A New Beginning



Yaoi - A New Beginning

effsie - 2018-11-30, 20:34
Temat postu: A New Beginning


— Cześć! Świetnie cię w końcu widzieć!
— Och, cześć, Lis. — Brian uśmiechnął się całkiem szczerze i nachylił nieco nad brunetką, by ucałować ją w oba policzki na powitanie. — Stęskniłem się za twoim widokiem codziennie rano. — Puścił jej oczko.
— Ja za tobą też — odparła zalotnie, prześmiewczo. — Jak było w… Tokio, tak?
— W Japonii. Byłem w kilku miejscach — poprawił uprzejmie, upijając nieco kawy z papierowego kubka. — Niesamowicie. Mogłem o tym czytać i czytać, ale kiedy się tam w końcu poleci… człowiek nabiera jakiejś nowej perspektywy. Wiesz, wszystko jest tak… obce.
— Ach… — westchnęła, kiwając głową z zamyśleniem. — No tak — przytaknęła. — A jak…
— Lis, ja ci chętnie wszystko poopowiadam, ale może przy lunchu? Nie byłem u siebie od miesiąca i muszę zobaczyć, czy wszystko jeszcze stoi.
— A, no tak! — roześmiała się, poprawiając włosy. — W końcu masz tego nowego od tygodnia i…
— Co?
— No, nowego pracownika?
Brian obrzucił kobietę zaskoczonym spojrzeniem. Lis w mig załapała, że mężczyzna najwyraźniej nic nie wiedział o nowym nabytku i parsknęła zaskoczona śmiechem.
— Nie wiesz? Były zmiany kadrowe i szef przydzielił do twojego oddziału nową osobę, zresztą…
— Ktoś za mnie przeprowadzał rozmowę rekrutacyjną? — przerwał jej ostrym tonem Brian, zirytowany. Lisabeth nie odpowiedziała; nie było ku temu potrzeby. Mężczyzna prychnął i przestąpił z nogi na nogę. — Czy ich na górze już doszczętnie popierdoliło? Zawsze sam wybierałem sobie ludzi do zespołu i…
Lisabeth rozłożyła bezradnie ręce.
— Kurwa mać. I jeszcze nikt mi o tym nie powiedział? Dowiaduję się tego od ciebie, za dziesięć dziewiąta? Joshua jest już u siebie?
Kobieta kiwnęła głową, a Brian, wymruczawszy krótkie pożegnanie, skierował swoje kroki w przeciwną stronę – do gabinetu dyrektora, któremu zamierzał w kilku dosadnych słowach powiedzieć, co sądzi o takim precedensie. Joshua jednak, wspominając coś o nieosiągalnym amerykańskim numerze Briana (no tak, nie to, żeby mój mail nie działał) i naprawdę obiecującym pracowniku zapewnił, że jeśli tylko nie dogadają się w przeciągu nadchodzącego miesiąca, przesunie nowy narybek do zespołu kolegi Briana, Emilio. Brian, wciąż nie do końca zadowolony (po prawdzie bardziej przez urażone ego, bo jakże to, nikt go o tym nie poinformował!), przystał na tę propozycję i skierował się go zajmowanego przez jego ekipę biura.
— Cześć wszystkim — przywitał się, uśmiechając się szeroko i powiódł wzrokiem po ludziach w środku. Ku swojemu zaskoczeniu, nie zobaczył żadnej nowej twarzy. — Josh mówił mi, że ktoś dołączył do naszego teamu? — wyraził swoje zdziwienie.
— Cześć! Tak, poszedł zbriefować grafików, powinien niedługo wrócić — poinformowała Maggie, blondynka o kręconych włosach. — Jak tam w Japonii?
— Naprawdę wspaniale — odparł lakonicznie Brian, odkładając plecak na swoje całkowicie puste biurko. — Okej, nowy briefuje grafików, a my? Z tego, co wiem, umawialiśmy się na prezentację tego, co zrobiliście przez ostatni miesiąc, jesteście gotowi?
— Jasne — odparł pogodnie Dan, wysoki brunet, podchodząc do komputera.
Jego zespół przygotował prezentację pokazującą postępy w ich pracy przez miniony miesiąc. Brian był nawet całkiem zadowolony; dział, któremu przewodził w wydawnictwie, nie zajmował się stricte opracowywaniem konkretnych pozycji – ta praca należała do zespołu Emilia. Brian wraz z jego zespołem pracowali przede wszystkim nad prognozowaniem trendów na nadchodzące lata, później kontaktem z przyszłymi autorami i opracowywaniem treści książek wraz z nimi; znając rynek, pracowali nad odpowiednim kontentem przeznaczonym dla konkretnych odbiorców. Gdy książka i cały jej pomysł był już przez nich zatwierdzony, autorzy przechodzili do rąk zespołu Emilia.


Valye - 2018-11-30, 23:52



VALYE LANGLEY | 26


– Hej, Val… Val? Mogę tak do ciebie mówić? – słysząc skrót swojego imienia odwrócił się do tyłu i przystanął w miejscu, żeby dać dogonić się idącej za nim blondynce.
– Pewnie. – uśmiechnął się z grzecznością jednocześnie próbując przebrnąć przez stertę nowo poznanych imion i przypasować je do stojącej przed nim dziewczyny. Bezskutecznie. – Zapomniałem o czymś? – rzucił pogodnie i zjechał spojrzeniem na trzymane przez siebie papiery.
– Tak, znaczy… nie, nie, po prostu nie dołączyłam tego wcześniej. – wyciągnęła w jego stronę samotny arkusz ledwo zadrukowanego papieru, który bez ociągania złapał i złączył z całą resztą.
– Dzięki. – posłał jej raz jeszcze ciepły uśmiech i odwrócił się na pięcie chcąc jak najszybciej wrócić na swoje piętro.
– Val? – ponownie zatrzymany przez no-name blondynkę przestąpił z nogi na nogę starając się być tak cierpliwym, jak tylko się da. Bez słowa skinął lekko głową czekając na niezwiązane z pracą pytanie, które miało zaraz paść. – Wiesz, Monica znalazła jakiś twój stary profil… i wow, miałeś długie włosy, dobrze w nich wyglądałeś.
I już mnie zinwigilowali. Rzucił do siebie gorzko w myślach żegnając się z jakąkolwiek prywatnością.
– Huh, dzięki? – zaśmiał się cicho zerkając to na dokumenty, to na windę majaczącą na końcu korytarza, jakby chciał tym pokazać dziewczynie, że nie ma zbyt wiele czasu na płytkie pogawędki. Włosy… ta, i co? Ma je sobie teraz doczepić?
– Pomyślałyśmy też z Monicą… – która to ta Monica? – …że może mógłbyś dzisiaj z nami zjeść po południu. Otworzyli nową knajpkę za rogiem, podobno mają tam naprawdę smacznie…
– Miło z waszej strony – wciął się blondynce w połowie zdania raz jeszcze przestępując w miejscu. – Ale mam dziś naprawdę sporo do zrobienia i nie wiem czy dam radę. Może innym razem. – rzucił przepraszający uśmiech w jej kierunku i nie czekając na kontynuację tej rozmowy odwrócił się i ruszył w stronę windy.
– Oh, ok. Innym razem.
Ignorując zawiedziony ton głosu dziewczyny wcisnął guzik windy agresywniej niż wypadało i przymknął na moment oczy korzystając z chwilowej samotności. Gdy znalazł się już w windzie wziął głęboki wdech robiąc szybki rachunek sumienia i powtarzając w myślach swoje małe zasady, których zamierzał się trzymać, w które wliczało się przede wszystkim bycie miłym dla współpracowników, o nadużywaniu sarkazmu już nawet nie wspominając. Bo przecież dla takiej pracy mógł mieć zakwasy mięśni twarzy od uśmiechów nawet codziennie. Robota w pełnym wymiarze na porządnej umowie, a nie tylko okresowe zlecenia? Przecież to raj dla grafika. W dodatku na takim stanowisku, no i to wynagrodzenie! No Val, cwaniaku, ty to wiesz gdzie się wcisnąć.
Przybijając sobie mentalną piątkę ze samym sobą wymaszerował z windy kierując się do swojego nowego, pełnego już ludzi biura. Widząc trwającą prezentację skinął tylko głową znajdującym się najbliżej niego nowo przybyłym współpracownikom i ostrożnie ruszył w kierunku swojego biurka, jednocześnie próbując podchwycić o czym właśnie mowa. Gdy jego ciekawski wzrok nagle zjechał na twarz, której jeszcze tu nie widział, poczuł się jakby właśnie ktoś zaserwował mu cegłą w głowę. Rozkojarzony i zbity z tropu zahaczył stopą o jeden z licznych kabli plątających się wokół jego biurka i żeby złapać równowagę, złapał się w ostatniej chwili krawędzi mebla.
No kurwa.
Rzucając pod nosem ciche przeprosiny za spowodowanie niepotrzebnego szmeru, usiadł najciszej jak tylko się dało na swoim miejscu i odłożył na bok pogniecione już papiery. Nie mówcie mi, że… czy to on? Czy on tu trzęsie tym zespołem? Przecież… cholera. Łącząc wcześniejszą nieobecność swojego szefa z ostatnimi plotkami o jego powrocie i pojawieniem się tutaj jego, pochylił głowę, położył dłoń na czole i potarł je ze zdenerwowaniem. Może to nie on…? Może to ktoś po prostu bardzo podobny, może zapomniał dzisiaj o soczewkach, może… dyskretnie zerkając przez palce w kierunku niepokojącej go sylwetki, wciągnął z cichym świstem powietrze przez zęby i wbił wzrok w przyniesione właśnie papiery. Fuck, fuck, fuck, to on. No tak, było za pięknie.
Czując, nie zwiastujące niczego dobrego, uderzenie gorąca zabrał rękę z twarzy i zajął się przeglądaniem i segregowaniem dokumentów potrzebując koniecznie zająć czymś swoje myśli i odwrócić swoją uwagę od... od tego skurwiela. Klnąc w myślach na los za kiepskie poczucie humoru, uporczywie nie odwracał wzroku od ciągów znaków i różnych grafik, modląc się w myślach, żeby ten typ jednak wcale tutaj nie pracował, żeby był tu tylko przelotem i najlepiej, żeby ten w ogóle go nie widział. Nawet kiedy prezentacja dobiegła końca, Val garbiąc się nad papierami uparcie miętosił w dłoniach kolejne kartki chcąc przedłużyć ich konfrontację najbardziej jak się tylko dało, a już na pewno samemu nie inicjować żadnego dialogu z (oby tylko nie) nowym szefem.


effsie - 2018-12-01, 14:18

Brian z zaciekawieniem słuchał prezentacji Daniela, notując na kartce papieru niektóre rzeczy, o jakie miał zamiar później zapytać – nie chciał przerywać mężczyźnie i wybijać go z rytmu; poza tym, podobna prezentacja była idealnym sposobem na to, by mógł się wdrożyć w pracę swojej ekipy po miesięcznej nieobecności. Emilio, który przez ten czas nadzorował oba teamy wraz z drobną pomocą Joshuy, podczas weekendu zdał mu krótką relację z tego, jak przebiegała praca, ale Brian wolał usłyszeć to od swoich współpracowników.
W ten sposób lubił o nich myśleć – jako o współpracownikach, choć w strukturze korporacyjnej maszyny niechybnie byliby uznani za podwładnych. Wydawnictwo Luna było działającą od ponad trzydziestu lat, już całkiem dobrze rozpoznawalną marką nie tyle na amerykańskim, co światowym rynku, a Brian pracował w nim zaledwie od dwóch lat. Zdobywał doświadczenie zarządzając zespołami w innych miejscach, przy naprawdę różnych projektach i praca przy książkach (wbrew temu, co możnaby sądzić o kimś na jego pozycji) nigdy nie była jego marzeniem. Podczas jednego z Biennale poznał jednak Joshuę, dojrzałego biznesmena z niesamowitym wyczuciem sztuki, zarządzającym wydawnictwem – ten zaś zachwycił się pracą, nad którą kuratelę sprawował wtedy Brian, a dalsza znajomość potoczyła się dość szybko. Propozycja prowadzenia zespołu tak bardzo utalentowanych ludzi, do tego nie skupiająca się stricte na wydawaniu książek – bardziej na prognozowaniu trendów i ich kreowaniu, odkrywaniu, w jaką stronę ma podążać literatura za kolejne lata i powolnym wdrażaniu odpowiednich elementów do struktury korporacyjnej maszyny, jaki to schemat przybrało wydawnictwo, było naprawdę ciekawym i inspirującym do pogłębiania swej wiedzy zadaniem.
Swój zespół Brian chciał tworzyć tak, by każdy z jego członków był różny – by specjalizowali się w różnych rzeczach, może mieli różne doświadczenia, ale dzięki wspólnej pracy i brainstormom, mogli razem wypracować najlepsze modele współpracy. Z tego względu przeprowadzenie rozmowy kwalifikacyjnej było dla niego tak ważne – CV i portfolio były tylko dodatkiem do energii, którą powinni emanować jego współpracownicy. Bo właśnie tak ich traktował – jak współpracowników, a nie ludzi, którym zlecał kolejne wymyślone przez siebie zadania.
Dlatego bardzo sceptycznie i od razu negatywnie podchodził do nowego pracownika, którego zatrudnił Joshua. Ufał mu, niesamowicie go podziwiał i wiedział, że mężczyzna nie zatrudniłby byle kogo – ale w jakiś sposób nadepnął mu na odcisk i zirytował, nadszarpując jego ego. Starał się jednak nie okazywać przesadnie swych emocji; nowy pracownik nie mógł mieć o niczym pojęcia i niczym nie zawinił, a więc Brian jeszcze raz upomniał się w myślach, by nie traktować go z góry, kiedy odwracał głowę w stronę trzaskających drzwi.
Zmarszczył brwi, wysilając pamięć. Chyba się nie mylił – Joshua najwyraźniej zatrudnił brata jego eks. Od felernego rozstania minęły jakieś trzy-cztery lata i od tamtej pory oczywiście, że go nie widział, ale dość prędko połączył fakty.
Westchnął ze zmęczeniem. Daniel skończył prezentację, a Brian zadał mu kilka pytań, mających pomóc mu uporządkować fakty. Po prawdzie jednak, miał niesamowity problem ze skupieniem się na słowach kolegi, cały czas zaniepokojony perspektywą napiętych kontaktów. Dlatego też wysłuchał Dana i na tablecie, który trzymał w ręku, śledził wzrokiem kolejne checklisty w Asanie. Wyglądało na to, że każdy miał co robić, tylko…
— Valye? — rzucił, podchodząc dwa kroki w stronę biurka, przy którym garbił się mężczyzna. — Cześć. Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć — przywitał się krótko, choć nie grubiańsko. — Wygląda na to, że Joshua sprowadził cię do mojego zespołu… a Emilio zaangażował cię w pracę z grafikami nad naszym ostatnim projektem. Tak czy inaczej, chciałbym z tobą porozmawiać. Przekazałeś już brief grafikom, tak? — upewnił się, widząc odhaczone zadanie z to-do list mężczyzny. — Jeśli możesz, chciałbym z tobą przejść przez twoje portfolio i zobaczyć, czym zajmowałeś się do tej pory. Za kwadrans, w konferencyjnej? — Brian wskazał na pomieszczenie po drugiej stronie pomieszczenia.


Valye - 2018-12-01, 16:33

No i co teraz? Może powinien po prostu wyjść? Wstać, olać wszystko i wszystkich i już tutaj nigdy nie wracać? Nie, cholera. Potrzebował tej pracy, potrzebował tych pieniędzy.
Albo udawać, że go nie zna? Że nigdy ich drogi się nie skrzyżowały, że wcale ten drań nie pukał jego siostry... na samo wspomnienie wolna dłoń zacisnęła się mimowolnie w pięść, a zęby zazgrzytały ostrzegawczo. Czy naprawdę ze wszystkich ludzi na świecie musiało trafić właśnie na niego? Czy to miasto jest już tak małe? Jak to jest w ogóle możliwe, że przez ten cały tydzień, który tu jest, ani razu nie przewinęło się w żadnej rozmowie nazwisko tego bydlaka?
Brian. Brian, ty dupku. Oj tak, tego imienia z pewnością nie zapomni.
Co prawda zdążył już puścić w niepamięć nieudany związek jego siostry z… nim, ale wystarczyła mu tylko jego twarz, przebłysk profilu, żeby obraz jego rozsypanej, skrzywdzonej przez niego siostry od razu stanął mu przed oczami. O nie, nie ma mowy, że mu to wybaczy. Chyba dopiero wtedy, kiedy zamarznie piekło.
Widząc kątem oka zbliżającą się w jego kierunku sylwetkę, Valye zaklął cicho w myślach i upomniał sam siebie, że ich rozmowa ma być czysto zawodowa. Bez wracania do przeszłości. Bez rzucania w tego dupka najgorszymi epitetami i najsoczystszymi inwektywami, jakie tylko znał.
– Brian. – skinął grzecznie głową na powitanie z neutralną miną i wyprostował się nie chcąc sprawiać wrażenia naburmuszonego Quasimodo. – Uprzedzono mnie, że szef zespołu jest chwilowo nieobecny, ale też nie spodziewałem się, że będziesz to ty. – bo gdybym o tym wiedział, to spieprzyłbym stąd od razu przy rekrutacji.
I ta jego twarz… taka niewzruszona, obojętna, taka wkurwiająca. Co, zapomniał już o tym wszystkim, co zrobił jego siostrze? Czy gdyby teraz zobaczył Evelyn, też by udawał, że nic się nie stało?
Val, jesteś w pracy.
– Ok, za kwadrans. – powtórzył dając mu znać, że zrozumiał, jednocześnie zerkając na wskazane pomieszczenie i gdy ta krótka wymiana zdań dobiegła końca, wrócił do trzymanych przez siebie dokumentów.
Może dla Briana to tylko stare dzieje, może ma to gdzieś i w żaden sposób nie będzie tego wywlekać tutaj w pracy? A jeśli nie? Będzie chciał się teraz na nim zemścić i zaraz go wywali? Bo przecież gdyby nie Val, ich związek prawdopodobnie trwałby do dnia dzisiejszego. Nawet nie zamierzał zaprzeczać, że to przez niego się rozstali. W końcu to on udowodnił swojej siostrze z jakim dupkiem się związała.
Z mentalnym, ciężkim westchnieniem sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął z niej kopię swojego CV i grube, konkretne portfolio. Mimo młodego wieku Val mógł pochwalić się sporą dawką doświadczenia i udanych, puszczonych w świat projektów. Dodatkowo zakres jego zainteresowań i nabytych umiejętności mocno wychodził poza wąską, typową grafikę. Nawet nie pamiętał ile spod jego ręki wyszło przeróżnych plakatów, ulotek czy ilustracji. Miał nawet na koncie dwie okładki do książek, które sprzedały się jak ciepłe bułeczki w naprawdę dużym nakładzie. Cóż, jednak opłacało się olać studia i uczepić się małej agencji reklamowej, która na jego szczęście rozrosła się w porządną, szanowaną firmę. I mógł tam w niej siedzieć. Sam właściwie nie wiedział na co było mu to poszukiwanie wrażeń i zmienianie pracy. I jeszcze to nieszczęsne wydawnictwo, do którego potem trafił. Oczywiście, nabył tam doświadczenia, zajął się typografią, składem, był nawet odpowiedzialny za małą grupkę osób zajmujących się wizerunkiem firmy. Ale alkoholowe skłonności i brak ręki do hazardu głównego redaktora nie pomogły w utrzymaniu wydawnictwa na rynku.
Czy Brian miałby większy powód żeby zwalniać go z powodu pracy? Z jego nieprzydatności i braku umiejętności? Sam nie był pewien. Zawsze mógłby coś sfabrykować, oskarżyć go o coś i wywalić dyscyplinarnie. Ale czy byłby w stanie to zrobić? Cholera go wie.
Po kilkunastu minutach odepchnął się od biurka i ruszył w stronę pomieszczenia konferencyjnego. Ku jego uldze było ono jeszcze całkowicie puste. Usiadł z brzegu przy masywnym stole kładąc przed sobą przyniesione portfolio z CV. Chcąc jakoś zabić czas, otworzył album i zaczął leniwie przeglądać swoje prace, opisy projektów i małych, graficznych przedsięwzięć, w których brał udział.
Kiedy jego uwagę przykuły otwierające się drzwi, odgarnął niesforne kosmyki z czoła, po czym zamknął swoją broszurę chwały i wraz z życiorysem przesunął ją po stole w kierunku Briana.
– Tu mam najważniejsze projekty. Jeśli chcesz mogę na jutro przynieść ci wszystko, łącznie z najstarszymi ulotkami. – zaczął najbardziej neutralnie jak tylko się dało, nieco nieświadomie unikając patrzenia mu prosto w oczy.


effsie - 2018-12-01, 23:53

Brian zaproponował, by spotkali się za kwadrans, chcąc dać Valye’owi chociaż chwilę na przygotowanie – wyraźnie jednak brat jego eks tego nie potrzebował, bo przez przeszklone ściany salki konferencyjnej, Dawson zobaczył mężczyznę siedzącego w wyznaczonym miejscu przed czasem; chwycił więc swój notatnik oraz iPada i wyszedł z ich co-workingu. Cała przestrzeń, skoro o niej już mowa, urządzona była w miarę przyzwoicie; na tyle, na ile dało się zaadaptować chłodne, biurowe wnętrze. Każdy z pracowników (a poza Brianem i Valem było ich czterech) miał własne biurko; sześć stołów ustawiono po dwa obok siebie, zachowując stosowne odstępy, w kształt litery „u”. Za każdym z pracowników znajdowała się ściana – dzięki temu mogli uniknąć dyskomfortu powodowanego wrażeniem, że ktoś podgląda, co robili. pośrodku zaś znajdował się większy, wspólny stół, przy którym zazwyczaj zbierali się, by coś wspólnie ustalić i zbainstormować, czasami też zjeść tu lunch, gdy pochłonęła ich praca.
Brian zajmował biurko stojące pośrodku, z współpracownikami po swojej prawej i lewej stronie; do tej pory zaanektował sobie również drugie, rozkładając tam swoje klamoty. Najwyraźniej, jak zdążył się zorientować, Emilio wskazał je Valowi (co było całkiem logiczne, przecież nie będzie siedział na ziemi, jednak Brian miał w związku z tym już mieszane uczucia).
Dalej znajdowało się coś, co wszyscy wspólnie określali jako strefę chilloutu; liczne pufo-poduszki, rozwalone na ziemi, pozwalały na chwilę odpoczynku. Po prawdzie jednak, często pracownicy rozwalali się w tamtym miejscu, by pracować z wygodniejszej im pozycji.
Salka konferencyjna była wspólna, dzielona z innymi oddziałami wydawnictwa, a atmosfera w niej od razu, instynktownie, była jakby poważniejsza i bardziej spięta. Brian wszedł do środka i nim zdążył się odezwać, Val przesunął przyniesione dokumenty w jego stronę.
— To nie będzie potrzebne — odrzekł od razu, nieco zaskoczony propozycją. Val może i został już zatrudniony, ale skąd ta nagła szczerość? Brian doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pierwsze projekty zawsze – z perspektywy czasu – były gorsze i nikt nie chciał się nimi chwalić, więc tym bardziej nie rozumiał motywacji Langley’a. — To nie rozmowa kwalifikacyjna, zostałeś już zatrudniony. Chcę wiedzieć, z kim będę pracować — wyjaśnił, patrząc na mężczyznę i, nieco opieszale, sięgnął po podsunięte mu dokumenty. Ledwo co rzucił okiem na CV, skupiając się na portfolio; przerzucił pierwszą stronę i przeskanował wzrokiem spis treści. — Ilustracje, okładki, plakaty, identyfikacje wizualne… sporo identyfikacji — zauważył i wziął album w dwie ręce, kartkując go. Od razu było wiadome, że nie przyglądał się szczególnie żadnemu z projektów, może jedynie zwracał uwagę na estetykę ich przedstawienia. Położył plik na stole i podniósł wzrok na siedzącego naprzeciw niego mężczyznę. — Opowiedz mi o trzech, przy których najlepiej ci się pracowało. Nie muszą być najlepsze. Załóżmy, że nie obchodzi mnie efekt końcowy.


Valye - 2018-12-02, 01:52

Przez krótką chwilę patrzył na Briana w napięciu, jakby czekał na coś jeszcze, na coś, co zupełnie nie miało nic wspólnego z pracą. Zreflektował się jednak po kilku sekundach i poprawił się na krześle, szybko zastanawiając się, o których projektach miałby opowiedzieć.
Zostawił album odwrócony do siebie do góry nogami dla wygody swojego nowego pracodawcy, po czym pochylił się lekko nad stołem i przerzucił kilka stron.
– Więc... ten. – zaczął i wskazał palcem odpowiedni projekt, o którym zamierzał mówić. – Pakiet materiałów konferencyjnych: plakat, broszury, programy, identyfikatory... – wymienił szybko zerkając przelotnie na twarz swojego rozmówcy i zaraz wrócił wzrokiem do omawianego projektu stwierdzając, że patrzenie na niego nie jest najrozsądniejszym pomysłem w tym momencie. – Z losowych przyczyn już na samym starcie zostałem sam, musiałem zająć się wszystkim, zgromadzić materiały, opracować teksty, zaprojektować, dogadać się z drukarnią... to dość stary projekt. – przerwał na moment wzruszając lekko ramionami. – Nie miałem wtedy zbyt dużo doświadczenia, ale przez to, że musiałem zająć się sam nie tylko stricte graficzną stroną, to dużo się dowiedziałem na własną rękę o technicznej stronie takich projektów, o ich zapleczu, niewidocznych rzeczach. – dokończył zdanie ściszając nieco głos, nie będąc do końca pewnym, czy takie ogólnikowe przedstawienie wystarczało Brianowi.
Zanim niepewność zdążyła go zjeść, skupił się ponownie na swoim portfolio i przerzucił parę stron do przodu, zatrzymując się na futurystycznym plakacie utrzymanym w całości w skali szarości, oprócz tytułowego napisu, który wyróżniał się wściekłym, różowym kolorem.
– To jeszcze z agencji reklamowej... zleceniodawca był jednym z najbardziej wymagających ludzi jakich spotkałem. –na samo wspomnienie podstarzałego mężczyzny, który przez miesiąc nie dawał mu spać po nocach, kącik ust Vala uniósł się odrobinę. – Bardzo dużo poprawek, ciągłe zmienianie konceptu, formatu... może nie należał ten projekt do najłatwiejszych, ale klient miał konkretną wizję w głowie, którą w końcu udało mi się zrealizować tak, żeby był w pełni zadowolony. – nie robiąc zbyt długiej przerwy przerzucił w albumie pare stron dalej na serię geometrycznych, kolorowych ilustracji do dziecięcych książek. – Tutaj pracowałem w kilkuosobowej grupie, mieliśmy całkowicie wolną rękę. Każdy z nas musiał stworzyć parę ilustracji, które będą pasować do całości. Miła atmosfera, dużo pomysłów, zgrana grupa. – podsumował odchylając się do tyłu, żeby nie wisieć ciągle nad stołem, jednocześnie zastanawiając się co mógłby dodać do swojej odpowiedzi na pytanie o projekty, przy których najlepiej mu się pracowało.
Brian sam zaznaczył, że nie chodziło mu o efekt końcowy, więc Val wywnioskował, że chodziło mu bardziej o to, w jaki sposób radzi sobie z samotną pracą, albo wręcz przeciwnie, w grupie, dlatego postanowił opowiedzieć mu po krótce właśnie o tych trzech, nieco skrajnych przypadkach. Sam nie czuł nigdy, że miałby jakiś problem z pracowaniem z innymi ludźmi, nie był konfliktowy, a przynajmniej nie w pracy... Z samotnymi projektami też nie miał problemu, wręcz wkładał w nie o wiele więcej pracy wiedząc, że tylko on jest odpowiedzialny za ostateczny efekt.
Mimo szklanych ścian, przez które byli dobrze widoczni, Val czuł się w tym pomieszczeniu w pewien niewyjaśniony sposób zagrożony. Zdawał sobie sprawę, że takie nieporuszanie tematu ich wcześniejszej relacji może spowodować bardzo dużo napięcia między nimi, co niechybnie przełoży się na jego efekty pracy. A to może wiązać się z wywaleniem go z roboty.
Już miał na końcu języka ciche pytanie, które miałoby rozrzedzić atmosferę i rozwiać jego wątpliwości. Otworzył już nawet usta, ale w ostatnim momencie zrezygnował i tylko wtopił się odrobinę plecami w oparcie krzesła.
W co ja się dałem sam wrobić...


effsie - 2018-12-02, 17:56

Brian słuchając Valye’a na twarzy utrzymywał wyraz uprzejmego zainteresowania, choć w środku sam powoli wzdychał z irytacją. Poprosił właśnie faceta o to, by ten opowiedział mu o trzech projektach, przy których najlepiej mu się pracowało, a ten zasadził mu kilka suchych faktów, o tym z kim nad nimi pracował i jakie były warunki czy wymagania. Miał nadzieję usłyszeć cokolwiek o procesie projektowym, o idei stojącej za którymkolwiek z projektów, które tak zafascynowały młodego grafika, a jakiejkolwiek filozofii jego projektowania, a zamiast tego dostał coś, co przy odrobinie chęci może i sam mógłby wyczytać z jego portfolio. Dawson w duchu wywracał oczami, zastanawiając się, skąd Joshua wyrwał tego kolesia i dlaczego sądził, że ten będzie idealny.
Z drugiej strony…
Milczał cały czas, utkwiwszy wzrok w ostatnim projekcie, ilustracjach do książki. Istniała szansa, że facet był zdenerwowany i nie do końca załapał, o co chodziło Brianowi, bo przecież wiedział, że ten nie podchodził do projektowania tak beztrosko.
Początkowo miał zamiar nie poruszać tego wątku, ale podniósł wzrok na Valye’a i zaczął:
— Na przyjęcie zaręczynowe robiłeś cały projekt sali; od doboru koloru, poprzez winiety, bieżnik, dekoracje… Evelyn nie mogła wtedy przestać mówić o tym, jak bardzo głęboko to przemyślałeś; zaczynając od kolorów, które miały być, z tego co pamiętam, nawiązaniem do barw narodowych Walii, gdzie się poznaliśmy, potem przez te wszystkie pierdoły, zaczynając od symboliki kwiatów i tak dalej. To mam na myśli — zaznaczył i sięgnął po otwarte portfolio. Wskazał na stronę, gdzie znajdowała się jedna z kilku ilustracji sporządzonych przez grafika do książki. — Ta ilustracja jest w porządku, ale, bez obrazy, to żadne osiągnięcie. Nie pytam o efekt końcowy, a o to, jak, nie wiem, przebiegało kreowanie świata, skąd taki pastelowy wybór kolorów, skoro w książkach dla dzieci zwyczajnie widać żywe kolory, jaka jest symbolika za tymi niecodziennymi kształtami, które zdecydowałeś się nadać bohaterom… o to mi chodzi.
Podniósł wzrok na swojego rozmówcę, jakby w oczekiwaniu, że ten całkowicie zignoruje jego nawiązanie do przyjęcia zaręczynowego Briana i siostry Valye’a i od razu przejdzie do opowieści dotyczącej projektów, nad którymi pracował. Brian zresztą sprawiał wrażenie, jakby całkowicie ignorował jakiekolwiek zdarzenia z przeszłości, a jedynie wspomniał o nich dla dobrania dobrego przykładu w ich rozmowie.
Może rzeczywiście niespecjalnie go to obchodziło – a może tylko usilnie starał się sprawić takie wrażenie.


Valye - 2018-12-02, 20:25

Gdy tylko usłyszał magiczne hasło „przyjęcie zaręczynowe”, zgorszony podniósł wzrok na Briana, jakby ten właśnie pomachał przed jego oczami czerwoną płachtą. Jak on w ogóle śmiał użyć jej imienia? Wstrzymał na moment powietrze w płucach przyglądając mu się z mało przyjazną miną, mając zamiar dać upust swoim emocjom i powiedzieć na głos swojemu świeżo upieczonemu szefowi, co w głębi serca naprawdę o nim myśli, ale po kilku sekundach opuścił ze zrezygnowaniem wzrok. Fuck.
Siedząc tutaj sam na sam z tym człowiekiem czuł się, jakby siedział właśnie zamknięty w ciasnym pomieszczeniu na przesłuchaniu w sprawie morderstwa i próbował udowodnić, że ten zakrwawiony nóż w jego samochodzie to wcale nie narzędzie zbrodni. Dopiero co dowiedział się, że został właśnie podwładnym byłego narzeczonego swojej siostry. Dodatkowo, zresztą jak zawsze, czuł przy nim dziwny dyskomfort, miał wrażenie, że Brian jest nieszczery, że coś zataja… że za jego słowami kryją się lewe intencje. I sam nie wiedział jak wielki wkład w te odczucia miało patrzenie przez pryzmat przeszłych wydarzeń, a ile fakt, że z każdym swoim nietrafionym słowem zaczynał obawiać się o szybką utratę pracy.
– Chciałem odejść od disneyowskich modeli przeidealizowanych postaci, od karykaturalnie podkoloryzowanych, z pięknymi i szczęśliwymi zakończeniami bajek. To by nie pasowało do treści. – zaczął spokojnie, wyciszając swoje emocje, po czym zjechał spojrzeniem na otwartą stronę w albumie i w niej utkwił swój wzrok. – Historia opowiadała o dziewczynce z chorobą genetyczną, o tym jak różni się jej życie od innych dzieci, z czym musi się zmagać. Te dziwne kształty… – pochylił się nad stołem i wskazał palcem odpowiednie miejsce w ilustracji. – Krzywe motyle są tak naprawdę uszkodzonymi chromosomami, płot zrobiony z chromatyd, parasol wygląda jak faza mitozy… Kiedy dzieci słyszą takie słowa, w dodatku kiedy idą one w parze z czymś tak ponurym jak choroba, najzwyczajniej w świecie boją się ich, odrzuca je to. Każde dziecko ogląda obrazki. Chciałem w jakiś sposób uczynić te słowa choć odrobinę przyjaźniejszymi. – nie mogąc się powstrzymać, zerknął przelotnie na Briana i odchylił się do tyłu. – Dobór kolorów? Chciałem żeby pasowały do historii, która jest spokojna, wyciszająca… trochę bolesna.
Tak samo bolesna jak sposób, w jaki potraktowałeś Evelyn.


effsie - 2018-12-02, 23:35

Brianowi wydawało się, że dojrzał jakiś błysk w oczach Valye’a, coś dzikiego i całkowicie przedziwnego w tej chwili, ale to wszystko zniknęło nim zdążył się w ogóle nad tym porządnie zastanowić i tylko zamrugał w osłupieniu. Czy to w ogóle możliwe, by ten facet, po tych czterech latach, wciąż chował jakąś urazę? Dawson doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że czas pozwala sobie ułożyć pewne rzeczy i w żadnym wypadku nie spodziewałby się, że teraz nie miałoby być podobnie.
Dużo bardziej zainteresowany, niż przed chwilą, wbił wzrok w ilustrację, zerkając to na nią, to na swojego rozmówcę, chcąc utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Ta krótka opowieść dała mu jakąś nadzieję na to, że nie wszystko stracone i możliwe, że jego nowy pracownik nie był jedynie wykonawcą konkretnych zleceń czy usług.
Dla takich ludzi na pewno nie było tu miejsca.
Sam był wytrącony nieco ze swojej strefy komfortu – w żadnym wypadku nie spodziewał się, pierwszego dnia po miesięcznej absencji, wrócić do pracy i dowiedzieć się o jakichś zmianach kadrowych. Szczególnie, że nowym nabytkiem w wydawnictwie był nikt inny, jak młodszy brat jego byłej narzeczonej, która z pewnych (dość chyba oczywistych) względów nie doczekała się tytułu żony. Valye, z tego, co wiedział Brian, był tym, który przekazał dobrą nowinę Evelyn, skutecznie go z tego wyręczając; za to akurat nie był szczególnie wdzięczny. Prywatnie uważał, że bez tego – jak wtedy go nazywał – młokosa sprawy potoczyłyby się znacznie lepiej; a teraz ten już-nie-młokos siedział przed nim, możliwe, że wciąż chowając jakąś urazę, i lakonicznie, zwięźle odpowiadał mu na zadane pytania.
Brian milczał przez chwilę, odzywając się dopiero po upływie kilku – zapewnie mało komfortowych, wszak atmosferę można było kroić nożem – sekund.
— Spędziłeś tutaj tydzień, tak? — spytał, choć nie wydawało się, że potrzebował jakiejkolwiek odpowiedzi. — Nie jestem całkowicie pewny, jak wyglądała praca, gdy był tutaj Emilio, ale zazwyczaj w wydawnictwie mówią o nas ci od pierdolenia. Kiedyś zastanawialiśmy się dlaczego i wydaje się nam, wszystkim, że chodzi o to, że poświęcamy wiele uwagi dyskusjom nad ideami, które większość normalnych ludzi ma gdzieś. Żeby to działało, znaczy, żebyśmy mogli ze sobą pracować na warunkach, które nam odpowiadają, ważne jest to, by każdy z nas czuł się tu komfortowo — powiedział, przechylając nieznacznie głowę. Trudno powiedzieć, czy był tylko głupi i naiwny, czy już bezczelny, granica była bowiem bardzo cienka. Zamilkł na chwilę i drgnął mu nieznacznie kącik ust, gdy kontynuował: — Jest jakaś dziedzina, tematyka, która cię jakoś szczególnie interesuje, coś, z czym lubisz pracować?


Valye - 2018-12-03, 00:24

Ci od pierdolenia? No, ty w przeszłości pierdoliłeś (się) dość sporo.
Słysząc tę całą gadkę o czuciu się komfortowo w zespole, prychnął w myślach, raz jeszcze dziękując losowi za to przecudownie ironiczne poczucie humoru.
– Nie zamierzam sprawiać ci problemów. – nie wytrzymał i wciął się cicho komentując słowa Briana, zanim ten zdążył zadać kolejne pytanie.
I rzeczywiście taki miał zamiar – codziennie powtarzać sobie z rana, że jeśli go nie wywali, to po prostu najzwyczajniej w świecie postara się przyzwyczaić, zapomnieć na te kilka godzin dziennie o tym, co zrobił jego siostrze i oddzielić ich przeszłość od stosunków zawodowych.
– Ogólnikowo cała grafika użytkowa… – zaczął nieco obniżonym głosem i zawiesił się na moment wpatrzony w swoje portfolio, sprawiając wrażenie, jakby się właśnie resetował. – Typografia, surowa geometria, lubię też pracować z fotografiami.
Gdyby miał się zastanowić raz jeszcze, dlaczego właściwie tak zależało mu na pracy w tym miejscu, to z wielką dawką szczerości mógłby bez wahania odpowiedzieć, że ze względu na książki. Spodobała mu się praca w poprzednim wydawnictwie. Zajarało go projektowanie okładek, które są tak ważnym elementem w dzisiejszych czasach, gdzie każdy może w pierwszej lepszej księgarni wybierać spośród tysięcy książek. Rany, Val, starzejesz się czy co?
– Może to zabrzmi dziwacznie z moich ust, ale… lubię dobre okładki. – wzruszył obojętnie ramionami i podniósł wzrok na siedzącego naprzeciwko Briana. – Czasami to śmieszne jak bardzo dużo zależy od wyglądu książki. Sprzeda się, nie sprzeda? Mówią, że przyciągająca wzrok okładka to połowa sukcesu. Sam jestem wzrokowcem, nawet kupując mleko wybieram to „ładniejsze”.


effsie - 2018-12-03, 09:04

Brian ponownie zamilkł – Valye na pewno mógł już zauważyć, że mężczyzna robił to dość często, pozwalając zapaść bezpardonowej ciszy. Może w tym czasie rzeczywiście nad czymś myślał, zastanawiał się, ale istniał też cień prawdopodobieństwa, że po prostu lubił w ten sposób wpędzać swoich rozmówców w dyskomfort.
Czy robiłby to specjalnie? Trudno powiedzieć.
Tym razem jednak zebrał włosy palcami i związał je z tyłu głowy w niewielki koczek, a później kiwnął głową, jakby chciał po czasie potwierdzić, że przyjął słowa chłopaka do wiadomości. Wskazał na portfolio i przesunął je po stole w swoją stronę.
— Wezmę je i przejrzę sobie na spokojnie, oddam ci pod koniec dnia, w porządku? — spytał dość retorycznie, poczekał jednak na kiwnięcie głową lub jakąkolwiek inną formę potwierdzenia, nim zgarnął album całkowicie na jedną część stołu. Następnie przygryzł lekko wargę, jakby automatycznie, bezmyślnie, w prostym odruchu nim zaczynał cokolwiek mówić. — W tym dziale nie zajmujemy się projektowaniem okładek do książek, to robota grafików lub zespołu Emilio, którego już miałeś okazję poznać. Jeśli po miesiącu okresu próbnego, sprawdzałem w twoich dokumentach, cały trwa trzy miesiące, ale jeśli po miesiącu tutaj uznamy, że nic z tego nie wychodzi, to kolejne dwa spędzisz pewnie w którymś z tych zespołów — zapowiedział, zapewne nie zdając sobie sprawy z tego, że takie rozwiązanie byłoby dla mężczyzny rozwiązaniem wszelkich problemów. Brian chyba w ogóle nie dostrzegał dyskomfortu swojego rozmówcy lub brał go za zwyczajny stres powodowany poznaniem swojego przełożonego, tutaj wzmocniony przez pewne przeszłe zdarzenia. — Do tej pory w naszym zespole nie było żadnego grafika… i grafików chyba nie do końca potrzebujemy, ale od przyszłego tygodnia będziemy zajmować się równolegle dwoma nowymi projektami, nad których zdobyciem pracowaliśmy z całym zespołem przez ostatnie pół roku. I domyślam się, że ze względu na nie, Joshua uznał, że przyda się nam ktoś o twoim doświadczeniu i specjalizacji… — powiedział powoli, zerkając jeszcze przelotnie na portfolio Valye’a, — Pierwszy zakłada w przeciągu kolejnych pięciu lat wprowadzenie do Luny formatu, który – jeśli dobrze przemyślany i zaprojektowany – mógłby ułatwić i usprawnić produkcje książek w przyszłości. Pomysł zakłada wprowadzenie do wydawnictwa takiego systemu pracy z przyszłymi autorami, by jak najszybciej móc wprowadzić książki na rynek. Będziemy musieli ustalić profil przyszłych autorów, nad którym zaczniemy pracować, bazując na przeprowadzonych przez nas prognozach, a przez to wypracowanie takiego szablonu książki, który sprawiłby, że później wystarczyłoby korzystać z jednej przyjętej identyfikacji, by wprowadzić zunifikowaną linię publikacji. Wiele wydawnictw już z tego korzysta, chociażby niemieckie DOM Publishers; nie będziemy się oczywiście na tym wzorować bezpośrednio, a postaramy się opracować całkowicie niezależny system właściwy dla naszych odbiorców. W naszym zespole każdy specjalizuje się w innej kwestii, twoim zdaniem w tym przypadku byłaby praca nad opracowaniem uniwersalnego szablonu, z którym potem mieliby pracować graficy odpowiedzialni za produkcję każdej książki. W dużym uproszczeniu, można przyjąć, że chodzi o stworzenie identyfikacji graficznej linii książek, z której potem Luna miałaby korzystać przez dziesiątki lat. Bardzo możliwe, że proces projektowy potoczy się w ten sposób, że będziemy musieli wypracować kilka różnych identyfikacji, zależnych od profilu linii. Drugi projekt — Brian tym razem nie zrobił żadnej pauzy, zaczynając od razu kolejny temat — będzie dotyczył konkretnego tematu. W wielkim skrócie, idea projektu bazuje na skróconym attention spam dzisiejszego czytelnika i pomyśle odświeżenia idei zbiorów opowiadań, które dziś traktowane są jako zwyczajne książki i przez to tracą na odbiorze czytelnika. Będziemy tworzyli kampanię promującą ideę wydawania zbiorów opowiadań bądź serialów literackich, do której niewątpliwie będziemy potrzebowali art directora. Oba projekty są rozpisane na kolejny rok i będziemy się nimi zajmowali równolegle, ale jeśli przez najbliższy miesiąc uznamy, że to nie działa — wykonał dłonią dość chaotyczny ruch, wskazując to na siebie, to na Vala — to już ustaliłem z Joshuą, dokończysz okres próbny w innym zespole. To ci odpowiada?


Valye - 2018-12-03, 11:53

Z dystansem przyglądał się Brianowi, kiedy ten postanowił zabawić się we fryzjera. Cisza. Znowu. Czy on to robił specjalnie? Przedłużał to krępujące spotkanie, bo mu się nudziło, czy może w ten sposób chciał zaznaczyć kto tu rządzi i dać odczuć Valowi, że jego chwile są tu policzone?
– W porządku. – skinął głową i wodząc wzrokiem to od stołu, to do twarzy swojego szefa, słuchał go cierpliwie, nie zamierzając mu przerywać.
Oczywiście wiedział, że nie miał się zajmować tutaj stricte projektowaniem. W końcu nie na takie stanowisko aplikował, a Joshua przy rozmowie kwalifikacyjnej zdążył już mu to wszystko wytłumaczyć, poinformować o projektach i o tym, czego prawdopodobnie będzie od niego jego przełożony oczekiwać.
Czekaj, co? Inny zespół? No tak… no jasne. Przecież to takie oczywiste. Ah, cholera, to by było takie wygodne. Więc Brian już od samego początku jak tu tylko wszedł, miał zamiar go stąd eksmitować najszybciej jak się da? Val sam nie wiedział czy ma skakać z radości pod sufit, czy raczej zaszyć się w łóżku z porażką. Miał niesamowicie mieszane uczucia, bo z jednej strony jego problem z osobą Briana zniknąłby jak na zawołanie, a z drugiej… ta praca, to stanowisko. Przecież tak się cieszył, kiedy dostał tę pracę, jaką ekscytację czuł, kiedy Joshua opowiadał mu o planowanych projektach. Dla niego to była szansa, żeby wspiąć się ten pożądany szczebel wyżej, wyjść poza pozycję typowego grafika i zająć się czymś nowym.
I miał się teraz z tym pożegnać? Ciekawe czy Brian spisał go już na straty, czy może naprawdę zamierzał dać mu szansę na wykazanie się. W co szczerze wątpił na tę chwilę.
Kiedy jego rozmówca skończył, Val podniósł na niego wzrok i przez przeciągający się moment patrzył mu prosto w oczy. Tym razem bez furii i bez niemego ciskania w niego bluzgami. Spoglądał na niego spokojnie, nawet trochę ciepło. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że może ma jakieś zaburzenia osobowości i właśnie stał się inną osobą, ale mimo opanowania w jego spojrzeniu, wyraźnie można było w nim dostrzec nieme wyzwanie, zapał i gotowość do działania.
Już ja ci skurwysynu pokażę transfer do innego zespołu… O nie, nie zamierzał tak łatwo dać się stąd wywalić.
– Odpowiada. – uśmiechnął się lekko i poprawił na krześle zerkając na krótki moment na przeszkloną ściankę. – Emilio nie był w stanie powiedzieć mi wcześniej kiedy wrócisz, więc zaplanował mi trochę pracy do przodu, z zastrzeżeniem, że w każdej chwili masz prawo zmienić moje plany i zlecić coś innego. Dokończyć to nad czym pracowałem, czy masz dla mnie inne zadanie?


effsie - 2018-12-03, 12:34

Brian podświadomie dojrzał, czy właściwie bardziej wyczuł jakąś zmianę w prezencji swojego rozmówcy, w tym, jaką przyjął postawę, ale nie potrafił określić, na czym ona polegała. Jak na kogoś, kto zajmował się zawodowo menadżerowaniem projektem i koordynacją ludzi, albo posiadał bardzo niskie zdolności interpretacji i zauważania ludzkich emocji, albo skutecznie to ignorował. Tym razem nie mógł nie odnieść wrażenia, że Valye wykazał jakiś rodzaj uprzejmego zainteresowania projektami, o których mu opowiadał i może rzeczywiście był zapalony do pracy. Zresztą, Brian nie widziałby w tym nic dziwnego – najbliższy rok zapowiadał się równie intensywnie, co fascynująco i sam niemal przebierał nogami jak pierwszy lepszy stażysta na myśl o podjęciu pracy polegającej na czymś innym, niż podawanie kawy.
Przysunął portfolio do siebie i zamknął je, zerkając przelotnie na okładkę – gustowna. Cały album był właściwie naprawdę nieźle przygotowany, przynajmniej na pierwszy rzut oka; na czerpanym papierze, kwadratowego formatu, tak różny od tych wszystkich jednakowych A–czwórek, które Brian oglądał naprawdę wiele razy.
— Nie, jeszcze nie teraz, muszę sam wdrożyć się w atmosferę tutaj i ogarnąć, co i jak — odpowiedział na pytanie po tym, jak pokręcił nieznacznie przecząco głową. — Z tego, co widzę… — Brian przesunął na środek tablet i zaraz uruchomił program pomagający w organizacji pracy zespołu — pilnujesz teraz grafików, by dokończyli wszystko na Walentynki według opracowanej kampanii, tak? I — nie odrywał wzroku od tabletu — miałeś przygotować na dzisiaj concept arty do zwiastuna akcji — powiedział, a w jego głosie pobrzmiewało coś, co przy odrobinie dobrych chęci można byłoby wziąć za uznanie. — Powiedziałbym raczej, że przejdziemy przez nie wszystkie całym zespołem, jak zrobię update tego, na czym stoimy w każdym z elementów, a potem dokończysz zadania, które przydzielił ci Emilio. Kiedy przepchniemy dalej cały plan tego zwiastuna i zostanie ci tylko do dokończenia parę rzeczy, zaczniemy powoli startować z tym szablonem. Powinno nam się udać domknąć wszystko do końca tego tygodnia — zapowiedział. — Z tymi Walentynkami wszystko jest jasne? Pojawiły się jakieś nieprzewidziane przez Emilio problemy? W ogóle, masz jakieś pytania? Niekoniecznie do tego walentynkowego projektu, ogólnie — uściślił, podnosząc wzrok na swojego rozmówcę. Wydawał się w tym całkiem szczery, jak szef, któremu zależało na usprawnieniu pracy i wprowadzeniu ewentualnych poprawek; i raczej naprawdę tak było. Brian, choć nie mógł nie tworzyć planów pracy, bardzo łatwo je modyfikował, zależnie od komentarzy współpracowników, którzy przecież bezpośrednio zajmowali się tematem.


Valye - 2018-12-03, 14:35

Z nadal obecną w jego spojrzeniu werwą przyglądał się palcom Briana przesuwającym się po ekranie tabletu i jego oczom wodzącym za wyświetlanym tekstem. Czy on zawsze był takim korpo sztywniakiem? Może się zmienił, albo po prostu tak zachowuje się tylko w pracy? Chcąc nie chcąc Val musiał z nim często obcować w przeszłości, ale zawsze starał się zachowywać odpowiedni dystans, nigdy nie czuł potrzeby spoufalania się z nim nawet, kiedy prosiła go o to jego siostra, dla której przecież mógłby przenosić góry. Jednak mimo braku chęci do nawiązywania z nim szczególnie ciepłej relacji, Brian wydawał mu się o wiele przyjaźniejszą osobą niż teraz, kiedy siedział tutaj przed nim z oziębłym, profesjonalnym nastawieniem. Zresztą sam czuł ciągle do niego urazę, więc nie powinien oczekiwać od niego niczego więcej niż suche polecenia. Jego uśmiech i przyjazne nastawienie było ostatnim, czego Val w życiu potrzebował.
– Koncepty są już gotowe. – i były gotowe sporo przed czasem. W końcu nowa praca… trzeba się wysilić bardziej niż zwykle. – I chyba pytań nie mam, na ten moment wszystko jest jasne. – ponownie zawiesił się raz jeszcze na krótką chwilę, zerkając przez ściankę w kierunku swojego stanowiska. – A właściwie to… Nie miałem tutaj potrzebnych mi oprogramowań, dlatego Emilio zgodził się, żebym mógł korzystać ze swojego sprzętu, kiedy potrzebuję, ale wolę zapytać też o to ciebie, czy nie masz z tym problemu.
Może i nie było to pytanie, którego oczekiwałby od niego Brian, ale naprawdę wolał unikać sytuacji, w których byłby podejrzany o wykradanie danych, tajnych strategii, czy czegokolwiek ważnego. Nie takie rzeczy zdarzały się w agencji reklamowej, w której pracował wcześniej. Miał już Briana za szefa, nie potrzebował więcej nieprzyjemnych sytuacji.


effsie - 2018-12-03, 15:53

Brian w istocie był dość neutralny, by nie powiedzieć „oziębły”; darował sobie pokrzepiające uśmiechy i ewentualne formy miłego, wesołego zapewnienia nowego pracownika o tym, jak cudownie i kurwa cukierkowo będzie się im razem pracowało. Starał się nikogo z góry nie skreślać, ale szczerze mówiąc mocno w to wątpił – wciąż też (choć nigdy by się do tego nie przyznał) pozostawał nieco urażony tym, że ktoś śmiał zatrudnić nową osobę do jego teamu bez przedyskutowania z nim tego pomysłu. Joshua wybitnie nadepnął mu na odcisk i choć Brian zdawał sobie poniekąd sprawę z tego, jak mógł działać jego mózg i nie chciał, by Valye stał się jakimś jego workiem treningowym, nie potrafił zdobyć się na żadne uprzejmości.
Zwłaszcza że siedzący naprzeciw niego facet też nigdy nie był w stosunku do niego specjalnie ciepły.
Spojrzał z cieniem zaskoczenia na Vala, słysząc jego pytanie.
— Nie, nie mam. O ile finalny plik twojej pracy ma format, z którym można pracować na naszym oprogramowaniu, możesz to robić na czym chcesz — odparł, po raz pierwszy nieco luźniej. — Upewnij się tylko, że twój komputer jest podłączony do naszego wewnętrznego serwera i posiadasz dostęp do wszystkich bibliotek, na biurku masz numer do techników, więc ogarnij to z nimi. Swoją drogą, potrzebnych oprogramowań? Chodzi o to, że pracujesz na jakichś zamiennikach, czy nie mamy wykupionych licencji na coś, co jest ci niezbędne do pracy? — zapytał po chwili refleksji. Mogło tak być, zwłaszcza jeśli chodziło o ten zwiastun… przecież do tej pory wydawnictwo nie produkowało żadnych filmów, a do przygotowania wrażeniowego planu wydarzeń, Val mógł potrzebować specjalnego oprogramowania.
Brian zablokował tablet i ułożył go na portfolio, po czym podniósł wzrok na swojego rozmówcę. Jeśli nie miał pytań to nie mieli tu już o czym rozmawiać i tracić czasu (Brian potrzebował go, by wdrożyć się w tryb pracy), ale tak czy inaczej… nie mógł się powstrzymać i zanim się obejrzał, już pytał:
— Co słychać u Evelyn?


Valye - 2018-12-03, 16:49

– Ok. – kiwnął szybko głową kodując w głowie wszystkie rzeczy, o których powiedział Brian i o których lepiej nie zapominać w zaistniałej sytuacji. W odruchu zamyślenia podniósł dłoń do szyi i podrapał się po jej boku przypatrując się swojemu rozmówcy. – Potrzebowałem programu do animacji, którego tutaj nie ma, ale tak jak mówisz, skontaktuję się w tej sprawie z technikami. – widząc zbierającego się już Briana, opuścił rękę i sam zamierzał powoli już wstawać, ale kiedy usłyszał pytanie, które padło z ust jego przełożonego, skamieniał. Dosłownie. Przez kilka długich sekund patrzył mu prosto w oczy, jakby czekał aż jego szef odwoła swoje pytanie, zmieni jego formułę, albo po prostu wstanie i wyjdzie bez otrzymania odpowiedzi. – Dobrze, świetnie… – zaczął powoli i cicho z wyraźnie rosnącym zadowoleniem na twarzy. – Znakomicie. – dokończył z lekkim uśmiechem.
Czuł mały triumf, że to Brian był tym, który o nią zapytał i nawet wspomniał wcześniej o przyjęciu zaręczynowym. Pytał z czystej ciekawości, czy może żal mu dupę ściskał? Żałował, że przeleciał inną? Val musiał przyznać, że Brian przez całą ich rozmowę świetnie sobie poradził ze sprawieniem wrażenia, że kompletnie nie obchodzi go przeszłość i Evelyn, naprawdę dał się nabrać.
– Niedługo wychodzi za mąż. – dodał jakby od niechcenia, ale z uwagą przypatrując się swojemu rozmówcy.
Nie, Val, nie mogłeś podarować sobie tej informacji. Musiałeś mu docisnąć. Nie byłbyś sobą. Może z tym ślubem to nie było tak znowu „niedługo”, bo dopiero co Evelyn zaręczyła się z tym typem, który nie wiedzieć dlaczego, kojarzył mu się ze Shrekiem, ale o tym przecież Brian wiedzieć nie musiał.


effsie - 2018-12-03, 18:11

Brian nawet nie zdawał sobie sprawy z całego tego procesu myślowego, który zachodził w głowie jego rozmówcy; w życiu by nie pomyślał, że dorośli ludzie też prześcigaliby się w podobnie dziecinnych zachowaniach, jak zastanawianie się nad tym, kto powinien napisać pierwszy, czy o coś zapytać. Prawdę powiedziawszy, Dawson niekoniecznie przeżywał cały ten temat rozstania tak bardzo, jak Evelyn; no cóż, możliwe, że wynikało to z tego, że to jednak on, nie ona, był tą zdradliwą stroną, ale…
Właściwie to nie czuł się niczemu winny. Kochał Evelyn, kiedyś, tak, na pewno – przecież nie oświadczałby się jej w innym wypadku. Jednak… miłość, uważał, przychodziła i odchodziła, a kiedy spodobała się mu inna kobieta… Początkowo starał się temu opierać, pielęgnował swój związek z Evelyn, ale zauroczył się jak ostatni idiota i nie mógł się temu oprzeć. I rzeczywiście, zdradzał swoją narzeczoną – ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jej o tym powie, przecież nie ożeniłby się z kimś, kto nie byłby dla niego jedyna osobą na tej ziemi. Czekał tylko na lepszy moment, który nigdy nie nadszedł, a we wszystkim wyręczył go siedzący naprzeciw młodzieniec. Miał wtedy do niego żal, uważał, że Evelyn powinna dowiedzieć się tego od niego samego, a nie od swojego brata – ale zdarzyło się tak, jak się zdarzyło i nie było co płakać nad rozlanym mlekiem.
Z tamtą kobietą rozstał się jakieś osiem miesięcy później, ale miał w sobie na tyle taktu, by nie wracać – ani myślami, ani żadnymi decyzjami – do Evelyn. Nie dlatego, że nie pałał do niej żadnymi ciepłymi uczuciami, było wręcz przeciwnie, nigdy go w żaden sposób nie skrzywdziła, a przecież kiedyś zakochał się w pewnych jej cechach. Gdyby o niego chodziło, nie miałby nic przeciwko utrzymywaniu z nią kontaktu, ale zdawał sobie sprawę, że raczej nie o jego preferencje tu chodziło.
— O — zdziwił się na nowinę, podobnie jak Val, zaraz się uśmiechając. Miło było wiedzieć, że wszystko ułożyło się po jej myśli. — To super. Dobrze, że też uznała, że nie byłem najlepszym kandydatem na jej męża — dodał, kręcąc lekko głową i wskazał palcem na portfolio. — Znajdę tam twoją wizję całej otoczki ich wesela? — spytał, bo przecież skoro zdecydował się na pomoc w czymś tak prozaicznym jak ich dawne przyjęcie z okazji zaręczyn to tym bardziej nie powinien przepuścić takiej okazji.


Valye - 2018-12-03, 19:15

Uśmiech na twarzy Briana zadziałał na Valye’a, jak kubeł zimnej wody. O wiele lepiej czuły się widząc, choć odrobinę bólu, czy żalu w jego oczach na wieść o ślubie Evelyn. W założeniu Vala to on miał być jedynym, który uśmiechał się przy tym temacie. Owszem, dziecinne. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeżeli chodzi o kwestie związane z jego siostrą, to zachowywał się często bardzo irracjonalnie i impulsywnie. Nawet jeśli próbowałby się tego pozbyć, zmienić ten opiekuńczy nawyk, to obraz poturbowanej siostry przez zdradę Briana, skutecznie wybijał mu takie myśli z głowy.
Chociaż gdyby nie spotkał na swojej drodze niedoszłego męża siostry, to nie miałby najmniejszego powodu, żeby wracać do tej złości. Może ciągle był rozgoryczony przez fakt, że dopiero odkrył, iż większość czasu niemal każdego dnia będzie musiał spędzać z tym człowiekiem i nie był w stanie na spokojnie przemyśleć swojej impulsywności. Ale czy właściwie jest sens ciągle się o to wkurzać? Bo przecież Evelyn ułożyła sobie życie na nowo, zapomniała o Brianie, znalazła kogoś nowego. Wiedział jak ciężko było jej się pozbierać do kupy, jak wiele sił i zachęty potrzebowała, żeby wykonać krok naprzód i zaufać komuś innemu, ale to już przecież przeszłość. Powinien odpuścić. Jednak na chwilę obecną sam fakt, że coś takiego miało miejsce, wyprowadzał go z równowagi i nie pozwalał myśleć o Brianie w pozytywnym świetle.
Tak, Sherlocku, nie byłeś ani trochę odpowiednim kandydatem, gratulacje. Dla Vala zresztą mało kto był godzien chociażby spojrzenia jego siostry, nie mówiąc już o tak zaszczytnym tytule jak mąż.
Powiódł wzrokiem za palcem siedzącego naprzeciw niego mężczyzny i zmarszczył lekko brwi, wpatrując się w album z jego pracami.
– Nie. – odparł od razu zdziwiony pytaniem. Co prawda wesele jeszcze nie zostało zaplanowane, ale po co miałby w swoim zawodowym portfolio umieszczać coś tak prozaicznego i prywatnego, jak plan oprawy wesela swojej siostry? – Jeszcze nie zaczęli go organizować. – dokończył ściszonym głosem i łapiąc się za swoje ramiona splótł ręce na piersi. – Pytasz o to, bo chcesz przyjść na ślub? Nie masz przecież kogoś innego?


effsie - 2018-12-03, 19:46

Brian uniósł w zdziwieniu jedną brew, słysząc o tym, że do ślubu – który jeszcze przed chwilą Valye określił jako nie tak do końca odległy – jeszcze nie zostały rozpoczęte żadne przygotowania. Nie skomentował tego jednak w żaden sposób, przynajmniej nie werbalny. To akurat zdecydowanie nie była jego sprawa.
Ale gdy ten facet siedział przed nim, Brian nie mógł powstrzymać napływających wspomnień i myśli; jego głowa wypełniła się nimi dość prędko, powracając od razu do Evelyn, a także jej nieco zaborczego młodszego brata. W jednej chwili Dawsona ogarnęła strasznie dziecinna ciekawość, i prawie że zawiercił się w miejscu ze zniecierpliwienia; przypomniał sobie, że nie wiedział. Nie miał absolutnie bladego pojęcia w jaki sposób się to stało – Evelyn wykrzyczała mu tylko, ogarnięta dziwną mieszanką złości i smutku, że Val jej wszystko powiedział, że wie o tej innej. Czekała, chyba podświadomie, aż Brian zaprzeczy, ale tego nie zrobił, a on nigdy nie dowiedział się, co takiego widział Valye. Jego i Megan w restauracji? Jego i Megan wychodzącą rano z mieszkania, które wynajmowała w downtown? Jego smsy z Megan, gdy bezmyślnie pozostawił telefon w salonie podczas odwiedzin przyszłego szwagra? Nie miał pojęcia i kusiło, naprawdę kusiło, by teraz spytać o to Vala, ale Brian doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie był dobry temat.
Nie kiedy mieli dopiero zacząć ze sobą pracować i należałoby odłożyć wszelkie niesnaski na bok.
Kolejne pytanie też go zdziwiło i miał już rzucić coś o tym, że nie wiedział, że są tu by dyskutować o życiu prywatnym, a nie o pracy, ale w porę przypomniał sobie, że sam zaczął ten temat. Dlatego ograniczył się do krótkiego komentarza:
— Tak, mam teraz kogoś. — Choć nie wiedział, co tenże temat miałby wnosić do dyskusji i czy cokolwiek zmieniał. — Nie sądzę bym dostał zaproszenie — zauważył bez żalu i dodał: — Pytam, bo zawsze uważałem, że prywatne projekty mają w sobie coś dziwnie starannego — wyjaśnił jeszcze, zbierając album i tablet ze stołu, po czym sam się podniósł. — Obejrzymy te koncepty na kadry wideo jakoś po przerwie na lunch? Do tej pory pozostali powinni skończyć swoje rzeczy. No i, Val — rzucił jeszcze, gdy obaj opuścili już salkę — przy okazji pogratuluj ode mnie Evelyn.


Valye - 2018-12-03, 23:06

Słysząc, że Brian ma kogoś, Val momentalnie zaczął myśleć o dziewczynie, która zastąpiła Evelyn. Czy wiedziała, że spotykała się wówczas z czyimś narzeczonym? A jeśli tak, to czy nie przeszkadzało jej to w żaden sposób? Może Brian był już dla niej tak czarujący, że nawet nie wpadła na to, że i ją może kiedyś zdradzić, skoro z taką łatwością zrobił to raz swojej (prawie) żonie?
Zanim jednak pozwolił swoim myślom wypłynąć na głębokie wody, westchnął cicho pod nosem i podążając za Brianem wyszedł z salki. Zdrobnienie jego imienia w ustach Briana zabrzmiało dla niego niesamowicie gorzko i prześmiewczo. W odpowiedzi dyskretnie posłał mu tylko chłodne spojrzenie i usiadł przy swoim biurku, chcąc jak najszybciej dać się porwać pracy i odwrócić swoją uwagę od osoby jego nowego szefa. O nie, po jego trupie. Nie będzie jego posłańcem, a tym bardziej nie zamierzał zawracać głowy Eve tym bydlakiem. Nie teraz, kiedy w końcu o nim zapomniała i ułożyła sobie życie na nowo.
Zanim nadeszła pora lunchu, Val zdążył przygotować sobie wszystko, co było mu potrzebne do właściwego przedstawienia konceptów na spot reklamowy oraz udać się w odwiedziny dwa piętra niżej do grafików, by upewnić się, że poprawnie wprowadzili zmiany, które im zasugerował. Gdy w końcu biuro jego nowego zespołu zaczęła pustoszeć, a on odmawiając wszelkim propozycjom pozostał przy swoim biurku, westchnął cicho zerkając na wiszący na ścianie zegar. Szczerze powiedziawszy nawet nie miał najmniejszej ochoty na cokolwiek, głodnym jakoś szczególnie też się nie czuł. Może to po prostu z najzwyklejszego stresu? Nie miał wielkich obaw co do tego miejsca, pokładał raczej w tej pracy spore nadzieje, ale dzisiaj przez pojawienie się Briana czuł, że to nie jest jego dzień. Dał się przytłoczyć.
Kiedy wszyscy zebrali się na powrót i nie było większych przeszkód by Valye mógł zacząć omawiać przygotowane koncepty, podpiął się do projektora i przedstawił przygotowane grafiki według dostarczonego mu konspektu. Skoro reklama miała być krótkim filmem z udziałem aktorów, Val postarał się by jego rysunki były przestrzenne i zawierały odpowiednio dużo detali, by móc odzwierciedlać rzeczywiste kadry.
– I co prawda tego w koncepcie spotu nie było, ale skoro ma on w skrócie przedstawiać książkę, jako najlepszy prezent na walentynki, to pomyślałem, że można by też uwypuklić jej trwałość, nadać większą wartość, przy tradycyjnych drukach nie było by z tym problemu. – przerzucił odpowiedni slajd przedstawiający dodatkowe ujęcia, które zaryzykował dodać od siebie. – Można by na przykład porównać książkę do bukietu róż, kwiaty uschną, książka zostanie. – streścił w skrócie widoczny rysunek i zerknął w stronę swojego przełożonego, chcąc wybadać jego reakcję na to posunięcie Vala.


effsie - 2018-12-04, 09:57

Brian do lunchu robił wszystko, by wdrożyć się w system pracy swojego zespołu – co prawda Emilio pozostawił jasną strukturę zapisaną w programie do koordynowania zadań, ale i tak czuł się nieco zagubiony. Kręcił się po biurze, rozmawiając co rusz z którymś z pracowników, potem zaraz podchodząc do komputera i sprawdzając kolejne etapy pracy; było to dość chaotyczne zachowanie, ale zdawało się, że całkiem dobrze się w tym odnajdował. Gdy wychodzili na lunch – wszyscy razem, poza Valyem, który najwyraźniej chciał przygotować się do prezentacji concept artów – Brian czuł się już nieco pewniej i swobodniej, jakby znów zaczynał mieć nad czymś kontrolę.
Lubił to. Kontrolę. Wiedzieć, że panuje nad wszystkim, co się dzieje, że niczego nie omija, że na wszystkim trzyma rękę i sprawuje jakąś pieczę. Bez tego… bez tego tracił nieco grunt pod nogami.
Po powrocie do biura – wchodzili tam, wszyscy, rozmawiając o czymś wesoło – zastali tam nowego pracownika z przygotowanym już rzutnikiem. Usiedli wszyscy przy wspólnym stole i skupili się na jego prezentacji. Brian był nieco zaskoczony formą, na którą zdecydował się Valye – nie mógł oczywiście odmówić rysunkom wartości, były bardzo dokładne i widać było, że mężczyzna spędził nad nimi wiele czasu; może nawet trochę za wiele, jak przemknęło przez myśl Brianowi. Im dokładniejsze rysunki, im bardziej staranne, im więcej czasu autor nad nimi spędził… tym trudniej było mu rozstać się z tą wizją. Brian nie twierdził, że działo się tak za każdym razem, być może Valye był jednym z tych chlubnych wyjątków, którzy nie czuli do tego aż takiego przywiązania, zwyczajnie wkładając tyle uwagi w przygotowanie prac, by jak najlepiej przedstawić swoją wizję – ale mogło być też odwrotnie.
— Myślicie, że książka to najlepszy prezent na Walentynki? — spytał, odzywając się po raz pierwszy i spojrzał po swoich współpracownikach. — Valye, te concept arty są bardzo dobre wizualnie. Na przyszłość, nie potrzebujemy ich aż tak dokładnych. Nie jestem pewien, co ustaliłeś z Emilio, ale chodzi nam o bardziej wrażeniowe wytyczne dla operatorów i ludzi na planie. Wiesz, zamiast poświęcać aż tyle czasu na dopracowywanie szczegółów, można na przykład, nie wiem, zrobić obok kolaż materiałów, z których widzisz tam sukienkę tej aktorki. Nie mówię, że to jest teraz istotne, bo nie mam pojęcia, co tutaj grało główne skrzypce, bo to nie my to ustalaliśmy, ale, właśnie, o to chodzi. Że teraz – po tych konceptach – nie wiem, na co kłaść nacisk. Gdybyśmy przekazali je tak dalej to ludzie na planie dostaliby dużo różnych informacji, ale tylko dotyczących kreowania historii, bez tych istotnych szczegółów, które tworzą klimat — powiedział, ale jeśli ktokolwiek doszukiwałby się w jego głosie nagany, mocno by się zawiódł. Wydawało się, że naprawdę zależy mu na tym, by się dogadali i działali we wspólnym kierunku. — Może wydrukuj je i usiądź tu z nami, co? Jak będziemy mieli je pod ręką, będziemy mogli z nimi pracować. W ogóle, nie wiem, jak ci najwygodniej pracować, ale concept artów nie musimy mieć w wersji wektorowej. Te są, nie? No właśnie. Jeśli wolisz je po prostu rysować ręcznie, to na tym etapie to będzie zupełnie wystarczające. — Brian naprawdę doceniał pracę, którą Val musiał włożyć w wykonanie tych grafik. Jednak… w ich zespole największą wartością, którą cechowali się pracownicy, były ich zdolności projektowe, myślenia, tworzenia całego przedsięwzięcia – wykonawstwo zostawiając tym, którzy pod nich podlegali. Dla Valye’a mogło to być nowe, zwłaszcza gdy przywykł do robienia wszystkiego samodzielnie; Dawson zdawał sobie sprawę z tego, że delegowanie pracy (którą, we własnej opinii, wykonałoby się najlepiej) było trudnym zadaniem, ale było to niezbędne w ich przypadku. Brian nie potrzebował, by Val tworzył idealne wizualnie grafiki, obrazy, animacje, cokolwiek, co miałoby być efektem końcowym; chciał, by mężczyzna potrafił w jak najlepszy sposób przedstawić swoją wizję na kreowanie świata (reklamy, okładki, animacji, czegokolwiek) przedstawić innym, którzy później stworzą ją zbudują. — To co z tym prezentem?
— Hmm… to jest coś, co ustaliliśmy z Emilio zaraz jak wyjechałeś i zaczęliśmy przygotowywać w oparciu o tę myśl całą akcję… — zaczęła ostrożnie Maggie.
— No w porządku, łapię, ale co. Książka stała się jakimś walentynkowym ultimate-giftem? — mruknął, unosząc wyżej jedną brew.
Dan i Chris, siedzący obok siebie, parsknęli śmiechem, a Maggie wywróciła oczami.
— Brian, nie mamy czasu zmieniać całego konceptu — zauważyła rezolutnie Ana, która wstała i teraz rozlewała każdemu z nich wody do szklanek.
— To musi iść do produkcji najdalej w czwartek? — upewnił się Brian, a Maggie mu przytaknęła.
— Może… — zawahała się, zerkając na rzutnik i ostatni slajd, który pokazywał im Valye. — Ej, Val, masz tego tam więcej? — rzuciła do niego. — Może zamiast iść w tę gadkę o tym, że idzie czternasty lutego i biegnijmy wszyscy do księgarni, połóżmy nacisk na to, co zauważył Val. Wiecie, ta cała gadka o trwałości książek, bla bla bla. Wiecie, jak o tym myśleć to książki są w sumie romantyczne. Poezja, te sprawy, gdyby to ugryźć od tej strony…
— Mhm — mruknął Brian i wszyscy spojrzeli na wyświetlony concept art. — Kurwa, z tymi walentynkowymi akcjami to jest zawsze jakieś wielkie naciąganie wszystkiego — westchnął. Prywatnie absolutnie nie rozumiał idei tworzenia walentynkowej kampanii wydawnictwa, ale to już zupełnie inna sprawa. — No, ale to brzmi nieco sensowniej, niż to co mamy teraz. Valye, z tych twoich pomysłów da się stworzyć w ogóle jakąś narrację? Może zastanówmy się nad tym, co by się tam dało jeszcze wcisnąć — zaproponował.


Valye - 2018-12-05, 00:00

Dzięki zajęciu swoich myśli tylko i wyłącznie pracą, Val czuł, że ochłonął już trochę po tak szokującym odkryciu, jak obecność Briana. A przynajmniej na czas, który spędzi w biurze. Pozadręcza się tym, jak już stąd wyjdzie. Podczas omawiania konceptów i całego spotu, jego mózg przełączył się na tryb pilnego pracownika. Z uwagą przysłuchiwał się swojemu zespołowi, nawet słów Briana nie potraktował osobiście, nawet na to nie wpadł, uznał je za ważne wskazówki, którymi powinien sugerować się podczas dalszej pracy nad reklamą.
Na szczęście jego nawyk drukowania każdej pracy i oceniania jej na papierze tym razem w końcu się na coś przydał, bo wystarczyło, by sięgnął po wydrukowane już wcześniej koncepty i nie opóźniał zbędnie pracy całego zespołu, skoro i tak nie mieli już za wiele czasu na wprowadzenie zmian, które zaczęli omawiać. Val z podziwem przypatrywał się członkom swojego nowego zespołu i ich rozmowom, do których dołączał się nieco rzadziej od reszty, głównie odpowiadając na zadane mu pytania. Ich zgranie i wyraźnie dobrze wypracowana współpraca była dla niego czymś z lekka fascynującym. Dotychczas w jego pracy nie było miejsca no coś takiego jak burza mózgów, czy wymiana poglądów, bo przecież sam jej robić ze sobą nie będzie, dlatego taka forma pracy była dla niego ekscytująca, była czymś nowym, czego zdecydowanie chciał być częścią.
Gdy po długim czasie ustalili w końcu zmiany, które były możliwe do wprowadzenia w tak krótkim terminie, Val od razu zajął się przerabianiem konceptów, czy w niektórych wypadkach przerysowaniem ich kompletnie od nowa. W takich wypadkach, kiedy miał bardzo ograniczony czas, zazwyczaj bardzo się spieszył ze swoimi szkicami, co często przekładało się na popełnianie drobnych błędów, na które nie chciał sobie pozwalać, dlatego dla swojej wygody oraz oszczędności nerwów i papieru, jak zwykle postanowił zawierzyć swojemu sprzętowi i cudownej funkcji ctrl+z. Podczas pracy, w którą zaangażował się równie mocno, jak w każdy projekt, Val nie pozwolił sobie nawet na zbyt częste odrywanie wzroku od ekranu. Jego oczy wodziły ciągle za rysikiem, a jego głowa coraz bardziej niekontrolowanie zbliżała się do monitora. Dopiero kiedy jego nos niemal stykał się z powierzchnią ekranu, ze zmarszczonymi brwiami odsuwał się do tyłu, żeby po niedługiej chwili znowu wrócić do tej komicznej pozycji. Zważywszy na to, że zdeklarował się skończyć wszystko dzisiaj, tak żeby było gotowe już jutro z samego rana, nie miał zbyt wiele czasu. Mimo to wprowadził wszystkie zmiany, które zostały ustalone, dodał rzeczy, o których wspomniał Brian i oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił sobie na, może nie tak bardzo szczegółowe jak wcześniej, ale jednak, dodanie detali, które sprawiały, że koncepty nabierały nieco więcej przestrzeni i życia. Szkic szkicem, ale nie lubił bylejakości, a przez te kilka lat nauczył się pracować w ekspresowym tempie.
Gdy w końcu zapisał finalne pliki i z ulgą przeciągnął się na swoim fotelu prostując plecy, zdał sobie sprawę, że większa część zespołu właśnie zbiera się do domu. No cóż… przynajmniej skończył dzisiaj, tak jak obiecał. Rzucił raz jeszcze okiem na nowe koncepty i puścił je do drukarki. Wyciągając jeszcze ciepłe kartki z maszyny, zerknął w stronę ciągle obecnego Briana i układając równo wydruki, podszedł do niego wolnym krokiem.
– Skończyłem, chcesz rzucić okiem? – zapytał z najspokojniejszym wyrazem twarzy, na jaki tylko było go stać zwracając się do byłego narzeczonego swojej siostry, po czym wyciągnął w jego kierunku plik świeżo zadrukowanych kartek.


effsie - 2018-12-05, 01:16

I rzeczywiście wszyscy poza Brianem i Valye’em opuścili już biuro; jedno jakiś czas wcześniej, pozostali punktualnie. Brian, pochłonięty czymś, nie zauważył, że było już kilka minut po regulaminowym czasie ich pracy – choć zwykle i tak siedział tu nieco dłużej – i nieco zaskoczony zerknął na stojącego przed nim mężczyznę.
— Co? – mruknął w pierwszym odruchu, ale zanim jego rozmówca miał szanse wyjaśnić, o co mogło mu chodzić, już załapał: — A, no, tak, pokaż.
Przejął od grafika plik kartek i przejrzał je dość szybko, raczej pobieżnie. Przy niektórych zatrzymał się na dłużej, ale wyraźnie nie poświęcał nowym pracom tyle uwagi, co przy ich popołudniowej dyskusji.
— To są już wszystkie? — upewnił się. — Wyglądają okej, ale zerknę na nie jutro rano świeżym okiem, teraz już nie myślę — powiedział, wyciągając ramię i położył plik kartek na biurku Valye’a, które sąsiadowało z jego własnym. Przeniósł spojrzenie na stojącego przed nim mężczyznę i zasugerował: — Zwykle, gdy nie mamy żadnego deadline’u na karku to pracujemy do osiemnastej, więc…
On sam chciał jeszcze nadrobić korespondencję, a że jego nowym postanowieniem było nieprzenoszenie pracy do domu – zamierzał to zrobić z tego miejsca. Jego chłopak miał rację, Brian zdecydowanie za często zajmował się służbowymi sprawami, gdy mógłby, na przykład, nie, ale – z drugiej strony – przecież to było ważne. Zależało mu, naprawdę mu zależało; na ciekawych projektach, na poczuciu dokonania czegoś, zrealizowania jakiegoś dobrego gówna, bo właśnie wtedy czuł się w pełni usatysfakcjonowany.
Gdy późnym wieczorem wracał do domu, zastanawiał się, co za absolutny zbieg okoliczności wrzucił mu tego całego Langley’a na pokład. Dziś jego myśli co jakiś czas uciekały do Evelyn z jego powodu i nawet zdobył się na szalenie gimnazjalną rzecz, mianowicie: wszedł na jej profil na Facebooku. Nie robił tego od lat, dosłownie, ale gdy przed oczami zobaczył zadowolone zdjęcie, sam uniósł lekko kącik ust.
Naprawdę cieszył się, że nie wziął wtedy ślubu.

Kolejnego dnia, gdy Val przyszedł do pracy, wraz z Brianem usiedli wspólnie nad przygotowanymi rysunkami. Przedyskutowali je w każdy możliwy sposób, zgadzając się właściwie we wszystkich kwestiach; obaj chyba byli zaskoczeni tym, jak bezproblemowo przebiegła ich komunikacja, bo zdarzyły się dwa takie momenty, gdy rzeczywiście w tej samej chwili zaczęli mówić dokładnie to samo. Żaden jednak nie dał tego po sobie specjalnie poznać, a kolejne dni pracy Vala pokazywały, że nowy pracownik – choć jeszcze nie do końca obyty z systemem, który tu panował – dość szybko wszystko łapał i był bardzo chętny do działania.
W piątek, podczas przerwy lunchowej, Maggie przysiadła się do stolika, który samotnie zajmował Val.
— Hej, wiesz co — zagadała. — Idziemy wieczorem na drinka w kilka osób, może chcesz wpaść? Będę ja, Dan, Ana ze swoją dziewczyną, Gruby, ten jeden z grafików, na bank kojarzysz, Emilio też mówił, że może zajrzy na moment. Wiesz, gdybyś nie miał żadnych planów na wieczór.


Valye - 2018-12-05, 14:20

Brian nie musiał dwa razy powtarzać, Valye zebrał swoje rzeczy i z oszczędnym słowem pożegnana wyszedł z biura. W drodze do domu Eve zaskoczyła go nagłym telefonem, chcąc streścić mu jakiś niezwykle romantyczny, a przynajmniej w jej założeniu, wypad na łono natury ze swoim obecnym narzeczonym. Val jak to Val, z przekąsem zauważył, że wywlekanie jej z miasta o tej porze roku na jakieś plenerowe wycieczki nie było najrozsądniejszym posunięciem, ale zanim zdążył się rozkręcić ze swoim braterskim przekomarzaniem, Evelyn wybiła go z rytmu, kiedy zapytała jak minął mu ten tydzień w pracy. O ile zawsze starał się być z nią szczery do bólu, to teraz bez większego wahania pominął w swojej relacji osobę Briana, zastępując go po prostu „szefem”. Nie mógł się przemóc, by użyć jego imienia przy niej, bo nie miał pojęcia w jaki sposób by to przyjęła, obawiał się jej reakcji, nie chciał dokładać jej zmartwień i narażać na niepotrzebny stres, dlatego nie gryzł się za długo z tym, żeby nie rozwijać się zbytnio ponad „dużo pracy, miła ekipa”.
Powie jej o Brianie innym razem.
Reszta tygodnia minęła mu zaskakująco gładko. Zbyt gładko. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, które łączyły go z jego przełożonym, ciągle zachowywał dystans i czujność, jakby podświadomie spodziewał się jakichś nieprzyjemnych sytuacji i złośliwości z jego strony. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, było wręcz przeciwnie. Zaskakująco dobrze pracowało mu się zarówno z całym zespołem, jak i z Brianem, który na tyle dobrze precyzował swoje polecenia i rozwiewał wątpliwości, że Val w większości przypadków, bez powtarzania wiedział czego dokładnie od niego oczekiwano. Niepokojące.
Gdy podczas lunchu niespodziewanie dołączyła do niego Maggie, Val od razu powitał ją z uśmiechem i odłożył na bok komórkę. Szukał właśnie informacji o wystawie, na którą chciałby się wybrać i rozejrzeć, by odświeżyć nieco swoje informacje i sprawdzić, w jakim kierunku zmierzają najnowsze trendy, ale to mogło zdecydowanie poczekać.
– Na drinka? – powtórzył jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał. – Właściwie to dlaczego nie.
Maggie była właśnie tą osobą, do której mógł zwrócić się z najgłupszymi i najbardziej krępującymi wątpliwościami, a ona bez krytykowania go, wskazywała mu dyskretnie jaki kierunek powinien obrać przy wykonywaniu czegoś, z czym reszta zespołu była już doskonale zaznajomiona.
Jednym słowem: była dla niego bardzo sympatyczną osobą, której zdecydowanie nie zamierzał odmawiać.
A sam wypad na drinka dobrze by mu zrobił. Val niestety należał do owianych złą sławą zagorzałych pracoholików, od samego początku gdy zaczął pracować, zależało mu właściwie tylko na jego karierze, na obraniu właściwej ścieżki, rozwijaniu umiejętności i poszerzaniu swoich kwalifikacji. No, może z krótkim przerwami na troszczenie się o swoją siostrę. Praca niestety przekładała się na brak jakichkolwiek większych relacji z innymi ludźmi, poza przelotnymi, naprawdę krótkim związkami, które kończyły się jeszcze szybciej niż zaczęły. Val nie zawracał sobie głowy utrzymywaniem kontaktu ze swoimi znajomymi. Wolał usiąść nad jakimś pochłaniającym go projektem, wypróbować nową technikę malarską, albo najzwyczajniej w świecie zaszyć się w jakimś sklepie dla plastyków. Nie czuł się jakoś szczególnej poszkodowany przez swoje nastawienie do innych ludzi, dobrze czuł się sam ze sobą. Cóż, a przynajmniej tak sobie wmawiał przez ostatnie lata.
Gdy dotarł na miejsce, ze zgryzotą stwierdził, że dawno nie miał alkoholu w ustach, bo przecież nie będzie upijał się wyłącznie w swoim towarzystwie. Kiedy wszedł do pubu, od razu rzuciła mu się w oczy spora grupa osób, nieco większa niż zapowiadała Maggie. Nie trzeba było dużo czasu, by Val wpadł w sidła Monici, a w szczególności blondynki z zespołu grafików, Susan, której imię poznał w końcu dzięki uprzejmości dyskretnej Maggie. Adorowanie go przez blondynkę, która najwyraźniej z koleżanką zahaczyła już o jakiś bar zanim tu przyszły, stało się bardzo ciekawą rozrywką dla całej grupy, która na przekór Valowi, dolewała tylko oliwy do ognia, rzucając tekstami w stylu jak to dobrze by do siebie pasowali, czy jak wyglądałyby ich dzieci.
– Nie lubię plaż, wolałbym jechać w góry... – mruknął odsuwając się lekko na bok od coraz bardziej kładącej się na nim Susan, która zaczęła planować wspólny wypad na Florydę.
No i masz Val, integracja.


effsie - 2018-12-05, 21:58

W piątek Brian zniknął z biura szybciej, niż pozostali pracownicy, argumentując to spotkaniem z jakimś-kimśtam odpowiedzialnym za organizację imprezy gwiazdkowej (która oczywiście miała odbyć się w biurze i wszyscy pracownicy byli zaproszeni na całowieczorne picie darmowego alkoholu i raczenie się wystawnymi przekąskami). Swoją drogą, w poniedziałek Brian wcale nie został w biurze kilka godzin po czasie, a zwyczajnie minut, to jego śpiąca narratorka pomyliła słowa, bo wcale nie był takim nienormalnym pracoholikiem.
To znaczy – lubił swoją pracę. Ale bez przesady.
W każdym razie, w piątkowy wieczór dołączył do swoich kolegów i koleżanek z pracy dość późno. Maggie wspominała mu o tym i proponowała wyjście, ale umówił się w tym czasie ze swoim… no, powiedzmy, że chłopakiem, choć była to raczej świeża sprawa; spotykał się z nim dość krótko i sam jeszcze nie do końca wiedział, co o nim sądził. Chłopak był naprawdę, naprawdę ładny, czasami nawet zabawny, ale miał ledwie dwadzieścia trzy lata i zdarzało się, że Brian naprawdę wywracał oczami z zażenowania na to, co padało z jego ust. Dziś też – liczył na to, że spotka się z młodym i spędzą resztę wieczoru u niego, na znacznie ciekawszych czynnościach niż gadanie, czy picie alkoholu w nawet najmilszym towarzystwie, a Chris ubzdurał sobie żeby wyszli gdzieś z jego znajomymi, poszli tu, tam i śmam. Brian miał naprawdę lepsze alternatywy dla spędzania czasu niż szwendanie się po Chicago z grupką małolatów po ich studenckich barach, a gdy delikatne sugestie nie działały na Christophera to zirytował się i w paru dosadnych słowach powiedział mu, że w takim razie ten wieczór spędzą osobno.
Ot, w ten sposób, trafił do nieco mniej studenckiego, ale wciąż baru, tym razem ze swoimi znajomymi z pracy. No cóż, to lepsze towarzystwo.
— O, jednak przyszedłeś! — Uśmiechnęła się szeroko Ana i przesunęła na kanapie, by zrobić Brianowi miejsce obok siebie.
— Tak wyszło — powiedział tylko, nie mając ochoty w ogóle myśleć o jego młodym chłopaku-nie chłopaku, jakkolwiek by go tam nie określać. Wiedział, że najpóźniej jutro zacznie do niego pisać z przeprosinami (czuł lekką satysfakcję na samą myśl; może było to nieco płytkie, ale lubił wiedzieć, że mógł nim tak manipulować), albo, jeszcze lepiej, zacznie wydzwaniać w środku nocy. Brian rozejrzał się dookoła i uniósł brwi w geście wielkiego zdziwienia, gdy zobaczył najmłodszego stażem pracownika. — O, Valye. Hej. Ty tutaj?
— A co to za zdziwienie? — prychnęła, udając trochę obrażony ton Maggie.
— Żadne zdziwienie, po prostu się go tu nie spodziewałem. — Wzruszył ramionami Brian, odnosząc się do mężczyzny w trzeciej osobie, zupełnie jakby wcale przed nim nie siedział. — Chcecie coś z baru?
Nikt nie chciał, więc Brian samotnie ustawił się przy barze, wybierając sobie drinka. Chwilę zastanawiał się nad tym, co wziąć, aż w końcu skończył zwyczajnie, na piwie. Gdy wrócił do znajomych, Maggie zagadnęła go od razu:
— Brian, a mówiłeś, że znałeś Vala już wcześniej, tylko w końcu nie powiedziałeś mi skąd. To jak?
— Hm — mruknął, siadając naprzeciwko Susan. — Chodziłem kiedyś z jego siostrą.
— Z siostrą? Spotykałeś się z laskami? — wyraźnie zdziwiła się Ana. — Ty? W życiu bym nie powiedziała!
Brian uniósł wyżej brew i tylko spojrzał na kobietę z powątpiewaniem, a Maggie zdecydowała się przejąć rozmowę.
— To czemu zerwaliście? No, z siostrą Vala? A zresztą, ty mi nie mów, bo pewnie nie będziesz potrafił być obiektywny. Val? Czemu zerwali?


Valye - 2018-12-06, 00:10

Ok, musiał przyznać, że ani razu przez myśl mu nie przeszło, że Brian może dzisiaj do nich dołączyć. Oczywiście, pracował przecież z nimi w tym samym biurze, ale czy naprawdę musi go widzieć nawet poza pracą?
Ta… ja też się, kurwa, cieszę, że cię widzę. Na to jakże przyjazne powitanie zareagował tylko lekkim skinięciem głowy, nie mając zamiaru silić się na niepotrzebne tutaj uprzejmości. Za propozycję przyniesienia czegoś z baru od razu podziękował jak cała reszta i nie dlatego, że nie chciał niczego od Briana, (no dobrze, to też było główną przyczyną odmowy), ale miał słabą głowę, w dodatku nie nawykł do alkoholu, a ostatnie czego mu było potrzeba w tym momencie, to nawalenie się przed tym dupkiem.
Delikatnie odsuwając od siebie napierającą na niego Susan, która właśnie zabierała się za kolejne mojito przyniesione chwilę wcześniej przez jej wierną koleżankę, westchnął cicho i powiódł wzrokiem za oddalającym się w kierunku baru Brianem, życząc mu potknięcia się i zarżnięcia czołem w blat baru. Od tych przesłodzonych wizji odciągnęła go wyraźnie zalecająca się do niego blondynka, która rzuciła kolejny komentarz nawiązujący do jego włosów. Czy ona przypadkiem nie powinna trochę przystopować…? Gdy jego szef wrócił do stolika, Val starał się niezauważalnie ignorować jego obecność, ale chcąc nie chcąc, kiedy wchodził temat Evelyn, to nie potrafił być na niego obojętny. Ohoho… robi się ciekawie, może jednak lepiej zostać dłużej, a nie tak jak planował wcześniej, ulotnić się zanim zostanie obrzygany rumem i miętą.
Właśnie Brian, dlaczego zerwaliście, z detalami poproszę. Podniósł nonszalancko kufel z resztą piwa do ust i gdy już chciał z uśmiechem satysfakcji przyglądać się swojemu przełożonemu, opowiadającemu jak to zdradził jego siostrę (choć szczerze powiedziawszy wątpił, że Briana byłoby stać na taki akt czystej szczerości przez tyloma ludźmi), nagle padł nie zrozumiały dla niego komentarz, który zbił go z tropu. Jak to spotykałeś się z laskami…
Co, co, co, co do cholery, co!?
Krztusząc się piwem, które coś nagle nie chciało przejść mu przez przełyk, odłożył szybko szkło na stolik i zasłonił usta dłonią, próbując zdławić w sobie odruch oplucia Briana tym co miał w ustach. Chociaż gdyby się tak teraz zastanowić, nie była to najgorsza opcja. Gdy po kilku sekundach doszedł do siebie, rzucił ciche przeprosiny i jednym duszkiem wyzerował w końcu swoje zwietrzałe piwo. Ty sukinsynie jeden… Tym razem, kiedy ostawiał kufel, posłał Brianowi spojrzenie, które gdyby mogło, to z pewnością by go zabiło. Świetnie. Facet, który dymał jego siostrę wolał jednak kolesi, na co jednoznacznie wskazywały pełne zdziwienia słowa Any.
Kiedy został zapytany o przyczynę zerwania, zamilkł na moment, nieco zaskoczony faktem, że to pytanie trafiło do niego. Nie chciał być takim chujem i wywlekać tak prywatnych spraw na światło dzienne, w dodatku w takim towarzystwie, gdzie Brian powinien choć trochę dbać o swój wizerunek, ale dlaczego miałby się przejmować teraz tym dupkiem? Co mu tak właściwie szkodzi?
– Dobre pytanie Maggie, też chciałbym wiedzieć… Kto ich tam wie. Więc, Brian? Jak to tam z wami w końcu było? – korzystając z chwilowego oswobodzenia od Susan, która w końcu została przejęta przez jej koleżankę, pochylił się lekko nad stolikiem i podparł brodę na wystawionej dłoni, posyłając siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie czarujący uśmiech. – Kobiety to jednak nie to, hm?


effsie - 2018-12-06, 11:57

Brianowi nie umknęła dość niegrzeczna, jakby się nad tym zastanowić, reakcja Valye’a i zmierzył młodszego od siebie pracownika wzrokiem, z beznamiętnym wyrazem twarzy obserwując, jak ten krztusił się piwem. I to wszystko w reakcji na to, że właśnie dowiedział się, że były narzeczony jego siostry najwyraźniej miał też nieco inne upodobania i poza dziurą pomiędzy nogami potrafił docenić też coś zgoła przeciwnego?
No cóż. Może to było i odrobinę zaskakujące, mając na względzie ich przeszłość, ale już nie przesadzajmy… przecież to nie tak, że Val właśnie dowiedział się, że Brian kogoś zamordował w przeszłości.
Prawdę mówiąc, zamierzał zbyć temat pytania Maggie jakimś pierwszym-lepszym tekstem, ale ona skierowała je do Vala i Brian naprawdę nie wiedział dlaczego. Wbił wzrok w mężczyznę, który miał w tym momencie naprawdę nieprzenikniony wyraz twarzy i zacisnął palce na kuflu piwa, unosząc go do ust, by ukryć cień zirytowania. Nie podobało się mu to, że ktoś nagle zaczął wywlekać ten temat na światło dzienne – rzeczywiście, mówienie o tym, jak zdradził swoją narzeczoną nie należało do TOP5 rzeczy, na które miał ochotę tego wieczoru.
Cholera, nie należało nawet do TOP10 czy TOP20.
Val jednak rżnął głupa i tego Brian na pewno się nie spodziewał. Zmrużył oczy, wwiercając wzrok w siedzącego naprzeciw niego grafika (który, jak widać, już zjednał sobie jedną ze zdecydowanie najłatwiejszych kobiet w całym wydawnictwie; Brian nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Susan po kilku drinkach potrafiłaby się lepić do każdego, naprawdę, a dziś padło na nowego pracownika, który może jeszcze był zachowawczy, ale najpewniej za kilka godzin skończy z nią w jednoznacznej sytuacji), zastanawiając się, co też ten chciał osiągnąć. Kiedy jednak Valye wyartykułował swoje ostatnie pytanie, Dawson poczuł wzbierającą w nim irytację.
Znał już takich kolesi, och, znał bardzo dobrze i gardził nimi wszystkimi w jednakowy sposób.
— Co za klasa, Langley — syknął. Nie był zawstydzony, ani trochę, bardziej zbierało w nim wkurwienie i obrzydzenie do tego żałosnego, żałosnego chłoptasia. Może i dawał radę jako grafik, ale kiedy tylko odezwał się w sprawach niezwiązanych z pracą, wychodziło z niego wielkie, wielkie gówno. — Pojazd na orientację. Moje gratulacje — dodał tym samym tonem i pokręcił z zażenowaniem głową, unosząc dłonie do imitowanego oklasku. Atmosfera od razu zrobiła się nieco napięta, a i Ana – siedząca ze swoją dziewczyną – poruszyła się niespokojnie w miejscu. — Mon, co z tymi biletami na koncert? Udało ci się je załatwić? — Brian zwrócił się do koleżanki, ostentacyjnie ignorując zarówno Vala, jak i całą sytuację.


Valye - 2018-12-06, 13:59

Tym razem, kiedy Brian odbił piłeczkę w taki sposób, że trudno było wyjść Valowi z tej sytuacji obronną ręką, zachował wszelki komentarz dla siebie, otwarcie posyłając mu pełne zdegustowania i nienawiści spojrzenie, mając w tym momencie naprawdę gdzieś, co myślą sobie o ich ciepłej relacji pozostali. Co za sprytny dupek, wiadomo, o wiele łatwiej oskarżyć kogoś o brak tolerancji niż opowiadać współpracownikom o swojej rozwiązłości.
Hej Val, wyskocz na drinka, będzie fajnie. Ta. Bajecznie.
– Val? – odwrócił głowę w kierunku Maggie, która zerkając na ostentacyjnie ignorującego go Briana, przysunęła się bliżej i pochyliła, by lepiej mógł ją usłyszeć. – Mam wrażenie, że coś nie za bardzo się lubicie z Brianem.
– Jakby to ująć Mag… – rozbawiony tym stwierdzeniem spojrzał na nią i ściszył głos, by ograniczyć odbiorców jego słów do samej Maggie. – Myślę, że moja siostra drania nienawidzi jeszcze bardziej. – mruknął prawie szeptem, a gdy chciał dodać coś jeszcze, jego uwagę przykuło niepokojące zachowanie Susan. Oho, czy to zapowiedź miętowego pawia?
Gdy zainteresowała się nią również jej nieco mniej podchmielona koleżanka i zaczęła wywlekać ją na zewnątrz, Val widząc w tej sytuacji światło nadziei na ewakuowanie się stąd z dobrą wymówką, wstał szybko i narzucił na siebie kurtkę.
– Pomogę ci. – zaproponował dziewczynie i przejął bladą Susan, która najwyraźniej zaczynała toczyć w sobie wewnętrzy bój o utrzymanie zawartości żołądka. – Weź jej rzeczy. – polecił Monice i złapał blondynkę stabilnie, by zdążyć przed katastrofą wywlec ją na dwór.
Siedząc z nimi na zewnątrz, zamiast choć odrobinę przejąć się cierpiącą Susan, ciągle odpływał do obrzydliwej twarzy tego zbyt pewnego siebie dupka. I jak on do cholery ma starać się odkładać to wszystko na bok w pracy? Zdawał sobie sprawę, że sam sprowokował dzisiaj tę sytuację, ale, kurwa, no nie mógł się powstrzymać. Gorzej jak nie powstrzyma się przed czymś podobnym w pracy.
Słysząc nie do pomylenia z niczym innym dźwięk bełtania, przymknął na moment oczy nie chcąc być świadkiem tego chwilowego upadku blondynki. Jeez… Właściwie to miał małą nadzieję, że gdy Susan następnego dnia dojdzie do siebie, ktoś w razie jakichkolwiek zaników pamięci opowie jej ze szczegółami w jaki sposób zalecała się do niego, dzięki czemu dziewczyna będzie zbyt zażenowana by kontynuować w pracy swoje amory.
– Zamówię wam taksówkę. – rzucił do jej koleżanki, kiedy stwierdził, że Susan jest ogarnięta już na tyle, by taksówkarz nie miał zbytnio oporów przed wpuszczeniem jej do swojego samochodu.


effsie - 2018-12-06, 19:51

Brian długo nie pogadał z Monicą, bo kobieta ledwo co odpowiedziała na jego pytanie („wiesz, były drobne problemy, bo … o Jezu, Susan!”), a już zainteresowała się swoją podchmieloną koleżanką, zresztą, tą samą, która w niewybredny sposób zalecała się do Valye’a. Z twarzy Briana, gdy powiódł spojrzeniem po młodszym od siebie mężczyźnie, trudno było zetrzeć wyrazy jakiegokolwiek zdegustowania; naprawdę, chyba nie spodziewał się po nim takiego zachowania.
Z dużą dozą zaufania wychodził do ludzi z raczej otwartymi ramionami, najwyraźniej teraz się pomylił. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Zanurzył usta w alkoholu, obserwując z mieszanką wyraźnej niechęci i zażenowania oddalającą się trójkę. Bardzo dobrze, spierdalaj stąd w podskokach, poradził do swoich myśli, bo nie miał zupełnie ochoty spędzać swojego wolnego czasu w towarzystwie takiej osoby. Za bardzo cenił siebie oraz swoich znajomych, by decydować się na takie ustępstwa.
— Kto go tu zaprosił? — spytał, wskazując głową w kierunku drzwi, gdzie ewakuowała się cała trójka i powiódł wzrokiem po pozostałych przy stole ludziach.
— Ja — odparła bezpardonowo Maggie, wydymając lekko usta. — I mam…
— Dlaczego?
— Bo jest w porządku. — Kobieta nie przejęła się tym, że Brian jej przerwał i posłała mu pełne wyższości spojrzenie. — Ty i jego siostra mieliście jakieś burzliwe rozstanie, tak? Dlatego się nie lubicie?
— To, co się stało pomiędzy mną a Evelyn jest nieistotne — warknął Dawson w odpowiedzi. — Sama widziałaś, co z niego za ograniczony… pewnie głosował na Trumpa — prychnął. — To jest kurwa cała Ameryka. Siedzisz z kolesiem przy stole, nie wygląda na idiotę, a potem otwiera usta i nagle okazuje się, jakie gówno w nim sie…
— Ej, stary, trochę przeginasz — przerwał Brianowi Gruby.
— Ja przeginam? Słyszałeś, co…
— Nakręcasz się — przytaknęła Grubemu Ana, a Brian prychnął i pokręcił głową.
— Ty też tak uważasz? — Spojrzał na koleżankę i jej dziewczynę.
— Chodź na papierosa — stwierdziła Maggie, posyłając Brianowi wymuszony uśmiech.
Brian na co dzień nie palił, ale załapał sugestię koleżanki i może rzeczywiście przydałoby się mu odetchnąć świeżym powietrzem. Posłusznie więc podążył za blond koleżanką, trzymając kufel z piwem w jednej dłoni, i dopiero na zewnątrz zorientował się, że Akcja Ratunkowa Susan jeszcze się nie zakończyła. Maggie jednak zignorowała to i po prostu podała mu papierosa, najwyraźniej uznając, że najlepiej będzie udawać, że wcale tutaj nikogo nie ma, a Brian rzeczywiście zaciągnął się używką.
— Ooo! Macie fajki! — wykrzyknęła Susan, może w trochę lepszym stanie, ale wciąż dość zahukana, i nie zważając na nic więcej, ruszyła w stronę Maggie i Briana.


