak ktoś mi coś kazał – nawet jeśli był to kalendarz. — Ja bym w ogóle pojechał w jakieś fajne miejsce… Na pewno nie do LA, mój znajomy, Tiggy, już mnie zapraszał, ale LA w Sylwestra to jedna wielka impreza. Nie wiem gdzie, ale gdzieś bym chciał — podzieliłem się tą jakże rozbudowaną ochotą, nie ma to jak mieć sprecyzowane cele i wiedzieć, do czego się dąży w życiu, nie?
Nie to żeby Sylwester był moim celem w życiu, bez przesady.
W takim razie może powinieneś poćwiczyć trochę swoją kondycję, hm? — Puściłem mu oczko, sięgając po kolejny kawałek pizzy. Ja tam nie miałem żadnych zastrzeżeń, ten koleś był chudy jak patyk, ale przechodziły mnie ciarki na samą myśl o tym, jak zachowywał się w łóżku i, hm, bezpieczniej było o tym tu nie myśleć, bo jeszcze bym się na niego rzucił. — Hmm… No to sprawdźmy, gdzie są tanie loty z Nowego Jorku — zarządziłem i wklepałem odpowiednie dane w telefon. — Celujemy w Stany czy gdzieś dalej? Gdzie byś chciał pojechać? — spytałem, bo to w sumie też ważne.
Ja na przykład chciałbym jechać wszędzie. Absolutnie, i to był mój największy problem, bo wybrać jedno miejsce z tysiąca – było bardzo, bardzo ciężko. Najczęściej jednak ograniczał mnie budżet i pewnie tylko dlatego jeszcze nie zjeździłem całego świata.
Moja mama nie brzmi, moja mama jest super — zaśmiałem się do Maxa. — A ty nie zazdrość tylko opowiedz mi coś o swoich wspomnieniach — powiedziałem, odrywając kolejny kawałek pizzy i kładąc na talerzu Maxa.
Za to cała ta zazdrość wydawała mi się mega przesadzona. Co ja bym zrobił?
Eee… no niech się patrzy? — zdziwiłem się, unosząc jedną brew. — Koleś, chyba żyjemy w jakichś innych rzeczywistościach. W mojej od patrzenia nikt nikogo nie wyruchał.
No bo, kurwa, serio. Nie byliśmy zwierzętami, nie? Nawet jak ktoś mi się podobał, w tym czystym wizualnym sensie, to nie działało w ten sposób, że już mi stawał i musiałem wsadzić kutasa w jakąś dziurę.


Gazelle - 2018-09-18, 22:31

No bo to jest porażka — zaśmiał się. Dlatego zawsze się z takich imprez wymigiwał. No i generalnie nie lubił hucznych imprez, bo to była dla niego męczarnia. — Hm, pewnie cię to nie zdziwi, ale Sylwestra zazwyczaj spędzam w domu. Wiesz, imprezy mnie nawet nie bardzo kręcą. Jakieś wyjście do knajpki ze znajomymi, czy domówka w kameralnym gronie to są spoko sprawy, ale głośne imprezy to jakaś masakra. Ale przyznam, że chciałbym kiedyś obejrzeć taki pokaz laserowy. Bo fajerwerki są do dupy. A lasery wyglądają ślicznie, są ciche i w ogóle lepsze od fajerwerków, a równie zjawiskowe.
Ale tak naprawdę, podobnie jak w przypadku urodzin, Max także nie przywiązywał ogromnej wagi do Sylwestra. Był w stanie zrozumieć dlaczego ludzie tak ekscytują się tym dniem, ale sam do takich osób zwyczajnie nie należał.
Aczkolwiek...miło byłoby spędzić ten dzień, tę noc, z Ianem. Po prostu. Miał nawet w głowie scenerię, w której siedzieli razem na jakimś dachu, albo może wzgórzu, i obserwowali pokaz laserowy na niebie, popijając tani alkohol i dzieląc między sobą żartobliwe złośliwości.
Można powiedzieć, że ostatnio często mam okazję do ćwiczeń i poprawiania kondycji — zaśmiał się, a potem przechylił głowę, patrząc uważnie co tam Ian kombinuje. — Naprawdę szukasz teraz lotu? Boże, Ian, jesteś niesamowity — stwierdził niemalże czule. — Fajnie byłoby wrócić do Europy. A ty byś mógł ją odwiedzić po raz pierwszy. Ale może być drogo...więc Ameryka też jest okej. Teraz nawet na Południu powinno być znośniej, nie tak gorąco, więc może tam?
Jak zwykle dał się wciągnąć w szalone plany Iana. Ale, właściwie, to czemu nie? Zbyt długo pozwalał sobie na to, by te wszystkie bezsensowne lęki go hamowały i ograniczały.
Eee, moich wspomnieniach? — powtórzył, zaskoczony. — A mógłbyś być trochę bardziej konkretny? Nie mam do zaoferowania tak barwnych opowieści — przyznał smutno. Nie chciał zabrzmieć jak jakiś dzieciak pokrzywdzony przez los, albo, co gorsza, z jakąś traumą, ale miał ten ciężar żalu w sobie i nie mógł negować jego istnienia.
Autentycznie zasmucił się tym, że Ian nie odczuwał zazdrości o niego. Nie do końca wierzył w to, jakoby zazdrość miała w ogóle jakiekolwiek pokrycie w stopniu zaangażowania w związek...ale, chcąc nie chcąc, trochę to tak podskórnie odczuwał.
Dobra, koniec. Nie było tematu — mruknął z rezygnacją, spuszczając wzrok z Iana żeby skupić się na dokończeniu tego nieszczęsnego kawałka pizzy. Zamrugał intensywnie oczami, kiedy nagle poczuł delikatne zawroty głowy i dosłownie na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Przyzwyczaił się do tego, że przez ostatnią godzinę było w porządku, więc to go nieco zbiło z tropu. Aczkolwiek nie chciał dać po sobie poznać, że cokolwiek było nie tak.


effsie - 2018-09-18, 23:03

A wiesz, trochę mnie dziwi. Zazwyczaj właśnie ludzie, którzy generalnie nie imprezują, w Sylwestra to robią. Żeby, wiesz, odbić sobie, czy tam pokazać światu, że jednak się bawią — wyszczerzyłem się głupio. — Hmm… chyba nigdy nie widziałem pokazu laserów. Ale mnie też nie kręcą jakieś super imprezy sylwestrowe. Beta już rok temu próbował nas wyciągnąć do siebie na wieś, może w tym roku to by się udało ogarnąć. Jego rodzice mieszkają gdzieś na północy i podobno mają dom gdzieś na wyciągu narciarskim, w pobliżu ciepłych źródeł i w ogóle. Znaczy, nie widziałem tego, ale tak opowiadał.
Raczej nie kłamał, ten mój przyjaciel, nie? W sumie ten pomysł nie był taki głupi, a skoro miałem telefon na stole to aż wystukałem do niego wiadomość z odpowiednim pytaniem.
Zmierzyłem Maxa pobłażliwym spojrzeniem na ten komentarz o byciu niesamowitym, ale zaraz potem uniosłem zdziwiony brwi.
Ja bym mógł odwiedzić Europę?
Co?
On myślał, że planuję nam jakiegoś romantycznego tripa po Wenecjach i innych Paryżach?
Eee… — bąknąłem głupio, na chwilę zaprzestając scrollowania wyszukiwarki lotów. — Gdzie chcesz, ale wiesz, że ty może masz wolne, ale ja niekoniecznie? Moi klienci zostają tutaj, w Nowym Jorku, więc ja raczej też. — No bo byłoby skrajnie głupie oczekiwać, że będą za mną latać po świecie żebym ich tatuował, nie? A skoro Max był teraz na swoim zdrowotnym urlopie, może się wylegiwać na Florydzie, czy gdzie tam będzie chciał.
Też bym chciał na Florydę, ech.
Ale przecież ja nie pytam o opowieści, tylko o wspomnienia — wywróciłem oczami. — No nie wiem, opowiedz mi coś. Skąd mam wiedzieć co, przecież to właśnie masz mi opowiedzieć, duuh.
No słowo daję, ten mój chłopak to czasami bywał strasznie głupi. Zresztą, jak z całym tym tematem kelnerki i zazdrości, kiedy moja odpowiedź mu wybitnie nie pasowała, ale nie zamierzałem tego roztrząsać. Naprawdę nie sądziłem, by cokolwiek tutaj się wydarzało i serio, jeśli on miał z tym problem to powinien chyba mocno ogarnąć swoje posesywne zapędy.
Bo ja, oczywiście, nie miałem żadnych. Jakby ktoś pytał.


Gazelle - 2018-09-18, 23:24

Nah, głupota. Chociaż...wiesz, jeżeli ktoś lubi imprezy, a nie może imprezować, bo praca czy w ogóle zajęty tryb życia, to pewnie tak to działa. Ale ja po prostu nie lubię i nie będę się do tego zmuszał, nie?
No bo to nie miało sensu. I nie chciał w imię jakiegoś udowadnianiu światu...czegoś totalnie nieistotnego ryzykować paskudnej migreny. W Sylwestra był trochę jak pies, którego trzeba było chować z daleka od hałasu.
Dlatego lasery ponad fajerwerki.
Tak? Wow, brzmi fajnie — zachwycił się. Nigdy nie miał okazji być w takim miejscu, a brzmiało to jak coś co definitywnie powinno mu się spodobać.
Zmarkotniał, kiedy Ian dał mu do zrozumienia że wcale nie myślał o podróży dla dwojga, a chciał go gdzieś wysłać samotnie. No nie, to był najgorszy możliwy pomysł.
Ale ja nie chcę podróżować sam — jęknął, niczym dziecko któremu rodzice odmówili kupna zabawki. — To bez sensu — dodał. Jak mógłby w ogóle cieszyć się takim wyjazdem, ze świadomością że w pobliżu nie ma Iana? Zajechałby się ze stresu i tyle byłoby z wielkiego wypoczynku. Do dupy.
Uniósł szklankę i wypił porządny łyk wody, zastanawiając się co takiego mógł właściwie opowiedzieć. Nic mu nie przychodziło do głowy. Przynajmniej nic takiego, co by nie brzmiało żałośnie.
Ech, no, więc mówiłeś że twoja mama jest wyluzowana. No to u mnie było zupełnie inaczej. To znaczy, nie opisałbym moich rodziców jako totalnych sztywniarzy, ale, hm, no nie miałem luzu. Mówiąc o sobie jako o wychuchanym jedynaku dokładnie to miałem na myśli. Wiem, że się o mnie troszczyli, jako o swoje jedyne dziecko, i nie chcieli ryzykować że stanie mi się krzywda...ale trochę z tym przesadzali. Nie miałem zbyt wielu kolegów, zawsze odstawałem od grupy, nie wychodziłem z nikim po szkole, a jak mi się zdarzało, to co chwilę musiałem dzwonić do rodziców, aby się im meldować. No, więc sobie siedziałem w swoim pokoju, czytałem, pisałem, siedziałem z rodzicami, oglądaliśmy wspólnie filmy i w ogóle. Mieliśmy taki święty rytuał, nie było mowy żebyśmy w piątek nie usiedli w trójkę z popcornem i nie oglądali filmu — uśmiechnął się, bo to akurat było bardzo fajne wspomnienie. — No, i kiedy wylądowałem z tobą w pokoju w akademiku, no to wtedy dopiero wyprowadziłem się z domu. Bo już mnie to męczyło, byłem ciągle traktowany jak dziecko, które samo sobie z niczym nie może poradzić. Nawet kiedy studiowałem, dorosłem i mogłem sam o sobie decydować. Ale, wiesz, rozumiem ich motywację i skąd to się wzięło. I czasami trochę żałuję, że skazałem ich na taką terapię szokową, wyprowadzając się na drugi koniec kraju — wyznał. Nie planował mówić mu tego wszystkiego, bo w sumie to brzmiało strasznie głupio, i kto by chciał w ogóle wysłuchiwać takiego wyżalania się nad sobą? Jeszcze żeby miał do tego jakieś poważne powody, ale nie, po prostu rozpaczał nad tym, że rodzice o niego dbali. Jak rozpieszczony i niewdzięczny gówniarz, który miał zbyt dużo w dupie.


effsie - 2018-09-18, 23:48

Odłożyłem na chwilę telefon, czekając na odpowiedź Bety; zapobiegawczo nie napisałem nic na wspólnym czacie, bo Tony jeszcze wpadłby na pomysł od razu powiedzieć o tym Natalie, a ja do czwartku nie zamierzałem pisnąć o tym ani słówkiem. Zobaczymy, czy ta blond flądra pójdzie po rozum do głowy i odpuści, bo jak nie to ja wchodzę z nią na ścieżkę wojenną.
A to niby dlaczego? Odpoczniesz sobie, zmienisz otoczenie, cokolwiek tutaj sprawia, że masz nasrane w głowie to tam tego nie będzie. Taki totalny reset, a przy tym wyślesz mi pocztówkę. — Nie wiem, skąd ten durny pomysł pocztówki, ale mógłbym dostać pocztówkę. — Ooo, albo kwiatka. Dawaj, polecisz gdzieś żeby kupić mi kwiatka.
Wyszczerzyłem się do niego na ten pomysł, bo kwiatka to bym chętnie przygarnął, a on miałby na tych swoich wakacjach czym się zająć. Poza tym, rośliny polepszały nastroje, w to akurat mocno wierzyłem, więc może i jemu by pomogły?
O kurwa, kaktus.
Kutas go nie podlewał i od razu wylądował u psychiatry.
A tak mu dobrze radziłem!
Brzmi jakbyś widział w swoim życiu cholernie dużo filmów. — Uśmiechnąłem się, słuchając słów Maxa. I kiedy skończył, milczałem jeszcze przez chwilę, zastanawiając się nad tym co powiedział. Powoli upiłem łyk piwa z butelki i podświadomie zacząłem skubać własną wargę. — Wiesz… — zacząłem po chwili — absolutnie nie znam się na wychowywaniu dzieci i nie chcę ich w ogóle nigdy mieć, ale, hm… myślę, że powinno się to tak robić, w sensie, je wychowywać, żeby kiedy już dorosną podejmowały decyzje o swoim życiu, nie kierując się ewentualnymi wyrzutami sumienia. Żeby nie stopować ich działań troską czy jakkolwiek nazwać do uczucie względem rodziców.


Gazelle - 2018-09-19, 00:09

Ian w ogóle bezsensownie tracił energię na namawianie go do tego pomysłu, bo Max już postanowił że się nigdzie nie rusza z Nowego Jorku. No, poza tym krótkim wyjazdem do San Jose. I wystarczy.
Przecież i tak zmienię otoczenie. Już jutro — zauważył. — Poza tym szkoda marnować kasę na podróż, kiedy nawet nie mam pewności czy nie będę aby zmulony przez cały pobyt, bo leki. Więc, no, przywiozę ci kwiatka z San Jose, okej? — zaproponował alternatywę, byleby już go Ian nie męczył. No bo już w ogóle do końca roku by się nie nacieszył Ianem. On zaraz jedzie do rodziny na święta, a za mniej niż miesiąc Ian wybywał sobie w cholerę do Australii. I że niby w tym czasie pomiędzy miałby wcisnąć jeszcze kolejne dni rozłąki? Nie ma mowy. Absolutnie, totalnie nie.
Kiedy skończył mówić, siedział przez chwilę na tym krześle, lekko kuląc się w sobie. Zastanawiał się, czy Ian go wyśmieje za to wyznanie. Udowodnił już, że jest empatyczny i w ogóle...ale kiedy Max powiedział to wszystko na głos, sam zdawał sobie sprawę z tego jak to brzmiało.
Ale reakcja Iana, na szczęście, daleka była od śmiechu. Traktował go poważnie i to najbardziej się liczyło.
Zgadzam się z tobą. Nie da się uchronić dziecka przed całym złem świata, a trzymając je pod kloszem upośledza się je społecznie — o tym mógł mówić z autopsji. — Nie mogę mieć żalu do rodziców, wiem że chcieli dobrze, byli nadopiekuńczy jak cholera, ale przecież nie chcieli mnie skrzywdzić. Ale, wiesz, mam po prostu to poczucie zmarnowanych lat. No ale czasu nie cofnę, tamtych wspomnień nie nadrobię, teraz po prostu mogę tworzyć nowe, nie? — uśmiechnął się.
Swoją drogą, Max nie myślał nawet o posiadaniu potomstwa. Lubił dzieci, dzieci były słodkie i uroczo niewinne, ale po prostu zdawał sobie sprawę z tego, że byłby kiepskim opiekunem. Nawet nie umiał porządnie zadbać o kaktusa od Iana. O kaktusa!
I to prawda, widziałem ich sporo. Filmów, to jest. Tylko sęk w tym, że zazwyczaj to były takie głupiutkie filmy familijne, bo przecież tak dobrze pasowały do wieczorków rodzinnych — przewrócił oczyma. Z pasją nienawidził tych durnych filmów z żałośnie naiwną fabułą i jeszcze bardziej żałosnym humorem. — Czasami przeforsowałem coś od siebie, ale skończyło się to kiedy miałem fazę na alternatywne kino śródziemnomorskie. Obejrzyj sobie kiedyś "Kieł", zryje ci mózg — zarekomendował.


effsie - 2018-09-19, 00:27

Jakoś przed chwilą ten pomysł wcale nie wydawał ci się taki głupi — zauważyłem wrednie, posłusznie jednak wyłączając aplikację, ech, no miał trochę racji z tymi lekami i byciem zmulonym. Ale i tak mnie rozbawił, był naprawdę rozkoszny, ten mój chłopak. — Beta pisze, że to jest opcja. Pisałbyś się?
Obróciłem w dłoni butelkę piwa, wychylając jej zawartość i westchnąłem, uśmiechając się na kolejne słowa Maxa. No, nie pochwalałem sposobu wychowania jego rodziców, ale też niewiele miałem do gadania i do zmienienia. Moja mama też pewnie popełniała wiele błędów, takich, których pewnie nigdy miałem nie zauważyć, a nawet jeśli – pieprzyć to. Było dobrze. I absolutnie zdawałem sobie sprawę z tego, że zawsze, nawet z dużą ilością błędów naraz, wciąż mogło być zajebiście.
Jakoś nie jesteś szczególnie chętny do tworzenia nowych — mruknąłem z przekąsem, nawiązując do tego porzuconego pomysłu wycieczki. — Wystarczy już, że jeden z nas ma zryty mózg. — Poczochrałem Maxa po czuprynie i nachyliłem się nieznacznie. — Poza tym, nie lubię za bardzo oglądać filmów sam. — Nie mogłem się oprzeć ochocie i nachyliłem się jeszcze mocniej, łącząc nasze usta w kolejnym pocałunku, choć teraz darowałem sobie akcje z językiem i śliną, jeszcze by skapnęło na pizzę czy zgorszyło studentów. — Najadłeś się już? Spadamy stąd na chatę?


Gazelle - 2018-09-19, 00:58

Bo przed chwilą byłem pewien, że jesteś częścią tego pomysłu, idioto.
Nie powiedział tego, oczywiście, na głos. Był wszakże na tyle przytomny umysłowo, by wiedzieć żeby nie obnażać się ze swoich...nieco obsesyjnych tendencji.
Jego ptaszek nie mógł wiedzieć, że jest zamknięty w klatce, prawda?
Opanuj się, Max.
Mógł się tak ciągle i ciągle upominać, ale kto był tak naprawdę w stanie kontrolować własne myśli? Zwłaszcza, gdy miało się chory umysł. Marzył o tym, żeby pozbyć się tych wszystkich wizji w swojej głowie, których zwyczajnie się wstydził, ale wiedział że to nie nadejdzie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Pewnie, o ile nie będzie z tym problemu — rozpromienił się. Wprawdzie wolałby spędzić Sylwestra tylko z Ianem, ale to też brzmiało fajnie. Beta i Tony byli w porządku, poza tym...no, pośrednio dzięki nim Ian i Max zostali oficjalnie parą.
Nie jestem? A nie udowodniłem ci tego tej nocy kiedy spieprzaliśmy przed ochroną po włamaniu się do lunaparku? — zwrócił uwagę na fakt, który najwyraźniej umknął Ianowi. Ta noc...była pełna wspomnień. Zdecydowanie. Jak każdy moment spędzony z Ianem, tak właściwie. — Tia, jeden z nas — mruknął sceptycznie.
Wygiął usta w uśmiechu kiedy złączyły się one z ustami Iana. I gdzieś tam z tyłu głowy zastanawiał się, czy kelnereczka to zobaczyła. Oby tak.
No, mi już wystarczy — poza tym, chciał już opuścić to miejsce, w którym czuł się tak irracjonalnie zagrożony. Durna, durna kelnereczka.
Ziewnął przeciągle, zasłaniając usta dłonią. Był śpiący, wprawdzie nie tak bardzo jak kilka godzin temu, ale senność do niego wracała. Nie chciał jednak od razu po powrocie iść spać, bo to był ostatni wieczór który mógł spędzić z Ianem przed swoim wylotem do rodziny.


effsie - 2018-09-19, 10:17

Chciałem go, bardzo, mieć, czuć, dotykać, całować, zwłaszcza z perspektywą tego, że nie będę mógł tego robić przez kolejne dni, tak, jakbym był na głodzie i miał najeść się na zapas, choć wiedziałem, że to niemożliwe. Ale to nie przeszkadzało mi karmić zmysły, wzroku – tym, jak wyglądał, smaku – tym, jak słodka były jego pocałunki, zapachu – tym, jak pachniała jego skóra, słuchu – tym, jak wzdychał w moich ramionach i w końcu dotyku, gdy miałem go obok siebie, gdy sam byłem w nim i w tamtych chwilach nie chciałem być nigdzie indziej.
Zamotał mi sobą w głowie, tak bardzo, jak nikt do tej pory, tak, że nie myślałem o nikim innym, tylko o tym pieprzonym gówniarzu, który chyba nawet nie wiedział, jak bardzo trzymał mnie w garści, bo gdy tylko o tym pamiętałem, mocno pilnowałem się, by nie dać tego po sobie poznać. Tego by mi jeszcze brakowało, by jakiś blondasek zza ściany przejrzał mnie w taki prosty sposób, musiałem się ogarnąć i wrócić do nabijania się z niego i dokuczania mu, zamiast wlepiać ten maślany wzrok w to piękne, nagie ciało, ale kiedy miałem je przed sobą zwyczajnie nie mogłem inaczej. Chciałem zrobić coś nie tak, chciałem być chujem, ale gdy tylko pojawiał się przede mną, taki jak był, zwyczajnie nie mogłem inaczej, jak tylko z namaszczeniem obchodzić się z tym, co miałem przed sobą.
Ach, jebnęło mnie i to mocno. Ten koleś sprawiał, że wariowałem, że nie poznawałem sam siebie, chory pojeb, ale co z tego, chciałem go, tego blondasa, mojego sąsiada/kochanka/chłopaka, a miałem w życiu jedną ważną zasadę – brać z niego pełnymi garściami, nie patrząc na konsekwencje.
W środę za wiele nie rozmawialiśmy, a Max był albo wciąż mega zmulony, albo wieczorem w swoje szpony porwali go rodzice. W czwartek popołudniu zaś z całym naręczem tureckiego żarcia zjawiłem się na chacie Tony’ego, gotów na konfrontację z tą małą szmaciurą Natalie, a ta, kiedy zobaczyła pakunki w moich rękach… wybuchnęła śmiechem.
Słowo daję, zero złości.
No dobra, może jednak nie jest taka najgorsza.
Żarliśmy więc indyka, którego przyrządziła z Tonym, tureckie żarcie (nie takiej pierwszej świeżości) i sos żurawinowy, Beta ogarnął za to alkohole i ten wieczór mijał naprawdę całkiem przyjemnie, nawet uwierzyłem, że możemy zabrać tę laskę na naszą wielką przygodę po Ameryce i jej nie zaciukam gdzieś w jakimś Kanionie. Oczywiście głównym tematem żartów byłem ja i mój chłopak, nawet ta blond cizia usłyszała już całą historię i po którymś kieliszku wina uparła się, że chce go zobaczyć, a że jedyna fotka, jaką miałem przedstawiała Maxa obrabiającego mi pałę… nie no, dobra, miałem w sobie tyle jeszcze jakiegoś samozaparcia, by wiedzieć, że to może nie najlepszy pomysł ją pokazywać, więc zadzwoniliśmy do niego z wideorozmową. I chociaż przyłapaliśmy go na obiedzie z rodziną, nawet odszedł od stołu, by zamienić z nami kilka słów.
— Cześć Max! — przywitał się wesoło Tony, który zabrał mi telefon i sam włożył cały swój ryj w ekran.
— Tone, niżej! Pokaż mi go! — Natalie ciągnęła go za ekran i władowała się na kanapę za moim przyjacielem. — Ooo. Hej, Max, jestem Natalie. Słyszałam, że dałeś w mordę Ianowi! — Zerknęła na mnie i wyszczerzyła do mnie zęby. — A ponieważ dzisiaj jest Święto Dziękczynienia, chciałam ci za to bardzo podziękować, ten koleś prosił się o to od dłuższego czasu, strasznie żałuję, że tego nie widzia…
— Haha, masz czego! Hej, Max! Szkoda, że cię tu nie ma, mogłeś wpaść, ale pewnie Ian miał z tym jakiś problem. Koleś, musisz mnie dodać do znajomych na Fejsie, kolejnym razem przyjdziesz jako moje plus jeden — paplał Beta i wszyscy szczerzyli się durnie do mojego telefonu, a sam patrzyłem na to z daleka, ledwo co widząc mały ryj Maxa na ekranie dwa metry przede mną. — Patrz, jaki zdystansowany, tam stoi — dodał Beta, wyrywając telefon z łapy Tony’ego i podnosząc do góry, tak, by i mnie objął obraz.
Więc uniosłem piwo do góry w geście toastu, widać moi przyjaciele musieli sterroryzować mi blondasa, zanim dane będzie mi zamienić z nim choć dwa słowa.


Gazelle - 2018-09-19, 14:00

Mając gdzieś cały czas w głowie obraz tego, jak Ian ciepło opowiadał o swojej mamie, czuł wyrzuty sumienia z powodu bycia wyrodnym synem. Więc postanowił się już dłużej nie boczyć na ten wyjazd do San Jose, mimo iż nadal czuł żal z powodu nadchodzącej rozłąki z Ianem. Ale to nie był koniec świata, prawda? W końcu, przecież sytuacja była już zupełnie inna niż ta z konwentem Iana. Teraz przynajmniej byli oficjalnie parą, co nie? A Ian by go przecież nie zdradził. Nie podejrzewał go o coś takiego. Jednak mimo to, gdzieś czaił się w nim ten lęk i mnóstwo obaw.
Przed wyjazdem postanowił kupić jakieś upominki dla rodziców. Wpadł na chwilę do studia Iana, żeby się pożegnać, ale mężczyzna był zajęty pracą, więc od razu potem wybrał się na lotnisko.
Dosyć kiepsko zniósł podróż, mimo iż nie była jakoś szaleńczo długa, to leki robiły też swoje. Rodzice byli trochę rozczarowani tym, że po przylocie praktycznie od razu poszedł spać. Sam też był sobą rozczarowany, ale, szczerze, nie mógł z tym zbyt wiele zrobić.
Na szczęście następnego dnia czuł się na tyle dobrze, żeby pomóc w przygotowaniach do rodzinnego obiadu. A na nieszczęście, jedną z pierwszych osób która się pojawiła spośród gości była ta nieszczęsna ciotka Margot z synkiem Lucasem. Nie znosił tej dwójki. Ta ciotka wyjątkowo interesowała się jego życiem, żeby zaraz potem przechwalać się osiągnięciami synka. I szczerze? Zwyczajnie miał to gdzieś, widział tę dwójkę dwa razy w roku, dlaczego miałby się przejmować ich życiem.
Podczas posiłku tylko ciałem był z rodziną, myśląc ciągle o Ianie, o tym co akurat robił, czy dobrze bawił się z przyjaciółmi, czy udało mu się jakoś dogadać z dziewczyną Tony'ego. Wolałby po stokroć słyszeć ich sprzeczkę, aniżeli sprzeczkę ciotki Margot z ciotką Lucy.
— Max, nie smakuje ci? — spytała troskliwie mama, wyrywając go na moment z zamyślenia. No, tak, prawie nie ruszył swojego indyka z tofu, grzebiąc tylko niemrawo widelcem na talerzu.
Hm? Ach, skąd! Bardzo mi smakuje, jak zwykle spisałaś się na medal, mamo — uśmiechnął się. — I aż zastanawiam się jak ja pomieszczę w sobie te wszystkie potrawy.
— Jesteś strasznie chudy, sama skóra i kości. Mężczyzna to powinien mieć siłę, Lucas ostatnio nawet zapisał się na siłownię...
Od paplaniny ciotki uratował go dzwonek telefonu. Ian? Och, dzwonił do niego z wideorozmową. To nowość.
Odbieranie telefonu w czasie rodzinnego posiłku może i nie było zbyt grzeczne, ale nie mógł się powstrzymać.
Hej — odezwał się do ekranu telefonu, gdy przeprosił i odszedł do stołu, wymawiając się ważnym telefonem z pracy. Odpowiedział mu jednak nie Ian, a Tony, do którego dołączyła reszta paczki.
Był trochę oszołomiony rozgadaną ekipą, która nawet nie pozwalała mu dojść do słowa, ale w końcu się roześmiał z rozrzewnieniem.
Miło mi cię poznać, Natalie — uśmiechnął się do kamerki w telefonie. Była naprawdę ładna, wydawała się także sympatyczna, no i docenił pochwałę z jej strony. Rozpromienił się jeszcze bardziej, kiedy na ekranie ujrzał sylwetkę Iana. — Czyli mam rozumieć, że nie zamierzasz zamordować Iana za tureckie żarcie? Całe szczęście! Chętnie bym wpadł, ale, no rodzinka, rozumiecie.


effsie - 2018-09-19, 15:06

— On ci to kazał powiedzieć? — Wyszczerzył się do telefonu Tony, wskazując na mnie palcem.
— Zamrugaj dwa razy, jak cię szantażuje!
— Natalie, nie tak głośno, przecież to słyszy — upomniał ją Beta, a ja parsknąłem śmiechem i oparłem się przedramionami o kanapę, na której siedzieli moi przyjaciele i dziewczyna jednego z nich. — No, Ian, przywitaj się ze swoim chłopakiem.
Na twarzy Bety widziałem ten głupi uśmiech, gdy wciąż cieszył się na wspomnienie okoliczności całej tej sytuacji, gdy to wszystko się wydarzyło, aż sam wywróciłem oczami i przygryzłem wargę, żeby powstrzymać uśmiech pakujący się na usta.
Cześć, Maxie…
— Tak Ian mówi na Maxa — szepnął „konspiracyjnym” tonem Tone do Natalie. Zignorowałem typa, bo co miałem zrobić?
…przeproś rodziców, ktoś tutaj nie mógł powstrzymać się przed telefonem. — Spojrzałem znacząco na mojego przyjaciela.
— Och, no Ian, daj spokój, przecież to ty tak tęskniłeś! — Beta uderzył mnie karcąco w rękę, a Max na to zaśmiał się nerwowo po drugiej stronie ekranu.
Albo wcale nie, bo skąd pomysł, że ja nagle potrafię rozpoznać jego śmiech?
— Jak wasza kolacja? — spytał, chyba żeby zamaskować zdenerwowanie, albo tak mi się tylko wydawało.
— Och, tradycyjny, amerykański obiad! Wiesz, indyk, żurawina, tureckie żarcie… — wyliczała Natalie i słowo daję, albo się upiłem dwoma kieliszkami wina, albo ta laska była zabawna.
— Max, kolacja jak kolacja, my tu dzwonimy ze specjalnym celem — wszedł jej w słowo Tony, za co dostał kuksańca w bok od swojej dziewczyny. — W imieniu swoim i Bety musimy ci gorąco podziękować.
— Lata staraliśmy się żeby ten pedał za nami w końcu znalazł sobie dziewczynę albo chłopaka, a ty w końcu spełniłeś nasze marzenia — dokończył za niego Beta.
— Teraz nie musimy się już bać, kiedy śpimy w jednym pokoju!
Boże, robicie się już nudni — mruknąłem, wywracając oczami, znaleźli sobie temat. — Maxie, nie słuchaj tych idiotów. I dobrze ci radzę, nie przyjmuj zaproszenia do znajomych od Bety, będzie ci wysyłał durne memy. Jak tam w San Jose?


Gazelle - 2018-09-19, 15:53

Bawiło go to, że w tym gronie to Ian wydawał się być najbardziej dojrzały i odpowiedzialny. Nie wiedział, skąd to się wzięło, ale było to urzekające na swój sposób, chociaż z drugiej strony też wydawało mu się, że dostrzegał pewną, hm, sztywność w zachowaniu swojego chłopaka. Może był zawstydzony?
To by było jeszcze bardziej urocze, gdyby było prawdą!
Cała przyjemność po mojej stronie — zwrócił się do chłopaków i roześmiał się cicho. Musiał bocznymi klawiszami przyciszyć nieco dźwięk w telefonie, bo cała wesoła gromadka była na tyle głośna, że nawet za drzwiami jego rodzina mogłaby ich usłyszeć. — Aww, Ian, to kochane że dbasz o porządek w moich wiadomościach! A San Jose...cóż, nadal stoi, nic się nie zmieniło, no, poza tym że zlikwidowali taki mały sklepik na mojej ulicy, w którym pracował mój ulubiony starszy pan — westchnął. — No i, jak pewnie widzieliście, jestem w trakcie obiadu, więc pewnie zaraz będę musiał się...
— Młody człowieku, co ty tam robisz? Wiesz, że to niegrzeczne tak zostawiać rodzinę podczas posiłku! Twoja mama tak się starała! Ta młodzież, zero szacunku... — usłyszał słowa swojej babci, i wolną ręką pomasował się po skroni. Ech, a tak chciał jeszcze porozmawiać z Ianem.
No właśnie — mruknął, ignorując śmiech dochodzący go z telefonu. — Bawcie się dobrze, dzięki że zadzwoniliście! — uśmiechnął się szeroko, a drzwi za nim się uchyliły, przez co zupełnie nieświadomie jego mama weszła w kadr.
— Kochanie, wracaj już, babcia się denerwuje....o, z kim rozmawiasz?
Eee...no, eee...
— O, pani jest mamą Maxa? — odezwał się wesoło Tony. — Ian, przedstaw się przyszłej teściowej!
Max zbladł, czując na sobie wwiercający się w niego wzrok jego matki. Ups, przypał.
Właściwie, to czemu miałby ukrywać przed mamą fakt że ma faceta? Och, było wiele powodów żeby to ukrywać, nie oszukujmy się. No i nie wiedział jaki stosunek do tego miał sam Ian, nie mieli nawet okazji o tym rozmawiać i...
No, niestety, nie umiał kłamać.
Tony... — warknął, ale w kadrze został się już tylko Ian.
— Synku, o co chodzi? Spotykasz się z kimś i nic o tym nie wiemy?
Um, to miała być niespodzianka? — spojrzał na Iana przepraszająco i objął mamę, przyciągając ją bliżej siebie. — No, więc, mamo, to jest Ian, Ian, poznaj moją mamę. Mamo, wracamy już do stołu? Babcia tutaj zaraz przyjdzie — zwrócił się od razu do swojej mamy, która wpatrywała się w jego telefon z niewiele mówiącą miną. Czuł się tak niezręcznie, że aż nim z tego uczucia telepało od środka.


effsie - 2018-09-19, 16:23

Zanim się obejrzałem, Tony wcisnął mi w rękę wolną od piwa mój własny telefon i po chwili tylko mrugałem, patrząc na Maxa, który już po chwili na ekranie obejmował swoją mamę i, eee, przedstawiał nas sobie?
Czy ja się serio na takie coś pisałem?
Uniosłem wysoko, wysoko brwi i usłyszałem przed sobą zduszone chichoty tej rozbawionej trójki, która przeszturchiwała się i dokładnie oglądała moją reakcję, ale z tymi to rozprawię się później, na razie miałem tutaj inną akcję na tapecie.
Ciekawe, czy ta cała mama chciałaby zobaczyć moją tapetę, swoją drogą.
Eee… cześć — powiedziałem głupio, wracając spojrzeniem na ekran. Max sam nie wydawał się czuć szczególnie komfortowo w tej sytuacji, a ja serio nie wiedziałem, co powiedzieć. — Ładna sukienka — rzuciłem więc, chociaż tak naprawdę widziałem tylko część odzienia tej całej mamy Maxa.
Absolutnie idiotyczna sytuacja.


Gazelle - 2018-09-19, 17:10

Nie mógł wytrzymać dłużej tego napięcia, ponadto czuł okropne wyrzuty sumienia, kiedy widział że Ian również nie czuje się swobodnie. Jego mama otwierała usta, żeby coś powiedzieć, pewnie o coś wypytać Iana, ale Max, niewiele myśląc, szybko się wtrącił:
No, to fajnie że się poznaliście, szkoda że w takich okolicznościach, bo już musimy wracać, prawda, mamo? Zresztą, Ian też jest zajęty. No, to cześć, bawcie się dobrze! — pożegnał się i szybko dotknął palcem czerwonej słuchawki, żeby zakończyć rozmowę.
Jasna cholera.
Co się właśnie stało.
Właściwie, to nie była jego wina. Przecież nie planował nawet powiedzieć swojej mamie, że jest w związku. Przynajmniej nie teraz. Chciał sobie odpuścić tych wszystkich pytań, poza tym miał takie przeczucie, że na pierwszy rzut oka Ian nie wyglądał na idealnego kandydata na partnera młodego Stone'a. Oczyma jego rodziców, oczywiście.
— Synku...
Mamo, proszę.
— Porozmawiamy później — westchnęła. Sama chyba także musiała przemyśleć tę sytuację.
Wrócili w ciszy do jadalni pod ostrzałem spojrzeń ze strony rodziny. Mama na szczęście nie pisnęła ani słowem o jego chłopaku, chcąc chyba zostawić tę kwestię pomiędzy nim, a rodzicami. Kobieta cały czas patrzyła się na niego w taki sposób, że czuł się jak małe dziecko które coś naskrobało. A przecież nie zrobił nic złego, prawda?
Jerry, Max, chodźcie do salonu — zarządziła, gdy już pożegnali się z gośćmi – poza ciotką Lucy, która mieszkała na tyle daleko, że postanowiła zostać u nich na noc. Ale i ona poszła się wykąpać, więc Max został sam z rodzicami.
— No, Max, może opowiesz nam więcej o swoim chłopaku? Ian, tak?
— Jakim chłopaku? — jego ojciec zmarszczył brwi, a mama wszystko mu wyjaśniła.
Oho, zaczęło się przesłuchanie. Rzucił swoim rodzicom najbardziej lakoniczne wydarzenia, pomijając oczywiście wszystko to, co mogłoby się im nie spodobać i przedstawił Iana w samych superlatywach, ale jego matka i tak znalazła powód, żeby się przyczepić.
Mamo, no i co z tego że ma tatuaże? To jego praca! I to bardzo dobra praca. Jest w tym naprawdę świetny i...
— Nie wygląda na poważnego człowieka — kobieta zmarszczyła nos.
No i? Mamo, on ci się wcale nie musi podobać. Masz już swojego męża, proszę cię o to żebyś nie czepiała się tego z kim chcę się spotykać, okej? To moja decyzja, a ty jesteś po prostu uprzedzona.
— Max, nie odzywaj się tak do matki. Martwimy się o ciebie, nie chcemy żebyś obracał się wokół podejrzanych typów i dał się wciągnąć w jakieś kłopoty. Nie możesz zmarnować swojej przyszłości!
Boże, przestańcie już! Serwujecie mi tę samą gadkę od lat, a jednak żyję i daję sobie radę. Nawet go jeszcze nie poznaliście, a już przewidujecie że przez niego się stoczę. To nie jest w porządku. To samo mówiliście o Jaredzie. Dziwicie się, że nie chciałem wam powiedzieć że się z kimś spotykam? Zrozumcie, nie potrzebuję waszego błogosławieństwa. Idźcie spać, ja pozmywam naczynia — powiedział, i nie czekając na odpowiedź ruszył do kuchni. Nie miał siły na taką rozmowę i czuł się niezwykle głupio że musiał w ogóle przez nią przechodzić.
Kiedy wrócił z kąpieli i ułożył się na kanapie w salonie (jego łóżko było tymczasowo zajęte przez Lucy), przez chwilę przewracał się z boku na bok, myśląc i myśląc, zamartwiając się dosłownie wszystkim, więc sięgnął po telefon i napisał do Iana wiadomość:
>>Ian, sorry za tę sytuację. Nie jesteś zły?


effsie - 2018-09-19, 17:59

Max rozłączył się zanim zdążyłem powiedzieć chociaż słowo, więc uniosłem tylko sceptycznie brwi i podniosłem wzrok znad telefonów, na tę trójkę pajaców, która wybuchła teraz gromkim śmiechem.
Ładna sukienka? No, no, Ian, wyrywasz teraz mamę swojego chłopaka? — palnął pomiędzy salwami śmiechu Beta.
— Nie no, obiektywnie, dobry z niej MILF! — wyszczerzył się Tony.
— Hej! — Mój przyjaciel zaliczył kuksańca od swojej dziewczyny, na co tylko pocałował ją w usta.
Westchnąłem i napiłem się piwa, chowając telefon do kieszeni. No, nie zapisywałem się na takie akcje, ale Max, z tego, co widziałem, też nie, więc spoko, no, zdarza się. Absolutnie nie miałem zamiaru poznawać jego starych, bo nie widziałem w tym ani grama sensu, ale skoro tak się już wydarzyło no to co, przecież to nie koniec świata, nie? Moja mama nie wiedziała o istnieniu Maxa, prawdę mówiąc, chyba nawet nie wiedziała o istnieniu mojego zainteresowania facetami, nie dlatego, że się tego wstydziłem, tylko, zwyczajnie, nie było nigdy okazji jej powiedzieć. W moim życiu nie było nigdy nikogo istotnego, czy to faceta, czy babki, a więc nie było też sensu męczyć jej tym dupy.
Czasami tylko pytała, czy z kimś się spotykam, ale odpowiedź zawsze była ta sama, a ona wtedy zaczynała mówić, że może powinienem, bo… I kiedy po którymś razie wytknąłem jej, żeby przestała, bo sama jest hipokrytką, skoro od ćwierćwiecza nikogo sobie nie znalazła, rzeczywiście zamilkła i nie poruszała już tego tematu, a ja tylko czasem sobie żartowałem, że mam to po niej. I chociaż widziałem, że chętnie by się o tym wypowiedziała, posłusznie milczała i nie komentowała moich decyzji w tym temacie.
Wszyscy posprzątaliśmy po tej kolacji, a potem stwierdziliśmy, że trzeba się ruszyć, więc wybyliśmy na deski, dołączając do ekipy obecnej już na spocie. I tak odpychaliśmy się, ćwicząc niektóre triki, a gdy po jakimś czasie sprawdziłem telefon, czekała tam wiadomość od Maxa.
»Jestem na desce. No co ty, ale nie myślałem, że będziesz się mnie tak wstydził
Droczyłem się całkowicie, a Max chyba znał mnie na tyle, by wiedzieć, że nie mówiłem poważnie.


Gazelle - 2018-09-19, 18:52

Uśmiechnął się do ekranu telefonu, kiedy w końcu po kilkunastu minut napięcia dostał wiadomość od Iana.
Bo, oczywiście, w tym czasie w jego blond główce już powstało mnóstwo bzdurnych obaw. W końcu, ich związek to naprawdę świeża sprawa, a dla Iana ponadto zupełnie nowa, więc nie zdziwiłby się gdyby nie chciał żeby ich rodzice już się o tym dowiedzieli. No, ale stało się, trudno. To przecież niczego nie zmieniało, prawda? Max sam sobie zamierzał poradzić z humorkami rodziców.
>>Na desce? O tej porze? Nawet w Kali piździ. I nie wstydzę się Ciebie, głupku, bardziej mojej mamy. Chciała cię zeżreć wzrokiem, a teraz się już w ogóle uruchomiła.
Oszczędził szczegółów, bo zabrzmiałoby to wszystko jeszcze bardziej głupiutko. Zastanawiał się, co Ian zdążył pomyśleć o jego mamie po tych kilku sekundach kontaktu.
Była ładną, zadbaną i elegancką kobietą, a wyraz jej prawie nieporuszonej wiekiem twarzy był zazwyczaj łagodny i sympatyczny. Jednak, kiedy chciała, potrafiła być przerażająca i onieśmielająca.
Nie czekał już na odpowiedź Iana z takim niepokojem. Zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna był zajęty i nie chciało mu się pewnie co chwila sprawdzać telefonu. Grunt, że wiedział że wszystko było okej.
W domu panowała cisza, pomimo tego że godzina wcale nie była aż tak późna. Przez ten nadmiar emocji jemu też średnio chciało się spać, więc podniósł się z kanapy i przeszedł do przedpokoju, biorąc swój płaszcz z wieszaka, żeby go na siebie przywdziać gdy udał się na taras.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego z nich, zaciągając się powoli dymem i patrząc na skąpany w świetle przyulicznej latarni niewielki ogródek. Jego dom i jego rodzina to było odzwierciedlenie typowej amerykańskiej klasy średniej. Ojciec pracował od lat jako adwokat, a mama była księgową w jego kancelarii. Tata odprężał się, oglądając mecze baseballu i grzebiąc w aucie, a mama zajmowała się ogródkiem. Bardziej typowo być nie mogło.
I owocem związku tej dwójki był Max, który od małego chciał wyciągnąć się z tej przeciętności, chciał sięgać wyżej. Mimo iż nie za bardzo walczył z byciem wrzucanym w kolejne pudełeczka, w jego środku ciągle narastał bunt niemający ujścia.
Usłyszał za sobą kroki i instynktownie chciał wyrzucić gdzieś dopalonego do połowy papierosa, aby zatrzeć ślady zbrodni, ale, na litość boską, nie był gówniarzem który musiał się ukrywać przed starymi, nie?
— Poczęstujesz swojego ojca? — odwrócił się, patrząc się ze szczerym zdziwieniem na stojącą w półmroku sylwetkę taty.
Ty palisz? Od kiedy?
Jego ojciec parsknął śmiechem, częstując się papierosem z paczki, którą wyciągnął przed nim syn.
— Od przeszło dwudziestu lat, synku — Max wybałuszył oczy — właściwie powinienem się ciebie spytać od kiedy ty palisz...
Tato.
— Ale byłbym hipokrytą, gdybym ci to wytykał, co nie?
Stali przez chwilę w ciszy i w chmurze dymu papierosowego, a Max nie potrafił nie myśleć o wszystkich fajkach wypalonych z Ianem na balkonie.
— Synku, wiesz że nam na tobie zależy, prawda? I...ech, chyba trochę przesadziliśmy. Kiedy cię w końcu widzimy, łatwo nam zapomnieć że jesteś już dorosłym, odpowiedzialnym mężczyzną. W oczach rodziców zawsze będziesz dzieckiem, którego trzeba chronić.
Tato, ale zdajesz sobie sprawę że nie jesteście w stanie obronić mnie przed każdym zagrożeniem? — westchnął.
— Wiem. I wiem, że przesadzaliśmy. Kiedy się wyprowadziłeś i przestałeś się do nas przez jakiś czas odzywać, w końcu zrozumiałem że nie tędy droga, i że nie powinienem się dziwić temu że chcesz korzystać z wolności. Twoja mama, natomiast...wciąż ciężko jej się z tym pogodzić. Nie mówi tego na głos, ale wydaje mi się że czuje się jakby ci w ogóle na niej nie zależało.
Ale to nieprawda!
Ojciec skinął głową.
— Wierzę. Ale uwierz mi, że to jest dla nas ciężkie. Po tylu latach mieliśmy cię tak blisko, po czym zupełnie od nas się odsunąłeś. Jaką teraz mamy rolę w twoim życiu? Praktycznie żadną. Niczym się już z nami nie dzielisz. Gdyby mama wtedy po ciebie nie poszła, to nie powiedziałbyś nam że z kimś się spotykasz, prawda?
Max przygryzł wargę, milcząc.
— No właśnie. Nie mogę cię do końca winić, zważywszy na naszą reakcję...ale zrozum także nas, okej?
Ale to wciąż nie daje wam prawa, żeby dyktować mi z kim mogę się spotykać i co mam robić ze swoim życiem.
— Wiem — westchnął mężczyzna, wyglądając po prostu jak zmęczony życiem pięćdziesięciodwulatek. — Zależy ci na nim?
Tato, jesteśmy razem dopiero od paru dni — jęknął. — Ale, tak, zależy. Nie umiem do końca wytłumaczyć dlaczego, ale jest dla mnie ważny.
— W porządku. Ma cię tylko dobrze traktować.
Max roześmiał się, czując się znacznie lżej na sercu.
Rozmawiał z tatą jeszcze przez chwilę, wypalając kolejnego papierosa, i w znacznie lepszym nastroju udał się do salonu, tym razem zasypiając dosłownie po chwili od ułożenia się na kanapie.
Następnego ranka przypomniał sobie o tym, że nie wziął leków na noc.
Początkowo spanikował, zdając sobie z tego sprawę, ale uspokoił się po przeczytaniu w internecie, że nic strasznego się nie stało. Niemniej, musiał się z tym pilnować.
Przy śniadaniu czuł się niezręcznie, gdy jego matka praktycznie w ogóle się do niego nie odzywała, ale pamiętając swoją nocną rozmowę z ojcem, przełamał lody i wytłumaczyli pomiędzy sobą kilka rzeczy. Nie do końca doszli do porozumienia, ale przynajmniej jakoś się dogadali.
Wymienił w ciągu dnia kilka wiadomości z Ianem, ale też nie chciał przeszkadzać mężczyźnie w pracy. Potrzebował jednak od czasu do czasu mu o sobie przypomnieć, dla własnego spokoju. Przyjął zaproszenie na Facebooku od Bety, i jego messanger został zasypany zdjęciami z poprzedniego wieczoru, pełnymi rozchichotanych twarzy całej paczki przyjaciół.
Postanowił nie izolować się od rodziny i spędzić z nimi jak najprzyjemniej czas aż do swojego wylotu w sobotę. Cieszył się, że miał okazję spotkać się ze swoimi rodzicami, za którymi jednak tęsknił, mimo tego iż czasami go irytowali.


effsie - 2018-09-19, 19:40

— Myślisz, że to by dało radę?
No, chyba tak. W sensie, to nie jest największy wzór, więc raczej tak.
Obróciłem butelkę z piwem na blacie i potarłem brodę. Hmm… nie miałem silnego zarostu, ale jutro rano przydałoby się ogolić.
— Ale jesteś pewien? W sensie, spójrz. — Brunetka siedząca przy stoliku obok mnie, Sara, która jeździła na Ballarze, nachyliła się i odsłoniła dekolt koszulki tak, że mogłem zobaczyć właściwie cały jej biustonosz. — Chciałabym tutaj. I nie wiem, czy ten wzór nie byłby za duży, gdyby biegł stąd dotąd… — Pokazywała mi.
No to już zależy od ciebie — odpowiedziałem, unosząc butelkę do ust.
Upiłem łyka i zakręciłem szkłem, które było do połowy pełne, po czym zerknąłem na telefon. Był sobotni wieczór, dochodziła już dwudziesta trzecia, a my jakąś deskową grupą siedzieliśmy na piwie po niewinnym pushu przez Central Park. Sara była generalnie w porządku, ale miałem wrażenie, że tego wieczoru się do mnie strasznie przyczepiła i, hm, byłbym sporym idiotą, gdybym nie załapał jej intencji.
Chociaż, jak na razie, udawałem tego idiotę, a Natalie po drugiej stronie stołu obserwowała mnie od jakiegoś kwadransa.
Samolot Maxa załapał jakieś opóźnienie już w San Jose, skąd miał wylecieć, a ja kręciłem się w miejscu. Byłem już mocno najarany i wyposzczony, bo od czterech dni zapierdalałem na desce każdego wieczoru, ale już nie mogłem się doczekać, aż go zobaczę i zerwę z niego te śmieszne fatałaszki, w których chował to obłędne ciało. Dziś miałem już nie wychodzić z ziomkami, ale kiedy Max napisał mi, że samolot się spóźnia, wybyłem z chaty, coby nie irytować się jeszcze bardziej. Nie miałem pojęcia, że będę tak najarany, ale od jakiejś godziny co chwila spoglądałem w telefon (tapeta nie pomagała), na którym wciąż nie było żadnej wiadomości od tego pieprzonego blondasa, że tak, już doleciał.
Grrr, i jeszcze ta cała Sara testowała moją cierpliwość.
— No ja właśnie nie wiem. A jak ty uważasz? Powinien być większy, czy mniejszy? Co bardziej do mnie pasuje?
Laska była mocno bezpośrednia, wystawiając mi cycki pod nos, a ja, z tą butelką piwa przy mordzie, naprawdę miałem ją gdzieś, aż sam się sobie dziwiłem. Jasne, jej piersi były ładne, dekolt też, ale ja dzisiaj czekałem na coś absolutnie innego, aż się skręcałem w miejscu.
— Ian, koleś, a ty nie miałeś być dzisiaj zajęty? — Beta walnął dupskiem na miejsce obok mnie, a Sara podskoczyła delikatnie na miejscu i nieco zasłoniła dekolt koszulką. — Sara, jak chcesz znać moją opinię to musisz mi trochę więcej pokazać — wyszczerzył się do niej.
— Och, nie wiedziałam, że mamy tu kolejnego profesjonalistę! — Brunetka odzyskała po chwili rezon i zaśmiała się, sięgając po swoje piwo. — A Ian chyba zmienił zdanie, co? — Uśmiechnęła się do mnie.
Będę się zaraz zbierał. — Wzruszyłem ramionami.
— O? — Zrzedł jej nieco uśmiech, za to Beta zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
— Co, księżniczka wraca o północy? — nabijał się, na co wywróciłem oczami. Sara zmarszczyła na moment brwi, ale prędko zamaskowała to śmiechem i napiła się jeszcze piwa.
— Ian, nie chwaliłeś się, że masz dziewczynę! — oburzyła się na żarty, drapiąc się po dekolcie, który dopiero co podtykała mi pod nos.
Beta zmierzył mnie wzrokiem.
— No, Ian, ty to jesteś — nabijał się jeszcze, a ja podskoczyłem w miejscu, czując wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i tylko zerknąłem na zablokowany ekran, gdzie zobaczyłem lakoniczną wiadomość od Maxa, informującą mnie, że właśnie wylądował. Naprawdę, w pół sekundy zerwałem się z miejsca. — Czyżby to Maxie? — zwrócił się do mnie słodkim głosikiem Beta, ale już dopijałem swoje piwo i salutowałem ziomkom.
Do zo — pożegnałem się i zaraz już odpychałem się na desce do domu.
Dobra, w sumie byłem ciekawy, kto będzie szybciej – ja, napędzany siłą mojej nogi i napaleństwa, czy Max, siedzący wygodnie w taksie.


Gazelle - 2018-09-19, 20:13

Wkurzenie trzymało się go jeszcze nawet wtedy, gdy już wylądował na lotnisku Kennedy'ego. Ponad dwie godziny cholernego opóźnienia! Może to nie była jakaś tragedia, ale Max przeżywał każdą kolejną minutę, która oddzielała go od spotkania z Ianem. Stęsknił się za tą mendą i nie ukrywał tego ani przed sobą, ani przed nim, ani przed ojcem, który rozbawiony czekał z nim na lotnisku.
Ostatni dzień pobytu był najgorszy. To w sobotę uderzył w niego porządnie niepokój i lęk, ale udało mu się to jakoś ukryć przed rodzicami. Informacja o Ianie to jedno, ale o jego stanie psychicznym absolutnie nie mogli się dowiedzieć.
Napisał do Iana, informując go że w końcu wylądował i zaraz wsiada w taksówkę, mając cichą nadzieję że ten się gdzieś nie szlajał po mieście, tylko grzecznie czekał na siebie w domu. No, ale Ian był Ianem, a sobota wieczór sobotą wieczór, więc marne szanse.
Przebierał niecierpliwie nogami w taksówce i irytował się za każdym razem, gdy samochód musiał przystanąć na światłach. Chciał w końcu zobaczyć jego cudowną twarz, pocałować go, upewnić się że nadal jest jego i tylko jego...
Kiedy taksówka zatrzymała się pod kamienicą, Max prawie zapomniał wziąć bagażu. Zupełnie nie odczuwał zmęczenia podróżą, liczył się tylko Ian.
Dlatego najpierw skierował się nie do swojego mieszkania, a do sąsiednich drzwi, które były zamknięte. Zapukał – cisza. Warknął, podirytowany i miał już się wycofać, ale ktoś chwycił go za ramiona, obrócił i przyparł do ściany.
Ian, gdzie... — próbował się odezwać, ale jego usta szybko zostały zatkane pocałunkiem, cudownym, mocnym pocałunkiem, który pozbawiał go oddechu i władzy nad własnym ciałem. Nawet nie zauważył, kiedy z klatki schodowej przenieśli się do mieszkania Iana, zostawiając za sobą bagaż Maxa. Ale to się w ogóle nie liczyło w momencie, gdy był całkowicie odurzony swoim Ianem.
Pachniesz ziołem — wymamrotał, gdy w końcu otrzymał szansę na to żeby coś powiedzieć.


effsie - 2018-09-19, 20:40

Miał szansę żeby coś powiedzieć tylko dlatego, że właśnie ściągałem z niego kolejne ciuchy, z niego i z siebie, szybko, ledwo co łapiąc oddech, bo właśnie zdychałem po absolutnym maratonie, który sobie urządziłem. Słowo daję, nigdy tak szybko nie dotarłem z Central Parku do domu, zapierdalałem na tej desce jak pojebany, a i tak wygrał ten głupi wyścig.
I co z tego — wymamrotałem, całując jego szyję i szarpiąc się z zamkiem.
Jego kurtka, moja kurtka, sweter, koszulka, spodnie… Lądowały po kolei na ziemi, szybko, prędko, a ja nie wiedziałem, gdzie podziać ręce, łapiąc jego ramiona i przygwożdżając do ściany, całując i oddychając płytko.
Boże, byłem tak napalony, jak chyba nigdy, jak jakiś chory pojeb, złapałem go w talii i szarpnąłem w górę, a Max szybko załapał i objął mnie ciasno nogami w pasie, palce wbijając mi w nagą skórę pleców. Całowałem go niezdarnie, szybko i popędliwie, a on odpowiadał mi tym samym i zaśmiał się, gdy rzuciłem go na swoje łóżko i zostawiłem tam na chwilę samego, prędko pozbywając się spodni.
— Boże, Ian — westchnął, podnosząc się do siadu, ale już też pozostałem w bieliźnie i pchnąłem go, by plecami uderzył o pościel. Pocałowałem go po raz kolejny, wpychając język do jego gęby i odpowiedział mi równie namiętnym pocałunkiem, przerwanym głośnym jękiem, gdy ścisnąłem jego penisa przez materiał bokserek.
Jezu, Maxie, jak ja za tym tęskniłem — wychrypiałem mu w usta, przenosząc je niżej, na jego niemalże zapadniętą klatkę, tę piękną, smaczną, bladą skórę pozbawioną choć śladu owłosienia. Ugryzłem go w sutek i pisnął, wyginając plecy w łuk, a ja szarpnąłem rękoma i zerwałem z niego bieliznę. — Jutro idziemy do studia — wymamrotałem, całując i ssąc kolejno to jedno miejsce, jeszcze tak czyste i puste.
Boże, byłem na niego tak strasznie najarany, że erekcja doskonale odzwierciedlała się w moich bokserkach, mimo że jeszcze nie przyłożył do niej ręki, ale wiedziałem, że to już zaraz się zmieni. Nie miałem w głowie absolutnie nic poza tym głupim blondasem, tym cholernym gnojkiem, który leżał tu pode mą, z którym właśnie zaczynałem bawić się w grę, tę jedną, naszą, najlepszą. A więc ssałem, całowałem, dotykałem, smakowałem i oglądałem to piękne ciało, to, które tej nocy miało mi dostarczyć tak wiele spełnienia, jak jeszcze nigdy.
I żaden z nas nie miał na to żadnej wymówki.


Gazelle - 2018-09-19, 21:24

Max także za tym tęsknił. Niesamowicie tęsknił.
Jego ciało dosłownie płonęło przy każdym dotyku Iana i był tak mocno podniecony, że byłoby to wręcz zawstydzające – gdyby nie fakt, że Ian znajdował się dokładnie w takim samym stanie. Oboje byli ewidentnie napaleni na siebie i zamierzali z tego zrobić użytek.
Tej nocy żadne z nich nie zamierzało odpuszczać, nie zamierzało stawiać granic, nie zamierzało się powstrzymywać i to było oczywiste kiedy tylko spojrzeli sobie w oczy.
Nie musiał się w ogóle koncentrować na tym, żeby sprawić swojemu kochankowi jak najwięcej przyjemności, jak i samemu ją czerpać – to po prostu się działo. Znali swoje najczulsze punkty na pamięć.
Max jęczał, krzyczał, wierzgał się i drżał za każdym uniesieniem, dopóki nie opadł z sił. Lepili się od potu i spermy, ale byli szczęśliwi, spełnieni.
Ian — wydusił z siebie po raz kolejny to imię, które wykrzyczał tej nocy niezliczoną ilość razy, kiedy opadł głową na jego klatkę piersiową. Był obolały, wyczerpany, pełen różnych czerwonych śladów, brudny, ale czuł się tak dobrze jak nigdy wcześniej.
Zazwyczaj sceptycznie patrzył na te wszystkie opisy uczucia postorgazmicznego w przeróżnych romansidłach z fali pogreyowskiej, ale, cholera, chyba niesłusznie.
Nie zamierzał się ruszyć z miejsca, w którym było mu tak wygodnie, nie było takiej opcji. I nawet nie chodziło o to, że zwyczajnie brakowało mu sił żeby się w ogóle podnieść, ale nie chciał odlepić się od Iana, ciągle chciał go bardziej i bardziej, aż do śmiertelnej dawki.


effsie - 2018-09-19, 21:58

Opadł na moją klatkę, a ja nie miałem siły na nic, na nic poza tym, by objąć go ciasno w pasie jedną ręką, przyciągnąć do siebie jeszcze bliżej, mocno, nie puszczać, nie teraz, nigdy. Miałem go teraz, tak, jak uwielbiałem mieć, w tej postorgazmicznej przyjemności uczucia całkowitego spełnienia.
To nie był raz, ani dwa razy, nie potrafiłem nawet opisać tego, co tu się działo przez te ostatnie chwile. Nie wiedziałem, która była godzina, gdzie były moje zmysły, nieważne, bo ciało miałem tu, w tym miejscu, obok niego, mojego blondasa, tak zmęczonego, brudnego, pięknego jak nigdy.
Serce waliło mi w piersi niesamowicie, od tego ogromnego zmęczenia, ale jakieś niesamowite uczucie pełności rozlewało się po moim wnętrzu, spokój ogarniał mnie z każdej strony, a to napięcie zbierające się przez ostatnie dni uleciało już dawno temu. Miałem go, to moje słodkie uzależnienie, z którego wcale nie chciałem się wypisywać, byłem jak mocny narkoman na najczystszej heroinie, tej, którą zażywałem i zostawała wciąż obok, obiecując tylko więcej i więcej.
Jezu, nie wyobrażałem sobie teraz, by miało jej kiedykolwiek zabraknąć.
Nie wiedziałem, co się dzieje dookoła. Był on, na mojej piersi, oddech, któremu uspokojenie się zabierało długie, długie chwile, jego spocona skóra pod moimi palcami. Nie wiem kiedy to zrobiłem, ale w pewnej chwili zorientowałem się, że drugą dłoń wyciągnąłem i nasze palce podjęły powolną, niespieszną grę, bawiąc się sobą, łącząc i opuszczając, cały czas, w kółko, bez końca.
Nie potrafiłem absolutnie zebrać słów, byłem wykończony, jak nigdy, ale doszczętnie przerażała mnie perspektywa tego, że mógłbym zasnąć.
To było za piękne, by to jeszcze skończyć.


Gazelle - 2018-09-19, 22:44

Nie mógł się nie uśmiechnąć, obserwując ten mały taniec pomiędzy ich dłońmi. Kontrast pomiędzy nimi był wręcz komiczny – blada, nieskalana pracą fizyczną, delikatna i ze smukłymi palcami dłoń Maxa, przy opalonej i nieco chropowatej skórze na większej dłoni Iana. Przejechał palcem po jednej bliźnie, która wyraźnie odznaczała się na zewnętrznej stronie dłoni. Właściwie już wiele razy miał na końcu języka pytanie o źródło tych wszystkich blizn zdobiących ciało Iana. Zdobiących, bo Max uważał je w dziwny sposób za atrakcyjne, dodawały uroku i unikatowości jego partnerowi. Jednak...czy Ian patrzył na nie w podobny sposób?
Przypomniała mu się rozmowa sprzed jego wyjazdu, kiedy przyznał się Ianowi do swojego leczenia psychiatrycznego. I już wtedy pojawiła się w nim mała wątpliwość, czy aby Ian nie ukrywał czegoś przed nim. Wprawdzie zaprzeczył temu, żeby sam miał podobne problemy, ale czy na pewno?
Ech, to nie był odpowiedni moment żeby o to pytać, ale miał szczerą nadzieję że się mylił i że Ian nigdy nie cierpiał tak bardzo, żeby posunąć się do skrzywdzenia samego siebie...
Zmienił lekko pozycję, żeby móc wygodnie ułożyć głowę i patrzeć w oczy swojego Iana. Próbował coś z nich wyczytać, ale oślepiała go intensywność ich spojrzenia. Dlatego na chwilę zostawił oczy w spokoju i skanował powoli wzrokiem każdy inny szczegół tej twarzy. I nie mógł uciec od myślenia o tym, jak Ian pociągająco wyglądał z tym delikatnym zarostem, który drapał go podczas pocałunku.
Przymknął oczy, gdy druga dłoń Iana zaczęła gładzić jego policzek, łasząc się do tego dotyku. W końcu ręka wróciła do obejmowania Maxa, a sam Max czuł się...cenny.
Wiesz, uwielbiam być w twoich ramionach — wyszeptał. — Czuję się wtedy taki... — urwał.
— Jaki?
Twój. Że należę do ciebie. Chcę do ciebie należeć, Ian. Może to brzmi trochę, nie wiem, głupio? Ale mam to gdzieś, Ian, bo jest mi z tym dobrze — wyznał, jeszcze bardziej ściszając głos. Chociaż i tak Ian mógł go doskonale usłyszeć, a przez głowę Maxa przebiegło milion obaw, czy aby nie przesadził z tymi słowami, czy Ian nie pomyśli o nim jak o skończonym wariacie.


effsie - 2018-09-19, 23:38

W te stalowo-błękitne oczy mógłbym wpatrywać się godzinami, zamglone, półprzymknięte, rozmarzone w nieznanych mi wizjach, o których tylko mogłem myśleć, że mnie dotyczą. Tymczasem padły kolejne słowa, te, które sprawiły, że nie wiedziałem, że można poczuć coś takiego. Jakiś obezwładniający wir, który wciągnął mnie i na chwilę odebrał dech w piersi, zabierając słowa, rozdzierając się we mnie i szarpiąc, rwąc na strzępki resztki zdrowych zmysłów.
To już oficjalne.
Pojebało mnie na jego punkcie.
Normalnie wyśmiałbym te słowa, zdziczałbym, nastroszył się i spieprzył stąd szybciej, niż ktokolwiek by pomyślał, ale teraz… teraz ja też chciałem, by należał do mnie i tylko do mnie.
Do nikogo innego.
Ja też mam to gdzieś — powiedziałem cicho, przejeżdżając ręką po jego boku, podczas gdy nasze dłonie wciąż kontynuowały tę niespieszną zabawę. Dotknąłem jego biodra, przerzuconego przez moją nogę, zakręciłem drobne kółko kciukiem na jego skórze. Nie potrafiłem oderwać wzroku od jego twarzy, od tych oczu, wielkich, błyszczących, pięknych. Chciałem go pocałować, ale był za daleko, a ja nawet nie miałem siły się ruszyć. — Maxie, wykończyłeś mnie, dziś… nie dam rady, już na nic, ale nie wypuszczę cię stąd, choćby niewiadomo co.
Na potwierdzenie tych słów objąłem go mocno, ciasno, choć nie był wcale tym, który się gdziekolwiek wyrywał. Obydwaj mieliśmy równie najebane w głowach, ale ta noc wyzbyła ze mnie jakiekolwiek hamulce, jeśli istniały.
A teraz? Teraz chciałem mieć tylko więcej rąk, by móc dotknąć go w każdym jednym miejscu.


Gazelle - 2018-09-20, 00:26

Uśmiechnął się promiennie, gdy jego obawy zostały rozwiane. Och, tak, nie chciał już nigdy opuszczać uścisku Iana. Chociażby w tym metaforycznym sensie.
Dotychczas nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że można aż tak oszaleć na czyimś punkcie. Dosłownie i niedosłownie. Przeżywał emocje, które były dla niego zupełnie nowe, albo te znajome, ale z zupełnie nową intensywnością. Tak, jakby po latach pracy w kopalni węgla dokopał się do diamentów.
Przez jego gardło próbowały przedrzeć się kolejne wyznania, jeszcze bardziej odważne, gromadziły się w jego ciele i mnożyły, i nakręcały bicie jego serca, ale pozwolił mówić ciszy.
Przymknął oczy i oparł ucho na piersi Iana, słuchając bicia jego serca. Co za cudowna melodia. Mimo tego, że była dosyć głośna, przyjemnie smyrała jego zmysł słuchu. To, i głęboki głos Iana to były jedyne dźwięki jakie miały znaczenie na całym tym hałaśliwym świecie.
Odwlekał ten moment tyle, ile mógł, jednak w końcu musiał skapitulować przed sennością, która porwała go w swoje szpony.
Kiedy następnego dnia otworzył oczy, wciąż był wtulony w Iana. To była pierwsza rzecz, na jaką zwrócił uwagę, i świadomość ta cała mu cudowne poczucie wewnętrznego spokoju. Zadarł lekko głowę do góry i spotkał się wzrokiem z ciemnymi oczami Iana, wpatrującymi się w niego intensywnie.
Spodziewał się tego, że Ian powie coś zupełnie w stylu Iana, że zacznie się z nim droczyć, że wyśmieje te wszystkie wyznania które między nimi padły, ale on po prostu się na niego patrzył, a Max tonął w jego spojrzeniu.
Długo już nie śpisz? — spytał w końcu lekko zachrypniętym głosem. Cóż, tej nocy trochę nadwyrężył swoje struny głosowe, więc nie dziwił się temu że gardło go bolało, a głos tracił na jakości.


effsie - 2018-09-20, 00:47

Długo?
Sam nie wiedziałem.
Za oknem było już jasno, ale nie miałem pojęcia, która była godzina, podobnie jak nie wiedziałem, kiedy zasnąłem i czy w ogóle spałem. Wszystko to, nie wiem, było tak mocno surrealistyczne, czułem się zmęczony i wypoczęty jednocześnie, było mi… dobrze.
Bez zbędnych słów, kolejnych niepotrzebnych epitetów i opowieści, patrzyłem się w tę zaspana twarz, włosy wpadające na czoło i rozsiane po moim ciele, na nasze ręce, które jakimś sposobem podczas nocy nie rozłączyły się z tego delikatnego uścisku i nie miałem pojęcia, jak do tego wszystkiego się doprowadziłem, ale nie zamierzałem absolutnie nic kwestionować.
We wczorajszej nocy nie zmieniłbym absolutnie niczego.
A więc też niczego w tym, co do tego doprowadziło.
Efekt motyla.
Fajnie, że wróciłeś — szepnąłem, przejeżdżając kciukiem po jego skórze i poczułem, jak rośnie na niej gęsia skórka. Och, no tak, musieliśmy najwyraźniej zasnąć na pościeli.
Rozłączyłem nasze dłonie i na chwilę puściłem uścisk, wszystko po to, by z dwóch stron sięgnąć po kołdrę i za chwilę zamknąć nas w kokonie, który z każdą chwilą robił się coraz cieplejszy.
Jestem strasznym głupkiem, że na to wcześniej nie wpadłem — powiedziałem, sięgając ustami jego warg. Nasze oddechy o poranku zapewne nie były najprzyjemniejsze, więc darowałem sobie dokładne zgłębianie jego jamy ustnej, ale jeszcze przez chwilę nie zamierzałem się stąd nigdzie ruszać.


Gazelle - 2018-09-20, 01:17

Wcześniej nawet nie zwrócił uwagi na to, że w pokoju było zimno a on był w tym pokoju nagi, bo miał ten komfort kąpania się w cieple ciała Iana. Ale, cóż, to też mogło wpłynąć na stan jego gardła, które było wrażliwe na zimne powietrze.
Samemu też nie było mu śpieszno do tego żeby wstać z łóżka i wrócić do rzeczywistości. Czymże właściwie teraz była rzeczywistość?
Coś tam mu się przypomniało, że zostawił bagaż na klatce schodowej, ale trudno, jeżeli ktoś miałby go zakosić, to zrobiłby to już w nocy.
Jego dłoń szybko wróciła do dłoni Iana, nie chcąc tracić tego cennego, intymnego kontaktu. Podciągnął się nieco do góry, aby móc złożyć pocałunek na szyi swojego Iana, tej cudownej szyi. Zassał fragment skóry pomiędzy swoje wargi, ale szybko go wypuścił. Nie zamierzał zostawiać śladu, wystarczająco oznaczył Iana w nocy.
Oznaczył...
Jak własność.
Dotychczas rzeczywiście w myślach często nazywał Iana swoją własnością i, o dziwo, dopiero do niego dotarło to, jak paskudne to było myślenie. Ian...nie zasługiwał na bycie sprowadzonym do jakiegoś przedmiotu, ten człowiek był cudowny, niezwykły, zasługujący na szczerą adorację.
I Max go naprawdę adorował, ale już nie tylko jako swoją własność, rzecz którą chciał schować w garści i po prostu ją mieć.
Te wszystkie emocje zaczynały być coraz bardziej skomplikowane...
Boże, jak mi dobrze — westchnął w skórę Iana. — Musimy się dzisiaj ruszać z łóżka?
Bo za cholerę nie miał na to ochoty. Nie przeszkadzało mu nawet to, jak bardzo był brudny i oblepiony zaschniętą spermą rozlaną po udach. No, trudno, dopóki się nie ruszał to to nie było przecież takie upierdliwe.


effsie - 2018-09-20, 10:20

Przyjemne ciepło pościeli rozlewało się teraz po moich ramionach i czułem, jak Max również relaksuje się w moim objęciu.
Boże, co to była za noc.
Pokręciłem nieznacznie głową i odchyliłem brodę, opadając bezwładnie na poduszki i wgapiając się w sufit. Przymknąłem oczy i ścisnąłem mocniej ramiona, obejmując Maxa ciaśniej i kciukiem drażniąc skórę jego pleców.
Nic się nie zmieniło, wciąż nie chciałem go puszczać.
Był absolutnie najsłodszym ciężarem, z jakim musiałem się uporać jakiegokolwiek z niedzielnych poranków.
Leżeliśmy więc tak, przytulając się, obaj gdzieś na granicy jawy i snu, a ja walczyłem z nadchodzącymi potrzebami fizjologicznymi, które miały mnie wyrwać tego przyjemnego, błogiego stanu. Potrzebowałem prysznica, kawy i papierosa, dokładnie w tej kolejności, ale to wszystko mogło poczekać, wyraźnie przeciwnie do pęcherza, który z każdą chwilą dokuczał mi coraz bardziej.
W końcu nie mogłem już, z wielkim żalem zsunąłem z siebie Maxa i wyswobodziłem się z pościeli, znikając w łazience. Po chwili umyłem ręce i wróciłem do łóżka, przysiadając na jego skraju.
Chodź pod prysznic — powiedziałem do przeciągającego się jak kociak w pościeli Maxa i choć trochę marudził, w końcu udało się mi go wyciągnąć z ciepłego łóżka.
I choć zwykle byłem fanem zimnych pryszniców, tego poranka – choć nie znałem godziny – było pod nim naprawdę gorąco.
Max mył zęby moją szczoteczką, a ja przyniosłem mu jego bokserki, które gdzieś tu miałem, jednocześnie wrzucając całą brudną pościel do prania.
Pijesz kawę czarną czy białą? — spytałem, wciąż trochę zaspany, przecierając oczy i opierając się jednym ramieniem o futrynę.


Gazelle - 2018-09-20, 10:57

Białą — odparł, gdy już wypłukał usta. Obmył twarz jeszcze raz zimną wodą, żeby się dobudzić. I pomijając senność, czuł się całkiem nieźle. Trochę obolały, fakt, ewidentnie miał zakwasy, ale był szczęśliwy i to uczucie przyćmiło wszystko.
Ubrał na siebie bokserki i podążył za Ianem do kuchni, przecierając oczy. Podczas gdy Ian nastawiał wodę na kawę, Max zajrzał do lodówki, próbując wykombinować coś na szybkie śniadanie. Padło na kanapki, bo to była najprostsza opcja na ten moment.
Ten poranek był...tak przyjemnie domowy. Max zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien przyzwyczajać się do takich luksusów, ale cieszył się tym mocno, czuł się niemalże tak jakby byli ze sobą kilka lat i wpadli w rutynę, która nie była wcale irytująca, a po prostu miła.
Max w każdym razie czuł się jakby to on się najarał ziołem. Cichutko sobie nucił pod nosem, a kiedy przeszedł koło Iana to bez zastanowienia klepnął go w tyłek, śmiejąc się z zaskoczenia mężczyzny. No, co? To był fajny tyłek. Umięśniony. Max niestety miał dosyć płaską dupę i nie podobało mu się to w nim, chociaż pasowało to do całości jego sylwetki.
No to co tam robiłeś podczas mojej nieobecności? — spytał, gdy siedzieli już przy małym stoliku, na którym był rozłożony talerz z kanapkami i dwa kubki z parującymi napojami. — W końcu dogadałeś się z Natalie, nie? Fajna dziewczyna.


effsie - 2018-09-20, 11:38

Ta absurdalnie domowa scenka z Maxem i ze mną w roli głównych zupełnie mi nie przeszkadzała. Nie różniło się to właściwie niczym od kac-poranków z ziomkami, z tą jedną różnicą, że teraz moje zmęczenie łagodziło cudowne uczucie spełnienia i zwykłej, szczenięcej radości, a w głowie nie pulsował tępy ból.
W sumie, to było nawet lepsze.
Wciąż miałem plan zakopać się z Maxem w łóżku i w pościeli, zaraz jak zjemy śniadanie i spalimy tak z dziesięć papierosów, na zapas, bym nie musiał stamtąd nigdzie wychodzić. Z drugiej strony, naprawdę chciałem zabrać go do studia i w końcu wytatuować, ale jeszcze nie wiedziałem, które z tych pragnień finalnie wygra.
Jest fajna, bo pochwaliła cię za przyłożenie mi w twarz? — Uniosłem wyżej brew, upijając łyk czarnej kawy. Absurdalne, że nawet w tym musieliśmy się różnić. Ciekawe, czy było coś, co nas jakkolwiek łączyło. — Jeździłem na desce i piłem w barach. Nic ciekawego. — Wzruszyłem lekko ramionami, wyciągając rękę i sięgając palcem wskazującym do doniczki, aby ocenić stan wilgotności ziemi. Hmm, trzeba podlać. — Przywiozłeś mi kwiatka z San Jose? — spytałem.
No, raczej nie, skoro go nie miał, ale trudno.


Gazelle - 2018-09-20, 11:48

Oczywiście. Od razu poznałem, że nadajemy na podobnych falach — zażartował. Ale pozwolił sobie na to tylko dlatego, bo wiedział że Ian miał do tego dystans. Bo sam nie czuł się dumny z tego, że przyłożył Ianowi. No, bo to nie jest tak do końca zdrowe zachowanie, chociaż może z drugiej strony za bardzo się tym przejmował?
Kiedy mu pierwszy raz przyłożył, to nie miał takich dylematów. Ale tym razem sprowokowała go dosłownie pierdoła. Coś absurdalnie nieproporcjonalnego do reakcji.
Hm, wczoraj wieczorem też? A ja czekałem na komitet powitalny — naburmuszył się lekko. No, w sumie to taki komitet go nawet spotkał, tylko trochę się spóźnił. I był zjarany.
Otworzył szeroko usta, jak ryba wyciągnięta z wody. Oczywiście, że o tym zapomniał!
O kurwa, Ian, jeny, zapomniałem — wyrzucił z siebie z prędkością karabinu. Co za żenada, nawet w tak prostej rzeczy musiał go zawieźć. — Miałem coś przesadzić do doniczki z ogródka mamy, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy, i ugh — jęknął, zawstydzony swoim zapominalstwem. Z reguły nie miał tak kiepskiej pamięci, ale ten wyjazd był, hm, szczególny pod względem jego umysłowej kondycji.
Swoją drogą, pod drzwiami Iana wciąż powinien stać jego bagaż. Albo już nie stał. Najbardziej by żałował laptopa, ale na szczęście regularnie wrzucał swoje pliki w chmurę, żeby w razie takich sytuacji ich nie utracić.
Zaczekaj chwilę — rzucił i zerwał się z krzesła (chyba trochę zbyt gwałtownie, bo zaraz zakręciło mu się w głowie), żeby wyjść na korytarz i wychylić się zza drzwi wejściowych i capnąć szybko do środka walizkę, która na szczęście w całości na niego czekała. Huh, naprawdę miał spore szczęście, bo nawet nie wyglądała na naruszoną w jakikolwiek sposób.


effsie - 2018-09-20, 12:00

Westchnąłem i pokręciłem ze śmiechem głową. Miałem absolutnie gdzieś, że dał mi w twarz, to nie pierwszy raz kiedy od kogoś zarobiłem i pewnie nie ostatni, a Max… nawet kręcił mnie, taki agresywny, potrafiący postawić na swoim, nawet jeśli było to dość przesadzone.
Poza tym, to nie tak, że to on był kolesiem, który mnie dusił, nie?
Ech.
Jezu, dzieciaku — mruknąłem, słysząc te absurdalne oczekiwania. I nawet nie chodziło o to, że były szalenie wygórowane (widziałby ktoś, bym na kogoś czekał z wywieszonym jęzorem?), bo… rzeczywiście chciałem na niego czekać, ale zwyczajnie nie mogłem usiedzieć na miejscu. — Leciałem do ciebie jak na skrzydłach — przypomniałem, bo, naprawdę, gdy go wczoraj dorwałem to odbierało mi już oddech.
Co nie przeszkodziło mi w tym, żeby jeszcze go tracić, najwyraźniej.
Widzisz, taki jesteś — westchnąłem, właściwie zupełnie nieobrażony, bardziej rozbawiony jego reakcją. Nic się przecież nie stało, ale mogłem się jeszcze z nim podroczyć. — Zapominasz o o kwiatku dla mnie, nie opiekujesz się kaktusem ode mnie… chyba chcesz mi pokazać, że masz to w dupie — paplałem znad kubka kawy, a potem roześmiałem się głośno, widząc jak Max rzuca się do drzwi i wtaszcza swoją walizkę do środka.
Boże, naprawdę nas wczoraj pojebało, jeśli o tym zapomnieliśmy.
A, właśnie…
Jest tam moja deska? — zawołałem, wychylając głowę, bo nie mogłem jej dojrzeć ze swojego miejsca.


Gazelle - 2018-09-20, 12:24

Dzieciaku? — uniósł brew. No był parę miesięcy młodszy od Iana, ale bez przesady. Już wystarczyło, że dla swoich rodziców był dzieciakiem. Dzieciaczkiem wręcz, ech.
Chociaż wydawało mu się że po tej wizycie coś się zmieniło. A przynajmniej miał taką nadzieję.
Na skrzydłach? Jak aniołek? Chociaż do ciebie pasuje bardziej sukkub... — prawie parsknął śmiechem w kubek, wyobrażając sobie Iana w postaci sukkuba.
Może i ten kwiatek to nie było nic istotnego, ale i tak czuł się źle z tym że zapomniał nawet o tak drobnej rzeczy. No i jeszcze musiał mu wytknąć kaktusa. Z tym kaktusem, no...dlatego sam nie hodował kwiatków. Łatwo było zapomnieć o istnieniu czegoś, co nie płacze, nie drze się i nie domaga zaspokojenia potrzeb.
No weeeeeź. Ale masz poniekąd rację, w nocy ci bardzo dobitnie pokazałem że mam coś w dupie — pochylił się, żeby pstryknąć Iana w nos przez długość stołu. Swoją drogą, bardzo doceniał fakt że Ian w końcu pomyślał o lubrykancie, bo dzięki temu mógł przynajmniej normalnie siedzieć.
Hm? Już zerkam — odpowiedział Ianowi, wciąż stojąc przy drzwiach. Jego bagaż stał tuż przy nich, więc nie musiał się za bardzo wystawiać na zewnątrz żeby go zlokalizować, ale z takiej pozycji nie widział żadnej deski. Był w samych bokserkach, więc zanim otworzył szerzej drzwi nasłuchiwał, czy ktoś aby nie znajduje się na klatce schodowej, ale było cicho i bezpiecznie.
I po pobieżnej inspekcji przestrzeni pomiędzy ich mieszkaniami...nic. Wyszedł ostrożnie z mieszkania, żeby móc prześledzić większą przestrzeń w poszukiwaniu deski i w końcu dojrzał ją w dole schodów. Musiała zlecieć, kiedy Ian ją odrzucił, kiedy...no, kiedy.
I gdy z deską pod pachą ruszał z powrotem w stronę mieszkania, stanął twarzą w twarz z parą staruszków, która krytycznie patrzyła na jego półnagą sylwetkę.
Yyyy...dzień dobry? — pisnął i nie czekając na odpowiedź zniknął za ianowymi drzwiami. No, chyba poznał kolejnych sąsiadów. Fajnie.
Mam ją — mruknął, kiedy wrócił już do kuchni i mógł oklapnąć na krześle. Nadal miał lekko czerwoną twarz. Kurczę, co za żenująca sytuacja! — I chyba zgorszyłem jakąś dwójkę staruszków.


effsie - 2018-09-20, 12:45

Możesz sobie mnie wyobrażać jak ci się tam tylko żywnie podoba — mruknąłem, kręcąc głową. Nie miałem bladego pojęcia, czym jest ten cały sukkub, ale po minie Maxa widziałem, że taka wizja go mocno śmieszyła. No to na zdrowie, co mi tam do tego?
Odstawiłem kubek kawy i spojrzałem na kanapki, chwytając jedną w rękę. Boże, dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jaki głodny byłem; nic dziwnego, skoro noc minęła mi na naprawdę intensywnym wysiłku fizycznym.
To była bardzo fajna noc, co? — spytałem, uśmiechając się do niego ciepło, bo naprawdę, dawno nie czułem się jednocześnie tak zmęczony z zrelaksowany, absolutnie obojętny na wszelkie problemy świata i miałem pełną świadomość tego, że Maxowi też bardzo się podobało. Boże, byliśmy jak napalone dzieci i może poczułbym zażenowanie swoim szczeniackim zachowaniem, totalnym zachłyśnięciem się jedną osobą, gdyby nie to, że miałem pełną świadomość odwzajemnienia tych wręcz zwierzęcych uczuć. — Ale nie wyjeżdżaj za często, nie wiem, czy dałbym radę tak regularnie, mam już swoje lata… — dodałem żartobliwie, przełykając kęs kanapki. — Jak się czujesz? W sensie, po lekach?
Nie zapomniałem, że je brał i przyznam, że wczoraj pewna mocno egoistyczna myśl przebiegła mi przez głowę, bo absolutnie nie mogłem sobie wyobrazić sytuacji, gdy Max wracał do domu i chciał iść spać. I miałem gdzieś jego zmęczenie podróżą, jego zmęczenie po lekach, zapieprzając przez wieczorne ulice Nowego Jorku obiecałem sobie, że nie ma mowy, bym pozwolił mu na jakikolwiek sen.
Słyszałem jakieś zamieszanie, ale niedokładnie, w końcu lekko czerwony Max pojawił się obok mnie i zmierzyłem go wzrokiem.
Gołą klatą? Ech, niech cieszą się, że nie widzieli cię w innych sytuacjach — westchnąłem, przeciągając się.


