Ile dla nich poświęcisz?





Yaoi - Ile dla nich poświęcisz?

AnvE'lyn - 2018-07-24, 08:42
Temat postu: Ile dla nich poświęcisz?

Postać
Imię: Avra
Wiek: 27
Rasa: kossith
Wygląd: 1,93 m, około 140 kg, brudno szara skóra, mocne, szerokie barki i kark, długie, masywne rogi, czarne włosy do ramion, żółte oczy z ciemnymi plamkami na tęczówkach, dłonie szorstkie, z grubymi bliznami na środku, nos zgrubiały u nasadzie od wielokrotnych złamań, nosi prowizoryczny pancerz ze skór z odsłoniętymi ramionami i szyją

Tamtego dnia były lekkie deszcze, powietrze było lżejsze, świeższe. Matka wygoniła dwójkę dzieci, małego chłopca wraz ze starszą siostrą w las by się bawili i okazyjnie posprawdzali pułapki na beberki, krótkouchie gryzonie o gęstej, ale krótkiej, lekko błękitnej sierści. Pułapka, którą sam skonstruował chłopiec była pusta, ale dzieło jego siostry było niezawodne, jako najmłodszej tropicielki w klanie. Zamiast beberki chłopak niósł drewno pozbierane w drodze powrotnej podczas gdy jego siostra zajmowała się zwierzakiem.
-"Gdy wrócimy oporządzi go a ze skrawek skóry zrobi coś na sprzedaż" - tak wtedy myślał chłopak. Był szczęśliwy. Przed wyjściem z lasu dzieci poczuły ostry zapach dymu. Zaczęli biec, chłopak zgubił drewno, które niósł a jego siostra zostawiła beberkę w krzakach i dała jej uciec. Ich wioska płonęła. Wszędzie słychać było krzyki. Klan dzieci ginął z rąk ludzi. Chłopiec dostał cios w plecy. Poczuł pod sobą słodką trawę terenu swojego klanu. Teraz była ona zadeptana i zakrwawiona. Ludzie otaczający chłopca kopali go po twarzy, brzuchu. Śmiali się, szydzili z dziecka.
- Potwór. Bestia. Diabelstwo. Wynaturzony poroniec. Żadne z takich jak ty stworzeń nie powinno istnieć. -Krzyczeli do niego śmiejąc się co słowo. Siostrę chłopca zaciągnięto w stronę jednego z jeszcze nie ogarniętych ogniem budynków. Nie miał jak jej bronić, jego ręce zostały przybite do ziemi włóczniami. Warczał na ludzi, chciał by ją puścili. Słyszał krzyk swojej siostry, lecz nie zauważył kiedy ucichła gdy ciepło zalało jego twarz i stracił wzrok. Ludzcy żołnierze zostawili go by dogorywał w samotności. Ocknął się nocą. Stracił wszystko co było mu drogie. Chciał by oni też odczuli tego ból.

Charakterystyczny chrzęst pod stopą wyrwał rosłego mężczyznę ze wspomnień. Uniósł nogę i postawił ją na lepkiej ziemi. Spojrzał na wykrzywioną, zdeformowaną twarz martwego człowieka i splunął wprost na niego. Kolejne truchło obok jego rosnącego stosu ciał. Podniósł brudną od krwi i pyłu rękę i zebrał włosy z twarzy zostawiając na niej brunatne smugi. Krwawił z płytkich ran. Jeden z leżących się poruszył. Mężczyzna górował nad nimi. "Słaby gatunek", przeszło mu przez myśl.
- Powinniście nie istnieć. - Odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko chłodnym powietrzem. Nie było czuć dymu. Nie było ognia. Były tylko trupy. Usłyszał ruch, miękki, ale w pośpiechu. Kobieta albo dziecko. Dla barbarzyńcy to było bez znaczenia. Ważne, że to był człowiek. Wyrwał z brzucha martwego falcate i ruszył w stronę dźwięku. Wieś się przerzedzała, przed kossithem wyrastał kościół. Prychnął nie zdając sobie z tego sprawy. "Ludzie". Nie śpieszył się.
- Zamknięcie się samemu w budynku licząc, że drzwi lub bóstwo ochronią stado baranów... - Mężczyzna nie widział tego jako dobry pomysł.
- ...Gdy się przedrę wtedy będzie mi łatwiej was wszystkich wybić. Sprawić, byście ludzie przestali istnieć.


Wish - 2018-07-25, 13:11

Postać
Imię: Wai
Wiek: 18 lat
Rasa: Mieszaniec (człowiek i rusałka)
Wygląd: Piękny w całej swej postaci. Drobny, kształtny, o czarnych oczach pełnych życia i miłości oraz długich (sięgających łopatek) czarnych włosach, które w świetle słońca dostawały delikatnych zielonych refleksów. Posiada głos o przyjemnym, ciepłym tonie, który sprawiał, że miło się go słuchało i nie chciało mu się przerywać.

 

Był mieszańcem, a takim jak on wcale nie było łatwo. Miał jedynie szczęście, że większość uważała jego rasę za nie wartą zachodu. Kto w dzisiejszych czasach bałby się albo walczył z rusałką? Tym bardziej niedorobioną, bo była… facetem.
Dziwoląg. Wiele razy słyszał to słowo. Kiedy miał jeszcze ojca zawsze przybiegał do niego z płaczem, że tak go nazywały inne dzieci. Mężczyzna próbował mu wytłumaczyć, że był niesamowity, jak jego matka. A o matce ojciec często myślał. Opowiadał Waiowi, że kobieta zwabiła go do siebie przepięknym głosem, spojrzeniem, które przeszyło jego serce na wskroś a potem zadała mu zagadkę. Typowe zachowanie dla rusałki, i kiedy była już pewna swego tata odpowiedział jej równie skomplikowaną zagadką. To ją podobno bardzo rozśmieszyło i tylko dzięki temu pozwoliła mężczyźnie się do siebie zbliżyć. A potem pojawił się on, rusałek, który nie pasował do ani grona ludzkiego, ani do tego drugiego.
Do dziesiątego roku życia ojciec był z nim a potem go porzucił. Zostawił samego sobie, nie mogąc dalej mieszkać z czymś co wszędzie było wytykane i tak bardzo przypominało mu ukochaną. Chłopak pozostał w chatce, skromnej znajdującej się miedzy miastem a jeziorem. Swoje życie mógłby nazwać spokojnym. W przeciwieństwie do innych stworzeń (niebędących stricte ludźmi) miał względny spokój. Ludzie z miasta nie brali go jako zagrożenie, wręcz niektórzy przychodzili do niego w sprawach miłości czy leczenia ziołami. Nie był w tym mistrzem, ale w pierwszym miał intuicję a drugiego dało się jakoś tam nauczyć.

Był w mieście aby zaopatrzyć się w chleb i owoce kiedy dzwony kościoła zaczęły bić na alarm. Atak! Wszyscy w popłochu zaczęli uciekać, kierowali się w stronę swoich domostw albo kościoła. Wai zareagował tak jak oni a z racji mieszkania poza miastem nie miał innej możliwości jak wylądować w kościele.
Nie lubił i nie rozumiał instytucji w jakiej ścianach się znalazł. Długie ławy, zimne powietrze, pół ciemność. Księża zawsze wykrzykiwali, że ludzie są nad gatunkiem a inni powinni się im kłaniać i usługiwać. Co w takim razie miało stać się z nim?
Uderzenia w wielkie, masywne, drewniane drzwi powtarzały się raz za razem. Zaraz pękną a wtedy…
- Mamo, boje się!
- Wszyscy zginiemy! Widziałem co ten potwór zrobił z tymi, którzy stanęli na jego drodze!
- Zabijał nawet bezbronne dzieci!
Wszyscy się bali a takie słowa pogarszały tylko sytuację.
W końcu ktoś się odezwał do potwora.
- Dlaczego to nam robisz?! Nic ci nie zrobiliśmy, nie znamy ciebie! Odejdź stąd!
A za pierwszym głosem poszły i kolejne.
- Odejdź!
- Precz!
- Jestem tutaj wodzem. –
nagle odezwał się mocny acz już zmęczony życiem głos, który sprawił, że inne ucichły. - Jesteśmy pokojowo nastawioną wioską, nie znamy cię i nic ci nie zrobiliśmy. Prosimy, odejdź i pozostaw nas w spokoju. Możemy ci zapłacić, ale nie krzywdź bezbronnych mieszkańców.


AnvE'lyn - 2018-07-27, 20:41

Mężczyzna stanął przed masywnymi drzwiami świątyni i obejrzał je z każdej strony dokładnie. Nie śpieszył się, wiedział, że ma dużo czasu. Ci co mieli resztę woli walki już leżeli we własnej krwi i ekstrementach, a reszta się ściskała między sobą w środku. Drzwi były dobrze zrobione, lecz zdobienia je osłabiały w pewnych punktach. Brutal uniósł obie dłonie mocno zaciskając je na rękojeści broni i zaczął uderzać w określone punkty na drzwiach. Głośny huk uderzeń w uszach mężczyzny przerywały jedynie mocne uderzenia jego własnego serca. Ręce miał coraz bardziej zakrwawione, w niektórych miejscach wbiły się drzazgi. Jego twarz się krzywiła podczas uderzania, ale nie przestawał ani na chwilę. Zza drzwi dobiegały do niego głosy mieszkańców, głosy ludzi. Po wyłamaniu jednego z zawiasów i przechyleniu drzwi do wewnątrz mężczyzna powiódł wzrokiem po zgromadzonym w środku wzburzonym tłumie.
- Krzyki, błagania, wypędzanie.. - Zatrzymał lodowate spojrzenie na młodej kobiecie przez chwilę, po czym przeniósł wzrok na innych ludzi. Spokojnym głosem zaczął mówić do zgromadzenia, które się wycofywało w głąb budynku.
- Moja wioska też wypędzała... - Wyrwał jedną z wystających, zdeformowanych już ozdób z drzwi i cisnął nią do środka. Echo uderzenia o podłogę pozłacanej kukły rozniosło się po wnętrzu.
- Moja matka też błagała... - Kossith naparł mocno okutym żelazem butem na wyłamaną część drzwi, które stęknęły w odpowiedzi. Jego głos zaczął drżeć od emocji jakie się w nim gotowały.
- Moja siostra też krzyczała! - Ryknął i gwałtownie uderzył całym ciałem w drzwi, które niepokojąco się skłaniały ku kamiennej posadzce kościoła.

Drzwi, wyglądające jak swój własny cień, padły z głośnym hukiem na podłogę. Kłęby kurzu wzbiły się w powietrze zasłaniając częściowo pole widzenia. Snopy wątłego światła wpadające do kościoła przez witraże nie pozwalały spojrzeć na twarz napastnika, zaś jego ogromne ciało zatrzymywało światło, które chciało się włamać przez wyszczerbioną wyrwę w miejscu drzwi. Cień jaki przesuwał się po nim idealnie podkreślał jego rogi i szerokie ramiona. Niewiele myśląc chwycił za falcate mocno i zamachnął się na stojącego najbliżej drzwi starszego człowieka zdobiąc tym samym podłogę szkarłatem.


Wish - 2018-07-28, 10:46

Kiedy przemówił wódz wszyscy umilkli, ale odgłos uderzenia w wrota nie ucichły. Jak widać potwór nie miał zamiaru zmienić swojej decyzji. Ludzie powoli zaczęli wycofywać się bliżej ołtarza, ksiądz klęczał przed krzyżem i w łacinie modlił się do Boga. Wcale jednak nie wyglądał na spokojnego, pot spływał mu ciurkiem po karku.
Nagle jeden z zawiasów pękł, jedna z połówek drzwi przekrzywiła się a w szparze pojawiło się żółte oko i skrawek ciemnej skóry. Kobiety zapiszczały, było też słychać płacz przestraszonych dzieci. Dlaczego tak się działo? Co takiego zrobili, że musieli zostać skazani na taki krwawy koniec?
Kolejny krzyk przerażenia rozniósł się wśród gawiedzi kiedy przez środkową nawę przeleciał jeden z zawiasów drzwi. Skulony lud nie wiedział co miał robić.
- Zostaw nas w spokój!
- Ty potworze!
- Oszczędź przynajmniej dzieci!
- Mamusi nie chce umierać!
- Nic ci nie zrobiliśmy!

Wypędzanie i przeklinanie powoli przemieniało się w błagalne krzyki, formy usprawiedliwienia. Wódz przeżegnał się i podszedł do księdza prosząc go aby ten przynajmniej udzielił im odpustu całkowitego, w końcu zaraz mieli stać się męczennikami!
Kiedy pierwsza osoba w kościele została zabita większości na początku odebrało mowę. Była to tylko chwilowa reakcja, bo zaraz zaczęły się krzyki. Nie były to już słowa, które dałoby się zrozumieć, były to wyrazy bólu, lamentu, żałości i braku siły. Wszyscy tu umrą, świat o nich zapomni. Zgniją w zbiorowej mogile jaką stanie się ten kościół.
Wtedy pomiędzy przerażonym tłumem a napastnikiem stanął człowiek. Wai sam nie wiedział czemu to robił. W głębi siebie stwierdził, że jeżeli ma zginąć – a przy tym kossith nie było innego wyjścia – to przynajmniej może spróbować coś zrobić, aby nie pomyślał, że urodził się na marne.
Choć był mieszańcem to jakieś moce posiadał, a matki rasę nie dało się rozróżnić od ludzkiej. Dla nieznajomego na pewno wyglądał jak każdy inny człowiek. Tyle tylko, że on nie był przeciętny. Był piękny, głos miał hipnotyzujący a spojrzenie głębokie, pełne miłości, dzięki któremu mógł zmusić istotę do zrobienia… w teorii czegokolwiek. Problemem jednak było to, że rusałki wcale nie były potężne a jako mieszaniec miał jeszcze mniej w sobie magii niż te stu procentowe. Musiał jednak czegoś spróbować a na mężczyzn zawsze lepiej działał, byli bardziej podatni.
- A gdyby zaproponować jakiś układ? Byłbyś skory na niego przystać? – starał się mówić spokojnie, nie poruszając się zbyt dużo aby nie wytrącić siebie z równowagi i nie zakłócać swoich mocy oraz by nie rozwścieczyć napastnika. - Ta wioska nie zrobiła nic dlaczego miałaby być ukarana za grzechy tych, którzy na twoją wioskę napadli. Każdy powinien odpowiadać za swoje przewinienia, nieprawdaż?


AnvE'lyn - 2018-07-29, 12:42

Krzyki paniki ludu wypełniły głowę mężczyzny. Musiał dla nich wyglądać jak największe zło. Rogate, pobliźnione, jakby wyciągnięte z popiołu bydlę z ostrzem w dłoni. Teraz dodatkowo w zastygajacej krwi. Czuł zadowolenie. Niech cierpią, niech giną, niech zwierzyna zje ich ciała. Odwracając się do kolejnej osoby drogę zaszedł mu drobnej postury chłopak. Mężczyzna niemal parsknął śmiechem. "Nie zatrzyma mnie tak mał..." Patrzac w oczy chłopca barbarzyńca zatrzymał swoją dłoń i zbliżył się do niego powoli. Coś nie pozwalało mu go ruszyć, nie pozwalało mu go skrzywdzić. Nie podobało się to kossithowi. Wielkoluda przeszedł dreszcz gdy młodzieniec przemówił. Nie przez słowa, w których barbarzyńca wyczuwał prawdę, lecz przez samo brzmienie jego głosu. Przypominał mu gładki strumień, który koił jego rany po każdej walce. Był spokojny, aksamitny. Przyjemne uczucie otuliło mężczyznę zostawiając nietypowe napięcie u podstawy kręgosłupa. Wpatrywał się w oczy, twarz, szyję chłopaka. Zatrzymał wzrok przez dłuższą chwilę na drżącej żyłce jego delikatnej szyi, aż przypomniało mu się po co tu przybył. Jego żądza mordu przygasła, ale upór w dążeniu do celu wciąż popychał do przodu. Kossith niechętnie pomyślał o układzie. Żaden nie byłby w stanie go zadowolić, w końcu, chodziło mu o wybicie każdego człowieka jakiego spotka na swej drodze. By już nigdy żaden nie skrzywdził jemu podobnych istot.
- U...Kład? - powtórzył ostrożnie obserwując chłopaka i otaczających go ludzi. Nie opuścił broni niżej, wciąż zachował bojową postawę. Powoli do jego nozdrzy docierał zapach drobnej postaci. Gdyby się nie powstrzymał z jego ust wydobyłby się niski, gardłowy pomruk. "Kim on jest...?" Oparł się o ścianę kolumny czując zawroty głowy, ale próbował nie dać tego po sobie poznać. Spanikowana tłuszcza rzuciła by się na niego widząc chwilę słabości. Ustawił się tak, by mieć na długość ramienia dostęp do chłopaka a jednocześnie móc szybko doskoczyć do wyrwy i zatrzymać ewentualnie uciekającego człowieka. Wcześniej już próbowano go zagadać by umożliwić innym ucieczkę. Nie tym razem.


Wish - 2018-07-29, 14:00

Był dla tej społeczności mało warty, teraz zapewne każdy by zaczął mówić, że to przez takich jak on doszło do tego co właśnie mieli, bo przecież ten, który na nich napadł nie był człowiekiem! Jakby faktycznie ludzie nie byli zdolni do takiego zła. Czyż przecież napastnik sam nie wspomniał, że to co robi jest wendetą za to co mu ludzie uczynili?
Wyszedł przed tłum i zaczął przemawiać, zachował się jakby to on był tutaj przywódcą. Wszyscy byli jednak w takim stanie, że nie ważnym było kto, ważnym aby ocalił.
Rusałka widział, że działał na nieznajomego. Jednak co chłop to chłop. Nie to było jednak najważniejsze. Potrzebował być skupionym i wymyśleć coś sensownego. Co mogłoby sprawić aby zamachowiec mógł odstąpić od zbiorowego mordu? Czy było w ogóle coś takiego?!
- Tak, układ. – powtórzył niepewnie przełykając powoli ślinę. Kombinował na różne sposoby, ale nie znał się na tego typu sprawach. Jednak ludzie za nim w niego wierzyli, musiał coś zrobić. - Nie popełniliśmy względem ciebie żadnej zbrodni, nie będzie sprawiedliwym nas za to karać. Rozumiemy jednak twój ból. Jako zadośćuczynienie może moglibyśmy… – w pierwszej chwili pomyślał o święcie, że mogliby na jego cześć jakieś stworzyć co było tak głupie, że mógł się jedynie cieszyć, że tego nie wypowiedział na głos. - … wznieść jakieś ofiary za ciebie i twoich bliskich.
Lud za nim niespokojnie się poruszył. Znajdowali się w kościele, świętym miejscu a mieli składać dla kogoś innego ofiarę? Ksiądz aż podniósł się z oburzeniem z klęczek, ale wódz położył gwałtownie na jego brzuchu dłoń, tym samym zatrzymując go.
- A jeżeli oddalibyśmy ci KOGOŚ jako ofiarę? Rozumiemy, że to nasz ludzki lud zawinił, więc z niego ofiara powinna być. – wódz przemówił wychodząc zaledwie na krok przed tłum. Wai nie zdejmował swojego spojrzenia z nieznajomego, ale nie rozumiał do czego staruszek parł. Kto miałby być poświęcony? Już nadto ludzi poległo przez tego barbarzyńcę.
- Tak! Wai wyszedł ci naprzeciw, więc weź go w zamian! – krzyknęła jakaś kobieta z tyłu a tłum nagle jej zawtórował.
W tym momencie czarnowłosy odwrócił się z przerażeniem w oczach do ludzi z miasteczka, których dobrze znał. Dziewczyna stojąca tuż obok prosiła go ostatnio o coś co sprawi, że wybranek w niej się zakocha. Mężczyzna kurczowo trzymający się stuły księdza prosił o przewidzenie mu czy ukochana go zdradza. Mógłby wyliczać w nieskończoność ile dzieci uleczył ziołami, ilu ludziom przyniósł ukojenia swoimi ‘czarami’, jak wielu postrzegało go za zwykłego mieszkańca. Postrzegało, bo jak widać już tak nie było. Został zdradzony.
Chrzęst oręża i głośne sapnięcia - mówiące o tym, że ktoś szykował się do ataku – przypomniały mu gdzie się znajdował. Odwrócił się szybko w stronę napastnika z powrotem używając swoich czarów. W oczach pojawił mu się jednak smutek. Wychodzi na to, że tego dnia jeszcze tylko on ma umrzeć, ale w imię większego dobra.
- Pójdę z tobą, będziesz mógł ze mną zrobić co zechcesz, ale nikogo więcej w tej wiosce nie zabijesz. – słowa same wyszły spomiędzy jego ust, jakby mózg wcale nie chciał ich słyszeć czy kontrolować.


AnvE'lyn - 2018-07-29, 18:25

Mężczyzna uważnie obserwował chłopaka oraz tłum. Widział, że on jest przestraszony, ale tłum byl wręcz zdesperowany. Skrzyżował ręce na piersi uważając na falcate i słuchał jak ludzie przekrzykują się nawzajem byle by tylko zaakceptował układ chłopaka. Młodzieniec odwrócił się do tłumu, który wykrzykiwal coraz to nowe rozwinięcia tegoż układu. Kossith przechylił głowę na bok i oglądał z zaciekawieniem zmiany jakie występowały na chłopcu wraz z kolejnymi krzykami tłumu. Wzrok chłopaka o imieniu "Wai", jak się dowiedział od tłumu kossith, wrócił na oczy barbarzyńcy. Wydawał się być nieszczęśliwy tym jak ludzie, których bronił go potraktowali. Zrobią wszystko by przeżyć, wydadzą swoją rodzinę, sprzedadzą przyjaciół. Uciekną jak szczury i będą próbowali kąsać po kostkach niezauważenie. Ludzie. Plugawy gatunek. Gdy przekrzykiwanie się nawzajem ludzi nabierało siły kossith odepchnął się od ściany i nieludzko ryknął.
-Wrrrgh! - Jego głos odbił się echem od ścian kościoła, a ludzie nagle zamilkli. Nawet dzieci przestały skomleć wtulone w matczyną spódnicę. Kossith zbliżył się do chłopaka na długość ręki i spojrzał na niego z bliska. Był wyższy od niego. Wai wydawał się strasznie kruchy, delikatny. Tyle odwagi w tak małej powłoce. Jego zapach był jeszcze łatwiejszy do odnalezienia w powietrzu. Barbarzyńca odepchnął ciepłą woń od siebie zanim zamroczyło go ponownie.
- Nie biorę jeńców... - Szum jaki przeszedł po tłumie był z łatwością dostrzegalny. Napięcie było można wyczuć nawet nie patrząc na ludzi. Był mordercą, nie kolekcjonerem czy handlarzem niewolników. Uniósł wzrok na tłum za chłopakiem, widział przebłyski broni i nerwowe zerkanie na innych. Ludzie zbierali się do odwetu, w drzwiach miał jeszcze szansę, gdy uciekali miał szansę. Wszystkich na raz na siebie nie dałby rady przyjąć. Poza tym... Tym wyjściem zdobył szacunek mężczyzny, nie pozwoli by poszło na marne jego poświęcenie. A innych wiosek też jest wiele. Westchnął cicho i powoli pochylił głowę by rogiem oznaczyć chłopaka.
- Zgoda... Nie ruszaj się. - Delikatnie przesunął lekko chrapowatym rogiem po policzku Waia by zostawić na nim swój zapach. Dreszcz jaki przeszedł po mężczyźnie ledwo pozwolił mu utrzymać się na nogach. Rogi są bardzo mocno unerwione. Uspokajając swoje mocno bijące serce wyprostował się i zwrócił do tłumu.
- Według umowy nie zabije nikogo z wioski. Za wasze życia zabieram jego. - Ulga jaka przeszła po twarzach była nie do opisania. Mina chłopaka z kolei była tajemnicza, nieszczęśliwa. Kossith spoglądał przez chwilę na niego próbując odgadnąć o czym on myśli, co czuję. "Nie teraz, później o to go zapytasz." Mężczyzna odepchnął myśl na dalszy plan i ruszył pewnym krokiem w stronę starszego wioski. Tłum rozchodził się przed nim ze strachu, ale nie zareagował na to. Wzrok swoich zimnych żółtych oczu miał skupiony na starcu stojącym blisko kapłana. Przyciskając przywódcę wioski do ściany ręką wzburzył co odważniejszych w tłumie, którzy się zaczęli zbliżać do barbarzyńcy z bronią w drżących rękach. Pochylił głowę do starca i wyszeptał mu coś do ucha po czym upuścił go gwałtownie na posadzkę. Odwrócił się do wąskiego kręgu "odważnych wybawców" i uśmiechnął się paskudnie do nich. Jego podwojone kły stanowiły piękną ozdobę dla niego samego.
- Jeśli zaatakujecie, układ nie będzie obowiązywał. - Dalsza droga przez kościół była bezproblemowa. Zatrzymał się dopiero przy wyrwie i nieodwracając się do tyłu wypowiedział imię młodzieńca, który wciąż stał w miejscu.
- Wai. - Czekał na granicy światła świata i cienia kościoła aż chłopak pójdzie za nim. Aż przypieczętuje swój los w zamian za bezwartościowych, ludzkich tchórzy.