Valye - 2018-12-06, 21:53

– Nie zamawiaj, umówiłyśmy się z jej bratem, że po nas przyjedzie jak damy mu znać. – Monica zatrzymała go przed wybraniem odpowiedniego numeru w dość przekonujący sposób, dlatego bez większych oporów schował telefon do tylnej kieszeni.
– Mam nadzieję, że masz do niego numer? – zapytał unosząc lekko brew, kiedy zauważył, że dziewczyna nie za bardzo kwapi się do zadzwonienia po ich kierowcę.
– Tak, mam, tylko…
– Tylko? – ponaglił zerkając na Susan, która zużywała właśnie całą paczkę chusteczek, pieczołowicie rozcierając po całej twarzy resztki makijażu.
– Wolałabym, żeby trochę wytrzeźwiała. Kiedyś zdarzało jej się wracać do domu w gorszym stanie no i… wiesz. – z błagalnym spojrzeniem kiwnęła w stronę blondynki, na co Val tylko westchnął cicho, kiwając przytakująco głową.
Co prawda chciał się ulotnić stąd najszybciej jak tylko to było możliwe, ale nie miał sumienia zostawiać tutaj te dwie na pastwę losu, dlatego gdy Susan chwilowo weszła w stan hibernacji siedząc na krawężniku z głową między swoimi kolanami, Val dowiedział się dzięki miłej pogawędce, że Monica jest zdecydowanie tą rozsądniejszą w tym małym, damskim duecie i właściwie nie jest tak bardzo zdesperowana, jak wynikało to z opowieści Susan.
– Nie, mam mocne uczulenie na sierść, więc nawet gdybym jakimś cudem chciał tego kota, to i tak nie mógłbym go trzymać u siebie. – wzruszył lekko ramionami poprawiając kurtkę na wiercącej się coraz bardziej, zregenerowanej już Susan.
– Szkoda, niedługo będę mieć małe kociaki na wydanie i zaczynam już szukać… jezusmario, Susie, wyglądasz jak gówno. – kiedy Monica rzuciła się do ratowania twarzy swojej przyjaciółki, Val zaśmiał się pod nosem przekrzywiając lekko głowę w bok na ten, w pewien sposób, pocieszny widok.
– Możesz już wstać? – pochylił się nad dochodzącą do siebie blondynką, a gdy ta pokiwała głową, złapał ją i ostrożnie podniósł do góry, asekurując ją w razie upadku. – Lepiej?
– Mhm… przepraszam. – jęknęła pod nosem odgarniając włosy do tyłu, na co Val nie zwrócił większej uwagi, bo kątem oka zarejestrował wychodzących właśnie z pubu Maggie i Briana. No zajebiście. – Ooo! Macie fajki! – nawet nie zauważył, kiedy Susan wyrwała się do przodu i ruszyła krzywym krokiem w stronę nowoprzybyłych. Prze-kurwa-cudownie.
– Susan…! – Monica mruknęła z rozpaczą ruszając za, jednak nie tak trzeźwą jakby można przypuszczać, blondynką.
Val schylił się i podniósł kurtkę dziewczyny, która ześlizgnęła się jej z ramion, gdy ruszyła w pogoń za tytoniem i podszedł do niej, gdy uwieszała się na Maggie, błagając o papierosa. Ignorując całkowicie obecność Briana, zarzucił Susan nieco ubrudzoną kurtkę na barki i zerknął na Monicę.
– Może zadzwoń już po jej brata… – zasugerował cicho spoglądając na najwyraźniej świetnie bawiącą się blondynkę.
– Ah, więc dlatego nadal tutaj jesteście. – zaczęła Mag, która wyglądała jakby świetnie rozumiała, dlaczego dziewczyny wolały poczekać ze skontaktowaniem się z ich dzisiejszym szoferem. Czyżby balowanie Susan było aż tak sławne? – Monica, Val? – wyciągnęła w ich kierunku paczkę papierosów całkowicie ignorując błagającą ją o szluga blondynkę.
– Nie, dzięki, nie palę. – pokiwał przecząco głową łapiąc nagle w odpowiednim momencie Susan, która niebezpiecznie zatoczyła się na bok. – Serio, Monica, dzwoń po niego. – rzucił jej błagające spojrzenie, które wykonało swoje zadanie, bo dziewczyna oddaliła się na bok wyciągając z płaszcza swoją komórkę.


effsie - 2018-12-07, 15:18

Monica wyciągnęła telefon i odeszła dwa kroki, by wykonać połączenie; Brian podążył za nią wzrokiem, przez cały czas się nie odzywając. Nie miał zamiaru psuć sobie jeszcze bardziej nastroju, a tymczasem wszystko wskazywało na to, że ten wieczór będzie skazany na porażkę. Prawdę mówiąc, równie dobrze mógłby go już zakończyć i chyba wyszłoby to wszystkim na lepsze.
Nie zamierzał przecież przebywać tutaj z własnej woli z tym kolesiem. To nie tak, że nie miał innych znajomych, z którymi mógłby spędzić ten wieczór – a nawet jeśli nie, nie było nic złego we wzięciu odprężającej kąpieli i wypiciu kieliszka wina w wannie.
Nie robił tego tak dawno, że niemal o tym zamarzył.
— Brian, przecież ty nie palisz! — Rozmyślania mężczyzny przerwała Susan, która, ignorowana przez Monicę, nagle zorientowała się, że Dawson również trzymał papierosa w dłoni. Momentalnie odwróciła się w jego stronę, przez co pociągnęła za sobą podtrzymującego ją Valye’a. — Daj chociaż bucha.
— Trzymaj — mruknął, przekazując jej papierosa Brian i odsunął się o krok, starając usilnie ignorować się sposób, w jaki młody grafik naruszył jego przestrzeń osobistą. — Spal sobie do końca — mruknął, postępując kolejne dwa kroki w bok.
Nie miał zamiaru rajtować i uciekać przed młodym, ale wyciągnął telefon z zamiarem złapania Ubera. Nie przemyślał tego jednak do końca; znajdowali się w downtown, był późny, piątkowy wieczór i brakowało prywatnych samochodów. Z westchnięciem poirytowania, zaznaczył możliwość wyboru dzielenia samochodu z innym pasażerem i wywrócił oczami, widząc czas oczekiwania na podwózkę. Dobrze, może dziesięć minut to nie była jakaś wieczność (kierowca kończył jeszcze poprzedni kurs gdzieś w pobliżu), ale zdecydowanie nie było mu w smak spędzanie tego czasu z podchmieloną Susan i w towarzystwie Valye’a.
Szkoda, że oddał jej tę fajkę, mógłby teraz akurat zająć sobie czymś czas.
Na co dzień nie palił, ale od czasu do czasu, zwłaszcza w towarzystwie, nie widział w tym nic szkodliwego.
— Ej, Dawson, nie stercz tak sam — rzuciła nieco pijackim głosem Susie, teraz uwieszona jednym ramieniem na Valye’u. — Opowiedz lepiej jak tam przygotowania do Gwiazdki!
— Ooo, właśnie! — podchwyciła Monica, która najwyraźniej zdążyła już wykonać swój telefon.
— Ech… — westchnął, chowając telefon do kieszeni kurtki i pociągnął łyk piwa. Raczej nie wypije go w całości, ale mógł jeszcze zwilżyć gardło. — Joshua się uparł i chce zrobić w poniedziałek losowanie do Secret Santa. Za jakąś symboliczną kwotę, waha się pomiędzy pięcioma dolarami a dychą.
— Boże, obym tylko znowu nie trafiła na któregoś z techników! — zwróciła się do niebios Maggie. — Co takim można dać? Pendrive’a?


Valye - 2018-12-08, 00:44

Zachowanie podchmielonej Susan zaczynało powoli działać mu na nerwy. Mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że jeszcze nie spotkał osoby, która byłaby tak irytująca po alkoholu jak ona. Kiedy został przez nią niespodziewanie popchnięty, otarł się o ramię Briana, zanim złapał równowagę i wzmocnił swój chwyt. Widząc jak ten wyraźnie odsuwa się od niego, posłał mu zdegustowane spojrzenie. Przecież cię niczym do cholery nie zarażę...
Uważając za Susan na jej włosy i chroniąc je przed ewentualnym podpaleniem, bo wspaniałomyślny Brian postanowił oddać jej swojego obślinionego szluga, zerknął w stronę rozmawiającej przez telefon Monici, pospieszając ją w myślach. Naprawdę miał ochotę już się stąd ulotnić, tym bardziej, że nie czuł się tutaj w tym momencie jakoś szczególnie chciany, niech się dupek udławi tym piwem.
Niezbyt zainteresowany tym co Susan mówiła do Briana, ciągle obserwował jej koleżankę, która w końcu jakby słyszała jego myśli, wróciła do ich małej grupki.
– Za chwilę będzie, był w okolicy. – zwróciła się od razu do Vala widząc jego pytający wyraz twarzy, który na tę informację odetchnął z wyraźną ulgą.
A przynajmniej na krótką chwilę, bo kilka sekund później skrzywił się, kiedy Susan postanowiła wypuścić dym z płuc prosto w jego twarz. Jeez, co za laska...
Kiedy Monica, która również zaczęła podtrzymywać pijaną blondynkę, włączyła się w rozmowę pozostałych o jakichś świątecznych bredniach, Val chcąc wdrożyć w życie plan szybkiej ewakuacji, wyciągnął szybko swój telefon i nawet nie zamierzając liczyć na taksówki o tej porze, odpalił Ubera i zamówił najszybszy, możliwy przejazd nie przejmując się jakimikolwiek opcjami. Byleby tylko szybko go stąd zabrali.
– Val, mam nadzieję, że cię wylosuję. – uwieszona na nim Susan posłała mu spojrzenie, które prawdopodobnie miało mieć w sobie coś flirciarskiego, ale przez jej zrujnowany makijaż i przez fakt, że nie dawno oczyściła za krawężnikiem swój żołądek, Valye nie mógł powstrzymać tego małego niepokoju przemieszanego z obrzydzeniem, które rzucało się w środku i protestowało; tylko nie Susan.
Gdy w końcu Monica poinformowała go, że brat Susan jest już za rogiem, pożegnał się z Maggie i pomógł odeskortować pijaną blondynkę w stronę samochodu jej brata. Kiedy upewnił się, że na pewno nie wypadnie zaraz z tego auta, zamknął szybko drzwi i wsunął rękę do kieszeni po wibrujący telefon. Szczerze, to nigdy nie myślał, że kiedyś tak ucieszy się z powiadomienia „Hey it’s your Uber driver...” Podniósł głowę znad ekranu komórki i ruszył w stronę samochodu, który właśnie podjechał pod pub. Wsiadł od razu do niego bez wahania i przywitał się z kierowcą.
– Jeszcze ten drugi pasażer i jedziemy. – poinformował go kierowca z radosną nutą w głosie, jakby zaraz miał zacząć gwizdać i nucić miłosne ballady, na co wskazywały jego palce, rytmicznie uderzające o kierownicę.
Ten drugi? Zerknął szybko na szczegóły swojego przejazdu w swoim telefonie. Rzeczywiście, musiał zaznaczyć tę opcję przy zamawianiu. No trudno, byleby tylko dojechał do siebie w spokoju i... No chyba kurwa nie. Z wyraźnym szokiem przyglądał się Brianowi zbliżającemu się do samochodu, samemu nie wiedząc czy ma się śmiać w tym momencie, czy płakać. Czy ciebie losie, przypadkiem już nie popierdoliło?


effsie - 2018-12-08, 01:38

Brian pogawędził jeszcze chwilę z koleżankami o Gwiazdce, tym, co tam Joshua planował i innych wątpliwych atrakcjach, popijając przy tym swoje piwo (którego, notabene, nie udało się mu dokończyć – ale nie było w tym nic złego, myślami był już przy swojej wannie i kieliszku czerwonego, wytrawnego wina) i kontrolnie zerkając na telefon. Po prawdzie nie zauważył, gdy jego najnowszy pracownik ewakuował się z tego radosnego pierdolenia o dupie Maryni na zewnątrz lokalu, ale jakoś nie było mu przesadnie szkoda – z satysfakcją zanotował to, że młody rajtował do środka starając się ratować swój honor.
Pożegnał się z Maggie i Monicą buziakiem w policzek, do Susan tylko machając z pewnej bezpiecznej odległości i odłożył kufel na parapet, później kierując się do samochodu. Już przez szybę widział, że poprzedni (pierwszy?) pasażer siedział w środku (pewnie dlatego tyle to trwało), więc westchnął tylko i pociągnął za drzwi Toyoty.
I… no nie. No kurwa lekka przesada.
— Czy ty mnie dzisiaj śledzisz? — warknął na powitanie, a kierowca, zdziwiony, zerknął przez ramię; widząc jednak, że Brian zwraca się do Valye’a, uśmiechnął się nieco szerzej.
— O, znacie się? Co za przypadek!
— Tak — mruknął. — Przypadek — potwierdził lakonicznie, zatrzaskując za sobą drzwi.
— Brian, tak? — upewniał się kierowca.
— Zgadza się — przytaknął, rozpinając guzik płaszcza.
— To będzie nasz pierwszy kierunek. 1400 North Lake Shore… — mówił.
— Tak — przerwał mu Brian. Jeszcze tego brakowało, by kierowca podał młodemu dokładny adres zamieszkania… choć właściwie to zrobił. I przecież i tak zobaczy, gdzie podjadą. Brian, nie wiedzieć czemu, nie czuł się z tym ani trochę komfortowo; lubił swój apartament, płacił za niego małą fortunę, ale dzięki temu miał naprawdę dobry ZIP code… i gwarancję (w postaci portiera), że nikt nie będzie nachodził go kiedy sobie tego nie życzył. Sama świadomość tego, że ktoś niepowołany, kto go znał, a zwłaszcza brat jego byłej narzeczonej, mógł chociaż posiadać tę wiedzę…
Wanna. Wanna i wino. Myśl o wannie, winie i może jakimś dobrym winylu.


Valye - 2018-12-08, 11:35

Ok, Valye. Spokojnie. Siedź spokojnie jak tu wejdzie. W ciszy, ignorując go, nawet na niego nie patrząc...
No i po chuj otwierał tę mordę? Naprawdę nie mógł sobie darować? Nie, no nie mógł! Musiał zaznaczyć jakim pieprzonym ważniakiem jest i pokazać jak wielkie mniemanie ma o swojej cholernej osobie. Bo przecież zawsze wszystko musi być tak, jak on sobie zażyczy!
Nie mogąc powstrzymać swojej impulsywności i przepraszając w myślach kierowcę, odwrócił nagle głowę w kierunku Briana i zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
– Musisz być takim zarozumiałym bucem? – warknął ściszając głos, żeby nie spłoszyć kierowcy albo żeby ten nie miał go za jakiegoś szaleńca. – Naprawdę myślisz, że jedyne czego chcę w tym momencie, to śledzić twój nadęty tyłek?
– Wy to chyba jednak się nie za bardzo lubicie... – zauważył ostrożnie ich szofer z wesołym wyrazem twarzy.
– To mój szef. – mruknął uznając, że to w jakiś sposób rozjaśni mężczyźnie sytuację.
– Wooow, ostro! – kierowca zagwizdał z podziwem spoglądając na niego w lusterku z szerokim, zadowolonym uśmiechem. – Żona mi nie uwierzy jak jej o tym opowiem.
– Nie wiem, czy chciałaby słuchać o takim megalomanie.
– Wiecie, kto się czubi ten się lubi, no nie? – kierowca odwrócił się do nich przez ramię z bananem na ustach, ale kiedy napotkał spojrzenie Vala mówiące błagam, nie dobijaj mnie, podniósł dłoń w pojednawczym geście i wrócił do patrzenia przez przednią szybę. – Dobra, dobra, bez lubienia się, tylko czubienie...
I weź tu człowieku bądź spokojny. Już widział ten cudowny poniedziałkowy poranek, w którym Brian z radością na mordzie oznajmia mu, że ma się wynosić. Po prostu pięknie. Cudownie. Nie ma to jak nowa praca, zajebisty szef i udany wieczór.


effsie - 2018-12-08, 16:19

Brian parsknął śmiechem pomieszanym z naprawdę szczerym zdziwieniem. Potem prychnął pod nosem i pokręcił głową, ni to z rozbawieniem, ni to z zażenowaniem.
— Ja — podkreślił to słowo, zarówno je akcentując, jak i wskazując na siebie palcem — jestem zarozumiały? I czym to się twoim zdaniem przejawia? Tym, że nie mam zamiaru znosić, jak ktoś mnie obraża? Słuchaj, może żyjemy w innych rzeczywistościach, ale ja mam gdzieś, kim jesteś, możesz sobie słodko pierdolić z tymi wszystkimi pajacami, którzy najwyraźniej mają zdrowo pojebane w głowach, ale ja nie będę sobie na to pozwalał — oznajmił agresywnie. Było to cokolwiek śmieszne ze względu na to, że obaj siedzieli na tylnym siedzeniu jednego samochodu (okoliczności zdecydowanie nie pozwalały na widowiskową kłótnię), ale Brian wydawał się usilnie ignorować ten fakt.
Na podkreślenie swojego oburzenia prychnął i tylko zirytował się na kierowcę, który postanowił wtrącić do dyskusji swoje trzy grosze.
— Myślałem, że płacę za to, byś podwiózł mnie do domu, a nie słuchał tego, co sądzisz — powiedział neutralnie, choć nie należało do tego dokładać chłodnego tonu, by całe zdanie zabrzmiało już nieprzyjemnie.
Kierowca spiął się, a uśmiech zniknął z jego twarzy; wyglądał jakby przez chwilę rozważał zatrzymanie samochodu i wywalenie Briana ze środka. Zacisnął jednak dłonie na kierownicy i wargi, jedynie przyspieszając tempa.
Co za kurwa dzień.


Valye - 2018-12-08, 23:18

Tak, ty do cholery. Widzisz tu jakiegoś innego buca?
Nie mogąc się powstrzymać, wywrócił ostentacyjnie oczami. Świetnie, więc teraz znajomi Briana są pajacami, bo odezwali się do Vala.
Miał przeogromną ochotę rozkręcić tę ich przemiłą pogawędkę, wytknąć mu wszystko co wkurwia go w jego zachowaniu, nie szczędząc sobie odniesień do przeszłości i jego siostry, ale gdy Brian zgasił tymi (dla Vala jak najbardziej bucowatymi) oschłymi słowami ich kierowcę, postanowił sobie to podarować właśnie ze względu na tego niewinnego człowieka. Milczał przez chwilę spoglądając na swojego kochanego szefa raczej z żalem, niż ze wściekłością.
– Nie uważasz, że takim traktowaniem innych ludzi z góry, to raczej przeczysz swoim słowom? – rzucił spokojnie, z obniżonym głosem i odwrócił się w stronę szyby, podpierając głowę na dłoni, pokazując mu tym jednocześnie, że wcale nie oczekuje od niego żadnej odpowiedzi.
Nie odmawiał mu prawa do bycia wkurwionym, sam był wściekły na niego za samo to, że po prostu istniał, ale kiedy Brian w taki chamski sposób potraktował kierowcę, zdecydowanie nie pomogło mu to poprawić o nim jego zdania, znienawidził go jeszcze bardziej. No tak, jego znajomi to pajace, kierowca ma mu tylko podwieźć tyłek, pewnie. Bo przecież nie dorastają mu do pięt. Ani trochę nie jest to nadęty tok myślenia. Ani odrobinę.
Kiedy samochód stanął pod domem Briana, Val bez słowa odprowadził go spojrzeniem, gdy wysiadał, a kiedy zamknął drzwi, Langley westchnął głośno i odgarnął włosy do tyłu.
– Co za człowiek. – mruknął i odchylił głowę, raz jeszcze spoglądając za oddalającą się sylwetką swojego przełożonego. Rany...
– Więc... teraz West Town?
Kiedy wtoczył się na trzecie piętro swojej starej kamienicy i gdy w końcu sforsował drzwi do mieszkania, bez chwili wahania skierował się do łazienki, chcąc pod prysznicem na spokojnie przemyśleć cały dzisiejszy dzień. W tym momencie miał wielką ochotę zadzwonić do Evelyn, o wszystkim jej opowiedzieć i zapytać o radę, ale ciągle obawiał się tego, w jaki sposób jego siostra zareaguje na te informacje o Brianie, w dodatku wiedząc, że ani trochę się z nim nie dogaduje.
Niestety, jeżeli miałby być szczery ze sobą, to cholernie żałował, że ten wieczór tak się potoczył. Mógł się w ogóle nie odzywać, a najlepiej nawet wcale nie przychodzić do tego pubu. Na co było mu potrzebne to unoszenie się? Zdawał sobie sprawę, że Brian tym bardziej będzie mieć dobry powód, żeby się go pozbyć i przenieść go do innego zespołu, a tego naprawdę by nie chciał. Traktowałby to tylko jak porażkę. Z westchnieniem oparł się czołem o zimne płytki i zamknął oczy pozwalając wodzie swobodnie spływać po twarzy. W co ja się wjebałem.


effsie - 2018-12-09, 00:36

Brian nie odwrócił się przez ramię sprawdzając, w jakim kierunku odjechał Uber (było to cokolwiek bezsensowne, zważywszy na to, że droga bezpośrednio przy apartamentowcu, w którym mieszkał, uformowana była na kształt podjazdu, aby taksówki mogły poczekać na gości bez tamowania ruchu na ulicy); bez wahania podążył do środka, gdzie pozdrowił portiera kiwnięciem głowy i zniknął w windzie.
W mieszkaniu pierwsze kroki skierował do wanny – odkręcił kurek i napuścił gorącej wody, dopiero później ściągając płaszcz i buty. Z kolekcji swoich winyli wybrał ten leżący na wierzchu – najpewniej najczęściej puszczany – a kieliszek wypełnił burgundowym płynem.
I dopiero gdy wyłączył telefon, całe jego mieszkanie wypełniały dźwięki The Doors, w ustach poczuł przyjemny, pełny smak wina, a ciało rozpłynęło się w przyjemnym gorącu wody, dopiero wtedy poczuł się choć trochę lepiej.

Po tym uczuciu odprężenia w poniedziałek nie było ani śladu. Brian doskonale pamiętał zdarzenia piątkowego wieczoru i chyba naprawdę po raz pierwszy od zawsze przychodził do Luny z marsową miną. Perspektywa dzielenia jednej przestrzeni z facetem, który napełniał go tak negatywnymi emocjami nie była ani trochę przyjemna – i miał przez to naprawdę parszywy humor. Do tego niby obiecał Joshui, że sprawdzi go przez miesiąc… to nie było tak, że nie mógł przerzucić go do Emilia już teraz; doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Joshua pokręciłby nosem, pokręcił, ale koniec końców i tak zaakceptował jego decyzję. Problem polegał na tym, że, po pierwsze, mierziła go myśl, że kontakty prywatne miałyby wpływać na jego pracę (owszem, znał znaczenie komfortu i wiedział, że wtedy praca jest bardziej wydajna, ale nie chciał dopuścić do siebie myślenia, że ktoś pokroju tego człowieka mógłby mieć na niego taki wpływ) i, po drugie (to było mu znacznie ciężej przyznać)… młody nie był zły. Kurwa, młody naprawdę sprawnie przekierował całe wytyczne dotyczące filmu z ich miejsca do całej produkcji i zaoszczędził im naprawdę dużo pierdolenia się z organizowaniem całej tej akcji; poczynając od naprawdę celnych wizualizacji kadrów po niesamowicie estetyczne moodboardy.
Mógłby być chujowy, wtedy przynajmniej nie miałbym żalu, myślał Dawson, wchodząc rano do pracy z papierowym kubkiem z logo Starbucksa.
Nic to – zamierzał, przynajmniej na razie, wstrzymać się z jakąkolwiek decyzyjnością. Pozwoli mu kontynuować pracę nad pierwszymi krokami projektu dotyczącego tych seriali literackich, w końcu zaczął nad tym pracować w zeszłym tygodniu, ale… Brian naprawdę podchodził do tego bardzo emocjonalnie i nie chciał angażować w projekt nikogo, kogo nie widział w pracy przy tym na sto procent.
Da mu kilka durnych zadań przy tym jego Photoshopie, poziomem zaangażowania przypominających zaparzenie kawy, aż ten mały cwaniak zrozumie, jak bardzo miły był dla niego w poprzednim tygodniu, pozwalając mu dotknąć się prawdziwej pracy.
Zarozumiały. Co za skończony idiota.
Valye siedział już w biurze; pił kawę, przeglądając jakieś papiery na swoim (sąsiednim do Briana) biurku i podniósł wzrok, słysząc, że ktoś wchodzi do środka. Pewnie chciał się przywitać, ale dostrzegłwszy Briana, wytrzymał przez chwilę jego spojrzenie i nic nie powiedział, wracając do przerwanej pracy.
— Cudownie — skomentował sam zainteresowany. — Dobrze wiedzieć, że przynajmniej tutaj potrafisz trzymać język między zębami — powiedział chłodno. W biurze nie było jeszcze nikogo poza nimi, ale wydawało się, że Brian nie powstrzymywałby się przed okazywaniem swej wrogości nawet przy pozostałych pracownikach.


Valye - 2018-12-09, 15:07

O ile sobota minęła mu szybko i gładko, tak niedziela coś podejrzanie mu się ciągnęła, kiedy jakaś niespokojna myśl siedząca z tyłu głowy nie dawała mu się skupić na czymkolwiek. I właśnie ta mała myśl przerodziła się w nocy w najbardziej dręczące i nie dające mu spać wizje, w których Brian w poniedziałek daje upust swoim emocjom i wywala go na zbity pysk lub w jakiś inny wyrafinowany sposób upokarza go w pracy, czy daje mu wyraźnie odczuć, że jego dni w tym zespole są policzone.
Dlatego to był właśnie jeden z tych poranków, kiedy musiał zrobić wyjątek od reguły i zaserwować sobie naprawdę sporą dawkę mocnej kawy, bez której nie dałby rady dzisiaj wystartować. Gdy siadał przy swoim biurku w jeszcze ciągle pustym biurze, westchnął ciężko chyba po raz setny w ciągu tych kilku dni i zerknął na biurko stojące obok niego. Oczyma wyobraźni widząc siedzącego przy nim Briana, ponownie zaczął tracić nadzieję na długą karierę w tym wydawnictwie. Kiedy wyrwany z zamyślenia usłyszał kroki, podniósł wzrok na wchodzącą osobę chcąc rzucić jakieś słowa powitania, ale widząc tę szpetną mordę momentalnie zrezygnował z tak niepotrzebnych w tym przypadku uprzejmości.
Słysząc ten przemiły komentarz zacisnął tylko zęby starając się usilnie zatrzymać w sobie rosnącą chęć pociśnięcia Brianowi. No tak, nie mógł sobie darować. Dupek. Pewnie, gdyby on był na jego pozycji też nie musiałby obawiać się żadnych konsekwencji i nie miałby obaw przed takim jadowitym zachowaniem. A tymczasem musiał tłumić w sobie gniew i nie dać się sprowokować temu bucowi, skoro ten tak bardzo lubił wyciągać ich prywatną relację w biurze. Myśl o pracy, Val, myśl o pracy...
Mimo że sam naprawdę starał się nie wywlekać na światło dzienne piątkowego wieczoru tutaj w pracy, to z każdą mijającą godziną miał coraz większe wrażenie, że Brianowi nie do końca zależało na rozdzieleniu sfery prywatnej od zawodowej. Co prawda sam zwracał się do niego bezpośrednio tylko wtedy, kiedy było to konieczne, a kiedy to robił, starał się być jak najbardziej neutralnym, jednak nie mógł pozbyć się dziwnego wrażenia, że Brian wymaga od niego coraz mniejszego wkładu w główny projekt. Więc już zaczął się go powoli pozbywać?
Po lunchu, kiedy Joshua zwołał w sali konferencyjnej „nadzwyczajne” spotkanie wszystkich ekip by w końcu rozlosować, znienawidzone przez Vala, organizowanie prezentów, stanął w kącie z nadzieją, że skończy się to najszybciej jak to możliwe, bo zdecydowanie coś nie miał dzisiaj nastroju na takie szopki. Gdy tylko w jego ręce trafiła mała karteczka, bez rozwijania jej wcisnął ją od razu do kieszeni spodni, chcąc oddalić się od największego tłumu kumulującego się przy pudełku z losami.
– Val?
Cholera... Słysząc swoje imię wypowiedziane tym charakterystyczny już dla niego, wysokim głosem, odwrócił się w kierunku blondynki i wymusił na sobie przyjazny uśmiech.
– Susan, cześć. Jak się czujesz?
– Lepiej. – odpowiedziała szybko, jakby nie chciała, żeby to on nawiązywał w ich rozmowie do tego, w jaki sposób skończyła piątkowego wieczoru. – Nie miałam jeszcze okazji podziękować ci za...
– Nic się nie stało, zdarza się. – uciął od razu nie mając ochoty na wielkie pogawędki i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
– Wiesz, może w ramach przeprosin dałbyś jutro wyciągnąć się gdzieś na lunch?
Przez chwilę patrzył na blondynkę zastanawiając się, co właściwie nią kieruje, że ciągle stara się go wyraźnie poderwać. Rozumiałby jeszcze jej niepokojące zainteresowanie jego osobą, gdyby był jakiś bardziej błyskotliwy towarzysko, miał dwa metry wzrostu i ciało atlety, ale taki nie był, a jedyne co robił, to starał się trzymać ją na dystans. Może robił to zbyt delikatnie?
– Susan... – zaczął powoli zbierając myśli i zerkając gdzieś w bok. – Dzięki za propozycję, ale wolę zjeść jutro sam. Pojutrze też... i po pojutrze... – dodał spoglądając na nią przepraszającym wzrokiem, mając nadzieję, że w końcu coś do niej dotrze.
– Ah. Rozumiem, rozumiem. – wyraźnie zaskoczona i przybita jego odpowiedzią, spojrzała w bok i pokiwali głową ze zrezygnowaniem. – Ok, nie ma problemu. – nagle jakby ktoś coś w niej przełączył, Susan posłała mu promienny uśmiech i klepnęła go lekko w ramię z cichym śmiechem. – Uciekam do Monici. Na razie Val.
Kiwnął tylko lekko głową zaskoczony jej wahaniami nastroju i odprowadził wzrokiem do przyjaciółki, która widząc, że Valye patrzy w ich stronę, uśmiechnęła się do niego i uniosła rękę. Odpowiedział jej tym samym gestem, po czym odwrócił się na pięcie i skierował się do biura swojego zespołu, chcąc zakopać się w pracy przy swoim biurku. Kobiety...


effsie - 2018-12-09, 22:53

Wedle przewidywań Briana, Christopher kolejnego dnia, już od samego poranka, męczył go wiadomościami na Facebooku. Dawson nie miał włączonych powiadomień w telefonie, więc gdy włączył aplikację i dojrzał naręcze nieodczytanych wiadomości, westchnął tylko i ledwo zerknął na nie jednym okiem, nie zamierzając nawet przez wszystkie przechodzić. Trochę jeszcze trzymał chłopaka w niepewności, nie odpisując od razu – może było to dziecinne, ale takie drobne złośliwości dawały mu naprawdę dużo, dużo satysfakcji – po czasie jednak uległ, chłopak przeprosił go za to, że nie dzwonił, bo podobno podczas nocnej eskapady zgubił gdzieś telefon.
Briana, szczerze mówiąc, nieszczególnie to obchodziło; Chris był nieco dziecinny, ale Dawson zwalał to na różnicę wieku, która sprawiała, że z młodym stażystą naprawdę poruszali się na zupełnie innych polach zawodowych; nawet najnowszy nabytek w teamie Briana miał wyższą pozycję niż jego… chłopak, a więc logiczne, że ekscytowały ich nieco różne rzeczy. Podczas gdy Christopher narzekał na szefów, Brian był dokładnie tym szefem i cała sytuacja dobiegała czasami do ekstremalnych granic absurdu.
Tymczasem jednak w poniedziałkowe popołudnie, gdy przyszło do losowania, Brian spojrzał na swoją karteczkę i w głowie miał tylko jedno.
Czy to jest jakiś kurwa żart?
Jeśli tak – był bardzo nieśmieszny. Rozejrzał się nawet na boki, sprawdzając, czy gdzieś z boku nie stoi Valye, przyglądając się mu z satysfakcją, jakby to był najlepszy psikus na jakiego było go stać (po prawdzie Brian nie wierzył, że ten mógłby wymyślić coś lepszego, więc…). Naprawdę, ani trochę nie widziało mu się bieganie po Chicago w poszukiwaniu najlepszego prezentu dla tego irytującego homofoba, który i tak zapewne nim wzgardzi. Do tego – dziesięć dolców! To była kwota, którą Brian przeznaczał dziennie na kawę w kubkach z charakterystycznym logo i naprawdę nie miał pojęcia, co mógłby za to kupić; rok temu udało się mu i trafił na graficzkę Lee, której wykonał własnoręcznie kolaż. Było tanio (materiały nie kosztowały więcej, niż pięć dolców), a ona doceniła rękodzieło; Dawson czuł satysfakcję, bo pomimo tego, że tradycja była idiotyczna, lubił widzieć zadowolenie obdarowywanych. A temu małemu gnojkowi…
Prychnął do swoich myśli, zgniatając karteczkę by przy najbliższej okazji wyrzucić ją do kosza; na tę chwilę wcisnął ją do kieszeni spodni i wrócił na piętro.
— O, skończyłeś już — powiedział, widząc że Valye siedział przy biurku, niczym niezajęty. Było to cokolwiek wredne, bo zadanie, o którego wykonanie go poprosił jeszcze przed lunchem było tak dziecinnie proste, że grafik uporał się z nim naprawdę szybko. Przystanął przy swoim biurku i opróżnił kieszenie, wyciągając z nich telefon, klucze, kolejne klucze, jakiś identyfikator i wszystkie pozostałe rzeczy, które tam chował. Wyraźnie czegoś szukał i uśmiechnął się z satysfakcją, gdy wyciągnął mały, niezidentyfikowany przedmiot. Podrzucił go w dłoni i w tej chwili rozdzwonił się jego telefon. — Dzień dobry, John…
Brian rozpoczął rozmowę i przeniósł się z nią do sali konferencyjnej; przez przeszklone szyby było go wyraźnie widać. W tym czasie Maggie zagadała do Vala:
— Hej, i jak z tymi fontami? — Mina mężczyzny podpowiedziała jej, że nie wiedział o jakie fonty chodziło. — No, do tego mojego starego projektu? Rozmawiałam z Brianem podczas lunchu, miał ci dać całe archiwum projektu żebyś zapoznał się z profilem działalności i całym projektem, który dla nich robiliśmy, żeby przedstawić propozycje fontów do ich nowej broszury. Nie powiedział ci? — No, najwyraźniej nie powiedział. — Kurwa. A co teraz robisz? Masz chwilę? Potrzebuję tego na cito. Nie mamy tego teraz online, bo to stare pliki, możesz to ściągnąć z bazy na jego kompie? Powinny być gdzieś w 2016 pod nazwą Blue Catch Records… — mówiła i przerwała, gdy rozdzwonił się tym razem jej telefon. — O, dzień dobry… tak, tak, nasz grafik już kończy przedstawiać swoje propozycje i wyślę to panu… — Maggie rzuciła Valowi błagalne spojrzenie.


Valye - 2018-12-10, 08:14

Słysząc ten prześmiewczy ton, spojrzał na Briana z całych sił starając się nie zabić go wzrokiem i zmazać ze swojej twarzy tę wyraźną niechęć do niego. Dupek.
Bez słowa odprowadził go spojrzeniem do sali konferencyjnej mając nadzieję, że będzie świadkiem jak ten przywala w coś czołem, jednak zaraz odwrócił się do Maggie, która z nadzieją w oczach pytała go o fonty, o których pierwszy raz słyszał.
Co do cholery? Nikt nic nie mówił mu dzisiaj o żadnych czcionkach. A przecież specjalnie Brian nie pominął tej informacji. Tak? TAK?
Zmarszczył brwi sam nie będąc pewnym odpowiedzi na to pytanie. Wcześniej ani razu nie zdarzyło się Brianowi nie poinformować go o czymś takim. Zawsze przecież pilnował, żeby każdy w zespole zajął się tym co ma i w odpowiednim czasie kontrolował ich postępy w pracy, więc dzisiaj Val wyjątkowo nie mógł pozbyć się wrażenia, że Dawson specjalnie to zrobił, chociaż naprawdę chciał wierzyć, że ten dupek ma jeszcze trochę oleju w głowie i nie będzie przez ich osobiste konflikty w taki sposób utrudniać pracy.
– Ok, tylko poczekajmy aż wróci Brian i wtedy... – przerwał kiedy Maggie rzuciła się odebrać swój telefon. Patrzył jej prosto w oczy z coraz bardziej markotną miną, a kiedy ta posłała mu to błagające spojrzenie, zerknął na beztrosko rozmawiającego sobie przez telefon swojego kochanego szefa. – Kurwa.
Zgarnął szybko ze swojego biurka pierwszego lepszego pendrive’a i podszedł do stanowiska obok, od razu biorąc się za przeszukiwanie bazy. W zaistniałej sytuacji naprawdę wolałby zaczekać aż Brian skończy pierdolić przez telefon i przyjdzie tutaj, niż sam miałby grzebać w jego komputerze. Nie miał pojęcia co jeszcze może Brianowi wpaść do tego pustego łba, ale na pewno nie przyjdzie tu i nie poklepie go przyjacielsko po plecach widząc, jak właśnie jego ulubiony pracownik miesiąca przeszukuje mu dysk. Cudownie. Wpinając pendrive’a w komputer, zerknął na rozrzucone na biurku rzeczy, które Brian zostawił tutaj, kiedy chwilę wcześniej opróżniał kieszenie. Gdy jego uwagę przykuła mała, zgnieciona karteczka z losowania, podniósł wzrok upewniając się, że Brian na niego nie patrzy i nie mogąc się powstrzyamć, rozprostował papier palcami. CO. Chwilę patrzył ze zgrozą na swoje imię napisane zgrabnym pismem, aż w końcu zgniótł z powrotem karteczkę i przeniósł wzrok na monitor. A w prezencie na gwiazdkę dostanę wilczy bilet.
Kiedy odnalazł właściwy folder, zrzucił go od razu na swój nośnik i odpiął się od komputera. Gdy prostował plecy, pochwycił spojrzenie Briana przez szklaną ścianę, który jakoś na szczególnie szczęśliwego nie wyglądał. No doprawdy, nie miał zielonego pojęcia dlaczego. Wrócił do swojego biurka i gdy tylko kątem oka zauważył szarżującego byka, odezwał się pierwszy, zanim ten zbytnio podniecił się przeinaczeniem faktów.
– Zrzuciłem z twojej bazy archiwum starego projektu Maggie. Wiesz, to od fontów, które zapomniałeś mi dać. – odwrócił głowę w jego stronę, tym razem nie zawracając sobie głowy neutralnym tonem głosu, po czym widząc ponaglające spojrzenie Mag, wrócił wzrokiem do swojego monitora, chcąc jak najszybciej przejrzeć jej projekt i zabrać się w końcu do pracy.


effsie - 2018-12-10, 12:22

Brian zmarszczył brwi i dopiero po chwili otworzył szerzej oczy, przypominając sobie o swojej rozmowie z Maggie. Kurwa, naprawdę o tym zapomniał – chwilę później wpadł na Emilio, z którym dokończył lunch, a gdy wrócił Valye robił przy komputerze coś, o co go poprosił przed posiłkiem… no kurwa, zapomniał. Serio, zapomniał. Ale wredny komentarz, na który pozwolił sobie wcześniej plus ton Vala teraz jasno powiedziały mu, że to wcale tak nie wyglądało z jego perspektywy – a wybitnie nie zamierzał się z tego tłumaczyć.
Z niczego, z niczego nie zamierzał się tłumaczyć.
Nie miał za złe skorzystania ze swojego komputera; okej, był tam zalogowany na wszelkie portale społecznościowe i skrzynkę mailową, ale chociaż ten facet działał mu na nerwy, nie podejrzewał go o takie szczeniackie zagrywki jak sprawdzanie jego prywatnej korespondencji. Rzucił tylko okiem na blat biurka i szybko zgarnął z niego małą karteczkę, którą zaraz wrzucił do kosza; jeszcze tego by brakowało, by Valye dowiedział się, kto będzie jego sekretnym Mikołajem.
Nie skomentował tego w żaden sposób, powtarzając sobie w myślach, że jest pieprzonym kwiatem lotosu i nie da się wyprowadzić byle dzieciakowi z nerwów; prawda była jednak taka, że ten młody koleś naprawdę go wkurwiał. I chyba nawet nie chodziło o nic szczególnego, po prostu, całym sobą reprezentował postawę godną pożałowania – pieprzonego homofoba, który musiał wtrącać się w nieswoje sprawy. Coś jednak było na rzeczy i choć wcześniej wydawało się mu, że ma to gdzieś, teraz czuł się podirytowany faktem, że jego pracownik okazał się bratem byłej narzeczonej Briana.
Tego dnia Brian usilnie ignorował Valye’a, ale kiedy jego szczeniackie zachowanie nie podziałało (mężczyzna z cierpliwością zniósł tę „wojnę na wyniszczenie” i nie odezwał się słowem do Briana; Dawson widział, że później zszedł do grafików, pewnie żeby upewnić się co do czegoś, nad czym pracował w zeszłym tygodniu i wcześniej), musiał je trochę przemyśleć. To było idiotyczne, całkowicie zdawał sobie z tego sprawę, ale czerpał z tej namiastki władzy jakąś chorą sytuację.
Jeden dzień. Jeden dzień naprawdę wystarczył, by nie potrzebował już wyżywać się na Valye’em.
We wtorek za to zwrócił się bezpośrednio do niego.
— Będziemy startować z tym layoutem — zaczął bez żadnego przywitania, odstawiając półpełny kubek kawy na biurko. — Zanim zaczniemy w ogóle cokolwiek projektować, potrzebujemy dogłębnego researchu na temat tego, jak teraz wydajemy książki. Graficy pracują nad nimi oddzielnie, zależy od tematyki; mają jakieś zasady, ale prawda jest taka, że mocno je naginają na potrzeby konkretnych tytułów, co sprawia, że jak spojrzysz na to, co robimy teraz, to panuje tam chaos wizualny. Zajmiesz się researchem tego, jak to wygląda i wyglądało — powiedział dość neutralnie, choć na pewno mógłby wybrać przyjemniejszą w obyciu formę, niż ten pół-rozkaz. — Jak zaczniesz to robić?
Wydawało się, że był pół-miły, pół-wredny; jakby chciał przydzielić Valye’owi jakieś zadanie (sensowne w całym procesie), a jednocześnie powątpiewał w to, że przyjęta przez mężczyznę metodologia będzie właściwa; jakby chciał go sprawdzić, udawać, że wysłucha jego propozycji, podczas gdy sam miał już pewnie własny (i pewnie oczywiście lepszy) plan.


Valye - 2018-12-10, 16:14

Starając się ignorować te przepiękne wizje Briana, który do pudełka z prezentem najprawdopodobniej wsadzi bombę, ku uciesze Maggie, Val szybko zajął się propozycjami fontów do jej projektu, dzięki czemu w naprawdę krótkim czasie mogła w końcu przesłać klientowi wszystkie materiały. Przez fakt, że jednak znalazło się dla niego sensowne i bardziej wciągające zajęcie, bardzo łatwo było mu ignorować do końca dnia Briana i jego cholernego Secret Santa.
Nie był materialistą, naprawdę go nie obchodziło jak bardzo wartościowe (albo właśnie bezwartościowe) będzie to, co jego przeuroczy przełożony postanowi mu sprezentować. Bardziej obawiał się tego, że jakimś głupim pomysłem jeszcze bardziej zniszczy mu humor na kolejne dni.
Jakież było jego zdziwienie wieczorem, kiedy w domu w końcu przypomniał sobie o swoim losie. I naprawdę, naprawdę imię Briana na tej kartce było dla niego jakimś wyrafinowanie chorym żartem.
Następnego dnia zdecydowanie lepiej przygotował się na przemiłe i profesjonalne zachowanie Briana, ciągle powtarzając sobie w myślach, że musi uzbroić się w naprawdę wielką dawkę anielskiej cierpliwości, bo inaczej nie da rady przetrwać najbliższych dni w jednym pomieszczeniu z tym... z nim. Żeby sobie pomóc postanowił, że nawet w myślach postara się nie obrażać go i nie rzucać w niego inwektywami. Chociaż nie dawał zbyt wielu szans temu postanowieniu.
Kiedy Brian odezwał się do niego, Val przez chwilę patrzył na niego z uniesioną brwią zaskoczony tak bezpośrednim i właściwie nawet całkiem neutralnym monologiem, ale widząc, że to co mówi rzeczywiście dotyczy pracy, szybko przełączył się na tryb uważnego słuchania, nie chcąc pominąć żadnej ważnej informacji. Zdziwił się również, kiedy usłyszał zadane pytanie i po nim ciszę, która wymagała od niego odpowiedzi. I na pewno nic wrednego się pod tym nie kryje?
– Więc... przejrzę bazę w sensownym przedziale czasu, nie wiem, pięć lat wstecz, zejdę do grafików, żeby sprawdzić nad czym dokładnie każdy z nich teraz pracuje, wolałbym też wiedzieć na wydanie jakiego rodzaju książek w przyszłości nastawia się wydawnictwo, żeby wiedzieć na co szczególnie zwrócić uwagę, bo zajmowanie się czymś co nie ma żadnej przyszłości, nie ma większego sensu... Myślę, że potrzebujemy też małego rozeznania, w jaką stronę idą trendy na rynku, co odchodzi do lamusa, żeby jakoś podsumować to co teraz jest wydawane i było, czy szło to w dobrym kierunku i czy w ogóle w jakiś sposób było to spójne. Trzeba sprawdzić, czego właściwie będziemy oczekiwać od tego szablony... – urwał w połowie zdanie wzruszając powoli ramionami, zdając sobie sprawę, że to co mówi, prawdopodobnie nie jest Brianowi do niczego potrzebne. Musiał przyznać, że zaskoczył go dzisiaj. Naprawdę nie spodziewał się, że będzie chciał ruszyć już z tym projektem, a w dodatku, że jednak zamierza go w to wciągnąć... I ten cholerny prezent! Tak, właśnie, to jest najlepszy moment do zastanawiania się nad tym co dać Brianowi, cholera. Skup się Val, skup.


effsie - 2018-12-10, 18:46

Brian, wbrew pozorom, naprawdę słuchał Vala; i nie trzeba było być szczególnie bystrym, by to zauważyć. Miał wlepiony w niego wzrok, lekko ściągnięte brwi i mierzył go uważnym spojrzeniem.
— Pięć… poszedłbym dalej, może tak z dziesięć — powiedział dość miłym, jak na ich stosunki, głosem. — Na razie nie skupiaj się na przyszłości i aktualnych książkach, powiedziałem, że chodzi o research tego, co wydaliśmy — dodał, podkreślając czas przeszły w użytym przez siebie zdaniu. — Nie chodzi też o żadną ocenę, co jest dobre, a co chujowe, mamy na to czas. Chcę na razie twardych danych. Trzeba będzie znaleźć jakieś prawidłowości… o ile występują. Wiesz, czy w beletrystyce mamy jakiś jeden nurt dizajnu, jak wyglądały szablony tych nielicznych albumów… w ogóle, trzeba do tego jakoś ustalić kategorie, żeby ta metodologia miała sens, ale to będzie wielkie syf — zapowiedział z ciężkim westchnięciem. — Możesz przysiąść do tego z Danem, jeśli będzie miał czas. Powinien mieć, bo kończy teraz jedną bazę danych. Dan ogarnia u nas bazy jak nikt. Więc, moim zdaniem, przydałby się jakiś blitz-research tego, co wydawało się tu przez ostatnie dziesięć lat, w kategoriach. To byście mogli z Danem zrobić wspólnie, a potem dobrze byłoby, gdybyś wyciągnął jakąś esencję z tego, co w tych kategoriach siedzi. Chyba, że będzie to straszny syf i okaże się, że nic nie jest spójne to pomyślimy, co dalej. Co myślisz? — spytał na koniec.
Możliwe, że Valye miał inny pomysł, możliwe, że lepszy. Jeśli tak, Brian byłby gotów przyznać mu rację i niech działa po swojemu. Tylko, prawdę powiedziawszy, nie wydawało mu się, by tak było.
Przy okazji, gdy tak stał, zmierzył chłopaka wzrokiem. Minął tydzień odkąd widział go w biurze i miesiąc, odkąd tu pracował, a wciąż nie wydawało się, by jakoś szczególnie się tu zadomowił. Brian szukał wzrokiem jakiegokolwiek punktu zaczepienia, by móc choć odrobinę trafić z prezentem, tylko…
Dlaczego mu w ogóle na tym zależało? Generalnie, ten dzieciak go mocno irytował, ale Brian – to było dziwne – naprawdę lubił dawać prezenty. Raczej się do tego nie przyznawał na głos, to było na maksa dziewczęce i wydawało się mu, że zupełnie do niego nie pasuje, ale… no lubił to. Szukać jakichś pierdół. Robić je. Pakować, o kurwa, jak on lubił pakować prezenty! A skoro ten mały gnój nie wiedział, kto będzie jego Mikołajem, mógł naprawdę postarać się trafić z właściwym giftem – takim, który chociaż na chwilę wywoła uśmiech na twarzy, zamiast zostać ciśniętym w kąt jak kolejny bibelot.
Brian takich bibelotów nawet nie przynosił do domu. Bez skrupułów wyrzucał je chwilę po opuszczeniu biura, bo, naprawdę, nie potrzebował przechowywać rzeczy, które go ani trochę nie cieszyły.


Valye - 2018-12-11, 14:57

Słuchając tak nagle odmienionego dzisiaj Briana, Val czuł, że przestaje łapać, co tu się właściwie dzieje. Owszem, nie chciał żeby ich prywatne relacje przekładały się na pracę, ale po prostu zaczynał czuć, że traci tę odrobinę kontroli nad sytuacją, jaką wydawało mu się, że ma. Właściwie to powinien się cieszyć, że jego przełożony zwraca się do niego w raczej… miły, neutralny sposób, bez żadnych chamskich komentarzy i wrednych wyrazów twarzy, ale tak nie było. Zaczynały drażnić go te wahania nastrojów Briana. Czuł się podirytowany tym, że nie ma zielonego pojęcia, co siedzi mu w tej blond głowie. Wolałby, żeby się w końcu zdecydował, czy jest wkurzony i cięty na niego, czy zgrywa jednak miłego szefa, bo wtedy wiedziałby chociaż, czego może się spodziewać po nim następnego dnia.
– Ok, tak zrobimy. – kiwnął głową odwracając od niego wzrok i przeniósł go na swój monitor. – Zacznę sam, a potem poproszę Dana o pomoc. – dodał nie mając na tę chwilę do Briana żadnych pytań.
I rzeczywiście, wedle zapowiedzi, to co zaczęli potem zbierać z Danem okazało się strasznym, nieuporządkowanym syfem, na który będą musieli poświecić zdecydowanie więcej czasu, niż na początku zakładali. Wyjątkowo naprawdę mocno wciągnął się tego dnia z Danem w ich zadanie, dzięki czemu nie miał czasu na nawet najmniejszą myśl o Brianie i jego tajemniczych wahaniach nastroju. Tymczasowo po lunchu przeniósł się nawet na drugi koniec pomieszczenia do biurka Dana, z czego Val bardzo się cieszył. Im dalej od Briana tym lepiej.
– Chłopcy, nie chcę wam przeszkadzać w tej ekscytującej dla was chwili, ale nie sądzicie, że już wystarczy na dziś? – Maggie stanęła nad nimi nonszalancko opierając się o ściankę działową i wskazała głową zegar, który wskazywał kilka minut po osiemnastej.
– Jezu, stary, mam dość. – Dan przeciągnął się wstając od razu i klepiąc Vala po plecach, na co ten tylko zaśmiał się cicho pod nosem i odgarnął włosy do tyłu. Sam też już miał dość. Z chęcią wtoczyłby się do swojego mieszkania i po prostu tak jak stał, położyłby się na kanapie, nie zamierzając z niej wstawać, ale niestety ktoś miał już dla niego inne plany.
Wracając do swojego biurka wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon i widząc wyświetlone imię, odruchowo zerknął z nutą niepokoju w stronę Briana.
– Eve. Coś się stało? – rzucił od razu po odebraniu telefonu nieco zmartwionym głosem, zdziwiony, że jego siostra dzwoni o takiej porze. – Nie, nie, już kończę… jesteś w Chicago? – zaskoczony znieruchomiał na moment przestając zbierać rzeczy ze swojego biurka. Jednak po chwili jego twarz wyraźnie rozluźniła się, kiedy jego siostra użyła dobrej wymówki, która skutecznie go uspokoiła. – Ok, za dwadzieścia minut tam będę. – rozłączył się chowając telefon, po czym szybko dokończył wrzucanie swoich rzeczy do torby, żeby zaraz zarzucić ją na ramię i skierować się do wyjścia. – Do jutra.

– Co u Charlesa? – podparł głowę na swojej dłoni, ze zdegustowaniem dźgając widelcem kawałek mięsa na jego talerzu.
– Znowu ten ton.
– Jaki ton?
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. – Evelyn odstawiła filiżankę głośniej niż wypadało. – Nie przyjechałam do ciebie po to, żebyś go znowu obrażał i szukał zaczepki.
– Ok, ok… – wepchnął sobie do ust kawałek steka i wiedząc, że brak manier przy stole zirytuje jego siostrę, kontynuował z pełnymi ustami. – Więc, o czym chciałaś porozmawiać?
– Razem z Charlesem chcemy spędzić święta na Hawajach. Zabieramy też mamę.
– Jaja sobie robisz. – zaskoczony spojrzał na swoją siostrę, jakby właśnie przedstawiła mu niepodważalny dowód na to, że ziemia jest jednak płaska.
– Nie i dla ciebie, wieprzu, też jest miejsce.
– Serio, Eve? Hawaje? Niech zgadnę, książę wpadł na ten genialny pomysł… – burknął podnosząc ponownie widelec, który przed chwilą odłożył.
– Val.
– Kiedy? – zapytał z markotną miną, chcąc pokazać swojej siostrze, że nie jest wielkim fanem tego pomysłu, ale nie będzie stawiał większego oporu. Jednak kiedy odpowiedź nie nadeszła, podniósł wzrok na siostrę i uniósł brew, domagając się jakiegoś odzewu.
– Pięć dni przed gwiazdką – zaczęła nie spoglądając na niego i wiedząc, że jej brat już prawdopodobnie otwiera usta z protestem, szybko kontynuowała. – I wrócilibyśmy trzeciego stycznia.
Że co? Dwa tygodnie na Hawajach? Czy tego jej cholernego narzeczonego już naprawdę do końca powaliło? Boże, dlaczego jego siostra musi trafiać na takich dupków i dlaczego ma wrażenie, że ten pieprzony Charles doskonale wiedział, że Val nie będzie mógł z nimi polecieć?
– Przecież wiesz, że mam pracę, dopiero ją dostałem… – opuścił ze zrezygnowaniem ramiona i westchnął ciężko spoglądając na siostrę z wyrzutem. – I nawet gdybym jakimś cudem mógł, to nie wziąłbym wolnego. Nie teraz, kiedy… nieważne. – mruknął podnosząc szklankę do ust, nie chcąc nawet myśleć o zaczęciu tematu Briana.
– Dlatego pomyślałyśmy z mamą, że mógłbyś wcześniej nas odwiedzić, zrobilibyśmy dla ciebie świąteczną kolację i…
– Dobra, darujcie sobie. Dobrze wiesz, że nie potrzebuję takich bzdetów i mam gdzieś te całe święta. – skrzyżował ramiona na piersi i wyprostował się na swoim krześle, spoglądając z obrazą gdzieś w bok.
– Jak chcesz. – Evelyn z kamienną miną wróciła wzrokiem do swojej sałatki, w myślach wyzywając swojego brata od upartych osłów i największych głupków świata.


effsie - 2018-12-11, 19:59

Kolejnego dnia Brian był w wyśmienitym nastroju; naprawdę, chyba po prostu wstał prawą nogą, czy jakakolwiek inna dziwna sytuacja, która mogłaby to tłumaczyć, bo w sumie nie stało się nic nadzwyczajnego. Rano udało mu się skoczyć jeszcze na basen przed pracą, a potem na szybkie śniadanie – owsianka z owocami goi, idealna na Instagrama – i pojawił się w Lunie jakiś podejrzanie pełen życia.
Val siedział już wtedy z Danem, pracując przy bazie danych. Skupieni przy komputerze nawet nie usłyszeli jego pytania, dlatego nachylił się nad nimi, wciskając głowę pomiędzy ich ciała i otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy do jego nozdrzy… dobiegł zapach perfum Velye’a. Otworzył usta, całkowicie zszokowany tą przyjemną, piżmową nutą i takiego dojrzał go Val, gdy odwrócił głowę.
— Co jest? — mruknął, a Brian zorientował się, że pochylał się tak z szeroko otwartą szczęką.
— Nic, nic — odparł szybko, zamykając usta i odchrząknął. — Sprawdzam, jak wam idzie. Uda się wam… ci ustalić te kategorie jeszcze dzisiaj? Potrzebujesz pomocy?
— Już kończymy — zapewnił Dan.
— Dam sobie sam radę — odburknął Val.
Brian wyprostował się, wlepiając spojrzenie w Valye’a.
— Dobra — powiedział zachowawczo. — Jakbyś miał jakieś problemy…
— Powiedziałem, że dam sobie radę sam.
— Słuchaj — zirytował się po raz pierwszy Brian, który może i miał dobry humor, ale temu zasrańcowi łatwo wychodziło wytrącanie go z równowagi. — Nie musimy się lubić, absolutnie do niczego nie potrzebuję twojej przyjaźni, ale jak chcesz żeby cokolwiek z tego tu wyszło to potrzebuję na tym froncie trochę współpracy. — Wykonał ręką jakiś chaotyczny ruch, wskazując to na siebie, to na chłopaka. — Mam gdzieś twoje humorki, nie potrzebuję też żebyś kogokolwiek zgrywał, jeśli do lunchu to zrobisz i będziemy mogli to wtedy przedyskutować to zajebiście, a jak nie to powiedz, a usiądziemy do tego razem. Wiesz, gdzie mnie szukać.
Dawson uśmiechnął się półgębkiem i odwrócił, by zająć się swoimi sprawami. A miał bardzo poważne, bowiem jego młodociany chłopak właśnie wysyłał do niego jakieś sprośne smski, które – to oczywiste – nie mogły cierpieć zwłoki.
Są rzeczy ważne i ważniejsze na tym świecie.


Valye - 2018-12-11, 22:33

Pierwszymi słowami, jakich użył dzisiejszego dnia, było siarczyste przekleństwo na samego siebie, rzucone w samotności zaraz po przebudzeniu. Już po otwarciu oczu Val wiedział, że ten dzień nie będzie jego. Oblanie się kawą i uderzenie małym palcem w kant szafy zdecydowanie nie pomogło mu rano poprawić swojego nastawienia. Miał nawet wrażenie, że kiedy szedł chodnikiem, ludzie instynktownie schodzili mu z drogi, bojąc się jego burzowej aury. I dobrze. Niech dzisiaj lepiej spieprzają i nic od niego nie chcą.
Brian ze swoim chujowym wyrazem twarzy sterczący kilka centymetrów od niego, raczej nie pomagał mu w pohamowaniu morderczych zapędów. I dlaczego był dzisiaj taki radosny, w skowronkach i wkurzający jeszcze bardziej niż zwykle?
– Powiedziałem, że dam sobie radę sam. – rzucił naciskając na ostatnie słowo, nawet nie myśląc o stonowaniu tonu wypowiedzi, przez co jego słowa brzmiały raczej jak warczenie, niż grzeczna odpowiedź.
Co oczywiście było przyczyną tak cholernie niepotrzebnego mu dzisiaj wykładu Briana. Niech się po prostu zamknie… niech się do cholery w końcu zamknie! Zdawał sobie sprawę, że Brian miał rację, nikt nie potrzebował tutaj jego humorków. Ale dzisiaj po prostu tak denerwowała go sama jego twarz, jego obecność, nosiło go. Najchętniej po prostu by mu przywalił. Tak o. Dla rozluźnienia.
Zagryzając zęby, bez słowa odprowadził Briana spojrzeniem do jego biurka i z wymalowanym wkurwieniem spojrzał z powrotem na ekran. Dan rzucił mu pytające spojrzenie, na co Val odpowiedział tylko przymknięciem oczu i oszczędnym pokręceniem głową, zbywając niezaczęty temat. Jednak po chwili, kiedy ciągi znaków wyświetlane na monitorze nie miały dla niego żadnego sensu, westchnął głęboko w myślach i wstał szybko.
– Zaraz wrócę. – rzucił tylko do swojego obecnego kompana projektu i nawet nie zerkając w stronę Briana, wyszedł z biura. Musiał, chociaż na dwie minuty. Ochłonąć i dać sobie w twarz.
Po szybkiej wizycie w toalecie skończył z Danem gromadzić potrzebne im informacje, po czym wrócił do swojego biurka i zajął się usystematyzowaniem danych. A przynajmniej próbował. To wszystko było tak wielkim syfem, że aż nie wierzył, że takie wydawnictwo jak Luna, dopuściło się takiego chaosu. Nie mógł się skupić. Ani trochę. Po raz pierwszy od miesiąca czuł, że nie jest w stanie naprawdę dobrze przyłożyć się do zleconego zadania. Cały czas wracał myślami do wczorajszego dnia, ciągle stawał mu przed oczami obraz tego wymuskanego pizdusia, który jakimś pokręconym cudem stał się narzeczonym jego siostry. Miał wrażenie, że ten typ owinął sobie wokół palca jego silną, niezależną siostrę, że tłamsi ją od środka i decyduje ciągle za nią, nie dając jej w ogóle szansy na samodzielne myślenie. Hawaje. Dobre sobie.
A pieprzony lunch coraz bliżej. Zerkając na zegar, który aż krzyczał, że Val jest w totalnej dupie z robotą, westchnął ciężko i schował na moment twarz w dłoniach, próbując pozbierać się do kupy.
Kurwa.
Zbierając się na odwagę wstał w końcu i opierając się o ściankę działową dzielącą jego biurko od Briana, spojrzał na krótki moment w bok, wyraźnie szukając odpowiednich słów. W końcu sam wcześniej chamskim tonem zapewniał go, że da sobie doskonale radę, a teraz ma zamiar błagać o przebaczenie.
– Potrzebuję więcej czasu. – zaczął cicho ciągle patrząc w przestrzeń. – Da się to zrobić… podzielić na te kategorie – przerwał kładąc odruchowo dłoń na swojej szyi i podrapał się po niej powoli, po czym w końcu spojrzał bezpośrednio na Briana. – Tylko potrzebuję trochę więcej czasu.


effsie - 2018-12-11, 23:39

Brian poczuł na sobie czyjś wzrok, ale skupiony na komputerze dopiero po chwili odwrócił głowę, orientując się, że to jego nowy biurkowy-sąsiad. W kpiącym wyrazie uniósł brew, słuchając słów Valye’a i gdyby był postacią z kreskówki, właśnie zapaliłaby się mu nad głową lampka.
Wiedziałem.
Uczucie satysfakcji spłynęło na niego w bardzo ohydny sposób, bo raczej nie powinien się cieszyć z czegoś takiego; to było niesamowicie dziecinne. Brian nie oceniał sposobu wykonania zadania bądź jego trudności, bo to było niemożliwe – przecież na tę chwilę nie wiedział, jak trudne i czy trudne w ogóle było, a miał na tyle doświadczenia, że wolał nie wystawiać pochopnych sądów. Prawda była taka, że nie znał jednak jeszcze za dobrze podejścia do pracy Valye’a i nie mógł mu w pełni zaufać. Nie z powodów jakichś osobistych niesnasek (choć pewnie bardzo by chciał); zwyczajnie, to byłoby bardzo nieodpowiedzialne.
Dlatego… należało to poznać.
— Jak umówiłeś się z kimś na lunch to lepiej to odwołaj — powiedział, napotykając jego spojrzenie i przez chwilę, albo mu się wydawało, albo naprawdę dojrzał w nim cień ulgi. Ale to zniknęło bardzo szybko, możliwe, że kolejne słowa Briana miały z tym coś wspólnego: — Zamówmy coś tutaj i przejdźmy przez to razem. Potrzebuję kwadransa żeby to tutaj dokończyć, ogarniesz do tego czasu tak, żeby mnie wprowadzić? Albo zamów coś do jedzenia. Pasuje mi wszystko, co nie ma orzechów.
Był na nie uczulony, ale to była już zdecydowanie za duża doza prywaty, jaką miałby sadzić temu homofobowi ze stolika obok.


Valye - 2018-12-12, 01:05

Wiedział, po prostu wiedział, że tak będzie. Widział tę pieprzoną satysfakcję w jego oczach, widział jak bardzo cieszyło go, że nie dał rady sam tego ogarnąć do lunchu. Dupek, totalny dupek. Ale tego nie dało się zrobić samemu w tak krótkim czasie.
– Ok. – zgodził się ze zrezygnowaniem, nie zamierzając stawiać żadnego oporu i od razu odwrócił wzrok, nie mogąc na niego dłużej patrzeć.
Wrócił do swojego biurka i korzystając z faktu, że nikt go nie widzi dzięki ściankom, położył na naprawdę krótką chwilę głowę na biurku, jak jakiś nastolatek na strasznie nudnej lekcji. Westchnął przeciągle w myślach, wyprostował się i zaczął szukać czegoś, co nadawałoby się na ich lunch. Bez orzechów, bez orzechów... Z braku laku zamówił im najzwyczajniej w świecie prostą chińszczyznę i korzystając z tych piętnastu minut, które dał mu Brian, postarał się podsumować w miarę przejrzysty sposób to, co do tej pory zrobił.
– Więc... – zaczął kiedy Brian w końcu dołączył do niego. – To jest chaos. Jakiś w miarę przyzwoity szablon miały jedynie atlasy, a przez dziesięć lat było ich tylko 6, dawno temu. – ograniczając patrzenie na Briana skupiał się na monitorze, nie chcąc pominąć jakichś istotnych danych. – Spójną oprawę graficzną miały jeszcze horrory, ale głównie przez kolory grafik i praktycznie każdy tytuł miał dokładnie ten sam font. I to, roboczo podzieliłem to sobie w taki sposób...
Powtarzając sobie jak mantrę, że jest dorosły i nie może się zachowywać w pracy jak naburmuszony bachor, starał się dzisiaj nie być już opryskliwym dla Briana i nie wyładowywać się na nim za jego tymczasowe niezadowolenie ze świata. Niechętnie musiał przyznać, że gdyby nie znał wcześniej swojego obecnego szefa i ich znajomość zaczęła się zupełnie inaczej, mógłby nawet powiedzieć, że Brian nie jest wcale taki... zły? Jeśli chodziło o pracę oczywiście. Nie miał nigdy większego problemu z nim jeśli chodzi o współpracę, był komunikatywny, potrafił wytłumaczyć wszystko co niejasne, dobrze rozporządzał pracą... Ale dla Vala wymazanie wszystkich łączących ich niesnasek było po prostu niewykonalne.
Gdy jego telefon zawibrował zwiastując pojawienie się kuriera, przeprosił na moment Briana i zszedł po ich lunch. Kiedy wrócił, zauważył, że poza ich dwójką ewakuowali się już wszyscy, naprawdę nie chciał marudzić, ale nie widziało mu się wesołe gawędzenie z Brianem nad ich posiłkiem sam na sam, jednak jak widać, nie miał już większego wyboru.
– Chińszczyzna. – zakomunikował stawiając przed nim styropianowe, parujące opakowanie.


effsie - 2018-12-12, 13:21

Brian zadumał się nad monitorem komputera Valye’a, podczas gdy ten opuścił na chwilę biuro by odebrać jedzenie. Cholera, naprawdę był w tym syf: choć grafik przedstawił mu system pracy dość pobieżnie, im dłużej Brian się w to wpatrywał, tym bardziej docierały do niego kolejne irracjonalia z tym związane. Kupa roboty, westchnął do swoich myśli i podniósł wzrok na wchodzącego do biura grafika.
— Ile? — spytał, nachylając się do swojego biurka po portfel. Val zmarszczył brwi, pewnie nie chcąc sobie zawracać głowy takimi drobnymi, jak te za lunch (Brian raczej nigdy nie zwracał ba to uwagi; raz kupowała obiad jedna osoba, raz druga i jakoś to było, bez pierdolenia się o grosze), ale Dawson pod żadnym wypadkiem nie chciał mieć u niego długu – niezależnie od tego, jak niewielkiego. — Ile, nie chcę ci być nic winny — powtórzył dobitnie, aby nie było wątpliwości co do tego, że jego zachowanie to nie czysta kurtuazja.
Gdy Val podał mu kwotę (da się kupić jedzenie w tej cenie? Ja pierdolę, z czego to jest, z kota?) sięgnął po portfel, ale nie znalazł tam żadnej gotówki. Było to do przewidzenia, bo zwykle z niej nie korzystał, a teraz zaklął pod nosem.
— Nie mam gotówki, masz Revoluta? — spytał, mając na myśli aplikację umożliwiającą bezproblemową wymianę gotówki (przypadkiem złożyło się, że jego narratorka jest jej olbrzymią fanką) i nie czekając na odpowiedź, sam uruchomił ją na swoim telefonie. — Potrzebuję twojego numeru — mruknął, nie podnosząc nawet wzroku na Vala, wgapiony w iPhone’a.


Valye - 2018-12-12, 14:57

Gdy tak patrzył na niego, naprawdę mając gdzieś tę symboliczną kwotę za żarcie, przeszło mu przez myśl, że może warto po prostu powiedzieć, że nawet nie słyszał o takiej aplikacji, ale kiedy pomyślał o nieprzyjemnych wyrzutach, jakie mógłby robić mu do końca dnia Brian, bez słowa wyciągnął swój telefon z kieszeni, jednocześnie przeklinając samego siebie, że jakimś cudem rzeczywiście sam posiadał Revoluta. Dopiero po chwili, kiedy poproszono (albo raczej zażądano) od niego numeru, zacisnął mocniej zęby. Nie no, jeszcze tego mu brakowało, żeby szastać na prawo i lewo swoim numerem. Oczywiście, prędzej czy później zaistniałaby taka potrzeba w pracy, ale sam fakt, że Brian miałby mieć jego numer, napawał go po prostu niepokojem. Jednak mimo tej wewnętrznej, nieuzasadnionej niechęci grzecznie wyrecytował powoli cyfrę po cyfrze, a kiedy sfinalizowali transakcję, chwycił plastikowy widelec nie zamierzając pieprzyć się z pałeczkami i wbił ząbki w swoją porcję makaronu. Najwyżej zmieni potem ten cholerny numer.
Powiedzieć, że było mu niezręcznie w obecnej sytuacji, to zdecydowanie za mało. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio czuł się tak skrępowany w czyjejś obecności. Żaden z nich niespecjalnie palił się do rozmowy, a przez tę ciszę jedzenie coś niezbyt mu wchodziło. W dodatku czuł cierpką porażkę na języku, że niepotrzebnie uniósł się wcześniej na niego i było mu przez to najzwyczajniej w świecie głupio.
– Długo tu już pracujesz? – nie podnosząc wzroku znad makaronu, przełamał ciszę rzucając swoje słowa bardziej w przestrzeń, niż jakby rzeczywiście zadawał Brianowi jakieś pytanie. – Nie wpadłbym na to, że spotkam cię w wydawnictwie. – dodał na krótki moment spoglądając na swojego kompana, chcąc zaznaczyć, że tak, tak właśnie, zadał mu przed chwilą normalne pytanie z normalnym tonem.


effsie - 2018-12-12, 17:18

Valye dyktował swój numer telefonu, a Brian zapisywał go w swoim; nie zadzwonił jednak do mężczyzny, puszczając mu sygnał, by i ten posiadał jego numer – umówmy się, raczej nie zostaną kolegami, a więc takie zabiegi byłyby co najmniej śmieszne, jeśli nie zbędne. Zamiast tego przelał Valowi podaną kwotę i tym samym zrzucił z siebie jakiś niewypowiedziany ciężar.
Sięgnął po drewniane pałeczki i rozerwał je, łapiąc je wprawnym ruchem i zamieszał w opakowaniu z makaronem. Wlepił wzrok w monitor, starając się sobie przypomnieć, w którym miejscu rozmowy byli zanim grafik zszedł na dół po jedzenie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, to Val zabrał głos.
Uniósł zdziwiony brew i uśmiechnął się pod nosem. Nie, absolutnie nie spodziewał się uroczej pogawędki i nawet nie ukrywał swojego zdziwienia.
— Nie lubisz mnie odkąd się poznaliśmy te siedem czy tam ile lat temu i teraz zostaniemy kolegami? — rzucił ze śmiechem, choć bez szydery. — Nie musimy się lubić żebyś mógł tu pracować. Pewnie gdybym to ja z tobą przeprowadzał rozmowę, a nie Josh to raczej byśmy się tu nie spotkali, ale nie róbmy już z tego wielkiej afery — dodał, aby nie było żadnych niejasności. — Dwa. Pracuję tu dwa lata — powiedział, nabierając makaronu na pałeczki. — Naprawdę cię to interesuje czy starasz się zabić ciszę? Bo jeśli to drugie, możemy porozmawiać o tych kategoriach.


Valye - 2018-12-12, 19:44

Słysząc śmiech, którego się w ogóle nie spodziewał, znieruchomiał na moment spoglądając na Briana jak na debila, który właśnie uciekł z wariatkowa. A kiedy zaczął kłapać tą blond mordą jeszcze więcej, Val westchnął pod nosem i odwrócił od niego wzrok. Nawet jeśli Brian nie był jakiś szczególnie chamski w tym momencie, to po prostu ten, niepotrzebny dla niego, komentarz już podniósł mu ciśnienie na tyle, że odechciało mu się kontynuować tę śmieszną imitację normalnej rozmowy. Poczuł się jak jakiś naiwniak, że w ogóle próbował. Ja pierdolę. Zachciało mu się cholernych pogawędek.
– Nieważne. – wzruszył ramionami i nawet nie zamierzając patrzeć na niego jak zapycha się tymi pałeczkami (dla których Val oczywiście znalazł już inne zastosowanie, niekoniecznie przyjemne dla Dawsona) skupił się na swoim makaronie ostentacyjnie pokazując tym zachowaniem, że nie będzie już kłopotał go tymi komicznymi podróbami uprzejmości.
A najgorsze dla niego w tej sytuacji było to, że rzeczywiście zapytał akurat o to, żeby po prostu znać odpowiedź na pytanie, z pieprzonej ciekawości, może nawet jakąś krótką rozmową chciał przekonać się samemu, że jego wieczne wkurwienie na Briana jest bezpodstawne. Najwyraźniej jednak ma dobry powód, żeby mieć go za totalnego dupka.
Kiedy opakowanie po jego makaronie wylądowało w koszu na śmieci, wrócił na swoje miejsce, poczekał aż Brian skończy jeść swoją porcję i dopiero wtedy odezwał się do niego kolejny raz. Tym razem oczywiście dotyczyło to wyłącznie ich pracy. Gdy przerwa na lunch zaczynała dobiegać końca, a reszta zespołu zaczęła wracać do biura, Val poczuł niewysłowioną ulgę, mając dosyć przebywania z Brianem sam na sam. Resztę dnia starał się skupić wyłącznie na pracy i wyjątkowo odliczał czas do końca regulaminowego czasu pracy, nie mając zamiaru zostawać tutaj dzisiaj choćby minuty dłużej.
Następnego dnia jego humor był o wiele lepszy, ale nie na tyle, by można było uznać go za dostatecznie radosnego. W drodze do pracy utwierdził się w przekonaniu, że nie ma sensu silić się na tracenie czasu na prezent dla Briana. Kupi mu cokolwiek, co wpadnie mu w ręce i nie przekroczy ustalonej kwoty, wciśnie to w jakiś papier, albo poprosi na miejscu o zapakowanie jeśli sklep będzie mieć taką możliwość i po kłopocie. W końcu i tak nie będzie wiadomo od kogo to.
– Cześć, Val! – przed drzwiami jego biura zatrzymała go Susan, ciągle wesoła i beztroska, jakby wcale wcześniej nie próbował jej spławić.
– Hej. Co tam? – zapytał ostrożnie, poprawiając jednocześnie zsuwającą się z jego ramienia torbę.
– Wpadłam tylko zapytać... albo właściwie zaproponować, bo wiesz, niedługo będzie ta mała impreza świąteczna i pomyślałam sobie... – Val westchnął ciężko w duchu naprawdę nie potrafiąc zrozumieć tak zdesperowanego zachowania blondynki. – Gdybyś nie miał z kim iść, to zawsze mogę cię poratować i zaoferować ci swoje towarzystwo.
– Dzięki. – kiwnął powoli głową bez entuzjazmu, ale kiedy kątem oka zauważył zbliżającego się Briana, dzierżącego w dłoni jak zwykle swoją burżujską kawę ze Starbucksa, przestąpił z nogi na nogę i przybrał o wiele przyjemniejszy wyraz twarzy, uśmiechając się sztucznie do dziewczyny. – Naprawdę ponownie miło z twojej strony, ale przykro mi, już się z kimś umówiłem.
Gówno prawda, Val. Nawet nie wiedziałeś, że można przyprowadzać osoby towarzyszące. Jeszcze tego było mu trzeba...


effsie - 2018-12-12, 21:36

Brian wchodził właśnie do pracy, już na horyzoncie dostrzegłwszy czarną czuprynę Valye’a, który gawędził w lobby z Susan. Miał zamiar minąć ich bez słowa, ale nie dało się, bo grafik od razu jakoś podejrzanie się spiął po tym, gdy na ułamek sekundy spotkali się spojrzeniami.
— Naprawdę ponownie miło z twojej strony, ale przykro mi, już się z kimś umówiłem.
— Val, w porządku — rzucił, przystając obok nich całkowicie normalnie, jakby też zamierzał wsiąść do windy (nie zamierzał, wybierał schody. Odkąd miał trzydzieści lat postanowił, że nie będzie kolesiem po trzydziestce, który jeździ wszędzie windą). — Poradzę sobie na lunchu sam, możesz go zjeść z Susan — zapewnił, uśmiechając się i poklepał Vala przyjaźnie (ehe) po ramieniu.
Susan, widząc to, zaczerwieniła się i zaczęła zaprzeczać.
— Ach, Brian… Haha — roześmiała się uroczo, zakłopotana kolejną odmową Valye’a. — Rozmawialiśmy z Valem o imprezie gwiazdkowej, nie o lunchu…
— A, imprezie gwiazdkowej? — podchwycił Brian i przeniósł spojrzenie na czarnowłosego. — Kogo przyprowadzasz? Mam nadzieję, że Evelyn, dawno z nią nie rozmawiałem — rzucił i zanim Valye zdążył to jakkolwiek skomentować, dodał szybko: — Ale w takim razie musisz w ramach zadośćuczynienia zabrać Sus na lunch. Jakoś sobie dam radę bez ciebie — gadał, czerpiąc najwyraźniej wielką przyjemność z (oczywistego w swoim mniemaniu) wrabiania Vala w spotkania, na które ten wyraźnie nie miał ochoty, jednocześnie trochę grając mu na nerwach. — Wiecie co, czekajcie sobie na tę windę. Idę schodami.
Puścił im oczko (bardziej Valye’owi, który już się gotował z nerwów, niż Susan) i wspiął się prędko po schodach do biura.


Valye - 2018-12-12, 22:19

Kiedy gdzieś z boku padło jego imię, wypowiedziane zdecydowanie nie tym głosem co trzeba, Val zmarszczył brwi i spojrzał na kierującego się w ich stronę Briana. Kiedy ten zaczął rżnąć totalnego głupa, gdyby nie stojąca obok Susan, Valye prawdopodobnie od razu strąciłby tę obrzydliwą łapę ze swojego ramienia, a tymczasem musiał tam stać, zgrywać przykładnego towarzysko pracownika i zastanawiać się o co do cholery chodzi temu bucowi, która najwyraźniej stwierdził, że mieszanie między nim a Susie, będzie dla niego idealną rozrywką na rozruszanie tego ponurego poranka.
Patrząc na pieprzącego bez sensu Briana, który najwyraźniej był bardzo zadowolony z siebie, Val musiał coraz mocniej zaciskać zęby, żeby zaraz najzwyczajniej w świecie nie przywalić mu przy blondynce. Bo to, co właśnie odpierdalał Brian, było ewidentnym aktem czystej złośliwości. I naprawdę bardzo, ale to zajebiście bardzo żałował w tym momencie, że spojrzenie nie może zabijać.
Kiedy jego przełożony oddalił się, pozostawiając po sobie niezręczną ciszę, ciśnienie Vala przekroczyło już dawno dopuszczalną normę.
– Wiesz co Susie, ok, zjedzmy dzisiaj razem. – szybko wymusił na sobie w miarę grzeczny wyraz twarzy i posłał jej drobny uśmiech. – Przyjdę po ciebie. Do zobaczenia. – i zostawiając za sobą osłupiałą dziewczynę, olał windę i niesiony adrenaliną ruszył za Brianem.
Biorąc po dwa schodki naraz szybko dogonił go w połowie schodów i korzystając z zakrzywionego korytarza oraz z martwego pola, w jakim się właśnie znaleźli, wolnego od ludzkich spojrzeń, złapał go za ramię. Niewiele myśląc o czymkolwiek (a z pewnością powinien to wcześniej przemyśleć) szarpnął go do tyłu w kierunku ściany i doskoczył do niego, przysuwając się do jego twarzy z czystym wkurwieniem w oczach. Zważywszy na różnicę w ich wzroście musiało wyglądać to co najmniej komicznie, ale zachowanie Briana tak go rozsierdziło, że naprawdę miał w tym momencie wszystko gdzieś.
– O co ci chodzi? – warknął od razu nie dając dojść mu do głosu. – Bawi cię to, do cholery? Potrzebne ci to było? – sycząc mu prosto w twarz, zacisnął mocniej palce na jego ramieniu, które zaraz puścił, nie chcąc mieć z tym dupkiem tak fizycznego kontaktu.


effsie - 2018-12-12, 22:47

I chuj. Tyle by było po (wcale nie burżujskiej, błagam, to Stany, wszyscy tam żłopią tę kawę ze Starbucksa, bo nie mają lepszej) kawie, która przez szarpnięcie wykonała niekontrolowany wzlot. Część czarnego (jak włosy tego idioty) płynu wylała się, plamiąc koszulę Briana, który zaklął głośno; raz, że przez oparzone palce, dwa, przez zniszczony strój.
Ale nie zdążył nic zrobić, bo już Valye stał przed nim, przez chwilę ściskając ramię Dawsona; szarpnął się, zdezorientowany, ale grafik dopiero po chwili zabrał rękę.
Brian prychnął, mrużąc gniewnie oczy.
— Uważaj, co robisz — syknął ostro, podejmując walkę na spojrzenia z grafikiem. I ooo nie, nie zamierzał się z niej wycofywać! — Zniszczyłeś mi koszulę.
Nie zamierzał wdawać się w jakieś pyskówki, zwłaszcza że ten dzieciak miał wyraźne problemy z kontrolowaniem swojej agresji, skoro na zwykłe przekomarzanie się reagował w taki sposób. I, co tu dużo gadać, Brian nie zamierzał sobie na to pozwalać. Dlatego odsunął się od ściany, napierając na Vala (kubek z kawą, która parzyła go w palce, trzymał z boku; może i byłoby miło oblać też Langleya, ale jeszcze coś by się przypadkiem rozchlapało na jego własnej koszuli…). Szturchnął go barkiem i wyminął, bez słowa podejmując dalszą wspinaczkę po schodach.
Gdy był już na ich piętrze, pierwsze co, skierował swoje kroki do łazienki. Odstawił kawę na obudowę umywalki i rozpiął koszulę; od razu sięgnął po mydło by zaprać plamę. Możliwe, że nie będzie już do odratowania, ale jakoś dzisiaj musiał wyglądać…


Valye - 2018-12-12, 23:16

Zniszczyłem mu koszulę! Val prychnął odprowadzając Briana spojrzeniem, nie mogąc pohamować tego dziwnego rozbawienia, kiedy ten dupek przejął się swoim ubraniem. No tak, bo to było najważniejsze w tym momencie. Ta, spierdalaj, najlepiej.
Strzepnął ze swojej dłoni resztki zaplutej przez Briana kawy i zawarczał z irytacją w myślach. Kurwa! Jak on go wkurwił! Teraz był zdenerwowany nie tyle przez to, że Brian wtrącił się chamsko w jego rozmowę z Susan, ale również przez fakt, że dał się sprowokować i wyprowadzić z równowagi... i do cholery, jak on nienawidzi mieć brudnych rąk!
Stawiając wzburzone kroki wdrapał się po schodach na odpowiednie piętro, wszedł do biura z ulgą przyjmując tam brak Briana, przywitał się cicho z obecnym już tam Danem, po czym rzucił torbę na swoje biurko i wyszedł kierując się do łazienki, chcąc zmyć z ręki zapach kawy. Wbił do środka jak chmura burzowa i stanął jak wryty, kiedy zastał tam swojego wkurwiającego przełożonego. No po prostu cudownie.
– Ja pierdolę. – rzucił z irytacją patrząc prosto na Briana. – Striptiz. – dodał nie zamierzając się hamować i pochylił nad najbliższym zlewem, który był jednocześnie najbardziej oddalony od blondyna i odkręcił wodę, chcąc w końcu umyć dłoń.


effsie - 2018-12-12, 23:38

Brian prał właśnie swoją koszulę w biurze.
Robił to i powoli docierało do niego, wraz z konstatacją faktu, co właśnie się działo, wkurwienie i oburzenie. Ten pierdolony gnojek, mały kurwa Langley, doprowadził do faktu, że Brian prał swoją koszulę w biurze.
Absurd sytuacji był przeogromny i tylko sam się nakręcał, w myślach obrzucając gnojka kolejnymi inwektywami. To było właściwie całkiem rozsądne, bo dzięki temu, no cóż, istniało prawdopodobieństwo, że nie zmiecie go z powierzchni ziemi, gdy wróci do ich wspólnego ofisu. On przynajmniej potrafił panować nad własnymi emocjami.
Ale nie. No kurwa oczywiście, że nie mogło być tak łatwo i cudownie, nie. Drzwi toalety otworzyły się, a gdy Brian podniósł wzrok na lustro, by zobaczyć, kto został jego niespodziewanym gościem, spiął się (od razu napięły się wszystkie jego, skrupulatnie rzeźbione na basenie i podczas biegania mięśnie) i miał zamiar go zignorować.
Ale, kurwa, nie.
Musiał, ten pierdolony gnojek po prostu musiał to jakoś skomentować i tym razem to Brian nie wytrzymał.
Wyprostował się gwałtownie, nieopatrznie mocząc jeszcze bardziej koszulę i odwrócił w kierunku Valye’a. Prychnął i sarknął:
— Kurwa, niemożliwe. Widzisz faceta bez koszulki i już ci odpierdala? Jak ty korzystasz z basenu czy plaży? — zironizował. — Nie bój się, od gapienia się nie zarazisz się orientacją. Pieprzony homofob — prychnął i najchętniej by tu splunął na ziemię, gdyby nie fakt, że pewnie potem sam musiałby to posprzątać.
Zamiast tego ostentacyjnie odwrócił się i zajął się wkładaniem na siebie koszuli, chcąc oszacować poczynione straty.


Valye - 2018-12-13, 00:00

– Nie wiem komu z nas odpierdala tutaj bardziej, ale nominuję cię do głównej nagrody. – rzucił wcinając się mu w połowie zdania z głupim uśmieszkiem, który zaraz zniknął z jego twarzy, zastąpiony nową falą, nieokiełznanego wkurwienia. – Że co? – warknął uderzając w dozownik z mydłem, na który aż zerknął, obawiając się, że nieopatrznie go popsuł, jednak zaraz ponownie wbił w Briana rozwścieczone spojrzenie, próbując rozwiercić mu wzrokiem czaszkę. – Homofob? – powtórzył przez zaciśnięte zęby, jakby chciał się upewnić, że przypadkiem się nie przesłyszał, a niestety obydwoje dobrze wiedzieli, że na to nie było nawet cienia szansy.
Czy ten dupek pił właśnie do reakcji Vala, kiedy dowiedział się, że Brian jest z facetem? To już się do cholery nie można zdziwić, kiedy prawie (i na całe szczęście zatrzymało się to na tym etapie) mąż jego siostry okazuje się sypiać z kolesiami? Nie jest żadnym, cholernym homofobem! Gardził wszelkimi nietolerancyjnymi kretynami, nieważne czy odnosiło się to do orientacji, koloru skóry czy czegokolwiek.
– Jaki ty masz właściwie, kurwa, problem? – wyrwał z podajnika kawałek papieru i zaczął wycierać do sucha dłonie. – Tak bardzo mierzi cię moja obecność? Boli cię to? Że nie udało ci się po cichu wydupczyć tamtej laski? – warknął rwąc kolejny arkusz ręcznika papierowego.
Tak Val, musiałeś. No po prostu musiałeś poruszyć ten temat, nie przeżyłbyś, gdybyś nie nawiązał do przeszłości, co nie?


effsie - 2018-12-13, 00:31

Brian zmrużył oczy, wlepiając spojrzenie w Valye’a i przez moment przyszło mu do głowy by dać sobie spokój. Tak byłoby najlepiej, nie ruszać tej sytuacji, zostawić to i w ogóle pójść sobie dalej, bez przejmowania się takimi sprawami.
Ale nie. Chuj tam w bycie rozsądnym.
Zapinał powoli guziki swojej koszuli, słuchając z czymś na cień pobłażania grafika. Aż miarka się przebrała (Brian też by się chętnie przebrał, ale jeszcze nie miał w biurze zapasowych koszul; jeszcze, bo niewiadomo, co przyniesie przyszłość i Valye na stałe).
— Tak. Dokładnie to mnie boli — powiedział z wyraźną szyderą w głosie. Zrobił (efektowną, w swoim mniemaniu) pauzę i kontynuował: — Nigdy nie przyszło ci do tej głowy, że sam chciałem jej to powiedzieć, nie? Skąd, to wykracza poza twoje zdolności pojmowania świata. — Brian uśmiechnął się nieprzyjemnie. — Myślisz, że miałem zamiar to ukrywać? Że chciałem brać ślub z kobietą, której już nie kochałem? Lubiłem Evelyn i nigdy bym jej tego nie zrobił. Ani sobie, ani jej — powiedział pewnym siebie głosem, nie uciekając ani na chwilę wzrokiem od Vala. — Ale nie. Rycerz na białym koniu, Val Pierwszy Swego Imienia. Doskonały pomysł. Powiedzieć siostrze, że facet, w którym jest zakochana, ją zdradza. W środku jej epizodu depresyjnego. Moje gratulacje — dodał chłodno. — Nigdy mnie nie lubiłeś, więc rozumiem, skąd wziął się w twojej głowie ten idiotyczny pomysł, ale jeśli myślisz, że zrobiłeś to dla jej dobra to oszukujesz tylko siebie. Na pewno szybko sobie z tym poradziła, nie? Na pewno szybko wróciła do normy — mówił, podejrzewając, że to wielka nieprawda. — Pewnie winisz mnie za to, co się potem działo, ale to twoja wina, nie moja. Powiedziałbym jej. Gdyby tylko czuła się lepiej.
Brian naprawdę nie wiedział skąd ten nagły przypływ szczerości, ale musiał przyznać jedno: Valye’owi udało się bardzo dobrze zadanie zlecone przez niewiadomo kogo, mianowicie, zirytować Dawsona. Nie, nie zirytować, chyba nawet wkurwić, bo patrzył na niego z niewypowiedzianym chłodem i w głosie próżno było szukać jakichkolwiek przyjemnych nut.


Valye - 2018-12-13, 02:04

– Co jej chciałeś kurwa powiedzieć, "Cześć Eve, skończyło nam się mleko, trzeba kupić. A, zapomniałem, zdradzam cię. To pa!" – zakpił, ale kiedy Brian poruszył temat depresji Evelyn, Val nie wytrzymał.
Cisnął zużyty papier do stojącego obok kosza i ruszył w stronę Briana. Z morderczym spojrzeniem stanął przy nim tak blisko, że niemal przydeptywał jego stopy, a przez różnicę wzrostów musiał nieco zadrzeć głowę do góry, co może w innej, spokojniejszej sytuacji drażniłoby go, ale w obecnej miał już wystarczającą ilość bodźców, żeby w ogóle zwrócić na to uwagę.
– A gdyby jej się nie poprawiło, hm? Przeciągałbyś to w nieskończoność? – syknął żałując, że nie pluje jadem, bo z chęcią by to w tym momencie zrobił. – Spierdoliłbyś spod ołtarza, to miałoby jej pomóc? Co ty pierdolisz? Czy ty wiesz co się z nią działo po tym wszystkim?
Więc Brian czuł się skrzywdzony? Co za pierdolony hipokryta. Momentalnie stanął mu przed oczami obraz wraku jego siostry w tamtym czasie, która była tak załamana, że przez kilka tygodniu nie była w stanie normalnie funkcjonować, a on z matką cały czas bali się spuścić ją z oka. Kurwa! I nie, to nie była jego wina, a przynajmniej sam tak uważał. Bo jakoś sobie nie przpominał, żeby zmuszał Briana do wskakiwania innej lasce do łóżka.
– Myślisz, że zrobiłoby jej to większą różnicę, gdybyś nagle łaskawie zaszczycił ją swoją pierdoloną dobrocią i się przyznał? Chodziło do cholery o sam fakt, że ją zdradziłeś, a nie kto jej o tym powiedział! Skoro tak bardzo ci na niej zależało, to trzeba było trzymać kutasa na wodzy, a nie teraz będziesz zgrywał pokrzywdzonego i pierdolił coś o czekaniu na dobry timing.


effsie - 2018-12-13, 10:23

Brian zmierzył Valye’a spokojnym, choć chłodnym spojrzeniem. Nie było wcale trudno zorientować się, jak rozemocjonowany był młody grafik; cały aż chodził, buzował, drżał. Jeszcze chwila i Brian był gotów pomyśleć, że da mu w pysk – i chociaż chętnie by go do tego sprowokował, nie mógł pozwolić sobie na limo pod okiem. Prawdę mówiąc, szczerze wątpił w to, by Langley miał na tyle siły, by mu takie zaserwować, ale spotkania służbowe przyozdobione dorodną śliwą… Nie było warto ryzykować dla zaspokojenia własnej ciekawości.
Brian już kiedyś musiał ratować się podkładem i korektorem, ale był w tym naprawdę, naprawdę kiepski i wolał by taka sytuacja się nie powtórzyła.
Dlatego odsunął się o krok od Valye’a, zdegustowanym spojrzeniem dając mu znak, co myślał o przekraczaniu przez mężczyznę jego prywatnej (nie bez powodu) strefy osobistej. Zachowywanie pozorów normalnej konwersacji wychodziło mu, prawdę mówiąc, dość średnio; trudno było nie zauważyć, że Val był cały w innych, zgoła mniej przyjemnych, emocjach.
— Jeśli myślisz, że zamierzam ci się teraz z czegoś tłumaczyć lub zacząć cię za to przepraszać to się grubo mylisz — powiedział, unosząc kpiąco kącik ust. Zdrada… Brian może był trochę nienormalny, ale nie uważał tego za nic złego. Już jej nie kochał. To nie tak, że zamierzał żyć z Evelyn i skakać sobie od kwiatka do kwiatka, po prostu… był ktoś inny i tyle. Tamta kobieta pojawiła się w niefortunnym czasie i może gdyby nie choroba Eve wszystko potoczyłoby się inaczej, ale nie było co dzielić włosa na czworo i płakać nad rozlanym mlekiem.
Mógł o tym porozmawiać z Evelyn, zwłaszcza teraz, gdy – według słów Valye’a – była szczęśliwa, ale na pewno nie z jej bratem.
— Wiesz, nie jestem psychologiem, ale może, może, powinieneś skupić się na swoim życiu, a nie na życiu swojej siostry. Wyjdzie na dobre, i tobie, i jej. Zacznij od Susan, pójdzie łatwo, a potem będzie już z górki.