Gazelle - 2018-09-20, 13:15

Cudowna — odparł, nawet nie ukrywając swojego zachwytu tym wszystkim co się pomiędzy nimi zadziało. I nie tylko pod względem czysto fizycznej przyjemności, ale także tego, co działo się przed i po. Aż ciężko było mu uwierzyć w to, że to nie był sen. Czuł się absolutnie spełniony. — Postaram się, staruszku — zaśmiał się i zaraz dodał poważniejszym tonem: — Tęskniłem za tobą, mendo.
Mendą był, bo mu robił chaos i zamęt w głowie. Ale nawet nie umiał mieć do niego o to pretensji, stety-niestety.
Zaskakująco w porządku. Nadal jestem trochę zmulony, i w ogóle, ale to nic w porównaniu do pierwszych dni — przyznał. O, właśnie. Leki. Powinien je wziąć. Dobrze, że przynajmniej pamiętał żeby je zażyć w samolocie, przed lądowaniem.
I kiedy już przysiadł na krześle, nadal zaaferowany spotkaniem ze staruszkami, uświadomił sobie że zapomniał wygrzebać tabletki z bagażu. Ech.
Obawiam się, że mieli okazję mnie usłyszeć — mruknął. Przy Ianie nigdy się nie powstrzymywał, zresztą wiedział że Iana kręciło to, że był tak wokalny w łóżku. Jednak z perspektywy sąsiadów to mogło być co najmniej irytujący i aż się dziwił że nie wpłynęła jeszcze na nich żadna skarga do zarządcy. — Idę po leki, bo znowu o nich zapomnę.
Czuł się trochę głupio, krążąc jak w jedną i w drugą stronę, no ale też nie chciał ryzykować że znowu nie weźmie leków. Wygrzebał trzy tabletki i ponownie wrócił do kuchni, już z zamiarem dokończenia śniadania w spokoju.
Przełknął leki i popił kawą, a potem sięgnął po kanapkę. Tabletki pozostawiały mu ten nieprzyjemnie gorzki posmak w ustach, którego ciężko było się pozbyć.
We wtorek idę na terapię — rzucił. Och, to za dwa dni. Za dwa dni rozpocznie grzebanie w swoim umyśle, super. Szczerze, to trochę się tego bał. Może nawet trochę bardziej niż trochę.


effsie - 2018-09-20, 14:00

Nie musiał mi tego mówić, przecież doskonale wiedziałem, że tęsknił, ale pomimo tego te słowa sprawiły, że automatycznie się uśmiechnąłem.
Ja za tobą ani trochę.
Ani odrobinę.
Uniosłem kącik ust, słysząc o tych sąsiadach. Uwielbiałem każdy dźwięk, który wydobywał się z jego ust, chciałem słuchać tych wszystkich jęków i nakręcało mnie to jeszcze bardziej. Nikt nigdy nie krzyczał mojego imienia tak głośno, tyle razy, w taki sposób, jak on, a ten krótki dźwięk echem odznaczał się w mojej głowie jakby nigdy nie miał zniknąć.
Jedząc kanapkę obserwowałem to nieogarnięte krzątanie się Maxa w tę i z powrotem, trochę zastanawiając się, skąd u niego to całe zdenerwowanie. Ja byłem niesamowicie wyczilowany, całkowicie zrelaksowany i nie czułem ani śladu poddenerwowania.
Znowu? — wychwyciłem jednak, kończąc kolejną kanapkę i otrzepując dłonie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie musiał mi mówić o wszystkim, właściwie sam bym nie chciał, by o wszystkim mi opowiadał, ale to wydawało się mi ważne. — To dobrze. Sheryl z tobą pójdzie? — spytałem, wciąż mając na uwadze to, jak sam powiedział, że niektórymi rzeczami bał się ze mną dzielić. W porządku, mogłem to zrozumieć, ale wolałem mieć pewność, że nie będzie sam.
Uniosłem kubek kawy i napiłem się tego przyjemnego, gorzkiego napoju, a potem rozejrzałem się wokół i zlokalizowałem jakąś bluzę, nie pierwszej świeżości, leżącą na krześle. Przywdziałem ją na siebie i usiadłem na blacie, otwierając na oścież okno, bo mój nałóg najwyraźniej już nie mógł wytrzymać. Zaciągnąłem się fajką i tylko lekko wzdrygnąłem, gdy zimne powietrze owiało moją dupę, odzianą tylko w bokserki.


Gazelle - 2018-09-20, 14:20

Oooczywiście, że nie tęsknił. Max już mu wierzył. Poprzedniej nocy Ian dał doskonały popis braku tęsknoty.
Um, no tak, już raz zapomniałem jak byłem u rodziców — przyznał. — Wiesz, typowe zamieszanie wokół świąt, poza tym nie mam jeszcze wyrobionego nawyku regularnego brania lekarstw — bo w końcu wcześniej nie miał takiej potrzeby. W życiu nawet nie brał antybiotyków, najwyżej jakieś suplementy. Nie chorował przewlekle ani nic.
Poszczęściło mi się z tym terminem, szkoda byłoby nie skorzystać, ale nastawiałem się na to że będę musiał trochę dłużej zaczekać na psychoterapię — powiedział szczerze. Wprawdzie już tych wizyt nie obejmowało jego ubezpieczenie, ale trudno, mógł sobie na to pozwolić. Tylko będzie musiał będzie brać trochę więcej zleceń, żeby utrzymać budżet w ryzach. Był całkiem oszczędny, nie miał potrzeby wydawać pieniędzy na rzeczy zbędne, więc miał odłożoną kwotę na koncie oszczędnościowym, właśnie na wypadek losowych sytuacji. — Pójdę sam, nie będę jej już truł. Dam sobie radę — powiedział, próbując chyba bardziej przekonać siebie samego niż Iana. No, ale dlaczego właściwie miałby się tym stresować? Był dorosłym facetem, na litość boską.
Pierwsza wizyta u doktora w końcu nie była taka zła, więc tak naprawdę nie miał powodu do obaw.
Próbował zjeść drugą kanapkę, ale jakoś mozolnie mu to szło, więc po prostu dopił kawę do końca, obserwując Iana wypuszczającego z siebie kolejne chmury dymu. Otworzył to okno i piździło mu w cholerę, ale już nie zamierzał na to jęczeć.
Zastanawiał się jakie Ian miał plany na resztę tego dnia. Bo Max najchętniej wróciłby do łóżka i do ramion swojego faceta. Poprzedniej nocy Ian wspominał że chciałby mu w końcu zrobić ten tatuaż...i to też była niezła opcja, chociaż zakładała opuszczenie ciepłego mieszkania. Jednak odkąd zobaczył gotowy wzór, bardzo chciał mieć go już na swojej skórze.


effsie - 2018-09-20, 15:04

Zdaje się, że już wczoraj, gdy tylko dorwałem go w swoje łapy, szeptałem mu słodkie słówka o tym, jak za nim tęskniłem, a więc wiedział to doskonale i nie potrzebował moich kolejnych zapewnień. Nie lubiłem się powtarzać, chyba, że w chwilach uniesień, kiedy nie panowałem nad tym, co mówię i robię; tak naprawdę sporo wtedy mogłem przemilczeć lub zignorować, całkowicie zdając sobie sprawę z tego, że i moi kochankowie mogli powiedzieć coś, co normalnie zostałoby przemilczane.
Z tym że nigdy nie miałem ani chłopaka, ani dziewczyny, kogoś tak bardziej na stałe, więc może z takim trzeba potem przedyskutować pewne sprawy? Nie wiedziałem, ale na tę chwilę nie było nic, co miałoby mnie niepokoić, więc bez sensu było zastanawiać się zawczasu.
Kiwnąłem lekko głową, słysząc, że Max już raz nie wziął leków. No nie było to najrozsądniejsze, ale sam zdawał sobie z tego pewnie sprawę, a ja nie byłem jego matką, by łajać go za takie rzeczy.
Było w porządku? Znaczy, u twoich rodziców? — spytałem zamiast tego, mając w pamięci, jak… dość oszczędnie wyrażał się o swoich relacjach z matką i ojcem. Mnie to nie mieściło się w głowie, ale miałem chyba trochę spaczoną perspektywę plus, hm, brak jednego rodzica, więc nigdy nie oceniałem tego z góry. Czasami po prostu było, jak było. — Jeśli chcesz, mogę pójść z tobą . O której masz tę wizytę? — spytałem, starając się przypomnieć sobie mój plan dnia we wtorek. Czy miałem wtedy kogoś umówionego? Pewnie tak, ale w tej chwili, w tym przyjemnym, niedzielnym poranku (wciąż nie sprawdziłem, która była godzina), łatwo o tym zapominałem.
Spaliłem fajkę, upewniając się gdzieś przy okazji, że Max nie będzie już nic jadł (naprawdę zyskiwałem przekonanie, że te kości nie brały się znikąd, koleś jadł zastraszająco mało), sam dokończyłem jego śniadanie i opróżniłem kubek z kawą. Sprawdziłem godzinę – było już nieźle po trzynastej – i przez chwilę zastanawiałem się, co sam chcę zrobić, ale…
Ech, kogo ja oszukiwałem.
Pojedziemy do mojego studia wieczorem? Chcę się trochę tobą nacieszyć dopóki nie będziesz chciał mi dać w pysk za każdą próbę dotknięcia ciebie — mruknąłem, zdając sobie sprawę z tego, że to będzie jego pierwszy tatuaż, w dodatku w takim miejscu, które sprawi, że jakiekolwiek łóżkowe sprawy odejdą na chwilę w niepamięć.


Gazelle - 2018-09-20, 15:23

Tak! Znaczy, no, może nie do końca. Powiedzmy, że był taki moment napięcia, zwłaszcza pomiędzy mną i mamą...ale ogólnie miło było ich zobaczyć. Miałem dosyć ciekawą rozmowę z moim tatą, trochę mi otworzyła oczy na pewne sprawy. Ale reszta mojej rodzinki...szkoda gadać. Jest taka jedna ciotka, która doprowadza mnie za każdym razem do białej gorączki. I moja babcia do samego wieczora nie dawała mi spokoju, bo śmiałem odejść od stołu podczas posiłku — zaśmiał się, chociaż w tamtym momencie wcale nie było mu do śmiechu. Z różnych powodów. — No i co do mojej mamy...to nie tak, że się ciebie wstydzę czy coś, ale nie planowałem jej powiedzieć o tobie. W sensie, nawet wcześniej o tym nie rozmawialiśmy, to poza tym dosyć świeża sprawa i...no, nie wiedziałem po prostu czy chcesz — wytłumaczył. Jednak kompletnie przemilczał kwestię absurdalnych uprzedzeń jego matki.
Poderwał gwałtownie głowę do góry, patrząc ze szczerym zdziwieniem na Iana. Chciał mu towarzyszyć? To bardzo...urzekające.
Bo nie wydawało mu się by Ian rzucał takimi propozycjami tylko z jakiejś tam grzeczności.
O czwartej. Ale wtedy jeszcze jesteś w pracy, nie? Nie musisz dla mnie naginać grafiku — zapewnił. Byłoby mu niewątpliwie lżej z towarzystwem Iana, ale z drugiej strony, czy naprawdę chciał ryzykować że mężczyzna będzie widział go w gorszym, roztrzęsionym stanie? Taaa, to był kiepski pomysł.
Max wcale się celowo nie głodził. Akurat przez ostatnie dni miał wyjątkowo słaby apetyt, bo łatwo dopadały go mdłości. A na co dzień...no dobra, bywało tak, że zapominał kompletnie o posiłkach, kiedy był na przykład zajęty pracą, ale na przykład nigdy nie odmawiał ciasta. I dobrego wege jedzenia.
Jasne — zgodził się na ten plan bez wahania. Brzmiał bardzo rozsądnie. Podniósł się z krzesła i podszedł do Iana, ładując mu się okrakiem na kolana, żeby złączyć ich usta w głębokim pocałunku. — Masz jakieś konkretne życzenia? — wymruczał, patrząc się intensywnie w oczy mężczyzny.


effsie - 2018-09-20, 16:05

To fajnie. — Uśmiechnąłem się. — Masz dużą rodzinę? — spytałem, słysząc o ciotce czy babci.
Powiedzieć, że zawsze zazdrościłem kumplom, którzy spędzali duże, rodzinne święta to nadużycie – wcale tak nie było, nie uważałem, by czegoś mi i mamie brakowało, naprawdę. Nie miałem kompleksu braku ojca czy rodziny, we dwójkę było nam bardzo dobrze, ale czasami nachodziła mnie refleksja, że z gronem rodzeństwa czy większej rodziny, pewnie byłoby jeszcze lepiej.
Albo gorzej, kto wie?
Maxie, tylko żartowałem. — Wywróciłem oczami, bo już, oczywiście, pędził się tłumaczyć. Ech, ten mój chłopak. — Już się tak nie motaj. I mów swoim rodzicom, co chcesz. Ale, wiesz co, to było trochę dziwne. W sensie, poznawałem już rodziców moich znajomych, ale z twoją mamą i tym całym zdenerwowaniem, wprowadziłeś jakąś dziwną spinę. Aha, no i uważaj na Tony’ego. Nazwał twoją mamę MILFem.
Podrapałem się po brodzie, przypominając sobie o tym, że powinienem się ogolić. Serio nie pamiętałem, o której i czy w ogóle miałem tam kogoś we wtorek.
Napisz do Sheryl, czy z tobą nie pójdzie, a ja sprawdzę, o której mam kogoś umówionego, dobra? — spytałem. Tak naprawdę mogłem to zrobić już zaraz, mój telefon leżał na blacie, ale…
Ale jakiś stwór władował się mi na kolana.
Boże, był tak obezwładniający, z tymi usteczkami stworzonymi do całowania, językiem, który wyczyniał takie rzeczy, bawiąc się z moim w jakąś popieprzoną grę, uciekając i łącząc się za chwilę. Chwyciłem Maxa w talii i naparłem mocniej na jego usta, przechylając głowę i oblizując mu wargę, ale wtedy odsunął się ze swoim pytaniem.
Boże, w życiu nie pomyślałbym, że będziesz taki wyuzdany — mruknąłem, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie, wtedy, na balkonie, tego wycofanego blondyna. Jeśli to była ta sama osoba, która właśnie wyzywająco patrzyła się mi w oczy, siedząc na mnie okrakiem, ech, mógłbym uwierzyć już we wszystko. — Próbowałeś kiedyś sześć dziewięć? Ja z facetem nigdy — mruknąłem, biegnąc paznokciem po jego torsie i skubnąłem jego sutek.


Gazelle - 2018-09-20, 17:26

Hm, całkiem. Każde z moich rodziców pochodzi z wielodzietnej rodziny. Mama ma trójkę rodzeństwa, tata dwójkę. I jakoś tak się utarło, że na święta zjeżdżają się do naszego domu. Co zawsze było o tyle wygodne, że dzięki temu sami nie musieliśmy się nigdzie ruszać, ale także i upierdliwe. No bo wiesz, trzeba ogarnąć tych wszystkich gości i w ogóle. To bywa męczące — westchnął. Z tego, co Ian opowiadał o swojej rodzinie, ograniczała się ona właściwie do jego mamy. Nawet ich rodzinna sytuacja była kompletnie różna i ciężko było mu się wczuć w Iana. Max pewnie doceniłby spokojniejsze święta, spędzone tylko z rodzicami. Ale z drugiej strony, nie zamieniłby się absolutnie z Ianem, kochał swoich rodziców.
Zastanawiał się także skąd wynikał brak ojca w życiu Iana, ale nadal nie zamierzał o to pytać. Ian nie zdawał się zresztą tego faktu mocno przeżywać, ale mogło być to spowodowane tym, że po prostu się z tym pogodził.
Gdybyś miał okazję poznać bliżej moją mamę, to może byś zrozumiał skąd ta spina — mruknął. — Eeee, chyba w takim razie o Tony'ego powinna uważać Natalie, nie? — zaśmiał się. Rzeczywiście, to było trochę dziwne gdy ktoś nazywał jego matkę w taki sposób, ale...no, wiedział że była atrakcyjną kobietą.
Jeny, Ian, nie jestem dzieckiem. Poradzę sobie sam, naprawdę — roześmiał się jeszcze zanim wylądował na kolanach swojego chłopaka. Uważał jego troskę za niesamowicie słodką, ale też przesadzoną.
Chociaż zapewne gdyby sam był na miejscu Iana też chciałby mu towarzyszyć i go wspierać.
Max także nie sądził, że kryło się w nim coś takiego. Nie był wcale cnotką, nieobce były mu jakieś mało ryzykowne eksperymenty łóżkowe, ale dopiero przy Ianie w pełni rozkwitał, korzystając z własnego potencjału. I bawił się przy tym bardziej niż przednio.
Z facetem nigdy, powiadasz? — wymruczał, krążąc nieśpiesznie biodrami, ocierając się kroczem o krocze Iana. — W takim razie trzeba to zmienić, prawda? Sprawię, że zapomnisz o smaku każdej cipki — posłał mu pewny siebie uśmiech. Właściwie to nigdy wcześniej nie próbował tej pozycji, więc może ta pewność siebie była nieco na wyrost, ale wiedział że potrafił dobrze obciągać i to się liczyło.


effsie - 2018-09-20, 17:56

Lubię to wasze Święto Dziękczynienia, wiesz? Wydaje się takie… miłe — podzieliłem się tą refleksją. — W sensie, wiesz, nie ma tej całej religijnej otoczki, chodzi tylko o serdeczność. To całkiem spoko pomysł, fajnie, że to macie. Macie jakieś tradycje, u was, w domu? W sensie, że, nie wiem, po obiedzie gracie w Monopol całą rodziną? Albo na Boże Narodzenie? — spytałem. Byłem w sumie ciekaw, jak wyglądają święta u Maxa, zwłaszcza jeśli spędzają je w tak ogromnym gronie. Byłem przekonany, że ja bawiłbym się świetnie.
I w sumie bawiłem, po prostu na inny sposób, co wcale nie znaczyło, że gorszy.
No przykro mi, ale ktoś mi nie dał okazji — wyszczerzyłem się do Maxa, choć, tak po prawdzie, wcale nie miałem ochoty na żadne poznawanie jego mamy. To by było absolutnie nie na miejscu, w sensie… no nie, po prostu nie. — Jebać Natalie, na twoim miejscu ja bym się troszczył o mamę — zaśmiałem się.
No bo, jak to mówią, dziewczyna nie ściana, nie? A mama…
Dobra, nigdy nie zaproszę Tony’ego do Australii.
Jak uważasz — stwierdziłem, bo miał rację, sam wiedział najlepiej, co i jak. — Jesteś niemożliwy — westchnąłem, przyciągając go do siebie i pocałowałem w szyję, a mój zarost otarł się o jego skórę. — Ale chyba powinienem się wcześniej ogolić, co? — mruknąłem, odsuwając się lekko od Maxa. W żadnym wypadku nie chciałbym – niespecjalnie – podrażnić mojego blondasa tam, gdzie nie trzeba. — Skąd ta zawiedziona mina? Nie martw się, mamy dużo czasu — szepnąłem, ściskając mu lekko nos i zsuwając go ze swoich kolan.
Czasu może i było wiele, ale to nie znaczyło, że miałem go zamiar marnować.


Gazelle - 2018-09-20, 20:22

Naprawdę? Ja aż tak za nim nie przepadam...nie czuję w ogóle tej całej serdeczności, wiesz? — przyznał, wzdychając. A może po prostu zmieniał się w zgorzkniałego zgreda. — Um, niezbyt. Jest raczej sztywno. To znaczy, nie wszyscy w mojej rodzinie tacy są. Ale na przykład babcia jest bardzo konserwatywna i nie przepada za tymi pstrokatymi zabawami — przewrócił oczyma. — Ale jak już jestem z rodzicami, to jest miło. No, pomijając zwyczajowy wywiad co tam, jak tam, po co ci synku ten Nowy Jork i tak dalej — wyszczerzył się.
Kiedy się nad tym zastanowił, to naprawdę nie miał żadnych wyjątkowych rodzinnych tradycji. No, dopóki mieszkał w San Jose mieli swoje wieczorki filmowe. A poza tym? Zwyczajnie spędzali czas po swojemu.
Cóż, po prostu trzeba będzie trzymać Tone z daleka od niej — stwierdził ostatecznie. Chociaż, z całym szacunkiem dla Tony'ego, Max nie uważał żeby był jakąkolwiek konkurencją dla jego taty. Jego rodzice kochali się bardzo mocno, nawet po tylu latach.
Kiedy Ian wspomniał o ogoleniu zarostu, jego ręka automatycznie powędrowała na zarośnięty lekko policzek. Te malutkie igiełki nie były najprzyjemniejsze w dotyku, ale polubił ich obecność.
Nie musisz. Podoba mi się to — wyszczerzył się. No i poza tym był nieco zniecierpliwiony i chciał Iana już, teraz. Dlatego się naburmuszył, gdy stracił swoje wygodne miejsce na kolanach Iana.
Dobra, dobra, zostaw mnie, pewnie. Wracaj tutaj zaraz z buzią gładką jak pupcia niemowlaka, nie będę czekać długo! — ostrzegł i udał się niby-obrażonym krokiem do sypialni.


effsie - 2018-09-20, 20:57

Goliłem się powoli, ostrożnie przykładając żyletkę do wyciągniętej w górę szyi, jeździłem ostrzem po skórze. W jednej chwili usłyszałem napływające zza ściany dźwięki muzyki – pewnie Max dorwał się do mojego Spotify – i, lekko zaskoczony, zaciąłem się. Syknąłem, od razu przykładając palec do niewielkiej rany i prędko sięgnąłem po papierowy ręcznik, żeby przyłożyć go do skaleczenia.
Biały papier prędko zaczerwienił się i znowu, i znowu, i znowu.
Dokończyłem golenie się i umyłem szyję wraz z żuchwą, nałożyłem na dłonie niewielką kropkę kremu, którą następnie wklepałem w skórę.
Skaleczenie nieznacznie zapiekło, ale nie znajdowałem w tym bólu nic nieprzyjemnego.
Wróciłem do sypialni, gdzieś po drodze pozbywając się bluzy i uśmiechnąłem się na widok Maxa, siedzącego w rozkopanej pościeli (czy przed kilkunastoma minutami nie ścieliłem tego łóżka?) i sprawdzającego coś na komputerze. Przyklęknąłem za jego plecami i pocałowałem jego bark, a później ułożyłem na nim czoło, ale mruknął tylko:
— Czekaj, sprawdzam coś.
Zaśmiałem się pod nosem i podniosłem głowę, układając podbródek na jego ramieniu i zerkając na ekran komputera.
Teraz twoja poczta jest ważniejsza? — mruknąłem, omiotawszy spojrzeniem wyświetlacz.
— Napisałem do szefa maila wybadać sprawy związane z naszym tripem… odpisał i jest wstępnie zainteresowany, chciałby o tym pogadać jak wrócę z urlopu — powiedział, czytając maila, a ja obróciłem nieco głowę na jego ramieniu i wymruczałem prosto w jego skórę:
Rozumiem, że z Tonym zaczęliście już wszystko planować?
Ułożyłem dłonie na jego talii i poczułem, jak się wzdrygnął.
Odpisz mu, że fajnie, że przyjdziesz, ale nie możesz teraz gadać, bo leżysz w łóżku swojego chłopaka, a on jest zły, że masz na sobie jeszcze jakieś ubrania.


Gazelle - 2018-09-20, 21:16

Och, Ian, ale przecież mamy dużo czasu, nie? — obrócił lekko głowę, żeby Ian mógł zobaczyć jego wredny uśmieszek i kontrastująco słodko trzepoczące rzęsy.
— Ty mała gadzino...
Roześmiał się, kiedy Ian przewrócił go na plecy i zawisł nad nim. Laptop wylądował gdzieś tam w nogach łóżka i trzeba się będzie nim później zająć, ale oj tam. Miał nad sobą zwierzynę gotową do ataku, priorytety w takiej sytuacji stawały się jasne, co nie?
No patrz, taka gładziutka skóra — mówił przesłodzonym głosem, palcem przejeżdżając po ogolonym policzku Australijczyka. — O, a to co? Ojoj, skaleczyło się biedactwo i trzeba pocałować — przyciągnął do siebie Iana za kark, żeby złożyć delikatny pocałunek na zranieniu.
Ian najwyraźniej miał dość tej dziwnej zabawy, dlatego skutecznie zatkał mu usta, wpychając mu język niemalże do gardła. Oczywiście, hiperbolizując, bo to byłoby niepokojące gdyby Ian miał aż tak długi język...
No, nieważne. Odwzajemnił pocałunek, z chęcią dając swojemu facetowi dostęp do swoich ust, a sam korzystając z ich pozycji badał rękoma umięśnione plecy i pośladki. Już wcześniej docenił te twarde, umięśnione pośladki, ale dopiero teraz oświeciło go to jak cudowne one są. Szczypnął jego tyłek i korzystając z zaskoczenia Iana przewrócił go z siebie i zmienił ich pozycję, aby móc ładnie zająć się tą ukochaną przez siebie szyją. Ian miał jakiegoś dziwnego świra na punkcie pachwiny Maxa, a Max z kolei upatrzył sobie jego szyję, wszystko było okej dopóki nie zaczynał dziwnie myśleć. A w tym momencie chciał po prostu nacieszyć się tą już mocno pooznaczaną skórą.
Jak ładnie pachnie — zachwycił się. Chociaż to smarowidło smakowało już znacznie gorzej. Opuścił biodra, aby móc otrzeć o siebie ich krocza w boleśnie powolnym tempie, wydając z siebie pornograficzny wręcz jęk. Wiedział, że Iana to kręciło, zresztą mógł to w tym momencie zobaczyć, i poczuć. Odchylił głowę, gdy Ian szarpnął go za włosy i podciągnął bliżej siebie, żeby zassać się na jego sutku.
Aaach, Ian... — westchnął, a jego ciało już płonęło i było gotowe na kolejną dawkę przyjemności.


effsie - 2018-09-20, 21:55

Skoro było gotowe, ja byłem więcej, niż gotów je mu zaserwować, tak, jak umiałem najlepiej, choć teraz, po tej nocy pełnej wrażeń, mogłem droczyć się z nim w nieskończoność. I chyba za cel postawiłem sobie przedłużać każdy ruch tak długo, aż z głowy zniknie mu ten pieprzony Francuz, ssący jego fiuta tak wolno, że już nie wytrzymywał czy masujący jego odbyt tak długo, że niemal doszedł od samego przygotowania.
Tym razem jęczał pode mną, pod moimi palcami i językiem, błagając mnie, bym już skończył, ale nie zamierzałem się nad nim litować.
Ian, Ian, Ian.
Mogłem słuchać tego bez końca.
Orgazm był przyjemny, słodki i wyzwalający, i choć zbieraliśmy się po nim kilka chwil, był niczym w porównaniu z tym, co przeżyliśmy tej nocy. Ten stan wykończenia i spełnienia, który zawrócił mi w głowie, wraz z tym słodkim blondynem u mojego boku…
Nie potrzebowałem teraz absolutnie nic więcej.
Opowiedz mi coś — mruknąłem, układając brodę na przedramionach ułożonych na jego brzuchu.
— Co? — spytał z cieniem rozbawienia Max, sięgając dłonią mojego policzka.
Nie wiem. Jesteś dziennikarzem. Opowiedz mi coś albo wymyśl, obojętne — wymamrotałem, przymykając oczy i palcami błądząc po jego skórze.


Gazelle - 2018-09-20, 23:16

A co, potrzebujesz bajeczki na dobranoc? — zaśmiał się. Po tak wyczerpującym seksie chciał opowieści, no co za typ...
Wiesz, co do mojej pracy, to właściwie zapomniałem powiedzieć ci o tym, że zacząłem pracować nad tym artykułem o twoim studio. To na razie jest tylko zarys, ale natchnęło mnie to, co mówiłeś o swojej pracy kiedy projektowałeś mój wzór. Kurczę, Ian, nawet nie wiesz jak ogromny szacunek mam do twojego podejścia do tego, co robisz. To jest prawdziwa sztuka. Oznaczasz ludzi małymi dziełami, zostawiasz na nich mały kawałek siebie samego i to jest cudowne. A przede wszystkim autentyczne. Wiesz jaki był ostatni artykuł który napisałem przed urlopem? Top dziesięć najlepszych miejsc na zimowy wypoczynek w kraju. Czaisz? Większości z tych miejsc nawet nie widziałem na oczy. Totalna ściema. Te zlecenia, które sobie biorę na boku to też beczka śmiechu. Pisałem ogłoszenie do gazety, reklamujące jakiś event związany z nauką programowania. Na tym też ni cholery się nie znam. I nawet teraz, kiedy próbuję wymyślić jakąś interesującą historię, do głowy przychodzą mi te wszystkie idiotyczne teksty pisane na jedno kopyto.
Początkowo nie wiedziałem co myśleć o tym pomyśle z podróżą przez Stany, ale tego chyba potrzebuję. Czegoś nowego i czegoś prawdziwego. Chciałbym, żeby to wypaliło...dlatego mam nadzieję, że uda mi się przekonać szefa. Wydaje mi się, że są szanse. Kurczę, nawet wcześniej o tym nie myślałem, ale jest mnóstwo miejsc, które chciałbym zwiedzić. Oooo, myślisz że uda nam się dotrzeć na Alaskę? Chciałbym zobaczyć renifera! A ty gdzie chcesz się najbardziej wybrać?
— zakończył pytaniem swoją wypowiedź, w której błyskawicznie przeszedł od zrezygnowania po podekscytowanie. Chyba miał potrzebę, żeby wylać z siebie chociaż trochę tej goryczy przed Ianem, mimo iż to generalnie nie był dobry moment. Ale czuł się przy nim na tyle swobodnie, że to otwieranie się przed nim szło mu zupełnie naturalnie.


effsie - 2018-09-20, 23:43

Przesunąłem się niecierpliwie w miejscu.
— Jesteś strasznie niewygodny — mruknąłem, zirytowany tym, że nie mogłem znaleźć odpowiedniej pozycji. Gnojek był tak chudy, że jego kości przeszkadzały mi w komfortowym ułożeniu się na jego ciele.
Zsunąłem się więc z niego i położyłem się obok, wciąż na brzuchu, wyciągając rękę i muskając go po jego klatce piersiowej.
Zmarszczyłem brwi, słuchając słów tej mojej małej rozkoszy, która wylewała z siebie te drobne krople goryczy. Mógł opowiedzieć mi cokolwiek, a zdecydował się na to?
Dlaczego?
Strasznie wielu rzeczy o nim nie wiedziałem, to, mam wrażenie, dziś mocno mnie uderzało.
Czemu dziś? Nie miałem pojęcia.
Opowiedz mi coś o sobie — poprosiłem więc i zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć, napotkałem jego znów zdziwiony wzrok. — Nie wiem co. Skąd mam wiedzieć. Opowiedz mi coś, czego nie wiem.
Zamilkłem, słysząc to pytanie.
Gdzie najbardziej chciałem się wybrać?
Znałem odpowiedź, ale nie byłem pewien, czy jej nie wyśmieje.
A ty? — spytałem po chwili wahania.


Gazelle - 2018-09-21, 00:12

Opowiedzieć? O sobie?
Kompletna pustka.
Co mógł powiedzieć o sobie samym? Co interesującego mógł o sobie powiedzieć?
Cokolwiek, co nie brzmiałoby tak paskudnie żałośnie?
Proszę, nie śmiej się ze mnie — zaczął nieco słabym głosem. — Wiesz, tak naprawdę dopiero zaczynam odkrywać samego siebie. Przy tobie...czuję, że żyję? Że mam w sobie coś więcej, niż tego nudnego dziennikarzynę, że mogę sięgać wyżej. Masz na mnie ogromny wpływ, nie wiem czy do końca zdajesz sobie z tego sprawę — uśmiechnął się lekko. — Po studiach mieszkałem przez parę miesięcy z Jaredem w San Fran. Kiedy zerwaliśmy, wróciłem na jakiś czas do rodziców. Ale cholernie wkurzało mnie to, że znowu próbowali mnie ograniczać, a ja miałem dość ograniczeń, więc stwierdziłem że wynoszę się stamtąd. I wywiało mnie tutaj. Wiesz, chciałem zacząć nowe życie, od pustej kartki i te brednie. A tak naprawdę przez te pięć lat żyłem głównie pracą, która nawet nie do końca daje mi satysfakcji. I nie wiem co ciekawego mogę powiedzieć ci o sobie. Lubię koty, ale sam bym się nie zdecydował na przygarnięcie zwierzęcia. Mam bardzo wrażliwy słuch, dlatego szlag mnie trafiał gdy puszczałeś mi głośną muzykę kiedy się uczyłem. Uwielbiam sernik, białe wino i stonowane kolory — wyszczerzył się już, czując się weselej gdy przeszedł do bardziej prozaicznych faktów ze swojego życia. Czuł się trochę jakby grał w dwadzieścia jeden pytań.
Milczenie Iana po pytaniu o miejsce, w które chciałby się wybrać, było nieco zastanawiające. Nie chciał na niego naciskać, ale interesowało go to, co kryło się za tą ciszą. Położył się na boku, twarzą do Iana, i uważnie studiował jego mimikę.
W Stanach? Zdecydowanie Alaska. Poza Stanami...hm, chciałbym odwiedzić Australię — wyznał bez cienia skrępowania. — Po tym co mi opowiadałeś...nawet słońce nie jest mi takie straszne. Chciałbym nadrobić swoje braki w wyobraźni. Bo próbowałem sobie zwizualizować małego Iana w tych wszystkich sytuacjach o które opowiadałeś, ale trochę mi ciężko — roześmiał się wesoło i wyciągnął dłoń, aby przesunąć nią po kręgosłupie swojego partnera. Swojego partnera...wolał o stokroć to określenie od chłopaka, które brzmiało mu trochę niepoważnie. To, co czuł do Iana to nie była wcale krótka fascynacja, to było coś głębszego, ale ciężkiego do precyzyjnego określenia.


effsie - 2018-09-21, 00:36

Zmarszczyłem brwi.
Przy mnie czuł, że żył?
Nie chciałem słuchać takich słów, nie chciałem być niczym… czymkolwiek to by miało być, absolutnie. Ceniłem sobie swoją wolność i niezależność, a takie wtłaczanie na mnie kolejnych obowiązków, uzależnianie siebie ode mnie… nie chciałem tego, jak żadnych zobowiązań, w ogóle. Przerażały mnie mocno stałe rzeczy w życiu, za dużo miałem tatuaży na zawsze, na sobie i w głowie, by szukać czegoś jeszcze.
No i… nie chciałem. By patrzył na siebie przez mój pryzmat.
Niby co takiego robię? — spytałem. Bo nie robiłem nic wielkiego, po prostu czasami wyciągałem go z tych czterech ścian. A później zaserwował mi krótkie streszczenie swojego życia, mimo że prosiłem, by opowiedział mi coś o sobie, a nie o swoim życiu. Ech, wszędzie te bariery językowe… Dobrze, że pod koniec zaczął mówić z sensem! — Czemu nie? Ja bym w sumie chciał mieć psa — skomentowałem fragment o kocie. Nawet nie zdziwiło mnie to, że lubił je bardziej niż psy, bo przecież nie było rzeczy, w której mielibyśmy być zgodni. Ale chciałem wiedzieć więcej, więc postanowiłem pomóc mu z niektórymi pytaniami. — Jakie masz najfajniejsze wspomnienia? Wiesz, takie, że jak masz gorszy dzień to sobie o nich myślisz.
Moja ręka kontynuowała tę niespieszną wycieczkę po torsie Maxa, a ja sam parsknąłem śmiechem na tę Alaskę.
O nie, czyli jedziemy na Alaskę — mruknąłem, niezadowolony. Tam jest zimno, a oczywistym było, że dużo bardziej wolałem kąpać się w promieniach słońca. — Maxie, jak nie umiesz sobie zwizualizować lasu albo gór to serio możesz mieć problem — droczyłem się. — Mogę ci wysłać zdjęcia, jak tam pojadę. Co prawda będą bez małego iana, ale powiedzmy, że dasz radę
— wyazczerzyłem sie.


Gazelle - 2018-09-21, 00:55

Ale Max był uzależniony od Iana, i to był niezaprzeczalny fakt. Sam nie potrafił stwierdzić, czy to dobrze, czy źle...może bardziej źle, bo to nie brzmiało zdrowo, ale z drugiej strony jednak czuł się z tym dobrze?
To się po prostu działo. Działo się, i tyle. Może nie do końca chodziło o to, że Ian coś robił, ale sama obecność tego człowieka w życiu Maxa coś w nim uruchamiało, jakąś głęboko schowaną część jego osoby.
Jesteś? Chcąc nie chcąc zaburzyłeś porządek mojego życia, zrobiłeś mi chaos w głowie, sprawiłeś że zacząłem bardziej myśleć nad sobą i swoim życiem, zainspirowałeś mnie — zachęcony pytaniem, pociągnął dalej swoje wyznanie. Ugh, pewnie przeginał, ale nie był w stanie się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych słów. Nie chciał wystraszyć Iana poziomem swojego zaangażowania. Nawet jeżeli wydawało mu się, że Ian chociaż w jakimś stopniu to odwzajemnia, to przecież powiedział mu na samym początku co sądzi o związkach, prawda? Sam fakt, że w ogóle chciał tego, żeby oficjalnie stali się parą, to już było sporo i Max czuł się jak zwycięzca w loterii.
Psy też są urocze. Tylko, że również głośne. A co do najfajniejszego wspomnienia, hm...lubię wspominać mój ostatni wyjazd z rodzicami w góry. Mieli ciężki okres, tata przegrał ważną sprawę i był zdołowany, więc kiedy zobaczyłem, jak wtedy odżył, jak swobodnie się zachowywał, jakby odmłodniał, to było miłe. Wtedy też nie czułem takiego dystansu pomiędzy mną, a rodzicami, jaki sobie wyrobiłem kiedy byłem nastolatkiem. Wzięliśmy dwa namioty, rozbiliśmy się w lesie i po raz pierwszy nie świrowali że coś się stanie. I akurat trafiliśmy na pełnię księżyca na łonie natury! — uśmiechnął się, przywołując sobie te obrazki. — I zawsze z radością będę wspominać to, jak włamaliśmy się do Lunaparku i spieprzaliśmy przed ochroną! Serio!
Zresztą, każde wspomnienie z Ianem w roli głównej będzie dobrze wspominał. Ich pierwszy pocałunek, ich pierwsze zbliżenie...i każde kolejne, każdy moment, w którym poznawali się coraz bardziej, tworzyli coraz większą więź emocjonalną...
Kiedyś lubił z nostalgią wracać do wszystkich przyjemnych chwil z jego związku z Jaredem, ale przy tym wszystkim, co przeżywał z Ianem one zupełnie traciły znaczenie.
Mógł się spodziewać, że pomysł z Alaską średnio przypadnie Ianowi do gustu. Ale...
Pomyśl o reniferach! Renifery są świetne! — powiedział entuzjastycznie. — No, ale chciałbym móc widzieć bardziej konkretne obrazki, no, nie rozumiesz — fuknął. Tak naprawdę to najbardziej zależało mu na tym, żeby po prostu poznać miejsce, w którym Ian się wychowywał, dorastał i wspominał. — A ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie. W ogóle, teraz twoja kolej. Chcę usłyszeć coś o tobie. Masz więcej historii do opowiedzenia niż ja, prawda?


effsie - 2018-09-21, 11:52

Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Zainspirowałem go?
To brzmiało bardzo, bardzo źle, bo ja nie nadawałem się do inspirowania kogokolwiek, nie miałem czym, po prostu i czułbym się bardzo nie na miejscu, gdyby… to nie tak, że sam nie miałem inspiracji, wręcz przeciwnie, a ten koleś leżący po mojej prawej stronie był absolutnie jedną z nich, tylko… nie, ja sam po prostu nie chciałem być po tej drugiej stronie i tyle, koniec tematu.
Ale przecież inspiracja nie musiała być tak zamknięta w jeden sposób, mogło chodzić o działanie, o motor napędowy, o jakiś refleks… a przecież tysiące pomysłów na minutę, które miałem, mogły właśnie nim być, a w tym nie widziałem nic złego, aby moi kumple, znajomi, pod wpływem jakiegoś impulsu zaczynali zmiany.
Do czego? — spytałem więc, wciąż niepewny, w którą stronę idzie ta dyskusja i może nie chciałem znać odpowiedzi, ale trudno, widać nie przejmowałem się szczególnie konsekwencjami.
Albo jeszcze to do mnie nie dotarło.
Uśmiechnąłem się słysząc o tym jego wspomnieniu i o księżycu, a potem zaśmiałem się słysząc, że wymienia historię, która i mnie była znajoma.
Cieszy cię wspomnienie tego, jak jęczałeś z bólu, gdy musiałeś spierdalać przed ochroną z rozłupanym tyłkiem? Maxie, jaki masochista — zaśmiałem się, poprawiając poduszkę pod policzkiem. Było mi szalenie wygodnie, a jego ręka, którą smyrał moje plecy, dodawała uczucia błogości. — To teraz takie samo, tylko z ostatnich pięciu lat. Najmilsze chwile tutaj, w Nowym Jorku — zażądałem, nie przerywając tej niespiesznej wędrówki palców po jego klatce piersiowej. Nie umknęło mojej uwadze, że opowiedział mi o czymś, co wydarzyło się dawno temu, w jego młodości, a nie wierzyłem, że nie miał żadnych fajnych wspomnień związanych z teraźniejszością.
To byłoby szalenie smutne, a Max, choć mocno introwertyczny i spokojny, przynajmniej w takim ogólnym obyciu, na pewno nie był smutny.
Na Alasce jedzą renifery. Więc jak tam pojedziemy to ja też zjem renifera i wtedy świąt nie będzie — mruknąłem. — Dobra, dobra, jedź sobie do Australii — zgodziłem się i pewnie gdyby nie moja pozycja, wzruszyłbym ramionami. — Moja kolej? A co to, wymyśliłeś jakiś teleturniej? Nowa gra, dwadzieścia pytań do zadania po seksie?
— Trzydzieści. — Max wywrócił oczami. — Gdzie byś chciał pojechać?
W wiele miejsc — westchnąłem, co było prawdą.
— No powiedz mi.
Ech… — Zamilkłem na chwilę. Nie to, że nie wiedziałem, czy chciałem to ukryć, ale to było… mocno osobiste. Max widział odpowiedź, w końcu jej motyw był jednym z moich licznych tatuaży, ale pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Skąd miałby, właściwie? — Jakbym mógł, chciałbym polecieć na Księżyc.
— Na Księżyc? — powtórzył, łapiąc mój wzrok i uśmiechnął się nieco wrednie.— Czy to nie jest już vintage od kiedy świat ma Elona Muska?
Wywróciłem oczami i chciałem zabrać rękę, którą właśnie śledziłem linię jego wystającego obojczyka, ale zaraz złapał mnie za dłoń i przytrzymał.
— Ej, dobra, tylko żartuję. Księżyc. Czemu chciałbyś polecieć na Księżyc? — spytał i ułożył sobie moją rękę na klatce piersiowej, a sam sięgnął znów mojego kręgosłupa. — Nie na Alaskę, nie na Fidżi, nawet nie na Marsa — uniósł lekko kąciki ust — tylko akurat na Księżyc?
Przejechałem palcem wzdłuż jego torsu, śledząc wzrokiem trasę, którą wymierzałem i znów zamilkłem na chwilę, zastanawiając się, jak miałem mu to powiedzieć. Sam wiedziałem, ale wszystkie słowa wydawały się szalenie ckliwe, a ja miałem ogromny problem z przekazywaniem tego, o co mi chodziło, tak dokładnie.
Nie wiem, wydaje mi się, że taka wycieczka w kosmos… jakoś pozwala nabrać dystansu — zacząłem, wciąż kreśląc kciukiem jakieś wzory na ciele Maxa i nie odrywając od nich wzroku. — Podoba mi się taka myśl, że z odpowiedniej perspektywy wszystko jest małe i kruche, wystarczy jakaś kometa żeby posłać to, co wydaje się całym światem, do diabła. Chciałbym polecieć w kosmos żeby uświadomić sobie ulotność wielu chwil.
Nie to, że nie tego nie wiedziałem już teraz, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że wszystko, co miałem, mogło za kilka dni już nie istnieć. Przyjaźnie, związki, relacje, dobrobyt, to wszystko było szalenie nietrwałe i nie pozwalałem sobie nigdy na wybieganie myślami gdzieś w przyszłość, wiedząc, jak bardzo rzeczywistość mogła rewidować wszelkie plany i ewentualne marzenia. Ja sam chyba nie miałem żadnych marzeń, przynajmniej nie takich, których realizacja mogła zajmować wieki.
A Księżyc… Zawsze jest gdzieś w takich chwilach, z tyłu, cichy obserwator, świadek. Czy podczas biwakowania w Australii, pijanego wieczoru na desce, włamywania się na Coney Island… czy nawet podczas takiej nocy, jak ta — wymamrotałem, przed oczami mając tylko i wyłącznie wielki Księżyc, który tej nocy wręcz obserwował nas zza okna. — Byłby moim potwierdzeniem, że to wszystko prawda, a nie wymysł chorej wyobraźni, czegoś, co nigdy się nie zdarzyło i nie istniało. Że te wszystkie wspomnienia, które gdzieś tu mam, że wydarzyły się naprawdę.


Gazelle - 2018-09-21, 19:45

Do...do odkrywania siebie — powiedział cicho, wręcz ledwo słyszalnie. — Do życia w zgodzie z sobą.
I w końcu przestawał się dusić, czuć tak niewygodnie we własnym ciele. Dziwiło go to, że Ian nawet nie dostrzegał wpływu jaki na niego miał. To dzięki niemu wyłaził z kokonu. I Ian nie musiał zbyt wiele robić – sam fakt, że był w jego życiu, robił swoje, wyciągał go z jego strefy komfortu czynił cholernie dużo pozytywnego zamierzania w nudnej egzystencji Maxa.
Trochę mniej pozytywnego zamieszania także, ale wcale nie żałował.
Tak, Ian, dokładnie to jest dla mnie najważniejsze w tym wspomnieniu. Bolący tyłek — ironizował i westchnął, gdy Ian sprecyzował swoje pytanie o najfajniejsze wspomnienie. — Czy ci właśnie o takim nie opowiedziałem? — spytał retorycznie, chociaż zrozumiał o co chodziło jego partnerowi. O czasy przedianowe. — Pomyślmy...jedną z najmilszych chwil było to, jak po raz pierwszy zdobyłem w pracy uznanie za dobrze napisany artykuł. Byłem wtedy jeszcze w innej redakcji, pracowałem jako stażysta i dostałem w końcu jakiś poważniejszy temat do omówienia. Wtedy jeszcze miałem dużo entuzjazmu i szlifowałem ten artykuł przez bite czterdzieści osiem godzin — zaśmiał się — ale było warto, dzięki temu dostałem umowę o pracę. To był taki mało znany magazyn, dla, uwaga, kur domowych. Słabiutki nakład, ale cieszyłem się że pracowałem w prawdziwej redakcji prawdziwej gazety. Wiesz, oglądanie swojego artykułu na papierze jest znacznie fajniejsze niż gapienie się na ekran.
A kiedy Ian opowiadał o księżycu i o tym, co oznaczałaby dla niego podróż nań, Max zwracał uwagę także na jego mowę ciała, na ton głosu, w których czaiło się skrępowanie, zawstydzenie czymś. Nawet nie patrzył mu w twarz podczas całej tej wypowiedzi, uparcie uciekając wzrokiem gdzieś za swoim palcem kreślącym coś po ciele Maxa.
Czujesz się zawstydzony, bo ta wrażliwa, poetycka strona nie pasuje do twojego wizerunku? — spytał wprost. Nie widział w tym sensu. Ian mówił pięknie. I Max nie mógł pojąć, czemu chciał ukryć te przemyślenia przed światem.
Nie spodziewał się po Ianie, że miał taki właśnie stosunek do księżyca, ale, w sumie, były ku temu pewne poszlaki. Chociażby ukryte pośród tatuaży Iana. I, cóż, Max już wcześniej ujrzał jego wrażliwą stronę.
Chociaż sam Ian bardziej kojarzył mu się z ciepłym słońcem, które czasami oślepiało, a czasami przyjemnie smagało skórę.
Naprawdę sądzisz, że to pomogłoby ci rozwiać te wątpliwości, a nie jeszcze je pogłębić? No i...nie boisz się, że z perspektywy księżyca to wszystko okaże się nie tylko ulotne, ale i nieistotne? Będąc na ziemi możemy chociażby przed sobą udawać, że nasze życie ma jakieś znaczenie. Ale w kosmosie? Jesteśmy kompletnie nic nie warci — mruknął, gdy jednak dostrzegł że przesunął rozmowę na pesymistyczny tor, szybko się zreflektował: — Zabiorę cię w małą namiastkę podróży na księżyc — oznajmił i podniósł się do pozycji siedzącej, aby sięgnąć po leżącego na podłodze laptopa, którego ładnie odłożyli żeby był bezpieczny podczas ich zabaw. Po chwili pokój wypełniły pierwsze dźwięki jego ukochanego utworu. — Clair de Lune, Debussy. Światło księżyca. Nic nie daje mi lepszego poczucia bliskości księżyca niż ten utwór. Bukiety nut w księżyca blask łagodny wplata noc pełna smutku i urody. Debussy inspirował się wierszem Verlaine'a. Nie umiem przywołać całości, ale ten fragment jakoś utkwił mi w głowie — przyznał, układając się z powrotem obok Iana. Złapał spojrzenie jego oczu. Były trochę jak noc. Ale taka ciepła, letnia noc, kontrastująca z ponurą melancholią listopada.
Podróż na księżyc, huh? W umyśle Maxa mógł zalęgnąć się pewien pomysł.


effsie - 2018-09-21, 20:36

A. No to dobrze — odparłem łagodnie, posyłając mu ciepły uśmiech.
To nie było nic złego, mogłem nawet cieszyć się, że przez te wszystkie nasze durne rozmowy, słowne przepychanki, fajki na balkonie, mój blondas zaczął sięgać tam, gdzie jego wzrok do tamtej pory nie sięgał, że szukał i zastanawiał się. To zawsze było dobre, nieważne od tego, co by to powodowało, a więc nie było powodów do obaw.
Taką inspirację mogłem przeżyć.
Uśmiechnąłem się też słuchając jego opowieści. Tak, doskonale znałem to uczucie chęci posiadania czegoś trwałego, albo chociaż – namacalnego, jak artykuł w gazecie, a nie w Internecie. Przecież sam dość miałem tej komputerowej mieszaniny, pierdolenia w Illustratorze, dlatego wziąłem się za dziary.
Pamiętasz w ogóle o czym to był artykuł? — spytałem. Obstawiałem, że nie, że pewnie nie było to tak istotne jak całość tej sytuacji, pierwszej pochwały, druku, umowy.
Miła rzecz, to uznanie. Kiedyś też go potrzebowałem.
A potem jego pytanie wybiło mnie z rytmu, z tej jakiejś dziwnej, przyjemnej atmosfery.
Nie jestem zawstydzony — odparłem momentalnie, przenosząc spojrzenie na jego twarz.
Co to była w ogóle za sugestia? Wrażliwa, poetycka strona niepasująca do mojego wizerunku?
Miałem absolutnie gdzieś cały swój wizerunek, wisiało mi to ciężkim kalafiorem i ludzie mogli sobie o mnie sądzić, co tylko chcieli, wyjebane. Nie wstydziłem się, ani swojej pracy, ani swoich myśli, opowiadałem o swoich poglądach i podejściu do życia, byłem jebanym artystą, choć nie lubiłem tego określenia. To, że nie wszystkimi myślami dzieliłem się z kim popadnie wynikało z tego, że jednych lubiłem bardziej lub mniej, że może nie chciałem uruchamiać całej machiny pierdolenia, a nie, kurwa, jakaś wrażliwa, poetycka strona niepasująca do mojego wizerunku.
Wkurwiłem się.
Ten pedał jeszcze zaraz będzie gotów pomyśleć, że odkrył jakieś moje nowe ja.
Kurwa, lepiej było milczeć.
Przewróciłem się na plecy i podciągnąłem lekko na poduszkach, łypiąc na niego wzrokiem.
Może i będę wtedy nic nie wart. Dlatego chcę mieć wspomnienia, które dadzą mi radość — odparłem i sam zdziwiłem się, jak ostro brzmiał mój ton w porównaniu do słów, które jeszcze chwilę temu padły z moich ust. Tymczasem Max schylił się po mój komputer i pomieszczenie chwilę później wypełniły dźwięki spokojnego utworu, który wybrał. — Nie wiedziałem, że zapisałem się na kółko poetyckie — mruknąłem z przekąsem. Co, teraz bawimy się we wspólne deklamowanie wierszyków? Chuja mnie bolał jakiś Verlaine, ale widać Max już dawno odkrył w sobie zamiłowanie do Francuzów.
Pierdolone żabojady.


Gazelle - 2018-09-21, 20:56

...30 praktycznych porad jak ułatwić sobie sprzątanie łazienki — powiedział po chwili wahania, samemu śmiejąc się z tego jak poważnie brzmiał ten artykuł. — Anthea Turner nieświadomie bardzo mi pomogła..
O, tak, pamiętał ten całonocny maraton Perfekcyjnej pani domu. Ale, po latach, i tak robił porządki po swojemu, chociaż pewnie się czegoś tam nauczył i poprawił swoją efektywność w porządkach.
Zdziwiło go to, jak Ian najeżył się na samą sugestię tego, że mógł być czymś zawstydzony. Przed kim próbował to ukryć?
Nagle poczuł, jakby przed nimi została postawiona jakaś niewidzialna ściana. Co znowu spieprzył? Aż tak go to uraziło? Jeszcze dobrze nie wiedział jak wyczuć humor Iana, musiał najwyraźniej nadal ostrożnie wokół niego krążyć aby uniknąć spięć.
Ale, cholera, nie chciał tak funkcjonować.
Więc skąd wzięło się to wahanie? Dlaczego nawet na mnie nie spojrzałeś? Nawet twój głos nie był tak pewny siebie, brzmiałeś jak nastolatek mówiący o tym że wciąż sypia z misiem. — wytknął Ianowi. — Po prostu zastanawiam się skąd to się wzięło.
Cały czas odnosił wrażenie, że Ian coś ukrywa zarówno przed światem, jak i przed sobą samym. Może intencjonalnie, może nie. Pewnie karmił się jakąś iluzją wolności i niezależności, to mogło w sumie mieć swoje odbicie w tym marzeniu o podróży na księżyc. Ten fakt z życia Iana jednak podtrzymywał jego podejrzenia, że coś co mierzi, coś go ściska, coś jest nie tak.
Podobno muzyka łagodzi obyczaje. I wydawało mu się że trochę ostudziła to napięcie, chociaż na chwilę.
Nie przepadasz za poezją? — spytał, lekko zniechęcony tym mało entuzjastycznym podejściem Iana. — Szkoda, spodobałaby ci się może historia romansu Verlaine'a z innym poetą, Rimbaudem.
I kiedy o tym myślał, sam widział w tej historii pewne alegorie do tego, co było między nimi. Dwa ścierające się charaktery, zupełnie różne światy, nieuniknione napięcia. Czy czekał ich ten sam los? Rozstania, powroty, a na koniec tragedia?
Oby nie. Kurwa, oby nie.


effsie - 2018-09-21, 21:34

Mmm, Maxie, teraz wiem dlaczego u ciebie zawsze jest tak czysto. Jak mamy wolne popołudnie, może zajmiesz się moją łazienką — droczyłem się, zbliżając się do niego i zaczęliśmy się trochę całować, było fajnie i przyjemnie, a potem zaczęła się cała ta historia z księżycem i wszystko szlag trafił.
Wiadomo, moja wina, sam zacząłem.
No dobra, mam nauczkę na przyszłość.
Maxie, bez urazy dla twoich oczek, ale masz naprawdę ładniejsze części ciała, niż te ślepia — westchnąłem, kręcąc głową. — Po prostu nie chciałem żebyś zaczął doszukiwać się drugiego dna tam, gdzie go nie ma. Jak go szukasz to skocz sobie do kuchni, mam tam chyba jakiś teflonowy rondelek.
Podciągnąłem się jeszcze bardziej, do pozycji siedzącej i nachyliłem się, podnosząc z ziemi butelkę wody. Odkręciłem zakrętkę i pociągnąłem zdrowego łyka. Kurwa, pierdolenie. Nie znosiłem tego, gdy zamiast sensu słów, ludzie zaczynali skupiać się na całej tej otoczce i chyba byłem zirytowany tym, co się tutaj wydarzyło.
Ech, dobra, nie pierwszy raz i nie ostatni.
Nie przepadam za spuszczaniem się nad nią. I generalnie, nad wywyższaniem różnych gatunków sztuki. Nigdy nie byłem w operze, bo niezbyt jara mnie motyw wbijania w gajer i robienia całej afery dookoła. Albo tych całych akcji nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka. Kurwa, jakby serio, śmianie się z ludzi nieczytających miało ich jakoś zachęcić do sięgnięcia po książkę. No nie, to tak nie działa. Wyobrażasz sobie, że jakaś wytwórnia filmowa zachęca ludzi do sprawdzenia ich produkcji mówieniem im, że są chujowi, bo nie oglądają ich filmów? — mruknąłem. — A poezji nie znam. Jakby mi się spodobało to mi opowiedz — dodałem, przykładając jeszcze raz butelkę do ust.


Gazelle - 2018-09-21, 21:58

Postanowił już nie drążyć tematu, który tak poruszył Iana. Trudno, Max pozostał ze swoimi domysłami, wątpliwościami które najwyraźniej prędko nie zostaną rozwiane. Nie mógł wymagać od Iana pełnego zaufania do siebie na tym etapie. Właściwie, to w ogóle nie mógł tego wymagać, bo to nie była kwestia wymogów i nakazów, prawda?
I wyglądało na to że konfrontacja Ianowych wyobrażeń o sobie z tym, co przedstawiał w sposób niewerbalny i czasami także werbalny była kroczeniem po grząskim terenie. W porządku, miał tylko nadzieję że kiedyś uda mu się przez to przejść.
Nawet nie dla własnego siebie i dla zaspokojenia potrzeby maksymalnego zbliżenia się do Iana na płaszczyźnie emocjonalnej – chociaż mocno, mocno tego pragnął – ale przede wszystkim dla samego Iana, który w takich momentach stawał się silnie spięty, co oznaczało że rzeczywiście z czymś się męczy.
Max mógł to zrozumieć. Sam się przez długi czas męczył z tym, co próbował przed sobą ukryć.
Dobrze, sorry, kończę już to bajdurzenie. Może rzeczywiście sobie coś wkręciłem... — mruknął, jako ugodowe zakończenie tematu. Nie chciał psuć tej chwili jakimś nieporozumieniem.
Ale ja wcale tak nie twierdzę — zaperzył się, odpierając zarzut który nawet nie został mu postawiony. — Sam jestem ignorantem w wielu kwestiach, i uważam że wycieranie sobie mordy przez różnych snobów poezją tylko po to żeby podkreślić swoją wyższość jest cholernie żenujące. Każdy ma prawo odnajdywać przyjemność w tym, co naprawdę mu ją daje, prawda? A z kolei nikt nie ma prawa aby to potępiać. Chyba że ktoś na przykład lubi hobbystycznie mordować ludzi, ale to inna para kaloszy. I tak samo twórcy nie powinni się wstydzić tego, że ich twórczość jest za mało wyrafinowana i nie łechta czyichś delikatnych gustów. To jest okej, nawet z tej niby mało ambitnej twórczości ktoś czerpie radość, nie? To dotyczy też samej poezji, swoją drogą. Staram się nie zamykać w swoim guście, jak te cholerne snoby które wywyższają klasyczną poezję ponad wszystko. Właściwie, to mnie ciągnie do poezji autorów, hm, powiedzmy że kontrowersyjnych, z burzliwą biografią. Są genialni w przelewaniu na słowa prawdziwie pięknego syfu. Rimbaud i Verlaine...cóż, byli sporymi skandalistami. Wyobraź sobie tylko jakie emocje mógł wywołać gejowski romans dwójki poetów w XIX wieku. Obaj zresztą nawet pomimo tego byli mocnymi skandalistami, Verlaine chlał i znęcał się nad żoną, Rimbaud miał totalnie wyjebane na konwenanse społeczne i ciągle szokował całe francuskie środowisko poetycznie swoim zachowaniem. I tę dwójkę burzliwych charakterów coś do siebie przyciągnęło, cholera wie co, bo przecież nikt nie ma dostępu do ich realnych wspomnień i emocji z tamtego okresu. Po tym jak Verlaine zostawił rodzinę dla Rimbaulda, tułali się po jakichś ruderach, pisali, kłócili się, rozstawali, wracali do siebie, znowu rozstawali, i tak dalej. Podczas jednej kłótni Verlaine postrzelił Rimbauda, bodaj z zazdrości. I to był koniec. Facet trafił do pierdla i już po tym zerwali ze sobą definitywnie kontakt. Przykre, toksyczne, pojebane. Ale...też w pewien sposób fascynujące? — zakończył opowieść pytaniem bardziej do siebie, niż do Iana. Sam nie wiedział, co go ciągnęło do takich historii. Brudnych, patologicznych, gorzkich. Czyżby to było odzwierciedleniem jego duszy?


effsie - 2018-09-21, 22:19

Z umiarkowanym zainteresowaniem słuchałem opowieści o tych dwóch francuskich poetach, których w ogóle nie znałem. To nie znaczyło tak naprawdę nic, ani o mnie, ani o nich, może coś o Maxie, bo właśnie dochodziło do mnie, że był typem, który lubił poezję. W innym wypadku raczej nie sadziłby mi podobnej opowieści, nie? Zwyczajnie nie miałby o tym bladego (hehe) pojęcia.
Chciałbyś tak? — spytałem, odkładając butelkę wody i tym razem, żeby nie zarzucał mi już żadnych wycieczek wzrokiem gdziekolwiek, tylko na tą piękną twarzyczkę, pilnowałem się, by nie spuścić z niego wzroku. — Wiesz, przeżyć taką miłość o jakiej mi teraz opowiadasz?
Taką nadającą się do stworzenia o niej filmu, szalenie burzliwą i generalnie… mocno nierealną.
Chociaż, co ja tam wiedziałem o miłości.


Gazelle - 2018-09-21, 22:35

Chciałbyś tak?
To pytanie dudniło w głowie Maxa, wybijając go zupełnie z rytmu. Czy był tak chciał? Przeżyć coś takiego, coś równie burzliwego i zepsutego?
Cholera, nie mógł od razu odpowiedzieć na to pytanie. A powinien. Powinien bez zawahania odpowiedzieć: no coś ty, to chore.
Ale...czy jego relacja z Ianem nie była aby trochę zepsuta? Na pewno nie aż tak bardzo jak przytoczona przez niego historia, ale ten związek nie powinien być określany jako w pełni zdrowy, nawet pomimo utrzymującej się już przez niemal dobę całkowitej sielance.
I nie zamieniłby tego nawet na najzdrowiej prosperujący związek.
Nie wiem, czy się kochali... — powiedział w końcu, uciekając od odpowiedzi wprost. — Nie chcę tutaj zaczynać filozofowania nad tym czym jest miłość, ale skąd mam mieć pewność że to, co ich łączyło to naprawdę było to? Może tak nazwali inne burzliwe emocje, które się pomiędzy nimi wytworzyły? Nie wiem, no, jest w tym coś dziwnie pięknego, ale, kurczę, chyba nikt się świadomie nie pisze na takie coś, nie? To się dzieje, są silne emocje, potem wychodzi syf, ale mimo to się w tym tkwi i ignoruje się wszystko co złe. Przynajmniej tak mi się wydaje — westchnął i tym razem to on ułożył się na plecach, gapiąc się w sufit. Chciałby ułożyć się na udach Iana, nawet jeżeli jego penis by go przy tym komicznie smyrał po twarzy, ale nie był do końca pewien czy Ian by znowu się jakoś nie obraził. Chciałby mieć jakąś ianową sygnalizację świetlną, która by mu mówiła wprost, kiedy jest zielone światło, kiedy czerwone, a kiedy można podjąć ryzyko, co miałoby symbolizować światło pomarańczowe.
Hej, Ian, mogę zadać ci osobiste pytanie?
Przypomniał sobie nagle o temacie, który chciał poruszyć już w nocy. I, może...to był kiepski pomysł. Kiepski moment, przede wszystkim, ale postanowił podążyć za intuicją, która kazała mu zadać to pytanie.
Podniósł się i usiadł po turecku, twarzą w stronę Iana. Czekał na odpowiednie światło.


effsie - 2018-09-21, 22:49

Słuchałem słów Maxa i… hm, zaskoczył mnie.
Nie znałem go, to było więcej, niż pewne. To znaczy, spędziliśmy ze sobą dwa naprawdę nie najgorsze lata podczas college’u, ale nie nazwałbym nas wtedy najlepszymi przyjaciółmi, raczej… całkiem dobrymi współlokatorami. Czasami gdzieś go ze sobą wyciągnąłem, sporo czasu spędziliśmy razem grając w gry, nie nienawidziliśmy siebie, zdarzyło się nam też czasami gadać na poważniejsze tematy niż wczorajszy obiad, ale dopiero teraz dowiadywałem się czegoś o jego rodzinie czy, generalnie, o nim samym.
No i, hm, miałem w głowie pewien obraz, nawet jeśli starałem się nie wpychać go do za wielu szufladek.
Na przykład – że miał w głowie jakiś obraz związku, którego chciał i do którego gdzieś dążył, a te słowa… cóż, uświadczały mnie w przekonaniu, że mocno się myliłem, a ten słodki blondas był naprawdę nieprzewidywalny.
I cholernie, cholernie interesujący.
Wyciągałem już po niego rękę, żeby coś zrobić, jeszcze nie wiedziałem dokładnie co, ale w grę wchodziły moje usta, jego ciało, jakieś ten-śmeges, bo coś mnie tak tknęło, ale nagle podniósł się, chociaż dopiero co rozwalił się na łóżku.
Zabrałem rękę, zanim zorientował się, że coś miałem zamiar robić.
No? — Uniosłem pytająco jedną brew.


Gazelle - 2018-09-21, 22:59

Przygryzł wargę, zastanawiając się jak sformułować to pytanie. Obawiał się, że to też okaże się wrażliwym tematem, którego nie powinien tykać. Ale, gdy tylko sobie przypominał o swoich wątpliwościach...martwił się. Bo co, jeżeli rzeczywiście...
Skąd masz...te wszystkie blizny? — wydusił w końcu z siebie. — Nie musisz odpowiadać, jeżeli jest to dla ciebie ciężki temat! — dodał naprędce, dając Ianowi do zrozumienia że nie zamierzał naciskać. I w duchu modlił się, żeby Ian się nie zdenerwował jego wścibskością.
Równie dobrze to mogła być kolejna rzecz, którą sobie wkręcał, ale nie można mu zarzucić że brakowało mu do tego podstaw, prawda? Chociaż, w sumie, jego jedyną podstawą tak naprawdę była po prostu obecność ich blizn. Bo stosunku Iana do chorób psychicznych nie mógł podciągnąć pod podstawę do takiego rozumowania, bo to byłoby po prostu nie fair gdyby zakładał że takie zachowanie mogło wynikać tylko z własnych doświadczeń. Ludzie mogli być po prostu empatyczni. Ot. A skoro przyjaciel Iana zmagał się z depresją, to na pewno i to ukształtowało to podejście.


effsie - 2018-09-21, 23:22

Roześmiałem się, nawet nie na pytanie Maxa, a na te słowa, które padły zaraz później. To pewnie miało być miłe, ale miałem na tyle rozumu w głowie i pewności siebie, że wiedziałem, że gdy nie chcę, nie muszę odpowiadać na pytania tylko dlatego, że ktoś, kiedyś je zadał.
Robiłem to, na co miałem ochotę. Zawsze i wszędzie.
Zależy którą — odpowiedziałem luźno i zaraz przyłożyłem kciuk do wargi. O tę jedną byłem pytany najczęściej, nic dziwnego, skoro była najbardziej widoczna. — Tę zarobiłem jak miałem dwanaście lat. Dostałem deską surfingową. Pracowałem, znaczy, pomagałem wtedy w takiej jednej wypożyczalni, w zamian za to mogłem sobie czasami popływać. Coś wtedy przenosiłem, nie zwróciłem uwagi i nadziałem się na deskę, którą wnosił do magazynu mój szef. — Bolało jak cholera i było sporo krwi, ale szef miał wtedy jakieś mocne wyrzuty sumienia i dzięki temu mogłem więcej popływać, więc bardzo spoko, ja się wtedy cieszyłem. Zerknąłem w dół na swoje ciało i wskazałem na jedną przy obojczyku. — Tu dostałem nożem. Nie rób takiej miny, nic się nie stało. Tę mam jak upadłem… przechodziliśmy wtedy z chłopakami, jeszcze w Australii, po takim… czymś. Po jakiejś rurze nad trakcją, no i spadłem. Tu wywaliłem się na desce. Tu też. Tę mam, bo byłem idiotą i oparzyłem się o rozgrzaną żarówkę. A ta… o, to możesz kojarzyć! — zorientowałem się. — Pamiętasz ten obluzowany stopień na drugim piętrze w naszym akademiku? W tej klatce takiej prowadzącej do piwnicy, co była we wschodnim skrzydle? Kiedyś pijany wracałem do pokoju i zapomniałem o tym stopniu, no i się wyjebałem.
Wskazałem mu kilka pierwszych lepszych blizn, ale tak, to prawda, miałem ich na ciele całkiem sporo, została jeszcze duża kolekcja. Generalnie, jak na to spojrzeć z tej perspektywy, to mogłem się wydawać niezłym fajtłapą, ale tak naprawdę to miałem to zwyczajnie gdzieś.


Gazelle - 2018-09-21, 23:46

Och.
Ooooch
Och — palnął tępo, orientując się, że och, rzeczywiście, znowu sobie coś wmówił. — Co za ulga...znaczy, Jezu, sorry, nie to miałem na myśli, cholera, kurczę, no naprawdę jest mi przykro, że masz za sobą tyle paskudnych wypadków! Ale chodzi o to, że myślałem, że...ugh, nieważne — wyrzucił z siebie, znowu pozwalając poruszać ustami zanim w ogóle miał szansę pomyśleć nad tym co chce powiedzieć.
Jezu, Ian, uważaj na siebie. Kurczę, upadek na trakcję?! Atak nożem?! Jasna cholera, Ian — jęknął. Nawet, jeżeli pomylił się w swoich domysłach, to jedno pozostawało niezmienne – Ian definitywnie dawał mu powody do martwienia się o niego.
Odczuwał naglącą potrzebę przytulenia go, ale się twardo powstrzymywał. Bo zwyczajnie nie był pewien, czy Ian tego chciał. Niczego nie był pewien jeżeli chodziło o tego faceta i to było zwyczajnie irytujące. Bo też nie chciał się tak szczypać z każdym ruchem. To by po prostu nie miało sensu.
Dobra, pieprzyć to.
Pochylił się i zamknął sylwetkę Iana w swoich ramionach, opierając głowę na jego ramieniu.
Ian, ty gapo jedna — mruknął i ucałował delikatnie bok jego szyi.


effsie - 2018-09-22, 00:22

Spojrzałem tępo na Maxa i jego zaskoczenie na twarzy, zastanawiając się, co też sobie ubzdurał. Boże, ten blondas pewnie miał już jakąś teorię o tym, że, nie wiem, strzelałem sobie nową bliznę z każdą zaliczoną laską czy facetem albo coś równie absurdalnego, nie? W tej durnej głowie pewnie nie mieściło się, że blizny można mieć tak o, po prostu, zresztą jak inne siniaki i tyle.
Serio, bruzd na moim ciele nie brakowało, ale tak to już było, jak jeździło się na desce. Nic dziwnego, pewnie gdyby poznał moich kumpli latem, gdy nie mieli na sobie długich spodni, aż tak by się nie dziwił.
Maxie, nie potrzebuję takich tekstów — uprzedziłem go, unosząc do góry jedną brew, choć wciąż dość łagodnym tonem. Absolutnie nie miałem ochoty wysłuchiwać wymówek tego typu ani – tym bardziej – oglądać popisy ewentualnej troski w jego wykonaniu.
O, właśnie, proszę bardzo.
Warknąłem, czując, jak nachyla się nade mną i obejmuje, zupełnie z czapy. Odwalał mi tu jakieś mocno niepokojące akcje i nie podobało mi się to, raczej nie. Dlatego pozwoliłem mu tak zostać z trzy sekundy, po czym położyłem ręce na jego talii i lekko odsunąłem od siebie.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, o co mi chodzi, bo uwielbiałem dotykać to ciało, ale to… nie wiem, w tej sytuacji było jakieś mocno litościwe i nie zamierzałem tego kontynuować.
Nie jest ci zimno? — mruknąłem, tak o, bardziej z potrzeby powiedzenia czegoś, ale skąd to mi przyszło do głowy – nie mam pojęcia.


Gazelle - 2018-09-22, 00:30

Przewrócił oczami tak mocno, jak tylko fizycznie potrafił.
Oczywiście, nie troszczyć się, nie dbać, olać, bo Ian był dorosłym chłopcem i w ogóle jakakolwiek troska be. Jakby ten dureń nie potrafił zrozumieć, że jak komuś zależało na drugiej osoby, to takie reakcje były zwyczajnie naturalne.
Ale przecież by mu chyba penis odpadł, gdyby pozwolił sobie na to żeby ktoś się nim zaopiekował, nie?
Aż chciał wyjść z tego łóżka i wrócić do siebie, bo go Ian tym zwyczajnie zirytował, ale postanowił nie dawać takiego popisu swojej małostkowości.
Nie bardzo — odparł chłodno. Pomimo tego zapewnienia jednak sięgnął po swoje porzucone bokserki i wstał w poszukiwaniu bluzy Iana. — Daj fajkę, chcę zapalić — rzucił.
Czasami tak bardzo nie rozumiał Iana. Różnili się, to fakt, i oczywistym było to że czasami z racji tego będą występować nieporozumienia. Zresztą, nieporozumienia i spięcia były naturalną częścią każdego związku tak czy owak, bo ludzi nie dało się zaprogramować na pełną zgodność. A jeżeli ktoś próbował...to to było zwyczajnie toksyczne.
Ale Ian dawał mu takie sprzeczne sygnały. Było pomiędzy nimi słodko, padały głębokie wyznania, czułe gesty, a nagle nawet przytulenie się było nie-okej. I Max nie zamierzał się poddawać, co to, to nie, był zdeterminowany, chciał Iana, chciał mieć go przy sobie, ale nie miał pojęcia jak znosić ten zapowiadający się festiwal odpychania i przyciągania się.


effsie - 2018-09-22, 00:52

Zignorowałem ten chłodny ton i wyraźne muchy w nosie, ech, widać moja księżniczka miała swoje humorki, no ale w porządku, ja nie zamierzałem się w nie wtrącać. Nawet z pewnym rozbawieniem patrzyłem na to całe ostentacyjne ubieranie się i, słowo daję, był w tym rozkoszny.
Zagryzłem wargę, by się nie roześmiać i rozejrzałem się w poszukiwaniu fajek. Nigdy ich nie było, więc pewnie zostały tam, gdzie używałem ich po raz ostatni.
Są w kuchni — powiedziałem, wodząc wzrokiem za Maxem aż opuścił moją sypialnię i wtedy sam rozejrzałem się za swoimi gaciami, które zaraz przywdziałem na tyłek.
Sięgnąłem po komputer, sprawdzając godzinę i trochę ziewając. Włączyłem też Facebooka, po raz pierwszy od wczoraj sprawdzając, co tam się dzieje, ale poza kilkoma niezbyt istotnymi wiadomościami, nic tam na mnie nie czekało. Rozejrzałem się za moim telefonem, przypominając sobie o tym, że miałem sprawdzić klientów we wtorek, ale nigdzie go nie było, więc udałem się na małą wycieczkę w jego poszukiwaniu. Po drodze natknąłem się na nasze, moje i Maxa, ciuchy, których w pośpiechu pozbywaliśmy się poprzedniej nocy, a na mój ryj automatycznie wjechał szeroki banan, gdy sobie o tym przypomniałem. Nachyliłem się i zacząłem je zbierać, potem rozwieszając kurtki na wieszakach i generalnie, kiedy mój chłopak obrażony palił faję na balkonie, ja robiłem te wszystkie nudne, niewarte opisu domowe czynności.


Gazelle - 2018-09-22, 01:26

I znowu zapomniał o tym, jak paskudne są fajki Iana. Jak on mógł w ogóle palić to gówno? Ale, w sumie, ten barbarzyńca pił również czarną kawę, więc nic go już nie powinno dziwić. Pewnie jeszcze doceniał walory smakowe wódki. Co za typ.
Najgorszy, frustrujący, czarujący, uroczy typ.
Oboje mogli ze sobą konkurować pod względem niestabilności, naprawdę.
Nie dał rady wypalić tego obrzydliwego papierosa do końca, więc zgasił go w połowie i rzucił go przed siebie w cholerę. Nie lubił tak śmiecić środowiska, więc od razu poczuł wyrzuty sumienia, ale po prostu miał cholerną ochotę czymś rzucić. Naprawdę musiał ogarnąć swoją agresję, mimo iż już go tak ostro nie uderzała. Albo po prostu nie został dostatecznie sprowokowany.
Mimo iż mu piździło jak cholera – zwłaszcza po nogach, bo przecież po co w listopadzie zakładać spodnie, co nie? – to nadal stał na tym balkonie, słysząc za sobą jakieś stłumione odgłosy krzątania się dochodzące z wnętrza mieszkania. Chyba przesadzał. Ale nie on jeden. Ian także czasami zachowywał się tak idiotycznie, nieracjonalnie i te ich nieracjonalności się zwyczajnie ścierały.
I Maxowi wystarczyła taka bzdura, żeby wrócić do rzeczywistości, wybić się z tej pięknej bańki w której tkwił przez ostatnie kilkanaście godzin i wpaść w gorzkie poczucie beznadziei. Chociaż ta beznadzieja to raczej zwykła hiperbola, bo aż tak źle przecież nie było.
Czy istniał w ogóle sposób, żeby rozgryźć Iana? Żeby do niego dotrzeć?
Być może miał po prostu złe założenia i kiepskie intencje. Nie powinien próbować zmieniać Iana na siłę, próbować przełamać się przez tę upartość, która najwyraźniej jakoś mu służyła i może była mu zwyczajnie potrzebna.
Odgłosy dochodzące z mieszkania ucichły, a Max spojrzał przez ramię i ujrzał Iana siedzącego na łóżku i grzebiącego w telefonie. A że jego nogi już naprawdę mocno odczuwały zimno, to zdecydował się w końcu wrócić.
Położył się płasko obok Iana na łóżku, który posłał mu rozbawione spojrzenie. I już otwierał usta, pewnie szykując jakiś kąśliwy komentarz, bo kimże byłby Ian bez swoich czułych kąśliwości, ale rozproszył go sygnał dochodzący z telefonu.
— No siema mordeczko ty moja, co się nie odzywasz? — usłyszał nieco zniekształcony głos, w którym rozpoznał Betę. Mężczyzna nawet przez telefon brzmiał dosyć charakterystycznie, miał mocno nosowy głos z jednak całkiem przyjemną barwą. — Aaaaa, no tak, musiałeś nacieszyć się powrotem swojej księżniczki. Masz tam Maxa przy sobie? Heeej, Maxie!
Ian przewrócił oczami i włączył tryb głośnomówiący, dając Maxowi szansę na to żeby przywitać się z jego kumplem.
Cześć, Beta. Ale księżniczkowanie sobie daruj, co? — odezwał się wesoło.
— Aha, a na mnie to zaraz z mordą...
Cicho tam, Ian.
— Nie, nie cicho, bo mam sprawę — wtrącił się Beta, wyraźnie rozbawiony sposobem w jakim Max uciszył marudzącego Iana. — Pamiętasz tę laskę z wczoraj, nie? Tę ładną Sarę. No więc gdy pobiegłeś za swoją księ...za Maxem, to sobie trochę gadaliśmy, coś jeszcze wyjaraliśmy i było całkiem miło.
— No i? To fajnie, stary, cieszę się że odczuwasz aż taką potrzebę żeby się tym ze mną podzielić.
— ...no ale zapomniałem wziąć od niej numeru. I coś mi się tak kojarzy, że ona ci wczoraj wcisnęła swój numer, nie? Swoją drogą, Max, ty sobie lepiej pilnuj tego swojego chłopaka...
Co? — odezwał się, zaalarmowany. Nie podobało mu się to, dokąd to zmierzało...
— Bo widzisz, wczoraj tej koleżance się bardzo miło gawędziło z Ianem. Całe szczęście, że pojawiłem się ja i uratowałem sytuację, zanim doszło do czegoś niefajnego! — zaśmiał się, wyraźnie żartując. Ale Maxowi wcale nie było do żartów. Łypnął na Iana wzrokiem, w którym już czaiło się wkurwienie.
Aha. — wycedził.


effsie - 2018-09-22, 01:48

Ech, serio?
Beta, przykro mi, ale nie mam żadnego numeru. Ale od kiedy to jest taki problem, kiedy możesz do laski napisać na fejsie? — spytałem, zastanawiając się, po co ten koleś w ogóle dzwonił.
— Ech, na fejsie-srejsie. Widziałem, jak wciskała ci coś do kieszeni bluzy, nie możesz sprawdzić? No wiesz, za stare dobre czasy.
Słuchaj, nie wiem, gdzie ją mam i serio… — zacząłem mówić, ale w tym momencie Max siedzący naprzeciwko mnie, z zaciętą miną włożył ręce do kieszeni mojej bluzy, którą wciąż miał na sobie i, kurwa, serio wyciągnął z niej jakąś kartkę.
Serio? Sara, ogarnij się.
— O to chodzi? — wycedził przez zaciśnięte zęby Max.
Wywróciłem oczami i wyciągnąłem przed siebie rękę, chcąc żeby podał mi ten numer, to zaraz podyktuję go Becie, ale nie wiedzieć czemu, tylko bardziej zjeżył się, fuknął i sam capnął telefon z mojej ręki.
No dobra, niech se sam dyktuje, pomyślałem, ale nie wiem, po chuj mu to, skoro i tak włączyłem ten głośnomówiący.
— Co tam się dzieje? — dopytywał Beta.
Max ma dla ciebie prezent — odparłem więc.


Gazelle - 2018-09-22, 02:17

Ten dzban nie zdawał sobie w ogóle chyba sprawy z tego, jak Max się dosłownie wewnętrznie gotował z wkurzenia. I co, zamierzał sobie tak ten fakt przed nim przemilczeć? Może jeszcze skorzystać za jego plecami z tego numeru telefonu, hm? Żeby się, wiadomo, bardziej zaprzyjaźnić z tą całą Sarą.
Zaprzyjaźnić, kurwa, jasne.
Albo ten kretyn próbował udawać przed nim kretyna (to jest, jeszcze większego niż był w rzeczywistości) i liczył na to że jak przemilczy całą sprawę to Max odpuści. Nie-do-cze-ka-nie.
Ścisnął mocno w swojej dłoni ten niczemu winny telefon, ale na jego (telefonu) szczęście nie miał aż takiej siły w rękach, by go zgnieść. Podniósł się z łóżka do pozycji stojącej, nie chcąc dzielić tak małej przestrzeni z Ianem, z tym paskudnym, obrzydliwym...
I odezwał się słodkim głosem do Bety.
Podam ci ten numer, ale najpierw mam do ciebie małą prośbę o kilka informacji...
— Max, co ty ro... — Ian coś tam mruczał, ale Max po prostu wyszedł z sypialni zanim ten zdążył dokończyć wypowiedź.
Wyłączył tryb głośnomówiący i siadając na stoliku w kuchni poprosił Betę o szczegóły tego całego procesu kolegowania się, o którym wspominał. Ceną był numer telefonu dziewczyny, która wyraźnie mu się spodobała, więc Beta sypał informacjami, wyczuwając jednak zirytowanie Maxa wymierzone w jego kumpla zaczął go usprawiedliwiać, że to ona go próbowała poderwać, że Ian ciągle patrzył w telefon i niecierpliwił się czekając na niego...
Ta, jasne. Zresztą, nieistotne. Istotne były inne rzeczy.
Dobra, masz ten numer — mruknął i zaczął dyktować te przeklęte cyfry, chociaż wolałby spalić tę pieprzoną kartkę, a najchętniej na włosach tej laski, której nawet nie znał, a już szczerze nienawidził. Kto jej pozwolił przystawiać się do JEGO Iana? Jak w ogóle mogła myśleć, że jest godna kontaktu z nim? I jak ten cholerny debil, ten gnój, ta menda skończona mogła w ogóle na to przyzwalać? Bo absolutnie nie wierzył w jego niewinności i brak świadomości co do tego, co się święciło. Ian nie był tępy, pomimo tych wszystkich wyzwisk uderzających w brak inteligencji, które Max wyrzucał w swojej głowie.
Kiedy się rozłączył, wpatrywał się intensywnie w kartkę którą trzymał przed oczami. W progu kuchni stanął Ian, i coś tam mówił, ale Max go kompletnie olewał.
Przykro mi, że nie powiedziałeś mi o swojej nowej koleżance, wiesz? Brzmi na miłą dziewczynę i z chęcią ją poznam — uśmiechnął się niemalże niewinnie i wpisał numer do telefonu Iana, robiąc po chwili użytek z zielonej słuchawki.
— Halo? — odezwał się kobiecy głos po drugim sygnale.
— Cześć! Sara, prawda?
— Eee, tak, a kto mówi?
Och, bo widzisz, znalazłem kartkę z numerem telefonu w bluzie mojego chłopaka, i, widzisz, sam krępował się zadzwonić do swojej koleżanki, więc postanowiłem za niego przełamać lody.
— O co ci...
Dobra, nieważne. Odjeb się od mojego faceta, okej? Nie zrobi ci żadnego tatuażu, nie będzie kumpelstwa, nie będzie nawet pieprzonego cześć rzuconego na ulicy. Rozumiesz? Mam nadzieję, że uszanujesz te warunki, w innym przypadku może powstać mały problem — powiedział tonem niemalże spokojnym, jakby prowadził negocjacje, a nie rzucał niebezpośrednie i nieskonkretyzowane groźby.
— Koleś, o co ci chodzi? Nie wiedziałam, że jest zajęty, nie wiedziałam nawet że jest gejem. Jezu, daruj sobie te gadki, bo brzmisz jak jakiś psychol. Nara.
Dziewczyna się rozłączyła, a wkurzony Max nadal wgapiał się w ekran smartfona. Nawet nie potrafił określić tego, co dominowało w jego emocjach w tym konkretnym momencie, ale to wszystko było intensywne, nie był w stanie nawet myśleć, po prostu...
Nie mógł stracić Iana. Ian miał być jego, tylko jego. Jego do podziwiania, jego do całowania, jego do pieszczenia. Jego. Jego. Jego.
Nawet nie zauważył tego, jak zaczął się trząść, ale już dostrzegł swój przyśpieszony, płytki oddech i mocne bicie serca, jakby miało mu wyskoczyć z klatki. Przez jego wnętrze przechodziły jakby paraliżujące wstrząsy, które odczuwał tak, jakby były ogromnym wysiłkiem dla organizmu. To czyniło go fizycznie osłabionym, wkrótce pojawiły się zawroty głowy, mroczki przed oczami...
Nie, nie, nie. Tylko nie to.
Doskonale wiedział, co to jest. I wciąż był wobec tego bezbronny.
Co ja zrobiłem? Czy to naprawdę ja?
Ale ona na to zasłużyła, pieprzona sucz!
Boże, miała rację, faktycznie zachowałem się jak psychol.
Ian...Ian to słyszał, Ian już wie jaki jestem.
Nie będzie chciał mieć do czynienia z takim świrem!
Boże, nie. Tylko nie to!
Nie może mnie zostawić! Nie może!
Jezu, umrę. Umrę.