Wish - 2018-07-29, 19:25

Kiedy ponownie wrócił wzrokiem do napastnika wyczuwał już, że nie działał na niego tak jak przed paroma chwilami. Próbował zrobić co tylko mógł, ale jego moc nie działała w smutku czy nieszczęściu, na pewno nie tak dobrze jak w normalnych okolicznościach. Poczuł, że całe życie mu legło w gruzach. Próbował chronić tych, którzy go wydali. Okazało się, że dla mieszkańców wioski naprawdę był tylko istotą niższą. A w dodatku jego życie nie miało żadnej wartości.
Na ryk zareagował strachem. Skulił ramiona, przymknął oczy a przed twarz wystawił ręce. Czy to miał być właśnie jego koniec? Czy miało być już po wszystkim? Zginie przed setką ludzi, tuż przed nimi, ale nie jako jedyny a jako pierwszy. Co wtedy będzie?
Aż nagle padła twierdząca odpowiedź. I dopiero wtedy Wai poczuł jak mu się zrobiło niedobrze. Przed chwilą miał zginąć przed wszystkimi, ale niejako z nimi wszystkimi. Nie byłoby żadnej różnicy pomiędzy nim a nimi. Teraz miał stać się ofiarą, zginąć za tych, którzy go zdradzili. Czyż to nie było jeszcze gorsze?
Sparaliżowany strachem przestał na tą krótką chwilę oddychać kiedy napastnik dotknął go rogiem. Obawiał się, że będzie to bolesne, że stanie się coś złego, że może już teraz umrze. Szokiem było wyczucie chropowatego acz nie raniącego roga na policzku. Nie ważył się jednak ruszyć ani nawet odwrócić głowy. Miał się w końcu nie ruszać i nie wiedział ile obejmujący to rozkaz miał być. Słyszał jednak kroki, szumy stali i poruszających się materiałów. Kiedy ktoś pisnął – a była to młoda dziewczyna, która przyglądała się temu co kossith zrobił z wodzem – Wai zamknął oczy. Czy to był podstęp aby dojść do ludzi? Kłamał aby mieć lepszą możliwość do wykonania rzezi?
W końcu nieznajomy ponownie go minął, udał się w stronę drzwi i zaczekał na niego. To było sprawdzenie czy pójdzie czy jednak ucieknie jak tchórz. Rusałka jednak nie miał siły w nogach, obawiał się, że jeden krok może sprawić, że upadnie jak długi. Ludzie jednak zaczynali się niecierpliwić. On oddawał swoje życie a ci chcieli go wypędzić, myśleli tylko o sobie.
Schylił się i podniósł kamień. Na moment przymknął oczy a potem odwrócił się w stronę ludzi, których kiedyś nazwałby swoimi. Rzucił kamień w ich stronę, nie na tyle mocno aby miał dolecieć do tłumu czy kogoś skrzywdzić. Upadł jakieś 50 centymetrów przed pierwszą osobą z półkręgu.
- Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. – te słowa mocno zmieszały tłum, w końcu padły od strony niewierzącego. - Mam nadzieję, że zapamiętacie kto was uratował.
Powoli ruszył w stronę wyjścia idąc w ślady za napastnikiem.


AnvE'lyn - 2018-07-29, 23:02

Światło raziło w oczy, zmieniając jego źrenice w małe kropki i nienaturalnie rozjaśniając żółte tęczówki. Mężczyzna schował broń i szedł przed siebie, wymijając skromne budynki oraz plamy krwi na piasku. Ich zapach zdołał zaniknąć, ale ciała przy tej pogodzie będą się szybko psuły. Trzeba było iść dalej. Teraz nasłuchiwał jedynie delikatnych kroków za sobą i obserwował okolice. Kossith z rzadka spoglądał za ramię na drepczącą za nim postać. Chłopak był cichy. Mężczyzna lubił ciszę, ale nie tego rodzaju. Odchrząknął raz czy dwa i zwolnił kroku by pozwolić drobnej postaci na zrównanie się z nim... Nic nie wskazywało na to by wkrótce to nastąpiło. Mówi się trudno. Nie winił chłopaka za ten dystans, sam na niego zapracował. Kossith nie zwalniał więcej ani razu aż nie dotarł do strumienia nieco za wioską.
- Za piętnaście minut ruszam dalej. - Rzucił do Waia i przysiadł przy ruchliwym lustrze wody i zaczął zmywać z siebie zastygniętą krew. Część z jego ran się odsłoniła, mógł lepiej spojrzeć na nie i stwierdzić ile z nich będzie potrzeba będzie zaszyć. Jedna z nich ciągnęła sie od przedramienia do barku, któryś z wieśniaków przejechał po nim widłami trafiając pod naramiennik. Zdjął z siebie prowizoryczną zbroję z grubego futra i wielu warstw skór pozostając w postrzępionej i zakrwawionej koszuli. Widać było, że plamy krwi są na niej od wielu dni. Nie wyglądało za to by ta krew należała do kogoś innego niż właściciela. Każda plama miała dopasowaną do siebie dziurę w materiale, a pod materiałem - bliznę. Odłożył wszystkie rzeczy na bok, blisko siebie. Falcata była najbliżej. Mężczyzna zniżył się do strumienia i syknął gdy woda szczypała go podczas oczyszczania rany. Krew nie chciała przestać się sączyć z tej jednej szramy. "Do szycia." Umył dlonie by przestały się lepić od krwi a następnie zrobił to samo z ostrzem. Po odłożeniu broni na bok odwrócił się by spojrzeć na młodzieńca. Próbował myśleć jak on się czuję, jak go traktować. Nic nie wiedział o ludziach, poza tym gdzie są ich słabe miejsca, miękkie punkty i jak ich zabić na miliony sposobów z użyciem jednego noża. Wyciągnął z kieszeni skórzane zawiniątko, zawierające igły zrobione z kości i nawoskowane nicie, i ułożył na płaskim kamieniu blisko siebie. Nie wiedział jak się zwrócić do Weia, więc tylko głośno odchrząknął i wprost zapytał.
- Umiesz szyć? - Wolną ręką zaciskał skórę wokół rany by zasklepić ją i ułatwić szycie. Patrzył wprost na chłopaka czujnymi oczami. W świetle wydawał się... Połyskiwać? Jego włosy wyglądały na ożywione, odbijały kolor zieleni jaka otaczała jego postać. Jego ruchy były delikatne, niemalże kobiece. Wielkolud czuł się dziwnie w jego obecności, nieswojo. Gdy zawieszał swój wzrok na nim dłużej dreszcze przebiegały po jego ciele maraton. "Co się dzieje...?"


Wish - 2018-07-30, 08:37

Wai starał się iść spokojnie, nie za szybko aby nie pomyślano, że się cieszy z tego w co został wpakowany, ale też i nie za wolno aby nieznajomy nie pomyślał, że próbuje uciec. W jakiś sposób chciał chyba być honorowy. Kiedy jednak przechodzili przez wioskę i widział ile złego kossith zrobił aż mu robiło się nie dobrze. Wszędzie była krew, leżały trupy, stragany były poprzewalane. Czarnowłosy raz obejrzał się za siebie, spojrzał na kościół, w którego zwalonych drzwiach stali ludzie. Patrzyli się jak odchodził. Nikt, ani jedna osoba nie wstawiła się za nim, dla nikogo nie był tutaj ważny. Tęsknie spojrzał w stronę jeziora, gdzie niedaleko niego stała jego mała chatka. Miał tam cały swój skromny dobytek, który zapewne ludzie wykradną.
Szedł dalej nie zwracając uwagi na kasłanie czy chrząkanie napastnika. Nie oznaczało to jednak, że go nie obserwował. Więcej starał się patrzeć na pobocze, drzewa czy pola uprawne, ale kiedy zauważał, że ten zwalniał i on odruchowo robił to samo. Utrzymywał dystans, który uważał za bezpieczny, chociaż czy w jego położeniu było coś takiego możliwe?
Chłopak prawie podskoczył kiedy kossith odezwał się w jego stronę. Sam postanowił się nie odzywać. Odszedł na kilka kroków dalej, tak aby jednak większy nie tracił go z zasięgu wzroku, i zdjął buty. Przysiadł na ogromnym kamieniu, który w połowie był zanurzony w wodzie. Wsadził stopy w strumień i bardzo delikatnie się uśmiechnął. Jego włosy nabrały trochę mocniejszego, zielonego odcieniu a oczy dodatkowej głębi. Jego matka była wodą rusałką, więc woda zawsze sprawiała mu przyjemność, bez niej nie mógł żyć. Była to jednak radość krótka, bardzo ulotna.
Głośne odchrząknięcie zwróciło jego uwagę. Spojrzał na wielkoluda zdając sobie sprawę, że jego zbroja czy ubranie wcale zbytnio nie nadawały mu masy. On sam po prostu był wielki i na pewno silny. Tak, był taki, wystarczyło, że Wai przypomniał sobie co tamten zrobił w jego wiosce a od razu robiło mu się niedobrze.
Powoli przytaknął na pytanie obcego. Równie wolno zszedł z kamienia i boso podszedł do niego. Choć jego ruchy faktycznie miały w sobie jakąś grację - a dzięki wodzie nabrał też dodatkowego silniejszego czaru - to dało się z nich też wyczuć strach. Wziął igłę tak aby nie dotknąć napastnika a ręka delikatnie mu zadrżała. Powoli i ostrożnie przyłożył wolną dłoń do rany aby też ją przytrzymać, zerknął szybko kossithowi w oczy i zrobił pierwsza nakłucie w jego skórze. Szło mu to dość sprawnie, więc po chwili było już po wszystkim.
- Zabijesz mnie? – odłożył nić a jego głos był naprawdę cichy i miękki acz na pewno przestraszony.


AnvE'lyn - 2018-07-30, 12:52

Ręce młodzika były bardzo miękkie, barbarzyńca ledwo czuł jego dotyk na swojej zniszczonej podróżami i pobliźnionej skórze. Gdy już wbijał igłę w ciało jego oczy spoczęły przez chwilę na bladożółtych ślepiach mężczyzny, które nie zdradzały bólu. Łagodne rysy twarzy, wyglądające na miękkie usta, błyszczące oczy. Mimowolnie stwierdził w myślach, że jest urodziwy. Sprawnie szło mu zaszywanie ran, brutal zastanawiał się czy już wcześniej się zajmował czymś podobnym. Gdy Wai zakończył szycie i odłożył przedmioty na miejsce mężczyzna poruszył ręką by zobaczyć granicę wytrzymałości szwów. Kiwnął głową z uznaniem patrząc na zgrabny ścieg, w niczym nie przypominający koślawe blizny zagojonych już innych ran. Chłopak się odezwał, cichy, przestraszony głos jak drobny deszcz dotarł do uszu kossitha powodując u niego dreszcz. "Zabić..." Uniósł spojrzenie na młodzieńca i zaczął go dokładnie oglądać. Delikatna, niemal kobieca postura, każdy taką może mieć. Wyjatkowo żywy blask na jego wlosach i w oczach wydawał się być jego osobistą cechą. Przesunął wzrok na szyję i ramiona chłopaka. "Łabędzia szyja", pomyślał. Jedna żyłka pulsowała widocznie, przykuwając chwilowo uwagę kossitha. Niemalże czuł ciepło bijące od tego miejsca. Jego wzrok prześlizgnął się niżej. Chuda postać, nogi smukłe i ładnie wymodelowane. Nie nawykły do długich wypraw, nie walczył. Rzemieślnik? Niemożliwe, za delikatne dłonie, ledwo się czuło jego ruchy, ale mężczyzna przyznał, że szył sprawnie. Siedząca przed nim postać wydawała się bezużyteczna dla niego. Za drobna na jakiekolwiek działanie, lecz mimo to coś nie pozwalało mu go skrzywdzić, odpędzić od siebie. Dziwne uczucie znowu go ogarnęło, nie potrafił odnaleźć się w nim. Pochylił się do chłopaka zmuszając go tym samym do położenia się płasko na trawie. Swoje dłonie podparł blisko jego ramion, górował nad nim. Gdyby spróbował się rzucać przytrzymał by jego ręce swoimi a kolanem nacisnął na brzuch by unieruchomić go całkowicie. Chłopak wyglądał na jeszcze mniejszego niż wcześniej. Kossith przybliżył twarz do jego twarzy i zaczął węszyć. Czuł swój własny zapach od jego policzka, a także miękki zapach chłopaka przywodzący na myśl leśną polanę koło jeziora. Dreszcz widocznie przebiegł po ramionach barbarzyńcy. Jego nos szedł niżej, od czasu do czasu przypadkowo muskając skórę na szyi chłopaka. Kolejne nuty zapachu. Lekko kwaśny zapach. Strach. Kossith uniósł wzrok na przestraszone oczy Waia. "Nie pachniesz jak człowiek." Oczy mężczyzny pociemniały, a źrenice się powiększyły.
- Nie zabiję Cię. - Mężczyzna uniósł się z powrotem i zatrzymał się tuż przy twarzy chłopca. Wodził wzrokiem po jego skroniach, nosie, ustach... Kossith odczuwał w całym swoim ciele napięcie, które kumulowało się w niższej partii kręgosłupa. Spojrzał młodzieńcowi w oczy próbując nieumiejętnie zakryć plątaninę własnych myśli.
- Avra. - Głos miał zachrypnięty, jakby nie pił przez kilka dni. Barbarzyńca przymknął oczy i powoli się podnosił z trawy. Przez dłuższy moment czuł niewygodę podczas chodzenia. Szykował się do zebrania rzeczy i ruszenia w stronę swojego jak to nazywał, "przyczaiska".
- Nazywam się Avra. - Założył na siebie elementy pancerza i już nie patrząc na chłopaka szedł przed siebie wzdłuż strumienia.


Wish - 2018-07-30, 15:20

Wydawało się, że ukucie igły nie zrobiło na mężczyźnie nawet najmniejszego wrażenia. A wszystko działo się przy ranie, która powinna być boląca. Wai wiedział jakich ziół użyć by uśmierzyć trochę ból, ale czy w ogóle powinien pomagać? Czy w ogóle powinien się odzywać? Jedną sprawę musiał poruszyć.
Oczekiwał na wyrok. Nieznajomy był zabójcą, wziął go w zamian za wioskę. Pytaniem więc powinno być kiedy i jak a nie czy zostanie zabity. Odważył się spojrzeć kossithowi w oczy kiedy nagle ten się zbliżył i tak powoli zbliżał się coraz bardziej wymuszając na Waiu aby wręcz położył się na trawie. Chłopak nie wiedział co się działo. Kiedy tamten go wąchał, tuż przy szyi, rusałka przymknął oczy. Przełknął głośniej ślinę zastanawiając się czy to właśnie miało nastąpić teraz? Jak się poczuje kiedy krew i życie zacznie z niego uciekać? Otworzył jedno oko kiedy poczuł, że napastnik nie zatrzymał się na jego twarzy ani nie wgryzł się mu w szyję. Zerknął kiedy ten obwąchiwał go dokładniej. Co się działo? Co ten brutal z nim zrobi?
Nie mógł pohamować strachu, bo nie znał rasy jaką był nieznajomy. Może to i było ignorancją, ale żył w mieście, między ludźmi. Tylko poszczególne rasy miały do ludzkich miast możliwość wejścia. Przez to nie wiedział czego mógł się po nim spodziewać. W czym się specjalizował? Był silny? Waleczny? Czy może węch u niego górował? Każda opcja była równie możliwa. Dlatego też wolał się nie poruszać, zamarł wręcz w bezruchu i czekał na to co miało nastać. Ich spojrzenia się spotkały. Zdawało się Waiowi, że napastnik chciał mu coś powiedzieć, coś przekazać. Tylko o co mogło mu chodzić? Czy coś nie pasowało mu w jego zapachu? Czy mogło chodzić o to kim był? Ludzie tak na niego nie reagowali, ale oni mieli bardzo słabe zmysły.
Z cichą ulgą opuścił głowę na miękką trawę. Nie umrze. Nie oznaczało to, że zostanie puszczony wolno albo, że nie będzie mu zadawał cierpienie. Ale jednak nie umrze, a dla każdego było to coś ważnego. I kiedy poczuł ulgę ten wrócił z powrotem nad jego twarz co sprawiło, że chłopak ponownie się spiął. Delikatny rumieniec wypłynął na jego twarz, ale nie pozostawał dłużny obcemu przyglądając się jego twarzy, miejscu skąd wyrastały rogi i każdej bliźnie jaką mógł dostrzec. A potem twarz nieznajomego równie nagle się oddaliła co się przed Waiem pojawiła. Chłopak leżał dłuższą chwilę nie rozumiejąc co się właśnie wydarzyło. W końcu usiadł przyglądając się jak nieznajomy nakładał z powrotem na siebie swój ubiór.
- Jestem Wai. – odpowiedział automatycznie kiedy tamten zaczął się oddalać. Czarnowłosy wstał z trawy i zerknął jeszcze raz na wioskę, która kiedyś była całym jego światem. Nie żegnał się z nią, nie miał z czym. Nie miał tam nikogo bliskiego. Szybko ruszył za kossithem aby się nie zgubić. Myśl, że nie straci teraz życia sprawiła, że poczuł się lepiej, ale wcale nie patrzył bardziej optymistycznie na resztę swojego życia.


AnvE'lyn - 2018-07-31, 22:52

Zarośla przy strumieniu nabierały na gęstości, tak jak strumień na wielkości. Avra szedł niewydeptaną częścią zbocza nie odwracając się do chłopaka i myśląc nad układem, który z nim zawarł. "Zawinił ludzki lud, więc z niego powinna być ofiara..." Kossithowi nie podobał się tok myślenia ludzi. Wystawić za siebie kogoś, kto nie dość, że z własnej woli wyszedł naprzeciw by bronić to nic nie warte stado, to dodatkowo nawet nie był człowiekiem? Czy idąc tym tropem układ był wciąż ważny? Barbarzyńce rozbolała głowa od myślenia.
- Nie jesteś człowiekiem... - Skwitował mówiąc do siebie i jakby na potwierdzenie swoich słów kopnął kamień wielkości pięści, zostawiając w ziemi dziurę po kawałku skały. Kamień przeturlał się po trawie i wpadł do wody z głośnym pluskiem. Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na niebo by oszacować godzinę i przyspieszył kroku wzdłuż nurtu wody. Niedaleko przed nim rozciągał się ciemny las, który według zapachów jakie wyczuwał barbarzyńca, zwykle był ominany szerokim łukiem. Nie wiedział czemu, nie interesowało go to za bardzo. Dla niego liczyło się, że jest to ciche i osłonięte z każdej strony miejsce. Gdyby nie rogi kossith nawet by się nie zatrzymał tylko parł naprzód. Miał potężne rogi, długie, masywne u nasady i lekko rozgałęzione. W swoim klanie byłby dumą i reprezentacją podczas walk. Zwolnił przy wejściu do lasu i wyginął gałęzie oraz samego siebie by móc zmieścić się w przejściu jakie robił sobie rękami. Gdy zaczepił rogiem odruchowo szarpnął w tył i syknął z bólu czując jak łuskowata kora iglastego drzewa przeciera kawałek wrażliwego miejsca. Wraz z pulsującym bólem i rosnącym gniewem kossith złapał za broń. Uderzając chaotycznie w drzewo ściął gałąź odrzucając ją następnie w stronę strumienia. Avra czuł jak krew mu się podgrzewa i traci panowanie nad sobą. Zacisnął mocno dłonie wgniatając kolejny kawałek rękojeści falcaty do środka i wybielając knykcie palców. Chciał się tylko dostać do swojego obozu, zebrać rzeczy i iść do kolejnej wioski by kończyć co zaczął. Drżenie opanowało wielkoluda, który oddychając coraz ciężej był na granicy szału. Tracił kontakt z otoczeniem, jedyne co zaczynał widzieć to czerwień zalewającą mu oczy.


Wish - 2018-08-01, 08:56

Ciężko Waiowi podróżowało się z Avrą z jednego powodu – różnica rozmiarów. Temu drugiemu nie przeszkadzały krzaki i inne rośliny, taranował wszystko co stało na jego drodze. Poza tym, jego jeden krok był o wiele dłuższy niż ten, który mógł zrobić czarnowłosy, więc koniec końców wychodziło, że rusałka albo zostawał z tyłu albo musiał za tamtym biec. Nie miał aż tak genialnej formy aby ciągle móc truchtać dlatego musiał sam przedzierać się przez krzaki. Zaczynało go to wkurzać, bo przecież mogli chyba wybrać jakąś wydeptaną dróżkę, prawda?
Miał jednak dość dobry słuch, trochę lepszy od większości ludzi. Usłyszał większego słowa, które chyba powiedział sam do siebie… no bo jeżeli chciał na ten temat porozmawiać to powinien stanąć z Waiem twarzą w twarz, prawda? Ale kossith miał rację, nie był człowiekiem. Nie do końca. To było trochę bardziej skomplikowane.
Znowu został z tyłu, zaczepił rękawem o gałąź i o mało go nie rozerwał. Teraz nie mogło mu być ubranie obojętne kiedy dowiedział się, że Avra nie ma zamiaru go zabić. Nawet żałował, że może nie odważył się wcześniej o to zapytać to może dostałby zgodę aby zabrać jakieś swoje rzeczy z chatki. Teraz pozostał z tym jednym ubraniem. Zaczął jednak doganiać napastnika, ale nie podszedł zbyt blisko. Miał lekką zadyszkę, ale tym się niezbyt martwił. Obwiał się teraz swojego wymuszonego kompana. Jego zachowanie nie było normalne, wyglądało jakby znowu wpadał w furię. Dlaczego? Przed chwilą nad rzeką był spokojny. Przecież nikt ich nie zaatakował ani nic się nie stało.
- Hej.. – nieśmiało próbował skontaktować się z Avrą, który wyglądał jakby szał zaczynał go pożerać. Wai starał się szybko myśleć, spróbować domyśleć się o co chodziło. Atak na drzewo trochę mu pomógł. Może się zranił? - Hej, Avra. Mogę pomóc, tylko powiedz jak.. – stał daleko i nie przybliżał się do kossitha, dało się czuć, że się go bał, ale wolał spróbować zareagować teraz, zanim tamten wpadnie w taki szał, że znowu wszystko zacznie rozwalać i obietnica sprzed chwili przestane istnieć tak samo jak on sam.


AnvE'lyn - 2018-08-01, 11:40

Mężczyzna napinał mięśnie raz za razem, próbując trwać w swoim niestabilnym spokoju, ale furia konsumowała go coraz żarłocznej. "Czerwień. Wszędzie czerwień..." Kossith czuł się jak w ciemnej przestrzeni wypełnionej krwią, która wlewała mu się do gardła, wmuszała się w niego powodując dreszcze i okropne uczucie bezsilności wobec nadchodzącej fali szału. Szumiało barbarzyńcy w uszach, ale cichy, delikatny dźwięk się przebijał przez hałas jaki utkwił w głowie mężczyzny. Aksamitny głos chłopaka przedzierał się przez szkarłatne, wzburzone fale. Mężczyzna znieruchomiał i przekręcił głowę w stronę łagodnego głosu, oddychał nieco wolniej lekko drżąc. Chwycił się myślami głosu i próbował wyrwać z rąk krwistej kochanki, którą przywoływał podczas walki i która wołała jego w każdym innym momencie jego życia. Żądała jego ciała, jego myśli, jego brutalnego zmysłu. Uścisk na broni zmniejszał się w miarę wsłuchiwania się mężczyzny w głos Waia. Jego bliskość była wyraźnie różna od koloru krwi jaki otaczał Avre. Parł ku niej, do łagodnej barwy jeziora przebijając się przez gęstą czerwień. Kossith odsunął się od drzewa i chwiejnie podszedł do chłopaka. Próbował coś powiedzieć, ale nie był w stanie złożyć ust do najmniejszego słowa. Mężczyzna złapał Waia za przedramie mocno, niemalże miażdżąc mu rękę i uniósł do góry na swoje rogi. Gdy skóra chłopaka tylko dotknęła rogu kossith zadrżał widocznie, nabierając masy w spodniach. Gardłowy, niski pomruk wymknął się z ust Avra, który otworzył swoje zakrwawione oczy i próbował spojrzeć na Waia wciąż trzymając jego dłoń na swoich rogach. To co barbarzyńca widział było jak mętna, brudna woda w pobliżu osady, którą wybito w pień. Nakierował palce chłopaka na przetarcie i syknął gdy ciepło jego skóry wzmocniło ból jaki odczuwał wielkolud. Odruchowo zacisnął mocniej swoją dłoń na jego ręce i naparł na niego by przyprzeć go do drzewa, unieszkodliwić. Drugą ręką złapał Waia w talii mocno zaciskając swoje palce na nim, a biodrami przyszpilił jego dolną część ciała, wbijając się swoją twardą erekcją przez spodnie w ciało młodzieńca. Twarz mężczyzny była bardzo blisko szyi chłopaka, który z łatwością mógł wyczuć jego gorący oddech. Kossith dyszał od wewnętrznej walki, a także od dotyku, który sprawiał, że ciśnienie rozsadzało jego spodnie, że chciał się zatopić całym sobą w czymś przyjemnym.