Valye - 2018-12-13, 19:00

Z tym daniem w pysk, to Brian nie pomylił się za bardzo. Niestety jeśli chodziło o Evelyn, Val nie potrafił myśleć trzeźwo, nawet podświadomie cieszył się, że blondyn dał krok w tył, bo rzeczywiście jeszcze chwila i nie pohamowałby się. A ta wredna morda byłaby pierwszym celem, na którym chciałby wyładować swój gniew i naprawdę nie miałby większego problemu, chociaż spróbować skrzywić pięścią ten jego uśmieszek.
I miałby tutaj przyprowadzić Eve na tę całą gwiazdkową szopkę? O nie, nie ma mowy. Brian mógł być pewien, że Valye zrobi wszystko, żeby nie dopuścić go do swojej siostry. Chyba po jego trupie. Ostatnie czego potrzebował, to żeby ten dupek nagle chciał odnowić kontakt z Evelyn. Miał szczerą nadzieję, że zdążyła już zapomnieć nazwę tego wydawnictwa, kiedy na samym początku opowiadał jej o nowej pracy i nie zrobi sobie nagle małego researchu, żeby przyjść tu kiedyś i zaskoczyć go swoimi nagłymi odwiedzinami. Nie zdziwiłoby go to. Odkąd każdy poszedł na swoje, nawzajem sporadycznie robili sobie kontrolę życia jeśli czuli, że coś może być nie tak z drugim. No dobrze... może on robił to trochę częściej (o wiele, wiele częściej), ale przynajmniej był pewien, że nic złego się u niej nie dzieje. Zresztą w jego mniemaniu nie mieszał się w życie swojej siostry tak, żeby przekroczyć jakieś dopuszczalne granice.
– Nie, nie jesteś psychologiem. – z szyderczym tonem przyznał Brianowi rację, krzyżując na piersi ramiona. – Dlatego hipokryto, sam skup się na swoim życiu, nie potrzebuję od ciebie żadnych zasranych rad. Skoro tak ci zależy na dobru Susan, to sam się z nią umów i nie mieszaj mnie do tego. Swatka się znalazła. – prychnął pokazując swoją pogardę i odwrócił od niego wzrok stwierdzając, że już naoglądał się dzisiaj paskudnych rzeczy.
Stwierdzając, że już wystarczy mu na dzisiaj wesołych pogawędek, obrócił się na pięcie nie mając zamiaru dłużej przebywać z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu, ale przed drzwiami zatrzymał się i zmierzył ostatni raz Briana żmijowatym spojrzeniem, zatrzymując się na jego zmasakrowanej koszuli.
– Wyglądasz chujowo. – posłał mu wredny uśmiech i szybko wymaszerował z łazienki, zanim zmieni zdanie i jednak postanowi przywalić tej chodzącej, blond pewności siebie.


effsie - 2018-12-13, 21:49

Co było naprawdę dziwne to fakt, że pomimo tego… dość niecodziennego zdarzenia w łazience, cała reszta dnia minęła dość bezproblemowo. Brian nie przejął się w ogóle komentarzem Valye’a (jeszcze by tego brakowało, by przejmował się opinią jakiegoś smarkacza w trampkach za trzy dolary), ale na wszelki wypadek wyczyścił jeszcze raz koszulę.
Oraz miał nadzieję, że w przerwie na lunch uda mu się skoczyć do domu się przebrać.
Tymczasem… ciskali w siebie gromy, walcząc na spojrzenia i nawzajem starając się ignorować swoje jestestwo, ale gdy przychodziło do pracy nad konkretnym tematem, dość prędko okazywało się, że nie było to wcale tak wielką przeszkodą. Gdy już puściły hamulce, tak całkowicie, ani Valye, ani Brian nie hamowali się z okazywaniem swoich wrogich emocji, nie trzymali języka za zębami, a w tym prawdziwym chaosie ich wibrujących emocji w przedziwny sposób okazało się, że obaj… że obaj potrafią w nim pracować.
I to była absolutnie niespodziewana rzecz.
Brian nie odzywał się do Valye’a częściej, niż była tego potrzeba – i działało to w obie strony. Początkowo z tego powodu atmosfera w ich biurze była dość napięta, ale gdy po kilku dniach pozostali członkowie zespołu zorientowali się, że tak nie dość, że dało się pracować, to to jeszcze działało… w jakiś pokrętny sposób przyjęli ten sposób działania za normalny.
Normalna sytuacja za to nie wydarzyła się na pewno w tygodniu przed świętami. Mieli wtedy dużo pracy, wszyscy, całą szóstką, i musieli na chwilę zawiesić działania związane z rozpisanymi projektami, aby pomóc w odciążeniu pozostałych działów z przedświątecznej gorączki. Do tego dochodziły logistyczne przygotowania do Boxing Day i już, to wystarczało, by zapierdalali od rana do wieczora, nabijając sobie nadgodziny, może też te, których wcale nie potrzebowali. Tym samym, młody, dwudziesto-kilkuletni chłopak Briana został nieco zaniedbany i chyba czuł w związku z tym pewne wyrzuty sumienia. Albo zwyczajnie czuł się zaniedbany, a przecież niedługo wracał do rodziców na święta i nawet ich nie mógł spędzić ze swoim dorosłym, starszym, jakże pociągającym chłopakiem… więc postanowił go odwiedzić w pracy.
— Aaach — jęknął Brian, wplatając palce we włosy Christophera i poruszył dłonią, wskazując mu rytm, w którym powinien poruszać głową. — O Boże, tak, właśnie tak — jęknął, podpierając się przedramieniem o maszynę do ksero, gdy ten młody, prześliczny chłopiec wolną dłonią pieścił jego jądra.
Brian westchnął głęboko, czując, jak Christopher na chwilę wypuścił jego penisa z ust i spojrzał na niego z dołu zamglonym spojrzeniem, uśmiechając się nieprzytomnie.
— Dobrze? — spytał, jakby oczekując pochwały, a Brian był bardzo, bardzo łaskawy, bo postanowił mu ją dać.
— Bardzo ładnie — westchnął, mrużąc oczy. — A teraz włóż go sobie głębiej — wychrypiał, masując skórę głowy swojego chłopaka i popchnął go nieco w stronę swojego krocza.
A Christopher? Christopher wcale nie protestował.


Valye - 2018-12-13, 23:15

Jeśli miałby być szczery, to spodziewał się sporych konsekwencji po tych felernych, łazienkowych pogaduszkach. Nie wiedział w jaki sposób Brian zamierzał się na nim odegrać za to, ale spodziewał się, czegokolwiek. Chyba powinien dziękować, że skończyło się tylko na słownych przepychankach i wredotach, które stały się dla nich codziennością.
Nienawidził takiego przedświątecznego nawału pracy. Gardził świętami. Zaczynał mieć naprawdę dosyć tych nadgodzin, przez które jeszcze dłużej musiał patrzeć każdego dnia na tę zakazaną mordę. Jedyne co zawdzięczał temu nawałowi pracy to to, że nawet Susan, zachęcona jednym wspólnym lunchem, nie miała czasu żeby go nachodzić i nagabywać na kolejne wesołe eskapady po wegańskich knajpach. A dzisiejszy dzień był jednym z gorszych, jak nie najgorszy, w czasie tego zapierdolu. Został jeszcze dłużej, niż wczoraj, bo przejął niedokończoną pracę jednego z grafików, który stwierdził, że na złość wszystkim złamie sobie rękę. A Valye miał ochotę złamać mu drugą. Nie dość, że dzisiaj biegał od piętra do piętra jak jakaś sekretarka, to pieprzone ksero przy grafikach odmówiło mu posłuszeństwa. Klnąc na złośliwość rzeczy martwych wrócił szybko na swoje piętro mając w myślach obraz wymachującego biczem Emilio, który szybko potrzebował kopii jakichś dokumentów. Nawet nie spodziewając się, że ktoś o tej porze może jeszcze tu być, a tym bardziej korzystać z ksera, chwycił za klamkę i wbił do pomieszczenia z kserokopiarką.
– Ja pierdolę! – nie szczędząc sobie podniesionego głosu zakrył oczy trzymanymi kartkami i momentalnie obrócił się plecami do zastanej dwójki zamierzając wyjść... nie, chwila! Przecież musiał to skopiować na już, inaczej Emilio (który chyba najbardziej z nich wszystkich dawał innym odczuć, że ma dosyć tych nadgodzin i poganiał wszystkich z robotą) go zabije. – Czy wy do jasnej kurwy, nie możecie sobie znaleźć lepszego miejsca?! – syknął czując, że ciężko będzie mu wymazać obraz bolca Briana ssanego przez jakiegoś… ile do cholery ten chłopak ma w ogóle lat? – Muszę coś skopiować, wynocha. – warknął nie zamierzając nawet oglądać się za siebie i patrzeć na to raz jeszcze. Boże, żeby tylko przypadkiem nie pobrudzili kserokopiarki... Cholerni napaleńcy.


effsie - 2018-12-14, 00:19

Christopher podskoczył w miejscu, albo raczej: podskoczyłby, gdyby pozwalała mu na to pozycja (klęczał przed Brianem z jego penisem w ustach) i ręka Dawsona, którą ten przyciskał sobie jego głowę do krocza. Mężczyzna wzdrygnął się na obecność trzeciej osoby w pomieszczeniu, ale gdy tylko zorientował się kto to był…
Oczywiście. Pieprzony homofob.
Przytrzymał głowę Chrisa przy swoim kroczu o kilka sekund dłużej, niż było to potrzebne, ze wzrokiem wbitym w Valye’a, który może i nie chciał się na to patrzeć, może był taki zniesmaczony, jak starał się pokazać… ale Brian widział ten ruch jego oczu, gdy kącikami zerkał w ich stronę.
Puścił głowę Chrisa, gładząc powierzchownym ruchem jego kręcone włosy, a chłopak zaraz odsunął się i spojrzał przez ramię na sprawcę tego całego zamieszania. Oblał się szkarłatem i otarł usta wierzchem dłoni, starając się pospiesznie doprowadzić do ładu, podczas gdy Brian spokojnym ruchem podciągnął bokserki i spodnie.
— Sorry… nie wiedzieliśmy… — zaczął tłumaczyć się Christopher, ale Brian uspokoił go drobnym gestem, opuszkami palców smyrając jego szyję.
— Nic się nie stało, słońce — powiedział dość neutralnie, bez jakichkolwiek uczuć, co było bardzo dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności. Tylko rumieniec na jego twarzy i przyspieszony oddech wskazywały na to, że jakkolwiek przejął się sytuacją, która miała przed chwilą miejsce. — Dokończymy później. Daj te dokumenty, Val — powiedział, wyciągając dłoń po plik kartek.
Czy mówiąc później Brian naprawdę miał na myśli jak tylko on skopiuje te swoje dokumenty?


Valye - 2018-12-14, 07:55

Nie patrz, nie patrz... kurwa. Spojrzał. I to prosto w oczy Briana, który jeszcze nonszalancko spoglądał na niego. Jezu, dlaczego on jeszcze nie puścił tego dzieciaka. Świetnie. Nie dość, że buc, to do tego perwers. Teraz powinien się zastanowić czy powinien nadal być wkurzony na swojego zboczonego szefa za zdradzenie jego siostry, czy raczej być mu za to wdzięcznym, bo gdy tylko sobie pomyślał, że ten ogra i jego siostra...
Kiedy Val upewnił się, że Brian w końcu postanowił nie wietrzyć swojego pytona i oszczędzić mu niepotrzebnych widoków, odwrócił się do nich przodem. Kiedy młody zaczął przepraszać, Valye z podirytowaniem uniósł brew, kompletnie nie spodziewając się, że ten w ogóle się odezwie, ale momentalnie kiedy stał się świadkiem tej sztucznej czułości Briana, ostentacyjnie wywrócił oczami i skrzyżował ze zniecierpliwieniem ramiona.
– Wiesz, dzięki, ale kserować to ja jeszcze do cholery, potrafię. – warknął przykładając kartki do torsu, jakby chciał się upewnić, że nikt mu ich zaraz nie wyrwie, kiedy Brian o nie poprosił. Jeszcze czego. Wolał nie myśleć ile przeróżnych ludzkich wydzielin mogło się teraz znajdować na jego dłoniach. – Odsuń się w końcu. – sapnął z rosnącym wkurwieniem i wyminął parkę większym łukiem niż wypadało, po czym wepchnął się między blondyna a kserokopiarkę. – Co? – zmierzył Briana wzrokiem kiedy ten coś nie za bardzo kwapił się do zabrania stąd tego palącego buraka dzieciaka. Słusznie młody. Trzeba było nie obciągać jakiemuś staremu zbokowi w pieprzonym miejscu pracy. – Czekasz aż zaprezentuję ci jak to działa – machnął dłonią w kierunku maszyny tracąc cierpliwość i zmrużył oczy. – Czy w końcu się stąd, do cholery, zabierzecie ze swoimi pieprzonymi amorami? – naprawdę nie zamierzał stać z nimi przy kserze wesoło pogwizdując, tuptać sobie nogą i urządzać sobie uprzejme pogaduszki. I jak to jest, że wszyscy zapierdalają, a Brian znalazł sobie czas na relaks?


effsie - 2018-12-14, 16:46

Valye chyba tez bardzo by chciał móc pozwolić sobie na taki relaks, stwierdził Brian, oceniając stopień wkurwienia tego… no, gdyby teraz nazwał go dzieciakiem to to, co robił z Christopherem podlegałoby już pod dość nielegalne rzeczy, więc wolał nie szastać (nawet w myślach) takimi określeniami. Był przekonany, że Val teraz gotował się z nerwów połączonych z jakimś przedziwnym rodzajem zażenowania, a choć nie miał ku temu żadnych podstaw (bo przecież nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie), ta myśl napawała go przedziwnym rodzajem satysfakcji.
Chyba nie myślał, że poza lodem coś innego może go równie uszczęśliwić tego popołudnia.
— Chciałem być miły i wyręczyć cię w ramach małego zadośćuczynienia, choć tak naprawdę przepraszać powinieneś ty, skoro ty nam przeszkodziłeś — powiedział dość chłodno, przesuwając rękę z szyi Christophera na jego ramię; przy odrobinie dobrych chęci ten gest można było wziąć za pocieszający, wręcz opiekuńczy, a chłopak – choć wciąż czerwony i widocznie zawstydzony, przebierający nogami w miejscu – rzeczywiście trochę się uspokoił. Pewnie gdyby nie Brian, już dawno uciekłby z tego miejsca, nie mogąc znieść konfrontacji twarzą w twarz z kimś, kto przyłapał go w takiej sytuacji.
Jakby było się czym przejmować, myślał Brian.
— Ale może i tobie przydałoby się rozładowanie napięcia przy tym przedświątecznym stresie. Jak tam, umówiłeś się w końcu z Susan? — rzucił ot tak, jakby bez żadnego związku, ruszając się jedynie o tyle, o ile popchnął go Valye, wciskając się do kserokopiarki.


Valye - 2018-12-14, 19:36

Obserwując jak Brian dotyka chłopak, Valye skrzywił się ostentacyjnie momentalnie przypominając sobie niedawno zastaną scenę. Czy oni naprawdę nie mogli sobie znaleźć lepszego miejsca albo najzwyczajniej w świecie, powstrzymać się? To nie, musieli swoją perwersją popsuć mu ten dzień do reszty. Miły? Miły to by był, gdyby zszedł mu w końcu z oczu i... Że co do cholery? On miał przepraszać ich?! I co jeszcze, może ma paść na kolana i błagać o przebaczenie... O nie, nie będzie przed nikim padać na kolana, zwłaszcza po tym, czego właśnie był świadkiem.
– Kurwa, ty się po prostu prosisz o wpierdol. – uderzył kartkami w ksero i rozwścieczony przybliżył się do twarzy Briana. – Skoro tak ciagle o niej myślisz i się o nią martwisz, to może sam się za nią weźmiesz, co? W końcu kobiety też lubisz brać w obroty. – uśmiechnął się złośliwie i przeniósł spojrzenie na wyraźnie zawstydzonego i zażenowanego przez obecną sytuację chłopaka. – Radziłbym ci uważać, młody. Brian czasami dla rozrywki lubi skoczyć sobie w bok. – odwracając się do nich bokiem zaczął spokojnie (a przynajmniej starał się stwarzać jakieś pozory fałszywego opanowania, bo w środku rozsadzało go z nerwów) skanować przyniesione dokumenty. – A skoro raz już to zrobił, to nie powinien mieć większych oporów by zrobić to ponownie. – dokończył szyderczo uśmiechając się pod nosem i spoglądając na blondyna. – Czyż nie, Brian?


effsie - 2018-12-14, 21:20

Brian przechylił nieco głowę, jakby zastanawiając się przez chwilę nad zasadnością wypowiedzianych przez Valye’a słów, po czym stwierdził chłodnym tonem:
— Mój chłopak ma imię. Chris — zwrócił się do trzymanego przez siebie chłopaka i posłał mu uprzejmy uśmiech. — To Valye, jeden z grafików. Opowiedziałbym ci o nim, gdyby było o czym — powiedział, wciąż z tym samym grymasem na twarzy i zatroskał się, wyglądało na to, że prawdziwie: — Wszystko w porządku?
— T-tak — mruknął, wciąż zawstydzony Christopher, a wbrew jego słowom, cała jego postawa, twarz, jasno mówiły: nie, kurwa, nic nie jest w porządku, właśnie ci obciągałem, a jakiś facet wpadł, zobaczył to, a wy teraz GADACIE! — Po prostu muszę już wracać…
— Och — zorientował się Brian. — Jasne, słońce. Odprowadzę cię na dół. Zamówić ci ubera? — spytał, całkowicie ignorując Vala.
— N-nie, w porządku, pojadę metrem…
— Daj spokój — przerwał mu Dawson, nachylając się nad nim lekko i masując go po ramieniu. — Zamówię ci ubera, załatwisz, co masz zrobić, i zobaczymy się… o dziesiątej u mnie, w porządku? Muszę tu jeszcze trochę zostać, ale… — mówił, popychając Christophera lekko w stronę wyjścia, ale zanim opuścił pomieszczenie, odwrócił się jeszcze do Valye’a i rzucił: — Mówię poważnie. Susan. Całe wydawnictwo wie, że jest łatwa, spuścisz sobie z krzyża i od razu nie będziesz się tak stresował.
A potem objął tylko mocniej Christophera i szczebiocząc mu jakieś słodkości do ucha, odprowadził na dół.


Valye - 2018-12-14, 23:23

Chris. Chris Sris. Gówno go obchodzi imię tego naiwnego młokosa. Swoją drogą Val zaczął się zastanawiać, zerkając na młodszego, czy ten sam nie potrafi zbytnio trzeźwo myśleć, czy może Brian był tak dla niego czarujący i przekonujący, że bez głębszego przemyślenia był w stanie zrobić mu laskę w takim miejscu.
Z wrednym uśmiechem i chorym poczuciem satysfakcji spojrzał na Briana, dalej zajmując się kopiowaniem dokumentów. Pewnie, oczywiście, że przemilczał temat jego wątpliwej wierności. Val już zdążył się przyzwyczaić, że kiedy temat rozmowy staje się niewygodny, Brian od razu go zmienia albo przenosi uwagę z siebie na kogoś innego. Wygodniś. Zaczynało naprawdę wkurwiać go to, na jakiego idealnego i nieskazitelnego próbował kreować się jego niewydarzony szef.
Kiedy te urocze ptaszyny, od których powoli zaczynało go mdlić, zaczęły snuć plany na resztę wieczoru, Val posłał im spojrzenie pełne zdegustowania, ponaglające ich do opuszczenia w końcu tego pomieszczenia. Nie zamierzał się już odzywać, jednak kiedy ta pieprzona blond morda znowu zaczęła niepotrzebnie kłapać, sapnął zniecierpliwiony i posłał mu mordercze spojrzenie.
– Jesteś, kurwa, totalnym dupkiem. – warknął i nie mogąc się powstrzymać, machnął mu środkowym palcem na pożegnanie.
Susan łatwa. Może i do cholery była, nie musiała zbyt wiele mówić, samo jej zachowanie pokazywało jak bardzo zdesperowana była i jak rozpaczliwie na siłę potrzebowała z kimś być, ale to nie oznaczało od razu, że miał ją przelecieć! Spuścić z krzyża... niech się odpierdoli, Val sam lepiej wiedział czego potrzebował, a wciskanie się między nogi pierwszej lepszej laski na pewno nie było na jego liście priorytetów.
Następnego dnia miał jeszcze gorszy humor. W drodze do biura policzył sobie, że czas między wyjściem z pracy a powrotem do niej był zdecydowanie zbyt krótki. Do tego Brian i ten jego mały obciągacz... nic tylko się wkurwiać.
– Val, Val poczekaj!
No nie... nie chcąc być chamem, przytrzymał windę dla Susan, a kiedy ta roztargana i cała wesolutka wskoczyła do środka, kiwnął jej tylko głową na powitanie i wcisnął guzik z odpowiednim piętrem.
– Cieszę się, że cię złapałam z rana. W sobotę moja siostra wyprawia urodziny i chciałam cię zapytać, czy może nie przeszedłbyś się tam ze mną. Wiesz, tak niezobowiązująco, będzie tez trochę osób, które powinieneś już kojarzyć, zabawiał się trochę...
– Susan. – zaczął tak niskim głosem, że blondynka od razu przestała się uśmiechać. – Przykro mi, nie pójdę tam z tobą. Nie zjem też z tobą więcej lunchu i nie pójdę do baru, więc proszę, odpuść w końcu. – mruknął z kamienną twarzą patrząc jej cały czas prosto w oczy. Na szczęście winda otworzyła się na jego piętrze i wyszedł z niej bez chwili wahania, jednak zanim drzwi zamknęły się za nim, zajrzał do środka na zdruzgotaną dziewczynę. – Szanuj się, Susie. – rzucił na odchodne i odwrócił się na pięcie zdążając uchylić się przed zamykającymi się drzwiami windy. Jakby ten poranek nie był wystarczająco powalony, pierwsze na co trafił po obróceniu się, było ramię Briana. – Do cholery. – sapnął odsuwając się do tyłu i masując swoją żuchwę, którą musiał uderzyć w niego najmocniej. – Cudownie. Ty. – sarknął mierząc go podłym spojrzeniem i skierował swoje kroki do ich biura, mrucząc coś po drodze o niemoralnym seksie w publicznych miejscach.


effsie - 2018-12-14, 23:56

Brian zaś, w przeciwieństwie do Valye’a, był w wyśmienitym humorze – możliwe, że wpływ na to miał jego młodociany chłopak, który rzeczywiście przyjechał do niego wieczorem i pomógł mu się trochę odstresować po tej niezwykle wyczerpującej i męczącej pracy.
Rano jednak musiał natrafić na Langley’a; tym razem wpadł na niego i udało mu się nie rozlać kawy na koszulę Briana (może dlatego, że już jej sporo upił). Za to przyjemną wiadomością było to, że nieintencjonalnie uderzył tego sapiącego się chłoptasia, który zaraz po tym zaczął mamrotać jakieś przekleństwa na jego temat. Brian prychnął, zirytowany tym ciągnięciem tematu, jakby nie było co innego robić, chociaż może dla Valye’a to właśnie było tak pasjonujące…
— Niemoralny? — podchwycił, wchodząc za nim do biura. — Nikt ci nigdy nie obciągnął? To co, na misjonarza, pod kołdrą, przy zgaszonym świetle i spać? Kobiety muszą mdleć na twój widok — mruknął, stawiając kawę na biurku. — Jak na takiego zatwardziałego heteryka, całkiem dużo czasu poświęcasz na myślenie o gejowskim seksie — dodał jeszcze, mierząc Valye’a od stóp do głów i widząc, jak ten zaraz wybuchnie.


Valye - 2018-12-15, 13:42

Słysząc głupkowate pytania Briana, Val z hukiem rzucił swoją torbą na biurko i odwrócił się do niego wściekły, zamierzając już z samego rana zwyzywać go od największych debili i zboków świata, ale po chwili dotarło do niego, że taka reakcja tylko pokaże jak bardzo nadepnęły mu te komentarze na odcisk. Nie było dla niego żadną tajemnicą i nie zamierzał tego ukrywać, że z nikim się nie spotykał obecnie ani wcześniej w naprawdę długim przedziale czasowym. Nie lubił przygodnego seksu, owszem, zdarzało mu się spotkać z dziewczyną tylko po to żeby sobie podymać, ale w ostatecznym rozrachunku czuł się po wszystkim podle. Dlatego kiedy Brian „namawiał” go na Susan, ciśnienie od razu mu się podnosiło i z wkurwieniem pojawiały się stare wyrzuty sumienia.
– Co, tak bardzo cię obchodzi nagle moje życie? Nie masz przypadkiem jakiegoś pięknisia do martwienia się o niego? Czy może już o nim zapomniałeś i zdążyłeś zmienić obiekt westchnień? Bo to w końcu takie podobne do ciebie... – rzucił z jadowitym tonem posyłając mu znaczące spojrzenie. – Następnym razem ostrzegaj, kiedy zamierzasz sobie sprowadzić do biura kogoś... w takim celu. – ostatnie słowa niemal wypluł chcąc podkreślić jak bardzo gardził wczorajszą sytuacją. – Oszczędzisz mi i całej reszcie nieprzyjemnych widoków. – mówiąc to zjechał spojrzeniem pełnym zniesmaczenia znacznie niżej niż znajdowała się twarz Briana.


effsie - 2018-12-15, 16:35

Brian sam nie był w stanie określić, dlaczego ten mały kutas wciąż tu pracował. Zwracał się do niego w taki sposób, że powinien już go wypierdolić na zbity pysk, a nie przerzucać kolejnymi tonami chłodnego tonu i ostrych spojrzeń (na które, swoją drogą, Valye odpowiadał dokładnie tym samym).
— Christopher — powiedział bardzo powoli, przeciągając sylaby, jakby mówił do niepełnosprawnego umysłowo. — Coś ci nie wychodzi. Otwórz usta, rozluźnij gardło, musisz naprawdę chcieć i się postarać, ale wierzę, że ci wyjdzie. Taki zdolny z ciebie facet — dodał, przechylając nieco głowę. — Czy ty naprawdę myślisz, że mnie obrażasz takimi tekstami? Jakbym był zakochany w Eve to bym jej nie zdradził, to proste. A już nie byłem. Koniec historii. Słuchaj, może powinniśmy pogadać o tym kiedyś indziej, jak na przykład znajdziesz sobie dziewczynę, bo w tym momencie niby pierdolisz, pierdolisz, ale sam chyba nie wiesz o czym. Bardziej byś się już przydał gdybyś skierował mi dokumenty. O, a po drodze możesz przynieść kawę swojemu szefowi — dodał. Prawdę mówiąc, całkowicie niepotrzebnie, bo kubek ze Starbucksa stał na jego biurku, ale nie mógł sobie odmówić takiego dziecinnego upodlenia Vala.


Valye - 2018-12-15, 21:00

Przez chwilę mierzył Briana chłodnym spojrzeniem, próbując przypomnieć sobie jakiś odcinek „Śmierci na tysiąc sposobów”, ale w końcu wyrwał mu tylko kartki z ręki i poszedł je skserować, traktując to jako przerwę od patrzenia na niego. A o kawie ten dupek mógł zapomnieć. Resztę dnia na całe szczęście spędził w większości na innym piętrze nadrabiając robotę połamanego grafika. Cały przedświąteczny nawał pracy minął mu dość szybko, wliczając w to nawet nadgodziny, z dnia na dzień starał się ograniczać wszelkie chamskie odzywki i klęcie na Briana, aż zszedł do koniecznego minimum, odzywał się tylko zapytany lub kiedy naprawdę musiał, a ten cały przedświąteczny zapieprz bardzo mu w tym pomógł.
Nigdy się nie spodziewał, że kupno prezentu może być dla niego taką męczarnią. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek tak zawracał sobie głowę jakimś prezentem, nawet dla siostry czy matki. Miał zawsze naprawdę gdzieś czy prezent będzie trafiony i co się z nim dalej stanie. A tym razem... szlag. Z jednej strony miał ochotę dać Brianowi coś tak głupiego, obrzydliwego i odstręczającego, coś godnego infantylnego żartu nastolatka, ale wtedy od razu byłoby wiadomo od kogo ten prezent. A jakoś tak nie w smak było mu to, żeby Brian wiedział, że Val czymkolwiek go obdarował, nawet jakimś totalnym śmieciem. Z drugiej strony szkoda było mu wydawać pieniądze na coś bezużytecznego, coś co trafi w odstawkę albo nawet nie dotrze z Dawsonem do domu. Ale, do cholery, naprawdę nie wiedział co może dać temu typowi poza kopem w dupę. Dlatego w końcu zrezygnowany wszedł do pierwszego sklepu, który rzucił mu się w oczy, a skoro sklep okazał się być przepakowany masą różnych multimediów, Val po kilku minutach zdecydował się na jakąś płytę mało znanej piosenkarki R&B. Jak nie lubi takiej muzyki, to niech ją lepiej do cholery, polubi. Poprosił również o zapakowanie w sklepie, bo wiedział, że jeśli sam się za to zabierze w domu, to nie powstrzyma się przed dołączeniem jakiegoś romantycznego liściku jak Wesołych świąt, kurwo. A nie o to chodziło. Musiał zachować przecież anonimowość. Chociaż musiał przyznać, że miał spore obawy przed tym, co może dostać od Briana. A naprawdę nie chciał od niego nic.
Kupno prezentu oznaczało kolejny problem z głowy. A został mu jeszcze jeden. Z kim miał iść na tę gwiazdkową szopkę. Jego siostra świetnie bawiła się już na Hawajach, a nawet nie brał jej pod uwagę, bo nie zamierzał podawać jej Brianowi na talerzu. A przecież już mówił, że z kimś przyjdzie, żeby Susan się odczepiła... z bólem i złymi przeczuciami skontaktował się z bardzo starą znajomą, która bez najmniejszego wahania zgodziła się zabalować ze starym ziomalem. Kate była... była sobą. Głośna, szalona, często zjarana, towarzyska do bólu, ale ufał jej na tyle, by przyprowadzić ją na tę imprezę.
– No co? Za skromnie? – zapytała zsuwając w dół krawędź krótkiej, czerwonej i obcisłej jak cholera sukienki, kiedy Valye uniósł brew przyglądając się jej kreacji.
Mimo że wszyscy Kate kojarzyli głównie z naprawdę ostrymi imprezami, to musiał przyznać, że prowadzała się w miarę przyzwoicie. A urody nikt nie mógł jej odmówić. Te kasztanowe loki w akompaniamencie z wąską talią zawsze przyciągały wielu napalonych adoratorów, którzy na całe szczęście spotykali się z zimną odmową.
– Wiesz, że nie musiałaś się tak odjebywać. – mruknął zapinając guzik przy mankiecie swojej czarnej koszuli.
– Oj Kocie, skoro mam udawać twoją dziewczynę... to wcale albo na przypale.
– Kocie? Serio? Błagam, nie mów tak tam do mnie.
To będzie jakaś porażka. mruknął sam do siebie wyprowadzając Kate ze swojego mieszkania i ruszając w stronę czekającej na nich taksówki, wcisnął do kieszeni płaszcza zapakowany prezent dla Briana.


effsie - 2018-12-15, 21:49

Brian miał pewne hobby, które w niektórych kręgach mogłoby uchodzić za dość… kobiece, ale absolutnie nie zamierzał się tym przejmować. Mianowicie: naprawdę, naprawdę lubił pakować prezenty. Prywatnie uważał, że odpakowywanie prezentu to lwia część przyjemności z jego otrzymywania, a rozrywanie pięknie zapakowanego podarku sprawia jakąś perwersyjną wręcz przyjemność… no i, cholera – czy to nie najlepsze, widzieć tak dobrze, ładnie, najlepiej zapakowany prezent pod choinką, z twoim imieniem? Dla Briana te drobne rzeczy były naprawdę istotne i nawet gdy do obdarowywania miał mieć Valye’a…
To nie tak, że go nie lubił. Ten koleś był wkurwiający jak upierdliwa mucha, ale nawet Brian musiał przyznać, że robił robotę, dobrą. I że odkąd byli w stanie wzajemnie manifestować swoją wrogość… w jakiś absurdalny sposób polepszyło to komfort ich pracy. Valye przestał być oszczędny w słowach i jasno manifestował swoje zdanie, nie wahał się z żadną opinią, nawet jeśli mocno kontrastowała ona z tym, co uważał w tej chwili Brian – ale dzięki takim silnym brainstormom, podczas których nie przebierali w słowach, naprawdę dochodzili powoli do dobrych rzeczy.
Dlatego Dawson nie miał zamiaru przenosić go do Emilio; mimo, że wraz z grudniem mijał miesiąc, po którym miał się pożegnać z niemiłą pozostałością po przeszłości. Nie czynił co prawda wielkich planów na za dwa kolejne miesiące, ale…
Ale teraz wypadało znaleźć prezent. Brian, korzystając z tego, że przecież kiedyś mieszkał z siostrą Valye’a, niejednokrotnie natykał się w ich mieszkaniu na jakieś przybory kreślarskie chłopaka; jednego dnia wybrał się więc do sklepu papierniczego, ale szybko okazało się, że nie znajdzie tam niczego wartego mniej niż dziesięć dolarów, no, chyba, że chciał kupić komuś papier do pakowania w prezenty (Brian na papiery do pakowania prezentów wydał znacznie więcej, niż dziesięć dolarów). Postanowił jednak nie przejmować się wyznaczoną kwotą, uznając ją za umowną – a to przecież nie był dla niego problem, no i poza tym, nikt nie będzie wiedział, kto nagiął reguły. Wybrał więc elegancki zestaw rapidografów wraz z końcówkami czterech grubości i dwoma zapasowymi, do tego opakowaniem tuszu; przy okazji okazało się, że jego wybór (a był w tym temacie laikiem i naprawdę się na tym nie znał, kierował się tym, jak wyglądało opakowanie) był tym najdroższym, ale to przecież nie był żaden problem. Może i wydał na to więcej, niż dziesięć dolarów, ale to i tak nic w porównaniu z prezentem, który sprawił Christopherowi.
Właśnie, Christopherowi – Christopherowi, który nie będzie mu towarzyszył tego wieczora, gdyż ze względu na zbliżające się święta, wsiadł już w samolot w rodzinne strony. Brianowi nie było szczególnie przykro; wiedząc to wcześniej, zaprosił na przyjęcie swoją bliską znajomą, Theresę, i to wraz z nią pojawił się w umówionym miejscu.
Prezent – którego zapakowaniu poświęcił cały poprzedni wieczór – ułożył przy choince upewniając się, że nikt nie widział, jak to robił (elegancki bilecik głosił, kto będzie obdarowanym, a on nie zamierzał się do tego przyznawać) i zajął się zdobyciem lampek wina dla siebie i Theresy.
— Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? — zdobył się na naprawdę prosty komplement, mierząc oceniającym spojrzeniem sukienkę koleżanki. I rzeczywiście nie można było jej odmówić wdzięku.
— Och, to znaczy, że do siebie pasujemy — odparła wesoło Theresa. — Przypomnij mi, co stało się z tym twoim chłoptasiem, że nie mógł przyjść? Ma jakieś zaliczenie na studiach? — spytała uszczypliwie.
Brian nie odpowiedział od razu, posyłając Theresie ostrzegawcze spojrzenie.
— Poleciał już do rodziców.
— A, no tak, zapomniałam, że już jest przerwa świąteczna!
— Terry.
— Daj spokój, tylko żartuję. Ile on ma w ogóle lat?
— Dwadzieścia cztery.
— O, serio? Byłam przekonana, że z dzie… okej, dobra, już kończę. Dobra, to powiedz mi, co tu robimy? Poznasz mnie z kimś ze swojej pracy? Nie ma to jak przyjść z gejem na imprezę, muszę coś przynajmniej z tego mieć.


Valye - 2018-12-16, 19:44

– No świetnie. Nie było wyższych? – gdy wysiadali z taksówki Val zmierzył wzrokiem swoją znajomą, która (nie zdziwiłby się, gdyby zrobiła to na złość jemu) miała założone dzisiaj tak wysokie obcasy, że przewyższała go o te kilka, bolesnych dla niego centymetrów.
Na zadane pytanie zaśmiała się tylko perliście i zbywając temat machnięciem dłoni, pociągnęła go w stronę budynku wydawnictwa. Kiedy znaleźli się w środku, Val od razu wcisnął swój (podpisany oczywiście na szybko markerem na papierze) prezent między inne znajdujące się pod choinką.
– Val, alkohol, chodź. – z podnieconym głosem Kate pociągnęła go w stronę stojących kieliszków i butelek z winem. Zaczyna się. Nalała od razu wina do dwóch kieliszków, jeden podając Valowi, a drugi obracając się plecami do reszty ludzi, opróżniła jednym, sprawnym duszkiem.
– Nie rób mi tego, Kate.
– Nie spinaj się tak, Robaczku. – posyłając mu niewinne spojrzenie napełniła znowu swój kieliszek i tym razem stanęła obok niego, spokojnie ogarniając wzrokiem znajdujących się w pomieszczeniu ludzi. – Ty... znam go skądś. – ze skupioną miną zaczęła przyglądać się komuś, na co Val nie zwrócił większej uwagi, bo właśnie złapał spojrzenie Susan, która wodziła wzrokiem od niego do Kate. Podniósł lekko dłoń machając do niej na przywitanie, ale blondynka ze zmartwioną miną odwróciła się tylko plecami, przerywając ich kontakt wzrokowy. No w końcu. Rany, kobiety. – Idę się przywitać, zaraz wrócę. – Kate rzuciła szybko do niego i ruszyła przed siebie.
– Mhm, ok… czekaj, co? – wyrwany z zamyślenia powiódł za nią wzrokiem i spiął się momentalnie kiedy zauważył, że jego towarzyszka stawiając pewne kroki kieruje się do jedynej osoby, do której nie chciałby, żeby się w ogóle dzisiaj odzywała.
– Cześć! Wiesz, głupia sprawa, kojarzę cię skądś, ale naprawdę nie mam pojęcia skąd. – stanęła przy Brianie i z uśmiechem zaczęła przyglądać się jemu i towarzyszącej mu kobiecie.
Cholera, cholera…
– Kate. – dopadł do brunetki łapiąc ją delikatnie acz stanowczo za ramię i zerknął przelotnie na swojego, cholernego szefa, rzucając cicho jakieś pojedyncze słowo na powitanie. – To Brian. Pamiętasz Briana? – powtarzając powoli jego imię zacisnął mocniej palce na jej ramieniu, błagając w myślach, żeby przypomniała sobie to wredne imię i skojarzyła je z jego siostrą.
– Brian? Brian… Ah, TEN Brian! – ze śmiechem na krótką chwilę położyła blondynowi dłoń na ramieniu, na co Valye wytrzeszczył tylko oczy, nie dowierzając temu, czego właśnie był świadkiem.
Nie wpadłby na to, że Kate w ogóle mogła kojarzyć go po tylu latach, zważywszy na fakt, że mogli widzieć się przelotnie z jakieś dwa, trzy razy w życiu, kiedy jego siostra podrzucała ich do jakiegoś klubu czy baru. A takich wyjść z Valem w roli głównej było naprawdę niewiele.
– Co ty taki spięty, Robaczku. – z radosnym śmiechem przeniosła uwagę z powrotem na Vala i poklepała go po policzku, posyłając mu ukradkiem złośliwe spojrzenie. – Teraz nie czas na bycie sztywnym.
Nosz kurwa…


effsie - 2018-12-16, 20:24

Brian, choć pochłonięty kulturalną (nie do końca) rozmową z Theresą, słysząc damski głos przy swoim uchu odwrócił się za jego właścicielką. Zmierzył wzrokiem ładną, naprawdę zgrabną kobietę stojącą przed nim i skupił spojrzenie na jej twarzy, przywołując na twarz wcale niewymuszony uśmiech.
Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, przy jej boku zmaterializował się nie kto inny jak Valye; na jego widok uśmiech na twarzy Briana jakby zastygł, a spojrzenie straciło na ciepłym odcieniu.
— Kate — zwrócił się do kobiety, starając się by uśmiech na jego obliczu na powrót wyglądał szczerze. Zaraz jednak skupił się na palcach Langley’a zaciskających się na szczupłym ramieniu i zmrużył nieco oczy. — Może nieco delikatniej, zrobisz jej krzywdę — powiedział stanowczo, bez wahania łapiąc dłoń Valye’a i ściągając z ramienia jego towarzyszki.
To był ich pierwszy kontakt cielesny i Brian nie mógł nie zwrócić uwagi na to, jak zimne dłonie miał ten czarnowłosy chłopak. Nie zamierzał przedłużać tego kontaktu więcej, niźli to było potrzebne; zaraz puścił dłoń grafika i ułożył palce w miejscu, gdzie przed chwilą ściskał swoje Val, przesuwając delikatnie po ciepłej skórze Kate.
— Miło cię widzieć — powiedział ciepło, nachylając się nad brunetką i całując jej policzek. — Nie myślałem, że cię tu zobaczę, ale to miła niespodzianka. To Terry, moja koleżanka. Terry, to Kate, moja dawna znajoma — przedstawił sobie kobiety, odsuwając się o pół kroku, by mogły się przywitać. Potem dodał, raczej dlatego, że wymagały tego okoliczności, niż z prawdziwej chęci: — A to Val, grafik.
Terry uśmiechnęła się szeroko, na początku zapoznając się z Kate, później z Valye’em, cały czas bardzo serdeczna.
— Ach, więc tobie też się udało wbić na wigilię w Lunie? Marzyłam o tym skrycie cały rok, odkąd Brian opowiedział mi, jaki alkohol i żarcie dawali tu rok temu — wyznała konspiracyjno-żartobliwym tonem Theresa, a Kate od razu podchwyciła temat i zaczęły miłą, niezobowiązującą rozmowę. Albo – niezobowiązującą dla nich, bo obaj, Brian i Valye, wyraźnie nie byli zadowoleni doborem towarzystwa. Milczeli przez dłuższą chwilę, wzrokiem błądząc po sali, kiedy dobiegł ich głos Kate:
— …tak, lepiej już usiądźmy.
— O, tam są akurat wolne cztery miejsca!
Brian poczuł, jak Terry łapała go pod ramię i pociągnęła lekko we wskazaną stronę; wzrokiem podążył do stolika, gdzie zmierzali i aż zacisnął wargi.
— Terry, piękności, czy ty nie chciałaś…
— Nonsens — weszła mu w słowo i wywróciła oczami. — No chodź!
A więc poszli; kobiety usiadły obok siebie, Brian i Valye po ich obu stronach, a stoliki – okrągłe – sprawiły, że niemal mierzyli się wzrokiem. Brian zajął się rozmową ze swoim drugim sąsiadem, akurat okazało się, że Danem z ich zespołu, a Valye – z jego żoną.
Większość gości zajęła już miejsca, a Joshua, w eleganckim garniturze, stojący na środku wygłosił jakąś mowę, po której zaczęło się symboliczne wręczanie prezentów. Brian otrzymał swój jako jeden z pierwszych – leżał najpewniej gdzieś na szczycie małej piramidki – i wyciągnął z torebki (torebki, pff) jakąś płytę nieznanej mu autorki.
— Pokaż, co dostałeś! — poprosiła wesoło Terry, a Brian posłusznie wyciągnął na środek krążek.
— Nie mam pojęcia, kto to. Znasz?
— Nie… — Zmarszczyła brwi Theresa, przyglądając się okładce. — A wy? Znacie? — spytała, machając płytę pośrodku ich sześcioosobowego stolika.


Valye - 2018-12-16, 22:02

Na tyle na ile można to było zrobić w takiej sytuacji dyskretnie, Val od razu wyrwał swoją rękę z uścisku Briana, z jednej strony zaskoczony dotykiem, a z drugiej wkurzony, że blondyn niepotrzebnie się wtrącił. Patrząc na wymieniających się uprzejmościami Briana i Kate, którzy zaczęli napawać go obrzydzeniem, zaczynał mieć wrażenie, że ten wieczór będzie jakąś totalną porażką i jednak trzeba było po prostu nie przychodzić, oszczędzić sobie nerwów.
Nie mógł patrzeć na te idealne maniery Briana, robiło mu się od nich niedobrze. Czy wszyscy są naprawdę tacy ślepi i nie widzą jakim on jest dupkiem, czy rzeczony dupek naprawdę tak dobrze się maskuje i zgrywa doskonałego?
Swoją drogą, gdzie jego mały perwers? Tym razem bez Chrisa Srisa? Co, wstydził się tu wrócić? I słusznie. Jeszcze brakowało tego, żeby zaraz gdzieś natknął się na nich i obrzydził sobie całe jedzenie. Chociaż gdyby się zastanowić, Val nie miał właściwie żadnego dobrego powodu, by jakoś specjalnie nie lubić go, ale… sam nie wiedział, młody po prostu go wkurwił. Wystarczało.
Kate, ty judaszu.
Kiedy został pociągnięty do stolika, przysunął się do twarzy swojej towarzyszki, wyraźnie już niezadowolony z takiego obrotu spraw.
– Czy ty się dzisiaj na mnie mścisz za coś? Bo ewidentnie robisz mi kurwa na złość. To ON, były Eve.
– Przecież wiem, już skojarzyłam. – posłała mu uroczy uśmiech jakby nigdy nic i szybko opróżniła kolejny kieliszek wina.
– Więc po co to do cholery…
– Stul dziób, Robalu, siadaj.
Kiedy wylądował miedzy Kate a żoną Dana (która na całe jego szczęście okazała się być bardzo miłą kobietą, wolącą mówić, niż słuchać), starał się w miarę, na tyle ile potrafił, udawać życzliwego i towarzyskiego, co jakiś czas posyłając Kate zabójcze spojrzenia. Nienawidził takich towarzyskich spędów. Jeszcze takich… eleganckich. Czuł się źle, nie na miejscu. Najchętniej już by stąd wyszedł.
Gdy nadszedł czas rozdawanie prezentów, Val z całych sił starał się nie patrzeć na Briana, kiedy dostawał swój prezent. O nie. Miał gdzieś jego reakcję, czy mu się spodoba i co zrobi z tym prezentem.
– O, Val o niej mówił ostat… ał, no co? Przecież ją chyba znasz. – kiedy Kate zaczęła świergotać z radosnym uśmiechem patrząc na płytę, Val bez pohamowania kopnął ją lekko w jej wielkie szpile, posyłając pioruny z oczu.
– Ta, znam. – uciął cicho temat podnosząc kieliszek do ust i ze wzrokiem wbitym w stół pociągnął spory łyk wina.
Po co on jej o tym mówił… no po co?! Trzeba było zostać w domu. Może się powinien schlać?
Kiedy w jego ręce trafił prezent od Briana, Valye odstawił kieliszek na stół i z przeciągłym, cichym westchnieniem obrócił paczuszkę w dłoniach. Mhm, burżuj oddał to do zapakowania czy kupił atrapę prezentu do dekoracji? Za wszelką cenę nie chcąc patrzeć na blondyna, zaczął z pokerową miną rozpakowywać prezent, chcąc w końcu przekonać się czy dostał węgiel czy surowego ziemniaka, ale kiedy spod papieru wyłoniło się eleganckie pudełko i logo, do którego zawsze wzdychał w sklepach plastycznych, zmarszczył brwi w konsternacji. Że co?
– Wow. Mazaki. – Kate śmiejąc się nachyliła się nad jego ramieniem spoglądając na trzymany przez niego zestaw.
– Rapidografy. – poprawił ją cicho, dając wyrwać sobie pudełko z rąk.
I jakoś tak, nie mogąc się powstrzymać, Valye podniósł wzrok i spojrzał na Briana siedzącego po drugiej stronie stołu, szybko jednak uciekł oczami, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Zmarszczył brwi i ponownie sięgnął po swój kieliszek. Co jest do cholery. Miało być dziesięć dolców. Dlaczego ten nadęty dupek kupił mu coś tak drogiego? Nie łatwiej było spakować mu po prostu kamienie?
Idąc za przykładem Kate, opróżnił szybko kieliszek do dna, odstawiając go na stół z pustym brzękiem i wstał, pochylając się nad swoją towarzyszką.
– Zaraz wracam.
– Nie spiesz się, Robaczku.
Wywracając oczami odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia, na o wiele spokojniejszy korytarz. Musiał wyjść. Zrobić sobie przerwę od tłumu i tego... dupka. Zdenerwował go ten prezent. Nie chciał od Briana żadnych drogich rzeczy, a tym bardziej, cholera, takich przydatnych! Zawsze kusiły go takie rzeczy w sklepach, ale przez swoją duszę dusigrosza wybierał za każdym razem znacznie tańsze, z niższej półki. I co, ma ich teraz nie używać?
Wzdychając ciężko rozpiął guziki mankietów i zaczął podwijać rękawy do łokci stwierdzając, że już dość bycia dobrze ubranym, po czym skierował swoje kroki do cichej, spokojnej łazienki, chcąc się najzwyczajniej w świecie odlać i pomarzyć o świętym spokoju.


effsie - 2018-12-16, 22:39

Brian zmarszczył brwi na tę dziwną sytuację przy stole, ale nie doszedł do żadnych wniosków; prawdę mówiąc, nie zastanawiał się nawet nad tym, kto miałby sprezentować mu tę płytę. Valye może i znał tę wokalistkę, ale jego nieco dziwne zachowanie Dawson zrzucił na karb tego, jak wyglądały aktualnie ich stosunki – a określenie ich nie do końca przyjaznymi było swego rodzaju eufemizmem. Dlatego przesunął krążek po stole, robiąc zdjęcie płycie. Swoją drogą, zastanawiał się, w jakim roku żyje osoba, która wpadła na pomysł kupienia mu płyty – gdzie Brian miał niby ją odtworzyć? Wziął to jednak za sugestię, postanawiając sprawdzić krążek na Spotify.
Nie mógł powstrzymać się, by nie obserwować reakcji Valye’a na otrzymywany prezent. Widząc jak beznamiętnie mężczyzna podchodził do odpakowywania prezentu, coś zgniotło go w środku – na twarzy Langley’a nie pojawił się nawet uśmiech, ta dziwna satysfakcja z rozrywania idealnego opakowania, co wprawiło Briana w dziwną konsternację. Dopiero zmarszczone brwi, ciche westchnienie, Dawson uśmiechnął się do samego siebie w drobnym zadowoleniu dobrze spełnionego zadania; był na tyle nierozważny, że za długo wgapiał się w Valye’a. Ten bowiem, gdy podnosił wzrok, napotkał jego spojrzenie (to normalne, siedzimy naprzeciwko siebie) i zaklął w myślach, wgapiając się w Kate.
Brian nie miał żadnych powodów by podejrzewać, że Valye zdawał sobie sprawę z tego, kto był jego sekretnym Mikołajem. Uniósł sceptycznie brew, obserwując nagłe poddenerwowanie grafika, to, jak opróżnił prędko kieliszek wina, po czym odprowadził go wzrokiem do toalety. Potem przywołał na twarz uśmiech i zagadał beztrosko Kate:
— Co on tam dostał?
— Jakieś pisaki — odparła kobieta, a potem wszyscy podjęli dyskusję dotyczącą prezentu, który otrzymał Dan.
Valye nie wracał do stołu, a Brian przyłapał się z irytacją na myśleniu o tym – i żeby szybko zaradzić temu faktowi, zapewnił obie swoje towarzyszki (Dan w międzyczasie poprowadził swoją żonę na parkiet), że zatroszczy się o alkohol dla nich. Zostawił marynarkę na oparciu krzesła – było tu naprawdę gorąco – i stanął przy barku, w spokoju pochylając się nad etykietami wina. Czerwone, wytrawne – to nie ulegało wątpliwościom, ale liczył się też szczep i pochodzenie, a więc uważnie studiował kolejne butelki, w końcu decydując się na jedną z nich. Gdy wracał do stolika z rozbawieniem zauważył, że Kate i Terry zainteresowały już dwóch jego kolegów z pracy; no cóż, nie ulegało wątpliwościom, że obie były atrakcyjnymi kobietami i prędzej czy później ktoś by się do nich przysiadł. Wypadło na prędzej, a Brian, nie zamierzając psuć kolegom podrywu, samodzielnie odkorkował wino i rozlał go nieco do pojedynczego kieliszka. Oparty biodrami o stolik, obserwował ze znacznej odległości flirtującą grupkę, choć nie mógł dosłyszeć ani słowa.
Valye, wracający z łazienki, najwyraźniej zorientował się w sytuacji dokładnie w tym momencie, gdy znajdował się obok Briana; nawet go nie zauważył, po prostu przystanął w połowie kroku, zapewne zastanawiając się, gdzie się teraz podziać. Brian, obserwujący jego profil i konsternację, nie potrafił powstrzymać się od komentarza:
— Następnym razem musisz lepiej pilnować swojej damy serca.


Valye - 2018-12-16, 23:31

Kiedy wrócił z łazienki, zatrzymał się przy wejściu szukając wzrokiem Kate przy stoliku. Gdy jej tam nie znalazł, zmarszczył brwi w niezadowoleniu bojąc się, że być może zaczęła już balować gdzieś ostro w kącie, ale kiedy zauważył jej nie do przeoczenia sukienkę, odetchnął z ulgą. Nie na długo, bo coś z boku kłapnęło obrzydliwie sprawiając, że Val się wzdrygnął.
– Mhm, a twój młodociany książę gdzie? Dowiedział się jakim dupkiem jesteś i spierdolił? Przykro mi. – specjalnie unikając używania imienia Chrisa, wiedząc doskonale, że to rozsierdzi Briana, posłał mu krzywy, sztuczny pół uśmiech. – Albo dostał zapalenia migdałków. – dodał podchodząc do stolika, przy którym stał Brian, a tak się składało, że właśnie tam obok niego stał alkohol. A on miał na niego ochotę. Na alkohol, nie Briana.
Jebać słabą głowę. Dzisiaj ma to naprawdę gdzieś, czy się zaraz schleje, wszystko mu już jedno. Da się pobawić dłuższą chwilę Kate, a potem będzie próbował namówić ją na powrót.
Z kieliszkiem pierwszego lepszego wina, stanął metr od Briana przybierając podobną pozę co on, nie wiedząc co ze sobą ma teraz zrobić. Mijał już jego kolejny tydzień przepracowany w wydawnictwie, dlatego coraz bardziej czuł, że jego obecne stanowisko jest zagrożone. Tym bardziej, że nie szczędził sobie przecież chamskich docinek, obrażania Briana i wszystkich innych rzeczy...
– Więc – zaczął wbijający wzrok w tańczących ludzi i zamieszał powoli winem w szkle. – Od stycznia mam się przenieść do Emilio? – zapytał z tak neutralnym tonem, na jaki tylko było go stać w tej sytuacji. Nie żeby przed chwilą drwił z jego chłopaka, a teraz się kajał i bał o pracę...


effsie - 2018-12-17, 00:36

— Zaczynam powoli odnosić wrażenie, że nigdy nie uprawiałeś seksu — rzucił beznamiętnie Brian na to nawiązanie do migdałków. Czy to się naprawdę działo? Czy naprawdę usłyszał przed chwilą taki tekst? A miał wrażenie, że już dawno skończył gimnazjum. — Nie żeby mnie to jakoś szczególnie interesowało.
Kątem oka widział, jak Valye nalewa sobie wina, które sam przed chwilą otworzył i skrzywił się dość automatycznie na myśl o tym, że ten dzieciak pewnie nie potrafi docenić jego walorów smakowych. Nie spodziewał się przecież niczego lepszego po kimś, kto jadał obiad za cenę, którą Brian przeznaczał na drobne na pranie.
No dobra, może trochę koloryzował. A może po prostu miał naprawdę czyste ciuchy.
Kolejna uwaga Valye’a sprawiła, że Brian parsknął śmiechem i ledwo co uniknął oblania się winem (a to byłoby naprawdę duże faux pas, biorąc pod uwagę jego koszulę), a potem spojrzał z wyższością na swojego pracownika.
— Small talk wybitnie nie jest twoją umiejętnością — powiedział, widocznie rozbawiony. — Wykreśl go z CV.
Nie to, by Brian zwracał uwagę na CV Valye’a – i ten chyba nawet zdawał sobie z tego sprawę, przywołując z pamięci ich rozmowę podczas pierwszego dnia w biurze. Dawson zgarnął wtedy portfolio Vala, całkowicie ignorując cefałkę.
By uciąć jakąkolwiek dalszą możliwość rozmowy – nie zamierzał mówić mu, że łaskawie chciał go zostawić w ich zespole, niech się postresuje przez święta – Brian zwyczajnie odszedł od stołu. Nie szukał długo; już po chwili gawędził z jakąś grupą ludzi, później przez chwilę bawiąc na parkiecie. Przetańczył kilka piosenek z Terry, jedną z Kate, ale szybko z jego ramion porwał mu ją jakiś mężczyzna we frajerskim gajerze (czy ktoś naprawdę zapłacił, by to nosić? Gdyby to mnie zapłacono to bym się na to nie zdecydował). Później porozmawiał z Emilio i Joshuą, w końcu emigrując do kuchni, gdyż, to tajemna wiedza, ale Brian, ze względu na swoją pozycję, oczywiście, nie żaden przypadek, w kuchni zawsze było lepsze żarcie niż na sali.
Na początku spróbował trufli – były naprawdę wyborne, później raczył się miniaturowymi przekąskami z wołowiny Kobe. Przystanął właśnie przy krewetkach, z miniaturowym talerzykiem, nakładając sobie na niego kolejne pyszności.


Valye - 2018-12-17, 01:21

Rzeczywiście, Val nie docenił wina, wręcz stwierdził, że jest obrzydliwie cierpkie. Pijał lepsze, tańsze.
Gdy Brian wyśmiał jego pytanie, Valye zacisnął palce na kieliszku tak mocno, że szkło mogłoby pęknąć mu w dłoni. Nienawidził czegoś takiego, nienawidził wykorzystywania wyższej pozycji, do obrażania i poniżania. Nie czuł się bez winy, sam dolewał oliwy do ognia nie szczędząc sobie w wyzwiskach i ostrym języku, ale jeśli Brian zamierza go w takim razie wywalić z zespołu, to tylko przez jego nędzne, osobiste pobudki. Co za kutas.
Kiedy Val został sam, zaklął cicho pod nosem, chcąc jakoś dać upust swoim gromadzącym się emocjom, ale nic mu to nie dało. Po co o to pytał. Przecież to taki oczywiste, że może się pożegnać z obecnym stanowiskiem... Dlaczego Brian musi być takim imbecylem?
Większość czasu spędził samotnie, stojąc jak posąg przy stoliku z alkoholem, którego pochłaniał coraz większą ilość. Przelotem zatrzymała się porozmawiać z nim Monica, po której było widać, że ma do Vala jakieś małe pretensje za odrzucenie Susa, ale ruszyła po chwili dalej, życząc mu udanych świąt. Ta. Święta. W dupę ze świętami. Ma gdzieś cały ten okres, prezenty, świętego Mikołaja i Hawaje.
Kiedy w głowie szumiało mu już od wina wystarczająco, stwierdził, że czas do domu. Tylko do cholery, gdzie Kate? Nie mógł nigdzie znaleźć jej wzrokiem na sali, dlatego w końcu odepchnął się od stolika z alkoholem, oczywiście zostawiając półpełny kieliszek wina w dłoni i udał się na poszukiwania. Z każdą sekundą, kiedy nie mógł nigdzie dostrzec swojej prawdopodobnie nieźle bawiącej się towarzyszki, wkurwienie rosło z zatrważającą prędkością. Naprawdę chciał do domu.
– Widziałeś może gdzieś Kate? – Val zaczepił przechodzącego obok Dana, mając nadzieję, że będzie kojarzyć twarz, z którą siedział przy tym samym stoliku.
– A, tak, poszła gdzieś z tym dziwnym typem, chyba w stronę kuchni. Ale nie wiem, chyba wolałaby nie zostać teraz odnaleziona. – Dan posłał mu wymowne spojrzenie, pełne zakłopotania, po czym porwany przez swoją żonę, machnął tylko Valowi dłonią w odpowiednim kierunku.
Co?! Jakim dziwnym typem? Czy ona chce się dać dzisiaj zaliczyć? Przecież ona musiała być już strasznie napita (o wiele bardziej niż podchmielony Val Słaba Głowa), a co jeśli ten typ, o którym mówił Dan, zamierza ją skrzywdzić?
Valye z zapaloną czerwoną lampką w głowie ruszył w stronę wskazanego pomieszczenia, oddalonego od sali z bawiącymi się gośćmi. Kiedy wbił do środka, zaklął siarczyście widząc tam znienawidzoną mordę.
– Wchodził tu ktoś? Widziałeś Kate? – warknął ostro nie przejmując się oblaną winem dłonią.
– Nie wiem, nie widziałem. Nakładałem krewetkę.
Co kurwa. Krewetkę?!
– Ja pierdolę, widziałeś ją czy... – urwał słysząc drobny hałas, dobiegający z końca kuchni, zza drzwi, których do tej pory nie zauważył. – Dupek. – posłał Brianowi mordercze spojrzenie i ruszył w kierunku hałasu, chcąc wbić za następne drzwi i wytargać stamtąd Kate.
Ale zawahał się zanim to zrobił. W momencie kiedy jego dłoń wylądowała na klamce, usłyszał coś czego naprawdę nie chciał usłyszeć. Mokry dźwięk odbił się z echem w jego głowie, jeżąc mu włosy na karku. Boże, a jeśli oni już... właśnie teraz... Do cholery. Naprawdę miał dosyć zastawania ludzi w takich sytuacjach. Mając gdzieś zapychającego się krewetkami Briana za jego plecami, przyłożył ucho do drzwi chcąc wybadać sytuację. Wbijać albo nie wbijać.


effsie - 2018-12-17, 01:39

Brian, rzeczywiście pochłonięty nakładaniem krewetek, naprawdę nie zwrócił uwagi na to, czy ktoś wchodził lub nie do kuchni. Prawdę mówiąc, chętnie powitałby takiego niespodziewanego gościa – zawsze miło jest mieć towarzysza ukradkowego (nie do końca) podjadania jedzenia – ale wybitnie nie zdarzyło się to tym razem.
Przynajmniej do czasu, gdy Valye nie pojawił się w kuchni; chociaż, szczerze mówiąc, towarzystwem akurat tej osoby mógłby pogardzić, z różnych względów. Początkowo wybałuszył oczy, a później parsknął śmiechem widząc zachowanie młodzieńca – on naprawdę przykładał ucho do jakichś drzwi, kij wie dlaczego.
— Więc teraz jestem dupkiem, bo nie śledzę twojej koleżanki? — upewnił się, stając za Valye’em. — Zaczynam poważnie martwić się o…
— Zamknij się — przerwał mu Langley, wciąż w tej samej pozycji.
Brian nie przejął się tym jakoś szczególnie; wręcz przeciwnie, podszedł do niego, wciąż z talerzem krewetek w dłoniach, przechylając głowę z dozą sceptyzmu.
— Czy ty właśnie… — zaczął, ale nie było sensu nawet kończyć tego zdana, bo tak, Valye właśnie czaił się pod drzwiami, za którymi – sądząc po dźwiękach – tak, ktoś rzeczywiście mógł baraszkować. Brian nie wydawał się tym jakoś szczególnie zszokowany (to byłaby jednak nieco hipokryzja), ale bawiło go to przejęcie Langley’a. — Masz, zjedz sobie krewetkę, zajmiesz się czymś zamiast… — mówił, wciskając mężczyźnie talerz w ręce, ale ten znów mu przerwał:
— Powiedziałem: zamknij się! — warknął podniesionym szeptem.
Brian parsknął śmiechem.
— Val, zaczynam poważnie myśleć nad tym, czy, jako twój szef, nie powinienem skierować cię do psychologa.


Valye - 2018-12-17, 02:14

Kate, nie rób mi tego, do cholery, nie rób mi tego...! I sobie też tego nie rób!
– Zamknij się... – zawarczał cicho przez zaciśnięte zęby cały gotując się w środku z nerwów, kiedy niepokojące go dźwięki zaczęły się nasilać.
I jeszcze on. Taki wkurwiając z tym swoim pierdoleniem, czy naprawdę nie potrafi być cicho przez chwilę? Przez nadmiar wina zaczynała boleć już go głowa, a te zbędne słowa nie poprawiały mu nastroju i... Nie, nie do cholery, niech tu nie podchodzi! Chwytając dla świętego spokoju wciskany talerz w drugą, jeszcze wolną dłoń, wrócił do przystawiania ucha do drzwi mając naiwną nadzieję, że Brian w końcu się zamknie. Nagle za drzwiami zapanowała cisza, a jego szef znowu zaczął kłapać, wcale nie cicho. Szybko podniósł dłoń chcąc zakryć mu usta, ale dopiero patrząc na niego przypomniał sobie o trzymanym kieliszku, cholera, druga dłoń, kurwa, talerz...! Z podchodzącym mu do gardła sercem (albo może też i winem) przysunął się szybko do Briana zadzierając głowę i z przeraźliwym krzykiem paniki w głowie przycisnął swoje usta do jego, cuchnących krewetkami. Przez kilka, naprawdę długich sekund, z zaciśniętymi oczami miażdżył jego wargi pod swoimi, a kiedy dźwięki zza drzwi zaczęły wydobywać się zza nich na nowo, Val odskoczył do tyłu jak oparzony. W końcu po chwili zawieszenia, kiedy dotarło do niego, co on właściwie właśnie zrobił, eksplodował. Gdy rzeczywistość rzuciła w niego cegłą, a wkurwienie na wszystko i wszystkich sięgnęło zenitu, Valye szeptem sunąc przez zęby jadowitymi bluzgami, mając ochotę w coś przywalić, machnął talerzem sprawiając, że krewetki wesoło poszybowały w stronę twarzy Briana. Mając już gdzieś balującą Kate, szybkim krokiem ruszył w kierunku wyjścia, z hukiem rzucając trzymane naczynia na blat i wystrzelił z kuchni, jak najdalej od...
Co ja właśnie, kurwa, zrobiłem?! Fuck, fuck, fuck!
Czując rozdzierające go od środka bardzo negatywne emocje, Valye oparł się o ścianę i z jękiem, przemieszanym z westchnieniem przetarł twarz dłonią. Zaraz jednak odepchnął się od ściany nie chcąc zostawać pod kuchnią i wyszedł z sali, czując że robi mu się niepokojąco duszno. Na korytarzu rozpiął dwa guziki przy kołnierzu koszuli i stanął na końcu korytarza, odosobnionym od całego spędu. Musi poczekać na Kate, musi dać jej kilka minut, a potem się stąd ewakuować, zanim zwróci całe wino.
Fuck!


effsie - 2018-12-17, 10:56

I wtedy Brian naprawdę się zamknął.
Stał, wryty jak słup w ziemię, podczas gdy Valye rzucił się na niego z pocałunkiem. Wytrzeszczył oczy, całkowicie zaskoczony i nie rozumiał, co się właśnie działo – czy jego młody pracownik, czy grafik z jego teamu, ten zatwardziały homofob właśnie zaczął go całować? Brian był zbyt zszokowany, by chociażby pomyśleć o odepchnięciu Valye’a (z irytacją zauważył, że jego usta smakowały pysznym szczepem winogron, wytrawnego, porządnego wina); zdołał tylko, nieco automatycznie, rozchylić nieznacznie usta, obejmując nimi górną wargę Langley’a i…
Brunet odsunął się od niego w pół sekundy i stanęli naprzeciw siebie; Brian z wyraźnym zaskoczeniem na twarzy, niezdolny do wypowiedzenia choć słowa, Val… też? Do tego ciężko dyszał i zanim Dawson się zorientował, z głośnym sapnięciem wcisnął mu talerz krewetkami prosto w twarz, dezerterując z miejsca zbrodni.
Jedna krewetka wylądowała na włosach Briana, druga ubrudziła mu twarz i spadła na ziemię z cichym plaskiem. Brian widział jeszcze tył głowy Valye’a, który właśnie wybiegał z kuchni, ale nie ruszył za nim. Kiedy otrząsnął się z sytuacji, podszedł do lustra, chwytając jakiś ręcznik i ścierając resztki krewetki ze swojej twarzy; wtedy też zorientował się, że kolejna zdobi mu głowę niczym wytworny kok. Pozbył się jej i poszedł do łazienki, doprowadzić się do porządku.
Co się właśnie stało?
Brian wrócił na salę, nalewając sobie kieliszek wina i rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem Valye’a. Dojrzał jego czuprynę na końcu korytarza, stojącego przodem do otwartego okna i postanowił podejść do niego, nie ignorując całej sytuacji.
— Co to było? — spytał, pozostając w bezpiecznej odległości metra od grafika, zwracając się do jego pleców.


Valye - 2018-12-17, 11:23

Naprawdę zaczynało być mu niedobrze. Otworzył okno i z ulgą powitał zimne powietrze, które uderzyło go w twarz, rozjaśniając nieco jego umysł. Kurwa. Co mu w ogóle do łba strzeliło? Mógł po prostu przywalić mu tym talerzem w tę szpetną twarz, a nie... uh!
Przejęty sytuacją nawet nie usłyszał zbliżających się kroków, a kiedy usłyszał TEN głos, spiął się cały, wzdrygając się wyraźnie.
– Spadaj. – rzucił nie zamierzając się nawet do niego obracać, ale kiedy Brian oczywiście, mając gdzieś jego słowa, stał tam dalej, Valye pochylił głowę kładąc dłonie na parapecie, jakby chciał znaleźć w sobie sile i powstrzymać się przed wyrzuceniem Briana przez okno. – Kazałem ci się zamknąć. – syknął z wkurwieniem i nutą rozpaczy, bo ostatnie czego teraz chciał, to mierzyć się z nim i konfrontować. – To nie, nie potrafisz, nie potrafisz się zamknąć, zawsze musisz robić wszystko, na co masz ochotę, kurwa! Jesteś takim pieprzonym egoistą! – ciagle stojąc do niego tyłem uderzył pięścią w parapet. Był cały nabuzowany, roznosiło go od środka. – Po prostu daj mi, kurwa, święty spokój! – podniósł głos mając gdzieś, czy ktoś go usłyszy i spojrzał przez ramię za siebie, posyłając Brianowi rozsierdzone spojrzenie.


effsie - 2018-12-17, 11:43

Brian stał cały czas w miejscu, nie ruszając się o krok i zmarszczył czoło, widząc stan, w jakim znajdował się Valye. Ten facet go wkurwiał, ale w tym momencie Dawson miał w sobie na tyle empatii, by zauważyć, że dalsze demonstrowanie swojej zawiści nie było najlepszym pomysłem. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co teraz powinien zrobić i nie rozumiał w ogóle, co się zdarzyło.
— W porządku — mruknął, postanawiając wykazać się dobrym sercem. — Wesołych świąt — dodał, łapiąc spojrzenie Valye’a i odwrócił się, zostawiając go samego przy oknie, gdzie się najwyraźniej wentylował.
Nie musiał być bystrzakiem by dostrzec, że Valye chwilę później dezerterował z przyjęcia (kątem oka dostrzegł, jak Kate zbierała jego rapidografy i z zaniepokojoną miną mówiła coś do bruneta). Sam zabawił na nim do późna, odsuwając tę niecodzienną sytuację w kąt swojej świadomości. A więc bawił się, rozmawiając coraz weselej z kolejnymi osobami, racząc się dobrym alkoholem i jedzeniem (już normalnym; nie wszedł więcej do kuchni).
A później wrócił do domu. Na święta, tradycyjnie, poleciał na dwa dni do rodziców, by zaraz po tym zabrać swojego młodego chłopaka w jakieś ciepłe miejsce na wyczekany urlop.


Valye - 2018-12-17, 13:47

Po tragicznych świętach spędzonych w izolacji z odmrażanym żarciem z paczki, Val pierwszego dnia powrotu do pracy wszedł do biura na ostatnią chwilę, żeby nie stwarzać okazji do zbyt długiego przebywania z Brianem sam na sam lub nawiązywać z nim jakieś chore pogawędki. Ku jego zaskoczeniu Briana jeszcze nie było, nie pojawił się nawet potem. Dopiero później ktoś uświadomił go, że dupek wyemigrował na urlop z czego Val tak bardzo się cieszył, że niemal klasnął w dłonie i zatańczył sambę. Kilka dni spokoju.
W sylwestra w końcu wyszedł z szafy. I nie dlatego, że zaczął się w niej dusić, po prostu odezwała się do niego dziewczyna, z którą kiedyś się umawiał przez krótki okres czasu. A skoro i tak nie miał planów na ten dzień, zamierzał skorzystać z okazji i oderwać swoje myśli od pracy, buca i wszystkiego innego co kręciło się wokół niego.
A po nocy spędzonej z ta dziewczyną stwierdził, że może powinien iść na jakąś terapię albo zgłosić się do kogoś. Bo ewidentnie wszystkie symptomy wskazywały na to, że zwariował.
W nowym roku idąc do pracy Val wyjątkowo zamiast nabuzowanego wkurzenia czuł bardziej niepokój, a nawet coś, co można by podpiąć pod strach. Nie wierzył, że to co odwalił na tej felernej imprezie gwiazdkowej, przejdzie bez żadnego echa. Nie z Brianem. Przez ostatni tydzień pogodził się z tym, że będzie musiał przenieść się do innego zespołu (no bo przecież jego kochany szef musiałby mieć naprawdę naryte, gdyby teraz pozwolił mu tu zostać), co w obecnej sytuacji wcale nie było dla niego takim złym wyjściem. Nie będzie musiał patrzeć na Briana, nie będzie musiał wiecznie siedzieć obok niego... to jak prezent od losu.
– Hej. – wchodząc do biura rzucił krótkie powitanie do wszystkich znajdujących się w środku.
Gdy zauważył blond kłaki, momentalnie odwrócił wzrok w bok, rzucił torbę na biurko i z jakimiś papierami pomaszerował na drugi koniec pomieszczenia do Dana, któremu miał oddać jakieś potrzebne mu dokumenty. Wcale nie unikał Briana. Ani trochę. Wracając do swojego biurka zawahał się z rozkładaniem się przy nim. Usiadł powoli drapiąc się nerwowo po karku, ale chcąc stwarzać pozory pewnego siebie odpalił w końcu swój komputer udając, że doskonale wie co ma robić w obecnej sytuacji. A ni cholery nie miał pojęcia na czym właśnie stoi.


effsie - 2018-12-17, 14:04

Brian spędził naprawdę miły tydzień w Australii wraz z Christopherem; leżeli na plaży, przy basenie, pływali, uprawiali seks, jedli, pili alkohol… i na tym by się właściwie kończyły ich wszystkie aktywności, ale żaden zdecydowanie nie narzekał. Młody stażysta wrócił jeszcze bardziej zauroczony swoim chłopakiem i gdy tylko miał okazję, obdarzał go maślanym spojrzeniem.
Brian nie wymazał z pamięci pocałunku, albo jego namiastki, którym obdarzył go Valye podczas firmowej gwiazdkowej imprezy; nie to, by był on jakoś szczególnie traumatyczny, po prostu… naprawdę nie rozumiał tego zdarzenia. Ułożył to sobie jednak w głowie, uznając, że i tak nie otrzyma żadnego wyjaśnienia od swojego pracownika, a pamiętając stan, w jakim wtedy znajdował się Val (i wcale nie chodziło o Illinois)… nie był pewien, czy poruszanie tego tematu to dobry pomysł.
Chyba uznał, że Val wypił trochę za dużo wina i wcale nie był takim homofobem, za jakiego go miał. Pomysł tego, że mógł się podobać temu małemu gnojowi nieco łechtał jego próżne ego i może – może – będzie miał kolejnego asa w rękawie, by zagrać na nosie temu facetowi.
— Cześć — przywitał się ze swoim pracownikiem pierwszego dnia po swoim urlopie. Zdążył wypić już kawę i ustalić kolejne kroki ich obu projektów, odwrócił się więc nieco bokiem do Valye’a, czekając, aż ten zwróci na niego uwagę. — Rozumiem, że udajemy, że nie rzuciłeś się na mnie tydzień czy tam dwa temu? — spytał, unosząc nieco brew, dziwnie rozluźniony i pewien siebie. — Co robisz? — dodał sztucznie zaciekawionym tonem.


Valye - 2018-12-17, 14:31

Dla niego całe to zajście na pewno nie było pocałunkiem. O nie... tylko nie tym. To nie tak, że się na niego rzucił w takim celu, nie miał największej ochoty po prostu... po prostu miał zajęte ręce. W dodatku kiedy zaczynał sobie przypominać, że Brian w tamtej chwili nawet nie myślał o tym, żeby go odepchnąć, a przynajmniej na bardzo niezadowolonego nie wyglądał... Momentalnie zaczynał przypominać sobie ten posmak krewetek. Teraz nienawidził krewetek.
Kiedy Brian oparł się o jego biurka, Val odruchowo zdjął rękę z blatu i schował ją pod spodem, unikając nawet najmniejszego kontaktu fizycznego. Proszę. Znowu to samo. Wyluzowany, perfekcyjny Brian. Czy naprawdę nikt nie może zmyć tego głupiego, pełnego pewności siebie uśmiechu z jego paskudnej twarzy?
– Nie rzuciłem się na ciebie. – warknął szeptem wbijając wzrok w monitor. Nie Val, wcale. – To ty nie chciałeś się zamknąć. – Co Val? Co ty pierdolisz? – Mam się przenieść już do Emilio? – olewając wcześniejsze pytanie i przede wszystkim chcąc zmienić jak najszybciej temat, oderwał wzrok od komputera i odwrócił się do swojego (jeszcze) przełożonego, przybierając twardą pozę i posyłając mu spojrzenie przesycone wyzwaniem. No dalej, wywal mnie.


effsie - 2018-12-17, 15:30

Brian nie wiedział właściwie czego spodziewał się w odpowiedzi na swoje pytanie, ale to, co dostał, właściwie nieszczególnie go zdziwiło. Tak, wypieranie tego, co się zdarzyło było całkiem prawdopodobnym scenariuszem i Dawson nawet nie mrugnął.
— Ach. Od dziś też spróbuję całować wszystkich, którzy za dużo gadają — westchnął ironicznie, anie trochę niezawstydzony. Nie wyglądał też tak, jakby wierzył w choć jedno słowo, które padło z ust młodego grafika.
Zmierzył go uważnym spojrzeniem, w myślach stwierdzając, że absolutnie nie chciałby znajdować się teraz na jego miejscu. Pocałować swojego szefa, a teraz musieć z nim rozmawiać, jeszcze o przeniesieniu do innego zespołu… Brian uśmiechnął się nieco podle; och, mógłby to mu ułatwić, oczywiście, że tak. Wystarczyłoby rzucić coś w stylu „nic się nie stało”, „zapomniałem już o tym” i uśmiechnąć się pokrzepiająco – czerpał chyba jednak za dużą przyjemność z takiego torturowania Vala i nie mógł się powstrzymać przed kontynuowaniem tej grzesznej przyjemności.
— Do Emilio? — powtórzył za Valye’em, jakby zaskoczony tym pomysłem. — Ach, to — przypomniał sobie, dość ignorancko. — Ustaliliśmy, że przeniesiesz się tam, jak nasza współpraca nie będzie się źle układała ze względu na nasze, hm… stosunki prywatne, tak? — upewnił się, tak jakby sam nie pamiętał. — Hm — zmarszczył brwi, udając, że naprawdę się nad tym zastanawia. — Ja nie mam na co narzekać. Czasami zachowujesz się… nieracjonalnie, ale to byłaby wielka szkoda dla obu projektów, gdybym przekładał takie rzeczy nad twoją pracę — powiedział, patrząc się Valowi prosto w oczy. — Chyba że ty czujesz się tutaj niekomfortowo? W takim wypadku powiedz, na pewno uda się to jakoś bezproblemowo zorganizować — powiedział ciepło. I to ciepło w jego głosie było jakby wyraźną wskazówką na to, jak bardzo, bardzo kpił sobie w tej chwili z Valye’a, właściwie pozostawiając mu do podjęcia decyzję.
I, co chyba najgorsze, Val naprawdę mógł miec wrażenie, że to od niego zależy ten wybór.


Valye - 2018-12-17, 16:01

Ciskając w Briana piorunami, Val obniżył odruchowo głowę i zakrył twarz dłonią z zażenowaniem. Tak, głośniej dupku. Niech wszyscy usłyszą. Do cholery.
Słuchał kpiącego tonu blondyna ze skrzyżowanymi w obronnym geście, ramionami na piersi. Przez moment naprawdę chciał patrzeć na niego buńczucznie, odwzajemniając spojrzenie, dziecinnie wyzywając go na pojedynek. Ale po chwili z każdym następnym słowem Briana, ochota na infantylną walkę na spojrzenia szybko mu przechodziła. W końcu oderwał od niego, naprawdę zrezygnowany w tym momencie wzrok i wbił go w randomową przestrzeń z boku.
Miał taki mętlik w głowie, że zaczynał się zastanawiać, czy rozpłakanie się w tym momencie nie jest znowu taką złą opcją, jakby mogło się wydawać. Miał dość, naprawdę dość. Czuł, że odkąd przyszło pracować mu z Brianem, zaczął się staczać mentalnie, moralnie i w ogóle nie poznawał sam siebie. Owszem, to byłoby nawet dla niego bardzo wygodne przenieść się do innego zespołu, ale naprawdę zależało mu na tej pracy, a obcowanie z tak podłym człowiekiem jakim był Brian, nie zmieniło tego w żadnym stopni. Co za masochizm.
– Wolałbym zostać tutaj. – rzucił cicho przełykając swoją dumę w gardle, nawet nie podnosząc wzroku na Dawsona. Bo i po co? Dobrze wiedział, że na jego twarzy nie zastanie nic innego jak głupi, przesycony pewnością siebie uśmiech, który doprowadzał go do szewskiej pasji. – I... – zawahał się wzdychając ciężko, nawet nie siląc się na kamuflowanie tego, jak bardzo jest mu w tym momencie niezręcznie. – Mógłbyś tego nie rozpowiadać? Proszę? – wypluwając ostatnie, gorzkie słowo spojrzał na Briana, bynajmniej nie z błagalnym spojrzeniem, raczej z czymś podobnym do pokonanego psa, który mimo porażki nie zawahałby się spróbować ponownie zaatakować przeciwnika.


effsie - 2018-12-17, 19:18

„Proszę”.
Dopóki Valye nie wypowiedział tego jednego, magicznego słówka, Brian nie miał pojęcia, jak bardzo to zdarzenie z gwiazdkowej imprezy mogło nadepnąć grafikowi na odcisk. Och, słodki Boże, jakże on musiał czuć się zażenowany! Jak bardzo zagubiony, skoro decydował się na proszenie o coś Briana, w którego jeszcze niedawno ciskał najgorszymi inwektywami.
Dawson nie miał pojęcia, co wydarzyło się w mózgu Valye’a, że zdecydował się go pocałować, ale chyba nigdy, nigdy nie był mu za nic tak wdzięczny.
Ileż to dawało cudownych możliwości do psychicznego wyżywania się na tym facecie! Brianowi Val naprawdę działał na nerwy i, bardzo dziecinnie, ale sam szukał zwady – zamiast zignorować temat, zamiast próbować skupić się jedynie na relacjach służbowych, nie, on chciał więcej. Więcej udowadniania temu młokosowi, że z kim jak z kim, ale z nim się nie zadziera.
— Masz na myśli tego, że stałem sobie w kuchni, jadłem krewetki, a ty zacząłeś mnie całować? — spytał, wwiercając spojrzenie w Vala. — Och. Przykro mi. Musiałem to wyjaśnić zanim przyszłoby ci na myśl powiedzieć, że to ja to zacząłem. Wiesz, mając na uwadze twoje zamiłowanie do tego, by podkreślać, jak bardzo niestały jestem w uczuciach… nie chciałem, by do Chrisa doszła jakaś głupia plotka.
Blefował, oczywiście, ale zrobił to bez mrugnięcia okiem. Jego oczy błyszczały: trudno powiedzieć z jakiego powodu, czy z ekscytacji, czy z satysfakcji, a może innego, chorego uczucia które nim kierowało?
Nie mógł się powstrzymać. Już wtedy, w grudniu, widząc roztrzęsionego Valye’a taktycznie się wycofał, dając mu przestrzeń, której wyraźnie potrzebował. Zachował się wtedy (w swojej własnej opinii) bardzo w porządku, ale nie wiedział, co było tego przyczyną – ten koleś nigdy nie zrobiłby tego samego dla niego, wyraźnie wyczekując chwili, gdy mógłby wbić mu szpilę, tak więc nie zamierzał marnować kolejnej okazji do oglądania, jak skręcał się z nerwów.
Oczywiście, że nigdy nie zamierzał wyciągać tej sytuacji publicznie – nie było ku temu żadnego powodu, a nie miał dwudziestu lat by nakręcać sztuczne afery. Sama prośba Vala jednak wiele mówiła mu o jego desperacji, a perspektywa tego, gdyby sam chciał porozmawiać ze współpracownikami… wyjaśnić, że był pijany iż robił głupotę, czy cokolwiek, w ten sposób informując ich po raz pierwszy, że takie zdarzenie miało miejsce – och. Brian oczami wyobraźni widział już upokorzenie i jednoczesny wkurw Valye’a.
— Jeśli zostajesz to usiądziemy dziś nad planem pracy na kolejne miesiące, w porządku? — dodał luźnym tonem. — Chcę stworzyć jeden timeline uwzględniający wszystkich tutaj, możemy zacząć od twojej działki.


Valye - 2018-12-17, 23:13

– Nie zacząłem cię...! – wstał szybko ze swojego krzesła, chcąc zrównać się z Brianem wzrokiem, a nie być ciagle w tej rozmowie tym, na którego patrzono z góry. Jego znikoma potulność i troska o swoje stanowisko wyparowała momentalnie, zastąpiona przez nieodłączne już wkurwienie.
Kiedy Brian wspomniał o Chrisie, Val poczuł się, jakby ktoś przytknął mu broń do skroni i bez ostrzeżenia pociągnął za spust. Kurwa. Naprawdę zapomniał, że Brian przecież ma już kogoś. A Val tak gardził wszelkimi zdradami... i dlaczego do cholery, właściwie się teraz tym przejmuje?! Przecież to nie ma tutaj nic do rzeczy, przecież go nie... pocałował! On go tylko uciszył! A to znaczna różnica!
Rzeczywiście, Val był zdesperowany. Z jednej strong naprawdę chciał to wyjaśnić w jakiś w miarę przyzwoity, logiczny sposób, ale z drugiej doskonale wiedział, że swoim zakłopotaniem stwarza Brianowi tylko pole do popisu, do upokarzania go i korzystania ze swojej pozycji w pracy.
Mając gdzieś jego słowa, Valye usiadł z powrotem na krześle, nie mając sił wykłócać się o swoją rację.
– W porządku. – sapnął cicho na odczepne i podparł ze zrezygnowaniem głowę na dłoni.
I tak też zrobili, według planów Briana. Pracując z nim dzisiaj Val zachowywał dystans jak jeszcze nigdy, z bólem znosząc wszystkie docinki blondyna, cierpliwie zaciskając zęby na każde najmniejsze nawiązanie do gwiazdkowego przyjęcia. A najgorsze w tym wszystkim było dla niego to, że coraz bardziej bolały go słowa Briana. O ile wcześniej naprawdę miał je gdzieś, tak teraz brał je ciągle do siebie i przeżywał je bardziej niż powinien.
Dlatego kiedy wrócił do siebie po pracy, wyżył się na pierwszej napotkanej rzeczy w swojej kuchni, wściekle krojąc niewinnego pomidora, którego i tak nie zjadł, najedzony swoją nienawiścią.
Naprawdę miał niezły mętlik w głowie i sam już nie wiedział, czy nienawidzi Briana tak jakby tego chciał, czy po prostu z przyzwyczajenia pałał do niego tak negatywnymi uczuciami.
Następnego dnia, sam nie wiedząc dlaczego, zamiast iść prosto do pracy, zawędrował do tak nielubianego przez siebie i unikanego Starbucksa. I wcale nie myślał o tym, że spotka tam Briana, wcale. Dlatego kiedy stanął za nim „przypadkiem” w kolejce, wcisnął tylko dłonie w kieszenie i tępo zaczął przyglądać się wiszącemu nad jego głową menu.


effsie - 2018-12-18, 12:21

Brian, wpatrzony w ekran swojego smartfona, nawet nie zauważył Valye’a, który stanął za nim w kolejce; robił sobie właśnie codzienną prasówkę, scrollując swojego feeda (narratorka powinna kiedyś zrobić challenge, który polegałby na użyciu jak największej ilości korpo-gadki w jednym zdaniu, ech). Czytał właśnie jednym okiem (kolejny) artykuł dotyczący globalnego ocieplenia, kiedy zagadała go uśmiechnięta Mandy.
— Hej, Brian — rzuciła wesoło studentka, zakładając włosy za ucho. — To co zawsze?
— Ta… nie — poprawił się, podnosząc wzrok znad telefonu; wydawał się nieco zaskoczony, że to już jego kolej. — Potrzebuję dzisiaj dużo cukru. Zrobisz mi coś super-słodkiego? W ogóle, cześć — przywitał się z opóźnieniem.
— Ciężka nocka? — Mandy była bardzo uśmiechnięta i całkiem energiczna jak na dziewiątą rano. — Hmm… co powiesz na Caramel Brulée Latte?
— Boże — jęknął. — Ktoś to pije na co dzień? Brzmi jak gwarantowany zawał przed czterdziestką — mruknął, marszcząc brwi. — Niech będzie — zgodził się jednak. — Ale dodaj mi do tego jeszcze jedno espresso, co?
— Do tej kawy czy osobno? — upewniała się baristka.
— Osobno — zadecydował, wyciągając zaraz telefon i przykładając do terminala. Z kieszeni wysupłał jakieś drobne i wrzucił do pojemniczka na napiwki.
Tak, jeśli ktokolwiek to robił, to był to właśnie Brian Dawson.
Mandy podziękowała mu szerokim uśmiechem i podała zamówienie do realizacji. Brian przesunął się w bok, mając powrócić do czytania swojego artykułu, co też uczynił; nie zwracał uwagi na rozmowę Mandy z kolejnym klientem, dopóki nie padło pytanie:
— Okej. Na wynos czy na miejscu?
— Wezmę ze sobą.
— Jasne. Jak masz na imię?
— Valye. V-a-l-y-e.
Automatycznie, gdy usłyszał imię, które zaraz potem jego właściciel zaczął literować, Brian podniósł wzrok znad telefonu, napotykając obok siebie nikogo innego, jak swojego… kolegę. Nie było co prawda w tym nic dziwnego… ale, nie wiedzieć czemu, wciąż gapił się na niego i Mandy, zamiast wrócić do artykułu.
— To będzie osiem dziewięćdziesiąt. Płacisz kartą czy gotówką?
— O cholera…
Valye zaczął gorączkowo poklepywać się po kurtce i spodniach, zapewne w poszukiwaniu portfela. Brian uniósł wyżej brew i podejrzewając, że grafik zaraz obleje się rumieńcem – i nie chcąc robić zamieszania Mandy, która już podała zamówienie do realizacji, a kolejka za Valem była dość długa – wywrócił oczami.
— Ja zapłacę — mruknął, przysuwając się znowu do lady. Mandy obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem (nie zwracał uwagi na to, co robił Val) i już pewnie otworzyła usta, by mówić stałemu klientowi, że nie musi tego robić, ale Brian przerwał jej zawczasu: — Spoko, znam go. Pracujemy razem.


Valye - 2018-12-18, 13:40

Naprawdę, naprawdę miał gdzieś o czym rozmawiają, nie chciał tego wiedzieć, słuchać go, bo przecież zaraz spędzi z nim resztę dnia w jednym pomieszczeniu, ale jakoś tak... samo się podsłuchało przypadkiem. "Hej Brian?" Czy on tu do cholery mieszka w tej kawiarni, że go znają? No przecież. Flirciarz. Przypominając sobie szczebioczącą do niego Kate i to, jak często kobiety reagowały na towarzystwo Briana, Val nie mogąc się powstrzymać wywrócił za jego plecami oczami. Casanova się znalazł. Ciężka nocka? Hm, z pewnością. Jego Chris Sris też pewnie niezbyt wyspany dzi... o czym on do cholery myśli?!
Pozbywając się ze swojego umysłu nieprzyjemnych obrazów, podszedł do uśmiechniętej baristki i z ulgą widząc, że Brian nawet go nie zauważył, zamówił szybko średnie cappuccino i sięgnął do kieszeni po swój portfel nie chcąc zwracać na siebie uwagi, zapłacić, poczekać na swoje zamówienie i wyjść.
W momencie kiedy z lekką irytacją literował swoje imię, poczuł to. Te jego ślepia wpatrzone w niego. Odwrócił szybko głowę i posłał mu spojrzenie czego się lampisz, po czym sięgnął do drugiej kieszeni mając wrażenie, że coś jest nie tak. Szlag. Zapomniał portfela. Do cholery. Dlaczego on jest taki anty-technologiczny i w końcu nie uruchomi sobie płatności w swoim telefonie? Świetnie. Komórki też zapomniał.
– Ja zapłacę. – Twoje niedoczekanie!
– Daj spokój. – rzucił przez lekko zaciśnięte zęby, naprawdę nie chcąc, żeby jeszcze ten wtrącał się w tę żenującą dla niego sytuację.
Jednak Brian będąc Brianem, zignorował jego słowa, przytknął telefon do terminala i zadowolony z siebie i z tego, że zastał Vala w takiej sytuacji, odsunął się z powrotem na bok. Zerknął na na nieco zakłopotaną dziewczynę zza lady, po czym kiwnął jej tylko głową i odsunął się robiąc miejsce dla kolejnego klienta. Ze względu na duży tłum i sporą ilość osób czekających na swoje zamówienie, Val z braku laku stanął niecały metr od swojego ulubionego szefa, skrzyżował ramiona i wlepił wzrok w dekoracje wiszące na ścianie naprzeciwko.
– Mogłeś sobie to podarować. – Nie Val, "dziękuję" tak nie brzmi. – Oddam ci jutro. – mruknął przebierając nerwowo palcami na swoim ramieniu. – Bo też nie chcę ci być nic winien. – podkreślając swoje słowa zerknął na blondyna mając nadzieję, że ten zrozumie jego zagmatwane nawiązanie do sytuacji, kiedy to on oddawał mu pieniądze za chińszczyznę. Znacznie tańszą od kawy. A bycie dłużnikiem Brian nie było jednym z jego skrytych marzeń.


effsie - 2018-12-18, 16:23

„Daj spokój”.
A co – Val chciał tu zostać i, nie wiem, tyrać na zmywaku żeby odpracować swoją kawę? Brian, choć pewnie na głos by tego nie przyznał, dużo bardziej wolałby, żeby jego grafik jednak przyszedł do pracy, na którą podpisał umowę, a nie marnował swój (wielki, oczywiście) talent myjąc kubki po kawie jakichś pierwszych klientów.
Patrzcie go, jaki wielkoduszny.
Zapłacił jednak za zamówienie Valye’a i odsunął się w bok, z powrotem skupiając się na lekturze artykułu w telefonie. Globalne ocieplenie było już coraz bliżej i generalnie my, jako ludzkość, straciliśmy szansę na uratowanie naszej planety-matki; nic nowego Brian z tego skanowania tekstu się nie dowiedział, ale było to na pewno lepsze, niż zajmowanie się small talkiem z Velye’em. Generalnie na co dzień small talki nie były dla niego problemem (to eufemizm; Brian był naprawdę dobry w pierdoleniu o niczym z ludźmi, których nie znał, ale, cóż, tego wymagała od niego też jego praca), ale z tym kolesiem miał zamiar mieć jak najmniej do czynienia.
— Jak chcesz — mruknął na odczepnego, niekoniecznie przejmując się słowami bruneta; dziewięć dolarów to nie był żaden majątek i Brian wydał zdecydowanie więcej na prezent dla tego faceta, który był absolutnie zbędny, ale nie zamierzał tego teraz (ani nigdy) wyciągać na światło dzienne.
W milczeniu poczekali na swoje kawy; Brian espresso wypił od razu, na miejscu i przez ułamek sekundy zawahał się, czy nie poczekać na Valye’a, który pewnie musiał postać jeszcze z minutę, ale bez słowa ruszył do budynku, w którym obaj pracowali.


Valye - 2018-12-18, 17:54

Stojąc tak obok Briana z gniewnie splecionymi na piersi ramionami w kompletnej ciszy, Val pluł sobie w brodę, zły na sam siebie. Co go w ogóle podkusiło, żeby przyszedł tutaj do tej cholernej kawiarni, kiedy codziennie rano widzi Briana z kubkiem kawy w dłoni.
Kiedy Dawson, a.k.a. Buc, odebrał swoje zamówienie, Val sam rzeczywiście przez chwilę miał wrażenie, że ten na niego poczeka, skoro i tak przecież zmierzali w tym samym kierunku. Jednak tak się nie stało, a Valye odprowadził go ponurym spojrzeniem do wyjścia i sam nie wiedząc dlaczego, poczuł jakiś dziwny zaw... Ha! O nie nie, dobre sobie. Przecież miał (i ma) mieć go kompletnie gdzieś. Żadnego zawodu nie czuł, pomylił się. To raczej ulga. Bardzo wielka ulga.
Ta. A niech spierdala.
I z takim nastawieniem Val ruszył chwilę po Brianie w stronę biura. Gdy dotarł na miejsce, szybko wypił swoje cappuccino, nie chcąc dłużej patrzeć na znienawidzone przez siebie logo i wyrzucił kubek zanim usiadł przy biurku. Tego dnia kontynuował swoje wielkie ignorowanie Briana, który podobnym nastawieniem tylko ułatwiał mu robotę. Jednak zanim wyszedł po południu z biura, był już odpowiednio znowu nabuzowany przez samego siebie. Za każdym razem kiedy musiał spojrzeć na blondyna, jego myśli wracały do felernej imprezy gwiazdkowej, na której upokorzył się przed nim jak jeszcze nigdy przed żadnym człowiekiem. A to go bardzo, oj bardzo denerwowało. Czego Brian nie omieszkał nie wykorzystywać w głupich komentarzach.
Kiedy wrócił do swojego mieszkania, zlokalizował zostawiony na cały dzień telefon i ze zdziwieniem odkrył, że czekała tam na niego wiadomość, w dodatku nie od siostry. Szybko przeleciał wzrokiem po propozycji wyjścia gdzieś wieczorem od dziewczyny z którą spędził sylwestra, Amy. Nie zastanawiając się długo, odpisał jej zdawkowe ok, po czym skoczył szybko pod prysznic.
I kiedy po kilku drinkach przekroczyli próg mieszkania dziewczyny, Valye dał jej chwilę na ściągnięcie obcasów, bardzo krótką chwilę, bo zaraz zgrabnym ruchem przyciągnął ją do siebie za biodra, odgarniając włosy z jej szyi. Gdy swoim ustami uciszył jej śmiech, po kilku sekundach zmarszczył mocno brwi. Coś mu nie pasowało. Znał te usta. Ale teraz były jakieś inne. Miękkie, nawilżone, ale nie capiły krewetkami.
– Val? Coś się stało? – Amy wyczuwając jego wahanie odchyliła się do tyłu na tyle, by móc przyjrzeć się dokładnie jego twarzy.
– Nie. – pochylił się szybko nad nią przechylając ją do tyłu, ponownie wywołując tym gestem jej perlisty śmiech.
Nie chcąc zastanawiać się nad swoim chwilowym zagubieniem, dobrał się do ubrań Amy, jednocześnie kierując się z nią powoli do sypialni, w której zdarzało mu się już nieraz sypiać. I dopiero wtedy, kiedy miał już ją pod sobą półnagą i nakręconą, uniósł się na dłoniach odrywając od jej ust i zawisł nad nią w bezruchu. Bo już wiedział, że przeszła mu ochota na cokolwiek i nie jest w stanie nawet się zmusić.
– Val?
– Przepraszam. – zszedł z niej odgarniając włosy do tyłu i usiadł na skraju łóżka. – Nie mogę. – i z tak złym i lakonicznym tłumaczenie wstał, zgarniając z podłogi swoją koszulkę.
– Val, do cholery, co jest? – Amy podbiegając do ubierającego się grafika, złapała go w korytarzu za ramię, które ten szybko, ale delikatnie odtrącił. – Masz jednak kogoś?
– Nie… nieważne. Przepraszam. – wzruszył ramionami na odczepne i zakładając swoje buty, zdjął kurtkę z wieszaka, złapał za klamkę i nie zważając na rzucane za jego plecami słowa, wyszedł bez żadnego pożegnania.
Następnego dnia Val wyszedł do pracy znacznie wcześniej (przed wyjściem dwa razy upewniając się czy aby na pewno ma ze sobą portfel i telefon), po drodze zachodząc do tej samej kawiarni, co wczoraj, na szczęście unikając wielkich kolejek dzięki w miarę wczesnej porze. I z wielki, radosnym uśmiechem poprosił o nie podpisywanie papierowego kubka i tak mocną czarną kawę, jakiej jeszcze nigdy nikomu nie zrobili. Podwójne espresso? Przy tym to lura.
I tak, kiedy Brian pojawił się rano w pracy, najwyraźniej nieco spóźniony, napotkał na swoim biurku kubek zachęcająco pachnącej kawy, a jeśli przyjrzał się dobrze, pod zielonym logo mógł odnaleźć napisane markerem, małe, zgrabne literki, układające się w wyraz „asshole”. Oraz niewzruszonego Vala biurko obok, który udawał, że nawet nie zauważył jego pojawienia się.


effsie - 2018-12-18, 18:40

Tego dnia, standardowo, Brian po drodze do pracy zahaczył o kawiarnię; poranną zmianę znów miała Mandy, naprawdę miła i serdeczna studentka marketingu. Dawson lubił rozmawiać z nią o pierdołach, a podczas miesięcy stałego widywania się w Starbucksie nawiązali wątłą nić… znajomości, bo przecież nie przyjaźni, opartą o wymianę nic nie znaczących faktów ze swoich żyć. I przez to ona wiedziała, że chłopak Briana, notabene w jej wieku, uwielbiał Chicago Bulls, a on, że Mandy miała dziecko o imieniu Simon.
Takie tam.
Gdy wszedł do biura z kubkiem kawy (zwykłe, proste, americano), spojrzał z góry na papierowy kubek, który stał obok jego monitora.
Dupek.
— Przypomnij mi, czemu jestem dupkiem? — spytał luźno, nieszczególnie przejęty, siadając na swoim krześle i odstawił własny kubek z Brianem na rzecz dupka. — No, dziękuję. Chociaż może powinienem to wylać w ramach bycia zapobiegawczym. Kto wie, czy nie dodałeś tu jakichś środków na przeczyszczenie lub soli — powiedział, unosząc wyżej brew. — Ale niech będzie. W ramach mojego zaufania do ciebie. To tak ważne we wspólnej pracy — westchnął, zbliżając kubek do ust i skrzywił się na smak, który poczuł. — Błee — jęknął. — Muszą cię tam chyba już bardzo nie lubić, skoro odstraszają cię przeparzając kawę dla ciebie — ocenił, chyba nawet nie dopuszczając do swojej świadomości tego, że Valye mógł celowo podać mu taką kawę.