Świat dookoła przestał istnieć, był tylko on i chaotyczny monolog w jego głowie, który rozsadzał mu czaszkę od środka.


effsie - 2018-09-22, 10:06

Stałem w progu mojej własnej kuchni i absolutnie nie wierzyłem w to, co się dzieje na moich oczach. Max, słowo daję, przechodził samego siebie i miałem ochotę pierdolnąć go w ten głupi łeb za odstawianie mi tu jakichś scenek, chuj wie po co. Właśnie z tego powodu nigdy nie chciałem mieć żadnego chłopaka czy dziewczyny, żeby uniknąć tych żenujących dram, które – dokładnie – właśnie odstawiał mi pod nosem.
Czułem wzbierającą we mnie złość, aż zacisnąłem pięści i syknąłem w jego stronę:
Czy ciebie już doszczętnie pojebało?
Ale Max nie zwrócił na mnie uwagi.
Max, kurwa — zakląłem, ale wciąż nic, patrzył się tępo w ścianę obok mnie.
Sarknąłem i prychnąłem, zajebiście, no nie do wiary, naprawdę. Otwierałem już usta żeby coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy zobaczyłem, że ten blondas naprzeciwko mnie, mimo że siedział na krześle, cały się trząsł.
Nogi, ciało, ręce, chodziły mu jak galareta, a on wgapiał się w ścianę i choć zwykle był cały blady, teraz miałem wrażenie, że upodobnił się kolorem do tynku za nim. Jego oczy były ogromne, wargi niebezpiecznie mu drżały, a mój telefon, który przed chwilą ściskał w dłoni, wypadł mu z ręki na blat.
Nie wiedziałem, co się z nim dzieje.
Hej, Max — spróbowałem jeszcze raz, teraz z pewną dozą niepewności w głosie, ale znów nic, zero reakcji, tylko wciąż to trzęsące się ciało. Automatycznie, bezwiednie, podszedłem do niego i kiedy stawiałem pierwsze kroki coś przemknęło mi przez myśl.
Miał lęki i ataki paniki?
Czy tak mógł wyglądać atak paniki?
Nie miałem absolutnie bladego pojęcia.
Poczułem napływające z dwóch stron zupełnie sprzeczne, absurdalne emocje. W jednej chwili coś jakby zapierającego mi dech w piersi i ściskającego jednocześnie, ale też złość napływającą znikąd. Serio, teraz musiał to robić?
Ian, ty pierdolony imbecylu, sam zganiłem się w myślach za to myślenie, bo to przecież nie tak, że nad tym panował, nie? Mimo tego, mnie też zatrzęsły się ręce i musiałem wziąć głęboki oddech, uspakajając sam siebie.
Max. — Pokracznie, bo pokracznie, ale nachyliłem się nad nim i sięgnąłem go ramionami. Dopiero gdy złapałem go mocniej i lekko nim szarpnąłem, jego gałki oczne poruszyły się, a wzrok spoczął na mnie i…
Czy on się mnie bał?
Jezu.
Ugięły się pode mną kolana i tylko ścisnąłem go mocniej.
Max, nic ci nie zrobię — powiedziałem, a mój głos zabrzmiał bardzo… obco. Nie pamiętałem, bym kiedyś do kogoś zwracał się w tak… niecodzienny sposób. Mój głos nie był ostry, a choć stanowczy, przebrzmiewała w nim jakaś dziwna, spokojna nuta. — Weź oddech. Otwórz usta i weź oddech.
Nie wiem czemu mówiłem mu właśnie to, nie miałem absolutnie pojęcia, jak się zachować, ale kiedy raz Beta zadzwonił do mnie nie mogąc wydusić nic poza półsłówkami, właśnie powtarzaniem tego jak mantrę jakoś go uspokoiłem.
Może to było to samo?
Nie miałem pojęcia, ale sam byłem nieco spanikowany i nie wiedziałem, co robić.
Ale wtedy nie trzymałem Bety w ramionach i nie czułem, jak się trząsł, nie wiedziałem, czy to robił, za to Max drżał tak bardzo, że czułem jak rośnie we mnie zdenerwowanie i nie wiedziałem, nie wiedziałem, co jest nie tak, co powinienem zrobić i jak się zachować. Po złości nie został już cień śladu, teraz ja zaczynałem się bać i chciałem, by już przestał.
Nie wiem czemu, ale złapałem go mocniej, tak, jakbym chciał zatrzymać to trzęsące się ciało w moich ramionach, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Ściągnąłem go do siebie na podłogę i zamknąłem w uścisku, mówiąc mu:
Trzymam cię. Oddychaj.
To było idiotyczne, ale nawet nie zdążyłem poczuć się jak debil, sam lekko trzęsąc się ze zdenerwowania i nagle zrozumiałem, że sam muszę się uspokoić. Zagryzłem wargę, ściskając go mocno i nawet brodą ścisnąłem jego ramię.
Weź oddech — powiedziałem i sam zaczerpnąłem powietrza, czując, jak klatka piersiowa unosi mi się i opada. — Czujesz, jak ja oddycham? Zrób to ze mną. Głęboko — mówiłem, ściskając go cały czas mocno i w tej chwili marzyłem o tym, by posłuchał.


Gazelle - 2018-09-22, 11:32

Max nie mógł przestać się nakręcać, nawet pomimo uspokajających słów i gestów Iana, które ledwie do niego docierały.
Nienawidzi mnie. Tylko się nade mną lituje. Jestem problemem. Nie zasługuję na niego.
Nie chcę go stracić, nie chcę, nie chcę, nie chcę.

Prze...prze...praszam — wydusił z siebie z trudem. Próbował podążać za poleceniami Iana, uspokoić chociaż ten cholerny oddech, ale było ciężko – fizycznie nie był w stanie, coś go blokowało, ściskało za gardło.
Naprawdę wydawało mu się, jakby z nadmiaru tego...tego wszystkiego, miał zaraz zwyczajnie zejść. Nawet to by nie było takie złe, byleby się to w końcu skończyło.
To było po stokroć gorsze i bardziej intensywne niż jego atak w pracy.
Trzęsąc się nadal, objął mocno Iana, tak jakby już tylko on trzymał go przy życiu – co w dużej mierze było prawdą.
Zaciskał mocno zęby, nie mógł już nawet rozluźnić szczęki, a było tyle rzeczy, które chciał powiedzieć, tyle rzeczy, które musiał powiedzieć, a nie mógł, nie mógł. Wszystko było takie szalone, nierealne, beznadziejne, straszne, a Max był w tym żałośnie bezbronny.
Ian cały czas mówił mu jakieś uspokajające słowa, przytulał go, nie odsuwając się nawet gdy Max wbił mocno paznokcie w jego plecy.
Chciał wyć, wyć z bezradności.
Wydawało mu się, że ten stan trwał wieczność, a to mogło być zaledwie kilka minut, ale w końcu poczuł, że to paskudne coś się uspokaja. Jego serce nie biło już tak szaleńczo, nie zachowywało się jakby dostał zawału, mógł w końcu uchylić usta.
Boże, Ian... — wyszeptał z trudem, szukając słów, żeby wyrazić swój żal, wyrzuty sumienia, żeby go przeprosić, zapewnić że to się więcej nie powtórzy, przekonać go żeby go nie opuszczał...Ale nie umiał, dlatego pozostawił niedokończone zdanie wiszące w powietrzu.


effsie - 2018-09-22, 12:30

Trzymałem go ciasno w ramionach i tylko złapałem mocniej, gdy wbił mi paznokcie w plecy, traktując to za dobry znak. Nie przerywałem tego durnego monologu, składającego się z kilku słów na krzyż, oddychaj, trzymam cię, weź oddech, powtarzanych w kółko, jak mantra, ale w końcu zaczął mnie słuchać, próbował łapać oddech i dodawałem do tego jakieś super, jeszcze raz, brawo, absolutnie nie mając pojęcia, czy robię dobrze.
Nie puściłem go też kiedy zaczynał się uspokajać, mnie też serce biło bardzo szybko, ale starałem się utrzymać spokój, mimo że to wcale nie było łatwe.
Weź jeszcze jeden oddech — powiedziałem cicho, nie puszczając go ani trochę i sam otworzyłem usta, by zaczerpnąć powietrza. — Razem ze mną, teraz — szeptałem i poczułem, jak rzeczywiście to robił, a nasze klatki piersiowe podniosły się i opadły w tym samym rytmie. — Super. Jeszcze raz?
I zrobiliśmy to jeszcze raz, i jeszcze kolejny, a ja sam poczułem jakieś przedziwne dreszcze przebiegające przez moje niemalże nagie ciało, bo to… to było tak szalenie intymne, jak żadna z rzeczy, którą robiliśmy do tej pory, żaden z tych aktów całkowitej, elektryzującej przyjemności. Nie widziałem jego twarzy, trzymałem go ciasno w ramionach, ale czułem, jak powoli zaczynamy oddychać jednym rytmem i sam nie wiedziałem, co w tym takiego było, ale gęsia skórka pojawiła się mi na całym ciele.
Moja mama ma starszego od siebie brata, Rona — zacząłem powoli mówić, sam z siebie, bo poczułem potrzebę opowiedzenia mu jakiejś idiotycznej historyjki, tak o, po prostu, by postarał się na czymś skupić myśli. Albo może ja sam potrzebowałem je na czymś skupić? Sam nie wiem. — Jak byłem mały, Ron mieszkał jeszcze w Australii, niedaleko Brisbane, razem ze swoją dziewczyną. Był farmerem, hodował różne zwierzęta, w tym kury. I raz pojechaliśmy do niego z mamą i z moimi dwoma kolegami. Mieliśmy wtedy z, nie wiem, cztery, pięć lat? No i mama siedziała z Ronem i jego dziewczyną, a my bawiliśmy się na wsi. I poszliśmy wtedy do lasu, gdzie pasły się te kury. Tak się mówi o kurach, że się pasą? Chyba nie, ale nieważne — mówiłem cicho i spokojnie, cały czas trzymając go ciasno w ramionach i gładząc po plecach. — No i poszliśmy zobaczyć te kury, bo nigdy nie widzieliśmy kury na żywo. I zaczęliśmy z chłopakami się do nich skradać, sam nie wiem czemu… a kogut, który ich pilnował, zobaczył to, nastroszył się i zaczął nas przeganiać. Normalnie zaczął nas dziobać po nogach i atakować piórami, to bolało i było straszne, więc spieprzaliśmy ile sił w nogach, oczywiście wywracając się po drodze i brudząc. I byliśmy absolutnie przerażeni, cali w liściach, podziobani, trochę krwawiliśmy… ale pierwsze, co zrobiliśmy, to pobiegliśmy do takiego stawu wuja Rona, żeby się tylko doprowadzić jakoś do porządku, bo baliśmy się, że wuj i mama na nas nakrzyczą, że atakowaliśmy kury. Dasz wiarę? Baliśmy się przyznać, że pokonał nas kogut. Opowiedziałem to mamie kilka lat temu, strasznie się z tego śmiała — mówiłem, mając nikłą nadzieję, że i Max chociaż uśmiechnie się na tę durną historię.


Gazelle - 2018-09-22, 12:48

Słuchał historii Iana, z początku zastanawiając się skąd ta potrzeba podzielenia się nią w takim momencie. Ale w końcu załapał, że Ian po prostu chciał odwrócić jego uwagę od ataku. Co okazało się całkiem skuteczne, kiedy przeszedł już przez apogeum i powoli się uspokajał.
Dlatego wyobrażał sobie małego Iana w tej komicznej sytuacji i uśmiechnął się lekko, czując się coraz lżej, jakby to napięcie w końcu, w końcu go opuszczało.
Gdyby nie Ian...pewnie też by mu to ostatecznie przeszło, ale i tak jego wsparcie uczyniło tę męczarnię bardziej znośną, i był za to niesamowicie wdzięczny. Że był przy nim, że starał się go uspokoić, chociaż sam też się pewnie stresował, i chyba nawet częściowo udzieliła mu się panika Maxa.
A Max zachowywał się jak totalny kretyn, odstawiając jakieś idiotyczne szopki z tak błahego powodu...
Zaśmiał się w końcu lekko, chociaż ten dźwięk wciąż był pourywany przez jego nierówny oddech.
Ian...w przedniej kieszeni walizki mam tabletki, możesz przynieść mi Afobam? — poprosił, samemu jeszcze w pełni nie ufając swojemu roztrzęsionemu i wykończonemu ciału. I może już atak z niego schodził, ale i tak potrzebował czegoś na uspokojenie.
Ianowi całkiem szybko udało się zlokalizować lek i wyciągnął z opakowania jedną tabletkę, po czym wraz ze szklanką wody podał ją Maxowi, który od razu ją zażył, trzęsącymi się rękoma trzymając szklankę, opróżniając ją od razu do dna.
Dziękuję...za wszystko. Przepraszam...że musiałeś to widzieć — wymamrotał. Chciał, żeby Ian ponownie go przytulił, chciał tego zapewnienia że między nimi wszystko jest w porządku, ale nie miał prawa tego wymagać.


effsie - 2018-09-22, 13:15

Kiedy tylko podałem mu szklankę wody, zaraz wstawiłem czajnik (był już pełen) i wyciągnąłem dwa kubki z szafki.
Hej, przestań — powiedziałem łagodnie, przykucając przed Maxem i uśmiechnąłem się do niego nieznacznie. Wyciągnąłem mu z ręki szklankę, a później, widząc, że wciąż coś ściska w pięści, sięgnąłem po nią i delikatnie otworzyłem.
Westchnąłem, widząc spoconą kartkę z – najprawdopodobniej – numerem Sary.
Bez słowa zabrałem ją z ręki Maxa i wyrzuciłem do kosza, odstawiając szklankę na blat. Max wciąż siedział skulony na ziemi, ale na chwilę go zignorowałem i przeszedłem pod okno, gdzie rosły moje zioła.
Zerwałem kilka listków mięty i wróciłem do blatu, gdzie wcześniej ustawiłem kubki. Liście leżały mi na dłoni, więc zbiłem je jednym klaśnięciem, aby wyzwoliły więcej aromatu, a później po równo wsypałem do obu kubków. Nie wiedziałem, czy Max mnie obserwował, czy nie, ale jeśli tak to mógł zobaczyć, jak po chwili zalewałem oba naczynia wrzątkiem.
Pójdziesz ze mną gdzieś, gdzie jest cieplej? Jest mi zimno — powiedziałem bez cienia litości czy troski w głosie, a Max skinął głową i powoli zebrał się z ziemi. Dopiero wtedy kiwnąłem do niego zachęcająco głową, sam zabrałem w dłonie oba kubki i, wahając się przez ułamek sekundy, skierowałem swoje kroki do sypialni.
Ustawiłem oba kubki na ziemi, samemu chwytając koc i odsuwając nogą pościel. Naprawdę zrobiło mi się zimno, nie wiedziałem, co robić i czułem się mocno zagubiony, ale bardzo starałem się skupiać na wykonywaniu wszystkich tych kolejnych czynności, by jeszcze przez chwilę nie powracać myślami do tego, co się wydarzyło, co było przyczyną tego nagłego wybuchu.
Usiądziesz tu obok? — spytałem, gdy już zarzuciłem sobie koc na zmarznięte ramiona, bo Max wciąż stał przed łóżkiem. Na moje słowa rzeczywiście wgramolił się na pościel, a ja spojrzałem na niego i zadałem pytanie, które już dzisiaj padło z moich ust: — Nie jest ci zimno? Potrzebujesz czegoś?


Gazelle - 2018-09-22, 13:41

Bez słowa robił to, o co prosił go Ian, nie wiedząc co sam mógłby ze sobą zrobić. Czuł jakieś napięcie w powietrzu, mimo iż Ian starał się być spokojny i opanowany. Ale, jakkolwiek by nie chciał, nie mogli uciec od tematu wybuchu Maxa.
Nie, dzięki — wymamrotał cicho, gapiąc się na swoje stopy. Było mu trochę zimno, ale nie przeszkadzało mu to; wręcz przeciwnie, bo dzięki temu łatwiej było mu wrócić do rzeczywistości. Czego, z jednej strony, chciałby uniknąć, ale wiedział że jest to konieczne.
Zassał dolną wargę i memłał ją między zębami, zastanawiając się co teraz. Ian także się nie odzywał, ale objął go ostrożnie ramionami, co ogrzało serce Maxa. Nie uspokajało go to całkowicie, ale pozwalało uwierzyć, że może nie będzie tak źle.
— Max...
Ian...
Odezwali się w tym samym czasie i obaj zamilkli, gdy tylko się zorientowali. Ian kiwnął w jego stronę głową, pozwalając mu mówić jako pierwszemu.
Przesadziłem. Wtedy, z tą Sarą...nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nawet nie myślałem nad tym co robię i wiem, że mnie to nie usprawiedliwia, ale, proszę, nie zostawiaj mnie z tego powodu — wyszeptał.


effsie - 2018-09-22, 13:55

Niczego nie potrzebował, ech, a ja nie wiedziałem, absolutnie, co robić. Ta cisza była okropna, paraliżująca i naprawdę chciałem coś zrobić, ale zwyczajnie nie miałem pomysłu. Max jasno dał mi do zrozumienia, że nie czuł się ze mną na tyle komfortowo, by móc opowiadać mi o swoich lękach i w porządku, mogłem to zrozumieć, ale czy nie tego teraz potrzebował? Kogoś, komu mógłby o nich opowiedzieć?
Chciałem się go zapytać, czy nie powinienem zadzwonić po Sheryl, może to by mu jakoś pomogło, ale był pierwszy.
Usłyszałem jego słowa i wybałuszyłem oczy.
Co?
Co? — spytałem, absolutnie zaskoczony, puszczając jego ramiona i odsunąłem się na odpowiednią odległość, tak, żebym mógł spojrzeć mu w oczy. — Przecież tu z tobą jestem, głupku — powiedziałem, uznając, że to, czego teraz nie chciał, to nie być sam. I w porządku, to było nawet… całkiem logiczne. Uśmiechnąłem się do niego nieco zachęcająco, łapiąc jego ramię i potarłem je kciukiem. — Możesz tu posiedzieć, jak tylko chcesz. Jeśli chcesz być sam to też w porządku. A jak potrzebujesz z kimś porozmawiać, mogę zadzwonić po Sheryl, co? — zaproponowałem.


Gazelle - 2018-09-22, 15:54

Ian chyba nie do końca dobrze go zrozumiał. Bo nie chodziło mu o takie opuszczenie go tu i teraz, po ataku, ale chyba fakt, że nawet w tym momencie z nim był świadczył o tym że nie chciał go zostawić na stałe, prawda?
Oby, cholera, oby.
Nie chciał sobie na tym etapie robić jeszcze nadziei. Wiedział, że zanim dostał ataku Ian był na niego wkurzony, i może po prostu nie chciał tego okazywać w obawie przed powtórką z rozrywki.
Nie masz mnie dość? — spytał, tym razem nie uciekając wzrokiem od Iana. Czuł się tak okropnie słaby, i nienawidził tego uczucia. Ian mógł go zgnieść dosłownie jednym słowem, był kompletnie nagi i bez żadnej ochrony. Bardzo ryzykowne położenie.
Chcę być z tobą — wybrał oczywistą opcję z tych, które zaproponował Ian. Może rozmowa z Sheryl faktycznie by mu pomogła, ale chwilowo nie chciał do tego wracać, przypominać sobie tych wszystkich gwałtownych uczuć które nim wstrząsały.
Na szczęście leki zaczynały powoli działać, bo już był znacznie spokojny. Pochylił się i podniósł kubek z podłogi, upijając łyka gorącego napoju.


effsie - 2018-09-22, 16:38

Czy miałem go dość?
To było bardzo dobre pytanie, bo na tę chwilę ja sam w sumie nie chciałem, by tu siedział, najchętniej zostałbym sam i nie musiał przejmować tym okropnym blondasem u mojego boku… ale przecież i tak wiedziałem, że tak się nie stanie, że nie pozwolę mu stąd odejść, nieważne, jak głupi by nie był, nieważne, jak bardzo by mnie nie wkurzył.
Nie rozumiałem sam siebie, tego, co robię, nie rozumiałem też jego i na tę chwilę nawet nie czułem się na siłach, by próbować to zrobić, choć wiedziałem, że to będzie nieuniknione.
Dużo łatwiej by było, gdyby go tu po prostu nie było, ale co z tego?
Nie — powiedziałem w końcu. — Jestem… zmęczony i trochę zirytowany, ale nie mam cię dość — powiedziałem, nie do końca wiedząc, jak on na to zareaguje, ale zdecydowałem się nie kłamać.
Musiałem wyjaśnić z nim ten teatrzyk, który odstawił, ale na tę chwilę nawet nie chciałem o tym myśleć, bo zaraz pewnie wróciłyby te złe emocje.
Okej — zgodziłem się, obserwując, jak sięgał po kubek mięty. Czy już było z nim w porządku? Po czym to w ogóle ocenić? — Max… Co… Co teraz chcesz zrobić — mruknąłem, czując się jak debil. — Mam cię zostawić w spokoju, chcesz żebym znalazł jakiś film, czy opowiedzieć ci jakieś pierdoły… — wyliczałem, kretyn pierwszej wody. Naprawdę nie miałem w tym żadnego doświadczenia i jedyne, co mogłem, to zaparzyć mu tych ziółek, to wiedziałem, że działa, a cała reszta – potrzebowałem choć trochę współpracy.


Gazelle - 2018-09-22, 17:19

Rozumiem — odparł. To było zrozumiałe, zarówno zmęczenie jak i zirytowanie, a Max nie mógł mieć do Iana wyrzutów z tytułu tego, że to właśnie odczuwał. Dla Iana też musiała być to ciężka i wyczerpująca sytuacja, prawda? Nie umiał na to spojrzeć z jego perspektywy, to oczywiste, ale nie trudno było się domyślić.
Coś się ewidentnie zepsuło, skończyła się bajka poprzednich godzin.
I to wszystko z jego winy.
Sądził, że rzeczywiście pewnie najlepiej byłoby wrócić do swojego mieszkania, rozdzielić się aby mogli w spokoju ochłonąć, każde z nich. I dać Ianowi przestrzeń, ale tego też się bał. Bał się go opuścić, nie chciał go opuścić. Pragnął pozostać u jego boku, tyle, ile mógł.
Możemy coś obejrzeć — zaproponował z nad kubka. W zasadzie było mu wszystko jedno, mogliby po prostu leżeć bez słowa obok siebie, ale cisza mogłaby być nie do zniesienia. A to przynajmniej nie wymagało od niego skupienia. Mięta, którą powoli sączył, ładnie współpracowała z jego tabletkami, które całkiem szybko zaczynały działać, wprowadzając go w stan kojącego otępienia.
Ian skinął głową i sięgnął po laptopa, w którym zaczął coś wstukiwać, czegoś szukać, aż w końcu na ekranie pojawiły się jakieś ruszające obrazki. Ułożył się obok Maxa, który odstawił pusty już kubek, i po chwili wahania objął go, przyciągając go do siebie. Ten gest wydawał się...nieco wymuszony, ale Max nawet już nie miał siły o tym myśleć. Pozwolił sobie na to, żeby zatopić się w tym miłym cieple i wpatrywał się tępo w obrazki, dopóki nie odpłynął w sen.


effsie - 2018-09-22, 17:51

Max zasnął, a kiedy się o tym zorientowałem, wyłączyłem film, bo przecież nie musiałem już dłużej udawać, że obchodzi mnie to, co jest na ekranie. Ostrożnie, by go nie obudzić, odsunąłem się od niego i ustawiłem kubek niedopitej mięty na ziemi, obok swojego, nietkniętego. Przykryłem go jeszcze kocem, który wcześniej sam miałem na ramionach, a później podszedłem do szafy i wyciągnąłem jakieś dresy.
Był późny wieczór, kiedy się ubrałem, ale nie mogłem już wysiedzieć w tym mieszkaniu.
Zlokalizowałem swój telefon i deskę, a potem wyszedłem z domu, uderzając w jakikolwiek z kierunków, który tylko przyszedł mi do głowy. Chciałem oczyścić swoje myśli.
Nadaremnie, bo gdy wróciłem do domu wciąż tylko w głowie mieliłem to zachowanie, to… obrzydliwe coś, co kierowało Maxem i z pewną irytacją zdałem sobie sprawę z tego, że to była zazdrość o mnie, jakaś absurdalna do kwadratu i niesamowicie wkurwiająca, przede wszystkim przez to, jak nieuzasadniona. Byłem zły, zły nie tylko przez to, że nie chciałem tej zazdrości, ale poczułem w ustach gorzki smak rozczarowania jego, nie wiem czym. Brakiem zaufania?
Chuj wie czemu. Przecież wiedziałem, że mi nie ufa.
No i dobrze, kurwa, nie wiem, czemu nagle zaczęło mnie to obchodzić, wcale nie musiał i nie miałem zamiaru mu nic udowadniać, ale i tak, kopnąłem ze złości w metalową barierkę, pierwszoligowy idiota, bo zawyłem potem mocno z bólu. Wkurwiało mnie to. Wkurwiało mnie to, jak bardzo miałem w dupie tę całą Sarę, jak bardzo byłem nią niezainteresowany, jak bardzo byłem niewinny, a ten i tak wylał z siebie gorzkie wiadro zazdrości i…
Niewinny? Czemu nagle zacząłem myśleć o sobie w tych kategoriach? Czemu miałbym być coś winny temu małemu skurwielowi? Nie musiałem, wiedziałem to, robiłem to, co chciałem, a jego słodkie oczęta mogły mi co najwyżej…
Kurwa, nie wierzyłem w to, ale naprawdę wkurwił mnie jego brak zaufania i jeszcze bardziej chciałem o tym zapomnieć, nie myśleć, żałowałem, że w ogóle zacząłem. Powinienem go olać, zlać ciepłym moczem, ale nie, widać robił ze mną co mu się żywnie podobało, w jednej chwili mogłem być wkurwiony, ale w drugiej już trzymałem go w ramionach i szeptałem kojące słowa do ucha.
Wystarczył jego jeden drobny gest.
Zęby zadrżały mi z nie wiem czego, irytacji, złości, bezsilności, jebnąłem jeszcze raz w barierkę, tym razem ręką, kurwa, zabolało. Dobrze, że prawą – już oczyma wyobraźni widziałem rosnącego siniaka i byłem pewien, że jutro na moim przedramieniu pojawi się nieprzyjemny, fioletowy ślad. Całe szczęście, byłem mańkutem, a więc będę mógł pójść jutro do pracy.
Właśnie, do pracy. Sprawdziłem godzinę na telefonie i była już noc, więc odpychając się na desce zdecydowałem się wrócić do domu. Wszedłem tam ciszej, niż zwykle, mając na uwadze to, że Max może wciąż spać – i nie myliłem się, jego walizka wciąż stała na środku mojego przedpokoju, a on nie zebrał się do siebie. Cicho, by go nie obudzić, poszedłem pod prysznic i w końcu położyłem się obok, w odpowiedniej odległości, dziś, wyjątkowo, po nie-mojej części łóżka.
Rano obudził mnie nastawiony budzik i wyłączyłem po go pierwszym sygnale. Max mruknął coś i przewrócił się na drugi bok, a ja podreptałem do kuchni zrobić sobie kawę.
Dopiero tam natknąłem się na pozostawione na blacie opakowanie leków i pierwszą moją myślą było to, że wczoraj wieczorem Max nie wziął swoich piguł. Wsadziłem więc łapę do jego walizki, do kieszeni, z której wczoraj wyciągnąłem listek tabletek i zebrałem wszystkie leki w jednym miejscu. Kurwa, było ich naprawdę dużo, a ja nie miałem pojęcia o tym które, ile i kiedy powinien wziąć. Nie miałem też pojęcia o tym, jak zachować się podczas takiego ataku. Nie miałem też pojęcia o tym, kiedy…
Kurwa, o niczym nie miałem pojęcia.
Zerknąłem do lodówki i nie miałem tam absolutnie nic, zupełnie. W porządku, ja mogłem kupić sobie coś po drodze do studia, ale Max powinien coś zjeść. Pijąc kawę, znalazłem ostatni czysty kubek (powinienem tu posprzątać) i zaparzyłem mu tym razem szałwii, wynajdując w zamrażarce ostatnią mrożoną pizzę.
Już miałem mu ją zaczynać robić, kiedy zorientowałem się, że ma mięso.
Kurwa, no, jebany wegetarianin.
Przeglądałem szafki w mieszkaniu szukając czegoś zjadliwego i natknąłem się na słoik Vegemite’u. Miałem jeszcze jakieś resztki chleba tostowego, więc wrzuciłem je do opiekacza, wyciągnąłem masło i zrobiłem mu dwie typowo australijskie grzanki.
Naprawdę, czułem się jak ostatni idiota. Byłem jednocześnie zły i zaniepokojony, a przy tym… nie wiem, stałem w futrynie, patrząc na to wątłe ciało, zastanawiając się, czy nie wyrzucić tego wszystkiego do kosza, ale…
Nie wiem. Nie wiem. jakie było ale.
Położyłem talerz z tym śniadaniem i kubek z szałwią na ziemi, zaraz obok tych dwóch z wczoraj, a potem cofnąłem się do salonu i przytargałem ułożone na kupkę wszystkie leki. Nachyliłem się i szturchnąłem lekko Maxa, by się obudził.
Hej — mruknąłem, gdy w końcu uniósł zaspane oczy. — Nie wziąłeś wczoraj wieczorem leków, więc budzę cię, żebyś to zrobił teraz. Wyciągnij sobie, ile czego potrzebujesz, bo nie wiem. Muszę iść do pracy, więc nie przypilnuję tego, czy nie wyrzucisz śniadania do kosza, ale jak masz choć trochę zdrowego rozumu to nie będziesz tego brał na pusty żołądek — powiedziałem, bardzo pilnując się, by mój głos nie zdradzał żadnych emocji. Absolutnie nie potrafiłem sobie teraz zaufać. — Mam ostatniego klienta o czternastej i to powinno trwać cztery, maks pięć godzin. Napisz mi smsa, czy będziesz chciał zjeść ze mną kolację, czy nie. Idę, cześć.


Gazelle - 2018-09-22, 20:13

Nawet nie zauważył, kiedy go zaczęło tak ścinać, to był po prostu moment, dogodna pozycja, wystarczyło zamknąć oczy i już, piękna, niewinna ciemność.
I po raz kolejny już obudził się w mieszkaniu Iana z uczuciem podobnym do kaca, który kacem wcale nie był. Ale przynajmniej tym razem był przykryty.
Udało mu się jako-tako zarejestrować słowa, które wypowiedział Ian, ale z ogólną motoryką było kiepsko, i zanim się zorientował żeby się ruszyć, powiedzieć coś, cokolwiek, Ian już wyszedł z pokoju, nie obdarzywszy go już ani jednym spojrzeniem.
Podniósł się powoli do pozycji siedzącej, chwytając się za głowę. Chyba najgorszy był ten kac moralny.
Kiedy spojrzał na podłogę, na której leżało przygotowane śniadanie...coś ścisnęło go w środku. Nie zasłużył sobie na tę opiekę.
Nie wiedział, jak stały sprawy pomiędzy nimi. Zanim zdołali wszystko przedyskutować...po prostu sobie usnął. Ale, cóż, wziął uspokajającą tabletkę kilka godzin po ostatnim posiłku, potem doprawił miętą, poza tym był wyczerpany po ataku.
Sięgnął po leki, wyciągając z blaszek poszczególne tabletki. Spojrzał na nie, ułożone w zagłębieniu dłoni, zastanawiając się po co mu to było. Czy naprawdę te nieszczęsne tabletki mogły mu uporządkować ten mętlik w głowie? Doprowadzić go do normalności?
...czy w ogóle była szansa na to, żeby kiedykolwiek był normalny?
Połknął tabletki, popijając je napojem, w którym rozpoznał...szałwię? Chyba, nie był aż tak dobry w rozróżnianiu smaku ziół, zioła smakowały po prostu...ziołowo. Mięta się jeszcze wyróżniała, była wystarczająco charakterystyczna, ale już z resztą bywało różnie.
Podniósł także talerzyk, na którym znajdowały się dwa tosty z jakimś smarowidłem. Wgryzł się i...zachciało mu się rzygać. Co to było? Nigdy czegoś takiego nie próbował, smakowało dziwnie i obrzydliwie. Postanowił mimo to dać szansę temu...czemuś, poza tym był głodny, więc jakoś zmęczył te dwie grzanki.
I kiedy zakończył to samotne śniadanie, zastanawiał się: co dalej? Na pewno musiał pójść w końcu do swojego mieszkania, w którym nie przebywał od ładnych paru dni i pewnie zarosło kurzem. Musiał sobie znaleźć zajęcie, i sprzątanie było dobrą opcją żeby trochę zająć myśli.
Dlatego najpierw poszedł do siebie (wciąż miał klucze, które dostał od Iana gdy ten chciał aby podlać mu kwiatki; dzięki temu mógł bezpiecznie zamknąć za sobą drzwi do jego mieszkania), wziął długi, odświeżający prysznic i się przebrał, wstawiając pranie, w którym były jego ubrania pozbierane z mieszkania Iana, a także ianowa bluza, w którą był wcześniej ubrany. Włożył wygodne, ciepłe, domowe ubrania i wrócił do sąsiedniego lokum, aby najpierw zrobić jakieś porządki u niego. Nie chciał za bardzo ingerować w jego rzeczy, po prostu pozmywał naczynia, poodkurzał, ogarnął jakieś powierzchowne rzeczy, bo trochę go drażnił ten nieporządek. Trochę ciężko było mu patrzeć na ślady ich aktywności, zwłaszcza te, które kojarzyły się tak miło...
Nie wiedział, nie wiedział co dalej. Pokazał się poprzedniego dnia Ianowi z najpaskudniejszej strony, obnażając się ze swoją chorą zazdrością i zaborczymi tendencjami. Nienawidził tego w sobie. Szczerze nienawidził. Bo zdawał sobie sprawę z tego, że jest to złe. Złe, obrzydliwe, godne potępienia, paskudne. Kiedy wspominał swój telefon do tej Sary, miał wrażenie jakby wtedy w ogóle nie był sobą, jakby przywoływał zachowanie innej osoby.
Niestety, rzeczywistość była inna.
Gdy ukończył porządki także u siebie, nadal miał kilka godzin do powrotu Iana. Nie napisał mu żadnej wiadomości...nie mógł się do tego zebrać. Bo nie wiedział, czy chciał zobaczyć Iana. Nie, chciał, definitywnie chciał, ale trochę też się bał konfrontacji z nim. I ten cały wewnętrzny konflikt ogromnie go męczył, podobnie jak wyrzuty sumienia, nienawiść do siebie samego, ogromna frustracja wymierzona także w Iana.
No bo...mimo iż już wiedział, że to było nie do końca racjonalne, to nadal część niego była zła na Iana za tamtą sytuację. Dlaczego zataił przed nim fakt, że jakaś laska się do niego zalecała? Przecież sam by chyba nie chciał, żeby Max go tak potraktował, prawda?
Przypomniał sobie słowa Iana z ich pobytu w pizzerii, kiedy Max spytał go o jego stosunek do zazdrości. Może Ian by tego nie wymagał, może miałby to gdzieś. To była bardzo gorzka i ciężka do przełknięcia świadomość.
Opadł na kanapę, i po prostu wpatrywał się przed siebie. Chciał coś zrobić, coś, ale nie wiedział, co. Coś intensywnego, coś, co pozwoliłoby mu dać chociaż minimalne ujście tym emocjom. Wstał, krążył po pokoju, przygryzał wargę prawie że do krwi, zaciskał pięści tak, że paznokcie wbijały mu się w skórę, zrzucił kilka rzeczy na podłogę, ale nic nie pomagało. Wyszedł na balkon, pooddychać świeżym powietrzem, zapalić.
>>Zostawiłem otwarte drzwi, jak chcesz to wpadnij gdy wrócisz.
Napisał w końcu do Iana, i wysłał mu tę wiadomość. Wrócił do domu, zostawiając uchylone drzwi balkonowe, i postanowił także porozmawiać o Sheryl. Ale nie o tym, co się wydarzyło między nim a Ianem, od tego chciał się chwilowo odizolować, więc po prostu rozmawiali o jakichś pierdołach.


effsie - 2018-09-22, 20:49

Miałem bardzo mieszane uczucia, odczytując wiadomość od Maxa. Jak chcę to wpadnę? Jak chcę to wpadnę. Kurwa, nie podobało mi się to w jaki sposób się do mnie zwracał, jakby… lekceważąc mnie i całą tę sytuację, bardzo. Pewnie normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale teraz wydawał mi się wręcz bezczelny i tylko zirytowałem się, czytając tego smsa, ale na całe szczęście miałem jeszcze kilka godzin przed powrotem do domu aby uspokoić myśli.
Uspokoić myśli.
Widzicie? Co to w ogóle było? Co się ze mną działo? Zero, zero pojęcia.
Przez cały dzisiejszy dzień, dla odmiany, zastanawiałem się nad tym jego atakiem i próbowałem zrozumieć skąd się wziął. Nie wiedziałem absolutnie nic o atakach paniki czy napadach lęku, a wujek Google pomógł mi mówiąc tyle, że czasami się zdarzają i powody mogą być różne. No, zajebiście, jakbym sam na to do tej pory nie wpadł. Nie znałem żadnego psychologa ani psychiatry, nie miałem nikogo takiego w swoim kręgu i zastanawiałem się nad tym, czy nie zadzwonić do Bety, ale zwyczajnie nie wiedziałbym, co mu powiedzieć. Hej, ziomek, a opowiesz mi jak to jest mieć atak paniki? To nie był najgorszy pomysł, ale raczej na spotkanie twarzą w twarz, nie telefon dzień po tym, jak mój chłopak zaczął wypytywać go o tę całą Sarę.
Y-y.
Porzuciłem więc temat, bynajmniej dlatego, że przestał mnie interesować, ale choć usilnie się starałem, nie byłem w stanie znaleźć żadnej odpowiedzi. Wracając do domu zahaczyłem o dwa miejsca, jedno, w którym grillowali naprawdę wyśmienite żeberka i drugie, które chwaliło się kuchnią roślinną, a ekspedientka wcisnęła mi coś, co nazywało się „cytrusowe tofu ceviche z kukurydzianą polentą, kolorowe pomidory, awokado, orzechy brazylijskie, czerwona cebulka, kolendra”. Nie miałem pojęcia, co to jest, ale wyglądało i pachniało nie najgorzej, więc zdecydowałem dać temu próbę.
Gdy wróciłem do domu nie poszedłem od razu do Maxa, zamiast tego uderzyło mnie to, że było tu zdecydowanie… czyściej, niż gdy wychodziłem. A nie przypominałem sobie zatrudniania żadnej Ukrainki, więc to pewnie Max ogarnął ten mój bajzel. Odłożyłem jedzenie i potrzebowałem chwili restartu, resetu, więc zwyczajnie włączyłem komputer i spędziłem pół godziny odmóżdżając się i oglądając filmiki kolesi, którzy jeździli na longboardach.
Potem wyszedłem na fajkę i, wraz z jedzeniem, przeskoczyłem przez barierkę.
Hej — przywitałem się z Maxem, zamykając za sobą drzwi. Była końcówka listopada i robiło się naprawdę chłodno. — Jak się dzisiaj czujesz? — mruknąłem, stawiając żarcie na stole i spojrzałem na tego blondasa.


Gazelle - 2018-09-22, 21:44

Nie otrzymał żadnej odpowiedzi od Iana. Właściwie, to nawet żadnej nie oczekiwał, w końcu jego wiadomość tego nawet nie wymagała. Ale, cóż, i tak znalazł w tym pretekst do nakręcania się, do kreowania sobie w głowie kolejnych obaw, zwłaszcza gdy Sheryl musiała zająć się pracą i pozostał już sam ze sobą. Chciał jeszcze porozmawiać z jakąś inną osobą, może z Abby czy Tomem, ale i tak zbliżał się już czas, w którym Ian powinien wrócić.
I wrócił, bo Max usłyszał krzątaninę zza ściany. Ale...drzwi balkonowe w jego mieszkaniu pozostały uchylone, a nadal nikt z nich nie korzystał. Starał się tym za bardzo nie przejmować, w końcu mógł chcieć się najpierw ogarnąć, czy cokolwiek innego.
Oczywiście, w trybie nakręcania się, racjonalne argumenty z upływem czasu zaczynały tracić znaczenie.
Siedział na kanapie jak na szpilkach, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć Ianowi kiedy ten w końcu do niego przyjdzie. Stresował się, stresował się jak cholera, i zawczasu wziął nawet połówkę tabletki uspokajającej (żeby się zbyt mocno nie zmulić), bo nie chciał kolejnego ataku paniki.
Delikatnie podskoczył w miejscu, gdy usłyszał głos Iana. Był tak pochłonięty myślami, że nawet nie zwrócił uwagi na żadne inne dźwięki, dopóki jego partner się nie odezwał.
Cześć — powiedział, podnosząc wzrok aby spojrzeć na Iana. Szukał w nim jakichś śladów...wkurzenia? Podirytowania? Czegokolwiek negatywnego generalnie, ale póki co ta twarz była nie do odgadnięcia. — Lepiej. Dzięki za śniadanie. I za kolację też. Co przyniosłeś? — skinął na leżące na stole reklamówki z czymś, co wyglądało jak jedzenie na wynos. — Pójdę po talerze. Trzeba to podgrzać? — pytał, podnosząc się z kanapy aby zabrać się za podanie jedzenia. Próbował zamaskować swoje zdenerwowanie, nie dać po sobie poznać jak niezręcznie się czuje, jak bardzo się stresuje.


effsie - 2018-09-22, 22:19

Ee…
W sumie nie wiedziałem, czy to jego żarcie trzeba podgrzewać, czy nie, moje tak, na bank, ale i tak nie wyobrażałem sobie teraz raczej gadania z nim nad kotletem, skoro atmosfera była naprawdę mocno grobowa, a mnie nie chciało się nawet udawać, że to nieprawda. Miałem dość dużą łatwość pieprzenia bzdur i potrafiłem sprawić, że nawet small talk nie wydawał się taki okropny, ale w tej chwili zwyczajnie nie miałem na to ochoty.
Możemy najpierw pogadać? — spytałem więc, naprawdę skrępowany i nie na miejscu. Byłem… sam nie wiem jaki.
To nie tak, że nie wyjaśniałem sobie spraw z ludźmi, ale wtedy zawsze potrafiłem przyjąć jakąś postawę, czy to tego agresywnego, stanowczego lub wymagającego, a teraz, tutaj, choć byłem przekonany, że mam pełne prawo się na niego wkurzać… nie wiem.
Bałem się? To w ogóle normalne, bać się na kogoś się wkurzać?
Kurwa, co się ze mną działo?
Miałem absurdalną ochotę skoczyć do kibla i się wyrzygać.
Na początku… to wczoraj to był twój atak paniki, tak? — spytałem, a gdy Max potwierdził, sam kiwnąłem głową. — Mhm. Możesz… możesz mi wyjaśnić na czym to polega? To jest tak, że boisz się czegoś i nie możesz nic zrobić? Czy źle to rozumiem? — Byłem spokojny, mówiłem spokojnie i nie unikałem jego wzroku, wręcz przeciwnie. — No i… co trzeba zrobić żeby ci w tym jakoś pomóc? — spytałem jeszcze ciszej, samemu chyba nie wierząc, że o to pytam. — Nie wiem, może powinienem od razu pójść po te twoje leki i wepchnąć ci je do gardła, a nie siedzieć jak debil i gadać o oddychaniu czy o kurach… albo zadzwonić po jakąś linię wsparcia? Nie patrz się tak na mnie, to nie jest śmieszne, naprawdę nie wiem — warknąłem, widząc jego spojrzenie.
Może moje pytanie było durne, ale uznałem, że i tak nie mam komu go zadać, więc może paść na niego, tak?


Gazelle - 2018-09-22, 22:58

Gdy usłyszał złowieszcze możemy pogadać, w gardle momentalnie stanęła mu gula, spodziewając się rozmowy o Tym.
Dlatego odczuł swego rodzaju ulgę, i może także związane z tym lekkie rozbawienie, gdy Ian zamiast tego poruszył temat jego ataku paniki. Niesamowicie urzekał go fakt, że przejął się na tyle, że chciał dowiedzieć się więcej, chciał zrozumieć, wiedzieć jak pomóc Maxowi w razie kolejnego ataku...
Był szczerze poruszony, nawet jeżeli nie dawał tego po sobie poznać. I w dodatku Ian był w swojej trosce tak rozkosznie uroczy, mógłby go zaprzytulać w tym momencie, gdyby tylko nadal nie było to niepewne terytorium.
Hm, trochę sporo tych pytań, spróbuję ci na nie odpowiedzieć, ale...ja sam tego wszystkiego nie wiem — przyznał. Tak na dobrą sprawę miał dotychczas tylko dwa poważniejsze ataki w ostatnim czasie. Zdarzały mu się drobne stany lękowe, dobijające, pojawiające się znikąd uczucie ściskającego niepokoju, ale to nie było nawet w połowie tak męczące jak napad paniki. — Bywa, że takie objawy pojawiają się ot, tak, znikąd — co nie było akurat w pełni kwestią jego przypadku, ale tyle mu się obiło po uszy — a czasami są poprzedzone jakimś wzburzeniem emocjonalnym. I, hm, nie wiem do końca jak to wyjaśnić, ale to nie jest taki zwykły strach. Część mnie wie że te lęki są wyolbrzymione, ale sam się nakręcam, produkuję największe obawy, moje emocje wariują i sięgają zenitu, i ogólnie wszystko się kumuluje i jest chujowo — mówił, i ucieszył się po raz kolejny że prewencyjnie wziął lek uspokajający, bo przez samo mówienie o tym, przypominanie sobie tych odczuć już go coś ściskało paskudnie w środku. — Szczerze mówiąc nie wiem, czy da się to tak po prostu uciąć jak już się zacznie. To przechodzi, w końcu, nie umiem nawet ocenić ile to trwa, wydaje się jakby wieczność, i jakbym to się nie miało skończyć, jakbym niemalże umierał — skrzywił się. — Ale...twoje wsparcie wczoraj bardzo mi pomogło. Kiedy ten najpotężniejszy napad w końcu zszedł to łatwiej było mi się dzięki tobie doprowadzić do porządku — przyznał, spuszczając na chwilę wzrok. — Te tabletki, które mi podałeś, są właśnie z rodzaju takich doraźnych leków przeciwlękowych. Ale nawet one nie działają natychmiast, więc jak by nawet ci się udało mi je wcisnąć przez zaciśniętą szczękę to i tak musiałbym do końca to przetrwać.
Kiedy opowiadał...zdał sobie sprawę z tego, jak paskudnie to brzmiało. No bo, fakt, to było paskudne, ale to nie tak że przeżywał to na co dzień. Fajnie by było jakby nawet te pojedyncze, krótkie epizody się nie zdarzały, ale patrząc na to z dystansu przecież nie był w najgorszej sytuacji. Chyba, że to się miało jeszcze bardziej rozwijać i częściej pojawiać. Ale dlatego też zdecydował się na leczenie, prawda? Żeby do tego nie doprowadzić.


effsie - 2018-09-22, 23:31

Nie podobały mi się słowa Maxa, bo to… nic mi nie mówiło. Mogłem się tego spodziewać i chyba sam wiedziałem, że nie ma żadnego złotego rozwiązania, głębokich oddechów czy czegoś równie bezsensownego, ale i tak czułem się zawiedziony, gdy nie potrafił powiedzieć mi, co i jak, dać jednej, wyraźnej instrukcji, co do chuja pana powinienem robić w takich sytuacjach.
Dzięki mnie było mu łatwiej doprowadzić się do porządku?
Nawet nie wiedziałem, co to znaczyło.
Boże, czułem się naprawdę mocno zagubiony.
Okej… A możesz mi dać kilka tych tabletek, żebym miał, jak coś? Nie zawsze będziesz miał przy sobie walizkę — mruknąłem, a Max spojrzał na mnie dużymi oczami. — Po prostu odetnij mi rząd tego, dobra?
Blondas z pewnym wahaniem, ale spełnił moją prośbę, wyciągając nożyczki i po chwili miałem wąski listek, na którym znajdowały się cztery tabletki. Wyciągnąłem portfel z kieszeni spodni i schowałem do środka, a potem usiadłem na kanapie.
Dobra… to nie wszystko, ale muszę mieć informacje na wszystkich frontach — zadecydowałem, na chwilę ignorując rzucające się na język pytania związane z tymi atakami paniki. Na tę chwilę wiedziałem, że i tak chuja mogę z tym zrobić, a jak już to potem wrzucić mu piksę do gardła. Pocieszające, nie ma co. — Wzburzenie emocjonalne, jak to ładnie ująłeś. — Potarłem skroń i nie wiedziałem nawet, jak zacząć ten temat. Nie chciałem krążyć dookoła, badać tego, co było już niemal oczywiste, to zupełnie nie było w moim stylu. Dlatego powiedziałem: — Nie bądź zazdrosny. Wkurwia mnie to.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że to było mocno egoistyczne życzenie, ale nie miałem pojęcia jak w inny sposób wyrazić ten cały emocjonalny szit, który temu towarzyszył.


Gazelle - 2018-09-22, 23:58

Otworzył szeroko oczy, słysząc te proste i krótkie dwa zdania, które nastąpiły zamiast spodziewanego przez Maxa ostrego opieprzu za sytuację z poprzedniego dnia.
I prawie by parsknął śmiechem, bo to brzmiało doprawdy absurdalnie. Nie bądź zazdrosny?
Max naprawdę sam chciałby móc tak nie świrować za każdym razem, gdy ktoś się kręcił wokół Iana. A zwłaszcza kobiety, bo to z nimi miał szczególny problem. Może dlatego, że z nimi nie mógł nawet konkurować? Że brakowało mu tych wdzięków, jakimi one się cieszyły? I, w końcu, może dlatego, że wciąż miał w głowie obraz tego Iana ze studiów, zainteresowanego tylko nimi. To akurat było durne, ale nie był w stanie absolutnie się wyzbyć tego, cóż, swego rodzaju uprzedzenia.
Stukał palcami o udo, myśląc o tym jak ująć ładnie i delikatnie to, jak wyjęte z kosmosu były oczekiwania Iana.
Co cię w tym najbardziej wkurwia? — spytał. Bo to w sumie była całkiem niezła strategia, żeby najpierw walczyć z konkretnymi przejawami tej zazdrości, bo tej emocji całkowicie się po prostu nie dało wyplewić. Mógł chociaż skupić się nad eliminacją...pewnych zachowań, jak na przykład opieprzania jakiejś obcej laski przez telefon. Tak, to było coś godnego poruszenia podczas wtorkowej wizyty. Nie spodziewał się wcale tego, że jedna godzina terapii go nagle odmieni, ale zawsze był to jakiś start. — Wiesz...sam chciałbym tak nie świrować, ale to nie jest takie proste — mruknął. Nie chciał wchodzić w szczegóły tego, co za tym się kryło, skąd brała się tak chorobliwa zazdrość.
I niby rozumiał to, że Iana mogło to wkurzać, ale trochę też nie. Bo, jednak, ta zazdrość wynikała przecież przede wszystkim z tego, że Maxowi zależało na Ianie. Zależało mocno, bardzo, bardzo mocno. Max by się cieszył, gdyby Ian okazywał taką zazdrość względem niego. Mógłby zaryzykować dobro swoich relacji ze znajomymi, miał to gdzieś.


effsie - 2018-09-23, 00:43

O, czyli jednak zdawał sobie sprawę z tego, że działał mocno absurdalnie? Wow, doprawy, moje gratulacje. Max Stone, to już pierwszy krok do tego, by to jakoś ogarnąć.
To nie jest takie trudne — poprawiłem go, bo, hm, nie było. Patrzcie, ja nic nie robiłem, a nie świrowałem. Znaczy, trochę tak, ale raczej nie z żadnej zazdrości, bardziej przez to, co odpierdalał ten typ przede mną. — Słuchaj, wkurwia mnie w tym kilka rzeczy, nie wiem, która najbardziej, więc może ci to po prostu wyjaśnię. Przede wszystkim, nie jestem żadną twoją własnością i nie zamierzam zmieniać swojego stylu życia, bo tobie się coś nie podoba. Tak, często chodzę po barach. Tak, gadam tam z ludźmi, z tymi, których znam i z tymi, których nie znam. Nie, to nie znaczy, że flirtuję z każdym, kogo spotkam. Lubię tak spędzać czas i tyle. A nawet jeśli ktoś mi się spodoba to nie jestem jebanym zwierzęciem, żeby rzucać się na wszystko, co mnie choć trochę kręci — warknąłem. Naprawdę, czy ryj ozdobiony kilkoma tatuażami i deska w ręku znaczyła, że rucham wszystko, co mi się nawinie pod chuja? Zajebiście wiedzieć, że i on miał o mnie takie zdanie, ech. — To tak generalnie. A z tą Sarą? Kurwa, Max, to było już przegięcie. Co, wystarczy parę żartów Bety, a ty już odwalasz? — Spojrzałem na niego trochę zawiedziony. — Gdybym chciał ją przelecieć to zrobiłbym to tak, żeby Beta nawet się nie zorientował. Ale, zanim znowu ci odjebie, nie, nie zrobiłem tego. Miałem gdzieś tę typiarę i ignorowałem ją przez cały wieczór, bo czekałem na ciebie. I wkurwia mnie to, Maxie, bo świruję na twoim punkcie, zapierdalam jak pojebany przez całe miasto żeby cię mieć jak najszybciej, ale ty chyba jesteś za głupi żeby to zrozumieć, skoro wystarczy byle tekst Bety żebyś zaczął odpierdalać manianę. Wiesz, może chuja wiem o byciu twoim chłopakiem, ale mam wrażenie, że należy mi się chociaż cień zaufania. A poza tym wkurwia mnie to, że zaczynasz skakać sobie do oczu z jakąś przypadkową typiarą, której nawet nie widziałeś na oczy, ale już, kurwa, takie to dla ciebie zagrożenie? Powiedziałem ci, że mi się podobasz, że nie chcę na razie nikogo innego to po chuj ta cała szopka? Jak mi nie wierzysz to powiedz, będziemy sobie inaczej rozmawiać i daruję sobie mówienie ci rzeczy, skoro i tak masz je gdzieś. Wrr, znowu się wkurwiłem — zorientowałem się. Kurwa, nawet głupie tłumaczenie tych oczywistości temu pedałowi musiało mnie wprowadzić w taki stan. — I to też mnie wkurwia. Że ty odpierdalasz jakąś manianę, a ja się wkurwiam i nie mogę normalnie funkcjonować. Musisz się ogarnąć, bo ja tak nie mogę.


Gazelle - 2018-09-23, 01:23

I trzymał tępo swoją wargę pomiędzy zębami, milcząc przez kilka chwil. Ian miał rację...w wielu punktach swojej wypowiedzi.
Kiedy myślał racjonalnie, mógł mu przyznać rację w tym, co mówił. No, prawie we wszystkim. Sęk w tym, że w takich momentach wzburzenia nie. był. racjonalny. I to była podstawowa rzecz, która czyniła wszystkie argumenty Iana...może nie tyle nieistotnymi, co po prostu nie tak prostymi do przyjęcia, jak mężczyzna zakładał.
Jednak...nie był w stanie wytłumaczyć tego Ianowi. Bez robienia z siebie kompletnego świra. Nie mógł wyjaśnić Ianowi co się dzieje z nim w tych chwilach, kiedy czuł się zwyczajnie zagrożony. Kiedy jego pozycja się chwiała, kiedy wydawało mu się że może stać się mniej ważny. Tego, że potrzebował stałej walidacji, a także pewności że Ian należał tylko do niego. Tego, że do rozpaczy doprowadzała go sama myśl o tym, że tak mogłoby nie być...
Ale Ian tego nie wiedział. I nie rozumiał.
Gdyby tylko miał świadomość tego, co z nim robił...
Nie tylko Ian świrował, nie tylko on wkurwiał się tym, co się z nim działo pod wpływem ich relacji.
Kompletnie nie wiedział, co z tym zrobić. Był bezsilny.
Słowa Iana go bolały, bardziej niż Ian mógłby przypuszczać, bo uświadamiały go jak beznadziejnym był partnerem. Ciągle myślał o sobie, chciał zawłaszczyć Iana w całości dla siebie, a...to nie o to chodziło? I wychodziło na to, że sam tym zachowaniem ranił Iana. Osobę, która była dla niego tak ważna.
To nie jest takie proste — kiedy w końcu się odezwał, postanowił uprzeć się przy swoim. — Jeżeli nie odczuwasz tych uczuć, to skąd w ogóle założenie, że mogę się tego tak łatwo pozbyć? Tego się nie kontroluje tak, że pstrykniesz palcami i ot, nie ma. Masz rację, wiem, że to bez sensu, ale sama myśl o tym, że ktoś mógłby...że ktoś patrzy na ciebie w sposób, w jaki tylko ja chcę móc na ciebie patrzeć, to we mnie uderza. I, nie wiem, chyba czuję się zagrożony, ale nie z tych powodów o których wspominasz. Doskonale wiem, że muszę się ogarnąć. Myślisz że po co idę na tę cholerną terapię? Te całe pieprzone lęki to nie wszystko, widzę rzeczy nad którymi muszę popracować, naprawdę nie chcę...robić więcej tych rzeczy, co wczoraj. Chociaż...tutaj jedno się wiąże z drugim, bo się boję. Boję się, że stracę twoją uwagę, że będę musiał się nią dzielić, bo jestem kurewsko egoistyczny i nie chcę stracić swojej wyjątkowej pozycji — wyznał, z każdym słowem coraz ciszej.
Bolało go również to, że uświadomił sobie że zachowywał się jak Jared w końcówce ich związku. Kontrolujący, zaborczy, nerwowy...
Będę nad sobą pracować, będę pracować nad tym, obiecuję, daj mi szansę — zadeklarował. Bo co innego miał w tym momencie zrobić? Miał za sobą etap autorefleksji, myślał w miarę czysto mając wyciszone emocje i mógł na spokojnie analizować swoje zachowania. Ale jeżeli znowu zostałby doprowadzony do wybuchu, to te wyciągnięte wnioski by szlag trafił. To jeszcze nie było coś, nad czym panował, ale zamierzał do tego dążyć.
Chciał jeszcze zauważyć, że uraziło go także to, że Ian po prostu nie powiedział mu o tej Sarze sam. Że podczas kiedy on się przejmował, stresował swoim opóźnieniem, umierał z tęsknoty za Ianem, on się bawił z jakąś laską. Ale, po namyśle stwierdził że przywoływanie tego było absolutnie bez sensu. Bo to by nic tak naprawdę nie zmieniło. Nic. Nadal byłby wściekły. Bo właśnie nie była to kwestia zaufania do Iana. A zaufania do całego świata.


effsie - 2018-09-23, 08:50

Będę nad sobą pracować, obiecuję, daj mi szansę?
Nie mogłem powstrzymać parsknięcia śmiechem. Co to był w ogóle za tekst? Ten blondas chyba naoglądał się za dużo komedii romantycznych czy innych oper mydlanych, skoro walił we mnie takimi frazesami i…
Kurwa, był skończonym debilem, bo gdyby miało mnie tu nie być to zwyczajnie by mnie nie było, bez kolacyjki, bez Ianka, bez całego tego sztucznego pierdolenia wokół, ech.
Poza tym… wcale nie chciałem, by nad tym pracował. Wcale nie chciałem żeby musiał się jakoś zmieniać przeze mnie, absolutnie nie, bo niby z jakiego powodu? Niech sobie żyje swoim, maxowym życiem blondaska-dziennikarza i tyle, ja, Ian Monaghan, nie mam mieć z tym nic wspólnego, nie chcę go zmieniać, nie chcę by zmieniał się z mojego powodu, nie… nie potrzebuję żadnych stałych działań, nie chcę żadnych stałych działań, bo yolo, żyjemy tu i teraz, nie, nie robimy ze sobą planów na przyszłość i nie ma o tym mowy.
Ale chciałem go, tu i teraz, jak mam być konkretny, bez tej zazdrości, która nie kręciła mnie ani trochę.
Boże, zachowuję się jak niezdecydowana baba.
I była jeszcze jedna rzecz, która mnie uderzyła… mocniej. Ta cała jego terapia, nie chodziło tylko o lęki? Coś mnie zgniotło, kiedy zrozumiałem, że nie powiedział mi wszystkiego, ale zacisnąłem wargi w wąską linię, bo to wcale nie powinno mnie dziwić, już mi dał przecież znać, że nie czuje się z tym komfortowo przy mnie, że nie ufa mi na tyle, by mi wszystko powiedzieć. I w porządku, Ian, w porządku. To nie tak, że musisz być pępkiem wszechświata.
Błagam cię, nie rzucaj takimi tekstami, bo brzmisz jak niezły desperat. — Uniosłem jedną brew, bo tym desperatem na pewno nie był, mały gnojek, który trzymał moje jaja w garści. Powinienem się na niego wyjebać, powiedzieć mu, że sory-memory, ale mam inną partię szachów na mieście… tyle że chuja, ja nie chciałem niczego innego, a on, udając, że nie zdaje sobie z tego sprawy, jak na mnie działa, to znaczy, wcale nie był zabawny i cwany. Co najwyżej mocno wkurwiający. — Wiesz, co mnie jeszcze wkurwia? To, że mówisz mi takie rzeczy, przez które nie mogę być na ciebie zły. Wiem, że to chujowe i że to mój problem, ale wkurwia mnie to, że nagle okazuje się, że to nie twoja wina. No i pewnie masz rację, raczej tak, skoro masz się z tego kurwa leczyć, ale, arghhh, teraz wkurwia mnie fakt, że nie mogę być po prostu na ciebie zły — zdenerwowałem się i przyłożyłem dłonie do ryja, naciągając skórę palcami w geście irytacji. Prawe ramię rzeczywiście bolało mnie po wczoraj, ale mogłem to spokojnie ignorować, miałem tu bardziej palące kwestie. — No i tak, miej to w dupie, bo niewiele z tym możesz zrobić, nie powinienem ci tego w ogóle mówić, sorry, ale przy tobie… masz zaskakującą zdolność wkurwiania mnie jak mało kto — westchnąłem, przecierając oczy i podniosłem na niego wzrok. — A co do twoich, ee… lęków. Max, bardzo fajnie, że dobę później tłumaczysz mi swoje zachowania na ludzki język, może coś z tego załapię, ale byłoby mi naprawdę miło gdybyś nie musiał tego robić. Nie mam zamiarów sadzić ci komplementów co pięć minut i opowiadać o tym, jak to mi z tobą dobrze na każdym kroku, ale stary, włącz trochę myślenia, ok? Bo mam wrażenie, że ignorujesz wszystko, co robię. Albo jesteś naprawdę tępy i myślisz, że to mój standard. Jak tak to powiem ci to teraz i nie zamierzam więcej powtarzać: nie, to nie jest mój standard. Nie opowiadam wszystkim, których spotkam o kurach czy księżycu. — Nie włamuję się też ze wszystkimi na Coney Island, nie parzę wszystkim cholernych ziółek i nie robię śniadań, a na pewno nie przeżywam takich absurdalnie irracjonalnych momentów zbliżeń, jak z tym pedałem, kurwa jego mać. — Grrr. Znowu się wkurwiłem. Widzisz? Serio wszystko przez ciebie.
No mały skurwiel, po prostu, ech. Najchętniej bym go zaciukał, ale już teraz wiedziałem, że zwyczajnie nie byłbym w stanie.


Gazelle - 2018-09-23, 12:12

Tym razem to on uniósł brew.
Nie możesz być na mnie zły? O czym ty w ogóle mówisz, sugerujesz że robię z siebie ofiarę, czy co? — może poniekąd była to racja, to faktycznie brzmiało tak, jakby próbował z siebie zmyć jakąkolwiek winę...Ale wcale nie uważał się za niewinnego. Choroba...czy cokolwiek to właściwie było, mogła stać za tym zachowaniem, owszem, ale nie usprawiedliwiała go ani trochę. Przynajmniej tak uważał, bo mimo iż nie mógł w pełni kierować swoim postępowaniem, to co z tego, skoro i tak to postępowanie rodziło pewne skutki?
Niemniej, w tym momencie poczuł się trochę tak, jakby Ian robił z niego zwykłego manipulatora. Co utwierdzało go w przekonaniu, że nie powinien dzielić się z Ianem szczegółami swojego stanu. Nie chciał, żeby zostało to odebrane w taki sposób, że domagał się litości. On tylko próbował być z nim szczery, wyjaśnić skąd to się bierze...
Przecież możesz być na mnie zły. Nie zabronię ci tego. To tak, jakbym ci teraz powiedział, że pozbycie się złości przecież nie jest takie trudne — ironizował. — Jeżeli cię to wkurza, to okej, nic z tym nie zrobię. Ale nie mów mi, że mam to całkowicie w dupie, bo chcę nad tym pracować, słuchałeś mnie w ogóle? Ian, to nie jest rzecz, którą można osiągnąć już, natychmiast, czaisz? I nie, nie oczekuję tego że będziesz mi co chwilę sadził komplementy, nie chcę żebyś zmuszał się do jakiegoś zachowania, Jezu, zupełnie nie rozumiesz, a może ja nie umiem wyjaśnić jasno o co chodzi. Nie ignoruję tego, co robisz! Nie jestem ślepy, do cholery! I wiem że moje obawy tak naprawdę nie mają sensu, a nawet jeżeli mają, to w taki sposób ich nie zminimalizuje. Spójrz, ja to wszystko czaję, nie mam na co dzień emocjonalności pięciolatka. Nie traktuj mnie jak kompletnego debila.
Zupełnie nie pojmował Iana, prawie tak jak siebie samego. Bo czego on w ogóle tak naprawdę chciał? Czego dotyczył jego główny zarzut wobec Maxa? Wkurzał go, wkurzał, no i co w związku z tym? Ian też go czasami wkurzał, nawet całkiem często, a i teraz zaczynał czuć się lekko poirytowany.
Usiadł na fotelu przy biurku, i podpierając głowę na ręce patrzył się na Iana, studiując jego twarz. Poziom ich komunikacji był naprawdę kiepski.


effsie - 2018-09-23, 13:04

Warknąłem, zły, tym razem sam na siebie.
Nie, nic takiego nie sugeruję. Jakbym tak uważał to bym ci to powiedział, nie lubię się bawić w podchody.
To po prostu się ze mnie wylało, tak o, jako naturalna reakcja na jego słowa i bardzo chętnie bym ją powstrzymał, bo była absolutnie nieadekwatna i generalnie powinienem to zachować dla siebie, ale trudno, stało się, przecież tego nie odstanę, nie? Nie uważałem, by robił z siebie ofiarę, bo, no nie, po prostu, ale już musiał doszukiwać się we wszystkim drugiego dna.
Poetę se znalazłem, ech.
Takiego wrażliwca.
Aż się zdziwiłem tym jego zirytowaniem, podniesionym głosem i w ogóle, ale muszę przyznać, że podobało mi się to dużo bardziej, niż ta potulna postawa pod tytułem przepraszam, że oddycham, daj mi jeszcze jedną szansę. Ona mnie mierziła i nudziła, nie wiedzieć czemu, może byłem fanem pyskatych gnojków, ech.
Nie traktuję cię jak debila. Po prostu mówię ci, jak się czuję — powiedziałem i w tej chwili poczułem się jak skończony idiota. Aż wywróciłem oczami na ten lamerski tekst, który padł z moich ust i przetarłem powieki. — Słuchaj, po prostu… Ech.
Machnąłem ręką, nie wiedząc, co powiedzieć. No chuj. Może potrzebowałem chwilę pomyśleć, żeby znowu nie jebnąć jakimś idiotyzmem, więc podniosłem się z kanapy i powiedziałem:
Idę zapalić.


Gazelle - 2018-09-23, 13:29

Po prostu co?
Sam był sfrustrowany tym, w jakim kierunku idzie ta rozmowa, a właściwie tym czy w ogóle w jakimkolwiek kierunku zmierza, co zupełnie kontrastowało z jego podejściem sprzed chwili, kiedy bał się, stresował, że Ian się jeszcze bardziej wkurzy i że będzie mieć go dość, że go zostawi. Oczywiście, nadal nie chciał do tego dopuścić, ale nie oznaczało to, że miał siedzieć cicho i bezrefleksyjnie przyjmować na siebie każdy zarzut, mimo iż nawet już sam nie wiedział co było zarzutem, a co nie.
Ugh, sam też miał ochotę zapalić na odstresowanie, ale zrozumiał aluzję że Ian chce zostać sam.
Spoko — mruknął. Sam też miał kilka rzeczy do przemyślenia.
Tylko, że ciągle myślał, myślał, wszystko rozkładał na czynniki pierwsze, potem próbował to składać i tak właśnie jego życie wyglądało, a ostatecznie do niczego to tak naprawdę nie robiło. Kiedy jednak pozwalał działać instynktowi, rezultaty niekiedy bywały jeszcze gorsze. Więc jak w ogóle powinien postępować?
I ni cholery nie wiedział, co ze sobą zrobić, gdy został sam w pokoju, więc gapił się na sylwetkę Iana przez szklane drzwi balkonowe.
Poszedł w końcu do kuchni, żeby wziąć swoją wieczorową dawkę tabletek, zanim znowu stanie się coś, przez co miałby o nich zapomnieć. Musiał się bardziej pilnować, żeby to gówno w ogóle miało szansę zadziałać. Wiedział, że nie było sensu żeby od razu oczekiwać rezultatów, a na pewno nie spektakularnych rezultatów, ale naprawdę pokładał nadzieję w tych tabletkach. I w terapii.
Ale...żadna terapia nie zlikwiduje różnic pomiędzy nim, a Ianem, tych barier, które pomiędzy nimi ewidentnie się znajdowały. I przez które nie był pewien przyszłości tego związku.
A może czekał ich taki los, jak wspomnianych przez niego poprzedniego dnia francuskich poetów...


effsie - 2018-09-23, 13:51

Oparłem się przedramionami o barierkę i tylko syknąłem z bólu, kiedy nacisnąłem siniakiem na metal. Poprawiłem nieco swoją pozycję i wychyliłem się, patrząc w dół, na ludzi przechodzących pod moimi stopami.
Stanie tu, gapienie się w dół, głębokie oddechy połączone z zaciąganiem się dymem trochę pomagały mi się uspokoić. Byłem absolutnie zagubiony i nie miałem pojęcia, o co chodzi, mi i Maxowi, tak żeby było do duetu. Wkurwiało mnie, że tak się zachowywał, bardzo, wolałbym żeby tak nie było, z tym że co? Co ja mogłem?
Już mi Max wykrzyczał w twarz, że on też niewiele może i, no, jaki był sens w dalszym go obwinianiu?
Generalnie nie przeszkadzało mi takie trochę pastwienie się nad sprawą, przedłużanie tego droczenia się i natręctwa, ale teraz wybitnie nie miałem na to ochoty, a cała sprawa siedziała mi gdzieś wysoko w żołądku i chętnie rzygnąłbym sobie ot tak, dla sportu.
Ciekawe czy doleciałoby na ulicę.
Zgasiłem fajkę i nie miałem żadnej refleksji, żadnego złotego rozwiązania i może w ogóle przesadzałem? Zaczęło mnie irytować to, jak cała ta sprawa mnie męczyła i pochłaniała, to mi się nie podobało na pewno, ale zaczynałem powoli zauważać, że generalnie wszystko, co dookoła Maxa – poza nim samym – niezbyt mi się podobało. I co z tego, skoro wyraźnie nie zamierzałem z tego rezygnować.
Wróciłem do jego mieszkania i potrząsnąłem głową.
No to już było absurdalne.
Słuchaj, jak to są te całe problemy w związkach to właśnie dlatego nigdy nie chciałem mieć chłopaka — powiedziałem, widząc, że stanął w drzwiach kuchni. — A to wszystko to twoja wina i skoro masz w tym większe doświadczenie to musisz mi powiedzieć, co się teraz robi. Ja już przyniosłem kolację.
No, właśnie. Swoje zrobiłem, żywiciel rodziny, niech teraz moja księżniczka rozwiązuje problemy.
To było tak pół-żartem, pół-serio, ale ni chuja nie wiedziałem, co teraz, więc w sumie fajnie by było, gdyby ten mój chłopak miał jakieś rozwiązanie.


Gazelle - 2018-09-23, 14:17

Jego spięte ciało lekko rozluźniło się po słowach Iana, ramiona opadły, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Mówisz, że z przyjaciółmi wcale nie masz żadnych spięć komunikacyjnych? — spytał lekko kąśliwie. No bo, Chryste, związki to nie jest wcale najgorsze zło świata i Ian wcale nie musiał robić z siebie takiego poszkodowanego, że został w to niby przez Maxa wciągnięty. No biedaczek, sam w tej sytuacji zupełnie nie miał nic do powiedzenia. — Moje doświadczenie jest chuja warte, podobnie jak wszystkie gotowe recepty na dobry związek. Bo to by oznaczało, że wszyscy ludzie są tacy sami i postępują w identyczny sposób, nie? A chyba byś nie chciał, żebym traktował cię jak Jareda — zauważył. Oj, Ian by się wkurzył gdyby zachowywał się wobec niego tak samo jak wobec byłego chłopaka.
Zwłaszcza, że tamten związek miał diametralnie inną dynamikę.
Proponuję zjeść tę kolację w takim razie, bo w sumie to jestem głodny — powiedział już weselszym tonem. Nie uciekał wcale od tematu, ale czy było w tamtej chwili coś więcej do powiedzenia? Chyba nie. — No, bo, kurczę, wysłuchaliśmy siebie...chociaż coś czuję że oboje do końca nie wiemy, o co nam chodzi, każdy z nas ma trochę nasrane we łbie, musimy pracować nad tym żeby to w ogóle działało. I tak, będzie ciężko, Ian. Ale sam także tego chciałeś i nawet nie waż się mówić, że nie — ostrzegł, wyciągając wskazujący palec przed twarz Iana. — A teraz siadaj, w lodówce chyba jest jeszcze piwo i jakiś sok.


effsie - 2018-09-23, 15:09

Moje spięcia komunikacyjne z ziomkami były zawsze bardzo powierzchowne i nigdy mnie tak nie… zajmowały. To znaczy, potrafiliśmy się żreć o totalne pierdoły, takie idiotyzmy, które w ogóle nie były ważne i nikogo nie obchodziły, ale my rozdmuchiwaliśmy je do jakiegoś niebotycznego stopnia. A sprawy ważne? To była już inna kwestia, ta należąca raczej do poważnej dyskusji i wtedy potrafiliśmy się jakoś opanować.
A tutaj, nie wiem, kurwa, trzeba było przewidzieć, że ten blondas to same problemy.
Kto by pomyślał, przecież wygląda jak aniołek.
W sensie czego bym nie chciał? — zainteresowałem się teraz, marszcząc nieco nos i starając się sobie przypomnieć jakiekolwiek jego zachowanie wobec tego pedała. No jeśli chodzi o to, że niezbyt przepadał za publicznym – znaczy przy mnie – obściskiwaniem się to rzeczywiście, nie chciałbym żeby grymasił, jakbym miał ochotę go pocałować, czy coś, ale cała reszta? Zwyczajnie nie pamiętałem.
Powiodłem spojrzeniem na stół, gdzie zostawiłem przytarganą tu kolację i sam poczułem burczenie w brzuchu. Tak, ja nie wiedziałem, o co chodzi, tak, miałem nasrane we łbie, to może nie załatwiało sprawy, ale co by załatwiło? Nie miałem pojęcia.
Wcale nie chciałem — wyburczałem BARDZO cicho pod nosem, łapiąc torby i kierując się do kuchni, gdzie zostawiłem Maxowi sprawę ogarnięcia podgrzania bądź nie (nie miałem pojęcia, co mu przyniosłem), a sam znalazłem szklanki aby rozlać do nich napoje.


Gazelle - 2018-09-23, 15:27

Nasz związek był całkiem, hm, waniliowy. Nie wydaje mi się by interesowało cię chodzenie za rączki, mówienie słodkich słówek, romantyczne pikniki i inne tego typu rzeczy. A może jednak, słoneczko? — wyszczerzył się do Iana. Nie wyobrażał sobie tego, żeby ich związek tak wyglądał, to byłoby cholernie nudne i niepasujące do nich ani trochę.
Zresztą, w jego poprzednim związku czasami brakowało mu większych emocji, ale radził sobie z tym tak, że skupiał się na uniesieniach, na tej wiszącej w powietrzu, czasami przytłaczającej słodyczy.
Przynajmniej z tobą nie muszę łazić na mecze koszykówki — mruknął.
Ian chyba nadal nie doceniał potęgi słuchu Maxa, bo tak, ten usłyszał to mamrotanie pod nosem, które wcale nie było AŻ TAK ciche. No co za paskudna, paskudna menda.
Oczywiście. Moje biedactwo. Przyłożyłem ci pistolet do głowy i powiedziałem, że jak nie będziesz moim facetem to strzelę ci w łeb. Zostałeś paskudnie zmanipulowany, biedny chłopiec — mówił, odbierając od Iana torby z jedzeniem i od razu zabierając się za podanie kolacji. No, swoje danie od razu mógł wyłożyć na talerz, to było bardzo miłe że Ian pomyślał o tak smacznym daniu. Żeberka natomiast wylądowały w mikrofali. — Normalnie niczym marynarz zwabiony przez mitologiczną syrenę. Wiesz, może powinieneś się z tym zgłosić do doktora Phila? — zasugerował kąśliwie. No bo, no, wkurzało go to że Ian traktował ich związek jak jakąś męczarnię, ojoj, biedny męczennik z Australii. No bardzo przykre, taki żal.


effsie - 2018-09-23, 15:51

Uniosłem wyżej brew.
Boże, ale z ciebie gej — mruknąłem pod nosem, już widząc w wyobraźni Maxa z tym pedałkiem obściskujących się na jakimś kocu, obowiązkowo z wiklinowym koszem i dwoma rowerami dla zestawu, którymi przyjechali do tego parku.
W ogóle, co to znaczy, waniliowy związek? Że niby teraz nasz też ma być określony jakąś przyprawą?
Błagam, chcę czosnek.
Jezu, ten typ był takim bezmózgim mięśniakiem i jeszcze grał w kosza? A ty siedziałeś i kibicowałeś mu na trybunach? — nabijałem się, aż teraz żałując, że tego nie wiedziałem zawczasu. Boże, nie dałbym mu żyć, jestem tego pewien. — Mrr, Maxie, a może byłeś cheerleaderką? Pokaż mi jakieś swoje ruchy — paplałem, czując jakąś niezdrową ekscytację przez to, że znowu mogłem się z niego nabijać. Nie robiłem tego już strasznie długo, bo przecież siedział u swojej rodziny, a potem mieliśmy albo słodkie do porzygania momenty, albo muchy w nosie, albo dramaty.
Kurwa, to było naprawdę pojebane czterdzieści osiem godzin.
Usiadłem przy stole i zabębniłem palcami o blat, czując burczenie w brzuchu. Mmm, mogłem na przykład ojebać jedną porcję żeberek tam na miejscu, a tu przynieść drugą, teraz zacząłem sobie pluć w brodę, że tego nie zrobiłem.
Y-y, wystarczy, że moja syrena jest już postrzelona — odparłem, wychylając się do mikrofali, gdy zapiszczała i chciałem wyjąć talerz, ale właśnie się poparzyłem. — Ałć, kurwa! — Zamachałem ręką w powietrzu i naciągnąłem rękaw bluzy żeby przez niego chwycić talerz. W końcu ułożyłem go przed sobą i łypnąłem na Maxa. — Przyznaj się, powiedziałeś te pierdoły o tym, że musimy pracować i tak dalej tylko dlatego, że byłeś już głodny i chciałeś w końcu zjeść.
Jak to była jego taktyka to 100% szacunku. Moja szkoła.


Gazelle - 2018-09-23, 18:24

Przewrócił oczami, nawet nie komentując tej uwagi o byciu gejem. No tak, bo bycie w związku z gejem wcale, ani trochę nie jest gejowskie.
Sam Max zresztą nie uważał się za aż takiego stereotypowego geja. To był w ogóle debilny koncept, jak każdy stereotyp zresztą. Bo czy ktoś kiedyś mówił coś o stereotypowym heteryku? Nie bardzo, a Max mógłby szybko taki stereotyp wysmarować.
Pewnie, ale najpierw nauczyć się grać w kosza jak Jared — odparł beznamiętnie. A to nie było takie proste, bo ten cholerny Jared był całkiem niezły w tę grę. Max był totalnie niesportowy, a i tak musiał to przyznać. Te mecze były jednak tak paskudnie męczące, że sobie przysiągł że nigdy nie zwiąże się z kimś kto uprawia sporty zespołowe.
W dodatku drużyna Jareda...no, myśląc o niej sam nieświadomie uciekał w krzywdzącą generalizację, ale to były ostatnie tłuki.
Parsknął krótkim śmiechem, gdy Ian, nieświadomy tego że mikrofala, generalnie, to grzeje nie tylko jedzenie, ale także naczynie na którym się znajduje, się zwyczajnie oparzył jak nieroztropne dziecko.
Może tak, może nie — rzucił enigmatycznie i przysiadł do stołu ze swoim jedzeniem. No, był głodny, fakt, ale tak naprawdę chciał uciąć ten temat, bo nie widział zwyczajnie sensu w ciągnięciu go. Bo nie zapowiadało się na to, by doszli do sensownego konsensusu.
Boże, jakie to dobre! — zachwycił się, wgryzając się w potrawkę z tofu. Ian też wyglądał na zadowolonego ze swojego posiłku, i atmosfera podczas kolacji już znacząco się rozluźniła. Na szczęście, bo Max kiepsko radził sobie z napięciem.


effsie - 2018-09-23, 19:25

Ech?
Dobra, wiedziałem, że coś jest wciąż na rzeczy, że to nie tak, że można temat zakończyć i będzie już normalnie, ale chciałem go mieć chociaż przez chwilę tak, jak wcześniej, tak normalnie, bez napięcia i przez chwilę myślałem, że już mi się uda, ale nie. Max uciął jeden temat, a potem kolejny, westchnąłem więc pod nosem i posłusznie zamilkłem.
Posłusznie zamilkłem.
Co. Się. Ze. Mną. Dzieje.
Na jego zachwyty nad jedzeniem rzuciłem coś o tym, że dobrze, że mu smakuje i sam zabrałem się za swoje mięso. Przez chwilę jedliśmy w ciszy, a potem sięgnąłem po telefon, żeby sprawdzić to, co miałem zrobić już kilka razy, ale zawsze wypadało mi z pamięci.
No i klops.
Mam jutro dziarę o piętnastej… więc nie mam jak z tobą tam pójść — mruknąłem, choć tak naprawdę coraz bardziej wątpiłem, czy w ogóle by tego chciał. — Zadzwonisz do mnie potem? Jak skończysz? — spytałem, nabijając kawałek mięsa na widelec.


Gazelle - 2018-09-23, 20:00

Ach, no tak, jutrzejsza wizyta. Która to miała być godzina? Szesnasta chyba.
W porządku, mówiłem ci że nie ma problemu i mogę pójść sam — uśmiechnął się łagodnie. — Pewnie, zadzwonię. Wizyta będzie trwać godzinę. Wpaść po ciebie jak skończysz pracę? Moglibyśmy gdzieś się wybrać na miasto — zaproponował. Pewnie mu się to przyda, jakieś odstresowanie, rozluźnienie. Nie chciał się nastawiać na to, że wizyta będzie dla niego ciężka, paskudna, ale na pewno nie będzie lekka i przyjemna.
Miał na pewno sporo do powiedzenia, i tym razem zamierzał sobie to wszystko pospisywać, żeby nie zabrakło mu języka w gębie gdy stanie przed Eisenhofferem.
Byłeś kiedyś u psychologa? — spytał Iana.
No bo Max nie był. Nawet w szkole, nigdy nie odczuwał takiej potrzeby. Kiedy miewał gorsze momenty, kartka papieru była jego psychologiem. Czy też psychoterapeutą, nie bardzo wiedział czym różniło się jedno od drugiego i dlaczego w ogóle Eisenhoffer miał mu także prowadzić psychoterapię, skoro był lekarzem a nie psychologiem, ale pewnie chodziło o jakieś uprawnienia, czy coś takiego. W każdym razie, jemu to odpowiadało.
Zupełnie nie wiedział czego się spodziewać na takiej wizycie. Czy od razu będą grzebać w dzieciństwie? Ale co można było niby wygrzebać z dzieciństwa Maxa?


effsie - 2018-09-23, 20:22

Spoko, możemy — przytaknąłem, przełykając mięso.
Czy na świecie istniał jakiś sposób zjedzenia żeberek tak, aby się nie upierdolić? Bo jeśli tak to ja na pewno nie posiadłem tej niebywałej wiedzy i, ech, cały ryj miałem już uwalony, aż Max spojrzał na mnie z cieniem zażenowania.
No sorry, stary, taki ci się chłopak trafił, nic z tym nie zrobię.
Pytanie Maxa sprawiło, że spojrzałem na niego uważnie i zmarszczyłem lekko brwi. Bał się, dlatego pytał?
Nie. — Pokręciłem lekko głową, wycierając ręce i popijając tę kolację piwem. — Raczej nigdy nie chodzę do lekarzy.
Co mógł zaobserwować po tym moim kaszlu.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale naprawdę o niczym konkretnym; trochę o tym, że jestem uparty i kiedyś umrę (jak każdy), trochę o tym, że nie wiemy, jak wygląda taka pierwsza wizyta, trochę o tym, że ja nie wiem, co to są ceviche no i generalnie naprawdę nic szczególnego. A kiedy skończyłem piwo pożegnałem się z Maxem i poszedłem do siebie, bo chciałem trochę posiedzieć przy stole i porysować. Nawet powiedziałem mu, że jak chce to może wpaść do mnie posiedzieć, ale sam uznał, że woli sam przygotować się do tej wizyty, więc taki był koniec tego wieczoru.