AnvE'lyn - 2018-08-01, 11:41



Wish - 2018-08-01, 15:48

Kossitha niepokój przechodził na Waia. Zaczynał coraz bardziej się bać, nie rozumiał sytuacji w jakiej się znalazł. Obawiał się, że nawet gdyby teraz zaczął uciekać nic by to nie dało. Avra miał więcej siły, był większy a jego kroki były dłuższe – dogoniłby go zanim zacząłby na dobrze uciekać. Poza tym, nie miał nawet pojęcia gdzie dokładnie był. Nigdy zbytnio nie oddalał się od wioski, swojej chatki i jeziora. Tam ludzie go znali, uważali za dziwaka, ale nieszkodliwego. Teraz wyszedł do wielkiego świata z niczym w rękach, dosłownie gotowy na śmierć.
Wzdrygnął się kiedy rozwścieczony wielki typ spojrzał na niego. Mógł się schować za drzewem, ale co potem? Co mógł zrobić aby przeżyć? Już drugi raz tego dnia czuł jak strach mieszał się w nim z adrenaliną i wcale mu się ta mieszanka nie podobała.
- Spokojnie. – w powietrzu powoli opuszczał drżące ręce jakby to miało napastnika uspokoić. Sam jego głos drżał. - Spokojnie. Nic przecież się nie stało. – tego nie mógł być pewien. Może olbrzym się zranił? A może tylko przypomniało mu się, że miał wybić całą wioskę a tego nie zrobił i był teraz wnerwiony.
- AAAAAAUUUUU!!!! – spomiędzy jego ust wyszedł krzyk bólu kiedy tamten prawie miażdżył mu ręce. Zdecydowanie szaroskóremu nie podobały się te dźwięki, ale miał inne rzeczy na głowie, bo w ogóle nie przejął się tym co zrobił chłopakowi. Waiowi łzy zakręciły się w oczach a jedna spłynęła po policzku. Nikt jednak nie przejął się tym, że jemu zdarzyła się krzywda. Przez szarpnięcie zawisł w górze co sprawiło, że ręka jeszcze bardziej bolała. Zrozumiał jednak co się stało, odnalazł ranę. W tym też momencie kossith przyparł go zbyt mocno do drzewa. Wielki typ nie miał w ogóle wyczucia, więc Waiowi odebrało dech w piersiach. Nie jednak tego się przestraszył, bardziej strasznym było uczucie na dole, to jak Avra na niego napierał.
- Nie! Proszę nie! Opamiętaj się! Pomogę z raną, ale.. – zalał się większymi łzami i starał w powietrzy odepchnąć się nogami od czegokolwiek aby tylko mógł się może wydostać i uciec.


AnvE'lyn - 2018-08-17, 08:08

Barbarzyńca chciał się opanować. Dzikie zwierzę przez lata szczute do walki było wyrwane ze swej kruchej równowagi. Ledwie wyczuwał jak nogi Waia od czasu do czasu go muskają w locie. Czuł jedynie jak pieszczotliwe dłonie szału dotykają jego wnętrza zostawiając na nim lepkie ślady. Dotyk chłopaka był chłodny, przyjemnie kojący. Mężczyzna przestał próbować widzieć przez krwistą mgłę i zamknął oczy. Postarał się znieruchomieć, chłopak mówił że pomoże. Bił się z myślami. Nie miał już nic, czemu chciałby mu pomóc? "Strach", pomyślał mężczyzna. Klucz do wszystkiego. Kossith nie lubił uczucia strachu, nie lubił widzieć jego obecności w sobie. Trzymał się tej myśli, tego odczucia by oderwać swoje pobliźnione ręce od młodzieńca, przeniósł je tym samym na drzewo i odsunął na długość swoich ramion. Oddech miał chrapliwy, palące uczucie na rogu nie zmniejszało się tak samo jak pulsujący gorąc niżej. Wbijał paznokcie w drzewo, czuł jak kora z łatwością kruszy się pod jego siłą, ale sam rdzeń grubego drzewa nie dawał za wygraną tak łatwo. Avra pochylił głowę w dół, węszył za postacią, która była tak przyjemna, tak spokojna pośród tej mętnej, tłustej przestrzeni. Czuł go, jego słodki, lekko kwaśny od strachu zapach. Z łatwością by go zmiażdżył jak człowieka. "Nie..." Zatrzymywał napływające obrazy ścieżki pokrytej krwią chłopaka. "Nie człowiek...". Tors kossitha unosił się i opadał ciężko nabierając powietrza, odgłosy przypominały rozjuszonego byka szukającego spokoju. Kossith bardzo lubił te masywne stworzenia, przypomniały mu jego samego za młodu, teraz nie wiedział czym do końca jest. "Pomogę z raną", delikatny głos utkwił w uszach barbarzyńcy pomagając mu trwać nieruchomo i niszczyć jedynie drzewo pod palcami. Nie wiedział ile może tak utrzymać swoje instynkty, zawsze dawał im szaleć aż same go wypuściły z objęć, nasycone i ugłaskane.

Wish - 2018-08-17, 11:17

Starał się opanować, ale jak mógł w takim momencie? Albo straci życie albo zostanie zgwałcony. CO TO ZA CHORY WYBÓR?! Wił się, kopał drzewo za sobą i kossitha przed sobą z nadzieją, że może któreś z nich padnie. Krzyczał. Krzyczał przez łzy aby do tamtego w końcu coś dotarło. Widział, że Avra nie był zbytnio obecny w swoim ciele. Jakby gdzieś wyszedł i pozostało tylko wkurzenie i.. pożądanie.
- Avra, błagam cię. Proszę. Opamiętaj się. To tylko zranienie. Nieduże. – skomlał stojąc na palcach aby nie wisieć za rękę w powietrzu. Nie wiedział co mógłby innego zrobić czy powiedzieć. Szarpanie, kopanie, krzyki. Nic nie dało. Pozostało błaganie. Szlochał. A kiedy poczuł, że jego ramię zostało oswobodzone zjechał do kucek po korze drzewa. Ręka zaczęła mu mocniej pulsować. Zaraz jednak poczuł, że coś upada mu na głowę. Delikatne kawałki.. drewna? Zerknął w górę i zrozumiał natychmiastowo, że musi zacząć coś kombinować.
Powiedział, że mu pomoże, ale jak? Jak w obecnej chwili? Co mógł zrobić? Jego myśli zaczęły szaleć. Ból, łzy i szloch nie pomagały mu w skupieniu się. Kiedy jednak od tego mogło zależeć twoje życie… Potrzebował czegoś do tej rany. Coś co pomoże.. gdyby miał swoje zioła… Wtem przypomniało mu się, że jeszcze tego ranka wyszedł do miasta na zakupy. A to oznaczało, że chociaż zgubił swój wiklinowy koszyk to musiał mieć w kieszeni swoją sakiewkę.
- Posłuchaj, mam tutaj maść. – zapowietrzył się na moment a zdrową ręką zaczął grzebać po kieszeni. Cały drżał, więc zajęło mu to więcej czasu, ale oprócz monet miał w środku małe drewniane pudełeczko. - Ona, ona pomaga. Leczy rany. Musisz jednak się zniżyć, bo nie zobaczę gdzie mam ją smarować. – podniósł się dość szybko kiedy tylko zdał sobie sprawę, że był akurat na wysokości Avry bioder.    


AnvE'lyn - 2018-08-17, 22:07

Drzazgi wbijały się pod paznokcie kossitha raniąc mu palce, mężczyzna ledwie to czuł utrzymując się wszelkimi siłami przy biednej roślinie. Gorąc roznosił go od wewnątrz, czując kolejne fale Avra zastanawiał się czy płonie żywym ogniem. Kolejne słowa chłopaka przebijaly się do głowy barbarzyńcy. "Ni..." Kolejne obrazy zalewały jego myśli. Czerwone, kobiece dłonie musnęły jego usta, szeptały. Podsycały falę gęstego szkarłatu, który zalał barbarzyńce. Złe, chciane działania, czemu je zartrzymujesz pytały. Ciężkim, atrakcyjnym, gładkim głosem otulały go niczym kokon. "...żej" Kossith z trudem przesunął ręce w dół pociągając swe ciało za nimi, żłobiąc tym samym lekko zabarwioną czerwienią ścieżkę na poranionym już pniu drzewa. Kora z cichym szelestem zbierała się u podstawy drzewa gdzie wcześniej znajdował się chłopak. Usta Avry rozchyliły się odsłaniając delikatnie dodatkowe kły przy każdym głębszym, chrapliwym oddechu. Jego jasnoczerwony język trzymał się granicy zębów, nie wychylając się poza nie, jednocześnie mocno kontrastując przy popielatej skórze barbarzyńcy. Wiatr się zerwał od strony strumienia przynosząc przyjemnie chłodny zapach wody. Smoliste włosy Avry poruszyły się zsuwając mu się z ramienia na tors. Próbował znowu otworzyć oczy, spojrzeć przed siebie. Opuścił nieco głowę w dół i mrużył oczy chcąc dojrzeć co jest pod nim. Bardziej niż widział czuł niebieską poświatę do której lgnął. Gdy chciał wyciągnąć do niej ponownie dłoń poczuł dreszcze na grzbiecie. Przebiegając wzdłuż kręgosłupa zostawiały po sobie tylko gorący ślad pobudzając bardziej niższą część kossitha. Wielkolud przygryzł kłami dolną warge i walczył dalej o nieruchomy stan, czekając aż dźwięczny, spokojny głos mu pomoże. Aż zrobi coś w co kossith nigdy wcześniej nie wierzył i nie zdołał zrobić samemu. Aż go pozbawi bólu i uspokoi.

Wish - 2018-08-17, 23:07

Wai bał się, był wręcz przerażony. To w jakiej teraz był pozycji.. nigdy nie myślał, że znajdzie się w niej. Młot i kowadło, Avra i drzewo. Miał tylko jedną drogę ucieczki, w prawo. Tam nie było ani ręki, ani drzewa ani nikogo. Tyle tylko, że niedaleko był krzak i kolejne drzewo i następne, tak jak to bywało w lasach. Chłopak nie widział kossitha w akcji, ale mógł się przypatrzeć skutkom jego działań. Chociaż okropnie z bólu pulsowała mu ręka, łkał i ciągle nie widział wyraźnie, bo nowe łzy napływały mu do oczu, to wiedział, że nie ma możliwości wyjść z ucieczki cało.
Tak naprawdę nie miał pewności co może stać się za moment. Miał nadzieję, że mężczyzna trochę się uspokoi, ale każda kolejna chwila wcale na to nie wskazywała. Jakieś informacje docierały do Avry, ale była to bardzo wątła komunikacja co sprawiało, że Wai jeszcze bardziej panikował. Drżącymi rękoma podniósł pudełeczko na wysokość twarzy kossitha. Chłopak jednak tylko mocniej się poddenerwował, bo napastnik wyszczerzył jedynie kły, co nie mogło być dobrym znakiem.
- To-to. To jest maść. – zamknął na moment pudełko w dłoni i wierzchem przetarł oczy. Mogło się zdawać, że jego całkowicie czarne tęczówki powiększyły się i nabrały więcej głębi. - Jest na podstawie ziół, które wspomagają leczenie. Posłuchaj mnie, proszę. - załkał. - To jest na podstawie mięty. Złagodzi ból, sprawi, że poczujesz chłód, ale.. ale najpierw zaboli. Będzie tylko szczypało i to przez moment. Nakładam, dobrze?
Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, więc mógł mieć jedynie nadzieję, że do mężczyzny wszystko dotarło. Otworzył pudełko, nabrał maść na palce i jeszcze raz błagalnie spojrzał na Avrę a potem rozsmarował ją na ranie. Maź na samym początku była nieodczuwalna a następnie mocno zaczęła piec i mogło się zdawać, że podrażniać zranienie. Dopiero po pewnym czasie zaczynało się czuć łagodzącą i chłodzącą miętę.


AnvE'lyn - 2018-08-21, 09:15

Kossith trzymał się wszystkimi siłami by nie poddać się głosom dochodzącym z czerwieni. Jeszcze trochę, jeszcze chwila i chłopak mu pomoże, uspokoi go. Poczuł w powietrzu zapach, który parzył chłodem nozdrza. "Ś..śnieg...?" Osunął głowę jeszcze niżej, pozwolił młodzieńcowi się dotknąć. Jego palce na rogach barbarzyńcy powodowały gorące dreszcze na jego ciele, tak przyjemne, tworzące napięcie, które kossith zawsze ignorował by nie odsuwały go od chęci mordu. Mężczyzna zamruczał od dotyku. Maść była delikatnie zimna, pozwoliło to ledwo widocznie wyjść Avrze ze szkarłatnych objęć tylko to by zaraz w nie wpaść całkowicie, zatopić się w bólu, który przeszywał jego wnętrze. Syknął na tą zmianę, na uczucie szczypania. Zimno maści zmieniło się w narastające uczucie ciepła, następnie gorąca nie do wytrzymania. Piekło. Kossith nie wytrzymywał, zacisnął mocniej dłonie zgniatając całkowicie rdzeń stawiającego opór drzewa i powalił je do przodu. Złapał się za róg w obronnym geście i ryknął potężnie z bólu odsuwając się chwiejnie do tyłu.
- Wrr…Aghhh! - Wszystkie głosy w jego głowie nabrały sił, śmiały się kalecząc jego uszy od wewnątrz, napędzały kolejne fale wlewające się w jego jestestwo. Za dużo czerwieni. Avra poczuł krew na języku, przegryzł jego koniec podczas walki o opanowanie. Gorąc nie ustępował, a barbarzyńca zaczął niszczyć drzewa wokoło siebie. Bojową postawę dodatkowo podkręślał wściekły wyraz twarzy i odsłonięte wszystkie kły. Mocno dlonie kossitha zapomniały o żelazie jakie zwykły nosić ze sobą, atakowały drzewa, wszystko co było najbliżej mężczyzny. Szkarłat podsuwał mu myśli zniszczonej okolicy, wiórów i... Niebieskiej postaci. W pół ścięcia kolejnego drzewa kossith uniósł głowę i zaczął węszyć. Zapach, tak nie podobny do niczego co kossith wcześniej poczuł, był łatwy do tropienia. Zwłaszcza gdy zdobycz była o wiele mniejsza od drapieżnika.


Wish - 2018-08-21, 14:00

Drżał. Wiedział to, bo widział jak jego drżąca ręka powoli rozsmarowywała po Avry rogu grubszą warstwę maści. Rana wcale nie była głęboka, ale widać to było bardzo ważne miejsce na ciele u tej rasy. Choć powinno być twarde i nieczułe zachowywało się zupełnie inaczej. Na samym początku właśnie dotykiem rogu Wai został oznaczony. Teraz, chociaż rana była niewielka, ból był dla niego ogromny. Plus to całe seksualne napięcie.. gdyby tylko chłopak nie był tak zestresowany i obolały – praktycznie walczył o swoje życie – to możliwe, że zauważyłby, że właśnie dotyk tego miejsca je wzmacniało.
Widział reakcje swojego ‘’pacjenta’’. Kiedy pojawiło się pierwsze zimno i chłód. Musiało to być przyjemne. Zdawać by się mogło, że kossith uspokoił się a ból przeszedł. Było to jednak zgubne uczucie a Wai wiedział co się miało święcić więc powoli, cicho łkając, cofał się. Starał się odbić delikatnie w prawo aby nie stać naprzeciwko Avry i… miał rację, że tam się kierował. Pierwszy przebłysk kłów sprawił, że chłopak puścił się szybciej wstecz. Niestety potknął się o korzeń i boleśnie upadł na tyłek. To jednak nie sprawiło, że przestał się wycofywać. Widział jak gołymi rękoma szaroskóry rozwalił drzewo, które do najmniejszych nie należało. Szybko zaczął podciągać się na ręce i piętach w tył aby uciec przed oszalałym typem.
Nagle zauważył zmianę w postawie Avry. Myślał, że to było po wszystkim. Może opamiętał się? Albo ból ustąpił? Po krótkiej chwili zrozumiał, że nie trafił. Widział co się działo. Węszył. Zęby miał jednak nadal odsłonięte a całą postawą ciała pokazywał, że nadal się nie uspokoił.
- Avra. Proszę. Uspokój się. Przecież nic się nie stało, już wszystko jest dobrze. Naprawdę. Na pewno już nie czujesz bólu tylko chłód. – miał wielkie przestraszone oczy łani. Nadal siedział na ziemi i powoli starał się wycofać. W nadziei, że.. że coś go jednak uratuje.


AnvE'lyn - 2018-08-24, 10:16

Mężczyzna opuścił głowę i odwrócił się w stronę Waia, głosy go popychały ku niemu, by go skrzywdził, zabił. Obraz jego kobiecej postury zmasakrowanej na drzewie był kuszący dla barbarzyńcy, był ekstazą dla szkarłatnej kochanki. Gorąco nie do wytrzymania zmniejszało się, powoli wygłuszając krzyki w głowie kossitha. Zapach chłopaka był intensywniejszy wraz z każdym krokiem w jego stronę. Avra zbliżał się do niego, zniżał się do ziemi pomagając sobie rękami podczas chodzenia. Górował nad chłopakiem jak niedźwiedź nad królikiem. Oddech miał wciąż niespokojny, chrapliwy, jego tors ciężko się poruszał przy każdym zaczerpnięciu powietrza. Maść zaczynała działać tak jak powiedział chłopak, róg kossitha stawał się chłodniejszy. Ból przemijał, mimo to barbarzyńca skracał dalej dystans między nim a Waiem. Gdy usłyszał jego głos widocznie zadrżał i zwolnił. Dreszcze wstrząsnęły kossithem, głos chłopaka odpędzał nie osłonięte już bólem i szałem czerwone głosy, mężczyzna zaczynał słyszeć własne myśli. "Uspo..." Kolejne kroki do przodu, niewiele zostało między nimi, choć chłopak się wciąż wycofywał. "...Kój się". Avra przykucnął metr od chlopaka i węszył jego zapach w powietrzu. Słodka cisza wypełniła umysł barbarzyńcy. Oddech wielkoluda wrócił do normy, ale mroczyło go jak w kościele, to bylo dziwne uczucie, rosnące od brzucha w dół, do bioder. Mężczyzna skupił się na głosie młodzieńca, wbrew sobie uznawał jego dźwięk za przyjemny dla uszu. Barbarzyńca próbował coś powiedzieć, poruszył odrętwiałym językiem w ustach i spróbował raz, drugi złożyć jakieś słowo, ale nie wiedział co powiedzieć. Chłopak przed nim był przerażony, delikatnie mówiąc. Łzy zasychały na jego rumianej twarzy powoli. "Powinienem..." Avra opuścił głowę w dół, włosy spłynęły po jego ramieniu ciężko, a on sam czuł się głupio. Pierwszy raz w jego życiu ktoś chciał mu pomóc, nawet jeśli przez strach, i naprawdę to zrobił a on nie potrafił się zdobyć na żadne podziękowania ani przeprosiny. Jego matka pewnie by go zdzieliła po potylicy i wcisnęła jakiś przedmiot nadający się na prezent za pomoc w dłonie by zmotywować kossitha do działania. Mężczyzna otarł kark dłonią chcąc załagodzić niezręczne uczucie jakie obecnie w nim rosło. Wstał z ziemi, nie potrafił spojrzeć w oczy chłopakowi. "Jednak coś zostało z dawnych nauk...", pomyślał. Przełknął ślinę z trudem i zaczął mówić.
- Um... Dzięki. - Kossith nie dawał sobie rady do końca z wypowiedzeniem tego słowa. Wybicie całej wioski nie sprawiało mu problemu, potem spał jak dziecko, ale gdy był komuś wdzięczny, czuł się zobowiązany. Miał dług wobec tej osoby, coś co związywało mu ręce i nie dawało spać za dobrze. Mężczyzna chwilę stał metr od chłopaka po czym powoli wyciągnął do niego dłoń, sam nie wiedząc do końca co chciał zrobić. Wyglądało na to, że chciał... Pomóc mu. Pomóc mu wstać, to miało sens w głowie kossitha. Nie czułby się zrażony gdyby chłopak bał się przyjąć jego dłoń, wiedział, że był jednym wielkim źródłem strachu Waia.


Wish - 2018-08-24, 18:15

Jego ciało poruszało się samowolnie chcąc go uratować. W tym samym czasie kusiło. Zaokrąglone biodra, niepasujące do faceta, poruszały się faliście. Ciemne, lśniące, zdrowie i ładne, długie włosy spływały mu po ramionach. Zaszklone od strachu i łez oczy zdawać by się mogło, że powiększyły dzięki czemu wyglądał tylko bardziej niewinnie i kusząco. A kiedy w końcu napastnik przyszpilił go do ziemi i nad nim się nachylił mógł poczuć przyjemny zapach, jakby bez zakwitał, konwalie gdzieś niedaleko rosły – świeży, leśny, upajający. I tylko wzrastająca kwaśna nuta sprawiała, że stojący naprzeciwko niego mógł zrozumieć, że coś było nie tak, że Wai wcale nie zachęcał nikogo do zbliżenia się. A dopiero po tym można było dostrzec strach, łzy, łkanie i proszenie.
Serce waliło mu jak oszalałe. Nie miał gdzie dalej się cofnąć, a poza tym, kossith był od niego szybszy. Ramie pulsowało mu od bólu, łzy zasłaniały widok na świat. Czy to miały być jednak jego ostatnie chwile na tym świecie? Czy w ostatnich tchnięciach będzie czuł jak tamten go gwałci? Takie myśli napędzały w nim panikę. Nie miał co więcej zrobić jak dalej do niego mówić z nadzieją, że może się opamięta, że da radę przezwyciężyć ból, chociaż ta rana nie mogła mu sprawić aż tyle bólu aby mógł tak się zachować.
I nagle napastnik zatrzymał się. Klatka piersiowa ciężko mu falowała, wzrok nadal miał zagubiony, ale schował kły.
- Spokojnie. Spokojnie. Już jest dobrze. – Wai starał się przemawiać spokojnym i ciepłym głosem, który ukajał nerwy. Czasami jednak mu się to nie udawało i jakaś delikatna nuta strachu sprawiała, że mu delikatnie drżał. - Pomyśl, postaraj się poczuć. Bólu już nie ma, prawda? To nie była poważna rana.
W końcu łzy mu ustały, ale na policzkach nadal było widać którędy płynęły. Zamilkł w momencie kiedy zdawało mu się, że Avra chociaż trochę się opamiętał. Trzymał zranioną rękę przyklejona do klatki piersiowej, obejmował ją i czekał co nastanie. I nagle usłyszało jedno z tych słów, które jego ojciec nazywał magicznymi. Spojrzał na wyciągniętą przed sobą dłoń wzorkiem, który mówił, że kompletnie nie rozumie co się stało. A potem znowu w oczach pojawiły mu się łzy. Dużo i nagle. Spływały mu po policzku niczym wodospad, zaczęło cieknąć mu z nosa i głośno zaczął wyć. Ciało odreagowywało na to co przed chwilą się stało, bo wiedział, że teraz już jest dobrze.
- Bałem się, że złamiesz swoje wcześniejsze słowo, że skończę jak ci w wiosce. – przecierał oczy i policzki chcąc pozbyć się łez, ale sprawiał tym tylko tyle, że zacierał je i robiły się czerwone.


AnvE'lyn - 2018-08-25, 19:41

Mężczyzna wzdrygnął się zauważalnie, gdy chłopak nagle wybuchł płaczem . Nie wiedział co robić, jak zahamować nagły deszcz z oczu małej istoty, nigdy czegoś podobnego nie robił. Nie miał możliwości ani potrzeby. Wyprostował się i zmarszczył brwi reagując na słowa zapłakanej postaci. Poczuł gniew, ale stłumił go zanim zdołał urosnąć do rozmiarów z jakimi nie dawał sobie rady. Mięśnie poruszyły mu się na szczęce niespokojnie.
- Morduję ludzi... - Zaczął powoli. "To prawda, nigdy przed nią nie uciekałem." Ukucnął przed chłopakiem, zachowując dystans, który nie naruszał jego i tak już, kruchego poczucia bezpieczeństwa. Spojrzał w zapłakane, niezwykłe oczy chłopaka, by mieć pewność, że zrozumie. Nie lubił się powtarzać.
- ... Ale nie łamię raz danego słowa. Nigdy. - Westchnął cicho czując jak go znowu mroczy przed oczami od bliskości chłopaka. Próbował pomyśleć co by zrobiła jego matka przy dziecku, które płacze. "Pewnie by go zdzieliła po głowie i kazała się zebrać w sobie, mówiąc że kossith nie może okazywać słabości nawet gdy jest na skraju śmierci... Ale to nie kossith, to... Drobny chłopak." Avra wciąż niepewny czy młodzieniec przed nim jest człowiekiem czy nie próbował skupić się na wymyślaniu czegoś co mogłoby złagodzić płacz Waia. Otarcie mu łez raczej nie wchodziło obecnie w rachubę, mógłby się bardziej przestraszyć, w dodatku miał zakrwawione dłonie od niszczenia drzew. Rozejrzał się po okolicy szukając czegoś co mogłoby mu w tym pomóc. Jego wzrok przykuł drobny, niebieskawy kształt u podnóża drzewa. Podszedł do niego, po drodze zbierając swoją porzuconą falcatę z ziemi, i dłonią zaczął odgarniać mech by móc lepiej uchwycić niewielki, o zaokrąglonych płatkach kwiat. Niebieski kolor rośliny przechodził w fiolet na krańcach, całość była otoczona delikatnie białymi wąsami czepnymi. Używając za dużo siły przy zrywaniu barbarzyńca zmiażdżył kwiatek przez co warknął pod nosem. Przesunął się kawałek dalej by spróbować z kolejnym, tym razem bardzo ostrożnie chwytając łodygę przy samej ziemi by ograniczyć kontakt z delikatnym kielichem płatków. Uważając podczas podnoszenia się, by przypadkowo nie zniszczyć kolejnego kwiatka, zbliżył się do chłopaka i podał mu roślinkę na otwartej dłoni. W porównaniu do jego wielkiej łapy kwiatek wyglądał jak marny strzępek tkaniny.
- Nie płacz. - Powiedział cicho i odwrócił spojrzenie w inną stronę zanim znowu wciągnie go przyjemność patrzenia w oczy młodzieńca.