Valye - 2018-12-18, 19:11

Nie wstając odwrócił się na krześle przodem bo Briana i podparł głowę na dłoni, spoglądając na niego już na starcie wkurzony (jak zwykle zresztą).
– Dla zasady. Nie przypominam sobie, żebyś zrobił coś, co miałoby zmienić ten stan rzeczy. Więc moje najszczersze gratulacje, ciągle jesteś dupkiem. – sarknął za bardzo samemu nie wiedząc o czym właściwie w tym momencie ględził, ale miał to gdzieś.
Odwrócił się do swojego biurka, żeby zaraz znowu spojrzeć na Briana zaciągającego się przepyszną kawą od niego. Kiedy coś nie przypadła mu do gustu, pokręcił głową z politowaniem.
– Taaak, przeparzyli. – posłał mu szeroki uśmiech, który ani trochę nie dosięgnął jego wkurwionych oczu i skupił się z powrotem na swoim monitorze.
Nie myśl o nim, nie myśl...
Gdy nadeszła pora lunchu, Val zrezygnował z wyjścia nawet z biura, postanawiając zamówić swojego taniego chińczyka i w samotności spędzić przerwę, gwarantując sobie tym samym chwilę wytchnienia, kiedy wszyscy inni się ewakuowali. Gdy odebrał swoje zamówienie, wrócił do biura, wyciągnął z torby słuchawki, z którymi zazwyczaj wędrował do pracy i wygrzebując widelcem z kartonowego kubełka kolejne nitki makaronu, włączył sobie muzykę, odcinając się od wszelkich innych dźwięków, po czym zaczął przeglądać swoje skromne media społecznościowe. Kiedy wpadł na przesłany przez Kate filmik, która nagrała jakąś swoją noworoczną zdobycz, bez namysłu postanowił go obejrzeć. Od razu powitała go jak zwykle uśmiechnięta twarz jego znajomej, a zaraz potem nagi facet, no może nie taki nagi, bo miał przecież zawiązany w pasie fartuch, przerzucający na patelni naleśniki.
A Val zamiast ze zdegustowaniem wyłączyć filmik, zatrzymał go. Zatrzymał i mrużąc lekko oczy przybliżył sobie palcami obraz, skupiając się nie na świrującej na pierwszym planie Kate, a na gołej klacie typa, którego nagrywała i przez kilka sekund w zastygnięciu analizował to, co właśnie oglądał.


effsie - 2018-12-18, 20:48

Brian zjadł właśnie naprawdę dobry lunch, składający się z sałatki z kozim serem, burakiem, orzechami i pewnie kilkoma innymi rzeczami, których nie potrafił wymienić. Potrzebował takiego zdrowego, świeżego jedzenia, miał absolutnie dość prostych węglowodanów na najbliższy czas; żadnych makaronów, pizz, ziemniaków… i innych zapychających rzeczy. Do tego wypił smoothie z kwaśnych owoców i był naprawdę w rześkim stanie i całkiem dobrym humorze. Zrobił sobie rundkę wokół ich budynku, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza, ale jednak było dość chłodno. Przed czasem powrócił więc do biura, w którym nie spodziewał się nikogo zastać.
Jak widać – jego nadzieje były płonne, bardzo. Nie rozumiał zachowania Vala, absolutnie, ale nie zamierzał poddawać go żadnej analizie; to nie było potrzebne i pewnie do niczego by go nie doprowadziło. Zamiast tego podszedł do okien, celem ich otworzenia i przewietrzenia trochę tego dusznego pomieszczenia (a smród taniej chińszczyzny na pewno nie pomagał w tym, by dało się tu później pracować). Valye, wpatrzony w ekran komputera i odcięty od świata przez słuchawki, nawet nie zorientował się w obecności Briana, który, jakoś mimowolnie, zerknął na jego ekran.
I uniósł wysoko, wysoko brwi.
Kurwa, on, znaczy Valye, był chyba naprawde ukrytym homofobem, takim wiecie, z gatunków tych, co to otwarcie ble i ohyda, a skrycie lecą na facetów i walą sobie wieczorami do gejowskich pornosów. Brian nie zamierzał oceniać, ale odchrząknął głośno.
— Tryb incognito. Używaj go, bo inaczej każdy na serwerze zobaczy, co sobie oglądasz — poradził Valye’owi, chcąc go pokrzepiająco poklepać po ramieniu, ale w ostatniej chwili cofnął rękę.
Boże. Chińszczyzna i pornol. Ten koleś był totalnym zbokiem.


Valye - 2018-12-18, 21:07

Słysząc dziwny dźwięk za sobą, wzdrygnął się nie spodziewając się jeszcze kogokolwiek w biurze i zdjął słuchawki obracając się do tyłu, by zobaczyć z kim ma do czynienia. Do cholery.
– Incognito? Co ty pier... – przerwał w połowie słowa zerkając na ekran i zmarszczył groźnie brwi, kiedy dotarło do niego, jak moment, na którym zatrzymał filmik, mógł wyglądać dla postronnego obserwatora, nieznającego tła ani historii tego pliku. Wcale nie gapił się na nagiego faceta! WCALE.
Oczywiście, nie musiał przecież wyjaśniać Brianowi, że jest debilem i źle zrozumiał to co zobaczył. Mógł dalej w spokoju oglądać przesłany przez Kate film i ciszą zignorować Dawsona, ale... no nie mógł.
– Oglądam co? Chyba ci się coś w głowie poprzestawiało. – warknął wstając gwałtownie z krzesła i podchodząc do kosza wrzucił do niego wściekle puste opakowanie po swojej przepysznej, taniej chińszczyźnie. – Ja nie ty. – burknął siadając z powrotem przy biurku i skrzyżował swoje ramiona w obronnym geście. – To nie ja robię z pracy burdel. – dodał nawiązując do momentu, w którym niestety musiał być świadkiem, jak Brian zabawia się ze swoim chłoptasiem, co z trudem przychodziło mu wymazać z pamięci.


effsie - 2018-12-18, 21:18

Brian stał cały czas przy oknie, czując powiew świeżego powietrza. Powiódł wzrokiem za Valye’em, który cały zirytowany i dziwnie poddenerwowany zerwał się z miejsca, by wyrzucić pudełko z jedzeniem do kosza. Zapomniał chyba jednak zminimalizować okna pliku, który oglądał, bo na ekranie wciąż świeciła naga klatka piersiowa jakiegoś mężczyzny.
No cóż.
Brian bezwstydnie zmierzył wzrokiem Valye’a, nie mogąc powstrzymać ciekawości; był zaintrygowany, czy w okolicach podbrzusza grafika dostrzeże charakterystyczne wybrzuszenie, czy on naprawdę miał zamiar urządzić sobie małą sesyjkę masturbacji przy biurku. Bo, prawdę mówiąc, absolutnie się tego po nim nie spodziewał.
— To ten mały całus cię tak nakręcił czy Chris? Że teraz nie możesz zapomnieć i zacząłeś się interesować facetami? Jak coś, służę pomocą — zapewnił, puszczając oczko Valowi. — No wiesz. Gdybyś chciał zasięgnąć wiedzy. Albo spiknąć się z jakimś kolegą Chrisa. Moglibyśmy chodzić na podwójne randki.
Jego głos był pozbawiony jawnej ironii czy sarkazmu, ale to wcale nie znaczyło, że te się nigdzie nie ukrywały.


Valye - 2018-12-18, 21:36

– Do cholery, nie wyobrażaj sobie za dużo! – sięgnął gniewnie do myszki i zamknął okno z filmem widząc, że takiemu imbecylowi wystarczy tylko jakieś z dupy wyrwany kadr, żeby dopowiedzieć sobie całą historię. – Chyba cię pojebało już do reszty. – rzucił z prychnięciem naprawdę nie dowierzając, że przypadkiem się nie przesłyszał, tylko naprawdę z ust Briana wyszło coś takiego. – I co jeszcze, hm? Na podwójne rypanko? I ty się dziwisz, że zostałeś dupkiem roku? – obrócił się przodem do swojego szefa z całym krzesłem i z ciągle zaplecionymi buńczucznie rękami rzucił mu wyzywające spojrzenie.
Eee, Val? Czy ty nie miałeś go przypadkiem ignorować?
– Nie odpuścisz mi tego, co? – syknął jadowicie posyłając Brianowi mord z oczu. – Nie, będziesz mi wiecznie dopierdalać tylko dlatego, że cię to bawi. – Hm, no tak, bo to przecież on ci dzisiaj zostawił kawę z napisem "asshole".– No naprawdę, masz przezajebiste poczucie humoru.


effsie - 2018-12-18, 21:54

— Podwójne rypanko — powtórzył powoli Brian, jakby rozkoszując się brzmieniem tego krótkiego wyrażenia. — Hm — zastanowił się. — Widzę, że mocno się rozochociłeś.
Uniósł prześmiewczo brew, nic sobie nie robiąc z tego wyzywającego spojrzenia, którym ciskał w niego grom Val. Brian przyłożył dłoń do włosów, przeczesując sobie ich kosmyki palcami.
Parsknął śmiechem, słysząc kolejną wypowiedź grafika i aż pokręcił głową z rozbawieniem.
— To ja ci dopierdalam? Och, a nie przyszło ci na myśl, że, no nie wiem, wcale nie prosiłem cię byś się na mnie rzucał? Mi też może być nie w smak twoje zachowanie. Co, może czujesz się zawiedziony, że po twoim małym ataku nie poleciałem z tobą w ślinę? Ale by było, romans z szefem — westchnął i zagwizdał prześmiewczo: — Fiu, fiu.


Valye - 2018-12-18, 22:20

Naprawdę, naprawdę chyba powinien udać się na jakąś terapię albo iść po receptę na coś silnie uspokajającego, bo kiedy Brian nie zakończył tej ich jakże inteligentnej rozmowy, Val rozsierdzony położył dłonie na oparciach i podniósł się do góry wstając z krzesła. I nie, nie zamierzał iść uspokoić się do łazienki.
– Wiesz co mi jest nie w smak? Ty! Cały, kurwa, ty! Jesteś wiecznie przekonany o swojej wyższości! Nie rzuciłem się na ciebie, dlaczego to nie może do ciebie w końcu dotrzeć! – zaczął zbliżać się do Briana zapominając całkowicie, że jest w pracy i w każdej chwili ktoś może tu wejść i usłyszeć jego darcie mordy. – Co ty jesteś, jakimś bogiem? Myślisz, że jak cudem zaciągnąłeś jakiegoś młokosa do łóżka, to teraz masz każdego u swoich stóp? Romans? Z tobą!? – niemal plując Brianowi słowami w twarz sapnął jak byk, spinając odruchowo ramiona, jakby powstrzymywał się przed rękoczynami. – Twoje niedoczekanie.


effsie - 2018-12-18, 22:46

— W porządku. Potknąłeś się i przypadkiem wpadłeś na moje usta. Rozumiem, też mi się to czasami zdarza — powiedział poważnie Brian, kiwając głową; nie wyglądało na to, by którekolwiek słowa Vala zachwiały jego pewność siebie. Co więcej, chyba zauważył, jak bardzo denerwowały grafika insynuacje dotyczące rzucania się na Briana z pocałunkami i raczej specjalnie nawiązywał do tej sytuacji.
Uśmiechnął się i westchnął, daleki od emocji, które wręcz emanowały z Valye’a. Zamiast tego zagryzł wargę, jakby powstrzymując się przed rzuceniem komentarzem, który… tak, w końcu padł z jego ust:
— Znowu zdecydowanie naruszasz moją przestrzeń osobistą. Mam nadzieję, że teraz weźmiesz do serca swoje własne słowa i powstrzymasz się przed… nie wiem, jak według ciebie powinienem nazywać tamto zajście? — spytał, udając szczerze zainteresowanego.


Valye - 2018-12-18, 23:13

Stoicki spokój Briana i jego wyluzowane zachowanie, tylko podsycało wzburzenie Vala, który tak łatwo dawał się prowokować i wyprowadzać z równowagi każdym jego słowem. Na komentarz o naruszaniu przestrzeni osobistej, Valye nie wytrzymał, nie był w stanie oprzeć się pokusie i przepuścić szansy zrobienia na złość Dawsonowi. Podniósł dłonie, złapał go za kołnierz i zadzierając głowę do góry zbliżył się do jego twarzy tak, że niemal stykali się nosami.
– Jak ty mnie wkurwiasz. – wysyczał przez zęby marszcząc groźnie brwi. Przez kilka długich sekund mierzył się z nim wściekłym spojrzeniem ze wzburzeniem dysząc mu twarz, aż w końcu odepchnął go od siebie puszczając jego koszulę.
Odsuwając się od Briana przelotnie spojrzał na jego usta, żeby zaraz ze zdegustowaniem oderwać od nich wzrok. Nie mając już nerwów na dalsze kłócenie się z tym prowokującym go bucem, odwrócił się na pięcie i podszedł do swojego biurka, przy którym z ciężkim sapnięciem usiadł, podpierając głowę na dłoniach.
– Kurwa! Jesteś nie do zniesienia! – rzucił tym razem nie odwracając się do Briana choćby na krótki moment. Już nie mógł na niego dzisiaj patrzeć. A bynajmniej nie bez przywalenia mu w twarz.


effsie - 2018-12-18, 23:48

Brian odsunął się o krok, wykrzywiając twarz ze zdegustowaniem. Podniósł dłoń do kołnierza i wprawnym gestem wygładził pognieciony materiał.
— Zastanawia mnie — zaczął — kiedy pomyślałeś, że interesuje mnie twoja opinia na mój temat. Jeśli zrobiłem coś, że odniosłeś takie wrażenie, bardzo przepraszam. I, jeśli nie zostało to podkreślone wystarczająco jasno, zrobię to teraz: mamy ze sobą pracować, nie się kumplować. A na tej przestrzeni, mimo niesamowicie wkurwiającego charakteru, radzisz sobie jeszcze nienajgorzej. Żal byłoby się z tobą pożegnać przez… różnice w poglądach — zakończył eufemistycznie.
Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie Valowi i wyszedł z biura, postanawiając zostawić go sam na sam z jego małym porno, które grafik właśnie oglądał.


Valye - 2018-12-19, 00:08

– Tak, spierdalaj. – rzucił za plecami blondyna dobrze wiedząc, że ten i tak już go nie usłyszy.
Zdawał sobie sprawę, że przegiął. I to ostro. Brian nie musiał go nawet straszyć, że przez swoje postępowanie może stąd wylecieć na zbity pysk. Wiedział to, do cholery. Każdy normalny już dawno by go stąd wylał za jego, łagodnie mówiąc, naganne zachowanie. Był świadom tego, że się zapędził i pogubił, ale nie miał pojęcia jak to wszystko odkręcić, naprawić i czy w ogóle da się to zrobić.
Całe otoczenie bynajmniej nie pomagało mu się odnaleźć w tej chorej sytuacji, w którą sam się wpakował. Następnego dnia rano, kiedy po powrocie z wakacji zadzwoniła jego siostra z radosną nowiną (jak dla kogo), chcąc przekazać mu, że trzeba zacząć organizować ślub, bo spodziewa się dziecka, Val miał ochotę po prostu zostać w domu i nie wychodzić. Utopić telefon w zlewie i zagrzebać się w swoim łóżku na resztę życia. Ale zebrał się w końcu jako tako do kupy i wyszedł do pracy. Kiedy wszedł albo raczej wpełzł z ponurą aurą do biura wiedział, że spóźnił się te kilkanaście karygodnych minut. Przywitał się jednocześnie z każdym rzucając pojedyncze słowo i usiadł przy swoim stanowisku, chcąc jak najszybciej zająć czymś myśli i kontynuować swoją pracę z wczoraj. A potem wrócić jak najszybciej do siebie.


effsie - 2018-12-20, 15:29

Brian zawiercił się z irytacji.
Towarzystwo Valye’a było dla niego irytujące z jednego względu: ten koleś działał mu niesamowicie na nerwy. Nigdy – przenigdy – nie mogliby się kumplować, razem spędzać czasu; odnosił wrażenie, że niemalże każda, nawet najmniejsza konwersacja, kończyła się warczeniem na siebie i gromieniem spojrzeniami. A przy pracy… to było naprawdę, naprawdę nie do wyjaśnienia, bo na tym gruncie dogadywali się wręcz niesamowicie, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle z pstryknięciem znikały wszelkie negatywne emocje. Żaden z nich nie szczędził drugiemu ostrych słów, a niektóre z ich dyskusji brzmiały jak kłótnie, ale i w tym przypadku nie zwracali na to uwagi, pchając projekt dalej.
I to naprawdę, naprawdę była dobra współpraca.
Jednego z wielu dość podobnych dni cały zespół przygotował prezentację pokazującą stan pracy nad ruszanymi przez nich projektami Joshui i innym menadżerom zespołów w Lunie; celem tego, by całe wydawnictwo wiedziało, jak wyglądają postępy konkretnych działów (kolejne dni mieli przejść przez każdy z innych teamów). Dyskutowali właśnie nad jedną kwestią, którą tydzień czy dwa wcześniej zaczął projektować Valye; Joshui nie przypadł do gustu jeden z jej aspektów.
— Moim zdaniem to się mija z celem — oznajmił, już nieco zirytowany.
— Z niczym się nie mija — obruszył się Brian, zaciskając zęby, by nie powiedzieć o parę słów za dużo. — Może efekt nie jest jeszcze powalający, ale to jest początek, jebany początek, Josh, nie ma jeszcze wyglądać. Chodzi o koncept i podejście do tematu!
Joshua nie odpowiedział od razu; powiódł wzrokiem po całym teamie i pozostałych menadżerach, a potem spytał, na pozór spokojnie:
— Brian, możemy pogadać?
I wyszli, we dwójkę, do biura Josha. Zespół Dawsona nie za bardzo wiedział, co robić, więc wszyscy po krótkiej chwili konsternacji zdecydowali się pójść na wcześniejszy lunch, a gdy i po nim Brian nie wrócił, zajęli się pracą przy drugim projekcie; tym, który nie wniósł takich kontrowersji.
Dawson wrócił po niemal godzinie. Widać było po nim, że jest zirytowany, ale też zadowolony z siebie.
— Jedziemy z tym dalej — powiedział, niby do wszystkich, ale szczególnie do Valye’a, o którego pracę wykłócał się z szefem przez najbliższą godzinę. — Mamy za dwa tygodnie pokazać mu pierwszy szkic, więc musimy do tego siąść całą parą. Potrzebujesz jakichś grafików? Załatwię ci kogoś z dołu żeby trzaskał te durne ilustracje, kiedy ty będziesz planował cały proces — mówił, wciąż wkurzonym głosem, ale jasne było, że jego wkurzenie było wycelowane w Joshuę.


Valye - 2018-12-20, 20:16

W międzyczasie odwiedziła go jego siostra, przywożąc mu upominek z wakacji, jakąś niepraktyczną pierdołę, którą bez żadnego sentymentu wrzucił do jednej z szuflad skazując na zapomnienie. I ślub. Ten cholerny ślub, o którym opowiadała z przejęciem cały wieczór; przywiozła mu nawet masę śmieciowatych broszur z jej bazgrołami, jak jakąś książkę inspiracji, którą miał się sugerować podczas zaprojektowania każdej, najmniejszej dekoracji. I jak zwykle zgodził się bez wahania, żeby nie sprawiać jej przykrości, mimo że naprawdę nie miał na to ochoty. Nie chciał jej odmawiać tym bardziej, że była… w tym napawającym go niepokojem stanie.
W pracy, jak to w pracy. Mimo swojego ostatnio złego nastroju, najpierw wmawiał sam sobie, że będzie ignorować Briana, a potem darł z nim koty. Rutyna. Rzeczywiście, istniała między nimi jakaś cicha, niepisana zasady, dzięki której pchali robotę do przodu. Owszem, kłócili się, i to jak, ale naprawdę pomijając ich wszelkie niesnaski, potrafili skupić się na pracy i zrobić co do nich należy.
Nie lubił wszelkich korpogadek, wolał dawać innym mówić, nawet za siebie. Tak zrobił też tym razem wierząc, że Brian przedstawi jego projekty w znacznie lepszym świetle niż on, gdzie pewnie pogmatwałby wszystko i sprawił, że jego praca od razu straciłaby na wartości. Z niechęcią musiał przyznać, że lubił kiedy Dawson mówił za niego. Mimo ich różnicy zdań czuł, co Valye miał w głowie projektując różne rzeczy. Czasami go to niepokoiło.
Ale kiedy jego szef uniósł się na Josha, jakby mówił do Vala, a nie do swojego przełożonego, zdziwił się. Naprawdę się zdziwił. Przez chwilę myślał, że być może ten podniesiony ton był skierowany do niego, a on tylko nierozważnie się zamyślił i nie wyłapał tego, że ktoś do niego mówi. Jednak kiedy podniósł wzrok na mierzących się ponurym wzrokiem mężczyzn, zdziwił się jeszcze bardziej. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego Brian tak zaczął zaciekle bronić jego pracy. Ok, może zrobił coś innego, może to nie było to, czego oczekiwał od niego Josh… naprawdę nie wiedział, o co chodzi. Nawet kiedy zniknęli w biurze Josha, Val z ociąganiem, bardziej namówiony przez Dana wyszedł z całą resztą na lunch przekonany jego słowami: „Lepiej się stąd ulotnić”. A tym razem coś nie miał ochoty narażać się blondynowi.
Kiedy Brian wrócił, Valowi zapaliło się ostrzegawcze światło, że teraz nie jest zbyt dobry moment na tradycyjne dowalanie mu, więc postanowił, że nawet gdyby pojawiła się jakaś okazja, to postara się z niej nie korzystać. Kiedy padło pytanie Val spojrzał w dół, odruchowo zasłaniając usta dłonią, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Mogę… mogę przez kilka dni usiąść do tego sam? – zmarszczył brwi i spojrzał ostrożnie na wyraźnie poddenerwowanego Briana. – Streszczę się, pokażę ci potem, co do tej pory zrobiłem, a jeśli ani trochę nie będzie to czego ode mnie oczekujesz, to wtedy wezmę kogoś do pomocy. – zaproponował odruchowo drapiąc się po szyi. – I, żebyś nie miał mnie za jakiegoś pojeba, nie przeszkadza mi popracować nad tym w domu… jeśli wyraźnie jest taka potrzeba. – dodał ciszej, wyraźnie nie z żadnym zaczepnym tonem, wzruszając ramionami i spoglądając na Briana wyjątkowo bardziej przybitym wzrokiem, niż jak zwykle bardziej wkurwionym.


effsie - 2018-12-20, 21:32

Brian łypnął na Valye’a rozeźlonym spojrzeniem.
— O co ci chodzi? — spytał, wciąż wyraźnie wkurzony. — Zrobiłeś wszystko, czego ja oczekuję, to ten chuj wciąż tkwi ze swoimi wizjami w średniowieczu.
Nie przebierał w słowach; to też nie tak, że nie szanował Josha, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna miał ogromną wiedzę i zdolności biznesowe (jakoś udawało się mu utrzymać dobrze prosperujące wydawnictwo), ale był teraz naprawdę poirytowany. Przede wszystkim, brakiem zaufania, o który teraz oskarżał Joshuę twierdząc, że dyrektor popełnia wieki błąd.
Brian był zadowolony z pracy zarówno Valye’a, jak i całego zespołu. Niesamowicie tylko wkurwiał go fakt, że przez minioną godzinę musiał bronić grafika i jego pracy; to nie tak, że się z tym nie zgadzał, co więcej, doskonale wiedział, że to jego rola (w końcu był jego szefem, a więc odpowiadał za wszelkie ewentualne potknięcia swojego teamu), ale personalna niechęć do Valye’a sprawiała, że miał w związku z tym mieszane uczucia. Josh nawet sugerował zwolnienie pracownika; wskazywał, że to był błąd, że nie pozwolił Brianowi samemu przeprowadzić proces rekrutacyjny i tak dalej, a Dawson tylko bardziej szedł w zaparte.
I udało się. Wywalczył mu – im – dodatkowe dwa tygodnie.
— Sam? — powtórzył za Valye’em, siedząc już obok niego, na miejscu przed swoim biurkiem. — I chcesz wszystko zrobić sam w dwa tygodnie? Nawet gdybyś zapierdalał przez wszystkie doby to sam nie zdążysz — powiedział, już nieco łagodniejszym tonem. W czym jak w czym, ale w planowaniu pracy i procesów produkcyjnych Brian miał naprawdę duże doświadczenie. Oczywiście, że wiedział, co kierowało Valem: sam też uważał, że wszystko zrobiłby najlepiej, ale prawdziwa odpowiedzialność polegała też poniekąd na delegowaniu pracy innym jednostkom. — A jeśli chcesz pracować nad czymś po godzinach, mogę dopisać cię do listy u portiera, byś mógł brać i zdawać klucze. Nie wiem, jak wygląda twoje stanowisko pracy w domu, ale temu chyba nic nie brakuje — zasugerował, wskazując na wielkiego iMaca i tablet graficzny, który właśnie leżał na biurku Vala.


Valye - 2018-12-20, 22:32

Kiedy Dawson otwarcie obraził przy nim Josha, Val uniósł lekko brew, nie za bardzo wiedząc czy jest się czemu dziwić, bo przecież to co wykonywał on, było nadzorowane przez Briana, więc równie dobrze Joshua mógł skrytykować też i jego pracę, jego niedopilnowanie czy cokolwiek, na co mógłby narzekać. Jednak z niechęcią musiał przyznać, że cieszył się z tego, że Brian stanął murem za jego pracą. I nie obchodziło go to, z jakiego powodu to zrobił. Po prostu go to cieszyło. Szlag.
Kiedy jego przełożony stwierdził, że nie ma opcji żeby Val z tym zdążył, już chciał bez namysłu, uparcie rzucić, że owszem, zdąży, ale jakoś tak wnioskując po minie Briana i jego złym nastroju (tym razem wyjątkowo nie popsutym przez Vala, chociaż, kto go tam wie…) doszedł do wniosku, że to może jednak nie jest najlepszy pomysł występować przed szereg w takiej sytuacji. Znowu nerwowo drapiąc się po szyi (do cholery, jak on nienawidził tego nawyku) powiódł za wzrokiem Briana na swoje stanowisko, lustrując dokładnie znajdujący się na nim sprzęt. Co prawda w jego mieszkaniu też pracowało mu się komfortowo na jego wyposażeniu, w dodatku był tam sam ze swoją muzyką, ze samym sobą i bez żadnych ograniczeń mógł pracować w jakiej tylko pozycji mu się zamarzyło, ale skoro szef sugerował coś innego… naprawdę nie miał ostatnio ochoty na kłótnie z nim.
– Ok. – kiwnął głową z wyraźnym zrezygnowaniem i poddaniem. Przynajmniej próbował. – Więc… – zawiesił się na moment, wpatrując się w swój monitor i odezwał się po naprawdę kilku długich sekundach. – Z dwie osoby by się przydały. – Cholera, zrobiłbym to sam. – I te klucze też, chyba będę musiał czasami zostać. Albo nawet dziś. – zachowując się trochę tak, jakby zapomniał o obecności Briana, podparł głowę na dłoni i przechylił ją lekko w bok, krzywiąc się do swojego komputera. – Mhm, dopisz mnie tam. – mruknął i raz jeszcze zaczął przeglądać wszystko to, co kompletnie nie spodobało się Joshowi.
Reszta dnia minęła mu zaskakująco szybko. Kiedy Brian przysłał do niego osoby, które miały mu pomóc, większość czasu poświęcił na przedyskutowaniu z nimi wszystkiego, wyjaśnieniu im co właściwie od nich oczekują i starając się jednak nie zostawiać sobie wszystkiego, podzielił w miarę sprawiedliwie pracę i zajął się swoją działką. Nawet się nie obejrzał, a wszyscy zadowoleni z końca dnia, zaczęli zbierać się do wyjścia. Val natomiast z cichym westchnieniem zatopił się w pracy, chcąc jak najszybciej sprężyć się z tym co postanowił dzisiaj skończyć. A nie chcąc wychodzić na jakiegoś debila, który uwielbia siedzenie po godzinach, nie zajęło mu to więcej niż godziny.
Następnego dnia nastawił się na ostry zapierdol i nie ma zmiłuj. Strasznie świerzbiło go to, kiedy Brian tak "obronił" go przed Joshem. Nie rozumiał co go tak zdenerwowało i zirytowało, nie chciał wiedzieć, ale jakiś paskudny, zdradziecki głos w głowie szeptał mu ciągle, że nie zrobił tego tylko z powodu pracy. Co za naiwny głos.
Tego dnia, mimo swojego małego postanowienia, był z pracą w dupie. Nieco wytrącało go ze skupienia ciągłe sprawdzanie, czy przydzieleni mu do pomocy graficy idą w dobrym kierunku, przez co niestety nie pracował dzisiaj tak szybko jak tego chciał, dlatego też kolejny dzień z rzędu zapowiadało się na dłuższy dzień. Znacznie dłuższy. Cóż, przynajmniej będzie sam... albo i nie. Odprowadzając wszystkich spojrzeniem do drzwi i żegnając się z każdym, naliczył tylko cztery opuszczające biuro osoby. A los chciał, że piątą osobą, która coś nie chciała za bardzo ruszyć się z miejsca był Brian. Val w żaden sposób nie skomentował ani nie zareagował na jego dłuższe pozostanie w pracy. Przez naprawdę kilkanaście długich minut zajął się swoją pracą, a przynajmniej starał się zająć tylko pracą, bo tym razem nie mógł pozostać całkowicie obojętny na fakt, że kolejny raz został z Brianem sam na sam. W końcu odsunął się do tyłu żeby móc spojrzeć na swojego milczącego kompana i ignorując inny głos, który dobitnie powtarzał mu, że ma tu pracować, a nie szukać znajomości, wyciągnął telefon z kieszeni.
– Hm... jesteś może głodny? – zaczął cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę i wskazał palcem na swoją komórkę. – Mogę coś zamówić.


effsie - 2018-12-21, 00:15

Tego dnia i Brian musiał zostać dłużej w pracy – i wcale nie miało to związku z Joshuą, który chciał od niego raportu dotyczącego pracy Valye’a na przestrzeni ostatniego miesiąca, ani trochę. Dawson był zirytowany podwójnie: przede wszystkim na Josha, który z niewiadomych powodów nagle zaczął zachowywać się jak pomylony, później – na Vala, którego absolutnie nie chciał bronić, ale jakaś chora lojalność wobec współpracownika (który, ech, to nie ulegało wątpliwościom, wykonywał dobrą pracę) nie pozwalała mu zachowywać się inaczej. Byłoby absolutnie idiotycznym wyładowywanie swoich emocji na Bogu winnym brunecie, ale to on był sprawcą całego tego zamieszania, o którym nawet nie mógł mieć pojęcia.
I raczej nie zanosiło się na to, by się dowiedział.
Brian tworzył więc raport, przeglądając w komputerze pliki źródłowe oraz te, na których pracował Valye; nawet gdy ten korzystał ze swojego komputera to dzięki podłączeniu do serwera, wszystko zachowało się w chmurze. Dawson dostrzegał absurd sytuacji, polegający na tym, że tylko oni obaj zostali w biurze, a grafik nie miał pojęcia, co właśnie przygotowywał Brian, ale – no cóż.
Z pracy (miał w uszach słuchawki, bo najlepiej pracowało się mu z muzyką; gdy tylko mógł, lubił izolować się od otoczenia i skupiać na zadaniu) wytrącił go ruch przy sąsiednim biurku. Odwrócił głowę i dojrzał Valye’a, który zaczynał coś do niego mówić, pociągnął więc za kabel od słuchawki.
Głodny? Zamówić?
Miał już rzucić ironicznym komentarzem, że nie wiedział, że zatrudniał go na stanowisku sekretarki, ale uprzedził go jego własny żołądek; brzuch zaburczał mu głośno, mało subtelnie informując o tym, jakie było jego położenie.
Poza tym… smak tej chiń…
Nie. Nie ma mowy.
— Mm… weź mi też — przytaknął, domyślając się, że Val miał zamiar zamówić sobie coś do jedzenia, bo w przeciwnym wypadku chyba by tego nie proponował.
Grafik skinął głową i skupił się na swoim telefonie, a później obaj wrócili do pracy; Brian już z tylko jedną słuchawką w uchu. Gdy telefon Valye’a zawibrował, Dawson poderwał się na nogi i uprzedził go:
— Pójdę odebrać — powiedział, a widząc minę grafika dodał: — I tak chcę się przewietrzyć.
To była prawda, po części, ale miał nadzieję, że grafik nie opłacił zamówienia i uda się mu uniknąć kolejnej (żenującej, w jego mniemaniu) sytuacji, polegającej na przesyłaniu sobie kwoty rzędu pięciu dolarów.
Gdy wrócił na górę z dwoma opakowaniami chińszczyzny, nawet nie skomentował zamówionego przez Vala jedzenia; zamiast tego położył oba pudełka na dużym stole, przy którym zwykli siadać wszyscy razem, przy jakichś wspólnych dyskusjach i podniósł wzrok na grafika.
— Chcesz na chwilę odpocząć od gapienia się w monitor? — zapytał, może mało przyjemnie… ale jak na ich relację to i tak było zdecydowane ocieplenie jakichkolwiek stosunków.


Valye - 2018-12-21, 00:39

Kiedy Brian oraz jego brzuch jednogłośnie stwierdzili, że też chcą coś zjeść, Valowi momentalnie poprawił się humor. Ale w momencie kiedy wrócił z małym uśmiechem do swojego biurka żeby zamówić im coś i nagle zdał sobie sprawę z tego, że cieszy się jak szczerbaty na suchary z byle powodu, dla zasady przybrał swoją tradycyjną, markotną minę. Ponieważ nie chciało mu się silić na jakieś szukanie polecanych restauracji i przeglądanie opinii, postanowił zamówić to samo co ostatnio, pamiętając też, że Brian bez większego oporu pochłonął swojego chińczyka. Tak, znowu tani fast food. No co miał zrobić? Naprawdę smakowała mu ta tania chińszczyzna.
Kiedy jego towarzysz nadgodzin wrócił z jedzeniem, Val bez wahania kiwnął głową i oderwał się od monitora, nie mogąc się doczekać tego wyczekiwanego smaku na swoim podniebieniu. Nie wiele myśląc, chwycił swoje pudełko i usiadł obok Briana przy prostopadłym do niego boku stołu, otwierając szybko swoje pudełko.
I tak też zaczął jeść, bez słowa wbił się plastikowym widelcem w swoją porcję makaronu, żeby zaraz wepchnąć go sobie szybko do ust, dopóki nie zaspokoi chociaż odrobinę swojego głodu.
– Nie byłoby ci wygodniej widelcem? – rzucił nagle patrząc na spokojnie jedzącego pałeczkami Briana i wyraźnie było po nim widać, że pyta bardziej z czystej ciekawości niż dla przerwania ciszy. – No i szybciej? Nie żebym jakiś specjalnie palił się do wrócenia przed monitor. – dodał wzruszając ramionami, jednocześnie przenosząc wzrok na swoją porcję chińszczyzny. Co za dużo patrzenia na Briana to nie zdrowo.
Co jest Val, tak bez nazywania go dupkiem, bucem itd? Tak... na spokojnie? Pogięło cię?


effsie - 2018-12-21, 00:56

Brian otworzył pudełko z jedzeniem, którego nigdy sam by nie zamówił, orientując się, że naprawdę pachniało nienajgorzej. Z cieniem rozbawienia zauważył, że Valye zamówił mu wersję, gdzie zamiast kurczaka (którego, był pewien, miał ostatnim razem) otrzymał nic innego jak krewetki. Podniósł szybko głowę, zerkając na chłopaka, ale nie skomentował tego w żaden sposób, zagryzając tylko wargę.
Sięgnął po komplet pałeczek, rozrywając drewniane patyczki i wsunął je sobie w dłoń, sprawnie wyciągając z nich pierwsze nitki makaronu.
— Lubię jeść pałeczkami — odparł na pytanie Valye’a, ledwo zauważalnie wzruszając ramionami. — Dla mnie jest wygodne. Próbowałeś kiedyś? To na początku wydaje się mało intuicyjne, ale ma dużo sensu — powiedział, zerkając na drugi komplet pałeczek, który leżał na stole nienaruszony.
Nie wspomniał Valye’owi, że cały listopad spędził w Japonii; tam rzeczywiście miał raczej wiele okazji do tego, by podszkolić swoje umiejętności w kwestii jedzenia pałeczkami (choć potrafił to robić jeszcze przed swoją wyprawą). Tym, co zaskoczyło go chyba najbardziej, był fakt, że… tam nawet steki jedzono w ten sposób! Normalnie, pałeczkami, a do tego dostawało się nożyczki.
Brian naprawdę uważał, że to było wygodniejsze.
— Szybciej? — powtórzył za Valye’em, lekko się dziwiąc. — Jedzenie ma być przyjemnością, a nie szybkim zapychaniem żołądka — stwierdził, marszcząc nieznacznie brwi. Brian naprawdę lubił – i chyba nawet potrafił, kiedy chciał – gotować, niekoniecznie więc traktował jedzenie jak coś, w czym powinno się stawać do jakichś wyścigów.


Valye - 2018-12-21, 01:17

– Nie, coś ty. Zawsze brałem widelec. Jak miałbym się wkurzać na jakieś patyczki... to ja podziękuję. – burknął od samego początku negatywnie nastawiony do jedzenia w taki (jak dla niego) nienormalny sposób.
Na chwilę jednak przestał jeść, zawiesił tylko w powietrzu dłoń z trzymanym widelcem i wpatrywał się tępo w swoje opakowanie z nadjedzoną porcją. W końcu zacisnął usta w cienką linię i przeniósł wzrok na Briana, nachalnie obserwując to w jaki sposób nabiera makaron i wkłada go do ust. Z zaciętą miną odłożył bez słowa widelec na bok, wyciągnął pałeczki i chwilę siłował się z ich rozłączaniem, bojąc się, że zaraz je złamie w nieodpowiednim miejscu. Jednak kiedy pękły w wyznaczonym do tego miejscu, z dziecinnym triumfem w oczach spojrzał na Briana, głupio zadowolony z siebie. Po kilku sekundach zreflektował się, że prawdopodobnie robi właśnie z siebie głupka, przestał się cieszyć i skupiając się na swojej prawej dłoni, zaczął na oślep układać pałeczki w palcach. Blondyn bez słowa (dla Vala na pewno z politowaniem i sporą nutą kpiny) przestał jeść i widząc jego zmagania, wystawił dłoń pokazując mu prawidłowe ułożenie pałeczek w dłoni.
– No przecież tak trzymam. – oburzył się od razu z cichym burknięciem, w ogóle nie dostrzegając różnicy między jego dłonią a Briana. Zaciskając zęby zaczął bezskutecznie próbować złapać którąś z nitek makaronu lub kawałek mięsa, ale kiedy ani razu nie podniósł nic nawet o kilkanaście centymetrów w górę, z irytacją cisnął w Briana ostrzegawczym spojrzeniem. – Tylko się nie śmiej.


effsie - 2018-12-21, 01:34

Brian przestał jeść, obserwując z nutą rozbawienia zmagania Valye’a z pałeczkami. Prawdę mówiąc, jeśli nie kłamał i to był naprawdę pierwszy raz, kiedy trzymał je w dłoni, wcale nie szło mu to tak najgorzej, ale tak czy inaczej – wciąż dość kiepsko.
— Na początku musisz zacząć z jedną — poradził mu uczynnie, a widząc zaciekłe spojrzenie grafika, wywrócił oczami i na chwilę zabrał jedną z pałeczek z ręki. Drugą ułożył sobie na wnętrzu prawej dłoni, pod kciukiem i zaprezentował Valye’owi.
Grafik prychnął, ale zrobił to samo; wtedy Brian dołożył drugą pałeczkę.
— Ta idzie… czekaj, jak ja to robię — zastanowił się, łapiąc pałeczki intuicyjnie (no co, nigdy nikogo nie uczył tym jeść) i dopiero gdy sam zwinął nitkę makaronu, mógł zaprezentować prawidłowy chwyt. — O, tutaj. Pomiędzy te palce. I wtedy możesz poruszać, o tak — wskazał ruch pałeczek, obserwując jak Valye próbował zrobić to samo. — Nie tak — zirytował się, odkładając swoje pałeczki na chusteczkę i bez zastanowienia sięgnął ręką ku dłoniom grafika. — Ta tutaj, a ta… no, spróbuj teraz poruszyć — mruknął, chyba nie do końca świadom tego, że właśnie przekraczał barierę przestrzeni osobistej Vala.
Chociaż… może gdyby ten wnosił jakikolwiek opór udałoby się mu szybciej zorientować?


Valye - 2018-12-21, 12:11

Kiedy Brian zajął się ustawianiem pałeczek w jego dłoni, Val przez chwilę przyglądał się w bezruchu jego palcom zwinnie umieszczającymi kawałki drewna we właściwym miejscu, a po chwili bez ruszania głową, podniósł wzrok i wlepił go w jego twarz. W pierwszej chwili chciał zwrócić mu uwagę... nie, właściwie to nie chciał tego zrobić, może powinien, ale z pewnością nie chciał. Zamiast tego patrzył na niego z neutralnym wyrazem twarzy, dopóki Brian sam nie pochwycił jego spojrzenia. Cóż.
Skupił się na powrót na swojej dłoni, uniósł ją i poruszył pałeczkami w taki sposób, jak pokazał mu wcześniej blondyn. W końcu spróbował nabrać trochę makaronu i kiedy o dziwo udało mu się to zrobić, wepchnął do ust nabrane nitki zerkając odruchowo na Briana.
– Ta dam. – rzucił luźno wzruszając ramionami, jakby jedzenie pałeczkami nie było od samego początku dla niego żadnym problemem.
I jak gdyby nigdy nic, bez silenia się na zbędne w tym momencie rozmowy, zajął się swoją porcją, nieraz oszukując i kombinując pałeczkami, by nabrać na nie o wiele więcej niż bez braku wprawy był w stanie. Zjadł szybciej niż Brian, a kiedy ten też skończył, Val złapał puste opakowania i podniósł się z miejsca.
– Wyrzucę. – zaoferował szybko zanim zdążyły paść jakieś słowa protestu.
Podszedł do kosza, pożegnał się z pustymi opakowaniami i oblizując usta z ewentualnych resztek obrócił się nią pięcie, żeby wrócić do swojego biurka. Jednak zanim usiadł przy swoim stanowisku, jego wzrok z czystej ludzkiej ciekawości, zjechał na monitor Briana. I zamiast nie wnikać w nieswoje sprawy, zamiast zająć się swoją pracą, zmarszczył brwi i powiódł po tekście, w którym odnalazł swoje imię. Co? Po co ktoś miałby pisać coś takiego?
Podniósł wzrok znad komputera i wbił go w Briana.
– Chcesz mnie jednak przenieść? – zapytał cicho z wyraźnym dystansem, może nawet niesmakiem. – Myślałem, że mogę tu zostać.


effsie - 2018-12-21, 17:01

Brian puścił dłoń Valye’a, choć jeszcze nie cofnął ramienia, którego łokieć wciąż spoczywał na blacie. Uniósł z satysfakcją kącik ust, gdy grafik poruszył pałeczkami w prawidłowy sposób i podniósł na niego wzrok akurat w momencie, gdy brunet wkładał sobie do ust porcję makaronu.
Zamrugał i potrząsnął głową, gdy zorientował się, że przez kilka sekund – całkowicie nieświadomie – wpatrywał się w usta Vala. Prędko cofnął rękę i chwycił swoje pałeczki, odganiając absurdalne myśli z głowy. Odpowiedział krzywym uśmiechem na luźne wzruszenie ramion grafika i sięgnął po butelkę z wodą.
W jakiś dziwny sposób zaschło mu w gardle.
Skończyli jeść w ciszy, którą Brian odbierał jako nieco skrępowaną; żaden z nich nie rzucił jednak ani jedną złośliwością, a Valye poczekał aż Dawson skończy jeść i dopiero wtedy podniósł się od stołu.
Brian upomniał się w myślach. No, instruowanie jak jeść pałeczkami kolesia, który niecały miesiąc temu rzucił się na ciebie z pocałunkiem to raczej nienajlepszy pomysł.
Sięgnął po butelkę wody kolejny raz, obserwując bez skrępowania Vala; był odwrócony do niego plecami, krzątał się po biurze. Siadając do swojego biurka zerknął przelotnie na ekran komputera Briana i nieco się spiął.
Dawson uniósł w górę brwi, słysząc to sztywne pytanie.
— Tak. — Podniósł wzrok na Valye’a i złapał jego spojrzenie. — Chcę cię przenieść, dlatego dostajesz grafików i dlatego siedzimy tu obaj po godzinach — powiedział beznamiętnie, choć raczej nie trzeba było być szczególnie inteligentnym, by znaleźć ironię w jego głosie. Wypuścił powietrze nosem i sam podniósł się od stołu. — To raport dla Josha. O twojej pracy tutaj — wyjaśnił krótko. Darował sobie wspominanie tego, że został po godzinach, by przygotować go w jak najlepszej formie; mógł przecież podesłać Joshui sporządzony na odpierdol pedeefik. Zamiast tego przyszło mu jeść na obiad tanią chińszczyznę w pracy, ale przecież nie będzie robił z siebie przed Valem jego wielkiego obrońcy.
Jeszcze czego.


Valye - 2018-12-21, 20:25

Cały czas patrząc na Briana z pochmurną miną, Val skrzywił się wyraźnie, niezadowolony z takiej odpowiedzi. Nawet kiedy Dawson skończył swoje lakoniczne wyjaśnienie, ciągle stał w miejscu. Raport. O nim. Ok.
Ruszył się w końcu i usiadł przy swoim biurku zapominając całkowicie o luźnej atmosferze, jaka jeszcze chwilę temu towarzyszyła im przy stole i tej śmiesznej nauce jedzenia pałeczkami. Do cholery. Uczył go jeść pałeczkami. On. I jeszcze macał go po ręce.
Ponownie nie siląc się na żadne zbędne pogawędki, podparł głowę na dłoni, wyraźnie naburmuszony, po czym zajął się swoją robotą nie chcąc wnikać już w nieswoje sprawy. Kilka minut. I to by było tyle z jego postanowień. Kiedy Brian wrócił na swoje miejsce, Val odsunął się do tyłu, wstał i z waleczną postawą oparł się łokciem o dzielącą ich biurka ściankę.
– Po co mu ten raport? – przez ton swojej wypowiedzi zrobił ze swojego pytania bardziej żądanie niż prośbę, jednocześnie wlepiając wzrok w monitor Briana, śledząc pojawiające się na nim nowe słowa. – Awansem to raczej nie cuchnie. – z wyraźnymi wątpliwościami spojrzał na siedzącego obok blondyna, chcąc wymusić na nim jakąś odpowiedź, chociaż szczerze wątpił, czy w tej sprawie jakąkolwiek dostanie.


effsie - 2018-12-21, 20:43

Brian obrzucił Vala rozbawionym spojrzeniem, minimalizując uprzednio plik tekstowy, w którym pisał krótką część raportu. Jego główna treść składała się z pseudo-prezentacji, którą właśnie sklejał w InDesignie, pokazując kilka procesów projektowych rozpoczętych przez grafika. Na ekranie pojawiła się plansza przedstawiająca kolejne etapy projektowania moodboardów dla reżyserii filmu walentynkowego, który już dawno był nakręcony, ale Brian, przenosząc spojrzenie na Vala, nie zauważył, że pod Pages ukrył się mu inny program.
— Awans po, ilu, dwóch miesiącach? Podobają mi się twoje ambicje, ale chyba stąpasz za bardzo z głową w chmurach — rzucił, odsuwając się trochę w fotelu, by aż tak bardzo nie zadzierać głowy. — Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Josh się wczoraj, delikatnie mówiąc, zdenerwował. Jak chcesz pracować piętro niżej — mówił o miejscu, gdzie pracowali wszyscy zwyczajni graficy, realizując ilustracje, okładki książek i nieznaczące kampanie reklamowe czy posty w social mediach — to powiedz, nie będę się z tym pieprzył i pójdę do domu.


Valye - 2018-12-21, 21:39

Chciał skupić się na patrzeniu na swojego wiecznego przeciwnika, ale kątem oka zauważył znajome kształty, które przyciągnęły go na tyle, że bez żadnej dyskrecji obrócił głowę i wlepił wzrok w jego walentynkowe plansze. Jego plansze na monitorze Briana. Po co?
Dawson odruchowo powiódł za jego wzrokiem, żeby sprawdzić co tak bardzo wciągnęło go w jego komputerze, a kiedy wrócił spojrzeniem do Vala, zastał go pochylającego się nieco ku niemu z zaciętą miną.
– Dobra, nie mów. Nie to nie. – burknął wyraźnie niezadowolony z faktu, że nie ma pojęcia co zadziało się między Brianem a Joshem na jego temat, bo ewidentnie coś musiało być na rzeczy.
Chciał dodać coś jeszcze, ale w tym samym momencie zawibrował jego telefon w kieszeni. Łypnął tylko niezadowolonym wzrokiem na blondyna i odepchnął się od ścianki, przeciągając po ekranie zieloną słuchawkę.
– Eve? Coś się stało? – zapytał od razu z wyraźnie zaniepokojonym głosem, który momentalnie zniknął, gdy upewnił się, że jego siostra nie dzwoni z niczym ważnym. – Co? Co to jest baby shower do cholery? – mruknął z irytacją siadając na swoim miejscu. Dopiero kiedy jego dobroduszna siostra wyjaśniła mu to nieznane dla niego określenie, Val spiął się momentalnie zdając sobie sprawę, że Brian prawdopodobnie nie był tak miły i nie zatkał uszu, kiedy on odebrał telefon. A naprawdę nie chciał dzielić się z nim takimi informacjami. – Możemy pogadać później? Jestem jeszcze... tak, w pracy. Na razie. – rozłączył się rzucając lekko komórką na blat biurka i westchnął głęboko odchylając się do tyłu na swoim krześle.
Cholera.


effsie - 2018-12-21, 22:09

Brian uniósł w zadziwieniu brew; na usta cisnęło się mu, że Valye nie będzie mu mówił, co ma mówić, a czego nie, ale… przecież mu wszystko powiedział, nie? Był aż takim idiotą, by nie połączyć faktów? Może rzeczywiście Dawson miał o nim za wysokie mniemanie.
Właściwie mógłby mu to wyjaśnić prościej, jak krowie na rowie, ale wtedy rozdzwonił się telefon grafika. Brian przymknął więc w pół otwarte usta i bez skrępowania wpatrzył w bruneta zajętego rozmową.
Co tu dużo gadać, podsłuchiwał, ale Val przecież, gdyby chciał, wyszedłby porozmawiać z Eve gdzieś in… co? Baby shower? Brian nawet nie krył zdziwienia, które wjechało na jego oblicze, słysząc o swojej zaciążonej eks-narzeczonej. I okazało się, że może to jednak nie była wcale tak publiczna rozmowa, bo Valye zaraz ją zakończył, nie zaszczycając Briana ani spojrzeniem.
Na chwilę zapadła po nimi cisza, ale Dawson wcale nie zabrał się do roboty. Patrzył przez chwilę na grafika, ale raczej nie zamierzał poruszać tematu Evelyn; coś czuł, że byłoby to stąpanie po grząskim gruncie. I chociaż nie miał nic do stracenia… tego popołudnia, choć mieli ku temu sporo okazji, jeszcze się nie pozabijali i czuł pokusę przeciągnięcia tego stanu.
O ile się w ogóle uda.
— Joshua wczoraj wyraził swoje wątpliwości związane z twoją pracą tutaj — podjął powoli przerwany temat, uznając go za nieco bardziej bezpieczny. — Właściwie… jak chcesz, możesz sam to dokończyć — dodał, wskazując brodą na swojego iMaca. Wcześniej nie proponował tego Valowi, bo nie uznawał za potrzebne mówienie mu o Joshui, ale teraz…
Oczywiście, to byłoby wysoko nieetyczne, dawać pracownikowi do przygotowania raport na własny temat, w końcu mógłby być mocno stronniczy i przedstawiać się w samych superlatywach… Brianowi zabłyszczały oczy i teraz naprawdę był ciekaw, jak na tę propozycję zareaguje Valye.


Valye - 2018-12-21, 22:39

Naprawdę, ale to naprawdę z każdym takim telefonem, każdą taką informacją czuł się coraz bardziej przytłoczony. Ciąża jego siostry po prostu go przerażała. I to bardzo. I nie dlatego, że miał jakiś wewnętrzny wstręt do dzieci i ich dziwnego zapachu, ale bał o Evelyn. Nie był w stanie ani trochę pozbyć się tego, może irracjonalnego, niepokoju. I ten dupek, który śmiał ją zapłodnić...
Zanim Val zdążył rozbujać się z pikantnymi inwektywami w swoich myślach wycelowanymi w narzeczonego siostry, odwrócił głowę w bok do swojego sąsiada, który nagle postanowił przemówić. I zanim zreflektował się i poprawił swoją twarz przybierając swoją "wieczny wkurw" maskę, Brian mógł wyraźnie odczytać z niej targające nim emocje. A to nie podobało się Valye'owi.
– Co? – marszcząc brwi, wtrącił się cicho w połowie zdania blondynowi, kiedy usłyszał, czego dotyczyła rozmowa Briana z Joshem.
Momentalnie zamknął oczy, jakby właśnie został dobity i oparł się czołem o kant swojego biurka, nawet nie ukrywając zbolałego, cichego jęku. Wiedział, że w tym momencie zachowywał się... no nie profesjonalnie, nie ma co kryć. Bliżej mu było właśnie do szczeniaka, który zapomniał, że tak, właśnie dzisiaj ma jakiś ważny egzamin. Ale miał gdzieś w tym momencie co pomyśli sobie jego przełożony.
– Daj spokój. – mruknął nie unosząc głowy i machnął zlewającą dłonią w stronę komputera Briana. – Pisz sobie co chcesz. Tylko daj mi znać wcześniej, czy mam rozglądać się za nową pracą.
Westchnął sobie infantylnie raz jeszcze i w końcu podniósł się podpierając głowę na obydwu dłoniach, mocno trąc swoją twarz, chcąc w ten sposób ogarnąć się i zmotywować do dalszej pracy. Ale był już zmęczony dzisiejszym dniem i czuł, że dzisiaj już niczego nie popchnie do przodu.
– Właściwie... Mogę przyjść jutro wcześniej? – spojrzał na Briana wskazując kciukiem na swój monitor. – Nie ma opcji, że to dzisiaj skończę.
A ja chciałem się jeszcze ładować w to gówno sam.


effsie - 2018-12-21, 22:58

Brian w kilka chwil mógł obserwować całą paletę emocji, które po raz pierwszy widział na twarzy Valye’a. Zawsze tak samo nadąsany, obrażony i ze ściągniętymi brwiami, teraz… teraz nagle był zaniepokojony, obrzydzony, zbolały, zaskoczony… Dawson zmrużył nieco oczy, nie odzywając się ani słowem, a jedyne obserwując w milczeniu te feerię kolejnych prędkich i chwilowych uniesień.
No cóż.
Zacisnął wargi, aby przypadkiem nie powiedzieć, że halo, kurwa, Valye, ty mały idioto, właśnie robię wszystko żebyś nie musiał rozglądać się za nową pracą, bo robisz tu zajebistą robotę. Zamiast tego obrócił w dłoni długopis Muji, czując absurdalne i całkowicie niespodziewane… poczucie bycia nie na miejscu.
No nie. Jestem u siebie w biurze, bez przesady.
A jednak – miał wrażenie, jakby właśnie przyłapywał grafika w jakiejś szalenie intymnej sytuacji i najlepiej byłoby stąd wyjść. Jakakolwiek próba tego sprawiłaby jednak, że tylko przypieczętowałby tę sytuację, nadał jej realności… a w jakiś magiczny sposób nie chciał stawiać Vala jeszcze bardziej pod ścianą. Zanim jednak zrobił cokolwiek, to Langley się odezwał jako pierwszy, właściwie – z tym samym zamiarem.
— Jasne — przytaknął mruknięciem, choć nie było to zwyczajowe „jasne” na odpierdol. Nie spuścił jeszcze przez chwilę wzroku z Vala, obserwując, jak mężczyzna wyłączał komputer i zbierał swoje rzeczy.
Pożegnali się krótko, a Brian jeszcze przez chwilę nie wrócił do pracy, łapiąc się na nieco zabawnej myśli, że to było chyba pierwsze popołudnie, pierwszy dzień od półtora miesiąca, gdy żaden z nich nie cisnął gromów w tego drugiego.
Zabawne. Może powinien podziękować Joshui.


Valye - 2018-12-21, 23:22

Zanim wyszedł, zawiesił na Brianie swoje zmęczone spojrzenie i mierzył się z nim tak dłuższą chwilę. Czy on... czy on tu właśnie wyczuwał coś, co być może leżało obok współczucia, litości? Bo tego na pewno nie chciał od niego. O nie.
Ale zanim zaczął się rzucać, doszedł do wniosku, że tym razem nie ma na to ochoty, odpuścił sobie i z cichym pożegnaniem wyszedł pozostawiając swojego szefa samemu sobie.
Rano, Boże, jaki to był straszny poranek. Był tragiczny. Gorszy niż wtedy, kiedy pocał... znaczy, uciszył Briana za pomocą swoich ust. Val miał dość twardy sen, niewiele trzeba było mu do wyspania się. Ale tej nocy nie mógł wyjątkowo zmrużyć oka na dłuższą chwilę. A jeszcze musiał iść do pracy wcześniej. O zgrozo.
Kiedy dotarł niemal godzinę przed właściwym czasem do biura, niewiele zwlekając, odpalił komputer, dokończył jakąś tanią kanapkę, którą kupił po drodze i zajął się swoją pracą, chcąc w końcu dokończyć to co musiał. Szło mu ciężko. I to bardzo. Z niewyspania siedząc w ciszy i samotności, musiał wkładać naprawdę wiele siły w to, żeby nie zasnąć. Z chęcią napiłby się kawy, ale nie uśmiechało mu się wychodzenie stąd, skoro już zaczął pracę. Nie miał też za wiele osób, które mogłyby... chyba że? Czy to nie pora na odwiedziny w Starbucksie pewnego buca?
Bez namysłu odpalił w swoim telefonie jedną z ich kooperacyjnych aplikacji, otworzył prywatne okno czatu z Brianem i zaczął się przyglądać tej pustej, niezmąconej do tej pory żadną wiadomością, przestrzeni. Cóż. Czas to popsuć. Lubił psuć.
"Mocną kawę. Dużo mleka, dużo cukru."
I wiedząc, że jeżeli zaraz tego nie wyśle, to zawaha się i usunie wiadomość, dlatego mrużąc oczy wcisnął kciukiem WYŚLIJ i zaklął cicho pod nosem.
To będzie... śmieszne.


effsie - 2018-12-21, 23:45

Brian siedział w biurze do późnych godzin wieczornych, samemu się zastanawiając, o co mu chodzi i czemu tak bardzo pilnował tego durnego raportu dla Joshui. Nie musiał przykładać do tego takiej uwagi, nie musiał aż tak nad tym pracować; sam irytował się na siebie, że to robił, zwłaszcza, że wiedział, o kogo chodziło. Nie podobało się mu jednak to, jak traktował go Josh i zamierzał utrzeć mu nosa.
Bardzo dorośle, oczywiście.
Skończył późno; na tyle, że gdy wrócił do domu, nie miał ochoty na nic, poza prysznicem, prędką kolacją i bezmyślnym przeglądaniem Internetu już w łóżku. Porozmawiał chwilę z Chrisem, ale zasnął dość prędko; jego biorytm działał bez zarzutu i bardzo, ale to bardzo nie lubił zarywać nocek.
Kolejnego dnia zawsze był nie do życia.
W ten środowy poranek stał w kolejce w kawiarni, czekając na złożenie zamówienia i scrollując wiadomości w telefonie; zwyczajowa prasówka w Starbucksie. Bezsensownie śledził właśnie Twittera, gdy dostał jedno powiadomienie i…
No on chyba sobie robił jaja.
Brian uniósł sceptycznie jedną brew i odpisał:
>To nie UberEats, ta aplikacja służy do pracy, a nie zamawiania jedzenia.
>Dlatego zamawiam kawę.
Brian zaśmiał się pod nosem i wyłączył aplikację, składając zamówienie i wymieniając nieistotne wiadomości z Mandy.
Dziesięć minut później był już w biurze i stawiał kubek białej kawy z cukrem na biurku Valye’a.
— Nie jestem twoją sekretarką — burknął przy tym, choć temu burknięciu nie towarzyszył zwyczajowy chłodny ton i gniewne spojrzenie.


Valye - 2018-12-22, 00:09

Przez chwilę siedział tępo wpatrując się w swój telefon, zastanawiając się czy przypadkiem nie przegiął. Może niepotrzebnie rozsierdził byka? Jednak kiedy byk wparował do biura i posłusznie, mimo dymu ulatującego mu z uszy, postawił jego kawę na biurku, Val posłał mu nieco złośliwy uśmiech. Po ich wczorajszej dziwnej, niewytłumaczalnej dla niego zażyłości i nutce zrozumienia, nie było już śladu. Brakowało mu ich złośliwości. Chociaż może nie powinien być taki niemiły zważywszy na to, że właśnie zrobił ze swojego szefa dostawce. Zrobi mu przysługę i nie będzie go zalewać drobnymi za kawę.
Otworzył wieczko zerkając do środka, chcąc sprawdzić czy jego kawa była biała tak jak lubił.
– Hm, nie wyglada żebyś... Boże Val, nie wygląda co? Żebyś napluł? Żeby to białe to nie mleko? – Wiesz, nie wiem co z tym moim awansem, chyba nie potrzebuję. Asystentkę już mam. – zadowolony z siebie zamknął wieczko i napił się radośnie kawy, zerkając na Briana. – Dzięki, gdybym mógł, to dałbym ci podwyżkę. – i jakby mało było mu porannych złośliwości, puścił blondynowi oczko i obrócił się na krześle tyłem do niego, wracając sobie do pracy i beztrosko pijąc kawkę.


effsie - 2018-12-22, 00:34

Brian prawdę mówiąc nawet nie oczekiwał, że Valye zwróci mu jakiekolwiek pieniądze; to były naprawdę groszowe sprawy, czułby się chyba zażenowany, gdyby ktokolwiek oddawał mu pieniądze za kawę; a, dodatkowo, nie zwykł posiadać żadnej gotówki. Prawdopodobnie już o tym zapomniał, tak jak o chińszczyźnie dnia poprzedniego, czy tej kawie sprzed jeszcze kilku dni (nie wypił tego gówna, które w kolejny dzień przyniósł mu Val, szanujmy się).
Zastanawiające, jak wiele pieniędzy marnował w ten sposób – i już nawet nie mowa o Valu, a bardziej o Chrisie i obiadach, kolacjach, kawkach w parku…
Nieważne, wróćmy do biura.
— Nie rozpędzaj się tak — mruknął do Vala Brian, uruchamiając swój komputer, a potem udając się na przechadzkę po biurze, aby sprawdzić, jak szedł postęp prac innych pracowników.
Gdzieś podczas tego dnia przysiadł też z Valem, sprawdzając, co słychać po tamtej stronie projektu; później skupił się na pracy z Maggie, bo razem musieli popracować nad treścią jednego badania. W międzyczasie wybrał się do Josha, gdzie przeszli wspólnie przez raport, który poprzedniego dnia – do późnych, wieczornych godzin – sporządzał Brian.
Gdy wrócił do ich biura był w dobrym humorze; nie trzeba było wcale pytać jak poszło spotkanie, by to wiedzieć, z twarz Briana można było czytać jak z książki. Zadowolony z siebie, podszedł do Valye’a i przysunął sobie trochę swoje własne krzesło.
— Robisz coś? Włącz kalendarz — rzucił bez żadnego wstępu i poczekał, aż Val skończy pisać komentarz na Asanie (właśnie dawał jakiś feedback swoim grafikom) i zrobi, o co go poprosić. — Hm… ten tydzień po konsultacjach, o, tutaj — wskazał na ekranie — masz wolny? Jest do ruszenia mały temat w Kanadzie — zaczął. Wydawało się mu całkiem oczywiste, że pytał o to, czy Valye może gdzieś wyjechać, a nie o to, czy ma dużo/mało pracy, choć może było to czytelne tylko w jego myślach.


Valye - 2018-12-22, 00:58

Szczerze powiedziawszy zawiodła go trochę reakcja Briana. Spodziewał się większych fajerwerków, większej złości, wkurzenia... ale właściwie od kogo on tego oczekiwał? Chyba powinien już się przyzwyczaić, że to nie Dawson z ich pogiętej dwójki jest tym w gorącej wodzie kąpanym. Nie zapędzaj się... pff.
Jego złośliwo-radosny nastrój prysnął szybko, kiedy zauważył jak Brian znika w biurze Josha. Lekko mówiąc, zestresował się. Nie brał wcześniej pod uwagę, że to Joshua może być tym, który go zwolni, zawsze myślał, że jeśli do tego dojdzie, będzie to Brian, kiedy Valye przekroczy tę cienką granicę między przekomarzaniem się a zdzieraniem na siebie gardeł. Jednak kiedy blond kudły wyszły od Josha jak najbardziej zadowolone, Val miał ochotę złożyć dłonie i wznieść podziękowania ku niebiosom. Naprawdę cieszył się z tego głupiego uśmiechu Briana, tym razem nawet jego morda, teraz w tym przypadku już „twarz”, po raz pierwszy nie wydała mu się taka szpetna. Nawet gdyby się zastanowić i dobrze przyjrzeć, mógłby zrozumieć dlaczego jego siostra i ten mały zboczony Korniszon Briana (bo tak czule postanowił nazywać w swoich myślach Chrisa) polecieli na te kanciatą twarz. Albo może jednak powinni zmienić okulistę.
– Moment. – skończył szybko klepać wiadomość do pomagających mu grafików i odpalił po chwili swój kalendarz tak jak chciał tego Brian. Popatrzył na wskazane okienka, po czym posłał mu wzrok „bitch, please”. Oczywiście, że nie miał... albo miał? Jeśli Dawson wspominając o Kanadzie nie pytał o pracę tutaj w biurze tylko być może o jego prywatne życie? – No... – zaczął powoli i niezwykle inteligentnie, ostrożnie przypatrując się Brianowi. – Mam wolne. Mam tam jechać? Jakieś targi czy coś?
Nie zdziwiłby się, gdyby Brian wysłał go na jakieś zwiady, żeby sprawdził co w trawie piszczy, jak mają się nowe trendy, ale dziwiło go to, że zwracał się z tym do niego. A może jednak nie o to mu chodziło?
– Czy może chcesz mnie wysłać na pożarcie niedźwiedziom?


effsie - 2018-12-22, 01:44

— Robimy wtedy imprezę biurową i chcemy się dobrze bawić — odpyskował momentalnie Brian, wywracając oczami na to pytanie Valye’a. Co, postawił mu kawę i chińszczyznę, więc teraz zaczną sobie wesoło pierdolić o rzeczach dookoła? Może Brian powinien jakoś mniej subtelnie przypomnieć Langley’owi o tym, że nie byli przyjaciółmi…
No, co się odwlecze to nie uciecze.
— To będzie konferencja. Dużo ludzi z branży, kontakty i tak dalej, ale zawsze jest do ruszenia jakiś jeden temat. Zwykle jeżdżę tam sam, ale… — zawahał się na moment. — Temat w tym roku dotyczy, czekaj, żeby nie przekręcić — Brian sprawdził to na telefonie — wizualizacji współczesnej gazety bez słów. Z reguły polega to na przygotowaniu jakiegoś projektu, jest tam ileś godzin w tygodniu, poza tym zapraszają dużo specjalistów z różnych dziedzin na wykłady i konsultacje. Josh zasugerował, że skoro tak dobrze idzie nam współpraca to może miałoby to sens — dokończył już bardziej zachowawczo, znacząco milknąc.
Jakby dopiero teraz zaczął zastanawiać się, czy to w ogóle jest dobry pomysł.


Valye - 2018-12-22, 12:00

Val na wzmiankę o tym, jak rzekomo dobrze idzie im współpraca, prychnął cicho tamując tym swój śmiech. Zakrył szybko usta dłonią i odwrócił na moment głowę w bok, żeby się uspokoić. Nie chciał żeby Brian pomyślał, że kompletnie lekceważy sobie pracę i obowiązki, ale naprawdę nie miał pojęcia dlaczego nagle po tych wszystkich dobijających go sytuacjach, złapał tak dobry humor. No naprawdę nie miał pojęcia.
Moment. Więc Brian też tam jechał? Nie żeby teraz jakoś nagle intensywniej zaczął narzekać na to, że musi przebywać z nim wiecznie w jednym pomieszczeniu... właściwie, to jakoś ostatnio specjalnie mu to nie przeszkadzało. Niedobrze. Może to darmowe jedzenie tak na niego wpłynęło?
– Ok, jak trzeba to pojadę. – wzruszył lekko ramionami nie zamierzając jakoś specjalnie protestować, bo i tak nie widział w takim działaniu sensu. Zresztą nie miał żadnych prywatnych planów, z nikim nie był umówiony ani nic z tych rzeczy, a może chwilowa zmiana otoczenia wyszłaby mu na dobre. – Daj mi tylko wcześniej znać, jeśli mam coś przygotować, czy cokolwiek.
– Chłopcy. – niemal w podskokach podeszła do ich biurek wyraźnie wesoła Maggie i rozłożyła ramiona nad ścianką działową za ich monitorami. – Wy. My. Piątek. Ten sam bar co ostatnio.
– Nie wiem czy będę mógł. – zerkając przelotnie na Briana Val od razu zaczął się wykręcać, przypominając sobie ich ostatnią wspólną podróż taksówką. Praca pracą, ale czy widzenie go poza nią jest takim dobrym pomysłem?
– Mhm, ale ja wiem, że będziesz mógł. Masz być. – wskazała na niego ostrzegawczo palcem zaczynajac się oddalać i stawiać kroki do tylu. – Ty też. – wycelowała na odchodne swoją dłonią w Briana i zadowolona z siebie wyszła z biura szukać innych ofiar.
A Val? Val w piątek po pracy postanowił, że weźmie prysznic i nigdzie się nie rusza. Ale jakoś tak po prysznicu ułożył nagle swoje włosy, czego nigdy właściwie nie robił. Potem nawet nie wiadomo po co, wyprasował (rozprostował przedramieniem na odpierdol większe zagniecenia) czystą koszulkę. I wyszedł. Do cholernego baru.


effsie - 2018-12-22, 15:07

Maggie wcale nienajgorzej poradziła sobie ze zwerbowaniem ludzi; „Narożnik” (ciekawe, skąd nazwa tego baru) w piątkowy wieczór zapełnił się nie tylko pracownikami z ich wydawnictwa, a każdy też przyprowadził jakiegoś znajomego, znajomą, dzięki czemu siedzieli przy kilku złączonych stolikach. Było wręcz niemożliwe, by prowadzić jedną dyskusję; rozmowy podzieliły się na małe podgrupki, a nikt nie posiadał stałego miejsca, cały czas manewrując dookoła ich jednego, wspólnego stołu, by porozmawiać z jak największą ilością osób.
W ten piątkowy wieczór Brian zabrał ze sobą do baru Christophera. Nie byli jakąś szczególnie zżytą parą, co też było odpowiednie dla stażu ich związku (zaczęli się spotykać jakoś w wakacje, w sierpniu?); całkiem naturalnie wytrzymywali bez siebie kilka kolejnych dni. Siedzieli jednak obok siebie, obaj pochłonięci rozmową w tym samym towarzystwie, raz na jakiś czas obdarzając się przelotnymi czułościami. Właśnie Chris dyskutował o czymś gorąco z Maggie, obaj zafascynowani rozmową na temat, który nie do końca obchodził Briana (była mowa o jakimś blockbusterze; Dawson totalnie się w nich nie odnajdował i chyba nigdy nie przepadał za Avengersami). Trzymał jedynie dłoń na udzie Christophera, sącząc powoli swoje Mojito i rozglądał się po barze.
Akurat wtedy dojrzał wchodzącego do środka Valye’a; prawdę mówiąc, nie spodziewał się go tu spotkać, więc małe zdziwienie od razu zamanifestowało się na jego twarzy. Uniósł jednak drinka w nieco przyjaznym geście, jakby wznosił toast. Christopher, zobaczywszy ten gest, podążył wzrokiem za Brianem i widząc grafika, momentalnie zamilkł w pół zdania i oblał szkarłatem.
— Och — mruknął, w swojej mini-panice odwracając się do Briana. Mężczyzna uprzejmie skupił na nim wzrok i spojrzał na niego pytająco.
Christopher otworzył usta, nie wiedząc, co powiedzieć, więc Brian uniósł nieco pokrzepiająco kącik ust i nachylił się, całując przelotnie swojego partnera.
— Przyniosę ci drinka, co? — zapytał, podnosząc się od stołu i zostawiając Chrisa na pożarcie lwom.


Valye - 2018-12-22, 16:00

Kiedy Val wchodził do baru, zastanawiał się skąd wziął się u niego ten podejrzanie dobry humor, który pojawił się kiedy zobaczył logo lokalu. Co z jego preferencjami? Przecież o wiele bardziej wolałby zabarykadować się w samotności w swoim mieszkaniu. A tymczasem cieszył się, że wypije dobrego drinka i spotka się z ludźmi. To naprawdę niepokojące.
Gdy wszedł do środka, westchnął cicho widząc te tłumu, zanim jednak pojawiły się obawy, że nie odnajdzie swojego towarzystwa, z jednej z większych zebranych tu grup wystrzeliła ręka w górę, machając do niego. Uśmiechnął się lekko do Maggie kierując swoje kroki w kierunku głośnego zbiorowiska, ale kiedy zjechał spojrzeniem nieco w bok, skrzyżował swoje spojrzenie z Brianem. A obok niego Korniszon. Momentalnie jego pogodny nastrój został zastąpiony przez wyraźny grymas na twarzy. Zamiast podejść od razu do stołu postanowił skręcić najpierw do baru po coś mocniejszego.
Kiedy oparł się lekko o blat baru czekając aż któryś z barmanów skończy przygotowywać drinki dla innych klientów, zmarszczył brwi gdy nagle obok niego pojawił się Brian.
– Niech zgadnę: dwa razy Sex on the beach? – mruknął od razu spoglądając na blondyna kątem oka.
Tak, nie lubił Chrisa, nie miał powodów i nawet nie zamierzał się starać próbować z nim dzisiaj wielce zaprzyjaźniać. Jednak nie chciał psuć dzisiaj całej grupie nastroju i zżymać się przy nich na Chrisa tylko dlatego, że przyłapał młodego na tak żenujacej czynności. Ale Brianowi na osobności mógł pocisnąć.
– Negroni. Podwójne. – rzucił do barmana kiedy ten zwrócił się w końcu do niego, a kiedy zajął się przygotowywaniem dla niego drinka, Val odwrócił się do Briana. – Jak was najdzie ochota, to błagam, przynajmniej się gdzieś zamknijcie.


effsie - 2018-12-22, 17:06

Brian jakoś chyba automatycznie, tak, na pewno, podszedł do baru akurat w miejscu, gdzie stał Valye, obrzucając pobieżnym spojrzeniem butelki za barem; szukał inspiracji. Przepadał za dobrym, wytrawnym, czerwonym winem, ale lepsze jakościowo posiadał w domu, zamierzał więc skorzystać z okazji, gdy ktoś, kto się na tym znał, zmiesza mu alkohol.
— Mhm — mruknął, uśmiechając się kącikami ust, wciąż wodząc wzrokiem po butelkach. — Nie lubię takich słodkich — zamilkł na ułamki sekund — alkoholi — dokończył, przenosząc wzrok na Valye’a.
Zamrugał, dopiero po chwili orientując się, jak to mogło zabrzmieć. I wyglądać.
Hm.
Odchrząknął, przywracając się do porządku. Nie odwrócił wzroku od grafika, który dopiero po chwili zaszczycił go spojrzeniem. Uniósł w sceptycznym geście brew do góry, wracając do swojej nonszalanckiej, pewnej siebie postawy.
— Podwójne — powtórzył kpiąco. — Lepiej uważaj żeby nie przesadzić z alkoholem. Znowu się na kogoś rzucisz — uśmiechnął się wrednie, uderzając rąbkiem karty o blat baru.


Valye - 2018-12-22, 18:53

Kiedy Brian rzucił tak dziwnym komentarzem, że Valye z konsternacją uniósł wysoko brwi, zrobiło się... dziwnie. Niezręcznie. Co ty pierdolisz? Val odruchowo spojrzał do tylu w kierunku Chrisa, który jak się okazało cały czas miał wlepione ślepia w plecy swojego chłopaka. Nie mogąc się powstrzymać posłał mu bez żadnego powodu jadowite spojrzenie, na co ten od razu odwrócił wzrok. Hłe hłe. Niech się teraz Korniszon stresuje.
Odwrócił się z powrotem do baru opierając się na nim łokciem i przekrzywił głowę posyłając Brianowi zdegustowane spojrzenie.
– Tu nie będziesz mi mówił co mam robić. Wybij to sobie z głowy.
– burknął i odwrócił się do barmana, który właśnie stawiał przed nim na blacie baru jego gotowy drink.
Wyciągnął z kieszeni banknot i podał go od razu barmanowi, dając mu znać, że ma sobie nie zawracać głowy resztą, po czym od razu objął palcami szklankę z Negroni, jakoś nie specjalnie kwapiąc się żeby dołączyć do swojego głośnego towarzystwa. Wyjątkowo może jeszcze tu chwilę postać.
Podniósł drinka chcąc się szybko napić, ale zanim szkło dotknęło jego ust, kątem oka spojrzał na Briana.
– Jeśli będę chciał się na kogoś rzucić, to się rzucę. – mruknął cicho mając naiwną nadzieję, że Dawson nie do końca zrozumiał jego słowa, i od razu przechylił szklankę biorąc spory łyk. Cholera, mocne. Skrzywił się lekko kiedy alkohol spłynął w dół jego gardła drażniąc je nieprzyjemnie, ale nie chcąc robić z siebie jakiegoś mięczaka, skoro zamówił sobie tak mocnego drinka, odstawił szklankę na bar jak gdyby nigdy nic i przyjrzał się profilowi najwyraźniej ciągle niezdecydowanego Briana.
– Po prostu weź Highlandera. – zaproponował znudzonym głosem, chcąc nim zamaskować swoje zaciekawienie, czy rzeczywiście Brian weźmie pod uwagę jego sugestię.


effsie - 2018-12-22, 19:18

Brian objął Valye’a rozbawionym spojrzeniem, mierząc go od stóp do głów. No, ależ się wystroił, doprawdy – ta koszulka była prawie że niepognieciona, choć do określenia jej mianem schludnej jeszcze sporo brakowało. Dawson wydął zabawnie wargi, przez chwilę wyglądając, jakby naprawdę był oburzony.
Nie był. Co najwyżej rozbawiony.
— Rzucaj się na kogo chcesz — odparł, unosząc kpiąco brew. — Nic mi do tego — zaczął — tak długo, jak nie jestem to ja.
Nie mógł odpuścić sobie okazji nienawiązania do minionej sytuacji; i choć przeszedł nad nią do porządku dziennego, uznając to chyba za jednorazowy wybryk, bardzo odpowiadało mu, jak Val jeżył się i kulił w sobie, cały zły, na samo wspomnienie. A dzisiaj, jakby… dostał dodatkowej odwagi, czy co?
Brian całkowicie zapomniał, że prawda, którą przedstawił grafikowi, mijała się z rzeczywistością – o zaistniałej sytuacji ani Chris, ani żaden z współpracowników nie wiedzieli.
Przez propozycję Vala, spojrzał na niego nieco zdziwiony, ale skinął głową do barmana, który zabrał się za robienie drinka.
— Jaki znawca — skomentował beznamiętnie, a potem dodał, całkowicie neutralnie, jakby ignorując stosunek Vala do jego chłopaka: — Wybierzesz też coś dla Chrisa?


Valye - 2018-12-22, 21:25

Widząc to oceniające spojrzenie, Val odwrócił wzrok biorąc szybko kolejny łyk swojego drinka i przy odstawianiu szklanki drugą dłonią odgarnął do tyłu swoje włosy. Tak długo jak nie jestem to ja? Val na ten komentarz spochmurniał wyraźnie. Wiedząc dobrze, że Brianowi będzie nie w smak jeśli Val zrobi właśnie wbrew jego słowom, pamiętając o tym, że Chris prawdopodobnie cały czas ich obserwuje, pochylił się do przodu zbliżając się znacznie do Briana, mocno naruszając jego strefę komfortu.
– Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek interesowało mnie co ty wolisz, a co nie. – wzruszył lekceważąco ramionami i bez odsuwania się przytknął szklankę do ust, biorąc mały, gorzki łyk bez odrywania wzroku od Briana.
W końcu czując, że jego limit tajemniczej odwagi spowodowanej całkiem innym otoczeniem (tu nie byli w pracy, a Dawson nie był tutaj jego szefem) zaczyna się kończyć, odsunął się do tyłu przestając chuchać Brianowi alkoholem w twarz.
Na ten bystry komentarz wywrócił momentalnie oczami nawet nie kryjąc się z tym gestem przed blondynem. Żaden z niego znawca. Gdy był młodszy Kate wzięła sobie za cel jego alkoholową edukację, wiecznie zabierając go na jakieś drinki i opowiadając mu z błyszczącymi z ekscytacji oczami o różnych rodzajach alkoholu. A skoro stwierdził, że taka wiedza mu nie zaszkodzi, to wchłonął ją jak gąbka.
– Pewnie. Weź mu sok żurawinowy. Evelyn piła go przed okresem.
Poklepał radośnie Briana po ramieniu i zgrabnie porwał z baru swojego niedokończonego drinka, po czym ruszył szybkim krokiem do stolików przy których gromadzili się ludzie z jego pracy. I cała reszta twarzy których nie rozpoznawał.
– Val! Siadaj! – ciągnąć go za ramię Monica posadziła go szybko obok siebie, a tak się składało, że siedziała dokładnie naprzeciwko Chrisa. No pięknie.
– Susan...? – zapytał ostrożnie rozglądając się po twarzach, nie mogąc dostrzec blondynki.
– Nie ma jej, spokojnie. – widząc ulgę na twarzy Vala, Monica zaśmiała się smutno. – Dotarło już do niej. – posłała mu znaczące spojrzenie, ale kiedy zauważyła jego zakłopotanie i to, że właśnie otwierał usta, uciszyła go dłonią. – Nie tłumacz się, rozumiem. Nie przyszłam tu po to żeby cię zmuszać do czegokolwiek. Zresztą, Susie zaraz znajdzie sobie inny obiekt westchnień, zapewniam cię. Więc – uniosła swoją szklankę z kolorowym drinkiem i uśmiechnęła się szeroko. – Jej zdrowie.


effsie - 2018-12-22, 22:35

Brian nieco automatycznie odwrócił wzrok za Valye’em, odprowadzając go do stolika; napotkał spojrzenie Christophera. Uśmiechnął się nieznacznie i puścił mu z daleka oczko, jakby chciał tym samym powiedzieć „zaraz przyjdę”. Bardzo możliwe, że młodszy od niego mężczyzna był nieco zestresowany; hm, wręcz było to pewne. Widocznie obecność Valye’a napełniała go poczuciem dyskomfortu, choć trudno powiedzieć, czy był on związany tylko z tym, w jakiej sytuacji przyłapał ich (go) grafik, czy również z tym, jak (w oczach Christophera) spoufalał się z Brianem.
Westchnął i wrócił spojrzeniem do barmana, który kończył przygotowywać Highlandera. Przyjął od niego drinka i przez chwilę zajął się rozmową, zdając się na wiedzę mężczyzny i wybierając coś dla Christophera; w końcu wrócił do baru z dwoma szklaneczkami, z czego jedną postawił przed brunetem o kręconych loczkach.
— Drink dla pana — rzucił wesoło, siadając obok niego, a Chris obdarzył go pięknym uśmiechem. Brian odpowiedział tym samym i przeniósł spojrzenie z niego, na Vala. — Chris, chyba nie mieliście okazji się właściwie poznać. — Słowo „właściwie” było tu dość kluczowe. — To Valye, grafik. Val, to Chris — dodał, wierząc, że nie potrzeba dookreślać, kim był rzeczony.
— Hej — bąknął czerwony jak burak Christopher. — Długo już pracujesz w Lunie? — zdobył się na uprzejmość; może niezbyt wysokich lotów, ale na pewno najlepszą, na jaką było go stać.


Valye - 2018-12-22, 23:25

Ze zdegustowaniem przyglądał się dwóm mężczyznom naprzeciwko niego wymieniającymi się tymi odtrącającymi dla niego czułościami. Kiedy Christopher zadał mu pytanie, Val przez chwilę patrzył na niego, łagodnie mówiąc, jak na idiotę. Nie oczekiwał od niego tych sztucznych uprzejmości, a tym bardziej ich nie chciał. A dobrze wiedział, że Chris nie czuje się dobrze w jego towarzystwie i wolałby, żeby Valye w ogóle się tutaj dzisiaj nie pojawiał. Nie musiał nawet mówić tego na głos.
– Kilka tygodni, wystarczająco długo żeby widzieć co... – uciął w połowie samemu w porę przywołując się do porządku.
Oczywiście, marzył żeby dokończyć to zdanie, żeby dobić tego młokosa przypominając mu dobitnie czego był świadkiem, ale musiał obejść się smakiem. Nie przyszedł tutaj dzisiaj żeby robić sceny i psuć innym nastrój. Właściwie po co on tu dzisiaj przyszedł? Żeby się schlać dobrym alkoholem? A co mu tam. Raz się żyję. Grozi mu tylko wkurwienie Briana i niezręczna atmosfera. Nic nowego.
– A ty? Często wpadasz do wydawnictwa odwiedzić Briana? – nie zamierzając szczędzić sobie uprzejmości, na słowo "odwiedzić" położył duży nacisk uśmiechając się półgębkiem i unosząc w znaczącym geście brwi ciągle patrząc Chrisowi prosto w te maślane oczka. – To miłe, że tak o niego dbasz, żeby się nie przepracował. – z głupim uśmiechem zajrzał do swojego drinka i zamieszał lekko szkłem oceniając ile jeszcze zostało w nim alkoholu.
Nie czekając aż reszta cieczy stanie się zbyt ciepła, przechylił swojego drinka spijając resztę i odstawił go na stół pozostawiając w szklance same kostki lodu, które przez jego łapczywość nie zdążyły się nawet jeszcze porządnie roztopić.


effsie - 2018-12-23, 00:08

Jeśli to było tylko możliwe, to Christopher oblał się jeszcze większym szkarłatem. Instynktownie, przysunął się bliżej Briana, lekko opuszczając spojrzenie.
— Nie za często. Czasami… — mruknął, a Brian wywrócił oczami.
Nie, Christopher nie zorientował się, że to nie było pytanie.
Sącząc swojego drinka, Dawson utkwił spojrzenie w Valye’u, który wypił swojego drinka szybciej, niż nakazywałaby jakakolwiek przyzwoitość. Westchnął przeciągle, odwracając się nieco do swojego partnera.
— Chris, pamiętasz, opowiadałem ci o mojej byłej dziewczynie, Evelyn — powiedział łagodnie, a chłopak podniósł na niego wzrok i skinął lekko głową. — Val to jej młodszy brat — przedstawił krótko.
Christopher otworzył z zaskoczenia szerzej oczy, ale Monica nie była tak subtelna.
— No co ty dajesz! — rzuciła. — Ale przypadek!
— No — przytaknął skwapliwie Brian. — Nie wyszło nam razem, ale Eve znalazła sobie kogoś. Teraz bierze ślub i spodziewa się dziecka — powiedział w sposób sugerujący, że ma kontakt ze swoją byłą narzeczoną, a nie wie to wszystko przez Vala. — Val będzie niedługo wujkiem. Wiadomo już, czy to chłopiec, czy dziewczynka? — zainteresował się sztucznie.


Valye - 2018-12-23, 00:45

Widząc buraka jakiego spalił właśnie Christopher, Val przybił sobie w myślach piątkę i oblał się pełnym zadowolenia z siebie uśmiechem. Boże, dzieciak jeszcze mu odpowiedział. Valye czuł się trochę jakby właśnie droczył się z jakimś dzieckiem zastanawiając się czy zabrać mu tego lizaka, czy jednak go oddać.
Jednak kiedy Brian postanowił zamleć swoim wrednym jęzorem, uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, jakby ktoś coś w nim przełączył.
Val spojrzał na Monicę z kamienną twarzą, czując się nieco zdradzony przez to, w jak bardzo entuzjastyczny sposób zareagowała na tę wieść. Wielkie mi co...
Jednak najwyraźniej Brian nie zamierzał poprzestawać na tak krótkiej informacji jak pokrewieństwo Vala z jego byłą, o nie. Brian chciał więcej. Jego słowa tak rozsierdziły Vala, że nawet nie był w stanie na szybko wymyślić jakiejś błyskotliwej riposty, głupiego komentarza na jaki byłoby go stać jeszcze chwilę temu. Mógłby przysiąc, że nawet poczuł jak z nerwów zadrżała mu lekko powieka. Ty chuju ty.
– Nie. – odparł, a raczej wypluł pojedyncze słowa zjeżdżając wzrokiem na swoją pustą szklankę.
– Oj daj spokój. W którym jest miesiącu? – Monica nadal rozentuzjazmowana złapała go za ramię i lekko nim potrząsnęła.
– Nie mam zielonego pojęcia. – spojrzał na nią lekko się krzywiąc. – Jeszcze nawet nie jest gruba. – na ten nieprzemyślany komentarz, Monica momentalnie zdzieliła go z całej siły w ramię, zaczynając krzyczeć coś o ciążach, o przybieraniu wagi i o nienazywaniu tego otyłością, a głos miała tak podniesiony, że zwabione tematem siedzące obok nich nieznane mu żeńskie twarze (a może i znane, tylko jest takim ignorantem, że nawet nie chce mu się zapamiętywać swoich dalszych współpracowników) zaczęły jej wtórować jazgotem uczepiając się Vala. – Dobra, dobra... Jezu! – wstał z rękami uniesionymi w obronnym geście i od razu zawinął do baru, przewracając oczami.
Na jednym drinku na pewno dziś nie skończy. Denerwowało go to, jak szybko odwróciły się role przy stole. Zdecydowanie wolałby pozostać tym, który zadawał krępujące pytania Korniszonowi, a nie być tym, który jest drażniony. Kiedy wrócił do stolika z drugim, równie mocnym drinkiem, czując na sobie pogardliwe spojrzenia, zerknął na Monicę, która w tym momencie była dziwnie rozbawiona.
– Okropny z ciebie Brat, Val.
– Moja siostra nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn. Okropny brat, jeszcze gorszy narzeczony... co nie, Brian? – rzucił cierpko chwytając się zagrania bardzo niskich lotów i posłał blondynowi znad szklanki zgorszone spojrzenie. – Może dobrze, że tak lubisz zmieniać partnerki... wróć, partnerów. W końcu gdyby nie to, nigdy nie poznałbyś Chrisa. – mając gdzieś jakieś dziwne wciągnięcie ze świstem powietrza w płuca dobiegające z boku, wlepił w Briana naprawdę wściekłe spojrzenie.
Mógł sobie kpić z niego, nazywać homofobem i co tylko zechce, ale niech nawet nie porusza tematu jego siostry.


effsie - 2018-12-23, 01:36

Brian czuł jakąś dziwną, chorą satysfakcję, widząc reakcję Vala na swoją małą prowokację. To nie tak, że czuł się jakoś szczególnie odpowiedzialny za Chrisa i że nie mógł wybaczyć grafikowi zabawy kosztem jego partnera; raczej nie zamierzał za niego odpowiadać, w końcu Christopher miał swój język. Po prostu… nie mógł odpuścić sytuacji dopieczenia grafikowi, nawet gdy nie wiedział, czy to się uda. Coś jednak mówiło mu, że mógł mieć rację; sposób, w jaki Val szybko uciął rozmowę z siostrą, czy jak reagował, od razu spinając się i tężejąc, gdy na tapet wychodził temat Evelyn.
Och, no po prostu nie mógł się powstrzymać. Czy to grzech?
E tam. Najwyżej zgnije w piekle.
Z krnąbrnym uśmieszkiem na ustach odprowadził Valye’a do baru, samemu zajmując się rozmową z pozostałymi znajomymi. W istocie, przedstawicielki płci żeńskiej podjęły temat ciąży, braku tolerancji i temu podobnych; Brian skupił się zaś na swoim partnerze, który w ciszy sączył drinka i nie wyglądał na do końca usatysfakcjonowanego.
— Hej, wszystko w porządku? — spytał prawie że zatroskanym tonem.
— Mhm — przytaknął Chris. — Znaczy, nie wiem. Trochę boli mnie głowa. Chyba dokończę drinka i będę się zbierał — powiedział, podnosząc wzrok na Briana.
Dawson zmarszczył brwi. Miał nieco inne plany na ten wieczór i, co tu dużo mówić, obejmowały one Christophera, a jego brak oznaczał, że trzeba będzie nadganiać pewne sprawy ręką. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, kiedy usłyszał komentarz Moniki.
— Okropny z ciebie brat, Val — westchnęła, podnosząc się nieco na krześle, by przepuścić grafika na jego miejsce.
Brian skupił na nim wzrok, słysząc treść pytania, które padło. Prychnął w myślach. Doprawdy, czy to miała być uszczypliwość? Jeśli tak, Valye miał jeszcze długą drogę do przejścia.
— Tylko w bajkach żyje się długo i szczęśliwie — rzucił lekceważąco. Czy naprawdę kwestia tego, że ludzie zmieniali partnerów była aż tak dziwna? Może Val jeszcze tkwił w tym gimnazjalnym myśleniu, że po studiach znajduje się miłość na całe życie, ale no, cóż, to była nieprawda. W zadziwiającej większości przypadków. Otwierał już usta, by rzucić jakimś kolejnym komentarzem, ale ubiegł go Chris:
— Chyba naprawdę będę się już zbierał — powiedział.
— Serio? Poczekaj, może załatwimy gdzieś jakiś apap…
— Nie, Brian, naprawdę — przerwał mu, jak na siebie, nad wyraz stanowczo. — Złapię metro, mam…
— Nie wygłupiaj się. Zamówię ci taksówkę — rozmawiali pomiędzy sobą, nieprzesadnie głośno, ale też nie szepcząc, więc bez trudu można było ich podsłuchać.
Brian zrobił, jak powiedział, odprowadzając jeszcze Christophera na zewnątrz; a gdy wrócił łypnął na Vala.
— Czy mój chłopak ci jakoś nie pasuje? — syknął mu do ucha, nachylając się nad jego ramieniem po swojego, pozostawionego na stole, drinka. — Za dużo gejozy jak na twoje homofobiczne ja? Chociaż, ostatnio coś cię chyba wzięło na eksperymenty — warknął, niezadowolony.
Któż byłby, mając tak popsute plany na wieczór?


Valye - 2018-12-23, 02:29

W odpowiedzi prychnął odwracając od Briana wzrok i przykleił się do swojej szklanki, chcąc znaleźć w niej pocieszenie w swoim małym, irracjonalnym wkurwieniu. Kiedy po kilku drobnych łykach podniósł wzrok na rozmawiające naprzeciwko niego gołąbki, skrzywił się i uniósł wysoko jedną brew. Chris się już zbiera? Serio? Val nawet nie zamierzał być choć odrobinę skromnym i tajemnicze złe samopoczucie chłopaka Briana przypisał od razu sobie. Zrobiło się nie za wygodnie, co? Z niedowierzaniem obserwował wstających mężczyzn zastanawiając się, czy Chris naprawdę jest taki wrażliwy i delikatny, czy tylko na takiego się kreuje przy swoim chłopaku. A może za słodki?
– No i coś ty narobił? – Monica rzuciła mu zawiedzione spojrzenie bawiąc się kawałkiem limonki w swoim drinku.
– Jaaa? – z nagłym uśmiechem wskazał na siebie dłonią udając niewiniątko i odprowadził wychodzącą parę do wyjścia.
Kręcąc z cichym prychnięciem głową na boki, ponownie przyssał się do swojego drinka. Czyżby komuś właśnie "niechcący" popsuł wieczór? Ach, jaka szkoda...
Kiedy Brian nagle pojawił się za jego ramieniem, Val wzdrygnął się wybity ze swoich podłych myśli sprawiając, że kilka kropel jego drinka spłynęło mu po palcach. Był przekonany, że Dawson zabawi dłużej na zewnątrz albo nawet już tu nie wróci zbyt zajęty swoim młodocianym chłopakiem. Zmarszczył gniewnie brwi i nawet nie zamierzając przesuwać się choćby o centymetr, odwrócił się do twarzy Briana.
– Nie, skądże. Jest idealny. Kto by pomyślał, że jest taki delikatny i przeszkadzają mu takie drobne przekomarzanki. Nie wydawał się taki nieśmiały, kiedy spotkałem go po raz pierwszy. – zadrwił zaciskając mocniej mokre palce na trzymanej szklance i posłał Brianowi rozsierdzone spojrzenie, kiedy znowu rzucił tymi swoimi homofobicznymi przypuszczeniami. – Odpierdol się. – Val wstał gwałtownie chcąc zrównać się z Brianem poziomem, bo nie mógł znieść, że ten stojąc nad nim, jednocześnie stawia się pozycję wyżej i góruje nad nim.
Jednak zamiast z bardziej walecznej pozycji wytłumaczyć mu jak bardzo głęboko ma jego domniemania, Val zahaczył ramieniem o pełną tacę kelnera, który właśnie przedzierał się między stolikami do jakiejś vipowskiej loży obok. W efekcie przechylił łokciem tacę w taki sposób, że wszyscy trzej, a pech chciał, że głównie Brian i Valye zostali oblani jakimiś czerwonymi drinkami.
Klnąc pod nosem odsunął się gwałtownie do tyłu łypiąc to na Briana, to na kelnera, po którego minie było widać, że nie pierwszy raz przydarzyło mu się coś takiego. Oglądając swoją jasną koszulkę zalaną grenadiną, zaklął raz jeszcze, rzucił jakieś oschłe przeprosiny do kelnera i zawinął się do łazienki, która jak na piątkowy wieczór, była aż podejrzanie pusta. Nie musiał długo czekać, bo po chwili do łazienki wszedł za nim Brian, który na jakoś specjalnie pocieszonego nie wyglądał.
– Zadowolony z siebie? – warknął na blondyna nieudolnie próbując za pomocą wody pozbyć się ze swojej koszulki plamy.
No tak, Val, bo przecież to Brian przed chwilą popchnął barmana.


effsie - 2018-12-23, 12:29

Tego wieczoru Brian nie miał na sobie koszuli, zamiast tego prosty, szary tiszert. W barze było dość ciepło, ale przecież przed chwilą wyszedł odprowadzić Christophera, dlatego zabrał z poprzedniego miejsca swoją bluzę, wydawałoby się, że równie prostą, choć z białym logo na czerwonym tle. Miał ją już ściągać, ale zdecydował się wcześniej wyłowić swojego drinka – i na tym polegał jego błąd.
Kosztowny, cholera, błąd.
Zaklął siarczyście, czując, jak w jednej chwili otacza go nieprzyjemny, mokry chłód rozlanych drinków; i nie potrzebował nawet patrzeć w lustro (którego nie było) by zorientować się, że tak, jego bluza za milijony właśnie została doszczętnie zniszczona. Valye ewakuował się w trzy sekundy, a siedząca obok niego Monica, widząc stan odzienia Briana, wybałuszyła oczy.
— O Jezu, Brian… twoja Supreme…
— Kurwa mać — pozwolił sobie na werbalne przekleństwo, odstawiając swojego drinka na miejsce, z którego przed chwilą go podnosił.
Bez słowa odwrócił się na pięcie, kierując się do łazienki, celem minimalizacji szkód. Naprawdę wątpił w to, by jego jasna bluza jeszcze nadawała się do użytku (właściwie, mogłaby mieć jakikolwiek kolor poza czarnym, by była już doszczętnie zniszczona…), ale teraz naprawdę nie miał już nic do stracenia.
Wparował do łazienki, a z jego twarzy można było jasno wyczytać wkurwienie. Jednym ruchem ściągnął przez głowę bluzę, nie zwracając uwagi na to, że koszulka podjechała mu do góry, odsłaniając umięśniony brzuch. Prychnął, rzucając odzienie na blat obok umywalki i odkręcił wodę, napierając z pompki mydła.
— Jesteś tak, kurwa, niezdarny, że zastanawiam się, jakim cudem jeszcze nic nie rozjebałeś w biurze — warknął, starając się zaprać plamy. — Czy ty masz jakiś, kurwa, cel? Zniszczyć mi całą garderobę? — warknął, odwracając się gwałtownie do Vala i przypadkiem ochlapując go wodą z mydlaną pianą.


Valye - 2018-12-23, 13:22

Widząc wyraźne wkurwienie Briana, zaczął momentalnie nastawiać się na ostrą kłótnie. Zniknięcie Chrisa tak go wyprowadziło z równowagi? Skrzywił się, kiedy ten podszedł ze swoją bluzą do ostatniego wolnego zlewu, zaraz obok niego, a kiedy został ochlapany, zmierzył go zniesmaczonym wzrokiem. Co za... czekaj, co?
Ok. Zniszczyć związek, zniszczyć wieczór... ale, kurwa, garderobę? Patrząc na Briana jak na totalnego debila, którym zresztą w jego mniemaniu właśnie był, Val prychnął z niedowierzaniem uderzając dłońmi w kant zlewu, po czym nabrał wody na dłoń i sam ochlapał blondyna.
– Płaczesz za jakąś szmatą? – burknął zerkając na rzeczywiście całkiem mocno zalaną drinkami bluzę. No upsi dupsi. Wywrócił ostentacyjnie oczami upewniając się, że Brian na pewno zauważy ten gest. – Ja pierdolę. Oddam ci za nią jak tak bardzo ci to tyłek ścisnęło. Ile? Dwadzieścia dolców?
– sarknął zerkając na jego bluzę chcąc ocenić jej wartość.


effsie - 2018-12-23, 15:47

Brian warknął ze złością i niedowierzaniem. Czy ten frajer właśnie specjalnie oblał go wodą? Nie przejął się tym, że teraz cały jego tiszert był przemoczony, przylegając do wyraźnie zarysowanych mięśni. Spiął się, jakby gotowy do wybuchnięcia, czego był właściwie blisko, zwłaszcza gdy z ust Vala zaczęło wylewać się to gówno.
— Tak, kurwa — warknął.
Sarknął z niedowierzaniem na tę bezczelność, bo nie po to wydawał pięćset dolców na bluzę, by potem słuchać takich komentarzy od jakiegoś kolesia, który na co dzień jadał chińszczyznę za cztery dolce. Miał go już zacząć wyzywać od kompletnych debili i idiotów… kiedy przypadkiem zerknął na jego twarz.
Czy on… czy on naprawdę nie wiedział? Brian momentalnie jakby… zmalał, jak balonik, z którego spuszcza się powietrze. Ten koleś, no nie, był niemożliwy, naprawdę. Czyli jeszcze uchował się ktoś, kto w dwa tysiące dziewiętnastym nie słyszał o Supreme?
— Tak — powtórzył w mieszance swoich emocji: resztki wkurwu, totalnego zdziwienia i częściowego rozbawienia. — Dwadzieścia dolców — przytaknął idiotycznie, nieco wytrącony ze swojej pewnej siebie pozy; naprawdę wyglądał teraz jakby nie wiedział, co zrobić.