Gazelle - 2018-09-23, 21:59

I mimo, iż był tym razem lepiej przygotowany do spotkania z Eisenhofferem, nadal nie pozbył się w pełni stresu. No, zwyczajnie, stresował się, wiedział przecież że nic mu się nie stanie, że lekarz nie będzie nic na nim wymuszać, że ta wizyta służy temu, żeby mu pomóc...ale to nie czyniło wypluwania z siebie najintymniejszych rzeczy ani trochę lepszym.
Mógłby zrzucać samymi zdawkowymi informacjami, nie zagłębiać się w rzeczy, o których wolałby nie mówić, ale przecież to nie miało sensu. Chciał sobie pomóc.
Pierwsza wizyta u Eisenhoffera w roli terapeuty, zaskakująco, nie była aż tak zła jak się obawiał. Początek był czysto informacyjny, wyjaśniający jak będą wyglądać następne spotkania. Max miał trochę mieszane uczucia co do formy terapii, kiedy dowiedział się na czym ten konkretny nurt polega, ale postanowił mimo wszystko dać temu szansę. W doktorze Eisenhofferze było coś takiego, co dawało mu poczucie bezpieczeństwa. Kiedy przyszedł do niego po raz pierwszy, był stonowany, profesjonalny, trochę wręcz chłodny, ale trafny ze swoimi spostrzeżeniami. Wyjęty z roli lekarza, stawał się ciepły, prawie że przyjacielski, a właściwie bardziej ojcowski.
Potem był czas Maxa na mówienie, oczywiście w ciągu kilkudziesięciu minut nie mógł opowiedzieć całej historii życia, więc skupił się na bieżących problemach, tym, co sobie wcześniej wypisał i ustalił sam ze sobą że porozmawia o tym z doktorem. Był to na tym etapie bardziej monolog, niż rozmowa, i czuł się z tego powodu lekko rozczarowany, ale przecież to nie tak, że Eisenhoffer miał mu podać od razu gotowe rozwiązania, co nie? To nie tak działało, i nie trzeba było posiadać eksperckiej wiedzy żeby się domyślić.
Na koniec terapeuta polecił mu wyznaczyć cel terapii.
Eee...no, chciałbym wyzdrowieć? Wrócić do normalnego funkcjonowania...
— Co się kryje za słowem normalne, pańskim zdaniem?
...
— Chodzi panu o ten stan sprzed pojawienia się pierwszych objawów?
Tak...chyba.
— Chyba?
Bo...nie wiem czy chcę się tego wszystkiego pozbyć? To znaczy, nie chcę całkowicie wracać do tamtego życia. Ale po prostu chciałbym walczyć z tymi objawami, z tą chorobą czy czymkolwiek to jest, nie chcę tracić nad sobą kontroli.
— Czyli nie chce się pan męczyć, tak?
Dokładnie.
Eisenhoffer spoglądał na niego uważnie przez chwilę, stukając długopisem o biurko.
— Chciałbym, żeby wyznaczył pan sobie konkretne cele terapii. Mogą być wypisane w punktach. Niech pan się skupi na tym, nad czym chce pan pracować w pierwszej kolejności. Przedstawi mi to pan na następnym spotkaniu, dobrze?
Więc wyszedł z gabinetu z zadaniem domowym, trochę oszołomiony, ale jednocześnie czuł się trochę lepiej, jakby pewien ciężar zszedł mu z ramion.
Pierwsze koty za płoty, hm?
Gdy wyszedł z budynku, wyciągnął telefon i zgodnie z obietnicą zadzwonił do Iana, żeby poinformować go że było w porządku, że żyje i trzyma się dobrze. Nie mogli zbyt długo rozmawiać, bo Ian był w trakcie robienia tatuażu, ale poinformował go że za godzinę powinien skończyć.
Nie opłacało mu się wracać do mieszkania, więc przeszedł się po mieście, posiedział chwilę w kawiarni, i wtedy ruszył do studia Iana.


effsie - 2018-09-23, 23:08

#mała wycieczka do narracji 3osobowej

Gdy Max przyszedł do studia, Ian już zawijał w folię tatuaż, który robił na przedramieniu młodego, wyglądającego na nawet niepełnoletniego, chłopaka i pouczał go o tym, jak powinien obchodzić się z tatuażem. Widząc Maxa rzucił mu krótkie:
O, cześć, już jesteś. Poczekaj chwilę — poprosił, kontynuując rozmowę z chłopakiem, szalenie zaaferowanym tym, co właśnie się wydarzyło. Zapewniał go, że ból przejdzie, podał nazwę odpowiednich maści i wskazał najbliższą aptekę, a przy tym umówił z nim termin na kontrolną wizytę i mini sesję zdjęciową. Max przez cały czas mógł obserwować swojego chłopaka w wersji, którą mocno pamiętał ze studiów i swojej imprezy urodzinowej; uprzejmego, ale bez przesady, stale uśmiechniętego i pewnego siebie. Już na pierwszy rzut oka było widać, że wie, co robi, czuje się swobodnie i – pomimo tego, że te rozmowy odbywał codziennie, czasami po kilka razy – wciąż pozostawał pozytywnie nastawiony, nie przejawiał oznak znudzenia i nie dawał odczuć nikomu, że go ignoruje.
I chłopak wydawał się naprawdę, naprawdę zadowolony.
Maxie, potrzebuję kawy — jęknął, gdy tylko młodzieniec zamknął za sobą drzwi i przeciągnął się, ziewając.
— Mogłeś mi powiedzieć, przyniósłbym ci. — Max wzruszył ramionami.
Ian przechylił głowę, jakby dopiero się w tym zorientował, ale nic nie powiedział. — Ubierasz się, idziemy?
Nope, babe, muszę tu wcześniej posprzątać. — Ian uniósł w górę środki czystości, których Max, gdy dwa dni wcześniej nieco sprzątał w jego mieszkaniu, nie mógł znaleźć. Najprawdopodobniej nawet ich tam nie miał, co nie znaczyło, że nie zdawał sobie sprawy z ich istnienia. Właściwie, jak Max się przyjrzał, musiał przyznać, że w tym miejscu, które z każdej strony krzyczało jestem studiem tatuażu było wręcz sterylnie czysto – i jeśli Ian rzeczywiście sprzątał tu codziennie (albo po każdym kliencie) to nie było to aż tak zaskakujące.
Przez chwilę Max tępo patrzył na kosze na śmieci z odpowiednimi naklejkami, orientując się, że jeden z nich był pewnie mokrym marzeniem wielu heroinistów, aż w końcu potrząsnął głową i oświadczył:
— To przyniosę ci tę kawę.
Kiedy wrócił Ian jeszcze sprzątał, ale nie chciał żeby mu pomagać (albo przeszkadzać, jak sam wskazał), więc Max siedział z boku i rozmawiali o jego wizycie. Później poszli coś zjeść, bo Ian był głodny (Max zastanawiał się czy zdarzyła się choć jedna sytuacja w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, gdy Ian odmówiłby jedzenia), a podczas tego, gdy jedli posiłek, telefon tatuażysty wydał z siebie kilka dźwięków, a jego właściciel poinformował, że Tony i Natalie są gdzieś w okolicy i wyciągają ich na kręgle.
I naprawdę poszli na te kręgle.
Zdecydowali się grać dwa na dwa, a podział par okazał się… mocno niecodzienny i, wydawałoby się, że dramo-genny, ale na całe szczęście nic takiego się nie stało. Ian i Natalie dobrze się razem dogadywali, a Max mógł usłyszeć od Tony’ego kilka zawstydzających ciekawostek o Ianie.
Gorzej zrobiło się, gdy Tony spojrzał na tablicę wyników.
— Jeśli twój chłopak trafi teraz strike’a to przegraliśmy — mruknął. — Masz się upewnić, że to się nie stanie.
— Ja? — Max spojrzał na Tony’ego z zaskoczeniem. — A jak mam to niby zrobić?
Tony spojrzał na Iana, który właśnie śmiał się z czegoś z Natalie.
— Idź go pocałować.
— Co?
— Aha. I nie w policzek. Masz użyć języka.
Max spojrzał na Tony’ego, na Iana, potem znów na Tony’ego.
— Pojebało cię?
— Zaufaj mi. Idź go pocałować. Teraz. — Tony się nie patyczkował, ułożył rękę pomiędzy łopatkami Maxa i popchnął go w stronę ich partnerów.
— Jesteś nienormalny! — krzyknął przez ramię Max, rzeczywiście podchodząc do Iana.
— Wiem, co robię!
Max parsknął pod nosem i pokręcił głową, a Ian, słysząc jego głos, odwrócił się w jego stronę i wyszczerzył zęby. W rękach trzymał już kulę.
Co tam? Już ci smutno, że przegraliście? — droczył się.
— Najpierw musisz trafić strike’a — odparł Max, podchodząc bliżej. — Myślisz, że ci się uda?
Pff, pytanie! — prychnął Ian i uśmiechnął się, gdy Max ułożył ręce na jego biodrach i jeszcze bardziej zmniejszył dystans pomiędzy nimi. — Chyba nie myślisz, że z tobą przegram!
— Nie? — mruknął, sięgając podbródka mężczyzny i sam wyciągnął szyję w górę. — Szkoda.
Tak? — niemalże szepnął Ian, gdy Max przejechał językiem po jego dolnej wardze. — Dlaczego?
Max zachichotał, nie odpowiadając, tylko skorzystał z rozchylonych warg Iana, wbijając się w nie i pogłębiając pocałunek, smakując każdego cala jego ust i języka. Dopiero Natalie, cały czas stojąca obok, odchrząknęła, a Max odsunął się z cichym śmiechem, rzucając swojemu chłopakowi niewinny uśmieszek.
— Może się dowiesz, a może nie — rzucił wymijająco i puścił Ianowi oczko, zanim zabrał ręce i postąpił krok do tyłu. — Powodzenia.
Odwrócił się i, kierując się z powrotem do Tony’ego, całkowicie zignorował cichy komentarz Natalie:
— Co za faul, Stone.
— Dobra robota. — Tony poklepał Maxa po plecach i uśmiechnął się szeroko. — Stawiam pizzę, że spudłuje.
— Nie ma szans — nie zgodził się Max, który już wcześniej widział, że Ian naprawdę był dobry w kręglach. — Ni chuja, on…
Ale zamilkł, widząc jak Ian rzuca kulą, która właściwie już na samym początku wleciała do uzy.
— Co?
Tony wydał z siebie radosny ryk i szarpnął Maxem, ściskając go mocno. Ian, całkowicie zszokowany, stał na środku i właśnie powoli odwracał głowę do cieszących się z wygranej Maxa i Tony’ego.
— Teraz lepiej idź go udobruchać — polecił Tony, wciąż głupio się uśmiechając.
Ty mała, zdradziecka pizdo… — zaczął Ian, zbliżając się do Maxa.


Gazelle - 2018-09-23, 23:37

Hm? — odwrócił głowę i zobaczył nad sobą wkurzonego Iana. Ojej.
Został gwałtownie i mocno pociągnięty za podbródek i tym razem to Ian wpił się w jego usta, ostro, agresywnie, szarpiąc go za włosy i odbierając mu kompletnie oddech.
— Jeszcze tego pożałujesz — zagroził niskim głosem, wprost do jego ucha, a Max przełknął formującą mu się w gardle gulę.
Zaśmiał się nerwowo, kiedy Ian się od niego odsunął i posłał mu uśmieszek, który zdecydowanie nie zwiastował nic dobrego. Cholera. Tony wisiał mu dużą pizzę.
Nie całkiem wierzył w powodzenie tego głupiutkiego planu, ale poczuł satysfakcję, kiedy zobaczył jaki ma wpływ na Iana. To podniosło jego pewność siebie, może nie do jakichś ogromnych rozmiarów, ale na pewno poziom poszybował w górę.
Przez chwilę się sprzeczali, bo Ian uparcie domagał się powtórki, zrzucając winę za ich przegraną na nieczyste zagranie Maxa. I to był taki rozkoszny obrazek, bo Ian wyglądał przy tym jak obrażone dziecko, w zupełnym kontraście do swojego zachowania sprzed chwili.
Och, Ian, ktoś tutaj musi nauczyć się przegrywać — wyszczerzył się do swojego chłopaka, na co został zgromiony spojrzeniem. Nie wystraszył się jednak, bo w razie czego miał obok siebie Tony'ego. — Chcesz po powrocie pograć w Mario Kart?
Ian coś tam wyfukał, coś wymamrotał pod nosem, i odwrócił się ceremonialnie na pięcie, a Max pokręcił głową z rozbawieniem i poszedł za nim, zostawiając za sobą Tony'ego z Natalie, którzy coś tam między sobą szeptali. Była z nich bardzo fajna para, urocza, a Max ucieszył się, że w końcu poznał tę dziewczynę, o której już tyle nasłuchał się od Iana. I nawet miło było popatrzeć na to, jak dogadywała się z Ianem. O dziwo, nie odczuwał żadnej zazdrości. Natalie była ładna, ale to było oczywiste że jest po uszy zakochana w Tone, zresztą ze wzajemnością. Słodkie gołąbeczki.
Chwilowo ignorując podejście Iana do takich gestów, rzucił mu się na plecy, aby poczochrać z czułością jego włosy. Bawił się świetnie i był w cudownym humorze.
Ian go z siebie zepchnął jak natrętną muchę, ale oj tam, oj tam, Max dostrzegł ten ślad uśmiechu.
Wybrali się całą czwórką na pizzę, którą oczywiście stawiał Tony, i Max siłą wręcz musiał się powstrzymywać przed tym, żeby nie przylgnąć do Iana, nie objąć go ramieniem, nie wepchnąć się mu na kolana, słowem – robić te wszystkie rzeczy typowe dla zakochanych w sobie osób na randce. Trochę zazdrościł Tony'emu i Nat, którzy nie mieli problemu z trzymaniem się za ręce, czy wzajemnym karmieniem się, a jednocześnie się uroczo droczyli i nabijali z siebie nawzajem.
Niemniej, nawet i bez tego cieszył się że mógł spędzić z nimi czas. Z całą trójką. I Ian był przy nim, i było wszystko okej, a nawet bardziej niż okej, i aż szkoda było mu wracać do domu.


effsie - 2018-09-24, 00:14

Ale do domu trzeba było wracać, zwłaszcza ja, który kolejnego dnia szedł do pracy, w przeciwieństwie do tego blondynka, który właśnie przeżywał urlop swojego życia. No cóż, nie tylko jego komfort był tu na używaniu, dlatego pożegnaliśmy się z Natalie i Tonym, potem zbijając do metra, które wiozło nas prosto na Brooklyn.
Boże, to był naprawdę przyjemny wieczór, absolutnie bezprecedensowy, bezpretensjonalny, za to miły i zwyczajnie normalny, zwykły, wtorkowy wieczór ze znajomymi. No, może gdyby nie jedno BARDZO nieuczciwe zagranie Maxa, ale w sumie to bardziej udawałem zirytowanego, niż byłem. Znaczy, pewnie, nikt nie lubił przegrywać, a to był cios poniżej pasa (prawie dosłownie), więc kłóciłem się mocno. Przegrałem tylko dlatego, że głupia Natalie zamiast trzymać moją stronę, tylko się śmiała i w ogóle miała wyjebane. Nic dziwnego, skoro sama zbiła w sumie może z dziesięć kręgli!
W metrze gadaliśmy o jakichś pierdołach, podobnie zresztą jak w drodze do naszego budynku. Jeszcze namówiłem Maxa na to żebyśmy wstąpili do Targetu, bo potrzebowałem uzupełnić swój zapas alkoholu i czegoś do zjedzenia na śniadanie. Gdy dotarliśmy na górę, zanim jeszcze zdążyłem sięgnąć po swoje klucze (no co, niosłem torby), Max już wkładał swoje do zamka.
No Maxie, weź, chodź do mnie — wyszczerzyłem się, a on odwrócił się od drzwi i spojrzał na mnie z przechyloną głową.
— Do ciebie? Ian, ja nie chcę niczego żałować — droczył się, nawiązując do moich gróźb sprzed dwóch czy trzech godzin, ale już stał przecież obok mnie i zaraz weszliśmy do mojego mieszkania.
Ja zająłem się rozpakowywaniem zakupów (nie było tego dużo) i wyciągnąłem dwa piwa. Z przyzwyczajenia, drugie zaraz schowałem, jak tylko przypomniałem sobie o jego lekach, co właściwie nasunęło mi kolejne pytanie.
Bejbe, spędziliśmy razem cały wieczór, a ja nie pamiętam ciebie łykającego swoje piksy — rzuciłem, stając w drzwiach kuchni i szukając wzrokiem Maxa. Właśnie obczajał, co mam na półce w salonie.
W sumie mógł je wziąć przed tym, jak zjawił się u mnie, albo gdzieś podczas kręgli, gdy nie zwracałem uwagi, ale tak przypomniałem.
Chcesz coś?
Do picia, znaczy się.


Gazelle - 2018-09-24, 00:30

Ech? A, tabletki. Daj spokój, mamo, wezmę je przed snem, okej? Obiecuję — uśmiechnął się i żartobliwie wyciągnął w jego stronę mały palec. Ian spojrzał na niego sceptycznie, więc sam do niego podszedł i splótł ich małe palce. — Widzisz, mamo? Teraz możesz mieć pewność, że ładnie wezmę tabletki.
Wciąż był w wesołym nastroju. Nie wypił ani trochę alkoholu, bo przecież leeeeeki, ale mimo to czuł się tak, jakby był przyjemnie wstawiony. Minus te wszystkie nieprzyjemne dolegliwości.
I nawet nie był tak bardzo zmęczony, mimo tak wielu wrażeń! Wręcz przeciwnie, wciąż czuł się jakby naładowany energią, którą szkoda byłoby przecież zmarnować.
Ciebie — odparł po prostu, szczerząc ząbki. Dzięki temu że stał na progu, nie musiał nawet przystawać na palcach żeby pocałować Iana, długo i głęboko, przesuwając palcami po jego karku.
Cały był wypełniony takimi przyjemnymi wibracjami, które krążyły po jego ciele i łaskotały go od środka. Och, jakie to było cudowne uczucie! Zero ciężaru, zero negatywnych emocji, zwyczajna błogość. Mógłby wesoło skakać, przebiec przez pół miasta (może rozpoczęcie biegania nie było takim złym pomysłem?), mógł pisać, oj, sporo pisać, czuł że mógłby generalnie, wszystko.
A najbardziej to mógłby Iana. Po prostu mógłby Iana, mógłby z Ianem wszystko.
Dlatego wziął od niego butelkę piwa i odłożył ją w bezpiecznym miejscu na ziemi, po czym pociągnął mężczyznę na kanapę, żeby mieć wygodniejsze warunki do sesji obściskiwania się.


effsie - 2018-09-24, 01:01

I na tej kanapie całowaliśmy się i obściskiwaliśmy, bawiliśmy się bardzo dobrze, a ja nie pamiętam, czy kiedykolwiek odbyłem z kimkolwiek stosunek tak pełen… śmiechu i radości, które chyba rozsierdziły się w nas obu, tak niesamowicie przyjemne i beztroskie, że aż zastanawiałem się, jak to może być możliwe, że ludzie robili to bez tego?
Kiedy po wszystkim trzymałem go na kolanach i schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi, przez głowę przemknęła mi myśl, że każde nasze spotkanie jest jak oczekiwanie na tę chwilę, gdy w końcu będę mógł zamknąć go w swoich ramionach i trzymać mocno, tak, żeby nic się bez naszej dwójki nie skończyło, tak, by go poczuć obok siebie. Byliśmy tak blisko siebie, że bez wątpienia obaj słyszeliśmy dudnienia swoich serc, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało; Maxowi chyba też nie, wnioskuję po tym, jak nie odkleił się ode mnie, a palce wczepił w moje plecy.
Jesteś teraz jak płaszczka — zaśmiałem się w jego skórę i uniosłem głowę, by pocałować go w usta, nie za długo, ale spokojnie.
— Jest mi teraz zimno — zamarudził za to Max i w sumie, prawda, mogło być. Mnie grzało ciepło jego ciała i kanapy, ale on całe plecy miał odkryte, a okno w moim salonie było uchylone. — Teraz mi zrób herbaty — zażądał, uśmiechnięty od ucha do ucha, ale ja pokręciłem z rozbawieniem głowa i chciałem nawet spełnić tę durną prośbę, odklejając go od siebie i idąc do kuchni, ale nie, skąd, był szybszy: — Pfff, co ty robisz? Musisz mnie wziąć ze sobą. Jestem płaszczką, zapomniałeś? Nie mogę się odkleić — droczył się ze mną i tylko mocniej objął mnie rękoma i nogami.
A ja, dureń, rzeczywiście z nim wstałem (mocno się zachwiałem na początku) i w tym dziwnym krokiem, śmiejąc się i całując pod drodze, przeszliśmy do kuchni.
Nigdy nie robiłem herbaty z płaszczką na sobie — paplałem, zrywając zioła. — Hmm, pasuje ci to? — podetknąłem mu pod nos rumianek.
— Fuuu!
No dobra. A to już git?
— Tego mogę spróbować.
Co za łaskawca.
— Żebyś wiedział.
Przekomarzaliśmy się jeszcze trochę, a gdy w końcu udało mi się zrobić tę herbatę, byłem już naprawdę mocno zmęczony (halo, seks plus płaszczka, nawet jak najlżejsza, to noszona tyle czasu jest wykańczająca), rozlokowałem nas z napojami w moim łóżku.
Niech zgadnę, tu już ci nie jest zimno? — Spojrzałem z przekąsem na Maxa, ładującego się pod moją pościel, ale tylko stwierdził:
— Płaszczka nie może wytrzymać za dużo bez swojego żywiciela.
Więc, jak na żywiciela przystało, władowałem się pod tę samą kołdrę a ciepło miło objęło moje ramiona. Ja za to nimi objąłem płaszczkę, bo to nie wypadało jej tak zostawić samej.
Wcale nie zapomniałem o twoim oszustwie — wymamrotałem w usta Maxowi.


Gazelle - 2018-09-24, 01:36

Zbladł, przypominając sobie Ianową groźbę z kręgielni.
Eee, no, takim małym oszustwie, wiesz, takim którym nie warto się przejmować... — mówił uciekając wzrokiem w bok.
— Max... — Ian wymruczał, rozbawiony tym jak Max się nagle speszył.
O, o! — wyciągnął rękę i położył ją na klatce piersiowej Iana, żeby odepchnąć mężczyznę od siebie. — Widzisz, ale ze mnie gapa, prawie bym zapomniał o lekach! Wezmę je lepiej teraz, żeby później znowu nie zapomnieć, rozumiesz, nie chcę złamać obietnicy, a poza tym serio muszę je brać regularnie — paplał, podnosząc się z łóżka na równe nogi, prawie się zresztą koncertowo wywalając twarzą na podłogę gdy ów nogi zawinęły mu się w pościel. Poleciał do salonu, gdzie pozostawił ciuchy i wciągnął je na siebie byle jak, żeby przetransportować się do swojego mieszkania i wziąć tabletki, sztuk trzy. Kiedy już je połknął i przepił wodą, podskoczył, słysząc za sobą melodyjny, wesoły głos.
— Maxie...och, nie sądziłem że jesteś aż tak strachliwy.
Nie jestem! — zaperzył się, opierając się tyłkiem o blat gdy obrócił się w stronę Iana, który uśmiechał się w lekko...sadystyczny sposób.
— Nie? To wróćmy może do przerwanego tematu...
Ha, ha, ha, to za momencik, bo muszę pójść do toalety — wypalił, śmiejąc się nerwowo, i szybko wyminął Iana. Ojeju, jeju, wielkie tam oszustwo. Technicznie to wcale nie oszukiwał! Pocałował swojego chłopaka, no co w tym złego!
I to mamrotał do siebie, nieświadomy tego że Ian stał pod drzwiami łazienki i słuchał tego mamrotania z uśmieszkiem wymalowanym na swojej australijskiej buzi.
Kiedy w końcu wyszedł z tej nieszczęsnej toalety, całkowicie już przekonany do swoich racji, Ian roześmiał mu się w twarz.
I co cię tak bawi, cholero jedna? — fuknął, ale zamiast odpowiedzi, dostał całusa.
— Ty. A teraz wracamy.
Spojrzał na Iana nieufnie, ale też nie zamierzał tracić szansy na wspólne spędzenie nocy, więc łaskawie powlókł się za nim z powrotem do jego mieszkania, zastanawiając się co też on tam sobie knuje pod tą czupryną.
No trudno, niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Wszystko wina Tony'ego! Ale, cóż, bawił się dobrze, więc ostatecznie nie mógł mieć do niego żalu, poza tym było coś fajnego w całowaniu swojego faceta w taki sposób publicznie...
Dziwne, bo będąc w związku z Jaredem nie znosił publicznego okazywania uczuć, natomiast z Ianem nagle kompletnie mu to nie przeszkadzało. Mało tego, kręciło go jak cholera!
Nadal nie ufał Ianowi, nawet gdy grzecznie i bez żadnych incydentów dotarli do sypialni, a Ian wcisnął mu w ręce kubek z już nieco ostygniętym napojem.
— Tak bardzo chciałeś herbatki, to teraz pij.
Dobrz, mamo — wymamrotał i przysiadł na łóżku, sącząc napój. Nie kładł się, bo przed ostatecznym zawinięciem się w kołdrę chciał pozbyć się tych nieszczęsnych ciuchów. Nie było niczego lepszego od przytulania się z Ianem, będąc kompletnie nagim. Kiedy ich ciała łączyła maksymalna bliskość, kiedy lepili się do siebie, zlani potem i innymi wydzielinami, nawet jeżeli było to obrzydliwe, to był to jakiś nowy poziom intymności.


effsie - 2018-09-24, 11:04

Oparłem się o futrynę, upijając piwa. W przeciwieństwie do Maxa, byłem całkowicie nagi (och nie, ktoś mógł mnie zobaczyć, jak przechodziłem z mieszkania do mieszkania, też mi dramat), ale absolutnie nie miałem z tym problemów. Moja nagość nigdy nie była dla mnie krępująca, co więcej, byłem trochę ekshibicjonistą i lubiłem sposób, w jaki ludzie patrzyli na moje ciało.
Byłem narcyzem, ale też lubiłem swoje ciało. W pokoju poza szafą i łóżkiem miałem jedynie duże lustro i bardzo często stawałem przed nim, zwyczajnie oglądając siebie i swoje tatuaże. Moje ciało mnie nie kręciło, aż tak pojebany nie byłem, ale zwyczajnie lubiłem wiedzieć, że dobrze wyglądam i jestem przekonany, że gdybym miał jakiegoś znajomego fotografa, który potrzebowałby modela do jakiejś nagiej sesji, bez wahania bym się na to zgodził.
No co. Byłem trochę narcyzem, nigdy tego nie ukrywałem.
I pochlebiało mi to, w jaki sposób Max na mnie patrzył.
Wiedziałem, że się mu podobam, nie byłem idiotą, ale tak naprawdę nie miałem pojęcia, jaki był jego typ faceta. Ja miałem ciało dość wysportowane i umięśnione, ale poza deską i okazjonalną siłką nie uprawiałem żadnych sportów, nie wyciskałem niewiadomo jakich ciężarów i tak dalej; w biegach byłem absolutnie najgorszy, nie dość, że mnie to nudziło to jeszcze płuca odmawiały mi posłuszeństwa. Nie byłem chudy ani szczupły, przynajmniej nie tak, jak Max, ale bardzo dbałem o to, by na moim ciele nie było ani grama tłuszczu. Brzydzili mnie ludzie, którzy doprowadzali się do takiego stanu, nie należałem go tych męskich facetów, którzy nie używali żadnych kremów i gdy tylko miałem na to czas, lubiłem po prysznicu wklepać w ciało balsam.
Max… Max był absolutnie zjawiskowy, ze skórą tak miękką, że nie byłem w stanie się temu nadziwić nawet wtedy, gdy obejmowałem go i całowałem po raz setny. Moje usta często były spierzchnięte, a jego zawsze kusiły tą obezwładniającą miękkością; na twarzy nigdy nie dostrzegłem ani cienia zarostu, a paznokcie zawsze miał zadbane, czyste, odpowiednio spiłowane.
Chyba nie używał żadnych perfum albo to mój nos palacza nie potrafił ich wyczuć; czasami czułem zapach kakaowego żelu do ciała lub lub jakiegoś ziołowego szamponu i szczerze uwielbiałem, gdy mieszał się z jego potem. Pot Maxa nie był ani odrobinę obrzydliwe, nie śmierdział, a mieszanka jego i woni ciała sprawiała, że naprawdę wariowałem. Uwielbiałem podniecający zapach penisa mojego chłopaka, jego właściwie nieistniejące owłosienie łonowe i szczupłe, chude ciało. Miałem wrażenie, że nie miał ani grama mięśni, ale przy tym wszystkim nie był ani odrobinę zniewieściały, a świadomość tego, że to wszystko chował pod tymi obszernymi, jesiennymi swetrami, zostawiając do widoku mnie i tylko mnie, sprawiała mi niewytłumaczalną przyjemność.
Może i byłem ekshibicjonistą, ale nie chciałem dzielić się swoimi zabawkami?
Ale tym razem nie było tu nikogo, tylko my sami, a ja nie musiałem posiłkować się swoją wyobraźnią. Wystarczyłoby zdjąć z niego te ciuchy.
Mogę cię umyć? — spytałem, odsuwając butelkę z piwem od ust i patrząc na to, jak szczupłe i długie palce Maxa obejmowały kubek.


Gazelle - 2018-09-24, 14:45

Ian stał sobie tam w drzwiach i Max ze swojej siedzącej pozycji miał niezły widok na jego nagie ciało. Patrzył przede wszystkim na ładne uda, no i oczywiście ładnego penis zwisający pomiędzy nimi. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy penisy w ogóle mogą być ładne, bo estetyka to nie była pierwsza rzecz jakiej się w nich szukało. Jednak penis Iana...miał wręcz modelowy kształt, jak u aktorów porno. Cholerny Ian i jego idealne ciało.
Podniósł wzrok dopiero, gdy Ian zadał pytanie.
Jasne...mamo?
Nie wiedział, że Ian aż tak się w to wkręci. Ale nie narzekał, mimo iż nie brakowało mu energii to podobało mu się to, że Ian chciał się nim zająć. To było urocze, i takie wręcz intymne na zupełnie innym poziomie.
Tym razem wskoczył na plecy Iana, domagając się żeby ten zaniósł go do łazienki na barana. Trochę tego wieczora nadużywał swojego biednego chłopaka, ale póki ten mu na to pozwalał, zamierzał z tego korzystać i być przylepą.
Gdy Ian posadził go na zamkniętej desce klozetowej, Max zaczął się od razu rozbierać, ale Ian go powstrzymał:
— Ja chcę.
No i mu pozwolił, bo czemu nie. Ian tak ładnie się nim zajmował, czuł się trochę jak dziecko. Aż zaczął się zastanawiać, czy Ian aby nie jest jednym z tych zwyroli, których kręci to jak mówi się do nich tatusiu. Boże, oby nie.
Max nikomu nie zaglądał do łóżka i nie oceniał różnych fetyszy, dopóki każda z osób uczestnicząca w danej praktyce seksualnej była tego świadoma i wyrażała na to zgodę, ale ten cały fetysz z tatusiem był dla niego po prostu dziwny i nie do ogarnięcia. Dla niego byłby to po prostu zabójca wzwodu.
Nie będę nazywać cię tatusiem — wypalił.
— ...co? — Ian spojrzał na niego jak na debila.
Nieważne! — odparł szybko. — Co cię w ogóle najbardziej kręci w łóżku?
W sumie to pytanie leżało mu na języku już przez jakichś czas. Ich życie łóżkowe było fenomenalne, Max nie narzekał, a i był pewien że Ian był zadowolony, ale ciekawiło go to, czy Ian ma jakieś swoje fetysze których chciałby z Maxem wypróbować. Max był na to całkiem otwarty, no, pomijając aberracje takie jak to nieszczęsne tatusiowanie, a wręcz podobała mu się idea urozmaicenia życia seksualnego.


effsie - 2018-09-24, 18:06

Ściągałem z Maxa kolejne ubrania, a on zachowywał się jak posłuszna laleczka, unosząc do góry ręce i biodra, a potem pozwalając prowadzić się do kabiny prysznicowej.
Teraz ty mnie najbardziej kręcisz — odparłem prosto, nawet nie zawstydzony, bo to była absolutna prawda i tylko prawda. Wzięło mnie i to mocno, wzięło mnie na tego skurwiela, który chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale zresztą, skąd by miał wiedzieć? Nie znał mnie tak naprawdę w ogóle, wciąż wiedzieliśmy o sobie właściwie nic, ale raz, że zupełnie mi to nie przeszkadzało, dwa – nie miałem zamiaru go uświadamiać.
Jeszcze by sobie zaczął coś wyobrażać.
Tymczasem odkręciłem pokrętło i strumień jeszcze lodowatej wody spadł na nas z deszczownicy. Max podskoczył w miejscu i uciekł w bok, a ja przyjąłem na ramiona zimny prysznic. Uwielbiałem je, naprawdę, trzydzieści sekund okropnego walczenia ze swoim ciałem i tę przyjemność później – ale tym razem nie zamierzałem skazywać na to mojej laleczki; ustawiłem cieplejszą temperaturę i wciągnąłem go pod wodę, mocząc te blond kosmyki, które zaraz przywarły mu do czoła. Max wyciągnął szyję i sięgnął moich ust swoimi, a ja, wielki łaskawca, pozwoliłem mu na ten krótki pocałunek, zaraz opierając ręce po obu stronach jego głowy i przypierając go nieco do ściany. Spojrzał się na tymi ogromnymi ślepiami nieco pytająco i uśmiechnąłem się pod nosem.
Uwielbiam patrzeć jak robisz sobie dobrze — powiedziałem cicho, patrząc się mu prosto w oczy. — Kiedy cię nie było, zamykałem oczy i widziałem ciebie, leżącego na twoim łóżku i bawiącego się swoim fiutem… mogę sobie do tego walić w nieskończoność, a kiedy polecę do Australii… chcę mieć taki pokaz na żywo, każdej jednej nocy.
Sięgnąłem ręką po szampon, który stał na niewielkiej półce i wycisnąłem sobie na dłoń. Potem, wciąż stojąc przodem do Maxa, sięgnąłem rękoma jego głowy i zacząłem powoli wmasowywać mu go w mokre włosy.
Poza tym… uwielbiam, jak zachowujesz się jak suka w rui. Jak słuchasz się mnie, jak robisz, co każę ci robić, jak skomlesz o to, żeby w końcu cię wypieprzyć — mówiłem, masując jego skórę głowy, aż w końcu zaczęła pojawiać się piana. — Uwielbiam cię obrażać, poniżać, szarpać i wydawać ci rozkazy. Lubię, jak je spełniasz, ale… jestem niezłym schizofrenikiem, Maxie, bo lubię też, jak jesteś agresywny, wiesz? Jak szarpiesz się, jak wyrywasz się, jak niby wcale tego nie chcesz… chociaż, może tylko mi się wydaje? To stało się tylko raz, ale wtedy mnie kręciło — mówiłem, przypominając sobie sytuację w jego domu, ten pierwszy raz, gdy obciągnąłem mu poniekąd wbrew jego woli. — Może kiedyś cię zwiążę i zobaczymy, czy będziemy się dobrze bawić… chciałbyś, żebym zadał ci ból? — spytałem, przechodząc z masażem głowy na jego kark, specjalnie, z chytrym uśmiechem, a Max automatycznie pisnął, podskoczył i chciał uciec, ale przytrzymałem go w miejscu.
Nachyliłem się nad nim i pocałowałem, aż jęknął mi w usta, a wtedy puściłem go i, uśmiechając się do siebie, sięgnąłem po żel. Nałożyłem go na dłonie i objąłem wzrokiem to piękne ciało przede mną, dotykając je i zaczynając mydlić.
A poza tym… w domu nie przepadam za innym miejscem niż łóżko, jest najwygodniej, ale poza nim… ach, Maxie, jest wiele miejsc, w których chcę cię przelecieć — powiedziałem, ani trochę zawstydzony. Byłem ekshibicjonistą, co poradzić? — Coney Island? Nawet nie wiesz, jak mnie to jarało. — Posłałem mu łagodny uśmiech i odwróciłem do siebie plecami, zajmując się nimi dokładnie. Potem przyklęknąłem i dokładnie namydliłem mu pośladki, uda i łydki. Odwróciłem go znów przodem do siebie, stając (klęcząc) twarzą na wprost jego penisa. — Poza tym… ach, nie wierzę, że to mówię, ale kręci mnie to, że jesteś mój. I tylko mój.
Przyciągnąłem go za uda do siebie, aż zachwiał się lekko i musiał wesprzeć się ręką o szybę kabiny, a potem z namaszczeniem zacząłem mydlić mu nogi, uda, biodra, w końcu penisa, przykładając się do każdego jednego ruchu. Max cudownie twardniał w moich rękach, a ja nie mogłem się powstrzymać, by nie obciągnąć mu napletka, odsłonić tę piękną, różową główkę i wziąć ją w usta.
Ach, miałem go tylko umyć, ale naprawdę, kiedy tu stał przede mną, zwyczajnie nie potrafiłem się powstrzymać.


Gazelle - 2018-09-24, 21:03

Kiedy Ian mówił do niego te wszystkie sprośne słówka, tym cholernie głębokim głosem, Maxowi zrobiło się gorąco pod tą letnią wodą.
I to bynajmniej nie z zawstydzenia.
Przy Ianie w końcu pozbywał się resztek swojej pruderyjności, był gotów przekraczać kolejne granice z tym mężczyzną (poza tatusiowaniem, to absolutnie odpadało), oddać mu w całości swoje ciało. Wystarczyło tylko słowo, tylko gest, a nawet spojrzenie tych ciemnych oczu.
Perspektywa Iana wiążącego go, pozostawiającego go tylko na jego łasce, sprawiającego mu fizyczny ból...niesamowicie go podniecała, do tego stopnia, że gdy ten pomysł został mu przedstawiony potrafił tylko pokiwać głową, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku który nie byłby jękiem.
Sam chyba też miał, jak to ujął Ian, schizofrenię. Bo mimo iż cholernie chciał, żeby Ian go zniszczył, fizycznie i psychicznie, żeby traktował go jak swój przedmiot, żeby go kompletnie upodlił, to sam także chciałby móc go zdominować, sprowadzić go chociaż raz do roli uległej, pokazać mu dogłębnie, że on także należał do Maxa.
Mnie też... — wyszeptał przy wspomnieniu o Coney Island. Nie było sensu tego ukrywać. Jeżeli Ian by porównał zachowanie Maxa przy swoim byłym chłopaku, i zachowanie Maxa przy nim, to mógłby dostrzec jak bardzo na niego wpływał, jak bardzo go wyzwalał.
Twój — odparł, powtarzając sobie to słowo w głowie setki razy. O, tak, był Iana. W całości, każdą komórką. I cholernie cieszyło go to, że Ian nie wahał się tego przyznać.
Aaaach...myślałem, że chciałeś mnie tylko umyć — wyjęczał, gdy Ian zaczął mu obciągać. Nie, żeby narzekał, i dał temu sygnał, chwytając Iana za te krótkie włosy, które jednak w ciągu tych dwóch miesięcy zdołały trochę urosnąć (cóż za zaskoczenie). — O tak, Boże, idealnie, nie przestawaj — mówił, podczas gdy Ian bawił się jego penisem i jądrami, dając mu tyle przyjemności, ile tylko on był w stanie.
Wyglądał tak pięknie, kiedy przed nim klęczał, kiedy trzymał w ustach jego penisa i spoglądał na niego tym intensywnym, lubieżnym spojrzeniem. Chyba był w stanie zrozumieć, dlaczego Ian trzymał u siebie zdjęcie Maxa w takim samym położeniu, bo sam chciałby sobie ten widok utrwalić.
Starał się pamiętać, żeby uprzedzać Iana przed wytryskiem, takim z ledwością wyjęczanym dochodzę, ale właściwie jeszcze się nie zdarzyło, żeby Ian nie połknął jego spermy, i ten fakt napawał go dziwnym rodzajem dumy.


effsie - 2018-09-24, 22:15

Miałem wrażenie, że Max był dla mnie gotowy wszędzie i o każdej porze, że mógłbym obudzić go w środku nocy i stanąłby dla mnie, twardy, czerwony, oblany preejakulatem, nabrzmiały i wrażliwy, mój, mój, mój, mój mój, mój. Chciałem go mieć i wykończyć, tak, by postradał zmysły, tak, jak sam je gubiłem, w tym momencie i każdym innym, gdy tylko znajdował się obok.
To nie było zdrowe, ja nie byłem zdrowy, on nie był zdrowy i obaj mieliśmy to całkowicie gdzieś.
Na koniec jeszcze oblizałem jego kutasa, tak, jak wylizałem wcześniej, może nie dziś, ale na pewno kiedyś te piękne pośladki i dziurkę pomiędzy nimi, przyssałem się jeszcze do jego pachwiny, zostawiając tam ślad, który nieco zbladł po kilku dniach zaniedbania. Powinno go już tam nie być, powinien tam być tusz, ale ostatnio nie potrafiłem zdobyć się na myślenie o tym, że miałbym zostawić go na kilka dni.
Tak bardzo zachorowałem na mojego blondasa.
Wbiłem mu paznokcie w uda i tak zostało, aż do teraz, gdy otarłem usta i podniosłem się z klęczek, patrząc na jego wciąż zamglone oczy i zrzucone na ziemię opakowania żeli pod prysznic, szamponu, czegokolwiek, gdy ramieniem przytrzymywał się tej półki. Złapałem go pod pachy i postawiłem na nogi, stabilnie oparłem o siebie i to namydlone, obślizgłe ciało otarło się o mnie, a Max oddychał płytko przez jeszcze kilka chwil, podczas gdy ja, powoli, niespiesznie, zająłem się spłukiwaniem szamponu i mydła.
Mój penis, choć nieco podniecony tą gierką, uspokoił się po chwili braku zainteresowania, a ja sam wyciągnąłem Maxa spod prysznica zanim zdążył się zreflektować.
Później w ciszy wytarłem świeżym ręcznikiem całe jego ciało i dokładnie, bez pominięcia jakiegokolwiek skrawka skóry, wklepałem w nie swój balsam. Nie potrzebowałem niczego mówić, z niczego żartować, chciałem… celebrować tę chwilę i cieszyć się miękkością ciała, które cały czas dotykałem.
Chodź spać — powiedziałem na koniec, gdy znów stanąłem przed nim, moim małym-wielkim eksperymentem, czując, jak serce z ekscytacji wybija mi szaleńczy rytm.
Nie wiem, o co chodziło.
Po prostu, był mój i czułem potrzebę zaopiekowania się tą pięknością, tym niewytłumaczalnym, cholernie kruchym i łamliwym skarbem, o którym wiedziałem, że prędzej czy później wyślizgnie się mi z ręki i rozbije w drobny mak.
Ale teraz tylko odganiałem od siebie tę perspektywę i nie chciałem jej nawet dopuścić do myśli.


Gazelle - 2018-09-24, 23:00

No więc poszli spać. Razem. W łóżku Iana. Boże, jak Max uwielbiał z nim zasypiać. Czuł się wtedy tak, jakby był znowu dzieckiem i przyszedł ten wyjątkowy czas w grudniu, kiedy każde dziecko cieszyło się swoimi świątecznymi prezentami.
Leżeli nadzy, przytuleni, dzielący się wzajemnie ciepłem swych ciał. Max chciał się napawać tą chwilą najdłużej, jak się dało, i udało mu się to osiągnąć w całkiem niezłym stopniu. Mimo wyczerpujących orgazmów i wielu wrażeń tego dnia, wciąż był pobudzony i miał problem z zaśnięciem. No, ale dzięki temu mógł patrzeć na słodko śpiącego Iana i bezwstydnie głaskać go po tej nieświadomej niczego główce. I śmiało sobie z tego korzystał, dopóki w końcu nie zasnął.
I, o dziwo, wstał także wcześniej od swojego partnera. Chciał poleżeć, ponapawać się dalej tą bliskością, ale też go nosiło, więc wstał cicho i zrobił ładne śniadanie – ciesząc się że poprzedniego wieczora Ian zrobił zakupy, zatem miał z czego korzystać. Kiedy robił mężczyźnie czarną kawę, czuł się niemalże tak kiedy dotykał jakiś czas temu mięso, ale ostatecznie udało mu się przejść przez dylematy moralne.
Ian wybrał się do pracy, a Max, wciąż pełen energii, do swojego mieszkania. I cały, kurczę, czas, był naładowany jak porządnie nakręcona zabawka. Ale udało mu się to przekuć w coś produktywnego, bo pisało mu się całkiem nieźle, więc naskrobał parę zleceń, a także napisał jeden artykuł który mógł podsunąć redaktorowi naczelnemu po powrocie z urlopu. Nie rozumiał, skąd ten nagły przypływ energii. Czyżby leki już zaczynały działać? Ale żeby aż w taki sposób?
No, nieważne. To było całkiem miłe.
Wszedł na swój portal, przeglądając ostatnie artykuły. Czytając tekst napisany przez Sheryl, w oko wpadła mu reklama jakiegoś kosmetyku dla nastolatków. A konkretnie znajdująca się na tej reklamie dziewczęca postać wystawiająca język, w którym znajdował się kolczyk.
O.
Nie myśląc zbyt wiele, zamknął laptopa i wybrał się na miasto.
Ciężko było znaleźć dobre studio, które wykonałoby usługę piercingu bez umówienia wizyty wcześniej. Ale w końcu mu się udało, w trochę dziwnej okolicy, ale w środku było całkiem sterylnie, więc uznał że będzie okej.
Bolało, kurczę, nawet bardziej niż się spodziewał, ale przynajmniej cały proces przekłuwania był całkiem szybki. Ot, parę sekund męczarni i już miał metal w gębie.
Jęzor mu spuchł, ale piercer ostrzegał go, że to normalne. Przestrzegał go także przez piciem alkoholu, paleniem papierosów, w ogóle dwie godziny po przekłuciu nie powinien jeść i pić, a przez tydzień najlepiej tylko papki. No i najlepiej się nie całować, na co Max zresztą parsknął wewnętrznie śmiechem. Nie zamierzał się stosować do tego konkretnego zalecenia.
I kiedy Ian wpadł do niego po pracy – klasycznie, przez balkon – na powitanie wyciągnął język, chwaląc się z zadowoleniem kolczykiem. Warto było znieść dyskomfort, bo bardzo podobało mu się to jak wyglądał z taką modyfikacją.


effsie - 2018-09-24, 23:24

Wybałuszyłem oczy, widząc metal w jego mordzie i zaraz uśmiechnąłem się szeroko.
No, no, Maxie, jaki rebel — zaśmiałem się od razu, podchodząc bliżej i oglądając dokładniej to błyszczące zaobrączkowanie. — Widzę, że poważnie potraktowałeś moje słowa i teraz masz już co robić do końca życia. Boże, mam nadzieję, że nie będziesz mnie za to liczył, bo chyba się nie wypłacę — paplałem, szczerząc się głupio, jak to miałem w zwyczaju.
Kurwa, serio se jebnął metal.
Generalnie to spoko, bo przecież mówił mi, że chciał to zrobić od dawna, więc fajnie, że w końcu zebrał jaja do kupy. Widać na tym urlopie do końca mu już odwalało, z nudów, skoro zaczynał robić rzeczy do których nie mógł się zebrać przez całe życie, no ale… dobrze dla niego, tak?
I dla mnie, mam nadzieję.
Ile czasu ci się to będzie zrastać? — spytałem, nie bez celu, bo widać byłem sporym egoistą i chciałem wiedzieć, kiedy będę mógł mu kazać klęknąć przed sobą i wypróbować tę niecodzienną biżuterię. — W ogóle, co to ma znaczyć, powinieneś się mnie spytać, czy możesz na jakiś czas wyłączyć swój język z gry. Nie podoba mi się to, nie na to się pisałem, jak chciałeś ze mną chodzić to obiecywałeś mi góry i doliny, a teraz co, po ptakach i nagle szara rzeczywistość? Po to się z tobą umawiam żeby nie mieć problemu krwawych dni i bolącej głowy, a ty coś odwalasz manianę. Nieładnie, Maxie, nieładnie. — Pokręciłem zniesmaczony głową i usiadłem wygodnie na kanapie.


Gazelle - 2018-09-25, 00:12

Spojrzał na Iana spode łba, z autentycznie wkurzonym wyrazem twarzy.
Jeszcze słowo, a nie wypłacisz się z rachunków za szpital i rehabilitację — zagroził. Już udowodnił dwa razy! DWA! że jest w stanie przyłożyć mocno Ianowi. A pewnie mógłby jeszcze mocniej.
I co z tego, że gdyby tylko Ian chciał, to z łatwością mógłby się obronić. Ani razu tego nie zrobił, więc, ha, przewaga nadal była po stronie Maxa. Koniec, kropka, bez dyskusji.
A w ogóle to przez ten opuchnięty język i dyskomfort związany z uczuciem posiadania obcego przedmiotu w gębie seplenił, przez co jego groźny ton wcale nie brzmiał groźnie. I ten dupek zasrany śmiał się jeszcze śmiać. Max zgromił go spojrzeniem, ale ten nadal swoje.
Ja pierdolę, faceci, wy tylko myślicie o jednym — wywrócił oczami, podchodząc do drzwi balkonowych żeby je zamknąć, bo, kuźwa, piździło. Uroki końca listopada.
I cóż z tego, że sam był facetem.
Jeżeli przestaniesz się ze mną umawiać, to przypierdolę ci takie stawki za jedną noc że ci się odechce cwaniakowania. A wiem, że nie będziesz mógł mi się oprzeć — powiedział pewnym siebie tonem, podpierając się rękoma pod boki gdy oparł się plecami o zamknięte już przeszklone drzwi. — Około miesiąca, może dłużej. Ale po tygodniu już powinno być w miarę okej, póki co szczypie i wkurza — przyznał. No, ale jeżeli taka była cena za ten cudny kolczyk, to mógł ją znieść.
Liczył na bardziej entuzjastyczną reakcję Iana, a ten już na starcie marudził. Oczywiście, wiedział że to było po prostu w ramach droczenia się, ale i tak był lekko rozczarowany, no bo sam się bardzo cieszył i nie mógł przestać gapić się w lustrze na swój wyciągnięty jak u krowy język.
Poza tym, to było fajne uczucie, zrobić coś tak spontanicznego. Kurczę, mógłby nawet tak żyć. Zastanawianie się nad każdym czynem było czasochłonne i męczące.
I pamiętaj, że pięści nadal mam sprawne — dodał, w razie kolejnych kąśliwych tekstów. Bo nie zawaha się ich użyć w razie czego.


effsie - 2018-09-25, 09:40

Jak tylko usłyszałem tę groźbę to jeszcze większy banan wjechał na mój głupi ryj i zaświeciły mi się oczka.
Mmm, Maxie, powiedziałem ci wczoraj, że lubię jak jesteś agresywny i już spełniasz moje życzenia? Tylko się nie zaszczekaj. — Puściłem do niego oczko, nic sobie nie robiąc z jego gróźb, które brzmiały absurdalnie śmiesznie przez to słodkie seplenienie.
No błagam, on chyba nie myślał, że może mi zrobić krzywdę.
Zaśmiałem się na ten tekst z facetami; nie to, by był jednym, ale skoro sam się wykluczał z tego grona to znaczyło to, że znalazł swoje miejsce w szeregu.
Chodź tu, suczko — powiedziałem więc do niego, wskazując na miejsce obok siebie, no powinien mi dać lepiej się przyjrzeć temu metalowi w jego gębie. — Co tam seplenisz? Moje australijskie ucho nie może zrozumieć tego dziwnego akcentu — nabijałem się jeszcze, prostując ramiona i przeciągając się. — O nie, to teraz poza ruchaniem się z tobą będę musiał jeszcze z tobą chodzić? Kolacyjki, lunaparki, kręgle i spacerki po parkach? Boże, ale się wpakowałem… — westchnąłem, wywracając oczami. — No chodź tu, mówię, chcę sobie pooglądać z bliska.
Wiecie, teraz będę musiał ciułać cent do centa, żeby kupować mojej księżniczce jakieś śliczne pier… kolczyki. Brylanty, rubiny, diamenty, ta mała kurwa to pewnie niezła sroka i będzie chciała mieć całą kolekcję.


Gazelle - 2018-09-25, 10:41

No biedactwo — skomentował, lekko zaczerwieniony ze złości. Dupek, jak zwykle musiał mu docinać, a Max jak zwykle nie mógł postawić na swoim, bo na każdą jego ripostę d u p e k miał gotową odpowiedź.
Uwalił mu się od razu na kolana, bo czemu nie. I oparł ciężar swojego ciała głównie na jednym kościstym pośladku, coby przysporzyć trochę dyskomfortu swojemu słodkiemu chłopakowi.
Ian z kolei całkiem delikatnie ujął go za podbródek, a Max wyciągnął swój jeszcze dosyć napuchniętym i obkolczykowany język.
Kiedy był w gimnazjum, nosił aparat na zębach. I ten dyskomfort po założeniu żelastwa na zęby kojarzył mu się nieco z tą sytuacją. Też seplenił jak cholera, ale dzięki temu miał chociaż równe ząbki.
Podoba ci się? — spytał, nie mając nawet pewności czy Ian go zrozumiał, bo mówił z wciąż wyciągniętym jęzorem. I skłamałby, gdyby powiedział że robiąc ten kolczyk nie pomyślał o jego potencjale w sensie łóżkowym. Raz w tramwaju słyszał rozmowę dwóch młodych dziewczyn, jedna z nich chwaliła się facetem, który robił zajebiste minetki przez swój kolczyk w języku, którym smyrał jej łechtaczkę. I okej, może nie chciał słyszeć aż takich szczegółów, ale od tej pory zastanawiał się czy na penisa też będzie to tak fajnie działało. Podejrzewał, że tak. Jemu by się to spodobało.


effsie - 2018-09-25, 12:37

Wykrzywiłem mordę, czując jak jego koścista dupa wbija się w moje udo, ale tylko ułożyłem jedną rękę na jego kolanie, drugą sięgając podbródka i odwracając w swoją stronę. Max wywalił do mnie język i srebrna kuleczka zaświeciła mi się przed oczami.
Czy było coś bardziej gejowskiego? Szczerze wątpię.
No ale trudno, miałem tego gejowskiego chłopaka, zresztą, jak się jest facetem i ma się chłopaka to trudno by było, by nie było to ani trochę gejowskie, a ten mój był taki, że palce lizać. Teraz naprawdę nie wiedziałem, jakim cudem dałem radę się mu oprzeć przez jakiś ponad miesiąc, ale zwalam to wszystko na fakt, że wtedy jeszcze nie wiedziałem, jaka z niego bezpruderyjna dziwka.
Moja dziwka.
Ależ byłem jebnięty.
I nie mogłem się powstrzymać by samemu nie wywalić ozora i powoli zbliżyć się do Maxa, by czubkiem języka dotknąć tę srebrną kuleczkę. Ale potem już poleciało i smagnąłem jego język, na co syknął i gwałtownie odsunął się ode mnie.
— To boli, tu chuju! — jęknął, łapiąc się za usta i wykrzywił mordę.
Przytrzymałem go na tych moich kolanach, żeby mi się nie wyrwał.
No już, już. Daj, pocałuję — zażartowałem, na co zgromił mnie spojrzeniem. — Kiedy będziesz mógł wymienić ten kolczyk? Za miesiąc, tak? To znaczy, że będziesz błyszczał na Sylwestra? — droczyłem się. — Musimy kupić ci jakiś z drogim kamieniem w środku.


Gazelle - 2018-09-25, 14:23

Akceptuję tylko brylanty — powie...wyseplenił, precyzując plan Iana. Tak naprawdę miał głęboko gdzieś jakieś drogie kamienie. Uważał taki zakup za niepotrzebne wyrzucanie pieniędzy. Zresztą, nikt nie będzie mu nawet przeprowadzał inspekcji języka, poza samym Ianem oczywiście.
Denerwowało go to, że nie mógł nawet normalnie mówić, bo przez to wszystkie docinki z jego strony traciły na mocy. I Ian się z niego śmiał. Menda pierdolona.
Poza tym wychodziło na to że naprawdę nie mógł się całować przez jakiś czas. Do dupy. Mówienie zresztą też go trochę bolało, no ale nie zamierzał się akurat przed tym powstrzymywać.
Wtulił się Iana, obejmując go jak, heh, koala. Bo tak.
A chciałem cię dzisiaj wyciągnąć na karaokeeeeee — marudził. — Ej, ale jak pójdziemy, to bierzemy Sheryl! Ona świetnie śpiewa, serio. Sheryl...Cher, haha — zaśmiał się sam z siebie. — Ale ma zupełnie inny głos od Cher, taki miękki. Fajny, nie? Bardzo lubię twój głos. Zwłaszcza, kiedy go obniżasz, brzmisz wtedy seksownie jak cholera. Kiedy mi tym głosem rozkazujesz to nie mógłbym cię nie posłuchać, nawet gdybym chciał. Mendo jedna, taką mam do ciebie słabość — paplał, nadal wtulony w Iana. Max tego nie dostrzegał, ale tego dnia był wyjątkowo gadatliwy. I zmienił się także jego sposób mówienia. Poza oczywistością, która wynikała z przekłutego języka, paplał szybko, wypluwając z siebie energicznie słowa.


effsie - 2018-09-25, 14:44

Uff, już myślałem, że będę musiał ciułać na diament — westchnąłem z udawaną ulgą i rozwaliłem się wygodnie na kanapie. No, na tyle wygodnie, na ile pozwalał mi ten blondas uczepiony mojego ciała, na co ostentacyjnie wykrzywiłem mordę, ale nic sobie z tego nie robił. Nie pozostało mi więc nic, jak wzruszyć ramionami i to zignorować.
Już i tak wystarczająco cierpiał przez swoje pragnienie bycia pięknym (chcesz być pięknym, to cierp, złamasie), no to przecież nie będę go jeszcze zrzucał, nie?
Poza tym, musiałem wytężyć wszystkie swoje zmysły, żeby cokolwiek zrozumieć z tego bełkotliwego pierdolenia, bo Max rozkosznie seplenił, aż nie mogłem powstrzymać uśmiechu na ustach.
Jaki ty jesteś rozrywkowy ostatnio, no, no, Maxie. Wczoraj kręgle, dzisiaj karaoke, a jutro co? Spasuj trochę, bo nam zabraknie miejsc na randki i będziemy musieli zerwać — nabijałem się, podbierając głowę na swojej ręce, z przylepą u mojej piersi. Max podniósł podbródek, tak, by móc na mnie patrzeć z dołu (bardzo dobrze, w końcu to jego miejsce) i kontynuował swoje seplenienie. — Możemy wziąć Sheryl, bo ja na pewno nie będę śpiewał — zgodziłem się łaskawie, a potem parsknąłem śmiechem na ten tekst o tym, że podobał się mu mój głos. Co to było, konkurs na najbardziej durny komplement? Bo właśnie tak brzmiało. — Tym głosem, mówisz? — spróbowałem go obniżyć, ale nie wiedziałem, czy mi to wyszło. Nie byłem w tym chyba najlepszy i, prawdę mówiąc, w ogóle tego nie kontrolowałem. Może zwyczajnie miałem jakiś tembr głosu, który włączał mi się przy seksie, ale jeśli tak to robiłem to naprawdę automatycznie i nie miałem pojęcia, jak to powtórzyć. — Daj łapę — dodałem tym samym tonem i wyciągnąłem rękę, czekając aż moja suczka posłusznie wypełni swoją komendę.
Kurwa, chyba serio miałem coś nie tak z tymi psami. Lepiej żebym się nie zbliżał do żadnego schroniska.


Gazelle - 2018-09-25, 15:54

Nie zabraknie nam miejsc, świat jest zbyt duży — uśmiechnął się szeroko. I w dodatku istniała szansa że naprawdę dożyją turystycznych lotów w kosmos, więc być może nawet nie trzeba będzie się ograniczać do jednej planety. Ale byłoby świetnie! Mógłby spełnić marzenie Iana i zabrać go na księżyc! Póki co miał do dyspozycji tylko półśrodki, z których zamierzał skorzystać. Bo bardzo chciał zrobić coś, co by zachwyciło jego partnera, co dałoby mu szczery, zadowolony uśmiech na twarzy.
Jak to nie będziesz śpiewać? Nie ma mowy! Weź, nawet serenady dla swojego chłopaka? — wydął wargi. Totalnie zamierzał namówić Iana na zaśpiewanie piosenki Justina Biebera. Nawet jeżeli musiałby uprzednio porządnie go upić.
Gdy Ian sztucznie obniżył swój głos, to nie było to samo, co podczas ich gorących momentów, ale i tak przez ciało Maxa przebiegł przyjemny prąd. I, totalnie świadomie, podążył za komendą Iana, kładąc na jego wyciągniętej dłoni swoją.
Hau, hau — próbował zaszczekać, ale to bardziej zabrzmiało jak bulgotanie. — To twój ukryty fetysz? I co, kupisz mi obrożę i smycz? Ty chory pojebie, pewnie cię to podnieca — roześmiał się. Bo wcale by się nie zdziwił, gdyby okazało się że Ian naprawdę o czymś takim myślał. Ech, to nie było ostatecznie takie najgorsze. Lepsze od tatusiowego fetyszu...
Tak, naprawdę aż tak nienawidził tego fetyszu!
Ian pewnie wyglądał jak dobry materiał na tatusia według tumblrowych kryteriów. Ale, Chryste, żadna siła we wszechświecie nie zmusiłaby go do tego, żeby powiedzieć to na głos.


effsie - 2018-09-25, 17:43

No dobra, to mnie zabraknie wizy. — Pacnąłem go palcem w nos i też się uśmiechnąłem. No co, nie byłem Amerykaninem i już teraz mocno nadwyrężałem swoje zdolności pobytowe w tym zawszonym końcu świata. Mmm, ciekawe, czy wpuszczą mnie z powrotem, jak będę wracał od mamy; zawsze pozostawał ten cień niepewności i trochę adrenaliny, że nie tym razem, panie Monaghan, panu już podziękujemy i generalnie let’s make America great again.
Albo Let’s make America Gay Again. Bo ze mną w tym kraju stężenie gejozy nigdy nie będzie za duże, wiadomo.
Chyba ci się coś poprzewracało w głowie. — Spojrzałem na Maxa z politowaniem, jeszcze tego brakowało żeby śpiewał na karaoke. Znaczy, wiadomo, zdarzało się na pijackich posiadówach, zwłaszcza jak ktoś dorwał się do gitary, ale żeby tak na scenie i w ogóle? Okej, byłem ekshibicjonistą, ale nie uważałem się za wybitnego śpiewaka, więc, hej, może jednak nie?
Max podał mi rękę i zaśmiałem się, drugą dłonią głaszcząc go po włosach.
Dobry kundel — pochwaliłem go, nachylając się lekko i całując w usta, ale zdziwiłem się, kiedy ich nie otworzył, gdy napierałem na nie językiem. Dopiero po chwili załapałem dlaczego i wywróciłem oczami. — Obłożę? — powtórzyłem za nim, naśmiewając się z tego seplenienia. — Ciekawe czym cię tak obłożę — droczyłem się. — Ale wiesz, może to jest pomysł, kupię ci obrożę i na adresówce napiszemy własność Iana, tak, żeby nikt nie miał wątpliwości — mruknąłem, pocierając kciukiem jego szyję. W sumie miał już nawet imię idealne dla psa, do tego to zachowanie, gdy spełniał wszystkie moje rozkazy…
Kurwa, chyba naprawdę mnie to jarało. Widać przy nim ja też odkrywam siebie.
Beta do mnie dziś wpadł na chwilę i mówił, że zbiera się chyba większa ekipa do Montany. Wciąż chcesz tam pojechać? Pytam, bo muszę wiedzieć, gdzie kupić bilety.


Gazelle - 2018-09-25, 19:13

Wizy? Ej, a jak w ogóle wygląda u ciebie sprawa z pobytem? — spytał, po raz pierwszy sobie uświadamiając – głupi on – że przecież Ian nie miał obywatelstwa amerykańskiego. Chyba...? Nie, no pewnie tak, australijska duma i patriotyzm by mu na to nie pozwoliły. Jednak skoro zdarza mu się wylatywać do rodzinnego kraju, to raczej nie jest w Stanach nielegalnie, bo przecież by go z powrotem nie wpuszczali.
Hm, wcześniej w ogóle mu to nie przebiegło przez głowę.
Jeszcze zobaczymy — mruknął pod nosem, chociaż Ian i tak mógł go doskonale usłyszeć, w końcu był do niego przylepiony, jak ta płaszczka – jak to został ładnie przez Iana nazwany poprzedniego wieczora. No i mógł być taką płaszczką, czy koalą, czy czymkolwiek co się lepiło do Iana, czemu nie.
Zamierzał doprowadzić do tego, żeby mu coś zaśpiewał, teraz to była kwestia ambicji. Oj, będzie śpiewał jak słowik.
Zaraz cię trzepnę przez ten głupi łeb, jak się nie przestaniesz ze mnie nabijać! — fuknął, a że Ian znowu zaśmiał się z tego, jak ta groźba zabrzmiała, to od razu ją wypełnił. — Ktoś tu jest bardzo zaborczy i o dziwo nie jestem to ja — zauważył kąśliwie. Nie, żeby on zamierzał na to narzekać. Był własnością Iana i nie zamierzał się tego wstydzić ani wypierać. — Masz na laptopie furry porn, co, zwyrolu?
Do Montany? Na chwilę się zawiesił, nie wiedząc do czego odnosi się Ian. Ale przez wspomnienie o Becie doszedł do tego, że chodziło o Sylwestra.
Pewnie, że chcę! Rzeczywiście, to dobry czas żeby ogarnąć bilety — ech, no bo w końcu do końca roku pozostał tylko miesiąc. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Święta też się zbliżały, co oznaczało że powinien też pomyśleć o biletach do domu.


effsie - 2018-09-25, 19:47

Jak to jak? Hajtnąłem się pięć lat temu to sobie mogę tu siedzieć — palnąłem pierwsze, co mi przyszło na myśl i, och, było warto, wszystko dla tej miny, którą właśnie zrobił Max. Chciałem to pociągnąć, ale nie mogłem wytrzymać, więc wybuchnąłem gromkim śmiechem. — No z Pomarańczowym nie jest za różowo, ale daję radę. Mam takiego kumpla w LA, nazywa się Tiggy, chyba ci o nim nie mówiłem. Więc, oficjalnie Tiggy prowadzi biznes tatuażu i zatrudnia jakiegoś Australijczyka. Do tego trzeba specjalne dokumenty i kosztuje to trochę kasy, więc nie wiem wciąż czemu to robię, zwłaszcza odkąd Trump wprowadził nowe obostrzenia, to coraz bardziej przestaje mieć sens. Ale mam jeszcze kilka ostatnich rat tego kredytu do spłacenia, obiecałem sobie, że jak to zrobię to zwijam się z Nowego Jorku. Pobujam się wtedy trochę w LA, znaczy nie będę tam już sobie organizował swojego studia, ale na bank będę mógł znaleźć sobie stół w jakimś już istniejącym. Tak jakoś na pół roku, myślę, że więcej tam nie będę chciał siedzieć, zanim zwinę się do Australii.
To był plan. Co prawda cała ta akcja z podróżą przez Stany nie pasowała do niego ni w pięć, ni w dziesięć, ale już za bardzo się tym podjarałem żeby odpuścić, więc trudno, posiedzę tu kilka miesięcy dłużej. I tak zbijam tu bąki już ósmy rok życia, więc to serio nie zrobi wielkiej różnicy.
Maxie — mruknąłem ostrzegawczym tonem. — Zaraz cię z siebie zrzucę — zagroziłem, przesuwając się na kanapie. Nie wiedziałem, o co mu chodziło z tym całym przytulaniem dzisiaj, ale jeszcze mu na to pozwalałem, może błędnie? Bo już zaczynał mi tu rzucać jakieś teksty o zaborczości. — Wiesz, że nigdy nie widziałem gejowskiego porno? — zorientowałem się teraz, to aż dziwne. Spojrzałem uważnie na Maxa, mrużąc nieco oczy. Aż mnie to teraz zastanowiło… do czego ten typ sobie walił? Chciałem w ogóle wiedzieć?
Co ja się zastanawiam, oczywiście, że chciałem.
Pokaż mi swoje ulubione porno — zażądałem, przechylając się tak, że musiał się mnie mocniej przytrzymać, by nie spaść i przesunąłem laptopa na stoliku. Potem usiadłem nieco bokiem, tak żebyśmy obaj mogli swobodnie widzieć monitor. — No, dawaj. Najpierw pornos, potem kupujemy bilety.
Ja to mam łeb na karku.


Gazelle - 2018-09-25, 20:55

Plany Iana średnio mu się spodobały. To znaczy – wcale przecież nie musiały, w końcu dotyczyły życia Iana, prawda?
Ale...w tych planach w ogóle nie było Maxa. Wprawdzie – okej – ich związek był za krótki by tworzyć życiowe plany, ale Max nie mógłby znieść myśli o tym, że to miałoby się skończyć, że ta bajka miałby mieć datę ważności. Miał nadzieję, że za te kilka czy ileś miesięcy nie usłyszy tego paskudnego nasze drogi muszą się rozejść.
Chociaż Ian pewnie ująłby to inaczej.
Niemniej, to nie był dobry czas na zamartwianie się tym. Przy Ianie uczył się żyć chwilą, i podobało mu się to.
Zapomniałeś jeszcze o naszej wycieczce przez Stany — usłużnie przypomniał. — Więc chyba będziesz musiał sobie trochę dłużej poczekać z wylotem do Australii.
Bo w nazywaniu Maxa jego własnością wcaaaale nie kryła się jakakolwiek zaborczość. Ależ skąd, to jest dokładnie to, co powiedziałaby osoba całkowicie zdystansowana.
Boże, Ian czasami był tak uroczo głupiutki.
Zaśmiał mu się w twarz, pokazując mu co sobie myśli o tych pogróżkach, ale na wszelki wypadek objął go mocniej.
A po co ci porno, skoro masz mnieeeeee? — spytał retorycznie z uśmiechem na gębie, odlepiając się na moment od Iana tylko po to, żeby w teatralnym geście otworzyć szeroko ramiona i wskazać dwoma palcami wskazującymi na swoją osobę.
Co? Myślisz, że stworzyłem sobie jakąś klasyfikację pornosów? — uniósł brew. Czy ktokolwiek to robił? Dla Maxa filmy porno to była jednorazowa rozrywka, nakręcał się przy nich, robił co swoje, i już więcej do tego nie wracał. A i tak nie oglądał zbyt często takich filmów, wolał posiłkować się własną wyobraźnią.
A odkąd spotykał się z Ianem to już w ogóle wszelkie strony z filmami porno zostały przez niego zapomniane.
— To mi pokaż jakiś film, który cię ostatnio podniecił. No, dajesz.
Jezu, Ian, nie pamiętam — przewrócił oczami, ale Ian naciskał, spychając go tym razem na serio z kolan, żeby podstawić mu po chwili pod nos laptopa.
Oglądanie pornosów to naprawdę był zajebisty pomysł w momencie, kiedy Max nie mógł się nawet należycie całować. No, inne części ciała w sumie miał sprawne, ale...
Ech, nawet nie potrzebował pornosów żeby się podniecić, kiedy miał przy sobie Iana.
Wklepał adres strony, którą zazwyczaj przeglądał poszukując materiałów pornograficznych, bo była w miarę przejrzysta, a filmy były niezłej jakości.
Nie komentuj — uprzedził, kiedy udało mu się w końcu znaleźć film, o którym pamiętał, że mu się spodobał.
Tak, cholera, to był jebany gangbang na jakimś ładnym brunecie.


effsie - 2018-09-25, 22:03

Jakiekolwiek plany, które miały trwać długo (nie pytajcie się mnie ile to długo; zwyczajnie nie wiedziałem) lub obejmować jakąś dalszą przyszłość zwyczajnie się mnie nie trzymały. Nie potrafiłem myśleć o sobie w perspektywie lat dziesięciu czy nawet pięciu – zwyczajnie nie wiedziałem, co będzie dalej. Moje plany, też, nie były szczególnie sprecyzowane, raczej obejmowały moją wyprowadzkę ze Stanów, bo zasiedziałem się tu zdecydowanie za długo – zwłaszcza w Nowym Jorku, gdzie chyba już stuknęły mi te trzy lata, całkowicie bezsensownie. Nie wiedziałem, gdzie chciałbym być w Australii, pewnie Sydney albo Melbourne, moooże Canberra, na pewno nie Brisbane, które – choć darzyłem wielkim sentymentem – byłoby pewnie jak powtórka z rozrywki.
Ja szukałem rozrywki. Zawsze i wszędzie. A to, co naokoło niej – to były tylko okoliczności, możliwe do zaaranżowania na wiele sposobów.
Ludzie… ludzie byli i przemijali, wszyscy po kolei. Kochałem moich przyjaciół, byłem absolutnie beznadziejny w utrzymywaniu kontaktu przez Internet, więc wyprowadzka stąd najpewniej oznaczała, że nie będziemy się już tak często komunikować, ale czy to było cokolwiek, dla czego miałbym zmieniać zdanie?
Absolutnie nie. Finalnie, każdy idzie w swoją stronę.
A po latach pewnie spotkamy się gdzieś w świecie.
Kurwa, ja nawet nie wiedziałem, czy chcę być przez cały życie tatuażystą, jak miałem robić jakiekolwiek inne plany? Właściwie perspektywa bycia farmerem w Australii była cokolwiek kusząca, gdyby nie to, że musiałbym wtedy siedzieć na dupie, w jednym miejscu. A tego nie chciałem, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie by uprawiać herbatę na Sri Lance, nosić ryż w Wietnamie czy być kelnerem w Paryżu. Boże, świat miał wiele opcji, a ja nie zamierzałem siedzieć na dupie.
No, może zapomniałem, bo coś nie wydaje mi się, żeby temat jakkolwiek ruszył, hm? Mieliście podobno z Tonym wszystko ustalić i powiedzieć mi i Becie, co dalej, a wy sobie lecicie w kulki. Jak tak dalej pójdzie to nici z naszej wycieczki, ja mam klientów ustawionych na kilka tygodni w przód, zaczynam zapełniać luty — powiedziałem, wzruszając ramionami. Ta część mojej pracy nieco kłóciła się z założeniami tego, jak wolny chciałem być i w ogóle, no ale cóż, nie mogłem tego przeskoczyć.
Wszędzie są jakieś minusy.
Za to zaśmiałem się cicho pod nosem na tego Maxa, całego pewnego siebie, no kto by pomyślał, że z tego blondyna uciekającego przed kolesiem z kaszlem zrobi się takie ziółko?
Jestem przekonany, że twoja mama byłaby przeszczęśliwa, gdyby dowiedziała się, jaką funkcję dla mnie spełniasz — mruknąłem, uśmiechając się do niego wrednie i pewnie bym go pocałował, gdyby nie to, że nie, nie mogłem, ech. Skończyło się tylko na jakimś szczeniackim ocieraniu się o siebie ustami, słowo daję, jak z lamerskich komedii romantycznych. Tylko że potem jebnął tym tekstem o klasyfikacji pornosów, aż odsunąłem się i obrzuciłem go absolutnie zaskoczonym spojrzeniem. — Ja mam swoje ulubione.
Kurwa, panie, czy to było dziwne? Mieć ulubione aktorki (Sasha Grey i Janice Griffith, klasa sama w sobie, chylę czoła obu profesjonalistkom) czy jakieś tam pseudo-historie, które stały za filmami stworzonymi w tylko jednym celu? No i, kurwa, może byłem już absolutnym pojebem, ale byłem absolutnym fanem Eriki Lust. Jasne, była znana raczej jako twórczyni pornosów dla kobiet, ale jak dla mnie wniosła poziom tego kina na nowy etap. No i pewnie, że wiele zależało od momentu i w ogóle, że czasami chodziło tylko o to, by sobie szybko zwalić, ale no… kino było spoko.
Dlatego tak nalegałem na to, by Max mi pokazał, co go ostatnio podnieciło i, naprawdę, bez żadnego śmieszkowania zabrałem się do oglądania tego filmu, no, klasy powiedzmy podobnej, co całe pornhuby i inne tego typu produkcje. Max może się zdziwił, ale nie komentowałem tego w żaden sposób, podobnie jak też nie czułem potrzeby włożenia sobie łapy w spodnie; ot, zbiorowe ruchanko jakiegoś bruneta, no, może nigdy nie widziałem gejowskiego porno, ale gdyby zamiast niego leżała tam jakaś laska to nie zobaczyłbym w tym nic nowego. No, może jedną dziurkę więcej do wykorzystania.
Tylko przy takich filmach sobie walisz? — spytałem całkowicie poważnie, żywo zainteresowany, odwracając wzrok od ekranu komputera, gdzie właśnie główny bohater gengbengu ssał pałę jakiegoś murzyna, wypinając tyłek kolejnemu typowi. Max zamrugał, lekko zaskoczony, więc machnąłem ręką, wyliczając: — No wiesz, nie grasz w żadne erotyczne gierki? Albo jakieś filmy interaktywne, typu zrób to, potem to? Nie, nic? Aha. W sensie, no, to jest spoko, pewnie gdybym włożył sobie rękę w spodnie to by mi stanął, ale bez tego to mnie nie rusza ani trochę. Wiesz, jest taka jedna laska, ona nie robi takiego typowego porno, gdzie każda scena to jest jakieś dymanko, ona robi po prostu filmy. Erotyczne, ale takie na innym poziomie, ja w sumie lubię je sobie czasem z kimś zobaczyć. Pokażę ci, co? Mogę wyłączyć tego twojego bruneta? — spytałem, a Max, chyba trochę zaskoczony, skinął głową. Sięgnąłem więc laptopa i wklepałem odpowiednie rzeczy, a po chwili na ekran wjechała odpowiednia strona. — Fajna jest jej seria XConfessions, ale inne też są dobre. Nie chcę ci tu szastać twoim hajsem, więc masz tylko takie teasery, ale generalnie w jej filmach przynajmniej jest operator kamery, jakiś color grading i nawet jakaś fabuła. Wiadomo, nie za duża, no bo to jednak erotyka, ale to niezła odskocznia, jak nie chcesz sobie tylko szybko zwalić — mówiłem, pokazując mu kolejne filmy. — Ale… hmm, nie wiem, czy ciebie by to jarało, ona chyba nie ma gejowskich filmów — zorientowałem się teraz. Spojrzałem na Maxa, zaciekawiony, zostawiając ekran otwarty na jednym z teaserów i przechyliłem głowę. — Widziałeś kiedyś Nine and a Half Week? Kurwa, musimy kiedyś zobaczyć jakiś film erotyczny, w sensie, nie porno, a film erotyczny. Zastanawiam się teraz czy mógłby się trochę podkręcić. Wydaje mi się, że tak, bo może tam nawet nie być scen samego seksu, a tylko atmosfera, ale nie wiem. Jak myślisz?
Dobra, może Max nie spodziewał się takiego toru dyskusji po tym, jak włączył mi porno (może nie spodziewał się żadnej dyskusji, a po prostu działania), ale w sumie raz, że byłem ciekaw, dwa, nawet całkiem lubiłem rozmawiać o kinie.


Gazelle - 2018-09-25, 23:02

Hej! Ty chcesz mieć wszystko już, natychmiast, a nad tym trzeba jeszcze pomyśleć, ustalić, a nie. Będę rozmawiać o tym z szefem po urlopie, dopiero jak dostanę zielone światło to możemy podejmować jakiekolwiek dalsze kroki — wyjaśnił. Miał tylko nadzieję na to że uda mu się przekonać szefa do tego pomysłu, chociaż z tego co wywnioskował po wymianie z nim maili sądził że to nie będzie aż tak trudne.
Nie chciałbym widzieć jej reakcji — skrzywił się. Jego matka na pewno dalej żyła obrazem grzecznego, spokojnego Maxa, który nie ładuje się w kłopoty, nie robi sobie kolczyków ani tatuaży, nie pije, nie ćpa, nie włamuje się do lunaparków...
No, coś takiego.
Max chyba nie chciał nic wiedzieć o ulubionych aktorkach porno Iana. Głównie dlatego, że istniało ryzyko że znowu wkręci sobie jakąś irracjonalną zazdrość. A najłatwiej przychodziła mu zazdrość o kobiety, z racji tego że z nimi nie mógł konkurować, znajdował się w zupełnie innej kategorii. Natura nie obdarzyła go ani waginą, ani dorodnymi piersiami, czego zresztą by nie chciał, bo dobrze czuł się we własnym ciele, był w stu procentach cispłciowy, ale, no, nie mógł zadowolić Iana tak, jak zrobiłaby to kobieta.
Był lekko zawstydzony, kiedy oglądali tego kiepskiej jakości pornosa, czuł się niemalże tak jakby oglądał film dla dorosłych z własnym ojcem (i nie, nie w takim sensie, żadnych tatusiowych fetyszy do jasnej cholery).
Sam nie rozumiał, dlaczego go to podniecało. Ten film, znaczy, nie ta sytuacja. I, ech, wcale nie wyobrażał sobie w roli któregoś z typów ruchających tego chłopaka...a właśnie na miejscu tego ruchanego. Nie kręcił go grupowy seks, nie był poliamorystą, więc może po prostu chodziło o uczucie poniżenia, bycia sprowadzonym do seksualnej zabawki?
Ech, bez sensu było analizowanie tego.
Miłym zaskoczeniem był fakt, że Ian wcale nie oceniał jego gustu, a wręcz wdał się z nim w normalną rozmowę. Podczas której Max poczuł się jak ignorant, bo nie miał żadnej wiedzy na temat filmów erotycznych. Pornografia służyła mu w takim zakresie, jak takiemu przeciętnemu nastolatkowi – ot, żeby się nakręcić, podniecić, żeby pobudzić bardziej swoją wyobraźnię kolejnymi obrazkami i się po prostu masturbować.
I oglądał z Ianem kolejne filmiki i mógł z łatwością zrozumieć dlaczego Ianowi się to podobało. No bo, fakt, realizacja wyglądała świetnie, chociażby z technicznego punktu widzenia. W zwykłych pornosach ujęcia były strasznie bezpośrednie, chamskie wręcz i poniekąd agresywne, w zupełnym kontraście do tego, co widział w tychże teaserach.
Um, pewnie, możemy razem obejrzeć — odparł, czując się trochę głupio z tym, że nie za wiele miał do dodania w tym temacie. No, ale przecież nie musiał być znawcą wszystkiego. — A skoro jesteśmy w temacie, to skoro nawet nie widziałeś gejowskiego porno, to jak zorientowałeś się że kręcą cię także faceci? — spytał, bo w sumie szczerze go to ciekawiło, a dotychczas jakoś nie mieli okazji o tym porozmawiać.


effsie - 2018-09-25, 23:37

No rozumiem, rozumiem. Po prostu wydawało mi się, że żebyś miał gadać ze swoim szefem to już powinieneś mieć jakiś plan czy chociażby ustalone, co byśmy mieli ogarnąć… ale dobra, masz rację, ja wcale nie chcę się w to wpierdalać, w sensie, nie ma mowy bym ja to teraz przygotowywał. W ogóle, ty jesteś taki obłożnie chory, nie możesz się ruszyć i cierpisz całymi dniami, zrobiłbyś coś pożytecznego. Jak nie ten brief wycieczki to chociaż kolację dla mnie, a nie się opierdalasz — zauważyłem rezolutnie. Co to było? Trzeci tydzień w domu, a koleś nawet o tym nie pomyślał?
Coś źle sobie dobrałem chłopaka, ech.
Ja z mamą kilka razy rozmawiałem o seksie; bez przesady, oczywiście, ale to nie był jakiś temat tabu. Zresztą, jak jeszcze miałem naście lat to przecież zrobiła mi obowiązkowy wykład o gumkach i chorobach wenerycznych, nawet opowiedziała mi o łechtaczce, chociaż byłem wtedy mocno skrępowany i wcale nie chciałem jej słuchać (a szkoda, może chciała mi przekazać wiedzę, którą potem musiałem zdobywać przez doświadczenie – raczej nigdy się już tego nie dowiem). Ale, jakkolwiek luźną mamą by nie była, też nie miałem zamiaru jej opowiadać o tym, co robiłem z moim Maxiem.
Właściwie, nikomu nie miałem zamiaru o tym opowiadać. Z Tonym i Betą o seksie rozmawialiśmy, jasne, ale bardziej w kontekście tego, czy jest dobry, jak spoko (lub nie) jest dupeczka i generalnie w takich ogólnikach. Z tego, co rozumiałem, laski miały lekko inaczej, ale nie czułem z tego powodu szczególnego dyskomfortu.
Poza tym, do rozmowy o seksie z Maxem miałem Maxa, który nie przejawiał żadnych (moim zdaniem mocno niepokojących) objawów wstydu, gdy zostawał poruszany ten temat. Ktoś, kiedyś, gdzieś powiedział, że o seksie się nie rozmawia, tylko go uprawia – i ech, nawet nie byłem w stanie wyrazić słowami jak wielkie to było gówno i niesłusznie powtarzana fraza. Miałem już tyle lat by wiedzieć, że pierwszy raz z nową osobą nigdy nie jest jak w filmach, sto procent dopasowania i klękajcie narody, a choć z moim blondasem szło nam naprawdę nieźle, wszystko było zasługą naszych częstych ćwiczeń i naprowadzania się nawzajem na odpowiednie tory tej niewątpliwie przyjemnej rozrywki. Gdyby zrobił coś, co mnie wybitnie nie kręciło, na pewno bym mu to powiedział.
Albo powiedziałby mu to mój kutas. Kiedyś po prostu mi opadł, gdy jakaś laska rzuciła do mnie „byłam niegrzeczna, uderz mnie, tatuśku”.
I tyle z niej było.
Jesteś jakiś niepewny, ale nie martw się, znajdę nam jakiś fajny seans. Ale to może lepiej jak twój język będzie już sprawny — mruknąłem, po raz kolejny zbliżając się do niego i całując delikatnie te ustka. Dobra, można było sobie też radzić bez języka, to nie było takie najgorsze, a przynajmniej nie zaczynaliśmy się ślinić jak dwójka desperatów i gubić wątek, jak to się nam normalnie zdarzało w takich sytuacjach.
Hehe, może jebnął sobie ten metal żeby w końcu móc ze mną porozmawiać, jak myślicie?
Bo, no patrzcie, jaki właśnie wjechał temat.
Hm… Nie wiem, chyba… chyba nie było takiego jednego momentu. To znaczy, pamiętam pierwszy raz, jak całowałem się z facetem. To było w jakimś klubie, tutaj, w NY. Ja wtedy miałem taki okres, że dużo ruchałem, więc Beta i Tony już tylko czekali i zakładali się, po ilu minutach z kimś skoczę do łazienki. A ja jakoś nie lubię, jak ktoś jest już taki pewny swego… i na złość im, żeby im utrzeć nosa, przelizałem takiego blondyna, nawet podobnego trochę do ciebie, a potem zabrałem do siebie. Ale to też nie było tak, że do tamtego momentu czekałem ileś tam, wiedząc, że teraz podobają mi się kolesie. Nie, po prostu… nie wiem, no, mam wrażenie, że to jest dużo czynników. Ja miałem wtedy dość mojego chujowego życia w tych wszyskich korpo, byłem znudzony, może chciałem spróbować czegoś nowego? Poza tym, nudziły mnie już te wszystkie laski, identyczne na jedno kopyto, no i chyba byłem trochę ciekawy, jak to jest z kolesiem… No i to też nie jest tak, że mnie faceci kiedykolwiek odrzucali. Znaczy, kurwa, ten twój Jared to była jakaś masakra, ale nawet teraz bym takiego nie tknął. Nie podobają mi się tacy kolesie — gadałem. — Nie wiem, Maxie, to nie jest coś nad czym ja się jakoś szczególnie mocno zastanawiałem kiedykolwiek. Po prostu chyba tak przyjąłem, że tak jest i okej. Nie potrzebuję tego roztrząsać, ja taki jestem po prostu, że jak mi coś sprawia przyjemność to chcę to robić i nie zastanawiam się nad tym całym pierdoleniem wokół, wiesz?