Wish - 2018-08-26, 09:19

Na słowa o mordowaniu ludzi Wai jeszcze gorzej zaniósł się płaczem i łkaniem. Nie potrafił tego powstrzymać, to było silniejsze od niego. Jego ciało potrzebowało oczyszczenia, więc można było przyjąć, że taka reakcja była jak najbardziej na miejscu. Chociaż na pewno nie była komfortowa dla obu stron. Czarnowłosy nie marzył aby tamten oglądał go w takim stanie a Avra… na pewno nie był zadowolony z tego widoku.
Kiedy kossith ukucnął przed nim próbował powstrzymać się pod płaczu. To chyba miała być dobra nowina, oznaczała, że nigdy nie zginie z rąk tego mężczyzny. Tylko na ile mógł w to wierzyć? Przed chwilą miał pokaz kiedy jaź szaroskórkego po prostu się wyłączyła. Co się stanie następnym razem? Ta myśl znowu sprawiła, że zaczął głośno płakać.
Avra zniknął na chwilę z pola widzenia Waia. Chłopak próbował za nim podążać wzrokiem, ale naprawdę przez łzy nic nie widział. Na warknięcie, które pojawiło się przy pierwszej nieudanej próbie zerwania kwiatka, brunet głośno załkał. Jakby to było skierowane wprost do niego. Zaczął jednak powoli się uspokajać i wtedy właśnie przed nim pojawiła się ogromna dłoń a na niej malutki kwiatek, który nie był aż taki malutki - to perspektywa robiła swoje. Rusałka przetarł oczy raz a potem drugi. Łzy już prawie przestały mu lecieć, ale nadal cicho łkał. Przyglądał się roślinie a potem spojrzał w górę na Avrę. Jeszcze raz zdrową ręką przetarł oczy i policzki tym samym sprawiając, że bardziej się zaczerwieniły. Dosłownie tylko przez krótką chwilę ich oczy się spotkały. Szkliste, ciemne i głębokie spojrzenie Waia prawie złapało kossitha, ale ten zdążył umknąć wzrokiem w bok. Chłopak powoli wyciągnął dłoń, było widać, że drży a kiedy ciche, pojedyncze łkanie wracało podskakiwała. Wziął kwiat i mu się przyjrzał. Wcześniej takiego nie widział, dookoła ich wioski takie nie rosły.
- Dzi-dziękuję. – przyglądał się mu przez chwilę, w której wyglądał jak najbardziej bezbronne zwierzę w tym lesie. - Ma-maść. Gdzie-eś ją upu-uściłem. – zaczął się rozglądać za swoim pudełeczkiem. Całe szczęście maź nie była płynnej a raczej dość stałej konsystencji, która pod wpływem ciepła zaczynała łatwo się rozprowadzać. Nie powinno więc z nią nic złego się stać.


AnvE'lyn - 2018-08-26, 12:21

Mężczyzna burknął pod nosem coś co miało brzmieć jak "proszę" po czym wstał. Odetchnął głęboko leśnym powietrzem mieszającym się ze słodkim zapachem chłopaka przez co znowu go zamroczyło. "Chyba przestanę przy nim oddychać..." Zerknął zza ramienia na chłopaka, który oglądał kwiatek. Wyglądał tak... delikatnie, niewinnie. Dreszcz przebiegł po ciele Avry zostawiając po sobie ciepło. Potrząsnął głową na boki by odgonić to uczucie i skupić się na czymś innym. Odszedł kawałek i korzystając ze swojego zniekształconego od walk nosa znalazł porzuconą między drewnianymi odłamkami maść. Podniósł ją i dmuchnął na nią chcąc się pozbyć wiórów. Przeszukał też teren blisko pudełka by odnaleźć pokrywę. Odwrócił się do Waia, który miał tak czerwone policzki od ciągłego przecierania ich, że kossith aż się uśmiechnął kącikiem ust. Szybko ukrył swoje rozbawienie i raz jeszcze wyciągnął dłoń do chłopaka podając mu tym razem maść. Młodzieniec cały się trząsł i wyglądał jakby miał czkawkę od płaczu. Barbarzyńca zmarszczył brwi oceniając jego możliwości.
- Dasz radę wstać? - Kruche ciało chłopaka było targane końcówką płaczu. Kossith chciał ruszać dalej, do kolejnej wioski. Chłopak byłby tylko problemem gdyby go opóźniał, chyba że...
- Nie ruszaj się. - Zbliżył się do Waia, po czym szybko dodał zanim zrobił jakikolwiek ruch. - Nic Ci nie zrobię. - Wsunął powoli jedną rękę pod nogi chłopaka, drugą starając się lekko chwycić go pod ramię i unieść go z ziemi. Zrobił to bez większego wysiłku, młodzieniec był lekki. Tylko teraz pojawił się inny problem... Mężczyzna mógł bardzo dobrze czuć zapach i ciepło chłopaka. Zamknął na chwilę oczy i próbował odciąć węch biorąc kilka płytkich oddechów. Nic nie mógł za to poradzić na rosnące napięcie w pobliżu bioder. Było mu trochę niewygodnie chodzić przez jakiś czas.
-M... - Odchrząknął słysząc jak zachrypnięty miał głos i jeszcze raz zaczął mówić. - Może ułóż rękę na moim karku, będzie Ci wygodniej... - Spojrzał na istotę w swoich rękach, sprawdzając czy wszystko jest dobrze. Dał mu chwilę na lepsze ułożenie się i ruszył do przodu, w stronę swojego przyczaiska. Próbował omijać rogami gałęzie i wybierać co szersze przejścia między drzewami by ramiona drzew nie trafiły chłopca. Starał się nie patrzeć na niego, skupiając wzrok w gąszczu i wyszukując swoich wskazówek, pozostawionych na korze poszczególnych drzew.


Wish - 2018-08-26, 12:58

Skupiając się na kwiecie mógł myślami odejść do tego nieprzyjemnego zajścia jakiego przed chwilą był świadkiem. Spoglądał na jego kolory, kształt płatków i liści. Robił wszystko by odciąć się od myśli, które przypominały mu co widział. To chyba też dobrze działało na Avrę, który zdecydowanie lepiej sobie radził kiedy miał jakieś zadanie. Wai czkał co jakiś czas po płaczu i nadal przecierał policzki z łez, których już nie było. Powinien przemyć twarz, uspokoić swój oddech i doprowadzić się do normalnego stanu. Zamiast jednak to uczynić patrzył jak wielkolud szuka jego pudełeczka. Teraz wyglądał nieporadnie, za duży do ciasnego otoczenia. Trochę nawet może śmiesznie, ale nie można było zapomnieć, że przed chwilą wyrywał i łamał drzewa. Chłopak w zupełności go nie rozumiał.
- Dam. Daj mi tylko.. chwilę. – roztrzęsienie mu już mijało. Kiedy starał się sceny sprzed chwili wyłączyć w głowie to nie czuł się najgorzej. Widać jednak kossithowi bardzo się musiało śpieszyć. Na początku chłopaka zmroziło kiedy ten się w ogóle zbliżył a co dopiero go dotknął. Chociaż większy obiecał mu, że go nie zabije to na końcu głowy ciągle ta myśl mu majaczyła – prędzej czy później straci życie. Na pewno tak będzie. Dlatego czuł się skrępowany kiedy starszy go niósł.
- Masz jakieś zioła, coś leczniczego u siebie w domu? – spoglądał przed siebie, nie na napastnika. Tak naprawdę nie wiedział nawet gdzie idą i czy tam gdzie dotrą zostaną na długo. Przez głowię przeszło mu, że jeżeli Avra się przemieszcza to jak odejdą wystarczająco daleko od jego wioski mógłby przecież uciec. - Trzeba wyjąć ci drzazgi i opatrzyć dłonie. – powiedział łagodnie i bardzo cicho. Jakby się trochę bał, że kossith może to źle odebrać.


AnvE'lyn - 2018-08-26, 13:33

Mijając kolejne drzewa wydawało by się, że nie mają one końca lub zagubili się w ciemnym gaju. Kossith wypatrywał ostatniego z ogromnych drzew oznaczonych swoim zapachem, wyrastającego z piaszczystej góry i skręcił za nie w ukrytą, ciasną szczelinę. Nie chcąc przypadkowo zranić chłopaka przycisnął się do ściany i szorował plecami po piasku przez co czuł jak zaczyna mu się gromadzić pył pod ubraniem na plecach. Gryzące uczucie zaczynało go z lekka irytować, ale wiedział, że jeszcze chwila i będzie mógł to z siebie ściągnąć. Zastanawiał się co będzie dalej z nim jego planami i co zrobić z chłopcem gdy jego głos wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na twarz Waia zapominając całkowicie o swoich próbach nie zerkania na niego i zapatrzył się przez chwilę. Gdy dotarło do niego, że chłopak czeka na odpowiedź zaczął przypominać sobie o szerokolistnych roślinach jakie używał do tamowania krwi i suszu z drobniejszych liści, który łagodził ból.
- Coś powinno być. - Uważając na rogi Avra lekko się pochylił tym samym mocniej chwytając chłopaka by go nie upuścić i przeszedł pod powalonym skośnie drzewem. Wszedł do małej, ogrodzonej jedynie piaskowymi ścianami przestrzeni. Ziemia była porośnięta wydeptaną przez kossitha trawą, prowizoryczna drewniana bala zbierała wodę deszczową. Przy jednej ze ścian była rozstawiona na drewnianych kijach wygarbowana skóra, służąca jako dach nad rozłożonym na ziemi brązowym futrem. Bliżej wyjścia stała zaostrzona gałąź, każda broń się przyda gdyby go zaskoczono we własnym obozie. Barbarzyńca odłożył chłopaka na futro.
- Możesz tu spać. - Przeszedł kawałek dalej i sięgnął do skórzanej sakwy wielkości własnego uda. Wyciągnął z niej owinięte w tkaniny liście i położył je na skraju futra. Zanim dał chłopakowi czas na reakcję skierował się do bali i zaczął zdejmować z siebie kawałki zbroi. Odłożył je na bok, składając je w stos, po czym to samo zrobił z koszulą. Plecy miał pokryte grubymi bladymi bliznami, tak samo ramiona i tors. Część widać było, że została bardzo niezdarnie zszyta. Otrzepał się z piachu jaki mu się zgromadził i potrząsnął głową w bardziej zwierzęcym geście. Zamruczał czując jak piach przestaje go gryźć w skórę.


Wish - 2018-08-26, 13:58

Miał wrażenie, że błądzili. Zdawało mu się, że już niejedno drzewo mijali po raz kolejny. Wai miał kiepską orientację w terenie, bo nigdy nigdzie nie podróżował. Musiał pamiętać jak dotrzeć nad jezioro, jak do miasta a w mieście potrzebował znać tylko kilka ulic. Ich wioska nie była wielka, także ciężko było w niej tak naprawdę zabłądzić. Stąd też teraz każde drzewo wyglądało dla niego podobnie. Chociaż nie było to do końca prawdą. Potrafił odróżniać ich gatunki. Dzięki zainteresowaniu ziołami całkiem nieźle poznał roślinność z okolic jak i tą książkową co w przyszłości zaowocowało tym, że miał z czego się utrzymywać. Teraz to jednak już nie miało znaczenia.
Wai mocniej ścisnął Avrę na karku kiedy ten bardziej go do siebie przyszpilił. Szli przez dość wąskie przejście i teraz to całe noszenie nie miało już w ogóle sensu. Trochę jednak bał się powiedzieć, że ten może go teraz odstawić, że już nic się nie stało. Dlatego milczał aż do momentu kiedy doszli do małej polanki ogrodzonej piaskowymi ścianami.
- Dziękuję. – powiedział tak cicho, że nie był pewien czy kossith go usłyszał. Zaczął się rozglądać dookoła siebie i doszedł do wniosku, że nazwanie tego miejsca ‘domem’ było wielkim niedopowiedzeniem. Jak on mógł tutaj żyć? Wiatr, deszcz, słońce, dzikie zwierzęta – wszystko mogło go tutaj zaatakować. Podsunął się do tkaniny, która wylądowała na rogu futra, co jego zdaniem było niemym pozwoleniem, że może tam zajrzeć. Znał tą roślinę. Była lecznicza, potrafiła wyłagodzić ból. Właściwie była jednym z głównych składników jego maści jednak w tym stanie bardzo wolno leczyła.
Nadal trzymał bolącą rękę blisko swojej klatki piersiowej aby jej nie nadwyrężać. Nie ruszył się ani na centymetr poza obszar futra. Nie był też przekonany czy rozmowa z tym barbarzyńcą coś pomoże. Skoro jednak nie został do niczego przywiązany i miał obietnicę, że nie umrze to musiał dowiedzieć się czegoś więcej o swoim położeniu. Tylko bał się o to zapytać. Co jeżeli pytania pogorszą jego położenie?


AnvE'lyn - 2018-08-26, 14:49

Avra sięgnął po wyżłobioną z drewna misę i nabrał wody z bali. Zmył krew z dłoni w misie i ocenił ile drzazg będzie do wyjęcia. Następnie pochylił się nad trawą obok i polewał sobie włosy wodą by wypłukać resztę piachu. Dreszcz przeszedł po jego ciele od przyjemnego zimna. Gdy się upewnił, że nie będzie czuł już żadnego ziarna piachu odłożył misę na miejsce, wstał i przeciągnął się. Uczucie rozciąganych obolałych od wcześniejszej walki mięśni było wyjątkowo przyjemne. Mokre włosy przykleiły się do ramion i szyi kossitha, woda zbierała się na ich krańcach i spływała po torsie barbarzyńcy. Mężczyzna poczuł głód. Spojrzał w stronę stojaka gdzie miał reszty suszonego mięsa i niewielkich skór czekających na wygarbowanie. Podchodząc do niego i zbierając dobrze wysuszone kawałki mięsa zerknął na chłopaka, który się nie ruszył z miejsca jedynie oglądając zawiniątko z ziołami. Rwąc kłami potężny kęs z jednego kawałka mięsa, drugi chciał rzucić chłopakowi, ale się powstrzymał w pół ruchu. "Ludzie żywią się na misach... Czy ludzie jedzą mięso?" Wydawało się kossithowi, że tak, hodowali w końcu zwierzęta, ale nigdy tak naprawdę nie widział by je jedli. Oparł się o drzewo wrastające w piach i patrzył na chłopaka, na jego lekkie ruchy i całą delikatną postać. Wziął głębszy oddech czując znajome uczucie napięcia, zastanawiał się skąd to się bierze. Odepchnął się ramieniem od drzewa i zbliżył do Waia po drodze biorąc misę. Kucnął przy granicy futra i ułożył misę z mięsem na brązowej szczecinie patrząc uważnie na reakcję chłopaka na jedzenie. Czy go to obrzydzi czy jednak to jada na codzień? Nie znał się na utrzymywaniu przy życiu innych.
- Ja nie... - Zamotał się trochę w tym co chciał powiedzieć przez nagłe burknięcie jego brzucha. Zacisnął usta próbując zignorować swój żołądek. Za niedługo wyjdzie sprawdzić pułapki i może coś uzbiera po drodze.
- Nie wiem czym się żywisz. - Wskazał na mięso dłonią.


Wish - 2018-08-26, 15:14

Woda z deszczówki była dobra, ale po co ją marnować kiedy niedaleko płynęła rzeka a w druga stronę było jezioro? Wai doskonale wyczuwał gdzie była woda, ona do niego przemawiała. Zawsze tak miał, to były geny matki. Nie lubił brudnych bagien, wolał jeziora. Spokojne, czyste. Przyjemnie się w nich kąpało. Zapragnął teraz znaleźć się nad swoją wodą, ale nie było na to szans. Czy jego chatka będzie stała nietknięta? Czy może ktoś ją przejmie albo ludzie ze strachu splądrują a potem ją spalą? Ta myśl go zasmuciła. Podciągnął kolana pod klatkę piersiową i już miał je objąć kiedy wyczuł na sobie wzrok.
Do tego też był przyzwyczajony, ludzie lubili się na niego gapić, w szczególności mężczyźni, kolejna rzecz odziedziczona po matce. Wytykali go palcem, że jest za drobny, że za słaby jak na faceta. W głębi jednak Wai wiedział co sobie myśleli, chcieli go mieć dla siebie. Avra też musiał odczuwać podobne skutki z powodu przebywania obok niego. Na razie jednak o nic nie zapytał, nic nie powiedział to i chłopak się zbytnio nie wychylał. Patrząc na kossitha wielkie i dobrze zbudowane ciało, gotowe do ataku i walki oraz liczne rany, mógł się domyśleć, że nie wiele miał przewagi nad nim. Czy w ogóle jakąkolwiek mógł mieć?
- Głównie owoce i warzywa. – spojrzał na suszone mięso. Sam rzadko polował, był w tym beznadziejny, a mięso w mieście było dość drogie, więc nie często je jadał. Wyciągnął powoli zdrową dłoń i wziął jeden z mniejszych kawałków. - Mięso też może być.
Powoli zaczął przeżuwać a po kilku kęsach poczuł jak zaczynają boleć go żuchwy. Trzeba było mocno się postarać aby to przemielić.
- Co teraz ze mną będzie?


AnvE'lyn - 2018-08-26, 15:47

Kossith westchnął ciężko. Będzie trzeba mu szukać jedzenia osobno albo go wypędzić. Chciał się go pozbyć, ale czuł, że nie może. Dziwne uczucie go ogarniało na myśl, że chłopak zniknąłby wraz ze swoim słodkim, kojącym zapachem. Mężczyzna przechylił lekko głowę na bok i patrzył jak młodzieniec je mięso. Nie wyglądał na zadowolonego z tego posiłku. "Za twarde". Zastanawiał się czy świeże mięso by mu bardziej odpowiadało. Wstał i założył na swój tors tylko szeroki pas który utrzymywał pojedynczy naramiennik w miejscu, resztę zostawił tak jak była. Sięgnął po kilka większych gałęzi ze stosu zasłaniających z jednej strony futrzane legowisko i połamał je do płytkiego dołka wypełnionego popiołem. Korzystając z żaru, uchowanego w glinianym naczynku blisko paleniska, wzniecił niewielki ogień, który z wdzięcznością konsumował suche drewno. Będzie cieplej chłopakowi jak nastanie wieczór. Nie wiedział ile mu zajmie sprawdzanie pułapek i zakładanie nowych. Wcześniej się nie przejmował czasem, nikt nie był od niego zależny. Gdy się upewnił, że ogień nie zgaśnie sam z siebie spojrzał ponownie na Waia, na jego zniewieściałą twarz i błyszczące oczy.
- Idę w las. Nie dotykaj zbroi. - Zrobił krok w stronę szczeliny i zatrzymał się, chciał zakazać mu ucieczki. Chciał go mieć jeszcze. Wrócił spojrzeniem przez ramię na chłopaka, jego delikatne ciało podkreślały ciepłe refleksy od płomieni, twarz wciąż zarumieniona od płaczu, oczy dodatkowo lśniące przez pozostałe łzy. Kossith rozchylił usta lekko chcąc mu powiedzieć by nie uciekał, by został, ale zaniechał chęci. Jeśli będzie chciał uciec to ucieknie, mniej kłopotów dla kossitha. Nie był on opiekunem, był mordercą. Nie chciał go w swoim otoczeniu, jednocześnie czując narastające pragnienie jego obecności. Czy to dalej był podziw za akt odwagi w kościele czy coś innego? Zacisnął mocno pięści i ruszył bez słowa przez szczelinę w las szukając swoich pułapek. Serce mu waliło jak oszalałe a ciepło roznosiło od środka. "Dlaczego nie mogę Cię wypędzić..?"


Wish - 2018-08-26, 16:48

Chociaż zadał pytanie to odpowiedź nie nadeszła. A czekał. Z napięciem wpatrywał się w to co mężczyzna robi, jakby w jego ruchach miał odnaleźć jakąś odpowiedź. A ten jedynie rozpalił ognisko i ubrał się. Cisza między nimi była pełna napięcia, wręcz aż bolesna. Kiedy w końcu Avra się odezwał Wai spojrzał na niego jakby z jakąś nadzieją. Może dostanie odpowiedź? Może będzie wiedział co się z nim stanie?
- Mhm. – przytaknął i skulił się w kulkę. Chociaż wieczór dopiero się zbliżał i nie było mu zimno to ognisko przyjemnie grzało. Widział jak kossith jeszcze się odwraca, jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Pozostawił to jedno pytanie zawieszone w powietrzu.
Chłopak był znowu na skraju płaczu. Nie został przywiązany, nie dostał zakazu wychodzenia z tej kryjówki. Nie byli jednak nie wiadomo jak daleko od jego rodzinnej wioski. Chociaż ludzie tam wydali go niczym ofiarę to jednak martwił się o nich. Obiecał, że pójdzie z Avrą, że dzięki temu ocali wioskę. Nie chciałby aby po jego ucieczce ten poderwał się, porwał oręż i pobiegł wybić drugą połowę. Dlaczego w ogóle mu na tym tak zależało?
Przetarł oczy, w których łzy znowu się zagnieździły. Pociągnął głośno nosem, co wcale piękne nie było. Najpierw powinien się sobą zająć. Wziął swoją maść i podszedł do wody. Podobnie do kossitha nabrał jej w mniejsze naczynie i przemył nią twarz a potem wszelkie rany. Obejrzał swoje ramię. Nie było z nim źle. Poruszał delikatnie, posmarował rany maścią i.. i nie wiedział co dalej z sobą zrobić. Powoli przeszedł po całej kryjówce, obejrzał wszystko – łącznie z zbroją, której jednak nie dotknął – i dołożył do ognia. Powinien uciec? Gdzie wtedy pójdzie? Co z sobą zrobi? Dam sobie radę zupełnie sam?
Avra długo nie wracał, zaczęło się już ściemniać. W końcu Wai położył się na skraju futra, najbliżej ognia, i poszedł spać. Co ma być to będzie. Jeżeli miałby teraz uciec to będzie na obcym terenie, w środku nocy i zupełnie sam. A tutaj… w końcu barbarzyńca obiecał mu, że go nie zabije, prawda? Może można wierzyć mu na słowo?


AnvE'lyn - 2018-08-26, 17:35

Wymijając kolejne gałęzie kossith zbliżał się do punktów swoich pułapek. Nie były one wciąż tak dobre jak jej siostry lata temu, ale wystarczająco dobre by złapały drobne stworzenia. Część pułapek była pusta, więc mężczyzna tylko dorzucił przynęty w postaci jagód i zostawił na kolejne kilka dni. Gdy zbliżał się do jednej z ostatnich pułapek barbarzyńca zobaczył nietypowo umaszczonego gryzonia. Brązowo szare futro beberki poprzecinane było bielszymi paskami na grzbiecie. Kossith odłożył wcześniej zabite zwierzęta na bok i już miał otwierać pułapkę i ubić kolejnego malucha gdy pomyślał, by go zostawić dla Waia. O ile jeszcze on był w jego przyczaisku. Nie zmusi go do zostania z nim, jeśli nie chce, choć... Bardzo by chciał by został. Nie wiedział nic o tym chłopaku, ale czuł, że chce go blisko. To było dziwne dla kossitha. Zamyślony zaczął odruchowo sprawdzać stworzenie w pułapce, które się odwdzięczyło gryząc go w palec. Barbarzyńca zasyczał i szturchnął gryzonia palcem w odwecie. Podniósł klatkę ze stworzeniem, a resztę zwierząt przypiął na sznurze do pasa. Postanowił poszukać jeszcze jakichś owoców i roślin, które wyglądały na użyteczne.
Wraz z mrokiem zbierał się zimny wiatr, mierzchwiący włosy mężczyzny. "Powoli trzeba wracać."