Valye - 2018-12-23, 22:15

Może gdyby Val był odrobinę rozsądniejszy, to zdołałby, mimo jego wszechobecnego wzburzenia, dojść do niego jakiś niepokój wywołany tym aż niepasującym w obecnej chwili do jego szefa, wkurwieniem. Brian się tak nie denerwował. Nie aż tak. Nie przez jakieś głupie ubrania. Kiedy humor Dawsona zmienił się nagle niemal diametralnie, Valye zbity tym z tropu najpierw uniósł do góry brew nie rozumiejąc o co mu chodzi, a po chwili, jakby w obronnej pozie, skrzywił się i zaplótł ręce na piersi.
– Jesteś walnięty. – mruknął, wcisnął gniewnie dłoń w swoją kieszeń i wyciągnął z niej pogniecioną dwudziestkę, za którą zamierzał kupić sobie drinka, ale skoro ktoś tu jest tak przejęty brudnym ciuchem...
Położył, a raczej cisnął ze złością banknot na krawędź ochlapanego zlewu i zmierzył Briana z góry do dołu, zatrzymując na krótki moment wzrok na jego mokrej koszulce, po czym zerknął na jego dłonie, które usilnie starały się zetrzeć plamę z bluzy.
– Nie dość, że gej, to jeszcze pedant. – sapnął starając się na twarzy utrzymać jak najbardziej gniewną i zdegustowaną minę i wycelował w Briana wyzywające spojrzenie.


effsie - 2018-12-23, 22:29

Brian podążył wzrokiem za niedbale rzuconą dwudziestką, wciąż niebardzo wiedząc, co ma zrobić. Ten koleś chyba nie myślał, że kazałby mu oddawać pieniądze za bluzę wartą dwadzieścia dolarów? Nie mógł być tak głupi; nie po tym, jak Brian już dwukrotnie kupił mu kawę, raz chińszczyznę, a to zamówienie chyba już przewyższało tę domniemaną wartość jego bluzy.
Bluzy Supreme, którą teraz możesz wyjebać do kosza, podpowiadał uczynny głosik w głowie.
Z jego zadumania wybił go jednak komentarz samego Vala, który widocznie nie mógł trzymać języka za zębami i musiał wyrazić swoje zdegustowanie orientacją czy upodobaniami Briana. No tak, bo oczywiście, fakt, że nie chciał chodzić w ujebanych czymś ciuchach źle o nim świadczył; nie mówiąc już o orientacji, na którą, na boga, nie miał wpływu. To nie tak, że sobie siedział, siedział i dumał, aż w końcu uznał, że hej, od tego momentu będą go kręcić kolesie.
Ten jeden koleś naprzeciwko nie kręcił go na pewno; to jedno było wiadome.
— Oo tak — westchnął przeciągle, porzucając na chwilę bluzę w zlewie i wytarł mokre dłonie o i tak przemoczoną koszulkę. Nie przejął się zmiętym banknotem, moknącym na zlewie, a odwrócił w stronę Vala, stając naprzeciw niego. — Pedant i gej. Ciekawe, co gorsze — syknął, na powrót napinając mięśnie i odzyskując poprzedni rezon. — A ty, całujący tego geja… ciekawe w jakiej pozycji cię to stawia.


Valye - 2018-12-23, 22:54

Widząc, że Brian jak najbardziej przyjął jego (swoją drogą bardzo niepotrzebne i infantylne) zaproszenie do... dalszej kłótni, skakania sobie do gardeł, bo przecież to była ulubiona rozrywka Vala w ostatnim czasie, przestał opierać się swobodnie o zlew i odepchnął się od niego prostując swoje ciało. Szybkim spojrzeniem przeleciał po spiętym ciele Briana odnotowując, że chyba właśnie znowu rozsierdził byka i uśmiechnął się wrednie półgębkiem. Jednak zanim zdążył rzucić kolejnym złośliwym komentarzem, Dawson znowu poruszył temat, od którego Valye momentalnie się najeżył, porzucając tym samym resztki swojego rozumu.
Przysunął się bliżej i tak jak niegdyś podczas jednej z wielu ich kłótni, zacisnął szybko dłonie na materiale koszulki Briana gniotąc go w swoich palcach.
– Nie całowałem cię wtedy...! – warknął przez zaciśnięte zęby z furią w oczach i uniósł się na palcach przybliżając do jego twarzy z niemą, ostrzegawczą groźbą.
I kiedy już stał tak blisko jego twarzy, maltretując w swoich dłoniach jego koszulkę, nie wiedząc dlaczego i po co, szarpnął gwałtownie za materiał przysuwając blondyna jeszcze bliżej siebie, a potem bez chwili wahania z gniewem wpił się w jego usta, mrużąc nawet oczy. Teraz cię całuję, do cholery!


effsie - 2018-12-23, 23:13

Brian czerpał jakąś bardzo chorą satysfakcję z podobnego prowokowania Vala; zamiast się zirytować, uśmiechnął się szerzej, gdy tylko poczuł jego dłonie zaciskające się na przemoczonym tiszercie – to chyba tylko bardziej rozsierdziło grafika. Brian odnotował małe, drobne, nic nieznaczące zwycięstwo.
Ale w żadnym wypadku nie spodziewał się tego, co nastąpiło później.
Vale szarpnął go, przyciągając do siebie tak, że Brian musiał nieco pochylić głowę – i już, zaraz, poczuł jego usta na swoich.
Tym razem nie trwało to ułamka sekundy.
Tym razem Val nie odskoczył jak oparzony zanim Brian zorientował się, co się działo.
Tym razem czuł gorzki aromat alkoholu bijący z ust tego wkurwiającego, wkurwiającego młodzieńca i zanim się zorientował, sam wyciągnął (jeszcze mokre) ręce, łapiąc grafika za barki. Gwałtownym, silnym ruchem, przyparł go do okafelkowanej ściany; palce zacisnął na jego ciele i trzymał go mocno, napierając na jego wąskie, suche wargi. Albo automatycznie, albo z zaskoczenia, Val rozchylił usta i pozwolił wkraść się w nie językowi Briana; gorzki smak ginu uderzył go momentalnie, ale ciepło ust kusiło o wiele mocniej. Ich języki dotknęły się i Brian jęknął cicho, gdy okręciły się wokół siebie w popędliwym, choć zgoła gorącym pocałunku.
To zaś trwało chwilę; jedną, nieprzesadnie długą, raczej krótką, bo zdrowy rozsądek wrócił do Dawsona szybciej, niż by się spodziewał. Z mokrym mlaśnięciem odkleił się od grafika, puszczając go i odsuwając się od niego na krok. Nie otarł ust; sapnął, łapiąc oddech i zmierzył Langleya wzrokiem.
— Kolczyk w języku — powiedział — jest dosyć gejowski.


Valye - 2018-12-24, 00:05

On też się tego nie spodziewał, nie tyle co po sobie, co po Brianie.
Kiedy jego plecy zderzyły się z zimną ścianą, sapnął zaskoczony w napierające na niego usta blondyna otwierając szerzej oczy, jakby kolejnym zmysłem chciał się upewnić, że to dzieje się naprawdę. A działo, z całą pewnością.
Jego ręce puściły po chwili koszulkę Briana i zdradziecko przeniosły się na jego kark, a palce prawdopodobnie nieco boleśnie zacisnęły się na nim, jakby chciały przystopować ich obydwu. Tak się jednak nie stało. Bez większego oporu wpuścił do środka język Briana z naiwnym zapomnieniem dając się porwać chwili.
Dla niego to tak bardzo różniło się od całowania kobiet, że Valye nawet nie miał pojęcia jakich mógłby użyć słów do porównania. Było to dla niego o wiele bardziej... ekscytujące. Niezdrowo ekscytujące.
Kiedy Brian, który najwyraźniej o wiele szybciej odzyskał zdrowy rozsądek, cofnął się do tyłu pozostawiając między nimi cholernie niezręczną, wolną przestrzeń, Val został w miejscu ciągle opierając się plecami o płytki. Spojrzał szybko w stronę drzwi rozważając ewakuację, ale jeśli miałby zaraz zderzyć się z tym hałasem i tłumem ludzi, którzy patrzyli by na niego oceniająco...
Skrzywił się słysząc komentarz i bez patrzenia na Briana przełknął ciężko nadmiar śliny, po czym odruchowo przytknął do podniebienia język chcąc poczuć tę małą, ledwo widoczną kulkę, która rzeczywiście zdobiła jego język.
– Gówno prawda. – warknął i przedramieniem odepchnął ze swojej drogi Dawsona, robiąc sobie przejście.
Pochylając głowę rozpostarł ramiona i oparł się o brzeg zlewu, spoglądając na leżącą w nim mokrą i brudną bluzę. Czuł się źle przez to, że się choro nakręcił. A nie mógł być takim kretynem i oszukiwać samego siebie, że wcale tak nie było. Nie spodziewał się po Brianie takiego odzewu. Wolałby, żeby go odepchnął, nawet żeby dał mu w pysk za ponowne rzucenie się na niego, a nie... nie żeby reagował na to w taki sposób.
– Nie zapomnisz o tym, prawda? – nie oglądając się za siebie, rzucił swoje słowa bardziej do leżącej przed nim zdewastowanej bluzy, niż do mężczyzny stojącego za jego plecami.


effsie - 2018-12-24, 00:36

Brian nie miał absolutnie bladego pojęcia, co się właśnie wydarzyło; dlaczego on sam, rzucił się na grafika, przygnieżdżając go do ściany i pakując mu język do buzi, ale nie ulegało wątpliwościom, że ta sytuacja i dla niego była zdrowo ekscytująca. Serce biło mu przyspieszonym rytmem, a policzki lekko się zaróżowiły; wziął głęboki oddech, odwracając się do Valye’a.
Wciąż stał do niego tyłem, nachylając się nad zlewem, tak jakby zaraz miał zamiar się rozpłakać – i może rzeczywiście był tego bliski, kto go tam wie; Brian sądził, że dla takiego małego homofoba jak ten stojący przed nim, podobno doznanie mogło być… mocno godzące w światopogląd, co najmniej.
Nie zamierzał mu jednak współczuć.
— Jeśli możesz, dawaj mi znać kolejnym razem, gdy będziesz chciał się na mnie rzucić — powiedział, starając się, by ton jego głosu brzmiał nonszalancko i spokojnie. Udało się, prawie w stu procentach, choć gdzieś z tyłu pobrzmiewała wciąż ta ekscytacja. — Nie przyprowadzę wtedy Chrisa — zakończył dobitnie, prześlizgując się wzrokiem po przygarbionych plecach Vala i jego sylwetce, lustrując ją właściwie w ten sposób pierwszy raz.
Szczupły.


Valye - 2018-12-24, 00:54

Słysząc magiczne słowo „Chris”, wykręcił głowę do tyłu spoglądając na Briana ze wzrokiem, który jasno wskazywał, że go to dobiło.
– Fuck. – rzucił cicho wracając do gapienia się w zlew i przetarł mocno twarz dłonią.
Totalnie zapomniał o tym szczylu, który przecież jeszcze chwilę temu siedział obok Briana i mizdrzył się do niego. Z tym faktem poczuł do siebie ten mały, gorzki wstręt. Co on właściwie wyprawiał?
Nie odpowiedział na słowa Briana. Nie był w stanie, to co się przed chwilą stało nieco odebrało mu umiejetność mowy i jego zdolność do składania kiepskich, chamskich komentarzy. Dotknęło go to bardziej niżby tego chciał. Jakoś... nie było mu do śmiechu w tej chwili.
Wyciągnął ze zniesmaczeniem ociekającą bluzę Briana ze zlewu i położył ją na blacie obok, zanim odkręcił wodę i wsadził pod nią dłonie.
– Nie będzie następnego razu. – poinformował blondyna zanim pochylił się bardziej nad zlewem i chlusnął sobie wodą w twarz. Starł przedramieniem nadmiar wody i mokrą dłonią odgarnął włosy do tyłu, obracając się jednocześnie przodem do Briana. – To był błąd. – rzucił przez zaciśnięte zęby i posłał mu świdrujące spojrzenie. – Rozumiesz? Jeden wielki, pierdolony błąd. Więc bądź tak miły i nie nastawiaj się na powtórkę.


effsie - 2018-12-24, 01:33

Brian, choć przemoczony, stał przez cały czas za Valye’em i napawał się chwilą; odczuwał to jako moment swojego triumfu i zwycięstwa. Możliwe, że było to nie do końca moralne; może i Val rzucił się na niego, ale to Dawson pogłębił i przedłużył pocałunek, niekoniecznie przejmując się istnieniem swojego chłopaka, który jeszcze dziesięć minut temu szeptał mu jakieś słodkości do ucha.
No cóż – każdy potrzebuje trochę goryczy w życiu, prawda?
Może gdyby spróbował spojrzeć gdzieś poza czubek swojego własnego nosa to zorientowałby się, że reakcja Vala na pocałunek – już kolejny raz – nie była najweselsza.
Ale nie patrzał, tam gdzie wzrok nie sięgał; zamiast tego przywołał na usta kpiący uśmieszek i podrapał się po szyi.
— Och. Ostatnio też tak mówiłeś — rzucił niemalże lekko, wesoło, jakby mówił dzień dobry w niedzielny poranek ekspedientce w sklepie. Z tym że teraz niekoniecznie kupował bułki.
(W niedzielne poranki też nie; nie za często pozwalał sobie na wielkie dawki węglowodanów.)
Nachylił się po przemoczone dwadzieścia dolarów i wcisnął je w rękę Vala.
— Masz — powiedział. — Tylko może przystopuj już z alkoholem — dodał, posyłając grafikowi cwaniackie spojrzenie i z westchnieniem sięgnął po swoją bluzę, nim emigrował z łazienki.


Valye - 2018-12-24, 14:24

Zacisnął mocno zęby walcząc ze sobą, żeby nie mówić już nic więcej, by Brian nie miał powodu, by obracać jego słowa przeciwko niemu. Podniósł głowę tylko po to, żeby w lustrze napotkać odbicie twarzy blondyna, która była oszpecona tym jego kipiącym wredotą uśmiechem. I jakoś tak... poczuł odrazę do samego siebie, że przejął się tym, że nagle takie gesty Briana zaczęły go dotykać. A naprawdę nie chciał brać ich do siebie. Kurwa.
– Spadaj. – syknął odtrącając dłoń Briana, cofając się o kilka kroków od zlewu, chcąc tym razem zwiększyć dystans, niż go likwidować tak jak jeszcze chwilę temu.
Kiedy został sam w łazience, zaklął cicho pod nosem i spojrzał na siebie z obrzydzeniem w lustrze.
– Jesteś debilem. – podsumował sam siebie, wcisnął mokry banknot do kieszeni spodni i wyszedł z łazienki.
Zmrużył oczy od nasilonego hałasu i zerknął w stronę stolika, do którego wrócił już Brian ze swoją obrzydliwą bluzą. Nie, nie miał już ochoty tutaj dzisiaj siedzieć. Ale zanim wyjdzie... skierował się do stolika i stanął obok Moniki, która spojrzała na niego ze zdziwieniem, kiedy sięgał po swojego zostawionego tu wcześniej drinka. Bez słowa wyzerował go szybko rzucając Brianowi znad szkła neutralne spojrzenie, na jakie tylko było go stać w tym momencie. Przystopuj z alkoholem, hm?
– Muszę lecieć. – odłożył szklankę na stolik, poklepał lekko dziewczynę po ramieniu i odwrócił się na pięcie zgarniając swoją kurtkę.
Weekend nie należał do tych najprzyjemniejszych i godnych zapamiętania. Za namową siostry porzucił Chicago na dwa dni i pojechał do domu, w którym mieszkała właśnie ze swoim odtrącającym narzeczonym, żeby wysłuchać wszystkich jej planów i wizji dotyczących ślubu, który chciała zorganizować jak najszybciej. I gdy tak siedział z nią nad różnymi katalogami, wzorami i innym duperelami, maglowany przez jej uważne spojrzenie prawie jej o wszystkim powiedział. O tym, że Brian jest jego szefem, że się nie za bardzo zaprzyjaźnili i że... sam nie wiedział co właściwe. Na szczęście odkrył, że każde pytanie o ślub czy ciąże, skutecznie odwracało uwagę Evelyn od jego osoby i porzucała momentalnie wypytywanie go o jego życie. Teraz sam nie był pewien czy chciał jej o tym wszystkim powiedzieć.
Rano w poniedziałek, po nieprzespanej nocy, Val wślizgnął się do biura jak duch, z cichym przywitaniem usiadł od razu na swoim miejscu nawet nie rozglądając się po pomieszczeniu. Nawet jeśli wiedział, że jest to kompletnie głupie, to nastawił się na ignorowanie Briana tak bardzo, jak tylko będzie to możliwe. Do cholery, całował swojego szefa. Można być bardziej pojebanym i zdesperowanym? Kiedy tylko nadarzała się okazja, Val zawijał się do pomagających mu z pracą grafików, chcąc na własne oczy przekonać się o ich postępie pracy, a nie robić to za pośrednictwem komputera. Nie, wcale nie unikał Briana. Ani trochę.


effsie - 2018-12-25, 21:25

Brian z kpiąco uniesioną brwią przyglądał się temu, jak Val zerował szklankę nieco rozpuszczonego lodu, chyba zapominając, że drinka to on już zdążył wypić; wyraźnie działanie alkoholu miało wpływ na jego działania, bo Dawson naprawdę, naprawdę wątpił, by Val zachowywał się tak normalnie.
Chociaż… może nie powinien? W końcu to nie był pierwszy raz i…
Co tu dużo gadać, może i był to tylko pocałunek, ale nie ulegało wątpliwościom, że zakochany w swoim facecie koleś nie powinien robić takich rzeczy; a Brian nie czuł żadnych, ale to żadnych wyrzutów sumienia. I, na Boga, przecież sam pchnął go na ścianę, wpychając język do gardła i przez krótką chwilę rozkoszując się swoim odkryciem. Małą, niewielką, metalową kuleczką, której wspomnienie przyśniło się mu tej nocy.
Kolejnego dnia, jak i podczas kilku kolejnych, Brian traktował Vala zaskakująco normalnie; bez żadnych uszczypliwości czy znaczących spojrzeń lub zachowań; zupełnie tak, jakby nic się nie wydarzyło. No dobra, nie do końca, bo dość prędko zorientował się w tym, że Valye go unikał – ale z tym też nic nie zrobił, pozwalając sobie na takie traktowanie, choć zwyczajnie pewnie już rzuciłby jakimś komentarzem. Od ich (dla niektórych pewnie felernego) pocałunku minął nieco ponad tydzień, gdy podczas lunchowej przerwy Maggie dosiadła się do Vala.
— O co chodzi z tobą i Brianem? — zapytała bez ogródek. Widząc spojrzenie Vala dodała szybko: — No wiesz. Że zachowujecie się po ludzku i w ogóle.
To była prawda, a, do tego, tak się akurat złożyło, mieli mały problem. Albo nawet nie problem, co po prostu praca przy tym etapie projektu nie szła im zdecydowanie najlepiej; obaj ledwo co się do siebie odzywali, nie wchodząc sobie w paradę i ślepo godząc się na swoje wzajemne sugestie.


Valye - 2018-12-25, 23:53

Pocałował swojego szefa. Któremu najwyraźniej niezbyt to przeszkadzało. Do cholery. I Chris. Ten wkurwiający go Chris. Był dla niego taką małą drzazgą pod paznokciem, ciągle dawał o sobie znać, ciągle gdzieś przewijał się w jego myślach. A Brian? Pozwalał się ignorować bez większego problemu. Na początku Valye sadził, że może Dawson miał wyrzuty sumienia, że być może jednak pomyślał o tym, że był do cholery w końcu w jakimś związku i takie akcje nie powinny mieć miejsca. Ale szczerze w to wątpił znając niestałość w uczuciach Briana. A najgorsze było dla niego to, że sam miał wkład w to małe, felerne wydarzenie, które można by już wsadzić do szufladki „zdrada”. Może przesadzał, ale z pewnością Chrisowi by się to nie spodobało. Zresztą, co go on w ogóle obchodzi?
Kiedy Mag rzucił wprost pytaniem, które czasami nawet i jemu nie dawało spokoju, niewzruszony wbił widelec w swój makaron.
– Nie wiem. – rzucił na odczepne wzruszając ramionami, nawet nie nawiazując z Maggie kontaktu wzrokowego. Jednak kiedy ta nie ruszyła się nawet o centymetr, Val westchnął głęboko i przestał garbić się nad swoim jedzeniem, podnosząc w końcu na nią wzrok. – Wiesz, niedługo jedziemy do tej Kanady, może to lepiej jeśli się nie chcemy pozabijać nawzajem? W końcu te kłótnie i tak nie miały sensu.
– Nie miały? Naprawdę? – z kpiącym tonem Maggie splotła ramiona i z uśmiechem uniosła jedną brew do góry. – Zaczynam się bać, czy przypadkiem się właśnie tam nie pozabijajcie. Może to jakaś cisza przed burzą? Chyba wolałabym, gdybyście zachowywali się jak wcześniej, teraz jakoś tak za cicho.
– Cicho? – powtórzył zdziwiony tym razem samemu unosząc brew. – Ja przestałem wydzierać się na własnego szefa, a ty stwierdzasz, że teraz jest za cicho? Mag. Błagam cię.
Lunch w towarzystwie wiecznie pozytywnej Maggie nieco poprawił humor Valowi. Z nieco weselszym nastawieniem wrócił do pracy, ba, nawet postanowił w końcu zapytać bezpośrednio Briana o coś, co męczyło go od rana i utrudniało dalszą pracę.
I mimo że i tak dalej otwarcie go unikał, jeśli mógł sobie na to pozwolić, to z każdym dniem przychodziło mu to coraz łatwiej. Nawet nie przejął się zbytnio, kiedy któregoś dnia musiał zostać trochę dłużej w pracy, ponownie sam na sam z Brianem. Gdy w pewnym momencie wytracił go ze skupienia wibrujący w kieszeni telefon, widząc na ekranie imię swojej siostry, westchnął cicho zerkając dyskretnie na swojego sąsiada i w końcu odebrał.
– Halo? Ale jak moje urodziny? Mówiłem ci już, że wtedy będę w Kana... co? Jak to jesteś przed budynkiem?
– w popłochu spojrzał na Briana, który właśnie zbierał się do wyjścia, najwyraźniej kończąc już na dziś udawanie pracoholika. – Nie ruszaj się, zaraz tam będę!
Rozłączył się szybko i olewając zdziwione spojrzenie swojego szefa, zaczął w pośpiechu pakować swoje rzeczy jedną ręką, a drugą zapisywać plik, nad którym właśnie pracował. Mając w głowie przerażająca wizję, jak Brian przypadkiem natyka się na Evelyn stojącą pod drzwiami na dole, niemal gotował się cały w środku. Wiedząc, że prawdopodobnie zachowuje się właśnie jak największy debil świata, zwinął swoje rzeczy i wymijają Dawsona bez słowa w drzwiach, popędził na złamanie karku schodami na dół, nawet nie zamierzając czekać na windę i marnować czasu.
Co jej do cholery wpadło do głowy, żeby tu przyjeżdżać?
Gdy zadyszany dopadł do wejściowych drzwi, bez ociągania złapał za rękę swoją siostrę i wyciągnął ją na zewnątrz od razu pytając gdzie zostawiła samochód. Kiedy dyskretnie odwrócił się do tyłu, napotkał przez szybę spojrzenie Briana, któremu bez wahania, przełamując te długą, niezmąconą żadną najmniejszą sprzeczką ciszę, infantylnie wywalił swój jęzor na wierzch błyskając otwarcie kolczykiem, krzywiąc się do Briana w grymasie jak dzieciak i pociągnął swoją siostrę z dała od budynku. Nie ma mowy, że da mu nawet na nią spojrzeć. O nie.


effsie - 2018-12-26, 16:03

Brian odebrał telefon i podczas rozmowy, niemalże automatycznie, podszedł do okna, obserwując z miernym zainteresowaniem Vala odchodzącego z… czy to była Evelyn? Dawson nie widział jej już przez długi czas, ale chyba nie mógłby jej z nikim pomylić: tych loków, charakterystycznego chodu i ekscentrycznego – nawet jak na Amerykanów – ubioru. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Valye odwrócił się przez ramię i, dostrzegłwszy go, wywalił jęzor.
W ten sposób Brian parsknął z rozbawieniem.
W żadnym wypadku nie zamierzał ich gonić czy nawiedzać, jak dla niego Evelyn mogła poczekać na Vala w ich biurze. Chyba że… westchnął ze zrozumieniem. Tu nie chodziło o niego. To Val nie chciał, by Eve dowiedziała się o tym, że razem pracowali.
Możliwe, że wbrew obawom Valye’a, ale Brian nic z tym nie zrobił. Bez przesady – nie miał piętnastu lat, by ganiać się nawzajem… w imię czego, właściwie? Nie zależało mu, absolutnie, dodatkowo nie miał zamiaru być prowodyrem jakichkolwiek dramatów.
Kolejnego dnia sam nie wiedział, co było powodem tego głupiego pomysłu, ale jakoś bez szczególnego zastanawiania się, rano, w Starbucksie, zamówił dwie kawy. Obie z mlekiem, jedną z cukrem, drugą – dla siebie – całkiem gorzką.
— Cześć — rzucił beznamiętnie, stając (nieco spóźniony, zagadał się z Mandy) obok Valye’a i ustawił na obu biurkach po kubku kawy. A później bez słowa odwrócił się i poszedł zdjąć kurtkę i sprawdzić, co z dokumentami, nad którymi pracował poprzedniego dnia.


Valye - 2018-12-27, 04:12

Kiedy rano na jego biurku wylądowała nagle zachęcająco pachnąca kawa, zmarszczył brwi zerkając z ukosa na dłoń blondyna. Przecież go nie prosił o nic. Z konsternacją zacisnął lekko palce na kubku i z wahaniem podniósł go do ust, biorąc mały łyk ciepłej kawy. Z mlekiem, słodka. Taka, jaką chciał ostatnio. Taka, jaką lubił. Krzywiąc się zerknął za siebie na stojącego do niego plecami Briana.
– Nie musiałeś. – burknął z grymasem w głosie bardziej wyczuwalnym niż tego chciał pierwotnie, jednak potulnie odwrócił się z powrotem do swojego monitora i kontynuował pracę siorbiąc powoli swoją, cholera, dobrą kawę.
No speszył go ten gest, nie miał co się oszukiwać. I wprowadził w duże zakłopotanie. To on wczoraj machał do niego językiem jak jakiś gówniarz, a ten mu przynosi kawę z rana, jak gdyby nigdy nic, jakby wcale nie mieli czasami okresów, gdzie są swoimi największymi wrogami wszech czasów. Czy to przez to, że... że się pocałowali? Boże, przecież Brian był gejem. I miał chłopaka. A on się na niego rzucił w barze w pustym kiblu. No naprawdę nie można być większym debilem niż on. Gratuluję, Val. Gratuluję.
Odbiło mu. Bardzo. Tak bardzo, że kiedy nadeszła pora lunchu, Valye zaczął obserwować wszystkich dookoła, którzy zbierali się żeby gdzieś wyjść. A jego szef coś nie do końca kwapił się do opuszczenia biura, dlatego Val wstał z miejsca i zrobił krok w kierunku biurka Dawsona, opierając się o ściankę działową. Przez kilka sekund zajmował się swoją dłonią, aż w końcu postanowił przemówić, nie patrząc bezpośrednio na twarz blondyna.
– Chciałem zamówić sobie tego chińczyka, którego wcześniej jedliśmy. Widziałem, że ci smakowało ostatnio... – zerknął na Mag, która wkładając swój płaszcz nagle zastygła w bezruchu i wlepiła zdziwione oczy w Vala. Zdenerwowało go to.
– Chcesz czy nie? – sapnął nagle podirytowany i przeniósł spojrzenie na Briana, wpatrując się w niego wyczekująco.


effsie - 2018-12-27, 07:26

Właściwie to pytanie dlaczego Brian przyniósł kawę dla Valye’a było dość zasadne (bo, zdaje się, nie byli najlepszymi kolegami), ale sam Dawson zachowywał się raczej tak, jakby nie było w tym nic dziwnego i co najmniej codziennie robił podobne rzeczy. Możliwe, że mając na uwadze ich wspólny, przyszły wyjazd do Kanady chciał być miły i oczyścić trochę atmosferę; możliwe też, że robił to tylko i wyłącznie po to, by wprawić Vala w konsternację.
I – co chyba najgorsze – ta druga rzecz chyba mu się udała.
Do czasu lunchu atmosfera w ich biurze była… może nie napięta, ale na pewno nie szalenie luźna, ale Brian skutecznie to ignorował. Nawet poprosił Vala o kilka rzeczy, typu graficy nie wyrabiają się z pracą, czy mógłbyś siąść nad tym na chwilę i ogarnąć ten syf, który tam powstał czy wysyłam komentarze do klienta, zobacz, czy o niczym nie zapomniałem – generalnie nic, co nie wydarzyłoby się normalnie, ale biorąc pod uwagę to, jak od kilku dni się wręcz unikali… wyglądało to nieco podejrzanie, jakby Brian w jakiś sposób specjalnie reżyserował tę sytuację.
Albo był to zwykły przypadek, kto go tam wie?
Prawdą było jednak, że podobne zbiegi okoliczności mogły dodatkowo mieszać w głowie.
Gdy zbliżała się pora lunchu, Brian miał rozgrzebany w środku jeden projekt i bardzo nie chciał zostawiać go na godzinę bez żadnego wyraźnego miejsca, w którym by zakończył – to tylko wprowadziłoby dodatkowy chaos i później straciłby wiele czasu na odnalezienie się w tym syfie. Zresztą, dziś nie umówił się z nikim na lunch, mógł więc przesunąć sobie jego godzinę i zjeść nieco później. Ku jego zaskoczeniu, obok jego biurka pojawił się Valye. Dobra, to może nie było takie wielkie zaskoczenie, bo Valye miał swoje biurko obok i generalnie siedział przy nim codziennie, więc codziennie pojawiał się obok biurka Briana. Ale za to Valye proponujący jedzenie, to było coś, co zdarzyło się do tej pory jeden raz i było raczej niecodzienne.
Spojrzał na grafika z lekkim zdziwieniem, wpatrując się w niego w milczeniu przez kilka długich sekund, wystarczająco, by Val mógł poczuć się nieco niekomfortowo (jakby proponowanie Brianowi jedzenia z gapiącą się na to Maggie nie było wystarczająco niekomfortowe). Dłonie miał wciąż ułożone na klawiaturze, bo właśnie przerwał czegoś pisanie i twarz niezdradzającą żadnego wyrazu.
— Nie denerwuj się tak, złość piękności szkodzi — powiedział w końcu, dodając zaraz: — Chcę. Z czymś bez mięsa — uściślił, wracając zaraz spojrzeniem do swojego ekranu. Jak na kogoś, kto nie znał oferty chińczyka, którego zamawiał Val, swoje życzenia wypowiadał całkiem pewnym siebie tonem.
Biuro jednak opustoszało (Magie, nawet jeśli zaciekawiona, nie mogła ubierać płaszcza w nieskończoność), a Brian przez kilka minut nie zwracał uwagi na Vala. Dopiero po chwili, jakby tknięty jakąś nagłą myślą, odwrócił się w jego stronę i bez ostrzeżenia wypalił:
— Nie musisz mi kupować żarcia, bo przyniosłem ci kawę, wiesz?


Valye - 2018-12-27, 12:58

Jego mózg musiał w jakiś sposób być wypaczony, uszkodzony. Może jakieś zaburzenie postrzegania? Bo kiedy Val słyszał „nie denerwuj się”, to denerwował się jeszcze bardziej. Jakby jego umysł działał zawsze na przekór wszystkiemu.
Świdrując wzrokiem gapiącego się na niego Briana, zacisnął usta w wąską linię, miał go przecież ignorować i być obojętny na złośliwości. Postanowił policzyć w myślach do pięciu, a jeśli jego kochany szef w ciągu tego niemego odliczania nie zdecyduje się na nic, to zignoruje go i będzie miał go w dupie przez najbliższą godzinę.
Trzy... Cztery... bez mięsa?
Irracjonalnie nabuzowany bez słowa wrócił na swoje miejsce opierając się łokciami o blat biurka i bez zastanawiania się zamówił im praktycznie to samo co ostatnio, z tym wyjątkiem, że jedna porcja była bez mięsa. I tyle. Nie będzie się silić na jakieś wyszukane menu dla tego buca.
Kiedy właśnie sfinalizował zamówienie, jego uwagę przykuły niespodziewane słowa Briana, dlatego sam momentalnie odwrócił się do niego, krzyżując ich spojrzenia.
– A ty nie musisz przynosić mi nagle z dupy kawy. – rzucił wyraźnie zirytowany. – Jeśli próbujesz teraz pozować na idealnego, przemiłego szefa, to błagam, przestań. Bo się porzygam od twojej dobroci. – prychnął i chcąc uciąć temat odwrócił się z powrotem do swojego monitora.
No i to byłoby na tyle z bycia obojętnym.
– Lepiej się pochwal, co u Chrisa. – wypowiadając imię młodszego chłopaka władował w nie tyle zgryźliwości, że sam mógłby ucierpieć od swojego jadu.


effsie - 2018-12-27, 15:01

Brian uniósł brew, patrząc na Valye’a z drobnym powątpiewaniem.
— Uważasz, że kupowanie ci kawy świadczy o byciu dobrym szefem? — spytał kpiąco, chyba nawet nie czekając na odpowiedź, bo tylko parsknął jeszcze śmiechem, pokręcił głową i wrócił do pracy. Albo przynajmniej starał się… bo kolejne pytanie Valye’a tym razem naprawdę go zadziwiło.
Brian oderwał ręce od klawiatury i podniósł uważne spojrzenie na grafika.
— Wiesz co — zaczął, odwracając się nieco na krześle do Vala — właściwie nie rozumiem, o co ci chodzi. Co jest, wkręciłeś się we mnie? Jesteś zazdrosny? — zapytał z odrobiną kpiny w głosie, jakby prowokująco.


Valye - 2018-12-27, 15:31

– Wkręciłem... w ciebie? Zazdrosny? – powtórzył, a raczej wysyczał z niedowierzaniem wpatrując się w Briana z wyraźnie rozsierdzoną miną.
Jaki on był łatwy czasami, taki naiwny, dając się otwarcie prowokować jakimiś głupimi zagrywkami. Zazwyczaj nie dawał się tak szybko wyprowadzać z równowagi. Chyba że ktoś trafił prosto w cel. A Brian ostatnimi czasy raczej brakiem celności nie grzeszył. Położył dłonie na oparciach swojego krzesła, jakby chciał się podnieść, ale nagle zmienił zdanie, jakby sobie o czymś przypomniał, a na jego twarz wjechał jeden z wredniejszych uśmiechów, na jaki było go stać. On miał się wkręcić w niego? Ha. Dobre sobie.
– Wiesz. wtedy w tym barze, w łazience, jakoś szczególnie niezadowolony to nie byłeś. – odbił piłeczkę wracając do tego felernego dla niego pocałunku, wiedząc doskonale, że prawdopodobnie kopie sobie właśnie pod sobą spory dół nawiązując do tego tematu. – A przecież rzucił się na ciebie taki zagorzały homofob... Może więc sam powinieneś zadać sobie to pytanie, co?
Nie, Val. Nie schlebiaj sobie. Nawet o tym nie myśl.


effsie - 2018-12-27, 15:44

Co dziwne, Brian nie wyglądał wcale tak, jakby przegrał, jakby wypowiedź Vala jakkolwiek zbiła go z tropu, czy w ogóle go zadziwiła lub skłoniła do refleksji. Możliwe, że zastanawiał się nad tym tematem już wcześniej?
Uśmiechnął się jednak szerzej, tak, że wyglądało to na całkiem szczery grymas, ale jak Valye znał Briana – a może nie znał go przesadnie długo, ale o tym chyba mógł się już zorientować – ani trochę taki nie był. Dawson w ogóle miał jakąś przedziwną zdolność przywdziewania na twarz uśmiechów czy innych rzekomo normalnych, przyjaznych wyrazów, które u większości ludzi były oznaką pozytywnego nastawienia, zaś u niego… nigdy nie było wiadomo.
Z odpowiedniej perspektywy może mógłby przypominać diabła w ludzkiej skórze.
— Może — przytaknął, uśmiechając się w ten obrzydliwy sposób. — A może sprawdzam, jak daleko jesteś w stanie się posunąć kolejnym razem.


Valye - 2018-12-27, 16:43

Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Naprawdę nie spodziewał. Teraz wolałby jej nawet nie usłyszeć. Za bardzo zmąciła mu w głowie.
Czując zenit swojej cierpliwości uderzył najpierw dłonią w swoje udo kląć przy tym cicho, a potem wstał w końcu z krzesła i jakby szamotał się sam ze sobą, zakręcił się wokół własnej osi zakrywając na moment twarz dłonią. Trzymajcie mnie bo go zaraz...
– I co? – rzucił nagle Brianowi wyraźnie wkurwione spojrzenie. – To cię bawi? – pochylił się szybko nad nim zaciskając palce na oparciach jego krzesła, tym samym zbliżając się niebezpiecznie do twarzy blondyna. – Testujesz mnie do cholery czy co? Mam ci pokazać jak bardzo daleko mogę się posunąć? – warknął zaglądając Brianowi w oczy, czując tę chorą adrenalinę spowodowaną przekroczeniem jego linii dystansu intymnego. Mogę ci na przykład przywalić. – Naprawdę nie masz ciekawszych zajęć w takim razie?


effsie - 2018-12-27, 19:41

Brian czerpał z tego wszystkiego wyraźną przyjemność; sam zaś czuł coś na wzór… rozbawienia, nawet nie starając się zrozumieć, co pchało go do zachowywania się w podobny sposób. To zdecydowanie nie był jego typowy sposób nawiązywania znajomości, ale zdaje się, że w tym przypadku za nic miał wszelkie konwencjonalne zachowania.
Tym bardziej rozchylił lekko wargi, przygryzając tę dolną; wciąż patrzył w oczy Valye’a z jakimiś iskierkami – czy to fascynacji, czy podniecenia sytuacją. Całkowicie niewzruszony pozą, jaką przyjął grafik, zadarł nieco brodę, by ułatwić im kontakt wzrokowy.
— I co — rzucił, głuchy na wszystkie pytania, które padły. — Nachylasz się tak, bo teraz znowu będziemy się całować?


Valye - 2018-12-27, 21:12

Na słowa Briana zazgrzytał tylko zębami spoglądając na niego z furią. Ten uśmiech. Ten prześmiewczy wyraz twarzy, taki szpetny, tak bardzo znienawidzony przez niego. On się wkurwia i nakręca, a tego buca to bawi.
Kurwa.
Przechylił lekko głowę w charakterystyczny sposób i mrużąc lekko oczy zjechał spojrzeniem na usta Briana, bez wahania przybliżając się do nich. Gdy już musnął nieznacznie, delikatnie jego wargi, telefon na biurku zawibrował nieznośnie sprawiając, że Val szybko wyprostował się i nie patrząc blondynowi w oczy, odsunął się od niego, złapał telefon i bez słowa wyszedł z biura, nawet nie zaszczycając swojego szefa przelotnym spojrzeniem.
Kiedy znalazł się już w windzie, z westchnieniem oparł się o ścianę i przeklął swoje... swoje co? Popęd? Głupotę? Albo mieszaninę tych dwóch. Cholera.
Z odebranym zamówieniem wrócił szybko na górę, bez słowa i ze spięta miną wszedł do biura. Rzucił Brianowi tylko gniewne spojrzenie i podszedł do stojącego na środku pomieszczenia stołu. Położył na jednym jego końcu pudełko z jedzeniem blondyna, układając na jego wierzchu jednorazowe pałeczki, a potem powędrował na drugi koniec stołu, tam samemu rozkładając swoje jedzenie, usiadł i gniewnie, patrząc prosto w oczy Brianowi, rozłupał drewniane pałeczki z trzaskiem.
– Bon appétit. – syknął i wbił się w swój makaron.


effsie - 2018-12-27, 21:38

Brian prawie niezauważalnie drgnął, gdy Valye się nad nim nachylił. Wyraz jego twarzy też uległ zmianie; usta już dalej nie wyginały się w drwiącym uśmiechu, wzrok też stał się jakby bardziej poważny, a serce nieznacznie przyspieszyło mu bicia.
Ekscytacja?
Cóż poradzić – to nie tak, że mógł nad tym panować.
Manipulowanie nad tym facetem było jednak wybitnie łatwe i Brian mógł przyznać sobie wyimaginowany medal za zasługi. Prawie że jęknął z zawodu, gdy Valye odskoczył jak oparzony i zaraz wyskoczył z biura.
Co?
Dopiero po chwili zorientował się, co właśnie zaszło; przetarł oczy palcami i zabębnił nimi głucho o blat, w pewnym zawieszeniu. Wyrwał go z niego dopiero Val, który niemal rzucił na stół pudełko z chińszczyzną. Brian westchnął i odszedł od swojego biurka, odsuwając sobie krzesło.
— Wiesz, że całowaniem się ze mną awansu to ty sobie nie wywalczysz, nie? — spytał… dość neutralnym, niemalże miłym tonem, rozrywając drewniane pałeczki. — Ile ty masz właściwie lat, że wzięło cię na takie eksperymenty?


Valye - 2018-12-27, 21:58

– Że co? – warknął momentalnie uderzając w stół dłonią zwinięta w pięść.
Poczuł się najzwyczajniej w świecie urażony. I to bardzo. Nawet nigdy nie przeszło mu przez myśl, że w taki sposób miałby piąć się po szczeblach kariery. A gdyby miałby być szczery, to miał głęboko gdzieś swoją karierę i awansy, nie zależało mu na jakimś pięciu się w górę, a tym bardziej w taki sposób.
– Żartujesz sobie? – zmierzył Briana wzrokiem próbując ocenić na ile sobie z niego żartuje, a na ile w tej chamskiej docince rzeczywiście był ukryty jakiś realny niepokój. – Nigdy, przenigdy nie wspominaj o czymś takim. – syknął obruszony jego słowami i krzywiąc się zajął się swoim jedzeniem, próbując skupić się na swoich pałeczkach i nabrać za ich pomocą coś więcej niż tylko to, co się do nich przyklei. Słysząc kolejne pytanie parsknął złośliwym śmiechem i pokręcił lekko głową.
– Na pewno zdecydowanie więcej niż twój chłoptaś. – posłał Brianowi wredny uśmiech i wciągnął nitkę makaronu. – Zaraz dwadzieścia siedem. – odpowiedział przekonany, że tak dobitną odpowiedzią uwydatni różnice wieku między sobą a Chrisem.
Jakby miał się po co z nim porównywać...


effsie - 2018-12-27, 22:29

Brian podchodził do pracy poważnie – jakżeby mógł inaczej, skoro miał na swoim karku naprawdę sporą odpowiedzialność, od której wcale nie chciał uciekać? Ona napawałe go pewnego rodzaju dumą, dawała wiele satysfakcji i sprawiała, że naprawdę przychodził do pracy z chęcią. Jasne, zdarzały się gorsze dni (komu się nie zdarzały?), ale był zajarany projektami, nad którymi pracowali i którym poświęcali tak wiele uwagi i dyskusji.
Słysząc odpowiedź Valye’a nie uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie, nieco obmierzły sposób; zamiast tego zapatrzył się na twarz grafika z niemalże cieniem zainteresowania.
— Czyli nie — podsumował krótko, prawie miło. — Ciekawe, co w takim razie tobą kieruje.
Przy kolejnym pytaniu Brian zmarszczył nieznacznie brwi, zastanawiając się, ile lat miał Christopher. W zeszłym roku, gdy się poznali w wakacje, dwadzieścia cztery – ale kiedy miał urodziny? Dawson nie miał pojęcia i dlatego uznał, że powinien to sprawdzić przy najbliższej okazji.
— Ciekawe, jak zupełnie pominąłeś esencję mojego pytania — stwierdził luźno Brian, zaczynając konsumpcję swojego makaronu. — Byłoby mi jednak całkiem miło, gdybyś znalazł sobie jakiegoś kolegę do eksperymentów. Wiesz, zamiast mnie.
Chyba uznał, że po prostu, Val zaczynał szukać swojej orientacji. A on nie zamierzał być żadnym królikiem doświadczalnym.


Valye - 2018-12-27, 23:02

Kogoś innego do eksperymentowano? Co do cholery? Jednak zamiast się jakoś ponownie przejąć i unieść jak zwykle, Valye uciął ich chorą rozmowę wzruszeniem ramiona, jakby przystawał na jakaś propozycję Briana. Dlaczego zrobił to bez żadnej kłótni?
Po pierwsze: w ogóle nie zaprzeczył, że rzeczywiście wzięło go na jakieś eksperymenty, a co najgorsze, chcąc być całkowicie szczerym ze sobą, z wielkim, ale to wielkim wahaniem rzeczywiście udzieliłby negatywnej odpowiedzi. Eksperymentował? Wątpił, ale...
Po drugie: dotknęło go to, że Brian nie chciał brać udziału w tych nieistniejących zresztą eksperymentach, no cholera, naprawdę go to dotknęło. Ale miał to gdzieś, naprawdę gdzieś. A przynajmniej chciał mieć.
Dlatego z tym swoim oszczędnym gestem, lekceważącym wzruszeniem ramion, złożył sobie od razu obietnicę, że w żaden sposób nie nawiąże z Brianem fizycznego kontaktu już nigdy więcej, nie ma mowy. Dawson jasno się wyraził, że sobie tego nie życzy, a Val akurat nie zamierzał mu się narzucać. Nie ma problemu. Ze swoją ignorancją i nie przekraczaniem bezpiecznej odległości, która wynosiła metr od Briana, wytrwał wszystkie dni, jakie pozostały do ich wypadu do Kanady. Tydzień z bucem. Cudownie. Zawsze o tym marzył.
Jego bezpieczny metr stracił rację bytu, kiedy z grobową miną władował się rankiem na pokład samolotu, który miał ich wynieść aż do cholernej Kanady. Jeszcze cudowniej dla niego. Nie żeby pierwszy raz leciał samolotem, nie. Leciał AŻ drugi raz i wcale nie dlatego, że ten pierwszy raz był dla niego tragiczny, wcale. Kiedy automatycznie wylądował pod oknem, z dziwną, nieco zatrwożoną miną zerknął na Briana, który oczywiście, miał miejsce obok niego.
– Możemy się zamienić? – wskazał pobieżnie dłońmi na ich miejsca i machnął nimi lekko.


effsie - 2018-12-27, 23:39

Ostatnie dni pracy minęły im w nieco napiętej, choć miłej atmosferze. Valye był trochę bardziej zachowawczy… i tę zachowawczość w jakiś sposób zaimplementował też Brian. W konsekwencji więc w ciągu ostatniego tygodnia nie wydarzyło się nic wartego wspomnienia na forku.
Albo może wydarzyłoby się, gdyby nie to, że narratorki bardzo chcą wysłać swoich chłopców do Kanady. Nic dziwnego – jedna z nich (nie powiem jaka) też bardzo by chciała pojechać do Kanady.
Tam nie ma ani Trumpa, ani Kaczyńskiego, ani smogu. Żyć, nie umierać.
W każdym razie, Brian dojrzał Vala już na lotnisku; może i by się z nim przywitał, gdyby nie to, że grafik był zajęty lekturą jakiejś książki. Zadecydował mu nie przeszkadzać i sam zajął się swoimi sprawami, dołączając do niego dopiero w samolocie. Obaj – pomimo faktu, że był to naprawdę krótki lot, zaledwie dwugodzinny – mieli miejsca w klasie biznesowej, gdzie zamiast trzech miejsc były tylko dwa, wygodne fotele.
— Cześć — powiedział z naciskiem Brian, dając tym samym znać Valowi, że właściwie to wypadałoby się przywitać. Widać kultura nie była u niego na zbyt wysokim poziomie… — Mam siedzieć przy oknie? Ech… — westchnął. Nie przepadał za tym, zdecydowanie bardziej lubił, gdy mógł wstać, kiedy chciał, a nie się przez kogoś przeciskać, ale finalnie wzruszył ramionami. — W porządku — mruknął, wkładając swój plecak (skórzany, dizajnerski, oczywiście) do luku ponad nimi. Wyciągnął z niego wcześniej tylko Kindle’a i zajął miejsce przy oknie.
Włączył telefon, sprawdził coś w nim, przez chwilę milcząc i czytając maila. Po chwili jednak odwrócił wzrok na Vala i spojrzał na niego z cieniem zainteresowania i zaintrygowania.
Wydawał się podejrzliwie blady. Czemu?
— Masz ochotę na kolejkę czegoś mocniejszego? — spytał Dawson.


Valye - 2018-12-28, 00:12

– Ta, cześć. – rzucił niezbyt przyjaznym tonem mając ochotę wywrócić ostentacyjnie oczami, jednak powstrzymał się, kiedy Brian postanowił się z nim zamienić. Całe szczęście. – Dzięki.
Chyba nie zniósłby lotu, nieważne jak długo by miał trwać, gdyby musiał siedzieć przy oknie. Nie dość, że przerażał go fakt znajdowania się tak wysoko na ziemią, to nie mógłby ciągle patrzeć przez okno i podziwiać, jak wiele mu do niej brakuje. A zdecydowanie wolał czuć stabilną powierzchnię pod stopami.
Zatopił się w swoim fotelu, nie zwracając nawet zbytnio większej uwagi na mężczyznę obok. Zamiast tego, podparł głowę na dłoni i nieświadomie zaczął trząść swoją nogą, chcąc najwyraźniej w taki sposób rozładować swój mały, coraz bardziej kumulujący się stres.
– Co? – sapnął nagle słysząc obok siebie jakieś słowa i skonsternowanym wyrazem twarzy zmusił Briana do powtórzenia swojego pytania. Przestał trząść nogą i pokręcił przecząco głową. Pić w pracy? – Nie.
Naprawdę nie chcąc ściągać na siebie uwagi swojego szefa w tej stresującej dla niego chwili, odwrócił lekko głowę w bok, z dala od niego i przymknął oczy chcąc sprawić wrażenie sennego, chcącego się zdrzemnąć, a nie umierającego w środku z obawy przed lataniem. Boże, dlaczego on się dał w to wciągnąć.
Kiedy ich samolot zaczął w końcu kołować, Val ciagle nie otwierając oczu spiął się wyraźnie i tylko zacisnął palce na mostku swojego nosa, chcąc w ciszy przeżyć swoje małe cierpienie. Nieważne, że prawdopodobnie był biały jak ściana i jego mina nie wskazywała na świetne samopoczucie, to nic. Dopiero kiedy samolot osiągnął wysokość przelotową, Val z cichym westchnieniem otworzył oczy i odpiął swoje pasy, modląc się, żeby jakimś cudem za tydzień wracali autostopem.
– Dobra – zaczął cicho bez patrzenia na Briana, tym razem jak najbardziej chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. – Teraz możemy się napić.


effsie - 2018-12-28, 00:40

Brian – choć starał się nie, naprawdę – kątem oka nie mógł powstrzymać się od obserwowania nieco nerwowych reakcji Valye’a na… no właśnie, na co? Chyba na lot, bo nie było żadnego innego wytłumaczenia.
Postanowił więc taktownie zamilknąć. Sam nie miał żadnego lęku związanego z lataniem, przez co zwyczajnie nie rozumiał obaw, które najprawdopodobniej targały jego kolegą z pracy. Z tego też względu nie chciał mu przeszkadzać (tudzież pogorszać jego stanu) bardziej, niż już to robił. Podczas startu czytał swoją książkę, przekonany, że tak też będzie wyglądał cały jego lot, ale i tym razem się zdziwił.
— Hm? — mruknął pytająco, dopiero po chwili orientując się, do czego nawiązywał Val. Akurat przechodziła obok nich stewardessa, więc Brian (nachylając się nieco nad swoim sąsiadem i muskając go ramieniem) skinął na nią, prosząc o dwie szklaneczki podwójnego ginu z tonikiem. Nie uzgadniał tego z Valye’em, ale mając na uwadze jego gusta w barze, ten nie powinen narzekać.
Co prawda picie w samolocie nie było najmądrzejszym pomysłem ze względu na ogólny stan wysuszenia organizmu, ale to nie był długi lot, a jeden drink jeszcze nikomu nie zaszkodził.
— Nie lubisz latać? — spytał Brian, chcąc nieco przełamać tę niekomfortową ciszę, która zapadła pomiędzy nimi jeszcze przed powrotem stewardessy.


Valye - 2018-12-28, 00:58

Kiedy Dawson pochylał się nad nim w kierunku stewardesy, Valye automatycznie zesztywniał i wciągnął powietrze do płuc, jakby to miało pomóc zwiększyć dystans. Bezpieczny metr, bezpieczny metr...
Gdy padło pytanie spojrzał na Briana unosząc nieco brew, jakby nie za bardzo podobało mu się, że ten jednak postanowił się odezwać. Jednak westchnął tylko i wtopił się wygodnie w oparcie swojego fotela. No dobra, sam przed chwilą chciał się z nim jednak napić, więc już nie będzie tak wredny, skoro jednak nie zapowiadało się, że spędzą ten lot w kompletnej ciszy ignorując się nawzajem.
– Nienawidzę. – odparł wzruszając ramionami i patrząc ciągle przed siebie. – Nie latałem za dużo i unikam tego kiedy tylko się da. – dodał po chwili wahania, kątem oka zerkając w końcu na Briana.
Kiedy stewardesa szybko wróciła z ich alkoholem, Valye podziękował jej jakby właśnie oddawała mu swoją nerkę i gdy tylko się oddaliła, wziął głębszy łyk, krzywiąc się nieznacznie. Nie ma to jak zapijanie swojego stresu.
– Ale jak trzeba to polecę. – odezwał się po chwili kontynuując temat, nie chcąc robić z siebie męczennika, że dla pracy nawet zmusza się do walczenia ze swoimi największymi lękami. Bez przesady. – Dzisiaj musimy się już pojawić na tym... no, wszystkim tam? – zapytał z lekko zmrużonymi oczami, przystawiając z powrotem szklankę do ust.


effsie - 2018-12-28, 01:52

Brian nie potrafił zrozumieć tego lęku, ale to nie znaczyło, że miał zamiar go wyśmiewać. Nie odpowiedział więc nic na słowa Valye’a (nie miał za bardzo co; w ich relacji cokolwiek, co by wyszło teraz z jego ust, mogłoby zostać odebrane za afront), zamiast tego odwrócił się nieznacznie i zasunął przegrodę w oknie, zasłaniając widok nieba i chmur.
Teraz, gdyby się skupić na tej niewielkiej przestrzeni, którą dzielili: dwa duże fotele, spore miejsce przed nimi, możliwe, że z odrobiną chęci dałoby się choć na chwilę udawać, że wcale nie są setki stóp nad ziemią.
Brian rozłożył stolik z siedzenia przed sobą i ustawił na nim drinka chwilę po tym, jak zamoczył w nim po raz pierwszy usta.
— Możesz wracać pociągiem, jeśli chcesz — powiedział, wzruszając nieznacznie ramionami. — To będzie trwało wieki, ale, no — zakończył kulawo, jeszcze raz wzruszając ramionami i dodając do tego łyk alkoholu. — Wszystkim tam? — powtórzył z drobnym uśmiechem. — Raczej… znaczy, jak nie chcesz to nie, nikt nie będzie sprawdzał obecności na imprezie integracyjnej. Ale, no, błagam. Na takich wypadach wieczory są równie warte, co praca podczas dnia — dodał, puszczając oczko (sam nie wiedział skąd ten gest).
Mówił… raczej prawdę, bo nawiązywanie jakichkolwiek przyszłościowych relacji zawsze było bardziej efektywne po drobnym rozluźnieniu zmysłów.


Valye - 2018-12-28, 02:32

Nie uszło uwadze Vala, że Brian bezinteresownie pozbył się właściwe jedynego elementu, który przypominał mu perfidnie o tym, że znajduje się nad chmurami. Hm.
I jeszcze miałby jechać pociągiem? Czy Brian upił się już tymi małymi łyczkami? Czy może po prostu nie wypada zaczynać kłótni w samolocie, przy innych ludziach?
– Nie, wrócę z tobą, nie będę świrować z pociągami. Zresztą mamy już wykupione bilety na powrót. – wzruszył obojętnie ramionami, ścierając palcem ze ścianki szklanki dużą kroplę wody.
– Impreza integracyjna? – powtórzył z wyraźnie zbolałą miną i odwrócił się do Briana, ale kiedy ten mrugnął do niego nagle jednym okiem, Val zdziwiony poprawił się automatycznie w fotelu i ponownie przez kilka sekund zaskoczony tym gestem, zaczął wpatrywać się w fotel naprzeciwko. Czy on coś przegapił...?
Po chwili, kiedy blondyn przestał mówić, Valye westchnął głęboko, przeciągle, rzucając pod nosem mało zadowolone „bosko”. Na pytające spojrzenie Briana, które pojawiło się zaraz po jego reakcji, Val przewrócił z cichym westchnieniem oczami.
– Daj spokój, oboje wiemy, że żaden ze mnie dyplomata. W końcu jak sam zdążyłeś już wielokrotnie zauważyć, small talk nie jest moją wybitnie mocną stroną. – wyjaśnił, bynajmniej nie ze złośliwym tonem. Nikt nie musiał przypominać mu jak bardzo dupną duszą towarzystwa był, nie czuł się dobrze i swobodnie na tego typu spędach i imprezach, ale skoro trzeba iść, to pójdzie. Może chociaż dobre żarcie będą mieli. – Ale pójdę. – wziął mały łyk swojego mocnego drinka i podniósł nieco wyżej szklankę, przyglądając się jej zawartości. – Chociaż się najem. Ty będziesz gadać za nas dwóch. – dodał i uśmiechnął się smutno do szklanki, chcąc ulitować się nad swoją głupotą.


effsie - 2018-12-28, 12:44

Brian otworzył już usta, by powiedzieć, że bez przesady, bilety to nie jest żaden fakt przesądzający sprawę i przecież można kupić kolejne, ale darował to sobie. Zacisnął więc usta i upił jeszcze nieco drinka, by się czymś zająć; gin był dobry, choć nie najlepszy, jednak mając na uwadze, że znajdowali się w samolocie, można było wybaczyć ten drobny nietakt.
Milczał też, słuchając słów wylewających się z ust Valye’a i wwiercając w niego uważne spojrzenie, jak gdyby nie chciał przeoczyć żadnego grymasu na jego twarzy.
— Wiesz — zaczął, kręcąc swoją szklaneczką, chyba z potrzeby zajęcia czymś dłoni. A jeśli już o dłonie idzie, Brian miał całkiem długie palce, możliwe, że nawet palce pianisty, z zadbanym manicurem i odpowiednio nawilżone. Chyba nigdy nie pracował fizycznie. — Small talk można też trenować. I do tego nie potrzeba nawet wiele — powiedział, a potem odchrząknął, zmieniając lekko ton. — Cholera, w listopadzie byłem w Japonii i nie miałem tam dobrego dostępu do Internetu, więc nie mogłem zobaczyć nowego sezonu Stranger things. A potem jakoś się tak wyszło, że go nie nadrobiłem i ciągle się do tego zabieram — westchnął, patrząc cały czas na Vala.
Val uniósł zdziwiony brew, na co Brian wywrócił oczami.
— Widzisz, zacząłem rozmowę. Teraz ty mówisz, że albo widziałeś ten sezon i zaczynamy gadać o tym, żebyś mi go nie spoilerował, a potem rozmawiamy o poprzednich. Albo mówisz, że akurat tego nie oglądasz, ale za to lubisz cośtam i zaczynamy przechodzić wspólnie przez seriale. To mega banalny temat, ale działa. Zawsze, zawsze znajdziesz z kimś jakiś punkt zaczepiania w serialach. A poza tym, dostałeś dodatkową kartę w postaci „ooo, byłeś w Japonii?” i możesz tego użyć, jak zapadnie cisza — oświadczył pewnym siebie głosem i dodał, jakby ponaglająco: — No?


Valye - 2018-12-28, 14:53

Rzeczywiście, dłonie Briana nawet według Vala przyciągały wzrok swoją schludnością. Z kolei jego... czy to niebieskie pod paznokciem to nie przypadkiem farba z wczoraj?
Valye miał wrażenie, że prosto mówiąc, nie ogarnia. Czy on naprawdę czegoś przypadkiem nie przegapił? A może fakt, że są zamknięci w metalowej puszce cholernie wysoko nad ziemią sprawił, że zamiast rzucać się sobie do gardeł albo udawać że ten drugi nie istnieje, rozmawiają. I to całkiem normalnie i spokojnie jak na nich.
Kiedy Brian nagle zmienił swój ton i zaczął opowiadać coś o Japonii, Val zrobił typową dla siebie minę Co ty pierdolisz i z niezrozumieniem zaczął patrzeć na niego jak na wariata. Kiedy jednak ten w końcu wyjaśnił, że ta śliska zmiana tematu miała być jakimś dziwnym wytłumaczeniem tego jak działa small talk, Valye zmarszczył brwi odwracając wzrok od Briana i zajrzał do swojej szklanki.
– Nie mam telewizora. I dopiero z twoich słów wywnioskowałem, że Stranger things to serial. – podsumował starania blondyna i upił nieco alkoholu z ciągle trzymanej szklanki. Jednak słysząc jego ponaglający głos i to spojrzenie, prychnął cicho rozbawiony całą tą sytuacją, która właśnie miała miejsce. Pokręcił lekko głową z nieco zażenowanym uśmiechem i zerknął na Briana. – Więc, byłeś w Japonii. – zaczął nieco sztywno, ale nagle zrobił minę, jakby sobie o czymś właśnie przypomniał i jego wyraz twarzy stał się odrobinę poważniejszy. – Dlatego cię nie było kiedy zaczynałem tutaj pracę?


effsie - 2018-12-28, 17:02

Brian uniósł brew w szczerym zdziwieniu.
— Wiesz, że w dwa tysiące dziewiętnastym nie trzeba mieć telewizora, żeby móc oglądać filmy i seriale? Właściwie, w dwa tysiące dziewiątym też nie — rzucił nieco uszczypliwie, ale raczej w miłym tonie. — Poza tym, wiesz, small talk to trochę jak rozmowa kwalifikacyjna. Wiem, że twoja nie była jakaś szczególnie wysublimowana — kolejna drobna uszczypliwość — ale musisz, wiesz, zareklamować siebie. Przerobić swoje wady w zalety — dodał, szczerząc się niczym koleś z reklamy pasty do zębów. — Nie oglądasz żadnych seriali? Witaj w wąskiej grupie jednego procenta Amerykanów. Zacznijcie wtedy o tym gadać, niech ktoś się podziwi i zacznie ci opowiadać i polecać swoje ulubione pozycje — rzucił lekko.
Wydawałoby się, że dla Briana naprawdę small talk był czymś, czego można się nauczyć i wypracować.
— Aha — przytaknął w odpowiedzi, upijając nieco drinka. — Strasznie długo to planowałem i w końcu udało się znaleźć trochę czasu. Akurat zamykaliśmy projekty i byliśmy przed rozpoczęciem nowych, zresztą, sam wiesz — dodał. Subtelnie przemilczał fakt, że na swoje małe wakacje zabrał swojego młodego chłopaka, bo Val raczej nie był wielkim fanem Chrisa i to mogłoby popsuć (nienajgorszą) atmosferę.


Valye - 2018-12-28, 17:51

– Zareklamować siebie, wady w zalety. – powtórzył z wyraźnym w głosie sceptycyzmem i podparł głowę na dłoni, zerkając na Briana. – Zawsze byłeś niezłym bajerantem. – zauważył spokojnie bez cienia złośliwości.
Zdecydowanie on sam nie potrafiłby odnaleźć się w prowadzeniu takiej gładkiej gadki jaką właśnie prezentował mu jego szef. Nie dlatego, że naprawdę nie potrafił (choć na ten moment tak właśnie było) i nie mógł się tego nauczyć, a mógł, mimo że zajęłoby mu to kawał czasu, to w końcu dałby radę tak samo jak Brian nawiązywać szybko z kimś kontakt i bez trudu podtrzymywać niezobowiązującą rozmowę. Problem leżał w tym, że nie chciał, męczył się z poznawaniem na siłę kogoś nowego.
Patrząc ciągle w swoją szklankę, w której na całe szczęście coś jeszcze się znajdowało, słuchał Briana, kiwając tylko potakująco w ciszy głową, odruchowo dając mu znać, że naprawdę go słucha.
Kiedy zapadła cisza, Val najchętniej rzuciłby jakimś tekstem, poinformowałby Briana, że to jest właśnie moment, w którym nie wie co powiedzieć, więc wolałby się zamknąć i udawać, że go nie ma, ale tym razem czuł, że to byłoby jakoś dziwnie nie na miejscu, że coś by tym popsuł. A skoro już rozmawiają jak na normalnych ludzi przystało, to może w takim razie dobra okazja, żeby się czegoś o nim dowiedzieć.
– Dlaczego akurat Japonia? – wysilił w końcu swój mały mózg do wykrzesania z siebie jakiegoś pytania, które nawiązywałoby do tego, co powiedział przed chwilą Brian. – Jest tyle różnych krajów... – wzruszył lekko ramionami.


effsie - 2018-12-28, 18:56

Small talki to też nie była ulubiona rozrywka Briana – gdyby go spytać, pewnie nie chciałby ich uprawiać, ale nie do końca miał wyjście. Brał to raczej za coś, co się robi, bez zastanawiania się nad sensownością tego działania czy ze szczególnym narzekaniem. Jako Amerykanin nie miał z tym raczej problemów – ich kultura wręcz wymuszała podobne zachowania, ciągłe uśmiechy i wymienianie nie do końca istotnych informacji. Może Val, po prostu, był ukrytym Europejczykiem? Najlepiej jakimś Polakiem, z ich skłonnością do narzekania.
Brian nie znał wielu Polaków, ale mieszkał w Chicago, trudno było nie kojarzyć Jackowa.
W każdym razie, nie dał po sobie poznać, że pytanie Valye’a go jakoś zdziwiło; zamiast tego odstawił szklaneczkę na stolik i przechylił nieco głowę.
— Dokładnie. Więc można wybrać z wielu te, które chcesz odwiedzić w pierwszej kolejności — powiedział, nieznacznie unosząc kącik ust. — Bardzo fascynuje mnie Japonia, kultura… i estetyka. Może kojarzysz, jest takich dwóch autorów… Shuzo Kuki, filozof, i Tanizaki Jun'ichiró, oni napisali jakoś w latach trzydziestych eseje poświęcone japońskiej estetyce. Ten drugi posługuje się naprawdę świetną metaforą cienia, pierwszy wskazuje głównie na różnice kulturowe i językowe, przez które nasze zachodnie zrozumienie japońskiej estetyki jest właściwie niemożliwe. Chciałem tam pojechać żeby móc cokolwiek zobaczyć na własne oczy. To był tylko miesiąc, więc trudno tu mówić o jakimś zrozumieniu, ale coś tam widziałem… może kiedyś jeszcze się uda — zakończył, jakby z refleksją, że nie do końca musi to interesować jego rozmówcę. — A ty? W sensie, nie przepadasz za lataniem, ale gdzieś tam byłeś?


Valye - 2018-12-28, 19:55

Słuchał Briana nieco zdziwiony z chyba większą uwagą niż wypadało. Nie spodziewał się po nim takich zainteresowań. Zupełnie nie pasowało mu to do jego obrazu, jaki miał stworzony w swojej głowie. Miał być przecież tylko tępym bucem.
– Gdzieś byłem? Właściwie to nie za bardzo. Drugi raz opuszczam Stany. Poprzedni raz był jeszcze za dzieciaka i też była to Kanada. Jakiś rodzinny wypad, kiedy żył jeszcze ojciec. – wzruszył lekko ramionami, biorąc za pewniak, że skoro Brian miał poślubić Evelyn, to taki fakt był mu oczywiście znany. – Niespecjalnie ruszam się w ogóle z miasta. Ostatnimi czasy ewentualnie do... – zrobił małą pauzę, jakby chciał się zastanowić, czy wspominanie o jego siostrze jest w tym momencie dobrym pomysłem, jednak sam zamierzał w końcu choć na moment odpuścić Brianowi tę całą zdradę, o której zresztą w ostatnich tygodniach skutecznie zapominał, prawdopodobnie przez pewne, nieco niewygodne dla niego samego okoliczności. – Ewentualnie do Evelyn, bo nie mieszka już w Chicago, tylko z tym... swoim. – nawet jeśli bardzo nie chciał dawać po sobie tego poznać, to samo wspominanie o obecnym narzeczonym jego siostry nie sprawiało mu wiele radości, co wyraźnie było słychać w tej krótkiej, wymownej pauzie. Ale przecież nie będzie teraz Brianowi nagle narzekać na tego bałwana i wielce się otwierać przed nim, wylewając swoje obawy. – Zresztą, jakoś specjalnie nie uśmiecha mi się podróżowanie w pojedynkę. – bo w końcu Val wyszedł z założenia, że Dawson sam był w Japonii. – Wolę popracować nad czymś w spokoju u siebie, coś pokombinować nowego, cokolwiek. – uciął ściszając głos i w końcu wychylił ze swojej szklanki pozostałą resztkę alkoholu i dopiero wtedy odstawił ją na stolik przed sobą.


effsie - 2018-12-28, 20:22

Nawet jeśli Brian się zdziwił, nie dał tego po sobie poznać; z niemal kamienną twarzą przyjął informację o tym, że Valye niekoniecznie ruszał się z Chicago. Był to dla niego właściwie pewnego rodzaju fenomen – nie do końca potrafił zrozumieć, jak w Ameryce jeszcze ostały się te jednostki, które nie wyściubiały nosa poza miejsce urodzenia. Wydawało się mu, że to wręcz leżało w ich kulturze: podróżowanie na drugi koniec kraju na studia, potem za pracą, gdzie cię poniesie… tymczasem Langley, z tego, co Brian słyszał i sam sobie dopowiedział (bo przecież wiedział, skąd pochodziła Evelyn), przedstawiał sobą zgoła odmienny obraz.
To było… dziwne.
Jeszcze dziwniejsze było to, że coś, co dla Briana nie było niczym szczególnym (często latał w różne miejsca służbowo i chyba nie potrafiłby zliczyć miejsc, w których był), dla Vala okazywało się poniekąd wyjściem ze strefy komfortu. Czy ze wszystkim? Z podróżowaniem, z samolotem, z integracją z innymi ludźmi?
Postanowił nie pytać. Bez przesady z tym small talkiem.
Nie skomentował też fragmentu o Evelyn i jej facecie, zauważył tylko:
— Też nie przepadam za samotnym podróżowaniem. — Bo chociaż wszędzie dawało się znaleźć wartościowych ludzi, łatwiej było mieć się z kim tam odnaleźć. — Pokombinować coś swojego? — dodał, właściwie nawet zainteresowany tym, co też to mogło oznaczać.


Valye - 2018-12-28, 21:04

Dla Vala jednak takie pozostawanie ciągle w tym samym miejscu było prawie naturalne. Jego rodzice byli wiecznie zajęci i nie w głowie były im jakieś wycieczki, sam też nigdzie się nie palił, w dodatku nie studiował, więc nie miał powodu wynosić się do innego miasta. Nie czuł się jakoś specjalnie poszkodowany nie mając na koncie kilku egzotycznych krajów, wręcz przeciwnie. Lubił swoje miasto, znał je i nie szczególnie chciał je opuszczać, żeby wbijać się w tłumy ludzi mówiących obcym językiem. Takie sytuacje zdecydowanie by go stresowały. A nie lubił się stresować.
Gdy padło pytanie, którego Val się nie spodziewał, bo nie myślał, że Brian pociągnie ten temat. Przez chwilę milczał patrząc na niego z dystansem, zastanawiając się jak bardzo może być szczery, a na ile w tym momencie lepiej pominąć Dawsonowi pewnych informacji.
– Jakiś czas temu nawiązałem współpracę z autorką książek dla dzieci, taka sobie, nie jest jakoś specjalnie znana. Jakoś tak wyszło, że w końcu zilustrowałem jakąś jej książkę, która potem się dobrze sprzedała. Dlatego z jednej książki zrobiła serię, która cały czas wychodzi, a ja dalej robię dla niej te wyklejanki. – widząc pytające spojrzenie, odwrócił wzrok od Briana i wzruszył lekko ramionami. – Do tej jej serii nie rysuję tradycyjnych ilustracji. Wycinam z różnych materiałów czy papierów małe elementy, składam je w przestrzenne obrazki, a potem fotografuję, obrabiam i tyle. Trochę pieprzenia z tym jest, ale wygląda ok. – dokończył zerkając na stojącą przed nim pustą już szklankę. Nie, Val, bo się schlasz.


effsie - 2018-12-28, 21:36

Brian w zadziwieniu uniósł brew, nieco zaskoczony.
— Czyli co, możesz mieć pod sobą grafików, bawić się w art directora, ale koniec końców i tak największą frajdę sprawia ci rysowanie obrazków? — rzucił nieco rozbawiony, ale w jego głosie próżno było szukać kpiny. Był to raczej rodzaj zabawnego, jego zdaniem przewrotnego odkrycia.
Szklaneczka z jego – niedokończonym, upił z niego może z trzy łyki – drinkiem stała na stoliku. Nie było to nic dziwnego, patrząc na czas, który minął od przyniesienia im alkoholu; prędzej zastanawiające mogło być prędkie opróżnienie szklaneczki przez Vala. Brian jednak nic nie oceniał, a gdyby zwrócił na to uwagę, pewnie wziąłby to za stres związany z lataniem.
Bez przesady – nie będzie nikomu wymawiał ilości wypitego alkoholu.
— Weź pokaż te obrazki. Pewnie masz jakieś zdjęcia w telefonie, czy na komputerze — rzucił zachęcająco chwilę przed tym, gdy podeszła do nich stewardessa.
— Jeszcze raz to samo? — spytała Langleya.


Valye - 2018-12-28, 22:17

– Po prostu lubię to robić. Zabija mi to czas. – odwrócił wzrok od Briana akurat w momencie, kiedy podeszła do nich firmowo uśmiechnięta stewardesa.
Gdy padło pytanie, Val rzeczywiście, przez chwilę wahał się z odpowiedzią. Z chęcią wypiłby coś jeszcze, żeby nastawić się na lądowanie samolotu, ale chyba coś ostatnio pił znacznie częściej odkąd zaczął pracować z Brianem. A nie chciał popaść w błędne koło łagodzenia stresu i nerwów alkoholem.
– Nie, dziękuję. – odmówił w końcu po chwili z grzecznym, lekkim uśmiechem i odprowadził kobietę spojrzeniem, kiedy oddaliła się do kogoś innego, siedzącego parę miejsc dalej.
Zresztą kto wie, pewnie na tej całej imprezie integracyjnej pewnie jeszcze wpadnie mu dzisiaj w ręce jakiś alkohol.
– Serio chcesz to oglądać? – zapytał z lekko uniesioną brwią, jednak nie czekając na odpowiedź uniósł lekko biodra i wydobył z kieszeni spodni swój telefon. Pamiętał, że kiedyś sfotografował poszczególne etapy powstawania jednej z takich wycinanych ilustracji, dlatego odszukał szybko odpowiednie zdjęcia w swoim skromnym albumie i podał Brianowi komórkę. – Tu masz od początku takie surowe, jeszcze niezdigitalizowane te obrazki. A dalej będą chyba już gotowe do wrzucenia w skład ilustracje. – dodał zerkając to na palce Briana przesuwające po ekranie, to na jego twarz, chcąc być świadkiem jakiejkolwiek reakcji, jeśli taka w ogóle nastąpi.


effsie - 2018-12-28, 22:42

Brian przyjął telefon od Vala, skupiając się na tym, co na ekranie. I rzeczywiście przeglądał je z dużym zainteresowaniem, bez skrępowania zoomując i oglądając szczegóły.
— Wygląda ciekawie — skomentował po pobieżnym przejrzeniu kilku pierwszych fotografii i zaraz zaczął zadawać Valowi kolejne pytania.
Pytał o sposób wykonania, o użyte materiały, o to, ile czasu zajęły mu poszczególne etapy, czasami pokazywał na konkretne fragmenty kadru i komentował, co mu się najbardziej podobało; i tak spędzili chwilę dyskutując o ilustracjach. Brian w międzyczasie popijał swojego drinka, którego jeszcze nie skończył.
— To zestawienie kolorów jest bardzo niecodzienne — powiedział, pokazując Valowi na ekranie, o którą ilustrację mu chodziło. — To tak wygląda naprawdę czy kwestia zdjęcia? Bo… — zamilkł na chwilę, zajęty czymś, co pojawiło się na ekranie. — Ee — zawahał się, nieco zmieszany (!). — Dostałeś wiadomość.
Było to powiadomienie z Messengera, które wyskoczyło u góry ekranu. Lecieli co prawda na pewnej wysokości, ale w biznesowej klasie mieli darmowe połączenie do sieci WiFi, z którego Val najwyraźniej już wcześniej skorzystał. Wiadomość wyskoczyła na ekranie i Brian dojrzał tylko jej kawałek:
»Amy Green: Ciągle o tobie myślę odkąd…
Brian nie musiał być Sherlockiem Holmesem, by domyślić się, o co chodziło. Szybko podał telefon Valowi, sięgając po swojego drinka.


Valye - 2018-12-28, 23:18

Z konsternacją przyglądał się najwyraźniej szczerze zaciekawionemu jego wycinankami, Brianowi. Boże, o co chodzi z tym nagłym przeskokiem, który zrobili? Gdzie kłótnie, gdzie zdzieranie gardeł i inwektywy?
Wiadomość? Zdziwiony przejął swój telefon, zerkając na zmieszanego blondyna. Co jest? Evelyn napisała czy... Cholera by ją. Widząc wiadomość od Amy, momentalnie zagrzał się nieco w środku. Sądził, że miał z nią czysty, niezobowiązujący układ, ale jak zwykle jej coś znowu musiało uderzyć do głowy. Miał ochotę zignorować tę wiadomość, ale było mu głupio tak postąpić, ponieważ nie chciał, żeby Brian miał go za kawał gnoja. Eh... I po co on się z nią ostatnio spotykał?
Szybko odpisał jej przystopowującą ją wiadomość, każąc nawet nie zaczynać jej tego tematu i nie poruszać takich kwestii, po czym odłączył się od pokładowego internetu i z wyraźnie popsutym humorem oddał Brianowi telefon, wracając do albumu ze zdjęciami. Chociaż jeśli miałby być szczery, przeszła mu ochota na gadkę-szmatkę o jego ilustracjach.
Dlaczego się tak oburzył? Nie wiedział, ale nie podobało mu się, że Dawson miałby znać takie szczegóły z jego życia. Po prostu nie chciał, żeby znał go od tej strony.
Brian jak zwykle swoim wprawnym okiem szybko wyłapał zmianę nastroju Vala, oddał mu telefon i sam zajął się sobą i swoim czytnikiem, a Val zaczął w ciszy odliczać długie minuty do lądowania.
Kiedy opuścili samolot, a w końcu i lotnisko, nie miał pojęcia, że tak bardzo ucieszy się ze stawiania stóp na płaskiej, stabilnej powierzchni. Może rzeczywiście lepiej wrócić pociągiem...?
– Mówiłeś, że mamy coś zarezerwowanego, tak? Co to za hotel? – zwrócił się do Briana ciągle czując jeszcze echo niepokoju i stresu, jakie pozostały mu po lądowaniu.


effsie - 2018-12-28, 23:36

Przy Valye’u bagaż Briana wyglądał na niego przesadzony; spakował się w końcu w pełnowymiarową, dużą walizkę, co dla niego samego nie było niczym dziwnym – ale grafik trzymał rączkę kabinówki. Dawson nie rozumiał, jak miałby zmieścić tam ciuchy i kosmetyki potrzebne na tydzień, nie mówiąc już o odpowiednich do stroju butach czy innych dodatkach. Na przykład, podczas każdej podróży zabierał ze sobą też strój do biegania; całkiem przepadał za poznawaniem miast z tej perspektywy.
Zamówili jednak Ubera (to znaczy, Brian zamówił; w końcu Val nie znał adresu hotelu) i gdy dotarli na miejsce, obaj od razu podeszli do recepcji.
— Dzień dobry — przywitał się uprzejmie Brian. — Mamy dwie rezerwacje, najprawdopodobniej na nazwisko Dawson — powiedział do recepcjonistki.
— Dzień dobry, już sprawdzam — odparła niemal śpiewnie, a Brian od razu zanotował, że są w Kanadzie, z ich przeszczęśliwymi ludźmi. — Hm… mam jedną rezerwację na imię Brian Dawson, do końca tygodnia.
— Zgadza się — przytaknął, opierając dłoń o blat. — Powinna być jeszcze druga.
— Niestety nic nie mam…
— Proszę sprawdzić jeszcze raz.
— Sprawdzałam już trzy razy.
Brian zmarszczył brwi.
— Mam jedną rezerwację na pokój dwuosobowy…
— Proszę poczekać — mruknął, odchodząc o kilka kroków.
Wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer. Rozmawiał przez chwilę, czekał, znowu rozmawiał, a wyraz jego twarzy był coraz bardziej rozeźlony. Rozłączył się i podszedł ponownie do recepcji, gdzie zostawił Vala z recepcjonistką.
— Udało się panu wyjaśnić sytuację? — zwróciła się do niego uprzejmie.
— Tak — odparł krótko. — Nie rozmawiałeś z asystentką Joshui o noclegu, prawda? — Mina Vala powiedziała mu, że nie, nie rozmawiał. — Idiotka kupiła ci bilety, ale zapomniała o noclegu — warknął. — Nieważne. W takim razie chciałbym zarezerwować jeszcze jeden pokój, na ten sam termin, dane do faktury mogę…
— Przykro mi — przerwała mu uprzejmie, z przepraszającą miną recepcjonistka. — Ale obawiam się, że to niemożliwe. Mamy tu w tym tygodniu konferencję i wszystkie miejsca są…
— Tak, wiem — warknął Brian. — Jesteśmy uczestnikami tej konferencji.
— Och.
Zapadła niekomfortowa cisza, a recepcjonistka, przenosząc wzrok z Vala na Briana i z powrotem, zaczęła cicho:
— Wiedzą, panowie, ten jeden pokój jest dwuosobowy…


Valye - 2018-12-29, 00:01

Val z kolei z krzywym uśmiechem przyglądał się ogromnej walizce Briana. Co on tam ma, Chrisa do cholery? Jego dobry humor spowodowany podobnymi myślami, dziwnie miłą, neutralną atmosferą jaka zapanowała między nimi, momentalnie został zmącony w recepcji hotelu, do którego w końcu się dostali. Z napięciem obserwował swojego szefa rozmawiającego przez telefon, to podpytywał recepcjonistkę o ewentualne zamiany, czy nawet inne hotele w okolicy, jednak ta z wyraźnym współczuciem poinformowała go, że są w jedynym istniejącym hotelu w miejscowości, w której się znaleźli. Co do cholery.
– Asystentka? To on ma w ogóle jakąś asystentkę? – wyraźnie wytrącony już z równowagi sapnął na Briana, żeby zaraz przenieść niekontrolowanie wściekły wzrok na recepcjonistkę, starającą się znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. – Fuck. – mając gdzieś kulturę i maniery, zgarnął kartę z lady i ruszył w stronę windy ze swoim skromnym bagażem.
W gęstej ciszy wjechali obaj na odpowiednie piętro, a kiedy w końcu Val otworzył drzwi ich pokoju, zaklął raz jeszcze, głośniej, siarczyściej. Właśnie wylądował na cały tydzień ze swoim szefem w jednym pokoju, w którym było tylko jedno, wielkie łóżko. Valye ćpnął w kąt swoją walizkę i doskoczył do łóżka chcąc sprawdzić, czy aby przypadkiem nie są to po prostu złączone dwa pojedyncze meble, ale gorzko się rozczarował.
– No świetnie. – warknął i zerknął na stojącą pod ścianą mini kanapę, ale zdegustowany odwrócił od niej wzrok, bo gdyby zgiął nogi, to nawet on by się nie zmieścił. Nie wspominając już o Brianie.
Wściekły na zastaną sytuację zaplótł ramiona i odwrócił się jednak do tej małej, wrednej kanapy, na której usiadł zaraz i spojrzał na swojego szefa, który ku jego zniesmaczeniu, jakoś specjalnie na przejętego nie wyglądał.


effsie - 2018-12-29, 01:04

To prawda, Brian nie był zadowolony faktem współdzielenia przestrzeni do mieszkania z Valye’em przez kolejny tydzień, ale naprawdę, naprawdę nie chciał się irytować. Nie mogli za wiele z tym zrobić, znajdowali się na pieprzonym, kanadyjskim wypizdowiu, a mieli jakoś przetrwać ten czas. Burzenie się, fukanie, awanturowanie… nic by tu nie pomogło.
Brian wszedł do środka i postawił swoją walizkę równo przy drzwiach. Bez słowa przeszedł przez (swoją drogą, dość sporych rozmiarów i dobrze, nowocześnie urządzone) pomieszczenie, by dojść do drzwi balkonowych i otworzyć je od razu na pełną szerokość.
Mieli widok na ośnieżony las.
— Jak na hotel z pięcioma gwiazdkami to trochę mała kanapa — zauważył kwaśno, zdając sobie sprawę z tego, że są skazani na współdzielenie łóżka. Rozejrzał się jeszcze przez ramię, wciąż stojąc w drzwiach balkonowych i zauważył z przekąsem. — Dobrze, że architekt był tradycjonalistą. Jeszcze tylko brakowałoby tu wanny na środku tego pseudo-salonu.
W istocie, ich (sporych rozmiarów) pokój podzielony był na strefę sypialnianą i, powiedzmy, dzienną, łazienka zaś, normalnie, znajdowała się za drzwiami. Brian westchnął i podszedł do walizki, otwierając ją i wyciągając swoje ubrania. Wszystkie starannie wieszał na wieszakach, skutecznie ignorując półki w szafie.


Valye - 2018-12-29, 07:31

Może gdyby był chodź odrobinę mądrzejszy, to nie próbowałby podirytować faceta, z którym najwyraźniej przyszło mu dzielić łóżko. W dodatku tego faceta. Ale Valye był sobą, więc nie mógł sobie odpuścić.
– Wiesz, jesteśmy tu na tydzień, nie na pół roku. – ocenił ilość rzeczy jaką wyciągnął Brian ze swojej potężnej walizki, kiedy zaczął wieszać ubrania, prawdopodobnie pozostawiając wolne w szafie tylko półki. Cóż, Val i tak nie zamierzał z nich korzystać, nie widział potrzeby. Jego walizka pozostanie w kącie dopóki nie będzie z niej czegoś wyjmował, a potem, potem pewnie wróci z powrotem do kąta. – Skrzynkę na listy też zamontujesz zaraz na drzwiach? Bo widzę, że już się zadomowiłeś.
No proszę, wrócił stary, zgryźliwy Val. Infantylnie podniecił się sytuacją i teraz będzie się wyżywać na kim popadnie. I jakby na przekór duszy pedanta mieszkającej w Brianie (którą zaczął coraz częściej dostrzegać), Val położył nogi na niskiej ławie stojącej przed kanapą patrząc blondynowi prosto w oczy.
To będzie piękny tydzień.


effsie - 2018-12-29, 11:56

— I rozumiem, że w ciągu tego tygodnia nie zamierzasz zmieniać ciuchów? — spytał, raczej retorycznie, obejmując wzrokiem walizkę swojego współlokatora.
Nie zamierzał dać się zirytować. Podczas ich podróży samolotem był pieprzonym, miłym gościem, nawet zajął tego grafika luźną rozmową o jego projektach, mając nadzieję, że chociaż na chwilę zapomni o dyskomforcie związanym ze swoimi lękami. I nawet nie rozmawiało się im tak źle, było wręcz miło, przyjaźnie, a mając w perspektywie wspólne dzielenie łóżka, Brian naprawdę nie chciał przesadzać.
Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że był to ten sam koleś, który dwa razy się już do niego lepił. Z czego jeden raz, warto zauważyć, Dawson nie pozostawał na to szczególnie bierny.
Wyłożył swoje ubrania na wieszaki i upewnił się, że w pokoju jest żelazko, po czym podniósł wzrok akurat na Vala, który rozłożył nogi (w butach, oczywiście) na stoliku kawowym.
— Widzę, że ty też się zadomowiłeś — powiedział krótko, po czym wyciągnął z walizki kosmetyczkę i zaniósł ją do łazienki. Po powrocie schylił się po plecak, z którego wyciągnął komputer i wziął go pod pachę. — Nie będę ci przeszkadzał — ocenił. — Dokończę naszą prezentację na dole. W razie gdybyś chciał mi pomóc, zapraszam na kawę — dodał, uśmiechając się słodko i ewakuował się z pokoju.


Valye - 2018-12-29, 12:55

Kiedy Brian wyszedł z pokoju, Val naburmuszony na świat siedział jeszcze dłuższą chwilę w tej samej pozycji. Pogrzebał coś chwilę w swoim telefonie, omijając specjalnie wzrokiem gorliwe wiadomości od Amy, aż w końcu wywrócił oczami, rzucił telefon na drugi koniec kanapy i zniknął na chwilę w łazience, w której nie omieszkał nie popodziwiać idealnie poustawianych już kosmetyków Briana. Nawet kiedy wrócił do pokoju nie powstrzymał się i zajrzał do szafy. No nie... czy on poukładał je kolorami? Z rozbawionym, nieco poprawionym humorem przez swojego pedantycznego szefa, wcisnął dłonie w kieszenie, rozejrzał się po pokoju, ze zgrozą zerkając na królujące w nim łóżko, po czym zamknął drzwi prowadzące na balkon i sam zszedł na dół. No dobra. Postara się nie być takim wrednym chamem.
Kiedy odnalazł znajomą blond czuprynę wśród innych, niektórych też już zajętych stolików, bez słowa dołączył do Briana, usiadł po drugiej stronie naprzeciwko niego i zmierzył go badawczym spojrzeniem, kiedy ten sam spojrzał na niego zza laptopa. I tak siedział w ciszy, nie siląc się na jakąś przyjacielską pogawędkę. Odezwał się dopiero, gdy po kilku minutach zjawił się przy nich kelner, a kiedy oddalił się z ich zamówieniem, Val splótł ramiona na piersi zerkając w bok, na małą grupę ludzi, która właśnie zaniosła się głośniejszym niż wypadało śmiechem.
– Pomóc ci? – rzucił nie patrząc na Briana. Owszem, pytał sam z siebie, ale jego mina i ton wyraźnie wskazywały na to, że nie pali się do pomagania mu przy prezentacji i ucieszyłby się z odmowy.


effsie - 2018-12-29, 13:38

Prawdę mówiąc, nie trzeba było być jakimś szczególnie bystrym, by zauważyć tę subtelną manipulację, do której uciekł się Brian. Niby pozwalał Valowi zająć się sobą, ale też sugerował, że to on musi wtedy odwalać całą robotę. Nie było więc nic dziwnego w tym, że po jakimś czasie Valye zszedł do hotelowego lobby, składając zamówienie i na swoją kawę.
Ta Briana, dziś wyjątkowo czarna, stała już na stoliku.
Po pytaniu grafika Dawson zerknął na jego twarz i miał ochotę wywrócić oczami. Aż się palisz do tej pomocy, co?, pomyślał, ale westchnął, bo wypadało, by Val chociaż zerknął na prezentację, która przecież miała reprezentować ich dwójkę.
— Możesz rzucić na to okiem — zgodził się więc, przesuwając lekko komputer.
Nacisnął skrót klawiszowy i z ekranu zniknął InDesign, pojawiła się zaś sama prezentacja.
Była wykonana, co tu dużo mówić, dobrze. Brian przeskakiwał przez kolejne slajdy, mówiąc przy tym Langley’owi o czym będzie gadał w tym i w tym momencie. Tekstu raczej nie było; głównie zdjęcia, czasami jakieś hasła, wedle mody na to, by nie zarzucać odbiorcy dodatkowymi informacjami.
— Jest w porządku — mruknął Val, gdy dotarli do miejsca, gdzie zakończył Brian. Przed chwilą powiedział mu, czego jeszcze brakuje i jak zamierza dokończyć prezentację. — Ale…
— Hm?
— Nie, zapomnij.
— No mów.
— Po prostu ja bym tam coś dorzucił.
— Dorzucił?
— No… jakiś żart. Taki żeby rozruszać tych… no, spójrz na nich. — Val wskazał brodą na siedzących wokół nas profesorów i innych takich, wyraźnie starszych ludzi.
— A skąd wiesz, że są niby tacy drętwi? — Spojrzał na niego sceptycznie.
— Zakład?
— Chcesz się ze mną założyć?
— Ty właściwie do nich trochę pasujesz.
— Boże — prychnął. — Żart. Bardzo dorośle. Niby jaki?
— I tak tego nie zrobisz.
— Chcesz się założyć?
— Proszę bardzo. Wrzucić cycki gdzieś w tę całą prezentację.
— Cycki?
— Cycki.
— Cycki.
— Aha.
— I ty masz niby dwadzieścia sześć lat?
— Mówiłem, że tego nie zrobisz.
Brian prychnął pod nosem.
— Dobra. O co chcesz się założyć?
— O cokolwiek.
— Nie będę wrzucał cycków w prezentację dla czegokolwiek.
— Ech… – Wywrócił oczami. — Dobra. Kto przegra, w Chicago, przynosi drugiemu przez tydzień lunch. Robiony własnoręcznie.
Dawson wbił wzrok w Vala i zmrużył nieco oczy.
— Okej.
Wyciągnął rękę, by mogli przypieczętować swój zakład.


Valye - 2018-12-29, 14:12

Nie wiedział czemu Brian się tak dziwił. No oczywiście, że cycki. Przecież nie nagiego Chrisa, litości.
Co mogłoby przekonać mężczyznę? (oprócz seksu oczywiście, a tego nie zamierzał proponować, tfu) Jedzenie. Przy podawaniu propozycji zakładu oczywiście pominął chyba dość znaczący w tym momencie fakt, że on i gotowanie to coś nie za bardzo potrafią się dogadać. Ale cóż, Brian póki co nie musi o tym wiedzieć.
Ochoczo podał dłoń Dawsonowi i tak obydwoje zaczęli jak gdyby nigdy nic, wybierać jakieś przyzwoite cycki, które (nie)idealnie wkomponowałyby się w ich prezentację.
– Nie wierzę, że wrzucisz je tak jak ja sobie to wyobrażam. Albo ich nie wrzucisz wcale, albo zrobisz to w taki sposób, że nikt ich nie zauważy. – zaczął po chwili namysłu, podpierając głowę na dłoni i popijając powoli swoją białą, słodką kawę. – Boże, jak Joshua się dowie... – przypomniał sobie nagle o istnieniu takiej osoby i zamiast jakoś specjalnie zacząć się tym zamartwiać, uśmiechnął się jak głupek, rozbawiony jeszcze bardziej tym co właśnie robili. – O, te. – odsunął filiżankę od ust i wskazał zdjęcie, które przykuło jego wzrok.
– Za wielkie.
– Za wielkie? Ja wiem, że moja siostra raczej nie miała się czym pochwalić, ale nie musisz być znowu taki skromny. Może w takim razie wrzućmy moje, jak te za wielkie. – przewrócił ostentacyjnie oczami z powrotem przyklejając się do swojej kawy. – Te dziadki pewnie mają już popsuty wzrok. Muszą od razu widzieć na co patrzą. – stwierdził pewny siebie i posłał Brianowi ponaglające spojrzenie. – No wrzucaj je.


effsie - 2018-12-29, 15:08

Brian też wydawał się dość rozbawiony tą, jakby nie patrzeć, nieco absurdalną sytuacją. Jeszcze niedawno w życiu nie pomyślałby, że mogą się o coś zakładać, a co dopiero siedzieć przy jednym komputerze i przeglądać zdjęcia piersi na Google Grafika.
Valye w ogóle kłócił się, że Brian robił to źle i powinien od razu uruchomić Pinteresta, co też finalnie uczynił, niespecjalnie zasłaniając ekran przed postronnymi.
Uniósł brew, z rozbawionym wyrazem twarzy zbliżając kubek kawy do ust.
— Rozumiem, że Amy ma się czym pochwalić — nie mógł się powstrzymać od komentarza. A potem przesunął komputer do siebie, by ukryć go przed wzrokiem Vala. — Nie będziesz mi mówił, gdzie wrzucać cycki. Zakład to zakład, przekonasz się jutro — oznajmił pewnym siebie tonem.


Valye - 2018-12-29, 15:18

Komizm tej sytuacji, która miała właśnie miejsce, był dla niego tak nierealny, że przez chwilę miał wrażenie, że to tylko jakiś chory, głupi sen. Siedzi z Brianem i ogląda cycki. Co tu jest nie tak?
Tak jak blondyn, niespecjalnie przejmował się ludźmi dookoła. W pewnym momencie pochwycił nawet spojrzenie kelnera, który jakiś czas temu przemykał za ich stolikiem, a teraz z rozbawieniem spoglądał w ich kierunku. Cóż, przynajmniej mógł sobie popatrzeć przez chwilę na cycki w pracy.
– Może. – odparł udając nieco obruszonego. – Słuchaj, jeśli jutro okaże się, że wkleiłeś je w jakieś moje zdjęcie, które, nie mam pojęcia skąd byś wytrzasnął... – zmarszczył groźnie brwi, kiedy Brian zasłonił przed nim ekran laptopa. Nie zamierzał się rzucać (nie w takim sensie jak zwykł to robić) na niego i wyrywać mu urządzenie z rąk, ale coś mu tu śmierdziało. – Zbyt łatwo przystałeś na ten zakład. Mają być cycki w pełnej krasie. Rzucające się w oczy.


effsie - 2018-12-29, 16:22

Brian podniósł rozbawione spojrzenie znad ekranu laptopa.
— Wydaje mi się, że warunki zakładu powinieneś był ustalić wcześniej, teraz to już po ptakach — oświadczył, pewnym siebie tonem i posłał Valowi głupi uśmiech. — Nie martw się, zdążysz mi się pochwalić swoją kuchnią.
Brian nabrał jakiegoś dziwnego luzu i spokoju; miał niemalże wrażenie jakby pił kawę ze znajomym, a nie Valem, który działał mu na nerwy. Musiał też przyznać, że kiedy nie poruszali pewnych tematów… grafik nie był tak irytujący jak zazwyczaj. Dodatkowo, chyba świadomość tego, że w końcu znalazł sobie jakąś dziewczynę i przestanie rzucać się na niego w co najmniej zaskakujących sytuacjach była w pewien sposób odświeżająca.
Brian kończył więc prezentację samotnie, nie pozwalając już Valowi na zerknięcie w jego komputer. Zresztą, grafik w pewnym momencie poszedł po swojego laptopa i zajął się jakimiś swoimi sprawami (Brian podejrzewał, że chodziło o tę książkę, którą pokazywał mu podczas lotu, ale uznał, że nie będzie pytał). Siedzieli więc w lobby i obaj pracowali, niczym naprawdę dobrzy znajomi, którymi nie byli, do czasu aż Brian zamknął swój komputer i spojrzał na Vala. Mężczyzna zwrócił na niego uwagę po chwili, podnosząc pytająco brew.
— Skończyłem, idę odłożyć rzeczy i ogarnąć się przed wieczorem — powiedział, czując się nieco niekomfortowo. Czuł dziwną potrzebę wyjaśnienia swoich działań, jakby dzielenie pokoju miało to jakoś tłumaczyć. — Potrzebujesz czegoś z góry?
— Nie, dzięki.
Dawson kiwnął głową i zebrał się do pokoju. A w nim już – postanowił wziąć długi, odprężający prysznic. Żałował, że nie było tu wanny, ale najwyraźniej na nią musiał poczekać aż wróci do domu.


Valye - 2018-12-29, 17:55

Cholera. Teraz to już naprawdę zaczynał obawiać się tego zakładu. Ok, ok... może Brian nie zamierzał ośmieszać go przed tym całym tłumem ludzi, ale wątpił, że te piersi w prezentacji pojawią się tak, jak w jego pierwotnej wizji. Cóż. Najwyżej.
Chwilę później sam sprowadził na dół swojego laptopa, chcąc po prostu zabić jakoś czas, a nie kusić się zerkaniem w ekran Dawsona. Kiedy w końcu ten podniósł się ze swojego miejsca z dziwną jak na niego miną, Val odprowadził go spojrzeniem, dopóki jego plecy nie zniknęły mu z zasięgu. Co on taki spięty? Valye przecież zrozumiał aluzję, Brian chciał w spokoju i w samotności skoczyć na dwójkę, a on jakoś nie specjalnie chciał mu w tym przeszkadzać. Trochę rozłąki im nie zaszkodzi.
Val serwując sobie po odmętach internetu, w końcu postanowił odwiedzić znienawidzony przez siebie portal społecznościowy. Kiedy odpalił jego stronę, momentalnie zalały go wściekłe wiadomości od siostry.
> Odbierz do cholery ten telefon.
Telefon? Przecież ma go cały czas przy sobie... a nie. Szlag. Zostawił go w pokoju. Eh.
Zamknął swojego laptopa i wsuwając go pod pachę, zerwał się z miejsca i ruszył do windy, nie chcąc narażać się na gniew swojej ciężarnej siostry, której najwyraźniej już gospodarka hormonalna zaczęła nawalać. Sądząc, że Brian ciągle będzie okupował łazienkę, wbił do ich pokoju bez ostrzeżenia i ruszył w stronę kanapy, na której spodziewał się znaleźć swoją komórkę. Nie mylił się. Jego telefon leżał tam wciśnięty w poduszki, ale zanim zdążył wyciągnąć po niego rękę, kątem oka zarejestrował coś, co skutecznie odciągnęło jego uwagę od kanapy.
– Ja pierdolę! – wydarł się bez zahamowania wznosząc szybko wzrok do góry i obracając się plecami do Briana stojącego przy szafie, oczywiście całkowicie nagiego Briana, który jakoś specjalnie nie palił się do chociażby zakrycia się czy odwrócenia od Vala, przez co ten przez te kilka sekund naoglądał się więcej niż chciał. – Ja pierdolę! – powtórzył łapiąc się za mostek nosa. – Zrobiłeś to specjalnie!


effsie - 2018-12-29, 18:25

Brian użył swojego ulubionego, waniliowego żelu; ogolił się też i wsmarował w twarz odpowiedni krem, a później, boso i nago, wyszedł do szafy. Nie przejmował się ewentualnym towarzystwem – przecież powiedział Valye’owi, że weźmie prysznic, upewnił się też, że grafik nie potrzebował niczego z pokoju, mógł go więc używać do woli. Wklepawszy balsam w skórę, nie chciał od razu wkładać na siebie ubrań, czy nawet szlafroka, mając na uwadze to, by krem dobrze się wchłonął.
Stał więc przed szafą, wybierając ubrania na dzisiejszy wieczór; szafa, znajdująca się w części bardziej sypialnianej, była co prawda cofnięta, ale i tak cały pokój nie dawał specjalnej prywatności. Słysząc wbijającego jak burza Valye’a, Brian w pierwszym odruchu cofnął się, nieco zbaraniały, dopiero później rozglądając za szlafrokiem.
Powinien leżeć gdzieś na łóżku…
Capnął go, wciągając szybko na ramiona i obrzucił Vala gniewnym spojrzeniem. Jego policzki nie pokryły się różem zawstydzenia, spiął jedynie gniewnie mięśnie.
— Kwadrans — warknął. — Nie możesz mi dać nawet kwadransa, bym się w spokoju umył? — spytał, rozeźlony.