Gazelle - 2018-09-26, 00:22

Ależ mam plan, myślisz że napisałem szefowi cześć, chcę jechać w trasę z kumplami i będę sobie o tym pisał na stronce, czy to okej? — powiedział, patrząc się na Iana ze zdziwieniem w oczach. Nie pokazywał Ianowi tego, co udało mu się ustalić z Tone? No, nie był to już dopracowany plan, ale zarys, coś na kształt prototypu biznesplanu. Tony ogarniał to z bardziej praktycznej strony, a Max już miał jakieś pojęcie o tym jak działały reklamy i układy ze sponsorami.
No, cóż, najwyraźniej nie pochwalił się Ianowi, bo zwyczajnie nie było czym. To był wstępny plan, służący do tego żeby przekonać szefa Maxa do tej inicjatywy.
Właśnie, dobrze że zauważyłeś że jestem obłożnie chory — bo jeszcze mu będzie kolacyjki robił, jeszcze czego. Zrobił mu tego ranka śniadanie, powinien to docenić, a nie. Będzie mu jeszcze stawiał wymagania, phi!
Max również miał pogadankę ze swoimi rodzicami o seksie. Chcieli mu zaszczepić zasadę odpowiedzialnego seksu, wiedząc że uciekając od takiej rozmowy narażają swoje dziecko na większe ryzyko. Ale w gruncie rzeczy większość edukacji seksualnej nabrał sam, po prostu czytając. Był ciekawym dzieckiem i nastolatkiem, także nic dziwnego, że interesowały go ogólnie różne procesy dotyczące ciała ludzkiego.
A o szczegółach swojego życia seksualnego ciężko było mu mówić. Bo to była jego sprawa, jego i osoby z którą angażował się w aktywność seksualną. Przy Ianie nie krępował się o tym mówić, poruszać tematy ich potrzeb w łóżku, no bo...no bo przecież to z nim te potrzeby realizował, więc brak komunikacji w tej sferze byłby zwyczajnie durny, prawda?
Myślałem, że chcesz je obejrzeć dla wrażeń estetycznych, a nie... — przerwano mu słodkim całusem. Doceniał to, jak Ian był delikatny, bo ten cholerny język naprawdę dawał mu sporo dyskomfortu. Miał nadzieję, że następnego dnia już będzie lepiej.
Słuchaj z uwagą historii, która była taka ianowa. No bo, to esencja Iana – buntowanie się przeciwko ograniczeniom, przeciwko oczekiwaniom innych względem jego osoby, generalnie to robienie na złość innym gdy ci inni za bardzo próbowali się wpieprzać w jego sprawy. Przynajmniej tego Max już zdążył się nauczyć o Ianie.
Podobnego do mnie, mówisz? — mruknął, starając się za bardzo nie najeżać. Bo jednak nie chciał by się okazało, że Ian się nim zainteresował z jakiegoś tam sentymentu. — To jacy kolesie ci się podobają? Blondyni, a co poza tym? — dopytywał — Chociaż Marcus nie jest blondynem...
Wolał sobie nie przypominać o tym epizodzie, ale z drugiej strony Marcus miał swego rodzaju zasługę w tym, że Max i Ian ostatecznie stali się parą.
Chyba cię trochę rozumiem. Znaczy, w tym sensie, że moja orientacja też dla mnie nie była kwestią jakichś dylematów, takich typowych dramatów, odrzucenia i całego tego syfu. Może dlatego, że wychowałem się w otwartym otoczeniu. Moi rodzice od zawsze wspierali prawa osób LGBTQ. I jak byłem dzieciakiem, to nawet nie myślałem o sobie w kategoriach homo, hetero czy coś innego. W sensie dla mnie idea związku ludzi tej samej płci, jak i różnej płci była identyczna, więc nie czułem potrzeby identyfikowania się. Ale, jak miałem gdzieś...z dwanaście? Trzynaście chyba właściwie lat, to zobaczyłem teledysk Prince'a do When doves cry. Kojarzysz? Na początku nagi Prince wychodzi z wanny i...no, wtedy wiedziałem, że, cholera, jestem gejem.


effsie - 2018-09-26, 01:18

Nie wiem, co mu napisałeś, taki po prostu jesteś, że przede mną to ukrywasz i masz tajemnice. No ale dobrze, najwyraźniej tak musi być dla zachowania płomienia namiętności w związku, czy coś. — Wzruszyłem lekceważąco ramionami. — Może ty i Tone tak naprawdę chcecie być samcami alfa tego wyjazdu i sprowadzić mnie, Betę i Natalie do roli waszych sług. I od razu ci mówię, będę pierwszym, który wznieci bunt! — obiecałem solennie, przykładając rękę do piersi. Trochę mi się jebnęło, bo przyłożyłem lewą, ale i tak nikt nie zwrócił na to uwagi.
Swoją drogą, byłem naprawdę ciekaw, czy Natalie naprawdę z nami pojedzie. Nie to, że jej nie lubiłem, ale nie byłem zwyczajnie do końca pewien, czy taki wyjazd to jej klimaty.
No ale sam o tym wyjeździe za wiele nie wiedziałem, więc może się mylę?
A co do braku kolacyjek, ech, no trudno, niech mu będzie. Zamiast wpadać na słodkie odwiedziny do sąsiada, będę gnił przed garami, ale najwyraźniej taka moja niewdzięczna rola.
Tak, Maxie, oglądam filmy erotyczne tylko dla wrażeń estetycznych — wymruczałem mu prosto w usta, uśmiechając się. A potem odgarnąłem mu grzywkę z czoła i zagryzłem lekko wargę. — Nie podobają mi się blondyni. W sensie… mówiłem ci już, kolor włosów nie ma znaczenia. A co do reszty, hm, nie wiem. Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. Jak mi się koleś podoba to tak jest i już, ale nigdy się nie zastanawiałem nad jakimiś wzorcami… na pewno nie kręcą mnie żadne mięśniaki i tacy przypakowani. W ogóle, mało kolesi mi się podoba. Znaczy, nie to, że mi się nie podobają. Ale, no nie wiem. Tony i Beta. Kumam, że są przystojni, że mogą się podobać laskom i tak dalej, ale mnie totalnie nie kręcą. Mam dużo bardziej wybredny gust, jak idzie o kolesi, niż laski. Bo ty to lubisz takich mięśniaków, co, Maxie? — Jak Jared czy ten cały Tom, na przykład.
Nie to, bym miał kompleksy, bo wiedziałem, że sam go kręciłem, ale podejrzewałem, że tak jak ja nie chciałbym ruchać kogoś wyglądającego jak ja, tak samo on nie celował w typ kolesia, którym sam był.
Swoją drogą, czy to nie zabawne?
Przechyliłem głowę, słuchając tej historii Maxa. Choć nigdy jej nie słyszałem to w sumie… nie była ani trochę zaskakująca, a to, co mi mówił, bardzo pasowało mi do obrazu Maxa, który gdzieś tam mi się rysował. Uśmiechnąłem się na wspomnienie o Prince’u i zastanowiłem się przez chwilę.
Wiesz, może to trochę, hm… egoistyczne? No bo mnie kręcą i kolesie, i babeczki, ale wydaje mi się, że na świecie jest bardzo mało ludzi stuprocentowo hetero- czy homoseksualnych. Że każdy jest gdzieś tam w spektrum, nawet jeśli w bardzo, bardzo niewielkim stopniu. Znaczy, nie chcę cię teraz tutaj zacząć przekonywać, czy coś, sam wiesz lepiej, jak tam z tobą jest, ale dla mnie perspektywa zamknięcia się na całe życie w jednej szufladce jest strasznie przytłaczająca. Lubię o sobie myśleć, że zwyczajnie mam na to wszystko wyjebane. — Pstryknąłem Maxa w nos i puściłem mu oczko. — Kupię te bilety, bo potem zapomnę — zmieniłem temat. — Mam tak na razie ustawiony plan na styczeń, że mogę zostać w Montanie jeszcze kilka dni po Sylwestrze, pierwszą klientkę mam siódmego… Ty musisz od razu wracać tutaj?


Gazelle - 2018-09-26, 01:41

Serio? Czyli z jednej strony jesteś wybredny, a z drugiej nie masz sprecyzowanych wymagań — podsumował. Ciekawie to brzmiało, ale w gruncie rzeczy wiedział o co chodzi. Chyba, no bo nie siedział w głowie Iana. Ale wydawało mu się, że ta wybredność odnosiła się nie do konkretnego zestawu cech, które pociągały Iana, a raczej rzeczy, które go odpychały. I to miało sens. — No to...co ci się spodobało w Marcusie? W sensie, no, musiał cię nieźle pociągać, skoro wyrwałeś go tak gwałtownie z moich urodzin — powiedział, z urażoną nutą w głosie. Ech, sam siebie dobijał takimi pytaniami, klasyka. Ale z drugiej strony był serio ciekawy, bo Marcus bardzo różnił się z wyglądu od Maxa.
Kręcą mnie wysocy faceci — przyznał. — Wyżsi ode mnie. Mój kark średnio to lubi, no ale jest w tym coś...pociągającego, że muszę zadzierać głowę do góry żeby na ciebie spojrzeć. Ach, nie umiem tego wyjaśnić, ale no, to mi się podoba po prostu. I fakt, lubię umięśnione ciała, ale nie powiedziałbym że lubię mięśniaków. Nie chciałbym się znowu spotykać z takim sportowym świrem jak Jared. Ale to też nie jest dla mnie aż tak ważne, znaczy, sypiałem z facetami z takimi lekko zaokrąglonymi brzuszkami i to było nawet urocze. Ale najbardziej mnie kręci...ech, też tego do końca nie umiem wyjaśnić, ale intensywność w spojrzeniu. I ostre rysy twarzy — a linia szczęki Iana to było istne dzieło sztuki, tak swoją drogą. No i nigdy nie uświadczył takiej intensywności w skupionym na nim spojrzeniu, jak wtedy, kiedy pochodziło ono z oczu Iana.
Myślę, że ta teoria ma sens. Generalnie bardzo podoba mi się to, że seksualność, płciowość, zaczyna się postrzegać właśnie jako spektrum. Bo to daje taką większą przestrzeń do autoidentyfikacji, super sprawa. I, wiesz, może za ileś lat, kiedy ta idea spowszechnieje, okaże się że osoby ściśle hetero i ściśle cis są tak naprawdę w mniejszości? W sensie, wiesz, to nie tak że pojawi się jakiś wirus gejostwa, tylko po prostu ludzie będą odważniejsi w życiu w zgodzie z sobą — sam się rozmarzył, wyobrażając sobie taki świat. — Ale mi akurat jest wygodnie z etykietką, którą na siebie nałożyłem. Na tym polega właśnie wolność, nie? Kto chce, ten się określa, a jak ktoś nie czuje takiej potrzeby, no to też super — skończył wypowiedź i zmarszczył lekko nos, kiedy Ian go w niego pstryknął.
Ach, tak, bilety. Hm...nie wiem? W sensie, pewnie da radę żebym wziął urlop, bo teraz jestem przecież na zwolnieniu, a mam trochę niewykorzystanych dni urlopu — mówił, na bieżąco się samemu nad tym zastanawiając. — Ale to musiałbym zadzwonić najlepiej jutro i sobie ten urlop zaklepać. Także co do powrotu, to ustalimy to jutro.


effsie - 2018-09-26, 09:37

No nie mam, Maxie, ludzie to nie psy z kilkoma rasami, żebym miał sobie z nich wybierać — roześmiałem się. To nie było tak, że nie wiedziałem, co mi się podoba, bo gdy to widziałem to pewnie, mogłem to jasno określić, tak lub nie, ale na pewno nie potrafiłbym z wyobraźni stworzyć sobie modelowego faceta czy kobietki. No, może już prędzej tę drugą, bo w tym przypadku – czysto wizualnie – podobało mi się dużo więcej osób, ale wiecie, o co chodzi. Wiedziałem, co mi się nie podoba, ale było po prostu jakoś gorzej w tę drugą stronę.
Na pytanie o Marcusa zastanowiłem się chwilę, nie dlatego, że nie wiedziałem, o kogo pyta, po prostu… znałem odpowiedź i nie chciałem, by ją poznał. Przecież nie powiem mu, że byłem na niego całkiem nakręcony, ale mnie wkurwiał tamtego wieczoru, więc hapsnąłem sobie coś innego, by rozładować swoje napięcie.
Czy ja wiem, czy tak gwałtownie. — Wzruszyłem lekko ramionami. — Pogadaliśmy sobie trochę z nim i z Simonem na balkonie, zanim jeszcze mnie do siebie zaprosiłeś, potem u ciebie… chciał zobaczyć moje dziary, więc stwierdziłem, że zobaczę, co z tego wyjdzie, a jak już był u mnie to okazało się, że to taki typ, który lubi, jak się mu rozkazuje. A to z kolei ja lubię, więc, no. A, wiem. Lubię jak facet ma trochę dłuższe włosy, tak, żeby można było go za nie szarpnąć, a on takie miał, no i sam przyznasz, że ryj ma taki, że cię nie odrzuca — podsumowałem. To była prawda, nie kłamałem, ot, jedynie zataiłem niektóre okoliczności.
Jeszcze tego by brakowało, by się dowiedział, jak mnie wkurwił wtedy tym swoim ślepym zapatrzeniem się w tamtego innego pedałka. Swoją drogą, o co chodzi, czy wszyscy dziennikarze to geje?
Potem zasłuchałem się w słowa Maxa, opowiadającego mi o swoim typie.
Ty po prostu lubisz być dominowany, co? Nawet w takim prozaicznych sprawach, jak wzrost — zauważyłem. — Zaokrąglone bębny są dla ciebie urocze? Maxie — jęknąłem, krzywiąc się ostentacyjnie, serio? Wolałem tego chyba nie wiedzieć. Ale jak to powiedział to aż wpadła mi do głowy inna myśl i musiałem od razu poznać odpowiedź na to pytanie: – Z iloma kolesiami spałeś?
To było… nie wiem czemu, ale w tym momencie bardzo ważne pytanie, chciałem wiedzieć. Miałem jakieś podskórne przeczucie, że ten mój cały Maxie to mała dupodajka i aż coś mnie ścisnęło w miejscu.
Boże, wiedziałem, że na świecie było pewnie pierdyliard kolesi, którzy chcieliby w niego włożyć to i owo, zresztą, tak samo, jak ja chciałem, mocno, bardzo, bo dopiero zaczynałem się z nim bawić… zresztą, no spójrzcie na niego, ten dzieciak był marzeniem niejednego geja, jestem w stanie dać sobie za to uciąć rękę. Sponiewierać go, spuścić się mu na ryj, uderzyć mocno w te delikatne pośladki, kurwa, muszę pokierować swoje myśli gdzieś indziej, bo uderzają w niebezpieczne tory, zwłaszcza jak temu tutaj język odmawia posłuszeństwa.
Goły tyłek Bety. Goły tyłek Bety. Goły tyłek Bety.
Uff, przeszło.
Mhm… może — zgodziłem się, samemu się nad tym zastanawiając. Jakoś tak automatycznie zacząłem kręcić kciukiem kółka w okolicy lędźwi Maxa, gdzie trzymałem rękę. — Może, wiesz? Ja sobie teraz tak myślę, że przez to, że po prostu w takim społeczeństwie się wychowałem, właściwie całe życie myślałem, że kręcą mnie tylko laski. A tutaj okazuje się, że po chuj się ograniczać do jednej płci, skoro chodzi o przyjemność — zastanawiałem się głośno, albo właściwie nawet nie zastanawiałem, bo to było to. Kiedy odkryłem, że przyjemności można kraść także z facetami, nie zastanawiałem się długo nad tym, kim jestem, jak mam się określać, w jaką szufladkę wkładać – po prostu zaczęło tak być i tyle. Żadnego przełomu. Żadnej wielkiej zmiany osobowości. Ot, kolejne pole do eksperymentów. — No dobra, to ty tam jutro. Ja biorę teraz… O, tu jest jakiś, żeby być w Nowym Jorku szóstego. Okej. A kiedy ja chcę tam w ogóle lecieć… I jak mi to z tej Australii… Mm, trzydziestego pierwszego, przez LA… A zobaczmy loty do Australii w ogóle — mamrotałem pod nosem, przeglądając sobie to wszystko.


Gazelle - 2018-09-26, 13:52

Zobaczyć dziary — prychnął. Ale godna zanotowania była informacja o tym, że Ian lubił dłuższe włosy. Bo akurat chciał pójść do fryzjera, aby podciąć swoje...czysto z przyzwyczajenia, bo generalnie ich długość nie miała dla niego żadnego znaczenia. Układały się w porządku, i były zaskakująco gęste. Chyba kwestia dobrych genów, bo i włosy jego matki były zawsze silne, gęste, i zaczęła siwieć dopiero przed samą pięćdziesiątką.
No nie podobało mu się to, że Ian spał z jego kolegą z pracy, ale już nic z tym zrobić przecież nie mógł.
No, lubię, chyba się domyśliłeś — mruknął. Zdawał sobie sprawę z tego, że czasami był jak typowy pasyw, ale Ian wyzwalał w nim ostatnio także inną stronę, którą chętnie by kiedyś poodkrywał. — Nie zaraz bębny, jeny. Ale jak jest taka mała warstewka tłuszczu, to jest w tym coś uroczego, nooo.
Zastanowił się nad pytaniem Iana, marszcząc nos. Hm, to było ciężkie do określenia. Niekoniecznie dlatego, że tych facetów w życiu Maxa było aż tak dużo, ale...
...no, nie prowadzę dziennika zaliczonych facetów. Czasami zdarzały mi się...przygody, wiadomo, lepiej rozładować napięcie z kimś, niż samemu, prawda? Ale nie jakoś bardzo często, jeny. Nie wiem, kurczę, w całym życiu, ciebie i Jareda włączając, to będzie około...siedemnastu? — bo sam nie był pewien, musiałby nad tym dłużej pomyśleć, a i nie chciało mu się analizować każdej przygody łóżkowej, bo niektóre były naprawdę żałosne.
Sam się przez tego swojego uroczego gnojka zaczął zastanawiać, z iloma to on osobami spał, obojga płci. Strzelał, że było tego więcej niż na maxowym liczniku, ale chyba też niekoniecznie chciał to zweryfikować. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, prawda?
Dlatego super, że społeczeństwo się otwiera. I że, no, łatwiej jest być po prostu sobą. Szkoda, że jeszcze nie wszędzie na świecie tak jest. Jesteśmy szczęściarzami — zakończył smutno, myśląc o tym wszystkich państwach, w których za bycie gejem zostałby skazany na karę śmierci.
Opierał brodę o ramię Iana i przeglądał loty razem z nim, przypominając sobie, że przecież Ian na święta poleci do Australii. Ech. Będzie tęsknił, już o tym wiedział, ale też cieszył się, że mężczyzna spotka się ze swoją mamą, o której zawsze tak ciepło mówił. Chciałby kiedyś poznać tę kobietę.


effsie - 2018-09-26, 15:04

Bejbe, nie chcę nic mówić, ale ty też przyszedłeś obejrzeć moje dziary, a skończyło się rzucaniem się na mnie i całowaniem — powiedziałem, szczerząc się bezczelnie do Maxa, bo wiedziałem, że zaraz się na to obruszy. Ale ech, co poradzić, to naprawdę tak było, w sensie z tymi dziarkami, że działało jak niezły wabik na laski (i kolesi, jak widać), stanowiło dobry pretekst do zaproszenia ich na chatę no i potem działo się. Nie bez przyczyny kanapa w moim salonie stała tak blisko stołu, nie myślcie sobie. Tony Architekt wszystko mi pomógł zaaranżować!
Jezu, jak dobrze mieć takich kumpli.
Nie wiedziałem, czemu Max się tak zapeszył, mi bardzo odpowiadała jego rola w naszym łóżku, znaczy, nie to, że ten mebel był nasz wspólny, bo nie, nie, nie, miałem na myśli, że przy naszym seksie. Musiałem uważać na te zaimki, bo były bardzo niebezpieczne, to znaczy, kreowały – albo mogły kreować – bardzo dziwne wyobrażenia, niezwiązane z rzeczywistością.
Co do tego tłuszczu to ja miałem tylko nadzieję, że temu kolesiowi nic takiego nie wpadnie do głowy. Niech mu się już tam podoba, co mu się podoba, ja na pewno nie miałem zamiaru spełniać jego (niewypowiedzianych, warto zauważyć) żądań. Zwłaszcza, że zaraz o tym zapomniałem, słysząc tę liczbę.
Siedemnaście?
Nie wiem, czego się spodziewałem, właściwie nic nie obstawiałem, zupełnie, ale i tak mnie wmurowało. Krew we mnie nieco zawrzała i poruszyłem się niespokojnie w miejscu, mierząc go wzrokiem, choć przecież zupełnie nie musiałem, bo znałem na pamięć każde jedno zagłębienie tego ciałka i potrafiłbym narysować go z pamięci. Siedemnastu pedałów, tak? Siedemnastu pedałów go dotykało, całowało, lizało, szeptało słodkie słówka i…
Odchrząknąłem, orientując się, że sam byłem jednym z tych pedałów, wszystko dzięki jego słowom. Mnie i Jareda włączając. Ale, chwila?
Co to znaczy, mnie i Jareda włączając? — spytałem, marszcząc lekko brwi. Czemu my dwaj byliśmy tu jakoś wyróżnieni? Na tę chwilę jedyne sensowne rozwiązanie polegało na tym, że ten mięśniak był jedynym kolesiem, którego mogłem z tej pięknej liczby numer siedemnaście kojarzyć, ale…
Arghhh.
Miałem ochotę zapalić, tak mnie nagle naszło, ale powstrzymywało mnie przed tym tylko to, że na zewnątrz serio było już zimno. A jak już o tym mówimy to nie wiem, ile jeszcze dam radę sterczeć na balkonie, zanim Max łaskawie otworzy mi drzwi. Serio powinien zamontować klamkę z drugiej strony.
Nawet nie przeszkadzał mi ten Max opierający mi głowę na ramieniu, kiedy szukałem sobie odpowiednich lotów. Osiemnastego miałem ostatniego klienta, i to rano, więc nic nie stało na przeszkodzie by lecieć już wtedy, ale znalazłem nienajdroższy – jeszcze – lot dzień później, przez Vancouver i to było chyba najsensowniejsze.
Ty zostajesz tutaj trochę dłużej, nie? — spytałem, lekko obracając głowę do Maxa. — Podlałbyś mi kwiaty przez te kilka dni? A, ty wciąż masz te moje klucze? — przypomniałem sobie, bo jak tak to musiałem go potem umówić z sąsiadką z góry, która zajmowała się tym dla mnie kiedy jeszcze nie miałem do tego mojego Maxiego.


Gazelle - 2018-09-26, 16:44

Ej! Ale ja nie jestem taki jak Marcus! Po prostu tak wyszło — mruknął, urażony. Że niby co, że był jakąś rybką która złapała się na przynętę? A skąd!
Wszystko było całkowicie świadome, przekalkulowane na chłodno.
Ech, kogo on próbował oszukać. Oczywiście, że nie planował tej całej sytuacji, że rzuci się na Iana, że będzie próbował wciągnąć go w układ, a na pewno nie planował tego poczucia poniżenia, z jakim skonfrontował się gdy Ian go odrzucił.
No i ostatecznie to Max był górą; nie dość, że miał Iana na wyłączność, to jeszcze byli w pełnoprawnym, oficjalnym związku. Ha!
Poczuł na sobie przyprawiające go o drżenie ostre spojrzenie Iana, gdy tylko wyznał z iloma mężczyznami zdarzyło mu się przespać. Ale nie, Ian wcale nie był zaborczy. Ani trochę. To nie tak, że prawie wystrzelił w powietrze na samo wspomnienie o tym, że Max spał z kimś poza nim. Co za zabawny facet.
No w tym sensie, że z wami to nie były jednorazowe przygody — sprecyzował. Bo jeżeli nastawiał się na sam seks, to nie bardzo lubił relacji opartych na przyjaźni z korzyściami. Wolał po prostu się spotkać, zaspokoić wzajemnie i się rozejść w pokoju. I nawet jeżeli zdarzało mu się z kimś randkować i dopiero na którejś randce poszedł z taką osobą do łóżka, to to oznaczało że ta randka była ostatnią.
Lubił seks, Ian zresztą na pewno się już zorientował, ale uciekał przez długi czas od relacji wykraczających poza namiętne uniesienia. To jest, dopóki nie spotkał po latach swojego byłego współlokatora, który wywrócił jego życie do góry nogami.
Pewnie, nie ma sprawy — wzruszył ramionami, bo co mu to szkodziło. — No, mam, myślisz że czym zamykałem twoje drzwi kiedy zostawałem sam w twoim mieszkaniu? Palcem?
I był bardzo grzeczny, swoją drogą, bo wcale nie nadużywał faktu, że klucze do mieszkania Iana były w jego posiadaniu. No, właściwie nie miał po co, bo i tak mógł odwiedzić swojego chłopaka kiedy tylko zechciał, ostatnio być może spędzał tam nawet więcej czasu, niż u siebie, ale i tak zasługiwało to na docenienie!


effsie - 2018-09-26, 19:26

Patrzyłem na Maxa uważnie, w myślach analizując jego słowa. Z nami to nie były jednorazowe przygody? Tylko z nami? Wlepiłem w niego wzrok, nie odzywając się ani słowem. Nie miałem pojęcia, że ten cały Jared był jego jedynym chłopakiem i przeszły mnie jakieś ciarki. Byłem przekonany, absolutnie, stuprocentowo, że Max był typem kolesia non-stop umawiającego się na randki i randeczki, przebierającego w liście pedałków, z którymi chodził i zmieniającego facetów raz na jakiś czas. Dobra, wiedziałem, że nie był duszą towarzystwa, ale… jakoś z góry założyłem, że to nie jest typ wybierający sobie jednorazowe przygody. Przecież siedział w domu, przed tym swoim komputerkiem, na samym początku ze mną był tak nieśmiały i naprawdę, absolutnie nie widziałem go w roli kolesia wyrywającego sobie typów do przelecenia.
Tylko… Nie spuszczałem z niego wzroku, a w głowie miałem teraz naprawdę burzę myśli, nie mogąc absolutnie zrozumieć, dlaczego ode mnie chciał czegoś innego. O co mu chodziło? Czemu tak zależało mu na tej wyłączności? Czemu zrobił ze mnie wyjątek? Nie to, by sam nie był moim wyjątkiem, ale ja to robiłem dla niego, bo on chciał mieć chłopaka, ja miałem to zupełnie gdzieś. To jemu na tym zależało, to on dostawał świra, ale do tej pory byłem przekonany, że to była po prostu jego stała, a nie… nie co? Nie miałem pojęcia, co o tym sądzić i poczułem się mocno zaniepokojony tym wszystkim, co to miało właściwie znaczyć, czy on sobie coś ubzdurał? Ale niby dlaczego, przecież o tym swoim układzie zaczął pierdolić już na samym początku, zanim chociażby dotknąłem jego penisa, zanim cokolwiek się zaczęło. Miałem mętlik w głowie i z pewną zgrozą zarejestrowałem, że absolutnie nie mam pojęcia, co to oznaczało – i jeszcze bardziej, czemu mnie to tak obchodziło.
Może mogłem go o to spytać, pewnie tak. Ale nie zrobiłem tego, finalnie odwracając od niego wzrok i niemo kończąc temat, a potem zająłem się tymi biletami i wszystko rozeszło się po kościach.

Grudzień mijał tak absolutnie prędko, że nawet nie zorientowałem się, kiedy uciekły mi jego dwa pierwsze tygodnie. Wszystko kręciło się w kółko, był sen, praca i Max, Max, Max, aż do porzygania, ciągle, bez ustanku. Miałem wrażenie, że zachowywaliśmy się jak dwójka napalonych zatraceńców, spędzając ze sobą absolutnie każdy możliwy wieczór, pieprząc się na wszystkie możliwe sposoby, gadając zarówno o pierdołach, jak i rzeczach nieco bardziej poważnych, robiąc te durne rzeczy, jak wspólne oglądanie filmów (niekoniecznie erotycznych) czy napierdalanie w Mario Kart po nocach. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nie miałem dość, że wcale mi się to nie nudziło, to albo właściwie on, pieprzony blondas, który zajmował absolutnie każdą możliwą chwilę mojego wolnego czasu. Było już za zimno, by jeździć na desce, ale zwykle wtedy uderzałem na siłkę lub, zwyczajnie, wieczorami gdzieś ze znajomymi, ale teraz nie było żadnego Bety, żadnego Tony’ego, żadnych ziomków i barów, tylko Maxie, Maxie i Maxie, który zawrócił mi w głowie. Z nim nie miałem energii na żadną siłownię, ale nawet wtedy, gdy musiałem popracować nad tatuażami, siedział u mnie na kanapie, poprawiając swoje artykuły czy pisząc kolejne.
Zwyczajnie straciłem resztki zdrowego rozsądku, ale nie chciałem tego przerywać, zmieniać, było mi dobrze i niczego nie brakowało, w przeciwieństwie chyba do moich przyjaciół, którzy zaczęli już wydziwiać. W sensie, w sumie mieli rację, bo w środę rano wylatywałem do Australii i było pewne, że nie zobaczymy się aż do Sylwestra, dlatego w piątkowy wieczór umówiłem się z ziomkami gdzieś na mieście. Było akurat cieplej, więc wyciągnęliśmy deski żeby się przejechać, potem w planie mając zalec w jakiejś miłej knajpie i wychylić parę browarów. Mówiłem Maxowi, by wpadł, nawet jak nie na deskę to potem do nas, ale mój chłopak chyba też poczuł jakąś tęsknotę za swoimi znajomymi, bo umówił się z nimi na mieście. Dogadaliśmy się więc tak, że ja, jak już sobie gdzieś usiądziemy, zadzwonię do niego i się dogadamy, zależnie od tego, która będzie godzina i czy ci dziennikarze się już nie wysypią i jakoś się gdzieś złapiemy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że padła mu bateria podczas naszej rozmowy i dowiedziałem się tyle, że Sheryl i Abbie dopiero co zamówiły po grzanym cydrze. Co prawda powiedziałem mu, gdzie jesteśmy, więc wypiłem dwa piwa ze znajomymi, pogadaliśmy trochę, ale gdy mojego blondasa wciąż nie było na horyzoncie, wziąłem dechę pod pachę i ruszyłem w jego stronę (wcześniej mówiąc Tony’emu, że gdyby się tu zjawił, niech do mnie zadzwoni). Było już dość chłodno, nawet jeśli odpychałem się na desce, więc pewnie mocno zaczerwieniony na ryju wpadłem do knajpki, w której wiedziałem, że miał być ten cały mój chłopak.
Ale klops, nie było ani Maxa, ani jego rzekomej ekipy znajomych, jedynie te Sheryl i Abbie, no i ich cydry. Chyba nowe, sądząc po objętości kubków, ale przecież nie będę oceniał.
Cześć, dziewczyny — przywitałem się, pocierając zmarznięte dłonie (chyba muszę sobie kupić rękawiczki). — Coś wam się wykruszyła ekipa. Jest tu gdzieś Max?
— Spóźniłeś się, wyszedł jakiś czas temu do domu — odparła Abbie.
Porozmawiałem z nimi jeszcze chwilę, bo obie wiedziały, że już niedługo lecę do Australii (zdziwiłem się) i pośmialiśmy się chwilę z tego, że tak, dajemy sobie prezenty pod palmami na plaży i super, a potem zwyczajnie uderzyłem w drogę do domu, skoro tam udał się ten mój cały chłopak.
I tym razem naprawdę zmarzłem. Dlatego gdy wlazłem po schodach na trzecie piętro, od razu skierowałem się do jego drzwi (nie pamiętam, kiedy przez nie wchodziłem) i gdy ustąpiły, rzuciłem już w progu:
Jezu, Maxie, zamarzłem po drodze. Potrzebuję czegoś ciepłego do picia.


Gazelle - 2018-09-26, 20:42

Ech, cholera... — jęknął, wpatrując się w czarny ekran swojego smartfona. No padło, cholerstwo. Zapomniał naładować i padło w środku rozmowy z Ianem.
— Co tam, Max? — zapytała Abbie, która siedziała po jego prawej stronie. W końcu dał się namówić Sheryl na wyjście na miasto. Dołączyli do nich Abbie i Tom, a ten ostatni wyjątkowo potrzebował tego wieczoru wsparcia, także wybrali się od razu do baru, z zamiarem kontrolowanego upojenia się alkoholem. Oprócz Maxa, oczywiście, który wciąż był przecież na lekach. Sheryl i Abbie zadowoliły się cydrem, natomiast Tom od razu zamówił whisky. Biedaczek, miał paskudne problemy w małżeństwie i chyba potrzebował się po prostu rozerwać, zapomnieć o nich chociaż na moment i nikt ze zgromadzonych nie zamierzał mu w tym przeszkadzać.
Przynajmniej do czasu.
Telefon mi padł — westchnął.
— I nawet lepiej, bo gdyby nie to to byś się od niego nie odlepił przez cały wieczór. Jezu, Max, masz Iana praktycznie codziennie przy sobie, dałbyś nam też trochę swojego cennego czasu — powiedziała Sheryl z matczynym wyrzutem, przez co Max poczuł się trochę głupio. I pewnie miała rację, w ciągu ostatniego czasu odzwyczaił się kompletnie od nie spędzania wieczorów ze swoim partnerem.
Poza tym, byli dorośli i nie musieli się wzajemnie kontrolować, prawda? Każdy z nich wiedział, gdzie jest drugie z nich, to wystarczyło.
Dlatego rozluźnił się i dołączył do przyjaciół także i duchem. Tom żalił się ze swojego kryzysu małżeńskiego, a reszta starała się go jakoś pocieszyć, zaoferować wsparcie. Max czuł się jak paskudny kumpel, bo przez ostatnie tygodnie kompletnie ignorował Abbie i Toma, kontaktując się tylko z Sheryl.
I chociażby dlatego, ale głównie ze zwykłej troski, postanowił się zająć Tomem, gdy ten już był dosyć mocno podpity. Pożegnał się z przyjaciółkami i wyszedł, podtrzymując Toma (co nie było takie proste; facet przewyższał go więcej niż o głowę i posturę też miał niezłą). Miał zamiar go zapakować do metra, a w razie potrzeby pojechać z nim i bezpiecznie odstawić go do domu, ale musiał zmienić plany, gdy Tom zaczął panikować że jego żona nie może zobaczyć go w takim stanie. No to, cóż, zaproponował przyjacielowi żeby poszli do mieszkania Maxa, żeby tam mógł się chociaż trochę odświeżyć i doprowadzić do lepszego stanu.
Zimne powietrze już działało na mężczyznę otrzeźwiająco, na całe szczęście, i niedługo potem był w stanie iść o własnych siłach. Nie wsiadali do metra, bo lokal, w którym przebywali, znajdował się całkiem niedaleko mieszkania Maxa, zatem zwyczajnie nie było takiej potrzeby.
I zajął się nim, jak na współczującego przyjaciela przystało, bombardując jego pesymistyczne narzekania kolejnymi żartami, żeby mu się facet tam nie załamał. Na szczęście Tom podłapał w miarę szybko, i wkrótce potem siedzieli na kanapie, wesoło rozmawiając, żartując, i po prostu miło spędzając czas. Do tego stopnia, że Max zwyczajnie zapomniał o swoim rozładowanym telefonie i o tym, żeby powiadomić Iana że wrócił do mieszkania.
— ...a wtedy ten kretyn Gerald zaczął drzeć japę na Danę. A że Dana ma dobrze, ekhem, stosunki z szefem...
Co, urwał mu pensję?
— Lepiej. Wywalił na zbity pysk.
Max nie mógł powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Nie lubił gnoja, odkąd tylko pojawił się w redakcji. Typowy samiec alfa z przerośniętym ego, w dodatku pieprzony mizogin.
No i super, jednego chwasta mniej. Szkoda, że cały dział sportowy nie podzielił jego losu.
— Wystarczy, że muszą się męczyć ze swoimi małymi móżdżkami, to już spora kara.
Max zaśmiał się, ale przerwał, gdy usłyszał głos Iana. Ach, no tak, pewnie wrócił z wypadu ze swoimi kumplami (czy może już ich kumplami? Wprawdzie Max nie był z Tonym i z Betą nawet w połowie tak blisko, jak Ian, ale kiedy się z nimi spotykał czuł się jak pełnoprawna część paczki).
Po tylu latach spędzonych w Stanach, Ian, mógłbyś już zauważyć że w grudniu nie mamy tutaj lata, a piździ, więc sama kurtka to za mało żeby się ogrzać — rzucił kąśliwie i podniósł się z kanapy. — Pamiętasz Toma z moich urodzin, co nie? — spytał, gdy Ian wszedł do salonu, już bez kurtki na ramionach.


effsie - 2018-09-26, 21:06

Pocierając zmarznięte ręce i chuchając na nie, przeszedłem z przedpokoju do salonu, zastanawiając się, czy zamarzł mi telefon, skoro nie słyszałem dzwoniącego do mnie Maxa. Bo skoro wrócił do domu to dość pewne było, że albo by do mnie oddzwonił, albo wysłał jakąś wiadomość, ale może zwyczajnie jej nie usłyszałem, odpychając się na tej przeklętej desce.
Ech, naprawdę myślałem już o metrze.
Wchodząc do salonu już miałem na końcu języka jakieś radosne pierdolenie o lecie w Australii, za którym już się stęskniłem i na całe szczęście już niedaleko, ale słysząc słowa Maxa, zamilkłem w pół słowa.
Co?
O. Cześć — powiedziałem, stając w progu i brwi wjechały mi na środek czoła. Wzrok z Maxa, który poderwał się z kanapy niemal natychmiast prześlizgnął się mi na tego całego Toma i zamrugałem.
Co?
W sensie… co?
Bardziej dokładnie – co on tu robił?
No dobra, Max miał się spotkać ze swoimi znajomymi i dobra, ten cały Tom był jednym z nich, w porządku, ale coś nie wydawało mi się, by umawiali się w mieszkaniu tego blondaska, co? Zwłaszcza, że kiedy rozmawialiśmy, zdaje się, że siedział z nimi w jakiejś knajpie, a teraz co, zdecydował się przyprowadzić wybraną część do siebie? Dobra, było naprawdę dużo racjonalnych wyjaśnień, ani też mowy o tym, by coś tutaj z nim knuł za moimi plecami, tego byłem akurat pewien (dobrze jest mieć ego moich rozmiarów), ale zwyczajnie nie podobało mi się, że zapraszał do siebie wieczorami swoich kumpli, którzy mu się podobali.
No kurwa, nie mógł, przecież.
Co to za zwyczaje, kurwa.


Gazelle - 2018-09-26, 21:26

Dopiero gdy zobaczył Iana w swoim salonie, przypomniał sobie o tym, że nawet nie zadzwonił do Iana i nie dał mu znać, że wrócił do domu. Pewnie nadaremno poszedł do baru, żeby dowiedzieć że że Maxa tam już nie było...ech, zdecydowanie zasłużył na coś ciepłego do picia.
— Hej! — Tom uśmiechnął się do Iana. Max nie pamiętał, by w ogóle ta dwójka ze sobą rozmawiała podczas domówki u niego, ale przynajmniej kojarzyli siebie nawzajem, więc nie było niezręcznie...
Aż tak niezręcznie. Bo jednak czuł coś dziwnego w powietrzu. Zmarszczył oczy, patrząc się na Iana, który miał...dosyć dziwną minę.
Okej, chłopcy, to ja wstawię wodę. Ian, herbatka z imbirem będzie okej? — zapytał swojego zmarzniętego chłopaka. — A tobie, Tom, przyda się kawa, co?
— Eee, właściwie to będę się już zbierał...
Jesteś pewien? — spojrzał na Toma zdziwiony. Wprawdzie już wyglądał znacznie lepiej, ale, no, wydawało mu się że dopiero co weszli do tego mieszkania.
— Tak, tak. Nie będę wam przeszkadzał — mężczyzna uśmiechnął się, podnosząc się z kanapy.
A jak się czujesz? Już lepiej?
— Tak, tak, nie martw się — Tom poczochrał jego czuprynę, jak to miał w zwyczaju. Skinął Ianowi na pożegnanie i objął krótko Maxa. — Wielkie dzięki, stary, mam u ciebie dług wdzięczności.
Daj spokój, to nic takiego...trzymaj się.
— Pewnie.
Uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia, a po chwili Ian z Maxem mogli usłyszeć dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. No, i tyle było z wizyty przyjaciela. Zastanawiał się, czy to Ian tak go przestraszył tą swoją dziwną miną.
A ty co jesteś taki naburmuszony? — spytał. — Już się tobą zajmuję, spokojnie. To jak w końcu, herbata z imbirem czy coś innego?


effsie - 2018-09-26, 21:57

Słuchałem tej krótkiej wymiany zdań pomiędzy Maxem a jego kolegą, starając się zrozumieć, co tutaj zaszło i wszystko wskazywało na to, że ten cały Tom miał jakieś bóle głowy czy innego chuja i Max go tu oczywiście musiał przytargać. Doskonale wiedziałem, że nic tutaj nie zaszło, przede wszystkim dlatego, że obaj zachowywali się całkowicie normalnie, ale no kurwa, serio, Maxie?
Targać tutaj tego pedała, bo możesz?
No bo przecież to AKURAT TY musiałeś mu pomóc, nikt inny nie mógł, skąd. Fajnie tak, nie?
Boże.
Ten cały Tom wyminął mnie w drzwiach, posyłając jeszcze miły uśmiech, a choć wiedziałem, że koleś nie był niczemu winny, nie potrafiłem odwzajemnić gestu, jedynie przesunąłem się lekko, nie chcąc go nawet przypadkiem dotknąć łokciem. Wzrok tymczasem utkwiłem w tym moim blondasie, który uśmiechał się do mnie, zupełnie jakby nic nie zrobił.
Co on sobie odpierdalał? Czyżby zapomniał, że był mój?
Cztery godzinki wystarczyły żeby zmieniły się mu priorytety?
Kurwa, Ian, ogarnij się.
Ogarnij się, bo sam czujesz, że twoje myśli brzmią idiotycznie.
Drzwi za tym całym Tomem zamknęły się, a ja nie poruszyłem się o krok, obserwując uśmiechającego się głupio Maxa. No patrzcie, jaki zadowolony.
Dzięki, nie musisz — odparłem dużo bardziej chłodnym tonem, niż zamierzałem, na to całe zajmowanie się mną. Popłuczyn po jego herbatkach z tym całym Tomem nie zamierzałem przyjmować choćby niewiadomo co. — Sprawdzałem tylko, czy wróciłeś do domu. Idę do siebie, bo jestem zmęczony — poinformowałem, pilnując się, by głos brzmiał mi chociaż neutralnie, przejeżdżając dłońmi po swoim ramionach, żeby się nieco bardziej ogrzać.


Gazelle - 2018-09-26, 22:25

Zmrużył oczy, słysząc słowa Iana. Po pierwsze – ten ton, który zwiastował problemy. Po drugie...przecież umówili się wcześniej, że spędzą ze sobą czas, więc co on nagle wymyślał? Zmęczony? Dopiero co energicznie domagał się ciepłego napoju?
Coś tu było ewidentnie nie tak, i Max już czuł nadchodzący ból w skroniach.
A tobie o chuj chodzi? — spytał, chwytając Iana za ramię, gdy ten już chciał się odwrócić i sobie pójść w cholerę. — I nigdzie nie idziesz, dopóki mi tego nie wyjaśnisz. Chodzi ci o to, że zadzwoniłem do ciebie gdy dotarłem do domu? Okej, sorry, moja wina, powinienem pomyśleć, ale zająłem się Tomem i...
I Ian mu się bez słowa wyrwał, ruszając w kierunku drzwi wejściowych. O nie, nie tak prędko.
Max, korzystając ze swojej szczupłej sylwetki, wyminął Iana sprawnie w korytarzu i stanął przed drzwiami, zasłaniając je swoim ciałem.
Ian, błagam cię, ile ty masz lat? Mów o co chodzi, żebym wiedział o co się wkurzasz, a ja ci wyjaśnię dlaczego jest to bezpodstawne, okej?
Serio, a to podobno on obrażał się o byle co. Ian czasami był taki nadwrażliwy, że Max musiał uważać z każdym słowem, gdy się już wkręcił w swojego wielkiego focha. A wydawać by się mogło, że Ian Monaghan to taki wyluzowany człowiek, którego nic nie rusza. Phi.


effsie - 2018-09-26, 22:41

Najwyraźniej mnie kurwa ruszało to jego latanie z wywieszonym jęzorem za jego pierdolonymi kumplami, ale nie zamierzałem mu tego absolutnie pokazywać, jeszcze by sobie zaczął wyobrażać rzeczy nie z tej ziemi, niedoczekanie. Chuj mnie bolało, co sobie robił, droga wolna, panie dziennikarzu, przecież nie będę ci zabraniał widywania się ze znajomymi.
Oddech.
Bo nie będę, nie pojebało mnie do tego stopnia, ale po prostu mnie to zirytowało, mogło, kurwa, jestem człowiekiem i nic, co irytujące nie jest mi obce. A ten pieprzony blondasek mnie jeszcze bardziej nakręcał, pierdoląc o swoim zajmowaniu się Tomem, no zajebiście, sprowadzaj sobie go do domu kiedy ci się podoba, ty mała kurwo.
Chuj.
Mnie.
To.
Boli.
Maxie, ile ty masz lat? — zironizowałem, przedrzeźniając go i powtarzając za nim. — Nie rozumiesz prostego komunikatu, że jestem zmęczony i chcę iść spać? Rozumiem, że bardzo się stęskniłeś i miałeś ochotę na małe dymanko, ale mój świat nie kręci się wokół ciebie, więc zrób mi tę przyjemność i przesuń tę swoją chudą dupę żebym mógł pójść do domu. — Uśmiechnąłem się do niego słodko, tak bardzo, jak tylko umiałem, chwytając w jedną rękę swoją kurtkę, a w drugą deskę, którą wcześniej oparłem o ścianę i przechyliłem głowę, dając mu znać, że czekam.
Bardzo cierpliwie, jeszcze.


Gazelle - 2018-09-26, 22:59

Ten uparty, cholerny gnój zamierzał iść w zaparte, tak? I co, liczył na to że Max naprawdę w to uwierzy? Nie mógł być aż tak głupi. Oczywiście, że wiedział że Max nie kupi tej taniej ściemy. Może i nie znali się jeszcze tak dobrze, by móc sobie wzajemnie czytać w myślach, ale akurat na humorkach Iana Max zdołał się już poznać.
Zacisnął pięści, próbując powstrzymać przekleństwa, które cisnęły mu się na usta. Nienawidził, gdy Ian tak się zachowywał. Nienawidził. Bo wtedy i on łatwiej się nakręcał, tracił kontrolę, miał ochotę coś mu wygarnąć, czego potem by z pewnością żałował.
I to byłoby w tym momencie najprostsze – powiedzieć Ianowi, żeby szedł do diabła, skoro nie chce rozmawiać, że ma jego humorki i fochy w dupie. Dodać, że jest skończonym kretynem, wkurwiającym gnojkiem.
Nie bawić się w tanią pasywną agresję, po prostu wygarnąć mu w twarz co sądzi o takim zachowaniu.
Ale rozsądek mu podpowiadał, że nie warto. Że nie tędy droga, i przyjmując taką postawę tylko pogorszy sytuację. A nawet nie wiedział, co w ogóle do tego doprowadziło!
Droga wolna — warknął, odsuwając się od drzwi. Nie, jebać rozsądek, Ian nie mówił głosem rozsądku, zatem i tak by się nie porozumieli. — Rzeczywiście, zapomniałem że takie niedojrzałe dzieciaki nie powinny chodzić późno spać. Odezwij się, kiedy dorośniesz do normalnej rozmowy. Dobranoc.
Ponownie minął Iana w korytarzu, tym razem udając się do swojej kuchni. Usłyszał trzaśnięcie drzwiami i prychnął pod nosem.
I naucz się zamykać drzwi, idioto, inni ludzie w budynku już śpią! — krzyknął. Kurwa, w tym momencie przydałaby mu się melisa od Iana.


effsie - 2018-09-26, 23:18

Na klatce schodowej wziąłem głęboki oddech i otworzyłem sobie drzwi do mieszkania. A później, pierwszy raz od naprawdę dawna, wziąłem gorący, gorący prysznic – dopiero po nim odstąpiło ode mnie to uczucie przemarznięcia. Wklepałem w siebie balsam i nagi zaległem pod ciepłą pościelą, z myślami wciąż wokół tego wkurwiającego blondyna zza ściany.
Pff, co za gnojek.
Ktoś go musi nauczyć trochę pokory.
Zasnąłem wcale nie tak późno, a kolejnego poranka nie miałem nastawionego budzika, więc gdy obudziłem się była już prawie dwunasta w południe. Na spokojnie zrobiłem sobie kawę i założyłem jakieś ciuchy, żeby tylko szybko wypalić fajkę i spierdalać z powrotem do ciepłego domu.
Kurwa, serio jest już chłodno.
Coś tam ogarnąłem, z myślami uciekającymi do mojego blondasa za ścianą. Dobrze wczoraj zrobiłem, ewakuując się do siebie, bo jeszcze niechcący chlapnąłbym mu o dwa słowa za dużo. Nie byłem zazdrosny o tego całego Toma, nie o to chodziło, po prostu…
Był mój. I tylko mój.
I powinien o tym pamiętać.
Zmieniłem powyciągane dresy na jakieś ciuchy bez widocznych plam, ubrałem się nieco cieplej, niż wczoraj i cały gotowy do drogi, wszedłem do Maxa nie przez balkon. Nie wiem jak to się działo, ale zawsze, kiedy decydowałem się na te drzwi (zdarzyło mi się chyba z trzy razy) – były otwarte.
Głupi zawsze miał szczęście.
Hej, bejbe — przywitałem się jak gdyby nigdy nic, przystając w progu i wyciągając szyję wgłąb salonu, coby mu tu w ujebanych butach nie brudzić. — Ubierzesz się i skoczysz ze mną na mały spacerek? — zapytałem uprzejmie.
Mam nadzieję, że się zgodzi, bo nie mam nastroju go za długo namawiać.


Gazelle - 2018-09-26, 23:47

Ten paskudny, zawszony, skretyniały gnój — mielił kolejne przekleństwa pod nosem, z pasją siekając szczypiorek. — Ugh! — warknął, wbijając nóż w Bogu ducha winną deskę do krojenia.
Tylko Ian mógł go tak wkurzyć. Nienawidził siebie za to, że tak łatwo dawał mu się sprowokować, za każdym razem. Każdym, jebanym, razem. I tak samo łatwo nie potrafił mu się oprzeć, to było chyba nawet jeszcze gorsze.
A na pewno upierdliwe.
Dokończył kolację, próbując objąć umysłem co się właściwie stało i co mogło tak ugryźć Iana. Chodziło o Toma? Kiedy Ian tylko go zobaczył, wtedy jego mina tak szybko się zmieniła... Ale dlaczego? Tom mu przecież nic nie zrobił. Był kumplem Maxa, to tak jakby Max miał pretensje do Iana o spędzanie czasu ze swoją paczką, i o to że Beta i Tony czasami do niego wpadali. To było tak idiotyczne, że nawet przerastało go Maxa.
Zasrany idiota.
To byłaby właściwie dobra okazja, żeby uspokoić się za pomocą magicznej tabletki, ale stwierdził że nie będzie syfić swojego organizmu przez tego gnojka i jego debilne fochy.
Miał gdzieś tam ukrytą taką małą, maciupką nadzieję że Ian do niego przyjdzie, wyjaśni o co mu chodzi, że normalnie porozmawiają...ale gdzieżby tam. To przecież był Ian Monaghan, dumny jak paw, nie będący w stanie przyznać się do zrobienia czegokolwiek źle.
I pomyśleć, że oszalał na punkcie akurat takiego kretyna...
Spało mu się kiepsko – oczywiście, wiadomo przez kogo. A jeżeli ktokolwiek miałby jeszcze wątpliwości, to tak, przez tego skończonego debila zza ściany.
Obudził się zdecydowanie za wcześnie, jak na wolną sobotę, i poza wypiciem kawy nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Ostatnie soboty spędzał z Ianem...ale to nie wchodziło w grę. Za bardzo był na dupka wkurzony.
I kiedy Ian się pojawił w jego mieszkaniu, z tą pierdoloną, niewzruszoną niczym twarzą, w Maxie coś się zagotowało. Nie mógł aż uwierzyć w ten tupet!
Chyba cię coś popierdoliło — wycedził, posyłając spojrzeniem gromy prosto w Iana. — Jestem zajęty. I zmęczony.
Nigdy w życiu nie wypierał się tego, że był pamiętliwy i potrafił chować urazę. Przy Ianie...różnie bywało, fakt, zazwyczaj był zbyt słaby żeby się na niego długo wkurzać, ale tym razem znalazł w sobie jakąś wewnętrzną siłę.


effsie - 2018-09-27, 00:28

O Jezu, Jezu, co to za unoszenie się dumą?
Kto by pomyślał, że temu blondynkowi jeszcze jej choć trochę zostało. Po tym, co wyczyniał w moim łóżku wydawałoby się, że tego towaru to miał on na niezłym wyczerpaniu, a więc nie należało nim przesadnie szastać.
Wywróciłem oczami i wszedłem do salonu Maxa, rozpinając kurtkę, bo widać że zajmie mi to chwilę.
Siedzeniem na kanapie? Właśnie widzę — zironizowałem, unosząc kącik ust i nachyliłem się nad nim, by go tak trochę pocałować, ale gnojek odsunął się ostentacyjnie i – chociaż siedział – posłał mi pełne wyższości spojrzenie. Sarknąłem, zirytowany i spojrzałem na niego z politowaniem. — A co to za muchy w nosie? Taka ładna pogoda na zewnątrz, mógłbyś być dla mnie choć odrobinę milszy — zauważyłem uprzejmie.
— Pierdol się, złamany kutasie — prychnął Max, ostentacyjnie się ode mnie odwracając i zaczął już nawet wstawać z tej swojej kanapy (pewnie po to, by spierdolić mi sprzed nosa), co nawet było mi w smak, bo pozwoliło chwycić tego gnojka za ramię i ścisnąć mocno.
Słuchaj, no — zacząłem, nie luzując uścisku i czując, że ten dzień, który miał być tak miły, zaczyna mi się nagle wymykać spod kontroli. A wybitnie nie miałem zamiaru pozwolić mu się spierdolić, dlatego musiałem ustawić tego mojego chłopaka do pionu.
Zresztą, nie przypominałem sobie żebym wydawał mu komendę daj głos.
Za cztery dni spierdalam do Australii, nie będziemy się widzieć przez dwa tygodnie, więc nie mogę sobie wyobrazić lepszego momentu na to, żeby wsadzić ci trochę tuszu pod skórę. Więc cokolwiek tam sobie ubzdurałeś w tej główce, proponuję ci teraz zachować fochy na później, ubrać się i pójść ze mną. A potem chuj mnie obchodzi, co tam będziesz sobie chciał robić. Teraz idziemy — stwierdziłem stanowczo, ciągnąc go w stronę przedpokoju.
Słowo daję, jak się nie ubierze sam to zrobię to ja.


Gazelle - 2018-09-27, 00:42

Syknął, kiedy Ian ścisnął go mocno za ramię i próbował się wyrwać, ale Ian chwycił go jeszcze mocniej, więc pozostało mu tylko gromić go dalej spojrzeniem.
A w chuju mam twoje plany, wypierdalaj sobie do tej Australii, ty kanalio skończona, ty...czemu mnie ciągniesz, idioto?! — fuknął, gdy Ian zaciągnął go do przedpokoju.
W innych okolicznościach ta brutalność by go nakręcała i porządnie podnieciła, ale w tym momencie był zwyczajnie zirytowany bezczelnością Iana. Zachciało mu się nagle go tatuować. No idiota, zero wyczucia.
Generalnie to wypierdalaj — syknął, ale tym razem to Ian spojrzał na niego wzrokiem, który zwiastował kłopoty. Max aż przełknął ślinę, czując jak formuje mu się gula w gardle.
— Zaczekam na zewnątrz. Uspokój się i ładnie się ubierz, bo zimno, i łaskawie do mnie przyjdź, bo jak nie to po prostu zabiorę cię siłą — powiedział spokojnie, jakby wcale nie groził mu porwaniem z jego własnego mieszkania.
A jak zamknę drzwi na klucz?
— To nie będzie problem — Ian sięgnął ponad nim na wieszak, na którym Max trzymał komplet kluczy do mieszkania i pomachał mu nimi przed oczami. Cholera.
Więc, ostatecznie, fukając i przeklinając na Iana (dzięki niemu poszerzał przynajmniej swoje słownictwo), ubrał się i wyszedł, po prostu dla świętego spokoju. Nie obdarzając Iana ani jednym spojrzeniem, ruszył przed siebie.


effsie - 2018-09-27, 01:04

Podrzuciłem wesoło klucze i złapałem je w rękę, po czym wsadziłem do kieszeni. W sumie rozbawił mnie ten wkurwiony Maxie, zwłaszcza gdy ostentacyjnie mnie wyminął i z głośnym tupotem stóp zaczął schodzić w dół naszej klatki. Ruszyłem więc za nim i z bananem na mordzie nawet chciałem objąć. Przyznaję, zrobiłem to tylko dlatego, że wiedziałem, że tylko go bardziej wkurwię i odskoczy ode mnie, gromiąc mnie spojrzeniem, ale i tak było warto.
Szczerząc się głupio (ja) i obnosząc resztkami dumy (on) doszliśmy do metra. Całą drogę, jak i późniejszy spacer do mojego studia w Queens, pokonaliśmy w ciszy, nie odzywając się do siebie ani słowem, choć jeśli mnie pytacie – ja humor miałem wyśmienity.
I byłem nakręcony.
Już ja wiedziałem na co.
Jak nic da mi za to w pysk.
Ależ nie mogłem się doczekać!
Gdy w końcu dotarliśmy pod drzwi mojego studia, pogmerałem trochę kluczami i otworzyłem drzwi przed moją księżniczką, ale ona tylko wyciągnęła fajkę i oznajmiła:
— Palę, nie widzisz?
Wywróciłem oczami i powiedziałem mu:
To przyjdź jak skończysz.
A sam wszedłem do środka. No i zacząłem zwyczajne przygotowania do wszystkiego, co tu miałem odwalić już za chwilę. Wzór był gotowy i potrafiłem go narysować niemal z głowy, ale i tak wziąłem kalkę gotową do odbicia. Przygotowałem sobie wszelkie potrzebne sprzęty i dezynfekowałem właśnie stół, kiedy Max wszedł do środka.
Kibel jest tam. Wysikaj się na zapas, umyj się i wskakuj na stół — powiedziałem prosto. Max przez chwilę stał jak wryty, jakby zupełnie zapomniał, że będzie tatuowany nago, westchnąłem więc: — No, na co czekasz? Sam mam ci go wysupłać z gaci?
Generalnie nie miałbym nic przeciwko, ale coś mi się wydawało, że w tej chwili to nie był najlepszy pomysł.


Gazelle - 2018-09-27, 01:31

I mógłby Ianowi w tym momencie spieprzyć. Miał ku temu wiele okazji, bo przecież facet wcale nie trzymał go na smyczy. Ale, jak ten posłuszny kundel, kroczył za tym idiotą, słuchał jego poleceń i tylko cicho powarkiwał.
Już sam wkręcił się w ten psi motyw. Pierdolony Ian.
Więc, jak na wytresowanego kundelka przystało, ładnie przygotował się i wrócił z łazienki, patrząc z wahaniem na stół i czekającego przy nim Iana.
Mężczyzna przewrócił oczami i ponaglił go gestem. I to nie tak, że był przed Ianem speszony, na tym etapie byłoby to absolutnie bezsensowne, ale czuł się zwyczajnie głupio, rozbierając się przed nim podczas gdy nadal był na niego wkurzony jak cholera. I też ciężko było dalej efektywnie się wkurzać, gdy leżał przed nim z kutasem na wierzchu, gotowy na to żeby ten dziad uruchomił maszynkę.
Wiedział, że za procesem tatuowania stał ból, to przecież było oczywiste dla każdego, kto chociażby na filmie miał okazję zaobserwować jak to wygląda, ale Max jakoś mocno się tego nie obawiał. Miał niezłą odporność na ból, przetrwał przekłucie języka...
Kurwa — syknął głośno, gdy poczuł jak maszynka wżyna mu się w skórę. Aha, no okej, w ten sposób. Czyli jednak napierdalało mocniej niż myślał, cholera.
No, ale w sumie to było bardzo wrażliwe miejsce, bo ta skończona menda musiała sobie upatrzyć akurat jego pachwinę. Ze wszystkich miejsc na ciele! Całe ciało Maxa nadawało się na obtatuowanie, ale nie, pachwina. Jebana pachwina.


effsie - 2018-09-27, 10:32

Max rozebrał się i wskoczył na mój stół, a ja przesunąłem lampę, swoje krzesło i stolik w miejsce, w którym będą stać przez kolejne kilka godzin. Obrzuciłem go uważnym spojrzeniem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok tego pięknego ciała, czekającego aż się nim zajmę, nawet pomimo tego jak bardzo był właśnie wkurwiony.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy mu nie zjechać na ręcznym, tak dla zasady, żeby wiedział, kto tu rządzi, ale zwyczajnie nie chciało mi się po tym sprzątać.
Boże, Monaghan, jesteś stary, jeśli to jest to, co powstrzymuje cię od seksu.
W każdym razie, jeszcze bez rękawiczek – choć normalnie już dawno miałbym je na sobie – sięgnąłem po jednorazową golarkę. Max właściwie nie miał tam żadnego owłosienia, ale lepiej było dmuchać na zimne.
Muszę cię ogolić, bo jakiekolwiek włosy by mi przeszkadzały — tłumaczyłem, jak zresztą zawsze, ale Max nie reagował w żaden sposób, obrażona królewna. Przytrzymałem więc jego ugo i zrobiłem swoje, chwilę potem wyrzucając golarkę do specjalnego kosza.
Wstałem i spojrzałem na Maxa z góry.
No, tak sobie tu po prostu leżał.
Ech, no dobra, to ja go tu zaciągnąłem bez uprzedzenia.
Podszedłem do szafki, w której miałem zachomikowane jakieś kilka paczek żelek, wziąłem też wodę i ustawiłem po drugiej stronie mojego chłopaka.
Masz tu wodę i coś słodkiego. Glukoza pomaga trochę, w głowie, zbić ból, więc możesz to podjadać podczas tego, jak będę cię tatuować. Jak będziesz chciał się napić, powiedz mi chwilę wcześniej. Przez całą sesję będziesz leżał, a żeby się napić będziesz musiał usiąść, a nie chcesz bym tatuował cię w momencie, kiedy zaczniesz się ruszać.
Mój ton głosu był normalny, nawet trochę miły, bo to nie ja byłem tutaj tym obrażonym to raz, poza tym, byłem profesjonalistą i musiałem powiedzieć mojemu klientowi co i jak!
Ustawiłem sobie też wodę, a potem sięgnąłem jeszcze po koc i jakąś swoją bluzę.
Nie będę ukrywał, Maxie, tak, to będzie bolało. Mam tu gdzieś jakieś piksy, ale nie dam ci ich, bo bierzesz leki — powiedziałem, układając koc i bluzę obok siebie. — Na początku twoje ciało zareaguje na ból najpewniej tak, że zrobi ci się gorąco i zaczniesz się pocić. Po jakiejś godzinie pewnie się to unormuje, więc jak zrobi ci się zimno, powiedz mi — dodałem, wskazując kciukiem na ciepłe materiały, którymi miałem zamiar okryć mojego chłopaka. Dopiero wtedy umyłem mydłem i odpowiednimi środkami ręce, założyłem rękawiczki i wysterylizowałem miejsce, w którym miałem robić tatuaż.
Potem był już standard – odbiłem wzór przygotowany wcześniej na kalce i sięgnąłem po wazelinę.
Dzięki temu twoja skóra lepiej przyjmie tusz — tłumaczyłem powoli, smarując jego ciało. I choć jego penis był tuż obok, okoliczności tego nie były ani trochę erotyczne, ani dla mnie, ani dla niego, co mogłem przecież doskonale zaobserwować. — Nie wstrzymuj oddechu, Maxie — powiedziałem, widząc, że jego ciało się nie porusza.
Więc wypuścił oddech, a ja sięgnąłem po moją maszynkę.
Zacznę delikatnie, ale i tak będzie bolało. Większości ludzi rozmawianie pomaga, ale i tak zrobisz, co będziesz chciał — powiedziałem łagodnie, przytrzymując jego udo tak, by przypadkiem w pierwszym odruchu nie wierzgnął.
I widziałem, że go bolało. Przede wszystkim przez przekleństwo, jak i sposób, w jaki wykrzywiał szczękę i twarz, ale w jakiś pokręcony sposób sprawianie mu tego rodzaju bólu w ogóle mi nie przeszkadzało; nie było też ani trochę podniecające, po prostu… zupełnie aseksualne, jakby odłączone od osoby Maxa.
Ciekawe.
Po jakimś czasie, godzinie albo dwóch, kiedy widziałem, że Max już naprawdę nie może, a ja sam nie odmawiałem przerwy, odsunąłem się i zabezpieczyłem maszynkę.
Chwila przerwy — zapowiedziałem, ściągając rękawiczki i sięgnąłem po koc, którym przykryłem go do połowy ud i podałem mu bluzę. — Jeśli chcesz, możesz usiąść. Pójdę po kawę.
I rzeczywiście zostawiłem go w moim studiu, a sam odpaliłem faję i skierowałem się do najbliższej kawiarni. Kupowałem jedną czarną, drugą białą i wzrok mi gdzieś uciekł na gablotę z ciastami. Sam nie przepadałem za słodkim, ale Maxowi przyda się trochę cukru… co prawda dałem mu te żelki, no ale…
Niewiele myśląc, poprosiłem o jakiś kawałek sernika i wróciłem do studia, ustawiając papierowe kubki na stole, na którym leżał Max. Wciąż był chyba na mnie trochę obrażony, więc tylko westchnąłem i wręczyłem mu też torebkę z ciastem.
Nie chcę cię straszyć, ale to chyba jeszcze nawet nie połowa — powiedziałem, upijając trochę swojej kawy.


Gazelle - 2018-09-27, 13:22

I kiedy już wydawało mu się, że przyzwyczaił się do tego uczucia, ta nieszczęsna maszynka przesuwała się na kolejne wrażliwe miejsce. Naprawdę nie sądził, że aż tak to będzie przeżywać, ale nie chciał pokazywać słabości przed Ianem, zatem zagryzał wargi i tylko czasami pozwalał na to, żeby wymsknęło się spomiędzy nich krótkie przekleństwo. Chociaż pewnie Ian mógł zauważyć dyskomfort na jego twarzy. O dziwo wcale tego nie komentował.
Ian miał trochę tatuaży...zastanawiał się, czy on też tak znosił ból, a może zupełnie go to już nie wzruszało?
Max nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak paskudny ból sprawiłby mu podobny zabieg na karku. O, cholera.
Nadal był wkurzony na Iana, ale w momencie, w którym ten facet maszynką wtłaczał pod jego skórę trwały ślad nie byłoby to zbyt mądrym posunięciem, żeby okazywać swoje zdenerwowanie. Dlatego siedział cicho, co jakiś czas wpychając w siebie te żelki, żeby czymś zająć buzię. Z ulgą przyjął wiadomość o przerwie, bo naprawdę jego ciało źle znosiło bycie tak długo wystawionym na ciągły ból.
I gdy Ian wyszedł ze studia, Max w końcu mógł pozwolić sobie na to, żeby sobie trochę pojęczeć i poprzeklinać na głos. Przysiadł i spojrzał w dół, na jeszcze niedokończony wzór i...wyglądałby pewnie pięknie, gdyby nie te pojawiające się plamy krwi. Nie lało się z niego litrami, wiadomo, ale też nie było nic dziwnego w ich obecności. Ciekawiło go, czy jego leki w jakiś sposób wpływały na jego krzepliwość krwi, i może wcale nie powinien tak krwawić...
Iana coś długo nie było, ale Max wcale nie tęsknił. Przynajmniej miał czas na to, żeby ochłonąć, chociaż czuł się niezwykle durnie, siedząc w tym studio sam, z penisem na wierzchu. Przynajmniej w tle leciała całkiem przyjemna, nie za głośna muzyka.
Swoją drogą, podobało mu się to, jak profesjonalnie zachowywał się Ian. Nie spodziewał się błazenady, co to, to nie, ale nie wyśmiewał się w ogóle z niego, nie droczył się z nim, tylko w skupieniu wykonywał swoją pracę, dbając także o komfort Maxa. Jeżeli tak postępował z każdym swoim klientem, to oznaczało to że był naprawdę dobry w tym, co robił.
I kiedy o tym myślał, jego gniew lekko opadał, ale, no, wciąż denerwowało go przede wszystkim to, że Ian nawet nie próbował wyjaśnić swojego zachowania z poprzedniego wieczora, jakby nic się zupełnie nie stało. A Max wiedział, że coś było nie tak i strasznie go to męczyło. Zależało mu na tym, żeby komunikacja w ich związku była na dobrym poziomie, ale nie było to coś, nad czym mógł samodzielnie pracować...
Zobaczywszy w torebce wręczonej mu przez Iana, który w końcu wrócił, kawałek sernika prawie mu wybaczył. Prawie! Ale nie, Max Stone potrafił być upartym człowiekiem, którego nie dało się przekupić nawet kawałkiem przepysznego sernika. Pysznego, słodkiego...
Jęknął, przeżuwając ten pokarm bogów w ustach. Warto było dla tego cierpieć.
Serio? — westchnął. Nawet nie wiedział, która była godzina. — To zawsze tak długo trwa? Miałem plany na dzisiaj, wiesz, a ty mnie tak bez zapowiedzi wyciągnąłeś i teraz się znęcasz...
Blef. Wcale nie miał planów. Chyba, że pod pojęcie planu można podczepić całodniowe złorzeczenie na swojego durnego chłopaka.


effsie - 2018-09-27, 14:00

Przykro mi, musisz je przełożyć na jutro — odparłem, niewzruszony.
Max wciąż był na mnie obrażony, ale w byciu obrażonym skutecznie przeszkadzał mu fakt, że od jakiegoś czasu leżał przede mną półnagi, zaciskając zęby z bólu, podczas gdy ja wtłaczałem mu tusz pod skórę. To było trudne i wrażliwe miejsce do pracy z nim, a Max w dodatku bardzo krwawił, przez co musiałem tylko bardziej się skupiać i uważać.
Dlatego sam zapowiedziałem mu, że zrobimy sobie jeszcze minimum dwie przerwy i tak rzeczywiście się stało. Max ze mną za wiele nie rozmawiał, a jeśli już to o zupełnie nieistotnych tematach, typu tego, że fajny kawałek albo dobry sernik. Podczas ostatniej godziny chyba już naprawdę nie mógł wytrzymać, bo poprosił żebym coś mu opowiedział, a ja, nawet bez żartowania i droczenia się z niego, zastanowiłem się przez chwilę i stwierdziłem, że jakieś przyjemne, letnie wspomnienie będzie w sam raz. Dlatego zaserwowałem mu krótką opowieść o tym, jak z mamą wybraliśmy się kiedyś na Fraser Island, piaskową wyspę, znaną z tego, że zależnie od przypływu/odpływu jest większa lub mniejsza, a niedoświadczeni kierowcy nagle znajdują się pod wodą. Moja mama ogarniała, więc nam to nie groziło, ale opowiadałem mu jakieś głupoty o tym, jak ludziom, którzy o tym nie wiedzieli, zaczęło podmywać namioty i tak dalej.
W końcu tatuaż był już skończony, ale ja sam jeszcze nie skończyłem. Wiedziałem, co chcę zrobić już od dzisiejszego ranka, wiedziałem, jak bardzo jest to jebnięte i jak bardzo nie powinienem, ale aż mnie nosiło i nie mogłem postąpić inaczej. Dlatego wcale nie powiedziałem Maxowi by wstał, że wszystko już gotowe, kazałem wytrzymać jeszcze chwilkę, ostatnie minuty, a sam zająłem się wkomponowaniem ostatniego fragmentu w dopiero co zrobiony tatuaż.
Nie był duży. Kilka milimetrów wysokości, proste, wyraźne litery, współgrające z całym projektem.
Byłem zdrowo jebnięty, skoro to robiłem, ale na tym kończył się mój profesjonalizm i skurwiel miał wiedzieć, do kogo należy. Niech sobie zaprasza do siebie Toma, Simona czy nawet Marcusa, niech sobie z nimi siedzi wieczorkami, nic mnie to nie obchodziło. Ale ja, jak prawdziwy, rasowy pies, musiałem oznaczyć swoją sukę.
Odsunąłem się, odłożyłem maszynkę na bok i spojrzałem na swoje małe-wielkie dzieło, ale widziałem tylko jedno.
IAN'S.
Przetarłem tatuaż ściereczką z odpowiednim płynem, a potem, nie ruszając się z miejsca, spojrzałem na Maxa i poważnie, bez cienia uśmiechu, oznajmiłem:
Gotowe.
Czułem ciepło spływające po całym moim ciele, to wspaniałe uczucie satysfakcji, gdy finalnie odprężyłem się po niemalże dobie. Nie mogłem oprzeć się, by nie przejechać kciukiem (pozbyłem się już rękawiczki) po jego skórze wokół tatuażu.
To był spokój.


Gazelle - 2018-09-27, 15:11

Max wcale nie był wierzący, ale dziękował wszystkim bóstwom za to, że ta męczarnia dobiegła końca. Po całej wieczności. A to wcale nie był mały tatuaż. Jak dawali sobie radę ludzie, którzy robili sobie wzory na przykład na całe plecy? Nie do pojęcia.
Był dosyć osłabiony, nawet pomimo tego, że Ian naprawdę dbał o jego komfort, o to, żeby się nie odwodnił, a gdy czuł się naprawdę kiepsko zarządzał przerwy. Ale, no, chyba głównie chodziło o to, że stracił trochę krwi. Na pewno było coś na rzeczy z tymi lekami.
Odchylił głowę do tyłu i wystawił jęzor, wzdychając z ulgą.
W końcu — wydusił z siebie. Przeszedł do pozycji półleżącej, żeby móc w końcu obrzucić wzrokiem dzieło Iana na swojej skórze. — Podasz mi lusterko? — poprosił swojego partnera, żeby móc zobaczyć wzór także z należytej perspektywy.
Ale, tak na pierwszy rzut oka, naprawdę wyglądał pięknie. Kolory były nałożone w taki sposób, jakby Ian malował po nim sprejem, co bardzo, bardzo mu się spodobało.
Jednak...
A to co? Nie przypominam sobie żebyśmy mówili o jakimś napisie... — mruknął, gdy dostrzegł małe literki. Patrząc na nie z góry, czy w lustrzanym odbiciu oczywiście nie mógł ich tak łatwo odczytać, ale gdy tylko się zorientował...
CZY CIEBIE JUŻ DO RESZTY POJEBAŁO?! — wrzasnął, i chwycił koszulkę Iana, przyciągając go do siebie aby wykrzyczeć mu w twarz następne słowa: — Co to ma być do kurwy nędzy? Ian's? Jesteś popierdolony?!


effsie - 2018-09-27, 15:38

Gdy Max chwycił mnie za fraki i szarpnął, jedyne, co zdążyłem zrobić to złapać się dłońmi brzegu stołu, aby przypadkiem nie wpaść na jego tatuaż. Serio, chyba był masochistą, ten mój chłopak, skoro nie wiedział, co by sam sobie zrobił, gdyby nie ja i moja zapobiegliwość.
No przecież wleciałbym na to jego ciało i zapłakałby się z bólu.
Jebnąłem jednak ramieniem o lampę i strumień światła odbił w bok, a ja syknąłem z bólu, w tej wybitnie niewygodnej pozycji.
Uważaj — syknąłem, gdy pluł mi się prosto w twarz i spojrzałem na niego naprawdę, naprawdę chłodno. Tak, wiedziałem, że mnie jebło i to jebło mocno, skoro musiałem jak naprawdę pierwszy lepszy idiota zaznaczyć swoją własność, ale miałem to absolutnie gdzieś. A na pewno nie pozwolę na to, by ten kundel na mnie szczekał. — Do tej pory byłem dla ciebie naprawdę bardzo miły, ale widać chyba cię za bardzo rozpuściłem, skoro się tak zachowujesz — mówiłem chłodno i spokojnie. — Ale jesteś mój, już zapomniałeś? — szepnąłem, puszczając lewą ręką kant stołu i po omacku chwytając jego penisa w rękę. To było dziecinnie proste, zważając na to, że leżał z nim wyciągniętym przede mną przez ostatnich kilka godzin, ale ścisnąłem go zdecydowanie mocniej, niż zwykłem to zwykle robić – i nawet nie potrzebował by zacisnął na chwilę mocno oczy, by o tym wiedzieć. — A skoro jesteś mój to znaczy, że mogę robić sobie z tobą, co chcę. Jak mam ochotę cię rozpieszczać to mogę to robić. Jak mam ochotę cię oznaczyć, to też mogę to zrobić — kontynuowałem szeptem, przesuwając ręką po jego penisie. — A ty masz o tym pamiętać. Zawsze.
Jego uchwyt na mojej koszulce zdążył się poluzować, a ja, korzystając z okazji, odsunąłem się, jednocześnie zaprzestając pieszczoty. Podniosłem się ze swojego krzesła i wciąż nie odwróciłem od niego wzroku.
Teraz, dasz mi owinąć to folią, czy masz zamiar jeszcze szczekać?


Gazelle - 2018-09-27, 17:20

Serce waliło mu jak oszalałe. Dlaczego przy Ianie stawał się zawsze taki słaby? Miał dość tego, że ten gnój zawsze musiał postawić na swoim, zawsze, zawsze, zawsze. Zawsze robił z Maxa kretyna, a Max – co najgorsze – za każdym razem mu na to pozwalał. W jego rękach był jak bezwolna lalka.
Oznaczyć...tak, to określenie było idealne. Jak bydło.
Max wcale nie był bez grzechu, sam miał te cholernie zaborcze uczucia względem Iana, tylko że on nie bał się do tego przyznać. A Ian? Robił co chciał, bez cienia refleksji.
I dlaczego, dlaczego Max tak na niego reagował...na każdy jego dotyk, każde słowo wypowiedziane takim tonem...nawet pomimo tego, jak bardzo był na niego wściekły, wciąż był pod wpływem jego czaru.
Jesteś pierdolonym hipokrytą, wiesz o tym? — warknął, spuszczając wzrok z twarzy Iana. Czy ten kretyn w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, co uczynił? Wiedział, że ten tatuaż pozostanie na ciele Maxa na zawsze? — Pewnie nie, zbyt wygodnie ci się siedzi we własnej bańce.
...tchórzu.
Tak bardzo nie potrafił czasami zrozumieć Iana. Jego zachowania były tak sprzeczne, tak pozbawione sensu, że niezwykle łatwo było się w tym zagubić. A on wcale nie pomagał w rozwiązaniu tej zagadki, wręcz przeciwnie, zaganiał go w kolejne ślepe uliczki. I tak to miało wyglądać?


effsie - 2018-09-27, 17:58

Czyli nie skończyłeś — podsumowałem łagodnie, wciąż nie spuszczając wzroku z jego twarzy, mimo że sam uciekł ode mnie spojrzeniem. — W takim razie zaraz możemy porozmawiać, ale wcześniej dasz mi się nim do końca zająć.
Mój ton głosu nie był chłodny, jednak stanowczy i sięgnąłem po odpowiednie płyny, delikatnie obmywając tatuaż na ciele Maxa. Czułem, jak cały drżał, ale skutecznie to ignorowałem, bo pomijając tę jedną chwilę wybuchu, byłem cały czas mocno profesjonalny.
A takie to… ech, wiadomo, każdemu się może zdarzyć, nie?
Kazałem mu wstać i, krzywiąc się, zszedł ze stołu i stanął przede mną. Uklęknąłem i dokładnie owinąłem folią cały rejon, który tego wymagał, dbając o to, by nic przypadkiem nie poruszyć. W końcu wyprostowałem się, podałem mu jego bokserki i gdy je tylko założył, jeszcze przez sekundę nie pozwoliłem się mu odezwać.
Nie mówię ci, jak o niego dbać, bo sam to zrobię. Ale czego masz nie robić to, przede wszystkim, nie zdejmować tej folii dopóki ja tego nie zrobię. Nie dotykaj tego tatuażu. Zacznie swędzieć, ale musisz jakoś wytrzymać. Zacznie ci z niego schodzić skóra, ale masz tego nie ruszać. Tak samo nie smarować żadnymi mazidłami, ani niczym innym. Jeśli chodzi o prysznic, sugeruję na początku myć ci się etapami, osobno włosy, osobno nogi i krocze, osobno wyżej, przynajmniej na początku. Teraz nie powinien być narażony na żadne warunki atmosferyczne, w tym słońce, ale to ci raczej nie grozi. I, jak tylko jest okazja, powinien oddychać. Nie noś obcisłych spodni i raczej luźniejsze gacie. — Zastanowiłem się przez chwilę, czy coś jeszcze powinienem mu powiedzieć, ale raczej nie, jak coś to dopyta. — Skończyłem — powiedziałem i jak coś, teraz mógł już zacząć swoje pierdolenie.


Gazelle - 2018-09-27, 18:54

Max nie miał zbyt wielkiego wyboru, musiał pozwolić Ianowi na to, żeby ten się zajął jego tatuażem. Jego skóra była cholernie podrażniona, szczypała i ogólnie miał wysokie poczucie dyskomfortu. Nawet gorzej niż przy przekłuciu języka, bo tam to był chociaż mały obszar – mocno ukrwiony, mocno wrażliwy, fakt, ale to była tylko jedna dziurka. Przynajmniej to już mu przestało dokuczać.
Jego gniew wcale nie zelżał, przeciwnie, ciągle się nakręcał, spokój Iana działał na niego jak płachta na byka. Zupełnie nic, jakby właśnie nie wyrył na jego skórze swojego imienia i nie pierdolił mu o oznaczaniu. Ugh, ten facet.
Nie dało się za nim nadążyć, zwyczajnie się nie dało i już.
Wzór mu się bardzo podobał, naprawdę, ale nie mógł się nim należycie nacieszyć ze względu na tę nieproszoną niespodziankę pozostawioną przez Iana.
Musiał ustalić sobie ze swoim chłopakiem parę rzeczy, koniecznie.
Szkoda tylko, że jego pierdolony, stymulowany przed chwilą przez Iana penis dodawał mu kolejnego uczucia dyskomfortu i frustracji, której nawet nie mógł rozładować.
Więc teraz mi powiedz, skąd ten pomysł? I masz odpowiedzieć szczerze, żadnych ogólników, żadnych bzdur — zaznaczył. Czy Ian to w ogóle wcześniej planował? — I o chuj ci chodzi z tym oznaczaniem w ogóle?
Sam prawdopodobnie wiedział, co za tym stało. To było oczywiste. Ale chciał usłyszeć to od Iana, chciał, żeby w końcu się przyznał.
Żeby ten skończony kretyn zdał sobie sprawę ze swojej hipokryzji, której poziom sięgał Himalajów.
I w końcu powiedz mi o co ci wczoraj chodziło.


effsie - 2018-09-27, 20:10

O co mi wczoraj chodziło? Właściwie to już zapomniałem.
Chyba o to, że ten zasrany blondynek był takim pierdolonym egocentrykiem jak mało kto, jebany narcyz, oczywiście MUSIAŁ być wiecznie adorowany, bo inaczej nie mógł wytrzymać, nie? Z jakiego innego powodu zapraszałby do siebie tego całego Toma? Może koleś rzeczywiście miał jakąś sprawę, ale na pewno nie wymagała ona załatwienia w jego salonie, ignorując mnie i nie dając mi znać.
Ale czy dzisiaj miało to jakieś znaczenie?
Powiedziałbym, że marginalne.
Wczoraj byłem chyba zły, że wolisz sobie spędzać czas z jakimiś fagasami, zamiast ze mną — powiedziałem lekceważąco, bo to nie było już w ogóle istotne. — A dzisiaj chciałem trochę podrasować tę śliczną ozdóbkę, którą ci sprawiłem… Po to, bym widział ja za każdym razem, jak będę patrzył na ciebie nagiego, jak będę cię rozbierał, całował, jak będę ci obciągał — powiedziałem cicho, ale nie było potrzeby podnosić głosu, skoro stał naprzeciw mnie.
Boże, na samą myśl o tym, na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
Postąpiłem o pół kroku do przodu, sięgając jedną ręką jego ramienia, drugą podbródka, podnosząc go palcem wskazującym do siebie.
Sam mówiłeś, że jesteś mój. Po prostu nie wiedziałem, że muszę ci o tym przypominać — powiedziałem, nachylając się do niego, by pocałować te słodkie usteczka.


Gazelle - 2018-09-27, 20:36

Co — wydusił z siebie i parsknął Ianowi śmiechem w twarz, słysząc jego tłumaczenie. Chryste, co za idiota. Jego idiota, to fakt, ale idiota. Domyślił się już, że o to mniej-więcej chodziło, ale sposób w jaki ujął to Ian był po prostu przezabawny. Coś w stylu byłem zazdrosny, ale tak naprawdę to nie.
Ech, co on miał z tym Ianem.
Bardziej przekonywałoby mnie to, gdybyś nie rzucał tak absurdalnych fochów — wyszeptał w jego usta i odchylił głowę w tył. O nie, nie tak prędko. Słodkości później. Zatkał dłonią usta Iana, tworząc w ten sposób barierę między nimi. Nie zamierzał tak łatwo dać się udobruchać.
Czyli rozumiem, że w naszym związku zazdrość może działać tylko w jedną stronę, hm? Przyprowadziłem do siebie Toma, bo przesadził z alkoholem i nie chciał w takim stanie pokazywać się żonie — wyjaśnił beznamiętnie, chociaż wcale nie musiał Ianowi niczego tłumaczyć. Pochlebiało mu to, że Ian potrafił być o niego zazdrosny, mimo tego że już się tego kiedyś wypierał. Nawet...podobała mu się ta posesywność, bardzo, ale były pewne granice i bardzo doceniłby, gdyby Ian poinformował go wcześniej o swoich planach wytatuowania mu na ciele swojego imienia. I gdyby miał przede wszystkim lepsze wyczucie czasu.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że ten tatuaż już na zawsze zostanie na moim ciele, prawda? Czy twój móżdżek wyparł ten fakt? — powrócił do oskarżycielskiego tonu, odsuwając w końcu dłoń od ust Iana.


effsie - 2018-09-27, 21:10

Żonie?
Jakiej żonie?
Usłyszałem to określenie i na chwilę na moim ryju pojawiło się na pewno zdezorientowanie, zanim się o tym zorientowałem i spiąłem mięśnie twarzy, by to przegonić.
Jeśli tamten pedał miał żonę to… zaszło jakieś duże nieporozumienie, znaczy, ten.
Ech, Ian, Ian.
Przede wszystkim, nie daj nic po sobie poznać, debilu, bo ten idiota przed tobą nie da ci żyć.
W naszym związku — wciąż absurdalne było wypowiadanie tego słowa — zazdrość działa tylko w jedną stronę, bo tylko ty jesteś zazdrosny. Ja doskonale wiem, że między tobą a tym pedałkiem nic się nie stało i nie świruję na myśl o tym, że spędzasz czas ze swoimi kumplami. Spędzaj go sobie, ile chcesz. Ale nie ignorując mnie — warknąłem, czując, że może to było wczoraj, ale znowu mnie wkurwia.
Bo serio, nawet jak może i nie był gejem, ten cały Tom, chuj w to, skoro i tak nawet nie napisał mi jebanego SMS-a.
Nie próbowałem go już więcej całować, przynajmniej nie na razie, skoro potrzebował robić mi wymówki to proszę bardzo. Nie uważałem, bym zrobił coś nie tak, był mój, chciałem, mogłem, zrobiłem, wiedziałem, że wygląda to dobrze.
I jara mnie. Bardzo.
Zdaję — potwierdziłem więc krótko, chociaż naprawdę nie musiałem, bo to było naprawdę idiotyczne pytanie. Nie, mam na sobie kilkanaście takich wzorów, ale jeszcze nie skumałem, że to nie są tatuaże z czipsów.


Gazelle - 2018-09-27, 21:21

Yhm, taaak, oczywiiiiście. Totalnie chodzi tylko o to — odparł, nawet nie próbując być subtelnym ze swoim sarkazmem. Zero zazdrości, oczywiście. Bo wcaaale nie było tak, że Ian nawet nie wspomniał o tym, że poczuł się ignorowany, dopóki nie stało się to wygodną wymówką. I nie, nie przyszedł wczoraj wieczorem do niego radosny jak skowronek, i nie, wcale nie próbował zamordować Toma wzrokiem.
Kogo ty próbujesz oszukać? — prychnął. — Chyba tylko siebie, hm? Dobrze, zagram z tobą w tę gierkę, nawet szanuję to jak bardzo uparty i zapatrzony w swoje iluzje jesteś. To słodkie — wyszczerzył się do niego.
Grunt, że Max załapał o co chodzi. Nawet pomimo tych żałosnych prób wyparcia oczywistego faktu, że tak, Ian był o niego zazdrosny. Na tyle zazdrosny, że jak każdy porządny samiec alfa musiał od razu wyskoczyć z tym posesywnym gównem.
I mnie oznaczył. Oznaczył. Ja pierdolę.
Czuł się jakby był w środku jakiegoś mocno absurdalnego telewizyjnego show. Ciekawe czy ktoś wpadł na pomysł stworzenia programu pod tytułem: Mój partner jest skończonym debilem. Być może. W telewizji pojawiały się gorsze rzeczy. Jak program polegający na dobieraniu żon dla milionerów. Idiotyzm.
No to fajnie — przewrócił oczami. Super sprawa, nie mając w ogóle pewności co do przyszłości ich związku uczynił coś trwalszego niż jakaś cholerna obrączka.


effsie - 2018-09-27, 21:53

Zignorowałem pierdolenie Maxa, bo skoro chciał wierzyć w te swoje durne historie – jego sprawa, ja nie miałem zamiaru naginać się do tego prostowania, jeszcze czego. Miałem gdzieś, co sobie będzie myślał, wiedziałem lepiej, a ten pedałek chyba nie sądził, że może znać mnie lepiej, niż ja sam.
Kurwa, co za gnojek z przerośniętym ego.
Nie wiem, czego on się tu spodziewał, jakiegoś wyjaśnienia? Przecież mu już je dałem, nie było trudne, chciałem go mieć, całego, dla mnie, a on powinien o tym wiedzieć.
I ewentualnie każda inna osoba, która zdecydowałaby się odpakować moją zabaweczkę.
Słuchaj, no — zacząłem, ponownie kierując palcem wskazującym jego podbródek ku górze, tak, by na mnie spojrzał, gdy będę mówił. — Czego ty tu chcesz? Nie będę cię za to przepraszał, bo nie mam za co. Chciałeś być moim chłopakiem? Chciałeś być mój? To jesteś i chuj, teraz musisz sobie z tym jakoś poradzić. Mówiłem ci, że świruję na twoim punkcie to świeciły ci się oczka i cieszyłeś mordę, a teraz, co? Muchy w nosie? Mam to gdzieś, Maxie, gdzieś twoje foszki, bo chcę cię dla mnie. Całego, mojego. I nie mam zamiaru się tobą z nikim dzielić.
Mogłem, co najwyżej, wypożyczać tego cholernego blondaska jego znajomym, bo bez przesady, ale zwyczajnie, po prostu, był mój. I to był koniec tematu, byłem jebnięty, wiem, ale co z tego? Przecież sam tego chciał, przecież sam szeptał mi swoje słodkie słówka o tym, jak mu tak dobrze, co, nagle, że kłamał?
To chuj, skoro tak, powinien nauczyć się ostrożniej wyrażać swoje myśli.
Może byłem impulsywny, może. Co z tego? Nie zamierzałem się nigdzie cofać.