Z sakwą pełną różnych owoców, kilkoma gryzoniami wiszącymi przy pasie i jednym żywym egzemplarzem w klatce kossith wracał do obozowiska. Przystając przy szczelinie nasłuchiwał i węszył przez dłuższą chwilę czy nie było nikogo obcego w pobliżu. Dopiero po upewnieniu się, że nikogo nie ma przeszedł w głąb do przyczaiska. Odruchowo jego spojrzenie przemknęło do legowiska z futra. Gdy zobaczył jak chłopak śpi uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że niewidzialne napięcie związane z tym czy on wciąż będzie zniknęło. Starał się poruszać cicho, patrząc pod nogi uważnie wyszukując źródeł ewentualnego dźwięku. Podniósł zaostrzoną gałąź i ułożył przy wejściu do zewnątrz, by odgrodzić się i zyskać na czasie w razie ataku. Położył klatkę z żywą istotką z drugiej strony paleniska, gdzie aż tak nie grzało a trawa nie została wydeptana i przechodziła przez szczebelki do środka. Następnie cicho odłożył zwierzynę na stojak, a sakwę otworzył i wyciągnął owoce na misę, opłukał je z lekka i zostawił blisko paleniska. Widząc, że ogień dogasa dorzucił kolejne gałęzie, starając się nie obudzić chłopaka. Zwierzynę musiał oprawić teraz, by się nie zepsuła przez noc. Usiadł przy palenisku na wygarbowanej skórze, bokiem do Waia i zaczął sprawnie ściągać skórę ze zwierząt. Od czasu do czasu zerkał na śpiącego chłopaka i łapał się na myślach o jego ciele. Podniecenie rozgrzewało go od wewnątrz lepiej niż palenisko, choć musiał się wiercić w miejscu by mu było wygodniej siedzieć. Po zakończeniu wszystkiego, kossith zdjął pas z torsu i odłożył go na stos. Ściągnął dodatkowe futro ze stojaka i okrył nim Waia samemu kładąc się na pozostałej części futra. Nie mieścili się razem za bardzo, ale kossith ułożył się tak by nie przeszkadzało to żadnemu z nich. Zasnął patrząc jak ciało chłopaka rytmicznie unosiło się i opadało, a słodki, kojący zapach dodatkowo go otulił.


Wish - 2018-08-26, 18:29

Dorzucane gałęzie zasyczały głośno a to sprawiło, że rusałka z pomrukiem skulił się bardziej w kokon. Zdawało mu się, że znowu był w chatce a tata jeszcze nie odszedł. Miał znowu dziesięć lat i leżał w łóżku czekając aż ogień trochę przygaśnie w kominku i pozwoli mu zasnąć. A potem poczuł jak coś opada na jego ramiona. To zapewne koc, którym ojciec go okrył.
Spał dość spokojnie, w szczególności jak na ostatnie przeżycia. Kiedy w nocy ognisko przygasło i zrobiło się chłodniej Wai schował się bardziej pod futro a z czasem przybliżał się coraz bardziej do Avry. Nie przytulił się do niego, nie ułożył na nim. Leżał jednak na tyle niedaleko, że odczuwał jego ciepło. I ten spokojny sen skończył się kiedy koszmar wczorajszego dnia do niego powrócił – zabite ciała ludzi z wioski i atakujący go pod drzewem kossith. Z głośnym sapnięciem obudził się i poderwał od razu do siadu na co znowu syknął, bo jego poobijane ciało wcale z tego ruchu nie było zadowolone. Momentalnie odsunął się od rogacza. Serce waliło mu jak oszalałe i dopiero po chwili zauważył drugie futro leżące na nim. Czyżby go przykrył? Dopiero w tej chwili zauważył, że ognisko wygasło a na dworze było już jasno. Przespał całą noc, a miał wrażenie, że nie będzie w stanie zmrużyć oka nawet na moment.


AnvE'lyn - 2018-08-26, 18:52

Kossith spał mocno, jego sny wypełnione były krwią i walką. Standardy do których już zdołał się przyzwyczaić. Czuł, że chłopak przez sen się zbliżył bardziej do jego ciała, lecz czując ruch nawet się nie poruszył. Zamiast spać zaczął czuwać od chwili w której poczuł muśnięcie poruszającego się obudzonego już Waia. Nie otworzył oczu, zdał się na swój węch i słuch. Słodki zapach młodzieńca przyjemnie drażnił węch mężczyzny. Chłopak się zerwał z futra, wyrwany z koszmaru ciemnej nocy. Avra nie zareagował na to, wciąż leżał i spokojnie oddychał. Był ciekawy co chłopak teraz zrobi, nie chciał spłoszyć jego zachowania wiedzą, że tak naprawdę nie śpi. Sennym ruchem jedynie co poruszył ręką pod głową by się wygodniej ułożyć i dalej leżał. Poranny wzwód napinał materiał spodni barbarzyńcy, starał się nie zwracać na tą partię uwagi podczas leżenia. Ani na wspomnienie ciepła i zapachu chłopaka, który jeszcze chwilę temu leżał tak blisko jego własnego ciała. Drobna postać trwała w nocy w tak niewinnej pozie, że Avra budząc się przez dźwięki lasu spędzał długie minuty wpatrując się w spokojną twarz Waia.

Wish - 2018-08-26, 19:29

Długi czas po prostu wpatrywał się w Avrę. Jakby dzięki temu mógł wyczytać jego myśli albo po prostu go zrozumieć. Nic takiego nie przyszło. Nie doznał żadnego olśnienia, nie zrozumiał czemu tutaj był i dlaczego życie im obojgu tak dziwnie się potoczyło. Aż w końcu kossith poruszył nagle dłonią i to spłoszyło młodzieńca. Odsunął się dalej aż wyszedł spod koca. Zerknął jeszcze raz na śpiącego i w końcu wstał.
Nie wiedział co z sobą zrobić. Czy jeżeli teraz spróbuje wyjść z kryjówki to barbarzyńca obudzi się i go zaatakuje? Czy jeżeli spróbuję odejść to jego obietnica przestanie obowiązywać? Co też mógł tutaj zrobić? To miejsce nawet nie było domem gdzie można byłoby coś uprzątnąć, więcej się dowiedzieć o mężczyźnie czy po prostu ugotować. Zauważył świeżą zwierzynę, ale czy Avra gotował? Bo jedyne co do tej pory Wai zobaczył w tym obozie to suszone mięso. Całkowicie bezsmaku. Przechodząc dalej zauważył pewną zmianę, owoce. Zerknął na śpiącego i postanowił się poczęstować. Kilka borówek i dwie maliny.
W jednej z klatek coś się nagle poruszyło. Brunetowi zawaliło mocniej serce, ale po chwili uspokoił się. Podszedł bliżej i ukucnął. Zwierzątko jakiego wcześniej nie widział. Wystawił przez szczebelki borówkę.
- Cześć. – szepnął do zwierzaka.


AnvE'lyn - 2018-08-26, 20:01

Gdy Avra poczuł ruch powietrza wokoło siebie, otworzył lekko oczy i spojrzał na chłopaka, który się zainteresował beberką. Patrzył z ciekawością na jego ruchy, gdy dokarmiał małą istotkę. Zastanawiał się czy będzie go chciał jako udomowić, posiadać jako zwierzaka. Beberki są łatwe w utrzymaniu, nie powinna być kłopotem.
- Podoba Ci się? - Kossith zaczął cicho mówić, wpatrzony w chłopaka, który miał ślady po owocach w kąciku ust. Na widok koloru owoców uśmiechnął się lekko i uniósł palec by wskazać na swojej twarzy miejsce gdzie się ubrudził. Powoli się ułożył ponownie na płasko, nie lubił wstawać z samego rana jeśli go do tego nie zmuszono. Przeciągnął się i rozłożył się na całej długości futra. Niebo było boleśnie jasne, a ptaki ćwierkały wszędzie wokoło. Kossith zaczął myśleć nad dalszą drogą oraz ile rzeczy będzie musiał zrobić by tą opcję sobie umożliwić. Złożyć namiot, zrolować skóry, jedzenie ususzyć by było na dłużej... Dużo rzeczy, kilka dni co najmniej. Barbarzyńca czując, że rogami rysuje ziemię podniósł się do siadu i rozmasował sobie dłonią kark. W całym obozie czuł zapach młodzieńca, podobał mu się ten dodatek.


Wish - 2018-08-26, 20:16

Głos Avry sprawił, że serce zabiło mu mocniej z strachu. Chwilę zwlekał z odwróceniem się a kiedy to zrobił nie wyglądał promiennie i radośnie. Nadal nie wiedział jaka jest jego sytuacja, po co jest w tym obozie, po co będzie kossithowi? Był jednak zdumiony widząc uśmiech nieznajomego. Potrafił się uśmiechać, potrafił być delikatny i zadbać o drugą osobę kiedy chciał. Skąd więc tak głębokie chęci mordu?
- Chcesz go zjeść? – przetarł kącik ust i ponownie spojrzał na zwierzątko. Było urocze, małe, zwinne i z gładką sierścią. Od razu Waiowi zrobiło się mu go szkoda, bo jedyne zwierzę jakie wcześniej zabił aby zjeść była ryba.
Wstał i nie do końca wiedział co powinien z sobą zrobić. Przejechał wzrokiem po obozowisku i zatrzymał się w momencie kiedy zobaczył zawiniątko z liśćmi, których Avra używał do leczenia.
- Jak twoja rana? – wskazał palcem na głowę aby tamten wiedział, że mówił o rogu. Najlepiej byłoby gdyby mógł go opatrzeć jeszcze raz. Skoro jednak tamten nie robił awantury to oznaczało, że chyba nie bolało.


AnvE'lyn - 2018-08-26, 21:40

Popielatoskóry przymknął oczy i zmusił się do wstania z miękkiego miejsca. Kossith zbliżył się do chłodnego paleniska i szturchnął nogą niedopalony kawałek, który wpadł w popiół. Żaden żar nie został, by móc go przechować na następny raz. Uniósł wzrok na Waia, który łagodnym spojrzeniem wpatrywał się w gryzonia.
- Jedzenia jest dużo. Chcesz się nim zająć? - Usiadł ciężko na skórze przy palenisku i zerknął czy część mięsa się ścięła od gorących kamieni. Uniósł rękę do rogu i lekko zmacał go u nasady, rana się zasklepiła ładnie pozostawiając drobny strup. Mężczyzna kiwnął głową jakby sprawdzając czy róg nie odpadnie.
- Ledwie ją czuć. Rogi są wrażliwe, ale nie kruche. - Kossith oparł się rękami z tyłu, leniwie rozpoczynając poranek. Wciąż w pół śpiący przymknął oczy i pozwolił słońcu się rozgrzewać. Uśmiech z twarzy zniknął mu po chwili gdy przypomniał sobie wczorajszy dzień, gdy nie odpowiedział na pytanie chłopaka. Nie otwierając oczu zaczął mówić.
- Powiedz... - lekko uchylił powieki i skierował spojrzenie swoich żółtych oczu na Waia. - ...czym jesteś? - Barbarzyńca siedział nieruchomo, obserwując uważnie młodzieńca. Nie był na tyle daleko by nie czuć jego zapachu, ale wolał być pewien, że nie ominie go ani jedno słowo, ani jedno drgnięcie mięśnia na twarzy. Chciał się dowiedzieć czy go zabić czy nie.


Wish - 2018-08-27, 08:31

Zająć. Patrząc na to miejsce mógł wywnioskować, że kossith nie był typem, który hodował zwierzęta czy uprawiał ziemię. Czy w takim razie to zwierzątko miało być dla niego? Czy to miała być forma przywiązania go tutaj nie za pomocą prawdziwej liny a emocjonalnie? Czy może w przyszłości czterołap miał posłużyć do jego ukarania, że jeżeli coś przeskrobie, a się do niego przywiąże, to Avra go zabije na jego oczach? Nie odpowiedział na to pytanie, na razie nie potrafił. Nie rozumiał tej istoty.
Delikatnie przytaknął słysząc, że ranę ledwo czuć. Cieszył się z tego. Tak naprawdę jeszcze rogów tym nie leczył, bo właściwie nigdy nie poznał nikogo z rogami. Avra o tym nie wiedział, ale właśnie wykręcał mu życie do góry nogami.
Kolejne pytanie było gorsze. Spojrzał się na popiół w palenisku a potem przysiadł na kawałku drewna po drugiej jego stronie. Cisza trochę się przeciągała aż w końcu Wai podniósł wzrok na rozmowę.
- Jestem mieszańcem. – zrobił trochę dramatyczną pauzę. - To, że tak reagujesz – brodą delikatnie wskazał na krocze kossitha - to nie do końca jest twoja wina. Mężczyźni już tak mają w moim otoczeniu. Mój ojciec jest człowiekiem, moja matka była rusałką. – nie wiedział czy Avra wie co to za gatunek, nie wiedział też jak ten zareaguje na taką nowinę. Jakby nie było naprawdę przygarnął człowieka, no a przynajmniej jego połowę. Ciężko było to jasno wyjaśnić, ale był w stanie spróbować to zrobić. Na razie jednak siedział obejmując swój kolana i z napięciem czekając na to co się wydarzy dalej.


AnvE'lyn - 2018-08-27, 18:35

Mowa ciała chłopca nie mówiła o kłamstwie czy oszustwie. Jego zapach również. "Mieszaniec." Kossith ważył to słowo w swoich myślach. "Pół człowiek." Mężczyzna obejrzał raz jeszcze całą postać chłopaka siedzącego przed nim. Wyglądał jak człowiek, bardzo zniewieściały człowiek. Może ta kobieca część była właśnie od rusałek? Nie wiedział czy tak czy nie. Wolał mimo to się skupić na tym aspekcie niż rozmyślać nad zabiciem czy oszczędzeniem chłopaka. Avra pochylił się lekko i podparł brodę na swoich dłoniach, garbiąc się przy tym. Westchnął ciężko myśląc o umowie z ludźmi z wioski. Barbarzyńca zamyślił się nie będąc do końca świadomym, że wypowiada swoje myśli na głos.
- Ludzki lud zawinił, więc z niego jest ofiara... Kłamstwo. - Zacisnął mocniej dłonie pod swoją brodą, aż bielały mu knykcie. Kossith był prostym stworzeniem. Nienawidził ludzi, ich brudnych sztuczek i okrucieństwa wobec innych, których uznawali za gorszych od siebie. Teraz miał kolejny powód do dopisania do listy. Wstał z miejsca koło paleniska i zbliżył się do stosu ze zbroją, którą nieśpiesznie zakładał na siebie. Ubrany w poniszczoną koszulę sięgał po kolejne elementy. Kossith zamarł w pół ruchu po naramiennik i zacisnął zęby. Jego nienawiść do ludzi była ogromna, ponownie sami ją sobie spotęgowali. Starał się mówić spokojnie do chłopaka. On mu nic nie zrobił, nie oszukał go a miał ku temu okazję. Pokazał odwagę zasłaniając sobą tłuszczę. Nie chciał się na nim wyżywać przez ludzi. Był mu wdzięczny za pomoc jaką mu okazał, choć mógł uciec. Wiedząc, że zamiast słów prędzej warknie wziął wcześniej głęboki wdech i starał się mówić spokojnie.
- Umowa... Umowa nie ważna. - Nie odwrócił się do Waia mówiąc te słowa. Nie chciał wiedzieć czy jego twarz okazuje w tej chwili gniew na ludzi czy na siebie samego za te słowa.
- Możesz iść. Weź co potrzebujesz na drogę i idź. Nic Ciebie tu nie trzyma. - Wraz z każdym słowem opuszczał mimowolnie głowę i głos do szeptu. Zdążył polubić przez te krótkie chwilę uczucie gdy jest on obok. A może to była jego magia, jego czar? Ta myśl zdenerwowała kossitha, który stanowczym ruchem sięgnął po falcatę i skierował swe kroki do wyjścia z kryjówki. Chciał dokończyć co zaczął.


Wish - 2018-08-27, 18:55

Siedział spokojnie na kawałku drewna wpatrując się w popiół. Nie wiedział co miałby powiedzieć Avrze aby którykolwiek z nich poczuł się lepiej. Właściwie Wai zaczynał wątpić czy w ogóle dla niego nadejdą jakieś lepsze dni? Cierpliwie czekał na jakikolwiek osąd, może teraz usłyszy, że jednak czeka go śmierć? Nigdy w życiu nie myślał aż tyle o umieraniu ile przez ostatnie dwa dni. A był przecież młody!
Właściwie to nie był zły a jedynie smutny. W powietrzu rozniósł się delikatnie goryczkowaty zapach. Kossith nie wiedział tego, ale nie był jedynym, który go odrzucił. To było śmieszne, nawet jeżeli rzucał się sam pod nogi zabójcy to ten go nie chciał. Był żałosny. I chociaż sam o sobie tak myślał to nie chciał aby inni tak o nim myśleli, nawet jeżeli chwilę po pojawieniu się takiej myśli mieli umrzeć.
Wstał i dość szybko podszedł do Avry stając mu na drodze do wyjścia. Co on wyprawiał? Czemu rzucał się pod nóż skoro mógł odejść? Co mu jednak było po możliwości odejścia? Każdy kto go widział mógł powiedzieć, że nie przeżyje sam w lesie nawet tygodnia.
- Wcale nie! Jestem w połowie człowiekiem! To oznacza, że pochodzę z tego ludu! Poza tym.. – nie wiedział co miał więcej powiedzieć. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie chciał aby pozostali ludzie w wiosce cierpieli. Mógł ich uratować, obiecał im to. Jeżeli teraz odejdzie to jego śmierć w lesie będzie bezsensowna, a na pewno prędzej czy później tam zginie. - Poza tym, rusałki też pochodzą od ludzi. Większość. Dlatego jestem bardziej ludzki niż ci się może to zdawać! I nie możesz zarzucić mi kłamstwa ani zerwać przez to umowy!


AnvE'lyn - 2018-08-27, 19:23

Avra zatrzymał się po raz kolejny zatrzymany przez dużą duszę w małym ciele. To była wciąż odwaga czy już głupota? Nie chciało mu się nawet nas tym zastanawiać. Zaczął drżeć ze zdenerwowania, ale daleko mu było do szału jaki może go ogarnąć. Spojrzał w piękne, ciemne oczy młodzieńca, nie chciał mu zrobić krzywdy, ale aż sam się o to prosił.
- W połowie. - Barbarzyńcy głos zabarwił się emocjami, czuł gniew, chciał go pokazać przeklętej rasie, która go oszukała. Złapał chłopaka za ramię i przesunął ze swojej drogi na bok co nie było takie trudne.
- Dlatego umowa... - Zaczął powoli. - ...Ona nawet nie istniała! - Warknął chwytając gałąź osłaniającą wejście do przyczaiska. Plugawe robactwo go oszukało. Odrzucił gałąź na bok mocnym ruchem.
- Mogą pochodzić, ale nie są nimi. - Kossith odwrócił się do chłopaka i rozłożył ramiona na boki by podkreślić swoje słowa. Zahaczył falcatą o ścianę, piasek się posypał wzdłuż ostrza i stworzył drobną ścieżkę na trawie.
- Starszy zaproponował mi kogoś z jego ludu. Nie rusałkę. Nie mieszańca. Postawił na szali człowieka! - Głos barbarzyńcy drżał od wściekłości, zaczynał powoli krzyczeć. Obnażył kły, które aż świerzbiły by ich użyć.
- Widziałem Twoją twarz, czułem Twój zapach! - Zbliżył się do chłopaka na długość dłoni. - Nie uznawali Ciebie za swojego aż do tamtej chwili, prawda? Nie patrzyli na Ciebie jak na człowieka, tylko jak na odmieńca. Jak na gorszego od siebie. - Zmarszczone brwi i zaciskające się szczęki pulsowały gniewnie. Gorąc uderzał w kossitha.
- Dlaczego ich obroniłeś, dlaczego wyszedłeś mi naprzeciw... - Z każdym słowem parł do przodu, ostatecznie przypierając chłopaka do ściany. - ... Dlaczego oddałeś siebie za te plugawe, zdradzieckie istoty?! - Niemalże ryknął na Waia wbijając falcatę w piaskowy mur obok.


Wish - 2018-08-27, 19:47

Połowa to już było bardzo dużo. Nie potrafił jednak tego wytłumaczyć Avrze tak aby ten to pojął, bo czym dłużej ta rozmowa trwała tym chłopak rozumiał, że starszy nie chciał go słuchać. To było jednostronne i możliwe, że właśnie z tego powodu Wai stał cicho. Mogło też być i tak, że nie chodziło o zaoszczędzenie słów a o to, że widział jak kossith się nakręca. A to czego zdążył się od wczoraj nauczyć to było to, że tą istotę się nie denerwuje. Jak się jednak okazało brunet nie musiał nic robić, barbarzyńca potrafił sam siebie nakręcić. Z każdym słowem był coraz bliżej, odsłaniał kły i wymachiwał sztyletem. Ale to nie atrybutami ranił a słowami. Mocno, w samo sedno. Podkreślał tylko to o czym Wai starał się całe swoje życie nie myśleć.
Jak kukiełka przewędrował tam gdzie Avra go odstawił a potem cofał się coraz bardziej aż w końcu natrafił na ścianę. Nie miał żadnej możliwości ucieczki.
- Jestem człowiekiem. Czy ci się to podoba czy nie, jestem nim. Tak samo jak jestem rusałką. – mówił spokojnie, aż nadto spokojnie. Patrzył kossithowi prosto w oczy w ten sam sposób w jaki spoglądał na niego w kościele. Miał cichą nadzieję, że go trochę uspokoi. Jedyne czego chciał to to aby tamten nie wyszedł stąd i nie poszedł do jego wioski i ją wbił w pień. - Z tego powodu nikt ciebie nie okłamał. A skoro widziałeś mnie i czułeś to przynajmniej domyślałeś się kim jestem. A i tak się na to zgodziłeś. Mogłeś wtedy zaprotestować, mogłeś nas wszystkich zabić, ale nie zrobiłeś tego i proszę nie rób tego teraz! – głos mu zadrgał zamknął oczy kiedy Avra na niego ryknął. To było straszne, ale mniej straszne od tego co wczoraj przeżył w lesie. - Nie znasz ich, nie znasz mnie. Nie oceniaj nas tak łatwo. To co mówisz może i jest prawdą, ale.. każdy potrzebuje gdzieś przynależeć a ja przynależałem na swój sposób do tej wioski. Tam jest mój dom. Proszę, nie idź tam.


AnvE'lyn - 2018-08-27, 20:36

Kossith czuł zapach chłopaka aż za dobrze, koił go mimo obecnie własnej niechęci do spokoju. Zaczął mówić wolniej.
- Widziałem Twoje reakcję na ich krzyki, widziałem, że zostałeś zdradzony... - Po jego oczach przeszedł cień bólu, spuścił wzrok i zaczepił swoje spojrzenie na jego drżącej żyle na szyi. Jego oddech był ciężki, znowu miał chaos w głowie. Wbił paznokcie w ścianę sprawiając, że brudny pył ześlizgiwał się ze zbitej bryły.
- To czym nie jesteś... Dowiedziałem się dopiero nad rzeką. - Uniósł z powrotem spojrzenie na oczy młodzieńca. Jego źrenice się zmniejszyły odsłaniając większość żółtych tęczówek. Był zły, że dał się oszukać. Zły, na siebie, że zgodził się na coś co nie było sprawiedliwym układem, ale ta mała istotka skutecznie sprawiała, że miękł i łagodniał. Na jego słowa o domu Avra zacisnął mocno usta. Wiedział aż za dobrze jak to jest stracić wszystko. Był nieczuły wobec innych w tej kwestii. Chciał każdemu ludzkiemu pomiotowi odebrać to samo, co oni odebrali jemu. Ale... Wai nie był człowiekiem. Nie całkowicie. W dodatku... czuł opór przed sprawieniem mu przykrości. Czy to był ciąg dalszy jego reagowania na to czym był? Opuścił nieco głowę w dół, jego włosy zsunęły się po linii rogu i przysłoniły mu oczy. Jego głos był niższy niż wcześniej, chrapliwy, ale spokojny.
- Jak chcesz mnie przekonać do wysłuchania Twojej prośby? Nie obiecałem Ci niczego. Ty tu jesteś tym, który rzucił pomysł. Twój 'lud'... - Mężczyzna pogardliwie wycedził to słowo przez zęby - ...Wystawił Twoje życie za swoje marne istnienia. Ty tu jesteś ofiarą. Gdybyś zginął umowa zginęłaby wraz z Twoim oddechem, więc dlaczego... - Popielatoskóry z łatwością czuł słodki zapach Waia, który go mroczył, który go przyciągał. Przez kotarę włosów widział zarys jego ust. Ugryzł swój język by ból odwrócił jego uwagę od pragnienia.
- ... Miałbym Ciebie posłuchać?