Valye - 2018-12-29, 19:05

– Co? To był więcej niż kwadrans i... Zresztą, kto normalny łazi całkowicie nago, wiedząc, że dzieli pokój z drugim facetem?! – sapnął wściekły niemal w bardzo męskim odruchu, tupiąc nogą. Kiedy kątem oka zauważył, że ten ekshibicjonista w końcu łaskawie na siebie coś narzucił, z wściekłością odwrócił się do niego i zaplótł ramiona na piersi. – I co tu tak do cholery pachnie? – zakręcił nosem wciągając jakiś dziwny, chyba waniliowy zapach. Nienawidził wanilii. Czy to Brian tak capił? I dlaczego się tak podejrzanie świecił?
Ze zgorszeniem prychnął na blondyna sięgając w końcu po swój telefon i wymaszerował na balkon, zostawiając księcia samego w pokoju, żeby oddzwonić do swojej nagle przewrażliwionej siostry. Po krótkiej rozmowie Tak, tak, żyję, doleciałem, mam dużo pracy, do później. wrócił do pokoju, obdarzając Briana gniewnym spojrzeniem. Dopadł do swojej walizki i zaczął przebierać w niej swoje ubrania, które już wcześniej nie były zbyt schludnie ułożone. Co on w ogóle ma na siebie do cholery założyć... Wyciągnął w końcu spod sterty ubrań czarną, gładką koszulę, domagającą się żelazka i zamachał nią w powietrzu, chcąc ją jakoś nieudolnie doprowadzić do porządku.
– Wyprasuj ją.
– Co? – wściekły jak osa odwrócił się do blondyna spoglądającego na niego z pobłażaniem
– Wyprasuj.
– Zaraz ciebie wyprasuję jak się nie zamkniesz.
– Nie pokażę się z tobą, jeśli jej nie wyprasujesz.
– Jezu, dobra! Boże. – zirytowany tym dziwnie przekonywującym go argumentem, podniósł się z wymiętym, czarnym materiałem w rękach i zaczął szukać żelazka.


effsie - 2018-12-29, 19:50

Brian stał w samym szlafroku, ale nie wydawał się szczególnie skrępowany. Założył ręce na piersi i z uniesioną brwią obserwował te idiotyczne próby poszukiwania żelazka przez Valye’a.
— Jest w szafie — mruknął, wielce łaskawie, a Val obdarzył go wściekłym spojrzeniem i prawie że gotując się ze złości czy tam zirytowania, podszedł do szafy po żelazko.
Nie było jednak deski; rozłożył więc koszulkę na łóżku, mijając Briana z ostentacyjnie podniesioną głową i zabrał się do prasowania.
— Rozłóż ręcznik.
— Co?
— Ręcznik.
— Niby po co?
— Rozłóż ten jebany ręcznik.
I Val rozłożył. A potem zabrał się do prasowania, kuźwa, czarnego tiszertu, ale najwyraźniej i z tym nie mógł sobie dać rady. Sam oczywiście nie zauważał, co robił źle, ale tym razem Brian zaczął się gotować ze złości.
Kto by pomyślał, że można go tak łatwo rozzłościć?
— Daj mi to — warknął, podchodząc do Vala, który mocował się z kołnierzykiem.
— Już cię doszczętnie pojebało?
— Mówię, kurwa, daj mi to zasrane żelazko — warknął, wyciągając rękę.
I Val podał mu żelazko.
A Brian zaczął, w samym szlafroku, prasować mu koszulę.
Gdyby się nad tym zastanowił, sam nie wiedziałby, jak znalazł się w tej sytuacji.


Valye - 2018-12-29, 20:18

Ręcznik, do cholery. Przecież nie potrzebuje mieć wyprasowanego ręcznika! Zaciskając zęby zrobił dla świętego spokoju tak jak chciał Brian i również z tego samego powodu wręczył mu w końcu to głupie żelazko, nie mogąc słuchać dalej jak ten wymądrza się nad jego prasowaniem. Swoją drogą nie pamiętał, kiedy ostatni raz coś wyprasował.
I stał tak, z zaplecionymi ramionami, przyglądając się jak Brian zajął się jego koszulą. Czy to ta Kanada wpływa tak na ludzi, że tracą rozum? Obraz prasującego jego rzeczy blondyna w samym szlafroku sprawił, że Val uśmiechnął się szeroko za jego plecami, jak jakiś wariat. Może on sam jest w ciąży, że ma takie wahania nastroju?
W końcu nie wytrzymał, wyciągnął z kieszeni telefon i cyknął szybko fotkę Brianowi, dopóki jeszcze był zajęty. Oczywiście z fleszem.
– Tak właśnie powinno się ustawiać swojego szefa. – skomentował zadowolony z siebie chowając komórkę i podszedł do walizki, wyciągając z niej parę potrzebnych mu w łazience rzeczy. – Jak skończysz to odłóż ją gdzieś na bok. – zarządził posyłając Brianowi niewinny uśmiech i zniknął w łazience.
Zanim wszedł pod prysznic upewnił się, że na pewno dobrze zablokował za sobą drzwi. Nie miał takich ekshibicjonistycznych ciągotek jak Dawson i nie chciał zbytnio chwalić się przed nim swoim tyłkiem, gdyby ten nagle czegoś zapomniał stąd zabrać.
Nie mając ochoty na długie siedzenie pod prysznicem, nie zwlekając ogarnął się błyskawicznie z ulgą wcierając w skórę swój mentolowy żel i zaczął golić się na szybko stwierdzając, że chyba jednak wypada ogarnąć dzisiaj tę twarz. Nie no, oczywiście, że musiał się zaciąć, w dodatku przy gardle. Cudownie, brakowało mu dzisiaj jeszcze krwotoku. Naciągnął na biodra wąskie, czarne jeansy i z ciągle mokrymi, powoli skręcającymi się włosami wyszedł z łazienki. Kiedy zauważył swoją pięknie odprasowaną koszulę, uśmiechnął się z delikatną, wredną nutką.
– Oh, nie musiałeś.


effsie - 2018-12-29, 20:44

Brian absolutnie nie wiedział w jaki sposób dał się w to wmanewrować. Zamrugał, oślepiony fleszem i zdębiał.
— Czy ty mi właśnie zrobiłeś zdjęcie? — spytał, zadziwiony w ogóle tym pomysłem.
Ale Val tylko uśmiechnął się w bardzo dziwny sposób i zniknął w łazience. Dawson westchnął i dokończył prasowanie; szło mu to sprawnie, bo miał w tym wprawę, z prostego względu: nie chodził w pogniecionych ciuchach. Pogniecione ciuchy były symbolem zła i niechlujstwa, i Brian naprawdę nie rozumiał jak ktoś mógł chcieć tak wyglądać. To było obrzydliwe.
Dokończył prasowanie i ułożył koszulę na krześle, a sam zajął się w końcu wybraniem stroju dla siebie. Ubrał się na spokojnie, na początku wciągając na tyłek bokserki i pozwalając jeszcze nieco pooddychać niezasłoniętej niczym skórze; dopiero słysząc, że z łazienki przestał dobiegać dźwięk lejącej się wody, wsunął na ciało resztę odzienia. Przysiadł na kanapie, z otwartym komputerem, sprawdzając ulubione portale.
Gdy Valye wyszedł z łazienki, w samych spodniach, co warte odnotowania, i odezwał się do niego, Brian podniósł na niego wzrok. Nie odezwał się, za to pozwolił spojrzeniu prześlizgnąć się po ciele grafika; chudym i smukłym, jak mimowolnie ocenił. Val, nie wiedział, czy to przez to, że zauważył jego spojrzenie, ale porwał koszulę i zaczął na siebie prędko zakładać, odwracając się do Briana plecami.
— Być w twoim wieku i nie umieć wyprasować sobie koszuli to bynajmniej powód do dumy — powiedział, choć nie przesadnie chłodno, wracając do przerwanej lektury.


Valye - 2018-12-29, 21:38

Pod ciężarem oceniającego, nachalnego spojrzenia, Val zamiast jak zwykle dać włosom wyschnąć, a potem założyć górną część odzienia, porwał swoją koszulę i marszcząc brwi założył ją od razu. A nie... gejuch jeden będzie się natarczywie i bezczelnie gapić na niego.
– Więc rozumiem, że w takim razie zgłaszasz kandydaturę na moją osobistą praczkę? Ok, pomyślę nad tym. – wzruszył ramionami jakoś szczególnie nieprzejęty tym komentarzem. To nie tak, że nie potrafił. Po prostu... nie nawykł do tego. Zresztą i tak nie miał nawet u siebie żelazka i nie zamierzał żadnego nabywać w najbliższej, ani dalszej przyszłości.
Czując nieprzyjemne szczypanie w zranionym miejscu po swojej wodzie po goleniu (którą przecież dostał od siostry, bo sam w życiu nie wydałby na coś takiego pieniędzy), podniósł palce do szyi i prostując ją lekko, starł opuszkami małą kroplę krwi. Westchnął ciężko i obrócił się na pięcie znikając z powrotem w łazience, żeby wysuszyć swoje włosy i ułożyć je na tyle ile się dały, aż w końcu wrócił do pokoju zapinając mankiety przy koszuli. Kiedy obydwoje stwierdzili, że czas najwyższy zejść na dół, Val bez słowa zjechał na dół z Brianem do sali bankietowej.
– O Boże... – stęknął cicho widząc jak wielu ludzi się już tu zebrało, a sądząc po rozmiarach sali, jeszcze spora grupa osób miała się pojawić. – Ok, bez alkoholu nawet nie będę próbować z kimkolwiek rozmawiać. – rzucił i nie patrząc, czy Brian podąża za nim, zawinął się w stronę kelnera, który jak posąg stał z ogromną tacą wypełnioną kieliszkami z szampanem. Wziął dwa. I gdyby Dawson jednak nie poszedł za nim i nie przejął od niego jednego, Val wypiłby obydwa na starcie.
– Wiesz, że ja w ogóle nie mam pojęcia kto jest kim i nie ogarniam, co tu się dzieje? – przypomniał blondynowi zezując na niego znad swojego kieliszka.


effsie - 2018-12-29, 22:28

Brian, nieco zadziwiony tą iście szarmancką postawą Vala, rzeczywiście wziął od niego kieliszek szampana. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie jest zatruty, ale chyba uznał, że grafik nie zdążyłby wrzucić tam trucizny tak szybko.
— Byłoby dziwne, gdybyś ich znał, skoro oni nie znają ciebie — skomentował, mocząc usta w szampanie i skrzywił się na smak alkoholu. — Tani — skomentował cicho, pod nosem, jakby nie mógł się powstrzymać.
Nie zdążyli jednak wymienić więcej słów, bo zaraz ktoś do nich podszedł, witając się z Brianem jak ze starym znajomym. Dawson też od razu przywołał na twarz szeroki uśmiech, przedstawił też krótko Vala (jako swojego współpracownika) i zaczęli rozmawiać z nowopoznanym gościem. Później przypałętał się kolejny, i kolejny, alkoholu (już nie tak taniego) ubywało, aż w końcu, gdzieś w wirze wieczoru, Brian zostawił Vala na pastwę wilków (aka innych gości), wychodząc z którymś z nich na cygaro.
Oczywiście, że musiało to być cygaro.
Prawdę mówiąc, pozwalał sobie tego wieczoru na niego więcej alkoholu, niż zamierzał. Powód, nawet jeśli nie przyznawał się do tego przed samym sobą, był zgoła prozaiczny: niezbyt uśmiechało mu się dzielenie łóżka z jakimś innym facetem. Dzisiejszy dzień… był dziwny, ale chyba pozytywny, jakby weszli na jakiś nowy etap swojej relacji – wciąż złośliwy, ale nie niemiły i Brian czuł coś w rodzaju stresu na myśl o tym, że mogłoby się to jakoś spieprzyć.


Valye - 2018-12-29, 23:16

Oczywiście wiedział, że tak się stanie, że w końcu jego szef porzuci go gdzieś wśród tych ludzi i zostawi na pastwę losu. Zresztą nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie, dał sobie sam doskonale radę. Jakoś całkiem niedługą chwilę po tym, jak Brian ulotnił się cholera go wie gdzie, Val zaszył się przy suto zastawionym stole, chcąc po prostu jakoś zabić czas i obrał za swój cel spróbowanie każdej potrawy i przekąski, jaka znajdowała się na tej sali. Bo przecież nie będzie się ośmieszać i próbować straszyć kogokolwiek swoimi żałosnymi próbami nawiązywania kontaktu. I najwyraźniej wśród tego wielkiego tłumu nie był jedynym, który w taki sposób chciał spędzić tę całą imprezę, bo po kilkunastu minutach zauważył, że ciągle mijał się z jakimś starszym uprzejmym facetem w dobrze skrojonym garniturze. I jakoś tak, nawet sam nie wiedział jak, jedno zdanie, drugie zdanie, aż nawiązał z nim pełnowymiarową rozmowę. Nawet nie zauważył, kiedy w ich konwersację wplótł się alkohol, a zaraz po nim pojawił się jakiś inny facet w podeszłym wieku, najwyraźniej dobry znajomy jego obecnego rozmówcy. I nie zdążył się obejrzeć, a już został porwany w objęcia małej grupy roześmianych, starszych panów, którzy nie szczędzili mu alkoholu, traktując go jak jakiegoś dawno niewidzianego syna i z troską upewniali się, że jego szklanka jest ciągle pełna. Zaćmiony sporą ilością mocnych drinków, nawet nie zwracał jakoś szczególnie uwagi na fakt, że prawie każdy z jego kompanów był przyodziany w niesamowicie drogi garnitur, a na ich nadgarstkach lśniły wielkie Rolexy. Nie, miał to kompletnie gdzieś.
Jak na swoją słabą głowę to i tak trzymał się w miarę dobrze, o ile po takiej dawce procentów tak można było nazwać stan, w którym się właśnie znajdował. Kiedy niekontrolowanie zrzucił łokciem ze stołu swoją szklankę, wprawiając w głośny zachwyt całe to męskie zbiorowisko, schylił się po jej resztki, ale ubiegła go dłoń sterczącego ciągle nad ich stolikiem kelnera, który zaczął sprzątać stłuczone szkło.
– Młody ma dość. – odezwał się ktoś z jego lewej.
– Nonsens. Nie próbował jeszcze mojego Macallana. – odezwał się inny głos klepiąc go po plecach, co tylko wprawiło jego żołądek w ruch.
– Jakiego Alana? – wybełkotał zerkając ze zgrozą na nowego drinka, który nie wiedzieć skąd, pojawił się magicznie przed jego nosem.
– Dobra Panowie, Młody musi być jutro wypoczęty, rześki, a nie umierać po waszej obrzydliwej whisky.
I kiedy tak mężczyźni zaczęli kłócić się o alkohole, rzucając jakieś kompletnie nieznane mu nazwy, Val ewakuował się z sali tak szybko, jak tylko pozwoliły mu na to jego bezwładne nogi. Sam nie miał pojęcia jak skorzystał z windy i jak wtoczył się do swojego jeszcze pustego pokoju, ale kiedy już się tam znalazł, dopadł drzwi balkonowych i otworzył je szeroko, opierając się ramieniem o framugę, czując silną potrzebę nawdychania się zimnego powietrza.


effsie - 2018-12-30, 09:45

Brian również bawił się dobrze; chyba nawet nieco lepiej, niż Valye, bo on nie przesadził aż tak z alkoholem. Owszem, wypił sporo, był przyjemnie rozluźniony, ale nie czuł się niedobrze, a uczucie braku kontroli było mu raczej odległe. W głowie mu przyjemnie szumiało i perspektywa dzielenia pokoju – a więc i łóżka – z Valem nie wydawała się przesadnie istotna, ani szczególnie krępująca.
Brian nie krępował się fizyczności, nagości czy innych rzeczy, o które można by go posądzać; bardziej chodziło mu o to, by nie zepsuć tej dość kruchej, ale i przyjemnej relacji, jaka się pomiędzy nimi wytworzyła. Może i byli dla siebie złośliwi, ale w tej złośliwości nie było nic… niemiłego. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Odkąd w którymś momencie rozdzielił się z Valye’em, nie szukał go już później – raz mignął mu pośród grupy starszych dżentelmenów, a potem nie zwracał już na niego uwagi. Wrócił do pokoju, dziwnie chłodnego (nie zarejestrował otwartych drzwi) i udał się od razu pod prysznic. Tym razem, wiedziony doświadczeniem, bokserki zabrał ze sobą już wcześniej.
Prysznic był krótki, ale nie do końca orzeźwiający – albo po prostu upojenie alkoholowe nieco większe, niż Dawsonowi się pierwotnie wydawało, gdyż po umyciu zębów wciąż czuł się lekko zawiany. W samych bokserkach opuścił łaziankę i przysiadł na łóżku, ze stopami na ziemi, zgarniając z szafki nocnej butelkę wody. Zaczął pić dość łapczywie, dopiero teraz rejestrując chłód z zewnątrz.
— Val? — mruknął cicho, pytająco. Nie byłoby nic dziwnego, gdyby grafik tego nie dosłyszał.


Valye - 2018-12-30, 12:50

Nie miał pojęcia ile czasu spędził na balkonie na jednym z krzeseł, które ktoś dobrodusznie tam postawił, może dziesięć minut, może półgodziny. W każdym razie zaczynało robić mu się zimno. W końcu wstał i potykając się o próg wszedł do pokoju kiedy poczuł, że z zimna zesztywniały mu palce.
– Brian? – zdziwiony jego obecnością, mrużąc oczy od światła, którego on nawet wcześniej nie zapalał, stanął nieruchomo i przez kilka długich sekund patrzył na siedzącego na łóżku mężczyznę. Niekoniecznie na jego twarz.
W końcu kiedy jego mózg kazał mu przestać, speszony wszedł do łazienki i opłukał twarz wodą mając nadzieję, że ta mała kwarantanna na balkonie nieco pomogła mu się pozbierać do kupy. Wrócił do pokoju i znowu stanął jak słup, zezując to na łóżko, to na blondyna, który na nim siedział. Nie za bardzo wiedział co ze sobą ma w tym momencie zrobić. Ok, Brian był pod prysznicem. Tak, prysznic to dobry pomysł. Chyba.
Wydobył ze swojej walizki szerokie dresowe spodnie i znoszoną koszulkę z charakterystyczną buźką Nirvany. Nie za bardzo przejmował się stanem swojej prowizorycznej piżamy, bo w końcu był przygotowany na spanie w samotności, bez publiczności, a nawet pod wpływem alkoholu nie zamierzał kłaść się obok swojego szefa (geja) półnagi. O nie.
Obijając się pod prysznicem doprowadził się w miarę do porządku na tyle ile był w stanie. Odziany w swoje luźne rzeczy i z nieco ociekającymi jeszcze włosami wyszedł z łazienki i po raz trzeci stanął przed swoim chwilowym współlokatorem, patrząc na niego z dziwną miną. Co tu dużo mówić; nawet pijany był skrępowany. W końcu obszedł łóżko i padł na jego prawą stronę, zatapiając od razu twarz w poduszkę.
– Nienawidzę integracji. – rzucił obracając głowę do Briana, żeby mógł go usłyszeć. – Przez ciebie mnie schlali. Trzeba było nie zostawiać mnie samego. – burknął z wyrzutem.


effsie - 2018-12-30, 14:38

Brian sypiał nago.
Nie posiadał żadnej pidżamy ani luźnej koszulki w stylu tej z Nirvaną, którą wkładał na siebie Valye, podobnież spodni do spania. Owszem, miał ze sobą strój do biegania, ale przecież nie będzie w nim spał. Bokserki (czarne, z napisem Calvin Klein na gumce) musiały mu wystarczyć.
Słysząc, że Valye staje przed nim, Brian podniósł głowę i zmierzył go spojrzeniem, ale nie skomentował w żaden sposób tego dresu. Podobnie też nic nie powiedział, dopiero gdy grafik padł na poduszkę, odwrócił głowę przez ramię i uniósł kpiąco brew.
— Od kiedy to niby jestem twoją opiekunką? — spytał, nawet rozbawiony, i na chwilę skupił się ponownie na telefonie. Zaraz jednak westchnął, odłożył go na szafkę i podniósł kołdrę.
Dopiero teraz zorientował się, że jest jedna.
— Nie no, to chyba jakiś żart — mruknął, trzymając ją w powietrzu i przeniósł spojrzenie na Valye’a, jakby ten miał coś z tym zrobić.


Valye - 2018-12-30, 15:06

– Nie jesteś moją opiekunką tylko szefem. – zauważył niesamowicie bystrze, spoglądając na nagie plecy Briana, a kiedy ten wstał, szybko zamknął oczy powtarzająca w myślach jak mantrę, że ma na niego nie patrzeć.
Kiedy nagle kołdra wysunęła się spod jego ciała, a Dawson stanął z nią nad nim trzymając w rękach, Val zaklął cicho pod nosem. A przynajmniej chciał, bo z jego ust wydobył się tylko dziwny zbitek słów o wściekłym zabarwieniu. Podniósł się na dłoniach, a kiedy usiadł i spiorunował już blondyna wzrokiem, wyciągnął ręce po drugi koniec kołdry i szarpnął za niego. Cóż, Brian nie za bardzo chciał puścić, dlatego Val pociągnął jeszcze mocniej powodując, że blondyn nieco się zachwiał. Valye nie zamierzał spać bez nakrycia, a dzielenie kołdry z ledwo ubranym szefem nie przekonywało go zbytnio. Nie zamierzając odpuścić, Val podniósł nawet nogę chcąc nią przytrzymać zdobyty fragment kołdry. Jak dziecko. Pijane dziecko.
– Puszczaj. – syknął przez zaciśnięte zęby. – Jak ci zimno, to się ubierz, a nie paradujesz... tak. – wskazał brodą nagi brzuch Briana, zaciskając palce mocniej na materiale.


effsie - 2018-12-30, 15:12

Brian się z nim nie siłował. W momencie, kiedy Valye zaczął szarpać się o kołdrę, momentalnie ją puścił, mierząc tylko grafika nieco zdegustowanym spojrzeniem.
Pijany. Trafił się mu pijany dzieciak, z którym miał spać pod jedną kołdrą.
Brian zacisnął usta, by nie powiedzieć o dwa słowa za dużo. A, naprawdę, naprawdę było o to łatwo.
— Uspokój się, nie będę się z tobą szarpał — warknął, ignorując słowa Valye’a o swoim wyglądzie. Nie będzie się przecież wdawał w dyskusje z pijanym dzieciakiem. — Posuń się trochę — powiedział cicho, nieco gburowato, starając się wejść pod tę samą kołdrę.


Valye - 2018-12-30, 15:20

– Ja mam się uspokoić? Ty się uspokój. – warknął wciągając na siebie całą kołdrę.
Czy mu się wydawało, czy Brian był nieco zdenerwowany? Podirytowany? A może mu się po prostu zdawało. W tym momencie dużo rzeczy był w stanie przeinaczyć.
– Chyba cię powaliło! – kiedy zauważył, że blondyn próbuje pakować się pod jego kołdrę, Val momentalnie, w obronnym geście, wyciągnął nogę i postawił stopę na klatce piersiowej Briana, przytrzymując go w miejscu. Ale twarda klata... – Nie będziesz się do mnie kleił nagi. Chcesz się pochwalić sześciopakiem czy co?


effsie - 2018-12-30, 15:32

Brian, gdy tylko Val oparł nogę o jego klatkę piersiową, momentalnie zamarł. Przez chwilę wyglądał jakby nie wiedział, co się dzieje – naprawdę nie było trudno zauważyć wyrazu pełnego zaskoczenia na jego twarzy. Valye pewnie nigdy nie widział go tak zdumionego.
Wyprostował się jednak, minimalizując jakikolwiek kontakt fizyczny i przyklęknął na łóżku.
— Mam wrażenie — warknął, gdy się w końcu ogarnął — że z naszej dwójki to ja powinienem być tym, który stawia warunki. To przecież nie tak, że to ty rzuciłeś się na mnie dwa razy — zironizował, rzucając Valowi wyczekujące spojrzenie.


Valye - 2018-12-30, 15:47

Kiedy Brian tajemniczo zastygł w bezruchu, Val zdziwiony jego postawą sam zamarł na krótki moment. W końcu kiedy zorientował się, gdzie właśnie znajdowała się jego stopa, zabrał ją nagle jakby się oparzył i schował nogę pod przykryciem. Już chciał być miły, już chciał proponować kompromis, ale po słowach Briana, oczywiście znowu się uruchomił.
– Nie rzuciłem się na ciebie! – Val momentalnie podniósł się do siadu jak zmartwychwstały w trumnie. – Przestań mi to ciągle wypominać, bo tobie też się to podobało! – fuknął i uderzył dłońmi w trzymaną kołdrę.
Nie Val, czekaj. Jakie podobało? Jakie też? Że niby komu tu jeszcze się to podobało?
– Znaczy... uh! Nie przeszkadzało ci to jakoś wcześniej, więc przestań ciagle do tego wracać, jakbym ci zrobił krzywdę. – sapnął czując, że plącze się w swoich słowach, aż w końcu wyciągnął spod siebie trochę kołdry i wyciągnął ją na drugi koniec łóżka. – Masz.


effsie - 2018-12-30, 16:01

To wszystko było tak dziwne, że Brian naprawdę nie wiedział, jak powinien się zachować. Wszystko to, co robił Valye – nie tylko teraz – było naprawdę dziwne i Dawson powoli zyskiwał wrażenie, że w swoim życiu nie miał jeszcze do czynienia z osobą, która byłaby tak pełna sprzeczności. Sam uważał się raczej za ułożonego człowieka, który kiedy coś mówił, to też to robił, nie trzeba było jakoś na siłę interpretować jego zachowań i zastanawiać się, o co chodziło. A Val… Val był jakby zupełnie na odwrót.
Podobało.
To słowo jakby rozbrzmiało echem w głowie Briana, którego brwi ściągnęły się w konsternacji. Nie roztrząsał tego zdarzenia, nie bardziej, niż by wypadało, ale jeśli…
Nie, nie zamierzał teraz o tym myśleć.
— Bardzo dziękuję — powiedział przesadnie słodkim tonem, gdy Valye w końcu oddał mu część kołdry. To, o co walczył przez cały ten wieczór, czyli normalna, swobodna atmosfera, uleciało w mig. Co dziwne… nie zostało zastąpione jakąś złością, nienawiścią, bardziej… napięciem? Oczekiwaniem?
Tylko na co?
Brian nie rozumiał swojego organizmu, który sprawił, że jego serce wybijało jakiś prędki rytm. Sięgnął po kołdrę, wsuwając się pod nią i zadbał o to, by nawet przypadkiem nie dotknąć ramienia Vala; to z resztą nie było trudne, bo grafik leżał na skraju łóżka, jakby z tym samym celem.
Przez chwilę leżeli w ciszy, a Brian miał wrażenie, że atmosfera była wciąż tak samo napięta.
— Krzywdy — mruknął — mi nie zrobiłeś.


Valye - 2018-12-30, 22:51

Dlaczego ta kołdra była taka wąska? Jeśli obydwoje chcieli się nią nakryć, nie było mowy o tym, żeby każdy z nich leżał na krańcu łóżka z jak największa przestrzenią między nimi. Dlatego teraz, kiedy on zwrócony tyłem do blondyna leżał na skraju, Brian był zmuszony ułożyć się prawie na środku łóżka.
– Nie? A szkoda. Następnym razem cię ugryzę. – wypalił rzucając w przestrzeń, ale po chwili, kiedy raz jeszcze przetworzył swoje słowa w spowolnionym mózgu, obrócił się lekko do Briana. – Nie będzie następnego razu. – dodał i z powrotem obrócił się plecami do niego, przypadkiem popychając go tyłkiem.
Momentalnie odsunął się jeszcze bardziej, niemal spadając z łóżka i rzucił ciche, gburowate przeprosiny. Jak tak dalej pójdzie to zaraz na pewno spadnie.
– Ok. – podniósł się nagle i usiadł po turecku. – Musimy sobie coś wyjaśnić, bo nie zasnę. – zaczął z typową, pijacką miną, którą robią ludzie, kiedy po alkoholu zbiera im się na filozoficzne tyrady. – Ty masz chłopaka, chujowego tak przy okazji, ale sobie go miej, jak wolisz takich. Ja nie jestem gejem i nie będę się na ciebie rzucać już więcej, bo i tak tego przecież nie chcesz, nie będę cię zmuszać... zresztą nie mam do czego. Jasne? – posłał Brianowi nieco zaćmione spojrzenie, czekając na jego odpowiedz, lekko nachylając się ku niemu.


effsie - 2018-12-30, 23:32

Brian, wciąż leżący na plecach, sapnął zaskoczony, widząc siadającego Valye’a. Pociągnął trochę kołdry, ale tym razem Dawson się tym nie przejął; zamrugał, wwiercając w niego spojrzenie.
Czuł się nadzwyczaj lekko. Val coś mówił, ale Brian utkwił wzrok w jego ustach, które grafik zagryzał po każdym zdaniu. Miały jasnoróżowy, blady odcień, chociaż… jakim cudem miał go widzieć w tym ciemnym pokoju? Czy pamiętał? Niemożliwe?
Valye nachylił się nieznacznie, a Brian mógł myśleć tylko i wyłącznie o tym, jak bardzo drażnił go ten miętowy żel pod prysznic; tak bardzo męski, typowy, drogeryjny zapach, któremu grafik nie poświęcił ani sekundy. Bawił go. Bawił go, w tej swojej postawie, w tym okropnym wyzywającym spojrzeniu, w tym, jak się nad nim nachylał. Po co się właściwie nachylał? Co chciał sprawdzić? Przecież mieli się do niczego nie zmuszać i…
Brian czuł się lekko. Bardzo, bardzo lekko, nawet jeśli leżał, wsparty na przedramieniu, patrząc z dołu na Vala, który się nad nim nachylał. Czarna koszulka zwisała z jego wątłej klatki piersiowej i kontrastowała z jasną skórą, zresztą, tak samo jak włosy.
Co on właściwie mówił?
Brian nie myślał. Wyciągnął jedną rękę i złapał Vala za kark, ciągnąc do siebie. Sam podniósł się nieznacznie, sięgając jego ust własnymi.
Whisky. Czuł whisky.


Valye - 2018-12-31, 08:37

Nie umyłem zębów.; Nie wiedzieć dlaczego, to właśnie była jego pierwsza myśl, kiedy ich wargi zetknęły się razem.
Coś w nim krzyczało bardzo, bardzo głośno, ale nie było tak przekonywujące, żeby sprawić by odsunął się od Briana. Chociaż chciał to zrobić, zaprotestować, przecież przed chwilą mówił, że... już nieważne. Posłuchał się tego cichego głosu, który z zachwytu aż klasnął w dłonie i powiedział Nareszcie.
Po kilku sekundach zawieszenia w bezruchu, jego zaćmiony umysł pchnął go nagle do przodu. Rozplątał nogi przyklękając w wygodniejszej pozycji i pochylił się nad Brianem, podpierając się na przedramionach po bokach jego głowy. Ani razu nie oderwał się przy tym od jego ust, wręcz przeciwnie. Wiedziony posunięciem Briana, zachęcony jego śmiałością, rozwarł bardziej wargi, domagając się więcej, bardziej, mocniej. Dziko zafascynowany ich pocałunkiem, tak bardzo różniącym się od tych, do których nawykł, w pewnym momencie przełożył nogę przez biodra blondyna, chcąc zapewnić sobie jeszcze wygodniejszą i stabilniejszą pozycję.
Boże, jak on bardzo nie chciał w tym momencie zaprotestować, nie chciał tego przerywać, tak było mu dobrze. Ale ten miotający się w środku głos krzyknął na tyle głośno, że powoli, bardzo powoli, niechętnie podniósł nieco głowę odsuwając się z bólem od ust Briana, żeby móc z zamglonym spojrzeniem znaleźć gdzieś w tych ciemnościach jego błyszczące oczy i po prostu w nie spojrzeć, z wahaniem, ale też z tą mała iskrą w oku, która szukała kogoś, kto powie mu, że w tym wszystkim nie ma nic złego, że niepotrzebnie myśli za dużo w tym momencie. Był rozdarty.


effsie - 2019-01-01, 01:44

Brian z głośnym mlaśnięciem, które z niemalże echem rozniosło się po pokoju, odkleił się od Valye’a. Stąpnął, łapiąc oddech i złapał spojrzenie grafika, który usiadł na nim okrakiem.
Patrzyli się na siebie przez jakąś chwilę, obaj oddychając płytko i z unoszącymi się prędko klatkami piersiowymi; Brian warknął.
To było ekscytujące. Dużo bardziej niż Chris, ale, nie oszukujmy się, w ogóle o nim nie myślał. W jego głowie był teraz Valye, Valye i Valye, z jego wąskimi ustami i kolczykiem w języku; Brian podniósł się niego na przedramieniu, nie ściągając ręki z karku grafika. Poruszył palcami, wsuwając je we włosy Vala i objął spojrzeniem całą jego twarz.
Czy to miało sens? Och, oczywiście, że żadnego. Ale to w niczym, w niczym nie przeszkadzało.
— Fajny jest — mruknął, podnosząc się do pozycji siedzącej, wraz z Valem przy swojej piersi — ten kolczyk.
Sięgnął ustami jeszcze raz warg Vala, choć tym razem raczej przelotnie; zassał się chwilę ba dolnej, a potem, pomagając sobie drugą dłonią, uniósł jego podbródek do góry, torując sobie drogę do szyi grafika.


Valye - 2019-01-01, 20:23

Palce Briana łaskoczące go po karku i włosach wywołały w nim ten przyjemny dreszcz, od którego aż dostał gęsiej skórki. Cholera, miał wrażliwy kark.
Kiedy blondyn podniósł się z nim, Val zmierzył zmulonym wzrokiem jego twarz; pociągła, z ostrą linią szczęki. Zaraz potem przyjrzał się jego nagiej klatce piersiowej; umięśnionej, szerokiej. Męskiej. I wcale mu to nie przeszkadzało. Fuck.
To było inne, nowe, całkiem różniące się od tego, czego doświadczał wcześniej. Pierwszy raz siedział na innym facecie. Czuł się tym faktem cholernie skrępowany, ale nie był zaniepokojony. Może nie miał powodu?Zresztą, nikt nie powiedział, że inne znaczy gorsze. Jak miałoby być to takie złe, skoro jego ciało reagowało z takim samym zapałem, jakby był z dziewczyną?
Kolczyk? Ah, ten kolczyk. Odruchowo rozchylił usta, lekko wystawiając język, jakby chciał się upewnić, że Brian mówi właśnie o tej ozdóbce. Kiedy wargi blondyna dobrały się do jego szyi, Val nie mogąc się powstrzymać, sapnął cicho mrużąc oczy.
– Brian. – mruknął cicho, ostrzegawczo, przechylając lekko głowę na bok. Nakręcał się. Cholera, nakręcał się, bardzo.
Niecierpliwie podniósł nagle ręce i oplótł je wokół szyi blondyna, unosząc lekko biodra tylko po to, żeby zaraz przysunąć się do niego jeszcze bliżej i przywrzeć do jego klatki piersiowej. Chcąc zwrócić na siebie uwagę (jakby wcale właśnie jej nie miał) pociągnął za blond kosmyki, zmuszając Briana do podniesienia głowy, a kiedy jego usta nie zajmowały się już szyją, tylko były zachęcająco wolne, Valye od razu znalazł im zajęcie nakrywając je swoimi wargami, które stały się wyjątkowo zaborcze, domagające się czegoś więcej niż tylko płytkich, przelotnych pocałunków.


effsie - 2019-01-02, 02:11

Więc Brian miał zamiar mu to dać, bez przedłużania tego oczekiwania. Szarpnięty za włosy odchylił lekko głowę i z cichym sapnięciem uśmiechnął się z jakąś błogą przyjemnością.
Czy się tego spodziewał? Z czystym sumieniem nie mógłby powiedzieć, że nie miał tego gdzieś z tyłu głowy, jakby z oczekiwaniem i cichą nadzieją, choć za nic w świecie by się do tego nie przyznał. Teraz? Teraz w podekscytowany nie do końca myślał o konsekwencjach; właściwie, miał to raczej gdzieś.
Emocji dodawał sam Valye, swoimi prawie że zaborczymi ruchami, gestami, które sugerowały Brianowi, że chciał więcej. Dawson poczuł dłonie zaplatające się wokół jego szyi i sam poprawił się na łóżku; materac poruszył się, gdy objął ciało grafika, drugą rękę pozostawiając w jego włosach. Ich torsy zetknęły się i nawet przez materiał koszulki mógł poczuć, jak prędko biło serce Vala. Zresztą – sam wcale nie był ani trochę lepszy.
Całowali się popędliwie, mocno, głęboko; Brian wepchnął język do ust Vala i okręcił go, dotykając kolczyka. Odgłos mlaśnięć był jedynym, co miał teraz w uszach; i pomimo braku odzienia, Brian czuł tylko gorąc i brakujące powietrze.
Nie myślał. Nieszczególnie o tym, co potem, zamiast tego wkładał aż przesadnie dużo zaangażowania w ten pocałunek. Smak Whisky przypominał mu o przytłumionych zmysłach, ale w tej chwili? W tej chwili nie mógł mieć tego bardziej gdzieś.
Nawet nie wiedział kiedy, ale gdzieś pomiędzy kolejnymi pocałunkami, westchnieniami i sapnięciami, które wydobywały się nawzajem z ich ust, dłoń Briana zsunęła się w dół, wkradając się pod koszulkę i podświadomie zaczął kręcić palcami drobne kółeczka. Miał ochotę ściągnąć tę szmatę z Vala; odepchnął go więc lekko i sięgnął do rąbków jego koszulki, czekając aż grafik podniesie ręce.


Valye - 2019-01-02, 03:21

Położenie w jakim się właśnie znalazł, to co robił i z kim sprawiało, że przez jego umysł, mimo ciągłego upojenia alkoholowego, przepływały myśli pełne wątpliwości. Ale za każdym razem, kiedy pojawiała się jakaś bardziej dominująca, niepokojąca myśl, skutecznie zostawała spychana w głąb przez przeróżne bodźce, jakie otrzymywało w tym momencie jego ciało. Z dziewczynami, owszem, też zawsze było ekscytująco, ale to było... intensywniejsze? O wiele. Cholera. Żadna tak nigdy nie całowała.
Kiedy pod jego koszulkę wkradła się dłoń Briana, Val sapnął cicho, czując to rozsadzające go od środka oczekiwanie. Zdziwił się kiedy został odsunięty i z konsternacją spojrzał na twarz blondyna, który trzymał teraz za brzegi jego koszulki. Boże. Może powinien przestać. Przecież to nie tak powinno być, on nie jest gejem, Brian jest jego szefem... tak, przerwie to, ale to zaraz, jeszcze chwilę, zaraz przestanie. Tylko ściągnie koszulkę. Na pewno przestanie.
Uniósł ramiona do góry zadzierając głowę, kiedy materiał prześlizgiwał się w górę jego ciała, aż w końcu zniknął, rzucony gdzieś na podłogę i skazany na zapomnienie.
Od dłuższego już czasu nie miał okazji spać z kimś kompletnie nowym, a zawsze kiedy się tak działo, czuł tę dziką ekscytację spowodowaną drugim, jeszcze nieznanym mu ciałem. A zawsze chciał je w końcu dobrze poznać, często były to nic nieznaczące szczegóły, ale dla niego były w jakiś sposób ważne.
Dlatego teraz, bez robienia zbyt długiej pauzy, jego ręce wróciły do Briana; jedna zaborczo ponownie objęła go za kark, a palce drugiej ułożyły się na policzku blondyna w spokojnym, niemal opiekuńczym geście gładząc go. Kiedy pod opuszkami wyczuł ten delikatny początek zarostu, ponownie uderzyła go myśl, że Brian jest mężczyzną, ale zaskakująco coraz łatwiej było mu to olewać. I jakby sam chciał się przekonać, że dobrze robi, tym razem to on postanowił pochylić się do szyi blondyna, całując ją zawzięcie, pozwalając sobie nawet na lekkie skubnięcie skóry zębami.


effsie - 2019-01-02, 03:50

Brian nie miał takich problemów, już nie. Siedział na nim mężczyzna i Dawson dobrze zdawał sobie z tego sprawę, i absolutnie nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie – westchnął, jakiś dziwnie poruszony, kładąc obie dłonie na talii Valye’a i łapiąc go mocno w tym miejscu. Przysunął go niego do siebie, tak, by siedział już niemalże na jego kroku i miał sam schylić się do jego szyi po raz drugi, gdy poczuł wargi Vala na sobie.
Niemal automatycznie, Brian odchylił nieco szyję, eksponując skórę, która aż prosiła się, by zostawić na niej ślad. Dawson westchnął, czując tę przyjemność rozchodzącą się po jego wnętrzu przyjemnym ciepłem podekscytowania; zakręcił się w miejscu, chętny na więcej.
I więcej.
Gdzieś z tyłu głowy miał świadomość, że nie zachowywał się do końca w porządku, że siedział na nim koleś, który wypił trochę za dużo, a na co dzień nie do końca by się na to decydował (i wcale nie dlatego, że jego orientacja była mniej homoseksualna niż domniemana), ale… ignorował to. Ignorował to, wiedziony ciekawością i początkami pożądania, które powoli zaczynało rozpierać go od środka.
Dał się całować jeszcze przez chwilę, niedługą, gdy jego dłonie podjęły własną wędrówkę; jedna, śledząc linię kręgosłupu, drażniąc po drodze mięśnie, druga – wkradająca się pomiędzy ich klatki piersiowe i badająca kolejne skrawki ciała. Valye pozostawał wciąż uroczo niewinny, jakby skrępowany, nie sięgając dłońmi torsu Briana; to było niemal rozczulające. Dlatego poruszył głową i znów złapał grafika w talii, jednym szybkim ruchem przewracając go na plecy. Zajęło mu to ułamki sekund i mogło być albo ekscytujące, albo niepokojące.
Z twarzy Valye’a trudno było dostrzec, która z tych emocji wygrywała – a może obie nim zawładnęły. Brian zawisnął nad Valem i objął go iskrzącym spojrzeniem. Uśmiechnął się, wyglądało na to, że szczerze i jeszcze zanim opadł pocałunkami na klatkę piersiową grafika, szepnął:
— Wyluzuj się. Nie zrobię ci nic, czego byś nie chciał.
W tonie jego głosu próżno było szukać kpiny, raczej… był to rodzaj pół-uspakajającej i podniecającej obietnicy.
A później – Brian musnął przelotnie usta Valye’a, jego szyję, obojczyk, nim niemal ordynarnie nie wyciągnął języka, czubkiem rysując mokry ślad po jego torsie, który zaraz zaczął poprawiać dokładniejszymi pocałunkami. W swojej zabawie skrupulatnie omijał sutki Vala, drażniąc się i pomagając sobie dłońmi; już po chwili dumnie sterczały, a Dawson przygryzł jeden. W nagrodzie zyskał satysfakcjonujący jęk i to wystarczyło, by zaczął podążać ustami w dół klatki piersiowej grafika.


Valye - 2019-01-02, 15:49

Sam nie wiedział, czy to był niepokój czy ekscytacja, ale kiedy Brian przewrócił go na plecy, z pewnością jego serce miotało się po klatce piersiowej z zawrotną prędkością. Musiał na krótki moment zamknąć oczy, bo od tego gwałtownego ruchu wypity przez niego alkohol dał o sobie znać, przyprawiając go o mocne zawroty głowy. A kiedy otworzył je po chwili, zamarł przez widok, który zastał nad sobą. Brian się uśmiechał. I to jak. Przeszło mu przez myśl, że takiego czystego, szczerego uśmiechu jeszcze u niego nie widział. Uderzyło go to. Dlaczego dopiero w takiej sytuacji? I dlaczego ten uśmiech jest taki pociągający?
Jego chwilowy bezruch nie trwał długo, bo już po chwili wiercił się pod ustami Briana, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji dla swoich rąk, które raz znajdowały się nad jego głową, raz na szyi blondyna, żeby po chwili niecierpliwie wpleść palce w jasne kosmyki.
Leżąc pod nim czuł się taki... wycofany. Nigdy nie leżał pod nikim w takiej pozycji. To on powinien być na miejscu Briana, a pod sobą mieć kogoś... innego. Gdzieś tam z tyłu głowy przeszkadzało mu to, nawet bardzo, ale wyjątkowo nie miał sił i ochoty na stawianie oporu.
Protest narodził się dopiero wtedy, kiedy te ciepłe, mokre usta znalazły się niebezpiecznie nisko. Za nisko by mógł czuć się pewnie.
Zgiął nagle nogi zaciskając uda na biodrach Briana, chcąc go przytrzymać tym w miejscu.
– Czekaj. – sapnął cicho podnosząc głowę, jednocześnie ciągnąć lekko Dawsona za ramiona w górę.
Nie mógł się przełamać, żeby mu na to pozwolić. I nie dlatego, że nie chciał tego, o nie. Jezu, był nakręcony i napalony jak cholera. Po prostu nawet po takiej dawce alkoholu czuł, że nie mógł dopuścić do tego, żeby Brian był naocznym świadkiem jego podniecenia (jakby wcale niczego już nie wychwycił), nie po tych wszystkich rzuconych wcześniej homofobach. W dodatku on nie był gejem. Ah, ten alkohol.
– Nie rób. – szepnął odkładając wyjątkowo dzisiaj ciężką głowę na pościel, przy okazji zakrywając wierzchem dłoni oczy.
Co on właściwie wyprawiał?


effsie - 2019-01-02, 16:24

Nakręcił się. Nakręcił się bardzo, mapując ustami ciało Valye’a, miękkie, delikatne, chętne – widział to. Oczywiście, że to widział, nawet jeśli nie dotarł jeszcze wzrokiem do krocza grafika; jego wypięte w lekki łuk ciało, dłonie, które nie mogły znaleźć sobie miejsca, w końcu westchnienia, które ulatywały z jego ust. To też łechtało jego niebywale próżne ego; że jego ruchy tak na kogoś działały, że nawet jeśli normalnie Langleyowi nie podobali się mężczyźni, to i tak…
— Ach — westchnął, czując zaciskające się wokół niego uda Vala i zaraz podniósł wzrok, zaskoczony tą werbalną reakcją. Oddychał płytko, zresztą tak jak sam grafik. Podniósł się na kolanach do klęku, lokując dłonie na udach Vala i zmierzył spojrzeniem jego ciało; miejscami błyszczące od śladów śliny Briana, z unoszącą się w dół i w górę klatką piersiową, w końcu z rozsypanymi po poduszce czarnymi włosami.
Był skonfundowany. Niezbyt wiedział, dlaczego tak się stało i co miałby teraz zrobić; jeszcze chwilę temu ten facet jęczał z przyjemności, teraz obejmował go udami, a jednak… nie chciał nic więcej? Brian nachylił się lekko, ale zamiast sięgnąć ręką ciała Vala, zgarnął porzuconą butelkę wody z szafki nocnej i odkręcił ją, by wypić szybko dwa prędkie hausty. Zakręcił ją i odstawił, tym razem zawisnąwszy nad twarzą Valye’a. Grafik na pewno poczuł ciepło oddechu Briana na chwilę przed tym, gdy grafik musnął jego usta swoimi.


Valye - 2019-01-02, 18:18

Kiedy Brian się poruszył, Val rozluźnił uda i opuścił nogi, chcąc dać mężczyźnie swobodę ruchu, bez niepotrzebnych nóg płatających się wokół niego. Słysząc charakterystyczny, cichy trzask plastikowej butelki, westchnął cicho, przecierając dłonią oczy. Fuck. Sam był nieźle zdezorientowany. Naprawdę nie miał pojęcia jak to się w ogóle stało, że oni dwaj właśnie... Boże. W dodatku to było takie... fascynujące i pobudzające dla niego. I ciągle chciał więcej, ale nie potrafił odsunąć na bok swoich obaw.
Kiedy Brian pił, Vala dopadły wyrzuty sumienia, że przez jego jakieś żałosne ale zatrzymali się w miejscu i popadli w tę chwilową, niezręczną dla niego stagnację.
Co miał mu powiedzieć? Że chce, ale nie chce? Co to za idiotyzm?
Czując nad sobą Briana, zabrał rękę z twarzy i przeniósł ją momentalnie na jego kark, przyciągając go do siebie bliżej, sięgając jego świeżo zwilżonych wodą ust. Kiedy wydały mu się już znajome, poczuł ten dziwny rodzaj chorej dumy, że coś należało do niego, a nie do kogoś innego. Nawet jeśli tak w rzeczywistości nie było, to chciał móc myśleć chociaż przez chwilę, że w tym momencie poza nimi nie ma żadnych innych osób, które miały by coś do powiedzenia w tej sytuacji.
Z wahaniem umieścił w końcu drugą dłoń na plecach Briana, powoli gładząc jego bark, jakby tym gestem sam chciał się uspokoić. Może nie powinien się hamować? Nie chciał jeszcze przestawać kompletnie, tylko oszukiwał sam siebie. Chciał jeszcze zbadać ciało blondyna, tyle miejsc jeszcze nie dotykał.
Poruszył nagle biodrami, zsuwając się nieco niżej, żeby moc sięgnąć dłonią dalej do krzyża tylko po to, żeby wbić tam delikatnie paznokcie w skórę i pociągnąć w górę, zostawiając za palcami różowe ślady. A kiedy jego dłoń była już przy łopatkach, oderwała się od pleców Briana i z powrotem wróciła na dół, chcąc powtórzyć ten sam ruch raz jeszcze i jeszcze... W końcu odkleił się od jego warg i zsunął ustami w dół na żuchwę blondyna, zaraz po niej skierował się do szyi, gdzie nieśmiało wystawił język z mała kulką, chcąc nią podrażnić kawałek skóry, który miał pod nosem. W tym momencie walczył ze sobą, żeby przestać myśleć, dlatego chciał robić to na co ma ochotę, musiał czymś zająć swój nielogicznie działający umysł, automatycznie spełniając te małe zachcianki od razu, kiedy tylko pojawiły się w jego myślach.


effsie - 2019-01-02, 19:48

Brian nie wiedział.
Valye mieszał mu w głowie, raz każąc się odsunąć, przestać, chwilę później – żarliwie odpowiadając na pocałunek i dołączając do tego pieszczotę dłoni. Sapnął cicho z ekscytacji i podniecenia, po raz pierwszy czując dotyk Vala na swoim ciele; te zaborcze ręce, które drażniły jego plecy i język, owijający się wokół jego własnego. Podpierał się jednym ramieniem, by nie przygnieść ciała grafika, drugim sięgając jego policzka, jeszcze dość niepewny tego, gdzie Val chciał, by go dotykać. Jego ciało i gesty mówiły coś innego niż słowa i Brian czuł się nieco niepewny.
Zadziwiające. To było nowe.
Odchylił głowę, eksponując pokaźniej szyję i sapnął cicho z satysfakcji, czując połączenie mokrego, ciepłego języka Vala i kontrastującego z nim zimnego metalu kolczyka. Mokre włosy Briana zostawiały strużki wody spływające po jego ramionach, a to wszystko, w połączeniu z sytuacją, w której się znajdowali, powodowało że na jego ciało wstąpiła gęsia skórka.
Wciąż miał wrażenie… jakiejś nieśmiałości, płochliwości gestów i gdzieś tam przez świadomość przebijała się myśl o tym, że leżący pod nim facet nie był gejem i nie robił takich rzeczy z innymi facetami, ale zdawało się, jakby skrupulatnie to ignorował. Mógłby się go spytać, czy na pewno. Mógłby się go spytać, czy wie, co robi. Mógłby zaproponować, by poczekali z tym do jutra, gdy obaj będą trzeźwi, w pełni świadomości swoich zmysłów i kontroli nad nimi… ale za bardzo obawiał się tego, że odpowiedź mogłaby być twierdząca. Że Val chciałby przestać. A tego – tego Brian bardzo, bardzo nie chciał.
Pieścił kciukiem jego policzek i szyję, wciąż podpierając się drugą ręką i mruknął z zadowoleniem, gdy język grafika musnął jego jabłko Adama. Wciąż jakby nieśmiało, niepewnie, jakby te drobne potwierdzenia w postaci westchnień i mruknięć niewiele mu mówiły. Dlatego po chwili Brian pochylił głowę, łapiąc jeszcze raz usta Valye’a swoimi, a potem szepnął, jakby odrobinę prowokująco:
— Możesz dotknąć mnie tam, gdzie chcesz.


Valye - 2019-01-02, 21:40

Po słowach Briana Val zastygł, przestał nawet poruszać dłońmi. Patrzył tylko nieco tępo w oczy zawieszone nad sobą, przepuszczając przez myśli raz jeszcze wypowiedziane przed chwilą zdanie. Kiedy w końcu załapał, że dostał pozwolenie na dotknięcie go wszędzie, naprawdę wszędzie, nieco zmartwiony odwrócił wzrok, chowając na krótki moment twarz w przestrzeń między szyją a obojczykiem Briana.
Gdzie miałby i mógłby go dotknąć? Dziewczyny były prostsze; wiedział na co może sobie pozwolić przy nich, gdzie szukać strategicznych miejsc... a teraz? Czuł się jak jakiś prawiczek potrzebujący dokładnej instrukcji obsługi.
Szlag. Znowu zaczął za dużo myśleć. Miał tego nie robić... Na odgonienie swoich obaw pocałował szybko fragment ciepłej skóry, który miał pod ustami, po czym zamknął oczy chcąc na oślep, kierując się tylko dotykiem, zwiedzić powoli ciało Briana. Wsunął się mocniej pod niego, żeby znaleźć się na wysokości jego torsu, a gdy już tam był, przez głowę przeleciała mu myśl, że przynajmniej nie musiał mocować się z jakimś wymyślnym biustonoszem.
Przesunął powoli nosem po umięśnionej piersi, chcąc poniekąd oswoić się z tą różnicą między kobietami a mężczyznami. Rzeczywiście, Dawson był znacznie wyższy od niego, dobrze zbudowany. Nie jak wszystkie dziewczyny, z którymi sypiał. Zdecydowanie Valye miałby problem żeby go podnieść lub jedną ręką objąć całą talię. To by zresztą pewnie wyglądało komicznie, gdyby spróbował.
Może pozycja w jakiej się teraz znajdowali nie należała do najwygodniejszych, w szczególności dla Briana, ale dla Vala ważne było to, że ten nie widział teraz jego twarzy. Tym razem nie wykonywał żadnych zaborczych ruchów, dawał sobie czas. Niemal irytująco powoli zsuwał się coraz niżej, obdarzając każdy napotkany mięsień należytą uwagą. Jego ręce, luźno spoczywające na łopatkach blondyna, w końcu ruszyły z miejsca, wędrując w dół. Zatrzymały się dopiero wtedy, kiedy napotkały krawędź bokserek, a Val znieruchomiał z ustami przyciśniętymi do brzucha Briana. Po chwili z bijącym mocno z ekscytacji, ale też niepewności sercem, zadarł głowę chcąc spojrzeć w końcu na twarz znajdującego się nad nim mężczyzny, łapiąc lekko za gumkę jego bielizny. A gdzie koronki...?


effsie - 2019-01-02, 23:34

Koronek nie było; zamiast nich gumka z logo Celvina Kleina, twarde mięśnie i lekkie owłosienie. Brian mruknął, poprawiając się na ręce, by utrzymać ciężar ciała i dać Valowi dostęp do swojego ciała. Czuł coś w rodzaju uporządkowanego podekscytowania, które musiał trzymać na wodzy, by powstrzymać się przed mocnym złapaniem Valye’a w pasie i zajęcia się nim w taki sposób, w jaki chciał jeszcze chwilę temu. Zamiast tego, oddychając coraz płyciej, wydawał z siebie krótkie pomruki aprobaty dla wykonywanych przez Vala czynności. Pocałunki na brzuchu wznieciły jego ekscytację; poczuł, jak wypieki wchodziły mu na policzki i dłonie zaczęły się lekko pocić; miał ochotę warknąć na leżącego pod sobą mężczyznę, by ten się pospieszył i w końcu zabrał do rzeczy, ale zagryzł wargę.
Ten koleś nie był pieprzonym gejem i nie trzeba było być Sherlockiem Holmesem by zorientować się w tym, jak bardzo był zagubiony i nie do końca pewny tego, co miało się zaraz wydarzyć. Brian chciał być cierpliwy. Chciał bardzo. I choć nie przywykł do roli nauczyciela, choć zwykle nie musiał się w niczym hamować, teraz z nieco chorobliwą cierpliwością pozwalał Valowi na odkrywanie kolejnych fragmentów tej podniecającej układanki.
Dłonie Valye’a na gumce były jednocześnie podniecające i drażniące. Normalnie Brian nigdy w życiu by na to nie pozwolił, by pozostać całkowicie nagi przy w pół ubranym facecie, ale w tym momencie… nie poznawał sam siebie, ale był gotów pozwolić tu na eksperymenty.
— Jak chcesz — westchnął chrapliwym tonem, nawet nieszczególnie starając się ukryć swoje podekscytowanie; i tak było doskonale widoczne spod jego bokserek. — To nie tak, że to będzie dla ciebie jakaś niespodzianka.
Nie żeby Valye nie widział penisa Briana chociażby tego samego dnia, kilka godzin wcześniej.


Valye - 2019-01-03, 00:29

Czy mógłby być takim chamem i wycofać się kompletnie, przerywając ten cały bezmyślny akt? Chyba nawet po pijaku nie byłoby stać go na taką złośliwość. Zresztą, sam też chciał posunąć się dalej. To nie tak, że nagle stał się jakimś dobrym samarytaninem, próbującym ulżyć komuś w biedzie.
Odepchnął się nogami od materaca, który zafalował od nagłego nacisku i podsunął się szybko w górę, chcąc zrównać się twarzą w twarz z Brianem. W momencie kiedy jedną dłoń wplótł w jasne włosy jednocześnie żarliwie atakując usta blondyna, drugą sięgnął na oślep do jego krocza. Zrobił to szybko, jakby bał się, że się zawaha i zmieni zdanie. Masując męskość Briana przez materiał bokserek, sapnął cicho w jego usta. Nie, to nie była dla niego żadna niespodzianka. Jednak sam fakt, że po raz pierwszy dotykał penisa innego niż swój, był dla niego tak dziwny, że aż nieco przytłaczający.
Zgiął jedną nogę w kolanie, opierając ją o biodro Dawsona jakby dla odwrócenia uwagi, po czym w końcu niecierpliwie wsunął palce za krawędź jego bokserek. O ile początkowo jego niepewne ruchy ograniczały się do drobnych drażniących muśnięć, to z sekundy na sekundę robił się coraz śmielszy, pozwalając sobie na więcej. Kiedy w końcu pewnie oplótł palcami całą jego męskość, burknął coś cicho w jego usta bez ładu i składu, kiedy jego męskie ego zagotowało się nieco w środku. Najwyraźniej natura była bardzo hojna dla Briana, co nie do końca go cieszyło.


effsie - 2019-01-03, 01:02

W swojej pozycji Brian wciąż nie był w stanie chociażby zerknąć na krocze Valye’a – a żałował tego naprawdę mocno, jakby w mocnej potrzebie upewnienia się, co do intencji grafika. Zaraz jednak, wraz z gorącym pocałunkiem, dostał coś dużo, dużo lepszego.
Stąpnął prosto w usta Valye’a, czując jego drobne, długie palce muskające jego członka przez materiał bokserek. Zakręcił się w miejscu, z trudem utrzymując równowagę na obciążonym ramieniu; przymknął jednak oczy i odpowiedział pocałunkiem na coraz bardziej gorliwą pieszczotę. Drugą dłoń na oślep skierował do klatki piersiowej Valye’a, chcąc paznokciami podrażnić jego brodawki, zadrapać je i ścisnąć, odpowiedzieć na ten dotyk w jakikolwiek sposób. Jego pozycja nie była wygodna, ale wystarczająca, by dłoń Vala (w końcu) wkradła się do bokserek Briana. Mężczyzna sapnął głośno, niespecjalnie kryjąc dość ordynarny odgłos podniecenia, które wraz z ruchami Langleya tylko wzrastało. I wzrastało.
Brian potrzebował jeszcze wiele, ale te coraz mniej nieśmiałe eksperymenty naprawdę go cieszyły i podniecały.
— Ooch, tak — westchnął z aprobatą, gdy Val do coraz śmielszych i prędkich ruchów dłoni w górę nie dół dołączył jej obrót. Pozwolił mu na jeszcze chwilę takiej pieszczoty, nie kryjąc jęków przyjemności, po czym sięgnął dłonią ręki Vala i położył na jego własnej. — Też tak lubisz? — spytał zachrypniętym tonem, wyciągając ich dłonie z własnych bokserek. Absolutnie ani myślał tak skończyć, zamiast tego chciał sam… trochę się pobawić.
Puścił dłoń Vala i na szybką chwilę podniósł się z klęczek, łapiąc bruneta w talii w dwie ręce i sprawnie, w dwie sekundy, podsuwając wyżej na łóżku. Materac ani nie zaskrzypiał, gdy Brian ułożył dłonie na biodrach Vala, wsuwając palce jednocześnie za gumkę i dresów, i bokserek. Jego intencje były aż nad wyraz widoczne.
— Mogę? — spytał, wyraźnie czekając na zgodę Vala.


Valye - 2019-01-03, 01:45

Czy tak lubi? Boże, oczywiście, że tak. To pytanie wydało mu się takie... takie wyuzdane, tak samo jak nieskrępowan reakcje Briana, ale jednocześnie przeszły go od tego przyjemne ciarki, jakby jego ciało samo wiedziało, co zaraz miało się wydarzyć i próbowało mu przekazać, że będzie to coś, czego na pewno nie pożałuje.
Kiedy został gwałtownie podsunięty wyżej, zaskoczony spojrzał na twarz blondyna. Od tego posunięcia nagle przyspieszyło mu serce do niemal szaleńczego tempa, jakby z ekscytacji chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej.
W odpowiedzi na kolejne pytanie pokiwał tyko szybko głową i przełknął ślinę nie spuszczając oczu z Briana.
– Możesz. – dodał po chwili z opóźnieniem, oblizując spierzchnięte usta.
Oh cholera, tak... zanim się rozmyśli. Znowu się nakręcał, porządnie, ale tym razem nie chciał bezsensownie przerywać. To co robili i tak było już nielogiczne, sprzeczne z prawie wszystkim, co do tej pory było między nimi. Więc chociaż przez chwilę może czerpać z tego trochę przyjemności. I tak już jest za późno żeby udawać, że nic takiego nie miało miejsca.
Uniósł lekko biodra chcąc ułatwić ściągnięcie z niego tych przeklętych, znoszonych spodni, które w tym momencie jednak nie były dla niego takie wygodne jak zwykle. Kiedy materiał zniknął, Val podniósł się na łokciach, spoglądając na Briana z wyraźnym podnieceniem, przez które niestety przebijał się ten mały, cholerny niepokój, który w końcu mógłby się zamknąć. Czuł się taki zagubiony przez to co właśnie wyprawiają, czy to przez te mulące go zawroty głowy?


effsie - 2019-01-03, 11:36

Brian jakby tylko czekał na tę zgodę; Valye uniósł biodra, a on zsunął z niego spodnie wraz z bokserkami, przy całej tej operacji podążając palcami wzdłuż nóg bruneta. Nie poprzestał na odsłonięciu krocza i pozostawieniu ubrań na wysokości kolan, zamiast tego cofnął się na kolanach i rozebrał Vala do końca. Odrzucił ciuchy na podłogę i dopiero teraz powiódł spojrzeniem po odsłoniętym ciele Valye’a.
Miał chude, niespecjalnie owłosione nogi, szczupłe uda i – rzeczywiście – mniejszego od jego własnego penisa, ale jeśli doszukiwał się na twarzy Briana oznak jakiejkolwiek kpiny, wszystko na nic. Członek Vala nie sterczał tak dumnie jak ten Dawsona, ale blondyn wgapił się w niego z półprzytomnym uśmiechem, zadowolony, a potem złapał w lekki uścisk kostki grafika i przesunął dłonie w górę, aż do ud, rozchylając je i robiąc sobie miejsce pomiędzy.
— Bardzo ładnie — pochwalił półgłosem, wyczuwając zdenerwowanie Vala i przejechał dłońmi wyżej, ku pachwinom i delikatnym owłosieniu bruneta. I, może ku jego zaskoczeniu, może nie, splunął wprost na jego penisa, tak dla lepszego poślizgu. Chwilę później już obejmował dłonią kutasa Vala, zaczynając masturbację, niegłuchy na werbalne oznaki przyjemności. Nie znał jego ciała, nie wiedział, co ten lubił, ale był chętny na spróbowanie różnych sposobów doprowadzenia go do rozkoszy.
A Valye? Ach, Valye był cudowny: tak bardzo wrażliwy, niemalże wdzięczny, wyginając ciało w drobny łuk i chętnie rozszerzający nogi, jakby w niemym okrzyku, że chce więcej. Brian uśmiechnął się z satysfakcją, obracając dłoń, co skutkowało kolejnym słodkim jękiem.
— Fajny jesteś — szepnął, dołączając drugą rękę, która zaczęła masować jądra grafika.


Valye - 2019-01-03, 13:22

Kiedy Brian zaczął rozchylać jego nogi, Val nie do końca miał ochotę poddać się jego woli, pozwalając mu to zrobić z naprawdę dużym wahaniem. Mimo jego chęci i rosnącego coraz bardziej podniecenia, zaczynał czuć się... stłamszony? Mający znaczniej mniej do powiedzenia niż zwykle w takich sytuacjach? Nikt nigdy się nim tak nie zajmował. Nie w taki zaborczy, pewny siebie sposób. Nawet w swojej głowie nie chciał używać słowa zdominowany, ale tak właśnie poniekąd się czuł.
Przestało mu to tak bardzo przeszkadzać dopiero wtedy, kiedy Brian w końcu się nim zajął. I to jak zajął. Nie mając sił utrzymać się dłużej na łokciach, opadł z westchnieniem na poduszkę, odruchowo dosuwając swoje biodra do blondyna.
– Brian – sapnął cicho, lekko zachrypnięty, jakby chciał przekazać mu jakąś ważną informację, ale odpuścił po chwili mając mętlik w głowie, nakrywając swoją twarz ramionami chcąc zasłonić się przed jego uważnym spojrzeniem. – Kurwa.
Nigdy, ale to nigdy nie był w łóżku taki głośny. Nie chciał się dzielić swoimi emocjami i uzewnętrzniać, nie lubił tego, wolał zachować to wszystko dla siebie. Ale dzisiaj puściły mu wszelkie hamulce; nie zagryzał warg, nie odmawiał swojemu ciału niecierpliwych ruchów, ani nie spinał mięśni tylko po to, żeby usiedzieć w miejscu. Zamiast tego niemal lubieżnie zaczął wypychać lekko biodra w stronę dłoni Briana, wpasowując się w rytm jej ruchów. W końcu po chwili, kiedy ta sensacja, którą czuł w najbardziej pożądanym miejscu jakim mógł sobie tylko wyobrazić, przyćmiła jego zmysły, zabrał jedną rękę ze swoich oczu i bez skrępowania zaczął przyglądać się z dołu twarzy Briana, ciągle nie przestając się wiercić, czasami mrużąc oczy, kiedy dłoń blondyna wykonała jakiś bardziej stanowczy ruch, od którego dostawał gęsiej skórki. Gdy jego wzrok padł na jego usta, Val stwierdził, że chce je teraz poczuć, dlatego zbierając się w sobie, wyciągnął rękę sięgając do karku Dawsona i podniósł się do siadu, bez wahania atakując jego wargi, chcąc dostać się do jego języka. A odmowa nie wchodziła w grę.


effsie - 2019-01-03, 21:33

Brian zaśmiał się cicho lekko zachrypniętym tonem, słysząc komentarz leżącego pod nim mężczyzny. Włożył więcej serca w tę, umówmy się, nieszczególnie wymagającą specjalnych zdolności czynność (znał takie, które były trudniejsze w wykonaniu), wyczuwając że jego pieszczota podoba się Valowi.
Sapnął, zaskoczony, gdy grafik nagle podniósł się do siadu. Zaskoczony, puścił jego jądra, automatycznie układając rękę na karku i zaprzestał poruszania dłonią po jego penisie. Zamiast tego rozchylił wargi, po chwili czując jak wdarł się pomiędzy nie język Valye’a. Mruknął z zadowoleniem, przesuwając kciuk na czubek członka bruneta i sam poczuł, jak drżał z podniecenia.
Zawiercił się w miejscu, czując jak jego penis pulsuje w zwodzie. Siedział na piętach, klęcząc przed Valem i – wciąż w pocałunku – podjął przerwaną masturbację, dopiero po chwili odrywając usta od warg Valye’a i przenosząc je na jego szyję, później klatkę piersiową.
Valye był bardzo… plastyczny. Brian ekscytował się samym momentem, próbą sprawdzenia kolejnych miejsc, które na niego działały – na tego faceta, który przecież nie był gejem, który nie lubił facetów, a mimo tego wzdychał z przyjemności pod jego palcami. Roześmiał się cicho, czując dłonie Vala cały czas błądzące po jego ciele, jakby sam brunet był nie do końca świadom tego, gdzie je ułożyć.
— No, dawaj — rzucił, odsuwając się i w końcu puszczając penisa bruneta. — To wcale nie jest tak różne od seksu z kobietą, możesz zacząć tak samo.


Valye - 2019-01-03, 22:47

Jęknął z niezadowoleniem, kiedy te długie, sprawne palce zniknęły z jego penisa i podniósł wzrok na twarz Briana.
– Nieprawda – zaczął cicho, marszcząc brwi. Zsunął jedną dłoń z karku Briana i zjechał nią powoli w dół, zatrzymując na jego piersi. – Laski mają cycki. – zauważył bystrze, pochylając się do przodu, żeby musnąć przelotnie jeszcze mokrymi od pocałunku wargami, tors blondyna.
Nie zamierzając odklejać się od Briana, wyprostował się chcąc znowu pocałować go w usta, tym razem zrobił to szybko, ostrożnie, bo zaraz przymknął oczy i jak w transie odgarnął wolną ręką blond włosy za ucho, zbliżając do niego swoje usta.
– I nie mają penisów. – szepnął pijanym głosem, po czym polizał płatek ucha Briana, angażując w to swój kolczyk tak bardzo, jak tylko się dało. Kiedy mówił, w tym samym czasie jego dłoń, która spoczywała na piersi siedzącego przed nim mężczyzny, szybko zjechała w dół. Tym razem bez krępacji oplótł swoje palce u podstawy jego dumnie prężącej się męskości i zaczął poruszać nimi bardzo powoli w górę i w dół. Hm. Po kilku sekundach puścił jego penisa, podniósł palce do ust i patrząc cały czas prosto w oczy Briana, oblizał je dokładnie kilka razy. Dopiero wtedy wznowił pieszczotę i dla wygody oparł się czołem o jego ramię, by moc ciagle patrzeć na swoje palce sprawnie zabawiające się z blondynem.
Niczym nie różni się od seksu z kobietą? No nie dla niego. Nie chodziło tu już nawet o anatomię, ale o całą tę otoczkę, o sposób w jaki to wszystko się odbywało. Przyzwyczaił się do tego, że to on zawsze przejmował inicjatywę, że to on był w sporej większości wypadków odpowiedzialny za zainicjowanie jakiegokolwiek zbliżenia, posunięcia, czy czasami nawet najmniejszego ruchu. A teraz? Nie dość, że nawet nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby chociaż obejrzeć jakieś gejowskie porno, żeby z czystej ciekawości dowiedzieć się czegoś więcej, co wykraczało poza ogólnie znane oczywistości, to do tego wszystkiego jego ciało coraz bardziej domagało się rozładowania zgromadzonego napięcia, które kumulowało się w każdym jego mięśniu. Chciał więcej. Teraz.
Ignorując fakt, że jego dłoń ciągle pieściła penisa Briana, Val przymykając oczy uniósł się, prawie siadając na jego udach, po czym nie mogąc znieść tego rozbrajającego go od środka podniecenia, sugestywnie otarł się o krocze blondyna. Mając gdzieś swoją dumę, tym gestem niemal błagał go o dotyk, by coś z tym w końcu zrobił, jednocześnie cały czas spoglądając na jego twarz spod przymrużonych oczu, z rozchylonymi, nieco opuchniętymi wargami.


effsie - 2019-01-04, 01:11

Brian rozchylił usta, patrząc z niemym zafascynowaniem na Valye’a oblizującego swoje własne palce. Niepowstrzymanie jęknął, obnażając się ze wszystkich hipotetycznych barier, gdy brunet zsunął z powrotem dłoń do jego członka.
— W porządku — westchnął, gdzieś po drodze gubiąc myśli. — Niech będzie. Cokolwiek.
Miał to absolutnie gdzieś – jak mógłby inaczej, gdy te smukłe palce owijała się wokół jego męskości, przynosząc z każdym kolejnym ruchem fale przyjemności? Dawson czuł niemalże wzbierającą falę, jakby ogień, który powoli się w nim kumulował i wzrastał, wzrastał, wzrastał, w jakiejś nieskończonej historii przyciągania.
Było dobrze. Nawet więcej niż dobrze.
Nie wiedział, kiedy to się stało, ale zmienili pozycję na na bardziej dogodną. Val władował się mu na kolana i niemal boleśnie otarł o krocze, a Brian, niewiele myśląc, wyciągnął dłoń i – przerywając pocałunek, do którego pociągnął bruneta chwilę wcześniej – wsunął mu własne palce do ust. Valye oblizał je raczej chętnie, chyba w perspektywie tego, że Brian zaraz obejmie nimi jego członka.
Tak nie było. Przesunął dłoń po pośladku Vala i, chwytając uprzednio jedno usta do pocałunku, pogładził po pośladkach, sunąc dłońmi pomiędzy nie – jego palce otarły się o odbyt Langleya, a Brian od razu szepnął, jakby wyczuwając, że ten może być zaskoczony:
— Poczekaj.
I jakby w obawie, że Val nie będzie w stanie mu zaufać, dosunął drugą dłoń do jego penisa. Objął go u nasady, przesuwając prowokująco kciukiem po wystającej żyle i zaczynając powolną masturbację.


Valye - 2019-01-04, 02:21

Rzeczywiście, Valye zachłannie oblizał palce Briana nawet nie myśląc, że mogą zaraz trafić w zupełnie inne miejsce niż czekający na nie jego członek. Zdziwił się – oj zdziwił bardzo – kiedy jednak tak się nie stało. Spiął się momentalnie odruchowo odsuwając swoje biodra od źródła dyskomfortu, z wyrzutem spoglądając w oczy Dawsona i przeniósł ręce na jego ramiona.
Co będzie się oszukiwać. Nawet po pijaku perspektywa wciskania czegokolwiek w jego tyłek niezbyt go nęciła. Kompletnie nie myślał wcześniej o tym aspekcie, starał się nawet nie dopuszczać tego do swojej głowy, skutecznie ignorując, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Nie widział się w tej roli, w ogóle. Ale w ogóle tez nie myślał dzisiaj już za dużo, na ile przecież pozwolił już sobie i Brianowi. Nie podobała mu się ta perspektywa, ale obietnica rozładowania w końcu swoich emocji i tego napięcia nakręconego pożądaniem kusiła. Bardzo. Na tyle, że po chwili z podchodzącym do gardła sercem z powrotem usiadł wygodnie na udach blondyna i przełknął głośno ślinę. Pochylił się przenosząc ciężar swojego ciała na Briana, opierając się o jego stabilny tors i oplótł jednym ramieniem jego kark, lokując drugą dłoń na policzku blondyna. Z ciężkim oddechem, wywołanym kolejnym gorącym dotykiem Briana na jego penisie, Val westchnął przeciągle w jego usta i zetknął ich czoła razem, zamykając oczy.
– Tylko – szepcząc nieco roztrzęsionym głosem zbliżył się do jego ucha, przy okazji muskając je ustami. – Ostrożnie. – dokończył z wyraźną, wyczuwalną w jego głosie obawą.
Kiedy znowu poczuł dłoń Briana tam, gdzie najmniej tego chciał w tym momencie, ponownie spiął się odruchowo, tym razem powstrzymując jednak swoje biodra przed ucieczką. Fuck. Czując dziwną niemoc spowodowaną jego obecną, uległą pozycją, objął mocniej blondyna za szyję, chowając twarz w jego obojczyku, jakby szukał właśnie dla siebie wsparcia, które pomoże przejść mu gładko przez to nowe doświadczenie. Od kiedy on się tak na wszystko godzi? Gdzie jego asertywność i własne zdanie? Wyparowało z whisky?


effsie - 2019-01-04, 11:04

Gdy Valye uniósł się w swoim pierwszym odruchu obronnym i obrzucił Briana obruszonym spojrzeniem, jednocześnie łapiąc go za ramiona i jakby stołując, Dawson nie odwrócił wzroku. Rzeczywiście zaprzestał ruchu obu dłoni, możliwe, że w irytujący sposób przerywając też samą masturbację, wwiercając spojrzenie w Valye’a.
Nie był głupi, raz, że zdawał sobie sprawę z tego, że taki pieprzony homofob jak Valye raczej nie ma za wielu gejowskich doświadczeń, dwa – co tu się dużo oszukiwać, to było widać. We wszystkim. W płochliwości jego gestów, w ich niepewności, w tym, jak zwyczajnie nie wiedział. Choć to akurat kręciło Briana; może było to jakieś skrzywienie którym chciałby zainteresować się Freud, ale podniecała go sama myśl o tym, że to jemu przypada pokazanie tego wszystkiego Valowi.
Jego penis prężył się dumnie, niezaopiekowany, twardy, czerwony i lekko wilgotny od odciskających nim wydzielin, ale w tym momencie zignorował swoje potrzeby. Valye objął godzą szyję i opuścił nieco biodra, sprawiając, że dłoń Briana ponownie dotknęła jego tyłka. Wyczuł, jak spięty był grafik; to też nie było właściwie trudne. Dlatego westchnął, zabierając dłoń z penisa Vala i złapał go na chwilę za biodra, podsuwając nieco w górę. Rozwinął uda, chcąc dać sobie wygodniejszy dostęp do tyłka grafika, a ich członki, oba we wzwodzie, naparły na siebie w wymuszonym uścisku. Dawson mimowolnie westchnął w reakcji na ten dotyk i przesunął jedną dłoń na dół pleców Vala, drugą na jego pośladki. Z wprawą, na początku delikatnie, zaczął masować jego lędźwie, nie poruszając drugą ręką, jakby dawał Valye’owi czas na przyzwyczajenie się do tego dotyku.
Rzeczywiście był delikatny – tak, jak Val chyba nawet nie mógł się po nim spodziewać, ale gdy tylko zorientował się w dyskomforcie grafika, od razu cofnął krnąbrne dłonie (musiał się mocno powstrzymywać, bo sam miał już wielką, wielką ochotę sprawdzić, jak ciasny był tyłek tego siedzącego na nim chudzielca) i zaczął mniej bezpośredni masaż.
— Ostrożnie — powtórzył zachrypniętym z podniecenia szeptem po chwili masażu lędźwi, gdy sam czuł, że te zaczynają się rozluźniać. — Może być? — mruknął nieco zaczepnie, prowokująco, teraz samemu nachylając się do głowy Vala i przejeżdżając po płatku jego ucha językiem.
Dopiero teraz dołączył do pieszczoty delikatny masaż pośladków, starając się by i to nie wywołało w Valu poczucia dyskomfortu. Zabrał dłoń z jego lędźwi i przesunął poniżej, zaczynając powoli i wprawnie napierać na mięśnie przy odbycie z zamiarem ich rozluźnienia.
Boże, sam był podniecony tak bardzo, że drżały mu dłonie; najchętniej już teraz odwróciłby Valye’a i przyparł twarzą do materaca, obchodząc się z nim dużo, dużo gwałtowniej i na pewno mniej delikatnie, ale nie zamierzał robić nic wbrew jego woli. Alkohol skutecznie ogłuszał jego zmysły, podsycał ekscytację chwilą, jednak wciąż miał na sobie pięknego, może chętnego, ale bardzo płochliwego mężczyznę.
I zamierzał mu pokazać jak wielu jeszcze sposób na doświadczanie przyjemności Val nie znał.


Valye - 2019-01-04, 15:00

Nie czuł się swobodnie z tym nowym, obcym dotykiem. Czuł się jak pies, którego ktoś ciągnie za ogon, jakby miał zaraz zjeżył sierść na grzbiecie, skulić się i uciec od niepokojącego go dotyku. Ale tego nie zrobił. Uparcie, przegryzając swoją dolną wargę, siedział w miejscu próbując zaakceptować fakt, że jakiś facet dotyka właśnie jego pośladków. W normalnych warunkach nigdy by na to nie pozwolił, ale skoro już do tego doszło... był ciekawy, bardzo. Gdzieś tam z tyłu głowy jakiś mały głos podpowiadał mu, że nie chodzi tu tylko o zwykłą ciekawość, to było coś więcej. Tak jakby nie chciał zawieść Briana brakiem chęci spróbowania. Chciał dać szansę dłoniom Dawson, przekonać się, czy rzeczywiście nie będzie to tak straszne doświadczenie, jak to sobie początkowo wyobrażał.
Kiedy Brian przysunął go do siebie bliżej, Valye stęknął z desperacją, kiedy otarł się o jego przyrodzenie. Zaczynał się już niecierpliwić. Jego penis wręcz błagał o coś więcej niż przelotna, krótka pieszczota. Chciał się w końcu rozładować, miał już dosyć tego przedłużania, od którego tylko frustrował się coraz mocniej. Masaż był... miły. Uspokajał go, może rozluźniał odrobinę, ale to nie było to, czego w tym momencie najbardziej pragnął.
Gdy ręce Briana były zajęte innym fragmentem jego ciała, Val z głębokim, niecierpliwym westchnieniem wtulił twarz w bok szyi blondyna muskając ją ustami, po czym sięgnął dłonią między ich ciała, zachłannie oplatając palce jednocześnie wokół swojego i Brianowego penisa. Powolne, ale bardzo dokładne ruchu jakie zaczął wykonywać dłonią pozwoliły mu nieco bardziej odciągnąć uwagę od tego, co działo się między jego pośladkami, znajdując masaż blondyna znacznie bardziej odprężającym niż wcześniej. A kiedy poczuł to obce, dziwne napierania na jego mięśnie, automatycznie przyspieszył ruchy swojej dłoni zaciskającej się nerwowo na jego i Briana męskości, mącąc tym sobie w już i tak skołowanej głowie.


effsie - 2019-01-04, 15:33

Brian sapnął, pozytywnie, jednak wciąż zaskoczony niespodziewaną pieszczotą, której chyba nie spodziewał się po Valye’u. Nie krępował żadnych dźwięków satysfakcji opuszczających jego usta i westchnął chrapliwie, gdy grafik zacisnął dłoń.
— Jaki niecierpliwy, no, no — skomentował, uśmiechając się i przechylając głowę by złapać zębami płatek ucha Langleya.
Valye mógł poczuć, jak jedna z dłoni Briana na chwilę opuszcza jego pośladki, podczas gdy on sam wsunął palce do ust, zwilżając je w ten prymitywny sposób. Chwilę później powróciła w to samo miejsce, a blondyn naparł na mięśnie Vala. Jęknął głośno, czując gwałtowniejszą pieszczotę penisa i sapnął drżącym tonem:
— Uważaj.
Niewiadomo do czego się odnosił: czy do tego, co też Valye wyczyniał swoją ręką, czy do własnych poczynań, bowiem właśnie złapał mocno pośladek grafika, wsuwając powoli pierwszy palec do jego wnętrza. Valye jęknął, a Brian nie mógł poznać, czy to z przyjemności, dyskomfortu, bólu czy może wszystkiego na raz.
— Cśśś — westchnął, niby uspakajająco, dając chwilę Valowi na przyzwyczajenie się do sytuacji, nim zaczął poruszać palcem dookoła, napierając od wnętrza na jego ścianki. — Wytrzymaj — wydyszał, samemu już drżąc przez nieustającą masturbację. Cały drżał z podniecenia i niespecjalnie potrafił (czy chciał) się z tym kryć; ostatnimi resztkami przyzwoitości powstrzymywał się, by nie szarpnąć teraz Valem i nie nadziać go teraz na siebie. Zamiast tego, przesunął rękę którą do tej pory trzymał jego pośladek pod jądra, po omacku znajdując to jedno specyficzne miejsce, które nacisnął, stymulując od zewnątrz prostatę i jednocześnie napierając od wewnątrz na ścianki, robiąc sobie więcej miejsca. — Gotowy? — sapnął, wysuwając na chwilę palec wskazujący i złączył go ze środkowym, teraz napierając nimi dwoma na wejście do dziurki Vala.


Valye - 2019-01-04, 17:33

Kiedy palec Briana wsunął się w niego, Val spiął się wyraźnie i w odpowiedzi, jakby ze strachu jeszcze bardziej zacisnął dłoń na ich członkach, zwiększając tempo. To było głupie posunięcie. Stęknął cicho w szyję blondyna, nerwowo poruszając lekko biodrami i przestając na krótki moment poruszać dłonią. Boże. Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. To co teraz czuł było zupełnie, ale to zupełnie inne, nowe. Drażniło go to, przeszkadzało swoją dziwnością, ale nie było to coś, co sprawiło, że odskoczył jak oparzony przerywając wszystko co do tej pory robili. Nie, to było nawet przyjemne.
Czując ten dziwny, rozbrajający ruch w sobie, ponownie zajął się ich członkami, bez zahamowania sapiąc w ucho blondyna, zaczynajac się nieco wiercić na jego udach. Powinien przestać. Naprawdę powinien. Mimo wszystko czuł się coraz bardziej błogo, lekko. Jego granica była coraz bliżej, i jeśli nie przestanie... Zamiast tego wsunął drugą rękę pod ramię Briana i spod spodu objął w taki sposób jego bark, przyklejając się mocniej do jego umięśnionego torsu, pod którym wyczuwał tak samo szalejące serce jak jego własne.
Kiedy palec zniknął, a zamiast tego pojawiły się dwa, Val słysząc pytanie, przytakująco kiwnął na oślep swoją ciężką głową i odchylił się odrobinę do tyłu, żeby móc spojrzeć swoim przymulonym od alkoholu i przyjemności wzrokiem. W momencie kiedy poczuł wsuwające się w niego palce Briana, spiął się, puścił szybko ich członki, przenosząc tę samą dłoń na biodro blondyna, na którym odruchowo zacisnął mocno palce, jakby chciał go przytrzymać w miejscu, zasygnalizować tym, że ma się zatrzymać, jednocześnie rozwierając usta w niemym okrzyku. Wstrzymał nawet oddech, kiedy jego twarz zastygła w grymasie, bojąc się poruszyć biodrami chociażby o centymetr.
To – to nie było już takie miłe. Tym razem zdecydowanie bolało, czuł to nieprzyjemne uczucie rozciągania, obcego wypełnienia. Fuck, fuck, fuck. Miał się rozluźnić, a nie napinać z wysiłkiem prawie każdy mięsień. Jezu. Dlaczego to było takie dziwne, nieprzyjemne uczucie? Nie mogło być łatwiej?
Dopiero po chwili, kiedy jego palce zaczęły mrowić zorientował się, że być może zbyt mocno zaciska je właśnie na ciele Briana. Biorąc głęboki, urywany wdech, oderwał powoli palce od jego biodra, przenosząc trzęsącą się dłoń wyżej, na jego talię. Z ciężkim westchnieniem przymknął oczy, rozluźniając wyraz twarzy, aż w końcu uchylił powieki i spojrzał prosto w oczy Briana, cicho stękając z wyrzutem:
– Ała.


effsie - 2019-01-04, 18:25

Brian sam sapnął, czując jak Valye zaciska palce na jego biodrze. Przez chwilę nie poruszał palcami, chcąc dać grafikowi moment wytchnienia, ale zaraz parsknął krótkim śmiechem słysząc ten wyrzut w głosie.
— Nic nie poradzę na to, że jesteś taki ciasny — szepnął, uśmiechając się półgębkiem. — Musimy trochę z tobą popracować żebyś zmieścił w sobie mojego kutasa — dodał, łapiąc ustami wargi Valye’a. Momentalnie wyczuł jak grafik zadrżał i mógł mieć tylko nadzieję, że to w wyniku podekscytowania tą bezpośredniością. — Ale nie bój się… mamy czas — sam westchnął, zaczynając powoli poruszać palcami naokoło, spijając z ust Vala słodkie westchnienia. Dopiero po chwili lekko wysunął i znów wsunął palce, po raz pierwszy trafiając w prostatę od środka.
Val aż pisnął, chyba zaskoczony, a Brian musnął wręcz czule jego jądra.
— Zaskoczony? — mruknął, uśmiechając się cwaniacko, jakby zadowolony z siebie, że trafił w ten czuły punkt i twarz Valye’a ogarnęła fala przyjemności. — Mam nadzieję, że jesteś gotowy na więcej — dodał, jeszcze przez chwilę poruszając dwoma palcami we wnętrzu Vala, gdy wysunął dłoń.
Dołączył trzeci palec i powtórzył cały proces, zaczynajac od powolnego prowadzenia palców do środka, przez ich zatrzymanie, dopiero później zaczynając nimi poruszać. Val początkowo wykrzywiała twarz w grymasie bólu, ale wraz z postępującą pieszczotą (do której Brian dodał dłoń wprawnie masującą jądra bruneta), zaczął stękać z przyjemności, zaczynając samemu poruszać biodrami w górę i w dół, wsparty rękoma o ciało Dawsona.
Ich członki ocierały się o siebie niemalże boleśnie, oba oblane już mieszającym się preejakatem. Na ciała wstąpił pot i obaj wydawali coraz to szybsze i bardziej urwane westchnienia rozkoszy; Brian poruszał palcami już dość prędko, bezbłędnie trafiając w prostatę Vala, który zdawał się zupełnie nie ogarniać tego, co działo się z jego ciałem.
— J-już? — sapnął Brian. — Jesteś… gotowy? — wydusił z siebie urwanym głosem, cały podniecony.
— Tak — jęknął Valye. — Dawaj, dawaj, kurwa!
Brian momentalnie puścił jądra Vala i wyciągnął palce z jego wnętrza, łapiąc grafika w talii i już mało delikatnie zrzucając z siebie na łóżko. Zerwał się, sięgając swojej walizki i zaczął w niej prędko przerzucać rzeczy.
— Kurwa — zaklął zaraz. — Powiedz mi, że masz gumki.


Valye - 2019-01-04, 19:14

Te sprośne słowa wbrew jego wszystkim zasadom, jakimi się zawsze kierował sprawiły, że poczuł tę falę gorącego, nieprzyzwoitego podniecenia. Lubieżnie zaczął odwzajemniać pocałunki, bezwstydnie owijając głośno język wokół języka Briana, a kiedy jego palce wywołały w nim tę elektryzującą sensację, poczuł jak zaczyna się rozsypywać. To było... mocne, bardzo. Gdyby stał, z pewnością ugięłyby się pod nim nogi. To było takie intensywne, że nawet kiedy Brian dodał trzeci palec, Valowi z wielką łatwością przychodziło ignorowanie bólu. Sam nie wiedział już czy go bolało, czy tylko się podobało. A może przyjemność była tak wielka, że bez problemu maskowała ten bolesny dyskomfort? Sam nie wiedział. Nie poznawał swojego ciała, zachowywało się tak dziwnie, jakby nie należało już dłużej do niego. Głowa pękała mu od nadmiaru skumulowanych emocji. To wszystko było tak choro ekscytujące. Nie mógł wysiedzieć bez ruchu w miejscu, nie wiedział co ma zrobić ze swoimi rękami, gdzie położyć głowę, gdzie dotknąć, mętlik totalny, jakby oszalał.
Kiedy Brian zrzucił go z siebie i ewakuował się z łóżka, Val poczuł w sobie taką pustkę, że go aż to przeraziło. Nawet nie wiedział, że tak bardzo tego potrzebował.
– Gumki? – zapytał tępo podnosząc się na łokciach i spoglądając na Briana z idiotycznym wyrazem twarzy. – Gumki. – powtórzył ciszej i nagle z jękiem opadł z powrotem na pościel nakrywając twarz dłońmi. – Nie, kurwa, nie mam, do chuja, nie mam. – sapnął przewracając się na bok.
Jego penis domagał się dotyku, tyłek wypełnienia, a on sam był już tak sfrustrowany, że chciało mu się płakać.
– Brian, kurwa. – sapnął podwijając nieco nogi pod siebie, czując bolesne już dla niego pulsowanie penisa. – Nie mogę już dłużej. – rzucił załamanym głosem i podniósł się do siadu, ze zrezygnowaniem spoglądając na blondyna. – Chodź tu.


effsie - 2019-01-04, 19:50

Zaświeciły się mu oczy, gdy dosłyszał tę bezwstydną prośbę Valye’a. Penis sterczał mu dumnie pomiędzy udami, domagając się uwagi i sam przyłożył do niego rękę, wzdychając płytko, nim z powrotem wlazł na łóżko.
— Dobra — sapnął, starając się zebrać myśli. — Dobra — powtórzył, walcząc sam ze sobą. Ale nie, nie mógł tego zrobić, nie, nie było mowy; nie znał tego kolesia, nie ufał mu, kto wie, gdzie Val się rozbijał ze swoim heteroseksualnym penisem. A Brian nie miał zamiaru zarazić się żadnym syfem od Sudan czy jej podobnej.
Wspiął się na łóżko, przyklejając przed Valem, który leżał na plecach. Już-już zbierał się, by wstać i jakoś się przemieścić, ale gdy tylko podniósł się do siadu, Dawson przyłożył otwartą dłoń do jego torsu i pchnął go z powrotem na łóżko.
— Zostań tak — polecił, chwytając bruneta mocno w kolanach i popchnął jego nogi. Tym razem Valye się nie opierał i chętnie rozłożył przed nim nogi. — Szerzej — mruknął Brian, zaciskając palce na udach Vala i rozkładając jego nogi jeszcze bardziej.
Grafik patrzył na niego dużymi, zamglonym oczami, wodząc wzrokiem od twarzy Briana po jego penisa. Miał lekko rozchylone usta i podpierał się na przedramionach, wiec wyraźnie widział, jak Dawson nachylił się nad nim i podsunął mu trzy palce do ust.
— Chyba wiesz, co masz zrobić — westchnął, a Valye otworzył usta i zassał się na palcach Briana, przez cały czas nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Dawson westchnął, przełykając ślinę z podniecenia. Nie było trudno sobie wyobrazić tej przyjemności, gdyby Valye trzymał w ustach inną część jego ciała.
To później. Na początku jego kolej.
Później sam nachylił się nad brunetem i pocałował go namiętnie, zanim odsunął się i gwałtownie, już bez czułości, wsunął wszystkie trzy palce w jego odbyt. Drugą ręką objął penisa Valye’a i rozpoczął podwójną stymulację, już po chwili otrzymując w podzięce pierwsze słodkie jęki.
— Nie zamykaj oczu — upomniał go ostro, ściskając mocniej jego penisa, gdy Valye opuścił powieki. — Masz się na mnie patrzeć, jak to robię i kiedy będziesz się spuszczał.


Valye - 2019-01-04, 21:39

Kiedy został pchnięty na łóżko, a jego nogi rozchylone, Valye ponownie poczuł ten żar ogarniający jego ciało, a niesmak spowodowany brakiem tak ważnego, potrzebnego przedmiotu momentalnie minął. Bez wahania objął swoimi wargami palce Briana, wirując wokół nich swoim językiem, mając jednocześnie na uwadze ten nowo przyswojony fakt, że im więcej śliny zostawi na jego palcach, tym lepiej dla niego samego.
Gdy blondyn się pochylił nad nim do pocałunku, Val momentalnie ułożył rękę na jego karku chcąc go zatrzymać na dłużej, ale niestety wyślizgnął się mu szybko pozostawiając żal, który momentalnie został zastąpiony czymś o wiele, wiele lepszym. Syknął kiedy palce Briana wtargnęły w niego tak gwałtownie, odchylając jednocześnie głowę do tyłu, jednak kiedy zaraz jego członek znalazł się w bardzo, bardzo dobrych rękach, Val nie mogąc się już dłużej utrzymać na łokciach, opadł na pościel z głośnym westchnieniem. Jęknął krzywiąc się, kiedy Brian ścisnął jego penisa i z otwartymi ustami zaczął wpatrywać się w niego zmulonym wzrokiem. Patrzeć? Ma ciagle patrzeć?
Mimo że bardzo chciał, to już po kilku następnych sekundach jego powieki powoli znowu zaczęły opadać, ale ponownie został upomniany podobnym ruchem i niskim warknięciem, które tylko dolało ognia do oliwy. Nie, nie ma mowy, że będzie na niego patrzeć w takim momencie. To było dla niego zbyt... zbyt wyuzdane jak na niego. Jego zwyczaj ukrywania się ze swoimi emocjami i reakcjami zwyciężył dopiero na samym końcu.
Wyginając plecy w łuk nakrył twarz przedramionami i przygryzł swoją dolną wargę, kiedy z rozlewającymi się po jego ciele niesamowicie przyjemnymi dreszczami, doszedł momentalnie, brudząc obficie swój brzuch i dłoń Briana. Na moment znieruchomiał rozlewając się w przyjemnym, błogim odprężeniu, a dopiero po chwili, jakby przypomniał sobie o nim, odsłonił jedno oko i z ciągle szybko falującą klatką piersiową, spojrzał ostrożnie zza swoich ramion na Briana.
– Nie patrzyłem. – rzucił szeptem, z obawą, po czym zmierzył zamglonym spojrzeniem swój brudny brzuch, żeby zaraz wbić wzrok w penisa blondyna, nadal dumnie stojącego w pełnym wzwodzie. Odruchowo przygryzł ponownie wargę i przeniósł spojrzenie na twarz Briana, chcąc odczytać z niej jego myśli. Teraz jego kolej?


effsie - 2019-01-05, 01:01

Brian sapnął z zadowoleniem, mierząc Valye’a spojrzeniem pełnym satysfakcji. Półprzymknięte oczy, rozanielony wyraz twarzy, brzuch umazany spermą i ciało opadłe w postorgazmicznym amoku.
Wyglądał naprawdę pociągająco.
Klęczał tak przez chwilę, opadając gołymi pośladkami na pięty. Potrzebował by Valye zajął się nim już, teraz, ale najwyraźniej Dawson musiał jeszcze chwilę poczekać; pierś bruneta unosiła się i opadała, podczas gdy ten dochodził do siebie, a Brian oglądał go w tym stanie bez skrępowania.
W końcu, gdy Val odsunął ramię z twarzy, Brian powoli przesunął wzrok z jego krocza na penisa, upewniając się, że brunet był świadom tego, jak lustrował go wzrokiem.
— Wiem — odparł, wwiercając w niego spojrzenie. — Następnym razem, w momencie kiedy zamkniesz oczy, przestanę cokolwiek robić — powiedział.
Czy to była obietnica? Och, Brian był pewien, że to nie był ostatni raz; co więcej, doskonale wiedział, jakie zakupy znalazły się właśnie na jego liście priorytetów.
Powiódł wzrokiem za spojrzeniem Vala, zezując na swojego własnego penisa.
— Zamierzasz coś z tym zrobić? — spytał. Zdaje się, że tego wieczoru już niejednokrotnie przekładał swoje upodobania czy przyjemności nad te Valye’a, więc i tym razem wspaniałomyślnie miał zamiar pozwolić mu na zdobycie nowego doświadczenia.