Gazelle - 2018-09-27, 22:09

Ponownie się zaśmiał, bo rozbrajające było to, jak Ian sam sobie zaprzeczał. Och, i cała złość minęła mu jak ręką odjął, pozostało tylko rozbawienie zmieszane z rozrzewnieniem.
Doprawdy, wyjątkowym przypadkiem był ten Monaghan.
I, och, Max z chęcią go przeanalizuje. Zamierzał sprawić, żeby w końcu, kiedyś, potrafił przed sobą przyznać się do tego, że również był zaborczym świrem, tak jak Max. Czy fakt, że Max w to wierzył, naprawdę świadczył o wybujałym ego? Może. A może nie, może to były zwyczajnie fakty.
W porządku, bo nie musisz się dzielić — wymruczał, już darując sobie dalsze wytykanie ianowej hipokryzji. To nie miało sensu, Ian chyba naprawdę tkwił w mocnym wyparciu. Szkoda. Objął kark swojego partnera, patrząc mu intensywnie w oczy. — Jestem tylko twój — mówił, z każdym słowem będąc o jeden oddech bliżej warg Iana. — Nie musisz być tak niepewny siebie — wyszeptał, stykając się już ustami z Ianem.
I w końcu pocałował te spierzchnięte, pogłaskane zimnem usta. To chyba pieczętowało fakt, że już się poddał. Przynajmniej na ten wieczór. Miał pełne prawo do tego, żeby nadal denerwować się na Iana, ale już po prostu nie mógł, chciał mieć blisko siebie tego kretyna, z całym jego bagażem głupoty i wewnętrznego wyparcia. Może powinien polecić mu swojego lekarza? Nie, to byłby głupi pomysł. Osoby będące w związku zdecydowanie nie powinny odwiedzać tego samego psychiatry.


effsie - 2018-09-27, 22:32

Pocałowałem go, tego mojego słodkiego idiotę, na początku delikatnie, smakując jego ust i czekając, aż je dla mnie otworzy, a wtedy wsunąłem mu język między wargi, napierając na niego coraz bardziej i łącząc się w tym słodkim tańcu z jego, z tą doprowadzającą mnie do szału kuleczką metalu, która dwa tygodnie temu zagnieździła się w środku. Nie całowałem go już ponad dobę, stanowczo za długo, objąłem go więc mocniej i pchnąłem lekko, aż oparł się o stół. I nie przestawałem, układając dłonie na jego talii, podczas gdy Max zarzucił swoje na moją szyję, naparłem na niego mocniej, chcąc…
Jęknął i nie był to odgłos przyjemności, a zwyczajnego bólu i zorientowałem się, że przykleiłem się do niego całym ciałem, niechcący drażniąc dopiero co powstały tatuaż.
Ojej, naprawdę nie chciałem.
Przepraszam — wyszeptałem od razu, odsuwając się od niego i jeszcze raz, na chwilę, łącząc nasze usta. — Przepraszam, nie chciałem — powtórzyłem, otwierając oczy, które zamknąłem niewiadomo kiedy.
Przesunąłem dłonie wzdłuż jego talii, w górę i w dół, opierając swoje czoło o jego i wziąłem głęboki oddech.
Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę — powiedziałem cicho. Nie musiałem precyzować, o co mi chodziło, bo tak, jasne, widziałem go tu, teraz, ale co z tego? Chciałem oglądać go całego, nagiego, z tym wzorem obok tego pięknego penisa, z moim imieniem obok niego, całego, mojego Maxa. — Nie możesz być na mnie zły — szepnąłem jeszcze, nie ruszając się ani o milimetr.


Gazelle - 2018-09-27, 23:11

W porządku — odpowiedział łagodnie. No, zabolało, ale to i tak nic w porównaniu z tą kilkugodzinną męką. Zresztą, słodycz ust Iana mu to wynagradzała. Tak łatwo dawał się oczarować temu mężczyźnie.
Otworzył szeroko oczy, gdy usłyszał to ciche wyznanie...a właściwie prośbę Iana. Kompletnie zdębiał, słysząc ten głos, który brzmiał na tak...mały. Czuł się tak, jakby stał przed nim zagubiony chłopiec, bojący się odrzucenia.
Ściągnął ręce z karku Iana, żeby ująć dłońmi jego twarz. Spojrzał głęboko w ciemne oczy, w których w tym momencie odbijała się taka słabość, wręcz lęk i z delikatnym uśmiechem na ustach pocałował jego nos.
I mógłby się dalej nabijać, udawać obrażonego, ale po prostu nie mógł. Był rozbrojony, kompletnie rozbrojony przez to spojrzenie.
Ja też się nie mogę doczekać — odszepnął. — Jestem trochę zły... — przyznał, bo nie chciał udawać że absolutnie nic się nie stało. — ...ale tylko trochę. Przejdzie mi w końcu. Nic z tym już nie zrobimy, prawda? Poza tym masz rację. Jestem twój. Ale ty też jesteś mój, okej? — pogładził kciukiem jego policzek, sięgając ustami ponownie do tych słodkich warg, przejeżdżając po nich delikatnie czubkiem języka, dopóki nie wprosił się do środka, smakując papierosy zmieszane z posmakiem kawy, a także tym specyficznym czymś, co jego zmysły odczuwały po prostu jako Iana.


effsie - 2018-09-27, 23:45

Nie podobało mi się to, co mówił, właściwie prawie w ogóle. Był zły, chociaż bardzo tego nie chciałem, sam do końca nie wiem dlaczego tak zależało mi na jego uczuciach. Ale nieważne, dalej było jedynie gorzej, bo potraktował to zbyciem, nic już z tym nie zrobimy, co to w ogóle miało znaczyć? Znałem kilka sposobów na to, jak się z tym uporać, jeden, chociażby, przerobić to na coś innego, to wcale nie było trudne, ale nie o to chodziło. Czemu podchodził do tego jak do niechcianej ciąży, do podrzuconego szczeniaka czy innej kiły, podczas gdy dla mnie to wcale nie było coś, czego należało się pozbywać?
No i, w końcu…
Nie byłem jego. Nie chciałem być, ani na pewno nie potrafiłem, to nie była moja bajka i nieważne, co mówił, to nie miało ulec żadnej zmianie. Czemu mu na tym zależało, nie miałem bladego pojęcia, przecież wiedział, że odbijało mi na jego punkcie i nie miałem zamiaru szukać sobie żadnych substytutów mojej zabawki, ukochanej laleczki, która uwielbiała być w moich ramionach. Ale bez poczucia jakiejkolwiek przynależności, może Max tego chciał, może jemu tak było dobrze, może on to lubił, ale na pewno nie ja.
Ale nie odezwałem się, nie chcąc teraz wchodzić w ten temat, nie chcąc się z nim kłócić, na pewno nie teraz, raz, że okoliczności, dwa, po tej sesji byłem naprawdę zmęczony. Zamiast tego owinąłem swój język wokół jego, w tej absurdalnej przyjemności, którą mógłbym przedłużać godzinami. Nie wiedziałem, o co mi chodziło, ale z tym gnojkiem potrafiłem całować się jak piętnastoletni szczeniak, cały czas i bez końca, gdy zwykle był to dla mnie tylko pretekst do pójścia dalej. A tu, ech, gimnazjalista ze swoją dziewczyną, liżący się na każdej przerwie, na każdym możliwym korytarzu.
W końcu jednak odsunąłem się o centymetry i, patrząc na niego dokładnie, powiedziałem:
Muszę tu trochę posprzątać… Poczekasz na mnie? — spytałem mocno retorycznie i pocałowałem go jeszcze raz, krótko, zanim nie zabrałem się do roboty.


Gazelle - 2018-09-28, 00:15

Zależało mu na werbalnym potwierdzeniu, że tak, Ian należał do Maxa, że zdawał sobie z tego sprawę, ale nie doczekał się tego, dlatego desperacko chwytał się tego długiego, namiętnego pocałunku, który pozbawił ich kompletnie oddechu.
Nie wiedział, ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać te sprzeczne sygnały wysyłane przez Iana. Odpychanie się i przyciąganie. Brak równowagi w ich relacji. To, że nawet nie potrafił się na niego porządnie wkurwić, wygarnąć mu do jakiej frustracji do doprowadza swoim zachowaniem, bo był już zbyt głęboko w tym emocjonalnym bagnie. Już nawet nie po uszy, a po sam czubek głowy. Tylko chwila dzieliła go od kompletnego, ostatecznego zanurzenia się.
Powinien się bać, ale czuł coś zupełnie przeciwnego. I kompletnie tego nie rozumiał, w końcu wystawiał się na realne niebezpieczeństwo, na drogę z której nie było powrotu, a w dodatku była cholernie wyboista.
Jasne... — wyszeptał, chociaż zapewne nie było takiej potrzeby. Nie ruszyłby się stamtąd bez Iana.
Chciał pomóc mu w sprzątaniu, ale tak jak ostatnim razem, Ian mu na to nie pozwolił. Co akurat w tym przypadku miało sens, bo wciąż był obolały przez tatuaż.
I gdy wracali do domu, to szedł w bardzo zabawny sposób, w dziwnym rozkroku, uważając na to żeby nie urazić tatuażu. Ian nawet się z niego nie śmiał, w końcu rozumiał co stało za tym śmiesznym chodem.
Szli w ciszy, oczywiście nie trzymali się za ręce, za to trzymali od siebie pewien dystans, niemniej Max czuł że mimo to była między nimi wyjątkowo intymna bliskość. Tego dnia...w Ianie coś pękło, Max to widział. Nawet jeżeli to był tylko moment, który Ian zapewne zdołał już wyprzeć ze świadomości, to dla Maxa nadal było to niesamowicie cenne.
Nie zamierzał się poddawać.

Czas pozostały do wylotu Iana spędzili już prawie tak jak zwykle – wyłączając seks. Nadal się obściskiwali jak banda napalonych małolatów, ale dzielili także spokojniejsze chwile, spędzone na oglądaniu jakichś filmów, seriali, rozmowach o niczym. Nie wracali do tematu zazdrości Iana, oczywiście, że nie. Nie tylko Ian zresztą uciekał od poważniejszych tematów, Max też nie chciał zepsuć tych kilku dni, jakie im zostały do rozłąki.
Nie mógł pożegnać się z Ianem przed samym wyjazdem, bo niestety musiał wtedy siedzieć w redakcji na nudnym zebraniu. Dobijała go myśl o tym, że nie będą widzieć się tak długo. Ian miał prawo spędzić święta ze swoją mamą, podobnie jak Max miał prawo do czasu z rodziną, ale...ale po prostu był egoistyczny, i gdyby mógł, schowałby sobie Iana do garści i nigdy by z niej go nie wypuszczał.
Niestety, rzeczywistość była taka, że Ian był troszeczkę za duży na to żeby Max mógł go gdziekolwiek schować i zatrzymać dla siebie. Co za szkoda...
Kompletnie nie potrafił skupić się na tym beznadziejnym zebraniu. Dopiero szturchnięcie Sheryl w jego bok przywróciło go do rzeczywistości.
— Mówią o twoim pomyśle — wyszeptała, co natychmiastowo uruchomiło Maxa.
Nie był to jego pomysł, tym bardziej musiał się postarać, żeby go obronić i przekonać przełożonych do tego, aby wsparli tę inicjatywę.
Dali mi wstępnie zielone światło! — mówił w ekran telefonu, kiedy w końcu Ian odebrał połączenie od niego. Popełnił chyba błąd włączając wideorozmowę, bo widząc tę absurdalnie przystojną twarz tylko przypominał sobie o tym, że nie będzie jej widział na żywo przez dwa cholerne tygodnie. — Teraz musimy ogarnąć sponsorów, no ale zajmę się tym już z Tonym. Najważniejsze jest to, że w końcu możemy konkretnie zacząć wszystko planować!


effsie - 2018-09-28, 00:56

Lot do Brisbane był męczący tak, jak zawsze, do tego dochodziła jeszcze ta przesiadka… mieszkanie na wschodnim wybrzeżu było absolutnie do dupy, bo nawet nie mogłem sobie normalnie polecieć odwiedzić mamy, tylko zawsze musiałem zwiedzać jeszcze kolejne lotniska. Naprawdę, LA, przychodzę.
Mama, zgodnie ze swoją zapowiedzią, czekała na mnie na lotnisku i nawet nie miałem się siły z nią kłócić, że to nie niezbędne. Było na pewno miłe i gdy tylko ją zobaczyłem, złapałem ją w swoje ramiona i mocno, mocno przytuliłem.
Moja mama, Lana Monaghan, była przede wszystkim bardzo drobną kobietą. Nie była niska, znaczy, nie dorównywała mi wzrostem, ale chyba była porównywalna do Maxa, tak mi się przynajmniej wydawało, bo gdy trzymałem ją w ramionach, mogłem podobnie oprzeć brodę o jej włosy. Miała wiele zmarszczek i nosiła duże okulary, z którymi wiązał się tik, jaki pamiętałem od samego dzieciństwa – poprawiała je jakieś pięćset razy na minutę. Miała wąskie usta i szczupłą sylwetkę, jadła jak ptaszek i nie przebierała w słowach, a jak tylko się ode mnie odsunęła, spojrzała na mnie uważnie i chwyciła mój podbródek w dłoń, unosząc do wyżej.
Jej rozbawione spojrzenie sprawiło, że przypomniałem sobie o tych wszystkich malinkach, które zostawił na mnie ten pieprzony blondas.
Mama jednak nic nie powiedziała, zamiast tego wróciliśmy do domu i spędziliśmy naprawdę miło całe dwa dni, które tam byłem. Okazało się też, że pojawiły się pewne… komplikacje, ale o nich opowiem potem.
Tymczasem, w środku nocy odebrałem dzwoniący telefon i zaspany na oślep go wyszukałem. Byłem po melatoninie i tylko dzięki niej finalnie usnąłem, a tu jakiś pajac dobija się do mnie na FaceTimie.
Aaa.
Mój pajac.
Mmm, zajebiście, Maxie — wymamrotałem do ekranu, mrużąc oczy od agresywnego, niebieskiego światła w tej mojej ciemności. — Cieszę się, ale zadzwonię rano, hmm? Bo teraz śpię — mruknąłem, patrząc na zegarek. Kurwa, trzecia nad ranem, nawet nie miałem siły by liczyć, która to tam u niego, ale wiedziałem, że to nieważne.
I jebnąłem telefon i zasnąłem.
Dopiero rano, o dziewiątej, gdy siedziałem w kuchni z kubkiem kawy w ręku, oddzwoniłem do Maxa, opierając komórkę o solniczkę. Odebrał po kilku pierwszy sygnałach i zaraz zobaczyłem jego wesoły ryj.
Cześć — przywitałem się, uśmiechając się i chciałem coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił.
— No cześć — odparł wesoło. — Zobacz, kogo tu mam! — dodał, wyciągając ramię z telefonem i zamrugałem, widząc mordy Bety, Tony’ego i Natalie. Siedzieli… gdzieś, nie wiedziałem gdzie, mieli przed sobą komputer i jakieś kartki. — Przywitaj się.
Oo, siema — rzuciłem, lekko zdezorientowany.
— Hej!
— Ian, mordo!
— Cześć!
Dopiero wyjechałem i już kradniesz mi kumpli? — zażartowałem, unosząc kubek kawy do ust.
— Nic ci nie kradnę, to są teraz też moi kumple — poprawił mnie krótko Max i wyszczerzył do mnie zęby. — Poza tym, ustalamy właśnie rzeczy. Sorki za ten telefon wcześniej, zapomniałem, że teraz należysz do tej części świata, z którą się nie da pogadać. Ale dobrze, że już do nas dołączyłeś, możesz się do czegoś przydać. Przede wszystkim, powiedz kiedy masz tego ostatniego klienta, bo…
Hej, hej, spokojnie. Ja tu jeszcze nie wypiłem pierwszej kawy — westchnąłem, unosząc kubek z rzeczoną do góry. — Trochę wolniej. Powiedzcie mi, co już tam macie.


Gazelle - 2018-09-28, 01:23

Ach, tak. Różnica czasu. Totalnie o tym cholerstwie zapomniał.
Ale przynajmniej usłyszał słodkie, senne mamrotanie Iana!
Skoro jednak jego partner nie był chwilowo osiągalny, to postanowił zadzwonić do Tony'ego, żeby podzielić się radosną nowiną. I umówił się od razu z nim i resztą paczki (chyba już też jego paczki, nie?) na wieczór, w celu ustalenia szczegółów podróży.
I w takich właśnie okolicznościach, gdy siedzieli sobie w knajpce, popijając piwo (w przypadku Maxa colę) i tworząc kolejne plany, Ian przyłapał go ze swoim telefonem.
Był podekscytowany, znacznie bardziej niż wtedy, kiedy Ian za pierwszym razem przedstawił mu ten pomysł. Bo w końcu ten pomysł stał się absolutnie realną, sensowną opcją. Czymś zupełnie nowym dla Maxa, szansą na przygodę życia. Oczywiście, że się tym ekscytował!
Eee? No to pij sobie tę kawkę i się ogarnij i przede wszystkim spójrz w swój grafik, bo musimy ustalić sensowną datę, żeby ruszyć. Zdecydowanie musimy uniknąć mrozów, no bo chujowo się będzie w takich warunkach jeździć, co nie, ale chyba nie będzie z tym problemu, bo coś mówiłeś że nawet na luty masz już terminy, co nie? — paplał dalej, ale widział jak Ian grzecznie ładował się kofeiną, słuchając go już trochę uważniej. — No, więc przede wszystkim fura. I, wiesz, niby fajnie byłoby sobie ogarnąć ładną, porządną furkę do podróży za darmo, ale idziemy w stronę podróży, która ma być klimatyczna, a nie jak żywcem wyjęta z jakiejś reklamy Jeepa, więc pomyśleliśmy, że ogarniemy jakąś starą brykę, Beta ją ładnie przygotuje do drogi, pomalujemy ją czy coś i będziemy się wozić jak hipisi — wyszczerzył się i podał telefon Becie, aby ten wytłumaczył swoją wizję dotyczącą transportu. Potem Max opowiedział o swoich ustaleniach z przełożonymi, że musiał pójść na pewne kompromisy i jego relacje z podróży dostępne na stronie będą musiały spełniać określone cele, przez co będzie w jakiś sposób ograniczony, ale też w końcu musieli zadowolić reklamodawców. A co do reklam...wtedy z kolei odezwali się Tony i Natalie, z udziałem Maxa, który właściwie kierował akurat tą częścią projektu.
...no i będziemy ogłaszać ten projekt na stronie, żeby przyciągnąć zainteresowanie czytelników zanim ruszymy. Czeka nas jeszcze dokładne opracowanie trasy, i tutaj w sumie Tone najlepiej to ogarnia.


effsie - 2018-09-28, 10:11

Siedziałem przy stole w kuchni, z telefonem opartym o solniczkę na środku i popijałem co jakiś czas mojej kawy, słuchając rozemocjonowanych Amerykanów po drugiej stronie. I chociaż było wcześnie, a ja wciąż byłem nieco zaspany (dopiero co wstałem z łóżka, nawet nie umyłem zębów ani się nie ubrałem, siedząc tylko w gaciach przed stołem), i mnie udzielała się trochę ta ekscytacja, która wyraźnie ich rozpierała. No cholera, to był zajebisty pomysł, dodatkowo mojego autorstwa, a teraz jeszcze miałem ludzi od wcielania go w życie!
Mmm, widzę, że wszystko ogarnęliście — roześmiałem się, bo to wszystko wpadało mi jednym uchem i może nie wypadało drugim, ale zdecydowanie wolałbym być bardziej… w środku dnia, przyswajając taką ilość informacji. — Czekaj, sprawdzę ten grafik — mamrotałem, sięgając paluchami do ekranu telefonu i przełączając go na kalendarz. — Hmm… ostatniego klienta mam szóstego lutego… i miałem kogoś umawiać na dziesiątego, ale to mam potwierdzić jeszcze po świętach, więc musicie mi powiedzieć, co i jak.
— Nie, to jest w porządku, ja pracuję do ósmego, a Tone ma jeszcze jakieś spotkanie dziewiątego, więc dziaraj sobie tam tego dziesiątego, to żaden problem — wtrącił się Beta.
No spoko, to mu napiszę… — mruknąłem, a potem coś mnie tknęło. — Nat, a ty? — spytałem.
— Nawet nic nie mów — odwarknęła w odpowiedzi, a ja przełączyłem telefon z powrotem na kamerę, żeby sprawdzić, co i jak. Natalie marszczyła nosek i siedziała z założonymi rękoma na piersiach, a Tony właśnie całował ją w policzek.
Hę?
— Nat nie dostanie urlopu i nie może z nami pojechać, bo jej szef to idiota — wytłumaczył mi uczynnie Max, zaraz odwracając się do prychającej dziewczyny. — Ale jak tylko ustalimy trasę to wpadnie do nas na przynajmniej dwa weekendy, nie? — dodał łagodnym tonem, aż uśmiechnąłem się do siebie samego widząc jego zachowanie.
No popatrzcie, jaki troskliwy.
O nieee, jaka szkoda, będziemy musieli mieć męski wyjazd. Kto nam będzie gotował? — jęknąłem, nabijając się, ale zaraz Max mnie zbeształ:
— Ty, debilu, bo jak na razie nie masz innej funkcji niż stanie przy garach.
Wywróciłem oczami.
No pewnie, w ogóle mnie może zostawcie w Nowym Jorku, skoro… — mówiłem, ale ktoś mi przerwał.
— Ian, skarbie, wstałeś już? — Usłyszałem głos mamy gdzieś z domu, więc na chwilę odwróciłem wzrok od mojego telefonu i odkrzyknąłem jej:
Tak, jestem tutaj!
Mama pojawiła się w kuchni sekundę potem.
— Cześć, kochanie. — Uśmiechnęła się, a ja wywróciłem oczami i już otworzyłem usta, by po raz tysięczny od tych dwóch dni upomnieć ją, by się tak do mnie nie zwracała, ale była szybsza: — O, rozmawiasz z kimś?
Moja mama była w tym momencie całym moim przeciwieństwem, ubrana, umyta, pomalowana, pewnie za sekundę wychodziła do pracy, ale na chwilę porzuciła swoje plany i przeszła dookoła stołu, lokując się za moim ramieniem i nachylając się, by zobaczyć, kto jest w ekranie telefonu.
— O! — zdziwiła się. — Beta, Tony, miło was widzieć — przywitała się z uśmiechem. — A was nie znam — zauważyła rezolutnie, pewnie mając na myśli Maxa i Nat. — Jestem Lana, mama tego tutaj — przedstawiła się w takim wypadku i poczochrała mi włosy, na co wywróciłem oczami.
To Max i Natalie — westchnąłem, nieco zirytowany tym jej zachowaniem, które włączało się jej absolutnie zawsze przy moich znajomych. — A to moja mama — mruknąłem, wskazując na nią kciukiem, a ona zaśmiała się głośno nad moim ramieniem.
— Cześć! — chórkiem odpowiedzieli Beta i Tony, szczerząc się do kamery, ten pierwszy wesoło machając mojej mamie. Poznali się ostatnio, gdy mama odwiedziła mnie w Nowym Jorku i wszyscy w czwórkę upiliśmy się wtedy w moim mieszkaniu. — Jak tam katering? Wciąż problemy z dostawcami? — dopytywał się Beta, zanim ktokolwiek jeszcze zdążył się odezwać.
— Co? A, nie, to już dawno upadło, nie miało sensu — moja mama bardzo szybko włączyła się w rozmowę. — Ale to nic, mam teraz coś innego na oku. Ale, właśnie, dobrze, że cię widzę! Czytałam ostatnio tę książkę, Metro ileśtam i miałam do ciebie pytanie…
Mamo, cieszę się, że tak dobrze dogadujesz się z moim kumplem, ale może w takim razie ustawcie się we dwójkę na Skype’a, bo nas to absolutnie nie obchodzi, a ustalamy teraz rzeczy — mruknąłem, odwracając się do niej i mierząc ją sceptycznym spojrzeniem.
— Rzeczy? Jakie rzeczy? — zaciekawiła się.
No, mówiłem ci… — zacząłem, ale nie dane było mi skończyć, bo Tony po drugiej stronie już musiał jej wszystko wykrzyczeć:
— Jedziemy na road tripa!
— Na road tripa? Ale jak to? Gdzie? — Zrobiła wielkie oczy.
Czy ty czegoś ode mnie nie chciałaś? — spytałem, unosząc w górę jedną brew.
— A, właśnie! — Mama pstryknęła palcami. — Miałam ci powiedzieć, że dziś kończę o piętnastej, więc możesz po mnie wpaść i skoczymy sobie gdzieś na obiad. Może na plażę, hm? A potem byśmy popływali? Chyba, że wolisz coś innego, to mi napisz. Ale jak na plażę, weź też moją piankę, jest w garażu. Chłopaki — odwróciła się w stronę kamery i zreflektowała się, widząc Nat — i Natalie, przepraszam, ale muszę uciekać do pracy. Miło was było zobaczyć, Beta, a do ciebie napiszę! I wypytam go dzisiaj o tego całego roadtripa! — obiecała, a potem pocałowała mnie w policzek i pomachała na pożegnanie.
Wywróciłem oczami i uniosłem kubek kawy do ust.
Beta, jeśli kiedykolwiek przelecisz moją mamę to obiecuję, że urwę ci jaja — uprzedziłem jako reakcja na tę całą gadkę. — Na czym to stanęliśmy? Aaaa, no tak. Jest w ogóle coś, co ja mam zrobić?


Gazelle - 2018-09-28, 11:24

Dzień dobry — uśmiechnął się szeroko do telefonu, widząc mamę Iana. Było mu trochę przykro, że Ian nie przedstawił go jako swojego chłopaka, ale, ech, to Ian, nie spodziewał się tego nawet po nim. Przynajmniej miał okazję ją zobaczyć, i, rzeczywiście, tak jak sobie to wyobrażał, biło od niej takie poczciwe ciepło, i mimo iż wyglądała na starszą niż mama Maxa, to miała w sobie swego rodzaju młodzieńczą energię.
No i to było niesamowicie urocze, jak Ian reagował na czułe gesty swojej mamy. Jak nastolatek, któremu mama robiła siarę przy znajomych.
Uroczo — palnął, gdy pani Monaghan zniknęła z kadru.
— O, więc już oficjalnie poznaliście swoich rodziców. Kiedy wspólne rodzinne obiadki? — wyszczerzył się Tony, a Max się roześmiał.
Wolałbym nie skazywać Iana na przesłuchanie przez mecenasa Stone'a. Chociaż, wróć, to moja mama by doprowadziła go do szału.
Poza tym, jakoś szczerze wątpił w to by Ian kiedykolwiek był chętny na takie spędy w gronie rodziny Maxa. Byłoby zabawnie, to fakt, zwłaszcza kiedy Ianowi puściłyby nerwy przy Margot.
A ty — zwrócił się do swojego chłopaka, już bardziej rozbudzonego — ty na razie ciesz się urlopem i czasem spędzonym z mamą. Jak wrócisz, to znajdzie się dla ciebie robota, o to się nie martw. Będziesz ogarniał wraz z Betą rzeczy na wyjazd, my — wskazał na siebie i Tony'ego — jesteśmy od zajęć logistycznych, wy od praktycznych. Pasuje? No, nie może nie pasować. Becie na pewno przyda się pomoc przy przygotowywaniu wozu, nie? — Beta skinął głową.
Natalie parsknęła cicho śmiechem.
— Jak się rządzi! — skomentowała, a Tony objął ją ramieniem i przyciągnął mocno do siebie.


effsie - 2018-09-28, 14:04

W ogóle, to całkiem zastanawiające, że wasza obecność prowokuje jakoś takie momenty, hm? — wydąłem usta, zastanawiając się nad tym. Serio, Tony i Beta byli jakoś zawsze, czy to w momencie, kiedy prosiłem mojego chłopaka o chodzenie, czy kiedy „poznawaliśmy” nawzajem swoich rodziców. No i w sumie, kiedy obciągałem Maxowi po raz pierwszy też. To było mocno podejrzane.
— To znak, będziecie musieli nazwać swoje dzieci Tony i Matt — wyszczerzył się Tone, a ja wywróciłem oczami.
Beta, zawsze kiedy myślę, jak chujowa jest twoja ksywa, przypominam sobie twoje imię i jest mi już lepiej — rzuciłem kąśliwym komentarzem. Nie wiem, czy kiedykolwiek nazywaliśmy Betę jego imieniem, no ale sami spójrzcie: ten ryj i Matt? Nie ma mowy. — I, Nat, też go nie poznaję. Dwa dni beze mnie i tak się już zmienia? Beta, zaklepuję jakiś pokój u ciebie, będę go musiał postawić do pionu!
— Grr! — Max zmrużył gniewnie oczy, na co tylko uśmiechnąłem się szerzej. — Będziesz błagał żebym to ja ci coś postawił! — prychnął i na sekundę wszyscy zdębieliśmy, dopóki Tony, Beta i Nat nie wybuchnęli gromkim śmiechem, ten pierwszy obejmując mojego chłopaka przez ramię i klepiąc go po plecach. Sam bym go teraz poczochrał po tej blond czuprynie, gdyby nie to, że znajdował się na drugim końcu świata.
— Ian, uwielbiam tego typa. — Wyszczerzył się do mnie, nie puszczając Maxa. — Jeśli zerwiecie przez naszym tripem to sorry, ale głosuję za tym, żeby to Max z nami pojechał, nie ty.
— No raczej! — podchwycił Beta, upijając swojego piwa. — Mięśniaka do zmieniania opon to znajdziemy wszędzie, ale bez naszego dziennikarza wszystko się sypie — przytaknął, też z bananem na mordzie i sam zaśmiałem się cicho pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
To było… naprawdę fajne, widzieć Maxa z moimi przyjaciółmi w piątkowy wieczór w barze. Jasne, pewnie wolałbym być tam z nimi, no ale przecież nie mogłem, dlatego trudno, nieważne. Wszyscy siedzieli tam mocno zajawieni i nie wydawało mi się, by ktokolwiek czuł się skrępowany, znaczy, jeśli ktokolwiek by miał to raczej tylko ten mój blondas, ale no, spójrzcie na niego. Tak nie wyglądał ktoś, kto nie chciał tam być.
Fajnie.
Serio fajnie.
A ty nie myśl sobie, że ja tu odpoczywam. Zaraz muszę ogarnąć jakieś śniadanie i brać się do roboty — westchnąłem, bo naprawdę, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jest tutaj aż tak źle. Mama wyszła do pracy, a ja musiałem zacząć brać się za tę ruderę, jeśli chciałem, by miała gdzie mieszkać, o czym zdaje się wspomniałem Maxowi w jakichś kilku wiadomościach. Żeby nie było, nasz kontakt był mocno słaby, raz gadaliśmy online, ale wtedy skubaniec był poza domem i nie mogłem go namówić na żadną sesyjkę seksu przed kamerką, ale co ma wisieć, nie utonie. A właśnie, ciekawe, czy już było lepiej. — Max, jak twoja dziara? Posmarowałeś ją tak, jak ci mówiłem? — spytałem, a Beta od razu się zainteresował:
— Masz dziarę? Jaką, gdzie?
W ogóle to ja nie chcę być tylko kolesiem od zmieniania opon. Znajdę sobie jakieś zajęcie, nie myślcie sobie — zignorowałem Betę i zająłem się konsumowaniem mojego śniadania. Jeszcze chwilę mogłem tak z nimi pogadać, w sumie to było zabawne, jeść śniadanie i mieć przed sobą cały dzień, podczas gdy oni alkoholizowali się wieczorem, no ale, różnice czasu.
— Ian cię dziarał? — nalegał Beta.


Gazelle - 2018-09-28, 18:31

Matt?
O, pierwszy raz usłyszał imię Bety. Zawsze myślał, że Beta...to po prostu Beta. I też nie wyobrażał sobie nazywać go Mattem, mimo iż to wcale nie było złe imię.
Fakt, że nie wahał się odpyskować Ianowi, że nawet nie krępowało go rzucanie tekstów nawiązujących do ich życia łóżkowego świadczył bardzo wyraźnie o tym, jak swobodnie poczuł się w tej grupie. To było niesamowite, jak łatwo go do siebie przyjęli i sprawili, że ani razu nie czuł się odtrącony. Bardzo, bardzo miłe uczucie. Dzięki Ianowi powoli odkrywał swoje miejsce w świecie, odkrywał że może gdzieś przynależeć i to wcale nie jest złe. Tak, jakby wszedł w zupełnie nowy etap życia. Cudowny etap.
Dosłownie parę miesięcy temu był tym znudzonym życiem, zgorzkniałym dziennikarzem, który siedział w swojej dziupli i nawet nie wiedział kto mieszka za ścianą. W ciągu tych ponad dwóch miesięcy przeszedł ogromną zmianę – przede wszystkim wewnętrzną. I nie była to wcale wymuszona zmiana, wcale nie spowodowana tym żeby przypodobać się Ianowi, co to, to nie, po prostu...pod jego wpływem się otwierał, pozwalał sobie na większą swobodę.
I póki co wynikały z tego same plusy. No, może niekoniecznie. Ale jego psychiczne dolegliwości wcale nie musiały być w tym bezpośrednio związane. Zresztą, odkąd jego leki w końcu zaczęły działać, a Max podjął również psychoterapię, był już znacznie spokojniejszy, nie odbijało mu tak jak wcześniej.
Westchnął zaraz po Ianie. No tak, z tego co Ian mu pisał faktycznie nie obijał się podczas tego urlopu. Gdyby mógł, chętnie by mu jakoś pomógł, bo to, co Ian chciał samodzielnie ogarnąć, to było naprawdę dużo roboty.
Jego kochany chłopak, tak bardzo dbał o swoją mamę.
Ta jest, ładnie smaruję i o nią dbam — wyszczerzył się do kamerki, także ignorując Betę. Bo, ech, chyba nie do końca chciał dzielić się okolicznościami wykonania tegoż tatuażu, a przede wszystkim nie chciał wspominać o tej osobliwej niespodziance od Iana.
Oczywiście, że tak, Ian, możesz także... — zamyślił się. — O, przecież jesteś grafikiem! — uświadomił sobie nagle. — Więc, żeby nasza rubryka była całkowicie nasza, możesz ogarniać ją od strony wizualnej. Możesz robić zdjęcia i zająć się ich obróbką, co ty na to? — zaproponował. Nie chciał, żeby Ian odniósł wrażenie, że był w tym całym projekcie zbędny. Przecież to był jego pomysł.
— Eeeej, Max, czemu mnie ignorujesz — jęknął Beta.
No mam dziarę, a co?
— No powiedz coś więcej, Ian ci ją zmajstrował, ta? Gdzie ona jest? Pokażesz?
Eeee...nie. Sorry.


effsie - 2018-09-28, 19:30

— Ian, to mi się nie podoba. Zanim nie pojawił się Max, nie miałeś przed nami tajemnic. — Beta wykrzywił usta w podkówkę i teatralnie pociągnął nosem.
— Boże, stary, ale jojczysz. Przyznaj, że chodzi ci tylko o to, że teraz, skoro nawet Ian sobie kogoś znalazł, ty jeden zostałeś sam jak palec. — Tony wywrócił oczami i napił się piwa.
— E tam, mówię wam. Sara jeszcze przyjedzie do mnie na Sylwestra — odparł pewnym siebie tonem Beta, a Tony i Natalie zaśmiali się.
I pewnie tylko ja zauważyłem, jak momentalnie spiął się Max.
Ech.
O, łaskawie dostałem coś do roboty? — rzuciłem więc, zmieniając temat. Rozmowa przez kamerkę w tyle osób była trudna, bo oczywistym było, że będę tym najbardziej ignorowanym, przede wszystkim przez to, że nie mogłem się z nimi przekrzykiwać, poklepywać i robić te wszystkie normalne rzeczy. — Dzięki ci, Maxie — zironizowałem, ale tak, miał rację, mogłem się tym zająć. Przygotować identyfikację wizualną, całą kolorystykę, szablony na fotki, może od razu jakieś gotowe motywu do ewentualnych filmów… dawno, bardzo dawno tego nie robiłem, bo poza swoją stroną internetową i instagramem nie tykałem się tego od jakichś trzech lat, ale to wcale nie znaczyło, że wypadłem z obiegu, nie? W głowie od razu pojawiło mi się kilka pomysłów i zamyśliłem się, chwilowo nie słuchając, co tam sobie gadali. — Ej, ale to jest plan, nie? Musimy założyć fanpejdż na fejsie, i może jakieś konto na instagramie? Żeby tam na bieżąco też wrzucać jakiś kontent, nie? Ja ogarnę całą identyfikację, postawię nam też jakąś prostą stronkę, nagramy krótki filmik, i to wszystko tam wrzucimy, żeby sponsorzy mogli nam na bieżąco wrzucać jakieś drobne, hmm? No i jakoś to tak zaprojektuję, że tam będą mogły być różne pakiety dla sponsorów, wiecie, jak nam dadzą iks kasy to ich logo będzie w stopce, jak iks plus igrek to nagramy filmik z lokowaniem ich produktu, generalnie możemy zrobić sobie taki brainstorm co i jak! Na przykład wtedy u ciebie w Montanie, Beta? Ja kupiłem bilet tak, że będę trzydziestego, lecę stąd do LA, stamtąd z Maxem lecimy do Salt Lake City i stamtąd do ciebie, więc wtedy możemy sobie zrobić taki brainstorm, co? A ja do tego czasu powinienem zdążyć ogarnąć jakąś podstawową identyfikację, żebyśmy wiedzieli, w jakich klimatach się obracamy… — paplałem, podniecony.
— Kurwa, stary, ty serio jesteś grafikiem? — zdziwił się teraz Beta, a Max na to zgromił go spojrzeniem.
— Czy wy go w ogóle znacie? — warknął, wywracając oczami, a ja roześmiałem się pod nosem.
To ja to zrobię — postanowiłem, nie czekając na ich odpowiedź. — Maxie, a czy ty podlałeś moje kwiaty? — przypomniałem sobie.
— Seeeerio?
Zignorowałem Natalie.
I ty jutro lecisz na chatę? To błagam, pamiętaj, żeby dać klucze tej sąsiadce spod siedemnastki. Inaczej wszystko mi uschnie.


Gazelle - 2018-09-28, 21:26

Nie mógł tego powiedzieć na głos, ale, cóż, miał nadzieję że Beta znajdzie sobie inną towarzyszkę, niż ta cała Sara. Wprawdzie ostatecznie się uspokoił po tamtejszym wybuchu, ale...no, po prostu wolałby nie ryzykować kolejnego nieprzyjemnego zdarzenia. Nie miał pojęcia jakby tym razem zareagował.
Mógłby go nawet sam spróbować z kimś zeswatać, serio, mimo iż nigdy swatem nie był.
Swoją drogą, skoro Beta utrzymywał kontakt z Sarą, to czy nie powinien dowiedzieć się o, ekhem, tym niewielkim wybuchu zazdrości ze strony Maxa?
No, nieważne.
Humor mu się poprawił gdy Ian zaczął z entuzjazmem opowiadać o swoich pomysłach. Bardzo go to rozczulało, za każdym razem gdy Ian wpadał w ten swój tryb kreatywnego artysty, w ciągu chwili tworząc spójną wizję, opowiadającego o niej z pasją.
Nie miał absolutnie wątpliwości co do tego, że za cokolwiek Ian się nie zabierze, będzie zrobione to perfekcyjnie.
Nie potrafił z kolei zrozumieć, jakim cudem Beta nie wiedział o tym, że Ian z wykształcenia był grafikiem, ale pewnie Ian po prostu o tym nie wspominał. A szkoda.
Pamiętam, pamiętam. Kwiatki podlane zgodnie z instrukcjami, żyją i mają się dobrze — mówił, uśmiechając się przy tym. — Wylatuję w południe, także rano jeszcze do nich zajrzę.
Ian już kończył jeść śniadanie, co oznaczało pewnie także i koniec rozmowy. Max z chęcią dalej by patrzył na twarz swojego partnera, i słuchał jego głosu, ale też wiedział że nie powinien go odciągać od pracy.
Poodpoczywaj sobie też trochę, okej? — poprosił. Było to bezcelowe, bo Ian i tak robił wszystko po swojemu, i jeżeli chciałby się zaharować to i tak by to zrobił.


effsie - 2018-09-28, 22:02

I rzeczywiście zabrałem się do pracy.
Nie planowałem tego, ale w domu nie byłem już naprawdę, naprawdę dawno i nie miałem pojęcia, że jest w takim stanie. Moja mama robiła dobrą minę do złej gry, o niczym mi zawczasu nie mówiąc i ignorując wszystkie problemy, ale to było zwyczajnie niebezpieczne, pozwolić jej tu mieszkać. Jeszcze teraz, w lato, może nie było dramatu, ale przecież przeciekały tu rury i zimą, byłem pewien, zamarzną, rozsadzając całe instalacje od środka. A to nie był jedyny problem, wraz z próchnicą, która obejmowała coraz to kolejne obszary tej ruderki i tysiącami drobnych spraw, które wymagały tego, by się nimi zająć. Nie to, że moja mama nie mogła tego sama zrobić – ale pracowała całymi dniami, często brakło jej grosiwa lub, zwyczajnie, sił.
Ale przecież skoro tu byłem, mogłem się tym zająć.
Nie znałem się na tym. To znaczy, pracowałem na budowach i już za dzieciaka coś tam pomagałem, ale wciąż, moim głównym szefem i majstrem teraz był Internet i Tony, którego podpytywałem o jakieś rzeczy. Mogłem może zadzwonić do kumpli stąd, ale nie będę przecież ich zaganiał do roboty – jednego wieczoru wyskoczyliśmy razem na browara i to wystarczyło.
A więc zasuwałem. Z Maxem trudno było się złapać przez tę idiotyczną różnicę czasu, ale udało się nam kilka razy – i to był absolutnie pierwszy raz, gdy uprawiałem z kimś seks przez telefon. Było… nieco dziwnie, czułem się trochę nie na miejscu, mrucząc sprośności do telefonu, ale i tak było ekscytująco, dużo bardziej, niż wtedy, gdy robiłem to do wspomnień, a i mój blondas nie wydawał się nieusatysfakcjonowany. W oglądaniu go, trzepiącego sobie do telefonu, było coś niesamowicie podniecającego, zwłaszcza w świadomości, że to za mną tęskni, że to ze mną odpierdala ten pokręcony szit, nawet jeśli u mnie był środek dnia, a u niego nocy.
Tak więc podczas dnia pracowałem, wieczory kradnąc mamie, z którą przez jeszcze kilka dni nie mogliśmy wybrać się właściwie nigdzie, przede wszystkim ze względu na jej pracę. Dopiero dwudziestego piątego, z samego ranka, obudziła mnie bardzo wcześnie i zagoniła do samochodu. Obydwoje wiedzieliśmy, że nie dla nas obiad w domu z uroczystym wręczaniem sobie prezentów – zamiast tego zdecydowaliśmy się wyjechać z miasta, wraz z bagażnikiem pełnym żarcia, alkoholu i śpiworów.
To były nasze święta.
I to były święta, które naprawdę, naprawdę lubiłem i niczego mi w nich nie brakowało.
I gdy siedzieliśmy już na szczycie góry, pijąc z trudem dowleczone tam browary, była jakaś popołudniowa godzina, a my usłyszeliśmy denerwującą muzyczkę.
— Ian? To nie twój telefon? — spytała mama, a ja zorientowałem się, że tak i kto w ogóle do mnie tu dzwoni. Moi wszyscy australijscy znajomi siedzieli pewnie ze swoimi rodzinami, a w Stanach był środek nocy. — Kto to?
Ee… Max — odparłem, zerkając na wyświetlacz. Mama uniosła zaciekawiona brew i upiła trochę swojego piwa. — Odbiorę. Zaraz wrócę — rzuciłem i oddaliłem się trochę w stronę klifu, nieco zaniepokojony.
Ale Max nie dzwonił wcale ze swoimi jakimiś psychicznymi problemami (co było pierwszym, o czym pomyślałem), zamiast tego… chciał życzyć mi wesołych świąt i miłego czasu spędzonego z mamą. Autentycznie odebrało mi dech i nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, poczułem się… bardzo dziwnie, ale wcale nie nieprzyjemnie. Usiadłem więc na skarpie i wypaliłem dwa papierosy, patrząc się w kanion przed sobą i żałując, że nie było tu zasięgu internetowego, bo chciałbym mu pokazać ten widok. Porozmawialiśmy więc chwilę, a kiedy chciałem odpalać trzecią fajkę, to Max zaczął się ze mną żegnać, każąc wrócić do mamy – bo przecież opowiedziałem mu, gdzie jesteśmy i co robimy – i prosząc, żebym wysłał mu zdjęcie, jak już z powrotem dotrę do cywilizacji.
Na ten świąteczny weekend z mamą wylogowaliśmy się z życia, bo niedługo po telefonie od Maxa nasze komórki padły, a my nie mieliśmy ich nawet jak naładować, ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Powrót do cywilizacji okazał się jednak dość druzgoczący, nie tylko przez koniec tej sielankowej atmosfery, ale przez awarię elektryczności w naszym domu, spowodowaną spięciem przestarzałej instalacji.
I nie było szans bym mógł jakkolwiek zaradzić temu i wszystkim tym pozostałym rzeczom w tak krótkim czasie. Był dwudziesty szósty grudnia, wieczór, a ja za cztery dni miałem być w Montanie.
Nie ma szans.
Wyciągnąłem telefon i napisałem do Maxa:
»Hej, blondasie, prezenty rozpakowane?
Jeśli dobrze liczyłem, mieliśmy teraz dwunastogodzinną różnicę czasu i powinien właśnie spędzać miły poranek ze swoją rodziną. Chwilę czekałem na odpowiedź, ale w końcu nadeszła:
»Moje kuzynki bawią się już swoimi lalkami. Co tam?
»Mogę zadzwonić?
»Daj mi pięć minut, muszę się pozbyć dzieciurów

Więc dałem mu tę chwilę i zadzwoniłem. Przez chwilę gadaliśmy o zupełnie niczym, denerwującym kuzynie, świątecznym żarciu i kacu mojej mamy, który sprawił, że musiałem prowadzić, ale w końcu Max spytał:
— A o co chodzi? Czemu chciałeś pogadać?
Westchnąłem więc i na chwilę zamilkłem, ale nie było sensu tego przeciągać.
Chyba nie mogę przyjechać do Montany — powiedziałem. — Znaczy… no, na pewno nie mogę. Wróciliśmy godzinę temu i siedzimy przy świeczkach, bo cała elektryka w tej ruderze poszła się jebać. Całe szczęście, że mamy lato, więc woda w baniakach jest nagrzana od słońca, inaczej nie wiem, jak mama by się nawet umyła. W sensie… ech, zostanę tutaj do końca, mam tego klienta chyba siódmego, chcę ogarnąć jak najwięcej się da, zanim stąd spierdolę. — Dopiero teraz na niego spojrzałem i ech, wiedziałem, że nie chcę widzieć tej miny. — Ale ty leć do Bety, te gorące źródła brzmią zajebiście.


Gazelle - 2018-09-28, 23:11

Och.
Nie podobało mu się to, co usłyszał, oczywiście że nie, bo przez cały ten czas odliczał ze zniecierpliwieniem dni do momentu w którym będzie mógł w końcu zobaczyć Iana na żywo, dotknąć go, pocałować, naprawdę napalił się na wspólnie spędzonego Sylwestra w gorących źródłach, więc generalnie, tak, było mu przykro i był rozczarowany, co pewnie odbiło się w jego minie.
Ale przecież wiedział, że nie mógł mieć o to pretensji do Iana. Kiedy słyszał od swojego chłopaka o warunkach, w jakich mieszkała jego mama, o nakładzie pracy jaką miał do wykonania żeby doprowadzić dom do stanu używalności, sam był tym mocno przejęty. I absolutnie rozumiał, że w sytuacji kiedy nawet elektryka padła Ian chciał zostać i pomóc swojej mamie. Był takim dobrym synem. Relacja Iana z jego mamą go rozczulała i napawała kolejną porcją zachwytu nad swoim partnerem. Mimo odległości, mimo rzadkiego kontaktu, potrafili wciąż być ze sobą blisko.
Max bawił się dobrze podczas świąt spędzonych w domu. Część dalszej rodzinki go denerwowała, to niezmienny fakt, ale miło spędził czas z rodzicami. Jego mama podpytywała go o Iana, rodzice doszli do tego, że przecież Max dzielił pokój w akademiku z takim Ianem z Australii, ale już nie robili z tego afery. Mama nawet towarzyszyła mu podczas zakupów, gdy wybierał prezent świąteczny dla swojego chłopaka (ostatecznie zdecydował się na coś, czego nie mógł kupić w zwykłym sklepie w galerii handlowej).
Więc, ogólnie, było fajnie, podłapał w końcu świąteczną atmosferę i sam poczuł bliskość ze swoimi rodzicami, tę bliskość która od lat mu jakoś umykała.
Ale, mimo to, bardzo, ale to bardzo tęsknił za Ianem. Odkąd zaczęli się ze sobą spotykać, nie mieli jeszcze tak długiej rozłąki. I wyglądało na to, że ta rozłąka miała się jeszcze przedłużyć...
Nie było sensu tupać nóżką. Ot, zwyczajnie, stało się.
Rozumiem — westchnął. — Masz rację, lepiej żebyś nie zostawił w tym momencie mamy. Ale przecież nie dasz rady samodzielnie ogarnąć całej elektryki, nie? Nie rób tego sam, proszę, to niebezpieczne — mówił, uświadamiając sobie, że przecież bezpośredni kontakt z prądem mógł być nawet śmiertelny. A skoro ta elektryka była w tak kiepskim stanie, to ryzyko wzrastało, nie? — Tęsknię za tobą, bardzo, ale cię rozumiem. Czy mogę ci jakoś pomóc? Wiem, że z drugiego końca świata niewiele mogę, ale mógłbym chociażby pogrzebać w necie i poszukać ci jakichś sensownych usług w okolicy, hm? Jeżeli brakuje wam kasy, to mogę też coś przelać, mam jakieś oszczędności odłożone na koncie!
Chciał się chociaż jakoś przydać, w czymś ulżyć Ianowi. Najchętniej po prostu by do niego przyleciał, chrzaniąc tę całą Montanę, ale mógłby tam im bardziej zawadzać, nie? W ogóle nie znał się na elektryce. Ogólnie temat jakichś drobnych napraw w domu nie był mu obcy, wbrew pozorom, ale to z pewnością nie było drobne.
A co do Montany, to mimo sympatii do całej paczki nie chciał i tak wybierać się tam bez Iana. To by go tylko dalej zdołowało.
Odpuszczę sobie Montanę, nie będę się tak dobrze bawić bez ciebie. Zresztą, to nie byłoby fair żebym ja się bawił w luksusach podczas gdy ty będziesz zapierdalał, nie? — próbował się uśmiechnąć do kamerki, ale wyszedł mu grymas.


effsie - 2018-09-28, 23:48

Przeczesałem sobie włosy jedną ręką i spojrzałem ponad ekranem telefonu na świeczkę, stojącą na moim biurku. Siedziałem na swoim łóżku, trzymając telefon w jednej dłoni i patrząc się na twarz Maxa, jasną, oświetloną dziennym światłem. Ciekawe, czy on w ogóle widział mnie w tym półmroku.
Pewnie nie.
Wywróciłem oczami na jego propozycję przesłania mi jakichś pieniędzy, bo to było coś, czego absolutnie nie chciałem – jeszcze więcej długów. Ten okropny kredyt i tak ciągnął się za mną latami, ale przynajmniej nauczył mnie jednej rzeczy: jak nie mam kasy, to jej nie mam. Nie udaję, że tak jest, że mogę ją mieć hipotetycznie, niby od kogoś, niby moją, nie, po prostu, zwyczajnie, brak oznaczał zero. I nie miało znaczenia, kto byłby moim żyrantem, ja już zwyczajnie nie bawiłem się w takie rzeczy.
Ale nie zamierzałem teraz wbijać się w ten temat i go ciągnąć, bo to zwyczajnie nie miało celu, a dużo łatwiej było to zignorować. I tak nie chciałbym żadnej kasy, więc równie dobrze można było udawać, że jej nie potrzeba, prosta sprawa.
No i, ech, też za nim tęskniłem. Pewnie bardziej niż bym chciał, te nasze drobne, nieliczne wiadomości na fejsie były miłe, ale nie zastępowały jego zapachu i dotyku tej ciepłej, miękkiej skóry pod palcami. Miałem nadzieję spędzić z nim i z moimi kumplami kilka miłych dni w Montanie, pijąc alkohol, jarając jointy i pozwalać, by padał na nas śnieg, gdy sami siedzielibyśmy w gorących źródłach, ale najwyraźniej to nie miało się zdarzyć.
Może innym razem, nie?
Za to bez sensu były jego słowa, o tym byciu fair czy cokolwiek.
Koleś, nie wydziwiaj tylko leć do Montany — westchnąłem, decydując się na fajkę. Podniosłem się z łóżka i w półmroku przeszedłem na taras, zabierając ze sobą Maxa w telefonie. — Idziemy na faję. Masz już kupiony bilet i wszystko — mówiłem, przechodząc przez dom i usłyszałem głos mamy z kuchni.
— Ian? Mówiłeś coś?!
Nie do ciebie! — odkrzyknąłem.
— Nie do mnie?
Rozmawiam z Maxem — wyjaśniłem mamie, która pojawiła się w drzwiach salonu, przez który właśnie przechodziłem. Na potwierdzenie tych słów zamachałem jej telefonem z twarzą Maxa na ekranie.
— Och.
— Dzień… dobry wieczór? — przywitał się Max.
— Cześć, Max. — Moja mama uśmiechnęła się łagodnie. Ja sam wyciągnąłem fajkę i wsunąłem ją sobie do ust, a potem nachyliłem się, by odpalić ją sobie od jednej z miliarda świeczek rozstawionych po domu. — Ian, czy naprawdę nie możesz tego zrobić jak człowiek, od zapalniczki? — westchnęła.
Rozłożyłem bezradnie ręce i wyemigrowałem na taras, gdzie rozsiadłem się na drewnianej ławce i ustawiłem sobie Maxa w telefonie na stoliku.
I nie pierdol o żadnym byciu fair czy nie, bo to nie ma żadnego znaczenia. U Bety będzie spoko, na pewno lepiej niż w San Jose czy Nowym Jorku. Bo co, inaczej zostaniesz u rodziców lub polecisz do domu? Jak pójdziesz w NY na jakąś imprezę ze swoimi znajomymi to spoko, ale w innym wypadku, co masz lepszego do roboty? Weź, przestań.


Gazelle - 2018-09-29, 00:17

Max nawet nie miał na myśli pożyczki finansowej. Nie widział nic złego we wsparciu finansowym swojego partnera w takiej sytuacji. To nie tak, że był szalenie bogaty (chociaż, fakt, pochodził z nieźle ustawionej finansowo rodziny), ale po prostu nie przywiązywał większej wagi do posiadania pieniędzy. Odkładał sobie coś tam na koncie, w razie czegoś, bo zbyt dużo nie wydawał, ale generalnie nie był przywiązany do idei gromadzenia pieniędzy i trzymania ich gdzieś tam po to tylko, żeby je mieć. Więc jeżeli była okazja, żeby pozbyć się ich w słusznym celu, to czemużby nie?
No właśnie, to brzmiało na bardzo dobry pomysł.
No i? Ty też masz już kupiony bilet, to żaden argument — stwierdził, towarzysząc w dziwny sposób Ianowi, w, eee, podróży przez dom. I tak nic nie widział przez ogarniający wszystkie pomieszczenia mrok. Gdzie nie gdzie przebijało się słabe światło świec, ale...
Ech, całe szczęście, że u nich przynajmniej było lato.
Przywitał się z mamą Iana, ale jej też nie mógł niestety zobaczyć na swoim ekranie, tylko nikły zarys sylwetki.
Ech, no bo nie rozumiesz o co mi chodzi — zaperzył się, wykrzywiając buzię. — Mogę po prostu, nie wiem, zadzwonić do ciebie na FaceTime i wciągnąć cię w podwójną celebrację nowego roku, najpierw u ciebie a potem u mnie. Wprawdzie nie będzie noworocznego pocałunku, ale trudno, to mogłoby przynieść nam pecha gdybyśmy wkraczali w nowy rok tak całkowicie osobno! — paplał. Wcale nie był przesądny i tak naprawdę nie przywiązywał wielkiej wagi do faktu zmiany kalendarza, ale w tym roku było to dla niego troszkę bardziej szczególne, gdy miał już tego swojego Iana. — A ty przecież też nie możesz cały czas pracować, to się upewnię że chociaż tego dnia sobie odpoczniesz, o.


effsie - 2018-09-29, 00:41

Zaciągnąłem się fajką i wypuściłem dym w bok, wzdychając ciężko. Co za uparta bestia z tego mojego chłopaka. Uparta i głupia jak but.
Bejbe, to nie jest praca, to jest moja siłka. Od siłki nie można odpoczywać — palnąłem żartobliwie, szczerząc się do niego, ale nie wiedziałem, czy mógł to nawet zauważyć. — I spoko, nie będę siedział przy chałupie o północy. Znajdę sobie jakąś imprezę, o to się nie martw, tak się składa, że mam tu jeszcze znajomych — rzuciłem, przeciągając się.
Mac miał naprawdę idiotyczne argumenty i zbicie ich nie było żadnych problemem.
A ty nawet nie udawaj, że jesteś taki przesądny — wytknąłem mu jeszcze, a potem westchnąłem i spoważniałem trochę, znów zaciągając się papierosem. — Chciałeś jechać do Montany i cieszyłeś się na te całe gorące źródła jak głupi, więc tam jedź. Też bym tam chciał z tobą przylecieć, ale nie mogę, więc trudno. Ale nie chcę żebyś ty się przez to gorzej bawił. Może nie znasz reszty tych ludzi, ale Betę, Tony’ego i Nat tak, nie? Jak się wstydzisz, że będziesz sam o północy to mogę powiedzieć Becie żeby się tobą zaopiekował — zażartowałem jeszcze, strzepując popiół z papierosa. — Albo nawet ja do ciebie zadzwonię. Patrz, teraz mamy chyba dwanaście godzin różnicy czasu, akurat się obudzę, będę jadł śniadanie i pił kawę, jak ty będziesz sobie odliczał do północy. Weź, serio. Będzie mi głupio, jak przeze mnie będziesz smęcił.


Gazelle - 2018-09-29, 01:16

Ech, no nie tylko Max był uparty. Ianowi z jakiegoś powodu bardzo zależało na tym, żeby Max udał się na tę imprezę, może rzeczywiście dlatego że nie chciał żeby Max zamulał w Sylwestra. Ale, cokolwiek by mu nie powiedział, to nie zmieniało faktu że ten Sylwester już był zepsuty. Oczywiście, nadal nie winił o to Iana, ani tym bardziej jego mamę.
Potrafię się sam sobą zaopiekować — jęknął. To Ian z ich dwójki był dzieciakiem, nie on. Nawet jeżeli był te osiem miesięcy starszy. — Po prostu, ech, no, i tak cały czas będę myślał o tym, że ciebie przy mnie nie ma. I spoko, nie mam do ciebie pretensji ani nic. Bardzo się cieszę z powodu tego, że tak pomagasz swojej mamie — uśmiechnął się łagodnie. Chciałby dotknąć twarzy Iana, pogładzić go po policzku, przejechać kciukiem po tych wargach...tak bardzo, bardzo tego by chciał, że aż czuł się głupio z tym świadomością, bo rzeczywiście jego myśli powoli podążały w kierunku myśli narkomana na głodzie.
Po prostu...chciałby już przy nim być. Nie znosił dobrze tej rozłąki.
Ian... — zaczął i zawahał się. Ach, trudno, raz kozie śmierć. — A jeżeli...przyleciałbym zamiast do Montany, to do Australii? Nie będę ci się zwalał do domu, znajdę jakiś motel w pobliżu czy coś, ale może będąc na miejscu mógłbym chociaż jakoś ci pomóc? — mówił małym głosem. Wiedział, że zachowuje się głupio, że pewnie się narzuca, ale nie mógł się powstrzymać przed wysunięciem takiej propozycji.


effsie - 2018-09-29, 08:55

Zamilkłem na to określenie, pomagasz swojej mamie, pomagasz, pomagasz, pomagasz. Nie znosiłem go, nawet teraz, po tych niemal dziesięciu latach, tak samo mocno jak wtedy, gdy określali to tak moi kumple. Przemilczałem to jednak, jak ostatnio zresztą milczeniem obchodziłem wiele rzeczy, które padały z ust Maxa, a mi się nie podobały – nie wiem, może to przez ten telefoniczny kontakt, ale czułbym się jak debil, pultając się do komórki. Poza tym, to nie było aż tak ważne.
Albo to mnie coś się zmieniało w głowie, niewykluczone.
Przysunąłem papierosa do ust, patrząc zachęcająco na tego blondasa, który właśnie wymawiał moje imię na ekranie. Pewnie i tak nie zobaczył mojej miny, zresztą tak samo, jak chwilę później, gdy zawiesiłem się, słysząc te słowa.
Chciałbyś tu przylecieć? — spytałem głupio, jak zaraz upomniałem się w myślach, no bo przecież to właśnie powiedział, ale najwyraźniej byłem zbyt zaskoczony tą propozycją i potrzebowałem potwierdzenia.
Max na ekranie kiwnął niepewnie głową i przytaknął:
— Tak. Chciałbym przylecieć do ciebie — powiedział bardzo cicho, ale tutaj też była cisza i wystarczyło, bym usłyszał.
Poczułem podekscytowanie, teraz, nagle, szybko, na samą tę myśl. Już pogodziłem się z perspektywą tego, że zobaczę go dopiero za dwa tygodnie, a teraz… aaaach, przecież mógł tu przylecieć, to było naprawdę takie proste, jak brzmiało, wsiąść w samolot i hej, być tutaj, w Australii, ze mną, ten mój mały, głupi blondasek, który teraz zagryzał wargę na ekranie. I już chciałem mu to wszystko mówić, że pewnie, hajlabajla, dawaj chodź, kiedy jakieś ostatnie resztki rozsądku kazały mi się zastanowić.
Chciał przylecieć tu do mnie, ja też go tu chciałem, w porządku, pokazać mu plaże, góry, może zabrać na Fraser Island, ale… ale przecież po to zostawałem w domu, by pracować, a nie wozić dupę z tym słodkim gnojkiem.
Arghhh.
Ta cała ekscytacja, która we mnie na chwilę zebrała, uleciała jak powietrze z przebitego balonika, a ja sam westchnąłem ciężko.
— Maxie… — zacząłem i zamilkłem na chwilę, zastanawiając się, co mam mu powiedzieć. Finalnie zdecydowałem się na prawdę, co może było zaskakująco proste, ale nie zawsze korzystałem z takich rozwiązań. — Też bym chciał żebyś tu przyjechał, ale to strasznie bez sensu. Nie przylatuję do Stanów nie dlatego, że tak mi się podoba, tylko dlatego, że jest tu sporo do zrobienia i nie mógłbym cię nigdzie zabrać ani pokazać ci nic, co jest dalej niż godzina drogi od Brisbane. A przecież nie chciałbyś przyjechać tutaj i siedzieć cały czas w Brisbane, nie? — westchnąłem nieco smutno. Boże, przecież mógłbym mu powiedzieć dawaj, zwóź tutaj swoją chudą dupę i nie przejmować się niczym więcej, ale nie, nagle, Ian Monaghan, jakieś wyrzuty sumienia. Skąd ci się ten syf w głowie bierze to ja nie wiem. — Chyba, że byś przyleciał i na przykład został tu dzień czy dwa, a potem wziął od nas auto i sam sobie pojechał zobaczyć… — zacząłem, ale tym razem to Max mi przerwał.
— Ian, idioto — warknął, a ja spojrzałem znów na jego twarz (nie wiem kiedy przeniosłem wzrok na ganek) i po tej całej jego niepewności nie było śladu, teraz nawet pojawił się cień zirytowania. — Czy ty jesteś głuchy, czy tylko głupi? Powiedziałem ci, że chciałbym przylecieć do ciebie. Do Australii też, ale przede wszystkim do ciebie. Więc jak jeszcze raz usłyszę, że chciałbyś mnie gdzieś wysłać samego…
To co? Urwiesz mi jaja przez telefon? — palnąłem głupio i wyszczerzyłem się do Maxa, a on parsknął śmiechem. Obaj zamilkliśmy na chwilę, niedługą, bo to tylko ja musiałem zebrać myśli. — Po prostu… naprawdę mam tu trochę pracy…
— Wiem.
I nie mogę tego zostawić…
— Wiem, kurwa.
Więc przyjechałbyś tu i co? Brisbane możesz zobaczyć w dwa dni, a potem?
— A potem bym ci pomagał. Uprzedzając twoje pytanie, nie, nie znam się na tym, ale ty też się chuja znasz, wiem, bo Tone mi mówił, że ciągle się go o coś pytasz. Więc przyda ci się pomoc. I nie waż się jęczeć, że miałem leżeć w gorących źródłach, a będę… nie wiem, podawał ci deski. Wolę podawać ci deski niż sam się moczyć w jakichś źródłach — powiedział zaskakująco stanowczym tonem, a ja poczułem przyjemne łaskotanie gdzieś w piersi, sam nie wiem skąd, bo może i zaciągnąłem się w tym momencie fają, ale moje płuca nigdy tak nie reagowały.
Po prostu… nie wiem, może sam chciałem, by zbił te wszystkie moje argumenty, nie mam pojęcia, ale czułem, że uśmiecham się teraz jak debil i bardzo dobrze, że nie mógł tego zauważyć.
No to kiedy byś przyleciał? — palnąłem, starając się nadać swojemu głosowi naturalny, beznamiętny ton, ale sam słyszałem, że mi to nie wyszło.
Jezu, gdybym był psem to teraz merdałbym ogonem na wszystkie strony świata.


Gazelle - 2018-09-29, 12:40

Max z kolei nawet nie ukrywał swojej radości i podekscytowania, i uśmiechnął się szeroko do telefonu, ale to tak szeroko, że od ucha do ucha.
Hm, muszę wyszukać lot, ale to za momencik. Ale myślę, że na trzydziestego? — mruknął. Najchętniej wsiadłby od razu w samolot, ale musiał jeszcze czekać na przesyłkę. No i w dodatku jego rodzice by się obrazili. — Czekaj no, od razu ogarnę kwestię biletów — rzucił, i przysiadł przy biurku, opierając telefon o stojącą lampkę. Otworzył laptopa i przeszedł od razu do wyszukiwania lotów.
O, kurczę — mruknął. Wiedział że taki lot to nie będzie kwestia kilku godzin, ale jednak te przesiadki były średnio wygodne. Zwłaszcza, że decydując się na taki lot last minute nie miał zbyt wielu opcji. — Hm...zobaczmy...wstępnie mógłbym przylecieć...o, na 12 waszego czasu. Trzydziestego, tak jak mówiłem. Co ty na to? — spytał, patrząc się znowu w telefon. Żałował, że nie mógł nawet dobrze zobaczyć twarzy swojego Iana. Ale, ale, jeszcze kilka dni i zobaczy go na żywo!
Tak bardzo się cieszył! Fakt, że przy okazji zobaczy Australię, również był świetny, ale liczyło się przede wszystkim to, że będzie ze swoim Ianem. Swoim. Ianem. Swoim najdroższym narkotykiem.
Zachowywał się jak zakochany kundel, i, cóż, było to naprawdę najlepsze określenie.
Chociaż...
Zakochany?
Dotychczas, jakkolwiek śmiesznie to zabrzmi, Max wcale nie myślał o swoich uczuciach do Iana jako o zakochaniu. Ot, wiedział po prostu że Ian jest dla niego cholernie ważny, że obiło mu na jego punkcie, że chciał mieć go blisko i był nim wiecznie zachwycony. Ale starał się tego nie nazywać, uznając że to chyba nie ma aż takiego znaczenia. Jednak...rzeczywiście, uczciwie rzecz stawiając, Max zachowywał się jak oszalały z miłości.
Czy kochał Iana?
Kurczę...chyba tak? Wciąż nie wiedział czym tak naprawdę jest miłość, ale jak inaczej mógłby określić te sensacje w środku, jakie wywoływał u niego ten mężczyzna?


effsie - 2018-09-29, 14:21

Trzydziestego?
Hm, to dopiero za 3 dni…
Boże, Ian, pierdolnij się w ten pusty łeb, przez chwilą miałeś go zobaczyć dopiero za dwa tygodnie, a teraz już, niezadowolony, bo nie przyleci jutro? Koleś, ogarnij się.
Pewnie, przylatuj kiedy chcesz — powiedziałem, uśmiechając się cały czas i palnąłem jeszcze: — Ja się stąd nigdzie nie ruszam. Może do tego czasu uda się nam przywrócić prąd, trzymaj kciuki.
Wyszczerzyłem się i zaśmiałem jak debil, zaciągając się jeszcze fajką, zadowolony tym bardziej, gdy widziałem zaciesz na jego mordzie. Ach, jeszcze nie wiedziałem, jak my tu wszystko ogarniemy, czy nie wynudzi się jak mops, ale jak coś to jest z niego całkiem mój mops i wszystko nieważne.
Sprawdź, czy nie potrzebujesz wizy. Chyba musisz mieć i chyba możesz dostać ją przez neta, ale nie jestem pewien. To byłoby strasznie głupie, gdybyś tu przyleciał i nie mógł wyjść z lotniska — zauważyłem. — I skąd masz ten lot? Pewnie z LA, tak? I jak masz tu być trzydziestego o dwunastej… to pewnie wylatujesz jakoś… nad ranem dwudziestego dziewiątego? Dobrze liczę? I jeszcze z San Jose… To w ogóle będzie twój pierwszy taki lot, nie? Hmmm… Dobra, ja polecam się najebać i iść w kimę, ale ty bierzesz swoje piksy, więc to odpada… hm, najlepsze miejsce jest przy przejściu, bo nie musisz przeciskać się przez ludzi, jak chcesz wyjść. No i generalnie pamiętaj żeby sobie chodzić, raz na jakiś czas, bo można dostać pierdolca od siedzenia na dupie to jebane czternaście godzin. Hmm… na jetlaga naszpicujemy cię melatoniną, ale to weź sprawdź, czy możesz to łykać z tymi swoimi psycho-lekami, co? No i, hmm, już potem nie będziesz wracał do San Jose, nie? Tylko razem wrócimy do Nowego Jorku?
Rozmawialiśmy tak jeszcze trochę, a Max przy mnie kupił te bilety do Brisbane i coś mnie pierdolnęło w środku, tak zwyczajnie, to znaczy, bardzo nie zwyczajnie, ale tak, jak to już było przez tego idiotę.
Powoli zaczynałem się przyzwyczajać.
Kolejne dni mijały mi znów na pracy, bardzo skomplikowanej i męczącej, ale dużo bardziej znośnej, wszystko przez perspektywę spotkania mojego słodkiego idioty już tak niedługo. A Max, mój Boże, robił takie rzeczy, że absolutnie wariowałem w tym chorym oczekiwaniu na niego. Kolejnego dnia po tym, gdy zabookował bilety do mnie, wysłał mi, jak gdyby nigdy nic, zdjęcie zrobione zapewne po tym, jak wyszedł spod prysznica. Nie było na nim jego twarzy ani genitaliów, jedynie fragment uda i biodra, wraz z krótkim napisem.
IAN’S.
Odebrałem je, to zdjęcie, gdy byłem już po kilku godzinach harowania w domu, nieco spocony i na pewno zmęczony, ale i tak odebrało mi dech w piersiach, a krew zawrzała z podekscytowania. Niewiele myśląc, sam jebnąłem sobie samojebkę, podejrzewam, że pierwszą w życiu, a na pewno pierwszą w tym stylu, gdzie siedzę tak, jak stałem, w krótkich spodenkach i bez koszulki, gapiąc się tylko w ekran.
No, nikt nie mówił, że byłem o zdrowych zmysłach.
Z ciekawszych spraw, które były do załatwienia przed przyjazdem Maxa – poza oczywiście całym zamieszaniem wokół chaty – było poinformowanie mojej mamy, że ktoś nas odwiedzi. Nie to, by miała coś przeciwko, to w ogóle było poza kwestią pytania, po prostu… absolutnie nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Mamo, może nie wiedziałaś, ale lubię też parówki i mam chłopaka, który do nas wpadnie byłoby jak najbardziej prawdą, ale może niekoniecznie nie miejscu.
Tego dnia mama miała jakiś całkowicie parszywy dzień w pracy i wieczorem chciała po prostu, zwyczajnie, odpocząć. Zrobiliśmy więc sobie coś dobrego do żarcia, kupiliśmy trochę piwa i wrzuciliśmy na Netflixie pierwszy sezon Przyjaciół, który to serial obydwoje wprost uwielbialiśmy. Po którymś odcinku, gdy wróciłem z toalety, zdecydowałem się w końcu zagadać.
Hm, wiesz, w ogóle — zacząłem — pojutrze wpadnie do nas Max.
Mama, która właśnie piła piwo, zamarła z butelką w drodze do ust i odwróciła się, patrząc na mnie uważnie. Usiadłem na sofie obok niej, nie odwracając wzroku i wiedziałem, o czym myśli.
To nie tak, że nigdy nie wpadali do mnie kumple, ale zdecydowanie nigdy nie przyleciał tu nikt ze Stanów, no i… sam mogłem z biegu podać trzy sytuacje, gdy wiedziała, jak podczas tych kilku dni (ile to będzie, z tydzień?) gadałem z nim przez FaceTime’a, a może ona słyszała ich więcej? Może ja nie potrafiłem powiedzieć jej hej, mamo, mam chłopaka i poznasz go za dwa dni, ale ona nie była głupia i przecież, że połączyła fakty, dodała dwa do dwóch i teraz patrzyła się na mnie uważnie.
Ciekawe, czy też, tak jak ja, nie wiedziała, co powiedzieć.
To było o tyle osobliwe, że w przeszłości tak wiele razy mówiła mi, że powinienem sobie znaleźć jakąś fajną dziewczynę, że na to zasługuję i że ona bardzo by się cieszyła, ale zawsze reagowałem w ten sam sposób, mówiąc, że ja jej do łóżka nie zaglądam i nie chcę, by ona robiła to samo. I załapała, przestała, choć widziałem, że temat ją męczył, na przykład wtedy, gdy odbierała mnie i mój zamalinkowany ryj z lotniska. Nie miałem jednak pojęcia, jak zareaguje na taką wieść, że jej synek poza tatuażami ma nowe hobby, kutasa swojego kumpla z akademika, ale… uśmiechnęła się łagodnie i tylko spytała:
— Powinniśmy odgruzować gościnną sypialnię i znaleźć tę zapasową pościel?
Aż mi szczęka odpadła na to, jaka subtelna i w ogóle w punkt była moja mama, tak sprytnie obchodząc ten wrażliwy temat, wiedząc, że nie chcę o tym rozmawiać, choć trochę muszę i sam uśmiechnąłem się ciepło w odpowiedzi.
Nie — odparłem, a ona tylko uśmiechnęła się szerzej i pochyliła, by poczochrać mi włosy i pocałować w policzek.
I nie powiedziała już ani jednego zbędnego słowa, żadnego: bardzo się cieszę, nie mogę się doczekać, aż go poznać, wiedziałam, że kogoś sobie znajdziesz. Była moją mamą, zwyczajnie najlepszą na świecie.
I kiedy w niedzielny poranek zabrałem od niej auto, żeby pojechać po Maxa na lotnisko, tylko nuciła coś w kuchni, wyciągając kolejne garnki i noże.
A ja, na tym głupim lotnisku, przebierałem nogami czekając na mojego blondasa.


Gazelle - 2018-09-29, 17:36

Tak się podekscytował samą wizytą w Australii, że zupełnie by zapomniał o formalnościach, dlatego był wdzięczny Ianowi, że ten przypomniał mu o wizie. Miał wszystkie potrzebne dokumenty, więc na szczęście nie był to aż taki problem, ale to był dopiero początek przygotowań do tej spontanicznej podróży. Przede wszystkim stresował się tym, czy w poświątecznym zamieszaniu zdąży mu przyjść przesyłka z prezentem dla Iana. No, ale także jako iż wyjeżdżał z San Jose, a nie z NY, to miał także ograniczone możliwości co do bagażu. Nie było sensu, żeby brał ze sobą swetry, skoro w Australii było lato, ale też nie miał przy sobie żadnych cienkich ubrań. Więc, cóż, przez te dwa dni przed wyjazdem starał się wszystko poogarniać, nacieszyć się resztą czasu z rodzicami, a także wymieniać wiadomości do Iana, coby nakręcić go jeszcze bardziej na ich spotkanie. To się na nim odbijało rykoszetem, bo sam aż drżał z podekscytowania, ale, cóż.
Przynajmniej miał nową tapetę w telefonie, piękne zdjęcie swojego mężczyzny.
Nie stresował się przelotem, był przyzwyczajony do przebywania w samolocie – chociaż, rzeczywiście, poza Stany podróżował w życiu tylko raz, i to kiedy był małym chłopcem. Zdawał sobie sprawę z tego, że podróż będzie długa, żmudna, męcząca, ale cóż z tego, skoro jej koniec znajdował się w ramionach Iana?
Dał Ianowi znać, kiedy był już w samolocie, najpierw w San Jose, potem, po kilku godzinach oczekiwania, w LA. Wprawdzie nawet nie musiał, bo przecież Ian i tak wiedział o której Max przyleci, ale nalegał żeby go informować na bieżąco. Max nie miał z tym żadnego problemu.
Udało mu się przysnąć na parę godzin w samolocie w trakcie lotu do Brisbane, ale kiedy się obudził już czuł się jakby dostał patelnią w łeb. Na całe szczęście siedział obok miłej staruszki, która była cicho, a najgłośniejsza część pokładu znajdowała się z daleka od niego.
Gdy wysiadł z samolotu i stanął na gorącej, australijskiej ziemi, czuł się jak totalne gówno. Ale gówno szczęśliwe przynajmniej.
I kiedy w końcu zobaczył tę przystojną twarz, która go wypatrywała, uśmiechnął się najszerzej jak potrafił i ruszył prosto w ramiona Iana, czując się troszkę jak w romantycznym filmie.
Hejka, przystojniaku — wyszczerzył się. — A może raczej: wassup mate?
Ian poczochrał go po włosach i nachylił się, żeby go ucałować – mocno, namiętnie, idealnie.
Cieszę się, że w końcu cię widzę — wyszeptał, kciukiem gładząc policzek mężczyzny.
Nie marnując czasu, zapakowali się do auta, którym Ian po niego przyjechał. W drodze do domu mamy jego partnera wychylał się co jakiś czas przez okno, obserwując otoczenie, ale głównie zajmował się radosną rozmową z Ianem. Był zmęczony, jak cholera, ale póki mógł, starał się twardo trzymać, żeby móc się jeszcze nacieszyć tym spotkaniem po czasowej rozłące.
Ian, twoja mama lubi wino? — spytał, przypominając sobie o tym co ze sobą przywiózł. — Wziąłem półwytrawne, będzie okej?
Trochę się przejmował spotkaniem z mamą Iana. Wprawdzie już ją w sumie poznał, ale, no, wtedy jeszcze nie wiedziała że Max jest chłopakiem jej syna. Ta wiadomość trochę zmieniała postać rzeczy, co nie? Chciał sprawić dobre wrażenie, to chyba całkiem naturalne.


effsie - 2018-09-29, 18:55

A gdy go złapałem już w swoje ramiona, ścisnąłem go tak mocno, jak chyba nigdy, całego, mojego, tego kruchego blondaska, widocznie zmęczonego, ale uśmiechniętego od ucha do ucha, a ja sam szczerzyłem się jak dureń, widząc go po tym ponad tygodniu rozłąki, tutaj, w Australii. Trochę wciąż temu nie dowierzałem, czułem się mocno surrealistycznie, bo jeszcze kilka godzin temu rozkręcałem rury w domu, a teraz znowu całowałem te boskie usteczka, trzymałem to wątłe ciało i wdychałem ten cudowny, absolutnie wyjątkowy zapach.
Miałem gdzieś czy ktoś na nas patrzy, czy nie, obśliniłem go całego, całkowicie ignorując wymowne chrząknięcia ludzi, którzy nas mijali. Załapaliśmy się też na zdegustowane spojrzenia jakichś przechodniów, kiedy wymienialiśmy ślinę na środku hali przylotów, zresztą wcale nie jako jedyni, ale chuja mnie to bolało, chuja mnie to obchodziło, zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać, na zmianę całując go i śmiejąc się mu w usta.
Boże, naprawdę przez niego wariowałem.
Kiedy w końcu się od niego odkleiłem, z wielkim żalem, ale kiedyś było trzeba, Max wciąż nie puścił mojej szyi, którą gdzieś tam w międzyczasie zdążył objąć, zresztą tak jak ja jego pas, sadził mi te słodkości, które mi absolutnie nie przeszkadzały.
Już cię totalnie pogrzało, latać za mną do Australii, nie? — szepnąłem, całując go jeszcze raz, jeszcze trochę, a jeśli jego pogrzało to ja już dawno miałem jakiś udar, ech. Ale, jak już o słońcu mówimy, wsunąłem rękę do kieszeni i wyjąłem z niej krem SPF 50 i pomachałem mu nim przed nosem. — Idziemy do auta, ale wcześniej przywitaj się ze swoim nowym kolegą.
I rzeczywiście zapakowaliśmy się do Hummera mojej mamy, starego, chyba z 2002 roku, białego i mającego swoje czasy świetności na pewno już za sobą, a podczas drogi nie mogąc przestać pierdolić mu od rzeczy, zupełnie jakbym był na jakimś niezłym speedzie, a może i byłem, tym moim nowojorskim ecstasy, które podniecało mnie teraz bardziej, niż cokolwiek innego na tym świecie.
I było tu. W jebanej Australii, w jebanym Brisbane.
Absolutnie nie mogłem w to uwierzyć, chociaż przecież widziałem go obok siebie.
Masz wino dla mojej mamy? Ale po co, przecież wiozę cię do motelu — droczyłem się, przypominając sobie o tym absurdalnym pomyśle mojego chłopaka. Jakby myślał, że kiedy już tu będzie to pozwolę mu spać gdzieś poza moim własnym łóżkiem, ech. — Sam się jej spytasz. Rozpinaj pasy, jesteśmy na miejscu — rzuciłem, skręcając w odpowiednią uliczkę i zaraz wjeżdżając do garażu.
Nasz, mamy dom… był ogromny, naprawdę, na pewno największy przy tej ulicy, a jestem przekonany, że w promieniu wielu metrów też nie znaleźlibyście podobnego. Max co prawda jeszcze nie mógł za wiele zobaczyć, ale long story short, było tak: ganek, przez który wchodziło się do korytarzo-przedpokoju. Zazwyczaj zimą tutaj zostawialiśmy całe swoje wierzchnie odzienie, ale przecież teraz było to niepotrzebne. Na Korytarz był w kształcie elki i na prawo znajdowały się drzwi do łazienki, na wprost: salon. I to naprawdę był salon, bo ciągnął się na jebane trzy piętra, z antresolą i wielką przestrzenią na choinkę, którą zwykle ubieraliśmy właśnie z pierwszego i drugiego piętra. Kiedyś była to super opcja, dziś, zwłaszcza zimą, cholerny zżeracz pieniędzy, by ogrzać całą tę kubaturę. Na lewo od wejścia znajdowała się kuchnia ze spiżarnią i jadalnią, na prawo schody prowadzące w górę antresoli. Sypialnie w liczbie sześciu (wiem, przesada), ulokowane były na pierwszym i drugim piętrze. Z salonu prowadziło jeszcze jedno wyjście na taras, a i ogród miał całkiem dużą, przyjemną przestrzeń. Kiedyś, dawno temu, z tego, co opowiadała mi mama, dziadek wybudował ten dom z myślą, że będzie tu żyła mama ze swoją rodziną i wuj z jego; rzeczywistość widać zrewidowała plany i chałupa starzała się, a bez odpowiedniego dodatku mamony nijak było zatrzymać jej, niegdyś pewnie dobry, stan.
Wyłączyłem silnik, a gdy Max wygramolił się z samochodu i wyciągnął walizkę z bagażnika, podszedłem do niego, nie mogąc się oprzeć temu, by jeszcze raz go nie pocałować.
Czy on naprawdę tu był?
Chodź, poznasz moją mamę — uśmiechnąłem się, ciągnąc go za łokieć i poszedł za mną do salonu, gdzie krzyknąłem: — Hej, jesteśmy!
— Jestem tutaj! — odkrzyknęła mama z kuchni, więc odwróciłem się do Maxa i skinąłem na niego zachęcająco głową.
Mama, ubrana bardzo prosto, w krótkie, sportowe sukienki i bluzkę na ramiączkach, miała spięte do góry włosy i robiła coś przy kuchence. Kiedy weszliśmy, wycierała właśnie ręce o uda i podniosła wzrok, który tylko się po mnie prześlizgnął, zanim nie spoczął na moim chłopaku.
— Cześć, Max — powiedziała, uśmiechając się naprawdę, naprawdę szeroko i sekundę potem już stała przy nas, ściskając go mocno. Byli naprawdę zbliżonego wzrostu i postury, mając na uwadze to, że Max był facetem, oczywiście. — Jesteś bardzo zmęczony? Ian, zrób kawy. Siadaj, przygotowałam obiad. Zrobimy ci dzisiaj degustację. Mamy kangura, krokodyla, emu… — wyliczała, cała z siebie dumna, a ja zakląłem pod nosem.
Eee, nie powiedziałem ci. Max nie je mięsa — mruknąłem, drapiąc się po brodzie, ale skąd miałem wiedzieć, że mojej mamie odpierdoli i zacznie gotować jak dla pułku wojska?
— Och. — Wydawała się zaskoczona, ale uśmiech nie zszedł jej z twarzy. — W porządku, mamy też zupę z kukurydzy i awokado, a coś porządniejszego zaraz wymyślę — oznajmiła, nieprzejęta. — Lubisz dynię? Poza mięsem, jest coś, czego nie jesz? — pytała, a ja nie wierzyłem własnym oczom, moja mama zachowywała się jak pojebana, autentycznie.
Dobrze się czujesz? — mruknąłem, patrząc na nią sceptycznie. — Weź wyluzuj, czy ty gotowałaś dzisiaj cały poranek? Usiądźcie sobie we dwójkę, a ja zrobię tej kawy. I wyłącz to, bo zaraz spalisz — zajrzałem do garnka — kangura. — Mówiąc to, sam ściągnąłem naczynia z gazu. Jadalnia była połączona z kuchnią, a więc mogli sobie spokojnie usiąść i wciąż ze mną rozmawiać. — Maxie, tu jest lodówka, tu kran, tam kibel. Zamykaj drzwi i okna, bo wejdą pająki i robaki. Aha, i nie jedz truskawek — sprzedałem mojemu chłopakowi krótki poradnik życia w Australii i zerknąłem na niego i moją mamę. Ona już oczywiście nie mogła wytrzymać i kręciła się mi pod nogami, pytając Maxa:
— Napijesz się czegoś? Wody, soku, piwa?