Wish - 2018-08-27, 21:04

Nie wypierał tego a w jego spojrzeniu pojawiło się więcej bólu niż Avra mógłby sobie wyobrazić.
- Tak, zostałem zdradzony, ale to ja zaproponowałem takie rozwiązanie. Niewinni ludzie mieli zginąć, czyż nie jest lepiej aby zginął jeden za setkę? – westchnął i spojrzał w górę na jasnoniebieskie niebo. Niektórzy ludzie wierzyli, że pójdą tam po śmierci, że zasiądą po prawicy brodacza i będą osłonięci murem ludzi z skrzydłami. Chociaż tam miało być lepiej niż jak jest tutaj na ziemi, to nikt nie zgłosił się aby opuścić ten padół. A przecież zrobiłby to dla innych! Byłby męczennikiem! Ludzie to jednak strachliwe istoty, a boją się najbardziej tego nad czym nie mogą zapanować.
Wrócił spojrzeniem do Avry. Miał wrażenie jakby tamten gniewał się za niego. Oczywiście kossith był zły na to, że go oszukano, ale Wai przynajmniej chciał wierzyć w to, że tak naprawdę denerwował się za to co jemu zrobili. Wstawili na pastwę losu barbarzyńcowi, który miał go zabić dla ich dobra.
- Nie idź tam, nie zabijaj ich i nie niszcz mojego domu. Proszę. W zamian zostanę z tobą. – nie mógł mu spojrzeć w oczy, ale nie naciskał na to. Byłoby to na pewno wygodniejsze dla niego. - Potrafię całkiem nieźle leczyć. Ta maść to mój wyrób. – odniósł się do wczorajszego incydentu. Nie miał jednak nic więcej do wymiany. Rozejrzał się po obozie i zobaczył zwierzątko zamknięte w klatce. Nadal nie wiedział jaką spełniało rolę, ale może było ważne? - I mogę zająć się tym gryzoniem, jak wcześniej o tym mówiłeś. – z jego perspektywy to była dobra karta, dla Avry na pewno było to śmieszne skoro zwierzak miał być tutaj tylko po to aby brunet miał jakiegoś pupila.


AnvE'lyn - 2018-08-27, 21:50

"Jeden czy setka, zawsze znajdzie się ich więcej...". Barbarzyńca stał nieruchomo przez chwilę. "Zostanę z Tobą." Jego słowa dudniły mu w uszach przez co nie dosłyszał następnych słów chłopaka. Zbliżył swoją twarz do jego, odruchowo wdychając jego zapach głęboko do płuc. Był na tyle blisko, że czuł drżący, ciepły oddech Waia na swojej skórze. Jego blade wargi delikatnie się rozchyliły. Mógłby go w tej chwili zmiażdżyć sobą lub... Odnalazł jego spojrzenie swoimi oczami, chciał się w nim zatracić, lecz jego własne odbicie w oczach chłopaka odsunęło go od wszelkich chęci. Odepchnął się ciężko od ściany i otrzepał dłonie kierując swoje spojrzenie w stronę wyjścia. "Nie dziś..." Zostawił falcate wbitą w piach. Kossith usiadł z powrotem przy palenisku i pozbierał skrawki usmażonego mięsa z kamieni. Lekko zatłuszczone palce zbierały popiół z łatwością, choć na jego skórze nie było go w ogóle widać.
- Miękkie, łatwiejsze do gryzienia. - Ułożył je obok misy z jagodami i zaczął małym ostrzem wyjętym z cholewy buta zeskrobywać reszty tkanki ze skórek zdjętych z gryzoni po czym wrzucał je do paleniska. Potrzebował się czymś zająć. Wyglądał na zagubionego i rozgniewanego jednocześnie. Wygrzebując co większe kawałki węgla z popiołów i przecierając nimi po wewnętrznej części skór, zdzierał z nich pozostałości mięsa. Mechanicznie robił dobrze znaną sobie czynność, mogąc tym samym skupić się na innych rzeczach jednocześnie. Powoli zamykał oczy nie zaprzestając swoich ruchów.
- Ten gryzoń, to beberka. Lubi słodkie owoce. Da się go nauczyć ich zbierania, jeśli się oswoi z właścicielem. Pomyślałem... - Kossith urwał na chwilę i zapatrzył się na skóry zdjęte z reszty zwierząt. Nie do końca wiedział jak wypowiedzieć swoje myśli. Nie robił tego wcześniej, nie musiał, nie miał komu.
- Nie jestem dobrym... Towarzyszem... - To słowo ciężko przeszło przez gardło barbarzyńcy. - ...Podróży czy czegokolwiek innego. Może... Z nim poczujesz się lepiej. - Rzucił okiem na kulkę futra, która skubała trawę przechodzącą przez szczebelki pułapki. Stworzenie wydawało się być miłym akcentem, pasowało do tej drobnej postaci. Chciał się go pozbyć a jednocześnie zatrzymać. Czy w innym świecie byłby zdolny zapomnieć i może nawet spróbować czegoś innego? Wizja, jak prowadzi spokojne życie między pasmami gór była tak odległa, że wydawała się mężczyźnie wyjątkowo abstrakcyjna. Zamilkł na chwilę i znowu zaczął mówić, tym razem bardziej do siebie niż do chłopaka.
- Skoro się tak bardzo uparłeś by tu być...


Wish - 2018-08-28, 09:00

Już musiał praktycznie zezować aby móc patrzeć na Avrę, tak blisko ten był niego. W pewnym momencie stwierdził, że to nie miało sensu. Przymknął oczy i czekał. To był ten moment kiedy nastanie werdykt. Może go zabije i wtedy Wai nie będzie musiał się już nigdy więcej o nikogo martwić? Albo zostawi go tutaj i pomimo obietnicy czy umowy pójdzie wybić wioskę, w której brunet mieszkał? Mógł też zrobić obie te rzeczy albo żadnej. Wszystko było w rękach narwańca, który pozwalał aby brutalne myśli nim rządziły. Jakie miał szanse na przetrwanie?
Zdawać by się mogło, że niewielkie, wręcz marne a jednak się udało. W chyba kulminacyjnym momencie otworzył oczy i ich spojrzenia zetknęły się. W obu coś się kryło, coś nieprzyjemnego. W końcu kossith zrezygnował a Wai cicho z ulgą westchnął. Chwilę zbierał się w sobie aż w końcu także podszedł do paleniska i z powrotem usiadł na pieńku. Ciężko było mu do końca pojąć co właśnie się wydarzyło. Tym bardziej zrozumieć czego właśnie dokonał i na co siebie skazał.
- Dziękuję. – ciężko było zrozumieć czy dziękował za to, że tamten postanowił zrezygnować z swoich planów czy może za mięso, które miało być łatwiejsze dla niego do pogryzienia. A myśląc o mięsie zastanawiał się czy Avra myślał kiedyś o dodaniu paru ziół do niego, to mogło wzbogacić smak.
Zerknął na gryzonia. A więc był prezentem. Kossith martwił się, że będzie mu tutaj samemu źle? To było interesujące dla Waia, mężczyzna był w stanie myśleć o dobru innych.
- Ja nigdy nie miałem żadnego kompana. – powiedział dość cicho. Nie chciał jednak w ten temat się zagłębiać. Powinien jednak myśleć na przyszłość. Musieli się poznać. - To miłe, dziękuję. Pokarzesz mi jak go wyszkolić? Czy da się zrobić tak aby się mnie sam pilnował? Wolałbym aby nie siedział ciągle w klatce.


AnvE'lyn - 2018-08-28, 19:55

Szerokie ramiona mężczyzny poruszyły się, pochylił się na bok by wyczyścić ostrze z tłuszczu o trawę. Wzdrygnął się słysząc, że jego gest był miły. Nie wiedział jak się z tym czuć, jak właściwie ze wszystkim co tyczyło tego chłopaka. Włosy niedbale mu spływały po ramieniu gdy się poruszał. Zebrał wszystkie skórki w dłoń i powoli zmierzał do stojaka, gdzie suszyło się mięso. Zaczął rozkładać skórki napinając je na sękach, by się nie skurczyły podczas schnięcia.
- Karm go, wyciągaj na kolana. Pokaż, że on może... - Kossith spuścił wzrok na ziemię czując dziwne uczucie gdy wypowiadał kolejne słowa.
- .. Ci zaufać. Gdy będzie mu dobrze nie będzie chciał odchodzić. To wdzięczne stworzonka, lubią zwracać to co dostały. Niewiele jest takich. - Barbarzyńca wyprostował się i chwycił kawałek dobrze wysuszonego mięsa w dłoń po czym wsunął go między zęby. Jego kły z łatwością sobie dawały radę ze sztywnymi włóknami. Zastanawiał się czy już zwijać obóz czy zostać tu dłużej. Wioska w pobliżu miała pozostać dla niego nietykalną, więc nie miał co tutaj robić. Pamiętał, że w nieco dalej za tą wioską będzie nieco mniejsza wieś. Trzeba by ominąć tą osadę idąc wzdłuż rzeki, dość ryzykownie jeśli ludzie się chcieli uzbroić na wypadek gdyby wrócił. Z drugiej strony minął ledwie dzień, ich mobilizacja nie mogła być taka szybka zwłaszcza gdy waleczna część wioski zginęła jako pierwsza. Zostali tam starcy, kobiety i dzieci głównie. Oraz tchórze, którzy wcześniej się trzymali szaty kapłana w świątyni. Nie chciał zostawać w tym miejscu długo. Podjął decyzję, jutro składa przyczaisko i rusza dalej. Pozostało się pytanie, co z Waiem?
- Jutro składam wszystko. Będę, hm, będziemy...? - Kossith przez chwilę się zastanowił czy mówić teraz jako on sam czy jako oni razem. Stwierdził, że to bez znaczenia potrząsając lekko głową by odpędzić myśl od siebie.
- Szli z rzeką by ominąć Twoją osadę. Dalej będzie kolejna wioska. - Ostatnie słowo barbarzyńca wypowiedział z miną, mówiącą, że nie zmieni swojego celu.


Wish - 2018-08-28, 21:17

Cicho przytakiwał na informacje o swoim nowym kompanie niedoli. Będzie w tym z kimś. Dotąd, od ucieczki ojca, nie miał nikogo, teraz będzie miał dwie istoty z czego jedną będzie musiał się zajmować to była wielka zmiana w jego życiu. Wziął kolejną borówkę i przełożył ją przez kratki aby zwierzątko mogło zjeść mu z rąk. Pałaszowało, ale na koniec ugryzło go w palca. Syknął cicho i szybko zabrał dłoń od klatki.
Spojrzał zaskoczony na Avrę kiedy zaczął mówić o przenoszeniu się. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, że ktoś mógł tutaj mieszkać na stałe, nie w takim stanie jaki tutaj był. Nie myślał jednak, że potrzebują tak szybko się przenosić.
- Wiem, że to trochę źle będzie brzmiało, ale może zostaniemy tutaj jeszcze trochę? Mówiłem ci, że znam się trochę na leczeniu. Nigdy nie podróżowałem, te tereny są jakby moimi stronami. Rośliny jakie tutaj znajdę znam i wiem jak obrobić aby uzyskać dany efekt. Gdybym mógł… przydałoby się to. Można zrobić zapasy niektórych rzeczy. Tak sądzę.
Zajęty wszystkim dookoła nie zrozumiał znaczenia ostatnich słów Avry albo po prostu nie chciał ich rozumieć. Jego zdaniem dobrze też byłoby gdyby jednak zostali i mogli chociaż trochę się poznać. Kossith dawał tak mylne znaki, że ciężko było zrozumieć kim tak naprawdę jest.


AnvE'lyn - 2018-08-29, 16:54

Obserwując spokojnie chłopaka brew barbarzyńcy się uniosła gdy ten nagle zasyczał. Na ten dźwięk wielkolud poczuł już dobrze znane mu ciepło, które starał się ignorować. Niecodzienny odgłos wydawał się przyjemny dla uszu. Poruszył się w miejscu by się ułożyć lepiej ze sztywną częścią siebie. Wai miał naprawdę dziwny wpływ na mężczyznę. Jeśli tak dalej pójdzie będzie musiał poszukać sobie dziewki lub bardzo dużo się ruszać by się zmęczyć na tyle by go nie męczyło palące uczucie w spodniach. Róg kossitha zaswędział jak gdyby w odpowiedzi na słowa młodzieńca. Wiedział, że to co mówi ma w sobie pewną mądrość. Ryzykować pozostanie w okolicy w zamian za jego pomoc? Medyk przydałby się mu gdyby wracał w stanie gorszym niż zazwyczaj. Podrapał się lekko po rogu powodując sobie dreszcze na karku i przytaknął niechętnie.
- W porządku. Kilka dni. - Mruknął. Nie miał zatem nic do roboty na obecną chwilę, nie wiedział co ze sobą zrobić. Jego wyraz twarzy zadbał o to by to obwieścić wszystkim obserwatorom. Co on robił gdy nie szedł dalej ani nie walczył? Na to pytanie mężczyzna nie potrafił sobie odpowiedzieć.
- Hm... Gdzie rosną Twoje rośliny? - Kossith chwycił jeden zaostrzony patyk ze stojaka i zaczął skrobać mapę okolicy na ścianie przy której stał, nieco na prawo od stojaka z suszącymi się skórami i mięsem. Tyle ile zapamiętał przynajmniej ze swojego zwiadu. Zaznaczył rzekę, las, wioskę i kolejną wieś do której chciał iść, określił też linie gór daleko od obecnej pozycji jako punkt odniesienia do kierunku. Szedł zawsze na południe, za tropem ludzi którzy wybili jego rodzinę i klan robiąc to samo co wojsko. Niszcząc każdego kto był inną rasą, człowiekiem. Kwestia bycia mieszańcem była za trudna dla kossitha by o niej myśleć i podjąć decyzję co dalej. Zabić go mógł w każdej chwili, ale on nie był w pełni człowiekiem. Tylko to go powstrzymywało przed większymi decyzjami. Tylko? Zerknął spod powiek na chłopaka, to co czuł przy nim... Wciąż pozostawało nieuchwytne. Poza wyjątkowo widocznym pragnieniem jakiegoś ciała pod sobą.


Wish - 2018-08-29, 19:04

Chociaż starał się tego nie okazywać to z napięciem oczekiwał odpowiedzi. Kossith mógł go wykpić, wyśmiać, albo tylko się na niego rzucić z zębami. Ciężko było powiedzieć jak zareaguje, bo czasami jedno błędne słowo może dać spokój lub wzniecić gniew – tego już się Wai nauczył. Nie wiedział jednak jak do końca z nim rozmawiać. Czy w ogóle rozmawiać? Barbarzyńca był bardzo oszczędny w słowach.
- Nie wiem dokładnie. – zmieszał się a wzrokiem zjechał na patyk, którym popielatoskóry rysował mapę. - Znaczy się, nie wiem dokładnie. Są takie, które znajdziemy obok rzeki, inne na drzewach czy między krzakami. Trzeba trochę się porozglądać. Przy wiosce wiedziałem gdzie i co dokładnie miałem, ale tutaj… trzeba po prostu szukać.
Właśnie w tym momencie nadawał ich postojowi, w tym miejscu, o wiele więcej sensu. Tyle tylko, że skoro mają szukać w lesie roślin to prawie jak misja niemożliwa. Tak się mogło zdawać komuś kto się na tym nie znał.
- Nie wiem czy będziesz potrafił, ale potrzebowałbym moździerza, umiałbyś zrobić? Tak się najlepiej łączy zioła. – mówił z autentycznym zainteresowaniem, była to zupełnie inna strona Waia jaką do tej pory mógł kossith poznać. Kiedy człowiek mówił o czymś co mu się podobało zaczynał wręcz promienieć radością, miał żywą gestykulację i jasne spojrzenie. - Trzeba się też zastanowić jakie leki czy maści będą nam potrzebne. Można też je sprzedawać, ja tak zarabiałem na życie.


AnvE'lyn - 2018-08-29, 20:34

Mężczyzna kiwnął głową na znak, że rozumie. Sam wiedział jak niektóre istoty się zachowują a dokładniej tego by opisać nie potrafił komuś innemu. To się po prostu wiedziało, czuło. Tęsknym spojrzeniem przesunął po górach, które zmazał dłonią ze ściany i oparł się o nią ramieniem rozsypując drobne ziarna piasku wokoło. Przechylił lekko głowę na bok i wchłonął widok jaki przed nim się właśnie roztaczał. Pasja, radość, życie. Całkowicie inna istota przed nim stała niż wcześniej, nie była to wystraszona łania. Teraz to był rozbawiony młody rogacz. Ruchliwe błyski w oczach chłopaka były niesamowite do oglądania, jak światło, które zagubiło się wśród wzburzonej tafli jeziora. Avra nie chciał nic mówić, nawet wstrzymał oddech odruchowo byle nie wytrącić Waia ze swojej pasji. Jedynie co sie uśmiechnął lekko widząc jak młodzieniec wymienia kolejne rzeczy związane z zielarstwem. Kossith znał tylko podstawowe zioła, nie zdążył poznać reszty. Niezwykłym przeżyciem było dla niego oglądanie chłopaka w takim stanie, widocznie się cieszył, że mógł komuś o tym opowiedzieć. Avra z kolei lubił słuchać, a głos Waia dodatkowo był mu bardzo miły dla uszu. Na prośbę młodzieńca się zaczął zastanawiać. Będzie potrzebował dobrego kamienia, wody i sporo ciepła. Rzucił okiem na rzeczy dostępne w przyczaisku. Po kamień będzie musiał ruszyć nad rzekę. "Do zrobienia."
- Dam radę. - Z każdą kolejną chwilą kossith utwierdzał się w przekonaniu, że będzie mu nawet dobrze przez jakiś czas spędzać dni z tym chłopakiem. "Miły widok". Do czasu aż wymyśli co z nim dalej zrobić.


Wish - 2018-08-30, 17:36

Wai zaczął tłumaczyć towarzyszowi jak niektóre rośliny wyglądają i gdzie rosną. Wszedł to całym sobą, więc trochę gestykulował, rysował palcem po dłoni i naprawdę zastanawiał się jak niektóre kolory dobrze opisać. Przy ziołach wszystko było ważne, bo dodanie do leku czegoś co wygląda podobnie do rośliny, którą powinni wziąć było czymś co mogło sprawić, że ktoś umrze. Wielka odpowiedzialność.
- … wtedy pod listkiem powinny być takie malutkie igiełki, one nie kują tylko.. – właśnie w powietrzu pokazywał jak bardzo małe mogą one być kiedy zdał sobie sprawę z tego, że wszedł w swój świat tak głęboko, że pewnie kossith już nic nie rozumie. Delikatnie różowe plamy na policzku wskazywały na to, że poczuł się trochę głupio. Opuścił ręce i schował je za siebie. - Przepraszam, trochę mnie poniosło. Jeżeli musisz po coś iść to mógłbym przejść się z tobą aby sprawdzić czy coś nie rośnie niedaleko.
Nie zbyt chciał iść sam. Trochę to mogło brzmieć dziecinnie, ale bał się, że się zgubi. W ogóle nie pamiętał drogi jaką tutaj wczoraj przyszli, bo był przejęty bólem, tym że ktoś go niósł i niewiedzą co go miało później czekać. Paradoksalnie w takim momencie czuł się bezpieczniej przy barbarzyńcy, który miał go jeszcze nie tak dawno zabić.


AnvE'lyn - 2018-08-30, 19:44

Kossith nie mógł się nadziwić ile energii było w tym drobnym ciele. Zaczął się lekko trząść w momencie gdy chłopak zauważył jak mocno się wkręcił w opowiadanie o czymś co go wyjątkowo mocno pasjonowało. Jego uśmiech rósł i rósł, aż w końcu zaczął się śmiać. Niski, wibrujący głos wydobył się z ust wielkoluda, który kiwał głową na boki. Dawno nie czuł się tak rozbawiony, bardzo szybko zaczęły go boleć usta od uśmiechu. Fakt, że chłopak się zarumienił tylko wprawił barbarzyńcę w lepszy humor. Do twarzy mu było z takimi łatkami na policzkach.
- Mów dalej. - Mężczyzna, wciąż z lekkim uśmiechem na twarzy, odsunął się od ściany i wziął w dłoń głęboką sakwę do której zazwyczaj wkładał rzeczy do opatrywania swoich ran. Zdjął z siebie koszulę i włożył ją do sakwy w połowie już wypełnionej skrawkami zakrwawionych materiałów. Myślał by je wyczyścić w rzece, skoro i tak będą się przesuwać w jej stronę. Wai by patrzył za roślinami a on robił swoje przy wodzie. Szedł teraz w kierunku chłopaka, by wyciągnąć falcatę, wystającą z piaskowej ściany cierpliwie czekającą na zabranie. Przechodząc bliżej niego poczuł jego zapach, po raz wtóry odczuwając niewygodę podczas chodzenia.
- Miło się Ciebie słucha. - Nie był pewien czy powinien mówić podobne rzeczy, ale nie widział w tym nic złego. Wyszarpnął ostrze i otrzepał je z kurzu. Przetarł z obu stron ostrze delikatnie palcami, upewniając się, że ani jedno ziarno piachu na nim nie zostało i schował je do pokrowca przy pasie.
- Weź sobie co chcesz stąd, co Ci się przyda przy zbieraniu. Sięgnij po jedną ze skór by móc łatwiej nieść rzeczy. - Oczy mężczyzny wciąż zdradzały rozbawienie, choć uśmiech zdołał zmaleć. Avra nie był przyzwyczajony do śmiania się.


Wish - 2018-08-31, 18:25

Tym razem to on nie mógł się napatrzeć. Kossith się śmiał, potrafił to robić. Było to zdumiewające. Różne rasy miały różne dodatkowe atuty i możliwości. Wai mógł nawet zacząć podejrzewać, że Avry rasa nie potrafi przyjmować świata pozytywnie a co za tym idzie śmiać się. To było bardzo dziwne. Musiał przyznać, że większy nie robił się sympatyczniejszy ani ładniejszy. Było widać wszystkie jego ostre zęby, co mogło odstraszyć. Ale tembr głosu był przyjemnie niski. I był ciut mniej straszny z wesołością w oczach.
- To nie ładnie śmiać się z cudzej pasji. – mimo to brunet delikatnie uśmiechnął się. Zaraz jednak ten uśmiech zszedł mu z twarzy. To ostrze nie powinno im być potrzebne, niosło tylko nieszczęście. Nie odważył się jednak tego powiedzieć. Na razie musiał uważać, poznać tego kossitha i go zrozumieć.
- Dziękuję. Tak sądzę. – odwrócił się w stronę Avry przedziwnych zbiorów. Najpierw patrzył za jakimś koszykiem, ale zdał sobie sprawę, że nawet jeżeli rogaty by jakiś miał to byłby dla niego za duży. Podobnie z nożem. Westchnął cicho, wziął jedną z mniejszych skór, bo więcej potrzeba mu nie było niczego.
Już miał powiedzieć, że mogą iść, ale odwrócił się do zwierzątka. Ile takie jadło? Avra mówił, że lubi głównie owoce, ale skubało też i trawę. Ciężko było mieć odpowiedzialność za czyjeś życie. Wziął dwie borówki i jedną malinę, przełożył je przez kratki.
- Niedługo wrócimy, bądź grzeczny. Grzeczna? – spojrzał się na kossitha - To on czy ona? – wstał z kucek i podszedł do niego. - Trzeba mu wybrać jakąś nazwę. Masz jakiś pomysł?
Ruszyli przez szczelinę.


AnvE'lyn - 2018-08-31, 19:20

Avra wzruszył ramionami na komentarz chłopaka. "Nie śmieję się z pasji, tylko z tych rumieńców." Uśmiechnął się pod nosem i zaczął kierować się do wyjścia. Zatrzymał się przy samym przejściu na chwilę i zaczął zastanawiać nad pytaniem Waia. Wreszcie odpowiedział patrząc na dłoń chłopaka, którą wcześniej ugryzła beberka.
- Samica. - Na kolejne pokiwał tylko głową na boki. Przechodząc przez szczelinę, tym razem osobno, udało się wielkoludowi wyjść bez napełniania swoich ubrań piachem. Poczekał chwilę na chłopaka przed wejściem, oparty o drzewo ramieniem. Zapatrzył się na łuski drzewa iglastego i przejechał po nich palcami. Gdy młodzieniec wyłonił się zza drzewa zasłaniającego przejście, wielkolud ruszył w kierunku rzeki, wracając po własnych śladach i uważając na gałęzie.
- W naszym klanie imiona miały za dużą moc by je wybierano samemu... - Rozglądał się po okolicy i węszył mimowolnie wyszukując obcych zapachów. Ten kawałek lasu naprawdę był omijany, kossith się zastanawiał cały czas dlaczego. Nie było tutaj czuć żadnych większych bestii. Przy co węższych ścieżkach postanowił łamać gałęzie i dopiero się przemieszczać.
-... Gdy bykowi przydzielono kastę, ona nadawała mu imię. - Tak jak jemu.