Valye - 2019-01-05, 02:17

Owszem. Miał zamiar zająć się tym problemem. Jednak nie chciał tego po prostu odbębnić na chama, byle Brian w końcu doszedł i mieć święty spokój. Nie, chciał się z nim trochę podrażnić, odkryć go. I siebie przy okazji.
Ześlizgnął się z łóżka stawiając nogi na podłodze. Z westchnieniem odgarnął swoje wilgotne jeszcze po prysznicu włosy i wstał w końcu chwiejąc się delikatnie na miękkich nogach. Oh Boże. Gdzie jego wszystkie siły i chęci? Stojąc tyłem do Briana schylił się po swoją koszulkę, którą starł szybko spermę ze swojego brzucha, zanim napaskudził więcej. Gdy skończył, odrzucił materiał i odwrócił się do prawdopodobnie niecierpliwiącego się już bardzo mężczyzny.
– Usiądź na krawędzi. – poprosił cicho zachrypniętym głosem, nieśmiało, obawiając się, że jego prośba może zostać rzucana na wiatr.
Tak się jednak nie stało. Kiedy stopy Briana znalazły się na podłodze, Val bez słowa obszedł łóżko z drugiej strony i wszedł na nie powodując, że materac zafalował nagle. Cholera, ciagle kręciło mu się w głowie i ciagle nie wiedział, czy to od alkoholu czy tych wszystkich emocji.
Uklęknął za plecami blondyna i pochylił się nad jego ramieniem, zerkając przelotnie w jego ciekawskie oczy, które najwyraźniej zastanawiały się, co Valye kombinuje. Cóż. Sam nie wiedział. Improwizował. Kiedy znajdował się za plecami Briana, miał przynajmniej pewność, że ten nie widzi jego wahania i małej bezradności.
Przymykając oczy musnął ustami policzek blondyna i wycofał głowę do tyłu, przenosząc wargi na kark mężczyzny. Odgarnął sobie jego włosy nadal trochę trzęsącymi się palcami i powoli, z uwagą ucałował jego kark. Dłonie ułożył na szerokich ramionach, to lekko zaciskając na nich palce, to je rozluźniając, jakby je masował. Chciał się podrażnić, lubił to robić, patrzeć jak dziewczyny... wróć, teraz też i mężczyzna, wychodzą z siebie zastanawiając się, kiedy Val w końcu obdarzy je... ich należytym, konkretnym dotykiem. Był ciekaw, czy Brian da się tak wyprowadzić z równowagi. Musiał sprawdzić.
– Zamknij oczy. – polecił szepcząc mu do ucha, a kiedy ten rzeczywiście spełnij jego prośbę, Val uśmiechnął się i jakby w nagrodę, wychylił się mocniej, sięgając jego ust i pocałował je mocno, zaborczo.
Jednak zanim Brian zdążył odpowiedzieć na pocałunek, dołączyć do niego, Valye z powrotem schował się za jego plecami siadając na swoich piętach, tym razem zaczynajac powolną wędrówkę mokrymi wargami po umięśnionych barkach blondyna, jednocześnie nie przestając dłońmi masować jego ramion. Czasami lizał fragment skóry, który miał pod nosem tylko po to, żeby zaraz dmuchnąć na niego zimnym oddechem. Kiedy Brian, wydając te swoje charakterystyczne, niskie pomruki zaczął go pospieszać, Val zaczynał drażnić się z nim bardziej.
– Nie wierć się bo przestanę. – sapnął cicho, przygryzając skórę na jego karku.
W końcu uniósł się ze swoich pięt i dłoń, która spoczywała na barku Briana, zjechała pomału w dół, na jego pierś. W tym samym momencie Val zaczął drażnić się z uchem blondyna, lekko je przygryzając i angażując w to swój kolczyk w języku, nie przestając gładzić jego torsu. W między czasie druga dłoń zadrapał plecy Briana i spoczęła na krótki moment w jego pasie, żeby zaraz przenieść się na brzuch, zjeżdżając nisko, w stronę krocza, a gdy już zbliżała się do tak strategicznego miejsca cofała się i wracała na górę. Naprawdę chciał się podrażnić, przedłużyć to jak tylko mógł.
Gdy jego usta przeniosły się na szyję Briana, zajmując się nią z wielką dokładnością, dłoń Vala ponownie zjechała niebezpiecznie w dół. Musnął tylko lekko palcami jego nabrzmiałego penisa i umieścił dłoń na udzie blondyna, zataczając kciukiem powolne kółka blisko podstawy jego członka.
– Wiesz – zaczął cicho trącając językiem płatek jego ucha. – Jesteś czasami strasznie arogancki. – mruknął dotykając ostrożnie kciukiem jego penisa. – Taki pewny siebie, nie przyjmujesz odmowy, dostajesz zawsze to co chcesz. – objął nagle mocno całą jego męskość i przesunął dłonią w górę, od razu zabierając dłoń po tym jednym ruchu i odłożył ją na udo blondyna. – Ale nie tym razem.
Uniósł się bardziej siadając w prostym klęku, żeby moc swobodnie obserwować krocze blondyna znad jego ramienia.
– Ale jesteś twardy. – skomentował ze złośliwym (wraca stary Val), pijanym uśmieszkiem.
Wyciągnął rękę sięgając do jego penisa i przesunął wzdłuż tylko jednym palcem, żeby zaraz kciukiem zakręcić małe kółko wokół jego główki, zbierając błyszczący preejakulat. Podniósł po chwili tę samą dłoń do ust, przez chwilę przyglądając się swojemu kciukowi. W końcu, nie wiedząc co mu strzeliło do głowy, upewnił się, że Brian go obserwuje i wpakował sobie mokry palec do ust, zlizując z niego wydzielinę. Po chwili z nieodgadnionym grymasem na twarzy oblizał wnętrze swoich palców, nie szczędząc sobie mlaśnięć. Naprawdę, ale to naprawdę nie wiedział, co w niego wstąpiło.
Sięgnął raz jeszcze do penisa Briana mokrymi palcami, ponownie ustami atakując jego żuchwę i szyję, a wolną ręką nie przestawał gładzić jego piersi. Kiedy w końcu oplótł stabilnie palce wokół domagającego się dotyku przyrodzenia, zaczął poruszać powoli, ale dokładnie dłonią, delikatnie obracając ją w nadgarstku, zwiększajac zakres swojej pieszczoty i niespecjalnie spieszył się do podkręcenia tempa.
– Podoba ci się to? – zapytał cicho, ostrożnie i bardziej kontrolnie, chcąc rzeczywiście wiedzieć co Brian myśli o jego zachowaniu, a nie zadawać perwersyjne pytania.


effsie - 2019-01-05, 20:11

Nie spodziewał się. Absolutnie, ale to absolutnie nie spodziewał się takich wyczynów Valye’a; jeszcze chwilę temu mógłby się założyć, że ten koleś co najwyżej zbliży się do niego z raczej zamkniętymi oczami, a właściwie nie zdziwiłby się, gdyby musiał sam poradzić sobie z problemem. Tymczasem Val nie dość, że nie wydawał się zawstydzony, dodatkowo…
Brian lubił kontrolę. Lubił wiedzieć, co się stanie, lubił rozkazywać, chciał oglądać i doświadczać z każdej możliwej strony, rysować kolejne scenariusze wydarzeń i… ach, a tu? Tu było zupełnie inaczej.
Czuł podekscytowanie, naprawdę. Rosnące w nim i wręcz denerwujące, z drugiej strony… tak szalenie podniecające, w tym wzbierającym pożądaniu, gdy Valye miał już-już zabrać się do roboty, a znów porzucał swoje plany. Brian w końcu sapnął, zirytowany, otwierając oczy. Akurat w momencie, gdy brunet uważnie zebrał lśniący preejakulat z główki jego penisa.
Zaschło mu w ustach, które podświadomie rozchylił, obserwując jak z dbałością Valye oblizywał swoje palce. Kurwa, ależ mu się trafił homofob, no doprawdy. Dawson sam oblizał wargi, zaciskając palce na krawędzi łóżka.
— Kurwa — sapnął, czując dłoń Vala na swoim członku. — Tak, tak, kurwa — westchnął, napinając wszystkie mięśnie. — Zrób to jeszcze raz.


Valye - 2019-01-05, 22:58

I Val zrobił tak jak sobie zażyczył tego Brian. Powtórzył ten dokładny ruch, przeciągając z uwagą ręką po całej długości jego penisa. Tym razem nie przerywał, wręcz przeciwnie; z każdym posunięciem stopniowo przyspieszał swoje ruchy chcąc nadać im większej intensywności, a kiedy stwierdził, że chwilowo wystarczy tych wrażeń, bez ostrzeżenia zwolnił do naprawdę, naprawdę mozolnych ruchów, jednocześnie rozluźniając swoje palce.
To było dla niego fascynujące; pozbawić kontroli człowieka, który zawsze ją miał, odebrać mu możliwość decydowania i manipulowania ludźmi, żeby wszystko zawsze było po jego myśli. A w szczególności, jeżeli chodziło właśnie o Briana. Brian. Fuck. Dlaczego akurat to musiał być on?
Widząc wymalowaną na twarzy blondyna irytację przemieszaną z frustracją, uśmiechnął się pod nosem, jakby z triumfem i przesunął zaczepnie nosem po ostrej linii jego żuchwy. Ponownie oplótł dokładnie palce wokół jego penisa i tym razem bez drażnienia, zajął się nim tak, jakby on chciał, żeby ktoś to zrobił jemu w takiej chwili. Kiedy kątem oka dostrzegł, że powoli na twarz Briana zaczynają wpełzać oznaki nadchodzącego spełnienia, wolną dłonią złapał blondyna za brodę i odwrócił jego głowę w swoją stronę, agresywnie i zachłannie wpijając się w jego rozwarte od przyjemności usta, oczywiście nie przerywając należytego pieszczenia jego członka, podczas pocałunku.


effsie - 2019-01-06, 10:22

Chciał coś Valowi jeszcze rozkazać; by strzepał na siebie, by usiadł przed nim, ale zanim zdołał wykrztusić z siebie kolejne słowa, brunet znów obejmował go od tyłu, zaciskając kurczowo palce wokół penisa Briana. Pocałunek? Och, Brian nie był w stanie teraz na niego odpowiedzieć. Co prawda rozchylił wargi i przez moment zassał jedną należącą do Valye’a, ale zaraz stracił jakąkolwiek kontrolę nad swoim ciałem, nad swoimi ruchami.
Ogarnęła go wielka, ogromna przyjemność, ta, która narastała w nim przez ostatnie (niemożliwie długie) minuty; cały jakby jednocześnie się skulił i eksplodował, sapiąc z satysfakcją i podświadomie szarpiąc Valye’a za włosy jedną ręką, drugą wciąż zaciskając na materiale prześcieradła.
Jego sperma obficie zabrudziła zarówno jego własne ciało, dłoń grafika, jak i łóżko z podłogą, ale nie mógł się tym mniej przejmować. Sam nie wiedział, kiedy opadł na plecy, wciąż płytko oddychając. Był usatysfakcjonowany. Nawet bardzo.
— Ach — westchnął, podnosząc powieki i lokalizując w półmroku sypialni świecące oczy Vala. — Coś tam jednak umiesz — wymruczał z uśmiechem, sięgając ręką jego ciała i pociągnął go na siebie, nie przejmując się tym, że teraz obaj będą brudni. Dopiero teraz pocałował go porządnie, tak, jak należało chwilę temu. — Bardzo ładnie — dodał, wsuwając dłoń w czarne włosy grafika i wręcz czule masując skórę jego głowy.


Valye - 2019-01-06, 14:22

Teraz po wszystkim był zadowolony, odprężony i naprawdę zaspokojony. Jednak mimo tych kojących emocji, gdzieś tam z tyłu głowy czuł niepokojący mętlik. Wiedział, że próbuje odsunąć od siebie te dręczące myśli wytykające mu wszelkie sprzeczności, ale na siłę starał się zostawić w swoim umyśle tylko pustkę i nie przejmować się napływającymi wątpliwościami.
Kiedy Brian przyciągnął go do siebie, ułatwił mu tylko realizację tego zadania. Początkowo Val odruchowo podparł się na przedramionach, zdziwiony tą gwałtownością wpatrując się z zaskoczeniem w twarz blondyna, które zostało zaraz wyparte przez pocałunek. Niemal już z przyzwyczajenia rozanielony tym gestem, przymknął oczy i ochoczo rozwarł wargi zapraszając język Briana do środka. Po chwili przestał podpierać się na przedramionach, nie mając już w nich więcej sił i przylgnął do ciała, które miał pod sobą, z zadowoleniem wzdychając w usta Briana, kiedy poczuł jego dłoń w swoich włosach.
Słysząc pochwałę skonsternowany uniósł jedną brew, zerkając w oczy Dawsona. Hm. Nikt go nigdy nie chwalił za coś takiego. To było dziwne. Ciągnięty tym nagłym, małym zażenowaniem, oderwał się łagodnie od ciepłych warg Briana i schował twarz w pościel zaraz obok jego głowy, jednocześnie zsuwając na bok swoje ciało, nie chcąc obciążać blondyna swoim ciężarem. Westchnął ciężko pozwalając swojemu ciału wznieść się na moment z głębokim wdechem, a po chwili opaść bezwładnie jak szmaciana lalka z wydychanym powietrzem, dopasowując się do nierówności, które miał pod sobą.
– Muszę się umyć. – mruknął cicho w pościel. – Bo zasnę. – dodał szeptem w końcu unosząc się na rękach z mętnym wzrokiem.
Zsunął się z łóżka i bez dodatkowych słów skierował swoje ślamazarne kroki do łazienki, porywając po drodze swoje dresowe spodnie. Czując silną potrzebę schowania się przed wzrokiem Briana, zamknął za sobą drzwi i zerknął na siebie w lustrze wiszącym nad zlewem. Fuck.
Nie było sensu się wypierać i okłamywać samego siebie, że to co się przed chwilą stało, nie powinno się wydarzyć. Inna sprawa, to czy tego chciał, czy nie chciał. To było już coś zupełnie innego. Ale nie chciał teraz zaprzątać sobie tym głowy, mimo że ciężko było tego nie robić. Zaczynał trzeźwieć, chciał iść spać.
Ogarnął swoje ciało z widocznych śladów seksu i upewniając się, że jest czysty, naciągnął na biodra swoje spodnie i wymaszerował z łazienki. Podszedł do łóżka i jakoś niespecjalnie skupiając się na Brianie, zajął swoją cześć łózka, nakrywając się fragmentem kołdry.


effsie - 2019-01-06, 16:49

Brian nic nie powiedział, odprowadzając wzrokiem Valye’a do łazienki.
Wyrzuty sumienia? Nie, niekoniecznie. Poza tym, przez brak gumek i tak nie doprowadzili sprawy do końca, wiec tyłek grafika pozostawał równie dziewiczy jak przed tym wieczorem. Może jedynie mniej niewinny.
Westchnął, podnosząc się z łóżka i w półmroku ocenił szkody. Pożyczając koszulkę Vala, którą ten już wcześniej starł nasienie (raczej nie będzie jej już nosił, nie?) prowizorycznie wytarł niewielkie ślady na podłodze i pościeli, później zamieniając się miejscem z grafikiem i wziął szybki prysznic. Gdy wrócił, naciągnął na siebie bokserki, a Valye albo naprawdę spał, albo tylko udawał, że to robił. Brian postanowił nie wnikać w szczegóły przykrywając się swoją częścią kołdry i prędko odpływając w sen.
A poranek? Prywatnie był ciekaw, czy palce wystarczają by Valye odczuwał dziś przez cały dzień dyskomfort w tyłku, ale postanowił nie poruszać tematu, zamiast tego zabawić się w małego obserwatora.
Wstał pierwszy i umył już zęby i ubrał się, wychodząc z łazienki orientując się, że jego współlokator już wstał.
— Mają tu wygodne łóżka — skomentował luźno, przeciągając się. — Już dawno mi się tak dobrze nie spało.


Valye - 2019-01-06, 17:34

Noc, cholera, była ciężka. Bardzo. Nie dość, że mimo zmęczenia nie mógł zapaść w długi, głęboki sen, to za każdym razem kiedy się wybudzał, dopadały go nieprzyjemne myśli i dręczyły go przez długi czas, dopóki nie zapadł znowu w płytki sen.
Nie żałował. Nie czuł wyrzutów sumienia. Tylko, czuł się z tym wszystkim... źle? Nie był gejem, o nie. To nic nie zmieniło na tym polu. Ale, cholera, nie miał się nawet co wypierać, że to co się stało wczoraj w nocy było dla niego... mocne. Intensywne. Kurwa, podobało mu się, nie zamierzał zaprzeczać. Ale nie powinno mieć to w ogóle miejsca. To nie powinno się wydarzyć.
I Chris. Ten cholerny Chris. Mierziło go jego istnienie. Gardził zdradami, nienawidził ich, sam przecież tyle czasu szczerze nienawidził Briana za to, że zrobił to jego siostrze, a teraz? Teraz sam przyczynił się do tego, żeby Brian po raz kolejny zdradził kogoś z kim właśnie jest. W dodatku z nim. Kurwa, Val, pieprzony hipokryto.
Nie miał pojęcia która godzina, ale kiedy poczuł rano ruch za swoimi plecami, zamknął oczy, chcąc sprawić wrażenie, że śpi. Nie chciał się z nim jeszcze konfrontować. Nie teraz. Kiedy Brian zniknął w łazience, a Val usłyszał lecącą wodę, podniósł się ociężale do siadu i skrzywił momentalnie kiedy tyłek dał nieprzyjemnej o sobie znać. Nie było to jakieś tragiczne, ale na pewno stwarzało mały dyskomfort, który nie dawał mu zapomnieć o tym, gdzie znajdowały się wczoraj palce jego szefa. Szef, ja pierdolę.
Gdy Brian opuścił łazienkę, Val wyciągał właśnie ze swojej walizki parę ubrań. Słysząc słowa blondyna, podniósł się powoli i zerknął na niego z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Wygodne łóżka?
– Ta. – rzucił cicho i zniknął od razu w łazience, w której zabarykadował się na znacznie dłuższy czas.
Miał kaca. Cholernego kaca. Gardło domagało się sporej ilości wody, głowa kazała najlepiej zgasić wszystkie światła w łazience, a on sam czuł się fizycznie wypompowany z jakiekolwiek energii do życia. To będzie piękny dzień. Spoglądając na siebie z pogardą w lustrze stwierdził, że jego podkrążone oczy i trupi wyraz twarzy z pewnością nie pomogą mu dzisiaj w płynnym bujaniu się po towarzystwie. No pięknie. Nie ma to jak być przygotowanym do pracy.
Z łazienki wyszedł już ubrany, właściwie gotowy do wyjścia. Poniekąd ignorując obecność Dawsona, zaczął szukać swojego telefonu, który najwyraźniej nie chciał być odnaleziony. Szlag. Chyba go nie zgubił wczoraj na tej głupiej imprezie. Wkurzony na świat, zerknął na Briana, który wyglądał jakby nic się wczoraj takiego nie wydarzyło i zacisnął swoje zęby, żeby opanować swoje negatywne emocje.
– Możesz do mnie zadzwonić? – poprosił cicho zachrypniętym głosem, zakrył na moment usta i odchrząknął. – Nie mogę znaleźć telefonu. – wyjaśnił nie patrząc na blondyna dłużej niż to było konieczne.
Nie czuł się z nim teraz swobodnie, nie widziało mu się przebywanie z nim po czymś takim, ale niestety był na niego skazany na parę kolejnych dni.


effsie - 2019-01-06, 17:58

Och, Brian w żadnym wypadku nie miał zamiaru udawać, że nic się nie wydarzyło. Gdyby tak robił, nic nie mogłoby się powtórzyć, a na to miał ogromną, ogromną nadzieję. Naprawdę czekały go dziś zakupy w jakiejś aptece.
Podniósł wzrok znad swojego telefonu i bez słowa wykręcił numer Valye’a, wydawałoby się, że obojętny na jego zakłopotanie. Komórka jednak rozdzwoniła się gdzieś w szczelinie kanapy i zanim Val do niej doskoczył, Brian już trzymał ją w wyciągniętym przed siebie ręku.
— To było twoje pierwsze gejowskie doświadczenie, nie? — spytał luźno, zupełnie jakby mówił o pogodzie. Wskazał głową na stolik i dodał: — Masz wodę.
Iście szarmancki, nieprawdaż? To się nazywa dżentelmeństwo XXI wieku.


Valye - 2019-01-06, 18:35

Przez pytanie Brian poczuł, jakby coś go nagle dźgnęło w środku. Żołądek zawiązał się w supeł, a serce niewygodnie podeszło mu do gardła. Kurwa. Oczywiście, że pierwsze!
Posłał blondynowi wściekłe spojrzenie i wyrwał ostrym ruchem swój telefon z jego ręki. Odwrócił się od razu na pięcie ignorując stojąca na stoliku butelkę wody, która kusiła go jak syreny żeglarzy, wcisnął na nogi buty i chwycił klamkę.
– Napiję się na dole. – burknął i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
W hotelowej restauracji wybrał stolik w najmniej zaludnionej części sali. Zerkając na zegar upewnił się, że jest jeszcze dość wcześnie, wiec chwilowo nie grozi mu wielki tłum. Nie musiał czekać długo, kiedy krzesło na przeciwko odsunęło się do tyłu, a przy stole zasiadł Brian kipiący pewnością siebie. Przerwał skubanie swojego skromnego tosta, żeby upić mały łyk wody ze szklanki, stojącej obok jego białej kawy.
– Chris. – rzucił nagle bez podnoszenia na blondyna wzroku. – Pamiętasz jeszcze o nim? A może nie chciałeś, żebym ci przypominał o jego istnieniu? – mruknął odgryzając kawałek spieczonego chleba i podniósł w końcu spojrzenie na Briana, chcąc widzieć ewentualne zmiany na jego twarzy.


effsie - 2019-01-06, 18:53

Brian powiódł rozbawionym spojrzeniem za Valye’em, który był naprawdę poddenerwowany. Dawson zupełnie nie rozumiał, skąd się to brało. Przecież on sam, dzięki minionej nocy, był naprawdę rozluźniony i zrelaksowany, nawet jeśli nie posunęli się dalej niż zwykle zwalenie konia. Langley był w tym cudownie nieobeznany i przez to naprawdę Brian poczuł jakąś ekscytację, która kazała mu pokazać młodemu grafikowi jak wiele jeszcze nie wie.
O swoim ciele, naturalnie.
Bo że było przyjemnie – do tej pory Brian nie miał ku temu wątpliwości. Zaś to, co między nimi zaszło… to było przyjemne, nawet bardzo, i Dawson chętnie by to powtórzył, ale, na Boga, to tylko seks. Pieprzeniu nie trzeba było nadawać drugiego dna i analizować za i przeciw.
Wstał i ubrał się, decydując się zejść na śniadanie. Nie spieszył się z wybieraniem sobie jedzenia (jajecznica wyglądała obrzydliwie, jak ktokolwiek mógł jeść tak rozbebłane jajka?), w końcu decydując się na ciemne pieczywo, masło, szynkę szwarcwaldzką, warzywa i sałatę, doprawione jasną kawą i szklanką soku pomarańczowego. Rozejrzał się po sali i powiódł do stolika, gdzie siedział Valye, chcąc sobie wyjaśnić parę kwestii.
— Myślałem, że ci się wczoraj podobało — powiedział, stawiając na stole talerz i oba kubki. Potem podniósł nieco zdziwiony wzrok na Valye’a. — Chris? Od kiedy się nim przejmujesz? — spytał, niewzruszony. — Wydaje mi się, że wiedziałeś, że mam chłopaka, kiedy wsadzałeś mi rękę do gaci, więc nie rozumiem, dlaczego teraz o tym rozmawiamy. — Wzruszył lekko ramionami. — Jak chcesz mu powiedzieć to śmiało.
W końcu to nie tak, że Val nie miał w tym doświadczenia, prawda?
Brian nie czuł większych wyrzutów sumienia. Jasne, pewnie gdyby jego chłopak tu z nim był to zamiast Valye’a to on znajdowałby się z nim wczoraj w łóżku, ale… Chrisa nie było, był za to nastrój i ot, stało się. Nie było się nad czym zastanawiać. Nikomu nigdy nie stała się wielka krzywda od małego wyskok w bok, a to przecież też nie tak, że zamierzał teraz zrywać ze swoim chłopakiem przez małe robótki ręczne.


Valye - 2019-01-06, 19:11

Właśnie. Stało się. I to go najbardziej bolało. Wystarczyło trochę więcej alkoholu, żeby Val nawet nie myślał o protestowaniu. Czy on naprawdę nie myślał już wtedy mózgiem? Czy był tak cholernie łatwy i napalony, żeby nawet nie pamiętać, że ten ktoś, z kim wczoraj poniosły go emocje i pożądanie, miał kogoś? Cholera. Nie zamierzał zwalać winy na Briana. Do tango trzeba dwojga, no nie? A najgorsze w tym wszystkim było to, że to tango mu się podobało. I tego nie mógł znieść.
– Nie powiem mu. – odparł od razu zlewając pierwsze pytanie. Taki chuj, że mu na nie odpowie.
Jeszcze tego mu brakowało, żeby otwarcie przyznawał przed tym bucem, że cholernie mu się podobało. Tym bardziej nie zamierzał dzielić się z kimkolwiek wiedzą o tym, co zaszło między nimi. Po jego trupie, że komuś o tym powie, nawet jeśli miałby to być Chris. W sumie, czy to nie byłoby łatwe? Może wtedy ten chłoptaś zniknąłby z życia Briana i... co do cholery, Val?
Wściekły na swoje myśli odłożył nadgryzionego tosta na talerz i owinął palce wokół szklanki z zimną wodą. Prawą ręką. Tą samą, którą kilka godzin temu...
– Ok, słuchaj – odchylił się do tyłu na krześle i zaplótł ramiona na piersi. – Byłem pijany, ty też, poniosło nas... i tyle. Zamknijmy ten temat i nie wspominajmy o tym juz nigdy więcej.


effsie - 2019-01-06, 19:25

Brian pił właśnie sok, gdy usłyszał słowa Valye’a. Odsunął szklankę od ust i spojrzał na niego wnikliwie.
— Nie jesteś ciekawy? — spytał, nieco zaskoczony. Och, on sam był bardzo, bardzo ciekawy – głównie tego, jak to by było, poczuć ten ciasny tyłek wokół siebie, co prawie się mu udało, gdyby niefart losu. — No wiesz. Jeśli się boisz, dzisiaj też możesz się upić.
Był bezpośredni, ale nie było czego tu owijać w bawełnę; obaj dobrze wiedzieli, co wczoraj niemal się wydarzyło i Brian naprawdę liczył na to, że tego wieczoru doprowadzi sprawy do końca. Co tu dużo mówić, ten czarnowłosy gnojek był całkiem zgrabny i skoro trafił się mu taki okaz w łóżku (dosłownie) to aż żal byłoby nie skorzystać.
— Nie proponuję ci miłości aż po grób tylko, bo ja wiem, uspokojenie nerwów. Miłe spędzenie czasu, skoro już śpimy w jednym łóżku.


Valye - 2019-01-06, 20:10

– Ciekawy? Ciekawy do cholery czego? – oburzony zniżył głos wtrącając się w jego słowa, jednak ochota na wszczynanie kłótni przeszła mu z następną wypowiedzią blondyna.
Czuł się przejrzany. Odsłonięty. Było mu źle z faktem, że w pierwszym odruchu nawet nie pomyślał o odmowie. W ogóle mu to nie przeszło przez myśl. A Brian wydawał się doskonale wiedzieć o tym, że Val nie zaprotestuje. Denerwowało go to.
Nie przywykł do takiej wyuzdanej szczerości. Ta bezpośredniość Dawsona zwaliłaby go pewnie z nóg, gdyby stał. Nie wiedział co ma odpowiedzieć blondynowi, osaczył go skubany.
Jesteś dorosły, a to tylko seks. Tak? Tak... nie, nie kurwa. Nie potrafił tak luzacko myśleć nawet, kiedy doskonale wiedział, że tak właściwie to wszystko jest takie banalne. Ale nie... musiał komplikować. Był Chris, zdrada, Brian był jego szefem, facetem, on nie był gejem... Czy to naprawdę miało jakiekolwiek znaczenie?
Siedział cicho tępo wpatrując się zmęczonym wzrokiem w swój talerz. W końcu wyciągnął rękę po swoją kawę i upił powoli jej maly łyk.
– Miłe spędzenie czasu. – powtórzył z wyraźną kpiną w glosie, która przebijała się przez jego krzywy, zmartwiony uśmiech.
I co? Miał się od tak zgodzić? Przytaknąć? Tak po prostu? Nawet jeśli dobrze oboje wiedzieli, jak skończy się dzisiejszy wieczór, to ciężko było mu bez wahania przyznać się do tego, że akceptuje taką opcję. Jego ego na to nie pozwoli.
Bez odzywania się do Briana, bo nie widział w takim działaniu sensu, dokończył powoli swoje śniadanie, bardzie je w siebie wmuszając, bo apetyt mu dzisiaj nie dopisywał, dokończył swoją kawę i z obronną pozycją na krześle zaczął wpatrywać się w nadal jedzącego blondyna po drugiej stronie stołu.


effsie - 2019-01-06, 20:34

Brian zaakceptował tę ciszę, którą w ich rozmowie narzucił Valye. Prawdę mówiąc, ta niema zgoda cieszyła go bardziej, niźli jakiekolwiek słowne przepychanki. Och, może nie zachowywał się najbardziej moralnie, ale co z tego? Miał przed sobą faceta, który był wyraźnie chętny na wszelkie zabawy i nowe doświadczenia, tylko nie do końca potrafił o to wyraźnie poprosić.
W porządku. Mogli porozumiewać się pozawerbalnie – to akurat najmniejszy problem.
Brian w spokoju kontynuował swoje śniadanie, w końcu podnosząc wzrok i przyłapując Valye’a na tym, że się w niego wpatrywał. Uniósł wyżej brew i zagryzł wargę, w duchu zauważając, że trafił się mu dość wstydliwy facet. W życiu by nie pomyślał, że rozmowa o pieprzeniu może kogoś tak zawstydzić.
— Widzimy się za kwadrans? — spytał, łapiąc Valye’a na tym, że wybałuszył oczy. — W sali konferencyjnej — uściślił. — Chyba, że idziesz ze mną do pokoju.


Valye - 2019-01-06, 21:33

A Val z kolei w życiu by nie pomyślał, że trafi mu się ktoś, kto bez skrępowania mówi o pieprzeniu w restauracji wśród innych ludzi.
– Co? – wyrwany z zamyślenia i speszony tym, że został przyłapany na gapieniu się, zmarszczył brwi, analizując słowa Briana.
Czy on właśnie zaproponował mu szybki numerek...?
Wstał gwałtownie od stołu kładąc na nim dłonie, jednocześnie mrużąc na krótki moment oczy, kiedy kac dał o sobie znać przez tak szybką zmianę pozycji.
– W sali konferencyjnej. – rzucił i szybko ewakuował się z restauracji.
W pokaźnych rozmiarów sali zajął miejsce jak zwykle, w najmniej rzucającym się oczy miejscu. Boże. Ten kac go dzisiaj zabije. I... szlag. No nie siedzi mu się za wygodnie. Zanim zdążył podeprzeć głowę na dłoni i spróbować zahibernować na piętnaście minut, poczuł jak ktoś na niego patrzy. Gdy uniósł wzrok, marszcząc lekko brwi, zauważył machającą do niego radośnie rękę. O żesz... automatycznie skinął głową siląc się na sztuczny uśmiech starszemu mężczyźnie, który wciągnął go wczoraj w swoje towarzystwo przy okazji upijając prawie do nieprzytomności. Zapomniał już o tych ludziach. Nie chciał nawet wracać myślami do tej felernej imprezy.
Nagle dostał strzała w plecy z otwartej dłoni, co sprawiło że podskoczył jak oparzony.
– Młody! – kolejny mężczyzna z wczorajszego wieczoru zaczął klepać go przyjaźnie po plecach przyglądając się jego twarzy. – Widzę, że kacyk jest. Dobrze, bardzo dobrze. Właśnie po to pije się alkohol, żeby trzepnęło. – zaśmiał się w taki sposób, który Valyw uznał za wręcz obrzydliwy. – Jakbyś czegoś potrzebował, wal do nas śmiało. – rzucił radośnie i zszedł na przód do swojego kompana.
Co do cholery? Przecież tylko wczoraj chlał z nimi. Skąd to spoufalanie? I dlaczego na jego szyi wisiała plakietka organizator?
Kiedy Brian w końcu dołączył do niego i usiadł obok, Val wyraźnie nie czujący się zbyt energicznie, nieco blady złapał za mostek swojego nosa i westchnął głęboko.
– Cycki. – wypalił nagle nie spoglądając na niego. – Usuń je. Niech będzie, że wygrałeś, ale usuń je.


effsie - 2019-01-06, 22:04

Brian nie miał kaca. Owszem, poprzedniego dnia wypił trochę alkoholu, ale miał już tyle lat, by potrafić go pić. Dodatkowo, pamiętał o nawodnieniu, a i jakość Whisky nie była bez znaczenia; rano nie towarzyszył mu nawet ból głowy.
Wyglądał też wręcz śpiewająco, w dobrze skrojonych, ciemnych spodniach i dobranej do nich koszuli. Jasne włosy związał z tyłu głowy, nabierając jakiegoś przekornego wyglądu, gdzieś na pograniczu elegancji i hipsterstwa, chociaż pewnie gdyby sam to usłyszał, zaraz by wyraził niepochlebny komentarz.
— Trochę za późno na jakieś życzenia — zauważył w odpowiedzi na prośbę (rozkaz?) Valye’a, unosząc lekko brew. — Widzisz, bym miał ze sobą komputer? Poza tym, trochę wiary w siebie. Kto wie, może to ja będę ci robił śniadania — dodał, nachylając się nieznacznie nad grafikiem i chyba nie sposób było nie dostrzec jakiegoś błysku w jego oku.
Och, uwielbiał wszelkie dwuznaczności.
Zanim Val mu odpowiedział, na scenie zabrano głos i Brian kulturalnie odwrócił głowę w tamtą stronę. Po krótkich przemówieniach rozpoczęły się prezentację. Brian z tabletem na kolanach zrobił kilka notatek, sprawiając wrażenie, że naprawdę słuchał tych (jak słusznie Valye prognozował poprzedniego dnia) nudnawych prezentacji. W końcu nadeszła jego kolej.
— Brian Dawson, reprezentujący wydawnictwo Luna — zapowiedział go organizator, a Brian wyszedł na środek i, niczym nieskrępowany, zaczął swoją (ich) prezentację.
Od razu było widać, że czuł się w tym jak ryba w wodzie. Bez skrępowania przechodził gładko przez kolejne slajdy, nie zanudzając widowni, sypiąc zabawnymi komentarzami czy żartami, na które sala reagowała śmiechem i nie dało się nie zauważyć, że jego prezentacja poziomem znacznie odbiegała od pozostałych. Valye mógł dosłyszeć szepty, które wyrażały współczucie wobec osoby prezentującej po Brianie, akurat wtedy, gdy na ekranie pojawił się obiekt zakładu.
Slajd z piersiami nie był ani trochę wulgarny, a Brian ograł to w prosty sposób, przedstawiając podkategorię prozy erotycznej. Użył zdjęcia wcale nie tak pokaźnych, jednak piersi, a przez trafiony charakter jego prezentacji, slajd ten nie został odebrany jako żaden rubaszny żart wujka, a kolejny aspekt poruszanego przez Dawsona tematu. Słowem – wszystko było w granicach dobrego smaku i merytoryki.
Gdy zakończył prezentację otrzymał donośne brawa i padło kilka pytań dotyczących tematu, który poruszył. Na dwa z nich Brian odpowiedział z miną wyrażającą uprzejme zainteresowanie, odwracając z uśmiechem głowę do trzeciej osoby, która podniosła rękę.
— Wspominałeś o wprowadzeniu zunifikowanego szablonu waszych przyszłych książek… mógłbyś powiedzieć o tym coś więcej?
— Tak — przytaknął, wciąż z firmowym uśmiechem. — To jeden z naszych topowych projektów, którym się teraz zajmujemy. Ale, odnośnie szczegółów, może odpowie na nie mój współpracownik, Valye Langley. Valye jest art directorem w Lunie, pracuje bezpośrednio nad tym projektem. Val?


Valye - 2019-01-06, 22:50

– Brian, musisz je usunąć... – mając w głowie niesamowicie sprośny slajd ze swoim nazwiskiem w tle, Val zaprotestował spoglądając na swojego szefa ze zbolałym wyrazem twarzy, ale ten nagle stracił nim zainteresowanie, sztucznie przenosząc się na obecnego mówcę. Szlag. Fuck.
Siedząc jak na szpilkach starał się chociaż trochę zainteresować prezentacjami, nie chcąc wyjść na ignoranta, ale niestety, wyjątkowo dzisiaj się nim stał. Nawet wczoraj nie był chyba taki spięty, kiedy Brian niemal w wesołych podskokach Brian wyszedł na środek i zaczął swoją prezentacje. Jednak, naprawdę, naprawdę nie wiedząc jakim cudem, okazało się, że cycki były, ale nikt ich za to nie wyrzucił z konferencji. Co za cwaniak... Mimo że Val właśnie przegrał zakład, to szczerze powiedziawszy, aż się z tego cieszył.
Kurwa. – to było jedyne co przeszło mu przez myśl, kiedy Brian wymienił jego nazwisko. Zabiję gnoja. Co prawda obydwaj byli w pracy, a Val nie przyjechał tu tylko po to żeby zbijać bąki (i pieprzyć się ze swoim szefem), ale w tamtym momencie miał wrażenie, że Brian zrobił to na złość. Przecież do cholery sam kierował projektem i doskonale wiedział tyle samo co Val w tym temacie, jak nie więcej. W dodatku tą swoją gładką gadką przekazał by te informacje w znacznie bardziej przystępny i nie odstraszający sposób. A teraz? Valye jak idący na ścięcie podniósł się z miejsca, kiedy mózg podpowiedział mu, że należy zachować jakieś okrojone maniery i dać się zobaczyć ludziom, którym miał odpowiedzieć na pytanie.
Gdy zaczął odpowiadać starając się trzymać jak największy skład i ład wypowiedzi, nie omieszkał wwiercać w Briana spojrzenia. Miał ochotę zniknąć. Szczerze nienawidził, kiedy cała uwaga przenosiła się na niego, to zawsze było jego zmorą nawet za dzieciaka w szkole. Co on właściwie robi w takim miejscu poza tym, że zdecydowanie nie pasuje? O wiele bardziej wolał korespondować przez maile z dziwaczną autorką książek dla dzieci, niż zabawiać i spuszczać się nad całą salą takich ludzi.
W końcu kiedy przy małej pomocy Briana skończył dukać większość rzeczy, które zapamiętał z rozmów swojego zespołu w pracy, a wszyscy uznali, że nie ma sensu próbować wyczerpywać tego tematu, Val opadł na miejsce, a po chwili dołączył do niego Brian. Valye nie odzywał się do niego, sztywno wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Trwał w takim stanie do samej przerwy na kawę, a kiedy ogłoszono ją, wstał i nie oglądając się za siebie wyszedł szybko z sali, starając się nie rzucać w oczy. Wiedziony potrzebą zaczerpnięcia świeżego powietrza, wyszedł na zewnątrz nie przejmując się zbytnio brakiem kurtki. Wiedząc, że prawdopodobnie z budynku wyjdzie kilku ludzi chcących zapalić papierosa pod chmurką, usunął się gdzieś na bok. Gdy znalazł odpowiednią ławkę upewnił się że nie jest mokra i usiadł na niej, opierając łokcie na swoich udach. Czy ten wyjazd może być jeszcze gorszy? Odnotowując w pamięci, że następnym razem musi od razu odmawiać, kiedy padnie propozycja podobnej wycieczki, schował twarz w zimnych już dłoniach, nie zamierzając przez najbliższe minuty wracać do środka.


effsie - 2019-01-06, 23:29

Właściwie to wcale nie było tak, że Brian chciał zrobić Vale’owi na złość. Możliwe, że w ogóle nie zorientował się, że wypowiadanie się na forum tylu ludzi jest dla grafika dyskomfortem (dla niego, to wyraźne, w ogóle nie było – a więc pewnie nie wyściubiał nosa dalej, niż sam patrzał i kończyło się, jak się kończyło). Może nawet chciał dać mu się wypowiedzieć, powiedzieć to i owo, pochwalić się pracą przy projekcie; widać jednak, nie zdało to do końca egzaminu.
Nie trudził się na tyle, by latać za Valem w tę i z powrotem – to byłoby już lekkie przegięcie. Przerwę kawową, a więc i lunchową, spędził w towarzystwie starej znajomej. Gdy zorientował się, ile czasu zostało do kolejnego panelu, przeprosił koleżankę i udał się na samotny spacer.
Jego celem była pobliska apteka.
To nie tak, że planował sobie wydarzenia minionego wieczoru – gdyby tak było, na pewno pamiętałby o prezerwatywach.
Zaniósł zakupy do pokoju i umieścił w szafce nocnej, dołączając później do kolejnego z paneli konferencji. Zgubił gdzieś po drodze Valye’a, ale nieszczególnie się tym przejął – był w końcu dużym chłopcem i potrafił sam sobie poradzić. Grafik odnalazł się dopiero przy kolacji, którą jedli już w bardziej kameralnym gronie, podzielonych na mniejsze grupki pracowników innych wydawnictw. Atmosfera była miła i chyba nawet Valye się trochę rozchmurzył, albo tak tylko wydawało się Brianowi, który siedział obok niego. W pewnej chwili telefon Dawsona się rozdzwonił i blondyn zerknął przelotnie na wyświetlacz.
Christopher Smith.
Wyciszył telefon, przepraszając swoich rozmówców i dokończył z nimi rozmowę, dopiero gdy zakończył temat wstał od stołu i odszedł kawałek, przystając przy ciastach, gdzie wybrał numer swojego chłopaka. Chris nie miał żadnej konkretnej sprawy, dzwonił tak o, porozmawiać, skoro nie robili tego już ponad dobę, a Brian odniósł wrażenie, że dodał sobie śmiałości alkoholem i jego słowa jasno wskazywały na ochotę na powymienianie się sprośnościami.
— Chris, jestem na kolacji — przypomniał z pewnym rozbawieniem Brian.
— Och, no i co z tego? Siedzisz z nimi przy stole? — Usłyszał w słuchawce.
— Nie. Ale…
— Żadne ale. Tęsknię za tobą, wiesz?
— Nie widziałeś mnie dwa dni.
— Dwa dni to strasznie dużo. Wiesz, właśnie wyszedłem spod prysznica i jeszcze nie zdążyłem się ubrać…
— Ech. To naprawdę nie jest dobry moment, Chris. — Zwłaszcza dlatego, że gadając tobie te rzeczy, zaraz sam się nakręcę. A siedzenie ze wzwodem obok Vala to nie jest mój plan na ten wieczór. Mam lepsze.
— Ech. Szkoda… — Chris zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając. — Wyślesz… wyślesz mi wieczorem swoje zdjęcie?
— Zdjęcie?
— No… no wiesz.
— Chris. Chyba się zapędzasz.
— Po prostu za tobą tęsknię.
— To już słyszałem.
— Może… może bym do ciebie przyleciał? Na dzień, albo dwa? Nie przeszkadzałbym ci podczas dnia, tylko wieczorami.
— Przyleciał? Chcesz tu przylecieć? — powtórzył zadziwiony Brian. — Nie, Chris, nie przylatuj. Mam tu… sporo pracy — dokończył, odwracając się tylko po to, by napotkać spojrzeniem Vala, który musiał najwyraźniej czaić się na ciasta i przypadkiem został świadkiem tej rozmowy. — Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze? — spytał do telefonu, wwiercając spojrzenie w Valye’a.


Valye - 2019-01-06, 23:57

Kolacja była przepyszna. Jedzenie zawsze sprawiało mi przyjemność, a dzisiaj te smaczne dania poprawiły mu humor po calym, niemrawym dniu na kacu i nudnej konferencji. I jakoś tak nagle, po tym słonym jedzeniu wzięła go ochota na coś słodkiego. Cóż. Nie zwlekając za długo, przeprosił resztę wstając od stołu i powolnymi (wcale się nie skradał) krokami ruszył w stronę stołu z ciastami. No co miał poradzić, że Brian akurat przy nich stał? Biorąc z brzegu czysty talerzyk zaczął przyglądać się przeróżnym słodkościami porozstawianych na stole, nadstawiając ucho. Co? Ten młokos chciał tu przylecieć? No chyba go... Próbując nie dać po sobie poznać, że podsłuchuje, z wielkim zainteresowaniem dalej oglądał ciasta, a kiedy „przypadkowo” zerknął na Briana, tak się właśnie złożyło, że ten piorunował go wzrokiem. Oh jej, ups. Zauważył go.
Kiedy Dawson skończył rozmawiać, Val odezwał się od razu nie patrząc na niego, nie zamierzając się kryć z tym, że słyszał fragment.
– Ostrzeż mnie wcześniej jeśli tu przyjedzie. Zabiorę swoje rzeczy z pokoju i się wyniosę. Będę nocować w windzie. – posłał mu krzywy uśmiech i w końcu zdecydował się na jakieś ciasto z białą czekoladą i wrócił do stolika.
Ludzie z którymi jedli kolacje, dość szybko zaczęli się ulatniać, dlatego po niedługim czasie, Val został z Brianem sam na sam. Valye nagle bez słowa wstał i podszedł do samoobsługowego baru, który był najwyraźniej ustawiony specjalnie dla takich szaleńców jak on, którzy po godzinach w środku tygodnia i poza jakąkolwiek imprezą marzą o tym, żeby się schlać. Nie, nie chciał się upić. Po prostu jakoś rzeczywiście, przypominając sobie wcześniejsze słowa Briana, potrzebował się napić. Pamiętając szaleńcze nauki Kate, zmieszał na szybko w dwóch wysokich szklankach mocne mojito, nawet kusząc się o ozdobienie szklanek plastrem limonki, również znalezionej między alkoholami. Wrócił do stolika i postawił przed Brianem jedną ze szklanek, bez słowa siadając na przeciwko. O ile wczoraj kompletnie nie wiedział, co może się wydarzyć, tak dzisiaj, cholera, nie miał się co oszukiwać, obydwoje wiedzieli jak dzisiaj skończą, dlatego Val był niesamowicie spięty i poddenerwowany. Oczywiście starał się to ukryć, ale nerwowe drganie nogi oraz zachłanne przyssanie się do szklanki na pewno nie wskazywały na jego rozluźnienie.
– Długo jesteś już z Chrisem? – wypalił nagle wyrzucając ze swojej szklanki słomkę i biorąc z niej bezpośredni, porządny łyk.
Tak Val, nie ma to jak gadać o chłopaku faceta, z którym zaraz wylądujesz w łóżku. Romantycznie, że o ja.


effsie - 2019-01-07, 00:18

Brian też nie chciał, by Christopher tu przyjeżdżał; absolutnie nie potrzebował go tu do szczęścia i nawet nie wiedział, co zrobiłby, gdyby ten zjawił się w drzwiach. Nie potrzebował się jednak nad tym zastanawiać; zamiast tego schował telefon do kieszeni i odprowadził Valye’a wzrokiem do stolika, później samemu decydując się na jakieś z ciast.
Kolacja przebiegła w raczej miłej atmosferze, przynajmniej do czasu, gdy nie zostali sami; obdarzali się kulturalnymi uprzejmościami, nawet żartowali (Brianowi zdarzył się jeden, dwuznaczny żart, który sprawił, że Val nieco zakrztusił się pitym drinkiem, ale nikt tego nie zauważył). W pewnym momencie grafik podniósł się od stołu bez słowa, a Brian, przekonany, że ten dezerteruje, uniósł sceptycznie brew.
Jakież było jego zaskoczenie, gdy po chwili… wylądowała przed nim szklanka Mojito; może nie najwyższych lotów, ale nie zamierzał wcale narzekać.
Kręciło go to; ta jakby całodniowa gra wstępna, wzrastające oczekiwanie, w końcu… drink na rozluźnienie nerwów? Brian nie zamierzał publicznie wykonywać żadnych gestów mogących świadczyć o tym, na jaki stopień weszła ich relacja tej nocy (zamiar ten, wydawało się, był obustronny), ale przygryzł słomkę, mrużąc nieco oczy.
Pociągnął łyka i mimowolnie oblizał usta.
Dobre.
Temat Chrisa uznawał za zamknięty, widać, niepotrzebnie, bo Valye był go całkiem ciekaw. Briana nawet ciekawiły te masochistyczne zapędy (czy ten facet nie robił afery z akcji pod tytułem zdrada, żeby teraz samemu w to wchodzić?) i dodawały temu wszystkiemu nieco pikanterii.
— Z pół roku — odparł, pozostawiając Valowi do interpretacji, czy było to długo, czy też nie. — A ty? Od kiedy Amy za tobą tęskni? — odbił piłeczkę. Był przekonany, że nie tylko on tutaj działał na dwa fronty; nie, żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało.


Valye - 2019-01-07, 00:28

Mimowolnie nie mogąc się powstrzymać, patrzył jak Brian przygryza słomkę i oblizuje usta. Usta, które Val zdążył już poznać.
Pół roku. Sam nie wiedział, czy to sporo jak na związek między dwoma facetami, ale ocenił, że być może znają się już naprawdę całkiem dobrze.
– Nie wiem, to nie moja sprawa. – mruknął marszcząc brwi, kiedy jego szef wspomniał o Amy, której coś najwyraźniej ostatnio odbiło. Przez chwilę milczał, ale wydawało się, że nie dokończył swoich słów i tak właśnie było, bo po kilku sekundach odezwał się i kontynuował. – Tylko z nią sypiałem. Po prostu odezwała się jakiś czas temu i... – urwał i wzruszył ramionami ściągając brwi, kiedy zdał sobie sprawę, że najwyraźniej próbuje się właśnie tłumaczyć, by Brian nie pomyślał, że Val ją zdradza.
Napił się ponownie swojego drinka sprawiając, że została w szklance tylko połowa zawartości. No cholera Val, nie powtarzaj wczorajszego wieczoru.
– Spotykałeś się z już facetami zanim poznałeś Evelyn? – wypalił z kolejnym, zabójczym pytaniem, które zdecydowanie miało rozluźnić atmosferę. Pięć punktów dla tego pana


effsie - 2019-01-07, 00:39

I bardzo dobrze, że patrzył; Brian wyczuł na sobie to spojrzenie i uśmiechnął się sam do siebie w myślach. Bardzo, bardzo dobrze.
Prawdę mówiąc, Brian miał całkowicie gdzieś życie erotyczne tudzież uczuciowe Valye’a; o Amy wspomniał raczej w ramach złośliwości, czy żartu, nie spodziewając się, że usłyszy taką historię. Uniósł sceptycznie brew, słysząc to tłumaczenie się, ale nie skomentował tego w żaden sposób.
Za to pytanie o Evelyn nie mógł odpuścić.
Pociągnął łyk drinka (dużo mniejszy, niż Valye) i odparł:
— Nie. — A zaraz potem dodał: — Jesteś pewien, że chcesz rozmawiać o Eve?
To było dość zabawne zrządzenie losu, jakby nie patrzeć, ale Dawson wątpił, by Val docenił tę ironię.
— Denerwujesz się czymś? — spytał, nachylając się nieznacznie nad stolikiem i wyciągnął dłoń, szybko umieszczając ją na ramieniu Valye’a i uciskając. — Jesteś jakiś zestresowany — dodał niewinnie, nie zabierając dłoni; zamiast tego zaczął rozmasowywać mięśnie Valye’a, rzucając mu wyzywające spojrzenie.


Valye - 2019-01-07, 00:51

– Nie, nie chcę. – przyznał od razu stwierdzając, że jego pytanie było naprawdę idiotyczne.
Zdziwił się, kiedy Brian pochylił się ku niemu i złapał za ramię. Zerknął szybko na ludzi przy innych stolikach, którzy na szczęście nie zwracali na większej uwagi zajęci sobą, ale mimo to, Val stracił od razu dłoń blondyna.
Nie odpowiedział na pytanie, posłał mu tylko groźne spojrzenie i zachowując się jak nastolatek, którego poniosła impreza, wyzerował swojego drinka zostawiając w szklance tylko kostki lodu i liście mięty. Ponownie bez żadnego słowa wstał i ruszył do baru.
Fuck. Denerwował? Nie skądże... oczywiście, że się do cholery denerwował! Ale przecież nie powie Brianowi o tym, że się cyka dzisiejszej nocy. Przerażał go fakt, że cały dzień jakby oboje na to czekają, aż w końcu wylądują w swoim pokoju bez obcych spojrzeń. Na samą myśl przechodziły go dziwnie przyjemne, ale też niepokojące dreszcze. Nie mając ochoty zabawiać się ponownie w barmana, tym razem w innej szklance zmieszał czystą z sokiem pomarańczowym, dorzucił sobie parę kostek lodu i tak uzbrojony podszedł do stolika. Nie siadał. Upił tylko mały łyk mocnego drinka i zerknął na wyjście z restauracji, lekko kiwając głową w jego kierunku. Nie mając nic przeciwko chwilowemu orzywłaszczeniu sobie szklanki na dzisiejszą noc, bez czekania na reakcję Briana ruszył do windy, chcąc wrócić już do ich pokoju. Nie, nie paliło mu się... po prostu chciał już wziąć prysznic. Z drinkiem.


effsie - 2019-01-07, 01:04

Nie trzeba było być geniuszem by wiedzieć, że Valye się stresował; i nie chodziło już nawet o spięte mięśnie, podejrzane zachowanie czy inne oznaki, wystarczyło patrzeć jak dodaje sobie odwagi naprędce wypijanym alkoholem. Briana to naprawdę bawiło i czerpał z tego wielką przyjemność – mógłby przecież to już skrócić, mógłby sam zaproponować, by się stąd ulotnili, ale zamiast tego obserwował poczynania grafika i dolewał oliwy do ognia swoimi pytaniami i drobnymi gestami.
Jezu, jakże on to uwielbiał.
Gdy Val skinął głową w kierunku wyjścia, Brian nie podniósł się od razu. Posiedział tak jeszcze z minutę czy dwie, w tym (jak dla niego i tak dość szybkim) tempie dopijając drinka, nim zasunął za sobą krzesło i skorzystał ze schodów (nie z windy). Otworzył sobie pokój kartą i gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, usłyszał pytanie Vala:
— Masz gumki?
Zaśmiał się ochryple, chcąc zlokalizować źródło dźwięku, ale go nie dostrzegł. Zapalił więc światło i przytaknął:
— Mam.
Ku jego zdziwieniu, Val wykrzywił twarz.
— Możesz zgasić światło?
— Nie — odparł od razu Brian, odkładając telefon na półkę i rozpiął jeden z guzików swojej koszuli.
— Nie?
— Nie.
Był bezpośredni i pewny siebie, a ta krótka wymiana słów nawet w jego uszach zabrzmiała podniecająco. Miał zamiar tej nocy widzieć wszystko, wszystko, a nie bawić się w przeciętne małżeństwo Kowalskich pod kołdrą.
Nie odwlekając dłużej tego, co nieuniknione, podszedł do Valye’a, chwycił go za podbródek i wpił w jego usta, drugą dłoń zaciskając w pięść na jego włosach.


Valye - 2019-01-07, 01:20

Skrzywił się, kiedy Brian zaśmiał się z jego pytania. Pytał poważnie. To była ważne, a ten zarechotała jak głupek. I światło. Naprawdę wolał zgaszone tak jak wczoraj. Nie chciał... tych wszystkich szczegółów. Naprawdę nie chciał... chyba. Już sam nie wiedział, bo gdy tylko blondyn ruszył w jego kierunku, serce od razu zassało adrenalinę, wprowadzając je w wysokie obroty. Nie mogąc się powstrzymać, jęknął w jego usta łapiąc równowagę od jego rozpędu, czując jak oblał sobie palce ciagle trzymanym drinkiem. Boże, Boże... ciągle pamiętał te usta, to było chore. I obłędnie podniecające. Nie, moment. Najpierw prysznic.
Zbierając się w sobie oderwał się od Briana odsuwając spory krok do tyłu. Patrząc mu w oczy wziął łyk drinka czując palącą go w gardle wódkę, odstawił szklankę na stolik i porywając z walizki swoje nieodłączne spodnie dresowe czmychnął do łazienki zamykając za sobą drzwi na zamek. Niech chujek trochę poczeka. – I z taką myślą Val wziął naprawdę, naprawdę długi i dokładny prysznic, rozgrzewając pod nim każdy swój mięsień, kiedy gorąca woda oblewała jego ciało. Cóż, tu przynajmniej nie płaci za rachunki więc może sobie pozwolić. No i Brian się trochę poniecierpliwi. Nawet zęby mył tak powoli i dokładnie jak chyba jeszcze nigdy. Czy Brian już się odpowiednio zirytował? Wsuwając na swoje biodra spodnie, oczywiście z bokserami, nawet postanowił wyjątkowo zawiązać przy nich ciasno sznurek, żeby nie można było ściągnąć ich jednym szarpnięciem, tak jak stało się to wczoraj. Cóż... przynajmniej nie miał koszulki, bo zginęła śmiercią tragiczną.
W końcu postanawiając, że wystarczy już tego pindrzenia się, otworzył zamek i z wilgotnymi włosami stanął w drzwiach łazienki mierząc Briana nieco złośliwym uśmieszkiem, chcąc ukryć tym swoje zdenerwowanie. Podszedł do swojego drinka i podniósł szklankę do ust.
– Oh... lód się już roztopił? Tak szybko? – udając bardzo zawiedzionego upił mały łyk i obserwując uważnie Briana, podszedł do ściany i bezczelnie wyłączył światło.


effsie - 2019-01-07, 10:15

Brian musiałby być idiotą żeby nie zauważyć, jak Valye… lubił? kwestia sporna, czy lubił, czy po prostu to robił, ale niewątpliwie wodził go za nos, na początku wczoraj, potem dziś, gdy to niby sam ciągnął go do pokoju, tylko po to, by zniknąć na długie minuty w łazience. Uniósł brwi, zadziwiony tym zachowaniem, gdy usłyszał przekręcający się zamek w drzwiach, ale nie zareagował w żaden sposób, na przykład próbując dobijać się do drzwi czy robiąc coś równie idiotycznego.
Zamiast tego – zszedł do baru. Wypił przy nim kieliszek czerwonego, wytrawnego wina, dla smaku drogiego alkoholu. Cóż poradzić, był dosyć próżny i lubił rozpieszczać sam siebie takimi małymi gestami. Czując na wargach wciąż smak dobrego trunku, wrócił do pokoju, spodziewając się zastać tam już Valye’a; ku jego zdziwieniu, grafik wyszedł z łazienki dopiero po kilku minutach, chyba nieświadom tego, że Brian w międzyczasie zdążył opuścić pokój i do niego wrócić.
A co mu tam. Niech sobie myśli, że czekał tu przez cały czas, snując sobie w głowie wizje z Valem pod prysznicem w roli głównej.
— Po co te podchody? — spytał cicho, podchodząc do Valye’a. Stanął naprzeciw i w półmroku zmierzył go wzrokiem, choć niewiele widział. Nie dotknął go, zamiast tego kładąc dłoń na jego, wciąż znajdującej się na włączniku i nacisnął, sprawiając, że pomieszczenie rozjaśniło się żółtym światłem żarówek. — To cię kręci? Taka gra w kotka i myszkę? Teraz ja powinienem pójść pod prysznic i dać ci chwilę na snucie sobie wizji ze mną w roli głównej? — pytał, nie odwracając wzroku. Zamilkli obaj na chwilę, po której Brian uśmiechnął się w przebiegły sposób. — Może tak być. Możemy też od razu przejść do tego, na co obaj czekamy.


Valye - 2019-01-07, 11:25

Kiedy Brian do niego podszedł, Val stanął do niego przodem krzywiąc się, kiedy światło ponownie oświetliło pokój. Za jasno.
– Snułeś sobie o mnie wizje? – podchwycił bardziej szepcząc, niż używając choć trochę mocy swojego głosu.
Nagle odepchnął się od ściany popychając również do tyłu Briana, a jego dłoń w ostatniej chwili zanim oderwała się od włącznika, ponownie go przycisnęła sprawiając, że pokój pogrążył się w ciemności. O wiele lepiej. Idąc za ciosem Val popchnął blondyna raz jeszcze w stronę łóżka, sprawiając, że ten usiadł na jego krawędzi. Sam dał krok w tył, wypił szybko resztę drinka jaka została w ciagle trzymanej szklance i odłożył ją z cichym stuknięciem na stolik nocny.
Ok Val, chcesz tego, nie sraj.
Nieświadomie stawiając ciche kroki stanął bez słowa przed siedzącym Brianem. Gdyby ktoś miał tu jakiś super wyczulony słuch, prawdopodobnie stwierdziłby, że Valye dostał właśnie palpitacji, bo jego serce samo stwierdziło, że to co dzieje się obecnie jest wystarczające, by zaraz dostać zawału z wrażeń.
Korzystając z półmroku oraz tego, że ich wzrok nie zdążyłby przywyknąć jeszcze do ciemności, pochylając się nieznacznie nad Brianem sięgnął palcami do jego koszuli i powoli sam kontynuował rozpinanie guzików, które wcześniej zaczął blondyn. Val uznał, że lepiej się nie odzywać, nie odpowiadać. Miał nadzieję, że jego działania będą aż nadto wystarczające, by pokazać, że nie chciał żeby teraz to Brian szedł do łazienki. Nie, chyba chciał czegoś innego.


effsie - 2019-01-07, 14:32

Skłamałby, gdyby potwierdził – postanowił więc przemilczeć odpowiedź. Nie snuł żadnych wizji z Valye’em pod prysznicem, ale on sam nie musiał tego wiedzieć, zwłaszcza gdy milczenie mogło tak łatwo zostać odebrane za zgodę.
Chwilę później już dał się popchnąć raz i kolejny na łóżko, a wprawne (och, wiedział już, jak wprawne) paluszki Valye’a zajęły się rozpinaniem jego koszuli. Brian mu w tym nie przeszkadzał, starając się w ciemności dojrzeć wyraz twarzy grafika. Gdy w końcu rozsupłał on ostatni guzik i sięgnął ramion, by zrzucić koszulę z Dawsona, ten pozwolił mu na to, czekając, aż opadnie zbędny materiał garderoby. Gdy to się stało, niespodziewanie poderwał się na nogi, jednocześnie łapiąc Valye’a w talii w silnym uścisku i bez większego problemu ciskając na łóżko.
Wykorzystując zdezorientowanie grafika, sam pozbawił się butów i części bielizny, pozostając tylko w spodniach. Valye już podciągał się na przedramionach, gdy Brian dopadł pobliskiej stojącej lampy i zapalił ją, a pokój rozświetliła łuna światła. Nie było tak ostre jak to jasne z jarzeniówek, niemal dzienne, ale pozwalało bez problemu dojrzeć się im obu.
— Nie będę uprawiał seksu w ciemnościach — powiedział spokojnym, acz stanowczym tonem. — Mam zamiar widzieć wyraz twojej twarzy, kiedy w końcu właduję ci kutasa do tyłka — dodał, nie spuszczając wzroku z Valye’a i zawisł nad brunetem, sięgając jego ust – choć tylko na przelotną chwilę, bo zaraz zaczął schodzić pocałunkami w dół, po jego żuchwie, szyi, aż do klatki piersiowej.
Dziś nawet nie przeszkadzał mu zapach tego okropnego żelu do mycia.


Valye - 2019-01-07, 15:40

Kiedy zsunął w końcu z ramion koszulę Briana, odsłaniając jego klatkę, Val zapatrzył się na nią przez krótką sekundę, dlatego ten gwałtowny ruch blondyna mocno go zaskoczył. Z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami i podkręconym tempem serca wylądował na łóżku. Fuck. Dlaczego mu od tego tak zawrzała krew?
Zerknął przelotnie na lampę i westchnął cicho, nie wiadomo czy to przez zrezygnowanie, czy to przez ciepłe usta zjeżdżające w dół jego ciała.
Brian chciał go widzieć. Ale on nie chciał być widziany. Wczoraj bardzo, bardzo go poniosło. Był pijany i nakręcony, dlatego nie przejmował się zbytnio tym, czy ktoś go słyszy i widzi. Ale dzisiaj... nie wypił tyle, by stracić cały rozum. Nie chciał by Brian widział jego twarz w momencie, kiedy nie potrafił zachwiać kamiennej, neutralnej miny, a tym bardziej dawać mu satysfakcję z jego jęków i innych dźwięków, które zamierzał dzisiaj powstrzymywać.
Na odważne słowa Briana, Val momentalnie zmarszczył brwi, speszony jego bezpośredniością. Przestał podpierać się na łokciach i opadł na pościel, odchylając głowę do tyłu, uciekając tym samym od spojrzenia blondyna. Uniósł głowę dopiero wtedy, kiedy Brian podjął się próby ściągnięcia jego spodni, a te zatrzymały się na kościach miednicy Vala. Cóż... Może jednak nie potrzebnie zawiązał ten podwójny supeł? Kiedy Brian posłał mu mało zadowolone spojrzenie, Val przygryzł dolną wargę, jakby chciał powstrzymać rozbawiony uśmiech i wzruszył lekko ramionami. Eh, sam sobie tylko szkodzi.


effsie - 2019-01-07, 16:14

Brian nie zamierzał się w niczym powstrzymywać – chętnie usłyszy jeszcze raz, drugi, trzeci te piękne jęki i urwane westchnienia, podczas gdy ten zatwardziały homofob będzie błagał o więcej pod jego palcami.
Przygryzł podbrzusze Valye’a i wsunął palce pod materiał dresowych spodni, chcąc pociągnąć je w dół, ale zatrzymały się w połowie drogi. Zdziwiony, zerknął na zawiązany supeł, po czym podniósł wzrok na grafika i… och, czy to uśmiech?
Co za przedni skurwysyn.
Brian podniósł nieznacznie głowę i uśmiechnął się w sposób, który mógł powodować ciarki na ciele.
— Ach, ktoś tu lubi być zdobywany? — spytał, podsuwając się nieco wyżej na materacu. Znajdował się pomiędzy nogami Valye’a i nachylił się właśnie nad jego klatką piersiową, wysuwając język i trącając nim sterczącego, twardego sutka. Nie spuszczał wzroku z twarzy grafika, więc zobaczył, jak ten siłą powstrzymał jęk przyjemności, zaciskając wargi i tylko bardziej go to podkręciło. — Taki jesteś? — mruknął, tym razem przygryzając sutka i, oczywiście, nie obyło się bez jęku, chyba bardziej bólu niż przyjemności. — Możemy pobawić się w ten sposób, jeśli chcesz. Mamy czas — zapewnił, z ustami wciąż na klatce piersiowej Valye’a, choć ręką już sięgnął jego przyrodzenia.
Śliniąc tors grafika, ręką dotknął członka bruneta, czując jak powoli twardniał w jego uścisku. Jeszcze raz chwycił między zęby sutek Vala, ściskając mocniej jego penisa i miał to, znowu: słodki jęk bólu i rozkoszy jednocześnie, aż usatysfakcjonowany podniósł głowę, mrużąc oczy. Nie zaprzestał stymulacji członka Vala, oblizał też usta i opadł z pocałunkami niżej, gryząc grafika lekko po podbrzuszu i mocno je obśliniając.
— Mmh — mruknął, łapiąc w zęby materiał spodni. — Jaka szkoda, że mam zajęte ręce — westchnął, niby zrezygnowany, po czym znów podniósł się i (nie puszczając członka Vala) wrócił z pocałunkami do jego torsu i szyi.


Valye - 2019-01-07, 16:49

Zdobywany? Co, nie, do cholery.
Usilnie starając się naprawdę, ale to naprawdę trzymać język ciasno za zębami, żeby nawet nie pisnąć, ale oczywiście Brian musiał dopiąć swego. Czując zęby na swoim sutki, syknął z jękiem podrywając się odrobinę do przodu.
– Brian, kurwa... – sapnął krzywiąc się i wiercąc pod nim, próbując odsunąć swoje biodra od dłoni, która niemiłosiernie go drażniła. Przyjemnie drażniła. Może nawet zbyt przyjemnie. Fuck.
Nagle jak oparzony poderwał się nieco wyżej, zacisnął ciasno nogi wokół bioder Briana i zbierając w sobie całą siłę, przekręcił się z nim na bok, zamieniając się miejscami.
– Kurwa! – powtórzył rzucając blondynowi gniewne spojrzenie i wyprostował się siadając na jego udach.
Z wyraźnym nabuzowaniem zaczął rozwiązywać swoje spodnie szarpiąc się ze sznurkiem, który rzeczywiście, zawiązał dość misternie. Klnąc cicho pod nosem z rosnącym wkurzeniem w końcu udało rozdzielić mu się obydwa końce sznurka, a kiedy to zrobił, gwałtownie pochylił się nad Brianem rozpościerając dłonie po bokach jego głowy. W przytłumionym świetle ciepłej lampy doskonale widział ten jego usatysfakcjonowany, triumfalny uśmiech, który tak go denerwował... że aż nakręcał. Co ten człowiek z nim robił? To wszystko przez ciebie. – dodał sobie w myślach i z ciągle gniewnym wyrazem twarzy zaborczo wpił się w usta Briana, domagając się od nich współpracy.


effsie - 2019-01-07, 17:58

Brian, jak się okazało, był bardzo chętny do współpracy. I równie zadowolony z siebie, widząc frustrację Valye’a i to, jak sam nerwowo rozsupływał zawiązany sznurek na spodniach.
Bardzo ładnie, stwierdził sam w myślach, nie mogąc się nadziwić temu, jak łatwe było manipulowanie tym facetem. Och, a przecież nawet nie zaczął się rozkręcać…
Odpowiedział pocałunkiem, ale już po chwili przesunął nieco głowę i mruknął z uśmiechem:
— Chyba nie rozplątałeś tego supła po to, byśmy mieli się całować.
I jakby na przekór swoim słowom, jeszcze raz sięgnął ust Valye’a, na koniec oblizując jego wargi i samemu czując rosnącą w nim ekscytację. Wyciągnął ręce, chwytając grafika za tyłek i zacisnął na nim palce. Poruszył nim nieco w górę, sprawiając, że ich krocza otarły się o siebie, po raz pierwszy tego wieczoru jakkolwiek stymulując penisa Briana; sapnął z satysfakcją, już półtwardy. Valye chyba chciał coś zrobić, ale Dawson nie dał mu szansy; bez ostrzeżenia wsunął dłonie pod bokserki bruneta, palcami przesuwając po jego pośladkach, a potem zrzucił go z siebie, w mig pozbawiając odzienia. Odrzucił ubrania Vala w bok, z ciekawością oglądając go teraz po raz pierwszy w jakimkolwiek oświetleniu. Grafik, chyba odruchowo, spiął się i zasłonił krocze rękoma.
Brian zaśmiał się ochryple.
— Chyba sobie żartujesz — powiedział, rozbawiony. — Zabieraj ręce. Po tym, co wczoraj wyczyniałeś, nie czas na udawanie zawstydzonego. Odsłaniaj tego kutasa, jeśli chcesz, żebym się nim zajął.
Łatwo było mu mówić – klęczał na łóżku wciąż w połowie ubrany, w ciemnych spodniach, jedynie z gołą klatką piersiową. To nie on leżał cały nagi przed swoim szefem.


Valye - 2019-01-07, 18:42

Brian go zaskakiwał dzisiaj, strasznie. Sam nie wiedział, czy wczoraj był tak zmulonym alkoholem, że umykały mu takie szczegóły, ale dzisiaj wyraźnie widział, jak zachowuje się Brian w takiej sytuacji. Strasznie drażnił go fakt, że Dawson był taki bezwstydny, obyty z przebywaniem z drugim mężczyzną. Nie chciał robić z siebie jakiejś niezdobytej, wstydliwej dziewicy, ale przy nim tak właśnie czasami się czuł. Jakby ten kontrast między ich doświadczeniem i preferencjami był ogromny. Dopiero jakby teraz zauważył, że Brian był gwałtowny, ostry... i przez to taki cholernie pociągający.
Nie mogąc się powstrzymać sapnął, kiedy blondyn pchnął go na siebie sprawiając, że jego penis już po tych kilku ruchach ogłosił swoją pełną gotowość do akcji. Boooże.
Nie musiał długo czekać, żeby znowu wylądować na plecach, a chwilę później już kompletnie nagi. Widząc to natarczywe spojrzenie odruchowo zasłonił się rękami. I właśnie dlatego wolał zgaszone światło. Podniósł się do siadu zginając nogi, którymi jako tako zasłonił się, kiedy zabrał ręce ze swojego krocza. Posłał Brianowi niezadowolone spojrzenie i spojrzał na jego spodnie.
– Zamierzasz w nich siedzieć całą noc? – nie chciał być jedynym, który musiał świecić gołym tyłkiem, skoro ktoś tu uparł się, że musi wszystko widzieć, bo inaczej nie wytrzyma. – Też mam powiedzieć, że cię nie dotknę, dopóki nie zgasisz światła? – odbił piłeczkę zerkając spode łba na lampę.


effsie - 2019-01-07, 18:54

Brian uśmiechnął się kpiąco.
— A cóż to? Nagle wychodzi z ciebie pensjonarka? — spytał, może odrobinę prowokująco. Ale cóż, nie mógł nic na to poradzić; takie zachowania ani trochę go nie kręciły i nie zamierzał kontynuować tej zabawy przy rumieńcach zawstydzenia i zgaszonym świetle. — Czego się tak wstydzisz? Niebrzydki z ciebie facet, powiedziałbym nawet, że całkiem przystojny. Pomiędzy nogami też bez żadnych niemiłych niespodzianek, a jak trzymasz coś w tyłku, robisz całkiem słodkie minki. Żal by było nie móc pooglądać tego wszystkiego dokładniej — odparł, ani trochę niezawstydzony, nachylając się nieznacznie nad siedzącym Valye’em i oblizując jego usta. — Przeszkadzają ci moje spodnie? To je zdejmę. Dla ciebie wszystko, kochanie — dodał, nie odwracając spojrzenia od bruneta. Odsunął się i powoli, jakby wręcz specjalnie przedłużając każdy ruch, na początku odpiął pasek, później guzik, rozpiął rozporek… w końcu zsunął z siebie spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Klęczał na kolanach, patrząc nieco z góry na grafika. — I co? Przekonasz mnie teraz o tym, czy było warto?


Valye - 2019-01-07, 19:33

Val słuchał blondyna z markotną, naburmuszoną miną, ze wzrokiem wbitym w ścianę. Nie, nie wstydził się swojego ciała. Po prostu nienawidził uzewnętrzniania swoich emocji, pokazywania swoich reakcji i oceniającego spojrzenia. Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć komuś takiemu jak Brian? Takiemu bezwstydnemu samcowi alfa?
Kiedy Dawson użył słowa „kochanie”, Val momentalnie, jakby rozjuszony, położył dłoń na jego policzku i odepchnął od siebie jego twarz, kierując ją w bok.
– Nie mów tak. – sapnął zirytowany i podsunął się nieco wyżej, przyglądając się groźnie dłoniom Briana, które zaczęły powoli rozpinać jego spodnie. Boże. Jak on go wkurwiał! – Oh, zamknij się w końcu! – warknął już naprawdę sfrustrowany, podniósł się szybko kładąc dłoń na jego karku i mocnym szarpnięciem przysunął go do siebie, ciągnąć w dół do swoich ust.
Wolną rękę ułożył szybko na szerokim barku upewniając się, że Brian mu się nie wyrwie, a potem gdy przygryzał jego dolną wargę, zgiął nogę i wsunął kolano między uda blondyna, ocierając je o jego krocze.
– Za dużo gadasz. – syknął w jego usta. – Wkurwia mnie to. – zacisnął dłoń na jasnych kosmykach i złośliwie docisnął swoje kolano do bokserek Briana.


effsie - 2019-01-07, 19:54

Och, cóż za wielkie nieporozumienie – Brian ani trochę nie oceniał Valye’a. Brian po prostu rozkoszował się tymi słodkimi dźwiękami, które spływały z jego ust, reakcjami, które go napędzały do dalszego działania i nieustannie podniecały. Wielką szkodą byłoby z nich rezygnować – może wręcz tego nie potrafił.
Otwarł usta w wyrazie nieodpartej przyjemności, czując kolano dociskające się do jego krocza. Tak, było to nieco bolesne, ale w ten przyjemny, ekscytujący sposób. Naparł na usta Valye’a, całując je nieco niezdarnie, sapnął głucho.
— Taki wkurwiony — westchnął, czując, jak Val poruszał kolanem — jesteś całkiem podniecający.
Jęknął na mocniejszy uścisk i zadrżały mu ramiona, którymi podpierał się nad grafikiem. Jego włosy, wciąż związane gumką nad karkiem, nie opadły po dwóch stronach głowy, przez cały czas odsłaniając całą twarz; pełną satysfakcji, jakiegoś dzikiego zacięcia, z skrzącymi oczami.
— Wiesz — zaczął, specjalnie igrając z ogniem — wprost nie mogę się doczekać, aż będziesz błagał, bym cię w końcu wyruchał.


Valye - 2019-01-07, 20:10

Dał się nieco zaskoczyć reakcji widocznej na twarzy Briana, kiedy docisnął mocniej kolano do jego krocza. Nie spodziewał się zobaczyć czegoś takiego, nie na wiecznie pełnej pewności siebie, bucowatej twarzy. Nakręciło go to. Może jednak zapalone światło nie jest takie złe?
– Nie będę o to błagać. – warknął zaciskając mocniej palce na jego włosach i przysunął go za nie do swojej twarzy, domagając się pocałunku. Kolano ciągle nie znikało z miejsca, w którym umieścił je wcześniej. Wręcz przeciwnie; Val zaczął poruszać nim nieznośnie powoli, ocierając je o twardniejącego penisa blondyna, odrobinę zafascynowany miną, którą wcześniej zrobił Brian, jakby chciał zobaczyć ją raz jeszcze. – Może to ty będziesz mnie błagać. – mruknął w jego wargi, nagle dociskając mocniej kolano, może nawet zbyt mocno.


effsie - 2019-01-07, 20:29

I dostał ją – tę minę, która tak go ciekawiła czy fascynowała. Pojawiła się zaraz po tym, jak Brian przerwał z sapnięciem pocałunek i odchylił nieco głowę, wyraźnie w wyrazie przyjemności.
— Już — warknął, przekręcając głowę i mimowolnie przymykając oczy. Otworzył je nagle i dodał: — No, już, spierdalaj. Pokażę ci, co dziś kupiłem.


Valye - 2019-01-07, 20:36

– Co? – zdziwiony przez chwilę patrzył skonsternowany na twarz Briana, odchylając głowę do tyłu. W końcu puścił jego włosy, opuścił nogę i pozwolił mu wstać.
Obserwując krzątającego się po pokoju blondyna, podniósł się do pionu zginając nogę w kolanie i podparł na nim brodę. Kiedy Brian pokazał mu opakowanie prezerwatyw, Val przewrócił oczami i w powolnym tempie klasnął głośno kilka razy w głowie.
– Moje gratulacje. – mruknął, a nagle jego oczy rozszerzyły się z błyskiem, kiedy przez jego głowę przeleciał prawdopodobnie bardzo głupi pomysł. – Daj mi jedną. Będę mieć od razu pod ręką, kiedy będę potrzebować. – wyciągnął w stronę mężczyzny otwartą dłoń i zamachał nią lekko.


effsie - 2019-01-07, 20:44

Brian właściwie nie krzątał się jakoś specjalnie; puszczony przez Valye’a podciągnął się i nachylił w stronę szafki nocnej. Otworzył szufladę, gdzie obok Biblii (skąd ona we wszystkich hotelach?) znajdowała się paczka prezerwatyw i lubrykant. Wyciągnął gumki i otworzył paczkę przed Valye’em. Zanim jeszcze wyciągnął jedną, usłyszał jego komentarz.
Spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Będziesz potrzebował jej teraz — powiedział, w końcu wyciągając fioletową paczuszkę i ułożył ją na wyciągniętej dłoni Vala, skinąwszy znacząco głową w stronę swojego krocza. — Poradzisz sobie, czy mam ci pomóc?


Valye - 2019-01-07, 20:51

Gdy prezerwatywa znalazła się w jego dłoni, Val chwycił ją między kciuk a palec wskazujący i zaczął nią lekko machać. Widząc, jak Brian spoglądał na siebie, Valye prychnął odwracając na moment wzrok. Oblizał usta czując na wargach ślady poprzedniego pocałunku i wrócił spojrzeniem do oczu blondyna.
– Nie zrozumieliśmy się. – wyjaśnił spokojnie. – To ja będę jej potrzebować. – mówiąc to zerknął w dół na siebie i z uniesioną brwią z powrotem zerknął na twarz mężczyzny.


effsie - 2019-01-07, 21:02

Brian roześmiał się ochryple.
— Dzisiaj? Dzisiaj na pewno nie będziesz jej potrzebował — rzucił pewnym siebie tonem. — Nie oszukuj się, podobało ci się trzymanie czegoś w tyłku i chętnie sprawdzisz, jak to jest dostać coś większego. Więc, do roboty — powiedział. — A jak masz ochotę na jakieś heteroseksualne pensjonarskie nudy pod kołdrą to jasne, pożyczaj do woli. A tymczasem, bierz się do pracy.


Valye - 2019-01-07, 21:11

Ok, nie zaprotestował bo jakoś nie widział w tym specjalnie sensu. Już od rana wiedział, że prawdopodobnie skończą właśnie tak: Brian będzie cholernym sobą, a on odda mu jego tyłek bez protestu. Nie. Nie jest gejem.
Zignorował polecenia blondyna i zamiast posłuchać jego słów, Valye położył się na plecach, podłożył sobie jedną rękę pod głową, a drugą, w której trzymał małą paczuszkę, przysunął sobie do twarzy i zaczął z bliska oglądać trzymany przez siebie, szeleszczący przedmiot.
– Powiedz... Brian. – wyrecytował powoli i wyraźnie jego imię, zerkając na niego zza swoich ciągle zgiętych w kolanach nóg. – A ty? Miałeś kiedyś coś lub kogoś w tyłku? Podobało ci się?


effsie - 2019-01-07, 21:28

Brian sapnął, podirytowany. Valye igrał z nim, grał mu specjalnie na nerwach, układając się przed nim w takiej pozycji i wyciągając te swoje długie, chude nogi, a pomiędzy nimi – sterczącego, nabrzmiałego penisa.
— Irytujesz mnie — warknął, zbliżając się do niego i kładąc dłonie na jego kolanach. Stanowczym ruchem pchnął jego nogi, rozszerzając je i robiąc sobie pomiędzy nimi więcej miejsca; przyklęknął, wciąż w bokserkach, nachylając się niebezpiecznie nad kroczem Valye’a. Uderzył go charakterystyczny zapach, zarówno żelu pod prysznic, jak i penisa grafika. Bez ostrzeżenia nachylił się i ugryzł Valye’a lekko we wnętrze uda.
Val pisnął, zaskoczony i chciał się poruszyć, ale Brian przytrzymał go w miejscu. Wbił paznokcie w uda grafika i uniósł lekko głowę, rzucając mu rozeźlone spojrzenie. Dumnie sterczący penis Vala sterczał centymetry od jego twarzy, a Dawson podniósł jedną rękę i ścisnął nią lekko jądra grafika.
Nie pisnął. Zacisnął zęby i oczy, ale nie odezwał się, tłumiąc jakikolwiek werbalny odruch. Brian ścisnął go mocniej i warknął:
— Otwórz te jebane oczy — rozkazał półgłosem i Valye, chyba dzięki swojemu instynktowi samozachowawczemu, zrobił to, co mu kazano. — Bardzo dobrze. Jeśli je teraz zamkniesz to przysięgam, że cię ugryzę.
Valye przez chwilę mógł poczuć się zaskoczony tą groźbą – przecież sekundy temu Brian ugryzł go w udo i nie było to nie do przeżycia. Jeśli zaskoczenie rzeczywiście wpełzło na jego twarz to zaraz mogło zostać jeszcze tylko pogłębione; Dawson bowiem oblizał wargi, a później wystawił język i przejechał nim aż od nasady, po sam czubek penisa Valye’a, zatrzymując się tam i dokładnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego z grafikiem, oblizał jego główkę. Później odsunął się nieznacznie i, zanim schował język, oblizał nim swoje wargi, nachylając się zaraz nad ustami Vala.
— Podobno nudzi cię gadanie — szepnął.


Valye - 2019-01-07, 22:09

Czy Val z nim igrał? Oczywiście, że tak. Specjalnie grał na zwłokę, jednocześnie będąc sobą i próbując wzburzyć Briana. Niedawno w końcu odkrył, że lubi go denerwować. To było ciekawe i porywające hobby.
Kiedy blondyn nagle znalazł się między jego nogami i gdy poczuł ugryzienie, Val sapnął zdziwiony tym, jak bardzo Brian zaangażował w to swoje zęby. Ał? W momencie, kiedy nagle stał się ostry, może nawet zbyt ostry, Valye zacisnął zęby i mocno zamknął oczy. Bądź cicho, bądź cicho... Fuck. Czemu tak brutalnie? Gdy jego nagle brutalny szef, praktycznie zmusił go do otworzenia oczu, Val marszcząc brwi posłał mu niezadowolone spojrzenie, które zaraz zostało zastąpione przez zdumienie. Przyglądał się z napięciem ustom Briana znajdującym się dosłownie kilka centymetrów od jego domagającego się dotyku penisa. Nie zrobi tego, nie zrobi... Zrobił! Walcząc ze sobą, żeby nie zamknąć oczy, wstrzymał na moment oddech z zaskoczeniem wpatrując się w język blondyna, który sunął z uwagą po jego członku. Sapnął cichutko nie rozwierając warg i przekrzywił lekko głowę na bok.
– Ta... nudzi. – przyznał i posłał Brianowi krzywe spojrzenie. – Ty to wiesz jak spławić niewygodny temat. – warknął i ponownie łapiąc blondyna za włosy przyciągnął go do swoich ust. – Już nic nie mów. – rzucił ostrzegawczo zanim wpił się jego wargi wciągając go bardziej między swoje nogi, żeby mógł sięgnąć dłonią do jego brzucha, a stamtąd jego palce szybko zsunęły się w dół, wkradając się za bokserki Briana i zaborczo oplotły się wokół jego penisa.


effsie - 2019-01-07, 22:57

Ta zaskoczona mina była wszystkim, czego w tej chwili potrzebował; z satysfakcją zaangażował się w pocałunek, już po chwili czując dłoń wkradającą się do jego bokserek. Mruknął, zadowolony, gdy Valye rozpoczął stymulację jego penisa i zassał jego wargę, błądząc rękoma po talii bruneta.
Nie wytrzymał tak za długo; odkleił się od niego z głośnym mlaśnięciem, oblizując swoje wargi i niby przypadkiem, niby przelotnie, musnął członek Valye’a. Obdarzył grafika natarczywym, mocnym spojrzeniem i podciągnął się na kolanach, sam zsuwając z siebie niepotrzebny kawałek bielizny.
I rzeczywiście nic już nie mówił; nachylił się jeszcze nad Valem, całując go mocno, błądząc rękoma po jego ciele i obrzucając pocałunkami tors grafika. Później podniósł się, z przyspieszonym oddechem i rozejrzał się po łóżku w poszukiwaniu gumki, która jeszcze chwilę temu była w ręce bruneta.


Valye - 2019-01-07, 23:07

W nocy, kiedy wiedział, że jest już trzeźwy, oprócz innych dręczących go wtedy myśli miał też wątpliwości, czy przypadkiem jego mózg zaćmiony alkoholem nie wyobraził sobie wtedy za dużo. Może podkoloryzował fakty i wcale nie było tak dobrze mu tej nocy z drugim facetem. Może to tylko jego pijana wyobraźnia mu tak podpowiadała. Taki naiwny wtedy był. To wcale nie alkohol, to nic nie zmieniało. Teraz też było... takie ekscytujące, niepokojące jednocześnie, ale ciągle bardzo, bardzo przyjemne.
Widząc jak Brian szukał czegoś wzrokiem, Val domyślił się od razu co może być obiektem jego poszukiwań. Podniósł trzymaną cały czas gumkę i uniósł rękę chcąc mu ją podać, kiedy pewna nagła myśl sprawiła, że Valye szybkie zacisnął paczuszkę w pięści blokując do niej dostęp.
– Chyba nie zamierzasz – sapnął i przełknął po chwili ślinę zalegającą mu w gardle. – Tak od razu? – zapytał z niepokojem wyraźnie wymalowanym na twarzy i zanim otrzymał odpowiedź, pokręcił przecząco głową i opuścił dłoń, w której chował prezerwatywę. – Wybij to sobie z głowy. – rzucił oschle spoglądając na krocze Briana. Pojebało go?


effsie - 2019-01-07, 23:34

Słysząc to pytanie i wyraźny niepokój w głosie Valye’a, Brian wywrócił oczami i prychnął, rozeźlony.
— Za kogo ty mnie masz — warknął.
Ten koleś chyba wczoraj był naprawdę pijany, skoro nie pamiętał, ile czasu mu poświęcił. I to dla jebanych palców, z którymi skończyli tamtą noc! A Brian był naprawdę delikatny i robił wszystko powoli, nie chcąc narażać Vala przy jego pierwszym razie na większy, niż to potrzebne, dyskomfort. Jasne, były momenty, gdy bycie bardziej brutalnym mogło być pociągające… ale nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że pierwszy raz to nie chwila na takie eksperymenty. Kupił jebany lubrykant tylko po to, by odpowiednio zaopiekować się tym pieprzonym homofobem (który jeszcze, technicznie, nie był wypieprzony), a ten mu sadził tu podobno insynuacje!
Dźwignął się na kolana, nachylając jeszcze raz nad Valye’em, teraz wyciągając z szafki tubkę nawilżacza. Bez słowa wylał nieco mazi na dłonie, pocierając je, by ją rozgrzać. Sięgnął rękoma penisa Vala i objął go, rozprowadzając po nim całym, charakterystycznymi ruchami, lubrykant.
Och, zdecydowanie minimalizował tarcie.
— Powiedziałem, że mam dla ciebie prezenty — przypomniał warknięciem, gdzieś pomiędzy słodkimi westchnieniami Valye’a, który chyba się tego nie spodziewał. — Czy możesz łaskawie założyć mi tę gumkę? Albo, jeśli to wykracza poza twoje zdolności, chociaż mi ją dać? Nie mam zamiaru potem pieprzyć się z nią z całymi lepkimi rękoma.


Valye - 2019-01-07, 23:56

Kiedy Brian pochylił się nad nim, Val odruchowo wysunął nieco brodę, by przez krótką chwilę dotknąć ustami jego klatki piersiowej, która właśnie znajdowała się na nad jego twarzą. Kochany – pomyślał z ironią, kiedy ten pokazał mu tubkę żelu. Chciał coś rzucić złośliwego, jaki wredny komentarz, ale kiedy dłoń blondyna przyjemnie owinęła się wokół jego penisa, Valye zmrużył odruchowo oczy, czując gęsią skórkę na plecach.
Sapnął zirytowany i z... huh, tak, to była nadąsana mina... i z nadąsaną jak małe dziecko miną uniósł się na łokciach chwilę przyglądając się Brianowi, aż w końcu podniósł się do siadu. Ostrożnie rozerwał zębami foliową paczuszkę, a gdy wyciągnął z niej prezerwatywę, odrzucił opakowanie gdzieś na bok. Czując, że nie jest to dobry moment na patrzenie swojemu szefowi w oczy, specjalnie unikał spoglądania na jego twarz. Wyciągnął wolną rękę w stronę jego penisa i przejechał po nim powoli palcem, żeby zaraz delikatnie, powolnymi ruchami kilka razy całymi palcami przejechać w górę i w dół po całej jego długości. W końcu sprawnie założył prezerwatywę i odchylił się do tyłu z dystansu podziwiając swoje dzieło. Szlag. No Brian nie miał żadnych powodów do wstydu, by paradować nago pośród innych facetów. Tylko, cholera. Trzy palce, tak? Val odruchowo zerknął na wolną dłoń blondyna chcąc ocenić rozmiar jego palców. Fuck. Serio miał wczoraj tyle w tyłku? A teraz ma mieć... to? To jest jakieś chore.
– Czy ja po tym będę mógł jutro normalnie siedzieć? – zapytał niskim, nieprzyjemnym głosem, naprawdę zaczynając się o siebie bać.


effsie - 2019-01-08, 00:17

Brian uśmiechnął się, tym razem bez szydery, wydawałoby się, że naprawdę szczerze i z jakimiś przebłyskami czułości. Nachylił się nad Valye’em, całując go w usta i przedłużając nieco ten, dość niewinny, pocałunek.
— Słodki jesteś — skomentował, przesuwając wprawnie dłonią po członku grafika, jakby chciał tym stłumić wszelkie ewentualne komentarze dotyczące jego komplementu.
I udało się – jeśli Val miał zamiar jakkolwiek zaoponować, palce Briana skutecznie go od tego odciągnęły, znajdując się zarówno na jego penisie, jak i na jądrach, pieszcząc dokładnie krocze bruneta. Brian jeszcze przez chwilę nie odsuwał się od jego ust, zajmując je pocałunkami, coraz gwałtowniejszymi, bardziej namiętnymi, wraz z przyspieszaną masturbacją. W końcu, gdy jemu samemu klatka piersiowa unosiła się już w górę i w dół, i sapał z podekscytowania, odkleił się od Vala z mlaśnięciem i chwycił tubkę lubrykantu.
Oblał palce mazią i sięgnął nimi pośladków grafika, przesuwając pomiędzy nimi, aż dotarł do ciasnej, zwartej dziurki. Naparł na mięśnie jednym palcem, obficie ją nawilżając i scałował westchnienie z ust Valye’a. Wsunął palec w jego środek i poruszył nim delikatnie, zadając szeptem nieco wyuzdane pytanie:
— Przyjemnie?


Valye - 2019-01-08, 00:48

SŁODKI? O nieeee... W pierwszym momencie poczuł się niesprawiedliwie uciszony kiedy nie dane było mu dojść do słowa, ale już po chwili kompletnie zapomniał o tym, żeby bulwersować się przez niedopuszczenie go do głosu.
Brian znowu, mimo tego dzisiejszego wkurzenia się, niepokoju i innych wahających się w Valu nastrojów, zdołał wprowadzić go w taki stan, gdzie przestawał przejmować się w gruncie rzeczy, nieistotnymi rzeczami, takimi jak światło, słowa. Znowu bez oporu, nienawidził tego określenia, oddawał mu praktycznie całego siebie do dyspozycji. I było mu z tym dobrze. Tak dobrze, że kiedy padło pytanie, Val kiwnął tylko lekko głową powstrzymując jakiekolwiek dźwięki i odchylił ją do tyłu, zamykając odruchowo oczy. Momentalnie został upomniany nieprzyjemnym, nieco bolesnym uściskiem na swoich jądrach. No tak, miał patrzeć.
Z grymasem uniósł się na łokciach, chcąc w takiej pozycji przyglądać się dłonią Briana, skoro i tak już był do tego zmuszony. W dodatku zaczynał być blondynowi naprawdę wdzięczny za lubrykant, który, porównując z poprzednią nocą, wręcz świetnie spełniał swoją rolę i minimalizował to nieprzyjemne tarcie.
Kiedy Brian dołączył powoli kolejny palec, Val zagryzając wargi opadł z powrotem na pościel i kompletnie zapominając o groźbach przez sensację dziejącą się między jego nogami, nakrył odruchowo twarz dłonią. A Dawson, strażnik jego gejowskiego dziewictwa, oczywiście momentalnie zareagował na to małe nieposłuszeństwo. Valye czując rozszerzające się w jego wnętrzu palce i dłoń gwałtownie i mocno zaciskającą się na jego penisie, syknął z jękiem wyrwanym z usilnie zaciskanych przez niego ust.
– Kurwa. – wbił w blondyna oskarżycielskie, zbolałe spojrzenie znowu unosząc się na łokciach.
– Masz patrzeć.
– Brian do chol...
– Chyba wyraziłem się jasno. – przerwał mu zanim Val zdążył kontynuować swoje marudzenie. – Czy naprawdę mam cię ugryźć? Mogę zapewnić ci i takie wrażenia, jeśli naprawdę bardzo ich chcesz. – rzucił z takim tonem, że Valye nawet nie pomyślał, że Brian może kłamać.
– Nie, ale... – zaczął cicho, zdziwiony nagłą stanowczością, ale palce blondyna, które nagle zagłębiły się dalej pod odpowiednim kątem trafiając w jego prostatę, skutecznie zdusiły jego protest. Z tego obezwładniającego jego ciało uczucia, Valye opadł miękko na posłanie, mrużąc lekko oczy, ale zanim zamknął je do końca, otworzył je szeroko i wbił wzrok w dłonie Briana. – Patrzę, już patrzę. – sapnął cicho naprawdę zaczynajac się obawiać, że ta groźbą może zostać spełniona, a w tym momencie ostatnie czego chciał, to czuć zęby na swoim tak teraz wrażliwym, pulsującym członku.


effsie - 2019-01-08, 11:44

A więc Valye patrzył. Patrzył, a Brian nie przestawał masowania jego wnętrza, poruszając palcami i napierając na ścianki, rozciągając go, przygotowując na przyjęcie czegoś znacznie większego. Wyciągnął dłoń, nabrał więcej lubrykantu i dołączył do pieszczoty trzeci palec, z satysfakcją wyłapując ciche stęknięcia Valye’a, których ten nie był w stanie powstrzymać. Uwielbiał je. Uwielbiał to słyszeć, a fakt, że wiedział, że był tu pierwszy, że jako pierwszy pokazywał Valye’owi, co też może jeszcze sprawić mu przyjemność… ach, to go naprawdę ekscytowało, mocno, tak, że sam oddychał coraz ciężej i ciężej.
Trzy palce by wystarczyły; wiedział to, bo przecież miał w pamięci wczorajszą noc, ale nie, nie dzisiaj. Rozszerzył je, poruszając nimi w środku, a Brian jęknął cudownym, przeszywającym ciszę dźwiękiem.
— Brian… kurwa — sapnął, bez żadnej dodatkowej treści, ale Brian nie potrzebował jej więcej. Ułożył drugą dłoń u nasady członka Vala i zaprzestał masturbacji, teraz tylko poruszając palcami w przód i w tył. Lubrykant minimalizował tarcie i miał nadzieję, że spełniał swoją rolę. — Kurwa, kurwa, aaach — mamrotał nieskładnie Val, a Brian nachylił się i ucałował jego podbrzusze, zaraz obok penisa.
— Podoba ci się? — wyszeptał zachrypniętym tonem, zabierając palce i wyłożył na nie kolejną porcję żelu. Valye patrzył na niego zaszklonymi oczami, więc pewien tego, że obserwuje każdy jego ruch, Brian nałożył hojnie lubrykantu na swojego sztywnego członka w prezerwatywie, nie mogąc się powstrzymać przed odrobiną stymulacji. — Ach — jęknął mimowolnie i pochylił się nad grafikiem, całując go w usta. — Wiesz, że będzie trochę bolało? — szepnął, przygryzając skórę na jego żuchwie, a śliskimi dłońmi chwycił go w talii, podsuwając nieco na łóżku.
Nachylił się, pulsującym wręcz członkiem smyrając na początku uda Valye’a, później jego pośladki, ocierając się o szczelinę pomiędzy nimi, ale jeszcze się w nią nie zagłębiając; jego ruchy były wręcz irytująco powolne, jakby chciał do czegoś sprowokować Vala.
— Nie brakuje ci czegoś?


Valye - 2019-01-08, 14:44

Naprawdę, naprawdę chciał być cicho, starał się jak tylko mógł, ale wystarczył nieco bardziej gwałtowniejszym ruch dłoni Briana, żeby wyrwać z jego ust ciche sapnięcie, czy nawet, cholera, jęk. Wkurzało go to, że tak bardzo odsłaniał się przed blondynem. Ale ta chora przyjemność, całkiem inne uczucie niż zwykle, było tak rozbrajające i obezwładniające jego logiczne myśli, że przestawał się tym przejmować. Czuł dyskomfort, cholera, czuł to niemile rozciąganie, obce wypełnienie, które strasznie mu przeszkadzało, musiał walczyć ciagle ze swoimi mięśniami, by boleśnie nie zaciskały się wokół nieustępliwych palców Briana. Mimo to, to wszystko było tak intensywne, ekscytujące, że nawet nie myślał żeby się wyrywać czy protestować. Szlag, chciał tego naprawdę mocno, a kiedy spod lekko przymrużonych oczu zaczął obserwować, jak Brian nanosi lubrykant na swojego członka, przełknął ciężko ślinę, próbując zdławić tym w sobie to oczekiwanie, niecierpliwił się. Ale tak bardzo jak podniecała go ta perspektywa, gdzie zaraz miał znaleźć się członek blondyna, tak samo go to przerażało.
Trochę bolało? Tss, jakby teraz tylko łaskotało.
Sapnął marszcząc mocno twarz, kiedy Brian jak lalkę uniósł jego tułów i przyciągnął bliżej siebie i zaczął drażnić się z nim, przedłużając ten moment, na który sam już nie wiedział, czy czekał z utęsknieniem, czy ze strachem.
Słysząc pytanie prychnął cicho posyłając blondynowi nawet nieco rozbawione spojrzenie, które wręcz komicznie kontrastowało z jego roztrzęsionym, ogarniętym pożądaniem ciałem.
– Nie będę cię o to błagał. – chrypnął i poruszył lekko nogami jakby chciał je złączyć, ale oczywiście jego uda zatrzymały się na Brianie, który znajdował się między nimi.


effsie - 2019-01-08, 16:02

— Zobaczymy później.
Brian, jak zwykle, był pewien swego. Upartość Valye’a działała mu na nerwy, ale co z tego – jednocześnie go to nakręcało, sprawiało, że chciał więcej i więcej, że miał zamiar pokazać temu pieprzonemu gnojkowi, jak daleko będzie jeszcze w stanie się posunąć. Och, nie wątpił, że to tylko kwestia czasu, aż usłyszy swoje upragnione prośby.
Podsunął się na materacu, ustawiając swojego penisa naprzeciw wejścia do tyłka Valye’a i naparł na niego mocniej; już od początku spotkał się z problemem niewyobrażalnej ciasnoty. Sapnął, sam zaskoczony. Wargi mu zadrżały, podobnież, jak uda Vala; Brian trzymał go mocno za biodra, zaciskając na nich swoje palce i poruszył się o milimetry do przodu.
— O Boże — jęknął, nie mogąc się już powstrzymać, choć zagłębił się dopiero na kilka płytkich centymetrów. — Kurwa, Val, jesteś tak strasznie ciasny — westchnął, oblizując usta, w których nagle mu zaschło. — Ach! — jęknął krótko, urwanie, gdy wsunął się jeszcze głębiej, choć wciąż nie do końca, obserwując uważnie reakcję grafika i dając mu chwilę odpoczynku. — W porządku?