Gazelle - 2018-09-29, 20:42

Max już słyszał od Iana, że dom w którym się wychowywał był duży, ale rzeczywistość przerosła jego oczekiwania. Budynek wyglądał naprawdę zjawiskowo. Nie dziwił się, że utrzymanie go wymagało sporo pracy. I rzeczywiście mogło to przerosnąć jedną osobę. Dobrze, że pani Monaghan miała tego swojego kochanego i troskliwego syna.
À propos troski – Ian pamiętał o wszystkim, jeszcze przed wyjazdem przypominał mu o wszystkich rzeczach, które powinien przygotować na wyjazd, i nawet na lotnisku czekał na niego z kremem z wysokim filtrem. Co za uroczy człowiek.
Dzień dobry — przywitał się, zanim został porwany w zaskakująco mocny uścisk, jak na tak drobną osobę. Uśmiechnął się, to było naprawdę miłe. I...ciepłe.
I po raz pierwszy w życiu autentycznie było mu głupio z powodu tego, że nie jadł mięsa. Ta kobieta specjalnie dla niego ugotowała tyle potraw! Aż ciężko było mu to ogarnąć zmęczonym umysłem, ale jego obawy co do tego, że mógłby nie zostać zaakceptowany gwałtownie zmniejszyły poziom.
Swoją drogą, ciekawe czy Ian w końcu powiedział swojej mamie o ich relacji. Ale chyba pani Monaghan nie urządzała takiego komitetu powitalnego dla każdego kumpla swojego syna, prawda? I fakt, jak bardzo była podekscytowana obecnością Maxa...
Cóż, nie miał jednak pewności.
Bardzo mi miło w końcu panią poznać na żywo, pani Mo...
— Mów mi Lana — kobieta uśmiechnęła się.
Och, oczywiście — odwzajemnił uśmiech. Rzeczywiście, mówienie do niej pen pani wydawało się trochę nie na miejscu. Paniowanie do niej nie pasowało, gryzło się z tą młodzieńczą energią. — I dziękuję, poczekam na kawę. Kofeina mi się zdecydowanie przyda po tym locie. A co do napoi... — wręczył w końcu mamie Iana wino, które udało mu się wcześniej naprędce wyjąć z bagażu. — Nie mam pojęcia, jakie wino lubisz, mam nadzieję że przypadnie ci do gustu — pokazał szereg białych ząbków w czarującym uśmiechu. Wydawało mu się, że wybrał dobrze. Wino było dobre, ale nie z kategorii absurdalnie drogich. Półwytrawne, białe, z Argentyny.


effsie - 2018-09-29, 21:14

— O, dzięki. — Mama uśmiechnęła się, przyjmując wino i zerknęła na etykietkę. — Na razie schowam, ale napijemy się wieczorem, hm?
Zobaczymy — uciąłem krótko, nie chcąc za bardzo wchodzić w ten temat, bo i po co. Postawiłem jedną kawę na miejscu, gdzie przed chwilą siedziała moja mama, drugą przed Maxem i spojrzałem na niego, naciskając odpowiednie przyciski na ekspresie. — Jesteś bardzo zmęczony?
— Trochę — przyznał, uśmiechając się przepraszająco i uniósł kawę do ust. — Ale wypiję kawę, może… wezmę prysznic? — spojrzał na mnie trochę pytająco, na co odparłem krótko jasne — i powinno być lepiej.
— No pewnie. Najważniejsze żebyś nie zasnął za wcześnie, najlepiej przetrzymać do to do wieczora — stwierdziła moja mama, w końcu siadając naprzeciw Maxa. — Macie jakieś plany na dziś? Ian, chyba nie masz zamiaru wracać do piwnicy? — dodała nieco karcącym tonem.
Nie — odparłem łagodnie, cały czas nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który ładował się mi na usta. Ach, po prostu wciąż w to nie wierzyłem, że Max siedział w kuchni, w której spędziłem pół dzieciństwa i właśnie rozmawiał z moją mamą. Chwyciłem filiżankę swojej kawy i postawiłem na stole, jeszcze na chwilę nie zajmując miejsca przy nim, bo przecież miałem ADHD. — Nie wiem, nie planowałem nic, bo nie wiedziałem, co będzie chciał robić Max… — stwierdziłem, przypominając sobie o tym, że pił kawę z mlekiem, więc wróciłem się do lodówki i postawiłem przed nim karton. — Jak chcesz możemy tu zostać i pooglądać Netflixa — zacząłem, podchodząc do niego z tyłu i sięgnąłem rękoma jego ramion, automatycznie rozpoczynając ten pseudo masaż. — Albo, żebyś nie zasnął do wieczora, możemy się przejść po mieście, tak żebyś zobaczył, co i jak. Moglibyśmy niby jutro, ale jutro, w ogóle, musimy się stąd ewakuować, bo ona — wskazałem głową na mamę, która patrzyła na mnie z podejrzanym uśmiechem — robi tu jakąś imprezę sylwestrową, na którą nie zostaliśmy zaproszeni. Ale wynegocjonowałem Hummera, więc możemy gdzieś pojechać. Jak się złoży tylne siedzenia to nawet można spać w środku, ale w sumie nie jest zimno, więc zobaczymy — gadałem, cały czas masując jego barki, a Max obrócił głowę przez ramię i patrzył na mnie z cieniem zaskoczenia. — Więc jak już się ogarniesz, możemy skoczyć na miasto, a wieczorem napić się razem tego wina, co przywiozłeś, hm? — spytałem. — Co się tak gapisz?


Gazelle - 2018-09-29, 22:04

Naprawdę był mocno zmęczony, skoro nawet nie zauważył że jego kawa była bez mleka. Ale, cóż, liczyło się dla niego tylko dostarczenie kofeiny do organizmu. W głowie dudniło mu jak cholera, ale po takiej długiej podróży nie było w tym absolutnie nic dziwnego.
Mama Iana miała rację, gdyby położył się w tym momencie spać, to nie dość, że przepadłby dla świata, to by się przecież nie przestawił wcale na inną strefę czasową. Tego też trzymał się kursując między Nowym Jorkiem, a San Jose, mimo iż ta różnica czasowa była nieporównywalnie mniejsza.
Westchnął cicho, gdy Ian zaczął go masować, i momentalnie się rozluźnił. I dopiero po chwili zorientował się, że coś tu jest nie tak. To znaczy, to był bardzo miły gest i w ogóle, ale taki, hm, zaskakujący. I to wcale nie tak, że Ian w ogóle nie zachowywał się wobec niego czule, to byłoby kłamstwo, bo na swój sposób okazywał Maxowi mnóstwo czułości, ale urzekające było to, jak naturalnie zachowywał się przy swojej mamie.
Nic, nic — pokręcił głową z uśmiechem, patrząc z rozrzewnieniem na stojącego nam nim mężczyznę. — Ot, nie mogę się na ciebie napatrzeć.
I jeżeli mama Iana nadal jakimś cudem nie zdawała sobie sprawy z ich związku, to pewnie w tym momencie wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Och, cóż, Ian chyba i tak nie miał powodu żeby to przed nią ukrywać. To byłoby idiotyczne i zbędne, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Max spędzi z nimi te ileś dni.
No i by się bardzo obraził, gdyby Ian się go wstydził przed własną mamą, ale wcale na to nie wyglądało.
Pewnie, z chęcią obejrzę okolicę. Kurczę, naprawdę macie tutaj ciepło. W San Jose jest gdzieś tak koło sześćdziesięciu stopni i niektórzy już szaleją, że zimno, ale tak czy owak dziwnie się tak przenieść do szalejącego lata. Szczerze mówiąc, moja amerykańska osoba nie wyobraża sobie Świętego Mikołaja w kąpielówkach — roześmiał się. — Ach, poza tym, przepiękny dom, Lano. Sąsiedztwo też wydaje się takie, hm, spokojne. Sąsiedzi nie będą narzekać na imprezę?


effsie - 2018-09-29, 22:57

Pokręciłem z udawanym zniesmaczeniem głową na ten lamerski tekst mojego chłopaka, ale byłem w tej chwili bardzo marnym aktorem, bo z mojej mordy nie mogłem pozbyć się tego szerokiego uśmiechu, który chyba mi się tam przylepił, taki był natarczywy i obecny, cały czas, odkąd go zobaczyłem. Specjalnie ścisnąłem go nieco mocniej i przejechałem kciukiem po jego karku, doskonale wiedząc, jak na to zareaguje i, tak jak się spodziewałem, Max podskoczył w miejscu i jęknął głucho.
Podniosłem wzrok na mamę, która uśmiechała się do mnie bez cienia złośliwości i westchnąłem, wywracając oczami. Oj, no. Jak se chcesz, to się ciesz. Mi też dobrze.
— Sześćdziesiąt…?
Piętnaście — podpowiedziałem mamie po krótkiej matematyce w mojej głowie. — Koleś, musisz się przestawić — rzuciłem do Maxa, wracając do ugniatania jego barków. — Zrobimy ci tu szkolenie i nauczymy cię, ile to jest metr — dodałem wrednie. — Możemy pójść na plażę — zgodziłem się. — Masz kąpielówki?
— Dzięki, ale to chyba duże nadużycie — zauważyła mama na ten komentarz o domu. — I pewna zasługa tego tutaj. A sąsiedzi…
Proszę cię — wtrąciłem się. — Sąsiedzi będą tutaj grali w beer-ponga — uświadomiłem mojego chłopaka, przechylając się przez jego plecy i sięgając po swoją kawę. — Mamo, musisz chyba opowiedzieć Maxowi jakąś ze swoich historii. Jest jakiś spięty.
— Może za słabo go masujesz — odparowała natychmiast, tym razem uśmiechając się wrednie i wywróciłem oczami, słysząc chichot tego blondaska.
Podrapałem go jeszcze po szyi i usiadłem na krześle obok.
— Przyleciałeś z San Jose, tak? — podchwyciła jednak mama, zanim cokolwiek powiedziałem i w tej chwili dotarło do mnie, że poza imieniem, moja mama nie wiedziała o tym blondasie absolutnie nic. W sumie… nie wiedziałem, co to znaczyło, nie miałem za dużego doświadczenia w poznawaniu rodziców z moimi chłopakami/dziewczynami, co więcej, właściwie do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to się stanie. Miałem jej coś o nim powiedzieć? Nie wiedziałem, no ale, było za późno już na takie dywagacje. — Ale też mieszkasz w Nowym Jorku, prawda? Czym się zajmujesz? — moja mama zadała Maxowi te wszystkie nudne pytania (aż dziw, że nie była ciekawa, ile ma lat), ale zdecydowałem się za niego nie odpowiadać, niech sam sobie radzi. To będzie dobre ćwiczenie przed spędzeniem tygodnia w jako-takim towarzystwie Lany Monaghan.
A ja przynajmniej mogłem napić się kawy.


Gazelle - 2018-09-29, 23:47

Zapomniał, że w Australii nie używa się skali Fahrenheita. Cóż, ciężko się przestawić, zwłaszcza przy okazji takich niuansów. Max był do szpiku kości przesiąknięty amerykanizmami, czy tego chciał, czy nie. I właściwie wciąż niewiele wiedział o Australii. Przynajmniej nie tyle, ile chciałby wiedzieć. Cieszył się, że miał okazję chociaż na te kilka dni doświadczyć życia na tym kontynencie, nawet jeżeli miał się nie ruszać poza okolice Brisbane. To i tak był dla niego zupełnie nowy świat.
Wiem ile to metr, ale na co dzień nie operuję taką skalą, będzie ciężko na to przejść — zauważył. — Wziąłem specjalnie kąpielówki, bo mówiłeś dużo o plaży. W ogóle, do rodziców wziąłem tylko zimową garderobę, więc musiałem na szybko jechać do Targetu żeby się zaopatrzyć w jakąś czasową letnią odzież — przyznał. Nie mógł wziąć tego wiele, żeby nie przekroczyć ciężaru bagażu i przede wszystkim się zmieścić, ale letnie ciuchy miały to do siebie, że przynajmniej były lekkie.
Wydął lekko usta, niezadowolony że Ian przestał go masować, ale, cóż, i tak został już przyjemnie rozpieszczony na ten moment.
Ach, tak, w San Jose mieszkają moi rodzice — odpowiedział Lanie. — Nie ma bezpośrednich lotów stamtąd do Brisbane, ale przynajmniej LA jest blisko, więc nie było tragedii. Jestem dziennikarzem, piszę dla portalu internetowego. Dorabiam sobie także jako copywriter, ale to są takie pojedyncze zlecenia na zabicie czasu i uzupełnienie budżetu, nic ciekawego, reklamy wózków widłowych i takie tam.
— O, dziennikarz! — podłapała kobieta, zainteresowana. — O czym piszesz? Masz na koncie jakieś reportaże?
Nic z tych rzeczy — przyznał, lekko zawstydzony. — Właściwie, moja robota jest całkiem nudna. Piszę jakieś lifestylowe teksty, przynajmniej na razie. Ian już cię wtajemniczył w nasz plan z podróżą przez Stany? — Lana pokiwała głową. — No więc właśnie to będzie taką moją odskocznią, bo będę prowadzić relację z tej podróży na łamach portalu.
Chwilę jeszcze rozmawiał z Laną na temat planu ich podróży, bo okazało się że Ian może i przedstawił jej sam pomysł, ale opowiedział o nim tak właściwie niewiele. Dopił swoją kawę i czuł się ciut bardziej żywy, ale potrzebował jeszcze tego prysznica, żeby odświeżyć się po podróży, więc wkrótce potem przeprosił swoje towarzystwo i udał się do wskazanej przez Iana łazienki, żeby w końcu się umyć.


effsie - 2018-09-30, 00:14

Moja mama, widziałem, miała ze mnie jawny ubaw, gdy chodziłem jak naspidowany, z moim wrodzonym ADHD, zastanawiając się, gdzie mam zabrać mojego blondaska. Chciałbym mu, najchętniej, pokazać wszystko, ale wszystko było bardzo niemożliwe, a on był przecież mocno zmęczony.
Zjedliśmy jeszcze z mamą obiad – Max zupę, my kangura, a on nie wierzył, że to prawda – i wsiedliśmy z powrotem do Hummera. Zaparkowałem w centrum (zna się te tajne spoty) i zabrałem Maxa na mały, niewinny spacer, kończący się w absolutnie najgorszej turystycznej atrakcji, ale wiedziałem, że będzie mu się podobała.
Jebane Koala Sanctuary.
Za drobną opłatą można się tam było przejść, poobserwować i pokarmić te typowo australijskie misie, posiedzieć z nimi i generalnie porobić jakieś rzeczy. Spędziliśmy tam trochę czasu, a później zaciągnąłem tego mojego chłopaka na plażę, wcześniej zgarniając z auta dwa ręczniki, parasol i krem przeciwsłoneczny.
Trochę wywiozłem go poza miasto, poza centrum, bo może i był wieczór, ale tam pewnie i tak wszystko byłoby zatłoczone. O tej porze roku, zwłaszcza w okresie świąteczno-sylwestrowym, ciężko było trafić na pustą plażę, a więc i nam się nie udało, ale przynajmniej nie było tutaj tak źle. W promieniu najbliższych kilkunastu metrów nie było nikogo, a ja patrzyłem z niedowierzaniem na Maxa, rozbierającego się na tle oceanu i, ech, chyba wciąż myślałem, że trochę śnię.
— Co jest? Jestem gdzieś brudny? — spytał, pewnie w reakcji na ten mój wzrok.
Nie. — Pokręciłem głową i wycisnąłem nieco kremu na dłonie. Skinąłem na niego nieco głową i załapał aluzję, bo przyklęknął przede mną, siedzącym tyłkiem na piasku. Wyciągnąłem ręce i ułożyłem na jego obojczykach. — Tylko… — zawiesiłem się, przesuwając dłońmi po jego ramionach i zaraz przenosząc je na tors, w którym utkwiłem spojrzenie. — Kurwa, nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem — powiedziałem bardzo cicho, z uwagą wmasowując krem w jego brzuch. — A ty tu przyleciałeś i wciąż nie wiem, czy to jest prawda.


Gazelle - 2018-09-30, 01:10

KOALE.
ZOBACZYŁ KOALE. Najprawdziwsze, słodkie, śliczne, aaaa, koale!
Obudziło się w nim wewnętrzne dziecko, gdy zobaczył te stworzonka, i miał zupełnie gdzieś to, że Ian się z niego śmiał. Może dla niego nie był to wyjątkowy widok, ale, no dla Maxa już tak! O dziwo, woah, Ian nawet się tak bardzo nie nastroszył, kiedy Max instynktownie przylgnął na chwilę do jego ramienia jak przylepa inspirująca się koalami.
Ten dzień był cudowny, a pobyt Maxa w Australii ledwie się zaczął. Przede wszystkim – zobaczył Iana po stanowczo zbyt długim czasie rozłąki, w dodatku poznał na żywo mamę swojego partnera i dobrze się z nią dogadywał, a to wszystko było przyprawione miło spędzonym czasem na obcej, ale jakże interesującej ziemi.
Rozejrzał się po plaży, gdy dotarli na miejsce. Ktoś by pomyślał, że plaża jak plaża, ale i to miejsce dla Maxa wyglądało zupełnie wyjątkowo, jakże inne od kalifornijskich plaż.
Ale najbardziej wyjątkowym i cennym widokiem była twarz Iana, ten zachwyt wymalowany na niej, zachwyt wycelowany w Maxa.
Ian — wyszeptał, ujmując dłońmi tę uroczą, a jednocześnie piekielnie przystojną twarz. — A myślisz, że dlaczego tutaj przyleciałem? Też się za tobą stęskniłem, ale tak cholernie, cholernie. I jesteśmy tu razem, wow. Cieszę się, naprawdę się cieszę — ucałował lekko jego usta z czułością.
Każdy taki moment, kiedy Ian bardziej obnażał się ze swoimi uczuciami, był w pewnym sensie słodko-gorzki. Wiadomo, dlaczego słodki. To było nie dość, że niesamowicie urocze, ale również ważne, ujmujące, chwytające mocno Maxa za serce i doprowadzające go do palpitacji z wrażenia. Ale z drugiej strony...Max bał się do tego przyzwyczajać. Zdawał sobie sprawę, że dla Iana to wszystko jest nowe, ale szkoda, że to zagubienie przejawiało się tym, że równie łatwo zbliżał się do Maxa, jak i odsuwał. I czasami się obawiał też tego, że jedno nierozsądnie sformułowane zdanie może zepsuć taką chwilę.
Naprawdę mu zależało, żeby w końcu dotrzeć do Iana. Może poniekąd było to wyzwanie, ale też szczerze chciał go zrozumieć.
I teraz utknąłeś tutaj ze mną. Nie dam ci ode mnie odpocząć — wyszczerzył się i pstryknął nos Iana.
Ian dokończył nakładanie na niego kremu, po czym zamienili się rolami i byli już gotowi do wypoczywania na plaży. Max nadal przeżywał jetlag i nie był w najlepszej formie, zwłaszcza do aktywnego wypoczynku, więc głownie leżał plackiem przy Ianie. Strasznie go kusiło, żeby go chwycić za rękę, ale się powstrzymywał, zamiast tego ułożył się na plecach, podpierając się na łokciach i obserwował Iana, paplając z nim o jakichś błahostkach.


effsie - 2018-09-30, 10:13

Jakbym w ogóle miał zamiar od niego odpoczywać – to był absolutnie poroniony pomysł, bo w tej chwili całkowicie nie rozumiałem, jak wytrzymałem bez tego gnojka te prawie dwa tygodnie. Miałem całkowitego fioła, odbijało mi kompletnie i cieszyłem się jak dureń dziś bez ustanku, naprawdę, jeszcze kilka godzin, a moja twarz zostanie tak już na zawsze. Gdy Max wmasowywał we mnie krem, tylko pod wpływem jego dotyku i widoku skupionej na moich mięśniach twarzy dostałem wzwodu i musiałem resztkami przyzwoitości powstrzymywać się, by nie rzucić się na niego na plaży.
Max paplał mi o swoich świętach, o rodzinie, o zabawnych sytuacjach, które się tam wydarzyły, a ja leżałem plackiem na ziemi, twarzą do słońca, słuchając tego jego słodkiego pierdolenia i nie mogłem pozbyć się tego obezwładniającego uczucia absolutnej przyjemności i rozkoszy. I to nie był pierwszy raz w jego towarzystwie, gdy ono mnie ogarniało, ale sytuacja była o tyle osobliwa, że tym razem nie leżeliśmy w moim łóżku, wykończeni po seksie i niezdolni do sformułowania jakichkolwiek sensownych słów, nie. Tym razem ciepłe promienie słońca smagały moją skórę, przesypywałem piasek w ręku i czułem momentami powiew wiatru, a choć buzowało we mnie całe seksualne napięcie nagromadzone od tak długiego czasu (ten słodki gnojek odzwyczaił mnie od dłuższej abstynencji i pomimo pomagania sobie ręką, niemożebnie brakowało mi jego ciasnego tyłka lub słodkich ust), nie czułem irytacji na myśl o przedłużaniu tego oczekiwania. To było jak najpyszniejsza kolacja, serwowana z przystawkami, dobrym winem i w przepięknych okolicznościach, a ja czerpałem absolutną przyjemność z każdego jednego dania.
Jak mógłbym nie, mając jego, mojego pięknego blondaska, na przystawkę, pierwsze i drugie danie, w kolejce na deser?
Przymknąłem oczy, słuchając opowieści Maxa o ekscentrycznej kobiecie, z którą leciał z San Jose do Los Angeles, nie mogąc się przestać uśmiechać. Mój chłopak w końcu zamilkł i nie odzywał się przez dłuższą chwilę, aż w końcu sam uniosłem oczy i zorientowałem się, że zwyczajnie przysnął. Nic dziwnego, miał za sobą naprawdę długą podróż, podczas której może i spał, ale jego organizm wciąż żył na amerykańskich warunkach, gdzie właśnie był środek nocy lub bardzo wczesny poranek. Nie obudziłem go od razu, zamiast tego bezczelnie gapiąc się na jego ciało, delikatnie unoszącą się i opadającą, wklęsłą klatkę piersiową, objętą pięknymi promieniami zachodzącego słońca. Nie lubiłem zachodów słońca, zresztą tutaj, w Brisbane, dużo lepsze były wschody, zwłaszcza obserwowane z gór, gdy słońce budziło się daleko, daleko na oceanie. Tymczasem włosy Maxa mieniły się w tym pomarańczowo-różowym blasku, a on sam odpłynął gdzieś w sen z lekko błogą miną i otwartymi ustami. Nie mogłem się powstrzymać i nie zrobić mu zdjęcia, nawet jeśli tylko telefonem, który miałem pod ręką.
I chociaż najchętniej dałbym mu spać tutaj całą noc, wiedziałem, że sam pewnie nie byłby z tego zadowolony, dlatego obudziłem go jakieś pół godziny po tym, gdy zasnął i przez chwilę nie mógł w ogóle dojść do siebie, nie orientując się, gdzie jest. Może to wszystko i jemu wydawało się jak sen, to, że tu razem byliśmy, bo ja sam chyba wciąż nie mogłem w to uwierzyć.
Ale wróciliśmy do domu, gdzie zjedliśmy kolację (ja, jak człowiek, Max i mama jak ptaszki), a gdy chciałem otworzyć wino, moja rodzicielka zaoponowała:
— Ian, przecież Max zaraz zaśnie na stojąco. Daj mu spać, napijemy się tego wina innym razem.
I choć miałem trochę inne plany, mama miała rację, a Max uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, zaraz potem emigrując do łazienki, a ja zatargałem jego walizkę do mojego pokoju.
Mojego licealnego pokoju. Nie był duży, znajdował się w nim materac leżący w rogu pomieszczenia, na paletach, biurko i szafka z książkami, a także niewielka szafa. Na ścianach poprzyklejane były pojedyncze plakaty, liczne zdjęcia i rysunki, które zawiesiłem tu mając te siedemnaście, osiemnaście lat, a na półce pomiędzy książkami stały jakieś pojedyncze, stare bibeloty. Łóżko stało przy oknie otwierającym się na ogród, a obok niego duża lampa, którą zapaliłem, pozwalając, by rozgościł się tu przyjemny półmrok. Wszystko było raczej stare, niż nowe i mocno skromne, ale w żadnym wypadku się tym nie przejmowałem.
Gdy usłyszałem, że Max rozmawia z moją mamą, sam wyskoczyłem na chwilę pod prysznic i nawet wróciłem do sypialni przed nim. Właśnie odwieszałem ręcznik na krzesło, stojąc w środku jedynie w bokserkach i z wciąż mokrymi włosami, gdy do mojego pokoju, chyba po raz pierwszy, wszedł ten blondas, rozglądając się nieco na boki.
Postawiłem twoją walizkę tam… połóż swoje rzeczy gdzie chcesz, ta szafa jest właściwie pusta — rzuciłem, wskazując kciukiem na mebel. To była prawda, bo trzymałem tu jedynie garść swoich ciuchów, cała reszta została w NY. Max skinął głową i ręcznik, który miał zarzucony na ramiona, ściągnął i rozwiesił na jednym z wieszaków, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jego ciała. Boże, tęskniłem za tym widokiem tak bardzo i tak bardzo chciałem go dotknąć, pocałować, przytulić… Zagryzłem wargę, widząc, jak odwraca się w moją stronę i westchnąłem. — Słuchaj, wiem, że jesteś zmęczony i chcesz iść spać, ale…
Ale nie dokończyłem, bo to Max podszedł do mnie i wpił się w moje usta, opierając swoje dłonie na moich biodrach i jęknąłem mu między wargi.
— Czy ty jesteś głupi? — wymruczał mi i czułem, jak się uśmiecha, chwilę przed tym, jak wepchnął mi język do gęby i zaraz, wykorzystując moją chwilową dezorientację, pchnął na moje własne łóżko. — Taki ładny, a taki głupi, no kto by pomyślał — droczył się, wchodząc na mnie i po chwili, jak prawdziwa pijawka, przyssał się do mojej szyi, a ja sam westchnąłem głośno, w jednej sekundzie przypominając sobie te wszystkie razy, gdy to robił.
Mój członek stwardniał w jednej chwili, nawet jeszcze nie draśnięty, wystarczył sam dotyk jego ust na mojej szyi, a już byłem dla niego cały gotów, łapiąc go w ramiona i pozwalając, by władował się na mnie okrakiem, a chwilę później już nie szczędziliśmy sobie kolejnych pieszczot, nadzy i napaleni na siebie jak dwa podrzędne kundle. Ale tym razem i mnie, i jemu daleko było do zwierząt, bo nie szczędziłem pocałunków na każdym skrawku tego obłędnego ciała, a Max wzdychał w ten przepiękny, absolutnie odbierający dech w piersiach sposób, tak, jak zapamiętałem, tak, jak chciałem by to robił, zawsze, zawsze, zawsze. Gdy go rozebrałem i zobaczyłem jego lewe udo, biodro, pachwinę, odsunąłem się od niego i zamarłem na chwilę, klęcząc nad nim, całym rozłożonym, z lekko zamglonymi oczami, rozczochranymi, mokrymi włosami, przyspieszonym oddechem i sterczącym między nogami członkiem.
Boże. Był tutaj, na jebanym końcu świata, w moim licealnym pokoju, na łóżku, gdzie robiłem sobie dobrze po raz pierwszy w życiu, tak piękny, dla mnie, cały, tylko mój. Czułem, jak cały drżę i nie wiedziałem, co to było, bo niemożliwe, by tylko podniecenie odebrało mi absolutny dech w piesi, tak, że przez dłuższą chwilę nie byłem zdolny do niczego więcej, jak tylko patrzeć na niego, patrzeć, patrzeć, patrzeć, nasycić tym wzrok tak, bym mógł widzieć ten najpiękniejszy na świecie obraz zawsze, gdy tylko opuszczę powieki.
— Ian? — szepnął w końcu, lekko unosząc się na łokciach, a ja sam nie wiedziałem ile czasu minęło, gdy po prostu karmiłem sobie nim oczy, całkowicie egoistycznie, zapominając o bożym świecie. — Coś nie tak? — zmarszczył lekko brwi, patrząc w boki po swoim ciele, a ja lekko pokręciłem głową, szukając w głowie jakichkolwiek słów.
Boże, gdybym tylko potrafił jakkolwiek wyrazić to, co widziałem… Może o to chodziło w tej całej jebanej poezji, przemknęło mi teraz irracjonalnie przez myśli. Że kiedy brakowało słów, sięgali po jakieś absurdalne zbitki, próbując wyrazić jakieś emocje. Mnie nigdy nie brakowało słów, zawsze potrafiłem zagadać wszystkich na śmierć, ale w tej chwili żadne nie wydawały się odpowiednie i zwyczajnie nie potrafiłem nazwać tego, co rozsadzało mnie od środka.
Maxie… jesteś taki piękny — wychrypiałem, czując, jak te prymitywne określenia zabijają mnie całego, jak niszczą tę skomplikowaną sieć zdarzeń przed moimi oczami, ale byłem zbyt głupi by potrafić to oddać. Irytacja rozdzierała mnie całego, bo chciałbym móc powiedzieć mu, jak piękny był naprawdę, poza tymi banałami, ale zwyczajnie nie potrafiłem, pierwszoligowy debil z absolutnym świrem na punkcie tego niesamowitego blondyna.
Nieco niepewnie, jakby nie ufając swoim dłoniom, chwyciłem go za uda i przejechałem palcami po tej delikatnej skórze, a Max tylko szerzej rozłożył nogi. Ręce drżały mi tak, jakbym miał robić to pierwszy raz i powoli oblizałem usta. Może nie potrafiłem układać słów, może to, co miałem zamiar zrobić powtórzyłem na nim już dziesiątki razy, ale w tej chwili nie znajdowałem lepszego sposobu na to, by pokazać mu, jak bardzo chciałem zatrzymać tę chwilę w pamięci, już na zawsze. Objąłem jego główkę w usta, a Max westchnął głęboko, gdy zacząłem językiem pieścić jego kutasa, powoli, bardzo, tak, by każda sekunda mogła wić się w nieskończoność. Dłońmi objąłem jego jądra i trzon penisa, wypuściłem go z ust tylko po to, by językiem dokładnie prześledzić trasę jednej żyły, wijącej się po tej nabrzmiałej piękności, która obezwładniała mnie swoim wyglądem, zapachem, twardością… Znów wziąłem go w usta, tym razem głębiej, zsuwając napletek i słodkie jęki Maxa podpowiadały mi, co robić dalej, a więc oddawałem się tej grzesznej przyjemności, sam nie mogąc pojąć, jak to możliwe, że obciąganie mu sprawiało mi tak wielką przyjemność. Byłem już skończonym pedałem, jebanym zatraceńcem, skoro zamiast chwytać w rękę swojego wacka wolałem zajmować się tym należącym do mojego chłopaka, tak, by wariował pod moimi rękoma, pod moimi pocałunkami, pod moim dotykiem, gdy zacząłem wsuwać mu w odbyt palec i masować w środku. Z penisa Maxa sączył się już preejakulat, który chętnie spijałem i choć sam byłem już cały twardy, to nie mógł być koniec (a może początek?), nie tak szybko, nie, nie. I choć Max jęczał, prosząc mnie, bym już w niego wszedł, choć błagał o to najsłodziej, jak tylko potrafił, obróciłem go i zmusiłem, by zawisł na czworaka, wypinając do mnie tyłek. Chwyciłem jego penisa, przytrzymując palec na czubku i nachyliłem się nad jego pośladkami, pieszcząc je przez chwilę i w końcu wyjmując palce. Westchnął i wypiął tyłek jeszcze bardziej, ale nie zamierzałem mu dawać tego, o co prosił, nie, jeszcze nie, zamiast tego ucałowałem jego skórę i przejechałem po niej językiem, w końcu wsuwając go do tej słodkiej dziurki.
Max jęknął, opadając przedramionami na pościel, cały drżący z podniecenia i ja też drżałem, gotowy, niecierpliwy, wylizując każdy jeden cal jego ciała, stymulując penisa i słuchając tych niekończących się błagań, a gdy już i mój kutas oblał się preejakulatem, wszedłem w niego, tak ciasnego i śliskiego, przygotowanego przeze mnie jak chyba nigdy, tak mojego, mojego, mojego.
Nie wiedziałem, ile czasu minęło, gdy w końcu opadły z nas emocje, ale serce dudniło mi w piersi jeszcze długo po tym, gdy przeżyłem jeden z najcudowniejszych orgazmów w całym moim życiu. Leżeliśmy przytuleni do siebie, nic nie mówiąc, a ja jedynie czerpałem przyjemność z dotyku ciał, lepkich, obślinionych i spoconych, skóra przy skórze. Księżyc za oknem lśnił na tym bezgwiezdnym niebie i miałem wrażenie, że jego plamy śmieją się do mnie, układając się w bezzębnym uśmiechu.
Max zasnął szybciej ode mnie, ja sam nie byłem jeszcze właściwie zmęczony, ale nie ruszałem się z miejsca, błądząc dłonią po jego ciele, wgapiając się w księżyc i pozwalając myślom uciekać w nieskończoności.
Gdy rano usłyszałem dźwięki budzika i podniosłem oczy, pierwszym co zobaczyłem była uśmiechnięta twarz Maxa, wlepiona w moją pierś i patrząca się na mnie z jakąś szczenięcą radością.
— W końcu — westchnął, podciągając się nieco i cmokając mnie w usta, a ja zorientowałem się, że może i była tu ósma rano, ale dla jego amerykańskiego ja to był już wieczór i pewnie mimo zmęczenia, nie mógł jeszcze przespać całej nocy.
Nie musisz czekać aż się obudzę — wymamrotałem, czując, że cały czas uśmiecham się jak debil, ale Max odpowiedział tym samym, więc nawet nie musiałem czuć się głupio.
— Chciałem wstać z tobą — wyjaśnił, przeciągając się jak kociak i podniósł się z łóżka, odsłaniając to niesamowite ciało. — Choooodź. Jestem już taki głodny — mówił, ciągnąc mnie za ręce, wciąż nieźle zaspanego i w drodze do kuchni zahaczyliśmy jeszcze o prysznic, aby zmyć z siebie ślady wczorajszego spełnienia.
Wczorajszego spełnienia?
Nieźle mi już odwala.
W każdym razie, siedziałem, pomimo prysznicu wciąż trochę zaspany przy stole, a Max cały w skowronkach uwijał się za moimi plecami i robił nam kawę. Obaj byliśmy odziani jedynie w bokserki, co wydawało się mi odpowiednim strojem na tę pogodę. Mój chłopak stanął właśnie za moimi plecami i postawił przede mną kawę, więc odchyliłem głowę w tył, a on nachylił się i mnie pocałował i w takiej właśnie pozycji zastała nas wchodząca do kuchni mama.
— Och, cześć — rzuciła, przystając na moment w drzwiach, ale szybko się zreflektowała i ruszyła dalej do lodówki, wyjmując sobie z niej sok.
— Cześć.
Hej.
Odpowiedzieliśmy z Maxem niemal chórkiem, a on zaczerwienił się lekko i usiadł na krześle obok mnie, pytając jeszcze mojej mamy:
— Chcesz kawy?
— Co? Nie, dziękuję, już piłam — odparła i rzeczywiście, w przeciwieństwie do nas była cała ogarnięta. Oparła się biodrami o blat i upiła soku, wodząc po nas wzrokiem i przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiała, po czym westchnęła i wypaliła: — Chłopcy, nie chcę być jedną z tych mam, ale… proszę, czy możecie być nieco ciszej? Nie chcę byście musieli się jakoś szczególnie pilnować, ale naprawdę, jeśli nie wyśpię się w nocy to w pracy jestem całkowicie bezużyteczna, a dziś… przepraszam, ale może, nie wiem, Ian, przenieślibyście się do tej sypialni na drugim piętrze?
Wytrzeszczyłem oczy i zakrztusiłem się kawą, którą w tej chwili piłem.


Gazelle - 2018-09-30, 12:28

Eee... — wzorem Iana wybałuszył oczy, oblewając się zjawiskową czerwienią. Miał gdzieś to, że ich sąsiedzi słyszeli ich tam, w Nowym Jorku. Ale, eee, fakt, że mama jego partnera słyszała te wszystkie jęki...kurwa, no, nie pomyślał o tym. O niczym wtedy nie myślał, prawdę mówiąc, tylko o Ianie i o przyjemności, jaką mu sprawiał. Ta noc była niesamowita. Nie tylko pod względem fizycznej możliwości, po prostu, ech, czuł się jak w bajce. Cudownej bajce, która była różowa, puchata i słodka. Ian być może by go wyśmiał za takie określenia, ale Max poczuł wtedy prawdziwą, metafizyczną głęboką bliskość, najwyższe stadium dzielonej intymności. Rzecz niesamowita, i nie do ogarnięcia umysłem.
W każdym razie, wracając do poranka w kuchni. Ian się krztusi, Max się czerwieni jak cholera, Lana chichocze, widząc ich reakcję.
— No przestańcie, chłopcy, już dawno nie jesteście nastolatkami, nie? Macie swoje potrzeby, rozumiem, tylko, niestety, ale muszę spać w nocy — mówiła w taki sposób, jakby prosiła ich o ściszenie muzyki, a nie odnosiła się do ich życia seksualnego.
Um, p-pewnie, będziemy ciszej — wymamrotał, jąkając się i potykając o własne słowa. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki zawstydzony.
— Okej, przeniesiemy się do tamtej sypialni — powiedział prawie w tym samym momencie Ian, zachrypniętym głosem po intensywnym odkrztuszaniu.
Max zgromił go spojrzeniem. Chociaż, cóż, sam chyba też nie bardzo chciał się ograniczać? Przy Ianie już przywykł do tego, że pozwalał sobie na bycie głośnym. Zresztą nie dało się inaczej, gdy ten mężczyzna tak działał na jego ciało.
Ian się do niego wyszczerzył, a Max przewrócił oczami i wrócił do picia kawy.
Śniadanie zjedli już bez takich, ekhem, incydentów, a w przyjemnej rozmowie. Lana wypytywała Maxa o jakieś drobnostki, o jego pracę, o jego zainteresowania, o to jak się czuje z rana, ale nie miało to w ogóle wydźwięku typowego, rodzicielskiego przesłuchania, co było miłe. Gdyby Ian spotkał się z mamą Maxa, to pewnie już na starcie byłby zbombardowany niekoniecznie komfortowymi pytaniami. Ech, nawet ich rodzicielki diametralnie się różniły.
— Bądźcie grzeczni, chłopcy! — powiedziała żartobliwie Lana, żegnając się z nimi gdy wychodziła do pracy.
Iaaaan — jęknął Max, chowając twarz w dłoniach gdy drzwi za kobietą się zamknęły. To chyba normalne, że był zawstydzony!


effsie - 2018-09-30, 13:51

Westchnąłem, kręcąc głową.
Boże, koleś, nawet przed moją mamą musisz odwalać swoje koncerty? — Pokręciłem z udawanym zniesmaczeniem głową i zaśmiałem się, kręcąc z resztkami rozbawienia głową. W życiu nie przeszło mi w nocy przez myśl, żeby go jakoś uciszyć, w ogóle o tym nie myślałem, co w gruncie rzeczy było bardzo zdrowe, bo jeszcze tego by brakowało, żebym miał w głowie swoją mamę, obciągając mojemu chłopakowi.
Przeciągnąłem się, tak zrelaksowany, jak dawno nie byłem, wszystko przez tego małego skurwiela obok, tego, który, ach, siedział przy tym australijskim stole i powoli zaczynałem w to wierzyć.
Co chcesz dzisiaj robić? — spytałem, wodząc wzrokiem po stole i zastanawiając się, czy mam ochotę na jeszcze jednego tosta. Dobra, głupie pytanie, oczywiście, że mam. — Jak tu już jesteś — najgorzej na świecie — to chciałbym ci coś pokazać, więc myślałem, że dziś możemy gdzieś pojechać, ale nie wiem, co byś chciał. W sensie, w ogóle nie wiem. — Zmarszczyłem nieco nos. — Wolisz plaże czy góry? Czy jeziora? Albo w ogóle może lasy — wyliczałem. — Niedaleko, znaczy, z sześć-siedem godzin autem jest taka wyspa, Fraser Island, chyba ci kiedyś o niej opowiadałem, taka piaszczysta… jest tam fajnie, ale nie wiem, czy to dobry pomysł, bo dzisiaj może tam być dużo ludzi… ale fajnie z niej widać jak wschodzi słońce. No ale są też tu jeziora, możemy wejść w jakieś góry albo pokazałbym ci, gdzie kiedyś na kajakach prawie się utopiłem. No chyba że wolisz pójść na imprezę to możemy skoczyć do mojego kumpla, wynajęli dom na wybrzeżu. Bo stąd to niechybnie musimy spierdalać, chyba że chcesz wbić na imprezę mojej mamy. — Wyszczerzyłem się.


Gazelle - 2018-09-30, 16:53

A niby czyja to jest wina?! — ich obu, tak właściwie. Ale mniejsza z większym, Ian nie będzie mu tutaj przerzucał odpowiedzialność na niego. — Zaraz cię palnę przez łeb i się skończy dogryzanie, o — fuknął.
Chociaż dogryzanie było tak nieodzowną częścią ich związku, że żadną siłą nie potrafiłby się tego pozbyć.
Patrzył jeszcze na Iana przez moment obrażonym wzrokiem, aż w końcu nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
Ach, czuję się jakbyśmy mieli po siedemnaście lat! Cóż, mogło być gorzej — stwierdził w końcu. Gdyby mama Iana weszła do pokoju w trakcie...ugh, wtedy Max chyba by wyleciał nie do Stanów, do jakiejś mongolskiej wioski. Z dala od cywilizacji. No i Lana też nie piorunowała Maxa wzrokiem, ani nic z tych rzeczy, więc chyba było okej. Po prostu...no, to było zwyczajnie krępujące, bo to on jęczał jak w pornosie.
Oparł głowę na złączonych dłoniach, obserwując z czułością w oczach Iana, który to wyrzucał z siebie kolejne pomysły na wspólne spędzenie czasu i zastanawiał się, kiedy to serce w końcu mu wybuchnie z rozczulenia. Był absolutnie zadurzony, i kiedy w końcu sam przed sobą się do tego przyznał, wszystko stało się jakby łatwiejsze. Te wszystkie intensywne uczucia nabrały sensu, świat dookoła nabrał równowagi, a i Max był bliżej wewnętrznego spokoju.
Nie zamierzał Ianowi mówić o swoim odkryciu. To na pewno w jakiś sposób bolało – fakt, że musiał z takimi wyznaniami uważać, żeby nie odstraszyć od siebie mężczyzny – ale starał się sam przekonać do tego, ze słowa nie są aż tak istotne. Max przecież nie był ślepy ani naiwny, widział i czuł że on sam także jest dla Iana ważny. I to było najważniejsze, przynajmniej na ten moment.
A co ty na to, żebyś zabrał mnie po prostu w swoje ulubione miejsce w okolicy? — zaproponował. Może w ten sposób mógłby się dowiedzieć o Ianie czegoś nowego? Poza tym, był uzależniony od radości na twarzy swojego Iana.
Ale zanim gdziekolwiek pojedziemy...hm, daj mi chwilkę, wczoraj o czymś zapomniałem — mruknął i wstał od stołu, żeby udać się do pokoju Iana, gdzie zostawił walizkę. Bardzo martwił się o stan swojego prezentu świątecznego, dla którego specjalnie musiał pożyczyć większą walizkę od mamy, ale wyglądało na to, że wszystko jest okej. Przynajmniej na tyle, na ile mógł ocenić stan przez papier ozdobny, w który prezent został zapakowany. Do tego miał jeszcze niewielkie pudełeczko, z dodatkiem który dokupił spontanicznie podczas wizyty w sklepie.
A więc, jeszcze raz: wesołych świąt! — odezwał się melodyjnie, gdy wrócił do kuchni i wyciągnął zza pleców prezenty, podając najpierw Ianowi ten większy. — Zobaczyłem ten plakat w internecie, i, no, pomyślałem że może ci się spodobać — mruknął trochę niepewnie, gdy Ian pozbawiał oprawiony w ramkę plakat swoistego odzienia. Oczom mężczyzny mogła ukazać się grafika w stylu sowieckim, przedstawiająca dwa psy – Belkę i Strelkę – które po Łajce zostały wysłane przez Sowietów w kosmos, i które w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki tę podróż przeżyły. Szukał czegoś z kosmicznym motywem, pamiętając o tym co Ian mówił mu o księżycu, i kiedy to zobaczył przypomniał sobie te wszystkie momenty, gdy Ian nazywał go psem...a raczej suką.
A co do drugiej części prezentu...
— Obroża? — Ian uniósł brew. — Miło, że w końcu zaakceptowałeś swoją pozycję, suczko — wyszczerzył się, zbliżając się z tą ładną, skórzaną obrożą do szyi swojego chłopaka. Ale Max pokręcił głową, uśmiechając się łobuzersko.
To dla ciebie, mój kundelku.


effsie - 2018-09-30, 19:18

Jak miałeś siedemnaście lat mama przyłapywała cię na obściskiwaniu się z twoim chłopakiem w domu? — Uśmiechnąłem się wrednie.
Mnie tak i potem po raz kolejny czekała mnie prelekcja o gumkach, jak gdybym sam już tego dobrze nie wiedział, no ale co się też jej dziwić – chciała być pewna, że nie zostanie babcią. Kto wie, może juz była, może moi bohaterzy gdzieś tam się przedostali, a ja nigdy się o tym nie dowiem, grunt, że teraz nic takiego jej nie grozi.
Swoją drogą, to pierwszy raz w życiu, gdy miałem stałego partnera seksualnego i… to było przyjemne. Znaczy, pamiętajcie o moim telefonie i numerach, miałem swoje booty calls i z nimi też się dobrze działo, ale tutaj raz, że nie musiałem targać ze sobą wszędzie gumek (jeśli Max mnie oszukał i ta piękna dupa nosiła jakiegoś adidasa to i tak już się go nabawiłem, więc i tak bez sensu), dwa… co tu dużo gadać, było lepiej i lepiej. Z seksem jest trochę jak z każdą dyscypliną sportową, trzeba się dograć z partnerem i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, a my z Maxem… a zresztą, co ja wam będę. Sami wiecie, jak było.
Przytaknąłem na ten pomysł, no, w sumie tak, mogłem mu pokazać moje ulubione miejsca. Generalnie czułem się mocno dziwnie, nie dlatego, że nie znałem okolicy i tak dalej (było wręcz przeciwnie), po prostu… nigdy nikogo nie oprowadzałem po Brisbane. Wszyscy moi kumple i znajomi te miejsca eksplorowali ze mną, gdy się spotykaliśmy i padało pytanie gdzie jedziemy? to ktoś rzucał jedną z miejscówek i nie było gadania, no, może czasami się kłóciliśmy czy tu czy tu albo jak tam lepiej dojechać, ale kiedy miałem wybrać… to tak jakbyśmy przyjechali do Nowego Jorku i Max powiedziałby „zabierz mnie do jakiejś knajpy”. Przecież było tam absolutnie pierdyliard fajnych miejsc, jak tu wybrać jedno?
Musiałem mu pokazać chociażby kilka.
Kiedy Max zniknął z kuchni, zająłem się sprzątaniem po tym naszym śniadaniu i gdy odwróciłem się, stał przede mną i uśmiechał się, wręczając mi… prezenty?
Och?
Boże, Ian, ty debilu.
Poczułem dwa napływające uczucia, z jednej strony: bycie gównem, z drugiej: ekscytację, co też dla mnie miał. A ponieważ byłem wielkim egoistą, to drugie zaraz wyparło pierwsze i z ciekawością rozerwałem papier, czując pod palcami twardą oprawę ramy. Przez moment pomyślałem, że daje mi zdjęcie siebie, tatuażu, który na nim zrobiłem i jeszcze sam nie miałem okazji go porządnie sfotografować (no co, goił się, kiedy jeszcze byłem w NY), tego napisu IAN’S, który sprawiał, że jeżyły mi się włosy na ciele, ale nie. Zobaczyłem ciemne tło i dwa psy na tle księżyca.
Dwa psy na tle jebanego księżyca.
Nie zdążyłem pomyśleć nic więcej, bo Max zaraz dał mi tę obrożę i… ech.
Na chwilę zaniemówiłem, obracając w dłoni obrożę i tysiące myśli przebiegło mi przez głowę.
Skoro ty jesteś suką to najwyraźniej ja muszę być tym zawszonym kundlem, ech — westchnąłem, odkładając skórę na stół i przejechałem palcem po ramie obrazu, który przed chwilą mi dał.
Jebane dwa psy na tle jebanego księżyca.
Nie wiem, czy to było przez tę noc, przez ten przedziwny zachwyt, który mnie w niej złapał i przez który nagle zacząłem myśleć o poezji (wciąż nie wiedziałem, o co mi chodziło), ale uśmiechnąłem się, czując jakiś przedziwny ścisk w gardle. Czy Max…
Wiedział o tym księżycu, dawał mi obrożę i może żartując, ale nazywał mnie tym psem i… nie wiem, to było jednocześnie zabawne i bardzo, bardzo miłe, a ja, jak idiota, wyobraziłem sobie podróż z nim przez kosmos.
Dzięki — powiedziałem w końcu, podnosząc wzrok i napotykając jego wyczekujące spojrzenie, a pod nim zrobiło mi się momentalnie bardzo, bardzo głupio. Uczucie ekscytacji i tej dziwnej przyjemności ustąpiło wyrzutom sumienia i, wciąż trzymając plakat w dłoniach, zagryzłem wargę. — Ja nic dla ciebie nie mam — wyznałem, naprawdę zażenowany. — Nie wiedziałem, że dajemy sobie prezenty… — mruknąłem jeszcze, opuszczając wzrok, żeby nie musieć się gapić mu w te pewnie zawiedzione oczy, ale wtedy spojrzałem na te dwa jebane psy i ten jebany księżyc i zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio, aż sarknąłem z irytacją.
Ech, Monaghan.


Gazelle - 2018-09-30, 19:31

Przewrócił oczami, ale w jego wnętrzu coś wesoło buzowało. Ian był tak słodko zawstydzony, chociaż, prawdę mówiąc, zupełnie niepotrzebnie.
Pstryknął go w ucho, a słysząc syknięcie roześmiał się.
Przecież tego nie ustalaliśmy. Gdybym dawał ci prezent tylko po to, żeby samemu otrzymać go od ciebie, to bym sobie po prostu sam coś kupił — zauważył, mierzwiąc swojemu ukochanemu włosy. — Poza tym, po prostu się cieszę że mogę spędzić z tobą czas. I fakt, że będziesz dzisiaj moim turystycznym przewodnikiem też jest ważny, przecież takie usługi nie są tanie — wyszczerzył się, i sięgnął po pocałunek, krótki, czuły.
Uśmiechnął się zadziornie, sięgnął po leżącą na stole obrożę i w mgnieniu oka znalazł się za Ianem.
No, kundelku, a teraz przymierzymy zabawkę — mówił radośnie, zapinając na Ianie ozdobę. Żałował, że wcześniej na to nie wpadł, miałby czas na to aby ogarnąć spersonalizowaną obrożę z napisem własność Maxa, czy coś takiego. Mała zemsta za tatuaż, chociaż skala nieporównywalna.
Już się właściwie w ogóle nie denerwował o ten tatuaż, no, nie zamierzał powiedzieć tego na głos, w życiu, nigdy, przenigdy, ale gdy na niego spoglądał, robiło mu się w środku aż niesamowicie ciepło. To był symbol tego, że Ianowi też do reszty odjebało i, cóż, może nie powinien się tak całkiem z tego cieszyć, ale się cieszył i dzięki temu sam czuł się trochę lepiej ze sobą i swoimi odpałami.
Daj głos, kundelku — wymruczał mu do ucha, opierając się na jego ramionach. Och, jak ta szyja pięknie wyglądała, nie dość że oznaczona przez ślady pozostawione przez Maxa, to jeszcze jej uroda została podkreślona przez to małe, skórzane cudeńko. Podziwiając to, czuł że coś mu buzuje, coś poniżej pasa i, ech, niczym niewyżyty dzieciak.


effsie - 2018-09-30, 19:59

Max coś tam próbował mnie usprawiedliwiać i sam nie wydawał się szczególnie przybity, ale i tak czułem się mocno głupio, bo, no, kurwa. Tak niby chciałem rozpieszczać tę moją laleczkę, a wychodziło mi z tego, jak widać, wielkie gówno.
Ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Max chwycił obrożę i… zapiął mi ją na szyi.
Co?
Wybałuszyłem oczy, ale nie mógł tego zobaczyć, schowany za moimi plecami, już zapinający ją na jedną z dziurek. Zaraz po tym przylgnął do moich pleców, szepcząc mi komendy do ucha i miałem już mu powiedzieć, że chyba go pojebało, jeśli myśli, że będę to robił, kiedy poczułem że coś dźga mnie w pośladki.
I naprawdę nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, co to było.
To cię kręci? — spytałem niskim tonem, śmiejąc się cicho i odłożyłem plakat na stół, odwracając się do niego i pokręciłem głową na boki, eksponując tę żenującą ozdobę. Ale skoro nie dałem mu żadnego prezentu to może mogłem podziękować mojemu chłopakowi w inny sposób? — Zapomniałem, że nie zdążyliśmy porozmawiać o twoich fantazjach — zauważyłem, przyciągając go za pośladki do siebie i oblizałem mu wargi czubkiem języka. Jego rosnąca erekcja otarła się przez bokserki o mojego, jeszcze sflaczałego penisa i chwyciłem przez materiał jego jądra, lekko je masując.
Może moja suczka była niewyżyta, ale w takim razie moim obowiązkiem było zatkać jej każdą dziurkę.


Gazelle - 2018-09-30, 20:17

Chyba go to kręciło. Przynajmniej jego ciało mu to wprost mówiło, bo już dostawał pieprzonego wzwodu. Na samą myśl o tej pięknej szyi. Gdy ją widział, w obroży, całą oznaczoną, budziło się w nim coś nowego, coś, czego nie doświadczył przy żadnym innym kochanku.
Lubię widzieć cię oznaczonego przeze mnie — przyznał w usta mężczyzny. I jeżeli Ianowi coś w tym nie pasowało, to trudno. To w końcu on zrobił na nim permanentny tatuaż ze swoim imieniem, więc szczytem hipokryzji byłoby wypominanie tak nieszkodliwej rzeczy Maxowi. — Masz taką piękną szyję — wyszeptał, wsuwając palec pod obrożę. — Kiedy mnie pieprzysz, ona się tak cudownie napina i widzę aż te twoje buzujące żyły — zahaczył palec o obrożę i pociągnął za nią do siebie.
Jęknął, gdy Ianowi palec otarł się o bardzo czułe miejsce na jego kroczu. Wprawdzie mieli gdzieś niby jechać, ale...mały deserek z rana chyba nie był taki zły?
Uwielbiam, kiedy nade mną dominujesz, kiedy mi rozkazujesz i pokazujesz mi gdzie jest moje miejsce — mruknął tuż po tym, jak desperacko wpił się w wargi Iana. — Ale to też jest świetne, kiedy...kiedy czuję nad tobą jakąś władzę — wyznał, palcem cały czas przesuwając pod skórzanym paskiem na szyi Iana. Drugą ręką z kolei wędrował po jego boku, zanim zboczył z kursu i zbliżył się do jego piersi, chwytając stojącego sutka między kciuk a palec wskazujący. Przycisnął go, obserwując twarz Iana, i zaczął go pocierać między palcami, podczas gdy Ian nadal grzebał przy jego bokserkach.
Teraz ja zajmę się tobą — oznajmił, z żalem odsuwając dłoń Iana od siebie. — Oprzyj się o ścianę — rozkazał (ciekawe, czy dla Iana to w ogóle brzmiało rozkazująco, ale takie miał przynajmniej intencje, a kiedy Ian łaskawie wykonał polecenie, Max klęknął przed nim, opierając dłonie na biodrach kochanka.
Mmm, jaki piękny. Stoi i czeka aż wezmę go w usta — szeptał, wyciągając penisa Iana z bokserek. Chwycił go w dłoń przy samych jądrach i przejechał po jego długości językiem, zanim nie zanurzył go w swoich ustach.
Był z siebie dumny, bo przez te wszystkie sesje, ekhem, treningu, udawało mu się przekraczać kolejne granice i był w stanie trzymać kutasa Iana w swoich ustach całkiem głęboko bez odruchu wymiotnego. Miał nadzieję, że Ian też to doceniał, ale chyba tak, bo przyjemność odbijała się na jego twarzy, kiedy mu obciągał. Zresztą, nie tylko na twarzy, bo i jego nogi lekko drżały. I Max był z tego tak cholernie zadowolony, z tego, że był w stanie doprowadzić go do tego stanu.


effsie - 2018-09-30, 20:52

To nie było właściwie żadne odkrycie, dowiedzieć się, że lubił mnie oznaczać, ta mała pijawka przysysała się do mojej szyi w każdym możliwym momencie, a ja, cóż, głupi nie byłem, umiałem dodać dwa do dwóch. Miałem do tego stosunek mocno obojętny, to znaczy, skoro to go jarało no to przecież nie było niczym szkodliwym, by mu tego zabraniać.
Chociaż, przyznaję, gdy zobaczyła mnie mama, zaraz po przylocie, wolałbym ich nie mieć.
Kiedy się pieprzymy, patrzysz na moją szyję? — spytałem, lekko nie dowierzając, ach, był naprawdę pokręcony. Zrozumiałbym chyba każdą inną część ciała, ale szyja? Szyja była… dość aseksualna, przynajmniej dla mnie, to znaczy tak bardzo, jak aseksualne mogło być ciało tej ślicznotki przede mną.
Każda jedna część mi się podobała, bez wyjątku. Ech, byłem już głęboko w tym gównie.
Patrzyłem uważnie na Maxa, w ciszy słuchając jego słów i pozwalając mu na każdy kolejny ruch. Mój chłopak pchnął mnie lekko i kazał się oprzeć o ścianę, ale wybrałem blat kuchenny, akurat na takiej wysokości, bym mógł wygodnie rozłożyć się przedramionami i chętnie wypięć biodra w jego stronę. I rzeczywiście, mój penis już sterczał, gotowy, a ja zawierciłem się z niecierpliwości, słysząc słodką obietnicę Maxa.
Jego języka, mokrego, zwinnego, szybkiego i tej małej, srebrnej kuleczki, która doprowadzała mnie do obłędu za każdym razem, gdy otarła się o moją skórę.
Boże, Max był niekwestionowanym królem obciągania pały, gdyby nie moja posesywność to mógłbym polecać go każdemu, ale nie, chciałem go mieć tylko dla siebie. Szedłem o zakład, że robił to lepiej, niż ja, a sam wariowałem, gdy główka mojego kutasa uderzała o jego gardło. Max ssał mojego penisa tak, jak wiedział, że lubiłem najbardziej, mocno, szybko, popędliwie, bez zbędnych czułości, bez cackania się, wbijając mi paznokcie w uda i poruszając głową w rytmie, który wyznaczałem mu ręką. Palce zaplątałem w jego włosy i nie mogłem powstrzymać kilku jęków, które opuszczały moje usta; całe uda mi drżały i ledwo dawałem radę wspierać się przedramieniem o blat tak, by nie upaść na ziemię.
Boże, Maxie… Zaraz się… aaaaa…
A on, ta sprośna kurewka, nie odsunął się, tylko mocniej wbił palce w moje uda i musiałem, musiałem otworzyć oczy by zobaczyć, jak napełniają się jego policzki, gdy spuszczałem się mu wprost do mordy.
Szarpnąłem głową, podnosząc zaciśnięte powieki i zanim wzrok spadł na Maxa, powędrował po kuchni, drzwiach, w których zobaczyłem kątem oka jakiś ruch i…
— Hej, zapomnia…aaaaa kurwa mać!
Moja mama stanęła jak wryta w drzwiach, ja wybałuszyłem zamglone oczy, a Max, słysząc to, automatycznie wypuścił mojego fiuta z mordy i odwrócił się przez ramię. Jego usta całe były w mojej spermie, która teraz falami wypryskiwała na jego policzek.
Tak. Właśnie spuszczałem się na oczach swojej rodzonej matki.
Przynajmniej ona miała na tyle taktu, by odwrócić się na pięcie i wyjść z domu, o czym poinformował nas głośny trzask drzwiami.


Gazelle - 2018-09-30, 21:03

O kurwa — stwierdził po prostu, ocierając zewnętrzną stroną dłoni twarz z pozostałości spermy. O kurwa, w istocie. No i wykrakał, oficjalnie przeszedł przez kolejne stadium zawstydzenia, tym razem będąc przyłapanym przez mamę chłopaka przy obciąganiu penisa rzeczonemu.
No, i tyle z nastroju.
Mongolio, oto nadchodzę. Wiesz czy znajdę stąd loty do Mongolii? — spytał Iana, któremu tym razem wcale nie było do śmiechu. Zsunął się do poziomu Maxa, opierając się plecami o szafkę kuchenną, i uderzył w nią tyłem głowy, jakby chciał w ten sposób wytrząść ze swojej głowy całą tę sytuację.
— Nie wiem, ale musisz zabrać mnie ze sobą — mruknął.
Okej, ale już nie obijaj więcej tej główki — postawił warunek. — Kurwa, twoja mama ma z nami przejebane. Jak ja jej teraz spojrzę w oczy? — jęknął, chowając twarz w dłoniach, tak jak wcześniej, gdy dowiedział się że Lana słyszała ich aktywność podczas nocy. Czy raczej, jego aktywność, bo ta jego cholera nie była ani w połowie tak głośna jak Max. To wina Iana, rozpuścił go i tyle.
Przynajmniej Max był ubrany w te cholerne bokserki, gdy Lana ich zobaczyła. Ale cóż z tego, skoro trzymał kutasa jej syna w ustach?
Zachciało mu się, kurwa mać, obciągania z rana. W jebanej kuchni. Ugh.
A biedna Lana Monaghan będzie musiała wkroczyć w nowy rok z traumatycznym wspomnieniem.


effsie - 2018-09-30, 21:19

Kurwa, kurwa, kurwa.
Kurwa mać — zakląłem, przejeżdżając ręką po mordzie, aż osunęła się mi do szyi i zdębiałem. Zamknąłem oczy, biorąc głęboki oddech i powoli, bardzo powoli podniosłem powieki. — Powiedz mi — zacząłem warknięciem — że moja mama nie widziała właśnie jak obciągasz mi, ubranemu jedynie w tę obrożę, chuja, a obok wcale nie leży plakat z dwoma psami.
Max wybałuszył oczy, wydawało mi się, że na chwilę zbladł, a potem… wybuchnął śmiechem.
Śmiechem.
Wrr — zirytowałem się, podnosząc się na równe nogi, i wciągnąłem na dupę bokserki. Mój penis zwisał smętnie pomiędzy udami i bardzo dobrze, to dopiero byłoby chore, gdyby ta sytuacja mnie podniecała.
— Ian, no weź. — Max już przestał się śmiać, tylko wstał i złapał mnie w pasie, nie pozwalając mi iść o krok dalej. Ja tymczasem sięgnąłem swojej szyi i szybko rozpiąłem tę zasraną obrożę.
Nawet nie myśl, że kiedykolwiek więcej to założę. Nie chcę tego widzieć — burknąłem, machając mu tym skórzanym paskiem przed oczami i cisnąłem go w bok. Wziąłem głęboki oddech i pokręciłem zażenowany głową. — Ja pierdolę, Maxie… — jęknąłem, przecierając oczy i pocierając kciukami tył jego szyi.
Okej, może byłem dużym ekshibicjonistą, ale naprawdę ostatnie, czego chciałem, to żeby moja mama widziała mnie w takim stanie: jęczącego z przyjemności na jej kuchennym blacie, na którym kroiła kangura, ze sterczącym penisem, z którego wystrzeliwała sperma. W jebanej obroży.
Ja pierdolę.
Naprawdę, naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu czułem się tak zażenowany.


Gazelle - 2018-09-30, 21:37

Ech, no, cóż, może pocieszy cię to jak ci powiem że moja mama zareagowałaby gorzej...nie? No to nie wiem co ci powiedzieć — westchnął.
Ale gdy Ian, chyba nieuważnie, kciukami zbliżał się do jego najwrażliwszego miejsca na ciele, potelepało nim i odskoczył z piskiem, co rozbawiło Iana. Cóż, przynajmniej napięcie trochę opadło.
To nie jest zabawneeee — jęknął, a Ian porwał go w swoje ramiona.
Nie spojrzę twojej mamie w oczy, serio. Zbierajmy się stąd, co? — poprosił, a Ian tylko skinął głową.
Posprzątali ślady zbrodni, coby dalej nie traumatyzować biednej mamy Iana, i Max ruszył do łazienki żeby umyć zęby i twarz, podczas gdy Ian się ubierał. Po chwili zamienili się miejscami i Max spokojnie wypakowywał swoje rzeczy z walizki, dopóki nie zobaczył...TEGO.
Tego wielkiego potwora, bo pająkiem tego nazwać nie było można. Pająki były mniejsze, na swój sposób urocze, ale wcale nie straszne.
A na pewno nie tak straszne, jak TO.
Iaaaaaaan! — wrzasnął, wybiegając z pokoju. I miał gdzieś to, że Ian będzie się z niego nabijał. Tu chodziło o jego ŻYCIE. — Zabij to, błagam, nie wiem co to jest, ale to mnie zje, Boże, zabij to, zabij w cholerę, nie wiem, masz jakiś palnik na stanie? — wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, gdy w korytarzu wpadł (dosłownie) na zaalarmowanego jego krzykami Iana.


effsie - 2018-09-30, 23:05

Ta cała sytuacja była absolutnie najgorszym, co tylko mogłoby się stać, ale tak, oczywiście, że musiała się wydarzyć, tak żeby było trochę równowagi na tym świecie, skoro cała reszta była jak z bajki. Jezu, czułem się tak bardzo zażenowany, jak nigdy, a najgorsze było to, że niewiele mogłem zrobić i… ech.
Max miał jednak dobry pomysł, ewakuować się stąd, a kiedy ubierałem się wysłałem mamie krótkiego smsa.
»Sorry.
»Ok. I nigdy więcej o tym nie rozmawiajmy

Przynajmniej miała plany podobne do moich.
Myłem zęby, zastanawiając się, gdzie zabrać tego mojego blondaska, ale zaalarmowany jego wrzaskami, splunąłem do zlewu i przepłukałem szybko usta, zaraz będąc zaatakowanym przez Maxa, który spierdalał z mojego pokoju w popłochu.
Zmarszczyłem brwi, niebardzo wiedząc, o co chodzi, po czym skierowałem się do sypialni, swoją drogą bardzo mądrze, tak o, jak stałem, bez żadnej broni, a przecież czyhało tam niebezpieczeństwo. Max złapał mnie za łokieć i szedł pół kroku za mną, drżąc ze strachu, a gdy zobaczyłem to, czego się bał, parsknąłem śmiechem.
Serio? — mruknąłem, zerkając przez ramię na Maxa. — Przecież ci mówiłem, że tu są owady i pająki — westchnąłem, nachylając się po pająka, a Max ścisnął mnie mocniej. — Musisz mnie puścić, jak mam się go pozbyć.
I rzeczywiście puścił mnie, a ja złapałem tego czerwonego skurwysyna za jedną nogę i uniosłem na wysokość oczu mojego blondaska.
Zobacz, on…
— Zabieraj to sprzed moich oczu, Ian, pojebało cię, zabij to, a nie mi to podtykasz pod nos, idioto! — przerwał mi, odskakując pod ścianę.
Wywróciłem oczami.
Ogarnij się, koleś, to tylko pająk, a to twoje piszczenie nie jest ani trochę pociągające — rzuciłem, podchodząc do okna i uchyliłem je, wyrzucając pająka na zewnątrz.
— Sam nie jesteś pociągający, zasrańcu, może ty dorastałeś z takimi pod nosem, ale niektórzy z nas są NORMALNI! — prychnął. — Czemu go w ogóle nie zabiłeś? Przecież on tu może WRÓCIĆ!
Mmm, wtedy znowu cię obronię — nabijałem się, a Max tylko gniewnie fuknął i założył ręce na piersi. — No jak prawdziwy książę swoją księżniczkę. Wybrałaś już sukienki? Dawaj, trzeba je spakować do karocy. — Puściłem mu oczko, ale za chwilę spoważniałem. — Nie masz żadnego plecaka, nie? Hmm, czekaj, tu jest mój, a w garażu gdzieś powinien być drugi… Wrzuć sobie tam co chcesz.
Ogarnęliśmy się szybko, pakując do plecaków głównie żarcie i alkohol, jako że śpiwory i namiot (wątpiłem, by byłby nam potrzebny) były już w aucie. Max nie wziął żadnych ciepłych ciuchów, niby było ciepło, ale sam nie wiedziałem jeszcze, gdzie zajdziemy, a w górach, zwłaszcza nocą, potrafiło być chłodno, więc znalazłem ciepłe bluzy i kurtki. Ogarnięci, wrzuciliśmy oba plecaki do bagażnika i podrzuciłem kluczyki, gdy zaświeciły się mi oczy.
Prowadziłeś kiedyś auto w ruchu lewostronnym? — spytałem, przystając przy masce, podczas gdy Max już otwierał drzwi pasażera. — Albo takie z biegami? Chcesz spróbować?
Sam nie wiedziałem, skąd ta propozycja. Prowadzenie samochodu nie sprawiało mi żadnego problemu; robiłem to bardzo rzadko, właściwie tylko tutaj, w Brisbane, czyli raz na ruski rok. Po Stanach zawsze przemieszczałem się na desce i zwyczajnie nie miałem potrzeby posiadania bryki (w mieście właściwie bardziej zawadzała, niż pomagała), nie czułem jakiegoś szalonego przywiązania do siedzenia przed kółkiem, a na pewno nie tak jak Amerykanie, którzy spędzali tak, miałem wrażenie, czas od szesnastego roku życia. Poza tym, może byłem trochę ciekaw, jak prowadzi i jak w ogóle zachowuje się przed kierownicą Max, a może po prostu chciałem już teraz wychylić browara (w Stanach był wieczór, no halo), kto wie.


Gazelle - 2018-10-01, 06:57

No tak, cholera. Przestraszył się pająka. Pieprzonego pająka. Ale, na Maxa obronę, to nie był zwykły pająk. To był najprawdziwszy, australijski potwór. Jak można w ogóle żyć ze świadomością, że takie stworzenia są gdzieś w pobliżu? Australijczycy to doprawdy kosmici. Może to właśnie stąd wynikał pociąg Iana do kosmosu. Kto go tam wie.
W każdym razie, zgodnie z oczekiwaniami, Ian miał z niego ubaw, ta cholera skończona. A przecież Max na ogół wcale się nie bał pająków! Ani innych owadów, poza ćmami.
Nawet nie wiedział, gdzie Ian chciał ich zabrać, ale też zbytnio nie chciał sobie zepsuć niespodzianki.
Z biegami tak, ale w ruchu lewostronnym nie, błagam, Ian, gdzie w Stanach mógłbym jeździć w tak barbarzyńskim systemie — przewrócił oczami. Ech, wychodził z niego totalny amerykański ksenofob. To wszystko wina tego pająka!
Propozycja Iana, żeby to on był kierowcą, trochę go z początku zaskoczyła, ale...
Aaa, pewnie chcesz sobie swobodnie pić alkohol — roześmiał się. — Spoko, spróbuję, ale pod warunkiem że pokierujesz nas w miarę spokojną drogą, okej?
No bo jednak nie chciał ryzykować.
I początkowo ciężko było mu załapać zmianę kierunków, co niemożebnie irytowało Iana, ale w końcu załapał. Max, cóż, nie był zbyt dobrym kierowcą. Zrobił prawko, jak większość amerykańskich nastolatków, kiedy ukończył szesnaście lat, wtedy też dostał od rodziców swoje pierwsze auto. Od lat jeździł raczej okazyjnie, głównie kiedy wracał do San Jose. W Nowym Jorku nie miał samochodu, gdyż to zwyczajnie nie miało sensu.


effsie - 2018-10-01, 08:46

Uśmiechnąłem się, podając Maxowi kluczyki, gdy obchodziłem samochód, by zająć miejsce pasażera. Lubiłem prowadzić, to by miało nawet większy sens, gdybym teraz robił to ja, w końcu wiedziałem, gdzie jechać, ale w jakiś dziwny sposób chciałem, by zrobił to Max. I nawet nie do końca chodziło o alkohol (przecież jeszcze nie wyciągnąłem żadnego browara), ale nie do końca potrafiłem to wytłumaczyć, zbyłem to więc milczeniem, na początku tylko trochę tłumacząc mu, że wszystko jest dokładnie tak samo. Pierwsze kilometry były na wczucie się, ale nie trzeba było więcej, by załapał, co i jak; tylko trochę śmieszne było jego zaskoczenie, że jedzie pięćdziesiąt na godzinę i czemu tak wolno, więc przypomniałem mu, że halko, koleś, to są kilometry, nie mile. Zaliczył fejspalma, ale przyspieszył.
Do końca nie wiedziałem, gdzie jedziemy. Pierwsze miejsce, które mu pokazałem, znajdowało się niecały kilometr od domu i był to niewielki plac zabaw, gdzie z dziadkiem spędziłem pół dzieciństwa. Minęliśmy też moje dwie szkoły, kilka barów czy restauracji, ale potem skierowaliśmy się za miasto; i zanim jeszcze z niego całkowicie wyjechaliśmy, w miejscu, gdzie zabudowania się już przerzedziły, wskazałem Maxowi, by wjechał w szutrową drogę. Zostawiliśmy auto i odpaliliśmy fajkę, a potem podeszliśmy jeszcze kawałek, aż znaleźliśmy się na malutkiej… polance? Nawet do końca nie wiedziałem, jak określić to miejsce, ale trawa na przestrzeni tych kilkunastu metrów kwadratowych była niższa (w przeciwieństwie do chaszczy, przez które się tu przedzieraliśmy), stał tu jeden kosz do koszykówki (dziś już bez obręczy), a z boku powalony konar drzewa. Dookoła walało się trochę butelek po alkoholu, jak chyba zawsze, gdy tu byłem.
Hmm… to może niezbyt australijskie miejsce, ale jak mieliśmy po dziesięć lat i tu przyjeżdżaliśmy to wydawało się nam, że to strasznie fajne, mieć taką swoją bazę — rzuciłem, rozglądając się dookoła i ćmiąc fajkę. — Wiesz, szalone imprezy z sokiem i czipsami, do zapalenia się lamp, tylko tutaj. — Wyszczerzyłem się do Maxa. Znaczy, do zapalenia się lamp, bo dla wszystkich mam moich znajomych to był wyznacznik tego, kiedy trzeba wracać do domu. Moja mama nie miała tej zasady, więc zwykle zasuwaliśmy na rowerach całą bandą, ja odstawiałem ziomków do domów, a potem wracałem do swojego, bo co, nie będę przecież siedział sam, nie? — W ogóle, tutaj całowałem się po raz pierwszy w życiu. Miałem chyba jedenaście lat, a ona była starsza, tak z czternaście chyba i podobno całowała się już z dwoma chłopakami wcześniej. Więc wiesz, jak koledzy się dowiedzieli, że się umówiliśmy wieczorem że jej zamontuję bagażnik na rowerze, tak, serio, nie patrz się tak, to od razu było wiadomo, że coś jest na rzeczy. Nawet pamiętam, że zanim wyszedłem z domu to umyłem zęby — roześmiałem się. — No i jak zamontowałem jej ten bagażnik to siedzieliśmy tu i coś tam gadaliśmy, pijąc Colę, było strasznie niezręcznie i kończyły się nam tematy, bo ja tylko myślałem o tym, że chciałbym w końcu zacząć się z nią całować, żeby zobaczyć jak to jest, i wiesz, to serio było tak lamerskie jak w filmach o nastolatkach, że pod jakimś byle pretekstem ciągle przysuwaliśmy się do siebie. I nawet powiedziała, że jest jej zimno, żebym mógł ją przytulić i w końcu mnie pocałowała. I serio całowaliśmy się tu chyba przez godzinę, nie wiem, teraz chyba by mi odpadł od tego język, ale byłem taki zajarany. A potem mogłem być mistrzem gry w butelkę. — Wyszczerzyłem się do Maxa, zaciągając się kolejny raz fajką. — No, jak mieliśmy tak dziesięć, dwanaście lat to spędzaliśmy tu dużo czasu. Ale potem znaleźliśmy lepsze miejsca. Więc tak ci tylko chciałem to pokazać, zbieramy się dalej? — spytałem, gasząc papierosa butem.


Gazelle - 2018-10-01, 15:57

Szalenie podobała mu się ta podróż po australijskim życiu Iana. Czuł się znacznie bliżej swojego partnera, poznawał go bardziej, miał okazję kroczyć po tej samej ziemi, po której stąpał mały Ian, nastoletni Ian. I, ach, jakie to było cudowne.
A najlepsze było w tym to, że Ian też dobrze się przy tym bawił. Dzielił się swoimi wspomnieniami z uśmiechem na twarzy, tym uśmiechem, który Max tak uwielbiał i mógł się wiecznie kąpać w jego blasku.
Cieszył się, że Ian w końcu zapomniał o tym całym incydencie z byciem przyłapanym przez jego mamę podczas seksu. Max też już postanowił zresztą tego nie przeżywać, trudno, niesamowicie żenująca sprawa, ale stało się i tyle. Po prostu musieli bardziej uważać, aby sytuacja się nie powtórzyła.
I sam nie mógł się nie uśmiechać, kiedy widział radosnego, podekscytowanego Iana opisującego mu wspomnienia związane z kolejnymi miejscami. W tych pięknych, głębokich oczach pojawił się błysk, który odbierał Maxowi dech w piersiach.
Cholera, wpadł głęboko. Bardzo, bardzo głęboko. Ale, trudno. Było dobrze. Był szczęśliwy. Zwłaszcza w takich chwilach, kiedy panowała kompletna sielanka. Taka zupełnie naturalna sielanka, nie sztuczny sielankowy klimat.
Tak, naturalnie. Przy Ianie wszystko było takie naturalne.
Max już nie mógł wrócić wewnętrznie do czasów przedianowych. W ciągu tych miesięcy zaszły w nim zbyt wielkie zmiany.
Całowałeś się pierwszy raz w wieku jedenastu lat? I to od razu przez godzinę? — wybałuszył oczy. Jedenastoletni Max w ogóle nie myślał o takich rzeczach i wcale nie uważał, że był jakimś wyjątkowo niewinnym dzieckiem. No, ale z drugiej strony ich dzieciństwa diametralnie się różniły, więc w sumie to miałoby sens jakby Ian szybciej pod tym względem dojrzał. — Ładnie tutaj — skomentował, rozglądając się. Polanka jak polanka, miała swój klimat.
Yhm, ale czekaj jeszcze chwilę — powiedział. Zaciągnął się po raz ostatni papierosem, i gdy go zgasił przyciągnąć do siebie Iana, aby go głęboko pocałować. Żałował, że nie mógł być pierwszym pocałunkiem Iana. Chciał te usta zacałować, pozbyć się z nich tych wszystkich pocałunków innych osób, całkowicie je zmonopolizować. Och, słodkie, słodkie szaleństwo na punkcie Iana.
Uśmiechnął się, oblizując wargi, gdy oderwał się od swojego partnera i bez słowa radośnie ruszył w stronę auta, gotów na dalszą część wycieczki.
Mimo iż początkowo miał problemy z przestawieniem się na ruch lewostronny, i na kilometry zamiast mile, to po pewnym czasie jeździło mu się już całkiem nieźle po australijskich drogach. W ogóle, podobało mu się tam. Może niekoniecznie chciałby tam mieszkać, chociażby przez te zmutowane pająki, ale rozumiał całkowicie co pociągającego było w Australii.


effsie - 2018-10-01, 17:15

No nie że przez godzinę memlałem jej w gębie, były jakieś przerwy na oddech, wiadomo, ale no w sumie pewnie tyle nam zeszło — uściśliłem, skoro pytał. — Jedenastu albo dwunastu, jakoś tak. A ty?
A potem Max przyssał się do mnie, a ja zaśmiałem się mu prosto w usta, przymykając lekko oczy i przeczesując jego włosy palcami. No, zdecydowanie był pierwszym facetem, z którym się tu całowałem i całkiem prawdopodobne, że ostatnią osobą w ogóle, jako że raczej już nie bywałem w tych okolicach, od jakichś przeszło dziesięciu lat. Dumny z siebie jak paw odszedł niemalże kręcąc dupą, aż ja pokręciłem głową i z uśmiechem na ustach podążyłem za nim.
To, znaczy pokazywanie Maxowi kolejnych miejsc, które miały dla mnie jakieś tam sentymentalne znaczenie, było niecodzienne, ale na pewno nie dziwne; załapałem zajawkę i chciałem żeby zobaczył jak najwięcej, skoro przyleciał już na ten zasrany koniec świata. Jednocześnie czułem poniekąd żal, że to wszystko było dla mnie… tak odległe i trochę jak nie ja, jakbym pokazywał mu zdarzenia z jakiegoś filmu albo innego życia, bo chociaż wywoływały u mnie uczucie pewnej melancholii… były jednocześnie bardzo obce.
A zobaczyliśmy ich kilka. Były bezsensowne ciekawostki, było zatrzymywanie się w miejscach pozornie nieistotnych i opowiadanie mu durnych historyjek, było przeskakiwanie przez płot i kradnięcie cukinii z jakiegoś pola, był wodospad, na który musieliśmy podejść i kąpanie się w rzece. W końcu, było jeżdżenie australijskimi drogami, z tymi niesamowitymi widokami, które niejednokrotnie zapierały mi dech w piersiach i Max, który zatrzymywał się przy każdym znaku mówiącym „uwaga zwierzę X” (a w miejsce X wstawcie sobie kangura, koalę, dziobaka, no, naszą australijską faunę, zwyczajnie) i kazał mi robić sobie zdjęcia, gdy udawał pozę ze znaku. Po tym dniu, gdy zachodziło słońce, miałem w telefonie kolekcję idiotycznych zdjęć Maxa i cudownie dobry humor a my zatrzymywaliśmy się u podnóża góry. Zapakowaliśmy w plecaki wszystko to, co mogło nam się przydać na szczycie, alkohol, żarcie, śpiwory, kurtki i jednorazowe tacki z brykietem, za dobry znak biorąc brak samochodów. Wędrówka nie zajęła nam dużo czasu, a Max miał lepszą kondycję ode mnie; może i jeździłem na desce i potrafiłem wyciskać ciężary, ale kardio wciąż przegrywało u mnie z fajkami, więc sapałem jak debil, podczas gdy ten blondas zatrzymywał się i czekał na mnie, z uśmiechem gapiąc się na krajobraz skąpany w ostatnich promieniach słońca. Może trochę niefortunnie wymierzyłem godzinę, może sensowniej byłoby zacząć tę wspinaczkę wcześniej, gdy jeszcze mógł więcej zobaczyć, ale zwyczajnie o tym nie pomyślałem.
Wejście na górę zajęło nam jakieś dwie godziny i, nie wiem, może głupi zawsze ma szczęście, ale byliśmy tam sami. Zrzuciłem z ramion plecak i przeciągnąłem się, rozglądając dookoła, ale Max już wpatrzony był w panoramę Brisbane, rozlewającą się u naszych stóp; światła miasta, które odznaczało się w ciemności, kończąc się na ciemnej teraz tafli oceanu.
Niejednokrotnie oglądałem stąd wschody słońca i nie mogłem sobie nawet wyobrazić jego miny, gdy zobaczy, jak wtedy lśni cały ocean i miasto, budzące się ze snu.
Masz jeszcze wodę? — spytałem, wciąż zmęczony, zgniatając plastikową butelkę, którą zdążyłem opróżnić podczas tej wspinaczki.


Gazelle - 2018-10-01, 19:10

Miałem siedemnaście lat — odpowiedział Ianowi na to pytanie dopiero wtedy, gdy byli już w aucie. Nie patrzył na niego, skupiony na manewrze wycofywania, bo beznadziejnie zaparkował auto i musiał się męczyć z tym, żeby je w całości wyprowadzić na drogę. W życiu nie jeździł terenówką, był przyzwyczajony do niewielkich osobówek. — I to był mój pierwszy chłopak, spotykaliśmy się gdzieś tam po kątach, bo rodzice mi truli że mam się uczyć żeby dostać się na dobre studia, a nie randkować z facetami. No i, cóż, pocałował mnie na pustym korytarzu, po tym jak czekał przez godzinę na mnie pod salą aż wyjdę z zajęć dodatkowych z matmy — opowiadał, gdy już udało mu się opanować sytuację i mógł swobodnie jeździć.
Tego dnia bawił się znakomicie, niejednokrotnie brzuch go bolał albo ze śmiechu, albo z powodu tych durnych motylków, które może same w sobie są tylko figurą metaforyczną, ale te drżenia w środku już nie. Gorące źródła brzmiały świetnie, i Max rzeczywiście był tym początkowo podekscytowany, ale to jak w tym momencie spędzał czas było o stokroć lepsze.
I z kim. Ze swoim najdroższym Ianem. Który nawet cały czerwony na twarzy, dyszący, spocony wyglądał jak najpiękniejsza istota na świecie. Chciałby go zanurzyć w swojej miłości, oj, bardzo by chciał. Aż po czubek głowy. Nie mógł tego robić jednak wprost. Co prawda, hm, Ian tkwił prawdopodobnie w błogiej nieświadomości co do intensywności uczuć Maxa, ale Max wiedział, że nie spodobałoby mu się to, że jest aż tak zaangażowany...
Westchnął cicho, wbijając wzrok w zapierającą dech w piersiach panoramę miasta spowitego w półmroku, rozświetlonego przez sztuczne światła, a także padający nań blask księżyca. Niebo także wyglądało zjawiskowo, niby niebo wszędzie było jedno, a jednak to nad Brisbane wyglądało zupełnie inaczej niż to nowojorskie.
Przepięknie... — wyszeptał. Dźwięk gniecionej butelki wyrwał go z zamyślenia i sięgnął do swojego plecaka, aby podać Ianowi butelkę z wodą.
Nie wymyśliłbym lepszego sposobu na świętowanie końca tego roku — uśmiechnął się. — Masz w zwyczaju robić sobie jakieś podsumowania całego roku? Ja nie. Ale tym razem...hm, ostatnie kilka miesięcy było wyjątkowych — przyznał cicho, przysiadając na ziemi. Był trochę głodny i rzeczywiście to był czas, żeby zabrać się za przygotowanie prowizorycznego grilla, ale chciał sobie przez chwilę odpocząć, pooddychać świeżym powietrzem zanim zostanie ono zbroczone dymem.


effsie - 2018-10-01, 19:42

Przyjąłem od Maxa wodę i łapczywie wypiłem kilka pożądnych łyków, czując jak zimna ciecz spływa w dół mojego przełyku. Uwielbiałem chodzić po górach, uwielbiałem widoki i to uczucie, gdy docieraliśmy już na szczyt, właściwie nawet to zmęczenie, które okazywało się koniec końców jakieś… przyjemne. Może nie byłem zapalonym turystą, ale potrafiłem sobie wyobrazić dlaczego te wszystkie katolickie obozy urządzały sobie pielgrzymki właśnie szlakami górskimi, doświadczając tego cudownego uczucia katharsis. Było absolutnie różne od orgazmu przy seksie, ale jednocześnie gdzieś w środku rozgaszczało się to uczucie spełnienia, spokoju i błogości.
Przyklęknąłem na ziemi, opróżniając powoli plecak i marząc o fajce, jednocześnie wiedząc, że najpewniej by mnie teraz zabiła. Może za kwadrans, stwierdziłem, wyciągając kolejne przywleczone tu rzeczy (oblałem to własnym potem!).
Odwróciłem głowę w stronę Maxa, słysząc jego słowa i zmarszczyłem brwi. Nie wiem czemu nagle poczuł potrzebę poruszania tego tematu, po którym mnie nie chodziło się zbyt wygodnie; sam niezbyt rozumiałem, o co chodziło w mojej fascynacji tym kolesiem, dlaczego odwalałem takie dziwne rzeczy… a zapraszanie go do dywagacji nad tym, do robienia mi gówna z mózgu, zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem. Wolałem ustalić to sam z sobą, przynajmniej zanim zacznę próbować to ustalać z kimkolwiek innym.
Chociaż jak na razie niezbyt brałem się do roboty, po prostu pozwalając dziać się rzeczom i po całej linii ignorując ten temat.
Jak widać, tak też można. Co prawda potem kończy się z blondasem na szczycie jakiejś góry w Sylwestra, ale mogło być gorzej, nie?
Nie wiedziałem, że zrywamy, że cię tak wzięło na jakieś podsumowania — rzuciłem więc, unosząc kącik ust do góry i sięgnąłem po zapalniczkę, najwyraźniej samemu mianując się naszym dzisiejszym mistrzem kuchni.
W końcu ktoś musiał położyć krewetkę na Barbie, nie?
Twoja kolacja dzisiaj będzie składała się z camemberta, który kupiła kobieta, która widziała, jak obciągałeś jej chłopakowi i cukinii, którą ukradłeś z tymże chłopakiem. Do tego możemy dodać alkohol, którego nie możesz pić i marihuanę, która, kiedy ostatni raz sprawdzałem, była tu nielegalna. Jak się z tym czujesz? — spytałem, wyciągając scyzoryk i zaczynając w powietrzu kroić tego lepszego ogórka, chwilę po tym jak ułożyłem ser i mięso na jednej z tacek. — Masz tu zasięg? Zapomniałem sprawdzić, o której jest wschód słońca, a nie chciałbym żebyśmy zasnęli i to przegapili.