Wish - 2018-08-31, 21:08

Chłopakowi jedna brew podsunęła się w górę. Po czym wnioskował na temat płci zwierzęcia? Nawet nie sprawdził tego. Nie miał jednak zbyt dużo do gadania. Mieli samiczkę, może to i dobrze, bo w zupełnie męskim gronie by ześwirowali. Czy on już ześwirował, że cieszył się, że ma zwierzątko o płci żeńskiej? Sam nie wiedział.
Z wolna ruszył za kossithem przez przejście. Jemu zdecydowanie łatwiej było tędy przejść, bo był sporo mniejszy w rozmiarach. Na wszelki wypadek trzymał się jednak kilka kroków dalej. Kto wie co mogłoby spowodować tym razem szał u Avry. W tak wąskim korytarzu nie chciał tego nawet sprawdzać.
Szedł krok za korkiem za rogaczem starając się w pierwszej kolejności dorównać mu tempem a potem słuchając. Czasami w ogóle nie rozumiał czemu ten odwraca się nagle w bok, dopiero za którymś razem spostrzegł, że wtedy mocno pracowały mu nozdrza. Węszy. Bazował na swoim węchu, więc może to był jego największy atut?
- Zwierzątko nie może wybrać je samo i ja ciebie proszę o pomoc w tym, więc nie wybiera tego jedna osoba. Skoro to jest ona to przydałoby się wybrać coś ładnego – chociaż na razie podchodził do pomysłu z zwierzątkiem dość spokojnie to w głębi był podniecony tym, to był pierwszy raz kiedy miał być odpowiedzialny za kogoś!
Rozglądał się za tym co mogłoby mu się przydać. Kilka razy przystanął by zerwać kilka liści i potem musiał prawie biec aby dogonić Avrę. Jednak nie znalazł niczego niesamowitego. Byli w lesie, więc liczył na lepsze zbiory, ale miał porównywalne do tego co mógłby znaleźć niedaleko miasta.
- To tworzyliście grupy, które były odgórnie przypisywane? – kucnął i urwał kilka liści paproci. - A oznaczają one coś? Czy twoje coś znaczy? Ludzkie imiona czasami mają znaczenie, na przykład lubią nazywać dziewczynki imionami kwiatów. Uważam to za ładny gest.


AnvE'lyn - 2018-09-03, 19:17

Kolejny trzask rozniósł się po lesie. Mężczyzna uważając na swoje rogi przeszedł na szerszą część pustego terenu pośrodku lasu. Odetchnął nieco głębiej wiedząc, że przez kilka następnych metrów nie będzie się siłował z drzewami.
- Hm... - Dał się wplątać w zwyczaje własnego ludu przez małą istotkę, kossith poczuł dziwne uczucie przez które zrobiło mu się cieplej na twarzy. Z drugiej strony był zadowolony tym faktem, chłopak umiał słuchać i korzystać z informacji i użył jego słów przeciwko niemu. Mech pod jego nogami rósł grubą warstwą, Avra nie czuł się najlepiej na tak miękkiej powierzchni. Miękkie futro na twardej ziemi było zdecydowanie inne od zapadającego się roślinnego dywanu.
- Borówka? Za mało złowieszcze dla gryzących samic. - Coś zapachniało mu wyjątkowo świeżo, lekko mrożąc mu nozdrza. Z jednego z drzew iglastych wyciekała żywica. Zerwał stwardniały kawałek na krańcu strużki i patrzył jak jeszcze ciekła żywica powoli spływa po korze drzewa. Oderwany kawałek zgniótł w palcach i zaczął się nim bawić w międzyczasie zerkając na chłopaka zbierającego podłużne, kruche liście. Jego gesty były delikatne, wiedział jak poruszyć rękami by nie uszkodzić rośliny. Przyjemnie się patrzyło na jego poruszanie się przy roślinach.
- Kasty odpowiadały różnym zajęciom pomagając klanowi. Gdy byk był silny polował, gdy smukły wytwarzał, gdy mały czarował. - Lekko oparł jeden róg o drzewo podczas czekania na ciekawskiego chłopaka. - Tak, oznaczają... - Tu kossith zawiesił głos. Jego imię miały dwa znaczenia, w zależności jak się je wypowiada. Starsi mówili, że życie zawsze się ułoży tak by wypełnić znaczenia imienia. Barbarzyńca miał wrażenie, że jedno ze znaczeń już się spełniło oraz, że drugie nigdy nie nadejdzie. Jedno wyklucza drugie. Nie chciał mówić Waiowi o swoim imieniu i jak dużo ono oznacza w życiu jego klanu, więc je przemilczał.
- Twoje coś znaczy?


Wish - 2018-09-04, 10:23

Wai miał wiele pytań do Avry i nie chodziło o to, że padały one ze strachu. To bardziej była ciekawość. Pierwszy raz poznawał kogoś spoza wioski, pierwszy raz był to ktoś z innej i zupełnie nieznanej mu rasy. Ponieważ długo mieszkał i żył sam to był ciekawski. Wszystko go interesowało i tylko problem był z kossithem, który był tak bardzo mało rozgadany. Nie wiedział też na ile może sobie pozwolić. Gdyby byli dobrymi znajomymi czy rodziną to mógłby go do skutku ciągnąc za język a tak pozostaje mu tylko zadawanie tysiąca pytań z nadzieją, że dostanie na któreś odpowiedź i że przez to nie straci życia.
- Borówka? – patrzył się w mężczyzny plecy jakby szukał tam jakieś odpowiedzi. Zaśmiał się cicho. – Faktycznie Borówka nie brzmi złowieszczo. Niech więc będzie, Borówka.
Korzystając z tego, że Avra zrobił postój on zaczął trochę odchodzić miedzy drzewa dalej bacznie się rozglądając. W końcu zauważył kępkę wyższej trawy. Uśmiechnął się do siebie, uklęknął przed nią i zaczął podważać palcami z boku aby sprawdzić jej korzenie. Nie zaprzestał jednak konwersacji.
– Nie, moje nic nie znaczy. Jest zbitkiem literek, które spodobały się mojemu ojcowi. Mówisz, że potrafili w twojej kaście czarować? – stanął w pół ruchu i spojrzał mu w oczy. To było coś w czym ludzie byli beznadziejni. Może jeden na dziesięć tysięcy miał moc. To jednak go zainteresowało. Wśród ludzi ci, którzy mieli moce byli zazwyczaj brani za szarlatanów, nieczystych, pochodzących od samego diabła i w jego wiosce to on był jednym z nich pomimo tego, że akurat do mikstur, maści i lekarstw nie używał niczego poza roślinami.


AnvE'lyn - 2018-09-12, 00:30

Nie spuszczając wzroku z drobnej postaci kossith podrapał się po brodze, poczuł rosnącą szorstką szczecinę pod palcami. Nie lubił się golić, a zapuszczać brodę wcześniej już próbował. "Nigdy więcej." Na samą myśl Avrę przeszedł dreszcz z którego musiał się wręcz otrzepać. Zastanowił się nad tym co mówił chłopak. Ludzie tak beztrosko wybierali imiona, które tylko im się spodobały.
- Wai. - Powiedział cicho, tylko do siebie. Badał dźwięk tego imienia, jak gdyby po raz pierwszy je wypowiadał. Nie wiedział co ono oznacza, ale w jego uszach pewnie brzmiałoby wyjątkowo przyjemnie gdyby nie było wypowiadane jego chrapliwym głosem. Z drugiej strony na myśl o tym, że ktoś inny miałby je wypowiadać na głos wielkolud poczuł nieuzasadniony gniew, który stłamsił w zarodku. Kiwnął głową w stronę trawy przy której obecnie klękał mieszaniec. Chciał już zapytać czy znalazł coś nietypowego, ale wzrok Waia spotkał się z jego żółtymi ślepiami. Jego oczy pełne ruchliwych odbić wszelkich kolorów jeziora zatrzymały go w miejscu całkowicie. Zdawało się, że odpływa ku niemu. Przyjemne uczucie owinęło go i musnęło od środka, chciał się temu poddać, ale nie wiedział co to. Odepchnął wyjątkowo niechętnie czuły, kojący dotyk i odchrząknął czując, że głos mu utknął w gardle.
- Ekhm... Tak, potrafili. - Avra spuścił spojrzenie z oczu Waia na jego wargi i szyję. Zagryzł policzek od środka by zachować kamienną twarz, ale na dalszą reakcję ciała nic nie mógł poradzić. Potrzebował czegoś co rozproszy jego uwagę od czaru, który rozsiewała ta drobna postać.


Wish - 2018-09-12, 09:50

- Niesamowite. – uśmiechnął się do Avry. Widział, że mężczyzna nie do końca wiedział co się z nim działo i chciał zachować się normalnie. Z tego też powodu Wai odwrócił swój wzrok od niego co musiało sprawić chociaż trochę ulgi kossithowi. Rusałki nie bez powodu mają tęczówki tak ciemne, że zlewały się z źrenicą, dzięki temu wyglądały bardzie bezbronnie, uroczo, ale też pozwalało ich wewnętrznej magii na sprawienie, że ktoś mógł w nich utonąć, zobaczyć gwiazdy na nocnym niebie lub odbijające się otoczenie od nich. Sprawiały, że człowiek chciał się w nie patrzeć i nie przestawać. - A ty, według tego podziału, w której grupie byłeś? – oczywiście, patrząc na zachowanie i budowę kossitha mógł od razu założyć, że polował, ale to było według ludzkich standardów. Co jeżeli w jego gatunku, był jednym z tych mniejszych?
Powoli podwadzał roślinkę i czym był dalej tym się bardziej cieszył. Znalezienie takich korzeni przy jego wiosce graniczyło z cudem, bo albo ktoś obciąłby trawę i byłby niedożywione albo dzieci grające w gry by ją rozdeptały. Delikatnie postarał się połowę rośliny oderwać, nie chciał brać całej, bo to by sprawiło, że już więcej jej tutaj nie urośnie. Nie wiedział jak długo tutaj zostaną, ale zawsze było lepiej pozostawić odrobinę aby dalej się rozmnażało – jak nie dla nich to dla innych. Umorusanymi palcami wsadził całą roślinę z korzeniami i ziemią na skórę gdzie miał więcej ziół. Z zadowoleniem podniósł się z kolan i pojrzał na Avrę.
- Dzięki temu możemy ugotować mięso i będzie lepiej smakowało. Wiesz może czy gdzieś rosną może jakieś warzywa? Ludzie je uprawiają, przydałaby się pietruszka, marchewka i ziemniaki… Jakbyśmy to mieli to możemy zrobić potrawkę i zjeść jak królowie.
Zaśmiał się i schylił aby zagarnąć swoją skórę z zdobyczami.


AnvE'lyn - 2018-09-25, 21:17

Mężczyzna z lekka otarł się końcem rogu o korę drzewa, uważając by nie zrobić tego za mocno. Musiał przyznać, że było to dość przyjemne uczucie gdy pilnował by nie zetrzeć rogu do nerwów. Zamruczał cicho, jego głos zawibrował od jego krtani rozchodząc się po torsie. Kończąc chwilę odciągającą jego uwagę od Waia zerknął na poczynania młodego mieszańca. Jego uśmiech rósł wraz z docieraniem do niższych części rośliny, bardzo go radowały zajęcia związane z ziołami. Oczy Avry pociemniały lekko. Kiedy on ostatnio cieszył się z tak spokojnej pracy?
- W żadnej. - Mężczyzna urodził się jako najmniejszy w klanie, starszyzna nie myślała, że on przeżyje do pierwszej wiosny. Na przekór wszystkim on rósł w siłę, w ciągu kilku lat dogonił masą największych ze swoich rówieśników. Rogi mu rosły wolniej od reszty. Kasty nie wiedziały gdzie go przypisać, sama starszyzna nadała mu imię. Był bezkastowcem. W każdej części klanu żył po parę lat, trenował, szukał miejsca, którego nie było dla niego w żadnej gałęzi. Magowie przez jego wolno rosnące rogi szukali w nim magii, której były znikome zasoby. Jego dłonie były zbyt nieporadne dla rzemieślników, a wojownicy nie dawali rady utrzymać w ryzach jego szału gdy trenowali na arenach.
Odszedł parę kroków od drzewa i wskazał ruchem głowy na sakwę z rośliną. Wyglądała na niewygodną do noszenia, a kossith wciąż miał jedną dłoń wolną. Falcata wisiała mu u boku i zdawałoby się, że przez jakiś czas jej nie użyje.
- Nieść Ci to? - Stał na tyle blisko, że mógł poczuć zapach młodzieńca i przyprawić o zawrót głowy podczas podnoszenia się.
- Nie znam takich miejsc, bliżej wioski może bym coś odnalazł, lecz nie tutaj. Kim są królowie?


Wish - 2018-09-26, 14:15

Oderwał swój wzrok od kossitha aby mu pomóc, ale w gruncie rzeczy był nadal ciekawy. Chciał wiedzieć więcej aby móc zrozumieć więcej. Chociaż teraz rozmawiali spokojnie to Wai w nocy miał koszmary i na pewno jeszcze przez kilka następnych będą mu się pokazywać. Jego rodzinna wioska zalana krwią, wybici ludzie leżący na brukowanej głównej ulicy. Strach tych, którzy schowali się w kościele z nadzieją, że ich wielki i nieomylny Pan ich uratuje. Skąd w nim, mieszańcu, znalazło się tyle werwy, odwagi i braku zdrowego rozsądku, że zrobił to co zrobił? Sam nie wiedział. Chciał jednak wykorzystać swój czas jak najlepiej, bo przecież w każdej chwili mógł stracić życie. Obok niego stał morderca i żadna przyjemna pogawędka nie powinna sprawiać, że o tym zapomni.
Mimo wszystko, nadal cieszył się z drobnych rzeczy. Rośliny i zioła były jego konikiem. Je rozumiał. Wiedział ile potrzebują światła czy wody, jakie warunki sprzyjają im aby rosły i co z nich wyrośnie. A także potrafił stworzyć z nich cuda, które sprawiały, że rany szybciej się goiły czy coś mniej bolało.
- W żadnej? – jego głoś wyraził zdziwienie, ale nie spojrzał na Avrę zajęty tym co robił. - Można było nie być w żadnej? – nie rozumiał tego, nie rozumiał w ogóle w jakim społeczeństwie żył jego obecny towarzysz.
Podniósł się i otrzepał spodnie na kolanach. Były delikatnie brudne. Szybko będzie miał z tym problem. Jedna para ubrania sprawiała, że nie miał niczego nawet na moment kiedy będzie prał to wszystko. Zaraz spojrzał jednak trochę zaskoczony.
- Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. – uśmiechnął się i odwrócił wzrok w stronę, z której przyszli. A może w którą mieli iść? Właśnie teraz Wai zdobywał nową wiedzę na swój temat, miał bardzo kiepską orientację, w szczególności kiedy teren wyglądał tak samo dookoła niego. - Król… Jest to osoba, która sprawuje najwyższą władzę. Do niego należy całe królestwo. On dba o podwładnych i porządek w kraju, planuje podboje ziem, sojusze. Stara się aby żyło się wszystkim dobrze w jego królestwie. – zdziwił się, że Avra nie wiedział kto to król. Skąd w takim razie pochodził? Słyszał o tym, że są pewne wioski, do których trudno dotrzeć, gdzie informacje przychodzą z wręcz letnimi opóźnieniami, ale nigdy nie myślał, że to była prawda.


AnvE'lyn - 2018-09-27, 13:43

Starszyzna była wszystkim dla klanu. Kasty miały swoje zasady, które pozwalały im przeżyć w każdych warunkach. Gdy byk był zbyt mizerny, klan nie widział potrzeby by go przydzielić do gałęzi. Zostawał z matką póki nie zginął od ciężkich warunków. Skreślone osobniki nie przeżywały długo, starszyzna się nie mylila w kwestii przeżycia. Wiedziała po które zwierzę wysłać nagonkę by polowanie było owocne czy który byk był zbyt słaby by przeżyć o własnych siłach. Zazwyczaj.
Po odpowiedzi Waia kossith odwrócił się od chlopaka i zaczął iść dalej w kierunku rzeki. Ścisnął mocniej sakwę, którą niósł i zarzucił ją sobie na ramię.
- Tylko gdy miało się nie przeżyć. - Omijając kolejne drzewa z uwagą zastanawiał się nad "krolami". Zamyślony zaczepił przypadkiem workiem o drzewo.
- Hm… - Wyszarpał go gwałtownie i chwycił za gałąź by ją złamać w pół mocnym ruchem by nie przeszkadzała mu w drodze powrotnej oraz żeby wyładować frustrację, że zaczepił o wystający fragment. Patrząc na pokruszoną korę i drewno leżące na ziemi zaczął mówić bardziej do siebie niż do Waia.
- Jeden człowiek nie podbije ziemi, król to nie człowiek? - Dla Avry to była zagadka, jak jeden osobnik mógł sprawować władzę nad całą resztą gatunku? Starszyzna składała się z kilku doświadczonych życiem byków, doradzali i pomagali. Razem mogli wszystko pokonać, wytrzymać każdą lawinę. Kossithowi brakowało wyobraźni by zobaczyć w myślach jak jeden osobnik, w dodatku człowiek, może rządzić innymi. Obejrzał się przez ramię na chłopaka, który szedł za nim z rośliną w dłoniach. Oczy mu się świeciły delikatnie gdy rozglądał się za innymi roślinami. Przez chwilę poczuł ciepło patrząc na uśmiech Waia.
- Król jest silny? Gdyby zaatakował wioskę zdobyłby ją sam? - Barbarzyńca się zastanawiał jakiego typu wojownikiem musi być ten 'król', skoro w dawał radę sam podbijać tereny i zmuszać inne klany do sojuszu. Czy dałby radę takiemu wojownikowi? Czy stanowiłby wyzwanie, czy kossith poczułby radość z walki?
Las się przerzedzał, coraz więcej światła przenikało przez korony drzew a ścieżki stawały się przyjaźniejsze dla rogów mężczyzny. Wychodząc powoli na światło oczy kossitha rozjaśniły się dając jadowicie żółty odcień swojemu spojrzeniu. Wciągnął powietrze mocno do płuc i wolno je wypuszczał. Zapach trawy i lasu mieszał się z wonią strumienia, który było już widać niedaleko. Wiatr nie był silny i leciał ze strony wioski, plątał się między pojedynczymi kosmykami smolistych włosów mężczyzny. Rozejrzał się po okolicy, żadnych ludzi, żadnych większych od dłoni zwierząt. Żadnego zagrożenia. Gdyby nie wrażenie, że dzień jest nienaturalnie spokojny Avra może by się nawet uśmiechnął na ten widok.


Wish - 2018-09-27, 17:44

Podbiegł dwa kroki aby nie zostawać zbyt bardzo w tyle. Nadal jednak szedł za kossithem, nie wyrównał z nim kroku. Raz, że chodził po prostu o wiele wolniej, dwa, że nie było zbytnio na to miejsca. Poza tym, byli w lesie a więc wszędzie były drzewa, krzewy a co za tym idzie i gałęzie. Obawiał się, że Avra znowu zranić się w jeden z swoich rogów a to.. mogło się skończyć tragicznie dla każdego kto byłby blisko niego. Lepiej było trzymać się parę kroczków za nim.
- Och. – Nie wiedział co więcej powiedzieć czy jak poprawnie zareagować. Wychodziło na to, że jego kompan za młodu miał nie przeżyć. A jednak mu się udało, utarł pewnie tym nie jednej osobie nosa.
Odskoczył na bok unikając opadających liści, kory i rzuconej gdzieś w bok gałęzi. Zdziwił się na kossitha słowa.
- Sam? Chyba nie ma takiej istoty, która mogłaby wygrać sama z wojskiem. – Zamyślił się. Chciałby to dobrze wytłumaczyć Avrze, ale zdawało mu się to bardzo trudne. - Kiedyś, w dalekiej przeszłości, były plemiona. I aby miały one więcej ziem to łączyły się razem. Aby zjednać sobie wszystkich ludzi spomiędzy plemion wybierano jednego człowieka, który był przywódcą czyli właśnie królem. On miał ostateczne zdanie, ale słuchał tych, którzy mu doradzali i zawsze starał się być bezstronny. Takie podejście pomagało rozstrzygnąć każdą kłótnię, ale też i przeciwstawić się plamieniom, które się nie poddały pod władanie króla czy atakowały ziemie, które do niego należały. Król sam nie walczy, powołuje ludzi do wojska i ci ludzie walczą w jego imieniu za swój kraj, o to aby każdy w ich domostwie, wiosce czy królestwie mógł żyć spokojnie. Tak to przetrwało do dzisiejszych czasów, tyle tylko, że teraz bycie królem jest dziedziczone po krwi, czyli pierworodny syn władcy powinien zostać jego następcą. No i już od dawna mamy ustalone granice państw. W ten sposób każda wioska wie, pod którego władcę podlega, komu ma płacić podatki itd.
Doszli na polanę, która znajdowała się tuż przy rzece. Nie było tutaj żywego ducha, ale liście szumiały i sprawiały wrażenie, że ktokolwiek by tutaj nie przybył nie czułby się samotny. Woda szeptała do Waia, zachęcała go aby podszedł, zbliżył się i jej dotknął, zanurzył się w jej zimnym nurcie. Kusząca propozycja, ale wiedział, że nie mógł tego zrobić. Pod jednym z drzew rozłożył swoją skórę z zdobyczami, usiadł obok niej i zaczął je przeglądać.
- Daleko stąd jest twój dom?


AnvE'lyn - 2018-09-28, 07:47

Kossith wysłuchał uwaźnie młodzieńca po czym parsknął głośno. "Taki 'król' a sam nie walczy." Kieruje swoim klanem i wydaje mu polecenia a sam nie bierze w nocy udziału. Starszyzna zawsze brała udzial w każdym zadaniu jakie przydzieli klanowi. Każdy byk jest silny i może pomóc swoimi umiejętnościami, nikt nie stoi bezczynnie gdy inni ciężko pracują lub walczą o swoje. Jak lud może walczyć za kogoś kto tylko nimi dyryguje i przydziela zadania nie pomagając w nich? Mężczyzna pokiwał głową na boki.
- Ludzie są dziwni... - Depcząc wysuszoną trawę niemalże przy samej niskiej skarpie nad rzeką kossith szukał wzrokiem łagodnego dostępu do wody. Stanie po pas w wodzie chciał spełnić w ostateczności, nie przepadał za wodą. Zdecydowanie wolał twarde powierzchnie, które nie otaczały go nagle tylko utrzymywały swoją formę od początku do końca. Nie lubił mieć krępowanych ruchów przez wodę. Po chwili rozglądania się po brzegu westchnął ciężko, nie ma innej opcji. Musiał wejść do wody. Odłożył sakwę na brzeg skarpy, wybrał punkt gdzie woda była nieco spokojniejsza, a główny nurt przemykał bokiem. Spojrzał na chłopaka, który ułożył się przy drzewie i oglądał swoje rośliny.
- Za daleko. Nic po nim nie zostało. - Gdyby chciał mógłby uciec, choć tropienie go w taką pogodę nie byłoby najmniejszym problemem kossith zastanawiał się czy by go gonił. Wczoraj miał szansę uciec, a on został. To było jedną z wielu niezrozumiałych dla niego rzeczy, z jego oddaniem się za tłum nic nie znaczacych ludzi na czele. Nie wiedział co nim kierowało wtedy, ale wciaz był pod wrażeniem jego zachowania. Jeszcze ten wzrok gdy go zatrzymywał, by nie szedł do wioski... Jego ciało zareagowało na te wspomnienia, spodnie wyraźnie wypukliły się na środku. Ignorowanie części, która żąda spełnienia nie było łatwe dla kossitha, ale na pewno łatwiejsze od uspokajania się w pełni szału bojowego. Odwrócił się do strumienia, ściągnął pas z bronią i odłożył wzdłuż krawędzi brzegu. Zawsze blisko, nie wiadomo kiedy się mogła przydać. Spodnie zostawił na sobie, do stosu dołożył buty i zszedł po stromej płaszczyźnie do zimnej wody. Avra syknął gdy poczuł jak lodowaty nurt wbija w niego swoje igły.
- Mówiłeś... - zakrzyknął do Waia. - ...Twoja wioska. Masz ją za dom? - Woda sięgała mu trochę poniżej kolan, przynajmniej przy samym brzegu. Oswajając się z inną temperaturą sięgnął po swoją poplamioną i podziurawioną koszule. Woda zmieniała zabarwienie z lekka przy samym materiale, szybko rozpraszając się wraz z oddalaniem się od źródła plamy. Barbarzyńca musiał wyglądać wyjątkowo zabawnie. Masywny rogaty mężczyzna stojący w zimnej wodzie po kolana, próbujący zmyć plamy z koszuli pocierając nią w wodzie.