Valye - 2019-01-08, 21:38

Zanim Brian zagłębił się w nim, Val w ciszy z napięciem, nawet wstrzymując oddech, zaczął z trwogą w oczach przyglądać się jego poczynaniom z rosnącym stresem. A kiedy w końcu poczuł to okropne rozrywanie, zawył cicho, niemal płaczliwie w zaciśnięte uparcie zęby, odruchowo łapiąc pościel w pięści i unosząc nieco do góry swoje, jak na złość, nagle obronnie spięte w całości ciało. Gdyby jego biodra nie były właśnie trzymane w silnym uścisku, prawdopodobnie wyrwałby je od razu w tył. To nie bolało. To już go wręcz nakurwiało. Z emocji zaczęło szumieć mu w uszach, kiedy jego serce zaczęło pompować krew z zawrotną prędkością. Słowa, które wypowiedział Brian, Val całkowicie zlał zbyt pochłonięty swoim bólem tyłka. Kiedy blondyn znowu się poruszył wsuwając bardziej w niego, Valye z jękiem wyciągnął szybko dłoń do przodu, kładąc ją na brzuchu Briana i odpychając nieco do tyłu. Sapnął coś cicho bez ładu i składu o nieruszaniu się i ze spazmatycznymi wdechami opadł plecami z powrotem na łóżko. Fuck.
Dlaczego to tak bolało? Przez to, że był tako cholernie spięty? Może nie było znowu jakieś wielkiej różnicy między palcami Briana a jego penisem, ale to i tak była dla niego masakra. Poczuł, że wraz z tym bólem odchodzi niemal całe jego podniecenie, więc nawet nie był w stanie poszukać w tym jakiejś przyjemności i odwrócić jakoś swojej uwagi. Mając w tym momencie gdzieś te wszystkie rzucone wcześniej groźby, zakrył oczy swoim przedramieniem, próbując się uspokoić i przyzwyczaić do tego nieprzyjemnego uczucia.
Leżąc tak z zasłoniętymi oczami i uchylonymi ustami, którymi zachłannie wciągał powietrze, zaczął się zastanawiać, jak inni ludzie mogą się w ogóle godzić na takie tortury. Czy to już jest jakiś masochizm? Jak oni to znoszą tak często?
Kiedy poczuł, że Brian znowu się porusza, Val jęknął z bólem odsłaniając w końcu swoje załzawione oczy i uniósł się ostrożnie na łokciach.
– Czekaj... – sapnął odchylając do tyłu swoją głowę i raz jeszcze przymknął oczy z głębokim wdechem starając się jakoś rozluźnić, bo te spięte mięśnie na pewno w niczym mu nie pomagały. – Kurwa – stęknął otwierając oczy i wlepił wzrok w sufit. – Ty chuju. Dlatego się nie chciałeś zamienić. – rzucił cicho posyłając Brianowi oskarżycielskie spojrzenie. – Powiedz mi kurwa w końcu... wjechał ci ktoś tak kiedyś w tyłek? – dodał roztrzęsionym nieco głosem i zerknął z niepokojem pomiędzy swoje nogi, między którymi siedział właśnie Dawson.


effsie - 2019-01-08, 23:32

Bo to przecież było tak, że Brian do wszystkiego go zmuszał – Valye wcale sam tego nie chciał, nie godził się na to dobrowolnie, w żadnym wypadku.
Brian czuł jego drżenie, sam też drżał i trzymał go mocno, nie pozwalając ruszyć się ani o krok. Westchnął, widząc jak Valye zamykał z bólu oczy, ale nic nie powiedział; pogładził go tylko kciukami i nachylił się nad nim, starając się sięgnąć wargami ust i choć na chwilę sprawić, by pomyślał o czymś innym.
Dawson nie miał pojęcia, jak to jest. Nigdy nie był na miejscu Vala, nigdy nie chciał na nim być, to w ogóle go nie pociągało ani nie podniecało; mógł tylko wyobrażać sobie ten ból, gdy coś tak twardego i dużego rozrywałoby mu tyłek. Brian jednak wciąż sapał z podniecenia – jak miałby inaczej, gdy jego penis był tak przyjemnie stymulowany? To było uczucie gdzieś na pograniczu bólu i ekscytacji, ale jakże bardzo, bardzo, bardzo przyjemne…
— Czy to teraz ważne? — szepnął, całując Vala delikatnie, niemalże czule, tak, jak jeszcze na pewno do tej pory go nie całował. — Weź głęboki oddech… i jeszcze jeden. Potrzebuję jeszcze trochę miejsca — szeptał cicho, cały czas z ustami w okolicach żuchwy grafika. Poruszył się, wchodząc w Vala jeszcze głębiej i przystanął, wciąż nie robiąc tego do końca.
— Brian, kurwa — sapnął Valye. — Spierdalaj, nie dam już więcej rady! — jęknął niemal desperacko.
— Ty nie dasz rady? — podchwycił Brian, znów całując go w usta. — Jeszcze tylko trochę — gadał, świadom tego, że Valye nie mógł wiedzieć, jak dużo tego trochę zostało. I znów naparł na niego delikatnie, i znów, i znów, przez cały czas pieszcząc pocałunkami jego ciało i szepcząc mu różne rzeczy do uszu. — Już — sapnął na koniec, gdy w końcu całkowicie wszedł w Vala, obejmując go mocniej pod barki. — Odpocznij chwilę — powiedział ciepło, naprawdę dziwnie ciepło, jak na niego, masując plecy bruneta. — Jak się czujesz?


Valye - 2019-01-08, 23:58

Brak właściwej odpowiedzi Valye uznał za jednoznaczny.
– Oczywiście, że nie. – sapnął cicho jednym zdaniem odpowiadając na zadane przez Dawsona pytanie o słuszność dociekań Vala, i jednocześnie sam odpowiedział sobie na swoje pytanie.
Kiedy Brian zaczął z każdą chwilą zagłębiać się w nim coraz to dalej i dalej, i gdy Val zauważył, że jego ciche, bezsilne protesty nie działają prawie wcale, ze zrezygnowaniem ponownie zasłonił swoją twarz czekając w cierpieniu i napięciu, aż blondyn w końcu przestanie. Przeszło mu nawet przez myśl, że powinni to skończyć, że naprawdę ma już dość, a w tym rozrywaniu jego tyłka naprawdę nie ma nic przyjemnego, ale kiedy widział z jaką natarczywością i nieustępującym podnieceniem Brian ciagle napiera na niego i próbuje zarazem uspokoić, Val ze zgryźliwością stwierdził, że z pewnością zakończenie tego popsułaby blondynowi niezłe humor. A jakoś tak, wewnętrznie, nie chciał widzieć jego zawiedzionej miny.
Co miał poradzić na to, że jego tyłek nigdy nie spełniaj takiej roli i zwyczajnie nawet nie chciał z nim zbytnio współpracować, gdzie jego mięśnie nie miały pojęcia jak reagować na takie bodźce. Bolało go niezaprzeczalnie i nawet jeśli chciałby się z tego jakoś bardziej cieszyć, chwilowo nie był w stanie.
Kiedy Brian w końcu stwierdził, że dla jego brutalnej satysfakcji jest już wystarczająco głęboko, Val odsłonił oczy czując jak ten wsuwa pod niego ręce. Słysząc pytanie, nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się cicho, czując jak z tych wszystkich emocji w kąciku oczu zgromadziła mu się spora łza.
– Co to w ogóle za pytanie? – rzucił wzdychając i znacząco spoglądając między ich ciała, w stronę swojego tyłka, w którym właśnie tkwił penis. – Chujowo. – dodał starając się brzmieć na niewzruszonego, bo nie chciał robić z siebie jakiejś ofiary, która nie jest w stanie znieść odrobiny bólu. Powoli oddychając, starając się przyzwyczaić swoje ciało do obecnej sytuacji, spojrzał Brianowi prosto w oczy, korzystając z faktu, że jego twarzy znajdowała się teraz tak blisko. – A ty? Nie jest ci, no nie wiem, ciasno? – zapytał z wyraźną zaczepką w głosie unosząc lekko jedną brew, jakby tym swoim głupkowato-nonszalanckimi zachowaniem chciał zamaskować ogromny dyskomfort i oszukać samego siebie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.


effsie - 2019-01-09, 00:21

To był pierwszy raz, kiedy Brian znajdował się w takiej sytuacji – z leżącą przed nim, kuźwa, dziewicą – i to wszystko wydawało się mu absurdalne. Starał się. Naprawdę się kurwa starał, by Valye poczuł się jak najbardziej komfortowo w czymś, co komfortowe pewnie w ogóle nie było, ale… nie wiedział też, czy zachowywał się odpowiednio. Zachowanie Vala, który obwiniał go za największe zło tego świata było chyba nieco niesprawiedliwe. Okej, w porządku, to Brian wciąż naciskał na to, by ten spróbował, by wytrzymał jeszcze chwilę i, owszem, uciekał się tymi pocałunkami, tymi słodkimi słówkami do drobnych manipulacji, ale… no bez przesady. Gdyby ten homofob tak bardzo tego nie chciał, to nie rozkładałby przed nim nóg, prawda?
Brian sapnął, trzymając wciąż ciasno Valye’a i nie poruszając się, by grafik przyzwyczaił się do uczucia posiadania czegoś w swoim tyłku.
— Ciasno — powtórzył, nie przejmując się w ogóle ani tonem, ani grymasem, jaki pojawił się na twarzy bruneta. — Jest mi cholernie ciasno — westchnął, wypuszczając wstrzymywane powietrze. — Może nie wiesz, ale w gejowskiej nomenklaturze to komplement — dodał, sięgając ustami warg Vala i wtargnął pomiędzy nie ze swoim językiem. Brian był maksymalnie, ale to maksymalnie podniecony. Valye był naprawdę ciasny i Dawson nie marzył w tym momencie o niczym więcej, jak o tym, by móc wysunąć się z niego i wsunąć znowu, i jeszcze raz, i jeszcze, coraz szybciej, by znów… — Boże — sapnął, śliniąc się jak dzieciak. — Chcesz jeszcze poczekać czy mogę już… — sapnął, nie kończąc nawet zdania.


Valye - 2019-01-09, 00:37

Gdy tak sobie leżał bez ruchu, pozwalając swojej pikawie zwolnić i uspokoić się, dopiero wówczas wyłapał, że Brian taki spokojny nie jest, jak wydawało mu się wcześniej. Jakoś tak, zajęty bardziej swoim tyłkiem, nie pomyślał, a nawet nie wpadłby na to gdyby nie jego wyraźnie przyspieszony oddech i bijące mocno w klatce piersiowej serce, że Brianowi z kolei, nie tak jak jemu, musiało się to naprawdę podobać, a w szczególności jego chujowi, którego przecież tak desperacko próbował władować w Vala. Więc skoro to całe „ciasno” naprawdę jest komplementem... Oh dalej Val, każdy by się cieszył, gdyby jego penis siedział w kimś innym.
Podczas tego chaotycznego pocałunku, Valye, któremu ból niestety ostudził wcześniejszy zapał, wyłapał jak bardzo Brian był w tym momencie zajarany. Słysząc jego słowa, Val nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnął się półgębkiem.
– Oh nie... zdecydowanie musimy jeszcze poczekać. – mruknął nieco teatralnie z podkoloryzowanym cierpieniem i na potwierdzenie swoich słów, poruszył ostrożnie biodrami.
I rzeczywiście, syknął cicho kiedy dyskomfort nieco się nasilił, ale nie było to już tak tragiczne, żeby nie mógł wytrzymać. Kiedy przeszył go ten drobny, niemiły dreszcz, odruchowo spiął swoje mięśnie zaciskając się mocniej wokół penisa Briana i... Oh? To też na niego działało? Zafascynowany swoim odkryciem, Val podłożył nagle ramiona za głowę jakby rozwalał się na plaży i posłał blondynowi niewinny uśmiech.
– Mhm... zdecydowanie musimy jeszcze poczekać. – mówiąc to ponownie poruszył biodrami tym razem świadomie pozwalając zacisnąć się swoim mięśniom, na przekór Brianowi.


effsie - 2019-01-09, 16:29

Może było to juz niemodne, może powinien twierdzić inaczej, ale Brian nie należał do mężczyzn, którzy cieszyliby się, gdyby ich penis siedział w kimkolwiek innym. Dawson nie uprawiał seksu z kim popadnie i dużo bardziej wolał odmówić zbliżenia, niż wojować penisem pomiędzy pośladkami, które nie do końca mu odpowiadały. Już dużo bardziej estetycznie było samemu poradzić sobie z napięciem, niż używać do tego jakiegoś oblecha.
Z tym że Valye nie był oblechem, ba, daleko było mu do tego określenia. Brian nie widział tego wcześniej, w ogóle nie zwracając na niego uwagi, ale teraz, kiedy leżał pod nim… jego ciało było naprawdę ładne, szczupłe, ale nie zapadnięte, widać było nawet gdzieniegdzie zarysy mięśni. Twarz też miał niebrzydką i może nie dbał o siebie w takim stopniu, jak Brian (hm, do tego stopnia wiele mu brakowało, bo pewnie nawet nie słyszał o czymś takim jak odżywka do włosów), ale na twarzy nie uświadczyło się ani jednego pryszcza, a z buzi tech pachniało mu w porządku.
Teraz Brian patrzył się w niego jak w obrazek: nieco przymglonym, zafascynowanym spojrzeniem i jęknął, gdy mięśnie Vala zacisnęły się wokół jego penisa. Wbił mocniej palce w jego plecy i zagryzł mocno wargę, oddychając coraz płyciej.
— Czy mam wrażenie — zaczął drżącym tonem — czy robisz to specjalnie?
Valye tym razem patrzył się na niego bez oporów, z zafascynowaniem obserwując reakcje Briana. Dawson mógłby przysiąc, że na jego ustach majaczył cień uśmieszku.
— Nie — odparł, nie odwracając wzroku. — Skąd.
I znów poruszył nieco biodrami, a Brian sapnął z cieniem desperacji. Wyciągnął dłonie spod pleców Valye’a i przeniósł je prędko na krocze grafika; wciąż oblane lubrykantem. Penis Vala nie sterczał już tak dumnie pomiędzy jego udami; nieco opadł, a więc Brian objął go u nasady i rozpoczął powolną masturbację, drugą rękę zaciskając na udzie bruneta i powstrzymując samego siebie, by nie zrobić nic więcej.


Valye - 2019-01-09, 19:36

Pomijając mimowolne odruchy jego ciała, nad którymi nie panował, może to, że zamiast głowic się i martwić, że właśnie znajdujący się nad nim facet, który w dodatku jest jego szefem, siedział właśnie z penisem w jego tyłku, żartobliwe postępowanie Vala było poniekąd jakąś reakcją obronną na to, co właśnie miało miejsce. Nie było mu jakoś cudownie i nawet nie musiał się z tym kryć. Doskonale zresztą widział w jakim Brian jest stanie i domyślał się, jak bardzo chciał już w końcu móc zaserwować sobie intensywniejsze wrażenia. Cholera, rozumiał to. Sam przed chwilą też myślał tylko o jednym. Ale teraz nie mógł pozbyć się wrażenia, że Brian chce sobie tylko podymać i pójść spać, więc siłą rzeczy musiał jakoś zachęcić Vala i przekonać go do kontynuowania tego przemiłego dymanka. I tylko to kierowało Brianem, czyste pożądanie. Nic więcej. A może jednak tak nie było, że Val wcale mu się po prostu nie napatoczył stwarzając okazję, może było zupełnie inaczej. Sam nie był pewien. Jedyne co wiedział na pewno, to to, że w tym momencie zaczynał myśleć zdecydowanie za dużo i nie był to odpowiedni moment na te idiotyczne rozważania.
To było głupie. Cała ta sytuacja, kiedy on leżał bez ruchu z kutasem swojego szefa w tyłku, była po prostu dla niego żenująca. Dlatego kiedy Brian zaczął stymulować jego zniechęconego penisa, Val targany rozterkami westchnął cicho wyciągając ręce zza głowy i ułożył je luźno na swoim brzuchu. Czuł się głupio. Nie tyle co przez to, jakie żenujące to było, ale przez to, że nie spodziewał się, że jego ciało aż tak będzie protestować. Mieli nastrój, mieli ochotę... cholera, niech to wróci. A przynajmniej do niego, bo Brian najwyraźniej nie stracił zapału.
I leżąc tak sobie w tej wstydliwej sytuacji, przestał śmieszkować i w ciszy zaczął obserwować blondyna. Przyglądał się jego ogarniętej podnieceniem twarzy, jego napiętym mięśniom i dłoni, która wciąż owinięta była wokół jego członka.
Eh, fuck.
– Hej – zaczął cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę, by Brian spojrzał na jego twarz, ale zdziwiony tym, jak jego głos z chrypą załamał się nieco pod koniec, odwrócił na moment wzrok marszcząc brwi. Przez kilka sekund nic nie mówił, aż w końcu wrócił spojrzeniem do twarzy blondyna i upewniając się, że ten na niego patrzy, Val znacząco spojrzał w kierunku bioder Briana. – Tylko powoli, ok? – rzucił prawie szeptem, ciągle marszcząc brwi w grymasie.


effsie - 2019-01-09, 20:51

Brian czuł się nieco rozdarty.
Z jednej strony – och, był strasznie podniecony, naprawdę, czuł to słodkie uczucie zaciskających się mięśni wokół jego penisa, ciepłego, nawilżonego miejsca, które przyjęło go może nieszczególnie chętnie, ale na pewno jako pierwszego – i tak bardzo, bardzo chciał sprawdzić, jak to będzie dalej. Z drugiej strony… nigdy nie był w takiej pozycji, to znaczy, rozdziewiczania czyjegoś tyłka i nie do końca wiedział, czy mu się to podoba. Nie nadawał się do tego, był w tym raczej kiepski – albo może relacja jego i Vala była do tego kiepska, bo nie widział siebie szepczącego mu słodkie słówka, by się nie martwił, że wszystko będzie dobrze, bo przecież tak bardzo się kochają i w ogóle. No nie. To była nieprawda.
Prawdą było, że miał ochotę na ruchanie; straszną, a ten brunet doprowadzał go do granic cierpliwości. Nie chciał go jednak zranić i to wszystko zaczynało go już mocno przytłaczać.
Skupił się więc na masturbacji. To akurat umiał robić i szło mu chyba nawet nie najgorzej, skoro penis Valye’a zesztywniał, a on sam w końcu się odezwał. Brian spojrzał na niego zamglonym wzrokiem i skinął głową.
Podciągnął się nieco na łóżku, nachylając się nad Valye’em i przykrywając go niemalże całego ciałem.
— Zegnij nogi w kolanach i obejmij moje uda — powiedział cicho. — Będzie wygodniej — dodał, opierając ręce po dwóch stronach ramion Vala. — Możesz mnie złapać za plecy — zaproponował jeszcze, świadom tego, że pewnie będzie miał je wtedy całe rozharatane, ale jeśli to miałoby Valowi trochę pomóc… Nachylił się nad nim i pocałował na chwilę przed tym, gdy po raz pierwszy poruszył biodrami.
Jego penis wysunął się lekko i Brian wciągnął głośno powietrze; nie zamknął oczu i obserwował wyraz twarzy Vala. Nie wysunął się do końca; zamiast tego zatrzymał biodra i zaczął znów, powoli, napierać, wzdychając głęboko.
— Mów… mów jak będę miał przestać — sapnął z trudem.


Valye - 2019-01-09, 22:01

Kiedy Brian zawisnął nad nim, Val jakby automatycznie, może nawet zaczynając po cichu w środku żałować swoich słów, wstrzymał oddech i ustawił swoje nogi według polecenia. Jak laska. – podsumował się krytycznie w myślach i odruchowo uniósł ręce, żeby według sugestii Dawsona złapać jego plecy, ale niemal po chwili opuścił je od razu, czując się tym nagle dziwnie skrępowany. No... no nie. Jeśli będzie chciał potem to zrobić, to to zrobi. Na ten moment wystarczało mu tej przytłaczającej bliskości. Nie chciał się przyklejać do Briana jakby byli w jakimś słodkim, wieloletnim związku. Nie miał na to zbytnio ochoty, wolał pomolestować dłońmi pościel, jeśli będzie taka potrzeba.
Gdy Brian nakrył jego usta swoimi wargami, Val po prostu wiedział, no wiedział, że było to dla odwrócenia uwagi. I nie mylił się, bo zaraz poczuł jak blondyn cofa swoje biodra. Nie mogąc nic na to poradzić, odruchowo wzdrygnął się uciekając parę centymetrów biodrami, co było cholernie głupie, bo sam nagle poruszył się o wiele gwałtowniej niż Brian. Jednak powstrzymał się i nie zaprotestował. Dla swojego spokoju położył tylko kontrolnie dłoń na podbrzuszu blondyna bez popychania go, jakby chciał sobie tym zapewnić jakieś poczucie panowania nad sytuacją.
Zaciskając mocno zęby jakby miał zgnieść sobie jedynki, kiwnął tylko potakująco głową dając znać, że zrozumiał i z grymasem odchylił głowę do tyłu, chcąc choć trochę uciec przed oczami Briana, które były teraz tak blisko. Gdy ten z powrotem wsunął w niego niemal całego penisa, Val sapnął z urywanym wydechem. No nie będzie się nawet próbować oszukiwać. Do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie to nie należało, ale z zaskoczeniem stwierdził, że ta chwila przerwy bez ruchu i mocne starania, by być tak rozluźnionym jak tylko się da w takiej sytuacji, rzeczywiście przynosiły jakiś efekt. Może nie od razu efekt-cud, ale zawsze to nie był ten nie do wytrzymania ból, który czuł na samym początku.
Nic nie powiedział dając Brianowi działać tak jak tego chciał, w ciszy próbując ignorować nadal odczuwalny dyskomfort, radząc sobie na swój sposób; to wykrzywiając twarz, zaciskając zęby, czy nawet czasami, przy bardziej nagle bolesnym ruchu, odruchowo dłonią na podbrzuszu Briana stopował go na krótki moment.
Fuuuck. A ten chuj bawi się świetnie.
Po którymś powolnym pchnięciu, Val odważył się poprawić swoje biodra i dla wygody podsunął je nieco wyżej, zabierając w końcu swoją dłoń, która tylko zaczynała mu przeszkadzać. Wrócił spojrzeniem do twarzy Dawsona i zawiesił na jego twarzy wzrok na zdecydowanie dłuższy czas niż tego chciał pierwotnie. Zaczynał zazdrościć Brianowi, że czerpie z tego tyle przyjemności. Szlag. On też chciał. W końcu szukając jakiegoś sposobu, by zarazić się tym podnieceniem i przestać myśleć o tym jak bardzo jego tyłek tego dzisiaj nie chciał, położył dłoń na karku blondyna i z grymasem przyciągnął go do siebie do pocałunku, ignorując jednocześnie jego zadowolone sapnięcia, kiedy jego penis przestał napotykać tak duży opór. Usta Vala domagały się uwagi, wymuszając nieco brutalnie na wargach blondyna współpracę. Gdy tylko wyczuł okazję, nachalnie wdarł się językiem do środka, a gdy Brian, jakby zachęcony tym gestem poruszył się nieco energiczniej, Valye z sapnięciem pogłębił tylko pocałunek, próbując w taki sposób uciszyć samego siebie i zwalczyć chęć wycofania bioder.


effsie - 2019-01-09, 23:06

Stwierdzenie, że Brian bawił się świetnie to duże nadużycie; a chciałby, bardzo. Na pewno bawił się lepiej niż Valye, ale i tak nie czuł się swobodnie – jak miałby, z wiedzą o tym, że jego ruchy sprawiały leżącemu pod nim facetowi ból? Brian może na takiego wyglądał, może Val go za takiego miał, ale nie był wcale aż takim skurwysynem.
Poruszał się w nim delikatnie, naprawdę; przez cały czas obserwował grymasy na twarzy bruneta i starał się na nie reagować. W końcu, pociągnięty do pocałunku, opadł niżej na grafika. Ten zaczął całować go gwałtownie, niemalże brutalnie i Brian sapnął z lekkim zadowoleniem; przez głowę przeleciała mu myśl, że może nie wszystko jest stracone. Nie mógł nic na to poradzić, ale wykrzywiona twarz Vala nie podkręcała wcale sytuacji; albo zwyczajnie Brian nie był żadnym zwyrolem i nie odnajdował przyjemności w roleplay’u, który polegał na gwałcie.
W każdym razie, pocałunek pomógł; nie tylko w tym, że teraz nie widział grymasu bólu na obliczu grafika, ale też Valye skupiał się na nim, nieco rozluźniając mięśnie. Brian zaczął coraz gwałtowniej odpowiadać na pocałunki, a wraz z nimi poruszał się energiczniej i energiczniej; w końcu, gdy dobił do pewnego (w jego mniemaniu, wciąż dość wolnego) tempa, sapnął z zadowoleniem, gryząc bruneta lekko w żuchwę.
Podpierając się na jednej ręce, drugą zabrał i sięgnął nią pomiędzy ich ciała, bez problemu odnajdując penisa Valye’a. Zabrał jeszcze raz rękę, nie przestając poruszać biodrami, po omacku zlokalizował lubrykant i wylał sobie nieco na palce, dopiero wtedy rozpoczynając masturbację.


Valye - 2019-01-09, 23:40

W końcu nie mając siły i głowy do skupiania się na pocałunku, oderwał się od ust Briana i zarzucił ręce na jego kark, mocno przyciągając do siebie tak, żeby bez problemu mógł schować twarz w boku jego szyi. Kiedy śliskie od żelu palce Briana dobrały się w końcu do jego penisa, Val niepowstrzymanie sapnął z nutą ulgi. W końcu coś, co bez wahania może nazwać naprawdę przyjemnym. Gdy tak Dawson jednocześnie poruszając biodrami (jak dla Vala w całkiem szybkim tempie) jednocześnie pieścił jego członka, Valowi coraz trudniej było powstrzymywać się od niekontrolowanych dźwięków. To było dziwne uczucie, wprowadzało go w skonsternowanie. Niepokoiło go to, że jego tyłek zaczynał się przyzwyczajać. Dawało się to znieść. Czuł się zmieszany tym, że nie wiedział co ma o tym myśleć, czy go to boli, czy tylko drażni, a może ból miesza się z przyjemnością dając to dziwne, nieco niepokojące uczucie? Czy to jakiś zalążek chorego masochizmu?
Do całkowitej satysfakcji brakowało mu jeszcze sporo, prawdopodobnie znacznie więcej niż Brianowi, ale sam zaczynał widzieć w tym wszystkim światło nadziei. Jego członek pieszczony z uwagą i wyraźnie podniecone ciało blondyna w znacznym stopniu pomagało mu z powrotem, powoli się nakręcić. Z dłuższą chwilą nawet do tego stopnia, że coraz mocniej odruchowo przyciągał do siebie szerokie barki, bezwstydnie wzdychając mu do ucha. Nie wiedział czy to tylko dzięki dłoni Briana, czy może jego tyłek jednak postanowił, że posiadanie czegoś w środku nie jest do końca takiego złe, ale z jego mózgu powoli robiła się papka. Ciągle czuł ten dyskomfort, ale mimo to znowu zaczynał czuć te przyjemne uderzenia gorąca i coś, co z całą pewnością mógł nazwać pożądaniem. Coraz łatwiej przychodziło mu myślenie, że może jednak nie skończy dzisiaj oklapnięty i zniechęcony, więc bez większych oporów dawał Brianowi zwiększyć jeszcze odrobinę tempo, w efekcie mocniej przyciągając go do siebie i zaciskając uda na jego biodrach, ciagle uparcie chowając twarz w jego szyi.


effsie - 2019-01-10, 00:21

I zwiększał to tempo sukcesywnie, coraz bardziej i bardziej, jednocześnie troszcząc się o penisa Valye’a szybciej i gwałtowniej, stymulując go wprawnie i z jakąś chorą fascynacją. Nawzajem odczytywali swoją mowę ciała, porozumiewając się gestami i westchnieniami, a w pomieszczeniu słychać było coraz głośniejsze dźwięki uderzających o siebie ciał, jęków i sapnięć.
Valye go nie powstrzymywał, a więc Brian poruszał się w nim już naprawdę szybko; tak, że sam czuł juz nadchodzące spełnienie, nie przerywając pieszczenia członka bruneta. Te dwie czynności to było aż nadto, by myślał jeszcze o całowaniu czy czymkolwiek jeszcze; zwłaszcza, gdy fala ekscytacji rosła i rosła, w końcu osiągając swoje spełnienie i eksplodując, zalewając Briana obezwładniającą rozkoszą. Sapnął głośno, jeszcze poruszając się w Valu i pieszcząc jego członka, który dopiero po chwili zabrudził ich ciała.
Orgazm był dobry. Seks – nie najlepszy, ale w końcowych momentach też satysfakcjonujący, trochę jak przystawka, obiecująca przepyszne danie główne i deser. Brian wiedział, że mógłby kosztować go jeszcze długo i często, z różnymi rodzajami wina i przyprawami; Valye był wdzięczny, taki plastyczny, niebojaźliwy. Podobał mu się, taki otwarty na eksperymenty, ciekawski, przekraczający swoje granice, przezwyciężający ból i poczucie dyskomfortu. Dawson leżał teraz na jego klatce, opierając na niej głowę i oddychając płytko, jeszcze w Valye’u; uspokajał oddech.
— Sorry — wymamrotał w końcu Val, chcąc podsunąć się lekko na przedramionach, ale nie dał rady z ciężarem na swoim torsie.
— Co? Za co? — spytał z niezrozumieniem Brian, jeszcze nieodnaleziony w rzeczywistości.
— No, nie dałem ci dojść — mruknął, chyba nieco zażenowany.
Tym razem Brian zaśmiał się krótko, podnosząc głowę.
— Co? Spuściłem się pierwszy — odparł z niezrozumieniem.
Val spojrzał na niego i na twarzy bruneta pojawił się chytry uśmieszek.
— Pierwszy — skomentował z jawną kpiną.
— Twój mały nie hulał w takiej ciasnej dziurce — odpowiedział bez cienia zażenowania Brian, uśmiechając się delikatnie. Podsunął się na ramionach i wysunął się w końcu z Vala, przytrzymując jedną ręką prezerwatywę. Zawiązał ją i wyszedł na chwilę do łazienki. Gdy wrócił, nie zastanawiając się nad tym szczególnie, podszedł do barku i wyciągnął z niej butelkę z alkoholem. To nie była wcale Whisky wysokiej klasy, ale wyciągnięta z hotelowego barku i tak pewnie kosztowała fortunę; co oczywiście Brian miał absolutnie, absolutnie gdzieś. — Pijesz z Colą czy bez? — spytał jeszcze odrobinę zachrypniętym tonem.


Valye - 2019-01-10, 00:43

Tu Val wyjątkowo mógłby zgodzić się z Brianem; rzeczywiście, seks nie był najlepszy. Czuł się w jakimś stopniu usatysfakcjonowany i mimo że nie miał wielkiego doświadczenia z drugim mężczyzną, to i tak nie mógł nazwać tego najlepszym stosunkiem w jego życiu. Bywało znacznie lepiej.
Kiedy Brian w końcu wysunął się z niego, Val wzdrygnął się przy tym, bo dopiero teraz, kiedy napięcie i emocje z niego zeszły, poczuł jak bardzo obolały jest jego tyłek. Szlag. Piekło go. Odprowadził blondyna wzrokiem do łazienki i gdy zniknął mu z oczy, przekręcił się lekko na bok sięgając palcami do swoich pośladków, jakby sam musiał przekonać się, czy nie ma tam wielkich zniszczeń. Krzywiąc się zgarnął palcami resztkę żelu i z powrotem położył się na plecach, wycierając lubrykant w swoje biodro, które i tak wraz z brzuchem ubrudzone było nasieniem. Wyprostował nieco zesztywniały nogi i wzdychając ciężko, założył ręce za głowę. Leżąc tak nagim w przytłumionym świetle lampy, z widocznymi śladami seksu, po którym był zmęczony bardziej niż zwykle, Valye zaczynał mieć coraz większy mętlik w głowie, jakby nie docierało do niego to co się właśnie stało.
Gdy Brian wrócił z łazienki, Val nie miał nawet szczególnie sił, żeby się jakoś nakryć. Nie żeby i tak przed chwilą nie widział go takiego. Tak samo nie miał zbytnio sił by ruszyć się w tym momencie do łazienki i doprowadzić do porządku.
– Z colą. – odpowiedział cicho wykręcając głowę by moc spojrzeć na ciągle nagiego Briana.
Z grymasem podniósł się do bardziej półleżącej pozycji i podłożył sobie poduszkę pod głowę, zanim przejął od blondyna niską szklankę z mieszanką. Oparł szkło na swojej piersi, z tępym, nieco wypompowany z życia wzrokiem wpatrując się gdzieś w przestrzeń.
– Szef mnie wyruchał. – rzucił nagle bez emocji. – Dosłownie. – wbił neutralne spojrzenie w Briana, bez cienia oskarżenia i podniósł szklankę do ust, spijając z niej mały łyk. – A jutro ja wyrucham szefa. – dodał, a na jego twarzy nagle pojawił się krzywy, złośliwy uśmieszek. – Co szef na to?


effsie - 2019-01-10, 01:38

Brian kiwnął głową i rozlał nieco alkoholu do obu szklanek; również do obu nalał Coli. Normalnie nie przepadał za tym słodkim smakiem zabijającym nutę Whisky, ale mieli tu do dyspozycji czerwonego Jaśka – nic godnego podniebienia, a więc nie było co się irytować.
Podał więc Valowi szklaneczkę z drinkiem i przejechał wzrokiem po jego ciele jeszcze raz. Było naprawdę ładne; dużo ładniejsze, niż wrażenie, które pozostało mu po dzisiejszym wieczorze i wiedział, po prostu wiedział, że to trzeba nadrobić. Ile czasu mógł odpoczywać tyłek prawiczka? Dawson nie miał pojęcia; Chris czasami, gdy wyruchał go na sucho, kolejnego dnia nie mógł chodzić, ale potem mu mijało… a poza tym, Brian nie żałował lubrykantu.
Miał naprawdę poważne dylematy.
Skupił wzrok na twarzy Vala, gdy ten się odezwał.
— Co? — mruknął, początkowo zdezorientowany, a potem parsknął śmiechem. — Nie rozpędzaj się tak — dodał w miłym tonie. — To był tylko początek, żeby poradzić sobie z twoim dziewictwem. Nie słyszałeś, że pierwszy raz zawsze jest do bani? Trzeba było sobie z tym jakoś poradzić, żeby móc poźniej się pobawić — powiedział, opierając się goleniami o ramę łóżka. Stał wyprostowany, w przyjemnym, nie ostrym świetle bijącym od stojącej w rogu lampy, które dobrze odsłaniało jego ciało. Jeśli Valye nie zdążył zarejestrować tego wcześniej to w tej chwili mógł zobaczyć dokładny zarys mięśni na brzuchu swojego szefa.
Brian odstawił szklaneczkę na bok i jeszcze raz zniknął w łazience; teraz wrócił z niej z ręcznikiem. Nie obwiązał się nim w pasie ani nic podobnego; usiadł obok Valye’a i położył ręcznik pomiędzy nimi, darując sobie przesadzenie romantyczne jak dla ich sytuacji ścieranie nasienia z brzucha grafika.
Sięgnął po swojego drinka. Naszła go zabawna myśl, że Val nawet nie wiedział, jak bardzo był podobny do swojej siostry (Evelyn też miała za pierwszym razem spore opory i nie do końca chciała to powtarzać), ale zachował ten komentarz dla siebie. Zamiast tego podparł się i ustawił również swoją szklankę na piersi Vala. Nachylił się, wolną dłonią rysując linię od pępka po samą żuchwę grafika, w końcu całując go w usta.
— Teraz możesz mówić, że płacę ci za dawanie mi dupy.


Valye - 2019-01-10, 02:23

– Z dziewictwem? Mówisz jakbym był jakimś pieprzonym, nieletnim prawiczkiem. – sapnął przyglądając się z lekko zmarszczonymi brwiami blondynowi stojącemu za łóżkiem i z taką samą miną odprowadził go z powrotem do łazienki.
Gdy ten wrócił i przysiadł na łóżku obok niego z ręcznikiem, Val uniósł nieco niezadowoloną brew, kiedy stał się stolikiem dla kolejnej, zimnej szklanki. W ciszy obserwował sunący po jego ciele palec i bez wahania lekko rozwarł ust, kiedy Brian go pocałował. Dopiero kiedy usłyszał kolejne słowa, uważając by nie rozlać niczego z żadnej szklanki, złapał gwałtownie wolną dłoń blondyna i rzucił mu rozjuszone spojrzenie. Chciał mu pocisnąć, rzucić równie złośliwym komentarzem, ale nagle gdzieś rozdzwonił się jego telefon, leżący na ławie przy kanapie. Val nie wiele myśląc, uniósł się szybko, momentalnie tego żałując. Kurwa, to się nazywa ból dupy.
Krzywiąc się i stawiając ostrożnie kroki podszedł do telefonu, odstawił swoją szklankę na ławę, a zamiast niej podniósł dzwoniące urządzenie. Wykrzywił twarz jeszcze bardziej, kiedy na ekranie telefonu zobaczył imię swojej siostry. Dlaczego dzwoni tak późno? Może coś się stało...? Zaniepokojony odebrał szybko i przystawił telefon do ucha, rzucając ciche halo, ale dosłownie sekundę później odsunął komórkę od głowy, jakby ta nagle go poparzyła, kiedy w jego uchu rozniósł się jazgot jego siostry.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – głos jego podekscytowanej siostry rozniósł się po pokoju, mimo że Val wcale nie miał włączonego głośnomówiącego.
W pierwszym momencie nieco osłupiały zerknął na Briana, chwilę później na wyświetlacz swojego telefonu, chcąc sprawdzić datę. Była dosłownie minuta po północy, czternasty lutego. Fuck me.
– Jesteś nienormalna? Nie mogłaś zadzwonić rano? – syknął do telefonu odwracając się tyłem do Briana, kiedy jego siostra jak rzeczywiście nieco nienormalna, zaczęła zżymać się do słuchawki. – Co? Tak, tak, jestem przecież sam... Że co? W dupie mam twoje walentynki! Opanuj się, Eve. – warknął zniecierpliwiony ściszając głos i mimowolnie co jakiś czas odsuwając telefon od ucha, kiedy jego siostra jazgotała w podnieceniu na cały regulator.
Przez dłuższą chwilę męczył się z Evelyn, by ta przestała snuć nagle jakieś plany z nim w roli głównej i chaotycznie wtrącać co jakiś czas życzenia. Gdy w końcu rozmowa dobiegła końca, Val zirytowany rzucił telefon na kanapę wyciszając wcześniej dzwonek i gwałtownie sięgnął po szklankę, biorąc spory łyk Whisky wymieszanej z colą. Skoro już stał, z dużym, oj dużym dyskomfortem dowlókł się do łazienki i tam doprowadził swoje ciało do jako takiej czystości. Ciągle ze szklanką w ręku wrócił do pokoju i położył się ostrożnie na plecach, na drugiej części łóżka, na której nie znajdował się Brian. Gdy zauważył jego natarczywe spojrzenie, z popsutym już przez ten telefon humorem, obrócił głowę w jego stronę i posłał mu wyraźnie wkurzone spojrzenie.
– Co? – warknął podirytowany zaciskając palce na szklance. – Coś ci nie pasuje? Zawsze możesz wyjść.
Pieprzone urodziny. I pieprzone walentynki.


effsie - 2019-01-10, 12:43

Brian wzruszył lekko ramionami, nieprzejęty. Dziewictwo nie wiązało się z wiekiem, dajmy na to, biorąc rzecz czysto formalnie, on wciąż był tylnim prawiczkiem i wybitnie nie zamierzał tego stanu zmieniać. Ściągnął jednak szklankę z piersi Valye’a, pozwalając mu się podnieść i podejść po telefon.
Z miernym zainteresowaniem śledził wzrokiem Valye’a, który podchodził do stolika, na którym zostawił telefon. Ze swojej leżącej pozycji zmierzył go wzrokiem, jeszcze raz z zadziwieniem kontrastując, że brunet miał naprawdę ładne ciało. Szczupłe, ale nie żylaste, leciutko, naprawdę prawie niezauważalnie umięśnione. W proporcjach był też mocno zadziwiający, z długimi jak na ten wzrost nogami i Brian nie mógł odpędzić od siebie myśli, która nagle pojawiła się mu w głowie czy dalibyśmy radę dymać się na stojąco? Chyba tak?
Zanim jednak zdołał wyjść myślami dalej, do rzeczywistości przywrócił go telefon Valye’a; albo raczej głos Evelyn, który rozpoznał nawet po takim czasie, drący się z telefonu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Och?
Val miał dziś urodziny?
Brian odruchowo spojrzał na własny telefon, sprawdzając datę i uniósł wyżej brew. Miał urodziny czternastego lutego, w Walentynki?
Och, dzisiaj były Walentynki – Brian chyba powinien napisać do swojego chłopaka.
Zdecydował się jednak nie przesadzać i nie robić tego teraz, chwilę po stosunku z innym mężczyzną; patrzcie go, jaki taktowny. Obserwował jeszcze przez chwilę Valye’a, aż ten nie zniknął w łazience. Dopiero gdy wrócił i Val zadał mu wkurzone pytanie, uśmiechnął się nieznacznie.
— Skąd — zignorował furczenie grafika. — Wszystkiego najlepszego — powiedział, unosząc nieznacznie szklaneczkę z Whisky, jakby do toastu, i upił łyka. — Czy możemy założyć, że to, co miałeś w tyłku, to był twój urodzinowy prezent? — spytał, nie mogąc się powstrzymać. No co, Valye nie powinien narzekać na rozmiary swojego upominku. — Urodziny w walentynki, co? Mój chłopak nie byłby szczęśliwy, gdyby wiedział, z kim spędzam ten dzień. Ale nie byłby chyba też szczęśliwy wiedząc, jak go spędzam, więc… — zamilkł, śmiejąc się pod nosem. — Ech.
Brian westchnął i, ze swojej siedzącej pozycji obrzucił Valye’a uważnym spojrzeniem, wciąż nie mogąc się przyzwyczaić do widoku jego ciała. Naprawdę, jak to możliwe, że przez tyle dni w biurze nawet się nad tym nie zastanawiał? Już tak totalnie ten Chris zawrócił mu w głowie, że nawet nie był w stanie zorientować się, jak apetycznie zbudowaną osobę ma pod nosem?
No, chyba nie do końca zawrócił mu w głowie, biorąc pod uwagę aktualną sytuację.
— Jak się czujesz?


Valye - 2019-01-10, 14:17

Miał gdzieś takie rzeczy jak swoje urodziny. To, że akurat tego dnia postanowił rozorać swojej matce pochwę dwadzieścia parę lat temu, nie czyniło nagle tej daty jakimś dniem godnym upamiętnienia.
– Daruj sobie. – mruknął odwracając od Briana wzrok, kiedy ten zaczął silić się na życzenia. Wywrócił oczami samemu mocząc wargi w szklance, starając się zignorować blondyna, ale kiedy ten zaczął wspominać o Chrisie, Val uniósł ze zdegustowaniem brew i posłał mu zniesmaczone spojrzenie. – Serio? Może jeszcze zaraz będziesz mi opowiadać jak się z nim pierdolisz? Uroczo.
No cholera, doprawdy. Akurat Vala obchodzi co pomyśli sobie ten szczyl. Właściwie wolałby nawet o nim nie słyszeć. Wcale. Najlepiej gdyby nie istniał. Eh.
Półleżąc tak z naburmuszoną lekko twarzą starał się udawać, że nie widzi patrzącego na niego blondyna. Może powinien się w końcu przykryć? Tylko tak mu się nie chce unosić tyłka i wyciągać spod siebie kołdry...
Słysząc pytanie, zmarszczył lekko brwi, nie za bardzo wiedząc co ma o tym myśleć. Teraz się nagle martwi? Szkoda, że nie wcześniej, zanim przerżnął jego tyłek.
– Ok. – mruknął cicho spoglądając w swoją szklankę, oceniając ile jeszcze alkoholu w niej zostało. Nagle prychnął cicho i uśmiechnął się lekko, krzywo, nawet odrobinę smutno, ciągle nie obdarzając Briana najmniejszym spojrzeniem. – Pytasz, bo nie wiesz kiedy możesz znowu mnie wydymać? Czy rzeczywiście martwi cię mój piekący tyłek? – uniósł szklankę do ust upijając nieco drinka i zrobił minę, jakby sobie nagle o czymś przypomniał. – W ogóle... możesz mi wytłumaczyć, jak to się stało, że to ty jesteś tu gejem, nie ja, a to ja zostałem przerypany? Nie powinno być na odwrót? – marszcząc tym razem groźnie brwi, posłał blondynowi niezadowolone spojrzenie.
No bo jak to, ok, napalił się i w ogóle, w ogóle... ale cholera, nie był gejem. To Brian powinen być bardziej skłonny do wypięcia swojego tyłka, a nie on. Już tak się nakręcił i dał zmanipulować? Nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo, no... ok, trudno. Stało się to stało. Nie czuł się jak jakaś poszkodowana ofiara. Zgodził się w końcu na to. Ale ciągle... jak to się w ogóle stało, że Brian od samego początku widział go jako swoją dziurę do dymania, doskonale wiedząc o tym, że Val gejem nie był? Denerwował go to. Nie było to takie istotne, ale jego heteroseksualne ego dość mocno to przeżywało.


effsie - 2019-01-10, 15:27

Valye chyba umyślnie ignorował wszelkie przeszłe troski Briana, ale nie zamierzał mu tego wytykać. Nie zamierzał odpowiadać na pytanie Valye’a, nie takie naszpikowane grubą warstwą niechęci i w ogóle jakiegoś strasznego oburzenia.
Może był zapatrzony w swój nos, ale Val nie wydawał się jakoś szczególnie poszkodowany; okej, wspomniał o piekącym tyłku, ale przecież użyli dużo lubrykantu, prawda? Chris nigdy nie miał takich problemów, ani też żaden inny facet, z którym wcześniej był Brian – zrzucał to w swojej głowie na karb tego nieszczęsnego razu i stwierdził (w myślach), że rozdziewiczanie prawiczków to zdecydowanie nie jego bajka.
Nie chciał jednak wychodzić na totalnego chuja (bo przecież nim nie był, prawda?) i ignorować Valye’a. Nawet jeśli seks nie był najlepszy to i tak Brian niczego nie żałował i nie najgorzej spędził ten wieczór.
— Wiesz, że bycie gejem nie polega na nadstawianiu dupy, prawda? — spytał, bawiąc się szklaneczką z alkoholem. — Ja mogę być gejem, mogą podobać mi się faceci i mogę chcieć ich przelecieć… a ty nie musisz nim być — skoro tak bardzo się zapierał — i możesz lubić dawać komuś dupy. To tylko seks. Nie ma co nabijać się z czyichś preferencji — powiedział, wzruszając lekko ramionami. Upił nieco alkoholu i dodał: — Pytam, bo nie wiem… — zawahał się na moment. — Chcesz żebym cię pomasował?


Valye - 2019-01-10, 15:55

Oj tak, Val ignorował wszystkie troski. Ok, spali ze sobą, to już fakt, którego się nie wyprze i nie zamierzał tego robić. I już zdołał sobie przetłumaczyć, że to tylko seks. I tylko tyle. Nic więcej ich ma nie łączyć. A wszelkie czułości poza tym, były dla niego kompletnie zbędne.
– Wymasować? – powtórzył głucho, posyłając Brianowi zdziwione spojrzenie. Przez chwilę milczał, skonsternowany zastanawiając się, czy tego na pewno chciał i czy nie byłoby to już zbyt troskliwe, niepotrzebne. – Nie, dzięki. – pokręcił przecząco głową odwracając wzrok, wychylił resztę alkoholu, który miał w szklance i odstawił ją na stolik nocny obok siebie.
Bez słowa uniósł w końcu swoje biodra i wydostał spod nich fragment kołdry. Nie chcąc szukać swoich spodni, które leżały pewnie gdzieś samotnie na podłodze, wsunął się pod przykrycie i położył się na boku, tym razem jednak zwracając się twarzą do Briana, a nie uciekając od niego tyłem na krawędź łóżka.
– Zgasisz ją potem? – zapytał cicho zerkając w stronę lampy. – Nie musisz teraz – przeniósł wzrok na jego niedokończonego drinka. – Po prostu... potem. – zamknął się nie za bardzo wiedząc czego tak właściwie chciał od Briana i opuścił wzrok, przypadkowo wbijając go w jego brzuch. Umięśniony brzuch. – Ćwiczysz coś? – wypalił nagle po długiej chwili ciszy ciągle nie odrywając wzroku od jego torsu.


effsie - 2019-01-10, 16:28

Brian wzruszył lekko ramionami. Valye zachowywał się strasznie dziko, jak dzieciak, który przeżył swój (nomen omen) pierwszy raz na imprezie i teraz nie wiedział, jak się zachować i co zrobić. Brian uwielbiał seks. Uwielbiał też całą jego otoczkę, każdy jeden możliwy rodzaj przyjemności, którą można było sobie zadać i nie miał zamiaru tego szczędzić. Szklaneczka czy kieliszek dobrego alkoholu, ciepła, aromatyczna kąpiel, dobra muzyka – tego mu teraz brakowało i gdyby nie warunki (w hotelowej łazience znajdował się tylko prysznic, a i ciężko tu było o dobre głośniki), na pewno by sobie tego nie odmówił. Och, Dawson zwyczajnie uwielbiał rozpieszczać – zarówno siebie, jak i swoich kochanków, w całkowicie nieszkodliwy sposób.
A Valye? Już, szybko, skrył się pod kołdrą, jakby wystawianie swojego ciała na pokaz po tym, co robili, nagle go onieśmielało. Brian tego nie rozumiał i taki wstyd nie był dla niego ani odrobinę pociągający, ale nie zamierzał wchodzić na tę ścieżkę.
Powiódł wzrokiem za spojrzeniem Valye’a i wzruszył lekko ramionami.
— Biegam — odparł, co było prawdą. Nawet tutaj, do Kanady, wziął ze sobą ubrania do biegania, ale ze względu na… różne inne aktywności, jeszcze nie miał czasu tego zrobić. — I pływam.
Poza tym lubił też żeglować i grać w golfa, ale uznał, że nie będzie o tym wspominał.
— A ty? — spytał, czując się nieco jak idiota. Pierwszą normalną rozmowę z Valem można by powiedzieć, że odbył w samolocie, dzień wcześniej, więc naprawdę nie miał z nim zbyt wielu tematów do poruszenia, a zdecydowanie nie zamierzał wchodzić na temat przekomarzania się i wyzywania od homofobów. Potrzebował jakiegoś zaczepienia, ale było o nie naprawdę ciężko, zwłaszcza z Eve za pasem. Przecież nie będzie go pytał o rodzinę. — Co w ogóle robisz poza Luną i tą babką od książek?


Valye - 2019-01-10, 17:04

Pokiwał lekko głową w zamyśleniu, mimowolnie pozwalając pojawić się w jego głowie niepokojącemu obrazowi; ciało Briana napięte, zwinnie poruszające się w biegu czy w wodzie, jakby idealnie pasowało do tego typu czynności.
Szybko odsunął od siebie wizję mokrych pleców blondyna i podniósł wzrok na jego twarz.
– Ja? – wzruszył ramionami wlepiając spojrzenie w szklankę Briana.
Val tak naprawdę był okropnym gburem. Nie miał nigdy ochoty na poznawanie nowych ludzi, rzeczy, próbowanie czegoś innego, zwiedzanie nowych miejsc. Zawsze znalazł sobie dobrą wymówkę, by nie podejmować się żadnych nowych rzeczy, przez co jego życie było naprawdę, naprawdę monotonne i najzwyczajniej w świecie nudne.
– Nic właściwe takiego... w liceum grałem w tego cholernego hokeja, na studia nie poszedłem, więc przestałem grać, poruszam się czasami, rzadko, ale wciąż. – ponownie wzruszył ramionami nie za bardzo wiedząc o czym właściwie miałby Brianowi, takiemu aktywnemu facetowi, opowiadać. – Nie jestem jakoś szczególnie towarzyski czy rozrywkowy, jak już zresztą wiesz. – mruknął marszcząc lekko twarz. – Czasami spotykam się z Kate, z Eve czy... z kimś innym, ale nie znowu jakoś często. Poza pracą, nie wiem, czasami siedzę w sklepie plastycznym, dużo dla zabicia nudy rysuję, projektuję w domu... nie wiem, serio. – westchnął i przewrócił się powoli na plecy przecierając dłonią twarz. – Jeśli poza seksem mam dostarczać ci jeszcze jakichś rozrywek, to sorry, trafiłeś na złą osobę. – dodał bez cienia złośliwości. Po prostu stwierdził fakt. Był okropnym nudziarzem wolącym posiedzieć w spokoju w swoim mieszkaniu. I jakoś zawsze w miarę było mu z tym dobrze. Nagle prychnął cicho rozbawiony jakby sobie o czymś przypomniał i przyłożył dłoń do czoła. Naprawdę wtedy, podczas imprezy świątecznej, nie spodziewał się, że wyląduje z tym człowiekiem w łóżku. – Dzięki za rapidografy. – rzucił zerkając kątem oka na Briana. – Przydatne.


effsie - 2019-01-10, 17:42

Brian słuchał Valye’a z uprzejmym zainteresowaniem, nie przerywając mu. I nietrudno było nie zauważyć jakiegoś ogólnego poczucia dyskomfortu grafika, jak gdyby to rzeczywiście był dla niego problem odpowiedzieć na tych kilka pytań, powiedzieć coś o sobie. Dawson nie zrobił żadnej miny, ale sam w sobie zdziwił się, jak takie głupie pytanie… zawstydziło? nie, to złe słowo, ale jakoś przerosło Valye’a.
Chociaż prawdziwy szok przyszedł chwilę później, wraz z tymi słowami o seksie.
— Nie szukam rozrywek — odparł chłodno, dużo chłodniej, niż zamierzał, ale jakoś go to ugodziło. Odchrząknął, sam zaskoczony tym, jak niemile zabrzmiał i kolejne słowa wypowiedział już dużo, dużo cieplej. — Może zmień trochę narrację? Chyba zgadzamy się z tym, że żaden z nas się tego nie spodziewał, więc nie ma co szukać winnego, czy przyczyny. Ja mam chłopaka i nie szukałem niczego, ty nie jesteś gejem, ale ot, stało się, spodobaliśmy się sobie i tak wyszło. Przestań myśleć o tym tak, że to ja cię wyruchałem, a ty mi dałeś dupy. Seks to seks. Ma być przyjemny dla dwóch stron, a nie dostarczać powodów do zmartwień i obrzucania się winą. A to teraz to nie jest żadna rozmowa kwalifikacyjna, nie będę cię rozliczał z twoich zainteresowań, po prostu pytam, co lubisz robisz robić.
Brian czuł się, pomimo wszystkiego, trochę odpowiedzialny. Możliwe, że sam nie był tego do końca świadom, ale lubił mieć chłopaka. Czy dziewczynę, wcześniej. W całym swoim życiu, gdyby zsumował okresy, gdy był sam… cóż, było tego naprawdę mało. Lubił mieć się o kogo troszczyć czy opiekować, kogo rozpieszczać, a teraz, chyba podświadomie, część tych zachowań przerzucał na Valye’a. Zwyczajnie, nie chciał być niemiłym chujem, który przeleciał, rozdziewiczył (!) kolesia i spierdolił; to zwyczajnie nie było w jego stylu.
I może jeszcze by kontynuował swoją tyradę, gdyby nie komentarz Valye’a.
Na całe (swoje) szczęście, nie wybałuszył oczu, nie zrobił głupiej miny ani nic w tym stylu; wyraz jego twarzy pozostał bez zmian, podczas gdy sam mocno, och, naprawdę mocno się zdziwił. Co? Ale, skąd on, nie, przecież nie wie, nikt nie wiedział, niemożliwe, jakim niby…
Ciąg myślowy w jego głowie trwał o chwilę za długo, w czym zorientował się po momencie. Wtedy też obrzucił Valye’a niby-zaskoczonym spojrzeniem i rzucił, starając się, by zabrzmiało to luźno:
— Jakie rapidografy? Znalazłeś coś w Lunie?


Valye - 2019-01-10, 18:30

No dobra, musiał niestety przyznać Brianowi odrobinę racji, chociaż nie zamierzał mówić o tym nagłos. Rzeczywiście nie mógł pozbyć się tego, nieco chamskiego nawet, myślenia, że Dawsonowi zależało tylko na zaliczeniu jego tyłka, mając gdzieś cokolwiek innego. Może tak nie było, może było, ale fakt, mimo że miał to być tylko seks, Val chyba zbyt dosłownie brał do siebie te słowa, ograniczając dzisiaj ich kontakty seksualne do minimum. Naprawdę chyba powinien zluzować tyłek i przestać się dręczyć pierdołami.
Reakcja blondyna na wspomnienie o rapidografach naprawdę rozśmieszyła Vala. To milczenie nie pasujące do niego było tak wymowne, że Val wywrócił aż oczami.
– Tak, znalazłem. Pod choinką ze swoim imieniem podczas tego gwiazdkowego cyrku. – swoją drogą, to było w ten sam dzień, kiedy po raz pierwszy go... no uciszył go ustami. – Oj już nie bądź taki zdziwiony. Przypadkiem się dowiedziałem. – posłał mu rozbawiony, dziwny uśmiech, bo przecież Val się tak bez powodu, bez złośliwości nie uśmiechał. Tak, przypadkiem. Wcale umyślnie nie zabrał karteczki z jego biurka. – Wiesz, może jednak nie masz takiej kontroli nad różnymi rzeczami wokół ciebie, jak ci się wydaje? – z dwuznacznym uśmieszkiem zerknął na niego unosząc znacząco brwi do góry i podłożył sobie nonszalancko ręce za głowę.
Korciło go, ale to bardzo korciło zapytać o Chrisa, czy nad nim też ma taką kontrolę jakby chciał, czy może Chris, gdy dzieli ich taka duża odległość, właśnie spędza czas tak samo jak Brian z kimś innym, ale uznał, że nie ma sensu wprowadzać teraz takiego napięcia i go irytować.


effsie - 2019-01-10, 18:59

Milczenie – a więc i niemą zgodę – Brian wziął za dobry omen, że chociaż raz Valye nie pultał się, nie pyskował, a zamiast tego zamknął tę swoją wyszczekaną mordę. I może byłby nawet zadowolony, gdyby było mu dane choć trochę dłużej napawać się swoją satysfakcją, bo zaraz to młody mu utarł nosa.
Brian ściągnął brwi, słuchając tych słów i widząc rozbawione spojrzenie. Nie podobało mu się to, że Valye wiedział; nie miał pojęcia skąd, ale wątpił, by grafik mu ot tak powiedział, nie podjął więc nawet prób pytania. Był nieco zirytowany, bo to znaczyło, że skoro wiedział to… Brian nie chciał wyjść na jakiegoś niewiadomo kogo, kupującego dobrane prezenty dla wkurwiających go ludzi, a pomimo tego…
Ech.
I jeszcze to pytanie Valye’a! Co niby znaczyło? Grafik nie wiedział nic, absolutnie nic o jego życiu, a w tym momencie zachowywał się tak, jakby sam pozjadał wszystkie rozumy i… dobra, nieważne.
— Jak ci się przydają to dobrze — uciął krótko, starając się, by jego głos był wyzbyty z emocji. — Nie znam się na tym, więc nie wiedziałem, czy wybrałem dobre. Idę pod prysznic — dodał znienacka, opróżniając swoją szklaneczkę Whisky i rzeczywiście udał się do łazienki.
Wziął długi, relaksujący prysznic, a gdy wrócił do pokoju, Val miał już zamknięte oczy. Ponownie, Brian nie wiedział, czy naprawdę spał, czy tylko udawał, ale nie zamierzał tego sprawdzać. Nie było po co. Zamiast tego – w samych bokserkach – wsunął się pod kołdrę, po chwili odpływając w sen.


Valye - 2019-01-10, 19:20

Nieco ostra reakcja Briana zdziwiła mocno. Ala. Nie sadził, że ten tak zdenerwuje się przez to, że ktoś, a w szczególności on, dowiedział się od kogo były rapidografy. W dodatku, że nawet sam Valye uznał ten prezent za naprawdę trafiony.
Opuścił go ten zalążek dobrego humoru i ze wzrokiem wbitym w plecy blondyna odprowadził go do łazienki. A niech spada.
I rzeczywiście, gdy Brian wyszedł z łazienki, Val już spał. Zasnął dość szybko, kiedy emocje opadły, i spał niestety zbyt płytko, co jakiś czas budząc się. Wczesnym rankiem, kiedy ponownie się przebudził, tym razem nie mógł już zasnąć, do czego przyczynił się między innymi jakiś teraz bardziej odczuwalny, mały ból tyłka. Podniósł się do pół siadu i w takiej pozycji przetrwał aż do przebudzenia Briana. Kiedy ten zerknął na niego zaspanym jeszcze wzrokiem, Val nie mogąc się powstrzymać, spiorunował go wzrokiem. Tak, cholera, wiedział, że to nie była całkowicie wina Briana, że czuł ten dyskomfort, ale no, to jego kutas był bezpośrednim sprawcą tego uczucia i teraz rano nie mógł pozbyć się takiego myślenia.
– Nie śpisz? – gdy blondyn odezwał się zachrypniętym głosem, Val raz jeszcze uderzył go gniewnym wzrokiem. – Wszystko w porządku?
– Tak, w jak najlepszym. – rzucił ironicznie zsuwając się dopiero teraz niżej, żeby móc się znowu położyć. Odwrócił się plecami do Briana i naciągnął na siebie kołdrę po samą brodę, bo przecież ciągle był nagi. Już widział się siedzącego cały dzień na konferencji z tym obolałym tyłkiem. Po prostu pięknie. – Nie chce mi się jeszcze schodzić na śniadanie. Jak chcesz możesz iść już sam. – rzucił nieco zbyt pochmurno, bardziej niż chciał.


effsie - 2019-01-10, 19:52

Brian jeszcze przez chwilę patrzył tępo na Valye’a, zastanawiając się, czy temu kolesiowi naprawdę wydaje się, że oczekiwał na jego pozwolenie, by pójść samotnie zjeść śniadanie. Wbrew temu, co wydarzyło się pomiędzy nimi wczoraj czy przedwczoraj… no, nie byli parą, daleko też było im do kumpli i naprawdę nie musieli jadać razem śniadań. Już pomijając w ogóle fakt, że Brian – gdyby oczywiście chciał – mógłby zjeść je z jakimś dalszym znajomym z tej konferencji. To nie tak, że byli sobie tutaj całkowicie obcy, na Boga.
Nie odezwał się jednak. Zamiast tego odrzucił kołdrę (nie było to specjalnie trudne po tym, jak Val się nią obłożył) i podniósł się, od razu znikając w łazience. Dało się słyszeć dźwięk elektrycznej szczoteczki, umył też twarz i po chwili stanął przed szafą, wyciągając swoje ubrania do biegania.
— Będziesz w pokoju? — spytał cicho, podciągając specjalny komin na szyję.
— Co?
— Pytam, czy tu będziesz, to nie będę brał karty, bo nie mam jej gdzie wsadzić — odparł.
I nie trudno było zauważyć, że mówił raczej prawdę; odziany w swoje śmieszne wdzianko do biegania, na nadgarstku miał specjalny zegarek, który pewnie mierzył wszystko, co by tylko mógł, w uszach zaś słuchawki podłączone do maleńkiego iPoda.
Ponieważ Val przytaknął, Brian rzeczywiście wyszedł biegać, a jakieś dziesięć minut po tym, jak opuścił hotel, jego pozostawiony na szace telefon wydał z siebie pierwszy dźwięk, chwilę później kolejny, i kolejny… w odstępie kolejnych kilkunastu minut wiadomości przyszły jeszcze z piętnaście razy, a po pół godzinie od pierwszego sms-a, rozdzwonił się irytującą melodyjką, raz, drugi i w końcu trzeci. Jeśli Valye, zirytowany, zdecydował się spojrzeć na telefon, mógł zobaczyć, że dzwoni nie kto inny, jak Chris.


Valye - 2019-01-10, 20:45

Zmierzył spojrzeniem Briana w dziwnym wdzianku i mentalnie wywrócił oczami. Jakby nie wystarczył mu wygodny dres j buty. Kiedy został sam, Val nakrył się mocno kołdrą oplatając nią w kokon, chcąc skorzystać z chwili samotności i spróbować się jeszcze przespać, bo nadal czuł się zmęczony i niewyspany. Gdy w końcu udało mu się pogrążyć w płytkim śnie, dźwięk dostarczanej do telefonu wiadomości momentalnie wyrwał go ze snu. Szybko zorientował się, że to telefon Briana, dlatego olał go i z powrotem zamknął oczy. I już, gdy ponownie zaczynał odpływać, kolejna wiadomość rozbudziła go. I tak w kółko. Wiadomość za wiadomością. A kiedy telefon zaczął dzwonić, Valye klnąc głośno zerwał się z łóżka i podszedł do szafki naprawdę wyprowadzony z równowagi.
Chris
– Ja pierdolę.
No pogięło tego chłopca. Zirytowany patrzył na dzwoniący telefon, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo zdesperowanego chłopaka znalazł sobie Brian. Przez moment nawet pomyślał, że może warto sprawdzić czy ma zabezpieczoną komórkę odciskiem palca czy hasłem, ale szybko wybił sobie ten pomysł z głowy. Val nie był jakąś zazdrosną o żonę kochanką, żeby wtrącać się w ich sprawy. Co nie zmieniało faktu, że Chris wkurwiał go nawet nieświadomie, nie mając pojęcia o jego obecności przy Brianie.
Boże, co za nachalny dzieciak. Skoro nikt nie odbiera, to chyba oznacza że jest zajęty, czego się tak piekli? Bolca mu brak? No tak, walentynki. Pewnie ten szczyl przejmuje się takimi bzdetami jak jakieś ciulowe święto zakochanych i nie może się doczekać, żeby zaświergotać o ptaszkach i całuskach swojemu ukochanemu boyfriendowi.
Val czując, że zbiera mu się na mdłości, przełączył telefon w cichy tryb, nie mogąc znieść tej denerwującej melodii. Przez chwilę patrzył na wibrujący, irytujący to z połączeniem, to z wiadomością telefon, aż w końcu zabrał go i wyniósł na balkon. Położył go na jednym z krzeseł tak, żeby przypadkiem nie spadł i wrócił do pokoju zamykając za sobą drzwi. Ah, cisza. I nic go nie kusiło.
Ponownie zakopał się w łóżku szczelnie nakrywając kołdra, mając nadzieję, że szybko zdąży jeszcze uciąć sobie drzemkę. Niestety, kiedy w końcu udało mu się przysnąć, był zmuszony wpuścić do środka Briana, który właśnie teraz postanowił wrócić. Zirytowany do granic możliwości, ponownie wygrzebał się z łóżka, natknął się na swoje spodnie więc założył je zanim podszedł do drzwi. Gdy tylko otworzył drzwi, nawet nie spojrzał na blondyna za nimi. Bez otwierania ich szeroko momentalnie zawrócił na pięcie i skierował się do łóżka, na którym przysiadł ostrożnie, pochylił się do przodu, jakby chciał schować głowę między kolanami.
– Twój telefon jest na balkonie. Wkurwiał mnie. – poinformował blondyna i ponownie położył się wzdłuż łóżka, zakrywając sobie oczy przedramieniem.
Teraz przeszła mu nawet ochota na śniadanie. Był niewyspany, nie czuł jeszcze głodu i przede wszystkim nie chciało mu się ruszać, ogarnąć i ubrać. Ta, dzisiaj obejdzie się bez śniadania. A może jednak powinien coś... fuck. Jeszcze parę minut.
I tak jak postanowił, dopiero po kilku minutach zwlókł się z łóżka i schował się w łazience. Wziął szybki prysznic, umył zęby i wrócił do pokoju już ubrany, w nieco wygniecioną koszulę. O nie. Nie będzie jej prasować. Nie ma mowy.
Kiedy w końcu znaleźli się na dole przy stoliku przeznaczonym raczej dla dwóch, maksymalnie czterech osób, Val nie mając zbytnio ochoty na cokolwiek, znowu poprosił o najprostsze tosty i kawę z mlekiem. Powoli skubiąc swoje śniadanie jedną ręką, w drugiej ciągle trzymał telefon, uważnie czytając jakiś absorbujący go tekst.
– Tutaj piszą, że przy pierwszych próbach stosunku analnego nie powinno się wprowadzać penisa w odbyt, ani tym bardziej decydować się na głęboką penetrację. – rzucił nagle niewzruszonym głosem, nie odrywając oczu od telefonu, jednocześnie wsuwając w usta kawałek oderwanego, spieczonego chleba.


effsie - 2019-01-10, 21:54

Brian od razu ze swojego mini-treningu wskoczył pod prędki, zimny (brr) prysznic; gdy wyszedł, Valye poinformował go o tym niespodziewanym telefonie. Dopiero gdy przypomniał sobie o tym, jaki był dziś dzień, westchnął głęboko i wyszedł po swój telefon.
Val wszedł do łazienki, więc Brian oddzwonił do Chrisa już z pokoju.
— Cześć, słoń…
— No w końcu! — przerwał mu Chris. — Dzwoniłem do ciebie cztery razy!
— Wiem, widziałem — wszedł mu w słowo Dawson. — Byłem biegać.
— Aaaa… no, nie pomyślałem… — przyznał ze zmieszaniem. — Myślałem, że coś ci się mogło stać, albo że zaspałeś, skoro tak rano, a ty…
— W porządku, słońce. Nic się nie stało. Hej, wszystkiego najlepszego — dodał, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
— Najlepszego?
— No, dziś Walentynki?
— No tak…
— Nadrobimy to, jak wrócę, skarbie?
— Nie mogę się doczekać — wymamrotał Chris, a Brian po jego głosie wiedział, że chłopak naprawdę miał to na myśli. — Trochę mi przykro, że to nasze pierwsze Walentynki i…
— Wiem, mi też. Mi też — skłamał gładko Brian, drugim uchem rejestrując, że woda w łazience przestała się lać. — I do tego nie mogę z tobą nawet porządnie porozmawiać, bo mam tylko chwilę do śniadania, a potem tyle pracy. Jak twój dzisiejszy dzień? Napiszesz mi, a ja zadzwonię do ciebie później?
Brian dokończył te ustalenia z Christopherem i rozłączył się chwilę przed tym, jak Valye wyszedł z łazienki. Ubrał się i zeszli na śniadanie. Znad swojego tosta z awokado i czarnej kawy spojrzał rozbawiony na swojego rozmówcę.
— Tak, dlatego przeleciałem cię dopiero wczoraj — powiedział, uśmiechając się głupio. — Szukasz porad co do gejowskiego seksu w internecie?


Valye - 2019-01-10, 22:14

Próbując zachować pełen spokój i opanowanie, jakby czytał właśnie wiadomości i tylko dzielił się z kimś jakimiś ważniejszymi wydarzeniami ze świata, Val na moment tylko podniósł wzrok znad telefonu i lekko przewrócił oczami.
– No nie lesbijskiego. – westchnął i z powrotem powrócił do tekstu. – I piszą też, że nie powinno polegać się tylko i wyłącznie na ślinie. – rzucił kiedy znalazł nawiązanie do ich pierwszej, nieprzewidzianej nocy, kiedy jeszcze nie mieli lubrykantu ani prezerwatyw. – I pozycja... właśnie, swoją drogą, wiesz, trochę wbijałeś mi w uda swoje kości miednicy. – burknął bez patrzenia na Briana unosząc powoli kubek pełen kawy i upił łyk ciepłej, jasnobrązowej cieczy. – No co? – mruknął widząc rozbawioną minę blondyna. – A ty kiedy stwierdziłeś, że wolisz jednak męskie tyłki, to się tym nie interesowałeś?


effsie - 2019-01-10, 22:49

Brian uśmiechnął się szczerze, naprawdę rozbawiony. Możliwe, że Valye nigdy nie widział go w takim stanie.
— Dwie noce ze mną wystarczyły, byś stwierdził, że wolisz mężczyzn? — podchwycił, idąc tropem wypowiedzi Vala. Bo skoro zaczął się interesować… Brian odkroił kawałek swojego tosta, kręcąc głową. Całkowicie zignorował pytanie swojego rozmówcy, bo absolutnie nie zamierzał zwierzać się Valowi co do tego, jak wyglądały jego pierwsze gejowskie doświadczenia. — No przykro mi, ale przylatując tutaj nie zamierzałem cię przelecieć. Gdybym to planował, wziąłbym ze sobą, co trzeba. A jaką pozycję polecają? Da się nadrobić te sprawy. Wiesz, tak w prezencie urodzinowym, dziś ty będziesz mógł wybrać pozycję.


Valye - 2019-01-10, 23:21

Byś stwierdził, że wolisz mężczyzn?
– Co? Nie, Jezu, nie. – sapnął rozeźlony kiedy zorientował się, jak rzeczywiście dla drugiej osoby, a w szczególności tej osoby zabrzmiało jego pytanie. – Nie wolę facetów. – sprecyzował odkładając telefon, kiedy stwierdził, że tylko się pogrąża z tymi portalami, na których właśnie siedział. Na pytanie o pozycję sapnął tylko cicho zniecierpliwiony i odstawił kawę nieco głośniej niż wypadało. – Jakakolwiek. – burknął zaplatają ręce na piersi.
To już był postęp. Val się nie wyparł, nie krzyczał, że Brian ma sobie wsadzić w dupę polecaną pozycję. Nie, zamiast tego, na swój sposób jakby przytaknął i wyraził zgodę na powtórkę dzisiejszej nocy, mimo nadal obecnego dyskomfortu i trochę nieudanej jak dla niego, wczorajszej nocy.
Ponownie, jak dnia poprzedniego, Valowi strasznie długo mijał dzień, zaczynała nużyć go ta konferencja i dołować. Obiad zjedli w dość sporym gronie innych osób, które choć trochę znały się z Dawsonem, a praktycznie wcale z Valem, któremu jakoś szczególnie to nie przeszkadzało.
Gdy po obiedzie zostało im wyjątkowo jeszcze sporo czasu do wystąpienia kolejnych prelegentów, a atmosfera stała się jakaś luźniejsza i ich towarzystwo porozbijało się w mniejsze grupki, Valye zaczynał czuć się coraz mniej komfortowo, dusił się już w tym hotelu, z którego praktycznie nie wychodził.
– Idę się przewietrzyć. – nie wiedzieć dlaczego, poinformował o tym Briana w odpowiednim, dyskretnym momencie i udał się do swojego pokoju po kurtkę.
Ciepło ubrany, wyszedł na zewnątrz naciągając lekko szal na nos i zaczął się rozglądać. Biało. Cholernie biało. W Chicago tak nie nasypało. Początkowo zaczął kręcić się w pobliżu, podziwiając skrzypienie śniegu pod butami, jakby nigdy go nie widział. W końcu po dłuższej chwili stwierdził, że może powinien się przejść chociaż kawałek, a nie sterczeć pod hotelem jak idiota. Gdy już chciał ruszyć, kątem oka zauważył wychodząca z budynku znajomą blond czuprynę. Uniósł tylko brew i bez słowa poczekał aż Brian do niego podejdzie. Posłał mu pytające spojrzenie, a gdy ten odpowiedział mu tylko wzruszeniem ramion, Val sam powtórzył gest i ruszył sobie na spacer, jakoś tak naturalnie pozwalając blondynowi do niego dołączyć.
Idąc sobie spokojnie, nie psując ciszy niepotrzebną rozmową, Val w pewnym momencie zwolnił kroki, zainteresowany czymś co zobaczył na witrynie sklepowej, jednocześnie pozwalając się wyprzedzić Brianowi. Kilka sekund później ruszył chcąc nadrobić stracone metry, ale momentalnie przystanął obok sporej górki odśnieżonego z chodnika śniegu. I jakoś tak wyciągnął rękę, sprawdził czy się lepi, i gdy okazało się, że owszem, Val naciągnął szybko na dłonie rękawy swojej bluzy i sklecił w pośpiechu sporych rozmiarów śnieżkę. Niewiele myśląc (jak zwykle) wycelował w ciagle idącego przed nim powoli Briana i cisnął śnieżnym pociskiem, który rozbił się idealnie na środku tyłu blond głowy.


effsie - 2019-01-10, 23:43

Brian nie wiedział, co go napadło, ani co w ogóle się stało, że zdecydował się na ten spacer z Valye’em. Może to jakiś syndrom kanadyjskiego bycia miłym, czy coś w tym stylu? W każdym razie rzeczywiście udali się na niemy spacer, przechadzając się po ulicach tego małego, całkiem urokliwego (zwłaszcza w śniegu) miasteczka.
Akurat zastanawiał się, czy przywiezienie upominku Chrisowi będzie chamskie, czy tylko bezczelne, ale nie dane było mu ustalić tego do końca; ze swoich rozmyślań został wyrwany… dość brutalnie, bowiem coś rozbryzgało się na jego głowie, a drobinki śniegu wpadły za kołnierz kurtki.
Brian odwrócił się momentalnie, podskakując w miejscu i dojrzał wyszczerzonego Valye’a.
— Pojebało cię? — syknął, starając się otrzepać ze śniegu i poskakując jak idiota; wszystko na nic, bo śnieg tylko wpadł mu pod sweter. — Kurwa, ile ty masz lat — sapnął, pochylając głowę i otrzepując włosy.
To nie było nic przyjemnego, ani trochę. Brian obrzucił Vala wściekłym spojrzeniem i poczekał, aż ten do niego dojdzie, nie decydując się już na pozostawianie go w tyle – nie miał zamiaru po raz kolejny otrzymać bomby w głowę. Ten śnieg na karku sprawił jednak, że zrobiło mu się chłodno, więc gdy tylko dojrzał logo jakiejś kawiarni, skinął na grafika, by do niej weszli.
— Poproszę jedną gorącą czekoladę — zwrócił się uprzejmie do barmanki, a potem zerknął na stojącego u jego boku Vala. — A ty, co chcesz?
Valye spojrzał na niego zdziwiony, ale zanim zdążył odpowiedzieć, barmanka uśmiechnęła się szeroko i zagaiła:
— Mamy dziś specjalną ofertę dla par! Dwa napoje w cenie jednego, jeśli tylko dodacie wspólne zdjęcie z nimi na Instagrama i oznaczycie naszą kawiarnię! — poinformowała, zadowolona.


Valye - 2019-01-11, 00:04

Bawiło go to, infantylnie i bardzo. Obserwując miotającego się blondyna, któremu zaszkodziła odrobina śniegu, nie mógł powstrzymajcie się od uśmiechu. Widział jak go to wkurzyło, ale nie żałował, o rany, naprawdę nie żałował. Przyjebał właśnie swojemu szefowi śnieżką w łeb. Miliony mogą mu pozazdrościć.
Wcisnął zmarzniete od śniegu dłonie do kieszeni kurtki i z głupim uśmiechem podszedł do nie tak zadowolonego Briana. Posłusznie skręcił do kawiarni, kiedy ten najwyraźniej zrobił się spragniony i stanął sobie obok, oglądając znajdujące się za szkłem przeróżne wymyślne ciasta i ciasteczka. Ładne.
Gdy padło pytanie, a zaraz po nim barmanka przedstawiła im ich ofertę, Val zdziwiony uniósł lekko brew, widząc nieodgadnione spojrzenie Briana.
– Nie mam Instagrama. – pomachał lekko rękami w kieszeni i wzdrygnął ramionami. Tylko im wspólnego zdjęcia brakowało... nie ma mowy. – Zapłacę za siebie. – mruknął cicho szukając portfela. No szlag. Nigdy się nie nauczy. – Nieważne. Nie musisz mi nic brać. – dodał kiedy nie zlokalizował swojego portfela i oddalił się do jakiegoś pustego stolika ustawionego z tyłu lokalu, zamierzając tam poczekać na Briana.
Oferta dla par... dobre sobie. Czy oni do cholery wyglądają jak jakaś para zakochańców? No nie ma opcji.


effsie - 2019-01-11, 00:26

Brian już otworzył usta by odpowiedzieć barmance, że nie są parą, gdy ubiegł go Valye. I zamiast powiedzieć to samo, rzucił tekstem o braku Instagrama.
Że co?
Dawson aż zamarł, skonsternowany. Nie miał pojęcia czemu akurat z dwóch opcji Valye wybrał ten argument, bo nie wydawało mu się, żeby coś się zmieniło. Dobra, w porządku, może w nocy i uprawiali seks (zdecydowanie nienajlepszy), ale to chyba nie oznaczało od razu chodzenia ze sobą? Czy Valye myślał, że oni teraz ze sobą chodzili? Może wpadł na to po tym, jak Brian znikąd zdecydował się dołączyć do niego na spacerze? Kurwa, wiedział, że to głupi pomysł, mógł tego nie robić. Teraz będzie musiał z nim pogadać.
Nieco skonsternowana barmanka rzuciła mu pytające spojrzenie, a Brian odchrząknął, nieco skrępowany.
— Nie jesteśmy też parą — wyjaśnił jej, czując się do tego dziwnie zobligowany. Jeszcze tylko by brakowało, by jakaś obca baba myślała, że umawia się z takim dzikusem. — Hm… jeszcze białą kawę, z cukrem — poprosił. Zapłacił za oba napoje i rozejrzał się za Valye’em, w końcu lokalizując go z tyłu lokalu. — Wiesz, że możesz uruchomić sobie w telefonie opcję płatności? Może by ci to pomogło, skoro tak często masz ze sobą portfel — rzucił, choć nie niemiło, ot, drobna złośliwość, odsuwając sobie krzesło.
Przysiadł na chwilę, a gdy podeszła kelnerka z dwoma kubkami, obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem.
— Miało być na wynos? — bardziej spytał niż powiedział.
— Och! Racja, przepraszam, już…
— Nie, dobra… w porządku — mruknął, nie chcąc robić kłopotu i zerknął pytająco na Vala.


Valye - 2019-01-11, 08:08

A Valye, jakoś tak nawet nieco beztrosko, rzeczywiście bardziej przejął się brakiem konta na jakimś portalu niż tym, że ktoś wziął ich za parę. Oczywiście nie chciał być wiązany z Brianem w taki sposób, wykluczone. To w ogóle nie podlegało żadnej dyskusji. Brian kogoś miał, a Val nie był gejem. I tyle. To było oczywiste.
Dlatego nieświadomy tego, jakie wrażenie sprawiła jego odpowiedzi, siedział sobie, stukając lekko palcami w stolik i czekając aż Brian pojawi się z papierowym kubkiem.
– Wiem. – mruknął na odczepne szukając w jego dłoni napoju. Może jeszcze musi chwilę poczekać.
Dopiero kiedy kelnerka podeszła do nich z dwoma kubkami, Val skonsternowany odruchowo zdjął dłoń ze stolika. Rany, więc i tak mu coś zamówił. Widząc pytające spojrzenie Briana, Valye momentalnie przytaknął głową, nie chcąc bardziej kłopotać dziewczyny.
– Tak, wypijemy na miejscu. – dodał jakby chciał ją uspokoić, po czym podziękował jej i odprowadził spojrzeniem do baru. Hm, z rudą jeszcze nigdy nie był.
Zerknął w swój kubek spoglądając na białą kawę, prawdopodobnie słodką. Cóż, czuł się z tym trochę dziwnie, że Brian już pamiętał jego kawowe preferencje. Dodatkowo nie zamierzał zżymać się na niego, że jednak i tak zamówił też coś dla niego. Odda mu potem pieniądze albo postawi kawę w zamian. Jak zwykle.
Uniósł się na moment z krzesła, żeby zrzucić z siebie kurtkę i szal, bo czuł jak robi mu się nieprzyjemnie duszno i gorąco w ciepłym lokalu. Kiedy usiadł z powrotem, jedną dłonią oplótł ostrożnie kubek chcąc ogrzać dłoń, a z drugiej ręki zrobił sobie podpórkę na swoją brodę. W takiej pozycji zerknął w stronę witryny na przejeżdżający właśnie obok samochód. Strasznie mały tu ruch dzisiaj. Albo zawsze tu tak jest, zważywszy na to jak małym miasteczkiem była owa miejscowość. Eh, gdzie oni utknęli?
Z cichym westchnieniem odwrócił wzrok od witryny i przeniósł go na swój kubek, przelotnie spoglądając na siedzącego naprzeciwko Briana. No pięknie. Siedzi sobie właśnie w walentynki ze swoim szefuniem na kawce, z którym poprzedniej nocy... mniejsza już o to.
– Ile ty właściwie masz lat? – odezwał się nagle spokojnie zerkając na jego twarz. Wydawał się tym rzeczywiście zainteresowany, bo już dawno stracił rachubę gubiąc się w tych wszystkich minionych latach, odkąd był jeszcze z jego siostrą, a teraz w aurze swoich urodzin, natchnęło go by o to zapytać w końcu.


effsie - 2019-01-11, 09:16

Brian patrzył jak kelnerka, z nieco przepraszającym uśmiechem, stawia na stoliku dwa kubki. Każdy z nich był inny, pękaty, taki jakiś domowy, zresztą jak wszystko w tym lokalu. Nie trafili do żadnej sieciówki, a do jakiejś prywatnej kawiarenki; wszystko było tu z innej parady: różne krzesła, stoliki, dekoracje, ale – Brian musiał to przyznać – nie wyglądało to źle. Wręcz przeciwnie, tworzyło to jakąś miłą atmosferę, która aż zachęcała do przebywania tutaj – i bez wątpienia, bliżej wieczoru znajdzie się tutaj więcej par, które zdecydują się tu poświergolić nad kawałkiem sernika.
Znaczy – bo to zostało już ustalone, on i Valye nie byli parą. Innych ludzi w parach. Podstępny język polski! Czy tam angielski, no ale, wiadomo.
Brian również się rozebrał; swój płaszcz (sto procent wełny, oczywiście) powiesił na stojaku, umieścił tam też elegancki szalik. Strzepał z włosów płatki śniegu i rozpuścił je, wciągając gumkę na nadgarstek. Po chwili zastanowienia, ściągnął też sweter, spod którego wypadły nieroztopione bryłki śniegu. Spojrzał na Vala i odchrząknął znacząco, ale się nie odezwał.
Zamiast tego usiadł przy stoliku i westchnął głęboko. Nie do końca rozumiał, jak to się wydarzyło, że zamiast na konferencji, siedział teraz z Valye’em w jakiejś uroczej kawiarni, ale nie zamierzał na pewno się nad tym zastanawiać.
— Hm? — podniósł głowę na Vala, słysząc pytanie. Zastanowił się przez ułamek sekundy. — Trzydzieści jeden. No, rocznikowo trzydzieści dwa — odparł bez większych emocji. To pytanie było lekko dziwne, bo naprawdę rzadko ktokolwiek go pytał o takie przyziemne sprawy, ale uświadomiło mu, że on i Val naprawdę, naprawdę mało o sobie wiedzą.
Jakim cudem wylądowałem z nim w łóżku?
To pytanie Brian mógłby sobie zadawać, stwierdził, ale chyba nie znajdzie na nie odpowiedzi. Dlatego też nie było co się zastanawiać. Zamiast tego podniósł do ust kubek z gorącą czekoladą i ostrożnie upił odrobinę; na jego twarzy od razu pojawiła się zadziwiona mina i wziął zachłannie drugi, większy łyk.
Mieli tu naprawdę dobrą gorącą czekoladę.
— Wow, naprawdę dobra — skomentował głośno, rozglądając się na boki, jakby spodziewał się zobaczyć więcej gorących czekolad (hę?). Był zupełnie nieświadomy tego, że nad jego wargą wyrósł niewielki, ale zawsze, czekoladowy wąs.


Valye - 2019-01-11, 09:43

Kiedy Brian podał magiczną liczbę, Val nie mógł nic poradzić na to, że momentalnie obliczył ile lat ich dzieli. Pięć. Pięć lat, to nie dużo. Jednak po chwili skarcił się sam w myślach, za zajmowanie się takimi zbędnymi duperelami. Jakby ich różnica wieku była jakaś ważna.
Gdy blondyn pochwalił czekoladę, Valye odruchowo spojrzał na jego twarz i zastygł. Nie śmiej się, nie śmiej... Dłoń na której podpierał brodę obrócił w taki sposób, żeby dyskretnie zakryć palcami usta i zasłonić te zdradliwe kąciki ust, które uniosły się na widok czekoladowego wąsa.
– O tak... kawa też dobra. – rzucił luźno nie przejmując się nawet tym, że jeszcze jej nie spróbował.
Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnął z kieszeni spodni telefon i przybrał pozę, jakby odczytywał właśnie jakąś wiadomość. Gdy uruchomił aparat, jakoś szczególnie się z tym nie kryjąc, uniósł komórkę wyżej i z głupim uśmiechem szybko zrobił zdjęcie zdziwionemu Brianowi, już po raz kolejny podczas tego wyjazdu. I hop, już w chmurze. Położył telefon na stole i z wyświetlonym zdjęciem obrócił przodem do blondyna.
– Zobacz, widzisz jakie mam dobre serce? Z chęcią bym popatrzył jak wracasz tak do hotelu i paradujesz z tym zarostem – uśmiechnął się wesoło kiedy w jego mózgu pojawiła się ta wizja – Ale zrobiłbyś mi pewnie tylko obciach. – zmarkotniał teatralnie jakby ktoś zabrał mu zabawkę. – Lepiej wyglądasz bez wąsa. – rzucił luźno podnosząc w końcu kubek z kawą i upijając jej łyk skrzywił się odrobinę, analizując po fakcie swoje słowa. Nie, to nie był komplement. Wcale. Choć cholera nie mógł dupkowi odmówić facjaty. Nie dziwiłoby go, gdyby kelnerka specjalnie się pomyliła, żeby móc sobie dłużej popatrzeć na tę kanciastą, blond mordę.


effsie - 2019-01-11, 10:46

Właściwie ciekawe – ile lat Valye na początku dawał Brianowi? Myślał, że ten jest jeszcze starszy, czy młodszy? Brian… no cóż, nie miał może siwych włosów czy szczególnie starczych zmarszczek, ale na pewno nie wyglądał też jak młodzieniaszek. A zestaw drogich dodatków pewnie tylko to podkreślał.
Nieważne – teraz naprawdę ekscytował się swoją czekoladą. Do tego stopnia, że nawet nie zwrócił uwagi na Vala, który zrobił mu zdjęcie. Dopiero gdy grafik pokazał mu telefon, od razu, niemal machinalnie, oblizał usta.
Chwycił telefon (własny) i obejrzał się w nim, sprawdzając, czy udało się mu już pozbyć czekoladowego wąsa. Komplement Vala nie umknął jego uwadze, ale miał już tak napompowane ego, że nie zrobił na nim większego wrażenia. No, może tylko trochę się napuszył i rozsiadł wygodniej w fotelu.
— Jeśli chcesz mieć dostęp do moich zdjęć, możemy zostać kolegami na Facebooku — powiedział swobodnie, zanurzając łyżeczkę w gorącym płynie. — Nie wnikam już, co będziesz potem z nimi robił.
Ze zdjęciami, ma się rozumieć.
Podniósł łyżeczkę, oblizując ją (w normalny, a nie przesadnie wyuzdany sposób), potem ponownie kosztując czekolady. Była naprawdę smaczna, Brian się tego w ogóle nie spodziewał i ani trochę nie żałował swojego wyboru.
— Lubisz gorącą czekoladę? — spytał znikąd. — Mi zawsze kojarzy się z zimą.


Valye - 2019-01-11, 16:51

Na wspomnienie o Facebooku, Val prychnął cicho pod nosem i uśmiechnął się zerkając ponownie w stronę witryny. Ta, akurat było mu to potrzebne do szczęścia. Jego konto na tym portalu żyło sobie swoim życiem. Naprawdę bardzo rzadko je odwiedzał, nie miał tam zbyt wiele treści, poza jakimiś starymi zdjęciami jeszcze z czasów liceum, które w większości wrzuciła za niego Kate, a liczba znajomych z pewnością nawet nie była blisko setki. Jeśli ktoś z jakichś dalszych, zapomnianych znajomych chciał się z nim skontaktować (co raczej nigdy nie miało miejsca), to znacznie szybciej udałoby im się celować bezpośrednio w jego numer telefonu, a nie w Facebooka, którego prawie nie odwiedzał. Swoją drogą, był ciekaw czy Brian jest jedną z tych osób, które mają na portalach społecznościowych masę zdjęć z podróży, z życia, ze swoimi partnerami i tak dalej, wszystkim czym chcieliby się pochwalić. A gdyby miał, ciekawe czy Evelyn kiedykolwiek odwiedzała konto Dawsona od czasu ich rozstania.
Kiedy Brian tak zachwycał się czekoladą, Valye zauważył kątem oka przyglądającą im się rudą kelnerkę. Gdy pochwycił jej spojrzenie nad ramieniem blondyna, ta speszona odwróciła wzrok i zajęła się pracą. Hm, no cóż. Brzydka nie była. Powiedziałby, że nawet całkiem ładna z tymi przyciągającymi wzrok włosami i uroczymi piegami pasującymi do jej typu urody. Szkoda, że on sam nie był zbytnim typem romantycznego flirciarza.
Słysząc pytanie, wrócił spojrzeniem do twarzy Briana i uniósł lekko brew wpatrując się w jego kubek, kiedy wspomniał o czekoladzie.
– Lubię. – wzruszył ramionami upijając łyk swojej kawy. – Z bitą śmietaną najlepiej. – dodał obojętnie odstawiając kubek na stolik. – Ale nie przepadam za zimą, w szczególności w Chicago. W ogóle w mieście. Jest zawsze brzydka, mokra, taka błotnista i wszystko jest szare. Odechciewa mi się wtedy już do końca wychodzić na zewnątrz. – przerwał odwracając wzrok czując, że może odrobinę wygłupił się swoim krótkim wywodem. Ale co miał powiedzieć, naprawdę nie lubił tej pory roku. Jedyne co było dla niego przyjemne, to gdy był młodszy, więcej lodowisk było zawsze otwartych zimą, a skoro już grał w tego hokeja, to i lubił od czasu do czasu wyskoczyć pojeździć. – Potrafisz jeździć na łyżwach?


effsie - 2019-01-11, 19:13

Brian, owszem, posiadał Facebooka – i to posiadał go w większym stopniu, niż Valye, który niby miał tam konto, ale raczej nic poza tym. Dawson korzystał z niego… często na polu zawodowym, nie ma się co oszukiwać, bo raczej nie towarzyskim, do tego to już nikt chyba nie używał Facebooka od ładnych kilku lat. Za to warto było tam wrzucić kilka rzeczy, zdjęć, postów czy opinii, wciąż istniejąc w tym specyficznym środowisku.
Brian radził sobie w tym nieźle – rozumiał mechanizmy, które za tym stoją i ich nie kwestionował, a po prostu używał. Nie było co płakać, narzekać, frustrować się, bo i po co? I tak by tego nie zmienił, a tak, przynajmniej, nie tracił czasu na coś, co z góry było skazane na porażkę.
Więc były tam jakieś jego zdjęcia, na Instagramie tak samo; dużo Japonii czy inspiracji, innych miejsc, które odwiedzał. Nie miał problemu z dzieleniem się takimi rzeczami, a też potrafił oddzielać od tego strefę prywatną – nie dopuszczał do niej wszystkich i nie miał najmniejszego zamiaru tego zmieniać.
— No, to prawda. Zima najlepsza jest kiedy siedzisz sobie gdzieś w górach, w jakiej miłej chatce, przy kominku, a śnieg sypie za oknem. Dorzuć do tego narty w dzień, a wieczorem gorące źródła, gdy prószy na ciebie śnieg, w ten sposób powinna wyglądać zima — rzucił, uśmiechnięty. Nawet jeśli brzmiał lekko snobistycznie to nie zdawał sobie z tego sprawy. — Na łyżwach? Nie wiedziałem, że to jakaś wielka filozofia.
Trochę blefował. Tak naprawdę nigdy nie jeździł na łyżwach, ale wciąż: co mogło być trudnego w poruszaniu się na nich? Wiadomo, gdyby inspirować do poziomu gwiazd tańczących na lodzie to może, ale jeśli szło o takie tam ślizganie się…


Valye - 2019-01-11, 19:29

– Wielka filozofia? – powtórzył głucho po Brianie nieco zdziwiony tym sformułowaniem. Dla Vala było oczywiste, że wiele sportów wymagało nabycia pewnych umiejętności, nauczenia się, a nie wyjścia z partyzanta na boisko, ring czy cokolwiek, i od razu płynnego przejścia w czynność. – No, nie jakaś wielka. Mała może raczej... czyli nie, nie potrafisz. – odpowiedział sam sobie za Briana.
Upił łyk swojej kawy i w przypływie chwili oraz pomysłu, podniósł swój telefon ze stolika, wklepał szybko nazwę miejscowości, lodowisko... jest! Boże, jest!
– Chodź ze mną na łyżwy. – rzucił nagle z wyraźną, nieco dziecinną iskierką podekscytowania w oku, chociaż próbował zachować obojętny spokój. – Nie mówię, że teraz właśnie. Może wieczorem albo jutro, mają tutaj nawet kryte lodowisko. – widząc niezbyt przekonaną minę Briana, Val przewrócił z małym rozbawieniem oczami. – No dalej, jesteśmy przecież w Kanadzie. W dodatku, to żadna wielka filozofia, jak sam stwierdziłeś. – próbując ukryć uśmiech, podniósł kubek i nie odrywając oczu od blondyna wziął parę większych łyków, czekając aż Brian w końcu się zgodzi.


effsie - 2019-01-11, 19:44

— Potrafię jeździć na łyżwach — zaprzeczył od razu Brian, kiedy tylko Valye dopuścił się swojej (notabene prawdziwej) insynuacji. Nie podobał mu się sposób, w jaki Val wypowiedział te słowa, jakby łyżwy nagle były czymś, co definiowało w jakiś sposób jego umiejętności, pff, dobre sobie. Poza tym – jak miałby to sprawdzić? Przecież nie pójdą na lodowisko.
Albo, przynajmniej tak się Brianowi wydawało.
Uniósł zdumiony brew na tę cudaczną propozycję.
— Chcesz iść ze mną na łyżwy? — spytał, wbijając wzrok w Valye’a. Okej, okej, chyba się zapędził, teraz naprawdę. Spacer, kawusia, ten tekst o parze, a teraz łyżwy? Brian naprawdę powinien był wcześniej poruszyć ten temat… bo gdyby zrobił to teraz, Val niechybnie zamknąłby się w sobie i już nie odezwał się do niego ani słowem. Dawson stanął więc przed trudnym zadaniem uświadomienia temu brunetowi, że nie, oni we dwójkę nie są parą, nie chodzą ze sobą i nie będą, niezależnie od tego, co się dzieje w ich sypialni.
Był tak o tym przekonany, i tak pewien siebie, że nawet nie brał pod uwagę innej możliwości.
— We dwójkę. Hm, nie sądzisz, że to byłoby dziwne, gdybyśmy nagle ot tak, wieczorem oświadczyli, że idziemy na łyżwy i nara, ludzie?
— Zawsze możemy zebrać więcej osób. Kto tylko będzie miał ochotę.
Och, słodko. Brian już nie mógł się doczekać aż jego znajomi zobaczą, jak nie potrafi jeździć na łyżwach.
— Naprawdę wątpię by komukolwiek spodobał się ten pomysł — mruknął, niby wymijająco.


Valye - 2019-01-11, 20:17

– Mhm, tak, rzeczywiście. Na świecie istnieje tyle lodowisk bo nikomu się nie podoba jeżdżenie na łyżwach. – skrzywił się słysząc te zniechęcające komentarze Briana. – Myślę, że dziwniejsze jest, kiedy codziennie obydwoje znikamy na noc w tym samym pokoju. A jakoś nie widziałem, żebyś się tym chwalił innym ludziom, więc co, o wyjściu na lodowisko będziesz informował nagle cały hotel? – mruknął tracąc momentalnie zapał. Odchylił się na krześle do tyłu i zaplótł ramiona odwracając głowę w bok. – Nie rozumiem cię w tym momencie. Twoim zdaniem okej jest stawianie mi kawy i świergotanie przy tych wszystkich serduszkach w tej odjebanej na walentynki kawiarni, ale pójście na lodowisko, żeby zwyczajnie w świecie pojeździć na łyżwach jest już złe. Nie wiem, co ty myślisz, że ja tam z tobą tańczyć na lodzie w uścisku chciałem? – sapnął zniecierpliwiony posyłając Brianowi niezadowolone spojrzenie.
Cholera, naprawdę się napalił na te łyżwy. Naprawdę dawno nie jeździł, a skoro jest okazja, w dodatku w te jego pieprzone urodziny, to chciał sobie sprawić mały prezent.
– Dobra, nieważne. Pójdę sam. Gnij sobie w tym hotelu. – burknął nie patrząc na Briana, nie mając zamiaru go przekonywać. Dopił szybko swoją kawę i patrząc cały czas na ulicę, poczekał aż ten buc dopije swój napój i dopiero wtedy wstał, chcąc ubrać swoją kurtkę.
W ciszy skierowali się do wyjścia, a gdy Brian przekroczył już próg kawiarni, Vala nieśmiało zatrzymała nagle w drzwiach ruda kelnerka. Momentalnie przybrał na twarz o wiele milszy wyraz twarzy i zwrócił się do niej całym ciałem.
– Nie chcę cię zatrzymywać, ale... mam małą prośbę. – powiedziała cicho wyglądając przez okno w drzwiach i podała mu małą karteczkę, którą Val momentalnie rozwinął. Numer telefonu i imię. Sophie. No Val, czy to oznacza, że zamiast na lamerskie łyżwy, pójdziesz sobie poruchać? Nie przepadał za takimi wyskokami i nigdy na siłę nie szukał po chamsku okazji, ale skoro jedna właśnie się napatoczyła, a kelnerka naprawdę niczego sobie... – Przekażesz swojemu koledze? Nie chciałam wam wcześniej przeszkadzać. – poprosiła cicho składająca dłonie w dziwny sposób jak do modlitwy.
Valowi momentalnie zrzedły mina, a przemiły uśmiech zamienił się w lekkie obrzydzenie. Koledze. No tak. Czego on się do kurwy spodziewał? Co za naiwniactwo.
Skinął bez słowa głową rudej dziewczynie i wyszedł z kawiarni. Podszedł do Briana i zamiast podać mu w normalny sposób karteczkę, przycisnął mu ją do piersi.
– Masz, chuju. – ostatnie słowo dodał ledwo słyszalnym szeptem i nie mając zamiaru czekać na jakąkolwiek reakcję, wcisnął dłonie do kieszeni i ruszył przed siebie w stronę hotelu z naprawdę, ale to naprawdę popsutym już humorem.


Opatrzność Boża - 2019-01-12, 10:48

  
Fabuła kontynuowana jest na nowej wersji forum ― TUTAJ