Gazelle - 2018-10-01, 20:48

Eeeej, nie mów tak! — fuknął, i lekko uderzył go w ramię. — Tak mi się wzięło, o.
Cóż, mógł się spodziewać że Ian nie podłapie tego klimatu. Ale czasami go zaskakiwał, i potrafił pokazać swoją bardziej sentymentalną stronę.
Jak wtedy, gdy tak pięknie opowiadał o księżycu...
Chciał się w niego wtulić, ale jak na złość temu się przypomniało o kolacji.
Nie znalazłbym lepszego podsumowania — prychnął, słysząc ten barwny opis kolacji. Wyciągnął telefon i niby jakaś tam kreska była, ale ni cholery nie chciało połączyć go z internetem.
Hm, coś dzwoni, ale średnio — mruknął. Po kilku kolejnych próbach schował telefon do kieszeni. Trudno, najwyżej spróbuje jeszcze później.
Zabrał się za pomoc w ogarnianiu kolacji, nie chcąc być aż tak bezużytecznym. Koniec końców to Ian został samozwańczym szefem, no a Max mu na to pozwolił, skoro aż tak mu zależało na tym całym, pff, australijskim barbie.
Będąc na swojej ojczystej ziemi Ian szybko zapomniał o czystej, angielskiej mowie i przerzucił się na swój barbarzyński slang, co trochę irytowało Maxa, gdy musiał się ciągle pytać co on do cholery miał na myśli, ale było też na swój sposób urocze.


effsie - 2018-10-01, 22:15

W takim razie będziemy musieli jakoś wytrzymać. Jak dobrze, że ta noc jest krótka, inaczej nie wiem, co moglibyśmy robić żeby nie zasnąć — gadałem głupio, bo znałem wiele sposobów by opóźnić nadchodzący sen, a z tym gnojkiem wiele z nich zdążyliśmy już wypróbować i to nie jeden raz.
Te jednorazowe tacki z brykietem to było jakieś rozwiązanie mistrzów, uważałem, gdy jedliśmy z Maxem tę może i prowizoryczną, ale jakże dobrą kolację. Sączyłem do tego piwo, w plecaku chowając jeszcze szampana; może i był Sylwester, ale chyba żaden z nas nie czuł potrzeby doprawienia się mocniejszym alkoholem, zresztą, jaki to miało sens, skoro byliśmy tu tylko we dwójkę, bez perspektywy szalonej imprezy i muzyki napierdalającej do rana. Wręcz przeciwnie, była cisza, jedynie wiatr, światła miasta pod naszymi nogami i poczułem chęć by jebnąć się na ziemię i wgapić w niebo.
Tutaj miało dużo więcej gwiazd niż w Nowym Jorku.
Spoko z ciebie chłopak, Maxie, wiesz? — rzuciłem, odstawiając na chwilę butelkę z piwem, bo i w tej pozycji niezbyt jak miałem się go napić. — Można się z tobą i poruchać, i opierdolić grilla na szczycie góry w środku nocy. — Wyszczerzyłem się, szturchając go łokciem w bok i przeciągnąłem się. — Boże, ale się najadłem — westchnąłem, przymykając na chwilę oczy, ale zaraz zabrakło mi tego widoku gwieździstego nieba, więc powoli podniosłem powieki, zaczepiając wzrok na kolejnych jasnych punktach nad sobą.
Wzrok powoli przyzwyczajał się mi do ciemności i z każdą chwilą wpatrywania się w przestrzeń ponad moimi oczami widziałem kolejne punkty. Obserwowałem je absolutnie bezmyślnie, bezrefleksyjnie, tylko gromadząc kolejne i spytałem Maxa:
Znasz się na gwiazdach? Ja zupełnie nie, tylko wiem, że tamten gwiazdozbiór z Syriuszem to Wielki Pies, ale to wie każdy… Oooo — zorientowałem się. — Boże, nie widziałem go chyba z dziesięć lat. Zapomniałem, że tu są inne gwiazdy — roześmiałem się ze swojej ignorancji. No tak, brawo, Ian, nie żebyś znajdował się na innej półkuli, niż Max przez całe życie. Przygryzłem wargę, czując, jak uśmiecham się jeszcze szerzej i automatycznie zacząłem śledzić wzrokiem kolejne znajome punkty. — Kurwa, całkowicie zapomniałem, jak wygląda tutaj niebo… jak byłem z mamą w górach teraz, na święta, było zachmurzone i jakoś nie zwróciłem uwagi… O ja pierdolę, ale dawno nie widziałem tych gwiazd — paplałem bez sensu, szczerząc się jak mysz do sera, z tym że to byłem ja, Ian do gwiazd. — Lubiłem się na nie gapić, zawsze mi się dobrze kojarzyły. Najlepiej je widać właśnie z takich miejsc, gdzie nie ma cywilizacji i dobrze mi się kojarzyły. No i dużo razy imprezowaliśmy sobie w takich miejscach jak to, wiesz, w górach albo przy jakichś kanionach, a one były albo nie, zależnie od pory roku. — W tym różniły się od Księżyca, że on był zawsze, niezależnie od pory roku, zresztą tak jak teraz, bezczelny podglądacz. — Lubisz oglądać wschody słońca? Ja tak. Najlepsze… nie, dobra, nie najlepsze. Jedna z fajniejszych rzeczy w mieszkaniu w Australii to tutejsze wschody słońca. Zwłaszcza z gór. Tutaj widzisz, jak to słońce pojawia się na oceanie, a wokół nie ma nic poza nim. I jakby to nie było mało to przecież zawsze ogląda się je po jakiejś fajnej nocy, no bo, sam pomyśl, to musi być spoko noc, skoro nie poszedłeś spać aż tak długo. Niby można też specjalnie wstać na wschód słońca, ale kto normalny wstawałby tak wcześnie? Więc generalnie, to musi być fajna noc, po której pewnie jesteś już zmęczony i wykończony, ale szczęśliwy, bo skoro jeszcze nie zasnąłeś pomimo zmęczenia to muszą cię trzymać endorfiny. Zresztą, przecież oglądaliśmy ten wschód na Coney Island, pamiętasz? — zorientowałem się i uśmiechnąłem sam do siebie, ta noc była jedną z tych wartych wschodu słońca. — To jest… nie wiem, jest coś fajnego w tym, jak oglądasz jak wszystko się budzi do życia. I już tam pal licho ludzi, my to żyjemy kiedy się nam podoba, ale rośliny. Rośliny potrzebują słońca do życia. Ale ja w sumie nawet niż ten moment wschodu słońca wolę tę godzinę przed, jak jeszcze wszystko jest takie granatowe, purpurowe… Nie wiem. Kiedyś się nad tym zastanawiałem i myślę, że wschody są takie fajne, bo trzeba się dla nich, wiesz, postarać. Bo zachód to właściwie można oglądać codziennie. Ale wschód? No ni chuja, dla niego musi zajść jakaś, wiesz, okoliczność — gadałem, gapiąc się w niebo nad sobą. W moim wyrzucaniu z siebie dużej ilości słów nie było nic dziwnego, a więc i Max pewnie zdążył się do tego przyzwyczaić, skoro spędził ze mną lwią część tych ostatnich dwóch miesięcy.


Gazelle - 2018-10-02, 20:41

Chyba nie sugerujesz, że ze mną mógłbyś się nudzić? — parsknął, a potem puścił Ianowi oczko.
Pomysł Iana z wejściem na tę górę, to był strzał w dziesiątkę. I z każdą minutą doceniał to coraz bardziej. Wszystkie jego zmysły znajdowały w takich warunkach ukojenie. Huh, może rzeczywiście coś prawdziwego było w tym gadaniu, że natura jest najlepszym antydepresantem...
Tej nocy nie wziął swoich tabletek. Zakładał, że może wypić alkohol, a nie chciał za bardzo się przekonywać jak jego organizm zareagowałby na mieszanie go z tymi dziwnymi substancjami. Wprawdzie mała lampka wina powinna być okej – zresztą, konsultował się w tej sprawie z lekarzem, który dał mu zielone światło na niewielkie ilości alkoholu, jednak nie wiedział co by było w przypadku czegoś więcej.
Generalnie – nie było sensu ryzykować. A od jednej nocy przerwy świat nie stanie na głowie. W końcu lekarz wytłumaczył mu, że organizm tak łatwo nie pozbywa się tych substancji, ale trzeba je uzupełniać po to, by utrzymywać ich stały poziom.
Konsumował powoli kolację, która, mimo tego iż była przygotowana w warunkach polowych, była naprawdę dobra. Dlatego też chciał się nią delektować, zamiast pochłonąć ją tak szybko jak nakazywał mu jego głodny żołądek, bo wtedy by się nabawił jeszcze mdłości i ot. I ostatecznie stanęło na tym, że tylko Ian pił do tego piwo. Maxowi się odechciało, tak po prostu.
Chyba był po prostu upojony samą obecnością Iana, jakkolwiek tandetnie by to nie brzmiało.
Spoko chłopak? Woah, Ian, jak romantycznie — roześmiał się. Na całe szczęście już potrafił wyczuć, kiedy Ian żartuje, bo inaczej naprawdę kiepsko poczułby się z tymi słowami. Ale wiedział, że i Ian wiedział, że ich związek to nie tylko ruchanie i grill na szczycie góry. Nawet jeżeli Ian nie zdawał sobie z tego w pełni sprawy, to i tak wiedział. — Ty też jesteś spoko. Całkiem czaderski. Zajebiaszczy jesteś, mate.
Zgniótł w rękach zużyty papierowy talerzyk i wrzucił do worka, który był już częściowo zapełniony śmieciami, po czym ułożył się obok Iana, jego wzorem obserwując rozświetlone, spokojne niebo.
Słuchał Iana, samemu się w ogóle nie odzywając, nie przerywając mu ani przez chwilę, po prostu pozwalając aby ten głos głaskał go po uszach. Uśmiechał się delikatnie, myśląc o tym jak wiele Ian dla niego znaczył.
Był taki cudowny. Jego, jego słodki Ian. Ten dzieciak ukryty w przystojnym, dobrze zbudowanym ciele modela. Uroczy chłopiec pełen energii, pasji, bogatych przemyśleń.
Odrywając się na moment od gwiazd, przekręcił się na bok, popierając się na łokciu, aby móc nakarmić wzrok widokiem swojej gwiazdy. Jej przecudownej twarzy, skąpanej w nikłym świetle, na której wyróżniały się te rozświetlone oczy.
Czuł, jakby to rozczulenie osobą Iana rozpychało go od środka. Jakby miało wybuchnąć z niego słodką mazią. Nie wiedział, że można czuć coś aż tak mocno. Na tyle, by nie umieć nawet tego opisać. Żadne słowa nie oddawały tej intensywności, tego zachwytu, który autentycznie doprowadzał go do wzruszenia.
A Max nie był osobą, która często płakała. Wręcz przeciwnie, nawet gdy targały nim silne emocje, jego organizm uparcie nie chciał produkować łez.
A jednak coś w tej nocy, w tym klimacie, w samej osobie Iana, pięknie opowiadającego o nocy, gwiazdach, wschodzie słońca, to wszystko sprawiało, że dosłownie czuł jak oczy mu delikatnie wilgotnieją. Nie na tyle, by poleciała z nich kaskada łez, na szczęście. Nie wiedział, czy Ian by to zrozumiał. Ian też do niego czuł poza zwykłym pożądaniem, Max był tego pewien, ale nie był pewien tego, czy to był ten sam rodzaj uczucia, jak ten którym sam go darzył.
Lepiej było nie wiedzieć. Nie weryfikować tego. Tak było spokojniej.
Przeniósł się tym razem do pozycji siedzącej i chwycił Iana za ręce, podnosząc go do swojego poziomu. Bez słowa, pocałował go mocno, ale nie był to ten rodzaj głodnego pocałunku, gdy był rozpalony i podniecony, o nie, to był wyraz prawdziwej adoracji.
Odrywając się od jego ust, wtulił się w niego mocno, opierając głowę na jego piersi.
Gdybym do końca życia miał oglądać powtarzające się wschody słońca z tobą, nigdy by mi się one nie znudziły. Wiesz, to zjawisko pasuje do ciebie — szeptał w jego klatkę piersiową. — Proszę, przytul mnie... — jego głos lekko się załamał, bo Ian nadal trzymał uniesione ramiona, wahając się przed czymś. Bicie jego serca przyśpieszyło, ale tym razem z powodu lęku przed tym, że znowu nieświadomie coś zepsuł, że Ian znowu będzie chciał go odepchnąć, że się zdystansuje, a tego by tym razem nie zniósł...
Ale w końcu ramiona zacisnęły się wokół jego sylwetki i Max mógł się uspokoić.


effsie - 2018-10-02, 21:40

Ze mną to zawsze romantyzm na najwyższym poziomie — mruknąłem, puszczając mu oczko. Max chyba wiedział, że po mnie niczego takiego nie może oczekiwać, miał już w tym dwa miesiące doświadczenia, a więc nie powinien być zaskoczony.
Moja romantyczność zaczynała się i kończyła tam, gdzie sięgał mój penis no i, nie oszukujmy się, niezbyt mnie bawiły wszystkie duperele dookoła. Nie chodziłem z nikim za rączki na żadne spacery, nie było uroczych kolacyjek przy świecach ani żadnych śniadań podawanych do łóżka z ciepłymi bułeczkami i aromatyczną kawą. Taki po prostu byłem, przez całe dwadzieścia siedem lat mojego życia i naprawdę nie widziałem ani sensu, ani potrzeby, by to zmieniać.
Max pociągnął mnie za ręce i oderwałem wzrok od nieba, początkowo nieco zagubiony, nie wiedząc, co się dzieje, ale zaraz przylgnął do mnie swoimi ustami, całując mnie mocno i… niespiesznie, powoli, swoim językiem delikatnie drażniąc mój, jakby całkowicie odwrotnie do tego, jak zwykle wyglądały nasze pocałunki: gwałtowne, namiętne i agresywne. Tym razem Max był spokojny, a i mnie udzieliła się ta jego atmosfera; zaśmiałem się cicho w jego usta, smakując ich delikatnie i jakoś szalenie intymnie, kończąc pocałunek z wargami w kąciku jego ust. Potarłem jego brodę kciukiem i chciałem coś powiedzieć, ale to Max wtulił się we mnie i wyszeptał swoje nieco irracjonalne wyznanie.
Nie wiem, co miało znaczyć, nie wiem, co chciał mi przez to powiedzieć, ale wolałem tego nie analizować, nie chcąc dojść do pochopnych wniosków; a mimo to nie zadałem pytania proszącego go o doprecyzowanie, może wcale nie chciałem znać odpowiedzi. Zaraz jednak padła kolejna prośba i to, to przecież mogłem zrobić.
Było dla mnie coś dziwnego w trzymaniu Maxa w ramionach tak po prostu. Uwielbiałem mieć go przy sobie i dotykać w każdym z tych momentów, gdy się pieprzyliśmy i później tylko leżeliśmy w swoich objęciach, obaj spełnieni i wciąż w postorgazmicznej przyjemności, ale to, tutaj… było zwyczajnie dziwne, aseksualne i gdyby nie powiedział mi, bym to zrobił, na pewno sam bym na to nie wpadł; wbrew tym wszystkim chwilom uniesień, teraz to nie był mój odruch, coś, co chciałem zrobić sam z siebie, ale jeśli on tego chciał… to w porządku. Mogłem to robić, trzymać go blisko siebie, tak, jak lubiłem; był w tym rodzaj dziwnej, nieznanej mi przyjemności, sympatii, tej z rodzaju tych, gdy kumpel oddaje ci ostatni kawałek pizzy lub pani w sklepie w kolejce przepuszcza do przodu, bo masz tylko kilka rzeczy.
Dla mnie to może nie było tak ważne jak dla niego.
Przejechałem kciukiem drugiej ręki po jego szyi, chwilę przed tym, jak sięgnąłem po piwo, patrząc się teraz na światła miasta i ocean przed nami. Nie wiedziałem, jak wiele czasu zostało do północy, ale prawdopodobnie już niedługo wybuchną przed nami pierwsze fajerwerki.
Wiesz… jak jeździliśmy dzisiaj po tych różnych miejscach, które ci pokazywałem, to było dla mnie takie… trochę dziwne. Surrealistyczne. Jakbym pokazywał ci coś, co kiedyś było moje, co kiedyś mnie dotyczyło, a teraz… nie czułem z tym wielkiego związku. Raczej rodzaj tego dziwnego przywiązania, melancholii, pewnie związanej z tym, że mam tam jakieś wspomnienia, ale… nie wiem jak to do końca powiedzieć. Tak, jakbym oglądał jakiś dobry film, wiesz? — Spojrzałem na niego. — Dobrego reżysera, który umie sprawić byś poczuł jakiś związek z bohaterami, ale jednak wiesz, że siedzisz na kanapie i nie jesteś nimi. Albo nawet to jeżdżenie drogami… wiesz, tu są całe trasy, można je sobie łatwo znaleźć w Internecie, no i trochę to robiłem, ale co? Z mamą zawsze jeździliśmy wkoło komina, a ze znajomymi też nie zobaczyłem za wiele. Jeździliśmy tak odkąd miałem piętnaście lat, ale nigdy nie miałem albo kasy, albo czasu żeby wyjebać tak na całego. Jak dzisiaj pokazywałem ci te kolejne miejsca to z jednej strony się cieszyłem, a z drugiej czułem takie, nie wiem, coś, że powinienem zobaczyć to, przeżyć sobie jeszcze raz, znowu. No i… niby w porządku, przecież tak sobie planowałem, żeby trochę tu pomieszkać, ale z drugiej strony… jechaliśmy dzisiaj, już tutaj, słuchaliśmy tego Sinatry i nie rozmawialiśmy, a ja się zastanawiałem, czy to już zawsze tak nie będzie. Że mimo tego, jak bardzo lubię swoje życie, jak jestem szczęśliwy, że będę zawsze miał to wrażenie, że czegoś jeszcze nie przeżyłem.


Gazelle - 2018-10-02, 22:29

Świat mógł się walić, palić, z nieba mogły latać kaczki, a Max dalej byłby spokojny, będąc wtulonym w swojego Iana, czując obejmujące go ramiona, które chroniły go przed wewnętrznym wybuchem, trzymały go w jednym kawałku.
Ian, to nie jest sprawiedliwe. To, że nawet nie mogę ci opowiedzieć o tym wszystkim, co czuję. To, że bawisz się ze mną, że przyciągamy się i odpychamy jak zmieniające bieguny magnesy. Tak bardzo chciałbym dzielić z tobą te wszystkie uczucia. Móc na każdym kroku pokazywać ci, ile dla mnie znaczysz, bez obaw że cię tym odstraszę.
Nie powiedział tego na głos, oczywiście, że nie. W rękach Iana...naprawdę był jak zabawka.
I nie miał do niego żalu, nawet gdyby chciał, to po prostu nie umiał wykrzesać z siebie w tym momencie takich uczuć.
Sam, z własnej woli, na własną odpowiedzialność w to wkroczył. Wiedząc, że z tego nie będzie odwrotu. I nawet jeżeli to oznaczało, że Ian nigdy w pełni nie odwzajemni jego uczuć, to nadal nie będzie tego żałować.
Bo, po prostu, czerpał radość z tego, że mógł go kochać. Że mógł dzielić takie słodkie momenty, że czasami ich ciała stawały się jednością, że mógł smakować tych ust.
Parsknął cicho pod nosem. Cóż za przepełnione dramaturgią przemyślenia!
Pewnie tak będzie — odszepnął, nadal nie odrywając głowy od piersi Iana. Bo nie chciał, żeby ten widział jego grymas spowodowany wspomnieniem o jego planach zamieszkania na powrót w Australii, bez Maxa. — Jeżeli na to pozwolisz, to to uczucie znajdzie cię zawsze, w każdych warunkach. Jeden człowiek nie może przeżyć wszystkich żyć, zawsze będzie ci czegoś brakowało. Wspomnienia są wspomnieniami, nie odtworzysz ich w rzeczywistości. Tak samo, jak nie przywrócisz do życia, nie wiem, zasuszonego motyla zamkniętego w gablotce. Możesz nim cieszyć oko, ale nie zobaczysz już na żywo jak lata, nie? Pewne etapy naszego życia przemijają, zawsze coś nam umyka, czasami więcej, czasami mniej, trudno. Sam miałem trudności, żeby pogodzić się z tym jak wiele takich potencjalnych wspomnień bezpowrotnie utraciłem — przyznał. — Ale zawieszając się w tym żalu, nie będę cieszył się tym, co jest tu i teraz. Tak samo, jakbym zbyt mocno wybiegł w przyszłość, koncentrując się na tworzeniu miliona planów na kolejne przygody. Kurczę, Ian, życie nie jest przecież grą, nie musisz zdobywać wszystkich możliwych osiągnięć, nie?
Przymknął na moment oczy, wsłuchując się w równe bicie serca Iana, które chwilowo trochę przyśpieszyło z jakiegoś powodu.
Idealny temat na koniec roku — mruknął i z idealnym, wręcz podejrzanie idealnym wyczuciem czasu niebo rozświetliły fajerwerki.


effsie - 2018-10-02, 22:54

Przecież to wiem — odparłem równie cicho. Byliśmy tu sami, w tej ciszy na szczycie góry, przerywanej tylko świstem wiatru. — Nie jestem głupi, przecież to wiem.
Nie chciałem wskrzeszać wspomnień, nigdy w życiu. Ale najwyraźniej nie mieliśmy już o tym więcej rozmawiać, bo ciszę przerwał pierwszy huk i obaj automatycznie podążyliśmy za nim wzrokiem.
To już?
Zagapiłem się bezmyślnie w obraz przed sobą, na fajerwerki rozbłyskujące nad Brisbane, obejmując przez cały czas Maxa, który nieco przekręcił się w moich ramionach, teraz odchylając głowę, by spojrzeć na widok. Siedział do mnie tyłem, więc nachyliłem się, układając brodę na jego ramieniu i przyłożyłem wargi do jego policzka.
Co teraz się robi? — spytałem cicho z uśmiechem na ustach, odstawiając piwo i obejmując go też drugim ramieniem. — Miałeś mnie uczyć.
Przecież to był pierwszy raz, jak miałem chłopaka. Już zapomniałem o prezencie na Święta, nie chciałem znowu popełnić żadnego faux pas.


Gazelle - 2018-10-02, 23:31

Westchnął cicho, gdy oddech Iana połaskotał jego twarz.
Szczęśliwego nowego roku. A teraz mnie pocałuj — wyszeptał i obrócił lekko głowę, żeby ich usta mogły spotkać się w pocałunku. Tym razem nie przedłużał go, stosunkowo szybko się odrywając od ianowych warg, żeby mogli obejrzeć pokaz fajerwerków.
Ech, wygląda to pięknie, ale lasery przynajmniej tak nie huczą — mruknął, bo nawet z tej góry zdarzało mu się usłyszeć jakiś hałas. A co miały powiedzieć biedne zwierzaki, zwłaszcza nadwrażliwe na hałas psy? I to wszystko po to, żeby ludzie się przez parę minut pogapili na pieniądze wysadzone w powietrze.
Ale, tak, to było piękne, kiedy to dotychczas spokojne, rozgwieżdżone niebo pokryło się kolorami. Nie mógł oderwać oczu od tego obrazu zepsucia gatunku ludzkiego.
Po kilku minutach jednak zdążył zatęsknić za spokojem. Ian też się chyba już napatrzył, więc pociągnął go do kolejnego pocałunku. Nie były to raczej odpowiednie warunki na to, żeby robić cokolwiek więcej (chociaż, szczerze, gdyby tylko Ian chciał, to Max by nie oponował), ale uwielbiał całować Iana, więc wcale nie narzekał, ciesząc się zwyczajnie tym rodzajem bliskości.
Zmienili pozycję tak, że Ian wciąż siedział, tym razem z wyciągniętymi nogami, a Max siedział na nich okrakiem, wymieniając ze swoim partnerem słodkie, słodkie pocałunki.
Widzisz, to nic trudnego — powiedział, nawiązując do tego całego uczenia Iana. Max wcale nie czuł się aż tak kompetentną osobą do tego, żeby udzielać korepetycji z tego jak zachowywać się w związku, ale mógł przynajmniej pokazać Ianowi co jemu samemu odpowiadało.
Zresztą, wcale nie dążył do sztampowego związku z Ianem. Gdyby to tak wyglądało, ich relacja straciłaby swój specyficzny urok.


effsie - 2018-10-03, 00:20

Może nie był to pierwszy raz, gdy oglądałem fajerwerki z tej wysokości, ze szczytu gór, ale pierwszy, gdy byłem tu z tylko jedną osobą, trzymając ją w ramionach i czując jej oddech na wargach. Wokół panowała cisza przerywana drobnym szumem, rześki wiatr smagał moje plecy, podczas gdy ramiona grzało ciało mojego słodkiego blondasa.
Max wpatrywał się w fajerwerki, a ja sięgnąłem do plecaka po szampana, którego otworzyłem z głośnym hukiem. Upiłem alkoholu i pocałowałem mojego chłopaka, potem jemu podtykając pod usta szyjkę butelki i za chwilę spijałem smak szampana z tych różowiutkich warg. Butelka stała obok, podczas gdy Max usadowił się na mnie okrakiem i ujął kark i szyję tymi pięknymi, długimi palcami. Sam pozwalałem moim dłoniom na wycieczkę po jego ciele, przeczesując włosy, gładząc szyję, łapiąc w talii czy przedzierając się przez materiał jego bluzy i koszulki, szukając dojścia do tej pięknej skóry. Wiedziałem, że prędzej czy później przypieczętujemy tę noc tym, czego obaj chcieliśmy, ale mieliśmy przecież czas i nie musieliśmy się nigdzie spieszyć.
Maxie, z tobą takie rzeczy nie mogą być trudne — roześmiałem się cicho prosto w jego usta, te czerwone i nabrzmiałe od moich licznych pocałunków, odgarniając włosy, które wpadły mu do ust. — Powiesz mi coś?
— Co?
Zastanawiałem się… wtedy, w NY, u ciebie, jak rozmawialiśmy powiedziałeś mi, że miałeś tylko jednego stałego… no wiesz. Że poza mną i Jaradem to zawsze były jednorazowe przygody — zacząłem, nie odsuwając go od siebie i jednocześnie zastanawiając się, jak właściwie mam sformułować swoje pytanie. — Czemu… czemu ci tak bardzo zależało? Już od samego początku, jak zacząłeś wymyślać sobie jakieś układy. Wtedy myślałem, że nie lubisz seksu bez zobowiązań, ale teraz już sam nie wiem.
Bo nie wiedziałem. I zastanawiałem się nad tym, ale zamiast wyciągać jakieś pochopne wnioski, chciałem poznać jego myśli.


Gazelle - 2018-10-03, 10:19

Otworzył szeroko oczy. Pytanie Iana było niczym zimna woda, która nagle go oblała na tym szczycie góry, gdzie temperatura wcale nie była taka przyjemna jak na dole.
Ale to było dobre pytanie, w gruncie rzeczy. Takie, które Max musiał zadać sam sobie. Bo, właściwie, to o co mu wtedy chodziło? W tamtym czasie nie czuł do Iana tego, co teraz. To nie wykraczało poza pożądanie...chyba?
Chciał zejść z ud swojego partnera, ale ręce Iana przytrzymały go za biodra. Przygryzł wargę i spojrzał w dół, nawet nie zdając sobie sprawy z tego że wygląda jak totalna ofiara.
Ja też nie wiem? To znaczy, no, wtedy nie minęło wiele czasu odkąd się zobaczyliśmy pierwszy raz po tych pięciu latach. I, ech, zachłysnąłem się tym spotkaniem bardziej niż wtedy chciałem przez sobą przyznać. Ale, na moich urodzinach, kiedy byłem pod wpływem i w ogóle, wtedy jakoś tak zacząłem myśleć, że mi się podobasz...wiesz, że gdy się wprowadziłem do akademika te siedem lat temu i cię zobaczyłem po raz pierwszy, to byłeś tylko owinięty ręcznikiem, i, kurczę, to takie sztampowe, ale moją pierwszą myślą oczywiście było to, że trafił mi się absurdalnie seksowny współlokator — roześmiał się. — I wracając do tematu: kiedy przespałeś się z Marcusem i on mi o tym powiedział, to się wkurzyłem. I to nie z tych powodów, o których ci mówiłem. Zrozumiałem, że chciałem być na jego miejscu, ale...ale sam bym się wkurzył, gdybym był dla ciebie jednorazową przygodą, a potem musiałbym znosić to, że przyprowadzasz do siebie kolejne osoby. Bo, wiesz, od znajomości z tobą nie mógłbym się odciąć tak łatwo jak on moich innych przygód. I kiedy, eee, wiesz, kiedy pokazałeś mi po raz pierwszy te swoje tatuaże, wtedy obudziło się we mnie coś takiego, że cię chciałem, ale tak cholernie chciałem, i nie chciałem się dzielić tobą z nikim. Pojebane, prawda? — parsknął. I tak naprawdę dopiero potem zaczęły się w nim rozwijać inne, intensywniejsze uczucia, ale o tym już nie chciał mówić Ianowi, z tego się nie chciał tłumaczyć, bo musiałby ujawnić pewne rzeczy, które obiecał sobie przed nim ukrywać za wszelką cenę.


effsie - 2018-10-03, 12:49

Max… poczuł się, nie wiem, zawstydzony tym pytaniem, o czym nie było trudno się zorientować, zwłaszcza gdy chciał uciec z moich kolan, a później opuścił głowę, by nie patrzeć w moje oczy. Mogłem wyciągnąć rękę i podnieść sobie jego podbródek, zmusić go do tego, by podniósł wzrok, ale… wcale nie chciałem tego robić, wolałem pozwolić mu uciekać ode mnie tak długo, jak mogłem trzymać go w ramionach. To dopiero absurdalne, nie?
Max opuścił głowę, a ja przejechałem dłonią po jego włosach, delikatnie masując jego skórę głowy, gdy wypowiadał te wszystkie słowa. Czy to było pojebane? Tak, owszem, ale w tym pokręconym gównie, które wydarzało się pomiędzy nami było bardzo wiele pojebanych rzeczy i nie mnie było je wszystkie oceniać.
Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie spałem od tamtego czasu z nikim poza tobą — mruknąłem, chowając nos w jego głowę i wdychając zapach szamponu, którego sam używałem. Ton mojego głosu nie brzmiał oskarżycielsko, nie chciałem mu tego wypominać, bo w teorii nie było czego; nic wtedy między nami nie było, a on, wiedziałem, chciał mi zrobić na złość. Pomimo tego, było to całkiem zabawne, choć akurat mnie nie było do śmiechu. — Taki z ciebie blondasek, strasznie zaborczy, ech. Wiesz… nie podoba mi się to w tobie, ani trochę, ale już przyzwyczaiłem się do tego, że z tobą robię wiele rzeczy, których normalnie bym nie zrobił… i to też mi się nie podoba i zastanawiam się, co ja odpierdalam, ale wtedy pojawiasz się ty, cały niby taki na biało, chociaż to jest wielka nieprawda, niby taki niewinny, a to jest jakieś wielkie kłamstwo. Wystarczy, że się pojawiasz i już, zaczynam zachowywać się jak jakiś kundel — westchnąłem, patrząc jak Max podnosi głowę by z zaciekawieniem pomieszanym ze zdziwieniem spojrzeć mi w oczy. — Nawet teraz — dodałem. — Nie wiem, czemu ci to wszystko mówię.
Nie wiedziałem, naprawdę. Zamiast tego przejechałem rękoma po jego talii i ramieniu, czując kolejną bryzę wiatru na plecach. Wbrew moim obawom nawet tu, na szczycie, było dość ciepło – pomijając te momenty, gdy wiał wiatr, choć jeszcze nie czułem potrzeby zakładania kurtki, nie kiedy ciało Maxa grzało mnie z przodu. Uśmiechnąłem się półgębkiem i poczułem potrzebę zmienienia tematu na trochę mniej… niewygodny, bo niepotrzebnie wypapalałem przed nim te słowa.
Uważałeś, że byłem seksowny? — spytałem. Nie do końca wiedziałem, jak to traktować. — Gdybym to wiedział to nie latałbym przed tobą z gołą klatą praktycznie cały czas — mruknąłem, przypominając sobie dziesiątki wspólnych chwil w tym całym akademiku. To było San Francisco, było gorąco, więc po prysznicu zazwyczaj ubierałem się w bokserki i ewentualnie krótkie spodenki, nigdy też nie uznawałem instytucji pidżam i prawdopodobnie spędziliśmy jakieś setki godzin na łóżku moim, czy Maxa, grając w Mario Kart albo inne gierki. Wiedziałem, że był gejem, ale nigdy nie zwrócił mi uwagi na mój negliż, mnie też to nie przeszkadzało, więc… tak jakoś wyszło, ech.
Czego się człowiek dowiaduje po latach.


Gazelle - 2018-10-03, 21:50

Ach, no tak, Pierre.
Max już w ogóle o tym incydencie nie myślał, to Ian się tak do tego przyczepił, mimo iż przecież Max przespał się z tym gościem tuż po tym, jak Ian śmiał śmieć go odrzucić. Tego akurat nie chciał sobie przypominać, bo to było naprawdę okropne i przede wszystkim upokarzające.
No, ale tak patrząc z perspektywy czasu...to było bardzo dziecinne zagranie. Na jego usprawiedliwienie – wtedy zupełnie nie myślał w takich kategoriach. Po prostu był wkurzony i musiał odreagować.
Całe szczęście, że już nie musiał niczego odreagowywać z Francuzami z Tindera.
Max chyba miał jakieś mgliste pojęcie, dlaczego Ian mu to wszystko mówił, dlaczego był z nim szczery i dlaczego był tak bardzo w tym pogubiony, ale postanowił się nie dzielić swoimi przypuszczeniami, żeby nie przeciągać struny. Niemniej, jego słowa były dla niego i tak zaskoczeniem...na pewno w jakimś sensie pozytywnym.
Zaborczy, hm? Mówi to koleś, który wytatuował na mnie Ian's — parsknął krótkim śmiechem. Ciekawiło go to, czy Ian w końcu zdał sobie sprawę z własnej hipokryzji, która była tak wyraźna jak ogromny pryszcz na czubku nosa. — Naprawdę ci się to nie podoba? — spytał cicho, bo to go najbardziej mierziło w tej wypowiedzi. Bo, może to po prostu wynikało z tego, że to wszystko było dla Iana nowe, że się w tym gubił, ale brzmiało to jednak okrutnie, bo Max wierzył że Ianowi także podoba się to, co jest między nimi.
Przymknął oczy, pozwalając swoim zmysłom żyć przez moment tylko dotykiem Iana, obecnością tych ciepłych rąk na jego skórze.
Kurwa, Ian, nie rób ze mnie oblecha. Tak, spodobałeś mi się, ale to nie znaczy że cały czas się w ciebie wgapiałem i się śliniłem gdy pokazywałeś klatę. Wtedy myślałem, że nie interesują cię w ogóle faceci, więc, no, uciszyłem tę początkową fascynację — wytłumaczył. Chyba niepotrzebnie się przyznawał do swojego zauroczenia sprzed lat.


effsie - 2018-10-03, 23:10

Pierre, Pierre. Jasne, niech sobie myśli o tym jebanym Francuziku, jebany zasraniec, wrrr.
Dobra, Ian, ogarnij się.
Max parsknął śmiechem a ja zmarszczyłem brwi i mój wzrok automatycznie powędrował w dół, na jego biodra i krocze, gdzie znajdował się wspomniany tatuaż. Bezwiednie, bezmyślnie, opuściłem rękę i przejechałem nią po materiale spodni Maxa, który ukrywał dziarę. Uwielbiałem ją już wtedy, gdy ją zrobiłem, gdy krwawiła i sprawiała mojemu chłopakowi ból, ale to tej nocy zobaczyłem ją w całej okazałości i, och, oszalałem całkowicie. Już teraz na samo wspomnienie przeszły mnie ciarki, a i Max nie mógł przecież nie zauważyć tego, co się wtedy ze mną działo, jak drżałem na samą myśl o tym, gdzie zaraz go dotknę i pocałuję. Byłem jebnięty, wiedziałem o tym i trudno, zaakceptowałem już ten fakt i zaczynałem bawić się w swoim szaleństwie, pochłaniać w nim, razem z tym cudownym blondynem, który przyleciał tu specjalnie do mnie, m n i e
Ale najwyraźniej ta cudowna bańka euforii i szczęścia miała się w końcu skończyć.
No tak. Nic nie miało trwać wiecznie.
Wiedziałem, że był zły, powiedział mi to już wtedy, w moim studiu w Queens, ale… nie zdawałem sobie sprawy, że był… wciąż. A najwyraźniej był, skoro mi to wypominał, kiedy jeszcze nie mieliśmy okazji o tym rozmawiać. Mogłem pławić się w moim szaleństwie, byłem naprawdę zdrowo pieprznięty na jego punkcie, ale… czy wciąż wtedy, kiedy on tak bardzo tego nie chciał?
Opadły już ze mnie tamte emocje sprzed dwóch tygodni, ta okropna zaborczość i posesywność, nad którymi nie potrafiłem panować i gdy słuchałem rozsądku, doskonale wiedziałem, że to było głupie i idiotyczne. Mogło wciąż mi się podobać, mogło dodawać mi ekscytacji i kolejnych dawek szaleju, ale nie miałem najmniejszego prawa, by to robić. I choć wcale tego nie chciałem, choć już czułem irytację na samego siebie, wziąłem głęboki oddech i odsunąłem rękę od jego biodra, zsuwając go ze swoich kolan i sięgając po pozostawianego z boku szampana.
Mogę się tego pozbyć — powiedziałem, odsuwając szyjkę od ust. — Zrobić kolejną wić w tym miejscu albo dodać trochę cieniowania.
Nie chciałem tego, ani trochę, ale co z tego? Kolejny raz ten pieprzony gnojek trzymał moje jaja w garści, a teraz jeszcze pytał, czy mi się to podoba.
Oczywistym było, że nie.
Potrząsnąłem głową.
Nie podoba mi się ani trochę, ale co z tego, skoro najwyraźniej mam to gdzieś? — mruknąłem, całkowicie zdając sobie sprawę z tego, jak absurdalnie to brzmi. Westchnąłem i podniosłem na niego wzrok. — Ech, co chcesz żebym ci powiedział? Koleś, jak jeszcze nie łapiesz, że normalnie nie bawię się w takie rzeczy, jak z tobą, że nie zapraszam ludzi na chatę mojej mamy i nie targam ich żeby posiedzieć sobie i poczekać razem na wschód słońca w Nowy Rok to jesteś serio tępy. A co do oblecha to nic z ciebie nie robię. Ja tam bym pewnie na twoim miejscu korzystał. — Wzruszyłem ramionami.


Gazelle - 2018-10-03, 23:33

Spochmurniał, kiedy Ian zsunął go ze swoich kolan, mimo iż chwilę wcześniej sam chciał się z nich ewakuować. Znowu wyczuwał jakąś zmianę w atmosferze, i naprawdę od każdej takiej zmiany wariował.
Ale ja nie chcę, żebyś się tego pozbywał... — wyszeptał, prawie niesłyszalnie. Ianowi mimo to udało się go usłyszeć, bo obrócił głowę w jego stronę, patrząc na niego uważnie z uniesioną brwią. — No, co? Nie tylko ty odpierdalasz, Ian.
Nawet, jeżeli na początku się wkurzał na Iana...to wkrótce pokochał obecność tego napisu na swojej skórze. Pokochał bycie oznaczonym. I uwielbiał wpatrywać się w swój tatuaż nie tylko przez przepiękny wzór.
Tak, oboje byli zdrowo popieprzeni. Przede wszystkim popieprzeni na swoim punkcie.
Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałem, nie? Uwielbiam być twój. Tylko...dlaczego masz pretensje do mnie o to, że jestem zaborczy, skoro ty także tak się zachowujesz? — westchnął głęboko, zanim postanowił z mocno bijącym sercem kontynuować swój wywód: — I nie o to mi chodzi. Ian...nie podoba mi się to, że czasami zachowujesz się, jakbyś został w to wszystko podle wmanewrowany, czy coś. Jest ci w tym dobrze? Bo po tym, co mówisz, mogę wysunąć tezę, że tak. Więc dlaczego robisz z siebie cierpiętnika? Tak, wiem że jest to dla ciebie nowe i niezrozumiałe, ale wierz mi że ja też wielu rzeczy w tym nie rozumiem. I trudno, cholera, cieszę się z tego że jestem przy tobie i to mi wystarczy. Myślisz, że normalnie bawiłbym się w taką spontaniczną podróż na koniec świata? Że z kimś innym włamywałbym się do lunaparku i spieprzał przed ochroną, chowając się za pieprzonym śmietnikiem? Jesteś dla mnie ważny, Ian, czy ci się to podoba, czy nie. I ja wiem, że nie jestem dla ciebie też zwykłym gościem z którym regularnie sypiasz. Cieszę się, że mówisz mi o swoich odczuciach i jesteś szczery, naprawdę to doceniam, bardzo doceniam. Tylko, że musimy jeszcze popracować nad dialogiem. Nad wzajemnym zrozumieniem siebie. Piszesz się na to? — uśmiechnął się łagodnie. Wziął z ręki Iana szampana, żeby samemu się napić. Musiał się pilnować, żeby nie przegiąć, zważywszy na fakt że jego głowa zapewne była jeszcze słabsza niż zwykle, ale to jeszcze nie był ten moment, w którym powinien przestać, a potrzebował przepłukać gardło chociaż niewielką ilością alkoholu.
Korzystał? Nie, źle bym się z tym czuł — pokręcił głową. Gdyby tak robił, sam by się czuł jak oblech, nieszanujący kompletnie intymności drugiej osoby. Bo Ian miał prawo chodzić bez koszulki i nie być obłapianym wzrokiem przez swojego współlokatora-geja.


effsie - 2018-10-04, 00:06

Spojrzałem na niego nieprzytomnie.
Nie chciał, bym pozbywał się tej dziary? W takim razie po co to całe wypominanie, o co mu chodziło?
Znowu to samo, znowu ten blondas, którego nie rozumiałem i który powodował tylko moje większe zagubienie. Powinienem zacząć liczyć razy, gdy to się stało, choć może nie było sensu, bo już pogubiłbym się w rachunkach.
I mimo tego, że zaraz zaczął tłumaczyć mi to, o co chodziło, to wcale nie sprawiło, że poczułem się bardziej na miejscu.
Bo mam wrażenie, że jestem w to wmanewrowany — odparłem niechętnie, zastanawiając się, jakim cudem wpadliśmy w ten temat. Czy to ewoluowało znikąd? Czemu mu właśnie o tym mówiłem? Odjebało mi, tym razem od wysokości? — Może nie podle, ale tak. Że robię te wszystkie rzeczy, których chciałeś ty, nie ja. Tylko, nie przerywaj mi teraz, to nie jest tak, że ja ich nie chcę, ech… i, stary, po prostu nie wiem, o chuj mi chodzi, okej? Trzy miesiące temu nie pamiętałem o twoim istnieniu, dwa miesiące temu mówiłem ci, że nici z jakiegokolwiek związku, a chwilę potem przylatujesz tutaj i poznajesz moją mamę. I to jest pojebane, bo cieszę się, że tu robisz i że robimy te wszystkie rzeczy, ale, no kurwa, stary. Weź sobie wyobraź jak to jest, jak orientujesz się, że w ogóle nie wiesz, o co ci chodzi. Mówiłem ci, że mi odjebało przez ciebie i dokładnie to miałem na myśli — mruknąłem, jakiś taki… nieswój. Czemu mu to mówiłem? Tego też nie wiedziałem, jak chyba wielu rzeczy w tej chwili. Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go, zastanawiając się, skąd to wszystko. — Nie wiem, sorry, może zrobiłem się trochę melancholijny przez ten cały Nowy Rok — parsknąłem krótko. — Ale ty masz już jakąś wielką ścieżkę, o, widzisz, wiesz, nad czym musimy jeszcze popracować i, ech? Co to znaczy? Że masz już wszystko zaplanowane i znowu zrobię tak, jak mi zagrasz? Ech, wiem, że nie, nie słuchaj tego, to byłem tylko rozgoryczony ja. Po prostu dawno nie czułem się tak dobrze i tak obco jednocześnie. Albo w sumie nie dawno, a chyba nigdy. — Wypuściłem dym z ust i zaciągnąłem się jeszcze raz fają.


Gazelle - 2018-10-04, 00:30

To było nawet zabawne, że w całym swoim sfrustrowaniu tym, że nie potrafi zrozumieć niektórych zachowań Iana zupełnie nie myślał o tym, że to może działać i w drugą stronę. Mimo iż zdawał sobie sprawę z tego, że zachowywał się nierzadko w popieprzony i chaotyczny sposób, to jednak niezbyt mocno skupiał się na perspektywie Iana, chyba że tylko po to żeby sobie samemu wkręcać że Ian ma go z jakiegoś powodu dość czy chce go porzucić.
A to, co mówił Ian, w ogóle niczego nie rozjaśniało. Wręcz przeciwnie, i nawet nie wiedział od jakiej strony powinien to ugryźć. Bo, z drugiej strony, Ian mówił przecież o swoich odczuciach. A nad takimi sprawami się za bardzo nie dawało panować, więc Max nie czuł, że to byłoby okej, gdyby miał do niego o to żal. Niemniej...chyba też nie było nic dziwnego w tym, że słowa Iana w jakimś stopniu były dla niego bolesne.
Ian, ale ja ci nie trzymam żadnego pistoletu przy skroni. Robisz to wszystko z własnej woli — zaznaczył. Nie chciał...nie chciał być uznany za manipulatora. Bo przecież nim nie był, prawda? Prawda?I, ech, cholera, nie chodzi mi wcale o to, że mam jakiś gotowy scenariusz, ale, widzisz, na chuj mamy się sabotować, skoro możemy po prostu rozmawiać i wymieniać się wątpliwościami, a potem próbować coś z tego wyciągnąć? Kurczę, jak ci na tym nie zależy, to spoko. Tylko wtedy będziemy się żreć i żreć, aż w końcu zalejemy się cholerną żółcią — mówił, czując narastającą frustrację. I oto urok Iana – potrafił go błyskawicznie przenieść ze stanu radosnego upojenia do czegoś takiego. — Nie zmuszę cię do tego, przecież nie mogę cię zmusić. Ale...tak, masz rację, chciałem tego. Chciałem być twój i żebyś ty był mój, chciałem żebyśmy byli razem, okej, przyznaję się. Ale...nie chciałem tego wszystkiego, co się przy okazji wydarzyło... — dokończył już cicho. Nie chciał tych wszystkich ataków, nie chciał przeżywać tak intensywnego bólu, którego wciąż nie potrafił opisać, nie chciał zachowywać się jak zaborczy świr.
Więc, cóż, nie uważał, że tylko Ian był w tym wszystkim ofiarą. Ale też sam nie uważał, że miał podstawy do tego, aby winić go o cokolwiek.


effsie - 2018-10-04, 10:20

Och.
Nie wiem, czego się spodziewałem, a czegoś spodziewałem się na pewno, skoro serce dudniło mi w piersi, a sam ściskałem pięści i czekałem na niego w oczekiwaniu, ale… to na pewno nie było to.
Jakaś wielka fala chłodu zalała mnie całego, w ogóle nie orzeźwiająca i przyjemna, nie jak bryza wiatru, a skoro o tym mowa, gdy Max zszedł z moich kolan, nagle poczułem napływające zimno. Byłem… zawiedziony i zły, przez to, że wcale nie chciałem mu tego wszystkiego mówić, ale kiedy już to zrobiłem, on… w ogóle mnie nie słuchał. Zamiast tego próbował się cały czas tłumaczyć, mimo tego, że ja wcale nie chciałem od niego żadnych tłumaczeń, że o nic go nie oskarżałem, bo w ogóle nie o to chodziło.
Potrząsnąłem głową i nawet nie zauważyłem, jak zmiażdżyłem filtr papierosa w dłoni, przynajmniej dopóki nie chciałem zaciągnąć się zniszczonym papierosem. Cisnąłem go przed siebie i odwróciłem głowę od Maxa, gapiąc się w drzewa wokół.
W ogóle nie rozumiesz, co do ciebie mówię — warknąłem, kręcąc głową, bo już naprawdę nie mogłem się powstrzymać. Ale najwyraźniej powinienem, skoro jakąkolwiek reakcją na to, jak mówiłem mu, jak się z tym czuję, były tylko kolejne próby zrzucenia z siebie nieistniejącego oskarżenia. Chciałem… nie wiem. Czułem się zagubiony, bardzo, naprawdę, ale tak długo, jak wszystko było normalnie nie chciałem tego przerywać, ale on już miał na to kolejny plan i rady. Po co? Dlaczego? Czemu nagle istniał problem, tak całkowicie wyssany z palca? Nie znosiłem tego, kreślenia dziesiątek wyimaginowanych scenariuszy tego, co może się zadziać zamiast, zwyczajnie, robić rzeczy w teraźniejszości. — Jakie znowu sabotować? Dla mnie wszystko jest okej dopóki nie zaczynamy o tym gadać — powiedziałem i nie minęła nawet chwila, gdy pożałowałem swoich słów.
Nie chciałem tego wszystkiego, co się przy okazji wydarzyło?
Max siedział kilka metrów dalej, a ja poczułem jakby właśnie strzelił mi w twarz po raz trzeci, z tym że teraz nie wylądowałem na barierkach, nie odrzuciło mnie, a ogarnęło mnie jakieś ogromne, ogromne zażenowanie. Automatycznie, prędko odwróciłem głowę, by na niego spojrzeć, ale gdy tylko spotkałem jego wzrok, szybko od niego uciekłem, znów wgapiając się w drzewa.
Nagle w ogóle nie chciałem tu być.
Sam, z nim, dwie godziny drogi od samochodu i ze świadomością, że nawet jeśli byłby bliżej, i tak nie mógłbym go tu zostawić.
Nie chciał tego wszystkiego?
Tego jebanego wszystkiego, do którego przed chwilą sam przyznałem mu się, że ja tego chciałem? Że ja się z tego cieszyłem, że to mi sprawiało przyjemność, nawet jeśli tego nie rozumiałem? Usta zadrżały mi ze wściekłości, a zęby zaszczękły, bo to było naprawdę, naprawdę chujowe, że teraz dawał mim w tym ryj. Uwielbiałem się z nim pieprzyć, mogłem to robić bez końca, ale czerpałem dużą przyjemność z naszych durnych rozmów, głupiego przewalania się ulicami Nowego Jorku czy tego wszystkiego, co robiliśmy wczoraj lub dzisiaj, a on, co? Mówił mi teraz, dwa miesiące później, że chciał być moim chłopakiem, w porządku, czyli co, pieprzyć się na okrągło i tyle?
Żaden kurwa problem, ale trzeba było mi to powiedzieć wcześniej.
Myślałem, że też to lubił, że też mu to zwyczajnie sprawiało przyjemność, ale co, teraz się okazuje, że kłamał? Że tak tylko przewalał się ze mną od miejsca do miejsca, czekając na to, aż w końcu dobiorę się mu do gaci? Uwielbiałem to, mogłem to robić, ale dla mnie to wszystko pomiędzy nie było żadnym jebanym substytutem, czymś gorszym i pomiędzy, chciałem tego wszystkiego i gdy on mówił mi, że nie…
Czułem się zły, zawiedziony i upokorzony, tym, jak obnażyłem się przed tym pieprzonym blondasem, a on z tą cierpiętniczą miną skrzywdzonego przez życie, przez jebanego Iana, tego chujowego, który wymuszał na nim te wszystkie rzeczy, zgniatał właśnie moje jaja w proch. Nie chciałem, by robił te wszystkie rzeczy dla mnie, by przylatywał do jebanej Australii dla mnie, chciałem, by on też chciał tu być, ale czy to nie było to, co mi powiedział? Wpierw, że przyleciał tu do mnie, teraz, że sam tego wszystkiego nie chciał?
Tak długo, jak ten popieprzony szit pomiędzy nami trwał i mogłem myśleć, że to wszystko może jest pojebane, ale obaj tego chcemy, było w porządku. Ale teraz to ja byłem tym marnym kundlem, nad którym ktoś się litował i nie wiedziałem nawet, jak do tego dopuściłem.
Byłem zły. Na siebie, nie na niego, bo to ja pozwoliłem temu wszystkiemu się zadziać, to ja mu o tym mówiłem, a on, co? Miał rację, przecież na nic takiego się nie umawialiśmy. To ja jeszcze miesiąc czy dwa temu mówiłem mu, że te wszystkie pierdy to nie moja bajka, a nagle, co, gdy odkryłem w sobie jebanego hipokrytę, byłem zawiedziony, że tylko mnie słuchał?
Miałem dość. Tak dość siebie, jak chyba nigdy.
Nie chciałem już tu być, nie wtedy, kiedy Max tego nie chciał i miałem ochotę wyrzygać się z tego wszystkiego, co właśnie rozsadzało mi banię. A jednocześnie, co, przecież i tak byłem tu z nim, więc mogłem sprzątnąć wszystkie nad-oczekiwania i sprawić, by dostał to, po co tu przyszedł.
Przecież w końcu ja sam tego chciałem, nie?
Okej, sorry. Ja też tego nie muszę, mogłeś mi tylko powiedzieć wcześniej — powiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie, jakbym miał to wszystko gdzieś, chociaż nawet już sam wiedziałem, że to nieprawda. Ale nie szkodzi, wystarczyło się znów przestawić, a to na pewno umiałem zrobić. Jeszcze nie wiedziałem do końca jak, ale jak spróbuję to przecież się uda. Można, na przykład, zacząć, a więc podniosłem się na kolana i popchnąłem Maxa na ziemię. — Widzisz, może cię tu zaciągnąłem, ale nie musimy gadać. Możemy się po prostu pieprzyć — zauważyłem, zmuszając się do tego, by posłać mu cień uśmiechu. Zawisnąłem nad nim i zbliżyłem się z ustami do jego szyi. Właściwie nie miałem na to w ogóle ochoty, ale nie wątpiłem, że ten piękny gnojek i jego ciało zaraz sprawią, że o tym zapomnę.


Gazelle - 2018-10-04, 11:39

Podskoczył lekko w miejscu, gdy Ian na niego warknął. Nie dlatego, że się go bał, tylko to było zwyczajnie niespodziewane. Nie podobało mu się w jakim kierunku szła ta rozmowa – z każdym kolejnym słowem oddalali się od konsensusu. Rzeczywiście, wychodziło na to że brakowało im wzajemnego zrozumienia. Może to dlatego, że ich doświadczenia były tak różne? Zresztą, nie tylko doświadczenia. Niemalże pod każdym względem diametralnie się różnili.
I czy, biorąc pod uwagę te wszystkie różnice, mieli szanse w ogóle zbudować cokolwiek stabilnego?
Czy Max naprawdę chciał tej stabilności? W końcu jedna z rzeczy którą najbardziej doceniał w związku z Ianem, to była ta nieustanna spontaniczność, mnogość nowych przeżyć. Także pod względem emocjonalnym.
I dopiero gdy tamte ostatnie słowa opuściły jego usta, zorientował się co powiedział. A dokładniej – jak to zabrzmiało. Nie miał na myśli tego, że nie chciał wszystkiego, bo to absolutnie nie była prawda. Wiele momentów z ich relacji było dla niego bardzo cennych, najcenniejszych wręcz. Ale niektóre rzeczy z tego zbioru wszystkiego...te, których w większość Ian nawet nie był świadkiem...
I gdy Ian na niego spojrzał, gdy ich spojrzenia spotkały się na mniej niż sekundę, zanim ten szybko odwrócił wzrok...
Zorientował się, jak mocno spieprzył. Poczuł nóż we własnym sercu.
Boże, nie, nie, nie...
Czuł narastający lęk, gdy obserwował zmiany na twarzy Iana. Poprzez wściekłość to rozczarowania. I sam, cholera, nawet nie umiał się odezwał, zatkało go. To nie był żaden atak paniki, chyba nawet coś gorszego, co kompletnie go paraliżowało, co go rozwalało od środka.
Nagle znalazł się na ziemi, a Ian nad nim zawisł. Nie, nie, nie, nie chciał słyszeć takich słów, to nie to, czego chciał, nie.
Położył ręce na jego klatce piersiowej, żeby odsunąć go od siebie. Pomijając ich burzliwe początki, to był pierwszy raz jak go od siebie odepchnął.
Ian, nie, proszę... — wyszeptał z trudem. — N-nie...nie o to mi chodziło, proszę, wysłuchaj mnie — mówił, a kiedy Ian się od niego odsunął, wrócił do pozycji siedzącej. Pomasował się po skroni, sfrustrowany tym razem samym sobą. Jego angielski był wyjątkowo słaby jak na dziennikarza, skoro nie potrafił nawet przekazać odpowiednimi słowami tak mało skomplikowanej myśli. — Chodzi mi o to, że, ech, że, no, nie wszystkich z tych rzeczy chciałem. Nie że wszystkich nie chciałem — wyjaśnił, drapiąc się nerwowo po przedramieniu. Miał nadzieję, że Ian nie będzie już drążył tematu i dopytywał się o to, co konkretnie mu nie pasowało. Ale z drugiej strony, sam się wkopał i musiał wyjaśnić parę spraw, teraz już naprawdę musiał. — Ja...cholera, Ian, jesteś dla mnie tak bardzo ważny. Tak bardzo, bardzo, że... — zawahał się. Pewne słowa cisnęły mu się na usta, ale to nie był odpowiedni moment żeby je wypowiadać. Nie wiedział, czy kiedykolwiek taki moment zresztą nadejdzie. — Każda chwila spędzona z tobą jest wyjątkowa. Kiedy jesteś przy mnie, czuję się spokojnie, czuję się spełniony i na tym chcę się koncentrować. Ale...czasami...jest mi ciężko, bo...bo... — ponownie się zawahał. Przygryzł wargę, zastanawiając się intensywnie jak z tego wybrnąć. — Kurwa, nawet nie mogę ci tego powiedzieć. Nie dlatego, że ci nie ufam, ale boję się że to by spierdoliło wszystko już doszczętnie. Ale, wiesz co? Dopóki jestem z tobą, to jest nieistotne, jestem w stanie znieść wszystko. Oprócz jednej rzeczy. Nie...nie odsuwaj się ode mnie. Nie chcę tylko się z tobą pieprzyć, Ian.


effsie - 2018-10-04, 12:26

Sarknąłem, czując, że Max mnie od siebie odpycha i usiadłem na kolanach, patrząc na nieco z niezrozumieniem. Nagle miałem wrażenie, że żyjemy na jakichś różnych światach, jeden na Ziemi, a drugi, nie wiem, na Księżycu czy jeszcze gdzieś indziej.
To czego ty chcesz? — spytałem, podirytowany, zmęczony, zagubiony. — I nie mów, że mnie. Słyszałem to już kilka razy, ale najwyraźniej nie mam pojęcia, co to znaczy — dodałem, chwilo nawet nie zły, po prostu… neutralny. Ale to uczucie zagubienia było gdzieś we mnie w środku teraz cały czas, permanentnie, bo wciąż nie wiedziałem, o co chodzi temu pieprzonemu blondasowi, jakich rzeczy rzekomo nie chciał i czemu, do jasnego chuja, było mu tak ciężko. Mnie też było, ale ja nie wiedziałem dlaczego, gdybym się tylko dowiedział to chętnie bym mu o tym powiedział, ale skoro ten piękniś znał odpowiedź, czemu nie mógł się nią ze mną podzielić? Byłoby dużo prościej, ale nie, najwyraźniej to była kolejna z rzędu rzeczy, których nie mógł mi powiedzieć, razem ze swoim prawdziwym powodem terapii i…
Ech, nie miałem absolutnie żadnego prawa tego od niego wymagać, żadnego. Wbrew temu, czego chciałem, nie był moją własnością, nie mogłem zmusić go do tego, by mi powiedział, nieważne, jak sam tego chciałem. Mógł mieć swoje tajemnice, swoje sprawy, prywatne, ale czułem narastającą w sobie frustrację przez to wszystko, jak bardzo dałem się w to wmanewrować. Ja nie czułem przed nim oporów, żadnych, ja pierdolę, zapraszałem go z buciorami do swojego jebanego dzieciństwa, do mojej mamy i wszystkich kajakowych wypraw, górskich wspinaczek i pierwszych pocałunków, a to wszystko, te wszystkie nędzne rzeczy robiłem z własnej, nieprzymuszonej woli, bez żadnego pistoletu przy bani, po prostu…
Byłem zły, zły na to, jak nieświadomie sam daleko zaszedłem w tej przedziwnej relacji z Maxem, najwyraźniej zostawiając go daleko w tyle.
Tylko że to nie była jego jebana wina.
Sam na siebie sprowadziłem to gówno.
Pokręciłem głową, zażenowany sam sobą, chwytając butelkę odstawionego wcześniej piwa i pociągnąłem długiego łyka. Miałem ochotę na mocniejszy alkohol, ale mając do wyboru gorzkie piwo i słodkiego szampana, z dwojga złego wolałem zadowolić się tym pierwszym.


Gazelle - 2018-10-04, 12:51

Czego on chciał? Poza Ianem?
Trudne pytanie. Naprawdę trudne. Bo, tak, chciał Iana, po prostu, chciał mieć go dla siebie, chciał mieć go w całości, chciał go kochać, żeby był blisko, żeby się więcej od niego nie odsuwał...
A czego ty chcesz...? — odbił pytanie, mimo iż obawiał się odpowiedzi. Ale twarde spojrzenie Iana powiedziało mu, że nie sam nie mógł uciec od tego pytania. — Ja...chyba sam do końca nie wiem. Chcę ciebie, wiem że ciągle to mówię, ale to prawda, ale co za tym się kryje...chciałbym mieć cię dla siebie, jakkolwiek posesywnie, zaborczo to brzmi. Chciałbym, żebyś nie bał się ze mną rozmawiać, nawet jeżeli nie chcesz się czymś dzielić, to okej, ale, no, dopóki mamy szansę rozmawiać tak jak teraz, próbować zlikwidować jakieś nieporozumienia...nawet jeżeli bardziej w nie wchodzimy...Cholera, nie wiem. Nikt w życiu nie dał mi tylu intensywnych uczuć. I chciałbym ci o nich powiedzieć, ale, nawet niektórych nie potrafię nazwać — cóż, te najważniejsze już zidentyfikował, ale, wciąż, to nie była dobra okazja do dzielenia się nimi. Ian by się spłoszył, był tego całkowicie pewien. — Zastanawiam się w ogóle, czy naprawdę chciałbyś to wiedzieć — mruknął cicho. Jak Ian by się właściwie czuł ze świadomością tych wszystkich rzeczy, które Max przeżywał przez ostatnie miesiące? To nie była jego wina, absolutnie nie i Max miał nadzieję że Ian by się o to nie obwiniał, ale, no właśnie, istniało takie ryzyko. Zważywszy zwłaszcza na to, że często brał takie rzeczy do siebie.
A tak naprawdę Max doprowadził się do tego stanu poniekąd na własne życzenie, poniekąd z przyczyn niezależnych. Chodził na tę terapię, ale był dopiero na trzech sesjach i wciąż nie był ani trochę bliżej zrozumienia tego wszystkiego.
Chciał przytulić Iana, pocałować, mieć pewność że wszystko jest okej, ale trzymał się na dystans, nie wiedząc na co sobie może pozwolić, a na co nie. Nie potrafił w ogóle przewidzieć tego, jak Ian by zareagował i jak zareaguje na jego słowa. To wszystko było takie niepewne, takie kruche, i szlag go z tego powodu trafiał.


effsie - 2018-10-04, 13:43

Zakręciłem szyjką butelki kółko, wgapiając się bezsensownie w szkło w mojej ręce. Cudownie, przeszła mi już nawet ochota na alkohol.
Nie, Max, nie chciałbym. Zajebiście jest mówić ci rzeczy i nawet nie wiedzieć, jak ty się z tym czujesz — zironizowałem zmęczonym tonem, kręcąc głową i przecierając oczy. Podniosłem na niego wzrok i, Jezu, naprawdę, kiedy widziałem tę twarz po raz pierwszy nie spodziewałem się, że aż tak bardzo zawróci mi w głowie. — Po prostu, ech… ja cię zupełnie nie rozumiem, tak ani trochę. Niby mówisz mi, jak ci tak dobrze, że tyle czujesz, że chcesz gadać i w ogóle… ale jak zaczynamy gadać to zaraz masz same tajemnice i nie możesz mi nic powiedzieć. No i dobra, ech, nie mów mi, w porządku, ale kurwa, Max, daj mi coś, czego mógłbym się chociaż złapać, co? Jedną jebaną rzecz poza twoim ciągłym gadaniem, jak ci dobrze. Jak ci tak dobrze to czemu nie możesz tego pokazać? Jak-kurwa-kolwiek, serio. Ja sadzę ci dziesiątki historyjek, kurwa, przyjeżdżasz do jebanej Australii poznać moją mamę, i nie o to mi chodzi, nie chcę poznawać twoich rodziców, ale Max, no ja pierdolę. Jak to jest, że możesz mi opowiadać swobodnie o swoich fantazjach erotycznych, że jak jesteśmy w łóżku to zero tabu, a poza nim to jakaś niekończąca się historia niedomówień? Ty wiesz o mnie jakiś miliard rzeczy, co lubię, jakie mam podejście do różnych spraw, że, nie wiem, kwiatki, tatuaże, księżyc, roadtrip, opowiadałem ci mnóstwo historii z mojego dzieciństwa czy później, a ja o tobie co? Wkurwia mnie to już powoli to, że wszystko trzeba z ciebie wyciągać, bo nawet gdybym nie był takim lebiodą i pamiętał o świątecznym prezencie to pewnie nie wiedziałbym, co ci dać. Bo zamiast powiedzieć mi coś o sobie, o tym, co czujesz czy chcesz, ty w kółko albo pytasz się o mnie, albo mówisz o tym, jak ci ze mną dobrze. Nawet teraz, kurwa, pytam się ciebie, czego ty chcesz, a ty w pierwszym odruchu pytasz się, czego chcę ja? Ja chcę żeby było normalnie. A teraz, nie wiem, mam wrażenie, że ni chuja nie jest.


Gazelle - 2018-10-04, 14:47

Dopóki Ian nie zwrócił mu na to uwagi, Max nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak niewieloma rzeczami ze swojego życia dzielił się z Ianem. Nie było tak, że absolutnie nic o sobie nie mówił, i przesadą było stwierdzenie, że Ian w ogóle nie miał czego się chwycić, ale rzeczywiście, niedopowiedzenia miały się w jego przypadku dobrze.
I sam chciałby się ich pozbyć, naprawdę. Ale...
No, właśnie. Ale.
Koncentrował się na tym, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o Ianie, uwielbiał go słuchać, bo wtedy miał wrażenie że zbliża się do niego, że jest mu jeszcze bliższy. Ale zupełnie zapomniał o tym, że to działa w dwie strony.
Normalnie, to znaczy? — spytał cicho i mentalnie prychnął, bo poczuł się jak swój lekarz. Chciał zapytać się Iana wprost, co chcesz wiedzieć, ale to byłoby ponowne przerzucanie na niego ciężaru rozmowy, więc ugryzł się w język.
To go też w pewnym sensie urzekało. To znaczy, fakt, że Ian także chciał więcej o nim wiedzieć. Tylko, że za cholerę nie wiedział czym może się podzielić, a czym nie. I chyba słusznie się tego obawiał, zważywszy na to jak łatwo tworzyły się między nimi kolejne nieporozumienia.
Jest powód, dla którego mam problem z mówieniem ci o tym, dlaczego chodzę na terapię, co się ze mną dzieje. I to nie jest bynajmniej to, że ci nie ufam. Wręcz przeciwnie, ufam ci aż za bardzo i wiem, że potraktowałbyś to wszystko poważnie. I, boję się, bo ja też chcę żeby było normalnie, żebyśmy nie mieli nad sobą piętna tego...czegoś, co mi dolega, bo sam nawet do końca nie wiem co to jest. Dobrze, że mówisz mi wprost, że cię to wkurza, masz prawo być o to wkurzony. Zwyczajnie się boję — przyznał, patrząc Ianowi w oczy. — I trochę boję się mówić wprost o swoich uczuciach, bo nie chcę żebyś odbierał to jako wymagania względem ciebie. To znaczy...no, to chyba oczywiste, że byłbym szczęśliwy wiedząc, że czujesz to samo, co ja, że nie masz oporów przed używaniem pewnych określeń, ale tak też może nie być i to też w porządku, bo żaden z nas nie ma na to wpływu. Wystarczy mi wiedza, że tobie też zależy. Zależy na mnie, i na tym co jest pomiędzy nami. Ale, eee, jeżeli naprawdę chcesz wiedzieć więcej o mnie, jako o mnie...naprawdę nie jest tak wiele do gadania. Ta, brzmi to idiotycznie, ale nie mam tylu historii do powiedzenia. To, co najważniejsze już wiesz, nie? Jestem jedynym synem adwokata i księgowej, wychowywałem się w typowym amerykańskim domu, białym, dwupiętrowym i z ogródkiem, swoich przyjaciół z dzieciństwa mogę policzyć na palcach jednej ręki, pierwszy raz z kimś chodziłem w liceum i, ech, no nie trwało to długo, ale jakiś sentyment zawsze pozostanie, wiadomo. I, w sumie, wiesz, chyba faktycznie są jakieś rzeczy, których możesz o mnie nie wiedzieć. Nigdy nie uznawałem ich za istotne, ale, przyznaję, nie skupiałem się na tym jaka jest w tym twoja perspektywa — stwierdził. Ale, tak naprawdę, sam też jeszcze nie znał w pełni Iana. I to było o tyle zrozumiałe, że ciężko byłoby go w pełni poznać w takim krótkim czasie.


effsie - 2018-10-04, 15:19

Zmarszczyłem brwi, słuchając tych wymówek Maxa. Ufał mi aż za bardzo? Co to właściwie znaczyło? Nie dało się komuś ufać za bardzo, to było zero jedynkowe i już, bez większych filozofii, które tutaj zaczął na nas narzucać i, ech. Piętno tego czegoś? Na jakiej on planecie żył?
Przecież ci powiedziałem, że nie musisz mi mówić o swojej terapii, więc cię do tego nie namawiam — mruknąłem, bo odniosłem wrażenie, że tak to odebrał. — Jak nie chcesz to mi nie mów, nie musisz się z tego tłumaczyć. I normalnie, znaczy właśnie tak, że jak chcesz mi coś powiedzieć to to mówisz, nie rysując sobie jebanego drzewka decyzji i zastanawiając się, dokąd to doprowadzi. Jak chcesz coś zrobić to to robisz, i tak dalej. Łapiesz, co mam na myśli? Ja ci nie umiem czytać w myślach i jak mi czegoś nie powiesz to zwyczajnie nie będę o tym wiedział. A jak mi powiesz, czego chcesz to, niespodzianka, jest szansa, że to zrobię. Jak chciałeś być moim chłopakiem to nim zostałeś. Jak powiedziałeś mi żebym cię przytulił to to zrobiłem. I okej, nie myśl sobie, że jak powiesz mi, żebym skoczył z tego klifu to to zrobię, ale no kurwa, Max, jak mi coś powiesz to jest na to większa szansa niż wtedy, jak tego nie zrobisz — westchnąłem. Ze mnie był naprawdę prosty człowiek i jeśli Max rzucał jakimiś aluzjami i całą rzeszą sprytnych sugestii to istniała szansa, że zwyczajnie tego nie załapałem, a tak… byłoby łatwiej.
Dużo, dużo łatwiej.
Tylko słysząc jego kolejne słowa, aż wywróciłem oczami. Serio, to było to, co mi mówił?
Świetnie, brawo. Opowieści 101 zaliczone, siadaj, pięć. A teraz powiedz mi coś, co jest dla ciebie ważne.
To nie tak, że to było wyzwanie, że jak nie podoła to sory-memory i nara, koniec naszego pożal-się-boże związku, ale naprawdę, jeśli to było jedyne, co był mi w stanie powiedzieć to… ech.
Ech.


Gazelle - 2018-10-04, 16:11

Przygryzł wargę, uciekając na chwilę wzrokiem w bok. Czy naprawdę mógł sobie na to pozwolić? Żeby tak, po prostu, bez żadnego zastanawiania się, bez myślenia o konsekwencjach? Sam sobie chyba jeszcze na tyle nie ufał, ale...mógł spróbować być bardziej otwarty, jeżeli właśnie na tym zależało Ianowi. Tak, to było do zrobienia. Chyba. Ale zamierzał się starać. Starać dla niego, starać dla nich. Chciał walczyć o to, żeby ich związek był silny, żeby w końcu mogli się bardziej rozumieć.
Zależało mu na tym, naprawdę, a jeżeli Ian tego nie dostrzegał, to było mu przykro że sprawiał takie wrażenie.
Jasne. Będę o tym pamiętał — powiedział, w końcu się uśmiechając. Był to delikatny uśmiech, wręcz nieśmiały, ale cieszył się, że w końcu zaczęli do czegoś wspólnie dochodzić. — No kurczę, ciężko tak coś na poczekaniu mówić będąc wywołanym — jęknął. — Książki są dla mnie ważne. Lubię poezję, wiem, brzmi trochę lamersko, ale pamiętasz co ci mówiłem o Rimbaudzie i Verlaine, nie? Więc największą przyjemność czerpię z twórczości takich poetów, czy ogólnie pisarzy, takich zepsutych, którzy poruszają jakieś ciemniejsze treści w swoich utworach, ale nie w tym sensie że jakieś horrory, jakieś zabójstwa, flaki i tak dalej, a bardziej to, co jest ciemne w ludzkiej duszy. Ale, po tym co teraz powiedziałem może się to wydać dziwne, ale w tym momencie bardzo cenię sobie wewnętrzny spokój, wiesz? Kiedy na przykład teraz siedzimy sobie razem na górze, mamy nad sobą spokojne niebo...no, przynajmniej było spokojne dopóki nie zaczęli nawalać fajerwerkami. Nigdy nie spędziłem tak świetnego sylwestra. Z Jaredem chodziłem na imprezy z jego drużyną, i, Boże, to było straszne. Z rodzicami, hm, najczęściej po prostu siedzieliśmy w domu, albo jechaliśmy do Kansas, a w ostatnim roku byłem na tej całej redakcyjnej imprezie i, jeny, mówiłem ci chyba o dziale sportowym? Straszne typy, gorsi nawet od kumpli Jareda. Chociaż, kiedyś trafiłem na jakieś przyjęcie dla prawników i ta sztywna atmosfera była po stokroć gorsza. A potem ci wszyscy panowie w garniturkach, te panie w drogich i absurdalnie niewygodnych sukniach kolektywnie schlali mordy i wyszedł największy rynsztok. Nie polecam — zaśmiał się. Zupełnie nieświadomie pozwolił sobie na to, żeby trochę się rozkręcić, mimo tego że na początku naprawdę czuł się niezręcznie, będąc tak o, wywołanym do tablicy. — Ale, wiesz, mój tata jest w porządku. Naprawdę. Jest taki spokojny. I mimo tego co się mówi o prawnikach, on nie jest bezwzględnym chujem, który za odpowiednią sumę wybroni największego skurwiela. Moja mama jest bardziej żywiołowa. To ona mnie częściej męczy telefonami, i, hm, pewnie nie powinienem używać takiego określenia, ale mam problem z przeprowadzeniem z nią normalnej rozmowy telefonicznej. Ciągle się martwi, mimo iż ponad cztery lata nie mieszkam z nimi. Myślę, że wciąż im to ciężko zaakceptować. Kocham ich, ale naprawdę, kiedy po zerwaniu z Jaredem wróciłem do domu rodzinnego to ciągle się kłóciliśmy — westchnął.
Nie zamieniłby swoich rodziców za nic w świecie, ale widząc relację Iana ze swoją mamą, czasami mu zazdrościł. Lana była bardzo otwarta i wspierająca, poza tym nawet nie wyglądało na to, by miała jakikolwiek problem z zaakceptowaniem Maxa. Obawiał się, że gdyby on przedstawił Iana swojej mamie, mogłoby być różnie.
I gdyby jego rodzice dowiedzieli się, że razem z Ianem włamał się do Coney Island...


effsie - 2018-10-04, 16:33

Chwilowo odetchnąłem z ulgą, słysząc, że Max zaczyna coś opowiadać i sięgnąłem tylko do plecaka po kurtkę; temperatura wciąż była znośna, ale wiało całkiem mocno i postanowiłem wciągnąć coś na ramiona. Milczałem, słuchając jego słów o tej poezji i przypomniałem sobie moją myśl z wczorajszej nocy.
A gdyby go tak… spytać?
Hmm… Max, a’propos poeazji, teraz tak sobie przypomniałem, że od czasu, jak o tym gadaliśmy to trochę o tym myślałem — skłamałem gładko — i zastanawiałem się, czy, eee, masz coś fajnego? W sensie, nieskomplikowanego, na początek, takiego prostego, bo zastanawiałem się nad tym ostatnio… w sensie, Boże, ale się motam. Bo ja umiem pokazywać myśli, no, uczucia, w sensie rysunku. I chciałem obczaić, jak to się robi, no wiesz, słowami — powiedziałem. — Tylko nie tak z grubej rury, tylko żebym coś skumał — zastrzegłem od razu, wciągając się w kolejną część tego, co mówił.
Tak świetnego sylwestra?
W sensie… no to był miły wieczór, przyznaję, ale niekoniecznie najbardziej imprezowa rzecz do zrobienia, nie?
Nie lubisz w ogóle imprez? W sensie, żadnych? — spytałem, drapiąc się po szyi i sięgnąłem po tego szampana, który stał tak, nieruszony. A wypada, by się nim zająć, prawda? — Że ciężko im co zaakceptować? Że z nimi nie mieszkasz? — drążyłem, nie bardzo wiedząc, do czego zmierzał Max. I może to nie był najbardziej… idealny? przykład tego, o co mi chodziło, by mi powiedział, ale nie od razu Rzym zbudowano, nie? A ja, Ian Monaghan, naprawdę lubiłem rozmawiać z ludźmi i potrafiłem zadawać pytania, przynajmniej wtedy, gdy chcieli na nie odpowiadać, więc nic nie stało na przeszkodzie, by i teraz wspomóc trochę tego mojego chłopaka.
Co ja tu z nim mam to naprawdę przesada, ech. Zachciało mi się, amerykańskich parówek i teraz za to płacę.


Gazelle - 2018-10-04, 18:40

O dziwo, Maxowi jeszcze nie było wcale tak zimno. Okej, przez jego ramiona pewnie przebiegała gęsia skórka, ale cała ta rozmowa z ostatnich minut utrzymywała go w dziwnej gorączce emocji. Czuł rumieńce na swoich policzkach, które zupełnie nie były powiązane z jakimś uczuciem zawstydzenia.
Rozpromienił się, kiedy Ian spytał go o poezję. To oczywiste, że się ucieszył, dzielenie się swoją pasją z ukochaną osobą to niesamowita rzecz! I po prostu było mu miło, że Ian się zainteresował.
Hm, lubisz muzykę, więc myślę że mogę ci polecić poezję Jima Morrisona. W niektórych utworach trochę odlatuje, ale ma też teksty, które są tak brutalnie proste. No i kocham twórczość Sylvii Plath — wyznał. Od lat go ciągnęło do jej wierszy, które bądź co bądź mają bardzo mroczny klimat i są, cóż, mocne, mocno oddziałujące na psychikę. W sumie nawet ciekawy był fakt, że nawet kiedy był jeszcze, przynajmniej oficjalnie, zdrowy, to zdarzało mu się z niektórymi jej wierszami identyfikować, co już powinno być alarmujące. I pewnie gdyby teraz znowu wziął tomik poezji jej autorstwa do ręki to odnalazłby siebie w jeszcze większej liczbie utworów. — Ale to są, hm, ciężkie wiersze. Ciężkie emocjonalnie. Niemniej, bardzo doceniam to w jaki sposób przelewają te emocje na słowa. To jest majestrzyk, potrafi uderzyć prosto w serce. I, wiesz, tutaj nie chodzi o skumanie. Nie wiem czy da się w ogóle po pierwszym przeczytaniu wiersza skumać wszystkie metafory i ukryte przesłania, dostrzec niuanse w formie i tak dalej. Liczą się uczucia, nie? No i z wierszami jest tak jak z obrazami. Widzisz takie „Słoneczniki” Van Gogha no i od razu widzisz co jest tematem obrazu. Kwiatki w wazonie, ot. Ale przy Dalim musisz się bardziej nagłowić żeby ogarnąć w ogóle co obraz przedstawia. Ale i taka, i taka twórczość wywołuje w oglądającym jakąś reakcję.
Udało mu się rozkręcić i całe napięcie sprzed chwili nagle zelżało. Cóż za ulga!
Nie do końca — odpowiedział na pytanie Iana, wpatrując się w jego szyję kiedy ten pił szampana. — Zależy, no. No bo takie kameralne domówki, jak przy okazji moich urodzin, czy jak robiłeś jakieś mniejsze imprezy w naszym pokoju za czasów studiów, to było okej. Ale im większa impreza, tym większy chaos i hałas. I...pamiętasz, jak się wkurzałem, że puszczasz głośno muzykę? I kiedy mówiłem ci, że mam wyczulony słuch, no to...naprawdę mam bardzo wyczulony słuch. Źle odbieram wszelkie huki, dudnięcia, dlatego na przykład koncerty czy wypady do klubów kończą się w moim przypadku ostrą migreną, jeżeli zbyt długo tam siedzę. Generalnie każdą większą, ostrzejszą imprezę muszę odchorowywać, i to nie z powodu kaca. Nie za bardzo ogarniam co z tym moim słuchem jest, ale czasami mi w ogóle wariuje i bywa że słyszę aż nazbyt ostro, albo w ogóle zdarzają mi się takie rzeczy, że na przykład dźwięk dochodzi gdzieś z mojej lewej strony, a ja odbieram go jakby z prawej. Albo pojawia się nagle jakieś dziwne echo. I ciągle zapominam o tym powiedzieć jakiemuś lekarzowi, bo w sumie się do tego przyzwyczaiłem, to część mojego życia i jestem kompletnie nauczony funkcjonowania z tym — wzruszył ramionami. — Ale, tak, to jest główny powód dla którego nie przepadam za dużymi imprezami. A poza tym, nie odnajduję się dobrze w takich sytuacjach, kiedy nie znam wszystkich albo przynajmniej większości osób, z którymi imprezuję. A co do rodziców...myślę, że tak. Wyfrunąłem im nagle z gniazda, dopiero po dwóch latach studiów, co nie, ale wtedy chociaż byłem blisko rodzinnego domu. Potem nagle mnie wywiało na drugi koniec kraju, zacząłem samodzielnie żyć, mamy dosyć sporadyczny kontakt i tak, pewnie to jest dla nich ciężkie, zwłaszcza dla mamy, która w pewnym sensie kontrolowała moje życie i była do tego przyzwyczajona. Ale ostatecznie sądzę, że nam wszystkim przydała się taka terapia szokowa — stwierdził finalnie i wziął od Iana butelkę, żeby opłukać gardło po swojej przydługawej wypowiedzi.


effsie - 2018-10-04, 19:36

Jim Morrison? Ten od Doorsów? To on pisał też wiersze? — zdziwiłem się, wybałuszając oczy i notując w głowie, by o tym pamiętać, gdy wrócimy do cywilizacji. — No… chodzi, nie chodzi. Bardziej mam na myśli to, że, eee… no bo ty studiowałeś jakby nie patrzeć język angielski, więc potrafisz tak mówić, by było wiadome, o co ci chodzi, nazywać różne rzeczy i je opisywać. A ja, eee, nie wiem, chyba swobodniej czuję się w przedstawianiu emocji, nie tylko swoich, ale w ogóle, rysując. Więc tak pomyślałem, że jak się ciebie spytam to mi… powiesz, w sensie pokażesz, jak sobie z tym radzili ci twoi ulubieni poeci. I nie chodzi mi chyba o to, czy to mi się spodoba, czy nie, po prostu, tak jakoś… chciałbym wiedzieć. To chyba przydatne — stwierdziłem, w sumie niekoniecznie pewien tego, co sam mówiłem. To był ślepy strzał, bo moja próba z poezją to rozpoczęła się i równie szybko zakończyła gdzieś w szkole średniej i tyle by z tego było, no, chyba że dodać do tego jakąś jedną, pół-alternatywną wystawę w NY jednego kumpla.
Ale zwyczajnie fajnie było słuchać Maxa, który opowiadał o czymś, co go jakoś tam kręciło i może rzeczywiście wypadało dać temu szansę. Nie musiało mi się podobać, ale nie byłem w końcu jakimś zakutym łbem, by nie móc sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi, nie? Zwłaszcza, kiedy on tak się jarał i w ogóle.
Ciekawe, czy miał takie wieczory, że siadał sobie i czytał jakieś wiersze. Pewnie tak, chociaż jeśli to prawda – musiał je ostatnio mocno ograniczyć, bo nie przypominam sobie, ja, ani jednego.
Nie lubisz koncertów? Oja — jęknąłem, zaskoczony i… przepełniony jakimś przeciwnym współczuciem, bo, cholera, no to było straszne. Mieć tak wrażliwy słuch, żeby muzyka mogła być… za głośna? Ja sam uwielbiałem głośną muzykę, pracować z nią czy po prostu przebywać, skakać pod sceną w rytmie dźwięków ulubionych wykonawców i bawić się, słyszeć to cudowne dudnienie w uszach, a skoro on nie… — Ale przejebane — skomentowałem, autentycznie poruszony, no nie potrafiłem sobie sam tego wyobrazić. Absolutnie nie chciałbym być na miejscu tego blondasa i aż mnie ogarnął jakiś taki żal. — Ale to znaczy, że w ogóle wolisz siedzieć w ciszy? Jak na przykład pracujesz? Ja zupełnie nie umiem się skupić w ciszy, więc jak na przykład siedzieliśmy u mnie wieczorem, ja rysowałem, a ty coś tam sobie robiłeś, to przeszkadzała ci muzyka? — spytałem, żywo zainteresowany. — Przecież na imprezie nikt nie zna wszystkich ludzi, którzy tam są. W sumie chyba nawet trochę o to chodzi, żeby wrzucić grono różnych ludzi w podobną okoliczność i sprawdzić, co tam z tego wyniknie — roześmiałem się cicho, podając Maxowi butelkę szampana. Te dziwne, nieco burzliwe emocje trochę opadły i znów zaczynało być przyjemnie, normalnie, a ja – kiedy w myślach śledziłem przebieg tamtej absurdalnej sytuacji – nie wiedziałem, skąd to się wszystko wzięło. Jak jakaś mżawka, która przychodzi, ale po chwili już jej nie ma. To było… poniekąd oczyszczające, powiedzieć Maxowi, jak się z tym wszystkim czułem i takie swobodne, że nie wywołało nagle jakiejś wielkiej zmiany.
Boże, analizowałem wszystko jak jakiś pomyleniec.
To tak zawsze było? Z tymi twoimi rodzicami, że byli tacy… nadopiekuńczy? I że ty zawsze to zauważałeś, ale nigdy nie miałeś odwagi się im, nie wiem, postawić? I jak wyjechałeś wtedy i zamieszkałeś ze mną to był twój nastoletni bunt? — dodałem, trochę żartem, ale przecież się z niego nie nabijałem. Potem przyszło mi do głowy coś jeszcze i otworzyłem usta, by zapytać, ale zawahałem się i… Max spojrzał na mnie pytająco, więc westchnąłem i dodałem, sam trochę zdziwiony tym, że ta teoria w ogóle pojawiła się w moich myślach: — Twoi rodzice lubili Jareda, nie? I jak sobie zamieszkaliście razem, po tych dwóch latach, to byli szczęśliwi, że od razu po studiach sobie kogoś znalazłeś, że teraz ślub i gromadka dzieci? — Z tego, co pamiętałem, Max taki właśnie wtedy był, zakochany do bólu w tym przygłupim mięśniaku i przekonany o swojej dozgonnej miłości. — Taka wymarzona historyjka, i jak się nie udało, to mieli o to żal, więc spierdoliłeś do NY?


CIĄG DALSZY