Wish - 2018-09-28, 10:37

Uśmiechnął się pod nosem siadając na trawie. Czy byli dziwni? Czy może kossitha plemię i sposób wychowania było dziwne? Nie jemu było to oceniać. Nie należał ani do jednych ani do drugich a przynajmniej nie w całości, więc nie czuł odpowiedzialności walczyć za ich godne imię w każdej sprawie. Swoją drogą, nie przepadał za obecnym królem. Był stary, ale lubił rządzić twardą ręką. Jego bogobojność sprawiała, że wszystkim, którzy nie wierzyli lub nie byli ludźmi żyło się dość ciężko. Wielu czekało kiedy jego syn wstąpi na tron. Młody mężczyzna o pszenicznych włosach zawsze czarował tłum swoim uśmiechem i odwagą. Podobno mają z jego panowaniem przyjść pewne zmiany. Ciekawe czy na lepsze czy gorsze.
- Przykro mi. – Przestał układać rośliny i sprawdzać ich wygląd. Przymknął oczy i pozwolił aby wiatr rozwiał mu włosy. Pogoda była przyjemna. Czy mógłby cieszyć się tą chwilę? Nie mieć na końcu głowy myśli, że ten stojący w wodzie po pas zamordował połowę jego wioski. Przestać się martwić co stanie się za chwilę czy parę dni. - Mieszkali z wami inni? W sensie, ktoś z innego gatunku?
Wziął w rękę małą gałązkę z liśćmi w kształcie serduszek. Było ich całe mnóstwo, chociaż gałązka była niewielkich rozmiarów. Obrócił ją pod słońce kilka razy i uśmiechnął się sam do siebie – ten łup bardzo go cieszył. Oparł się plecami o drzewo i przymknął oczy, ale roślinę nadal trzymał między palcami.
- Tak, mam ją za dom. – Tym razem to on zdawkowo odpowiedział. Na pewno w tamtym miejscu nie żyło mu się równie lekko jak ludziom, ale czy gdzieś takie miejsce na niego czekało? Może gdyby żył w dużym mieście gdzie różne gatunki mieszają się.. Może.
Do jego uszu ciągle dopływał magiczny dźwięk wody. Chociaż siedział dość daleko to ta ciągle go do siebie zapraszała, niczym spragniona go kochanka. Było to przyjemne a zarazem drażniące gdzieś pod skórą, bo wiedział, że nie mógł przystać na to zaproszenie. A bardzo by tego chciał. Otworzył oczy aby spojrzeć na Avrę. Byłoby mu o wiele łatwiej gdyby zdjął koszulę i ją po prostu przeprał. Albo kupił nową. Lub w ostateczności pocerował tą którą ma, ale to już byłoby zaszywanie dziury na dziurze. Ile ten mężczyzna musiał przejść?
- Długo podróżujesz?


AnvE'lyn - 2018-10-09, 10:33

Ciało Avry przyzwyczajało się do lodowatej temperatury powoli. Mocując się z obecną koszulą mało jej nie porwał bardziej, ostatecznie czując frustrację zdjął ją, na chwilę zatrzymując się przy rogach by nie zaczepić materiałem o nie. Słońce przyjemnie grzało jego popielatą, pooznaczaną bliznami skórę. Kossith na moment przerwał pracę, obrócił się do słońca i wyciągnął dodatkowo szyję w górę przymykając oczy. Czując ciepłe promienie słoneczne na sobie mało nie zamruczał. Mężczyzna odetchnął głęboko zapachem wody i wrzucił koszulę do wody by zacząć od nowa trzeć materiał.
- Nie przypominam sobie bym widział innych w klanie, nasza osada była na uboczu góry. Nikt tam się nie zapuszczał z własnej woli. - Wyciągnął materiał z wody i spojrzał na niego rozciągając koszulę przed sobą, woda ściekała z niej z powrotem do strumienia z charakterystycznym odgłosem.
- Hm.. - Dziura, dziura, plama, dziura, kiepski szew, w pół starta plama, dziura na plamie. Kiwnął głową nie odrywając wzroku od materiału. Koszula niemalże jak nowa. Barbarzyńca podszedł do brzegu i wspiął się po nim na trawę. Podniósł swój pas i sakwę drugą ręką, ruszył w stronę chłopaka ze swoimi rzeczami. Przyglądał się okazyjnie co robi Wai, wyglądał na zadowolonego wśród swoich roślinek. Oczy mu błyszczały i miał lekkie rumieńce, widocznie pobyt w takiej okolicy mu sprzyjał. Odłożył rzeczy na ziemi poza koszulą, którą zawiesił na niższej gałęzi drzewa by wyschła. Rozejrzał się po okolicy raz jeszcze, zbyt spokojnie jak dla niego. Gdy uznał, że naprawdę nic nie widać dziwnego usiadł na ziemi niedaleko młodzieńca i oglądał jego pracę. Przeróżne roślinki spoczywały na skórze przed chłopakiem, część już poukładana część jeszcze w drobnym chaosie. Pytanie Waia sprawiło, że kossith nie do końca wiedział co mu powiedzieć. Zaczął się zastanawiać na głos nad odpowiedzią.
- Nie wiem właściwie.. Czy minęło kilka czy kilkanaście lat? - Uniósł spojrzenie z ziół na ledwie widoczne w oddali góry. Ruchem głowy wskazał na linię horyzontu, gdzie chowały się białoszare szczyty pełne wspomnień dla Avry.
- Stamtąd przybyłem. Droga mi się nie dłuży, choć więcej jest wciąż przede mną. - Podrapał się po zaroście i położył się na brzuchu, chłonąc słońce swoim grzbietem. Wiatr z lekka ciągnął go za włosy od czasu do czasu, a dźwięk wody i lasu koił zmysły. Rzucił okiem na Waia gdy poczuł jego zapach, bardzo podobny do woni strumienia, ale z tym ciepłym, pociągającym elementem. Rzeczywiście, było tu przyjemnie...


Wish - 2018-10-10, 13:32

Uśmiechnął się kiedy otworzył oczy a rogacz zdejmował koszulkę. Jakby posłuchał jego myśli. Chociaż nie wyglądał na zadowolonego. Te jego rogi były imponujące, ale o dziwo wrażliwe. Czyżby były całe unerwione? Dziwne. Z tego co pamiętał kozie rogi były niczym paznokcie – można było nimi trzeć a nie czuło się bólu. Wai aż miał ochotę o wszystko się wypytać, ale nadal trochę obawiał się nieznajomego. Jeżeli to był jego czuły punkt, to mógł nie chcieć o nim mówić a już nie było co mówić o tym, że to było pytanie z tych, które odpowiedzią mogły wskazać na to jak zrobić mu krzywdę.
- Nikt was nie odwiedzał? Z powodu, że było ciężko do was dotrzeć przez góry? – nie wiedział jak ładniej zadać to pytanie, bo wiadomym było, że inną opcją było to, że mogli na siłę się odseparować. Podobno są takie wioski, że za życie w spokoju z dala od wszystkich mogą.. zabijać. Z drugiej strony, Avra powinien się cieszyć, że przynajmniej miał miejsce, do którego mógł przynależeć. On nie miał tego szczęścia. Po pierwsze, jest mieszańcem, dla takich nigdzie nie ma miejsca. Po drugie, rusałki nie mają swoich osad, prowadzą samotny tryb życia. Po trzecie, ludzie robią się coraz bardziej nieufni do innych ras. Gdzie on miał znaleźć swoje miejsce? Nawet jeżeli uważał wioskę za swój dom, to były to raczej ciężkie wspomnienia.
Odłożył wszystkie rośliny i zioła a potem przejechał zaraz za kossitha wzrokiem dookoła. Nie wiedział co mu się tutaj nie podobało. Było spokojnie i cicho. Zupełnie inaczej niż w mieście. W powietrzu unosił się lekki, rześki zapach kory, mokrej trawy i żywicy. Słońce przyjemnie grzało. Czego było się tutaj bać?
- Więcej? Chcesz iść dalej? Dokąd masz zamiar zmierzać? – zadał to ostatnie pytanie nie zdając sobie sprawy z tego ile strachu w nim budziło. Avra chciał przeć przed siebie a to oznaczało, że i on będzie musiał opuścić tą malowniczą okolicę, z której jeszcze miał niedaleko do swojej chatki. Czy naprawdę musi porzucać te strony, które zna? Co go czeka w przyszłości? Zadawał sobie te pytania patrząc jak na popielatej skórze barbarzyńca powoli wysychały od ciepła krople wody.


AnvE'lyn - 2018-11-14, 21:25

Kossith leżał spokojnie, skupiając się na promieniach słońca, które rozgrzewały jego grzbiet równomiernie. Pokręcił głową na boki. Do wioski nigdy nie przychodzili obcy, rzemieślnicy jedynie schodzili z góry na trakt by sprzedać skórę i skórzane wyroby innym handlarzom. To był ich jedyny kontakt z innymi rasami.
- W naszej wiosce nie było miejsca dla obcych. Wymagające warunki gór. - Poprawił układ swoich rąk unosząc głowę bardziej do góry i ziewnął potężnie odsłaniając zęby. Choć jego ciało zazwyczaj o tej porze dnia zażywało wysiłku w postaci szykowania się do masowego mordu, obecnie się nudził i w efekcie chciał spać. Zachować energię na następny raz.
Usłyszał ciche brzęczenie w pobliżu, otworzył oczy i zaczął obserwować drobnego żuka, który przechodził dość blisko jego ręki. Owad próbował się wdrapać na wysuszonego liścia. Długo myślał czy odpowiedzieć Waiowi na to pytanie czy zostawić milczenie. Dokąd on zmierzał? Zawsze szedł za ludźmi, za ich ciężkim smrodem. Chciał wybić ich wszystkich by żadna wioska nie została splądrowana już nigdy więcej. By ludzie nie stanowili zagrożenia dla innych. Głos chłopaka lekko zadrżał, przez co Avra nie do końca chciał odpowiedzieć by go znowu nie straszyć. Mimo to wciągnął powietrze, zabarwione ciepłym zapachem mieszańca i ziół, do płuc i zebrał się na odpowiedź.
- Przed siebie, do kolejnej wioski. I jeszcze następnej. - Popielatoskóry nie odrywał swojego spojrzenia od lśniącego owada przed sobą, który teraz zmagał się ze swoim ciężarem znajdując się na grzbiecie. Wyciągnął dłoń przed siebie i wbił palec w piach obok żuka, by ten użył go jako wspornika.


Wish - 2018-11-16, 16:28

Czyli byli odseparowani, chociaż odpowiedź towarzysza nie dawała jednoznacznie odpowiedzi na to czy odseparowali się sami z własnej woli czy to tylko warunki przyrodnicze tak ich urządziły.
- Jak tam jest? W górach. Inaczej jak tutaj? – usiadł bokiem opierając się o drzewo i spoglądając na kossitha. Nigdy nie oddalał się zbyt bardzo od wioski, właściwie prawdopodobnie teraz był najdalej od niej w całym swoim życiu. Nie wiedział jak było w górach czy nad morzem. Znał tylko pogodę jaką widział w tej okolicy, a która aż tak bardzo się nie zmieniała, bo dni dzieliły się jedynie na te słoneczne i deszczowe a rok na część cieplejszą i zimniejszą. Nie były to jednak jakieś wielkie wahania temperatur.
Wiatr zawiał mocniej zmieniając tym atmosferę miedzy nimi. Luźna rozmowa cały czas szła w jedną stronę, aby dowiedzieć się po co to wszystko Avra robi. Dlaczego nie może sobie odpuścić? Dlaczego nie postanowi żyć dalej spokojnym życiem? Czemu ma aż taką chęć mordu? Wai był młody, wierzący w pewne piękne ideały, niewinny i szlachetny. Dla niego zachowanie nieznajomego było nie do pojęcia. Kto obiera takie czyny na formę swojej żałoby? Dlaczego za to, że kossith cierpiał miała cierpieć cała rasa ludzka? Tak, ludzie byli krótkowzroczni, bojaźliwi i bezczelni. Zadufani w sobie, chcący za wszelką cenę spełnić swoje marzenia. Ale żeby za to co zrobiła garstka – chociaż to była zbrodnia, więc coś nie wybaczalnego – mieli płacić wszyscy?
- Nie myślałeś o tym aby poszukać takiej wioski jak twoja? Swojej rasy? Pewnie nie będzie to łatwe, ale czy nie lepsze? Powinieneś się cieszyć, że możesz zamieszkać między podobnym tobie. Na pewno by ciebie przyjęli. - mówił spokojnie, jakby obawiał się, że Avra na taki pomysł wybuchnie i będzie chciał mu zrobić krzywdę. A może tak naprawdę dlatego, że nie wiedział czy takimi słowami go nie rani? Może jego odseparowanie miało na znaczeniu coś więcej niż tylko zemstę.


AnvE'lyn - 2018-11-16, 22:50

Chrobot niesiony przez żuka nasilał się wraz z jego próbami wstania. Zaczepił jednym odnóżem i palec kossitha i pchnął mocno ślizgając się grzbietem po piasku. Myśli mężczyzny odpłynęły w kierunku miejsca, które kiedyś nazywał "domem". Góry...
- Góry są... - Mężczyzna zawiesił się szukając słowa, które odpowiednio by opisali obraz jaki Avra trzymał w sobie.
-... Ładne, ale bardziej. - Zmarszczył brwi czując, że to nie oddawało tego co tak naprawdę chciał powiedzieć.
- Nic ich nie ruszy. Są surowe, zimne, niezmienne. - Ostatnie slowa powiedzial z dziwną miekką nutą w głosie. Czuł wołanie z ich strony, choćby go zamknięto w lochach głęboko pod ziemią zawsze bez wahania wskazałby dobry kierunek, w stronę skał. Chyba.. Tęsknił. W jego głowie kwitły obrazy szarych półek skalnych i spękanych turni.
- Raz przy zgromadzeniu... Kobieta ze starszyzny mówiła, że każdy kossith jest częścią góry. Że rogi... - Poruszył głową na to słowo, jakby mimowolnie chciał podkreślić ich znaczenie. - ... są jej częścią, tą żywą, która bije w środku każdej turni. - Uparty żuk wgryzł się w palec kossitha i pomagając sobie odnóżami odzyskał upragniony pion. Barbarzyńca lekko szturchnął piaskowy szczyt i przysypał owada z wierzchu, za ugryzienie. Zrogowiaciały naskórek będzie mu teraz schodził z palca. Avra przechylił głowę na bok by móc patrzeć na chłopaka gdy mówił o innych z jego ludu. Jego miękkie wargi poruszały się delikatnie przy każdym słowie. Oczy mężczyzny, zapatrzone, odbijały światło słońca stając się jadowicie jasne. Choć głos Waia był wyjątkowo przyjemny, to znaczenie słów jakie niósł ze sobą nie były miłe. Wcale. Warknięcie przecedzne przez kły zawibrowało w powietrzu przed barbarzyńcą. Avra wstał, czarna ziemia przykleiła się do jego torsu. Ziarnka piasku odrywały się i spadały na trawę w miarę jego ruchów.
- "Cieszyć"? - Wbił palce w grunt, lewą dłonią mało nie zmiażdżył właśnie odkopującego się żuka.
- "Przyjęli?" - Spojrzał na Waia, czuł że wzbiera się w nim gniew. Tors mężczyzny ciężko poruszał się przy każdym oddechu. Szkarłatne dłonie gładziły go po policzku delikatnie. Głos miał szorstki, niemal warczał przy mówieniu.
- Kossith nie "cieszy się" na myśl o mieszkaniu w innym plemieniu, nie "cieszy się" gdy po porażce jaką była niemoc obrony własnego domu ma iść kulić się do czyjejś chaty. - Avra wstał i zaczął chodzić wkoło by pozbyć się wzburzenia jakie w nim rosło, niewiele pomagało.
- Żadne. - Zaczął, kładąc duży nacisk na kolejne słowa. - ŻADNE plemię nie przyjmie tchórza, byka, który nie umie chronić klanu. To jest tylko ciężar, słabych zostawia się na śmierć, a nie chroni. - Zęby kossitha zaczęły się pokazywać coraz bardziej w raz z jego złością, podwójne kły błyskały w słońcu. Opuścił łeb nieco w dół i zaczął bardziej mówić do siebie niż do Waia robiąc kolejne koło wokół losowo rzuconego punktu nieco dalej od miejsca w którym siedział chłopak.
- Gdyby zaatakowano wioskę.. Tchórz zostałby zabity jako pierwszy. - Przystanął w miejscu i spojrzał na swój cień, dumnie zakrywający duże połacie ziemi.
- By nie splamił strachem innego plemienia, nie przyniósł złego losu. Ty ocaliłeś swoją wioskę oddając siebie w zamian... - Uniósł zmętniałe spojrzenie wyżej i spojrzał na mieszańca. Jego głos był cichy, słowa wyraźnie ciążyły kossithowi. Był zły na ludzi i... na siebie.
- ...Mi nie dano nawet zginąć ze swoją. - Avra stał bez ruchu przez kilka minut, po czym odwrócił się w stronę strumienia by przejść do jego brzegu i przysiąść na skarpie.


Wish - 2018-11-17, 18:04

Wai czekał w napięciu jak Avra zakończy swoje zdanie. Chciał usłyszeć jak było gdzieś indziej, gdzieś daleko stąd. Dzięki temu mógłby chociaż na chwilę poczuć się jakby tam był, prawda? Oczekiwał jakiś magicznych opisów, które pozwolą mu sobie to wszystko wyobrazić. Mężczyzna postanowił jednak być bardzo zwięzły w opisie, nawet trochę za bardzo. Dlatego trochę opadły mu ramiona z rozczarowaniem. Przejechał dłonią nad swoimi ziołami, a zatrzymała się ona w momencie kiedy pod nią znajdowały się rozłożyste poszarpane liście. Potarł między palcami jeden z nich a w powietrzu uniósł się słodko-kwaśny zapach. Niektóre kobiety lubiły pocierać te liście o swoją szyję chcąc pachnieć jak one.
- Jest tam podobnie jak tutaj? Też macie takie lasy i rzeczki?
Ciekawiej zrobiło się kiedy starszy wspomniał o rogach. One Waia mocno interesowały. Opowieść kobiety należącej do starszyzny mogła być wspomnieniami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie pochodzącymi z dawnych czasów. Niektóre gatunki były bardziej połączone z żywiołami niż to teraz mogło się wydawać. Jak jego własny z wodą.
- Ci, którzy zajmowali się magią potrafili manipulować ziemią? Skałami?
Liść wypadł mu spomiędzy palców kiedy usłyszał warkot. Spojrzał spłoszony na Avrę. Postąpił głupio. Nie znał jego gatunku ani plemienia, co mógł wiedzieć? Jak mógł być tak pewien swoich słów? To o czym mówił było typowym ludzkim zachowaniem. Oni w zgromadzeniach czuli się bezpieczniej, a im było ich więcej tym dla nich lepiej.
- Posłuchaj. – zamilkł i skulił się słysząc jak kossith podnosi na niego głos i zdenerwowany podnosi się. Oczywiście w pierwszej kolejności Wai przeraził się, że powtórzy się to co się stało wczoraj między drzewami. Nie chciał być znowu w takiej samej sytuacji. Zdawać się jednak mogło, że byk panował nad sobą.
- Avra. – jego głos zabrzmiał miękko i słodko w uszach rozmówcy. Działała jego magia i ciężko było zauważyć, że na pewno była mocniejsza teraz niż w mieście. Woda zawsze dawała mu energii. Z tego też powodu nie ruszył się spod drzewa. Był mieszańcem, więc posiadał magię w sobie, ale nie oznaczało to, że mógł ją kontrolować jak chciał. Gdyby teraz wpadł do rzeki to najprawdopodobniej nie byłoby żadnej siły, która powstrzymałaby kossitha przed zrobieniem mu krzywdy. - Nie znam twojej historii, ale to, że los nie pozwolił ci wtedy umrzeć może nie było najgorszą rzeczą na świecie? Poza tym, jestem pewien, że nie można nazwać ciebie tchórzem. Przewędrowałeś taki kawał aż z gór samotnie. Odkryłeś wcześniej nieznane dla swojej rasy tereny, stanąłeś do niezliczonych walk. Zapewne zabiłeś więcej ludzi niż wykazywała ich liczba kiedy napadli na twoją wioskę. – to ostatnie zdanie mówił z ogromnym smutkiem w głosie. - Może już pora zaprzestać?
Czy wierzył, że tą przemową uda mu się coś zmienić? Na pewno miał nadzieję. Nie chodziło o to, że chciał bronić ludzi, on był po prostu przeciwko rozlewowi krwi, niezależnie od rasy.


AnvE'lyn - 2018-12-10, 03:32

Ciało barbarzyńcy ciężko opadło na wilgotną trawę przy strumieniu. Co wyższa trawa drażniła jego skórę na plecach, ale nie zwracał na to uwagi. Całe jego zainteresowanie teraz zajął on. Głos chłopaka sunął ku niemu zza jego pleców, był jak gładki, letni deszcz. Zatrzymujący się na ustach i wkradający się do środka by zaskoczyć słodyczą. Włosy na karku kossitha zjeżyły się z mieszaniny emocji jakie obecnie czuł. Gniew i pragnienie, rozczarowanie i naiwne patrzenie w przyszłość, które podsuwał Avrze głos mieszańca. Kossith przechylił głowę na bok gdy jego twarz przeciął niechętny grymas. Chłopak po części miał rację, choć mężczyzna nie chciał tego przyznać. Przeszedł wiele terenów, więcej niż jego własny klan, który trzymał się lodowych skał jak ludzkie dziecko matczynej spódnicy. Zabijał i żył ze świadomością ilości wiosek zostawionych za sobą, ale... To wciąż za mało by zmył z siebie miano tchórza. Obrazy krwi jego rodziny wsiąkającej w chciwy, jałowy piach wypełniały niemal każde jego sny. Dźwięki walki i ryki umierających byków budziły go i tuliły do snu równie często. Uczucie stygnącego, ciała jego siostry prześladowało go przy każdym kolejnym zabitym człowieku. Jej puste, mokre od łez oczy... Avra zaczął drżeć, mięśnie na jego plecach napinały się tańcząc pod powierzchnią popielatej skóry zdobionej bogato bliznami każdego starcia. Jego wzrok utknął na własnej dłoni, na paskudzącej się wielokrotnie, wciąż bolesnej bliźnie po włóczni, jaką go przybito do ziemi. Nie mógł nic zrobić by ją ocalić, by jej pomóc...
- Nie. - Kossith z głuchym odgłosem uderzył mocno pięścią w ziemię obok siebie, pokładając i miażdżąc rośliny pod swoją ręką. Czuł mokrą ziemię i zgnieciony miąższ grubszych łodyg, który przyklejał się do jego szorstkiej skóry. Te obrazy były zbyt silne by o nich zdołał kiedykolwiek zapomnieć. Nawet gdyby naprawdę tego pragnął. Nie chciał o tym myśleć, nie chciał widzieć, czuć tych wspomnień. A jednak żywił się nimi, karmił swoją zemstę i dzięki nim każdego dnia parł dalej naprzód. Uniósł głowę wyżej i utopił swoje spojrzenie w wodzie, zapatrzył się w jaki sposób ona odbija światło, jak się nim bawi i rozbryzguje na boki. Zupełnie jak krople, których kolor jest zbyt znany barbarzyńcy. Zagryzł swoje usta przebijając wargę, słodko-gorzki smak rozlał się na jego języku. Usłyszał śmiech uprzedzający delikatny dotyk czerwonej dłoni na swoim policzku. Wbił paznokcie w miękki grunt pod sobą i cicho powiedział przymykając oczy i odganiając swoje upiory.
- Koniec jest jeszcze daleko.


Wish - 2018-12-10, 13:40

Widział, że Avrą wstrząsały emocje. To był podobny stan jak wtedy między drzewami. Jakby coś do niego przemawiało, podjudzało go do złego. W innych momentach mogli normalnie rozmawiać, a przynajmniej tak się młodszemu wydawało, ale nie kiedy wchodziła złość na scenę.
Wai nigdy nie miał dużo styczności z innymi osobami. W jego mieścinie nie było różnorodności rasowej, ci którzy byli tylko przejazdem nie zaglądali do jego chatka a ludzie przychodzili tylko wtedy kiedy coś od niego chcieli. Nauczył się jednak ich obserwować. Może i nie był w tym mistrzem, ale zdawało mu się, że potrafił sporo zrozumieć. A jego intuicja podpowiadała mu, że kossith tak naprawdę cierpi. Złość jest zastępstwem za smutek. Tęsknił za rodziną? Może za przynależnością do grupy? Niektóre gatunki nie radziły sobie w pojedynkę, były równie stadne co ludzie. Tak wiele było niewiadomych.
- Niekiedy nasze daleko wcale nie jest aż tak daleko jakby się nam to mogło wydawać.
Te słowa zawisły w powietrzu jak zapach zbyt ciężki dla małego pomieszczenia. Wchodził w nich powoli, zmieniał atmosferę i był, ciągle dawało się go odczuć. Chyba żaden z nich nie czuł się na siłach ciągnąć tego tematu. Waiowi serce się krajało kiedy myślał, że za kilka dni nie będzie miał wymówki aby mogli dłużej tutaj zostać i będą musieli ruszyć dalej. Dla Avry bitwa się nie skończyła, chwilowo tylko nie miał przeciwników.
- Chcesz zobaczyć coś ciekawego? – powiedział już lżejszym tonem, zachęcając aby wyższy podszedł do niego. Trochę to było straszne kiedy stanął nad nim i górował niczym góra nad kwiatem. - Ukucnij. Spójrz, ten kwiat kobiety często używają w zamian za drogie perfumy. Potrzyj o niego delikatnie palcem a poczujesz jak ładnie pachnie. A jak weźmiesz ten, -[b] podniósł jakiś, którego kwiat był szczelnie zwinięty i podstawił mu przed usta [b]- dmuchnij delikatnie. – Kwiat powoli rozłożył swoje płatki pokazując różowo-czerwone wnętrze. - Ciekawe, prawda? Może się rozmnażać tylko wtedy kiedy są bardzo wietrzne dni, dlatego się otwiera.

  
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